Szortal na wynos październik 2013

Page 1


REDAKCJA REDAKTOR NACZELNA: Aleksandra Bro¿ek I JEJ PRAWA RÊKA: Rafa³ Sala OJCIEC REDAKTOR (NASZ GURU): Krzysztof Baranowski KOORDYNATOR (MÓZG OPERACJI): Aleksander Kusz LITERATURA, CZYLI GRUBA RURA: Rafa³ Sala, Krzysztof Baranowski, Istvan Vizvary, Marek cieszek, Jadwiga Skrzypacz Kopaszewska KOREKTA: Aleksandra Bro¿ek, Jadwiga Skrzypacz Kopaszewska PUBLICYSTYKA, A WIÊC RZECZ NIE DLA LAIKA: Hubert Przybylski Sta³a wspó³praca: Bart³omiej Cembaluk, S³awomir Szlachciñski, Marek Adamkiewicz, Hubert Stelmach, Maciej Musialik, Anna Klimasara, Paulina Kuchta, Joanna Denysiuk DZIA£ GRAFICZNY, DZIÊKI NIM LICZNY: Maciej Ka mierczak, Rafa³ Sala, Milena Zaremba, Paulina Wo³oszyn, Ma³gorzata Brzozowska, Sylwia Ostapiuk, Zuzanna Królik, Ewa Kiniorska, Agnieszka Wróblewska, Piotr Kolanko, Kinga Si¹¿nik SK£AD I £AMANIE (GDY NIE WYJDZIE MAJ¥ PRZE K£OPOTY): Konrad Staszewski, Andrzej Puzyñski, Natalia Maszczyszyn

2


Promocja: Milena Zaremba, Bart Urbañski

Ok³adka: Agnieszka Wróblewska

Email: redakcja@szortal.com

Wydawca: METODY SP Z O. O. ul. Gliwicka 35, Tarnowskie Góry 42­600 Tarnowskie Góry Wszelkie prawa zastrze¿one.

3


Baranek mówi...................................................................... . ............................6 PREMIERY Adaptacja................. ....................................................................8 Bart³omiej Dzik Tele­bazar ......................................................................................9 Bart³omiej Dzik Trypciak, czyli tryptyk króciakowy pod niekonwencjonalnym jêzykowo tytu³em Rz¹d rulez!!! . . ..9 Krzysztof Baranowski 7 PYTAÑ DO 7 pytañ do czyli gdzie diabe³ nie mo¿e tam Szortal po le ... .12 Michael Crummey SZORTOWNIA Szafa wychodzi, ja zostajê......................................................................... .15 Marcin Brzostowski Starcze d³onie, rogate piê ci............................................ .. .16 Bartosz Orlewski Konfabulacje mojej szklanej kulki................................ 17 Marcin Brzostowski Opiekun Klienta Koñcowego................................................................................18 Przemys³aw Hytro Aniela ................................................................................................ 19 Marcin Brzostowski Opiekun .......................................................................................................... 19 Maciej Lewandowski Okruszek szczê cia .......................................................................21 Agnieszka Siwiec Zagadka rubinowych oczu.......................................................................... 23 Anna £ucja Nowak STUS£ÓWKA Pedofil .. 27 Tomasz Zawada SUBIEKTYWNIE Ca³e Z³oto El Dorado (Krzysztof Petek) .. .29 Bart³omiej Cembaluk

4


Córka czarownicy (Anna Klejzerowicz) .................................30 Aleksandra Bro¿ek Dotyk (Alexi Zentner) ..........................................................................31 Aleksander Kusz Dostatek (Michael Crummey) ...........................................................................33 Aleksander Kusz Era lotnictwa wojskowego (Martin Van Creveld)................................ 37 Hubert Przybylski HolokaustF (Cezary Zbierzchowski) 39 S³awomir Szlachciñski Holokaust F (Cezary Zbierzchowski) 40 Hubert Stelmach Krótka historia Stephena Hawkinga (Kitty Ferguson) 42 Rafa³ Sala Legion (El¿bieta Chereziñska) 43 Joanna Za³uska Nowa Fantastyka 9 (372) 2013 45 S³awomir Szlachciñski Przyjació³ka z m³odo ci (Alice Munro) .47 Aleksander Kusz Przyp³ywy Nocy (Steven Erikson) . 49 Hubert Przybylski Samozwaniec. Tom 1 (Jacek Komuda) 52 Marek Adamkiewicz Seryjny morderca Thomas Quick (Hannes Råstam) 53 Anna Klimasara Skazana (Hannah Kent) 55 Anna Klimasara Si³a strachu (Koethi Zan) 56 Paulina Kuchta wiêty Wroc³aw (£ukasz Orbitowski) 58 Bart³omiej Cembaluk Trakt (Arno Strobel) . 59 Anna Klimasara W domu. Krótka historia rzeczy codziennego u¿ytku (Bill Bryson) . .61 Anna Klimasara Z³owroga charyzma Adolfa Hitlera. Miliony prowadzone ku przepa ci (Laurence Rees) .63 Anna Klimasara Zombie Survival. Podrêcznik technik obrony przed atakiem ¿ywych trupów (Max Brooks) .65 Paulina Kuchta

5


Pa dziernik miesi¹cem oszczêdno ci Jedno z hase³, które g³êboko wbi³o siê w pamiêæ i w ¿aden sposób nie chce jej opu ciæ. Bêdzie zatem oszczêdnie. Nie bêdê Wam pisa³ o Polconie, bo nie by³em. Wielu osobom fakt nieobecno ci na konwencie nie przeszkadza³ w s¹¿nistych elaboratach ods¹dzaj¹cych organizatorów od czci i wiary. Mnie nieco przeszkadza. Nie bêdê Wam pisa³ o Coperniconie, bo dopiero bêdê. A przynajmniej planujê byæ. W najbli¿szy weekend. Ale nasza Naczelna goni z terminem i nie bardzo mogê poczekaæ. Cudowna i wyrozumia³a kobieta, ale ciê¿ki ma ze mn¹ i z moim dotrzymywaniem terminów los. Mo¿e skrobnê parê s³ów o Coperniconie nastêpnym razem. Nie bêdê Wam pisa³ o tym, jak Fabryka S³ów zamknê³a forum SFFiH, bo gdybym da³ siê ponie æ emocjom, móg³bym napisaæ rzeczy, których tak naprawdê nie my lê. A je li bym pomy la³, to o czym tu w³a ciwie pisaæ. ¯e nie³adnie rzecz ca³¹ za³atwili? ¯e próbowali naprawiæ? Czekam na nowe forum i sprawê uznajê za zamkniêt¹. A ¿e nie bêdê wiêcej kupowa³ fabrycznych ksi¹¿ek, to pewnie ani Was, ani samej Fabryki nie interesuje. Ot, jeszcze jedna zabawna deklaracyjka. Foszek. Jak siê zapewne zorientowali cie, wróci³em, a w³a ciwie powolutku wracam, do czynnej obs³ugi Szortalu. Kruger, który odwali³ kawa³ dobrej roboty, zrezygnowa³ z dzia³ki konkursowej i teraz ja bêdê tê dzia³kê obrabia³. Mam nadziejê, ¿e z powodzeniem. Ja mam nadziejê, Wy macie pisaæ teksty konkursowe. Bo bez nich nie dzia³ka, a ugór jeno bêdzie. Ruszy³ te¿ Szortal Kanau na youtubie. Ostatnia chyba niezagospodarowana przez nas do tej pory forma króciaków. Gdyby kto mia³ ochotê pobawiæ siê d wiêkiem i obrazem, zapraszam do wspó³pracy. I oczywi cie czytajcie króciaki. Piszcie króciaki. Piszcie stus³ówka. Selekcja do papierowej stus³ówkowej antologii wci¹¿ trwa. Zima idzie. Nie zasypiajcie. Oczywi cie, ¿e jestem na facebooku. Pozdrawiam Was serdecznie Wasz, pe³en nadziei na wielopoziomow¹, multimedialn¹ wspó³pracê, baranek

6


PREMIERY


Adaptacja Bart³omiej Dzik

Spacerowym krokiem wraca³em wieczorem do domu, ¿uj¹c gumê. Spacerowym krokiem wraca³em wieczorem do domu, ¿uj¹c gumê. Min¹³em reklamê linii lotniczej Rotair dedykowanych dla zombiaków i ghouli mieli samoloty bez okien i obiegu powietrza. A¿ trudno uwierzyæ, ¿e od Remagizacji minê³o zaledwie pó³ roku. Nieumarli, demony, gobliny to teraz codzienno æ, czy w³a ciwie bardziej conocno æ. Z tego wszystkiego najgorsze okaza³y siê, paradoksalnie, niepozorne gargulce bo nikt nie znalaz³ dot¹d sposobu, by nie obsrywa³y parapetów. Zbli¿y³em siê do kafejki, przed któr¹ sta³a witryna z lodami. Blady klient w czarnej pelerynie studiowa³ w skupieniu smaki. Same truskawkowe, bez sensu! pomy la³em, gdy podszed³em bli¿ej. Potem zacz¹³em czytaæ etykietki, a tam: A Rh+ , 0 Rh Sorbety z krwi po pieszy³ z wyja nieniami lodziarz. Czyli krwiorbety. Wyrób w stu procentach naturalny, oczywi cie ze wie¿ego surowca, nie z osocza. Pewnie jeszcze fair trade i zrównowa¿one krwiopijstwo doda³em zgry liwie w my lach. Tymczasem blady klient obróci³ siê w moj¹ stronê i ods³oni³ k³y w szerokim u miechu. Chyba jednak spróbujê czego na ciep³o stwierdzi³. Chuchn¹³em mu w twarz. Zawy³, zmieni³ siê w nietoperza i odfrun¹³ niezgrabnie, odbijaj¹c siê miêdzy cianami budynków. Czosnkowy Orbit przebój sezonu.

Ilustracja: Ma³gorzata Brzozowska

8


Tele-bazar Bart³omiej Dzik

Czarnoksiê¿nik Thobax wróci³ do pa³acu nad ranem, po nocy ciê¿kiej pracy rekonstruowa³ armiê upiorów, wskrzesi³ syna szambelana i rzuci³ kl¹twê na dziedzica s¹siedniego królestwa. Tymczasem metresa, zamiast gotowaæ wonn¹ k¹piel, gapi³a siê w magiczne zwierciad³o transmituj¹ce Tele­bazar. To cudowny wynalazek zachwala³ kupiec. Patelnia, do której nie przywr¹ wam miêsiwa ani nawet jajka. Pokryta teflonium materia³em z innego wiata! Jedyne dwie cie sztuk z³ota plus koszty teleportacji, a do tego gratis ³opatka Thobax zatrz¹sn¹³ siê ze wzburzenia. Jak mo¿na tak og³upiaæ ludzi!? wysycza³. To nie mo¿e dzia³aæ, jako sprzeczne z czwartym prawem ¿ywio³ów. Chyba doniosê kanclerzowi, by siê wzi¹³ za tych naci¹gaczy! Ilustracja: Milena Zaremba

Trypciak, czyli tryptyk króciakowy pod niekonencjonalnym jêzykowo tytu³em: Rz¹d rulez!!! KRZYSZTOF BARANOWSKI Czê æ pierwsza: W DOLE W rodê zacz¹³ padaæ nieg. Kiedy w poniedzia³ek zgas³ ogieñ pod wszystkimi kot³ami, nikt siê nawet specjalnie nie zdziwi³. A bo to pierwszy raz? Wiadomo, dostêp do paliwa utrudniony, kot³y, pamiêtaj¹ce jeszcze minion¹ epokê, drogie w eksploatacji, si³a robocza s³abo op³acana i równie s³abo wydajna. Nic dziwnego, ¿e kierownictwo podejmowa³o od czasu do czasu decyzjê o krótkich, w pe³ni kontrolowanych przerwach. Kiedy we wtorek wszystko sku³a gruba warstwa lodu, zaczê³y siê szmery. Pocz¹tkowo ciche i nie mia³e, stopniowo przybiera³y na sile. Bo jak¿e to tak? Ognia nie ma no dobra, bywa. Zimno? No pewnie, ¿e zimno. A jak ma byæ bez ognia? Ale lód? To ju¿ chyba lekka przesada, nieprawda¿? Szumia³o tak i szumia³o. Coraz g³o niej i g³o niej. I nic z tego nie wynika³o. Nikt jako nie kwapi³ siê do podjêcia jakichkolwiek dzia³añ. Nikt nie chcia³ wyrywaæ siê przed szereg. Bo to wiecie, jak jest najpierw ty siê wyrwiesz, potem tobie wyrw¹ Ale w rodê miarka siê przebra³a. nieg? W piekle? Grupy oburzonych diab³ów ruszy³y do siedziby Centrali. Nieskoro to sz³o, bo puszysty, miêkki nieg zd¹¿y³ ju¿ pokryæ cienk¹ warstw¹ oblodzone cie¿ki i zrobi³o siê straszliwie lisko. Ale machina gniewu, raz wprawiona

9


w ruch, nie zamierza³a siê zatrzymywaæ. Owszem, lizga³a siê, przewraca³a co chwila i klê³a na czym wiat stoi, ale wci¹¿ niestrudzenie par³a ku Jezioru Lawy, na którego rodku, na niewielkiej wysepce, znajdowa³ siê pa³acyk, w którym rezydowa³o kierownictwo. Takie umiejscowienie siedziby pozwala³o piekielnym w³odarzom na ca³kowit¹ swobodê decyzyjn¹ i zapewnia³o absolutn¹ bezkarno æ w razie pope³nienia b³êdów kierowniczych. Jezioro Lawy, o dziwo!, potrafi³o ostudziæ najgorêtsze nawet zapêdy w³adzoburcze. Ale tym razem jezioro, podobnie jak zreszt¹ ca³e piek³o, pokrywa³a rosn¹ca z ka¿d¹ chwil¹ warstwa lodu i niegu. Hordy wnerwionych diab³ów bez trudu dotar³y pod same okna Pa³acyku W³adzy. Prawie natychmiast w stronê tych okien polecia³y pierwsze, du¿e i ciê¿kie kule niegowe. Ju¿ ci to, jako podkre lenie gotowo ci do rozmów, ju¿ ci to, jako zapowied ewentualnych ciê¿szych pocisków, w razie niechêci do rozmów owych podjêcia. Najwy¿sze w³adze nie zastanawia³y siê d³ugo. Ciskaj¹cym nie¿kami mia³kom nie zd¹¿y³y siê jeszcze porz¹dnie zmêczyæ ramiona, a ju¿ przed bogato zdobione z³otem drzwi pa³acyku wypchniêty zosta³ dotychczasowy przewodnicz¹cy pionu zaopatrzenia w koks, któremu po krótkim i nieco krwawym g³osowaniu, powierzono zaszczytn¹ funkcjê rzecznika. Kochani! Zawo³a³, ocieraj¹c krew z rozbitego nosa. Kochani! Powtórzy³. To naprawdê nie nasza wina! T³um diab³ów zafalowa³ i zamrucza³ gniewnie. Rzecznikowi, pomimo wyj¹tkowo zimowych warunków, zrobi³o siê nagle bardzo gor¹co. Tym razem, to naprawdê nie nasza wina. Któ¿ móg³ przewidzieæ, ¿e gdzie tam na górze, w Polsce, jaki wybitnie nieodpowiedzialny polityk zostanie premierem i zacznie spe³niaæ obietnice wyborcze?

10


7 pytaN do


7 pytañ do czyli gdzie diabe³ nie mo¿e tam Szortal po le

Na dobry pocz¹tek wyl¹dowali my na Nowej Funlandii, bowiem na pierwsze 7 pytañ odpowiedzia³ nam Michael Crummey, autor powie ci Dostatek wydanej przed gdañskie wydawnictwo Wiatr od morza . Michael Crummey to urodzony w³a nie na Nowej Funlandii kanadyjski autor kilku tomików poetyckich i trzech powie ci, z których jak na razie tylko Dostatek zosta³ przet³umaczony na jêzyk polski. Ksi¹¿ka doczeka³a siê nominacji do International IMPAC Dublin Literary Award 2011 oraz nagród: Commonwealth Writers' Prize dla regionu Karaibów i Kanady 2010 oraz Canadian Authors' Association Literary Award for Fiction 2010. 1) Dzie³a jakich autorów móg³by Pan wskazaæ jako swoj¹ inspiracjê? Z pocz¹tku interesowali mnie g³ównie poeci, zw³aszcza kanadyjscy. Na studiach skoñczy³em sporo kursów z literatury kanadyjskiej. Kiedy by³em m³odszy, ogromy wp³yw mia³ na mnie Al Purdy. To by³ z³y wp³yw. Nikt nie pisze tak, jak Al. To nie przypadek. Przed trzydziestk¹ napisa³em sporo beznadziejnych wierszy w stylu Ala Purdy. Z poetów jeszcze... Irving Layton, Leonard Cohen. Z miejscowych: Nowofundlandczyk John Steffler. Urodzi³ siê w Ontario, ale co tam. wietny poeta. Oczywi cie, ogromny wp³yw wywar³a na mnie Margaret Atwood. Równie¿ Don McKay, Bronwen Wallace. A co beletrystyki, to na przyk³ad... Bardzo wa¿ny by³ dla mnie David Adams Richards. Dalej: Mavis Gallant, Alice Munro. Oczywi cie Michael Ondaatje. Jego The Collected Works of Billy the Kid to dla mnie jedna z ksi¹¿ek wszech czasów. Twórcy, którzy wywieraj¹ na mnie wp³yw, ci¹gle siê zmieniaj¹. Ostatnio bardzo wa¿ny jest dla mnie Cormac McCarthy. Pod pewnymi wzglêdami ma na mnie z³y wp³yw, trochê jak niegdy Al Purdy. Oczywi cie Márquez. Dostatek by nie powsta³, gdyby nie Sto lat samotno ci . Sporo motywów podkrad³em prosto z tej powie ci. 2) Ile czasu zajê³o Panu pisanie Dostatku ? Co do tego, ile zajê³o mi pisanie Dostatku od pocz¹tku do koñca, to trudno dok³adnie Okre liæ pocz¹tek . Od chwili, gdy usiad³em i zacz¹³em robiæ pierwsze zapiski, do momentu zakoñczenia wstêpnej wersji minê³y chyba ze dwa lata. Potem czeka³ mnie jeszcze rok pracy z redaktorami.

12


3) Wielu m³odych ludzi marzy o tym, by gdy dorosn¹, zostaæ policjantem czy n a w et s u p erma n em. K im ch cia ³ Pa n b y æ w w iek u la t p iêciu , d zies iêciu i piêtnastu? Nie pamiêtam wiele z tego, jak postrzega³em wiat jako dziecko. Jestem przekonany, ¯e Kiedy mia³em piêæ lat, chcia³em byæ policjantem, stra¿akiem lub kim jeszcze, ale Koniecznie bohaterem. W wieku lat dziesiêciu marzy³em ju¿, by graæ zawodowo w hokeja. Nim ukoñczy³em lat piêtna cie, zapomnia³em o wszystkich ambicjach. Wci¹¿ nie wiem, kim chcia³bym byæ, kiedy dorosnê. 4) Powiedzmy, ¿e jest Pan Bogiem. Czy skaza³by Pan ludzi na rzeczywisto æ opisan¹ w Dostatku ? Byæ Bogiem to by³oby niez³e utrapienie. Wyobra¿acie sobie, jak ciê¿ko by by³o dopilnowaæ, ¿eby wszystko krêci³o siê jak trzeba? Zapewne zawali³bym sprawê i wpakowa³ ludzi w podobne bagno jak to opisane w Dostatku . Ale przynajmniej potrafi³bym ³adnie za to przeprosiæ. 5) Któr¹ z powie ci Marqueza chcia³by Pan schowaæ i mieæ tylko dla siebie? Brzmi kusz¹co? Tak naprawdê w moim biurze, w dobrze ukrytym sejfie, schowa³em nieznan¹ powie æ Marqueza. Nikt poza mn¹ jej jeszcze nie czyta³, ani nawet nie widzia³. Jej tytu³ brzmi... no nie, tego te¿ nie mogê zdradziæ. Wystarczy, ¿e powiem, ¿e to ksi¹¿ka. Najlepsza ksi¹¿ka, jak¹ kiedykolwiek napisano. 6) Czy mia³ Pan w rêku polskie wydanie Dostatku ? Naprawdê ³adnie pachnie. Czy widzia³ Pan ok³adkê? Bardzo podoba mi siê ok³adka. Nie posiadam jeszcze w³asnego egzemplarza polskiego wydania, ale naprawdê chcia³bym sprawdziæ, jak pachnie. Czekolad¹? Piwem? Solon¹ wo³owin¹? Intryguj¹ce... 7) Czy by³by Pan w stanie stre ciæ Dostatek w stu s³owach? Zmieniæ tê powie æ w banalnego drabla? Zawsze mam k³opot ze streszczeniem Dostatku. To zwariowana ksi¹¿ka. Naprawdê trudno cokolwiek o niej powiedzieæ ot tak, w kilku zdaniach. Gdy kto mnie pyta, o czym jest ta powie æ, zawsze mówiê: O folklorze Nowej Fundlandii . Nowofundlandzka kultura opiera siê na przekazach ustnych. Obejmuje oko³o 350 lat. To naprawdê potê¿na skarbnica opowie ci. Zamys³ by³ taki: postanowi³em wyszukaæ najbardziej dziwaczne, niewiarygodne historie z Nowej Fundlandii i upchn¹æ je w jedn¹ powie æ. I mniej wiêcej tego dokona³em. Pyta³: Rafa³ Sala T³umaczenie: Micha³ Alenowicz, Aleksandra Bro¿ek

13


SZORTOWNIA


Szafa wychodzi, ja zostajê MARCIN BRZOSTOWSKI

Gdy nie mam z kim pogadaæ, to rozmawiam z rzeczami. Tematy mamy ró¿ne, a i dyskusja potrafi byæ ciekawa. Najbardziej lubiê kredens, który przeszed³ niejedno i wie o ¿yciu tyle, ¿e nigdy nie wiem, co powie. Czasami wtr¹ci co lampa i bywa zabawnie. S¹ jednak sprzêty, z którymi ciê¿ko z³apaæ kontakt. Na przyk³ad z krzes³em gadka zawsze wychodzi³a mi krzywo. Tak samo jest z obrazem, do którego mo¿na mówiæ godzinami i nie us³yszy cz³owiek w zamian z³amanego s³owa. Natomiast szafa Ta to ma gadane! Skrzypi na wszystkie strony, ale jest zupe³nie do rzeczy. Zdarzaj¹ siê jednak dni, gdy stroi fochy i ciê¿ko z ni¹ wytrzymaæ. Tak by³o wczoraj, gdy wybiera³em siê na randkê. Na Arlecie zale¿a³o mi od dawna i postanowi³em wygl¹daæ zabójczo. Stan¹³em wiêc przed szaf¹ i zagai³em: To co mam w³o¿yæ? Garnitur. No, co ty? Przynajmniej bêdziesz wygl¹da³ jak cz³owiek. Garnitur to obciach. Za³o¿ê sweterek. Który? W paseczki. Po moim trupie! zaskrzypia³a szafa. Nic z tego! Podszed³em do szafy, przekrêci³em klucz, ale nie chcia³a siê otworzyæ. Dlatego z ca³¹ surowo ci¹, na jak¹ by³o mnie staæ, powiedzia³em: Daj mi sweterek. Nie. Nie ¿artuj. Nic z tego! Podrapa³em siê w czerep, spojrza³em na zegarek i zrozumia³em, ¿e do spotkania pozosta³ kwadrans. W koñcu nie wytrzyma³em i krzykn¹³em: Oddawaj sweterek! Nie. Nie r¿nij ksiê¿niczki, bo nie jeste gdañska! Cham! pad³o w odpowiedzi. Wychodzê! Ilustracja: Paulina Wo³oszyn

15


Starcze d³onie, rogate piê ci BARTOSZ ORLEWSKI

Przednie wiat³a chevroleta impali cigaj¹ noc. Siedzê za kierownic¹. Z moich ust zwisa tl¹cy siê pet. W g³o nikach wrze muzyka. W przednim lusterku widzê ojca kiwaj¹cego g³ow¹. W bocznych ³unê ognia na szczycie wzgórza, z którego zje¿d¿amy wyboist¹ drog¹. Peda³ gazu jest w po³owie drogi do dechy, a silnik molestuje rykiem przedni¹ maskê. Amortyzatory daj¹ z siebie wszystko. Staruszka zaraz rozboli kark, my lê i siêgam po kolejnego papierosa. Noc zmyka w podskokach. * Kupi³em trzy paczki paprykowych chipsów oraz sze ciopak europejskiego piwa. Potem zadzwoni³em do ch³opaków z zespo³u. Upewni³em siê, ¿e wszystko gra i wróci³em do samochodu. Po trzydziestu minutach jazdy zatrzyma³em siê przed g³ówn¹ bram¹ pilnie strze¿onego domu starców. Posiad³o ci pilnowali ochroniarze w szytych na miarê garniturach. Przeszukali mnie dok³adnie. Prze wietlili na wylot. Pozwolili sobie nawet na akcjê z gumow¹ rêkawiczk¹ na szponiastej d³oni i mn¹ stoj¹cym w rozkroku, w pokoiku bez okien, ze spodniami i bokserkami opuszczonymi do kostek. Niczego nie znale li. Poza resztkami gówna. Gdy bokserki i spodnie wróci³y na swoje miejsce, dwóch miê niaków zaprowadzi³o mnie do sali, w której czeka³ mój ojciec. Staruszek siedzia³ z kolegami przy okr¹g³ym stole. By³o ich tam siedmiu, w ca³ym pomieszczeniu za oko³o dwudziestu. Ogl¹dali telewizjê, grali w gry planszowe, plotkowali, niektórzy drzemali, inni snuli siê od ciany do ciany, wodz¹c dooko³a pustym wzrokiem. Kilku rozpozna³em. Starzy, pomarszczeni, siwow³osi. Podciêto im skrzyd³a, odebrano przysz³o æ i wiat, o który nieustannie ze sob¹ walczyli, a potem umieszczono ich w miejscu, które krad³o wspomnienia, nie daj¹c w zamian nic warto ciowego. Dawno temu mój ojciec by³ potê¿nie zbudowanym mê¿czyzn¹. Siedem stóp wzrostu, ponad sto dwadzie cia kilogramów wagi, stalowe miê nie, na brzuchu sze ciopak, którego zakamarkami wêdrowa³y zwinne jêzyki setek kobiet, grzywa rudych w³osów i wyrastaj¹ce spomiêdzy ³opatek skrzyd³a o trzymetrowej rozpiêto ci. By³ królem przestworzy i zdobywc¹ sypialni. Mia³ porywczy temperament i niezniszczalne pr¹cie. Kocha³ szybkie i g³o ne samochody. Dr¿enie wulkanów i dryfuj¹ce po morzu plamy ropy. Lubi³ je podpalaæ. Pomijaj¹c mi³o æ do starych aut, w niczym go nie przypomina³em. Dlatego mog³em tutaj przyjechaæ, nie ryzykuj¹c, ¿e zostanê zamkniêty w domu spokojnej staro ci, po³o¿onym na marginesie dziejów. Stan¹³em za staruszkiem i chrz¹kn¹³em znacz¹co. Chipsy wyl¹dowa³y na stole. Rozmowy ucich³y. Starcy unie li wzrok. Brodacz o d³oniach dotkniêtych artretyzmem zacz¹³ siê podnosiæ. Zepsu³e nam grê, g³upku, wycedzi³. Zaraz skrêcê ci kark. Ojciec potrz¹sn¹³ g³ow¹ i spojrza³ na mnie spod spuchniêtych powiek. Twoje ulubione, powiedzia³em, wskazuj¹c rêk¹ na piwo. Dziêkujê, wymamrota³ i podrapa³ siê po nieogolonej szczêce. By³ wychudzony i niedomyty. Widzia³em plamy brudu na jego zapadniêtych policzkach. Cuchn¹³ niedogl¹dan¹ staro ci¹. I klêsk¹. Podejrzewa³em, ¿e nienawidzi samego siebie za swoj¹ bezsilno æ. By³o mi go ¿al. Kocha³em drania. Macie odtwarzacz? spyta³em. Brodaty starzec zdusi³ przekleñstwo i usiad³ z powrotem na krze le. Kto przyniós³ odtwarzacz. Pod³¹czy³em go do pr¹du i wsun¹³em do rodka p³ytê. Ojciec przegl¹da³ ksi¹¿eczkê z tekstami. Najnowsza, powiedzia³em. Utrzymana w starym stylu. Spodoba ci siê, tato. Z g³o ników buchnê³a kanonada thrashmetalowych riffów. Jeden z ochroniarzy spojrza³ w nasz¹ stronê. Zmarszczy³ brwi i nozdrza pokryte czarnymi guzkami. Powiedzia³ co do drugiego. Pielêgniarze zamilkli. Tymczasem starcy machali g³owami i rogatymi piê ciami. Brodacz szczerzy³ gnij¹ce

