Free Mind Magazine issue 3

Page 1







Witam! Tak to już nasze trzecie spotkanie na łamach Free Mind Magazine, tym razem mam przyjemność przedstawić wydanie kwiecień/maj. Dlaczego tak? Ponieważ kilka technicznych usterek przedłużyło czas pracy! Mam nadzieję, że powiększona dawka stron w FMM będzie jakąś małą rekompensatą za dłuższy okres oczekiwania. Uf uf za oknem parne powietrze, na takie dni najlepsza jest dobra lektura w klimatyzowanym pomieszczeniu lub przy domowym wiatraczku! Z drugiej strony to dobry znak, zbliżają się wakacje, wyjazdy, sporo eventów – będzie się działo! Do tego już za 10 dni światowy dzień deskorolki! Ulice czekają! p.s. Szukamy rąk do pomocy w prowadzeniu magazynu lub portalu FMM. Osoby chętne proszone są o kontakt na tego maila: mateusz@freemindmag.pl Pozdrawiam Mateusz Paszkiewicz

7


Free Mind Magazine #03

Cover:

Redaktor naczelny// Art Director// Reklama – Mateusz Paszkiewicz Design support - Paweł Tomecki

Kamil Wojtysiak fs boardslide Photo: Witold Kwiecinski

www.freemindmag.pl mateusz@freemindmag.pl Tel: +48 721 062 803

Menu: Photo: Witold Kwiecinski

Teksty: Wiktor Stasica, Jacek Wojciechowski, Kirill Korobkov, Mateusz Paszkiewicz Foto: Radek Głowaty, Kubo Krížo, Modest Myśliwski, Deeli, Lev Maslov, REA, Witold Kwiecinski, Mary Jane San Buenaventura, MP, Radek “Radar” Durlik, Stanisław Łuszcz, Daniel Kanka, Mikołaj Wawer, Tomasz Tatko, Łukasz Dubiela, Tomek Podgorny.

Don’t be blind free your mind!

Edit: Photo: Lev Maslov

Wydawca: Free Mind Press

7


Foto: Deeli

Konkurs! Zapraszam do udziału w konkursie Darkstar, do wygrania deck Darkstar pro model Ryan Decenzo z podpisem pro skatera! Wystarczy odpowiedzieć na trzy poniższe pytania(na jedno z nich znajdziesz odpowiedź w „quick interview” ) 1. Kto oprócz Ryana Decenzo jeździ w trailerze najnowszego filmu Transworld Skateboarding „Hallelujah”? 2. Gdzie wybiera się Ryan w najbliższej przyszłości? 3. Wymień co najmniej 4 sponsorów Ryana. Odpowiedzi przesyłajcie na mateusz@freemindmag.pl z dopiskiem w temacie „konkurs Darkstar”. Na wasze maile czekamy do 20 lipca, zwycięzca zostanie ogłoszony w następnym numerze. Redakcja Free Mind Magazine 9


Buty Etniesa w tym czasie poza kolorami i wyróżniającymi się w tamtym czasie riderami, nie różniły się zbytnio od konkurencji. Przełom nastał w 1987 roku, kiedy to firma zademonstrowała absolutną nowość jak na tamte czasy - pierwszy promodel buta deskorolkowego, którego szczęśliwym posiadaczem i współprojektantem był wspomniany Natas Kaupas. Tak się złożyło, że w tym czasie pomysł na sygnowanie buta imieniem czy nazwiskiem ridera uważane było za nie najlepszy pomysł. Praktyka ta kojarzyła się z koszykówką, i ogólnie grami w piłkę od których deskorolka ideologicznie starała się trzymać z daleka. Decki owszem, ale buty to przejaw snobizmu, co z dzisiejszej perspektywy jest dość niezrozumiałe. Jednak młoda firma, jaką był wówczas ten francuski brand, nie widziała w tym nic gorszącego, wręcz przeciwnie uważała to za nowoczesny i potrzebny kierunek rozwoju skateboardingu. But Natasa stylizowany był na popularne wówczas modele do koszykówki firm Nike, Reebok czy Converse. Jako produkt na rynku utrzymały się jedynie dwa lata, ale zapoczątkowały trwającą do dziś erę pro modeli. Claus Grabke, który nie zdecydował się na swój promodel Etniesa i uważał ten pomysł za nietrafiony a co więcej był wegetarianinem (buty=skóra=zwierzątko, rozumiecie o co chodzi) powiedział kiedyś: ” Etnies naprawdę powinien zbudować Natasowi pomnik, bo gdyby nie jego model buta, cała idea promodeli umarła by po roku”. To pokazuje jak nowoczesny i kontrowersyjny w tamtych czasach był owy pomysł. Etnies zachęcony rozwojem brandu ipopularnością w Europie, gdzie m.in.: sponsorował

team Pig City z niezwykłej sceny Brighton w UK, czy organizując głośne zawody Trophee de Paris Contest, w 1989 roku postawił na ekspansję na rynku amerykańskim. Dystrybutorem w Huntigton Beach,CA został ich rider Pierre Andre Senizergues (PAS), który poza zdobyciem wszystkich możliwych tytułów i nagród w deskorolkowym freestylu był także programistą w francuskim oddziale IBM’a - łebski gość innymi słowy. Postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli marzenie jazdy w Kalifornii z zarabianiem kasy w tej właśnie branży. Pierre miał jeszcze jedno marzenie. Jako że w 1988 zaprojektował swój promodel Senix, chciał się rozwijać w tym kierunku, nie tylko handlując, ale także produkując, projektując i ulepszając buty Etniesa.Tym samym PAS był pierwszym dystrybutorem butów na świecie, który był jednocześnie deskorolkowcem. “Do produkcji pierwszego buta użyłem odpowiednio wymodelowanej gumy z topowego modelu opon 500 Michelin, dla ochrony stopy i kostki. Bardzo wcześnie zadbaliśmy też o zabezpieczenie pięty, ponieważ w tym czasie wielu skaterów katowało launch rampy.” - PAS o swoim pierwszym promodelu Senix; W roku 1990 Pierre Andre zorganizował i sponsorował Mistrzostwa Świata w Skateboardingu, o których było bardzo głośno w ówczesnym świecie deskorolki. W temacie spraw kadrowych to najpierw do teamu dołączył Sal Barbier, a po nim m.in. Ron Allen, Eric Dressen, Rudy Johnson, Jahmal Williams, Mark Gonzales i Rodney Mullen. Te nazwiska mówią same za siebie, mówiły także (nie same nazwiska rzecz jasna tylko ich właściciele) jak mają wyglądać


buty, co im brak, co potrzeba jeszcze zrobić żeby jeździło się w nich jeszcze lepiej. Rodney Mullen w kultowym i przełomowym filmie Plan B “Questionable” jeździł m.in.: w Senixach. Skoro wszystko szło tak dobrze, to PAS postanowił “ściągnąć” do pracy i pomocy w USA swojego kolegę freestylowca i doświadczonego projektanta z Vision Street Wear, brytyjczyka Dona Browna. W tym momencie było już wiadomo, że dwóch tak doświadczonych i kreatywnych skaterów będzie chciało przejąc stery nad całym przedsięwzięciem. Przełomowym momentem, było sprzedanie licencji przez Rautureau Apple amerykańskiej dystrybucji Etniesa, wraz z prawem dystrybucji produktów na cały świat. W odniesieniu do tych przełomowych, ale też trudnych na rynku czasów Pierre Andree Senizergues wypowiedział bardzo ważne słowa: “Myślę, że ewolucja butów deskorolkowych ma największy wpływ na rozwój skateboardingu. Kiedy wysoka popularność jazdy na deskorolce w latach 80tych nagle spadła, zastanawiałem się jak temu zapobiec w przyszłości. Produkcja butów deskorolkowych, może pomóc przetrwać skateboardingowi w trudnych czasach, dzięki wsparciu ludzi spoza środowiska, którzy je noszą.” Ta myśl i pewna misja jaką ma Etnies spowodowała, że firma w połowie lat 90tych zdecydowała się na wspieranie i udział w rynku innych sportów niż tylko skateboarding, takich jak: surfing, BMX, moto-x i snowboard, zatem nie tylko ze względów materialnych Etnies poszerzył działalność. Nie oznacza to, że nie było przypadków, jak wtedy kiedy Jeremy Wray w 1995 roku przyjechał do siedziby firmy po buty wraz ze swoim kumplem Mike’em Escamilla, którego poznał Don Brown i w ten sposób narodził się pomysł na team bmxowy. Oczywiście Escamilla był jego protoplastą.

