Szortal na wynos październik 2014 (96 dpi)

Page 1



REDAKCJA REDAKTOR NACZELNY: Marek cieszek OJCIEC REDAKTOR: Krzysztof Baranowski KOORDYNATOR: Aleksander Kusz LITERATURA: Krzysztof Baranowski, Aleksandra Bro¿ek­Sala, Anna Klimasara, Aleksander Kusz, Robert Rusik, Rafa³ Sala, Jadwiga Skrzypacz Kopaszewska, Marek cieszek, Istvan Vizvary, Marta Komornicka, Karol Mitka KOREKTA: Kinga ¯ebryk, Dagmara Adwentowska PUBLICYSTYKA: Kierownik dzia³u: Hubert Przybylski Recenzenci: Aleksandra Bro¿ek­Sala, Aleksander Kusz, Anna Klimasara, Bart³omiej Cembaluk, Daniel Augustynowicz, Dawid Wiktorski, Hubert Stelmach, Joanna Denysiuk, Katarzyna Lizak, Maciej Rybicki, Marek Adamkiewicz, Milena Zaremba, Paulina Kuchta, Rafa³ Sala, S³awomir Szlachciñski DZIA£ ZAGRANICZNY: Kierownik dzia³u: Dawid Wiktorski T³umaczenie: Karolina Gryglicka, Anna Klimasara, Joanna Baron, Aleksandra Bro¿ek­Sala, Monika Olasek, Dagmara Bro¿ek­Andryszczak, Karolina Ma³kiewicz Korekta oraz redakcja: Anna Klimasara, Matylda Zatorska, Dawid Wiktorski DZIA£ GRAFICZNY: Maciej Ka mierczak, Milena Zaremba, Paulina Wo³oszyn, Ma³gorzata Brzozowska, Sylwia Ostapiuk, Ewa Kiniorska, Agnieszka Wróblewska, Katarzyna Olbromska, Krystyna Rataj, Martyna Lejman, Katarzyna Serafin, Olga Koc, Piotr Kolanko DTP: Konrad Staszewski, Andrzej Puzyñski OPRACOWANIE GRAFICZNE: Natalia Maszczyszyn PROMOCJA: Milena Zaremba, Aleksander Kowarz Ok³adka: Marianna Stelmach Wydawca: Aleksander Kusz ul. Gliwicka 35, Tarnowskie Góry 42­600 Tarnowskie Góry Email: redakcja@szortal.com

3


W tym miesi¹cu chcia³em napisaæ kilka s³ów o odzewie. I nie chodzi mi o to, ¿e Zuzanna lubi je tylko jesieni¹. Wielokrotnie spotka³em siê ze zdaniem, ¿e wstêpniaków nikt nie czyta. Niby wiem, ¿e to nieprawda. Niby widzê, ¿e kto poprzestawia³ mi przecinki. Ale czasami chcia³bym wiêcej Chcia³bym Szukam Próbujê Pomy la³em sobie mo¿e popróbowaæ taktyki koncertowej. Kojarzycie? Gwiazda wo³a do mikrofonu: EEEOOO! . T³um zgromadzony pod scen¹ odpowiada: EEEOOO! . I ju¿ jest piêknie. Ju¿ jest jaki odzew. Ju¿ jest wiê . Tylko, po pierwsze jaka tam ze mnie gwiazda. A po drugie nie bardzo to widzê w wersji nie koncert , a literacki miesiêcznik elektroniczny . Potem pomy la³em, przykadzê Wam. Wiecie: kocham Was , jeste cie wspaniali , te sprawy. To te¿ nie le sprawdza siê na koncertach, a w tej konkretnej, dotycz¹cej moich wstêpniaków sytuacji, wydaje siê ³atwiejsze do przeprowadzenia. Ale Przecie¿ wiecie, ¿e jeste cie wspaniali. Wiecie, ¿e Was kocham. Normalka. O czym tu gadaæ? I wtedy przysz³o mi do g³owy najprostsze w sumie rozwi¹zanie. Muszê napisaæ co kontrowersyjnego. Wtedy nie tylko powinienem uzyskaæ jaki odzew, ale mo¿e nawet bê­ dê cytowany. Przez d³u¿sz¹ chwilê zastanawia³em siê nad czym kontrowersyjnym. I powiem Wam ³atwo nie jest. Zna­ czy, je li chcia³bym byæ choæ trochê oryginalny. Bo owszem, mo¿na spróbowaæ kogo obraziæ. Ludzie du¿o bar­ dziej ¿ywio³owo reaguj¹ na obrazy, ni¿ na mi³osne wyznania. Ale te¿ ludzie obra¿aj¹ siê wzajemnie, zarówno indywidualnie, jak i grupowo, z tak¹ intensywno ci¹, ¿e coraz trudniej znale æ kogo , komu do tej pory nikt jesz­ cze nie nawrzuca³. A poza tym, ci którzy moim zdaniem naprawdê zas³uguj¹ na to, by im powiedzieæ kilka przy­ krych s³ów, z regu³y w ogóle siê nie obra¿aj¹. Najczê ciej prawdopodobnie nie rozumiej¹. Móg³bym te¿ spróbowaæ wyg³osiæ jaki kontrowersyjny pogl¹d. Nawet niekoniecznie w³asny. To te¿ mog³o­ by odnie æ po¿¹dany skutek. I te¿ mo¿e przy okazji kilka osób mog³oby siê obraziæ. Mia³bym swój odzew. Ale to wci¹¿ nie da mi pewno ci, ¿e kto oprócz osoby od przecinków czyta moje wstêpniaki. W koñcu niewie­ lu z nas musi osobi cie poznaæ jaki tekst, ¿eby swobodnie i rzeczowo wypowiadaæ siê na jego temat. Co wiêcej, czasami wydaje siê, ¿e znajomo æ tekstu ród³owego utrudnia, albo nawet wrêcz uniemo¿liwia, jakiekolwiek na jego temat wypowiedzi. I nie chodzi mi w tej chwili o Bibliê. Im d³u¿ej nad tym wszystkim my la³em, tym wiêkszy mia³em mêtlik w g³owie. Co zreszt¹ chyba widaæ, kie­ dy siê czyta ten wstêpniak. JE LI siê go czyta. No, to tyle chyba na dzisiaj. Bo có¿ jeszcze mogê, zak³adaj¹c, ¿e czytacie, Wam jeszcze napisaæ. Tradycyjnie pozdrawiam Tradycyjnie serdecznie Tradycyjnie Wasz Baranek p.s. A co mi tam Jakby co znaj dziecie mnie na szortalowym fejsbuku. EEEOOO!!!

4


Baranek mówi...................................................................... .. ......................... . 4 ZAGRANICZNIAK Tajna broñ Cezara Greg R. Fishbone . .......... . ... 7 Nano nania Charles Musser . .. 9 W czasie deszczu zmarli siê nudz¹ Sam Clough.. .. .. 11 Samotne ucztowanie Ada Hoffman.. .. .. ..13 Wêdrówki w mojej g³owie Gareth D. Jones.. .. 15 PREMIERY Gdyby Tomasz MordumX Siwiec .......... . ... ..19 £otwa Istvan Vizvary .. ..20 RYMOWISKO Ballada o Ka ce II Ma³gorzata Lewandowska .......... . ... ..23 7 PYTAÑ DO czyli gdzie diabe³ nie mo¿e, tam Szortal po le Robert J. Szmidt Rafa³ Sala.. .. .. .. 28 Magdalena Ka³u¿yñska.. .... .. .. 31 SZORTOWNIA Akt notarialny Piotr Borowiec................. ..35 Terapia grudniowa Tomasz Borkowski ..... ..37 Szlachetny rycerz Piotr A. Kaczmarczyk (Piotr Ka). . ....... . ..40 Epitafium dla anio³a Mateusz Cioch................. ..44 STUS£ÓWKA Najemnik £ukasz Kieczka (Eugeniusz Dobry).......... .. 47 Linia obrony Krzysztof baranowski . . ..48 Rozmiar siê liczy Bart³omiej Balcerzak .. .. 49 Znowu siê rozpada³o £ukasz Kieczka .. .. .. ..50 Wojna na s³owa Bart³omiej Balcerzak ... 51 Spacerem przez bryd¿ £ukasz Kieczka . .. .. .52 Wolno æ s³owa £ukasz Kieczka . .. .53 Amator recyclingu £ukasz Kieczka (Eugeniusz Dobry) . .. 54 Wakacyjny podryw £ukasz Kieczka . .. ..55 SUBIEKTYWNIE Anglicy na pok³adzie Aleksander Kusz.. . .. . ..58 Polaroidy z zag³ady Paulina Kuchta... .. .. .60 Szortal Fiction 2 PoStoS³owie antologia stus³ówek Maciej Musialik................. .. 62 Czarne skrzyd³a Anna Klimasara . .. . ..64 Jamnik z Kluskami Justyna Czerniawska.............. .66 Miasto k³amstw. Ca³a prawda o Teheranie Anna Klimasara................. ..68 Dzielnica Obiecana Marek Adamkiewicz .. . .70 Kobieta z impetem Justyna Czerniawska . .. 72 Tamte cudowne lata Aleksander Kusz. .. .. 74 Odcienie Mi³o ci Katarzyna Lizak .. . . ..76 Ogrody S³oñca Hubert Przybylski .. . .78 Pola dawno zapomnianych bitew, tom 1: £atwo byæ bogiem Aleksander Kusz 80 wiat³o Cieni Marek Adamkiewicz .. .82 Bot Anna Klimasara .. . .84

5


ZAGRANICZNIAK


Tajna broñ Cezara GREG R. FISHBONE

Czas Kali przemin¹³. Kierujê siê na taras widokowy. Krew wyp³ywa przez zadrapania na moim opancerzonym kombinezonie. Gdy­ by kad³ub zosta³ naruszony, by³abym ju¿ martwa, jednak w jaki sposób wci¹¿ funkcjonuj¹ grawitacja i atmosfera. Byæ mo¿e przestêpcy chcieli zabraæ ten statek z powrotem w nienaruszonym stanie, jako swego rodzaju trofe­ um. Zdaj¹ siê ceniæ sobie takie zdobycze. Widzia³am, jak jeden z nich wydaje z siebie wrzask triumfu, odrywaj¹c g³owê doktora. Wyci¹gn¹³ j¹ w stronê swoich towarzyszy, co wywo³a³o ryk aprobaty. Widzia³am, jak li¿e twarz doktora swoim jêzykiem d³ugim, czarnym i wulgarnym. Przestêpcy to uzdolnieni ³owcy. Tropili nas przez dwa tygodnie, podczas których rzucali my siê przez system, dokonuj¹c coraz bardziej ryzykownych skoków przez przestrzeñ, umykaj¹c od osobliwo ci do osobliwo ci tak d³ugo, a¿ dalsza ucieczka sta³a siê niemo¿liwa. Ostatni b³¹d w obliczeniach zosta³ pope³niony z mojej winy. Cia³o przestêpcy blokuje mi przej cie. Przechodzê nad nim, czuj¹c nag³y przyp³yw dzikiej dumy. Przynajmniej tego uda³o nam siê zabiæ. Przynajmniej on skosztowa³ no¿a Kali na swojej skórze. Przestêpcy to uzdolnieni wojownicy. Kiedy walka w koñcu siê rozpoczê³a, zmia¿d¿yli nas w ci¹gu kilku go­ dzin, a jeste my przecie¿ elit¹ si³ Imperium. Wyobra¿am sobie wylewaj¹ce siê fale przestêpców pod¹¿aj¹ce ladem naszego statku, z powrotem do ludzkiej przestrzeni i do wiatów, które zaw³aszczyli my. Kapitanie. Kiedy wchodzê na taras widokowy, m³ody chor¹¿y staje na baczno æ. Czê æ pozosta³ych próbuje wstaæ. To nie jest pora na tego typu formalno ci mówiê. Pod okiem Dhumavati wszyscy jeste my równi. Ustali³a kurs? pyta Bren, kobieta, która kiedy by³a moj¹ kochank¹. Tak. Przez pomieszczenie przechodzi szmer. Przemierzamy to bezksiê¿ycowe niebo popsutym rydwanem Dhumavati. Za³oga zaczyna siê rozbieraæ. Idê ich ladem. Pomagam tym, którzy s¹ zbyt uszkodzeni, by sami mogli zdj¹æ z siebie ubranie. Taras widokowy sta³ siê kostnic¹ bêd¹c¹ mieszanin¹ krwi i cia³a, zmia¿d¿onych ko ci i ostrego odoru krwi przestêpców, która przesi¹ka nasze cia³o niczym kwas. Oto kadzid³o Dhumavati. Naga siadam przy metalowo­szklanym oknie, przygl¹daj¹c siê czarnej dziurze, mrocznej osobliwo ci. Na kom przychodzi nowa wiadomo æ. To przestêpcy. Widocznie s¹ w centrum ste­ rowania. Musieli odkryæ, co zrobi³am.

7


U miecham siê. Nie zabior¹ tego statku jako trofeum ani nie pod¹¿¹ naszym ladem z pow­ rotem do naszych rodzin. wiat³a migocz¹, cienie chwiej¹ siê na metalowych cianach. Pod¹¿amy ku wiecznej wdowie. Bogini Dhumavati to mroczna osobliwo æ, która przyci¹ga nas ku swojemu wypaczonemu i scalonemu j¹dru. Dhumavati jest mroczn¹ wdow¹. Jej cia³o to dym unosz¹cy siê w przestrzeni. Siedzimy nadzy, obserwuj¹c przypominaj¹cy krucze skrzyd³o kszta³t na jej po¿eraj¹cym wiat³o niebie.

8


Nano nania Charles Musser

Witamy w Nanotron Technologies ®! Uruchomi³e nasz Przyspieszacz Bystro ci Umys³u (PBU). Twój mózg pracuje w tej chwili dwa miliony razy szybciej ni¿ zwykle. Niniejsze s³owa przewijaj¹ siê w zasiê­ gu twojego wzroku dziêki tysi¹com nanobotów wszczepionych do twojego mózgu. Bez paniki! Wszystko wydaje siê pozostawaæ w bezruchu. To normalne. Wydaje ci siê, ¿e twoje serce i uk³ad oddechowy przesta³y funkcjonowaæ. Nie masz w³adzy nad w³asnym cia³em. Wszystko w porz¹dku. To tylko skutki uboczne przyspieszenia pracy mózgu. Analiza w toku czekaj czekaj Le¿ysz na plecach, patrz¹c w górê. Stalowy prêt o rednicy oko³o centymetra i d³ugo ci 2,5 metra zmierza w kierunku lewego oka z prêdko ci¹ 75 metrów na sekundê. Bez paniki! Prêt przebije twoj¹ renicê, dostanie siê do mózgu i unicestwi wszystkie wy¿sze czynno ci lewej pó³kuli w ci¹gu .01 sekundy czasu rzeczywistego. W celu unikniêcia niebezpieczeñstwa Nanotron poleca jak najszybsze skorzystanie z Przyspieszacza Odruchów Miê niowych (POM). Je li chcia³by skorzystaæ z POM, pomy l tak . Teraz. Tak! Przepraszamy. Zanim w³¹czysz POM, musisz wy³¹czyæ PBU. Je li chcesz wy³¹czyæ PBU, pomy l tak . Teraz. Tak, kurwa! Nie rozpoznano s³owa kurwa . Tak! Przepraszamy. Zakupiona przez ciebie wersja urz¹dzenia Nanotron nie pozwala na wcze niejsze wy³¹czenie PBU. Funkcjê tê posiada urz¹dzenie Nanobot Platinum . Musisz poczekaæ, a¿ czas dzia­ ³ania PBU zakoñczy siê. Stanie siê to za .02 sekundy czasu rzeczywistego. Odpowiadaj¹cy mu DCW (Do wiadczany Czas Wzglêdny) to 24 lata, 3 miesi¹ce, 13 dni, 4 godziny i 36478 sekund.

9


W oczekiwaniu na koniec pracy PBU pos³uchasz utworów z brodwayowskiego musicalu Brigadoon . Mo¿esz zakupiæ tê p³ytê online na stronie www.ritemart.music­cds.com. Dziêkujemy za skorzystanie z urz¹dzenia firmy Nanotron Technologies®, nale¿¹cej do Rite­ Mart International.

10


W czasie deszczu zmarli siê nudz¹ SAM CLOUGH

Biuro Petera znajdowa³o siê na piêtnastym piêtrze Wie¿y L¹dowania. Spêdza³ mnóstwo czasu patrz¹c przez ci¹gn¹ce siê od pod³ogi do sufitu okna na równe rzêdy trumien u³o¿one na placu wokó³ wie¿y. Pomimo deszczu padaj¹cego nieustannie od roku, wci¹¿ by³y szokuj¹co bia³e. Jego wzrok powêdrowa³ w kierunku dwudziestu dwóch otwartych trumien. Wszystkie by³y pe³ne deszczówki. Spojrzenie Petera zatrzyma³o siê na moment na jego w³asnej, po czym mê¿czyzna odwróci³ siê od okna. Statki zwiadowcze natrafi³y na piêæ nadaj¹cych siê do zamieszkania planet. Za³o¿ono piêæ kolonii, piêæ misji zakoñczy³o siê sukcesem. Piêæ marzeñ doczeka³o siê spe³nienia. Szósta kolonia mia³a byæ czym jeszcze wspanialszym. Nazwali j¹ Rajem. Mia³a byæ doskona³a. Peter nale¿a³ do grupy tysi¹ca piêciuset wybrañców, których zadaniem by³o utworzenie przyczó³ka: zbudowa­ nie miasta, elektromagnetycznej katapulty i orbitalu. Obudzi³ siê przy wtórze padaj¹cego deszczu, smuk³y kszta³t Wie¿y L¹dowania nikn¹³ za cian¹ mg³y. Potyka­ j¹c siê i lizgaj¹c w b³ocie, na wpó³ lepy i przemarzniêty do szpiku ko ci, w koñcu dotar³ do Wie¿y, która sta³a siê jego azylem. Wie¿a by³a pozosta³o ci¹ po jednostce desantowej, która swego czasu wyl¹dowa³a na planecie z kolonistami na pok³adzie. Rozpad³a siê ledwie dotkn¹wszy ziemi, jednak bez szwanku dla swej zawarto ci tysi¹ca piêciuset trumien starannie rozmieszczonych teraz na czym , co wcze niej by³o spalon¹ s³oñcem równin¹. U podnó¿a wie¿y Peter naliczy³ dwudziestu jeden innych kolonistów. Dostrzeg³ w ród nich garstkê specjalis­ tów z ró¿nych dziedzin, samotnego lekarza, kilku in¿ynierów rolnych, paru ¿o³nierzy; Peter by³ jedynym w tym towarzystwie urzêdnikiem. Miêdzy nimi by³ tak¿e pewien m³ody laborant, który spêdzi³ sze æ kolejnych dni, bro­ dz¹c w ulewnym deszczu pomiêdzy rzêdami trumien. Siódmego dnia ch³opak odebra³ sobie ¿ycie. Jednak zanim to zrobi³, zd¹¿y³ naskrobaæ wiadomo æ ci¹gn¹c¹ siê wzd³u¿ cian galerii Wie¿y. Wszyscy nie ¿yj¹. Nied³ugo potem dwaj inni koloni ci poszli w jego lady. Miesi¹c pó niej samobójstwo pope³ni³ trzymaj¹cy siê na uboczu technik komputerowy, tu¿ po tym, jak deszcz spowodowa³ zwarcie w ostatnim z robotów. Jednak kolo­ nia jak wci¹¿ ironicznie j¹ nazywano ocala³a. Jedzenie, odzie¿ i surowce przeznaczone dla pó³tora tysi¹ca osad­ ników mog³y utrzymywaæ tê niewielk¹ grupê przy ¿yciu i w ca³kiem zno nych warunkach niemal w nieskoñczo­ no æ. Oni jednak nie ruszyli siê spod Wie¿y na krok w poczuciu obowi¹zku wobec swoich zmar³ych towarzyszy. Choæ od tamtych wydarzeñ minê³o dziesiêæ lat, nie wszystkich siedemnastu ocalonych postanowi­ ³o siê osiedliæ w Wie¿y L¹dowania. Niektórzy, przy akompaniamencie nieustannie padaj¹cego desz­ czu, wyruszyli w podró¿ zabieraj¹c ze sob¹ trumny z szacunku dla zmar³ych. Inni zaczêli realizowaæ nowe przedsiêwziêcia. ¯ycie Petera zosta³o podporz¹dkowane tej niewielkiej spo³eczno ci.

11


Pierwszego dnia w jedenastym roku od l¹dowania trzy czarne statki przebi³y siê przez desz­ czowe chmury. Kr¹¿¹c nad Wie¿¹ wygl¹da³y jak sêpy zbieraj¹ce siê nad padlin¹. Z pok³adu na szczyt wie¿y opu cili siê uzbrojeni mê¿czy ni i cienkie jak kartka papieru androidy. Poruszaj¹c siê bezg³o nie przetoczyli siê w dó³ ukrytymi przej ciami i sekretnymi kana³ami. Znale li Petera w jego biurze. Trzy androidy, które wygl¹da³y jakby by³y utkane z powietrza, dzia³a³y wyj¹tkowo subtelnie. Jeden chwyci³ go za ramiona, drugi rzuci³ siê na pod³ogê unieruchamiaj¹c nogi Petera. Walczy³ z nimi, ale bezsku­ tecznie. Podszed³ do niego umundurowany mê¿czyzna. Peterze Vyse, na mocy Ustawy o Ochronie Kolonii zostaje pan aresztowany za zorganizowanie spisku w celu zabójstwa tysi¹ca czterystu siedemdziesiêciu o miu cz³onków Wyprawy Kolonizacyjnej Raj. Pójdzie pan z nami.

12


Samotne ucztowanie ADA HOFFMAN

Miesi¹c zacz¹³. Tylko miesi¹c, ¿ebym móg³ doprowadziæ swoje sprawy do porz¹dku. Ale dla naszych umys³ów o dopiero co zwiêkszonej pojemno ci, funkcjonuj¹cych z prêdko ci¹ eksaflopsów, miesi¹c równie dob­ rze móg³by byæ wieczno ci¹. Zanim jego identyfikator zad wiêcza³ w hali przylotów, w sze ciowymiarowej sztu­ ce zd¹¿y³y powstaæ i upa æ ca³e ruchy i organizacje. Napisano, zrecenzowano i we wspólnych salach przedyskuto­ wano opas³e tomy czaspoezji, które ju¿ przysporzy³y sobie wrogów. Ju¿ dawno porzucili my bezsensowny kon­ cept ludzkich awatarów. Wiêkszo æ z nas nie by³a w ¿aden sposób uciele niona: egzystowali my w postaci zawi­ ³ych fraktalnych kszta³tów na cienkich jak pajêczyna lub migocz¹cych subtelnym kolorem cieni skrzyd³ach. Martin by³ odra¿aj¹cy. Stanowi³ jedn¹ z tych wlek¹cych siê mas cia³a, które zostawili my. I przestraszy³ siê na nasz widok. Demony powiedzia³. Có¿, tê kwestiê ju¿ rozwi¹zali my, ale nikt na naszym serwerze nie mia³ cierpliwo ci, ¿eby go doinformowaæ. Nie by³ w stanie poj¹æ czasopoezji, niezdolny do postrzegania w wiêcej ni¿ trzech wymiarach. Podrzucali my mu instrukcje, ale ca³kowicie je zignorowa³. Usiad³ w rogu, podtrzymuj¹c swoj¹ wirtualn¹ g³owê, jak gdyby ktokol­ wiek tutaj móg³ wci¹¿ odczuwaæ ból. Kiedy zostawili my go w spokoju na wystarczaj¹co d³ugi czas, co unios³o siê z jego wirtualnego cia³a, o któ­ rym prawie zapomnieli my. Bo¿e. Te odg³osy ¿ucia i mlaskania. Smród. Kto zlitowa³ siê nad nim i da³ mu program pozwalaj¹cy na wezwa­ nie wirtualnego ducha jedzenia. Przykucn¹³ na pod³odze, ¿r¹c wiñstwa: solon¹ wieprzowinê, ciasto czekoladowe, rigatoni, winogrona. Gapi³ siê same migda³ki i zêby. W momencie, kiedy zebrali my siê wokó³, aby lepiej siê przyjrzeæ, bekn¹³. Odlecieli my w eter. wir stwierdzili my. winia. ¯eby tak nurzaæ siê w zmys³owych udogodnieniach i ignorowaæ le¿¹ce u swoich stóp piêkno! Liniami czystego wiat³a rysowali my jego karykatury i ukrywali my je w jeszcze niedos­ trzegalnych dla niego wymiarach, przerzucaj¹c je miêdzy sob¹ i chichocz¹c. Wróci³am jednak, kiedy inni znudzili siê zabaw¹. Dlaczego mnie zaintrygowa³? Co takiego chcia³am zrozumieæ? Tak trudno by³o przypomnieæ sobie stary, z³y wiat. Martin prze³kn¹³ swoje tiramisu i wbi³ we mnie wzrok. Jego g³os by³ matowy, gruby i organiczny, mimo ¿e gdyby przeczyta³ instrukcje, móg³by nadaæ mu wij¹cego siê tonu skrzypiec. Przysz³a tu, ¿eby nadal siê ze mnie miaæ? Nie wiem. Dlaczego wydawa³ siê tak znajomy? Dlaczego wspó³czu³am mu pomimo ca³ego swojego obrzydzenia?

