WOW Magazine nr 4

Page 1

nr 4, grudzień 2011 cena 4,99 zł (w tym 8% vat)

alicja janosz

Ewolucja. Mentalna rewolucja

Bądź piękna na balu O zwyczajach wigilijnych:

Jan miodek Anna dutkiewicz halina rasiakówna konrad imiela

Podaruj sobie milion na gwiazdkę

Dolls

Walonki na salony! nr indeksu 277983 ISSN 2083-5795

772083

57900

12

1




listy Czekamy na Wasze e-maile: listy@wowmagazine.pl oraz na listy: ul. Kolarska 12c, 53-013 Wrocław

iposty Korwina-Mikke

Zadziorność pana Janusza Korwina-Mikke i jego błyskotliwe riposty nie są dla mnie nowością. Pomimo faktu, iż nie podzielam typowanych przez niego poglądów, to wywiad z politykiem żartobliwie ubolewającym nad faktem, że źle widziany jest „wszędzie” przyciągnął moją uwagę. Bezkompromisowość wygłaszanych uwag może podnieść czytelnikowi ciśnienie, jednak nie na długo, bowiem czai się w nich również dystans do spraw wielu. I czy jest to doświadczenie czy klasa sama w sobie, „stara szkoła” czy pokłady radosnego uniesienia podczas prężnej rozmowy, to i tak da się to czytać. Pomysł na rozmowę z zawoalowaną polityką niezły, przyznaję, trochę demagogii, ale i tak bohater się broni. To poniekąd zadziwiające. Może w naszym kraju potrzebujemy trochę oddechu i „piękna różnorodności”? Katarzyna R E K L A M A

Ludzie listy piszą... upss… obecnie jednak częściej e-maile. Forma rozmachu dowolna – liczymy na Wasz kontakt z nami. Opublikujemy również wpisy na facebooku WOW! Temat? Z życia wzięty, z codzienności miasta i jego mieszkańców. Czekamy na Wasze inspiracje, sugestie i pytania. Liczymy na dyskusje i opinie o przeczytanych artykułach.

Dowiedziałam się od swojej córki, że śpiewająca miłe piosenki Honorata Skarbek jest potencjałem współczesnego świata pop kultury. Proponuje grzeczny wzorzec dbałej o swój wizerunek dziewczyny. Udziela się charytatywnie. Z głową pełną marzeń pruje do przodu twierdząc, że nawet z wad można uczynić zalety. Kształtuje przy tym wzorzec dla naszej młodzieży. I w tym właśnie widzę jej potencjał. To pocieszające dla rodziców dorastających pociech. Cieszę się, że WOW promuje młode talenty muzyczne, które, przynajmniej na tym etapie, stanowią pozytywny wzorzec dla naszych dzieci. Kinga M. Uwielbiam Honey i koniec. Rafał Kupiłam Wasze pismo dla Honoraty Honey Skarbek. Jestem jej fanką, i cieszę się, że mogłam przeczytać o niej coś więcej niż tylko info w internecie. Razem z koleżankami śledzimy jej modowe wpisy na blogu, które są dla nas nieocenioną inspiracją. Lubimy też jej muzykę, a od dziś wierzymy, że my też możemy zrobić coś dla innych. Ania J.

Autorzy listów otrzymują torby ufundowane przez firmę HO:LO


F ashion Week Poland Lviv Fashion Week

Nasze Gwiazdy S6 Życie jest sinusoidą, mówi Alicja Janosz i wciąż pnie się w górę

S66

Kawka na Kanapie S62 Listy do redakcji S74 Nowości i zapowiedzi S76 Horoskop S77 Modne adresy

Polka w Paryżu Marta Klimaszewska S60

S50 Kino jest genialnym manifestem – wywiad z Krzysztofem Kasiorem WrocWOW S5 Seks w wielkim mieście Wrocław – felieton Agnieszki Wolny-Hamkało S56 Świąteczna sonda – rozmowa z Anną Dutkiewicz, Haliną Rasiakówną, prof. Janem Miodkiem i Konradem Imielą Styl Życia S42 Wigilia na obcej ziemi S43 Święta all inclusive S34 Boże Narodzenie po europejsku S63 Przedświąteczna gorączka – psychologia dla Ciebie S14 Bądź piękna na balu S30 Projekt „Święta” S32 Podaruj sobie milion na Gwiazdkę! S44 O wspinaczce na życiowy Mount Everest

S16 S48

Kulinaria S64 Grzegorz Sobel proponuje: „Karp kontra karp” – felieton kulinarny

Eco Trendy S62 Walonki na salony!

Dolls – edytorial

Na okładce: Alicja Janosz

Redakcja: tel. 71 343 70 20, faks: 71 343 70 21 Adres: ul. Kolarska 12 c, 53-013 Wrocław

Redaktor naczelny: Beata Łańcuchowska Sekretarz redakcji: Leokadia Kowara Dyr. artystyczny: Magda Lewicka Dyr. marketingu i PR: Anna Zielińska Projekt graficzny: Sylwia Lutkiewicz Skład: Bartosz Kwarta Fotoedytor: Paweł Kozioł

Felietoniści: Agnieszka Wolny-Hamkało, Grzegorz Sobel Dziennikarze: Ewa Gil-Kołakowska Dział reklamy i sprzedaży: Kamila Kochniarczyk, Maria Kruszyk, Michał Piechowiak

www.wowmagazine.pl, info@wowmagazine.pl

znajdź nas na

WOW! Fashion&Dreshion Magazine! Rej PR 2943 Wydawca: Spupens Sp. z o.o. Firma wpisana do Krajowego Rejestru Sądowego pod nr KRS 0000298445, prowadzonego przez Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Fabrycznej we Wrocławiu, VI Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego. Wysokość Kapitału zakładowego 50.000,00 zł REGON: 020642600 NIP: 8971737316 Wrocław 53-013, ul. Kolarska 12 c, tel. 71 343 70 20 Druk: KENGRAF Redakcja nie zwraca niezamówionych tekstów i fotografii oraz zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania nadesłanych materiałów. Redakcja nie odpowiada za treść reklam. Znak towarowy WOW! Fashion&Dreshion Magazine! pod względem słownym, jak i graficznym jest chroniony prawnie i używanie go w celu oznaczenia własnego produktu przez kogokolwiek bez porozumienia z Wydawcą jest bezprawne. Przedruki z miesięcznika WOW! dozwolone są wyłącznie za uprzejmą pisemną zgodą Wydawcy. Wydawca czasopisma ostrzega P.T. sprzedawców, że sprzedaż aktualnych i archiwalnych numerów czasopisma po innej cenie niż wydrukowana na okładce jest działaniem na szkodę Wydawcy i skutkuje odpowiedzialnością karną i cywilną.


Od Redakcji

Słowo na grudzień Grudzień to najbardziej nietypowy miesiąc w całym roku. Za sprawą świątecznych reklam w telewizji i przedwcześnie udekorowanych wystaw zaczynamy odczuwać obecność końca roku już w połowie listopada. W nasze życie niepostrzeżenie wkrada się atmosfera świąt. Zaczynamy planować zakupy, układać harmonogram przygotowań, przeglądać przepisy wigilijnych potraw. Ogarnia nas świąteczna gorączka. Co zatem zrobić by uniknąć stresu i nadmiernych wydatków? – zaplanować je krok po kroku! Każda z nas to potrafi. Święta Bożego Narodzenia to tylko trzy spośród 365 dni w kalendarzu. Wykorzystując doświadczenie, angażując do pomocy męża i dzieci wprowadźmy nowe „porządki”. Dzięki wspólnej pracy, wspólnej myśli nawiążemy z bliskimi szczególną więź. A gdy nadejdzie czas Wigilii i razem z bliskimi usiądziemy do świątecznego stołu, podzielmy ze sobą opłatek miłości. Podarujmy sobie codzienny chleb radości, zrozumienia i wzajemnego szacunku. Ofiarujmy rodzinie ciepłe uczucia by trwały w nas każdego dnia w nadchodzącym nowym roku. W imieniu całego zespołu redakcyjnego życzę Państwu Wesołych Świąt!

Beata Łańcuchowska, redaktor naczelny

4

wowmagazine.pl


Hamkało i inne utrapienia - czyli seks w wielkim mieście Wrocław

Mru mru To mi się zawsze kojarzy z dziewczynką z zapałkami – ta cała biżuteria, sztukateria, w którą miasto się stroi na święta. Zawieramy rodzaj umowy społecznej: oni nam kiczem po oczach, my wkładamy uśmiech pełen błogiej nostalgii. Oni nam o aniołach i miękkiej nawierzchni w stajence – my im kompulsywnie podkręcamy gospodarkę (shopping!). Nasze dzieci udają przed nami, że wierzą w sto tysięcy trzeźwych świętych mikołajów, my – że nam się podoba niezmiernie plik wełnianych skarpet i woda toaletowa Brutal – od lat pod choinką. Karpie zachęcają do zjedzenia potraw z całkiem świeżych siebie, a choinki aż miauczą, żeby je ściąć. Alleluja! Wyjścia są dwa: popaść w sezonowy alkoholizm i chodzić po mieście w chmurce zielonej mgły, od czasu do czasu gubić złoty pantofelek albo znajdować rybią łuskę i w ten sposób partycypować w świętach. Czyli: bunt na pokładzie i ani mru mru o rytuałach. Wyjście drugie: zacisnąć zęby, włożyć na tyłek gacie w panterkę i wziąć święta szturmem: z klasą i perfekcyjnie. A ponieważ dostałam ostatnio książkę pod znamiennym tytułem „Nie musisz być perfekcyjna” – drugą opcję z czystym sumieniem spuszczam w klozecie wraz z wacikami pełnymi tuszu Loreal (jestem tego warta?). Będzie jak zwykle: wkurw i wyrzuty sumienia. Sernik cioci – głębszy

niż twój aksamitny głos, kochanie, szerszy niż tor pływacki, dłuższy niż kolej transsyberyjska. A potem dieta białkowa, styczeń – „pora śmierci choinek” i torby pełne toreb na samiutkim dnie (śmietnika), czyli smutek postkoitalny. Ale na razie dajemy się porwać, wpadamy, jak Alicja w Krainę Czarów – w ten świąteczny syf. I tak naprawdę wcale nam nie jest do końca niemiło. Bo okay, dajemy się wydymać markom, marketom i marketingom, ale ustalmy, że jest to transakcja wiązana. W zamian dostajemy trochę slajdów z naszego dzieciństwa, które nam po drodze jakby wypadły z obiegu, kilka filmów – które są nudne i głupie – ale bez nich z pewnością po poniedziałku nie nastąpiłby wtorek. Trochę barokowej muzyki. Życzenia: esemesowe męczące wierszyki, ale też ciepłe słowo od kogoś, o kim myśleliśmy, że dawno o nas zapomniał. I jako bonus – sen po tym wszystkim, zbawczy i oczyszczający. Przeżyliśmy? Podnosimy się, otrzepujemy z brokatu bombek, z choinkowego igliwia. Ostatnia łuska gaśnie nam w ustach. Jaki piękny szary dzień. Wcale się nie trzeba uśmiechać. Można się wreszcie normalnie zmarszczyć, ubrać poplamioną koszulkę i wesoło zbluzgać psa, który nie jest taki znowu zły, kiedy przykłada do mnie swój język, jak wielki ciepły plaster.

Agnieszka Wolny-Hamkało wowmagazine.pl

5


NASZE GWIAZDY

Alicja Janosz

Życie jest sinusoidą... Zdjęcia: Grymuza Stylizacja/makijaż: Magda Lewicka Fryzura: Diana Kuniczuk (Galeria Fryzur Diana)

Czujesz się gwiazdą, artystką, piosenkarką?

Nie lubię jakiegokolwiek klasyfikowania, bo w takim momencie zamykam sobie możliwość na bycie kimś jeszcze. Oczywiście śpiewam i jest to mój chleb powszedni. Chcę to robić, z tego żyć i jest to mój priorytet. Doba ma jednak 24 godziny i obok śpiewania mogę robić też inne rzeczy. I robię wszystko to, co mi sprawia przyjemność. Publiczność zapamiętała Cię jako małą Alę Janosz, którą zachwycała się Ela Zapendowska. Ale Ty śpiewałaś już wcześniej.

Śpiewałam od 8 roku życia. Przed „Idolem” śpiewałam między innymi w „Szansie na sukces”. Występ w telewizyjnym show zapowiada start w nowe życie. Co oznaczał dla Ciebie?

Ewolucję, mentalną rewolucję. Przez dwa lata po programie nadal śpiewałam. Nagrałam dwie płyty, ale ta druga się nie ukazała. To był czas zawirowań w wydawnictwie BMG (później Sony BMG, a teraz Sony) i przesunięto premierę mojej płyty. Niestety na czas mojej matury, dlatego poprosiłam o odroczenie tego terminu. A po maturze zdałam sobie sprawę, że to nie jest ta muzyka, nie ta droga i potrzebuję spokoju i przerwy. Dopiero dwa lata temu udało mi się rozwiązać kontrakt fonograficzny i uwolnić z kajdanek zależności artystycznej. Nie chciałam, żeby ktoś ingerował w moje teksty i w moją muzykę. Jestem na tym etapie, że tworzę samodzielnie. Pomaga mi mąż, który jest producentem mojej płyty, a który gra na perkusji chociażby w HooDoo Band, w którym śpiewam od 4 lat. Poprzestawiały mi się priorytety i przeprowadziłam się do Wrocławia. Moje życie wygląda teraz zupełnie inaczej niż 9 lat temu. Myślisz, że inaczej, lepiej?

Oczywiście, że tak. Jestem bardziej niezależna i świadoma wielu rzeczy. A przede wszystkim: nie mam ciśnienia, że coś muszę, teraz tylko mogę. Przestałam się tak przejmować tym, co myślą inni ludzie na mój temat – zrozumiałam, że jest to jedynie ich wyobrażenie, a nie wiedza kim jestem.

6

wowmagazine.pl


NASZE GWIAZDY

koszulowa bluzka: Amphora fartuszek: COOKIE

wowmagazine.pl

7


NASZE GWIAZDY Czy masz kontakty z ludźmi, z którymi pracowałaś przy „Idolu”?

Znikome. Większość osób jest w Warszawie. Jeśli przypadkiem się spotykamy, to wymieniamy ze sobą parę zdań. Każdy poszedł w swoją stronę i buduje karierę po swojemu. Tak naprawdę, przeżyliśmy ze sobą tylko jeden program, a później każdy skupił się na sobie. Z pierwszej edycji programu karierę zrobiło najwięcej osób.

Tak, Ania Dąbrowska, Ewelina Flinta, Szymon Wydra, Tomek Makowiecki – kariera każdego przebiega inaczej. Pamiętam, że bardzo chciałam być postrzegana tak jak Ewelina, jako naturszczyk – ona zawsze śpiewała rzewne piosenki, np.: Janis Joplin, taką hipiserkę. Śpiewała coś, czym ja później bardzo się zachłysnęłam, coś, co stało się częścią mojej krwi. Nasze „historie” poszły zupełnie w przeciwnych kierunkach: Ewelina w pewnym momencie zaczęła śpiewać bardziej komercyjnie, a ja wyszłam od popkultury, jestem pokoleniem Frugo. W programie byłam klasyfikowana jako ta śpiewająca topowe hity z list przebojów. Później zaczęłam słuchać Pink Floydów, Stonesów, Red Hotów itd.; zaczęłam odkrywać korzenie muzyki, przede wszystkim bluesa.

Moim zdaniem, rolą stylisty jest kogoś dobrze ubrać, a nie przebrać. Ciuchy bardzo wpływają na samopoczucie, widzę to sama po sobie – czuję się inaczej jeśli mam na sobie tenisówki i sweter, a inaczej, kiedy noszę sukienkę i szpilki.

Ja lubię określenia neostyle.

A jaki jest Twój stosunek do mody?

Nie boisz się nietrafnych porównań?

Zaczyna odgrywać coraz większą rolę w moim życiu. Uwielbiam siedzieć w Empiku i przeglądać Vouge’a, z poszczególnych krajów po kolei. Moja percepcja od jakiegoś czasu zaczyna być coraz bardziej wyczulona na modę. Tytuł mojej płyty Vintage w zasadzie wziął się z architektury – urządzając mieszkanie szukałam inspiracji do wystroju wnętrza i natknęłam się na połączenie nowoczesnych elementów w starym budownictwie – opowiadając później o płycie twierdziłam, że jest taka vintage’owa. Na płycie słychać i jazz, i blues, a wszystko wybrzmiewa spokojnym soulem i aranżacją nowoczesnej produkcji. To połączenie jakoś mi tak grało i kojarzyło się z określeniem vintage, które wydaje mi się być klimatyczne i stylowe, przez co w jakiś sposób odzwierciedla zawartość.

Gdybym bała się porównań, nie mogłabym wychylić nosa z domu. Ludzie zawsze porównują. Mam za sobą wydanie dwóch singli, więc pojawiły się też porównania. Tak to już jest – czujemy się pewniej w świecie, który nazywamy. Z porównaniami nie ma sensu walczyć, ani się na to oburzać.

Za muzyką idzie wizerunek sceniczny, masz pomysł na samą siebie?

Ja mam na szczęście katalizator w postaci mojego męża, który czasem mi relacjonuje gdzie i ile pojawia się komentarzy oraz przekazuje treść pochlebnych recenzji. Ja zwykle mówię: ok, ale nie czytaj mi ani pozytywnych ani negatywnych opinii. Postanowiłam bowiem, że nie może to mieć na mnie wpływu. Jestem mega emocjonalną osobą, wolę tego nie analizować i nie przeżywać. Wydając płytę artysta zwykle kończy pewien etap. Czy otworzyłaś się już na kolejny pomysł?

Masz pomysł jak będzie nazywała się następna płyta?

Nie, tytuł jest opakowaniem zawartości. Najpierw pracuję nad środkiem, a później nad opakowaniem. Okładka jest oczywiście istotnym elementem dla odbiorcy. Jestem piarowcem i mam świadomość jak to działa.

Stylista wyczuwa instynktownie czy ktoś jest gotowy na samokreowanie siebie.

wowmagazine.pl

Każdy z nas zmaga się z jakimiś porównaniami, ale artyści są bardziej pod obstrzałem.

Tak. To już nastąpiło. Kilka m iesięcy temu m iel i śmy gotow y materiał, czekaliśmy na dystrybutora, który zaproponował przesunięcie premiery na grudzień. Dla mnie ta płyta jest już dawno skończona i osłuchana. Już powstają następne piosenki do kolejnego albumu – odhaczymy tę premierę i lecimy dalej, do innych rzeczy, bo samo tworzenie daje mi mega radość.

Mam szczęście, że trafia mi się współpracować z ludźmi, którzy myślą i czują podobnie. Takie olśnienie miałam na przykład z fotografką Anną Powierzą. Zrobiłyśmy razem sesję do promocji płyty, okładki i całego layoutu. Nasza znajomość zaczęła się właściwie od rozmowy na temat wystroju mieszkań, załapałyśmy wspólny język i wyczułyśmy, że będzie się nam dobrze pracowało. Finalnie wyszło ze współpracy coś, z czego obie jesteśmy zadowolone. Mam nadzieję, że sesja do WOW! też będzie udana. Pracowałam już z Magdą i wiem, że jest świetną i kreatywną kobietą.

8

Każdy ma swoje określenie, słowo klucz. W modzie vintage jest trochę nadużywanym wyrażeniem, odkrywam to w zasadzie teraz, kiedy już tytuł poszedł w świat. Ale myślę, że od nazwy ważniejszy jest sam przedmiot...

sukienka: własność prywatna buty: Blink Legacy / BUTYK.pl


NASZE GWIAZDY Takie studia skończyłaś?

Ukończyłam Wyższą Szkołę P r o m o c j i w Wa r s z a w i e . Najpierw robiłam licencjat z reklamy, a później magisterium z PR-u. Śpiewający piarowiec…

To brzmi groźnie. (śmieje się) Jak na Twoją karierę zapatruje się rodzina?

Wszyscy mnie wspierają. Zawsze byli zaangażowani, jeździli ze mną na festiwale, wozili na lekcje śpiewu, na zajęcia z gry na pianinie. W „Idolu” przeżywali to bardzo. Zresztą nie tylko najbliższa rodzina, ale dalsza również, znajomi i ich znajomi. Pszczyna jest dosyć małym miastem, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Myślą, która powraca do mnie co jakiś czas, jest: jak zrobić, żeby uchronić rodzinę od słuchania kometarzy na mój temat? Niestety wiem, że to jest fizycznie niewykonalnie.

sukienka z koralami/ komplet: Imperial/ BUTYK.pl spinka- grzebień z kokardą, pierścianek: www.vintagelook.pl torebka: ALDO

Ty masz dystans, a rodzice się martwią.

Jak masz dziecko, to w zasadzie od momentu jego urodzenia aż do końca życia troszczysz się o nie, i wszystko dotyka cię dwa razy bardziej niżby chodziło o samą ciebie. Tak to sobie przynajmniej wyobrażam, a pewnie kiedyś zweryfikuję. A dlaczego wybrałaś Wrocław?

Z powodu męża. Ale cudownie się złożyło, bo od lat Wrocław jest moim ukochanym miejscem. Przyjechałam tutaj kiedyś na koncert i… zakochałam się, najpierw w otoczeniu, a później, jak zaczęłam tu mieszkać, również w ludziach. Brzmi to może nieco idealistycznie i infantylnie, ale mieszkałam już w Pszczynie i w Warszawie, i empirycznie doświadczyłam tego, że naprawdę żyją tu ludzie z pasją. Nie ma pędu na robienie kariery za wszelką cenę jak dzieje się to w stolicy. Tutaj rzeczywiście jest dużo fajniej, przynajmniej w środowisku muzycznym. Muzycy z Wrocławia wzajemnie zapraszają się na koncerty, na nagrania, razem występujemy na jam sessions – to jest bardzo rozwojowe i sprawia mnóstwo radości.

Stawiasz na muzykę niszową?

Wiesz co, nie wiem na ile jest to niszowa muzyka. Myślę, że nie mnie to oceniać. Jeżeli porównujemy moje piosenki do tego, co grane jest w popularnych rozgłośniach radiowych, mogę nieskromnie posilić się o stwierdzenie, że moja muzyka jest bardziej ambitna czy niszowa. Ale ambitna nie znaczy trudna i nieprzyswajalna. Sympatyzowanie z danym gratunkiem muzycznym to indywidualna sprawa każdego słuchacza. Każdy, kto jest osłuchany i ma jakiekolwiek pojęcie o tym, jakie płyty ukazują się na świecie, zgodzi się ze mną, że ten krążek brzmi bardzo dobrze. Zresztą, dobra muzyka po prostu porusza, niezależnie od tego, czy jest to jazz czy reggae. Myślę, że Polacy nie są wyedukowani muzycznie, bo zwykle swoje sądy opierają na mass mediach i nie wychodzą poza to, co jest im podane na tacy, i przy przyswajaniu czego nie muszą podejmować jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego. Nie wiem z czego wynika to, że media emitują tak mało dobrych piosenek, a męczą tych biednych, nieświadomych słuchaczy od kilkunastu lat np.: hitami z Dirty Dancing, zamiast dać im możliwość poznania czegoś nowego i wartościowego, na

dobrym poziomie. Nie wiem czy to wynika z obawy przed podjęciem ryzyka, że prezentując coś, czego jeszcze nikt nie zna mogą utracić słuchalność, czy też komfortowe jest dla nich to, że sami trzymają rękę na pulsie i ilością odtworzeń potrafią wbić ludziom do głów melodię, która staje się przebojem, z czego ktoś później czerpie jakieś korzyści. Bo przecież łatwiej manipulować niewyedukowanym słuchaczem. Na szczęście coraz więcej ludzi samodzielnie poszukuje nowych dźwięków. Mamy teraz internet, więc dotarcie do rozmaitych wykonawców z całego świata nie jest dziś czymś niemożliwym. Dzięki temu tacy artyści jak: Raul Midon, Jarle Bernhoft, Beady Belle czy Raphael Saadiq również u nas mają swoją publiczność. Mamy polskich muzyków, choćby Nergala, których zna świat.

Ale my ich nie doceniamy. Istnieje hermetyczność w tym naszym światku muzycznym, ostry podział: albo jesteś w mediach i robisz karierę, albo tam ciebie nie ma i jak grasz koncert, to ludzie zastanawiają się: co to za zespół? Głównie ludzie z mediów często nie rozumieją tego, że jest mnóstwo grup, które nie pojawiają się na czołówkach gazet i w programach telewizyjnych, a które mają swoją wierną publikę i grają mnóstwo pięknych koncertów. Takimi zespołami są chociażby Raz Dwa Trzy czy SDM, a z młodszego pokolenia Indios Bravos. Pamiętam czas, kiedy na festynach w okolicach Wrocławia przychodziło kilka tysięcy publiczności na koncert „Ich Troje”, pomimo faktu, że media nie grały tego zespołu.

Często dziennikarzami nazywają się dziś ludzie, którzy tworzą fikcję literacką, a nie biorą na swoje barki odpowiedzialności rzetelnego informowania słuchacza, widza, czytelnika. Pomijając prawdziwych dziennikarzy, w dobie internetu tę rolę może odegrać każdy, kto zechce robić karierę na forum portalu plotkarskiego. Dowiedziałam się niedawno, że wystarczy napisać do takiego

wowmagazine.pl

9


NASZE GWIAZDY portalu jakąkolwiek informację na temat kogoś sławnego i jeśli kogoś w redakcji ona zainteresuje, to zostaje opublikowana, bez jakiejkolwiek weryfikacji wiarygodności treści. To jest dosyć przerażające, bo tacy ludzie mają ogromną siłę w postaci klawiatury, a niestety czasem i chęci zabłyśnięcia czyimś kosztem. Muzyczny Wrocław jest specyficzny.

Pod tym względem jest wyjątkow y na mapie Polsk i. Ku lt u ra mu z yk i jest t ut aj og rom na, choci a żby: Radio RAM, które edukuje i wrocławsk ie zespoły np.: Miloopa, Nat Queen Cool, Sinosuidal, Mikromusic są świetne. Tutaj jest ich naprawdę dużo. No i HooDoo Band. bluzka: własność prywatna Wrocław, w porównaniu do spodnie: NE COMME CA większości miast w naszym buty: ALDO kraju jest bez wątpienia barpiesek : Koka dziej wyedukowany muzycznie, a przez to również bardziej wybredny. Może dzięki temu, że jest Porozmawiajmy o modzie. Znajoma projektu tak dużo studentów wymieniających się tantka z Paryża uważa, że Polki ubierają się świetnie. między sobą inspiracjami. Wiele razy słyszałam taką opinię. Polki naW Warszawie też jest dużo młodych ludzi. prawdę zwracają dużą uwagę na swój wygląd. Warszawa skupia się bardziej na celebryckim Myślę, że już jako małe dziewczynki uczymy życiu i chyba najistotniejsza jest tam wciąż się od naszych mam, że kobieta poza pracą powierzchowność zjawisk. Jak wyglądasz, i dbaniem o dom musi dbać też o swój wyz kim się zadajesz, w jakich knajpach jadasz gląd, bo „jak cię widzą, tak cię piszą”. Mamy – to są rzeczy nie niosące za sobą żadnych to tak mocno zakorzenione w naszych głowartości. We Wrocławiu ludzie są mniej wach, że ponoć około 80 % Polek przed wyjpowierzchowni, oceniający i nastawieni na ściem na zakupy specjalnie się przebiera. rywalizację. Więc rzeczywiście „Wrocław mia- Myślę, że to także ma wpływ na fakt, że Polki stem życzliwych ludzi jest”. są na świecie uważane za piękne kobiety, bo jednak odpowiedni ubiór może bardzo Są zdania, że Wrocław nie jest przyjazny podkreślić kobiece atuty i ukryć niedoskobiznesowi i łatwiej zrobić karierę, zdobyć nałości. Faktycznie, nietrudno rozpoznać popularność w Warszawie. Polki za granicą. Działa to chyba w każdej dziedzinie. Stolica, Będąc na ślubie mojej siostry w Izraelu pod tym kątem, zawsze wiedzie prym. wypatrzyłam mnóstwo tamtejszych dziewczyn, które miały szalenie obcisłe i krótRyzykujesz swoją karierę mieszkając we kie sukienki, co mnie wydało się prostym Wrocławiu? kodem przekazu – jestem gotowa na ostrą Nie, nie. Uważam, że Warszawę można za- imprezę, a tam okazało się po prostu trenwsze odwiedzić. Wrocław jest dużo fajniejszy dem w modzie, wręcz modowym standardo życia. Jeździć na koncerty można równie tem. Na ulicach było jednak bardzo dużo dobrze z Wrocławia, jak i z Warszawy. Żydów i Muzułmanów. Wiele kobiet było

10

wowmagazine.pl

więc totalnie „zasupłanych”, a pomijając trudności egzystowania w czterdziestostopniowym upale, ich kobiecość była dla mnie totalnie stłamszona. Rozumiem, że każda kultura i religia jest inna, i że niesie za sobą pewne dogmaty oraz narzuca inne standardy, które tak dalece różnią się między sobą. Ale mimo tego, że uważam się za bardzo tolerancyjną osobę, okazało się podczas tej podróży, że jestem Europejką pełną gębą i mam wielkie szczęście żyjąc w kraju, w którym mężczyźni okazują kobietom wielki szacunek. My możemy nosić co tylko chcemy. W partnerstwie powinna być równowaga.

Zastanawiam się: z czego to się bierze – z historii, kompleksów czy potrzeby dominowania? Mamy XXI wiek, a tak dużo kobiet jest zniewolonych. Tak są wychowane.

Mieliśmy na studiach zadanie na temat tworzenia wizerunku kobiety w reklamie: kobieta, zazwyczaj sprzątająca i gotująca, przedstawiana jest jako użytkownik, mężczyzna zaś postrzegany jest jako specjalista, który ewentualnie uczy kobietę. Czy w sferze muzycznej zauważa się dyskryminację kobiet?

Mężczyźni wokaliści, frontmani, rzeczywiście mają łatwiej, bo mają mniejszą konkurencję w stosunku do śpiewających kobiet. Jeśli chodzi o muzyków grających, to jest podobnie. Mężczyźni tak mają, że potrafią oddać się całym sobą. My kobiety mamy więcej bodźców zewnętrznych, które nas dodatkowo pociągają. Ludzie, którzy są muzykami często bardziej emocjonalnie widzą świat. Rzadko interesują się polityką i rzeczami, które nas zżerają i nastrajają na myślenie negatywne. Mówię o moich znajomych muzykach, raczej skupiających się na tym, co daje im radość i stawiających muzykę na pierwszym miejscu. Dopiero później w zainteresowaniach jest k ino, teatr, podróże. Nie mamy takiej życiowej rutyny, która nas wpędza w stan niezadowolenia. Pewnie odgrywa to też istotną rolę


NASZE GWIAZDY i pozwala muzykom, nawet w starszym wieku, wciąż cieszyć się pełnią życia i być młodym duchem.

mieszkanie, naszą „perełkę”, więc więcej przyjemności mam w chodzeniu do Almi Decor niż do Zary. Ale nie wiem jak długo to potrwa.

Ludzie kochają się łudzić, oszukiwać.

Nie chcę świata budowanego na złudzeniach.

Szukasz nietuzinkowych rozwiazń?

Z małej Ali musiałaś dojrzeć do czegoś własnego.

Przede wszystkim. Inspiracje, otoczenie, światło i muzyka w Almi Decor zawsze mnie wciągają.

Kiedyś pani Ela Zapendowska życzyła mi wielkiego sukcesu, a później wielkiego upadku – tylko w trudnych momentach ludzie zaczynają inaczej postrzegać świat, „otwierają” im się głowy. W sztuce najcenniejsze rzeczy rodzą się w cierpieniach. W czasach wojny ludzie tworzą arcydzieła, a w czasie pokoju powstaje „Gwiazdy tańczą na lodzie”.

Marketing dopracowany do perfekcji.

Idealnie. Może wydać się to małostkowe, ale rzeczy, które cię otaczają wpływają na to, jak się czujesz. To taki prosty kod: zjesz coś dobrego – odczuwasz radość, przebywasz wśród pięknego otoczenia – sprawia ci to przyjemność. Czy to Almi Decor czy łąka, góry, morze – taka sama z tego radość.

Jeśli przez całe życie wszystko dostajesz na Święta spędzacie tradycyjnie w domu? tacy, to nigdy niczego nie docenisz. Życie jest Tak, tym bardziej, że w tym roku moja siosinusoidą i tylko ciężkie momenty powodują, stra będzie spędzać święta za granicą. Nie że zaczynasz więcej widzieć, mocniej czuć, chciałabym moich rodziców, babci zostawić a w końcu się odbijasz i zaczynasz latać na samych, więc jedziemy do nich na Wigilię. własnych skrzydłach. Oczywiście obawa, że Pierwszy dzień świąt spędzimy u moich tespadniesz zostaje. Im wyżej wzlecisz, tym ściów i po raz pierwszy zaprosimy gości do bardziej potłuczesz dupsko przy spadaniu. nas. Tak to jest w życiu i chyba należy to traktować jako nakoszula: Ne COmme Ca turalny cykl. Zabawne jest to, spodenki: TATUUM buty: KAZAR że każdy z nas czuje się kimś opaska: własność prywatna wyjątkowym, a wszyscy jesteśmy tak podobni... Kiedyś ludzie siedzieli w domu, słuchali i nagrywali radio Luksemburg i bardzo sobie to cenili. Teraz mamy internet, możemy dotrzeć do muzyki z każdego zakątka świata, i co? – i tego nie robimy. Oprócz hipstersów – oni słuchają tego, czego jeszcze nikt nie słyszał.

Gotujesz bigos?

Nie, bigos robi mama mojego męża. U mnie w domu jest zawsze karp, kapusta z grzybami. Nie trzymaliśmy się nigdy tradycji podawania 12 dań. Jest za to zupa fasolowa, którą uwielbiam, i która w święta smakuje wyjątkowo. Nie słyszałam, żeby tę zupę jadano podczas świąt w innych domach, ale moja teściowa wspomina, że jej babcia również robiła ją na Wigilię. Gdyby nie było jej na Wigilię, to chyba bym płakała. (śmieje się) Robimy również „makówki” – rodzaj słodkiej bułki, takiej chałki, pokrojonej na kawałki i przekładanej bakaliami, makiem i zalewanej ciepłym mlekiem. Za tym, w zasadzie, nie przepadam. My mamy „makiełki”.

To coś podobnego. A barszczyk z uszkami?

Tak, na drugi dzień świąt. I pyszny bigos. Moja teściowa pysznie gotuje. A choinka?

Jest zawsze żywa i zawsze do sufitu. Mamy niezłomną tradycję – choinkę ubieramy rano w Wigilię. Dbasz o linię w święta?

Miałam taki moment, to było po „Idolu”, w ciągu dnia trzymałam dietę, a w nocy zażerałam się jogurtami. Miałam straszną schizę na punkcie tego, co jem. Myśląc o tym, że jestem na diecie cały czas myślałam o jedzeniu. Kilka lat temu totalnie odpuściłam w tej kwestii i jem to, co lubię i ile potrzebuję. Nie mam problemu z wagą, ważę te 40 kilogramów cały czas, co przy moim wzroście jest wagą odpowiednią.

Budowanie wymagań: to muszę, a tego nie mogę, jest strasznie zagmatwane i przerąbane. Taki cykl nieszczęścia życiowego i ciągła presja.

Jakie jest Twoje świąteczne życzenie? Jedno, które mogłoby się spełnić?

Ulegasz świątecznemu wariactwu?

Jesteś pewna, że nie pokój na świecie?

Trochę tak. Jak widzę super wyprzedaże w sklepach, to działam jak każda kobieta. Trochę zmieniły mi się teraz priorytety, wykańczamy

Wo l ę r e a l n e m a r z e n i a . Pokój na świecie jest niestety utopią.

Chihuahua.

Rozmawiała: Beata Łańcuchowska

wowmagazine.pl

11


NASZE GWIAZDY

Jestem bardziej niezależna i świadoma wielu rzeczy. A przede wszystkim: nie mam ciśnienia, że coś muszę, teraz tylko mogę! 12

wowmagazine.pl


NASZE GWIAZDY

kaczuszka FLO sukienka marynarska z paskiem: www.vintagelook.pl buty: RIVER ISLAND /własność prywatna

wowmagazine.pl

13


Bądź piękna – zabiegi kosmetyczne i pielęgnacyjne przed Sylwestrem Noc sylwestrowa to jeden z najbardziej magicznych i symbolicznych momentów w ciągu całego roku, który we wszystkich zakątkach świata jest niezwykle hucznie świętowany. Każda kobieta, a między innymi także Ty, chce wyglądać równie wyjątkowo jak wyjątkowa jest wigilia Nowego Roku. Zdajemy sobie doskonale sprawę, ile trudu i wysiłku może zająć znalezienie odpowiedniej kreacji i dodatków, które sprawią, że będziesz lśniła pośród innych. Nie możesz jednak zapominać o najważniejszym elemencie uzupełniającym wizerunek, a mianowicie o fryzurze – pomożemy Ci tak przygotować włosy, aby Twoja stylizacja powaliła wszystkich na kolana, niezależnie od tego, gdzie masz zamiar spędzić tą niepowtarzalną i jedyną w roku noc! Podstawowe zabiegi pielęgnacyjne

O ile, o liczne czynniki Twojego zewnętrznego wyglądu będziesz mogła zadbać na ostatnią chwilę przed Sylwestrem, to pielęgnacji i regeneracji włosów powinnaś poświęcić znacznie więcej uwagi – dlatego najlepiej zacząć działać jeszcze kilka tygodni przed tą ważną nocą. Stosując typowo domowe zabiegi pielęgnacyjne oraz najpopularniejsze kosmetyki, będziesz mogła zadbać o to, aby Twoje włosy były lśniące, gładkie i puszyste oraz posiadały intensywny i piękny kolor. Warto zacząć od podcięcia końcówek, które najprawdopodobniej są zniszczone. Dzięki temu cała fryzura będzie sprawiała wrażenie lżejszej (szczególnie w przypadku Pań z dłuższymi kosmykami) oraz stanie się bardziej podatna na stylizację.

Do mycia włosów zastosuj dwufazowe szampony odnawiające i wzmacniające ich strukturę, podnoszące je u samej nasady oraz wpływające na zwiększenie ich naturalnej objętości. Według ekspertów kliniki Handsome Men, warto sięgnąć także po odżywki, które utrwalą oczekiwany efekt i dodatkowo nawilżą każdy włos z osobna. Nie daj się mrozowi i opadom śniegu!

Jak z pewnością doskonale wiesz z własnego doświadczenia, minusowe temperatury, mroźny wiatr i obficie sypiący się z nieba biały puch, nie będą sprzyjały dobrej kondycji Twojego włosa. Wszystkie te czynniki, w połączeniu z grubymi czapkami sprawiają, że skóra głowy zaczyna się intensywnie przesuszać, a cała fryzura elektryzuje się. Po misternie wykonanym uczesaniu nie pozostaje nawet ślad – włosy są przyklapnięte i mało atrakcyjne. Jeżeli nie chcesz, aby niekorzystne warunki pogodowe odebrały Ci szansę zaprezentowania się z jak najlepszej strony, powinnaś zrezygnować z nakryć głowy wykonanych z sztucznych tkanin oraz użyć od czasu do czasu odżywki o właściwościach antystatycznych – dzięki temu opanujesz problem elektryzujących się włosów i nie będziesz musiała się obawiać, że po zdjęciu czapki, Twoja fryzura zmieni się w sterczącego koguta lub burzę splątanych kosmyków. Doświadczenie zespołu Kliniki Handsome Men pokazuje także, że w czasie naprawdę dużych mrozów, warto zrezygnować z grzebieni i szczotek syntetycznych, stawiając na wykonane

z naturalnego włosia. Aby mieć pewność, że włosy zimą będą piękne i zdrowe, warto także sięgnąć po trochę mocniejsze środki pielęgnacyjne z linii zimowych, oferowane przez praktycznie wszystkich producentów kosmetyków. Jak zadbać o mocno zniszczone włosy?

Jeżeli Twoje włosy są naprawdę w złym stanie, a do nocy Sylwestrowej pozostało już bardzo mało czasu, powinnaś spróbować nowoczesnych zabiegów pielęgnacyjnych na włosy, które coraz częściej polecane są przez salony kosmetyczne i zyskują sobie rosnącą popularność wśród zadowolonych klientek. Jednym z takich zabiegów będzie między innymi darsonwalizacja, czyli mówiąc prościej: elektryczny masaż, wpływający na znaczne poprawienie ukrwienia skóry głowy oraz pobudzenie cebulek włosowych. Dzięki zabiegowi będziesz mogła uzyskać efekt przyśpieszonej regeneracji włosów, który przy zastosowaniu odpowiednich kosmetyków powinien być naprawdę zadowalający. W przypadku, jeżeli posiadasz rzeczywiście cienkie i delikatne włosy oraz tendencję do ich wypadania, a Twoja fryzura staje się coraz rzadsza, powinnaś postawić na jeszcze bardziej zdecydowanie działanie. Możesz spróbować między innymi zabiegów zagęszczających włosy i pozwalających na odtworzenie ich ubytków. Klinika Handsome Men może zapewnić Ci profesjonalną pomoc w tym zakresie i dać gwarancję, że „nowe” włosy będą w pełni naturalne i idealnie dopasowane do grubości i koloru Twoich


na balu własnych kosmyków. Z metody, o której mowa, korzysta coraz większa liczba Pań, a przede wszystkim gwiazdy estrady, do których zaliczymy Hannę Bieniuszewicz, Ewę Kuklińską, czy też Tatianę Sosnę Sarno. Swoje nadzieje w tejże innowacyjnej metodzie pokładają także Panowie, na przykład Dariusz Kordek albo Michał Kruk. Dzięki tej metodzie w czasie sylwestrowego balu nikt nie zauważy różnicy, a Ty będziesz mogła lśnić na parkiecie jak prawdziwa gwiazda. Niezwykle korzystne dla włosów zniszczonych będą także zabiegi MicroMist, w czasie których używane są mikroskopijne drobinki wodnej mgły, wytwarzanej przez fale dźwiękowe o wysokiej częstotliwości. Stosowanie MicroMist podczas standardowych zabiegów pielęgnacyjnych u fryzjera, czy też u kosmetyczki, zwiększa nawet kilkukrotnie ich skuteczność i pozwala na dotarcie składników odżywczych i witamin do najgłębszych struktur włosa i jego stuprocentowego odbudowania.

włosach zaczyna pojawiać się łupież. W tym celu sięgnij po kosmetyki, które usuwają zbyt duże ilości sebum (łoju skórnego), co powinno rozwiązać problem. Drugi krok, czyli nawilżenie. Wzmocnij dodatkowo swoje włosy i nadaj im odpowiednią elastyczność, w szczególności gdy posiadają skłonność do przesuszania się i nadal nie odzyskały swojego prawdziwego i głębokiego koloru. Linia odżywek i szamponów nawilżających jest naprawdę bardzo szeroka, z pewnością znajdziesz więc coś dla siebie (styliści Kliniki Handsome Men polecają szczególnie produkty firm Matrix, Kadus i L’Oreal). I wreszcie czas na krok ostatni, czyli nabłyszczenie. Odpowiednia pielęgnacja w tym kierunku da Ci pewność, że mieszki włosowe będą szczelnie zamknięte, a łuski odpowiednio wygładzone. Każdy pojedynczy włos będzie o wiele bardziej odporny na wielogodzinną stylizację podczas sylwestrowej gali oraz nagłe spadki temperatur.

Oczyszczenie, nawilżenie i nabłyszczenie włosów przed nocą Sylwestrową

Bądź piękna na balu

Zanim zajmiesz się przygotowaniem właściwej fryzury, poświęć jeszcze odrobinę czasu na końcowe zabiegi pielęgnacyjne, dzięki którym będziesz miała sto procent pewności, że włosy wytrzymają nawet najbardziej skomplikowaną i obciążającą je stylizację, i że Twoje wymarzone uczesanie nie rozpadnie się podczas trwającej do samego świtu zabawy. Pierwszy krok to oczyszczenie – niezwykle ważne w czasie zimy, kiedy powierzchnia skóry głowy lubi się nadmiernie łuszczyć, a na

FASHION&DRESHION

Mamy nadzieję, że dzięki naszym poradom, będziesz mogła odpowiednio zadbać o swoje włosy i sprawić, że podczas sylwestrowej nocy zaprezentują się perfekcyjnie, a Ty poczujesz się jak prawdziwa księżniczka. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko życzyć Ci dobrej zabawy i udanego wejścia w 2012 rok! Z pewnością będzie dla Ciebie szczęśliwy!

Materiał przygotowany przez:

Klinikę Handsome Men www.handsomemen.pl

wowmagazine.pl

15


FASHION&DRESHION zdjęcia: Agata Grymuza produkcja: Beata Łańcuchowska stylizacje: Beata Łańcuchowska, Magda Lewicka makijaże, fryzury : Magda Lewicka modele: Anna Wit/ Myskena Karolinka/ Myskena Rebecca, Bartosz Satora, Jennifer, Radu - free lance

Dolls Maska, projekt: Eva Farkasova („Baśń o pięknej Parysadzie” reż. A. Maksymiak)

16

wowmagazine.pl


FASHION&DRESHION

wowmagazine.pl

17


FASHION&DRESHION

Lalki: Książęta, projekt: Jadwiga Mydlarska-Kowal („Dzikie łabędzie” reż. W. Hejno) 18

wowmagazine.pl


wowmagazine.pl

19


FASHION&DRESHION

20

wowmagazine.pl


wowmagazine.pl

21


22

wowmagazine.pl


wowmagazine.pl

23


FASHION&DRESHION

Motyle, projekt: Michał Dracz („Co w trawie piszczy“, reż. R. Kasiukiewicz) 24

wowmagazine.pl


sukienka: UBIERALNIA wowmagazine.pl

25


FASHION&DRESHION

26

wowmagazine.pl


Wilki, projekt: Barbara Hanicka („Franciszek, sen everymana”, reż. J. Denejko) wowmagazine.pl

27


FASHION&DRESHION

Jam – lalka. W mych kolczykach szkli się zaświat dżdżysty Suknia jawą atłasu ze snem się kojarzy. Lubię fajans mych oczu i zapach kleisty Farby, rumieńcem śmierci młodzącej mat twarzy. [...]

[...] On, wiedząc, jak mi trudno, choć sen się snem łata, Grać rolę siebie samej na życia arenie, Dla prób nieśmiertelności, po zniżonej cenie Nabędzie mnie – za jedną łzę z tamtego świata! Lalka (fragment) Leśmian Bolesław

Dziękujemy Roberto Skolmowskiemu oraz wszystkim pracownikom Wrocławskiego Teatru Lalek za wsparcie w przygotowaniu sesji i użyczeniu scen teatru. TIBO SOUND i Maciejowi Marchewce za światło w ciemności „Antykom przy Szewskiej“ za użyczenie mebli do sesji.

28

wowmagazine.pl


wowmagazine.pl

29


Styl Życia

Tekst: Marta Lupa i Anna Janikowska Z prostej obserwacji życia codziennego oraz badania*, które tę obserwację naukowo potwierdziło, wynika, że okres przedświąteczny jest wyjątkowo trudnym czasem dla Polek. Głównie dlatego, że to zwykle kobiety są odpowiedzialne za święta, ich przygotowanie oraz przebieg. Współczesna matka, żona, a nawet singielka, miota się wtedy pomiędzy dwoma sprzecznościami – nowoczesną a idealną panią domu. Nowoczesna pani domu zadaje sobie pytanie, czemu to ona ma wszystko robić i czy może są jakieś inne sposoby na spędzenie świąt niż siedzenie w perfekcyjnie wysprzątanym domu i jedzenie 12 potraw. Co roku o tej porze, kobiety obciążone dodatkowymi zadaniami: sprzątaniem, staniem w kolejkach, gotowaniem, kupowaniem prezentów i dekorowaniem domu, przeżywają ogromny stres. Rola męża, ojca, chłopaka, syna ogranicza się do trzepania dywanów, noszenia zakupów, kupienia choinki. Idealna pani domu, której obraz ukształtowała tradycja, a skutecznie podtrzymuje kultura masowa, chce sprostać wszystkim pozostałym zadaniom. Tak jak w jej mężu i dzieciach, również i w niej żywe jest marzenie o perfekcyjnych świętach, pachnących choinką, barszczem i wypastowaną podłogą. Aby połączyć te dwie wizje – tradycyjną i nowoczesną – napisałyśmy poradnik „Racjonalne Zarządzanie Świętami" z myślą o Świątecznych Menadżerkach i Menadżerach. Znajdziecie w nim rady, jak rozdzielać obowiązki, jak podkręcać motywację swoją i zespołu, jak

minimalizować nakłady i maksymalizować efekty. Wychodzimy z założenia, że świętami można zarządzać jak projektami. Wykorzystując zasady zarządzania projektami przedstawimy sposób, jak połączyć obraz idealnej matki Polki, który prawie każda z nas ma w głowie, ze stylem życia i pracy kobiety nowoczesnej. Doradzimy, jak zaangażować całą rodzinę w pracę nad projektem „Święta”. W tym celu przystosujemy prawdziwe teorie do rzeczywistości świąteczno-domowej. Zaczniemy od identyfikacji i nazwania problemu oraz analizy interesariuszy. Problem to konieczność zorganizowania świąt. Aby go dobrze zrozumieć, zastanówmy się nad przyczynami i następstwami. Na kształt schematów ułatwiających myślenie (np. drzewo problemu, czy szkielet ryby), proponujemy narysować sobie choinkę problemu. Korzenie choinki to oczywiście źródła problemu,

czyli skąd wzięła się w nas konieczność organizacji świąt. Dla każdej/każdego przyczyny mogą być inne: wiara, siła tradycji, wola rodziny, „bo wszyscy robią święta”, itp. Pień choinki to konieczność organizacji świąt. Na gałązkach możemy umieścić to, co nas czeka: zmiana trybu życia (być może na bardziej nerwowy i stresujący, zastanawiamy się, czy podołamy i zdążymy na czas), mnóstwo roboty (gotowanie, sprzątanie, itp. bądź zorganizowanie wyjazdu), wydatki, spotkania z rodziną (zakup prezentów). Ukoronowaniem choinki jest gwiazda, czyli przyjemność osiągana ze świąt. Monika Luft na swoim blogu pisze: „Każdy (hm, prawie...) uwielbia święta. Jak już są:). Bo przedtem bywa, jak wiemy, różnie... co prawda, jako osoba nieznosząca jakiegokolwiek przymusu, buntuję się też przeciwko przymusowi świętowania:) Ale jeśli tylko wytłumaczę sobie, że


Styl Życia sama tego chcę, od razu jest lepiej! Innym też gorąco polecam:)” Po narysowaniu choinki może się okazać, że przyczyny, dla których chcemy zorganizować święta w ogóle do nas nie przemawiają i z całej przedświątecznej roboty jak i z samego ich obchodzenia zrezygnujemy, wybierając np.: wyjazd w góry na narty lub w ciepłe kraje, by poczuć się, jak na letnim urlopie. Kolejny etap to analiza interesariuszy, czyli rozmowa ze wszystkimi członkami rodziny o tym, kto jakich świąt chce, jakie ma oczekiwania i potrzeby. Zdanie dzieci też bierzemy pod uwagę. Być może nie wyobrażają sobie Bożego Narodzenia w tropikach, a bardzo chcą 12 potraw i są gotowe wziąć udział w ich przygotowywaniu. Negocjując, starajmy się wybrać jak najbardziej kompromisowe i satysfakcjonujące wszystkich rozwiązanie problemu „Święta”. Najważniejsza jest tu umiejętność formułowania celów. Nasze świąteczne cele jako cele projektu, muszą być SMART – to taka skrótowa angielska formułka. Każdy cel powinien być:

Specyfic (specyficzny, konkret-

ny), czyli np.: celem nie jest „uprzyjemnienie życia rodzinie” tylko: „urządzenie tradycyjnej wigilii na piętnaście osób”, albo „zorganizowanie świątecznego wyjazdu w góry na narty”. Measurable (mierzalny, możliwy do określenia przy pomocy liczb, jednostek, norm). Powyższe cele są w miarę mierzalne. Na przykład: jeśli określona liczba osób przyjdzie i przy określonych przez tradycję ozdobach skonsumuje zwyczajową liczbę potraw i zachowa się według określonego przez tradycję scenariusza, to cel pierwszy zostanie osiągnięty. Acceptable (akceptowany przez wszystkich, którzy będą dążyć do jego realizacji). To udało nam się osiągnąć, kiedy rysowaliśmy ze

wszystkimi członkami rodziny choinkę problemu. R eliable (realny, możliwy do osiągnięcia). Czasem podczas pracy nad projektem trzeba przeformułować niektóre cele. Na przykład: pęd do tradycji musi ustąpić zegarowi, bo dziewięć potraw to już nie całkiem tradycyjna wigilia. Urządzamy „w zasadzie tradycyjną” wigilię, a opłatek, sianko i stroik z masy solnej uznajemy roboczo za brakujące trzy potrawy. Time banded (określony w czasie). Do pierwszej gwiazdki wszystko powinno być zrobione. Jak zaplanować czas i terminy wykonywania poszczególnych zadań? W tym pomoże nam odpowiedni har monogram. Proponujemy narysować wykres Gantta. Na osi czasu zaznaczamy wszystkie zadania jako odpowiednio długie prostokąciki – każdy z nich podpisujemy nazwą zadania. Wykres pokaże nam następstwo kolejnych zadań, ich logiczne wynikanie oraz co, kto i jak długo ma zrobić. Wspólnie

stworzony harmonogram sprawi, że wszyscy jego autorzy poczują się odpowiedzialni za przyjęte zadania. Powstanie „Świąteczny Zespół Operacyjny”. Pracą zespołu może kierować liderka. Nauczmy się też skutecznie delegować zadania – nie możemy domyślać się tego, że każdy odgadnie co ma robić. Powiedzmy dokładnie, kto co ma zrobić, w jaki sposób i w jakim czasie, powołując się przy tym na harmonogram. Ta umiejętność przyda się także poza świętami. Pamiętajmy jednak, że w zespole zalecana jest rotacja, czyli liderem/liderką przy wykonywaniu zadań mogą być różne osoby. Na tym między innymi polega praca zespołowa. Liderka kieruje planowaniem i egzekwuje wykonanie założonego planu. Ponadto: kontroluje efekty i postęp pracy, i w przypadku trudności wprowadza konieczne korekty. Pamiętajmy, by zauważać i doceniać to, co zostało już zrobione. P rzy takim przygotowaniu

i zarządzaniu świętami jako projektem, istnieje duża szansa, że Boże Narodzenie w tym roku będzie przyjemnością i odpoczynkiem dla wszystkich. Z barków jednej osoby zostanie zdjęty ciężar całej odpowiedzialności, wyeliminuje to nerwy, kłótnie i mentalną szarpaninę. Powodzenia! *Badanie przeprowadzone na zlecenie marki Tchibo Exclusive przez instytut badawczy Millward Brown SMG/KRC. Autorki projektu „Święta” prowadzą blog o nieodpłatnej domowej pracy kobiet – alebalagan.blox.pl, na którym z powodzeniem „zamiatają pojęciowe śmieci, odkurzają zaśniedziałe poglądy, a z fartucha robią sztandar nowej udomowionej filozofii dla chłopców i dziewczynek." W ogólnopolskim konkursie na Blog Roku 2009 autorki znalazły się w finałowej trójce w kategorii „blog profesjonalny”.


