Szortal na wynos sierpień 2013

Page 1


REDAKCJA REDAKTOR NACZELNY: Aleksandra Bro¿ek OJCIEC REDAKTOR (PRAWDOPODOBNIE NIEZAST¥PIONY): Krzysztof Baranowski KOORDYNATOR (PRAWA I LEWA RÊKA KOORDYNUJ¥CA): Aleksander Kusz LITERATURA, CZYLI GRUBA RURA: Rafa³ Sala, Krzysztof Baranowski, Istvan Vizvary, Marek cieszek, Jadwiga Skrzypacz Kopaszewska KOREKTA: Aleksandra Bro¿ek, Jadwiga Skrzypacz Kopaszewska PUBLICYSTYKA, A WIÊC RZECZ NIE DLA LAIKA: Hubert Przybylski Sta³a wspó³praca: Bart³omiej Cembaluk, S³awomir Szlachciñski, Marek Adamkiewicz, Hubert Stelmach, Maciej Musialik, Anna Klimasara, Paulina Kuchta DZIA£ GRAFICZNY, DZIÊKI NIM LICZNY: Natalia Maszczyszyn, Maciej Ka mierczak, Rafa³ Sala, Milena Zaremba, Paulina Wo³oszyn, Ma³gorzata Brzozowska, Sylwia Ostapiuk, Zuzanna Królik, Ewa Kiniorska, Agnieszka Wróblewska, Piotr Kolanko, Kinga Si¹¿nik SK£AD I £AMANIE (GDY NIE WYJDZIE MAJ¥ PRZE K£OPOTY): Arkadiusz Tuszyñski, Konrad Staszewski Ok³adka: Natalia Maszczyszyn

Wszelkie prawa zastrze¿one.

2


Baranek mówi...................................................................... . ............................5 PREMIERY Noc¹ .........................................................................................7 Szymon Te¿ewski Chcia³em, ¿eby ten wieczór by³ wyj¹tkowy....................................................................................8 Bartosz Szczygielski Sposób ..................................................................................................... 8 ¯aneta Lewandowska Spó nialska........................................................................................................ 10 Joanna Maciejewska SZORTOWNIA Ucieczka.............................................................................................................. .12 Andrzej Biedroñ Laleczki................................................................................................... .12 Czes³aw Pawlus Fala................................................................................................. 14 Andrzej Betkiewicz Jeden diabe³ wystarczy........................................................................................................16 Daniel Ostrowski Wst¹¿ka dla Darlene.................................................................................................... 17 Stefan Weisbrodt Strajk............................................................................................................. 19 Daniel Ostrowski Nowoczesny urz¹d w nowoczesnym pañstwie......................................................................20 Daniel Ostrowski Wynalazek.......................................................................................................... 21 Daniel Ostrowski Kara 23 Andrzej Biedroñ RYMOWISKO Baranek mówi............................................................................................. 26 Limeryki II 27 Istvan Vizvary SUBIEKTYWNIE Bling Ring (Nancy Jo Sales)................................................. . . .30 Anna Klimasara

3


Cieñ pamiêci (C.J. Clark) ........................................................................31 Anna Klimasara Fenomen husarii (Rados³aw Sikora)...............................................................................33 Hubert Przybylski Klasyka rosyjskiej SF. Tom 1 ­ Antologia ...................................................................................34 Aleksander Kusz Krótka historia Stephena Hawkinga (Kitty Ferguson)........................................... 37 Anna Klimasara Mi³o æ za sms, czyli ca³a prawda o erotycznym biznesie komórkowym (Jakub Kornel Filipowski) 38 Anna Klimasara Mrowisko (Mariusz Mieszkalski) .40 Aleksandra Bro¿ek Nowa Fantastyka 7 (370) 2013 41 S³awomir Szlachciñski Odtrutka na optymizm (Peter Watts) .42 Anna Klimasara O lepiaj¹cy nó¿ (Brent Weeks) . 44 Rafa³ Sala Prezydent von Dyzma (Marcin Wolski) 46 Hubert Przybylski Ruiny (Orson Scott Card) 48 Marek Adamkiewicz Ruiny (Orson Scott Card) 50 Bart³omiej Cembaluk Siedem minut po pó³nocy (Patrick Ness) 52 Aleksander Kusz Si³a strachu (Koethi Zan) 54 Anna Klimasara Skald. Karmiciel Kruków (£ukasz Malinowski) 55 Hubert Przybylski Skandali ci w koronach. £otry, rozpustnicy i g³upcy na polskim tronie (Andrzej Zieliñski) .57 Rafa³ Sala Skandali ci w koronach. £otry, rozpustnicy i g³upcy na polskim tronie (Andrzej Zieliñski) .59 Paulina Kuchta Trzy m³ode pie ni (El¿bieta Chereziñska) .60 S³awomir Szlachciñski Wspomnienie lodu (Steven Erikson) .62 Hubert Przybylski Zbieg okoliczno ci (Katarzyna Pisarzewska) 63 Anna Klimasara Zgliszcza (Gregg Olsen) 65 Anna Klimasara Z³oty Wiek SF. Tom 1 ­ antologia .67 Aleksander Kusz ¯ywina (Rafa³ A. Ziemkiewicz) 69 Aleksander Kusz

4


Le¿ê w szpitalu. Le¿ê i my lê. Bo co niby mam robiæ w szpitalu. Chocia¿, jak tak patrzê na s¹siednie ³ó¿ka, to niektórzy tylko le¿¹. Ich prawo. Mam na dysku Czarne chmury i Janosika . Obejrzê sobie od czasu do czasu odcinek lub dwa. Niby produkuj¹ teraz tych seriali na tuziny, na kopy nawet, ale mi³o jest czasem wróciæ do staroci. Maj¹ w sobie to co . W grê sobie pogram czasem. Czwarta czê æ Heroes of Might and Magic . Bardzo dobra gra, choæ tytu³ myl¹cy. Kto , kto nie zna, móg³by pomy leæ, ¿e ma co wspólnego z trójk¹. Nie ma, ale i tak gra siê fajnie. Wiadomo staroæ, ma w sobie co . Czytam chwilami. Trochê Zajdla, trochê Sawaszkiewicza. Spore fragmenty znam prawie na pamiêæ, ale w niczym mi to nie przeszkadza. A ju¿ najmniej w czytaniu. Kole le¿¹cy na s¹siednim ³ó¿ku opowiada mi trochê o pierwszych polskich konwentach. Mi³o nik fantastyki od lat. Od wielu lat. By³ prawie wszêdzie, prawie wszystko widzia³. Powia³o histori¹. Fajnie. To tyle tym razem. Krótko raczej, ale wiecie le¿ê w szpitalu. Szanujcie starocie. Goñcie za nowo ciami, szukajcie nowo ci, smakujcie je. Ale wracajcie do klasyki. Niekoniecznie le¿¹c w szpitalu. Klasyka jest tego warta. Trzymajcie siê zdrowo Wasz Otumaniony nieco szpitalnymi woniami Krzysztof baranek Baranowski

5


PREMIERY


Noc¹ Szymon Te¿ewski

Przy najl¿ejszym ruchu powietrza dr¿ê ca³y, jak gdyby dopiero wiatr uwydatnia³ moje wewnêtrzne dr¿enie. Ale i ga³êzie chwiej¹ siê lekko, a w takich ga³êziach nikt mnie nie zauwa¿y. Albo to bêdzie mój koniec. Siedzi na ³ó¿ku, wpatrzona w komputer jak w zaczarowane lusterko. Jej oczy s¹ du¿e i nieobecne, lekko roze miane, ale bez wyrazu. Martwe. I o ile tylko mogê siê jeszcze czegokolwiek baæ to takich oczu siê bojê. Jej oczu. Ekran miga nieustannie i niebieskie wiat³o g³adzi jej twarz. Wygl¹da, jak gdyby spacerowa³a po brzegu laguny o najbardziej turkusowej wodzie, jakby s³oñce malowa³o na jej twarzy delikatne fale. Tylko te martwe oczy. Za godzinê, mo¿e dwie, zmêczy j¹ to nie­¿ycie. Delikatnie od³o¿y laptopa na pod³ogê, potem praw¹ rêk¹ wsunie go pod ³ó¿ko. Na chwilê wyjdzie do ³azienki, tam, gdzie nie ma okien. A ja muszê widzieæ, wtedy nie widzê i denerwujê siê i czekam i minuty staj¹ siê godzinami a sekundy eonami i nikt o ni¹ nie dba i nikt jej nie strze¿e i gdyby wtedy mia³a umrzeæ, to nic ju¿ nie pomo¿e, ja nie pomogê. Bo ja jej strzegê. Beze mnie dach by siê jej zwali³ na g³owê, potr¹ci³ pierwszy samochód, a od rany najmniejszej wda³oby siê zaka¿enie. D³oni¹ ³apie za ekran, wiêc ju¿ siê zaczyna. Ju¿ serce mi rwie w kawa³ki, przechodzi przez drzwi i znika. Na dach uciekam, ucho do dachówki przyk³adam i s³yszê wodê jak strumieñ igie³ wyrzucany z prysznicowej s³uchawki. Skaczê w górê ze z³o ci, ze strachu, ¿e co siê stanie, a potem sp³ywam w dó³, do rynny, gdzie cia niej i bardziej przytulnie. Trzy razy na sam dó³, po cianie w górê i znowu, dla otrze wienia. Skrzyp. Na drzewo skaczê, do okna czym prêdzej, jeszcze drzwi zobaczyæ, zanim prawa stopa siê wysunie z tej sali tortur. ¯yje. Wiêc ju¿ sny zaplatam w warkocze, ³¹czê w¹tki i sceny w nielogiczne ca³o ci. Zaraz za nie, a pierwszy sen ju¿ bêdzie gotowy. Dbam o ni¹ z ca³ych si³, ¿eby nigdy bezsennie spaæ nie musia³a. Bo od jej rado ci moje skrzyd³a czarne dostaj¹ po³ysku. A gdy dzieñ przyjdzie, to z niej w³a nie robiê sobie tarczê od s³oñca. Do pierwszej szarugi, gdy wokó³ jej domu zaczynaj¹ siê gromadziæ te wszystkie nieszczê cia. We snach jej dajê g³ównie uczucia. Ciep³o, ciasno, mi³o. W sercu cieplutko. Fabu³y szcz¹tkowe, plecione na szybko, same twarze z odzysku i miejsca znajome. Niby nic specjalnego, ale lepszych snów nikt by jej nie zrobi³. Ja dla niej, a ona dla mnie, we Snach zanurzona. Kiedy niæ zaczyna, ja w koñcu rosnê. Ramiona przeci¹gam i skrzyd³a próbujê. G³owê na boki zginam i strzelam z nadgarstków. Ale trzeba byæ czujnym. Drugi sen jeszcze nie ca³kiem za ni³, gdy widzê pierwszego paso¿yta. Z gatunku tych pospolitych, co jak larwa wygl¹da. Takich na pêczki, tylko zlecieæ po cichu, od ty³u gdzie oczu nie ma, jedno pchniêcie pod ³uskê dobrze wymierzone. Jednej nocy nawet siedem takich potrafi przype³zn¹æ. Za siedem mi³ych snów, za siedem u miechów, siedem larw cuchn¹cych legnie w ogródku. Bywaj¹ inne. Tych najbardziej nie lubiê, do ludzi podobnych. Za pó no rozpoznasz, do drzwi ju¿ zapuka, zbudzi j¹ ze snu tak misternego. A wtedy ostatkiem si³ rado ci¹ jej jeszcze pó³senn¹ tylko, rozmarzenia odrobin¹ dopadnê gada i na progu przepo³owiê. Muszê zd¹¿yæ. Jej co stuka w okienko, grzejniki jêcz¹, jakby kto do drzwi puka³ Ale ja siê staram. Bo i dla mnie kiedy sen siê skoñczy, to niewiele ju¿ ¿ycia zostaje. Byle do poranka, pi¹ca królewno. We dnie nic ci nie grozi.

7


Chcia³em, ¿eby ten wieczór by³ wyj¹tkowy Bartosz Szczygielski Zapach pierników, niczym wisielec targany wiatrem, unosi siê pod sufitem. Wwierca w nozdrza tak nachalnie, ¿e ¿o³¹dek domaga siê choæ jednego, ma³ego, zaspokajaj¹cego gryza br¹zowej pyszno ci. Mark co roku przynosi mi wypieki od swojej ¿ony. Dzi , po dwunastu latach, ca³y czas nie wiem dlaczego. Ciê¿kie kroki wype³niaj¹ korytarz, a d wiêki uderzaj¹ mocno w wypolerowane p³ytki. Czekam, niczym ma³e dziecko, siedz¹c na skraju ³ó¿ka i nas³uchuj¹c. Staj¹ przede mn¹, smutni i zatroskani, ¿aden nie patrzy mi w oczy. Chcia³em pog³askaæ ich po g³owach, powstrzyma³em siê jednak i pos³a³em tylko szczery u miech. Przynie li bransoletki. Nie trzeba powiedzia³em. Nalegali, wiêc pokornie wysun¹³em d³onie przed siebie. Zimny metal dra¿ni³ skórê, wzdrygn¹³em siê na chwilê. U miechnêli siê mówi¹c, ¿e srebrny kolor pasuje do siwych w³osów. Przychodzimy jako ostatni. Honorowy go æ wieczoru, zaszczyt, na który czeka³em zbyt d³ugo. Nie widzieli my siê tyle lat, a ja potrafiê rozpoznaæ ka¿d¹ twarz. Piegowaty ch³opiec bez prawego oka to Bruce, wyrós³ na przystojnego faceta. Jego siostra Kate, pewna siebie kobieta sukcesu, choæ spod jej ciasnej marynarki wystaj¹ protezy d³oni. Patrz¹ na mnie rybim wzrokiem, ¿adnych uczuæ, zadawnionych urazów i ¿ali. Ksi¹dz chyba jest niezadowolony, wygl¹da, jakby wyci¹gn¹³ najkrótsz¹ s³omkê i musia³ przyj æ w Wigiliê w³a nie do mnie. Có¿, widaæ ¿ywimy do siebie podobne uczucia. Widzieli my siê kilka godzin temu, nie by³ w stanie wykrztusiæ, ¿e Bóg ci wybacza . Ja mu wybaczy³em. Stra¿nicy przypinaj¹ mnie do ³ó¿ka, szukaj¹ ¿y³, w które wbij¹ wenflony. Patrzê w bia³y sufit i nie widzê nic. Moje ³ó¿ko podnosi siê do pionu i po raz ostatni patrzê na ludzi, z którymi spêdzi³em ostatni¹ Wigiliê na wolno ci. Kate, Bruce, brakuje Johna, ale ruby, jakie chirurdzy umie cili w jego nogach, sprawiaj¹ mu ogromny ból, gdy temperatura spadnie poni¿ej zera. Tak mówi³ oskar¿yciel na rozprawie. Naczelnik czyta orzeczenie s¹du i pyta siê o moje ostatnie s³owa. Chcia³em, ¿eby ten wieczór by³ wyj¹tkowy mówiê, patrz¹c w zdrowe oko Bruca. Zegar wskazuje dwunast¹, moje ¿y³y wype³nia tiopental. Za parê sekund usnê, a pankuronium i chlorek potasu dokoñcz¹ sprawê. Da³em tym dzieciakom gwiazdkê, której nie zapomn¹ do koñca ¿ycia. I to po raz drugi.

Sposób ¯aneta Lewandowska Wielu rzeczy mo¿esz nie pamiêtaæ i nikt nie oczekuje, ¿e bêdzie inaczej. Jednak to, z jak¹ precyzj¹ uk³ada³a mur z pluszowych zabawek, który mia³ ciê zas³oniæ przed potworami spod ³ó¿ka (z szafy te¿, i zza biurka oraz z ciemnego korytarza!), to jedno pamiêtasz bardzo dobrze. Precyzyjne wybieranie maskotek, bo przecie¿ nie ka¿da nadawa³a siê do walki. Niektóre by³y chore, inne musia³y odpocz¹æ po wcze niejszych bitwach, a kolejne ba³y siê bardziej od ciebie.

8


Proces wymaga³ zastanowienia, planu. Czasem bez reszty poch³ania³ twoje wieczorne my li, kilka razy przera¿ona odkrywa³a rano, ¿e zasnê³a w trakcie budowy, zbyt zmêczona, ale przede wszystkim lekkomy lna. Szereg, by spe³niaæ swoje zadanie bez zarzutu, musia³ byæ równy, zwarty, inaczej zdeterminowany stwór móg³by go przerwaæ i na przyk³ad po³kn¹æ twoj¹ duszê, zapl¹taæ ciê w po ciel i poddusiæ albo wywlec do innego wymiaru. Przecie¿ obudzi³a siê kilka razy na pod³odze, obola³a od tych przedziwnych kszta³tów, w jakie pl¹ta³y siê twoje koñczyny. Jakby kto próbowa³ ciê zwin¹æ i schowaæ do kieszeni, ale przepêdzony nag³ym ha³asem, upuszcza³ ciê i truchta³ pospiesznie do siebie. Kilka razy s³ysza³a dziwne odg³osy z szafy, parokrotnie straszy³o ciê skrobanie za oknem albo wycie, jakie takie obce, nijak niedopasowane do rzeczywisto ci. Prawie tak jak ty, gdy jeszcze wielu rzeczy nie rozumia³a . Dwadzie cia (i trochê) lat pó niej od pierwszego zapamiêtanego muru maskotek po zmroku nadal wiadomie nie wystawiasz stopy za krawêd ³ó¿ka, a je li budzisz siê w nocy, nie otwierasz oczu od razu. To taki niezapisany nigdzie uk³ad z monstrami. Ty dajesz im czas na ucieczkê, one nie gryz¹, nie ci¹gn¹ do cienia, nie zabieraj¹ tego, co najcenniejsze. Kiedy raz otworzy³a oczy zbyt szybko, twój krzyk obudzi³ jego i s¹siadów. S¹siadami siê oczywi cie nie przejmujesz, ale nim ju¿ tak. To dobry, zapracowany, czêsto zbyt zmêczony cz³owiek. le go budziæ z tak b³ahego powodu jak potwór, który nie zd¹¿y³ umkn¹æ pod kanapê. Byæ mo¿e, t³umaczysz sobie, ohydne, patykowate odnó¿a olbrzymiego paj¹ka zapl¹ta³y siê w k³êbki kurzu, dlatego zd¹¿y³a go dostrzec. Ostatecznie ohydna gêba stworzenia wygl¹da³a na odrobinê zawstydzon¹, wcale nie agresywn¹. Przekraczasz granicê po³owy ³ó¿ka. Wciskasz lodowat¹ stopê pod mêsk¹ ³ydkê, zagarniasz ko³drê, ze zwiniêt¹ groteskowo pod spód rêk¹, k³adziesz siê tak, by choæ skroni¹ dotykaæ drugiej poduszki. Twoja nie jest ci potrzebna, bo je li z niej korzystasz, drugim ramieniem nie jeste w stanie go os³oniæ. Schowaæ najcenniejszego pod skrzyd³em, rozprostowanym po ca³ym dniu ukrywania siê i wymijania. Ju¿ wiesz, ¿e nie jeste sama. Na wiecie s¹ inni uskrzydleni, ale tak¿e ludzie z kolcami lub osoby z kamienia. Czasem siê wahasz, ale ostatecznie zawsze jest tak samo. Nie powiesz mu przecie¿, ¿e pilnujesz go, jak kiedy ciebie maskotki, przed potworami i z³em. Nie wspomnisz ani s³owa o tym, jak wiele wk³adasz si³, by go strzec. Gotów by siê obraziæ, kto go tam wie z mêsk¹ dum¹? W efekcie niemal ka¿dego ranka jeste zbyt zaspana, ¿eby obudziæ siê na d wiêk budzika. Uchodzisz wiêc za rozkosznego leniuszka, który zagrzebany w warstwach koca, ko³dry, prze cierad³a i poduszek, dojrzewa do kolejnego dnia, w trakcie którego i tak wszystko prze³o¿y na jutro. Tylko czasem, kiedy mê¿czyzna ¿egna siê przed wyj ciem do pracy, ³apiesz jego nadgarstek, po czym tak trudno ci go pu ciæ. Jeste jednak dzieckiem wiary (cynizm przyszed³ du¿o pó niej), wierzysz wiêc, ¿e wróci. ¯e wszystko bêdzie dobrze, ¿e jako siê u³o¿y. W innych mo¿esz w¹tpiæ, w niego nie, bo przeszed³ setki prób, pokona³ miliony przeszkód. Wybaczyli cie sobie nawzajem ten ocean gorzkiej codzienno ci. Z szelestem piór, lekko sk³aniasz g³owê, u miechasz siê pó³gêbkiem, wyzywaj¹co. Prowokujesz wiat do zabawy. Oswajasz potwory, wygrywasz wojny, przegrywasz bitwy. S¹dzisz, ¿e s³owami wszystko za³atwisz. To taki twój sposób na tak, na nie i na mniej wiêcej. Autor ilustracji: Na moment chowasz g³owê pod w³asne skrzyd³a i my lisz, ¿e jako ma³a dziewczynka wyobra¿a³a to sobie inaczej. Je li chwyta ¯aneta Lewandowska ciê nostalgia, zagl¹dasz do pude³ka z maskotkami. Skoro one wci¹¿ tam s¹, w stanie spoczynku, ale gotowe do s³u¿by, nic ci nie grozi.

9


Spó nialska Joanna Maciejewska No dobrze, zmarudzi³am trochê pod prysznicem, ale przecie¿ musia³am umyæ w³osy. A potem uk³adanie fryzury i makija¿ trzeba przykryæ cienie pod oczami i nadaæ blasku policzkom! W rajstopach posz³o oczko, a inne nie pasowa³y do przygotowanej kreacji, wiêc musia³am przekopaæ szafê w poszukiwaniu czego innego. Koszmar, po prostu koszmar! A na koniec upu ci³am kolczyk, który wturla³ siê pod ³ó¿ko... Ale przecie¿ siê spieszy³am! Nawet nie wiecie, jak trudno biegaæ w szpilkach! Cisza k³u³a w uszy, a ja pêdzi³am pustymi ulicami i z tego po piechu dopiero na trzecim skrzy¿owaniu u wiadomi³am sobie, ¿e naprawdê siê spó ni³am. Spó ni³am siê na koniec wiata!

10


SZORTOWNIA


Ucieczka Andrzej Biedroñ

Byli tu¿ za mn¹. S³ysza³em ich st³umione g³osy, czu³em na karku nie wie¿e oddechy. Rzuci³em siê w boczn¹ alejkê, licz¹c, ¿e im ucieknê. Mo¿e tym razem mog³o siê udaæ? Byli wszêdzie, gdziekolwiek nie poszed³em. Czaili siê na mnie, gotowi wyskoczyæ, dosiêgn¹æ, rozszarpaæ na strzêpy moj¹ niez³omno æ. Ile ju¿ razy próbowa³em ich zgubiæ i zawsze przegrywa³em? Ile razy ulega³em ich namolnej obecno ci, odbieraj¹cej mi wszelk¹ asertywno æ i zdrowy rozs¹dek? Tym razem nie chcia³em przegrywaæ. MUSIA£EM WYGRAÆ. Szybko mija³em kolejne alejki. Bacznie ogl¹da³em siê za siebie, czuj¹c narastaj¹ce przera¿enie, spodziewaj¹c siê kolejnych ataków, próbuj¹c przewidzieæ ich przysz³e zamiary. Zajd¹ mnie z prawej czy z lewej? Wyprowadz¹ zabójczy atak z ty³u czy z przodu? Tak wiele mo¿liwo ci, tak ma³o miejsca na unik Sta³o siê! Us³ysza³em jej kroki. Wyp³ynê³a zza rogu jak zjawa, jak mara nieczysta objawiaj¹ca siê wêdrowcom zagubionym na nieznanym szlaku. Stan¹³em jak sparali¿owany. Nie mog¹c siê ruszyæ, obserwowa³em, jak rozchyla usta, a z nich wyp³ywaj¹ bia³e wstêgi o dusz¹cym zapachu, przywodz¹cym na my l t¹ wszêdobylsk¹ serdeczno æ, któr¹ by³em otoczony na co dzieñ. Nie mog³em uciec, gdy owe linie niczym mityczne wê¿e z g³owy Meduzy rzuci³y siê na mnie, wgryzaj¹c siê w miêso mej duszy, dra¿ni¹c panicznym strachem mego ducha, zalewaj¹c uszy fa³szywym i zdradzieckim pytaniem: Przepraszam, czy mogê w czym pomóc? N­nie, dziêkujê wyj¹ka³em s³abo. W porz¹dku, proszê rozleg³ siê t³umiony filcem odg³os jej kroków. Zosta³em sam. Znów by³em szczê liwie samotny w ogromie miejskiej d¿ungli, z dala od drapie¿ników i ich fa³szywych sygna³ów. A¿ do nastêpnego ataku.

Laleczki Czes³aw Pawlus

Du¿e cycki, rzadkie zjawisko w ród programistek, jak równie¿ sam fakt p³ci kobiecej przy maskulinizacji zawodu, pozwoli³a Michelle usadowiæ swój zgrabny ty³eczek na wysokim stanowisku w korporacji Extasy. Michelle za grube pieni¹dze projektowa³a coraz to nowsze wersje programu Virtual Girl. Rarytas dla niewy¿ytych, chudych frajerów w okularkach, którzy nie s¹ w stanie zbli¿yæ siê do prawdziwej kobiety na dystans mniejszy ni¿ dwa metry. Virtual Girl, w po³¹czeniu ze specjalnymi goglami dla netrunnerów, tworzy³ z³udzenie spotkania siê z prawdziw¹ dziewczyn¹. Jak wiele programów zajmuj¹cych siê przenoszeniem wiadomo ci, czyni³ to parali¿uj¹c

12


cia³o u¿ytkownika i przenosz¹c jego umys³ w generowany przez impulsy elektryczne wiat, ograniczony do wygodnego ³ó¿ka, wina, drogiej kolacji i co by³o najwa¿niejsze dziewczyny. Korporacja trzepa³a kasê na coraz to nowszych i wymy lnych modelach wirtualnej dziwki do wyboru by³y wszystkie rasy i przedzia³y wiekowe od dziewiêtnastu do czterdziestu, powy¿ej ju¿ tworzone na specjalne zamówienie. Cyfrowe kurtyzany umia³y wiele i posiada³y co na kszta³t charakteru. Jedne by³y uleg³e, cicho jêcz¹ce i prosz¹ce o wiêcej, inne za ostre i bezwzglêdne. Michelle lubi³a tê pracê. Szczególnie podoba³o jej siê programowanie umiejêtno ci i cech charakteru. Sz³o jej to najlepiej w ca³ej ekipie programistów. Firma Extasy p³aci³a jej bardzo dobrze, lecz kobieta czêsto zostawa³a po godzinach, doskonal¹c nowe modele ladacznic i powiêkszaj¹c asortyment firmy. Informatyczka przesta³a stukaæ w klawiaturê, wy³¹czy³a s³u¿bowy komputer. By³o po dwudziestej. Westchnê³a i spakowa³a torbê. Drzwi do gabinetu otworzy³y siê niespodziewanie. Pani Michelle, nie pracuje pani czasem aby za du¿o? Jestem pod wra¿eniem pani produktywno ci, ale martwiê siê o pani ¿ycie osobiste. Szef z³o¿y³ rêce i popatrzy³ troskliwie, swymi okolonymi zmarszczkami oczami. Ale¿ panie Mayer, dobrze pan wie, ¿e to lubiê. To moja pasja. Nie my la³a pani o urlopie? Trochê oddechu od tego zjonizowanego powietrza by siê pani przyda³o, prawda? Mo¿e i taaak... a mo¿e i nie? Lubiê to, co robiê. W domu jedyne co mam do roboty to spanie albo sprz¹tanie. Wolê programowaæ binarne dziweczki. U miechnê³a siê. Szef za mia³ siê. Dam pani urlop, z urzêdu. Skoro pan nalega Owszem, nalegam. Ale, ¿eby pani siê w domu nie nudzi³a, co wydaje mi siê nieprawdopodobne Otworzy³ trzyman¹ w rêkach teczkê i wyj¹³ plik papierów. Proszê, oto za³o¿enia nowego produktu, powiedzmy, rozszerzenia do VG. Niech pani sobie to przejrzy u siebie na spokojnie. Wrêczy³ jej papiery i otworzy³ drzwi, wypuszczaj¹c programistkê przodem. * Projekt nosi³ nazwê LALECZKI . Za³o¿enia nie ró¿ni³y siê zbytnio od oryginalnej wersji VG. Dodane by³o wiêcej projektów do losowego generowania elementów t³a. Zak³adka dziewczyny zawiera³a tylko kartkê A4 z naniesionym nañ napisem PRAWDZIWE, ¯YWE, WIADOME. Ale ¿adnych szczegó³ów i wytycznych. Wygl¹da³o na to, ¿e Michelle nastêpne dni urlopu spêdzi na projektowaniu krzese³, butelek wina, wiec, kul dyskotekowych i tym podobnych. Posz³a do kuchni zaparzyæ kawy. W jej mieszkaniu jak zawsze panowa³a aura depresyjnej pustoty. Mimo swych walorów Michelle by³a samotna. Definiowa³a siebie jako introwertyczkê i indywidualistkê, lecz w g³êbi duszy wiedzia³a, ¿e wielokrotne zawodzenie siê na ludziach doprowadzi³o j¹ na skraj depresji. To by³ prawdziwy powód, dla którego ci¹gle siedzia³a w pracy. Wziê³a paruj¹cy kubek z kaw¹, usiad³a przed monitorem. Nagle w rogu ekranu zamruga³a do niej ikonka powiadomienia o wiadomo ci. UCIEKAJ, ONI S¥ JU¯ BLISKO. Kim jeste ? odpisa³a. WYJD Z DOMU, NATYCHMIAST, UCIEKAJ WZD£U¯ PI¥TEJ. Westchnê³a. Komu o tej porze chce siê robiæ jaja? I w ogóle, sk¹d ma jej ID? Wy³¹czy³a komunikator i wróci³a do pracy. Nag³y huk wywa¿anych drzwi rozerwa³ ciszê. Michelle zerwa³a siê na równe nogi. W mroku korytarza rozleg³ siê g³êboki, mêski g³os. Pani Michelle. Idzie pani z nami. Trzasnê³a drzwiami do pokoju i wywali³a pod nie stó³ razem z laptopem. Jezu, co siê dzieje, co ja robiê? Nie wiedzia³a. Czu³a, ¿e musi uciekaæ. Zeskoczy³a z parapetu w ogródek, przeskoczy³a ogrodzenie i pobieg³a, mijaj¹c znak 5th Avenue . Bieg³a. Jej bose stopy pluska³y o mokry od deszczu asfalt. Strugi wody la³y siê po twarzy, a cienka pi¿ama przylepi³a siê do cia³a.