13


My la³em, ¿e jestem gotowy powiedzia³. My la³em, ¿e czytanie o tym przed uploadem wystarczy. Ale nic z tego nie rozumiem. A najmniej was wszystkich. Najmniej to jedzenie zapro­ gramowane na smak... domu, nie powiedzia³. Spojrza³ na mnie jak na ciep³y chleb. Jakby mnie potrzebowa³. Czy chcesz... Potrz¹snê³am g³ow¹. Czego móg³by chcieæ kto taki jak Martin? Pomocy przy przegl¹daniu instrukcji? Jeszcze nie mogê. Patrzê na nie i mam odruch wymiotny. Macie nade mn¹ tak¹ przewagê, ¿e ju¿ nigdy tego nie nadrobiê. Odfrunê³am do ty³u na wypadek, gdyby faktycznie zwymiotowa³. Nie wiedzia³am, czy ma pozwalaj¹cy na to program, ale naprawdê nie chcia³am siê o tym przekonywaæ. Mo¿esz po prostu ze mn¹ posiedzieæ? spyta³ Martin. Teraz ju¿ b³agalnie. Tylko na chwilê. Po prostu zjedz ze mn¹. Tak jak dawniej. Tak jak dawniej. Dlaczego nie mog³am sobie przypomnieæ? I dlaczego chcia³am? W jaki sposób cokolwiek z tej szarej, fizycz­ nej przesz³o ci mia³oby mieæ ze mn¹ zwi¹zek? Ale to spojrzenie w jego oczach. Zna³ mnie. Najwidoczniej byli my przyjació³mi. Mogliby my byæ Kochankami. Bo¿e. Tak. Mgli cie sobie przypomina³am. Byli my kochankami. Chcieli my byæ razem w tym wiecie. Led­ wo mogê to teraz poj¹æ, ale w jaki sposób pomimo ca³ego potu i luzu, w które obfitowa³ ten akt, Martin by³ dla mnie wa¿ny. Czy ktokolwiek z tego roju o wieconych dusz by³ dla mnie kiedykolwiek istotny? Sztuka by³a. Czaspoezja. Czysta, nieskrêpowana ograniczeniami fizycznymi rado æ ¿ycia. Czym¿e w porównaniu z tym byli inni ludzie? Nikt z nas nie by³ dla nikogo niczym innym jak tym, co sami stworzyli my. Nagle poczu³am siê tym lekko zaniepokojona. Wystarczaj¹co, ¿eby w próbie zrozumienia podj¹æ choæby ma³e ryzyko. Z bólem wydoby³am z pamiêci wspomnienie przechodz¹cego procesy biologiczne cia³a. Aby zje æ wirtualne jedzenie potrzebowa³am wirtualnych ust, zêbów, jêzyka, prze³yku i ¿o³¹dka... Zmiana nadesz³a razem z dreszczem tak ³atwo jak ka¿da inna, chocia¿ dziwnie i nieporêcznie by³o znowu mieæ wnêtrzno ci. Uklêk³am obok Martina. Podnios³am winogrono. St³umi³am obrzydzenie, strz¹snê³am owoc na jêzyk i zaczê­ ³am ¿uæ. Smak by³... fizyczny. By³o to nawet przyjemne na sposób, do którego nie przywyk³am. Zmarszczy³am czo³o, po³ykaj¹c. Wci¹¿ tego nie rozumia³am, ale jedzenie przesta³o mnie obrzydzaæ. Musimy ciê nauczyæ powiedzia³am. Powoli, w przystêpny dla ciebie sposób. Zajmie to sporo czasu. Ale mo¿e w zamian te¿ nam co przypomnisz? Zawaha³am siê i prze³knê³am dumê. Podasz mi czekoladê? Z wdziêczno ci¹ napotka³ moje spojrzenie. I zabrali my siê za jedzenie.

14


Wêdrówki w mojej g³owie Gareth D. Jones

Mam wra¿enie, jakby ludzie w mojej g³owie byli tam od dawna. Nie pamiêtam ju¿, jak d³ugo, poniewa¿ nie przypominam sobie niczego prócz radosnej, pastelowej sali szpitalnej, w której siê przebudzi³em. Lekarz wielki, siwy facet z sumiastym w¹sem twierdzi, ¿e cierpiê na amnezjê. Poniewa¿ by³ przy mnie, kiedy odzyska³em przy­ tomno æ i odwiedza³ mnie ka¿dego nastêpnego dnia, sta³ siê moim najstarszym znajomym. Nie wiem, od ilu dni to ju¿ trwa. Nazywa siê doktor Pulbarton. Wygl¹da na to, ¿e te¿ mam jakie imiê. Randolf. Lekarz nie chcia³ zdra­ dziæ mi mojego nazwiska chyba s¹dzi, ¿e sam sobie przypomnê. Twierdzi, ¿e tak naprawdê tych ludzi wcale nie ma w mojej g³owie. Gdzie w takim razie siê znajduj¹? I kim s¹? Wbijam w niego wzrok. Mam dosyæ bycia ograniczonym do jednego ma³ego pokoju i zielonej pi¿amy w paski. S¹ w innej czê ci szpitala mówi, milknie i zamy lony wpatruje siê we mnie. W pomieszczeniu, w którym przechowuje siê sprzêt do obrazowania synaptycznego. A przynajmniej do niedawna tam byli. Jego w¹sy nie s¹ wcale tak siwe jak jego w³osy. Rozwa¿am to przez chwilê. Co masz na my li mówi¹c, ¿e do niedawna byli? Mam na my li W zamy leniu zaciska usta. Mam na my li to, ¿e ju¿ uporali siê z tym, co mieli do zro­ bienia, ale twój mózg nie u wiadomi³ sobie jeszcze efektów tego dzia³ania. Nie ma to ¿adnego sensu, o czym go informujê. Pomy l o stanie, w jakim siê znajdujesz, kiedy nisz mówi. Zdarza siê, ¿e odg³osy z zewn¹trz mog¹ wp³y­ waæ na twój sen i stawaæ siê jego elementem na przyk³ad dzwonek budzika. D wiêk wpasowuje siê w sen, byæ mo¿e jako inny odg³os, a wtedy siê budzisz. Powoli kiwam g³ow¹. Z tego, co pamiêtam, przytrafi³o mi siê to kilka razy. W jaki sposób sen mo¿e wywo³aæ tego typu d wiêk? Nie mam pojêcia. To dlatego, ¿e twoja pamiêæ dzia³a w odwrotn¹ stronê mówi doktor Pulbarton. Twój mózg tworzy histo­ riê ze snu, dostosowuj¹c j¹ do okoliczno ci. Zupe³nie tego nie rozumiem. Czasami w warunkach stresu to samo dzieje siê na jawie. Co to dla mnie oznacza? Oznacza to, ¿e jeste ju¿ zdrowy, tylko twój mózg nie zdaje sobie z tego sprawy. Siadam, ¿eby to przemy leæ, a lekarz wychodzi. Zamykam oczy, by ujrzeæ przemierzaj¹cych moj¹ g³owê obcych. Jest ich troje dwie kobiety i mê¿czyzna, wszyscy w bia³ych fartuchach laboratoryjnych. Wolno wêdruj¹ korytarzami labiryntu substancji szarej, jak w moim wyobra¿eniu wygl¹da podró¿ po

15


mózgu. Od dawna czego szukaj¹, nie mam jednak pojêcia, czego. Zerkam na nich od czasu do czasu przez ca³e popo³udnie. W pewnym momencie widzê, ¿e musieli zatrzymaæ siê przed ceglan¹ cian¹. Konstrukcja ca³­ kowicie blokuje korytarze. Jedna z kobiet wyci¹ga z fartucha wielki dwurêczny m³ot, unosi go i ude­ rza w cianê. Mur dr¿y od impetu, a kobieta bierze kolejne, coraz szybsze zamachy, a¿ w koñcu ciana zaczyna pêkaæ. Nagle wali siê, a ceg³y spadaj¹ i znikaj¹. Dr¿enie przywraca mi przytomno æ i otwieram oczy. Obok stoi moja ¿ona, trzês¹c ³ó¿kiem. Obud siê mówi. Lekarz kilka godzin temu powiedzia³, ¿e mo¿esz i æ do domu. Wiem odpowiadam. Roz³adowywanie trwa tak d³ugo, ¿e zasn¹³em. Przez chwilê siê martwili mówi, kiedy zmierzamy do drzwi. Wydawa³e siê zdezorientowany, jakby niczego nie pamiêta³. Trudno powiedzieæ, ¿ebym to pamiêta³. Có¿, to by³o tylko co ko³o godziny, nie? Irytuj¹ce, ¿e trzymali ciê tu trzy dni na obserwacji. Hmm Wygl¹da na to, ¿e to by³o jedyne wyj cie. Wpatruje siê we mnie têpym wzrokiem. Kiedy zbli¿amy siê do wyj cia, szpitalne korytarze wydaj¹ siê dziwnie opustosza³e d³ugie, pe³ne k¹tów i zakrêtów, wind i drzwi. Id¹c, patrzê na ¿onê, a ta scena co mi przypomina, nie pamiêtam jednak zupe³nie, co takiego.

16



PREMIERY


Gdyby TOMASZ MORDUMX SIWIEC

Gdyby lepiej pilnowano dzieciaka, zapewne zauwa¿ono by, ¿e do ko³yski zakrad³ siê olbrzymi szczur. Naj­ prawdopodobniej zwabi³ go zapach resztek rozk³adaj¹cego siê jedzenia, których gnilny odór rozchodzi³ siê po ca³ym mieszkaniu. Gdyby matka dziecka nie zaæpa³a siê na mieræ, zapewne dba³aby o porz¹dek w domu. Nieste­ ty, zmar³a kilka dni wcze niej, a w jej rozsuniêtych ustach zaczê³y pojawiaæ siê czerwie. Gdyby nie m³odzieñcza ciekawo æ, nigdy nie siêgnê³aby po narkotyki. Gdyby nie narkotyki, nie pad³aby kilkukrotnie ofiar¹ brutalnego gwa³tu. Gdyby nie gwa³t, to dzidziu nigdy nie pojawi³by siê na wiecie. Gdyby nie g³odny szczur, to zapewne wyg³odzone dziecko jeszcze d³ugo umiera³oby z g³odu.

Ilustracja: Ma³gorzata Lewandowska

19


£otwa ISTVAN VIZVARY

Obywatele £otwy postanowili przekazaæ w³adzê gêsiom. Badania dowodz¹, ¿e zwierzêta zarz¹dzaj¹ du¿ymi organizacjami równie skutecznie jak ludzie argumentuje Videus Luber, lider organizacji, która doprowadzi³a do przyjêcia pomys³u na drodze referendum. S¹ za to o wiele tañsze. Roczne utrzymanie jednej gêsi kosztuje równowarto æ piêtnastu dolarów. W przypadku dwudziestogêsiowego rz¹du i stugêsiowego parlamentu oszczêdno ci siêgn¹ dwóch milionów rocznie. Zadania t³umaczenia z gêsiego na ludzki podjê³y siê bli niêta Maria i Onton z przedszkola nr 33 w Rydze. Doskonale rozumiemy g¹ski! zapewni³y. Rzeczywi cie, w ci¹gu trzech minut od konwersacji z liderem siedemnastogêsiowego stada znalaz³y wszystkie z³o¿one na podwórku testowym jaja. Czekamy na wyniki eksperymentu!

20



RYMOWISKO


Ballada o Ka ce II MA£GORZATA LEWANDOWSKA

I tak matko sta³o siê, ¯e straci³am wianek. Nie kowala by³ to syn, Ni bednarza Janek. Czy to cz³owiek by³, czy zwid Nie wiem ja w ogóle, Wiêc nie pytaj, droga maæ, Co ja wiem w szczególe. Chocia¿ jasny dzieñ to by³, S³abo æ mnie opad³a. Ostrzega³a , jednak mnie Obietnica zwiod³a. Có¿­¿e teraz matu ma Stanie siê tu ze mn¹? Któ¿ to we mie dziewkê, gdy Nad ni¹ wisi piêtno? Gdy zaci¹¿ê, wtedy co? Podmieñca powijê? A co wtedy powie wie ? Chyba siê zabijê! Nie p³acz córu mówi maæ I Kasiê pociesza, I przytula dziecko swe, I w my lach rozgrzesza. G³aszcze czule g³owê jej, S³one ³zy wyciera, Do swej piersi tuli i Tak jak mo¿e wspiera. W³osy Kasi g³adzi te¿, Lecz tu bój siê Boga! W uszach dziewki wieci co ! Krzyknê³a nieboga. Jezu wiêty! Córko, có¿ W uszach ci siê mieni! Niech Panienka chroni nas, Bo my potêpieni! Ilustracja: Ma³gorzata Lewandowska

23


Zjawa mówisz? Kopyt on Nie mia³ w ród tych dziebe³? Ogoniasty? Rogi mia³? Mo¿e jaki DIABE£!? Szatan córkê braæ mi chce? Za có¿ taka kara? Czy zgrzeszy³am my l¹ z³¹? Zbyt s³aba ma wiara? Nie pozwolê córki wzi¹æ, Jedn¹ mam jedynie. Ksi¹dz mo¿e poradzi co , Ten z m¹dro ci s³ynie. I ju¿ ci¹gnie nasz¹ Ka Do ksiêdza plebana I o pomoc prosi go Ca³a zap³akana. Ksi¹dz, choæ m³ody, m¹dry by³ Oraz oczytany. Rzym go ponoæ przys³a³ tu, Bo mia³ jakie plany. Nikt nie wiedzia³, czemu wie Sta³a siê tak wa¿na, Jednak plotka posz³a, i¿ Sprawa to powa¿na. Lecz wracaj¹c ju¿ do Ka Oraz jej mateczki, Wys³uchawszy bacznie ich Ksi¹dz rzek³ do dzieweczki: Zostañ tutaj, matka za Niech do domu wraca. To jest sprawa wa¿na, wiêc Czeka nas tu praca. Matka wysz³a, a wiêc czas Na pe³n¹ historiê, Bym obmy liæ sobie móg³ rzeczy kategoriê. Teraz powiedz wszystko mi, Nie wstyd siê zupe³nie. Bosk¹ rêk¹ jestem tu, Wolê Jego spe³niê. Bóg mi³o ciw wielce jest, Wiêc nie taj niczego . Po czym poda³ kielich jej Ze szk³a przepiêknego. W tym kielichu by³a ciecz Z lekkim narkotykiem, Co amnezjê cofa, gdy Traumy jest wynikiem.

24


Ka wypi³a cierpk¹ ciecz, Oczy jej siê zmgli³y, Zgas³y, a za chwilê tak Dziwnie za wieci³y. Ksi¹dz znów pyta, ona za Mówi jakby w transie O istocie, polu i... Nagle staje w p¹sie. Pleban ci nie, ona za Spódnicê unosi, By pokazaæ dziurkê sw¹, Skoro ksi¹dz tak prosi. I rozk³ada nogi, by Lepiej móg³ zobaczyæ I paluszek wk³ada w ni¹ Aby j¹ zaznaczyæ. Szuka d³oni¹, nagle ma! Guziczek znajduje I miast mówiæ tylko ju¿ Cicho pojêkuje. Proboszcz przerwa³ pytañ tok. Choæ by³ trenowany, Pot go obla³ i ju¿ chce Zmieniæ swoje plany. Miast Ka pytaæ, miêdzy jej Uda siê zag³êbiæ. Si³¹ lêd wi niczym m³ot diab³a moc wypêdziæ. Ju¿ podnosi szatê sw¹, Bieliznê luzuje, Ju¿ ma orê¿ wbijaæ w Ka , Lecz... siê zatrzymuje. Wzgórek dziewki s³abo skrzy Niczym w dzieñ pochodnia. Widok ten go zmrozi³ jak Dzia³aj¹ca ch³odnia. M³ot mu uwi¹d³, umys³ za Na swe miejsce wróci³ I Kasiny cia³a czar W tej chwili odrzuci³. Gdyby kto z was z boku sta³ Zdziwi³by siê pewnie: Na pod³odze le¿y Ka , Ksi¹dz za nad ni¹ blednie. I próbuje szybko wstaæ, Choæ majtki mu wadz¹, Oczy jego ci¹gle za Dziewki ³ono ledz¹.

25


Wreszcie staje, jakby duch Jaki go nawiedzi³ I w spe³nieniu ¿¹dzy tej Ogromnie przeszkodzi³. Mn¹c sutannê w d³oni swej, Nagle krzykn¹³ strasznie. Przez bluzeczkê piersi Ka Skrzyæ zaczê³y w³a nie! Stój, dziewczyno! Dosyæ ju¿ Mam tu informacji, Basta! Starczy mi na dzi Tych weryfikacji. Stój! Zatrzymaj ruchy r¹k I le¿ tu spokojnie, Bo ciê Boga wielki gniew Natychmiast dosiêgnie. Z si³¹ spycha rêce jej I wci¹ga majteczki. Jak najszybciej zakryæ chce Uroki dzieweczki. Trzyma j¹ te¿, póki ta Siê nie uspokoi I do sejfu bie¿y, co Tu¿ przy cianie stoi. W sejfie tym ksi¹dz proboszcz mia³ Zamkniête rozkazy, Co ma zrobiæ wtedy, gdy Takie co siê zdarzy. Odnajduje w koñcu klucz, Co drzwiczki otwiera. Tam przegl¹da kopert stos I jedn¹ wybiera. Pieczêæ, która zdobi przód, Pleban szybko ³amie, Po czym w ciszy czyta tre æ, Ch³on¹c j¹ ³akomie. W niej odpowied znalaz³ na Tak wa¿ne pytanie, Jakie czeka teraz go Kolejne zadanie. Gdy przeczyta³, mówi Ka W tej sprawie kluczowej, Dzi ruszamy dziewko do Stolicy Piotrowej. Nie niebiañskiej znaczy siê, Tylko tej tu ziemskiej. Tej, do której têskniê wci¹¿, Czyli apostolskiej.

26


7 pytaN do


7 pytañ do czyli gdzie diabe³ nie mo¿e, tam Szortal po le ROBERT J. SZMIDT

Ojciec za³o¿yciel i przez 8 lat redaktor naczelny wydawanego przez Fabrykê S³ów Science Fiction Fantasy i Horror . Zapalony podró¿nik. Pisarz i t³umacz. Jeden z pomys³odawców Nagrody im. Janusza A. Zajdla, twórca plebiscytu Nautilus, laureat l¹kfy w kategorii Fan Roku 1985. Doprowadzi³ do pierwszego polskiego wydania tekstów Roberta E. Howarda o Conanie. Pierw­ szy prze³o¿y³ Fundacjê Isaaca Asimova. Przet³umaczy³ m.in. Spook Country Williama Gibsona, 5 tomów Za­ ginionej Floty Jacka Campbella oraz prozê Mike a Res­ nicka. Pracuje jako copywriter dla dystrybutorów filmów oraz t³umacz gier komputerowych ( Resident Evil 4 , Hitman: Blood Money , Age of Empires II ). Pytanie 1 Jeste chyba jedynym pisarzem w Polsce, który chce zabiæ wszystkich swoich czytelników? ☺ Co siê bêdzie dzia³o w Szczurach Wroc³awia i czy mo¿esz zdradziæ nam, kiedy mo¿emy spodziewaæ siê tej powie ci? Stanowczo zaprzeczam! Nie wszystkich. Jednego chcê zostawiæ ¿ywego, ¿eby kto móg³ Szczury Wroc³a­ wia przeczytaæ. Poza tym, zgadza siê. Rzuci³em propozycjê, ¿e na kartach swojej najnowszej ksi¹¿ki zabijê gar æ ochotników. Spodziewa³em siê odzewu ze strony kilkudziesiêciu osób, a okaza³o siê, ¿e chêtnych na tê straszn¹ mieræ jest prawie pó³tora tysi¹ca. Obawiam siê, ¿e to przekracza nawet moje si³y Nie mówi¹c ju¿ o tym, ¿e teraz wszêdzie widzê martwych ludzi. Choæby tutaj, zabi³em cz³owieka, a on mi maila z pytaniami do wywiadu przysy³a. No jak ¿yæ, panie redaktorze? ☺ Zapewniam jednak, ¿e zrobiê wszystko co w mojej mocy, aby wykonaæ plan. Do dzisiaj pozbawi³em ¿ycia ponad sto osób z listy, a w opisywanym Wroc³awiu minê³y dopiero cztery godziny. Tak wiêc zwracam siê teraz do oczekuj¹cych w kolejce mo¿ecie liczyæ na kilka dodatkowych losowañ! Bestia wci¹¿ jest g³odna waszej krwi. Co do drugiej czê ci pytania mogê i zdradzê. Wiadomo ju¿, ¿e bêd¹ dwa tomy Szczurów Wroc³awia . Co najmniej dwa, poniewa¿ trafi³em na ¿y³ê z³ota i nie mówiê tutaj bynajmniej o liczbie cia³ do przerobu, ale o pomys³ach. Im g³êbiej siê wgryzam w temat (wy­ baczcie to obrazowe, ale przecie¿ bardzo pasuj¹ce okre lenie), tym wiêcej znajdujê nowych tropów i rozwi¹zañ. Pierwszy tom, nosz¹cy podtytu³ Chaos , bêdzie opowiada³ o wydarzeniach pierwszych dni po wybuchu epi­ demii zombie. Jest po³owa sierpnia 1963 roku. Zdarza siê co , co kompletnie zmieni nasze spojrzenie na znan¹ historiê. W ksi¹¿ce znajdziecie a¿ kilkana cie pozornie niezwi¹zanych ze sob¹ w¹tków, dziêki którym poz­ nacie wyj¹tkowych bohaterów. To oni bêd¹ w drugim tomie walczyæ o przetrwanie w mie cie opanowa­ nym przez ponad pó³ miliona nieumar³ych. Mówi¹c krótko, pierwszemu tomowi bli¿ej do akcji, jak¹ widzieli cie w World War Z (mówiê o filmie, bo ksi¹¿ki celowo nie przeczyta³em), drugie­ mu natomiast raczej do starego dobrego The Walking Dead . Zaczynam od epickich rzezi, które wyludni¹ miasto, by potem pokazaæ, jak mo¿na w nim prze¿yæ. W tym miejscu od razu uprzedzê: nikt, powtarzam: nikt nie dostanie gwarancji, ¿e jego bohater dotrwa do koñca tej opowie ci.

28


No i najwa¿niejsze mówimy o g³êbokim PRL­u, o czasach, w których stacjonarny telefon by³ luksusem, cz³owiek nie wyl¹dowa³ jeszcze na Ksiê¿ycu, a komputery i paszporty nale¿a³y do wynalazków rodem z science fiction. Pytanie 2 Od jakiego czasu odpowiadasz za projekt Fantastyka Polska, gdzie groma­ dzone s¹ polskie powie ci i opowiadania fantastyczne w wersji elektronicznej. Jaki jest Twój stosunek do ksi¹¿ek elektronicznych i czy uwa¿asz, ¿e ta forma mo¿e przyci¹gn¹æ nowych czytelników? W sumie to mój kolejny autorski projekt. W momencie, gdy przekonano mnie (z trudem, przyznajê) do e­ksi¹­ ¿ek, postanowi³em zrobiæ dla tego segmentu rynku co takiego, jak niegdy dla papieru. Stworzy³em portal, na którym udostêpni³em teksty wydawanych u nas autorów, ca³kowicie legalnie i bezp³atnie. Uzna³em, ¿e nie ma co czekaæ, forma elektronicznej ksi¹¿ki jest dzisiaj na Zachodzie popularniejsza ni¿ tradycyjne papierowe wydania, u nas natomiast jeszcze do niedawna wci¹¿ mieli my do czynienia z b³êdnym ko³em. Wydawcy niechêtnie patrzy­ li na e­ksi¹¿ki, poniewa¿ by³o ma³o czytników, a czytelnicy nie inwestowali w drogi sprzêt, poniewa¿ nie mieli na nim czego czytaæ. Kto musia³ ruszyæ ty³ek, ¿eby to naprawiæ. Tradycyjnie pad³o na mnie ☺ A powa¿niej mó­ wi¹c, Fantastyka Polska to dzisiaj druga tej wielko ci biblioteka wspó³czesnych tekstów fantastycznych na wiecie. 70 autorów, ponad 500 opowiadañ, nowelek i powie ci. Taka baza tekstów jednego z najpopularniejszych gatunków z pewno ci¹ pomaga ludziom podj¹æ decyzjê o zakupie i u¿ywaniu czytników, zw³aszcza ¿e dzisiaj s¹ one ponad dwukrotnie tañsze ni¿ jeszcze rok temu. Kindle za 250 z³? ¯aden problem. Kto , kto kupi trzydzie ci powie ci (a ka¿da z nich jest rednio o 10 z³ tañsza od papierowego egzemplarza), zaczyna na tym [interesie] za­ rabiaæ. Fakt, nie da siê tych ksi¹¿ek pow¹chaæ, ale mo¿ecie mi wierzyæ, maj¹ inne zalety. Pytanie 3 Nak³adem wydawnictwa Rebis ukaza³a siê powie æ £atwo byæ Bogiem . Czy w pierwszym tomie trylogii znajdziemy potwierdzenie tych s³ów? Czy cz³owiek, który coraz wiêcej ma, coraz wiêcej wie i dociera g³êbiej ni¿ kiedykolwiek i dalej ni¿ mo¿na to sobie wyobraziæ, chce dogoniæ Boga? Na to pierwsze pytanie ka¿dy musi odpowiedzieæ sobie sam. Mój bohater napotyka na swojej drodze kilka osób, które wiadomie b¹d nie s¹ dla innych bogami, sam te¿ w koñcu staje przed podobnym dylematem. Jak go rozwi¹¿e?... Polecam lekturê. Wydanie elektroniczne mo¿na trafiæ nawet za kilkana cie z³otych. Co do drugiej kwestii, my lê, ¿e mamy dzisiaj wokó³ siebie ludzi, którzy potrafi¹ dokonywaæ cudów porówny­ walnych z tymi, jakie w czasach historycznych by³y przypisywane niektórym boskim istotom. S¹dzê, ¿e za kilka­ set lat, na kolejnym poziomie poznania o ile nie pojawi siê miêdzy nami jaki bóg zniszczenia zrozumiemy, ¿e wiat wygl¹da nieco inaczej. Pytanie 4 Gdyby którego dnia obudzi³ siê w ciele pozaziemskiej kreatury, która za jedyny cel obra³a sobie poznawanie tajemnic wszech wiata i jednocze nie dysponowa³aby do tego odpowiednimi rodkami (wehiku³ czasu przenosz¹cy w obu kierunkach, wzierniki doumys³owe itp.), czego chcia³by siê dowiedzieæ? Przera¿aj¹ca wizja, naprawdê. ☺ Pewnie chcia³bym usi¹ æ z popcornem w d³oni i obejrzeæ Big Bang, a potem zajrzeæ za granicê nieskoñczono ci. Resztê ju¿ widzia³em, jak nie za oknem, to w kinie. Pytanie 5 Czy drabble oraz wszelkiego rodzaju krótkie formy literackie s¹ dla Ciebie poci¹gaj¹ce? Czy krótko znaczy po mêsku czy mo¿e raczej odwrotnie? Oczywi cie. Jak najbardziej. Zwiêz³o æ to istota piêkna. Do tej pory nie uda³o mi siê napisaæ tekstu, który przekracza³by objêto æ piêtnastu arkuszy autorskich, a to dlatego, ¿e nie znoszê lania wody. Shorty maj¹ swój urok. Zawsze je lubi³em. I mogê wam zdradziæ, ¿e raz wys³a³em nawet swój tekst do Shortalu. Nie powiem, który to by³, ale dajê s³owo harcerza, ¿e trafi³ do jednego z zestawieñ. Oczywi cie pod pseudonimem. Pytanie 6 Pracujesz jako t³umacz i masz wiele przek³adów na swoim koncie. Jak wielki wp³yw ma t³u­ macz na produkt finalny, czy uwa¿asz, ¿e jeste tylko wyrobnikiem, który rzetelnie i dos³ownie usi³uje uchwyciæ to, co napisa³ autor, a mo¿e niekiedy pozwalasz sobie i æ w³asnym torem, który mo¿e byæ nieco odmienny od tego co by³o w pierwowzorze? Ile Szmidta w Resnicku czy Campbellu? T³umacz powinien byæ przezroczysty. Taka jest idea, ale jak sami rozumiecie, nie zawsze da siê to zrobiæ. I nie zawsze warto. Ja traktujê t³umaczenie jako pracê, st¹d taki przerób, siêgaj¹cy ostatni­ mi laty dziesiêciu i wiêcej tytu³ów rocznie. Staram siê za ka¿dym razem oddaæ styl autora, choæ czasami wymaga to sporego samozaparcia, zw³aszcza kiedy widzi siê, jak twórca orygina³u b³¹dzi. Je li dobrze pamiêtam, tylko raz, i to w porozumieniu z wydawc¹,

29


zmieni³em formê narracji, poniewa¿ oryginalna by³aby nie do zniesienia dla czytelnika. Okaza­ ³o siê, ¿e zabieg przyniós³ oczekiwane efekty i wydawnictwo zyska³o bestseller. Ale to napraw­ dê by³ wyj¹tek i do tego konieczny. Natomiast w wypadku wszystkich pozosta³ych ksi¹¿ek sta­ ram siê trzymaæ ci le tego, co napisano w oryginale, z tym, ¿e ka¿dy z nas u¿ywa nieco innego jêzyka, wiêc wszêdzie tam, gdzie jest kilka form do wyboru, zawsze stawiam na tê, która mi bar­ dziej odpowiada. Spójrzcie na przek³ady Szekspira. Spolszczy³o go kilku bardzo znanych t³umaczy i wszystkie te ró¿ni¹ce siê od siebie wersje zarazem s¹ wierne orygina³owi. Pytanie 7 Ka¿dy z nas jest kapitanem na ³ajbie ¿yciowych wyborów. Dok¹d p³ynie Robert Szmidt pi­ sarz, cz³owiek, t³umacz? Co chcia³by osi¹gn¹æ, dok¹d dotrzeæ? ¯ycie przynosi tak wiele niespodzianek, ¿e nie jestem w stanie odpowiedzieæ na to pierwsze pytanie. Serio. To, co dzisiaj wydaje siê najwa¿niejsze, za kilka lat mo¿e wydaæ siê g³upie albo zupe³nie straciæ sens. Zdarzy³o mi siê ju¿ zmieniaæ kurs o sto osiemdziesi¹t stopni, i to nie raz, mo¿e wiêc za kilka lat po¿eglujê w kierunku, któ­ rego istnienia obaj nawet nie podejrzewamy. Zanim jednak spocznê we w³asnej piramidzie, dostarczê wam kilku kolejnych ksi¹¿ek i przek³adów, bo z tego ¿yjê i staram siê wywi¹zywaæ do koñca z zawartych wcze niej umów.

