Zamoy Xpress | Styczeń/Luty 2015

Page 1

ZAMOY XPRESS

STYCZEŃ/LUTY 2015

MAGAZYN UCZNIÓW II LO W LUBLINIE facebook.com/ZamoyXpress

I

zamoy.xpress@gmail.com

FELIETONY STUDNIÓWKA

QUEEN + ADAM LAMBERT

WEHIKUŁ CZASU

FLORENCE + THE MACHINE SKAUT KONKURS MIEJSKI

PANOPTICUM?!


Zamoy Xpress

l STYCZEŃ / LUTY

SPIS TREŚCI: Lubię siedzieć na parapecie

2

Dwukropek - Nawias

3

Studniówka 2015

4

Queen + Adam Lambert

8

How big / how blue / how beautiful

10

Wehikuł czasu

12

Zamoy 80s!

15

Skaut miejski vol. 2

16

O wszystkim i o niczym

17

Liryki Konkurs

18

Panopticum?! Pierwsze słyszę. 19 20

Sudoku

Siedzę

sobie

na

parapecie

i stwierdzam, że miałam rację. Jak zawsze, chociaż tym razem chcę powiedzieć, że niestety miałam rację. Niebezpiecznie było mówić, że czas będzie płynął tak szybko, przez co nawet nie zauważę, iż mamy już drugi semestr. Zleciało nawet szybciej. Szkoda, że nie potrafię z taką skutecznością przewidzieć superpromocji w sklepach lub zmiany pogody, to chociaż nie dałabym się zwieść lekkim przejaśnieniom i zawsze miałabym ze sobą czapkę i rękawiczki, a w szafie fajne spodnie kupione w dobrej cenie. Wracając do tematu – czas, skubany, jak zwykle stroi sobie żarty i nagle, spoglądając w kalendarz, ze zgrozą stwierdzam, że mamy już luty (ha, dobrze, że przynajmniej już po walentynkach). 2

LUBIĘ SIEDZIEĆ NA PARAPECIE Tydzień ma teraz dla mnie trzy dni: poniedziałek, kiedy trzeba zwlec się z łóżka, bo w szkole czeka kolejna porcja notatek do napisania; nie wiem, czemu od razu po nim następuje piątek, kiedy każdy czeka na ostatni dzwonek; i wreszcie: sobotoniedziela. Jak się wpadnie w trans, to nawet nie jest tak źle i prawie nie zasypiam na niektórych lekcjach (prawie). O tym, że pomiędzy poniedziałkiem a piątkiem istnieją jeszcze jakieś dni, przypomina mi mój Słoik Szczęścia. Tak, założyłam Słoik Szczęścia. Podobno pozwoli zatrzymać mi szczęśliwe chwile z każdego dnia. A serio – może wykorzeni ze mnie ten okropny pesymizm, bo gdy po roku go otworzę, będzie tam mnóstwo karteczek – i każda z opisem czegoś, co mnie danego dnia najbardziej uszczęśliwiło. Chociaż może nie do końca, bo postanowiłam zmodernizować ów pomysł. Jako że jestem osobą, która momentami zamartwia się w nieskończoność, pomyślałam o stworzeniu Słoika Zmartwień, aby za rok stwierdzić: „rzeczywiście, niepotrzebnie przejmowałam się błahostkami!”. Szybko jednak zrezygnowałam z tego pomysłu w obawie, że niedługo zapakuję całe życie w słoiki, a nie jestem nawet na studiach.

Teraz na moim biurku stoi dumny, szczelnie zakręcony, wyglądający wciąż nowych karteczek Słoik. I jest w nim wszystko, co tak naprawdę chcę, po prostu najlepszy/ najzabawniejszy/najdziwniejszy/ najbardziej niespodziewany moment z danego dnia. Albo kilka, po co się ograniczać. Co prawda już luty, ale kto powiedział, że zabawę w Słoik Szczęścia trzeba zacząć 1 stycznia? Można zacząć nawet w kwietniu, serio, ale im wcześniej, tym więcej szczęśliwych chwil zdążysz zatrzymać – nie tyle w słoiku, ile w pamięci. Jedna kartka dziennie wystarczy, by za rok paść z wrażenia (lub spaść z parapetu), że coś tak małego i błahego zdołało cię uszczęśliwić. To nawet nie musi być Słoik Szczęścia, możesz użyć nazwy Pudełeczko Radości (jak zrobił ktoś, kogo już zdążyłam zainspirować tym pomysłem) albo stworzyć własny słoik pod własną nazwą – w końcu to ty decydujesz, co się w nim znajdzie. Zatem do dzieła, a po pewnym czasie zobaczysz, że się opłaciło. Polecam

Natalia Guzorczuk

www.facebook.com/ZamoyXpress


STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

DWUKROPEK - NAWIAS Nieodzowny

element dzisiejszej

komunikacji, a zarazem koszmar purystów językowych. Proszę państwa, oto emotikony! Bez skrępowania używamy ich w esemesach, na forach, w mejlach i wszędzie tam, gdzie słowo pisane ma zastąpić żywą rozmowę – z całą jej bezpośredniością i emocjonalnością. Emotki pomagają nam zrozumieć intencje naszego rozmówcy, niejako zastępują nam jego ton głosu i mimikę, ubarwiają wypowiedź, dodają ekspresji, pozwalają jasno przekazać komunikat. Przecież już Konrad z „Dziadów” narzekał, że „język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie”, czemu by więc nie wspomóc się trochę dwukropkami i nawiasami w codziennej komunikacji? No właśnie. Emotikony na wskroś przesiąknięte są współczesnością, nieprawdaż? Tak charakterystyczne dla XXI wieku, swoją karierę oficjalnie rozpoczęły w 1881 roku – wtedy to krótki artykulik w amerykańskim magazynie satyrycznym „Puck” zapoznaje szanownych czytelników ze „sztuką typograficzną”. Ciekawostką jest, że niektórzy doszukują się emotikona nawet w wydrukowanej w 1862 roku transkrypcji przemówienia Abrahama Lincolna w „The New York Times”: „(…) there is no precedent for your being here yourselves, (applause and laughter ;) and I offer, in justification zamoy.xpress@gmail.com

of myself and you, that I have found nothing in the Constitution against”. Lepiej jednak podejść do tej rewelacji z… przymrużeniem oka. Każdemu się przecież zdarzają literówki, a nadliczbowy średnik na taką właśnie wygląda. Podobny mrugający symbol pojawia się też w jeszcze jednym – niespodziewanym a dawnym, w dodatku polskim – źródle; tym razem w pełni celowo. Co prawda nie ma formy „średnik-nawias”, jest za to małym rysunkiem przedstawiającym oko z przyłożonym do niego palcem. Umieścił go Tadeusz Boy-Żeleński na końcu pierwszej i ostatniej zwrotki swojego wiersza o wdzięcznym tytule „Piosenka wzruszająca” (1913 r.), po czym opatrzył stosownym przypisem: „Autor uczuł potrzebę wzbogacenia pisowni polskiej nowym znakiem, który pozwala sobie nazwać terminem perskie oko.