Styl Życia

Podaruj sobie milion

na gwiazdkę! Maciej Karsznia – trener planowania fi-

nansów osobistych, motywacji i rozwoju osobistego. Wykładał Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor bestsellerowej książki „Milion w zasięgu ręki – poradnik zarządzania finansami“, która wprowadza w tajniki funduszy inwestycyjnych, doskonałego narzędzia w budowaniu potęgi finansowej. Organizator wielu szkoleń z dziedziny finansów i pomnażania kapitału.

Beata Łańcuchowska: Skąd pomysł na taki biznes?

Maciej Karsznia: Pomysł powstał na potrzeby własne, a dopiero później przerodził się w biznes. Był rok 1998, malowałem wtedy mieszkanie, za czym osobiście nie przepadam, ale moja żona uważa, że mężczyzna powinien takie rzeczy robić w domu. Malując ściany doznałem olśnienia – zrozumiałem, że gdybym zamiast malowania przyłożył się do inwestycji, to zarobiłbym i na malarza, i na farby i miałbym jeszcze jakieś 20% więcej zysku. (śmieje się) Do jakiej grupy docelowej skierowana jest strategia funduszy?

W zasadzie do każdej grupy, każdy może inwestować. Problemem naszego społeczeństwa jest brak wykształcenia finansowego. Nie uczy się dzieci ani młodzieży w jaki sposób można inwestować zarobione pieniądze, tak żeby to one pracowały na nas, a nie my na pieniądze. Czy to znaczy, że zamierza Pan zająć się edukacją młodzieży studenckiej?

Nie myślałem o tym w takich kategoriach. Ale praktycznie mamy coraz więcej świadomej młodzieży. Najmłodszym uczestnikiem naszego seminarium był przed dwoma laty 16-letni chłopak, wychowywany przez niezamożnego ojca pracującego w supermarkecie. Chłopak przeczytał moją książkę, zainwestował swoje kieszonkowe i przyjechał na szkolenie. Był bardzo zaangażowanym uczestnikiem. Zadawał wiele pytań, a po zakończeniu szkolenia przyjechał ze swoim dziadkiem (był wtedy nieletni), żeby dopełnić formalności i podpisać umowy. Obserwuję jego działania w funduszu od 2 lat – inwestuje nadal niezłomnie.

32

wowmagazine.pl

A skąd pomysł na napisanie książki?

Książka powstała za namową mojej żony Anny. Po kolejnym szkoleniu usilnie mnie zachęcała, żebym moją wiedzą podzielił się nie tylko z osobami, które bywają na szkoleniach, ale by mógł z niej skorzystać każdy, kto tylko zechce. Czego dotyczą szkolenia

Moim najważniejszym zadaniem jest przekazać uczestnikom seminarium, że inwestując, nawet 8,99 złotych dziennie, są w stanie na przestrzeni 10 lat zarobić ponad 100 000 złotych. Czas ten może wydawać się dla niektórych długi, ale spoglądając wstecz na minione 10 lat, stwierdzimy, że szybko zleciały. Gdybyśmy odkładali wtedy po 200 złotych miesięcznie, mielibyśmy dzisiaj około 66 000 tysięcy złotych. To byłoby miłe, nieprawdaż? Gdzie tkwi przysłowiowy haczyk?

Strategia, o której mówimy polega na inwestowaniu w fundusze inwestycyjne. Osobiście uważam, że to najlepszy sposób na inwestycje, fundusze są bowiem dostępne dla każdego i nie wymagają specjalistycznej wiedzy. Nie trzeba znać się na bilansach ani śledzić wyników finansowych firm. Poza tym, fundusze są zyskowne i jako jeden z niewielu sposobów inwestowania, umożliwiają osiągnięcie ponadprzeciętnych zysków. Gdybyśmy od 1992 roku inwestowali 1500 złotych rocznie, mielibyśmy dzisiaj około 570 000 zł., przy czym nasz wkład własny wynosiłby jedynie 30 000 zł. Nie znam żadnej innej inwestycji, która bez profesjonalnej wiedzy dawałaby tak wysokie zyski. Jednym z najważniejszych elementów, które gwarantują sukces w inwestowaniu jest mechanizm procentu składanego oraz systematyczność wpłacania nawet niewielkich kwot. Jakie jest ryzyko?

Fundusze są bezpieczne, ponieważ fundusz nie może zbankrutować. Zbankrutować może jedynie towarzystwo, które zarządza naszym funduszem. Nasze pieniądze są bezpieczne. Moją misją jest budowanie zaufania do inwestowania. Straty? – każdy miesiąc zwłoki to strata – dlatego też nie warto czekać z rozpoczęciem inwestowania.


 milion w zasięgu ręki

SEMINARIUM sztuka inwestowania MACIEJ KARSZNIA

autor bestselerowej książki „Milon w zasięgu ręki — poradnik zarządzania finansami” wprowadza w tajniki funduszy inwestycyjnych jako doskonałego narzędzia w budowaniu naszej potęgi finansowej. Sprawdzone praktycznie metody, doskonała strategia podana w przejrzysty i przystępny sposób wzbogaca naszą inteligencję finansową i daje doskonałe wyniki.

zgłoszenia: tel: 071 725 33 33, mail: zapisy@goldsolution.pl www.goldsolution.pl

iloś ograć miej nicz sc ona

KARPACZ 10/11 grudnia 2011 Hotel Gołębiewski

KARPACZ 14/15 stycznia 2011 Hotel Gołębiewski

KARPACZ 14/15 lutego 2011 Hotel Gołębiewski

termin nadsyłania zgłoszeń: 07 grudnia 2011 na adres: zapisy@goldsolution.pl

termin nadsyłania zgłoszeń: 10 stycznia 2011 na adres: zapisy@goldsolution.pl

termin nadsyłania zgłoszeń: 08 lutego 2012 na adres: zapisy@goldsolution.pl

organizator:

GOLDSOLUTION Przyjemność z Inwestycji projekt współfinansowany przez portal:

www.inteligencjafinansowa.com

patron medialny:

wowmagazine.pl

KOD PROMOCYJNY: przy rezerwacji podaj hasło „WOW” upoważnia do 10% zniżki”


Styl Życia

Merry

Christmas! czyli bożonarodzeniowe zwyczaje w różnych zakątkach Europy

Tekst: Marta Lupa Bing Crosby w największym świątecznym przeboju śpiewa: „I'm dreaming of a white Christmas”. Aby mieć pewność, że to marzenie zostanie zrealizowane należałoby wybrać się na święta do Skandynawii. Ale jeśli ktoś woli niestandardowe Boże Narodzenie, i dla odmiany ciepłą pogodę, tego na pewno nie zawiedzie np.: Cypr, gdzie w grudniu jest ok. 18 stopni, i kolację wigilijną jada się często na tarasie. Wybierając wymarzone miejsce na spędzenie tegorocznych świąt za granicą, będziemy mieli okazję do poznania odmiennych tradycji, unikniemy również pracochłonnych i stresujących przygotowań. Poniżej krótka charakterystyka bożonarodzeniowych zwyczajów europejskich: Kartki z życzeniami

Większość mieszkańców europejskich krajów wysyła do swoich najbliższych kartki z życzeniami. W Wielkiej Brytanii otrzymane kartki ustawia się na kominku lub zawiesza w living roomie. Holendrzy wieszają kartki świąteczne w oknach lub ustawiają na komodach. Duńczycy opatrują kartki pieczęciami projektowanymi przez znanych artystów, nawet królowa Małgorzata II jest autorką jednej z nich. Dochód ze sprzedaży świątecznych kartek przeznacza się na cele charytatywne.

34

wowmagazine.pl

Dekorowanie domów, ulic i miast

W duńskich domach wiesza się pod sufitem wieniec ze świerkowych gałązek, przystrojony owocami, szyszkami oraz czterema białymi świecami – w każdą kolejną niedzielę adwentową zapala się kolejną świecę. Inne motywy dekoracyjne to: szklane kule, girlandy, serca i gwiazdy oraz świąteczne stroiki. Okna dekorowane są kolorowymi światełkami i czerwonymi kwiatami, a przed domem stawia się choinkę. W Szwecji, podobnie jak w prawie każdym europejskim kraju, girlandami, kolorowymi łańcuchami oraz błyszczącymi gwiazdami przystraja się również główne ulice miast, centra życia lokalnej społeczności oraz sklepowe witryny. W domach znajdziemy: figurki św. Mikołaja, aniołki i gwiazdy. Jemiołę wieszają w swoich domach Brytyjczycy, a drzwi zdobią świąteczne wieńce. Choinkę ubiera się zgodnie z tradycją danego kraju, np.: w Danii wstążkami w kolorach flagi narodowej oraz miniaturkami instrumentów muzycznych. Ozdoby z masy papierowej i gałązek Portugalczycy wykonują samodzielnie. Grecy zamiast choinki dekorują model żaglowca. Prezenty

Na Cyprze 24 grudnia prezenty przynosi św. Mikołaj, kolejna porcja podarunków

dostarczana jest w Nowy Rok przez św. Bazylego. Duńczycy dają sobie prezenty dzień przed wigilią, dzieci dostają wtedy ciasteczka z polewą cukrową, dżemem lub syropem klonowym. W skarpetach szukają swoich prezentów dzieci z Portugalii oraz Anglii, a mali Francuzi – w butach ustawionych przy kominku. W niektórych rejonach Włoch dzieci wypatrują czarownicy Befany, która dla grzecznych ma zabawki, a dla niegrzecznych węgielki. Hiszpanom przynoszą prezenty Trzej Królowie, a do dzieci holenderskich św. Mikołaj przypływa łodzią. Szopki

W Portugalii, w niemalże każdym domu, cała rodzina pracuje nad przygotowaniem szopki. Mały Jezus zajmuje w niej miejsce zgodnie z datą swoich narodzin, czyli dopiero po północy. Często u wejścia do szopki sadzi się ziarna zbóż, co ma zapewnić urodzaj zbiorów w nadchodzącym roku. W Prowansji buduje się szopki, w których animowane figurki opowiadają po prowansalsku historię związaną z narodzinami Jezusa. Dla Hiszpanów ważniejsza od choinki jest szopka, która w czasie świąt zajmuje w domu centralne miejsce.


Styl Życia Tradycyjne potrawy

Jeśli chodzi o świąteczne jedzenie to oczywiście, co kraj to obyczaj. Na Cyprze jada się głównie grillowaną wieprzowinę z kozim serem lub wędzone kiełbaski. W Danii zaś kaczkę faszerowaną jabłkami i suszonymi śliwkami albo gęś, którą podaje się z ziemniakami, czerwoną kapustą, buraczkami i konfiturą z żurawiny. Na deser serwowany jest ryż z wiśniowym syropem, który skrywa niespodziankę – w jednej porcji znajduje się migdał, szczęśliwy znalazca dostaje jeszcze jeden prezent. W Prowansji przygotowuje się siedem tzw. „chudych” potraw, które mają przypominać o siedmiu ranach Chrystusa. Żywa jest też tradycja 13 deserów. Te z kolei, upamiętniają 12 apostołów i Jezusa. Podaje się: deser z orzechów, ciasto z kwiatem pomarańczy, cukierki z masy migdałowej, owoce smażone w cukrze, szarlotkę. Na Słowacji, obok dań zwyczajowych: zupy z kwaśnej kapusty, strucli z makiem i orzechami, drożdżowych kuleczek, stawia się także tegoroczne zbiory – jabłka, suszone śliwki, orzechy. Opłatek podaje się posmarowany miodem z kawałeczkami czosnku. W Wielkiej Brytanii w świątecznym menu znajdziemy nadziewanego indyka podawanego z warzywami oraz christmas pudding podawany z brandy. W puddingu ukrywa się monetę, która ma zapewnić szczęście. W Austrii jada się kaczkę, i podobnie jak w Polsce, w niektórych rejonach karpia. Przygotowuje się również ciasto z najzwyklejszych składników ( mleko, mąka, sól, masło, miód), które ma przynieść zdrowie. Belgowie jedzą w święta owoce morza (ostrygi, homary) oraz indyka, a na deser babkę z kremem mokka. Na bożonarodzeniowym stole w Finlandii nie może zabraknąć świątecznego grogu, czyli czerwonego wina podawanego z ziołami, rodzynkami i migdałami. Grecy 25 grudnia jedzą tzw. chleb Chrystusa, to znaczy chleb wypiekany z orzechami, na którym odciśnięto znak z symbolem religijnym. Inne potrawy to: pieczone jagnię, prosiak lub indyk. Indyka jada się również w Irlandii, również dużo dań

rybnych, a wśród nich wędzonego łososia i krewetki. Portugalczycy na świąteczny stół podają dorsza, przyrządzonego zgodnie z bożonarodzeniową recepturą. Świąteczny dorsz podawany jest z kapustą.

Kolędy, pasterka, kościół

W Prowansji stół nakrywa się trzema obrusami, a na nim stawia trzy białe świeczki – mają symbolizować Trójcę Świętą. Dawniej stawiano dodatkowy talerz z myślą o duszach zmarłych domowników, co do dziś mają w zwyczaju Portugalczycy. Obecnie, tak jak i w Polsce, nakrycie to przeznaczone jest dla niespodziewanego gościa. W Irlandii zostawia się dodatkowe nakrycia dla trzech przybyszów oraz wodę w miseczce, którą mogą oni pobłogosławić.

W wigilię Austriacy zbierają się na rynku i śpiewają kolędy. W Irlandii dzieci przygotowują pantomimę, a równo o północy strzela się na wiwat ze strzelby. O tej samej godzinie Portugalczycy zbierają się na pasterkę, która nazywana jest Mszą Koguta – według legendy kogut zapiał o północy w noc urodzin Chrystusa. W pasterce uczestniczą też mieszkańcy Prowansji. Do kościoła idą niosąc pochodnie, przebierają się w kostiumy reprezentujące różne zawody charakterystyczne dla danego regionu. Hiszpanie do tzw. „urny losu” wrzucają kartki ze swoim imieniem. Następnie losuje się dwie spośród nich, wylosowana para będzie najlepszymi przyjaciółmi w nadchodzącym roku.

Przed pierwszą gwiazdką

Z obchodami Bożego Narodzenia w wielu krajach europejskich związane są wierzenia, że w przyszłym roku będzie lepiej niż dotychczas. Dlatego też ludzie starają się w ten niezwykły czas pomóc swojemu losow i. Czesi pod obrusy kładą pieniądze, ż eby m iel i ich p o d dostatkiem. Jeśli nasiona przekrojonego na pół jabłka ułożą s i ę w g w i a z d k ę, w przyszłym roku n ie naw ied z i ich choroba. Czesk ie panny wróżą sobie podobnie jak polskie – z tą różnicą, że my mamy od tego Andrzejki – czy i kiedy wyjdą za mąż. W tym celu leją wosk i rzucają butem – jeśli jego przód wypadnie w kierunku drzwi oznacza to rychłe zamążpójście. Duńczycy do jednego talerza ze świąteczną kaczką wkładają migdał. Szczęśliwy znalazca dostaje dodatkowy prezent. Podobnie robią Grecy – do keksu wkładają monetę. Kto ją odnajdzie, ten piecze keks na przyszłe święta.

Lub przed świątecznym obiadem – bo nie wszędzie uroczyście obchodzi się wigilię świąt Bożego Narodzenia – Irlandczycy zamiatają podłogę. W Prowansji pali się polana, które mają zapewnić urodzaj plonów i pieniądze. Portugalczycy także palą polana. Wierzą, że dym ochroni ich domy przed piorunami.

Drodzy Czytelnicy! „May your days be merry and bright and may all your Christmases be white” or hot! – w zależności, gdzie będziemy spędzać tegoroczne święta.

Świąteczny stół

wowmagazine.pl

35


FASHION&DRESHION

Sukienka: SIMPLE

Sylwes

2011/

Buty: UNITED NUDE

36

wowmagazine.pl


FASHION&DRESHION Piers' cionek, kolczyki: VERSACE dla H&M

strowy szał

Sukienka: VERSACE dla H&M

/2012

Szpilki: UNITED NUDE wowmagazine.pl

37


FASHION&DRESHION

Kolczyki: H&M

Etola: SESST

Bransoletka: ORSAY

Sukienka:pozyczara.pl

Sukienka: AVERLY LONDON

Torebka: H&M Kozaki: KOLABI Szpilki: VENTURI/wz贸r

38

wowmagazine.pl

Szpilki: stylowebuty.pl


FASHION&DRESHION

Sukienka: BOBI SUMMER

Bransoleta: VERSACE dla H&M Sukienka: AVERLY LONDON Torebka: SIMPLE

Torebka: SIMPLE

Szpilki: stylowebuty.pl

Buty: stylowebuty.pl

Buty: UNITED NUDE

wowmagazine.pl

39


FASHION&DRESHION Opaska na oczy: ESOTIQ

Body: ESOTIQ

Haleczka: ESOTIQ

40

wowmagazine.pl


Piękno jest w nas samych i zależy tylko od nas. Nie zwlekaj. Przyjdź po piękną sylwetkę i dobre samopoczucie. Po prostu zadbaj o siebie.

Zapraszamy na: zabiegi kosmetyczne na twarz i ciało, pielęgnacje dłoni i stóp, przedłużanie rzęs, masaże, zabiegi medycyny estetycznej, rehabilitacje. Prowadzimy również sprzedaż profesjonalnych kosmetyków do pielęgnacji twarzy i ciała.

Studio

Urody

Spa Piękna

ul. Zaporowska 39d 53-519 Wrocław tel. 71 7245245 email: salon@spa-piekna.pl spa-piekna.pl

Magia Piękna

spa-piekna.pl

ul. Drukarska 41/25 53-311 Wrocław tel. 71 7256365 magia-piekna.pl


Styl Życia

¡Feliz Navidad Tekst: Emilia Szulc

Święta Bożego Narodzenia mają w sobie coś magicznego. Bez znaczenia, czy jesteśmy dziećmi czy dorosłymi, zawsze traktujemy ten dzień wyjątkowo. Nie inaczej jest ze mną. Zawsze byłam dość sentymentalna, od dziecka marzyłam, żeby choinka w moim domu wyglądała jak ta z zagranicznych pocztówek, a salon obowiązkowo miał kominek. Wzorując się na ulubionej literackiej bohaterce, rudowłosej Ani S., spotykałam się z moją przyjaciółką „od serca” w „tajemnym miejscu”, by wymienić się prezentami. Zwyczaj sekretnych spotkań przetrwał lata – jako żony i matki odrywałyśmy dzieci od piersi, by móc, chociaż na chwilę, spotkać się w ten wigilijny dzień. Wigilia nieodłącznie kojarzy mi się z domem mojej babci – pełnym ludzi, zapachem makowca i piernika, smakiem najlepszych pierogów na świecie, karpiem, siankiem pod obrusem, opłatkiem, kolędami, choinką przystrojoną watą i radzieckimi łańcuchami. I śniegiem za oknem. Brzmi to dość banalnie i pospolicie, jednak pewnego dnia zabrakło mi tego wszystkiego. I, to nie na skutek rodzinnych tragedii, a w wyniku świadomie podjętej decyzji o zmianie miejsca zamieszkania – postanowiłam bowiem zostać emigrantką.

42

wowmagazine.pl

Wyobrażając sobie naszą wigilię z dala od rodzinnego domu, starałam się być dzielna, tłumaczyłam sobie: oj tam! – Wigilia to jeden dzień z wielu innych w roku – minie szybko i będzie po... NIE!!! Nic bardziej mylnego! Moje pierwsze święta na obcej ziemi były wyjątkowo bolesnym doświadczeniem. Starałam się nie myśleć, odsunąć od siebie widmo świątecznych przygotowań. Ale kiedy widziałam dekoracje na ulicach, a muszę przyznać, że Hiszpanie robią to z wielkim rozmachem; kiedy słyszałam dźwięki kolęd dochodzące z rynku miasteczka i uśmiechniętych ludzi na ulicach, to z każdym dniem pogrążałam się w coraz to większej „otchłani rozpaczy”. Przeszła mi nawet przez głowę desperacka myśl, żeby w ogóle ich nie obchodzić – ale co powiedzieć dziecku, które każdego dnia odlicza dni do świąt i pyta: co dostanie pod choinkę? Cholera, pod jaką choinkę? Nie miałam przecież choinki, nie miałam też żadnego pomysłu, gdzie można ją kupić w kraju z palmami! Potrzeba jest jednak matką wynalazków – pobiegłam do "chińczyka" i kupiłam jakiegoś drapaka za 5€, żeby uspokoić syna, że Święty Mikołaj nie ominie jednak naszego domu. Zdobyłam choinkę, ale co z resztą tradycji? Co z potrawami? – makowiec odpada – maku w Hiszpanii nie jadają! Z wyborem ryby poszło mi już lepiej – szlachetny smak dorady zastąpił godnie naszego Cyprinus

carpio. Pierogi z kapustą i pieczarkami zamiast leśnych grzybów w żaden sposób nie przypominały pierogów mojej mamy! Cios okrutny! A skąd wziąć opłatek i sianko? Gdzie dostać świąteczny obrus!? Przed świętami hiszpańskie sklepy zasypane są turronami, marcepanowymi figurkami, ale opłatka nie dostanie się nawet na czarnym rynku! Okazało się również, że kupienie korzenia najzwyklejszej i najpospolitszej pietruszki jest wyzwaniem szczególnym. Nie wiedząc jak ją nazywają Hiszpanie, zaczęłam tłumaczyć sprzedawcy, że chcę kupić taką „białą marchewkę”, z której wyrasta natka (czyli hiszp. perejil)... dowiedziałam się jednak, że natka nie wyrasta z niczego, przynajmniej w Hiszpanii. W tejże Hiszpanii miałam spędzić rodzinne święta… W wigilijny poranek oczywiście nie było śniegu, dzięki moim kulinarnym zabiegom zyskałam jednak przekonanie, że uda nam się jakoś te święta przeżyć. Zaczęły nadchodzić pierwsze życzenia – moi przyjaciele i rodzina, prześcigając się w przysyłaniu sms-ów zaczęli mi „wbijać” nóż w serce – ze wzruszenia wyłam coraz głośniej, a łzy lały się strumieniami. Nie byłam w stanie odpisywać, byłam roztrzęsiona i totalnie zdołowana. Wiedziałam jednak, że muszę stanąć na wysokości zadania, i zrobić wszystko, żeby TE święta, chociaż w minimalnym stopniu, przypominały tamte w Polsce.

Emigracja emigracją, ale święta i prezenty muszą być! Mimo, że nie udało mi się przygotować 12 potraw, choinka nie przypominała w niczym tej z pocztówek, a w moim salonie nadal nie było kominka, to kiedy zasiedliśmy za świątecznym stołem (nakrytym papierowym obrusem), magia świąt zaczęła działać! Nie przeszkadzało nam, że pierogi z Lidla udawały maminy rarytas, że czerwony barszczyk był z torebki, i fakt, że fałszowałam kolędy. Kolędy były polskie – śpiewałam je z uczuciem! Gdy zobaczyłam radość w oczach mojego dziecka oczekującego na pierwszą gwiazdę, uświadomiłam sobie, że są inne wartości niż perfekcyjnie zastawiony stół i choinka obwieszona pod sufit świecidełkami. I chociaż moje święta już nigdy nie będą wyglądać jak zapamiętane z dzieciństwa, to zrozumiałam ile mądrości było w powiedzeniu mojej babci: „tam dom twój, gdzie serce twoje”. Zbliża się nasze czwarte Boże Narodzenie w Hiszpanii. Umiem kupić nie tylko pietruszkę i buraki na barszcz, ale też inne produkty potrzebne do przygotowania wigilii. Zdaniem męża, moje pierogi prześcigają smakiem te lepione przez mamę. Jednakże mała dziewczynka we mnie ciągle tęskni do ośnieżonych pól, którymi wędrowało się na pasterkę do jarzącego się światłami kościoła i rozbrzmiewającego dźwiękami kolędy „Lulajże Jezuniu”. ¡Feliz Navidad. Wesołych Świąt!