16


dzi¹s³a. Na ko cistych nadgarstkach pobrzêkiwa³y srebrzyste bransolety. Do wierzgaj¹cych staruszków do³¹czyli pozostali pensjonariusze. Zamkn¹³em oczy, odliczy³em w my lach do trzech i tu¿ przed solówk¹ przekrêci³em do oporu pokrêt³o g³o no ci. Bransolety eksplodowa³y. Deszcz drobnych od³amków spad³ na pod³ogê. Nad naszymi g³owami przemknê³y wy³adowania elektryczne. Ochroniarze ju¿ biegli. Czerwonoskóre, rogate ma³py. Teraz przysz³a kolej na stetrycza³ych pryków * Siedzê za kierownic¹. W g³o nikach wrze muzyka. W przednim lusterku widzê ³unê ognia na szczycie wzgórza, z którego zje¿d¿amy wyboist¹ drog¹. Czujê stal w moim fiucie, mówi ojciec, klepi¹c siê po kroczu. Na jego m³odniej¹cej twarzy biwakuje szeroki u miech. Gratulujê, odpowiadam i spogl¹dam w prawo. Na wybojach podskakuj¹ inne samochody. Rycz¹ce sze ædziesi¹tki ósemki. Prowadzone przez d³ugow³osych kolesi w skórach i d¿insach. Wszyscy jaramy szlugi i machamy g³owami. Siedz¹cy obok mê¿czyzna podaje mi skrêta, obna¿aj¹c w figlarnym u miechu koñskie zêby. Nie przypomina starca, który pó³ godziny temu zamierza³ skrêciæ mój kark. Ojciec wychyla siê z tylnego siedzenia, klepie nas obu po ramionach i potrz¹sa grzyw¹ rudych w³osów. Mkniemy w stronê witu, ku wolno ci, wiatu i wojnom, które wynikn¹ z naszej ucieczki. Jeste my w komplecie. Ojciec, Loki, Wisznu, Anubis i reszta ferajny. Noc spierdala w podskokach.

Konfabulacje mojej szklanej kulki MARCIN BRZOSTOWSKI

Mam w domu pude³ko, w którym przechowujê kulki. Niektóre kupi³em na wyprzeda¿y, inne za same zatoczy³y siê w moj¹ stronê. Te ostatnie lubiê najbardziej, gdy¿ bez wzglêdu na okoliczno ci zawsze s¹ skore do zabawy. Jednak najbli¿sza memu sercu jest szklana kulka, któr¹ znalaz³em na odpustowym straganie. I chocia¿ kosztowa³a mnie tyle co nic, to jednak szybko wysz³o na jaw, ¿e ma niebanalny charakter oraz czêsto ponosi j¹ fantazja. Czasami te¿ uderza w dramatyczne tony, o czym przekona³em siê ubieg³ego wieczoru. Gdy koñczyli my grê, kulka zrobi³a kwa n¹ minê i zrozumia³em, ¿e zbyt mocno poobija³em j¹ o blat biurka. Jednak zamiast poczekaæ na przeprosiny, wytoczy³a siê spod mojej d³oni, zadar³a nos do góry i wycedzi³a przez zêby: My lisz, ¿e jeste taki cwaniak? A mo¿e spróbujesz siê z moj¹ siostr¹? A która to? Nie znasz jej. Ale ma chyba ze dwa metry wzrostu! Akurat próbowa³em zareagowaæ na niedorzeczno æ. miej siê, miej kulka zakrêci³a siê w miejscu. Powiem ci tylko, ¿e moja siostra pracowa³a w turbinie statku i jest ca³a z ¿elaza! Ale numer! wybuchn¹³em miechem. Przecie¿ wszyscy wiedz¹, ¿e nie ma takich kulek! Ale¿ s¹! moja podopieczna zrobi³a siê ca³a czerwona. Tylko nie mieszcz¹ siê w twoim pude³ku!

17


Opiekun Klienta Koñcowego PRZEMYS£AW HYTRO

Chcecie wiedzieæ, na czym polega moja praca? Na pewno? Dobrze, opowiem wam. Ogólnie mam przechlapane. Zawód, który wykonujê, to ci¹g³a s³u¿ba. Normalnie harówka, dwadzie cia cztery godziny na dobê, siedem dni w tygodniu. Ani chwilê oddechu i kiepska p³aca. Fachowa nazwa to Opiekun Klienta Koñcowego. Ja raczej wolê my leæ o sobie jak o ochroniarzu, niani i starszym bracie w jednej osobie. Jaki czas temu dosta³em zlecenie na takiego jednego. Skaranie Boskie z tym facetem. We my na ten przyk³ad ostatni tydzieñ. Klient wybra³ siê na wspinaczkê w góry. Oj, Cnotliwa Panienko i Wszyscy wiêci, my la³em, ¿e osiwiejê i wy³ysiejê równocze nie. Problemy zaczê³y siê ju¿ w schronisku. Upi³ siê i pozna³ jak¹ wystrza³ow¹ turystkê. Mówiê mu wiêc: Tylko pamiêtaj siê zabezpieczyæ. Na potomka jeszcze nie gotów, a i przed jak¹ przykr¹ chorob¹ siê ustrze¿esz, bo to umalowane jak jajko na Wielkanoc stworzenie, co ciê ci¹gnie na piêtro, zaliczy³o ju¿ po³owê schroniska, z kucharzami w³¹cznie. Ale nie. Jak zwykle musi wtykaæ ku kê, gdzie popadnie na ¿ywca. Dobra, my lê, jak jutro bêdziesz mia³ kaktusa miêdzy nogami, to siê na drugi raz nauczysz. Wsta³ rano, mia³ kaktusa, ale raczej wniosków nie wyci¹gn¹³. Nastêpnie na pieroñskim kacu ruszy³ w sin¹ dal, tam gdzie szczyty piêkne i gro ne sklepienie niebieskie bod¹. Oj, ile to siê razy naprzewraca³, nawyklina³, nagubi³, zanim trochê otrze wia³ i znalaz³ w³a ciw¹ drogê. W koñcu dotar³ pod ten swój szczyt, i co? Mówiê wam, kupa miechu. Zagl¹da do plecaka, a tam nie ma liny. Parskn¹³em, zadowolony, ¿e to by by³o na tyle w sprawie chojrackiej, mêskiej eskapady. Ale on znowu, na przekór zdrowemu rozs¹dkowi, mówi: Duma mi nie pozwala wróciæ. Przecie¿ to prosta trasa. No i ruszy³ w tê górê bez liny. A ja za nim. Matko Przenaj wiêtsza, Józefie Nazareñski, trzymajcie mnie, bo padnê. Idê za nim krok w krok, stopy na odpowiednich stopniach k³adê, kruche kamule usuwam spod r¹k, a on ¿e ciê¿ko, ¿e Boziu ratuj, ¿e po co on tu do cholerci wlaz³, ¿e nigdy wiêcej, ¿e przepa cie, ¿e do szczytu tak daleko, ¿e zabierz mnie st¹d A¿ prawie mi siê go ¿al zrobi³o. No to sobie my lê, ¿e jeszcze trochê mu pomogê, bo zaraz mi siê tu ca³kiem rozklei. I wspinali my siê tak powolutku a¿ do szczytu i raz nawet powiedzia³, ¿e beze mnie to nie wie, co by zrobi³ i w ogóle. Ale jak tylko stan¹³ na tej górze, jak zobaczy³ widoki, jak siê zorientowa³, czego dokona³, to mówi, ¿e jutro wejdzie tak samo na tê kupê kamieni obok, co taki wielki krzy¿ ¿elazny ma na czubku. Zmilcza³em, bo czeka³a nas jeszcze droga w dó³ i mia³em nadziejê, ¿e mu siê odechce. Do¿y³ powrotu do schroniska. By³ tak padniêty, ¿e nie da³ siê zaci¹gn¹æ przez ma³¹ barbie na piêtro. Jedyna korzy æ z ca³ej wyprawy. Pad³ na ³ó¿ko w ubraniu i w butach, i my la³em, ¿e od razu zasn¹³. I znowu zaskoczenie. Obróci³ siê, spojrza³ przed siebie jako tak dziwnie, inteligentnie wrêcz, i powiedzia³: Dziêki, stary. A dwie sekundy potem zacz¹³ chrapaæ. Nie ukrywam, ¿e zrobi³o mi siê nawet mi³o. Przycupn¹³em cichutko w k¹cie obok ³ó¿ka, przyg³adzi³em postrzêpione pióra, wyczy ci³em lekko przykurzon¹ aureolê i powiedzia³em: Spoko, ch³opie. W koñcu to moja praca.

18


Aniela MARCIN BRZOSTOWSKI

Aniela mia³a za mê¿a profesora. Gotowa³a mu obiady, wyrzuca³a mieci i ca³y czas dba³a o domowe ognisko. Profesor docenia³ zaanga¿owanie kobiety i gdy tylko móg³, zaprasza³ j¹ na swoje odczyty. Najwiêkszym szczê ciem dla obojga by³y jednak chwile, gdy ma³¿onek w otoczeniu przes³awnych kolegów odbiera³ odznaczenia, a telewizje wszystkich krajów donosi³y o jego sukcesach. I pewnie idylla pañstwa profesorstwa trwa³aby jeszcze d³ugo, gdyby nie nag³y zgon Anieli. Z dnia na dzieñ porzuci³a ona mê¿a, na barki którego spad³y wszystkie obowi¹zki. Dobre zdanie o Anieli przes³oni³ profesorowi tak¿e fakt, ¿e niewielu z jego uczonych kolegów z³o¿y³o mu kondolencje. Profesor straci³ jednak do Anieli szacunek, gdy okaza³o siê, ¿e ¿aden z akademickich periodyków nie zamie ci³ jej nekrologu.

Opiekun MACIEJ LEWANDOWSKI

Lubiê bajki. Kwestia indywidualnych potrzeb. Te, które mnie zajmuj¹, niekoniecznie musz¹ opowiadaæ o królewnie przetrzymywanej w wie¿y, choæ to niew¹tpliwie istotny element. W dzieciêcych historyjkach najbardziej interesuj¹ mnie smoki. Im wiêkszy i gro niejszy, tym lepiej. Jednocze nie pluj¹cy ogniem, olbrzymi gad pi¹cy na stosie z³ota mówi¹c przewrotnie sam w sobie jest ma³o istotny. Naprawdê. Kluczowe w opowie ciach o smokach jest przes³anie, ¿e smoka mo¿na pokonaæ. Nie jest to oczywi cie sztuka prosta. mia³ek staj¹cy w szranki musi wykazaæ siê sprytem, przebieg³o ci¹, czasem tê¿yzn¹ fizyczn¹ i ka¿dorazowo intelektem. Wszak trzeba wiedzieæ, czym mo¿na takiego potwora skutecznie otruæ, choæ uwa¿am, ¿e ta konkretna metoda jest ma³o elegancka. Lubiê bajki, bo M³ody je lubi. Trawi opowie æ za opowie ci¹, ch³on¹c je niczym g¹bka. Dogl¹danie m³okosa to niewdziêczna praca i ca³e szczê cie, ¿e zmy lone historie tak go zajmuj¹. Na swój sposób to zabawne: Calineczka to zwyk³a fikcja, ale ju¿ taka Rogata Sowa gnie¿d¿¹ca siê w szafie to realny problem, spêdzaj¹cy M³odemu sen z powiek. W tym miejscu pojawiam siê ja i mówi¹c poetycko, rozpêdzam mroki nocy, przeganiam potwory i sprowadzam sen spokojny. W praktyce oznacza to, ¿e tulê i dajê poczucie bezpieczeñstwa. To jest moje zadanie.

19


S¹ oczywi cie tacy, którzy uparcie twierdz¹, ¿e siê do tego nie nadajê. Taki Pan Starszy przy ka¿dej okazji powtarza, ¿e trzeba siê mnie pozbyæ, bo mam kaprawe oko i generalnie jak to okre la jestem sp³owia³y. Wymuskany, korporacyjny wa¿niaczek. No a jaki mam niby byæ? Lata robi¹ swoje. Kiedy ja przejmowa³em kolejne zlecenie opieki, Pan Starszy nadal grza³ w pieluchy, ¿e furcza³o. Generalnie trochê ju¿ siê krêcê po wiecie i swoje w ¿yciu widzia³em. Kaprawe oko jest zreszt¹ pami¹tk¹ po moim pierwszym podopiecznym, Rune. Po nim zosta³o mi przekrzywione imiê: Björni. Bo przecie¿ dzieciak nie bêdzie mówi³ o mnie Björn, bo i jak? Rune wychowa³em na porz¹dnego cz³owieka, tak samo jak jego syna, wnuczkê, a teraz prawnuka Paw³a Arne. Czasem w M³odym widzê ten b³ysk, ten u miech, który zobaczy³em, gdy pierwszy raz najêli mnie rodzice Rune. Kiedy to by³o? No, niewa¿ne. Istotne jest to, ¿e M³ody za mn¹ przepada, a jego matka doskonale rozumie to, co robiê. No i chyba ma do mnie sentyment. Koniec koñców Pan Starszy mo¿e co najwy¿ej pozbyæ siê worka mieci spod zlewu. I obaj o tym doskonale wiemy. Dogl¹danie M³odego nie jest ³atwe ani przyjemne, zw³aszcza, ¿e ro nie jak na dro¿d¿ach i wszêdzie go pe³no. Ze wstydem przyznajê, ¿e czasem go gubiê w trakcie dzikiej gonitwy po ca³ym domu. Szczê liwie jest na tyle rozs¹dny, by samemu nie oddalaæ siê za bardzo i szybko wraca do mnie. Nie zrozumcie mnie le: sprawujê pieczê nad ch³opcem od momentu, gdy pierwszy raz by³ ³askawy wrzaskiem zaanonsowaæ wiatu swe przybycie. Jeste my kumplami, oczywi cie na tyle, na ile pozwala mi profesjonalizm. Co by siê nie dzia³o, jestem przede wszystkim Opiekunem. Trudne zadanie, wiêc chwilami marzê o zmianie warty, o kim kto zajmie moje miejsce w szeregu. Niestety, nikogo takiego nie ma. Zreszt¹, my lê, ¿e nie pozwoli³bym komu innemu czuwaæ nad ch³opcem ufam tylko sobie. Poza tym, naprawdê lubiê M³odego. Wiedz¹ o tym te¿ pozostali, ci, którzy z czasem pojawili siê w domu naturaln¹ si³¹ rzeczy, podsy³ani przez krewnych mojego podopiecznego. Upstrzeni niczym papugi, nieopierzeni amatorzy. W takie noce jak ta widaæ to najlepiej. Rozproszeni po ca³ym pokoju, nerwowo zerkaj¹ to na pi¹cego ch³opca, to na okno, o które raz za razem uderzaj¹ æmy. Wielkie, w³ochate miotaj¹ siê konwulsyjnie, usi³uj¹c przebiæ niewidzialn¹ barierê i dotrzeæ do wiat³a... i do ch³opca. Mia³ znowu stracha i rodzice pozwolili spaæ przy w³¹czonej lampce, mimo ¿e robi³em wszystko, by tak siê nie sta³o. Ludzie nie rozumiej¹, ¿e najgorsze co mo¿na zrobiæ w zimnej pustce, to rozpaliæ wiat³o, które stanie siê wskazuj¹c¹ drogê latarni¹. Czasem jest jedna æma, mo¿e dwie. Bywaj¹ jednak noce, kiedy s¹ ich ca³e chmary, ³omocz¹ce w szybê okna. Chwilami mam wra¿enie, ¿e s³yszê przejmuj¹cy skowyt tych zagubionych i w ciek³ych bytów, po¿eraj¹cych wiat³o ¿ywych. Te¿ nie lubiê takich nocy. Nie dlatego, ¿e te ³opocz¹ce cienie kr¹¿¹ w pobli¿u. Nie ma szansy, by dosiêg³y ch³opca, a nawet je li, nie stanowi¹ dla mnie k³opotu. Obawiam siê czego zupe³nie innego. Mam brzydkie, poszarpane rozdarcie na grzbiecie, upstrzone niæmi we wszystkich mo¿liwych kolorach. Naderwane ramiê nie jest te¿ ju¿ tak sprawne jak dawniej i ka¿dy ruch sprawia coraz wiêksze problemy. Plastikowa kulka w miejscu oka utrudnia dostrzeganie g³êbi i ocenê odleg³o ci. Jestem stary, ale doskonale znam siê na swojej pracy. Nie martwiê siê tym, ¿e której nocy M³ody znajdzie mnie obok ³ó¿ka rozprutego i ca³kowicie Ilustracja: Ewa Kiniorska nieprzydatnego. Martwiê siê, co stanie z ch³opcem, kiedy mnie zabraknie. Bo w noce takie jak ta co o lizg³ego wy³azi z ciemno ci tê¿ej¹cej pod ³ó¿kiem. Co , co nie jest mi³ym, pluszowym misiem.

20


Okruszek szczê cia AGNIESZKA SIWIEC

Henry Smith mia³ ju¿ wszystkiego serdecznie dosyæ. ¯ycie wyj¹tkowo mocno skopa³o mu dupê. Jeszcze kilka godzin temu powtarza³ sobie: Dam radê, dam radê . Nawet wtedy, gdy patrzy³, jak jego siedemnastoletnia córka odje¿d¿a z cholernym harleyowcem t¹ przeklêt¹ maszyn¹. Wierzy³, ¿e zanim zniknie z zasiêgu wzroku, rozmy li siê i wróci. Nie wróci³a. Jej obraz rozmy³ siê w tumanach kurzu, a potem jeszcze w kilku skrytych ³zach têsknoty i rozczarowania. Wci¹¿ wierzy³, ¿e poradzi sobie ze wszystkim. Nawet wówczas, kiedy w rodku nocy jego i Jenny rozbudzi³ wrzeszcz¹cy telefon. G³os w s³uchawce informowa³, ¿e Bobby mia³ wypadek. Pijany kierowca potr¹ci³ go na przej ciu dla pieszych zatrzymuj¹c siê dopiero na najbli¿szym drzewie. Jeszcze wówczas wierzy³, ¿e wszystko siê u³o¿y. Niebawem zobaczy syna ca³ego i zdrowego. Niestety, los chcia³ inaczej. Po³amany krêgos³up i uszkodzony mózg. Wieczna pi¹czka albo ¿yciu pstryk. Jedno klikniêcie od³¹czy respirator. Nie pragn¹³ wiele. Wci¹¿ mia³ nadziejê, ¿e dopóki Jenny jest obok, bêdzie potrafi³ jako ¿yæ. Jego kochana Jenny. Pomy la³, ¿e wci¹¿ móg³by byæ szczê liwym, ch³on¹c nawet niewielkie okruszki szczê cia, które ¿ycie postanowi³o mu ofiarowaæ. Jednak pewnego dnia kto przerwa³ milczenie. To zabola³o mocnej ni¿ kopniak w twarz. Twoja Jenny ma romans . Serce chcia³o mu pêkn¹æ, gdy patrzy³ na zdjêcia, na których tuli³a siê w inne mêskie ramiona. Jej szczê liwe oczy wpatrzone w jego czu³e spojrzenie. Wówczas wszystko umar³o. Nikt nie zdo³a³ znie æ a¿ tak wiele cierpienia. Po pracy nie wróci³ do domu. Skierowa³ siê w stronê betonowego mostu. Tam stan¹³ na krawêdzi i zapatrzy³ siê w przepa æ. Tylko jeden krok dzieli³ go od tego, aby znikn¹³ czas i zatrzyma³ siê puls. Pomy la³, ¿e byæ mo¿e odkryje inny, lepszy wiat. Tutaj nie zosta³o mu ju¿ nic. Ostatni oddech I Zaczekaj G³os zabrzmia³ znajomo. Odwróci³ siê i zobaczy³ mê¿czyznê. Wydawa³o mu siê, ¿e kiedy ju¿ go widzia³ Nie warto kontynuowa³ nieznajomy. Czujê, jak wielka ogarnia ciê rozpacz, dlatego z³amiê pewn¹ zasadê i zdradzê ci tajemnicê. Henry ponownie spojrza³ w przepa æ. Nie trud siê, przyjacielu odpar³. Wydaje siê, ¿e ¿adne s³owa nie s¹ wstanie roz wietliæ ciemno ci i bólu mojego serca. Nieznajomy u miechn¹³ siê i po³o¿y³ mu rêkê na ramieniu. Henry dopiero teraz zauwa¿y³ na jego ramionach parê nie¿nobia³ych skrzyde³. Modli³e siê do Boga o zdrowie twojego syna. Od kilku lat b³aga³e i prosi³e o cud. Twoje s³owa zosta³y wys³uchane i jeszcze tej nocy Bobby odzyska sprawno æ. Ale Twoja córka równie¿ wróci do ciebie. Jej ch³opak to pijak i chuligan. Zrozumie swój b³¹d i w g³êbi serca bêdzie wierzyæ, ¿e kiedy jej wybaczysz. Sk¹d ty I jeszcze jedno przerwa³ mu raz jeszcze. Nie gniewaj siê na Jenny. To twoja wina, ¿e szuka³a szczê cia u innego mê¿czyzny. Przypomnij sobie, jak bardzo j¹ zaniedba³e . Kiedy ostatnio przynios³e jej kwiaty? Kiedy zadba³e o to, by poczu³a siê jak atrakcyjna i warto ciowa kobieta? To co widzia³e , to nie by³ romans. To tylko krzyk kobiety, która poczu³a siê wyj¹tkowo samotna. Henry zamy li³ siê chwilê. Po zmarszczonym policzku sp³ynê³a gor¹ca ³za. Patrz¹c w twarz anio³a poczu³, jak w duszy rozlewa siê rado æ i potoki nadziei. Znowu zapragn¹³ ¿yæ. Zamierza³ przekroczyæ barierkê mostu i wróciæ do rodziny, ale anio³ zdecydowanie pochwyci³ jego roztrzêsione rêce. Nagle straci³

21


równowagê i teraz jego ¿ycie zale¿a³o od kurczowo zaci niêtych palców anio³a. To koniec, Henry. Twoja ¿ycie musi siê teraz zakoñczyæ. Powierzy³em ci tajemnicê, której nie powiniene poznaæ. Nie mo¿esz ¿yæ dalej, znaj¹c jej tre æ. Anio³ rozlu ni³ palce i w tym momencie cia³o Henry ego runê³o w g³êbok¹ przepa æ. Przera¿one oczy wbi³y spojrzenie w twarz anio³a, zadaj¹c mu w my lach ostatnie pytanie: Dlaczego mi o tym powiedzia³e ? Zanim roztrzaska³ siê o skalne wzniesienie, us³ysza³ odpowied : Ca³e ¿ycie by³em przy tobie, ale kiedy dotyka³y ciê te okrutne nieszczê cia, niestety nic nie mog³em poradziæ. Ci¹gle czu³em tw¹ rozpacz i wspólnie z tob¹ prze¿ywa³em ten ból. Tajemnica, jak¹ ci zdradzi³em by³a jedynym okruszkiem szczê cia, jaki móg³ ofiarowaæ tobie, twój anio³ stró¿. Mam nadziejê, ¿e ul¿y³em ci, chocia¿ w tej ostatniej chwili ¿ycia ¯egnaj.