30


7 pytañ do czyli gdzie diabe³ nie mo¿e, tam Szortal po le MAGDALENA KA£U¯YÑSKA

Powie ciowo debiutowa³a w 2010 powie ci¹ grozy pt. Ymar , uhono­ rowan¹ przez Czytelników magazynu Grabarz Polski tytu³em horror ro­ ku 2010 dla ksi¹¿ki polskiej oraz w roku nastêpnym tytu³em najlepszej ksi¹¿­ ki na lato 2011 w kategorii thriller/krymina³/sensacja w plebiscycie organizo­ wanym przez wortal literacki Granice.pl. Publikowa³a opowiadania w antolo­ giach 13 Ran (opowiadanie grozy Nios¹cy wiat³o) wyd. Replika (rok 2012), Hallowen (opowiadanie Cukierek albo psikus, psikus albo mieræ) wyd. Ofi­ cynka (rok 2012), na ³amach pisma Science Fiction Fantasy & Horror (opowia­ dania: Alda, ¯ywy, Katharsis), e­zinu Fahrenheit (opowiadania: Alda, Wizyta Odwiecznie Sprawiedliwych) w Qfant (opowiadania RPG, Lukrecja) oraz e­booku Zombiefilia (praca zbiorowa, opowiadania RPG, Die Hard). Na edycjê oczekuj¹ jeszcze dwie antologie opowiadañ, w których bra³a udzia³. Szczegó³y wkrótce. W Qfant by³a redaktorem literackim oceniaj¹cym propozycje nadsy³a­ ne publikacji. W 2012 roku uczestniczy³a w panelu literackim Nocy Muzeów, jako prelegent w ramach imprezy Wava Stolica Wyobra ni, wyg³asza³a prelek­ cje na konwencie mi³o ników fantastyki Avangarda 2012 oraz Krakon 2013. Jest autork¹ felietonów dla portali Qfant, Maddogowo oraz Femka. Z kolegami i kole¿ankami po piórze bra³a udzia³ jako juror w konkursach literackich organizowanych przez portal Secretum (na opowiadanie grozy) oraz Du¿eKa (na opowiadanie science fiction i krymina³). Jej druga powie æ pt. Alvethor (tom I Bia³e Miejsce) zostanie wydana pod szyldem wydawnictwa Oficynka. Jest mo¿liwo æ reedycji YMAR, wydania II poprawionego. Magdalena Ka³u¿yñska obecnie pracuje nad drugim tomem powie ci Alvethor (podty­ tu³ Pandemia) oraz nad ksi¹¿k¹ pod roboczym tytu³em Cytrynowa mieræ . Horror to jej ulubiony gatunek litera­ cki. Poza tym lubi tatua¿e, mieszka na wsi, ma piêæ psów. 1. Zaczniemy banalnie. Piszesz, bo ? Odpowiem odpowiednio do konwencji pocz¹tkowej, czyli równie¿ banalnie piszê, bo odnalaz³am w tej czy­ nno ci sens mojego ¿ycia. Skoro Monty Python odnalaz³ sens ¿ycia, to ja te¿. I ju¿. 2. Przed czterema laty ukaza³a siê Twoja ksi¹¿ka Ymar . Jakie my li chodz¹ Ci po g³owie, kiedy my ­ lisz o swoim powie ciowym debiucie? My l¹c o moim powie ciowym debiucie, mam k³êbowisko w g³owie. My li wszelakich, dobrych, z³ych, smut­ nych, weso³ych. YMAR to jest kawa³ mojego ¿ycia, tak po prawdzie. Pisa³am powie æ siedem miesiêcy, ale po­ mys³ zakie³kowa³ sporo wcze niej ba, pojawi³ siê jeszcze w zamierzch³ych czasach mojej m³odo ci. Wtedy po­ puka³abym siê w g³owê, je¿eli kto by mi powiedzia³, ¿e bêdê pisa³a horrory. Dlatego mogê mia³o powiedzieæ, ¿e o moim powie ciowym debiucie my lê jak o ci¹¿y bardzo d³ugo przenoszonej. Kocham tê ksi¹¿kê, to jest moje dziecko, mój pierworodny, ale jednocze nie ta powie æ by³a czym w rodzaju mojej szko³y prze­ trwania. Tym równie¿ jest dla mnie debiut. I teraz wyznam, ¿e debiutuj¹c czu³am siê, jakby z brzucha, bez znieczulenia, rozgrzanym do czerwono ci no¿em wykrawano mi fragmenty cia³a. Wolno. Sadys­ tycznie i z premedytacj¹. Trochê bola³o, przyznam. Ale, skoro nie ma ró¿y bez kolców, albo dymu bez ognia

31


3. Zdaje siê, ¿e nied³ugo ma pojawiæ siê Mapa cieni , antologia o nawiedzonych mie­ jscach w Polsce. Intryguj¹ce. Jedno z opowiadañ jest Twoje. Zdradzisz nam, o czym pisa³a ? Hm klasycznie, skoro nawiedzone miejsca, to pisa³am o duchach. Ciekawe do wiadcze­ nie, przyznam, poniewa¿ duchy jako takie, mimo ¿e s¹ elementem horroru i grozy, nie stanowi¹ mojego mrocznego obiektu literackiego po¿¹dania. Ale my lê, ¿e da³am radê. Antologia opowiadañ pt. Mapa cieni rzeczywi cie ma siê ukazaæ nied³ugo. Dok³adnej daty edycji niestety nie znam, ale my lê, ¿e nied³ugo poznam. Za³o¿eniem Micha³a Stonawskiego oraz Krzysztofa Biliñskiego pomys³oda­ wców antologii by³o stworzenie wyj¹tkowego zbioru opowiadañ o nawiedzonych miejscach w Polsce, a dok³ad­ niej w Krakowie. Projekt jest rzeczywi cie intryguj¹cy, dodatkowo posiada ciekaw¹ konstrukcjê, ¿e tak powiem. I tyle mogê powiedzieæ, przynajmniej na razie 4. Co wed³ug Ciebie ma w sobie literatura grozy, czego brakuje innym gatunkom? Czy pamiêtasz, kie­ dy rozpocz¹³ siê Twój romans z horrorem? Romans z horrorem zacz¹³ siê nagle i niespodziewanie. Z pieca na ³eb. Nie, to nie by³ nawet romans, to od razu by³a wielka mi³o æ. Przy okazji dosta³am obuchem w ³eb. Przeczyta³am L nienie Stephena Kinga. I wpad­ ³am. Jak liwka w kompot. Literatura grozy ma, moim zdaniem, wiêksze mo¿liwo ci kreacji, jest elastyczna, mo­ ¿na j¹ ³¹czyæ z innymi gatunkami, mo¿na bawiæ siê konwencj¹, ¿onglowaæ emocjami, wymy laæ historie maj¹ce tak zwane rêce i nogi, które to rêce i nogi, nastêpnie, mo¿na obci¹æ z odpowiednio teatralnym krwi rozbryzgiem, w akompaniamencie warkotu silnika pi³y ³añcuchowej albo z³owieszczego chichotu szaleñca. W horrorze mo¿na praktycznie wszystko, moim zdaniem. Oczywi cie s¹ zasady literaturowe, których trzeba przestrzegaæ, ale one obowi¹zuj¹ w ka¿dym gatunku i s¹ stron¹ techniczn¹ tekstów. Je¿eli chodzi o stronê artystyczn¹ literatury grozy, to mo¿na szaleæ i folgowaæ swojej wyobra ni. I to jest najpiêkniejsze w horrorze. Nic to, ¿e nastêpnie, po lekturze tekstu, Czytelnik patrzy siê na mnie jak na psychopatkê k¹pi¹c¹ siê w krwi swoich s³u¿ebnic To nic. Naprawdê. 5. Nie pa³a³a chêci¹ do wziêcia udzia³u w fejsbukowych ³añcuszkach, wiêc nie poznali my dziesiêciu ksi¹¿ek, które odmieni³y Twoje ¿ycie ;) Niemniej jednak mo¿e opowiesz nam o swoich preferencjach czytel­ niczych? Nie, nie pa³a³am chêci¹ do tego i do innych fejsbukowych ³añcuszków, rzeczywi cie. Odno nie moich prefe­ rencji czytelniczych. Nie ukrywam, ¿e mam s³abo æ do klasyków, tych których nienawidzi³am w czasach szkol­ nych. Mam s³abo æ do Trylogii Sienkiewicza, do Krzy¿aków , do Faraona Boles³awa Prusa, dramaty Szekspi­ ra to jest co wspania³ego, kilkakrotnie i z tak¹ sam¹ chciwo ci¹ po¿ar³am Solaris Lema. Darzê szczególnymi wzglêdami ksi¹¿ki Ernesta Hemingwaya, Zapiski na pude³ku od zapa³ek Umberto Eco, Kryszta³owy Gryf Andre Norton, kocham powie ci Juliusza Verne a szczególnie te podró¿nicze i fantastyczno­naukowe, przeuwie­ lbiam Córkê Czarownic Doroty Terakowskiej, wsi¹k³am jak woda w Diunê Franka Herberta, na o³tarze wy­ noszê L nienie Stephena Kinga, wielbiê Draculê Abrahama Stokera a tak na marginesie tê ksi¹¿kê uwa¿am za historiê mi³osn¹, na przyk³ad, nie sensu stricte horror. Mog³abym wymieniaæ godzinami. Ka¿da ksi¹¿­ ka, któr¹ przeczyta³am, co wnios³a do mojego ¿ycia, trudno by³oby mi wybraæ dziesiêæ ksi¹¿ek dla mnie szcze­ gólnych. Naprawdê trudno. Ba, to nie wszystko. Nie umiem równie¿ odpowiedzieæ na pytanie, jakie trzy rzeczy zabra³abym na bezludn¹ wyspê i co bym zrobi³a, gdyby jutro mia³ skoñczyæ siê ten wiat Mo¿e dlatego siê wycofa³am z fejsbukowej zabawy w ³añcuszki, ¿e nie umiem odpowiadaæ na tego rodzaju ³añcuszkowe pytania. 6. Mieli my ju¿ okazjê zobaczyæ niektórych bohaterów zapowiadanej powie ci Alvethor . Prezentu­ j¹ siê ca³kiem soczy cie. Chcia³aby opowiedzieæ o samym utworze i zwi¹zanych z nim planach? O, dziêkujê. Tak, bohaterowie s¹ trochê soczy ci. I o to chodzi³o, ¿eby pokazaæ ich w takim wydaniu, gdy¿ ALVETHOR to slasher. Trochê nietypowy, kto powiedzia³, ¿e trochê kosmiczny . Jak siê zaczê³o? Którego piêknego, s³onecznego dnia wpad³o mi do g³owy zdanie to miejsce, w którym, pod ¿adnym pozorem, nie powi­ nien przebywaæ ¿aden cz³owiek, ani ¿ywy ani martwy . Tak powsta³ tom pierwszy slashera Alvethor, pt. Bia­ ³e Miejsce . Drugi tom zakie³kowa³ w mojej g³owie, kiedy us³ysza³am element dialogu moich bohaterów: Kwarki, kwazary, rozumiesz Smarki, lamazary, rozumiem.

32


Plany, plany w planach s¹ cztery tomy powie ci. Obecnie piszê tom drugi je¿eli Odyn pozwoli, mo¿e do grudnia skoñczê. Nie wiem, czy pozwoli, gdy¿ w miêdzyczasie do g³owy wpad³ mi cytat: osobowo æ cz³owieka, pod wp³ywem zdarzeñ, do wiadczenia ¿yciowego, podobno zmienia siê co siedem lat. W takim razie co siê musi wydarzyæ, a raczej w jakim natê¿eniu musi siê wydarzyæ, ¿eby osobowo æ zmieni³a siê w ci¹gu siedmiu godzin? i tê now¹ ksi¹¿kê, któr¹ piszê na rozklekotanym, drugim laptopie (z czasów kamienia ³upanego) nazwa³am roboczo Cytrynowa mieræ Ale wracaj¹c do cyklu Alvethor. Ciekawostk¹ jest mianowicie, ¿e jaki czas temu fanpage Horrory (poprzednia nazwa Horrory na Facebooku) zorganizowa³ konkurs zgiñ w ksi¹¿ce , w którym nagrod¹ g³ówn¹ by³o u miercenie nieszczê nika na kartach tej¿e w³a nie powie ci Alvethor. I tak siê sta³o. Laureaci zginêli, ich dane osobowe oraz charakterystyka zosta³y wykorzystane do opisania pierwszych ofiar tajemniczej dekapitacji Z tym, ¿e kiedy by³ rozpisany ów konkurs mia³am solenne zamiary, ¿e ksi¹¿ka bêdzie jednotomowa. Bohaterowie siê zaczêli panoszyæ, dorabiaæ ideologiê, powodowaæ jakie dziwne sytuacje, akcja rozros³a siê do niespodziewa­ nych rozmiarów, a ¿e moim zdaniem horror nie mo¿e byæ epopej¹, gdy¿ siê Czytelnik zanudzi i za nie, podzie­ li³am slasher na kilka tomów. Plany plany do promocji ka¿dego tomu mam zamiar zorganizowaæ sesjê zdjêciow¹ g³ównych bohaterów, drukowaæ plakaty promocyjne oraz kalendarze do których bêdê do³¹cza³a gad¿ety typu: breloczek w kszta³cie pi³y ³añcuchowej, siekiery, albo kuchennego no¿a, rubokrêta Takie mam plany. 7. Pisywa³a opowiadania, tworzysz powie ci to mo¿e kiedy skusisz siê na drabelka? Drabelek to rzeczywi cie brzmi kusz¹co

33


SZORTOWNIA


Akt notarialny PIOTR BOROWIEC

Chryste Panie! No, tego to jeszcze nie by³o! Do kancelarii to ró¿ni przychodzili, naprawdê ró¿ni. Tacy, co chcieli spisaæ umowê kupna sprzeda¿y dzia³ki na ksiê¿ycu, zrobiæ zapis w testamencie na maszynê do podró­ ¿y w czasie albo spisaæ intercyzê, wedle której m¹¿ zachowywa³ prawo do sprawnej XVIII­wiecznej gilotyny, dotychczas bêd¹cej we wspólnym maj¹tku ma³¿onków. Ale takiego wariactwa, z którym przyszli ci dwaj, to Ma³­ gorzata jeszcze nie mia³a. Poczu³a siê w obowi¹zku wyperswadowaæ je swoim go ciom: Panowie! Z ca³ym szacunkiem, ale je tego spisaæ nie mogê. Wed³ug polskiego prawa cywilnego Wybaczy pani rejent, ale przerwê. Mê¿czyzna, który przedstawi³ siê jako nabywca, by³ bardzo przystojny. Pasowa³y mu i d³ugie w³osy, i szpiczasta bródka. Spojrzenie czarnych jak smo³a oczu wype³nia³a inteligencja oraz co paskudnego, od czego prawniczce przechodzi³y ciarki po plecach. Bowiem wiem, co chce pani powie­ dzieæ. Owo polskie prawo cywilne ma swoje korzenie w rzymskim prawie prywatnym, w którego stworzeniu mia³em swój udzia³, o czym mo¿e za wiadczyæ ka¿dy student I roku prawa, ucz¹cy siê do egzaminów. Tak wiêc wiem, co mówiê mo¿na tak¹ umowê spisaæ. Strony mog¹ kontraktem dowolnie kszta³towaæ stosunek prawny, o ile nie ma wyra nego zakazu. Piszemy, pani rejent! Ale¿ jest taki zakaz! Cz³owiek nie mo¿e byæ przedmiotem sprzeda¿y. Cz³owiek nie, pani rejent. Ani jego cia³o. Res extra commercium, jak najbardziej. Ale przecie¿ nie o ciele tu mówimy, prawda? To fakt. Ma³gorzacie koñczy³y siê argumenty. Poza jednym: Panowie, z tego, co wiem to taka... umowa nie wymaga aktu notarialnego. To by³ jego pomys³, ja chcia³em tradycyjnie, tam gdzie zwykle, przy wiadkach. Drugi z mê¿czyzn nie by³ ju¿ tak przystojny. Z pewno ci¹ jednak d³ugie i obfite w¹sy dodawa³y mu specyficznego uroku. O, wiem, Mistrzu, ¿e chcia³ tradycyjnie. I tradycyjnie potem problemy by by³y. Chocia¿by takie, jak z miej­ scem wykonania pañskiego zobowi¹zania. Akt notarialny! Tylko! Piszemy, pani rejent! A wiadkowie bêd¹, wiesz pan to doskonale. No dobrze Ma³gorzata nie mia³a ju¿ si³y siê z nimi u¿eraæ. Chcia³a mieæ to za sob¹ ale jakie imiê nabywcy mam wpisaæ.... bo rozumiem, ¿e ma ich pan Ta, ma ich ca³y legion w g³osie mê¿czyzny nazwanego Mistrzem da³ siê s³yszeæ sarkazm. Pozostaniemy przy tradycyjnym. Po dziesiêciu minutach dokument by³ gotowy. Kobieta spojrza³a na pocz¹tek tekstu. AKT NOTARIALNY umo­ wy kupna i sprzeda¿y duszy ludzkiej. W dniu 21 czerwca, w kancelarii notarialnej w £ysej Górze zosta³a zawarta umowa pomiêdzy Janem Twardowskim (dalej: zbywca) a Mefistofelesem (dalej: nabywca)... Tre æ specyficzna, ale forma jak ustawa nakazuje. S¹d musia³by to uznaæ. Tylko jaki by³by w³a ciwy? Ma³gorzata wola­ ³a nie pytaæ. Dobrze, panowie, teraz trzeba wezwaæ wiadków, no i podpisaæ umowê Mefistofeles wyj¹³ z czarnego nesesera skalpel, ka³amarz, gêsie pióro i dwie rolki banda¿y. To do podpisania wyja ni³. Tu te¿ pozostaniemy przy tradycji. Postaramy siê nie nabrudziæ. Rozumiem. A teraz proszê wezwaæ wiadków.

35


Nabywca podniós³ do góry d³onie, uniós³ nieco twarz i zawo³a³: Ananel! Bael! Lehahiasz! Samiel! Hastur! Venite! Qui vult videre! De abysso, cum tempus, venite! Pierwszym znakiem przybycia by³ smród siarki, ostry i d³awi¹cy. Nastêpnym ciemno æ, gêsta oraz sprê¿ysta, która zaczê³a otaczaæ obu mê¿czyzn. To nie by³ tylko po prostu brak wiat³a, to by³a ¿ywa materia, z pocz¹tku bez formy. Gdy jednak zaczê³a j¹ nabieraæ, Ma³gorzata poczu³a, i¿ nie jest w stanie siê ruszyæ. A bardzo, ale to bardzo chcia³a. Uciec. Jak najszybciej. Chryste Panie! Co to jest!? To by³y lepia. K³y. Pazury. £uski. To s¹ wiadkowie. Sama o nich prosi³a , Ma³gorzato. To po pierwsze. W oczach Mefistofelesa to co pasku­ dnego nasili³o siê tak, i¿ kobieta nie mia³a ju¿ w¹tpliwo ci, z kim ma do czynienia. Po drugie... tak na przysz³o æ. Nigdy ju¿ nie wzywaj Jego imienia. Nigdy. To daremne. Zapomnij o Nim. Pamiêtaj, jeste prawnikiem, a wiêc twoja dusza ex definitione nale¿y do mnie, bez ¿adnego cholernego papierka. Czerwiec 2014

36


Terapia grudniowa TOMASZ BORKOWSKI

Doktor: Wygodnie panu? Pacjent: Godne pos³anie. Doktor: Zacznijmy od tych zwierz¹t w poczekalni... Pacjent: Pokryjê koszta wszelkich zniszczeñ. Doktor: Na razie s¹ spokojne. Pacjent: To ro lino¿erne bestie. Doktor: Zostawmy to. A pañska matka? Pacjent: By³a cnotliw¹ szlachciank¹ kapadock¹. O jej ¿yciu nie wiadomo zgo³a nic. Doktor: Zawsze pan tak siê ubiera? Pacjent: Kiedy odziewa³em siê inaczej. W tym k³opot. Doktor: To znaczy? Pacjent: Zauwa¿y³em ju¿ dawno, ¿e stopniowo nastêpuje sekularyzacja mej sukni. Doktor: Sukni? Ciekawe... A co z bielizn¹? Pacjent: Czy to wa¿ne? Doktor: Czasem, rzek³bym, kluczowe, hm... Pacjent: Ale... Nie bardzo rozumiem. Doktor: Chodzi o to, co pan nosi pod kostiumem. Pacjent: Znaczy pod tym czerwonym? Doktor: Dok³adnie. Pacjent: Eee, nie pamiêtam. Raczej rzadko tam zagl¹dam. Ale mo¿emy sprawdziæ... Doktor: Nie! Pacjent: Co siê sta³o? Doktor: Nie! Tylko niech pan zapnie te guziki. Proszê... Pacjent: Dobrze. Ale co tam by³o. Widzia³ pan? Doktor: Tak. Widzia³em. W domu pan sprawdzi. OK, panie Santa? OK? Pacjent: Zgoda, m³ody cz³owieku. Zapinam. Po co te nerwy? Doktor: À propos! Santa? Czy to hiszpańskie nazwisko? Pacjent: Chyba amerykañskie. Ale to raczej rodzaj pseudonimu. Zreszt¹ w rodzaju ¿eñskim, co rzuca cieñ na moj¹ to¿samo æ seksualn¹... Nie wiem, czy w³ada pan ³acin¹? Doktor: Trochê... Pacjent: Barbarzyñska mowa. Twarda i bez melodii. Co innego grecki...

37


Doktor: Jest pan Grekiem? Pacjent: Do pewnego stopnia. Rzek³bym raczej: poddanym bizantyñskim. Je li wie pan, co przez to rozumiem? Doktor: Mniej wiêcej. Ale pomówmy o pañskim g³ównym problemie. Pacjent: Ho, ho, ho. Moim g³ównym k³opotem jest to, ¿e jestem nieszczê liwy, a nie bardzo wiem dla­ czego. Praca nie sprawia mi ju¿ takiej przyjemno ci jak kiedy . Mo¿e po prostu siê starzejê? Doktor: Ile pan ma lat? Pacjent: Oko³o pó³tora tysi¹ca. Ale czasem, wie pan, czujê siê, jakbym mia³ z piêæ tysiêcy... Doktor: Z czym siê panu kojarzy ryba? Pacjent: Post. Chrze cijañstwo. Cud. Doktor: Dzwoneczki? Pacjent: nieg. Doktor: Komin? Pacjent: Sadza. Doktor: Przepraszam, ¿e tak znienacka. To taki test. Pierwsze skojarzenia Pacjent: Sadza. Tak. Sadza jeszcze jest do wytrzymania. Du¿o gorsze s¹ przewody wentylacyjne. Pe³no tych takich jakich szarych k³aczków. Obrzydlistwo. I odró¿nij to potem od brody! Najbardziej lubiê przenikanie przez szyby. Zw³aszcza czyste. Pokazaæ panu? Doktor: Mo¿e lepiej nie Pacjent: Nie s¹ idealne, ale Doktor: Stop! Nie! To jest dwudzieste piêtro! Ja kategorycznie... O Matko Boska wiêta! Pacjent: Ho, ho, ho! Nie ma jak wie¿e powietrze! Doktor: Dobra! Niech pan ju¿ wraca! Halo! Jezu! Dosyæ tych fiko³ków! S³yszy mnie pan? Pacjent: S³ucham? Doktor: Ca³y niech pan przeniknie! B³agam! Pacjent: Dobrze siê pan czuje? Doktor: Tak. Nie. Nie wiem. Pacjent: Mo¿e wody? Doktor: Poproszê. Pacjent: Tu w tej flaszy? Doktor: Nie. W tej przezroczystej. Albo nie. Niech bêdzie z br¹zowej. Pacjent: Tyle? Doktor: Jeszcze trochê. Dziêkujê. Pacjent: Lepiej? Doktor: Nieznacznie. Hm. No wiêc przenika pan przez szyby i lewituje... I te renifery w poczekalni. I ten worek... Pacjent: Tak, m³ody cz³owieku? Doktor: To wszystko mo¿e znaczyæ... Pacjent: Tak? Powiedz to! Wyznaj!