Wracając jeszcze do początku lat 90tych, to bez zmian buty deskorolkowe produkowane były z wysoką cholewą, podobne do tych koszykarskich, lecz z patentami stricte skejtowymi, jak ollie pad i rosnący wskaźnik wytrzymałości gumy na starcie - NBS. W tym czasie furorę robiły modele The Rap i The Ollie King, które zostały jednak wyszczuplone. W zakresie promocji też było głośno o Etnies, a to za sprawą licznych reklam w magazynach skejtowych, w tym np.: “Big Brotherze”. W roku 1993 sytuacja na rynku związana z produkcją butów nie zmieniła się i wysokie modele, były jednym właściwym rozwiązaniem. Etnies odważył się na ruch, który z perspektywy tamtych lat był odważny i ryzykowny, a mianowicie wypuścił kultowy model locut z cholewą do kostki. W tym czasie panowało ogólne przekonanie, że buty wysokie są najodpowiedniejsze do jazdy na desce. Po pierwsze, sportowe koncerny właśnie takie produkowały i warto z nich brać przykład, a po drugie uważano, że lepiej one chronią stopę, a zwłaszcza kostki. Don Brown był jednak innego zdania: “Można by myśleć, że buty za kostkę lepiej ją chronią przed skręceniem, ale model z niską cholewą daje jej większe pole manewru, przez co wzmacnia ją i powoduje silniejszą”. Przysłowiową “kropkę nad i” postawili sami team riderzy, którzy przychodzili po nowe buty w starych, obciętych do kostki i zaklejanych taśmą. W końcu PAS i Don Brown zrozumieli, że muszą wyprodukować im takie modele, i że to jest nowy kierunek rozwoju obuwia dla deskorolkowców. Don Brown zaprojektował Lo-cuty, PAS dorzucił swoje “trzy grosze” do projektu i temat zaskoczył, bowiem w pierwszym roku produkcji sprzedano ich na całym świecie 1 milion. W pierwszym wydaniu chyba najsłynniejszego video magazynu “411vm” promowali je Ronnie Creager i Jerry Fowler.

Tekst: Wiktor Stasica

11






16


Mam przyjemność przedstawić kolejną publikację książkową z tematyki skateboardingu, tym razem jest to „RESUME” album dokumentujący dziesięć lat istnienia marki deskorolkowej Cliche. Autorem jest dziennikarz piszący o deskorolce już od wielu lat, mianowicie – Mackenzie Eisenhour, jego teksty możecie znaleźć między innymi w magazynie Transworld Skateboarding. Warto dodać, że za wydaniem „RESUME” stoi niemieckie wydawnictwo Ginko Press, które ma już na swoim koncie między innymi pulikację „Made For Skate”. Pierwsze wrażenie po wzięciu „RESUME” do ręki robi okładka z genialną fotografią Freda Mortagne, po przerzuceniu kilku kartek wciągamy się w historię europejskiej deskorolki rozpoczynając od Francji czyli ojczyzny brandu Cliche. Dla nas europejczyków historia Cliche jest niemałą gratką głównie z przyczyn drobnych kompleksów względem rodzimego przemysłu skateboardingowego mieszczącego się w USA. Tam za oceanem zapadają najważniejsze branżowe decyzje. Francuzi najwyraźniej całkiem nieźle sobie z tym radzą, mając na koncie też inną globalną markę, tym razem obuwniczą – Etnies. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ album Cliche burzy nasz światopogląd, harmonie z żelaznymi założeniami, że europejska marka nie ma szans na globalnym rynku. Oczywiście Cliche aby stać się dużą firmą musiało inwestować sporo gotówki za oceanem, ale myślę, że tego typu publikacja powinna wylądować w biurze każdego europejskiego brandu związanego z skateboardingiem.

Wracając do samego albumu, nasza przygoda rozpoczyna się w „garażowym” biurze, następnie zbieranie riderów, pierwsze toury. Trafimy na powrót Pontusa Alva do Europy, któremu nie do końca spodobała się atmosfera w słonecznej Kalifornii i zostaje on przyjęty do teamu Cliche. Kolejnym ciekawym akcentem jest wizyta teamu Cliche w Polsce w 2001 roku oraz fotka na warszawskim spocie. To tylko krople w morzu tego co możecie dowiedzieć się z treści jak i samych fotografii które są przekrojem przez europejską deskorolkę. W moich oczach Cliche dokonało naprawdę wiele, począwszy od profesjonalnego zarządzania po ciekawe fuzje (The French Connection w Lakai Fully Flared). Reasumując naprawdę warto mieć ten album w swojej kolekcji w najgorszym wypadku, obowiązkowo należy go przeczytać.

Tekst: Mateusz Paszkiewicz

17


18


Szczęście znowu się do nas uśmiechnęło i tym razem udało nam się dotrzeć do autora recenzowanej stronę wcześniej publikacji. Mackenzie Eisenhour pisze o deskorolce już od dobrych kilku lat i to do wielu skateboardowych tytułów. Tylko u nas kilka słów od autora album Cliche „RESUME”.

19


20


21


22


1. Dziesięć lat firmy Cliché to dobra okazja na wydanie albumu, czyj to był pomysł? Wszystko zaczęło się w 2005 roku kiedy napisałem artykuł do TWS dotyczący przygód Jeremiego Daclina opisujący start Cliché. W tamtym momencie byłem strasznie zainteresowany tą historią, ponieważ dorastałem deskując we Francji. Artykuł nigdy nie został opublikowany, ponieważ wciąż się wydłużał. Jakiś rok później zadzwonił do mnie Al Boglio podrzucając pomysł wydania albumu, odrzuciłem więc formę artykułu i wziąłem się za pracę nad publikacją książkową. 2.Czy jest coś co chciałbyś zmienić dzisiaj - po wydaniu „RESUME”? O nie! Nie zmieniałbym niczego! 3. Jaka była najtrudniejsza część pracy przy tworzeniu albumu? Najtrudniejszą sprawą była odpowiednia selekcja i układ wszystkich informacji. Naprawdę było tyle do opowiedzenia… szczególnie, że baza firmy mieście się w Lyon, chłopaki zajmujący się layoutem (ILL Studios) są z Paryża a ja pracując nad „RESUME” kursowałem ciągle między Barceloną i Los Angeles. To w jakiś sposób pochłaniało energię, ale myślę, że poprzez te podróże można śmiało powiedzieć, że praca oparta była na międzynarodowej współpracy tak jak brand Cliche sam w sobie. 4. Jak się czułeś z pierwszą kopią w dłoniach?

trzymałem w rękach próbkę, cały się trząsłem. To było jak pięć lat pracy umieszczonych w małym pudełku. Kiedy pierwszy raz ujrzałem stuprocentową publikację poczułem się dogłębnie poruszony – super uczucie! 5. Jaka jest Twoja ulubiona część albumu? Zakochałem się w wszystkich zdjęciach Mike O’Meally, Olivera Bartona. Cedrica Viollet, Freda Mortagne – to są moi ulubieni fotografowie jak. Chłopaki z ILL Studios również wykonali kawał dobrej roboty – layout wygląda wyśmienicie. 6. Czy mógłbyś udzielić kilku podpowiedzi dla osób które chcą zrobić album o historii jakiejś firmy? Wydaje mi się, że najlepiej jest skupić się na dużych zdjęciach oraz na tym co dana firma jest wstanie zaoferować deskorolce. Nie powinno się działać tylko i wyłącznie na zasadzie marketingowego produktu z gratulacjami dla samego siebie. 7. Czy Cliché “RESUME” była Twoją pierwszą publikacją książkową? Tak, było to moje pierwsze doświadczenie

dotyczące składania materiałów w całą książkę.

8. Czytałem trochę Twoich tekstów, które pojawiały się w TWS. Kiedy pierwszy raz zacząłeś pisać? Gdzie jeszcze mógłbym znaleźć prace Twojego autorstwa?

Pamiętam ten moment jak po raz pierwszy

23


24


25


26

Moją pierwszą redakcyjną prace dostałem w 2001 i było to pisanie dla Skateboarder Magazine. Wcześniej zajmowałem się grafiką, jednak zakochałem się w budowaniu zdań. Aktualnie piszę dla TWS oraz dla francuskiego magazyny Sugar Magazine, do tego dochodzi jeszcze pisanie dla Vapors Magazine w Los Angeles i zajmowanie

się stroną Stereo Sound Agency. 9. Mam do Ciebie takie małe dziennikarskie pytanie. Jak oceniać działania mediów deskorolkowych, jak bardzo skateboarding potrzebuje sprawnych mediów żeby się rozwijać?