Ilustracja: Sylwia Ostapiuk

22


Zagadka rubinowych oczu ANNA £UCJA NOWAK

Jurek sta³ nad cia³ami, o wietla³ latani¹ ka¿d¹ twarz i przygl¹da³ im siê uwa¿nie. Wzrok mu siê m¹ci³, lekko chwia³ siê na nogach, ale uparcie stara³ siê odczytaæ tajemnicê z martwych oczu. Oczu? Przecie¿ w³asnorêcznie zamyka³ im powieki, dlaczego by³y otwarte? W zm¹conym alkoholem umy le zaczê³o iskrzyæ. Otrze wia³ nieco. Ze zdziwienia. I strachu. Bia³ka trupich oczu zalane by³y krwi¹. W wietle lampy l ni³y rubinowo, intensywnie, mia³ wra¿enie, ¿e co siê w nich porusza. Wreszcie jaki lad. Opar³ siê o cianê i powstrzyma³ md³o ci. Najwa¿niejsze to byæ profesjonalist¹. Pó³ godziny wcze niej. Siedzieli w skromnym, ale wygodnym gabinecie, na ty³ach domu Eustachego. Gospodarz nalewa³ kolejny kieliszek samogonu. Jeste pewien, ¿e sprawdzi³e wszystko? Wszystko, co mog³em. Wiesz, ¿e nie jestem specjalist¹ od spraw kryminalnych. Tu nie miewamy zazwyczaj zbrodni. Co najwy¿ej przypadkowe samobójstwa. Spojrza³ na Jurka znad okularów. Tak. Wiem. Franek sam siê pobi³ orczykiem na mieræ, a Józwa sam siê rozjecha³ wy³adowanym wozem, nikt nic nie widzia³, nie s³ysza³, wszyscy pogr¹¿eni w smutku. Krzemieñ przepi³ gorycz wódk¹, wykrzywi³ siê wymownie i zmilcza³ przekleñstwo. Wypadki siê zdarzaj¹. Tr¹bka pokiwa³ w zadumie g³ow¹. Ale teraz to gorsza sprawa. Ludzie siê boj¹, naprawdê nie wiedz¹, co siê sta³o. Ja te¿ nic nie rozumiem piêæ cia³, ca³a rodzina, ¿adnych ladów. Podejrzewa³bym zatrucie by³y przypadki, ¿e jeden grzybek wykoñczy³ kilka osób gdyby ich kto nie u³o¿y³ ramiê przy ramieniu na klepisku w stodole. Nie znalaz³em ¿adnych ran, ladów duszenia, trucizny. Nic. Wygl¹daj¹ spokojnie, jakby spali. Nie mam pojêcia, co siê im sta³o. Gdyby nie nietypowe u³o¿enie zw³ok, nie podejrzewa³bym nawet, ¿e to sprawka kogo z zewn¹trz, szuka³bym przyczyn bardziej przypadkowych, zwyczajnych. Zapatrzy³ siê w pusty kieliszek, który trzyma³ w d³oni, podziwia³ brudny deseñ ladów palców, po czym wsta³ i rozla³ nastêpn¹ kolejkê. Co z nimi zrobimy? Nie mog¹ le¿eæ w mojej komórce, zaczynaj¹ mierdzieæ. Rodzina chce ich pogrzebaæ. Ciocia nie chce udostêpniæ piwnicy. Tam doczekaliby do przyjazdu ledczych ze stolicy. Prosi³em o pomoc. Dosta³em telegraf, ¿e najwcze niej bêd¹ za trzy dni. Mo¿e cia³a jeszcze wytrzymaj¹? spojrza³ pytaj¹co na Eustachego. Wytrzymaæ, wytrzymaj¹, ale najlepiej oglêdzin dokonaæ na wie¿o. Potem mog¹ znikn¹æ wa¿ne lady. Felczer wsta³, podszed³ do okna, wypi³, skrzywi³ siê i zapatrzy³ w jaki szary punkt w nieciekawym krajobrazie. Ludzie siê boj¹. Ja zreszt¹ te¿ czujê siê niepewnie. Pierwszy raz co takiego widzê. Misiakowie zginêli we w³asnym obej ciu, w miejscu na pozór najbezpieczniejszym z mo¿liwych. Nie wiadomo kto, nie wiadomo dlaczego Godzinê wcze niej. Ale¿, mój drogi! W ¿adnym wypadku nie ¿yczê sobie, by przechowywa³ zw³oki w mojej piwnicy! Ale najmilsza ciociu Nie czaruj, proszê, bêdê w tym temacie stanowcza. Nie. Ostanie s³owo zawis³o na chwilê w napiêciu, po czym spad³o jak kamieñ. Jak sobie ¿yczysz, ciociu.

23


Jurek Krzemieñ westchn¹³ ciê¿ko i wyszed³ z pokoju. Zakl¹³ bezd wiêcznie. Nie wyra¿aj siê! ostry falset przenikn¹³ przez drzwi. Ciocia Gabriela posiada³a niezwyk³e talenty, które niezmiennie zadziwia³y m³odego milicjanta. Westchn¹³ raz jeszcze i postanowi³ odwiedziæ Eustachego Tr¹bkê. *** Gabriela zosta³a sama. Nie cierpia³a zapachu gnij¹cych zw³ok. W przeciwieñstwie do woni wie¿ego strachu. Z podniecenia jej oczy wype³ni³y siê rubinowym l nieniem.

24



STUS£ÓWKA


Pedofil TOMASZ ZAWADA

Zaczê³o siê od zg³oszenia zbulwersowanej matki. Potem potoczy³o siê ju¿ szybko. Sprawca zosta³ aresztowany, niezw³ocznie os¹dzony i skazany na dobrych parê lat odsiadki. Na nic nie pomog³y t³umaczenia, ¿e nie zna³ wieku trzynastolatki, ¿e sama go zachêca³a, a gdy przysz³o co do czego, poda³a cennik us³ug. Z ka¿dym s³owem pogr¹¿a³ siê coraz bardziej, co znalaz³o wyraz w uzasadnieniu s¹du, ociekaj¹cym obrzydzeniem wobec tak plugawego czynu. Gdy kraty na g³ucho zatrzasnê³y siê za niegodziwym potworem, matka przytuli³a swoje skrzywdzone dziecko, po czym kaza³a oddaæ zarobione pieni¹dze. Kupi³a za nie wódkê, a córkê wys³a³a na poszukiwanie nowych klientów. Za co trzeba piæ.

27


SUBIEKTYWNIE


Ca³e z³oto El Dorado BART£OMIEJ CEMBALUK Miasto Z³ota, sekty i mierciono ny wirus Pamiêtam, jak na pocz¹tku swojej kariery czytelniczej zatraca³em siê w ksi¹¿kach przygodowych, zw³aszcza takich, których bohaterowie odbywali podró¿e do najdalszych zak¹tków naszego wiata. W pamiêci utknê³a mi przede wszystkim seria Alfreda Szklarskiego o wêdrówkach Tomka Wilmowskiego i jego przyjació³. Dziêki nim choæ na chwilê mog³em przenie æ siê do australijskiego buszu lub afrykañskiej d¿ungli. Pó niej przerzuci³em siê na fantastykê, która pozwala odkrywaæ jeszcze bardziej niezwyk³e miejsca, ale sentyment pozosta³. Jaki czas temu postanowi³em powróciæ do tego typu historii i sprawdziæ, jak ten przygodowo­podró¿niczy gatunek trzyma siê obecnie, a na pierwszy ogieñ posz³o Ca³e z³oto El Dorado autorstwa Krzysztofa Petka. Jacek Paluchiewicz vel. Palki, do wiadczony podró¿nik i eksplorator, wyrusza na swoj¹ kolejn¹ wyprawê w celu odnalezienia legendarnego Paititi, znanego równie¿ jako El Dorado. Zbiera dane, werbuje ekipê i ju¿ jest gotów do wymarszu, gdy zostaje poproszony o przys³ugê przez przedstawiciela amerykañskiej armii. Okazuje siê, ¿e w sercu amazoñskiej d¿ungli ma siedzibê sekta, która stworzy³a bardzo niebezpiecznego wirusa, zagra¿aj¹cego ca³ej ludzko ci, a samolot ¿o³nierza maj¹cego go wykra æ rozbi³ siê w tajemniczych okoliczno ciach. Za kilkadziesi¹t godzin maszyna dokona autodestrukcji, niszcz¹c tym samym pojemnik z wirusem i wypuszczaj¹c go do atmosfery. Palki musi jak najszybciej dostaæ siê do wraku i zapobiec katastrofie. Rozpoczyna siê wy cig z czasem. Powie æ Petka mo¿na najkrócej okre liæ jako nierówn¹. S¹ w niej momenty dobre, a nawet bardzo dobre, jednak tu i ówdzie pojawiaj¹ siê spore wpadki. Autorowi najlepiej wyszed³ opis miejsca, w którym dzieje siê akcja. Samemu uczestniczy³ w podobnej wyprawie do Amazonii, wiêc przedstawia j¹ w sposób rzetelny i dok³adny. Dostarcza wielu informacji na temat tamtejszej fauny i flory oraz miejscowych plemion, przenosz¹c czytelnika wprost na karty ksi¹¿ki, co jest dla tego typu literatury bardzo istotne. Znacznie gorzej jest ze stron¹ fabularn¹, gdy¿ w niej nietrudno znale æ mniejsze b¹d wiêksze g³upoty i wrêcz niepotrzebne fragmenty. Najlepszym przyk³adem jest kilkudniowy wypad trójki bohaterów z Ameryki Po³udniowej do Watykanu, ¿eby spotkaæ siê z papie¿em i zdobyæ informacje na temat zagra¿aj¹cej im sekty. Pominê absurdalno æ ca³ej sytuacji i wspomnê jedynie, ¿e istotnych dla opowie ci jest ledwie kilka z blisko siedemdziesiêciu stron. Reszta niespecjalnie interesuje i dodatkowo nie pasuje do stylu ca³ej powie ci. Petek najbardziej szkodzi swojej ksi¹¿ce dodaj¹c do historii o ciekawej wyprawie elementy wielkiego wiata. Ratuj¹cy ludzko æ bohater, który popija herbatkê z papie¿em i rzuca wyzwiskami w twarz prezydentowi Stanów Zjednoczonych niespecjalnie tutaj pasuje. Na si³ê wci niêty zosta³ tak¿e w¹tek mi³osny pomiêdzy protagonist¹, a jedn¹ z cz³onkiñ ekspedycji. Na samym wstêpie autor zaznaczy³, ¿e Palkiego poci¹ga piêkna Julia, pó niej okazuje siê, ¿e on j¹ te¿ i ze strony na stronê zaczyna miêdzy nimi coraz bardziej iskrzyæ. Szkoda tylko, ¿e przedstawiono to tak straszliwie sztucznie. Co ciekawe, podobne uczucie rodzi siê te¿ pomiêdzy par¹ innych bohaterów, ale w tym przypadku Petek nie wali nim tak po oczach i opiera wszystko na drobnych gestach lub zachowaniach, przez co ich relacja wydaje siê znacznie prawdziwsza.

29


Generalnie, bohaterowie powie ci budz¹ sympatiê i stanowi¹ ekipê, o której wêdrówkach chcia³oby siê poczytaæ wiêcej. Twardy i nieustêpliwy Jacek, nieco lêkliwy Leo, tajemniczy Tom i pogr¹¿ony we w³asnym wiecie profesor Burton to tylko czê æ zró¿nicowanej, ale doskonale uzupe³niaj¹cej siê grupy. Do tego ka¿da z osób ukrywa jaki sekret, nadaj¹c ksi¹¿ce smaczku i intryguj¹c odbiorców. Je¿eli chodzi o jêzyk, jakim pos³uguje siê autor, to wiêkszych zastrze¿eñ mieæ nie mo¿na, gdy¿ jest plastyczny i dodatkowo pe³en humoru, nawet w sytuacjach, gdy mamy do czynienia z opisem martwego cia³a. Niestety raz na jaki czas trafiaj¹ siê kwiatki typu: Dwaj asystenci Juana wydawali siê podobni jak bli niacy. Co zreszt¹ by³o prawd¹. , które delikatnie wytr¹caj¹ z równowagi. Ca³e z³oto El Dorado wzbudzi³o we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony poczu³em siê jak przed laty i znów by³em cz³onkiem ekscytuj¹cej wyprawy w g³¹b dalekiego kontynentu, za z drugiej co i rusz napotyka³em niezrozumia³e i przekombinowane pomys³y autora. Tak jak napisa³em kilka akapitów wcze niej jest to powie æ nierówna, której lektura momentami przypomina spacerek, a kiedy indziej przeprawê przez zdradzieckie bagna Amazonii. Zastanawiaj¹c siê, czy warto by³o po ni¹ siêgn¹æ dochodzê jednak do wniosku, ¿e tak, bo choæ nie ca³a, to w du¿ej mierze spe³nia oczekiwania mi³o nika literatury przygodowo­podró¿niczej. Tytu³: Ca³e z³oto El Dorado Autor: Krzysztof Petek Wydawca: Zysk i S­ka Data wydania: 24.06.2013 r. Liczba stron: 400 ISBN: 978­83­7785­223­1

Córka czarownicy ALEKSANDRA BRO¯EK Wsi spokojna, wsi weso³a! Wsi spokojna, wsi weso³a! Który g³os twej chwale zdo³a? , pyta³ poeta z Czarnolasu. Czytaj¹c seriê o czarownicy Anny Klejzerowicz mo¿emy odnie æ wra¿enie, ¿e ¿ycie na wsi, choæ niewolne od trudów, mo¿e przypominaæ ca³kiem mi³¹ egzystencjê w niemal bajkowym wiecie z babci¹ od jajek , uprzejmymi s¹siadami i ulubionym psiakiem przy boku. A ¿e w tej sielskiej rzeczywisto ci pojawi¹ siê czasem czarne chmury... có¿, takie ¿ycie. Córka czarownicy Anny Klejzerowicz to kontynuacja losów bohaterów przedstawionych przez autorkê w wydanej w 2012 roku Czarownicy . Ma³gosia nie jest ju¿ ma³¹ dziewczynk¹, lecz pewn¹ siebie studentk¹ weterynarii, a zarazem bezlitosn¹ pogromczyni¹ mêskich serc, która niestety bêdzie musia³a stawiæ czo³o wydarzeniom z przesz³o ci. Niew¹tpliwym atutem ksi¹¿ki jest przyjemny styl, dziêki któremu powie æ mia³o mo¿na nazwaæ lektur¹ na jeden wieczór. Historia nie nu¿y, a czytelnik po³yka kolejne strony w zawrotnym tempie. Autorka siêgnê³a te¿ po ciekawy zabieg polegaj¹cy na przedstawieniu faktów z perspektywy kilku bohaterów, którzy niczym wiadkowie

30


przes³uchiwani przez detektywa odkrywaj¹ przed czytelnikiem coraz to nowe karty. Inna sprawa, ¿e sam w¹tek kryminalny mnie osobi cie nie zaintrygowa³. Od razu przysz³o mi na my l Joyland Kinga, notabene wspania³a powie æ obyczajowa, w której sama zagadka kryminalna stanowi jakby atrakcjê dodatkow¹. Pisa³am o przyjemnym stylu? Zatem sposób budowania zdañ i ca³ych akapitów doskonale oddaje atmosferê powie ci. Bohaterowie ¿yj¹ w harmonii z pozosta³ymi cz³onkami rodziny i innymi mieszkañcami wsi oraz, rzecz jasna, przyrod¹. Wszyscy s¹ dla siebie mili, a nawet je li komu zdarzy siê fukn¹æ, nie zaburza to ogólnego poczucia równowagi i spokoju. Czasem tylko czytelnik zadaje sobie pytanie czy ta sielanka nie jest jednak zbyt oderwana od rzeczywisto ci? Z drugiej strony nikt nie broni autorom przedstawiaæ subiektywnej wizji otaczaj¹cego ich wiata, wiêc je li nawet pani Klejzerowicz nie pisze o tym, jak jest, tylko o tym, jak mog³oby byæ, nic w tym z³ego, prawda? Czy ta polska Arkadia opisana przez autorkê mo¿e istnieæ naprawdê? Czy wystarczy wyjechaæ do miejscowo ci usytuowanej kilka kilometrów poza granicami du¿ego miasta, by nie tylko nacieszyæ siê cisz¹ i spokojem, ale i znale æ siê w wiecie, gdzie ludzie ¿yj¹ w zgodzie z natur¹, s¹siadami i w³asnym sumieniem? Kto wie. Byæ mo¿e nie jest to niemo¿liwe. Aczkolwiek pozostanê sceptyczna. Tytu³: Córka czarownicy Autor: Anna Klejzerowicz Wydawca: Prószyñski i S­ka Data wydania: 06.08.2013 Liczba stron: 312 ISBN: 978­83­7839­577­5

Dotyk ALEKSANDER KUSZ Trylogii kanadyjskiej czê æ trzecia Na dzisiaj przypad³ czas omówienia trzeciej z rzêdu przeczytanej przeze mnie ksi¹¿ki kanadyjskiego autora. Zarazem jest to druga ksi¹¿ka nowego wydawnictwa Wiatr od morza Dotyk Alexiego Zentnera. Zwykle dopiero po kolejnych ksi¹¿kach mo¿na siê zorientowaæ, co reprezentuje sob¹ wydawnictwo. Wiadomo, ¿e do pierwszej wydanej pozycji mocno siê przy³o¿y, da jaki hit, dobr¹ ok³adkê, a dalej to ju¿ mo¿e byæ ró¿nie. Wiadomo te¿, ¿e na drugiej wydanej ksi¹¿ce tak¿e nie mo¿na jeszcze budowaæ swojej opinii, ale mo¿na ju¿ zobaczyæ liniê wydawnictwa oraz kierunek, w którym pod¹¿a. I okazuje siê, ¿e trafia w nasze ³apki ksi¹¿ka bardzo zbli¿ona klimatem do omówionej przeze mnie ostatnio powie ci Dostatek , To taki specyficzny kanadyjski realizm magiczny . Wiemy ju¿ wiêc, co mniej wiêcej Wiatr od morza bêdzie chcia³ wydawaæ. I bardzo siê cieszê, bo lubiê takie ksi¹¿ki: z pogranicza, z opowie ciami z ¿ycia, ale z magicznym t³em.Kibicujmy im wiêc, ¿eby ich ksi¹¿ki sprzedawa³y siê w jak najwiêkszych nak³adach, ¿eby starczy³o im si³ i odwagi na podbijanie rynku, albo ¿eby chocia¿ znale li swoj¹ niszê i dobrze siê w niej zadomowili, racz¹c nas co jaki czas dobrymi ksi¹¿kami.

31


Có¿, chyba we wstêpie wysz³o mi zakoñczenie, naprawdê niechc¹cy. Teraz postaram siê ju¿ pisaæ bardziej standardowo. Ksi¹¿ka nie jest przesadnie d³uga, wrêcz wkracza w format noweli. Czcionka chyba tym razem nieco wiêksza ni¿ w Dostatku , a ok³adka znowu ³adna, stonowana. Tutaj nale¿y siê du¿a pochwa³a. Opis tym razem nieco gorszy, ale tê ksi¹¿kê trudno dobrze opisaæ, co zrozumiecie po moim omówieniu, bo pewnie dalej nic o niej nie bêdziecie wiedzieæ, albo niewiele wiêcej ni¿ wcze niej :) Nie znam nagród International IMPAC Dublin Literary Award i Scotiabank Giller Prize, ale nie przypuszczam, ¿eby by³y bardzo presti¿owe. Tutaj nie wiem, jak to odebraæ. Chwaliæ siê takimi osi¹gniêciami, czy nie? Jednak nie to jest wa¿ne, znaczy siê wa¿ne, ale nie najwa¿niejsze w tej ksi¹¿ce. W rodku jest dobrze. To opowie æ o pewnej rodzinie i o pewnym miasteczku na przestrzeni wielu lat. Akcja nie jest liniowa, mamy tutaj trzy czasookresy. W pierwszym (chronologicznie, a nie tak, jak to jest podane w ksi¹¿ce) Jeannot, m³ody ch³opak, wyrusza z ukochanym psem w dziewicze lasy Kanady. Po kilkudziesiêciu dniach dociera do pewnego miejsca, gdzie jego pies odmawia dalszego marszu. Siada i nie chce i æ dalej. Jeannot znajduje tam z³oto. Zaraz potem przychodzi zima, któr¹ obydwaj ledwo s¹ w stanie przetrwaæ. Na wiosnê ch³opak wraca do cywilizacji , aby zakupiæ jedzenie i rzeczy potrzebne do wydobywania z³ota, a za nim wyruszaj¹ inni. Tak oto powstaje miasteczko Sawgamet. Jeannot szybko orientuje siê, ¿e zarobi wiêcej na obs³udze poszukiwaczy z³ota, ni¿ na jego szukaniu i zak³ada tartak. To pocz¹tek opowie ci ­ za³o¿enia osady. To wa¿ny moment w tej historii ale nie najwa¿niejszy. Druga linia, to czas, kiedy wnuk Jeannota ­ Stephen ma jedena cie lat. Mieszka z rodzicami i siostr¹ w Sawgamet. Babcia nie ¿yje, dziadek znikn¹³ wiele lat temu, a ojciec jest brygadzist¹ w tartaku. Toczy siê ¿ycie, a¿ tu nagle , staje siê co , co zawa¿y na ca³ym jego ¿yciu, tzn. na ¿yciu Stephena. To wa¿ny moment w tej historii, ale ju¿ dobrze wiecie, ¿e nie najwa¿niejszy (ale Wam dozujê!, nie?). Trzecia linia, to czas, kiedy Stephen przyje¿d¿a do Sawgamet. Ju¿ doros³y, czterdziestopiêcioletni, przyje¿d¿a obj¹æ posadê pastora w rodzinnej miejscowo ci. To równie¿ czas, kiedy umiera jego matka. Stephen wspomina dawne dzieje, opowiada swoim córkom rodzinne historie. Ju¿ wiecie, tak? Tak, to te¿ jest wa¿ny moment, ale oczywi cie nie najwa¿niejszy! Te wszystkie trzy linie czasu przeplataj¹ siê, akcja przeskakuje od jednej do drugiej tak, ¿e powoli poznajemy ca³¹ historiê rodzinn¹: historiê popl¹tan¹, dziwn¹ i dziewicz¹ jak lasy doko³a. Walka o ¿ycie z tward¹ przyrod¹, nieg padaj¹cy powy¿ej drugiego piêtra, zima trwaj¹ca do lipca, a w tle zjawy i duchy, ale podane tak naturalnie i rzeczywi cie, ¿e wydaje nam siê, ¿e nie mo¿e byæ inaczej. One s¹ tak normalne, jak padaj¹cy bez przerwy nieg, czy doroczny sp³aw drzew. Tak naprawdê symbolizuj¹ one zgodno æ z natur¹, zgodno æ z w³asn¹ dusz¹, czasami ka¿¹ cierpieniem za pope³nione grzechy, tak jakby wymierzaj¹ sprawiedliwo æ. S¹ oczywi cie i duchy z³o liwe same z siebie, ale nie wiem, czy gdyby g³êboko to przemy leæ, nie okaza³oby siê, ¿e ich dzia³anie mia³o jaki sens. Wierzenia s¹ tak mocno wbite w wiadomo æ ludzk¹, ¿e nie wiadomo, kiedy s¹ u³ud¹, a kiedy prawd¹. Wracaj¹cy dziadek, który oznajmia, ¿e przyszed³ po dawno umar³¹ babciê, wydaje nam siê ca³kiem normalny. Bo przecie¿ tam tak jest. Ju¿ wiecie? To jest bardzo wa¿ne, ale nie najwa¿niejsze :) Przejdê teraz do najwa¿niejszego. Mam nadziejê, ¿e mocno rozbudzi³em Wasz¹ ciekawo æ. Zatem w tej ksi¹¿ce mamy niesamowity opis mi³o ci, po¿¹dania i przyci¹gania. Scena, kiedy Martine i Jeannot spotykaj¹ siê, jest wprost magiczna. Magiczna jak mi³o æ, jak po¿¹danie id¹ce z mi³o ci¹ w parze. Magiczna jak niesamowita chêæ zespolenia siê z ukochan¹ osob¹. Scena krótka, na stronie chcieliby cie, nie? Oczywi cie, ¿e Wam nie zdradzê, gdzie jest. Przeczytajcie ksi¹¿kê, jak dojdziecie do tej sceny, to na pewno siê domy licie, ¿e to ju¿ TO, gwarantujê Wam. I gwarantujê, ¿e choæby dla tej sceny warto! Warto przede wszystkich dla samej powie ci. To ksi¹¿ka o ¿yciu i mierci, tak nieroz³¹cznie po³¹czonych, ¿e wydaj¹cych siê jednym. To opowie æ o przetrwaniu pomimo wszystko i wbrew wszystkiemu, o odpowiedzialno ci, która na nas ci¹¿y i równowadze, do której zawsze d¹¿y natura. To opowie æ o sile ¿ycia, bardzo mocnej sile ¿ycia, która czasami okazuje siê byæ bardzo krucha, jak lód na rzece. To opowie æ o tym, ¿e ¿aden czyn, ¿adne dzia³anie nie obêdzie siê bez konsekwencji, ¿e jak zwa³ tak zwa³, Bóg, ¿ycie czy natura, jest nierychliwa, ale sprawiedliwa.

