Szortal na wynos czerwiec 2013

Page 1

Przyznam szczerze, że do tej pory nie miałem okazji zetknąć się z twórczością Marcina Rusnaka. I to nawet mimo tego, że autor znany jest z publikacji w branżowych czasopismach, które zdarzało mi się czytywać. Poznawanie nowych rzeczy może być jednak intrygujące, dlatego też po niedawno opublikowaną pełną książkę autora, sięgnąłem ze sporym zaciekawieniem. Siłą rzeczy, nie do końca wiedziałem, czego się po „Czasie Ognia?” spodziewać. Opis fabuły specjalnie nie zachęcał - steampunk i magia? Cóż, wielkim fanem tego pierwszego akurat nie jestem, choć z drugiej strony patrząc, jeśli literatura jest dobra, to i gatunek schodzi na dalszy plan. A w tym konkretnym przypadku okazało się, że lektura potrafi przynieść nieco rozrywki. Niepozbawionej wad, czasem dosyć znaczących, ale jednak treściwej. „Czas Ognia, Czas Krwi” opowiada o perypetiach Filipa Saggo, polskiego maga wędrownego i członka tajnego stowarzyszenia czarowników. Bohater i jego konfratrzy muszą ukrywać swoją działalność, gdyż zagraża im straż kościelna (organizacja przedstawiona na kształt inkwizycji), dybiąca na ich bezpieczeństwo, z uwagi na niezgodność działalności gildii z naukami kościoła. Bohater podróżuje po Europie, a podczas swych wojaży ma okazję zetknąć się z rzeczami dziwnymi i groźnymi a także walczyć o odzyskanie dawnej miłości. Przy okazji Saggo mierzy się też z zagrożeniami, a tych los rzuca mu na drogę całkiem sporo. Książka reprezentuje podgatunek fantastyki, znany jako steampunk. Jest on zazwyczaj definiowany jako rozgrywający się w przeszłości, najczęściej alternatywnej wobec naszej historii, w której dużą rolę odgrywa oparta na parze technologia. Sentyment do motywów industrialnych i połączenie ich z pełną magii fabułą to droga, jaką wybrał sobie Marcin Rusnak, by przedstawić perypetie swojego bohatera. Pod tym względem „Czas Ognia, Czas Krwi” prezentuje się naprawdę interesująco. Europa, w której jedną ze znaczniejszych sił jest magia, a ludzie wciąż potrafią podróżować w ogromnych zeppelinach, może robić wrażenie. I mimo że nie wszystkie miejsca, które odwiedza Saggo są opisane równie szczegółowo, to można uznać, że towarzysząca fabule otoczka stanowi jedną z mocniejszych zalet materiału. Książka stanowi na dobrą sprawę zbiór opowiadań, wplecionych w jeden nadrzędny motyw, który traktuje o zemście głównego bohatera na zdrajcy magicznej gildii. Tego jak doszło do zdrady, dowiemy się już z pierwszego opowiadania, zatytułowanego „Złoty Pył” i stanowiącego zarazem najmocniejszy punkt zbioru. Saggo trafia do zniszczonego przez Turków Gyor, gdzie musi poradzić sobie z zastawioną przez najeźdźców magiczną pułapką. W tym fragmencie najlepiej widać, jaki potencjał ma zarówno ten bohater, jak i świat przedstawiony. Imponować może zwłaszcza umiejętne poprowadzenie przez autora intrygi oraz przede wszystkim znakomite pokazanie tego, co w gatunku najlepsze, czyli dziwnych urządzeń, działających dzięki alchemii i magii i niezwykłego otocznia. Przy okazji autor dobrze dawkuje informacje na temat świata przedstawionego, zwiększając zainteresowanie czytelnika. Niestety aż tak wysoki poziom nie zostaje utrzymany w kolejnych tekstach. Wydaje się, że największym problemem jest fakt, iż Rusnak nie poszedł drogą swoistego minimalizmu, który widać było w „Złotym Pyle”. Kolejne utwory „wychodzą w świat”, porzucając zamknięte przestrzenie. Przy okazji wychodzi na wierzch, że połączenie ich w jeden większy motyw jest nieco naciągane i mało przekonujące. Podczas kolejnych opowiadań dostajemy wątki, wydające się być ważnymi, a jednak w ostatecznym rozrachunku, okazującymi się być tylko ozdobnikami, gdyż ich potencjał nie zostaje w jakikolwiek sposób ruszony. Na tym poletku można było spodziewać się zdecydowanie więcej. Całkiem dobrze poradził sobie Rusnak z kreacją głównego bohatera. Filip Saggo został przedstawiony jako młodzieniec szukający swojej drogi, ale jednocześnie potrafiący podejmować


trudne

REDAKCJA

decyzje i działać ze sporą determinacją. Jego postać może się podobać, dlatego mam nadzieję, że jeśli kiedyś będziemy jeszcze mieli okazję śledzić jego perypetie, reszta bohaterów nie będzie dla niego tylko tłem, jak w znacznej mierze ma to miejsce tym razem.

Wypada też niestety wspomnieć o fatalnej korekcie książki. Osobiście kibicuję wydawnictwu i mam nadzieję, że będzie się dobrze rozwijać, jednak bez dwóch zdań muszą przykładać więcej uwagi do pracy edytorskiej. To druga wydana przez nich powieść i także po raz drugi jest w niej zastraszająco dużo usterek, jeśli idzie o kwestie techniczne. Najpierw REDAKTOR NACZELNY: poszatkowało to bardzo dobrą powieść Sebastiana Uznańskiego, teraz szkodzi dziełu Rusnaka, Aleksandra Brożek zakłócając przyjemność, płynącą z lektury. Pozostaje mieć nadzieję, że sytuacja w końcu ulegnie poprawie, bo w profesjonalnym wydawnictwie jest ona po prostu niedopuszczalna.

OJCIEC REDAKTOR (PRAWDOPODOBNIE NIEZASTĄPIONY): Baranowski Mimo paru wad, nie mogę powiedzieć,Krzysztof żebym żałował czasu, poświęconego na lekturę „Czasu Ognia, Czasu Krwi”. Owszem, niedoróbki są obecne na paru płaszczyznach, ale jednocześnie KOORDYNATOR (PRAWAspory I LEWA RĘKA KOORDYNUJĄCA): można odczuć, że ten świat ma całkiem potencjał. Poza tym warsztatowa sprawność Aleksander Kusz Książkę czyta się po prostu z autora często potrafi przykryć fabularne niedostatki. przyjemnością, a w dodatku w bardzo szybkim tempie, co sprawia, że w toku akcji często LITERATURA, CZYLI GRUBA przymykamy oko na napotykane wady. Całość okazałaRURA: się na tyle interesująca, że z Rafał Sala, Krzysztof Baranowski, Istvan Vizvary, Marek Ścieszek, JadwigaBoSkrzypacz niekłamanym zainteresowaniem będę śledził dalszą karierę autora. potencjałKopaszewska bez dwóch zdań ma. 6/1 0

KOREKTA: Aleksandra Brożek

Autor: Marcin Rusnak PUBLICYSTYKA, A WIĘC RZECZ NIE DLA LAIKA: Hubert Przybylski Tytuł: Czas ognia, Czas krwi Wydawca: Dom Snów Stała współpraca: Data wydania: 25 stycznia 201 3 Liczba stron: 368 Bartłomiej Cembaluk, Sławomir Szlachciński, Marek Adamkiewicz, Hubert-2Stelmach, Maciej Musialik, Anna Klimasara, Paulina Kuchta ISBN: 978-83-63777-01

DZIAŁ GRAFICZNY, DZIĘKI NIM ŚLICZNY: Natalia Maszczyszyn, Maciej Kaźmierczak, Rafał Sala, Milena Zaremba, Agnieszka Zapała, Paulina Wołoszyn, Małgorzata Brzozowska, Sylwia Ostapiuk, Zuzanna Królik, Ewa Kiniorska, Agnieszka Wróblewska, Piotr Kolanko, Kinga Siążnik SKŁAD I ŁAMANIE (GDY NIE WYJDZIE MAJĄ PRZE… KŁOPOTY): Rafał Sala, Arkadiusz Tuszyński, Natalia Maszczyszyn Okładka: Marianna Stelmach Email: baranek@szortal.com

2


Baranek mówi............................................ ..........................................5 Krzysztof Barnowski

Premiery Mechaniczne panaceum............................... ........................................8 Marek Ścieszek

Na zakręcie............................................................................................... 9 Robert Rusik

Wiara czyni cuda..................................................................................... 1 1 Maciej Parowski

Raport z wnetrza garnituru...................................................................... 1 2 Maciej Parowski

Z Matejki... ............................................................................................. 1 3 Krzysztof Baranowski

Krypta Miecia Mieć władzę............................................................................................ 1 5 Tomasz Bochiński

Szortownia Cmentarna ruletka................................................................................... 1 8 Marek Scieszek

Non omnis moriar.................................................................................... 1 9 Robert Rusik

Tandem.................................................................................................... 20 Maciej Parowski

Softlife...................................................................................................... 21 Maciej Kaźmierczak

Dziadek do orzechów............................................................................... 24 Katarzyna Sikora

Targowisko............................................................................................... 25 Robert Rusik

Kurtuazja.................................................................................................. 27 Joanna Chudzio

Kamyk...................................................................................................... 29 Marek Ścieszek

#1 #2......................................................................................................... 31 Marcin Wełnicki

3


Stusłówka Szkodnik................................................................................................... 36 Ela Graf

Subiektywnie Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej- Maciej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko38księżyc. Latarnia, Bajkijuż ekonomiczne Rybiński...................................................... stojąca obok, była dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy Aleksander Kusz wysiadał. Czas wognia czas krwiskórach - Marcin Rusnak..................................................... 40 sikacze obok Grupka mężczyzn, podartych i z kolorowymi irokezami na głowie popijała Adamkiewicz przewróconegoMarek kosza na śmieci. Konferencja Byli bardzo- zdziwieni, kiedy Siwiak....................... z wnętrza tramwaju 42 wynurzył się mały, EfektIch wiecznosci: Marlena, Marian łysawy mężczyzna. zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, Aleksander Kusz nie okazując Felix, nawet Net cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił i Nika oraz Nadprogramowe Historie Rafał Kosik................ 44 przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. Hubert Przybylski Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na psa - PeterZamyślony, Heller............................................................ ...46 poruszane przezGwiazdozbiór wiatr kawałki papieru. nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i Aleksander Kusz ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający49go wszechobecny, Jonathan Strange i Pan Norrel Susanna Clarke....................................... nieprzyjemny zapach. Maciej Musialik Smród miasta, smród życia… Opowiesci ze świata wiedźmina - antologia............................................. Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec51spoglądał na niego Joanna Załuska oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią Palownik Gregory Funaro....................................................................... 55 łuszczących sięAnna ścian,Klimasara uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. I i II - Anna Kańtoch..................................................... Ciszę panującąPrzedksiężycowi w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. 57 Syzyf, tocząc swe Anna Klimasara brzemię, wchodził na samprawdopodobieństwa wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, Przestrzeń Nancy Kress...................................... 60 razem ze swymAnna ciężarem. Klimasara Stanął na krawędzi dachu. Panowała zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. przededniu - przejeżdżających Orsoncisza, Scott lekki Card............................................................. W oddali widaćW było światła samochodów, a przed nim swobodnie62toczyła swe wody Hubert Stelmach Wisła. Przez chwilę irytowała go5migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy Nowa Fantastyka (368) 2013................................................................. 64 mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. Złomiarz Paolo Bacigalupi..................................................................... 66miał cokolwiek… „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby Bartłomiej Cembaluk Samochody, komputery, luksusowe restauracje –- Marta to był Osa.......................................... kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona Owce, barany i gminne szykany 68 z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, Paulina Kuchta całe życie byłoCzarne pracą, -ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za Anna Kańtoch............................................................................ 70 sobą ironiczny chichot anioła stróża. Aleksandra Brożek Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

4


Witajcie. Dzisiaj trochę o cyferkach, o dzieciach i o moim braku zrozumienia dla powszechnie znanych i równie powszechnie lubianych akcji fejsbukowych. Zapraszam. Przeciętna grupa przedszkolna liczy sobie około dwudziestu pięciu dzieciaków. Taką pozwolę sobie przyjąć średnią. To daje około pięćdziesięciorga rodziców. Mniej więcej. Najczęściej dorosłych, najczęściej obojga płci. Dalej mamy setkę babć i dziadków oraz trudne do określenia mrowie cioć, wujków, stryjenek, stryjków i innych mniej lub bardziej więzami rodzinnymi skrępowanych osób, które zwykliśmy określać mianem najbliższej rodziny. Czyli na jednego przedszkolaka przypada… No dobrze, żeby jednak nie wyolbrzymiać, poprzestanę na rodzicach i dziadkach, wezmę pod uwagę różne niemiłe zdarzenia losowe… Na jednego przedszkolaka przypada pięć dorosłych osób. Dwadzieścia pięć razy pięć, i na wszelki wypadek jeszcze zaokrąglę pesymistycznie w dół… Sto. Sto dorosłych osób, na przeciętną grupę przedszkolną. Takich grup jest w przedszkolu, powiedzmy, cztery. Czterysta. Czterysta dorosłych osób. Sporo. A to i tak zaniżona liczba. Przedszkole bierze udział w akcji „Cała Polska czyta dzieciom”. Pani Dyrekcja wystosowała zaproszenie do rodziców (oraz dziadków etc). Zaproszenie do wzięcia udziału w tej akcji. W ciągu ostatnich dwóch lat odpowiedział jeden rodzic. Spakował kilka książeczek, przyszedł, usiadł na dywanie z dzieciakami i czytał aż do lekkiego schrypnięcia. I bardzo mi się podobało. Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. No może troszeczkę… Ale tak sobie myślę: na rozreklamowanie tej akcji poszło sporo pieniędzy. Nawet jeśli występujący w spotach telewizyjnych aktorzy grali za darmo (chociaż, dalibóg, nie wiem dlaczego mieliby to robić), to i tak koszty musiały być ogromne. I co? „I gówno – jak mawiają prości ludzie” (cytat z Kabaretu „Potem”) Nie lepiej było porządnie wyposażyć kilka bibliotek? Kupić trochę książek i po prostu rozdać je dzieciakom? Same by sobie poczytały. Albo zorganizować akcję „Paru gości czyta dorosłym”. Poszedłbym. Poczytał. W końcu lubię. Jako wytrwały użytkownik facebooka atakowany jestem sugestiami polubienia przedsięwzięć, które pozwolę sobie określić zbiorowo: „Chodź, pójdziemy razem do łóżka, będziemy sobie wąchać książki”. Doceniam inwencję ich inicjatorów. Doceniam wysiłek wkładany w tworzenie kolejnych obrazków i filmików. Naprawdę doceniam. Tylko nie rozumiem celowości tych wszystkich działań. Chyba, że chodzi o przekonanie samych siebie, że wbrew temu, co sądzi „statystyczny Polak”, czytanie nie jest formą jakiejś łagodnej dewiacji ani zwykłą stratą czasu.

5


Bo w to, że cytatami z klasyków, często anglojęzycznymi cytatami oraz obrazkami różnobarwnych maziaji wydobywających się z głów czytelników ktoś próbuje zachęcić nie czytających do lektury po prostu nie wierzę. Piszcie. Nie tylko szorty. Czytajcie. I czytajcie dzieciom. Może kiedyś zrewanżują się Wam tym samym. Pozdróweczka Wasz

Krzysztof„baranek” Baranowski p.s. A gdyby ktoś miał ochotę pogadać, zapraszam: https://www.facebook.com/pages/SZORTAL/214277365261665?fref=ts

6


*PREMIERY*


Mechaniczne panaceum Marek Ścieszek

W oczach ich wszystkich jestem szaleńcem. Burmistrza, który od dawien dawna już do mnie nie zagląda. Rady miejskiej i wszystkich tych bogatych mieszczan Solentz, którzy wcześniej tak ochoczo wysyłali do mnie swych służących, a to po śrubki i trybiki, a to po smar do łożysk i paski klinowe do serwonapędów dla swych mechanicznych małżonek i kochanek. Po kogo niegdyś posyłano, gdy trzeba było naprawić aviomobil? Kto tuningował ich mechaniczne hipolatawce? Teraz jestem szalony, bo jako jedyny publicznie głoszę iż Czarną Śmierć można pokonać. Czyż szalonym nie jest ktoś, kto mieni się lepszym od lekarzy, znachorów i szamanów, których liczne wysiłki spełzły na niczym? Ktoś bez wiedzy lekarskiej? W głowach nie może im się pomieścić, iż ja nie proponuję walki ze skutkami, lecz staram się wyeliminować przyczyny. Nawet w obliczu pochłaniającej ich wielkimi haustami śmierci, nie są w stanie przeciwstawić się zakorzenionym w ciasnych umysłach stereotypom. Ludzi leczy, choroby przepędza medicus, a stary Markwart, dziwak w zagraconym warsztacie, niech się babrze w smarze, niech się bawi tymi swoimi łożyskami, serwami, przekładniami. Dziewiętnastowieczni faryzeusze. Hipokryci fanatycznie oddani swym małym ambicjom. I to teraz. U schyłku jakże oświeconego wieku pary i mechaniki, gdy ludzkie ciało nie jest już jedynym tworem, w które można tchnąć życie, zaś tytuł Stwórcy przestał być przynależny wyłącznie Najwyższemu. – Głupcy. Nie potrafię się powstrzymać. Przez zaciśnięte, zdekompletowane na paskudnym wikcie zęby wyrywa się na wolność soczysta klątwa. Złość szybko mi jednak mija. Odstępuję od stołu, przyglądam się najnowszej wersji dzieła życia. Bez osłon na korpusie widać wszystkie zębatki, paski klinowe, serwonapędy. Staram się nie myśleć o piekle za oknem, o smrodzie kłębów dymu ze spalonych ciał, o obłąkanym wyciu pozostałych przy życiu mieszkańców miasta. Jeśli już, to świadomość wyludniającej miasto Czarnej Śmierci przebiega przez labirynty mojego umysłu na małych cichych łapkach, patrzy paciorkami czarnych oczek oraz daje znać popiskiwaniem i chrobotem gryzionych podłóg. Szczury. Posłańcy śmierci. Gdy już się je wyeliminuje, zaraza przestanie się rozprzestrzeniać, powietrze nad miastem rychło oczyści się z moru. Czemu nikt tego nie rozumie? Uchylam drzwiczki umiejscowione w segmencie piersiowym. Ogień płonie jasno, mimo to poruszam lekko rusztem. Para jeszcze nie popłynęła maleńkimi przewodami, elementy napędowe tkwią nadal w bezruchu. Tak, wiem. Jest coś, co muszę koniecznie wyeliminować. W otwór na czubku nosa wkładam małą korbkę, kręcę energicznie i wyciągam. Para rusza w obieg, dociera do najdrobniejszego podzespołu, w końcu ulatuje uszami. Jeszcze chwila i pokrywy powiek unoszą się, ukazując zielone diody oczu. Pyszczek porusza się, wprawiając z wizgiem w obrót zębate szczęki, zdolne zmielić małe szczurze ciałka na krwistą miazgę. Jeszcze moment i energia dociera do członków. Idą w ruch koła zamachowe, paski zaczynają się obracać, tłoki unoszą się i opadają. Rozlega się krótki gwizd, gdy mój mechaniczny kot unosi przednią łapę. Tak. Wiem. Będę musiał popracować nad wytłumieniem odgłosów pracujących podzespołów. Ale kiedy moja mechaniczna kocia armia bezszelestnie wyruszy na łów, ci głupcy z ratusza nazwą mnie bohaterem. Stary Markwart stanie się największym herosem w dziejach Solentz.

8


Na zakrecie

robert rusik

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, nieprzyjemny zapach. Smród miasta, smród życia… Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią

9


leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego przed nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co zabrzmiało jak „dziękuję” i usiłowała złapać go za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne. Mały gest, który może nie zostanie zapomniany… Kiedy ponownie znalazł się na dachu, westchnął. Reklama kusiła nadal. „Nie dziś” – pomyślał gorzko. – „Nie dziś, nie jutro i nie w tym życiu. Bóg tak chciał”. Powolnym krokiem zbliżył się do krawędzi. Nie zdążył jednak podejść, gdyż między nogami coś błysnęło. Pochylił się, zdziwiony. Moneta. Dwa złote.

Małgorzata Brzozowska

10


Wiara czyni cuda Maciej Parowski

Pewien człowiek, prosty jak każdy z nas, tyle tylko, że znacznie bardziej uparty, przeczytał w ilustrowanym magazynie zdanie, które odmieniło jego życie. Zdanie to brzmiało: „Fotografia nie naśladuje rzeczywistości – fotografia jest rzeczywistością”. Człowiek powędrował do fotooptyki, nabył kamerę, kolorowe błony odwracalne, cały niezbędny sprzęt i w muzeum, przed gablotą pełną złotych precjozów, pstrykając zawzięcie, przekręcił przez aparat 36–klatkową taśmę. Po wywołaniu filmu, kąpielach i naświetleniu wtórnym otrzymał serię małych

Kinga Siążnik obrazków, których złotożółte blaski oświetliły jego smutną duszę. O to właśnie chodziło – człowiek przysiadł z żyletką nad wysuszonym slajdem i począł wydrapywać złote miejsca. Niestety, na ostrzu zamiast złota gromadziły się jedynie zielonożółte strzępki dziwnej substancji. Człowiek ponowił próbę stosując fotografię pozytywową. Męczył się z filtrami, chemikaliami, z doborem oświetlenia i z ogromnymi arkuszami fotograficznego papieru z powodu zachłanności większymi od kuwet, lecz i tym razem bezowocnie. Wszystko, co pozostało z owych eksperymentów, to odrapane slajdy, zniszczone fotogramy i drobne zeschnięte grudki połyskujące tęczowo. Z tego okresu zapamiętali go pracownicy muzeum: dwie pomarszczone babcie o arystokratycznych zapędach i jeden dziarski staruszek, chłoporobotnik. Dziadek zwrócił fotografującemu uwagę, by nie zasłaniał innym gabloty, boć przecież

11


nie jest przejrzysty. Wygłoszone w złości i aroganckim tonem, jakże wielką rolę odegrało to zdanie w życiu człowieka. To dzięki pouczeniu staruszka podczas którejś z rzędu godziny, spędzonej w zamyśleniu przed muzealną gablotą, uświadomił sobie raptem, że fotografuje nie złoto, lecz szkło... Wzruszenia wyzwolone odkryciem były tak silne, że wstał i jednym uderzeniem pięści zbił szybę oddzielającą go od raju bogactwa. Zaalarmowana służba muzealna przeszkodziła mu w zrobieniu kolejnego zdjęcia. Sąd nie chciał dać wiary wyjaśnieniom człowieka – został więc skazany i uwięziony. Tam wkrótce się przekonano, że w jego charakterze nie ma wad nieodwracalnych i w zamian za dobre zachowanie zezwolono człowiekowi na pracę w więziennej ciemni, a potem uczyniono go nawet jej szefem. Setki zdjęć, jakie od tego czasu wykonał, zyskały uznanie znawców i przypadkowej publiczności; wiele z jego fotogramów zdobi obecnie izbę przyjęć i gabinet naczelnika więzienia, kilkanaście wysłano na krajowe i międzynarodowe wystawy, a jedno jedyne zdjęcie organizatorzy biennale w Caracas nagrodzili złotym medal! Zapytany przez dziennikarzy, czym będzie się chciał zająć po odbyciu kary, człowiek odpowiada niezmiennie: fotografią muzealnych zabytków.

Raport z wnetrza garnituru Maciej Parowski Spoczywał nie ruszany przez dwa co najmniej miesiące, więc w sposób trudny do opisania pachnie szafą. Co wiem na pewno? Nie jest i nigdy nie był modny. Może będzie przy niespodziewanym obrocie fortuny, kiedy wypłynie na powierzchnię kolejne retro. Oczywiście, że to złudzenie, ale słyszę cały czas delikatne zgrzytanie dochodzące z miejsc, gdzie rękawy łączą się z korpusem marynarki; to samo ze zgięć na łokciach i spod kolan. Zupełnie jakby misterne i tajemnicze zawiasy żądały oliwy. Zachowuję spokój, poruszam się wolno i dystyngowanie. Gorąco! Koszula, krawat ściśnięty „na duś", marynarka (zapięta) sprawiają, że się pocę. Trochę poprawiają sytuację luźne spodnie falujące wokół kolan. Na tym odcinku faktycznie chłodniej. Za to przyzwyczajony do dżinsów dokładnie obciskających siedzenie, uda i łydki - dołem czuję się jak rozebrany. Sprawdzam to seriami szybkich nerwowych spojrzeń i za każdym razem odczuwam ulgę. Nie mogę się przyzwyczaić, ciągle jeszcze odbieram garnitur jako splot nie znanych mi dawniej upodobań i nowych awersji, które zaskakują. WYLICZAM: mam skłonność raczej do stawania na palcach niż do przysiadów - w wypadku dżinsów było odwrotnie. W rozmowie odczuwam niechęć do zwrotów prostych, dosadnych, wybieram pokrętne i oficjalne. Nie wiem co robić z rękami, dawniej gestykulowałem szeroko lub pakowałem je do kieszeni spodni, teraz oba warianty zakazane... Widok zasmarkanego dziecka zamiast dawnych odruchów sympatii przynosi dziwną odrazę. Jakiekolwiek przyjacielskie gesty wykluczone – to, co mam na sobie, drży przed odrobiną nieczystości, przed plamą. Obsesyjne unikanie brudu wytycza granice mojej gwałtowności. Mogę - czuję to - pokłócić się z kontrolerem w autobusie, nie śmiałbym wystąpić w obronie kobiety zaatakowanej przez chuligana. Tłumaczę to tak: garnitur jest filtrem nałożonym na moją osobowość i sprawiającym, że ja zewnętrzność i zewnętrzność mnie - odbieramy inaczej. Inaczej niż przedtem. Przedtem to znaczy wtedy, kiedy miałem na sobie inne ubranie. Inny filtr. Byt kształtuje świadomość — ubranie jest rodzajem bytu. Przepraszam za te dywagacje. RAPORTUJĘ DALEJ: W urzędach, sklepach traktują mnie jak człowieka godnego zaufania.

12


Ukłony, telefony, umiarkowany pośpiech. Usłużność. Przeciwnie z rówieśnikami, wyczuwam w nich niechęć, a w oczach widzę niemaskowaną rezerwę. Co robić?... Aha. Ich podejrzliwe spojrzenia uświadamiają mi rzecz kolejną. Garnitur jest nie tylko filtrem, to także maska i rodzaj obrzędu. Obrządek dodaje mi dostojeństwa, maska ukrywa dziurę w koszuli na lewym łokciu. Nigdy się o tym nie dowiedzą. W trosce o świeżość garnituru unikam zatłoczonych autobusów. Ale nawet w luźnych środkach komunikacji miejskiej staruszkowie, matki z dziećmi na ręku, inwalidzi podziwiają moją uprzejmość. W ogóle nie siadam - z uwagi na kanty trzymam się prosto. Z OSTATNIEJ CHWILI: Od dwóch minut stoję przed sklepem z artykułami skórzanymi. Na wystawie leży tu bardzo śliczna teczka.

Z Matejki... Krzysztof Baranowski

Patrzę na was od prawie dwustu lat. Siedzę w wygodnym fotelu i patrzę. Staram się nie ruszać, choć po prawdzie, łokcie wsparte na poręczach fotela czasami drętwieją, a czerwone portki wpijają się w zadek. Patrzę, słucham, myślę. Nie mówię nic. Bo co niby miałbym wam powiedzieć? Tak bardzo staram się nie wydawać żadnych dźwięków, że momentami prawie nie oddycham. Tylko czasami dzwoneczki przy mojej czapce podzwaniają cichutko, kiedy nie wytrzymuję i potrząsam lekko głową. Po trosze z rozbawienia, po trosze ze zdziwienia. Bo śmieszy mnie, choć to przecież śmiech przez łzy, i zdumiewa nieodmiennie, że to wy mnie nazywacie błaznem.

13


*krypta miecia*


Miec wladze

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Tomasz Grupka mężczyzn, w podartych skórach i Bochiński z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. wraz z wiosną ocknęła się w nim tęsknota do Mieć był osobnikiem sentymentalnym, Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na rodzinnej krypty. W końcu lat trzydzieści jej nie wizytował, zapragnął odetchnąć wspaniałą poruszane szczurów, przebiegających tu i stęchlizną.przez Nie wiatr myśląckawałki dłużej,papieru. porzuciłZamyślony, mieszkankoniewsłyszał bloku zpopiskiwań wielkiej płyty i cichym lotem, w świetle ówdzie na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, księżycai patrzących podążył ku zapomnianemu cmentarzykowi. nieprzyjemny Było pięknie,zapach. choć świeżo postawione słupy wysokiego napięcia sprawiły, że przyziemił dość Smród miasta, smród gwałtownie, trafiającżycia… twarzą w błotnistą kałużę. No co zrobić, zagapił się na cudnej urody cmentarne Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą Wieżowiec niegoi anioły emanujące niesamowicie erotycznym nastrojem smutkuw iokolicy. opuszczenia. Plując spoglądał błotem nanalewo oczami opadającym Mężczyzna dotknąłrodowej dłonią prawo, zi kartonów kicając nazamiast jednej szyb, nodzezachęcająco (drugą niecochrzęścił nadwyrężył), dotarłtynkiem. do omszałych rozwalisk łuszczących uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi,Przeniknął ciemna sylwetka połkniętadym przezi kaplicy. Niesię ścian, próbował otworzyć skorodowanych wrót. przez została nie niczym umierający budynek. zmaterializował się w środku. Jeszcze tylko pięć stopni i już był w ostatnim miejscu spoczynku drogich Ciszę panującą wOt,korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych Syzyf, tocząc swe unicestwionych. przy samym wejściu plastykowy kontener zawierał schodów. prochy siostrzeńca pradziada brzemię, wierzchołek. jednak zamierzał osiągnąć – a potem upaść, Zenona. wchodził Nazywali nagosam Kabaczek. WedleTym tego,razem co rozpowszechniali plotkarze,szczyt zachędożył się aż do razem ze swym ciężarem. Akurat Mieć wiedział, że to nie prawda, Kabaczek występował w rozpadu kwantowego. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekkifilmidle zefirek orzeźwiająco po twarzy.rzeczywiście za hiperrealistycznym aczkolwiek idiotycznym „Wieczór” i głaskał tłumy go nastolatek W oddaliwyskrobkiem widać było szalały, światła przejeżdżających a przedktóry nim rekwizyt swobodnie– toczyła wodyz bladym jednak wykończyłsamochodów, młodego scenograf, kołek –swezrobił Wisła. Przez chwilę go migająca na dachu hotelu prawdziwego drewnairytowała osikowego. Niekompetencja, ot co. olbrzymia Tuż obok reklama, spoczywałwkrótce prawujjednak Jegis, na co twarzy to się mężczyzny pojawił asiępłomień gorzki uśmiech. kulom nie kłaniał, go nie parzył. Do czasu, gdy wszedł w krzyżowy ogień miotaczy napalmu. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby cokolwiek… Dalej miałspało snem Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś?wiecznym Dom zlicytowany, żona siedmiu z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak dniarzy wyobrażał sobie koniec, o znanych całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. Aimionach teraz niemal słyszał {…..}za sobą ironiczny chichot anioła stróża. (cenzura §22). Ech Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem wielu, wieluokatu zauważył znalazło nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. wieczną przystań. Choć Moneta. Dwa złote. na samym dnie krypty Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka nienaturalnie, byłolśniłajeszcze kilka dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… miejsc na wypadek, Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. gdyby ktoś z rodziny Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie na trąbiące chciałzważał się przespać parę samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające polat.trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobinąi Mieć, zamyślony nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. zachwycony Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. dostojeństwem śmierci Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym ostatecznej, poczuł znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. jednak Opierał swą główkę niepokój. na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Coś się tu nie Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących zgadzało,obok cośżebraków. Ostapiuk Ścisnął Sylwia w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. było nie tak. W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego przed nimi mężczyznę. Rozejrzał się i zdrętwiał, było za czysto, za duży porządek – przysiągłby, że kamienne Ten uśmiechnął się. chwili wyszedł sklepu z bochenkiem go matce. Kobieta wyszeptała coś, co płytyPoposadzki zdobne zediabelskimi symbolami chleba dopieroi podał co umyto. Owszem, zabrzmiało jak „dziękuję” złapać go Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym ciotka Lukrecja byłaby idousiłowała tego zdolna, ale zaporękę. spotkaniu z jakimś czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. niewychowanym wilkołakiem nie dość, że została rozdarta na strzępy, to Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

15


jeszcze pozbawiona cnoty chronionej przez trzysta dziewięćdziesiąt trzy lata. Tak więc raczej to nie ona. Czyli obcy… – Hej, hej! Jest tu kto? – Mieć chciał zakrzyknąć gromko i stanowczo, ale że nie do końca oczyścił jamę ustną z błota, zabulgotał tylko jak jaka żaba albo ropucha. Nie spodziewał się odpowiedzi, dlatego też gdy w pogrążonej w mroku krypcie zadudnił basowy, nieco metaliczny głos, przysiadł gwałtownie na cynowej trumnie, burząc spokój wujka Vladka. Tramwaj nadjechał cicho, ruski, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej – Jam jest! Miedźwiedż a straszny! zMieć przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Byłoi uspokojony późno, przystanek oświetlał odzyskał równowagę psychiczną i fizyczną – w końcu co ztylko tego księżyc. że Ruski,Latarnia, aleć to stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy tylko niedźwiedź – wzruszył ramionami. wysiadał. – Naruszyłeś spokój przeklętego miejsca! Będziesz ukarany! Jakem wampir! – tym razem zapiszczał, co Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok mu się zdarzało w chwilach podniecenia. przewróconego koszamarna na śmieci. bardzo zdziwieni, kiedy z– wnętrza wynurzył się mały, – Komu grozisz, istoto?Byli – zaryczał ponownie obcy. Jam jesttramwaju słynny Ałmaz przerażający łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, niezdechły. nie okazując cienia strachu. sznaps Reflektor samochodu, – Abu Miszka nawet abu Lokis – wyszeptał barytonem Mieć. przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną rogiem budynku.– odwarknął Ruski jakby jednak mniej agresywnie. – – Ty mi tu zsylwetkę, Teofilemznikającą Gautieremza nie wyjeżdżaj! Mężczyzna krokiem przed nieumarły? siebie. MijałBoodrapane budynki, niecięzważając Stryjec Lokispowoli, to przyniepewnym mnie mały miki! A tyszedł kim jesteś, zamierzam rozedrzeć na sztuki,na poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i ale nie przedstawionych rozdzieram niechętnie. Trzeba mieć jakieś zasady! ówdzie i patrzących niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, Mieć wyprężył wątłąnapierś i odpowiedział: nieprzyjemny zapach. – Jestem MIEĆ! – głos tym razem zawibrował jak dzwon. Smród miasta, smród życia… – Eee…dniarz? Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego – Tak. oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią – Pogromca fryzjerów i troglodytów? łuszczących – Owszem. się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający – Macant ibudynek. deprawator autobusowy?! – zadyszał podniecony miś. Ciszę panującą zakłóciłskromnością monotonny strzepnął skrzyp drewnianych schodów. Syzyf,wyszarzałego tocząc swe – Jak najbardziej.w –korytarzu Mieć z udawaną cmentarne błocko z kołnierza brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, płaszczyka. razem ze swym ciężarem. – Niech będą dzięki Wielkiemu Przedwiecznemu! – zaryczał Ruski. – Toż właśnie zamierzam wywołać Stanął na krawędzi cisza, lekkibyłby zefirek głaskałZapal go pojakąś twarzy. światową rewolucjędachu. i takPanowała zacny nieumarły miorzeźwiająco wielką pomocą! świcę, niech cię W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody dokładnie zobaczę! Wisła. go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy – A poPrzez co ci chwilę świeca,irytowała misiu niezdechły? mężczyzny pojawiłmisię uśmiech. – A bo w oczko sięgorzki coś stało, ale to nic. Detal! „Sześć milionówrękączeka na ciebie zarozbłysły jedyne pochodnie. dwa złote”. Zaraz Gdybyteżmiał dwa złote, gdybycieńmiał Mieć machnął i w grobowcu dostrzegł ogromny na cokolwiek… ścianie. Jak Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona nic Ałmaz potężny i straszny. z–dzieckiem i kochankiemBezprawie gdzieś na drugim końcuWszechświatowy! Polski, konto puste… tak wyobrażał hipokryzja sobie koniec,i Chcę zaprowadzić i Bardak GdzieNiemolestowanie, całe życie było pracą, gdzie ciężkątacy pracą tym, gwałcić, by nie troszczyć o przyszłość. A teraz abonamentu! niemal słyszał za cymbalizm zapanują, jak nad my będą rządzić i się oglądać tivi bez płacenia sobą chichot anioła stróża. Miećironiczny poczuł uniesienie. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył – A krew? Co z krwią? nikły błysk. doNiebanków wiedział,krwi dlaczego się pochylił. Podniósł i uśmiechnął – Dostęp za darmo! Wszystko darmozłocisto-biały dla członkówkrążek Be i Ba! Władza się dlagorzko. Be i Ba! Moneta. złote. ZrobimyDwa porządeczek! Podniósł ją powoli, Mieć rozłożył ręce. trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… – Pójdź w me ramiona, niezdechły! Dlaczego Kostucha nie ucieknie. Zza stertynie? połamanych trumien wydreptał, dźwigając z trudem megafon, pluszowy miś, co klapnięte Szybszym, krokiem podążał marketu, którywydłubał widział resztki z dachu. Nie zważał trąbiące uszko miał. prężnym Krótką chwilę później Miećdootrzepał dłonie, sztucznej sierści na spomiędzy samochody, przebiegał jezdnię. Nieodszedł przerażały go szczuryNoi psy, biegające po trawniku zębów i nie kiedy oglądając się na grobowiec, w ciemność. co zrobić. Władza to dobra rzecz, ale on iniewyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną znosił kurdupli z przerostem ambicji. nadziei. Niby drobną, I porządeczku też. prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

16


*Szortownia*


Cmentarna ruletka Marek Ścieszek

Elita wsi Kruszewo przygarnęła Michała Koniecpolskiego, potomka starego dumnego rodu magnatów z dwóch powodów. Po pierwsze, mimo młodego wieku, gardło doszczętnie przepaliły mu już trunki patykiem mieszane i wzorem najtwardszych miejscowych wypijaczy, bez szkody dla zdrowia mógłby nawet wysysać płyn z akumulatorów. Po wtóre, ciało miał prężne, a zapał do walki srogi. Decyzjom o wszczynaniu burd nie stały na przeszkodzie solidniejsze erupcje myśli na powierzchni porytej kraterami michałowej kory mózgowej. Wnętrze głowy Michała Koniecpolskiego kryło mózg, na którym wino a' la patyk w pierwszej kolejności wygładziło niemal wszystkie fałdy, po czym wyżarło dziury, najprzeróżniejszego kalibru. O fizyce kwantowej z pewnością z młodym Koniecpolskim nikt by nie podyskutował. O tabliczce mnożenia oraz odmienianiu przez przypadki zaimka osobowego „ja” też. Podpisać się potrafił, z przeczytaniem tego miałby już kłopot. Zresztą, kurde, nie o to chodzi, by liczył, jak szwajcarski chronometr, czy pisał te, no... książki. Miał inne zalety. Walić z dyni potrafił i nie dociekał przyczyn. Wystarczyło wskazać palcem osobę. Czasami nawet i tego nie trzeba było. Choćby przeciwnik przewyższał go dwakroć wzrostem i pięciokroć siłą, Michał wstawał od butelki, zaciskał pięści, pochylał głowę i... Do rzeczy. Kruszewska elita przygarnęła chłopca, kiedy późną wieczorową porą wracał po pijaku do domu. Opiekuńcze dłonie zarzuciły mu gruby jutowy wór na łeb i przytuliły do elitarnych piersi. Cios owiniętą taśmą izolacyjną pałką uspokoił go szybciej i dokładniej niż kołysanka śpiewana przez mamusię. Tak to wyglądało. Werbunek spełnił wszelkie normy profesjonalizmu. Z dnia na dzień, młody hasający luzem byczek trafił do stada mądrzejszych i doświadczonych samców. Próby oporu wytłuczono zeń pięścią oraz wspomnianą pałką. Nauka szybko i brutalnie wybiła z michałowej głowy naiwne przypuszczenia, że przynależność do kruszewskiej elity ogranicza się do bicia po mordach i żłopania taniego wina. Uzbrojona w szpadle, breszki i inne, nie mniej ważne akcesoria, kruszewska elita wybrała się pełnym składem na kruszewski cmentarz. Otoczyła świeży, kilkugodzinny kopiec ziemi. Popatrzyła po sobie. Trza się było brać do roboty, nim wzejdzie księżyc. Nie wiadomo czemu, ale to właśnie ten łysy łobuz tuż po pochówku za każdym razem dawał początek sprawom paskudnym, o których dżentelmen w towarzystwie dam nie powinien rozprawiać, nawet przy wódce. Nie było rady. Aby dostać się do trumny, należało kopać. Jak mus to mus. Kruszewska elita miała już to we krwi. Michał również ujął łopatę w garść i wespół z towarzyszami jął szuflować zimną cmentarną ziemię. Trumna. Cóż można było o niej powiedzieć? Oświetlana latarkami, okazała się czarna jak noc. Michałowi zrobiło się nieswojo, poznał już jednak podstawy zgromadzenia, jego cele oraz statuty. Może nie do końca je zrozumiał, bowiem kruszewska elita działała Pro publico bono. Zbyt wiele dziwnych słów. Krając cel do postaci dlań zrozumiałej, pozostawało działanie. Do tego w zupełności wystarczyło tych kilka samotnych fałd mózgowych pomiędzy ziejącymi pustką kraterami. Podważone z kilku stron breszkami wieko odskoczyło z głuchym łomotem. Oparli je pionowo o ścianę dołu. Przyświecili latarkami. Surowe piersi wezbrały żalem. Ech! Jaka szkoda. Taka młoda. Mogła se jeszcze pożyć. Cóż począć, gdy Kostucha zaprosi do tańca, nie ma rady. Taniec bywa krótki, odpoczynek zaś powinien być wiekuisty. I by pozostał wiekuistym... Kruszewska elita wychynęła z rozkopanego grobu, zebrała się wokół sąsiedniego grobowca. Głowa przy głowie. Odgarnęła znicze. Najstarszy stażem wydobył zza pazuchy pustą butelkę po stolicznej. Zakręcił na marmurowym blacie.

18


Cmentarna ruletka. Kto tym razem wyręczy Kostuchę? Kto podstempluje akt zgonu? Kto na wieczność roznieci Lux perpetua? Butelka przestała trzeć o marmur. Znieruchomiała. Oczy powędrowały wzdłuż nadtłuczonej szyjki. Spoczęły na wybrańcu. Michał Koniecpolski pod zogniskowanym spojrzeniem tylu par oczu z jękiem zasłonił głowę ramieniem. Ciosy jednak nie padły. Z wciśniętymi w dłonie młotkiem i osinowym kołkiem niemalże wepchnięto go do dołu. Ta opowieść mogłaby się potoczyć inaczej. Jej bohaterem nie był jednak żaden z wielkich protoplastów Michała, herosów i patriotów, w których obfitował ród Koniecpolskich. Główną postacią był Michał. Potomek. Infant. Sukcesor. Descendent... Ach! Nie mieszajmy mu w głowie trudnymi słowami. Czy zadanie okazało się dlań za ciężkie, czy może źle je zrozumiał? Faktem jest, że gdy najstarszy stażem członek kruszewskiej elity zajrzał do dołu, zniecierpliwiony przedłużającą się michałową robotą, nie dojrzał wzniesionego ramienia, ani dłoni zaciśniętej na rękojeści młotka. Światło latarki wydobyło z mroku blade owłosione pośladki, poruszające się niejednostajnym rytmem. – Ożeż ty skur... Chwilę potem rozeszły się chmury i księżyc wyłonił swój łysy, pokryty plamami łeb. Dalsza część opowieści nie dotyczy już niestety Michała Koniecpolskiego.

Non omnis moriar Robert rusik Łup… Łup… Łup… Czy oni muszą tak walić? Ciepło mi tu i przytulnie, choć ciemno. Ale za to mięciutko, muszę przyznać, że ktoś znał się na robocie. Tylko te hałasy… Słyszę ich rozmowy, choć drewno wytłumia poszczególne słowa. Czasami zabrzęczy szklanka, zatrzeszczy przesuwane krzesło. Nie wydają się być szczególnie smutni, zresztą wcale im się nie dziwię. Większość przyszła bardziej z obowiązku albo z chęci pokazania się. W sumie, nie mam do nich żalu. Było, minęło. Myślałem, że będzie bolało, że zobaczę jakiś tunel, białe światełko na końcu, może spotkam jakiegoś anioła. A tu nic, szast-prast i już sobie spoczywam w trumnie i słucham, jak się bawią na stypie. Nawet za bardzo jeszcze nie wiem, jaka była przyczyna mojego odejścia, ale pewnie wkrótce się dowiem. Wbijają gwoździe, po kolei. Jeden po drugim, raz silnymi, zdecydowanymi uderzeniami, innym razem delikatnie, nieśmiało. Kolejny znajomy, kolejny gwóźdź. Każdy dodaje kawałek siebie do mojej trumny. Na pożegnanie? Tak, miło było, kochani. To właśnie także dzięki wam tu jestem. Dokładaliście swoje za życia, dołóżcie i po śmierci. Szkoda, że nie widzę waszych twarzy. Bo chyba zdajecie sobie sprawę, że wiem już wszystko? Wiem, co wami kierowało, wiem, jacy byliście, co naprawdę myśleliście. Z ręką na sercu – ilu z was było wobec mnie naprawdę uczciwych? W pośmiertnej bibliotece nie ma tajemnic. Nawet teraz, stojąc obok siebie, kłamiecie jeden przed drugim, udając moich wielkich przyjaciół. Przyjaciół? Wy nawet nie wiecie, co to za słowo. Dla was przyjaźń oznacza tylko brać, ale już broń Boże dawać. Śmieszne, egoistyczne zachcianki przesłoniły wam kompletnie życie innych. Nie potrafiliście zauważyć, że ktoś rozpaczliwie krzyczy, stojąc na krawędzi. Oglądaliście się jeden na drugiego, nazywaliście mnie dziwakiem, a teraz ronicie łzy niczym

19


krokodyle. A może obawiacie się, że kłamstwa wyjdą na jaw? Nie bójcie się, same wrony dookoła… Powspominacie, poudajecie żal, po czym rozejdziecie się do swojego chorego świata. Ale ja mam dla was niespodziankę. Nie spodziewacie się, ale ja już wiem. Na wasze nieszczęście – wiem, że mogę to zrobić. I zrobię! Więc nacieszcie się jeszcze gorzką iluzją wolności. Napełnijcie obłudą swoje wybujałe ego. Bo już wkrótce, w najskrytszych myślach, w zwierciadłach lęków, w waszych najgorszych koszmarach… Powrócę…

Tandem Maciej Parowski

Ten ich ojciec to był dziwny facet i lubił, gdy przytrafiały mu się rzeczy niezwykłe. Kiedy jego żona chodziła jeszcze w stanie błogosławionym, opowiadał, że wszystko mu jedno – syn czy córka. Każdego – mówił – można urobić n a człowieka. Noworodek to jest dopiero materiał, glina. Z tej gliny, panowie, wszystko można ulepić. Damska glina – mawiał jeszcze, lubił bowiem myślowe skróty i męskie przenośnie – damska glina trochę oczywiście gorzej trzyma i kruchsza jest po wyschnięciu, ale i z niej można robić cegły, a z nich budować przyzwoite budynki. Toteż kiedy żona rodzi w końcu, a nie obywa się to bez kłopotów, dwóch połączonych ze sobą chłopaków – braci syjamskich, on nie rozpacza i nie wygraża rękami niebu, ziemi i księgom. Nie pije też z tej okazji ani mniej, ani więcej ponad ilość wymaganą przez obyczaj. W tym rozdaniu – mówi do kumpli – los rzygnął mi nie najlepszą kartą, z nietypowym dublem, ale ja to zagram. Mam pomysł na dobrego wista. Tak powiedział. Wkrótce opada fala pierwszego entuzjazmu i o kuriozum mało kto pamięta. Po roku krąży plotka, że ojciec romansuje z pielęgniarką opiekującą się potworkiem, a matka z lekarzem, ale potem także to cichnie. Dzieci (dziecko?) rozwijają się podobno nad podziw dobrze, rodzice dochodzą do porozumienia. Mniej więcej po siedmiu latach zaczyna być głośno o zrośniętych braciach. Słychać teraz, że to nie tylko anatomiczna osobliwość, lecz także prawdziwe talenty. Wist ich ojca, dziwnego faceta, który kocha sensacje, zaczął dawać owoce. Jednego z braci, tego będącego z lewej, gdy stoją przodem, uczy ojciec kręcić filmy. W drugim, w tym z prawej, rozwija skłonności literackie. Bracia dopełniają się w sposób przedziwny. W konkursie na najlepszy film roku siedmiolatka–amatora zwycięża przewrotna pięciominutówka Lewego „Na jagody”. Obraz zdobywa ponadto zaszczytne wyróżnienie na Festiwalu Młodych Profesjonałów, a mówią, że także tutaj do ostatniej chwili kandyduje do nagrody głównej. Brat Prawy krótkim poematem „Przewrócona kula” nokautuje wszystkich rywali w Poetyckim Turnieju Nieletnich. Odbiór nagrody przynosi pewne komplikacje, bowiem festiwal, konkurs i turniej odbywają się w zbliżonym terminie, ale w różnych miejscowościach. Dwunogi, dwugłowy i czteroręki stwór wpada na podium, prawie wyrywa nagrodę rąk organizatorów, jedna jego część składa gratulacje drugiej, po czym obie opuszczają salę, pędząc na samolot, by uczestniczyć w kolejnym uroczystym wręczeniu... Ten obraz rozśmiesza

20


publiczność do łez, a powielany w nieskończoność przez film, telewizję, ponadto w wariacjach karykaturzystów i parodystów, przysparza sympatyków obu braciom. Mija jeszcze parę lat. Lewy nie rozstaje się z kamerą, Prawy z notesem i książkami. Lewy czerpie od brata pomysły fabuł. Prawy uczy się od Lewego zasad dynamicznej filmowej narracji. Potem przestają być dziećmi, ale nie przestają pisać i kręcić. W swych wystudiowanych kadrach nie gubi treści intelektualnych – piszą o Lewym – przeciwnie, on uwypukla je i poszerza o sferę obrazową. Nigdzie treść i forma nie współgrają tak, jak w dziełach reżyserowanych jego ręką... Narracja tych powieści wyraźnie inspiruje się techniką filmowego montażu, ale jest w niej to wszystko, co w filmie najlepsze – wypowiadają się recenzenci na temat powieści i krótkich opowiadań Prawego. – Wspaniałe jak na prozaika wyczucie obrazów i rytmów, jakie one ze sobą niosą... Symbioza niezwykle udana – sumują rzecz zgryźliwi zwykle felietoniści. Pojedyncza uwaga wroga domu narusza tę równowagę zachwytów. Literatura i film to nie są cyrkowe sztuczki – wypowiada się Znana Osoba w nie mniej znanym programie telewizyjnym. – Jasne chyba dla wszystkich, co mam na myśli... Wydawałoby się, że to nic nie znaczy, a jednak gestorzy programów i część publiczności odwracają się od obu braci na parę długich tygodni. Ich ojciec traktuje zmianę fortuny jak kolejną niezwykłość. Popełniliśmy błąd, moja droga – mówi do żony. – Naszemu słodkiemu podwójnemu dziecięciu brak wyraźnie trzeciego członu. Nie jest to więc, jak zaczynałem już myśleć, egzemplarz idealny. Człon trzeci, dziecko chowane na zawodowego krytyka apologetę, oto w co powinniśmy wyposażyć nasz twórczy tandem. Ale mylą się ci, którzy sądzą, że wyczerpała się we mnie moc kuriozalna. Przeciwnie! I bije się dumnie w pierś, choć powinien gdzie indziej. Stać nas na niejedną próbę, wypuścimy jeszcze model doskonały, zobaczysz! Co mówiąc puszcza do niej oko, a ta jego kobieta i ich matka nieodmiennie czerwieni się na te słowa.

Softlife

Maciej Kaźmierczak

– Jim, zobacz! Potrafię znikać. Rebeka zamrugała i naprawdę zniknęła. Jim, trzynastoletni chłopiec, wpatrywał się w puste miejsce przy łóżku z niemałym zdziwieniem. – Rebeka? – spytał cicho. – Jesteś tu? – Jestem, no a gdzie bym miała być? – Dobiegł go głos bliźniaczki, wydobywający się jakby z nikąd. – Rusz komplantem i spróbuj mnie zobaczyć. Jim komendomyślą załączył soczewkę w lewym oku i włączył wzmacniacz światła, lecz nic to nie dało. Nie zobaczył Rebeki. Potem przeszedł na podczerwień, wypróbowując jej pięć różnych źródeł IR. Jednak Rebeka wciąż się nie pojawiała. – Co mam zrobić, żeby cię zobaczyć? – spytał bezradnie, zafascynowany wyczynem siostry. – Pomyśl – odparła z naganą w głosie. Jim po kolei sprawdzał wszelkie posiadane możliwości innego widzenia, aż w końcu udało mu się ujrzeć siostrę. Zatrzymał się na obrazie ze skanera MRI. – Jesteś. Jednakże wciąż niedokładnie ją widział. Była jakby kłębem dymu, który przybrał kształt ludzkiej sylwetki. – Fajnie, no nie? – Rebeka powróciła już do materialnej postaci. – Świetna zabawa. – No… – odparł. – Jak to zrobiłaś?

21


Zuzanna Królik – Judy pożyczyła ma taki jeden program – odparła. – Leży tam, na szafce. Ruchem ręki wskazała półkę przy biurku, nad którym wisiał ekran komputera. Jim podszedł we wskazane miejsce i wziął do ręki plastikowy kwadracik, którego jeden bok zakończony był kilkoma szerokimi, metalowymi blaszkami. – Softlife05 – przeczytał głośno napis na pudełku. – Nowa generacja ciała ludzkiego. Co to jest?


– Kilka programów, które umożliwiają, na przykład, znikanie. Rebeka zrobiła piruet, ukłoniła się nisko, mrugnęła i zniknęła. Ponownie pojawiła się po kilkunastu sekundach. – Co jeszcze można dzięki niemu robić? – spytał zaciekawiony chłopiec. – Jeszcze wszystkiego nie sprawdzałam, ale w necie czytałam, że można zmieniać głos, kolor włosów, oczu czy nawet skóry. Wprowadzić się w stan upojenia alkoholowego, po zjaraniu skręta… Tyle pamiętam. Opcji jest chyba dwadzieścia. Chcesz go sobie wgrać? – A rodzicom mówiłaś? – Oszalałeś? – prychnęła. – Przecież natychmiast kazaliby mi to oddać. – No tak… – szepnął Jim. – To ja może też spróbuje tej niewidzialności? – Ok, wybierz pierwszy program. Usiadł przed monitorem komputera, podłączył do niego wyjęty z szafki czytnik programów softlife. Po chwili komplant samoczynnie połączył się z nim. Wsunął kartę z programem, a na monitorze pojawiło się niebieskie menu. Jim komendomyślą zainstalował pierwszy program, tak jak poleciła mu siostra. Przez chwilę przed oczami wirowały mu czerwone mroczki ale po kilku sekundach wszystko wróciło do normy. Zerwał połączenie, wstał, rozejrzał się. W porządku. – I co teraz? – spytał. – Komplant powinien od razu zaktualizować soczewkę, musisz gdzieś mieć nową ikonkę. – Taką błyszczącą na niebiesko? – Tak, właśnie tę – odparła. – Teraz komendomyślą wybierasz ją, mrugasz powieką i… Rebeka ponownie zniknęła. Pojawiła się dokładnie po sekundzie. – Teraz ty. Jim wybrał aplikacje, mrugnął i… nic się nie stało. Spróbował jeszcze raz, bez skutku. – Co jest? – spytał. – Nie wiem… Wybierasz na pewno dobry program? Spojrzał na monitor, gdzie widniała ikona znikania, po czym porównał ją z tą w soczewce. – Na pewno. – Spróbuj jeszcze raz. Jim mrugnął. Nic. Ze złości zaczął szybko trzepotać jedną i drugą powieką. Po kilkunastu sekundach w końcu się udało. Zniknął. Przez dłuższą chwilę nic się nie wydarzyło… – Jim? …i wydarzyć już się nie miało. SOFTLIFE – NARKOTYK XXX WIEKU

23


Dziadek do orzechów

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Sikora Grupka mężczyzn, w podartychKatarzyna skórach i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Siedzę na kuchennym i jak zahipnotyzowana wpatruję się w córkę. Za pomocą przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiemstołku budynku. dziadka do orzechów od szedł godziny próbuje orzeszka.budynki, Wciąż pracuje nad tym Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem przed siebie.rozgnieść Mijał odrapane nie zważając na jednym, a ja spoglądam na nią znużona i wiem, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, spędzę na tym taborecie poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i nawet rok. Muszę uzbroić się świecącymi w cierpliwość. PozwolęNiejejprzeszkadzał na tę odrobinę Bo tak to już ówdzie i patrzących na niego ślepiami. musamodzielności. otaczający go wszechobecny, jest, że jakkolwiek nieprzyjemny zapach.bym się nie starała go powstrzymać, czas i tak płynie nieubłaganie. Moja córka w końcu musi samodzielnie rozgniatać orzeszka. Tego i następne... Smród miasta,nauczyć smród się życia… Przedwysokim oczami mam śliczną twarztejmojej córeczki. Na jejwbuzi pojawiła się pajęczyna... Stanął przed blokiem, jedyną wielkości budowlą okolicy. Wieżowiec spoglądałpajęczyna na niego zmarszczek. Znów siłuje się ze starym dziadkiem do orzechów. Kości mnie bolą, właściwie to boli mnie oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią i mam wrażenie, że połknięta spędziłamprzez na łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiaływszystko drzwi, ciemna sylwetka została tym taborecie co najmniej wieczność. Deja vu? umierający budynek. Z salonu dobiega nas tocząc rozmowa Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. doSyzyf, swe nastolatków. Mówią o nadludziach i zastrzyku brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, długowieczności. Natalka uśmiecha się, w razem ze swym ciężarem. ogóle się nie zmieniła. Długie blond włosy Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. zalewają twarz. dzieci, a moje wnuki, już W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nimJejswobodnie toczyła swe sąwody takie dorosłe. Wkrótce będę prababcią. Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy Podrywam się gwałtownie, przypominając mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. sobie omiał czymś. przecież męża! „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby dwaMiałam złote, gdyby miałobudzić cokolwiek… Chciał zdrzemnąć, prosił o piętnaście Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jegosięświat. A dziś? Dom zlicytowany, żona minut! Jeżeli nie wstanie zaraz, nie będzie z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, mógłsięzasnąć wieczorem. miał.za całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć o przyszłość. A terazZawsze niemal tak słyszał Moment! Od tamtego dnia, gdy Natalka po raz sobą ironiczny chichot anioła stróża. pierwszy siedziała wnadół.schodach i rozgniatała Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając Kątem oka zauważył orzecha, podczas gdy jej ojciec udał się na nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. drzemkę, minęły trzydzieści dwa lata. Moneta. Dwa złote. Z wysiłkiem pokonujęlśniła schody. Wpadam Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka nienaturalnie, do sypialni. tłucze czeka się jak oszalałe. dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „SześćSerce milionów na ciebie”… Opieram się o framugę, żeby złapać oddech. Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. On widział leży. Jużz nie śpi. Patrzy i uśmiecha się do Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który dachu. Nie zważał na trąbiące mnie. i psy, Zapach kamfory i naszych leków samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury biegające po trawniku powietrze. świetle i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, przesycił lśniąca moneta skropiłaWjegociepłym duszę odrobiną wygląda jak zawsze. nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Czymże jest czas?, zastanawiam się. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Milena Zaremba Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego przed nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co zabrzmiało jak „dziękuję” i usiłowała złapać go za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

24


Targowisko

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Grupka mężczyzn, w podartychRobert skórach i z rusik kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia Olbrzymie strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicąDziesiątki oświetlił mrowisko w centrum wielkiego miasta tętniło życiem. przygarbioną sylwetkę, znikającą za bądź rogiemtylko budynku. tysięcy kupującychkrokiem zwiedzających tworzyło niesamowity hałas. Tu i ówdziena Mężczyzna powoli, niepewnym szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając grupka mężczyzn zawzięcie grała w trzy karty, skubiąc naiwnych z pieniędzy. Sprzedawcy krzyczeli, poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i zachwalając swój towar, niektórzy udawali się po chwili na zaplecze, wynosząc ukradkiem sprzedane ówdzie i patrzącychi ochroniarze na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, dobra. Policjanci pełnili role statystów w targowej enklawie. Trwały zawzięte kłótnie o nieprzyjemny zapach. ceny, o jakość towaru, a kupić można Smród miasta, smród życia… tu było naprawdę wszystko. Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał namarek niego Ubrania i perfumy najlepszych oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem.kilkunastokrotnie Mężczyzna dotknął dłonią po cenach niższych, łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przeważnie produkcji chińskiej przez lub umierający budynek. tajwańskiej. Filmy i Syzyf, gry komputerowe, Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. tocząc swe jeszcze przed oficjalną premierą. brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, Spirytus, wyprodukowany w Polsce, razem ze swym ciężarem. importowany natwarzy. Ukrainę i stamtąd Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po ponownie przywożony, a mimo to o W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody połowę tańszy. Lokalni mieszkańcy Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy odwiedzali kącik z żywnością, nie mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. bacząc na wszechobecne muchy „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, się gdyby miał cokolwiek… zaopatrywali w mięso, warzywa, Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jegojaja świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona czy mleko. z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie zapędził tak wyobrażał sobie koniec, Krzysztof się jak zawsze całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się ulubiony o przyszłość.sektor A teraz niemal słyszał wza– targowiska sobą ironiczny chichot anioła stróża. kolekcjonerski. Minął okastanowiska Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem zauważyłi archeologiczne, filatelistyczne nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. ku bibliofilskie, pewnie zmierzając Moneta. Dwa złote. wystawcom monet. lśniła Jak zawsze szukał Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka nienaturalnie, numizmatycznych, ostatnio dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. perełek „Sześć milionów czeka na ciebie”… interesowały go antyczne monety Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. greckie i rzymskie. Dziś jednak, jak na Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące złość, prawie żaden z wystawców samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegającetenpo towar trawniku oferujących nie pojawił się, i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca postanowił moneta skropiła jego duszę odrobiną wiec tylko pooglądać co nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. ciekawsze Sam dziwił się swejegzemplarze reakcji. i Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. pospacerować. Ewa Kiniorska Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu.Skręcił Przed wniąnieznany leżało pudełko, w którym sobie wcześniej znajdowało sięprzytłoczyła kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swąjegogłówkę na zaułek. Nagle go niespodziewana cisza, powietrze jakby zgęstniało, oblepiając ciało ramieniu kobiety, kwiląc cicho. niby klej. Mężczyzna przezkolego. długą –chwilę spoglądał naczłowieczek tłumy ludzi,w obojętnie przechodzących – Cześć Mmały, zarośnięty długim płaszczu stał obok obok niego,żebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. wpatrując się badawczo w twarz Krzysztofa. – Szukasznaczegoś specjalnego? W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał stojącego przed nieznajomego nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął Chłopak rozejrzał się, szukając drogi ucieczki, choć we wzroku nie było się. Po chwiliagresji. wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co ani odrobiny zabrzmiało jakbój„dziękuję” i usiłowała złapać go wyczuł za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym się. – Mężczyzna czynem,–i Nie poszedł wolnym krokiem wnajwidoczniej kierunku wieżowca. jego intencje. – Chyba Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

25


mam coś, co cię zainteresuje. Spójrz na to. Rozprostował palce. Na dłoni leżał niewielki, przezroczysty kryształ. Promieniował ciepłym, białym blaskiem. Krzysztof, ku swojemu zdziwieniu, poczuł jakieś niesamowite uczucie, jakby radość, szczęście, bijące od kamyka. – Co to jest? – zapytał. Nieznajomy chwycił ostrożnie kryształ w dwa palce, podniósł go, i spoglądając na kamyk rzekł: – Dusza. Czysta, nieskalana grzechem dusza. Kiedyś, w swej naiwności, sądziłem, że będę ją mógł sprzedać za duże pieniądze. Że będą na nią chętni. Im dłużej poznawałem jednak ludzi, tym bardziej musiałem obniżać cenę. – A ile ona kosztuje? – Nic… – uśmiechnął się gorzko mężczyzna. – Chciałbym ją ofiarować za darmo, godnej osobie. Przecież zdajesz sobie sprawę, że użytkownik nie może zrobić nic wbrew jej woli. Nie ma miejsca nawet na drobne grzeszki, kłamstewka, oszustwa. A ludzie potrafią tylko marzyć o szczęściu, szukać zła w innych, nie widząc swojego. Tęsknią za rajem, nurzając się w piekle. Potrzebują zła… O tak… A ja cały czas szukam tego jednego, uczciwego, który się o nią zatroszczy. W końcu być dobrym, to nie takie trudne prawda? Więc jak, kolego, bierzesz? Krzysztof stał niezdecydowany, w głowie mu się mąciło. Przymknął oczy, głośno przełykając ślinę. W pierwszym odruchu już miał się zgodzić, jednak uzmysłowił sobie, co to oznacza. Tak, starał się żyć uczciwie, być otwartym, asertywnym, ale nie potrafiłby pozbyć się tej części duszy, która była jego wyłączną własnością. Wściekłość, krzyk, agresja… W każdym z nas jest miejsce na dobro i zło, grunt to znaleźć odpowiednie proporcje. Samo dobro to wypaczenie, podobnie jak samo zło. Stagnacja zamiast rozwoju, margines świata… Chciał podziękować nieznajomemu, poinformować go, że jednak nie skorzysta. Jednak kiedy otworzył oczy, mężczyzny przy nim nie było. Stał przy stanowisku numizmatycznym, wpatrując się w stare, niemieckie banknoty. – Ależ się pan zamyślił – uśmiechnął się do niego sprzedawca.