38


Doktor: ¯e zwariowa³em w koñcu? ¯e ci wszyscy pojebañcy, co tu przychodz¹wyp³akiwaæ swoje smutne dzieciñstwa, w koñcu mnie czym zarazili? Pacjent: To zupe³nie naturalna reakcja na zjawiska, których nie pojmujesz, mój synu. Doktor: Synu? Pacjent: Synu w sensie duszpasterskim. Jestem przecie¿ biskupem z Azji Mniejszej. A w³a ciwie by³em... Widzisz, ja siê zmieniam. Dawniej odziewa³em siê jak biskup, bo ludzie wierzyli, ¿e jestem bis­ kupem. Teraz popatrz na mnie jestem jakim gigantycznym krasnalem ogrodowym z wyprzeda¿y w TESCO. Zosta³em okradziony z mojego biskupstwa, z mojego wczesnego, wschodniego chrze cijañstwa o silnych tenden­ cjach eremickich. Zosta³em bohaterem przedpo³udniowych komedii, w których tracê pamiêæ lub upijam siê. Krót­ ko mówi¹c, robiê z siebie b³azna. Gêbê sobie mn¹ byle kto wyciera. A te miliony sobowtórów, pojawiaj¹cych siê na d³ugo przed moim przybyciem, kiedy tylko supermarkety og³osz¹ swoje po¿al siê Bo¿e Narodzenie. A ci wszy­ scy rodzice z ich nieudolnymi próbami zast¹pienia mnie, które koñcz¹ siê tym, ¿e dzieci przestaj¹ we mnie wie­ rzyæ. A kiedy przestaj¹ wierzyæ we mnie, jednocze nie przestaj¹ wierzyæ w wiele innych rzeczy. Wa¿nych rzeczy Doktor: Rozumiem. Pacjent: Tak, mój synu. ¯yjê w stresie. Doktor: Rozumiem. Pacjent: I jestem starym frustratem. Doktor: Bardzo starym. Pacjent: Nie pomagasz mi, synu. Doktor: Ale to fakt. Jeste stary. Wierzê, ¿e masz tyle lat, ile mówisz. Pacjent: To bardzo piêkne i proste confiteor, synu. Widzê, ¿e warto by³o tu przybyæ. Czujê siê znacznie lepiej. Jaki l¿ejszy, ja niejszy. No, na mnie ju¿ czas... Ile siê nale¿y? Doktor: Nie. Nie trzeba. Pacjent: Trzeba, synu, trzeba. W ¿yciu nie ma nic za darmo. No, masz, rozpakuj. By³e bardzo grzeczny. Doktor: £a³! Helikopter na radio! Czerwony! Sk¹d wiedzia³e ?

Ilustracja: Piotr A. Kaczmarczyk

39


Szlachetny rycerz PIOTR A. Kaczmarczyk (piotr ka) Ma³o. Co ma³o? Umawiali my siê na wiêcej. Umawiali my siê, ¿e przyniesiesz g³owê smoka, a to tu, to co to ma byæ? Nie moja wina, ¿e przy takim wielkim cielsku bestia mia³a taki malutki ³ebek. To czego nie przywlók³ ze sob¹ tego cielska? Bo jest trochê za du¿e, ale le¿y tam nadal ko³o jaskini. Zapewniam, ¿e nikt go stamt¹d nie ruszy. Mo¿ecie, panie, jechaæ i zobaczyæ na w³asne oczy. Oj tam, bêdê je dzi³. To wy lijcie swoich ludzi. Moi ludzie te¿ maj¹ co innego do roboty. By³o przynie æ dowód, bo tak, to niby jak mam ci uwierzyæ, ¿e za­ ciuka³e bestiê, ha? Na ³adne oczy? Mo¿e po prostu zabi³ jak¹ przero niêt¹ jaszczurkê? Spodziewa³em siê, ¿e tak bêdzie, dlatego siê zabezpieczy³em. Mam dowód. Jaki¿ to? Chyba nie chcesz mi wmówiæ, ¿e masz w tej sakwie cielsko potwora. A, jaki papier. Co to jest? S³ynny mistrz Adobi uwieczni³ tê scenê na p³ótnie. Miszcz Adobi, tfu. Wszyscy wiedz¹, ¿e nagina fakty na tych swoich obrazach. Poka¿ mi to. Proszê. No tak, jak zwykle nienaganna kompozycja, dobra gra wiate³, nasycone kolory, tylko zobacz to. Przecie¿ ty masz bêben jak baba w ci¹¿y, a na obrazie co? Brzuch p³aski jak u biegacza, ha, ha, I te bia³e zêby, takie równe, ha, ha. I te bary szerokie, ha, ha, ha. To smok jest tam istotny, nie moja osoba. Smoka pewnie te¿ odpowiednio powiêkszy³. Tak jak cycki mojej ¿onie. Mistrz Adobi, tfu. Malowa³ jej kiedy portret, mojej ¿onie, i ona go poprosi³a, ¿eby j¹ nieco poprawi³. Jak zobaczy³a, jakie jej balony namalowa³, to za­ pragnê³a takie mieæ naprawdê. Nie mówiê, ¿e ja bym nie chcia³, ¿eby takie mia³a. Pewnie, wasza wysoko æ, ka¿dy by chcia³. Oj, ¿eby tylko siê znalaz³ magik jaki , co by tak potrafi³ zrobiæ. By³ taki jeden niedawno. Puszap siê zwa³. Zamkn¹³ siê z moj¹ ¿on¹ w garderobie, a jak wysz³a, to mia³a takie donice, nawet wiêksze ni¿ na obrazie Adobiego. Da³em temu Puszapowi sakiewkê, a on siê zrazu ulotni³. Nie zastanawia³em siê czemu, tylko zaci¹gn¹³em ¿onê do sypialni. My lê sobie, trza zrobiæ z takiego skarbu u¿ytek. I co siê okaza³o? Ten czarodziej, tfu, onuce pozwija³ i sukienkê jej tym wypcha³. W ubraniu efekt piorunuj¹cy, ale zdzieram te ³aszki, a tu zamiast kapusty truskawecz ki. Puszap, psia jego maæ. Powinienem by³ go ci¹æ, ale uciek³ skurczybyk. Lepiej, ¿eby go kto z³apa³, bo jak bêdzie te swoje praktyki po wiecie szerzy³, to baby siê wycwani¹ i byle dziewka, co to p³aska jest jak ³awa sto³owa, wypcha se kiec­

40


kê tak bardzo, ¿e ka¿dy jeden straci g³owê i maj¹tek, ¿eby tylko te cyce zobaczyæ. Ech, wszys­ cy teraz k³ami¹, ¿eby tylko kasê wy³udziæ. Ale ja jestem sprytniejszy. Dlatego ja, panie, przynios³em prawdziw¹ g³owê smoka. Chocia¿ mog³em j¹ uprzednio powiêkszyæ. Powiêkszyæ? Niby jak? A jak. Co to jest? Taki magiczny wywar. Wystarczy go wylaæ odrobinê i proszê, ro nie jak na dro¿d¿ach, tyle ¿e szybciej. I jak d³ugo bêdzie tak ros³a? Ten ³eb jest ju¿ wielki jak u wo³u. A¿ powiem stop.

Ilustracja: Piotr Kolanko

Dobra, mów, paskudztwo takie. Stop. Ka¿ê zatkn¹æ ten ³eb przy bramie, ¿eby wszyscy widzieli. Wedle uznania waszej mi³o ci. Mo¿na by tego specyfiku Wywaru. Wywaru. Mo¿na by go u¿yæ, no wiesz, na czym innym? Na wszystkim. I wszystko uro nie? Wszystko. My licie, panie, ¿e dlaczego nazywaj¹ mnie Wielkim? My la³em, ¿e wypychasz portki onuc¹, jak ten Puszap.

41


O, nie. To, co mam w portkach, to moje prawdziwe. S³ysza³e , panie, mo¿e legendy o mê¿czyznach z odleg³ego Negrosu? Oni te¿ u¿ywaj¹ tego wywaru. Naprawdê? Powiadaj¹, ¿e oni maj¹ ogromne. O, takie. Niektórzy nawet wiêksze. Dasz mi trochê tego wywaru? Dam? Mogê co najwy¿ej sprzedaæ. Za ile? Za tyle, na ile siê umawiali my za smoka. Zgoda, ale najpierw muszê sprawdziæ, czy to dzia³a. Proszê, wasza wysoko æ. Ile mam sobie tego wlaæ? Dwie krople do gaci. Tylko niech wasza wysoko æ nie przesadzi i powie stop w odpowiednim momencie. Oj tam, oj tam. Za du¿y te¿ nie mo¿e byæ, bo gdy nap³ynie do niego ca³a krew, to cz³ek mo¿e zemdleæ. Zna³em jed­ nego takiego, co tak przedawkowa³ wywar. Potem mdla³, ilekroæ zobaczy³ jak¹ krasn¹ dziewkê, a my­ my mieli z tego ubaw. Oj tak, ro nij, mój maleñki. Mówcie stop panie, dobrze radzê. Jeszcze nie. Jest za du¿y, powiedzcie stop. Stop. Piêkny, takiego zawsze chcia³em. Teraz moja zap³ata. Nie tak prêdko. Teraz zaaplikujê trochê mojej ¿onie na cycki, a potem poczekamy do zachodu s³oñ­ ca, czy aby ten czar nie pry nie. Dopiero wtedy ci zap³acê. Wszyscy teraz k³ami¹, ¿eby wy³udziæ kasê. Ale ja jestem za m¹dry, nie dam siê nabraæ. * * * Piêkna robota. To ile za niego chcesz? Tyle, na ile siê umawiali my. Wac³aw Wielki odwi¹za³ wypchan¹ sakiewkê i wyj¹³ gar æ z³otych monet. Na ka¿dej widnia³a podobiz­ na króla Ambera. Odliczy³ sze æ. Co to jest? W d³oni p³atnerza monety zamieni³y siê w kawa³ki zardzewia³ego ¿elaza. Zje¿d¿aj mi st¹d przyb³êdo! Przecie¿ to by³y Widzieli cie go? powiedzia³ p³atnerz do swoich czeladników. Pieniêdzy nie ma, a broñ chcia³ kupowaæ, szlachetny rycerz. Ech, wszyscy teraz oszukuj¹...

42


Ilustracja: Piotr A. Kaczmarczyk

43


Epitafium dla anio³a MATEUSZ CIOCH

Na co tu w³a ciwie zu¿y³em tyle energii, skoro niczego nie dokona³em? Adam Wi niewski­Snerg Umar³em g³upio. Szkoda gadaæ. Przyznano mi zapewne Nagrodê Darwina, ale nie mia³em ju¿ sposobno ci siê o tym przekonaæ. A gdy okaza³o siê, ¿e ¿ycie po mierci jednak istnieje, moj¹ pierwsz¹ my l¹ by³o pragnienie, by w tym pozagrobowym przybytku nie by³o telewizji, internetu czy innych tego typu rzeczy, dziêki którym ota­ czaj¹cy mnie teraz zewsz¹d ludzie dowiedzieliby siê o mojej g³upocie. Przecie¿ wówczas pali³bym siê ze wstydu przez ca³¹ wieczno æ, do usranej... a, no przecie¿. Mia³em szczê cie w nieszczê ciu, ¿yczenie siê spe³ni³o. Nie mia³e próby nawi¹zania kontaktu z kolejnymi na­ potkanymi osobami wiadczy³y dobitnie, ¿e wie æ o moim wyczynie nie opu ci³a Ziemi. Nikt nie kojarzy³ mojej twarzy i nazwiska, a przecie¿ o jednym i drugim musia³o byæ g³o no we wszelkiego rodzaju wiadomo ciach. Wte­ dy odetchn¹³em z ulg¹; jestem anonimowy i mogê zaczynaæ od zera. Zacz¹³em uwa¿niej przygl¹daæ siê otoczeniu, które, pocz¹wszy od teraz, mia³o staæ siê dla mnie nowym i jedy­ nym wiatem. Wydawa³o mi siê dziwnie znajome, choæ w ¿aden sposób nie potrafi³em umiejscowiæ go w swoich wspomnieniach. W koñcu doszed³em do wniosku, ¿e musi to byæ moje rodzinne miasto, w którym spêdzi³em lwi¹ czê æ ¿ycia, które kocha³em i w którym chcia³em do¿yæ staro ci, choæ jednocze nie dostrzega³em i bole nie odczu­ wa³em wszystkie jego wady i niedoskona³o ci. Teraz za wszystkie wady zniknê³y, miasto sta³o siê miastem ideal­ nym, zupe³nie jakby czyta³o mi w my lach i w mgnieniu oka spe³nia³o wszystkie moje pragnienia. A wiêc jednak trafi³em do raju , przemknê³o mi przez my l, i przepe³niony uczuciem tryumfu dumnie unios³em g³owê. Zreszt¹ zawsze go sobie w ten sposób wyobra¿a³em, gdy z rzadka zbiera³o mi siê na tego typu rojenia. Wiedzia³em, ¿e w pierwszej kolejno ci nale¿y dotrzymaæ obietnicy, któr¹ przed laty z³o¿yli my sobie z kumplami. Skierowa³em swe kroki na po³o¿ony nieopodal szko³y winkiel. Byli tam wszyscy. Tak jak za dawnych czasów w ruch posz³y puszki i flaszki, kto raz za razem nabija³ lufê. W koñcu ruszyli my w miasto. Pamiêtam, ¿e tu¿ przed tym, jak urwa³ mi siê film, pomy la³em jak dobrze by³oby nie mieæ rano kaca . Rano nie mia³em kaca i to wywo³a³o moje pierwsze podejrzenia. Normalnie po takim pijañstwie musia³bym dochodziæ do siebie przez tydzieñ. Raj , skwitowa³em krótko i nie my la³em o tym wiêcej, za bardzo siê cieszy­ ³em. ¯ycie doczesne nie ma sensu, po cholerê tak siê mêczyæ. Kolejne dni, straci³em rachubê, ile ich by³o, spêdzi­ ³em na pijañstwie i odnawianiu dawno zapomnianych znajomo ci z lud mi niegdy bliskimi. Rozmawiali my o wszystkim, tylko jednego tematu ba³em siê poruszyæ, a mianowicie, sk¹d siê tu wziêli. Przecie¿ nie mogli wszy­ scy umrzeæ zaraz po mnie, no chyba ¿e nast¹pi³ jaki monumentalny kataklizm. A je li nie? Có¿, wci¹¿ jeszcze nie zg³êbi³em panuj¹cych tutaj zasad, a nie chcia³em niczego przyspieszaæ. Potem siê zakocha³em. Przysz³a do mnie pewnej nocy, gdy pogr¹¿ony w pijackiej zadumie zacz¹³em prowadziæ bilans wszystkich rze­ czy, których chcia³em do wiadczyæ za ¿ycia, a na które zabrak³o mi determinacji b¹d wiary. W mi³o æ nigdy nie wierzy³em i mia³em siê z naiwnych idealistów oszukanych przez ca³e stulecia artystów, wymy laj¹cych tego ty­ pu banialuki ku uciesze gawiedzi i w³asnych portfeli. Teraz za nie mog³o mnie opu­ ciæ wra¿enie, ¿e w³a nie to,czym gardzimy i czemu odmawiamy racji bytu, two­ rzy nas i jest relikwi¹, której nigdy nie odnajdziemy. Powierzchowne kontakty, sprowadzone do rutynowej, atawistycznej ¿¹dzy, by³y ostatni¹ rzecz¹, za któr¹ móg³bym têskniæ. Zda³em sobie sprawê, ¿e to w³a nie ja przez ca³e swoje ¿y­ cie by³em naiwny.

44


Rozumia³a mnie doskonale. Przypomnia³em sobie, ¿e od zawsze o niej ni³em i zupe³nie tego nie wiadomy, odnajdywa³em j¹ w gwiazdach na nocnym, bezchmurnym niebie. Nie by³a piêkna, ale stworzona dla mnie, a ja dla niej. I to by³ jedyny sens wszystkiego. Przez ca³¹ noc spacero­ wali my opustosza³ymi alejami, coraz dalej i dalej, by pó niej, gdy zmêczone marszem nogi od­ mawia³y ju¿ pos³uszeñstwa, lec na ³¹ce po ród z³ocieni i do witu cieszyæ siê sob¹. By³y to najpiê­ kniejsze chwile w ca³ym moim ¿yciu po ¿yciu. Ale jak na mnie przysta³o, tak¿e to musia³em zepsuæ. Gdy nad ranem przygl¹da³em siê jej pi¹cym w³osom, pomy la³em, ¿e co za ³atwo to wszystko posz³o. Nie da³em nic od siebie, a zgarn¹³em ca³¹ pulê. Wszystko idzie po mojej my li, bez najmniejszego trudu zdoby­ wam wszystko, czego zapragnê. Zastanawia³em siê, jakie panuj¹ tu zasady, a nie wpad³em na to, ¿e byæ mo¿e sam je tworzê. Powodowany czyst¹ przekor¹, w mgnieniu oka obrzydzi³em sobie swoj¹ wybrankê. Có¿ by³a war­ ta, skoro w gruncie rzeczy sprowadza³a siê do nocnej fantazji Pó niej zacz¹³em obserwowaæ ludzi i bawiæ siê ich losem. Da³em im nawet woln¹ wolê, choæ wci¹¿ wszystko, co robili, pozostawa³o pod moj¹ kontrol¹. Minê³y tysi¹clecia. Za mia³em siê gorzko. Chyba ju¿ nied³ugo nadejdzie czas, gdy zacznê próbowaæ stworzyæ kamieñ tak ciê¿ki, ¿e nie dam rady go ud wign¹æ.

45


STUS£ÓWKA


Najemnik £ukasz kieczka (Eugeniusz dobry) Szeregowy zaj¹³ miejsce naprzeciw ³ysiej¹cego urzêdnika. Ten obrzuci³ go pogardliwym spojrzeniem i za­ cz¹³ wywiad: Imiê? Adam. Nazwisko? Ewa. Wiek? Podobno dwudziesty pierwszy Pan pyta czy twierdzi? Twierdzê? Taaak. Gdzie ja to by³em? A gdzie pana nie by³o? Pytanie powinno brzmieæ kiedy ? Okej. Kiedy pana nie by³o? To ja tutaj zadajê pytania! A zatem: szczepienia ochronne? Cholera, ebola, w¹glik; wszystkie mikroczipy na miejscu. Znakomicie. Proszê tutaj podpisaæ, ¿e zdaje pan sobie sprawê z niebezpieczeñstw zwi¹zanych z podró¿ami w czasie... Cudownie. I jeszcze zgoda na zabieg lobotomii, pobranie organów... Genialnie. Ojczyzna bêdzie z was dumna! S³u¿ba nie dru¿ba! A serce nie s³uga...

47


Linia obrony Krzysztof baranowski

Dionizy wróci³ z dzia³ki dziwnie zamy lony. D³ugo modli³ siê przed obrazem Matki Boskiej. Wreszcie wsta³, wzi¹³ m³otek i zabi³ ¿onê. Potem zadzwoni³ po policjê, usiad³ obok stygn¹cego cia³a i cierpliwie czeka³. Nie odpowiada³ na pytania przyby³ych policjantów. Milcza³, czekaj¹c w areszcie na rozprawê. Odezwa³ siê dopiero w s¹dzie. Opowiedzia³, jak Bóg objawi³ mu siê pod postaci¹ p³on¹cego krzaka porzeczki. Jak, chc¹c wypróbowaæ jego wiarê, dok³adnie opisa³ mu, co ma zrobiæ. I jak obieca³, ¿e wszystko skoñczy siê szczê liwie. Siedz¹cy pod wisz¹cym na cianie wielkim krucyfiksem sêdzia uzna³ opowie æ Dionizego za wierutne k³amstwa i skaza³ go na dwadzie cia piêæ lat wiêzienia.

Ilustracja: Ma³gorzata Lewandowska

48


Rozmiar siê liczy Bart³omiej balczerzak

Czasami marzy³a, by byæ jak postacie z ksi¹¿ek. W romansach wszystko jest takie proste. Prawdziwa mi­ ³o æ boli o wiele bardziej. Kochanie. Opar³a d³oñ na plecach kochanka. Nie mo¿emy byæ razem, gadaj¹ o nas. Nie pasujemy do siebie. Gadanie nie zmieni tego, co do ciebie czujê. Siêgn¹³ po papierosa. Cholerni mê¿czy ni, czemu po nich wszystko musi tak sp³ywaæ? Dajê ci moje s³owo. Policzki nowelki obla³y siê rumieñcem. Westchnê³a z ulg¹. Musia³ kochaæ skoro, gotów by³ daæ tak wielk¹ czê æ siebie. A przecie¿ mia³ tyle co nic. Wtuli³a siê w drabbla. Teraz mia³a pewno æ, w wiecie literatury rozmiar kochanka równie¿ siê liczy.

49


Znowu siê rozpada³o £ukasz kieczka

Przyjacielu, wietny materia³ badawczy! Medyk u miechn¹³ siê szeroko. Nasza znajomo æ rodzi wielkie korzy ci dla nauki. Poznanie budowy cia³a ludzkiego ci¹gn¹³ posiada kardynalne znaczenie dla rozwoju chirurgii. Rozmówca nieuwa¿nie kiwn¹³ g³ow¹. Niebawem mia³ znowu odegraæ wa¿n¹ rolê nie traci³ wiêc czasu i zaj­ mowa³ siê przygotowaniami. Pragn¹³ zyskaæ poklask a teraz zap³atê. Zg³êbi³em ju¿ tyle szczegó³ów anatomicznych Sakiewka przesz³a z r¹k do r¹k. Wiemy o prostych sprawach: miejsce czaszki jest zawsze tutaj palec konsyliarza wskaza³ na g³o wê trupa ale co ona zawiera? Przenikam budowê mózgu Wspaniale! Ró¿nie bywa z tym miejscem Kat przerwa³ ostrzenie topora. Waszmo æ mia³e szczê cie, ¿e ostatnio tylko wieszam.

50


Wojna na s³owa BART£OMIEJ BALCERZAK

Herman, jak na ¿o³nierza Wermachtu przysta³o, by³ monolitycznym pos¹giem mêsko ci. Jednak w oddzia­ le nikt mu nie ufa³, bo syn pruskich ch³opów mia³ w sobie co z poety. Gdzie jest erkaem? pytali go codziennie, gdy schodzi³ ze stanowiska strzeleckiego. Zaczarowany flet? U miecha³ siê wtedy, wskazuj¹c oparty o cianê karabin. Przez te lata nie strzela³ piêkniej jak teraz. W oczach mê¿czyzny widaæ by³o b³ysk niepokoj¹co s³owiañskiej melancholii. Erkaem lubi³ Hermana i jego poczucie estetyki. Karabin faktycznie strzela³ piêkniej, odk¹d dowiedzia³ siê, ¿e jest bohaterem nazistowskiej powie ci wojennej. Herman podziela³ ten entuzjazm. Wszak broni¹c Bramy Bran­ denburskiej przed Sowietami, powtarza³, ¿e historie pisz¹ zwyciêzcy.

51


Spacerem przez bryd¿ £ukasz kieczka

Obserwowa³ j¹ zza krzaka. M³oda, zgrabna, samotna spacerowiczka. Czegó¿ tu wiêcej chcieæ od ¿ycia? Poci¹gn¹³ dla kura¿u ³yk samogonu i ruszy³ jej ladem. Pocz¹tkowo trzyma³ bezpieczny dystans, lecz gdy przesz³a przez mostek i skrêci³a w ciemn¹ alejkê, postano­ wi³ przyst¹piæ do dzie³a. Min¹³ zakrêt i stan¹³ jak wryty. Kobieta sta³a na rodku cie¿ki. Bêdzie ³atwiej ni¿ my la³. Dama chodzi sama? zagadn¹³, siêgaj¹c za pazuchê. Poczu³ rêkoje æ i ruszy³ w kierunku ofiary. Ta sta³a nieruchomo. Jeszcze krok Bierz go! Krzyk rozdar³ ciszê nocy. Us³ysza³ zgrzyt ¿wiru, sapniêcie i poczu³, jak potê¿ne szczêki rozrywaj¹ mu kark. As bierze raz poklepa³a umorusanego krwi¹ zwierzaka.

Ilustracja: Ma³gorzata Lewandowska

52


Wolno æ s³owa Bart³omiej balcerzak

Ca³e szczê cie, ¿e cudzoziemcy nie znaj¹ naszej mowy, my la³ Padraig, szykuj¹c siê do snu. Prycza by³a twarda i mierdzia³a, ale do wiadczony wagabunda nie widzia³ powodów, by narzekaæ. Nawet cieszy³ siê, ¿e swoj¹ ostatni¹ noc spêdzi we wzglêdnie suchej celi. Próbowa³ u³o¿yæ siê wygodnie. Kto wie, mo¿e co mu siê przy ni? Ca³e szczê cie, ¿e nie znaj¹ naszej mowy, powtarza³ Padraig, odp³ywaj¹c w nie wiadomo æ. Dla cudzoziem­ ców celtycka mowa nie ró¿ni³a siê od innych barbarzyñskich szczebiotów. Skazaniec nie wnika³ w niuanse jêzy­ kowe. Wiedzia³ jedno: gdyby cudzoziemcy rozumieli, o czym piewa³, rozstrzelaliby go za wy miewanie wiêto ci. A tak to tylko powiesz¹ go za w³óczêgostwo.