32


Dotyk jest bardzo podobny do Dostatku , a jednocze nie tak ró¿ny. Podobny w konwencji w nurcie kanadyjskiego realizmu magicznego, a ró¿ny w ca³ej reszcie. Mo¿na powiedzieæ, ¿e to te¿ saga rodzinna jak Dostatek , ale przecie¿ w tej ksi¹¿ce o co ca³kiem innego chodzi. My lê, ¿e to jest pozycja bardziej dla duszy, ni¿ dla umys³u. Czyta³em te powie ci na zmianê, na wakacjach, Dostatek czyta³em w pokoju, bo to wiêksza i ciê¿sza ksi¹¿ka. Dotyk bra³em sobie na pla¿ê. Wydawa³y mi siê bardzo podobne, ale dok³adnie wiedzia³em, gdzie któr¹ przerwa³em, ¿y³em ¿yciem bohaterów, ka¿da z nich wbi³a mi siê w pamiêæ. To dobrze o nich wiadczy, bo z racji mojego wieku i przeczytanych ksi¹¿ek, ciê¿ko o to. W moim osobistym rankingu Dotyk jest lekko ni¿ej ni¿ Dostatek , ale i tak obie powie ci plasuj¹ siê w mojej pierwszej dziesi¹tce ksi¹¿ek na rok 2013. Wiatr od morza ­ tak trzymaæ! Tutaj rzuci³bym parê ¿eglarskich hase³, na przyk³ad wiatru w ¿agle , czy co takiego, ale nie znam siê. Móg³bym rzuciæ jakimi has³ami, na których siê znam, na przyk³ad ksiêgowymi, typu: wspania³ego bilansu , rewelacyjnych zysków , ale to by chyba rednio pasowa³o do konwencji. Poprzestanê wiêc na pierwotnie wymy lonym: Tak trzymaæ! Dzia³ajcie dalej, dali cie mi rado æ i zadowolenie podczas czytania Waszych pierwszych dwóch powie ci, oby tak dalej :) Autor: Alexi Zentner Tytu³: Dotyk Wydawnictwo: Wiatr od morza Data wydania: 23 wrze nia 2013 r. Liczba stron: 207 ISBN: 978­83­936653­1­0

Dostatek ALEKSANDER KUSZ Trylogii kanadyjskiej czê æ druga Wstêp Tak mi siê trafi³o, ¿e przeczyta³em trzy ksi¹¿ki kanadyjskich autorów pod rz¹d. Na pierwszy ogieñ poszed³ zbiór opowiadañ Alice Munro Przyjació³ka z m³odo ci , potem by³ Dostatek Michaela Crummeya, a na koniec Dotyk Alexi Zentnera. Pierwsza pozycja z Wydawnictwa Literackiego, a dwie nastêpne z nowego wydawnictwa ­ Wiatr od morza. Recenzje tych ksi¹¿ek, jak zwykle zaczynam dziwnie, czyli od tej drugiej. Kanada literacko Do tej pory Kanada literacko kojarzy³a mi siê z powie ci¹ Kanada ¿ywic¹ p³yn¹ca Arkadego Fiedlera oraz z powie ciami Lucy Maud Montgomery o Ani z Zielonego Wzgórza (zaczytywa³em

33


siê Ani¹ w m³odo ci, nie Tomkami Szklarskiego, ale w³a nie Ani¹. Tak, wiem, jestem dziwny). Wiêc obecnie mog³em w ekspresowym tempie, chocia¿ trochê nadgoniæ zaleg³o ci. I jest dobrze, muszê Wam napisaæ, jest dobrze. Wydawnictwo Zacznijmy od wydawnictwa. Za³o¿one w tym roku, w dobie DWKW (Drugiego Wielkiego Kryzysu Wydawniczego) przez t³umacza Micha³a Alenowicza. Bardzo odwa¿ne posuniêcie, naprawdê. Alenowicz to cz³owiek z pasj¹ i za³o¿y³ wydawnictwo z pasj¹, to widaæ i bardzo mnie cieszy, ¿e w³a nie takie ostatnio powstaj¹, tworzone przez ludzi, którym siê chce, którzy kochaj¹ ksi¹¿ki (tutaj macie wywiad z wydawc¹). Rozpoczêcie dzia³alno ci zosta³o dobrze przygotowane, strona internetowa, materia³y o ksi¹¿kach, wspó³praca z dystrybutorami, akcja ze zbieraniem pytañ do Crummeya na FB i co najwa¿niejsze ­ recenzje pierwszej ksi¹¿ki w licz¹cych siê czasopismach (np.: Nowa Fantastyka, Polityka, Rzeczpospolita). wietna nazwa Wydawnictwa, wpadaj¹ca w pamiêæ. Ksi¹¿ka Ksi¹¿ka ma 354 strony. Tutaj wydawca poszed³ lekko pod pr¹d obecnym zwyczajom, czy to chc¹c im siê przeciwstawiæ, czy to chc¹c zarobiæ trochê na papierze, czy po prostu nic nie chc¹c, tylko tak sobie wymy li³. Mianowicie mamy w ksi¹¿ce ma³¹ czcionkê jak na obecne standardy. Pewnie w WL, czy FS, która chyba ten proceder zaczê³a, by³oby to przynajmniej 500 stron, a tak mamy zwart¹ ksi¹¿kê, nie za grub¹, nie za chud¹, grzbiet doskonale widoczny, jest ok. Ok³adka bardzo ³adna. Rzadko piszê o ok³adkach, ale tutaj muszê pochwaliæ: delikatna, stonowana, podoba mi siê. Opis (blurb) Czytam oczywi cie opisy ksi¹¿ek w Internecie i na ok³adkach, bo czym nale¿y siê sugerowaæ szukaj¹c ksi¹¿ek do przeczytania. Jednak tyle razy ju¿ siê sparzy³em, ¿e nie za bardzo im wierzê, a zw³aszcza nie wierzê w szumne, reklamowe zapowiedzi, cytowanie, pos³ugiwanie siê znanymi nazwiskami, ¿eby przyci¹gn¹æ wzrok odbiorcy. Mo¿na powiedzieæ, ¿e reagujê wrêcz alergicznie na takie zagrania. Wiêc kiedy na ok³adce Dostatku przeczyta³em, ¿e tutaj Marquez spotyka siê Faulknerem, to by³em prawie na sto procent przekonany, ¿e bêdê móg³ wydawcy to wytkn¹æ. I jak to zwykle bywa, nie mogê, bo to jest bardzo uzasadnione porównanie. Z ty³u ksi¹¿ki jest w ogóle bardzo dobry opis, chyba najlepszy jaki czyta³em w ostatnich paru latach. Ze znanymi nazwiskami, ale s³usznie, zdradzaj¹cy nieco fabu³ê, ale nie za bardzo. Tak ¿eby zainteresowaæ, ale te¿ nie zdradziæ za du¿o. Dobra robota. Miejsce akcji Powie æ dzieje siê na kanadyjskiej wyspie Nowej Fundlandii, obecnie kanadyjskiej, ale kiedy toczy siê akcja powie ci, wtedy by³o to jeszcze brytyjskie terytorium zale¿ne. Dopiero w 1949 w g³osowaniu, po wcze niejszym bankructwie wyspy, mieszkañcy opowiedzieli siê za przy³¹czeniem do Kanady. Akcja A w³a ciwie jej brak, bo to nie jest ksi¹¿ka z akcj¹. To nie powie æ, któr¹ siê czyta dla akcji, to jest powie æ z tre ci¹. Mo¿na powiedzieæ, ¿e jest to saga, w tym wypadku wielu rodzin i pokoleñ. Przedstawia losy rodzin zamieszkuj¹cych osady rybackie na przestrzeni dwustu lat ­ mniej wiêcej od za³o¿enia osad do I Wojny wiatowej. S¹ dwie osady, zamieszkuj¹cy ich mieszkañcy ­ Anglicy, Irlandczycy oraz Bushborni (znaczy siê miejscowi). Wszystko krêci siê wokó³ ryb i wokó³ po³owów. Ziemia daje niewiele, w okresie letnim trzeba z³owiæ tyle ryb, aby zrobiæ zapasy na zimê i odpowiedni¹ czê æ sprzedaæ, aby kupiæ pozosta³e potrzebne do ¿ycia rzeczy. Taki cykl, krótkie lato, w którym mieszkañcy próbuj¹ wszystko zrobiæ i d³uga zima, gdy czasami nie s¹ w stanie wyj æ z domu. Ubóstwo To jest to, co rzuca siê najbardziej w oczy ubóstwo tych ludzi. ¯yj¹, a w³a ciwie próbuj¹ prze¿yæ, rodz¹ dzieci, umieraj¹, na pocz¹tku nie zdaj¹ sobie sprawy, ¿e ¿ycie mog³oby byæ inne, ³atwiejsze, prostsze, wygodniejsze. Tacy siê urodzili, tak ¿yj¹, próbuj¹ z tym walczyæ, ale cykl dyktuj¹ ³awice, które albo przep³ywaj¹, albo nie, oraz ceny ryb na rynku, bo okazuje siê te¿ ¿e mo¿na z³owiæ wiêcej ni¿ w zesz³ym roku i dostaæ za to mniej pieniêdzy. Pod koniec, kiedy paru m³odych wyje¿d¿a do Stanów Zjednoczonych, wiêkszo æ z nich ju¿ tam

34


zostaje. Pisz¹ listy i opowiadaj¹ podczas odwiedzin rodziców o raju na ziemi, o tym, ¿e mo¿na normalnie pracowaæ, nie wypruwaj¹c sobie ¿y³, dostawaæ za to w miarê normalne wynagrodzenie i ¿yæ. Mo¿na mieæ jakie rozrywki, kulturê, a nie tylko troszczyæ siê o przetrwanie ca³y rok, ca³e ¿ycie. Tre æ Ca³o æ zaczyna siê, kiedy wieloryb trafia na mieliznê przy terenie Królówki Sellersa. Ludno æ dwóch osad czeka na brzegu, ¿eby móc siê nim podzieliæ. Gdy ju¿ s¹ przy rozbiorze wieloryba, w jego brzuchu znajduj¹ ¿yj¹cego cz³owieka ­ bladego, niemego i strasznie cuchn¹cego ryb¹. Zostaje on uratowany przez Wdowê po Devinie, ¿eby potem zamieszkaæ przy jej rodzinie (nie w ich chacie, bo smród by³ nie do przyjêcia). Od tego momentu ledzimy losy tych osad, a przede wszystkim dwóch rodzin Devine ów i Sellersów. ledzimy rozwój osad, w których ¿ycie toczy siê utartymi cie¿kami, aby co jaki czas napotkaæ swoiste kamienie milowe: a to przyjazd pierwszego doktora do miejscowo ci, a to wizytê pierwszego kaznodziei, albo budowê nowych magazynów Sellersa. Akcja toczy siê prawie ca³y czas liniowo. Czasem autor ma ochotê skupiæ siê na danej osobie, czy sytuacji, aby na nastêpnej stronie przeskoczyæ sobie o dziesiêæ lat. Postacie Jest ich mnóstwo, jak to w takiej epopei, sadze. Oczywi cie autor niektórych tylko zakre la, przedstawia, s¹ mu potrzebni jako t³o, a niektórych ho³ubi, w³a ciwie na ich podstawie kre li losy osad czy pokolenia. Chocia¿ miejsce jest trudne do ¿ycia, mê¿czy ni musz¹ naprawdê ciê¿ko pracowaæ, ¿eby zarobiæ na rodzinê i na dodatek nie zgin¹æ, co im siê czêsto jednak zdarza, to wydaje mi siê, ¿e kobiety okazuj¹ siê silniejsze, twardsze, bardziej przystosowane do takiego ¿ycia. Po drugie, autor lubi niektóre swoje kobiece postacie: Wdowê po Devinie, Mary Tryphenê. Chocia¿ akcja zaczyna siê od znalezienia Judy w brzuchu wieloryba, to jest on jednak jakby wielkim nieobecnym. Wiele spraw toczy siê wokó³ niego, lub s¹ powodowane przez niego, ale on zachowuje siê, jakby jego to w ogóle nie dotyczy³o, jest obok. Jest kilka silnych postaci mêskich, jak chocia¿by Królówka Sellers, ale to kobiety s¹ sol¹ tej ziemi. Religia Mamy tutaj zderzenie kultur: wierzenia miejscowych, które zosta³y przejête przez nap³ywaj¹c¹ ludno æ oraz wiarê przywiezion¹ ze Starego Kontynentu. Na pocz¹tku nie ma w ogóle ¿adnego kaznodziei, czasami pojawia siê wêdruj¹cy, ekskomunikowany ksi¹dz katolicki. I tak jest dobrze. Pogrzeby odprawia posiadacz jedynej biblii (znalezionej oczywi cie na morzu). Ludzie nie maj¹ k³opotów ze swoj¹ wiar¹ i z tym, ¿e w osadzie obok mieszkaj¹ katolicy czy anglikanie. Potem, w miarê rozwoju osad, najpierw przybywa anglikañski kap³an, potem pojawia siê ksi¹dz katolicki, którzy to ustanawiaj¹ swoje zasady i przekonuj¹ ludzi, ¿e to tamci s¹ li, bo innowiercy. Na koniec godzi ich metodysta, który pojawiaj¹c siê w osadzie przejmujê prawie ca³y rz¹d dusz. Zakoñczenie Zastanawia³em siê, jakie¿ to zakoñczenie zaserwuje nam autor, bo przecie¿ w takich ksi¹¿kach ciê¿ko o dobre zakoñczenie. Nie mo¿na by³o zakoñczyæ powie ci mierci¹ g³ównego bohatera, bo przecie¿ by³o ich tu kilku, je¿eli w ogóle jacy byli. Zbli¿aj¹c siê do ostatnich stron stwierdzi³em, ¿e autor pozostawi otwarte zakoñczenie, ale pomyli³em siê. Zakoñczenie trochê mo¿e odpustowe, trochê przerysowane, ale muszê przyznaæ, ¿e spodoba³o mi siê, jak to ³adnie zamkn¹³ klamr¹. Podsumowanie Nawi¹zanie do Stu lat samotno ci jak najbardziej zasadne i, o dziwo, nie odrzucaj¹ce. To jest opis dwustu lat z ¿ycia ludzi mieszkaj¹cych w skrajnie niekorzystnych warunkach, tego jak z dnia na dzieñ próbuj¹ prze¿yæ, jednocze nie poszukuj¹c tych nielicznych dobrych chwil i nielicznych dobrych uczuæ w swoim ¿yciu. To opis poszukiwania szczê liwych chwil w trudnym ¿yciu. To dobra ksi¹¿ka, naprawdê!

35



Autor: Michael Crummey Tytu³: Dostatek Wydawnictwo: Wiatr od morza Data wydania: czerwiec 2013 r. Liczba stron: 358 ISBN: 978­83­936653­0­3

Era lotnictwa wojskowego HUBERT PRZYBYLSKI Sny o lataniu Któ¿ z nas nie ni³ o lataniu? O tym, ¿eby uwolniæ siê od wszystkiego i wzbiæ siê wysoko w przestworza. O tym, ¿eby szybuj¹c ponad wiatem zaznaæ tej najbli¿szej chyba doskona³o ci namiastki wolno ci. O tym, ¿eby po raz pierwszy móc pod¹¿aæ do celu szybko i bez natykania siê na jakiekolwiek przeszkody. O tym, ¿eby pozostaj¹c na bezpiecznej wysoko ci, poza zasiêgiem nienawidzonego wroga, zrzuciæ mu na ³eb wiadro z krowim ³ajnem... Tak. To w³a nie z takich marzeñ narodzi³o siê lotnictwo wojskowe*, o którym traktuje niedawno wydana w Polsce ksi¹¿ka Martina Van Crevelda ­ "Era lotnictwa wojskowego". Profesor Van Creveld to wybitny izraelski teoretyk i historyk wojskowo ci, którego wyk³adów czy odczytów mo¿na by³o wys³uchaæ na chyba ka¿dej znacz¹cej siê uczelni "wojskowej czy cywilnej, pomiêdzy Kanad¹ a Now¹ Zelandi¹ i od Norwegii po Po³udniow¹ Afrykê" (cytat ze strony autora w moim, nieudolnym, t³umaczeniu). W ród tych uczelni znajduj¹ siê m.in. Marine Corps Uniwersity i U.S. Naval War College, ale tak¿e chiñski National University of Defense Technology. Natomiast je li chodzi o kwestie zwi¹zane z wojskowo ci¹, które interesuj¹ Van Clevelda, to nie ogranicza siê on wy³¹cznie do lotnictwa. Wrêcz przeciwnie ­ wszystko, co ma zwi¹zek z wojskiem, stanowi przedmiot jego badañ. Nawet takie zagadnienia jak feminizm czy wspó³czesna my l polityczna. A teraz, po tym do æ d³ugim stêpie oraz przybli¿eniu Wam postaci autora, pozwalam sobie przej æ do samej monografii. I od razu wylejê kube³ zimnej wody na rozgor¹czkowane z podniecenia g³owy militarystów­ ­gad¿eciarzy. W "Erze lotnictwa wojskowego" nie znajdziecie ani jednej szczegó³owej charakterystyki samolotu, czy te¿ innej, lataj¹cej broni. W dobie internetu oraz Cioci Wikipedii i Wójka Gógla zamieszczanie takich informacji w ksi¹¿ce by³oby najzwyczajniejszym marnowaniem papieru. Poza tym ­ i tak znacie je pewnie na pamiêæ. Zatem có¿ mo¿na znale æ w "Erze..."? Calutk¹ historiê lotnictwa wojskowego od momentu wykorzystania w celach militarnych pierwszych balonów po dzieñ dzisiejszy. Znajdziemy tu omówienia wszystkich wa¿niejszych konfliktów z ostatnich stu lat, w których wykorzystywano lotnictwo wraz ze szczegó³ow¹ analiz¹ wykorzystania tego¿ w dzia³aniach wojennych. Dowiemy siê, jak na przestrzeni lat zmienia³a siê strategia wykorzystywania lotnictwa pod wp³ywem ograniczeñ technologicznych, gospodarczych, spo³eczno­ politycznych, czy te¿ moralnych.

37


A na koniec poznamy, jaki wed³ug Van Crevelda bêdzie dalszy los lotnictwa wojskowego. O jednej pozytywnej stronie monografii ju¿ pisa³em (brak charakterystyk), ale "Era..." ma ich wiêcej. Przede wszystkim, zachwyca poziomem merytoryczno ci i kompleksowo ci¹ spojrzenia na tematykê. Je li co mia³o lub ma istotny wp³yw na lotnictwo wojskowe, albo wyst¹pi³a jakakolwiek odwrotna zale¿no æ ­ znajdziemy to w tej ksi¹¿ce przeanalizowane tak dog³êbnie, ¿e ju¿ chyba bardziej siê nie da (no, chyba ¿e pisz¹c oddzieln¹ monografiê o ka¿dej z tych kwestii). Mnie najbardziej zaciekawi³y dwa poruszone tematy ­ jak wygl¹da³y spory w ród wojskowych w kwestii strategicznego i taktycznego wykorzystania lotnictwa oraz jak na lotnictwo wojskowe wp³ywa³y ambicje wojskowych, naukowców i polityków. Zw³aszcza ta druga jest fenomenalnie przedstawiona. Autor ukazuje, jak, wielokrotnie zreszt¹, niepohamowana chêæ by mieæ samoloty lataj¹ce szybciej i wy¿ej sprawia³a, ¿e nawet siedz¹cy za biurkami tracili kontakt z Matk¹ Ziemi¹ i z jak wielkim hukiem rzeczywisto æ sprowadza³a pó niej takich "kosmonautów" na ziemiê. I co najwa¿niejsze, jak ma³o z tego do wiadczenia owi "kosmonauci" wynie li. A czy "Era..." ma jakie s³abe strony? My lê, ¿e ma. Jedn¹. Tê sam¹, co ka¿dy inny podrêcznik. Albowiem, pomimo niew¹tpliwych walorów naukowych, potrafi szybko znu¿yæ i tylko najwiêksi pasjonaci bêd¹ w stanie czytaæ j¹ jednym tchem. Mnie lektura zajê³a ponad trzy tygodnie i chyba tylko "Wojnê strategiczn¹ w cyberprzestrzeni" Rattray'a czyta³em d³u¿ej (choæ to te¿ jedna z najlepszych ksi¹¿ek naukowych w swojej kategorii tematycznej). Moja ocena "Ery lotnictwa wojskowego" to 9,5/10. Van Creveld jest m¹drym cz³owiekiem, który umie kompleksowo spojrzeæ na konkretny problem i wnikliwie go przeanalizowaæ, aby pó niej wyci¹gn¹æ w³a ciwe wnioski. I co najwa¿niejsze, zrozumiale je przedstawiæ czytelnikowi. A ¿e lekko nie jest? Có¿... Mówi¹, ¿e wszystko to, co przychodzi z trudem, cenimy najbardziej. Zw³aszcza nasz¹ wiedzê i m¹dro æ. Autor: Martin Van Creveld Tytu³: Era lotnictwa wojskowego Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica/Wydawnictwo Tetragon Rok wydania: 2013 Liczba stron: 616 ISBN: 978­83­62329­81­6/978­83­63374­11­2 *Co ciekawe, zanim jeszcze cz³owiek wzbi³ siê w przestworza, opanowa³ inn¹, na pierwszy rzut oka zdawa³o by siê, ¿e bardziej z³o¿on¹ i wymagaj¹c¹ technicznie, broñ umo¿liwiaj¹c¹ uderzenie z góry. Co prawda, skuteczno æ wczesnej broni orbitalnej ­ bo to o niej w³a nie mowa ­ nie by³a mo¿e jako przesadnie wysoka, gdy¿ nie zawsze sk³adanie bogom ofiar powodowa³o, ¿e razili oni piorunami wrogów prosz¹cego, ale rekompensowa³y to bardzo niskie koszta u¿ywania tej broni (jedna koza w tê czy we w tê), jej mobilno æ (gdzie dojdzie cz³owiek, tam przewa¿nie dojdzie i koza) i prostota u¿ywania (do odpalenia wystarczy³ nó¿ ­ nawet nie musia³ byæ ofiarny ­ i/lub ogieñ oraz modlitwa).

38


HolocaustF S£AWOMIR SZLACHCIÑSKI Holocaust F - felieton z kresu W czasach, gdy standardem sta³y siê sze æset­stronicowe ceg³y, a niejeden czytelnik podejmuj¹c decyzjê o zakupie ksi¹¿ki bierze mocno pod uwagê jej wagê fizyczn¹, powie æ Cezarego Zbierzchowskiego mo¿na by, nieomal¿e, okre liæ mianem felietonu. Dobrze to, czy le? Gdyby my rozmawiali o lekkiej, letniej przygodówce, w takiej lakoniczno ci wiêkszo æ z nas dopatrywa³a by siê wady, jednak Holocaust F nale¿y do zdecydowanie innego rodzaju literatury. Autor pos³u¿y³ siê form¹ powie ci, by ukazaæ nurtuj¹ce go problemy i zadaæ czytelnikowi pytania, a w³a ciwie sk³oniæ go do tego, by sam je zada³. Ta powie æ to rozwa¿ania, wyzbyte pustos³owia dociekania, ascetyczna, ogo³ocona ze zbêdnej ornamentyki my l; wysokiej próby filozoficzna obserwacja rzeczywisto ci. wiat, w którym rozgrywaj¹ siê opisywane wydarzenia, to zmierzch ludzko ci. Stopieñ rozwoju cywilizacyjnego osi¹gn¹³ granice naszego pojmowania, ludzie w zasadzie nie s¹ lud mi, a kondycja, w jakiej ów wiat siê znajduje, to kompletna degeneracja, degrengolada. Z naszego punktu widzenia to niemal piek³o. Rzeczywisto æ uleg³a przemianom, które dzisiejszemu cz³owiekowi uniemo¿liwi³yby funkcjonowanie, nie mówi¹c ju¿ o zdrowiu psychicznym. Chc¹c nie chc¹c zastanawiamy siê, czy taka droga jest naszym wiadomym wyborem i czy jeste my w³adni z niej zej æ, gdyby siê okaza³o, ¿e jednak niekoniecznie. Na tym tle mamy fabu³ê sprawiaj¹c¹ pocz¹tkowo wra¿enie zupe³nie standardowego produktu. Bitwy, zasadzki, masa strzelania, gad¿etów i nawet chyba jaki seks jest. Sensacyjna intryga z elementami twardego science­fiction pomieszanego z ekstremalnym cyberpunkiem jak malowanie. Jednak wraz z przewracanymi stronami uzmys³awiamy sobie, ¿e to bo¿onarodzeniowa choinka postawiona, w lutym, w rogu mietnika. To w zasadzie schemat drzewa, pretekst. Prosto zarysowana, jest no nikiem i niczym wiêcej, osnow¹ dla nici w¹tku ontologicznych i aksjologicznych rozwa¿añ. Jej formaln¹ konstrukcjê, zmierzaj¹c¹ w stronê roztrzaskanej nieokre lono ci, znajdujê jako symbol ostatecznego kresu ludzko ci, postêpuj¹cego rozpadu wszystkiego. Podobnie wygl¹da sprawa z bohaterami. Chocia¿ mówimy o cywilizacji ludzi, to na kartach powie ci w istocie nie znajdziemy ani jednego stuprocentowego cz³owieka w naszym sensie pojmowania. O nikim nie da siê tego powiedzieæ, nawet o najbardziej ludzkim z ca³ego zestawu, narratorze. Na dodatek, formalnie porz¹dnie skonstruowany jest tylko on. Reszta to t³o, czê æ wiata przedstawionego, narzêdzia w rêku autora. W powie ci Zbierzchowskiego mo¿na zidentyfikowaæ szereg nawi¹zañ form¹, narracj¹, pomys³ami, popkultur¹. Mo¿na wymieniaæ Dicka, Wattsa, Strossa czy Stephensona, by ograniczyæ siê tylko do nazwisk z czwartej strony ok³adki. Tylko po co? Szczerze mówi¹c, nie widzê sensu. Te wszystkie zapo¿yczenia i nawi¹zania to tylko kolejne narzêdzia. To sk³adniki rzemios³a, tak samo wa¿ne jak p³ótno, pêdzel i farby dla malarza. Naprawdê istotny jest obraz, a nim jest my l autora. Czy oryginalna? I tak i nie. Nowy jest kontekst, zasiêg i forma, same pytania zdaj¹ siê byæ stare jak cz³owiek. Kim (czym) jeste my? Co nas definiuje? Dok¹d zmierzamy? Co jeste my w stanie zaakceptowaæ i na jakich warunkach? Czy swobodna mo¿liwo æ korzystania z dowolnej ludzkiej my li, bezwysi³kowe posi³kowanie siê czym tylko chcemy, nieograniczona mo¿liwo æ przeprowadzania 'operacji plastycznych' na ja ni jest tym, do czego tak naprawdê d¹¿ymy? Czy fakt, ¿e cz³owiek staje siê zlepkiem fragmentów cudzych jestestw pozostawia miejsce

39


na jakiekolwiek 'ja'? Czy cokolwiek ma jakikolwiek sens? Tych pytañ pewnie mo¿na by postawiæ wiêcej, ka¿dy czytelnik pewnie zada je trochê inaczej. Holocaust F to hiperbola zjawisk, problemów i wyzwañ znanych nam nie od dzi . W tym wymiarze, najbardziej istotnym moim zdaniem, prezentuje bezsprzecznie ponadczasowy format. Osobi cie mam zastrze¿enia tylko w jednym przypadku. Mistern¹ konstrukcjê narusza pewien rodzaj metafizyki koncepcja plazmatu. Moim zdaniem zupe³nie zbêdna, psuj¹ca obraz ca³o ci i os³abiaj¹ca przekaz. Jednak potrafiê zrozumieæ, ¿e dla ludzi o wiatopogl¹dzie nieracjonalistycznym mo¿e mieæ ona swoje uzasadnienie. Jakie tam. Holocaust F nie jest lekk¹, rozrywkow¹ literatur¹. Wymaga zaanga¿owania, sk³ania do refleksji. Nie poddaje siê ³atwemu bilansowi zalet i wad. Warto j¹ przeczytaæ w wieku lat dwudziestu, a potem regularnie co dekadê od wie¿aæ, z pewno ci¹ ka¿da kolejna lektura tej powie ci przyniesie nam nowe odkrycia, pomo¿e w rozumieniu wiata i siebie. Mimo wszystko, jak s¹dzê, nie bêdzie to powie æ z pierwszych miejsc ksiêgarnianej listy przebojów, ale z pewno ci¹, za kilkadziesi¹t lat wci¹¿ bêdzie kupowana i czytana. Tytu³: HolocaustF Autor: Cezary Zbierzchowski Wydawnictwo: Powergraph Data wydania: 30 sierpnia 2013 ISBN: 9788361187196