13


Hej, tutaj! Michelle! Stanê³a jak wryta. Jakie dziesiêæ metrów dalej, obok samochodu sta³ Dann, jej kumpel z pracy. Wsiadaj, szybko, bo nas dorw¹, no dalej! machn¹³ d³oni¹. Czarny mercedes wy³oni³ siê z bocznej uliczki. Huk wystrza³u. Mózg Danna wybuchaj¹cy czerwon¹ chmur¹ na maskê samochodu. Krzyki. Mê¿czy ni w garniturach. Mocny uchwyt rêki, d³oñ obejmuj¹ca usta. Michelle i tak mia³a si³ krzyczeæ. Co ciê¿kiego spad³o jej na g³owê. Ciemno æ. * Ob ciskiwa³a siê z jakim kolesiem, uporczywie wierc¹cym w jej ustach oble nym, liskim jêzykiem. Chciwie maca³ jej piersi, a gdy ujrza³a jego pryszczat¹, nalan¹ twarz w okularkach, odepchnê³a go i odskoczy³a. Zdziwiony, ruszy³ w jej kierunku. Wziê³a do r¹k krzes³o. Takie samo, jakie dot¹d projektowa³a. Identyczne. Rozejrza³a siê po pokoju. To by³y jej projekty. Po chwili postaæ grubasa zamruga³a i zniknê³a. Zaczê³a oddychaæ szybko i miarowo, jak dusz¹ca siê ryba. Na cianie wy wietli³ siê napis: Oczekiwanie na nastêpnego u¿ytkownika... . Chwyci³a w rêkê notes, który zaprogramowa³a jako osobny element Autor ilustracji: otoczenia, by w czasie mi³osnych igraszek mog³y efektownie pospadaæ na pod³ogê. Wziê³a d³ugopis. Pisanie przypomina³o bardziej rycie Piotr Kolanko w glinianej tablicy. URATUJ MNIE. Potem pojawi³ siê nastêpny u¿ytkownik.

Fala Andrzej Betkiewicz

Czy obiekt trzynasty jest przygotowany na kolejne próby? Pytanie zosta³o zadane sztucznym, komputerowym g³osem. Tak. Odpowied tak¿e brzmia³a nienaturalnie, ale znacznie bardziej ludzko. Zatem niech obiekt trzynasty uda siê do komory ci nieniowej zarz¹dzi³ syntezator. Niewielka dziewczyna, lat piêtna cie, o nieskazitelnie bia³ej cerze, têczówkach koloru utlenionego chromu i bosych stopach skierowa³a siê do sterylnego pomieszczenia. By³o ono tak ma³e, ¿e samo przygl¹danie siê mog³o wywo³aæ objawy klaustrofobii. Przesuwne drzwi z mlecznego szk³a zasunê³y siê za osob¹ bez bazy personalnej. Je¿eli kto zada³by sobie trud umieszczenia w komorze mikrofonu, us³ysza³by cichy szloch. Jednak nikogo nie interesowa³y dochodz¹ce ze rodka d wiêki. Jedynie dane p³yn¹ce z przetworników magnetobiologicznych mia³y znaczenie.

14


*** Spójrz na to, Jack! Kobieta by³a wyra nie rozentuzjazmowana. Widzia³e kiedy takie wyniki?! Oczywi cie, Emily odpowiedzia³ raczej za¿enowany. Badamy TO zaakcentowa³ s³owo co tydzieñ i nigdy nie uzyskujemy innej odpowiedzi jak tej, która nas interesuje. Dlaczego badanie kompresyjne mia³oby byæ inne? Zawsze to samo. Jakie TO?! zbulwersowa³a siê doktor, przedrze niaj¹c sposób wymowy rozmówcy. Przecie¿ ona jest dziewczynk¹. ¯adne TO! Kobieto... Ten temat tak¿e omawiamy co tydzieñ. Profesor brzmia³ jak kto nie zainteresowany tematem. To jest obiekt badawczy, nie cz³owiek. W dniu poczêcia jego sprzedawcy postanowili przekazaæ go naszemu instytutowi. I tu¿ po zdiagnozowaniu nieobci¹¿onej mutacjami ci¹¿y zaczêli my pracê genin¿ynieryjn¹. Wiêc nie wmawiaj mi, ¿e to jest dziecko! Jack podniós³ na koniec g³os. Emily postanowi³a nie dra¿niæ dalej badacza i powróci³a do meritum: Napór ci nienia piêtnastu atmosfer nie wp³ywa negatywnie na jej tkanki. Jako ¿e nie uda³o nam siê wywo³aæ denaturacji bia³ek przy temperaturze osiemdziesiêciu stopni, a i oparzenia po kwasach i wodorotlenkach by³y minimalne, s¹dzê, ¿e doszli my naszego podsumowa³a pracê doktor. Tu¿ po wej ciu my lami w dziedzinê swojej pracy zda³a siê jakby zapomnieæ o problemie cz³owieczeñstwa Trzynastki. Wspaniale. Mówi³em, ¿e moje odkrycie bêdzie zas³ugiwaæ na nagrodê crackchemiczn¹ albo przynajmniej genin¿ynieryjn¹. Fa³szsrkêtna alanina jest prze³omem! Profesorowi zaczerwieni³y siê policzki, zacz¹³ kr¹¿yæ chaotycznie, jakby ruchami Browna, po pomieszczeniu monitoringowym. Teraz op³aca nam siê wydaæ kolejny milion dolarów na jeszcze jeden obiekt i potwierdziæ nasze badania, by uzna³a je Instytucja do spraw In¿ynierii Genetycznej. Mam zacz¹æ szukaæ wolnych sprzedawców? zapyta³a Emily i nie czekaj¹c na odpowied wprowadzi³a kryteria wyszukiwania do bazy danych. *** Obiekt trzynasty odpoczywa³a szczê liwa na wys³u¿onej ³awce w niewielkiej klitce. Odk¹d pamiêta³a, jej jedynymi czynno ciami by³o siedzenie na tej w³a nie ³awce, korzystanie z tabletu do nauki jêzyka, spanie i chodzenie na badania. Teraz dowiedzia³a siê, ¿e jej istnienie pomog³o w wynalezieniu czego , czego nie rozumia³a. Ale mia³o to byæ przydatne dla ludzi pracuj¹cych w silnikach kosmolotów. Wiêc by³o dobre. Nie rozumia³a, w czym dok³adnie by³a pomocna, ale doktor Emily powiedzia³a, ¿e modyfikacja zwyk³ej alaniny w bia³kach na f­ala pozwala na pracê w warunkach skrajnie nieprzyjaznych dla cz³owieka. Dziewczyna cieszy³a siê. Zrobi³a co dla swoich stwórców! Zatem po raz pierwszy w czasie swojego istnienia by³a prawdziwie szczê liwa. Z szerokim u miechem czeka³a na utylizacjê.

Ilustracja do Fali autorstwa Ewy Kiniorskiej

15


Jeden diabe³ wystarczy Daniel Ostrowski

Na pocz¹tku byli trochê zestresowani. Spotykali siê od paru miesiêcy. Randki, spacery, wizyta u niej, wizyta u niego. Czuli wzajemn¹ fascynacjê, rozmawiali, dotykali swoich d³oni, przytulali siê i ca³owali. Mi³o æ osza³amia³a jak narkotyk i by³o naprawdê cudownie. A¿ nadszed³ ten moment. Nie uzgadniali tego, nie by³o pytañ, ¿adne z nich nie rzuca³o aluzjami. Po prostu wiedzieli, ¿e to dzi . Zaprosi³ j¹ na kolacjê. Przygotowa³ co prostego i pysznego, pili wino, jedli i rozmawiali, p³omyki wiec rzuca³y d³ugie cienie a kwiaty pachnia³y wprost osza³amiaj¹co. I wiedzieli, oboje wiedzieli. Widzieli to w swoich oczach. Pragnienie i pewno æ. To dzisiaj. Usiedli obok siebie, na sofie, z kieliszkami w d³oniach. Tak, byli onie mieleni. Choæ czuli ju¿ wcze niej, w tañcu, gdy tulili siê do siebie, gdy siê witali i ¿egnali. Ona jego zdecydowane ramiona, szorstkie policzki i wzbieraj¹c¹ pod ubraniem mêsko æ. On jej kusz¹ce usta, napieraj¹ce na niego piersi i cudownie zniewalaj¹ce biodra. A mimo to teraz Usta spotka³y siê niepewnie, palce niezgrabnie i irytuj¹co powoli rozpina³y guziki, odstawiony z wahaniem kieliszek spad³ na pod³ogê. Potem by³o ju¿ lepiej. Delikatny, miêkki poca³unek oszo³omi³ ich, porwa³, sta³ siê namiêtny i g³odny. Ca³owali siê, dotykaj¹c, tul¹c, pieszcz¹c. Ubrania znika³y powoli, jakby za spraw¹ magii. Ostatni krêpuj¹cy moment, gdy ci¹ga³ sztruksy i ju¿ po chwili byli cali tylko dla siebie. Nawet nie wiedzieli, kiedy przenie li siê do sypialni. Nie by³o ju¿ onie mielenia. Oddali siê sobie z ¿arliw¹ gorliwo ci¹. Odkrywali siê i poznawali, rysowali na cia³ach roz¿arzone mapy dr¿¹cych westchnieñ. Nie mówili sobie, czego chc¹, co lubi¹, robili to instynktownie. Zatraca³a siê we wszystkim, co robi³. Podejmowa³ z entuzjazmem ka¿de wyzwanie, jakie przed nim stawia³a. Nie rozmawiali, szeptali tylko gor¹czkowo, bez udzia³u woli, o pragnieniu, o tym, co czuj¹. Nie rozumieli s³ów, pojmowali temperaturê szeleszcz¹cych g³osów. Wezbrali olbrzymi¹ fal¹. Unie li siê na niej wysoko, pod same chmury i balansowali rozdygotani. Zapadli siê w gor¹cy tunel, mknêli nim w ród gwiazd. A¿ w koñcu fala opad³a na nich, zamknê³a w mocnym u cisku, zmiesza³a pot i ³zy. W ciszy sypialni wibrowa³ jeszcze opadaj¹cy krzyk pierwszego spe³nienia. Patrzy³a w jego oczy natarczywie, na dnie spojrzenia kwili³a rozedrgana struna, krzycza³a bezg³o nie, ¿e to teraz. Ju¿! Buzowa³. To ju¿ nie by³a kwestia prostego chcê . Muszê, potrzebujê, pragnê! to rozpiera³o, ci¹gnê³o, pcha³o. Nie by³o ju¿ swobody decyzji, wyboru. Nie by³o mo¿liwo ci wycofania siê, ucieczki. Tylko tu i teraz, wewnêtrzna przemoc. By³ gotowy. A mimo to, nagle, w kluczowym momencie, co siê sta³o. Wci¹¿ p³on¹³, ale Spojrza³ w dó³, patrzy³ i nie rozumia³. Co siê zmieni³o... Choæ nie w nim, ale tam. O¿eszszkrwfaaaa! jêkn¹³ i zdusi³ przekleñstwo. Wszystko minê³o. Po¿¹danie, wspólne emocje, wszystko wypali³a frustracja i dojmuj¹cy wstyd. Nie móg³. I nie móg³ znie æ upokorzenia. A by to wszystko diabli! warkn¹³ i opad³ bezw³adnie na po ciel. Bezwiednie przyj¹³ obronn¹ postawê. Czeka³ na ¿arty, docinki, mo¿e pretensje. Albo na lito ciwe pocieszenie, ka¿demu siê zdarza, kochanie, to bêdzie najgorsze. Unika³ jej spojrzenia, odwróci³ g³owê i czeka³. Czeka³ na pierwszy cios. Co poruszy³o siê w polu widzenia, mignê³o z prawej strony. Widzia³ to tylko k¹tem oka. Na blacie nocnej szafki, obok jego zegarka, okularów i pude³ka z prezerwatywami le¿a³o co , czego wcze niej tu nie by³o. Kwadratowy fragment plastikowej wyt³oczki z tabletk¹ w rodku.

16


Pyknê³o mu w uszach, jakby od zmiany ci nieñ przy nurkowaniu i us³ysza³ w g³owie wyra ny szept: A jeden biesik wystarczy?

Wst¹¿ka dla Darlene Stefan Weisbrodt

Wiesz, ¿e mi³o æ rodzicielska nie jest normalna? Montaigne nawet nie wiedzia³, ile ma bachorów. Nauczyli nas kochaæ swoje dzieci. Kto? pytam, poniewa¿ dopiero siê obudzi³em, a my lê, ¿e ona równie¿. Kto co? Kto nauczy³ nas kochaæ swoje dzieci? Wzdycha. Ty zawsze siê czepiasz mówi. G³adzê j¹ po ³uku biegn¹cym od bioder a¿ do piersi. Ca³a sk³ada siê z ³uków. Gdybym umia³ malowaæ, to bym ciê namalowa³ mówiê. A ona mnie w¹cha. Pachniesz mn¹ mówi. Sk¹d wiesz? Chryste, nie czepiaj siê. Wyszukujê papierosa i zapalam go. Dajê jej, a ona zaci¹ga siê mocno. ¯ar poch³ania bibu³ê. Palimy na zmianê, a potem wciskam niedopa³ek w mosiê¿n¹ ramê ³ó¿ka. Chcesz siê pieprzyæ? pyta. Muszê wracaæ. Nie o to pyta³am. Odgarniam jej w³osy i ca³ujê w czo³o. Naprawdê muszê. Jak chcesz. Okrywa siê ko³dr¹ i otwiera wyblak³e wydanie Hrabiego Monte Christo. Otwiera gdzie w rodku, na przypadkowej stronie i zaczyna czytaæ. Wci¹gam spodnie i koszulê. Zak³adam skarpetki, zak³adam buty, a ona ci¹gle czyta. O co chodzi³o z tymi dzieæmi? pytam. Odwraca siê na drugi bok, ¿eby mnie nie widzieæ. Ko³dra jest poplamiona, na parapecie stoi doniczka z uschniêtym kwiatkiem. Zak³adam krawat i przegl¹dam siê w pêkniêtym lusterku. Jak wygl¹dam? pytam. Nie odwraca siê, ale widzê, ¿e dr¿y lekko. Nie przychod wiêcej mówi. Przyjdê w rodê. Ani siê wa¿. Odwracam siê i podchodzê do drzwi. S³yszê skrzypniêcie ramy ³ó¿ka. Kiedy j¹ zostawisz? pyta. Wkrótce mówiê. Zamykam drzwi i schodzê po schodach, poniewa¿ winda nie dzia³a.

17


Mam swoj¹ podró¿n¹ walizkê i wczorajszy bilet w kieszeni. Kupujê ró¿ê dla ¿ony i wst¹¿kê dla Darlene. Kocham je bardzo. Z ka¿dym krokiem bardziej.

Ilustracja do Wst¹¿ki dla Darlene autorstwa Mileny Zaremby

19


Strajk Daniel Ostrowski

Dlaczego nie? Siedemnastu przedstawicieli zwi¹zków zawodowych równocze nie otworzy³o usta. W sali konferencyjnej zabrzmia³a niezrozumia³a kakofonia t³umaczeñ i napuszonych, s¹dz¹c po minach mówców, g³osów oburzenia. Prezes Graczyk bezg³o nie westchn¹³ i wymieni³ zbola³e spojrzenie z siedz¹cym po prawej Szymkowiakiem, wiceprezesem ds. produkcji. Po d³u¿szej chwili tumult raptownie ucich³, zag³uszony przez stentorowy g³os Kwiatkowskiego, przewodnicz¹cego zak³adowej Solidarno ci. To jest zamach na przyrodzone prawa obywateli i pracowników! Panie Przemku Zwi¹zkowcy zamilkli zupe³nie i wbili spojrzenia w szefa firmy. Nie popadajmy w przesadê! ASS w wersji WORK jest narzêdziem. Mo¿na by rzec, zwyk³ym narzêdziem pracy. Jak m³otek, pi³a czy, dajmy na to, rubokrêt! To jest ³amanie praw cz³owieka! Podjêli my decyzjê kontynuowa³ prezes jednostajnym tonem, z trudem powstrzymuj¹c siê od wybuchu. Poczu³ delikatn¹ wibracjê w zamocowanym na plecach module g³ównym oraz drganie ig³y w ¿yle udowej. Manipulator za³adowa³ do iniektora substancjê uspokajaj¹c¹ i wt³oczy³ do organizmu. Chcemy poprawiæ wydajno æ pracy. Dziêki zaawansowanemu oprogramowaniu ASS bêdzie potrafi³ wesprzeæ ka¿dego pracownika w trudnych i kluczowych momentach. Gdy zajdzie potrzeba doda adrenaliny, uspokoi, usunie zmêczenie. Czy to tak trudno zrozumieæ? To wbrew konstytucji! To jest Prezes przesta³ s³uchaæ. Kwiatkowski po prostu musia³ siê wygadaæ nim bêdzie gotów do dyskusji. A czas ten mo¿na wykorzystaæ do namys³u. Ch³ód w udzie sygnalizowa³ kolejn¹ iniekcjê, komputer wzmacnia³ mo¿liwo ci analityczne Graczyka. Ju¿ dwa miesi¹ce trwa³y negocjacje. Niezliczona ilo æ spotkañ, morze argumentów i dziesi¹tki pism. Konieczno æ znoszenia prostackich manier, a nierzadko wrêcz chamstwa przedstawicieli zwi¹zkowych. I jak dot¹d efektów brak, oponenci potrafili tylko na¿³opaæ siê kawy, na¿reæ ciasta i w kó³ko skandowaæ bana³y o przyrodzonych prawach. Chemicznie wzmacniane poczucie estetyki prezesa zaczyna³o cierpieæ ju¿ w chwili, gdy sypi¹cy s³om¹ z butów zwi¹zkowcy, z rozlu nionymi krawatami i niedopiêtymi marynarkami albo wrêcz w swetrach, wkraczali do sali konferencyjnej. Potem mog³o byæ ju¿ tylko gorzej: ciamkanie, siorbanie, d³ubanie w zêbach a nawet o zgrozo! w nosie. Jak tu powa¿nie dyskutowaæ z takimi lud mi? W dodatku w firmie by³o siedemna cie zwi¹zków zawodowych. W jednej firmie! Trzy najwiêksze reprezentuj¹ praktycznie ca³o æ za³ogi, reszta to kilkunastoosobowe wypierdki. Figuranci. Ale z identycznym prawem g³osu! Polskie realia B³yskawiczna reakcja. Kolejna porcja uspokajacza i irytacja minê³a jak rêk¹ odj¹³. Proszê pañstwa. Wzrost wydajno ci zostanie nagrodzony i jeste my gotowi to zagwarantowaæ pisemnym porozumieniem. Choæby dzisiaj. Przecie¿ to o podwy¿ki zawsze walczyli cie, nieprawda¿? Ale nie takim kosztem. Autonomiczny system wspomagania to narzêdzie nieograniczonej kontroli cz³owieka. To bezprawne Mamy tu ekspertyzy prawników oraz opiniê specjalistów Ministerstwa Pracy. To chyba przes¹dza sprawê? A etyka? Mamy byæ jak zdalnie sterowane roboty, które w trakcie pracy wysraæ siê nawet nie mog¹? w³¹czy³ siê Klimaj³o, szef pomniejszego zwi¹zku, wymuszaj¹c na ASS Graczyka kolejn¹ dawkê specyfiku. Nie demonizujmy normalnych funkcji urz¹dzenia. Substancja chemiczna powoduje, ¿e organizm zapomina o konieczno ci za³atwienia potrzeb fizjologicznych do koñca

19


zmiany. Ale, ale! ASS monitoruje pracownika i posiada wbudowane niezbêdne zabezpieczenia, nie ma mowy, by realizacja tej funkcji spowodowa³a szkody zdrowotne! Zreszt¹ jako u¿ytkownik ASS mogê zapewniæ, ¿e nie wi¹¿e siê to z ¿adnym dyskomfortem. Jednak to jest ³amanie praw natury! Zostawmy te górnolotne frazesy! rzuci³ nagle prezes ze wspomagana chemicznie agresywno ci¹. Fakty s¹ takie, ¿e na ca³ym cywilizowanym wiecie wykorzystuje siê ASS coraz powszechniej. W Polsce to te¿ tylko kwestia czasu. Mo¿emy byæ pierwsi i zyskaæ przewagê albo oci¹gaæ siê i zostaæ w tyle Tutaj siê wam nie uda! warkn¹³ Kwiatkowski ze z³o liwym u mieszkiem. Mamy porozumienie wszystkich zwi¹zków zawodowych. W skali ca³ego kraju. Nie ma zgody! Ka¿dy zatrudniony otrzyma porozumienie zmieniaj¹ce umowê o pracê odpar³ spokojnie Graczyk. Brak podpisu bêdzie równoznaczny ze z³o¿eniem wypowiedzenia. Je li bêdzie trzeba, zwolnimy ca³a za³ogê, w obecnej sytuacji na rynku pracy nie bêdzie trudno znale æ nowych pracowników. Wasza decyzja? Kwiatkowski wsta³ pierwszy, za nim reszta zwi¹zkowców. Wchodzimy oficjalnie w spór zbiorowy. Zaczynamy strajk. Zwi¹zkowcy wyszli. Prezes podszed³ do okna i spojrza³ na t³um pracowników czekaj¹cych na wynik negocjacji. Naprawdê nie rozumiem. Wiceprezes ds. finansowych stan¹³ obok. Dlaczego siê tak buntuj¹? Przecie¿ tylko na tym skorzystaj¹. To proste odpar³ Graczyk. Receptory skutecznie odczyta³y symptomy samozadowolenia i komputer wt³oczy³ w ¿y³ê kolejny specyfik. Prezes poczu³ wzrastaj¹c¹ euforiê. Miernota zawsze buntuje siê przeciw u¿yteczno ci.

Nowoczesny urz¹d w nowoczesnym pañstwie Daniel Ostrowski

Formularz audio. Wybrano opcjê: Do Komisji Episkopalnej ds. Kontroli Obyczajów przy Urzêdzie Miejskim Wroc³awia. Rozpocznij nagranie. Ufff! Szanowna Komisjo. Przyby³em tutaj, do urzêdu znaczy siê, z wielce wa¿n¹ spraw¹. Dla mnie. Chcê jednakowo¿ daæ wniosek o zgodê na zmniejszenie mojego Jakby to ? Przyrodzenia. Cz³onka mêskiego, znaczy siê. Na operacjê. Ja najwa¿niejszy powód, to pó niej podam, na koñcu. Bo tera tu siê dzieci krêc¹ przy automatach wnioskowych i rozumie komisja, no nie wypada mi tak. O takich rzeczach mówiæ. A wiêc po pierwsze. Rozmiar mojego tego, no wiêc przeszkadza mi w pracy. Ja w fabryce glazury robiê, przy ta mie, co p³ytki wypra¿a. Terakotowe. Ta ma jest du¿a i skomplikowana. Miejsca miêdzy ni¹ a drug¹ ma³o, przeciskaæ siê trzeba. Kombinezon obcis³y, ja chudy jestem, ale to­to sterczy nawet jak mi nie bryk znaczy siê, w spoczynku stanie jest. W kó³ko siê o co zaczepiam i o wypadek nie trudno. A raz nawet ma³o brakowa³o, ¿ebym maszynê, ta mê znaczy, zepsu³ przez to. Brygadzista ci¹gle mi mówi: Walery, zrób co z tym swoim no, bo go stracisz i z roboty wylecisz. Dobra, teraz mam argument taki, ¿e bêdzie naprawdê dobrze uzasadnione i komisja na pewno zgodê mi da. No wiêc chodzi o to, ¿e zakonnice No nieee, co mi tu Pani z tymi szczylami teraz!? Mnie siê nagranie zaraz skoñczy! Ja komisje przepraszam, muszê o tym za moment, bo znów siê tu bachory ko³o mnie

20


A w ogóle, to ja muszê zaprotestowaæ. Znaczy, dziêkujê bardzo, ¿e urz¹d tera taki nowoczesny jest. ¯e w okienku nie trzeba staæ, ino w automat dowód osobisty wsun¹æ i taki wniosek nagraæ. Ale tu mi pani g³osik nagrany mówi, ¿e siê muszê w dwóch tysi¹cach znaków zmie ciæ! To jak ja mam tera mówiæ i liczyæ od razu? A jak siê nie zmieszczê? To granda jest! A taki wniosek, jak mój, obywatel mo¿e raz na dziesiêæ lat tylko z³o¿yæ. Ja protestujê, uwa¿am, ¿e No, zupe³nie nielamitowany formularz nie powinien byæ, ja rozumiem. Bo by wam ludzie zupe³nie te ta my zapchali g³upotami. Ale powinno siê móc wiêcej nagraæ, ni¿ te Tak, ja nie o tym. Dzieci posz³y, to mogê ten najwa¿niejszy powód podaæ. Dobry jest. Chodzi o to, ¿e jak ja so Koniec nagrania. Szp. P. Waleriusz Kocu³ka Komisja nie wyra¿a zgody. Wniosek nienale¿ycie uzasadniony. Na³o¿ono grzywnê w wysoko ci 100 z³ za nieobyczajne wypowiedzi w miejscu publicznym. Od kary grzywny nie przys³uguje Obywatelowi prawo odwo³ania. Podpisano: Ks. J.P. Powaga z up. Abp. T. Rydzyka Komisja Episkopalna ds. Kontroli Obyczajów (p. Urzêdzie Miejskim Wroc³awia)

Wynalazek Daniel Ostrowski

Ted Sparrowhawk usiad³ na krze le i nerwowo spojrza³ na trzech oficerów. Z ich twarzy trudno by³o cokolwiek wyczytaæ. Byli wrêcz doskonale obojêtni, identycznie jak w trakcie wszystkich mêcz¹cych spotkañ i przes³uchañ, które odbywa³y siê przez ostatnie cztery tygodnie. Doktorze Sparrowhawk rozpocz¹³ przewodnicz¹cy komisji, pu³kownik Brown. Po wnikliwym przeanalizowaniu dokumentacji i wszystkich z³o¿onych przez pana wyja nieñ oraz przeprowadzeniu prób poligonowych podjêli my decyzjê. Ted siedzia³ jak na szpilkach. Szereg afer korupcyjnych, które wstrz¹snê³y Departamentem Logistyki Pentagonu, zaskutkowa³ wieloma wzmo¿onymi i surowymi kontrolami. Te oczywi cie przynios³y ¿niwo w postaci wykrycia kolejnych nieprawid³owo ci. Setki oficerów odpowiedzialnych za zakupy sprzêtu dla armii posz³o na zielon¹ trawkê, dziesi¹tki wyl¹dowa³y w Leavenworth. I w zasadzie dobrze, przynajmniej zdaniem Teda, bo to co siê wyrabia³o, przechodzi³o ludzkie pojêcie. Ustawiane i przekrêcane przetargi, ³apówki Niestety Departamentowi podlega³y te¿ finansowane przez Pentagon projekty badawcze i rozwojowe. W ród nich równie¿ pomys³ Teda, koncept, który obmy li³ pracuj¹c jako in¿ynier w fabryce pralek, i z którym zg³osi³ siê do armii. Dosta³ pomieszczenia laboratoryjne, urz¹dzenia, materia³y, pracowników i poligon do prób, wszystko na koszt armii. Pieni¹dze nie by³y wielkie, ale w przypadku osi¹gniêcia dobrych wyników móg³ liczyæ na wdro¿enie pomys³u w fabryce zbrojeniowej, pracê g³ównego in¿yniera produktowego i oczywi cie autorstwo projektu.

