
6 minute read
10 lat kobiecego kamieniarstwa
Aleksandra Skolak
Słysząc KAMIENIARSTWO, od razu w głowie mamy kategorie: nagrobki, budowlanka, schody, parapety… A co jeśli chcę być kamieniarzem, ale nie do końca przekonuje mnie produkcja blatów czy krawężnika? Czy branża z tak długimi tradycjami ma jeszcze nieodkrytą wolną przestrzeń? Czy w ogóle warto jej szukać? Czy opłaca się ponosić ryzyko, szukając swojego miejsca?
Projekt Granitowa Galeria to miał być trochę test, eksperyment, może nawet w jakimś stopniu udowodnienie sobie i innym, że największe naturalne bogactwo Strzegomia – granit – to sam w sobie doskonały produkt lokalny i wymaga tylko delikatnego dopracowania - aby był przyjaźniejszy i bardziej akceptowalny dla szerszego i innego niż dotychczas, grona odbiorców. Granit kojarzony dość monumentalnie, surowo, po wielu próbach, testach, ujęty w maleńką kilkumilimetrową kuleczkę, wywoływał już zupełnie odmienne od dotychczasowych reakcje.
Jak ta kuleczka powstała? Metodą prób i błędów, szukania maszyn, urządzeń, dostosowywania ich do obróbki granitu. Od początku wiedziałam, że to musi być bardziej kamieniarstwo niż jubilerstwo, nawet jeśli kamieniarska obróbka stawiała przed nami zupełnie nowe wyzwania. Bo jak zaakceptować, stosowaną przy produkcji kamiennych elementów tolerancję, kiedy granitowa kuleczka ma mieć 4mm, być wypolerowana i przewiercona… Do produkcji tak małych detali typowe kamie - niarskie maszyny już się nie sprawdzały, natomiast te stosowane w jubilerstwie były zbyt delikatne. Pierwsze zadowalające elementy sprawiły jednak, że rósł apetyt na więcej, a kolejne małe sukcesy –nowe formy, nowe dolnośląskie skały ujęte w kolejne wzory biżuterii, galanterii czy pamiątkowych drobiazgów, spowodowały, że początkowo hobbistyczne zajęcie stało się pełnowymiarową działalnością. Takim kobiecym kamieniarstwem.

Dla wielu nie do przeskoczenia była myśl, że z takich pospolitych skał można robić biżuterię. Na ten nietuzinkowy wyrób kamieniarski częściej uwagę zwracają kobiety. Jednym granitowa biżuteria się podoba, innym nie, ale bezdyskusyjnie w morzu świecących błyskotek, uwagę przykuwa zawsze. Dotyczy to również mężczyzn, bo oni coraz chętniej noszą biżuterię. Ja już nawet nie podejmuję się klasyfikować, co jest biżuterią męską, a co damską. Patrząc na wybory klientów czy realizując specjalne zamówienia, przyjemnie jest obserwować coraz większą odwagę i coraz rzadsze zwracanie uwagi na stereotypy.
Kamieniarstwo to nie jest typowo kobieca branża, ale ja od dziecka mieszkam w Strzegomiu, kamień w moim życiu był obecny zawsze. Tato, brat, mąż, teść… oni wszyscy swoją zawodową działalność związali z kamieniem… A ja? Jakoś nasiąkałam tymi kamieniarskimi klimatami i podoba mi się, że znalazłam swoje miejsce w tym męskim świecie. To moje kobiece kamieniarstwo jest bardzo nietypowe i nierzadko zdarza mi się łapać wzrokiem dowody na to, że fascynuje nie tylko mnie… bo przyjdzie taki fachowiec z wieloletnim stażem, weźmie tę kulecz- kę w palce, przez które niejedna tona kamienia już przeszła i obraca to maleństwo i zagląda przez tę milimetrową dziurkę i cmoknie, i pogładzi, bo ona idealnie kulista, wypolerowana i spojrzy wnikliwym, badawczym wzrokiem i czasem nawet spyta – jak ona to, kurna, zrobiła?
W zasadzie od początku, równolegle z produkcją nietypowych kamiennych elementów i nietuzinkowych wyrobów, w których znalazły one zastosowanie, moim marzeniem było utworzenie miejsca, w którym produkty te można będzie znaleźć. 10 lat temu zapadła decyzja o otwarciu w Strzegomiu niewielkiego sklepiku, w którym lokalny granit będzie zajmował najważniejsze miejsce. Od początku przyjęty został niezwykle ciepło, z zaciekawieniem, niedowierzaniem, zachwytem, zarówno przez mieszkańców Strzegomia, jak i przez kamieniarzy czy odwiedzających nasze miasto turystów. To motywowało i wciąż motywuje do dalszej pracy, jest niezwykle inspirujące i uzmysławia, że wciąż więcej jeszcze do odkrycia niż tego już dokonanego. Dlatego ciągle się uczę, testuję nowe rozwiązania, próbuję realizować kolejne pomysły. Wiąże się to z poznawaniem kreatywnych i twórczych ludzi, opracowywaniem nowych produktów, tworzeniem kolejnych projektów czy wydarzeń i to jest cudowne w tej pracy! Bo ludzie z pasją, dobrą energią przyciągają się i nakręcają do działania.
Żeby tak było, za działalnością i marką musi stać konkretny człowiek. Często to osoba właściciela, twórcy nadaje autentyczności, charakteru całej działalności. Nie inaczej było w moim przypadku. Powód, dla którego zrezygnowałam z pracownika, był trudnym momentem – pandemia. Granitowe drobiazgi nie były produktem pierwszej potrzeby. Nie było gości, turystów, uroczystości, a więc zapotrzebowania na takie wyroby. W konsekwencji – zwyczajnie – tabelki zysków i strat przestały się spinać. Czy samemu trudno było ogarnąć wszystko? Oczywiście, ale jeśli chodzi o rozwój Granitowej Galerii, decyzja ta okazała się wyjątkowo korzystna. Osobisty kontakt z klientem okazał się niewiarygodnie cenny dla całości funkcjonowania GG. Kryzysowe, niezależne ode mnie zdarzenie, choć trudne, w efekcie przyniosło nowe możliwości. Kolejną korzyścią, która z konieczności została wypracowana w pandemii, okazało się położenie większego nacisku na działania w świecie wirtualnym – internetowy sklep, spójny autentyczny wizerunek w social mediach – to wtedy był czas, aby się nad tym naprawdę pochylić, a to niezbędne, aby móc zaistnieć nie tylko w lokalnym środowisku.

