BE ZIMA

Page 1

BE

ISSN 2084–7823 / 0.00 PLN #66 / ZIMA 2021–WIOSNA 2022





Redakcja

Od redakcji

Wesołych świąt i udanego 2022 roku!

spis treści 12

Belube

20

Luz z klasą

21

A więc zima!

24

I tak w kółko

28

Czy mnie jeszcze pamiętasz?

34

5 kluczowych informacji o tym, jak się przekonać

38

Czas odzyskać spokój

40

Śląsk miał zawsze szczęście do architektów

52

Industrialne perły Śląska

Wydawca Magazyn BE s.c. Pyskowice, ul. Nasienna 2 www.bemagazyn.pl

56

Tak dużo jak to konieczne, tak mało jak się tylko da.

62

Europa, Luna i dom na kółkach

Zespół BE Magazyn nie odpowiada za poglądy zawarte

70

J jak Jordania

74

BE Woman

76

BE 2020 & 2021

Redaktor naczelny / Reklama / Wydawca Michał Komsta m.komsta@bemagazyn.pl +48 662 095 779 Zastępca Redaktora Naczelnego Joanna Komsta j.marszałek@bemagazyn.pl Redaktor Prowadzący / Reklama Sabina Borszcz s.borszcz@bemagazyn.pl Korekta Małgorzata Kaźmierska Projekt graficzny / Skład Adam Janicki a.janicki@bemagazyn.pl

w zamieszczanych tekstach. Wszystkie artykuły i felietony odzwierciedlają poglądy wyłącznie autorów odpowiedzialnych za treść merytoryczną w naszym magazynie. Ich treść nie zawsze pokrywa się z przekonaniami redakcji BE. Nie odpowiadamy za treści nadsyłane przez naszych reklamodawców. Wszystkie materiały zawarte w naszym magazynie są własnością BE i są chronione prawami autorskimi. Wszelkie zastrzeżenia i pytania związane z ich treścią należy kierować bezpośrednio do autorów. Redakcja BE Magazyn.

Znajdz nas na:

www.facebook.com/magazynBE www.instagram.com/be_magazyn/ www.issuu.com/bemagazyn

Zdjęcie na okładce | Lostitalianos


10

11

Nasi autorzy Karolina Kmita

Ola Czapla-Oslislo

Studentka filologii angielskiej, entuzjastka pisania wierszy, które i tak lądują w szufladzie, miłośniczka lingwistycznych memów. Od lat niezmiennie uzależniona od „Przyjaciół” i utworów Johnny’ego Casha. Pisze o literaturze, fotografii oraz o wydarzeniach na Śląsku.

Ślązaczka, recenzentka kulinarna i autorka bloga Ostryga. Jej nową pasją jest pieczenie domowego chleba na zakwasie. Na co dzień pracuje w Teatrze Śląskim jako szefowa Działu Programowego.

Kasia Konecka

Grzegorz Więcław

Na co dzień marketingowiec zakochany w meblach z PRL-u, które odnawia popołudniami. Odczuwa ciągły niedosyt podróżowania po świecie z plecakiem i na własną rękę. Cukiernik amator. Relaksuje się, ćwicząc z kettlebells.

Certyfikowany psycholog sport. Na co dzień współpracuje z ludźmi, którzy chcą osiągać wyniki na miarę swojego potencjału oraz z organizacjami, wspierającymi ich w tych dążeniach. Prowadzi podcast Głowa Rządzi o psychologii sportu i optymalnym funkcjonowaniu. Więcej na www.glowarzadzi.pl.

Karolina Szulęcka Od 9 lat dyrektor marketingu Maranello Motors sp. z o.o. (importer marek Ferrari, Maserati), wcześniej marketingowiec w sektorze usług profesjonalnych. Od lat wspiera inicjatywy dla przedsiębiorczych kobiet. Pasjonatka świata mikro w fotografii makro.

Maciek Szczęch Rocznik ‚80. Członek kabaretu Łowcy.B. Totalne dno pisarskiego transcendentu, „0” to jego szczęśliwa liczba. Umiarkowanie wysportowany amator sportów. Niespełniony lekarz, modelarz i parkingowy na promie pasażerskim relacji Polska - Szwecja. Mąż żony i ojciec trójki dzieci jednocześnie. Ozdrowieniec, bo kiedyś chorował.

Magdalena Michalak

Wojciech S. Wocław

CEO SAVOIR7, autorka programów edukacyjnych. Jedyna w Polsce Trenerka Umiejętności Przyszłości. Certyfikowana trenerka umiejętności społecznych, wspomagania oświaty oraz postaw emocjonalnych dzieci i młodzieży. Więcej na: www.savoir7.pl

Zawodowy konferansjer (występował w 10 krajach na 4 kontynentach). W 2017 roku jego nazwisko pojawiło się w rankingu „Najlepsi prowadzący eventy“ magazynu PRESS. Popularyzator wiedzy z savoir-vivre’u, etykiety w biznesie i dress code’u. Autor książek oraz filmowych poradników, które można oglądać na jego kanale w serwisie Youtube.

Karolina Frączek KF Consulting. Dwa lata temu porzuciła etat w budżetówce i wypłynęła na szerokie wody przedsiębiorczości. W tej niełatwej rzeczywistości robi to, co kocha, kreatywnie i z pasją pracuje nad każdym zadaniem. Słowa to jej żywioł. Obłaskawia je, a nawet ubiera w obrazy. Pasjonatka świata mikro- w fotografii makro.

Kamila Ocimek Autorka bloga pioropodrozy.com, pasjonatka podróży. Z pochodzenia tyszanka, obecnie mieszkająca w Warszawie. Jak o sobie mówi: „śląski krzok, który nauczył się doceniać to miejsce”. Udowadnia, że można pracować, studiować, żyć aktywnie i znaleźć jeszcze dużo czasu na podróże. Nie umie długo pozostać w tym samym miejscu i ciągle szuka swojej drogi. www.pioropodrozy.com

Martyna Szymańska Absolwentka wydziału Architektury Wnętrz na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki. ,,Moja praca to zarówno pasja, jak i misja, którą z całym sercem staram się wypełniać, angażując się w każdy projekt w stu procentach. Tworząc wnętrza domów, mieszkań, czy innych przestrzeni ‒ biurowych, restauracyjnych itp. kieruję się przede wszystkim tym, że mają one służyć ludziom. Moją inspiracją są ludzie, ich styl życia, praca, pasje.’’

Diana i Marcin Cześć, witają Was Diana i Marcin! Wspólnie zwiedzamy świat jako @Lostitalianos. Jesteśmy parą zagorzałych podróżników, pochodzących z południowej części Polski. Kochamy wojaże i odwiedziliśmy już prawie 40 krajów. Nasz głód podróżniczy wciąż jednak pozostaje niezaspokojony, dlatego dalej odkrywamy nowe miejsca. Więcej na www.lostitalianos.com

Magda Bajer Pasja jest życiem. Życie to pasja. Instruktorka jogi, SUP jogi i stand up paddleboardingu. Poza matą i deską działa marketingowo. Wielbicielka wody, fali, słońca i jesieni. Więcej na www.supfit.pl

Anna Szuba-Białas Architektka, projektantka wnętrz. Od 6 lat związana z pracownią Medusa Group. Współautorka projektów wnętrza Hali Koszyki, placu miejskiego przy ul. Grzybowskiej w Warszawie, adaptacji byłej stołówki wojskowej w Radzionkowie na obiekt biurowy (European Property Awards 2017 – Najlepsza architektura biurowa w Europie i w Polsce), aranżacji strefy wejściowej w parterze budynku banku przy ul. Sokolskiej w Katowicach.

Joanna Zaguła Pisze do magazynów lifestylowych o jedzeniu, lokalnym rzemiośle i ekologii. Lubi jeść pomidory, słuchać winyli Charliego Parkera, czytać opowiadania Virginii Woolf i patrzeć na morze.

Katarzyna Szota-Eksner Prowadzi szkołę jogi Yogasana www.yogasana.pl, organizatorka wielu kobiecych wyjazdów i warsztatów w całej Polsce. I w świecie. Współpracowała z Sunday is Monday, współtworzy gliwicki Klub Książki Kobiecej. Prowadzi autorską rubrykę Be Woman w „Be Magazynie” oraz rubrykę HerStory w magazynie „Liberté”. Twórczyni Kina Kobiet z Pyskowic oraz herstorycznego projektu Poznam Panią z Pyskowic. Więcej na: www. her-story.pl


12 BELUBE

Belube Subiektywny* przegląd ciekawych miejsc i wydarzeń w regionie

karolina kmita Kobiecość, Śląsk i koty, czyli o ilustracjach Joanny Wójtowicz słów kilka Joanna Wójtowicz – absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, graficzka, Ślązaczka z krwi i kości. Jak sama podkreśla, mieszka u swoich dwóch kotów (wiadomo, kto rządzi!), zwących się Gałgan i Ogryzek. Artystka ma już na koncie współpracę z takimi markami jak: Medicine, Gryfnie, Biksa, Tyskie oraz „Kukbuk dzieciaki”. Zapytana o ulubione śląskie danie, odpowiada: „Zdecydowanie szałot! Ten od mojej mamy, oczywiście!” Najczęściej to otaczająca rzeczywistość sama podsuwa bodźce, które stanowią dla niej główny motor napędowy do działania. Rozmowy zasłyszane w tramwaju, książka napotkana w ulubionej księgarni, muzyka oraz filmy – wszystkie te elementy życia codziennego sprawiają, że w głowie ilustratorki stale rodzą się nowe pomysły. Zerkając jej konto na Instagramie, nie sposób nie zauważyć feministyczno-etnicznych inspiracji. Tematyka jej prac najczęściej oscyluje bowiem wokół postaci kobiecych, odbiegających od powszechnie przyjętego kanonu piękna: „Moimi ilustracjami staram się przekazać, że nieważne jaki masz kolor skóry, jaki nosisz rozmiar ciuchów, ile masz lat – polub siebie samego/samą i rób to, co Ci w duszy gra. Nigdy nie jest za późno i nikomu nic do tego!” Gorąco zachęcamy do śledzenia poczynań Asi na Instagramie.

*czyli jedyny i słuszny ;-)

www.instagram.com/wojtowicz_illu

ilustracja | Joanna Wójtowicz


15

14 BELUBE

Samo szycie, czyli ponadczasowość w wykonaniu Departament Store

Kości zostały rzucone – Monopoly Katowice już w sprzedaży!

Całkiem niedawno na mapie Katowic pojawił się nowy concept store, zbudowany na trzech solidnych filarach, takich jak: odrębność, nieprzemijalność i bliskość. Departament Store to miejsce, gdzie króluje najwyższej jakości skóra. Jak podkreśla Patrycja Forfecka-Bąk, założycielka marki: „Skóra to coś osobistego – jak opowieść. To materiał, na którym można zapisać wszystko.” Maszyna do szycia jest powiernikiem Patrycji od niepamiętnych czasów. Nie dziwi więc nikogo, że wizja własnej firmy stopniowo kiełkowała w jej głowie aż do teraz. Nadszedł wreszcie moment, by zbierać owoce pracy połączonej z pasją. Zespół Departament Store z czułością i zaangażowaniem dba o każdy nawet najmniejszy detal. W ofercie marki znajdziecie torebki, plecaki oraz akcesoria z najwyższej półki. Ogromnym plusem są pozyskiwane ze skrawków skórzane metki oraz praca w duchu zero waste. Wszystkie produkty będące w asortymencie showroomu, objęte są trzyletnią gwarancją. Za aranżację wnętrz wyżej wspomnianego miejsca odpowiada berlińskie studio designu TTarchitects. Wisienką na torcie są organizowane od czasu do czasu warsztaty kaletnicze – idealna okazja, by zasiąść do wspólnego stołu!

