
8 minute read
Monumentalny z założenia
Z rzeźbiarzem Rafałem Frankiewiczem – o jego najnowszej pracy wykonanej w czerwonym piaskowcu – rozmawiał Paweł Szambelan.

Advertisement
Rafał Frankiewicz
Więcej zdjęć: KurierKamieniarski Jaka jest geneza i historia tej realizacji?
W 2012 roku, z polecenia, zgłosił się do mnie klient z zapytaniem o możliwość wykonania pomnika na grobowcu rodzinnym. Zlecenie obejmowało zaprojektowanie całego pomnika, wyrzeźbienie go i montaż na cmentarzu. Duża sprawa: kwatera z dwiema podwójnymi i jedną potrójną piwnicą.
Zrobiłem projekt, uzgodniliśmy etapy, w jakich będzie następowała realizacja i rozpocząłem pracę. W pierwszym etapie ułożone zostały płyty nakrywające piwnice. Drugim etapem były słupki wokół kwatery. Trzecim miała być rzeźba stojąca u wezgłowia i tablice napisowe. Dokładny projekt tego etapu miał się pojawić w odpowiednim czasie. Klient miał pewną wizję.
Po zakończeniu II etapu zleceniodawca przestał się odzywać, przestał odbierać telefony. Zniknął. Owszem, rozliczyliśmy się. Ale co z tego, kiedy zostałem z poczuciem nieskończonej pracy. Pomnik był już okazały, ale nadal niekompletny. 12 słupków okalających kwaterę robiło wrażenie – każdy z nich był inny, każda ściana była niepowtarzalna, pokryta unikalnym wzorem liści.
Po 8 latach zadzwoniła pani z rodziny, która zaproponowała dokończenie dzieła. Wyjaśniła, że zamawiający miał kłopoty zdrowotne i stąd nagłe zniknięcie, ale teraz nadszedł czas, by dokończyć dzieło. Przystąpiłem ponownie do pracy. Obejrzałem zdjęcia pomnika, jaki państwo wybrali dla siebie i zaproponowałem coś lżejszego. Przygotowałem projekt i wykonałem model z gliny. Było w nim dużo światła i dużo powietrza. Pani jednak wolała rzeźbę w takim, nazwijmy to, niemieckim stylu: masywną, z mocnym tłem. Dołożyłem więc do modelu trochę gliny i z ażurowej, lekkiej rzeźby powstała ściana, która dostała akceptację na wykonanie. Zrobiłem odlew w gipsie i zacząłem przekuwanie rzeźby z odlewu w Kopulaka, czerwony piaskowiec z kamieniołomu niedaleko Suchedniowa. Dlaczego akurat Kopulak?
Z powodów historycznych, estetycznych i pragmatycznych. Na starym cmentarzu w Łodzi, gdzie miał stanąć pomnik i stoi mnóstwo zabytków, przed wojną większość robót wykonywały dwa klany kamieniarzy: Urbanowscy i Konopkowie. Przy czym Urbanowski poszedł w kierunku zadań architektonicznych, a Konopkowie byli bardziej rzeźbiarzami. A wszyscy kochali piaskowiec – żółty i czerwony – być może nawet z tych samych lub bliskich złóż, co pozyskiwany obecnie. Wszyscy, którzy oglądają cmentarz zauważają, że żółty piaskowiec po 80 latach może mało efektownie wyglądać, ale czerwony trzyma się całkiem dobrze. Może jest trochę wypłukany, może stracił trochę na ostrości krawędzi, ale widać, że nie poddaje się procesowi starzenia jak ten żółty. Czerwony piaskowiec zaproponowałem klientowi już w trakcie pierwszej naszej rozmowie 8 lat temu, a podane argumenty go przekonały.
Czy zamawiający byli zadowoleni z efektu pracy?
Oj, bardzo! Oczywiście nie obyło się bez pytania: „A jak panu się to podoba?” Ja zawsze walę prosto z mostu, nie mam zwyczaju owijać w bawełnę, a zwłaszcza słodzić. Przyznałem, że wolałbym, żeby było więcej światła i powietrza.
