Tatry i podhalanie przewodnik retro 1882

Page 1



■PPPW



?

im m m b t8WiteiMlflt' ■ v p w '”

>{f

%(\<&W*'

f\L

:m .

TATRY

SKREŚLIŁ

AUGUST W RZEŚNIOWSKI P ro fe so r U n iw e rsy tetu w arszaw skiego.

KRAKÓW. !

l

J y 1*" ‘

-

*

V ?\

'

n a k ła d e m ; t o w a r z y s tw a

1882.

V" '

) ^

^

" i

1 -

ta trz a ń s k ie g o .



T A T RY L A Sk r e ś l i ł

A U G U S T W R Z E Ś N IO W S K I Profesor Uniwersytetu warszawskiego.

Ń A K Ł A D E M T O W A R Z Y S T W A T A T R Z A Ń S K IE G O .


1

W

m

:

-

m

m

M

m

i

Osobna odbitka z „Pam iętnika Tow. Tatrzańskiego

I

Kraków. — W drukarni Wł. L. Auczyca i Spółki. 1882.


TATRY I PODHALANIE sk re ślił

ĆWcpuo-t fyVt&iziniowsfai Profesor

U niw ersytetu

Warszawskiego.

Podczas kilkakrotnie powtarzającego się pobytu w Zakopanem zawsze sta­ rałem się skorzystać z każdej sposobności, aby poznać charakter tam tejszych gó­ rali , ich w yobrażenia, skłonności, przymioty i wady. Zwracałem też uwagę na samą naturę Podhala i gór , sam jednak własnemi siłami małobym tu dokonać zdołał. Zapoznanie się z geologiczną budową i mineralnem bogactwem, a w łaści­ wie ubóstwem T atr zawdzięczam profesorowi Chałubińskiemu, niewątpliwie n a j­ lepszemu znawcy tych g ó r, który tyle lat poświęcił ich zbadaniu. Wiadomości o florze tatrzańskiej dostarczył mi prof. Chałubiński i p. Łapczyński. Poznanie fauny znakomicie ułatw ił mi pan Antoni K ocyan, leśniczy z O raw ie, który od dwudziestu przeszło lat w T atrach osiadł i stale bada ich fau n ę, bardzo wprawdzie u b o g ą , ale trudną do należytego zbadania bo w ciągu ostatnich trzech lat przy­ były trzy gatunki zwierząt ssących, dotychczas tu nie spostrzegane. Spostrzeżenia i wiadomości T atr i P odhalan, a zwłaszcza Zakopian doty­ czące , w roku zeszłym zebrałem w jedną całość i ogłosiłem w miesięczniku „Ateneum*,' pod tym samym co obecnie tytułem . Podczas pobytu w Zakopanem w lecie roku zeszłego znacznie wiadomości swoje w tym przedmiocie rozszerzyłem, oraz poznałem błędy popełnione w charakterystyce górali. P raca moja zaintere­ sowała niektóre osoby, które łaskaw ie pośpieszyły ze sprostowaniem niew łaści­ wych ustępów, oraz z dopełnieniem rozmaitych braków. Przedew szystktem winienem tu wdzięczność księdzu kanonikowi Stolarczykowi, proboszczowi Zakopanego. Rzecz w ten sposób poprawioną i uzupełnioną obecnie po raz drugi podaję do druku jako dokładniejszą i bardziej do prawdy zbliżoną, aniżeli pierwotnie ogło­ szona. W każdym razie nie jestto kom pilacya, lecz streszczenie własnych spostrze­ żeń i opowiadań górali, oraz osób tak dobrze Podhale znających, ja k ks. Sto­ larczyk i prof. Chałubiński. * * T a t r y i P o d h a la n ie .

* 1


T a tr y i ludność na ich stokach zam ieszkała ju ż w pierwszych latach b ieżą­ cego stulecia zwróciły na siebie uw agę S t a n i s ł a w a S t a s z i c a , k tóry przedewszystkiem usiłował przedstawić obraz geologicznej budow y Polski. D wanaście roz­ praw razem zebranych utworzyły bardzo dziś rzadkie dzieło pod ty tu łe m : „ 0 ziemiorodztwie Karpatów i innych gór i dolin Polski“ (W arszaw a 4° 1815. W d rukarni rządowej). W rozprawach tra k tu ją c y ch o T a tr a c h spotykam y bardzo ważne wzmianki 0 góralach 1). D rugim z kolei znakomitym badaczem T a tr był szwedzki n aturalista J e r z y W a h l e n b e r g , którego klassyczne dzieło „ Flora Carpatorum, principalium '/- (Gottingae 1814) zaw iera n ader ważne szczegóły o klimacie, petrografii 1 florze T a tr. N iepodobna tu rozbierać w szystk ich , chociażby tylko ważniejszych prac o T a tr a c h ; odsyłając tedy czytelnika do wzorowo przez p. H u g o n a P a y e r ’ a zebranej Bibliotheca Carpalhica 2), oraz do bibliografii karpackiej p. M u l d n e r a 3), poprzestanę na kilku krótkich uwagach. Liczne prace o budowie T a tr , ich klimacie i p ł o d a c h , o góralach i w y­ cieczkach na rozmaite szczyty, zgromadzono w Pamiętniku Towarzystwa Tatrzań­ skiego, wydawanym w Krakowie, którego dotychczas wyszło sześć tomów (1876— 1881), oraz w R oczniku Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego (Magyarorszdgż Karpalegylet Evkonyve. Jahrbuch des ungarischen Karpatlien - Vereins. 8 tomów 1874— 1881). N a szczególną uw agę zasługuje m a ła książeczka L. Z e j s z n e r a pod t y ­ t u ł e m : Pieśni ludu Podhalan (8, W a rsz a w a 1845), gdzie znajdujem y bardzo trafny szkic Po d h a la i P odhalan. W innej pracy pod ty tu łe m : Podhale i północna po­ chyłość Tatrów czyli Tatry polskie 4). Z e j s z n e r opisuje niektóre wsie Podhalskie, niektóre stawy czyli jeziora i doliny ta tr z a ń s k ie , oraz obszerniej nieco to samo pow tarza o góralach , kozicy i ś w is ta k u , co ju ż w powyżej przytoczonem dziełku w ydrukow ał. W y c iąg i z flory W a h le n b erg a uzupełniają pracę. D ziennik p o d ró ży do Tatrów przez autora Sobótki, tj. przez S e w e r y n a G o s z c z y ń s k i e g o . (8, P e te rsb u rg 1853) małej je s t w a rto śc i, wyjąwszy zaw arte w nim śpiewki. T ru dn o mi zrozumieć dlaczego p. Bronisław R ajchinan ta k dalece go chwali. ( Kłosy 1882, N° 866, str. 70). D o poważnych prac należy a r ty k u ł p. J ó z e f a K o n o p k i o górskiem go­ sp o d a rstw ie, umieszczony w Encyklopedyi Rolnictwa (8, W a r s z a w a , tom I I I , str. 819 i następne). W ostatnich latach wyszły z d ru k u dw a przewodniki po T a tra c h : Przewodnik p. W . E l j a s z a (zwłaszcza nowe w ydanie 1881 r.) oraz p. K o l b e n h e y e r a :

4) Szczegóły o czasie

i miejscu ogłoszenia każdej rozpraw y, p a t r z : Trejdosie-

w ic z; w czasopiśmie Przyroda i P rzem ysł , 1876, str. 297 i nast. 2) Rocznik w ęgierskiego Tow arzystwa K arpac kieg o, tom I, str. 153, tom I I 1875, tom I I I 1876. T akże oddzielne wydanie u z u pe łnione : Bibliotheca Carpalhica im Auftrag e des „Ungarischen K arpathen - V erein s“ zusamm engestellt von H ugo Payer. 8° Igló. 1880. Stronnic 378. A lfabetyczny k atalo g obejm ujący 5885 tytułów, oraz dwa in d e k sy : w edług działów naukow ych i według miejscowości lub opisanych przedmiotów. 3) P a m ię tn ik Towarzystwa Tatrzańskiego 8°. K raków, tom I. 1876. Str. 95— 111. Bibliografia wyłącznie polska. 4) Biblioteka Warszawska 1849, tom I, str. 57, str. 5 3 5 ; tom III, str. 441, tom IV , str. 1; 1851, tom IV, str. 5 2 3 ; 1852, tom H , str. 116.


Die hohe Tatra (Cieszyn. W y d a n ie 3. 1880). Nieco dawniej w y sz ły : Szkice z po­ d róży w T a try p. W . E l j a s z a (Poznań i Kraków 1874). Do szczególnie udatny ch zaliczę opisanie dwóch w y cieczek , skreślone przez p. B r o n i s ł a w a R a j c h m a n a ł), do najlepszych zaś spraw ozdań tego rodzaju niewątpliwie należą opisy księdza kanonika S t o l a r c z y k a , proboszcza zakopiań­ skiego a), oraz z nieporów naną w erw ą i praw dą s k r e ś lo n e : Sześć dni w Tatrach 3). Rozm aite opisy w ycieczek w znacznej bardzo ilości nagromadzono w Pam iętniku Towarzystwa Tatrzańskiego i w R ocznikach Towarzystwa Karpackiego.

Górale zam ieszkujący stoki T a t r pod nazw ą Podhala, tj. krain y położonej poniżej hal czyli górskich p a s tw is k , pojm ują obszar o bjęty następującem i g ra n i­ c a m i: od południa łań cu chem T a tr, od wschodu rz e k ą B ia łk ą , od zachodu C z a r­ nym D u n a jc e m , od północy dalszym ciągiem tej rzeki oraz D u najcem do ujścia Bialki. Zaledwie potrzeb a nadm ien iać, że m ieszkańcy Po d h a la są P o d h a la n am i; ta k sami się nazyw ają i to samo miano n a d a ją im sąsiedzi. Okolice Spiża i Orawy sąsiadujące z P o dh alem są stanowczo z tego ostatniego wyłączone, n aw et okolice przez Polaków zamieszkałe. T a k więc Pod hale ogranicza się galicyjskiemi stokam i T a tr, nigdzie politycznej granicy nie przekraczają. Ale i na tym obszarze dają się spostrzegać pew ne różnice zalu dn ienia, skutkiem czego profesor K opernicki za P o d h a la n nie uw aża mieszkańców wsi W róblów ki i Długopola na praw ym b rzegu Czarnego D u n a jc a , oraz mieszkańców Nowego T a rg u i w s i: W a k s m u n d , Grońków, Ł o p u s z n a , Plarklow a i D ę b n o , położonych n a praw ym brzegu D unajca. Różnice są tu mniejszej wagi, albowiem, j a k mi pisze profesor Kopernicki, z asa­ dzają się na pewnych drobnych wyłącznościach u b io r u , uprzęży, budow y domów i wozów, oraz na niejakiej różnicy mowy. Górale pomienionych miejscowości s ta ­ nowią przejście do górali Beskidowych z je d n e j, i do górali Pienińskich z drugiej strony. W ten sposób ograniczono Podhale, w edług starannych obliczeń prof. Kopernickiego, m a 28128 mieszkańców, gdy tymczasem w granicach obszerniejszych uw ażane posiada przeszło 40000 ludności. W in c e nty P o l w dziełku swojem „Północne stoki K a rp a t11 (8°. K raków 1851) bardziej ogranicza Po dh ale, z uwagi je d n a k , że nie przytacza żadnych motywów, oraz dopuszcza się błędów g eograficznych)4, pozwolę sobie odmówić jego pracy poważniejszego znaczenia i pominę milczeniem jego poglądy. Goszczyński (D zien­ n ik podróży do Talrów) i p. Bronisław R a jc h m a n ( W ycieczka na Łomnicę) do P o d ­ h a la zaliczają wszystkie stoki T a t r , co je d n a k ż e zupełnie je s t dowolnem poj-

') Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką. A t e n e u m 1877, tom IV, str. 469. Wycieczka na Łomnicę. Warszawa 16° 1879. 2) Czas 1875, 14— 16 października, także Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego, tom I. Ks. S t o l a r c z y k pierwszy wszedł n a szczyt Lodowego i Gierlachu, o czem jed n a k p. K o l b e n h e y e r w swoim dziwnie oschłym i bezbarwnym przewodniku po Tatrach nic nie wspom ina, pomimo , że o obydwóch tych szczytach podaje nic nie znaczące drobiazgi (str. 43 odsyłacz, str. 46). 3) Niwa 1879, oraz Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego, tom IV, 1879, str. 47. 4) W. Pol wymieniając wsie Podhala zimnego czyli właściwego pominął trzy w sie : Ciche, Bystre i Miętustwo, z których dwie pierwsze lożą tuż u podnóża Tatr. Dalej , wieś Ratułów według Pola loży nad Białym Dunajcem , rzeczywiście zaś leży nad potokiem Cichym, wpadającym do Czarnego Dunajca.


mowaniem rzeczy. Zejszner w dziełku „ Pieśni ludu Podhalan“ je st bliższy prawdy* ale zbyt ogólnikowo w yraża s ię : że Podhalanam i są górale m ieszkający na pół­ nocno-wschodnich pochyłościach T atr. W drugiej pracy o T atrach Zejszner do­ kładniej, ale odmiennie określa Podhale m ów iąc: „Ziemia pomiędzy obydwoma D unajcam i (Czarnym i Białym ), T atram i i górami Górce, tudzież dolina połączo­ nego D unajca aż do Czorsztyna, stanowi właściwe Podhale polskie ; część zaś od Białego D unajca do Pienin stanowi Podhale spiskie czyli węgierskie". (Biblioteka Warszawska 1849 r., tom I. str. 58; tom IV . str. 26). Należy przyznać, że Z ejsz­ ner rzecz całą zaciemnił. Pośród tej gm atwaniny zdanie prof. Kopernickiego je st najważniejsze, i sta­ nowczo musi być przyjęte jako orzeczenie bystrego i sumiennego antropologa, który lata całe poświęcił badaniom górali polskich. T atry i Podhale, a w szczególności Zakopane, stanowić będą wyłączny przed­ miot niniejszego szkicu.

Podhale je s t znacznie nad poziom morza wyniesione. Najniższe jego punkta leżą 600 metrów, najwyższe zaś, tj. w edług spostrzeżeń profesora Chałubińskiego, ostateczna granica owsa 1095 m etrów nad poziomem morza. Dalej w górę nastę­ puje pas regli lasem okrytych, ponad którem i piętrzą się Wielkie Tatry, sięgające 2663 m etry nad poziom morza. W polskich T atrach najwyższe są ł y s y (2508 m.) Czuba Mięguszowiecka (2435 metrów) i Świnica (2393 metry). Do najwyższych w ogóle szczytów n a le ż ą : Lodowy (2629 m.), Wielki Krępak albo Łomnica (2634 m.) i Garłuchowa góra czyli Gierlach (2663 m.). T atry nie są tedy bardzo wysokie i sławę swoją zawdzięczają nie wyniosłości szczytów, ale raczej ich niedostępności, malowniczości i dzikiej wspaniałości. Łańcuch wielkich T atr wybuchowych ciągnie się od góry Rohaczy na za­ chodzie, do Kesmarskiego szczytu na wschodzie, od regli na północy, mniej więcej do równoleżnika Szmeksu (Sławkowa) na południu. Orograficzne granice Tatrów znacznie są obszerniejsze, albowiem rozciągają się od W agu do D unajca, od rzeki Orawy do Popradu, chociaż właściwie na wschodzie T atry po za K esm ark sta­ nowczo nie sięgają. W każdym razie T atry m ałą przedstaw iają rozległość. U w a­ żane w przytoczonych, zbyt obszernych granicach orograficznych, m ają one 122 kilometry wzdłuż i 45 kilometrów wszerz, gdy tymczasem długość wielkich T a­ trów wybuchowych w ścisłem znaczeniu nie przewyższa 50 kilometrów, a szero­ kość 15tu kilometrów.

W edług wiadomości łaskaw ie udzielonych mi przez profesora Chałubińskiego, cały główny grzbiet T atr składa się z granitu i g n e jsu ; gdzieniegdzie na prze­ łęczach w ystępuje łupek mikowy. G ranit i gnejs podnosząc się spowodowały pod­ niesienie skał wapiennych, od których prawie wszędzie oddzielają się pokładem piaskowca białego lub czerwonawego (ale niewiadomo czy tryjasowego). Najbliższe granitu wapienie często byw ają pół-krystaliczne i nie zawierają skamieniałości, skutkiem czego dotychczas nie określono ich wieku geologicznego. Zdaje się, że wapienie te są bardzo daw ne, prawdopodobnie węglowe. W T atra ch , w wielu m iejscach w ystępują dolomity, a ostatnie góry, zwłaszcza od strony północnej, składają się z wapienia nummulitowego, poczem następują niższe wzgórza, daleko na północ sięgające, utworzone z piaskowca karpackiego i z napływów alluwialnych. Na południowej stronie łańcucha przem agają w arstwy diluwialne. P orm acya


kredow a w ystępuje głównie w paśmie Murania, a ju rajsk a w porozrzucanych i po­ jedynczo sterczących skałach doliny Nowotarskiej, np. w Szaflarach. T atry bardzo są ubogie pod względem płodów m ineralnych; pomimo to j e ­ dnakże, ja k świadczy Zejszner, górale, przynajmniej za jego bytności w T atrach, wysokie i niesłychanie przesadne mieli wyobrażenie o mineralnych bogactwach swoich gór. Nie umiem powiedzieć o ile górale przechowali te błędne mniemania, w każdym jednak razie nie ulega wątpliwości, że już wielki czas wyleczyć się z tych fantastycznych urojeń, na niczem nie opartych. Mineralne bogactwo, w ła­ ściwie m ineralne ubóstwo T atr sprowadza się do następującej, bardzo skromnej rzeczywistości. Żelazo je st najpospolitsze, chociaż mało obfite, a miedź daleko je st rzadsza. Ślady złota dają się spostrzegać na K ryw aniu, srebro zaś je st rzadsze od złota. Zaledwie przezroczyste granaty znajdują się w dolinie W ielkiej (Felka) i w Gierlachu. K ryształy kw arcu bardzo są rzadkie i do tego pospolicie byw ają nie przeźroczyste.

Roślinność tatrzańska z wielu względów na szczególną za-sługuje uwagę. O pierając się na świetnem, rzec można klasycznem dziele W ahlenberga (Flora Carpatorum principalium), oraz na ustnych uwagach prof. Chałubińskiego i pana Kazim ierza Łapczyńskiego, jako też na pracy prof. Chałubińskiego o m chach ta ­ trzańskich, łaskaw ie udzielonej mi w rękopiśm ie, postaram się przedstawić krótki obraz tej zastanawiającej roślinności. Krainy roślinności zachowują się w T atrach w sposób n astęp u jący : 1. Kraina roli uprawnej (regio campestris), sięga do 1095 metrów. 2. Kraina buczyny (regio montana), od 900 do 1185 m. 3. Kraina świerczyny i jedliny (regio subalpina), od 1030 do 1550 metrów. 4. Kraina kosówki czyli kosodrzewu (regio alpina, s. alpina inferior), od 1290 do 1980 metrów. 5. Kraina nagich wir chów ( regio supraalpina s. alpina superior), od 1850 do 2263 metrów. Podane tutaj granice rozmaitych krain roślinności różnią się nieco od granic przez profesora Nowickiego przyjętych. (Porównaj Pamiętnik Towarzystwa Tatrzań­ skiego, tom I. str. 28 - 36). Z powyższego zestawienia przekonywamy się, że krainy roślinności tatrzań ­ skiej w różnych m iejscach łańcucha górskiego w rozmaitej zaczynają się i koń­ czą wysokości, ztąd więc wzajemnie na siebie zachodzą, i do tego w wyższym stopniu aniżeli w innych górach europejskich. K r a i n a r o l i u p r a w n e j w niektórych miejscach dochodzi prawie do 1100 metrów wysokości, gdy tymczasem w innych okolicach kraina buczyny zaczyna się ju ż na wysokości 900 metrów, mało co przechodząc po za 1180 m. wysokości. K raina znowu świerczyny i jedliny zwykle zaczyna się od 1030 m. mysokości, lecz się nie wznosi po nad 1550 metrów. Ze swej strony kraina kosówki w nie­ których miejscach zstępuje poniżej poziomu 1300 m. i sięga prawie do 2000 m. W reszcie kraina nagich wirchów bardzo często już na wysokości 1850 m. zasmuca oko swoją nagością. Zasługuje też na uwagę, że granice krain mało różnią się na południowej i na północnej stronie łańcucha tatrzańskiego, a co prawdopodobnie wynika z m ałej jego szerokości. Do wysokości 750 metrów rodzi się żyto i jab łk a, wyżej zaś tylko owies i ziemniaki. Tym sposobem kraina roli upraw nej rozpada się na Podhalu na śre­ dnią i górną część (dolna część, w ydająca pszenicę, na Podhalu weale nie istnieje).