Holocaust F HUBERT STELMACH Innego koñca wiata nie bêdzie Bywa tak, ¿e w czasie lektury w g³owie a¿ mi siê kot³uje z pewno ci¹ ka¿dy z was zna to uczucie. Mam wra¿enie, ¿e na temat ksi¹¿ki móg³bym napisaæ ca³e elaboraty, a nawet poematy. Jednak czasem, gdy ju¿ si¹dê przy klawiaturze, s³owa wcale nie chc¹ siê uk³adaæ w zdania. Bo tak naprawdê, granica miêdzy b³yskotliwo ci¹ a be³kotem w literaturze jest na tyle cienka, ¿e nie wiadomo, po której stronie stoi zarówno autor, jak i czytelnik. Ludziom uda³o siê uzyskaæ pe³n¹ komunikacjê na linii komputer­mózg. Mogli dzieliæ siê wszystkim, na zasadzie staromodnej sieci wymiany plików p2p: wspomnieniami, marzeniami, uczuciami. Do æ szybko wysz³a na jaw ciemna strona medalu ­ pojawi³y siê wirusy mog¹ce oddzia³ywaæ bezpo rednio na umys³. Doprowadzi³o to do niespodziewanych konsekwencji. Ludzie zaczêli siê zmieniaæ, pojawi³y siê zombie i wampiry, a nowo odkryta substancja swobodnie zmienia³a rachunek prawdopodobieñstwa. Ostatecznie wybuch³a wojna. W swojej powie ci Cezary Zbierzchowski rozci¹gn¹³ wizjê wiata, w którym raczej nikt nie chcia³by ¿yæ. Lecz jest w niej co poci¹gaj¹cego. Z pozoru nasza Ziemia przeniesiona w przysz³o æ ska¿ona, ale pe³na technologii marzeñ. Jednak wraz z rozwojem

40


fabu³y odkrywamy coraz wiêcej elementów niepasuj¹cych do naszego wiata. Czasem s¹ to tylko szczegó³y, ale zdarzaj¹ siê te¿ rzeczy, które w tym niby wiecie zdaj¹ siê byæ naturalne, ale znan¹ nam rzeczywisto æ wywróci³yby do góry nogami. Historia krêci siê wokó³ Franciszka Eliasa ­ cz³onka jednej z najbogatszych rodzin na wiecie, w³a cicieli korporacji Elias Electronics. Franciszek jest cradlerem ­ jego mózg zamkniêto w ko³ysce, która umo¿liwia zmianê cia³a, gdy poprzednie siê zestarzeje lub ulegnie wypadkowi. Osi¹gn¹³ nie miertelno æ, pozorn¹, w koñcu ko³yski nie s¹ niezniszczalne. Maj¹c na koncie ponad sto lat, zaczyna siê czuæ nieswojo, zarówno wobec otaczaj¹cej go coraz bardziej obcej rzeczywisto ci, jak i wobec swojego­nieswojego cia³a. Czasem bywa tak, ¿e ksi¹¿ki, w których bardzo du¿o miejsca po wiêcono na przedstawienie wiata, mocno kulej¹ w innych kwestiach zwyczajnie brakuje miejsca dla bohaterów i fabu³y. Zbierzchowskiemu tak uda³o siê skonstruowaæ swoj¹ opowie æ, ¿e wszystkie te trzy elementy s¹ ze sob¹ ci le powi¹zane. Wyci¹gniêcie któregokolwiek elementu sprawi³oby, ¿e reszta runê³aby jak domek z kart. Niewielu autorom udaje siê po wiêciæ po³owê ksi¹¿ki na worldbuilding i jednocze nie osi¹gn¹æ taki poziom równowagi. Jednak zdarza³o siê, ¿e Zbierzchowski zbytnio zapêdza³ siê w snuciu militarystycznych wizji, czasem mia³em w¹tpliwo ci, co jest wa¿niejsze ­ bohater, czy mo¿e ilo æ pocisków wystrzeliwanych w ci¹gu minuty z trzeciej lufy umiejscowionej na prawej ³opatce. Holocaust F nie jest ksi¹¿k¹ ani ³atw¹, ani lekk¹. Przy tym do æ specyficzn¹ ­ idzie o du¿y krok dalej ni¿ klasyczny cyberpunk. Znakami rozpoznawczymi tego podgatunku zawsze by³y bliska przysz³o æ, zaawansowana technologia i spo³eczeñstwo w stanie rozk³adu. Do tego dochodzi lekko ju¿ wy wiechtane pytanie o moment, w którym cz³owiek przestaje byæ cz³owiekiem. To wszystko mo¿emy znale æ w klasykach Gibsona, w RPG Cyberpunk 2020, w wie¿utkim Nexusie, którego nie tak dawno recenzowa³em oraz w ka¿dym innym dziele utrzymanym w tej konwencji. I znajdziemy to równie¿ w Holocau cie F. To, co pozwala Zbierzchowskiemu wybiæ siê ponad t³um, to sprytne wmieszanie do tego równania boskiego pierwiastka (z czym w cyberpunku siê jeszcze nie spotka³em mo¿e poza gr¹ komputerow¹ Messiah ). Nada³o to ca³o ci mocno filozoficzny ryt, co nie wszystkim czytelnikom mo¿e pasowaæ druga po³owa ksi¹¿ki w zasadzie skupia siê na wewnêtrznym monologu g³ównego bohatera przerywanym co jaki czas wartk¹ akcj¹. Warto przeczytaæ nawet je li mia³oby siê nie spodobaæ. Tytu³: Holocaust F Autor: Cezary Zbierzchowski Wydawnictwo: Powergraph Seria/cykl wydawniczy: Science Fiction z Plusem Data wydania: 30 sierpnia 2013 ISBN: 9788361187196

41


Krótka historia Stephena Hawkinga Rafa³ Sala Krótka recenzja Krótkiej historii Stephena Hawkinga Kitty Ferguson 1375 gramów u mê¿czyzny. Trochê mniej u kobiety. Tyle wynosi rednio waga ludzkiego mózgu. Czy to du¿o? Ca³kiem sporo. Mózg Alberta Einsteina wa¿y³ o ponad sto gram mniej, nie przeszkodzi³o mu to wszak¿e dokonywaæ niebywa³ych odkryæ, o których przeciêtny cz³owiek mo¿e tylko pomarzyæ. Otaczaj¹cy nas wiat jest niezwyk³¹ zagadk¹. Na co dzieñ nie zastanawiamy siê, jak powsta³ Wszech wiat i dok¹d zmierza. S¹ jednak ludzie, których drêcz¹ te pytania. Ludzie z mózgami wa¿¹cymi prawie tyle co mój i Twój. A jednak Stephen Hawking. Imiê i nazwisko, które niewielu osobom bêdzie nieznane. Chcia³bym, aby cie zamknêli oczy. Na chwilkê. Wyobra cie sobie Stephena Hawkinga. Co widzicie? A mo¿e co s³yszycie? Mo¿e g³os? Gdy ja zamykam oczy, widzê futurystyczny wózek inwalidzki na tle fioletowego kosmosu. W wózku siedzi Hawking. Nieruchomy, pe³en pokory i cierpliwo ci. Wie, ¿e ju¿ nied³ugo odkryje prawdê. Tytu³ ksi¹¿ki Krótka historia Stephena Hawkinga napisanej przez Kitty Ferguson, mo¿e okazaæ siê myl¹cy, gdy¿ ta krótka historia liczy sobie kilkaset stron. Z drugiej strony prawie czterysta stron o kim takim jak Stephen Hawking to niewiele. Lektura to przednia. Bogata nie tylko biograficznie, ale równie¿ pe³na najró¿niejszych teorii opisanych w miarê zrozumia³ym dla laika jêzykiem. W koñcu, czy da siê oddzieliæ ¿ycie prywatne od pracy w przypadku tak znakomitego fizyka? Nie da siê i autorka doskonale zdaje sobie z tego sprawê. Fizyka i kosmologia s¹ ca³ym ¿yciem Stephena Hawkinga. Niezwyk³e zdolno ci do ³¹czenia faktów, do dokonywania odkryæ, sprawi³y, ¿e sta³ siê on jednym z najwiêkszych fizyków w dziejach ludzko ci. Ma³o tego. Ju¿ dawno przekroczy³ wszelkie granice popularno ci. Jest postaci¹ kultow¹. Wystêpowa³ w filmach, w najró¿niejszych programach, jego g³os a raczej g³os syntezatora mowy wykorzystany bywa³ przez muzyków. Choroba, na któr¹ od piêædziesiêciu lat cierpi Hawking, wydaje siê byæ przekleñstwem.. Pocz¹tkowo Hawkingowi dawano jedynie kilka lat ¿ycia. Nic dziwnego, ¿e potrafi doceniæ ka¿d¹ chwilê i uparcie d¹¿yæ do celu. Hawking niewiele mówi o swojej chorobie. Woli rozmawiaæ o kosmosie. To niesamowite, z jak¹ brawur¹ ten cz³owiek przechodzi przez ¿ycie, nic nie robi¹c sobie z ograniczeñ. Krótka historia Stephena Hawkinga to bardzo szczera opowie æ o cz³owieku, który ma ogromne poczucie humoru, wielki dystans do samego siebie oraz pogodê ducha. Chcia³bym, ¿eby cie jeszcze raz zamknêli oczy i wyobrazili sobie trochê mniej futurystyczny wózek inwalidzki, a w nim u miechaj¹cego siê Hawkinga, który pêdzi na z³amanie karku, podczas gdy grupka studentów próbuje go zatrzymaæ. Taki w³a nie jest. Zanim choroba posadzi³a go na czterech kó³kach , pêdzi³ swoim samochodem na randkê ze swoj¹ przysz³¹ ¿on¹. Mimo, ¿e przesiad³ siê na inny fotel , nadal mknie przed siebie. W podró¿ do gwiazd zabiera wszystkich, którzy tego chc¹. Wszystkich zakochanych w ¿yciu. Je li chcieliby cie przejechaæ siê z Hawkingiem, mo¿na zacz¹æ od ksi¹¿ki Krótka historia Stephena Hawkinga . Ja sam zosta³em porwany przez niezwyk³¹ opowie æ o cz³owieku, który robi to co kocha. Mimo wszystko.

42


Tytu³: Krótka historia Stephena Hawkinga Autor: Kitty Ferguson Wydawnictwo: Prószyñski Media Data wydania: 06­06­2013 Liczba stron: 400 Format: 16.5x24 cm ISBN: 978­83­7839­529­4

Legion JOANNA ZA£USKA Le ne drogi Brygady wiêtokrzyskiej Ka¿da, nawet najkrótsza historia, skrywa swoje tajemnice, niedopowiedzenia i nigdy nie jest tylko bia³a lub czarna . Czasami, w g¹szczu faktów mo¿na zgubiæ drogê do obiektywnej oceny zdarzeñ czy postaci. El¿bieta Chereziñska jest g³ównie znana z cyklu ksi¹¿ek o wczesno redniowiecznej Norwegii ( Pó³nocna Droga ), jak równie¿ powie ci Korona niegu i krwi . Tym razem postanowi³a napisaæ ksi¹¿kê o II wojnie wiatowej, a konkretnie o Brygadzie wiêtokrzyskiej. Tematy wojenne w mediach, filmie i ksi¹¿kach przewijaj¹ siê pod ró¿nymi postaciami, od lekkich historyjek czy anegdot, po dyskusje na tematy trudne, przemilczane lub zapomniane. 2013 rok jest rokiem ¯o³nierzy Wyklêtych, wiêc wielu wydawców bombarduje czytelnika wspomnieniami, biografiami, a nawet dodrukami ksi¹¿ek. Zanim otrzyma³am ksi¹¿kê do r¹k w³asnych, nasunê³a mi siê my l ­ o czym jeszcze nie mówiono, czy w temacie II wojny wiatowej co jeszcze mo¿e czytelnika zaskoczyæ. Chereziñska znalaz³a zaskakuj¹cy sposób na nowatorskie i ciekawe podej cie do tematu. Autorka zdo³a³a pobudziæ emocjonalnie i intelektualnie czytelnika, który po przeczytaniu Legionu na pewno siêgnie po ksi¹¿ki du¿o trudniejsze w odbiorze. Powie æ ta jest jedn¹ z najbardziej kontrowersyjnych pozycji tego roku, a jednocze nie jest najwiêkszym pozytywnym zaskoczeniem. Blisko o miuset stronicowa epopeja jest jak rzeka napisana z pomys³em, poczuciem humoru, du¿ym dystansem. W Legionie El¿biety Chereziñskiej zostaje przedstawiona historia Brygady wiêtokrzyskiej, bêd¹cej oddzia³em Narodowych Si³ Zbrojnych (NSZ). Ramy czasowe powie ci obejmuj¹ lata od wrze nia 1939 roku po maj 1945 roku. Wraz z bohaterami prze¿ywamy klêskê wrze niow¹ i wej cie Sowietów, jeste my wiadkami okupacyjnej rzeczywisto ci, wyzwalamy obóz dla kobiet w Czechach, spotykamy siê z genera³em Pattonem. Fabu³a przypomina film drogi, jednak nie jest to tylko pod¹¿anie za bohaterem z punktu A do punktu B. Mnogo æ miejsc i postaci, jakie czytelnik poznaje sprawia, ¿e odczuwa siê chaos. Autorka tak skonstruowa³a powie æ, i¿ przypomina ona scenariusz do filmów Tarantino. Fabu³a i akcja jest bardzo dynamiczna, a sceneria i bohaterowie zmieniaj¹ siê jak w kalejdoskopie. W powie ci znalaz³o siê szereg w¹tków pobocznych dotycz¹cych okupacyjnego ¿ycia miast i wsi. Powie æ pieczo³owicie odzwierciedla realia epoki. Czytelnik niemal ch³onie atmosferê tamtych dni i miejsc warszawskich klubo­kawiarni, tajnych przedstawieñ teatralnych, konspiracyjnych spotkañ, ucieczek do lasów, pozornego spokoju wsi kresowych. Ksi¹¿ka jest cudown¹ skarbnic¹ detali o ówczesnym ¿yciu. To

43


wszystko jest umiejêtnie wplecione w losy poszczególnych bohaterów. Spo³eczne i wojskowe w¹tki splataj¹ siê wzajemnie i wzajemnie siê uzupe³niaj¹ tworz¹c bardzo spójny, dobrze przemy lany i autentyczny obraz. Przez karty powie ci przewija siê ca³a galeria postaci. Chereziñska unika stawiania swoim bohaterom pomników . Sylwetki ich s¹ wyraziste, o pog³êbionym rysie psychologicznym. Leonard Szczêsny Zub­Zdanowicz Z¹b , W³adys³aw Ko³aciñski ¯bik , W³adys³aw Marcinkowski Jaxa to postacie historyczne, wokó³ nich rozgrywa siê akcja powie ci i w¹tki formowania siê Brygady i jej pó niejsze losy. Autorka w pos³owiu do ksi¹¿ki wspomina, i¿ przebija³a siê przez tysi¹ce stron dokumentów, biografii i wspomnieñ, aby przywróciæ pamiêæ o tych ludziach i zdarzeniach. Zrobi³a to jednak umiejêtnie, ocenê bohatera zostawi³a ca³kowicie czytelnikowi. Stworzy³a sylwetki, z którymi czytelnik siê identyfikuje, ale jednocze nie sama ma do nich dystans. ¯adnego ze swoich g³ównych bohaterów nie warto ciuje, ale pieczo³owicie przedstawia motywy ich dzia³añ. Dziêki temu to czytelnik ma za zadanie zadawaæ sobie pytanie, dlaczego? . Podobnie s¹ nakre lone postacie fikcyjne, dziêki którym poznajemy okupacyjn¹ rzeczywisto æ. Do nich zaliczyæ mo¿na Feliksa boksera ¿ydowskiego pochodzenia, oraz Polê aktorkê, ³udz¹co przypominaj¹c¹ warszawsk¹ piêkno æ tamtych czasów ­ Lode Halamê. Chereziñsk¹ wyró¿nia to, ¿e nie pisze o swoich bohaterach, jako mêczennikach, postaciach tragicznych i z góry skazanych na klêskê. Wojna determinuje ich dzia³ania, ale nie parali¿uje ich. Zastosowano ciekaw¹ konstrukcjê powie ci przypominaj¹c¹ scenariusz filmowy lub puzzle z³o¿one z miejsc zdarzeñ i postaci. W ksi¹¿ce jest zachowana chronologia, ale wydarzenia i bohaterów poznajemy ze strzêpów informacji, niby wyrwanych z kontekstu zdarzeñ. W tek cie sporo jest przypisów, notek o wcze niejszych wydarzeniach. Pozorna fragmentaryczno æ zapewnia powie ci niesamowity dynamizm, co chwila zmienia siê sceneria, bohater, a wraz z t¹ zmian¹ pojawiaj¹ siê nowe w¹tki. Olbrzymia rozpiêto æ czasowa Legionu oraz mnogo æ miejsc, postaci i faktów historycznych, oraz tworzonych na potrzeby fabu³y, sprawia, ¿e w ksi¹¿ce nie ma miejsca na s³owa zbêdne. W zamian za to czytelnik otrzymuje bardzo plastyczny obraz. Chereziñska ma mistrzowski warsztat literacki ka¿de zdanie ma swoje miejsce, czytelnik ma obiektywny obraz bohatera, zdarzenia i motywu. Autorka zmusza czytelnika do czytania uwa¿nego, a jednocze nie umie siê z nim zabawiæ intelektualnie. Konstrukcja tej powie ci pozwoli³a autorce dowolnie ¿onglowaæ histori¹, selektywnie dostosowuj¹c j¹ do bohaterów powie ci, a nie czasów, w jakich przysz³o im ¿yæ. To wyselekcjonowanie zdarzeñ i w¹tków spowodowa³o jednak, ¿e Chereziñska narazi³a siê na krytykê. Trzeba pamiêtaæ, ¿e ksi¹¿ki pisane w oparciu o fakty zawsze bêd¹ oceniane nie tylko przez pryzmat warsztatu literackiego, ale te¿ stosunku autora do tematu, którego siê podj¹³. Chereziñska poprzez zastosowan¹ konstrukcjê fabu³y ma mo¿liwo æ bezpiecznego zdystansowania siê do wydarzeñ, które opisuje. W samej powie ci nie ma miejsca na pog³êbione rozprawy historyczno­polityczne. Autorka zaznacza jednak w¹tki ideowe le¿¹ce u podstaw motywów dzia³añ poszczególnych postaci, ale jest to ledwie mu niêcie. W pos³owiu do ksi¹¿ki brakuje kilku s³ów wyja nienia kontekstów polityczno­historycznych i wyja nienia roli NSZ, jako zbrojnego ramienia Obozu Narodowo­Radykalnego (ONR). Organizacja ONR w 1935 roku uznany by³a z organizacjê nielegaln¹. Jej dzia³acze g³osili has³a Polska tylko dla Polaków . To oczywi cie jest do æ du¿e uogólnienie i uproszczenie, niemniej jednak ani w powie ci, ani w pos³owiu nie ma ¿adnej wzmianki o kontekstach historycznych tych organizacji, jakie wywo³ywa³y przed i w czasie wojny. Sporo miejsca po wiêcono wyja nieniom, dlaczego AK i NSZ, jako organizacje podziemne nie mog³y ze sob¹ formalnie siê po³¹czyæ. Chereziñska wskazuje rysy na monolicie pañstwa podziemnego i rz¹du londyñskiego. Autorka nie ukrywa, ¿e ksi¹¿kê niejako pisa³a na zlecenie wydawcy. Zarówno z racji kontrowersji, wietnie napisanej ksi¹¿ki, jaki i tematu, jaki siê w niej znalaz³, powie æ z pewno ci¹ znajdzie wielu nabywców. Tylko czy to nie jest manipulacja? Osoby niezorientowane, lub bardzo laicko pochodz¹ce do historii, mog¹ pewne fakty przedstawione uznaæ za pewnik. Mam nadziejê, ¿e przynajmniej przy drugim wydaniu lub dodruku w pos³owiu od autora znajdzie siê choæ s³owo wiêcej wyja nienia. Brak owego trudno wyt³umaczyæ opas³o ci¹ dzie³a czy niechlujn¹ redakcj¹ tekstu.

44


Mimo to Chereziñska osi¹gnê³a to, o czym marz¹ inni ­ wywo³a³a burzê. Czy jest to zamierzony chwyt wydawcy, czy te¿ nie, autorka zainteresowa³a spor¹ grupê ludzi niemal zapomnian¹ histori¹. Czytelnik oszo³omiony ogromem zdarzeñ postaci zmuszony jest do w³asnych poszukiwañ. Nieznana historia jest oswojona, bli¿sza sercu, porywa. Ksi¹¿ka jest napisana z du¿ym zaanga¿owaniem i pasj¹. Chereziñska dokona³a heroicznego wysi³ku, aby zebraæ olbrzymi materia³ historyczny, poselekcjonowaæ go i u³o¿yæ z niego autentyczn¹ historiê, a nie kolejny tragiczny pomnik. Pomimo kontrowersji Legion to powie æ magnetyczna, mistrzowsko napisana, dopracowana pod wzglêdem konstrukcji i detali epoki. Ta ksi¹¿ka to doskona³a inspiracja do poznania historii. Nie jest pisana ku pokrzepieniu serc, ani nie mo¿e byæ traktowana jak dokument, a mimo to znajdziemy w niej wierny obraz ówczesnych czasów, wspania³e portrety bohaterów zapomnianych i wyklêtych. Legion El¿biety Chereziñskiej to pozycja wa¿na, ciekawa i inspiruj¹ca. Moja ocena to 10/10 Autor: El¿bieta Chereziñska Tytu³: Legion Wydawca: Zysk i S­ka Data wydania: lipiec 2013 Liczba stron: 800 ISBN: 978­83­7785­221­7 Recenzja na podstawie egzemplarza recenzenckiego.

Nowa Fantastyka 9 (372) 2013 S£AWOMIR SZLACHCIÑSKI Credo Oceny poprzednich dwóch numerów pisma zawiera³y fragmenty, w których wyra¿a³em zdziwienie jako ci¹ poszczególnych recenzji, czy te¿ kszta³tem ca³ego dzia³u. Obie te wypowiedzi spotka³y siê z mniej lub bardziej sensown¹ krytyk¹. Z jednej strony, by³y to zdania w tonie Jak miem, skoro siê nie znam? . Obronê tego podej cia umieszczê w szóstym tomie moich dzie³ zebranych, gdy kiedy Mag zdecyduje siê wydawaæ seriê Wy¿erka Imaginacji Geniusze Polskiego Fandomu. Z drugiej strony, kto zasugerowa³, ¿e byæ mo¿e czepiam siê dla samego czepiania, ¿e skoro jest zabawa, to szukam dziury w ca³ym i niepotrzebnie rozdmuchujê nik³y p³omyk. Po przemy leniu przysz³o mi, ¿e z zewn¹trz tak to mo¿e wygl¹daæ. W celu unikniêcia przysz³ych nieporozumieñ, postanowi³em przedstawiæ swój skromny (a jak!) pogl¹d na sprawê. Uwaga kamera, bêdê mówi³ tera. Primo, wszelkie moje oceny s¹ skrajnie rzetelne i maj¹ na celu jedynie uczciwe przedstawienie sytuacji. Mo¿na mi wierzyæ, albo nie, ale tak jest. Naturalnie, nie mam innego narzêdzia, ni¿ moja prywatna, rednio uzwojona klucha pod ³ys¹ kopu³k¹. Szczê liwie nie jest to model najpo ledniejszej marki, niemniej do idea³u trochê mu brak. Maj¹c wiadomo æ niedoskona³o ci kluchowych wytworów odnajdujê jednak mia³o æ dla ich prezentowania. Ot, zwyczajna, zdrowa pycha. Secundo, mam ogólne pojêcie o si³ach dzia³aj¹cych na pismo z racji funkcjonowania w rzeczywisto ci finansowo­biznesowej i z ca³¹ wiadomo ci¹ wiedzê tê ignorujê. Przestrzeñ tutejszych notatek nie ma nic wspólnego z zarabianiem kasyi utrzymywaniem siê na rynku. Staram siê zajmowaæ jedynie jako ci¹, ma siê rozumieæ, pojmowan¹ po mojemu. Tertio, wszystkie moje wypowiedzi wynikaj¹ z troski, z chêci pomocy i z za³o¿enia,

45


¿e lepszy przyjaciel szczery, ni¿ potakuj¹cy. Owa troskliwo æ ma z jednej strony pod³o¿e altruistyczne, bo fajny ze mnie go æ, z drugiej za egoistyczne, zwyczajnie chcia³bym czytaæ dobr¹ literaturê i m¹dr¹ publicystykê. Co powiedziawszy, wracam do zajêæ. Dobranoc siê Pañstwu. A teraz z zupe³nie innej beczki. Hip, hip, hurra! Nie ma w numerze zupe³nie s³abego opowiadania! Na pocz¹tek mamy konkursowe Drobnoustroje Piotra Mirskiego. Porz¹dnie wykonana wersja kontaktu miêdzycywilizacyjnego. Dziêki pierwszoosobowej narracji opowie æ nabiera autentyzmu emocjonalnego, a emocje to clou tej opowie ci. Rzecz niezbyt skomplikowana, ale przedstawiona z odrobin¹ zawieszonego niepokoju i napisana bez zarzutu. Demony Maxwella Tadeusza Soleckiego to historia, której osi¹ s¹ przypadek, pech i szczê cie oraz koncepcja pozwalaj¹ca na zarz¹dzanie tymi parametrami. Z grubsza poprawnie, jednak konstrukcja polegaj¹ca w przewa¿aj¹cej czê ci na dialogu/wyk³adzie odrobinê skrzeczy, poza tym tu i tam nie do koñca chcia³em siê zgodziæ z logik¹ wywodu. Niemniej czyta siê lekko i przyjemnie. Dzia³ polski zamykaj¹ Oni Micha³a Lelonka. Znów kontakt miêdzy cywilizacjami, tym razem utrzymany w do æ smacznym groteskowym tonie. Napisane z pomys³em, czuæ odrobinê maniery Lema, jednak kompletnie schrzanione zakoñczenie, prezentuj¹ce horrendalnie dramatyczny brak wyczucia i zaufania do inteligencji czytelnika, psuje odbiór. Dzia³ zagraniczny reprezentuj¹ dwa opowiadania uznanych tuzów. Pierwsze z nich, Fale Kena Liu, to z wierzchu twarde SF, wype³nione rozmy laniem nad sensem cz³owieczeñstwa, zakresem i istot¹ ludzkiej to¿samo ci. Koncepcyjnie, filozoficznie bez zarzutu, jednak sp³ynê³o po mnie nie wzbudzaj¹c emocji. Nie przej¹³em siê losem ¿adnej postaci, nic mnie nie poruszy³o. Przeczyta³em jak dobrze napisan¹, logiczn¹, instrukcjê monta¿u zestawu wypoczynkowego z Ikei. Oczywi cie zdajê sobie sprawê, ¿e to skutek mocno specyficznych 'misiów'. Na zimno powiem, ¿e to bardzo dobre opowiadanie jest. Koñczymy Przej ciem w Biel Catherynne M. Valente, specyficznym post­apo, w którym autorka mniej skupia siê na samej rzeczywisto ci, a bardziej na przemianach spo³ecznych, jakie ta rzeczywisto æ wymusi³a. Zauwa¿amy jak drugorzêdn¹ spraw¹ jest prosto pojmowana moralno æ i jak mocno zale¿y ona od warunków zewnêtrznych; jak lokalne terytorialnie i czasowo s¹ normy reguluj¹ce stosunki spo³eczne. Moim zdaniem najmocniejszy punkt programu. Zupe³nie nie le wygl¹da te¿ dzia³ publicystyczny. Zaczynamy wietnym pomys³em projektem maj¹cym na celu przybli¿enie czytelnikowi (skazanemu w du¿ej mierze na dyktat kultury anglosaskiej) literatury z ró¿nych rejonów wiata. Na pocz¹tek Marek Grzywacz prezentuje fantastykê z RPA ze znan¹ ju¿ u nas Lauren Beukes na czele. Brawo, takiej publicystyki potrzebuje Naród. Micha³ Hernes pisze o ekranizacji Kongresu futurologicznego, a Andrzej Kaczmarek reklamuje nowego Riddica. Kompletnie brak we mnie uznania dla tej serii, ale niech tam. I docieramy do tekstu, który w zasadzie mo¿na omin¹æ, Aleksander Daukszewicz zastanawia siê nad niebywale wa¿kim problemem, czyli dlaczego w ekranizacjach komiksowych w ród twardych facetów jest wiêcej facetów ni¿ kobiet. Hmmm... Dalej mamy wywiad przeprowadzony przez Jerzego Rzymowskiego z Markiem Hodderem, autorem poczytnego cyklu. Trochê o specyfice tworzenia, trochê o widzeniu wiata, w sumie sympatycznie i do æ interesuj¹co. Michael J. Sullivan rozwodzi siê na temat prawdopodobieñstwa i wiarygodno ci w tworzonym przez pisarza wiecie, a duet Haska/Stachowicz opowiadaj¹ o apokryficznej twórczo ci bazuj¹cej na przygodach Sherlocka Holmesa, której apogeum przypad³o na pierwsz¹ po³owê ubieg³ego wieku. Peter Watts rozwa¿a problemy poznawcze wynikaj¹ce z samej konstrukcji rzeczywisto ci; pewnych granic zwyczajnie nie da siê przekroczyæ. Rafa³ Kosik bardzo celnie obna¿a tkwi¹c¹ w nas potrzebê panowania nad nieokie³znanym. Maciej Parowski na tle Kombatanckich wspominek delikatnie popycha nas ku twórczo ci Wiktora ¯wikiewicza. Na koniec £ukasz Orbitowski skutecznie zachêca do mrocznego nastroju Berberian Sound Studio, horroru o gêstej fakturze emocjonalnej.

