
6 minute read
Rozmowa przy kawie z Martą Lach
Włochy to jest moje miejsce na ziemi. Włoska mentalność, włoskie wino, jedzenie i rozmowy o jedzeniu. A kamień to pasja, która nadal wywołuje gęsią skórkę.
Jaka była moja droga do kamienia? Pochodzę z okolic Krakowa. Tam chodziłam do szkoły i zawsze ciągnęło mnie do nauki języków. Po skończeniu liceum wybrałam anglistykę, ale zawsze podobał mi się węgierski, więc tuż przed złożeniem dokumentów na studia naszła mnie myśl, żeby zmienić kierunek na hungarystykę. Okazało się jednak, że język węgierski mnie nie pokochał – to piękny, ale jednak bardzo trudny język. Poddałam się i porzuciłam studia. Z tamtego okresu zostało mi kilku świetnych znajomych, z którymi do dzisiaj utrzymuję kontakt.
Był 1998 rok. Trzeba było zacząć pracę. Trafiła mi się praca w Rzymie. Miałam szczęście, bo spotkałam tam świetnych ludzi – mimo to coraz bardziej odczuwałam brak rodziny i znajomych. Wróciłam do Polski, ale gdzieś wewnętrznie czułam, że Włochy to jest moje miejsce na ziemi. Zaczęłam pracę w firmie Mota-Engil. Tam pracowałam z Portugalczykami. No i spotkałam swojego męża. I tak w 2000 roku pojechałam do Włoch.
Uczyłam się wcześniej włoskiego, ale nauka języka, a posługiwanie się nim na co dzień to spora różnica. Tym bardziej, że tu ludzie często mówią w dialekcie werońskim. To był okres, kiedy bycie obcokrajowcem w innym kraju nie było łatwe, szczególnie tym ze Wschodu. Jeszcze były potrzebne pozwolenia na pobyt i inne formalne wymogi. Dodatkowo ludzie w tym rejonie byli dość zamknięci w swoim środowisku i obcokrajowcom trudno było odnaleźć się w takim otoczeniu. Dopiero poprzez rodzinę, dzieci można się było łatwiej zaadoptować i wtopić w ich świat. Ważnym etapem w relacjach był też moment, kiedy syn zaczął chodzić do szkoły. Dzięki temu poznałam wiele osób i kontakty z otoczeniem stały się dużo lepsze.
Teraz sporo się zmieniło. Mocno rozwinęła się turystyka i Włosi już akceptują obcokrajowców, nawet tych ze Wschodu. Mimo to i tak są środowiska, w których obcokrajowcy z określonych rejonów Europy czy świata, przebywający na stałe traktowani są jako ci, którzy odbierają pracę rodowitym Włochom. To poprawiło się, bo i sami Włosi wyjeżdżają do pracy za granicę –również do Polski.
Sporym ułatwieniem jest to, że Polacy dla Włochów stali się specjalnym narodem. Włosi nie lubią Francuzów, Niemców i jeszcze kilku innych narodowości, ale do nas mają dużo lepsze nastawienie. W znacznym stopniu za sprawą papieża-Polaka, ale pewnie też dzięki naszej mentalności: chęci do kontaktu, rozmowy.
Jak trafiłam do branży? Pracowałam w pewnym momencie w firmie logistycznej. Przyjaciółka, z którą tam pracowałam, dała mi znać, że jeden z kontrahentów szuka do pracy kogoś polskojęzycznego –do obsługi klientów z Europy Wschodniej. Poszłam na rozmowę, i tak trafiłam do Grein Italia. Nawiasem mówiąc, to przyszłam tam na miejsce mającej polskie korzenie Marty Zuliani, która przeniosła się do Antolini Luigi.
W Grein Italia przepracowałam 11 lat i to była dobra szkoła, a zarazem miejsce, w którym kamienie stały się dla mnie również pasją. Nie bez znaczenia było to, że wtedy Grein stawiał mocno na materiały ekskluzywne. Było sporo kamieni budzących emocje. Często, kiedy przychodziły nowe dostawy, nowe materiały, chodziłam na magazyn i podziwiałam te dzieła sztuki natury.
Zaczynałam jako asystentka, ale dość szybko zaczęłam jeździć do Polski, by odwiedzać klientów i realizować zlecenia. Wtedy u klientów decyzje podejmowało jeszcze starsze pokolenie i kontakty były bardzo serdeczne.
