

Szczęście jest bliżej, niż myślisz



Następnie przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi iprzykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewaj cie dwóch sukien!» I mówił do nich: «Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!». Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.
Mk 6, 7–13*
* Biblia Tysiąclecia [online], Wydawnictwo Pallottinum, Poznań 2003, dostępna pod adresem: http://www.biblia.pl.
Kiedy Jezus rozsyłał swoich uczniów na misyjne dro gi, zabronił im zabierać ze sobą chleb, torbę i pie niądze. A przecież, patrząc po ludzku, wszystko to mogło im się bardzo przydać i przyczynić do tego, by ich misja była bardziej skuteczna. Mimo to Chrystus chciał, żeby apostołowie wyruszyli bez żadnego specjalnego wyposażenia, nawet bez środków niezbędnych do przeżycia w podróży. Dlaczego tak postanowił? Ponieważ On jest Bogiem Wszechmogącym. Codziennie doświadczamy tego, jak wiele potrze bujemy, aby móc działać i żyć. Nie umiemy się obejść bez pieniędzy, mieszkania, samochodu, ubrań, lekarstw. Chcielibyśmy mieć telewizor, chcielibyśmy wyjechać na wakacje, chcielibyśmy urządzić przyjęcie dla rodziny. Każdy z nas wie, ile trzeba trudu i wysiłku, aby to wszystko zdobyć. A przecież często mimo naszych usilnych starań nie każdą sprawę udaje nam się załatwić tak, jakbyśmy tego pragnęli. Wtedy może się pojawić na rzekanie. Może w naszych głowach zagościć myśl, że czegoś jeszcze nie mamy, że jakieś braki uniemożliwiają nam normalne życie, funkcjonowanie wśród ludzi. Nas, Polaków, chyba jakoś wyjątkowo często dręczy ten stan niedoboru, niespełnienia czy niemożności.
Pewna Włoszka będąca w naszym kraju na waka cjach powiedziała mi kiedyś: „Jestem nauczycielką
KS. PIOTR PAWLUKIEWICZ

języka. W Rzymie uczę włoskiego i Węgrów, i Cze chów, i Słowaków. Wszyscy oni przez tyle lat komuni stycznej okupacji doświadczyli podobnej jak wy biedy, ale tak jak wy, Polacy, nie narzeka chyba żaden inny naród w Europie”. Ta cudzoziemka miała sporo racji. Przysłuchajmy się naszym rozmowom. Tym w biurze, tym na imieninach i tym w przedziale kolejowym. Czy nie jest przypadkiem tak, że narzekanie stało się refrenem naszych polskich dyskusji? W tych rozmowach zawsze zastanawia mnie to, że tak samo narzekają wierzący i niewierzący, katolicy i ateiści. Na usta ciśnie się pytanie: jak to jest? Jakoś jestem w stanie zrozumieć, że człowiek, który nie wierzy w Boga, może być przestraszony czy nawet przerażony tym, że ma mało środków do życia. Może czuć wewnętrzny niepokój, wiedząc, że brakuje mu chleba, torby czy pieniędzy w trzosie. Ale dlaczego podobnie mają katolicy? Gdzie jest wiara wierzących?
Być chrześcijaninem, ale być nim tak napraw dę, to znaczy przeżyć – tak bardzo realnie – zachwyt nad słowami Psalmu 23: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego”. Kiedyś pewien niemłody już człowiek wspomniał mi o szoku, jakiego doznał pod wpływem tego zapewnienia. Pamiętam jego pełne entuzjazmu wyznanie: „Gdyby się okazało, że moim
krewnym jest jakiś miliarder, skakałbym z radości. A przecież w rzeczywistości mam nawet lepiej niż bogacza w rodzinie! Mam Ojca, wszechmogącego Ojca, który mnie stworzył i odkupił, który troszczy się o ptaki i lilie i który jednocześnie kocha mnie ponad wszelkie stworzenie! Nie muszę o wszystkim myśleć, o wszystko się troszczyć. Przecież istnieje mój Dobry Ojciec, Bóg Wszechmogący!”.
Wiele zrzeczy, o które tak bardzo zabiegamy, wcale nie jest nam potrzebnych do szczęścia.
