NA DYŻURZE - Magazyn ratowników Grupy Wałbrzysko-Kłodzkiej GOPR - Nr 3

Page 1

NA DYŻURZE

#03 LATO 2019

MAGAZYN RATOWNIKÓW GRUPY WAŁBRZYSKO-KŁODZKIEJ GOPR

Przebudowa stacji centralnej s.3 Nowe szlaki i wieże widokowe w Sudetach s. 4

Co się działo na dyżurze s. 6

ik s. 10

Stanisław Maksymowicz – ratownik … i lotn


Jacek Szczeniowski, Wojciech Tomaszewski i Jan Wysocki

W SKRÓCIE

Dzięki burmistrzowi Radkowa, który udostępnił nam budynek wypożyczalni nart w Karłowie po kilkuletniej przerwie od weekendu majowego rozpoczęliśmy regularne dyżury w Karłowie.

20 października ub.r. w Pałacu Jedlinka świętowaliśmy Dzień Ratownika. Podczas tego wydarzenia siedmiu dotychczasowych kandydatów: Krzysztof Baldy, Dariusz Bałys, Piotr Hercog, Michał Jasionowski, Mateusz Kaszubski, Karolina Kucharska oraz Bartek Żytkiewicz złożyło przyrzeczenia i zostało oficjalnie ratownikami naszej grupy. Gratulujemy!

Fot. użyczone. Dziennik Wałbrzych

W dniach 18-26 maja nasz Klub Seniora Calcium dzięki wsparciu firm i instytucji zorganizował II wyprawę rowerową ratowników górskich. Uczestnicy wyprawy pokonali na rowerach 400-kilometrową trasę z Gdyni do Giżycka. W trakcie przejazdu przeprowadzono również charytatywną kwestę na rzecz kolegi Waldemara Bartnickiego z Grupy Karkonoskiej GOPR. 15 czerwca 2019r. w Szczyrku odbył się Nadzwyczajny Zjazd Delegatów GOPR. Podczas zjazdu wybrany został nowy Zarząd Główny GOPR. Nowym prezesem został Witold Tomaka z Grupy Bieszczadzkiej, a nasz kolega Łukasz Felcenloben został oficjalnie członkiem zarządu. Nadzwyczajny Zjazd Delegatów GOPR przyjął także nowy statut, który zacznie obowiązywać z chwilą wpisania go do Krajowego Rejestru Sądowego.

Dzięki wsparciu finansowemu zarządu głównego GOPR, Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Małopolskiego Funduszu Ochrony Środowiska z początkiem roku nasza grupa została wyposażona w samochód ratowniczy - Toyotę Hilux. Nowy samochód zastąpił wysłużonego Land Rovera Defendera. Model ten sprawdził się wcześniej w Grupie Beskidzkiej GOPR, a w tym roku znalazł się również na wyposażeniu Grupy Jurajskiej oraz Grupy Karkonoskiej.

Zgodnie z wnioskiem Zarządu Głównego, w naszej grupie planowane jest przeprowadzenie ponownego Nadzwyczajnego Ogólnego Zabrania Członków Grupy. Odbędzie się ono niezwłocznie po uprawomocnieniu się nowego statutu, który daje szanse na skuteczne podejmowanie decyzji, ponieważ projekt nowego statutu dopuszcza brak kworum. 19 czerwca we Wrocławiu podczas W XVIII Otwartych Mistrzostwach Województwa Dolnośląskiego Strażaków w Ratownictwie Wysokościowym drużyna Grupy Wałbrzysko-Kłodzkiej GOPR w składzie: Akrady Dąbrowski, Jan Puzanowski i Sławomir Parzonka zajęła 3. miejsce w klasyfikacji OPEN. Gratulujemy!

W styczniu razem z innymi grupami regionalnymi GOPR odebraliśmy nowego quada z napędem alternatywnym (gąsienicowym). To dar który otrzymaliśmy od naszego sponsora - PZU Pomoc to Moc - społeczna odpowiedzialność PZU. Bardzo dziękujemy za wsparcie! Firma Cellfast - producent wysokiej jakości sprzętu ogrodniczego przekazała do wszystkich dyżurek naszej Grupy zestawy sprzętu, które ułatwiają nam codzienne utrzymanie porządku wokół dyżurek, a także umożliwią usuwanie przeszkód na trasach dojazdu do zdarzeń. Dziękujemy!

W lipcu 15 studentów ratownictwa medycznego z wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego rozpoczęło praktyki w stacjach Wałbrzysko-Kłodzkiej Grupy GOPR. Studenci podzieleni na trzy pięcioosobowe grupy wymiennie odwiedzają kolejne stacje GOPR w Wałbrzychu, Zieleńcu i Międzygórzu.

Na wniosek Naczelnika i Szefa Szkolenia, decyzją zarządu w poczet ratowników kandydatów zostało przyjętych 12 osób, które osiągnęły pozytywny wynik tegorocznej weryfikacji: Andrzej Bobiński, Małgorzata Bury, Jarosław Błażejewski, Mateusz Jagielaszek, Maciej Kasperczak, Tomasz Kmiecik, Tomasz Kręcielewski, Michał Osicki, Bartosz Piekarczyk,

7 września tradycyjnie na Szczelińcu Wielkim odbędą się jubileuszowe XXV Zawody w Ratownictwie Górskim organizowane przez naszą grupę we współpracy z Zarządem Głównym oraz partnerami i sponsorami GOPR.