6 N a P o d h a lu i w ogóle na podgórzach ta trz ań sk ic h , sta łe ludzkie siedziby należą, ■wyłącznie do tej k ra in y , a n aw et nie sięg ają do je j górnej granicy, gdyż za le­ dw ie p rzech o d zą po za w zniesienie 975 m etrów . Doliny w ew nątrz T a tr poło­ żone, bez -względu n a ich w zniesienie, są zupełnie stały ch ludzkich siedzib po­ zbaw ione i p o siad ają tylk o szałasy ju hasów , chwilowo le tn ią porą zam ieszkałe, ale też niem oże b y ć inaczej z pow odu, że pośród ła ń c u c h a tatrzań sk ieg o lato je s t zb y t k ró tk ie , n ie sta łe , zim ne i p rze p lata n e śniegam i, a klim at je s t w ogóle bardzo o stry , d aleko zim niejszy aniżeli n a zam ieszkałych podgórzach. P rzeciw nie w środ­ kow ych alp ach szw ajcarskich, np. n a górze św. G o tard a, ludne wsie sięgają do 1560 m etrów n ad poziom m orza. K ra in a roli u praw nej rów nie wysoko, k n aw et w yżej sięga aniżeli w p ó łno­ cnej Szw ajcaryi. W ogóle, podgórza tatrza ń sk ie pod w zględem produkcyi zboża, p rzew y ższają S zw ajcaryę północną, co praw dopodobnie w ynika ze suchszego pod T a tra m i pow ietrza. K r a i n a b u c z y n y (regio montana) m niej wysoko sięga aniżeli w Szw aj­ caryi północnej i nie posiada owych w iecznie zielonych krzew ów ja k ostokrzew albo ostrolist (Ilex aquifolium), bluszcz (Hedera helix), lig u str (Ligusirum vulgnre) f i krzyżow nica (Polygala cliamaehuxum), lecz za to w ydaje w ielką m nogość pięknych roślin. N a p astw iskach i polanach bu jn ie w y rastają traw y. "W pobliżu T a tr b u ki zupełnie z n ik a ją , a podnóża gór o taczają ciem ne i sm ętne bory św ierkow e i jodłow e. B uk w T a tra c h znowu się pojaw ia na w yso­ kości dopiero 900 m etrów nad poziom em m orza, i sięga do górnej granicy krainy. Sosna u n ik a T a tr. W ed łu g W a h le n b e rg a niem a je j pow yżej 975 m etrów n a d poziom em m orza. W rzeczy sam ej, ju ż w Z akopanem sosny są bardzo n ie­ liczne, w ą tłe i po n ajw iększej części zasiane. P rzeciw nie w S zw ajcaryi, w n iek tó ­ ry c h okolicach sosna dochodzi do kosodrzew iny. W krain ie buczyny po raz p ierw ­ szy kosów kę spotykam y. K r a i n a ś w i e r c z y n y i j e d l i n y (regio subalpina) w dolnej swej części je s t podobna do odpow iedniej k rain y w S zw ajcaryi i podobną posiada roślinność, w k ró tce je d n a k zaczyna obficie w ystępow ać kosodrzew ina, k tó ra po zupełnem znik n ięciu lasu zw arty m zastępem p o kryw a z ie m ię , oznaczając początek n a stę ­ pnej k rain y . K ra in a św ierczyny je s t p o k ry ta lasam i św ierkow em i i jodłow em i, w k tó rych b u k znika ale przez pew ien czas jeszcze się u trzy m u je leszczyna i głogi. W y so ­ kość, n a k tó rej buk p rzestaje w y rastać, je s t początkiem krain y św ierku. W k rain ie św ierczyny w y ra sta m odrzew (po góralsku św ierk) i lim ba. P o ­ m ija ją c siane drzew a, k tó re na różnych spotykam y w ysokościach, m odrzew je s t w łaściw y tej m ianow icie k ra in ie, k tó rą naw et przew yższa i po nad nią g ranicę sw oją znajd u je. L im b a w y rasta naw et poniżej k rain y , k tó rą bardziej niż m odrzew przew yższa. W T a tra c h lasy św ierkow e i jo d ło w e nie przechodzą w ysokości 1550 m e­ tró w , a tem sam em kończą się znacznie niżej aniżeli w S zw ajcaryi północnej, gdzie jo d ła sięga do 1787 m etrów . S k utkiem tego w T a tra c h krainy leżące ponad lasem , znacznie zysk u ją n a zasięgu pionowym . N isk a granica św ierku i jo d ły ja k słusznie W a h le n b e rg z au w aży ł, niew ątpliw ie ztąd w ynika, że w T a tra c h letnią p o rą obfity śnieg często aż do granicy lasów w ierzchołki gór zasypuje, sprow a­ dzając p rzy tem znaczne obniżenie te m p e ra tu ry , gdy tym czasem w alpach szw aj­ carsk ich le tn ie śniegi m niej są obfite, tak nisko się nie opuszczają i ta k dalece p o w ie trz a nie oziębiają.


K r a i n a k o s o d r z e w u (regio alpina s. alpina inferior) zaczyna się tam , gdzie zn ik ają jo d ły i św ierki. W górnej swej granicy je s t ona w T a tra c h w y ra­ źnie oznaczona k resem n ależycie w yrośniętej kosów ki, gdy tym czasem w Szw ajcaryi i L aponii z pow odu pojedynczo rozrzuconych krzaków , roślinność nie w y­ starcza do oznaczenia zasięgu tej k rain y , k tó rą też u góry o g raniczają linią w ie­ cznych śniegów. W m iejscach przez kosów kę zacienionych, w y stęp u ją w ielkie i p ięk n e rośliny, k tó re n aw et w yżej sięgają, aniżeli w górach szw ajcarskich, lecz zn ik ają w m iejscach odsłoniętych, gdzie w y rastają m niej bujne gatunki, N a b rz e ­ gach jezio r lub w m iejscach przez sk ały ocienionych, rozciągają się żyzne p a ­ stw iska halne. K r a i n a n a g i c h w i r c h ó w (regio supraalpina s. alpina superior) od górnej g ranicy kosów ki sięga do sam ych w ierzchołków . C ała niem al krain a je s t głazam i zaw alona, p u sta i naga, p rzed staw iając w T a tra c h 263 — 413 m etrów pionowego zasiągu. G ran it nagich w irchów p o k ry w ają p o ro sty : Parmelia fahlunensis (L) A ch., i Gyrophora próboscidea (L) A ch., k tó re n a d a ją skałom czarny kolor, chociaż gran it je s t ja sn o -sz a ry . N a rum ow iskach sk a ł rozpościera się porost Rhizocarpon geographicum (L) R am ond., n a d a ją c y skałom żółty kolor. W dolnej części k rain y , gdzie się tylko nieco ziemi pom iędzy głazam i gro­ m adzi, w y stęp u ją rośliny nielicznych gatunków , lecz odznaczające się w ielkiem i kw iatam i, ja k : Aronicum Clusii, Prim ula minima, Campanula alpina, Gentiana fr ig id a , Dianthus alpinus i g ąb czasta Serratula pygmaea. G órna część k ra in y n a d ­ zw yczaj je s t sm utna, gdyż m ało posiada gatunków roślin jaw nokw iatow ych, k tó re n ad to w ystępują w nielicznych okazach. Szczyty ta trz a ń sk ie ta k ubogie pod w zględem roślinności, niepom ału zad zi­ w iają brak iem śniegów w ieczystych. A ni m ała w yniosłość, ani strom e stoki gór nie m ogą w zupełności zjaw isk a tego w ytłum aczyć, albow iem np. K ryw ań m niej je s t strom y od n iek tó ry ch gór szw ajcarskich p o k rytych w iecznym śniegiem , oraz znacznie je s t w yższy od granicy tych śniegów w Szw ajcaryi. W T a tra c h zimowe śniegi p rzechow ują się przez lato ty lko w m iejscach zasłoniętych od słońca lub ciepłych w iatrów , głów nie p o łu d n io w o -z ac h o d n ich lub p o łu d n io w o -w sch o d n ich , k tó re w ieją z rów nin w ęgierskich, i stosunkow o szybko oczyszczają szczyty ze śn ie ­ gów ta k zim ow ych, ja k o też świeżo w lecie spadłych. Pom im o n a d e r niskiej granicy nagich w irchów , pomimo m ałej obszerności całego łań cu ch a tatrzań sk ieg o , flora je s t w T a tra c h bogata, oraz piękne posiada rośliny i kw iaty. W porów naniu ze S zw ajcaryą północną T a try bynajm niej nie są pod tym w zględem upośledzone. W Szw ajcaryi północnej b ra k rozm aitych roślin tatrzań sk ic h , m ianow icie : 1. N iek tó re rośliny tatrz a ń sk ie nie istn ieją ani w Szw ajcaryi północnej, ani w T y ro lu , lecz znowu p o jaw iają się w zachodniej S zw ajcaryi, w D elfinacie i P ie ­ m oncie. M iejscow e w arunki są niew ątpliw ie przyczyną ta k w ielkiego skoku. 2. In n e rośliny są w y łączną w łasnością bardziej kontynentalnych m iejsco­ wości i w cale się w Szw ajcaryi nie znajdują. 3. N iek tó re znow u rośliny są albo wTyłąc’z nie k arp ac k ie, albo przynajm niej tu ta j n ajlep iej w y ra sta ją i najczęściej n ap o ty k ać się dają. 4. W reszcie n iek tó re rośliny, ja k się zdaje, przyw ędrow ały z rów nin w ę­ gierskich. T a try p o siad ają te d y g atu n k i roślinne w Szw ajcaryi północnej nieznane, z drugiej je d n a k strony są pozbaw ione innych gatunków rozpow szechnionych w tej ostatn iej krain ie. T a k m ianow icie z pom iędzy roślin szw ajcarskich T atro m b ra k n astęp u jący ch :


1. Krzewów wiecznie zielonych z szerokiemi liśćmi. 2. Rozmaitych krzewów i roślin zielonych o twardszej łodydze. 3. Roślin wilgotnym gruntom właściwych. 4. Roślin, które prawdopodobnie nie mogą, się utrzym ać w miejscach w y­ soce kontynentalnych. Zresztą, według liczby gatunków roślinnych, T atry bardzo mało ustępują Szwajcaryi północnej. W ogóle m ów iąc, w Tatrach rozmaite miejscowości bardzo się pomiędzy sobą różnią pod względem roślinności. B ujna roślinność daleko prędzej znika w T a ­ trach, aniżeli w górach północnej Szwajcaryi i w końcu pozostaje nadzwyczaj uboga roślinność szczytowa, bardziej podobna do roślinności piemonckiej lub ty ­ rolskiej, aniżeli do szwajcarskiej. Bogactwo flory tatrzańskiej niewątpliwie z rozmaitych wynika przyczyn. To­ pografia gór, tj. przebieg głównego pasma i układ jego rozgałęzień niem ałą odegrywa tu rolę, albowiem w rozmaitych miejscach łańcucha górskiego w ystępują rozmaite warunki bytu, wynikające z odmienności grnntu, klimatu, wilgotności i siły św iatła słonecznego. Skały wapienne są w T atrach bujniejszą i rozmaitszą pokryte roślinnością, aniżeli skały granitowe, co jednakże zdaniem W ahlenberga mniej zależy od che­ micznego składu skał, albowiem rośliny w T atrach głównie na wapieniach w yra­ stające, w tym samym łańcuchu górskim dają się odszukać i na granitach; nadto w Laponii i Szwajcaryi też same rośliny są stałem i mieszkańcami granitowych gór. Co więcej, granitowe góry Szwajcaryi bogatszą m iewają florę od gór w a­ piennych. W edług W ahlenberga w T atrach góry wapienne a mianowicie pasmo M urania i Magóry Spiskiej, bogatą swą roślinność zawdzięczają położeniu topo­ graficznemu na drodze suchych i ciepłych wiatrów, przybywających z równin w ę­ gierskich. Tłómaczenie to niewątpliwie wyjaśnia, dlaczego pasmo M urania i Magóry Spiskiej bogatą posiada flo rę , ale nie wystarcza ze względu na inne góry w a­ pienne, na równi z granitoweini wystawione na działanie wiatrów węgierskich, a mianowicie nie w ystarcza ze względu na regle i góry m ające podobne położenie ja k np Giewont. Suche a ciepłe wiatry węgierskie, które wywołują niesłychaną jałow ość wszędzie gdzie grunt łatwo pozbywa się wilgoci, są jednocześnie źró­ dłem nadzwyczaj bujnej roślinności tam , gdzie ziemia trudno wilgoć oddaje, ja k naprzykład na brzegach jezior. Ztąd w T atrach, odpowiednio do położenia, ja ło ­ wość więcej niż lapońska istnieje obok azyatyckiej bujności. Sądzę, że trudność w pozbywaniu się wilgoci je s t w T atrach przyczyną większej urodzajności i tych gór wapiennych, które ze względu na położenie topograficzne, wcale nie są w obec granitowych uprzywilejowane. W pływowi takich samych mniej więcej suchych i ciepłych wiatrów W ahlenberg przypisuje podobieństwo roślinności w paśmie T atr z jednej, i w górach piemonckich i pirenejskich z drugiej strony. W ilgotne w iatry Szwajcaryi, według tego uczonego, są znowu przyczyną odmienności flory rozwijającej się pod ich wpły­ wem. Gdzie przem agają wiatry węgierskie, węgierską spotykamy roślinność, ja k to mianowicie koło Nowego Targu i B abiej Góry spostrzegamy, gdy tymczasem dalej ku K rakow u północna występuje flora. W T atrach ciepłe i suche w iatry następują naprzem ian z obfitemi i zimnemi deszczami albo śniegami bardzo dla roślinności szkodliwemi i dla tego zapewne w górach tych tak mało spotykamy roślin, które, ja k n. p. wrzosy, dla powolnego swego wzrostu w ym agają bardziej jednostajnych warunków życia.


9 Powyższe szczegóły o klimatycznych i innych warunkach roślinności w T a ­ trach obszerniej przytoczyłem , aby dać niejakie wyobrażenie o przyczynach bo­ gactw a hory tych gór, często najniesłuszniej pomawianych o ubóstwo i pod tym naw et względem. Powtóre, chciałem zwrócić szczególną uwagę fachowych botani­ ków na dzieło W ahlenberga, napisane z niezwykłym talentem i wielką przenikli­ wością, gdzie obok treściwego opisu gatunków roślinnych, znajdujemy niewyczer­ pane niemal bogactwo ogólnych uwag o budowie i klimacie tatrzańskiego pasm a, które zasługują na pilną uw agę, celem ich sprawdzenia, uzupełnienia i sprosto­ wania. Z roślin wspomnę n astęp u jące: Lim ba (Pinus cembra) jeszcze je st dosyć obfita pomimo znacznego wytępienia. Kosówka czyli kosodrzew albo kosodrzewina (Pinus mughus) tworzy zarośla do uprzykszenia bujne. Modrzew, po góralsku świerk (Larix europaea) je st zwłaszcza na południu pospolity. Jaw or (Acer pseudoplatanus) należy do drzew pospolitych; dostarcza on pięknego m ateryału na wyroby stolarskie. Buk (Fagus silvatica) we właściwej krainie tworzy obszerne lasy. W T atrach rosną trzy gatunki jarzębiny; jarzębina właściwa, u górali skoruszą zwana (Sorbus aucuparia), mukinia (Sorbus aria) i bardzo rzadki gatunek (Sorbus chamaemespilus)) w Zeszłym roku odszukany przez p. Kazimierza Łapczyńskiego na Sarniej skale (Małej Świnicy). R okita (S a lix silesiaca) razem z jarzębiną idzie z regli daleko w zasiąg kosodrzewu, znacznie dalej od jaw oru. T atry posiadają pełzającą wierzbinę trojakiego g atu n k u : Salix retusa, Salix herbacea i Salix reticulata. W Tatrach rosną dwa gatunki bzu: Sambucus ebulus i bez koralowy (Sambucus racemosa). Goryczki (Gentianae) i łomikamienie (Saxifragae) bardzo są liczne. Z rodziny różowatych wspomnę gęsiorkę (Alchemilla) i banadek (Geum montanum). Dzwonki czyli zwonki (llypericum) ucho­ dzą za roślinę czarodziejską. P iękne łom iaki (Aconitum) bardzo są rozpowszech­ nione. Liścieniec (Delphinium elatum) rośnie na reglach i w kosodrzewinie. Gościec (Atragene alpina) w yrasta na reglach, zwłaszcza na rąbaniskach, i zachodzi aż w kosodrzewinę. Z pomiędzy roślin baldaszkowych na wzmiankę zasługuje litwor (Archangelića officinalis). Urdzik (Soldanella) od granicy buczyny sięga aż do naj­ wyższych krańców kosodrzewu. Z roślin złożonych w spom nę: kocie ła p k i, ( Gnaphalium leontopodium s. Leontopodium umbellatum), wspaniały bosakier (Dóronicum austriacum) , kozłowiec (Aronicum Clusii) i runko (Chrysanthemum). Złotogłów (Lilium mart agon) je st ozdobą regli. Skucina (Juncus trifidus) nadzwyczaj jest roz­ powszechnioną. Czerwieniejąc jesienną porą nadaje ona odpowiednią barwę wierz­ chołkom gór, które też często noszą nazwę Czerwonych wirchów. Skrada (Luzula maxima) rośnie po reglach i w dolnym zasiągu kosodrzewiny. Traw y bardzo są liczne i pomiędzy niemi dużo je s t gatunków z nasionami już na roślinie k iełk u ją­ cemu. Pomiędzy inneini wiklina żyworodna (Poa vivipara) nadzwyczaj je st pospolita. Z innych traw wspomnę włosiennicę (Sesleria disticha) i jarczaka (Sesleria caerulea) na halach rosnące. F lora skrytokwiatowa je s t w ogóle bujna i świetna. Chrząstka (Equisetum variegatum) je st bardzo pospolitym skrzypem. K ietota (Lycopodium selago) rośnie na górnej granicy lasów i w kosodrzewinie. Paprocie są li zne i pię­ kne. Porostów (Lichenes) znaleziono kilkaset gatunków. Mchów (Musci) odszukano przeszło 400 gatunków, a wątrobnic (Hepaticae) do 130 gatunków. W odorosty (Algae) i grzyby bardzo są liczne, lecz śluzówce (Myxomycetes) w m ałej tylko występują ilości.


10

F a u n a ta trz a ń sk a , w porów naniu z fauną A lp szw ajcarkich odznacza się u b ó ­ stw em , a m ianow icie T atrom b ra k kozła skalnego (Capra ibex), zająca b ielak a (Lepus variabilis■), o rłosępa (Gypaetos barbatus), je rz y k a alpejskiego (Cypselus melba), w rończyków (P yrrocorax alpinus i Fregilus graculus), oraz pardw y (Lagopus albus). D o ch arak tery sty czn y ch m ieszkańców tatrzań sk ich z pom iędzy zw ierząt ssących n ależy kozica, u górali poprostu kozą zw ana (R upicapra łragus s. Antilope rupicap ra ), i św istak (Arctom ys marmotta), a z p tak ó w : siw arnik (A nihus spinoletti), w róbel skalny (Accentor alpinus), m entel, w książk ach pom órnikiem zw any (T ich o droma phoenicoptera) i pluszcz ( Cinclus aquaticus). Ze św iata ow adziego n a szczególną uw agę zasłu g u je p le ń , pięknie i dokładnie opisany przez profesora M. N ow ickiego 1). pracy uczonego profesora znajdzie czytelnik 'wszelkie szczegóły, p rzeto ograniczę się następ u jącą k ró tk ą w z m ia n k ą : P le ń je s t zbiorem milionów drobnych gąsienic długich do 7 m ilim etrów , k tó re zlepiając się z sobą tw orzą w stęgi od p a ru do k ilk u n astu decim etrów długie a k ilk a m ilim etrów szerokie. W stę g a je s t podobna do popielatego w ęża i p ełza po cienistych lasach sk u tk iem posuw ania się naprzód w szystkich sk ład ający ch ją gąsieniczek. Z gąsieniczek pienia, ro zw ijają się drobne kom arow ate ow ady dw usk rzy d łe z rodzaju ziem iórki (S cia ra ). D otychczas wiadomo, że pienia tw orzą gąsieniczki dwóch g atu n k ó w : Sciara Tomae i Sciara m ilitaris. O statni ten g atu n ek został o d k ry ty przez prof. N ow ickiego w w iosce K opalinach pod B ochnią. T a trz a ń ­ skie p ienie, o ile w iadom o, należą do tego m ianow icie g atu n k u . P ie n ie spotykać się d a ją w lipcu , lecz w y stępują w niektórych tylko latach i w ogóle należą do m niej pospolitych zjaw isk. Z n a jb a rd z ie j ch arak tery sty czn y ch m otyli w y stępuje Apollo (P arnassius Apollo). W lasach często sp otykać się daje w ielki ślim ak nagi, ciem no-szafirow ego koloru z m alachitow ym połyskiem (L im a x Schrvabii). O prócz ty ch bardziej w oczy w padających m ieszkańców gór spotykam y w T a ­ trach drobne z w ie rz ą tk a , na pierw szy rz u t oka do m yszy p o d o b n e, w rzeczy zaś sam ej bardzo do k re ta zbliżone , k tó re u P o d h alan noszą zbiorow ą nazw ę recków. Z pom iędzy recków tatrz a ń sk ich przedew szystkiem n a uw agę zasługuje bardzo rzad k i g atu n ek Sorex alpinus, którego dopiero w zaprźeszłym ro k u odszukał w T a ­ tra c h p. A ntoni K ocyan , leśniczy w O ra w ic a c h , bardzo zasłużony b ad ach fauny ta trz a ń sk ie j. D alej wspom nę ja sz c z u ra (Salam andra maculata) i try to n a górskiego (T riton alpestris) z ognisto - pom arańczow ym brzuchem i g ra n a to w o -c z a rn y m lub b ru n atn o -żó łty m g rzbietem czarno m arm urkow anym . O prócz tych w yłącznie górskich zw ierząt w T a tra c h spotykam y rozm aite g a ­ tu n k i, k tó re m ieszkają ta k ż e na dolinach, zw łaszcza bardziej na północ w ysunię­ tych. K o szatk a m niejsza (M yoxus dryas) i orzeszuica (M uscardinus avellanarius), daleko są pospolitsze, aniżeli n a dolinach. W iew ió rk a ta trz a ń sk a m a futro czarn e lub ciom no-kasztanow ate. S arn a m ało je s t liczna. Z ając szarak należy do rz a d ­ kości, do tego s to p n ia , że w T a tra c h dla upolow ania g o , za d ają sobie w ięcej p racy , aniżeli u nas, gdy chodzi o sarn ę. Ze zw ierząt drapieżnych pierw sze m ie j­ sce zajm u je niedźw iedź. S praw ia on dotkliw e szkody w stadach krów i owiec, chociaż zresztą nie je s t liczny. W ro k u 1879 m yśliw i ta trza ń scy zapew niali m nie, że w cały ch T a tra c h było w ówczas tylko 15 sztuk niedźw iedzi. L iczba tego zw ie-

') N o w i c k i . O pieniu kopalińskim i lęgnącej się z niego pleniówce ( Setara m ilitarii). Roczniki Towarzystwa Naukowego w Krakowie. Tom XXXYII. 1868. — Także oddzielnie: 8° Kraków 1868.


rza co rok się zmniejsza skutkiem zawziętego prześladowania ze strony myśliwych. W ilki zupełnie zostały w ytrute. Lisy mało są liczne, a tum aki (smrekówki) bardzo przerzedzone. Orły rzadko spotykać się dają; daleko częściej po reglach pokazują się drobniejsze gatunki ptaków drapieżnych, ja k jastrzębie, sokoliki i myszołowy. Przepiórka należy do rzadkości, a kuropatw a, chociaż pospolitsza, nie je st częstem cietrzewie i jarząbki, od pewnego zwłaszcza czasu, zjawiskiem. Głuszce (głuchonie), cietrzewio m ało są pospolite. Po wilgotnych lasach przebywa słonka (Scolopax rusticola), która się tu lęgnie, ja k mnie o tern p. Antoni Kocyan zapewnił. B rak zwierzyny nie­ wątpliwie wynika z małej rozciągłości T atr i ostrego ich klimatu, nie m ałą j e ­ dnak odegrywa tu rolę gęste zaludnienie podgórzy, oraz namiętność górala do fuzyjki, w czem Podhalanie celują. W potokach i jeziorach (Rybiem i Popradzkiem) poław iają się pstrągi,; pstrągi,; czasami łososie. W potokach bardzo je st pospolity głowacz (Coitus ( Coitus poecilopus). Żmija dosyć często się zdarza. Jest ona postrachem górali, którzy obawiają się naw et zdechłego gada. Jednym wyrazem gad można rozproszyć cały zastęp odważnych zresztą górali. Z pomiędzy wszystkich mieszkańców gór najwięcej prześladowania znosi ko­ zica i świstak, głównie w węgierskich T atrach rozpowszechnione. Pierwsza nęci jak o zw ierzyna, chociaż główną pobudką do polowania jest namiętność górali do strzelby, drugi zaś, na swoje nieszczęście cieszy się ogrom ną, choć niezasłużoną sław ą jako środek leczniczy. Ja k słusznie p. Bronisław Rajchm an zauważył, świ­ stak je s t chodzącym kam ieniem filozoficznym górali, którzy jego tłuszczowi przy­ pisują niezliczone własności uzdrawiające i z tego powodu w późnej jesieni za­ wzięcie wykopują go z nor, w których się już zabrał do snu zimowego, gdyż w owym czasie najbardziej je s t tłusty. W polskich T atrach kozica jest nadzwy­ czaj rz a d k a , a świstaka prawie już nie ma. Tylko w tej części T atr obadwa zwierzęta znajdują się pod opieką praw a; nie wolno ich niszczyć w jak i bądź spo­ sób. N iestety zakaz wydano dopiero wtedy, kiedy już nie było zwierzyny, któraby m ogła z niego korzystać. Szczegóły obydwóch tycli zwierząt dotyczące, znajdzie czytelnik w pracach profesora Nowickiego pod ty tu łe m : „ Kozica“ (Kraków 8° 1868) i „o Św istaku“ (Kraków 8° 1865).