Czy marzyliście kiedyś o tym, by zawładnąć Mariacką? Nie mówię tylko o piątkowych harcach, spędzonych przy kuflu piwa w tym tętniącym życiem miejscu spotkań ze znajomymi. Myślę o nowej wersji Monopoly Katowice, która trafiła do sprzedaży w październiku bieżącego roku. W katowickiej wersji tej kultowej planszówki do zgarnięcia są takie miejsca jak: Spodek, Nikiszowiec, Dolina Trzech Stawów, Osiedle Gwiazdy, czy właśnie wspomniana wyżej ulica Mariacka. Na planszy znalazły się także takie obiekty jak: Bajka Pana Kleksa, Drogopol, Libero Katowice, Tauron oraz Muzeum Śląskie. Niewątpliwym urozmaiceniem Waszych rozgrywek będą pionki przedstawiające kluskę śląską, beboka, Spodek oraz żabę z ulicy Stawowej. Na kartach szansy i kasy społecznej nie zabrakło również śląskich słówek, takich jak: haja, lipsta, borsztajn, czy też ajnfart. Limitowaną wersję gry możecie kupić w salonach Empik i Smyk, w sklepach Auchan, Carrefour oraz w Gryfnie. A online z pewnością znajdziecie ją na Allegro. To idealny pomysł na spędzenie czasu z przyjaciółmi czy też urozmaicenie niedzielnego popołudnia w gronie rodzinnym. Zastrzyk pozytywnej energii oraz moc emocjonujących wrażeń macie jak w banku!

www.departament.store/ www.instagram.com/departamentstore/

zdjęcie | Departament Store

www.gryfnie.com Sklepy stacjonarne: Katowice, ul. Andrzeja 8; Chorzów, ul. Rynek 1 b; Gliwice, ul. Jana Siemińskiego 16

Jak świecić przekładem: „Opowieści kanterberyjskie” w nakładzie Biblioteki Śląskiej Wieloletnia praca Jarka Zawadzkiego, nad kompletnym przekładem „Opowieści kanterberyjskich” Geoffreya Chaucera, przyniosła wreszcie oczekiwane efekty. Pod koniec września bieżącego roku światło dzienne ujrzało pierwsze polskie wydanie wspomnianego wyżej dzieła, a jego nakład został wyczerpany w mgnieniu oka. Biblioteka Śląska postanowiła jednak zakasać rękawy i na stronie internetowej tej instytucji pojawiła się informacja o drugim wydaniu publikacji. To niebywała okazja dla polskich czytelników, którzy dotychczas mieli możliwość zaznajomienia się jedynie z fragmentarycznym przekładem „Opowieści kanterberyjskich”. Za obłędną szatę graficzną wspomnianej publikacji odpowiada Maciej Sieńczyk, pierwszy w historii twórca komiksu, nominowany do Nagrody Literackiej Nike za album „Przygody na Bezludnej Wyspie”, znany szerszej publiczności z ilustracji w „Newsweeku” i „Przekroju”, a także w internetowym „Dwutygodniku”. „Opowieści kanterberyjskie” niewątpliwie wzbogacą półkę każdego pasjonata literatury. W celu nabycia perełki średniowiecznej poezji zachęcamy do śledzenia informacji na stronie internetowej Biblioteki Śląskiej. www. bs.katowice.pl Katowice, plac Rady Europy 1

Zdjęcie | Szymon Król


17

16 BELUBE

Park Miliona Świateł w Zabrzu Jeśli kiedykolwiek oglądaliście „Zaplątanych”, na pewno kojarzycie scenę, w której główna bohaterka śpiewa refren piosenki, zaczynający się od słów „po raz pierwszy widzę blask”. Zapewniam Was, że takiego blasku, jaki rozbłysnął w ostatnim czasie w Zabrzu, mogłaby Wam pozazdrościć sama Roszpunka. Na terenie Kąpieliska Leśnego powstał bowiem Park Miliona Świateł – idealne miejsce do rodzinnych spotkań i przedniej zabawy na świeżym powietrzu. Na zwiedzających czekają takie atrakcje jak: kolorowy świetlno-muzyczny spektakl, ogromny pałac Królowej Śniegu, świetlista karuzela, czy też multimedialna Kryształowa Komnata, przypominająca swoim kształtem koronę. Są także specjalne fotopunkty dla miłośników pamiątkowych zdjęć. Gdy za oknem prawdziwy mróz szczypie w uszy, pozwólcie sobie na odrobinę magii i zimowego szaleństwa. Z całym szacunkiem dla Mroza, ale przy Parku Miliona Świateł jego „Miliony monet” wypadają raczej blado, więc poszukajcie luki w swoim kalendarzu i pędźcie czym prędzej rezerwować bilety. www.parkmilionaswiatel.pl Zabrze, ul. Srebrna 10

Katarzyna Konecka Katowicka porcelana Pochodzą ze Śląska, ale ich sława sięga daleko poza granice województwa. Heksa, nocnica, skarbnik i kultowy już bebok ‒ to jedne z wielu postaci ze śląskich legend i bajek, które uwiecznione zostały na kubkach, talerzach i innych elementach zastawy w sklepie Porcelana Bogucice. Melomanów z pewnością zachwyci seria muzyczna. Ma ona rzesze wielbicieli nie tylko w Europie, ale też w Japonii, Indiach czy Stanach Zjednoczonych. Nazwiskami Fryderyka Chopina, Wojciecha Kilara, Artura Rubinsteina i innych, wybitnych artystów nazwano kolekcje porcelany. Każda z nich jest wyjątkowa, a ręcznie malowane zdobienia idealnie odzwierciedlają twórczość wirtuozów. Wyroby bogucickiej Porcelany od ponad 90 lat goszczą na stołach rodzin w Polsce i na świecie. Sklep Porcelana Bogucice jest prawdziwą gratką dla miłośników pięknej zastawy. Znajdują się tu serwisy stołowe, kolekcje prezentowe, świąteczne, klasyczne i nowoczesne. Lista jest naprawdę długa. Jeśli zamiast zakupów stacjonarnych wolicie te online, wejdźcie na: sklep.porcelanabogucice.pl, nacieszcie oczy tymi niesamowitych wyrobami i koniecznie zróbcie sobie prezent, taki od siebie dla siebie. Katowice – Salon w Fabryce, budynek A 4, ul. Porcelanowa 23 www.sklep.porcelanabogucice.pl

Na zdjęciu | Placki z blachy ze szpyrkami

Kulinarnym Szlakiem przez Śląsk

4 Design Days

Mroźna pogoda za oknem nie zachęca do pieszych wycieczek. Co robić więc? Najlepiej wybrać się na wyprawę Szlakiem Kulinarnym „Śląskie Smaki”, który w 2012 roku stworzyła Śląska Organizacja Turystyczna. Pewnie sama nazwa tej eskapady już Was przekonała, zatem ruszamy. Trasa wiedzie przez Górny Śląsk, Zagłębie, Jurę, aż po Beskidy. W tych miejscach skosztujecie reprezentacyjnych potraw wspomnianych regionów, czyli m.in. rolady z kluskami i modrą kapustą, zalewajki, beskidzkich placków z blachy ze szpyrkami, czy seruli – odmiany żuru przygotowanego na maślance. A to dopiero preludium do tego, co czeka na Was dalej, bo lista dań podawanych na szlaku ma ponad 100 pozycji. Jak rozpoznać miejsca serwujące tradycyjne potrawy, często też w nowoczesnej odsłonie? Wypatrujcie oznaczeń na drzwiach, a w środku szukajcie certyfikatu „Śląskie Smaki”. Jak wiadomo, do każdej podróży (także kulinarnej) warto się odpowiednio przygotować, dlatego zajrzyjcie na stronę www. slaskiesmaki.pl i z listy restauracji wybierzcie tę, która Was zachwyci. Później już tylko delektujcie się wybornymi, śląskimi potrawami. Smacznego!

Początek 2022 roku zapowiada się intensywnie dla wielbicieli dobrego wzornictwa w architekturze, a to za sprawą odbywających się 27-30 stycznia 4 Design Days. To wielkie święto świata architektury, nieruchomości i designu po wersji online, która miała miejsce w 2021 roku, wraca do Międzynarodowego Centrum Kongresowego w Katowicach. Pierwsze dwa dni skupiać się będą wokół biznesu. To wtedy, jak zapewniają organizatorzy, znamienite osobistości polskiego i światowego designu oraz architektury, wybitni architekci, projektanci przedstawiciele firm usługowych i deweloperzy przeprowadzą dyskusje na temat kreowania światowych trendów w designie i architekturze. Program wypełniony jest po brzegi. Technologia w budownictwie, urządzanie wnętrz mieszkań w duchu less waste, zawód rzemieślnika i rzemiosło 2.0, czy też projektowanie przestrzeni publicznych – to tylko niektóre z wielu tematów, jakie zostały zaplanowane na ten czas. Przez kolejne dni, 29 i 30 stycznia odwiedzający wydarzenie goście będą mieli okazję zapoznać się z ofertą producentów i firm wyposażenia wnętrz w części wystawienniczej. Jednym słowem, warto tu zajrzeć, żeby dowiedzieć się, co w designie piszczy. www.4dd.pl


19

18 BELUBE

Katowice z murali słyną Jestem pewna, że zabrakłoby weekendu, żeby zobaczyć wszystkie murale rozsiane po całych Katowicach. Miasto znane z z kopalni, architektury modernistycznej i muzyki, ma również inną, artystyczną twarz. Zapraszam Was na spacer po stolicy Śląska. Przy ul. Gliwickiej 130 c wszyscy fani sztuki „Łysek z pokładu Idy” znajdą mural inspirowany właśnie tym spektaklem. W Szopienicach przy ul. 11 listopada 6 istnieje mural stworzony z okazji 100. rocznicy urodzin Stanisława Lema. Z kolei na Wełnowiec swoje kroki powinni skierować wszyscy ci, którym bliska jest postawa proekologiczna. To tam, przy Gnieźnieńskiej 11 w 2021 roku pojawił się mural zatytułowany „Zielona głowa”, będący inicjatywą Śląskiego Ruchu Ekologicznego. Idąc dalej, w Bogucicach, na rogu ulic Markiefki i Katowickiej widnieje wizerunek legendy polskiego himalaizmu – Jerzego Kukuczki. Jeśli natomiast szukacie czegoś bardziej abstrakcyjnego, to zajrzyjcie na ul. Morawa 2. Tam możecie przyjrzeć się muralowi, łączącemu śląskie legendy, lokalne symbole i kosmiczne wizje. Całą resztę sztuki ulicznej pozostawiam Wam do odkrycia. Podpowiem tylko, że wskazówki czekają na: www.murale.katowice.eu

Zdjęcie | UM Katowice

Podaruj, Kup, Pomagaj Jak mówią pomysłodawczynie, to nie jest butik, choć bywają w nim modne perełki. Ani też lumpeks, choć przeważają tu ubrania. FAZA Charity Shop to wyjątkowy sklep, którego twórczyniom zależy na niemarnowaniu i na tym, aby przedmioty użytkowano możliwie długo. W związku z tym do Charity Shop możecie oddać nowe i używane: buty, książki, ceramikę, szkło, płyty z muzyką i filmem, puzzle, gry, małe AGD i odzież. Ważne, aby rzeczy były niezniszczone i czyste. Później wszystko jest wyceniane i ląduje w sklepie, gdzie czeka na nowych właścicieli. Zysk ze sprzedaży przeznacza się na działania statutowe Fundacji FAZA, czyli pomoc zwierzętom i wspieranie działań w zakresie ochrony środowiska. W katowickim sklepie działa punkt adopcji kwiatów, by nie marnować też roślin. Wkrótce na miejscu pojawi się biblioteka lektur, pozycji obowiązkowych dla tych, którym losy naszej planety nie są obojętne. W Charity Shop wszystko przemyślane jest od A do Z. Nawet zakupione rzeczy pakowane są w torby z drugiego obiegu. Wpadnijcie do jednej z dwóch lokalizacji w Katowicach lub w Bielsku-Białej, a gwarantuję, że wrócicie do domu z uśmiechem na ustach i kto wie, może też z przepiękną rzeczą z drugiego obiegu. Faza Charity Shop: Katowice, plac Miarki 1 (wejście od ul. Kościuszki), Bielsko-Biała, ul. Barlickiego 11

Na zdjęciu | Faza Charity Shop


20 FELIETONY

21

Luz z klasą

A więc zima! fot. Piotr Szałański

Co chwila ktoś nas dziś wzywa do wrzucenia na luz, do wyczilowania się, nabrania dystansu. Wyluzować się można z klasą albo w sposób zupełnie pozbawiony smaku. Weźmy za przykład chociażby zasady klasycznego dress code’u… Bywają traktowane z dystansem na sposób niektórych rodzimych celebrytów, którzy chadzają w potarganych dżinsach na pogrzeby, po order do prezydenta albo na uroczyste gale. Można też wyluzować się ze smakiem jak Daniel Craig podczas światowej premiery „No time to die”. Brytyjski aktor, grający od kilkunastu lat Jamesa Bonda, na światową premierę najnowszego epizodu przygód agenta 007 założył kombinowany smoking: aksamitną marynarkę smokingową, uszytą w pracowni krawieckiej Anderson and Sheppard, czarne spodnie, białą koszulę (Turnbull & Asser) i czarną muszkę (w końcu black tie!) oraz lakierowane buty (Crockett & Jones). Największe emocje wzbudził nietypowy kolor marynarki, opisywany jako magenta lub fuksja. Właściwy strój na uroczyste premiery to smoking, czyli black tie. Klasyczna wersja takiego ubrania jest wykonana z czarnej wełny, marynarka ma klapy pokryte jedwabiem. W takim wydaniu na premierze pojawili się zarówno przedstawiciele brytyjskiej rodziny królewskiej, jak i wielu gości. Daniel Craig miał na sobie alternatywną wersję smokingu, która składała się z marynarki w innym kolorze niż spodnie. Nadal to jednak był strój typu black tie. Dawniej smoking z marynarką wykonaną z aksamitu rezerwowano na „less grand affairs”, czyli pomniejsze wielkie wydarzenia, jak określa to Alan Flusser, autor kultowej książki „Dressing the Man”. W takim wydaniu biesiadowało się w domu (oczywiście mam na myśli dom w postaci rezydencji lub skromnego pałacu), klubie, czy w gronie bliskich osób. Aksamit jest przytulny w dotyku, miękki, tworzy atmosferę ciepła i łagodności. Pasował i wciąż pasuje do takich okazji. Tymczasem Daniel

Craig wybrał go na uroczysty wieczór. Wrzuca na luz, ale w obrębie pewnej konwencji. Ani się z niej nie wyłamuje, ani jej nie podważa. To wyczilowany dżentelmen, a nie agresywny rewolucjonista. To, co zrobił Craig to afirmacja, a nie abnegacja określonego stylu bycia i zachowania. I takie podejście do sprawy bardzo mi się podoba. […] Wiele osób ma wrażenie, że muszę być strasznym konserwatystą, skoro zajmuję się zasadami savoir-vivre’u. Nic bardziej mylnego. Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie są różni i mają pragnienie, by tę odmienność wyrażać. Znam te potrzeby doskonale. Dlatego przez myśl nie przeszłoby mi, żeby skrytykować wybór Craiga albo powiedzieć, że coś takiego jest niedopuszczalne. Jest, ale dlatego, że wynika z wiedzy, a nie ignorancji, że wynika z szacunku do pewnej tradycji i konwencji, a nie nihilizmu. […] Wydaje mi się, że brytyjska kultura ‒ z Bondem jako jednym z jej pop-ambasadorów ‒ pozostaje tak trwała, ponieważ po pierwsze wie, skąd się bierze, a po drugie, nie odmawia szacunku sama sobie. Luz może mieć klasę. Relaks i swoboda nie musi przybierać twarzy wujka na polskim weselu. To coś, nad czym trzeba by popracować nad Wisłą… Wiem już jednak, że to praca, którą rozpisać należy na kilka pokoleń, a nie na 5 albo 10 lat. Warto by jednak dać sobie na to szansę. To wybrane fragmenty tekstu, który pierwotnie został opublikowany na blogu obycie.pl.