Styl Życia

Swieta

ALL INCLUSIVE Tekst: Leokadia Kowara Narciarskie Boże Narodzenie, po góralsku, nad morzem, w SPA, w pałacu po pańsku, pod palmami… co raz więcej osób decyduje się na spędzenie świąt poza rodzinnym domem. Sposobów na ominięcie świątecznej „gorączki” jest obecnie wiele, co prawda większość z nich tchnie herezją (święta wigilia nie u mamusi?!), zawsze jednak chodzi o to samo – o odpoczynek. Dla kobiet mających cały dom na głowie, zarządzających mężem i stadkiem dzieci jest to czas świętego poświęcenia. Oznacza nerwowy tydzień, kiedy po pracy zatracają się w wirze zakupów, poczyszczania, pichcenia, (też na specjalne życzenia, wszystkim trzeba przecież dogodzić), wielokrotnego mycia garów, dekorowania domu, pakowania prezentów i ogarniania elementów mających tendencje do wiecznego rozłażenia się. Prawdziwa Pani Domu nigdy nie robi świąt na pół gwizdka, jeżeli pada z nóg przy zalewaniu śledzia śmietaną, robi to z wdziękiem. Przekłada bakalie w cieście nawet we śnie, bo może nie tak się ułożyły. Czy kobiety czują się uciemiężone? – ależ nie! – robią to wszystko z tradycji, rodzinnej. Pełnej miłości, wiary i nadziei we własne dzieci rozwijające swoją kreatywność przy komputerze oraz w spracowanego męża zalegającego przed telewizorem. Nie tylko od święta. Szczerze mówiąc: święta all inclusive dla niektórych kobiet oznacza widok rodziny pałaszującej 12 dań i ewentualnie… darowany prezent. Jest to jednak ich wybór. A mogło być tak wspaniale! Ujmujące widoki szczytów pokrytych wiecznym śniegiem,

brawurowy slalom pod okiem instruktora, animacje na stoku, wyśmienity grog serwowany w alpejskim pensjonacie. Albo po góralsku: pyszna sanna z pochodniami, biesiada przy ognisku i tańce z ciupagami. Bąbelki w jazzuzi, czyjeś dłonie wmasowujące zdrowie w umęczone codziennym trudem ciało, seans aromaterapii, grota solna, gorące kamienie – to w SPA. Luksusowa atmosfera hotelowych marmurów, ekwilibrystyka kelnerów serwujących wyrafinowane kompozycje z karpia, koncerty kolęd i moc cudownych niespodzianek. Albo: kojący nerwy szum morza, słońce, plażowe leżaki ozdobione mikołajowym wzorkiem i niezapomniana chwila dzielenia się opłatkiem na plaży, czyli święta pod palmami. Na bogato, z finezją, pełen relaks – jak zachęcają biura podróży – można też przy okazji liznąć odmiennej kultury. Skosztować bolo de mela, panady, rabanadasów, vassilopitty, risengrodu – co kraj, region to obyczaj. Wystarczy kupić bilet, spakować rodzinę i zażywać świąt! Wszystko ma jednak swoją cenę. Nawet święta all inclusive. Radosne lenistwo podczas świątecznego wyjazdu pęta nas okowami wypracowanego przez lata schematu. Wymarzony odpoczynek psujemy sobie myślą: jak to? Nie odwiedzimy Stajenki? Nie złożymy babci, wujkowi, siostrzeńcowi życzeń przy wspólnym stole? Nie przełamiemy się opłatkiem z psem, kotem, chomikiem? – i robi się zrazu smutno, nieswojo, niby święta, ale takie jakieś… I miotamy się tak co roku z kąta w kąt pragnąc jeno „świętego” spokoju.

wowmagazine.pl

43


Styl Życia

Wpewnym momencie życia jesteśmy zawsze sami

Kiedy urodził się Jasiek, Pana najmłodszy syn?

Jasiu urodził się 5 grudnia. To znamienna data. Cały czas mówię, że jest prezentem mikołajowym, takim innym, ale wciąż prezentem mikołajowym. Nie ma sensu opisywać skali przeżywania problemów przez rodziny, którym urodziło się dziecko inne niż oczekiwali. Ludzie, którzy tego doświadczyli, którzy nawet dzisiaj do mnie piszą, opowiadają o totalnym załamaniu. Nas też to spotkało.

Państwa pierwszy syn jest zdrowy.

Wróciliście z Jasiem do domu na święta.

Jeżeli ma się chore dzieci, to zawsze jest to problem.

Prosto na święta. Wyłączyliśmy wszystko. Rodzina zastanawiała się, czy umarliśmy. Z dziećmi włącznie. O godzinie 3.00 rano obudziło nas walenie policji w drzwi. Rodzina nie mogła się do nas dodzwonić i wezwała policję, by sprawdzić co się dzieje. Wspominam to zawsze z wielkim dramatem, i od tamtej pory każde święta są dla mnie karą, a nie radością. Chcąc nie chcąc, w pewnym momencie życia jesteśmy zawsze sami.

O wyrokach losu, ojcowskiej miłości i codziennej wspinaczce na własny Mount Everest opowiada Beacie Łańcuchowskiej

Jarosław Pieniak 44

wowmagazine.pl

wspinam się na własny Mount Everest. On ciągle rośnie – te prawie osiem i pół tysiąca metrów nad poziomem morza nie zatrzymuje się. Dzisiaj, po pięciu latach wiem, że zanim na niego wejdę, on zawsze będzie większy niż moje oczekiwania. Im będę starszy, tym trudniejsze będzie spojrzenie na jego szczyt – mam świadomość, że muszę w jakiś sposób zabezpieczyć trzech synów. Nie jest to proste.

Drugi syn, Kamil, jest autystą.

Problem dziecka autystycznego polega na tym, że nie ma z nim kontaktu. Ten brak kontaktu, powoduje totalne wyniszczenie emocjonalne całej rodziny. Kiedy dowiedzieliśmy się, że coś jest nie tak, Kamil miał wtedy około dwóch lat, ulegaliśmy pewnej emocjonalnej degeneracji. Walczyliśmy o to, żeby w ogóle funkcjonował.

Czas świąt przywołuje wspomnienia.

Co Pan teraz czuje?

Przypomina moment, który nie był dla nas łatwy do przejścia. Najgorsze jest to, że ja, jako osoba „twarda”, nie byłem w stanie zaakceptować sytuacji. Po dwóch tygodniach ciężkiej walki z każdym otaczającym mnie elementem, nagle puściły mi nerwy. Nie byłem w stanie nawet się bronić. Przyszły święta, które były smutne, które były dramatyczne. Do dziś wspominam pierwszą informację wyczytaną w internecie o dziecku z zespołem Downa – jakiś rodzic napisał, jak bardzo to dziecko jest wspaniałe. A ja przecież mam dziecko z autyzmem – wiem jaki to jest problem. Wtedy, nie wiedzieliśmy co z tym „fantem” zrobić. Mam wspaniałą żonę, która małego Jaśka przytulała. Była załamana, że mały nie ssie jej piersi. Ja miałem dylemat: jakie mleko kupować?, gdzie kupić butelkę? – przy dwóch wcześniejszych synach tego nie robiłem.

Moim największym problemem jest to, że ciężko jest mi się uśmiechnąć. Ciężko jest mi budować wypowiedź, bo wiem, że ona nic w domu nie znaczy. Nie mogę powiedzieć Kamilowi: kochanie, podaj mi widelec – on nie będzie pamiętał o pierwszym słowie, i nie zrozumie ostatniego. Muszę wyrażać się jednoznacznie, to musi być wojskowe: daj widelec. Przestawianie się do rzeczywistości jest ogromnym problemem. Przecież w komunikacji nie ma automatyzmu. Stąd Jasiek wychowywany jest „po autystycznemu”: Jasiek, daj tę książkę – nie ma ani proszę, ani dziękuję – bo założenie jest takie, że on nie zrozumie. Założenie jednak jest oczywiście błędne. Jasiek dużo więcej wie, dużo więcej rozumie. Ale widzimy jak duża jest dysproporcja między jednym synem a drugim. Jak komunikuje się Pan z Kamilem?

Kiedy nastąpił przełom?

Zamiast wyjść z dołka, wpadliśmy w następny dołek, i myśl co nas czeka w nowym roku? Zawsze wyznawałem japońską maksymę: „Każdy kryzys jest początkiem lepszego” – pomyślałem, że może TO są lepsze czasy. Pomimo, że emocje opadły, to i tak cały czas

Kamil, jako autysta, jest „kamieniem”, do którego się „puka i nie odpowiada” – to z wiersza Szymborskiej. Można przed nim uklęknąć, a szczelina się nie uchyli. Pomimo tego, że Kamil jest jednym z lepiej funkcjonujących ciężkich autystów, to i tak widzimy jak mocno jest zablokowany w porównaniu do Jasia.


Styl Życia Jasiek ma teraz 5 lat, a Kamil 16. Kamil pod względem komunikowania się i rozumienia świata jest na dużo niższym poziomie niż Jasiek z zespołem Downa. I jest to dramatyczne. Mamy świadomość, że za rok, dwa, Kamil zakończy system edukacji i będzie się cofał w swoim rozwoju. Należy się też spodziewać, że będzie zamykał się coraz bardziej. Że za chwilę zamilknie, bo nie będzie miał celu. Cel tworzy przyczynę zmuszającą autystę do komunikacji. Szkoła dla autysty jest sposobem na wyznaczenie celu. A edukacja autysty powinna zawsze kończyć się pracą, bo praca na dalszym etapie jego życia podyktuje mu cel, zmuszający go do dalszego rozwoju. Jeśli tego zabraknie, nie będzie się rozwijał – pozostanie kamieniem.

Sprawił Pan, że we Wrocławiu mamy przedszkole dla dzieci autystycznych.

Państwo zapewniają synom edukację. Problematyczny jest system.

Które z placówek funkcjonują lepiej – takie, które zrzeszają tylko chore dzieci czy integracyjne?

Dzisiejszy system funkcjonowania autysty jako osoby niepełnosprawnej jest ograniczony. Pomimo, że Polska jako jeden z pierwszych sygnatariuszy, podpisała wszystkie możliwe dokumenty dotyczące zapewnienia pracy, edukacji i równości, to jesteśmy jednym z krajów słabo zaangażowanych w procesy zmian. W krajach anglosaskich, takich jak: W. Brytania, Irlandia i Stany, świadomość i akceptacja społeczna osób niepełnosprawnych jest olbrzymia. Taka osoba, w ramach społeczeństwa i w miarę możliwości, ma zapewnione funkcjonowanie. Nie jest dziwolągiem. W krajach niemieckojęzycznych: w Austrii, Szwajcarii, w Niemczech nie ma tak wysokiej akceptacji społecznej. Są tam natomiast świetnie zorganizowane „instytuty”, które „wchłaniają” dzieci niepełnosprawne, i one wiodą sobie tam w miarę przyzwoite życie. W Polsce nie mamy ani akceptacji społecznej, ani instytutów. Rodzice będąc tego świadomi potrafią przenieść górę, żeby za wszelką cenę ratować dziecko. Jak radzą sobie rodzice niepełnosprawnych dzieci w Polsce?

Sposobami ratowania dziecka są: leki, suplementacja i edukacja. Często muszę odpowiadać na pytania dotyczące Polski w zakresie suplementacji leków. Szczególnie Niemcy tego nie rozumieją, pytają: dlaczego w Polsce i w Stanach Zjednoczonych jest tak duże parcie na leki i suplementy? – My po prostu żyjemy nadzieją, że jeżeli wzmocnimy dziecko lekami i suplementacją, to spełni się ono w edukacji. Stąd takie nietypowe podejście polskich rodziców – za wszelką cenę starają się je zapewnić.

Mamy przedszkole dla dzieci z zespołem Downa. Dla autystów mamy szkołę, która powstała w 1997 roku. Od 2001 roku mieści się w nowym budynku na ulicy Głogowskiej. Współuczestniczyłem w procesie powstawania tej szkoły razem z Alicją Winiszewską, innymi rodzicami, władzami miasta oraz dyrekcją i nauczycielami szkoły. Publiczny system przedszkoli dla dzieci z zespołem Downa funkcjonuje dobrze, niektóre placówki prywatne zaczynają budować taki system dla autystów. Obecnie jesteśmy zainteresowani drugim etapem edukacji, nie przedszkoli a szkół, i to jest nasz główny cel kierunkowy.

na tyle precyzyjne, żeby móc jednoznacznie stwierdzić wadę genetyczną. Jak patrzę na te dyskusje dotyczące przerwania ciąż, to myślę, że zamiast edukować ludzi czym jest zespół Downa i wykorzystywać nowoczesną naukę, to rozmawiamy w stylu propagandy nazistowskiej jak o likwidacji danej rasy. Rasa z zespołem Downa. Więc dziwią mnie bardzo negatywne nastawienie i hasła o eliminacji chorych dzieci. Powoduje to we mnie reakcję, żeby zgłosić wniosek do ONZ o ochronę „rasy z zespołem Downa”. Skoro chronimy krokodyle, jaszczurki i inne gady, to osoby z zespołem Downa należy chyba też chronić?

Wspinam się na własny Mount Everest. A on ciągle rośnie.

Szkoły specjalne są negatywne, bo skąd dzieci mają czerpać dobre wzorce? Szkoły masowe, w ramach których tworzy się klasy w klasie z jednolitą niepełnosprawnością dają szansę przede wszystkim na to, że dzieci kopiują dzieci zdrowe. Ponadto: dzieci są razem we własnej grupie rówieśniczej lub w ramach tej samej niepełnosprawności. Można koncentrować wysiłki na doskonalenie tych dzieci i usprawnienie całego systemu, również przygotowanie nauczycieli. My rodzice w to inwestujemy. Dzięki rozwojowi naszej rzeczywistości, postępowi technologicznemu i technicznemu, dzieci stają się dziś dużo sprawniejsze. Patrząc na grupę rówieśniczą Jaśka jestem w 100% przekonany, że już jest inaczej. Czasy się zmieniają. Dzięki modelowi integracji zmienia się również sposób myślenia społeczeństwa.

Edukacja jest najlepszym systemem integracji – włączeniem osoby słabszej do silnego społeczeństwa. Największym problemem w Polsce jest to, że w życiu społecznym ucieka się od obecności dzieci niepełnosprawnych. Dokonuje się aborcji. To wszystko wynika z braku wiedzy i ludzie się tego boją. Boją się i próbują zlikwidować problem. Państwo staliście przed takim wyborem? Nie było przesłanek, że kolejne dziecko urodzi się z zespołem Downa?

Nie. Nie staliśmy przed takim wyborem. Ale nawet jeśli wiedzieli byśmy o tym, to na pewno Jasiek by się urodził. Badania nie były

Brakuje skutecznych kampanii uświadamiających społeczeństwo?

Tak. Kwestia jest taka, że dopóki dany problem nie dotknie władzy, to on nie istnieje. Charakterystyczne rzeczy zdarzyły się w Chorwacji i w Hiszpanii – kiedy osobom wysoko postawionym w rządzie urodziły się dzieci z zespołem Downa, to co wcześniej było nie możliwe, nagle okazało się, że jest do spełnienia, i zostało aplikowane. Ekonomia jest elementem decydującym, nad problemami mniejszości społecznych nikt się nie pochyli. Wszyscy widzą, że trzeba wydać na to kasę, nikt jednak nie zauważa, że można obniżyć koszty, jeśli dobrze przygotuje się cały program. Nasz system oświaty jest bardzo rozbuchany, przez to brakuje pieniędzy na „inności” w edukacji. Gdyby ta „inność” miała wykreowany właściwy system edukacji, prawdopodobnie nie byłoby problemów walki między kościołem, władzami a ludźmi o to, czy należy dokonywać aborcji, czy nie. Ja się nie dziwię ludziom, że dokonują aborcji – nie chcą mieć problemów. Trudno jest wychować dziecko niepełnosprawne. Bez instytucjonalnego wsparcia jest to bardzo ciężkie.

Mam trzech synów. Najstarszy, który jest zdrowy, wymaga ode mnie przede wszystkim pieniędzy i uczucia, które czasami oddaje. Dorośnie i odejdzie, taka jest normalna kolej losu i nikt nie będzie miał do niego o to pretensji. Mój drugi syn, autysta, wymaga kasy, żeby go utrzymać, żeby go ciągle jakby reanimować. Wydaje się, że nie wymaga uczuć i ich nie oddaje, jest wielkim emocjonalnym kamieniem, ale zostaje. Dziecko z zespołem Downa jest specyficzne – „bierze”

wowmagazine.pl

45


Styl Życia kasę i emocje, ale potrafi te emocje oddać. Czasami jestem aż zaskoczony, że dziecko z zespołem Downa może dać tyle uczuć, których nie zazna się z dziećmi zdrowymi czy autystycznymi. Przede wszystkim uczuć. Ale to wszystko razem kosztuje mnóstwo kasy, wymaga nakładu olbrzymich pieniędzy.

dzieci miały zapewnioną dojrzałość w sposób stabilny, nie przypadkowy. To nas obarcza. Jasio ma 5 lat. Jest ślicznym blond chłopczykiem, nie widać, że jest chory.

Obecne metody leczenia pozwalają na to, żeby korygować pewne charakterystyczne fizyczne cechy. Z pewnością zakres masaży Zbliżają się święta. Spędzacie je w domu? udrożniających mięśnie twarzy spowodoNie ubieramy choinki. Ja jestem przeciwny. wały, że cechy zespołu Downa nie są tak Święta przez pryzmat Jaśka kojarzą mi się ze widoczne. Kieruję się amerykańską zasasmutkiem i samotnością. Po co wprowadzać dą: high expectations – high achievement, się w depresję kiedy i tak jestem smutny? To czyli olbrzymie oczekiwania dają olbrzymie jest ten moment, gdy mój organizm osiągnięcia. Jestem dumny z tego, zawsze mówi DOŚĆ, i zwykle że inni rodzice zaczynają to podchoruję na grypy, przeziębiechwytywać. Nie jest to ciągłe Moim nia, zapalenia płuc. Nie lubię głaskanie Downa, tylko ponajwiększym wszystkich elementów, które zwalanie mu na osiąganie problemem jest to, rzeczy, które na początku związane są ze świętami. że ciężko jest mi się wydawały się niewiarygodJak odnajduje się w tej atne. Nam już trzy razy przyuśmiechnąć. mosferze najstarszy syn? darzyła się historia, gdzie Zaakceptował to, wyrósł. Nie Jasiek pokazał na co go stać. mamy telewizora od 12 lat. Żyjemy Będąc na wakacjach za granicą, pośród książek. To powoduje, że najstarszy poszliśmy z Jaśkiem na huśtawkę. On zasyn często śmieje się, że łatwiej byłoby nam czął się bawić w liczenie. Zaczął wyliczansię przenieść do innego świata niż niejednej kę po niemiecku, a to przyciągnęło uwagę innej rodzinie. Z jednej strony, nasze wyprzechodzącej dziewczynki, Niemki. Jasiek obrażenie jest tak kolorowe, ale z drugiej: jak przerzucił się na angielski, wtedy tata tej patrzymy ile mi brakuje pieniędzy do ostatdziewczynki powiedział do niej, żeby się doniego dnia miesiąca (bo były wydatki: jeden, łączyła do liczenia. Doliczyli razem do dziedugi, czwarty logopeda, suplementy diety), sięciu. Jasiek przerzucił się na hiszpański. to wszystko nagle pokrywa się nagle pyłem Wzbudziło to popłoch u dziewczynki. Jasiek szarości. Wtedy nie ma kolorów. zaczął wyliczać po polsku i wtedy dziewczynka powiedziała, że nie będzie huśtała Święta są symbolem nadziei. się z chłopcem, który zna tyle języków, skoro Widząc jak Mount Everest rośnie, mówię soona ich nie zna. Podobnie przydarzyło się bie w ten sposób: nadzieja zostaje za drzwianam we Wrocławiu. Pani z dzieckiem o rok mi. A przede mną jest praca, wysiłek i jeszcze młodszym od Jaśka, po chwili przysłuchiraz praca. Każdemu rodzicowi z niepełnowania się wyliczance Jaśka, odeszła skręposprawnym dzieckiem mówię: przed tobą wana. Jasiek dzisiaj umie liczyć po polsku, jest praca, i tylko w nią możesz uwierzyć. hiszpańsku i po angielsku, a w czasie, kiedy Nadzieję zostaw dla tych, którzy nie mają się rodził słyszałem jedno: że dziecko z zeproblemów. społem Downa nie ma prawa liczyć, bo nie potrafi wchłonąć takiej wiedzy. Tyle smutku w tym wszystkim…

…to jest racjonalność, to jest walka o każdy dzień. Jeśli karma istnieje, jeśli taki jest mój los, to trudno, akceptuję go. Nie potrafię się cieszyć tylko dlatego, że trzeba się cieszyć. Mam syna autystę, jest cholernie przystojnym gościem, i wiem, że nigdy nie będzie miał swojej rodziny. Rodzic normalnego dziecka opowiada o nim, że nabałaganił, że był na jakiejś imprezie, ja natomiast zastanawiam się: ile mam czasu by mu pomóc? – to jest silniejsze ode mnie. Nie da się od tego uciec. Póki żyjemy musimy zrobić wszystko, żeby

46

wowmagazine.pl

Co powinien zrobić rodzic, jeśli podejrzewa, że z jego dzieckiem dzieje się coś nie tak?

Jeśli rodzic widzi u dziecka choćby minimalne odchylenia od normy, nie powinien chować głowy w piasek! Niestety najczęściej jest tak, że osobą, która pomaga nie jest lekarz tylko drugi rodzic, który przeszedł takie problemy. Owszem, kończy się to na lekarzu, który jest znany jako specjalista w danym kierunku. Autyzm nie jest chorobą, którą od razu widać; są determinanty, które mówią, że jest uwarunkowana genetycznie, ale jest to choroba

środowiskowa, bez względu na to, co i kto o niej mówi. Podawanie małemu dziecku dużej ilości szczepionek w bardzo wąskim kalendarzu, powoduje niszczenie jego komórek, które w istocie nie nadążają za jego rozwojem. Za rozwojem, którego wszyscy oczekujemy i uważamy za normalny. Afera szczepionkowa w autyzmie doprowadziła do jednego wskazania – w ramach administracji amerykańskiej przyznano, że szczepionka jest pośrednim powodem powstawania autyzmu, ponieważ narusza struktury chemiczne komórek. Atakuje mitochondria, czyli nasze elektrownie, a przez to załamuje się cały system immunologiczny i neurologiczny. Dziecko zostaje nagle autystą. Organizm dziewczyn sobie z tym radzi, chłopców, niestety, nie. W przypadku Kamila, jego choroba była nabyta?

Jest efektem kłopotów okołoporodowych. Nie zrobiono właściwej diagnostyki, nie było to wtedy możliwe technicznie. Przez to nie wiedzieliśmy, co leczymy. Autyzm Kamila jest pewnym wtórnikiem do całości zdarzeń. Gdybym wiedział o chorobie Kamila to, co wiem dzisiaj, Kamil nigdy nie zostałby autystą. Na samym starcie byłby osobą nazywaną w Stanach jako challenging person, osobą, która ma jakieś ograniczenia. Jako rodzice nie mamy szansy na niepodawanie obowiązkowych szczepionek.

Mamy. Wielu świadomych lekarzy w Polsce jest w stanie opóźnić szczepienia do takiego momentu, gdy uważają, że dziecko jest neurologicznie gotowe do przyjęcia szczepionki. Nie bez kozery w Szwecji przesuwa się teraz cały kalendarz szczepień. W Stanach również myśli się o takiej zmianie. A w Polsce?

Sytuacja w Polsce zbliżona jest do sytuacji Stanów z lat 1990-98, czyli duża intensywność, szczepionki na wszystko, pomimo faktu, że statystki wskazują, że nie jest to potrzebne. Świat ekonomii i świat biologii mocno się nałożył, i niestety biologia przegrywa tytułem ekonomii. Dlatego jestem przeciwny szczepieniom. Jeżeli ktoś chce zmusić nas do szczepienia, to musi wziąć za to odpowiedzialność. Jako rodzice, nie mieliście wyboru terminu szczepienia.

Może się to wydawać dla wielu osób niewłaściwe, ale jeżeli państwo akceptuje procedury medyczne, nie do końca sprawdzone, to musi


akceptować tego efekty. Państwo każe się szczepić, więc państwo powinno brać odpowiedzialność za autystów. I koniec, nie ma dyskusji. Mój Kamil nie chciał być autystą.

Co należałoby zrobić, żeby nastąpiły zmiany? Ma pan pomysł?