21


Jednak kontrole objê³y równie¿ prace badawczo rozwojowe finansowane przez Departament. Wziê³y siê za to dwie równorzêdne komisje. Przez pó³ roku uwali³y dziesi¹tki projektów rozwojowych! Wiele z nich by³o Tedowi pobie¿nie znanych i wcale nie robi³y wra¿enia pobo¿nych ¿yczeñ. Wiele by³o bardzo zaawansowanych. A oni eeeech. Jeste my pod wra¿eniem pana osi¹gniêæ. W przeciwieñstwie do wielu bezwarto ciowych projektów finansowanych przez pion logistyki Pentagonu, które musieli my wstrzymaæ, pañski wzbudzi³ nasze zainteresowanie. Pomys³, by wyeliminowaæ napêd prochowy w broni strzeleckiej i zast¹piæ go elektromagnesami, które nadadz¹ pociskowi odpowiedni¹ prêdko æ ci¹gn¹c go przez lufê, uwa¿amy za genialny. Rozwi¹zuj¹c problemy, jakie napotka³ pan w trakcie badañ, osi¹gn¹³ pan prze³om w nauce w wielu kwestiach! Jak choæby odkrycie, w jaki sposób wzbudziæ w elektromagnesie pole obojêtne magnetycznie, neutralizuj¹ce inne pola w pobli¿u. Albo elektronika steruj¹ca, majstersztyk! A ten stop do budowy pocisków, idealne w³a ciwo ci magnetyczne, fantastyczne! Brak ha³asu, w porównaniu z normalnym karabinem broñ praktycznie bezg³o na! No i w³a ciwo ci balistyczne, fenomenalny zasiêg Niestety, podejmuj¹c decyzjê komisja musi braæ pod uwagê równie¿ inne czynniki. Z tego wzglêdu zdecydowali my o zamkniêciu pañskiego projektu. S³ucham? Ale dlaczego? Có¿ Nie rozwi¹za³ pan satysfakcjonuj¹co problemu zasilania. Akumulator czo³gowy starczy na ledwie trzysta strza³ów, ma³e, przemys³owe ogniwa akumulatorowe nie wiêcej ni¿ na dziesiêæ i to te najbardziej wydajne. Wiemy, ¿e zdo³a³by pan zmniejszyæ rozmiary i masê karabinu, ale energoch³onno ci nie. Wynalazek móg³by s³u¿yæ tylko, jako stacjonarny punkt ogniowy pod³¹czony do sieci elektrycznej. Inaczej ¿o³nierz musia³by nosiæ mnóstwo akumulatorów i czêsto je zmieniaæ. A czas na ich ³adowanie? Niepraktyczne. Takiej broni nie potrzebujemy. Ted zaniemówi³. Przecie¿ jeden z równoleg³ych projektów obejmowa³ badania nad nowymi ogniwami elektrycznymi, litowo­¿elazowymi z dodatkiem miedzi, które mia³y wiêksz¹ pojemno æ a dziêki lepszej charakterystyce wydajno ci pr¹dowej przewy¿sza³y tradycyjne ogniwa trzy, a nawet czterokrotnie. Mo¿na by³o je te¿ ³adowaæ pr¹dem o wy¿szym amperarzu co skraca³o czas do kilkunastu minut! Przecie¿ Co wa¿niejsze, nie wzi¹³ pan w ogóle pod uwagê skutków ekonomicznych, jakie przyniesie krach korporacji zajmuj¹cych siê produkcj¹ tradycyjnej amunicji prochowej. Du¿e ruchy na gie³dzie, zwolnienia grupowe, strajki, pomy la³ pan o tym? No, wiêc Panie doktorze, zamykamy projekt! A ¿e to wojsko go finansowa³o, wiêc pozostaje w³a cicielem praw wynalazczych z nim zwi¹zanych. Zabieracie mi to, co ju¿ osi¹gn¹³em? Nawet bez mo¿liwo ci kontynuowania badañ? To nie w porz¹dku! Gdyby projekt siê zakoñczy³, ja by³bym autorem wynalazku a armia mia³aby prawa licencyjne! Móg³bym wtedy prowadziæ badania równoleg³e albo sprzedaæ niektóre rozwi¹zania w sektorze cywilnym. To MÓJ pomys³ a wy zostawiacie mnie z niczym!? Oficerowie wymienili spojrzenia. Dobrze, doktorze Sparrowhawk. Mamy prawo zaproponowaæ panu satysfakcjonuj¹ce rozwi¹zanie. Armia zainwestowa³a ponad pó³ miliona dolarów. Je li zwróci pan t¹ kwotê, bêdzie pan w³a cicielem praw do projektu. Decyduje siê pan? *** Spokojnie, mam orygina³ dokumentacji. Siedzieli w obskurnym, przydro¿nym barze dla kierowców ciê¿arówek, zapewniaj¹cym doskona³¹ anonimowo æ. Pomówmy o cenie. Dziesiêæ baniek. Na koncie w Szwajcarii. Jutro dostanie pan numer i has³o do konta. Czyli wszystko za³atwione. Interesy z panem to przyjemno æ, doktorze. Tym bardziej, ¿e co za broñ! Insza'allah, dobrze j¹ wykorzystamy!

22


Kara Andrzej Biedroñ

N. nie wiedzia³, czym dok³adnie zawini³. Bo nie chcia³ kupiæ akurat TEJ kurtki? Akurat TEGO samochodu? Akurat TEGO wszystkiego? Przyszli do niego przed witem. Delikatne drzwi z NIE­TEGO materia³u wylecia³y z hukiem z zawiasów, gdy grupa zamaskowanych mê¿czyzn wpad³o do mieszkania. Nie zdo³a³ nawet stawiæ oporu, zreszt¹ nawet gdyby próbowa³, bez trudu wybiliby mu to z g³owy. Obezw³adniony, z workiem na g³owie, zosta³ zaprowadzony do TEJ furgonetki. Samochód odjecha³ z piskiem opon. N. móg³by przysi¹c, ¿e gdzie ju¿ czyta³ o podobnych przypadkach. W jakiej ksi¹¿ce, o jakim ustroju, kiedy w przesz³o ci No proszê, pomy la³, czasy siê zmieniaj¹, a porwania wci¹¿ s¹ te same. *** Dwóch ros³ych mê¿czyzn wprowadzi³o go do pomieszczenia. Na rodku sporego pokoju znajdowa³y siê tylko stó³ oraz dwa krzes³a. N. trwo¿liwie usiad³ na jednym z nich. Po chwili do rodka pokoju wszed³ mê¿czyzna. Ubrany w nienagannie skrojony garnitur, z w³osami przyprószonymi lekk¹ siwizn¹, bez trudu wzbudza³ zaufanie. Móg³ byæ adwokatem, politykiem, N. nie potrafi³ siê tego domy liæ. Dzieñ dobry panu zacz¹³ mê¿czyzna. Mia³ ciep³y, spokojny g³os. Zbyt spokojny, by móg³ byæ naturalny, przemknê³o N. przez g³owê. Czego ode mnie chcecie? I co ja w³a ciwie zrobi³em? wyrzuca³ z siebie seriê pytañ. Jakie macie prawo, przecie¿ jestem obywatelem Tak, tak, oczywi cie, jest pan przerwa³ mu adwokat. Lecz w tej chwili jest pan równie¿ oskar¿ony o jedn¹ z najciê¿szych zbrodni, jakie móg³ pan pope³niæ. N. wytrzeszczy³ oczy. Co? Ale jak? Jakim cudem? Panie mê¿czyzna zerkn¹³ w papiery Nikt, proszê siê uspokoiæ. Zarzuty s¹ bardzo powa¿ne, lecz s¹dzê, ¿e razem uda nam siê uzyskaæ jaki kompromis. Nikt milcza³. Dobrze. Zacznijmy od pocz¹tku. Przed kilkoma dniami by³ pan z córk¹ w supermarkecie. Pamiêta pan? I w tym¿e supermarkecie córka poprosi³a pana, aby kupi³ pan jej pluszowego misia. Po chwili wahania siêgn¹³ pan po najtañsz¹ zabawkê i ruszyli cie dalej. Czy tak to wygl¹da³o? N. skin¹³ g³ow¹. Ale jaki to ma zwi¹zek ze spraw¹? Dlaczego nie kupi³ pan najdro¿szej zabawki w sklepie? Dlaczego nie pomy la³ pan, ¿e cena równa siê jako ci, i siêgn¹³ po najtañsz¹ zabawkê? Przecie¿ to tylko kawa³ pluszu! zdumia³ siê oskar¿ony. Zabawka to zabawka, nie ma znaczenia, jakiego jest pochodzenia W£A NIE MA ZNACZENIE! rykn¹³ adwokat. Panie Nikt, obserwujemy pana od dawna. Mamy wiele dowodów na to, ¿e uczestnicz¹c w programie lojalno ciowym TEJ firmy, wci¹¿ o miela siê pan kupowaæ u JEJ konkurentów. Albo jeszcze gorzej, kupuje pan najtañsze produkty, jakie oferuje, nie daj¹c jej na sobie zarobiæ. W dzisiejszych czasach nie ma wiêkszej zbrodni! wzi¹³ g³êboki oddech. Czyta³ pan umowê lojalno ciow¹? A zw³aszcza tekst pisany drobnym drukiem? Niee... b¹kn¹³ zmieszany Nikt. Nie mia³em wtedy ze sob¹ okularów Jest tam napisane, ¿e W przypadku stwierdzenia naruszenia przez Klienta zasad wy³o¿onych w punktach jeden do osiemdziesi¹t dziewiêæ, Klient zobowi¹zuje siê poddaæ restrykcjom ustanowionym w paragrafie drugim artyku³u dwie cie czterdziestego ósmego kodeksu karnego Rzeczpospolitej Polskiej.

23


Na twarzy N. odmalowa³o siê skrajne przera¿enie. Mê¿czyzna w garniturze pstrykn¹³ palcami. Jeden ze stra¿ników podszed³ do oskar¿onego. W jego d³oni zal ni³ wojskowy nó¿. Nikt nie zd¹¿y³ nawet krzykn¹æ. Napastnik odchyli³ mu g³owê do ty³u, po czym wprawnym ruchem przejecha³ ostrzem no¿a po krtani. Strumieñ jasnej krwi trysn¹³ na pod³ogê. Doprawdy adwokat pokrêci³ g³ow¹. Do czego to dosz³o, by w dzisiejszych czasach ludzie dopuszczali siê tak strasznych czynów? I oni maj¹ czelno æ nazywaæ siê uczciwymi klientami?

24


RYMOWISKO


Vizvary bez cenzury ruja i poróbstwo ale g³ównie ruja nowiutkie wie¿utkie obrzydliwe limeryki Istvana Vizvary ego ohydne i ociekaj¹ce... no, ociekaj¹ce. czytacie na w³asn¹ odpowiedzialno æ. Wasz, Baranek

26


Limeryki II Istvan Vizvary

Dentysta grasuje w Kairze W zau³kach siê czai i li¿e Facetów, kobiety I dzieci, niestety A ciastka je s³odkie, z any¿em Jest Grek gdzie w miasteczku na Krecie Zboczony, ¿e nawet nie wiecie Wci¹¿ marzy o owcach Gdzie w krzakach ja³owca I mdli go na my l o kobiecie Wariatka jest gdzie w Pañstwie rodka Opluje ka¿dego, co spotka Od g³¹bów wyzywa Sprzedaje warzywa I ch³epce roso³ek ze spodka Ksiê¿niczkê Donatê spod Wrze ni Znudzi³y zbyt grzeczne wci¹¿ pie ni O piêknych rycerzach I wojach w pancerzach "Mnie krêc¹ mê¿czy ni oble ni!" Jest maso­sadysta gdzie w Trie cie Co chcia³by sma¿ony byæ w cie cie W fryturze g³êbokiej Pod czujnym by okiem Dochodzi³, szczê liwy nareszcie Architekt ekscentryk ze Skopje Uwielbia, gdy ¿ona go kopie Jej ciosy i razy Na skraj go ekstazy Prowadz¹, gdy krzyczy "Mdlej, ch³opie!" Beduin jest pewien w Bejrucie Co mroczne zbyt czêsto ma chucie A kiedy tn¹ mrozy Przytula swe kozy Wiêc ³ajno ma nieraz na bucie

27


Jest facet w Porêbie, tej Szklarskiej Cokolwiek nie powie, jest chamskie "£atwiejsze mam sranie Gdy obok s¹ panie" Wiêc chodzi wy³¹cznie do damskiej Nabywca dóbr rzadkich w RPA Zamierza³ raz wzi¹æ siê do dzie³a Zakupi³ wiêc procê I spêdzi³ trzy noce Prostuj¹c j¹, gdy¿ siê wygiê³a Jest góral w Masywie Centralnym Za seksem przepada analnym Parterów wci¹¿ zmienia, Ach któ¿ tam go nie mia³ Wiêc dupê ma w stanie fatalnym Fakira­odmieñca w New Delhi Za babê oty³¹ raz wziêli Bo cyce mia³ wielkie I tyci¹ muszelkê Uciechê wiêc spor¹ z nim mieli Jest migren ofiara z Piñæzowa Gdy nie pi, to boli j¹ g³owa Lecz kiedy jest we nie Wci¹¿ jêczy oble nie I budzi siê ca³a gotowa Jest m³odzian z okolic Szczecina Co koñczy, gdy tylko zaczyna Wci¹¿ szuka metody By d³u¿sze mieæ wzwody Ju¿ mieje siê zeñ ca³a gmina Hydraulik leniwy w Go³dapi Znad rur na klientki siê gapi Najbardziej na uda No, chyba ¿e chuda Bo wtedy niestrawno æ go ³api Jest wiadek koronny w Szczecinie Ach ¿ycie szczê liwie mu p³ynie Co dzieñ inn¹ bierze Na w parku spacerze Magiczne ma co chyba w linie

28


SUBIEKTYWNIE


Bling Ring Anna Klimasara Blichtr i doping Zapewne zetknêli cie siê ze zwiastunami nowego filmu Sofii Coppoli Bling Ring . Jednak¿e jeszcze zanim film trafi³ do kin, pojawi³a siê ksi¹¿ka pod tym samym tytu³em, napisana przez Nancy Jo Sales amerykañsk¹ dziennikarkê publikuj¹c¹ miêdzy innymi w The New York Times Magazine , People i Vanity Fair . Jak siê ju¿ pewnie domy lacie, ksi¹¿ka Bling Ring nie jest powie ci¹, a swego rodzaju reporta¿em, próbuj¹cym posk³adaæ w ca³o æ historiê gangu m³odocianych w³amywaczy, który kilka lat temu napsu³ krwi gwiazdom mieszkaj¹cym w Hollywood. Lindsay Lohan, Paris Hilton, Orlando Bloom to niektóre ze s³aw, którym gang wyniós³ z domów przedmioty (bi¿uteriê, ubrania, torebki, zegarki, obrazy itp.) warte setki tysiêcy (a w sumie niemal trzy miliony) dolarów. Zadziwiaæ mo¿e beztroska, z jak¹ w³amywacze podchodzili do swoich poczynañ: nie do æ, ¿e nieszczególnie kryli siê przed kamerami monitoringu, to na dodatek bez wiêkszych oporów fotografowali siê ze skradzionymi rzeczami i zamieszczali te zdjêcia w Internecie. Autorka ksi¹¿ki stara siê przedstawiæ ca³¹ historiê w sposób obiektywny, prezentuj¹c nam pokrótce sylwetki poszczególnych z³odziei, nakre laj¹c ich wzajemne relacje i zale¿no ci. Posi³kuje siê przede wszystkim zapisami przes³uchañ cz³onków Bling Ring oraz rozmowami, jakie sama przeprowadzi³a z ich rodzinami i znajomymi. Z tego wszystkiego wy³ania siê nam obraz bezwzglêdnej, zdegenerowanej m³odzie¿y (choæ, kto wie, mo¿e w s³onecznej Kalifornii to norma), która wieczory spêdza na piciu i za¿ywaniu najprzeró¿niejszych substancji i dla której liczy siê wy³¹cznie zaistnienie w towarzystwie z tej najbardziej presti¿owej czê ci Hollywood. Autorka próbuje odpowiedzieæ na arcytrudne pytanie, dlaczego w ogóle dosz³o do tych w³amañ i co kierowa³o w³amywaczami, którzy sami pomijaj¹c ju¿ fakt, i¿ wiêkszo æ z nich zaprzecza udzia³owi w kradzie¿y nie byliby w stanie wskazaæ motywów, jakie nimi kierowa³y. Bior¹c pod uwagê obsesjê, z jak¹ cz³onkowie Bling Ring zdawali siê ledziæ wszystkie wie ci na temat gwiazd, ze szczególnym uwzglêdnieniem informacji na temat wybieranych przez nie marek, mo¿na by uznaæ, ¿e g³ównym motywem by³y wzglêdy materialne. Z drugiej jednak strony, czytaj¹c wypowiedzi sprawców przytoczone w ksi¹¿ce mo¿na odnie æ wra¿enie, ¿e by³ to wyraz pogardy dla gwiazd ( Paris jest g³upia jak but. No bo kto zostawia otwarte drzwi? I kupê szmalu na widoku? ). Niew¹tpliwie jednak chodzi³o równie¿ o chêæ zaistnienia i zbli¿enia siê do gwiazd, które z jednej strony wydawa³y siê na wyci¹gniêcie rêki chodzi³y do tych samych klubów, popada³y w konflikty z prawem ale z drugiej gra³y w zupe³nie innej lidze i mia³y wszystko to, co dla cz³onków Bling Ring by³o póki co nieosi¹galne: ogromn¹ ilo æ pieniêdzy i s³awê. Powodów zatem mo¿na by wymieniæ wiele, a kto móg³by nawet pomy leæ, ¿e gwiazdy same siê o to prosi³y, sprzedaj¹c na ka¿dym kroku swoj¹ prywatno æ. Byæ mo¿e w³a nie dlatego nastolatki nie widzia³y w nich osób, które maj¹ prawo wie æ równie¿ ¿ycie nieo wietlane blaskiem reflektorów, a odrealnione ikony dobrobytu, których siê nie okrada, a u których robi siê zakupy . Najwa¿niejszy jest jednak szerszy kontekst ca³ej afery, któremu z du¿¹ wnikliwo ci¹ przygl¹da siê Sales, odwo³uj¹c siê do licznych publikacji na temat zmieniaj¹cej siê amerykañskiej obyczajowo ci, psychologii m³odzie¿y oraz wszechobecnej pogoni za popularno ci¹. Zachowanie Rachel, Nicka, Alexis i ich znajomych doskonale wpisuje siê w trend zgodny z zasad¹ niewa¿ne, co mówi¹, byle mówili . Co smutne, po czê ci osi¹gnêli to, czego tak bardzo pragnêli. Ich w³amania odbi³y siê g³o nym echem w mediach, a po

30


aresztowaniu stali siê swego rodzaju idolami, którym nastolatki zak³ada³y fankluby na Facebooku, byæ mo¿e (o zgrozo!) widz¹c w nich wzory do na ladowania. Przyznajê, ¿e na wiat opisany w Bling Ringu patrzy³am trochê jak na raroga, nie do koñca mog¹c uwierzyæ, ¿e to prawda. Po namy le jednak dosz³am do wniosku, ¿e Polska uparcie goni Amerykê i pod tym wzglêdem. Kolorowe magazyny rozpisuj¹ siê (ale w niewielkiej ilo ci znaków, wszak obrazki s¹ wa¿niejsze) o tym, kto z kim i za ile, a przy tym w co by³ ubrany i kto to zaprojektowa³. Gwiazdy zarabiaj¹ krocie na zdjêciach swoich nowo narodzonych dzieci i wpuszczaj¹ fotoreporterów do swoich kuchni, ³azienek i sypialni Sami napêdzaj¹ tê spiralê podziwu zmieszanego z zawi ci¹, nie wiadomi tego, jak wiele osób nie odró¿nia fikcji scenicznej od prawdziwego ¿ycia. Mo¿e zatem powinni przeczytaæ Bling Ring i zej æ na ziemiê? Autor: Nancy Jo Sales Tytu³: Bling Ring Tytu³ orygina³u: The Bling Ring: The Teenaged Burglary T³umaczenie: Magdalena Moltzan­Ma³kowska Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 312 Data premiery: czerwiec 2013 ISBN: 978­83­7839­544­7

Cieñ pamiêci Anna Klimasara To, co chcemy i czego nie chcemy pamiêtaæ Baæ siê mo¿na wielu rzeczy. Paj¹ków, ciemno ci, samolotów, czy co ostatnio zdaje siê jest modne ataku armii zombie. C.J. Clark w swojej powie ci siêga jednak po co znacznie bardziej przera¿aj¹cego. Wyobra cie sobie, ¿e pewnego dnia odkrywacie, ¿e jeste cie w obcym miejscu, nie wiecie, jak siê tam znale li cie ani dlaczego, a co gorsza, nie macie pojêcia, jak wróciæ do domu, bo nie pamiêtacie swojego adresu. Wyobra cie sobie, ¿e przestajecie poznawaæ najbli¿szych i zaczynacie w nich widzieæ wrogo nastawionych obcych, którzy czyhaj¹ na wasz¹ w³asno æ lub ¿ycie. Wyobra cie sobie, ¿e zapominacie wszystko, czego siê kiedykolwiek nauczyli cie i potrzebujecie pomocy przy najprostszych czynno ciach. Straszne? Nawet nie wiecie jak bardzo. Trudno jednoznacznie stwierdziæ, kto jest g³ównym bohaterem Cienia pamiêci C.J. Clark. Punktem wyj cia i osi¹ ca³ej historii jest piêædziesiêciodwuletnia Annabelle, u której zdiagnozowano wczesn¹ postaæ alzheimera, ale nie mniej wa¿n¹ rolê odgrywa jej córka Lily, a tak¿e sama choroba i relacje miêdzy matk¹ i córk¹. Annabelle znajduje siê w bardzo trudnym po³o¿eniu jej m¹¿, jej najwiêksza podpora ¿yciowa i opiekun, ginie w wypadku samochodowym, zostawiaj¹c j¹ sam¹ z pogarszaj¹cym siê stanem zdrowia oraz córk¹, do której nigdy nie potrafi³a siê zbli¿yæ. Lily nie zdaje sobie sprawy z choroby matki, dlatego jej coraz dziwniejsze zachowanie przyjmuje z poirytowaniem i sk³ada na karb ¿a³oby po ojcu. Pewnego dnia Annabelle opêtuje obsesja znalezienia czerwonej skrzynki, pude³ka czy walizki, w której rzekomo znajduj¹ siê stare dokumenty. Lily zmuszona jest pomagaæ matce w poszukiwaniach, co Ostatecznie prowadzi nie tylko do lepszego zrozumienia choroby Annabelle, ale i do wyja nienia tajemniczej historii rodzinnej.

31


C.J. Clark zastosowa³a niezwykle prosty i skuteczny sposób przedstawienia nam choroby Alzheimera. Widzimy j¹ oczami Annabelle, która nie rozumie, co siê z ni¹ dzieje i coraz bardziej traci kontakt z rzeczywisto ci¹. Postêpuj¹cy rozk³ad jej osobowo ci ogl¹damy równie¿ z perspektywy Lily, która z pocz¹tku nie zdaje sobie sprawy z choroby i na ró¿ne sposoby interpretuje coraz bardziej niebezpieczne wybryki matki, chwilami wrêcz traktuj¹c je jako wyraz czystej z³o liwo ci. Pojawia siê te¿ postaæ Clancy szefowej oddzia³u chorych na alzheimera która z racji wykonywanego zawodu jest w stanie wyja niæ etapy choroby oraz przybli¿yæ nam stan pacjentów. A nie jest to stan godny pozazdroszczenia, gdy¿ analizuj¹c alzheimera z ró¿nych punktów widzenia, nieuchronnie dochodzimy do wniosku, ¿e pacjenci Clancy przede wszystkim przestaj¹ byæ sob¹. Jakby tego by³o ma³o, sami o tym nie wiedz¹, a nieliczne przeb³yski wiadomo ci i jasno ci umys³u z czasem staj¹ siê coraz rzadsze, a¿ w koñcu chorzy ca³kowicie zamykaj¹ siê w swoim wiecie, do którego nikt prócz nich nie ma dostêpu. Ten wielowymiarowy opis alzheimera sam w sobie jest wystarczaj¹cym powodem, by siêgn¹æ po Cieñ pamiêci . Jednak¿e autorka postanowi³a wzbogaciæ fabu³ê o tajemnicê, która za spraw¹ pog³êbiaj¹cych siê problemów Annabelle z pamiêci¹ ma coraz mniejsze szanse na ujawnienie. Kluczem zdaje siê byæ gor¹czkowo poszukiwane czerwone pude³ko, choæ Lily traktuje je jako wytwór trawionego chorob¹ umys³u. I w tym miejscu wkracza na scenê trzeci, byæ mo¿e najwa¿niejszy motyw powie ci, czyli zagmatwane relacje rodzinne g³ównych bohaterek. S¹ one niezwykle interesuj¹co ukazane w sytuacji, kiedy Annabelle i Lily s¹ w zasadzie na siebie skazane, a ze wzglêdu na alzheimera nie maj¹ ju¿ praktycznie szans na osi¹gniêcie porozumienia. Lily ma matce za z³e, i¿ przez ca³e lata trzyma³a j¹ na dystans, jednocze nie torpeduj¹c i krytykuj¹c wszystkie jej plany ¿yciowe oraz umniejszaj¹c jej osi¹gniêcia. Annabelle jako matka jest typowym przyk³adem rodzica, który chce poprzez dziecko zrealizowaæ w³asne niespe³nione marzenia, choæ w jej przypadku dochodzi jeszcze aspekt mrocznej przesz³o ci, t³umionego ¿alu wobec córki i niemo¿no ci uporania siê z w³asnymi wspomnieniami. Pod tym wzglêdem alzheimer mo¿e wydawaæ siê dla Annabelle zbawieniem, pozwalaj¹cym jej odnale æ wreszcie spokój w zapomnieniu. Dla Lily jest to jednak koszmar niezamkniêtych spraw, które po³o¿y³y siê cieniem na ca³ym jej ¿yciu, choæ nawet nie mia³a pojêcia o ich istnieniu. Cieñ pamiêci to powie æ przepe³niona skrajnymi emocjami, zwi¹zanymi nie tylko z chorob¹, ale i latami upokorzeñ oraz ¿yciem w nie wiadomo ci, sk¹d wynikaj¹ takie, a nie inne reakcje najbli¿szych. C.J. Clark pokazuje nam destruktywny wp³yw choroby na wiêzi rodzinne, a tak¿e wyniszczaj¹ce skutki toksycznej atmosfery, powracaj¹ce niczym echo w kolejnych pokoleniach. Autorce mogê zarzuciæ jedynie to, i¿ chwilami t³umaczy rzeczy oczywiste, jak gdyby nie ufa³a inteligencji swoich czytelników. Jednak¿e poza tym jest to lektura, któr¹ warto siê zainteresowaæ, choæ oczywi cie nie jest to ksi¹¿ka dla wszystkich. Nie ka¿dy jest gotowy zmierzyæ siê z my l¹ o tak powa¿nej chorobie, ale naprawdê warto prze³amaæ ten lêk i zapoznaæ siê z Cieniem pamiêci . Póki jeszcze pamiêtamy po co Autor: C.J. Clark Tytu³: Cieñ pamiêci Tytu³ orygina³u: When Color Fades T³umaczenie: Hanna Pasierska Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 376 Data premiery: 11 lipca 2013 ISBN: 978­83­7839­555­3

32


Fenomen husarii Hubert Przybylski Trudna sztuka naprawiania b³êdów Tak to ju¿ ten nasz wszech wiat jest dziwnie zbudowany, ¿e w ka¿dej setce rodz¹cych siê dzieci pojawia siê rednio jeden naukowiec*. ¯eby by³o jeszcze dziwniej jeden spo ród tych stu naukowców zdradza wyra ne ci¹goty do wywlekania na jaw tego, co by³o, a nie jest, i w koñcu zostaje historykiem. A ¿e ulubionym zajêciem historyków jest tworzenie w³asnych i obalanie cudzych teorii historycznych, wiêc z regu³y bawi¹ siê oni w swoim w³asnym k¹ciku i nie psuj¹ nerw innym normalnym, niespotykanie spokojnym ludziom. Problem jednak zaczyna siê wtedy, kiedy taki normalny, niespotykanie spokojny lud zechce sobie poczytaæ teorie historyków na jaki konkretny temat niech bêdzie to, na ten przyk³ad, husaria (nie mam zielonego pojêcia, dlaczego to akurat ona mi przysz³a na my l). Z ka¿d¹ kolejn¹ przeczytan¹ ksi¹¿k¹ czy artyku³em na ten temat, taki lud bêdzie coraz g³êbiej pogr¹¿a³ siê w bagnie historycznych dyskusji. A¿ w koñcu, w ród sporów w stylu "mieli skrzyd³a, czy nie mieli", trafi na ten najwa¿niejszy: czy husaria, na polu bitwy, naprawdê by³a taka dobra? I tu dochodzimy do najwa¿niejszego problemu z historykami (uwaga! znowu statystyka) spo ród ka¿dych stu historyków tylko jeden przeprowadzi rzetelne badania i w³a ciwie przygotuje siê do dyskusji. Czy Jerzy Teodorczyk, jeden z filarów obozu przeciwników husarii, by³ jednym z owych profesjonalnych historyków? Có¿, odpowied znajdziemy w "Fenomenie husarii", najnowszym opracowaniu autorstwa Rados³awa Sikory. W swoim "Fenomenie husarii" Sikora polemizuje z tezami g³oszonymi przez Teodorczyka w opracowaniu "Bitwa pod Gniewem (22 IX­29 IX­1 X 1626). Pierwsza pora¿ka husarii". Najwa¿niejsza z tych tez mówi, ¿e reformy w wojsku, zapocz¹tkowane przez Gustawa II Wazê, doprowadzi³y do spadku znaczenia husarii w bitwach, w których musia³a ona zmierzyæ siê z przeciwnikiem walcz¹cym na zachodnio­europejsk¹ mod³ê (czyli stawiaj¹cemu na po³¹czenie pikinierów, muszkieterów i artylerii) i w konsekwencji do jej stopniowego zanikania. Gdybym mia³ opisaæ sposób, w jaki Sikora podszed³ do zagadnienia, to móg³bym ograniczyæ siê tylko do trzech przymiotników: rzetelny, wnikliwy i metodyczny. W przeciwieñstwie do Teodorczyka nie ogranicza³ siê do pobie¿nego przyjrzenia siê tematowi i zbada³ sprawê tak dog³êbnie, jak to by³o mo¿liwe. St¹d w "Fenomenie husarii" znajdziemy informacje dotycz¹ce wszelkich zmiennych, które mia³y wp³yw na husariê, jej znaczenie na polu bitwy i liczebno æ na przestrzeni lat 1576 1696. Sikora najpierw omawia si³ê ognia walcz¹cej z husari¹ piechoty, aby st¹d p³ynnie przej æ do tematu zbroi husarskiej i jej funkcjonalno ci. Pó niej bada budowê i sposób u¿ycia husarskiej kopii (chyba jako pierwszy przy tej okazji odwo³uje siê do matematyczno­fizycznych wyliczeñ!) oraz sprawdza, przeciwko komu mog³a byæ ona u¿yta z dobrym (dla husarza) skutkiem. Bior¹c pod lupê problem spadku liczebno ci husarii porównuje to z danymi dotycz¹cymi ówczesnej gospodarki (m.in. si³a nabywcza pieni¹dza, wp³ywy do skarbca królewskiego, czy poziom cen), zmieniaj¹cej siê pozycji redniej szlachty, oraz potencja³u moblilizacyjnemu, nie zapominaj¹c przy tym o wp³ywie reform wojskowych, którym podlega³y oddzia³y husarii. Ale to jeszcze nie wszystko. Sikora pisze tak¿e o kwestii atrakcyjno ci s³u¿by, porównuj¹c np. warto æ ówczesnego pieni¹dza do ¿o³du husarza i ponoszonych przez niego wydatków oraz motywy, które kierowa³y szlacht¹ wstêpuj¹c¹ w szeregi husarzy. W tym samym rozdziale znajdziemy tak¿e kilka przyk³adowych ¿yciorysów husarskich. Natomiast ostatnia czê æ opracowania po wiêcona jest husarskim koniom.

33


Wszystkie te informacje s¹ solidnie podparte stosem zestawieñ, tabel, spisów, itp. Które przygotowane w oparciu o zachowane do dnia dzisiejszego dokumenty. Uzupe³niaj¹ to fragmenty ze wspomnieñ ówcze nie ¿yj¹cych ludzi (nie tylko husarzy, choæ tych jest najwiêcej) oraz wymienianej przez nich korespondencji. W ród tego wszystkiego znale æ mo¿emy takie smaczki, jak na przyk³ad "Rejestr rzeczy zrabowanych Jakubowi Micha³owskiemu pod Zborowem". Bez bicia przyznam, ¿e nie mia³em zielonego pojêcia, jak kosztowne by³o bycie husarzem. A Sienkiewicz, pisz¹c "Na polu chwa³y", mia³ tylko minimalnie wiêksz¹ wiedzê ni¿ ja Jeszcze tydzieñ z hakiem temu. Moja ocena to 9,5/10 pó³ punkcika zabra³em za nieliczne problemy techniczne (powtarzaj¹ce siê zdania, podzielone tabelki, itp.). "Fenomen husarii", to w tej chwili najlepsze kompendium wiedzy na temat husarii, jakie mo¿na znale æ na rynku. I jako takie zwyczajnie musi mieæ swoje miejsce w biblioteczce ka¿dego szanuj¹cego siê mi³o nika historii nie tylko husariofila. Autor: Rados³aw Sikora Tytu³: Fenomen husarii Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica Rok wydania: 2013 Liczba stron: 288 (w tym minimalna ilo æ reklam) ISBN: 978­83­62329­92­2 * Wbrew pozorom, to nie jest wcale skrajnie rzadki przypadek. Jeszcze rzadszy odsetek nowonarodzonych dzieci przeobra¿a siê z czasem, na ten przyk³ad, w lekarzy (1:1.000), w komików (1:10.000), czy te¿ w zdrowych psychicznie optymistów (1:100.000). Najrzadziej jednak w populacji ludzkiej wystêpuj¹ piloci bombowców i politycy. Tu szansa wynosi dok³adnie jeden do miliona. Nie dotyczy to jednak nas, Polaków. Bo gdzie pojawiamy siê my, tam szanse jeden do miliona sprawdzaj¹ siê w dziewiêciu przypadkach na dziesiêæ. Choæ trzeba przy okazji pamiêtaæ, ¿eby s³owo "pilot" zast¹piæ s³owem "kierowca".

Klasyka rosyjskiej SF. Tom 1 - Antologia

Aleksander Kusz Wspomnieñ czar Tym razem bêdzie krótko. Nie za krótko, nie w stylu NF, gdzie cz³owiek nawet nie zd¹¿y siê rozpêdziæ i ju¿ przekroczy limit znaków, ale krócej ni¿ zwykle. Tylko nie wiem, jak to zrobiæ. Przecie¿ nie wywalê moich wstêpów, bo czym by³oby moje pisanie bez nich? Dygresji te¿ mam zawsze tyle do przekazania, ¿e przynajmniej parê muszê zmie ciæ. Z kolei, napisaæ recenzjê ksi¹¿ki i nie napisaæ ani s³owa o tej ksi¹¿ce, te¿ g³upio Spróbujê krócej, ale nie gwarantujê, ¿e mi siê to uda. O wy¿szo ci opowiadañ nad wszystkimi innymi formami ju¿ Wam pisa³em, wiêc przy kolejnej antologii nie bêdê siê powtarza³. Po Z³otym wieku SF na warsztat wzi¹³em nastêpn¹ antologiê Solarisu, ale tym razem redagowan¹ nie przez Lecha, Wojtka czy Mirka, których to zbiory ostatnio omawia³em, ale przez Paw³a Laudañskiego. Tak,

34


w³a nie tego Paw³a Laudañskiego. Ci, którzy go znaj¹, od razu powiedz¹, ¿e bêdzie to na pewno zbiór rosyjskojêzycznych tekstów. I bêd¹ mieli racjê! Pawe³ stworzy³ w Solarisie autorsk¹ antologiê pod tytu³em Klasyka rosyjskiej SF . Na razie ukaza³ siê pierwszy tom, pod koniec sierpnia ma byæ drugi, a w planach do koñca tego roku jest jeszcze tom trzeci. Ju¿ mia³em przechodziæ do sedna, czyli do ksi¹¿ki, ale przecie¿ jest jeszcze tyle rzeczy do napisania, ¿e nie mogê siê oprzeæ. SF rosyjskie ma u nas d³ug¹ tradycjê. Na pewno nie ma to nic wspólnego z socjalizmem, który panoszy³ siê u nas przez kilkadziesi¹t lat ani z przewodni¹ si³¹ ZSRR. Nie, na pewno nie. Jednak trzeba podkre liæ, ¿e pieni¹dze przeznaczone na druk rosyjskich ksi¹¿ek SF w Polsce nie zosta³y wyrzucone w b³oto. Rosjanie potrafi¹ pisaæ fantastykê. Wiêkszo æ z nas, starych ramoli SF, zosta³o wychowanych czê ciowo na niej i zobaczcie jak dobrze i m¹drze wygl¹damy! Strugaccy, Bu³yczow to by³y u nas postaci wrêcz mityczne, wydawa³o siê nam, ¿e to jest niemo¿liwe (zw³aszcza w stosunku do Strugackich), ¿e oni istniej¹, ¿e w ZSRR wydaj¹ takie ksi¹¿ki i to napisane przez Rosjan. Powie ci ze Zwi¹zku Radzieckiego wydawane by³y w du¿ych ilo ciach, tak samo zreszt¹, jak i krótka forma. By³o kilka specjalnych, tematycznych zeszytów Literatury Radzieckiej (nazbiera³em sze æ, mo¿e jest wiêcej). By³y antologie powstaj¹ce w ró¿nych wydawnictwach, na przyk³ad w Wydawnictwie Poznañskim, które chyba wtedy dosta³o polecenie wydawania zbiorów opowiadañ bratnich krajów (w tym takie przedziwne, jak opowiadania rumuñskie czy z NRD). Po roku 1989 mieli my odwrót, na odmianê przerzucili my siê na wydawanie zachodnich pozycji. Na pocz¹tku tych najlepszych, potem tych dobrych, ¿eby szybko przej æ do wydawania ch³amu prze³amanego pere³kami. Dopiero od jakiego czasu mo¿na zaobserwowaæ próby powrotu do wydawania rosyjskojêzycznej fantastyki (po rozpadzie ZSSR du¿o autorów znalaz³o siê w innych krajach, przede wszystkim na Ukrainie). Takie nazwiska jak £ukjanienko czy Diaczenkowie szybko zago ci³y na naszych listach przebojów. Tak samo krótka forma by³a u nas prezentowana, na przyk³ad Solaris wyda³ dwie antologie rosyjskich opowiadañ. To tyle tytu³em wstêpu. Prawda, ¿e krótko wysz³o? Teraz ju¿ przejd my do ksi¹¿ki. Na pocz¹tek pochwa³a. Tym razem opowiadania zaczynaj¹ siê na nieparzystych stronach, tak jak powinno byæ. Zbiór zawiera dziesiêæ opowiadañ, kilka z nich by³o wcze niej publikowanych w antologiach czy czasopismach. Zanim zabierzecie siê za czytanie tej ksi¹¿ki, musicie przyj¹æ zasadê, ¿e czytamy wspomnienia, czytamy klasykê, czytamy opowiadania napisane prawie w wiêkszo ci z pó³ wieku temu. To nie s¹ nowinki, niesamowite przygody, rewelacyjne nowoczesne pomys³y. To z regu³y stara dobra szko³a pisania SF. Nie bêdê omawia³ poszczególnych opowiadañ, bo to nie ma sensu, opiszê tylko najwiêksze zaskoczenie i rozczarowanie. Rozczarowa³o mnie opowiadanie Siergieja Sniegowa. Oczywi cie, dobrze wykonane, pomys³ ok., ale niestety, nawet jak na tamte czasy, nieszczególne. Wymy li³em sobie ostatnio, ¿e przypomnê sobie Dalekie szlaki , a po przeczytaniu tego opowiadania trochê siê jednak bojê. Po drugiej stronie stoi Dymitr Bilenkin z jego dwoma opowiadaniami. Nie pamiêta³em, ¿e ten facet tak dobrze pisze nostalgiczne kawa³ki. Jestem bardzo zadowolony, ¿e Pawe³ przypomnia³ tego autora. Z innych opowiadañ doceniam jeszcze te napisane przez £arionow¹, Ko³upajewa, Michaj³owa i Warszawskiego. Pomimo tego, ¿e jest to z regu³y fantastyka kosmiczna, eksploracyjna, o zdobywaniu planet, ich zagospodarowywaniu, to z regu³y dotyczy nas, ludzko ci, a przede wszystkich nas, pojedynczych osób w zderzeniu ze wiatem. Chyba nie do koñca wysz³o mi krótko, jak sobie wymy li³em, wiêc chocia¿ podsumowanie krótko napiszê. Polecam, ale musicie pamiêtaæ, co wziêli cie do rêki i co czytacie. Je¿eli wiadomie siêgniecie po tê pozycjê, bêdzie siê Wam podoba³a. Autor: ró¿ni antologia opowiadañ Tytu³: Klasyka rosyjskiej SF, tom 1 Wydawnictwo: Solaris Data wydania: czerwiec 2013 r. Liczba stron: 330 ISBN: 978­83­7590­104­7

35



Krótka historia Stephena Hawkinga Anna Klimasara Piêkny umys³ dla rednio zaawansowanych Stephen Hawking urodzi³ siê w 1942 roku. By³ uroczym, radosnym dzieckiem, które pomimo przeciêtnych wyników w szkole mia³o w przysz³o ci osi¹gn¹æ ogromne sukcesy na polu naukowym. Stephen mia³ zaledwie dwadzie cia jeden lat, kiedy zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne. Lekarze dawali mu dwa lata ¿ycia, ale gdy pierwszy szok min¹³, m³ody Hawking postanowi³ wykorzystaæ pozosta³y mu czas najlepiej jak potrafi i nie poddawaæ siê chorobie. Mimo wszystko pogarszaj¹cy siê stan zdrowia nie pozwoli³ mu w pe³ni rozwin¹æ skrzyde³ Dobra. Je¿eli po Krótkiej historii Stephena Hawkinga spodziewacie siê czego takiego, nie siêgajcie w ogóle po tê ksi¹¿kê. Kitty Ferguson zabiera nas w niesamowit¹ podró¿ po dokonaniach naukowych wielkiego fizyka, dla których jego ¿ycie osobiste, a przede wszystkim zmagania z SLA, stanowi¹ tylko t³o. Naturalnie niemo¿liwo ci¹ by³oby ca³kowite pominiêcie historii jego choroby oraz walki o prawa osób niepe³nosprawnych, ale mo¿ecie mi wierzyæ ta ksi¹¿ka nie powsta³a po to, by braæ czytelników na lito æ i wyciskaæ im ³zy z oczu. Ta ksi¹¿ka powsta³a, by otworzyæ im oczy na wiele kwestii, o których nie ni³o siê filozofom choæ mo¿e w³a nie tylko im? Nie czujê siê na si³ach przytaczaæ szczegó³owych obja nieñ teorii, jakimi raczy nas Kitty Ferguson (zreszt¹ gdybym stre ci³a je zbyt dok³adnie, czytanie ksi¹¿ki straci³oby sens), ale jako fani literatury fantastycznej zapewne natknêli cie siê ju¿ gdzie na pojêcia typu horyzont zdarzeñ, czas urojony, bozony, promieniowanie t³a, superstruny. Domy lam siê równie¿, ¿e (choæ pewnie siê do tego nie przyznacie) nie wszystkie z terminów pojawiaj¹cych siê na kartach powie ci by³y dla Was zrozumia³e nawet po zapoznaniu siê z ich encyklopedycznymi definicjami. I tu w³a nie na pomoc spiesz¹ ksi¹¿ki popularnonaukowe (a nie zapominajmy, ¿e chyba najbardziej znanym i najlepiej sprzedaj¹cym siê tytu³em w tej kategorii jest Krótka historia czasu Stephena Hawkinga). Ich zadaniem jest przybli¿enie tego, co zwyk³emu miertelnikowi wydaje siê czyst¹ abstrakcj¹ i czego zdecydowanie nie by³by w stanie poj¹æ czytaj¹c artyku³y w czasopismach dla fachowców (i to tylko dla tych bardziej wtajemniczonych). Tutaj zamiast rozbudowanych wzorów mamy plastyczne przyk³ady, które pozwalaj¹ zrozumieæ, czym jest promieniowanie Hawkinga, co prawdopodobnie dzia³o siê po Wielkim Wybuchu (w czasie tak krótkim, ¿e nie sposób tego sobie wyobraziæ), czy na skutek inflacji w kosmosie co dro¿eje, jak to jest z tymi tunelami czasoprzestrzennymi i czy kiedykolwiek z którego skorzystamy, ile jest wymiarów i czemu mo¿e byæ ich jeszcze wiêcej, a nawet czym s¹ p­brany (przy których przyznajê chwilowo poleg³am, ale daleko mi do ostatecznej kapitulacji). Wszystko to mocno abstrakcyjne kwestie, z którymi jak podejrzewam niejeden fizyk ma problem, ale s¹dzê, ¿e ka¿dy, kto posiada podstawowe informacje w zakresie fizyki, odrobinê wyobra ni i chwilê czasu na przetrawienie danych, da radê mniej wiêcej ogarn¹æ wszystkie poruszane w ksi¹¿ce zagadnienia. Moj¹ uwagê w Krótkiej historii Stephena Hawkinga zwróci³o równie¿ to, ¿e Ferguson nie skupi³a siê ca³kowicie na jednym cz³owieku, któremu jak dowiadujemy siê z biografii niektórzy zarzucaj¹ nadmierne gwiazdorzenie na fali sukcesu Krótkiej historii czasu , a do æ szeroko opisa³a rodowisko naukowców oraz swoist¹ ewolucjê fizyki (tudzie¿ astrofizyki i kosmologii): jak rodzi³y siê nowe teorie pod wp³ywem kolejnych odkryæ oraz jak dynamicznie zmienia³y siê pogl¹dy poszczególnych badaczy na skutek tych¿e teorii. Przygl¹daj¹c siê opisowi tego niezwykle teoretycznego wiata naukowego dosz³am do wniosku, ¿e aby próbowaæ

37


odkryæ najwiêksze tajemnice wszech wiata trzeba byæ po trosze szaleñcem, po trosze dzieckiem oraz (jak sam mówi o sobie Hawking) marzycielem wierz¹cym, ¿e ludzki umys³ jest w stanie przezwyciê¿yæ wszelkie bariery (³¹cznie z prêdko ci¹ wiat³a) i wyt³umaczyæ, sk¹d siê wziêli my, a mo¿e nawet i dlaczego. Nieuchronnie pojawia siê tak¿e pytanie, czy to wszystko ma jaki sens? Czy odkrycie Teorii Wszystkiego pomo¿e nam rozwi¹zaæ problem g³odu i chorób na wiecie? Czy tak wielkie umys³y zamiast szukaæ lekarstwa na raka powinny marnowaæ siê, rozwa¿aj¹c kwestie z pogranicza filozofii (religii?) i nauki? Nie wiem. Mo¿e i nie ma, nie pomo¿e i nie powinny ale jak¿e to wszystko fascynuj¹ce! Jestem wdziêczna Kitty Ferguson, ¿e zaprosi³a nas do bezsprzecznie piêknego umys³u Stephena Hawkinga i nawet je li dotknê³a jedynie maleñkiego u³amka spraw, którymi siê on zajmuje, to i tak czytelnicy maj¹ gwarancjê, ¿e po zakoñczeniu lektury stan¹ siê m¹drzejsi. I co najwa¿niejsze g³odni dalszej wiedzy. Autor: Kitty Ferguson Tytu³: Krótka historia Stephena Hawkinga Tytu³ orygina³u: Stephen Hawking: An Unfettered Mind T³umaczenie: Urszula i Mariusz Seweryñscy Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 408 Data premiery: czerwiec 2013

Mi³o æ za sms, czyli ca³a prawda o erotycznym biznesie komórkowym

Anna Klimasara Szalbierstwo na Masow¹ Skalê Ostatnio trafi³a w moje rêce ksi¹¿ka Mi³o æ za SMS, czyli ca³a prawda o erotycznym biznesie komórkowym Jakuba Kornela Filipowskiego. Ju¿ sam jej tytu³ w zasadzie t³umaczy wszystko: autor ujawnia nam kulisy czatów SMS­owych, które rzekomo umo¿liwiaj¹ poznanie nowych osób w ka¿dym wieku, a w rzeczywisto ci s¹ mistyfikacj¹, której celem jest wy³udzenie od klientów jak najwiêkszej ilo ci pieniêdzy. Temat sam w sobie jest no ny i jaki czas temu wzbudzi³ du¿e zainteresowanie mediów, ale czy w Mi³o ci za SMS znajdziemy co wiêcej ni¿ to, co ju¿ napisano w licznych artyku³ach? G³ówna ró¿nica polega na tym, ¿e w prasie pojawia³y siê teksty pisane przez dziennikarzy, opieraj¹ce siê przede wszystkim na relacjach osób zwi¹zanych z ca³ym procederem (zarówno klientów, jak i moderatorów czatów), tymczasem autor ksi¹¿ki Mi³o æ za SMS sam przez pó³ roku pracowa³ w tego typu firmie. Otrzymujemy zatem informacje z pierwszej rêki, dziêki którym dok³adnie poznajemy sposób dzia³ania centrum SMS, warunki pracy, ró¿ne reakcje pracowników, a tak¿e szczegó³ow¹ charakterystykê klientów. Ca³o æ mo¿na podsumowaæ nastêpuj¹co: zadaniem moderatorów jest wywie æ w pole klientów wierz¹cych, ¿e rozmawiaj¹ z osob¹, której imiê podano w og³oszeniu, i nak³onienie ich do wys³ania jak najwiêkszej liczby kosztuj¹cych maj¹tek wiadomo ci tekstowych. Na wiadomo ci odpowiadaj¹ moderatorzy czatu, podszywaj¹cy siê w zale¿no ci od sytuacji pod Zosiê, Kasiê, Adama Trzeba przyznaæ, ¿e jest to wyj¹tkowo perfidne oszustwo, wykorzystuj¹ce

38


naiwno æ nie tylko napalonych facetów, szukaj¹cych przygody na jedn¹ noc, ale i du¿ej ilo ci zwyczajnie samotnych osób, chc¹cych u³o¿yæ sobie z kim ¿ycie. I je li taka znajomo æ koñczy³a siê jedynie wystawieniem klienta czekaj¹cego na spotkanie, które nie mog³o doj æ do skutku, to jeszcze niewielka strata Znane s¹ bowiem przypadki osób, które przez SMS­y popad³y w ogromne d³ugi i zrujnowa³y sobie ¿ycie. Filipowski nie próbuje siê usprawiedliwiaæ, choæ trudno nie zauwa¿yæ, ¿e drêczy go ogromne poczucie winy. Byæ mo¿e ksi¹¿ka ta jest form¹ autoterapii autora, który chce siê uporaæ z traumatycznym prze¿yciem, jakim musi byæ dla ka¿dego normalnego cz³owieka praca w takiej firmie. Wyrzuty sumienia i wstyd z tym na co dzieñ musia³ siê zmagaæ autor, tak jak ze wiadomo ci¹, ¿e dla szefostwa jest tylko maszyn¹ rozliczan¹ z ilo ci nabitych SMS­ów. Naturaln¹ konsekwencj¹ tego stanu rzeczy by³a ogromna rotacja na stanowiskach moderatorów, choæ Filipowski wspomina równie¿ o osobach pracuj¹cych w tym charakterze kilka lat (czy¿by psychopaci?). Jakie zmiany w psychice najczê ciej m³odych moderatorów ma takie zarabianie na k³amstwie? Tym powinni zaj¹æ siê psychologowie, ale z pewno ci¹ wywiera to mniej lub bardziej negatywny wp³yw na ich podej cie do ludzi, szkielet moralny oraz poczucie w³asnej warto ci. Pod tym wzglêdem s¹ oni takimi samymi ofiarami SMS­owego biznesu jak ci, którzy dali siê nabraæ na og³oszenia. W którym miejscu autor ksi¹¿ki wspomina, ¿e zaskakuj¹co wiele osób zna kogo , kto pracowa³ w tego typu centrum SMS i faktycznie ja równie¿ spotka³am tak¹ osobê, która wytrzyma³a w takiej firmie dwa miesi¹ce. Dlatego nie mogê powiedzieæ, ¿e Mi³o æ za SMS mnie zszokowa³a, gdy¿ o opisanych w niej praktykach bardzo wiele wiedzia³am ju¿ wcze niej. Zaskakuj¹cy jest jedynie fakt, w jak du¿ym stopniu obie opowie ci (ta ksi¹¿kowa i ta zas³yszana kilka lat temu od znajomego) s¹ ze sob¹ zbie¿ne. Niemniej jednak dla wielu osób historia ta bêdzie czym nowym i chyba w³a nie do nich jest skierowana ksi¹¿ka Mi³o æ za SMS . W pierwszej chwili zapewne trudno im bêdzie uwierzyæ, ¿e takie firmy funkcjonuj¹ w wietle prawa, ale mo¿e dziêki temu same stan¹ siê ostro¿niejsze? Nie wolno zapominaæ, ¿e towarzyskie czaty SMS­owe to tylko wierzcho³ek góry lodowej, na któr¹ sk³adaj¹ siê wszelkiego rodzaju konkursy i wró¿by, a tak¿e szereg innych sposobów na wyci¹gniêcie od nas pieniêdzy za po rednictwem nowych technologii. Jedno jest pewne pomys³owo æ oszustów nie zna granic, nie traæmy wiêc czujno ci. Tytu³: Mi³o æ za SMS, czyli ca³a prawda o erotycznym biznesie komórkowym Autor: Jakub Kornel Filipowski Wydawca: Videograf ISBN: 978­83­7835­176­4 Ilo æ stron: 240 Data wydania: maj 2013

39


Mrowisko Aleksandra Bro¿ek Mrówka niewielka, a góry kopie Czytali cie Podró¿e Guliwera Jonathana Swifta? Ta swoista parodia powie ci podró¿niczej, mimo ¿e powsta³a jeszcze w XVIII wieku, dla wspó³czesnego czytelnika nie straci³a wcale na warto ci. Szczerze mówi¹c, po przeczytaniu jej d³ugo pozostawa³am pod wra¿eniem tego, jak umiejêtne ¿onglowanie pewnymi stereotypami i pos³u¿enie siê postaciami o wiele mniejszymi czy wiêkszymi od cz³owieka mo¿e podzia³aæ na wyobra niê. Innymi s³owy zapad³a mi w pamiêæ. Mrowisko Mariusza Mieszkalskiego przypomnia³o mi o przygodach Guliwera nie tylko ze wzglêdu na podobieñstwo doboru bohaterów. Ksi¹¿ka ma w sobie co takiego, ¿e czytelnik co rusz irytuje siê, chce dyskutowaæ z autorem lub z bohaterami, zw³aszcza ¿e jak bumerang powraca idea idealnego, utopijnego spo³eczeñstwa. Jak¿e nieosi¹galnego dla ludzi! Z drugiej strony... czy utopia nie jest zaprzeczeniem wolno ci? Czy nie godzi w woln¹ wolê? Te i podobne kwestie to g³ówny trzon tej ksi¹¿ki, która dziêki temu nie jest byle czytad³em, ale powie ci¹, o której my li siê jeszcze d³ugo po pierwszej lekturze. Akcja zaczyna siê do æ tradycyjnie. Wiecznie zabiegany, zapracowany bohater otrzymuje upragniony urlop i wybiera siê z rodzin¹ za miasto. Ca³kiem nieoczekiwanie przypomina sobie, ¿e po ród piêknych lasów, na zupe³nym odludziu mieszka jego przyjaciel z lat szkolnych z zawodu genetyk, a z zami³owania hodowca mrówek. Autor, co mo¿e byæ zarzutem lub nie, skupi³ siê nie tyle na w¹tkach fabularnych i wykreowaniu ciekawych postaci, co na zestawieniu wiata ludzi ze wiatem mrówek i nieco a¿ nadto moralistycznym przekazie. Od razu na my l mi przysz³y redniowieczne parabole czy jak kto woli ­ przypowie ci. Aczkolwiek oczywist¹ cech¹ paraboli jest jej uniwersalno æ, o tyle jestem zdania, ¿e ksi¹¿ka mo¿e byæ pouczaj¹ca i dopracowana zarazem. Tworz¹c interesuj¹cych, wyró¿niaj¹cych siê indywidualnymi cechami bohaterów, intryguj¹cego protagonistê i urzekaj¹cy wiat ³atwiej jest zdobyæ serca czytelników. Tymczasem niektóre elementy zosta³y potraktowane zbyt powierzchownie. Trudno siê zorientowaæ, kto tak naprawdê jest protagonist¹, a czytaj¹c dialogi ma siê wra¿enie, ¿e bohaterowie rozmawiaj¹ ze sob¹ tylko po to, by przekazaæ niezbêdne dla odbiorcy informacje. Marudzê? Byæ mo¿e. Mimo wspomnianej schematyzacji powie æ wcale nie jest nudna i mo¿na j¹ po³kn¹æ w jeden dzieñ. Przyczyni³ siê do tego na pewno miêdzy innymi podzia³ ksi¹¿ki na wiele króciutkich rozdzia³ów. Nie da siê te¿ ukryæ, ¿e akcja wre, a sam koncept jest niezwykle interesuj¹cy. Reasumuj¹c, Mrowisko jest ksi¹¿k¹, któr¹ warto przeczytaæ. Szczególnie polecam osobom, które, tak jak ja, lubi¹ nieco pog³ówkowaæ , poczuæ ból wiata i chc¹, by autorzy podsuwali im ró¿ne egzystencjonalne zagadki. Ocena: 5/10

40


Tytu³: Mrowisko Autor: Mariusz Mieszkalski Wydawnictwo: Poligraf Rok wydania: 2013 Liczba stron: 204 ISBN: 978­83­7856­105­7

Nowa Fantastyka 7 (370) 2013 S³awomir Szlachciñski

Ostatnie trzy numery pisma mocno ³echta³y neurony pozytywnymi bod cami. Radowa³ siê cz³owiek, ale jednocze nie mia³ miêdzy zwojami zakodowan¹ prawdê dziejow¹, która mówi: nic nie trwa wiecznie. Gdzie w rodku, w cz³owieku, pod wiadomo æ wypatrywa³a wpadki. I w zasadzie powinienem czuæ siê podle. Bo siê doczeka³em. Lipcowa Nowa Fantastyka jest wyj¹tkowo s³abiutka. Ale mo¿e rozpasany dotychczasowym bogactwem rozbestwi³em siê i narzekam na zwyczajnie przeciêtny numer? Zaczynamy wyró¿nionym w konkursie literackim Ch³opcem z zapa³kami Roberta Zamorskiego. Autor zastosowa³, moim zdaniem najg³upsz¹ z mo¿liwych koncepcji, tzw. poetykê snu. Piszesz bracie cokolwiek, wa¿ne by bez ³adu, sk³adu i sensu. A potem twierdzisz, ¿e sen rz¹dzi siê w³asn¹ logik¹, a w zasadzie jej brakiem. I wszystko wolno. I masz genialne opowiadanie, bo mêczy³ Ciê w nim jaki problem. A tak naprawdê to sp³odzi³e parê stron be³kotu. Drugim polskim opowiadaniem jest Pomarañczowa czupryna Marlowe'a Jakuba Wojnarowskiego. Z jednej strony rozdêta ladowa fabu³a, dla której stosown¹ form¹ by³by raczej szort (no, mo¿e dwa szorty) nie przekraczaj¹cy piêciu tysiêcy znaków, a z drugiej smaczna atmosfera czarnego krymina³u. Je li lubimy tak¹ estetykê, to bêdziemy czytaæ z du¿¹ przyjemno ci¹, w przeciwnym razie raczej siê zmêczymy. I docieramy do najmocniejszego punktu programu. Dzieñ niani Leah Cypess to do æ krótkie, zwarte i zgrabne opowiadanie, w którym autorka niezwykle zrêcznie i sugestywnie prorokuje mo¿liw¹ wersjê przemian spo³ecznych w nieodleg³ej przysz³o ci. Z naszego punktu widzenia przemian do æ przera¿aj¹cych, choæ jak s¹dzê, znajdzie siê niejeden czytelnik, któremu przez my l przejdzie, ¿e mo¿e to, co opisuje Cypess, nie jest takie z³e. Oda my liwego do przynêty Carrie Vaughn to lekka fantasy, ³adnie napisana i z sympatycznym pomys³em. W sumie nie tak ma³o, ale te¿ i nie za du¿o. Taki tam letniak. Przeczytaæ, zapomnieæ. Koñczymy opowiadaniem o do æ rekordowym tytule. Zapiski z podró¿y specjalnego korespondenta magazynu >Niwa< Izaaka Babla (Nieukoñcz.). Planeta Mars, grudzieñ 1942 ­ kwiecieñ 1943 r. Niki Bachten to alternatywna historia podboju kosmosu w dekoracjach z czerwonoarmiejskich so³datów. Jaki pomys³ jest, ale wykonanie zupe³nie nie dla mnie. Gdzie na granicy sensu, jakie oderwane mini historyjki (znowu zestaw szortów?). Strasznie mnie zmêczy³o, czyta³em bo musia³em. Niemniej z pewno ci¹ ten i ów siê tu odnajdzie z przyjemno ci¹.