Myślę, że skateboarding potrzebuje mediów tak samo jak media potrzebują skateboardingu. To jest nierozłączna para, która powinna wspierać się i dążyć do tych samych celów – między innymi do tego żeby żyć, rozwijać się i dokumentować to co się dzieje niesamowitego z deskorolką. 10. W albumie dostrzegłem foto z touru w Polsce, jak ludzie z branży deksorolkowej patrzą na Polskę? Czy mają jakieś chociażby podstawowe wiadomości o tym kraju? Czy w ich oczach Polska jest atrakcyjnym miejscem do zorganizowania touru bądź zrobienia z niego przystanku w jakimś europejskim tripie? Wydaje mi się, że każde miejsce na świecie ma swój potencjał, coś unikalnego co może dołożyć do skateboardingu. Jednym z Głównych punktów „RESUME” było pokazanie, że ktoś z Lyon w Francji potrafi ciężką pracą rozwinąć firmę deskorolkową o globalnym zasięgu. Jeżeli oni mogli, to myślę, że Polacy też są w stanie zaistnieć w ten sposób. 11. Co sądzisz o deskorolce w środkowej i wschodniej Europie, czy w oczach zachodniej Europy są to regiony zapomniane czy też “egzotyczna” i mało zbadana ziemia? Myślę tu głównie o jakiś tourach, kręceniu video i fotografii. Ja wierzę w to, że wraz z zakończeniem się ogólnoświatowej recesji i powrotu do wcześniejszych budżetów, firmy zaczną podróżować w kierunku wschodniej Europy. Głównie wszystko rozgrywa się teraz o budżet, dajmy firmą czasu by mogły wrócić do lepszej kondycji a to z pewnością zaowocuje jakąś dokładniejszą eksploracją tej części Europy. Dużo też zależy od samej Polski, chodzi mi o ściągnięcie na siebie uwagi, połączenie tych dwóch rzeczy może przynieść naprawdę ciekawe efekty!

Rozmowę przeprowadził: Mateusz Paszkiewicz Foto: Mary Jane San Buenaventura Foto albumu: MP 27







Vera zostaje zamknięta, Łódź pozostała bez dachu nad głową, czy na jesień/ zimę będzie tonąć? Czy też dojdzie do abordażu na inną halę? Dzięki takim ludziom jak Henryk Stawicki i osobą działającym w Alternatywie BMX, marzenia potrafią się ziścić. Oczywiście wszystko obkupione jest ciężką pracą, dlatego też gościmy w tym numerze Henryka, który opowie nam co nieco o organizacji i budowaniu rzeczy od zera.

1.Czym jest Stowarzyszenie Alternatywa?

Stowarzyszenie Alternatywa BMX to organizacja, która od 2003 roku aktywnie promuje rozwój poprzez sport i kulturę jako alternatywę dla alkoholu, narkotyków, przestępczości i innych zagrożeń płynących z braku odpowiedniej organizacji czasu wolnego młodzieży w wieku 13 - 29 lat. Jako członek International BMX Freestyle Federation oraz Łódzkiej Federacji Organizacji Pozarządowych ma za sobą już ponad setkę zrealizowanych projektów, zagraniczne i krajowe partnerstwa, oraz silny zespół koordynujący pracę Stowarzyszenia. Jako organizacja, założona prawie 8 lat temu w Łodzi, początkowo miała na celu rozwój sportu i środowiska rowerów BMX w Polsce. Stopniowo profil organizacji

ugruntował się w dwóch oddzielnych, lecz jednocześnie wspierających się kierunkach - rozwój i promocja BMX i sportów alternatywnych w kontekście ogólnopolskim oraz rozwój szeroko rozumianej kultury alternatywnej w Łodzi. Aktualnie marka organizacji jest silnie rozpoznawalna w każdym z tych dwóch obszarów. Organizacja, między innymi, organizowała ogólnopolskie i międzynarodowe zawody, pokazy, wymiany, wyjazdy, a także gościła wolontariuszy z krajów Unii Europejskiej na kilkumiesięcznych praktykach w kraju, zaprojektowała i konsultowała tor rowerowy w Łodzi, przeprowadziła kilka długoterminowych projektów w ramach unijnego programu Młodzież w Działaniu, a aktualnie aktywnie wspiera jeden z 4 filarów ŁESK 2016 - Łodzi alternatywnej i awangardowej. Przez okres dwóch lat tworzyła oraz koordynowała obiekt Skatepark i Warsztatownia w Łodzi. 2. Powiedz proszę skąd wziął się pomysł na zagospodarowanie hali? Pomysł oraz starania o stworzenie w Łodzi krytego skateparku ma korzenie w czasach powstawania Stowarzyszenia, tj. w 2003 roku. Właściwie Alternatywa powstała z hasła „Przestańmy narzekać, że nic się nie dzieje i zróbmy to sami”. Chodziło nam wtedy o stworzenie krytego skateparku, a właściwie domagania się go od miasta. Druga motywacja do założenia Stowarzyszenia to możliwość organizacji przez nas imprez, zawodów, których w ciągu roku w tym czasie było dosłownie kilka. Zmagając się z wieloma 33


barierami oraz ucząc na trudach i błędach doszliśmy w końcu do roku 2007, kiedy to zainicjowaliśmy narodziny Łódzkiej Federacji Organizacji Pozarządowych, która została stworzona przez 8 partnerskich organizacji pozarządowych z Łodzi z różnych obszarów działalności. Wtedy też pojawił się dosyć przełomowy moment, kiedy natrafiliśmy przy wspólnych poszukiwaniach na korzystne warunki wynajęcia jednej z pofabrycznych hal wielkiego kompleksu Vera. Wtedy, mimo bardzo trudnych warunków zdecydowaliśmy się zaplanować możliwość stworzenia tam krytego Skateparku i Warsztatowni. W tamtym czasie mieliśmy już ponad pięcioletnie doświadczenie, budowę ziemnego toru BMX/MTB w Łodzi, wiele ogólnopolskich i zagranicznych projektów, czy organizację zimowych miejscówek dla BMX i deskorolki w Łódzkiej Hali Sportowej. To wszystko sprawiło, że podjęliśmy decyzję o tym, żeby postawić kolejny, daleki krok i zmierzyć się z przejęciem ponad 1200 m kw powierzchni i prowadzić codziennie funkcjonujący skatepark otwarty dla wszystkich chętnych. 3. Na jakich warunkach udało wam się pozyskać taką przestrzeń? Czy miasto pomogło wam w tym? Urząd Miasta i inne jednostki z łódzkiego samorządu nie uczestniczyły w ogóle w stworzeniu i prowadzeniu Skateparku i Warsztatowni. Ten projekt to było nasze marzenie, w pewnej części można powiedzieć utopijne, było to też marzenie wielu ludzi z Łodzi. Wszystko zatem wzięliśmy na własne barki, włącznie z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo, finanse, codzienne doglądanie skateparku, pozyskiwanie dalszych funduszy, prowadzenie projektów oraz opłaty, wyprowadzka czy sprzątanie, które trwa jeszcze

ponad dwóch tygodni. Podsumowując halę wynajmowaliśmy sami, na częściowo preferencyjnych warunkach, co wiązało się też z dodatkowymi zobowiązaniami wobec wynajmującego, a także innych podmiotów, z którymi rozliczaliśmy się pieniężnie i barterowo, czyli niepieniężnie. Dodatkowo sam wynajem i utrzymanie hali było tylko połową wysiłku. Druga część to stopniowe dobudowywanie przeszkód, staranie się utrzymania wszystkiego chociaż w minimalnym standardzie czy mordercza wymiana ponad 800m kw nawierzchni, która trwała dwa miesiące. Wszystko to robiliśmy korzystając z pracy własnej oraz przyjaciół. Warto tu też podkreślić, że całą pracę wykonywaliśmy bezpłatnie, włącznie z remontem, budowami przeszkód, koordynacją i prowadzeniem skteparku. Wiele osób po pracy, po wykładach czy po szkole pracowało po to, by mieć swój udział i tworzyć to miejsce. Pozyskane pieniądze natomiast przeznaczaliśmy na utrzymanie hali i powolną rozbudowę. Symboliczne 3 złote za wejście na teren Skateparku pokrywały zatem tylko małą część kosztów utrzymania hali. Resztę pozyskiwaliśmy różnymi sposobami, co było też i dodatkową pracą. 4. Jakie imprezy odbywały się na Verze? Vera istniała całościowo jako Alternatywa Skatepark i Warsztatownia, gdzie oprócz częstych zawodów deskorolkowych, BMX i MTB miały miejsce też najróżniejsze wydarzenia. Dodatkowo przez 10 miesięcy gościli też u nas na praktykach Ares z Włoch oraz Nicolas z Francji, którzy pracując w Skateparku i Warsztatowni w ramach programu Komisji Europejskiej zbierali doświadczenie oraz realizowali z nami projekty z tzw. zakresu kultury i sportów alternatywnych.