46


Pozdrawiam i do nastêpnego razu. Tytu³: Nowa Fantastyka 9 (372) 2013 Wydawca: Prószyñski Media ISSN: 0867­132X

Przyjació³ka z m³odo ci ALEKSANDER KUSZ Trylogii kanadyjskiej czê æ pierwsza i ostatnia Nadszed³ czas na pierwsz¹ czê æ kanadyjskiej sagi u Alka ­ przeczytan¹ przeze mnie ponad miesi¹c temu. Jednak jako nie umia³em siê zabraæ za napisanie recenzji do niej, albo chocia¿by omówienia. Od pocz¹tku mnie ta pozycja zachwyci³a. I nie wiedzia³em jak podej æ do omówienia, bo dobrze wiecie, ¿e z warsztatem u mnie na bakier, piszê bardziej sercem, a nie rozumem, wiêc i jak trafiam na co , co mnie zachwyca, to ciê¿ko mi to opisaæ, ¿eby chocia¿ trochê oddaæ ksi¹¿kê. W ogóle ostatnio mam co z ksi¹¿kami do recenzji. Albo zm¹drza³em i dobrze wybieram, albo zg³upia³em ju¿ na staro æ i wszystko mi siê podoba. Faktycznie kilka ostatnio przeczytanych ksi¹¿ek by³o bardzo dobrych. I teraz nie wiem, czy siê cieszyæ, czy smuciæ. Zastanowiê siê w k¹ciku nad tym problemem pó niej, a teraz ju¿ przejdê do próby omówienia ksi¹¿ki Alice Munro Przyjació³ka z m³odo ci . Autorka niedawno dopiero w Polsce odkryta. Z tego, co znalaz³em, to wydawana najpierw przez wydawnictwo Dwie siostry ( wietna nazwa, g³êboki uk³on!), obecnie Jej ksi¹¿ki wydaj¹ same tuzy na polskim rynku wydawniczym ­ W.A.B. i Wydawnictwo Literackie. Na zmianê, jakby chcieli nadgoniæ utracony czas. Alice Munro ma ju¿ swoje lata, og³osi³a ostatnio, ¿e Drogie ¿ycie (wydana w maju 2013 przez WL) to jej ostatnia ksi¹¿ka. Szkoda, ale na szczê cie, mamy jeszcze wiele do nadgonienia, wiêc wydawnictwa jeszcze przez jaki czas bêd¹ nas raczy³y Jej dzie³ami. I tak nale¿y siê cieszyæ, ¿e w takim wieku Alice Munro dalej tak wietnie pisze. To siê nazywa umys³! Przyjació³ka z m³odo ci to zbiór z 1990 roku. Zawiera dziesiêæ opowiadañ. Ale to nie ma znaczenia ile opowiadañ, wa¿ne, ¿e pisze je Mistrzyni krótkiej formy, nazywana kanadyjskim Czechowem. Upodoba³a sobie krótk¹ formê i chyba dobrze, bo sprawdza siê w niej niesamowicie. Nie wiem, jak jej wychodzi³o napisanie powie ci, one s¹ dopiero przede mn¹, ale wiem, ¿e pisanie opowiadañ to jest to, co na pewno umie robiæ! Czytaj¹c Jej opowiadania mia³em prawdziw¹ literack¹ ucztê. Delektowa³em siê ka¿dym opowiadaniem. S¹ wietnie napisane. Jêzyk Munro jest bardzo prosty, na swój sposób ascetyczny i bardzo schludny, a z drugiej strony niezwykle plastyczny, tak po kobiecemu. Naprawdê wietnie siê to czyta. Ale, najwa¿niejsze jest to, o czym siê czyta. A czyta siê o ró¿nych odcieniach ludzkiej duszy, o przeró¿nych ludzkich losach, o samotno ci, o bólu, o chwilach szczê ciach, o chorobie, o strachu, o nienawi ci i zranieniach i tak móg³bym wymieniaæ bardzo d³ugo. Bo te opowiadania s¹ o ludziach w ich zwyczajnej codzienno ci, albo w ich codziennej zwyczajno ci jak kto woli, która

47


przecie¿ wszystko to nam przynosi. Munro opisuje przede wszystkim bardzo trudne do wiadczenia i bolesne emocje, z którymi trudno daæ sobie radê. St¹d wiele Jej opowiadañ mo¿na okre liæ jako ciê¿kie i trudne. Ale Munro pisze równie¿ l¿ej o ludzkich fascynacjach i zakochaniach, o piêknej jesieni, i o wakacjach nad morzem. Po prostu Munro pisze o wszystkim. A ka¿de Jej opowiadanie to prawdziwe cacko. Uwa¿am osobi cie, ¿e Munro nie ma sobie równych, je li chodzi o opisywanie emocji i uczuæ. Czytaj¹c J¹, zagl¹damy wrêcz w zakamarki ludzkich dusz, bardzo g³êboko i wnikliwie. Poza tym, Jej opowiadania s¹ bardzo zaskakuj¹ce w swojej fabule. W¹tki plot¹ siê i ³¹cz¹ w najmniej oczekiwany sposób, a puenta czêsto sprawia, ¿e otwieramy usta ze zdziwienia. Czytaj¹c te opowiadania, zastanawia³em siê, na ile to literacka fikcja, owoc wyobra ni Autorki, a na ile to Jej osobiste do wiadczenia. I sk³aniam siê ku temu, ¿e Munro zamknê³a w tych opowiadaniach swoje w³asne prze¿ycia i obserwacje. W wiêkszo ci opisuje dzieje, przygody, jak mo¿na to tak nazwaæ, mieszkañców Kanady, a zw³aszcza regionu Ontario, gdzie sama ¿yje. Niewa¿ne co opisuje, wa¿ne, ¿e opisuje to takim jêzykiem, ¿e chce siê tylko wiêcej i wiêcej. To zazwyczaj nie s¹ ³atwe w odbiorze opowiadania. Zazwyczaj opisuj¹ bardziej skomplikowane fragmenty ¿ycia. To zazwyczaj nie s¹ typowe opowiadania, nie ma w nich pocz¹tku, rozwiniêcia i zakoñczenia. Czasami tak jest, oczywi cie, ale w wiêkszo ci wskakujemy tak jakby w czyje ¿ycie w jakim jego fragmencie, pod¹¿amy z nim dalej, by w pewnym momencie z niego wyskoczyæ. Po prostu ¿ycie, opis zwyczajnego ¿ycia, które obojêtnie, czy to w Kanadzie, czy w Polsce, jest takie same. Bo niewa¿na jest otoczka, wa¿ne jest to, co w nas, w rodku, to co prze¿ywamy, co czujemy, a to okazuje siê uniwersalne, a jêzyk Munro jest bardzo prosty i bardzo uniwersalny. To w³a nie jest najwa¿niejsze w prozie Munro, prosty jêzyk opisuj¹cy nasze codzienne ¿ycie, a przy okazji tak skomplikowany, tak emocjonalny, tak uczuciowy, ¿e dawno nie mia³em z takim jêzykiem do czynienia, je¿eli kiedykolwiek mia³em. Oczywi cie s¹ opowiadania, które bardziej przypad³y mi do gustu, a s¹ takie, które mniej, to normalne. Ale tak jakby od pocz¹tku czytania tego zbioru czu³em, ¿e mam do czynienia z czym rewelacyjnym, ¿e czasami dotykam czytelniczego nieba. Spróbujê jednak pokrótce podej æ do poszczególnych opowiadañ, ¿eby nie okaza³o siê, ¿e wyszed³ mi mini esej pochwalny na cze æ Munro, a nie recenzja Jej najnowszej ksi¹¿ki :) Nie, chyba jednak wyszed³ mi mini esej pochwalny, po prostu nie da siê inaczej, napiszê tylko, ¿e wszystkie opowiadania s¹ bardzo dobre oprócz drugiego, czwartego, siódmego, dziewi¹tego i dziesi¹tego które s¹ re­we­la­cyj­ne! My lê, ¿e Jej opowiadañ, ksi¹¿ek, nie mo¿na czytaæ za du¿o, ¿e trzeba sobie je dozowaæ. Po pierwsze, ¿eby wiêcej zosta³o na pó niej, a po drugie, ¿eby siê nie zlewa³y, bo jednak w wiêkszej ilo ci mamy prze wiadczenie, ¿e czytamy to samo. Podobnie mia³em z Murakamim, bardzo lubiê jego prozê, ale muszê j¹ sobie dozowaæ, bo jak czytam jego ksi¹¿ki jedna za drug¹, to wydaje mi siê, ¿e czytam to samo. Tutaj, z Munro pewnie mia³bym podobnie, chcia³bym wiêcej i wiêcej, ale wiem, ¿e bêdzie to ze szkod¹ dla odbioru Jej ksi¹¿ek. Trzeba zrobiæ sobie przerwê, przeczytaæ co innego, ¿eby przekonaæ siê z jakim geniuszem mia³o siê do czynienia podczas czytania prozy Munro. Podobno w ród bukmacherów Mukarami walczy z Munro (i paroma innymi te¿ oczywi cie) o tegorocznego Nobla. Murakami na pierwszym miejscu, Munro bodaj¿e na pi¹tym. Mam nadziejê, ¿e bêdzie to które z nich, bo oboje pisz¹ sercem. I mam nadziejê, ¿e bêdzie to Alice Munro. By³oby to ukoronowanie Jej kariery pisarskiej, szczególne wyró¿nienie, przedstawienie Jej prozy nie znaj¹cym do tej pory jej osi¹gniêæ czytelników. Teraz móg³bym napisaæ co podobnego jak Ignacy Karpowicz: Czytelnikom, dla których bêdzie to pierwsze kontakt z Kanadyjk¹, zazdroszczê rozkoszy odkrywania jednej z naj wietniejszych Ameryk wspó³czesnej prozy . Gdy czyta³em ten opis na czwartej stronie ok³adki, to wyda³o mi siê to wtedy bardzo bufoniaste, ale teraz rozumiem, co mia³ na my li. Odkrywanie, smakowanie Munro jest niesamowite i tylko na pocz¹tku jest tak, ¿e nie spodziewaj¹c siê, dostajemy jak obuchem w g³owê i podczas czytania prawie krzyczymy: To jest niesamowite! Tak prawdziwe, tak skomplikowanie, a zarazem tak proste. Jak ¿ycie , jak ¿ycie!

48


Polecam Wam ksi¹¿kê Alice Munro, polecam Wam ksi¹¿ki Alice Munro. Dla mnie to odkrycie tego roku, je¿eli nie znacie jeszcze Jej prozy, to koniecznie, na moj¹ odpowiedzialno æ, zapoznajcie siê z ni¹. Je¿eli znacie, to wiecie, o czym piszê i pewnie znowu przysz³a Wam chêæ na przeczytanie Jej nastêpnego opowiadania. Bo w³a nie tak to jest. Autor: Alice Munro Tytu³: Przyjació³ka z m³odo ci Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Data wydania: 26 wrze nia 2013 r. Liczba stron: 434 ISBN: 978­83­08­05216­7

Przyp³ywy Nocy HUBERT PRZYBYLSKI Milion twarzy wojny i jedna pokoju Wojna i pokój. Dwa skrajne zjawiska, które dla wiêkszo ci z nas s¹ równowa¿ne i a¿ prosz¹ siê, aby je sobie nawzajem przeciwstawiaæ. Gdy my limy o nich w kategoriach matematyki, z pewno ci¹ przedstawiamy je sobie jako "­1" i "1" ­ dwie warto ci, które nawzajem siê wykluczaj¹ i neguj¹*. I, bêd¹c ca³kowicie usatysfakcjonowani tym spostrze¿eniem, na tym koñczymy nasze dywagacje. A¿ tu nagle pojawia siê Steven Erikson, który w "Przyp³ywach Nocy", pi¹tej czê ci Malazañskiej Ksiêgi Poleg³ych, postanowi³ nieco dog³êbniej podej æ do zagadnienia. Jakie¿ przy tym wysnu³ wnioski? O tym za chwilê. "Przyp³ywy Nocy" przenosz¹ nas na ca³kiem nowy teatr wydarzeñ, na zachodnie wybrze¿e kontynentu zwanego Letherem. W jego pó³nocnej czê ci ¿yj¹ sobie cokolwiek prymitywne plemiona Tiste Edur, niedawno zjednoczone przez Hannana Mosaga, króla­czarnoksiê¿nika z ludu Hirothów. Ich po³udniowym s¹siadem jest wywodz¹ce siê z Pierwszego Imperium Królestwo Letheru. Bogate, rozwiniête technicznie, ekonomicznie i spo³ecznie, które powoli wch³ania i asymiluje ka¿d¹ inn¹ napotkan¹ kulturê czy naród (oczywi cie, uprzednio w mniejszym lub wiêkszym stopniu eksterminuj¹c jej populacjê). A teraz, bierze sobie ono na celownik Edur. Tyle, ¿e Edur nie s¹ jakim tam podrzêdnym zlepkiem plemion. S¹ trzecim ludem stworzonym przez Matkê Ciemno æ, prastarym i dysponuj¹cym potê¿n¹ magi¹. I na dodatek pomaga im pewien, dobrze nam znany z poprzednich czê ci sagi, bóg Z czym nam siê kojarzy wojna? Z rozlewem krwi, cierpieniem, zniszczeniem, zezwierzêceniem, gorycz¹ pora¿ki i satysfakcj¹ p³yn¹c¹ ze zwyciêstwa, nienawi ci¹, niepewno ci¹, g³odem, strachem i odwag¹ (któr¹ jednak "trzeba prze¿yæ", ¿eby potem móc siê ni¹ pochwaliæ), desperacj¹, po wiêceniem, lojalno ci¹ i pewnie, jak to napisa³ jeden z internautów, "z poojebanymi ludzmi ktorzy nie umieja zalatwic nic na spokojnie". Zgadzacie siê? No to teraz pokój. Czy¿ to nie bêdzie czas bezpieczeñstwa, mi³o ci, rado ci, rozkwitu kultury, bogacenia siê i dostatku, poszanowania zasad moralnych, itd., itp.... No oczywi cie, ¿e bêdzie. Ale nie dla Eriksona.

49


Erikson zastanawia siê, czy taki pokój bêdzie naprawdê pokojem. I dochodzi do wniosku, ¿e chyba raczej nie. Jakie to bezpieczeñstwo, je li wokó³ nas wre ci¹g³a walka o ¿ycie, w której zreszt¹ sami bierzemy czynny udzia³. Walczymy choæby o pieni¹dz, który w sporej mierze zaspokoi potrzeby nasze i bliskich. Jaki to pokój, skoro ¿eby ¿yæ, musimy zabijaæ. Mo¿e nie w³asnorêcznie, ale i tak mamy krew s³abszych na rêkach. Krew, tudzie¿ soki ro linne ­ moi drodzy wegetarianie ­ w koñcu ro liny te¿ s¹ ¿ywymi organizmami. Organizmami, które równie¿ chc¹ sobie spokojnie rozkwitaæ, rozwijaæ siê, rosn¹æ wszerz i wzwy¿ ­ wszystko po to, ¿eby st³amsiæ i zdominowaæ inne ro liny i zabraæ im dostêp do sk³adników od¿ywczych z gleby, czy te¿ do promieni s³oñca i w rezultacie przemieniæ je w nawóz. Ma³o tego ­ jako owoce mi³o ci przyczyniamy siê do cierpienia i przyspieszamy mieræ naszych biologicznych matek (osteoporoza czuwa). Rozkwit kultury? Kultura jest dla tych, których na ni¹ staæ. A bior¹c pod uwagê, ¿e w spo³eczeñstwie bogaci siê tylko margines, to tylko ten margines staæ na kulturê. Zreszt¹, gdyby¿ jeszcze owo bogacenie siê marginesu nie przyczynia³o siê do ubo¿enia reszty spo³eczeñstwa... A zasady moralne? Trzeba je sobie wywalczyæ. I najlepiej mieæ w rêku solidn¹ pa³ê, lub mówi¹c mniej metaforycznie, aparat bezpieczeñstwa, który zadba o ich poszanowanie w przysz³o ci. Choæ mo¿e nie zawsze bêd¹c samemu z nimi w zgodzie... A je li chodzi o "za³atwianie wszystkiego na spokojnie" ­ có¿, sojusze s¹ nieod³¹czn¹ czê ci¹ sk³adow¹ wojny, co nie? I jakby tego by³o ma³o, my ­ ludzie ­ cierpimy na nieopanowany przymus do zdradzania sojuszników. Zw³aszcza, je li usprawiedliwimy to moralno ci¹, mi³o ci¹, lub d¹¿eniem do pokoju. Jednym s³owem ­ Erikson wyra nie sk³ania siê siê ku wnioskowi, ¿e wojna to ¿ycie, a pokój... Pokój jest mo¿liwy do osi¹gniêcia jedynie po mierci. I to raczej tylko wtedy, kiedy jeste my ateistami, tudzie¿ wierzymy w stuprocentowo pacyfistyczny raj (w przeciwieñstwie do, takich na ten przyk³ad, wikingów), pozbawiony s¹siedztwa czy æca oraz piek³a. Co ciekawe jednak, Erikson nikogo nie os¹dza, nie wini za taki stan rzeczy. Jeste my dzieæmi ewolucji i jako takie zwyczajnie musimy walczyæ o przetrwanie. Sêk jednak w tym, i to jest w³a nie sedno rozmy lañ Eriksona i jednocze nie apel do nas, ¿eby w tej ca³ej wojnie o ¿ycie nie okazaæ siê gorszym bydlakiem ni¿ najdziksze zwierzêta... Na szczê cie, takie ponure rozwa¿ania wype³niaj¹ tylko po³owê "Przyp³ywów Nocy". A co jest w drugiej po³owie powie ci? W drugiej po³owie powie ci jest Tehol Beddict. I zaczyna siê naprawdê niesamowita jazda. Nie chcê za du¿o zdradzaæ, wiêc powiem tylko tak ­ je li kto uwa¿a Kishona czy Pratchetta za pisarzy obdarzonych najbardziej niesamowitym i inteligentnym poczuciem humoru, to po lekturze "Przyp³ywów Nocy" bêdzie z pewno ci¹ musia³ zweryfikowaæ swoje stanowisko. Uwa¿am, ¿e Erikson bez trudu im dorówna³. Moja ocena pi¹tego tomu Malazañskiej? Mocne 9,75/10. To mistrzowskie po³¹czenie tre ci filozoficznych i rozrywki, klimatów ponurych i strasznych jak katastrofa komunikacyjna oraz bólu brzucha, zajadów i ³ez spowodowanych nadmiern¹ weso³o ci¹, egzystencjalnych rozmy lañ o codziennej walce o ¿ycie oraz konania ze miechu w kolejnych scenach z Teholem. I Buggiem... I Ublal¹ Pungiem... I Shurq Ellale... I Harlestem... I z paroma innymi postaciami, które nie pozwol¹ Wam po lekturze tej powie ci spaæ po nocach, wywo³uj¹c napady miechawki na choæby tylko mgliste ich wspomnienie.

Autor: Steven Erikson Tytu³: Przyp³ywy Nocy. 5 tom Malazañskiej Ksiêgi Poleg³ych T³umacz: Micha³ Jakuszewski Wydawnictwo: MAG Liczba stron: 816 (w tym trochê reklam) ISBN: 978­83­7480­288­8 *Z tej grupy tradycyjnie wy³ami¹ siê informatycy, którzy wojnê i pokój bêd¹ sobie przedstawiali w kategoriach "zerojedynkowych". Có¿... Jak to powiedzia³ pewien m¹dry cz³owiek ­ "Tam, gdzie siê zaczynaj¹ komputery, koñczy siê logika".

50



Samozwaniec. Tom 1 MAREK ADAMKIEWICZ

Ka¿dy, kto czyta ksi¹¿ki, ma swoje prywatne, czêsto zawstydzaj¹ce, czytelnicze braki. Autorów, których znaæ niby wypada, ale których twórczo æ, ró¿nymi zrz¹dzeniami losu, w nasze rêce przez d³ugi czas nie wpada³a. Dla mnie takim pisarzem by³ do tej pory Jacek Komuda. Co wiêcej, pierwszy tom Samozwañca na pewno nie bêdzie moim ostatnim kontaktem z jego twórczo ci¹. Chwyci³o! G³ównym bohaterem powie ci jest Jacek Dydyñski, polski szlachcic, stolnikowic sanocki. W wyniku splotu niecodziennych okoliczno ci, ratuje on ¿ycie cz³owiekowi podaj¹cemu siê za Dymitra, nastêpcê rosyjskiego tronu. Carewicz planuje eskapadê do Rosji w celu obalenia cara uzurpatora i przejêcie w³adzy. Wyprawa rusza, a w czasie jej trwania do armii Dymitra do³¹czaj¹ kolejne si³y. Celem jest Moskwa. Znacz¹cym plusem Samozwañca jest sposób pokazania przez autora polskich szlachciców. Nie s¹ to tacy anio³kowie, jakimi widzieli my ich u Sienkiewicza. Owszem, kochaj¹ swoj¹ ojczyznê, jednak przede wszystkim ka¿dy z nich jest cz³owiekiem. A lud mi targaj¹ emocje, czasami dosyæ niskiego rzêdu. Nikt nie jest tu kryszta³owy, bohaterów staæ zarówno na pod³e, jak i zas³uguj¹ce na pochwa³ê uczynki. Takie postawienie sprawy jest przede wszystkim wiarygodne. Skoro jeste my przy bohaterach, wypada powiedzieæ, ¿e na tym poletku Komuda spisa³ siê bardzo dobrze. Intryguje zw³aszcza sam Dydyñski. Stolnikowic to szlachcic w krwi i ko ci, pe³en dumy z tego kim jest i co sob¹ reprezentuje. Zobowi¹zany przestrzegaæ prawa Rzeczpospolitej, jest przy tym niezwykle krn¹brny, stara siê zawsze chadzaæ swoj¹ cie¿k¹, któr¹ próbuje znale æ tak¿e w skrajnie niekorzystnych okoliczno ciach. Owo poczucie wy¿szo ci i samodzielno ci osi¹ga czêsto zbyt wysokie pu³apy, wpêdzaj¹c szlachcica w k³opoty. Powie æ dobrze siê sprawdza w kategorii przygodowo awanturniczej. Autor wybra³ niezwykle ciekawy okres w historii Polski, w który wplót³ bardzo wci¹gaj¹ca fabu³ê. Jacek Komuda wprowadzi³ postaæ Jacka Dydyñskiego ju¿ w swoich poprzednich ksi¹¿kach. Jednak dla takiego czytelnika jak ja, dla którego Samozwaniec to pierwszy kontakt z twórczo ci¹ autora, nie stanowi to najmniejszego nawet problemu. £atwo mo¿na tu by³o przyprawiæ czytelnika o uczucie dyskomfortu, gdyby nagle wyp³ynê³y podane zosta³y informacje, o których nie mieli my pojêcia. Jednak wygl¹da na to, ¿e Komuda zdecydowa³ siê stworzyæ tê postaæ niejako od podstaw. I za to mu chwa³a. Zapewne przy kolejnych ksi¹¿kach Jacka Komudy nie bêdê na ten fakt zwraca³ wiêkszej uwagi, uznaj¹c rzecz za zupe³nie naturaln¹, jednak tym razem muszê wspomnieæ, ¿e zamieszczone na koñcu powie ci przypisy znacz¹co u³atwiaj¹ lekturê. T³umacz¹ zawarte w tre ci ciekawostki, dotycz¹ce g³ównie panuj¹cych w tym konkretnym okresie historycznym zwyczajów, czy te¿ specyficznego nazewnictwa, którego sens wspó³czesny czytelnik zrozumie dopiero po nieco szerszym wyt³umaczeniu. Dobry manewr.