41


Publicystykê otwiera mini­biografia artystyczna Guillermo del Toro. Dowiedzia³em siê z niej tyle, ¿e skoro ju¿ widzia³em Krêgos³up diab³a i Labirynt Fauna, to resztê dokonañ re¿ysera mogê sobie darowaæ. Te¿ jaki zysk. Potem znowu o superbohaterach, rodowodzie Mechów i zombie na ekranie. Do pominiêcia. Na zakoñczenie pierwszej czê ci mamy zachêtê do Czarnego lustra, ponoæ ambitnego serialu SF. Trzeba sprawdziæ. Dalej Michael J. Sullivan radzi jak radziæ sobie z recenzjami, tymi z³ymi, ale i tymi dobrymi. Haska/Stachowicz wspominaj¹ karierê 'zwierzêcego magnetyzmu' zwanego potocznie od nazwiska wynalazcy mesmeryzmem. Peter Watts kolejny raz, acz odmiennie naturalnie, rozwa¿a relacjê sztuki i nauki, a Rafa³ Kosik zauwa¿a postêpuj¹c¹ ideologizacjê wszystkiego. W Orbitowaniu po kinie autor poleca Dead of night, film ze zgrabnie, jego zdaniem, umocowanym nieumar³ym. Z³ego wra¿enia dope³niaj¹ recenzje. Nie marudzi³em ostatnimi czasy na ten dzia³, by³o przyzwoicie. Tym razem jednak pismo zaplanowa³o chyba prowokacjê roku. Skald. Karmiciel kruków £ukasza Malinowskiego otrzyma³ ocenê 5/6 (tyle samo co zbiór opowiadañ Petera Wattsa, lol) w zestawie z peanem pochwalnym Marcina Zwierzchowskiego. Przebieg³em wzrokiem te kilkana cie zdañ z rosn¹cym za¿enowaniem. To musi byæ prowokacja. Dawno nie czyta³em literatury tak drewnianej, wydumanej i pozbawionej polotu, tak nudnej i s³abej fabularnie jak Skald. Karmiciel kruków. Kaczka, to maks co z tego mo¿e byæ, 2/6, ¿e siê jako utrzymuje na powierzchni. Redakcja pisma powinna chyba chwilkê zastanowiæ siê nad celem istnienia dzia³u recenzenckiego. To powinien byæ drogowskaz, rzetelny drogowskaz!, a nie maszyna prosta do wciskania g. Pozdrawiam i do nastêpnego razu Tytu³: Nowa Fantastyka nr 7 (370) 2013 Wydawca: Prószyñski Media ISSN: 0867­132X

Odtrutka na optymizm Anna Klimasara Zastrzyk pesymizmu Zastanawiam siê, co napisaæ o Odtrutce na optymizm Petera Wattsa i dochodzê do wniosku, ¿e zbiory opowiadañ to chyba najtrudniejsze do oceny ksi¹¿ki. W antologiach najczê ciej mamy jak¹ my l przewodni¹, której mo¿na siê chwyciæ, rozliczaj¹c autorów z tego, jak podeszli do tematu lub jak bardzo siê od niego oddalili. Tymczasem tutaj mamy jednego autora i szesna cie opowiadañ, które powsta³y na przestrzeni niemal dwudziestu lat. Z jednej strony daje nam to doskona³¹ okazjê do prze ledzenia rozwoju Wattsa oraz tego, jak pewne motywy w jego twórczo ci powracaj¹ w mniej lub bardziej zmienionej postaci w ró¿nych tekstach, z drugiej jednak sprawia, ¿e niezwykle trudno jest siê odnie æ do ksi¹¿ki jako ca³o ci. Jak w ogóle porównaæ ze sob¹ te opowiadania i od czego zacz¹æ ? Problemu, od czego zacz¹æ, zdecydowanie nie mia³ wydawca i zacz¹³ zbiór od wyj¹tkowego wstêpu, napisanego przez Petera Wattsa specjalnie na potrzeby Odtrutki . Jest to niezwykle sympatyczny akcent, w którym pisarz opowiada o szczególnej wiêzi, jaka ³¹czy go z Polsk¹ i chyba nie jest to tylko kurtuazja. Watts jest

42


u nas pisarzem znanym, nagradzanym i najwyra niej lubi nas odwiedzaæ. Trudno siê temu dziwiæ, wszak dla fantasty nasz kraj musi byæ niezwykle obfitym ród³em inspiracji i, jak informuje nas we wstêpie autor, byæ mo¿e ju¿ wkrótce w¹tki polskie zaczn¹ pojawiaæ siê w jego twórczo ci. Ksi¹¿ka zatem rozpoczyna siê pogodnie i to tyle je¿eli chodzi o radosny nastrój. Dalej wkraczamy bowiem w mroczny wiat wyobra ni Wattsa Gdybym mia³a znale æ jeden motyw ³¹cz¹cy jego opowiadania, chyba postawi³abym na stratê, któr¹ szczególnie silnie odczuwa siê w tekstach Nimbus , Cia³o sta³o siê s³owem i przejmuj¹cym Drugim przyj ciu Jasmine Fitzgerald , choæ w zasadzie w ka¿dym tek cie który z bohaterów boryka siê z utrat¹ kogo bliskiego, nadziei lub z³udzeñ. Niezwykle wa¿n¹ rolê w kreowaniu atmosfery odgrywaj¹ miejsca, w których toczy siê akcja, bo choæ s¹ one bardzo zró¿nicowane, praktycznie we wszystkich dominuje poczucie rezygnacji i dojmuj¹ca têsknota za przesz³o ci¹ b¹d lepszym jutrem. Zmiany w wiecie, jaki znamy, u Wattsa prowadz¹ jedynie do wiêkszego zniewolenia ludzi (jak w Oczach Boga czy Nowinie dla pogan ) lub powolnego rozpadu spo³eczeñstwa, d¹¿¹cego do samozag³ady. Jako ¿e jest mowa o zmianach, pojawia siê równie¿ lêk przed nimi, zaznaczony najwyra niej we Fraktalach . Tekst ten jest fantastyk¹ bardzo bliskiego zasiêgu czasowego, w której ród³em zagro¿enia s¹ imigranci i chyba mo¿na powiedzieæ, ¿e wizja ta spe³nia siê ju¿ w wielu europejskich krajach, które swego czasu okaza³y go cinno æ przybyszom z odleg³ych kultur, a teraz musz¹ siê zmierzyæ z jej konsekwencjami. Jednym z nie miertelnych motywów literatury science fiction, którego prêdzej czy pó niej dotyka ka¿dy autor, jest kontakt z obc¹ cywilizacj¹. Zapisano na ten temat ju¿ hektary lasów i naprawdê coraz trudniej trafiæ na oryginalne podej cie do tematu, ale jak siê jest Peterem Wattsem, to i na tym obszarze mo¿na siê doskonale odnale æ. W niezwykle brutalnym, ale i niepozbawionym poczucia humoru tek cie napisanym wspólnie z Laurie Channer Du¿o ¿arcia , Watts obdarza zdolno ci¹ mowy dobrze nam znane stworzenia z oceanów i opisuje, jak móg³by wygl¹daæ wiat, gdyby ludzie doszli z nimi do porozumienia. Dla odmiany w Wyspie , która jest jednym z najbardziej zapadaj¹cych w pamiêæ opowiadañ zbioru, wyrusza na spotkanie obcej inteligencji bardziej klasycznie, w kosmos, i przedstawia nam istotê, która na pierwszy rzut oka ró¿ni siê od nas wszystkim, a jednak ma z nami wiêcej wspólnego, ni¿ mo¿na by przypuszczaæ. Watts nie boi siê równie¿ poruszaæ tematyki religijnej, wobec której, nie ukrywajmy, jest zdecydowanie sceptycznie nastawiony. W¹tkom religijnym po wiêcone jest wspomniane ju¿ opowiadanie Nowina dla pogan , ale najdobitniej stosunek Wattsa do religii pokazuje najkrótszy tekst w zbiorze (niemal szort!) Hillcrest kontra Velikovsky. Si³a wy¿sza? , który z bezlitosn¹ ironi¹ wyszydza fanatyzm i tzw. uczucia religijne. Co charakterystyczne dla Wattsa, jest to autor, który niczego nie próbuje czytelnikom u³atwiaæ. W ka¿dym tek cie wrzuca nas w rodek jakiej historii, pozwalaj¹c nam czerpaæ ogromn¹ rado æ z poznawania wiata, w jakim siê znale li my, a mo¿e to byæ zarówno bliska przysz³o æ na Ziemi, jak i przestrzeñ kosmiczna oddalona od nas o miliony lat Ka¿d¹ z historii musimy sk³adaæ z maleñkich fragmencików, czasem poznaj¹c j¹ stopniowo wraz z bohaterami, a czasem rekonstruuj¹c j¹ w oparciu o szereg wskazówek podsuwanych przez narratora. Je¿eli jeszcze nie zetknêli cie siê z proz¹ Wattsa, a dosz³y Was s³uchy, ¿e to autor nadu¿ywaj¹cy naukowego ¿argonu i skupiaj¹cy siê na warstwie science, mogê Was uspokoiæ w Odtrutce na optymizm nauki mamy akurat tyle, ile potrzeba, i jest ona podana w bardzo przystêpny sposób. Jest lato, wieci s³oñce, wyje¿d¿amy na wakacje i szukamy wakacyjnych lektur. Zarówno ponura ok³adka Odtrutki na optymizm , jak i sam tytu³ raczej nie zachêcaj¹ do tego, by wrzuciæ tê ksi¹¿kê do walizki. Tymczasem jest to pozycja wrêcz idealna na urlop, gdy¿ wymaga odrobiny spokoju i wolnego czasu na przemy lenia. Nie jest to bowiem lektura ³atwa, któr¹ mo¿na po³kn¹æ w jeden wieczór. Opowiadania Wattsa trzeba sobie umiejêtnie dawkowaæ, robi¹c przerwy na odtrucie, choæ ich pesymistyczny jad i tak nieub³aganie przes¹cza siê do umys³u, i pewnie którego zimowego wieczoru trzeba bêdzie do nich powróciæ. A niew¹tpliwie jest to proza warta tego, by do niej wracaæ.

43


Autor: Peter Watts Tytu³: Odtrutka na optymizm T³umaczenie: Wojciech M. Próchniewicz Wydawnictwo: Mag Liczba stron: 360 Data premiery: lipiec 2013 ISBN: 978­83­7480­364­9

O lepiaj¹cy nó¿ Rafa³ Sala Usypiaj¹cy nó¿ Recenzja, podobnie jak ksi¹¿ka, powinna zaczynaæ siê od komety, od s³ów, które poprowadz¹ czytelnika przez dan¹ historiê i nawet po przeczytaniu bêd¹ szumieæ w g³owie jak wino dobrego rocznika, dobrego s³oñca, dobrego zbioru i dobrych ludzi. Pierwsze zdanie winno byæ drogowskazem, latarni¹ wskazuj¹c¹ bezpieczny port, jedyn¹ drogê do domu. Z racji tego, ¿e powy¿szy wstêp, chc¹c nie chc¹c, zawiera owo pierwsze zdanie, uznajmy, ¿e jest ono dobre i, tak jak wspomnia³em, ma w sobie co z komety. Jeste cie ju¿ odpowiednio ukierunkowani? Dali cie siê przekonaæ? Je li nie, z pewno ci¹ mo¿ecie skontaktowaæ siê z moimi znajomymi, którzy potwierdz¹, ¿e moje pierwsze zdania s¹ najlepsze, najpierwsze, naj... Teraz zdradzê Wam, dlaczego wspominam o pewnym ukierunkowaniu czytelniczym. Ano dlatego, ¿e czêsto ulegamy sugestiom, dajemy siê niejako porwaæ pewnym nurtom, niekoniecznie dobrym. W dobie Internetu i wszelkich narzêdzi, które on oferuje, dowiedzieæ siê czego o danej ksi¹¿ce nie jest trudno. Jest, cholera, ³atwo. Zbyt ³atwo. Dawniej bywa³o tak, ¿e cz³owiek musia³ sam wyrobiæ sobie opiniê, przebrn¹æ przez ksi¹¿kê, b¹d te¿ kupiæ czasopismo, gdzie owe recenzje siê ukazywa³y. Teraz jest inaczej. Klik, klik i ju¿ mamy to, czego szukamy. A raczej to, co kto nam da³ do odszukania. Opinie, opinie, opinie. O lepiaj¹cy nó¿ Brenta Weeksa jest kontynuacj¹ powie ci Czarny pryzmat . Z tego co wiem, autor ma zamiar zamkn¹æ historiê w czterech tomach, wiêc dla fanów bêdzie to dosyæ d³uga przygoda. Akcja zaczyna siê po przegranej bitwie o Garriston. Bohaterem jest Gavin Guile najpotê¿niejszy cz³owiek wiata zwany Pryzmatem. Zapytacie, a kim¿e jest ów Pryzmat? Pryzmat to taki trochê czarodziej, który jako jeden z nielicznych potrafi krzesaæ magiê z siedmiu kolorów. No i st¹d nazywany jest Pryzmatem. Proste? Proste. Oczywi cie bycie najpotê¿niejszym cz³owiekiem wi¹¿e siê z pewnymi niedogodno ciami, ¿e tak powiem, egzystencjonalnymi. Gavin ma krótk¹ datê wa¿no ci, co znaczy, ¿e nie bêdzie mu dane doczekaæ staro ci. Choæ w pierwszym tomie dowiadujemy siê, ¿e przed Pryzmatem jest jeszcze piêæ lat ¿ycia, to w drugiej czê ci historii na skutek pewnych okoliczno ci Gavin dostaje du¿o, du¿o mniej czasu. Có¿ w takim wypadku robiæ? Gavin musi (taki los najpotê¿niejszych

44


czarodziejów) znale æ miejsce dla piêædziesiêciu tysiêcy uchod ców (wiadomo, jak to na wojnie), zaopiekowaæ siê synem Kipem no i oczywi cie nie dopu ciæ do zniszczenia wiata czyli do chaosu, mierci, g³odu i tak dalej... Tak mniej wiêcej przedstawia siê fabu³a O lepiaj¹cego no¿a . Teraz jeszcze chcia³em wspomnieæ o ukierunkowaniu czytelniczym. Gdy dowiedzia³em siê, ¿e ksi¹¿ka Brenta Weeksa jest dostêpna dla recenzentów, z ciekawo ci zg³osi³em siê do jej przeczytania. Zajrza³em na pewien serwis po wiêcony ksi¹¿kom, rzuci³em okiem na kilka recenzji i ze spokojem czeka³em na powie æ. Przysz³o grube tomiszcze ze schematyczn¹, byle jak¹ ok³adk¹. Nie przej¹³em siê tym. Czyta³em wiele dobrych ksi¹¿ek z naprawdê ¿enuj¹cymi ok³adkami. Otworzy³em z nadziej¹, ¿e dobre, porz¹dne fantasy porwie mnie do niezwyk³ego wiata. Zacz¹³em czytaæ, nadal pe³en nadziei. Przewraca³em strony w oczekiwaniu na cud. I nic. Z³y sam na siebie od³o¿y³em ksi¹¿kê i odczeka³em jaki czas, by do niej wróciæ. Niestety, to samo. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale O lepiaj¹cy nó¿ zwyczajnie mnie nudzi³. Brn¹³em przez karty ksiêgi niczym turysta zdobywaj¹cy Babi¹ Górê, z nadziej¹ (po raz kolejny u¿yjê tego s³owa), ¿e mimo mg³y, liskich kamieni i wiatru zdobêdê szczyt, na którym bêdê móg³ napawaæ siê piêknym widokiem. Ale im dalej szed³em, tym bardziej utwierdza³em siê w przekonaniu, ¿e nawet je li na samej górze jest widok na pla¿ê naturystów we W³adys³awowie, nie bêdê zadowolony. I nie jestem. Sama fabu³a nie jest z³a. Jest ca³kiem dobra, a wiat przedstawiony wyró¿nia pewna oryginalno æ. Autor dopracowa³ swoje ma³e królestwo i pewnie dla wielu czytelników bêdzie to niezwyk³a wyprawa do wiata magii, kolorów i przygody. Ja niestety tê przygodê przespa³em. Przykro mi, bo naprawdê siê stara³em. Ale jestem zdania, ¿e to ja ksi¹¿kê, a nie ksi¹¿ka mnie... Ja jestem tu najwa¿niejszy, nie pisarz. Liczy³em na to, ¿e z O lepiaj¹cym no¿em spêdzê przyjemne chwile. Mo¿e w³a nie to wyobra¿enie sprawi³o, ¿e ksi¹¿ka stanê³a mi w gardle i wywo³a³a atak senno ci. Od razu muszê napisaæ, ¿e styl autora jest rozwlek³y i sporo miejsca po wiêca on krzesaniu (czarowaniu). O lepiaj¹cy nó¿ pozostanie dla mnie przestrog¹. Lecz nie martwcie siê, drodzy czytelnicy. Ka¿dy idzie swoj¹ drog¹ i innym szlakiem zdobywa szczyt. Mimo wszystko wspinamy siê na te same góry, wiêc mo¿e spotkamy siê na innej wyprawie, w innym wiecie, który, mam nadziejê, oka¿e siê naszym wspólnym wiatem. Ocena: Pomys³/oryginalno æ: 7 Przyjemno æ czytania: 4 (absolutnie subiektywna ocena) Jêzyk/styl: 5 Koñcowa ocena: 5+ (W skali 1­10) Tytu³: O lepiaj¹cy nó¿ Cykl: Czarny Pryzmat Tom: 2 Autor: Brent Weeks T³umaczenie: Ma³gorzata Strzelec Wydawca: MAG Data wydania: 20 marca 2013 Liczba stron: 812 ISBN­13: 978­83­7480­292­5

45


Prezydent von Dyzma Hubert Przybylski

Poszukiwany - ¿ywy lub martwy S¹ takie dni w ¿yciu normalnego zdrowego cz³owieka (¿e o normalnym zdrowym nie wieciu nie wspomnê), kiedy to na sam¹ tylko sugestiê jakiejkolwiek pracy umys³owej mózg odwraca siê ty³em powtarzaj¹c za Paw³em Wójcikiem "Duszno, upa³... Bo¿e drogi..." W takich w³a nie momentach jedynym kompromisowym wyj ciem z sytuacji, które zadowoli i mózg, i jego mniej lub bardziej nie wiadomego w³a ciciela, jest lekka, ale zarazem inteligenta lektura. I tu siê pojawia problem. Kierowani czysto zwierzêcym instynktem (bo woli siê nadludzkie wysi³ki skoñczy³y) wchodzimy do ksiêgarni, miêdzy pó³ki z ksi¹¿kami i... ZONG! Nie wiemy, co wybraæ. Ok³adki kusz¹ nas przeró¿nymi widoczkami. A to ho¿a dziewoja w stalowym napier niku (rozmiar 65LL co najmniej), z dwoma dwurêcznymi toporami w rêkach, stoj¹ca na szczycie góry czaszek. Kilka pó³ek dalej zobaczymy sielski widoczek z optymistycznie wygl¹daj¹cym domkiem, i ze dziebko mniej optymistycznie wygl¹daj¹c¹, wylewaj¹ca siê z okien owego optymistycznego domku, posok¹. Albo piêkn¹ pani¹ zgniatan¹ tudzie¿ mia¿d¿on¹ mocarnym u ciskiem ramion ekstraordynarnie przystojnego mê¿czyzny z twarz¹, "jakby mu j¹ sam Micha³ Anio³ d³utem wyharata³" oboje na przepiêknie gustownym ró¿owym tle, oczywi cie... Mo¿emy siê te¿ natkn¹æ na ok³adkê, na której ukazani s¹ (zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara) Göring, Goebbels, Hitler, lec¹cy balon i deutsche soldat na motorze z koszem. A pomiêdzy nimi, w znanym z czo³ówek filmów z Bondem "widoku z lufy", czarna sylwetka eleganckiego pana w meloniku i z laseczk¹, a obok napis "Prezydent von Dyzma", Marcin Wolski. Hm... Ciekawe, czy warto... Przepraszam za tak d³ugi wstêp, ale nie mog³em siê powstrzymaæ. Ale teraz przechodzê do rzeczy. I ¿adnych dygresji i lania wody. Ja Wam to, prawie ¿e, obiecujê. Mamy koniec roku 1944. Niemcy, korzystaj¹c z chwili ulgi, jak¹ funduj¹ im Sowieci, staraj¹ siê zrobiæ co tylko mo¿na, ¿eby odwróciæ koleje wojny. Ich przywódca, Adolf H., wpada na arcygenialny plan. Trzeba znale æ ciesz¹cego siê zaufaniem swoich ziomków Polaka, który obejmie ster kolaboranckich rz¹dów w okupowanej Polsce i spowoduje, ¿e Polska zmieni obóz z alianckiego na nieco bardziej "osiowy" i po raz kolejny uratuje Niemcy przez czerwonym potopem ze wschodu. Wybór mo¿e byæ tylko jeden Nikodem Dyzma. Cz³owiek bezkompromisowy i energiczny, a do tego ciesz¹cy siê nieprawdopodobn¹ wrêcz popularno ci¹ w ród Polaków (która wzros³a jeszcze bardziej po tym, jak nie przyj¹³ teki premiera w '38). Decyzja zapada szybko. Führer wyznacza swoich trzech zaufanych pomocników (Goebbelsa, Göringa i Hansa Franka), a ci, ka¿dy na w³asn¹ rêkê, maj¹ tydzieñ na znalezienie i sprowadzenie do Berlina Dyzmy. Tyle, ¿e od wrze nia 1939 roku nikt Nikodema nie widzia³ na oczy i nie wiadomo, czy on w ogóle jeszcze ¿yje. Ale ¿e wodzowi siê nie odmawia... Na razie wygl¹da to wszystko jak kolejna typowa, seryjnie pisana historyjka szpiegowsko­wojenna, nieprawda¿? Nawet pojawienie siê Dyzmy, bohatera powie ci Tadeusza Do³êgi­Mostowicza (nawet je li kto nie czyta³ powie ci, to na pewno ogl¹da³ jej ekranizacjê z Romanem Wilhelmim w roli g³ównej), niespecjalnie prze³amuje ten schemat. W ka¿dym b¹d razie, z pocz¹tku tak w³a nie mo¿na by sobie o "Prezydencie von Dyzmie" pomy leæ. Ale tylko na samym pocz¹teczku.

46


Tak, powiedzmy, przed stron¹ z numerkiem 5. Bo potem zaczyna siê dziaæ. Du¿o i na ostro. O ile w "Wallenrodzie" czy "Mocarstwie" humor by³ bardzo stonowany i opiera³ siê bardziej na ci¹g³ym mru¿eniu oka ni¿ gagach, to tym razem jest bardziej ni¿ dziebko inaczej. Wolski nadal co chwila puszcza do nas oczko, ale tym razem robi to bardziej wyrazi cie (có¿, pojawienie siê takich postaci jak Hans Kross (Janek K³os) i jego przeciwnik, Sturmbannführer Brenner, a tak¿e Max Sterlitz, James Blond, czy dr Needle chyba mówi sami za siebie, no nie?), czasami mo¿e nawet ocieraj¹c siê o tzw. "humor mêsko­robotniczy". Na szczê cie zna umiar i nie przekracza cienkiej granicy dobrego smaku. No, mo¿e co najwy¿ej, w sporadycznych przypadkach, jedn¹ nog¹. Tak¿e akcja jest du¿o bardziej dynamiczna ni¿ w, i tak ca³kiem dynamicznym, "Mocarstwie". Ca³y czas co siê dzieje, a z ka¿d¹ przeczytan¹ stron¹ wydarzeñ jest coraz wiêcej i wiêcej. A¿ do wielkiego fina³u, w którym dzieje siê jeszcze wiêcej i jeszcze dynamiczniej. Sam Dyzma pojawia siê w "Prezydencie..." do æ pó no dopiero w drugiej po³owie ksi¹¿ki, gdzie w okolicach dziewi¹tego rozdzia³u. Mia³o to zapobiec przedwczesnemu roz³adowania napiêcia zwi¹zanego z jego poszukiwaniami. I rzeczywi cie, taki wybieg autora sprawdzi³ siê stuprocentowo. Do samego koñca nie wiemy, komu pierwszemu uda siê znale æ Nikodema. Czy bêd¹ to konkuruj¹cy ze sob¹ niemieccy dygnitarze, czy te¿ inni. Bo owi inni (komuni ci, AK, osobi ci wrogowie) te¿ siê w owe poszukiwania w³¹czaj¹. Ale oprócz podtrzymania w czytelniku niepewno ci w kwestii "kto pierwszy znajdzie Dyzmê", uda³o siê Wolskiemu tak¿e co innego. Owa przed³u¿aj¹ca siê "fizyczna" nieobecno æ Dyzmy na kartach powie ci sprawia, ¿e ma siê wra¿enie, jakby to by³ jeden wielki po cig za jakim mitycznym, znanym tylko z przekazów ustnych tubylców stworzeniem. Albo nieistniej¹cym naprawdê bohaterem niezwykle popularnej miêdzywojennej powie ci. I kiedy Dyzma siê nagle pojawia có¿, trzeba to poczuæ samemu. Uwa¿ni czytelnicy niniejszego omówienia mogliby mnie teraz zapytaæ "Jest humor, jest wartka akcja, jest suspens... A w czym siê objawia "inteligencka" warstwa powie ci?". pieszê wyja niæ, ¿e w³a nie mia³em do tego przej æ. Przede wszystkim, w tle tych wszystkich mrugniêæ okiem, gagów, po cigów i strzelanin (¿e o seksie nie wspomnê) przeb³yskuj¹ co chwila tre ci, które wymagaj¹ od czytelnika pewnej (niema³ej) dozy wra¿liwo ci, inteligencji i wiedzy o wiecie. S¹ te¿ i takie, które zmuszaj¹ do chwilki zadumy i ucz¹ tego, czego nie ucz¹ ju¿ w szko³ach. Czyli miêdzy innymi patriotyzmu. Przyk³adem jest samo nawi¹zanie do postaci Do³êgi­Mostowicza. Niezwykle popularny przed wojn¹ twórca, bardzo bogaty (dorobi³ siê w³asnego samolotu a przed wojn¹ by³o to du¿o wiêkszym wyczynem ni¿ teraz), we wrze niu '39 rzuca wszystko, ale zamiast uciec na Zachód (jak spora grupa równie bogatych lub znanych ówczesnych osobisto ci) wstêpuje do wojska i, jako zwyk³y kapral, ginie w walce z Sowietami. Wolski w "Prezydencie..." czêsto odwo³uje siê do patriotyzmu, ale robi to nienachalnie i inteligentnie. I za takie w³a nie podej cie do tej kwestii, zw³aszcza w czasach, kiedy ów patriotyzm jest passe i nie ma go za grosz nawet w szkolnych podrêcznikach, nale¿¹ siê autorowi brawa. Jak na recenzjê ksi¹¿ki w du¿ej mierze rozrywkowej strasznie siê rozpisa³em, ale uspokajam Was powoli zbli¿am siê do koñca. Ostatnia rzecz, na która chcia³bym zwróciæ uwagê, to dobrze przemy lany i bardzo ciekawie przedstawiony proces zmian zachodz¹cych w osobowo ci Dyzmy na skutek wojennych do wiadczeñ. Jak wszyscy pamiêtamy, Nikodem by³ wzorem egoizmu. Prostakiem (czasami wrêcz wy³azi³ z niego cham), który niedostatki innych walorów osobowo ci nadrabia³ bezczelno ci¹ i cwaniactwem. I kiedy wydawa³o mu siê to konieczne, nie waha³ siê przed wej ciem na drogê przestêpstwa. "Dziêki" temu uda³o mu siê ze spo³ecznych nizin przedostaæ na szczyt. Ale potem wybucha wojna, Dyzma wszystko traci i znów musi zaczynaæ od nowa, a ¿e szaleñstwo rozpêtane przez nazistów wcale mu w tym nie przeszkadza, a wrêcz przeciwnie, ponownie szybko odbija siê od dna. Nawet kiedy spotyka kogo , na kim, z czasem, zaczyna mu zale¿eæ, nie przerywa kariery bandziora, sutenera i szmalcownika. I tak jest a¿ do momentu, w którym staje przed dylematem on sam, albo ten kto ... Moja ocena "Prezydenta von Dyzmy", to 9,5/10. To zdecydowanie jedna z najlepszych rozrywkowo­inteligentnych ksi¹¿ek, jakie ostatnio czyta³em, wiêc bez ¿adnych dylematów polecam j¹ ka¿demu. Niektóre osoby pewnie mo¿e zraziæ nieco zbyt prza ny humor, ale my lê, ¿e jest on niezbêdny, aby podkre liæ subtelniejsze warstwy powie ci. A tych "Prezydent..." ma naprawdê wiele.

