
7 minute read
Rozmowa przy kawie : Pasjonaci pracy
Z Rafałem Pożyczką – prezesem zarządu WKG sp. z o. o. –o małych i mikroprzedsiębiorstwach, o jednoosobowych działalnościach gospodarczych, które są motorem napędowym gospodarki – rozmawiał Paweł Szambelan
WKG znane jest w branży ze swoich usług w obróbce kamienia i jako dostawca kamienia. Wielu klientów WKG to drobni przedsiębiorcy. Jak sobie radzą w obecnej sytuacji?
Będę chwalił naszych kamieniarzy, a także wszystkie inne małe i mikroprzedsiębiorstwa w każdej branży. Bo to jest potęga naszej gospodarki. Wszyscy ci przedsiębiorcy, tak mocno dociśnięci przez współczesne regulacje – skomplikowany system podatkowy, biurokrację, składki, daniny, opłaty– stają się coraz mniej konkurencyjni na rynku. Wysokość danin wypływająca z ich kont jest ogromna. Gdybym ja miał te pieniądze w kieszeni, to kupiłbym nowe maszyny, zatrudnił więcej osób, a przez to wytworzył więcej dóbr i rozwinął swój biznes. Jednoosobowi przedsiębiorcy to ludzie bardzo pracowici, często pracują bez wytchnienia cały rok, nie jeżdżą na wakacje. Proszę mi pokazać przedsiębiorcę jednoosobowego, który spędza więcej niż dwa tygodnie w roku na wakacjach. To są nieliczne osoby. Statystyczny przedsiębiorca zasuwa po 16 godzin na dobę, 365 dni w roku. To są pasjonaci pracy. I właśnie tym ludziom najbardziej dokopano i odebrano motywację do pracy.
To dla tych najmniejszych biznesów powinny być najniższe podatki. Tu powinny być największe motywacje gospodarcze czy fiskalne. Gdyby zachęcić ludzi do tworzenia jednoosobowych przedsiębiorstw, to wyszłoby to z korzyścią dla całej gospodarki. Przecież tu człowiek się uczy księgowości, uczy się finansów, rachunkowości, uczy się przepisów prawa. Bo musi się ich uczyć. I taka osoba jest dużo lepiej ogarnięta gospodarczo niż pracownik etatowy. Przedsiębiorca nie pracuje od 7.00 do 15.00, nie siedzi o 15.00 w szatni gotowy do wyjścia. Gdyby wszyscy myśleli jak przedsiębiorcy, to cała branża byłaby dużo, dużo silniejsza. I motywacja do pracy byłaby inna.

Sytuacja takich przedsiębiorstw nie jest łatwa. Rosnące koszty energii i rosnące koszty pracownicze zwiększają koszty produkcji. Zresztą dotyczy to każdego przedsiębiorstwa, każdej wielkości, nie wyłączając spółek takich jak WKG. Dodając regulacje dotyczące ochrony środowiska narzucone przez Unię Europejską widzimy, że kamień do Polski – nie tylko w blokach, ale nawet w gotowych produktach – zaczynają dostarczać dostawcy zagraniczni. A walka z konkurencją międzynarodową zaczyna wykraczać poza możliwości dostępne poszczególnym przedsiębiorcom. Tu należałoby się zastanowić nad rozwiązaniami systemowymi, na poziomie rządu, poprzez odpowiednie rozwiązania legislacyjne.
Z czego wynika niska konkurencyjność polskich firm?
Energia elektryczna w Afryce jest śmiesznie tania, w Indiach jest dwukrotnie tańsza niż w Polsce. Również siła robocza jest dużo tańsza. O ile mi wiadomo, w Angoli litr paliwa kosztuje, w przeliczeniu, 70 gr, a miesiączne wynagrodzenie pracownika to 20 dolarów. Czy mamy szanse konkurować z kamieniem płynącym choćby z tych dwóch kierunków?
Jako WKG działamy w dwóch branżach: wapienniczej i kamieniarskiej. Dzięki temu mamy szersze spojrzenie na rynek. Podobną sytuację do kamieniarskiej mamy na rynku wapienniczym. Ceny wapna w krajach ościennych – np. Białoruś czy Ukraina – są o wiele niższe niż w Polsce. Główna różnica powstaje z konieczności ponoszenia opłat za emisję dwutlenku węgla. Za każdą tonę emisji polskie zakłady muszą płacić olbrzymie sumy – w tej chwili są to sumy rzędu 70 euro za tonę. A już nasi wschodni sąsiedzi nie będący w systemie ETS (unijny system handlu uprawnieniami do emisji, np. CO2) , nie ponoszą tego wydatku, więc produkcja u nich może być dużo tańsza.
Dziś, kiedy koszt dostawy kamienia ma już mniejszy wpływ na jego cenę, trzeba mieć świadomość, że wszyscy konkurujemy na rynku ogólnoświatowym. Niestety nie jest to konkurowanie na równych zasadach. Koszty pracy, koszty energii, koszty ochrony środowiska – to składowe, którymi w innych regionach świata nikt się nie przejmuje, więc tylko dla nas stanowią one zauważalny koszt.
Przy okazji dwa słowa o egzekwowaniu prawa. Każdemu się zdarzy popełnić błąd. A nie daj Boże, że ten kamieniarz jeszcze wykonuje jakieś operacje międzynarodowe. Ściąga płyty czy bloki z zagranicy, niedokładnie policzył kubiki, źle wypełnił formularz albo przegapił jakiś termin. Aparat celno-skarbowy zaraz go dopadnie. I nie będzie to: „Popełnił pan błąd, prosimy o korektę.” Raczej: „Mamy cię, przestępco
gospodarczy. Płacisz.” Urzędy nas tylko kontrolują. Nie ma mowy o wspieraniu, ani tym bardziej o edukacji. W zasadzie żyjemy w przekonaniu, że kontrola i kara będą na bank – kwestia tylko, jak dużo trzeba będzie zapłacić. Trudno jest funkcjonować w takiej przestrzeni i jeszcze konkurować z podmiotami działającymi na innych warunkach i w innych realiach.