Nadszedł ten czas, w którym wierzchnie odzienie przestaje być sprawą tylko i wyłącznie wizerunkową, a to, co na siebie zakładamy, autentycznie ma znaczenie. Wiadomo, w zimie temperatura spada i przywdzianie krótkich spodenek jest nie tyle dziwną, co nieprzyjemną fanaberią. Kulasy sinieją, kolana dygocąc w lewo i prawo obijają się o siebie, niemiłosiernie siniacząc swe wnętrza. Zgodnie z potrzebami prawidłowo funkcjonującego organizmu ludzkiego, gdy wszędzie wokoło siarczysty mróz, robimy wszystko, by nasze ciała ogrzać, tudzież powstrzymać utratę ciepła. Palimy ogień, przy którym się grzejemy, odkręcamy kaloryfer albo zakładamy ciepłe ciuchy.

Taki byłem wtedy kozak! Klasyczny matoł. Z gołą głową i w cienkich spodniach, pod które bezpardonowo wdzierał się srogi mróz. A przecież wystarczyło powiedzieć: “Maro, Daro i Aro, słuchajcie, mnie w tym wszystkim jest po prostu ciepło”. Gorąco Was pozdrawiam, ja.

Tym bardziej z niesłabnącą fascynacją i niejakim “uznaniem” dla siebie samego sprzed lat wspominam czasy podstawówkowe, w których zima dyktowała warunki. Wtedy też, będąc raczkującym nastolatkiem (5-6 klasa) myślałem o sobie jak o kimś dorosłym, dla kogo nadzór rodzicielski był kompletnie nieuzasadniony i zbędny. Chęć samostanowienia o sobie wydawała się być silniejsza niż cokolwiek innego, a pójście na targ z rodzicami uwłaczało mojej “tamtej” godności. Wyrazem niezależności i decydowania samemu o własnym losie były perfidne kłamstwa i oszustwa, którymi karmiłem Mamę. Wychodziłem z domu z czapką na głowie, a poza zasięgiem matczynych okien, czapka lądowała w tornistrze. Na pytanie, czy założyłem kalesony, odpowiadałem, że tak, choć nie założyłem. Dlaczego tak robiłem? Dzisiaj mogę tylko snuć domysły. Być może chciałem uchodzić za twardziela, który pani Zimie śmieje się w twarz, a każdego napotkanego bałwana rozwala z półobrotu. Może czapki były zbyt dziecinne, a ja przecież wtedy miałem już 12 lat i byłem starym koniem. OK, kalesonowy obciach trochę rozumiem, zwłaszcza gdy mieliśmy WF. W chłopięcej szatni nie było litości, kalesony to rajtki, a wiadomo, faceci w rajtuzach raczej nie hasają.

Wojciech S. Wocław

Maciek Szczęch


przewodnik

do kupienia online i stacjonarnie w wybranych sklepach

jedz, pij, odkrywaj! szczegóły na

fot. Ra2ański

www.be-local.pl


24 SMAKI

I tak w kółko

Tak to jest. Co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz. Zima to zima. Ciężko. Ale jednak po ciemnej zimie przyjdzie światło. Póki zaś trwa noc, żyjmy nadzieją, dopasujmy się do cyklu i będzie dobrze.

Joanna Zaguła


26 SMAKI

Zima, jak wiadomo, nie należy do najprzyjemniejszych A więc gdy księżyca ubywa, zdrowsze są świeżo zebrane sałaty okresów w roku. Radosne śmiechy na ślizgawce, popijanie i kapusty. W kolejnej fazie warto zaś wykopać marchewki, grzanego wina na spacerze, czy oglądanie padającego za oknem pietruszki lub brukiew. I stosować je w kuchni. Przykład? śniegu zdarzają się nadzwyczaj rzadko. Zima to raczej ciągłe Po nowiu jemy kapustę włoską pieczoną z oliwą i solą morską ciemności i sezonowe obniżenie nastroju, przemoknięte buty oraz do roślinnego bulionu z grzybami i kaszą gryczaną dorzucai nieustanna pogoń – a to za prezentami, a to za realizacją my jarmuż. A po pełni jedziemy na targ po kolorowe marchewki, celów rocznych... Co roku dziwimy się, że o 16 jest ciemno. topinambur, pasternak i pietruszkę. Tych korzeni jest tyle rodzaGdybym dostawała 5 zł za każdym razem, gdy ktoś mnie uraczy jów, że wystarczy je upiec z wędzoną papryką i podać z jajkiem tym bystrym spostrzeżeniem, uzbierałabym pokaźną świąteczną sadzonym, żeby mieć pyszny obiad. premię. Sama zresztą łatwo wpadam w schemat narzekania na to, że ta nasza zima „taka zła”. Nie będę zaprzeczać, łatwo nie jest. Ale Cykl polega też na tym, że gdy coś się kończy, coś innego się zaczywiecie co? Każdy kolejny zimowy dzień przybliża nas do wiosny. na. W kuchni to koncept niezwykle opłacalny, niemal perpetuum Nic nie trwa wiecznie, nawet najczarniejsza noc. Zanurzamy się mobile. Działa tak np. kombucha. Na początek potrzebna bęw tę ciemność tylko po to, by w jej przełomowym momencie dzie pewna inwestycja – w kombuchowy grzybek. Znajdziecie zacząć celebrować powrót światła do naszego życia. Zamiast go bez problemu w internecie. A potem trzeba o niego dbać, koncentrować się na tym, co teraz, wolę myśleć o tym, że żyjemy by już właściwie do końca życia mieć kolejne grzybki i jeszcze w cyklu, który nie ma początku ani końca. Bez sensu szukać więcej grzybków... Przechowujemy go w tzw. „hotelu” - czyw nim celu (nawet jeśli bardzo fajne jest wytyczanie sobie po- li osłodzonej herbacie. A gdy chcemy go użyć do zrobienia napoju, stanowień noworocznych). Lepiej rzucić się w ten wir, dać się przygotowujemy świeżą, bardzo słodką herbatę, przelewamy nieść cyklowi pór roku, pozwalać na to, by na nas działały i nie do wyparzonego słoika i dodajemy grzybek. Po około dwóch próbować na siłę tego zmieniać. tygodniach herbata zrobi się kwaśna, a na powierzchni wykształci się nowy grzybkowy dysk. Stosujemy go do kolejnej kombuchy To naturalne, że zimą mamy mniej energii, że potrzebujemy albo dzielimy nim się ze znajomymi. Starego używa się jeszcze czasem więcej ciężkiego i słodkiego jedzenia. Urządzanie kilka razy, dopóki nie ściemnieje. Kwaśną kombuchę można też sobie festiwalu wyrzutów za każdym razem, gdy zdarzy nam poddać drugiej fermentacji – z owocami, już w butelkach. W ten się zjeść coś po godzinie 21 czy usilne próby przekonania siebie, sposób dodacie im smaku i bąbelków. Zależnie od słodyczy owoże mamy siłę uczestniczyć w życiu społecznym, nie zawsze ców trwa to 3 do 7 dni. Codziennie trzeba upuszczać gazu z zakorpomagają zdrowiu psychicznemu. Nie, nie będę Was jednak kowanych butelek. A kiedy płyn pieni się już mocno, przecedzamy, namawiać do picia „kakałka” pod kocem. Myślę, że większość zamykamy i wstawiamy napój do lodówki. Warto się za to zabrać, osób wpadła już na to, iż istnieje taka opcja. Chciałabym jednak bo kombucha świetnie wspiera naturalną odporność organizmu! zachęcić do eksplorowania idei cyklu. Pierwszą intuicją byłoby dostrojenie się do naturalnego cyklu przyrody. Wiadomo, że Podobnie sprytne będzie nastawienie własnego zakwasu. zdrowiej, taniej i smaczniej jest jeść to, na co teraz mamy sezon. Dobrze przygotowany i dokarmiany posłuży Wam latami. Dla przypomnienia: nie będą to pomidory, a raczej warzywa ko- Przepisów na zakwasy jest sporo, można w nich wykorzystywać rzeniowe, brukselka, kapusta, cytrusy i jabłka, orzechy i suszone różne mąki. Nie będę więc podawać jednego uniwersalnego. owoce oraz grzyby. Wolałabym za to przypomnieć, że zakwas to nie tylko chleb. Coraz bardziej znana staje się też pizza na zakwasie, ze wspaAle ciekawiej będzie pójść o krok dalej, za inspiracją szefa Mau- niałym lekko kwaskowatym posmakiem. Niezwykle ciekawym ro Colagreco z restauracji Mirazur – uznanej obecnie za najlepszą trendem są jednak słodkie wypieki na zakwasie. Schowajcie na świecie. W czasie pandemicznego lockdownu opracował proszek do pieczenia i sodę. Czas na brownie, biszkopciki i tarty on menu, oparte na zasadach biodynamicznych. Mówi Wam na zakwasie. Całe mnóstwo pomysłów znajdziecie na Instagrato coś? Może, jeśli zajmujecie się ekologicznym ogrodnictwem. mie nowojorskiej cukierniczki Caroline Schiff. Bowiem to zbiór zasad obowiązujących raczej w hodowli i pielęgnacji roślin, opartych na wpływie faz Księżyca na Ziemię. Na koniec zaś krótka przypominajka: jeśli coś jeszcze krąży To żadna astrologia, raczej zależność, która daje nam np. wokół nas i potrafi się nieustannie powielać, to jest to karma. przypływy i odpływy morza. Tak samo w ogrodzie – kiedy Albo dobro, czy jak tam kto woli. Jedzeniem można też trochę księżyca przybywa, w ziemi kumuluje się energia, która wspoma- dobrego zdziałać. Po pierwsze – zamiast marnować, lepiej odga wzrost korzeni, osiąga apogeum w czasie pełni, a gdy go ubywa, dać je potrzebującym. Pomogą w tym instytucje jadłodzielni, energia skupia się raczej w łodygach i liściach. Kto chce więcej które znajdują się w wielu miastach. Warto dzielić się jednak informacji o naturalnym ogrodnictwie? Odsyłam do profilu Se- nie tylko tym, czego mamy za dużo, ale też wszystkim, co warbastiana Kulisa („Roślinne porady”). tościowe. Przekazać potrzebującym jakościowe i smaczne

27

jedzenie za pomocą organizacji takich jak: Senior w Koronie czy banki żywności. Pamiętajmy też o czworonożnych braciach i ich potrzebach. Lokalne schroniska oraz instytucje takie jak: Fundacja Viva!, Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt, Fundacja S.O.S. dla Zwierząt dzięki Waszemu wsparciu mogą zapewnić im zdrowie i jedzenie. I wtedy będzie nam wszystkim lepiej tej zimy. Joanna Zaguła


28 SMAKI

Czy mnie jeszcze pamiętasz?

Lubię robić na przekór. I w chwili, gdy na przełomie roku większość będzie podążać za nowymi trendami na 2022 – modami, obowiązkowymi „nowymi” rytuałami – ja przekornie napiszę o produktach zapomnianych i w kulinarnej niełasce.