Pierwszym, zasadniczym pomysłem jest to, żeby problemami autyzmu i zespołu Downa zajęli się rodzice i lekarze, którzy chcą się A Jasia szczepiliście? tym zająć, a nie profesorowie i lekarze, któTak, ale w opóźnionych ter minach. rzy robią to dla swoich tytułów naukowych. Dobieraliśmy szczepionki, które mają mniej- Lekarze, którzy chcą pomóc są bardziej szy poziom konserwantów. Szczepionki zaotwarci na różne trendy światowe i odwierają nawet do 90 % konserwantów, któkrycia medycyny. O tym, że zespół Downa re są szkodliwe na poziomie komórkowym i Alzheimer to niemalże to samo, w pewnej i kończy się to zawsze jakimiś powikłaniami. sferze, ogłoszono 16 stycznia 2010 roku, a do Mniejszymi, w postaci gorączki, większymi dziś 99,99 % lekarzy w Polsce nie wie o tym. jako deformacje. Nie są otwarci na wiedzę, muszą gonić od pacjenta do pacjenta. Ja to rozumiem, ale Brakuje kampanii uświadamiających. Kto jeżeli mamy dany problem, niech zajmie się powie rodzicowi, kiedy jest odpowiedni monim lekarz, który chce to robić jako osoba ment na poszczególne szczepienia? pilotażowa i niech wspomagają go rodzice. Nikt, bo nikt w tym nie ma interesu, żeby W latach 90’ przy autyzmie, a teraz przy powiedzieć. Wystarczy popatrzeć na mozespole Downa, rodzice nadają ton postędel szwedzki, gdzie zaleca się większość powi w procedurach medycznych. I naleszczepień po 2 roku życia dziecka. Dziecko ży ich słuchać. Jestem członkiem EDSA, w okolicach 2-3 roku życia uzyskuje pewczyli European Down Syndrom Association ną dojrzałość układu neurologicznego i jest oraz DSI, Down Syndrome International, w stanie zaakceptować taką ingerencję. Cała organizacji zrzeszających osoby z zespołem medycyna indoktrynuje w jakiś sposób leDowna. Dziś sytuacja jest taka, że mamy karzy do podejmowania określonych proceproblem z rejestracją i brakiem akceptacji dur medycznych. Przyjęto a priori, że jest wyników badań amerykańskich, brytyjskich to skuteczne, nikt jednak ściśle tego czy francuskich. W poszczególnych nie analizuje. Leki bada się główkrajach wprowadza się te wyniki, nie na zwierzętach i osobach a w Polsce zasadniczo neguje. Przyszły dorosłych. W Polsce mamy W momencie, kiedy rodzic święta, które lek uznany za leczący chosam podejmuje próbę leczebyły smutne, robę Alzheimera, nie możenia dziecka, omijając systemy go jednak podać naszym my na różne sposoby, koszktóre były dorosłym dzieciom z zespotuje go to sześć razy więcej. dramatyczne. łem Downa – w rejestrze nie I robi to na dziko, bez kontroli. ma oficjalnego stwierdzenia, że Podawanie lekarstw musi być Alzheimer jest postacią choroby zeprzecież ściśle kontrolowane. Jeżeli społu Downa. Oprócz ogólnego rozpoznania procedury medyczne byłyby bardziej znorchorób, brakuje metodologii badań. Osoba malizowane, bardziej otwarte, na pewno z zespołem Downa od urodzenia jest skazana byłoby inaczej. na Alzheimera, ale nie może dostać leku na Gdyby Pan miał jedno życzenie, które motę chorobę. Znamy właściwości fluoksetyny głoby się spełnić, byłoby to… wspomagającej neurogenezę, czyli pojawiaŻyć w przyjaznym mi kraju. nie się nowych komórek, ale w Polsce nie jest możliwe jej zastosowanie. Mamy coś, co jest W dniu 11 listopada b.r., dzięki staraniom osiągalne, ale nie możemy tego zastosować. wielu krajów, a także POLSKI, a w szczególPytanie: dlaczego? Może zamiast dyskusji, ności staraniom Ambasadora Witolda Sobków, czy urodzić dziecko z zespołem Downa naOrganizacja Narodów Zjednoczonych w celu leżałoby mówić o tym, jak pomóc rodzinie, która decyduje się na urodzenie chorego ochrony, walki o równouprawnienie oraz zapewnienia szacunku i dostępu do edukacji dziecka? Może wystarczy stymulować rozwój i pracy wszystkich osób chorych na zespół dziecka za pomocą leków, które są ogólnie Downa, ogłosiła dzień 21 marca Światowym dostępne, które leczą objawy występujące Dniem Zespołu Downa. nie tylko w zespole Downa, ale też w innych chorobach? Pozwolić na zastosowanie supleOpracowanie: Leokadia Kowara mentów tych leków w tej konkretnej sprawie.

Zdjęcia: archiwum Jarosłąw Pieniak

Styl Życia

wowmagazine.pl

47


FASHION&DRESHION

Anna Wodzyńska, Anna Kisielewska i Karolina Kardas polecają buty z rodzinnej manufaktury Mauro Leone

Spotykają się trzy dziewczyny i mówią: zróbmy sobie sklep! – czy tak to się zaczęło?

Anna K.: Spotykają się trzy dziewczyny i mówią, że nie mogą znaleźć fajnych butów i sukienek, o dobrej jakości i w rozsądnej cenie. Na początku była potrzeba, potem chęć jej spełnienia, a w efekcie impuls do działania. Już od kilku lat Ania Wodzyńska z każdego wyjazdu do Mediolanu wracała z co

48

wowmagazine.pl

najmniej trzema parami butów Mauro Leone. Bajecznie kolorowe i ręcznie wykonane, z bardzo dobrych jakości skór buty, były dokładnie tym, czego same szukałyśmy dla siebie! Mauro Leone to rodzinna włoska manufaktura, która wszystkimi swoimi sklepami zarządza osobiście. To dla nich pierwsze doświadczenie ze sprzedażą ich wyrobów za granicą. Wiemy jak dużo serca i miłości wkładają w proces tworzenia butów. Dla nas to niezwykle ważne, aby indywidualnie traktować każdą klientkę i oferować buty wysokiej jakości, w niezwykłych kolorach i w dobrej cenie.

Karolina K: Z Anią Kisielewską znamy się od lat. W jednej ławce spędziłyśmy razem cztery lata w liceum. Wtedy, mimo przyjaźni, nie sądziłyśmy, że spotkamy się również w życiu zawodowym. Anię Wodzyńską poznałam dużo później, ale nie ma znaczenia ile lat się znamy, tylko czy sobie ufamy. Anna W.: Każda z nas ma inne umiejętności i doświadczenia, które pomogły nam w stworzeniu Follow me. To, że jesteśmy we trzy pomaga nam popełniać mniej błędów, mniej – bo nie da się ich całkowicie uniknąć. Nie byłoby Follow Me, gdyby nie

pomysł jednej, pasja do mody drugiej i konsekwencja trzeciej z nas! Każda z Was zajmuje się zawodowo czymś innym. Dlaczego wybrałyście właśnie buty? – chociaż tę pasję jako kobieta doskonale rozumiem.

Anna W.: Każda z nas ma swoją "tradycyjną" w stereotypowym znaczeniu, pracę. Ja od lat związana jestem z branżą mediową, Karolina z branżą IT, a Ania Kisielewska zajmuje się produkcją eventów. Kochamy buty taką naszą kobiecą miłością.


Przekułyście pasję w biznes?

Karolina K.: Przede wszystkim to, co robimy to pasja. Doskonale wiemy, jak dużo tej pasji poświęcamy. Faktycznie, stworzyłyśmy z Follow Me nasz mały biznes. W miejscu, gdzie jak napisał w Vivie! Jerzy Iwaszkiewicz, znajduje się najwięcej kobiet na metr kwadratowy w Warszawie. Na 36 m2 oferujemy naszym klientkom baleriny w ponad 20 kolorach, w wariancie z kokardką lub bez, wygodne czółenka, sztyblety i kozaki. Naszym znakiem rozpoznawczym są dopinane kokardki. Klientki mają dzięki temu możliwość indywidualnego połączenia kolorów swoich butów. Gdzie mieści się sklep i jak docieracie do klienta?

Anna K.: Follow Me mieści się na uroczym warszawskim Powiślu, przy ul. Okrąg 1. To niezwykle kameralna okolica. Mimo, że nie znajdujemy się w ścisłym centrum, trafiają do nas klienci z całej Warszawy. Największą siłą, oprócz rekomendacji naszych przyjaciół i klientów, okazał się być Facebook. Na naszym profilu na bieżąco informujemy o nowych kolekcjach, prezentujemy zdjęcia wszystkich dostępnych modeli. Poza osobistą rozmową i spotkaniem w sklepie, jest to nasza główna platforma komunikacji. Staramy się, by każdy wpis otrzymał odpowiedź, by nasi facebookowi fani czuli, że są dla nas ważni. Otrzymujemy zdjęcia pań w naszych butach, a nawet historie dopisane do niektórych fasonów. Latem miałyśmy model okrzyknięty „pantofelkiem Dorotki z krainy Oz”, teraz mamy piękny biało-czarny sztyblet „gdyby Al Capone był kobietą”!

Karolina K.: Choć nie mamy sklepu internetowego, możemy nasze buty wysłać w każdy zakątek Polski. Panie dzwonią do nas i składają zamówienia drogą elektroniczną. Bardzo ważne są dla nas zdjęcia – Julia Gaudyn, która jest autorką naszych zdjęć pokazała, że nawet but może mieć na zdjęciu własną historię. Jak oceniacie nadchodzące trendy? Czy moda obuwnicza ma szansę czymś nas zaskoczyć, czy będziemy dalej lansować panterki i węże?

Anna W: Od kilku sezonów obserwujemy modę na fasony „udziwnione”: modne były bardzo wysokie platformy i oryginalne obcasy. Panterki i węże zawsze miały swoje miejsce w trendach, tak jest i teraz. Zresztą, u nas też znalazł się motyw panterki. Spodziewamy się powrotu do klasyki. Obecne szalone fasony ustąpią miejsca klasycznym szpilkom, które już w tym sezonie powoli wracają na salony i pokazy projektantów. Buty Mauro Leone charakteryzują się przede wszystkim kolorem, wysokiej jakości wykonaniem i dobrą ceną – tym skradłyśmy serca naszych klientek. Polki kochają kolor! Najszybciej sprzedają się buty w odważnych i zdecydowanych kolorach: turkusie, różach, fiolecie, zieleni. Nasze baleriny występują chyba we wszystkich kolorach tęczy. W kolekcji jesienno-zimowej kolor wypiera czerń oraz tak bardzo charakterystyczny dla tej pory roku brąz. Obecne są także kolory: granat, malinowy czy soczysta czerwień... Jakie macie plany na przyszłość?

Anna K: Jesteśmy doskonałym przykładem na to, że chcieć to móc! Chcemy pokazać naszym klientkom alternatywę do zakupów w popularnych sklepach sieciowych. Buty, sukienki, torebki, dodatki – niebanalne i wyjątkowe – takie jest i będzie Follow Me! Rozmawiała:Beata Łańcuchowska

Just yna Konieczna

Już 24 grudnia 2011 r. odbędzie się premiera książki Justyny Koniecznej pt.:

„To cała ja” wydanej przez Warszawską Firmę Wydawniczą. Biograficzna książka młodej i utalentowanej artystki jest fotograficznym zapisem jej życiowej drogi, wiodącej do niezwykłych przemian. Ukazuje kobietę nietuzinkowych talentów, która za sprawą ciężkiej pracy osiągnęła sukces. Przedstawia kobietę o wielu twarzach – dojrzewającej, poszukującej i dążącej do wyznaczonych sobie życiowych celów. Mimo młodego wieku, artystka czuje się kobietą spełnioną, kochająca i kochaną. Album “To cała ja” ilustruje najważniejsze momenty z życia Justyny Koniecznej, m.in.: czas dzieciństwa, modelingu, wyboru na miss, występów tanecznych i planów filmowych. Miłośnicy talentu Justyny będą mieli wyśmienitą okazję do poznania galerii nigdy wcześniej niepublikowanych zdjęć. www.justynakonieczna.pl


NASZE GWIAZDY

ino K jest gen

Młody, błyskotliwy, o urzekającej, magnetycznej osobowości. W tym roku nominowany w Londynie do nagrody dla Najlepszego Wschodzącego Reżysera na Świecie. Jego obrazy zwiedzają Europę, zawędrowały nawet do Syrii.

50

wowmagazine.pl


NASZE GWIAZDY

nialnym manifestem! Z

Krzysztofem Kasiorem,

o jego filmach, o ludziach wielkiego formatu, z którymi pracował i... pewnych szczęśliwych przypadkach rozmawiała Elżbieta Banach.

Pracujesz nad nowym filmem Idziemy na wojnę . Podobno powstał na podstawie prawdziwej historii?

Dawno temu, kiedy zmywałem naczynia w Szkocji, zobaczyłem w dzienniku zdjęcie zrobione na pogrzebie żołnierza, który zginął, zdaje się, w Iraku. To była historia dwóch chłopców, którzy pijąc w barze umówili się, dokładnie w noc przed wyjazdem, że jeżeli któryś z nich zginie, to drugi przyjdzie w różowej sukience na jego pogrzeb. Żeby może zrobić coś dla jaj...? To była taka pijacka zwida, kompletnie nie brali pod uwagę możliwości, że któryś z nich może zginąć. Po prostu siedzieli, pili wódkę i zrobili taki zakład. Po czym okazało się, że faktycznie jeden z nich zginął i drugi przyszedł na pogrzeb w sukience. Na zdjęciu była kompania honorowa, żołnierze stoją ze stężałymi twarzami, a gdzieś z boku stoi koleś, kompletnie zaryczany i w sukience. Stoi skulony i jest zupełnie gdzie indziej. To zdjęcie tak mi się spodobało, że stwierdziłem, że jest to świetny motyw na zbudowanie dookoła tego historii. O tym jak to się stało, że pojechali na wojnę, i co stało się w głowie tego chłopaka, że spełnił obietnicę.

wowmagazine.pl

51


NASZE GWIAZDY

I co, udało się?

Tak, film powstał, teraz się montuje. Niedługo będzie mieć premierę. Miał ją mieć na festiwalu Nowe Horyzonty, ale ponieważ byłem na zdjęciach w Hiszpanii i kopia nie dotarła na festiwal, ostatniego dnia przed planowaną projekcją musiałem wycofać go z konkursu. Zabawne jest to, że na stronie Nowych Horyzontów było głosowanie na filmy, a mój film, mimo, że nie został tam wyświetlony, otrzymał parę głosów. (śmiech) To było fantastyczne!

pilota, zaczęła przerzucać sceny między sobą i powiedziała: „Krzysztof, to kompletnie nie tak. To zrobisz tu, to dasz tu, a to będzie tutaj, i wtedy będziesz mieć film. Bo tak, to masz na razie jakąś ciapę reportażową. Nic z tego nie wynika”. W przeciągu pół godziny zmontowała mój film pilotem, pokazując mi jak można to zrobić. Później zmontowałem go według jej wskazówek i okazało się, że ten film zaistniał – pojechał do Krakowa i jeszcze na inne festiwale... To jest wspaniałe.

ie N jestem za tym,

W przyszłym roku znowu wystartujesz z tym filmem?

Tak, prawdopodobnie się tam pojawi; sukcesywnie będzie pojawiał się też na innych festiwalach.

żeby być panem i władcą na planie, to przecież praca zespołowa.

Czwarty człowiek pokazał się na... …chyba 12 festiwalach, na czterech czy pięciu międzynarodowych. W tym roku był nominowany na festiwalu Open City London Documentary Festival jako jeden z sześciu filmów do nagrody dla najlepszego wschodzącego reżysera („Best Emerging Director of the World”). Pracowałeś z Skolimowskim, Vincentem Gallo, Joanną Krauze...

Pani Joanna Krauze jest wykładowcą w szkole w Katowicach. To chodząca legenda. Kobieta, którą uwielbiam. Ma chyba najbardziej analityczny umysł, jaki znam. Potrafi „rozłożyć” każdy pomysł, każdy scenariusz na części pierwsze i pokazać palcem – tu masz błąd, tu masz niekonsekwencję. Kiedy na I roku szkoły przyjechałem z filmem Bo jesteś, i miałem chyba 14 czy 15 godzin materiału, ona wzięła

52

wowmagazine.pl

Uczył Cię Jerzy Stuhr. Jak go wspominasz?

Bardzo dobrze. Był moim promotorem. Profesor Stuhr ma to „coś”, czego nie mają inni reżyserzy, bo jest aktorem. Potrafi wziąć scenariusz na warsztat i zagrać każdą scenę od początku do końca, pokazując alternatywne rozwiązania, wcielając się w każdą postać. Potrafi wykazać miałkość twoich dialogów, zinterpretować je, pokazać gdzie powinny być przecinki, a gdzie pauzy.

Co zyskałeś pracując z Jerzym Skolimowskim?

Umiejętność wytrzymywania niskich temperatur. (śmiech) Cały ten film [Essential Killing] był robiony w plenerze, w górach, przy temperaturach –10 stopni. A pamiętam noc, kiedy mróz doszedł do –26. Wtedy robiliśmy tę dużą scenę kaskaderską. Przez 14 godzin stania na mrozie człowiek może nauczyć się wielu rzeczy o sobie. (śmiech) Strasznie podobało mi się to, że reżyser nadaje ton. Zawsze. Ekipa złożona jest z różnych osobowości i film, oprócz wizji reżysera, jest też ich wypadkową. Zdarzają się kłótnie, niesnaski, bo ktoś np.: „wstał

lewą nogą”, a jednak wszystko trzeba spiąć w jedną całość. Przy całych tarciach między Skolimowskim i Gallo, Skolimowski zachowywał klasę. Potrafił wzbić się ponad różne zachcianki Gallo. On był twórcą tego filmu, nie dawał się sprowokować i zawsze potrafił wyjść z twarzą z różnych sytuacji. A na planie było ciężko. Powiedziałeś kiedyś, że reżyser na planie jest jak Fidel Castro.

Czasami tak. Ale też nie do końca. Sposobów reżyserii jest tyle, ilu jest reżyserów. To kwestia umiejętności docierania do ludzi. Nie oceniam, czy ktoś rzuca popielniczką w swojego aktora, czy go grzecznie prosi. Jeżeli jedno i drugie odnosi skutek, a później obaj potrafią siąść po zakończonej pracy i sobie pogratulować, to bardzo dobrze. Nie jestem za tym, żeby być panem i władcą na planie. Jest to przecież praca zespołowa. Musisz reagować empatycznie na wszystko, co dzieje się dookoła, bo to jest twoja ekipa i musisz mieć do tych ludzi szacunek. Wiem, że można zwariować na chwilę... bo można, można nawet wyjść z siebie! Możesz mieć moment zawahania, zwątpienia, wściekłości na wszystko dookoła, jest to jednak twoje „dziecko”, które rodzi się na twoich oczach i ty odbierasz ten poród. Reżyser jest jak ojciec, musi nad wszystkim czuwać. Ludzie potrzebują lidera.

Na tym polega praca reżysera, żeby podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność. A jak pracowało się z Vincentem Gallo?

To była trudna miłość. Musieliśmy się pokochać. Byłem asystentem Skolimowskiego, więc do moich obowiązków należał też bezpośredni kontakt z aktorami. Często byłem jedynym łącznikiem między ekipą i Gallo. A trudna miłość dlatego, że byłem jego „psem


NASZE GWIAZDY wartownikiem” – mówiłem kiedy ma pojawiać się na planie i z niego schodzić, kiedy powinien przestać marudzić. Czasami nie do końca chciał się podporządkować. Koniec końców, nie wiem, czy się polubiliśmy. Musieliśmy ze sobą pracować i zaakceptować się nawzajem. Zdarzały się kłótnie, ale właściwie o to, żeby ustanowić pewną hierarchię na planie. Tak naprawdę, to chyba dobrze nam się pracowało. Miałeś szansę poznać go prywatnie?

To człowiek, który jest Vincentem Gallo – nikt go dobrze nie poznał. Chowa się za „zasłoną dymną”. Potrafi być jednocześnie uroczy i zepsuty, być odpowiedzialnym mężczyzną, a w innym momencie rozkapryszonym dzieckiem. Wydaje mi się, że jest bardzo wykreowany. I jest aktorem, który do Tarantino powiedział: „You fucking asshole”. Sam Skolimowski o tym opowiadał.

Fajne rzeczy powstają bardzo często w wyniku tarć osobowości. Nie jest tak, że masz aktora, który u ciebie gra i wyłącznie go kochasz. Wskazany jest pewien poziom zdroworozsądkowego obiektywizmu w stosunku do niego jako do człowieka.

Od kogo nauczyłeś się najwięcej?

Z kim chciałbyś współpracować?

Wiesz, nie chciałbym wyjść na ignoranta, ale mogę powiedzieć, że od nikogo, a zarazem od wszystkich, z którymi kiedykolwiek byłem na planie. Byłem asystentem u Skolimowskiego, u Krzystka, w Maratonie tańca Łazarkiewicz. Byłem jeszcze na kilku planach, gdzie wykonywałem różne funkcje. Od każdego z nich nauczyłem się czegoś innego. Między innymi właśnie tego, że reżyser, to nie jest człowiek, który musi krzyczeć i rządzić, bo to nie o to chodzi. Reżyser jest osobą, która musi ułatwiać pracę innym. Trzeba mieć świadomość, że tak naprawdę, gdyby nie było reżysera, to summa summarum ten film mógłby powstać. Chociaż, w ten sposób, powstałby raczej jakiś potworek. Reżyser jest człowiekiem decyzyjnym, który ma jakiś pomysł na wszystko. Musi oszczędnie wykorzystywać te swoje 3 % udziału i wcale nie musi być nieprzyjemnym człowiekiem. Oczywiście, jest to także pewna metoda, bo bycie reżyserem, wymaga trochę umiejętności manipulowania ludźmi: czasami jesteś fajny, miły, ale wiesz, że nie zawsze ktoś tego na planie potrzebuje. Np.: Gallo, który grał więźnia, właśnie tak chciał być traktowany, sam w pracy też nie starał się być miły.

Z reżyserów chciałbym pracować z samym sobą, z aktorów nie wiem, każdy aktor jest inny. Dopasowujesz rolę do aktora albo aktora do roli. Oczywiście chciałbym pracować z Jackiem Nicolsonem.

To wszystko dynamizuje.

Genialne w tym zawodzie jest to, że pracuje się z ludźmi. A że tkanka emocjonalna jest bardzo czuła, to prowadzi często gęsto do różnych konfliktów – ale to dobrze, bo bazuje się na pewnej prawdzie. Jeżeli mój aktor ma problemy z tuszą, a ja potrzebuję w danej scenie, żeby tą tuszą zagrał, albo ją zaakcentował, to nie będę mu mówić, że tak nie jest, bo będziemy się nawzajem okłamywać. Muszę mu powiedzieć: słuchaj stary, jesteś otyły, więc fajnie by było, żebyś to ograł, podkreślił, nie graj tutaj motylka.

Jakie kino lubisz?

Ciche, spokojne i takie, gdzie ludzie nie jedzą popcornu. (uśmiech) Masz swojego guru?

Gdzie chciałbyś tworzyć? Marzysz o zagranicy, czy myślisz o tym, żeby zostać w Polsce?

Filmy robi się wszędzie dokładnie tak samo. Właściwszym pytaniem jest: jak chciałbym pracować. Najlepiej jest pracować ze scenariuszem, który ma jakąś ideę, która jest też twoją ideą, i kiedy masz możliwość pracy nad tym bez borykania się z różnymi przeciwnościami. I tutaj zaczyna się właśnie to „jak”. Np.: kiedy mamy świadomość, że nie zrobimy czegoś dobrego w jakimś ograniczonym, danym czasie, a moglibyśmy to zrobić, gdybyśmy dostali go trochę więcej, to człowieka krew zalewa i odechciewa mu się! Nie miałbyś kompleksów, gdybyś został w kraju? Ludzie stąd zawsze prą na Zachód.

Ale, co z tego, że prą? Z tego parcia, to tak naprawdę: ilu jest reżyserów, którzy zaistnieli za granicą? Dobry film można stworzyć nawet w języku, którym słabo się posługujesz. No, może nie do końca – warstwa językowa jest strasznie ważna, bo przenosi emocje. Ale można np.: zrobić niemy film, prawda? Kino jest czymś niesamowitym, nie musisz umieć czytać ani pisać, zasadniczo możesz nie wiedzieć prawie nic o świecie, a wchodzisz do kina, patrzysz na coś i się wzruszasz. Nie musisz wyjeżdżać na Zachód, możesz zostać w Polsce i starać się zrobić to tutaj. Mnie jest tu dobrze.

Z reżyserów

chciałbym pracować z samym sobą.

Oczywiście, jest kilku reżyserów, których kocham. Uwielbiam filmy braci Darrden, lubię takie czyste realistyczne kino. Bardzo lubię absolutyczne filmy Haneke’go, braci Coen, to są reżyserzy, do których mogę wracać raz za razem.

wowmagazine.pl

53


NASZE GWIAZDY Socjolog, z którym ostatnio rozmawiałam, zauważył, że na Zachodzie zapanowała stagnacja, natomiast Wschód rozwija się dalej. Artyści z Zachodu obserwują nas z zainteresowaniem.

Patrząc np.: na nowoczesne kino tureckie, rumuńskie, faktycznie mam wrażenie, że powstają historie, które bardzo mocno opowiadają o nich. W Polsce nie powstaje zbyt dużo filmów o nas, o tobie, o mnie. Oprócz produkcji komercyjnych, nastawionych na sukces kasowy, nie ma takiego filmu, o którym możemy powiedzieć, że jest jak Kanał Wajdy filmem pokoleniowym. Nie ma filmu o 30-latkach, którzy mają swoiste problemy w Polsce. Jest młode pokolenie reżyserów, którzy wchodzą w kompletnie nową rzeczywistość światopoglądową, bo mir komuny już nas nie dotyczy. Jesteśmy wolni, to po pierwsze, a po drugie: finansowanie projektów filmowych jest kompletnie inne. Debiutować jest w miarę łatwo, pytanie tylko: o czym zrobić ten film? Nawet nie chodzi o to, żeby kręcić obrazy dotyczące bieżących, aktualnych problemów, tylko twórczo analizować rzeczywistość.

Tak, ale spójrz, że w Polsce nie ma czegoś takiego, jak kino gatunkowe. Oprócz gatunków: komedia romantyczna, komedia i kilku filmów historycznych, które trzeba nakręcić, bo nikt inny za nas tego nie zrobi, mamy same dramaty psychologiczne. Nie ma, na przykład, czegoś takiego, jak kryminał. Nie ma też zwykłych filmów, obyczajowych. Próbujesz wpisywać się w gatunki, które tu funkcjonują? Czy chciałbyś robić coś nowego?

Wiesz, żeby w Polsce były jakieś gatunki filmowe, to tak, to może bym się pod czymś podpisał. Wydaje mi się, i teraz znowu powiem generalizując, że nowe pokolenie młodych reżyserów chyba nie boi się już tak eksperymentować. Bać się mogą jedynie producenci, oczywiście dlatego, że wykładają na te pomysły pieniądze. Współczesne pokolenie reżyserów wie, że może zrobić film finansując go z różnych źródeł, nie tylko z pieniędzy państwowych. Czy ja robię coś nowego? W sensie rewolucji? Nie wydaje mi się. Na razie nie wprowadzam do kinematografii jakiegoś nowego języka.