26


Kurtuazja Joanna Chudzio

Na dwanaście okienek w sali czynne jest tylko jedno. Żadna nowość. Kolejka wije się aż do placyku przed wejściem na pocztę. Nie można przez nią zamknąć drzwi, a mroźne powietrze wpada z impetem do środka, wiejąc po nogach pani z okienka numer dwa. Nic więc dziwnego, że kobieta ma zły humor i jest obrażona na kolejkę, i na cały świat. Ludzie w ogonku są dla równowagi obrażeni na nią. Stoję tu już od jakichś dziesięciu minut i właśnie udało mi się minąć odrapane drzwi i znaleźć po cieplejszej stronie mocy. Odważyłam się zdjąć czapkę, rozwiązać szalik i wyjąć z torebki czytadło. Przy dobrych wiatrach za pół godziny kupię w końcu te dwa znaczki. Przy złych, panią w okienku wkrótce przewieje i kolejka się zatrzyma. – Przepraszam bardzo, przypilnuje mi pani miejsce? – Dopiero teraz zauważyłam, że przede mną stoi babinka. – A ja sobie zawczasu powypełniam druczki. – Pokazuje na blat przy przeciwległej ścianie pomieszczenia, za przedpotopową budką telefoniczną. – Pewnie, przypilnuję. – Patrzę na jej zmęczoną twarz i szary, wysłużony płaszcz. Robi mi się jej żal. Skoro mnie już bolą nogi, co ma powiedzieć ta leciwa dama? – Dziękuję, Sylwia Ostapiuk kochana. – Dotyka mojej ręki. W jej oczach maluje się wdzięczność. – Zaraz wracam. – Kuśtyka w stronę blatu. Czuję ulgę, gdy w końcu osiąga cel i zgarnia z blatu pokaźny plik druczków pocztowych. Pochyla się nad nimi, a ja z czystym sercem zanurzam się w lekturze. Po chwili przestaję słyszeć utyskiwania pani w okienku i chór narzekań innych czekających. Poddaję się rytmowi kiwań na boki, przestępowań z nogi na nogę i drobnych kroczków, dzięki którym powoli posuwam się do przodu. Odrywam się od książki, patrzę na zegarek, minęło piętnaście minut. Z radością stwierdzam, że jestem już na finiszu, przede mną tylko cztery osoby, bo panią z okienka numer dwa wsparła koleżanka z okienka numer pięć. Oglądam się za siebie. Niestety z tej perspektywy nie widać blatów z druczkami. Mam nadzieję, że babinka się pospieszy. Ponownie oddaję się lekturze. Słyszę pomruki niezadowolenia, zrzędliwe uwagi, rytmiczne uderzenia pocztowych pieczęci. „Jak w czołówce Reksia”. – Podnoszę głowę znad książki. Z niepokojem stwierdzam, że jestem już pierwsza w kolejce, a starsza pani wciąż nie wróciła. Oglądam się za siebie, na ogon, który skurczył się nieco, ale wciąż sięga wyjścia. Coś mnie ściska w środku na myśl, że babinka za chwilę

27


będzie musiała na nowo odstać swoje. – Zapraszam. – Paniusia z okienka numer dwa patrzy na mnie mało przyjaźnie. Ludzie z kolejki także. Blokuję ruch. – Momencik! – Mówię i rozglądam się po pomieszczeniu. – Przede mną stała taka pani – wyjaśniam burkliwemu wąsaczowi tuż za mną. – Pilnowałam jej kolejki – kontynuuję, a on tylko unosi brwi. – Zapraszam. – Paniusia z okienka podnosi głos. Ludzie w kolejce milkną. Za chwilę mnie zlinczują. „ Trudno” – Podchodzę do paniusi i wtedy dostrzegam JĄ. Stoi na samym końcu, tuż przy drzwiach, przestraszona i smutna. Miętosi w dłoniach szare poły płaszcza. – Proszę pani! – Macham do niej.– Proszę pani, tutaj! Kolejka podnosi wyżej brwi. Pomruki niezadowolenia rosną. Babinka tymczasem wpatruje się w coś na podłodze. – Proszę pani! – krzyczę. W końcu na mnie spojrzała. – Proszę tutaj, trzymam dla pani miejsce. – Wskazuję na paniusię w okienku numer dwa. – Dla mnie? – Czytam z ruchu warg babci. Dziwi się. Rozgląda nerwowo na boki. Ściska w dłoni wypełnione druczki. – Proszę przyjść – zapraszam. Biedna, musi mieć zaniki pamięci. – Śmiało – Uśmiecham się do niej. – Hola, hola – Wąsacz za mną robi się nerwowy. – My też czekamy. – Ta pani stała przede mną – tłumaczę cierpliwie. – Pół godziny temu poszła wypełnić druczek. Chyba nie pozwoli pan, żeby starsza kobieta stała w kolejce drugi raz? – Ale... – Faceta zatkało. – Proszę, proszę – mówię raz jeszcze do babinki, a ona, ku mojej uldze, rusza w moją stronę. Żwawiej jakoś. Nie patrząc na mnie, podchodzi do okienka i podaje druczki, podczas gdy ja czekam cierpliwie na swoją kolej. Facet za mną wygląda, jakby lada chwila miał mi przyłożyć. – Siostra miłosierdzia się znalazła, patrzcie no – syczy. – Samarytanka – mruczy ktoś za nim z przekąsem. – My też długo czekamy – odgraża się siwy pan z laską. Zaczynam się trochę bać. – Poproszę dwa znaczki. – Podchodzę w końcu do pani numer pięć. Kątem oka widzę, że moja babinka podaje paniusi kolejny druczek. Uśmiecham się do siebie. Chwilę potem ruszam w kierunku wyjścia. Zadowolona, spełniona, szlachetna. Ignoruję złowrogie spojrzenia wciąż czekających. Zawiązuję szalik, nasuwam na uszy czapkę. Już prawie jestem przy wyjściu. Zamieram. Na końcu kolejki, tuż przy wyjściu, stoi babinka w szarym płaszczu, z plikiem druczków w dłoni. Zgarbiona, smutna, zrezygnowana. Patrzy na mnie. Rozpoznaje. Kuśtyka do przodu. „ Co do cholery?” – Odwracam się za siebie. Przy okienku numer dwa, inna starsza pani, w podobnym płaszczu, podaje paniusi pokaźny plik kopert. Nawet nie są do siebie podobne. Robi mi się gorąco. Spuszczam głowę, zakładam kaptur i pospiesznie wychodzę z urzędu.

28


Kamyk Marek Ścieszek

Lubię wstać wcześniej, zanim ojciec zagoni wszystkich do obrządku, rozda dyspozycje, które i tak wszyscy dobrze znają. Wiem doskonale, że mój młodszy brat ma nakosić koniczyny dla królików, mama musi wydoić krowy, obie siostry mają nakarmić ptactwo, a ja wyrzucić obornik spod świń. Wakacje wakacjami, a gospodarstwo gospodarstwem. Lubię wstać, kiedy wszyscy jeszcze śpią, połazić boso po rosie, wyłożyć się jak długi w koniczynie, zapatrzyć się w niebo. Chmury tego ranka układały się we wzory, którym nie potrafiłem przypisać rzeczywistych kształtów. Były jakieś fantastyczne, abstrakcyjne. Aby tego było mało, bezustannie się zmieniały, a to rozciągały, kurczyły, obracały wokół własnej osi, by tu i ówdzie podzielić się na kawałki, a w innych miejscach połączyć w coś jeszcze bardziej fantastycznego i abstrakcyjnego. Byłem już naprawdę blisko wyobrażenia sobie zwierzęcia, którego formę przybrało gigantyczne chmurzysko, gdy z jego opasłego korpusu wyłoniła się gwiazda. Zdumiony niecodziennym zjawiskiem na jasnym porannym niebie, uniosłem się na łokciach, zapatrzony w gwiazdkę. Ta zaś błysła do mnie, jakby puszczała oczko, po czym jęła się gwałtownie zbliżać. Przestraszyłem się. Gwiazda rosła w moich oczach, teraz już wyraźnie widziałem długi warkocz płomieni, który za sobą ciągła. Sama również była skupiskiem żaru. Ogromniała z każdą chwilą. W pewnym momencie rozpadła się na wiele mniejszych skrawków, a każdy pociągnął za sobą swój własny rozżarzony warkoczyk. Większość z nich zgasła bardzo szybko, inne gasły stopniowo. Widmowe błyskawice na tle błękitnego, usianego kłębami chmur nieba. Blakły, nikły, pozostawiając po sobie wrażenie niezwykłego piękna. Wstałem. Ogarnął mnie niewysłowiony żal, bo poznikały w międzyczasie niemal wszystkie punkciki żaru. Pozostało może tyle, że zdołałbym je policzyć na palcach jednej ręki. Te doleciały do samej ziemi. Ostatni wyraźnie kierował się w moją stronę. Maleńki jak pieg na obliczu nieba. Uderzył w wierzbę rosnącą jakieś dwadzieścia metrów ode mnie, na skraju łączki koniczyny. Posypały się liście. Otrząsnąwszy się szybko, puściłem się biegiem ku wierzbie. Poszukiwania nie trwały długo. Wzdłuż pnia ciągnął się długaśny zygzak, od linii gałęzi aż do samych korzeni. Szrama na korze, zdartej do gołego łyka, sczerniała, śmierdząca spalenizną. Tam gdzie nikła, u korzeni, jąłem palcami ryć ziemię. Tak długo, aż znalazłem. Kamyk. Jeszcze gorący. Był malutki, wielkości pestki od wiśni i tak samo krągły. Czarniejszy od węgla. Nie wydzielał zapachu, czego nie omieszkałem natychmiast sprawdzić. W smaku, gdy go polizałem, też nie przypominał niczego konkretnego. Ot, kamyk. Lecz nie taki znów zwykły, bo wprost z nieba. Gwiazda, która spadła na ziemię i tu zgasła. Moja własna. Zacisnąłem palce na znalezisku. Poczułem przyjemne mrowienie. Nie powiem, bym się nie zdziwił, kiedy spomiędzy palców wyłoniły się bezbarwne, przeźroczyste smużki. Jednak nie czułem lęku. Obserwowałem, jak smużki ogarniają stopniowo całą moją dłoń i jak wnikają w skórę. To było miłe uczucie, które przerwał raptowny głos. – Co tam masz? Odwróciłem się gwałtownie, chowając rękę za plecami. Karol, mój młodszy brat. Rozczochrany, ziewający, jakby zamierzał połknąć cały wszechświat, łącznie z samym sobą. – Nic. – Tatko mówi, co byś się ruszył. Świnie się same nie obrządzą. Dopiero kiedy poszedł dalej, odważyłem się wyciągnąć rękę zza pleców i rozewrzeć dłoń. Moje zdumienie nie miało granic. Kamyk zmienił kolor. Stał

29


się olśniewająco biały. Najgorsza była ta w czarne plamy. Wielka zołza, z wykrzywionym złośliwie ryjem. Zawsze kiedy czyściłem jej kojec, nie poddawała się mojej woli, nie stała w kąciku, jak należy i nie przesuwała się, gdy się zbliżałem z widłami. A to mnie potrącała łbem, a to skubała wrednie gumowce, ocierała się o spodnie pokrytym łajnem bokiem. A w jej bladych ślepiach łyskało niemalże ludzkie szyderstwo.

Agnieszka Wróblewska Nie inaczej zachowywała się dzisiaj, nachalna, jakby się sama dopraszała kary. Odpychałem ją, a ona lazła do mnie, gryzła trzonek wideł. Spróbowała ugryźć mnie, więc ją tym trzonkiem zaprawiłem w spasły bok. Chyba się jej to nie spodobało. Ryj pochyliła ku posadzce, ruszyła na mnie. Nie mam pojęcia, co sobie zaplanowała w tym małym świńskim móżdżku, bo jej zamiary spełzły na niczym. W chwili, gdy zbliżyła się na odległość kilku centymetrów, wokół mojej dłoni, i niemal jednocześnie wokół całego ciała, rozjarzyła się sfera przeźroczystego ognia. Kontakt świńskiego ryja ze sferą zaowocował rozbłyskiem jasności, skwierczeniem, smrodem przypalonej szczeciny oraz panicznym, przepełnionym bólem kwikiem. Sfera zgasła. Tylko świnia nadal dymiła z przypalonego ryja, obracając się wokół własnej osi i kwicząc przeraźliwie. Usłyszałem krzyki gdzieś z oddali. Ojciec. Będę miał nielichy kłopot by się z tego wytłumaczyć. Ale co tam. Mam przecież czarodziejski gwiezdny kamyk, który mnie przed nim obroni.

30


#1 #2

Marcin Wełnicki

#1 Ściśle tajne. Tylko dla oczu członków gabinetu Tanaka. Czytając ten dokument, poddajesz się odpowiedzialności karnej z art. 73, 77, 81 i 86 Prawa karnego z roku 1907 (akt nr 45). Wszystkie wymienione zbrodnie karane są z art. 11 cytowanego aktu – karą śmierci przez powieszenie. [w dokumencie brakuje kilku stron] RAPORT WYWIADU R017 30.12.47 Drużyna Wydzielona ZW2 Departamentu Przeciwdziałania Epidemiom i Uzdatniania Wody Armii Kwantung z siedzibą w Harbin Pierwszego października opuściliśmy Bhutan i przekroczyliśmy granicę z Tybetem. Wedle mojej wiedzy nasz niewielki oddział nie został zauważony przez straż graniczną, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Warunki pogodowe i trudny teren spowolniły nasze tempo, po dwóch tygodniach musieliśmy zrewidować tabelę czasu operacyjnego. Infiltracja Lhasy pozostawała pod znakiem zapytania. Tybet to kraj o niewielkiej populacji, skupionej wokół kilku centralnych ośrodków, a my staraliśmy się poruszać rzadziej uczęszczanymi szlakami, przynajmniej dopóki znajdowaliśmy się w relatywnej bliskości granicy. Nawet tu opowieści o bezimiennym mnichu są powszechnie znane. Historie, jakie przekazują sobie miejscowi, można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza kategoria (1); mieszkańcy wsi, które odwiedzamy, utrzymują, że jest on manifestacją bodhisattwy, innymi słowy Prawdziwym Dalajlamą. Te historie mają w sobie coś z baśni. Widzę w nich lęk przed agresją ze strony Chin. Druga kategoria (2); im bliżej znajdujemy się Lhasy oraz klasztoru w Drepung, tym więcej uciekinierów spotykamy na swojej drodze. Ci ludzie przedstawiają nam inne oblicze bezimiennego mnicha, ludobójcy i potwora. Według ich zeznań (nagrania R017TA #12, #13, #14, #17 i #20) jego stronnicy dopuścili się licznych gwałtów na ludności Tybetu – czystek w Lhasie i rytualnych mordów w klasztorze Drepung. Ulubioną techniką wydaje się być obdzieranie ze skóry, aczkolwiek pojawiły się też doniesienia o kanibalizmie. Sprzeczność legend o bezimiennym mnichu utrudnia zebranie rzetelnych informacji. Jedyny spójnik obu oblicz, element, który pojawia się w zeznaniach zarówno zwolenników, jak i przeciwników mnicha, to jego rzekomy nadnaturalny talent do przywracania ludzi do życia.

31


Na przestrzeni następnych tygodni przekonaliśmy się, że bliższa prawdy – jeśli nie całkowicie zgodna z rzeczywistością, jest wersja druga. Natknęliśmy się na wiele miejsc pogromów; stronnicy mnicha lubują się w obracaniu świątyń w miejsca kaźni. Bezskóre zwłoki są wywieszane na pokaz, ćwiartowane członki układane w misterne wzory na dziedzińcach (załączone zdjęcia R017Z #46–#60, #65–#80, #88–#92, #94, #101–#115, #124, #126, #131–#147). Wsie, które nie przyjmują błogosławieństwa oraz nie składają tzw. „Darów Ciała” (wyjaśniono mi to jako ceremonię, podczas której mieszkańcy wybierają kilka osób ze swojego grona, a potem własnoręcznie obdzierają je ze skóry i kosztują ich mięsa), zostają spalone. [w dokumencie brakuje kilku stron] Tybet ogarnęło szaleństwo. Nie ulega wątpliwości, że bezimienny mnich (nazywany w zachodnich mediach mianem „Rezurektora”) jest osobowością bardzo charyzmatyczną, wzbudzającą fanatyczną lojalność. Jego rządy opierają się na manipulacji nastrojami narodowymi oraz terrorze, cechującym się wyjątkowym okrucieństwem. Sporządzenie głębszego rysu psychologicznego jest niemożliwe ze względu na szczątkowe informacje, aczkolwiek wszystko wskazuje na socjopatię oraz kompleks mesjasza. Należy odnotować silne wątki nadnaturalne, pojawiające się zarówno w oficjalnej propagandzie, jak również na kanałach komunikacyjnych opozycji (załączona przechwycona depesza R017D #1). Moja rekomendacja: Natychmiast wysłać oddział specjalny i wyeliminować bezimiennego mnicha, zanim jego wpływy rozszerzą się poza granice Tybetu. Z końcem listopada dotarliśmy do wewnętrznej strefy wpływów bezimiennego mnicha. Drogi patroluje tu ochotnicza milicja, złożona z członków rdzennych populacji. Jak do tej pory nie udało nam się nawiązać kontaktu z żadnym z faktycznych zauszników mnicha, a nawet z osobami, które miały okazję spotkać go osobiście. Nie udało się nam również zlokalizować naocznych świadków masakry w Drepung ani jednej z ceremonii „Darów Ciała”. Trzeciego grudnia dotarliśmy do ukrytej głęboko w górach wioski, którą ominęły czystki. Ja i porucznik Takeshi Kenzo, podając się za koreańskich kupców, uwięzionych w Tybecie przez zaistniałe okoliczności, przeniknęliśmy do społeczności z zamiarem prowadzenia obserwacji; reszta oddziału rozbiła obóz na zboczu powyżej wsi, zapewniając nam kontrolę ogniową obszaru. Powiedziano nam, że jakiś czas temu pojawił się tu wysłannik bezimiennego mnicha, jeden z jego „powróconych do życia” kapłanów, zapowiadając rychłe nadejście oświecenia. Jedyne, co nam pozostało, to czekać. [w dokumencie brakuje reszty stron oraz spodniej części tekturowej teczki] #2 TRANSKRYPCJA NAGRANIA R017OTA #5 05.12.47 Odprawa porucznika Takeshiego Kenzo – Ta rozmowa będzie nagrywana. Nazywam się Todo Kusanagi, będę przeprowadzał pana odprawę. Nazwisko, imię, stopień. – Takeshi Kenzo, porucznik. – Czy wie pan, czemu jest pan przesłuchiwany? – Tak. [napisane na marginesie: porucznik TK wydaje się nerwowy]

32


– Dobrze, zacznijmy. Proszę opisać okoliczności, w jakich doszło do… incydentu. – Dobrze. Jak pan wie, wraz z kapitanem Otogi w przebraniu koreańskich kupców dotarliśmy do wioski Nyexiang. Spotkaliśmy się z nieufnością, ale zostaliśmy przyjęci jak goście. Była to z pewnością zasługa pieniędzy, które przekazaliśmy im „za fatygę”. Przynajmniej tak wtedy myśleliśmy. – A teraz? – Nie mieliśmy pojęcia, w co się pakujemy. [napisane na marginesie: porucznik TK zwiesza głowę, kręci nią przeczącą. Według rezydującego psychologa wciąż chciałby wyprzeć z pamięci wydarzenia, do których doszło w Nyexiang.] Pozostała część oddziału – ośmiu ludzi – miała obserwować wioskę z oddali, osłaniać nas ogniem snajperskim. Od miejscowych dowiedzieliśmy się o oczekiwanej wizycie przedstawicielstwa bezimiennego mnicha. – Powtórnej wizycie. – Tak, kapitan Otogi… – Kapitan wspomina o tym w swoim raporcie. Proszę kontynuować. – Mieliśmy nadzieję na obserwację, a później schwytanie emisariusza – celem przesłuchania. [napisane na marginesie: porucznik TK chrząka, przeciera czoło] Czekaliśmy wiele dni, zaprzyjaźniając się z miejscowymi. Sondowaliśmy ich, ich wiedzę o bezimiennym mnichu, o tym, co działo się w Tybecie. – Czy można powiedzieć, że ich nie docenialiście? – [napisane na marginesie: porucznik TK waha się] …tak. Tak, niedocenialiśmy ich. A kiedy wreszcie zrozumieliśmy, było za późno. – Proszę o tym opowiedzieć. – Do moich zadań należał codzienny obchód wioski – rano, w południe, wieczorem. Włóczyłem się po okolicy pod pretekstem rozmyślań i papierosowego nałogu. Czwartego dnia po prostu na nią wpadłem, zagrzebaną w ziemi i śniegu. – Na co pan wpadł? – Na mogiłę. Zbiorowy grób, a w nim gnijące, pozbawione skór zwłoki. Pospieszyłem do kapitana Otogi, do naszej izby na strychu chaty naczelnika, ale dotarłem tam za późno. Gdy wpadłem do środka, już na mnie czekali. Naczelnik mierzył do mnie z pistoletu wz. 14 Nambu – z broni kapitana. – Bezpiecznie można założyć, że już przed waszym przybyciem przeszli na stronę bezimiennego mnicha. – Tak, przeprowadzili ceremonię. – Ale was nie zabili. – Nie, czekali na kapłana. On miał nas przesłuchać. [napisane na marginesie: porucznik TK uśmiecha się słabo] – A reszta oddziału? – Nigdy… nigdy się nie dowiedziałem, co się z nimi stało. Słuch po nich zaginął, nie było ciał… – Ale pan przeżył. – Tak. Trzymali nas w niewielkiej, słabo oświetlonej piwnicy. Związali nas, ale niedokładnie. Kapitan Otogi miał ukryte ostrze, wyswobodził się. Potem uwolnił też mnie. – Wtedy pojawił się kapłan? – Tak. Tak, on. Był szkaradny. Nie miał skóry, rozumie pan, na twarzy. Widzieliśmy wszystkie jego mięśnie, jak poruszają się, układając w uśmiech. Powiedział, że będziemy doskonałym darem dla Bezskórego. Nie wiem, czy miał na myśli bezimiennego mnicha czy kogoś innego. – I co było dalej? – Był z nim naczelnik i jeszcze drugi mężczyzna. Mieli zakrzywione noże, coś jak sierpy. Ale naczelnik popełnił błąd, bo wciąż nosił za pasem „Nambu” kapitana. To byli niewyszkoleni cywile, a Tybetańczycy nie są znani ze swojej siły. My mieliśmy za sobą lata szkoleń i doświadczenie. Rozbroiłem tego drugiego mężczyznę, a kapitan Otogi obezwładnił naczelnika i zabrał mu pistolet. A potem… – W swoim dzienniku, który znaleźliśmy przy panu w Batangu, po stronie chińskiej… [napisane na marginesie: porucznik TK jest blady, oddycha głęboko]

33


– Kapłan rzucił się na mnie jak dziki zwierz, ujadał i kłapał zębami. Był nieludzko silny, o wiele silniejszy, niż wskazywałaby na to jego postura. Kapitan strzelił raz, drugi, ale tamten nie przestawał mnie okładać. Wyładował cały magazynek! I wreszcie kapłan osunął się na ziemię. Byliśmy wycieńczeni i skołowani, musieliśmy się stamtąd wydostać, z tej piwnicy, wioski, ostrzec nasz oddział. Kapitan zaczął przeszukiwać kapłana… – I wtedy… – …kapłan ożył. Złapał kapitana Otogiego za głowę i jednym ruchem skręcił mu kark. Zaczął wstawać. Widziałem rany na jego ciele, kule musiały mu przebić płuca i żołądek, wydawało mi się też, że dosięgły serca. A jednak wstawał. – I co pan zrobił? – A co mogłem zrobić? Chwyciłem za sierp. Nie zdążył się zasłonić, poderżnąłem mu gardło. A on dalej… dalej… – Wstawał? – Tak. Więc przeszedłem za niego i pociągnąłem ostrze. Wydaje się, że trwało to całą wieczność. I wreszcie opór zniknął, odciąłem mu głowę. Już się nie ruszał, ale nie chciałem ryzykować. Zabrałem nasz skromny ekwipunek, nieśmiertelnik i dziennik kapitana Otogiego i uciekłem. – Skierował się pan ku granicy tybetańsko–chińskiej? – Nie. Ku Drepung. Musiałem się przekonać na własne oczy, kim był ten bezimienny mnich, któremu służą ci… „wskrzeszeńcy”. – I dowiedział się pan? – Dowiedziałem się więcej, znacznie więcej. Te masakry, ceremonie „Darów Ciała”, to wszystko blednie w porównaniu z koszmarem, jaki poznałem. Niech mi pan da kartę i ołówek… [tu transkrypcja się kończy]

34


*StusLowka*


Szkodnik Ela Graf

Pochylmy się nad szkodnikami książkowymi. Najbardziej znany, Mól książkowy, to owad żywiący się materią książki, czyli papierem. Niegdyś powszechny, dziś na wymarciu, głównie z powodu zmiany składu chemicznego kartek. Od niedawna jednak mamy do czynienia z innym, znacznie groźniejszym gatunkiem. Badania entomologiczne trwają; nie jest jeszcze szczegółowo opisany. Wiemy na razie, że Banalnik dyslektyk pożera słowa i ich sens. Książki zaatakowane przez szkodnika stają się coraz łatwiejsze. Styl coraz bardziej płaski, przekaz płytki. Ubogie słownictwo. Proste zdania. Ludzie co czytają takie teksty nie muszą dużo myśleć i głupieją . Więc książki są jeszcze prostsze. Ale ładne i kolorowe. Można paczeć.

Piotr Kolanko

36


*subiektywnie*


Bajki ekonomiczne aleksander kusz (Nie) bajki ekonomiczne

Pamiętam felietony Macieja Rybińskiego z Rzeczpospolitej, kiedy jeszcze tę gazetę dało się czytać, znaczy się, kiedy było bardzo dobrym nośnikiem informacji gospodarczo ekonomicznych, a nie gazetą służącą do politycznych bojów. Zaczynało się wtedy lekturę od drugiej strony bodajże (zważcie na mój wiek, mogę już dokładnie nie pamiętać) i zaraz dzień wydawał się lepszy. Nikt tak jak Maciej Rybiński nie umiał piętnować absurdów życia w Polsce, zwłaszcza absurdów ekonomicznym (powiedzmy, że Tomasz Olbratowski też jest ok., ale on jest taki bardziej obyczajowy, jeżeli można tak napisać, MR był przesiąknięty gospodarką, a zwłaszcza takim prostym, rzeczowym spojrzeniem na nią).

Potem przeniósł się chyba do innej gazety, potem wszystko jeszcze bardziej zeszło na psy, co wydawało się wtedy niemożliwe, wydawało się, że jeszcze gorzej być nie może. Niestety nie doceniliśmy usilnych starań miłościwie nam panujących, aby już całkowicie zbiurokratyzować, ustawić (w ich zamierzeniu – ułatwić) nam życie. Cztery lata temu Maciej Rybiński nagle umarł. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, że nie widzi już tego co się obecnie dzieje w naszym kraju. Może i dobrze, bo to co się teraz dzieje, może doprowadzić do zawału zdrowych ludzi, a co dopiero chorych na serce. Możliwe jednak, że patrzy się na nas z góry i nie potrafi nadziwić się, ile to jeszcze można było spieprzyć od czasu Jego odejścia.