Kiedyś spotykaliśmy się na targach i to była okazja, żeby się poznać, porozmawiać, zrozumieć wzajemnie swoje potrzeby. Teraz młodzi wolą bardziej uproszczoną komunikację. To pokolenie Internetu i komunikatorów, gdzie cała komunikacja jest skrajnie uproszczona. Dla mnie kontakty z otoczeniem – czy prywatne, czy służbowe – są bardzo ważne, a z tym jest coraz gorzej. Wydaje mi się też, że młodzi z pokolenia Internetu, komórek i uproszczonej komunikacji są mniej odporni na problemy. Nie potrafią dyskutować i z zasady unikają konfrontacji. W kontaktach z klientami to spory problem. Jest im ciężko wymienić się poglądami i w przypadku rozbieżności uzgodnić jakiś kompromis. Ci najmłodsi handlowcy często uważają, że jeśli pojadą do klienta, przedstawią się, zaprezentują ofertę, to wystarczy, by uzyskać zamówienie. Niestety, to tak nie działa. Wracając do mojej pracy i kontaktów. Pracując w Grein Italia miałam szczęście poznać wielu fantastycznych ludzi z polskich firm. Dzięki temu, kiedy skończyłam pracę w Grein Italia w 2014 roku, praktycznie od razu podjęłam współpracę z EGA. Moim zadaniem nadal jest szukanie nowych dostawców, nowych materiałów, sprawdzanie jakości materiałów. Od niedawna pomagam też we wprowadzaniu na polski rynek produktów – nomen omen – Antolini Luigi.
Firmę oczywiście wszyscy znają, ale kojarzą ją z nie najniższymi cenami. A to nie zawsze jest prawdziwy pogląd. Dla mnie bogata gama kamieni Antoliniego, to ogromna frajda wyszukiwania propozycji dla klientów szukających materiałów innych, nietypowych.
Jedno jest pewne: po tych latach pracy z kamieniem nie wyobrażam sobie życia zawodowego bez kamienia i kontaktów w naszej branży. Dla mnie kamień naturalny ma duszę. Czasem idąc przez magazyny, widząc jakąś płytę nagle dostaję gęsiej skórki. Kamień naturalny to prawdziwa SZTUKA.
Środowisko kamieniarskie jest fantastyczne, chociaż kiedyś to był bardzo męski świat i kobietom było trudno wyrobić sobie markę fachowca. Wtedy zdarzało się, że gdy rozmawiałam z branżystami, sprawdzali, czy wiem cokolwiek o kamieniu. Teraz nas kobiet jest trochę więcej i rzadziej nas panowie tak postrzegają i testują.
Czas wolny? To dość oczywiste – mieszkam we Włoszech, w rejonie Werony, a jak mówiłam na początku rozmowy, Włochy to moje miejsce na świecie. Tu w okolicach jeziora Garda, są piękne tereny, jest gdzie chodzić i jeździć. Do tego włoskie jedzenie i wino. Ze znajomymi mamy kilka fantastycznych miejsc, w których się spotykamy.
Do Polski przyjeżdżam teraz rzadziej niż na początku współpracy z EGA – raz na dwa, trzy miesiące. To dlatego, że tu, na miejscu, mam sporo pracy. Od jakiegoś czasu przyjeżdża z Polski wielu architektów i klientów, i trzeba się nimi zająć na miejscu.
Mieszkam blisko centrum przemysłowego, i czasem słychać pracujące traki– czasem na ten szum trochę narzekam, ale kiedy była pandemia Covid i wszystko zamarło, to brak tych odgłosów był przerażający.
Wracając do tematów kulinarnych to – jako Polka we Włoszech – myślę, że Włosi mają jakiś gen, dzięki któremu odczuwają smaki jedzenia i wina w specjalny sposób. To też oczywiście tradycja. Ja się przez te lata nauczyłam od nich zwracać uwagę na to, co jem i co piję.
Wyobraź sobie, w święta w większym gronie siedzą przy stole, jedzą i jeszcze rozmawiają o jedzeniu. Tego też się nauczyłam. Teraz, jak jestem z kimś w restauracji, to dla mnie jest oczywiste, że ktoś powinien powiedzieć, czy mu smakuje, co czuje. Jak nie mówi, to dopytuję: „Co sądzisz o makaronie? A jak sos?” Włosi nauczyli mnie delektować się tym, co się spożywa. Zrozumiałam też, że na problemy i stresy najlepsze lekarstwo to świetne jedzenie, lampka dobrego wina i rozmowa ze znajomymi.