W swojej pracy kapłańskiej często spotykam ludzi, których życie jest nieustannym wysiłkiem, krząta niem się, staraniem, aby zdobyć wszystko, co nie odzowne, a nawet więcej, bo przecież wiele z rzeczy, o które tak bardzo zabiegamy, wcale nie jest nam potrzebnych do szczęś cia. W oczach tych lu dzi często widzę zmęczenie, a w ich słowach przebija nuta goryczy czy nawet bun tu – jeszcze tyle jest do zrobienia, a ciągle się nie udaje.
Zdarza mi się jednak spotykać także i takich, których bez wątpienia można byłoby nazwać błogosławionymi. Bo uwierzyli *. Naprawdę uwierzyli w to, że są ukochanymi dziećmi wszechmogącego Boga.
* Zob. J 20, 24–29.

Ich standard życia często jest, delikatnie mówiąc, nie najlepszy. Po uśmiechu, pokoju serca i niepojętej hojności można jednak od razu poznać, że ci, którzy niewiele mają na ziemi, w jakiś niewytłumaczalny sposób są bliżej Stwórcy i wiele mieć będą w niebie. O swoim szczęściu mówią często nieco przyciszonym głosem, jakby bali się, że ktoś odkryje ich tajemnicę. A może jeszcze bardziej obawiają się tego, że zostaną wyśmiani jako ludzie bujający w obłokach? Wielokrotnie dzielili się ze mną swą niezrozu miałą dla wielu radością: „Wie ksiądz, może i nam się nie przelewa. Ale, szczerze mówiąc, niczego nam nie brakuje. Bóg jest taki dobry. O wszystko się troszczy, a nawet można powiedzieć, że nas rozpieszcza. Daje nam takie rzeczy, stwarza takie sytuacje, o których nie śmielibyśmy sobie zama rzyć”. Mówią to emeryci żyjący w swoich małych kawalerkach albo rodzice pięciorga czy sześciorga dzieci gniotący się w dwóch pokojach. W tym samym czasie tuż obok, często za ścianą, w identycznych mieszkaniach, w takich samych, nie oszukujmy się, jednak nie najlepszych warunkach bytują, ludzie, którzy każdego dnia przeklinają to, jak
Ci, którzy niewiele mają na ziemi, wjakiś niewytłumaczalny sposób są bliżej Stwórcy.
źle im się żyje. Tej zagadki nie potrafię rozwikłać: sko ro ci ludzie mieszkają tuż obok siebie, są niemal tacy sami, jak to się dzieje, że prezentują tak odmienne postawy? Żadna arytmetyka nie pozwoli policzyć, jak to jest z tym ludzkim zadowoleniem i narzekaniem. Warto o tym myśleć i się temu przyglądać, bo można wtedy dostrzec rzeczy zadziwiające. Niejednokrotnie, gdy kończą się wakacje, powracają z zagranicznych wojaży rzesze wczasowiczów niezado wolonych z tego, że hotel na Majorce miał za mało gwiazdek albo że w czasie wycieczki po Włoszech nie dotarli na Sycylię, lub jeszcze, że przez granicę nie zdołali przewieźć wszystkiego, co tak okazyjnie udało im się kupić. Tymczasem tuż obok ktoś będzie szczęśliwy, bo na działce, na której spędził całe lato, pięknie wzeszły byczki * i nagietki, bo odbył rowero wą wyprawę z dziećmi do babci, bo czytając na ławce w miejskim parku, odkrył, ile radości może dać lek tura książki na świeżym powietrzu.
Wiem, że Majorkę, Sycylię i cały wielki świat stworzył Bóg dla ludzi. Nie ma nic złego w pragnieniu spędzenia tam wakacji w komfortowych
* Byczki – potoczna, regionalna nazwa aksamitek, rośliny jedno rocznej z rodziny astrowatych.
warunkach. Nie jest grzechem marzyć o pięknym samochodzie czy o domu z ogrodem. Warto się tylko zastanowić nad jednym. Pan Bóg dał nam sześćdzie siąt czy osiemdziesiąt lat życia. Byłoby dobrze, gdyby każdy z nas zapytał sam siebie: Na czym upływa mi to moje życie? Może na nieustannej goryczy i narzekaniu, że jest źle, że niedobrze? A przecież tuż obok nas żyją ludzie ubodzy, który czerpią z tego, że Chrystus obdarzył ich swoim błogosławieństwem. Są otwarci na Jego łaskę i szczęśliwi. Choć mają niewiele, uważają się za bogaczy. Zaś refrenem ich życia są słowa: „Już nie wiem, jak mam Bogu za to wszystko dziękować”.