47


Autor: Marcin Wolski Tytu³: Prezydent von Dyzma Wydawca: Zysk i S­ka Rok wydania: 2013 Liczba stron: 352 ISBN: 978­83­7785­220­0

Ruiny Marek Adamkiewicz

Na brak weny twórczej Orson Scott Card nie ma co narzekaæ. Podczas swojej wieloletniej kariery pisarskiej, uraczy³ czytelników kilkudziesiêcioma powie ciami, z których wiele wchodzi³o w sk³ad kolejnych, pisanych przez autora cykli. Ogromna wiêkszo æ tych ksi¹¿ek zbiera³a ponadto znakomite recenzje, sytuuj¹c Carda na pozycji jednego z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych pisarzy fantastycznych naszych (a przysz³o æ poka¿e czy tak¿e wszech) czasów. Jego najnowsza powie æ, Ruiny , to kontynuacja w¹tków, jakie mieli my okazje poznaæ w Tropicielu . Fabu³a rozpoczyna siê dok³adnie w tym miejscu, gdzie zosta³a porzucona. Rigg wraz z towarzyszami przedosta³ siê przez Mur i uciek³ przed goni¹cymi go nieprzyjació³mi. Jednak bohaterowie wci¹¿ musz¹ stawiæ czo³a wielu wyzwaniom. Przygotowanie samych siebie oraz ca³ej populacji Arkadii do spotkania z Ziemianami to jedno z nich. Ale czy najwa¿niejsze? Niespodziewanie mo¿e siê okazaæ, ¿e sprawy, wydawa³oby siê, trywialne, mog¹ urosn¹æ do rangi wielkiego problemu. Nic nie jest tak proste, na jakie pozornie wygl¹da. Tak jak w przypadku ka¿dej kontynuacji, na któr¹ przychodzi czytelnikowi czekaæ, tak i tutaj, zachodzi sytuacja, w której lekturê zaczyna siê od przypominania sobie co i jak . I niewa¿ne czy poprzedniczka by³¹ ksi¹¿k¹ znakomit¹, czy redni¹, pewne rzeczy po prostu ulatuj¹ z pamiêci. Oczywi cie, istniej¹ tacy czytelnicy, którzy bior¹ wtedy do rêki poprzedni tom i go czytaj¹, jednak b¹d my szczerzy, zazwyczaj brak na taki manewr czasu. Card na szczê cie, w pocz¹tkowych rozdzia³ach, rzuca nam parê informacji przypominaj¹cych, podanych ponadto tak, ¿e prawie ich nie zauwa¿amy. Ot, wspomni jak¹ nazwê w³asn¹, czy te¿ ustami bohaterów przypomni o danym wydarzeniu, naprowadzaj¹c tym samym czytelnika na w³a ciwy trop. Mo¿emy siê dziêki temu nieco wczuæ w g³ównego bohatera, w koñcu jest tropicielem Zostawiaj¹c jednak ¿arty na boku, Ruiny czaruj¹ przede wszystkim bohaterami. Och, có¿ za zaskoczenie! Orson Scott Card i znakomicie nakre lone charaktery... Có¿, powszechnie wiadomo, i¿ jest to jedna z najmocniejszych stron pisarstwa autora i naprawdê nie sposób tego za ka¿dym razem nie podkre laæ. Dobre rzeczy po prostu zas³uguj¹ na pochwa³ê. Szczególnie udane jest pokazanie biegn¹cych wydarzeñ z ró¿nych perspektyw. Autor wrêcz nimi ¿ongluje. Daje to ogromne pole

48


manewru, je li idzie o swoist¹ walkê charakterów, ale te¿ pozwala spojrzeæ na wiele spraw z ró¿nych stron. Pokazuje tak¿e, ¿e ró¿ne wydarzenia, widziane przez ró¿ne osoby, mog¹ staæ siê zarzewiem nieporozumieñ, zw³aszcza, je li dodatkowo co zostaje przez którego z protagonistów przemilczane. Tak, nie jest to zabieg nowy, ale prowadzony jest z tak¹ perfekcj¹, ¿e z miejsca rzuca siê w oczy i zmusza rêce do oklasków. Rozwiniêty zostaje tak¿e motyw science­fiction. Bohaterowie dostaj¹ w swoje rêce pewne wyroby techniki, a ca³a fabu³a przestaje mieæ wyd wiêk g³ównie przygodowy. A taki w znacznej mierze by³ Tropiciel . Owszem, ju¿ wówczas wysy³ane by³y do czytelnika pewne sygna³y, a jeden z w¹tków by³ czyst¹ fantastyk¹ naukow¹, jednak tym razem jest jej bezsprzecznie wiêcej. Najwa¿niejsze jednak, ¿e nie zaczyna dominowaæ nad reszt¹, akcja wci¹¿ stoi na pierwszym miejscu. Po prostu dosz³o wiêcej elementów sk³adowych. W odbiorze powie ci niew¹tpliwie pomaga ogromne do wiadczenie Carda. Warsztat ma opanowany do perfekcji, co wbrew pozorom, jest bardzo wa¿n¹ spraw¹. Na interesuj¹cy pomys³ wpa æ mo¿e ka¿dy, jednak by rozwin¹æ go do rozmiarów wci¹gaj¹cej ze spor¹ si³¹ powie ci, trzeba talentu. A tego autorowi nie brak. Ruiny to bardzo dobra powie æ. Ciê¿ko powiedzieæ jednak, czy wybija siê ponad poziom Tropiciela . Chyba najbardziej sprawiedliwie bêdzie powiedzieæ, ¿e obie s¹ wietn¹ lektur¹, tylko, ¿e ka¿da z nich skupia siê na nieco innych rzeczach. S¹ utrzymane w nieco innym duchu. Do wietnej przygodówki z ambicjami dosz³o jeszcze wiêcej ambicji. 8/10 Autor: Orson Scott Card Tytu³: Ruiny Tytu³ orygina³u: Ruins T³umaczenie: Kamil Lesiew i Maciejka Mazan Wydawca: Prószyñski i S­ka Data wydania: 18.06.2013 Liczba stron: 383 ISBN: 978­83­7839­532­4

49


Ruiny Bart³omiej Cembaluk Ciut za du¿o filozofowania Dobry cykl charakteryzuje siê tym, ¿e wszystkie ksi¹¿ki wchodz¹ce w jego sk³ad stoj¹ na podobnym, wysokim poziomie. Najistotniejszy jest jednak tom pierwszy, gdy¿ to on w du¿ej mierze decyduje, czy czytelnicy bêd¹ czekaæ na nastêpne czê ci, czy je sobie daruj¹. Je¿eli w nich autorowi co nie wyjdzie, to istnieje nadzieja, ¿e fani go nie porzuc¹ i dadz¹ mu jeszcze jedn¹ szansê, zw³aszcza je li polubi¹ bohaterów, a opisywana historia ich wci¹gnie. Orson Scott Card otwieraj¹c swój nowy cykl powie ci¹ Tropiciel przeszed³ próbê, poniewa¿ jest to pozycja co najmniej dobra. Teraz przysz³a pora na jej kontynuacjê w postaci Ruin , wiêc warto sprawdziæ, czy poziom poprzedniczki zosta³ utrzymany, czy obni¿ony. A mo¿e jest lepiej? Riggowi, Umbowi, Param oraz reszcie uciekinierów uda³o siê przekroczyæ Mur, a tym samym zbiec przed czyhaj¹c¹ na ich ¿ycie Hagi¹ Sessamin i wspieraj¹cym j¹ genera³em Obywatelem. Ci, którzy spodziewali siê, ¿e na tym skoñcz¹ siê k³opoty naszych podró¿ników w czasie, mocno siê jednak pomylili. Choæ nie pod¹¿a za nimi ju¿ armia wroga, to nadal musz¹ byæ bardzo ostro¿ni i uwa¿nie rozgl¹daæ siê dooko³a, gdy¿ nie wiadomo, czy spotykane osoby s¹ ich przyjació³mi, czy wrêcz przeciwnie. Kto mówi prawdê, a kto k³amie? Kto chce im pomóc, a kto wykorzystaæ dla w³asnych celów? Ka¿dy ruch i ka¿da decyzja musz¹ byæ dok³adnie przemy lane, poniewa¿ w innym wypadku mog¹ wynikn¹æ konsekwencje, których nie bêdzie siê da³o naprawiæ. No chyba, ¿eby siê przenie æ do przesz³o ci i zapobiec k³opotom. Nie da siê ukryæ, ¿e takie zdolno ci to wielki dar, ale jak siê wkrótce oka¿e nie tylko. Jak ula³ pasuje tutaj powiedzenie, i¿ z wielk¹ si³¹ wi¹¿e siê wielka odpowiedzialno æ. W tym wypadku chodzi rzeczywi cie o co wielkiego o uratowanie ca³ej planety przed zag³ad¹. Najmocniejszymi stronami Tropiciela , które mo¿emy zaobserwowaæ równie¿ w Ruinach , s¹ w³a nie kwestie dotycz¹ce podró¿owania w czasie oraz zgrabne po³¹czenie fantasy z science­fiction. Obydwie te rzeczy zosta³y w kontynuacji jeszcze bardziej rozbudowane, dziêki czemu nie spowszednia³y i wci¹¿ budz¹ tak¹ sam¹ fascynacjê, jak na pocz¹tku nowego cyklu Carda. Nasi bohaterowie rozwijaj¹ swoje talenty, coraz lepiej rozumiej¹ zasady, na których te siê opieraj¹, ale jednak wiele spraw nadal jest dla nich nieznana, przez co wêdrówki w przesz³o æ i z powrotem wci¹¿ przynosz¹ niespodziewane rezultaty, mocno komplikuj¹c losy Rigga i spó³ki. Je¿eli chodzi o elementy zaczerpniête z fantastyki naukowej, to w pierwszym tomie s³u¿y³y one przede wszystkim do opisania wyprawy kolonizacyjnej Rama Odyna na Arkadiê, na g³ówn¹ niæ fabu³y nie maj¹c wp³ywu. By³y to jednak wy³¹cznie pozory, które zaczê³y siê rozwiewaæ ju¿ w koñcówce Tropiciela , a w Ruinach zniknê³y niemal ca³kowicie. To, co wydawa³o siê byæ magi¹, okaza³o siê wytworami zaawansowanej ziemskiej techniki, które bohaterowie zd¹¿¹ dog³êbnie poznaæ i zaczn¹ z powodzeniem z nich korzystaæ. Mo¿na mieæ w¹tpliwo ci, czy aby ich bystro æ i ³atwo æ rozumienia do æ skomplikowanych pojêæ i procesów nie jest przypadkiem nadu¿yciem, lecz autor stara siê tê kwestiê wyt³umaczyæ i czyni to ca³kiem sprytnie. Powo³a³ on do ¿ycia postaci niezwyk³e, takich typowych dla fantasy wybrañców, ale z jednym wyj¹tkiem. Ich pozycji nie ukszta³towali bogowie, los czy inne nadnaturalne zjawiska. Zawdziêczaj¹ j¹ d³ugotrwa³emu procesowi krzy¿owania wyró¿niaj¹cych siê jednostek

50


i zabawy genami, ot co. Mo¿e to obdziera trochê wyd wiêk ca³ego utworu z tajemniczo ci, ale wychodzi mu to zdecydowanie na plus. Wracaj¹c do bohaterów. Card nie przyzna³ roli narratora tylko jednemu z nich, ale ca³ej najistotniejszej trójce, dziêki czemu mo¿emy poznaæ uczucia nimi rz¹dz¹ce, mêcz¹ce ich dylematy i relacje z pozosta³ymi cz³onkami grupy. Te zosta³y w Ruinach wyra nie zaognione, przez co k³ótniom i sporom nie ma koñca. Momentami odnosi siê wra¿enie, ¿e sprzeczaj¹ siê oni a¿ za bardzo, ale i tym razem pisarz próbuje jako usprawiedliwiæ swoich podopiecznych . Proces dojrzewania i buzuj¹ce hormony, wychowanie w ró¿nych rodowiskach i wreszcie frustracja zwi¹zana z trudami podró¿y mog¹ przekonaæ do realno ci zaistnia³ych sytuacji, choæ w pewnym momencie nawet to nie wystarcza. Jak ju¿ zeszli my w te gorsze rejony powie ci, pora wspomnieæ o najwiêkszej wadzie Ruin , czyli kulej¹cej fabule. O ile w Tropicielu rozwa¿ania nad prawami rz¹dz¹cymi podró¿ami w czasie by³y mi³ym uzupe³nieniem dynamicznej akcji i przygód, o tyle w tym przypadku jest odwrotnie. Niemal non stop s¹ prowadzone dyskusje albo wewnêtrzne przemy lenia, a z rzadka nast¹pi miêdzy nimi jakie ¿ywsze dzia³anie. Owszem, te rozmowy oraz rozwa¿ania s¹ bardzo ciekawe, gdy¿ dotycz¹ chocia¿by tych wêdrówek po cie¿kach ¿ycia minionego i przysz³ego, a tak¿e ró¿nych sposobów ewolucji gatunku ludzkiego, jednak proporcje pomiêdzy akcj¹ a filozofowaniem wyra nie siê rozlaz³y. Na szczê cie nie ma wiêcej rzeczy, do których mo¿na by siê w tej ksi¹¿ce przyczepiæ. Jest ona co prawda nieco gorsza od Tropiciela , ale mo¿na j¹ uznaæ za przyzwoit¹ kontynuacjê. Kontynuacjê, której fina³ daje nadziejê, ¿e kolejny tom cyklu bêdzie lepszy i warto na niego czekaæ. Tytu³: Ruiny Tytu³ oryginalny: Ruins Autor: Orson Scott Card T³umaczenie: Kamil Lesiew i Maciejka Mazan Wydawca: Prószyñski Media Data wydania: 18.06.2013 r. Liczba stron: 384 ISBN: 978­83­7839­532­4

51


Siedem minut po pó³nocy Aleksander Kusz A Monster Calls Czasami warto, a nawet trzeba przeczytaæ ksi¹¿eczkê ma³¹, krótk¹, dosadn¹. Tak¹, która niesie o wiele wiêcej tre ci, ni¿ d³uga ne sagi (tak mi siê skojarzy³ Jedwab Baricco, wczoraj w telewizji by³a ekranizacja, dobra, ale gdzie jej tam do ksi¹¿ki, kto jeszcze nie czyta³, bardzo polecam!). Czasami warto, a nawet trzeba przeczytaæ m¹dr¹ ksi¹¿eczkê dla dzieci, ¿eby sobie przypomnieæ tamte emocje, tamto niewyobra¿alne obecnie dla nas ¿ycie (tutaj mam mnóstwo przyk³adów, mo¿e przedstawiê tylko moje dwa sztandarowe Kubusia Puchatka i Muminki). Bo ksi¹¿ki przecie¿ do tego s³u¿¹, ¿eby przenie æ nas do innej rzeczywisto ci, do innych emocji, ¿eby po od³o¿eniu ksi¹¿ki poczuæ to niesamowite uczucie niechcianego powrotu do rzeczywisto ci. Mam przed sob¹ Siedem minut po pó³nocy Patricka Nessa, ksi¹¿kê wydan¹ przez Papierowy Ksiê¿yc ( wietna nazwa) wydawnictwo, które tak jakby toczy siê gdzie obok, robi¹ swoje i wygl¹da na to, ¿e dobrze siê przy tym bawi¹. Niesamowite, prawda? Sposób pracy, forma kontaktu z czytelnikami, ilo æ wydawanych pozycji wiadczy o tym, ¿e znaj¹ i czuj¹ rynek, a i w kryzysie potrafi¹ znale æ swoje miejsce, swoj¹ niszê, no i co najwa¿niejsze swoich czytelników. Przeczyta³em wcze niej tylko jedn¹ ich pozycjê Magiczne lata Roberta McCammona, magiczn¹ opowie æ o dzieciêcych latach. Có¿ mogê o niej napisaæ, je¿eli to nie jest akurat recenzja Magicznych lat ? Tylko to, ¿e jest to naprawdê rewelacyjna ksi¹¿ka i kto jej jeszcze nie przeczyta³ powinien to zrobiæ jak najszybciej, naprawdê rzadko dajê 6/6 na fanta cie. To by³o pod koniec ubieg³ego roku, od tego te¿ czasu ledzê sobie wydawane przez Papierowy Ksiê¿yc ksi¹¿ki. Tak te¿ zwróci³em uwagê na Siedem minut po pó³nocy Patricka Nessa, ksi¹¿kê napisan¹ wed³ug pomys³u zmar³ej na raka pisarki Siobhan Dowd. Ksi¹¿ka jest wietnie wydana: piêkny kredowy papier i niesamowite, czarno bia³e ilustracje Jima Kaya, które s¹ wa¿n¹ czê ci¹ ksi¹¿ki, a nie jej uzupe³nieniem. Trochê w³a nie z ich powodu, ale tak¿e ze wzglêdu na opisywane emocje i wiek g³ównego bohatera, ksi¹¿ka ta skojarzy³a mi siê z Wilkami w cianie Neila Gaimana z ilustracjami Dave a McKane a (kto zna moj¹ bezgraniczn¹ mi³o æ do prozy Gaimana powinien wiedzieæ, ¿e jest to bardzo du¿e, a wrêcz ogromne wyró¿nienie dla innych autorów). To tyle edytorsko, tutaj jest ju¿ wiecie, ¿e jest wietnie, a tre æ? Ksi¹¿ka opowiada historiê trzynastoletniego Conora. Jego mama toczy walkê z rakiem, tata po rozwodzie wyprowadzi³ siê, babcia nie potrafi porozumieæ siê z wnukiem, a dzieci w szkole go nie toleruj¹. Jak widzicie, Eragon to nie jest. To opowie æ o dorastaj¹cym ch³opcu, któremu trafi³o siê ¿ycie inne ni¿ wszystkim doko³a. Inne, a zarazem normalne, bo przecie¿ ka¿dy musi prze¿yæ swoje ¿ycie najlepiej jak potrafi. Tak te¿ w³a nie próbuje robiæ Conor. Na dodatek co noc ni mu siê koszmar, nie, w³a ciwie ni mu siê KOSZMAR. Budzi siê w kulminacyjnym momencie, nie dosypia, idzie do szko³y, gdzie niewiele do niego dociera, wraca do domu, do walcz¹cej z chorob¹ mamy. W³a nie w takim momencie ¿ycia odwiedza Conora potwór. Dok³adnie siedem minut po pó³nocy. Conor nie boi siê potwora, przecie¿ ni codziennie swój KOSZMAR. Od tego momentu ch³opiec czêsto spotyka potwora, rozmawia z nim, i co najwa¿niejsze s³ucha jego trzech opowie ci, w zamian za czwart¹, któr¹ to on ma opowiedzieæ potworowi. Niewiele ponad dwie cie stron jest pe³ne emocji. To w³a nie tego typu ksi¹¿ka. Nie ma tutaj jednak egzaltacji, uniesieñ, ciê¿kich wzruszeñ, to

52


bardziej sucha opowie æ o emocjach, które targaj¹ bohaterami. Oczywi cie, jak ka¿da tego typu opowie æ, i ta jest na granicy . Pewnie niektórzy stwierdz¹, ¿e to Coelho dla ubogich itd. (Tak swoj¹ drog¹, strasznie mnie to zawsze dra¿ni, ¿e ludzie próbuj¹ siê dowarto ciowaæ dyskredytuj¹c innych. Jak tak sobie czasami czytam opinie, ¿e Coelho to, Schmitt tamto, to mi siê nó¿ w kieszeni otwiera. Nie podoba siê, to nie czytaj, nie musisz jednak od razu obra¿aæ innych. Gdy jeszcze dzieje siê to w rodowisku sf, które uwa¿a siê za tak strasznie poszkodowane przez mainstream, to takie opinie s¹ godne po¿a³owania). Przejdê teraz do najwa¿niejszej rzeczy w ksi¹¿ce. Ness wietnie przedstawi³ prze¿ycia i emocje Conora. Doro li czêsto zapominaj¹, ¿e dzieci to ca³kiem inni ludzie. Doro li zazwyczaj lekcewa¿¹ strachy i bol¹czki dzieci. Mówi¹ wtedy, ¿e co te¿ dzieci mog¹ wiedzieæ, co mog¹ czuæ i prze¿ywaæ. Przecie¿ w³a nie maj¹ DZIECIÑSTWO, najlepszy kawa³ek ¿ycia. Gdy by³em dzieckiem, obieca³em sobie, ¿e nigdy nie bêdê tak¹ star¹ ciotk¹, ¿e bêdê pamiêta³ do koñca swojego ¿ycia, ¿e dzieciñstwo wcale takie dobre i fajne nie jest. Obecnie, z baga¿em tych wszystkich lat po drodze, wci¹¿ pamiêtam swoj¹ obietnicê. Nie wiem, jak dzia³am, jak postêpujê w stosunku do dzieci, pewnie tak samo jak ka¿dy, jak stary wujek, a mo¿e jednak chocia¿ trochê lepiej? Rozpisa³em siê tak d³ugo, bo wydaje mi siê, ¿e Ness te¿ musi bardzo du¿o pamiêtaæ z dzieciñstwa i wietnie umie przedstawiæ dzieciêce my lenie i emocje. Bez ¿adnych ubarwieñ, wymazywania plam itd. Siedem minut po pó³nocy to nie studium o umieraniu. To opowie æ o ch³opcu, który musi zmierzyæ siê ze mierci¹, z umieraniem swojej mamy. To opowie æ o tym, ¿e dzieciñstwo to nie sielska kraina, ¿e dzieci maj¹ swoje ¿ycie, przemy lenia, uczucia oraz bardzo du¿¹ wra¿liwo æ. Ksi¹¿ka dostaje 5,5/6. Edytorsko wspania³a, tre ci¹ wietna. Jednak czego drobnego mi brakuje. Dokoñczenia? Pe³niejszego wyra¿enia? Tak jakby ta równowaga pomiêdzy suchym przedstawieniem historii a pokazaniem uczuæ bohaterów czasami by³a zachwiana. Bardzo polecam! PS: Tytu³ recenzji to oryginalny tytu³ ksi¹¿ki, czasami mnie bardzo mocno zastanawia, jak t³umacze wymy laj¹ polskie tytu³y Autor: Patrick Ness, na podstawie pomys³u Siobhan Down Tytu³: Siedem minut po pó³nocy Wydawnictwo: Papierowy Ksiê¿yc Data wydania: maj 2013 Liczba stron: 216 ISBN: 978­83­61386­27­8

53


Si³a strachu Anna Klimasara Studium strachu Policja wyprowadza wychudzonych ludzi z miejsca, w którym byli wiêzieni. Na twarzach uwolnionych maluje siê przera¿enie i niedowierzanie, które po chwili zmywaj¹ ³zy wdziêczno ci. Ich oprawca albo ginie, albo trafia na resztê ¿ycia za kratki. Napisy koñcowe. The end. Z pewno ci¹ ka¿dy z Was widzia³ choæ jeden film lub czyta³ ksi¹¿kê, która tak w³a nie siê koñczy porwani zostaj¹ odnalezieni, porywacz przyk³adnie ukarany, nic dodaæ, nic uj¹æ. A jednak czy kiedykolwiek zastanawiali cie siê co dalej? Koethi Zan musia³a sobie zadaæ to pytanie i rozpoczê³a swoj¹ debiutanck¹ powie æ w miejscu, w którym inne siê koñcz¹. A nawet dziesiêæ lat pó niej Narratork¹ Si³y strachu jest Sara, która opowiada nam o swoim obfituj¹cym w niecodzienne wydarzenia ¿yciu. Jako dwunastolatka wraz ze swoj¹ przyjació³k¹ Jennifer prze¿y³a wypadek samochodowy i od tej pory ¿yciem obu dziewczynek zaw³adnê³a obsesja ostro¿no ci. Stworzy³y listê rzeczy, których pod ¿adnym pozorem nie wolno im robiæ i przez kilka lat ci le siê jej trzyma³y. Jednak¿e kiedy zaczê³y studia, okaza³o siê, ¿e coraz trudniej jest przestrzegaæ niektórych z zakazów, a¿ w koñcu jeden z nich z³ama³y. Jeden jedyny raz. To wystarczy³o, by na trzy lata trafi³y do piwnicy, w której by³y g³odzone oraz torturowane fizycznie i psychicznie przez wyk³adowcê psychologii Jacka Derbera. W chwili, gdy poznajemy Sarê, ¿yje ona pod zmienionym nazwiskiem w Nowym Jorku, gdzie nie opuszcza swojego apartamentu, a kontakty z lud mi ogranicza do absolutnego minimum. Zbli¿a siê jednak termin zebrania komisji, która ma orzec, czy Derber mo¿e wyj æ przed czasem na wolno æ. Dla Sary jest to wystarczaj¹cy powód, by odwa¿yæ siê opu ciæ swoj¹ twierdzê i wyruszyæ na poszukiwanie dowodów, które pozwol¹ zatrzymaæ jej kata za kratkami. Nie jest to podró¿ ³atwa, gdy¿ wymaga od Sary nie tylko zmierzenia siê z demonami przesz³o ci, ale i podziemiem BDSM, którego w³odarze bior¹ j¹ na celownik. Dzieje siê zatem sporo, ale ca³a si³a powie ci, jak na thriller psychologiczny przysta³o, tkwi w umy le. Zan odda³a g³os ofierze, która po dziesiêciu latach psychoterapii potrafi do æ obiektywnie spojrzeæ na w³asn¹ psychikê i lêki, a dziêki temu podzieliæ siê z nami szeregiem trafnych spostrze¿eñ dotycz¹cych nie tylko jej stanu, ale równie¿ stanu kobiet, z którymi spêdzi³a trzy lata w piwnicy sadysty i z których ka¿da radzi sobie z t¹ trudn¹ sytuacj¹ na swój sposób. Autoanaliza Sary doskonale pokazuje, jak dramaty, których do wiadczy³a w przesz³o ci wp³ynê³y na jej odbiór wiata, kontakty z lud mi, a tak¿e stosunek do ¿ycie. Bardzo dok³adnie s¹ równie¿ przedstawione relacje miêdzy samymi ofiarami oraz miêdzy poszczególnymi ofiarami i Derberem, a wszystkim im daleko od oczywistych reakcji, jakich mo¿na by siê spodziewaæ. Pod tym wzglêdem Koethi Zan nie ucieka siê do uproszczeñ i w pe³ni oddaje z³o¿ono æ sytuacji porwanych kobiet, ³¹cznie ze zmianami, jaki zasz³y w nich na przestrzeni lat, które minê³y od porwania. Oczywi cie Sara jako narrator nie jest do koñca wiarygodna. Jak wiadomo pamiêæ jest zawodna i lubi p³ataæ figle, szczególnie gdy ma siêgn¹æ do bolesnych wspomnieñ, ale dziêki temu ca³a opowie æ nabiera bardziej ludzkiego wymiaru i czytelnik nie ma wra¿enia, ¿e s³ucha odartego z emocji wyk³adu naukowego. Inn¹ kwesti¹ wart¹ podkre lenia jest fakt, ¿e autorka oszczêdza nam szczegó³owych opisów wszelkiego rodzaju sadystycznych praktyk, pozostawiaj¹c ten obszar wyobra ni czytelników, co jest

54


niezwykle skutecznym zabiegiem. Ka¿dego wszak przera¿a co innego i nic nie jest w stanie przestraszyæ cz³owieka równie skutecznie, jak jego w³asny umys³. Koethi Zan niew¹tpliwie doskonale przygotowa³a siê do ksi¹¿ki pod wzglêdem merytorycznym, zabrak³o mi w tym wszystkim jedynie powiewu wie¿o ci. Pod wzglêdem fabularnym wykorzysta³a dobrze ju¿ znane motywy i nawet te najbardziej zaskakuj¹ce zwroty akcji wygl¹daj¹ jak wziête z amerykañskiego podrêcznika dla pisarzy, rozdzia³ pi¹ty Jak wprawiæ czytelnika w os³upienie . Dlatego te¿ klasyfikujê Si³ê strachu jako bardzo dobrze, a jak na debiut, to nawet doskonale napisany thriller psychologiczny. Jednak¿e dopiero kolejne ksi¹¿ki Zan poka¿¹ nam, czy autorka odnalaz³a ju¿ swój g³os, który pozwoli jej siê wyró¿niæ spo ród rzeszy amerykañskich autorów pisz¹cych bardzo solidne warsztatowo ksi¹¿ki, o których szybko zapominamy. Autor: Koethi Zan Tytu³: Si³a strachu Tytu³ orygina³u: The Never List T³umaczenie: Janusz Ochab Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 344 Data premiery: 9 lipca 2013 ISBN: 978­83­7839­554­6

Skald. Karmiciel Kruków Hubert Przybylski Zatrucie pokarmowe Siedzê i g³ówkujê. G³ówkujê i siedzê. Ju¿ od dobrych kilku godzin. I choæ z ka¿d¹ chwil¹ g³ówkujê coraz rozpaczliwiej, a moje szlachetne cztery litery bol¹ od siedzenia coraz bardziej, to ni jak nie potrafiê wymy liæ rozwi¹zania mojego problemu. ¯e co? ¯e niby cierpienie uszlachetnia? Tia. Ale cie mnie podnie li na duchu. Obiecujê, ¿e przypomnê to Wam, gdy siê kiedy przy goleniu w klejnoty zatniecie... Zreszt¹, ja tu siê z Wami przekomarzam, a tam "Skald. Karmiciel Kruków" £ukasza Malinowskiego liwki rwie. Znaczy, le¿y i czeka na recenzjê. A u mnie w g³owie jak raz ciemno i g³ucho. Ech. ¯eby choæ jaka my l przewodnia, któr¹ móg³bym zgrabnie (lub po nie wieciemu) rozwin¹æ. A tu nic. Normalnie jak w ¿o³¹dku, po daktylach zapijanych miodziank¹... Szlag. Chyba po prostu zacznê pisaæ cokolwiek, to, co mi z mózgu na paluchy sp³ynie i zobaczymy, co z tego wyjdzie... Bohaterem "Skalda. Karmiciela Kruków" jest Ainar, nomen omen, Skald, który, nota bene, jest skaldem. I to do æ znanym w swoich stronach. Zdolno ci ma niema³e i móg³by sobie z tego skaldowania nie le ¿yæ, ale jego wrodzone przymioty charakteru, takie jak chciwo æ, sk³onno æ do zdrady, stosowania przemocy i okrucieñstwa, brak poszanowania dla cudzej w³asno ci, egoizm i olewanie wszelkich autorytetów, niespecjalnie mu w tym pomagaj¹. Ale prawdziwy problem zaczyna siê dopiero, gdy, mimo jego niez³ych umiejêtno ci w pos³ugiwaniu siê orê¿em, liczba jego wrogów powiêkszy siê na tyle, ¿e pozostanie mu jedynie ucieczka. I p³yn¹ce z niej nowe przygody. I blizny.