Znak ten pisarski, którego brak dawał się dotychczas dotkliwie uczuć, zwłaszcza w poezji lirycznej, powinien stać się wkrótce równie niezbędnym jak dwukropek, myślnik, wykrzyknik itd.”. Nieprzypadkowo kilka akapitów wcześniej swoje pięć minut miał Konrad. Oto bowiem nie kto inny jak nasz kochany wieszcz, Adam Mickiewicz, wspomina o tym, że aby w pełni oddać ekspresję „Pamiętników” Jana Chryzostoma Paska, należałoby „wymyślić jakie znaki, pokazujące np., że w tym miejscu mówca pokręcił sobie wąsa, w tym – porwał się do szabli, bo takie poruszenia zastępowały słowa, wyrażały myśli” (jak podaje „Literatura słowiańska wykładana w Kolegium francuskim przez Adama Mickiewicza”). No cóż, przy dzisiejszym bogactwie emotek – zwykłych, mangowych, animowanych i wszelkich innych – „Pamiętniki” mogłyby wyglądać zupełnie inaczej. „Pan Tadeusz” zresztą też. No cóż, jak na razie emotikony używane w tekstach literackich to rzecz dość żałosna i ukazująca raczej brak umiejętności niż nowatorstwo (serio, młodzi internetowi twórcy, ogarnijcie się), ale za ileś lat…? Monika Błaszczak

3


Zamoy Xpress

l STYCZEŃ / LUTY

STUD 2015 FA S H I O N P O L I C E

Po każdej ważnej gali moim ulubionym zajęciem jest oglądanie zdjęć sukienek, które nałożyły zaproszone gwiazdy. Perspektywa zrobienia tego samego po studniówce była jedną z najbardziej ekscytujących rzeczy, jeśli chodzi o całe to wydarzenie. Nie ma nic fajniejszego niż wszyscy naraz starający się wyglądać jak najlepiej – i jak na każdej imprezie, niektórym udało się to lepiej, innym gorzej. Nie znoszę czerwonych podwiązek – i za każdym razem, gdy to mówię, ktoś odpowiada: „To przecież tradycja i nikt nie traktuje tego poważnie!”. Nie lubię też niespójności, dlatego jeśli ktoś od trzech miesięcy zapisany był do fryzjera, manikiurzystki, a koronkę sprowadzał z Włoch, ten „żarcik” wyjątkowo 4

nie pasuje. Z modowohistorycznego punktu widzenia podwiązka służyła kiedyś wyłącznie do podtrzymywania pończoch, ale przecież już od dawna nie spełnia tej funkcji. Wynaleziono elastyczne tkaniny, dzięki którym możemy nosić rajstopy, opracowano pończochy samonośne, utrzymujące się na nogach bez podwiązek czy pasa. Podwiązka, jak wiele elementów kobiecej garderoby, uległa nadmiernej erotyzacji, a w wydaniu czerwonym i satynowym – wyjątkowo taniej, niczym z sex-shopu na targu pod zamkiem. Przynosząca szczęście na maturze jest śmieszną paralelą mitu o kobietach zdobywających pracę dzięki swojemu seksapilowi. Tym razem to seksowna (?) satyna na gumce sprawi, że zdasz egzamin. Chłopcom wystarczy wiedza. Mimo wszystko rajstopy ze ściągaczem i opadająca podwiązka na zdjęciu ze studniówki nigdy nie staną się symbolem dobrego smaku. Nie ro-

zumiem. Decyzja o założeniu podwiązki powinna równać się decyzji o założeniu pończoch. Niech będą samonośne, nie będziemy w XXI wieku użerać się z ich ciągłym opadaniem, skoro zdobycze przemysłu bieliźniarskiego umożliwiają nam komfortowy wieczór bez uciekania do łazienki co pół godziny. Ale wciąż niektórzy uważają, że cały świat powinien zobaczyć ich zdjęcie, na którym zalotnie unoszą róg swojej sukni i prezentują ściągacz od rajstop i rozciągniętą podwiązkę. Najlepiej jeszcze gdyby te rajstopy były z dużą ilością lycry i na każdym zdjęciu oślepiały oglądającego. Dobrane do butów z odkrytym palcem i imitujące opaleniznę lata 2007. Mimo disco polo w głośnikach usilnie utrzymujemy, że jest to elegancka uroczystość, więc właściwie czy takie niewinne połączenie mogłoby to w ogóle zmienić? Gdy widziałam podwiązki, po prostu zamykałam oczy i udawałam, że ich nie ma. Za to chętnie otwierałam oczy i podążałam nimi za niektórymi maturzystkami, które udowodniły, że studniówka nie musi być satynowa i weselna, ale wysmawww.facebook.com/ZamoyXpress


DNIÓWKA

STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

kowana i w dobrym guście – taki zamoyski czerwony dywan. Na pewno nie wymieniłam wszystkich pięknych sukni, ale niektóre wyjątkowo zwróciły moją uwagę. Moją absolutną faworytką była Julia Kęsik z III C, która wybrała długą, srebrnoszarą, ozdobioną cekinami sukienkę projektu Adrianny Papell. Projektantce należą się brawa za okiełznanie cekinów, bo nie jest to łatwa ozdoba i często przekracza granicę kiczu. Sukienka delikatnie spływała, rozszerzając się ku dołowi, płynnie przechodząc z pokrytej cekinami tkaniny w szarawy tiul. Ten teoretycznie prosty krój, ciekawie ozdobiony, zasługuje moim zdaniem na miano najlepszej sukni wieczoru. Kolejna warta wspomnienia sukienka to szyta na zamówienie czarna syrena Kingi Pożarowskiej z III E. Często dziewczyny wychodzą z założenia, że skoro to „jedna taka noc”, sukienka powinna się w jakiś sposób wyróżniać – czasami skutkuje to zbyt krzykliwymi sukniami, przekombinowanymi, niewygodnymi krojami, zwyczajnie niepasującymi do okazji. Kinga pokazała, że postawienie na klasykę może sprawić, że wyróżnimy się pośród stu dziewcząt w podobnych krótkich koronkowych sukieneczkach, które aktualnie ktoś ośmielił się nazwać zgodnymi z trendami.

W kategorii vintage nie będzie zaskoczeniem wspomnienie Kamili Popik z III F, która od trzech lat wyzamoy.xpress@gmail.com

różnia się swoim ubiorem, odchodzącym od nudnej normy. Jej sukienka to autentyczny model z lat 50., kupiony na Brick Lane w Londynie. Chociażby samo to sprawia, że warto o niej wspomnieć, ale gdy dodamy do tego krótką, rudą fryzurę Kamili, całokształt sprawia, że słowo vintage nabiera głębszego znaczenia i nie możemy już tak określić zwyczajnego ubrania, które przeleżało kilka lat w szafie, i pani stylizującej włosy na grube wałki.

Ola Błaszczuk z III F udowodniła, że potrafi idealnie dobrać strój do swojej figury i umiejętnie podkreślić jej atuty. Jedno spojrzenie na jej szytą na zamówienie sukienkę wystarczy, aby przypomnieć sobie styl Brigitte Bardot. Jedno spojrzenie na blond włosy Oli, dopracowany delikatny makijaż i głęboką butelkową zieleń sukni wystarczy, aby wyobrazić sobie, jak musiała wyglądać niemiecka arystokracja w przededniu wojny. Choć na pierwszy rzut oka pomyślałam, że sukienka Ady Świerz z III E jest bardzo ładna, ale wyjątkowo niestudniówkowa, po namyśle doszłam do wniosku, że równie niestudniówkowe są sukienki z opadającą górą bez ramiączek czy odsłaniające pośladki, a na nie nawet nie da się z przyjemnością popatrzeć. Uszyta przez krawcową, błyszcząca, długa sukienka Ady, o maksymalnie prostym kroju, lecz nie maksymalnej długości (odsłaniała buty i nie dotykała podłogi) przyciągała wzrok, a cały jej

efekt mógł zostać łatwo zepsuty ciężkimi czarnymi szpilkami. Dlatego tym bardziej trzeba zwrócić uwagę na dobry gust Ady, która na szczęście wybrała jasnoniebieskie szpilki, dodające obciążonej cekinami sukni lekkości. Sylwia Łukasik z III F, wysoka i bardzo szczupła, pewnie mogłaby założyć na siebie cokolwiek i wciąż wyglądać jak modelka high fashion. I jest niewiele osób, na których tak dobrze wyglądałaby obcisła czarna sukienka do kolan, wprost wyjęta z żurnalu z lat 20. Myślimy o samej Coco Chanel, ale taką zgrabną modelkę chętnie zatrudniłby też Karl Lagerfeld. Drugą osobą przychodzącą mi do głowy, która wytrzymałaby ciężar tego pozornie prostego stroju, jest Keira Knightley. Zresztą o niej też myślałam, gdy spojrzałam na upięcie włosów Sylwii. Na studniówce, tak jak na weselu, powinna obowiązywać pewna zasada – tak jak goście nie mogą wyglądać lepiej niż panna młoda, tak nauczyciel nie powinien wyglądać lepiej niż uczeń. Jednak pani Magdalena Żuk złamała tę nieistniejącą zasadę, zakładając idealnie skrojony garnitur, do którego dobrała nieklasyczne szpilki, przełamujące prostotę jej stroju. Delikatna fryzura i mała kopertówka dopełniły całą stylizację i moim zdaniem tworzyły spójną kompozycję, przebijającą większość sukienek, które wybrały maturzystki. Wciąż jestem pod wrażeniem. Panowie, niektórym z was udało się dopasować garnitur. Gratuluję. Kamila Kilian

5


Zamoy Xpress

6

l STYCZEŃ / LUTY

www.facebook.com/ZamoyXpress


STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

zamoy.xpress@gmail.com

7


Zamoy Xpress

l STYCZEŃ / LUTY

QUEEN +

ADAM LAMBERT P R Z E D S TA W I E N I E M U S I T R W A Ć ! Jak niektórzy z was zdążyli już zauważyć, zespół Queen wyruszył z nową trasą koncertową. Podobnie jak dwa lata temu, legenda brytyjskiego rocka zagra również w Polsce, tym razem w Krakowie. Będzie to już drugi w naszym kraju koncert z nowym wokalistą, Adamem Lambertem, laureatem drugiego miejsca w „American Idol” z 2009 roku. Koncert w Polsce dopiero 21 lutego, ale ja postanowiłam zrobić sobie przyjemność wcześniej i miałam okazję widzieć już Królową w akcji 18 stycznia na O2 Arenie w Londynie. Wyjazd na ten koncert wyszedł zupełnie przypadkowo, gdyż w pierwszej turze o występie zespołu w Polsce nie było mowy, dlatego poprosiłam o pomoc dalszą część rodziny – która mieszka właśnie w Anglii – i z jej pomocą kupiłam bilety na koncert w O2. W dzień przyjścia biletów okazało się, że Queen jednak zagra w Krakowie, ale ja nie zrezygnowałam, postanowiłam polecieć do Anglii i zrobić sobie małą przerwę od szkoły. Pamiętam odliczanie do koncertu, 8

skreślałam w kalendarzu każdy dzień i nie wierzyłam, że zobaczę „mężczyzn mojego życia” w akcji, na żywo (żebyście były zazdrosne, moje drogie – oddychałam tym samym powietrzem co oni J). Dzień koncertu był czymś niesamowitym, byłam szczęśliwa, nic nie mogło mnie zdenerwować, nawet wieczne korki w Londynie. Dotarłam do hali około 3 godziny przed koncertem, miałam okazję na zakupienie gadżetów oraz na pozwiedzanie wszystkich zakamarków. Przez bramki przeszłam dopiero na pół godziny przed koncertem. Support nie był przewidziany, więc nie widziałam potrzeby siedzenia w swoim sektorze godzinami i czekania na wyjście moich idoli – pół godziny wydawało mi się czasem optymalnym. Znalazłam swoje miejsce, był to trzeci rząd od góry, wysoko, ale z genialnym widokiem na scenę. Koncert rozpoczął się punktualnie o 20.00 od „One vision”, co było zapewne porównaniem do koncertów trasy Magic Tour, wtedy też koncerty zaczynały się od tej piosenki. Scena została zady-

miona, wielka płachta z logiem zespołu została podniesiona do góry, a z mroku i dymu wyłonili się Brian May, Roger Taylor, Adam Lambert oraz Neil Fairclough jako nowy basista zespołu, Spike Edney jako klawiszowiec współpracujący z Queen już od lat 80’. oraz Rufus Taylor, syn Rogera, podobnie jak ojciec perkusista, który wspomaga rodzica podczas trasy. Setlista oprócz wspomnianego już przeze mnie „One vision” zawierała jeszcze wiele wielkich przebojów, takich jak „Fat bottomed girls”, „Killer queen”, „I want to break free”, „Don’t stop me now”, „Under pressure”, które słysząc w wykonaniu Adama, mogliśmy porównać z wykonaniami Freddiego. Są jednak utwory, których Mercury na żywo nie wykonywał z różnych powodów – taką piosenką jest na przykład „These are the days of our lives”, utwór, który podczas trasy wykonuje perkusista – Roger Taylor – www.facebook.com/ZamoyXpress


+

T

STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

i idzie mu to fenomenalnie, a w trakcie występu możemy na telebimie ujrzeć nawet Johna Deacona i Freddiego. Filmiki pochodzą z archiwum Queen i mile ubarwiają klimat utworu. Tracklista przypomina największe przeboje Queen od początków kariery aż po rok 1991, a ponadto podczas koncertu pojawia się solowy, instrumentalny utwór Briana, „Last horizon”, który jest wpleciony w część jego gitarowego solo. Koncert pod względem doboru repertuaru był bardzo dobry, a i panowie z Queen, mimo swojego podeszłego wieku, bo przecież magiczny próg 65 lat obaj przekroczyli, dalej dają radę grać dobrego, starego rocka, a Roger ustępuje miejsca synowi tylko w jednej piosence. Scena również niesamowita, ogromna ilość oświe-

zamoy.xpress@gmail.com

tlenia, która wręcz oślepia widza, niesamowita akustyka koncertu, nieważne gdzie się siedzi czy stoi, czuje się uderzenia Taylora w centralę, oraz gitarę Maya, która mimo swoich lat (a ich już będzie chyba ponad 50 – jeśli się mylę, bardzo przepraszam) radzi sobie fenomenalnie. Ubrania zespołu podczas koncertu też zachwycały, ale tutaj pozwolę sobie skrytykować pana Maya, który podczas wszystkich koncertów nosi jedną koszulę. Na temat Adama pozwalam sobie poświęcić ten akapit, gdyż jego sprawa jest bardzo kontrowersyjna. Możecie się ze mną nie zgadzać, ale moim zdaniem Adam doskonale wpasowuje się w Queen, nie zastępuje Freddiego, lecz stara się stworzyć swój własny image. Ma bardzo dużo energii i zapału,

co świetnie pokazuje na koncertach, fizycznie i wokalnie daje z siebie wszystko. Nie rozumiem tych ludzi, którzy go oczerniają, chociaż nie słyszeli go na żywo, trzeba zobaczyć, żeby ocenić, a Adam, jak już mówiłam, radzi sobie doskonale. Serdecznie zachęcam was do zobaczenia koncertu w Krakowie, bo naprawdę warto. Show, jakie daje Queen, jest niesamowite. Poza tym jest to okazja do zobaczenia Briana Maya i Rogera Taylora w akcji, bo panowie żyć wiecznie nie będą, a pieniądze nie powinny grać roli, bo jest co zobaczyć. Ja byłam, zobaczyłam i serdecznie wam wszystkim polecam (może wam też Brian odmacha :D). Agata Kowalczyk

5 9


Zamoy Xpress

l STYCZEŃ / LUTY

Mój 2015 rok zdecydowanie zdominuje matura. Od pół roku spędzam dużą część mojego wolnego czasu na nauce o wolutach i naosach, wkuwam plany świątyń i staram się zapamiętać, czym różni się „Wenus z Urbino” Tycjana od „Śpiącej Wenus” Gorgionego. I wbrew powszechnym oczekiwaniom (i swoim zwyczajom) nie mam zamiaru na to narzekać, bo nauka historii sztuki daje mi ogromną satysfakcję. Dzisiaj chcę się skupić na tym, co może nam trochę umilić naukę i pomóc wyzbyć się stresu przed maturą – na muzyce. Bo 2015, pod względem muzycznym, zapowiada się naprawdę ciekawie. Nowe albumy ogłaszają m.in. The Wombats, Muse czy The Vaccines, a lineupy naszych rodzimych festiwali prezentują się imponująco. A to nawet nie połowa tego, co ma nadejść. Ale dzisiaj chcę się zająć najbardziej wyczekiwanym przeze mnie krążkiem. 1 czerwca bieżącego roku 14 10

swoją premierę będzie miał trzeci album brytyjskiej grupy Florence + The Machine. Zespół kazał nam się trochę naczekać na ten krążek – poprzedni wyszedł 4 lata temu. Zarówno „Lungs” jak i „Ceremonials” odniosły ogromny sukces na całym świecie. Do listopada 2011 roku debiutancki album pokrył się platyną aż pięciokrotnie – tylko w samej Wielkiej Brytanii sprzedał się w nakładzie półtora miliona kopii. „Ceremonials” pozostało nieco bardziej stratne, z wynikiem ponad miliona kopii. Nawet największym fanom popu znane są hity takie jak „Spectrum” czy nagrane z Calvinem Harrisem „Sweet nothing”. Siła rażenia zespołu i to, jak szerokie spektrum fanów przyciągają do siebie, musi leżeć w różnorodności ich repertuaru. Mamy tu rockowe „Kiss with a fist”, „What kind of men”, w których oprócz gitar możemy usłyszeć też całą sekcję dętą, „Breath of Life”, nagrywane z orkiestrą symfoniczną i 60-osobowym chórem, energetyczne „Heartlines” i „Dog days are over”, czy mroczne i pełne patosu „Seven devils” i „Leave my body”. Stojąca na czele projektu F+TM Florence Welch ogłosiła 12.02. na antenie BBC swój długo wyczekiwany trzeci album. Płyta będzie nosić tytuł „How big / how blue / how beautiful”. Po przesłuchaniu pierwszego singla („What kind of man”) czuję, że to będzie naprawdę wspaniały album. W wywiadzie dla KROQ Welch wyjawia, skąd tak niekonwencjonalny tytuł: „Tak nazywa się jedna z pierwszych piosenek, jakie napisałem na ten krążek. Byłam wtedy w Los Angeles – niebo tutaj jest zupełnie inne niż to w Londynie, jest po prostu olbrzymie, jakby nie miało granic. W pewien sposób to daje ci nadziewww.facebook.com/ZamoyXpress


STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

ję, chęć do życia, ale w tym samym momencie czujesz się niesamowicie obnażony. Ten tytuł zawiera w sobie tę radość i ten smutek. (…) To był dla mnie rok wzlotów i upadków, więc album w pewien sposób to odzwierciedla”. Na krążku będzie można usłyszeć utwory typowe dla Florence, tym razem zestawione z orkiestrą i ostrym gitarowym brzmieniem. O samym albumie wokalistka mówi: „Chyba przez to, że zawsze obracałam się w swojej twórczości wśród fantazji i metafor, tym razem musiałam oprzeć album na realnych doświadczeniach. „Ceremonials” skoncentro-

wane było na motywie śmierci i wody, idei ucieczki przez śmierć, ale nowy album to moja próba nauczenia się, jak żyć, jak kochać, będąc na tym świecie, bardziej niż od niego uciekać. To przerażające, bo tym razem za niczym się nie chowam, ale czułam, że to coś, co muszę zrobić”. Po zakończeniu w grudniu 2012 roku ogromnej trasy koncertowej, w której Florence + The Machine odwiedzili m.in.: większość krajów Europy, Stany Zjednoczone,

Kanadę, Brazylię czy Australię (ale niestety pominęli Polskę), zespół ogłosił roczną przerwę w koncertowaniu. Jednak w sierpniu 2013 roku odwiedził Kraków w ramach Coke Live Music Festival. Był to jeden z 3 komercyjnych koncertów tej grupy w całym roku 2013. Podczas koncertu Flo obiecała fanom, że niedługo wrócą z kolejną płytą. I o ile niedługo się to sprawdziło (Florence + The Machine zostali headlinerami Orange Warsaw Festival w czerwcu 2014 roku), o tyle nowego materiału nie było nam dane usłyszeć aż do 12 lutego. W tym roku Florence zapowiedziała już kilka występów na festiwalach na całym świecie i, jak głoszą plotki, będzie headlinerem tegorocznego Glastonbury. Już teraz możecie zamówić płytę w dowolnym formacie w przedsprzedaży przez oficjalną stronę zespołu florenceandthemachine.net. Jan Wójcik

HOW BIG HOW BLUE HOW BEAUTIFUL NOWA PŁYTA FLORENCE + THE MACHINE

zamoy.xpress@gmail.com

11


Zamoy Xpress

Anglia,

l STYCZEŃ / LUTY

rok ‘69, koniec września.