Co możemy w tej sytuacji zrobić?
Głośno wołać. I liczyć.
Działalność WKG w branży wapienniczej pozwoliła mi zauważyć, że tam działają prężne stowarzyszenia, które reprezentują interesy tych branż. Są aktywne zarówno wewnątrz swoich struktur, jak i na zewnątrz: spotkania z urzędnikami na różnych szczeblach nie wyłączając ministerialnych, proponowanie zmian prawa, które podnoszą konkurencyjność na rynku. Takich działań nie widzę w stowarzyszeniach skupiających firmy kamieniarskie. Nie słyszałem o działaniach na poziomie rządu czy parlamentu, o rozmowach z poszczególnymi posłami, o działaniach pro legislacyjnych. A może warto by pomyśleć o cłach na sprowadzane płyty czy gotowe nagrobki, o jakiejś pomocy dla przedsiębiorstw związanej z nierówną konkurencją?
Jestem daleki od tego, żeby oczekiwać, że państwo będzie udzielało jakiejś pomocy bezpośredniej. Wystarczyłoby, żeby nie przeszkadzało. Przecież to my, przedsiębiorcy, jesteśmy dla państwa partnerami, klientami. Ja wychodzę do swoich klientów z pytaniem: „Czego wam potrzeba? Co mogę dla was zrobić?” – podobnych działań oczekiwałbym od rządzących. Jak możemy wam pomóc, żeby wam się łatwiej funkcjonowało, żebyście tworzyli więcej miejsc pracy, żebyście płacili więcej pracownikom? Nie uważam, żebyśmy byli słabsi od wapna czy cementu – musimy się tylko zjednoczyć, bo uważam, że jest nas więcej. Przecież w każdej gminie jest kilku, kilkunastu kamieniarzy. To są małe rodzinne przedsiębiorstwa, zwykle jednoosobowe działalności gospodarcze, które ryzykują całym swoim majątkiem. I oni zrobią wszystko, żeby tylko wyprodukować i sprzedać produkt, bo od tego zależy, czy ich rodzina będzie miała co jeść. Nie mamy innego wyjścia, jak zjednoczyć się.
Druga sprawa to brak świadomości kosztów. Po prostu w małych firmach nie zlicza się wszystkich wydatków wpływających na wysokość kosztów. Przede wszystkim nie liczy się kosztów własnej pracy. To bardzo proste. Pieniądze, które są na koncie firmowym, to są moje pieniądze, więc zrobię wszystko, żeby na koncie te pieniądze były. I tyle.
A przecież wypłata dla właściciela niczym nie różni się od wypłaty dla pracownika. Jest obciążona tymi samymi podatkami i składkami, w ten sam sposób wpływa na bilans całej firmy. W dużych przedsiębiorstwach w koszty wliczane są wszystkie elementy – nie wyłączając narzędzi, amortyzacji, kosztów pracowniczych, wypłat dla pracowników produkcyjnych, biurowych i zarządu, wyposażenia warsztatu i biura czy znaczka na list lub przysłowiowej zapałki do odpalenia palnika do promieniowania.
Stowarzyszenia wapiennicze pewnie mają większe środki. Co my, branża kamieniarska – często bardzo rozdrobniona – mamy szansę zrobić?
To nie jest tylko kwestia pieniędzy. Możemy aktywnie działać w stowarzyszeniu – to wybuduje siłę tego stowarzyszenia – a z silnym partnerem trzeba się liczyć w rozmowach. Wspólne dążenie do wspólnych celów. Działać, po prostu działać – to najprostsza odpowiedź. Przecież my Polacy jesteśmy najsprytniejsi. Zawsze musieliśmy jakoś sobie dać radę. Przez lata zaborów, okupację, komunizm, początki kapitalizmu rozwinęliśmy w sobie ogromny spryt. Mamy to w genach, musimy mieć tylko możliwość do jego pokazania. Byle tylko nikt nam nie przeszkadzał i nie tworzył kolejnych przeszkód.
Te małe przedsiębiorstwa są potęgą naszej gospodarki. One tworzą ekosystem gospodarczy, w którym działamy. To one powinny być najsilniej wpierane. Tylko muszą zostać usłyszane.
Takie możliwości daje współpraca wszystkich przedsiębiorców. Działanie w stowarzyszeniu i apelowanie do władz na wszystkich szczeblach, aby traktowali przedsiębiorców jako swoich klientów. Przecież żyjemy w symbiozie – bez nas nie ma gospodarki, bez gospodarki nie ma biznesu. Niech władza spojrzy na nas jak na swoich klientów, niech zadba jak o swoich klientów. Na poziomie ogólnokrajowym: by zabezpieczyć zdrową konkurencję międzynarodową. Oraz na poziomie lokalnym: jak uprościć procedury i ułatwić życie. Czasem wystarczy dostarczyć brakujące media, zadbać o odprowadzenie ścieków, może poprawić infrastrukturę drogową, wybudować jakieś małe rondo, znieść ograniczenie na lokalnym mostku. Wiele takich małych rzeczy, które można zrobić dla lokalnego przedsiębiorcy po to, aby on mógł ograniczyć swoje koszty produkcji i mógł wygrać w globalnej konkurencji, na rynku światowym.