55


To tyle s³owem wstêpu. A teraz bêdzie o tym, co mi siê najbardziej spodoba³o. Jest to historyczno­naukowa warstwa "Skalda...". Je li komu wikingowie kojarz¹ siê wy³¹cznie z ros³ymi, brodatymi panami w rogatych he³mofonach i z podwójnymi toporami w mocarnych d³oniach, to powinien siêgn¹æ po tê ksi¹¿kê po to, ¿eby siê wyzbyæ takich g³upich stereotypów. Zw³aszcza, ¿e jej autor, doktor nauk historycznych £ukasz Malinowski, specjalizuje siê w prawdziwej historii redniowiecznych mieszkañców Skandynawii i nie waha siê dzieliæ z czytelnikiem swoj¹ ogromn¹ wiedz¹. To jest najwiêksza zaleta ksi¹¿ki. I, niestety, jedyna. Bo wszystko inne w tej ksi¹¿ce lokuje siê, co najwy¿ej, gdzie pomiêdzy poziomami "miernym", a "przeciêtnym". No... mo¿e wszystko poza opisami walk, które zwyczajnie s¹ niegodne historycznej fantasy i brzmi¹ jak telewizyjne analizy meczów robione przez trenera Strejlaua. I równie dobrze usypiaj¹. Gdybym mia³ wymieniæ inne g³ówne grzechy Malinowskiego, to na pewno by³yby to sk³onno æ do przerysowañ, nadmiernego uszczegó³awiania (naprawdê, czytelnik nie jest a¿ takim debilem, ¿eby siê nie domy leæ, ¿e jak na podwórku s³ychaæ odg³osy koñskich kopyt, to znaczy, ¿e go cie przyjechali konno, a nie na cyrkowych rowerkach) i sztampy. Zw³aszcza ta ostatnia mnie denerwowa³a. Nasz bohater, Ainar sztampowy do bólu "bad mofo", ale z tak¹ sztampow¹ maluteñk¹ iskierk¹ dobroci w sercu. Mnisi z minipowie ci sztampowa banda tchórzliwych degeneratów i zboczeñców, z których ka¿dy ukrywa jak¹ wstydliw¹ tajemnicê, któr¹ i tak ka¿dy zna, albo siê przynajmniej domy la. Kobiety piêkne, chutliwe (dobrze, ¿e przynajmniej nie jest ich za du¿o, bo by z tego jeszcze jakie porno wysz³o), inteligentne, a na dodatek niesamowicie wrêcz samodzielne i wyemancypowane. I tak dalej. Kolejny problem, to jêzyk i styl. Pozwolê sobie zacytowaæ jedno zdanie. "Któ¿ inny móg³by byæ tak nieporadny jak papar i tak g³upi, by mu pomagaæ, jak m³ody mnich oraz tak naiwny jak Finlog?". Je li siê zgubili cie, ma³a podpowied to wszystko o jednej tylko jest postaci... Je li chodzi o fabu³y przygód Ainara, to s¹ to dobre przyk³ady niewykorzystanego potencja³u, strasznie skaleczone przez wymienione przeze mnie wy¿ej grzechy. Najbardziej ¿al mi jednak jest minipowie ci. Pomys³ z pocz¹tku wydawa³ siê naprawdê dobry i ciekawy, zw³aszcza ze wzglêdu na kontrasty pomiêdzy postaciami, ale nie do æ, ¿e skopa³o go wykonanie i przesadne czerpanie z "Imienia Ró¿y", to potem jeszcze fabu³a zaczê³a siê rozje¿d¿aæ, zbyt wiele tajemnic (g³ównie przez niepotrzebne uszczegó³awianie) mo¿na by³o odgadn¹æ daleko przed fina³em. Który nie do æ, ¿e by³ przez to pozbawiony suspensu, to jeszcze okaza³ siê strasznie statyczny. I w rezultacie dostali my to, co dostali my. Moja ocena ca³o ci? Waham siê miêdzy 3 a 4 na standardowe 10. "Skalda..." trochê ratuje warstwa "dokumentalno­naukowa", ale niestety, nawet dla takiego mi³o nika historii jak ja, to jednak za ma³o. My lê, ¿e autor dziebko siê po pieszy³ z wydawaniem ksi¹¿ki i za kilka lat, kiedy nabierze do wiadczenia pisarskiego w dziedzinie beletrystyki, gdy mu siê poprawi styl i wyczucie akcji, sam przyzna mi racjê. Zw³aszcza, ¿e nauka przyjdzie mu szybko, bo po takim falstarcie bêdzie musia³ dziesiêæ razy bardziej siê staraæ i dziesiêæ razy ciê¿ej harowaæ, ¿eby odzyskaæ stracone zaufanie czytelników. Czego mu z ca³ego serca ¿yczê. Aha cholernie mocno ¿yczê mu te¿ osoby, która czytaj¹c jego wie¿o napisane teksty umia³aby spojrzeæ na nie krytycznym wzrokiem i mia³a odwagê, by wytkn¹æ mu pope³nione przez niego b³êdy, zamiast bezmy lnie rzucaæ "ochami" i "achami" i g³askaæ po g³ówce. To jest to, czego na dzieñ dzisiejszy £ukasz Malinowski potrzebuje najbardziej i czego sam sobie nie bêdzie móg³ wypracowaæ. Autor: £ukasz Malinowski Tytu³: Skald. Karmiciel Kruków Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica Rok wydania: 2013 Liczba stron: 440 (w tym troszkê reklam) ISBN: 978­ 83­62329­84­7

56


Skandali ci w koronach. £otry, rozpustnicy i g³upcy na polskim tronie

Rafa³ Sala Dawniej, nie znaczy lepiej Rok 1984, wbrew temu co twierdzi³ George Orwell, by³ dobrym rokiem. Tak przynajmniej siê mi wydaje, bo wtedy to na wiat przyszed³em ja. No i pewnie wielu innych do mnie podobnych. Nale¿ê do tego jeszcze pokolenia, które (mo¿e to tylko moje odczucie) do nauczycieli mia³o szacunek i mimo, ¿e wiêci nie byli my, to gdzie tam w cz³owieku, w rodku, czu³o siê, ¿e nauczyciel stoi wy¿ej. Mo¿e mi siê to tylko wydawa³o. Niewa¿ne. By³y to czasy, gdy do szko³y chodzili my poln¹ drog¹, a zim¹ zje¿d¿ali my na tornistrach z kilku pagórków, przez co powroty by³y d³ugie i weso³e. By³y to czasy, gdy pozna³em nauczyciela, który istotnie by³ powo³anym do nauczycielstwa. Nie chcê tu wymieniaæ jego imienia, ale na zawsze pozostanie ono w moim sercu i pamiêci, bo dzi ju¿ nie ma go z nami. Nie ma go, ale wspomnienia pozosta³y. Nie mia³em z nim wielu lekcji, jedynie gdy przychodzi³ na zastêpstwo, dostêpowa³em szczê cia obcowania z prawdziwym pasjonatem historii i dawnych dziejów. Pamiêtam, ¿e albo znów mi siê wydaje milkli my, gdy przemawia³. Choæ to z³e okre lenie, bo nasz Pan Historyk malowa³ swoje opowie ci, czarowa³ s³owem i, co najwa¿niejsze, nie pomija³ wa¿nych szczegó³ów. Podczas omawiania bitew podnosi³ g³os, grzmia³ jak burzowe niebo, jak armata wybucha³. Wsiada³ na koñ i zabiera³ nas na usiane cia³ami miejsca potyczek, rozwija³ mapy i zaprasza³ do wêdrówki w najciekawsze miejsca, w najciekawsze czasy. Ale to ju¿ historia Jest rok 2013 i do rêki dostajê ksi¹¿kê Skandali ci w koronach. £otry, rozpustnicy i g³upcy na polskim tronie . Napisana przez Andrzeja Zieliñskiego, który na swoim koncie ma ju¿ sporo publikacji historycznych, ksi¹¿ka od razu przypad³a mi do gustu. W rodku czytelnik znajdzie wiele ciekawostek z kart historii polskiej. Rozdzia³y s¹ krótkie, przez co nie ma mowy o nudzie. Zreszt¹ czytaj¹c o uczynkach niektórych królów polskich, trudno w pewnych momentach usiedzieæ w miejscu. Skandali ci w koronach oferuj¹ czytelnikowi poka n¹ dawkê emocji, czasem a¿ dziw bierze, ¿e takie rzeczy mia³y miejsce i jestem wiêcie przekonany, ¿e niejeden z nas bêdzie wdziêczny losowi za mo¿liwo æ ¿ycia w obecnych czasach. Obraz królów polskich, który maluje siê dziêki nauczycielom w czasie edukacji szkolnej, pozostawia wiele do ¿yczenia. Wydawaæ siê mo¿e, ¿e obecnie jest trochê lepiej, ale trzeba byæ wiadomym, ¿e o pewnych sprawach siê nie mówi. Autor ksi¹¿ki Skandali ci w koronach wywlók³ te, czasem makabryczne, ciekawostki na wiat³o dzienne i zamkn¹³ na ponad dwustu stronach. Trzeba przyznaæ, ¿e ksi¹¿ka z pewno ci¹ bêdzie mia³a wielu fanów, którzy bêd¹ zachwalaæ to i tamto. Nic dziwnego, bo przecie¿ nie od dzi wiadomo, ¿e krew, intrygi i okrucieñstwo dobrze siê sprzedaj¹. Ksi¹¿ce zatem wró¿ê dobr¹ sprzeda¿. Wyprawa do naszej historii podoba³a mi siê niezmiernie, nieco mniej podoba³o mi siê to, w jaki sposób rozgrywa³a siê walka o w³adzê, gra o tron. Tron, który nierzadko obwieszony by³ trupimi czaszkami, krwi¹ i ca³unem mierci. Dodatkowo w bardzo z³ym wietle ukazany jest Ko ció³ Chrze cijañski, co wcale nie dziwi, bo faktycznie w czasach opisywanych przez Zieliñskiego ta instytucja mia³a ogromne znaczenie, przez co przyci¹ga³a wielu przekupnych i ¿¹dnych w³adzy ludzi. Nie powinni my jednak daæ siê ponie æ emocjom. Ksi¹¿ka Skandali ci w koronach z za³o¿enia musi byæ stronnicza. Czytelnik zostaje dos³ownie wessany przez poci¹gaj¹ce opowie ci o bezlitosnych i rozpustnych królach. Warto jednak prze ledziæ, jak miewa³ siê nasz kraj na przestrzeni wieków. A miewa³ siê ró¿nie.

57


Polska rz¹dzona by³a przez g³upców, przez ignorantów i egoistów. By³a sprzedawana, rozdzierana i palona. Czyli od tamtych czasów niewiele siê zmieni³o. Mimo wszystko nie nale¿y popadaæ w pesymizm. Wa¿nym jest, ¿e Polska zawsze wychodzi³a z najró¿niejszych perypetii obronn¹ rêk¹. Nadal jest. Na koniec chcia³em jeszcze wspomnieæ, ¿e narracja prowadzona jest gawêdziarskim stylem i autor nieraz siêga po ironiê, czy nawet sarkazm. To dobrze robi pozycji, gdy¿ w ten sposób emocje gromadz¹ce siê w czytelniku s¹ umiejêtnie roz³adowywane i jest on gotowy na kolejn¹ porcjê historii. Komu polecam tê ksi¹¿kê? Chyba ka¿dy mo¿e po ni¹ siêgn¹æ bez obaw. Ksi¹¿ka nie daje pe³nego obrazu naszych koronowanych g³ów, ale czy to wa¿ne? Jest to raczej dope³nienie tego, co ju¿ wiemy. Byæ mo¿e Skandali ci w koronach znajd¹ swoich przeciwników. Tak to ju¿ jest, ¿e historia nigdy nie jest jedna. Ilu ludzi, tyle wersji zdarzeñ. Interesujmy siê jednak tym, co by³o, wdawajmy siê w dyskusje, prowad my dialog. Ja w tym miejscu zostawiam Was i naprawdê zachêcam do przeczytania Skandalistów w koronach . Mo¿e nie mieli cie tyle szczê cia, co ja, i nie obcowali cie z takim Panem od Historii, jakiego mia³em okazjê poznaæ. Je li jednak siêgniecie po ksi¹¿kê, wspomnijcie Go i choæ na chwilkê ws³uchajcie siê w g³os przesz³o ci, którego kiedy sami staniemy siê czê ci¹. Ocena: Pomys³/oryginalno æ: 7 Przyjemno æ czytania: 9 Jêzyk/styl: 7 Koñcowa ocena: 8 (W skali 1­10) Autor: Andrzej Zieliñski Tytu³: Skandali ci w koronach. £otry, rozpustnicy i g³upcy na polskim tronie. Wydawca: Prószyñski i S­ka Rok wydania: 2013 Oprawa: miêkka Liczba stron: 256 ISBN: 978­83­7839­549­2

58


Skandali ci w koronach. £otry, rozpustnicy i g³upcy na polskim tronie

Paulina Kuchta Ku nie pokrzepieniu serc Polscy w³adcy, jak wiadomo, byli prawi, odwa¿ni i sprawiedliwi, je li przegrywali my wojny, to tylko wskutek zdrady. To przywódcy innych pañstw byli okrutni, chciwi, dbaj¹cy o swe w³asne korzy ci, a nie narodu. To tylko w obcych krajach snuto intrygi polityczne niczym z sagi Pie ñ Lodu i Ognia George a R. R. Martina, a afery seksualne by³y na porz¹dku dziennym. Takie mniej wiêcej mo¿na mieæ odczucia po wyniesionych z okresu szkolnego lekcjach historii. I tak siedzimy sobie w ³awkach jak te os³y, s³uchamy i ch³oniemy, jacy to byli my wspaniali, by potem u wiadamiaæ sobie ze zgroz¹, w jakiej niewiedzy trwali my. Polityka od zarania dziejów by³a mierdz¹c¹ spraw¹ i nie ma co do tego w¹tpliwo ci. W³adcy polscy te¿ nie byli chwalebnymi wyj¹tkami. Norm¹ by³y intrygi, bratobójcze walki, warcholstwo, ¿ycie ponad stan nawet jak na ówczesne standardy. Jakie s¹ moje wra¿enia z lektury? Czyta³am, czyta³am i im d³u¿ej czyta³am, tym bardziej traci³am szacunek do królów i ksi¹¿¹t polskich. Nie mia³am mo¿e naiwnych wyobra¿eñ z dzieciñstwa o kryszta³owych w³adcach, ale mimo wszystko dziwi³am siê, czasem za³amywa³am rêce nad g³upot¹, a czêsto zamiast chwalebnych przydomków, a¿ cisnê³y mi siê na usta inne. Ostrzegam, dla kogo przyzwyczajonego do wpojonych w dzieciñstwie wyobra¿eñ to mo¿e byæ lekki szok. Ale warto przeczytaæ tê ksi¹¿kê, gdy¿ nie ma potrzeby tkwiæ w skostnia³ych wyobra¿eniach, ¿e Polska by³a krajem wyj¹tkowym, nawet ku pokrzepieniu serc. Skandali ci w koronach nie jest pozycj¹ stricte historyczn¹, chocia¿ autor podaje wiele faktów z przesz³o ci, to zbytnio nimi nie przyt³acza. Czyta siê jak dobr¹ powie æ, a ca³a uwaga jest skupiona nie na bitwach czy datach, jak w podrêcznikach historii, a na skandalach obyczajowych i politycznych wywo³ywanych przez koronowane g³owy. Gdyby w redniowieczu kto wpad³ na pomys³ stworzenia Kronik plotkarskich, to pewnie tak by wygl¹da³y, a ich autor szybko zosta³by skrócony o g³owê. Dlatego kronikarze tacy jak Gall Anonim, Wincenty Kad³ubek, czy Jan D³ugosz pisali tak jak wypada³o, czêsto zamazuj¹c wstydliwe fakty i przypadkiem gubi¹c dokumenty niewygodne dla ich chlebodawców. Czy historia nie powinna polegaæ na ukazywaniu zdarzeñ, takimi jakie by³y naprawdê, a nie na tuszowaniu i przemilczaniu tych niechwalebnych i nagannych postêpków? Rozumiem, ¿e nadworni redniowieczni kronikarze nie mogli sobie pozwoliæ na przedstawianie w³adców w z³ym wietle. Jednak¿e nie rozumiem, dlaczego tak jest do dzisiaj. Takiej nauki niestety nie wyniesiemy z lekcji historii, a szkoda, bo przy tej lekturze mo¿emy zrewidowaæ swoje pogl¹dy na historiê naszego narodu. Dlatego Skandalistów w koronach polecam wszystkim osobom zainteresowanym przesz³o ci¹ Polski i pragn¹cym poznaæ jej prawdziwe oblicze.

59


Ocena: 8,5/10 Autor: Andrzej Zieliñski Tytu³: Skandali ci w koronach. £otry, rozpustnicy i g³upcy na polskim tronie. Wydawca: Prószyñski i S­ka Rok wydania: 2013 Oprawa: miêkka Liczba stron: 256 ISBN: 978­83­7839­549­2

Trzy m³ode pie ni S³awomir Szlachciñski Reporta¿ z wojny zwanej ¿yciem jako samodzieln¹ pozycjê, Tak siê zdarzy³o, ¿e czyta³em nie znaj¹c poprzednich tomów. Byæ mo¿e wynikaj¹ z tego powodu jakie straty, ale ja ich nie odczu³em. Czwarty tom jest zwart¹ opowie ci¹ z pe³n¹ wewnêtrzn¹ konsekwencj¹ od pocz¹tku do koñca. Zdecydowanie broni siê jako samodzielny byt. Powie æ umieszczona jest w realiach redniowiecznej Skandynawii z przyleg³o ciami, w rzeczywisto ci i wiecie znanym wikingom. O wikingach wiemy tyle, ¿e mieli rogi, topory i fajne ³ódki, a poza czasem ³upienia okolicznych wybrze¿y pili piwo i zapadali w sen zimowy. Podobnie jak u krasnoludów, wikiñska kobieta to wyj¹tek i rzadko æ. Chereziñska pokusi³a siê o zmianê i rozbudowanie tego schematycznego stereotypu do kszta³tu i rozmiarów pe³nej, naturalnej rzeczywisto ci. I trzeba przyznaæ, ¿e zrobi³a to palceliza cie, konstrukcja wiata zachwyca. Autorka pozbiera³a dostêpne dane i stworzy³a perfekcyjn¹ mieszankê. Informacje historyczne, legendy, wierzenia, podania to wszystko s³u¿y nie tylko do budowy t³a, to misterna mozaika tworz¹ca codzienno æ bohaterów, wp³ywaj¹ca na ich prze¿ycia, emocje, decyzje. Ca³o æ zosta³a gustownie przyprószona odrobin¹ fantastycznej przyprawy. Ale kto z nas nie wierzy w jakie absurdy pozazmys³owe choæ trochê? Czarny kot, wró¿ki, jasnowidze, rozmaici bogowie, zamach smoleñski tak jest teraz, tak by³o kiedy . Ludzie siê nie zmieniaj¹. W tak zarysowanej przestrzeni obserwujemy losy trójki zwi¹zanych ze sob¹ bohaterów. Poznajemy ich, gdy s¹ dzieæmi, by potem ledziæ wszelakiej ma ci przygody bêd¹ce ich udzia³em. Przygody, które tak naprawdê nie s¹ przygodami, lecz ¿yciem. Chereziñska ma wyj¹tkow¹ rêkê do kreowania pe³nokrwistych postaci i obdarzania ich prawdziwo ci¹ istnienia. I znów, prawdê mówi¹c, to nie s¹ bohaterowie powie ci; przewracaj¹c kolejne strony poznajemy prawdziwe, ¿ywe osoby. Rozumuj¹ce i reaguj¹ce bardzo naturalnie i rozs¹dnie. Co nie znaczy, ¿e nie ulegaj¹ emocjom czy s³abo ciom. W zasadzie ka¿da z prezentowanych w powie ci postaci to wyra na osobowo æ z zapleczem historii, planów, motywacji, d¹¿eñ, emocji, niekonsekwencji, etc..., etc...

60


Ksi¹¿kê cechuje do æ nietypowa forma narracyjna. Wielokrotnie te same wydarzenia obserwujemy z dwóch lub trzech punktów widzenia. Wydawa³oby siê, ¿e to spowolni akcjê, zanudzi czytelnika, w koñcu po co czytaæ trzy razy opis tego samego zdarzenia? Nic bardziej mylnego. Zabieg ten zosta³ zastosowany z pe³n¹ wiadomo ci¹ i du¿ym mistrzostwem. Kolejne ods³ony pozwalaj¹ spojrzeæ na sprawê w zupe³nie odmienny sposób, ich g³ówn¹ funkcj¹ nie jest powtarzanie, to tylko mechanizm, ale uzupe³nianie, d¹¿enie do pe³ni. W efekcie stajemy siê wiadomi wieloperspektywiczno ci rzeczywisto ci, uzmys³awiamy sobie, jak skomplikowany jest wiat, jak trudno dokonaæ jednoznacznej i jednocze nie uczciwej oceny. Osobn¹ kwesti¹ jest jêzyk. Autorka podjê³a decyzjê o rezygnacji ze stylizacji. Ma to sens, jako ¿e jêzyk, którym dawniej siê pos³ugiwano, nie by³ dla ówczesnych ¿adn¹ archaizacj¹, tylko zwyk³ym sposobem komunikowania siê. Na skutek takiego postawienia sprawy opisywana rzeczywisto æ, bohaterowie, ich emocjonalno æ s¹ nam bli¿sze. Podczas lektury zapominamy o 'historyczno ci' powie ci i czytamy po prostu opowie æ o ludziach. Z jednej strony fajnie, bo lubiê dobre opowie ci o ludziach, a z drugiej troszkê to przeszkadza; od dziecka przyzwyczajony do pewnej natury powie ci historycznej, wypatrujê znajomych znaków nawigacyjnych, których niestety brak. Trudno jednak czyniæ zarzut z w³asnego przyzwyczajenia. Ka¿da recenzja powinna gdzie zawieraæ chocia¿ ladowe ilo ci krytyki. Gdzie tam musz¹ byæ jakie wady, przecie¿ nie ¿yjemy w wiecie idealnym i nic nie mo¿e byæ tak dobre, by zas³ugiwa³o jedynie na bezkrytyczne pochwa³y. Postanowi³em, ¿e jeden akapit bêdzie omawia³ minusy Trzech m³odych pie ni. I to w³a nie jest ten akapit. Chereziñska pisaæ potrafi, to fakt bezdyskusyjny. Ma szczególny talent do unikania bana³u i kreowania naturalno ci. Pod¹¿aj¹c za znakami kre lonymi stalówk¹ jej pióra czujemy, jakby my patrzyli w kamerê reportera wojennego. Bardziej prawdziwie pokazaæ wojny zwanej ¿yciem siê nie da. Tytu³: Trzy m³ode pie ni Cykl: Pó³nocna droga Autor: El¿bieta Chereziñska Wydawnictwo: Zysk i s­ka Rok wydania: 2012 Miejsce wydania: Poznañ Liczba stron: 624 ISBN: 978­83­7785­081­7

61


Wspomnienie lodu Hubert przybylski

Przeraziæ, a na koniec wzruszyæ Podj¹³em siê trudnego zadania omówienia wznawianych tomów Malazañskiej Ksiêgi Poleg³ych Stevena Eriksona. Ha! Jedno zdanie i ju¿ widzê na Waszych twarzach szok i niedowierzanie. Wiem, wiem to lekko licz¹c ponad septylion trylionów znaków tekstu. Ale nie bójcie siê podo³am. Zw³aszcza, ¿e a) pierwszy tom omówi³ ju¿ S³awek, b) drugiego tomu nie omówiê, bo zbytnio siê wzruszam stoj¹c na murach Arenu (prawie tak, jak wtedy, kiedy Winnetou umiera³), a jak siê za bardzo wzruszam, to nie dajê rady pisaæ i w ogóle. Poza tym c) zakoñczenie ju¿ niedawno omawia³em, wiêc kolejny tom mo¿ecie "odfajkowaæ" z listy (choæ pewnie i tak "poprosimy" kogo z naszej ekipy, kto ten tom zrecenzuje po swojemu, bo przecie¿ musi byæ grande finale nawet, je li bêdzie drugi grande finale ;) ) i na koniec d) przy okazji ka¿dej kolejnej czê ci skupiê siê tylko na jej najwa¿niejszych aspektach. Dlatego te¿ przepêd cie trwogê i zw¹tpienie z Waszych serc. Ja, nie wieæ, Wam mówiê, ¿e podo³am. Chyba "Wspomnienie lodu", trzeci tom Malazañskiej..., przenosi nas z powrotem w okolice znane z pierwszej czê ci sagi na Genabackis, a konkretnie pod Darud¿ystan. Tutaj maj¹ siê spotkaæ dwie walcz¹ce ze sob¹ od kilkunastu lat armie Malazañczycy Dujeka Jednorêkiego oraz oddzia³y dowodzone przez Caladana Brooda i Anomandera Rake'a. Spotkanie owo nie zosta³o jednak zaaran¿owane dla stoczenia ostatecznej bitwy, tylko po to, by zawrzeæ sojusz. Albowiem na dalekim po³udniu powsta³o nowe imperium, Pannion Domin, które zagra¿a obu dotychczasowym przeciwnikom. Tylko czy taki sojusz jest realny? Czy mo¿na prze³amaæ barierê tyluletniej wrogo ci i zacz¹æ walczyæ ramiê w ramiê? Zw³aszcza, ¿e wszystko i wszyscy zdaj¹ siê byæ opleceni g¹szczem siê intryg, których cele, i zwalczaj¹cy siê nawzajem autorzy, bardzo d³ugo pozostaj¹ w cieniu. No, mo¿e poza Okaleczonym Bogiem. Ten siê, tradycyjnie ju¿, z niczym nie kryje, bo nie musi. Ale i dla niego nastaje czas zmian, które niekoniecznie mog¹ mu siê spodobaæ... W tytule napisa³em "Przeraziæ i wzruszyæ". My lê, ¿e to dwa g³ówne cele, jakie postawi³ przed sob¹ w tym tomie Malazañskiej... Erikson. Zacznijmy od przera¿ania. Erikson i ja wyznajemy ten sam pogl¹d nie ma takiego potwora, który by³by bardziej przera¿aj¹cy od cz³owieka. Zombiaki, demony, mutanty (NMA), obcy ich okrucieñstwo blednie przy tym, co potrafi¹ zrobiæ sobie nawzajem ludzie. I nie chodzi mi tu o psychopatów i inszych takich. Ani o tych, którzy okropieñstw dopu cili siê pod wp³ywem wieloletniej nienawi ci wzglêdem s¹siadów (vide Rwanda). Nie, najgorszych czynów dopuszczaj¹ siê ludzie, których mózgi wyprano przy pomocy ideologii. Najlepszy (bo najprostszy) przyk³ad, to komunizm. To, do czego dochodzi³o w katowniach NKWD, czy innych komunistycznych s³u¿b bezpieczeñstwa, to, czym "mogli siê pochwaliæ" Czerwoni Khmerowie, albo komunistyczne partyzantki w krajach afrykañskich to jest dopiero kwintesencja ludzkiego z³a. Choæ nie a mo¿e prawdziw¹ kwintesencj¹ z³a jest bycie wiadomym tego, ¿e co takiego gdzie na wiecie siê dzieje i przej cie nad tym do porz¹dku dziennego? Teraz ma³y rachunek sumienia ilu z nas ogl¹da³o znad tzw. "kotleta" pokazywane w tv zdjêcia por¹banych maczetami dzieci z plemienia Tutsi? A ilu z nas zrobi³o cokolwiek, by to zatrzymaæ? Tworz¹c Pannion Domin Erikson zaczerpn¹³ bardzo du¿o z komunizmu. Jest "reforma rolna", a potem nastêpuj¹cy za ni¹ g³ód i kanibalizm. Jest w³adca, dla którego poddani siê nie licz¹. I jest ideologia, która zwyk³ych ludzi zmienia w bestie. Na szczê cie, u Eriksona pojawiaj¹ siê te¿ tacy, którzy nie wahaj¹ siê i w obliczu

62


takich potworno ci potrafi¹ podaæ rêkê wrogowi i wraz z nim stawiæ czo³a z³u. Mo¿e i u nas kiedy tak bêdzie? Przejdê teraz do wzruszania. Ci, którzy czytali "Bramy Domu Umar³ych", wiedz¹, ¿e Erikson potrafi wzruszyæ. Tym razem jednak, autor postanowi³ troszeczkê z tym przybastowaæ. Owszem, w dalszym ci¹gu odczujemy ¿al za umieraj¹cymi heroiczn¹ mierci¹ bohaterami i zwyk³ymi lud mi z ich t³a, ale skala jest zdecydowanie mniejsza, ni¿ przy Sznurze Psów Coltaine'a, a poza tym dochodz¹ jeszcze inne, wzruszeniogenne* czynniki. Miêdzy innymi, pojawia siê rozkwitaj¹ca pomiêdzy pochodz¹cymi z wrogich obozów osobami (i to przeciwnych p³ci!) mi³o æ. Ale to, co mnie najbardziej we "Wspomnieniu lodu" wzruszy³o, to by³ nacisk na wspó³czucie, wybaczenie i mi³osierdzie. Bezinteresowne, a nawet wbrew interesom wszystkich innych okazane wobec tych, którzy najwiêcej po wiêcili i którzy najmniej siê na swój los skar¿yli. Przyznajê, ¿e mimo ¿e siê tego spodziewa³em, to i tak szczerze zaimponowa³o mi to, co zrobi³ w finale jeden z bohaterów. I to, jak bardzo wzruszaj¹co ten w¹tek potrafi³ nakre liæ Erikson. Moja ocena "Wspomnienia lodu" to 8,75/10. Nie jest to najbardziej wojenno­przygodowa czê æ sagi, bo Erikson sporo wiêkszy ni¿ dotychczas nacisk postawi³ na "zadawanie trudnych pytañ" i mniej lub bardziej "ukryte przes³ania", ale wcale nie sprawia to, ¿e czyta siê j¹ gorzej lub trudniej. No i, kurczê, kto wreszcie spu ci³ ³omot Bauchelainowi i Korbalowi Broachowi! Autor: Steven Erikson Tytu³: Wspomnienie lodu. 3 tom Malazañskiej Ksiêgi Poleg³ych T³umacz: Micha³ Jakuszewski Wydawnictwo: MAG Liczba stron: 884 (plus trochê reklam) ISBN: 978­83­7480­267­3 *to kolejne s³owo, którego od dzi mo¿ecie zacz¹æ u¿ywaæ graj¹c w S(a)cr(e)(a)b(b)le(u).