53


Amator recyclingu £ukasz kieczka (Eugeniusz Dobry) Dawno tak dobrze siê nie bawi³. Ba, nawet nie musia³ zanadto staraæ siê z bajer¹ odda³a mu swe wdziêki bez mrugniêcia oka. W ostrym wietle jarzeniówki pozwoli³a zedrzeæ z siebie eleganckie ubranie, a nastêpnie spenetrowaæ najskrytsze zakamarki jej kruchego cia³a. ¯adna z jej poprzedniczek nie by³a tak wyrozumia³a, tak wynios³a w swoim milczeniu. Nie krzyknê³a te¿, gdy szarpn¹³ j¹ za w³osy rudy kosmyk zatrzyma sobie na pa­ mi¹tkê. A gdy wgryz³ siê w jej smuk³¹ szyjê, nie uroni³a ani ³ezki. Zuch dziewczyna! Tylko ten smród. I muchy. Wszêdobylskie, bezwstydne brzêczycielki. Nastêpnym razem musi przyszykowaæ wspóln¹ k¹piel. Albo wykopaæ lepiej zachowan¹ wybrankê...

54


Wakacyjny podryw £ukasz kieczka

Jacek Zombiak s³yn¹³ z poczucia humoru. Nic dziwnego, ¿e przepada³y za nim zastêpy mniej lub bardziej rozk³adaj¹cych siê przedstawicielek p³ci niegdy piêknej. Ale Jackowi wci¹¿ by³o ma³o zapragn¹³ wie¿ego miêska. Przypudrowa³ nosek, machn¹³ zw³oki samoopalaczem i, skryty za ciemnymi okularami, wybra³ siê na ³owy do podmiejskiej dyskoteki. Gdy b³ysn¹³ z³otym uzêbieniem, zaroi³o siê od narybku. Wybra³ najg³upsz¹. Pigu³ka gwa³tu okaza³a siê zbêd­ na nawet nie zorientowa³a siê, ¿e zamiast do motelu trafi³a do podrasowanej neonami krypty. Po upojnej nocy zaczê³a jednak mieæ pewne podejrzenia: A po co ci tyle tych poduch, koców i prze cierade³? Wiesz, jak jest: trup ciele siê gêsto...

55



SUBIEKTYWNIE


Anglicy na pok³adzie ALEKSANDer Kusz Oczko

W³a nie ujrza³a wiat³o dzienne nastêpna nietuzinkowa ksi¹¿ka wydaw­ nictwa Wiatr od morza. To kolejna nietypowa pozycja wyszukana przez Micha³a Alenowicza. A mo¿e inaczej: to nastêpna ksi¹¿ka typowa dla Micha³a Alenowicza i jego wydawnictwa Wiatr od morza (przyjmujê, ¿e recenzja uka¿e siê 30 wrze nia 2014 roku, to jest w Miêdzynarodowym Dniu T³umacza, albo parê dni pó niej. Jednak któ¿ tam wie, co Hubert wymy li? Mo¿e wklei j¹ na wiêta Bo¿ego Narodzenia?). Anglicy na pok³adzie Metthewa Kneale a, bo o tej powie ci mowa, to ksi¹¿ka, któr¹ mo¿na czytaæ na wiele sposobów. W³a nie na tym polega jej nietypowo æ tak typowa dla Wiatru od morza. Po pierwsze, to gra konwencj¹ XIX wiecznej powie ci marynistycznej: wci¹gaj¹­ ce opisy ¿eglugi przemytników z wyspy Man, wraz z przedziwnie dobranymi pasa­ ¿erami do , no w³a nie, jak my licie? Nie, nie zgadliby cie! do Tasmanii! Dobre, nie? Po drugie, to dwudziestu jeden narratorów, którzy z ró¿nych punktów widzenia (to znaczy swoich punktów widzenia) opisuj¹ prze¿ywane przygody. Tak wiêc mamy tu doskonale pokazane, jak ró¿ni¹ siê pogl¹dy i my li ludzi, którzy widz¹ i dzia³aj¹ w tych samych warunkach oraz sytuacjach. To niby nic odkrywczego, ale muszê przyznaæ, ¿e zosta³o to wymy lone tak, ¿e czasami a¿ nie chcia³o siê wierzyæ, ¿e mo¿na by³o patrzeæ na to samo i postrzegaæ to w tak odmienny sposób. Na dodatek pisarz stworzy³ dla ka¿dej postaci charakterystyczny dla niej jêzyk i sposób wypowiadania siê. Wiadomo przecie¿, ¿e inaczej mówi pastor, inaczej chirurg, inaczej policjant, a jeszcze inaczej Aborygen. To bardzo dobry pomys³. Po trzecie, tutaj ju¿ mamy do czynienia z autorskim pomys³em Micha³a Alenowicza, a mianowicie ka¿da pos­ taæ, a jednocze nie narrator, zosta³a przet³umaczona przez kogo innego, co jeszcze mocniej podkre la ich ró¿no­ rodno æ. Mamy wiêc dwudziestu jeden t³umaczy (w tym nasza Selena), po jednym dla ka¿dego z dwudziestu je­ den ksi¹¿kowych narratorów. Przyznajê, ¿e to nietypowy pomys³, który wietnie sprawdzi³ siê w tej powie ci, du¿y plus. My lê, ¿e przez ten zabieg i ze wzglêdu na fakt, ¿e ksi¹¿ka ma swoj¹ premierê w Miêdzynarodowym Dniu T³umacza, wydawnictwo podkre li³o rolê t³umacza w czytanym dziele (i nie tylko w omawianej ksi¹¿ce). To rola, której czêsto nie doceniamy, a je li ju¿ zauwa¿amy, to zazwyczaj, ¿eby powiedzieæ, ¿e t³umacz co spieprzy³. Po czwarte, to zwariowana opowie æ o zwariowanych (zarówno pozytywnie jak i negatywnie) ludziach. Prze­ czytamy tu o nietypowym kapitanie, który bardzo dobrze przygotowa³ swój statek na przewiezienie kontrabandy i nie przypuszcza³, gdzie los, a dok³adnie ser, go zaprowadzi. Jest te¿ o pastorze, który wymy li³ sobie na swojej sielskiej angielskiej wsi, ¿e biblijny Eden musi znajdowaæ siê na Tasmanii, wiêc z pomoc¹ ró¿nych ludzi zorga­ nizowa³ wyprawê w celu odkrycia tego¿. Mamy opowie æ o Timothym m³odym, niedojrza³ym utracjuszu, bio­ logu, który zostaje wys³any w tê podró¿ wbrew sobie przez rodziców bo mo¿e tam zm¹drzeje i wydoro leje? Jest te¿ o chirurgu Potterze, który wepcha³ siê na statek i rejs, by udowodniæ sobie i wiatu, ¿e jego faszystowskie pogl¹dy o rasach s¹ jak najbardziej uzasadnione. Po pi¹te, to opis pogl¹dów i widzenia wiata ówczesnych (och, jak lubiê sobie czasami zacz¹æ wyraz od ó , sama rado æ) ludzi, które to obecnie wydaj¹ siê

58


nam komiczne, a czasami straszne, jak to jest w przypadku Pottera, czy pastora Wilsona. Czasa­ mi jeste my zszokowani, ¿e mo¿na by³o co takiego my leæ, ¿e w ogóle mo¿na by³o tak my leæ. Po szóste, mamy ró¿ne strefy czasowe. Nie chodzi o to, ¿e mamy ró¿ny czas w Anglii i w Ta­ smanii. Znajdziemy tu retrospekcje, które pocz¹tkowe wydaj¹ siê nam niepowi¹zane z sob¹, lecz z biegiem, nomen omen, czasu, ³adnie siê splataj¹ w jedn¹, barwn¹ opowie æ. Po siódme, mamy dwudziestu jeden narratorów, ale w³a ciwie tylko dwa miejsca akcji: Anglia i Tas­ mania, plus dodatkowo podró¿ z jednego do drugiego (w³a ciwie wiêc wychodzi³oby na to, ¿e s¹ trzy miejsca akcji. Ale, wiecie jak to jest, musicie mi uwierzyæ na s³owo, ¿e s¹ dwa). Po ósme (i znowu mi siê uda³o, dwa razy w tym omówieniu mam ó na pocz¹tku, super!), mamy tu napraw­ dê wietnie i barwnie nakre lone postaci. S¹ zrobione tak dobrze, ¿e wspó³czu³em Peeveyowi, naprawdê chcia­ ³em daæ w twarz doktorowi Potterowi, a pastora Wilsona zrzuciæ ze ska³y za jego niewyobra¿aln¹ pychê i g³upo­ tê. Uczestniczy³em w przygodach kapitana Kevleya, zastanawiaj¹c siê, w jakie to jeszcze tarapaty siê zanurzy (tak morsko chcia³em to napisaæ, mam nadziejê, ¿e mi siê uda³o). Po dziewi¹te, ksi¹¿ka ma piêkn¹ naprawdê piêkn¹ ok³adkê, która wspó³gra z zawarto ci¹. To ju¿ powoli stan­ dard dla wydawnictwa Wiatr od morza rewelacyjne ok³adki. Po dziesi¹te i najwa¿niejsze, to opis niszczenia i gwa³tu na rdzennej ludno ci Tasmanii. Nie ma tu mierci po­ dczas bitwy. Powolna mieræ jest spowodowana przez kaganek o wiaty i p³omieñ prawdziwej wiary, niesione przez Anglików. Dla dobra ich samych, Aborygeni zostali wyciêci prawie w pieñ. To niesamowite, jak mo¿na by³o tak okrutnie postêpowaæ wierz¹c, ¿e to w dobrej wierze (nie piszê o tych, którzy od pocz¹tku dzia³ali na nie­ korzy æ Aborygenów, z pe³n¹ tego wiadomo ci¹). Wiadomo, ¿e i w ród Aborygenów nie by³o samych poczci­ wych ludzi, jak choæby mama Peeveya, jednak to przecie¿ Anglicy przyp³ynêli na Tasmaniê, a nie Aborygeni do Anglii. To nie by³a ³atwa powie æ pomimo tego, ¿e czyta³em j¹ czasami z u miechem. Czêsto by³ to jednak u miech przez ³zy, albo przez z³o æ. To nie jest powie æ, któr¹ mo¿na po³kn¹æ w jeden wieczór 528 stron ma³¹ czcionk¹ robi swoje, a do tego mamy o czym czytaæ. To dobra powie æ. Nie najlepsza w dorobku Wiatru od morza ( Dostatek by³ jedn¹ z moich najlepszych ksi¹­ ¿ek 2013 roku, ciê¿ko go pobiæ), ale zmie ci³a siê na podium, co dobrze o niej wiadczy. Autor: Matthew Kneale Tytu³: Anglicy na pok³adzie T³umaczenie: praca zbiorowa Wydawnictwo: Wiatr od Morza Data wydania: wrzesieñ 2014 r. Liczba stron: 528 ISBN: 978­83­936653­6­5

59


Polaroidy z zag³ady Paulina Kuchta Apokalipsa wed³ug Paliñskiego

Pawe³ Paliñski podj¹³ siê karko³omnego zada­ W nia. Wybra³ rzadko spotykany i najtrudniejszy w moim odczuciu sposób narracji. Na pisanie w drugiej osobie decyduj¹ siê raczej eksperymentatorzy i nawet tym najlepszym to nie zawsze dobrze wychodzi. Poza tym, trudniej przekonaæ czytelnika do tak specyficznej formy przekazu. Pierwszy raz zetknê³am siê z takim typem narracji w powie ci Charlesa Strossa i wtedy wyda³o mi siê to wszystko udziwnione. Mo¿e jeszcze kiedy powrócê, sprawdzê, ale póki co ksi¹¿kê od³o¿y³am na pó³kê i da­ ³am sobie na wstrzymanie. Je li jeste cie ciekawi, jak wybrn¹³ z tego Pawe³ Pa­ liñski, to o tym poni¿ej. Teresa Szulc lat sze ædziesi¹t cztery. Idzie jej sze ædziesi¹t piêæ. Walczy z nie­ uniknionym. Rozmy la o nieuniknionym. Bywa, ¿e w chwilach s³abo ci planuje nieuniknione. Je li odej cie mo¿na zaplanowaæ. Wiêc rozmy la, ucieka w wiat wyobra ni, czasem karze siê za te rozmy lania, zw³aszcza kiedy musi odes³aæ panikê i defetyzm. Nakazuje sobie spokój i opanowanie, jest s³aba, g³odna, wycieñczona, samotna i w jaki spo­ sób zdeterminowana. Jej cel: przetrwanie. Czy mo¿e byæ lepsza motywacja? Czy¿ nie to siê liczy? To nie jest ³atwe, zw³aszcza w wiecie, w którym Teresa jest prawdopodobnie ostatnim cz³owiekiem. Ka¿de­ go dnia toczy bitwê z sob¹, a w³asne my li to nie jedyny jej problem, s¹ jeszcze Bierni. Gdy zdarza mi siê (na szczê cie) siêgn¹æ po tak dobre pozycje, mam dylemat, jak to ³adnie uj¹æ, przedstawiæ najlepiej jak potrafiê, ¿e warto i podkre liæ to grub¹ czcionk¹. Ostatnio takie zachwyty towarzyszy³y mi przy lek­ turze Orbitowskiego, czy Chutnik, a teraz do³¹czy³ Paliñski. Napisa³ jedn¹ z tych ksi¹¿ek, które z ca³¹ pewno ci¹ zrobi³y na mnie wra¿enie. Trudno mi napisaæ o Polaroidach... nie emocjonalnie, bo ta ksi¹¿ka jest nimi przesycona. Mo¿na powiedzieæ, ¿e zbudowana jest na emocjach. To siê udziela. Smutek, rozpaczliwa walka o przetrwanie, samotno æ, beznadzie­ ja i bezsens tej ca³ej katastrofy, to wszystko jest bardzo namacalne, do bólu realistyczne. Wiêc czytaj¹c Polaroi­ dy z zag³adyjeste my Teres¹ Szulc, lat sze ædziesi¹t cztery i prze¿ywamy swój w³asny koniec, który nieuchronnie nast¹pi, tylko przed³u¿amy go w czasie. Klimat Polaroidów... przyt³acza celowo, specjalnie i zamierzenie. A jednak sama powie æ ani odrobinê nie mêczy, a drugoosobowa narracja sprawdzi³a siê tutaj doskonale. Nie wysz³o bezosobowo, wysz³o lepiej, ni¿ przy­ puszcza³am. To proza bardzo klimatyczna. Mo¿e dlatego tak zachwyca. Styl Paliñskiego bardziej przypad³ mi do gustu ni¿ w 4 porach mroku. Jest pro ciej, mniej w tym ekwilibrystyki s³ownej, wiêcej napiêcia i doskonale zbudowany wewnêtrzny wiat Teresy Szulc. Polaroidy... czyta siê zach³annie, z narastaj¹cym niepokojem, my li bohaterki s¹ naszymi my lami, jej rozterki naszymi. Zapominamy kim jeste my naprawdê. Zastanawiamy siê nad kondycj¹ ludzk¹, czy sami dla siebie nie jeste my najwiêkszym zagro¿eniem i nie stajemy siê powoli, niezau­ wa¿alnie, Biernymi? Bez w¹tpienia Polaroidy... to jedna z lepszych powie ci jakie ukaza³y siê w tym roku.

60


Bez w¹tpienia to ksi¹¿ka szczególna, o której my li siê i do której po prostu chce siê powróciæ. Bez w¹tpienia to jedna z wa¿niejszych dla mnie ksi¹¿ek. I by nie przed³u¿aæ, wystukam tylko jeszcze nie mia³o: kupujcie i czytajcie Paliñskiego. Autor: Pawe³ Paliñski Tytu³: Polaroidy z zag³ady Wydawnictwo: Powergraph Seria: Kontrapunkty Data wydania: 2014 r. Oprawa: twarda Liczba stron: 272 ISBN: 978­83­64384­26­4

61


Szortal Fiction 2 PoStoS³owie antologia stus³ówek Maciej musialik Uroki lapidarno ci W ostatniej scenie filmu "Most na rzece Kwai" jeden z bohaterów spogl¹­ da na krajobraz po bitwie, powtarzaj¹c: "szaleñstwo... szaleñstwo...". Mo­ ment ten dobrze oddaje tak¿e uczucia osoby, która po raz pierwszy widzi spis tre ci antologii "Szortal Fiction 2. PoStoS³owie". To ju¿ nie solidny zbiór kilku­ nastu czy nawet kilkudziesiêciu opowiadañ, lecz wstrz¹saj¹ca lista kilkuset ty­ tu³ów. Jak to mo¿liwe, ¿e wszystkie pomie ci³y siê w jednym tomie? Odpowied jest prosta i kryje siê w idei, która przewodzi³a redaktorom przedsiêwziêcia: by w jednym miejscu zgromadziæ wy³¹cznie tzw. drabble, czyli teksty licz¹ce sobie ni mniej, ni wiêcej jak sto s³ów. Pomys³ wydaje siê karko³omny, lecz ludzie zwi¹zani z portalem Szortal.com ma­ j¹ ju¿ za sob¹ podobne przedsiêwziêcie, choæ "Szortal Fiction" stawia³o na formy na tyle d³ugie, ¿e zmie ci³o ich siê tam "zaledwie" 165. Tutaj mamy wiêc do czynie­ nia z zaiste onie mielaj¹cym urodzajem. Co siê za tyczy wra¿eñ czytelniczych, po pierwszym oszo³omieniu dochodzi siê do wniosku, ¿e nie taki "drabel" straszny, bo teksty zawarte w zbiorze sku­ tecznie spe³niaj¹ rolê lekkostrawnych, literackich "pigu³ek". Ich g³ówna cecha, czyli zwiêz³o æ wypowiedzi, mo­ ¿e jednak stanowiæ jednocze nie zarówno o sile, jak i s³abo ci " PoStoS³owie ", bowiem w sytuacji, w której cho­ æby na d³u¿sze budowanie klimatu zwyczajnie nie ma w tek cie miejsca, na placu boju chwilami pozostaje ju¿ tylko literacka zabawa form¹ i kreatywne uk³adanie klocków w dozwolonych przez zasady ramach, a wiêkszo æ tre ci to krótki rozbieg przed jak najefektowniejsz¹ point¹. Czy to le? Trudno powiedzieæ taka ju¿ drabblowa specyfika i albo j¹ zanegujemy, albo przyjmiemy pod strzechy z ca³ym dobrodziejstwem inwentarza. A jest co przyjmowaæ, bo w obrêbie stu s³ów, które autorzy dostali do dyspozycji, uda³o siê zawrzeæ historie o tak ró¿nej wymowie i tre ci, ¿e szybko zostajemy przyprawieni o kolejny ból g³owy. Ze wzglêdu na ich rozmiar przez opowiadania sunie siê w sprinterskim tempie, a po poch³oniêciu kilkunastu pod rz¹d ma siê wra¿enie uczes­ tniczenia w szybkiej przeja¿d¿ce kolejk¹, za której oknami migaj¹ nam co rusz inne krajobrazy. Jest tu miejsce fantastykê, opowie æ obyczajow¹, spo³eczn¹ satyrê, czy nawet drabble paradokumentalne. Bywa refleksyjnie, bywa powa¿nie, czêsto przewrotnie, acz mo¿na odnie æ wra¿enie, i¿ dominuje podej cie stricte humorystyczne. W ka¿dej jednak kategorii mo¿na znale æ miniatury, nad którymi warto siê pochyliæ s¹ tu zarówno pere³ki do­ wcipu, jak i teksty wprawiaj¹ce w zadumê oraz podziw dla autorów, którzy zwyciêsko wybrnêli z narzuconych ograniczeñ. By jednak nie by³o zbyt ró¿owo, przyznajmy szczerze: "PoStoS³owie" jest ksi¹¿k¹ niebezpieczn¹. G³ównie dlatego, i¿ piekielnie ³atwo j¹ przedawkowaæ, a gnanie przez kolejne strony grozi wywo³aniem przesytu. Z tego wzglêdu lektura antologii to zabawa przede wszystkim dla czytelników, którzy z premedytacj¹ potrafi¹ dozowaæ przyjemno ci. Rzecz o wiele lepiej sprawdza siê jako przerywnik pomiêdzy innymi tytu³ami lub jako chwilowa odskocznia od innych zajêæ, ni¿ ceg³a, której nie od³o¿ymy, a¿ nie dobrniemy do koñca. W ilo ciach hurtowych drabble zlewaj¹ siê niestety w jedn¹, nierozró¿nialn¹ ca³o æ. W g³owie zostaj¹ nam tylko te najbardziej wyraziste, a o pozosta³ych albo zapominamy, albo bole nie u wiadamiamy sobie, i¿ w ka¿dym zbiorze tak¿e tym zdarza­ j¹ siê lepsze i gorsze momenty. Dlatego "niedzielnym czytelnikom" zalecam cierpliwo æ i pow ci¹gliwo æ. Ci za , którym nieobca jest zabawa form¹, eksperymenty literackie i mnogo æ grzyb­ ków w barszczu, powinni byæ co najmniej zadowoleni.

62


Autorzy: padnê, zanim wymieniê po³owê Tytu³: Szortal Fiction 2 PoStoS³owie antologia stus³ówek Wydawnictwo: Solaris Data wydania: 02 wrzesieñ 2014 r. Liczba stron: 500 ISBN: 978­83­7590­199­3

63


Czarne skrzyd³a Anna Klimasara Wolno æ kochaæ i rozumieæ Ameryka kraj wolno ci i swobód obywatelskich, ziemia obiecana, gdzie ka¿dy mo¿e spe³niæ swoje marzenia. Jasne. Ameryka kraj przypo­ minaj¹cy najgorsze z antyutopijnych wizji, bezwzglêdnie podzielony na ludzi w³a ciwych i podludzi traktowanych niczym sprzêty domowe, kraj zniewole­ nia, kraj przemocy, kraj, w którym w³asne zdanie przys³uguje wy³¹cznie tym my l¹cym po w³a ciwej my li . Pierwsza z wersji chyba nigdy tak do koñca siê nie zi ci³a, za to druga niestety nie jest wymys³em fantastów. Czarne skrzy­ d³a Sue Monk Kidd przenosz¹ nas w³a nie do takiego wiata, o którym Stany Zjednoczone zapewne chcia³yby jak najszybciej zapomnieæ, ale obawiam siê, ¿e jeszcze d³ugo bêd¹ siê z niego rozliczaæ. Pocz¹tek dziewiêtnastego wieku, Charleston, Karolina Po³udniowa. Poz­ najemy Szelmê, m³od¹ niewolnicê z posiad³o ci szanowanej rodziny Grimké oraz Sarê jedenastoletni¹ córkê pañstwa Grimké. To oczami tych dwóch dziewcz¹t a pó niej kobiet prze ledzimy ponad trzydzie ci lat niezwykle ciekawego okresu, kiedy to w USA zaczyna³ zmieniaæ siê sposób patrzenia na wiat, ludzi i ich prawa. War­ to w tym miejscu zaznaczyæ, ¿e m³oda niewolnica jest postaci¹ fikcyjn¹, a tymczasem Sara wraz ze swoj¹ m³odsz¹ siostr¹ Angelin¹ sta³y siê pierwszymi w historii dzia³aczkami na rzecz abolicji i jednymi z prekur­ sorek amerykañskiej my li feministycznej* . W zasadzie opowie æ rozpoczynaj¹ca ksi¹¿kê o ludziach w Afryce, którzy potrafili lataæ najwiêcej mówi nam o tym, w jaki sposób Kidd postanowi³a przedstawiæ centralny dla powie ci problem wolno ci. Szelma, pomi­ mo swojej pozycji, jest tak naprawdê wolna od urodzenia, gdy¿ dziêki matce zachowa³a wolno æ umys³u. Na jej tle Sara wydaje siê ca³kowicie zniewolona swoim pochodzeniem, wychowaniem i normami spo³ecznymi, zaciska­ j¹cymi siê niezwykle szczelnie na praktycznie ka¿dym aspekcie jej ¿ycia. Jest kobiet¹ w wiecie nie tylko zdomi­ nowanym przez mê¿czyzn, ale przez nich stworzonym i rozpatrywanym wy³¹cznie z mêskiego punktu widzenia. Paradoksalnie, niewolnicy, których warto æ wyceniana by³a dok³adnie tak, jak warto æ mebli i zwierz¹t, byli czê ­ ciej dostrzegani, gdy¿ wchodzili w sk³ad dobytku, którego nale¿a³o pilnowaæ. Ich wolno æ mia³a precyzyjnie ok­ re lon¹ cenê i wypada³o dbaæ o to, by zanadto nie spad³a. Kobiety z kolei pozornie wolne by³y jedynie niewiele znacz¹c¹ ozdob¹, a jakiekolwiek próby wyra¿enia przez nie w³asnego zdania (jak chocia¿by zrobi³a to Sara oznajmiaj¹c rodzinie, ¿e chce zostaæ prawnikiem) traktowane by³y w najlepszym przypadku z pob³a¿liwo ­ ci¹ w kategorii ciekawostek. W najgorszym za uznawane by³y za przejaw buntu przeciw obowi¹zuj¹cym nor­ mom, co mog³o prowadziæ na przyk³ad do ostracyzmu towarzyskiego, stanowi¹cego wyj¹tkowo skuteczne narzê­ dzie kontroli nad m³odszym, niepokornym pokoleniem. Dlatego to w³a nie Sara mia³a znacznie d³u¿sz¹ drogê do przebycia. Kidd pokazuje, jak Sara zmuszona jest stopniowo rezygnowaæ ze swoich planów i marzeñ, a z czasem nawet godzi siê z losem i próbuje wej æ w ramy wyznaczane jej przez konwenanse. Zarêczyny z Burke em nape³niaj¹ j¹ now¹ nadziej¹, ale niestety narzeczony okazuje siê byæ oszustem, przez co m³oda kobieta ostatecznie dochodzi do wniosku, ¿e nie jest jej pisany zwyk³y los panny z dobrego domu. Nie od razu jednak znajduje swoje miejsce w wiecie i si³ê do dzia³ania. Zaczyna siê jej wieloletnia walka o odnalezienie spe³nienia, którego z pocz¹tku upatruje w d¹­ ¿eniu do zniesienia niewolnictwa. I w³a nie to, ile czasu potrzebuje Sara, by dos­ trzec podobieñstwa miêdzy sytuacj¹ kobiet i niewierników, najdobitniej pod­ kre la stopieñ ówczesnego zniewolenia kobiecych umys³ów. Jednak¿e w chwili, gdy podobieñstwa te staj¹ siê dla Sary jasne i gdy obiektywnie diag­