Ola Czapla-Oslislo


30 SMAKI

Na początek przyznam: nie wiem, dlaczego ich nie ma. Dlaczego nie królują w menu licznych restauracji i w bistrach, dlaczego nie zalegają na straganach i nie znikają jak truskawki w sezonie? Owszem, są domy, w których obejść się bez nich nie można, ale to wyjątki. To nie jest coś, co przychodzi na myśl zaraz po wypiciu porannej kawy. Zapytałam o zapomniane produkty kulinarne ponad setkę osób – przeczytajcie, co oni i ja wydobyliśmy wspólnie z niepamięci. Agrest – na palcach jednej ręki mogę wyliczyć cukiernie,

gdzie w sezonie trafia się tort agrestowy lub ciasto z agrestem pod kruszonką. A to przecież król tak wielu ogródków! Nie wspominając o czasach, gdy jako kwaśny owoc był w Polsce niczym żurawina dla Szwedów – kurczaki, kapłony lub cielęcinę podawano w agrestowej potrawce, dodawano go też do bigosu oraz dań z ryb czy do raków. A dziś co? Czasem tylko u mamy pływa w domowym kompocie…

31

czy obiadowego puree, a nawet stanie się smaczną frytką. Słodki i jednocześnie orzechowy – toż przecież rarytas nie tylko dla chefów! I znów powstaje pytanie: czemu np. bataty robią furorę, a pasternaki już nie? Patison – a to już prawdziwa zagadka: dlaczego jesienią rzucamy się na dynię, a omijamy kosmicznego w kształcie i pięknego patisona? Te w zalewie octowej zalegają na najniższych półkach i dogorywają potem niechciane na stole podczas rodzinnych imienin (jeśli mają szczęście). O świeżych już nie wspomnę! Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, że to się je bez piklowania? Tak! Patisony są smaczne i wzorowo niskokaloryczne, a do tego młode owoce, które można jeść ze skórką, świetnie nadają się na zdrową przekąskę między posiłkami. Szkoda, że nikt o tym nie wie… Pumpernikiel – choć wszyscy biorą udział w globalnych

ka szamponów i odżywek (a i tu ze względu na charakterystyczny zapach bywa w niełasce). Genialna kuzynka rzodkiewki wpisana na listę 10 najzdrowszych polskich warzyw. Ma przecież charakter równy imbirowi! Świeża starta z marchewką i śmietaną jest idealną surówką, a znam takich, co bez kompleksów wkładają ją do domowego sushi i zachwycają gości zamiennikiem japońskiej marynowanej rzepy daikon.

rewolucjach kuchennych na temat chleba (tak, już wiemy, że nie taki gluten straszny jak nam wmawiano, a i hodowanie zakwasu nie takie trudne jak zadania tekstowe z matematyki), to on wciąż nie może się przebić na górne półki. Kochały go nasze babcie za to, że był sycący, pożywny i długo wilgotny. W składzie ma przecież razową mąkę żytnią oraz kwintesencję chleba – zakwas żytni. Poza tym zawiera zamiennie ciemną melasę, miód albo ekstrakt z jabłek. Czy taka kromka nie lepsza od porannych drożdżówek?

Grysik – postrach o konsystencji ciapy. I o ile inne kasze

Szprotki – mogę się jedynie domyślać, że przegrały niestety

Czarna rzepa – niesłusznie zdegradowana do roli składni-

wróciły na podium i zamiast włoskiego risotto robimy dumnie kaszotto na pęczaku, a gryczana zawsze znajdzie miejsce przy gulaszu, to kasza manna leży i czeka na lepsze czasy. A przecież jest tak bogata m.in. w jod, że nie ma sobie równych. Do tego może być alternatywą do pełnych tłuszczu i cukru deserów, tylko trzeba dać jej szansę. Mortadela – jak my, mistrzowie kiełbas mogliśmy do tego dopuścić? W Bolonii jest jak królowa, a u nas zupełnie zniknęła z salonów lub stawiana jest na równi z parówkami. Może trzeba odczekać, aż znikną w narodzie wspomnienia, gdy udawała w kryzysowych czasach schabowego i obsmażana w panierce trafiała na talerz w charakterze taniego zamiennika? Jako ta objadająca się przy możliwej okazji włoską mortadelą z pistacjami, czekam na dorównujący jakością polski odpowiednik z orzechami laskowymi i borowikami zamiast włoskich trufli. Pasternak – korzeń pasternaku choć podobny do pie-

truszki, to ma wszystko bardziej: bo większy i bardziej miękki, bardziej słodki i pełno w nim witamin z grupy B. To warzywny kameleon – zamieni się bez trudu w składnik deserów jak i w ingrediencję do wege pasztetu, placków,

z naszym lenistwem. Bo kto z młodych dziś będzie wydłubywał rybie mięso z morza ości? A właśnie, że nie! Szproty są łatwiejsze w obsłudze niż nam się wydaje. I do tego smakują bosko, nie tylko jako wędzone. Mam nadzieję, że wrócą do łask i będziemy je znów przyrządzać z dumą jak Lizbończycy, którzy je grillują albo jak Neapolitańczycy, którzy pieką je ekspresowo na blaszkach i popijają białym winem. Jestem ciekawa, co wy dopisalibyście do listy. Po cichu liczę też na to, że może po lekturze, ktoś podczas zakupów niebawem wrzuci swój dawno zapomniany produkt do koszyka. Może właśnie w ten sposób obudzicie jakieś cudowne wspomnienia z dzieciństwa, młodości? Ola Czapla-Oslislo Recenzentka kulinarna i autorka bloga Ostryga



34 Edukacja / Dziecko / Rodzina

35

5 kluczowych informacji o tym, jak się przekonać

Zauważmy, jak często pada ten zwrot: „potrzebuję się przekonać”. Przypominacie już sobie?

Magdalena Michalak


36 Edukacja / Dziecko / Rodzina

37

Przekonania to innymi słowy mapa naszego wewnętrznego świata, po której się poruszamy. Przekonania kluczowe stanowią rodzaj filtru, na podstawie którego interpretujemy rzeczywistość, podejmujemy decyzje, budujemy system wartości, czy hierarchię potrzeb. Powstają do około 7 roku życia, kiedy w większości nasz mózg funkcjonuje na falach theta, występujących także podczas półsnu czy hipnozy. A zatem, zanim wykształcimy umiejętność krytycznego myślenia, analizowania i wnioskowania logicznego, ich treść przyjmujemy automatycznie jako dogmat, pewną prawdę o świecie lub o nas samych. Wszystko to, co uważamy na jakiś temat, według nas takie jest albo takie się staje. W końcu… skoro już coś myślimy na dany temat, to trudno może być czasem „przekonać się”, że bywa inaczej. Zauważmy, jak często pada ten zwrot: „potrzebuję się przekonać”. Przypominacie już sobie? Chodzi nam wtedy dokładnie o to, że potrzebujemy nowego doświadczenia, innej perspektywy, aby zmienić swoje zdanie. To szczególnie ważne kwestie dla dorosłych, by lepiej zrozumieć siebie i mieć możliwość zmiany pewnych schematów. Jest to także istotne, gdy planujemy zostać lub już jesteśmy rodzicami. Jakie są przekonania? Jak je zauważać? Czy da się je zmienić? Ograniczające (sabotujące, powstrzymujące, blokujące). Zdarzają się wtedy, gdy to, co uważamy na temat czegokolwiek, wpływa na nasze życie w zdecydowanie negatywny sposób. Kiedy się poddajemy albo nawet nie próbujemy, bo przecież i tak się nie uda. Albo jeżeli wierzymy w to, że „nikomu nie można ufać”, „relacje z innymi są trudne” lub „jesteś za stary/a”.

Samoograniczające przekonania mogą powstać na podstawie różnych trudnych doświadczeń życiowych, także tego, co słyszymy od osób z naszego otoczenia (choć często, paradoksalnie, najbliżsi mają dobre intencje wobec nas). Jeśli ktoś marzy o założeniu firmy, a w odpowiedzi na podzielenie się swoim planem słyszy: „To fatalny pomysł w dzisiejszych, niepewnych czasach. Tylko etat zapewni ci spokój, bezpieczną pensję i ubezpieczenie. Wychodzisz i się nie martwisz”. Należy tu jednak pamiętać, że taki komunikat jest jedynie perspektywą osoby, która go wypowiada. Nie najwyższą prawdą na temat własnego biznesu. Wygodne, kiedy pełnią funkcję wytłumaczenia się lub pew-

nego rodzaju wymówki. Zapewne wtedy usłyszymy: – „Grzeczne dziewczynki robią, co się każe”, „to niemiłe, mówić,

co ci się nie podoba” ‒ przez co prawdopodobnie nie stawiasz granic lub możesz mieć trudność z asertywnością. – „Nie płacz jak baba” ‒ kiedy ktoś sam nie może znieść czyjegoś smutku, nie wie, jak zareagować na łzy. Albo gdy nie akceptuje trudnych emocji, bo ma przekonanie, że ich wyrażanie to „słabość”. – „Zostałem/am w nieszczęśliwym związku dla dobra dzieci” ‒ raczej dla siebie, swojej wygody i obawy przed procesem rozwodowym, zmianami, opiniami innych ludzi. – „Dbasz o siebie, jesteś egoistą” ‒ kiedy ktoś chciałby tak jak Wy umieć być dla siebie ważny, dbać o siebie i swoje potrzeby. Ponieważ nie potrafi tego zrobić, wyleje całą swoją złość, przy okazji deprymując adresata. – „Na terapię chodzą tylko ci, którzy mają problem ze sobą” – to tak, jakby ktoś nie wprost komunikował, że obawia się pracy nad sobą, bo to dla niego wydaje się być naprawdę trudne, wymagałoby odwagi, poczucia emocji, które łatwej jest wypierać. Zastanówcie się, na ile Wasze zachowanie jest zgodne z Wami, a na ile Wasze kluczowe przekonania zniekształcają je. Pomyślcie, jakie przekonania zostały z Wami i wpływają na Wasze wybory oraz reakcje. Wspierające, czyli te, które pomagają nam w życiu. To wszystkie przekonania sprawiające, że mamy motywację, działamy, czujemy się dobrze. Jeśli sporo ich dotyczy nas samych, możemy cieszyć się poczuciem własnej wartości. Są też paliwem do realizowania się, tworzenia, rozwoju, spokoju i szczęścia. Od nich może zależeć chociażby to, czy realizujemy cele. Mniejsze znaczenie ma, jaki jest cel, kluczowe ‒ czy wierzymy, że to możliwe dla nas do osiągnięcia. Z pewnością słyszeliście, że „to, co wewnątrz to i zewnątrz”. Sprawdźcie swoje przekonania wspierające: Dbam o własne potrzeby Jestem dla siebie ważny/a Lubię swoje ciało Moja praca daje mi satysfakcję Kiedy coś postanowię, trzymam się tego Moje zdanie jest szanowane Mogę mówić, co mi nie odpowiada Jestem wystarczający/a Doceniam swoje osiągnięcia Nic nie powstrzymuje mnie przed życiem, jakiego pragnę

że nie dbacie o swoje zdrowie, pomimo iż ruszacie się, stosujecie bogatą dietę itd. Taka refleksja mogłaby nakłonić do zakupu suplementów. Kiedy pomyślimy o tym przez chwilę, zauważymy, jak często „bierzemy” pewne informacje za pewne, mimo że niekoniecznie tak jest. I nie chodzi mi wcale o to, czy suplementy są dobre czy nie, ale o to, co na podstawie tej informacji możemy pomyśleć o sobie i dbałości o zdrowie własne lub rodziny. To też znane Wam na pewno: „co ludzie powiedzą”, „to nie wypada” i inne stereotypowe myślenie. Często wydaje nam się ono być tak oczywiste i prawdziwe, że nie zastanawiamy się, czy takie opinie mają według nas sens. Zasłyszane przekonania mogą mieć też wpływ poprzez emocję lęku i obawę przed odrzuceniem. Konkretne, zwłaszcza przekonania dotyczące finansów. Choć świadomie możemy nie do końca mieć wiedzę o tym, jakie one są, głębiej na poziomie nieświadomym są ustanowione bardzo dokładnie. To te przekonania tworzą swego rodzaju standardy. Jasno i klarownie wskazują pewne wartości. Dla przykładu, w zwykłej rozmowie pada stwierdzenie: „chciałabym dużo zarabiać”. Zwykle raczej nie zwracamy uwagi na to, co właściwie ono oznacza. „Dużo” to znaczy 7000 zł czy raczej 20 000 zł? Na potrzeby „ćwiczenia” możecie wstawić dwie dowolne kwoty, jakie przyjdą Wam do głowy. Zobaczcie, poczujcie, która liczba jest Wam bliższa, kiedy o niej myślicie. To pokaże, że nieświadomie mamy zakodowane pewne przekonania ‒ ile to jest dużo pieniędzy, co to znaczy być dobrym rodzicem, mężem, żoną, człowiekiem itd. Bez względu na to, jakich obszarów dotyczą przekonania, możecie być pewni, że da się je zmienić.

Zmiana przekonań, schematu postępowania realnie wpłynie na zmianę Waszego życia. Wiecie też, że nie ma ani dobrych, ani złych przekonań. Pierwszy krok do zmiany to dokonanie wglądu w siebie i autorefleksja. Spróbujcie uświadomić sobie, jakie jest źródło sabotujących Was przekonań. Zastanówcie się, które z Waszych opinii o sobie są poparte dowodami, a które to tylko założenia lub inne irracjonalne myśli.

I jak? Jest nad czym popracować? Zasłyszane, czyli przekonania, na jakie panuje moda,

często powtarzane bez refleksji. Bazujące na generalizacjach, np.: „wszyscy, którzy dbają o zdrowie, regularnie przyjmują suplementy” ‒ co sugeruje, że jeżeli tego nie robicie, to oznacza,

Magdalena Michalak | Life & Family Mentor | www.savoir7.pl


38 SPORT / MOTYWACJA

Czas odzyskać spokój Magda Bajer

39

Zaczęło się jakiś czas temu. Miałam poczucie, że od wielu miesięcy wciąż biegnę. Do tej pory postrzegałam ten pęd jako część mojej pracy, więc tak ma być, biec muszę. Tony przepływających przez moje oczy i mózg informacji, telefon wciąż w ręce albo w kieszeni, napływające maile, wiadomości, spotkania, zajęcia, wyjazdy. Do utraty tchu, coraz więcej zadań, coraz mniej czasu.