Zbieg okoliczno ci Anna Klimasara Ci straszni mieszkañcy w strasznych miasteczkach W ma³ych miejscowo ciach jest co niesamowitego. Fakt, i¿ na niewielkim obszarze ¿yje grupa osób zwi¹zanych ze sob¹ od pokoleñ i niechêtnie spogl¹daj¹cych na obcych sprawia, ¿e wszyscy z zewn¹trz widz¹ w nich zarzewie nieprzebranej ilo ci mrocznych tajemnic. Nic dziwnego, ¿e autorzy tak czêsto siêgaj¹ po tematykê zamkniêtych spo³eczno ci, przypisuj¹c im wszelkiego rodzaju ciemne sprawki, patologie i zwyrodnienia. Z podobnego za³o¿enia wysz³a Katarzyna Pisarzewska, osadzaj¹c powie æ Zbieg okoliczno ci w ma³ym Gosztowie i ka¿¹c swoim bohaterom zmierzyæ siê z prawd¹ o nich samych, co jak wiadomo mo¿e byæ bardzo bolesnym do wiadczeniem. Trudno jest w kilku s³owach stre ciæ fabu³ê powie ci. Chyba trzeba wyj æ od tego, i¿ pewnego jesiennego dnia w Gosztowie, w którym rzadko dzieje siê co

63


ciekawego, kto wiesza na drzewie psa nale¿¹cego do dzieci z rodzinnego domu dziecka. Jakby tego by³o ma³o, wkrótce zostaje zamordowana bardzo zaanga¿owana spo³ecznie mieszkanka Gosztowa, a nastêpnie pod ko³ami poci¹gu ginie pewien dziewiêtnastolatek. Oto trzy pozornie niezwi¹zane ze sob¹ zdarzenia, które wstrz¹saj¹ ¿yciem miasteczka i maj¹ nieodwracalnie zmieniæ ¿ycie wielu jego mieszkañców. Autorka jednak nie skupia siê ca³kowicie na w¹tku kryminalnym. Na tle tocz¹cego siê ledztwa poznajemy losy szeregu pe³nokrwistych bohaterów. Na pierwszy plan wysuwa siê Maria Gajda, dwudziestodziewiêcioletnia dzielnicowa z gosztowskiego posterunku policji, która stanowi g³ówny ³¹cznik miêdzy warstw¹ kryminaln¹ i obyczajow¹. Z racji wykonywanego zawodu bierze czynny udzia³ w ledztwie, a z drugiej strony poznajemy dog³êbnie jej ¿ycie osobiste oraz ca³¹, do æ du¿¹ rodzinê: kuzyna Maæka, równie¿ policjanta, jego ¿onê Anitê, szkoln¹ pedagog, która stara siê pomóc w znalezieniu winnego powieszenia psa, siostrê Izê i jej mê¿a Nied wiedzia, babciê z uchem przyro niêtym do wiadomego radia. Na szczególn¹ uwagê jednak zas³uguje postaæ Ireny, matki Marii. Irena nie jest kobiet¹, jest instytucj¹ Matk¹ Polk¹, centrum gosztowskiego wszech wiata, przez który musz¹ przewin¹æ siê wszystkie plotki i wie ci. Jest kobiet¹, która próbuje zapanowaæ nad ka¿dym, nawet najdrobniejszym fragmentem ¿ycia swoich bliskich i nie przyjmuje do wiadomo ci, ¿e kto mog³oby siê jej przeciwstawiæ. Oczywi cie, jak to w ¿yciu bywa, tego typu dyktatura spotyka siê ze zdecydowanym (choæ niekoniecznie jawnym) oporem i dyktator ponosi ca³kowit¹ klêskê, nawet nie zdaj¹c sobie z tego sprawy. Pisarzewska doskonale nakre la historiê rodziny Gajdów, z ka¿d¹ stron¹ wprowadzaj¹c nas g³êbiej w pl¹taninê naprawdê zawi³ych losów jej cz³onków i pokazuj¹c, jak za fasad¹ sztucznych u miechów podczas niedzielnych obiadów kryj¹ siê mniejsze i wiêksze tragedie, samotno æ i desperacja. Ponadto, jako socjolog, niezwykle skutecznie potrafi roz³o¿yæ na czynniki pierwsze niewielk¹ spo³eczno æ, oplataj¹c¹ gêst¹ sieci¹ wzajemnych zale¿no ci zarówno rodziny od dawna mieszkaj¹ce w Gosztowie, jak i nowo przyby³ych, którzy chc¹c nie chc¹c staj¹ siê jej czê ci¹ i musz¹ dostosowaæ siê do praw ni¹ rz¹dz¹cych. Pod tym wzglêdem znajdziemy w powie ci wiele ciekawych spostrze¿eñ na temat wspó³czesnej Polski, naszego ¿ycia codziennego i tej mieszczañskiej straszno ci , przed któr¹ zwyczajnie nie ma ucieczki. Trzeba przyznaæ, ¿e Zbieg okoliczno ci jest lektur¹ wyj¹tkowo przyjemn¹ nie tylko ze wzglêdu na wci¹gaj¹c¹ opowie æ, ale i jêzyk, jakim jest napisana. Nie znajdziecie tu fajerwerków stylistycznych i karko³omnych prób wykrzywienia jêzyka polskiego w pogoni za ( le pojêt¹) oryginalno ci¹. Nie mogê siê pozbyæ wra¿enia, ¿e gdzie tam w Zbiegu okoliczno ci (chocia¿by w rozmowach, jakie prowadz¹ miêdzy sob¹ stró¿e prawa) pobrzmiewaj¹ echa twórczo ci Joanny Chmielewskiej (która, tak na marginesie, ma na swoim koncie ksi¹¿kê pod tym samym tytu³em), gdy¿ Pisarzewska z równ¹ prostot¹ i rzeczowo ci¹ opisuje ludzkie dramaty, nie sil¹c siê na patos, sztuczny dramatyzm i zadêcie. Tak po prostu, zwyczajnie, a przez to niesamowicie wiarygodnie opisuje ¿ycie zwyk³ych ludzi. I takich autorów nale¿y ceniæ, gdy¿ coraz czê ciej nasi powie ciopisarze uciekaj¹ w odrealnione rejestry rzeczywisto ci, maskuj¹c brak ciekawej historii do opowiedzenia pseudofilozoficznymi pustos³owywodami, z których tak naprawdê nic nie wynika, a czytelnik po za koñczeniu lektury ma jedynie poczucie straconego czasu. Zbieg okoliczno ci zdecydowanie nie zalicza siê do tej kategorii produktów powie ciopodobnych. Przyznajê, ¿e niezbyt wiele sobie obiecywa³am po tej lekturze, gdy¿ opis brzmia³ naprawdê banalnie. Jednak¿e nie jest to historia jakich wiele, a za spraw¹ wielow¹tkowo ci i wielop³aszczyznowo ci bardzo trudno nadaæ jej jednoznaczn¹ etykietê. Jeszcze kilka dni temu by³am pewna, ¿e powie æ, w której pomimo zagadki kryminalnej g³ówn¹ rolê odgrywa warstwa obyczajowa, n i e m o ¿ e m i p r z y p a æ d o g u s t u . Z b i e g o k o l i c z n o c i s p r a w i ³ , ¿ e ca³kowicie zmieni³am zdanie da³am siê wci¹gn¹æ w losy bohaterów od pierwszej do ostatniej strony i ju¿ umie ci³am Katarzynê Pisarzewsk¹ na li cie autorów, których ksi¹¿ek bêdê wypatrywaæ po ród zapowiedzi wydawniczych.

64


Tytu³: Zbieg okoliczno ci Autor: Katarzyna Pisarzewska Wydawca: Prószyñski i S­ka ISBN: 978­83­7839­553­9 Ilo æ stron: 408 Data wydania: 9 lipca 2013

Zgliszcza Anna Klimasara Pewnego razu w Cherrystone Zrz¹dzeniem losu piszê tê recenzjê 4 lipca, która to data nieodparcie kojarzy siê z Ameryk¹. A Zgliszcza Gregga Olsena to bardzo amerykañska ksi¹¿ka, naturalnie nie tylko dlatego, ¿e jej akcja rozgrywa siê w Stanach. Zaczyna siê od tornada (choæ nie grasuje ono w Kentucky, a w niewielkim Cherrystone w stanie Wirginia). G³ówn¹ bohaterk¹ jest policjantka samotna matka prawie ju¿ doros³ej nastolatki. Mamy te¿ seryjnego mordercê gwiazdê mediów, który upaja siê ka¿dym dniem swojej (nie)s³awy, a wisienk¹ na torcie jest afera sprzed lat z agencj¹ adopcyjn¹ w roli g³ównej (powiedzmy adopcjagate ). W sumie daje to nam amerykañsk¹ mieszankê bardzo wybuchow¹, której niebezpiecznie blisko do niewypa³u Nie chcê napisaæ, ¿e Zgliszcza to ksi¹¿ka bardzo z³a, bo tak nie jest. Jednak¿e jak na pozycjê zaklasyfikowan¹ na stronie wydawcy jako horror, sensacja, krymina³ nie wzbudza spodziewanych emocji. W zasadzie pod ka¿dym wzglêdem jest letnia, co mo¿e i w zestawieniu z temperatur¹ za oknem jest po¿¹dane, ale zwyczajnie nie tego siê spodziewa³am. Jak ju¿ wspomina³am, g³ówna bohaterka Emily Kenyon z jednej strony jest detektywem z wydzia³u zabójstw z wieloletnim sta¿em, samotn¹ matk¹, staj¹c¹ na g³owie, by pogodziæ nieprzewidywalne godziny pracy z wychowaniem dziecka, a z drugiej nie potrafi znale æ w sobie do æ asertywno ci, by kazaæ natrêtnemu by³emu spadaæ. Nie wiem, jak Was, ale mnie nie przekonuje taki obraz twardej Matki Pol znaczy siê Amerykanki. Na przeciwleg³ym biegunie mamy seryjnego mordercê. Piêknego do bólu i z³ego, ¿e a¿ strach. Jego z kolei kupujê bez zastrze¿eñ jako postaæ bezwzglêdnego psychopaty, który traktuje kobiety przedmiotowo, ale ¿e jest przy okazji narcyzem, potrzebny mu nieustaj¹cy podziw, dlatego te¿ do perfekcji opanowa³ sztukê uwodzenia i mamienia przedstawicielek p³ci piêknej czu³ymi s³ówkami. Pod tym wzglêdem wszystko siê zgadza. Problem w tym, ¿e morderca ten ma plan. Czy raczej PLAN, którego realizacjê pewnego razu zak³óci³a mu Emily, przez co jak siê mo¿na domy liæ postanowi³ siê na niej zem ciæ. Niestety, je¿eli pamiêæ mnie nie zawodzi, o istocie planu dowiadujemy siê mniej wiêcej tyle, ¿e mia³ zapewniæ jego autorowi s³awê, która przyæmi³aby popularno æ Teda Bundy ego. Niestety, nie otrzymujemy od Olsena dalszych wyja nieñ, w zwi¹zku z czym mroczna tajemnica pozostaje nierozwik³ana

65


Plan (a przynajmniej to, co o nim wiemy, czyli d¹¿enie do rozg³osu) prowadzi nas jednak do najciekawszego tematu poruszanego przez ksi¹¿kê, jakim jest fascynacja seryjnymi mordercami. W Zgliszczach opisywane s¹ kobiety, dla których mordercy staj¹ siê takimi samymi obiektami fascynacji i po¿¹dania jak gwiazdy filmowe. Wysy³aj¹ im setki listów do wiêzieñ, a nawet zabiegaj¹ o mo¿liwo æ spotkania, jak gdyby nie przyjmowa³y do wiadomo ci czynów, jakich dopu cili siê ich idole. Co wiêcej, przestêpcy ci w podobnie gwiazdorski sposób s¹ czasem przedstawiani w mediach, a ponoæ w Internecie mo¿na te¿ kupiæ pami¹tki zwi¹zane z mordercami lub ich ofiarami. Jak bumerang powraca problem, o którym pisa³am w recenzji ksi¹¿ki Bling Ring s³awa jest celem samym w sobie i niewa¿ne, jak¹ cenê trzeba za ni¹ zap³aciæ. Nie zapominajmy te¿ o legendzie Bonny i Clyde a, wiecznie ¿ywej w amerykañskiej wiadomo ci, lecz nie w charakterze przestrogi dla ³ami¹cych prawo, a romantycznej historii dwojga m³odych ludzi, którzy mo¿e i zeszli na z³¹ drogê, ale liczy siê tylko to, ¿e kochali siê a¿ po grób. W tym kontek cie ka¿dy przestêpca zdaje siê zyskiwaæ wymiar samotnego buntownika, a seryjni mordercy prawdopodobnie ze wzglêdu na powagê ich zbrodni, a tak¿e fakt, i¿ wiêkszo æ z nich odznacza siê wysokim ilorazem inteligencji oraz opanowan¹ do perfekcji umiejêtno ci¹ manipulacji najwyra niej plasuj¹ siê w czo³ówce najatrakcyjniejszych kryminalistów. W Zgliszczach znajdujemy bardzo dok³adny i przekonuj¹cy opis mechanizmu napêdzaj¹cego popularno æ morderców (artyku³y prasowe, relacje z procesu, nadawanie chwytliwych przydomków) i choæby dlatego warto siêgn¹æ po tê ksi¹¿kê. Jednak¿e, tak jak nie mogê napisaæ, ¿e jest to powie æ bardzo z³a, nie mogê te¿ napisaæ, ¿e jest bardzo dobra. Gregg Olsen wrzuci³ do niej sporo pomys³ów, ale wiêkszo æ potraktowa³ do æ powierzchownie, przez co osi¹gn¹³ jedynie poziom redni. Ale jest to poziom redni przyzwoity, taki akurat do zabrania na rozpalon¹ s³oñcem pla¿ê, gdzie ¿adne mroczne tajemnice nie zdaj¹ siê straszne i tym bardziej nie przeszkadza nijakie ich rozwi¹zanie. Autor: Gregg Olsen Tytu³: Zgliszcza Tytu³ orygina³u: A Cold Dark Place T³umaczenie: Jan Hensel Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 464 Data premiery: czerwiec 2013 ISBN: 978­83­7839­530­0

66


Z³oty Wiek SF. Tom 1 antologia Aleksander Kusz Handluj¹c nostalgi¹ Opowiadanie jest kwintesencj¹ literatury. Na ka¿dym kroku staram siê nawracaæ wszystkich, którzy siê myl¹ i uwa¿aj¹ inaczej. Ci co lubi¹ powie ci (mo¿e byæ, ale gdzie im tam do opowiadañ), nie mówi¹c o jaki sagach, czy czym podobnym, zawsze musz¹ wys³uchaæ, co o tym my lê. Nie bêdê Wam teraz robi³ wyk³adu na temat wy¿szo ci wi¹t Bo¿ego Narodzenia nad wiêtami Wielkiej Nocy, ale my lê, ¿e najlepiej bêdzie, jak wreszcie to wszyscy zrozumiecie (znaczy siê ci, do których ta prawda objawiona jeszcze nie dotar³a, bo parê osób ze mn¹ siê zgadza). Dziwny wstêp mi wyszed³, nie wiem, co Hubert wklei jako zajawkê recenzji, zobaczê razem z Wami. Jak ju¿ na wstêpnie ustalili my, ¿e opowiadanie, to najlepsze co mog³o spotkaæ literaturê, zw³aszcza sf, to mo¿emy przej æ do tego, ¿e w³a nie zabra³em siê za omawianie pierwszego tomu antologii wydanej przez Wydawnictwo Solaris pod jak¿e krzepi¹cym tytu³em: Z³oty Wiek SF. Solaris to dziwna firma, w³a ciwie instytucja, samowystarczalna mo¿na napisaæ. Tworz¹ j¹ ludzie od lat zafascynowani i oddani fantastyce, a szczególnie i ogólnie ksi¹¿kom. Wyro li z ruchu fanowskiego, ale w miarê szybko poszli w swoj¹ stronê. Bo ruch fanowski w Polsce jest typowo polski. Znaczy siê, pomarudziæ jak jest le doko³a, co tam wypiæ i mo¿na siê rozej æ do domu w poczuciu dobrze spe³nionego obowi¹zku. Oczywi cie przesadzam, s¹ tam wietni ludzie, ale niestety wiêkszo æ jak zwykle jest g³o niejsza i przyt³acza mniejszo æ. Solaris poszed³ swoj¹ drog¹, wydawnictwo, ksiêgarnia internetowa, teraz drukarnia. Przy okazji maj¹ w³asny konwent (w³a nie pod koniec czerwca odby³ siê ju¿ XX Festiwal Fantastyki). Maj¹ swoich autorów, có¿ chcieæ wiêcej? W³a nie, wiêcej. Wojtek Sedeñko chcia³ wiêcej (to dobra cecha jest) i wraz z Lechem Jêczmykiem reaktywowa³ dwie serie antologii wydawane wcze niej w Polsce. Od 2005 roku wychodzi almanach fantastyki: Kroki w nieznane, pocz¹tkowo redagowany przez Konrada Walewskiego, by po kilku latach trafiæ w rêce Mirka Obarskiego. Bardzo zacna antologia, na któr¹ zawsze czekam pod koniec roku. Opowiadania wspó³czesne, czasami trochê wcze niejsze, te, na które zwróci³ uwagê redaktor, to chyba najbardziej autorska antologia w Polsce. Natomiast w 2011 roku Solaris ruszy³ z Rakietowymi szlakami. Seri¹ siedmiu tomów, które przedstawiaj¹ najlepsze starsze opowiadania. Raj na ziemi muszê Wam napisaæ, raj na ziemi. Wiadomo, ¿e s¹ tam lepsze i gorsze opowiadania, ale nagromadzenie tak wietnych opowiadañ w kilku tomach powoduje, ¿e powinna to byæ pozycja obowi¹zkowa dla wszystkich kochaj¹cych fantastykê. W ten oto pokrêcony sposób (wstêpy zajmuj¹ mi coraz wiêcej czasu i miejsca) doszli my do omawianej pozycji, czyli tomu pierwszego antologii redagowanej przez Wojtka Sedeñkê Z³oty Wiek SF. Jest to pozycja bezpo rednio nawi¹zuj¹ca do Rakietowych szlaków, jakby jej kontynuacja. Ca³o æ bêdzie sk³adaæ siê z czterech tomów, w pierwszym z nich mamy dziesiêæ opowiadañ wydanych oryginalnie od lat trzydziestych do piêædziesi¹tych ubieg³ego wieku (ci¹gle nie umiem siê przyzwyczaiæ do takiego okre lenia; urodzi³em siê w ubieg³ym wieku ale to brzmi!). Czê æ opowiadañ ju¿ by³a publikowana wcze niej, czê æ to nowe rzeczy, je li mo¿na tak napisaæ o piêædziesiêcioletnich opowiadaniach.

67


Nie wiem, gdzie to przeczyta³em i kto dok³adnie to napisa³, wydawa³o mi siê, ¿e Ziuta. G³owy jednak nie dam, bo mam jedn¹ i to na dodatek star¹, ale przeczyta³em, ¿e Solaris sprzedaje nostalgiê za minionymi latami. I to dok³adnie tak w³a nie jest, tak to siê powinno czytaæ. To s¹ opowiadania sprzed piêædziesiêciu lat, jak ju¿ napisa³em, tak rednio, bo zdarzaj¹ siê i osiemdziesiêciolatki. To szmat czasu, wiele szkó³ pisarskich w tym czasie powsta³o i wiele zakoñczy³o swoj¹ dzia³alno æ, a te opowiadania ci¹gle s¹ ¿ywe , ci¹gle potrafi¹ wywo³aæ emocje, nawet zaskoczyæ pomys³em czy wykonaniem. Jestem ciekaw, jak wiele wspó³cze nie pisanych opowiadañ bêdzie mog³o pochwaliæ siê takim osi¹gniêciem. Mamy w tomie i uznanych autorów Z³otego Wieku i takim mniej znanych. To jest dobry, poprawny zbiór. W porównaniu do Rakietowych szlaków wiêkszo æ opowiadañ d nie urywa, ale i chyba nie mia³o urywaæ. To jest dobra, miejscami bardzo dobra literatura popularna. Dobrze siê to czyta, miejscami zaskakuje, w wiêkszo ci wci¹ga. Dla mnie osobi cie odkryciem zbioru jest H. Beam Piper, którego prozy wcze niej w ogóle nie zna³em i gdy dowiedzia³em siê, ¿e Solaris bêdzie wydawa³ ksi¹¿ki Pipera, to zastanawia³em siê, kto zacz. A tutaj takie zaskoczenie, naprawdê dobre, rozrywkowe opowiadanie. Na pewno siêgnê po wydane w³a nie ksi¹¿ki o Kud³aczach. Jednak najlepsze w zbiorze s¹ dwa opowiadania: Parlamentariusz Leinstera i Feliksa Wallace a. Pozosta³e s¹ w górnych strefach stanów rednich, wiêc nie jest le. Podsumowuj¹c, nie jest to tak dobry zbiór jak Rakietowe szlaki, ale w porównaniu z wiêkszo ci¹ wydawanych ostatnio w Polsce antologii, to bardzo dobra rzecz. Aha, Solarisie jeden, strasznie s³abi³o mnie, ¿e niektóre opowiadania zaczyna³y siê na parzystych stronach, no kurcze, a¿ tak oszczêdzaæ papieru nie trzeba by³o Autor: ró¿ni antologia opowiadañ Tytu³: Z³oty Wiek SF, tom 1 Wydawnictwo: Solaris Data wydania: maj 2013 r. Liczba stron: 352 ISBN: 978­83­7590­101­6

68


¯ywina Aleksander Kusz Raport o stanie pañstwa Tak siê jako przyjê³o, ¿e jak fantasta to prawicowiec. Jedynym chyba wyj¹tkiem jest China Mieville (mo¿e z racji imienia?), który jest zdeklarowanym socjalist¹ (mo¿e dlatego, ¿e nigdy nie by³o mu dane ¿yæ w socjalistyczno podobnym spo³eczeñstwie). Pozostali, je li ju¿ oczywi cie deklaruj¹ swoje pogl¹dy polityczne, to jak spojrzeæ dooko³a, wszyscy prawicowcy Wygl¹da wiêc na to, ¿e Rafa³ A. Ziemkiewicz, któremu dane jeszcze by³o prze¿yæ kilka lat w naszym cudownym komunizmie/socjalizmie, nie mia³ wyj cia i musia³ skierowaæ siê w praw¹ stronê. Jednak polityka w jego ¿yciu pojawi³a siê pó niej. Najpierw Ziemkiewicz zaj¹³ siê fantastyk¹. M³ody gniewny z Klubu Tfurców (kurczê, dobrze to napisa³em, Tomek?) wszed³ do redakcji Fantastyki i walczy³ ze z³ym smokiem NUMPem, t³umacz¹c mu, ¿e istnieje co takiego jak fantastyka rozrywkowa. Kiedy mu to nie wysz³o, a na dodatek przysz³y nowe czasy, to w redakcji wie¿o za³o¿onego Fenixa móg³ pokazaæ, co potrafi. Po pewnym czasie znudzi³ siê chyba redaktorowaniem i fantastyk¹ i przeszed³ do polityki. Zaczyna³ od Korwina Mikkego, a skoñczy³ gdzie na g³êbokiej prawicy. Po drodze coraz lepiej pisa³, wyda³ kilka wa¿nych dla polskiej fantastyki opowiadañ i powie ci, by zamilkn¹æ na kilka lat jako prozaik. Pisa³ dalej, ale ju¿ publicystykê, prowadzi³ programy w telewizji, sta³ siê medialny, no, sta³ siê prawie ¿e celebryt¹ w niektórych krêgach. Na koniec powróci³ do pisania prozy, ale ju¿ przede wszystkim tej g³ówno nurtowej. Tak oto, jak zwykle po przyd³ugim u mnie wstêpie, przechodzimy do sedna, czyli do omawianej ksi¹¿ki. Jest ni¹ ¯ywina Rafa³a A. Ziemkiewicza wydana, a w³a ciwie wznowiona przez Wydawnictwo Zysk i S­ka. Ksi¹¿ka o Polsce, o polityce, o politykach tych znanych i nieznanych, o ich otoczeniu. Ale równie¿ o nas, w³a nie tak, najbardziej o nas. Fabu³a nie jest w tej powie ci zbyt wa¿na, s³u¿y przede wszystkim do przedstawienia pewnych zjawisk, i postaw ludzkich. Walczy tutaj Ziemkiewicz publicysta z Ziemkiewiczem pisarzem. Ginie pose³ ¯ywina z Samoobrony. Ale partia akurat nie ma tutaj znaczenia, to móg³by byæ pose³ z ka¿dego innego ugrupowania. Przecie¿ wszyscy wiemy, ¿e wiêkszo æ z nich polityków, obojêtnie z prawa czy lewa (w³a ciwie to my nie mamy w Polsce prawicy i lewicy z prawdziwego zdarzenia) ma dok³adnie takie same pogl¹dy: nachapaæ siê. Ginie pose³, który zrobi³ zawrotn¹ karierê swoim populizmem, sprytem, sztuk¹ rozgrywania i zjednywania sobie ludzi. Zacz¹³ jak ka¿dy, od Polski gminnej, powiatowej. Zacz¹³ od noszenia teczki za swoim szefem, ale szybko znalaz³ siê w tym rodowisku, za³apa³, co trzeba zrobiæ, ¿eby siê przebiæ: komu szepn¹æ, gdzie pochwaliæ, gdzie zganiæ i gdzie graæ trybuna ludowego. Szybko awansuje, zostaje pos³em i ginie w dziwnym wypadku samochodowym. To zastajemy na pocz¹tek, tak siê w³a nie zaczyna powie æ: ¯ywina nie ¿yje, a Radek publicysta w czasopi mie dostaje zlecenie, na artyku³ o jego mierci i o nim. Tak w³a nie razem z Radkiem przemierzamy nasz¹ skorumpowan¹ Polskê, poowijan¹ sieci¹ zale¿no ci, znajomo ci, gdzie nikt nie jest wolny, ka¿dy ma co na sumieniu i ka¿dy jest od kogo zale¿ny. Obojêtnie, czy jest to polityk, sêdzia, prokurator, wójt, pose³, czy zwyk³y cz³owiek. Gdzie, aby co zrobiæ, trzeba kogo znaæ. Tutaj nie wystarczy zwyk³e zakasanie rêkawów.

69


Oczywi cie Ziemkiewicz przegina, i to czasami ostro, w przedstawianiu Polski. Nie wiem jak tam jest u góry , ale Polskê powiatow¹ trochê znam, choæby z racji wykonywanego zawodu. Istnieje oczywi cie sieæ powi¹zañ i znajomo ci. S¹ ludzie, którym siê dzia³a lepiej od innych. S¹ tacy, których siê kontroluje mniej. Ale nie jest prawd¹, ¿e jak prowadzi siê dzia³alno æ gospodarcz¹, obojêtnie czy tê mniejsz¹, czy tê wiêksz¹, trzeba zaraz byæ spl¹tanym. Znam wiele przypadków, kiedy uda³o siê zbudowaæ naprawdê dobr¹ firmê bez ca³ej tej otoczki. Znam wiele osób dzia³aj¹cych i pracuj¹cych uczciwie. Niektórzy próbuj¹ zwi¹zaæ koniec z koñcem, a inni dobrym pomys³em i ciê¿k¹ prac¹ dochodz¹ do zarabiania niez³ych pieniêdzy. Z drugiej jednak strony Ziemkiewicz ma du¿o racji opisuj¹c Polskê i nas: nasz¹ narodow¹ bylejako æ i brak sterowno ci. Zawsze uwa¿a³em, ¿e my, jako naród (nie piszê tutaj o jednostkach), umiemy siê wietnie biæ, walczyæ z kim , ale nie umiemy ¿yæ, tak po prostu ¿yæ. Jak ju¿ mamy wolno æ, nie mamy wspólnego wroga, to zaraz tego wroga znajdujemy miêdzy sob¹. My jeste my narodem powstañczym, nas siê powinno wynajmowaæ do wszystkich mo¿liwych powstañ na Ziemi. Przyjedziemy, pomachamy szabelk¹, zdobêdziemy co , albo i nie, bo to te¿ nam czêsto nie wychodzi i koniec. Oddalamy siê na nastêpne powstanie. Bo przecie¿ nie dla nas zwyk³e ¿ycie, kiedy nie ma przeciwko komu powstaæ, przeciwko komu walczyæ. Nie potrafimy budowaæ w³asnego dobrobytu, lepszego ¿ycia. My la³em, ¿e to historia, uwarunkowania, a ostatnio to wina tych czterdziestu powojennych lat. Jednak przysz³o ju¿ nastêpne pokolenie, niby wychowane w wolnej Polsce i co? Jest tak samo, albo gorzej. Prawie ¿adnego szacunku do pracy, tak niesamowicie roszczeniowe postawy, ¿e a¿ siê nie chce w to wierzyæ. Wiem, ¿e to z kolei wina rodziców, którzy ¿yj¹c wcze niej w takich, a nie innych czasach, swoim dzieciom nieba chcieli przychyliæ i, niestety, przegiêli. ¯ywina to ksi¹¿ka o nas. Przerysowana miejscami, czasami trafiaj¹ca w sedno. Powie æ o tym, co zrobili my z naszym krajem, do czego doprowadzili my pozwalaj¹c nieodpowiedzialnym ludziom rz¹dziæ. Mo¿emy siê w niej przejrzeæ, jak w krzywym zwierciadle. Patrz¹c wiemy, ¿e a¿ tak le nie wygl¹damy, ale jak wygl¹damy naprawdê? Autor: Rafa³ A. Ziemkiewicz Tytu³: ¯ywina Wydawnictwo: Zysk i S­ka Data wydania: maj 2013 r. Liczba stron: 320 ISBN: 978­83­7785­202­6

70



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.