Dla nas był to też jeden z kolejnych projektów, które koordynowaliśmy. Dlatego warto pamiętać, że sama impreza deskorolkowa czy BMX to tylko wierzchołek góry lodowej, którą jest cała codzienna praca przy spotkaniach, formularzach, księgowości, rozmowach, komputerach i spotkaniach zespołowych, która nie jest widoczna na zewnątrz dla przeciętnego uczestnika.

których miejsce to było niezastąpione. Nie ukrywamy też, że wśród osób korzystających ze Skateparku znalazły się też osoby, które nie szanowały pracy osób, które to miejsce dla nich tworzyły często niszcząc je bardziej lub mniej umyślnie. Przez taki brak szacunku parę osób stopniowo traciło motywację, żeby tworzyć to miejsce dalej i zmagać się ze zniszczeniami.

5. Dlaczego Vera została zamknięta?

6. Czy są jakieś szanse na reaktywacje tej hali?

Główną przyczyną tej decyzji jest upadający poziom stanu technicznego obiektu oraz brak możliwości nawiązania strategicznej współpracy z instytucjami miejskimi w Łodzi. Od 2008 roku w pofabrycznej przestrzeni hal kompleksu Vera setki młodych ludzi, członków oraz przyjaciół Stowarzyszenia Alternatywa BMX, włożyło pracę, czas, oraz kilkadziesiąt tysięcy złotych w przystosowanie obiektu do standardu, który umożliwił prowadzenie obiektu w podstawowych warunkach. Aktualnej zimy, w sytuacji zagrożenia, podstawowy stan techniczny przestrzeni bez dodatkowego wsparcia finansowego nie był jednak możliwy do utrzymania. Stąd też najważniejszy powód, dla którego zdecydowaliśmy się zawiesić działalność - co raz bardziej pogarszające się warunki techniczne, w których nie mamy możliwości prowadzić obiektu dla sportu i aktywności pozaszkolnej. Taka sytuacja pociąga też za sobą problemy finansowe, w związku z czym nie mogliśmy dalej prowadzić skateparku w takiej formie, jakiej chcieliśmy. Zrobiliśmy wszystko, żeby mimo tych pogarszających się warunków, z myślą o wszystkich riderach, trzymać Skatepark otwarty do ostatniego dnia zimy. Na całym świecie, a także w Polsce, inne takie obiekty istnieją przy wsparciu lub koordynowane są przez lokalne władze. Obiekt typu kryty Skatepark z założenia nie jest przedsięwzięciem biznesowym, jest to inwestycja w kapitał ludzki, a w naszym przypadku, w kilka tysięcy młodych łodzian, dla

Wyciągając wnioski z okresu ponad dwóch lat codziennej działalności obiektu, bezsprzecznie możemy podkreślić namacalną potrzebę i rzeczywiste wykorzystanie krytego Skateparku i Warsztatowni w Łodzi. To, że takie miejsce istniało, że gościło u siebie kilkanaście tysięcy osób oraz wiele imprez jest ważnym argumentem przy staraniach o reaktywację Skateparku i Warsztatowni. Wiemy jednak, że ze względu na zmiany w spółce Vera, nie będzie możliwości kontynuowania Skateparku w tym miejscu. Aktualnie szukamy innych rozwiązań, możliwości, rozmawiamy z miastem, a przede wszystkim wyciągamy wnioski z dwóch lat pracy w Skateparku i Warsztatowni. Jako animatorzy sportu i kultury alternatywnej w Łodzi będziemy się starać, żeby tym razem powstało miejsce profesjonalne, z długoletnim planem działania oraz w partnerstwie z łódzkim samorządem. Ile to będzie trwało, tego nie wiemy. Wiemy jednak, że kluczowym elementem jest zjednoczenie i współpraca łódzkiego środowiska. W grupie siła i tylko dzięki wspólnej pracy możemy stworzyć takie miejsce w profesjonalnym wykonaniu. Mam nadzieję, że nam się uda. Rozmowę przprowadził: Mateusz Paszkiewicz Foto: Witold Kwiecinski




fs bluntslide


Udało nam się dotrzeć do świeżego proskatera, o którym ostatnio zrobiło się głośno mowa tu oczywiście o Ryanie Decenzo. Z racji tego, że Ryan jest strasznie zapracowany kręceniem swojego partu do nowego filmu Transworlda „Hallelujah” oraz braniem udziału w każdej większej imprezie. Wywiad został zastąpiony na „quick interview” z racji szybkich pytań i odpowiedzi – zapraszam do czytania.

1.Co słychać u Ciebie, jak realizujesz się jako proskater? Myślę, że całkiem nieźle. Aktualnie jestem strasznie zajęty, praca połączona z zabawą to jest coś co kocham. 2.Ile czasu spędziłeś w ostatnim roku na tourach? Z tego co pamiętam będzie to jakieś cztery albo pięć miesięcy z całego roku, oczywiście nie za jednym razem tylko sumując wszystkie tripy. 3.Wyczytałem, że jako dzieciak jeździłeś dużo w swoim garażu szlifując tam triki, czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na ten temat?

41


42

Tak zgadza się, kiedy byłem dzieckiem to jeździłem od rogu do rogu w swoim garażu o wielkości mieszczącym dwa auta. Jeździłem tam głównie w zimę kiedy za oknem padał śnieg, dobrze pamiętam te ćwiczenie trików na flacie. 4.Od niedawna jesteś w pro teamie Darkstara, ile czasu byłeś w amatorskim teamie? Wydaje mi się, że byłem w amatorskim teamie jakieś trzy lub cztery lata. 5. Czy mógłbyś zdradzić nam jakieś szczegóły dotyczące Twojego przejazdu w najnowszej produkcji Transworld Skateboarding „Hallelujah”? Złożenie przejazdu to ciężka praca, ale wszystko posuwa się do przodu, z tego co wiem byłem chyba ostatnią osobą jaką chłopaki z Transworlda poprosili o zebranie materiału do partu, także mam dosyć krótki deadline. Na szczęście zanim pojawiła się ta okazja to miałem już trochę nagranych materiałów. 6. Pamiętam Twój przejazd z filmu Globe United by Fate, ile czasu zajęło Ci zebranie trików?


fs 5-0


flip to fakie


nosepick

extension to fakie


switch bluntslide


Poszczególne nagrywki miały już półtora roku, niektóre podchodziły pod około dwa lata. Jednak większa część została nagrana w sześć miesięcy, kiedy wiedziałem już, że znalazło się dla mnie miejsce w piątym epizodzie. 7. Wspominając o Globe United by Fate był tam trik, który utknął mi w pamięci mianowicie impossible to blunt, czy w nowym filmie TWS mamy szanse zobaczyć takie smaczki w Twoim wykonaniu? O stary! W tamtym czasie ten trik był dla mnie super trudny, na dzień dzisiejszy mam go już bardziej opanowanego, ale niestety musisz poczekać żeby się przekonać. 8. Mam też pytanko dotyczące firmy Neff co to za brand i czym się zajmuje? Neff to firma moich ziomków, robią świetne czapki – dobrze wykonane i fajnie wyglądają! 9. Jakie masz najbliższe plany? Chciałbym teraz trochę wypocząć a potem przyszykować się na wyjazd do Chin z Redbullem - szykuje się wielkie otwarcie skateparku Woodward

Rozmowę przprowadził: Mateusz Paszkiewicz Foto: Deeli 47



fs shove-it nosegrind to

nollie 5-0 shove-it out

49




52


Boniek Falicki to ciekawa osoba, chociaż nie znamy się zbyt długo, to z moich aktualnych obserwacji mogę powiedzieć, że Boniek to bardzo pozytywna postać, która potrafi łatwo zmotywować do działania. Czasami spotyka się ludzi, którzy wnoszą coś świeżego co łatwo potrafi zrodzić się w inspirację. Według mnie taką osobą jest nasz gość wywiadu Boniek Falicki – zapraszam do lektury!