Ty wybierasz swoje tematy, czy one wybierają Ciebie?

Wszystko zależy od tego, w jakim stanie psychofizycznym jesteś aktualnie, i co akurat wydarza się w twoim życiu. Gdy robiłem film Czwarty człowiek, tak naprawdę, to już w momencie, gdy siedzieliśmy z Filipem Cicheckim, moim operatorem, nad kartką papieru, wiedzieliśmy dokładnie kogo chcieliśmy znaleźć. Zanim wyjechaliśmy na dokumentację, wiedzieliśmy, że szukamy kogoś, kto uciekł od cywilizacji, kto jest sam. Człowieka, który nie wie za bardzo, co pisze „Wyborcza”, co jest na pasku TVN-u, on po prostu sobie żyje, robi swoje i tylko tyle go interesuje. Odpowiedniego faceta znaleźliśmy w Bieszczadach, wypalał tam węgiel. Wiedzieliśmy, że coś ukrywa, i długo czekaliśmy, kiedy odda nam ten kawałek siebie, kiedy nam zaufa. Kiedy nastąpił moment przełomowy?

To był kompletny przypadek, i nasze szczęście, bo dzięki temu film powstał. I to jest strasznie fajna historia. Podczas kręcenia filmu, ten facet zaczął pracować z czarnoskórym chłopakiem. Stwierdziliśmy, że to może być film o tym, że w Polsce nie lubimy czarnoskórych, o rasizmie. Ale okazało się, że wręcz przeciwnie – wszyscy naszego czarnoskórego Gustawa kochają. Po dwóch tygodniach zdjęć pojechaliśmy na montaż. Montowaliśmy to przez trzy miesiące i kompletnie nie mieliśmy filmu. Wróciliśmy więc do tego faceta, Gustaw już wtedy nie pracował. Wiedziałem, że Zbyszek – nasz bohater, ma jakąś tajemnicę, tylko nie chce jej nam wyjawić. Pewnego dnia, w pijackim bełkocie przyznał, że 12 lat wcześniej była u niego dziewczyna z kamerą. Nakręciła jakiś materiał. Mieliśmy punkt zaczepienia! Tylko jak znaleźć film, którego tytułu nie znamy, nie wiemy kiedy był zrobiony, kim była autorka i dlaczego powstał? Dosyć szybko doszliśmy jednak do konstatacji, że to musiał być inny student szkoły filmowej. A że wtedy była jedna szkoła filmowa (w Katowicach też była, ale niewiele się tam wtedy robiło filmów), to pojechaliśmy do Łodzi. Pamiętam moment, kiedy weszliśmy do archiwum łódzkiej filmówki: stanęliśmy jak takie dwa małe Kazie kręcące pejsa starające się jakoś wyjaśnić, że chcemy znaleźć konkretny materiał. Pani zapytała nas o czym jest ten film, my na to, że o wypalaczu węgla

owe N pokolenie młodych

reżyserów nie boi się eksperymentować.

54

wowmagazine.pl

z Bieszczad, na co ona się uśmiechnęła, poszła na zaplecze i za 2 minuty przyniosła puszkę filmu. Operator zapuścił go nam w kinie szkolnym i okazało się, że tam był nasz Zbyszek. Zawieźliśmy film do naszego bohatera i powiedzieliśmy: słuchaj, wiemy, jaka jest prawda, przestań ściemniać. Powiedz, co się stało? On siadł, zaczął mówić i tak zrobiliśmy film. Właściwie, w przeciągu godziny. Dla mnie, to była historia o samotności, strachu, mroku w człowieku, ale i o potrzebie bliskości. A na osobnej płaszczyźnie o wierze w fatum, potępienie.

Ja nie wierzę w coś takiego, jak fatum. To było interesujące od strony psychologicznej – Zbyszek, nie mogąc zrozumieć rzeczywistości dookoła siebie, wymyślił sobie taką historię, żeby mógł usprawiedliwić się sam przed sobą. O tym warto było zrobić film. Oczywiście historia prezentuje pewne stanowisko. Ale Ty nie musisz się z nim zgadzać.

Tak. W robieniu dokumentu najfajniejsze jest to, że nie wiesz, co wydarzy się za chwilę. Jest kierunek filmów dokumentalnych, które robione są pod tezę. Michael Moore takie robi. To bardzo fajne filmy, które się dobrze ogląda, ale pod koniec zadajesz sobie pytanie: czy przypadkiem nie zostałaś zmanipulowana? Pozbierane do kupy argumenty w jego filmach robią wrażenie, ale to jest jego wypowiedź. Ja starałem się zrobić Czwartego człowieka w miarę obiektywnie, tak jak zrozumiałem go ja. Lubisz pracować bardziej przy dokumentach czy przy fabułach?

Lubię i to, i to. Różny jest sposób pracy. Przy dokumencie bardzo długo robisz dokumentację. Zanim zaczniesz robić film, starasz się dowiedzieć czegoś o swoim bohaterze, o jego sytuacji. Starasz się poznać jego emocje, oczywiście na ile masz możliwość. Przy filmie fabularnym praca jest bardziej indywidualna, wszystko wymyślasz, na planie odrabiasz tylko zadanie domowe. Najfajniejszą częścią pracy przy fabule jest moment, kiedy zostajesz już sam na sam z materiałem. Zaczynasz go sobie montować i okazuje się, że daną scenę możesz przemontować na trzy różne sposoby. To jest żywa tkanka. Jedna scena pasuje do drugiej, mimo, że wcześniej się tego nie spodziewałaś. To jak żonglowanie całym materiałem. Sądzisz, że można używać filmu, jako manifestu?


NASZE GWIAZDY Można. Myślę, że film może być doskonałym manifestem! Dlatego, np.: podobają mi się filmy Briana de Palmy. Przekazuje nimi własną wizję świata, który nas otacza. Nie wnikam w to, czy on jest prawicowy czy lewicowy. Wydaje mi się, że jeżeli nie piszę książek, lub w tym momencie mojego życia nie działam społecznie w imię jakichś racji, to film jest dla mnie jedyną możliwością, by wypowiedzieć się na jakiś temat. I dlatego chciałem zrobić Idziemy na wojnę. Nie podoba mi się to, że polski rząd nas oszukuje – jedziemy „wyzwalać” ludzi na Bliskim Wschodzie i udajemy, że wprowadzamy stabilizację, a wygląda to bardziej jak okupacja. Nie podoba mi się to, co dzieje się z facetami, którzy jadą na tę wojnę. Są mamieni ideą walki z czymś, a tak naprawdę nieświadomie wplątywani w zakulisowe gierki. Jadą tam trochę zarobić, ale również dla przygody, bo spoty zachęcające żołnierzy do zaciągnięcia się wyglądają troszeczkę jak gra komputerowa, w której chłopcy mogą zabawić się w wojnę. Okazuje się jednak, że tam się faktycznie strzela, a „oni” strzelają do nas. I po

pierwszym życiu nie masz drugiego, trzeciego życia, nigdy nie ma napisu game over, tylko tracą nogi, ręce, życie. A potem, kiedy wracają, porzucani są na pastwę losu. Wydaje mi się, że dzięki temu filmowi mogę zająć pewne stanowisko. I to jest mój manifest – mnie się to nie podoba! Bohaterowie mojego filmu są świadomi, że jadą w miejsce konfliktu, ale mają też przeświadczenie, że nic im się nie stanie. Oni chcą jechać na wojenkę, chcą się zabawić, trochę sobie postrzelać. No i siedzą chłopcy, piją wódkę, zakładają się, po czym jadą tam i okazuje się, że rzeczywistość jest dosyć twarda, ktoś ginie, nagle dzieje się dramat. Kino jest genialnym manifestem! – na pewno dociera szybciej niż książka, niż cokolwiek innego. Jednym filmem można zmienić o wiele więcej niż jednym wierszem.

estem J po prostu

dorosłym, świadomym siebie człowiekiem.

Foto: Paweł Kozioł

Myślisz, że filmy mogą zmieniać rzeczywistość?

Ja w to wierzę. Był taki film dokumentalny o delfinach w Zatoce Japońskiej, który dostał Oskara. Ten film zmienia świadomość ludzi

tak, że np.: moi znajomi rozmawiając przy piwie w Polsce, mówią o tym, że delfiny giną, albo że populacja tuńczyków wymiera. Masz niebanalny talent do portretowania ludzi i magii w ich życiu. Gdybyś miał sportretować siebie, to jak byś to zrobił?

Ja, siebie? – jako wstrętnego lenia, bo dużo rzeczy powinienem robić, a ich nie robię. Nie wiem dlaczego. (uśmiech) To bardzo krytyczne spojrzenie na siebie.

Jestem po prostu dorosłym, świadomym siebie człowiekiem. W pewnym momencie swojego życia, o pewnych rzeczach trzeba sobie powiedzieć dosyć jasno: czasami jestem pracowity, a czasami jestem leniem. Podoba mi się, że co roku widzę film Allena na ekranie – to jest genialne – chciałbym być taki systematyczny, taki płodny, twórczy jak on. Albo taki Murakami. To jest facet, który wstaje o szóstej rano, biegnie swoje x kilometrów, po czym siada do maszyny czy do komputera, pisze, je obiad, kończy swoją pracę, idzie z żoną na spacer, robi jakieś inne rzeczy, a kolejnego dnia robi dokładnie to samo. Jest konsekwentny. Ale nie każdy z nas tak ma, ja bym strasznie chciał.

wowmagazine.pl

55


Świąteczna SONDA

Prof. Jan Miodek

Tekst: Ewa Gil-Kołakowska foto: Paweł Kozioł

– językoznawca, dyr. Instytutu Filologii Polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim Najpiękniejsze Wigilie dla mnie to wszystkie te, kiedy urodził się nasz syn Marcin, a potem, gdy pojawił się w naszej rodzinie jego syn, nasz ukochany wnuczek Wiktorek. Nigdy nie chciałem i nie chciałbym spędzić Wigilii poza domem czy w ogóle poza Polską. Mój największy życiowy sukces to rodzina, ta z Tarnowskich Gór nieżyjąca już i ta obecna wrocławska. Mam to szczęście, że od sześćdziesięciu czterech lat wszystkie Boże Narodzenia mogłem spędzić z nimi. Myślę, że już tak pozostanie do końca życia. Zarówno moja żona, jak wcześniej również moi rodzice nie wyobrażali sobie, że może być inaczej. Bardzo lubię ten świąteczny czas. W minorowy nastrój wpędza mnie tylko wspomnienie pewnej Wigilii z dzieciństwa, gdy jako czterolatek zachorowałem na dyfteryt i w drugi dzień świąt trafiłem do szpitala, gdzie przez dziesięć dni aplikowano mi codziennie zastrzyki z surowicy. Do dziś pozostało we mnie to traumatyczne wspomnienie i niechęć do kolędy „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. Bez przerwy śpiewały ją dzieci przebywające wtedy w szpitalu. Ponieważ moi bliscy dobrze znają tę historię, u nas w domu, unikamy śpiewania tej przepięknej skądinąd kolędy. Cała rodzina Miodków jest bardzo muzykalna. Mój tata miał solidne wykształcenie muzyczne, miał też wspaniały głos, śpiewał w profesjonalnych chórach, a także nimi dyrygował. Jego kuzyn Tadeusz Żmudziński był znanym pianistą. Odkąd pamiętam – ja też zawsze śpiewałem – w kościele, w szkole, w domu. Muzyka to moje nie do końca spełnione marzenie. W naszym domu często przy różnych okazjach śpiewaliśmy i nadal tak jest. Moja rodzina jest bardzo przywiązana do tradycji wigilijnych. Jest więc biały obrus na stole, pod obrusem sianko, jest opłatek i dwanaście wigilijnych dań, a po wieczerzy wspólne kolędowanie. I choć od czterdziestu dwóch lat przekonuję żonę, że wystarczyłby tylko karp smażony, którego od dzieciństwa wprost uwielbiam i pajda suchego chleba do niego, to na stole co roku pojawia się obowiązkowo cały zestaw potraw: zupa grzybowa z kluseczkami, czerwony barszcz, groch z kapustą, przepyszne placuszki grzybowe, kompot z suszu, kutia i oczywiście wspomniany karp. O świąteczny wystrój mieszkania również dba żona i to właśnie ona zajmuje się ubieraniem choinki, a trwa to, bagatela, niekiedy aż dwanaście godzin, w ciągu których powstaje prawdziwe misterne dzieło sztuki. Ja choinki prawie nie dotykam, odpowiadam jedynie za transport bombek i światełek. Do mnie należy przede wszystkim pamiętanie o świątecznych życzeniach. Każdego roku, od lat wysyłam do przyjaciół prawie sto kartek i tyleż samo maili. Skłamałbym, gdybym powiedział, że potrafię pisać piękne życzenia czy dedykacje. Gdy jednak przy okazji świąt wpada mi na myśl jakaś całkiem niebrzydka, zgrabna świąteczna formuła, to powielam ją od razu na wszystkich stu kartkach. Nie lubię życzeń, w których zaczyna się wyszczególnianie, że mi ktoś życzy: „zdrowia, szczęścia, radości, pieniędzy, pociechy z żony, syna, wnuczka…” , takie detale są miłe, jednak „językowo” nie jestem nimi zachwycony. Nie przepadam też za „gotowymi” formułkami, żartobliwymi i dowcipnymi, typu: „Procentów bez liku i choinki do sufitu, czyli świąt na 102 życzę – ja”. Takie częstochowskie rymy są po prostu banalne, przypominają wpisy do pamiętników. Nie, zdecydowanie nie lubię takich życzeń, jak i też wszelakiego rodzaju nowoczesnych rymowanek: „Świątecznego nastroju, miłosnego podboju, seksu w łóżeczku, pieniędzy w woreczku, Finlandii na stole i porsche w stodole”. Owszem, dowcipne to i wcale nie gorszę się tym „seksem”, jestem bardzo liberalny, ale to znów jest powrót do Częstochowy. Zdecydowanie bardziej podoba mi się znacznie prostsze życzenie i dlatego życzę wszystkim: „Zdrowych, radosnych świąt Bożego Narodzenia”.

56

wowmagazine.pl


Świąteczna SONDA

Anna Dutkiewicz

Tekst: Ewa Gil-Kołakowska foto: Paweł Kozioł

– architekt, organizator dorocznego balu dobroczynnego we Wrocławiu Lubię, gdy Wigilia i święta Bożego Narodzenia są białe, gdy pada i skrzypi pod nogami śnieg. Przypominają mi się wtedy czasy, gdy byłam dzieckiem, i czuję się jak w bajce Andersena. Zawsze byłam typem marzycielki. Dzisiaj, po latach, wspominając pewne zdarzenia z dzieciństwa, nie do końca mam pewność, czy faktycznie miały one miejsce… a przecież wszystko wtedy miało swoje miejsce i czas. Był śnieg i mróz, sanki i pachnąca choinka, kwiaty rysowane szronem na szybach. Była też wiara w Mikołaja i pierwszą gwiazdkę, w zbłąkanego wędrowca i mówiące o północy ludzkim głosem zwierzęta... Jedną z piękniejszych Wigilii, którą zapamiętałam, była ta spędzona u dziadków na wsi. Rzadka chwila, kiedy przy wigilijnym stole zasiadła nas większa gromadka. Większość świąt spędzaliśmy we Wrocławiu zazwyczaj tylko w czwórkę – rodzice, ja i moja starsza o rok siostra. Cała rodzina ze strony taty pochodziła z Kresów i rozproszona była po Polsce. Trudno było spotkać się wspólnie nawet ten jeden jedyny raz w roku – w Wigilię. Te święta spędzane kiedyś na wsi, to był absolutnie magiczny czas, który zaczynał się na długo przed Wigilią i trwał aż do Nowego Roku. Dla mnie najwspanialszym wtedy przeżyciem był kulig. Wciąż słyszę dźwięki dzwoneczków u sań, czuję szczypiący policzki mróz i zapach skórzanej derki, którą przykryte były konie, a do tego sceneria jak z bajki o Królowej Śniegu. Kojarzę nie tylko obraz, ale i tamten zapach. Zapach jest w stanie przywołać wszystkie wspomnienia, nawet te, które miały miejsce tylko w naszej wyobraźni. Zawsze lubiłam przedświąteczną i świąteczną atmosferę. Całe mieszkanie przepełniały intensywne aromaty z kuchni, które mieszały się z zapachem lasu i sosnowych szyszek, czyli zapachem naszej choinki. Bardzo rwałyśmy się z siostrą do jej ubierania i co roku własnoręcznie wykonywałyśmy nowe ozdoby: papierowe łańcuchy, gwiazdki, aniołki i koszyczki. W naszym obecnym domu mamy teraz tylko małe symboliczne drzewko ustawione na wysokim stołku – pod nim mieści się wiele prezentów. Dzieci ubierają je według własnego gustu. Choinki, które są na zewnątrz, przyozdabiamy zielonymi lampkami, brakuje mi zimą tej zieleni. Ponieważ nasz dom pełen jest pamiątek z różnych podróży, nie ma już wolnego miejsca na jakieś dodatkowe wymyślne dekoracje. Dla mnie w wigilijny wieczór najważniejszy jest śnieżnobiały obrus na stole, pod nim sianko, a na nim opłatek i choćby tylko małe, ale prawdziwe świerkowe gałązki… i już jest pięknie, uroczyście i pachnąco. Nasze menu jest bardzo tradycyjne, takie jak to zapamiętane z rodzinnych domów. Jest więc bardzo pikantny czerwony barszcz z dodatkiem suszonych grzybów, zupa grzybowa z kluseczkami, dzwonki smażonego karpia i karp w szarym sosie – według przepisu mamy mojego męża. U mnie jadało się wspaniałe pierogi z cieniutkiego ciasta – z kapustą, i ruskie, autorstwa mojego taty, u Rafała natomiast łazanki. Robię więc teraz i pierogi i łazanki. Są też śledzie z jabłkiem w śmietanie, śledzie w oleju z cebulką i rodzynkami, karp w galarecie i uszka do barszczu z suszonych grzybów. Bezwzględnie jest kompot z suszu, który fantastycznie pomaga na przejedzenie. Ponieważ nie przyjęła się u nas ani kutia ani kluski z makiem, ze słodkości są tylko ciasta. Kiedy zapewniam domowników i gości, że sama je piekłam, wszyscy się śmieją – wiedzą, że talentu do wypieków nie mam. Gotować natomiast umiem i lubię. Wigilijne potrawy zawsze przygotowuję bez pośpiechu, bardzo powoli, smakują wtedy naprawdę wyjątkowo, a cały dom przenika ich zapachami. Nie potrafię jednak podać żadnego konkretnego przepisu, bo za każdym razem improwizuję. Mogę za to zdradzić przepis na udane święta: najważniejszy jest stan ducha, pełne miłości rodzinne spotkanie i chwila na rozmowę z samym sobą. Wiem, że święta mogłabym spędzić wszędzie, nawet pod palmami, pod warunkiem, że byliby ze mną moi bliscy. Wszystkim, również sobie – nie tylko świątecznie – życzę miłości, zdrowia i spełnienia marzeń! Gdy będziemy zdrowi i będziemy pozytywnie myśleć, to uda się nam zrealizować nawet te, wydawać by się mogło, najbardziej nierealne pragnienia.

wowmagazine.pl

57


Świąteczna SONDA

Konrad Imiela

Tekst: Ewa Gil-Kołakowska foto: Paweł Kozioł

– aktor, dyr. Teatru Capitol we Wrocławiu, dyr. PPA Każde święta to dla mnie szansa, żeby choć na chwilę oderwać się od codziennych zawodowych obowiązków. To tradycyjnie czas zarezerwowany dla rodziny. Wyhamowanie. Przerwa. Obecnie klimat płata różne figle, ale zdarzają się jeszcze mroźne święta pełne śniegu. Wraz z moją rodziną najbardziej lubimy je wtedy spędzać na wsi, pod lasem, w domu moich teściów. Tam zdarza się organizowanie kuligów w saniach ciągniętych przez konie. Moje córki później długo wspominają absolutnie bajkowy klimat tych leśnych eskapad. Wszystkie Wigilie i święta Bożego Narodzenia spędzam niezmiennie z moją rodziną i nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Wychowałem się w wielopokoleniowym, wielkim, modrzewiowym domu w Starachowicach, gdzie do wigilijnego stołu zasiadało nas kilkanaście osób. Za czasów mojego dzieciństwa w tym domu mieszkał też mój stryjek i trzy z pięciu ciotek mojego ojca. Ciotki całe życie mieszkały tam razem, żadna nie wyszła za mąż, ciekawa rodzinna historia… Pamiętam święta przygotowywane przez nie: ciocia Stasia paliła w piecach i razem z ciotką Wandą krzątały się po kuchni, niewidoma ciocia Janka słuchała radia i opowiadała mi bajki wycinając z papieru ich bohaterów. Zawsze wprawiało mnie w osłupienie, w jaki sposób niewidoma osoba potrafi robić tak precyzyjne wycinanki… Miałem szczęście wychować się w świecie, gdzie rytm codziennych zdarzeń wyznaczało bicie olbrzymiego zegara, słychać było wiedeński fortepian, na którym grywał stryjek, za oknem rosły stare, olbrzymie klony, a wieczorami wspominano rodzinne historie .Wigilie, które zapamiętałem z dzieciństwa, to Wigilie z dość ubogich lat osiemdziesiątych – liczenie dwunastu potraw było wtedy mocno naciągane. Ale zawsze były: czerwony barszcz z uszkami, karp smażony i karp w galarecie, sałatka jarzynowa i śledzie przyrządzane na różne sposoby. Był też kompot z suszu, a ze słodkości: strucla z makiem i sernik, robiony przez tatę. Niekiedy pieczono również knysze – drożdżowe bułeczki nadziewane duszoną cebulą. Charakterystycznym smakiem moich rodzinnych świąt jest sos chrzanowy robiony według starego rodzinnego przepisu. Nigdzie poza domem nie spotkałem się z sosem chrzanowym o takim smaku. Choinka w tamtych latach była zwykle sztuczna. Panowało przekonanie, że to ekologiczne. Dopiero niedawno okazało się, że wyprodukowanie sztucznej choinki przynosi więcej szkody niż pożytku… Pod choinką znajdowałem prezenty, ale pamiętam, że nie było do końca jasne kto je przynosi. Mikołaj? Drugi raz? Przecież prezent od niego dostawałem 6 grudnia. Gwiazdka? Aniołek? Nie pamiętam przekonywującej, oficjalnej wersji. Szczególnie mocno wspominam świąteczne paczki, które w stanie wojennym dostawaliśmy z kościoła. Przysługiwał nam ten przywilej jako rodzinie internowanego opozycjonisty, czyli mojego ojca. Pamiętam otwieranie tych paczek i zapach każdego opakowania. To był zapach Zachodu. Paczki zawierały mnóstwo smakołyków, o których wtedy w Polsce nie mieliśmy pojęcia: syrop klonowy, masło orzechowe. Odkąd mam własną rodzinę, układamy z żoną grafik kolejnych świąt: jednego roku jedziemy do Starachowic, a kolejnego spędzamy święta na wsi, u rodziców żony. Przygotowuję wtedy mój ulubiony sos chrzanowy oraz śledzie z pomidorami i grzybami. Nową rodzinną tradycją jest robienie przeze mnie karmelków dla naszych córek. Jest to długie, medytacyjne wręcz, mieszanie smażonego na patelni karmelu. Moja żona Aga, specjalnie dla mnie, robi karpia w galarecie. Ulubione wigilijne dania podawane u moich teściów to smażone pierogi z kapustą i grzybami, a najbardziej oryginalne – śliżyki, czyli drobne, twarde ciasteczka, które macza się w słodkiej makowej wodzie. Święta Bożego Narodzenia to jednak przede wszystkim przeżycie duchowe. Kontemplacja faktu Nowego Życia i wszystkiego co z tym związane. Siedząc przy wigilijnym stole, patrząc w oczy najbliższym, warto też zweryfikować nasze codzienne priorytety. Życzę więc wszystkim, żeby dzięki magii świąt docenili wartość rodziny na co dzień. Żeby znaleźli właściwą odpowiedź na proste pytanie: co jest dla nich w życiu najważniejsze?