38


Mam przed sobą niewielką książeczkę w twardej oprawie – Bajeczki ekonomiczne. Tramwaj cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionejale wiacie, bardziej Niewielkąnadjechał rozmiarem i objętością. Format A6, 188 stron, sami przyznacie, że niewielka, zjakże przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. wymowną treść niesie. Zbiór bajek, a właściwie bajeczek, dokładnie dwadzieścia Latarnia, stojąca była już się dawno rozbita. zdarzało by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy siedem obok, (nie umiałem oprzeć, aby Rzadko nie policzyć, jak się, to księgowy). Wszystkie w stylu wysiadał. Macieja Rybińskiego, a jakże mogłoby być inaczej, skoro On je napisał. O nas, o otaczającym Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi irokezami na głowie sikacze obok nas świecie, ale przede wszystkim o gospodarce, o władzy, o absurdach, którepopijała napotykamy przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, codziennie. Bo właśnie o tym przede wszystkim pisał MR. Do końca potrafił zachować zdrowe łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak Co wielkie, że nie się nawet słowem, kiedy minął ich, spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. niewielu się odezwali udaje, zostając wkręceni w trybiki maszyny nie okazującswoje nawet cieniaa zwłaszcza strachu. Reflektor samochodu, ulicąmyśleć. oświetlił zmieniając poglądy, sposób myślenia, albo poprzejeżdżającego prostu przestającpustą samemu Bo przygarbioną rogiem budynku. przecież to cosylwetkę, pisze MRznikającą to żadnezaodkrywanie Ameryki, to przecież oczywistość! Tylko czemu tak często Mężczyzna krokiem szedł przedprzytomnym siebie. Mijałokiem odrapane nie zważając wydaje nampowoli, się, że toniepewnym bajeczki? Spróbujcie spojrzeć na to budynki, co nas otacza, przecież tona poruszane wiatrbajki, kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i są dopieroprzez bajeczki, a może już koszmary? ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, nieprzyjemny zapach.pomyślałem sobie, jak bardzo brakuje nam teraz takiego Macieja Rybińskiego, w Czytając tę książkę Smród miasta, smród życia… prostych słowach wyśmiewających absurdy, które codziennie serwują nam miłościwie panujący, którzy Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą okolicy. Wieżowiec na niego oderwali się od rzeczywistości dość dawno temu, żyjąc sobie w stworzonym tylko dlaspoglądał nich i przez nich oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią świecie, którzy nic nie wiedzą o normalnym życiu. Pochylają się nad nami maluczkimi ze swojego łuszczących ścian, drzwi, ciemna została Apołknięta przez Olimpu i co się jakiś czasuśmiechnął odrywając się gorzko. od piciaZaskrzypiały Ambrozji wymyślają jak bysylwetka nam tu pomóc. my wszyscy umierający budynek. mamy tylko nadzieję, że może wreszcie kiedyś skupią się tylko na sobie, nie przeszkadzając sobie i nam Ciszę w korytarzu zakłócił monotonny skrzypBo drewnianych swoimipanującą rewelacyjnymi ustawami i rozporządzeniami. przecież oni schodów. je uchwaląSyzyf, i idątocząc dalej swe pić brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, Ambrozję, a to my musimy się zabrać za interpretowanie tego co wymyślili, no i oczywiście za razem ze swym ciężarem. sprzątanie po tym co zrobili. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W widaćokładki było zamiast światła przejeżdżających a przed nim swobodnie toczyła swe wodyz Naoddali III stronie blurba mamy dwasamochodów, cytaty: jeden Marcina Wolskiego – o tym, że przecież Wisła. Przezniechwilę irytowała hotelupisać olbrzymia reklama, wkrótceZgadza jednak się, na twarzy ekonomią ma żartów, ale goMRmigająca potrafi naw dachu tej materii i śmiesznie i mądrze. tylko mężczyzny pojawiłżesięjest gorzki uśmiech. zapomniał dodać, to śmiech przez łzy, bo prawie wszystko przypomina nam o totalnym bałaganie „Sześć milionów na ciebie jedyne dwa wspomina, złote”. Gdyby miał dwaprzerażało złote, gdyby w naszym kraju. czeka Natomiast RafałzaZiemkiewicz że zawsze go to,miał że cokolwiek… piramidalne Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona durnoty, które wymyślał MR parodiując socjalne pomysły niektórych polityków, inni wezmą za dobrą zmonetę dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, kontożepuste… tak wyobrażał koniec, i spróbują je wprowadzić w życie. Przypuszczam, Rafał Nie Ziemkiewicz siedzisobie gdzieś w całe życie byłociemnym pracą, ciężką nadobgryza tym, bypaznokcie, nie troszczyć się o przyszłość. teraz niemal słyszał za zamkniętym, pokojupracą i może bo właśnie wszystko sięA sprawdza… sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas…Wam Rozłożył ręce i polecam głęboko wszystkim odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając dół. Kątem Polecam tę książkę, trzeźwo myślącym, polecam wwszystkim tym,okanazauważył których nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. barkach nasi rządzący próbują wprowadzać w życie swoje absurdalne pomysły. Tak dla odprężenia, dla Moneta. Dwa złote. zrelaksowania się, dla zrozumienia, że to my jesteśmy normalni, a nie oni. Naprawdę! Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… autor: Maciej Rybiński Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. tytuł: Bajeczki ekonomiczne Szybszym, prężnymKrauze krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące ilustrował: Andrzej samochody, kiedy przebiegał wydawnictwo: Zysk i S-ka jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku idata wyskakujące zza krzaków, wydania: styczeń 2013 r. gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby188 drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. liczba stron: Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. ISBN: 978-83-7785-142-5 Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego przed nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co zabrzmiało jak „dziękuję” i usiłowała złapać go za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

39


Czas Ognia, Czas Krwi

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Marek Grupka mężczyzn, w podartych skórach Adamkiewicz i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Przyznam szczerze, że budynku. do tej pory nie miałem okazji zetknąć się z twórczością przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem Marcina Rusnaka.krokiem I to nawet że autor jest z budynki, publikacjiniew branżowych Mężczyzna powoli, niepewnym szedłmimo przedtego, siebie. Mijałznany odrapane zważając na czasopismach, które zdarzało mi się czytywać. Poznawanie nowych rzeczy może być jednak intrygujące, poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i dlatego też po niedawno opublikowaną pełną książkę autora, sięgnąłem ze sporym zaciekawieniem. Siłą ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, rzeczy, nie dozapach. końca wiedziałem, czego się po „Czasie Ognia…” spodziewać. Opis fabuły specjalnie nie nieprzyjemny zachęcał - steampunk i magia? Cóż, wielkim fanem tego pierwszego akurat nie jestem, choć z drugiej Smród miasta, smród życia… strony przed patrząc, jeśli literatura dobra, to i gatunek schodziw na dalszyWieżowiec plan. A wspoglądał tym konkretnym Stanął wysokim blokiem,jest jedyną tej wielkości budowlą okolicy. na niego przypadku okazało się, że lektura potrafi przynieść nieco oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią rozrywki. Niepozbawionej wad, czasem dosyć znaczących, ale łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez jednak treściwej. umierający budynek. Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe Ognia,jednak Czas Krwi” opowiada o perypetiach brzemię, wchodził na sam wierzchołek. „Czas Tym razem zamierzał osiągnąć szczyt – a Filipa potemSaggo, upaść, polskiego maga wędrownego i członka tajnego stowarzyszenia razem ze swym ciężarem. Bohater i jegogłaskał konfratrzy Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza,czarowników. lekki zefirek orzeźwiająco go po muszą twarzy.ukrywać swoją działalność, gdyż zagraża kościelna W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed im nimstraż swobodnie toczyła(organizacja swe wody przedstawiona na kształt inkwizycji), dybiąca ich Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak nanatwarzy bezpieczeństwo, z uwagi na niezgodność działalności gildii z mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. naukami kościoła. Bohater podróżuje po Europie, a podczas „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… swych–wojaży ma okazję zetknąć się zDom rzeczami dziwnymi Samochody, komputery, luksusowe restauracje to był kiedyś jego świat. A dziś? zlicytowany, żonai groźnymi a takżekonto walczyć o odzyskanie dawnej miłości. Przy z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, okazji Saggo mierzy się też z zagrożeniami, a tych los rzuca całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszałmuza sobą ironiczny chichot anioła stróża. na drogę całkiem sporo. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył KsiążkaPodniósł reprezentuje podgatunek fantastyki, sięznany nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. złocisto-biały krążek i uśmiechnął gorzko.jako steampunk. Jest on zazwyczaj definiowany jako rozgrywający Moneta. Dwa złote. w przeszłości, najczęściej alternatywnej naszej Podniósł ją powoli, trzymając niczym się robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniławobec nienaturalnie, historii,światło w którejreklamy. dużą rolę„Sześć odgrywamilionów oparta naczeka parze na technologia. dopiero po chwili zorientował się, że odbija ciebie”… Sentyment do motywów industrialnych i połączenie ich z pełną magii fabułą to droga, jaką wybrał sobie Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Marcin Rusnak, by przedstawić perypetie swojego bohatera. Pod tym względem „Czas Ognia, Czas Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące Krwi” prezentuje się naprawdę interesująco. Europa,gowszczury której jedną ze znaczniejszych sił jest magia, a samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały i psy, biegające po trawniku wciąż potrafią podróżować w ogromnych zeppelinach, wrażenie. mimoodrobiną że nie iludzie wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca może monetarobić skropiła jego Iduszę wszystkie Saggoalesąjednak opisane równieSam szczegółowo, to reakcji. można uznać, że nadziei. Nibymiejsca, drobną, które prawieodwiedza niezauważalną, pomocną. dziwił się swej towarzysząca fabule otoczka stanowi jedną z mocniejszych zalet materiału. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym Książka stanowi na dobrą sprawęDozbiór opowiadań, jeden nadrzędny motyw, któryna znajdowało się kilka drobniaków. matki przytulał wplecionych się kilkuletni wchłopczyk. Opierał swą główkę traktuje okobiety, zemściekwiląc głównego ramieniu cicho. bohatera na zdrajcy magicznej gildii. Tego jak doszło do zdrady, dowiemy się już z pierwszego „Złoty Pył”przechodzących i stanowiącego obok zarazem Mężczyzna przez długą chwilęopowiadania, spoglądał nazatytułowanego tłumy ludzi, obojętnie żebraków. najmocniejszy punkt zbioru. Saggo była trafianiedaleko. do zniszczonego przez Turków Gyor, gdzie musi Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura poradzić sobie z zastawioną przez najeźdźców magiczną pułapką.przed W tym W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego nimifragmencie mężczyznę.najlepiej Ten uśmiechnął widać, jaki potencjał ma zarówno ten bohater, jak i świat przedstawiony. Imponować się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co może zwłaszcza umiejętnei usiłowała poprowadzenie intrygi orazsię,przede zabrzmiało jak „dziękuję” złapać przez go za autora rękę. Wyszarpnął jakby zawstydzony swym wszystkim znakomite pokazanie co w gatunku najlepsze, czyli dziwnych czynem, i poszedł wolnym krokiemtego, w kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

40


urządzeń, działających dzięki alchemii i magii i niezwykłego otocznia. Przy okazji autor dobrze dawkuje informacje na temat świata przedstawionego, zwiększając zainteresowanie czytelnika. Niestety aż tak wysoki poziom nie zostaje utrzymany w kolejnych tekstach. Wydaje się, że największym problemem jest fakt, iż Rusnak nie poszedł drogą swoistego minimalizmu, który Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej bardziej widać było w „Złotym Pyle”. Kolejne utwory „wychodzą w świat”, porzucając wiacie, zamknięte zprzestrzenie. przyzwyczajenia, niż rzeczywistej przystanek oświetlał tylko motyw księżyc.jest Latarnia, Przy okazji wychodzi potrzeby. na wierzch,Było że późno, połączenie ich w jeden większy nieco stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy naciągane i mało przekonujące. Podczas kolejnych opowiadań dostajemy wątki, wydające się być wysiadał. ważnymi, a jednak w ostatecznym rozrachunku, okazującymi się być tylko ozdobnikami, gdyż ich Grupka w podartych skórach i z kolorowymi na głowie sikacze obok potencjałmężczyzn, nie zostaje w jakikolwiek sposób ruszony. Nairokezami tym poletku można popijała było spodziewać się przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, zdecydowanie więcej. łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując cienia samochodu,bohatera. przejeżdżającego oświetlił Całkiem dobrzenawet poradził sobiestrachu. Rusnak Reflektor z kreacją głównego Filip Saggo pustą został ulicą przedstawiony przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem jako młodzieniec szukający swojej drogi, budynku. ale jednocześnie potrafiący podejmować trudne decyzje i Mężczyzna powoli,determinacją. niepewnym Jego krokiem szedł przed Mijał odrapane działać ze sporą postać może się siebie. podobać, dlatego mam budynki, nadzieję,nie że zważając jeśli kiedyśna poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i będziemy jeszcze mieli okazję śledzić jego perypetie, reszta bohaterów nie będzie dla niego tylko tłem, ówdzie i patrzących niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, jak w znacznej mierzenama to miejsce tym razem. nieprzyjemny zapach. Smród smród życia… Wypadamiasta, też niestety wspomnieć o fatalnej korekcie książki. Osobiście kibicuję wydawnictwu i mam Stanął przed wysokim jedyną tej wielkości budowlą okolicy. Wieżowiec spoglądał na pracy niego nadzieję, że będzie się blokiem, dobrze rozwijać, jednak bez dwóch zdańwmuszą przykładać więcej uwagi do oczami z kartonów zamiast szyb,przez zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. dotknął dłonią edytorskiej. To druga wydana nich powieść i także po raz drugi jest wMężczyzna niej zastraszająco dużo łuszczących ścian,o uśmiechnął się gorzko.Najpierw Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka połknięta przez usterek, jeślisięidzie kwestie techniczne. poszatkowało to bardzo dobrązostała powieść Sebastiana umierający budynek. Uznańskiego, teraz szkodzi dziełu Rusnaka, zakłócając przyjemność, płynącą z lektury. Pozostaje mieć Ciszę panującą w korytarzu monotonny drewnianych schodów. Syzyf, swe nadzieję, że sytuacja w końcu zakłócił ulegnie poprawie, bo wskrzyp profesjonalnym wydawnictwie jest onatocząc po prostu brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, niedopuszczalna. razem ze swym ciężarem. Stanął krawędzi dachu. cisza,żebym lekki zefirek głaskał gonapo lekturę twarzy.„Czasu Ognia, Mimo naparu wad, nie mogęPanowała powiedzieć, żałowałorzeźwiająco czasu, poświęconego W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyłaodczuć, swe wody Czasu Krwi”. Owszem, niedoróbki są obecne na paru płaszczyznach, ale jednocześnie można że Wisła. Przez go migająca dachu hotelu olbrzymia reklama, twarzy ten świat machwilę całkiemirytowała spory potencjał. Pozanatym warsztatowa sprawność autorawkrótce często jednak potrafi na przykryć mężczyzny pojawił się gorzki fabularne niedostatki. Książkęuśmiech. czyta się po prostu z przyjemnością, a w dodatku w bardzo szybkim „Sześć czeka ciebie za często jedyneprzymykamy dwa złote”. Gdyby dwa złote, gdyby miałokazała cokolwiek… tempie,milionów co sprawia, że wnatoku akcji oko na miał napotykane wady. Całość się na Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona tyle interesująca, że z niekłamanym zainteresowaniem będę śledził dalszą karierę autora. Bo potencjał zbez dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, dwóch zdań ma. całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą 6/10 ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły NieRusnak wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Autor:błysk. Marcin Moneta. Dwaognia, złote.Czas krwi Tytuł: Czas Podniósł powoli, Wydawca:jąDom Snówtrzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował Data wydania: 25 stycznia 2013 się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? 368 Kostucha nie ucieknie. Liczba stron: Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące ISBN: 978-83-63777-01-2 samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

41


Efekt wiecznosci: Konferencja

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. aleksander kusz irokezami na głowie popijała sikacze obok Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi Self publishing - przyszłość przewróconego kosza na śmieci. Bylisamo bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, czy zło? łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Jak na portal internetowy przystało, powinniśmy być otwarci na nowe technologie. I przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. chybaniepewnym jesteśmy, krokiem nie wiem,szedł to przed raczej siebie. Wy, nasi powinniściena Mężczyzna powoli, Mijałczytelnicy, odrapane użytkownicy budynki, nie zważając ocenić. Recenzujemy książki z czytników, się topopiskiwań paru osobom z naszego grona, ale chyba poruszane przez wiatr także kawałki papieru. Zamyślony,zdarzało nie słyszał szczurów, przebiegających tu i pierwszyi patrzących raz trafiła nam się doświecącymi recenzji książka wydana jako e-book to na dodatek wydana przez ówdzie na niego ślepiami. Nietylko przeszkadzał mu iotaczający go wszechobecny, autorów. Znak czasów, czy samo zło, jak twierdzą niektórzy? Mam nadzieję, że potem odpowiem na to nieprzyjemny zapach. pytanie.miasta, smród życia… Smród Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego Przy ocenie e-booków nawetszyb, słownictwo trzebachrzęścił zmienić,opadającym nie mogę napisać, mam przed dotknął sobą książkę, oczami z kartonów zamiast zachęcająco tynkiem.żeMężczyzna dłonią bo mam przed sobą kindle’a, na którym jeden z plików to łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez książka Marleny i Mariana Siwiaków – Efekt wieczności: umierający budynek. Konferencja. tak jakby kiedyś pisać:Syzyf, mam przed Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzypTo drewnianych schodów. tocząc sobą swe stoi brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tymbiblioteczkę, razem jednak gdzie zamierzałwśród osiągnąćinnych szczyt – aksiążek potem upaść, NiezwyciężonyStanisława Lema. razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. Wracając jednak doa przed samej nim pozycji (te dygresje mnie W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, swobodnie toczyła swekiedyś wody przyjdą ireklama, zabiją), nie jest tojednak powieść, bo za Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca nazabiją, dachunormalnie hotelu olbrzymia wkrótce na twarzy krótka; nie jest opowiadanie, bo za długie; to dorzućmy mało mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. nas słowo: nowela, pośrodku pomiędzy „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne używane dwa złote”.u Gdyby miał dwa złote,coś gdyby miał cokolwiek… opowiadaniem, powieścią. pierwsza z czterech Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyśa jego świat. AJest dziś?toDom zlicytowany, żona części Polski, cyklu?konto Też puste… raczej nie, musiałby tosobie byćkoniec, cykl z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Nie bo tak wyobrażał złożony z czterech nowel. Powiedzmy więc, że jest całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał toza pierwsza z czterech części zamkniętej całości. Akcja toczy sobą ironiczny chichot anioła stróża. się Pochylił wokół pewnej konferencji wnaukowej, ma być Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. głowę, spoglądając dół. Kątemgdzie oka zauważył ogłoszone ważne krążek wydarzenie, odkrycie naukowe. nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósłpewne złocisto-biały i uśmiechnął się gorzko. Oczywiście jest to odkrycie naszego głównego bohatera – Moneta. Dwa złote. Niva wSokola. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Bardzo lubię, jak autorzy opisują to co wykonują, to co Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. zaangażowanie, Szybszym, prężnym krokiem podążał do lubią. marketu,Wtedy który widać widział pasję, z dachu. Nie zważał napomiędzy trąbiące wierszamigo szczury są przemycane smaczki niedostępne dla samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały i psy, biegające po trawniku Właśnie gdy tak jest w tym wypadku. autorów, opisuje konferencję iniewtajemniczonych. wyskakujące zza krzaków, szedł skrótem. Mała,Dwoje lśniąca monetanaukowców skropiła jego duszę odrobiną naukowąNiby wplatając to swoje przemyśleniaalenajednak tematpomocną. korporacji,Sam stosunków profesorami, a nadziei. drobną,wprawie niezauważalną, dziwił siępomiędzy swej reakcji. młodszymi pracownikami naukowymi, wzajemnego podgryzania się, przypisywania sobie cudzej pracy, Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. walki o dotacje i granty i pewnie wiele, wielesiedziała innych. przy Jednocześnie napisane Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, wejściu. jest Przedto nią leżałosolidnym, pudełko, w‘dającym którym się czytać’ sięjęzykiem. Nie jest toDotakże opowieść o konferencji naukowej. tutaj na znajdowało kilka drobniaków. matkiprosta przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał Mamy swą główkę bezpardonową naukowca, kradzieże, a nawet porwanie. O scenach łóżkowych nie ramieniu kobiety,walkę kwiląco cicho. wspomnę. Dobrze przedstawieni bohaterowie, czytelnik że żyją,przechodzących przeżywają, toobok nie sążebraków. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi,czuje, obojętnie papierowe ludziki,monetę. oni naprawdę mająbyła tam niedaleko. coś w sobie. Ścisnął w kieszeni Kolektura W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego przed nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął Z drugiej jednak stronyzemusimy że otrzymujemy prostą, się. Po chwili wyszedł sklepupamiętać, z bochenkiem chleba i podał go dobrze matce. napisaną, Kobieta wyszeptała coś, co ale jednak jednoliniową opowieść. Akcja biegnie szybko, wręcz czasami mknie, zabrzmiało jak „dziękuję” i usiłowała złapać go za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym ale niekiedy miałem wrażenie, że tempo akcji nie jest odpowiednio stopniowane, czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

42


że raz jest za szybko, a następnym razem za wolno. No i największe przestępstwo, typowo zawodowe. Autorzy naukowcy nie mogli się oprzeć (wprawdzie dopiero pod sam koniec, ale to może jeszcze gorzej) żeby zaserwować nam wcale nie taki mały wykład naukowy. Czym to się je, co się je i dlaczego. I z której strony i dlaczego tak, a nie inaczej. Może miałem takie odczucia, bo nigdy nie trawiłem biologii, ale autorzy jednak powinni się zdecydować, czy piszą kolejną naukową pozycję, czy jednak beletrystykę. Tutaj jak dla mnie Tramwaj cicho, monotonnie proporcjenadjechał zostały zbyt mocno złamane.szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca byładojużpytania dawnozadanego rozbita. Rzadko by obecnym wieczoremrynku ktokolwiek tu wsiadałkiedy czy Wracamobok, jednak w tytulezdarzało recenzji.się,Przy wydawniczym, wysiadał. wydanie polskiego debiutu graniczy z cudem, autorzy podjęli decyzję, że wydają sami książkę. Podobne Grupka mężczyzn, podartych skórach i z kolorowymi irokezami głowie popijała fantastycznosikacze obok przemyślenia miał wponad rok temu Wawrzyniec Podrzucki, autor na znany w kręgach przewróconego koszaYggdrasill na śmieci.wydanego Byli bardzo kiedy zżewnętrza tramwaju wynurzył mały, naukowych z cyklu przezzdziwieni, Runę. Ogłosił, swoją nową powieść, 1980 się K, wyda łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął tylko w formie e-booka. Prawie wszyscy się oburzyli, że jak, że dlaczego, ale minął rok, powieść jakich, na nie nawet ale cienia samochodu, oświetlił razieokazując się nie ukazała, jego strachu. śladem idąReflektor inni autorzy i okazuje przejeżdżającego się, że już nie ma pustą takiegoulicą oburzenia, że przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem jedyne budynku. może to jeszcze nie standard, ale właściwie wyjście? I to wcale nie gorsze finansowo dla autorów? Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na poruszane przez wiatr papieru. słyszałprzez popiskiwań przebiegających tu i Następne pytanie, czykawałki taka książka jestZamyślony, gorsza, niż nie wydanie oficjalneszczurów, Wydawnictwo? Bo przecież ówdzie i patrzących niegonas.świecącymi Nieprzez przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, taka opinia pokutuje nawśród Jeżeli coś ślepiami. nie przeszło sito wydawnicze, jeżeli ktoś wydaje sobie nieprzyjemny sam książkę, zapach. to znaczy, że grafoman i buc, na pewno nie AUTOR pełną gębą. Tylko co zrobić z Smród miasta, smród życia…książką, której nikt nie chce wydać, bo po prostu wydawca wie, że wydanie poprawną, dobrze napisaną Stanął przed wysokim jedyną poniesionych tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego książki nie zwróci mu blokiem, nawet kosztów na jej przygotowanie? Nie dlatego, że książka jest oczami kartonów zamiastnikt szyb, zła, ale zdlatego, że prawie jej zachęcająco nie kupi, tak chrzęścił samo jak opadającym masy innychtynkiem. książek. Mężczyzna Co zrobić z dotknął książką, dłonią którą łuszczących się ścian,kilkaset uśmiechnął gorzko. Zaskrzypiały drzwi,bociemna sylwetka została połkniętatakich przez kilka, kilkadziesiąt, osóbsięprzeczyta z przyjemnością, przecież czasami o czytanie umierający budynek. książek chodzi. Nie wydawać? Pukać i pukać do wciąż zamykających się wydawnictw? Nie! I tutaj Ciszę panującą w korytarzu zakłócił wydali monotonny schodów. Syzyf, tocząc swe autorzy podjęli jedyną słuszną decyzję, ją samiskrzyp (skład drewnianych wersji elektronicznej przygotowało Virtualo brzemię, wchodził sam wierzchołek. Tym.mobi razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, i na dodatek chybanaskopało, bo formaty na rozjechały się i miałem przeróżne wielkości czcionki). razem ciężarem. Wydalizezaswym naprawdę niewielkie pieniądze (3,49 to chyba nie jest majątek?). Mam nadzieję, że przetrą Stanął dachu. Panowała cisza, lekki głaskał go po twarzy. szlaki na dlakrawędzi innych, że zaskoczy, bo niedługo nie zefirek będzie orzeźwiająco prawie papierowych książek i musimy się z tym W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie wody powoli pogodzić. Potrzebny będzie tylko jakiś system selekcji książek wydanych przeztoczyła samychswe autorów, Wisła. Przez chwilę irytowała go migającateżnatrochę dachu whotelu olbrzymia reklama, jednaknanaosobną twarzy bo przecież wiadomo, że grafomanów naszym kraju żyje. Ale wkrótce to już temat mężczyzny rozprawkę. pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, restauracje – to był jego świat. A dziś? Dom żonai To jest dobrakomputery, książka, nieluksusowe rewelacyjna, nie powali Waskiedyś na kolana, ale przeczytacie ją zzlicytowany, przyjemnością zpewnie dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim Polski, konto puste… tak wyobrażał sobie koniec, na koniec będziecie ciekawi, co teżkońcu się stanie z Nivem SokolemNie w następnych częściach. A to całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za dobrze świadczy o książce. sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły Nie Marian wiedział,Siwiak dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. autor:błysk. Marlena, Moneta. Dwawieczności: złote. tytuł: Efekt Konferencja Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, wydawnictwo: self publishing dopiero po chwili zorientował data wydania: kwiecień 2012 r. się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie?150 Kostucha nie ucieknie. liczba stron: 000 znaków (nie wiem jak to opisywać w e-bookach) Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące ISBN: 978-83-272-3929-7 samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

43


Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Hubert Grupka mężczyzn, w podartych skórach i Przybylski z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Lektura przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzodobra zdziwieni, jak... kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Nie znikającą powiem, zaździebko na ten moment czekałem. Czekałem, czekałem i się przygarbioną sylwetkę, rogiem budynku. doczekałem. Nie krokiem żebym nieszedł lubiłprzed pełnowymiarowych powieści, ale czasami po prostu Mężczyzna powoli, niepewnym siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na brakuje mi w takich wielotomowych cyklach (a tutaj było tych tomów dziesięć) jakiegoś zbiorku poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i krótszych historii. Czegoś takiego jak zasmażka na torcie. Znaczy, kartaczach. Choć z tortem też pewnie ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, bym zjadł. Wiem, nieprzyjemny zapach.wiem. Ale nic na to nie poradzę - ja zwyczajnie lubię zasmażkę. Taką z ogromną ilością miasta, cebulkismród podduszonej Smród życia… na złoto-brązowo w wytopionym z wrzuconych na patelnię w proporcjach jeden do jednego surowego boczku i słoniny. Taką solidnie i z odrobinką dla podkręcenia Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowląpieprzną w okolicy. Wieżowiecchili spoglądał na niego atmosfery. Pychota. Czy "Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie" Rafała Kosika są oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknąłrównie dłonią dobre jak taka git-zasmażka? Cóż, czytajcie dalej. łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku opowiadańzzaskłada się z ośmiu tekstów o długości kilkunastu, do stuskropiła kilkudziesięciu stron.odrobiną Akcja iZbiór wyskakujące krzaków, gdy szedł skrótem. Mała,od lśniąca moneta jego duszę niektórych umiejscowiona jest pomiędzy poszczególnymi tomami cyklu, inne natomiast są rozwinięciem nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. tych pełnotomowych historii. się. Są też i takie, któreichmożna traktować jedynie jako super-ekstra-bonus. Coś Wchodząc do sklepu, potknął I tylko dlatego zauważył. jak wisienka na zasmażce. I zanim znowu wywracać inaczej, niż jako superKobieta, opatulona podziurawionym kocem, zaczniecie siedziała przy wejściu.oczami Przed -niąjakleżało pudełko, w którym ekstra-bonus,sięmożna dzieńDoz matki życia Agenta ... No właśnie. znajdowało kilka traktować drobniaków. przytulałMamrota? się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Jeśli chodziprzez o styl,długą to "Nadprogramowe napisane równieprzechodzących dobrze, inteligentnie i Mężczyzna chwilę spoglądał historie" na tłumysąludzi, obojętnie obok żebraków. elegancko, jak poprzednie I tak jak w powieściach, tak i tu znajdziemy idealne Ścisnął w kieszeni monetę. dziesięć Kolekturatomów. była niedaleko. połączenie akcji chłopczyk i warstwyprzestał obyczajowej, horroru na i romantyki. Ale nimi skłamałbym, gdybym W tym momencie kwilić. Spojrzał stojącego przed mężczyznę. Ten uśmiechnął napisał, że humoru i refleksji też jest po równo. Tej drugiej jest tyle co zawsze, czyli w się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co sam raz, alejak współczynnik (możecie że jest takiesię,słowo zabrzmiało „dziękuję” uhumorzenia i usiłowała złapać go miza wierzyć, rękę. Wyszarpnął jakby- zawstydzony swym od dzisiaj) Rafał Kosik postanowił najmniej kilkukrotnie. W czasie czynem, i poszedł wolnym krokiem zwiększyć w kierunkucowieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

44


czytania powieściowych przygód Felixa, Neta i Niki przynajmniej kilka razy płakałem ze śmiechu. Ale tutaj? Tutaj przydarzało mi się to co chwila. Czułem się, jakby mi ktoś normalnie tę wisienkę na zasmażce posypał płatkami czekoladowymi. Py-cho-ta! Pytacie o dziegeć? Hmmm... Pewnie jakiś jest. Jako dorosłemu, no powiedzmy, że piętnastoletniemu od dwudziestu z hakiem lat, czyli w gruncie rzeczy normalnemu zdrowemu Tramwaj nadjechał cicho, przeszkadza monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się Choć przy poranionej wiacie, że bardziej nieświeciowi, troszeczkę mi zbytnie ugrzecznienie fabuły. muszę przyznać, zwidzę przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby.teżByło późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, pierwsze oznaki tego, że Autorowi to zaczyna "koleć w łocy" i pewnie w przyszłości to stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy naprawi. Zresztą, nawet Alfred Szklarski nie torturował Tomka ciągłym nastolactwem (tak, takie słowo wysiadał. też już jest) i pozwolił mu dorosnąć. Nomen-omen, razem z Sally. Wink-wink, nudge-nudge, say no Grupka mężczyzn, w podartych skórach z kolorowymi irokezami popijała sikaczezaczną obok more... Ale mój wstydliwy problem, to i taki pestka w porównaniu z tym,najakigłowie będą mieli ci, którzy przewróconego na śmieci. zdziwieni, kiedy z "Nadprogramowych wnętrza tramwaju wynurzył swoją przygodę kosza z Felixem, NetemByli i Nikąbardzo właśnie od opowiadań Historii". się Dlamały, nich łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, ogromna ilość mniej lub bardziej subtelnych nawiązań do wcześniejszych tomów cyklu będzie albo nie okazując cienia strachu. nie Reflektor samochodu, pustą ulicą obojętna, albo nawet stanowiła przeszkodę do przebicia. I aż żalprzejeżdżającego mi... znaczy, dziwnie kroczę,oświetlił kiedy przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. pomyślę, że tyle zasmażki mogłoby się zmarnować. Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na poruszane przez wiatr kawałki papieru. słyszał popiskiwań tu i Moja ocena. "Nadprogramowe Historie"Zamyślony, to dla mnienienajlepsza część cyklu.szczurów, Ale tak jakprzebiegających zasmażka (nawet ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. otaczający wszechobecny, z wisienką i posypką z czekoladowych płatków)Nienieprzeszkadzał zaistniałabymubez kartaczygo(tudzież kiszki nieprzyjemny zapach. ziemniaczanej), tak i jedenasta odsłona sagi nie zaistniałaby bez tych wcześniejszych ośmiu powieści w Smród miasta, smród(dla życia… dziesięciu tomach tych, którzy mieli problem z matematyką w podstawówce, i którym właśnie Stanął przed wysokim blokiem, tej że wielkości budowląbyły w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego zaczynają się przegrzewać zwoje,jedyną dodam, dwie powieści dwutomowe). Dlatego z sercem, i nie oczami z kartonów szyb,wszem zachęcająco chrzęścił opadającym Mężczyzna tylko, pełnym żalu,zamiast ogłaszam i wobec, że nie mogę daćtynkiem. "Felixowi, Netowidotknął i Nicedłonią oraz łuszczących się ścian,Historiom" uśmiechnąłmaksymalnej się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, przez Nadprogramowym możliwej oceny. Aleciemna myślę,sylwetka że 9,5/10została to też połknięta dobra nota. A umierający budynek. więc - dla tych, którzy są, tak jak ja, zagorzałymi fanami trójki przyjaciół z Kuszmińskiego, jedenastego Ciszę panującą korytarzu zakłóciłA monotonny drewnianych Syzyf, tocząc swe tomu ich przygódwpolecać nie muszę. co ma zrobićskrzyp ta biedna, bo żyjąca wschodów. FNiN-owej nieświadomości brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tymjedna razem- jednak osiągnąć szczyt – a potem kolegi upaść, reszta narodu? Odpowiedź może być tylko iść do zamierzał księgarni/biblioteki/uświadomionego razem swym ciężarem. (choć ze dopuszczam możliwość, że koleżanki też mogę być uświadomione - wink-wink, nudge-nudge...), Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza,czytać, lekki czytać... zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. zaopatrzyć się w komplet sagi i czytać, I mieć nadzieję, że nie będzie trzeba zbyt długo W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła czekać na kolejne tomy cyklu. Czego sobie (przede wszystkim) i innym (przy okazji) życzę. swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny Autor: Rafałpojawił Kosik się gorzki uśmiech. „Sześć milionów za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Tytuł: Felix, Net iczeka Nika na orazciebie Nadprogramowe Historie Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona Wydawca: Powergraph zData dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, wydania: 2013 całe życie było480pracą, ciężką pracą nadreklam) tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za Liczba stron: (z minimalna ilością sobą chichot anioła stróża. ISBN:ironiczny 978-83-61187-78-3 Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