1. Część życia spędziłeś w Holandii, jak opisałbyś ten kraj? Do Holandii fajnie jest pojechać na krótki okres – czy to tygodnia w celach turystycznych, czy to na 3 lata żeby zrywać ogórki w szklarni lub coś w tym stylu. Wtedy patrzy się na Holandię “z zewnątrz”. Zawsze się pamięta, że pochodzi się z jakiegoś polskiego miasta, gdzie nadal mieszka twoja rodzina, przyjaciele i znajomi. Nawet jak ktoś emigruje tam z zamiarem rozpoczęcia “nowego życia”, to i tak przez paręnaście pierwszych lat będzie tam spostrzegany jako obcy, śmiesznie kaleczył język, nie będzie miał wyczucia co do niuansów miejscowego sposobu zachowania – przez co nadal będzie widział Holandię “z zewnątrz”, czyli po prostu nie będzie jej rozumiał. Z takiej “zewnętrznej” perspektywy Holandia jest bardzo bogatym i rozwiniętym krajem, pełnym równiusieńkich autostrad, uprzejmych ludzi, gdzie życie jest łatwe i bezstresowe. Natomiast zupełnie inaczej jest, jak się dorasta w Holandii, tam się chodzi do podstawówki, potem szkoły średniej, później studia i tak dalej. Wtedy

widzisz Holandię od “wewnątrz”, bo żyjesz tak jak holendrzy. I wtedy widzi się zupełnie inną Holandię. Jest to dość smutny kraj, gdzie ludzie żyją według sztywnych schematów, i w którym brakuje jakiejkolwiek duchowości w codziennym życiu. 2. Gdybyś miał porównać polską i holenderską deskorolkę, jak wyglądałoby takie zestawienie? Pojęcie “deskorolka” jest dość szerokie. Stąd ograniczę się do trzech dość widocznych aspektów skateboardingu. Pierwszy to tricki. Nie będę mówił, że w Holandii “poziom jest europejski”, bo Polska też leży w Europie. Ogólnie, poziom jazdy jest tam wyższy. Myślę że wynika to z tego, że w Holandii wcześniej zaczęły powstawać normalne skateparki, no i z nastawienia holendrów. U nich wszystko musi się dać. Nie gadają w kółko że “za trudne”, “nie da się”, etc. No i kalwińska mentalność ciężkiej i dokładnej pracy też pewnie robi swoje. Jak oni się uczą tricku, to starają się go opanować idealnie. Ale dzisiejsza Polska nie jest już tą Polską z końca lat ’90, kiedy to budowa normalnego quarterpipe’a graniczyła z cudem techniki. Wtedy wielkim wydarzeniem na skalę kraju było to, że gdzieś powstał nadający się do jazdy skatepark. A teraz jest dokładnie odwrotnie – wielkim wydarzeniem jest jak ktoś postawi jakiś fatalny “skayt-park”. No i zmienia się też nastawienie ludzi w Polsce, coraz więcej osób wierzy że “da się”. Stąd myślę, że jest to tylko kwestia czasu jak ta różnica poziomu jazdy zacznie znikać. Zresztą, już teraz jeździ u nas sporo dobrze zapowiadających się osób. Jak te osoby dalej będą “chciały” i nie wkręcą sobie, że jak już mają 5 sponsorów to już “więcej w Polsce nie da się w osiągnąć jeżdżąc na desce”, to zajadą naprawdę daleko. Kwestia woli i nastawienia. Druga różnica – która też zanika – to pokazywanie swojego cierpienia i “dzielności” niektórych 53


54

skaterów w Polsce. W Holandii jak przychodzisz na miejscówkę jeździć i mówisz że coś cię boli, że jesteś zmęczony, że dzisiaj jest za gorąco – to jesteś ciotą. Słyszysz wtedy albo “mietje” (cienias), albo “homo” (gej). W najlepszym razie usłyszysz retoryczne pytanie: “Jak cię boli, to po co przychodzisz jeździć?”. W Polsce jest to wtedy postawa wręcz bohaterska – że pomimo bólu, ktoś dzielnie walczy z przeciwnościami które sam sobie wymyśla. I dokładnie tę samą różnicę widać w zachowaniu wielu skaterów po upadku. Powiem, że kiedyś w Polsce było jeszcze śmieszniej. Pamiętam, jak w drugiej połowie lat ’90 przyjeżdżałem do Polski, i widziałem co się działo jak ktoś upadał. Odbywał się wtedy cyrk pt: “ale mnie strasznie boli, patrzcie jak mnie boli”. Koleś nawet często ostetacyjnie kuśtykał rundkę żeby było pewne, że wszyscy zauważyli jego wielką kontuzję. A za parę minut już zapominał że musi udawać.

Genialne, hahaha! Oczywiście nie przeczę, że czasami naprawdę coś boli, ale w Holandii nie wypada pokazywać wszystkim swoich problemów – czy to cierpienia czy to słabości. No ale jak już wspomniałem, to też się zmienia. Dzisiaj większość skaterów w Polsce też nie jest taka przejęta samym sobą i reaguje śmiechem przy własnych upadkach. No i trzecia różnica to przedsiębiorczość skaterów. W Polsce jest znacznie więcej skaterów którzy chcą coś zrobić dla swojej lokalnej sceny deskorolkowej. Widać to po liczbie organizowanych imprez lub po aktywności w nagrywaniu materiałów, czy po liczbie firm. Porównując aktywność ludzi w deskorolce w Polsce i w Holandii, to widząc co się u nas dzieje, jestem pełen uznania dla tych wszystkich działających ludzi. Przecież wiadomo, że w Polsce często trudniej jest coś zorganizować. A pomimo tego oni działają, bo wierzą w to co robią. Dlatego myślę, że dzięki


switch rock ‘n’roll


56


nollie 50-50


58

switch ollie


tym wszystkim ludziom w polskiej deskorolce będzie coraz lepiej. 3. Co sprowadziło Cię z powrotem do Polski? Wiele osób pyta mnie o to. Niektórzy przy tym zwracają uwagę na to, że “przecież w Polsce nie ma przyszłości”. Zawsze odpowiadam, że jak wszyscy wyjadą z Polski, to rzeczywiście nie będzie w tym kraju żadnej przyszłości. Przepraszam że to, co zaraz powiem zabrzmi dość niemodnie i może strasznie, ale każdego życie się tutaj kiedyś skończy. Nikt nie wie kiedy i jak. Ani Keenan Milton, ani Tim Brauch (który zmarł na zawał serca siedząc przy stole z rodziną) nie wiedzieli kiedy umrą. Nawet taki prezydent może umrzeć znienacka. No i ja myślę że też mogę nagle umrzeć. I wtedy taki gość z białą brodą zapyta mnie co robiłem na tym świecie. No i jemu nie da się ściemnić, bo on i tak wszystko wie. On wtedy oceni, czy mam potem mieć do końca przejebane, czy może właśnie ma być fajnie. Po mojej śmierci nie będę miał wpływu na to, co się ze mną stanie. Więc uważam, że powinienem tu i teraz dać z siebie jak najwięcej, bo później już nie będę miał takiej możliwości. No i z tego wynikają różne życiowe decyzje. Też ta, aby żyć w Polsce. Tym bardziej, że w Polsce jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Autostrad może nie umiem budować, ale jak mam jakąś wiedzę i doświadczenie w deskorolce, to wypada mi pomóc rozwijać ten obszar. Wiem że wiele osób uważa, że najważniejsze w życiu jest to, żeby się dobrze ustawić i że tylko naiwny frajer może myśleć tak jak ja, ale to jest ich problem, nie mój. 4. Projektujesz skateparki, jak wygląda przebieg takiej pracy? Dość trudno jest mi powiedzieć jak wygląda moja praca, ponieważ za każdym razem mam do czynienia z inną sytuacją. Generalnie cała moja praca polega na ogarnianiu tysiąca spraw na raz, od badań gruntu, przez cwaniaków-geodetów po architektów i inżynierów którzy znają się na wszystkim – czyli na niczym. Nie dziwię się, że polskie drogi się zapadają, a na niektóre autostrady mówi się “wyrób autostradopodobny”, bo większość z tych projektantów albo zupełnie nie myśli przy projektowaniu, albo robi wszystko tak, aby przypadkiem nie wysilić się za bardzo. W przypadku skateparków rezultatem są skateparki, na które trzeba przechodzić przez błoto, wydawanie dziesiątek tysięcy złotych na zazwyczaj bezsensowne ogrodzenie skateparku, błędy technologiczne (np. dziury w nawierzchni), albo katalogowe skateparki. Czyli quarter – funbox – bank. Baaaardzo kreatywnie. No