Podhale mało je st urodzajne, co niewątpliwie z rozmaitych wypływa powo­ dów. Grunt je s t przedewszystkiem mało urodzajny, przepełniony piaskowcem .karpackim, po nad którym znajduje się płytka warstwa ziemi. W wielu m iejsaach, zwłaszcza bliżej samego łańcucha górskiego, ziemię w ten sposób na rolę zamie­ niają, że do pewnej, stosunkowo malej głębokości w ybierają kamienie, z których pow stają owe długie płoty lub kupy z głazów ułożone, które tak często w Zako­ panem spotykamy. P ły tk a owa warstwa ziemi rodzajnej je st znowu niebardzo plenna, co w znacznej części wynika z leżących pod nią kamieni lub litej skały, oraz niewątpliwie i ztąd, że drobniej pokruszone, żyzniejsze cząstki rozkładających się skał, zwłaszcza granitów, zostają przez rwące potoki uniesione do niżej poło­ żonych okolic. Na Podhalu pozostają tylko stosunkowo grube okruchy skał. Klim at nie pozostaje także bez wpływu na urodzaje. D la sprawdzenia tego wpływu ułożyłem dwie dołączone tabelki, w których zestawiłem odpowiednie m ateryały zebrane przez sekcyą m eteorologiczną komisyi fizyograficznej przy A ka­ demii Umiejętności w K rakow ie, oraz spostrzeżenia dokonane staraniem Tow a­ rzystw a Tatrzańskiego. T abelki obejm ują zestawienie spostrzeżeń z czterech lat, od 1877 — 1880, jedynych, z których ogłoszono spostrzeżenia meteorologiczne


w Nowym T argu i Zakopanem dokonane. Z miejscowości wybrałem dwie bliżej T atr leżące, t. j. Zakopane i Poronin, oraz Nowy T arg na północnej granicy Podhala. Dla porównania Podhala z dolinami wybrałem Kraków. W tabelkach zestawiłem średnią tem peraturę, oraz średnią najniższą tem peraturę sześciu m ie­ sięcy od kwietnia do września, podczas których rozwija się roślinność, gdyż ze względu na urodzaje o ten tylko czas chodzi, a nie mam zamiaru rozbierania klim atu podhalskiego w ogóle. W iem dobrze, że na zasadzie tak szczupłego materyału ja k czteroletnie spostrzeżenia, nie można ważniejszych wyprowadzić wnios­ ków, sądzę jed n ak , że taki naw et zapas obserwacyj może być użyty do ogólnikowego porównania ilości cieplika otrzymywanego w ciągn miesiąca przez pewną m iej­ scowość, oraz do porównania ja k dalece w miejscowościach tych może się w danym czasie tem peratura obniżać.

Średnia m iesięczna tem peratura w latach 1877— 1880.

W rzesień

'S’

Sierpień

W

Lipiec

-a 0) "S <x>

Czerwiec

Temperatura rv stopniach Celziusza.

Kraków . .

+ 7 ,7 7

+ 12,02 + 1 7 ,6 0 + 1 7 ,8 1 + 17,90 + 1 3 ,7 9

Nowy Targ

+ 7 ,3 3

+ 1 1 ,5 5 + 17,12 + 17,19 + 1 7 ,1 3 + 12,60

Poronin . .

+ 5 ,4 2

+ 9 ,9 8 + 1 4 ,9 9 + 15,13 + 1 4 ,8 3 + 11,20

Zakopane .

+ 5 ,4 5

+ 9 .5 8 + 1 4 ,9 3 + 1 5 ,8 0 + 15,77 + 1 1 ,7 7

Średnia najniższa tem peratura m iesięczna z czterech lat 1877 — 1880.

Temperatura w stopniach Celziusza.

w

a .

Czerwiec

Lipiec

Sierpień

W rzesień

-o "o <x>

Kraków . .

- 0 ,2

+ 0,3

+ 8,0

+ 9,0

+ 9,0

+ 4,0

Nowy Targ

-2 ,5

+ 0,1

+ 9,0

+ 9,0

+ 8,0

+ 3,0

Poronin . .

-3 ,0

— 0,6

+ 8,0

+ 9,0

+ 7,0

+ 3,0

Zakopane .

-5 ,0

-2 ,0

+ 6,0

+ 7,0

+ 7,0

+ 2,5

. ai

'o?

Z powyższego zestawienia okazuje się co następuje:


ft

13 _ Podczas wiosennych i letnich miesięcy średnia tem peratura Nowego Targu bardzo mało je st niższa od średniej tem peratury Krakowa, bo w ogóle różnica nie przewyższa y2° Celciusza. W rzesień je st ju ż w Nowym Targu znacznie zim­ niejszy, a nadto najniższa tem peratura, wyjąwszy może czerwiec i lipiec, wypada na niekorzyść Nowego Targu, gdyż je st tutaj znacznie niższa aniżeli w Krakowie. Zakopane i Poronin są bardzo do siebie zbliżone pod względem średniej tem pe­ ratury w mowie będących miesięcy, ale znacznie odmienne od Nowego Targu i K rakowa. W Zakopanem , w porównaniu z Poroninem , tem peratura chwilowo daleko niżej spada, t. j. minima są znaczniejsze zwłaszcza na wiosnę, skutkiem czego zasiewy, a następnie roślinność w Zakopanem zostają bardziej opóźnione aniżeli w Poroninie, co każdy odrazu spostrzega przejeżdżając z jednej m iejsco­ wości do drugiej. — T ak tedy, ze względu na wiosenno i letnie miesiące t. j. od kw ietnia do sierpnia,1) pomiędzy Nowym Targiem i Krakowem z jednej strony, x) Zim ow a te m p e ra tu ra inaczćj się w pow ołanych m iejscow ościach u k ła d a, ja k teg o dowodzi załączona ta b e lk a , w te n sam sposób i n a m ocy ty ch sam ych m atery ałó w ułożona ja k p oprzedzające. Środnia m ie si ę cz na t e m p e r a t u r a z czterech lat

1877 — 1880.

K ra k ó w

.

.

1 f-ł

CD 'n

T3 'N

o3

M H

Ph

! L isto p a d

L u ty

S3 <x> N O -*•* OQ

M arzec

Temperatura w stopniach Celsiusza.

—5,43 — 3,74 — 1,85 - f 6 ,0 5 + 0 ,8 1

P o r o n in

— 4,75

Z akopane

CD T3

3 & ©

— 2,77 - 0 , 9 0 + 1 ,1 7 + 8 ,1 8 4 -3 ,0 9 — 3,77

N ow y T arg . .

■a *3

— 2,83

- 6 ,2 3

— 2,20 4 -5 ,7 6 + 0 ,5 2 — 5,32

— 3,96 - 2 , 8 0 — 1,76 4 -5 ,8 3 + 0 , 8 4

-5 ,2 1

Z estaw iając obiedw ie pow yższe ta b e lk i śred n iej m iesięcznej te m p eratu ry , oraz porów nyw ając średnią m iesięczną te m p eratu rę P o ro n in a i K esm ark u , p odaną przez p. K o lb en h e y era (D ie hohe Tatra. Cieszyn, 1876, str. 1 3), otrzym am y n a s tę p n ą ta b e lk ę . R ó ż n i c e ś r e d n i e j m i e s i ę c z n e j t e m p e r a t u r y Zakopanego, p o r ó w n y ­ w a n e g o z Krakowem, Nowym Targiem i Poroninem , o r a z r ó ż n i c e t a k i e j ż e t e m p e r a t u r y Poronina i Kesmarku. — Temperatura w stopniach Celsiusza.

Z a k o p a n e w por. z K ra k o w em . Z akopane w por. z W T a r g ie m . Z akopane w p or. z P o r o n in e m . P o ro n in w p or. z K e sm a r k ie m

L is to p a d

P a ź d z ie r ­ n ik

W r z e s ie ń

S ie r p ie ń

| L ip ie c

'ć ?

C zer w iec

K w ie c ie ń

M arzec

L u ty

S ty c zeń

(Z n ak — oznacza że te m p eratu ra danego m iejsca je s t niższa, zn ak + w yższa od te m p eratu ry d rugiego porów nyw anego m iejsca).

że je s t S3 *nj

0M O

— 1,19 — 1,90 - 2 , 9 3 — 2,32 — 2,44 — 2,67 — 2,01 — 2,13 — 8,02 — 2,35 — 2,25 — 1,44 + 1 ,4 7 + 0 ,9 4 + 0 ,8 2 — 1,88 — 1,97 — 2,19 — 1,39 — 1,36 - 0 , 8 3 — 0,22 + 0 ,0 3 + 1 , 0 2 + 0 ,7 9 + 0 ,0 3 + 0 , 4 4 + 0 ,0 * — 0,40 - 0 , 0 6 + 0 ,6 7 + 0 , 9 4 + 0 ,5 7 + 0 ,0 7 + 0 ,3 2 + 0 ,1 1 + 0 ,5 9 + 0 ,6 3 — 1,38 + 0 ,2 9 - 0 , 9 3 — 1,15 — 0,47 — 1,72 - 0 , 8 0 — 0,34 + 0 ,2 2 + 0 ,6 5


14 a Z akopanem i P oroninem z drugiej strony, głów na różnica nie polega na ilości otrzym yw anego cieplika, ale raczej na różnicy najniższej te m p e ra tu ry każdego m iesiąca, t. j . na różnicy najw iększego oziębienia ja k ie się w ciągu m iesiąca z d arza, co ju ż W a h le n b e rg zauw ażył porów nyw ając K esm ark z P esztem . O zię­ b ien ie na podgórzach T atrzań sk ich n a stę p u je skutkiem śniegów w górach spadłych, albo deszczu, k tó ry , ja k to słusznie W ah le n b e rg zauw ażył, w T a tra c h i na ich sto k ach nigdy w lecie nie byw a ciepły i zaw sze znakom icie obniża tem p e ratu rę. Z pow odu szkodliw ych w pływ ów skutkiem raptow nego choó chwilowego spadania te m p e ta tu ry podczas m iesięcy w ciągu których roślinnośó się rozw ija, przy je d n a ­ kow ych zresztą w aru n k ach , urodzaje m uszą być tem gorsze, im bardziej zbliżam y się do T a t r , co też w rzeczy sam ej spostrzegam y. D odać jeszcze należy, że żniw a w m iarę zbliżania się do gór są coraz m niej pew ne, bo tem w ięcej je s t

Z ta b e l k i te j w id ziem y , że ś r e d n ia m ie s i ę c z n a t e m p e r a t u r a o d m a r c a do li s t o ­ p a d a j e s t w Z a k o p a n e m z n a c z n ie n iższa aniżeli w K r a k o w i e , bo p rz e s z ło lub b lizk o 0 2° C. ( n a j w i ę k s z a r ó ż n ic a p r z y p a d a w m a r c u ( 2 ° , 9 3 ) i w c z e rw c u ( 2 ° , 6 7 ) , n a j ­ m n i e js z a zaś w lip c u ( 2 ° , 0 1 ) i sie rp n iu ( 1 ° , 9 3 ) ; w g r u d n i u i s ty c z n iu t e m p e r a t u r a Z a k o p a n e g o j e s t s to s u n k o w o z n a c z n ie w y ższa, bo r ó ż n ic a z K r a k o w e m w y n o si ty lk o 1°,44, a n a w e t 1°,19. Z a te m o b a d w a te m ie siące są w Z a k o p a n e m s to s u n k o w o n a j ­ ciep le js ze. T e m p e ra tu ra Z ak opanego w porów naniu z te m p e ra tu rą N ow ego T a rg u p rzed­ s t a w i a się w sposób n a s t ę p u ją c y . O d k w ie tn i a do p a ź d z i e r n ik a Z a k o p a n e j e s t z im n ie jsz e , a m ian ow icie : od k w ie tn i a do cz e rw c a c o ra z z im n ie jsz e , lecz od c z e rw c a do p a ź d z i e r ­ n i k a sto p n io w o c o raz m n ie j zim n e a n iż e li N o w y T a r g . W p a ź d z i e r n ik u i listo p a d z ie o b ie d w ie m ie js c o w o śc i są p r a w ie j e d n a k o w o cie p łe , lecz w p a ź d z ie rn ik u c ie p le js z y j e s t N o w y T a rg , a w li s to p a d z ie Z a k o p a n o . P o c z ą w s z y od te g o o s t a tn i e g o m i e s i ą c a aż do m a r c a w łączn ie Z a k o p a n e jes t sta n o w c z o c ie p le js z e ; n a j w i ę k s z ą p o d ty m w z g lę d e m ró żn ic ę s p o s tr z e g a m y w styc zniu i p o cz ąw sz y o d tog o m ie s ią c a p r z e w y ż k a t e m p e r a t u r y sz y b k o w Z a k o p a n e m m a l e je , aż w k w ie tn i u t e m p e r a t u r a Z a k o p a n e g o s t a j e się b lisk o o 2° O. n iższą o d t e m p e r a t u r y N o w e g o T a r g u . P o d w z g lę d e m t e m p e r a t u r y Z a k o p a n e m ało się ró żni o d P o r o n i n a . P o r o n i n j e s t c ie p le js z y ty lk o w m a j u ( 0 ° , 4 0 ) i w c z e rw c u ( 0 ° , 0 6 ) , z re s z tą j e s t od Z a k o p a n e g o niec o zim niejsz y, a ró ż n ic a ty lk o w s ie rp n iu zbliża się do 1°G., z r e s z t ą zaś j e s t m n ie js z a i pospolicie nie do ch o d zi 0°,5 O. P o r o n i n w p o r ó w n a n iu z K e s m a r k i e m o tyle z a c h o w u j e się p o d o b n ie j a k w z g lę d e m N o w e g o T a r g u , że j e g o t e m p e r a t u r a od m a j a do p a ź d z i d r n i k a j e s t n iższa ( c h o c i a ż po w ię k sz e j części m n iej n i s k a an iżeli w p o r ó w n a n iu z N o w y m T a r g i e m ) , a od l i s t o p a d a do lu teg o j e s t w y ższa aniżeli w K e s m a r k u . M a r z e c i k w ie c ie ń dziw nie się p o d w z g lę d e m te m p e r a t u r y z a c h o w u ją , a lb o w ie m w m a r c u p r z e w a g ę m a K e s m a r k , a w k w ie tn i u P o r o n i n ; j e s t to w p r o s t p rz e c iw n e te m u co n a m N o w y T a r g p r z e d s ta w ia . S tr e sz c z a ją c p o w y ższe p o r ó w n a n ia s p o s trz e g a m y , że Z a k o p a n e i P o r o n i n , w s t o ­ s u n k u do p o ró w n y w a n y c h z n ie m i m iejs co w o ści, s ą n a jc i e p le j s z e w g r u d n i u , sty c z n iu 1 lu ty m . W p o ró w n a n iu z N o w y m T a r g i e m , Z a k o p a n e i P o r o n i n od k w ie tn i a do p a ź d z i e r n ik a są zim nie jsze, a o d l i s t o p a d a do m a r c a ciep le jsze. T e m p e r a t u r a K e s m a r k u z a c h o w u je się w p o r ó w n a n iu z Z a k o p a n e m i P o r o n i n e m p o d o b n ie j a k t e m p e t a t u r a N o w e g o T a r g u , w y ją w sz y m a r z e c i k w ie c ie ń , j e d n a k ż e o b a d w a te m i a s t a m n ie j są n a d p o zio m m o r z a w y n ie s io n e , a K e s m a r k j e s t n a d t o b a r d z i e j n a p o łu d n ie w y s u n ię t y an iżeli p o r ó w n y w a n e z n iem i Z a k o p a n e i P o r o n i n . R o z w i ą z a n ie te j z a g a d k i m e t e o r o l o g ic z n e j z n a j d u j e m y w c ie p ł y c h w i a t r a c h p o ł u ­ d n io w o -z a c h o d n ic h lub p o łu d n io w o - w s c h o d n ic h , k t ó r e w p ó ź n e j j e s ie n i i z im o w ą p o r ą o g r z e w a j ą P o d h a l e , i do te g o silniej o g rz e w a ją Z a k o p a n e bliżej g ó r p o ło ż o n e , a n iż e li P o r o n i n , b a r d z i e j od T a t r o d d a lo n y .


15 praw dopodobieństw a, że pierwszy śnieg jesienny zwarzy zasiew y opóźnione sk u t­ kiem długotrwałego zimna wiosennego. Do niekorzystnych warunków urodzajności P o d h a la zaliczyć należy błędny sposób upraw y roli, albowiem Podhalanie wywożą, gnój na pole zimową porą i pozostaw iają go bez przyorania aż do następnej wiosny. T ym sposobem w znaczej części m a rnują skrzętnie gromadzony nawóz. Mając na uwadze wszystkie te niekorzystne dla rolnika w arunki nie zadzi­ wimy się, że na P o d h a lu , zwłaszcza bliżej podnóża , T a t r , urodzaje bardzo są liche. W e d łu g wiadomości w Zakopanem zebranych, które nieco różnią się od podanych przez K onopkę (Encyklopedya rolnictwa, tom II), urodzaje na P o d ha lu przedstaw iają się w sposób następujący. N ajw ażniejszą rośliną zbożową je s t na P o d h alu owies, upraw iany na wielką, a właściwie mówiąc, na najw iększą skalę. Z w y kły zbiór owsa nie przewyższa dwóch ziarn, często tylko brat brata rodzi, a czasami, w razie pięknego urodzaju by w a aż do trzech ziarn. Jęczm ień (ja rzec ) j e s t ju ż daleko mniej upraw iany, a jeszcze mniej żyto, które daje się spostrzegać tylko w miejscach zacisznych, zasłoniętych budynkam i, drzewami lub pagórkiem. O ile mogłem zauważyć, żyto podhalskie m a drobne kłosy na w ybujałej, w ątłej słomie. S ła by urodzaj żyta nie odstraszałby jeszcze P od halan od jego u p ra w y ; główną przyczyną zaniedbania tego zboża j e s t łatw ość z j a k ą ulega potłuczeniu przez w ia tr ; dla tego to P o d ­ halanie sieją żyto w m iejscach zacisznych. Skąpe zbiory, ja k ic h się P o dh alanin spodziewać może, często zupełnie go zaw odzą; czasami gw ałtow ny w iatr halny z gór wiejący zupełnie zboże wytłucze, a czasami zasiewy opóźnione skutkiem zimnej wiosny zostają przyprószone śniegiem, który często ju ż we wrześniu p o d ­ halskie doliny okurza. W obydwóch tych razach zboże d aje się zużytkow ać tylko j a k o pasza zielona. P o owsie najważniejsze miejsce zajm uje k a pu sta i ziemniaki, na P o d h a lu nazyw ane tak że grulami albo krąplam i. P odhalskie ziemniaki bardzo są smaczne lecz drobne. W ostatnich czasach wprowadzono plenniejszą i w iększą odmianę, któ ra wszakże bardzo je st w sm aku niemiła. D obry urodzaj ziemniaków daje do sześciu korcy z jednego korca. Ziemniaki nie boją się wiatrów, choćby najsilniejszych, ale długie ulewy bardzo są dla nich z g u b n e ; ta k 1879 roku po m o kre m i zimnem lecie nieurodzaj ziemniaków t a k był wielki, że zebrano mniej, aniżeli posadzono. K a p u sta w ogóle nieźle się udaje. W e d łu g W a h le n b e r g a k a ­ p usta u podnóża T a tr zwija się w główki tylko do 845 m etrów wyniesienia nad poziom morza, zatem na wielu polach Zakopanego, gdzie wyniesienie kościoła wynosi 829,4 m etrów , prawdopodobnie m ożnaby mieć głowiastą k apustę, czego je d n a k nie sp o ty k a m y ; wszakże J a n B a hle da z Zakopanego, wykwalifikowany ogrodnik, u trzym uje, że na P o d h a lu nieum iejętnie ka pu stę upraw iają, i do tego zły posiadają gatu nek , lecz możnaby całą u praw ę znacznie poprawić. Groch na P o d h a lu sieją pomiędzy ziemniakami otrzym ując dobre stosunkowo zbiory dorów nywujące 16 ziarnom. Pomimo to na P o d h a lu groch m ało j e s t upraw iany, bo też co p raw da szkaradnie j e s t tw ardy. N a całem P o dh alu bardzo pilnie u p r a ­ w iają len, k tó ry w edług zdania mieszkańców bardzo dobrze się u d a je ; nie myślę te m u przeczyć, uczynię je d n a k uwagę, że nie je s t on ani ta k gęsty ani ta k w y ­ soki j a k na naszych dolinach, nie mówiąc ju ż o słynnej ze lnu Żmudzi. Łodygi lnu zawsze są na P o d h a lu w ą tłe i z obwisłym w ierzchołkiem , czego w dolinach nie spostrzegamy. Nasienie lnu prędko w yradza się na P o d h a lu i musi być p rz y ­ najmniej co trzy la ta zmieniane. Do powszechnie upraw ianych roślin należy wreszcie koniczyna, która staraniem profesora Chałubińskiego rospostarła się do


16

samego podnóża T atr, a naw et spotykać się daje pod wierzchołkiem G uba­ łówki. Obok koniczyny, doskonałej paszy dostarcza aromatyczne siano po łąkach i polanach zbierane. Rozpatrzywszy urodzajność P odhalana przyznać musiemy, że jego mieszkańcy bardzo trafnie określają je w następującym dwuwierszu: B ied n a to, b ied n a, ta n asza k rain a , Gdzie się chleb kończy a w oda zaczyna.

W ażna to rzecz woda tak doskonała ja k na Podhalu, ale bez chleba je st ona mało w ystarczająco. * Takie są płody, jakich ziemia podhalska skąpo góralowi u d z i e l a , a l e i tej płonej ziemi je st już zamało. W Zakopanem najbogatsi gazdowie posiadają do 60 morgów i m ają wysiewu do 90 korcy owsa, ale też takich gazdów je st ledwie dwóch albo trzech. Zamożny, albo mówiąc miejscowym językiem hruby gazda, ma ledwo 20 morgów, na których wysiewa 30 korcy owsa i sadzi 15 korcy ziem­ niaków. Miernie bogaty gazda posiada 6 — 15 morgów ziemi, na której wysiewa do 15 korcy owsa, oraz sadzi do 7 korcy ziemniaków, gdy tymczasem biedny czyli piony gazda ma wysiewu tylko dwa lub trzy korce owsa. T ak więc na Podhalu daje się uczuwać brak i tej naw et płonej ziemi, która też nie może wyżywić swego właściciela z jego rodziną i dobytkiem czyli siatkami. ~W Zakopanem nie łatwo znaleść gazdę, któryby nie był zmuszony co rok kupować ziarno na przednówku, który czasami zaczyna się od nowego roku, a zawsze trw a mniej więcej do września. Oczywiście rolnictwo je st tu niew ystarczające i potrzeba szukać rozmaitych innych źródeł wyżywienia i zarobku. W rzeczy samej P o d ­ halanin oddaje się rozmaitemu przemysłowi i hodowli zw ierząt, do której je st prawdziwie namiętny. N a pochwałę Podhalan należy powiedzieć, że chętnie biorą się do wszelkiego zarobku. W m iarę możności zarabiają furmankami, co jednak znacznie je st u tru ­ dnione od czasu ja k kuźnice zakopiańskie i sąsiednie stoją bezczynnie. Dawniej zwożenie rudy żelaznej do hut, oraz wywożenie odkutego żelaza, zapewniało posiadaczowi koni stały zarobek, lecz od czasu sprzedania dóbr zakopiańskich

!) Z pow odu jałow ości ziem i u p ra w a ro li przez n ajem ników je s t m ało k o rzy stn a, bo płody zaledw ie p o k ry w a ją k o szta zbioru. D la teg o to w ielcy w łaściciele praw ie w cale roli nie p o siad ają. K ono p k a p o d aje, że w ed łu g k ad a stru z la t 1 8 4 5 — 1850 n a P o d h a lu do w ielkich w łaścicieli należało 528 m orgów au str. ro li i ogrodów , gdy tym czasem w ręk a ch drobnych w łaścicieli znajdow ało się 3 9 .1 4 0 m orgów au str. roli. S tosunek ten u le g ł zm ianie w k ie ru n k u n ab y w a n ia ro li przez górali. Głównym, jeżeli nie jedynym źródłem dochodu w ielkich w łaścicieli są lasy, nie zaw sze należycie z a ­ g o spodarow ane. W praw dzie Z ejszn er po ciesza tem i słowy : „N ieraz słyszałem u b o le­ w ających, że isto tn ą krzyw dę czyni sie k ie ra roślinności ta tro w e j. Chorobliwy to sposób widzenia rzeczy. Są m iejsca, gdzie p rzy ro d a m a n iew yczerpane siły odnaw iające się n ie u sta n n ie , a takiem i są w łaśnie b oki T atrów ; ilek ro ć bow iem żelazo położy bujne la sy , tyle rązy , ja k b y siłą czaro d ziejsk ą w yw oływ ane, w znoszą się now e drzew a, ozdobione w dziękiem m łodości". (Biblioteka Warszawska. 1881. Tom IY , str. 5 3 1 ). N iestety , b łę d n y to obraz, bo drzew a daleko w olniej ro sn ą w T a tra c h , tj. n a re g la c h , aniżeli w dolinach, gdyż ok azałe św ierki p o trz e b u ją w ty ch g órach do 200 la t nim zupełnie w yrosną. A zatem , sie k ie ra je s t w T a tra c h szkodliw sza aniżeli w dolinach, gdzie tak że um ie zachow yw ać się po b arb arzy ń sk u .


17

przez panów Homolacsów zupełnie zarzucono kopanie i wytapianie rudy, a kuźnicy, z w yjątkiem dwóch tylko, stanowczo zamknięto. M a ło jd la właścicieli dochodne przem ysł hutniczy porzucono i w innych m ajątkach , czyli ta k zw anych u górali państwach. Obecnie głównym zarobkiem furmanów podhalskich j e s t zwózka drzewa z lasu i rozwożenie tarcic z tartak ów , p iła m i zwanych. L e tn ią porą P o d h a la n ie w yruszają z kosami do K rólestw a Polskiego, lub do W ę g ie r, gdzie radzi, ich w idzą, bo z pewnością n ik t nie zetnie tra w y tak nisko i równo j a k góral, który k ażde źdźbło ceni. W jesieni oszczędny góral powraca z dolin z dobrym stosunkowo zarobkiem , ale zwykle z uporczywą zimnicą, której zwłaszcza w W ę g rz e c h nabywa. Góral chętnie najm uje się do ścinania drzew, palenia węgli, i sta ra się p o­ siąść ja k najwięcej techniki rzemieślniczej. B ra k specyalności j e s t niewątpliwie w ielką w ad ą mało wyrobionego społeczeństw a, i jeżeli nasz chłop z doliny grzeszy dążnośeią do rzemieślniczej wszechstronności, to P o dh alanin z pewnością d op ro ­ w adza tę wadę do ostatecznych granic, bo by chciał wszystko sam zrobić. Znam Z akopianina będącego jednocześnie furm anem (chociaż nierad fu rm a n i), ślusarzem, kowalem, giserem, bronzownikiem, stolarzem, zdunem, cieślą, drw alem oraz dosko ­ n a ły m przew odnikiem po górach, a dobrze poszukawszy możebyśmy odkryli w nim jeszcze j a k ą specyalność u k ry tą , n a p rzykład uzdolnienie do mniej legalnego polo­ wania na kozy. N aturalnie, k ażdy P odhalanin obok wszystkich swoich wiadomości rzemieślniczych zawsze j e s t rolnikiem. Bądź co bądź, górale podhalscy sami sobie w ystarc z a ją i m ało potrzebują pomocy obcych rzemieślników. Pom iędzy P o d h a la ­ nami znajdu ją się wcale inteligentni i zdatni kraw cy, a przem ysł płócienniczy bardzo n aw et j e s t n a P o d h a lu rozwinięty, bo nietylko w ystarcza n a miejscowe potrzeby, ale nadto pozwala sprzedaw ać p ew ną ilość płócien. Sukno także je s t miejscowego wyrobu, b iałe albo czarno-brunatne, stosownie do koloru wełny, k tó ra farbowaniu nie ulega. Folusze są w łasnością górali, albo przynajmniej przez nich b y w a ją dzierżawione. T a k więc górale sami sobie pod względem ub ra n ia w ystarczają, wyjąwszy tylko kapelusz, kupow any w Nowym T arg u , oraz kożuszek, czyli serdak pięknie na wierzchu czerwoną skórą wyszywany, który najchętniej k u p u ją w kom itacie Liptowskim, gdzie najbardziej je s t wziętym Jałow icki, kuśnierz miejscowy, rzeczywiście na sławę swoją pięknym w yrobem z a słu g u jąc y ; od niego to pochodzą wzystkie pięknie w ypraw ne i dobrze uszyte serdaki, ja k ic h w .Zako­ p anem dostać można. Obuwie Podhalanin przeważnie sam sobie robi, co nie je s t rzeczą zbyt trudpą, bo dotychczas na P o d h a lu najwięcej używ ają ta k zwanych kierpci, t. j. skóry juch to w ej na około stopy obwiniętej i na wierzchu rzem ykiem zeszytej. N a niedziele i święta coraz bardziej w chodzą w użycie b u ty węgierskie u mężczyzn i czarne buciki skórzane u kobiet; ztąd rodzi się potrzeba specyalnych szewców, których zamało j e s t po wsiach, skutkiem czego powstaje konieczność posiłkow ania się szewcami nowotarskimi. W sz e lk ie inne w yroby rzemieślnicze, z w yjątkiem uprzęży, w ychodzą z rą k samych P odhalan, którzy posiadają n aw et w ła sn ą m uzykę, złożoną ze skrzypców (gęslikó?v) i basów. Chociaż to wprost do rzeczy nie należy, pozwolę sobie nadmienić, że w irtuozami miejscowymi są dwaj g ó ra le : stary J a n S a b a ła K rzeptow ski z Kościelisk i B a r te k O brotka z Z a k o p a ­ nego. — Podhalanin chętnie bierze się' tak ż e do handlu, do którego stano-wczo więcej m a zdolności aniżeli jego b r a t z doliny. Podhalanie chętnie grom adzą rozmaite zapasy, a zw łaszcza bardzo skrzętnie zimową porą drzewo z lasu wożą, kiedy śnieg w yrów nyw a wyboje i najgorszą drogę zamienia n a doskonały gościniec. P r z y każdym niemal domu podhalskim spostrzegam y drzewo ułożone n a legarach i starannie okryte deskami, aby nie T a try i P o d h a la n ie .

2


18 u leg ło zepsuciu sk u tk iem wilgoci. B ardzo to m iły objaw zabiegliw ości, ale też P o d h alan in rzeczyw iście p am ięta o ju trz e i w szelkie roboty sta ra się załatw iać w czasie, kiedy n ajłatw iej i n ajtan ie j uskutecznić się dają. O t n. p. z drzew em , nie zw ieziesz w zim ie i dopiero w lecie goń ’), a tu drogi uchow aj Boże. Pom im o swej zapobiegliw ości P o d halanie, a zw łaszcza m ężczyźni nie są je d n a k ludem p raco w ity m , albow iem radzi p ró ż n u ją , albo grzeczniej m ówiąc, często i długo odpoczyw ają. Góral chętnie na w szelki sposób zarabia, bo p o trze­ buje papierków, a w rodzone zdolności pozw alają m u z łatw ością przechodzić od jedn eg o zajęcia do drugiego, chociażby jeszcze nieznanego, ale ciągła i sy stem a­ tyczna p raca je s t m u n iem iła. W oli on głodu przym rzeć, aby tylko należycie w ygrzać się na słońcu, pow ałęsać po wsi, przed dom em fajeczkę kurzyć lub bez potrzeby pobiedz na h alę i niechcący w ybiedz na ja k i w irch. D la tego to góral ta k chętnie za m arny pieniądz n ajm u je się ja k o posłaniec, bo go nogi nic nie kosztują, a m a słu szn ą w ym ówkę w próżnow aniu. Z niew ielkim w yjątkiem o P o d ­ h alan ach w ogóle m ożna pow iedzieć to, co mi o jed n y m z nich m ówiono: „ W la n i za dwóch zarobi, ale ra d legnie i wnet tydzień prześpi"'. P ew ien P o dhalanin doskonale źch arak tery zo w ał lenistw o, ja k ie ta k łatw o górala opanow yw a : „ Skorom się rozlezal w idziało m i się, ie się nie pozbieram “. G aździny daleko są pracow itsze i n ie m o ż n a ich nazyw ać leniucham i. Dom bardzo chędogo u trzym ują, k rz ą ta ją się koło go­ spodarstw a i koło dzieci, ciągłe te d y m ają zajęcie, czego o gazdach pow iedzieć nie m ożna. Obok rozm aitych rzem iosł, handlu i przem ysłu bardzo ważnem zajęciem i źródłem u trzy m an ia je s t hodow la koni, b y d ła i owiec. W ogóle należy zauw ażyć, że Podhalanin, o cen iając c ałą w artość d o b ytku czyli statków, ja k najlepiej obchodzi się ze swemi czw oronogiem i wy Chowańcami. N igdy nie w idać tu znęcania się nad zw ierzęciem , nigdy głodzenia, chyba w ostatecznej b ied z ie; pod w zględem obejścia się ze zw ierzęciem , P o d h alan in stoi bez porów nania wyżej od lacha, chociażby n aw et i od dziedzica dóbr ziem skich. Nic w ięc dziwnego, że pomimo w ielkiej trudności w yżyw ienia, nie spotykam y tu owych w ychudłych m ęczenników , ta k pospolitych na naszych rów ninach. Co dziw niejsza, konie nie m ają krzyw ych i drżących nóg, chociaż ciągną ciężary po najgorszych i przerażająco strom ych d ro g ach ; ale też góral rzadko i bardzo oględnie używ a b a ta , nie przeładow uje konia, pom aga mu w tru d n jc h m iejscach i zaw sze zesk ak u je z wozu gdy w y ­ padnie pod górę je c h a ć . P o d h alan in kocha się w koniach, k tó re z pew ną elegancyą zaprzęga w schludne, zawsze m osiądzem i p łatam i zdobne chom ąta. Jed n o tylko m ożna zarzucić g óralskiem u zaprzęgow i, a m ianow icie b ra k lejców krzyżow anych czyli ta k zw anych krzyżaków , sk u tk iem czego pow ożący zaw sze zależy od dobrej woli swoich koni, k tó re m ogą nie usłu ch ać rozkazów heta i w ista, chociażby a rg u ­ m entem b ata p opartych. W praw dzie P odh alan ie dow odzą, że m ądry koń obejdzie się bez krzyiow ych powódek, ale gdy p ra k ty k a nie zaw sze św iadczy n a korzyść rozum u podhalskich koni, przeto nalegania gości skłoniły Z akopian do szybkiego p rzy sw ajan ia sobie tego w ynalazku dla głupich koni obm yślonego. D zisiaj k ażd y posiadacz krzyżaków z dum ą je pokazuje, ja k o dowód swoich postępow ych pojęć furm ańskich. T ru d n o pow ątpiew ać, iż każdy P o d halanin do zb y tk u b y sta tk i swoje m nożył, gdyby n a to pozw alały m iejscowe w arunki. Skąpo w górach w ydzielona pasza, zm usza go do ham ow ania swojej nam iętności. 1) Gonić. Biegać, kręcić się. 2) B ania. K opalnia (ze słowacka).


19 K onie, p łacone od 5 0 — 150 złotych reńskich, ważną- bardzo odgryw ają rolę w gospodarstw ie podhalskiem , albow iem w ykonyw ają w szystkie p race koło roli i koło dom u. L iczba koni n a P o d h alu , zw łaszcza w Z akopanem i w siach sąsie­ dnich, u le g a znacznym n aw et zm ianom stosow nie do pory roku, albow iem na w iosnę P o d h alan in zw ykle doku p u je ko n ia, którego w jesieni odprzedaje. T ak i ru ch koni p rzedew szystkiem spostrzegać się daje u Z akopian i P oronian, tru d n ią­ cych się przew ożeniem gości. S ku tk iem ta k ieg o kupow ania i odprzedawania. P o d ­ halan in n a k ażd y m koniu tra c i 10 do 15 reń sk ich , co w łaściw ie żadną nie je s t stra tą , bo odprzedaw any koń dużo w ięcej zaro b ił w lecie, zw łaszcza u furm ana. Pod h alan in k o cha sw oje konie, a furm anow i najw iększą spraw ia przyjem ność, je ż e li je s t w sta n ie obadw a konie zim ow ać, oraz jeżeli m u się u d a dobrać parę siwków. T a nam iętność do siw ków w pływ a n aw et n a ich cenę, albow iem siwki są droższe od koni innej m aści, bo na P o d h alu , podobnie ja k w innych częściach k ra ju n a ­ szego, siw ek uchodzi za n ajlepszego, naj wy trw alszego. Z danie to nieraz słyszałem od znaw ców koni. N a P o d h a lu , dla b ra k u paszy, nie m a hodowli koni, lecz każd y k u p u je sprzężaj w m iarę p o trzeb y . Z tąd nie m a tu je d n o stajn e j, szczególnej rasy, ja k np. u H u c u łó w ; pom im o to je d n a k w szystkie konie podhalskie są średniego lub m ałego w zrostu, na cienkich nogach i o zgrabnem kopycie. W szystkie, z w ła ­ szcza używ ane do w ożenia m lek a z hal, nadzw yczaj są ostrożne w chodzie i po­ mim o najgorszych dróg idąc w zaprzęgu praw ie nigdy się nie p o ty k ają. K onopka podaje, że w r. 1867 n a P o d h a lu było 5.148 koni, ale nie w yjaśnia czy mówi tylk o o koniach zim ow anych, czyli też o koniach podczas la ta trzym anych. T a sam a w ątpliw ość sto su je się do cyfr b y d ła rogatego i owiec przez tegoż au to ra podaw anych. B ydło rogate, czyli hruby statek, a p rzedew szystkiem krow y, bardzo w ażną rolę o d gryw ają w gospodarstw ie podhalskiem . K row a, płacona 30 — 50 reńskich, do starcza n ab ia łu , ty le przez P o d h a la n cenionego, a podpasiona przez lato za ­ pew nia zysk przy sprzedaży je sie n n ą porą, W lecie każdy P o dhalanin k u p u je ty le krów , ile ich może na hali u trzy m ać, a w jesien i nadliczbow e sztuki sp rze­ daje Słow akom liptow skim , k tórzy b iją kupione krow y i mięso m ary n u ją na p o ­ trzeb y zim owe. T ym sposobem w parafii zakopiańskiej, liczącej 4.000 dusz, co ro k m ieszkańcy sp rzedają do 1.000 krów , zyskując na każdej 5 do 10 reńskich, oprócz m lek a przez całe lato otrzym yw anego. Słow aki zachow ują się tu ta j bardzo niedorzecznie, bo m ając obfite i b u jn e p astw iska nie k o rz y sta ją z nich ja k należy i zam iast w zm ocnić hodow lę w spaniałych wołów w ęgierskich, k u p u ją od sąsiadów krow y daleko gorszej na rzeź rasy. B ydło podhalskie należy do rasy k rótko-rogiej ( Bos brachyceros, R iitim ey er, Bos longifrons, Owen). W zro st b y d ła je s t drobny, nogi cienkie, racice m ałe, łe b m ały , szczupły, zgrabny, oczy w ypukłe, oczodoły sklepi8te i w y d atn e, czoło w tylnej części daszkow ato w y p u k łe, rogi m ałe, stoż­ k o w ate, najczęściej czarne, czasam i b iałe. M aść b y d ła je s t po najw iększej części czerw ona (cisaw a) rozm aitych o d c ie n i; czasam i zd arzają się zupełnie m yszate sztu k i, a k ilk a razy zauw ażyłem krow y huldoczej m aści t,. j. żółte z ciem nem i p ręg am i poprzecznem i, bardzo ostro narysow anem i. P o d h alsk ie bydło odpow iada ta k zw anóm u Braunvieh gór S zw ajcarsk ich. G oście z dolin p rzybyw ający często p rzy g an iają góralom , że się nie s ta ra ją o roślejszą rasę by d ła. N agana je s t n ie ­ uzasadnioną, albow iem n ik t na h ali innej rasy nad górską n ie u trz y m a ; ciężka kro w a nie je s t w stan ie w ejść na strom e p astw isk a górskie, ani też może się u trzy m ać na silnych p o chyłościach. P ra w d a , w Z akopanem i wogóle na P o d h alu m ożnaby m ieć byd ło n ajw spanialszych n aw et ras, ale pod w arunkiem trzym ania go na stajn i. T am , gdzie w y sta rc z a ją p astw isk a w dolinach położone, n. p. 2*


20 w K uźn icach zakopiańskich, daje się spostrzegać roślejsze bydło, będ ące m ięszan in ą górskiej rasy krótko-rogiej ( Bos brarhyreros) i dolinowej rasy turzej (Bos primigenius), ale bydło na h alac h p asan e z konieczności należy tylko do pierw szej. Pom im o drobnego w zrostu, po d h alsk a krow a d aje do jed n eg o garnca m leka n a dzień. K onopka po daje, że w r. 1857 hodow ano na P o d h alu 28.622 sztuki b y d ła rogatego, w tej liczbie 14.227 krów i 11.957 ja łó w e k , ale pozostaw ia nas w w ątpliw ości, czy m ówi o sztukach pasionych po halach, czyli też o zim ow anych. Owce (s tr z y ik i) stanow ią niezbędną część składow ą każdego gazdostw a, ja k o dostarczające se ra i w ełny. K ażdą owcę przez całe lato trzy razy dziennie doją, oraz strzy g ą dw a lub trz y razy w ciągu roku, stosow nie do bu jn iejszej lub c h u d ­ szej paszy. O w ca w ciągu la ta dostarcza dziennie do je d n e j k w arty m lek a, oraz daje do 6 funtów w ełn y na rok (K onopka m ylnie podaje l 1/* <1° 2 funtów w ełny na rok). W e łn a je s t d łu g a, k ę d z ie rz aw a , lecz stosunkow o g ru b a ; służy ona do w yrobu używ anego na P o d h alu grubego sukna. W y p raw n e skóry dobrych do star­ czają kożuchów . O w ce są duże, z d łu g ą m ordą i m ałem i rożkam i, albo najczęściej bezrogie, t. j. siute. R ogi tryków są bardzo m ałe i słabo skręcone. O w ce są b ia łe , albo czarne i w te d y siw ieją w czw artym lub w trzecim ro k u życia. H odow la owiec odbyw a się n a ty c h sam ych z a sa d a c h , co hodow la k ró w ; w lecie k aż d y gazda pow iększa swe stado do możliwych rozm iarów , a w jesien i znowu je zm niejsza w ed łu g zasobów paszy zimowej. B ądź eo-bądź, na jed n ą krow ę u każdego gazdy w y p ad a dw ie lub w ięcej owiec, trudno więc zrozum ieć ja k im sposobem w edług K onopki n a P o d h a lu w raz z N ow otarszczyzną m a być ty lko 18.000 ow iec, k ie d y samo P o d h a le , w ed łu g n ie g o , posiada 28.622 sztuk b y d ła ro g a te g o ? O w ca k o ­ sztu je 3 do 10 złotych reńskich. K ozy za jm u ją na P o dhalu zupełnie podrzędne stanow isko. T rzoda chlew na je s t raczej przed m io tem zb y tk u , przeznaczonym na zapusty i W ielkanoc. K ie je s t ona zw iązana z b ytem P odhalan. H odow la m ożliw ie licznych statków zm usza P o d h alan do n ajw iększej oszczę­ dności p aszy, oraz do zabiegania o podściółkę , któ rej niem ożna tu pośw ięcić ani jednego źd źb ła słom y, przeznaczonej w yłącznie n a paszę inw entarza. I tu ta j ja k w całem sw em życiu, P odhalanin je s t zm uszony do przem ysłu, oszczędności i w alki z najcięższym n ied o statkiem . D la zużytkow ania w szelkiej rozporządzalnej paszy, P o d h alan ie w y p raw iają swój dobytek na górskie p astw iska czyli hale ') o ile m o­ żna n ajw cześniej, w m aju lub w pierw szej połow ie czerw ca. Do cieplejszych, n i­ żej położonych hal, sta d a w yruszają w cześniej, do zim niejszych zaś, w yżej le ż ą ­ cych p astw isk, później wychodzą. P asien ie n a hali ciągnie się do końca sie rp n ia ,

x) Halami nazy w ają w T atra ch górskie pastw iska położone na. rozmaitych wy­ sokościach, od k rainy buczyny, aż do krainy n agich wirchów. H ale zawse te d y leżą w samych T atrach, dokąd nie sięgają stałe ludzkie mieszkania. P ro f e so r N ow icki ( p o ­ równaj „K ozica*, K rakó w 1868, oraz „P am iętnik Tow. T a trz a ń s k ie g o “ tom I, Btr. 3 2 ) i Ksiądz Sutor ( „ P a m i ę tn ik Tow. T atrz ań sk ie g o “ tom I, str. 4 7 ) u trz y m u ją , że h ale są pastw iskam i położonem i pow yżej górnej granicy lasów, co stanowczo jo st b łę d n e m , albowiem dużo je s t hal położonych w pasie lasów, t. j. dokład niej mówiąc w k ra in ie świerczyny, a n aw e t buczyny. D o takich hal śródleśnych, pom iędzy innemi n a le ż ą : Smytnia, hala T om ano w a, Chochołowska, M ała Ł ąka, K o n d ra to w a, Olezyska (z k tó rej owce pasają pod K o p ą M agórą n a stokach przełęczy wśród lasu położonej), dalej hale w dolinie Białego, w S trążyskach i t. d. H a la śródleśna zawsze tw orzy łą cz k ę bez drzew, czyli t a k zw aną u nas haliznę. Ł ąkę g ó rsk ą , n a której można zbierać siano, nazyw ają p o la n ą . P o lan a zawsze leży w krainie lasu.


21

t. j. do p o czątk u żniw, w k tó ry m to czasie n astęp u je pow rót do wsi, czyli redyk. K row iarze i k ro w iark i, oraz ju h a s i p o m ag ają w żniw ach, a po sp rzątn ięciu zboża, d o b y tek pasie się n a ściern iach aż do zupełnego ich spotrzebow ania, poczem znowu p ow raca do bliższych hal, gdzie aż do śniegów pozostaje. Je ż eli w jesien i nastąpi odw ilż, czyli zm ięk, sta d a p o w racają do cieplejszych h al, gdzie pozostają ja k m o­ żna n a jd łu ż e j, t. j. dopóki ich śniegi do ostatecznego redyku *) nie zm uszą. B rzegi row ów i dróg sp a sa ją k ro w y pozostaw ione we wsi na lato. Je d n em s ło w e m , na P o d h a lu każde źdźbło tra w y zostaje spożytkow ane.

W sz y stk ie tu pokrótce p rzedstaw ione źródła dochodu i pożyw ienia zaledw ie w y sta rc z a ją n a bardzo skrom ne utrzy m an ie. C hleb żytni, a tem b ard ziej pszenny, je s t przedm iotem zb ytku i tylko w św ięta, lub podczas uroczystości dom ow ych p ojaw ia się na stole P o d h ala n a. Mięso ta k ż e je s t zbyikow ym p o k a rm e m , b ardze rzadko spożyw anym i n ie ' dla każdego je st dostępne. G łów nym pokarm em P o d h a la n a je s t g ru b a m ąka ow siana, w rozm aity sposób przyrządzona, grule, k a p u sta i n ab iał. Z ow sianej m ąki p iek ą cienki, zak alcow aty placek m oskaem zw any, k tó ry należy do w ykw intnych po traw , zw łaszcza gdy je s t m asłem om aszczony. N a mo­ sk a la p o trzeb a dużo m ąk i, a zatem je s t on zb y t kosztow ny na zw ykły pokarm ; głów nem pożyw ieniem je s t daleko tań sza p apka, po w stała z m ąki owsianej na w rzącą wodę sypanej. P a p k a rozm aitej byw a gęsto ści, odpow iednio do stosunko­ wej ilości w ody i m ąki i rozm aite nosi n azw isk a: bryi, sapki, klusków albo lem ieszki. J a k o przy p raw a papki służy m asło lub m leko, czasam i bryndza. W razie nieurodzaju P o d h alan ie zastęp u ją owies k u k u ry d z ą na W ęgrzech k u p o w a n ą , k tó rej nie lubią i tylk o z konieczności spożyw ają. G rule, kw aśna k a p u sta i groch d o p ełn ia ją podh alsk iej k u ch n i, k tó ra , ja k w idzieliśm y, przypraw ia potraw y rozm aitem i przetw o­ ram i m lek a, z pom iędzy k tó ry c h najw ażn iejszem je s t m asło, ser i bryndza. S er i b ry n d za są jed y n y m pokarm em azotow ym stale na P o d h alu spożyw a­ nym i z tego pow odu nadzw yczaj w ażną rolę odgryw ają w życiu P o d h ala n . P odh a lsk a b ry n d za je s t owczym tw arogiem staran n ie rozkruszonym i osolonym. B ryn­ dzę przech o w u ją w b eczk ach , ja k o bardzo w ażną część zapasów zimowych. Ilość bry n d zy i serów n a P o d h a lu w yrab ian y ch nie przew yższa potrzeb m iejscow ych, a ztąd obadw a te p ro d u k ty praw ie w cale nie w ychodzą po za obręb te j k ra in y ; zre sz tą przy zn ać n ależy, że owczy ser podhalski bardzo niskiej je s t w artości ja k o chudy i suchy, i w żadnym razie nie m ógłby w spółzaw odniczyć z owczemi seram i n a dolinach w yrabianem i. J a k w idzim y, żyw ność P odhalan je s t pod w zględem ja k o śc i bardzo poślednia, ale P o d h alan in u w ażałb y się za szczęśliw ego, gdyby je j m iał p o dostatkiem ; na nieszczęście rzecz się m a w prost przeciw nie. P odhale stosunkow o do swego zalu ­ d n ien ia bardzo m ało posiada żyw ności i góral pomimo w szystkich zabiegów je s t zm uszony do po p rzestaw an ia na bardzo m ałem . P o d h alan in je niesłychanie m ało, p raw ie ty le tylko, ile p o trzeb a dla u trzy m an ia życia, często z głodu przym ierając. Z tą d u P o d h a la n pow stało przysłow ie, że żyją powietrzem, wodą i głodem.. P ew ien Z akopianin zapy tan y , dlaczego ta k nikczem nie (m izernie) w y g ląd a? o d p o w iedział:

’) Redykaó. Pędzić owce lub kozy z domu na lialę , lub z hali do domu. Redyk. Przechodzenie stad z domu na halę lub z powrotem.


22 „ /« ta i nie j e m , tylko łyjem a, t. j. ty le tylko je m , ile koniecznie p o trzeb a, aby z g łodu nie um rzeć, co św iętą je s t p raw d ą. P o d h alan ie b rzy d zą się n aw e t o b ż ar­ stw em i lekcew ażą ludzi dużo jed zący ch , u trzy m u jąc, ie się tylko konia pasie, ale człow ieka nigdy. R zeczyw iście m ają konie praw ie zaw sze dobrze w ypasione, ale sam i rzadko k ied y b y w ają syci. N ie m a n a d z ie i, aby z jałow ej roli udało się dużo więcej niż dzisiaj otrzym ać, n aw et po ulepszeniu upraw y. H odow la b y d ła i owiec ta k ż e niew iele tylko m ogłaby być w zm ocniona. K oniecznem ted y n a stę ­ pstw em w zrastająceg o zaludnienia je s t coraz bard ziej zw iększający się n ied o statek , oraz nagląca p o trz e b a now ych źródeł zarobku. W p raw d zie, ja k w idzieliśm y, p o ­ m iędzy P o d h alan am i je s t dużo rzem ieślników , ale rzem iosła zm ierzające do zao ­ patry w an ia w ro zm aite w yroby b rac i P o d halan m ało przynoszą zysków , bo od b iednego niepodobna dużo zarobić. T rudno pow ątpiew ać, że stan ekonom iczny P o d h a la n m ógłby się stanow czo popraw ić tylko w razie w prow adzenia rzem iosł, k tó re b y d o starczały w yrobów zd atnych do w yw ozu i spieniężenia w w iększych m iastach , ja k się to dzieje w górach Szw ajcaryi i N iem iec. D otychczas w Z ak o ­ panem istn ie je tylk o szkoła snycerstw a bardzo staran n ie i dobrze prow adzona przez p. N eużila, k tó rem u dopom aga dwóch sum iennych drugorzędnych nauczycieli. R o k u je ona w ielkie n a d z ie je , bo zn ajduje w ielu zdolnych i chętnych uczniów , głów nie z Z akopanego. S nycerstw o niew ątpliw ie dobrego dostarczy zarobku w ielu góralom , ale n atu raln ie samo jed n o nie da chleba 30 tysiącom m ieszkańców P o d ­ h a la . W Z akopanem n iesły ch an ej w agi je s t dw um iesięczny pobyt gości, zw łaszcza, że p rzy p ad a podczas najcięższego przednów ka, bo żniw a rozpoczynają się dopiero k u końcow i sierpnia. D o starczan ie m ieszkań, fu rm anek, żywności i przew odników nie m ałe zapew nia zyski, k tó re przedew szystkiem spływ ają n a m ieszkańców Z a ­ kopanego, oraz w części n a m ieszkańców P oronina, K ościelisk i niektórych innych wsi sąsiednich. J e s t to bardzo w ażne źródło dochodu, n iew y łączające je d n a k ko­ nieczności stałeg o zarobku z rzem iosł n a ek sp o rt obliczonych.

C iągła w alk a z n ied o statk iem , obaw a głodu i trudność zarobku, uczyniły P o d h alan chciw ym i na grosz. K ażd y P o d h alan in tak rad w idzi grajcarze ł) co ra ty , czegoby jeszcze n aganiać nie m ożna, ale chciw ość, ja k zaw sze m a i złe strony. Człow iek, zw łaszcza sąsiad, w spółobyw atel P odhalanin, je s t oceniany przed ew szy st­ kiem w ed łu g stan u m ajątkow ego. P o d h alan in bardzo ceni w człow ieku rozum , szanuje takiego, co ma rozum za dwóch m ądrych chłopów i chętnie zasięg a je g o rad y , ale je ż e li rozum nie idzie w parze z m ajątk iem , k o nkluzya o owym m ędrcu zw ykle byw a n a stę p u ją c a : %E l wiecie to za ś płony, niehruhy g a zd a ; n i to poła, ni p o la n , ni domów, ni statków 11. P odh alan in wysoko ceni m ęstw o, odw agę , przytom ność um ysłu, pogardę n ie ­ bezpieczeństw . Z pew ną dum ą w spom ina swoich w spółm ieszkańców , którzy się żadnego, choćby n ajstraszn iejszeg o p rzejścia nie b o ją , któ rzy niezm ordow anie po w irchach c h o d z ą , nigdy nie b łą d z ą w górach i kozy s trz e la ją , w y staw iając się n a najw iększe n iebezpieczeństw a. W końcu je d n a k , jeżeli to biedny człow iek, jego w ielbiciel z pew nem lek cew ażeniem d o d a je : r Ale zaś straśnie płony g a z d a , nija­ kich majątków niema*. P o górach najw ięcej chodzą gazdow ie biedniejsi, którzy też najlepiej je znają i najlepszym i są przew odnikam i. B ogaty sąsiad ra d opow iada, chociażby niem o*) G rajcarz, przekręcone z krajcar. Także pieniądze w ogóle.


żliw e cuda o dzielności tego lub owego przew odnika, w pada w z ap a ł mówiąc 0 jeg o dzielności, ale z a p y ta n y : „A wy w góry chodzicie?* praw ie zaw sze z dum ą o d p o w ia d a : „ Rad by chodziłek, ale gazdostwo hrube ze mam, to nijak czasu ku temu nie najdem u. In n em i słow y m ów iąc: nie m am czasu na chodzenie, k tó re takim o t biedakom zostaw iam . N a P o d h a lu bardzo oceniają przym ioty duszy, ale zaw sze w olą zalety k ie ­ szeni, dla k tó ry ch dużo się tu w ybacza. B ardzo to złe, ale ta k pospolite pom iędzy bardzo i n ajb ard ziej ośw ieconym i i bogatym i ludźm i, że dopraw dy przynajm niej w znacznej części m ożna góralow i darow ać, że nie je s t od nas lepszy, bo nie pow inniśm y w ym agać od niego w ięcej bezinteresow ności aniżeli od siebie sam ych. B ądź co bąd ź, na P o d h alu człow iek najw iększych zalet będąc Ibiednym zajm uje podrzędne stanow isko w obec bogatego, chociażby stanow czo i w idocznie pod w zględem m oralnym niższego. H ru b y gazda je s t przekonany, że m a jąte k rów no­ w aży b ra k i strony m oralnej i uw alnia go od ubieg an ia się o przym ioty duszy w takim stopniu, j a k to je s t dla biednego koniecznem . M ałżeństw a z m ałym w y jątk iem zaw ierają się w edług w zględów m a ją tk o ­ w ych. C hło p ak nie ożeni się z b iedniejszą od siebie dziew czyną, i n a odw rót, d z ie w c z y n a , n aw et w d o w a , nie pójdzie za m niej posiadającego. N ieraz sły ­ szałem szczegółow e pod tym w zględem obrachunki, gdzie nie zapom niano ani je d n e j k w a rty w ysiew anego ow sa, ani skraw k a łą k i lub polany, ani jednej jałó w k i lub owcy. Wiano je s t pierw szym w aru nkiem , reszta mniej m a w artości. Dyć je nie tak bujny jako je pękaty; Choćby nie był szumny, aby był bogaty. W id ząc ta k i sposób k o jarzen ia m ałżeństw , zostałem uderzony podobieństw em postępow ania pod tym w zględem u p r wdziwie biednych P o d h ala n i bogatych a m ożnych naszych panów . P raw d ziw ie, . • extremites se touchent, ale sta d ła gó­ ra lsk ie , pomimo w adliw ej zasady k o jarzen ia, dobrze i zgodnie żyją. O prócz przytoczonych złych n astępstw chciwości P odhalanie sk u tk iem tej w ady w yzy sk u ją b iedniejszych w spółbraci pożyczając im pieniędzy na w ysokie p ro cen ta, oraz bardzo są skłonni do pieniactw a, czyli prawocenia się o n ajd ro b ­ niejszy sk raw ek jało w eg o g ru n tu , chociażby nieu ży tk u . N a obronę górali to w szakże pow iedzieć należy, że spór często kończy się w yrokiem pow ażnych i w pływ ow ych w spółobyw ateli, w y stępujących ja k o sędziowie polubowni. O ile m ogłem w ym iarkow ać, ta k i polubow ny sąd w ielk ą cieszy się pow agą, sk u tk iem czego opinia p u bliczna zm usza zw aśnione strony do poddania się jeg o w yrokow i, k tó ry często w im ię słuszności każe zrzek ać się praw nie n aw et uzasadnionych, lecz n iesłu sz­ nych p reten sy j. Pom im o w szelkich zatargów pom iędzy sobą, naw et w razie niechęci lub nienaw iści, P o d h alan in je d e n drugiego nie zdradzi, ani też w yda z jak ie jb ą d ź przeciw nej praw u czynności. P o d h alan ie m ogą się z sobą k łó cić, ale pomimo to zaw sze solidarnie p rzed obcym w ystęp ują. P rzestęp stw a srodze naw et k arzą, ale obcego w dania się i w tym razie starannie u nikają. Pom im o tru d n y ch w arunków b y tu , P odh alan ie zabiegliw ością, oszczędnością 1 w strzem ięźliw ością u m ieją w yrobić sobie stosunkow o w cale znośny b y t : u b ie ra ją się z pew nym n aw et w ykw intem i w ogóle bardzo czysto x), posiadają ład n e *) Szczegóły o m ieszkaniach i ubraniu Podhalan znajdzie czytelnik w artyku­ łach Zejsznera, p. Konopki i ks. Sutora.


24 i dobrze utrzy m an e sta tki, oraz bardzo schludne domy, nic w ięc dziwnego, że z pew nego rodzaju p o g ard ą i politow aniem spoglądają na Lachów, t. j. sw ych w spółbraci z dolin, k tó rzy pomimo dobrej ziem i, a tern sam em w iększej zam oż­ ności, m niej d b ają o czystość m ieszkania i odzieży, oraz m niej piękny p o siad ają do b y tek . W reszcie Lachy b ez porów nania częściej aniżeli P o d h ala n ie p rz eb ie rają m iarę w napoju, bo n a P o d h a lu pijaństw o je s t w adą m ało pospolitą i zaw sze pogardzaną. P o d h a la n ie , a przedew szystkiem Z akopianie i bezpośredni ich sąsiedzi, u w ażają górali beskidow ych, pienińskich i innych za stanow czo od siebie niższych. J e s t w tern dużo chełpliw ości, tru d n o je d n a k zaprzeczyć, że pomimo całego roz­ w oju w ładz um ysłow ych i fizycznych u sąsiednich górali, P o d h alan ie niew ątpliw ie w yżej od nich sto ją. P om iędzy innem i, P o d h alan ie a szczególniej Z akopianie, m a ją tę w yższość n ad pozostałym i góralam i karp ack im i, że choroba wola rzadko się w śród nich n ap o ty k a. W e d łu g w iadom ości’ łask aw ie udzielonych mi przez pro­ fesora C hału b iń sk ieg o , w ole najrzadziej zdarza się w Z akopanem , gdzie w każdym razie bardzo słabo byw a rozw inięte. W innych okolicach P o d h a la wole częściej w y stęp u je aniżeli w Z akopanem , zaw sze je d n a k należy do m niej pospolitych zjaw isk, gdy tym czasem w pozostałych częściach K a rp a t polskich bardzo je s t rozpow szechnione i p rz y b ie ra odrażające rozm iary. P rof. C h ałubiński przez wiele la t zw iedzając ła ń c u c h K a rp a t polskich, p rzyszedł do przekonania, że w szerokich dolinach dobrze przez słońce ośw ietlonych i zroszonych przez potoki zaw ierające czystą i m ało m ineralną w o d ę, ludność je s t silna, czerstw a, w olna od k alectw a w ola i dobrze pod w zględem um ysłow ym rozw inięta. T akiem i są Z akopianie, oraz w części ich b ezpośredni sąsiedzi, a w m niejszym stopniu i pozostali P o d h alanie. W o le w zupełności rozw ija się w w ązkich, ciem nych dolinach, zroszonych strum ieniam i pły n ącem i z pokładów piaskow ca K arp ack ieg o , k tó ry tw orzy znaczną część tego ła ń c u c h a górskiego. L u dność w tak ic h dolinach często b yw a w olow ata, oraz m niej pod w zględem um ysłow ym i fizycznym iozw inięta. To też w Z akopanem nie m a k rety n ó w , pojaw iający ch się we wsią k arp ack ich . J a k to p rzed chw ilą nadm ieniłem , ludność P o d h a la, zw łaszcza najw yższych je g o części, pom im o w szelkich braków ja k ie m usi znosić, a zw łaszcza pomimo skąpo w ydzielanego, jało w eg o pożyw ienia, odznacza się c z erstw o śc ią , pięk n ą budow ą i zdrow iem . W p raw d zie z pow odu n iew ystarczającej żywności ludzie bardzo powoli na P o d h a lu dojrzew ają, bo szesnastoletni ch łopak lub dziew czyna często w ygląda zaledw ie n a 12, czasem tylko na ja k ie 10 la t, ale za to czerstw ość nie prędko, zw łaszcza m ężczyzn, opuszcza. K obiety prędzej w iędną, ale też nie może być inaczej ; gaździna tru d n i się całem gospodarstw em dom owem i w ycho­ w aniem dzieci, oraz niszczy zdrow ie w ydaw aniem licznego potom stw a, a nie m a czem należycie u b y tk u w siłach pow etow ać. M ężczyźni ja k w idzieliśm y, w ogóle m niej od k o b ie t p ra c u ją , a przynajm niej nie m ają ciąg łej, nieustającej p r a c y ; •dla tego też ła tw ie j znoszą rozm aite b rak i. Pom im o szybkiego starzen ia się, k o b iety , rów nie ja k m ężczyźni do bardzo podeszłego w ieku zachow ują swe b ia łe i rów niutkie zęby, piękniejsze od w ystaw ianych u nas n a pokaz w szafkach panów ■dentystów. P om iędzy P o d h alan am i przew aża w zrost śred n i, chociaż często zd arzają się ludzie dobrego, naw et w ysokiego w zrostu. T w arz P o d h a la n je s t w ogóle reg u larn a, często ściągła, pospolicie ła d n a , ciało proporcyonalnie i silnie zbudow ane, stopy i ręce bardzo m ałe. K ie u lega je d n a k w ątpliw ości, że z pow odu coraz w iększego b ra k u żyw ności, co w ynika ze w zrostu ludności, P odh alan ie sta ją się coraz d ro b ­ niejsi i w ątlejsi. Sam i przyznają, że nie m a ju ż ta k ich chłopów ja k p rzed k ilk u ­ dziesięciom a la ty . M ężczyźni są w ogóle ładniejsi od ko b iet, k tó re je d n a k ,


25 zwłasza dziewczyny, byw ają wcale ładne, a w niektórych wsiach, ja k to słusznie Zejszner zauważył, zdarzają się prawdziwe piękności. T ak np. najładniejsze gaź­ dziny zakopiańskie w znacznej części pochodzą z sąsiedniego Poronina. Podhalanin jest nam iętnie do gór swoich przywiązany i kocha je eałem sercem. Opuszczając je na czas dłuższy czuje się prawdziwie nieszczęśliwym, nigdy 0 nich nie zapomina i pospolicie wraca, ja k tylko okoliczności na to pozwalają. T a niczem nie powstrzymana miłość do gór przeszkadza naw et pracom P od­ halan, którzy nie są w stanie dosiedzieć we wsi i od czasu do czasu muszą się nacieszyć swemi wirchami, napoić powietrzem wysokich szczytów, napaść oczy rozległym widokiem, oraz sprawdzić, czy echo tak samo odzywa się w danem m iejscu ja k roku poprzedzającego. Podhalanin, zwłaszcza bliżej T atr zrodzony, będąc wychowany pośród niedostępnych gór, gdzie się czuje zupełnie swobodnym i zależnym tylko od własnego sumienia, nam iętnie je s t przywiązany do swobody i niezależności. N aj­ mując się do pracy, Podhalanin bynajm niej nie uważa się za niewolnika swego ch lebodaw cy; to poczucie niezależności przewodnicy zakopiańscy chętnie przypo­ m inają turystom śpiewając podczas wycieczek ulubiony dwuwiersz : Panowie, panowie, będziecie panami, Ale nie będziecie przewodzić nad nami. Podhalanin ma nadzwyczaj silnie rozwinięte poczucie własnej godności, a tein samem nadzwyczaj je st czuły na złe obejście, którego nie umie znieść z pokorą, a przynajm niej pokora jest tylko do czasu. Z drugiej znowu strony dobrem i życzliwem obejściem można go bardzo łatwo ująć, a w tedy daleko więcej uczyni dla przyjaźni, aniżeli dla zysku. Pomimo biedy i niedostatku Podhalanin je st dumny i tw ardy do kupienia, ale też umie być przyjacielem . Ileż to razy można widzieć w Zakopanem prze­ wodnika, wymawiającego się od prowadzenia w góry pewnej osoby, jedynie dla tego, że osoba ta ma obejście pogardliw o-grubijańskie, jak ie w pewnych, mało jeszcze cywilizowanych sferach uchodzi za dowód dobrego, pańskiego wychowania. Ludzie tego rodzaju często byw ają pozbawieni dobrych furmanów i prze­ wodników, oraz z trudnością dostają zapasy żywności. N aturalnie, w podobnych razach składa się winę nie na w łasną dzikość i brak wychowania, ale na chci­ wość tych szkaradnych, ciemnych górali. Podhalanin umie być wdzięcznym i poczuwa się do obowiązku spłacenia długów wdzięczności, czego niekiedy brak naw et ludziom cywilizowanym, którzy się uw ażają za nieskończenie wyższych od mizernego górala. Obejście Podhalanina, zwłaszcza z Zakopanego i sąsiednich -wsi, ma w sobie coś szlachetnego i w prostym człowieku niezwykłego. Podhalanin je st grzeczny 1 uprzedzający, ale bez uniżoności; zawsze był wolnym, a zatem nie zna służalstwa i nie widzi żadnej potrzeby płaszczenia się. Spotkawszy obcego, wita go uprzejm ym ukłonem i wszędzie powtarzanemi u nas sło w y : „Niech będzie po­ chwalony Jezus C hrystus“ ; pospolicie całuje naw et rękę spotkanego przybysza, ale czyni to z tak ą patryarchalną poufałością i dobrodusznością, że nie ma w tern żadnego uniżania się przed bogatszym. Podhalanin chętnie zawiązuje rozmowę, przyczem m a zwyczaj siadać obok zagadniętej osoby bez względu na jej stano­ wisko towarzyskie, wyjąwszy tylko osoby duchowne, dla których wielki ma sza­ cunek. Siadanie w obec księdza, przynajm niej bez wyraźnego zaproszenia z jego strony, je s t w oczach Podhalan wielką nieprzyzwoitością. W Zakopanem górale


rad zi odw iedzają jegomościa; w ie c ie odw iedziny odbyw ają się na ganku. P roboszcz siedzi n a ław ce, a góral, w yjąw szy szczególnie pow ażnych gazdów, pospolicie stoi n a zew nątrz ganku o p arty o jego poręcz i gaw ędzi zachow ując się z c a łą u p rz e j­ m ością i uszanow aniem . P ew nego razu podczas ta k iej gaw ędki, przy szła do p ro ­ boszcza p a ra górali z Olczy z prośbą o danie im ślubu i oznaczenie odpow iedniego dnia i godziny. P rz y sz ły pan m łody rozsiadł się na ław ce i siedząc rozm aw iał. O becny przy tem Z akopianin, nie m ogąc pow strzym ać swego oburzenia zw rócił się do narzeczonej i r z e k ł : „ T y ta jego nie bierz, bo on ja k iś chory, zaraz sobie się d n ą ł“. T ym sposobem w bardzo d elikatny sposób przym ów ił on gburow atem u olczaninow i, że je g o zachow anie się m ogłaby tylko choroba uniew innić ale w takim razie nie b y łb y odpow iedni na m ałżonka. To odezw anie się Z akopianina zasłu g u je na szczególną uw agę, albow iem doskonale m aluje podhalski sposób m ów ienia pośrednio a nie w prost, gdy chodzi o m niej przyjem ny dla słu chającego przedm iot. N ależy też zauw ażyć, że P o d h alan ie żadnych nie używ ają p rzekleństw , a te , ja k ie m ożna w Z akopanem usłyszeć są tam zaszczepione z dolin, zw łaszcza z M a­ zow sza, klasycznej pod tym w zględem ziemi polskiej. O bcow anie z p rzyjezdnym i gośćmi oraz ciągłe nauki i upom nienia księd za k anonika S to larczy k a znakom icie zreform ow ały Z akopian, któ rzy znaczne uczynili postępy w u m iejętności zachow yw ania się w obec osób p rzyjezdnych, oraz n a u ­ czyli się pow ściągać w rodzoną ciekaw ość. N iew ątpię, że ta w strzem ięźliw ość zaw sze im przychodzi z ogrom ną trudnością, ale ostatecznie ju ż nie zasypują przyjezdnych p y ta n ia m i; dopiero później, po bliższem zapoznaniu się, w y n a g ra ­ dzają sobie tę w strzem ięźliw ość chw ilową. M niej z obcem i ludźm i obyty góral z naiw nością d zieck a w y p ytuje o najm niejszy szczegół, lecz w szystko je s t tu ta k szczere, naiw ne i ta k po p rzy jacielsku pow iedziane, że praw dziw ie niepodobna gniew ać się na naiw nego syna n atu ry . N ajlepiej odpłacić m u tą sam ą m onetą i ze swej strony zarzucić go pytaniam i. W ogóle Z akopianin zna granice swej poufałości i praw ie nigdy ich nie p rz e k r a c z a ; dla tego to m ożna z nim żyć n a stopie dobrej zażyłości, zapraszać go do swego stołu i t. p. nie obaw iając się niew łaściw ego w ystąpienia. T a um iejętn o ść zachow ania się, uprzejm ość i częste poryw y lepszych uczuć pospolicie w prow adzają w b łąd świeżo przybyłych. K ażdy niem al przybysz zostaje pierw iastkow o olśniony tow arzyskiem i przym iotam i górali i pomimo woli w idzi w nich ludzi hojnych, b ez in te re so w n y ch , gotow ych do w szelkich pośw ięceń, poetycznych i t . d.; b iedny syn gór przym iotów ty c h posiadać nie m oże, albo też posiada je w bardzo m ałym s to p n iu , a p rze d ew szy stk ie m , ja k k ażdy b ie d a k mocno je s t sam olubny. O statecznie przyjezdni zostają rozczarow ani i n a stę p u je re a k c y a prow ad ząca do przeciw nej ostateczności. Z w ielkich przy jació ł i w ielb i­ cieli stajem y się niechętnym i dla górali, któ rzy napraw dę ty le tylko zaw inili, że się p rzed staw iają lepszym i aniżeli są w rzeczy sam ej. J a k z początku w szystko na dobre tłóm aczym y, ta k potem w szystko ze złej strony w idzim y. P ra w d a ja k zw ykle leży pośrodku tych krańcow ych uprzedzeń. G órale posiadają dużo pięknych zalet, ale nie b ra k im ta k ż e rozm aitych p rzy w ar, a nadto są oni praw dziw em i dziećm i n a tu ry i w szelkie w ady bardzo pstro u nich w y stęp u ją, podobnie ja k u m ałoletnich dzieci, zkąd często w y d ają się daleko gorszym i aniżeli są w rzeczy sam ej. T a k pom iędzy innem i góral za nic nie m a swej obietnicy i z c a łą lekkom yślnością dziecka łam ie d an e słow o, n ie ­ koniecznie z w yrachow ania, ale ot ta k przez b ra k rozw agi. F u rm a n i bardzo często zaw odzą, bo się godzą z tylom a osobam i ile się zdarzy, w czem niekoniecznie głów ną rolę gra chciw ość, t. j. chęć w y b ran ia najk o rzy st-


27

niejszych warunków. Góral mniem a, że to przecież wszystko jedno- czy on sam pojedzie, czyli też jego s tr y k 1), braciszek lub śmiagier; więc wybiera sobie jednego z pasażerów, a pozostałym posyła swoich krewnych i przyjaciół w przekonaniu, że nic złego nie uczynił. Czasami jednak niesłownośó wypływa poprostu z chci­ wości, z ubiegania się za większym zyskiem, i górali w ten sposób postępujących należy o ile można unikać. W każdym razie najlepiej brać zadatek, wyjąwszy tylko pewnych ludzi. Do niesłowności często nam aw iają sami goście wzajem nie się podkupując. Podhalanin bardzo lubi gawędzić i dowcipkować, a mówi w ogóle dobrze, w yraża się jasno, dokładnie, często nawet dowcipnie. Posiada on wielką zdolność do improwizowania śpiewek, które bardzo często byw ają okolicznościowe i opie­ w ają wydarzenia tylko co zakończonej wycieczki, obejm ują podziękowanie dla osoby urządzającej wyprawę i t. p. Improwizacyi można się nasłuchać przedewszystkiem w górach. Przytoczę parę przykładów. Młody chłopak, przedm iot w estchnień ładnej, ale starszej od niego dziewczyny, ułożył następujący czterow iersz: B ied a, b ied a J a n ik o w i: N ie ma co dać konikowi. W ię k s z a b ied a starej d z i e w c e : W y d a ć b y się, nikt jej nie chce.

Do pierwszorzorzędnych poetów miejscowych należy stary Ja n Sabała K rzep­ towski. 1879 roku, podczas schodzenia z Rysów zatrzymaliśmy się na chwilę dla wypoczynku, którego nasze towarzyszki bardzo potrzebowały. N a boku stał stary S abała, otoczony ciekawie słuchającym i go góralam i; przybliżywszy się, usły­ szałem długą dumę o dwojgu kochanków nieszczęśliwych, improwizowaną na nutę podhalskiej śpiewki. S abała chętnie improwizuje i drobniejsze utw ory. T ak pewnego razu rozochociwszy się w chacie Sobczaka, w przekonywujący sposób zagrzew ał tańczących górali: T ańcujcie ludzie W S obczakow ej bu d zie; Jak się zawali, P ó jd z ie m y dalej.

Gdy sam do tańca wystąpił, zalecał grajkow i: N ie uważaj na siwiznę, J e n o zagraj, ja k ci gw izn ę.

W śpiewkach swoich górale podhalscy często używ ają wyrażeń prawdziwie szlachetnych i poetycznych, jakich trudnoby spodziewać się po prostych ludziach; byw ają bardzo dowcipni, a gdy chcą, co nie zawsze się zdarza, um ieją delikatnie i oględnie mówić o rzeczach drażliwych. Jakkolw iek pragnąłbym uniknąć powta­ rzania śpiewek, już przez Zejsznera i Goszczyńskiego ogłoszonych, jednakże jako przykład, przytoczę następujące :

V Stryj.


28 D aj mnie matko, daj, kie ludzie pytają *): Kie lilija kwitnie, wtedy ją targ ają 7). Miłość m oja miłość, miłość ta przeklęta, Zam knęła mi serce na żelazne pęta. H ej tęskno mi, tęskno, sama nie wiem czego ; Bez mego Janiczka, dalekom od niego. Boli mię główeczka, serduszka nie c z u ję: H ej 1 nikt tego nie wie, za kim ja b a n u ję 3). Bodaj ten człek nie żył, bodaj nie wiekował, Co on to kochanie na świecie fundował. — Nie płacz frajereczko, otrzyj sobie oczka, P rzyjdę ja do ciebie, ja k się ściemni nocka. Bodaj ty dziewczyno m aliniaka zjadła, Coś ty Janiczkowi do serduszka wpadła. Chyba cię dziewczyno djabli malowali, Co cfo twoich licek takiej krasy dali. — Ej! dyć mnie malował sain Pan Jezus z nieba, Bo do moich licek takiej krasy trzeba. H ej! syćkoś ty mnie mój Janiczku budził, Pókiś w ianeczka u mnie nie wyłudził. W ziąłeś wianeczek, weźże i mnie samę, Bo bez wianeczka sierotą zostanę. Dziewczyno, źle o tobie radzą, W ianeczek ci wezmą, czepeczek ci dadzą. Przyjdź Janiczku śmiało, Kie w okienku siano. Kie w okienku słoma, To m atusia doma. Ja k o p rz y k ła d p odhalskiej m uzy przytoczę dalej n astęp u ją ce śpiew ki o ile m i wiadom o dotychczas d ru kiem nieogłoszone. Owieczki beczały kiej się redykaly *), Juhasiczek p ła k a ł; nóżki go bolały.

]) P ytają, znaczy: proszą. Ztąd: chodzić po pytaniu znaczy chodzić po prośbie czyli po żebraninie. 2) Zrywają. 3) Banować. Tęsknić, smucić się. *) Redykować się. Iść z domu na halę, lub z hali do domu. W śpiewce użyto wyraz w ostatniem znaczeniu.


29 Bolom nóżki, bolom, bolom i podeszwy, Bo one nie jed en wierszyczek *) obeszły. P rzypom inam , że ju h a sy boso z a owcam i ehodzą, a zatem nic dziw nego, że ich w końcu la ta nóżki i podeszw y bolą. Nie daleko Czarnej Góry Jurgow a, Jurgow a, S traciła się koniczkowi podkowa, podkowa, Trzebaby się na malućko zabawić, zabawić, Koniczkowi podkowiczkę przyprawić, przyprawić. W ysokieście góry, wysokieście szczyty, Kto was przew ędruje góral rodowity. Com ja się nachodził po tym lesie cirnym (czarnym ) A teraz se wyzieram okieneczkiem cimnyrn. Mam pieniążki w kozim rogu, K u śc ik 2) sera na p a lic y 3), A żętycę w rękaw icy. Sądzę, że śpiew k a ta znaczy to sam o co n astęp u jąca, k tó rą p rzed wieloma laty w W arszaw ie sły szałem , chociaż niew ątpliw ie góralskiego je s t pochodzenia: A gdzież Siekierką N a piecu Grabiami

ten kusy Jan ek co chodzi z toporkiem , się opasywał a podpierał workiem. studnię miewał, sitem wodę cze rp a ł; ryby łapał, w przetaku mak wierciał.

W obydw óch ra z a c h chodzi o rzeczy niem ożebne. Kiej by ty mnie dziewcze moje lubiło, lubiło, To byś ty mnie k a c a b a ję 4) kupiło, kupiło. Alo ty mnie dziewcze moje nie lubisz, nie lubisz, To so ty mnie kacabaję nie kupisz, nie kupisz. Orałyby siwe wołki, orały, orały, Kieby miały poganiacza z Orawy, z Orawy. Alo m ają poganiacza Liptaka, L iptaka, Nie uciągną siwe wołki za ptaka, za ptaka.

1) 2) 3) 4)

Wierch, wirch. "Wszelka góra. Kuścik. Kawałek. Palica. Kij, pałka. Kacabaja. Czerwona czapka na codzień ułanów austryackich.


30 Janiczku serdeczko! Kajś J) podział pióreczko, Com ci dała? A jam jechał do wojny Upadło mi do wody, Duszo moja. T ak śpiew ają tańcząc zbójeckiego, albo grzeczniej m ów iąc starośw ieckiego, i w p a d a ją w ogrom ny za p a l, w szał, chociaż dopraw dy w śpiew ce trudno do­ p atrzy ć coś zap ał budzącego. Siekiereczka ostra odcięła mi ruczku, Podaj mi ma miła zimnej wody troszku. — J a bym ci podała, Matka mi nie dała. P rz e d trzem a lą ty przew odnicy zakopiańscy, w znacznej liczbie zeb ran i w Jaw o rzy n ie S p isk iej, usły szeli tam w cale oryginalną śpiew kę, k tó rą następnie rozpow szechnili w Z akopanem . T a k w ięc śpiew ka z y sk ała n a P o d h alu praw o o b y w atelstw a i dla tego p rzytaczam ją w całości. Kiej se do nas chodził suchaj 2) malowany, Kiej se do nas chodził do białego rania, Do białego rania do samej północy, Kiej se do nas chodził śpiewali k o h u ci3). Śpiewali kohuci ja k krasne organy, Kiej se do nas ch o d z i suchaj malowany. Suchaj malowany nie wybieraj sobie, Żadna Msasani (p an i) nie pójdzie za ciebie, Żadna kisasani ani szwajcymirka (pokojów ka); Ba! pójdzie za ciebie starej baby dziewka. Starej baby dziewka dobra robotnica, Napali do pieca, stoi ja k palica. P o d h alan ie nic lu b ią przyznaw ać się do n ie w ia d o m o śc i; w olą sk ła m ać a n i­ żeli pow iedzieć, że czegoś niew iedzą, co im tem łatw iej przychodzi, że sobie z k łam stw a zabaw kę c z y n ią ; ra d u je ich to że tacy dowcipni. O statecznie w y ­ ra d z a się z tego b rz y d k a i w ielce nagan n a w ada kłam ania. D la tego to góral n iezn ając n azw iska pew nej góry n a poczekaniu skłam ie nazw ę, ale chy b a nigdy nie przy zn a się do niew iadom ości. P o d h alan ie pomimo otw artego um y słu dziw nie są obojętni na nazw iska swoich gór, z pow odu w ięc przedstaw ionej słab o stk i do u d aw an ia w szechw iedzących, posiadając p rzytem praw dziw y ta le n t do k łam an ia, najcu d aczn iej rozm aite szczyty p rzezy w ają i p rzy czyniają się do pow iększenia zam ętu w nazyw aniu pojedynczych gór. Z tą d to pow stały rozm aite n iedorzeczne

*) K aj. Gdzie. 2) Suchaj. Chłopak na wydaniu, parobczak. 8) Kohut. K ogut.