45


Gwiazdozbiór psa

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. aleksander kusz irokezami na głowie popijała sikacze obok Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi Działając jak kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, zaprogramowane roboty łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Miałem kiedyś,zaa rogiem właściwie mam dalej takie założenie, że nie kupuję książki impulsem przygarbioną sylwetkę, znikającą budynku. (jak toniepewnym na księgowego szachistę przystało), każdą nowość, sprawdzić.na Mężczyzna powoli, krokiem szedł przed siebie.odczekam Mijał odrapane budynki,żeby niejązważając Sprawdzićprzez opiniewiatr ogółukawałki i opiniepapieru. osób, które cenię i którzy mająpopiskiwań podobny gust do mnie.przebiegających Czasami złamiętutoi poruszane Zamyślony, nie słyszał szczurów, założenie, kierowanynachwilą, dobrą reklamą, chwytliwym hasłem, potem reguły tego W tym ówdzie i patrzących niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu zotaczający go żałuję. wszechobecny, roku też mi się to przytrafiło, trafiła do mnie dobra akcja promocyjna związana z powieścią Petera nieprzyjemny zapach. Helleramiasta, – Gwiazdozbiór psa. Trafiło odwołanie do Drogi McCarthy’ego i prozy Hemingwaya, trafiło, że Smród smród życia… to post-apo. tym razem również rozczarowany po wprzeczytaniu takiej książki, jak tonazwykle Stanął przed Czy wysokim blokiem, jedynąjestem tej wielkości budowlą okolicy. Wieżowiec spoglądał niego bywa? Dowiecie się pewnie na końcu recenzji. oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym Powieść Hellera, krótka, pomimo Do swoich stron (nadmuchana dużoOpierał światła,swąbardzo dużona znajdowało się kilka drobniaków. matki366przytulał się kilkuletniczcionka, chłopczyk. główkę przerw pomiędzy akapitami), ramieniu kobiety, kwiląc cicho.to typowy amerykański bestseller. To znaczy, mam wrażenie, że Peter Heller pewnego dnia siedząc sobiespoglądał w Denvernaprzed (czy oni przechodzących tam mają kominki?), Mężczyzna przez długą chwilę tłumykominkiem ludzi, obojętnie obokalbo żebraków. przy biurku, stwierdził: dość pisania reportaży, książek dokumentalnych i poematów Ścisnął w kieszeni monetę.już Kolektura była niedaleko. epickich. Już umiem pisać! przestał Napiszękwilić. więc Spojrzał beletrystykę, bestseller, potem znowu W tym momencie chłopczyk na stojącego przedżebym nimi mężczyznę. Tennie uśmiechnął musiał wracać do pisania tych nudnych reportaży, żebym potem mógł jeździć po się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co świecie jak jak celebryta i zarabiać kasioręzłapać o której żadnemu autorowi poematów zabrzmiało „dziękuję” i usiłowała go za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym epickichi się nie wolnym śniło. Najlepiej tam było o samolotach, wędkarstwie, czynem, poszedł krokiem żeby w kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

46


wodzie, wyprawach i przygodach, bo to lubię i na tym się znam. Następnie sprawdził w wujku guglu co się najlepiej sprzedaje i stwierdził, że napisze coś o końcu świata, to takie popularne ostatnio, kalendarz majów, grudzień 2012 roku itd. Na pewno zaskoczy i się dobrze sprzeda. I jeszcze trzeba odwołać się do jakiegoś znanego pisarza, może do McCarthy’ego? On jest taki popularny ostatnio, aż żal … ściska, że to nie ja. Ja mu jednak pokażę, niedługo ludzie siadając przed kominkiem będą chcieli napisać coś w moim stylu. Co Tramwaj cicho, monotonnie Niechętnieświetny zatrzymał się przy poranionej McCarthynadjechał ostatnio napisał dobrego? O!szumiąc. Droga! Post-apo, pomysł, napiszę o życiu wiacie, po końcubardziej zświata, przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby.toByło Latarnia, rewelacja! Meteoryt? Nie, oklepane, musipóźno, być cośprzystanek innego, o,oświetlał epidemiatylko grypy,księżyc. jakże proste i stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy jak przejmujące. Dobrze mi idzie, bardzo dobrze! Jeszcze może to napiszę w jakimś stylu? Może wysiadał. Hemingway? Tak przez wszystkich uwielbiamy za surowy styl. Tak! Ale jestem zajebisty! To będzie Grupka mężczyzn, w podartych i z kolorowymi irokezami głowie sikacze obok prawdziwy hit! Dołożę też dziwnąskórach interpunkcję i nieoznaczone dialogi.naPrzy mniepopijała James Joyce to mały przewróconego kosza bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrzażetramwaju wynurzył siędorósł mały, pikuś. No i zawsze jaknasięśmieci. komuś Byli nie spodoba, będzie można powiedzieć, nie zrozumiał, bo nie łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, do mojej książki i zawartego w niej przesłania. Pobiegł autor szybko do kuchni, gdzie jego żona gotowała nie samochodu, pustąsłuchaj! ulicą oświetlił ciepłąokazując kolację nawet (czy onicienia tam wstrachu. Denver Reflektor gotują ciepłe kolacje?) przejeżdżającego i krzyknął: Kim Yan, Napiszę przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem bestseller, właśnie go wymyśliłem. Będzie budynku. super! Cieszysz się? A Kim Yan powiesiła mu się na szyi i Mężczyzna powoli, krokiem szedłbędę przed siebie. Mijał odrapane budynki,zająć nie zważając szepnęła: Super, mójniepewnym ty bohaterze! Wreszcie mogła wyjść z kuchni i spokojnie się tym, cona poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających lubię. Agent autora był też zachwycony: Jak ty to wymyśliłeś Peter? To niemożliwe, że wpadłeś tunai ówdzie patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający wszechobecny, pomysł itak wspaniałego bestsellera! To będzie hit Amazonu, mówię ci Peter! Wydawcagotylko potwierdził nieprzyjemny słowa agenta, zapach. bo w myślach już widział rzekę pieniędzy, która spłynie za jej sprzedaż. Smród miasta, smród życia… Stanął przed napisał wysokimpowieść. blokiem,Niejedyną tej wielkości budowląprzecież w okolicy. spoglądałżenadobrze, niego Peter Heller przemęczał się za bardzo, nie odWieżowiec dzisiaj wiadomo, oczami z kartonów szyb, żołnierskich zachęcająco słowach chrzęściłokraszonych opadającym niekiedy tynkiem. opisami Mężczyzna dotknąłi innych dłonią to nie znaczy długo.zamiast W krótkich przyrody łuszczących się ścian, drzwi, ciemna przezz rzeczy (w końcu pisał uśmiechnął już reportażesięi gorzko. poematyZaskrzypiały epickie) przedstawił życie isylwetka przygodyzostała Pana X,połknięta który wraz umierający budynek.na opustoszałym lotnisku. Pan X lata sobie dokoła starą Cesną, łowi ryby, poluje. W Panem Y mieszka Ciszę panującą korytarzumieszkające zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. swe wolnych chwilachw odwiedza niedaleko rodziny, chore, ale przecież nasz Syzyf, bohatertocząc nie będzie brzemię, wchodził na Jest sam szlachetny! wierzchołek.Często Tym wspomina razem jednak osiągnąć szczyt –grypy, a potem się bał byle choroby. żonę,zamierzał która umarła w epidemii ale upaść, to nic razem ze swym ciężarem. dziwnego, w końcu jest szlachetnym człowiekiem. Razem z Panem Y zabija ludzi, którzy nieopatrznie Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki podchodzą bliżej ich miejsca zamieszkania. Takzefirek sobie orzeźwiająco mija dzień zagłaskał dniem,goażpotutwarzy. nagle pewnego dnia W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie wody słyszy w radiu sygnał z odległego lotniska i wymyśla, że tam poleci. Pomimo tego, żetoczyła bardzo swe możliwe, Wisła. Przez chwilę irytowałaBogotam migająca na dachu jednak na tam twarzy że nie będzie miał powrotu. na pewno są innihotelu ludzie,olbrzymia inni niż ci,reklama, których wkrótce tutaj zabija. Może są mężczyzny pojawił się gorzki prawdziwi Amerykanie, a tutajuśmiech. to tylko jacyś brudni imigranci? Więc leci, po drodze spotyka (znaczy się „Sześć na ciebie jedyne dwa złote”. Gdyby dwa lecą złote,nagdyby miał cokolwiek… ląduje imilionów spotyka, czeka nie spotyka ich za w przestworzach) dwoje ludzi.miał Razem to upragnione lotnisko, Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona tam się lekko rozczarowują żyjącymi tam osobami i wracają wszyscy do Pana Y, ratując mu tym życie. zKoniec. dzieckiem gdzieś na drugim Polski, konto puste… tak wyobrażał sobie koniec, Aha,i kochankiem Pan X ma psa, ważna sprawa,końcu przecież wszyscy kochany Nie zwierzęta! No i wulgaryzmów całe byłododać, pracą,takciężką pracą nad tym,przecież by nieHemingwayem troszczyć się opisze, przyszłość. A teraz niemal słyszał za autorżycie musiał po kilka na stronę, a nie Norą Roberts. sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył i głęboko Pochylił spoglądając w dół.będzie Kątemleżał okanazauważył Autor zaniósł książkęręce do agenta, był odetchnął. dumny z siebie. Już głowę, się widział na Bali, gdzie plaży z nikły Nie wiedział, dlaczego sięzachwycił pochylił. Podniósł złocisto-biały i uśmiechnął się gorzko. żoną błysk. i pił drinki. Agent przeczytał, się, już się widział na krążek plaży na Haiti jak popija drinka. Moneta. złote. Zaniósł Dwa książkę do wydawcy (albo wysłał maila, nie wiem, ale skoro to taki bestseller, to może od Podniósł powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła(sam nienaturalnie, początku jąuruchomiono wszystkie kanały bezpieczeństwa). Wydawca przeczytał osobiście dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… przeczytał, a nie zlecił czytanie beta-testerom) i zachwycił się. Już się widział podczas wyprawy na Dlaczego nie?onKostucha nie ucieknie. Syberię (bo inny był). Uruchomił marketing, reklamę, promocje i książka się sprzedała. Zdobyła Szybszym, prężnymna krokiem podążał do marketu, z dachu. na inaczej, trąbiące pierwsze miejsca listach bestsellerów, ludzie byliktóry nią widział oczarowani, wszakNie nie zważał wypadało samochody, przebiegał jezdnię. Nie przerażały i psy, biegające po trawniku przecież innikiedy też się nią zachwycali, wszak inni teżgojąszczury kupowali. Więc kupowali ją jeszcze inni, bo to ibestseller, wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jegoświata, duszęwodrobiną nie wypada nie mieć tej książki. Książka została sprzedana do wielu krajów tym do nadziei. drobną,wydawca prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. autora, już Polski.Niby W Polsce uruchomił marketing, reklamę, promocje, ściągnął na premierę Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. celebrytę. Podpisał specjalne umowy (wydawca, nie autor), żeby książka była Kobieta, opatulona podziurawionym siedziała przywszystkim wejściu. Przed niąsieci leżałoktórej pudełko, którym widocznakocem, tu i tam, ale przede w dużej nazwawzaczyna znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę się na E.. I wydawca osiągnął swój cel, książka jest widoczna, ludzie na ją ramieniu kobiety, kwiląc cicho. kupują i zachwycają się, wszak to bestseller Amazonu jest. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

47


Tylko po co? I dlaczego właśnie ta książka? Tego chyba nikt nie wie. Bo tak? Na pewno nie dlatego, że to jest dobra książka. Z drugiej jednak strony, to nie jest zła książka. To książka poprawna, w miarę dobrze napisana, ale strasznie, ale to strasznie PRZEREKLAMOWANA. Naprawdę! Już Droga McCarthy’ego była przereklamowana, przede wszystkim z powodu nazwiska autora, bo to tylko takie sobie post-apo jest, ale tutaj sytuacja mnie przerosła. I o to właśnie mam pretensje. Bo książki są świetne, dobre, poprawne i słabe. Zawsze tak Tramwaj cicho, promować monotonnieteszumiąc. Niechętnie się Wiem, przy poranionej wiacie,żebardziej będzie, alenadjechał czemu mamy słabe, albo zaledwiezatrzymał poprawne? że się czepiam, wiele ztakich przyzwyczajenia, niż rzeczywistej późno, przystanek tylko czarę księżyc. Latarnia, wydali i wypromowali, ale dlapotrzeby. mnie byłaByło to widocznie ta kropla,oświetlał która przelała goryczy, że stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy tyle się ze mnie wylało żółci. wysiadał. Wiem, że każdy wydawca się stara, a rynek i czytelnicy robią swoje. To dla mnie zagadka, czemu słabe i Grupka mężczyzn,książki w podartych i z kolorowymi na jest głowie sikacze obok ledwo poprawne zostają skórach bestsellerami, a takie na irokezami przykład (bo ich popijała wiele) Magiczne lata przewróconego kosza na smutna śmieci. i Byli bardzohistoria zdziwieni, kiedyShteyngarta z wnętrza przechodzą tramwaju wynurzył mały, McCammona, czy Super prawdziwa miłosna prawie bezsięecha. łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, Jak pewnie zauważyliście, odpowiedź na pytanie zadane w pierwszym akapicie jest tylko jedna; tak, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił znowu jestem rozczarowany. przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. Mężczyzna niepewnym szedł Hellera, przed siebie. Mijałgo,odrapane budynki,wnie zważając PS: Tak dla powoli, wyjaśnienia, nie mamkrokiem nic do Petera nie znam może to całkiem porządku gość.na poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i Tak samo nie mam nic do Wydawnictwa Insignis, które wykorzystało moment, żeby wydać dochodową ówdzie patrzących niegonaświecącymi przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, książkę,i każdy by taknazrobił ich miejscu.ślepiami. Po prostuNie posłużyli mi za przykład, żeby przedstawić pewne nieprzyjemny zapach.które mnie bardzo denerwuje. rynkowe działanie, Smród miasta, smród życia… Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego oczami z kartonów autor: Peter Heller zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian,psa uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez tytuł: Gwiazdozbiór umierający budynek. tytuł oryginalny: The Dog Stars Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe wydawnictwo: Insignis brzemię, wchodził na sam Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, data wydania: kwiecień 2013wierzchołek. r. razem swym liczba zestron: 366ciężarem. Stanął krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. ISBN: na978-83-63944-10-0 W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

48


Jonathan Strange i Pan Norrel

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Maciej Grupka mężczyzn, w podartych skórach iMusialik z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Osiemset stronkiedy magii przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawetMagia cieniapodstrachu. Reflektorjestsamochodu, przejeżdżającego pustą ulicą fantasy. oświetliłI różną postacią niemal nieodłącznym atrybutem literatury przygarbioną sylwetkę, znikającą za występuje rogiem budynku. mimo, że czasem w przed niej jedynie szczątkowo, na ogół trudno sobie wyobrazićna Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł siebie. Mijał wodrapane budynki, nie zważając gatunek bez choćby śladów jej obecności. Niewiele jest też książek, których jest ona przedstawiona wi poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu równie isugestywny inaurokliwy sposób, jak ślepiami. w debiucieNie Susanny Clarke, powieści „Jonathan Strange i Pan ówdzie patrzących niego świecącymi przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, Norrel”. nieprzyjemny zapach. Smród miasta, smród życia… Mamy początek dziewiętnastego wieku, okres wojen napoleońskich. NaWieżowiec terenie Anglii funkcjonuje Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. spoglądał nadziwo, niego towarzystwo magów, zrzeszające grupę dżentelmenów zgłębiających teorię i historię czarów. O oczami znich kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią żaden z nie praktykuje magii, gdyż uważa podobne działania za zbędne – wszak czy naukowcowi łuszczących sięsama ścian,wiedza? uśmiechnął gorzko.burzy Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta nie wystarczy Ten się porządek jednak pojawienie się starszego jegomościa, któryprzez nie umierający budynek. dość, że – samemu będąc magiem – nie jest zainteresowany przystąpieniem do zacnego grona kolegów Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe po fachu, to jeszcze otwarcie przyznaje, iż praktykuje rzucanie zaklęć. Pan Norrell, bo o nim mowa, w brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem,dosiedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w się którym wyniku wygranego zakładu doprowadza rozwiązania towarzystwa, po czym sprowadza dona znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę Londynu,kobiety, gdzie ma nadzieję służyć pomocą rządowi w walce z Francją. Problem w tym, iż rząd z ramieniu kwiląc cicho. początku nieprzez traktuje jegochwilę propozycji poważnie… Mężczyzna długą spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. Wszelkie opisy fabuły nie sąprzestał w staniekwilić. oddać Spojrzał złożoności świata, jakiprzed rozpościera się przed nami W tym momencie chłopczyk na stojącego nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął na kartach książki. Dziewiętnastowieczna Anglia zostaje na nich odmalowana z się. Po chwili wyszedł ze sklepuplastycznością z bochenkiem– zchleba i strony podał wiernie go matce. Kobieta wyszeptała coś, co każdym szczegółem i niebywałą jednej oddając zabrzmiało jak „dziękuję” iAusten usiłowała złapać goa zaz drugiej rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym realia znane choćby z dziełkrokiem Dickensa, czynem, i poszedł wolnym wczykierunku wieżowca. – uzupełniając je o Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

49


elementy fantastyczne. Magia ma tam bowiem swoją historię, splecioną z realnymi wydarzeniami z przeszłości, oraz swoich minionych bohaterów. Wiele miejsca poświęca autorka na stworzenie jak najwierniejszej iluzji świata, w którym czary, choć od dawna niepraktykowane, wciąż odbijają się odległym echem. Niemały udział mają w tym choćby rozbudowane przypisy, nierzadko będące wręcz osobnymi opowiadaniami lub odniesieniami do nieistniejących ksiąg i opracowań. Z powodu tego quasi-historycznego podejścia, magia u Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, Clarke sprawia miejscami wrażenie namacalnego tworu, którego obecnością przesiąknięta jest bardziej zkażda przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, strona powieści. stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. W budowaniu klimatu największe jednak zasługi należy przypisać stylowi autorki. Nazwiska pisarzy, Grupka mężczyzn, z kolorowymi irokezami na głowie sikacze obok wspomniane wyżej ww podartych kontekście skórach realiów, i zdają się być nieprzypadkowe równieżpopijała gdy chodzi o język, przewróconego koszaStrange na śmieci. bardzo zdziwieni,na kiedy wnętrza tramwaju wynurzył się mały, bowiem „Jonathan i Pan Byli Norrell” to powieść wskrośz klasyczna, pełna kwiecistych metafor, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, niespiesznej narracji i pieczołowicie budowanego nastroju. Co jednak ważne, napisana została ona nie okazując cieniaażstrachu. samochodu, przejeżdżającego ulicąliterackich oświetlił lekkim piórem,nawet a chwilami skrzy sięReflektor od błyskotliwego, wyspiarskiego dowcipu.pustą Stężenie przygarbioną znikającą za rogiem budynku. smaczków jestsylwetkę, tu chwilami tak duże, iż wystarczy kilka stron lektury, by poczuć czytelnicze nasycenie – Mężczyzna powoli, przedczytania, siebie. Mijał odrapane budynki, niemazważając paradoksalnie może niepewnym się to odbićkrokiem także naszedł tempie gdyż po paru rozdziałach się ochotęna poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i odłożyć tom na później i delektować się nim w małych dawkach. Jeśli więc szukamy jedynie szybkiej ówdzie na niego fakt, świecącymi Nie stron przeszkadzał otaczający rozrywkii patrzących na kilka wieczorów, że całośćślepiami. ma osiemset nie ułatwimunam zadania. go wszechobecny, nieprzyjemny zapach. Smród miasta, smródpodejście życia… Clarke do konstruowania fabuły. Śledzimy tu bowiem kilka wątków, często Nie ułatwi go także Stanął przed wysokim blokiem, jedyną jak tej wielkości budowlą spoglądałuznać na niego jedynie lawirując wokół tego, który, moglibyśmy sądzićwpookolicy. tytule Wieżowiec książki, należałoby za oczami z kartonów zamiast relacja szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym dłonią kluczowy. I choć istotnie, między panem Norrellem, a jegotynkiem. uczniem,Mężczyzna Jonathanemdotknął Strange’em łuszczących się ścian, uśmiechnął Zaskrzypiały sylwetka została połknięta stanowi poniekąd rdzeń powieści,się togorzko. jedynie miejscami drzwi, wydajeciemna się być najważniejsza. Autorkaprzez nie umierający spieszy się budynek. ani z wyjaśnianiem zagadek, ani popychaniem akcji do przodu. W efekcie pierwsze dwieście Ciszę panującą korytarzu zakłócił monotonny skrzyp Strange’a, drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe stron książki, do wmomentu wprowadzenia na scenę postaci sprawia wrażenie rozbudowanego brzemię, Tym razem osiągnąć szczyt – akarkołomnego potem upaść, wstępu, awchodził i później naniesam jestwierzchołek. wcale dużo żwawiej. Nie jednak sposóbzamierzał jednak uznać, iż utrzymanie razem swym ciężarem. tempazebyło celem autorki, mamy tu bowiem do czynienia z książką nie tyle do pochłaniania, co do Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. smakowania. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przezprzenikaniu chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, jednak na twarzy Płynnemu się wątków towarzyszy rozbudowana konstrukcja postaci.wkrótce Pozytywni bohaterowie mężczyzny pojawił siępopełniają gorzki uśmiech. są niejednoznaczni, błędy, żywią urazy, bywa nawet, że dają upust zawiści. Z drugiej strony „Sześć milionów na ciebie za jedyne miał dwa gdybywspółczucie miał cokolwiek… nigdy nie możemyczeka być pewni naszych ocen, dwa gdyżzłote”. ClarkeGdyby jedną sceną potrafizłote, wywołać nawet Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona dla jednostek, z którymi czytelnik się nie utożsamia. To wielki atut, dzięki któremu postaci nabierają zżycia dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, i wymykają się zaszufladkowaniu. całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła unika stróża. zresztą cała książka, stanowiąc miksturę powieści fantastycznej, Jednoznacznej klasyfikacji Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochyliłprzy głowę, w dół. Kątem oka zauważył historycznej, wojennej i obyczajowej, nie stroniąc tym spoglądając nawet od elementów gotyckiej grozy. nikły błysk.teNie wiedział,wymieszano, dlaczego siępopochylił. Podniósł złocisto-biały krążekzgrabnym i uśmiechnął się igorzko. Wszystkie składniki czym doprawiono bogatym, szalenie stylem odrobiną Moneta. Dwa złote. przewrotnego humoru. Efektem jest powieść, której lektura przypomina wizytę w pięknym, ale i nieco Podniósł ją powoli, niczym czytelnika robaka w swą dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, niepokojącym miejscu,trzymając nawiedzającym atmosferą jeszcze długo po lekturze. Jakby więc dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… nie patrzeć, ewidentnie mamy tu do czynienia z magią. Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące Tytuł: Jonathan Strange i Pan Norrell samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i Clarke psy, biegające po trawniku Susanna i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem.Autor: Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną Wydawnictwo: MAG nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. ISBN: 978-83-7480-277-2 Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Data luty 2013 Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała wydania: przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

50


Opowiesci ze swiata wiedzmina

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Joanna Grupka mężczyzn, w podartych skórach i Załuska z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Kiedy opublikowano przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem „Wieżę budynku.jaskółki” i jednocześnie stało się jasne, że do stworzonego uniwersum już powrócimy, wieluodrapane fanów twórczości Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedłnieprzed siebie. Mijał budynki, nieSapkowskiego zważając na poczuło niedosyt. Nawet jeśli sama saga wiedźmińska nie była doskonała, a niekiedy wręcz irytująca,tutoi poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających Wiedźmin i jego drużyna stałyświecącymi się kanonem polskiej Nie fantastyki. Po sagęmusięgnęli więcgoniewszechobecny, tylko twórcy ówdzie i patrzących na niego ślepiami. przeszkadzał otaczający filmu i serialu,zapach. twórcy gier, ale także fani, którzy chwytając za pióro tworzyli swoje wersje opowieści. nieprzyjemny Mając przed sobą antologię Smród miasta, smród życia…ukraińsko-rysyjskich pisarzy „Opowieści ze świata wiedźmina” zastanawiam się, coprzed może wysokim inspirowaćblokiem, naszychjedyną wschodnich sąsiadów, co dlawnich wydaje się ważne,spoglądał wreszcie,naczy to Stanął tej wielkości budowlą okolicy. Wieżowiec niego oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące rzeczywiściekiedy jest przebiegał hołd dla twórczości i czy wydanie takiej antologii było samochody, jezdnię. NieAndrzeja przerażałySapkowskiego go szczury i psy, biegające po trawniku ipotrzebne. wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. W zbiorze do”Opowieści ze świat jestichosiem opowiadań skrupulatnie zebranych przez Pawła Wchodząc sklepu, potknął się. wiedźmina” I tylko dlatego zauważył. Laudańskiego i Wojciecha Sedeńkę. Jak sami redaktorzy we wstępie, pomysł powstał na fali Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przywspominają wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym zainteresowania proządrobniaków. Sapkowskiego. Książka na pewno pozwala chłopczyk. spojrzeć naOpierał sagę wiedźmińską znajdowało się kilka Do matki przytulał się kilkuletni swą główkę naz zupełnie kobiety, innej perspektywy. ramieniu kwiląc cicho.Wielu twórców jest nam znanych czy to z opowiadań (Władimir Arieniew – „Rara 2005),spoglądał czy z prozy (Andrzej Bielanin), są też i tacy którzy dopiero Mężczyzna przez avis”, długą NF chwilę na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków. zaczynają swoją artystyczna drogę (Siergiej Legieza w Polsce jeszcze nieznany). Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego przed nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął W Po tej chwili antologii na pewno nie zodnajdziemy w sadze się. wyszedł ze sklepu bochenkiem tego, chlebaczego i podałbrakowało go matce.nam Kobieta wyszeptała coś, co Sapkowskiego, a jedynie to, co może być interesujące dla poszczególnych twórców. zabrzmiało jak „dziękuję” i usiłowała złapać go za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym Opowiadania z tego zbioru są zróżnicowane podejściem do bohatera, fabuły, czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

51


narracji, a także formy. Jedno jest pewne, każde z nich ma swój oryginalny pomysł na przedstawienie swojej wizji wiedźmińskiego świata. Niespodzianką jest mało oryginalne potraktowanie wiedźmina Geralta, który pojawia się w opowiadaniach „Jednooki Orfeusz” (Michaił Uspienskij), „Barwy Braterstwa”(Władimir Wasiliew) i „Zawsze jesteśmy odpowiedzialni za tych których…”(Andrzej Bielanin). W tym Tramwaj cicho, monotonnie Niechętniejako zatrzymał się przy ostatnim nadjechał dość symbolicznie pojawia sięszumiąc. także Yennefer utyskująca żona.poranionej W żadnymwiacie, z tychbardziej zopowiadań przyzwyczajenia, niż zaskakuje rzeczywistejczytelnika. potrzeby.Niestety Było późno, przystanek księżyc.Uspienskij Latarnia, Geralt nie to samo można oświetlał powiedziećtylko o fabule. stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy dość sprawnie odwzorowuje klimat sagi, przy jednoczesnej sporej dawce humoru, charakterystycznej dla wysiadał. jego twórczości. Jaskier, niezachwianie wierzący w swój talent i cierpiący na stały brak gotówki, oraz Grupka mężczyzn, bez w podartych i z kolorowymi na głowiedo popijała sikacze obok Geralt, chwilowo konkretnegoskórach zlecenia, udają się nairokezami konkurs talentów miasta Novigrad. W przewróconego kosza ma na śmieci. bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju się mały, turnieju trubadurów równieżByli wziąć udział osławiony Jednooki Orfeusz, którywynurzył prawdopodobnie łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, zamiast śpiewem czaruje słuchaczy magią. Opowiadanie nawet jeśli nie zachwyci, to na pewno poprawi nie okazując nawetsą cienia humor. Duża zaletą sprawniestrachu. napisaneReflektor dialogi. samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. Mężczyzna powoli,opowiadaniu niepewnymBielanin krokiem przedstawia szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, zważając na W najkrótszym życie Geralta w czasach nam nie współczesnych: poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i mieszkanie w bloku, utrzymywanie się tantiem literackich. Z pewnością w tej miniaturze można patrzeć ówdzie i patrzących na niegooka świecącymi przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, na Geralta z przymrużeniem (potworekślepiami. z zsypu naNie śmieci zabijany kapciem przez blisko 500 letniego nieprzyjemny wiedźmina). zapach. Opowiadanie to przypomina fanfik, jakich wiele można było znaleźć w sieci napisanych i Smród miasta, smród opublikowanych podżycia… wpływem emocji z powodu uśmiercenia Geralta. I pewnie z racji takich Stanął przed wysokim blokiem, wielkości Abudowlą na niego sentymentów ten utwór znalazł jedyną się w tej antologii. szkoda,wbookolicy. motywWieżowiec Yennefer ispoglądał Geralta żyjących oczami z kartonów zamiasti zasługuje szyb, zachęcająco chrzęścił tynkiem.miniaturka. Mężczyzna dotknął dłonią współcześnie jest ciekawy na dużo więcej niżopadającym siedmiostronicowa łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Opowiadanie „Barwy Braterstwa” zaliczane jest do znanego cyklu „Wiedźmin z Wielkiego Kijowa”. Ciszę panującą w korytarzu nie zakłócił skrzypświat drewnianych Syzyf, tocząc Samego cyklu przedstawiać trzeba:monotonny cyberpunkowy w którymschodów. magię zastępuje technikaswei brzemię, na To samnigdzie wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, sztuczna wchodził inteligencja. nie publikowane wcześniej opowiadanie może być prologiem do całego razem cyklu ze lubswym jego ciężarem. zakończeniem. Inteligentny i charyzmatyczny Geralt, zabawna i urozmaicona drużyna, Stanął krawędzifestiwalu, dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. zleceniena ochrony morderstwo… niby wszystko ładnie napisane i okraszone humorem, a czegoś W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyławswe wody brakuje. Plusem tego opowiadania, jak i całego cyklu, jest pomysł: steampunk i cyberświat jednym, Wisła. chwilę irytowała migająca na dachu hotelu na twarzyi dobrzePrzez zarysowane postacie,godość ciekawa fabuła, choćolbrzymia mogła reklama, by być wkrótce bardziej jednak rozbudowana mężczyzny się gorzki uśmiech. zaskakująca.pojawił Minusem jest ubogo skonstruowana zagadka kryminalna, ponieważ odnalezienie mordercy „Sześć milionów czeka na Motyw ciebie zamorderstwa jedyne dwajestzłote”. Gdyby imiał dwa złote, gdyby cokolwiek… jest łatwo przewidywalne. uzasadniony doskonale wpisuje się wmiał fabułę. Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona zOdzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski,Bohater konto puste… Nie tak wyobrażałwystępuje sobie koniec, wiele łaskawiej potraktowana została postać Jaskra. dobrze znany większości, we całe życie było wyżej pracą, „Jednookim ciężką pracąOrfeuszu”, nad tym, by„Balladzie nie troszczyć się o (Leonid przyszłość. A teraz niemal słyszał zai wspomnianym o smoku” Kudriawcew) oraz „Lutnia, sobą ironiczny (Maria chichot Galina). anioła stróża. to wszystko” „Ballada o smoku” otwiera antologię i wprowadza czytelnika w klimat Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił spoglądając dół. do Kątem okawzauważył dobrze znany z opowiadań o Wiedźminie. Jaskier wraz głowę, towarzyszem Raidowtrafia miasta, którym nikły błysk. Nie się pochylił. krążekzarówno i uśmiechnął się gorzko. żyje smok. Naszwiedział, bohater dlaczego z typowym dla siebiePodniósł talentemzłocisto-biały wpada w kłopoty z kobietami, jak i Moneta. Dwa złote. miejscowymi rzezimieszkami, musi też napisać balladę o mieście po to tylko, aby cało i zdrowo je Podniósł ją powoli, trzymając niczym robakado wmotywów dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniław nienaturalnie, opuścić. Opowiadanie dodatkowo nawiązuje braku szacunku człowieka stosunku do dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… zwierząt, opieki nad słabszymi. Kuriawcew dość sprawnie posługuje się motywami i zapożyczonym Dlaczego ucieknie. bohaterem,nie? aleKostucha trudno nienieodnieść wrażenia że gdzieś to już czytaliśmy. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał Nie przerażały szczury i psy,i biegające po trawniku Prawdziwą perełką antologii jezdnię. jest opowiadanie Marii goGaliny „Lutnia to wszystko”. Autorka nie tylko w isposób wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego odrobiną subtelny zapożyczyła bohatera i motywy, ale także podjęła się, jako jedyna w duszę całej antologii, nadziei. zmierzyć Niby drobną, niezauważalną, jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. się prawie z porzuconymi przez ale Andrzeja Sapkowskiego wątkami. Wybrała jeden z nich: Wchodząc do sklepu, potknął się. Idni tylkożycia dlatego zauważył. ostatnie Essi ich Daven i Jaskara w opanowanym zarazą mieście. Oczko Kobieta, opatulona podziurawionym siedziała przy wejściu. niąnajbardziej leżało pudełko, którymi znalazłakocem, to, co wydawało się, że chciałaPrzed znaleźć – dom,w męża znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę spokojne życie. Jaskier przebywa w mieście i ma zamiar nie tylkona ramieniu kobiety, kwiląc cicho. pożegnać się z przyjaciółką, ale również uświetnić jej wesele swoim Mężczyzna przez długą chwilęwystępem. spoglądałTonawszystko tłumy ludzi, obojętnie obok opanowała żebraków. przerywa dżuma,przechodzących która błyskawicznie

52


miasto. Jaskier nie chce opuścić Essi i postanawia spełnić jej ostatnie życzenie.