W sklepie muzycznym bez zastanowienia bierzesz płytę do ręki i kupujesz ją. Wracasz do domu, włączasz gramofon, odrzucasz papierową okładkę płyty, nie zdając sobie sprawy, że za parę lat ten krążek stanie się legendą. Delikatnie kładziesz winyl na talerz gramofonu, po czym zaczynasz słuchać utworów z albumu „Abbey Road”. Chyba każdy zna tę okładkę… Cztery postacie przechodzące na pasach dla pieszych na brytyjskiej ulicy. Ale czy ktoś z nas zastanowił się nad sensem tej płyty? Bo ja tak! Pierwsza jest piosenka „Come together” – opisuje ona chłopaka, który dopiero odnajduje się w towarzystwie. Kolejna jest „Something”. Jest to przepiękna, bardzo często coverowana ballada o miłości, najbardziej rozpoznawalny utwór z tego albumu. Trzecia piosenka nosi tytuł „Maxwell's silver hammer” – miłość uderzyła w nich niczym srebrny młot… Z tekstu dowiadujemy się, że dziewczyna ma na imię Joan, a nasz główny bohater to Maxwell Edison. Max zaprosił Joan na randkę. Kolejna zwrotka mówi, że Maxwell nieźle narozrabiał – trafił nawet do sądu. Na podstawie tekstu kolejnej piosenki, „Oh! Darling”, mogę wnioskować, że tym sądem była jego dziewczyna, którą zranił i której musiał się tłumaczyć, co złego zrobił. Czwarta piosenka opowiada o tym, jak bardzo nasz bohater żałuje i błaga o wybaczenie. Podmiot zwraca się do adresatki czule, określeniem „darling”. „Och, kochanie, proszę, uwierz mi. (…) Kiedy powiedziałaś mi, że więcej mnie nie potrzebujesz, cóż… 12

No wiesz, wtedy prawie załamałem się i płakałem”. Potem jest piosenka „Octopus's garden”. Najwidoczniej Joan nie wybaczyła Maxwellowi, gdyż chce on uciec od rzeczywistości – dlatego chce zobaczyć ogrody ośmiornic, czyli uciec od bólu. „Byłoby nam ciepło podczas sztormu w naszej małej kryjówce pod falami. (…) Śpiewalibyśmy i tańczylibyśmy, ponieważ wiemy, że nikt nas tam nie znajdzie”. Dodatkowo radosna melodia sugeruje nam, że Maxwell próbuje pogodzić się z tym uczuciem i chce nauczyć się być szczęśliwym bez ukochanej. Jednak ten ciężar jest zbyt wielki, o czym mówi nam przeskok do kolejnej piosenki, „I want you (She’s so heavy)”. Po szczęśliwej i radosnej melodii rozbrzmiewa melancholijne piszczenie gitary z ciężkim tłem i rytmem. Ta piosenka to desperacka i dość niepokojąca próba poradzenia sobie z własną niespełnioną miłością. „Chcę ciebie, chcę ciebie tak mocno… Chcę ciebie, chcę ciebie tak mocno. To doprowadza mnie do szaleństwa, to doprowadza mnie do szaleństwa. Ona jest zbyt ciężka...zbyt ciężka”.

nad ich głowami znów zaświeciło słońce, o czym mówi piosenka „Here comes the sun”. Maxwell

WEHIKUŁ

SREBRN OŚMIO I TYM PO … CZYLI RIA MIŁ U BEAT znów mówi do Joan „darling”, nadal występuje ta sama adresatka. „Kochanie, to była długa, samotna zima. Kochanie, zdawałoby się, że minęły lata, odkąd tu byłaś”.

Powyższe linijki to jedyny tekst piosenki, powtarzający się przez 7 minut i 47 sekund. Piosenka urywa się nagle, w pewnym monecie jest pausa i cisza. Tak kończy się strona A. To ma dość symboliczne znaczenie Mijają dni od tamtego rozstania Maxwella i Joan, a gdy przekręcasz płytę, mijają minuty.

Podmiot cieszy się z jej powrotu, ale wie, że czeka ich dość trudna rozmowa o tym, co się stało dawno temu, o czym mówi kolejna piosenka – „Because”. Tu melodia jest melancholijna, tak jakby chłopakowi ból sprawiało ponowne patrzenie w oczy ukochanej – wie, że musi przyznać się do błędu i ją przeprosić.

Nowa strona płyty, nowy początek. Max żyje bez Joan, ale pewnego dnia znów ją zobaczył, a po burzy

„Ponieważ wiatr mocno wieje, wydmuchuje wszystko z mojej głowy. www.facebook.com/ZamoyXpress


STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

(…) Miłość jest wszystkim, miłość jest tobą”.

Ł CZASU:

NY MŁOT, ORNICE ODOBNE I HISTOŁOSNA TLESÓW Joan chce tylko rozwodu. Ballada „You never give me your money” opowiada o tym, jak podmiot wytyka jej wszystkie błędy, jakie razem popełnili w tym związku.

sobie rady sam. „Polythene Pam”, czyli kolejna piosenka, opowiada o tym, że Max próbuje zapomnieć o Joan, spotykając się z Pam, ale nie czuje się w tym nowym związku dobrze. Trzynasta piosenka, „She came in through the bathroom window”, opowiada o tym, jak Joan wpadła w problemy z narkotykami i niespodziewanie przyszła do Maxwella prosić go o pomoc. Dalej jest piosenka „Golden slumbers”. Max kolejny raz mówi „darling”. „Kiedyś był taki sposób, by wrócić drogą do domu. Kiedyś był taki sposób, by wrócić do domu. Zaśnij, kochanie, nie płacz już, a ja zaśpiewam ci kołysankę…” „Carry that weight” mówi o tym, że niespodziewane spotkanie z Joan jest dla Maxwella ciężarem, bo kocha ją, ale wie, że nie będą razem, ponieważ zostali tylko przyjaciółmi. W piosence następuje repryza „You never give me your money”. Maxwell wraca pamięcią do rozwodu i zastanawia się, czy dobrze zrobili. „Nigdy nie dawałem ci swojej poduszki. Ja tylko wysyłałem ci zaproszenia i w połowie celebracji załamywałem się i płakałem”.