Bywa, że coś naprawdę dociera do nas dopiero wtedy, gdy powiemy o tym głośno. A ja powiedziałam sobie, że chyba przegięłam i to doprowadziło mnie do zaskakującej autorefleksji.

Z racji mojej wielkiej miłości do jogi i związanej z nią filozofii, a nawet stylu życia w tym całym zamęcie staram się dbać o to, by jeść zdrowo, spać wystarczająco. Sporo się ruszam, korzystam z dobrodziejstw terapii manualnych. Myślę, że to wystarczy, by poradzić sobie ze stresem i czasami niekończącą się listą zadań. Kocham to, co robię, ale jednak często towarzyszy mi zmęczenie, mój umysł pracuje bez wytchnienia na najwyższych obrotach. Zamykam oczy i czuję, jakby mózg mi pulsował, nawet w medytacji często dopada mnie jakiś dziwny niepokój. Zaczęłam uświadamiać sobie, że coś jest nie tak dopiero na pierwszym w tym roku dłuższym urlopie. Zabrałam ze sobą grubą książkę i szybko okazało się, że przez kilka dni po prostu nie wiedziałam, co czytam! Nie mogłam skupić uwagi na jednej czynności. Wpatrywałam się w ocean, ale w głowie w tym samym czasie kłębiły się tysiące myśli. Co chwilę łapałam się na tym, że bezwiednie sięgam po telefon, sprawdzam maile, wiadomości i bez końca scrolluję pełne informacji i obrazów ściany mediów społecznościowych. Coś mnie uderzyło w tej niemocy, w tym odruchu i zaczęłam się zastanawiać. Wiecie, jak to jest. Szewc bez butów chodzi. Straciłam czujność i mimo technik medytacyjnych oraz oddechowych, które są mi znane i którymi dzielę się z innymi, mimo towarzyszącej mi praktyki jogi wpadłam w jakiś odrażający nałóg, który nagle (jak to mają do siebie nałogi) zaczął mieć realny wpływ na jakość mojego życia, postrzegania świata i samej siebie. Drugi tydzień wakacji spędziłam w wodzie, surfując, a to oznaczało, że przez większość dnia nie miałam dostępu do telefonu. Eureka! Dotarło do mnie. Nagle poczułam zapomnianą już trochę przestrzeń w głowie i spokój. Ale przyjemne uczucie! Po nitce do kłębka, postawiłam więc sobie diagnozę: przebodźcowanie. Osiągnęłam swój limit. Zatraciłam się w niebieskim ekranie. Moje oczy, mój umysł, moja dusza zaczęły się buntować i powiedziały „dość”. Sama sobie zgotowałam ten los i zajęło mi sporo czasu, żeby to odkryć. Serio, nie spodziewałam się tego. Przecież jestem świadomą istotą i wiem, co dla mnie dobre. To zjawisko przestymulowania dopadło mnie podstępem. Odkładam telefon, wyłączam powiadomienia i myślę. Staram się dotrzeć do sedna, do tego, jak zbalansować życie. Bo nie chodzi przecież o to, by przestać korzystać z dobrodziejstw, jakie oferuje nam technologia, łatwy i szybki dostęp do informacji czy

swoboda w kontakcie z innymi ludźmi. I szybko orientuję się, że przestymulowanie dotyczy wielu z nas. To chyba coraz bardziej powszechny problem. Czym w ogóle jest przebodźcowanie? Jaki ma ono wpływ na jakość życia, relacji, na zdrowie? Każdego dnia, przeciętnie doświadczamy około 70 tysięcy myśli. Do naszych mózgów dociera ponad 100 tys. słów na dobę. Tak, nasz mózg jest plastyczny, działa jak urządzenie pamięci masowej, ale co za tym idzie, ta pojemność też się gdzieś kiedyś kończy, ten dysk może się przegrzać. Jeszcze kilkanaście lat temu zjawisko przebodźcowania praktycznie nie istniało. Dziś bardzo często może ono skutkować pogarszającym się samopoczuciem, bezsennością, ciągłym rozdrażnieniem, przygnębieniem, czy brakiem umiejętności skupiania uwagi. Współczesny człowiek przeciętnie w ciągu kilkudziesięciu minut przyjmuje nierzadko taką ilość bodźców, jak kiedyś przez cały rok. Trochę to przerażające, ale fajnie, że przynajmniej już o tym wiem. Teraz mogę zadziałać i powoli pozwolić sobie powrócić do równowagi. Moje życie zawodowe w dużej mierze opiera się na pracy z mediami społecznościowymi, więc czas najwyższy zdefiniować kierunek i cel swojej pracy na nowo. Fajnie, że jest jesień, a potem zima. Dostrojenie się do cyklu natury pokazuje mi, że ja też mogę zwolnić i pozwolić sobie na chwile realnej ciszy. Zamieniam w swojej świadomości tłumaczenie FOMO: „FEAR of missing out” na: „FUN of missing out” i jest mi z tym coraz lepiej. No i fajnie, że mam jogę. Bo tak sobie myślę, że to właśnie ona dała mi umiejętność świadomej obserwacji swojego ciała, czułego kontaktu z samą sobą, pomogła mi dostrzec te subtelne sygnały, nawet w ciągłym biegu. Z mocnym postanowieniem świadomego ograniczania ekspozycji na bodźce ślę do Was życzenia umiejętności odnajdywania spokoju i równowagi w tym, co kochacie.

Magda Bajer | www.supfit.pl


40 WYWIAD

41

Śląsk miał zawsze szczęście do architektów O jednym najciekawszych i najgorętszych ostatnio projektów jakim jest chorzowska Villa Reden, o fascynacji bezkompromisowym azjatyckim podejściem do kształtowania przestrzeni, o rozmowach na górskim szlaku z dziadkiem Aleksandrem Frantą, które zasiały ziarno zainteresowania architekturą, o najbardziej niezwykłym miejscu w naszym regionie, czyli Parku Śląskim, oraz o zmianach w projektowaniu, wywołanych pandemią rozmawiamy z Maciejem Frantą – architektem i założycielem Franta Group, katowickiej pracowni architektonicznej.

Rozmawiała Sabina Borszcz

Projekt Żorro, Żory


42

43 Villa Reden to od jakiegoś czasu gorący temat. Ile to już nominacji i ile nagród zdobył Pan za ten projekt?

Nie liczymy, bo zajmujemy się następnymi projektami, ale nominacji było około 8–10, a nagród kilka. Zwycięstwa w takich jak: DNA Paris Design Awards 2021, Architecture Masterprize 2021, Iconic Awards 2021, World Design Awards 2021, European Property Awards 2021, nominacje m.in. w Design Studio Mag 2021, Design et al 2021, finalista Plan Awards 2021, czy naszych lokalnych – Najlepsza Przestrzeń Publiczna woj. śląskiego 2021 oraz Architektura Roku woj. śląskiego i parę innych nominacji. Czekamy jeszcze z niecierpliwością na wyniki Eurasian Prize 2021 – jesteśmy w finale i jeśli tam udałoby się coś wygrać, byłoby super, bo to 16. edycja bardzo referencyjnego konkursu, z jury składającym się z największych nazwisk światowej architektury i wygrywając tam nagrodę lub wyróżnienie, budynek staje się rzeczywiście najlepszym w Europie i Azji. A dlaczego ten projekt jest taki wyjątkowy?

Niełatwo stwierdzić to jednoznacznie. Każdy ma swoją ocenę. Mnie jako autorowi najtrudniej o tym mówić, bo bardzo trudno ocenić obiektywnie swoją pracę. Myślę jednak, że z całą pewnością jest nietypowy, co już wzbudza emocje, a jego założenia bardzo odbiegają od pewnego standardu projektowania mieszkaniówki. Proszę opowiedzieć o historii tego miejsca.

Być może opowieść o lokalizacji będzie znaczną częścią odpowiedzi na poprzednie pytanie. Lokalizacja jest bardzo wyjątkowa, bo to brama wejściowa do Parku Redena, który z kolei prowadzi bezpośrednio do Parku Śląskiego, a sam budynek osadzony został w bujnych koronach starych parkowych drzew. Budynki w bezpośrednim sąsiedztwie są również wyjątkowe – zabytkowy kościółek z czarnego gontu, betonowy zbiornik na wodę, klinkierowy Dworek Parkowy, czy tynkowane proste budynki z lat 70. oraz kożuch zieleni tworzą niezwykle zróżnicowane sąsiedztwo, więc ta nasza organiczna forma Villi, jako nietypowość i odmienność, świetnie pasuje do otoczenia. Czym kieruje się Pan przy projektowaniu? Jest jakaś myśl przewodnia, zasada, reguła?

Villa Reden w Chorzowie

Staramy się, aby każdy projekt był pewnego rodzaju podróżą wzdłuż jednej wyrazistej myśli i rozwijał się konsekwentnie zgodnie z jej tropem. Kiedy już wiemy w pracowni, że pewne skojarzenia i nastroje nam pasują, staramy się przelać je na realia funkcjonalne, nie zapominając o interesie inwestora. Zazwyczaj też staramy się, aby projekt odpowiadał swoim pomysłem i rozwiązaniem na podstawowe pytania, takie jak np.: po co to robimy? Nasza pracownia wywodzi się od


44

45 Villa Reden w Chorzowie

oszczędnych inwestorów, stąd też w nawyk weszły nam sposoby pracy, które przy prostych środkach dają możliwie dobre efekty. A w jaki sposób czerpie Pan z rodzinnych tradycji i jakie są Pana inspiracje?

Nie wszystko musi być „zainspirowane”. Wydaje mi się, że ciągła obserwacja i próba odpowiedzi na najważniejsze pytania w danej lokalizacji to równie dobra droga do dobrego projektu – tu nie ma reguły. Często skojarzenie miejsca z czymś abstrakcyjnym pozwala na dopowiedzenie reszty tej opowieści o miejscu. Rodzinnie oczywiście czerpałem zawsze, czy tego chciałem, czy nie, bo moja najbliższa rodzina (ale nie tylko najbliższa) to sami architekci. Jednak nie nazwałbym tej relacji jako coś nachalnego. Raczej dopiero po wyborze studiów zacząłem na poważnie interesować się architekturą ‒ przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Teraz postrzegam to trochę inaczej. Czyli jak?

Dziecko albo osoba bardzo młoda myśli inaczej niż dorosły ‒ zazwyczaj nie interesuje się jakąś dziedziną wprost, tak jak dorosły człowiek, jej umysł nie klasyfikuje architektury jako szczegółowego obszaru studiów, który w sposób zdeklarowany analizuje. W moim przypadku i myślę, że często tak się dzieje, to zainteresowanie architekturą budowało się gdzieś obok poza moją świadomością. Oczywiście na pewno rozmowy w domu czy wizyty w pracowni rodziców oswajały mnie automatycznie z tą tematyką. Ale myślę, że to raczej przekaz podprogowy, realizowany świadomie lub nie przez mojego dziadka (Aleksandra Frantę) podczas spędzania wspólnie czasu, a także rozmowy na szlaku w górach o proporcjach pejzażu zasiały gdzieś ziarno zainteresowania, którego wzrostu nie dostrzegałem, a wręcz negowałem do czasu wyboru studiów. Teraz wiem, że ten początek był dużo wcześniej i trwał całe moje życie. A jak ocenia Pan współczesną architekturę na Śląsku?

Różnie. Śląsk miał zawsze duże szczęście do architektów. Tak było w poprzednich pokoleniach, tak jest i teraz. Można bez pychy uznać, że to miejsce z najciekawszymi pracowniami w Polsce. Chyba zawsze tak było i mam nadzieję, że tak zostanie. Z jednej więc strony doceniam moc twórczo-intelektualną śląskich projektantów, z drugiej jednak obserwujemy coś zupełnie kontrastowego, jak np. niektóre inwestycje miejskie o dużej skali rozstrzygane bez konkursów, najtańszym projektem. Nie współgra to niestety z możliwościami i szkoda, że decydenci zamiast wykorzystać ten niezwykły potencjał, trochę go zaprzepaszczają.


46 WYWIAD Pana ulubiony historyczny lub współczesny obiekt architektoniczny na Śląsku?

Mam bardzo wiele miłości odpowiadających na to pytanie i chyba nie potrafiłbym wybrać jednej :). Tu powstawało w różnych okresach bardzo dużo dobrych budynków i nie tylko budynków. Najwięcej emocji i uznania wiąże mnie nie z budynkiem, a z innym obiektem – Parkiem Śląskim. To chyba najbardziej niezwykłe miejsce na Śląsku i bardzo ważne, a dla mnie w szczególności, bo oprócz mojej oceny zawodowej mam też tą wewnętrzną, gdyż większość życia mieszkałem tuż przy nim. A jakiś zagraniczny przykład dobrej architektury?

O budynkach zapewne mógłbym mówić długo, ale to niekoniecznie największa inspiracja, jaką dostrzegam i jaka mnie interesuje w zagranicznych realizacjach. Bardzo fascynuje mnie działanie w obszarze wielkich projektów i wielkich przekształceń, czyli takie bezkompromisowe podejście do kształtowania przestrzeni, spotykane w Azji. Często postrzegane jest przez kadr europejskich oczu jako aroganckie, gdyż z uwagi na skalę działań i przekształceń bardzo ingeruje w naturę, a tego w naszej części świata się nie rozumie i mocno krytykuje, tymczasem szeroka ingerencja, jak na przykład budowa biurowców na sztucznej wyspie, ale dobrze przygotowana i poprowadzona może wspierać i podkreślać harmonię człowieka z naturą. Co według Pana oznacza pojęcie „zrównoważona architektura”?