Przyznam szczerze,Galina że dodoskonale tej pory odnalazła nie miałem zetknąćwiedźmińskiej się z twórczością Marcina się okazji w klimacie sagi, zachwyca Rusnaka. I to nawet mimo tego, że autor znany jest z publikacji w branżowych czasopismach, subtelnością emocji i uczuć Jaskra w stosunku do Essi. Jest też dynamiczna narracja i które zdarzało mi się czytywać. nowych rzeczyCałość może jest być nastrojowa, jednak intrygujące, dialogi, fabuła nie nudzi Poznawanie i nie jest przewidywalna. ale nie dlategomelodramatyczna. też po niedawno opublikowaną pełną książkę autora, sięgnąłem ze Jest to jedno z opowiadań, które zapadają w pamięć. Jest to też jedno zsporym dwóch zaciekawieniem. Siłą rzeczy, nie do końca wiedziałem, czego się po „Czasie Ognia?” najlepszych opowiadań w całej antologii. spodziewać. Opis fabuły specjalnie nie zachęcał - steampunk i magia? Cóż, wielkim fanem tego pierwszego akurat nie jestem, drugiejinspiracją strony jest patrząc, jest dobra, tonai W opowiadaniu „Wesoły niewinnychoć i bezz serca” bajka,jeśli któraliteratura została przekształcona gatunek na dalszy gdzie plan. przenika A w tym się konkretnym okazało że lektura potrafii mroczną schodzi morską opowieść, wzajemnieprzypadku magia i ludzka chęćsię,zemsty, tajemnica przynieść nieco rozrywki. Niepozbawionej czasem dosyćdzieje znaczących, treściwej. ojcowska miłość niemal zamieniona w obsesję.wad, Akcja opowieści się kilkasetalelatjednak po wydarzeniach

opisanych w sadze, a bohaterem opowiadania jest wiedźmin Stefan, zwany Żurawiem. Zwerbowany

„Czas Ognia, ma Czas Krwi”naopowiada o perypetiach polskiego wędrownego przez piratów płynąć nieznane wody, gdzie alboFilipa możeSaggo, zginąć albo zabijaćmaga potwory, tymczasemi członka stowarzyszenia Bohater i jego konfratrzy musządzieci. ukrywać odkrywa tajnego sekret załogi i pomaga imczarowników. rozwikłać zagadkę manuskryptu i zaginionych Stefanswoją jest działalność, gdyż zagraża kościelna (organizacja przedstawiona na kształt inkwizycji), wierny wiedźmińskiej profesjiim–straż ma chronić statki, które go wynajęły i jak przystało na szlachetnego dybiąca na ma ich swój bezpieczeństwo, niezgodność gildiijestz naukami kościoła. wiedźmina pomysł i plan znauwagi każdąnaokoliczność. Jegodziałalności przeciwnikiem demoniczna postać Bohater podróżuje po Europie, a podczas swych wojaży ma okazję zetknąć się z rzeczami Petera, który sam do końca nie wie kim, lub czym, jest. Dużym plusem opowiadania są sprawne dialogi i dziwnymi i groźnymi a także walczyćopisy o odzyskanie okazjialbo Saggo mierzy już się dość szybkie zwroty akcji. Niekiedy miejsc, do dawnej których miłości. statek maPrzy płynąć, do których też z zagrożeniami, a tych rzucaArieniew mu na drogę całkiem sporo. dopłynął, mogą wydawać się los nużące. ciekawie żongluje motywem utraconej duszy. Książka reprezentuje podgatunek znany „ jako steampunk. Jest on zazwyczaj Bardzo dużym zaskoczeniem antologii sąfantastyki, dwa opowiadania Okupanci” (Aleksandr Zołotko) i „Gry na definiowany jako rozgrywający się w przeszłości, najczęściej alternatywnej wobec naszej historii, serio” (Siergiej Legieza). Trudno mi powiedzieć, dlaczego znalazły się w antologii, ponieważ doskonale wmogłyby której dużą rolę odgrywa oparta„Opowieści na parze technologia. SentymentNie do odwołują motywówsięindustrialnych funkcjonować bez metki ze świata wiedźmina”. dosłownie doi połączenie ich z pełną magii fabułą to droga, jaką wybrał sobie Marcin Rusnak, by przedstawić prozy Sapkowskiego, a motywy, które mogłyby się przewijać w opowiadaniach o Wiedźminie, są na tyle perypetie swojego bohatera. Pod tym względem „Czas Ognia, Czas Krwi” prezentuje się uniwersalne, że mogą funkcjonować niemal w każdym uniwersum. „Okupanci” napisani są w formie naprawdę Europa, w której jedną zearmii znaczniejszych magia, a ludzie wciąż wspomnieńinteresująco. głównego bohatera, sierżanta radzieckiej stacjonującegosiłwjest Polsce, gdzieś pod Łodzią, potrafią w ogromnych zeppelinach, wrażenie. I mimoktórej że nie wszystkie który jestpodróżować obserwatorem wydarzeń. Całość zdaje sięmoże być robić filozoficzną rozprawą, tematem jest miejsca, które odwiedza Saggo są opisane równie szczegółowo, to można uznać, że odwieczny konflikt ludzi i nieludzi, na potrzeby tego opowiadania nazywanych Leśnymi. Całość jest towarzysząca fabule otoczka jedną z mocniejszych zalet materiału. dość bogato okraszona analiząstanowi polsko-rosyjskich relacji. Aspekt polityczno-społeczny jest nawet

ciekawszy, niż tajemnicze wrota do innego świata czy wymiaru. W opowiadaniu „Gry na serio”

Książka dobrąa gra. sprawę zbiór opowiadań, wplecionych w jeden przez nadrzędny inspiracjąstanowi nie byłanaproza, Bohaterowie poszukują artefaktu stworzonego system,motyw, dzięki który traktuje o zemście głównego bohatera na zdrajcy magicznej gildii. Tego jak doszło do któremu można kontrolować grę i świat realny. Legieza żongluje motywem zacierania się granicy świata zdrady, się już z pierwszego opowiadania, zatytułowanego „Złoty Pył” realnegodowiemy i wirtualnego. Czytelnik też nie wie do końca, czy bohaterowie odnaleźli się, ia stanowiącego jeśli tak, to w zarazem najmocniejszy punkt zbioru. Saggo trafia do zniszczonego przez Turków Gyor, którym świecie. Motyw znany z niezliczonych opowiadań czy filmów, tutaj również wydaje się gdzie mało musi poradzić sobie z tozastawioną najeźdźców magiczną pułapką. W Oba tym opowiadania fragmencie oryginalny. Opowiadanie ze światem przez wiedźmina łączy jedynie nazewnictwo miejsc. najlepiej jaki potencjał ma zarówno ten bohater, jak i świat przedstawiony. Imponować są dobrzewidać, skonstruowane i napisane, ale w przypadku odwołania do prozy Sapkowskiego „dobrze” może zwłaszcza umiejętne poprowadzenie przez autora intrygi oraz przede wszystkim znaczy w tym wypadku tyle co „niezadowalająco”. znakomite pokazanie tego, co w gatunku najlepsze, czyli dziwnych urządzeń, działających dzięki alchemii i magii i było niezwykłego Przy Każdy okazji kto autor dobrze informacje na pewno temat O samej antologii głośno odotocznia. bardzo dawna. czytał sagę dawkuje o wiedźminie miał i na świata przedstawionego, zwiększając zainteresowanie czytelnika. będzie mieć zupełne inne wyobrażenie o świecie wiedźmina, każdy inaczej ten świat odbierał, co innego

go zachwycało, a co innego drażniło. „Opowieści ze świata wiedźmina” nie są pod tym względem inne.

Niestety aż tak osiem wysokiopowiadań poziom nie zostaje utrzymany w kolejnych tekstach. Wydaje się, że Zaprezentowane to osiem innych dróg rozumienia tego świata. Pomysły zawarte w największym jest fakt, iż Rusnak nie Teksty poszedłte drogą swoistego któryz opowiadaniachproblemem są warte uwagi i zastanowienia. odświeżają klimatminimalizmu, sagi, niekiedy widać było w „Złotym Pyle”. zKolejne „wychodzą w świat”, porzucając zamknięte przymrużeniem oka, niekiedy nostalgią,utwory a niekiedy prezentują zupełnie awangardowe lub przestrzenie. Przy okazji wychodzi na wierzch, że połączenie ich w jeden większy motyw jest ekstrawaganckie spojrzenie. Dużym atutem antologii jest to, że żaden z autorów nie próbował nieco naciągane i mało przekonujące. PodczasPrzedstawione kolejnych opowiadań wątki, wydające naśladować warsztatu pisarskiego Sapkowskiego. w niej wizjedostajemy świata są całkowicie się być ważnymi, w ostatecznym rozrachunku, okazującymi się być tylko ozdobnikami, autorskie, zgodne az jednak wcześniejszym dorobkiem literackim rosyjskich i ukraińskich autorów. gdyż ich potencjał nie zostaje w jakikolwiek sposób ruszony. Na tym poletku Pomimo to w wielu opowiadaniach pewne ich elementy są wtórne, zwłaszcza jeśli chodzimożna o było spodziewać się zdecydowanie więcej. czy czerpanie motywów literackich. Można zary kreślenie chociażby postaci Geralta,

zykować stwierdzenie, że blisko połowa tych opowiadań była stworzona właśnie na

Całkiem dobrze poradził Rusnak z kreacjąwobec głównego bohatera. potrzeby tego projektu i jakbysobie z przymusu. Oczekiwania tej antologii były Filip Saggo został przedstawiony jako młodzieniec szukający swojej drogi, ale jednocześnie wysokie, zwłaszcza że zarówno w Polsce jak i u naszych wschodnich sąsiadówpotrafiący podejmować

53


Wiedźmin i jego opowieści ciągle są popularne. Dlatego czuję się zawiedziona że w tej antologii znalazło się tak mało opowiadań na miarę Galiny, Arieniewa, Uspienskija. Wydawnictwo Solaris dokonało starannej redakcji tekstów, a także ułożenia tekstów: od tych, które wiernie odwołują się do świata wiedźmina, po te które jedynie sygnalizują jego obecność. Inną sprawą jest oprawa wizualna. Na okładce wydawca umieścił niemal komputerową Tramwaj nadjechałwiedźmina, cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał poranionej wiacie, wersję portretu prawie dokładnie skopiowanego z gry,siętoprzy w dzisiejszych czasachbardziej zniestety przyzwyczajenia, niż nikim rzeczywistej potrzeby. oświetlał tylko księżyc. czegoś Latarnia, nie zrobi na wrażenia. Szkoda,Byłobo późno, była toprzystanek kolejna okazja zaprezentowania stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wyjątkowego i wyróżnienia książki na tle innych pozycji wydawniczych, zwłaszcza, że Solaris wysiadał. skutecznie podsycało napięcie w związku z jej wydaniem. Na różnych forach internetowych projekt Grupka podartych skórach i z kolorowymi na głowiesiępopijała sikacze obok okładki mężczyzn, nie wzbudziłw entuzjazmu, tym bardziej dziwi mnieirokezami twarde trzymanie schematów. Kolejną przewróconego na która śmieci. bardzo zbyt zdziwieni, tramwaju wynurzył się mały, sprawą jest cenakosza książki, jestByli stanowczo wysokakiedy (49 zł)z wwnętrza stosunku do papieru jaki użyto. łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawetznajdzie cienia swoich strachu.zwolenników Reflektor isamochodu, przejeżdżającego Antologia zapewne przeciwników. Myślę nawet, żepustą każdy ulicą w tymoświetlił zbiorze przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiemNie budynku. odnajdzie swoje ulubione opowiadania. udało się stworzyć czegoś ponadczasowego, a jedynie Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na namiastkę wspomnień o Wiedźminie lub portret jego nowszych wersji. Zbiór tych opowieści pozostawia poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu niedosyt, jednak książki nie będzie można odłożyć na półkę bez głębszych refleksji. Antologia jesti ówdzie i patrzących świecącymi ślepiami. przeszkadzał mu otaczający wszechobecny, doskonałym tematemnadoniego dyskusji o wiedźminie i jegoNie świecie w kontekście literackiej go inspiracji. Całość nieprzyjemny oceniam 6 nazapach. 10 ze względu na próbę podjęcia tematu - inspiracje światem Wiedźmina. Tematu Smród miasta, życia… ciekawego, alesmród trudnego w realizacji, czego przykładem są „Opowieści ze świata Wiedźmina”. Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących Opowiadania:się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Leonid KUDRIAWCEW - Ballada o smoku Ciszę panującą w korytarzu monotonny skrzyp drewnianych Władimir WASILJEW – Barwyzakłócił braterstwa (z cyklu Wiedźmin z Wielkiegoschodów. Kijowa) Syzyf, tocząc swe brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, Michaił USPIENSKIJ - Jednooki Orfeusz razem swym ciężarem. Maria zeGALINA - Lutnia, i to wszystko Stanął krawędzi dachu. Panowała cisza,odpowiedzialni lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. AndriejnaBIELANIN - Zawsze jesteśmy za tych, którzy... W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Władimir ARIENIEW - Wesoły, niewinny i bez serca Wisła. PrzezZOŁOTKO chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy Aleksandr - Okupanci mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. Siergiej LEGIEZA - Gry na serio „Sześć milionówSolaris czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Wydawnictwo: Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona ISBN: 978-83-7590-093-4 zData dzieckiem i kochankiem wydania: 20-03-2013gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było485pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za Liczba stron: sobą ironiczny chichot anioła stróża. Okładka: Oprawa broszurowa Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył Gatunek: Fantasy nikły Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Forma:błysk. Opowiadania Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

54


Palownik

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Anna Grupka mężczyzn, w podartych skórachKlimasara i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Między przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzoschematami zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Nie znikającą czarujmy zasię:rogiem większość kryminałów i thrillerów opiera się na tym samym przygarbioną sylwetkę, budynku. schemacie – ktośkrokiem zabija, szedł inni ktosia i zazwyczaj dotyczą Mężczyzna powoli, niepewnym przed szukają siebie. Mijał odrapaneznajdują. budynki, Różnice nie zważając na głównie ilości przewijających się między nie pierwszym i ostatnim szczurów, etapem. Książka „Palownik” poruszane przez zwłok, wiatr kawałki papieru. Zamyślony, słyszał popiskiwań przebiegających tu i Gregory’ego Funaro doskonale się w tym schemacie mieści i w zasadzie jej opis można by zamknąć w ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, jednym zdaniu:zapach. ktoś nabija na pal mężczyzn, agent Sekcji Behawioralnej FBI szuka sprawcy i w końcu nieprzyjemny go znajduje. Smród miasta, smród życia… Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego Nie można jednak zapominać, że wzachęcająco tego typu powieściach niezwykle tynkiem. ważne jest,Mężczyzna kto szuka. dotknął Często jest to oczami z kartonów zamiast szyb, chrzęścił opadającym dłonią osobnik z jakichś powodów wyjątkowy. Równie często jestdrzwi, to samotnik, sobą jakiegoś rodzaju łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały ciemnamający sylwetkazazostała połknięta przez tragedię osobistą, przez którą wypowiedział wojnę całemu złu świata. „Palownik” i pod tym względem w umierający budynek. zasadzie nie odbiega od schematu. FBI Samskrzyp Markham jedenaścieschodów. lat wcześniej Ciszę panującą w korytarzu zakłóciłAgent monotonny drewnianych Syzyf, stracił toczącżonę, swe zdecydowanie woli pracować samotnie, a o jego wyjątkowości świadczy niezwykle szeroki wachlarz brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, zainteresowań. razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. Czyli samochodów, równie dobrzea można by sięgnąć po każdy W oddali widać było światła przejeżdżających przed nim swobodnie toczyłainny swetytuł wodyo podobnej tematyce. Można by, ale według mnie warto Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. zatrzymać się akurat przy „Palowniku”, bo choć jest w podobny do miał wieludwa innych istotnymi „Sześć milionów czeka na ciebie za jedynezasadzie dwa złote”. Gdyby złote,książek, gdyby kilkoma miał cokolwiek… elementami od nich Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był się kiedyś jegoodróżnia. świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, od głównego bohatera. AOwszem, stracił żonę.za całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym,Zacznijmy by nie troszczyć się o przyszłość. teraz niemal słyszał Owszem, pomimo upływu lat wydarzenie to nie przestaje go sobą ironiczny chichot anioła stróża. prześladować. Jednakże tragedia wz dół. przeszłości nie zauważył próbuje Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając Kątem oka wypchnąć się na pierwszy plan. Markham przeżywa nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. ją nieustannie, szczególnie że na dniach ma się odbyć egzekucja Moneta. Dwa złote. człowieka, który palcach. mu żonę Dwuzłotówka odebrał, ale nielśniła przesłania mu to Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch nienaturalnie, obowiązków dzięki czemu czeka i czytelnicy nie są dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło zawodowych, reklamy. „Sześć milionów na ciebie”… odrywani od fabuły przez jego cierpienie. Według mnie to Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. ostatnio nazbyt na Szybszym, prężnym krokiem podążał doogromny marketu, plus, którygdyż widział z dachu. Nieczęsto zważałtrafiałam na trąbiące powieści (głównie skandynawskich), w których może samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczuryautorów i psy, biegające po trawniku i gdzieś wMała, tle pałęta się moneta śledztwo,skropiła ale tak naprawdę centrum i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. lśniąca jego duszęw odrobiną uwagi stoją traumatyczne przeżycia tego, kto powinien je nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. prowadzić. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym Drugim plusem jest fakt, że nie jestDoto matki książka,przytulał w którejsiędokilkuletni ostatniej chwili nie wiemy niemal znajdowało się kilka drobniaków. chłopczyk. Opierałkto.swąTutaj główkę na od początku wiadomo kto, a najważniejszym pytaniem, na które chce odpowiedzieć autor jest ramieniu kobiety, kwiląc cicho. dlaczego. Wprzez związku tym wspoglądał bardzo szczegółowy sposób przeprowadza nas przezobok życie Mężczyzna długąz chwilę na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących żebraków. mordercy, pokazując, jak zKolektura pozoru niegroźne i mało istotne zdarzenia mogą stworzyć mieszankę Ścisnął w kieszeni monetę. była niedaleko. wybuchową, gdy chłopczyk tylko zaczną się kwilić. nawarstwiać do przed ich nadinterpretacji. W tym momencie przestał Spojrzałi nadojdzie stojącego nimi mężczyznę.Trzeba Ten uśmiechnął przyznać, że historia życia i – jak trzeba to nazwać – szaleństwa tytułowego się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co palownika, jak przyprawia na plecach. buduje bardzo misterną zabrzmiało „dziękuję”o iciarki usiłowała złapać goFunaro za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym intrygę, isięgającą pradawnych bogów, która mogłaby się zaląc chyba tylko w czynem, poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

55


poważnie chorym umyśle, a im bardziej nieprawdopodobne wydają się czytelnikowi kolejne zbiegi okoliczności, przytrafiające się sprawcy, tym wiarygodniejsze staje się jego szaleństwo. I tak książka biegnie dwoma torami: na tle niezwykłej i przerażającej historii palownika obserwujemy postępy śledztwa. Oczywiście nie jestem ekspertem, ale odniosłam wrażenie, że Tramwaj cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymałobrazu się przy poranionej wiacie, bardziej Funaro wnadjechał bardzo rzetelny sposób prezentuje proces budowania mordercy w oparciu o zdowody przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Byłosprawcy, późno, przystanek Latarnia,z z miejsca zbrodni. Przeniknięcie psychiki w niezwykleoświetlał okrutnytylko sposóbksiężyc. mordującego stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał pozoru przypadkowych ludzi, wymaga od śledczego nie tylko ogromnej wiedzy, ale i intuicji, a takżeczy– wysiadał. jak to w życia bywa – odrobiny szczęścia. Co ważne, autor nie próbuje zrobić z Markhama superbohatera Grupka podartych i z kolorowymi irokezami na doznaje głowie nagłych popijała olśnień, sikacze jakie obok – agent mężczyzn, również sięwmyli, czasemskórach podąża fałszywymi tropami, a czasem przewróconego kosza na zśmieci. bardzorozwiązania zdziwieni, trudnego kiedy z wnętrza przytrafiają się każdemu nas, gdyByli szukamy problemu.tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą Ciekawi mnie, nawet czy ktościenia kiedyśstrachu. zainteresuje się ekranizacją powieści Funaro. A jeśli tak,ulicą to czyoświetlił będzie przygarbioną sylwetkę, za rogiem budynku. potrafił wydobyć z niejznikającą to, co najważniejsze. Bo choć bez wątpienia można by z „Palownika” zrobić Mężczyzna powoli, horror, niepewnym krokiem szedł siebie. Mijał odrapane budynki, zważając na wyjątkowo krwawy najistotniejsza jest tuprzed opowieść o stawaniu się mordercą oraz nie studium umysłu poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu mordercy, jakie przeprowadza autor. Co równie ważne, Funaro nie daje żadnych gotowych odpowiedzi –i ówdzie i patrzących niego świecącymi ślepiami.sami Niemuszą przeszkadzał musobie otaczający go wszechobecny, przedstawia fakty, nanapodstawie których czytelnicy zbudować obraz całości i próbować nieprzyjemny go zrozumieć,zapach. choć chwilami naprawdę trudno uwierzyć, jak głęboko zdeformowane postrzeganie Smród miasta, smród życia… rzeczywistości może mieć człowiek opętany chorą wizją. Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęściłNajlepszą opadającym tynkiem. Mężczyzna dłonią Czy zatem poleciłabym „Palownika”? Jak najbardziej. rekomendacją dla książkidotknął niech będzie łuszczących się ścian, jąuśmiechnął się gorzko. drzwi,się ciemna sylwetka została połkniętasię, przez fakt, że pochłonęłam w dwa wieczory. A żeZaskrzypiały wakacje zbliżają wielkimi krokami, domyślam że umierający budynek. będziecie szukać lektur, przez które się płynie, nie zauważając upływu czasu. Jeśli na dodatek interesuje Ciszę panującą w korytarzu zakłócił„Palownik” monotonnybędzie skrzyp toczącsię swe Was tematyka seryjnych zabójców, jak drewnianych znalazł. Ja z schodów. pewnością Syzyf, wybierając na brzemię, wchodziłsięnawsam wierzchołek.– pierwszą Tym razem jednakzzamierzał osiągnąć szczyt – a głównej potem upaść, urlop zaopatrzę „Rzeźbiarza” powieść Samem Markhamem w roli –w razem ciężarem. nadziei,ze żeswym będzie lekturą równie wciągającą jak jego kontynuacja. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddaliGregory widać Funaro było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Autor: Wisła. chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy Tytuł: Przez Palownik mężczyzny pojawił gorzki uśmiech. Tytuł oryginału: ThesięImpaler „Sześć milionów czekaOchab na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Tłumaczenie: Janusz Samochody, komputery, luksusowe Wydawnictwo: Prószyński i S-ka restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona zLiczba dzieckiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, stron:i kochankiem 600 całe było pracą, Datażycie premiery: 9 maja ciężką 2013 pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą chichot anioła stróża. ISBN:ironiczny 978-83-7839-475-4 Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

56


Przedksiezycowi I i II

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Anna Grupka mężczyzn, w podartych skórachKlimasara i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Wszystkie drogikiedy prowadzą przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, do Lunapolis łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Ludzieznikającą są już zatakrogiem skonstruowani, przygarbioną sylwetkę, budynku. że lubią wszystko klasyfikować. Każdej książce starająniepewnym się nadać etykietę, w kapsułce koloru, nie którązważając spokojniena Mężczyzna powoli, krokiem zamykającą szedł przed jąsiebie. Mijał określonego odrapane budynki, można rzucić podobnych co najwyżej nieznacznie odcieniem. poruszane przez na wiatrstoskawałki papieru.kapsułek, Zamyślony,różniących nie słyszałsiępopiskiwań szczurów, przebiegających tu i Tymczasem są takie książki, wobec których próbująca wszystko zaszufladkować natura czytelnika ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, pozostaje absolutnie nieprzyjemny zapach. bezradna. Tym bardziej bezradna czuję się ja, mając podzielić się z Wami wrażeniami lekturyżycia… dwóch tomów „Przedksiężycowych” Anny Kańtoch. I nie chodzi wcale o Smród miasta,z smród wewnętrzny dla tych półki opatrzonej konkretną nazwą. Przyznam Stanął przed przymus wysokimznalezienia blokiem, jedyną tej książek wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądałszczerze, na niego że zupełnie nie wiem, od czego zacząć… oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez Może więc zacznę od początku. Jak zapewne umierający budynek. wiecie,drewnianych pierwszy schodów. tom „Przedksiężycowych” Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp Syzyf, tocząc swe ukazał się w 2009 roku, nazbierał pochwał brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść,i nagród, i zapadła pełna napięcia cisza. Wszyscy razem ze swym ciężarem. oczekiwali ciągu dalszego, który pojawił się w Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. innym awydawnictwie dopierotoczyła teraz, swe wrazwody ze W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, przed nim swobodnie wznowieniem tomu pierwszego i obietnicą Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy wydania trzeciego jeszcze w tym roku. Nie tylko mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. czytałam „Przedksiężycowych” cztery lata „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”.nie Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… temu, ale unikałam recenzji, przypadkiem Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jegoi świat. A dziś? Domżeby zlicytowany, żona ktoś nie napisał mi za wiele, w związku z czym z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, za książki przezAPowergraph całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się owydane przyszłość. teraz niemalzabierałam słyszał za się, zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać. sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył już na wstępiekrążek spotkało mnie zaskoczenie, gdyż nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. PodniósłI złocisto-biały i uśmiechnął się gorzko. zaczynamy od lądowania ludzi na obcej planecie, Moneta. Dwa złote. gdziepalcach. wskutekDwuzłotówka szeregu niefortunnych zdarzeń Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch lśniła nienaturalnie, z członków zostaje sam na i musi sobie dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło jeden reklamy. „Sześć załogi milionów czeka ciebie”… poradzić z nieznanym mu światem. Co ciekawe, Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. jest towidział świat z zamieszkiwany przeznaludzi na Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który dachu. Nie zważał trąbiące rzutbiegające oka takich jak on. Oto punkt samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go pierwszy szczury i psy, po trawniku całej skropiła historii,jegojednakże szybko i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała,wyjścia lśniącadlamoneta duszę odrobiną zmieniamy perspektywę i przenosimy nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. się do miasta. Choć może powinnam napisać Miasta, Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. gdyżwejściu. przez Przed praktycznie pierwszy tom Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy nią leżałocałypudełko, w którym „Przedksiężycowych” że tona znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk.miałam Opierałwrażenie, swą główkę ono jest głównym bohaterem powieści. Ale ramieniu kobiety, kwiląc cicho. bez obaw, przez książkadługą na tym w żaden sposób nie traci, jest toprzechodzących bohater zdecydowanie Mężczyzna chwilę spoglądał na tłumy ludzi,gdyż obojętnie obok żebraków. nietuzinkowy, fascynujący i tajemniczy. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura byłaLunapolis niedaleko.– gdyż tak się to miasto nazywa – zasiedlają ludzie pozoru tacy jak my, przestał z tą różnicą, że Spojrzał nie rodząnasię,stojącego a są zamawiani u duszoinżynierów W tym zmomencie chłopczyk kwilić. przed nimi mężczyznę. Ten zuśmiechnął określonym zestawem cech. Następnie całe ich życie koncentruje się na doskonaleniu się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co wybranych jakumiejętności, gdyżWyszarpnął wszyscy się, żyjąjakby w zawstydzony swym zabrzmiało „dziękuję” i najlepiej usiłowała artystycznych, złapać go za rękę. przekonaniu, że tylko wyjątkowość ich uratować przed Skokiem. czynem, i poszedł wolnym krokiem wmoże kierunku wieżowca. Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