Kolejna piosenka, „The end”, jest ostatecznym pogodzeniem się bohaterów z sytuacją, w jakiej się znajdują. Maxwell zdaje sobie sprawę, że szczęście Joan jest dla niego najważniejsze. „Ale na końcu miłość, którą otrzymujesz, możesz porównać z miłością, którą dajesz”. Potem jest 20 sekund przerwy i rozbrzmiewa ostatnia, wesoła piosenka – „Her Majesty”. Max mówi o Joan „Jej Wysokość”, tak jakby chciał podkreślić, że jest ona zbyt przepełniona pychą, by znów z nim być, ale nadal wierzy, że są w stanie odbudować to, co między nimi kiedyś było. „Jej Wysokość jest piękną, miłą dziewczyną, ale zmienia się z dnia na dzień. Zamierzam powiedzieć jej, jak mocno ją kocham. (…) Och, tak. Któregoś dnia sprawię, że będzie moja”. Kolejność ułożenia utworów na płycie na pewno nie jest przypadkowa. Beatlesi ułożyli je tak, by składały się w jedną całość. Chociaż, w sumie, kto wie? Ciekawe, czy sami autorzy wiedzą, co mieli na myśli, tworząc ten legendarny krążek. Natalia Stańczak

„Nigdy nie dałaś mi swoich pieniędzy, teraz dajesz mi tylko swój śmieszny papier, a ja w środku negocjacji załamuję się i płaczę. Nigdy nie dałem ci swojego numeru, ja tylko przedstawiam ci swoje stanowisko”. „Sun king”, bo taki tytuł ma kolejna piosenka, mówi nam, że teraz wszyscy oprócz Maxa są szczęśliwi z rozwodu. „Mean mr. Mustard” to piosenka o tym, że Maxwell nie daje zamoy.xpress@gmail.com

13



STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

Impreza

dla

uczniów

Zamoya

w rytmie disco z lat 80. Ogólnie plan imprezy zapowiadał się ciekawie, więc czemu by nie pójść na pierwszą od 12 lat potańcówkę w naszej szkole? O 16.45, powoli, leniwie i jakby od niechcenia, do sali gimnastycznej zaczęli schodzić się uczniowie. Na początku było tylko parę osób, wszyscy usiedli na ławeczkach i jakoś nikomu nie spieszyło się do tańczenia. Dopiero o 17.20 sala się zapełniła – nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak…? Uczniowie przychodzili całymi grupami, a Marcin Lipski chwycił za mikrofon. Impreza momentalnie się rozkręciła, a uczniowie nie zwalniali ani na chwilę. Oprócz tego cały czas działała kawiarenka, która była świetnym miejscem, by na chwilę usiąść i odpocząć.

sor Mastalerz podbiła bal swoją kreacją. Oczywiście karaoke też musiało mieć swoje miejsce! Zdecydowanie podobało mi się, że nauczyciele również zostali wciągnięci do tej zabawy, ale niestety repertuar mnie rozczarował… Ja rozumiem, że może karaoke w innym języku niż polski jest wyzwaniem… No ale disco polo z przekroju kilku dekad to chyba nie to samo co piosenki disco z konkretnej, jednej dekady. Lata 80. mają swój specyficzny klimat i niestety został on zniszczony. Jeśli organizujemy imprezę w stylu disco lat 80., to trzymajmy się tego i nie przeplatajmy tego z disco polo. Jednak istnieje pomiędzy tym różnica… dość spora różnica… nawet bardzo ogromna. Nie wiem, kto postanowił dodać niektóre piosenki do playlisty, ale parę z nich nie po-

ZAMOY 80s! Najważniejszym punktem imprezy był wybór królowej i króla balu. Trzy urocze młode damy i trzech uroczych młodych panów konkurowało o te zaszczytne tytuły. Na początku odbyła się prezentacja kandydatów, potem demokratyczne wybory, ale i tak wszyscy zapewne przyznają mi rację, gdy powiem, że Cesarzowa Hadesu, pani profezamoy.xpress@gmail.com

winno mieć tam miejsca. Może trochę się czepiam, ale liczyłam na więcej utworów wykonawców takich jak na przykład David Bowie, Michael Jakson, Pet Shop Boys, Kim Wide – no bo przecież to jest definicja disco z lat 80. Nie chce mi się wierzyć, że wszyscy zapomnieli o pio-

sence Ricka Astleya – „Never gonna give you up”… Przecież ta piosenka to klasyk, jej nigdy nie można odpuścić! To trochę jakby zamówić książkę przez internet, a dostać e-booka. Niby to samo, niby też ta sama funkcja… Ale jednak jak zamawiamy książkę papierową, to nie o wersję cyfrową nam chodziło. Całe szczęście, że dobra, klimatyczna, nieśmiertelna muzyka górowała nad tym całym disco polo. O Marcinie, który rozruszał cały tłum, zintegrował wszystkich i zrobił show, można napisać osobny artykuł, ale ja wspomnę tylko, że dzięki takim osobom Zamoy żyje, Zamoy pokazuje, że umie się bawić i – co najważniejsze – Zamoy bawi się doskonale! Oczywiście nie można zapomnieć o świetnej dekoracji sali. Sznur balonów podwieszonych pod sufitem, serpentyny zwisające nad głowami, płyty CD przyczepione do ścian i – bez wątpienia najlepszy punkt imprezy – kula dyskotekowa! Co do tego nie mam najmniejszych zastrzeżeń, bo wystrój był fenomenalny. Na koniec dość nieliczna garstka została na koncert zespołu Red House, ale przyznać muszę, że kto nie został, niech żałuje! Generalnie kto nie przyszedł, niech żałuje, bo impreza była cudowna. Natalia Stańczak

15


Zamoy Xpress

l STYCZEŃ / LUTY

VOL 2

SKAUT MIEJSKI Ostatnimi czasy życiem wielu młodych ludzi zawładnęło zjawisko chronicznego meldowania się w odwiedzanych miejscach. check-in Ten zaadaptowany od przymusu meldunku po przybyciu do schroniska lub hotelu zwrot coraz częściej widnieje na naszych tablicach portali społecznościowych. Przyjrzyjmy się, po co to, a dlaczego to i z czym to się je. Powodów, dla których użytkownicy smartfonów mają zwyczaj oznaczenia się w obecnej lokalizacji jest sporo, a sam proces niesie korzyści zarówno dla meldującego się i dla właściciela miejsca.

Wedle prastarej zasady „jeżeli coś jest dla wszystkich, to jest dla nikogo”, aplikacje i strony umożliwiające checkinowanie wychodzą naprzeciw spragnionym wrażeń lub głodnym smaku i umożliwiają odnalezienie idealnego dla nich miejsca. Na podstawie historii odwiedzanych miejsc każdy użytkownik otrzymuje propozycje znajdujących się w okolicy miejsc, które powinny spełnić oczekiwania, także w od16

wiedzanym po raz pierwszy mieście. Zastosowanie w rzeczywistości jest oczywiste: dzięki temu głodny wegetarianin nie zmarnuje czasu, wchodząc do znanej z najlepszej wołowiny burgerowni, a fan muzyki alternatywnej nie popsuje sobie humoru w jednym z generycznych klubów disco/dance. Uzupełnieniem automatycznych sugestii są recenzje i oceny wystawiane przez znajomych oraz osoby, których osobiście nie znamy, a mają podobny gust. Bo komu lepiej zaufać, czy otrzymana pizza nie będzie mierną podróbką zdjęcia ze strony internetowej, jak nie osobie, której nikt nie płaci za reklamę?