58

wowmagazine.pl


Świąteczna SONDA

Halina Rasiakówna

Tekst: Ewa Gil-Kołakowska foto: Paweł Kozioł

– aktorka Teatru Polskiego we Wrocławiu Wigilia i święta Bożego Narodzenia mają dla mnie znaczenie szczególne. To coś więcej niż tylko piękna tradycja. Te dni są dla mnie czasem wartościowania spraw ważnych i mniej ważnych, czasem wewnętrznych porządków i istotnych postanowień, czasem miłości i obdarowywania, wybaczania… także sobie. Jestem bardzo przywiązana do tradycji . Nie wyobrażam sobie świąt bez najbliższych, bez świątecznych porządków, dekorowania domu, zapachu pieczonego ciasta, bez żywej, kolorowej choinki sięgającej sufitu, bez wspólnej wigilijnej wieczerzy i łamania się opłatkiem. Kiedy wspominam moje Wigilie gdy byłam dzieckiem, to pojawia się całe bogactwo zapachów i smaków. Pamiętam, że przygotowania do świąt rozpoczynały się już na kilka tygodni przed Wigilią. Całe mieszkanie przepełniał zapach pasty do podłogi, świeżo wykrochmalonej pościeli, zapach suszonych grzybów, gotowanej kapusty, suszu na kompot i pieczonego ciasta. Najbardziej oczekiwaną przeze mnie chwilą było ubieranie choinki, pod nią przecież miały pojawić się prezenty. Aniołek nie był bogaty, ale wszystko co przyniósł sprawiało ogromną radość. Dzisiaj nasz Aniołek również nie szaleje z prezentami, ważna jest życzliwa pamięć, gest. Pochodzę z miasteczka, na którego obrzeżach ludzie mieli małe gospodarstwa, dzięki temu w drugi dzień świąt doświadczaliśmy niesamowitych wrażeń związanych z kuligiem. Pamiętam też, jak omotana w białą firankę, z papierową kosą w ręce, chodziłam z grupą przebierańców po kolędzie. Za te nasze wokalne i taneczne popisy dostawaliśmy nie tylko brawa, ale też cukierki, pieniądze, a nawet… kiełbasę! Od wielu już lat, święta spędzam zawsze z mężem i synami w naszym domu we Wrocławiu. Wszystkie potrawy na wigilijny stół przygotowuję własnoręcznie. Tylko zakupem i smażeniem karpia zajmuje się mój mąż. Oprócz karpia są śledzie w oleju, kapusta z grzybami, czerwony barszcz z uszkami, są pierogi z kapustą i grzybami, zupa grzybowa z kluseczkami i kutia z ogromną ilością bakalii. I obowiązkowo kompot z suszu. Z ciast zawsze jest sernik i makowiec. I co roku – świąteczny tort. Lubię, gdy wigilijny stół wygląda prawdziwie odświętnie, gdy jest jasny, błyszczący, przykryty białym obrusem. Oczywiście musi być sianko i opłatek … i jeden dodatkowy pusty talerz . W tym roku będzie to wyjątkowo bolesny symbol czyjejś nieobecności… Myśl o świętach wywołuje we mnie skojarzenie ze stanem wyciszenia, wzajemnego wybaczania i pojednania, z życzliwością i wiarą, że wspólnie możemy zmienić ten świat. To kim jesteśmy zależy od nas samych. Wszystkim, nie tylko świątecznie, życzę dużo optymizmu, wiary w przyszłość, pozytywnej energii i mocy twórczej na każdy kolejny dzień!

wowmagazine.pl

59


ART debiuty

Pochodząca z Wrocławia Marta Klimaszewska od 15 lat mieszka i projektuje w Paryżu. Pierwszy kontakt z modą zawdzięcza swojej babci Teresie, która była wybitną krawcową, szyjącą i projektującą piękne stroje dla wrocławskich elit. W pracowni babci Marta zakochała się w modzie – podsuwając narysowane przez siebie modele, które z dumą szyła babcia, zainicjowały jej pierwsze kroki na własnej drodze projektowania mody dla kobiet. Rozwijając swój talent, Marta postanowiła kontynuować naukę we Francji – w domu „haute couture” – prestiżowej Ecolee Arts Applique Duppere w Paryżu, którą ukończyła z dyplomem projektanta mody. Od samego początku bytności w Paryżu pracowała u Wielkich. Została przedstawiona słynnej projektantce mody Stelli Cadente, dla której zaczęła pracować jako projektant. Tam rozwinęła swój styl ostrego krawiectwa. Później, jako freelancerka, współpracowała z atelier obsługującym ekskluzywne zlecenia dla domów mody m.in.: Thierry’ego Muglera, Givenchy, JPG. Dzięki tej współpracy poznała arkana nie tylko sztuki projektowania, ale samej realizacji modeli. W 2010 roku Marta przygotowała pokaz swojej pierwszej, autorskiej kolekcji, która zachwyciła Francuzów. Moda tworzona przez Martę charakteryzuje się elegancją, luksusem i oryginalnością. Zdaniem Marty, projektant powinien dostarczyć całościową koncepcję kreacji. Dlatego też, gdy projektuje suknie, projektuje do nich również dodatki, akcesoria, biżuterię i obuwie. Wyjątkowe kreacje będące jedną całością, projektuje dla kobiet silnych, które wiedzą czego chcą od życia i nie boją się prowokować wyglądem. Wzory tworzone przez Martę pozwalają dostrzec bogaty i piękny świat klasycznej mody, w którym wyrafinowane satyny i jedwabie połączone są z wyszukanymi akcesoriami, takimi jak kryształy, pióra, hafty i perły. Inspiracją modowych kolekcji Marty są tzw. „ubrania z epoki” – piękne barokowe suknie, XIX-wieczne kreacje oraz toalety z lat 20’ ubiegłego stulecia.

Przez moje projekty, próbuję nie tylko sprawić, żeby kobieta była piękniejsza, ale także pokazać niekonwencjonalne aspekty jej osobowości


ART debiuty


Eco Trendy

i k n o l a w ę i s i s o n Teraz W tych prostych, filcowych butach pokazuje się w Europie i za oceanem coraz więcej celebrytów. Ceny super ciepłych, wykonanych z owczej wełny butów potrafią osiągać pułap kilkuset euro. Fabryka na Białorusi, produkująca rocznie 200 tysięcy par walonek, od jakiegoś czasu ma problemy z realizacją zamówień – kolejna światowa fala mody obuwniczej wymiata mińskie magazyny do końca. Tylko do Stanów Zjednoczonych trafia rocznie blisko połowa białoruskiej produkcji. Walonki na dobre zagościły również nad Wisłą, a to za sprawą warszawskiej firmy Amadeus, która podpisała z Białorusinami umowę importu walonek na wyłączność. Właściciele firmy Amadeus, Dominik Natora i Krzysztof Załęski, wpadli na pomysł sprowadzania tych nietypowych butów podczas swojej kilkumiesięcznej podróży po Azerbejdżanie. Tam po raz pierwszy zetknęli się z walonkami. Szare, niepozorne „kalosze”, w 100 procentach wykonane z preparowanej owczej wełny, zaciekawiły ich na tyle, że po powrocie do kraju postanowili kupić ten nadal żywy symbol poprzedniego ustroju. Tak narodził się pomysł na biznes – import walonek do Polski. Walonki firmy Amadeus są połączeniem tradycyjnej ręcznej produkcji z nowoczesnym designem. Amadeus korzysta nie tylko z modeli walonek proponowanych przez mińską fabrykę, ale też sam opracowuje design butów i dobiera materiały wykończeniowe, również podeszwy. Gruby filc walonek wytworzony z naturalnej owczej wełny znakomicie pochłania i odprowadza wilgoć, a sam zostaje suchy. Walonki w zimie grzeją, a latem utrzymują temperaturę stopy. Czy nieprzemakalne, oddychające i wytrzymujące czterdziestostopniowe mrozy walonki zawalczą o rynek w Polsce? Właściciele spółki nie mają wątpliwości: – „Takie buty mogą tylko odnieść sukces. Gdy sprowadziliśmy pierwsze pary do Polski, w kolejce już ustawiali się nasi znajomi. Przecież, co jakiś czas, na rynku musi pojawić się coś kontrowersyjnego, coś, co może stać się przyczynkiem do nowej mody”. Walonki Amadeusa są eksponowane w wybranych butikach i dobrych sklepach obuwniczych. Choć technologia produkcji walonek nie zmieniła się od kilkudziesięciu lat, nie jest to towar dostępny w każdym sklepie, jak ma to miejsce na Wschodzie. Ofertę dostępnych modeli walonek można przejrzeć na stronie www.a-walonki.pl

62

wowmagazine.pl


Styl Życia

Przedświąteczna gorączka – czyli jak przetrwać święta?

Nadchodzą święta, a w naszych głowach kłębią się pytania: gdzie w tym roku spędzimy święta i dlaczego nie u MOICH rodziców? Co powie teściowa? Czy choinka wygląda odpowiednio? Czy goście będą zadowoleni? Czy wystarczy nam na wszystko czasu i pieniędzy? Uporządkujmy własne myśli, wyciszmy się, a presja zniknie i poczujemy radość przeżywania świąt. Tekst: Kinga Łakomska, psycholog, coach, trener NLP www.Szkolanlpwroclaw.pl" Kto z nas nie kocha świąt? – zazwyczaj uwielbiamy ich atmosferę, zapach ciasta, choinkę i wspólne kolędowanie. Niestety, czas świąt to także okres podwyższonego poziomu stresu. Świąteczną ofensywę sklepy rozpoczynają już na drugi dzień po Wszystkich Świętych, a tak zwana przedświąteczna gorączka dopada nas na początku grudnia. Później jest już tylko coraz gorzej. Im większy mamy natłok spraw, tym większą dozę stresu sobie serwujemy. Profesorowie Tim Kasser i Kennon M.Sheldon z Knox University (Illinois) zbadali natężenie odczuć związanych ze świętami. 44 % badanych przyznało, że święta są dla nich bardzo stresujące, pomimo satysfakcji, którą w związku z nimi odczuwają. Z kolei krajowe badania TNS OBOP informują, że największą radość sprawia nam przebywanie z rodziną (47 % respondentów) i dawanie prezentów innym (38 %). Jednocześnie, aż 45 % badanych wskazało stres jako jeden z trzech najbardziej uciążliwych aspektów świąt. Na drugim miejscu uplasowały się świąteczne wydatki (40% respondentów). Okazało się też, że wyższy poziom stresu odczuwanego w okresie świątecznym zgłaszają kobiety, również to one częściej doznają negatywnych emocji. Wynik ten nie zaskakuje, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że przede wszystkim na ich głowy spada odpowiedzialność za przygotowanie świąt. Myśląc o świętach wspomnieniem sięgam do atmosfery mojego rodzinnego domu. Chyba miałam szczęście – moja ukochana babka wyznawała cudowną zasadę: „ jeżeli święta nie będą tak idealne jakbyś tego oczekiwała, to świat się nie zawali”. Praktykowała również zwyczaj, w którym domownicy włączali się, choć w najmniejszym stopniu, w świąteczne przygotowania. Uważała, że każdy powinien wziąć na siebie odpowiedzialność, żeby atmosfera była uroczysta i pełna miłości. Dewizę babci, by wziąć sprawy w swoje ręce, polecam każdemu. Żebyśmy nie zapomnieli o tym, co jest najważniejsze w tym czasie, wiedzieli kim jesteśmy dla

siebie nawzajem. Święta to czas spotkań z bliskimi. Pamiętajmy, że szczęście naszych bliskich zaczyna się od nas samych. Jeśli chcemy stworzyć szczęśliwą rodzinę, musimy wpierw zadbać o siebie. Jeżeli chcemy, aby święta były spokojne i radosne, zadbajmy o to we własnym sercu i w głowie. Wiele lat temu, dzięki mojej przyjaciółce, buddystce, poznałam niesamowity sposób rozmowy, stworzony przez Marshalla Rosenberga. Jest to porozumienie bez przemocy, NVC. Gorąco zachęcam do zapoznania się bliżej z tą tematyką. Na zorganizowanych warsztatach dowiedziałam się, jakże ubogi do tamtej pory był mój sposób wyrażania podziękowań czy miłości. Powiedzenie „kocham cię” czy „dziękuję” z użyciem metody NVC nabiera wręcz przestrzennego wyrazu. Zapraszam do przetestowania tej metody. Spróbuj wprowadzić się w stan spokoju, otwartości i miłości. Zamknij na chwilę oczy, zrób wdech, wydech. Pomyśl o czymś, co Cię wycisza. Poczuj, że masz w sobie oparcie, dotknij dłońmi brzucha i spróbuj je odnaleźć w sobie. Ono tam jest. Pomyśl o tym, że każdy człowiek to oddzielna historia: to, co mówi i w jaki sposób, świadczy o nim, nie o Tobie. Zrób kolejny wdech, wydech. Pomyśl o swoich bliskich, że pomimo trudnych chwil jesteś z nimi i ich kochasz. W myślach wypowiadaj kwestie: powiedz o faktach (bez oceniania), powiedz o uczuciach, które się pojawiają, powiedz o potrzebach, które są wtedy zaspokajane, wyraź wdzięczność lub pochwałę. Np.: „Kiedy widzę jak ubierasz choinkę i sprzątasz w swoim pokoju, to bardzo się cieszę. Jest dla mnie ważne, żebyśmy wspólnie przygotowali się do tych świąt. Dlatego bardzo chciałabym ci podziękować za to, że jesteś, i że nam pomagasz”. Chcę jeszcze dodać, że kiedy dostaję od Was maile z ważnymi dla Was pytaniami, to czuję, że jestem Wam potrzebna, a to, co robię jest ważne. Dlatego dziękuję Wam za wszystkie wiadomości i życzę wewnętrznego spokoju oraz radości z każdej chwili spędzonej wśród najbliższych. wowmagazine.pl

63


KULINARIA

Karp kontra karp Grzegorz Sobel

– o tradycjach wigilijnych w dawnym Wrocławiu Adwent już rozpoczęty! Podobnie jak dziś, także w dawnym Wrocławiu grudzień stał pod znakiem przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. W pierwszą niedzielę adwentu wywieszano wieńce w pokojach dziennych, przy których wieczorami śpiewano całymi rodzinami pieśni adwentowe. W wielu domach zagniatano w ten dzień tradycyjnie ciasto na świąteczne pierniki i miodowniki. Następnie kupowano wiele drobnostek, których nie mogło zabraknąć podczas świąt – obrusy, świece, naczynia, a nade wszystko prezenty. Szykowano też ozdoby choinkowe oraz dekoracje bożonarodzeniowe, jak szopki i figurki. Peklowano mięsa, wędzono szynki i inne wędliny. Przedświąteczna gorączka wzrastała w mieście wraz z otwarciem na rynku jarmarku bożonarodzeniowego. W budach i straganach kupcy oferowali najróżniejsze świąteczne drobnostki. Ozdoby choinkowe, wśród których największym zainteresowaniem cieszyły się zawsze czekoladowe pieski, gipsowe kotki oraz wiele różnych figurek woskowych o bożonarodzeniowej symbolice. Pierniki w niezliczonych kształtach, przy czym najpopularniejsze były serca z różnymi ozdobnymi napisami jak: „Z miłości zawsze Twój!”, czy „Wierny na całe życie!”. Zewsząd dawało się słyszeć: „Szanowna pani życzy sobie?”, „W czym mogę pomóc młody człowieku?”.

64

wowmagazine.pl

W wielu domach przygotowywano na święta czekoladowe rybki, do których foremki kupowano na jarmarku. W ofercie bud jarmarcznych nie brakowało też orzechów włoskich, maku, marcepanów, nade wszystko jabłek, które podczas świąt nabierały symbolicznego znaczenia. Czy to na wigilijnym stole, czy to wiszące na choince były symbolem życia i płodności. Orzechy owijano zaś w kolorowe papierki, czasem malowano na złoto lub srebrno i również wieszano na choinkach, których targ corocznie odbywał się na Placu Solnym. W jarmarcznych budach nie mogło też zabraknąć zabawek, wśród których dominowały lalki, kukiełki, marionetki „każdej wielkości, każdego wieku i każdego stanu; młody książę i stary Liczyrzepa, osioł z kiwającą się głową, czy rycerz w skórzanych spodniach”, czytamy w relacji prasowej z jarmarku w 1868 r. Przed samymi świętami sprzątano domostwa, zamawiano często u piekarzy wypiek szynek w cieście chlebowym, które w drugiej połowie XIX w. stały się we Wrocławiu tradycyjnym specjałem bożonarodzeniowego stołu. Wreszcie udawano się po zakup karpia, który był głównym punktem menu podczas wigilijnej wieczerzy. Kupowano wyłącznie żywe karpie – wierzono przy tym, iż im większa ryba, tym większe będzie szczęście i dobrobyt w przyszłym roku. Jedną łuskę

chowano ojcom do sakiewek, by zawsze były pełne. W dawnym Wrocławiu jadano karpia nie tylko od święta – można było zamówić „karpią” ucztę w wielu karczmach. Niektóre z nich słynęły nie tylko z wyśmienitego piwa, ale też z wyśmienitych karpi, o czym świadczą ich nazwy – „Pod złotym karpiem”, czy „Pod trzema karpiami”. Gdy w 1577 r. przybył do Wrocławia cesarz austriacki Rudolf II ucztowano suto przez kilka tygodni, a nad zawartością stołu czuwała specjalna komisja kuchni dworskiej. A dwór „pochłonął” m.in.: 21 wołów, 410 baranów, 30 zajęcy, 15 kop kurczaków, 4 kopy gęsi, 4 kopy kaczek, 8 cielaków, 2 wieprzki, 4 płaty słoniny, 24 szczupaki, 4 kopy śledzi oraz 58 kop karpi!!! Nie brakowało też dziczyzny, w tym mięsiwa z jeleni i dzików oraz sarniny. Do przygotowania strawy zużyto 8 beczek masła, jajek za 10 talarów, 7 korców soli, 4 korce cukru, 6 funtów szafranu, 24 funty pieprzu, 6 funtów goździków, 8 funtów imbiru, 4 funty cynamonu, 1 antał octu, cytryn, kaparów, kasztanów za 29 talarów, 24 funty rodzynek i 24 funty migdałów. Z piwnicy wytoczono na biesiady ponad 300 beczek wina i blisko 100 beczek piwa, w tym świdnickie i strzelińskie. Ale wróćmy do wigilijnego stołu – członkowie towarzystwa Zwölfer Gesellschaft propagującego we Wrocławiu od końca XVII w. wstrzemięźliwość (choć swoim


KULINARIA

zwyczajem wypalali niezliczone ilości tabaki) spotykali się tradycyjnie na uroczystej kolacji kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Obok zupy piwnej, delikatnych duszonych bażantów, klusek z makiem i pierników nie mogło zabraknąć na stole karpia. Nie możemy też pominąć faktu, iż większość kupowanych dawniej we Wrocławiu karpi pochodziło ze stawów milicko-żmigrodzkich, które już w połowie XIX w. były jednym z największych zagłębi karpiowych nie tylko na Dolnym Śląsku. Ziemie na których niewiele chciało rosnąć, zagospodarowano do hodowli karpia już z końcem XIII w. Siedem stuleci później odławiano w sezonie ponad milion sztuk karpi, a prócz nich kilka ton linów i szczupaków. Na przełomie XVII i XVIII w. nazywano przekornie „karpiem krawca” sprzedawane w budach na Nowym Targu tłuściutkie śledziki, z których przygotowywali wrocławianie chętnie na wigilijny stół śledzia po polsku. Gustav Füllborn polecał z kolei w dziele „Edulia oder Breslauischer Mund-Vorrat” (1800 r.) zmieszać marynowanego i „poćwiartowanego rozsądnie śledzia” z jabłkiem pokrojonym w plasterki i kaparami, skropić „oszczędnie octem winnym”, a na koniec dodać kilka kropli oliwy, trochę pieprzu i „zgniecione goździki dla smakoszy”. Śledzik w tej wersji trafiał także na wigilijne stoły. A jak przyrządzano dawniej karpia na wigilijną ucztę, karpia o którym mawiano: „król ryb Wrocławia”? Najchętniej przygotowywali wrocławianie karpia w sosie polskim. Specjał ów pojawia się po raz pierwszy już w źródłach osiemnastowiecznych, ale trafiał zapewne dużo wcześniej na tutejsze stoły. Ceniony nad Odrą specjał kuchni polskiej przeniknął z końcem XVIII w. do kuchni francuskiej. Ów fakt nie umknął uwadze miejscowej

prasy – w 1809 r. „Breslauischer Erzähler” cytował karpia w sosie polskim w wersji znad Sekwany. W jakież zdumienie musieli wpaść wrocławianie czytając, iż przygotowują Francuzi sos nie wykorzystując karpiej krwi, a lekkie czerwone wino… W pierwszej połowie XIX w. na stołach Wrocławia pojawił się karp w bulionie luterańskim, jako specjał wigilijny protestantów. W tej wersji gotowano karpia w ciemnym piwie. Nie mniejszym uznaniem cieszył się karp po królewsku z chrzanem i świeżym masłem, a także karp na niebiesko, którego w restauracjach podawano zawsze ze świeżym masłem. Z kolei do karpia gotowanego w jasnym piwie podawano najczęściej duszoną kiszoną kapustę. Ceniono także – jako specjał regionalny – karpia po milicku faszerowanego masą ziemniaczaną. Z czasem – jak czytamy w śląskich książkach kucharskich z drugiej połowy XIX w. – i karp w sosie polskim doczekał sie modyfikacji. Zrezygnowano z karpiej krwi, używając coraz cześciej jedynie jasnego lub ciemnego piwa. Wszystkim poszukującym nowych smaków na wigilijną wieczerzę polecam poniższe przepisy na karpia.

Karp po milicku

Karp w sosie polskim 1 duży karp 250 ml jasnego piwa 250 ml rosołu z kury 2 łyżki siekanej natki pietruszki 1 cebula liść laurowy 3 goździki 2 ziarna ziela angielskiego 3 ziarna czarnego pieprzu 2 łyżki białego octu winnego skórka z cytryny 100 g aromatycznego piernika 50 g masła łyżeczka cukru sól, czarny pieprz Karpia sprawić (krew zebrać), umyć, pokroić w dzwonki, skropić octem, odstawić. Wlać do rondla rosół, piwo, dodać przyprawy, natkę pietruszki, pokrojoną cebulę, skórkę z cytryny, Gotować pod przykryciem 20 minut. Włożyć następnie karpia, dodać krew, pokruszony piernik, doprawić solą i pieprzem, gotować 20 minut. W razie potrzeby sos uzupełnić piwem. Na koniec dodać masło. Karpia wyjąć, wyłowić przyprawy, sos zmiksować. Karpia podawać polanego sosem do gotowanych ziemniaków i duszonej kiszonej kapusty.

2-3 małe karpie 1 cebula 200 ml białego octu winnego 1 liść laurowy 10 ziaren pieprzu sól 4 gotowane ziemniaki Karpie sprawić, natrzeć wewnątrz solą, odstawić na 30 min. Litr wody zagotować z octem, cebulą, liściem laurowym, pieprzem i solą w podłużnym garnku. Ziemniaki utłuc, lekko osolić, dodać mielonego pieprzu i nafaszerować nimi ryby. Karpie gotować 30 minut na małym ogniu pod przykryciem. Podawać w całości z sosem z tartego chrzanu zaciągniętego śmietaną.

Karp w bulionie luterańskim 4-5 dzwonków karpia 1 cebula kawałek aromatycznego ciemnego piernika 0,5 litra ciemnego piwa 0,3 litra bulionu 2-3 łyżki soku z cytryny 2 liście laurowe sól, kilka ziaren pieprzu Dzwonki karpia lekko osolić, skropić sokiem z cytryny i odstawić na bok. Wlać do garnka piwo, bulion, dodać liście laurowe, ziarna pieprzu, kawałek piernika oraz przepołowioną cebulę. Gotować pół godziny pod przykryciem, następnie wywar przecedzić i zmiksować. Dodać karpia i gotować do miękkości. Podawać z puree ziemniaczanym i marynowanymi grzybami.

wowmagazine.pl

65


FASHION&DRESHION

Tekst i foto: Kamila Kochniarczyk

Łukasz Jemioł zaskoczył wszystkich połączeniem fasonu sukienek z lat 20-tych z „indiańskimi” frędzlami. Inspiracją do stworzenia tej kolekcji była podroż projektanta do Australii. W wyrazistej kolekcji dominowały welurowe kurtki w odcieniach zachodzącego słońca oraz spódnice maxi z beżowego jedwabiu. Projektant zaproponował zmysłowe, asymetryczne kreacje z kolorowych skór lansując w ten sposób styl miejskiej dzikuski.

W dniach 26-30 października 2011 r. odbyła się jesienna edycja Fashion Week Poland. Tym razem najważniejsza polska impreza modowa gościła w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej na Księżym Młynie. Największe zainteresowanie wzbudziły pokazy uznanych projektantów „Designer Avenue”, pokazy mody offowej "OFF out of Schedule", "Showroom" - stoiska projektantów oraz szkolenia i seminaria "Let Them Know". Do najbardziej udanych propozycji na sezon wiosna/lato 2012 należały m.in. kolekcje Zuo Corp, Łukasza Jemioła oraz duetu MMC Studio Design.

Hitem sobotniego wieczoru okazał się pokaz marki Zuo Corp. Bartek Michalec i Dagmara Rosa pokazali inspirowane sylwetką kobiety yuppie z lat 80 i 90 żakiety, płaszcze oraz sukienki z szerokimi, obłymi rękawami. Futurystyczny charakter kostiumów podkreślały mandarynkowy odcień oraz staranne wytłoczenia tkanin. Mimo licznych porównań do zagranicznych marek takich jak: Prada czy Marni, należy zaliczyć tę kolekcję do jednej z najciekawszych, i najlepiej interpretujących światowe trendy.

66

wowmagazine.pl


FASHION&DRESHION W piątkowy wieczór najlepsze wrażenie zrobiło dwóch projektantów: Ilona Majer i Rafał Michalak z MMC, którzy obchodzą w tym roku 15-lecie istnienia marki. Z tej okazji wybitna polska choreografka Katarzyna Sokołowska wyreżyserowała najbardziej wzruszający z pokazów. Niepowtarzalny klimat widowiska tworzyły efektowne opady sztucznego śniegu, białe balony i energicznie maszerujące w rytm muzyki, roześmiane modelki. Duet zachwycił świetnie skrojonymi ubraniami i dbałością o detal. Całość kolekcji była utrzymana w stylu minimalistycznym. Architektoniczne w formie, śnieżnobiałe marynarki i spodnie, srebrno-zielone sukienki wysadzane cekinami, a do tego martensy z czarnymi podeszwami! MMC wprowadziło do polskiej mody dobrze znany za granicą trend „arktycznej wiosny”.

Kolekcja Łucji Wojtali stanowiła ciekawą alternatywę dla przebrzmiałego stylu anti-fashion, który całkowicie zdominował garderobę celebrytów oraz pozostałej części publiczności. Projektantka znana z upodobań do żakardowych dzianin zaprezentowała radosne wzornictwo i na przekór lansowanym szarym tunikom udowodniła, że dżersej może być równie praktyczny co kolorowy. Etniczne sploty przędzy przywodziły na myśl barwne nadruki popularne w Londynie i w Nowym Jorku.

Konserwatywną kolekcją zaskoczyła Joanna Klimas. Na wybiegu królowały proste fasony, szyfonowe sukienki midi i długie po kostki plisowane spódnice w zestawieniu z bawełnianymi topami. Zachwyciła starannie opracowana paleta barw. Odcienie szarości w połączeniu z soczystą pomarańczą, delikatną bielą i zdecydowanym błękitem nadały całości zdecydowanego wyrazu.

wowmagazine.pl

67


FASHION&DRESHION

Polskim, mocnym akcentem imprezy okazał się duet Bohoboco ze swoją stonowaną, beżowo-biało-szarą kolekcją. Nie tylko zebrała ona bardzo dobre recenzje po pokazie, ale także zwyciężyła w esemesowym plebiscycie publiczności na najlepszy pokaz. Projektanci Bohoboco nie kryli zaskoczenia z powodu bardzo pozytywnego przyjęcia ich kolekcji. Wśród ukraińskich projektantów przeważały bowiem projekty ciężkie i konfekcyjne. Ale również tu nie zabrakło wyjątków.