52


Czy ¿a³ujê, ¿e odkry³em Samozwañca i samego Komudê tak pó no, gdy autor ma ju¿ na koncie kilkana cie tytu³ów? W ¿adnym wypadku! Dziêki temu wci¹¿ mam przed sob¹ masê rozrywki i (miejmy nadziejê) wci¹gaj¹cej lektury. Zreszt¹ niewa¿ne kiedy, wa¿ne, ¿e w ogóle. W moim przypadku pewnym jest, ¿e kolejne spotkania z twórczo ci¹ Komudy bezsprzecznie nast¹pi¹. 8/10 Autor: Jacek Komuda Tytu³: Samozwaniec tom 1 Wydawca: Fabryka S³ów Data wydania: 05. 08. 2011 (wydanie II) Liczba stron: 486 ISBN: 978­83­7574­513­9

Seryjny morderca Thomas Quick ANNA KLIMASARA Chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie Polska to dziwny kraj. Wszyscy, którzy prze¿yli w nim te kilkadziesi¹t lat, s¹ ju¿ chyba przyzwyczajeni do jego specyfiki i coraz mniej jest nas w stanie zaskoczyæ. Dziwno æ Polski wyra¿a siê miêdzy innymi w naszym kompleksie ni¿szo ci wobec krajów tzw. Zachodu, gdzie wszystko jest lepsze, przyja niejsze, ³adniejsze, bogatsze i bez w¹tpienia wolne od problemów. Jednym z krajów, którym zazdro cimy chyba najbardziej jest Szwecja (bo u nas jest do tego stopnia dziwnie, ¿e nawet Zachód wypada na pó³nocy) mityczna kraina bajecznego socjalu, do której uciek³oby siê przez Ba³tyk choæby na materacu Co prawda od kilku lat nies³abn¹c¹ popularno ci¹ ciesz¹ siê u nas krymina³y szwedzkich autorów, z których wy³ania siê nieco mniej sielankowy obraz tego kraju, niebezpiecznie przypominaj¹cy nasz¹ szar¹ rzeczywisto æ z jej wstydliwie skrywanymi tajemnicami, ale wydaje mi siê, ¿e wiêkszo æ czytelników sk³ada to na karb fikcji literackiej. Tym bardziej powinni oni sięgnąć po książkę Hannesa Råstama „Seryjny morderca Thomas Quick , w której autor stara siê nam przedstawiæ nagie fakty. A s¹ to fakty co najmniej szokuj¹ce Hannes Råstam był (zmarł jeszcze przed publikacją swojej książki) znanym w Szwecji dziennikarzem ledczym. Jego zainteresowanie spraw¹ Thomasa Quicka przez pewien czas pierwszego w historii Szwecji seryjnego mordercy wynika³o po czê ci z wykonywanego zawodu, a po czê ci z przypadku. Generalnie zwróci³ na ni¹ uwagê ju¿ po okresie najwiêkszej popularno ci tematu, kiedy to Quick og³osi³ zerwanie kontaktów z prasą i zakończenie współpracy z policją. Jednakże z Råstamem zgodził się porozmawiać, a nawet wyznać mu ca³¹ prawdê, która wstrz¹snê³a opini¹ publiczn¹, przez wiele lat ¿yj¹c¹ procesami Quicka. Sture Ragnar Bergwall (bo pod takim nazwiskiem urodzi³ siê Thomas Quick), pacjent szpitala psychiatrycznego, w 1992 roku zacz¹³ przyznawaæ siê do pope³nienia przera¿aj¹cych zbrodni, obejmuj¹cych porwania, gwa³ty, morderstwa, a nawet kanibalizm. Jego zeznania dotyczy³y g³o nych, nierozwi¹zanych spraw, które swego czasu by³y szeroko komentowane w mediach (co samo

53


w sobie powinno daæ wszystkim do my lenia), a na poparcie ich prawdziwo ci Quick przytaczał szczegóły, które – jak się zdawało – mógł znać tylko morderca. Råstam zapozna³ siê z ogromnym materia³em dowodowym, obejmuj¹cym zeznania, nagrania z wizji lokalnych oraz karty chorobowe Quicka, a im wiêcej szczegó³ów poznawa³, tym trudniej by³o mu uwierzyæ, jak wielk¹ niekompetencj¹ wykazali siê ledczy i biegli oraz do jak ogromnych manipulacji dowodami dosz³o. Ksi¹¿ka Seryjny morderca Thomas Quick w bardzo szczegó³owy sposób przedstawia nam historiê ledztw w sprawach, do których przyzna³ siê Bergwall, k³ad¹c nacisk na ra¿¹ce b³êdy, jakie w nich pope³niono, i to nie tylko podczas przes³uchañ czy w trakcie gromadzenia dowodów, ale tak¿e w sposobie leczenia Quicka i prowadzenia jego terapii. Czasem jest tak, ¿e ¿ycie pisze scenariusze, których nie o mieli³by siê napisaæ nikt inny, chocia¿by dlatego, i¿ chyba nikt by w nie nie uwierzy³. I z takim w³a nie scenariuszem mamy do czynienia tutaj. Podejrzewam, ¿e takich osób jak Bergwall jest w szpitalach psychiatrycznych wiele i opowiadaj¹ one jeszcze bardziej niestworzone historie, jednak¿e fakt, z jak¹ skwapliwo ci¹ policja, prokuratura, s¹d i lekarze uwierzyli (mo¿e po prostu bardzo chcieli uwierzyć?) w jego opowieści, jest co najmniej zdumiewający. Råstam sam kilka razy powtarza, ¿e niewiarygodne, jak ³atwo Thomas Quick zwiód³ tak wiele osób z wy¿szym wykszta³ceniem, w niektórych przypadkach doprowadzaj¹c je do wydania absurdalnych wrêcz opinii. Naturalnie w trakcie ledztwa dziennikarz dociera do wielu z tych ekspertów i zadaje im bardzo proste, jak by siê mog³o wydawaæ, pytanie: Dlaczego pomimo tylu w¹tpliwo ci i niezgodno ci z faktami nikt nie o mieli³ siê zaprotestowaæ? Naturalnie nie otrzymujemy na nie jednoznacznej odpowiedzi, ale po lekturze książki Råstama można wysnuć kilka przypuszczeñ. Po pierwsze, ka¿da nierozwi¹zana sprawa k³adzie siê cieniem na reputacji organów cigania, tak wiêc nic dziwnego, ¿e gdy tylko kto twierdzi, i¿ mo¿e j¹ wyja niæ, wszyscy chêtnie na to przystaj¹, nie zadaj¹c zbyt wielu niewygodnych pytañ. Po drugie, potrzeba wielkiej odwagi, ¿eby i æ pod pr¹d w sytuacji, gdy wszyscy koledzy po fachu zdecydowanie opowiadaj¹ siê za jednym rozwi¹zaniem, które na dodatek jest bardzo wygodne. W rezultacie wszyscy wpadaj¹ w b³êdne ko³o k³amstw, do którego nie maj¹ dostêpu s³abe g³osy krytyki z zewn¹trz. Nie bez winy s¹ te¿ w ca³ej sprawie dziennikarze, dla których pierwszy w historii Szwecji seryjny morderca by³ wrêcz wymarzonym tematem na artyku³y i reporta¿e, które napêdza³y cyrk medialny wokó³ sprawy Quicka. I wreszcie po trzecie, na co również zwraca uwagę Råstam, psychika ludzka pozostaje tajemnicą i pomimo pojawiaj¹cych siê co chwilê nowych teorii i terapii, nigdy nie mo¿emy byæ niczego pewni. Dlatego te¿ zapewne nigdy nie dowiemy siê, co kierowa³o dziesi¹tkami osób, które uzna³y Thomasa Quicka za winnego niepope³nionych zbrodni, na dodatek w oparciu o dowody, które w normalnych okoliczno ciach nie mia³yby w s¹dzie najmniejszych szans. Jedno jest pewne: w porównaniu z tymi, którzy go skazali, Quick wydaje siê ca³kiem normalny, a jego motywy zrozumia³e: po czê ci chcia³ zwróciæ na siebie uwagê innych, a po czê ci chcia³ mieæ zapewniony dostêp do leków, od których ju¿ dawno siê uzale¿ni³. Kiedy wiêc nastêpnym razem pomy licie, ¿e Polska to dziwny kraj, pamiêtajcie, ¿e nie jest pod tym wzglêdem osamotniona. I ¿e chyba lepsza dziwno æ, któr¹ ju¿ znamy i z któr¹ wiemy, jak sobie radziæ, ni¿ dziwno æ obca, której absurdalno æ nie mog³aby siê przy niæ ¿adnemu filozofowi. Mnie nadal trudno uwierzyæ, ¿e do tak gigantycznej pomy³ki mog³o doj æ w dzisiejszych czasach, ale mo¿e w³a nie na tym polega ta niedo cigniona wspania³o æ Szwecji? Nawet afery maj¹ tam wiêkszy rozmach jednak¿e najwa¿niejsze jest to, ¿e Szwedzi potrafi¹ siê przyznaæ do b³êdu. W lipcu 2013 roku uniewinniono Bergwalla z ostatnich zarzutów, do czego zapewne przyczyniła się żmudna praca śledcza wykonana przez Hannesa Råstama, o której naprawdę warto przeczytaæ. Autor: Hannes Råstam Tytu³: Seryjny morderca Thomas Quick Tytu³ orygina³u: Fallet Thomas Quick. Att skapa en seriemördare T³umaczenie: Wojciech £yga Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 560 Data premiery: 20 sierpnia 2013 ISBN: 978­83­7839­575­1

54


Skazana ANNA KLIMASARA Powia³o ch³odem Ksi¹¿ki s¹ cudownym wynalazkiem z bardzo wielu wzglêdów. £adnie wygl¹daj¹ na pó³ce, mo¿na za ich pomoc¹ pozbyæ siê namolnej muchy, a przy okazji potrafi¹ zabraæ czytelników w naprawdê egzotyczne miejsca. Islandia jest dla mnie takim egzotycznym krajem, który nigdy jako szczególnie mnie nie zajmowa³, choæ od kiedy us³ysza³am, ¿e wydaje siê tam najwiêcej ksi¹¿ek w przeliczeniu na mieszkañca, moje zainteresowanie Islandi¹ zdecydowanie wzros³o. Je¿eli dodamy do tego jeszcze tê niezwyk³¹ w³a ciwo æ ksi¹¿ek, ¿e potrafi¹ przenie æ czytelników nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, otrzymamy powie æ tak¹ jak Skazana Hannah Kent. Islandia, pierwsza po³owa XIX wieku. Agnes Magnúsdóttir jest kobiet¹ skazan¹ na karê mierci za udzia³ w zamordowaniu dwóch mê¿czyzn. Urzêdnicy, niemaj¹cy zbyt wielkiego do wiadczenia w tego typu sprawach, postanawiaj¹, ¿e do czasu wykonania wyroku Agnes zostanie umieszczona w domu jednego z nich Jóna Jónssona, co naturalnie nie wzbudza entuzjazmu wybranej rodziny. Powie æ skupia siê na okresie, który Agnes spêdza z Jónem, jego ¿on¹ i dwiema córkami, pomagaj¹c im w prowadzeniu gospodarstwa i jednocze nie, poprzez rozmowy z wikariuszem Tótim Jónssonem, przygotowuj¹c siê duchowo do nieub³aganie zbli¿aj¹cej siê mierci. Jest to okres wielkiej próby zarówno dla Agnes, która musi pogodziæ siê ze swoim losem oraz przesz³o ci¹, jak i dla rodziny Jónssonów, których przera¿a sama my l o ¿yciu pod jednym dachem z morderczyni¹. Trzeba przyznaæ, ¿e autorka musia³a po wiêciæ sporo czasu na prze ledzenie ¿ycia codziennego w tym okresie. wiadcz¹ o tym bardzo szczegó³owe i przekonuj¹ce opisy prac gospodarskich i przygotowañ do nadchodz¹cej zimy. Bardzo interesuj¹cy jest równie¿ obraz spo³eczeñstwa, przedstawionego jako niezwykle religijne, poch³oniête prac¹, a przy tym silnie zhierarchizowane, przez co bardzo trudno w nim o jakikolwiek awans. Najwiêksze jednak wra¿enie zrobi³y na mnie opisy przyrody, które pomimo (a mo¿e dziêki) swej oszczêdno ci doskonale odzwierciedlaj¹ surowo æ islandzkiego klimatu, w którym ka¿da zima stanowi ogromne wyzwanie. Mróz, nie¿yce, przenikaj¹cy do szpiku ko ci wiatr oddane zosta³y niezwykle sugestywnie, a im bardziej nieprzyjazne s¹ ludziom, tym lepsze t³o stanowi¹ dla tragicznych zdarzeñ, wokó³ których osnuta jest fabu³a. Nale¿y pamiêtaæ, ¿e choæ jest to powie æ bardzo mocno oparta na faktach, sporo musi byæ w niej fikcji literackiej, i to nie tylko na poziomie szczegó³owo analizowanych odczuæ i przemy leñ g³ównej bohaterki. Zapewne ca³a historia Agnes, jej zwi¹zku z zamordowanym zielarzem Natanem oraz wydarzeñ, które doprowadzi³y do morderstwa, opiera siê na szeregu poszlak i domys³ów. Niemniej jednak w formie, w jakiej prezentuje j¹ Kent, tworzy spójn¹ i logiczn¹ ca³o æ, dziêki czemu wydaje siê bardzo prawdopodobna. Trudno dociec, na ile prawdziwy jest portret Agnes silnej kobiety, której trudno pogodziæ siê z ograniczeniami, jakie narzuca jej spo³eczeñstwo, ale doskonale wpisuje siê w ca³¹ historiê. Mo¿e faktycznie Agnes by³a buntowniczk¹, która na przekór wszystkiemu pragnê³a jedynie poprawiæ swój los, co niestety w tamtych czasach i okoliczno ciach musia³o doprowadziæ do tej czy innej tragedii. To, jak nietypow¹, wyprzedzaj¹c¹ swoje czasy kobiet¹ by³a Agnes, uwypukla kontrast z rodzin¹ Jónssonów. Jón, jego ¿ona i m³odsza córka s¹ pokornymi katolikami, których ca³e

55


wype³nia praca i którzy boj¹ siê choæby pomy leæ o grzechu. Nieco odwa¿niejsza jest Steina, starsza córka, która od pocz¹tku dostrzega w Agnes kogo wiêcej ni¿ pospolit¹ zbrodniarkê. Ponadto zdaje siê byæ zafascynowana paradoksaln¹ wolno ci¹ tej kobiety, która w obliczu mierci mo¿e sobie pozwoliæ na lekcewa¿enie pewnych konwenansów. Je¿eli wizja dziewiêtnastowiecznych Islandczyków, jak¹ zaserwowa³a nam Kent, jest bliska prawdy, ani Steina, ani jej m³odsza siostra Lauga nie mia³y szans na osi¹gniêcie takiej wolno ci. Skazana nie jest ksi¹¿k¹, która spodoba siê wszystkim czytelnikom, a zapewne nawet nie wiêkszo ci z nich. Toczy siê do æ leniwym rytmem, niespiesznie dziel¹c siê z nami kolejnymi fragmentami historii Agnes. Zreszt¹ g³ówna bohaterka sama próbuje na nowo odczytaæ swoj¹ przesz³o æ, doszukuj¹c siê w niej decyduj¹cych momentów, które mog³aby obwiniæ za tak niefortunny przebieg swojego krótkiego ¿ycia. Po czê ci jest to opowie æ o pogoni za szczê ciem, przepe³niona refleksj¹, ale i poczuciem bezradno ci wobec nieub³aganych wyroków losu, a po czê ci o niespe³nionej mi³o ci, która boli bardziej ni¿ jakakolwiek inna krzywda. Na pewno jest to ksi¹¿ka nietuzinkowa i, pomimo narodowo ci autorki, bardzo nieamerykañska, gdy¿ brak w niej happy endu. Agnes Magnúsdóttir by³a ostatni¹ na Islandii kobiet¹, na której wykonano karê mierci i zapewne dlatego Kent uzna³a, ¿e warto uwieczniæ j¹ na kartach powie ci. Jednak czy warto zapoznaæ siê ze Skazan¹ ? Có¿, je li niestraszny Wam ch³ód... Autor: Hannah Kent Tytu³: Skazana Tytu³ orygina³u: Burial Rites T³umaczenie: Jan Hensel Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 392 Data premiery: 5 wrze nia 2013 ISBN: 978­83­7839­603­1

Si³a strachu PAULINA KUCHTA wiat jest pe³en piwnic Josefa Fritzla Gdy tylko wziê³am do rêki ksi¹¿kê Koethi Zan, przed oczami stanê³y mi obrazy sprzed kilku lat, kiedy to ujawniono sprawê Josefa Fritzla, który przez dwadzie cia cztery lata wiêzi³ swoj¹ córkê Elisabeth. Potem kolejne wstrz¹saj¹ce historie kobiet, Nataschy Kampusch, czy Amerykanek przetrzymywanych przez braci Castro. Gdy przypominamy sobie te g³o no komentowane sprawy, a¿ ciarki przechodz¹, a prawdziwo ci nabieraj¹ s³owa jednej z bohaterek ksi¹¿ki Ciemno, prawie noc, stwierdzaj¹cej, ¿e wiat jest pe³en piwnic Josefa Fritzla, a wiêkszo æ pozostanie zamkniêta . To wszystko sprawi³o, ¿e podesz³am do z lekk¹ obaw¹, czy nie znajdê w niej tylko opisów tortur i psychicznego znêcania siê. Najlepsze przyjació³ki Sara i Jennifer nie zachowuj¹ siê jak zwyk³e nastolatki. Po tragicznej mierci matki Jennifer wiêkszo æ czasu spêdzaj¹ na obsesyjnym tworzeniu Listy Nigdy : czyli zestawienia rzeczy, których bezwzglêdnie trzeba unikaæ. My l¹, ¿e przestrzegaj¹c wymy lonych przez siebie zasad ustrzeg¹ siê od z³ego losu. Nie

56


Nie wierz¹ w fatum, traktuj¹c to jako wymówkê, dla tych którzy nie s¹ przygotowani na najgorsze. Kiedy pewnego dnia zamawiaj¹ taksówkê z ma³ej korporacji i wsiadaj¹ do zdezelowanego czarnego sedana, okazuje siê, ¿e zamiast do akademika podejrzany samochód zawiezie je do samego piek³a. Na trzy lata trafiaj¹ do betonowej piwnicy, uwiêzione wraz z Tracy i Christine przez wyk³adowcê akademickiego i konesera sadyzmu. Od tej pory ich ¿yciem rz¹dzi strach. Sarê poznajemy dziesiêæ lat po tym, jak uda³o siê jej wydostaæ z piwnicy Jacka Derbera. Pod zmienionym nazwiskiem próbuje wie æ zwyczajne ¿ycie w nieskazitelnym apartamencie na Manhattanie. Ale czy po tym co przesz³a, mo¿e normalnie funkcjonowaæ? Strach nie min¹³. A Sara nadal pielêgnuje swoje lêki i fobie, w ca³kowitej izolacji od ludzi rozpaczaj¹c, ¿e nie uda³o jej siê uratowaæ Jennifer. Trudno jej d³u¿ej lekcewa¿yæ pokrêtne listy, które z wiêzienia przesy³a jej by³y oprawca. Zw³aszcza, ¿e nied³ugo mo¿e zostaæ zwolniony warunkowo. Sara, Tracy i Christine jeszcze raz bêd¹ musia³y zmierzyæ siê ze strachem i zawalczyæ o swoje ¿ycie. Czy uda im siê? Dlaczego Tracy nienawidzi Sary? Jakiej prawdy dowiedz¹ siê o sobie i Jacku Derberze? Przy lekturze powie ci nasuwa siê wiêcej pytañ. Czy mo¿na unikn¹æ roli ofiary? Czy pewne jednostki s¹ bardziej predysponowane od innych, by znale æ siê w takiej sytuacji? Czy mo¿na mieæ do æ si³y, by stawiæ czo³o problemom z przesz³o ci? Czy strach na zawsze odci nie na nas swoje piêtno? W Sile strachu Koethi Zan skupi³a siê na stronie psychologicznej kobiet oraz dobrze oddanych relacjach miêdzy ofiarami a katem. Autorka na szczê cie oszczêdza nam opisów tortur, pozostawiaj¹c je w sferze wyobra ni czytelnika. Narracja przedstawiona przez Sarê, która cierpi na ró¿ne lêki, fobie, nerwicê pourazow¹ nie zawsze jest obiektywna, ale dziêki temu historia nabiera autentyczno ci. Akcja posuwa siê szybko, dynamicznie i czêsto nas zaskakuje. Zw³aszcza zakoñczenie, które rozegra³o siê na zaledwie kilku stronach. Wed³ug mnie jest to udany debiut i wci¹gaj¹cy thriller psychologiczny. Na uwagê zas³uguje te¿ umiejêtne wywa¿enie emocjonalnego przedstawienia historii i wartkiej akcji. Ksi¹¿ka mo¿e nie cina krwi w ¿y³ach, ale z ca³¹ pewno ci¹ u wiadamia, ile cz³owiek potrafi znie æ i jak wielka jest tytu³owa si³a strachu. Ocena: 8/10 Autor: Koethi Zan Tytu³: Si³a strachu Wydawca: Prószyñski i S­ka Rok wydania: 2013 Oprawa: broszurowa ISBN: 978­83­7839­554­6

57


wiêty Wroc³aw BART£OMIEJ CEMBALUK Nawiedzone blokowisko Strach jest dobry. Oczywi cie taki kontrolowany, a nie wzbudzony niebezpiecznym, niechcianym przez nas wydarzeniem. Czasami warto wiêc obejrzeæ lub przeczytaæ jaki horror i rozruszaæ odpowiednie zwoje w mózgu, aby przekonaæ siê, czy wci¹¿ dzia³aj¹. W Polsce jeste my skazani na grozê z zagranicy, zw³aszcza ze Stanów Zjednoczonych, poniewa¿ niewielu naszych pisarzy podejmuje próbê siêgniêcia do tego gatunku, o twórcach filmowych nie wspominaj¹c. S¹ jednak wyj¹tki, które uparcie trzymaj¹ siê wybranej cie¿ki i robi¹ to co najmniej dobrze. Jednym z nich jest £ukasz Orbitowski, którego dwie powie ci doczeka³y siê wiosn¹ tego roku ponownego wydania. Mowa tu o Tracê ciep³o z 2007 i wiêtym Wroc³awiu z 2009 roku, które mam przyjemno æ zrecenzowaæ na Szortalu. Zacznê od tej drugiej. Wroc³awska Polanka. Typowe osiedle z wielkiej p³yty, jakich pe³no w ca³ej Polsce. Miejsce, które niczym specjalnym siê nie wyró¿nia³o do czasu, a¿ jeden z mieszkañców przypadkiem nie odkry³, ¿e ciany w jego bloku zbudowane s¹ z dziwacznej, czarnej materii. Razem z innymi lokatorami wpad³ w trans i pocz¹³ zdzieraæ farbê oraz zrywaæ pod³ogi w ca³ym budynku. Tajemnicza substancja zaczê³a przyzywaæ coraz wiêcej osób, a ka¿dy kto odpowiada³ na jej wezwanie, gin¹³ bezpowrotnie. Z dnia na dzieñ o blokowisku mówi³o siê wiêcej i wiêcej, a lud mi powodowa³y zarówno strach, jak i fascynacja. Wokó³ osiedla, zwanego teraz wiêtym Wroc³awiem, zaczêli koczowaæ pielgrzymi, pomiêdzy którymi wêdrowa³ mê¿czyzna przepowiadaj¹cy koniec wiata. Naprzeciwko nich ustawiono kordon policji, maj¹cy za zadanie nie wpuszczaæ nikogo na niebezpieczne tereny, lecz zdesperowany by odnale æ córkê Tomasz postanawia stawiæ mu czo³a. Razem z Micha³em, ch³opakiem swojej latoro li, wymy laj¹ plan ominiêcia funkcjonariuszy i odszukania zaginionej Ma³gosi. Nie wiedz¹ jednak, ¿e czeka ich zupe³nie inne, znacznie powa¿niejsze zadanie. Powie æ Orbitowskiego to udane po³¹czenie horroru i prozy obyczajowej. Autor w swojej obserwacji rzeczywisto ci skupia siê przede wszystkim na ludziach m³odych, studentach i licealistach, staraj¹c siê pokazaæ ich codzienno æ oraz problemy, z którymi musz¹ siê mierzyæ. Dotycz¹ one zarówno spraw szkolnych, wizji w³asnej przysz³o ci, jak i relacji z rodzicami. Generalnie nie przedstawia siê to w zbyt jasnych barwach, a bohaterom z za³o¿enia pozytywnym daleko do idea³u. Niby czujemy, ¿e w gruncie rzeczy s¹ dobrzy, ale co chwila przecz¹ temu swoim zachowaniem. Pomimo tego, ¿e wyd wiêk ksi¹¿ki jest raczej negatywny, to jednak nie sposób odmówiæ jej prawdziwo ci. Mo¿emy sobie wmawiaæ, i¿ jest inaczej, lecz to Orbitowski ma racjê. I mo¿e przez to, ¿e akcja ma miejsce w tak dobrze znanym nam wiecie, wiêty Wroc³aw przera¿a jeszcze bardziej. W utworze krakowianina najmocniej straszy jednak niebywa³y klimat. Od samego pocz¹tku wroc³awskie wydarzenia otacza aura tajemniczo ci i tak naprawdê nie wiadomo, czego nale¿y siê baæ. Ze strony na stronê wzrasta obawa przed nieznanym, z którym prêdzej czy pó niej bêdzie trzeba siê zmierzyæ. To wszystko dzieje siê w ch³odnym, deszczowym mie cie, w ród szarych, przygnêbiaj¹cych budynków i równie ponurych ludzi. Je¿eli dodamy do tego jeszcze elementy mistyczne i osobê niezwyk³ego narratora, otrzymamy co wyj¹tkowego, czego nie powstydzi³by siê ¿aden mistrz grozy.

