6 minute read

Ekologia czy ekonomia

Grzegorz Górski

Wszyscy wiemy, czym jest szeroko pojęta ekologia, co to znaczy żyć ekologicznie czy prowadzić działalność w sposób przyjazny środowisku. Większość z nas wie również, jakie są konsekwencje nieprzestrzegania pewnych przepisów odnośnie ochrony środowiska, emisji zanieczyszczeń, gospodarki odpadami itp.

Advertisement

Przedsiębiorcy w naszym kraju są zobligowani do rejestracji w wielu różnych systemach, bazach danych, ewidencjach, związanych z ochroną środowiska. Można tu wymienić np. BDO, CRO, KOBiZE, Wydziały Ochrony Środowiska przy Urzędach Marszałkowskich, a tym samym raportowania oddziaływania na środowisko prowadzonej działalności. Zależnie od wielkości emisji, wiąże się to często z pewnymi opłatami za gospodarcze korzystanie ze środowiska. Na szczęście opłaty te nie są drakońsko wysokie. Wielu zwłaszcza mniejszych przedsiębiorców zajmujących się obróbką kamienia, szkła czy ceramiki, mieści się w limitach emisji zwalniających z opłat. Można by się tu zastanowić, czy inwestowanie w ochronę środowiska ma sens, skoro i tak nie płacimy „kar” za zanieczyszczanie, lub są one tak niewielkie, że w bilansie firmy nie mają praktycznie znaczenia. Ponadto wszystkie ww. raporty i tak trzeba będzie składać. Otóż na to zagadnienie należałoby spojrzeć od strony ekonomicznej.

Dla przykładu czy przedsiębiorca inwestujący w panele fotowoltaiczne robi to z pobudek ekologicznych? Czy ogrzewanie firmy lub domu pompą ciepła, a nie kotłem na miał węglowy, czy nawet ekogroszek, to działanie dla redukcji emisji zanieczyszczeń? Raczej nie. Dla zdecydowanej większości są to inwestycje przynoszące wymierne korzyści finansowe, a niejako przy okazji poprawiające wygodę prowadzenia działalności z korzyścią dla środowiska. Na własnym przykładzie mogę potwierdzić, że odpowiednio dobrana pompa ciepła wraz z instalacją fotowoltaiczną jest w stanie zimą ogrzać firmę, a latem schłodzić. Zużycie prądu przez pompy generuje koszt około 30% niższy niż sam tylko zakup ekogroszku w sezonie (dane za dwie ostatnie lekkie zimy). Przy tym instalacja nie wymaga żadnej obsługi. Ani palacza, ani kominiarza, żadnego czyszczenia, ani innych czynności, które w sezonie generują kolejne niemałe koszty. Nie licząc już problemów związanych z angażowaniem ludzi do obsługi. Do tego własna instalacja fotowoltaiczna pracująca na zasadach prosumenckich dostarcza około 160% energii potrzebnej na eksploatację systemu grzewczego. Czyli nadwyżka 60% to dodatkowa redukcja zużycia prądu przez firmę. W sumie to koszt sezonu grzewczego wynosi 0 złotych plus dodatkowe oszczędności w rachunkach za prąd. Oczywiście koszt instalacji systemu jest stosunkowo wysoki, jednak obecnie są dostępne różnego rodzaju pożyczki wieloletnie z oprocentowaniem 0% na tego typu inwestycje. Pomimo wysokich kosztów zakupu, uwzględniając obecną cenę energii elektrycznej, inwestycja zwróci się po 6-8 latach. Daje nam to zyskowność na poziomie 12-16% rocznie, co można uznać za wynik zadowalający, a jednocześnie pewny.

Więc czy taka inwestycja to działanie czysto ekologiczne, czy jednak ekonomiczne nastawione na redukcję kosztów, wygodę, bezpieczeństwo, czystość i porządek w firmie, a przy tym korzyść dla środowiska i nas wszystkich?

Kolejnym przykładem, i to zdecydowanie powszechniejszym i dotykającym wszystkich z branży kamieniarskiej, jest gospodarka wodą technologiczną. Zdecydowana większość firm działa, bazując na zamkniętym obiegu wody technologicznej (chłodzącej narzędzia). Co dzisiaj może być zaskakujące, jest jeszcze sporo firm pracujących na wodzie bieżącej z miejskiego wodociągu lub z własnego ujęcia. Są to oczywiście niewielkie zakłady, a przy tym działające w lokalizacjach, gdzie na razie nie ma problemu z wodą gruntową, lub woda miejska jest stosunkowo tania. Od kilku lat słyszymy jednak o zmianach klimatu, ciepłych zimach oraz gorących i suchych okresach letnich. Co za tym idzie, coraz bardziej zaczyna brakować wody. Rzeki miewają rekordowo niskie poziomy, a w naszych studniach wody jest coraz mniej. Szczególnie początek bieżącego roku i brak opadów nie napawa optymizmem. Wszystko to sprawia, że woda na pewno będzie coraz droższa i miejmy nadzieję, że przynajmniej z dostępem do niej nie będzie problemu. Duże firmy – we wszystkich branżach – już od kilku lat bardzo intensywnie inwestują w redukcję zużycia wody. Jest to realizowane poprzez zmianę procesu technologicznego, jednak najczęściej wiąże się z ponownym wykorzystaniem raz już zużytej wody.