31 i b łęd n e nazw y na m apie T a tr w ydanej przez głów ny sztab a u stry a ck i, zw łaszcza że pp. inżynierow ie nie okazali najm niejszego d aru krytycznego. P o d h alan in dla p o k ry cia swej niew iadom ości p o p rzestaje czasam i n a odpow iedzi w y k rętn ej, w y ­ m ijającej, k tó ra nic nie naucza. T a k pew nego w ieczora ja d ą c w ózkiem przez Z a ­ k opane postrzegliśm y na łące szereg św iateł. P y ta m y naszego starego woźnicę co to zn aczy ; zagadniony tyle w iedział co i m y, ale nie trac ąc fantazyi bez zają knienia o d rz e k ł: „fłc, wiecie, to ta k se ustroili, żeby światło było'1'. K to się chce zapoznać z dow cipem Z akopian niechaj p rzeczyta „ Sześć dni w T a t r a c h oraz obadw a opisy w ycieczek przez p. B ronisław a R ajchm ana. P o d h a la n in odznacza się w ielką śm iałością 'do zuchw alstw a posuniętą, p o ­ g a rd ą śm ierci i stanow czością. Od najm łodszych la t m usi on znosić w szelkiego ro d zaju n ied o statek , a w późniejszym , zaw sze bardzo m łodym w ieku, pasąc krow y lub owce ciągle niem al by w a w ystaw iony n a rozm aite niebezpieczeństw a. Tym sposobem bardzo p ręd k o przyzw yczaja się do pogardzania niebezpieczeństw em i rozw ija odw agę, k tó ra z zuchw ałością graniczy. P o najw iększej części góral może unik n ąć grożącego niebezpieczeństw a je d y n ie przez szybkie, natychm iastow e p o sta­ now ienie, i to w łaśnie rozw ija w nim ową stanow czość i przytom ność um y słu w n a j­ b ardziej n aw et kryty czn y ch razach . Je ż e li dobry przew odnik zakopiański uczciw ość łą c z y z odw agą i stanow czością, wówczas posiada w szystkie przym ioty doskonałego przew odnika. J e s t on szczerym przyjacielem i opiekunem tu ry sty , który m u pow ierza bezpieczeństw o sw ojej osoby. M ając takiego tow arzysza ja k M aciej Sieczka, Szymek Talar (stryj), Wojciech Roj, Szczepan Roj, Jędrzej Wala, Jan Gronikowski lub Wojciech ślim a k , m ożna być zupełnie spokojnym o sw oje losy. W Z akopanem je s t w ielu innych poczciw ych i chętnych przew odników , lecz ich nie w ym ieniam ja k o m niej z góram i obeznanych. G óral najprzód w ypróbuje turystyczne zdolności swego to w arzysza i odpow iednio do złożonych dowodów zręczności i odw agi za­ prow adzi go w to, lub owo m iejsce, a pow tóre w szystko uczyni dla b ezp ie cze ń ­ stw a tu ry sty , w niczem osoby sw ojej nie oszczędzając. T em u to pośw ięceniu przew odników , oraz doskonałej znajom ości gór należy przypisać okoliczność, że dotychczas w T a tra c h nie b y ło ani jed n eg o pow ażnego w y padku, pomimo że ścieżki i przejścia bardzo b y w ają niebezpieczne. N iem ieccy przew odnicy ze S ła ­ w kow a czyli Szm eksu w niczem nie są podobni do przew odników zakopiańskich; po najw iększej części są oni m ało z góram i obeznani, nie troszczą się o tu ry stę , m ało m ają sum ienności i b y w ają porządni tchórze. Godność przew odnika bardzo je s t szanow ana pom iędzy góralam i, którzy g o ­ ściom to w arzyszą je d y n ie ja k o tra g a rz e niosący pak u n ek . Podczas w ycieczki p rz e ­ w odnicy w y d a ją polecenia, a tra g a rz e rozkazy spełniają. Ja k o p rz y k ła d tej subordynacyi pozwolę sobie przytoczyć n astęp u ją cy szczeg ó ł, k tó ry rzecz dobrze m alu je, chociaż dotyczy zabawy w przewodnictwo. -P rz e d dwoma laty idąc do O ra ­ w ie, osady pod górą O sobitą położonej, celem odw iedzenia p. K ocyana zasłużo­ nego b ad acza fauny ta trz a ń sk ie j, ja k o przew odnika w ziąłeńi z sobą 16-letniego Jó z e fa R o ja, tylko co w yniesionego do tej godności, k tó ry te d y pierw szy raz w życiu m iał p ełn ić obow iązki swego d ostojeństw a, bo dotychczas chodził tylko ja k o chłop niosący zielnik profesora C hałubińskiego. Do niesienia pak u n k u w zią­ łem nadto 21 la t liczącego W a lk a B rzegę, odegryw ającego rolę prostego chłopa. O prócz tego do tow arzy stw a naszego n a le ż a ł jeszcze K azim ierz B ednarz, rów iennik m łodego R o ja. Pom im o, że droga ciągle idzie to gościńcem , to łąk am i, a tern sam em żadnej nie p rzed staw ia tru d n o ści lub niebezpieczeństw a, mój m łody p rz e­ w odnik, n aślad u jąc dzielnego ojca swego W o jciech a, ani na kro k nie o d stęp o w ał


mnie, rozciągając ciągłą opiekę nad moją osobą, która Bogiem a prawdą ani n a chwilę nie była i nie m ogła być na niebezpieczeństwo narażona. Nareszcie przy­ byliśmy do lasu, na połowie drogi tuż przy granicy węgierskiej położonego. Józiek zdjął torbę z pleców, siadł na ziemi i odezwał się do dwóch pozostałych tow arzyszy: No chłopy! tutaj będziemy herbę warzyli! Ty W ałku idź ku smre­ kom, a ty Kazimierzu idź ku wodzie 1 Bez najmniejszego ociągania się W ałek po­ szedł ku smrekom t. j. poszedł obłamywać suche gałązki świerkowe, a Kazimierz pobiegł do potoku po wodę. Gdy posłani chłopy powrócili, Józiek w skazał im miejsce, gdzie m a być watra, kazał chrósty rozpalić i sam nastaw ił browar, t. j. duży, blaszany im bryk. Po zw afzeniu herbaty, głodne chłopaki chcieli jej sobie nalać, ale Józiek powstrzym ał ich od tej niewłaściwej czynności: „W y chłopy siedźcie, a brow aru nie ruszajcie, ja wam sam herby n aleję.“ T ak przez całą drogę tam i napow rót Józiek z całą powagą najsumienniej pełnił obowiązki prze­ wodnika, nie odstępując mnie ani na krok i kom enderując pozostałemi dwoma chłopcami, których nigdy o radę nie pytał, lecz natom iast stanowcze rozkazy wy­ dawał, zawsze równe znajdując posłuszeństwo. Podhalanin, będąc w niebezpieczeństwie życia albo doznając krzywdy, staje się nieprzyjacielem i to nielada-jakim , zwłaszcza, że je s t wielce mściwy. Zapraw ­ dę, Podhalanin je s t slrasnie dobry, ale wnet okrutnie zły. Aby dać wyobrażenie, czem je s t Podhalanin w położeniu rozpaczliwem, przytoczę parę prawdziwych przykładów. Będzie tem u przeszło 50 lat, w Zakopanem m ieszkał góral, Maciej X. P e ­ wnego razu udał się on wraz ze swym przyjacielem w góry, celem zapolowania na kozice. Górale przybyli w okolice Krywania, położonego w komitacie Liptow­ skim. Maciej pozostał nieco pod szczytem, a jego przyjaciel znajdował się jeszcze niżej. Maciej stał na perci (ścieżce), idącej po nad przepaścią i kończącej się szeroką i głęboką szczeliną, gdy szczęśliwym zbiegiem okoliczności dostał kozę na strzał i na m iejscu ją powalił. Po strzale przekonywa się, że go leśniczy wraz z kilkoma gajowemi ściga. Ucieczka zdawała się niepodobną, bo Maciej mógł się cofnąć tylko tą samą drogą, którą przyszedł, a tutaj właśnie m iał odwrót odcięty przez uzbrojonych nieprzyjaciół. Leśniczy zbliżywszy się do górala zm ierzył do niego z dubeltówki. Maciej widząc się straconym zaw ołał: „Panie leśny, macie mnie w ręku, na miłość boską nie strzelajcie.“ Leśniczy, nie zważając na prośbę, wypalił, lecz chybił, i znowu powtórnie wym ierzył do M acieja, który prośbę swoją powtórzył. Leśniczy równie by ł nieubłagany i powtórnie wypalił, ale i tym razem bezskutecznie, bo Maciej na czas się uchylił, tak, że kula tylko mu czuhę prze­ szyła. Teraz zrospaczony góral ze swej strony zmierzył do leśniczego i kulą roz­ trzaskał mu głowę, poczem dał rozpaczliwego susa i przepaść szczęśliwie prze­ sadził. Od tego czasu, na pam iątkę wypadku, ścieżkę nazyw ają Maćkową percią. Podhalanie nienawidzą a jeszcze bardziej nienawidzili służby wojskowej, która zamyka ich w ciasnych koszarach i zmusza do karności, gdy tymczasem są oni z natury nadzwyczaj niekarni i niesforni. Obecnie, z powodu krótkiego te r­ minu lepiej tę służbę znoszą, ale dawniej, będąc tęsknotą doprowadzeni do osta­ teczności, często uciekali i dla uniknienia kary szli na zbój. Syn jednego z takich dezerterów opowiadał mi następujący uryw ek z życia swego ojca. W pewnym pułku, który stał w Pradze, było dwóch Zakopian, doprowadzonych do rozpaczy tęsknotą za górami. Nie mogąc dłużej znieść oddalenia od ukochanych wirchów, postanowili oni za jakąbądź cenę uciekać. Szyldwach po nad Mołdawą zagradzał im drogę, nie nam yślając się tedy pochwycili żołnierza i rzucili go do rzeki, a sami uciekli do Zakopanego. W krótce dezerterowie zostali wykryci i stosownie


33 do ów czesnych zw yczajów w arm ii au stryackiej byli bez litości zbici k ijam i, ale ostatecznie dokazali sw ojego, o co w łaśnie chodziło. P o d h a la n ie byn ajm n iej nie są w rogam i sw ych sąsiadów", je d n a k okazują skłonność do lek cew ażen ia ich zarzu cając b ra k energii, śm iałości, zręczności i rozum u. N ie m ożna też pow iedzieć żeby P o d h alanie sąsiadów nienaw idzili, gdyż w łaściw ie p o p rzestają tylk o na p rzekonaniu, że sąsiedzi od nich głupiejsi i daleko niżsi. P o d w zględem w ysokiego o sobie m niem ania P o d h alan ie należą do najszczęśliw ­ szych ludzi. Pom iędzy innem i o m ieszkańcach K likuszow ej wsi pod N owym T a r ­ giem dow iedziałem się, że to syć ko same d z ia d y 1), ducha w nich nic, a bryt ra­ d z i je d z ą ile im postawić. P ię k n e zaiste św iadectw o g łupoty, tchórzostw a i o b żar­ stw a. Sądzę że dużo w tem p rzesad y i sąsiedzkiej uprzejm ości. K oziarze, tj. amatorowńe polow ania n a cudze kozy, bardziej są stanow czy w swoich uczuciach, bo z n a tu ry rzeczy nienaw idzą w szystkich tych, k tó rz y im m iłej rozryw ki w zbraniają. Z tą d S piżak i L ip ta k są dla koziarza w ielce niem iłem i osobam i, zw łaszcza ostatn i, bo z nim najczęstsze b y w ają zatargi o polow anie. N ic te d y dziwnego że pom iędzy m yśliw em i m iłe przy jęcia zn alazła n a stę p u jąc a legenda o L ip tak ach , k tó rą prof. C hałubiński w y czytał w7 ja k ie jś książce o W ęg rach i z n a ­ jom ym sobie Z akopianom opow iedział. Onego czasu L ip ta c y oddaw ali się zbójectw u, kradzieżom i w szelkim n a j­ gorszym zbrodniom . S tali się oni najnieznośniejszym i dla swoich sąsiadów , którzy nazy w ali ich ź li ptacy. L ip tacy , rozgniew ani i znudzeni tem 'przezw iskiem , p o sta ­ nowili prosić k ró la A tyllę, a b y ich od niego uw olnił, n ad ając inne m iano. W y p ra ­ wiono te d y dwóch posłów do kró la A tylli, dołączając w ielki kosz ja j, bo A ty lla bardzo ja je c z n ic ę lubił. Je d e n z posłów m iał pow itać k róla m ów iąc: „W ielk i królu A ty llo !“ a drugi m iał d odać: „N iech cię Bóg bło g o sław i.“ P o tem pow i­ tan iu m iało nastąp ić ofiarow anie ja j, oraz przedstaw ienie sam ej prośby o zm ianę nazw iska. K osz b y ł ciężki i posłow ie n aprzem ian nieśli go n a głow ie. N areszcie przybyli oni do rezydencyi króla A tylli, k tó ry siedział w dolnej izbie, a próg tej izby b y ł bard zo w ysoki. P o słan iec będący bez ciężaru, w szedł pierw szy, skłonił się królow i i r z e k ł: „W ielk i królu A ty llo !“ lecz drugi, dźw igający na głowńe kosz z ja ja m i, progu nie spostrzegł, p o tk n ął się i ja ja rozsypał, a w idząc je p o ­ tłu czo n e, w y k rz y k n ą ł z gniew em : „N iech cię d jab li p o r w ą !“ K ról A tylla, biorąc te n w yk rzy k do siebie, w p ad ł w gniew , nie ch ciał prośby w ysłuchać i ro zk azał, żeby nazw7a : ź l i p ta c y n a w szystkie w ieki pozostała. Sąsiedzi w yw zajem niają się P odhalanom , zw łaszcza Z akopianom i m ieszk ań ­ com sąsiednich wsi u trzy m u jąc, że to zbóje rodow ite, tylko ich wsie siark ą p o sy ­ p ać i podpalić. P ew ien góral z za C zarnego D u n a jca , a zatem sąsiad P o d h alan , spotkaw szy proboszcza je d n e j ze wsi p o dhalskich jad ąceg o n a podw odzie jak ieg o ś zu ch a z K ościelisk, gdzie się daw niej zbójnicy obficie rodzili, począł n a P o d h alan w y g ad y w ać: „Jako ie to Jegomość pom iędzy temi zbójnikam i wytrzym acie, jedna,noga tu, a druga tu, a ciupaga zaś tam , a f a j k i z pyska nie popuści, a oczy mu za ś na śrubie chodzom .u Co znaczy, że co P o d h alan in to zbójnik, że zaw sze chodzi u zbro­ jo n y , kroczy z pew n ą zam aszystością, p ip k ę w ciąż k u rzy , a oczam i na w szystkie strony strzela i w szystko widzi. W rzeczy sam ej, sąsiedzi nie zapom nieli ty ch b ło g ich czasów, kiedy Podłfcilanie ra d zi z za buczka dzień dobry mawiali. K ilka la t tem u tow arzystw o przy-

3) D ziad oznacza na Podhalu człowieka niedbałego, niechlujnego, biednego. Ojciec ojca także nazywa się dziadem. Tatry i Podhalanie.

3


jezd n y ch % W arszaw y gości na zakopiańskich w ózkach i z zakopiańskim i p rze­ w odnikam i co najgw arniejszym i w ybrało się do Podzam ków n a O raw ie. Chociaż O raw a leży na W ęg rach , je d n ak ż e nie b ra k tam dróg praw dziw ie polskich z czy­ sto polskiem i m ostam i. N ie m ożna w ięc pospieszać wozem i ostatecznie podró­ żnych noc na O raw ie zaskoczyła. D ojechaw szy do karczm y chcieli się nieco po­ silić, a bardziej noc pod dachem przepędzić. Po długich naw oływ aniach żyd karczm arz w stał i św ieczkę zapalił, nie spiesząc się w szakże z otw ieraniem drzwi, bo w górach nocni goście zawsze wątpliwi. Je d e n z górali należących do tow a­ rzystw a, człow iek w w ieku i obecnie nadzw yczaj stateczny, chcąc skłonić k a r ­ czm arza do w iększego pośpiechu z a p u k a ł w okno. Ż yd otw orzył lufcik, i głow ę przezeń w ysadził, a góral celem zupełnego uspokojenia go rz e k ł: „ W artk o też otw ierajcie bo to- goście z Z ak o p an eg o .“ N a ta k ie dictum acerbum żyd schow ał głow ę, z a trz a sn ął lufcik i św iecę coprędzej zagasił, oraz pozostał głuchym na w szelkie w ezw ania. T a k to goście z Zakopanego nocną porą i dzisiaj jeszcze nie­ koniecznie b u d zą ufność w karczm arzach, którzy przechow ali w spom nienia o szu ­ mnych zbójnikach. P o d h alan ie, bez różnicy płci, są nam iętni do nauki i najw iększą przyjem ność i szczęście zn a jd u ją w nabyw aniu coraz wyższej n au k i. W rzeczy sam ej, je ż e li okoliczności pozw alają, chłopcy chętnie uczęszczają do gim nazyów a naw et i do szkół w yższych. W początkch bieżącego stulecia P odh alan ie odznaczali się b r a ­ kiem pobożności i zabobonam i, ja k o o tern św iadczy Staszic, k tó ry w n a stę p u ją ­ cych słow ach w y raża się o tej stronie c h a ra k te ru P o d h a la n : ( O Ziemiorodztwie Karpatów. 1815, str. 165) „U w ażałem , iż lud w w szystkich górach E u ro p y , po­ w szechnie je s t w ięcej zabobonny, i nabożny, niż po rów ninach. I nasz góral po­ spolicie od m ieszkańców rów nin m a zabobonów w ięcej, ale nabożeństw a m ało. N iew iele m a wiadom ości o tajem nicach w iary ch rześcijańskiej, i naw et uw ażałem w zględem tej o b o ję tn o ść ; ale zn ajd u je się w naszych góralach w iele w iadom ości o tajem nicach ja k ic h siś je ste stw niew iadom ych, o rozm aitych w ładzach ja k ich siś duchów , czyli je ste stw u k ry ty c h w obłokach, w chm urach, w górach, w ja s k i­ niach ; o w ielorakich i nagłych przem ianach tychże je ste stw w różne zw ierzęta, w p tak i, czasem w starców z długiem i brody. “ O zabobonach p raw ie nic w Z akopanem dow iedzieć się nie m ogłem , nic te d y pow iedzieć nie m ogę, o ile przechow ały się owe ju ż czarnoksięstw em zapraw ione m niem ania, o k tó ry ch S taszic wspom ina 1). N iew ątpliw em w szakże je s t znikanie zabobonów , co w pływ ow i księży i szybko szerzącej się ośw iacie przypisać należy. Z d aje się, że P o d h alanie, ja k o trzeźw o n a rzeczy p atrzący m ało m a ją pociągu do zabobonów , boć i słow a S taszica o zabobonach górali tatrza ń sk ic h głów nie, a może n aw et w yłącznie stosują się do Słow aków , pom iędzy któ ry m i nasz m yśliciel i filan­ trop głównie przeb y w ał. O zabobonach przytaczanych przez G oszczyńskiego tyle tylko m ożna się było dow iedzieć, że w edług opow ieści pew nego ju h a sa , łaskaw ie zakom unikow anej mi przez p. K . Ł apczyńskiego, dzw onki (H ypericum ) są dla dziwożon niety k aln e, oraz chronią od ich napaści. Szczegóły o tem m niem aniu góralsk iem podał G oszczyński, odsyłam więc czytelnika do jeg o „D ziennika podróiy do T a t r ó w In n e zabobonne opowieści P o d h alan , dotyczące zw łaszcza m in eral­ nych bogactw T atrów , podaje Z ejszner.

x) Staszic podaje następujące, bardzo ciekawe szczegóły o zabobonach górali tatrzańskich. „O tej holicy Żabiego i o trzech wierzchach (dzisiaj Kesinarski szczyt} w Tatrach, znajdują się w okolicznych góralach mnogie podania, baśnie i rozmaite