ale jak ktoś chce jak najszybciej zrobić coś “żeby było odwalone” i trzepać przy tym jak najwięcej kasy, to tak robi. Biura projektowe podchodzą do skateparków tak samo jak do boisk czy placów zabaw. Biorą od którejś z firm sprzedających przeszkody skateparku taki pseudo projekt, stawiają na nim pieczątkę, podpisują i kasują pieniądze. Tacy ludzie nie rozumieją, że w Polsce wreszcie jest możliwość stworzenia czegoś naprawdę zajebistego i że należy się przyłożyć do swojej pracy. Oznacza to, że trzeba się trochę poświęcić, przemyśleć całokształt powstającego obiektu, od A do Z, a nie udawać że coś jest „poza granicami opracowania”, więc się udaje że tego czegoś nie ma. Ja nie traktuję skateparku jako odciętego od świata placu sportowego z jakimiś przeszkodami, ale staram się spojrzeć na całą sytuację. Może trochę jak urbanista. Dlatego nad jednym projektem dłużej się pracuje, ale za to rezultat jest konkretny, a nie na “odwal się”. Czasami też muszę tłumaczyć ludziom że jak się ma 5 złotych, to nie da się kupić czegoś za 20 złotych. Tak jak to było w przypadku krytego skateparku we Wrocławiu. Tam budżet na budowę skateparku był na początku 240.000 złotych, a budowa skateparku z projektu który zrobił jakiś architekt z takim pseudorolkarzem realnie by kosztował prawie cztery razy więcej. Pamiętam jak wtedy dzwonił do mnie Kondor z Techrampsa. Mówił że widział ten projekt i pytał się czy ja zwariowałem hahaha. Powiedziałem mu wtedy, że to nie mój projekt, tylko jakiegoś kolesia, który nie ma zielonego pojęcia o skateparkach. No i potem projektowałem tam taki realny skatepark, na który by były pieniądze. Bo po co coś projektować, jak i tak nie ma pieniędzy na tyle przeszkód skateparku? W ogóle we Wrocławiu Techramps wykonał kawał dobrej roboty. Czasami rozmawiam też z władzami i tłumaczę im, że dobry skatepark przyciągnie do ich miasta kupę ludzi z innych miast. Oni wtedy nie wierzą. Bo na ich boiska też nikt nie przyjeżdża z innych miast. Tłumaczę wtedy, że skatepark to nie tylko obiekt sportowy, ale coś więcej. Tak na przykład było w Rzgowie pod Łodzią. A jak wybudowano ten skatepark to połowa Łodzi teraz jeździ na deskę do Rzgowa, a władze Rzgowa są w pozytywnym szoku. W Warszawie na Marysinie ktoś zaprojektował jakąś 3-metrową rampę i piramidę z “otwartymi” rogami na którą nie było żadnego najazdu. Więc tam musiałem tłumaczyć że to będzie lipa i zaprojektowałem skatespot, który w tej chwili tam jest. W ogóle tam też było śmiesznie, bo MPG które to budowało, dostawało codziennie mandat za zakłócanie ciszy nocnej. Było to na jesieni, a żeby posadzka betonowa była dobrze zrobiona, to nie może być zbyt niskich temperatur. A ekipa MPG chciała jak najlepiej wykonać ten skatespot, 59


60


a prognozy pogody zapowiadały mocne ochłodzenie. Więc żeby wszystko było zajebiście zrobione, ci ludzie musieli pracować non-stop. Czyli też wieczorem i w nocy. No i codziennie wjeżdżała tam straż miejska i właściciel firmy dostawał mandat za zakłócanie ciszy nocnej haha. Paranoja w ogóle, że ktoś się stara dobrze wykonać swoją pracę, poświęca się i za to się go karze. Ale koniec końców jest tam teraz bardzo fajna miejscówka i o to chodziło. Czasami też jestem na budowie i tłumaczę jakimś inżynierom różne oczywiste rzeczy, na przykład że woda jednak nie płynie pod górę, haha. Mówię im, że trzeba obniżyć teren wzdłuż całej płyty skateparku, inaczej po każdym deszczu z wodą będzie dostawał się pył i piach na skatepark, tak jak to było w Świdniku. A ci mówią, że architekt w projekcie nic nie napisał że trzeba obniżyć teren wokół płyty skateparku, więc oni tego nie zrobią. No i wtedy trzeba tak zrobić, żeby oni jednak się posłuchali, bo inaczej będzie się ciężko jeździć po skateparku jak będzie taki syf na płycie. To tylko parę przykładów. Jeszcze inaczej było w Stargardzie Szczecińskim, inaczej w Świdnicy a inaczej w Bielawie. Uważam też, że każdy skatepark powinien być czymś wyjątkowym, więc staram się aby każdy projekt był inny i miał coś oryginalnego. 5. Co mógłbyś powiedzieć o procedurach budowy skateparków w Polsce? Tak jak prawie wszystkie procedury w Polsce, są one za długie i zbyt skomplikowane. Wynika to ze zbyt skomplikowanego i niejasnego prawa, oraz ze zbyt dużej liczby urzędów. I teraz jak chce się coś zbudować, to ma się często do czynienia z kilkoma urzędami. Na przykład jak chce się mieć oświetlenie na skateparku, to trzeba mieć warunki z zakładu energetycznego. I taki zakład energetyczny ma 30 dni na wydanie takich warunków. Więc wydaje je po 30 dniach. Gdyby zmienić przepis i z tych 30 dni zrobic trzy, to by wszystko poszło 10 razy szybciej. Podobnie jest z tak zwanymi decyzjami środowiskowymi – przy budowie dróg to w ogóle jest horror. Tam jest chyba 180 dni na wydanie decyzji. Tam też powinni zmienić przepis, i zrobić np. trzy dni, a nie 180. 180 dni to pół roku. Więc widzisz jak „szybko” niektórzy urzędnicy i posłowie pracują w pocie czoła aby Polska przypadkiem się nie rozwinęła. Gdyby jednym i drugim naprawdę zależało na rozwoju kraju, to sejm by upraszczał prawo, a urzędnicy by szybciej pracowali. 6. Przypominam sobie wątek dotyczący Western Edition, z tego co wiem aktualnie ktoś inny dystrybuuje tę markę w Polsce, możesz powiedzieć jak to się stało?

Kilka lat prowadziłem dystrybucję Western Edition, ale w chwili obecnej już jej nie prowadzę. Jak chcesz mieć dystrybucję jakiejś marki, to musisz pracować i odkładać pieniądze na zakup desek. Jak już uzbierałeś te pieniądze, to kupujesz za nie np. w USA deski. Słowo „kupujesz” oznacza, że ty dajesz pieniądze, i dostajesz deski. Wtedy nie masz już pieniędzy, ale masz za to deski. Więc teraz próbujesz sprzedać te deski w Polsce, ale okazuje się, że słowo „kupować” ma dla niektórych skateshopów inne znaczenie. Oni myślą, że ty im dasz deski, a oni ci nie dadzą pieniędzy, tylko powiedzą że to „komis”. Te deski leżą sobie wtedy niezapłacone w jakimś skateshopie. Ty wtedy nie masz już ani pieniędzy ani desek. Taki skateshop nie ma wtedy ciśnienia żeby sprzedawać twoje deski, bo przecież za nie nie zapłacił. Więc ma towar za frajer. Na zachodzie mówi się na takie coś „rip off”, a w Polsce „komis”. W międzyczasie chcesz oczywiście wspierać jakichś skaterów, więc tworzysz team. Dajesz chłopakom deski za darmo, organizujesz jakieś wyjazdy, w nadzei że jak w komisie deski się sprzedadzą, to będziesz mógł pokryć wszystkie koszty. Ale ponieważ skateshop nie traci nic na niesprzedanych twoich deskach, więc nie wysila się też żeby sprzedać te deski. Więc w pewnym momencie wszystko staje w miejscu, ty się zaczynasz wnerwiać że nie możesz tak wspierać teamu jakbyś chciał, no i w pewnym momencie widzisz że cały pomysł dystrybucji nie jest taki kolorowy jak ci się wcześniej wydawał. A szkoda, bo bardzo lubiłem jeździć z teamem – Tomkiem Warzechą i Michałem „Jagą” Zabielskim. U Tomka w Krakowie zawsze było zajebiście, hahaha, genialne imprezy i świetne sesje. Pamiętam też, jak Michał zadzwonił powiedzieć że przechodzi do Celebrities, bo mu dają lepsze warunki. W ogóle mu się nie dziwiłem że podjął taką decyzję, bo ja po prostu prowadziłem minidystrybucję i nie miałem takich możliwości żeby tak go wspierać jak on potrzebował – ale za to deski leżały niesprzedane w „superkomisie”, paranoja. Tak naprawdę się ucieszyłem dla Jagi, że będzie miał lepsze możliwości rozwijania się na desce. I bardzo cenię sposób w jaki postąpił, naprawdę z klasą. Taka rozmowa zawsze jest trudna, a on po prostu jasno zakomunikował mi jaka jest sytuacja, naprawdę klasa. Też z kilkoma skateshopami była naprawdę bardzo fajna współpraca, np. Blink, Malin, Fresh, czy Kamuflage. Może w niedalekiej przyszłości znów się zajmę Western Edition. W końcu jest tak duże portfolio tego co robiliśmy, tyle imprez wspierałem, organizowałem. Były wyjazdy do Wilna, Berlina, Rotterdamu. Hahaha, była to najmniejsza dystrybucja amerykańskiej firmy, która była chyba najbardziej aktywna w konkretnej