Mimo to ta rzeźba ma parę aspektów zawodowo trudnych do zrobienia, a z drugiej strony potrzebnych na poziomie ekspresyjno-wyrazowym. Bez nich ta rzeźba nie działałaby tak, jak działa. Z tego powodu uważam, że jest to jedna z dwóch moich najlepszych robót. Bo cała maestria tkwi w szczegółach: w układzie dłoni i twarzy. Te przesunięcia, te ażury, takie rzeczy, które trudne są do zrobienia w inny sposób. Bo cała rzeźba jest zdobiona ręcznie – z dłuta, nie z piły. I to widać. Wszystkie kanty, ostre kąty, ujemne kąty, prawie odcięcie podbródka od dłoni jest niemożliwe do wykonania inaczej niż ręcznie. Jedyna rzecz, której nie zrobiłem, to linie papilarne na dłoniach. (śmiech) Kilka rzeczy w tej rzeźbie było wyzwaniem. Na początek wymienię ilość kamienia, który musiałem zdjąć – z pięciu i pół tony kamienia zostało trzy. Tego może w rzeźbie nie widać, ale to było niemałe wyzwanie fizyczne liczone w taczkach gruzu wywożonego pod koniec każdego dnia z mojej pracowni.
Jest też kilka rzeczy niewidocznych na pierwszy rzut oka, ale stanowiących o wyjątkowości tej realizacji. Całość jest dobrze, solidnie zrobiona i zmontowana – będzie długo stała i cieszyła oczy. Na przykład wszystko jest montowane na wpusty. Więc wystarczyło zrobić ciasne pasowania, wsunąć jeden element w drugi, by już stabilnie stało. Teraz nikt tak nie montuje – a ja i owszem. W pionowych połączeniach nie ma ani grama kleju.
A skoro o tym mowa, to chyba nie ma lepszego kleju do klejenia piaskowca niż Atlas Geoflex. Montaż był prosty i szybki. Na ułożone wcześniej elementy poziome nakładaliśmy na grzebień klej, stawialiśmy płytę pionową i dosuwaliśmy do już stojącej. Szło szybko i sprawnie do momentu, gdy nie okazało się, że jedna płyta nie ma jednej części zamka. Zapomniałem go wyciąć. Zauważyłem to w momencie, gdy płyta była dosuwana na swoje miejsce. W przypadku innych klejów prawdopodobnie w tym momencie rozpoczęłaby się seria niepowodzeń, bo klej by chwycił.

A z Geoflex miałem szansę zareagować – wycofałem ten element i obróciłem go, by wyciąć brakujący zamek. Tak działa technologia żelów krzemianowych, które trzymają wodę. Zaprawa jest elastyczna i nie staje w momencie. Owszem, pierwotnie nałożony klej był już zaschnięty i trzeba go było mechanicznie usunąć, ale przynajmniej miałem możliwość naprawić moje wcześniejsze niedopatrzenie.
Na Twojej twarzy widzę jakieś skrywane emocje.
Tak. Może dlatego, że chciałem tam zrobić coś lżejszego, bo bałem się, że taka duża masa materii będzie przytłaczać. Rzecz w tym, że wielką wadą wszelkich rozwiązań cmentarnych jest to, że one nie zakładają, że przez nie może coś przechodzić. Mówię o świetle, powietrzu. Krótko mówiąc nie mają ażurów.
Mnie zależało, aby tam troszeczkę przestrzeni wpuścić. Trochę czegoś takiego, co jest w rzeźbach Henry’ego Moore’a. Genialna rzecz: w jego pracach proporcje między ażurem a bryłą są takie, że powietrze, które jest uwięzione w rzeźbie, staje się elementem tej rzeźby.
Trochę żal mi było przerabiać tę rzeźbę, którą zaprojektowałem – lekką, zwiewną, na modłę stylu włoskiego – na mocną i ciężką wizję z ich oczekiwań. Jednak dołożenie dużej ilości materii – pamiętajmy, że kompletny model rzeźby był gotowy z gliny, a dokładałem do niego ścianę – do osnowy jaką była zwiewna postać kobieca, spowodowało jedną fajną rzecz: widać, że w środku jest drobna, fajna dziewczyna, która jest ubrana w ciut za duży strój. Więc mój zamysł gdzieś tam pozostał w tej rzeźbie. Drobne dłonie, drobna twarz o lekkich rysach powodują spostrzeżenie, że całość jest jakby za duża. Ale kiedy już to się zobaczy – że w środku jest coś delikatnego i małego – to tym silniejsze uczucia wzbudza ta rzeźba, niż gdyby wszystko było takie zrównoważone. Tego rodzaju zabieg kompozycyjny powoduje, że wartość tej rzeźby nie uczytelnia się wprost. Trzeba najpierw przez chwilę się wczuć, bo choć postać jest zauważalna w całej aranżacji, to jednak dopiero po chwili zadumy uwidacznia się z wszystkimi subtelnościami. Więc cieszy mnie ta realizacja, bo uważam, że popchnęła ona rozumienie rzeźby cmentarnej mocno do przodu. Że można zrobić delikatną rzeźbę i ubrać ją potem w bardziej monstrualną szatę – jaką w tym przypadku jest wielka pionowa ściana – a mimo wszystko pozostawić wrażenie lekkości. Bo łatwo dosyć jest zrobić rzeźbę pokazującą kunszt warsztatu, jeśli się go ma. Jak choćby rzeźba opisywana w ostatnim numerze Kuriera Kamieniarskiego: Queirolo przez siedem lat kuł sieć z marmuru. Zrobił piękną rzecz, ale dość oczywistą: tę rzeźbę ogląda się przez pryzmat misternej sieci, która dominuje nad postacią człowieka wplątanego w nią. Jeśli zestawić maestrię splotów sieci i szczegółów ciała, to szczegóły postaci są przedstawione zdecydowanie gorzej. Ale gdyby ciało było wyrzeźbione z taką samą uważnością jak sieć… Oj, to byłaby rzeźba absolutna. Choć rozumiem, że przy tak długiej pracy nad jedną rzeźbą można się nią już po prostu zmęczyć.