58


Problem w tym, ¿e Orbitowski chyba za bardzo skupi³ siê na samej otoczce, troszkê zapominaj¹c o fabule. Przez to otrzymujemy nieco rozczarowuj¹cy i przekombinowany fina³. Nie mam nic przeciwko opowie ciom, które koñcz¹ siê w sposób niejednoznaczny, zmuszaj¹cy czytelnika do g³êbszego zastanowienia oraz wyci¹gniêcia w³asnych wniosków. Nawet wolê co takiego ni¿ wyt³uszczenie ca³ego sensu czarno na bia³ym. Tylko ¿e pisarz musi pozostawiæ jakie tropy, za którymi da³oby siê pój æ. W wiêtym Wroc³awiu tych ladów jest wyj¹tkowo ma³o i nawet jak ju¿ znajdziemy jedn¹ odpowied , to rodzi ona wy³¹cznie kolejne pytania. W takiej sytuacji ciê¿ko na czymkolwiek oprzeæ w³asne przypuszczenia, co delikatnie z³o ci i irytuje. Mimo takiego, a nie innego epilogu, wiêty Wroc³aw jest pozycj¹ zdecydowanie godn¹ polecenia. Wszystko, co nastêpuje przed zakoñczeniem stoi na najwy¿szym poziomie, a elementy horroru na d³ugo zapadaj¹ w pamiêæ. W ka¿dym razie po przeczytaniu tej powie ci, niejednej osobie przejd¹ ciarki po plecach, gdy podczas wizyty we Wroc³awiu bêdzie siê akurat znajdowaæ w okolicy Polanki. Tytu³: wiêty Wroc³aw Autor: £ukasz Orbitowski Wydawca: Wydawnictwo Literackie Data wydania: maj 2013 Liczba stron: 300 ISBN: 978­83­08­05135­1

Trakt ANNA KLIMASARA Blitz-wizyta u zachodnich s¹siadów Wiem, ¿e nie nale¿y my leæ stereotypowo. Ani tym bardziej kierowaæ siê uprzedzeniami. Dlatego kiedy zobaczy³am zapowied powie ci Trakt , postanowi³am siê z ni¹ zapoznaæ, choæ jaki cichutki g³osik wewnêtrzny podpowiada³ mi, ¿e niemiecki autor nie wró¿y niczego dobrego, a co najwy¿ej dosadne ¿arty w rytmie marsza i takie tam. Sami zreszt¹ wiecie Punktem wyj cia dla powie ci jest przebudzenie siê Sibylle na szpitalnej sali. Kobieta nie wie, ile spêdzi³a tam czasu, ani dlaczego j¹ hospitalizowano. Szybko przekonuje siê równie¿, ¿e to, co pamiêta, odbiega znacznie od wersji zdarzeñ przedstawianej przez wszystkich dooko³a. G³ówn¹ rozbie¿no ci¹ jest jej syn Lukas, którego doskonale pamiêta, podczas gdy inni twierdz¹, ¿e nigdy nie mia³a dzieci. Jak siê ju¿ zapewne domy lacie, Sibylle postanawia dowiedzieæ siê, jaka jest prawda i czy to ona postrada³a zmys³y, czy te¿ inni nale¿¹ do spisku próbuj¹cego j¹ ich pozbawiæ. Ca³a fabu³a osnuta jest wokó³ jej pogoni za synem, tudzie¿ za wspomnieniem o nim, i w³asn¹ to¿samo ci¹, a nie jest to ³atwe zadanie. Sibylle ma na karku policjê i choæ na jej drodze niespodziewanie pojawia siê kilka osób, które deklaruj¹ chêæ pomocy, Sibylle musi sama podj¹æ decyzjê, komu mo¿e zaufaæ, a kto stoi po stronie jej wrogów. Jest to o tyle trudne, ¿e nasza bohaterka nie jest pewna nawet siebie i z ka¿d¹ stron¹ coraz bardziej w¹tpi w swoje zdrowie psychiczne, swoj¹ przesz³o æ i istnienie Lukasa

59


W Trakcie dzieje siê du¿o i szybko, nie pozostawiaj¹c czytelnikom wiele czasu na z³apanie oddechu. Przede wszystkim jednak ogromne wra¿enie wywar³a na mnie dyscyplina autora. Tekst jest do æ krótki i bardzo wyra nie nastawiony na maksymaln¹ efektywno æ przekazu. ¯adnych zbêdnych opisów, ¿adnego nadmiernego zg³êbiania psychiki bohaterów (choæ ok³adka Traktu informuje nas, ¿e jest to psychothriller), ¿adnych dygresji, fiku nych ozdobników stylistycznych. Taka artystyczna asceza, niepozbawiona jednak zalet. Czytelnicy ju¿ na pierwszej stronie zostaj¹ wrzuceni w wir dramatycznych zdarzeñ i trzeba przyznaæ, ¿e dziêki rzeczowo ci Strobela lektura wci¹ga do ostatnich stron. Niestety w³a nie ostatnie strony, zawieraj¹ce rozwi¹zanie ca³ej intrygi, zawiod³y mnie powierzchownym potraktowaniem wyja nienia naukowego (w pierwszej chwili wydawa³o mi siê nawet, ¿e temat ten w ogóle nie zosta³ poruszony, ale po chwili przypomnia³o mi siê, ¿e gdzie tam, w dwóch czy trzech rzuconych mimochodem zdaniach mamy jaki zarys mechanizmu manipulacji pamiêci¹, choæ bardziej zalicza siê on do kategorii fiction ni¿ science). Ponadto Strobel zdecydowanie przekombinowa³ z ilo ci¹ zaskakuj¹cych zwrotów akcji, jakie towarzysz¹ ka¿demu odkryciu, i¿ bohater dotychczas sprawiaj¹cy wra¿enie dobrego okazuje siê tym z³ym i na odwrót. Demaskowanie podwójnych, potrójnych, w porywach do poczwórnych agentów w pewnym momencie przestaje wywieraæ nale¿yte wra¿enie, przez co napiêcie w koñcowych fragmentach nieco siada. Wszystko to nie zmienia jednak faktu, ¿e Trakt by³ dla mnie lektur¹ bardzo zaskakuj¹c¹ i w pewien sposób od wie¿aj¹c¹, gdy¿ dawno nie widzia³am tekstu tak skupionego na w¹tku g³ównym i z tak¹ bezwzglêdno ci¹ odartego ze wszystkiego, co by poza niego wykracza³o. Poza tym przyjemnie jest czasem zwiedziæ z bohaterami powie ci tak egzotyczne miejsce jak Monachium, zamiast kolejny raz dreptaæ ich ladem po ulicach Nowego Jorku czy Londynu. I wreszcie najwa¿niejsze: powie æ ta umili³a mi trzy godziny spêdzone na pla¿y, a ¿e trudno odmówiæ jej tego, i¿ potrafi wci¹gn¹æ, nie rozproszy³y mnie nawet stada rozwrzeszczanych dzieci (których nie obejmuje jeszcze obowi¹zek szkolny, przez co zak³ócaj¹ mi spokój w czasie wrze niowego urlopu). A wracaj¹c do stereotypów w ka¿dym chyba jednak tkwi ziarenko prawdy. Taki Trakt jest doskona³ym przyk³adem niemieckiego porz¹dku i dyscypliny. Choæ pod wzglêdem oszczêdnego dawkowania artystycznych rodków przekazu znacznie bli¿ej mu do Szkocji Autor: Arno Strobel Tytu³: Trakt Tytu³ orygina³u: Der Trakt T³umaczenie: Michael Sowa Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 352 Data premiery: 3 wrze nia 2013 ISBN: 978­83­7839­601­7

60


W domu. Krótka historia rzeczy codziennego u¿ytku ANNA KLIMASARA Wszêdzie dobrze, ale w domu najciekawiej Zawsze lubi³am historiê. Nigdy nie lubi³am jednak lekcji historii, w trakcie których mia³am nieodparte wra¿enie, ¿e do programu nauczania z³o liwie wybrano najnudniejsze fragmenty, które nijak nie odpowiada³y na pytania nurtuj¹ce mnie najbardziej. Na przyk³ad, kto pierwszy wpad³ na to, ¿eby ogoliæ owcê i ile musia³o min¹æ, nim kto za³o¿y³ pierwszy we³niany sweter? Albo kto doda³ do m¹ki jajka, dro¿d¿e, cukier i upiek³ ciasto? O tym, sk¹d pomys³, by zemleæ ziarno i uzyskaæ m¹kê nie wspominaj¹c, a w¹tpiê, ¿eby kto doszed³ do tego, szukaj¹c ostatniego sk³adnika do dro¿d¿owca Musicie przyznaæ, ¿e takie wydarzenia mia³y znacznie wiêkszy wp³yw na nasze ¿ycie ni¿ to, ¿e w tysi¹c dwie cie którym tam roku jaki król wydziedziczy³ syna, albo siê go niefortunnie nie doczeka³, albo ten syn go podtru³, czy co w tym stylu Je¿eli interesuje Was ta bardziej przyziemna historia, tocz¹ca siê w cieniu Wielkich Wydarzeñ, ta, która rzadko oferuje konkretne daty, ale za to widzimy jej efekty na co dzieñ, ksi¹¿ka W domu. Krótka historia rzeczy codziennego u¿ytku Billa Brysona powinna Was zainteresowaæ. Tematyka poruszana w ksi¹¿ce W domu jest imponuj¹co rozleg³a. Aby utrzymaæ ca³o æ w ryzach, Bryson postanowi³ przeanalizowaæ historiê wa¿nych dla naszego ¿ycia codziennego odkryæ i wynalazków wed³ug klucza pomieszczeñ domu, w którym mieszka. Pomys³, trzeba przyznaæ, by³ niezwykle trafiony, gdy¿ dziêki niemu w¹tki niejako same siê uporz¹dkowa³y. Wêdrujemy wiêc z autorem po takich miejscach jak kuchnia, pomywalnia, ogród, piwnica i strych, jednocze nie dowiaduj¹c siê, jak radzili sobie ludzie dawniej i którymi drogami dochodzili do znanych nam dzi warunków ¿ycia. Bryson mia³o zagl¹da przodkom do ³ó¿ek i toalet, ledzi choroby, na jakie zapadali, co jedli (przytaczane w ksi¹¿ce przyk³adowe menu obiadowe robi naprawdê imponuj¹ce wra¿enie), w co siê ubierali, a tak¿e jak wiele norm spo³ecznych ich krêpowa³o (sumiennie zasznurowany gorset przy wiktoriañskich konwenansach jest niczym powyci¹gany sweter). Sporo miejsca Bryson po wiêca architekturze domów, u wiadamiaj¹c nam, jak wiele zmieni³o siê w tej kwestii oraz ¿e pewne rozwi¹zania, które wydaj¹ nam siê oczywiste (jak choæby konstrukcja schodów), wymaga³y wytê¿onej pracy szeregu wiat³ych umys³ów, a i tak daleko im jeszcze do doskona³o ci. Z architektur¹ nieod³¹cznie wi¹¿e siê historia wielkich fortun, gdy¿ bez nich nie powsta³yby te wszystkie osza³amiaj¹ce rezydencje, o których teraz warto wspominaæ w ksi¹¿kach. Bryson nie tylko opowiada, w jaki sposób poszczególne rodziny dorobi³y siê swych bajecznych maj¹tków w piêknych czasach nieznaj¹cych podatku dochodowego, ale czêsto równie¿ jak je traci³y wraz z posiad³o ciami. Szczególne miejsce w w¹tku architektonicznym zajmuje dom Thomasa Jeffersona, wyposa¿ony w wiele zaskakuj¹cych, nowatorskich rozwi¹zañ (we my takie dwoje drzwi otwieraj¹cych siê jednocze nie niby prosta sprawa, a badacze d³ugo nie byli w stanie rozgry æ sposobu dzia³ania zastosowanego mechanizmu). Bryson jak zawsze zachwyca lekko ci¹ stylu oraz wdziêkiem, z jakim manewruje miêdzy tematami od dziejów uprawy kukurydzy, przez ciê¿ki los s³u¿¹cych w wiktoriañskiej Anglii, a¿ po nadspodziewanie skomplikowan¹ konstrukcjê widelca. Narracji nie brakuje te¿ poczucia humoru, dziêki czemu ca³o æ czyta siê niezwykle przyjemnie. Muszê przyznaæ, ¿e czasem wrêcz nie mog³am siê oderwaæ od lektury, zupe³nie

61


jakby by³ to doskona³y krymina³ a nie ksi¹¿ka popularnonaukowa. My lê, ¿e gdyby nauczyciele historii zaczynali lekcje od przeczytania wybranych fragmentów W domu , zainteresowanie tym przedmiotem wzros³oby o kilkaset procent. Jedyne, czego chwilami mo¿e brakowaæ, to dog³êbniejsza analiza niektórych zagadnieñ, choæ przy tej ilo ci poruszanych tematów naprawdê trudno mieæ do autora pretensje o do æ powierzchowne potraktowanie pewnych spraw. Zreszt¹ obszerna bibliografia zachêca do zg³êbiania wybranych zagadnieñ na w³asn¹ rêkê. Na pocz¹tek sama mogê poleciæ wszystkim piêciotomow¹ Historiê ¿ycia prywatnego , która bardzo systematycznie przedstawia dzieje codzienno ci od czasów Cesarstwa Rzymskiego. Bez w¹tpienia znajd¹ siê malkontenci narzekaj¹cy, ¿e W domu to w gruncie rzeczy zbiór anegdot, na dodatek nietrzymaj¹cy siê porz¹dku chronologicznego, ale nawet najbardziej wybredni czytelnicy bêd¹ zmuszeni przyznaæ, ¿e jest to zbiór pod ka¿dym wzglêdem fascynuj¹cy. Ponadto z naszego punktu widzenia niezwykle wa¿ne jest krótkie pos³owie do polskiego wydania autorstwa profesora Jana Skuratowicza, które zwraca uwagê czytelników na ró¿nice dziel¹ce kraje anglosaskie (na których si³¹ rzeczy skupia siê w swoich wywodach Bill Bryson) i bli¿sze nam okolice Europy rodkowej. Trzeba przyznaæ, ¿e nie wypadamy w tym porównaniu najgorzej, a pod pewnymi wzglêdami (chocia¿by takiej, bagatela, higieny) bili my Brytyjczyków na g³owê. Fakt, nie dowiedzia³am siê, jak to by³o z tym goleniem owiec. Ale dowiedzia³am siê szeregu innych, ciekawych rzeczy o nietoperzach, projektowaniu ogrodów, perukach i zbieraniu bawe³ny. Bryson prostuje równie¿ kilka nies³usznie pokutuj¹cych przekonañ, jak chocia¿by to, ¿e dzieciñstwo jest stosunkowo nowym wynalazkiem, gdy¿ dawniej rodzice traktowali dzieci do æ przedmiotowo. No i wracamy do punktu wyj cia dzieci ­> przedmiot ­> lekcje historii. W domu zdecydowanie powinno otrzymaæ rekomendacjê MEN (no, mo¿e z ma³ym zastrze¿eniem, ¿e niektóre fragmenty nale¿y cytowaæ dopiero w liceum). Autor: Bill Bryson Tytu³: W domu. Krótka historia rzeczy codziennego u¿ytku Tytu³ orygina³u: At Home. A Short History of Private Life T³umaczenie: Tomasz Bieroñ Wydawnictwo: Zysk i S­ka Liczba stron: 516 Data premiery: 9 wrze nia 2013 ISBN: 978­83­7506­700­2

62


Z³owroga charyzma Adolfa Hitlera. Miliony prowadzone ku przepa ci ANNA KLIMASARA Charyzma czy szaleñstwo oto jest pytanie Drugiej wojnie wiatowej po wiêcono tyle publikacji, ¿e mo¿na by pomy leæ, i¿ powiedziano na jej temat ju¿ wszystko. Mog³oby siê równie¿ zdawaæ, ¿e jest to konflikt udokumentowany lepiej, ni¿ jakiekolwiek inne wydarzenie w historii, a na dodatek ¿yje jeszcze sporo naocznych wiadków tamtych czasów, którzy stanowi¹ najlepsze ród³o informacji. Tymczasem druga wojna wiatowa nadal kryje mnóstwo tajemnic, co rusz pojawiaj¹ siê doniesienia o nowych ustaleniach, a badacze nie ustaj¹ w wysi³kach, by odtworzyæ jej przebieg niemal minuta po minucie. S¹ jednak i tacy, którzy bardziej ni¿ na niepodwa¿alnych faktach skupiaj¹ siê na przyczynach, poszukiwaniu trudnych do udokumentowania powi¹zañ oraz na zbiegach okoliczno ci, które mia³y mniejszy lub wiêkszy wp³yw na wybuch i przebieg II W . W swojej najnowszej ksi¹¿ce brytyjski historyk Laurence Rees postanowi³ siê przyjrzeæ Adolfowi Hitlerowi, a konkretnie jego domniemanej charyzmie, która pozwoli³a mu poci¹gn¹æ za sob¹ ca³y naród i rozpêtaæ wojnê, jakiej wiat wcze niej nie widzia³. W Z³owrogiej charyzmie Adolfa Hitlera autor podejmuje siê misji niemal niemo¿liwej: chce prze ledziæ proces przeradzania siê niczym niewyró¿niaj¹cego siê, prostego ¿o³nierza w wodza narodu oraz ustaliæ, w jakim stopniu odpowiada³y za to wrodzone przymioty Hitlera (w tym jego rzekoma charyzma), a w jakim by³ to wynik splotu sprzyjaj¹cych okoliczno ci i zrêcznej manipulacji. Zadanie to o tyle trudne, ¿e zmusza do badania czego absolutnie niewymiernego, ale Rees podchodzi do tematu bardzo systematycznie i od pocz¹tku widaæ, ¿e wie, dok¹d zmierza. Dlatego te¿ ponad po³owê ksi¹¿ki po wiêca dzia³alno ci Hitlera od zakoñczenia pierwszej wojny wiatowej do wybuchu drugiej, gdy¿ to w³a nie ten okres mia³ kluczowe znaczenie dla tytu³owego problemu. Dziêki temu to, co w podrêcznikach historii zajmuje dwa akapity, czyli droga, jak¹ Hitler przeby³ do momentu objêcia w³adzy, nabiera wiêkszego sensu. Rees niezwykle szczegó³owo opisuje kryzysow¹ sytuacjê Niemiec, a tak¿e szereg problemów, jakie Hitler musia³ przezwyciê¿yæ. W oparciu o wspomnienia osób, które s³u¿y³y z Hitlerem na froncie IW , lub pozna³y go na progu kariery politycznej, odtwarza zagubion¹ postaæ m³odego cz³owieka, który nie ma jeszcze skrystalizowanych pogl¹dów, ale intensywnie poszukuje ideologii, z któr¹ by³oby mu po drodze. Sporo miejsca w ksi¹¿ce po wiêcono równie¿ ludziom przez ca³y czas obecnym w najbli¿szym otoczeniu Hitlera, którzy nigdy nie poddali siê dzia³aniu jego charyzmy, co tylko dowodzi znanej prawdzie, ¿e nic nie jest idealnie czarno­bia³e, a Trzecia Rzesza nie stanowi³a tak jednomy lnego monolitu, jak mog³oby siê wydawaæ. A skoro ju¿ o prawdzie mowa Podejmuj¹c tak rozleg³y, niepoddaj¹cy siê jednoznacznej definicji temat, jakim jest charyzma , historyk musi siê liczyæ z tym, ¿e nigdy nie dotrze do rzeczonej prawdy , a ka¿dy komentarz w tym temacie bêdzie jedynie interpretacj¹. Rees naturalnie zdawa³ sobie z tego sprawê, dlatego w swojej ksi¹¿ce ogromn¹ wagê przywi¹zuje do wszystkich, najdrobniejszych nawet strzêpków informacji, które mog¹ rzuciæ wiat³o na to wymykaj¹ce siê ³atwym ocenom zjawisko, jakim jest charyzma. Oczywistym ród³em takich informacji by³y wszelkiego rodzaju dzienniki, pamiêtniki i prywatna korespondencja, jako ¿e w³a nie w t e g o t y p u pismach ludzie skupiaj¹ siê na emocjach, do których charyzma zawsze siê odwo³uje i bez poruszania których w zasadzie nie istnieje.

63


Trzeba przyznaæ, ¿e ksi¹¿ka jest udokumentowana z imponuj¹c¹ staranno ci¹ i, co niezwykle wa¿ne, pojawia siê w niej mnóstwo wcze niej niepublikowanych wypowiedzi. Rees wykona³ naprawdê ogrom pracy, by dotrzeæ do wiadków opisywanych wydarzeñ, zebraæ ich wspomnienia, a nastêpnie uporz¹dkowaæ ten przebogaty materia³, maluj¹c obraz spo³eczeñstwa niemieckiego w dwudziestoleciu miêdzywojennym i t³umacz¹c, dlaczego ludzie ci uwierzyli w swoj¹ wy¿szo æ nad innymi narodami. Dziêki takim publikacjom widaæ wyra nie, jak wiele nowych rzeczy mo¿na powiedzieæ jeszcze o tym trudnym okresie XX wieku, z jak wielu perspektyw mo¿na spojrzeæ na pewne sprawy, ale równie¿ co jest do æ przygnêbiaj¹c¹ wiadomo ci¹ jak wiele informacji na zawsze przepad³o i byæ mo¿e ju¿ nigdy do nich nie dotrzemy. Jedyne, co trochê mnie zawiod³o w ksi¹¿ce Reesa to do æ skrótowe potraktowanie czê ci po wiêconej samej wojnie. Naturalnie mo¿e to wynikaæ z faktu, ¿e si³a ra¿enia charyzmy Hitlera osi¹gnê³a swoje apogeum wcze niej, a w czasie wojny stopniowo mala³a. Rees sugeruje, ¿e w tym okresie charyzma ustêpowa³a coraz czê ciej szaleñstwu i trochê ¿a³ujê, ¿e autor nie rozwin¹³ tego w¹tku, gdy¿ mog³oby doj æ do interesuj¹cego porównania: czy domniemana charyzma Hitlera naprawdê przerodzi³a siê w co innego, czy po prostu na skutek pogarszaj¹cej siê sytuacji Niemiec przesta³a byæ postrzegana jako co wyj¹tkowego i wspania³ego? Byæ mo¿e od pocz¹tku by³a jedynie odpowiedzi¹ chorego umys³u na najbardziej pal¹ce potrzeby wspó³pracowników i obywateli, którzy zdo³ali to poj¹æ dopiero, gdy otrze wieli w obliczu pora¿ki? Na te i podobne pytania czytelnicy musz¹ sobie odpowiedzieæ sami, choæ na szczê cie Z³owroga charyzma dostarcza tylu informacji, ¿e naprawdê jest z czego wyci¹gaæ wnioski. Historia to przedziwna dziedzina. Z jednej strony potrzebuje mocnego oparcia w faktach, a z drugiej jest otwarta na dziesi¹tki, czy nawet setki interpretacji. Laurence Rees w Z³owrogiej charyzmie Adolfa Hitlera naprawdê mocno trzymaj¹c siê faktów omawia kwestiê, któr¹ na podstawie tych samych informacji ka¿dy mo¿e odebraæ inaczej. Byæ mo¿e pasjonaci militarnego wymiaru IIW nie znajd¹ w tej ksi¹¿ce niczego interesuj¹cego, ale z czystym sumieniem mogê j¹ poleciæ ka¿demu, kogo ciekawi¹ aspekty socjologiczne przemian, jakie dokona³y siê w Niemczech przed wojn¹, oraz wszystkim, których nurtuje pytanie, jak to w ogóle mo¿liwe, ¿e do w³adzy dopuszczono takiego szaleñca jak Adolf Hitler. Czy mo¿e jednak charyzmatycznego przywódcê ? Autor: Laurence Rees Tytu³: Z³owroga charyzma Adolfa Hitlera. Miliony prowadzone ku przepa ci Tytu³ orygina³u: The Dark Charisma of Adolf Hitler. Leading Millions into the Abyss T³umaczenie: Krzysztof Mas³owski Wydawnictwo: Prószyñski i S­ka Liczba stron: 440 Data premiery: 3 wrze nia 2013 ISBN: 978­83­7839­600­0

64


Zombie Survival. Podrêcznik technik obrony przed atakiem ¿ywych trupów PAULINA KUCHTA Romero nie mia³ racji Czy zastanawiali cie siê kiedy jak przetrwaæ w wiecie opanowanym przez zombie? Nie, bo zombie nie istniej¹? Có¿, powiedzcie to autorowi tego poradnika. Pamiêtam pierwsze wydanie ksi¹¿ki Zombie Survival lubelskiego wydawnictwo Red Horse. Wtedy tematyka ta nie interesowa³a mnie na tyle, by po ni¹ siêgn¹æ. Po latach ¿a³owa³am, bo nak³ad szybko siê wyczerpa³. Dlatego gdy tylko zobaczy³am w zapowiedziach wydawniczych Zysk i S­ka tê pozycjê, pomy la³am, ¿e teraz mam szansê wreszcie j¹ przeczytaæ. Jak dla mnie Zombie Survival to zupe³nie niepraktyczny podrêcznik, który traktowaæ nale¿y jedynie z przymru¿eniem oka. Równie przydatny jak poradnik traktuj¹cy o tym, co zrobiæ, gdy spotkamy na swojej drodze krasnoludka, albo elfa. Mimo wszystko sam pomys³ jest ciekawy, a podej cie do tematu z pewno ci¹ nowatorskie. Zombie Survival czyta siê ca³kiem przyjemnie, chocia¿ chwilami autor potrafi znu¿yæ, jak wtedy, gdy opisuje jak przetrwaæ pod wod¹, czy na pustyni, albo gdy po raz kolejny czytamy listê przedmiotów potrzebnych do prze¿ycia, z których niewiele znale æ mo¿na w typowym polskim domu. Wiem, ¿e autor podkre la, ¿e podrêcznik jest dostosowany do realiów amerykañskich. Mo¿e siê nie znam, ale wydaje mi siê, ¿e ma³o który Amerykanin ma dostêp do takich rzeczy jak sterowiec, czy czo³g. Stanowczo skróci³abym te¿ rozdzia³ siódmy, w którym Brooks opisuje udokumentowane przypadki ataków zombie na ludzi na przestrzeni wieków. Po przeczytaniu dziesi¹tej relacji, zwyczajnie staje siê to ju¿ nudne. Niewielu ludzi potraktuje tê pozycjê serio. Napisa³abym, ¿e nikt, ale bêd¹c na konwencie spotka³am osobê, która z tak¹ pasj¹ i zaanga¿owaniem opowiada³a o cechach fizycznych zombie zarzucaj¹c przy tym uczestnikom panelu nie wykorzystanie teorii Maxa Brooksa w swoich opowiadaniach, jakby sama wierzy³a w to, co pisze autor. Bo trzeba przyznaæ ­ Brooks potrafi byæ przekonywuj¹cy, wiêc zawsze znajd¹ siê osoby, które mu uwierz¹ i bêd¹ siê szykowaæ na apokalipsê zombie. Ta ksi¹¿ka mo¿e nie uratuje Wam ¿ycia, ale z pewno ci¹ odmieni szar¹, nudn¹ rzeczywisto æ. Gdy¿ pomimo wszystkich wy¿ej wymienionych minusów, które spowodowane s¹ w³a ciwie tym, ¿e zombie nie ma Za co nie mo¿na przecie¿ winiæ autora, a pogratulowaæ mu jedynie, ¿e bior¹c na warsztat tak niepraktyczny problem, jakim jest przetrwanie w wiecie ¿ywych trupów, zapewni³ czytelnikom kawa³ dobrej lektury. Dog³êbnie wyczerpa³ równie¿ temat i po przeczytaniu ksi¹¿ki nie bêdziemy mieæ w¹tpliwo ci, jak zachowaæ siê gdy zaleje nas plaga zombizmu. Broniæ siê, czy atakowaæ, gdzie szukaæ schronienia, jakiej u¿yæ broni ­ wszystkiego dowiecie siê z tego podrêcznika. Ocena: 7/10 Autor: Max Brooks Tytu³: Zombie Survival. Podrêcznik technik obrony przed atakiem ¿ywych trupów. Wydawnictwo: Zysk i S­ka Rok wydania: 2013 Oprawa: miêkka ze skrzyde³kami Liczba stron: 432 ISBN: 978­83­7785­120­3

65



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.