57


I tu dochodzimy do najniezwyklejszej właściwości miasta: co jakiś czas następuje Skok, w trakcie którego Lunapolis niejako otrząsa się z wszelkiego brudu, zepsucia i niedoskonałości, zostawiając w przeszłości znaczną część swoich mieszkańców. Ale to nie koniec. Najciekawszym według mnie elementem tej wizji jest fakt, że wszystkie „odrzucone” wersje miasta są cały czas dostępne, jednakże skazane na starzenie się i niszczenie, a pozostawieni w poranionej tyle mieszkańcy Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy wiacie, bardziej Lunapolis nieodwracalnie tracą szansę z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, doczekanie Przebudzenia. Czym jestczy to stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się,na by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał Przebudzenie? To wiedzą tylko tytułowi wysiadał. Przedksiężycowi, którzy decydują o Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok wszystkim, cotramwaju dzieje sięwynurzył w mieście, choć przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza się mały, sami są dla „podwładnych” istotami łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się swych nawet słowem, kiedy minął ich, niepoznanymi i pełnymi tajemnic. nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. mniej więcejbudynki, przedstawia się miejscena Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie.Tak Mijał odrapane nie zważając zasiedlone przezprzebiegających wszelkiej maści poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszałakcji, popiskiwań szczurów, tu i artystów, a także ludzi na różne sposoby ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczającyzamkniętych go wszechobecny, zdeformowanych, w nieprzyjemny zapach. mechanicznych ciałach, tych całkiem Smród miasta, smród życia… zupełnie szalonych. Fabuła w Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowląnormalnych w okolicy. i tomie Wieżowiec spoglądał na niego pierwszym nie przeszkadza za oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią bardzo: Finnen poznaje tajemniczą łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez dziewczynę i wplątuje się w historię na umierający budynek. szerszą skalę niż by tocząc sobie tego Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp znacznie drewnianych schodów. Syzyf, swe życzył, ale tak naprawdę podążamy za brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, bohaterami – w tym za poznanym na razem ze swym ciężarem. samym głaskał początkugo przybyszem z gwiazd – Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco po twarzy. to, swobodnie by poznawać noweswe miejsca W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów,głównie a przedponim toczyła wodyii obyczaje, grupy społeczne, historie Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak nadotrwać twarzy tradycje. Cała społeczność pragnie mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. do miał Przebudzenia i w miał związku z tym „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby dwa złote, gdyby cokolwiek… walce o samodoskonalenie Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyśpogrążona jegouznanie świat.jestAwwdziś? Dom zlicytowany, żona oraz oczach Przeksiężycowych, z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, które ponoć ma im zagwarantować całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyćbezpieczeństwo się o przyszłość.wA czasie teraz niemal słyszał za Skoku. Mnie sobą ironiczny chichot aniołaludzie, stróża.którzy – z braku innych opcji – doskonalą się poprzez zgłębianie najbardziej zafascynowali Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając wepizodycznych dół. Kątem okanależących zauważył wiedzy w jak najwęższej dziedzinie. Zapadł mi w pamięć jeden z bohaterów nikły błysk. Niegrupy, wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósłżycia złocisto-biały krążek i nigdy uśmiechnął sięnie gorzko. do tej właśnie który jest ekspertem w dziedzinie morskiego, choć w życiu widział Moneta. Dwa złote. morza. Czy można sobie wyobrazić postać smutniejszą od palcach. kogoś, ktoDwuzłotówka poświęca całelśniła życienienaturalnie, na badanie Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch spraw całkowicie niego abstrakcyjnych, bez najmniejszej gwarancji, zapewni muczeka to przetrwanie? dopiero po chwilidlazorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześćże milionów na ciebie”… Dlaczego nie? Kostuchawprowadzającym nie ucieknie. nas w świat Lunapolis, drugi dla równowagi oferuje rozwinięcie Po tomie pierwszym, Szybszym, prężnym krokiem podążałpierwszej. do marketu, który widział z dachu. Nie zważał nasątrąbiące intrygi, która wykluła się w części Akcja nabiera tempa, bohaterowie stawiani przed samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku wyzwaniami, zmuszającymi ich doMała, odnalezienia w sobieskropiła cech i umiejętności, o które inajróżniejszymi wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. lśniąca moneta jego duszę odrobiną wcześniej się nie podejrzewali. Przede wszystkim jednak poznajemy inną twarz Lunapolis, a także nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Przedksiężycowych orazsię.całej machiny rządzącej życiem mieszkańców miasta. Mamy tu spiski, Wchodząc do sklepu, potknął I tylko dlatego ich zauważył. tajemnice,kocem, zakulisowe rozgrywki najzamożniejszych obywateli i –w jak się Kobieta, opatulona podziurawionym siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, którym można – wiele się ze spraw okazuje się miećOpierał drugie dno, a to, co na w znajdowało się kilka drobniaków. Dodomyślić matkitomie przytulał kilkuletni chłopczyk. swą główkę pierwszym przyjmowano za pewnik, zostaje podważone. ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

58


Jednakże miasto nawet na chwilę nie schodzi z pierwszego planu. Lunapolis zdaje

Przyznam szczerze, że metaforą do tej pory nie świata, miałemgoniącego okazji zetknąć sięmłodością z twórczością Marcina się być naszego za wieczną i doskonałością, Rusnaka. I to nawet mimo tego, że autor znany jest z publikacji w branżowych czasopismach, który stara się ukryć wszystko co schorowane, stare i zepsute niczym najbardziej które zdarzało mi sięsekret. czytywać. może być jednak intrygujące, wstydliwy Strach Poznawanie przed tym, by nowych nie zostaćrzeczy w tyle podczas Skoku sprawia, że ludzie dlatego też po niedawno opublikowaną pełną książkę autora, sięgnąłem ze gotowi są na największe poświęcenia, łącznie z poważnym okaleczeniem, byle tylko nie sporym doznać zaciekawieniem. rzeczy, do końca wiedziałem, czego sięsię po „Czasie atmosfera Ognia?” odrzucenia, a coSiłą za tym idzie nie – starości i samotnej śmierci. Unosząca w powietrzu spodziewać. fabuły specjalnie nie zachęcał - steampunk i magia? Cóż, desperacko wielkim fanem tego nieuchronnie Opis nadchodzącego końca sprawia, że ludzie zatracają się w zabawie, próbując pierwszego akuratz nie jestem, imchoć z drugiej strony patrząc, wjeśli jest dobra, to i wykorzystać każdą pozostałych chwil. Najbardziej przerażające wizjiliteratura Anny Kańtoch jest jednak gatunek dalszyzapominają plan. A w otymswoich konkretnym lektura Skoku. potrafi to, z jakąschodzi łatwościąnaocaleni bliskich,przypadku którym nie okazało udało imsię, się że przetrwać przynieść rozrywki. Niepozbawionej wad, czasem dosyć wymazują znaczących, jednaki nie treściwej. Choć mająnieco możliwość odwiedzania ich w przeszłości, tuż po Skoku ich zalepamięci próbują

nawiązywać kontaktu, zapewne po to, by nie przypominali im o losie, jaki już wkrótce może stać się i ich

„Czas Ognia, Czas Krwi” opowiada o perypetiach Filipa Saggo, polskiego maga wędrownego i udziałem. członka tajnego stowarzyszenia czarowników. Bohater i jego konfratrzy muszą ukrywać swoją działalność, gdyż zagraża im straż kościelna (organizacja na kształtrzeczywistość inkwizycji), Pod tym względem „Przedksiężycowi” to bardzo gorzka powieść,przedstawiona odbijająca współczesną dybiąca na ich bezpieczeństwo, z uwagi na niezgodność działalności gildii z naukami w krzywym zwierciadle, ale chyba właśnie tego często brakuje w książkach fantastycznych.kościoła. Wielu Bohater podróżuje po Europie, a podczas swych wojaży ma okazję zetknąć się z rzeczami autorów skupia się na dostarczeniu jak najczystszej rozrywki, za którą nie stoją żadnego rodzaju głębsze dziwnymi i groźnymi a takżetutaj walczyć dawnej miłości. Saggo mierzy się przemyślenia. Tymczasem mamyo odzyskanie zarówno niezwykle ciekawy Przy świat,okazji szereg interesujących też z zagrożeniami, a tych losnawet rzucajeśli munieco na drogę całkiem sporo.się intrygę oraz sporo refleksji nad bohaterów, jak i absorbującą, leniwie rozwijającą

najbardziej ważkimi kwestiami, takimi jak sens życia, przemijanie, ludzkie dążenia i nadzieje, moralność,

Książka reprezentuje fantastyki, znanystyl, jakojakim steampunk. Jest on sązazwyczaj czy siła przyjaźni. Jeśli podgatunek dodamy do tego bardzo dobry „Przedksiężycowi” napisani, definiowany jako rozgrywający się w przeszłości, najczęściej alternatywnej wobec naszej otrzymujemy książkę wyjątkową, która powinna być wzorem dla innych twórców. Wszak nie samąhistorii, akcją wfantastyka której dużą na parze dorozważań, motywównijak industrialnych żyje,rolę ale odgrywa i nie każdyoparta inteligentny utwórtechnologia. jest zbioremSentyment wydumanych na akcję sięi połączenie ich z pełną magii fabułą to droga, jaką wybrał sobie Marcin Rusnak, by przedstawić nie składających. perypetie swojego bohatera. Pod tym względem „Czas Ognia, Czas Krwi” prezentuje się naprawdę Autor: Annainteresująco. Kańtoch Europa, w której jedną ze znaczniejszych sił jest magia, a ludzie wciąż potrafią podróżować wt. ogromnych zeppelinach, może robić wrażenie. I mimo że nie wszystkie Tytuł: Przedksiężycowi 1 i2 miejsca, które odwiedza Saggo są opisane równie szczegółowo, to można uznać, że Wydawnictwo: Powergraph towarzysząca fabule Liczba stron: 425 + 474otoczka stanowi jedną z mocniejszych zalet materiału.

Data premiery: kwiecień 2013

Książka stanowi na dobrą sprawę zbiór opowiadań, wplecionych w jeden nadrzędny motyw, ISBN: 9788361187745 i 9788362980208 który traktuje o zemście głównego bohatera na zdrajcy magicznej gildii. Tego jak doszło do zdrady, dowiemy się już z pierwszego opowiadania, zatytułowanego „Złoty Pył” i stanowiącego zarazem najmocniejszy punkt zbioru. Saggo trafia do zniszczonego przez Turków Gyor, gdzie musi poradzić sobie z zastawioną przez najeźdźców magiczną pułapką. W tym fragmencie najlepiej widać, jaki potencjał ma zarówno ten bohater, jak i świat przedstawiony. Imponować może zwłaszcza umiejętne poprowadzenie przez autora intrygi oraz przede wszystkim znakomite pokazanie tego, co w gatunku najlepsze, czyli dziwnych urządzeń, działających dzięki alchemii i magii i niezwykłego otocznia. Przy okazji autor dobrze dawkuje informacje na temat świata przedstawionego, zwiększając zainteresowanie czytelnika. Niestety aż tak wysoki poziom nie zostaje utrzymany w kolejnych tekstach. Wydaje się, że największym problemem jest fakt, iż Rusnak nie poszedł drogą swoistego minimalizmu, który widać było w „Złotym Pyle”. Kolejne utwory „wychodzą w świat”, porzucając zamknięte przestrzenie. Przy okazji wychodzi na wierzch, że połączenie ich w jeden większy motyw jest nieco naciągane i mało przekonujące. Podczas kolejnych opowiadań dostajemy wątki, wydające się być ważnymi, a jednak w ostatecznym rozrachunku, okazującymi się być tylko ozdobnikami, gdyż ich potencjał nie zostaje w jakikolwiek sposób ruszony. Na tym poletku można było spodziewać się zdecydowanie więcej. Całkiem dobrze poradził sobie Rusnak z kreacją głównego bohatera. Filip Saggo został przedstawiony jako młodzieniec szukający swojej drogi, ale jednocześnie potrafiący podejmować

59


Przestrzen prawdopodobienstwa

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Anna Grupka mężczyzn, w podartych skórachKlimasara i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Prawdopodobieństwo skończone przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił Wszystko dobrze, co siębudynku. dobrze kończy. A w przypadku cyklów książkowych, przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem wszystko dobre, cokrokiem się w ogóle dowodzą, że trylogia książkowa Mężczyzna powoli, niepewnym szedłkończy. przed Liczne siebie. przykłady Mijał odrapane budynki, nie zważając na jest rozwiązaniem optymalnym – czytelnicy nie rozstają się zpopiskiwań bohateramiszczurów, zbyt szybko, a jednocześnie poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał przebiegających tu i istnieje iduża szansa,nażeniego rozpoczynając trzeci, będą pamiętać właśnie jest z ówdzie patrzących świecącymitomślepiami. Nie jeszcze przeszkadzał mu początek. otaczającyTak go wszechobecny, trylogią Prawdopodobieństwo, której trzeci tom wydało niedawno wydawnictwo Almaz. Przyznaję, że z nieprzyjemny zapach. niecierpliwością czekałam Smród miasta, smród życia… na zwieńczenie Prawdopodobieństwa, gdyż po dobrym „Księżycu prawdopodobieństwa”, bardzo dobra prawdopodobieństwa” apetyt na na niego ciąg Stanął przed wysokim blokiem, jedyną„Gwiazda tej wielkości budowlą w okolicy. zaostrzyła Wieżowiecmój spoglądał dalszy. z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią oczami łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez I tak jak tombudynek. drugi zaskoczył mnie powrotem na Świat, tak tom trzeci rozpoczął się od jeszcze większego umierający zaskoczenia. Tymw razem w centrum znalazła się bowiem starszaschodów. córka znanego Ciszę panującą korytarzu zakłóciłwydarzeń monotonny skrzyp drewnianych Syzyf,z „Gwiazdy” tocząc swe fizyka Toma Capelona–sam Amanda, która przez została świadkiem porwania brzemię, wchodził wierzchołek. Tymprzypadek razem jednak zamierzał osiągnąć szczytojca– ai sama potemzaczęła upaść, uciekać przed tajemniczymi napastnikami. Kress zręcznie wykorzystuje jej ucieczkę, by pokazać razem ze swym ciężarem. czytelnikom to, czego zabrakło w poprzednich dwóch orzeźwiająco tomach, a cogłaskał dopełniło rzeczywistości, w Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek go poobraz twarzy. której rozgrywa się cała trylogia. Dowiadujemysamochodów, się więc, jaka przed wygląda a także innesweplanety W oddali widać było światła przejeżdżających nimZiemia, swobodnie toczyła wody skolonizowane przezirytowała ludzi. Poznajemy bliżejna polityczną stronę konfliktu z Fallerami i różne reakcje ludzi Wisła. Przez chwilę go migająca dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. na decyzjedowładz. Jakpotknął się można nie wszyscy je popierają, a Amanda spotyka na swej drodze Wchodząc sklepu, się. Idomyślić, tylko dlatego ich zauważył. przedstawicieli praktycznie wszystkich opcji i ugrupowań. Co ważne, również sporo Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed niąpoznajemy leżało pudełko, w którym aspektów życia codziennego, a nawet dziękisięktórym obrazchłopczyk. świata nabiera ciała.swąNaturalnie znajdowało się kilka drobniaków. Do religijnego, matki przytulał kilkuletni Opierał główkę na opisane życie różni się od tego, jakie wiedziemy obecnie, i to nie tylko za sprawą ramieniu kobiety,znacznie kwiląc cicho. będących na porządku dziennym podróży kosmicznych, ale na szczęścieprzechodzących Kress nie próbuje Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie oboknasżebraków. zasypaćwnakieszeni każdymmonetę. kroku Kolektura milionem egzotycznych Ścisnął była niedaleko.wynalazków, dzięki czemu jej wizja świata – choć chwilami dość ascetyczna – zachowuje spójność. W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego przed nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął się. Po chwili wyszedł ze sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co Każdy, kto jak czytał dwa pierwsze tomy, złapać zastanawia pewnie, co ze Światem, zabrzmiało „dziękuję” i usiłowała go zasięrękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym który stanowił dla wydarzeń nich przedstawionych, czynem, i poszedłtłowolnym krokiemww kierunku wieżowca. a także których z Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

60


bohaterów spotykamy w trzecim tomie ponownie. Jeżeli chodzi o bohaterów, to Kress nie przeprowadziła na zakończenie wielkiej rewolucji. Pojawia się oczywiście kilka nowych postaci, spośród których na szczególną uwagę niewątpliwie zasługuje piękna i niezwykle wpływowa Magdalena, ale większość osób znamy z wcześniejszych odsłon Prawdopodobieństwa. Pojawia się i Świat, choć tym razem raczej epizodycznie, i to właśnie jeden z powodów, dla których – co stwierdzam z przykrością – „Przestrzeń Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc.przy Niechętnie zatrzymał się przy żeporanionej wiacie,nie bardziej prawdopodobieństwa” nieco mnie zawiodła, czym muszę zaznaczyć, zdecydowanie zdotyczy przyzwyczajenia, niż takiej, rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylkow księżyc. Latarnia, to fabuły jako ani zakończenia, a rozłożenia akcentów. Świata mamy „Przestrzeni” jak stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał na lekarstwo, za to mnóstwo miejsca Kress poświęca przygodom Amandy. I choć konfrontacja dzieckaczyz wysiadał. brutalnym światem dorosłych sama w sobie jest niewątpliwie interesującym tematem, z chęcią Grupka mężczyzn,sięwwięcej podartych skórach i z kolorowymi irokezami na tomie głowiezostał popijała sikacze obok dowiedziałabym na temat Fallerów, których wątek w trzecim potraktowany po przewróconego macoszemu. kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet strachu.powinno Reflektorbyć?samochodu, pustą ulicą Z drugiej strony możecienia tak właśnie Może Kressprzejeżdżającego w ten sposób najlepiej oddałaoświetlił naszą przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. obecną, a zapewne i przyszłą rzeczywistość? Ludzie mają wielkie ambicje, wydaje im się, że są panami Mężczyzna powoli, niepewnym przed siebie. nie zważając na wszechświata, a koniec końców krokiem liczy sięszedł tak naprawdę tylkoMijał to, coodrapane dzieje siębudynki, w naszym najbliższym poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu otoczeniu – rodzinne smutki i radości, spotkania, rozstania i trudne decyzje sięgające nie dalej niż przedi ówdzie i patrzących na domów. niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, próg naszych własnych nieprzyjemny zapach. Smród smródNancy życia…Kress niczego nie zaniedbała, wszystkie wątki znalazły swoje mniej lub Jedno miasta, jest pewne: Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowląpozostawiła w okolicy. nas Wieżowiec na które niego bardziej satysfakcjonujące rozwiązania, a pytania, z którymi autorka sąspoglądał pytaniami, oczami kartonówsobie zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającymswoich tynkiem. Mężczyzna dłonią moglibyz zadawać bohaterowie jej opowieści po zakończeniu przygód. I tak jakdotknął oni możemy łuszczących się ścian, się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka zostałajestpołknięta przez tylko zgadywać, jakieuśmiechnął są na nie odpowiedzi. Trudno jednak nie zauważyć, jak gorzka wizja Kress. umierający budynek. w niej bezradne dzieci, które szczęśliwym zbiegiem okoliczności otrzymały dar w Ludzie przypominają Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny schodów. Syzyf,więc tocząc postaci tuneli czasoprzestrzennych, ale nie do końcaskrzyp wiedzą,drewnianych co z nim zrobić. Korzystają z daruswez brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tymktórych razem nie jednak zamierzał szczytdoprowadzić? – a potem upaść, lekkomyślną zachłannością, igrając z siłami, rozumieją. Do osiągnąć czego to może Czy razem swymludzkość, ciężarem. zapewniając zwycięstwo Fallerom, czy wręcz przeciwnie – zagwarantuje pycha zezgubi Stanął na krawędzi dachu. Panowała lekkicała zefirek orzeźwiająco go po twarzy. Ziemianom spektakularny tryumf? cisza, A może historia zakończygłaskał się zupełnie inaczej? To właśnie W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody wyjawia nam „Przestrzeń prawdopodobieństwa”. Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawiłdostępna się gorzkijestuśmiech. Jako że trylogia już w całości, pozwolę sobie ją w kilku słowach podsumować. Cykl „Sześć milionów czekaz na ciebiesumieniem za jedyne dwa miałkażdemu dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Prawdopodobieństwo czystym mogęzłote”. polecićGdyby zarówno fanowi science fiction, jak i Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, tym, którzy dotychczas obawiali się twardszych odmian fantastyki. Siła Prawdopodobieństwa tkwiżona w zróżnorodności, dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugimtukońcu Polski, konto puste…socjologii, Nie tak wyobrażał koniec, dzięki czemu znajdziemy i trochę nauki, i trochę i szczyptę sobie sensacji, ale całe życie było pracą, ciężkądobrej pracą rozrywki. nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za przede wszystkim mnóstwo sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… SF nr 8 Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Autor:błysk. NancyNieKress Moneta. Dwa złote. Tytuł: Gwiazda prawdopodobieństwa Podniósł ją powoli, trzymając Tytuł oryginału: Probability Spaceniczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował Tłumaczenie: Robert J. Szmidt się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha Wydawnictwo: Almaz nie ucieknie. Szybszym, Liczba stron:prężnym 295 krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał Data premiery: kwiecień 2013jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku iISSN: wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną 20841191 nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

61


W Przededniu

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Hubert Grupka mężczyzn, w podartych skórach i Stelmach z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Prawdziwy pomysł, raczej przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy zczy wnętrza tramwaju wynurzył się mały, odcinanie kuponów? łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku.i całe życie spędził na statku „El Cavador”. Klan, Vico jest wolnym górnikiem Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed Mijałnaodrapane zważając na którego jest członkiem, wydobywa rudęsiebie. z asteroid obrzeżachbudynki, Układu nie Słonecznego, w poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu Pasie Kuipera. W czasie standardowych skanów nieba Oko wykrywa dziwny obiekt poruszający sięi ówdzie niego i,świecącymi przeszkadzał mu otaczający wszechobecny, prawie iz patrzących prędkościąnaświatła co gorsza, ślepiami. zdający sięNiewyraźnie hamować. Jednak tengo problem wciąż nieprzyjemny zapach. znajduje się kilka miesięcy świetlnych od „El Cavadora”, a górnicy mają dużo bieżących kłopotów. Ich Smród miasta, życia… statek jest stary,smród bazuje na archaicznych technologiach, awaria goni awarię. Wciąż muszą martwić się o Stanął przed wysokim blokiem, budowląPonadto w okolicy. Wieżowiec spoglądał niego świeżą pulę genów i wymieniaćjedyną ludzitejz wielkości innymi klanami. na horyzoncie pojawił sięnastatek oczami szyb, zachęcająco tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią górniczejz kartonów korporacjizamiast Juke Limited, a to nigdy niechrzęścił wróżyłoopadającym niczego dobrego. łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. “W Przededniu” to prequel (czy też “przedpowieść”, jak to pięknie przetłumaczono w posłowiu) do Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzypopublikowanego drewnianych schodów. tocząc swe słynnej “Gry Endera” - debiutu autora, opowiadania w 1977 Syzyf, w amerykańskim brzemię, na sam wierzchołek. razemże jednak zamierzałgo osiągnąć szczytpowieści, – a potemza upaść, magazyniewchodził ANALOG. Pomysł był na tyleTym udany, Card rozwinął do rozmiarów którą razem ze swym ciężarem. otrzymał nagrody Hugo i Nebulę. Do dnia dzisiejszego ukazało się już kilkanaście książek z tego Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Nibyadrobną, niezauważalną, ale jednak pomocną. Sampierwszym dziwił się swej reakcji. uniwersum, “Wojnaprawie Robali”, którego recenzowana książka jest tomem, to już trzecia Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. podseria. Dużo? To nie wszystko. W międzyczasie autor dogadał się z Marvelem, amerykańskim Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, graficznych siedziała przy Przed nią pudełko, w którym komiksowym gigantem, na serię powieści (to wejściu. taki eufemizm na leżało komiksy sprzedawane w znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na księgarniach). Gdy okazały się sukcesem, Card zaproponował Marvelowi zrobienie nie adaptacji, ale ramieniu kobiety,nowego, kwiląc cicho. czegoś zupełnie narysowanie historii o tym, jak to wszystko się zaczęło. W czasie pracy Mężczyzna przez długą chwilę spoglądałdoszli na tłumy ludzi, że obojętnie przechodzących scenarzyści (sam Card i Aaron Johnston) do wniosku, spora część pomysłów poobok prostużebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. nie nadaje się do medium, jakim jest komiks. Jak to ujął Johnston w posłowiu “komiksy to W tym momencie chłopczyk kwilić.przed Spojrzał na stojącego nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął adaptacja powieści, mimo żeprzestał zaistniały książkami”. Czyliprzed jak sami widzicie, historia się. Po chwili wyszedł ze cosklepu z bochenkiem recenzowanego dzieła jest najmniej intrygująca.chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co zabrzmiało jak „dziękuję” i usiłowała złapać go za rękę. Wyszarpnął się, jakby zawstydzony swym czynem, i poszedł składa wolnymsiękrokiem kierunku wieżowca. “W Przededniu” z kilkuwosobnych historii, z których większość w Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

62


jakiś sposób łączy się ze sobą. Jednak motywem przewodnim jest historia statku górniczego “El Cavador”, a głównym bohaterem nastoletni mechanik Victor. I trochę szkoda, że nie jest to jedyny wątek, ponieważ tylko on miał potencjał rozwinąć się naprawdę interesująco. Wystarczy wspomnieć chociażby przestarzały, rozlatujący się statek, masę prowizorycznej technologii i oparcie systemu społecznego na zasadzie klanowej. Reszta, pomimo, że napisana sprawnie i mająca zróżnicowanych, wcale nie czarno-białych bohaterów, jest sztampowa (zła Tramwaj nadjechał monotonnie korporacja, treningicicho, sił specjalnych itd.).szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, byłapochwalić już dawnotę rozbita. zdarzało się, wyważone by wieczorem wsiadał czy Za co należałoby książkę toRzadko wyjątkowo dobrze tempoktokolwiek akcji. Cardtumoże nie jest wysiadał. mistrzem suspensu, ale potrafi pisać tak, żeby czytelnik nie męczył się zbyt długo trwającym napięciem Grupka mężczyzn, wfragmentami, podartych skórach i z nic kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok albo przeciągniętymi w których się nie dzieje. Za to zdecydowanym minusem w moich przewróconego koszaautora na śmieci. bardzo kiedy z wnętrza tramwaju się mały, oczach jest maniera znana zByli innych jegozdziwieni, książek - przesadna gloryfikacja dzieciwynurzył i deprecjonowanie łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, dorosłych. W twórczości Carda nastolatkowie, młodzież, a nawet jeszcze mniejsze dzieciaki grają bardzo nie nawet są cienia strachu.Pierwsze Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetliłi dużąokazując rolę i zazwyczaj wyjątkowe. dostrzegają problemy, proponują optymalne rozwiązania przygarbioną za rogiem są zazwyczaj sylwetkę, szlachetne.znikającą Za to dorośli częstobudynku. kierują się własnym interesem, odrzucają pomysły młodych Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał iodrapane budynki, zważając od na tylko dlatego, że zostały zaproponowane przez niepełnoletnich generalnie aż sięnieprzelewają poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i negatywnych cech. ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, nieprzyjemny zapach.do czynienia z czymś, co nazwałem “Syndromem Prometeusza”. W “Prometeuszu”, W powieści mamy Smród miasta, smródtechnologia życia… była dużo bardziej rozwinięta niż w samym “Alienie”. Dokładnie z taką prequelu “Aliena”, Stanął przed wysokim jedynąwe tej wielkości budowlą Wynalazki w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego samą sytuacją mamy blokiem, do czynienia “W Przededniu”. i rozwiązania stosowane na oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił tynkiem. Mężczyzna dotknąłbazach dłonią zdezelowanym statku górniczym wydają się być dużo opadającym bardziej zaawansowane, niż w tajnych łuszczących się gorzko. Zaskrzypiały ciemna sylwetka wojskowychsięwścian, “Grzeuśmiechnął Endera”, która ma miejsce kilkasetdrzwi, lat później. Z jednejzostała stronypołknięta mnie to przez razi, umierający przecież to budynek. jawna niekonsekwencja. Natomiast z drugiej, rozumiem potrzeby adaptacji. Współczesne SF, Ciszę panującą w korytarzu zakłóciłsprzed monotonny skrzyp schodów. Syzyf,atrakcyjna tocząc swe niezależnie od konotacji z powieścią trzydziestu lat, drewnianych musi być przede wszystkim dla brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, dzisiejszego czytelnika. razem ze swym ciężarem. Stanął krawędzi dachu. Panowała cisza,i wszyscy, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po ztwarzy. Orson na Scott Card jest znanym pisarzem którzy mieli styczność z którąś jego książek, wiedzą W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody czego się spodziewać. “W Przededniu” to porządnie napisana powieść rozrywkowa, która w większości Wisła. chwilę irytowała migająca hoteluwątków olbrzymia jednak na twarzy powielaPrzez sprawdzone pomysły.goWydaje mi nasię,dachu że liczba jest reklama, zbyt dużawkrótce i za mało spójna, żeby mężczyzny uśmiech.“Gry Endera”, a z drugiej strony w “Grze” wyjaśniono sporą część spokojnie jąpojawił czytaćsiębezgorzki znajomości „Sześć czekacona“W ciebie za jedyne staje dwa złote”. Gdyby miał dwa gdybytaką miałmożliwość, cokolwiek… zwrotówmilionów akcji, przez Przededniu” się przewidywalna. Jeślizłote, miałbym to Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona mimo wszystko zacząłbym przygodę z tym uniwersum właśnie od prequela. z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie pracą, ciężką pracą Aaron nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za Autor: Cardbyło Orson Scott, Johnston sobą chichot stróża. Tytułironiczny oryginalny: Earthanioła Unaware Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył Język oryginalny: angielski nikły błysk.Sylwanowicz Nie wiedział,Agnieszka dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Tłumacz: Moneta. Dwa złote. Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, ISBN: 978-83-7839-480-8 dopiero po chwiliwydania: zorientował Rok pierwszego 2012 się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha ucieknie.2013 Rok pierwszego wydanianiepolskiego: Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