Utworzenie ścisłej społeczności wokół swojego biznesu umożliwia też nagradzanie stałych bywalców oraz wchodzących w szersze interakcje fanów. Zniżka 35% na wejście na wystawę dla często meldujących się w muzeum? Hasło do wi-fi znane jedynie zameldowanym? A może pozycje w menu nieosiągalne dla patrzących jedynie na zapisaną kredą tablicę za barmanem? Jeżeli uważasz, że znasz się na danym typie kuchni lub określonym typie muzeów, meldowanie się i wystawianie opinii jest prostym narzędziem kreowania marki osobistej. Przy okazji zyska na tym społeczność lokalna, a jedynie warte

miejsca przetrwają miejską walkę o byt.

Czy da się przeżyć bez aplikacji do checkinowania? Oczywiście, że się da. W świetle innych możliwości, jakie niosą za sobą media społecznościowe, jest to jedynie igła w stogu siana. Ale następnym razem, gdy otrzymasz piwo w brudnej szklance albo podane frytki będą śmierdziały tygodniowym tłuszczem, pomnij ten artykuł i pomyśl, czy nie warto poświęcać minuty przed wejściem do baru na obejrzenie spersonalizowanej dla ciebie opinii. Twój brzuszek i humor będą ci wdzięczne! Jeżeli chcesz spróbować checkinowania, polecam zacząć od działających w parze aplikacji Foursquare i Swarm. Na tę chwilę używanie ich przyniesie ci największą korzyść, gdyż są na bieżąco uzupełniane odnośnie miejsc w Lublinie i całej Polsce.

Kuba Gołacki

www.facebook.com/ZamoyXpress


STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

Zastanawia

mnie czasem bezcelo-

wość mojego istnienia. Fakt, naprawdę nie miałem pomysłu na to, co tutaj napisać. Gdy już napisałem pierwsze zdanie, stwierdziłem, że jednak musi to mieć jakiś sens. Wszystko dałoby się sprowadzić do jednego określenia: „to nie ma sensu”. (Tak, to MA sens!) Jednak jak dobrze wiemy, nic nie jest proste. Ostatnio pewna osoba przekonywała mnie, jak cudownie byłoby, gdyby nasze dusze mogły egzystować ze sobą z pominięciem aspektów cielesnych. Nowy poziom doznań, można by powiedzieć. Brzmi jak projekt utopii? Nie, nie zgadzam się! To koszmar! To zbyt proste! To przeczy naszej naturze!

same dusze są bardziej inteligentne od dusz uwięzionych w ciałach, to wolę to więzienie. Bo to materialne więzienie sprawia, że jestem człowiekiem. Że mogę polegać na mózgu, a nie na czymś, czego mój „móżdżek” na tę chwilę nie jest w stanie pojąć. Czy można powiedzieć, że grzebanie w ludziach, zmienianie ich, modyfikacja na poziomie genetycznym – to zabawa w Boga? Przecież tak samo działa ewolucja. Rozwój własnego gatunku to jest naprawdę szlachetny cel, godny. Moralny do tego stopnia, że odnoszę wrażenie, iż byłbym w stanie przymknąć oko na niegodziwości z tym związane. Rzecz jasna oczu bym nie za-

i nie potrafimy współżyć ze sobą w prawdziwej harmonii. Gdybyśmy choćby mogli widzieć wnętrza serc ludzi mijanych na ulicy, opadłyby maski, które są przecież ludzką domeną. Bylibyśmy przerażeni tym, jak straszni mogą się okazywać nasi bliscy i z równym przestrachem obserwowalibyśmy ludzkie reakcje na naszą obecność. Pozory są właśnie po to, żebyśmy mogli czuć się bezpiecznie, żebyśmy nie wracali do prehistorii. Właśnie wtedy jaskiniowcy nie mieli pozorów, manier, byli… prości. Po to jesteśmy skomplikowani, po to wymyślamy sobie ceremoniały, uroczystości, przemówienia i inne fałszywe akty, żeby-

O WSZYSTKIM I O NICZYM - CZYLI ŚCIANA CHAOSU Kocham fakt, iż jestem człowiekiem! Kocham cały swój byt, głęboko wierzę, że bez dźwięku palców stukających o klawisze laptopa, nie byłbym tą samą osobą. Nie mógłbym się wściekać, że ta klawiatura jest taka płaska, podczas gdy ja upodobałem sobie właśnie te wypukłe. Kocham widzieć wszystko swoimi oczami, chociaż nie mogę widzieć wszystkiego. Kocham słyszeć, nie słysząc wszystkiego. Mając wszytko, nie można już poznać niczego nowego. Pozostaje tylko brutalna, zimna pustka. Dlatego ludzkie ograniczenia są, wbrew pozorom, czymś pozytywnym. Jeśli zamoy.xpress@gmail.com

mknął, bo jestem człowiekiem i nie zamierzam wyłączać świadomości. Może nawet kiedyś będziemy w stanie złączyć własne umysły, na drodze technologicznego rozwoju. Ale to dalej jest coś innego od koegzystencji niezliczonych dusz. Będziemy w stanie zachować swoją odrębność, indywidualizm, jedną z najważniejszych cech człowieka. Według mnie dobrze jest wiedzieć, że masz coś, czego nie da ci się odebrać, coś, czego nie musisz współdzielić z czymś innym. Może jest to więcej niż trochę egoistyczne, ale nawet jeśli tak, trzeba zaakceptować te fakty. Jesteśmy egoistami

śmy mogli napoić się swoim człowieczeństwem. Wierzę, że to coś dobrego, to oznaka cywilizacji, aby nie odkrywać się ze wszystkim. Patrzę z pewnym niedowierzaniem na tekst, który przede mną powstał w ledwie kilkanaście minut. Wyplułem z siebie szereg dziwacznych myśli, które tkwiły w mojej głowie i którymi chciałem się najwyraźniej z kimś podzielić. Liczę, że choćby jedna osoba nie zgubiła się w mętliku moich chaotycznych myśli.