64


nozuje swoje faktyczne po³o¿enie, zrywa ostatecznie wiêzy, jakie na³o¿y³a na ni¹ rodzina, wy­ chowanie i spo³eczeñstwo. Szelma w tym czasie mierzy siê z w³asnymi demonami. Do wiadcza na w³asnej skórze okru­ cieñstwa bia³ych ludzi, traci najbli¿szych i wiarê w swoje wyzwolenie, ale nawet na chwilê nie tra­ ci godno ci. Jest w niej pewna naturalna szlachetno æ i niez³omno æ charakteru, których nie s¹ w sta­ nie zabiæ ¿adne kajdany. Jej walka jednak znacznie ró¿ni siê od walki Sary, gdy¿ obie bohaterki zaczy­ naj¹ z ró¿nych pozycji. Szelma od pocz¹tku zna swoich wrogów, a nauki maumy odpowiednio kszta³tuj¹ jej wiadomo æ, podczas gdy Sara musi w pierwszej kolejno ci uwolniæ siê od wpajanego jej przekonania, ¿e jest wolnym cz³owiekiem, choæ w rzeczywisto ci nie mo¿e o sobie swobodnie decydowaæ. M³odsza siostra Sary, któ­ ra u jej boku walczy³a o prawa niewolników i kobiet, znalaz³a siê w znacznie ³atwiejszym po³o¿eniu od najm³od­ szych lat siostra (i jednocze nie matka chrzestna) przekonywa³a j¹, ¿e mo¿e byæ pani¹ swojego losu, dziêki cze­ mu nigdy tak naprawdê nie przesi¹knê³a tradycyjnymi postawami. To ona w li cie do abolicjonistycznej gazety napisa³a: Je¿eli prze ladowania maj¹ byæ cen¹, jak¹ zap³acimy za doprowadzenie do wyzwolenia, niech zatem przyjd¹, gdy¿ jestem g³êboko, szczerze, wiadomie przekonana, ¿e dla tej sprawy warto oddaæ ¿ycie** i by³a t¹ radykalniejsz¹ z sióstr, podczas gdy Sarê czêsto nachodzi³y w¹tpliwo ci. S¹dzê, ¿e w³a nie dlatego Sara zosta³a g³ówn¹ bohaterk¹ powie ci to niezwykle ciekawa postaæ rozdarta miêdzy zakorzenionym w niej poczu­ ciem obowi¹zku wobec rodziny, a jednocze nie niezwykle czu³a na krzywdê ludzk¹, potrafi¹ca z ogromn¹ przeni­ kliwo ci¹ spojrzeæ na swoje otoczenie i stanowi¹ca swego rodzaju pomost miêdzy starym i nowym sposobem my lenia. Kidd pokazuje nam wiat okrutny, a tym okrutniejszy, ¿e wiernie oddany z historycznego punktu widzenia. W pos³owiu spowiada siê czytelnikom ze wszystkich odstêpstw od faktów, których w sumie nie by³o zbyt wiele. Trzeba przyznaæ, ¿e fabularyzacja ¿ycia Sary Grimké uda³a siê doskonale. Autorka z niezwyk³ym wyczuciem wype³ni³a wszelkie luki, ka¿da z postaci zarówno historycznych, jak i fikcyjnych ¿yje w³asnym ¿yciem, jest pe³nowymiarowa i ca³kowicie wiarygodna w swoich wyborach, zachowaniu i sposobie my lenia. Kidd pozszywa­ ³a tê opowie æ z kawa³ków historii i fikcji niczym mauma Szelmy opowie ciow¹ kapê, tworz¹c niezwykle barw­ ne obrazy, czêsto przy u¿yciu bardzo oszczêdnych rodków. Pozornie niewiele znacz¹ce sceny z ¿ycia codzienne­ go posiad³o ci pañstwa Grimké w mikroskali oddaj¹ nam funkcjonowanie spo³eczeñstwa amerykañskiego (a przy­ najmniej stanów po³udniowych) w danym okresie, bezlito nie obna¿aj¹c jego grzechy. Czarne skrzyd³a to piêknie napisana ksi¹¿ka o ogromnej odwadze skazuj¹cej na samotno æ wobec ca³ego spo³eczeñstwa. Kidd bardzo p³ynnie przeprowadza nas przez etapy dojrzewania Sary do wprowadzenia dramaty­ cznych zmian porzucenia rodziny i ¿ycia zgodnie z idea³ami, w które wierzy³a, pomimo licznych rozczarowañ lud mi z najbli¿szego otoczenia, wspólnotami religijnymi oraz osobami, które jak s¹dzi³a my la³y podobnie. Z histori¹ sióstr Grimké warto siê zapoznaæ równie¿ dlatego, ¿e nawet w swojej ojczy nie jak zauwa¿a autorka s¹ nieco zapomniane, choæ dokona³y szeregu rzeczy, które zdawa³y siê w ich czasach niemo¿liwe. Przede wszy­ stkim jednak jak ma³o kto kocha³y i rozumia³y wolno æ, a na dodatek nie ba³y siê o ni¹ walczyæ. * s. 473 (plik PDF). ** s. 407 (plik PDF). Autor: Sue Monk Kidd Tytu³: Czarne skrzyd³a Tytu³ orygina³u: The Invention of Wings T³umaczenie: Marta Kisiel­Ma³ecka Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Data wydania: 25 wrzesieñ 2014 r. Liczba stron: 486 ISBN: 978­83­08­05396­6

65


Jamnik z Kluskami Justyna czerniawska Jamnik z kluskami , czyli ile psa w psie

Nie oceniaj ksi¹¿ki po ok³adce, to powiedzenie zna ka¿dy i ka¿dy siê z nim zgodzi. Nie oszukujmy siê jednak, prawda czêsto bywa zgo³a inna. Lubimy, gdy co ³adnie wygl¹da, rozpieszcza nam oko. W wyborze ksi¹¿ki bierze udzia³ szereg czynników. Czytamy blurb, a tam atakuje nas Bestseller New York Timesa i tym podobne historie. No jak tu siê nie zachwyciæ? Ju¿ samo to powin­ no nas nak³oniæ do lektury. Za ma³o? A co powiecie na fantastyczna oprawê, gdzie na froncie widnieje kilka s³ów zachêty, ochów i achów z dopiskiem: pole­ ca Beata Tyszkiewicz, czy inny celebryta. Wydawaæ by siê mog³o, ¿e ju¿ jeste ­ my kupieni, dali my siê z³apaæ, ale aby dokrêciæ nam rubkê i utwierdziæ w prze­ konaniu, ¿e oto dokonali my najlepszego z mo¿liwych wyborów, niebanalny tytu³, który przykuje uwagê. To nic, i¿ czêsto nijak ma siê do tre ci. Najwa¿niej­ sze, ¿e wszystko razem tworzy przepis na sprzedanie ka¿dej, nawet kiepskiej ksi¹¿ki. Skoro polecaj¹ tê ksi¹¿kê s³awy, tytu³ nie schodzi z list bestsellerów, wylicza siê nam na ok³adce miliony sprzedanych egzemplarzy, to chyba rzeczony milion nie mo¿e siê myliæ i wyboru dokonali my trafnego, prawda? A co, je li mimo wszystko tak nie jest ? Tym zgrabnym wstêpem chcia³abym przedstawiæ czytelnikom powie æ Jamnik z Kluskami Oli Trzecieckiej. M³oda doktorantka trafi³a do szpitala. Przypadkowa kontuzja odmieni³a ca³kowicie jej nêdzne ¿ycie. Oto sta­ n¹³ przed ni¹ doktor Adam Klusek. W³a ciwsze by³oby tu chyba powiedzenie doktor Adam Klusek i szanowna mamusia (tych dwoje wystêpuje jedynie w pakiecie). Pó niej historia toczy siê szybko i g³adko, nim min¹³ szum po pierwszej randce, Anka by³a zarêczona z doktorkiem. Trzeba dodaæ, i¿ bardzo chcia³a wyj æ za m¹¿, ale nie z przypadku czy z mi³o ci. Szanowny ma³¿onek musia³ byæ dobrze sytuowany, aby zapewniæ jej dostatnie i bez­ problemowe ¿ycie. Niestety w pewnym momencie chytry plan zawiód³. Jak przej æ do porz¹dku dziennego, gdy pod ma³¿eñskim ³o¿em znalaz³o siê bardzo erotyczna bieliznê, wyra nie przeznaczon¹ dla kogo innego ni¿ ¿o­ na? Niestety siê nie da, ale trzeba próbowaæ. Trzymajcie mnie, bo sobie ¿ycie odbiorê! Takie by³y moje pierwsze my li po skoñczeniu ksi¹¿ki. G³ówna bo­ haterka, mimo serca jakie okaza³a jamnikowi zgubie, denerwowa³a mnie na ka¿dym kroku, pocz¹wszy od pobu­ dek, dla których szuka³a mê¿a, po metody jakimi siê pos³ugiwa³a. Bohaterki niniejszej powie ci s¹ dla mnie ucie­ le nieniem najgorszych kobiecych cech. Szukanie pretendenta do roli pana domu jest dobrym tematem na powie æ, jednak u autorki posz³o to trochê w z³ym kierunku. Kto przy zdrowych zmys³ach, wiadomie skaza³by siê na po­ ni¿anie, uprzedmiotowienie i jawn¹ wrogo æ? Nie mówi¹c ju¿ o doborowym towarzystwie mamy Klusek? Byæ mo¿e pisarka chcia³a pokazaæ, ¿e i takie wybitne jednostki, jak pan Adam Klusek plus mama, istniej¹ na tym wiecie. Ok. Jestem w stanie zrozumieæ ten wybór, bo mo¿na zrobiæ z tego co zabawnego. Ale sposób, w jaki obesz³a siê z tym tematem pani Trzeciakowska spowodowa³, ¿e najpierw bohaterce szczerze wspó³czu³am, a pó ­ niej by³am tak w ciek³a na jej g³upotê, i¿ by³o mi w sumie wszystko jedno, jak jej losy siê potocz¹. A nie o to chyba chodzi, prawda? Nie chce zbyt du¿o zdradzaæ, szczególnie je li chodzi o zakoñczenie, ale uwierzcie, mimo pozytywów, przyprawi³o mnie o ból g³owy i konsternacjê. Drugi mêski bohater zdaje siê byæ wci niêty na si³ê do ca³ej historii, tylko po to, aby ta mog³a siê zakoñczyæ stosownym happy endem. A teraz najwa¿niejsze. Jamnik z Kluskami . Co sugeruje tytu³? Obecno æ psa? Na pewno. Psa w roli g³ównej? Jak najbardziej. Naturalnym jest, i¿ oczeku­ jemy bardzo du¿ego zaanga¿owania zwierzaka w fabu³ê. Co jednak otrzymu­ jemy w zamian? Nie licz¹c krótkiego w¹tku o tym, jak pies znalaz³ siê w po­

66


siadaniu w³a cicielki, widzimy go raczej w roli epizodycznej. Pojawia siê tylko w zdaniach ty­ pu wziê³a Zaworka ze sob¹ i wysz³a lub pies szczekn¹³ na potwierdzenie . Liczy³am na his­ torie, w której czworonóg przewróci ¿ycie dwojga ludzi do góry nogami, poruszy niebo i ziemiê, a tymczasem nie wzbi³ niestety nawet kurzu z pod³ogi. Du¿o negatywnych emocji wywo³a³a we mnie ta powie æ. Debiuty bywaj¹ lepsze oraz gorsze. Trudno trafiaæ na same genialne objawienia. W tym ca³ym moim wywodzie jedno powinno przykuæ uwagê czytelnika. Je li ksi¹¿ka jest tak fatalna, to dlaczego dobrnê³am do jej koñca? Có¿, trzeba po prostu przyznaæ, ¿e Jamnika z kluskami czyta siê cholernie dobrze. Pozostaje czekaæ na kolejn¹, o wiele lepiej przemy­ lan¹ ksi¹¿kê. A tymczasem zachêcam, siêgnijcie po powie æ Oli Trzecieckiej i udowodnijcie mi, ¿e nie mia³am racji J Moja ocena: 2/5 Autor: Ola Trzeciecka Tytu³: Jamnik z Kluskami Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Data wydania: 07 sierpieñ 2014 r. Oprawa: broszurowa Liczba stron: 432 ISBN: 978­83­7961­009­9

67


Miasto k³amstw. Ca³a prawda o Teheranie Anna Klimasara Miasto jakich (nie)wiele Z czym Wam siê kojarzy Iran? Trochê mi wstyd przyznawaæ siê do w³a­ snej ignorancji, ale przed lektur¹ Miasta k³amstw nie mia³am wielu sko­ jarzeñ. Owszem, co tam wiedzia³am o Persji, majaczy³y mi niewyra nie w pa­ miêci nazwiska kilku polityków, no i naturalnie wizja ortodoksyjnego islamu, a co za tym idzie nieciekawej sytuacji kobiet (o której rozpisywa³y siê ca³kiem niedawno portale internetowe przy okazji siatkarskich mistrzostw wiata). Nie za wiele tego, prawda? Ale od czego mamy ksi¹¿ki, je li nie od uzupe³niania luk w naszej wiedzy o wiecie? Czêsto jest tak, ¿e ksi¹¿ki z za³o¿enia o ludziach opowiadaj¹ tak naprawdê his­ toriê konkretnego miejsca, a ludzie s¹ tylko pretekstem do ukazania, jak miejsce to funkcjonuje b¹d ulega przemianom. Tymczasem w ksi¹¿ce Ramity Navai tytu³o­ wym bohaterem jest miasto, ale szybko przekonujemy siê, ¿e w rzeczywisto ci to zbiór historii ludzi, dla których elementem wspólnym jest Teheran, czy raczej Tehe­ rany, bo w ka¿dym z rozdzia³ów miasto odkrywa przed nami inne oblicze. Mo¿na by nawet rzec, ¿e w przypadku niektórych postaci a¿ trudno uwierzyæ, ¿e ¿yj¹ tak niedaleko siebie bogatsze i biedniejsze dzielnice dzieli praw­ dziwa przepa æ, a ich mieszkañcy zdaj¹ siê nie mieæ pojêcia o sobie nawzajem. Z Miasta k³amstw wy³ania siê obraz metropolii ogromnych skrajno ci fanatyczna wiara zderza siê tam z nieuniknionymi wp³ywami Zachodu. M³odych ludzi poch³aniaj¹ zabawy, plotki, narkotyki, alkohol i operacje plastyczne nosa (zaskakuj¹co powszechne), a z wiekiem coraz bardziej przyt³acza ich proza ¿ycia, sprowadzaj¹­ ca siê g³ównie do lawirowania miêdzy surowymi zasadami religijnymi tak, by nie zwróciæ na siebie uwagi w³adz i zwyczajnie przetrwaæ. Osobn¹ kategori¹ s¹ tu bohaterowie zepchniêci na margines lub ¿yj¹cy w wiatku przes­ têpczym oni znaj¹ miasto od tej najokrutniejszej strony, gdzie nie ma miejsca na sentymenty i licz¹ siê wy³¹cz­ nie pieni¹dze. Mo¿na nawet odnie æ wra¿enie, ¿e to oni s¹ najbli¿si teherañskiej prawdy o ludziach, ¿eruj¹c bez­ wstydnie na ich najni¿szych instynktach i wykorzystuj¹c ich s³abo ci. Wed³ug mniej najbardziej poruszaj¹ca jest historia Amira, ci le zwi¹zana z wydarzeniami w kraju. Jego ro­ dzice zostali straceni jako dysydenci w trakcie masowych egzekucji wiê niów politycznych, a po latach przycho­ dzi mu siê spotkaæ z sêdzi¹, który skaza³ ich na mieræ. Opowie æ ta, poprzez ukazanie ludzkich dramatów zwi¹­ zanych z okresem rewolucji, doskonale przybli¿a nam najnowsz¹ historiê Iranu, jednocze nie zachowuj¹c wymiar uniwersalny. Mówi o walce o prawdê, wyrzutach sumienia i przebaczeniu, które zawsze jest trudne, a w niektórych przypadkach niestety niemo¿liwe. Wyj¹tkowo æ historii Amira polega równie¿ na tym, ¿e zdaje siê potwierdzaæ tezê o szczególnym statusie k³amstw w Teheranie. Dopóki bowiem pewne sprawy pozostawa³y za ich zas³on¹, ¿ycie by³o zno ne, a odkrycie prawdy zamiast przynie æ ukojenie tylko wszystko skomplikowa³o. Jak to wiêc jest z tym k³amstwem? Có¿, wydaje siê byæ tym, co ³¹czy bojownika MEK, wracaj¹cego do kra­ ju, by dokonaæ zamachu i m³od¹ prostytutkê, a tak¿e prosperuj¹cego dilera narkotyków z fanatycznym cz³onkiem stra¿y ochotniczej, strzeg¹cej moralno ci. K³amstwo obecne jest w absolutnie ka¿dym aspekcie ¿ycia bohaterów ksi¹¿ki, od religii, po ¿ycie rodzinne, towarzyskie i zawodowe. Wszyscy uwik³ani s¹ w sieæ k³amstw, zarówno ich w³asnych, jak i tych, których padaj¹ ofiar¹. Czêsto jest to sytuacja patowa. Gdy zdradzana ¿ona postanawia, ¿e czas przestaæ przymykaæ oko na niewierno æ mê¿a, przyznaj¹c przed sob¹ i innymi, ¿e j¹ ok³amywa³, musi siê liczyæ z dale­ ko id¹cymi konsekwencjami i konieczno ci¹ wprowadzenia diametralnych zmian, a nie ka¿da kobieta potrafi znale æ w sobie potrzebn¹ do takich zmian

68


odwagê. Jeszcze trudniejsze s¹ przypadki, w których bohaterowie ok³amuj¹ samych siebie, gdy¿ z takich k³amstw powstaj¹cych zazwyczaj po to, by osi¹gn¹æ spokój ducha najtrudniej zrezy­ gnowaæ. Szczytem hipokryzji zdaje siê byæ przekonanie, ¿e ma³¿eñstwo tymczasowe (sigheh) u wiêca z perspektywy Pana ka¿dy akt nierz¹du. Jedno jest pewne k³ami¹ zarówno zwykli oby­ watele, jak i przedstawiciele w³adz i duchowni, napêdzaj¹c b³êdne ko³o, przed którym zwyczajnie nie ma ucieczki. S¹dzê, ¿e polski podtytu³ ksi¹¿ki jest nieco myl¹cy, gdy¿ ksi¹¿ka Ramity Navai utwierdza nas w prze­ konaniu, ¿e nie ma czego takiego jak ca³a prawda o Teheranie. To miasto ¿yje co najwy¿ej pó³prawdami, a ka¿­ dy z jego mieszkañców ma w³asn¹ ich wersjê. Co wiêcej, jakakolwiek prawda o tym miejscu musia³aby mieæ bar­ dzo krótki termin wa¿no ci, gdy¿ sytuacja w Teheranie zmienia siê bardzo dynamicznie. To, co jeszcze wczoraj stanowi³o powszechnie akceptowany element ¿ycia, nastêpnego dnia staje siê surowo karanym przestêpstwem. Teheran mo¿emy wiêc nazywaæ miastem k³amstw, ale przede wszystkim to miasto wielkiej niepewno ci, w któ­ rej nikt nie mo¿e czuæ siê bezpieczny. Nic dziwnego zatem, ¿e jego mieszkañcy dostosowuj¹ siê do kolejnych re­ ¿imów jedynie powierzchownie, w g³êbi duszy dochowuj¹c wierno ci w³asnym zasadom. Ramita Navai nie os¹dza swoich bohaterów, ani ich czynów. Przedstawia ich takich, jakimi s¹, poprzez sze­ reg codziennych sytuacji przybli¿aj¹c nam nie tylko niezwyk³e miasto, ale i ca³¹ kulturê targan¹ sprzeczno ciami. Poznane historie przenosz¹ nas w egzotyczne z naszego punktu widzenia miejsce, w którym ludzie co prawda my l¹ zupe³nie innymi kategoriami, ale pod pewnymi, bardzo podstawowymi wzglêdami niczym siê od nas nie ró¿ni¹. Marz¹ o mi³o ci, przyja ni i spokojnym ¿yciu, i to nie ich wina, ¿e czasem prawa rz¹dz¹ce miastem k³am­ stw staj¹ na drodze do realizacji tych marzeñ. Autor: Ramita Navai Tytu³: Miasto k³amstw. Ca³a prawda o Teheranie Tytu³ orygina³u: City of Lies. Love, Sex, Death and the Search for Truth in Teheran T³umaczenie: Tomasz Wilusz Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Data wydania: 11 wrzesieñ 2014 r. Liczba stron: 360 ISBN: 978­83­7961­032­7

69


Dzielnica Obiecana Marek adamkiewicz

A wiêc sta³o siê. Znana i popularna seria Metro 2033 powiêkszy³a siê o pierwsz¹ powie æ napisan¹ przez polskiego autora. Fani czekali na to wy­ darzenie i zastanawiali siê kim bêdzie ów pisarz. Gdy ujawniono jego nazwisko, wielu dziwi³o siê, ¿e to cz³owiek maj¹cy na koncie ledwie jedn¹, w dodatku wy­ dan¹ niedawno powie æ. Jednak wystarczy³o poszperaæ nieco g³êbiej, by dowie­ dzieæ siê, ¿e brak do wiadczenia to ostatnie, co mo¿na Paw³owi Majce zarzuciæ. To autor wielu wy mienitych opowiadañ, a wej cie w niektóre z wykreowanych przez niego wiatów pozwala przekonaæ siê, ¿e wyobra niê to on ma. Z tego wzglêdu, jest wiêc wyborem nader uzasadnionym. Akcja dzieje siê w Polsce, w czê ci Krakowa Nowej Hucie. Po tzw. Po¿odze, ludno æ egzystuje pod ziemi¹. Czê æ skupi³a siê w Federacji Schronów, inni ¿yj¹ w osobnych spo³eczno ciach. W Federacji dzia³a aktorska grupa, która przy pozwo­ leniu w³adz, podró¿uje od schronu do schronu, wystawiaj¹c przedstawienia. Akto­ rzy prowadz¹ ponadto loteriê, w której mo¿na wygraæ warto ciowe przedmioty codziennego u¿ytku. Czê æ zysku trafia do w³adz danej spo³eczno ci, czê æ bior¹ aktorzy, jest te¿ oczywi cie pula trafiaj¹ca do zwyciêzcy losowa­ nia. Po jednym z wystêpów arty ci zostaj¹ jednak aresztowani, postawiony te¿ im zostaje zarzut zdrady i planowa­ nia przewrotu. Kar¹ za to przewinienie jest mieræ. Paru oskar¿onym udaje siê jednak uciec. Nie maj¹c dalszego ¿ycia w Schronach, wyruszaj¹ na powierzchniê, rozpoczynaj¹c ryzykown¹ wêdrówkê w celu oczyszczenia w³as­ nego imienia. Czego spodziewamy siê po ksi¹¿kach post­apokaliptycznych? Nie minê siê chyba za bardzo z prawd¹, gdy powiem, ¿e chodzi przede wszystkim o specyficzny, brudny klimat rozk³adu i zniszczenia, wizjê przysz³o ci, gdy ludzko æ walczy o przetrwanie oraz pe³ne akcji fabu³y zarówno o stalkerach, jak i zwyk³ych ludziach, którzy na­ wet w tak zdegenerowanym wiecie wykazuj¹ siê odwag¹ i pr¹ do przodu wbrew przeciwno ciom losu. Czasami jest to otoczone g³êbok¹ refleksj¹ nad kondycj¹ ludzko ci, czasami chodzi jedynie o przygodê. W Uniwersum Metro 2033 chodzi raczej o to drugie. Sam mia³em do tej pory do czynienia z trzema pozycjami z tego wiata i regu³a ta odnosi³a siê do ka¿dej z nich. Tak¿e powie æ Paw³a Majki w wiêkszej czê ci wpisuje siê w ten w³a nie schemat. Od momentu zawi¹zania akcji, czyli ucieczki bohaterów z Federacji Schronów, wszystko odbywa siê tak, jak mo¿na siê tego by³o spodziewaæ. Pe³na niebezpieczeñstw wêdrówka, m³odzi bohaterowie otoczeni opiek¹ do wia­ dczonego i silnego patrona, potyczki z mutantami, ucieczki, po cigi, spotkania ze zdeformowanymi przedstawi­ cielami wiata powierzchni. Nie ma w tym schemacie niczego z³ego, zw³aszcza, ¿e autor jest pisarzem bardzo sprawnym. Warsztatowo nie ma siê do czego przyczepiæ. Wszystko napisane jest jêzykiem prostym, acz bardzo p³ynnym, dziêki czemu powie æ poch³ania siê b³yskawicznie. Bardzo prawdopodobnym jest nawet, ¿e Dzielni­ ca Obiecana to najlepiej napisana powie æ w serii. Jednak schematycznie jest zaledwie do pewnego momentu, im bli¿ej koñca, tym historia robi siê coraz cieka­ wsza. Zaczynaj¹ pojawiaæ siê ciekawe kwestie ewolucji ludzko ci i innych gatunków. Na postawione przez auto­ ra pytanie czy cz³owiek jest w stanie przetrwaæ w niezmienionej postaci, czy te¿ by prze¿yæ, musi siê zmodyfikowaæ nie ma jasnych odpowiedzi. I tak¿e fabu³a takowych nam nie daje. Widzimy, ¿e bohaterowie wci¹¿ poszukuj¹ rozwi¹za­ nia i napotykaj¹ na rzeczy, które nie tylko nie u³atwiaj¹ im os¹du samych sie­ bie, ale wrêcz go uniemo¿liwiaj¹.