Na czym upływa mi to moje życie?
Każdy człowiek jest wolny i każdy sam kreuje swoje marzenia. Jeśli jednak mógłbym coś poradzić tym wiecznie nieusatysfakcjonowanym, powiedział bym im tak: A może zamiast modlić się o wszelką ob fitość i dostatek, lepiej poproś Boga o pewną cudow ną rzecz – o zadowolenie z tego, co masz? Zwróćmy uwagę, jak bardzo szczęśliwi są ludzie, którzy otrzymali od Boga ten dar. Ktoś, kto na nich patrzy – na to, jak żyją i co mówią – może pukać się w głowę.
A mimo to oni uparcie powtarzają: „Mam wszystko, a nawet nadmiar, bo tyle daje mi mój Bóg”.
Przypomina mi się w tym miejscu jedna poucza jąca historyjka. Oto pewien rybak siedział na brzegu i patrzył w dalekie morze. Zauważył go wścibski tu rysta, który akurat tamtędy spieszył zobaczyć kolejną atrakcję, może latarnię morską, i zagadnął:
– Iloma łodziami wypływa pan w morze?
– Jedną. Nie mam ich więcej – odpowiedział rybak.
– Ma pan tylko jedną łódź? Szkoda. Gdyby miał pan dwie, wtedy połów byłby dwa razy większy. To przyniosłoby panu pieniądze na kolejny kuter. Potem byłyby następne kutry, stoisko na targu, rybna restau racja, fabryka konserw – mówił jak w ekstazie turysta.
– A potem? – przerwał rybak.
– Potem nie potrzebowałby pan w ogóle nic robić. Mógłby pan szczęśliwy siedzieć cały dzień na brzegu i kontemplować morze.
– To robię już teraz, tylko tyś mi przeszkodził –odparł rybak.
Tym, co powiedziałem do tej pory, nie chcę po chwalać lenistwa. Ono przecież nie ma nic wspólnego z postawą zaufania Bogu. Chodzi mi jedynie o to, abyśmy pamiętali, że każdy chrześcijanin powinien pracować tak, jak gdyby wszystko zależało od niego. A jednocześnie powinien pamiętać, że wszystko w istocie zależy od Boga, że to On jest źródłem szczęścia.
Każdy chrześcijanin powinien pracować tak, jak gdyby wszystko zależało od niego. Ajednocześnie powinien pamiętać, że wszystko wistocie zależy od Boga.
To Stwórca sprawia, że ci, którzy Mu ufają i na Jego słowo wyruszają nawet bez trzosa pełnego pie niędzy, zachodzą niekiedy o wiele dalej niż ci na ludzki sposób przezorni, roztropni i przewidujący. Mędrcy tego świata mówią, że znają życie. Że jest ono twarde, że trzeba mieć mocne łokcie i umieć kombinować, aby sobie w nim jakoś poradzić. Ludzie o takich poglądach odrzu cają jednak ten rodzaj szczęścia, który obiecany jest ubogim i peł nym wiary. Śmieją się z tego, że wierzący i ufający chcą chodzić po wodzie, bo na pierwszy rzut oka rzeczywiście wydaje się to niemożliwe. A jednak po wodzie chodzą ci, którzy z ufnością postawili na tafli jeziora swoje stopy. Jak wielką trzeba mieć w sobie wiarę i odwagę, żeby przekroczyć burtę łodzi? A jednocześnie tylko w ten sposób można niejako przymusić Pana Boga, aby wziął nasze sprawy w swoje ręce.
Ci, którzy trzymają się z daleka od wzburzonych fal albo pragną je pokonać bezpieczni w łodzi pełnej, na wszelki wypadek, sprzętu ratunkowego, nigdy nie poczują w dłoni pomocnej ręki Zbawiciela. Dla nich
Projekt okładki
Adam Gutkowski
goodkowskydesign.com
Wybór i opracowanie
Adam Gutkowski
Opieka redakcyjna
Paulina Gwóźdź
Adiustacja
Aurelia Hołubowska
Korekta
Katarzyna Onderka
Barbara Wójcik
Łamanie Dariusz Ziach
Copyright © by Ryszard Pawlukiewicz
Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2022
ISBN 9788324066162
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, email: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, 2022. Printed in EU