62


Przerost treści nad formą, hahaha. 7. Wiele osób uważa oświadczenie i konferencję prasową dotyczącą medialnej nagonki na skateboarding za coś zbędnego – robienie z igły widły. Jakie zagrożenia może przynieść bagatelizowanie problemów tego typu? Przede wszystkim ta konferencja nie była dla skaterów, bo skaterzy doskonale rozumieją co to jest deskorolka i nie trzeba dla nich robić jakichś konferencji. Ta konferencja była dla przeciętnego Jana Kowalskiego, który nie wie tyle o deskorolce co my. Przez co jak massmedia cały czas pokazują człowieka na kolanach, a obok niego skatera, który mu do głowy przykłada pistolet, to Kowalskiemu tworzy się takie – dodatkowe – złe skojarzenie z deskorolką. A co to oznacza w konkretnym przypadku jazdy po ulicach i dzwonienia przez Kowalskiego na policję, że „znów ci chuligani jeżdżą”, jest oczywiste. Ja wiem, że mi jako projektantowi skateparków powinno zależeć na tym, żeby policja wypisywała mandaty za jazdę na mieście, dzięki czemu wszyscy będą musieli tłoczyć się w rezerwatach zwanych również „skateparkami”. Ale ja uważam że miejsce deskorolki jest właśnie na ulicy, na chodnikach, w przestrzeni miejskiej. Skateparki są tylko dodatkowym miejscem do jazdy. Wiadomo, że każdy czuje się lepiej na streecie i że to jest nasze miejsce. I o to zawsze będę walczył. Wiele osób musi też w końcu zrozumieć, że nie jest się jakimś „nielegalnym” gangsterem jak jeżdżąc na desce „niszczy” się murek. Niestety. Trzeba najpierw kogoś zastrzelić, albo przynajmniej ukraść coś, nie wiem, może pączka, to wtedy jest się kozakiem. No i oczywiście też od razu bohaterem. Ale jak się przez kilka godzin na jakimś murku próbuje nauczyć nowego tricku na kawałku drewna na czterech kółkach, to niestety nie jest się automatycznie członkiem mafii Pruszkowskiej. Bo tego murka wcale się nie niszczy, tylko się go po prostu zużywa. Tak samo można powiedzieć, że każdy kierowca jest piratem drogowym, bo niszczy drogi jeżdżąc po nich. Natomiast argument że murek nie został „wymyślony” po to, żeby na nim jeździć (tak jak drogi) nie jest żadnym argumentem i świadczy tylko o zacofaniu osoby wygadującej takie głupoty. Właśnie dzięki jeżdżeniu po tym murku nadaje mu się nową funkcję w przestrzeni miejskiej. Ten obiekt małej architektury nabiera wtedy nowego – dodatkowego – znaczenia. Takie coś nazywa się „rozwój”. Analogicznie, gdyby jaskiniowcy twierdzili że kamień „nie został stworzony” po to, żeby go obrabiać, to byśmy nadal byli przed erą kamienia łupanego. Świat zawsze się rozwijał poprzez wykorzystywanie istniejących rzeczy w inny i nowy

sposób. To tak jakbym powiedział, że muzyka czarnych powstała tylko do śpiewania na plantacjach bawełny. Gdyby wszyscy tak myśleli, to by dzisiaj nie było żadnego hip-hopu. Zainteresowanym rolą skateboardingu w przestrzeni miejskiej polecem książkę Iaina Bordena: „Skateboarding, Space and the City”. Borden jest doktorem na University College of London. Nie wiem czy gangsterzy czytają książki, pewnie nie i dlatego jestem leszczem hahaha. 8. Jak idzie Ci organizowanie nowych zawodów w Bielawie? Jak dotąd, dobrze. W chwili obecnej trwają ustalenia nad zakresem całej imprezy, w tym roku planuję parę dodatkowych rzeczy, myślę że znów będzie fajnie hehe. Mam tylko prośbę do tych, którzy się wybierają do Bielawy w tym roku, aby pomogli utrzymać luźny klimat całej imprezy. Oznacza to, że respect your freedom – don’t fuck it up głupimi rzeczami. 9. Jakie masz plany na najbliższe pół roku? Robić dalej to co robię. Nuda, nic nowego, hahaha. No i dobrze by było wreszcie przestać być ciotą i nauczyć się 360 flipa. Bo chciałem się go nauczyć pod koniec zeszłego roku, przed 30-tymi urodzinami. Miałem go już blisko, ale zaczęły wychodzić jakieś problemy z kręgosłupem, no i musiałem się najpierw trochę podreperować. Wiem, to słabe wytłumaczenie, haha.

Rozmowę przeprowadził: Mateusz Paszkiewicz Foto: Radek “Radar” Durlik

63




Freedom Park w skali kraju sprawia czasem wrażenie zapomnianego miejsca, tak samo jak w ostatnim czasie trójmiejska deska. Na szczęście akcja taka jak „Nike SB Photo Contest”, wychodząca z inicjatywy lokalnych skaterów to pozytywny znak. Mam nadzieję, że z czasem będzie o północnej Polsce coraz głośniej, natomiast teraz zapraszam do sprawdzenia wyróżnionych fotografii z wyżej wymienionego konkursu.




Pewnie niejeden z was uważa, że jazda na deskorolce to nie tylko sama nauka trików. Moim zdaniem do całego tego zjawiska na pewno trzeba dorzucić jeszcze wieloletnie przyjaźnie, miejsca, sam klimat, muzyka, filmy deskorolkowe, moda oraz robienie zdjęć. Jakiś czas temu narodził się u nas pomysł utworzenia galerii fotograficznej na naszym stoczniowym skateparku. Pewnie, pomysł przedni, tylko brakowało jednej rzeczy – samych zdjęć. Zdjęcia zdjęciami, ale kto te zdjęcia nam udostępni? W ten sposób wraz z pomocą Nike SB powstał konkurs na najlepsze fotografie zrobione na Freedom Skateparku, nie tylko czysto „skejtowe”. Niestety z paru powodów nie poszło wszystko po naszej myśli i sam konkurs został na pewien czas „odłożony” na bok. W rezultacie 30 kwietnia odbyła się mini impreza pt. „Czill & Grill”, czyli wspólna jazda na desce i grillowanie połączone z rozdaniem nagród i otwarciem małej galerii zdjęć z najlepszych nadesłanych fotografii. Wszystko odbyło się w fajnej sielankowej atmosferze i z pewnością tego rodzaju eventy będą jeszcze gościły na naszym skateparku. Teks: Jacek Wojciechowski

69





73




Robert Chudaszek - fs noseslide


Światło dzienne ujrzała kolejna wrocławska produkcja prosto od ekipy Stand Up. Pamiętam, że trailer fimu był tak świetny, że nie mogłem doczekać się pełnej edycji. Na szczęście w końcu przyszła ta chwila! Spore wrażenie zrobiło na mnie wizualne cudo w postaci pudełka „New Vision” , świetna okładka, coś w rodzaju książeczki i płyta z nadrukiem. Takie szczegóły cieszą nasze oczy i dają nam tą kolekcjonerską satysfakcję nieporównywalną z zajętym miejscem na dysku twardym bądź kopią cd. Po otwarciu pudełka, po lewej stronie mamy listę osób, które zobaczymy a są to między innymi tacy: Kuba Bączkowski, Mateusz Ciesielski, Radek Bączkowski, Adam Domek, Patryk Zapotoczny, Robert Chudaszek plus dwa party – Friendsów. Po szybkim zapoznaniu wrzucam płytkę w odtwarzacz dvd, przede mną ukazuję się wciągające intro, po którym przychodzi danie główne! Nie będę wgłębiać się w szczegółowe opisy trików, pozostawię ten rąbek tajemnicy naszym oczom. Natomiast ogólnie z ręką na sercu stwierdzam, że znajdziemy tu sporo naprawdę dobrych ewolucji. Cenię sobie różnorodność trików na jaką trafiłem w „New Vision” od technicznych manuali, switch, nollie, wielorakich flipów po schody i poręcze. Kolejnym ważnym elementem filmu jest dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa, tutaj również nie widzę żadnych niedociągnięć. Oczywiście każdy z nas lubi co innego, ale podczas oglądania nie odczuwa się przesytu bitem czy też gitarą wszystko jest rozsądnie wyważone co daje dobry efekt. Sumując stwierdzam, że widać spory postęp między „New Vision” a ostatnią produkcją Stand Up, nie ma też nagrywek z skaterparków co zwiększa atrakcyjność produkcji. Gratuluję Adamowi Domkowi, Kubie Bączkowskiemu(za jego udane animacje) oraz wszystkim skaterom, którzy mieli tu przejazdy i triki – kolejny raz udowodniliście, że dla chcącego nic trudnego! Tekst: Mateusz Paszkiewicz Art: Kuba Bączkowski Foto: Radek Głowaty

77


Mateusz Ciesielski - hardflip


79


80


Patryk Zapotoczny - bs 50-50

81


Foto: Tomasz Tatko


Hi Wiktor Napisz proszę co dokładnie działo się w Nowej Hucie podczas Everyone Airlines. Jaki był klimat, ile zjawiło się osób itd. Btw co sądzisz o tego typu lokalnych imprezach i czy w Polsce potrzebujemy więcej takich akcji?