Nas najbardziej zaintrygował pokaz Białorusina Ivana Aiplatova, któremu udało się bezpiecznie połączyć ów folklor z nowoczesnymi rozwiązaniami. Aiplatov jest projektantem, który lubi zestawiać ze sobą kontrastowe tendencje. Jest on autorem między innymi kultowej torebki, będącej połączeniem rękawicy bokserskiej oraz… urokliwego niedźwiadka. Na ukraińskim pokazie zaskoczył publiczność eleganckimi lekkimi sukienkami oraz garniturami utrzymanymi w jasno beżowej tonacji, które dopełniały stylowe drewniane deskorolki.

Ivan Aiplatov i jego torebka

Na ukraińskim tygodniu mo zabraknąć Natashy Pavluche nie zdecydowała się na poka swoich najnowszych projekt natomiast swoją zeszłosezon

Lviv Fashion Week

Tekst: Anna Wanik Foto: Karolina Kosowicz

Backstage przed pokazem Natashy Pavluchenko

Ciekawe geometryczne formy zaproponowała lwowianka Katerina Yalova, grając w całej swojej kolekcji asymetrycznym układem czerwonych, czarnych i białych pasów.

68

wowmagazine.pl


FASHION&DRESHION

ody nie mogło też enko, która jednak azanie we Lwowie tów. Zaprezentowała nową kolekcję.

Projekt: Marta Wachholz

Sporym zaskoczeniem okazała się również propozycja ukraińskiego duetu Domanoff z Odessy. Projektanci za pomocą delikatnych odcieni szarości i błękitów, miękkich tkanin i plastikowych peleryn przekazali na wybiegu hasło marki: Clothes Must Have Soul.

Podczas gdy spora grupa pasjonatów mody pojechała przyglądać się łódzkiemu tygodniowi mody, my pojechałyśmy do Lwowa, gdzie odbywał się Lviv Fashion Week. Na wybiegu można było zobaczyć kolekcje na sezon wiosna/lato 2012 projektantów ukraińskich, białoruskich, rosyjskich, a także polskich. Określając nieco ryzykownie tych projektantów mianem wschodnich, należy uważać na niebezpieczeństwo jakie się z tym wiąże. Wschód bowiem jest mocno zorientowany na Zachód, jednakże na tamtejszych Akademiach Projektowania Ubioru bardzo mocno podkreśla się rolę elementów ludowych, które mają stanowić istotny wyróżnik dla tych projektów. Z drugiej jednak strony, projektanci pragną dotrzeć ze swoimi pomysłami do jak najszerszej grupy odbiorców, stąd w wielu przypadkach odchodzą oni od folklorystycznych detali, które mogą nie być zrozumiałe przez ludzi wywodzących się z innych kręgów kulturowych.

Domanoff

Under Queen

Projekt: Marta Wachholz wowmagazine.pl

69


Backstage

Halloween Ostatni weekend października zmienił Wrocław w miasto wampirów, zjaw, zombie i różnej maści duchów. Odbyło się szereg imprez, m.in.: bale przebierańców, wielka parada halloween, maratony filmowe z horrorami oraz koncerty.

„Ablucje“

4 listopada w Galerii „Szewska 36“ odbył się wernisaż

wystawy fotograficznej autorstwa Aleksandry Adamczyk. Młoda artystka, która jest absolwentką historii sztuki oraz szkoły filmowej, pokazała 11 fotografii inspirowanych snem z dzieciństwa.

Święto wrocławskiej nauki Radosna Parada Niepodległości 11 listopada

Korowód roześmianych i fantastycznie przebranych w kostiumy dzieci zawojował ulice Wrocławia. Patriotyczną paradę obchodzoną w radosnej atmosferze poprowadził tradycyjnie Marszałek Piłsudski.

70

wowmagazine.pl

15 listopada

Obchody jubileuszu 200-lecia założenia Państwowego Uniwersytetu we Wrocławiu zaszczycili swoją obecnością prezydenci Polski i Niemiec, Bronisław Komorowski i Christan Wulff. Prezydenci na wrocławskim rynku


Backstage

Roman Gutek, Urszula Śniegowska, dyr. programowy festiwalu z Radosławem Drabikiem, dyr. zarządzającym podczas otwarcia AFF.

American Film Festival Kino Helios, 15-20 listopada

Wręczenie nagrody Indie Star Award. Od lewej stoją: Roman Gutek, dyr. festiwalu, reżyser Todd Solondz zdobywca statuetki oraz Urszula Śniegowska.

Kniaź Igor

Druga odsłona festiwalu kina amerykańskiego to kolejny organizacyjny sukces ekipy Romana Gutka. Starannie przygotowany repertuar filmowej imprezy obejmował m.in.: premiery głośnych tytułów, produkcje dokumentalne, nowe filmowe zjawiska oraz retrospektywy uznanych reżyserów. Miłośnicy dużego ekranu mieli również okazję do spotkań z reżyserami, aktorami i scenarzystami z USA.

Sylwester Chęciński z Romanem Gutkiem, czyli „sami swoi”.

S. Huskowski, T. Surowiec, W. Frasyniuk

Młodzi aktorzy prezentowali się jak na gali maturalnej

11 listopada w Hali Stulecia

odbyła się premiera widowiska Opery Wrocławskiej – „Kniaź Igor” w reżyserii Laco Adamika. Monumentalne dekoracje, przepych kostiumów prawie 400 wykonawców superwidowiska olśniły publiczność swoim rozmachem.

Skok na miliony 18 listopada w kinie DCF

odbył się specjalny pokaz najnowszej produkcji Waldemara Krzystka „80 milionów”. Na premierze filmu pojawił się reżyser w asyście aktorów, historyczni bohaterowie – działacze Solidarności – W. Frasyniuk, J. Pinior, S. Huskowski, T. Surowiec oraz abp H. Gulbinowicz. J. Pinior wita abp. Gulbinowicza

Wieczór przy mikrofonie, w środku Waldemar Krzystek

wowmagazine.pl

71


Backstage

Garage

Hotel Puro, 18 listopada

VIP Party

Pokaz mody, w ramach imprezy Garage VIP Party, otworzyła kolekcja marki Né Comme Ça. Wśród eleganckich płaszczy i ciekawych kreacji dla nowoczesnych kobiet, nie zabrakło

Business Mixer 22 listopada w hotelu Granary

odbył się Managers Coctail zorganizowany przez Biznesowy Serwis Informacyjny: QBussines. pl. Tradycyjnie, w spotkaniu wzięli udział menadżerowie i przedsiębiorcy wrocławskiego regionu.

72

wowmagazine.pl

również propozycji skierowanych do nowoczesnych Panów. Charakterystyczne złote guziki pojawiły się zarówno w męskiej, jak i w damskiej części kolekcji. Marka Né Comme Ça buduje


Backstage

swój wizerunek wokół odważnego motta: „Nigdy nie przepraszaj za to, kim jesteś”. Podczas pokazu podziwialiśmy również niecodzienne nakrycia głowy przygotowane przez Kamilę

Frydę oraz torebki “Bag by Meg” autorstwa Magdaleny Sapek. Niecodzienna okazała się też prezentacja swetrów. Imprezę zakończył pokaz przygotowany przez Jakuba

Boneckiego, który spodobał się wszystkim fanom kreacji rockowych i antyfanom wysokich obcasów:) Kuba udowodnił, że wysoki obcas nie jest obowiązkowy, nawet gdy zakłada się

sukienkę wieczorową. Imprezę poprowadziła Ewa Pacuła, a artystycznie uświetniła ją swoim śpiewem Agata Nizińska.

wowmagazine.pl

73


Nowości i zapowiedzi Wisława Szymborska Milczenie roślin Najnowszy wybór wierszy Noblistki oscyluje głównie wokół tematów związanych z naturą. Głębokie, mądre teksty niezwykle harmonijnie współgrają z piękną oprawą graficzną książki. Tomik poezji z nastrojowymi fotografiami będzie idealnym prezentem i refleksyjną lekturą dla wszystkich kochających Wisławę Szymborską i poezję najwyższych lotów.

Richard Paul Evans Obiecaj mi tłum.: Hanna de Broekere Bohaterka najnowszej bestsellerowej powieści Evansa przestała wierzyć w szczęśliwy los. Jej życie rozsypało się jak domek z kart: musiała zmierzyć się ze zdradą i opuszczeniem. Wtedy pojawił się Matthew – niespodziewanie, bez zaproszenia. Jak anioł, który łapie za rękę dokładnie w tej chwili, w której tracimy resztki nadziei. Wiedział, jak pomóc, co zrobić, by Beth znów zaczęła się uśmiechać, znał odpowiedzi na dręczące ją pytania. On też złożył obietnicę. Czy będzie w stanie jej dotrzymać? Kim naprawdę jest Matthew i skąd tyle wie na temat Beth i jej rodziny?

Eric-Emmanuel Schmitt Kiki van Beethoven tłum.: Agata Sylwestrzak-Wszelaki Jeśli istotą twojego życia jest muzyka, co się stanie, gdy wokół ciebie zapadnie cisza? Jak długo będziesz trwać w drętwocie, zanim zorientujesz się, że coś jest nie tak? Że od dawna nic nie czujesz. Dla Kiki początkiem zmian stała się zapomniana melodia. Wraz z nią wróciły bolesne wspomnienia, ale i coś jeszcze. Nadzieja. I wiara w to, że znowu można poczuć głód życia. „Kiki van Beethoven” to bardzo osobista książka Erica-Emmanuela Schmitta, w której z właściwą sobie wrażliwością autor opisuje niezwykły związek sztuki i naszych najsilniejszych emocji.

Klasyka o każdej porze – 4 CD BOX, LUNA Music

Wiktor Zborowski – Kropla w morzu, LUNA Music

Satanorium – piosenki Jerzego Satanowskiego, LUNA Music

Na czterech krążkach albumu znalazły się najsłynniejsze dzieła muzyki klasycznej oraz niezapomniane tematy operowe. Poczujemy harmonię muzyki Bacha, radość Mozarta, kojące brzmienie Czajkowskiego i impresjonistyczny spokój Debussy’ego. Niesie witalność Vivaldiego, romantyczny urok Schumanna, przypomina dowcip muzyczny Straussa, rozmach Bizeta czy Beethovena. Każdy krążek skomponowano tak, by oddawał atmosferę określonej pory dnia – optymistycznego poranka, relaksującego popołudnia, pobudzającego wieczoru i w końcu spokojnej nocy. Jest to zbiór doskonałych interpretacji crème de la crème polskich solistów (m.in.: Marek i Wacek, Ewa Osińska, Konstanty Kulka, Stefania Woytowicz, Krystyna Jamroz), dyrygentów i orkiestr.

To pierwsza płyta na rynku, która w sposób przekrojowy prezentuje działalność wokalną Wiktora Zborowskiego. Niepospolite poczucie humoru i dar rozśmieszania innych sprawiły, że grał w wielu wspaniałych polskich komediach, superprodukcjach, na deskach Teatru Narodowego, Ateneum, Kwadrat, Roma. Wyśpiewane przez lata kompozycje jednego z najbardziej charakterystycznych polskich aktorów, trudno zliczyć. Kompilacja jest jedynie tytułową „kroplą w morzu” bogatego dorobku muzycznego. Teksty Młynarskiego, Wysokiego, Kofty, Hemara, a także dowcip Kabaretu Starszych Panów w połączeniu z mistrzowską interpretacją Wiktora Zborowskiego stanowią prawdziwą muzyczną ucztę dla miłośników piosenki aktorskiej i kabaretowej.

Nie brooklyński most, Orszaki, dworaki, Hopla, żyjemy! – utwory Satanowskiego znają wszyscy. Jerzy Satanowski jest jednym z najwybitniejszych polskich kompozytorów zajmujących się muzyką filmową, teatralną i telewizyjną. Pracował na wszystkich najpoważniejszych polskich scenach, współpracował z legendarnymi twórcami, pisał dla największych gwiazd teatru i estrady. Interpretacji jego kompozycji podjęły się tuzy polskiej sceny, m.in.: H. Banaszak, E. Błaszczyk, S. Celińska, B. Dziekan, K. Groniec, A. Kotulanka, M. Kumorek, J. Liszowska, M. Piotrowska, J. Szafran, H. Śleszyńska, M. Śliwowska, K. Tkacz, M. Baka, M. Czyżykiewicz, P. Fronczewski, P. Machalica, A. Hübner-Ochodlo, M. Opania, Z. Zamachowski czy W. Zborowski.

74

wowmagazine.pl


Nowości i zapowiedzi 20. Wrocławskie Promocje Dobrych Książek, 1-4 grudnia Przez cztery grudniowe dni Dobra Książka niepodzielnie zakróluje w Muzeum Architektury oraz Galerii BWA we Wrocławiu. Ponad 100 wydawców, nowości wydawnicze, liczni autorzy i zaproszeni goście, ciekawe akcje promocyjne i niespodzianki dla odwiedzających targi, rozstrzygnięcie Konkursu na Najlepszą Książkę Roku „Pióro Fredry” oraz spotkania z finalistami Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS to wszystko znajdą czytelnicy w trakcie 20.Targów Książki we Wrocławiu.

Teatr Polski we Wrocławiu zaprasza: BLANCHE I MARIE reż. Cezary Iber, (Prapremiera), Scena Kameralna, 2 grudnia CZYNNE PONIEDZIAŁKI, Magiel literacki z Magdaleną Grzebałkowską, Scena na Świebodzkim, 5 grudnia SZOSA WOŁOKOŁAMSKA, X festiwal spielzeit’europa w Berlinie, 10–11 grudnia UTWÓR O MATCE I OJCZYŹNIE, IV Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia w Krakowie, 11 grudnia TĘCZOWA TRYBUNA 2012, IV Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia w Krakowie, 14 grudnia

Wrocławski Teatr Pantomimy zaprasza: STAZIONE TERMINI reż. Marek Oleksy, Teatr Polski Scena na Świebodzkim,1 grudnia OSĄD reż. Jerzy Kalina, Paweł Passini, Leszek Mądzik, Teatr Polski Scena na Świebodzkim, 13, 14, 15,16 grudnia GASTRONOMIA reż. Aleksander Tobiszewski, Teatr Polski Scena Kameralna, 20, 21 grudnia

Wrocławski Teatr Współczesny zaprasza: KLAUS DER GROSSE, scen. Marta Giergielewicz, reż. Maćko Prusak, WTW Scena na Strychu, 15-16 grudnia – spektakl jest znakomitym połączeniem teatru muzycznego i teatru ruchu, brawurowym popisem w wykonaniu szóstki wszechstronnych aktorów. Aranżowane na scenie sytuacje w metaforyczny sposób ilustrują proces dorastania, tęsknoty za czasem dzieciństwa i nieuchronnej utraty swobody, zastępowanej stopniowo przez przymus i schemat, określający życie pozornie dorosłego człowieka. POŻEGNANIE JESIENI, wg. Stanisława Ignacego Witkiewicza, reż. Piotr Sieklucki, WTW Scena na Strychu, 31 grudnia godz. 20.00 – uroczysty Wieczór Sylwestrowy ze spektaklem. Po spektaklu przewidziane są niespodzianki, toast noworoczny oraz bankiet z lampką wina i przekąskami.

Wrocławski Teatr Lalek zaprasza: PASTORAŁKA, reż. Roberto Skolmowski, muz. Jan Maklakiewicz, premiera 9 grudnia Pastorałka Leona Schillera nie bez powodu nazywana jest „cudem polskiego teatru” – to zbiór najpiękniejszych polskich kolęd i pastorałek. Jej tekst nawiązuje do średniowiecznej tradycji misteryjnej, a także do nieco zapomnianych form ludowego teatru jasełkowo-szopkowego. Premierze towarzyszyć będzie uroczyste otwarcie bożonarodzeniowej wystawy „Gody idą, Gody...” ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu i Muzeum Etnograficznego. Jej kuratorki, Dorota Jasnowska i Agnieszka Szepetiuk-Barańska, przygotowały wyjątkowe eksponaty dokumentujące historię obchodów Bożego Narodzenia w Polsce: malarstwo na szkle, rzeźby i grafiki, formy piernikarskie, szopki typu krakowskiego, kukiełkowe, rzeźbiarskie, a także przebrania kolędnicze, maski oraz plastykę obrzędową.

rys. Paweł Dobrzycki

wowmagazine.pl

75


Horoskop

BARAN  (21.03 – 20.04)

Czas na odwiedzenie znajomych, przyjaciół i starych kątów – to naładuje Twoje nieco wyczerpane baterie. Miłość: zacznij działać, skup się na tym, co dla Ciebie najważniejsze. W partnerskich związkach Baranów chwilowa posucha, zalecana jest odmiana. Nie bój się zaszaleć. Praca i pieniądze: nie martw się o pieniądze, w realizacji nowych planów na lepsze życie znajdziesz pomocną dłoń.

Zaproszenie od dawno niewidzianej osoby sprawi Ci ogromną radość. Odnowienie znajomości zachęci Cię do działania i wyznaczy nowe życiowe cele. Miłość: partnerstwo to dobry stan, ale Ty zaczynasz czuć się w nim niekomfortowo. Zacznij o tym mówić. Praca i pieniądze: jeżeli planujesz pożyczkę, wstrzymaj się. Jeszcze raz przemyśl sytuację, przeanalizuj fakty.

KOZIOROŻEC  (22.12 – 19.01)

PANNA  (23.08 – 22.09)

BYK  (21.04 – 20.05)

Bardzo dobry miesiąc – wykorzystaj go jak tylko możesz. Odpocznij w gronie znajomych, wyjedź na wieś, zrelaksuj się. Miłość: samotny Byku jest ktoś, kto Cię kocha i spogląda w Twoją stronę. W związkach dużo radości, może pojawić się nowy członek rodziny. Praca i pieniądze: same plusy, a na dodatek mała finansowa niespodzianka.

Jesteś pod opieką Jowisza – nie czekaj, sięgnij po swoje marzenia i zacznij je realizować. Miłość: czas na przemyślenia związane z końcem roku i wyznaczenie nowych celów dla Ciebie i Twojej rodziny. Praca i pieniądze: spośród znaków zodiaku jesteś największym pracusiem, pamiętaj jednak, że należy Ci się chwila spokoju i odpoczynku. Panny szukające pracy mają dobry czas na jej znalezienie.

Znajdziesz czas dla siebie i fantastycznie będziesz spędzać czas na zabawie. Uważaj, żeby nie przypłacić tych imprez, nie tylko zdrowiem, ale i finansami. Miłość: samotne Koziorożce mają dobry czas na spotkanie tej jednej jedynej osoby. W związkach zapowiadają się pozytywne zmiany. Praca i pieniądze: miesiąc będzie obfitował w wydatki, jednak pojawią się też pieniądze na koncie. Pomożesz komuś w pracy i to się chwali.

BLIŹNIęta(21.05 – 21.06)

STRZELEC  (23.11 – 21.12)

Nowe pomysły zmienią Twój dotychczasowy stosunek do tego, co chciałeś osiągnąć. Przybędzie Ci sił i radości życia. Miłość: czas na gorącą i namiętną miłość – Amor strzela celnie – teraz czas na Ciebie. Praca i pieniądze: mimo niepewności, spraw, żeby to Twoje pomysły ujrzały światło dzienne. Uważaj na rozmowy podczas imprezy firmowej.

LEW  (23.07 – 22.08)

WODNIK  (20.01 – 19.02)

WAGA  (23.09 – 23.10)

Odkryjesz w sobie siłę do działania. Nowe możliwości sprawią, że zaczniesz wierzyć w swoje pomysły. Miłość: jeżeli planujesz zamieszkać z partnerem, zrób to. W związku Bliźniaka zapowiada się czas owocnych zmian, budowy wspólnego domu. Praca i pieniądze: pozytywne zmiany, udana służbowa podróż, czas awansu, lecz uważaj, bo nie wszyscy będą z tego zadowoleni.

Nie zapominaj, że to Ty jesteś kowalem własnego losu. Twoje plany powiodą się, pod warunkiem, że sam zadecydujesz o zmianie. Miłość: bądź lojalny wobec tych, którzy Cię kochają, nie szukaj miłosnych przygód, możesz stracić szansę u osoby, która Cię kocha. Praca i pieniądze: wejście w nowe środowisko sprawi, że Twoja kreatywność zostanie dostrzeżona.

Przed Tobą praca, praca, praca, ale zostaniesz nagrodzony. To, co siejesz teraz, zaowocuje spełnieniem tego, na co nie miałeś czasu przez cały rok. Miłość: rodzina potrzebuje uczuć, nie tylko zapewnienia o finansowej stabilizacji. Poświęć partnerowi trochę więcej czasu. Praca i pieniądze: fortuna kołem się toczy, teraz rozkwitnie dla Ciebie. Znajdziesz pracę, awans również znajduje się w zasięgu Twojej ręki.

RAK  (22.06 – 22.07)

Nie wszystkie zmiany pójdą po Twojej myśli, ale jeżeli się do nich dopasujesz, obróci się to na Twoją korzyść. Miłość: w związku doskwiera Ci samotność. Porozmawiaj z partnerem, zapytaj o jego plany i tęsknoty, pomoże to w zbliżeniu się do siebie, a Ciebie naładuje optymizmem. Praca i pieniądze: postaraj się być stanowczym partnerem do rozmów, pokaż pracodawcy swoją wartość, to sprawi, że osiągniesz swój upragniony cel.

SKORPION  (24.10 – 22.11)

Najlepszym sposobem na podreperowanie psychofizycznego zdrowia będzie odpoczynek na łonie natury. Potrzebujesz sił, by sprostać wyzwaniom nadchodzącego roku. Miłość: nadrób zaległości w życiu rodzinnym, to dobry czas żeby zacząć życie we dwoje lub ożywić uczucie. Miłość doda Ci skrzydeł. Praca i pieniądze: dobrego zarobku i stabilizacji finansowej wypatruj w biznesie rodzinnym. Zagraj w coś, czeka Cię nagły przypływ gotówki.

RYBY  (20.02 – 20.03)

Spokojnie, o wszystko zadbałeś. Obejmij myślą swoich najbliższych. Potrzebują ciepła i uczucia bezpieczeństwa. Miłość: daj z siebie wszystko, żeby nie popsuć rodzinnego nastroju, a osiągniesz więcej niż oczekujesz. Praca i pieniądze: wszyscy planują odpoczynek, Ty odwrotnie – chcesz wycisnąć z tego roku co jeszcze się da. Pamiętaj, że zdrowie masz tylko jedno.

onkurs WOW! Konkurs WOW! Konkurs WOW! Konkurs WOW! Konkurs WOW! Konkurs WOW! Świat książki to barwny i fascynujący obraz rzeczywistości. Wykreowane w książkach wydarzenia, myśli i galerie postaci znajdują swoje echo w wrażliwości czytelników. Jeśli któraś z książek Wydawnictwa ZNAK zwróciła Twoją uwagę w sposób szczególny – opisz swoje wrażenia i przyślij je do Redakcji WOW! na adres: konkurs@wowmagazine.pl Najciekawsze wypowiedzi Czytelników nagrodzimy zestawami książek ufundowanych przez Wydawnictwo ZNAK. Regulamin konkursu dostępny jest na stronie: www.wowmagazine/konkurs


w następnym numerze: Niech żyje bal!

„Vintage” Alicja Janosz Ferie zimowe Historia karnawału Moda z maską w roli głównej Piękno „last minute” Stoki narciarskie

LIONSTAGE Długo oczekiwana płyta jest całkowicie autorskim krążkiem muzycznych kompozycji Alicji Janosz. 11 nowych utworów utrzymanych jest w klimacie bluesa, soulu, jazzu i rythm'n'bluesa. Wydawnictwo zawiera także DVD prezentujące kulisy nagrywania płyty, nowe fotografie oraz teledysk do utworu "Jest Jak Jest".

A ponadto wywiady z gwiazdami, sesje i edytoriale modowe

Modne Adresy ART HOTEL **** ul. Kiełbaśnicza 20 50-110 Wrocław www.arthotel.pl

Hotel Monopol **** Ul. H. Modrzejewskiej 2 50-071 Wrocław monopol.wroclaw@hotel.com.pl RIVER ISLAND Stary Browar, ul. Półwiejska 32, Poznań; CH Arkadia, al. Jana Pawła II 82, Galeria Mokotów, ul. Wołoska 12, Warszawa; CH Renoma, ul. Świdnicka 40 Wrocław www.riverisland.com NEW LOOK al. Jana Pawła II 82, Galeria Mokotów; CH Renoma, ul. Świdnicka 40 Wrocław; CH Klif, ul.Zwycięstwa 256, Gdynia; Galeria Łódzka, al. Piłsudskiego 15/23 Łódź; CH Złote Tarasy, ul. Złota 59 Warszawa www.newlook.co.uk

www.butyk.pl 071 312 46 73 071 312 46 74

ALMI DECOR Dom Handlowy Renoma Wrocław, ul. Świdnicka 40 www.almi-decor.com EstMedica Klinika chirurgii i medycyny estetycznej dr Marcin Wiatroszak ul. Róży Wiatrów 10, Wrocław www.estmedica.pl Salon Urody Spa Piękna Wrocław , ul. Zaporoska 39 D www: spa-piekna.pl ZUZA BART s.c. (DESIGN B) ul. Opatowicka 103, 52-028 Wrocław fax/tel. + 48 (71) 344 00 00 Zuzanna Bartecka-Tłuścik www.zuzabart.com.pl tel. 0 602 67 98 98

Antyki przy Szewskiej

salon mebli, staroci i bibelotów

tel. 71 341 81 84 Meble Antyki Dodatki Piece Kaflowe największy antykwariat na starówce piękne gotyckie wnętrze atrakcyjne ceny


najlepsze pismo lifestylowe

nr 4, grudzień 2011 cena 4,99 zł (wersja elektroniczna do pobrania z e-kiosk)

alicja janosz

Ewolucja. Mentalna rewolucja

merry

christmas! Walonki na salony! Projekt: „Święta”

¡Feliz navidad O zwyczajach wigilijnych:

Jan miodek Anna dutkiewicz halina rasiakówna konrad imiela Bądź piękna na balu nr indeksu 277983 ISSN 2083-5795

772083

57900

12

1

WOW w wersji e-magazynu na komputer i IPAD-a Już teraz e-wydanie do pobrania z www.e-kiosk.pl ROZSZERZONA WERSJA

Dolls Podaruj sobie milion na gwiazdkę


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.