Paweł Misztal

17


Zamoy Xpress

l STYCZEŃ / LUTY

Czy uczucia gasną? Przecież są jak płomienie. Na początku tlą się leciutko następnie biją żarem tak gorącym. Sprawiają, że serca to nie kamienie i powodują, że życie jest o wiele weselsze. Sprawiają, że każdy oddech każde mrugnięcie jest darem dla drugiej osoby ale gdy wszystko mija gdy czas coś zabiera… Czy zostaje uczucie? Czy tylko popiół i cichy głos cienia? Ruda

LIRYKI

Miłości się nie wybiera Ona po prostu jest. Przyjaźń to Twój wybór, Lecz pamiętaj, że nie każdy będzie trwał przez lata. Rodzina, jaka by nie była Musisz o nią walczyć. Radość - wypełniaj nią Każdą chwilę, żeby potem mieć co wspominać. Szczęście - darz nim wszystkich, koloruj świat. Dziel się nim. Życie - no właśnie... Jeśli znasz swoją wartość. Już je przezywasz najlepiej. Ruda

KONKURS! A czy wy niecierpliwie oczekiwaliście najgłośniejszej w tym lutym premiery filmowej? Opowieści o głębokiej (bardzo, oj bardzo) i mocnej (takoż) miłości niewinnej, struchlałej łabędzicy oraz przystojnego wampira, który... Ups, pardon, nie ta historia. Było blisko. Ekranizacja „50 twarzy Greya”, tak jak i jej pierwowzór, budzi skrajne emocje – od bezgranicznego zachwytu aż do nieskończonej pogardy. Niezależnie od tego, po której stronie barykady stoicie (zawsze jest też opcja, że wam to najzwyczajniej w świecie zwisa), warto zastanowić się, skąd wziął się fenomen tego bestsellera. Oto przed wami niepowtarzalna szansa – chcemy dać wam egzem18

plarz „50 twarzy Greya” E.L. James. Co z tą książką zrobicie – to już zależy tylko od was. Wedle uznania: możecie zaczytywać się w niej jako w ulubionej lekturze, a i nikt nie zabroni wam dokonać na niej – jako na literaturze złej – aktu destrukcji. Skoro już o destrukcji mowa – zadanie jest proste. Furorę robi ostatnio „Zniszcz ten dziennik” Keri Smith – na co odpowiemy: „ZNISZCZ TĘ GAZETKĘ!”. Pokaż światu swoją artystyczną wizję, uwolnione emocje i konstruktywną destrukcję! Zniszcz gazetkę, uwiecznij to na zdjęciu, filmie albo w inny dowolny sposób i zamieść dowody na naszym fanpejdżu: www.fb.com/ZamoyXpress!

Oczywiście polecamy zrobić to po dokładnym przeczytaniu I ewentualnym zakupieniu drugiego egzemplarza gazetki – ażeby niszczyć go z lżejszym sercem. Do końca marca czekamy na gazetki szturchane ołówkiem, oblewane farbami i stające w płomieniach! Pokażcie światu swoje destrukcyjne myśli i zgarnijcie nagrodę! :)

www.facebook.com/ZamoyXpress


STYCZEŃ / LUTY l Zamoy Xpress

PANOPTICUM?!

PIERWSZE SŁYSZĘ Ty też pierwszy raz słyszysz o Pa-

nopticum? Najwyższa pora dowiedzieć się czegoś więcej. Dlaczego? Między innymi dlatego, że Teatr Panopticum jest starszy od przeciętnego licealisty o jakieś 13 lat. Został założony w roku 1985, co oznacza, że w tym roku obchodzi trzydziestolecie istnienia. Kto za tym wszystkim stoi? Pierwszym założycielem, który do tej pory aktywnie prowadzi młodych aktorów, pisze scenariusze oraz reżyseruje spektakle, jest Mieczysław Wojtas. W teatralnym gronie zwracamy się do niego po prostu „Szefie”. Od zawsze związany z Lublinem, ukończył filologię polską na UMCS oraz historię sztuki na KUL. Oprócz teatru jego pasje

to malarstwo sztalugowe czy astronomia. Aż chce się rzec: człowiek renesansu. Jakieś sukcesy?

Przez teatr przewinęły się setki młodych ludzi, a część z nich odniosła sukces, dostając się do szkół teatralnych i filmowych. Tutaj swoją karierę rozpoczęli tacy aktorzy jak Anita Sokołowska, Wojciech Świeboda, Jakub Kornacki czy Monika Obara. Ogrom nagród, jakie do tej pory zdobył teatr i jego podopieczni, mówi sam za siebie. Na długiej liście znajdują się m.in.: Nagrody Ministra Edukacji Narodowej, Ministra Kultury i Sztuki, TVP1, Prezydenta Poznania i Złote Maski.

Gdzie nas znaleźć?

30 lat i wciąż to samo miejsce – Młodzieżowy Dom Kultury „Pod Akacją”. Stara kamienica przy placu Po Farze ma swój urok. Wchodząc, zamykam za sobą ciężkie, drewniane, okute drzwi i odcinam się od zgiełku panującego na deptaku. Aby dojść do salki, trzeba wspiąć się na najwyższe piętro po drewnianych, skrzypiących schodach. Atmosfera takiego miejsca przyciąga, aby nie tylko w nim pracować, ale po prostu przebywać. Co mi to daje? Uczęszczanie do Panopticum pozwala nie tylko rozwinąć się teatralnie. Ćwiczenia warsztatowe pomagają poprawić dykcję, lepiej kontrolować swoje ciało, wyrażać emocje oraz je stopniować. Każdy rocznik teatru to nowi ludzie, grupy, w których zawiera się niesłabnące przyjaźnie. Ten teatr to szansa na sukces dla młodych, utalentowanych i pełnych zapału ludzi. W końcu, jak mówi SJP, „panopticum” to zbiór osobliwości, a takich tutaj nie brakuje. Aleksandra Palczewska

zamoy.xpress@gmail.com

19


JEDNORAZOWY KUPON NA NIEPRZYGOTOWANIE Z HISTORII, WOS-U ORAZ HIS-U. Do wykorzystania do końca marca 2015 roku.

_____________________________ _____________________________ IMIĘ, NAZWISKO I KLASA

DATA WYKORZYSTANIA KUPONU

W związku z redakcyjną prośbą do nauczycieli historii oraz wos-u w naszej szkole umożliwiamy wykorzystanie jednego kuponu na osobę. Uwaga! Niewypełniony i niepodbity redakcyjną pieczątką kupon jest nieważny. Serdecznie dziękujemy Państwu Profesorom za udział w naszej akcji: P. Lucyna Kujawa, P. Elżbieta Cieniawa, P. Monika Sugier, P. Sławomir Kunach.

4 6 3 6

SUDOKU Wytęż swoje szare komórki i rozwiąż nasze sudoku! Zasady są proste: wystarczy wypełnić diagram w taki sposób, aby w każdym poziomym wierszu, w każdej pionowej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać. W przeciwieństwie do innych łamigłówek, gra sudoku nie wymaga od gracza wykonywania żadnych rachunków matematycznych, dzięki czemu wydaje się banalna. W rzeczywistości, bez cierpliwości oraz umiejętności logicznego myślenia, rozwiązanie diagramu nie jest możliwe.

8 5 3

4

2 5

4 9 7 6 9 1 4 3 2 1 7 5 8 9 7 8 3 6 8 1 5 2 8 7

Opiekun: pani Anna Maliszewska-Pokrzywa Redaktorzy: Krystian Kaminski, Kuba Gołacki, Agata Kowalczyk, Aleksandra Palczewska, Jan Wójcik, Jola Wójcik, Kamila Kilian, Maja Pacek , Monika Błaszczak, Natalia Stańczak, Natalia Guzorczuk, Paweł Misztal. ©Zamoy Xpress 2015

20

www.facebook.com/ZamoyXpress


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.