HI Mateusz Zdjęcia, które możesz zobaczyć obok nie oddają w pełni charakteru Everyone Airlines i są raczej namiastką tego co działo się tego dnia w Nowej Hucie. Było tam sporo ludzi, w tym deskorolkowców, znajomych, ziomeczków z osiedla i randomów. Impreza, która była pewnym powiewem świeżości w mieście zgromadziła wielu zainteresowanych, tak jakby odbywała się w samym centrum miasta, a odbyła się na ciężkich jego peryferiach. Głównym zadaniem, poza dobrą zabawą było zmobilizowanie całej lokalnej społeczności do zaangażowania się w to wydarzenie, począwszy od skaterów, poprzez Dj’a, a skończywszy na producencie skateparków i dużej dystrybucji. Tak się złożyło, że wszyscy zaproszeni do współpracy byli lokalsami i odpowiedzieli na inicjatywę z entuzjazmem, stąd też hasło Support Your Local Scene. Ludzie pomagali jak mogli, bezinteresownie i wszystkim udało się dogadać na zasadzie: “to jest spoko akcja, wchodzę w to, kasa nie jest rzeczą najważniejszą, damy radę”. Wielki dzięki dla Was wszystkich, wiecie o kogo chodzi. W Polsce zaczyna być coraz więcej inicjatyw

samych skaterów, tak jak w tym przypadku, ale też działań dobrze znanego Bońka Falickiego, Adriana Klisiewicza z Dębicy i wielu innych. Takie imprezy mają swój szczególny charakter, marketing nie zabija w nich zajawki. Nie chodzi o to, że duże imprezy są złe, bo są mega ważne, ale obydwa typy wydarzeń są w środowisku potrzebne. Poza tym chciałem zrobić imprezę w miejscu, do którego mam wielki sentyment, ale że tak powiem ma ono w Krakowie i poza jego obszarem nienajlepszą opinię. Ja akurat w Nowej Hucie przejeździłem połowę swojego życia i nigdy nic mi się tam nie stało, choć o różnych historiach słyszałem, wiele z nich jest opartych na faktach ale są też stereotypowe. Boniek pisał kiedyś o zjawisku podnoszenia bezpieczeństwa tam gdzie znajdą się i jeżdżą deskorolkowcy i ja to potwierdzam. Huta ma swój klimat, wiele fajnych spotów i właśnie jeden jedyny nazwijmy to skatepark, czyli skate spot na oś. Na Stoku popularnie zwany “Airportem”. Jest jeszcze jedna rzecz, o której warto powiedzieć, że nie wszyscy urzędnicy to smutasy i nic im się nie chce, bo są też tacy jak dyrektor MDK Fort 49 na Wzgórzach Krzesławickich (jednej z dzielnic NH), z którym współpracowałem przy okazji tej imprezy i który zaangażował się w to bardziej niż niejeden organizator “środowiskowy”. To, że takie wydarzenia są potrzebne potwierdziła sama pogoda, która na kilka godzin odpuściła sobie deszczowy, kilkudniowy maraton hehe. Kibicuję innym, którzy też sami próbują zdziałać coś u siebie w mieście, zebrać garstkę ludzi i wspólnymi siłami zrobić coś fajnego, a nie tylko narzekać że jest słabo, bo to już wiadomo i trzeba się skupić na tym co robić by byo lepiej. YO Wiktor Stasica




86


Czasami słyszy się, że relacje z zawodów to zapychacze magazynów, do tego dochodzi nasze dziwnie podejście do zawodów jako ujmie w etosie deskorolkowca – zabawne. Relacja z Simpel Session to według mnie dowód na możliwość zorganizowania świetnych zawodów na skalę europejską przez kraj o wiele mniejszy niż Polska. Simpel Session to wysoki poziom trików, nowe kontakty, smak różnych kultur w jednym miejscu. Nasz zaprzyjaźniony rosyjski dziennikarz Kirill Korobkov postara się nam przybliżyć atmosferę i przebieg imprezy – zapraszam.

87


Hbarik - bigspin board


89


90

Tim Zom feebleto bs smithgrind



Enis - bs noseblunt


Mały kraj jakim jest Estonia od dłuższego czasu robi duże rzeczy, mam tu na myśli głównie wielki event dla europejskiej deskorolki. Sięgając do historii Simpel Session natrafimy na obraz zawodów zorganizowanych przez lokalów na prymitywnym skaterpaku bez zadaszenia, niewiarygodne jest jak wszystko przeobraziło się w jedne z największych i najbardziej interesujących zawodów w okresie zimowym. Takie rzeczy jak płynna organizacja, dobry skatepark, świetne życie nocne w przyjaznym dla ludzi Tallinie powoduje, że z roku na rok przyjeżdża tu więcej osób. Simpel Session to świetny przykład tego, że nie ma zasad w organizowaniu zawodów, nie musisz działać w bardzo znanym mieście by mogło się ono stać symbolem deskorolki. Na początku warto poznać trochę historii kraju. Estonia stała się niezależna od Związku Radzieckiego w 1991 roku. Jest to jeden z trzech bałtyckich krajów zlokalizowanych na północnym wschodzie Europy. Populacja Estonii to tylko 1,3 miliona ludzi i około czterysta tysięcy z nich żyje w Tallinie. Estońska stolica to ciche i miłe miasto położone nad Morzem Bałtyckim. Wszystko tam obraca się wokół tradycyjnej europejskiej architektury, świetne stare miasto i spokojna atmosfera. Dziesięć lat temu crew lokalnych skateów postanowiło zorganizować zawody dla skaterów i bmxów. Jestem pewny, że nie zdawali sobie sprawy, że za dziesięć lat wyrośnie z tego event znany na cały świat z olbrzymią liczbą 200 tysięcy internautów oglądających go na żywo( jest to sprawdzona liczba). Do tego dochodzą rzesze skaterów z Rosji, Europy i USA którzy przyjeżdżają uczestniczyć w zawodach. Simpel Session 2010 był w tym roku jak zwykle udanym eventem. Specjalnym gościem tych zawodów był znany na cały świat Ryan Sheckler. Niestety Ryan nie mogł jeździć ponieważ kilka dni przed eventem doznał kontuzji i miał szwy na nodze, ale wiemy, że dobrze bawił się przez całe trzy dni zawodów. Wraz z nim przyjechał jego kumpel Tony Panici którzy doszedł do finałów. Innymi amerykańskimi ambasadorami byli Austen Seaholm, Johny Layton i Kurtis Colamonico. Jednakże wszystkie czołowe miejsce zajęli europejscy skaterzy. Finał był udanym widowiskiem, można było zobaczyć takich skaterów jak: Sami Miettien, Mikka Sandelin, Eero


Anttila i Eniz Fazilov. Natomiast stronę rosyjską reprezentowali Misha Poponin i Max Kruglov. Jednak największym zaskoczeniem a raczej czarnym koniem zawodów okazał się Adrien Bulard z Francji jego unikalne triki i styl wbijały w krzesło, wiele osób porównywało go do Toma Pennego z czasów swoich młodzieńczych debiutów. Adrian miał czyste przejazdy i wszystko działo się bez rozgrzewki, po jego finałowych trikach wszyscy mieliśmy wrażenie, że można zakończyć zawody i ogłosić wygraną. Tim Zone z Holandii wygrał bestrick dzięki takim trikom jak – flip bs lipslide, bs noseblunt i feeble to bs Smith na poręczy. Dziesiąci lat Simpel Session to dziesięć lat progresu. Pięknie jest obserwować tyle dzieciaków, które przyjeżdżają oglądać event - z roku na rok jest ich coraz więcej. Również dzięki tej imprezie nasza zima nie jest już taka nudna jak kiedyś.

94

Wyniki: 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10.

Adrien Bulard. France. Tim Zom. Holland. Sami Miettinen. Finland. Kris Vile. England. Maxim Habanec. Czech Republic. Mack Mckelton. Germany. Kurtis Colamonico. USA. Miika Sandelin. Finland. Maxim Kruglov. Russia. Eero Anttila. Finalnd.

Best trick – Tim Zom. Holland. Kickflip bs lipslide, bs noseblunt slide, bs feeble to bs smith – wszystkie triki wykonane na poręczy.

Tekst: Kirill Korobkov Foto: Lev Maslov

Madars - nosegrind pop out


95







101


102





106



Tomek Ziółkowski - fs smith grind fs 180 out

Foto: Modest Myśliwski


109


Buniek - feeble stal

Foto: REA


Kajtek Bielawski - croocked grind

Foto: REA





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.