Z całą pewnością najprostszą odpowiedzią jest tzw. architektura zielona, ale ja rozumiem ją trochę inaczej niż zastosowanie nowoczesnych technologii i pasywności budynku. W mojej ocenie to nie jest najważniejsze, gdyż cały ten technologiczny hałas i wyścigi „na pasywność” zamgliły ten właściwy powód i odpowiedź na pytanie po co to robimy? Dla mnie architektura zrównoważona to taka, która odpowiada na potrzeby człowieka i użytkownika. Dba o nasze samopoczucie, dostęp światła dziennego oraz natury i pozwala być w jakiejś relacji z otoczeniem; buduje w nas poczucie estetyki i kompozycji, mimo że o tym nie wiemy. I jak piękny obraz w galerii zwraca naszą uwagę, intryguje, chociaż nie wiemy dlaczego. Te wszystkie emocje są człowiekowi potrzebne, tak samo, a nawet bardziej, niż panele fotowoltaiczne na dachu :). Które z projektów zalicza Pan do największych wyzwań w swojej dotychczasowej karierze?

Wszystkie przyszłe.

47 A czy pandemia dotknęła w jakiś sposób branżę architektoniczną?

Maciej Franta

W 2008 roku ukończył Wydział Architektury na Politechnice Krakowskiej, a potem również tam studia doktoranckie, kształcił się także na Wydziale Architektury Uniwersytetu w Knoxville w Tennessee. Od 2010 roku prowadzi pracownię Franta Group. Autor m.in. takich realizacji jak: adaptacja kamienicy na hotel Opera w Tarnowskich Górach, osiedle mieszkaniowe Oswaldów Park, rozbudowa Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie oraz projektów przedszkoli w Krakowie i w Sułkowicach (za to ostatnie otrzymał wyróżnienie w konkursie Nagroda Województwa Małopolskiego im. Stanisława Witkiewicza 2018). Laureat ogólnopolskich i międzynarodowych konkursów. Więcej na www.frantagroup.com

Bardzo, gdyż skierowała nasze myślenie na inne tory. Projektowanie to ciągła zmienna, odpowiedź na zaspokajanie potrzeb człowieka, a te w ostatnich dwóch latach bardzo się zmieniły.

Jakie to zmiany?

Uważam, że zawód architekta to jeden z najbardziej dynamicznych zawodów, jakie istnieją, gdyż nasze zadanie to wynalazczość rozwiązań w obszarze potrzeb funkcjonalnych i estetycznych człowieka. To do nas architektów należy reagowanie na obecne oczekiwania człowieka, a możemy to realizować tylko wyprzedzając myślami przyszłe potrzeby. Zazwyczaj dzieje się to w sposób zrównoważony, w miarę harmonijny i konsekwentny. Pandemia jednak była nie do przewidzenia. Nikt nie spodziewał się, że pewnego dnia (z dnia na dzień) będziemy zmuszeni zmienić swoje przyzwyczajenia i obowiązki, przestaniemy chodzić do pracy, będziemy zachowywać dystans społeczny, używać maseczek itd. To wszystko spowodowało, że zmieniło się wiele obszarów naszego codziennego życia, a to życie odbywa się w projektowanej przez nas architekturze, więc właściwie każdy projekt, który realizujemy, posiada odniesienie do tych ograniczeń, ale też staje się inspiracją do lepszego lub bardziej ukierunkowanego na człowieka projektowania.

Takim przykładem jest projekt naszej pracowni, przy inwestycji apartamentów Vidok w Katowicach, w którym zaproponowaliśmy inwestorowi, aby wyposażyć mieszkania w większe balkony, a właściwie tarasy, gdyż w czasach izolacji mieszkania stają się przestrzenią dużo ważniejszą, niż były dotychczas, a to, co odróżnia je od domu to metraż i dostęp do ogrodu. Stąd pomysł, aby każde mieszkanie stało się namiastką domu z ogrodem, a taras był na tyle duży i ustawny, żeby można było na nim umieścić meble ogrodowe i większą ilość zieleni. I na zakończenie, nad czym pracuje Pan obecnie i jakie ma Pan plany na przyszłość?

Pracujemy intensywnie nad nowymi projektami mieszkaniowymi i hotelowymi. Plany to dalsze próby zaprojektowania czegoś, co sami ocenimy jako dobre lub trudne. Staramy się działać ponadlokalnie. Mamy duże szczęście w ostatnim czasie do ciekawych wyzwań. Plany na przyszłość to dalsza praca ze wspaniałym zespołem architektów, z którym mam olbrzymią przyjemność działać. To bardzo inspirujące i budujące, gdy przychodzi moment, kiedy zespół przewyższa pokładane w nim oczekiwania! Dziękuję za rozmowę.

Projekt Hotel Wisła


48 WYWIAD

49

Projekt Hotel Wisła


50

51

Before/After Jednym z najczęściej słyszanych przez projektantów wnętrz tekstem jest: „tutaj to się chyba nie da nic fajnego zrobić, takie to nieustawne. Tyle razy próbowaliśmy i nigdy nie wychodziło. Mamy już dość tego mieszkania/domu”.

Niezmiernie rzadko taka opinia się potwierdza. W zdecydowanej większości przypadków klienci po prostu nie widzą potencjału ani możliwości danego mieszkania czy domu i wtedy właśnie powinien wkroczyć projektant wnętrz. Sekretem udanej współpracy są otwarte głowy ‒ projektanta, klienta oraz wykonawców. Po przeprowadzeniu analizy potrzeb klienta powstaje projekt, który zawiera wizualizacje, rysunki dla wykonawców oraz specyfikacje. Z takim projektem nawet najtrudniejsze remonty się udają, a biorąc pod uwagę ilość niespodzianek, jakie mogą wystąpić przy remontach starych mieszkań, projektant i zgrana ekipa wykonawców wydają się być nieodzowni. Klienci mają różne życzenia, przeważnie udaje nam się je spełnić: „chciałbym mieć wyspę i kuchnię otwartą na salon” albo „chciałabym mieć w łazience wannę i prysznic”. I „najlepiej schować pralkę”. Poniżej przedstawiam zestawienia zdjęć before/after. Zdjęcia | Dekorialove Anna Laskowska Więcej realizacji na profilu: @Maciejewska Design, na Facebooku i Instagramie, a także na: www.kmaciejewska.pl Zapraszamy na niezobowiązującą rozmowę o Waszym nowym projekcie wnętrza. Czekamy na Was pod numerem telefonu: 502 235 747 Maciejewska Design

Katarzyna Maciejewska

artykuł sponsorowany


52 ARCHITEKTURA

53

Industrialne perły Śląska

Na zdjęciu | Elektrownia Szombierki, fot. Wojciech Radwański / Ra2ński

„Zgodnie z konstytucyjną zasadą zrównoważonego rozwoju należy umożliwić człowiekowi kolejnej epoki poznanie osiągnięć przodków, czyli źródeł własnej tożsamości. Niestety w dobie narastających trudności ekonomicznych i społecznych kwestia ochrony dziedzictwa kulturowego bywa odsuwana na dalszy plan”.

Karolina Frączek


54 ARCHITEKTURA

Słowa profesora Andrzeja Rottermunda – byłego przewodniczącego Polskiego Komitetu do spraw UNESCO – doskonale opisują, jak ważną, a zarazem trudną kwestią jest ochrona zabytków w Polsce. Często, nawet mimo zaangażowania i starań wielu osób, nie udaje się ocalić pomników przeszłości od zapomnienia. Na szczęście są też takie, które dostają nowe życie i odzyskują dawny blask. Poniższy artykuł pokazuje historie dwu śląskich elektrowni. Obie znajdują się na liście zabytków, ale aktualnie tylko jedna z nich otrzymała drugą szansę i świetnie funkcjonuje w nowej dla siebie roli. Architektoniczny majstersztyk z technicznym zacięciem

Na horyzoncie metropolii, na granicy trzech bytomskich dzielnic: Szombierek, Bobrka i Karba majaczą wysokie sylwetki ceglanych kominów. To charakterystyczne elementy Elektrociepłowni Szombierki – monumentalnej industrialnej katedry, która powstała w ostatnim stuleciu XX w. Zaprojektowana przez Emila i Georga Zillmannów uważana jest za perłę architektury przemysłowej, choć niektórzy w jej kształcie dostrzegają także wpływy architektury sakralnej. Elewacja budynku transformatorowni urozmaicona została płaskim portykiem, obejmującym osiem osi oraz pilastry uporządkowane na całej jej wysokości. Okna porte-fenêtre, ułożone w parach pomiędzy pilastrami, nadają budowli barokowy charakter. Usytuowane w dolnych częściach dachu półkoliste okna lunet wiążą się z zastosowaniem w pomieszczeniach sklepień kolebkowych. W kompleksie znajdziemy też trzy wieże: czteroboczną, 60-metrową zegarową oraz węglową – wszystkie pokryte czterospadowym dachem łamanym, wykończonym blachą miedzianą, dodają monumentalnej bryle ekspresji. Nawiązujący do zmodernizowanego baroku XVIII w. zespół został wzniesiony w konstrukcji murowanej z ciemnej cegły. Brak dekoracyjnych ornamentów, a także geometryczne kształty (prostokątne okna i drzwi, pilastry i gzymsy wykreślające kąty proste) czynią budowlę bardziej nowoczesną. Wnętrza zaskakują rozmachem. Który z obiektów przemysłowych może poszczycić się halą maszyn z emporą i okrągło -łukowymi arkadami, przypominającą salę balową? Gdzie znajdziemy noszące znamiona secesji drzwi, okna, balustrady, a nawet oryginalne secesyjne meble? Ta perła posiadająca cechy dzieła sztuki całościowej (tak zwanego Gesamtkunstwerk) została uruchomiona w 1920 r. i działała niemal nieprzerwanie (przechodząc zmiany spowodowane wojną oraz modernizacje i przekształcenia) do roku 2011. Pomysł na zmiany

Pod koniec aktywności zakład otworzył się na sztukę i gościł w swej przestrzeni m.in.: Międzynarodową Konferencję Tańca Współczesnego, Galę Mozartowską, Festiwal

55

Teatromania i Festiwal Sztuki Wysokiej, ale także zawody łucznicze, Galę Boksu, pokazy karate i karczmy piwne. Surowe zakątki elektrociepłowni przyciągały liczne wycieczki pasjonatów techniki i przestrzeni postindustrialnych. Organizowano warsztaty, wystawy plastyczne i fotograficzne, wyczuwało się ducha zmian. W 2010 r. obiekt trafił na listę Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego. W tym samym roku odbyła się w nim Industriada oraz świętowano 90-lecie działalności zakładu. A potem… mimo obietnic ze strony ówczesnych właścicieli, starań miasta i sympatyków kompleksu został on zamknięty. W lutym 2013 r. zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią Elektrociepłownię Szombierki oficjalnie wpisano do rejestru zabytków województwa śląskiego. W ubiegłym stuleciu wypełniona hukiem maszyn i napędzana pracą zastępów ludzi, dziś – cicha i opuszczona. Czy zdana na przychylność włodarzy miasta ma szansę na ocalenie w naszej trudniej rzeczywistości? Motor Saturna

Zgoła odmienny los spotkał Elektrownię w Czeladzi, będącą świadkiem złotego wieku kopalni Saturn. Autorem projektu tego niezwykłego budynku, powstałego w latach 1902–1908, jest Józef Pius Dziekoński, tworzący w duchu historyzmu. Ten ceglany obiekt o rzucie prostokąta z wejściem na osi, zwieńczony charakterystyczną stylizowaną na gotycką wieżą z otworami strzelniczymi, wyróżnia oryginalna architektura i zachowane do dziś detale: gęsto rozmieszczone arkadowe okna ujęte lizenami, fryzy arkadowe i wyrazisty gzyms krenelażowy. Wnętrze przypomina czasy maszyn parowych i pierwszych urządzeń elektrycznych, z których zachowały się do dziś m.in. 8-tonowa suwnica, przetwornice, kompresory, rozdzielnie 2 KV i 5 KV oraz dwie prądnice prądu stałego produkcji firmy Siemens-Halske. Gratką przyciągającą pasjonatów zdecydowanie jest okazały generator „Wanda”, pełniący funkcję bloku energetycznego z silnikiem parowym dwustopniowym i dwucylindrowym, wyprodukowany w 1903 r. Na uwagę zasługują także unikatowe mozaikowe posadzki, wykonane na początku XX w. Elektryzująca artystka

Proces wygaszania pracy kompleksu Saturn zaczął się w 1993 r., ale nie oznaczało to końca dla kopalnianej elektrowni. W 2005 r. z inicjatywy świeżo powstałego Stowarzyszenia Inicjatyw Kulturalnych powołano do życia Galerię Sztuki Współczesnej Elektrownia, która stała się znaczącym miejscem na kulturalnej mapie regionu. Rokrocznie w tej niezwykłej przestrzeni organizowanych jest ponad 15 wystaw indywidualnych i zbiorowych. Można tam podziwiać dorobek twórczy zarówno artystów profesjonalnych, jak i tych zaliczonych do nurtu sztuki naiwnej. W znamienitym

gronie instytucji, z którymi współpracuje galeria, są m.in.: Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach oraz w Krakowie, Instytut Sztuki Uniwersytetu Śląskiego z siedzibą w Cieszynie, czy Związek Polskich Artystów Plastyków w Katowicach. Od 2010 r. obiekt znajduje się na prestiżowej liście Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego. Wielokrotnie doceniany i nagradzany, bierze udział w licznych projektach artystycznych, oferując zwiedzającym kolorową paletę doznań estetycznych. Obecnie funkcjonuje w ramach struktury organizacyjnej Muzeum Saturn w Czeladzi. W pobliżu trwają prace związane z rewitalizacją budynku dawnej cechowni, gdzie powstanie Muzeum Zagłębiowskiego Górnictwa Węglowego. PS Wciąż mamy nadzieję na zwieńczenie historii EC Szombierki happy endem… nadzieja umiera ostatnia! Karolina Frączek Na zdjęciu | Elektrownia Szombierki, fot. Wojciech Radwański / Ra2ński


56 ARCHITEKTURA / WYSTRÓJ WNĘTRZ

57

Tak dużo jak to konieczne, tak mało jak się tylko da

W Montrealu, w okolicy o urokliwej nazwie Little Italy stoi niepozorna kamienica, która kryje w sobie wyjątkowe wnętrze.