70


Wrzuceni w rodek zniszczonego miasta bohaterowie s¹ postaciami, z którymi mo¿na siê z¿yæ. Uciekinierzy z Federacji, Marcin i Ewa, cz³onkowie teatralnej grupy, postawieni zostaj¹ przed konieczno ci¹ szybkiego przestawienia siê ze wzglêdnie ³atwej egzystencji, na ciê¿k¹ wa­ lkê o ka¿dy kolejny dzieñ, a nawet ka¿d¹ godzinê. Mo¿emy obserwowaæ jak z ka¿d¹ stron¹ zys­ kuj¹ niezbêdne do prze¿ycia do wiadczenie, pope³niaj¹ b³êdy i siê na nich ucz¹. Pocz¹tkowo naiw­ ni, trac¹ tê cechê na rzecz cynizmu, który nieuchronnie musi siê pojawiæ w obliczu konfrontacji z nie­ uniknionym. Towarzysz¹cy im quasi stalker, Weso³y, to z kolei typowa dla tego nurtu literackiego postaæ. Jest cz³owiekiem zahartowanym w walkach, przyzwyczajonym do ciê¿kiej przeprawy na powierzchni. Walczy i zabija bez zbêdnych ceregieli. Fani gatunku s¹ do tego rodzaju bohatera przyzwyczajeni, nie rozczaruje ich pod tym wzglêdem tak¿e powie æ Paw³a Majki. W pewnych momentach mo¿na odnie æ wra¿enie, ¿e pojawia siê w Dzielnicy Obiecanej zbyt du¿a skróto­ wo æ. Jasne, rozrywkowa ksi¹¿ka ze znanego uniwersum, licz¹ca powiedzmy 800 stron, to by³oby dla niektórych za du¿o, mimo to jednak drastyczne obciêcie niektórych w¹tków przynosi wiêcej z³ego ni¿ dobrego. Widaæ to zw³aszcza w przypadku Muzeum. Instytucja, która przetrwa³a wiele lat i nie zdo³a³a jej rozpracowaæ, ani nawet nadszarpn¹æ ¿adna si³a, zostaje zniszczona w tempie b³yskawicznym, Nie chce mi siê wierzyæ, by powody, przez które taki stan rzeczy nast¹pi³, nie mog³y zostaæ w odpowiedni sposób rozwi¹zane. W tym momencie daje siê od­ czuæ, ¿e akcja zosta³a na si³ê przyspieszona, ca³a rzecz rozgrywa siê bowiem na niewielkiej ilo ci stron, podczas gdy wiêksza czê æ poprzedzaj¹cej j¹ objêto ci, dosyæ szczegó³owo opisuje wêdrówkê bohaterów przez zniszczo­ ne miasto. Pierwsz¹ polsk¹ ksi¹¿kê w popularnym post­apokaliptycznym Uniwersum Metro 2033 mo¿na uznaæ za uda­ n¹. Wygrywa przede wszystkim bardzo ciekaw¹ koñcówk¹, jednak i w poprzedzaj¹cej j¹ fazie opowie ci, czytel­ nicy spragnieni przygody, znajd¹ co dla siebie. Dzielnica Obiecana napisana jest jêzykiem plastycznym i mi­ mo pewnych wad, autentycznie wci¹ga. W mojej opinii, jest to najlepsza pozycja z uniwersum z tych, które dot¹d czyta³em. W tym kontek cie cieszy, ¿e autor zostawi³ sobie pewn¹ furtkê na kontynuowanie tej opowie ci. Pozos­ taje mieæ nadziejê, ¿e jeszcze bêdzie mia³ okazjê to zrobiæ. 7/10 Autor: Pawe³ Majka Tytu³: Dzielnica Obiecana Wydawnictwo: Insignis Data wydania: sierpieñ 2014 r. Liczba stron: 505 ISBN: 978­83­63944­54­4

71


Kobieta z impetem JUSTYNA CZERNIAWSKA

Ostatnimi czasy coraz czê ciej siêgam po powie ci typowo kobiece. Sta­ ram siê wybieraæ lekkie tytu³y, utrzymane w rozrywkowej konwencji. Co to mo¿e oznaczaæ? Starzejê siê Albo co gorsze, moje ¿ycie staje siê monotonne idealnie wpisuj¹c siê w schemat: praca­>dom i zapêtliæ. Czy¿by zatem babska literatura mia³a mi przynie æ ukojenie nerwów, zaspokojenie dzikich, skrywa­ nych ¿¹dz, pokazaæ nowe pomys³y na ¿ycie? Byæ mo¿e, póki co jednak, daj¹ mi sporo przyjemno ci i dobrej zabawy. Zmierzaj¹c tym tropem, czy ksi¹¿ka Ko­ bieta z impetem spisze siê równie dobrze, jak jej poprzedniczki? Za chwilê odpowiem na to pytanie, najpierw kilka s³ów o fabule. Romans trudna sprawa, ale zdarzyæ siê mo¿e ka¿demu. Romanse rz¹dz¹ siê swoimi prawami i jak wiadomo naczeln¹ zasad¹ jest zachowanie go w tajemnicy przed ma³¿onkiem, tym bardziej, je li kochankiem jest znany polityk i mog³oby to zaszkodziæ jego karierze . W normalnych warunkach wydaje siê to do æ trudne, a co dopiero w wykonaniu Ireny, której dom jest niczym ostoja ludzi uci nionych, potrzebuj¹cych pomocy, pora­ dy, towarzystwa. Ledwo za jednym go ciem zamkn¹ siê drzwi, ju¿ wchodzi nastêpny. Nie samym romansem ta powie æ siê karmi. wietn¹ po¿ywka jest równie¿ morderstwo, które i tutaj siê pojawi. Nie sam akt zabójstwa jest tu jednak wa¿ny, nawet nie trup, gdy do akcji wkroczy przezabawna postaæ pani aspirant Od czego zacz¹æ My lê, ¿e w pierwszej kolejno ci warto zwróciæ uwagê nie na ludzkich bohaterów, a na zwierzaki. Na pochwa³ê zas³uguje umiejêtne zaanga¿owanie zwierz¹t, czy raczej zakotwiczenie ich fabule. Nie wiem jak to nazwaæ, aby oddaæ dos³ownie to, co ma miejsce w powie ci. Autorka w sposób przemy lany wprowa­ dza do historii postaci zwierzêce. Nie wrzuca ich przypadkowo, ot byle by co po pod³odze biega³o ku uciesze gawiedzi. Podobnie postêpuje z opisami, wystêpuje ich do æ sporo, nie s¹ jednak sienkiewiczowskie, raczej spój­ ne, zwarte i konkretne, ale równie¿ umo¿liwiaj¹ce z³apanie oddechu przed kolejnymi szalonymi wydarzeniami. Innym aspektem wartym uwagi, jest postaæ g³ównej bohaterki Ireny. Mam wra¿enie, ¿e ka¿dy z nas zna w swo­ im otoczeniu podobn¹ jej kobietê. Drzwi do jej domu siê nie zamykaj¹, Irena remedium na wszelkie dolegliwo­ ci. Ju¿ sam fakt, ¿e mia³am do kogo j¹ porównaæ, ubawi³ mnie wy mienicie. Mariola Zaczyñska nie poprzestaje na ciekawej postaci pierwszoplanowej. Osób godnych uwagi jest ogrom. Podobnie spectrum tematów na jakie autorka stara siê zwróæ uwagê czytelnika jest naprawdê szerokie, momentami zastanawia³am siê, czy pisarka nie ³apie zbyt wielu srok za ogon w tym samym czasie. Nieumiejêtne po³¹czenie ca³ego morza w¹tków, problemów i pomys³ów prowadzi do kompletnej klapy. Ba³am siê, ¿e coraz to nowe historie pojawiaj¹ce siê w powie ci za chwile mnie znudz¹ i rzucê ksi¹¿kê w k¹t. Kto normalny jest w stanie po³apaæ siê kto z kim, dlaczego i gdzie, je­ li ani na chwile nie zwalnia siê tempa? Przysz³o mi na my l, i¿ pewnie dokonaliby tego mi³o nicy Mody na su­ kces i to bez mrugniêcia okiem. Mariola Zaczyñska ud wignê³a jednak to brzemiê, przynajmniej w mojej opinii. Wybrnê³a z tego chaosu brawurowo i z klas¹. Minusów, jako takich, siê nie doszuka³am. Nie podoba³a mi siê ok³adka, ale one zwykle mi siê nie podobaj¹, wiêc nic nowego. Zawsze mam wra¿enie, ze s³abo nawi¹zuj¹ do tre ci, lub mam po prostu ca³kiem odmienne wyobra¿enie. Taka moja wada. W Kobiecie z impetem naprawdê nie mam siê do czego przyczepiæ. Powie æ jest urzekaj¹ca, autorka czaruje s³owem, a ja chêtnie podda³am siê urokowi rzuconemu na mnie w tak ujmuj¹cy sposób. Pokocha³am bohaterów od pierwszych stron, zarówno tych ludzkich jak i zwierzêcych. I choæ wakacje dobieg³y ju¿ koñca, sezon urlopowy dla niektórych nadal trwa.

72


Dlatego te¿ pamiêtajcie o tej ksi¹¿ce, gdy bêdziecie siê wybieraæ na wypoczynek. Kierujê te s³o­ wa do czytelników obu p³ci, poniewa¿ powie æ, jestem przekonana, urzeknie ka¿dego. Normalne ¿ycie ka¿dego z nas bywa czasem nudne. Czy jest na to lekarstwo? Oczywi cie Kobieta z impetem ! Pe³na zaskakuj¹cych zdarzeñ, nieprawdopodobnych zwrotów akcji powie æ, sprawia, ¿e czytelnik z zaanga¿owaniem ledzi ten dynamiczny, momentami komiczny do granic, bieg wydarzeñ. Trudno oderwaæ siê od ksi¹¿ki, gdy ju¿ siê po ni¹ siêgnie. Jest z tej sytuacji tylko jedno wyjście, trzeba ją po prostu przeczytać do końcaJ A tych, którzy chc¹ byæ na bie¿¹co z nowinkami autorstwa Marioli Zaczyñskiej, dowiedzieæ siê o niej czego wiêcej lub po prostu z ni¹ porozmawiaæ, zapraszam do odwiedzenia autorskiego bloga zaczyñska.pl. Moja ocena: 5/5 Tytu³: Kobieta z impetem Autor: Mariola Zaczyñska Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Data wydania: 08 lipiec 2014 r. Oprawa: broszurowa Liczba stron: 488 ISBN: 978­83­7839­785­4

73


Tamte cudowne lata ALEKSANDER KUSZ Nostalgiczna powie æ o dwóch kobietach, mê¿czyznach w tle i czytanej ksi¹¿ce Uwielbiam ksi¹¿ki o ksi¹¿kach, o bibliotekach, o ksiêgozbiorach krót­ ko pisz¹c: lubiê ksi¹¿ki w ksi¹¿kach. Po prostu uwielbiam wszystko, co jest zwi¹zane z ksi¹¿kami, nawet przez co niektórzy mnie przekln¹ ksi¹¿k¹ ele­ ktroniczn¹. D³ugo musia³em do tego dochodziæ, ¿e e­book to te¿ ksi¹¿ka. W ko­ ñcu e­booka nie mo¿na pow¹chaæ, przewertowaæ, ani pog³askaæ ok³adki. Jednak zawita³a nowoczesno æ w domu i zagrodzie do domu Alka zawita³a ksi¹¿ka elektroniczna i tutaj znowu zaskoczenie wcale siê tego nie wstydzê! Teraz ma³y twist, to omówienie wcale nie jest o ksi¹¿ce elektronicznej. Nawet nie czyta³em omawianej pozycji na czytniku, po prostu taki ma³y wtrêt mi siê zrobi³ o nowoczesno ci. Ale ju¿ przechodzê do sedna, czyli do ksi¹¿ki Marian Izaguirre pt. Tamte cudowne lata . To opowie æ o dwóch kobietach, o dwóch kochaj¹cych kobietach. Kochaj¹cych tak, jak tylko kobiety umiej¹, ca³¹ sob¹, do koñca. O kobietach rozumiej¹cych wiê­ cej, ni¿ mo¿e przyj æ do g³owy mê¿czyznom. Oczywi cie w powie ci jest wiêcej kobiet, równie¿ kochaj¹cych, p³acz¹cych, walcz¹cych, ale to jest opowie ci¹ o Alice i Loli, które spotykaj¹ siê w antykwariacie w dosyæ pod³ej madryckiej dzielnicy i, pomimo ró¿nicy wieku, znajduj¹ szybko wspólny jêzyk, wspólne zrozumienie, by wspól­ nie zag³êbiæ siê w pewn¹ historiê. To opowie æ o mê¿czyznach, ale zawsze w tle. Niby te¿ kochaj¹, te¿ s¹ kochani, jad¹ na wojnê, gin¹, s¹ ranie­ ni, wydaje im siê, ¿e s¹ panami wiata w tej swojej zaborczo ci, ale tak naprawdê s¹ t³em dla swoich kobiet. Na­ wet Matias, który jest prawie tak czu³y i emocjonalny, ¿e móg³by byæ kobiet¹, jest tylko t³em dla Loli. Bo tak trzeba po prostu. Henry, ukochany Henry, jest te¿ tylko ukochanym Alice. To opowie æ o Pary¿u szalonych lat 20 XX wieku, o zabawach, hulankach, strojach, o powiewie wolno ci po I wojnie wiatowej. O niesamowitych artystach, zw³aszcza tych amerykañskich, którzy okrywaj¹ Pary¿. Nawet jak siê dobrze wczytamy, to domy limy siê, o którego artystê mog³o chodziæ autorce. To opowie æ o drobnomieszczañskich, skostnia³ych Anglikach, którzy przygnieceni swoj¹ tradycj¹ i wycho­ waniem, boj¹ siê wyjrzeæ na wiat, który mocno siê zmienia. To opowie æ o walce o wolno æ i przekonania w przedwojennej Hiszpanii, obrazowo nakre lona niczym z pol­ skich filmów pokazuj¹cych m³odzieñców id¹cych na mieræ za ojczyznê i wolno æ. To opowie æ o powojennej Hiszpanii, o jej obywatelach, którzy najpierw próbuj¹ walczyæ o wolno æ, by po­ tem walczyæ o swoje ¿ycie i na koniec po prostu ¿yj¹ u³ud¹ ¿ycia narzucon¹ im przez w³adze. Boj¹ siê ju¿ wszy­ stkich i wszystkiego. ¯yj¹ z dnia na dzieñ, bo inaczej ju¿ siê nie da. To opowie æ w opowie ci. I jeszcze jedna opowie æ. Ca³a powie æ sk³ada siê z trzech w¹tków: historii spotka­ nia Alice i Loli (dobrze, Matiasa te¿), wspomnieñ Alice z lat m³odo ci i mi³o ci oraz w¹tek czytanej ksi¹¿ki o dzie­ wczynie o w³osach jak len. To opowie æ o mi³o ci. O tej trudniejszej do ludzi i tej ³atwiejszej do ksi¹¿ek. O fascynacji drugim cz³owiekiem i literatur¹, po³¹czonych razem. To ho³d dla literatury, która potrafi trzymaæ przy ¿yciu. To piêkna, nostalgiczna opowie æ o ¿yciu, o tym, co nam siê udaje i o tym, co nam nie wychodzi. O tym, ¿e mamy przez ca³y czas walczyæ, bo na tym

74


polega ¿ycie. Piêknie, ciep³o pisana, a¿ przeszuka³em Internet, ¿eby sprawdziæ, ile ma autorka lat. Swoje ma, co od razu widaæ na kartkach ksi¹¿ki. Ta nostalgia za ¿yciem, odpowiednia wiedza, do wiadczenie, tak¹ ksi¹¿kê mog³a napisaæ ju¿ tylko osoba, która ma ju¿ swój baga¿ do wiad­ czeñ ¿yciowych. To opowie æ z bardzo dobrym pomys³em, nie stworzona ot tak z niczego, ale dobrze przemy ­ lana. Niestety, nie mogê napisaæ, ¿e przemy lana od pocz¹tku do koñca, bo dobrego zakoñczenia ewide­ ntnie zabrak³o w tej powie ci. Mniej wiêcej w po³owie czytelnik zaczyna siê orientowaæ, o co chodzi (co nie by³oby niedobre, gdyby nie to, ¿e autorka próbuje to ci¹gle ukryæ), nied³ugo potem jest ju¿ pewny, a pod koniec nawet autorka przestaje udawaæ, ¿e ma co jeszcze do pokazania na kartach powie ci). Tutaj mam ¿al do autorki, bo wymy li³a naprawdê dobr¹ powie æ, a nie potrafi³a doprowadziæ jej do koñca, mo¿e zabrak³o umiejêtno ci, albo jeszcze paru lat ¿ycia? To dobra powie æ do czytania w letnie popo³udnia na tarasie i jesienne wieczory przy kominku. Na pewno nie jest podobna do Cienia wiatru Zafona, bo to jednak ca³kiem inny rodzaj literatury. Jednak to nie przeszka­ dza, bo jest to po prostu ca³kiem inna opowie æ. O dwóch kobietach, które kochaj¹ i o ksi¹¿ce, która ich po³¹czy³a. Je¿eli odpowiadaj¹ Wam takie historie, to na pewno mogê j¹ poleciæ. Autor: Marian Izaguirre Tytu³: Tamte cudowne lata T³umaczenie: Barbara Jaroszuk Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Data wydania: sierpieñ 2014 r. Liczba stron: 408 ISBN: 978­83­7961­015­0

75


Odcienie Mi³o ci Katarzyna lizak Bo mi³o æ niejedno ma imiê

Uwielbiam i podziwiam twórczo æ Alice Munro. Przeczyta³am kilka zbio­ rów Jej opowiadañ. Jeden z nich dla Was omówi³am. Dlatego te¿ nie mogê siê nadziwiæ, ¿e da³am siê zwie æ zarówno tytu³owi, jak i ok³adce tomu opowia­ dañ Autorki, który ukaza³ siê w³a nie nak³adem Wydawnictwa Literackiego. Tytu³ Odcienie mi³o ci i zmys³owy zarys kobiecej sylwetki w piêknej sukien­ ce na ok³adce sprawi³y, ¿e naiwnie spodziewa³am siê opowiadañ o mi³o ci roma­ ntycznej i namiêtnej, choæ na pewno nie³atwej. Ju¿ w trakcie lektury pierwsze­ go opowiadania zatytu³owanego tak samo jak ca³y zbiór, wiedzia³am, ¿e gama odcieni mi³o ci, o których bêdê czytaæ, jest przebogata, a w¹tki opowiadañ nie tylko damsko­mêskie. Przecie¿ to opowiadania samej Mistrzyni. Odcienie Mi³o ci to zbiór jedenastu opowiadañ, które, jak zawsze, kiedy mamy do czynienia z twórczo ci¹ Alice Munro, w przedziwny sposób zdaj¹ siê byæ bardzo podobne do siebie, a z drugiej strony w ka¿dym z nich znajdziemy zupe³nie inn¹ hi­ storiê, a tytu³owa mi³o æ przybiera przeró¿ne, niejednokrotnie zaskakuj¹ce kszta³ty i barwy. Jak w ca³ej twórczo ci Autorki, opowiedziane przez Ni¹ historie s¹ o zwyk³ych ludziach i ich prozaicznych losach. Jednak przenikliwy wzrok Alice Munro siêga g³êboko i zagl¹damy w zakamarki ludzkich serc w poszukiwaniu motywów i uzasadnie­ nia dzia³añ bohaterów. Z drugiej strony dziêki genialnemu zmys³owi obserwacji, Alice Munro dostrzega odcienie mi³o ci tak niejednoznaczne, rozmyte i schowane pod p³aszczykiem innych emocji, ¿e s¹ one ledwo dostrzegalne. Jestem przekonana, ¿e po lekturze Jej opowiadañ czytelnik inaczej patrzy na ludzi wokó³ siebie i kilka razy siê zastanowi zanim surowo oceni takie czy inne postêpowanie. Proza Alice Munro na pewno uwra¿liwia i sprawia, ¿e otwieramy oczy szerzej. Gdybym mia³a opisaæ tom pt. Odcienie Mi³o ci jednym s³owem, my lê, ¿e okre li³abym go jako smutny, ewentualnie nostalgiczny. A najlepiej po³¹czy³abym te dwa s³owa w jedno i powstanie to, o jakie mi chodzi³o. Takie s¹ historie zawarte w tym zbiorze i taki w³a nie posmak zostawiaj¹ po przeczytaniu. Znajdziemy tu kilka opowiadañ o rozwiedzionych parach i ich wzajemnej relacji potem . Pojawia siê tu równie¿ w¹tek ma³¿eñskiej zdrady. S¹ opowiadania o mi³o ci miêdzy rodzeñstwem, która jest pe³na po wiêcenia i oddania. Jest opowiadanie, w którym bohaterka rozprawia siê z wydarzeniami z dzieciñstwa, które bardzo mocno odcisnê³y piêtno na jej ¿y­ ciu. Jedno z opowiadañ by³o dla mnie wyj¹tkowo trudne i jednocze nie bardzo niesmaczne. Po lekturze tego opo­ wiadania musia³am od³o¿yæ ksi¹¿kê na kilka dni. To jest równie¿ niesamowita si³a oddzia³ywania tej prozy. W nie­ których opowiadaniach Autorka przedstawia ca³e ¿ycie bohaterów. Moim zdaniem tylko Ona potrafi to zrobiæ w tak znakomity sposób. W³a nie te opowiadania, stanowi¹ce zamkniêty opis losów bohatera, wzruszy³y mnie najbar­ dziej. Szczególne wra¿enie wywar³y na mnie Skaza i Miles City w stanie Montana . Jak zawsze, by³am pod urokiem jêzyka opowiadañ, o czym ju¿ wcze niej pisa³am i tu pozwolê sobie przypom­ nieæ swoje s³owa: Jêzyk opowiadañ Alice Munro jest elegancki, absolutnie precyzyjny a jednocze nie niesamo­ wicie plastyczny . Odcienie mi³o ci to kolejny zbiór opowiadañ Alice Munro, o którym krótko mogê napisaæ, ¿e to majstersztyk w ka¿dym calu i w ka¿dym aspekcie. Gor¹co go polecam i zachêcam do przeczyta­ nia. Choæ jestem przekonana, ¿e fanów Alice Munro namawiaæ do tego nie trze­ ba. Tym, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznaæ siê z twórczo ci¹ Autorki, podsunê³abym najpierw Ksie¿yce Jowisza , poniewa¿ zebrane tam opowiada­ nia s¹ l¿ejsze i ³atwiejsze. A wiem, ¿e prozê Alice Munro mo¿na pokochaæ od

76


pierwszego przeczytania, jak to by³o w moim przypadku, albo trzeba j¹ delikatnie oswajaæ. Tak czy owak, Odcienie Mi³o ci nale¿y przeczytaæ koniecznie! Autor: Alice Munro Tytu³: Odcienie Mi³o ci Tytu³ orygina³u: The Progress of Love T³umaczenie: Agnieszka Kuc Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Data wydania: 11 wrzesieñ 2014 r. Liczba stron: 512 ISBN: 978­83­08­05408­6

77


Ogrody S³oñca Hubert przybylski Koniec-nie-koniec?

Kiedy trzy miesi¹ce temu omawia³em "Cich¹ Wojnê", pierwszy tom cyk­ lu Paula J. McAuley'a o tym samym tytule, mia³em siê czym zachwycaæ i nad czym ubolewaæ. By³em oczarowany wizj¹ przysz³o ci, któr¹ Autor karmi³ moj¹ duszê. Podziwia³em wietnie poprowadzon¹ fabu³ê. I jednocze nie serce mi siê kraja³o, ¿e powie æ by³a prawie ca³kowicie pozbawiona humoru, a bohaterowie mocno mi obojêtni. Podsumowuj¹c recenzjê wyrazi³em nadziejê, ¿e "Ogrody S³oñca" wyjd¹ McAuley'owi lepiej. I co, spytacie, wysz³y? O tym za chwilkê. Bo najpierw ma³e wprowadzenie do fabu³y "Ogrodów...". Cicha Wojna siê zakoñ­ czy³a, ale wci¹¿ jeszcze trwa polowanie na odmawiaj¹cych poddania siê uciekinie­ rów spo ród Wolnych Zewnêtrznych, w tym na grupkê, w której znale li siê Macy Minnot i Newton Jones i która, wydawaæ by siê mog³o, znajduje wreszcie azyl w oko­ licy skolonizowanej przez inny od³am Zewnêtrznych Duchy. W tym samym cza­ sie ziemskie mocarstwa prowadz¹ mniej lub bardziej rabunkow¹ okupacjê habitatów zajêtych w czasie konfliktu. O ile Wspólnota Pacyficzna stara siê w cywilizowany sposób podej æ do podbitych terenów i bardziej wspó³pracuje z Zewnêtrznymi, ni¿ ich gnêbi, o tyle Brazylijczycy kradn¹ wszystko, co siê da, a kwestiê Zewnêtrznych chc¹ rozwi¹zaæ w sposób definitywny, choæ nieco bardziej d³ugofalowy ni¿ drugowojen­ ni nazi ci. Je li chodzi o innych bohaterów, których poznali my w pierwszym tomie serii, to oddaj¹ siê oni poszu­ kiwaniom. Sri Hong­Owen szuka Avernus i jej odkryæ, Szpieg szuka Zi Ley, Loc Ifrahim szuka Macy Minnot, a Cash Baker swego miejsca na wiecie. I szukaliby sobie tak dalej, gdyby Wielkiej Brazylii nie ogarnê³a fala niepokojów Niestety, "Ogrody..." id¹ w lady "Cichej Wojny" i równie¿ s¹ ca³kowicie pozbawione humoru. I o tyle, o ile w przypadku pojedynczej ksi¹¿ki taki podej cie Autora by mi jako tak specjalnie nie przeszkadza³o, tak przy czytaniu kolejnej czê ci zaczyna to psuæ zabawê. W pewnym momencie zaczyna³em wrêcz mieæ wra¿enie, ¿e to ju¿, zaraz, pojawi siê na kartach nowa, ale jednocze nie tak znana z polskiej kultury postaæ Dziewczynka W Za Ciasnych Bucikach i zacznie siê prawdziwy houou Czytaj¹c "Cich¹ Wojnê" mia³em te¿ problem z kreacj¹ postaci. Z ¿alem stwierdzam, ¿e druga czê æ cyklu nie­ wiele zmienia w tej materii i znowu losy wiêkszo ci bohaterów ani mnie grza³y, ani ziêbi³y. Przez moment my ­ la³em, ¿e mo¿e jednak Szpieg wy³amie siê z tego schematu, ale Autor postanowi³ go st³amsiæ i przywo³aæ do po­ rz¹dku. I nie mam zielonego pojêcia, dlaczego McAuley to robi. Czy wychodzi z niego nie lubi¹cy zbyt kolorowych postaci powa¿ny naukowiec, czy te¿ przyczyna jest jaka inna. Ale niezale¿nie od tego, jaka jest ta przyczyna, i czy nie ma ich przypadkiem wiêcej, wynik tego jest, jaki jest. Szkoda. Je li chodzi o fabu³ê, to dostajemy tu to samo, czym siê mo¿na by³o cieszyæ i zachwycaæ w "Cichej Wojnie". Z niewielkimi zmianami. Tak¿e w odbiorze. Akcja "Ogrodów..." dalej rozwija siê nie piesznie, dalej jest idealnym po³¹czeniem space opery i hard SF, dalej zwroty akcji i cliffhangery bêd¹ siê pojawia³y tam, gdzie powinny, bu­ duj¹c napiêcie towarzysz¹ce lekturze. Ale tylko do pewnego momentu. Bo je li co w tej powie ci naprawdê McAuley'owi nie wysz³o, to by³o to zakoñczenie. W pierwszej chwili chcia³em napisaæ, ¿e by³o to tak, jakby my dostali do rozwi¹zania wymagaj¹ce ostrego kombinowania zadanie matematyczne, które w koñcówce okaza³o siê zwyk³ym podstawianiem wcze niej wyliczonych warto ci pod niewiadome i ¿mudnym wyliczaniem wyniku. Ale to nie by³oby najlepsze porównanie. Niestety, najlepsze porównanie by³oby wtedy, gdybym porówna³ to do pompowania dêtki. Przez 90% ksi¹¿ki Autor j¹ w trudzie i zno­