63


Nowa Fantastyka 5 (368) 2013

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Sławomir Szlachciński Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Prosperity przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, za rogiem budynku. Nastały znikającą dobre czasy. Żyjemy w niekwestionowanie najbogatszym okresie istnienia Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał odrapanenumer budynki, zważającstał na naszego państwa, dawno nie mieliśmy tak długiego czasu pokoju, poprzedni NowejnieFantastyki poruszane przez wiatr kawałki Zamyślony, nie słyszał szczurów, przebiegających tu i literacko na naprawdę niezłympapieru. poziomie i na dodatek numerpopiskiwań aktualny też jest całkiem nie byle jaki. ówdzie patrzącychdobre na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał otaczający go wszechobecny, Nastałyi naprawdę czasy. Ale po kolei (no dobra, rzeczywiście,muuważny obserwator dostrzeże nieprzyjemny zapach. pewne minusy – kolej nam podupada). Smród miasta, smród życia… Stanął przeddziałkę wysokim blokiem, jedynąotwiera tej wielkości w okolicy. Wieżowiec spoglądał niego Literacką numeru majowego Paweł budowlą Majka świetną Grewolucją. Jedyną słabsząnastroną oczami zamiast szyb, zachęcająco opadającym Mężczyzna utworu zjestkartonów dość prosta, w zasadzie pretekstowachrzęścił fabuła. Nie jest to co tynkiem. prawda wielka wada, dotknął bo nie wdłonią tym, łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez wydaje się, autor upatrywał główny koncept tekstu. Mimo wszystko trochę szkoda, bo wszystkie inne umierający aspekty są budynek. znakomite. Klasie, z jaką Paweł posługuje się językiem polskim, dorównuje niewielu, a Ciszę panującą w korytarzu monotonny skrzyp drewnianych ocen. schodów. Syzyf, obserwacje tocząc swe futurystyczna wizja, jaką namzakłócił tu przedstawia, warta jest najwyższych Inteligentne brzemię, na sam wierzchołek. razem ijednak zamierzałrzeczywistość, osiągnąć szczytgłównego – a potem upaść, wsparte wchodził przemyślaną futurystyką dają Tym oryginalną nietuzinkowa bohatera razem tekstu.ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matkiBartosza przytulałDziałoszyńskiego, się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą historia główkę zna Kolejne polskie opowiadanie, Zakładziny to sprawnie napisana ramieniu kwiląc cicho. gatunku kobiety, opowieści niesamowitych, czyli lekkiej grozy. Z grubsza nie wyróżnia się niczym Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał tłumy ludzi, obojętnie specjalnym, chociaż autor przemyca tu i tamnakilka niegłupich myśli. Dośćprzechodzących przyjemne. obok żebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. W tymmamy momencie chłopczykwprzestał kwilić.Jeffa Spojrzał na stojącego przed nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął Dalej eksperyment wykonaniu VanderMeera, moim zdaniem raczej nieudany. się. chwili wyszedłszczególnie ze sklepu otwarty z bochenkiem chleba lub i podał go matce. ByćPomoże nie jestem na awangardę, ograniczają mnieKobieta inne wyszeptała coś, co zabrzmiało jak „dziękuję” usiłowała złapać za rękę. Wyszarpnął niedoskonałości, ale nie i odnalazłem jakieśgo koherentnej myśli wsię,tymjakby zawstydzony swym czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. opowiadaniu, ot tu i tam kilka luźnych, w miarę przyjemnych epizodów. Poza Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

64


tymi epizodami czytałem Appogiaturę ze znużeniem, zmuszając się do lektury bez przyjemności. Ani chybi jednakowoż, znajdzie się grupa zachwyconych tym tekstem. Również Przyziemienie Atheny Andreadis nie przyniosło mi szczególnej satysfakcji. Niedookreślone losy kosmicznej wyprawy pomyślane w niegłupi sposób, aliści monotonna i przyciężka narracja psuje ogólny odbiór. Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej zNaprzyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, oświetlał tylkoTolberta księżyc. toLatarnia, zakończenie mamy swoistą hybrydę. Wygnanie jednymprzystanek kliknięciem Jeremiaha wizja stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy świata, w której mamy zaawansowaną technologię sieci informatycznej z jednej strony i klasyczną wysiadał. koncepcję demona pożerającego dusze z drugiej. Wcale strawna, lekko napisana mieszanka, gdzie Grupka w podartych skórach i z położony kolorowymi irokezami narzeczywistości, głowie popijała obok podobniemężczyzn, jak u Majki większy nacisk mamy na konstrukcję niż sikacze na zawiłości przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, fabularne. łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia Wojciech strachu. Chmielarz Reflektor przybliża samochodu,postać przejeżdżającego pustąRzymowski ulicą oświetlił W dziale publicystycznym Iron Mana, Jerzy zaś przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. twórczość Neila Gaimana w kontekście koncepcji monomitu, wprowadzonej do literaturoznawstwa przez Mężczyzna powoli, niepewnym przed siebie. Mijałnerda odrapane budynki, jakim nie zważając na Josepha Campbella. Adam Rotterkrokiem przyglądaszedł się postaci filmowego i przemianom, ten motyw poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu ulegał przez lata. Kolejne dwa artykuły traktują o grach w kontekście światów fantastycznych. Zwłaszczai ówdzie patrzących na niego gry świecącymi ślepiami. przeszkadzał otaczającynicgoprzeciwko wszechobecny, drugi zi nich, przybliżający planszowe zwróciłNie moją uwagę. Niemumiałbym serii nieprzyjemny zapach. omawiających warte uwagi pozycje tego typu. Dalej mamy tradycyjne porady podobnych materiałów Smród miasta, życia…tym razem o pewnych aspektach opisu. Sympatyczna para autorów Michaela J. smród Sullivana, Stanął przed wysokim blokiem, nam jedyną tej wielkości budowląmagiczne w okolicy.pomysły Wieżowiec spoglądał na niego Haska/Stachowicz przedstawia co bardziej zwariowane, naszych antenatów. Jak oczami kartonów zamiast opadającymnas tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią zwykle zinteresująco. Rafał szyb, Kosikzachęcająco rozmyśla o chrzęścił wszechotaczającym systemie i niewielkich szansach łuszczących ścian, uśmiechnął się gorzko.z Zaskrzypiały sylwetka została przezo przeciętnegosięzjadacza bułek w konfrontacji nim. Kafka siędrzwi, kłania.ciemna Na zakończenie Łukaszpołknięta Orbitowski umierający budynek. przesyconym brutalnością, trudnym w odbiorze, ale przyciągającym jak magnes Valhalla Rising. Z Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny przykrością odkryłem brak felietonu Petera Wattsa. skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem swymrecenzji, ciężarem.choć przy niektórych odrobinę brew ze zdziwienia uniosłem. Niezłyzezestaw Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać światłarazu przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Pozdrawiam i dobyło następnego Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny się gorzki uśmiech. Tytuł: Nowapojawił Fantastyka 5 (368) 2013 „Sześć milionówPrószyński czeka na ciebie Wydawnictwo: Media za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona ISSN: 0867-132X z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

65


Zlomiarz

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Bartłomiej Cembaluk Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Podróż stronę przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzowzdziwieni, kiedymarzeń z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, znikającą rogiem budynku. Debiutując tak za znakomitą powieścią, za jaką należy uznać „Nakręcaną dziewczynę”, Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł Mijał odrapaneoczekujący budynki, nie zważającjegona Paolo Bacigalupi zawiesił sobie poprzeczkęprzed bardzosiebie. wysoko. Czytelnicy na kolejne poruszane przez wiatr się kawałki Zamyślony, słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i książki, spodziewać będą papieru. co najmniej równie nie dobrej prozy, a wszelkie odstępstwa od własnych ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. przeszkadzał mu się otaczający go wszechobecny, oczekiwań natychmiast wyolbrzymią. Pisarz w takiej Nie sytuacji może starać jak najlepiej odwzorować nieprzyjemny zapach. swoje poprzednie dzieło, albo pójść w zupełnie innym kierunku i całkowicie zmienić konwencję. Tak Smród miasta, smród życia… zrobił właśnie Bacigalupi i po mrocznej, brutalnej „Nakręcanej...”, postanowił napisać coś dla młodszego Stanął przedWwysokim blokiem, tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego czytelnika. ten sposób powstałjedyną „Złomiarz”. oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po Nailer chwili jest zorientował że odbija „Sześć czeka nazajmuje ciebie”… Nastoletni członkiemsię,lekkiej ekipy,światło która nareklamy. wybrzeżu Zatokimilionów Meksykańskiej się Dlaczego Kostucha nie ucieknie. rozbiórkąnie? wielkich tankowców. Praca nie należy do najłatwiejszych, ale chłopak nie ma wyboru, gdyż to Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, widział z dachu. Nie zważał trąbiące jedyny sposób na przetrwanie. Jego matka nie żyje,który a ojciec to ćpun i alkoholik, częstonapróbujący samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku wywołać u syna posłuch za pomocą pięści. Szansa na odmianę losu pojawia się w momencie, gdy Nailer iwraz wyskakujące krzaków, Pimą gdy odnajdują szedł skrótem. lśniąca jego duszę odrobiną ze swoją zza przyjaciółką pełen Mała, bogactw wrakmoneta klipra. skropiła Jedyną osobą, która przeżyła nadziei. Niby niezauważalną, ale jednak dziwiłcórka się swej reakcji.biznesmena. katastrofę jestdrobną, młodaprawie i atrakcyjna dziewczyna, jak siępomocną. później Sam okazuje, ważnego Wchodząc do sklepu, się. I tylko dlategopostanawiają ich zauważył.darować jej życie i pomóc w powrocie do Nastolatkowie, mimopotknął początkowego wahania, Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy się wejściu. Przed niąplaży leżałodopudełko, którym domu, a ta w zamian oferuje im możliwość wyrwania z zapyziałej lepszegow świata. znajdowało Do matki przytulał się która kilkuletni chłopczyk. Rozpoczynasięsiękilka pełnadrobniaków. przygód i niebezpieczeństw podróż, bohaterom może Opierał przynieśćswąalbogłówkę zgubę,na ramieniu kobiety,marzeń. kwiląc cicho. albo spełnienie Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. Kolekturatrudno była niedaleko. W drugiej powieści Amerykanina doszukać się tak skomplikowanej i rozbudowanej W tym momencie chłopczyk Spojrzał nadziewczynie”. stojącego przedTonimi mężczyznę. Ten uśmiechnął fabuły, z jaką mieliśmy do przestał czynieniakwilić. w „Nakręcanej prosta przygodówka, się. chwilibiegnie wyszedłwłaściwie ze sklepuwzdłuż z bochenkiem i podałzgotego matce. Kobieta którejPo akcja jednej osi.chleba Nie należy czynić jednakwyszeptała coś, co zabrzmiało jak „dziękuję” go za rękę.konkurencji, Wyszarpnąłwypada się, jakby wady, ponieważ porównująci usiłowała „Złomiarza”złapać do gatunkowej on zawstydzony swym czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. bardzo pozytywnie. Przebieg zdarzeń jest dynamiczny i pełen nieoczekiwanych Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

66


zwrotów, przez co czytelnik nie nudzi się choćby przez chwilę. Dobrze wypadają również bohaterowie oraz świat przedstawiony. Bacigalupi lubi dręczyć swoje postaci różnymi wątpliwościami i dylematami moralnymi. Tak jest i w tym przypadku, a najlepiej obrazuje to wspomniana wcześniej rozterka dwójki protagonistów, dotycząca oszczędzenia życia rannej rówieśniczce. Później bohaterowie także Tramwaj monotonnie szumiąc. NiechętnieNailera, zatrzymał poranionej wiacie, stają przednadjechał trudnymicicho, decyzjami, a dotyczy to zwłaszcza którysięodprzy samego początku gra bardziej w z„Złomiarzu” przyzwyczajenia, niż skrzypce. rzeczywistej późno,i ciekawe, przystanek księżyc. Latarnia, pierwsze Innepotrzeby. osoby teżByło są ważne ale oświetlał nie możnatylko ich postawić pod tym stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy względem w jednym szeregu z nastolatkiem. Warto jednak wspomnieć o Młocie, stworzonym przez wysiadał. genetyków półczłowieku, łączącym w sobie DNA człowieka, psa i kilku innych zwierząt. Tego typu Grupka podartych skórach i ludzi, z kolorowymi irokezami głowiebezwzględnie popijała sikacze obok mutanci mężczyzn, są znaczniewsilniejsi od zwykłych a dzięki psim genomnarównież posłuszni przewróconego koszajestnajednak śmieci.inny. ByliOwszem, bardzo zdziwieni, kiedyzbudowany z wnętrza itramwaju wynurzył się mały, właścicielom. Młot bardzo dobrze wytrzymały, ale nikomu nie łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, służy, a na pytania o swojego pana reaguje bardzo nerwowo. Czytelnik do końca nie poznaje całej nie okazując nawet cienia strachu. sygnał, Reflektorże próba samochodu, przejeżdżającego pustą ulicąnawet oświetlił prawdy o półczłowieku, ale otrzymuje zapanowania człowieka nad naturą, przy przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem rozwiniętej nauce, nie będzie niczym łatwym.budynku. Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na poruszane przezpisarz wiatrwkawałki Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i Amerykański ogóle papieru. bardzo często podejmuje kwestie ekologiczne i ostrzega ludzi, żeby nie ówdzie i patrzących na ponieważ niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał otaczającywidać go wszechobecny, ingerowali w przyrodę, mogą wywołać niepożądane skutki. Wmu „Złomiarzu” to chociażby nieprzyjemny na przykładziezapach. zmian w poziomie wody, która w niektórych miejscach niemal całkowicie zniknęła, Smród miasta,nasmród życia… zostawiając mieliźnie rdzewiejące tankowce, a w innych podniosła się na tyle, że zatopiła całe miasta, Stanął przed wysokim blokiem, tej wielkości pozostawiając spuściznę naszychjedyną przodków na dnie. budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian, gorzko.ciekawszy Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta W tej powieści opis uśmiechnął świata jestsięjednak w warstwie społecznej. Kolosalne różnice przez jakie umierający wytworzyłybudynek. się pomiędzy biedotą a bogaczami, stały się zalążkiem różnych konfliktów i stereotypowego Ciszę panującą w korytarzu monotonny schodów.jakSyzyf, tocząc swe myślenia. Bacigalupi stara się tezakłócił uprzedzenia obalić iskrzyp pokazać,drewnianych zarówno bohaterom i czytelnikom, że brzemię, sam wierzchołek. Tym razemskąd jednak osiągnąć wszczyt – a potem biorą upaść,i nie należywchodził się niminakierować. Zadaje także pytanie, się zamierzał takie dysproporcje społeczeństwie razem ze swym ciężarem. dlaczego ktoś, kto urodził się bogaty, może więcej od osoby z nizin? Przecież poza zasobnością portfela Stanął krawędzi lekkigrupach zefirekmożna orzeźwiająco po twarzy. nie manamiędzy nimidachu. wieluPanowała różnic i wcisza, obydwu znaleźćgłaskał zarazemgoludzi dobrych, jak i złych. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe go wody Jest to co prawda temat podejmowany już wielokrotnie, ale Amerykanin tak umiejętnie wplótł w Wisła. Przez chwilę irytowała goto migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy swoją historię, że niespecjalnie przeszkadza. mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebieliteratury za jedyne dwa złote”. Gdyby miałdla dwamłodzieży, złote, gdyby miał cokolwiek… „Złomiarz” to kawałek dobrej fantastyczno-przygodowej z dynamiczną akcją, Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona dość ciekawą fabułą i interesującymi bohaterami. Porusza przy tym ważne problemy, a świat zprzedstawiony dzieckiem i kochankiem na drugim konto puste… Nie tak wyobrażał nie jest, jakgdzieś to zwykle bywa wkońcu tego Polski, typu książkach, podkoloryzowany i kiedysobie trzeba,koniec, jego całe życie było pracą, jest ciężką pracąwyraźnie. nad tym,Bacigalupi by nie troszczyć o przyszłość. niemalwyłącznie słyszał za złe oblicze pokazane bardzo nie chcesięjednak wywołaćA uteraz czytelnika sobą ironiczny chichot aniołapowieści stróża. wydobywa się także stwierdzenie, że co by się nie działo, watro smutku, ponieważ z jego Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył marzyć. nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Tytuł: Złomiarz Podniósł ją powoli, Tytuł oryginalny: Shiptrzymając Breaker niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Autor: Paolo Bacigalupi Dlaczego nie? Wojciech Kostucha nie ucieknie. Tłumaczenie: M. Próchniewicz Szybszym, prężnym krokiem Wydawca: Wydawnictwo MAGpodążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał Data wydania: 6.03.2013 r. jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku iLiczba wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną stron: 288 nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. ISBN: 978-83-7480-295-4 Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

67


Owce, barany i gminne szykany

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Paulina Grupka mężczyzn, w podartych skórach i zKuchta kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok Z butelką metaxy przez życie przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną za rogiem Jest to druga sylwetkę, już książkaznikającą w dorobku młodejbudynku. pisarki. Poprzedniej, I po cholerę mi to było!, nie czytałam, Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł siebie. Mijał zważając na więc podeszłam do lektury bardzo sceptycznieprzed i pełna obaw. Tymodrapane bardziej,budynki, że opisniez tyłu okładki poruszane wiatr kawałki Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających zwyczajnieprzez nie zachęca, by popapieru. nią sięgnąć. Nie jestem fanką tego typu literatury i byłam przekonana, tużei ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. przeszkadzał otaczający gożewszechobecny, po przeczytaniu powieści Marty Osy nią nie zostanę.NieI utwierdzę się mu w przekonaniu, te „życiowe” nieprzyjemny zapach. powieści dla kobiet ani mnie nie rozbawią, ani nie wzruszą, ani nie wyniosę z lektury nic, co miałoby Smród miasta,wartość. smród życia… jakąkolwiek Czy się myliłam? Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. drobną,artystka, prawie która niezauważalną, ale jednak pomocną.Lukrecji Sam dziwił się swej reakcji. Olka to Niby zakręcona pomaga swojej przyjaciółce w okiełznaniu ogrodu. Podczas Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. tych porządków natrafiają na szczątki ludzkie, których historia prowadzi do tajemniczej przeszłości Kobieta, kocem, siedziała przy wejściu. Przedzbiegiem nią leżało pudełko, wnajpierw którym jednego zopatulona członkówpodziurawionym rodziny Luci i ukrytego skarbu. Lukrecja dziwnym okoliczności znajdowało kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. swą główkę traci pracę wsięgminnej bibliotece, potem wpada w kolejne tarapaty, gdy okazuje Opierał się, że może stracić na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. również dom. W odkryciu intrygi pomaga im ksiądz Zygmunt, policjant i kilkoro przyjaciół. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków. Ścisnął w kieszeni monetę. była niedaleko. Z początku drażniła mnie Kolektura naiwność Lukrecji, zwanej pieszczotliwie Lucia, a fabuła nijak nie W tym momencie chłopczyk przestał kwilić. Spojrzał na stojącego przed radzi nimi mężczyznę. chciała zaciekawić. Na szczęście tak od jednej czwartej książki autorka sobie lepiej Ten i nuśmiechnął się. wyszedł sklepu z bochenkiem chleba i podał go matce. Kobieta wyszeptała coś, co awetPoodchwili czasu do czasu ze zaczął pojawiać się na mojej twarzy uśmiech. Nie sprawiło zabrzmiało „dziękuję” i usiłowała złapać za rękę. Wyszarpnął się, jakby to jednak, żejakzostałam oczarowana lekturą. Styl go autorki początkowo mnie raził, a zawstydzony swym czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. takie fragmenty jak: Lukrecja jest bibliotekarką w gminnej bibliotece. A Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

68


właściwie jej kierowniczką. Kieruje biblioteką i jeszcze dwoma bibliotekarkami, nie sprawiały, że miałam ochotę na dalszą lekturę. Jednak muszę przyznać, że gdy docierałam do kolejnych rozdziałów, było pod tym względem lepiej. Więc albo pisarka zadbała, by nie było aż takich potknięć, albo zaczęłam rzeczywiście czytać z większą przyjemnością. Intryga jest niestety przewidywalna, a problemy Lukrecji rozwiązują się nazbyt szybko za Tramwaj cicho, monotonnie szumiąc.takNiechętnie przyprzez poranionej wiacie, bardziej sprawą jejnadjechał dzieci i przyjaciółki. Na szczęście ckliwie i zatrzymał naiwnie niesięjest cały czas. Mamy zromans, przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. przystanek oświetlał tylko księżyc. kłopoty, intrygę, trupa w szafie (a wByło tympóźno, konkretnym wypadku w ogródku) i jakLatarnia, zwykle stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy nieocenioną pomoc przyjaciół. wysiadał. Grupka i z kolorowymi popijała Czasem mężczyzn, natrafiałamwwpodartych książce naskórach sceny, które sprawiły, żeirokezami zaczęłam na się głowie zastanawiać nad sikacze tym, czyobok na przewróconego kosza śmieci.osoby, Byli jak bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwajubyłwynurzył się mały, świecie mogą żyć tak na naiwne bohaterki książki. Może zamysł autorki taki, by rozbawić łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, czytelnika, jednak dla mnie dziwne jest pójście spać, podczas gdy słyszymy kogoś obcego buszującego nie okazującstrychu. nawetJednak cieniaOlastrachu. Reflektor przejeżdżającego pustą ulicąbo opuściła oświetlił po naszym i Lucia tak zrobiły, samochodu, udały się w objęcia Morfeusza spokojnie, przygarbioną budynku. je odwaga bysylwetkę, sprawdzić,znikającą kto czaizasięrogiem na strychu. Czy jednak jest to wiarygodne zachowanie? Wątpię. Na Mężczyzna powoli, niepewnym szczęście takich fragmentów jest krokiem mało. szedł przed siebie. Mijał odrapane budynki, nie zważając na poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i ówdzie na niego świecącymi przeszkadzał mu otaczający wszechobecny, Pomimoi patrzących niedociągnięć, książka na pewnoślepiami. znajdzie Nie grono swoich odbiorców, którzygo docenią humor nieprzyjemny autorki. Jeśli zapach. ktoś tęskni za życiem na wsi, to za sprawą sielskich opisów może oderwać się od życia Smród miasta, smród życia… książka jest napisana prostym językiem, więc to dobra lektura do „mieszczucha”. Podsumowując Stanął przed wysokim blokiem,albo jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego poczytania na lato, w ogródku, na plaży. oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią łuszczących się ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez umierający budynek. Autor: Marta Osa Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe Tytuł: Owce, barany i gminne szykany brzemię, wchodził Wydawnictwo: Zysknai sam S-kawierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, razem ze swym2013 ciężarem. Rok wydania: Stanął krawędzi Liczbanastron: 334 dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Oprawa: broszurowa Wisła. chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy ISBN: Przez 978-83-7785-123-4 mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

69


Czarne

Tramwaj nadjechał cicho, monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca obok, była już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczorem ktokolwiek tu wsiadał czy wysiadał. Aleksandra Brożek Grupka mężczyzn, w podartych skórach i z kolorowymi irokezami na głowie popijała sikacze obok przewróconego kosza na śmieci. Byli bardzo zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął ich, nie okazując nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, rogiem budynku. Taniec.znikającą To mojezapierwsze skojarzenie, gdy patrzę na okładkę powieści „Czarne” Anny Mężczyzna powoli, niepewnym krokiem szedł przed siebie. Mijałkobiety odrapane budynki,kołyszących nie zważając na Kańtoch. Tango? Fokstrot? Walc? Nieważne. Widzę i mężczyzn się na poruszane wiatr kawałkiz papieru. nie słyszał szczurów, przebiegających parkiecie. przez A może to kobiety kobietamiZamyślony, pląsają w takt muzyki?popiskiwań O czym myśli dziewczyna z okładki? tu i ówdzie i patrzących na niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, nieprzyjemny zapach. Akcja powieści dzieje się zarówno w przeszłości, jak i teraźniejszości – teraz i wtedy. Dla nas, Smród miasta, smród życia… są to przede wszystkim czasy dwudziestolecia międzywojennego, współczesnych czytelników, Stanął przed wysokim jedyną tej wielkości w okolicy. Wieżowiec spoglądałtwórczości na niego nieodmiennie kojarząceblokiem, się z kawiarnianym dymem,budowlą wyzwolonymi kobietami i rozkwitem oczami z kartonów szyb, zachęcająco tynkiem. Mężczyzna dotknąłdodłonią literackiej w Polsce.zamiast Dla bohaterki „teraz” to rokchrzęścił 1935. Wopadającym swych wspomnieniach cofa się jednak roku łuszczących ścian, uśmiechnął gorzko. Zaskrzypiały ciemna sylwetkadozostała połknięta 1914, kiedy się to spędzała wakacje wsiętytułowym „Czarnem” drzwi, – letnisku należącym rodziców. Tam, przez jako umierający budynek. czternastolatka, musiała stawić czoło wydarzeniom, które zmieniły ją na zawsze. Autorka zabiera też Ciszę panującą w korytarzu Syzyf, tocząc swe czytelnika w jeszcze dawniejszezakłócił czasy -monotonny do lata 1893skrzyp oraz dodrewnianych roku 1863, wschodów. którym wybuchło powstanie brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, styczniowe. razem ze swym ciężarem. Stanął na krawędzi dachu. Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc sklepu, potknął się. I znakomicie tylko dlategopodkreślona ich zauważył.została przez sposób poprowadzenia fabuły. Chwiejnośćdopsychiczna bohaterki Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. niąmamy leżało jeszcze pudełko,nadzieję w którym Im dalej w las, tym więcej drzew. Jeśli czytając pierwsze rozdziałyPrzed książki na znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę rozwikłanie zagadki, na dowiedzenie się, kim była słynna aktorka Jadwiga Rathe, tak podobna dona ramieniu głównej kobiety, bohaterki,kwiląc oraz cicho. na odkrycie tajemnicy jej śmierci, to w miarę rozwoju akcji zaczynamy Mężczyzna długą chwilę na Zbyt tłumygęsta. ludzi,Trudno obojętnie przechodzących obok żebraków. rozumieć, żeprzez przeszłość spowijaspoglądał gęsta mgła. o jednoznaczne wyjaśnienie Ścisnął w kieszeni monetę. Kolektura była niedaleko. tajemnicy w tekście tak wieloznacznym i nielinearnym. Ale czy to nie lepiej? Po zakończeniu W tym momencie chłopczyk przestał kwilić.Przeglądałam Spojrzał na stojącego nimi mężczyznę. Ten uśmiechnął lektury nie odłożyłam książki na półkę. ją jeszczeprzed w poszukiwaniu niuansów, się. Po chwili czy wyszedł ze sklepu bochenkiem chleba go matce. Kobieta wyszeptała coś, co podpowiedzi symboli, które znaprowadziłyby mnie i napodał właściwą interpretację zabrzmiało „dziękuję” usiłowałaDozłapać za rękę. Wyszarpnął jakby zawstydzony swym zakończenia.jakTylko czy tai istnieje? głowygo przychodzą co najmniejsię,trzy czynem, i poszedł wolnym krokiem w kierunku wieżowca. możliwe wytłumaczenia przedstawionych faktów, zależnie od tego, co uznamy Wspinając się po schodach miał przed oczami uśmiech dziecka, które przynajmniej dziś nie zaśnie głodne.

70


za prawdziwe wydarzenia, a co za obrazy zrodzone w wyobraźni bohaterki. Kto zna dotychczasową twórczość Anny Kańtoch, na pewno zwróci też uwagę na język. Autorka najwyraźniej postanowiła sięgnąć po nowe środki wyrazu i pobawić się warstwą językową. Jako miłośniczka dopracowanych pod tym względem tekstów muszę przyznać, że mnie kupiła. Poetycki chwilami język podkreśla oniryczny klimat powieści, a zarazem wprawia Tramwaj monotonnie szumiąc. Niechętnie zatrzymał się przy poranionej wiacie, bardziej czytelnikanadjechał w czystycicho, zachwyt. z przyzwyczajenia, niż rzeczywistej potrzeby. Było późno, przystanek oświetlał tylko księżyc. Latarnia, stojąca już dawno rozbita. Rzadko zdarzało się, by wieczoremto,ktokolwiek wsiadałżeczy Mówią,obok, że niebyła ma książki bez wad, a każda recenzja powinna eksponować co nieudane.tu Myślę, to wysiadał. nie do końca jest prawdą. Nie wyobrażam sobie nakreślić krytycznych słów, na przykład, odnośnie „Gry Grupka podartych kolorowymi irokezami popijała w klasy”mężczyzn, Cortazara. wA jak to jest zskórach powieściąi zpani Kańtoch? Hmm... nie na do głowie końca udało mi sięsikacze pojąć, obok a co przewróconego kosza na śmieci. bardzostyczniowego. zdziwieni, kiedy z wnętrza tramwaju wynurzył się mały, za tym idzie, zaakceptować wątekByli powstania Wolałabym chyba lawirować pomiędzy tym, łysawy mężczyzna. Ich zaskoczenie było tak wielkie, że nie odezwali się nawet słowem, kiedy minął co „teraz” i „dawniej”, naiwnie wierząc, że mogę zinterpretować całą historię zależnie od tego, co miich, w nie duszyokazując gra. nawet cienia strachu. Reflektor samochodu, przejeżdżającego pustą ulicą oświetlił przygarbioną sylwetkę, znikającą za rogiem budynku. Mężczyzna krokiem szedłjużprzed siebie. odrapane budynki, nie zważając Bardzo się powoli, cieszę, żeniepewnym autorka, która zdołała zdobyć liczneMijał nagrody na poletku polskiej fantastyki,na poruszane przez wiatr kawałki papieru. Zamyślony, nie słyszał popiskiwań szczurów, przebiegających tu i mimo wszystko szuka nowych wyzwań. Zwłaszcza, że najwyraźniej robi to z dużą pasją, przywiązując ówdzie niego świecącymi ślepiami. Nie przeszkadzał mu otaczający go wszechobecny, wagę doi patrzących szczegółówna świata przedstawionego i wykazując się umiejętnością żonglowania różnymi nieprzyjemny konwencjami.zapach. Smród miasta, smród życia… Stanął przed wysokim blokiem, jedyną tej wielkości budowlą w okolicy. Wieżowiec spoglądał na niego oczami z kartonów zamiast szyb, zachęcająco chrzęścił opadającym tynkiem. Mężczyzna dotknął dłonią Tytuł: Czarne łuszczących ścian, uśmiechnął się gorzko. Zaskrzypiały drzwi, ciemna sylwetka została połknięta przez Autor: AnnasięKańtoch umierający Wydawca: budynek. Powergraph Ciszę panującą w korytarzu zakłócił monotonny skrzyp drewnianych schodów. Syzyf, tocząc swe Seria: Kontrapunkty brzemię, wchodził na sam wierzchołek. Tym razem jednak zamierzał osiągnąć szczyt – a potem upaść, ISBN: 978-83-61187-53-0 razem ze swym Ilość stron: 272 ciężarem. Stanął na krawędzi dachu.2012 Panowała cisza, lekki zefirek orzeźwiająco głaskał go po twarzy. Data wydania: wrzesień W oddali widać było światła przejeżdżających samochodów, a przed nim swobodnie toczyła swe wody Wisła. Przez chwilę irytowała go migająca na dachu hotelu olbrzymia reklama, wkrótce jednak na twarzy mężczyzny pojawił się gorzki uśmiech. „Sześć milionów czeka na ciebie za jedyne dwa złote”. Gdyby miał dwa złote, gdyby miał cokolwiek… Samochody, komputery, luksusowe restauracje – to był kiedyś jego świat. A dziś? Dom zlicytowany, żona z dzieckiem i kochankiem gdzieś na drugim końcu Polski, konto puste… Nie tak wyobrażał sobie koniec, całe życie było pracą, ciężką pracą nad tym, by nie troszczyć się o przyszłość. A teraz niemal słyszał za sobą ironiczny chichot anioła stróża. Już czas… Rozłożył ręce i głęboko odetchnął. Pochylił głowę, spoglądając w dół. Kątem oka zauważył nikły błysk. Nie wiedział, dlaczego się pochylił. Podniósł złocisto-biały krążek i uśmiechnął się gorzko. Moneta. Dwa złote. Podniósł ją powoli, trzymając niczym robaka w dwóch palcach. Dwuzłotówka lśniła nienaturalnie, dopiero po chwili zorientował się, że odbija światło reklamy. „Sześć milionów czeka na ciebie”… Dlaczego nie? Kostucha nie ucieknie. Szybszym, prężnym krokiem podążał do marketu, który widział z dachu. Nie zważał na trąbiące samochody, kiedy przebiegał jezdnię. Nie przerażały go szczury i psy, biegające po trawniku i wyskakujące zza krzaków, gdy szedł skrótem. Mała, lśniąca moneta skropiła jego duszę odrobiną nadziei. Niby drobną, prawie niezauważalną, ale jednak pomocną. Sam dziwił się swej reakcji. Wchodząc do sklepu, potknął się. I tylko dlatego ich zauważył. Kobieta, opatulona podziurawionym kocem, siedziała przy wejściu. Przed nią leżało pudełko, w którym znajdowało się kilka drobniaków. Do matki przytulał się kilkuletni chłopczyk. Opierał swą główkę na ramieniu kobiety, kwiląc cicho. Mężczyzna przez długą chwilę spoglądał na tłumy ludzi, obojętnie przechodzących obok żebraków.

71



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.