Jak przebiegała praca z Kopulakiem?
Kopulak nie jest kamieniem, który stwarza jakieś problemy w pracy. Zdarzają się w nim kawerny wypełnione gliną. To wynika z jego natury i jest trudne do przewidzenia. Można to zminimalizować dobierając odpowiedni materiał w złożu – doświadczony pracownik w kopalni jest w stanie to ocenić. I tu głęboki ukłon w kierunku firmy Sosnowica, która materiał dostarczyła. Oni wiedzą, że do rzeźby jest potrzebny materiał naprawdę „mega premium”, jednorodny w całej swojej objętości. Taki właśnie materiał dostałem – w blokach, które obrabiałem, kawern było bardzo mało.
fot. Kordian Borowczyk; Draiusz Wawrzynkiewicz

Wybrałem Kopulaka nie tylko z szacunku do tradycji na łódzkim cmentarzu. Uważam, że to jest naprawdę bardzo dobry kamień pod względem jakości, twardości i podatności na rzeźbienie. Znałem go wcześniej, ale ta praca była pierwszą na taką skalę.
Czy masz jakieś podpowiedzi dla młodego rzeźbiarza lub dla kogoś zaczynającego przygodę z Kopulakiem?
Zaczynając pracę w kamieniu warto rozpocząć od podglądania kogoś, kto ma w tej materii dobre rozeznanie. Bo doświadczenia można zbierać samodzielnie albo skorzystać z wiedzy innych. Ważne, by w takiej sytuacji próbować nie stawiać swojej wiedzy na pierwszym miejscu, tylko przyjąć to, co ktoś ma do powiedzenia. Bo być może wydaje się, że ten kamień można obrabiać w taki czy inny sposób, ale każda dziedzina ma pewne indywidualne prawidła.
Jakie? W przypadku Kopulaka warto wiedzieć, że lubi on być cięty. Kocha też gradzinę, która skuwa go, ale nie czyni krzywdy głębszej, wewnętrznej strukturze materiału bardziej niż jest to potrzebne, a przy tym efektywnie zbiera nadmiar materiału. Kopulak lubi być zaszlakowany. Jeśli go zaszlakujesz i zbijesz, to będzie trzymał krawędź i można go bez większych problemów spokojnie urabiać w głąb. Przy dużych otworach Kopulak lubi mieć coś w rodzaju dziury pilotażowej. Zrobienie małego otworu i wybieranie kamienia po obwodzie tej dziury jest bardziej efektywne i łatwiejsze do kontrolowania niż kucie od razu otworu o wielkości oczekiwanej.
Przy obróbce Kopulaka odłożyłem na bok połowę narzędzi diamentowych, jakich wcześniej używałem. Okazało się, że dłuta widiowe nie są efektywne w tym piaskowcu – podobnie zresztą jak w większości piaskowców, oprócz tych twardych z Dolnego Śląska. Efektywność była łatwa do sprawdzenia. Przy użyciu dłut widiowych jedną ścianę słupka z II etapu kułem 8 godzin. Kiedy użyłem dłut stalowych praca skróciła się do 2 godzin przy użyciu tego samego młotka pneumatycznego. To efekt tego, że sposób urabiania materiału, wibracja która kruszy kamień, w przypadku układu stal – piaskowiec i widia – piaskowiec jest zupełnie różna. Dłuta z widią w tym kamieniu jakby grzęzną. Dłuta stalowe tną, kruszą. Natychmiast.
Dziękuję za rozmowę.