78


ju pompowa³, aby w koñcu przebiæ j¹ gwo dziem i spu ciæ powietrze, pozostawiaj¹c sflacza³y kawa³ gumy... W dodatku zakoñczenie jest tak okropnie przes³odzone, ¿e czu³em siê, jakbym ogl¹da³ jak¹ operê mydlan¹. Mo¿e to jeszcze nie by³ houou, ale koszmar na pewno. Moja ocena? 7/10. Pomimo niew¹tpliwego talentu do kreowania wizji przysz³o ci, McAuley nie umia³ naprawiæ tego, co moim zdaniem zepsu³ w "Cichej Wojnie". I na dodatek pope³ni³ b³¹d nowicjusza sp³yci³ i do obrzydliwo ci polukrowa³ zakoñczenie. A jednak, pomimo tego wszystkiego, "Ogrody S³oñca" czyta³o mi siê bardzo przyjemnie i absolutnie nie ¿a³ujê czasu spêdzonego na lekturze. A za­ koñczenie ju¿ wypar³em. Serio. Tydzieñ po skoñczeniu lektury nie pamiêtam, jak siê skoñczy³a :) Je li za chodzi o tytu³ mojej recenzji... Jak do tej pory posta³y cztery powie ci, których akcja dzieje siê w uni­ wersum Cichej Wojny. "Cicha Wojna" i "Ogrody S³oñca" stanowi¹ oddzieln¹ ca³o æ i st¹d tê druga ksi¹¿kê mo­ ¿na traktowaæ jako koniec. Ale skoro to druga czê æ cyklu, który ma ich cztery, to nie mo¿e to byæ koniec. Ot, taka zagwozdka P.S. Recenzja czeka³a kilka dni w kolejce na publikacjê, wiêc mia³em czas sobie to i owo przemy leæ. I doszed­ ³em do wniosku, ¿e McAuley doskonale rozumie wspó³czesn¹ politykê i wietnie umie, pod p³aszczykiem SF, ukazaæ jej mechanizmy. Konflikt Ziemian z Wolnymi Zewnêtrznymi mo¿emy bez problemów prze³o¿yæ sobie na to, co widzimy obecnie na Ukrainie. Okupacja baz i habitatów przez mocarstwa ziemskie to znowu¿ kapitalne odzwierciedlenie tego, co prze¿y³y Niemcy pod koniec i tu¿ po drugiej wojnie wiatowej (wiem, ¿e Niemcy byli li, zas³u¿yli sobie na wszystko i absolutnie tego nie negujê chodzi mi jedynie o politykê zwyciêzców wobec przegranych). Takich odniesieñ mamy w "Cichej Wojnie" i "Ogrodach S³oñca" du¿o, du¿o wiêcej i my lê sobie, ¿e warto takie ksi¹¿ki czytaæ. Dziêki nim cz³owiek robi siê m¹drzejszy, a przez to odporniejszy na medialn¹ propagandê. Autor: Paul J. McAuley Tytu³: Ogrody S³oñca T³umaczenie: Wojciech Próchniewicz Wydawnictwo: Wydawnictwo MAG Data wydania: 21 lipiec 2014 r. Liczba stron: 560 (w tym kilka reklam) ISBN: 978­83­7480­438­07

79


Pola dawno zapomnianych bitew, tom 1: £atwo byæ bogiem Aleksander kusz Space opera jak siê patrzy Tak siê z³o¿y³o, ¿e przeczyta³em ostatnio (bo wiecie, ja czasami sobie co czytam tak z nudów, bo przecie¿ nie z przymusu, ani z obowi¹zku) nastêpn¹ pozycjê z nowej serii wydawnictwa Rebis zatytu³owanej Horyzonty zdarzeñ, a mianowicie £atwo byæ bogiem autorstwa Roberta J. Szmidta. Niedawno omawia³em dla Was Aposiopesis Andrzeja W. Sawickiego i muszê przyznaæ, ¿e obie ksi¹¿ki to bardzo dobre rozrywkowe pozycje. Do tego stopnia, ¿e zacz¹­ ³em siê zastanawiaæ, czy aby nie wróciæ do dwóch pierwszych ksi¹¿ek z tej serii: wiat³o cieni Rafa³a Dêbskiego i CEO Slayer Marcina Przyby³ka. A to nap­ rawdê powa¿ne wydarzenie, bo przy obecnym zalewie nowo ci na rynku wydaw niczym, planujê sobie, co bym chcia³ przeczytaæ i rzadko wracam do wcze niej wydanych ksi¹¿ek. Muszê mieæ ku temu solidny powód. W tym wypadku jest to naprawdê dobry i równy poziom obu przeczytanych pozycji z serii. Wyszed³ mi do æ dziwny wstêp, nie uwa¿acie? Bo w³a ciwie zaraz na pocz¹tku zdradzi³em Wam, ¿e omawiana ksi¹¿ka przypad³a mi do gustu. Nie my lcie jednak, ¿e na tym poprzestanê, nie ma zmi³uj, trochê Wam jeszcze o niej napiszê. Z proz¹ RJS mam k³opot, bo czê æ Jego twórczo ci lubiê, a czê æ nie za bardzo. Bardzo, ale to bardzo podoba mi siê kultowa ju¿ ksi¹¿ka Roberta Apokalipsa wed³ug Pana Jana (jak widaæ innym tak¿e, bo niedawno uka­ za³o siê ju¿ trzecie wydanie; jak na polsk¹ fantastykê, to naprawdê niebagatelne osi¹gniêcie, zw³aszcza, ¿e nie by³y to ma³e nak³ady, a i wydawnictwa te¿ niczego sobie). Lubiê tak¿e nastêpn¹ ksi¹¿kê post­apo Samotno æ Anio³a Zag³ady , pomimo tego, ¿e podczas czytania nie przypad³a mi a¿ tak do gustu. Jednak z czasem coraz cieplej o niej my lê. Po drugiej stronie barykady s¹: Zaklinacz i Toy Land . Có¿ nie wszystko musi siê po­ dobaæ. Robert J. Szmidt napisa³ tak¿e du¿o opowiadañ, d³u¿szych i krótszych (pamiêtam nawet jakiego szorta, nie mia³em wyj cia, na Szortalu musia³em o tym wspomnieæ). Kilka z nich zapad³o mi mocno w pamiêæ, pozytyw­ nie oczywi cie, tak jak to mia³o miejsce z Apokalips¹ . S¹ to: Cicha góra , Ognie w ruinach , Umrzeæ w Lea Monde , Mrok nad Tokyoram¹ , Ostatni zjazd przed Litw¹ oraz dwa opowiadania, które da³y pomys³ na omawian¹ w³a nie pozycjê: Pola dawno zapomnianych bitew i Ku nia . W³a nie pierwsze opowiadanie jest wstêpem do powie ci £atwo byæ bogiem , a zarazem pierwszej czê ci trylogii Pola dawno zapomnianych bitew . Nie do koñca jest zwi¹zane fabularnie z dalsz¹ czê ci¹ powie ci, ale przypuszczam, ¿e wszystko i tak powi¹¿e siê mocno w nastêpnych czê ciach cyklu. We w³a ciwej czê ci Henryan wiêcki, wiêzieñ skazany na wieloletnie wiêzienie o wyj¹tkowo zaostrzonym rygorze, zostaje z niego znienacka wyci¹gniêty, ¿eby pomóc w pewnej misji. Mamy po³owê XXIV wieku, ludzko æ kolonizuje wszech wiat i spoty­ ka inn¹ cywilizacjê, a w³a ciwie cywilizacje. I tak trochê standardowo, jak bozia przykaza³a ludzko æ nie mo¿e mieszaæ siê do innych cywilizacji, nie mo¿e siê pokazywaæ, nie mo¿e ingerowaæ w ich rozwój, bo cywilizacje te s¹ gorzej rozwiniête ni¿ ludzie. Oczywi cie znajd¹ siê osoby, które chc¹ pomóc jednej ze stron, zagraæ bogów i to w³a nie wiêckiemu przypadnie zadanie, aby znale æ te czarne owce. Musi lawirowaæ pomiêdzy ró¿nymi gru­ pami, domy laæ siê ukrytych powodów niektórych zachowañ, próbowaæ na w³asn¹ rêkê wyja niæ, co tak napraw­ dê siê dzieje. Fabu³a jest standardowa, a jej motyw by³ rozgrywany w wielu powie ciach i opowiadaniach, wiêcki te¿ raczej niczym nowym siê nie wyró¿nia. Jednak

80


wyró¿nia siê powie æ jako ca³o æ. Nie wiem, jak to autor zrobi³ czy to po³¹czenie, czy jakie inne sk³adniki spowodowa³y, ¿e powie æ czyta siê bardzo dobrze. Bardzo lubiê styl pisania Ro­ berta, Jego lekko æ pióra, prowadzenie akcji, ³¹czenie tematów prostej, rozrywkowej powie ci z pytaniami, których nie powstydzi³aby siê powa¿na mainstreamowa powie æ. Mamy tutaj dobrze napisan¹ rozrywkow¹ powie æ, od której czasami nie mo¿na siê oderwaæ. Z drugiej strony mamy problemy rodem z klasycznych powie ci socjologicznych. Pytania o mo¿liw¹ interwencjê w ¿ycie i cywilizacjê obcych przywodz¹ na my l nasz¹ szko³ê socjologiczn¹ z Zajdlem na czele, jak równie¿ pisarzy zagranicznych Kress, Carda i paru klasyków sf. Podsumowania nie bêdzie, bo podsumowa³em Wam ksi¹¿kê we wstêpie. To mo¿e teraz napiszê wstêp? Co my licie? Na przyk³ad tak: Robert J. Szmidt cz³owiek, od którego zaczê³o siê odrodzenie polskiej fantastyki w XXI wieku, który wymy ­ li³ i prowadzi³ magazyn Science Fiction Fantasy i Horror (wcze niej Science Fiction), kiedy wszyscy pukali siê w g³owê, ¿e to totalny bezsens, wyda³ w³a nie now¹ ksi¹¿kê. Tym razem space operê i tym razem w Rebisie. ( ) Nie, nie bêdê tego robi³. Po prostu napiszê krótko i na temat: To bardzo dobra, rozrywkowa space opera z cie­ kawymi bohaterami, wartk¹ akcj¹ i niepokoj¹cymi pytaniami. PS: chcia³em tylko zaznaczyæ, ¿e moja pozytywna recenzja nie ma nic wspólnego z tym, ¿e akcja powie ci dzieje siê w systemie: Xan 4 :D PS2: Nie wspomnia³em, ¿e ok³adka miodzio, naprawdê! To nastêpna po Aposiopesis wietna ok³adka Toma­ sza Maroñskiego w tej serii (nie piszê o dwóch pierwszych, bo ich nie mam, wiêc dopóki nie dotknê i nie zobaczê, nie mogê oceniæ). A¿ strach siê baæ, co bêdzie dalej, jak bêdzie tak dobrze. PS3 (dla graczy to nie konsola): bardzo zgrabne i mi³e opisy ksi¹¿ki przez znanych i zagranicznych autorów w promocjê ksi¹¿ki Szmidta w³¹czyli siê: Mike Resnick, Jack Campbell i chocia¿ nie ma jej na czwartej stronie ok³adki, chyba Nancy Kress. Bardzo fajny pomys³, wart docenienia, ciekawe, czy bêdzie to nastêpny pomys³ RJS, który zostanie u nas wprowadzony? PS4: koniec, nic wiêcej ju¿ Wam nie napiszê. Teraz przeczytajcie sami i napiszcie, co my licie o tej ksi¹¿ce. Ze spokojem mo¿ecie po ni¹ siêgn¹æ, nie zawiedziecie siê. Autor: Robert J. Szmidt Tytu³: Pola dawno zapomnianych bitew, tom 1: £atwo byæ bogiem Wydawnictwo: Rebis Seria: Horyzonty zdarzeñ Data wydania: sierpieñ 2014 r. Liczba stron: 416 ISBN: 978­83­7818­559­8

81


wiat³o Cieni Marek adamkiewicz

Powie æ Rafa³a Dêbskiego otworzy³a now¹ seriê, wydawan¹ przez poz­ nañski Rebis, zatytu³owan¹ Horyzonty Zdarzeñ . Jak sama nazwa wskazu­ je, w jej ramach maj¹ siê ukazywaæ, nieco zaniedbane ostatnimi czasy, historie science fiction. W ramach serii, do dnia dzisiejszego ukaza³y siê ju¿ cztery powie­ ci (w nieca³e pó³ roku) a wypatrywaæ nale¿y kolejnych. Na pierwszy ogieñ otrzy­ mali my w³a nie wiat³o Cieni . Czy wybór otwieraj¹cy by³ wystarczaj¹co do­ bry, by zachêciæ fanów do dalszego ledzenia planu wydawniczego? Ogólny zarys fabularny przedstawia siê dosyæ prosto. Grupa naukowców i pilotów przybywa na planetê Cronna. Ju¿ na jej powierzchni, piloci, którzy czêsto musz¹ wybieraæ siê na eskapady poza stacj¹, zaczynaj¹ dostrzegaæ bli¿ej nieokre lone cie­ nie , których jednak nie rejestruj¹ ¿adne urz¹dzenia. Naukowcy podejrzewaj¹ misty­ fikacjê, a atmosfera na stacji badawczej coraz bardziej siê zagêszcza. Ro nie nerwo­ wo æ, a ludzie wzajemnie siê oskar¿aj¹ o prawdziwe i wyimaginowane winy. Z ba³a­ ganem musi sobie poradziæ dowódca wyprawy, komandor Reuben Vaybar. Jednym z najwiêkszych atutów powie ci Rafa³a Dêbskiego jest skupienie na bohaterach. To oni stanowi¹ tutaj o , wokó³ której rozgrywaæ siê bêd¹ wydarzenia. Relacje miêdzy przyby³ymi na Cronnê naukowcami i pilotami oraz narastaj¹ca miêdzy nimi agresja, stanowi¹ integralny element opowiadanej historii. Autorowi uda³o siê wy­ kreowaæ wiarygodn¹ atmosferê nerwowo ci i irytacji, w której egzystowaæ musi za³oga, a która w dodatku ma, wydawa³oby siê, nieznane ród³o. Nawarstwiaj¹ce siê z³e emocje musz¹ doprowadziæ do eskalacji konfliktu. Tu­ taj z kolei, udanym manewrem by³o ominiêcie jego bezpo redniego wybuchu. Gdy nastêpuje, Dêbski urywa i prze­ nosi fabu³ê w inne miejsce, a o tym co siê sta³o, dowiadujemy siê stopniowo z relacji poszczególnych bohaterów. Akcja prowadzona jest przede wszystkim w dwóch lokacjach na planecie i na statku kosmicznym. W obu przypadkach centraln¹ postaci¹ jest Reuben Vaybar, kapitan wyprawy. W znacznej mierze to na nim skupia siê uwaga autora i w pewnym momencie fakt ten staje siê jednak ma³ym problemem, zw³aszcza w czê ci kosmicznej. Nie wchodz¹c zbytnio w fabularne szczegó³y, które mog³yby popsuæ zabawê tym, którzy wci¹¿ maj¹ tê powie æ przed sob¹, powiem, ¿e brakuje tutaj szerszego spojrzenia na panuj¹c¹ sytuacjê. Co siê dzieje, wiemy tylko z re­ lacji komandora. Bardzo by siê tu jednak przyda³o szersze spojrzenie, z perspektywy pozosta³ych cz³onków eks­ pedycji. Taki manewr otworzy³by pole do konfrontacji dwóch przeciwstawnych postaw i motywacji, da³ mo¿liw­ o æ przedstawienia racji obu stron oraz zobrazowania rosn¹cej nieufno ci. Spotkanie z nieznanym to klasyczny motyw literatury fantastycznej. Dêbski wykorzysta³ go w ca³kiem umie­ jêtny sposób, wykorzystuj¹c do uwiarygodnienia spraw teoretycznie mniejszej wagi. Bo w gruncie rzeczy fantas­ tyka jest w wietle Cieni przykrywk¹ do snucia refleksji nad prawem ludzko ci do pod¹¿ania w³asn¹ cie¿k¹ i rozwa¿aniem o tym, czy dobra wola usprawiedliwia ka¿de dzia³anie. Wszyscy wiedz¹ czym jest wybrukowane piek³o w znanym przys³owiu, i mgli cie zarysowana wizja takowego delikatnie towarzyszy ekspedycji pod do­ wództwem komandora Vaybara. Inicjatywa Horyzonty Zdarzeñ jest bezsprzecznie zacna i godna poparcia, co wiêcej traktowana jest przez Rebis sensownie i priorytetowo. Kolejne pozycje serii ukazuj¹ siê regularnie, a po­ nadto wydawane s¹ nie tylko na papierze, ale tak¿e w formie ebooków co w dobie, gdy coraz wiêksza ilo æ czytelników u¿ywa czytników, ma nie bagatel­

82


ne znaczenie. Takie traktowanie klienta mo¿e siê tylko op³aciæ i cieszy, ¿e coraz wiêcej wyda­ wnictw zaczyna stosowaæ podobn¹ politykê. W ostatecznym rozrachunku wiat³o Cieni jest powie ci¹, która idealnie nadaje siê, by ot­ worzyæ now¹ seriê wydawnicz¹. Jest przystêpna dla naukowego laika, nie zawiera wiele fachowej terminologii, a co najwa¿niejsze, posiada interesuj¹cy i dobrze rozwiniêty pomys³. Skupienie na bo­ haterach pozwoli³o podkre liæ problematykê, nad któr¹ siê pochyla. Mimo pewnych wad, których nie uda³o siê unikn¹æ, jej niespieszne tempo idealnie pasuje do ca³o ci. Bêd¹c ju¿ po lekturze wyj¹tkowo cieszy, ¿e nie sprawdzi³y siê niegdysiejsze zapowiedzi autora, który jaki czas temu planowa³ w ogóle odej æ od fantasty­ ki. Jakby nie patrzeæ, by³aby to spora strata dla polskiego fana tego gatunku. 7/10 Autor: Rafa³ Dêbski Tytu³: wiat³o Cieni Wydawnictwo: Rebis Data wydania: 2014 r. (ebook) Liczba stron: 272 ISBN: 978­83­7818­260­3

83


Bot Anna Klimasara Fantastyka wci¹¿ uczy i bawi*

Czy fantastyka naukowa musi wybiegaæ daleko w przysz³o æ? Czy jej au­ torzy musz¹ sobie ³amaæ g³owy wymy laniem nowych technologii i ekstremal­ nymi prognozami dotycz¹cymi jej rozwoju? Niekoniecznie, szczególnie ¿e w dzi­ siejszym wiecie jest to coraz trudniejsze. Rzeczywisto æ potrafi bardzo szybko prze cign¹æ literack¹ fikcjê, a ta jak nigdy wcze niej starzeje siê niemal z dnia na dzieñ. Dlatego bardzo ceniê sobie autorów, którzy nie próbuj¹ wycho­ dziæ przed szereg i do tworzenia fantastycznych scenariuszy wykorzystuj¹ wie­ dzê ju¿ dostêpn¹, ³¹cz¹c czêsto w zaskakuj¹cy sposób informacje z ró¿nych dziedzin i co najwy¿ej nieco naginaj¹c dane do swoich potrzeb. Doskonale czu­ je siê w tych klimatach Robert J. Sawyer**, ale nie jest na tym polu jedyny. Zza wschodniej granicy przyby³ do nas w³a nie Bot Maksa Kidruka i dobrze, bo brakowa³o mi takich w³a nie nowo ci na pó³kach. Takich, czyli jakich? zapytacie, a mo¿e przynajmniej pomy licie. Czy¿bym wy­ czekiwa³a z niecierpliwo ci¹ powie ci, której g³ównym bohaterem jest m³ody, ukraiñski programista, pewnego dnia otrzymuj¹cy propozycjê wyj¹tkowo intratnej pracy w Chile? No, mo¿e nie dos³ownie, ale przyznajê, ¿e zain­ trygowa³ mnie zawód g³ównego bohatera, a jeszcze bardziej fakt, ¿e ksi¹¿ka nie jest klasyfikowana jako cyberpunk, a technothriller tudzie¿ thriller science­fiction. Przygotowa³am siê zatem na mieszankê nauki i akcji, i z takim na­ stawieniem zabra³am siê za lekturê. Byæ mo¿e przesad¹ by³oby, gdybym napisa³a, ¿e zaczyna siê od trzêsienia ziemi, a potem napiêcie stopniowo ro nie, choæ wcale nie a¿ tak wielk¹. Na samym pocz¹tku czytelnik trafia do Chile i zostaje wiadkiem niezwyk­ ³ych wydarzeñ, w których centrum stoj¹ tajemniczy ch³opcy znalezieni na pustyni. A wkrótce potem faktycznie na scenê wkracza programista, którego stary zleceniodawca prosi o dwa miesi¹ce pracy nad napisanym wcze niej kodem, sprawiaj¹cym bli¿ej nieokre lone problemy. Tak w³a nie Tymur Korszak trafia w sam rodek piek³a i to piek³a, które nale¿y rozpatrywaæ na kilku poziomach. Po pierwsze laboratorium, w którym ma pracowaæ, znaj­ duje siê na Atakamie wyj¹tkowo paskudnym i nieprzyjaznym miejscu, a po drugie przyjdzie mu siê zmierzyæ z efektami pracy naukowców (a¿ chce siê napisaæ szalonych ), którzy za lepieni ambicjami zgotowali wielu nie­ winnym osobom prawdziwe piek³o na ziemi. Dope³nieniem piekielnego krajobrazu jest obraz wielkiej polityki, dla której liczy siê tylko zachowanie pozorów, naturalnie bez wzglêdu na koszty (a, jak wiadomo, straty w sprzê­ cie s¹ znacznie dotkliwsze ni¿ te w ludziach). Staram siê nie wchodziæ w szczegó³y, by nie psuæ Wam rado ci z odkrywania zagadek botów, ale jedno jest pewne dzieje siê du¿o, a od ksi¹¿ki chwilami trudno siê oderwaæ. Jednocze nie autor nie unika d³u¿szych wyk³a­ dów naukowych, które z jednej strony s¹ w pe³ni uzasadnione fabularnie, a z drugiej prowadz¹ czytelników za rêkê przez wszystkie niuanse techniczne. Zreszt¹ na wyk³adach siê nie koñczy ksi¹¿ka opatrzona jest zdjêciami wybranych miejsc, samolotów i rodzajów broni, mapami oraz licznymi przypisami. Czê æ z nich wyda³a mi siê nieco na wyrost, ale dziêki nim nawet osoba, która komputer widzia³a wcze niej tylko na obrazku, chyba spokoj­ nie zrozumia³aby, co siê dzieje i dlaczego. Równie wa¿ne co sama powie æ jest pos³owie autora, w którym Kidruk dzieli siê z czytelnikami okoliczno ciami powstania ksi¹¿ki, swoimi inspiracjami, a tak­ ¿e trudno ciami, jakie napotyka³. Podoba mi siê ten sposób komunikacji z odbior­ c¹, od razu autor wyda³ mi siê bli¿szy, a ca³a ksi¹¿ka zosta³a mocniej osadzona w konkretnym kontek cie i nabra³a dodatkowych wymiarów. Szczególnie przy­

84


pad³o mi do gustu zadedykowanie jednej ze scen Quentinowi Tarantino i Chuckowi Palahniuko­ wi, choæ sama nie mog³am siê pozbyæ wra¿enia, ¿e najwiêkszym ho³dem dla pierwszego z panów by³a postaæ chilijskiego mafiosa Makaka, jakby ¿ywcem wyjêta z jego filmów. Je¿eli chodzi o przekaz ogólny, Kidruk nie mówi nam niczego odkrywczego, koncentruj¹c siê na jednych z najwa¿niejszych pytañ, stawianych nie tylko przez literaturê fantastyczn¹, ale literatu­ rê jako tak¹ oraz (byæ mo¿e przede wszystkim) etykê jak daleko mo¿e posun¹æ siê cz³owiek w nauko­ wej zabawie w Boga , jakie mog¹ byæ tego konsekwencje i kto powinien je ponosiæ. Jednak¿e, jak to w przy­ padku kwestii zasadniczych bywa, nigdy nie do æ dyskusji na ich temat, a Bot jest niew¹tpliwie ciekawym g³o­ sem w tej sprawie. Wnioski wyci¹gane przez autora nie napawaj¹ optymizmem, a dlaczego tak jest, wyja nia nam we wspomnianym ju¿ pos³owiu, czym równie¿ u mnie zapunktowa³. Czarnowidzieæ potrafi ka¿dy, ale ju¿ nie ka¿dy potrafi to w przekonuj¹cy sposób uzasadniæ. Bot spe³ni³ zatem moje oczekiwania ( mieszanka nauki i akcji , patrz akapit drugi), dostarczaj¹c mi przyjem­ nej, inteligentnej rozrywki na kilka solidnych godzin (których up³ywu, szczerze mówi¹c, prawie nie zauwa¿y³am, choæ powie æ do krótkich nie nale¿y). Na pewno nie jest to propozycja dla mi³o ników najtwardszych z naukowych odmian SF, gdy¿ fabu³a podporz¹dkowana jest jednak aspektom sensacyjnym (powiedzia³abym nawet, ¿e to nie­ mal gotowy scenariusz filmowy, operuj¹cy bardzo filmowym sposobem prowadzenia fabu³y oraz konstrukcji scen i postaci), ale s¹dzê, ¿e dobrej rozrywki nigdy za wiele***. Cieszmy siê zatem Botem i miejmy nadzieje, ¿e Max Kidruk na jednej powie ci nie poprzestanie. *Bardzo chcia³am zatytu³owaæ tekst Das Bot , ale uzasadnienie tego w tre ci by³oby do æ karko³omnym zada­ niem (nie twierdzê, ¿e niemo¿liwym, ale jestem na urlopie, sami rozumiecie). **Naprawdê nie mog³am o nim nie wspomnieæ. ***A ostatnio nawet jakby coraz mniej. Autor: Max Kidruk Tytu³: Bot Tytuł oryginału: Бот T³umaczenie: Julia Celer Wydawnictwo: Akurat Data wydania: 27 sierpnia 2014 r. Liczba stron: 624 ISBN: 978­83­7758­770­6

85




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.