2


STACJA CENTRALNA W (EPI)CENTRUM ZMIAN No i stało się… po wielu miesiącach starań dzięki zaangażowaniu ratowników naszej grupy oraz funduszom europejskim rozbudowujemy naszą stację centralną. W ramach wsparcia Regionalnego Programu Operacyjny Województwa Dolnośląskiego na lata 2014 – 2020 przygotowany przez nas projekt otrzymał wsparcie w wysokości miliona dwustu tysięcy złotych. Rewitalizacja naszej stacji ma polegać na dobudowaniu z lewej strony stacji garaży na poziomie gruntu a na poziomie pierwszego piętra sal wykładowych oraz pomieszczeń socjalnych. Rozbudowa pomoże w znacznym stopniu w przechowywaniu pojazdów oraz usprawni wyjazd do akcji. Nie będzie potrzeby przestawiania pojazdów oraz przyczep, jak to ma miejsce obecnie. Na górze zyskamy sale wykładowe, co pozwoli przeprowadzać szkolenia wewnętrzne oraz prelekcje i szkolenia dla szkół i innych grup zainteresowanych. Na dzień dzisiejszy niestety nie mamy takich możliwości lokalowych. Zyskamy też plac manewrowo parkingowy, co ułatwi drobne prace porządkowe przy pojazdach np. przepakowywanie itp. na własnym terenie. Stacja zostanie przystosowana do przyjęcia osób niepełnosprawnych oraz nastąpi rewitalizacja i zagospodarowanie terenów przyległych. Całość prac zostanie zakończona do końca lipca 2020. Na czas przebudowy niestety czekają nas trudne warunki prowadzenia działań ratowniczych oraz funkcjonowania części administracyjnej m.in. sekretariatu, ale przyszłe, o wiele

lepsze warunki powinny w zupełności zrekompensować nam przejściowe niedogodności. Łukasz Pokorski

3


NOWE WIEŻE I SZLAKI W SUDETACH ŚRODKOWO-WSCHODNICH

Nowa wieża na Borowej

W

ieża widokowa na Borowej, otwarta w grudniu 2017 roku, okazała się turystycznym hitem Gór Wałbrzyskich. Wysoka na 16,5 m konstrukcja przyciąga tłumy turystów, w związku z czym PTTK O/Wałbrzych postanowił w 2018 roku wytyczyć dodatkowe dojścia na szczyt.

Do tej pory na Borową można było dotrzeć szlakiem czerwonym z wałbrzyskiej dzielnicy Podgórze lub od Rozdroża pod Borową. Obecnie na szczyt można dostać się także szlakiem czarnym z Ptasiego Rozdroża lub od Przełęczy Koziej. Szlak czarny ma dosyć pokrętny charakter, a swój początek na stacji Wałbrzych Główny skąd wiedzie przez przełęcz Szypką (Szybką), Kamieńsk, Borową, Ptasie Rozdroże, Glinik Stary (Wałbrzych), Sobięcin (Wałbrzych), Kuźnice Świdnickie, a kończy się w Unisławiu Śląskim. Trasa ma ponad 23km długości i niemal 850m przewyższeń. To nie koniec zmian w tym rejonie. Na 2019 rok planowane jest wytyczenie szlaku zielonego od platformy nad kamieniołomem do Jedliny Górnej - stacji kolejowej i dalej na Glinicę, potem na Ptasie Rozdroże i na Jałowiec na platformę. A niebieski pobiegnie od Glinicy na Jałowiec, dalej na Sajdak i do Głuszycy. Natomiast stary niebieski od Ptasiego Rozdroża do Rybnicy Małej będzie wykasowany i przerzucony na drogę leśną w zakosy (Jacek Pielich, Przewodnik PTTK dla walbrzych.dlawas.info). Mapka i zdjęcia użyczone, walbrzych.dlawas.info

4


fot. użyczone: swiebodzice.info

Nowa wieża na Trójgarbie

W grudniu 2018 roku oddano do użytku wieżę widokową na Trójgarbie (778 mnpm). Wysoka na 27,5 m konstrukcja jest najwyższą wieżą widokową w Sudetach. Nie dziwi więc fakt, że już od pierwszego dnia, gdy została oddana do użytku, przyciąga tłumy turystów chcących zachwycić się nieograniczonymi widokami na całe Sudety.

Projekt wieży na Jagodnej 977 m n.p.m. - inż. A. Kociński

11 nowych wież widokowych w Sudetach Kilkanaście gmin polskich i czeskich realizować będzie projekt budowy 11 wież widokowych na Ziemi Kłodzkiej i terenach przylegających. Polsko-czeski projekt „Szlak Grzbietowy” zakłada budowę wież widokowych, dwóch centrów turystycznych w miejscowościach Neratov i Novy Hradek, które będą łączyły funkcje punktu informacji turystycznej i miejsca odpoczynku dla turystów, powstanie także kładka piesza przez dziką Orlicę w Neratovie – łącząca Czechy z Polską i parking w Novym Hradku. Trasa grzbietowa zostanie oznakowana jednolitymi znakami turystycznymi.

Powstała konstrukcja jest elementem projektu “Ekomuzeum wokół Trójgarbu”, realizowanego przez gminy Czarny Bór, Szczawno-Zdrój i Stare Bogaczowice. W lipcu 2017 roku przekazana została dotacja w wysokości 1,37 miliona złotych w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych Aglomeracji Wałbrzyskiej. Szybko jednak okazało się, że kwota ta była za niska i cała inwestycja stała pod znakiem zapytania. Z pomocą przyszedł Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego, który dofinansował cały projekt brakującą kwotą w wysokości 500 tysięcy złotych. Dzięki temu w lipcu 2018 można było rozpocząć budowę długo oczekiwanej inwestycji, zaś w grudniu 2018 dokonać uroczystego otwarcia. Warto wspomnieć, iż pierwszy punkt widokowy na Trójgarbie powstał już w XIX w. Na wierzchołku powstała wieża i taras widokowy, a wkrótce pojawił się także bufet. Obiekty te funkcjonowały jeszcze w XX-leciu międzywojennym.

Wszystkie obiekty, których budowa planowana jest w ramach „Szlaku Grzbietowego” mają już pozwolenia na budowę oraz zabezpieczone fundusze w poszczególnych gminach, które będą je realizowały. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem projekt zostanie zakończony 31 października 2020 roku. Wartość projektu opiewa na 3.035.000 Euro. Planowane wieże widokowe: - Orlica (Vrchmezí) w Górach Orlickich - Jagodna w Górach Bystrzyckich - Czerniec w Górach Bystrzyckich - Kłodzka Góra w Górach Bardzkich - Guzowata nad zalewem w Radkowie w Górach Stołowych - Włodzicka Góra na Wzgórzach Włodzickich - os. Słupiec (Nowa Ruda, dawny szyb górniczy) - Velká Deštná w Górach Orlickich - Šibeník w Novym Hrádku (Góry Orlickie) - Feistův Kopec w Górach Orlickich - Vysoká Srbská w Górach Stołowych

Na Trójgarb wiedzie kilka tras: Witków Śląski – szlak niebieski (ok. 1h 55min.) - trasa dogodna zwłaszcza dla osób chcących dojechać pod Trójgarb pociągiem (szlak zaczyna się na stacji Witków Śląski PKP) Gostków – szlak zielony (ok. 2h 10min.) – znaczna część trasy wiedzie przez niezalesione tereny zapewniając dobre widoki Stare Bogaczowice – szlak czerwony (ok. 2h 20min.) - wygodna opcja dla dojeżdżających autem - przy zalewie obok którego przebiega szlak jest duży parking Lubomin – szlak zielony/żółty (ok. 1h 10min.) – jest to zdecydowanie najkrótszy szlak na szczyt, wiodący obok miejsca gdzie jeszcze kilka lat temu stała Bacówka pod Trójgarbem

Centra informacji turystycznej: Neratov, Nový Hrádek Most na Dzikiej Orlicy (d. Jánský most) v Neratovie

Mateusz Kaszubski

5


CO SIĘ DZIAŁO …NA DYŻURZE?

W tym roku zima pod względem aury i opadów śniegu była naprawdę udana. Dobre warunki panowały we wszystkich ośrodkach narciarskich a szlaki turystyczne w górach były często zasypane świeżym śniegiem. Sytuacja wymarzona dla narciarzy i skiturowców często przysparzała sporych trudności turystom pieszym. Dlatego sezon zimowy upłynął pod znakiem pracowitych dyżurów narciarskich. Nie brakowało też konkretnych zdarzeń w górach. Podczas jesiennych interwencji głównie udzielaliśmy pomocy turystom górskim i paralotniarzom oraz wspieraliśmy działania innych służb podczas akcji poszukiwawczych. Wraz z nadejściem wiosny zaczęliśmy wyjeżdżać do poszkodowanych uprawiających inne formy aktywności – rowerzystów i wspinaczy. Poniżej przedstawiamy kilka subiektywnie wybranych zdarzeń ostatnich miesięcy.

08.08.2018 O 23:08 przyszło zgłoszenie do Stacji Centralnej o zaginięciu 75-letniego mieszkańca Stronia Śląskiego. Poszukiwany był chory na Alzheimera, pod wpływem leków psychotropowych, z zaawansowaną demencją starczą. Działania ratunkowe były prowadzone w okolicach Lądka Zdroju, Stronia Śląskiego i Stójkowa. W trwającej 2 dni akcji poszukiwawczej brało udział 21 ratowników i 2 kandydatów. Poszukiwany mężczyzna został odnaleziony na zboczu góry Dzielec ok. 500 metrów od drogi. Nie doznał żadnych urazów, ale był bardzo wycieńczony. Po szybkim badaniu i niedługim transporcie przekazano poszkodowanego zespołowi ratownictwa medycznego.

18.10.2018 O godz. 16:20 w Stacji Centralnej przyjęto zgłoszenie o upadku z wysokości i krótkotrwałej utracie przytomności paralotniarza na startowisku na Nowym Siodle. Z Wałbrzycha wyjechał 3-osobowy zespół ratow-

ników. Na miejscu zdarzenia okazało się, że poszkodowany był przytomny ale splątany i nie pamiętał okoliczności wypadku. Ze względu na podejrzenie urazu kręgosłupa, stawu kolanowego i żeber zabezpieczono go w materacu vacuum. Na miejsce przyjechał też zespół ratownictwa medycznego, któremu nasi ratownicy asystowali aż do

przekazania poszkodowanego załodze śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

6

25.12.2018 O godz. 15:30 ratownik Horskej Sluzby powiadomił o grupie zaginionych turystów na zielonym szlaku w okolicy pasa granicznego w Masywie Śnieżnika. Ze stacji w Międzygórzu quadem i skuterem śnieżnym wyruszyli ratownicy dyżurni. Poszkodowani - 4-osobowa rodzina - zostali odnalezieni pomiędzy szczytem Małego Śnieżnika a Goworkiem. Wcześniej wyruszyli żółtym szlakiem do Przełęczy Puchacza, a stamtąd zielonym przez szczyt Małego Śnieżnika do schroniska na Hali pod Śnieżnikiem. Wszyscy byli mocno wychłodzeni, ale ponieważ nie mieli żadnych urazów, zostali odwiezieni do miejsca pobytu. Turyści nie byli przygotowani do warunków panujących w górach, nie mieli odpowiednich ubrań, obuwia i wyposażenia, podczas gdy na szlakach leżało dużo śniegu, panowały niskie temperatury, a widoczność była ograniczona. Cała akcja trwała 5 godzin i zaangażowała 4 ratowników.


14.01.2019 W Stacji Centralnej odebrano telefon od turysty, który zgłosił swój upadek z wysokości i utratę przytomności w rejonie Skalnych Grzybów. Pamiętał jedynie, że wcześniej, kiedy było jeszcze jasno, mijał znak z napisem Batorówek i oznaczeniem kilometrów, a ocknął się już po zmierzchu. Nie wiedział, gdzie dokładnie jest i jak długo leżał, ale w poszukiwaniu zasięgu jakiś czas schodził prosto w dół. Po przekazaniu tych informacji poszkodowany stracił zasięg i nie można było ponownie się z nim skontaktować. Po upływie 1,5 godziny od zgłoszenia wysłał tylko SMS z informacją, że znajduje się w lesie i rozpalił ognisko.

Do akcji ruszyli: 3-osobowy zespół ratowników zawodowych z Land Roverem i quadem na gąsienicach ze Stacji Zieleniec, sześciu ratowników z Land Roverem i busem ze Stacji Centralnej w Wałbrzychu oraz trzech ratowników zawodowych i ratownik ochotnik z Land Roverem i quadem ze Stacji w Międzygórzu. Zawiadomiono również Dyrekcję Parku Narodowego Gór Stołowych i dyrektor Parku wysłał od strony Karłowa dwóch pracowników parku na skuterach śnieżnych w celu poszukiwania śladów zaginionego turysty.

wa. Szeroko zakrojona akcja poszukiwawcza skończyła się niespodziewanie szybko. Ratownicy, jadąc quadem w okolicy Praskiego Traktu, zobaczyli światło latarki. Po około 10 minutach podejścia na nartach skiturowych w jego stronę znaleźli poszkodowanego. Stwierdzono u niego przede wszystkim wychłodzenie organizmu, ogólne potłuczenia, stłuczenie pleców oraz podejrzewano urazy kręgosłupa szyjnego i podudzia. W międzyczasie na miejsce wypadku dotarli inni uczestnicy akcji. Zabez-

Zespół z Zieleńca rozpoczął poszukiwania z parkingu w Batorówku w rejonie Skalnych Grzybów. W tych działaniach miał ich wspierać zespół z Międzygórza. Zespół wałbrzyski pojechał przeszukiwać teren w kierunku Skalnych Grzybów od strony Karło-

7

pieczono poszkodowanego z użyciem śpiwora termicznego i pakietów grzewczych. Został przetransportowany na pulce przez poruszających się na piechotę ratowników do Praskiego Traktu, a stamtąd przewieziony quadem do Batorowa, ponieważ zadysponowana wcześniej karetka Pogotowia miała problemy z podjazdem do Batorówka. 23-letni turysta pieszy był dobrze wyposażony i odpowiednio przygotowany do zimowej turystyki. Sam rozpalił sobie ognisko, był zorientowany w terenie, w którym się poruszał, miał latarkę. Dzięki temu akcja zakończyła się szczęśliwie mimo prawdopodobnego upadku z wysokości, utraty przytomności, kłopotów komunikacyjnych i trudnego do lokalizacji miejsca przebywania poszkodowanego.


10.02.2019 Na terenie ośrodka narciarskiego w Zieleńcu 31-letni narciarz uderzył w słup wyciągu talerzykowego. Po przybyciu na miejsce zdarzenia ratownicy zastali poszkodowanego nieprzytomnego, z masywnymi obrażeniami w obrębie czaszki, bez zachowanej czynności serca. Przygodny świadek zdarzenia prowadził bezprzyrządową akcję resuscytacyjną, którą bezzwłocznie przejęto. Na miejsce zadysponowano kolejny

zespół ratowniczy, powiadamiając o sytuacji centrum powiadamiania ratunkowego oraz prosząc o zadysponowanie naziemnego zespołu ratownictwa medycznego i lotniczego zespołu HEMS. Podłączono pulsoksymetr i defibrylator AED, który nie zalecał wyładowania, odessano drogi oddechowe i zabezpieczono je za pomocą maski krtaniowej Igel oraz rozpoczęto wentylację zastępczą z wysokimi przepływami tlenu. Następnie zabezpieczono poszkodowanego na materacu próżniowym i po podłączeniu do urządzenia Easy Pulse (mechaniczna kompresja klatki

piersiowej) rozpoczęto ewakuację ze stoku do oczekującego naziemnego ZRM, który przejął kierownictwo działań w zakresie czynności resuscytacyjnych. Po przybyciu helikoptera LPR Ratownik23 lekarz HEMS przejął kierownictwo działań. Ratownicy GOPR wspierali w zakresie podstawowych zabiegów resuscytacyjnych zespoły ZRM i HEMS aż do przywrócenia czynności serca poszkodowanego. Następnie R23 rozpoczął transport poszkodowanego do referencyjnego ośrodka według procedur LPR.

7.04.2019 Dyżurujący w Stacji Ratunkowej w Zieleńcu spodziewali się wezwania na stok do jednego z najwytrwalszych narciarzy jeżdżących po resztkach śniegu a tymczasem wezwanie przyszło ze Szczytnika od grupy wspinaczy. Jedna z ich koleżanek odpadając od ściany na skale Widokowej uderzyła nogą w występ skalny i doznała bolesnego urazu w okolicy stopy i stawu skokowego. Dwuosobowy zespół ratowników po dotarciu na miejsce zabezpieczył uraz a następnie przygotował poszkodowaną do ewakuacji. Została ona wyewakuowana z terenu eksponowanego w noszach typu Kong przy pomocy sprzętu linowego. Z parkingu na szczycie udała się do szpitala własnym transportem.

8


28.04.2019 O 12:10 przychodzi zgłoszenie z centrum powiadamiania ratunkowego o nagłym zatrzymaniu krążenia u mężczyzny, ok. 65 lat. Do zdarzenia doszło podczas pieszej wycieczki, na żółtym szlaku w okolicach Glinna k/Walimia. Z Centralnej Stacji Ratunkowej w Wałbrzychu wyjeżdżają ratownicy, którym na podstawie uzyskanych koordynatów GPS udaje się ok. godziny 12:50 namierzyć poszkodowanego, u którego trwa resuscytacja krążeniowo-oddechowa prowadzona przez jego znajomych. Od tego momentu działania przejmują ratownicy wraz z zespołem ratownictwa medycznego „P” z Wałbrzycha. Dodatkowo o 13:02 na miejsce zdarzenia dociera zespół Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Niestety pomimo podjętej akcji reanimacyjnej, o godzinie 13:51 lekarz stwierdza zgon.

18.05.2019 Ok. 11:50 Centrum Powiadamiania Ratunkowego informuje o paralotniarzu, którzy spadł z wysokości na łąkę nieopodal miejscowości Grzmiąca (Gm. Głuszyca). Do zdarzenia natychmiast wyjeżdżają ratownicy z Centralnej Stacji Ratunkowej w Wałbrzychu. Po dotarciu do poszkodowanego zdiagnozowano m.in. uraz miednicy, kręgosłupa i złamanie kości przedramienia. Na tej podstawie dyspozytor CPR zadysponował do działania helikopter LPR. Ok. godziny 13:05 paralotniarz zostaje przekazany załodze LPR i przetransportowany do Specjalistycznego Szpitala im. dra Alfreda Sokołowskiego w Wałbrzychu. Późnym popołudniem przychodzi informacja o upadku rowerzystki na szlaku niebieskim prowadzącym na Jagodną. Do zdarzenia wyjeżdżają ratownicy ze Stacji Ratunkowej w Zieleńcu. Po zaopatrzeniu poszkodowanej (m.in.urazy twarzoczaski i barku) zostaje przekazana zespołowi ratownictwa medycznego na Przełęczy Spalonej. Źródła: Karty Wypadków, https://www.facebook.com/GOPR.WK/, relacje ratowników biorących udział w akcjach. Opracowanie: Iwona Pawelec-Pudło

9


NASI RATOWNICY

STASZEK MAKSYMOWICZ Stworzenie tekstu o Stanisławie Maksymowiczu na zgodną z redakcyjnymi wytycznymi liczbę znaków było zadaniem karkołomnym. O naszym koledze, który jest nestorem ratownictwa górskiego w Sudetach, światowej klasy lotnikiem, wychowawcą pokoleń pilotów, skoczków i trenerów sportów lotniczych, można by napisać niejedną książkę. Jak zawsze tryskający humorem i z dużą dawką ironii opowiedział o swoim życiu pełnym pionierskich wyczynów i zabawnych historii. Stanisław Maksymowicz urodził się w 1933 roku na Litwie. Po wojnie razem z matką i siostrami trafił w Sudety. Tu rozpoczęła się jego przygoda z górami i z lataniem.

zbierało się drewno i na wódkę dla maszynisty. Jechaliśmy przez Wrocław. Tam było wszystko rozwalone, paliło się, złodziejstwo i szaber kwitły, a w Jeleniej Górze... szok! Domy całe, płoty, skrzynki na listy, asfalt. Facet w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym wziął od matki jakieś złote rublówki i dał nam po znajomości mieszkanie na ul. Drzymały nad piekarnią. Mieszkanie jest wyszabrowane, nie ma tam nic poza łóżkami, ale z piekarni idzie ciepło. Łapię robotę. Jestem pomocnikiem piekarza. Sam się najem tyle, ile chcę i jeszcze mam chleb dla rodziny.

W 1946 roku przyjeżdżam jako repatriant z Landwarowa do Jeleniej Góry. Zostaliśmy doczepieni do pociągu prawdopodobnie z Kargulami, Pawlakami i innymi. Jechało się parę tygodni. Jak pociąg się zatrzymywał, to

Ciekawy wszystkiego gonię tu, tam, ówdzie. Już po paru dniach trafiam biegiem na Górę Szybowcową, a tam kran, ławeczka i…szybowce! Jakiś Niemiec się odzywa: „A Ty czego się tu kręcisz?”. Kończy się tym, że łapię z nimi kontakt, bo mnie to wszystko bardzo mocno interesuje. Zaczynam latać na niemieckim szybowcu SG-38. Tam była jeszcze wtedy cała masa Niemców, którzy zajmowali się lotnictwem. A w tym samym budynku, w którym my, tylko trochę wyżej, mieszkała taka Hilda.

10


jakieś trzy łyżki cukru, to był sygnał, że mogłem ruszyć w góry. Na wysokości 800 m n.p.m. przy jakichś dziurkach czy strumykach były schrony, jeszcze przez Niemców zrobione. Bardzo często odwiedzałem takie przy Dużym Stawie z prawej strony, za Śnieżką i w Czarnym Kotle Jagniątkowskim. Miałem szczęście do ludzi. Pytał ktoś: „A Ty co tu robisz?” – „A no to i tamto.” –„Słuchaj, a Ty tylko cukier masz?” –„No tak.” –„Zaniósłbyś tyczki?” –„No zaniósł-

Od razu zakochałem się w niej, bo to była piękna dziewczyna z warkoczem i, jak się okazało, córka lotnika. W góry wyruszałem, bo to niby się człowiek czegoś nauczy. Dostałem taki woreczek z lnu i jak miałem w nim

11


bo nie było roku, w którym by jakichś mądrości nie dokładali. Przyjeżdżali i mówili, że teraz się robi tak, a już nie tak.

bym”. –„No to 5 złotych za tyczkę jeżeli tam pod Śnieżką powbijasz.”Tak się skontaktowałem z ludźmi, którzy w PTTK coś robili. Miałem u nich takie prace - tyczki wnieść albo szlak poprawić. To były bardzo ciekawe zlecenia, np. znakowałem całe Góry Sowie (czerwony szlak i niebieski), Włodarz, Kolce. Zbliżyłem się z różnymi osobami m. in. ze Steciem, który mi bardzo imponował i o tych domkach na wysokości 800 metrów potrafił opowiedzieć i zainteresować. Czasem z nudów chodziłem z nim i jego wycieczkami po Rudawach Janowickich. Bardzo dużo się od niego nauczyłem.

Potem mieliśmy przysięgę, te odznaki, te świadectwa. To było bardzo fajne, bo wiedzieli jak pieniądze na to załatwić. W każdym razie tak mi się wydaje, bo i popić było co, i bankiet był. Dyżurowało się różnie. To nie były takie dyżury jak dzisiaj, czyli że usiadło się i już. Była w tym rzecz bardzo ważna, w każdym razie dla mnie, że w ciągu roku trzeba 40 czy 60 godzin odpracować. Nie pamiętam dokładnie,

W międzyczasie realizuję się jako lotnik – tam, w Jeżowie, się kręcę. Jak byłem jeszcze w Landwarowie babka pyta: „Dziecinko, a Ty kim chcesz być?”Ja mówię: „Lotnikiem”, a na to babka: „Matko Boska! Z takiego dobrego domu lotnikiem! Ty księdzem powinieneś być! Już nie mówię, że biskupem. To koniec świata - on chce lotnikiem zostać!” Staszek Maksymowicz brał udział w pierwszym po wojnie kursie ratownictwa górskiego na terenie Sudetów, który odbył się w pod koniec 1951 roku. Przyrzeczenie złożył 15 grudnia podczas uroczystości zaraz po zakończeniu kursu. W 1979 roku zrobił kurs II stopnia, a potem, w Austrii, kursy ratownictwa górskiego i ratownictwa z powietrza. W którymś momencie z Zakopanego przyjechali panowie w getrach - Towarzystwo Tatrzańskie i powiedzieli, że zrobią kurs. Pytają mnie: „A Ty byś nie chciał?” Ja mówię: „No chciałbym, a mogę?” I w ten sposób załapałem się na pierwszy zorganizowany kurs goprowski. Wtedy trzeba było ratowników, bo rozrosła się turystyka, wycieczki z PTTK i te różne FWP. Tam był Zbyszek Pawłowski, Franek Broda, trochę innych przewodników i K.O.-wcy z domów wczasowych. Z nimi był piękny numer! W kapeluszach, a kapelusze mieli przywiązane pod szyją sznurkami, bo wiatr był i z walizkami przyszli na kurs. Co prawda mieli niedaleko z Wangu, a tam był hotel. ale to była jakaś stała liczba, której nikt nie kontrolował. Po prostu przychodziliśmy, jak to zapaleńcy. Jeden z FWP miał co miesiąc 2-3 wycieczki, to się wpisywał. Zbyszek Pawłowski był kierownikiem Samotni, więc cały czas dyżurował. Franek Broda tam gdzieś był na dyżurze, Maksymowicz przyjechał i chodził ze Steciem znakować szlaki. Wszyscy uważali, że powinno się być te 40 godzin, za które nikt nie płacił, bo delegacji nie wystawiali. Tak się było tym ratownikiem. Wygodne dla takich obiboków jak ja. Człowiek sobie pojechał za darmo, dostał wyżywienie, zakwaterowanie, siedział na hali, był na dyżurze i godziny się liczyły. A mój miesiąc miodowy w Samotni

Kurs, według mojej dzisiejszej oceny, był wysoce specjalistyczny, z takim akcentem historycznym, co mnie nie bardzo interesowało. Bardziej mnie zajmowało wiązanie węzłów i bandaży. Chociaż bandaży nie było. Nic właściwie nie było. Najmądrzejszy ze wszystkich sprzętów był bambus, tośmy po sto pięćdziesiąt razy, w sposób improwizowany, nosili się to z nogą, to z ręką. W innych improwizacjach z desek czy drzwi się robiło nosze, jak jakiś kręgosłup był. Najwięcej było ćwiczeń w terenie, codziennie z tym bambusem, ale też szukanie w lawinie sondą we dwójkę, w trójkę, zawsze coś można tam wymyślić. Później się śmiałem,

12


kiem, ale przy okazji przewodnikiem i pracowałem. I interesowały mnie góry.

trwał trzy miesiące. W Wielkanoc zrobiliśmy z żoną takie małe przyjątko i w śmigus-dyngus wody w schronisku mieliśmy nalane pół metra.

Pierwsza akcja ratunkowa w Sudetach - to zima 1952 roku. To był facet, który na Śnieżnych Kotłach spadł przez nawis. Szedł górą i wpadł do kotła. Przeżył, ale poturbował się trochę. Akcja trwała cały dzień. Z tego co pamiętam, siedzieliśmy z większością uczestników kursu. Taką grupą ruszyliśmy i podeszliśmy od dołu. Poszkodowany zsunął się tam z lawiną. Zabraliśmy go najpierw do takiej chatki, która była przy morenie, a potem na zmianę nieśliśmy. Ratowanie wtedy nie było takie że: „Ooo współczujemy Panu”, tylko opierdzielanie było: „Po co Pan tam lazł?!”

Potem zaczął się pojawiać sprzęt, co też było ważne, bo wcześniej go nie było w ogóle. Kiedyś uzbierałem na buty narciarskie i dwa dni później chciałem iść je kupić, ale akurat było przewartościowanie pieniądza i z 1000 złotych zrobili 100 i już mogłem za te pieniądze kupić tylko trampki. Z ro ku na r ok r at ow n i c tw o s i ę fo rma l i z o w a ł o . K i edy p oj a wiła s ię k s iąż k a d y ż u ró w, to s i ę w p i s y w ał o, że ten a t en by ł t y le i ty l e . N a j p i e rw ty l k o ż e b y paso-

Wypadków w latach 50. trochę było. W wielu przypadkach złamania. To były tragiczne historie, bo wtedy nie było ani bandaży, ani szyn. Byłem na dyżurze na Kopie z takim Fabianem i wyszedłem pojeździć. Nagle słyszę tak niesamowity wrzask, że szyszki prawie spadają. Podjeżdżam w kierunku krzyku, a tam Fabian wiezie faceta z otwartym złamaniem podudzia. Przez spodnie mu wychodzi kość, a noga owinięta …papierem toaletowym. Facet przywiązany tylko pod pachami, żeby nie spadł, a ten zapierdziela po muldach, prawie nie umiejąc jeździć. Dopadłem go: „Fabian, co się dzieje?” A Fabian: „No krzyczy, bracie, boli go, to się spieszę!” A na stoku takie kalabraki, że tobogan na 1,5 metra w górę wyskakiwał. Z ratownictwem z powietrza jest taka historia. We Wrocławiu i w całej Polsce było Lotnictwo Sanitarne. Bywało tak, że mieli dyżur i był lot, a było, że nie. Ktoś patrzy - tyle tysięcy to kosztuje, a w miesiącu są dwa loty. Zatrudniony pilot, mechanik , sprzątaczka, księgowy, magazynier... 12 osób a 2 loty. No i wiara w którymś momencie chciała latać w góry. To ja zrobiłem ekipę i wyznaczyliśmy lądowiska w górach, gdzie można było siadać np. przy Strzesze Akademickiej albo przy Wangu. Zostały zgłoszone do Spisu Informacji Lotniczej. Miałem takiego kumpla, nazywał się Kaczanowski, który miał wielkie ambicje w kwestii niesienia pomocy, lotów zapoznawczych i sprawdzania tych lądowisk. Potem były przeróżne szkolenia, konkretnych dat nie pamiętam. To była w większości dobra wola pilotów, którzy byli tematem zainteresowani i robili często nieformalne próby związane z ratowaniem w górach. W identyczny sposób znalazłem się w Schladmingu. Oni też mieli helikopter, ale nie swój, bo jeśli chodzi o lotnictwo, to byli bardzo zapóźnieni. Skorzystali więc z moich uprawnień i wiadomości z dziedziny ratownictwa i trochę po znajomości zrobili mi kurs i papiery austriackie.

wał o , bo t o k ier own i k s o b i e w y m y ś l i ł . Po te m z aczęto ko nt r olować i wy ł a p y w a ć , ż e k to ś s o b i e w p isał za dużo godz in, bo c hc i a ł d o s ta ć b u ty, n o i trz e b a j eszcze skońc z y ć k ur s d o s k o n a l ą c y, a n i e b y ł n a ćw i czeni a ch z des m ur gii. C o ro k u b y ł y u z u p e ł n i a j ą c e kursy i ki edy k t oś nie by ł, to m u s i ę to o d n o to w y w a ło. P omal u tk u pr z y c hodz ił y p i e n i ą d z e , z a c z y n a ł y s i ę materi a l n e his t or ie, a k oń c z y ł o to , c o b y ł o i s to tą ra to w ni ctwa. Wes z ły s ek r et a rk i , k a rto te k i , z d j ę c i a , p ro tokoł y.

A jak wtedy wyglądała technika ratownictwa z powietrza? Różnie. Działaliśmy na długich linach, na krótkich, jak tam wymyśliliśmy. Zakopane dostało radiostacje ”Klimki”. Była kiedyś z nimi jakaś gadka i oni dumni się chwalą: „Bo my mamy radiostacje i my tutaj teraz tak szybko ratujemy. Tu się mówi i od razu się ratuje.” A ja na to: „A my to jeszcze lepiej ratujemy”. Wziąłem paru chłopaków, skocz-

Do władz wybierało się najczęściej kolegę, któremu po drodze było i chciał być w PTTK. Ja byłem tym ratowni-

13


upierdzielony w śniegu, wściekły i myślę: „Koniec, gówniarze! Żeby dziadek 84 lata na dyżurach. Wy tam sobie pierdzielicie do radia jaka pogoda, to ja tu teraz sobie będę siedział, a Wy idźcie na stok!” Tak młodzieży wytłumaczyłem, że mam dosyć i że mogę najwyżej na zebranie przyjść. Jest takie zebranie i przynoszą mi ubranie - te wszystkie skarpetki, ocieplacze, ozimniacze, tamto stramto. Mówię im: „A po co mi to? Dajcie młodemu, bo on tam musi iść wyrwać lachona.” - „Nie dziadku, musisz mieć, bo jak dziadek na pogrzeby chodzi, to nie może w stroju obdartym, obsmarowanym.” No i mam ten nowy sweter, buty i inne takie i byłem na paru pogrzebach ze sztandarem. Przecież trochę czasu minęło od 51 roku. To jest może ta chwila, żeby przypomnieć, że jestem najstarszy. Wszechstronnie uzdolniony ruchowo trafił na dzisiejszą AWF. Po studiach podjął pracę w Zakładzie Gimnastyki, a potem stworzył i wiele lat prowadził Zakład Sportów Lotniczych. Jest doktorem nauk o kulturze fizycznej, ale dokonania naukowe nie są głównym wątkiem wspomnień z uczelni. Kiedy zlikwidowano aeroklub w Jeleniej Górze przeniosłem się do Wrocławia. Tam zacząłem studiować. Najpierw na Politechnice na kierunku lotniczym, ale jak świeciło słońce, to byłem na lotnisku, a jak spadł śnieg, to w górach na nartach. Na pierwszym semestrze przed Bożym Narodzeniem były w Szklarskiej Porębie Mistrzostwa Dolnego Śląska w narciarstwie. Wtedy już sobie buty kupiłem, miałem prywatne narty - Kosche. Takie zawody to fucha! Można pojechać i wystartować, parę dni jeżdżenia, związek płaci. Jadę. AZS ma wtedy klub, ma narty, ma trenera, a ja… wygrywam z nimi. Spodnie mam nietypowe, bo wszyscy są w takich obcisłych wełnianych, w skafandrach, ubrani jak ludzie, a tu jakiś palant na Kosch’ach wygrywa. Przychodzi do mnie Antoni Szymański i pyta; „Skąd Ty? Te narty to Twoje? Jak to Politechnika? A nie chciałbyś jeździć w AZS-ie? Zupki byś dostał, narty byś dostał, delegacje na trening.” Myślę: „Akademika nie mam, stypendium nie mam, a problemy na studiach tak, bo coś tam już niezaliczone.” Złożyłem więc papiery, egzaminy zdałem i zacząłem studia. Wtedy to była Wyższa Szkoła Wychowania Fizycznego.

ków, każdy młody, ubrany w czapkę goprowską i parę jakichś szmat. Faceta położyliśmy, a sami wyskoczyliśmy z toboganem, z bandażem i sru..! Gościa spakowaliśmy, telewizja to sfilmowała i Zakopane na kolana padło. Pytają mnie czy ja bym nie przyjechał i nie zrobił im kursu jakiegoś, do jakiegoś zarządu nie poszedł, a ja w zaparte. Mówię im w końcu: „Jesteście górale, ale macie jednak popierdzielone. Jakie ratowanie z powietrza? W górach, gdzie tu nawet wrony piechotą chodzą, bo wiatr nogi z dupy wyrywa. Jaki spadochron tutaj, jaki samolot? Przecież to pic bajer, tylko jak wy z radiostacjami takie ważne jesteście, to tak żeby Wam utrzeć nosa”. I jeden na to: „A ja wiedziałek, ze to jakeś osustwo”. Dopiero 3 lata temu skończyłem służbę ratowniczą. Brałem sobie dyżury, ale nie tam, gdzie jest kupa ludzi, tylko np. na Wielkiej Sowie od strony Rzeczki. Dało się tam zapisać, więc Maksymowicz był na dyżurze i cześć. W każdym razie jakieś 5 lat do tyłu wyglądało tak, że robiąc te dyżury, to człowieczek miał z siłami różnie. Kiedyś jadę na nartach i wywaliłem się tak, że dupsko miałem niżej nart i się wygrzebać nie mogłem. Ludzi od cholery, ktoś podjeżdża „Dzień dobry Panie Staszku, może pomóc wstać?” A ja się tam kokoszę i nie mogę wyjść. Odpiąłem narty i idę

To był 1970 chyba, kiedy przyspawałem się na nartach do drutów w Zieleńcu. Do startu na lotni musi być prędkość, a jak na nartach jadę, to nie muszę biec. Następnie, jak

14


nabiorę wysokości, mogę sobie polatać. Oczywiście mogę wylądować byle gdzie, ale wtedy trzeba te 30 kilogramów na plecach wynieść na górę, a tam była dyskoteka, było piwko. Szpan zostaje czy się jest starym czy nie. Jeżeli człowiek usiądzie dobrze, to składa tylko szmaty i jedzie wyciągiem do góry. Było placyku 10x15m, więc odpowiednio. Brakło mi 1,5 metra, żeby przejść nad drutami wysokiego napięcia. Dotknąłem, spięły się i przepaliły. To nie było odgałęzienie tylko główny przewód i stanęły wszystkie wyciągi w Zieleńcu. Ręka mi poszła, a ja zamiast do lekarza, to chodziłem załatwiać, bo wszyscy niby z uśmiechem, ale krew ich zalewała. Wyciągi stoją, patelnie i piece też, a tu niedziela, każdy chce kasę zrobić, a temu palantowi zachciało się wyłączyć prąd. Droga zaśnieżona, ekipie do włączenia prądu nie było łatwo przyjechać, więc się musiałem nagłowić ze złamaną ręką, którą w końcu sam składałem, bo co się będę pieprzył.

Opowiedziałem jedną setną, bo ja mam przecież paręset tysięcy godzin wylatane. To możliwe, że koloryzuję, ale uważam, że o każdej rzeczy można opowiedzieć w tragiczny sposób. Wszystko zupełnie inaczej wygląda, jak się jest młodym. Z czego tu się cieszyć nie wiadomo, a pokażesz im palec i zadowoleni, śmieją się, poszli, wypili po 2 piwa… …”[śmiech]

„GOPR był po drodze mojego kontaktu z przyrodą”mówi kolega Stasiu, ale jego największą życiową pasją wydaje się być latanie. Obojętnie na jaki temat zaczniemy rozmowę, prędzej czy później kończy się barwną opowieścią z powietrza. Śmieje się często. „Moja żona mówi, że tylko na własną toaletę nie mam uprawnień”. Trudno się dziwić szanownej małżonce, bo lista uprawnień jest długa: instruktor pilot I klasy: szybowcowy, samolotowy, spadochronowy, motolotniowy i paralotniowy. Pilot balonowy i mechanik obsługi balonu wolnego. O ogromnym dorobku sukcesów w lotnictwie świadczą półki, które uginają się pod ciężarem pucharów, odznaczeń i medali. Jest laureatem Wyróżnienia Honorowego im. DEDALA „za wybitne zasługi w kształceniu i wychowaniu lotników. Ku chwale Polskiego Lotnictwa” i to właśnie tę statuetkę – bryłę z granitu ze stylizowanym odlewem kuli ziemskiej z sylwetką orła – z dumą pokazuje jako pierwszą.

Korekta: Basia Fornalska-Chruściel

…ja też spisałam jedną setną z tego, co zostało mi opowiedziane. Panu Staszkowi życzę dużo zdrowia, a Czytelnikom jeszcze wielu okazji, żeby posłuchać tych historii. Niezmienione przez edycję tekstu, opowiedziane osobiście przez naszego bohatera zyskują zupełnie nową jakość. Opracowanie na podstawie wywiadu: Iwona Pawelec-Pudło

„Dużo mam tych rzeczy. Każda to są wspomnienia i piękna historia. A ta mi się bardzo podoba. Tu jest kula ziemska i orzeł. Ten orzeł, którego cały świat nam zazdrości, bo to jest bardzo ładny znak. Znaczy to dla mnie, że życie moje było jakby związane z całym światem i pęknięte lotnictwem. To bardzo miłe jest. Ta podstawa to podobno jest granit ze skały, z której Ikar skakał”. „Wracając do tego, co ty masz napisać, to nie wiem. Można napisać, że całe życie to tylko przekręty, że badań nie miał, a latał. Nie wypieram się tego, że jak chciałem się wykąpać, to leciałem nad morze.

NA DYŻURZE REDAKCYJNYM BYLI: Projekt graficzny: P. Sandomierski Skład: Drukarnia Poldruk Rysunek na okładce: Marek Bachmatiuk

PIOTR SANDOMIERSKI

IWONA PAWELEC-PUDŁO

MATEUSZ KASZUBSKI

ŁUKASZ POKORSKI

Chcesz zgłosić temat lub dołączyć do grona redakcyjnego? Wyślij swoją propozycję na adres media.w-k@gopr.pl Zespół redakcyjny weźmie pod uwagę wszystkie nadesłane zgłoszenia przy planowaniu kolejnych numerów.


MIĘDZY DYŻURAMI

Ku przestrodze

Na wesoło

Do przemyślenia ….

Stanisław Biel

Fot. Marcin Tomczyk

„Góry uczą smaku rzeczy prostych, takich, których nie doceniamy.”

Fot. Hrvatska Gorska Služba Spašavanja

Sponsorzy i Partnerzy GOPR

Działalność ratownicza GOPR jest współfinansowana przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji Wydanie sfinansowane przez Zarząd Główny GOPR w Zakopanem


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.