Chyba po tych dziesięciu latach mogę się odważyć na określenie, że Granitowa Galeria to nie tylko nazwa działalności, ale marka. To, co udało się stworzyć, to nie tylko autorski produkt lokalny, ale też ważne miejsce na mapie Strzegomia. Z jednej strony to coś nowego, wyjątkowego, czego nie było wcześniej, a z drugiej przecież bardzo naturalnego, oczywistego – bazującego na wykorzystaniu lokalnie występującego surowca. Rozpoczęcie projektu GG wiązało się z wejściem na rynek… który właściwie nie istnieje… Zadawałam sobie mnóstwo pytań: czy pomysł na bazaltowe kolczyki, granitowe bransoletki, naszyjniki z serpentynitu, medale, breloczki, magnesy będzie trafiony? Jak szybko ludzie nasycą się takiego rodzaju koralikami? Czy takie gadżety są faktycznie potrzebne, czy to może tylko taka moja bardzo subiektywna potrzeba, wręcz fanaberia? Te10 lat pokazuje, że ta pozornie maleńka nisza jest bardzo pojemna. Obchodzony jubileusz – słowa zachwytu, podziwu, wsparcia, gratulacje, życzenia powodzenia i obchodzenia kolejnych jubileuszy –słyszane od tak licznie przybyłych gości są potwierdzeniem tego, że to wszystko ma sens i jest ważne nie tylko dla mnie.

----------------
Nadawanie kamiennym elementom form nieoczywistych, zaskakujących, takie trochę odczarowywanie kamienia, od początku działalności było bliskim mojemu sercu kierunkiem, ale też zawsze jakimś wyzwaniem. Cieszę się więc, że głównym artystycznym wydarzeniem tego małego jubileuszu był wernisaż wystawy rzeźb Alberta Wrotnowskiego „Życie jest niepewne, najpierw zjedz deser”. Wystawa ta doskonale wpisuje się w to nieszablonowe podejście do ciężkiej zimnej, surowej materii jaką jest kamień. Kamienne landrynki, pączki, eklerki – rzeźby tak realistyczne, tak apetyczne, że aż ślinka leci i nie sposób przejść obok nich obojętnie. A jednocześnie rozmawiając z ich autorem, czytając menu, które jest katalogiem do wyjątkowej wystawy, nie sposób już obojętnie na nie patrzeć. Cukiernicza z pozoru wystawa zaczyna być mocno… słodko – gorzka. Równolegle też zaczyna budzić jeszcze większy podziw – już nie tylko dla wyjątkowego rzemiosła, kunsztu rzeźbiarza i doskonale wykonanej kamieniarskiej pracy, ale też dla wrażliwości twórcy na społeczne sytuacje, zjawiska, dla wnikliwego obserwatora otaczającej nas rzeczywistości. Każda praca jest bowiem odpowiedzią na konkretną sytuację współczesnego świata - efekt naszych żądz, słabości, emocji.