W branży kamieniarskiej nie jest to nic nowego. Dla przedsiębiorców, którzy nie pracują na wodzie bieżącej, standardem są zbiorniki z wodą produkcyjną. I tu można by powiedzieć, że są „eko”, dbają o ograniczenie zużycia wody, czyli o środowisko. Woda wielokrotnie krąży przez osadniki, pozostawiając na ich dnie szlam powstający z obrabianego kamienia. Gdy zbiorniki wypełnią się szlamem, woda przestaje być zdatna do użytku przy obróbce kamienia i trzeba ją wymienić. Wymiana całej wody zgromadzonej w osadnikach to koszt, ale i często spore problemy związane z zapewnieniem odpowiedniego sprzętu, utylizacją, a także przestojem zakładu i ponownym napełnieniem często niemałych osadników. Od dawna są też znane dedykowane dla kamieniarstwa systemy oczyszczania wody w obiegach zamkniętych – oczyszczalnie wody. W tym miejscu znowu można postawić pytanie: czy oczyszczalnia wody dla zakładu kamieniarskiego jest tylko inwestycją w ekologię i ograniczenie zużycia wody, czy może jest to inwestycja przynosząca konkretne zyski jak każda inna maszyna?

Podsumujmy jednak koszty czyszczenia osadników. Po pierwsze woda, następnie załatwienie i opłacenie beczkowozu, czasami również koparki. Ponadto wymiana wody trwa kilka godzin, produkcja w tym czasie stoi, pracownikom trzeba zapłacić, a klienci wykazują nerwowe zniecierpliwienie. Do tego doliczmy przyspieszone zużycie narzędzi oraz maszyn, często gorszą jakość obróbki, szybko zużywające się pompy oraz zatkane rurociągi. No i wspomnieć tu należy jeszcze o wszechobecnym szlamie: na maszynach, na płytach, na placu zakładowym, a podczas czyszczenia osadników również na drodze dojazdowej do zakładu. Im większy zakład, tym takie czyszczenie odbywa się częściej lub po prostu dłużej trwa. Ponadto dysponujemy coraz nowocześniejszymi maszynami, wyposażonymi w wiele czujników i precyzyjnych mechanizmów, którym brudna woda, a w szczególności szlam, zwyczajnie nie służą.

Wielkość i rodzaj oczyszczalni musi być dobrana do typu obróbki na zakładzie, wielkości zakładu oraz indywidualnych potrzeb inwestora. Nie zawsze trzeba stawiać od razu system z prasami filtracyjnymi, które podnoszą koszty inwestycji. Jeżeli instalacja jest dobrana „na miarę”, to bardzo szybko zwróci się jej zakup. Wielokrotnie klienci zestawiają cenę oczyszczalni tylko z ceną beczkowozu, który wywozi wodę ze szlamem. Jednak, gdy rzetelnie policzy się wszystkie koszty (pracownicy, ewentualna koparka, świeża woda, koszt przestoju, sprzątanie), to okaże się, że koszt jest niebagatelny. Robiąc takie zestawienia z kilkoma klientami w różnych regionach kraju odkryliśmy, że te sumaryczne koszty są około 25%- 40% wyższe w skali miesiąca niż koszt leasingu oczyszczalni. Co już uzasadnia finansowo taką inwestycję, która, po odliczeniu kosztów eksploatacji, zwraca się przeciętnie po 3-4 latach.

Warto tu dodać, że powyższe przykłady nie uwzględniają korzyści, jakimi są spokój, zaoszczędzony czas i porządek. Przy tym jeszcze równie ważnym aspektem jest mocno zredukowana ilość odpadów, jakie wytwarza przedsiębiorca, ponieważ jedynie odwodniony (prawie suchy) osad jest odstawiany na wysypisko, a nie szlam z cenną wodą. Obecnie w większości regionów wywóz płynnych ścieków o bardzo dużej zawartości ciężkich osadów jest już prawie niemożliwy lub bardzo drogi. Natomiast odwodniony szlam, czyli zmieloną i osuszoną skałę zawsze można legalnie i bezproblemowo zagospodarować.

Tak więc odpowiedź na pytanie, czy oczyszczalnia to inwestycja ekologiczna czy czysto biznesowa obliczona na wymierne korzyści finansowe jest oczywista: tak, zdecydowanie jest to urządzenie przynoszące zyski i to w krótkim czasie. Dodatkowo znacznie redukująca czas poświęcany przez pracowników na prace okołoprodukcyjne.

Ktoś mógłby powiedzieć, że przytoczone tu przykłady nie odnoszą się do jego firmy: dotyczą tylko dużych przedsiębiorców z zasobnym portfelem, bo wiążą się ze znacznymi inwestycjami. Ale ten sam przedsiębiorca powinien sobie odpowiedzieć na pytanie: czy za kilka lat będzie go stać na dużo droższy prąd? Czy będzie miał jak ogrzewać firmę, gdy opłaty za emisję zanieczyszczeń wzrosną i utrudnione lub niemożliwe stanie się ogrzewanie przy użyciu paliw stałych? Czy jeżeli dotknie nas poważna susza, to jego studnia nie wyschnie, a miejskie wodociągi nie będą ograniczały dostępu do wody lub drakońsko podniosą opłaty? Czy będzie miał kto i dokąd wozić płynne szlamy poprodukcyjne? Czy będzie go stać na oddelegowanie jakże cennych pracowników do czyszczenia osadników? 

This article is from: