Aurora

Page 1

Kraków 2024

Bo lepiej oddać swoje serce późno niż oddać je nieodpowiedniej osobie.

PROLOG

Na pewno macie w gronie znajomych osobę, która słysząc: „Nie zrobisz tego”, stanie na rzęsach, żeby udowodnić, że to nieprawda.

„Ja nie dam rady? Trzymaj moje (tu wstaw sobie, co chcesz) i patrz”.

Cóż… ja taką osobą zdecydowanie nie jestem. Nawet nie jest mi do niej blisko.

A jednak właśnie stoję w randomowy letni wtorek całkiem sama przed tablicą odlotów na lotnisku Heathrow w Londynie i zamierzam zrobić naprawdę szaloną rzecz. Przynajmniej jak na moje standardy.

Przede mną najdłuższe wakacje w życiu. Kilka dni temu odebrałam świadectwo maturalne, co oznacza, że właśnie dobiegł końca kolejny i zarazem ostatni w moim życiu rok szkolny. Jednak zamknięcie tego etapu, zamiast napawać mnie ekscytacją, niewiarygodnie mnie stresuje.

Iść na studia od razu? Jeśli tak, to jaki kierunek wybrać?

7
[Daisy Jones & The Six, Aurora ]

Te pytania nawiedzają mnie w snach. Złożyłam podania na trzy uczelnie. Trzy zupełnie różne kierunki. Trzy odmienne ścieżki. Ale

która jest tą właściwą? A może warto zrobić krok do tyłu i zdecydować się na rok przerwy? Albo w ogóle tu nie wracać…? Ostateczną decyzję postanowiłam oddać w ręce wszechświata.

– Poproszę bilet na najbliższy samolot – zwróciłam się do kasjerki.

–Dokąd chce pani lecieć? – spytała.

– Obojętnie – odpowiedziałam niepewnie, bawiąc się paskiem od plecaka – po prostu pierwszy lepszy lot, na którego odprawę mogę jeszcze zdążyć. – Nerwowo przestąpiłam z nogi na nogę. Nie mogłam uwierzyć, że to robię.

–Lot rejsowy czy czarterowy?

– Och! Emmm… – sapnęłam speszona. Nie miałam zielonego pojęcia, co to znaczy i jaka jest różnica.

Kobieta musiała to wyczytać z mojej twarzy, bo chwilę później dodała:

– Międzykontynentalny, międzynarodowy czy może krajowy?

Z tym już mogłam sobie poradzić.

Nie pozwalając wątpliwościom i zdenerwowaniu dojść do głosu, zdecydowanie – a przynajmniej miałam nadzieję, że tak to zabrzmiało – odpowiedziałam:

–Każdy poza krajowym będzie w porządku.

Kasjerka posłała mi skonsternowane spojrzenie, ale o nic więcej nie spytała. Pewnie doszła do wniosku, że jestem nienormalna. To było nas dwie, bo mój zdrowy rozsądek wył jak syrena alarmowa, nakazując w tył zwrot.

Możliwość ucieczki przepadła razem z kolejnymi słowami:

8 Agata Gładysz

Aurora

– Najbliższy samolot, na który pani zdąży, leci do Włoch, a konkretnie do portu lotniczego Villafranca w Weronie.

– W porządku, poproszę w takim razie jeden bilet w jedną stronę.

Z drżeniem wypuściłam z płuc nieświadomie wstrzymywane powietrze.

–Dodatkowy bagaż rejestrowany? – zapytała kasjerka.

Poprawiłam pasek wpijającego się w moje ramię wypchanego po brzegi plecaka turystycznego.

–Nie, dziękuję, wystarczy podręczny.

Podałam wymagane informacje, zapłaciłam kartą, na której miałam wszystkie oszczędności, wzięłam bilet i ruszyłam w nieznane…

No dobra, tak naprawdę to w stronę bramek bezpieczeństwa.

Ahoj, przygodo!

Tych jest wiele, ale na dzisiejszą wyprawę wybrałem tę wzdłuż rzeki Sarca. Ta trasa podobno jest bardzo malownicza – jak wszystkie pozostałe zresztą – i prowadzi przez gaje oliwne, plantacje winogron i kiwi.

Największym minusem objazdówek jest konieczność wypożyczania za każdym razem sprzętu. No, chyba że ktoś podróżuje swoim vanem lub camperem, ale moim głównym środkiem transportu były samoloty. Sprawdziłem, gdzie w okolicy mógłbym wypożyczyć sprzęt, ale najpierw postanowiłem przejechać się do jakiegoś bistro na śniadanie. Zjadłem ob ty posiłek, żeby mieć dużo siły. Po drodze wstąpiłem do małego sklepu, żeby zaopatrzyć się w wodę i batony energetyczne.

Wracając do samochodu, zauważyłem sklep fotogra czny, na którego wystawie leżały jednorazowe aparaty analogowe. Ostatni hit internetu. Na ich widok wpadła mi do głowy inna myśl związana z internetem. A konkretniej z jego brakiem.

Popchnięty do działania, wszedłem do sklepu i kupiłem trzy sztuki.

Wrzuciłem je do schowka w samochodzie, aby o nich nie zapomnieć, i ruszyłem w dzisiejszą pogoń za wiatrem.

Agata Gładysz

AURORA

– To kiedy widzisz się z tym panem przystojniaczkiem, co? –So a zerknęła na mnie znad swoich okularów przeciwsłonecznych z zadziornym uśmiechem.

Speszona, odwróciłam wzrok.

Leżałyśmy rozłożone na plaży, plotkując i korzystając ze słońca.

Po wczorajszym długim spacerze pod nocnym niebem nie miałyśmy ochoty chodzić po mieście, więc wybyłyśmy poza jego granice.

– Jutro – przyznałam. „Jeśli przyjdzie”, pomyślałam. A potem dodałam w duchu: „Mam nadzieję, że przyjdzie. Ogromną nadzieję”.

– I co będziecie robić? Zresztą nie, czekaj, najpierw opowiedz mi o nim coś więcej. – Podniosła się na łokciach, zmieniając pozycję z leżącej na brzuchu na siedzącą.

Teraz już nie mogłam dłużej unikać jej ciekawskiego spojrzenia.

– To znaczy? – Sama nie wiedziałam o nim wiele więcej niż to, co mogłam założyć. Był miły, pomocny i bardzo, ale to bardzo przystojny.

71
15

– Wszystko! – odparła, jakby to było oczywistością. – Jaki jest?

Czy dobrze cię traktuje? Jakie masz w stosunku do niego plany? –

Podkreślając ostatnie pytanie, uniosła znacząco brwi. – So a, ja nie… My nie… – plątałam się. – To znaczy… Na razie mało o sobie wiemy, ale chyba jest… fajny. – Spojrzałam na nią niewinnie, ale kiedy zgromiła mnie wzrokiem, westchnęłam i poddałam się. – Jest naprawdę fajny. A przynajmniej taki się wydaje. Nie zdradził mi jeszcze o sobie zbyt wiele. No i… – zawahałam się –ja się na tym nie znam.

–Na czym?

– Na chłopakach – doprecyzowałam. – Mam… dość niemiłe doświadczenia.

Dziewczyna przysiadła się jeszcze bliżej, spoglądając na mnie nieoceniająco, z ciepłem i chęcią okazania wsparcia.

– Chcesz mi o tym opowiedzieć? – zaproponowała łagodnie.

Zastanawiałam się przez chwilę, jak wiele chciałam jej wyznać.

– Po prostu nigdy jeszcze nie miałam chłopaka. Rzadko się też z nimi spotykałam, a nawet jeśli już zdecydowałam się przełamać, zazwyczaj moja nadzieja okazywała się… zgubna. – Przygryzłam wnętrze policzka. – Ostatnim razem pojawił się taki jeden. Poznaliśmy się przez internet. Wydaje mi się, że to był pierwszy raz, kiedy… kiedy się w kimś naprawdę zakochałam. Wcześniej kilka razy zdarzyło mi się zachwycić czyimś wyglądem, może nawet zauroczyć. Ale to było coś innego. – Wróciłam myślami do feralnego poranka. – I wydawało mi się, że to uczucie jest odwzajemnione, ale potem okazało się, że chyba jednak źle to wszystko zrozumiałam. – Wzruszyłam ramionami, próbując zbyć niemiłe doznania.

Tak naprawdę to wyglądało to tak:

Pewnego dnia na stronie głównej jednej z aplikacji mediów społecznościowych wpadł mi w oczy lmik zespołu chłopaków z ich

72
Gładysz
Agata

Aurora

ulicznego grania. Odsłuchałam. Zaobserwowałam. Subtelną metodą „na lajka” okazałam zainteresowanie. Nie musiałam długo czekać na reakcję. No i tak się zaczęło. Była ich szóstka, ale to Greg, blondwłosy perkusista, zawrócił mi w głowie. Chłopak w imieniu całego zespołu zaprosił mnie na ich koncert w małym pubie. Poszłam więc. Przez cały występ nie mogłam oderwać od niego wzroku, a on – przynajmniej tak mi się zdawało – co chwila spoglądał w moją stronę z uśmiechem. Kiedy ostatnie nuty wybrzmiały, a scena opustoszała, zamiast wyjść do swoich fanek, zaciągnęli mnie na zaplecze, gdzie rozhulała się nieo cjalna część imprezy.

Zaczęłam się z nimi regularnie spotykać, przyjmując każde zaproszenie na koncert. Ale to wzroku Grega szukałam i jego imię głośno krzyczałam. Po jakimś czasie zaczęłam się czuć tak, jakbym przynależała do zespołu. Szczególnie kiedy podrzucili pomysł, aby nagrać serię lmów, na których uczą mnie gry na ich instrumentach. „Chodź, spróbuj! Jesteśmy pewni, że twoich obserwatorów taka seria zainteresuje” – namawiali. Byłam podekscytowana tą wizją. Niewiele myśląc, zgodziłam się. Byłam szczęśliwa, że mogę im w ten sposób pomóc dotrzeć do nowych odbiorców. Zasługiwali na to. Uważałam, że mają talent. Byłam dumna, kiedy z każdym koncertem rosło zainteresowanie zespołem. Rosło też moje zafascynowanie przystojnym perkusistą. Ale byłam zbyt onieśmielona, żeby zrobić pierwszy krok. Próbowałam więc swoim wsparciem i zaangażowaniem w sprawy zespołu przekazać, jak bardzo zależy mi na naszej relacji, licząc, że Greg odczyta to jako zachętę to działania. W końcu chyba nie bez powodu za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy, zawsze wybierał miejsce najbliżej mnie. Nie bez powodu wymyśla się komuś pieszczotliwe przezwiska i nie bez powodu wkręca się jedyną dziewczynę do swojej męskiej paczki, prawda? Odebrałam to wszystko jako sygnał, że zainteresowanie, którym go darzę, jest odwzajemnione.

73

Agata Gładysz

niż ograniczać się do czytania o czyimś udanym życiu. Ale zgadzam się z tym, że nie powinno się krytykować nikogo ze względu na tytuły, jakie czyta i lubi, dlatego przepraszam, jeśli tak to odebrałaś. Zupełnie nie to chciałem powiedzieć. – Miałem nadzieję, że uśmiech, który jej posłałem, wyrażał szczerą skruchę, którą czułem. – Raz jeszcze, nic nie szkodzi. – Mimo wcześniejszej chwilowej niepewności Aurora nie traciła dobrego nastroju. A jeśli wcześniej poczuła się urażona, to nie dała tego po sobie poznać. – Ale jeśli mówisz przy mnie o książkach, musisz uważać. O ile jeszcze nie zauważyłeś – wypowiedziała to trochę ironicznie, jakby była pewna, że kiedy odsłania się przed kimś, ludzie zaczynają się do niej zniechęcać – o czym jak o czym, ale o książkach potra ę mówić bez końca. Co jest dość zabawne, bo z reguły raczej nie jestem specjalnie towarzyska i nigdy nie bryluję wśród znajomych. Tłumy? Nie, dziękuję. Domowe zacisze? Zawsze. Ale jak już jednak wychodzę do ludzi, to szczególnie lubię dyskutować na tematy, które naprawdę mnie fascynują.

Już miałem ją zapewnić, że nie mam z tym żadnego problemu i z chęcią słucham każdego jej słowa, kiedy do naszego stolika podszedł kelner z zamówionymi przez nas pizzami.

20 WILL

Od razu zabraliśmy się do jedzenia. Przez kilka chwil nic nie mówiliśmy, zbyt pochłonięci delektowaniem się smakiem prawdziwej włoskiej pizzy. Kiedy udało nam się zaspokoić pierwszy głód, ponownie podjąłem temat:

– Czyli balkon Julii, tak? Jesteś fanką tego Shakespearowskiego klasyka?

– Doceniam jego wartość, ale nie jest w mojej topce. Nie zaliczam się do fanek nieszczęśliwych zakończeń. Wolę płakać ze szczęścia, niż wylewać łzy nad czyjąś tragedią – odpowiedziała między kolejnymi kęsami.

– Zdarza ci się płakać podczas czytania książek? – Uniosłem brwi ze zdziwienia. Co takiego jest w tych jej książkach, co mogłoby doprowadzić człowieka do łez?

– A tobie nie? Ja bym na pewno płakała nad tą książką o obliczeniach i skomplikowanej matematyce, którą ostatnio kupiłeś – zażartowała. Wzruszyła ramionami ze śmieszną miną, ale po chwili

95

dodała już poważniej: – Mówiłam ci, że to właśnie jest w książkach piękne. Potra ą wywoływać prawdziwe emocje. Tra ają w czułe punkty, dzięki czemu wszystkie te historie stają się bardziej rzeczywiste, niż ci się wydaje.

–A co jest twoim czułym punktem?

– A może teraz ty opowiedz coś o sobie? – odpowiedziała wymijająco, odbijając piłeczkę. – Wiem tylko, jak masz na imię. A ile masz lat? Skąd jesteś? Czym zajmujesz się na co dzień, kiedy nie podróżujesz?

Westchnąłem. Nie lubiłem mówić o sobie. Zamykanie myśli w czterech ścianach mojej głowy było łatwiejsze. Nie musiałem się nikomu z nich tłumaczyć. A co najważniejsze, nie czułem takiej potrzeby, unikając w ten sposób osądów, na które nie miałem ochoty.

Dodajmy do tego podejście Aurory do świata internetowego. Bałem się, jak oceni mnie przez pryzmat mojej przeszłości i tego, czym się zajmuję. Dlatego postawiłem na najbardziej ogólne fakty. Abyśmy mogli dobrze bawić się w swoim podróżniczym towarzystwie, nie musiała wiedzieć o mnie nic więcej.

– Na początku tego roku skończyłem dwadzieścia trzy lata –zacząłem po kolei odpowiadać na jej pytania. – Urodziłem się w Niemczech i przez ostatni rok pracowałem jako… inżynier. –„Tak jakby”, dopowiedziałem w myślach.

Aurora patrzyła na mnie wyczekująco, licząc na to, że dodam coś jeszcze.

– I? – zapytała w końcu, kiedy sięgnąłem po kolejny kawałek pizzy.

– Co „i”? – Dolewając sobie oliwy czosnkowej na talerz, udawałem, że nie wiem, o co chodzi Aurorze. Nie miałem siły mówić jej o swoich demonach. Zresztą nie sądzę, by nasza relacja była już

96 Agata Gładysz

Aurora

na takim poziomie. Może i od początku dobrze się dogadywaliśmy, ale przecież znaliśmy się dopiero od kilku dni. Zresztą nie sądzę, żeby jakakolwiek moja znajomość rozwinęła się kiedyś na tyle, bym mógł się w pełni otworzyć.

–No, co dalej? – naciskała łagodnym tonem Aurora.

– Dalej, po wspomnianym roku pracy, postanowiłem, że wyjadę na jakiś czas.

–I to tyle?

Naprawdę nie miałem zamiaru się w to zagłębiać. Wzruszyłem ramionami, wpychając sobie do ust duży kawałek pizzy, żeby uniknąć odpowiedzi.

Jako dwudziestotrzyletni facet czułem, że powinienem mieć już plan na życie. Znać swoje miejsce. Być gotowym „wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna”. A jak na razie nawet nie byłem pewien, dokąd zmierzam. To mocno podkopywało moje poczucie męskości. Coraz mocniej. Czy będę w stanie zapewnić poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji drugiej osobie, a co dopiero całej rodzinie, kiedy nawet nie jestem w stanie zapewnić ich samemu sobie? Trudno mi było to przyznać przed samym sobą, a co dopiero powiedzieć to na głos.

– Myślę, że tę wycieczkę pod balkon możemy zostawić sobie na kiedy indziej. W tygodniu, bo ona nie zajmie nam wiele czasu. Łatwiej ci będzie pogodzić ją z pracą w księgarni. A w ten weekend odhaczymy jedno z miejsc, do którego odwiedzenia będziemy potrzebować całego wolnego dnia.

Opowiedziałem jej o swoim pomyśle na sobotnią wyprawę. Aurora uważnie słuchała, wtrącając się co jakiś czas z ciekawskimi pytaniami. Na zakończenie skinęła głową i entuzjastycznie zgodziła się na wszystko, co jej zaproponowałem.

97

Niniejsza powieść jest dziełem kcji. Wszelkie postaci i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki. Wszelkie podobieństwo do osób prawdziwych jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Wszystkie cytaty z Romea i Julii Williama Shakespeare’a pochodzą z wydania w przekładzie Józefa Paszkowskiego.

Redaktorka inicjująca i prowadząca: Milena Buszkiewicz

Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku:

CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz

Konsultacja wyrażeń w języku włoskim: Cesare Accorsi

Opieka redakcyjna: Sabina Wojtasiak

Projekt okładki: Dixie Leota

Adaptacja okładki i stron tytułowych: Karolina Korbut

Ilustracja na marginesach stron nieparzystych: tanandaa | AdobeStock

Opieka promocyjna: Joanna Niemczycka

ISBN 978-83-240-9960-3

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl

Druk: OZGraf

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.