Anna Szuba-Białas


58 ARCHITEKTURA / WYSTRÓJ WNĘTRZ

59

Budynek, w którym mieści się bistro Bergsteiger, został zaprojektowany z myślą o tym, by jak najmniej ingerować w krajobraz, którego miał się stać częścią. Nie jest to niczym dziwnym, jeżeli dodamy, że lokal usytuowany jest w samym sercu obszaru wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO – we włoskich Dolomitach, w miejscowości Sexten.

Zarówno rozkład, jak i wystrój bistro są bardzo proste – nie próbują konkurować z otaczającą je przyrodą. W głównej części jadalnej znajduję się bar z ladą i dwie sale do spożywania posiłków. Dzięki obecnym w pomieszczeniu przepierzeniom i niskim ściankom otwarty układ lokalu zyskuje bardziej kameralny i zaciszny charakter.

Bryła obiektu została wbudowana w naturalną pochyłość terenu, która rozciąga się wzdłuż biegnącego obok szlaku turystycznego. W ten sposób widok na pokryte śnieżną pierzyną góry nie został ograniczony przez budynek. Architekci, podążając za wizją skromnej budowli, który subtelnie wpisuje się w zastany kontekst, ograniczyli jej powierzchnię do niezbędnego minimum, dodatkowo ukrywając całe zaplecze gastronomiczne pod ziemią. Widoczna pozostaje tylko część dostępna dla klientów, otoczona szklaną elewacją, która pozwala na cieszenie się pięknem otaczających krajobrazów. W ciepłe dni wysokie okna otwierają się, aby wnętrze kantyny przenikało się z otoczeniem. Wysunięty na południe taras zaprasza do odpoczynku i cieszenia się ostatnimi promieniami słońca po długiej wędrówce. Skośny dach porośnięty zielenią opada w kierunku wejścia do doliny i początkowo można go pomylić z pagórkiem. Dzięki ciekawej aranżacji wnętrza nawet z najdalszego zakątka sali można spoglądać na masywy górskie. W tym celu zróżnicowano poziomy posadzki w pomieszczeniu. Powierzchnie, które znajdują się dalej od szklanej elewacji zostały wyniesione o wysokość kilku stopni ponad te zlokalizowane bliżej niej. Dzięki temu zabiegowi powstaje naturalna widownia, która niczym w teatrze, kieruje wzrok cieszących się posiłkiem turystów na górski spektakl.

Dobór materiałów wykończeniowych w budynku jest inspirowany pobliską zabytkową zabudową. Tynk zastosowany wewnątrz i na zewnątrz oraz okładzina z drewna modrzewiowego, zostały użyte jako współczesna reinterpretacja dawnych motywów dekoracyjnych. Odsłonięte wylewki posadzkowe i tynki przygotowane z lokalnego kamienia i piasku, wykorzystanie kamienia dolomitowego oraz lokalnego drewna do wyposażenia wnętrz, podkreślają związek nowego budynku z jego kontekstem. Nomen est omen: właściciele bistro są potomkami pionierów alpinizmu Michla i Seppa Innerkoflerów. Dokumentacja fotograficzna ich pierwszego wejścia na pobliski szczyt Cima 12 jest częścią wystroju wnętrza. To co definiuje ten projekt, to dialog z kontekstem miejsca i umiar w interwencji architektonicznej. Projektanci zrobili co w ich mocy, by wprowadzona do krajobrazu bryła nie zakłócała ładu i porządku, który od zawsze istniał w górskiej dolinie, oddając hołd temu, czego żaden człowiek nie jest w stanie zaprojektować – dzikiej naturze.

Anna Szuba-Białas

Projekt | Plasma Studio Zdjęcia | Florian Jaenicke via v2com-newswire.com


60

61


62 PODRÓŻE

63

Europa, Luna i dom na kółkach

Na początku powiemy szczerze – nie za bardzo rajcuje nas podróżowanie po Europie. Oczywiście lubimy ją, ale w każdym jej zakątku czujemy się jak w domu.

Lostitalianos


64

65

Z jednej strony to może być plus, ale z drugiej – kiedy uwielbiasz wychodzić ze swojej strefy komfortu i poznawać inne kultury, jest to również minus. Jednak w tym roku z powodu pandemii postanowiliśmy spełnić nasze marzenie o posiadaniu własnego domku na kółkach. Kupiony wcześniej staruszek – prawie 30-letni VWT4 – czekał na nas pod blokiem przez prawie rok. Zaraz po powrocie z Madery zabraliśmy się więc za jego renowację. Do zrobienia było praktycznie wszystko, ale zaczęliśmy od spraw blacharskich i silnikowych. Na przyjemność posiadania sprawnego i niezjedzonego przez rdzę auta wydaliśmy prawie dwa razy więcej niż za sam samochód. Następnie przeszliśmy do nieco milszych spraw. Zaparkowaliśmy naszego busa na podjeździe rodziców Dianki i pojechaliśmy do sklepu z narzędziami i drewnem, żeby nabyć najpotrzebniejsze rzeczy. Przyznamy bez bicia – nie mieliśmy pojęcia, jak się za to zabrać, do czego służą niektóre części, a o istnieniu wkrętów do blachy czy drewna podłogowego dowiedzieliśmy się zdecydowanie za późno. Mimo wszystkich niedogodności, konwersja starego auta na dom na kółkach podobała nam się niezmiernie (no dobra, Marcinowi bardziej). Cała renowacja zajęła nam blisko trzy miesiące. Zamontowaliśmy okno, wentylator dachowy, wymieniliśmy boczne drzwi, zrobiliśmy elektrykę, podłączyliśmy gaz oraz wodę, zabudowaliśmy drewnem cały środek, zbiliśmy z desek łóżko, szafki i blaty, a na koniec pomalowaliśmy go na wybrany przez nas kolor. Po wielu siarczystych przekleństwach, kilkudziesięciu wizytach w Castoramie, groźbach rozwodowych i niespodziewanych przeszkodach – nasz dom na kółkach był gotowy. Na cel pierwszej, testowej podróży wybraliśmy południe Portugalii. Spakowaliśmy swój dobytek, zabraliśmy naszego kotka Lunę i wyruszyliśmy w drogę. Dlaczego akurat wybrzeże Portugalii? Ponieważ jest ona głęboko w naszych sercach. To tam pojechaliśmy po raz pierwszy razem, tam też poczuliśmy, że podróże są tym, co kochamy robić i tam też prawdopodobnie kiedyś zamieszkamy na dłużej niż tylko kilka miesięcy. Żadna tego typu podróż (czyli starym autem) nie może odbyć się bez niespodzianek. Do nas niespodzianka przyszła wręcz bardzo szybko, bo już pierwszego dnia, tuż przy granicy z Niemcami popsuł nam się samochód. Była to pierwsza nocka spędzona w busie i odbyła się ona na podjeździe mechanika, u którego reanimowaliśmy nasz domek. Okazało się, że padł alternator i mały spojler – była to jedyna taka atrakcja, która przytrafiła nam się podczas całej wyprawy! Sporo łez, trochę nerwów i sześćset złotych później mogliśmy ruszać w dalszą drogę.


66

67


68 PODRÓŻE

69

Naszego vana pokochaliśmy od razu za funkcjonalność. Wiadomo – niektóre rozwiązania mogą tylko początkowo wydawać się dobrym pomysłem, który potem okazuje się jedynie wielkim rozczarowaniem. Tutaj na szczęście tak nie było, a komfort podróży sięgnął ostatniego możliwego poziomu! Lunka całkiem dobrze, a wręcz fenomenalnie poczuła klimat tego typu podróży. Dużo czasu spędzała wyglądając przez okno i podziwiając widoki, a kiedy tylko dojeżdżaliśmy na miejsce, szybko próbowała wyskoczyć z samochodu, żeby poznać nową okolicę. Podróżowanie z kotkiem nie jest łatwe, nie jest też dla wszystkich. Nasza Luna to bardzo odważny kot i przejmuje dominację w każdym miejscu, w którym się pojawi. Czuje się bardzo komfortowo w nowym środowisku i w ogóle nie przeszkadzają jej długie podróże. Celem naszej wyprawy była Portugalia, ale jak to z nami bywa – plany zmieniały się na bieżąco. Pierwszym dłuższym przystankiem stała się północna część Hiszpanii, gdzie zobaczyliśmy przepiękne plaże, klify oraz góry. Odwiedziliśmy kilka genialnych miejsc i widzieliśmy ogniste zachody słońca. Oprócz tego zapuściliśmy się nieco w głąb Hiszpanii, aby zobaczyć Las Bardenas Reales. Miejsce to szczególnie robi wrażenie o zachodzie bądź wschodzie słońca. W Hiszpanii w październiku temperatura jest wciąż bardzo przyjemna, na plażach można złapać ostatnie ciepłe promienie słońca, a noce w naszym busie, który nie posiada ogrzewania, były nawet bardziej niż okej. Po ponad tygodniu spędzonym na hiszpańskim wybrzeżu postanowiliśmy pojechać do naszej ukochanej Portugalii. Pierwszy postój zaplanowaliśmy w Porto, a następnie udaliśmy się do Lizbony – ale tylko na chwilkę, ponieważ nasz kotek nie lubi dużych miast. Potem ruszyliśmy na południe tego pięknego kraju. W Portugalii zostaliśmy blisko dwa tygodnie i odkrywaliśmy nowe dla nas miejsca. Naszą ulubioną plażą od tego momentu stała się Praia da Barriga – długa, szeroka, pusta, z obłędnymi zachodami słońca gratis. Zresztą wszystkie plaże na północ od Sagres takie były – totalnie zakochaliśmy się w Costa Vicentina i na pewno zawitamy tam też w przyszłym roku. Dni upływały nam na gotowaniu przysmaków w naszej vanowej kuchni, chodzeniu na spacery z Luną i wygrzewaniu się w promieniach listopadowego słońca. Po blisko 4 tygodniach podróżowania i mieszkania w busie postanowiliśmy wrócić do Polski. Naszym prawie 30-letnim strupkiem pokonaliśmy niemal jedenaście tysięcy kilometrów i oprócz przygody w Zgorzelcu obyło się bez niespodzianek. Dla nas była to kolejna podróż w vanie, jednak pierwsza w swoim własnym – co jest oczywiście spełnieniem marzeń. Podróże tego typu są całkowicie innym przeżyciem – to chyba nawet

bardziej styl życia. Musisz ograniczyć rzeczy do najpotrzebniejszych, ponieważ nie można zagracić niewielkiego wnętrza samochodu. Kolejną rzeczą, której się nauczysz, jest oszczędność zarówno wody, energii, jak i gazu. Nauczysz się też nie spieszyć i doceniać małe momenty. Twoje jedyne problemy to, gdzie następny nocleg, gdzie kolejny prysznic, co dzisiaj na kolację – według nas to bardzo uwalniające. Nam i Lunie taki sposób podróżowania podoba się niezmiernie i z pewnością w następnym sezonie zabierzemy i vana, i kota w nową, tym razem dłuższą, podróż. Diana i Marcin | www.lostitalianos.com


70 PODRÓŻE

71

J jak Jordania

Ten wyjazd był tajemnicą. Ukrywałam swój kolejny cel przed dociekaniami znajomych i rodziny. Bałam się głośno wypowiedzieć nazwę tego kraju w obawie, że podobnie jak w zeszłym roku pandemia znowu uniemożliwi nam wyjazd i do mojego wymarzonego miejsca nie dotrę.

Kamila Ocimek


72 PODRÓŻE

73

Bojąc się rozczarowań, odwlekałam moment układania planu podróży, rezerwowania biletów i noclegów. W końcu założyłam, że na tydzień przed planowaną datą wyjazdu król Abdullah już nic zagrażającego naszej podróży nie wymyśli. Dopiero wtedy kupiliśmy wizy i zaczęła się panika. Trzeba było przecież wszystko szybko zorganizować! Naprawdę odetchnęłam z ulgą i uwierzyłam, że spełnia się moje podróżnicze marzenie, gdy celnik wbił pieczątkę do paszportu i z uśmiechem na twarzy dodał: „Welcome to Jordan”! To samo szczere przywitanie słyszeliśmy potem na każdym kroku i naprawdę czułam się mile widziana. Przepiękna Jordania, wymarzona Jordania przywitała nas gościnnie pitą i solą! Dorzucając do tego nieodłączne falafele, które konsumowaliśmy na potęgę, uzupełniając wszystko humusem. Ale potrzeba nam było sił i energii, gdyż grafik zapowiadał się napięty. Z głośnej, skąpanej w oparach fajek wodnych i przeróżnych wonnościach stolicy Jordanii Ammanu ruszyliśmy wynajętym samochodem prosto do Wadi Musa, zostawiając sobie pozostałe atrakcje na drogę powrotną. Z przykrością stwierdzam, iż samochód to jednak najlepszy środek transportu w Jordanii. Z przykrością, ponieważ uważam, że doświadczenie podróżowania z miejscowymi jest niezastąpione. Jednak do wielu miejsc w Jordanii ciężko (nie mówiąc już, że drogo) dotrzeć transportem publicznym. Odważyłam się nawet poprowadzić samochód, ale tylko na „autostradzie pustynnej”, którą, jak może sugerować nazwa, otaczała prawie bezludna przestrzeń, a i ruch nie bywał uciążliwy. Kierowanie w mieście to już inna, arabska gra, której zasady są raczej elastyczne. Momentem, na jaki czekałam z niecierpliwością, była wyprawa do Petry, czyli ruin miasta Nabatejczyków. Wielobarwne, wykute w skale miasto, ukryte przez długi czas dla oczu niewtajemniczonych bez wątpienia zasłużyło na miano cudu świata. Wykupiliśmy dwudniowy bilet wstępu i stwierdzam, że dwa dni w Petrze to absolutne minimum. Pierwszego dnia z podziwem chłonęłam to miejsce, przemierzając trasę od skarbca do klasztoru. Drugiego, oswojeni z magią skalnego miasta zapuściliśmy się w mniej uczęszczane trasy. Z Petry ruszyliśmy prosto do Wadi Rum, gdzie na początku nocowaliśmy pod gwiazdami w obozie beduińskim, by następnie zwiedzać tę – zwaną „najpiękniejszą na świecie” – pustynię. Z naszym przewodnikiem Beduinem, który wybrał dla nas najlepsze miejsca, przemierzaliśmy tereny upstrzone przedziwnymi, czasami wręcz budzącymi grozę formacjami skalnymi, by dotrzeć do obszarów pokrytych piaskiem w odcieniu marsjańskiej czerwieni, a wyprawę zakończyć podziwianiem zachodu słońca. Odpoczęliśmy jeden dzień w Akabie nad Morzem Czerwonym, by potem ruszyć na trekking w Kanionie Dana, zatrzymując się wcześniej w tzw. Małej Petrze. Dojechaliśmy nad Morze Martwe,

gdzie oczywiście musieliśmy doświadczyć dryfowania w wodzie aż gęstej od zasolenia. Dotarliśmy na Górę Nebo, a następnie do bardzo urokliwej i przyjaznej Madaby – miasta mozaik, które absolutnie skradło moje serce. Udaliśmy się też do pustynnych zamków, a wisienką (lub może pistacją) na jordańskim torcie było miasto Dżerasz, a dokładnie znajdujące się tam imponujące ruiny Gerazy – jednego z najlepiej zachowanych grecko-rzymskich miast z okresu starożytności. Przemierzanie okazałych i efektownych atrakcji stanowiło doskonałe podsumowanie wyjazdu. Spędziliśmy w Jordanii dziewięć dni, zwiedzając wszystko spontanicznie – co w moim przypadku jest prawie nie do pomyślenia. Wyjechaliśmy we wrześniu (ponieważ obawiałam się czekać do października) i Jordania olśniła nas swoją upalną jesienią. Zdarzyło mi się nawet powiedzieć „za gorąco” – słowa, które mnie (osobie ciepłolubnej) raczej nie przechodzą przez usta. Nie mogę ukrywać faktu, że Jordania jest stosunkowo drogim krajem, więc próbowaliśmy oszczędzać, gdzie to było możliwe, ale dla wspomnień o miejscach, widokach, krajobrazach, smakach, dobrych ludziach każdy dinar był absolutnie wart wydania.

Kamila Ocimek | www.pioropodrozy.pl


74 BE WOMAN

75

Drogie Siostry, Ten tekst chodzi mi po głowie od dawna. W tym tygodniu czytałyśmy na jodze o łechtaczce. ( Jej Jaśnie Wysokość Łechtaczka sięga aż do guzów kulszowych. Naprawdę jest wielka. Widoczny „guziczek rozkoszy” to tylko jej niewielka część. Ona jest naprawdę wszędzie!) A tymczasem nad Pyskowicami przetaczają się różowe zachody słońca. Ale wracając do tekstu, który chodzi mi po głowie od dawna… „Czuję się zawsze gorzej po tym, jak przeglądam Instagram” – mówi bliska mi bardzo młoda Kobieta.

zdjęcie | Monika Burszczan

Wszystko możesz. Chcesz być szczęśliwa? To bądź. A jeśli byłaś niekochana w dzieciństwie, to mów sobie codziennie o poranku, jaka jesteś wspaniała oraz „kocham cię” i „będzie dobrze” (dlaczego milczą na temat długiej i żmudnej psychoterapii?). Oraz – „wystarczy chcieć”. Nocami oglądam serial „Sprzątaczka”, który jest o niebo prawdziwszy niż rady wszystkich celebrytek razem wziętych. To film, który wciska w ziemię. O tym, jak to jest odchodzić i wracać siedem razy do przemocowego partnera. Oraz starać się przeżyć, będąc samotną młodą matką. To film obalający mity. Mit pierwszy ‒ przemoc jest zawsze widoczna i zostawia fizyczne ślady. Mit drugi – ciężka praca zawsze wyniesie Cię na szczyt (i możesz wszystko). To film odsłaniający paradoksy systemu: bohaterka potrzebuje pracy, aby dostać mieszkanie, ale nie może znaleźć pracy bez... dowodu zameldowania. Przecież wszystko zależy od Ciebie, prawda? Taka trochę pleśń pod powierzchnią (kto oglądał film, ten wie!).

Paulina Młynarska (jej ostatnią książkę również czytamy na jodze, równolegle z opowieścią o Jaśnie Wielmożnej Pani Łechtaczce) pisze: „Przemawiają łagodnym, uduchowionym tonem, ich znak firmowy to dobro kobiety. Mają je na ustach od rana do nocy, przekonując, że wszystko, co robią, robią tylko po to, by cię wspierać, nauczyć lepszego życia, zmotywować do ćwiczeń, odchudzić, uzdrowić, naprawić! Żebyś była ładniejsza, młodsza i milsza. Ich troska o kobiece dobro nie sięga jednak tam, gdzie kończy się ich interes, a zaczyna zadzieranie z patriarchatem. Próżno szukać instagramowych bogiń na protestach w obronie deptanych kobiecych praw. (…) Insta-boginie lubią tłumaczyć ten stan rzeczy apolitycznością i trzymaniem się z daleka od niskiej energii konfliktów. (…) Czytam to i czasami robi mi się bardzo smutno – czy może raczej wchodzę w niską wibrację smutku, bo tak zapewne skomentowałaby to jedna czy druga wyznawczyni apolitycznego zarabiania grubej kasy od sponsorów, którzy zwyczajnie sobie nie życzą, aby ich ikony zdrowego życia i kobiecej mocy miały poglądy na coś więcej niż wyższość kurkumy nad imbirem w spalającym tłuszcz porannym smoothie. Sponsorów, którzy zaznaczają to w swoich kontraktach i bez szemrania zerwą każdy za najmniejszy przejaw zaangażowania w drażliwe tematy społeczne. Oto wielka tajemnica apolityczności i niekończącej się słodyczy bogiń ery dziadocenu! Zamaskowanych strażniczek patriarchatu, które pod pretekstem rozwoju osobistego, często połączonego z praktyką jogi, medytacji i zdrowym stylem życia, zrobią wszystko, aby trzymać się z dala od spraw istotnych.” Pani Paulino, w samo sedno! Czy może nas nie interesować kryzys humanitarny na wschodniej granicy, arogancja rządu, łamanie praw kobiet, kryzys, inflacja, wzrost zachorowań na choroby psychiczne….? (Żebyś była ładniejsza, młodsza i milsza.) Przecież i tak nie uciekniemy od tego. Jak mawia moja ukochana Gloria Steinem – możesz nie interesować się polityką, ale polityka i tak zainteresuje się Tobą. Mam silne przeczucie, że czasy, które nadchodzą, nie będą wcale łatwe i przyjemne. Tym bardziej potrzebny nam jest krytyczny osąd, trzymanie się razem, szczera rozmowa o naszych traumach i małych potknięciach.

Prawdziwe relacje bez ściemy i lukru. I o tym właśnie miał być ten tekst! Cytowane fragmenty pochodzą z książki Pauliny Młynarskiej „Moja lewa joga” … A teraz „Ballada o chochli” – ku pokrzepieniu W nocy temperatura spadła do zera. Jakieś zwierzątko porwało chochlę do zupy, ale zupy nie ruszyło. Być może dlatego, że zupa pachniała mu za intensywnie. Imbirem, jałowcem i czosnkiem. Oraz wolnością. Chochlę odnalazł jeden ze wspinaczy, którzy rano dziarsko wbiegali na górę. Na drewnianej rączce widać było ślady zębów, a sama chochla leżała podobno na ścieżce kilkadziesiąt metrów powyżej obozowiska. Rano od strony Gór Towarnych powiał zimny wiatr. Wiatr, który naprawdę przynosi ze sobą zimę. Starszy mężczyzna, który mijał obozowisko, opowiedział o tęsknocie za Tatrami. I za ojcem, który zmarł w wieku 96 lat, ale do końca w zasadzie zachował dobre zdrowie. Dobrze, że chochla już się odnalazła, bo mężczyzna ogrzał się zupą, a potem poszedł dalej w dół. Jest we mnie (jak pewnie w każdym z nas) trochę lęków i obaw, które jednak rozpuszczają się w takich chwilach. Przypadkowych spotkań. Gorączkowego i absurdalnego poszukiwania chochli, którą ukradło jakieś dziwne zwierzątko. Patrzę na góry Towarne Duże i góry Towarne Małe. W oddali widać zamek w Olsztynie. Piętrzące się w mojej głowie kłębuszki myśli na chwilę opadają spokojnie.

Katarzyna Szota-Eksner


76

77

BE 2020 & 2021

Końcówka roku skłania do podsumowań. Bieżący rok, po wyboistym 2020, zamykamy

2021

kompletem wydań, co cieszy nas ogromnie! Z kim rozmawialiśmy i kogo przepytaliśmy w Kwestionariuszu Prousta? Przypominamy poniżej. Do zestawienia dołączamy 3 wydania z 2020 roku, który zaczął się zupełnie spokojnie, wręcz normalnie, ale potem zmiótł „BE Magazyn” z powierzchni (prawie dosłownie), jednak, na szczęście ostatecznie wróciliśmy, choć najpierw żegnaliśmy się, żeby po chwili zapowiedzieć, że wracamy z nowymi

BE zima 2021 Kwestionariusz Prousta |

Anna Dziewit-Meller Michał Kubieniec wywiad | Kosmiczna misja gliwickiego start-upu Michał Zachara | dyrektor operacyjny w firmie KP Labs z Gliwic.

pomysłami, energią i chyba jeszcze większą chęcią do działania (scenariusz na film?).

2020

Be beyond Kwestionariusz Prousta |

Robert Orszulak, ON LEMON wywiad | A jednak się kręci! Jarosław Juszkiewicz | dziennikarz radiowy i popularyzator nauki. Związany z Planetarium Śląskim od 2000 roku.

Be vintage Kwestionariusz Prousta |

Basia Trzetrzelewska wywiad | Rowery Zabytkowe Zabrze – życia i pasja w stylu vintage Michał Cieślik | szef grupy, jeden z jej założycieli. Zajmuje się rekonstrukcją historyczną od 15 lat.

BE wiosna 2021 Kwestionariusz Prousta |

Monika Mikowska Mirosław Neinert wywiad | W centrum zawsze jest człowiek Artur Pollak | prezes zarządu APA Group z Gliwic

BE lato–jesień Kwestionariusz Prousta |

Magdalena Gorzkowska Mateusz Ledwig wywiad | Rój Łukasz Siódmok | producent (executive producer) w spółce Film RÓJ SA.

BE zima–wiosna Be end

wywiad

| Śląsk miał zawsze szczęście do architektów

Maciej Franta | architekt i założyciel Franta Group,

katowickiej pracowni architektonicznej.

Kwestionariusz Prousta |

Miłosz Borycki / Miuosh

więcej na: www.issuu.com/bemagazyn


KASZEROWANIE

KASZEROWANIE Aa

GRAWERGRAWER

DRUK CYFROWY Aa

PROJEKTOWANIE GRAFICZNE PROJEKTOWANIE GRAFICZNE

drukarnia drukarnia DRUK CYFROWY

CNC

DRUK OFFSETOWY

CNC DRUK OFFSETOWY

DRUK UV

DRUK UV INTROLIGATORNIA

INTROLIGATORNIA



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.