35 P o d w zględem religijności P o d h alan ie od czasów S taszica w ielkie uczynili po stęp y , albow iem są oni obecnie bardzo pobożni i żarliw i katolicy, w szakże bez fan aty zm u i przesądów . K sięża są przedm iotem głębokiego szacunku, ztąd górale m ający sposobność uczęszczania do gim nazyów , najczęściej oddają się potem teo­ logii. J a k d alece dążność ta p rzem aga, najlepiej dowodzi tego okoliczność, że w ro k u 1875 w dyecezyi T arn o w sk iej było 125 księży górali. P roboszcze po w siach góralskich po w iększej części sam i są góralam i; należąc w ięc do tego sam ego społeczeństw a, w któ rem w y stęp u ją ja k o p asterze , dokładnie znając z alety i w ady sw ych parafian, oraz nie będąc ani fanatykam i ani zaślepionym i u ltram o n tan am i, pospolicie w y w ierają zbaw ienny w pływ , łagodząc obyczaje i siejąc p r a ­ w dziw ą m oralność. K siądz kanonik S tolarczyk, proboszcz Z akopiański, pięknym je s t' p rzy k ład em wzorowego p asterza, którego n aw et różnow iercy szacunkiem sw ym o b d arzają. P o d je g o zbaw iennym w pływ em cyw ilizacya w ielkie w Z a k o p a­ nem czyni p o stę p y ; obyczaje pop raw iły się i ciągle p o p raw iają , a obiedw ie płcie bard ziej są we w zajem nych stosunkach pow ściągliw e. P o d h alan ie, będąc obdarzeni o tw artym um ysłem , bardzo łatw o p rzy sw ajają sobie w szystko, czego się uczą, lub co słyszą. P o d h alan in nie dałby się wpędzić ■w ko iu ch u do rzeki. D ziecko podhalskie bardzo je s t rozgarnięte i p rzy to m n e; tam gdzie w yrostek naszych wsi w sadza palce do nosa i u sta roztw iera, żadnej odpo­ w iedzi nie dając, m ały góral ja k n ajporządniej rozm aw ia a naw et um ie żartem n r ż a rt odpow iadać. N ic w ięc dziw nego, że szkoła snycerstw a, od trz e c h la t istn ie ją c a , bardzo szybko się rozw ija, bo chłopcy w ielkie czynią postępy. W ogóle gó ral p rędko przy jm u je cyw ilizacy ę, n ależy się tylko obaw iać, aby raptow ne zm iany w pojęciach P o d h alan , w yw ołane napływ em turystów , nie w p łynęły na c h a ra k te r górali w sposób ujem n y , obecnie bow iem je s t chw ila przełom u, chw ila sz y b k ich zm ian w pojęciach, zw łaszcza u Zakopian". Stosunki obydw óch płci za m ało są pow ściągliw e, co przedew szystkiem w y­ n ik a z p atry arch aln ej pro sto ty i naiw ności, bardzo rzadko przechodząc w p ro sty tu cy ę. N ie należy zapom inać, że do dziś dnia P odh alan ie są n a poły dzicy i nie w yszli jeszcze z pierw otnego stan u praw dziw ych dzieci n atu ry , sądzą tedy że zadow olnienie w szelkich zachcianek je s t rzeczą rozsądną i godziw ą. P rz y tern chłopcy i dziew częta przez całe lato są zgrom adzeni n a h alach i bez żadnego pozostają dozoru. Pom im o całej lekkości m łodego w ieku, P o d h ala n k i dobrem i są żonami i cieszą się w ielkim szacunkiem swoich m ężów, na co najzupełniej zasłu g u ją p ra-

w ję zy k u słow ackim pisane i drukow ane książeczki, z tajem n o ścią chow ane ręk o p ism a, do k tó ry ch u dzielenia w ielką ro b ią trudność, a dziedzictw em jnko n ajw iększe s e k re ta ojciec synowi, albo g ó ral drugiem u z góralów bratym cow i przy śm ierci p rzek azu je. Z aw ierają one w śród różnych baśni, ja k ieś n ie sp am ięta łe podania, o n iezm ier­ ny ch skarb ach w tych g ó ra c h ; o pew nych p o zn ak ach , znajdujących, się n a s k a le ; o p ew nych k sz ta łta c h , k tó re sw em i cyplam i skały g ran ito w e w y staw iają; o n ie jak ich k rz y ż a c h ; i ro zsta n ia ch się skały w z a k rę ta c h wądołów. M niem ają ciż do tajem nicy przypuszczeni g ó rale , że po takow ych i tym p o d o ­ b nych o zn a k ac h ; przez wszywanie pew nych duchów , m ożna dojść do teg o m iejsca, w k tó rem rodow ito a n ie p rz eb ran e z n a jd u je się złoto. Z darzyło m i się zjednać sobie u n iek tó ry ch góralów tyle zaufania, że m ię p rzy ­ puścili do sw oich sekretów i pow ierzyli tych k siążeczek i pism . P rz y ich czytaniu n ajw ięcej m ię zastanow iło, iż znalazłem w k ilk u , w ję zy k u Słow ackim , wzyw anie du­ chów Am schaspands i Bachm an, duchów aniołów stróżów , w relig ii P ersów tylko zn a­ n y c h / Z iem iorodztw o K arpatów , str. 164. 3*


36 cowitością i uczciwością. Pomimo naw et powszechnego zwyczaju zawierania m ał­ żeństw tylko według względów m ajątkowych, stadła żyją bardzo zgodnie, a naw et gaździna ma przewagę nad swoim gazdą. N a Podhalu bardzo mało noszą wąsów i głównym tego powodem je st gust kobiet, które utrzym ują: «r

Nie żal pocałować kie gębusia miękka, A kiedy z wąsami, to bieda przeklęta. Podhalanin nie chcąc się pozbawiać całusów swojej gaździny, goli wąsy, chociaż radby je widział. Obecnie powracający z wojska coraz bardziej wprowa­ dzają zwyczaj noszenia wąsów, ale gaździny’ zawsze tem u nierade. Stosunki rodziców i dzieci bardzo są dobre i oparte na wzajemnem przy­ wiązaniu. Podhalanie bardzo są m nożni; m ałżeństw a m iewają 8 —12 dzieci, ale też dziatwa straszliwie um iera z powodu zupełnej nieznajomości najelem entarniejszych zasad wychowania. Prawdziwie, na Podhalu umiejętniej pielęgnują cielę lub prosię aniżeli własne dziecko. Pomimo bardzo dobrych stosunków pomiędzy m ałżonkami, oraz pomiędzy rodzicami i dziećmi, żal po stracie jednej z tych najbliższych osób w ogóle nie­ długo' trw a, ja k to słusznie W . Eljasz zauważył (Szkice z podróży w Tatry). Prawdziwie nie wiem czemu to przypisać, czy obojętności i samolubstwu, czy kłopotom o powszedni kaw ałek chleba, które żałość zagłuszają, czyli też wrodzo­ nej ruchliwości um ysłu górala, który prędko unosi się uczuciem i prędko stygnie. ~W każdym razie niepodobna faktowi zaprzeczyć. C harakterystykę Podhalan można streścić powtarzając z niejakiem zastrze­ żeniem słowa wielkiego S taszica: „Powszechnie polscy górale w B eskidach, w Bieszczadach, w T atrach, i w całych Pokuckich górach, są weseli, żywi, i strasznie zuchwali. W szystkich zewnętrzny skład ciała przystojny, wzrost wysoki, zręczność nadzwyczajna. W szystkie ich zmysły bystre. W ew nątrz władze umysłowe bardzo udolne. Ż y­ wość namiętności bez porównania, od mieszkańców równin, więcej porywcza, i dzielniejsza. Są popędliwi, mściwi, i lubieżni; ale razem odważni, otwarci, rz e ­ telni, i gościnni**. (O Ziemiorodztwie Karpatbw, str. 165). Tempora mutantur et nos mutamur in illis; i Podhalanie wpływowi czasu ulegli. Nie są oni zupełnie tern, czem byli za czasów Staszica, który zwiedził T atry blisko 80 lat tem u. Rzetelność pod wpływem ciągle w zrastającej biedy i coraz większego napływ u gości nieco osłabła, bo się wzmogła chęć i możność wyzyskiwania przyjezdnych, którzy niekiedy wzajemnie się podkupują, skutkiem czego uczą nierzetelności, na którą chętnie narzekają. Gościnność w obec zna­ cznej liczby przyjezdnych z konieczności osłabła, ale nie zaginęła. W szałasach bardzo często spotyka się życzliwe przyjęcie i ehętną pomoc.

\

Pasterstwo niesłychanej je st wagi na Podhalu, raz z powodu znaczenia, jakie posiada hodowla bydła i owiec, a powtóre jako zajęcie, do którego się garnie w ielu młodych chłopaków, mniej w system atycznej pracy zamiłowanych. P a s te r­ stwo w górach naszych szczegółowo już zostało opisane przez księdza Sutora, Józefa Konopkę, Goszczyńskiego, Zejsznera i W . Eljasza, przeto mogę się ogra­ niczyć krótką tylko wzmianką. Pasący krowy, to je st krowiarze i krowiarki, żadnym nie ulegają prawom zwyczajowym i zupełnie są swobodni w swoich czynnościach. Nie m ają oni ża-


dnej organizacyi i każdy na swoją rękę pasie krowy oraz zużytkowuje nabiał. Czynność pilnowania krów na pastwisku nazywają górale pasaniem. Przeciwnie pasterze owiec podlegają ściśle określonym prawom zwyczajowym. Każde stado owiec pozostaje pod opieką i dozorem owczarza zwanego bacą, który przybiera sobie do pomocy owczarków zwanych juhasami, i chłopaków zwanych gońcami. Baca odpowiada za powierzone mu owce i jest zwierzchnikiem juhasów, obowią­ zanych słuchać jego rozkazów. B aca trudni się wyrobem sera, oraz sprzedażą w szałasie m leka, żentycy i serów, bo nikt nie ma praw a najmniejszej odrobiny sprzedawać w szałasie, tylko sam baca, ojciec szałasu, juhas zaś nawet własnego serka sprzedać nie może. W szelkie czynności koło owiec należą do juhasów, którzy kolejno prowadzą je na hale oraz trzy razy na dzień doją: rano, w po łu ­ dnie i wieczór. Gońcy napędzają juhasom owce do dojenia, oraz w pobliżu sza­ łasu pasą chore sztuki. Z powodu takiego podziału pracy, ściśle przestrzeganego, podczas nieobecności bacy niczego w szałasie dostać nie można, ale też baca mało się z niego oddala. Z bacą zawsze pozostaje w szałasie jed en przynajmniej deżurny juhas, który kontroluje sprzedawane serki juhasie, zapisując na ścianie lub karbując na kiju. Skoro nastąpi redyk, juhasy rachują się z bacą, a że jego panowanie już je st wtedy skończone, więc w razie potrzeby, gdy baca należności nie chce oddać, juhasy biorą się naw et do kija. Niesumienny baca straciłby też imię u juhasów, a tern samem postradałby ich usługi. Sprawowanie obowiązków bacy nazywają górale bacowaniem, a pasienie owiec po górach nazyw ają juhasieniem. Górale nadzwyczaj ściśle odróżniają trzy te czynności: pasanie, juhasienie 1 bacowanie. Bacowanie niekiedy przez długie pokolenia przechodzi z ojca na syna, tak np. bacowie białczańscy w dolinie Pięciu Stawów od wielu pokoleń godność tę piastują. Baca je st osobą posiadającą zaufanie gazdów, oraz osobą wobec nich odpo­ wiedzialną za powierzone owce; ztąd baca pospolicie bywa zamożny, a godność swoją uzyskuje drogą wolnych wyborów interesowanych właścicieli owiec. B aca powinien dobrze znać się na fabrykacyi sera, na jego g ło sie spoczywającej, znać się na owcach oraz na' ich leczeniu, które zresztą ogranicza się na puszczaniu krw i z u ch a; jeżeli to nie pomaga, owca zostaje pozostawiona własnemu losowi. Dalej baca powinien posiadać wszelkie naczynia i przyrządy do fabrykowania sera, oraz kocioł miedziany do warzenia żentycy. Baca najm uje juhasów, którzy powinni być zdrowi i silni, posłuszni bacy i pilni w pasieniu owiec. Za swoje trudy juhas dostaje dziennie baryłkę sera owczego, t. j. tak zwany oszczypek, który waży koło jednego funta i przedstawia wartość 25 centów, oraz może pić żentycy, ile sam chce. H ale w T atrach polskich, t. j. leżących w powiecie Nowotarskim, są w po­ siadaniu górali, wyjąwszy tylko halę Kondratową pod Giewontem, która należy do dziedzica Poronina i Szaflarów. Kto nie ma udziału w posiadaniu hali, musi płacić za każdą owcę lub krowę na pastwisko posyłaną. Od owcy za całe lato płacą 10 centów, od krowy na chłopskiem pastw isku 60 centów, na dworskiem 2 reńskie, od konia 3 reńskie. Baca odpowiada za owce przed właścicielami, a juhasy przed bacą. Za stra­ coną owcę winny płaci całą jej w artość; jeżeli owca zdechnie lub zabije się spadłszy ze skały, baca zwraca właścicielowi skórę i wysuszone mięso; jeżeli wreszcie niedźwiedź lub orzeł owcę weźmie, w takim razie ju h asy szukają je j resztek i jeżeli znajdą łeb, składają go na dowód wypadku, a w takim razie płacą połowę, a właściciel traci drugą połowę wartości owcy. Baca i juhasy, którzyby zbyt często przedstawiali łby pobitych owiec, straciliby wiarę u gazdów


38 i ściągnęli na siebie pod ejrzenie, że sam i pozjadali pow ierzone ich pieczy zw ie­ rz ę ta , skutkiem czego nie m ogliby dostać owiec do pasienia. Z tego to powodu b a c a i ju h asy bardzo pilnie strzegą owiec przed niedźw iedziem , w czem s k u te ­ cznie dopom agają im w spaniałe psy ow czarskie, zupełnie do niufundlendzkich p o ­ dobne, z tą tylko różnicą, że są zupełnie b ia łe i ogrom ną m ają k itę. P sy giną p rzed w zrokiem , gdy w ejdą pom iędzy ow ce, bo tego sam ego są w zrostu i ta k sam o k u d ła te . Są to doskonali stróże, pilnie owiec strzegący. P sy w y ru szają w dzień z owcami na pastw isko, a w nocy k ła d ą się na około nich, nie pozw alając ro z­ chodzić się ze stad a, ani też dopuszczając do nich złodzieja. Są one bardzo n a obcych zacięte i b y ło b y rzeczą stanow czo niebezpieczną w nocy przechodzić ko ło szałasu. D obrego psa ow czarskiego p ła c ą na P o d h a lu do 10 złotych reńskich. N a h ali zaw sze znajduje się ja k ie ś schronienie, czyli ta k zw ana u górali koliba >), k tó ra je d n a k bardzo rozm aitej byw a n atu ry . N ajbardziej postępow ą ko libę tw orzy szałas czyli bacówka, t. j. dom ek z drzew a św ierkow ego, nadzw yczaj przew iew ny i ciasny, kom ina, bez podłogi, posiadający tylko n ajprostszą w św iecie ław ę i p łask i kam ień, na którym ivatra płonie. Mniej w ykw intną kolibę tw orzy szałas w pew nej części sk ład ający się z .wielkiego kam ienia lub kam ieni w yobrażających jego ściany, k tó re niekiedy b y w ają znowu z m niejszych kam ieni ułożone. W ogóle m ów iąc, w budow ie szałasów daje się spostrzegać ja k n a j­ w iększe niedbalstw o, a zatem korzystanie z w szelkich przypadkow ych u łatw ień . N iek ied y kolibę w yobraża tylko d ziura w skale, ja k przy Czeskim Staw ie, gdzie dziura ta k je s t in ała, że pom ieścić m oże tylko k o c io ł, zaw ieszany w niej dzienną po rą, albo p an a bacę (od głow y do pasa), który szuka w niej schronienia p o d ­ czas nocy. W tak im razie ju h a sy i gońcy całe łato śpią pod gołem niebem n a około w atry , pomimo że h a la Czeskiego Staw u je s t śniegam i otoczona. W p raw d zie h a la ta leży pośród kosodrzew iny na ta ra sie, strom ą ścianą oddzielonym od lasu, lecz pomimo to b ra k szałasu przedew szystkiem przypisać należy niedbalstw u bacy i ju h asó w , co rok do tej sam ej hali pow racających. P rzez cały czas pozostaw ania n a hali owce stoją pod gołem niebem . N a noc zap ęd zają je do ogrodzenia zwanego koszar, albo poprostu grom adzą przed kolibą p ow ierząjąc pieczy w iernych psów. L iczb a ow iec na hali odpow iada zapasom traw y na tejże. W je d n e m stadzie by w a od 200 do 600 ow iec; pospolicie n a 50 owiec je d e n byw a ju h a s a zatem na hali by w a do 12 juhasów . Skoro owce p rzy jd ą n a halę, ich w łaściciele przybyw ają dla oznaczenia ilości sera, ja k ą baca m a im daw ać od każd ej sztuki. W tym celu każdy doi sw oje ow ce do jedn eg o naczynia, a w aga tej sam ej objętości w ody, ja k ą przedstaw ia cały pierw szy udój, oznacza w agę sera, ja k ą b aca w inien oddać w łaścicielow i za k a żd y tydzień. Pospolicie dla w łaściciela od każd ej owcy w ypada za całe lato 10 funtów sera, gdy tym czasem b aca w dobry rok m oże m ieć od owcy 20 do 30

W języku Podhąlan koliba oznacza wszelką kryjówkę w górach, w której można szukać schronienia, bez względu czy to będzie dziura w skale, kryjówka pod kam ieniem lub budynek. Staszic objaśnia, że koliba jest-to buda, w której pasterze górale nocują, co niewątpliwie je st niewłaściwem ograniczeniem znaczenia wyrazu. Takie same znaczenie nadaje kolibie Goszczyński, ale trudno zrozumieć następujące jego słowa, trudno pochwycić ich związek z kolibą tatrzańską: „koliba — u Czerkiesów koliba — pokolenie, to samo co u Szkotów klan “. „ Dziennik Podróży do Tatrów", str, 130.


funtów sera, k tó ry też stanow i cały jego zysk, po potrąceniu natu raln ie oszczyp­ ków juh aso m należnych. B aca je s t w yłącznym fabrykantom se ra; za pom ocą podpuszczki (klagu) ścina m leko każdego w ydoju i sam w łasnem i rękam i w yciska sk rz e p łą m asę dla oddzielenia tw arogu od serw atk i, a w łaściw ie od ien ty cy T w aróg przeznaczony n a b ry n d zę zaraz gazdow ie z ab ierają, z przeznaczonego na serk i b a c a przy p o ­ m ocy juhasów w yciska w form ach oszczypki, m ające k s z ta łt rzeźbionych b a ry łe k , albo też u ra b ia kręgi bruskam i zw ane. D la nad an ia tw arogow i w iększej p lastycz­ ności, m iękkie oszczypki na ja k ie 4 m inuty k ła d ą do w rzącej w ody, poczem ostatecznie w y g n iatają je w form ach. O szczypki, przeznaczone na zapas zimowy, trz y m a ją w gorącym dymie, sk u tk iem czego pok ry w ają się tw ard ą i tłu stą sko­ ru p ą, pod k tó rą ser lepiej się przechow uje. Ciecz, oddzielona od tw aro g u , je s t m leczysta i g ę s ta ; sk ład a się ona. z s e r­ w a tk i i rozdrobnionego tw arogu i tłuszczu. Ciecz tę w lew ają do k o tła nad ogniem zaw ieszonego i w arzą pod okiem sam ego bacy, ciągle m ieszając dla dokładnego rozdzielenia tw arogu i tłuszczu. Ciecz w ten sposób przygotow ana nosi nazw ę zentycy słodkiej. Je ż e li na hali dużo je s t żentycy, w ted y b a ca zlew a n adm iar do fasek, gdzie k w aśn ieje, przy ozem k w aśna serw atk a zupełnie oddziela się od tw a ­ rogu i tłu szczu w gródki zebranych. J e s t-to zentyca kwaśna. P rz e z cały czas pozostaw ania n a hali b aca, ju h a sy i ich psy w yłącznie żyw ią się słodką żentycą, bardzo pożyw ną z pow odu zaw artego w niej tw arogu i tłuszczu. L udziom pokarm te n doskonale służy do tego stopnia, że ciągle u ż y ­ w ający go ju h a sy doskonale w y g ląd ają, a n aw et ty ją . Pom im o całego pociągu do żentycy, b aca i ju h a si ch ętn ieb y ja d a li chleb, grule, ser i t. p ., ale tego z e k o ­ nom icznych w zględów nie czy n ią; gdyby ja d ło kupow ali albo serki jed li, w racaliby je sie n ią bez zaro b k u . P rz e z oszczędność ani b aca, ani ju h a sy tytoniu naw et na h a li nie palą, pomimo że są do niego nam iętni. Podhalwaie i ich sąsiedzi pospolicie w juhasieniu g u stu ją, nie m ówiąc ju ż o bacowaniu, uw ażaneni ja k o zajęcie dochodne i bardziej zaszczytne. W szak że hrnbi gazdowie lek cew ażą ju h asó w , i co p raw d a słusznie postępują, bo ju h asie n ie je s t tylko upozorow anem próżniactw em . N adto ju h a sy w ypościw szy się na h a li, zw ykle h u la ją za pow rotem do wsi i zaw sze są rów nie biedni. T ak ie postępow anie m ało je s t chw alebne w oczach statecznych gazdów. Ju h a s c ałą piersią używ a g ó r­ skiego pow ietrza i zupełnej sw obody, będącej żyw iołem górala, oraz m a Zapewnione dobre życie i stosunkow o przyzw oity zarobek, obok m ało uciążliw ej i przeryw anej pracy , co ta k ż e n iem ałą m a w artość w góralskich oczach. Z arobek dzienny 25 centów obok żywności je s t na P o d h a lu dobrym zarobkiem , bo n. p. w Z akopanem zw ykły n ajem n ik dostaje dziennie tylko 20 centów , kosiarz zaś 40 centów , a w ykw alifiko­ w any, dobry cieśla 60 centów i dobre życie t. j . grule z mlekiem.. Ju h a s je s t ted y stosunkow o dobrze zapłacony. Życie ju h a sk ie tyle m a dla górala pow abu, że do szałasu przychodzą n ie ­ k ied y zw olennicy swmbody, szu k ający w ypoczynku pom iędzy niczem nie sk ręp o ­ w anym i synam i gór. W stąp iw szy p rzed pięciom a la ty do szałasu, położonego n a h ali Pysznej w dolinie K ościeliskiej i należącego do m ieszkańców K likuszow ej wsi pod N ow ym T arg iem , zastałem tam m łodego górala z tejże wsi, odznaczającego się bardzo m iłą pow ierzchow nością i g ładkiem o b e jś c ie m ; b y ł to uczeń gim nazyum w W ad o wiliach, k tó ry zw ykł b y ł podczas w akacyj p a rę tygodni w ypoczyw ać pom iędzy ju h asam i. J u h a s y i bacow ie są wogóle w eseli, rozm owni, gościnni i usłużni. T akim i sam ym i zn alazł ich S taszic i Z ejszner. Z up ełn ie inaczej m aluje Tschudi w łoskich


40 pasterzy, którzy ze swemi owcami całe lato spędzają, w Alpach engadińskich. P asterze ci są szczególnie ponurzy, zamknięci w sobie i małomówni. Zupełne przeciwieństwo z naszemi wiecznie śmiejącymi się i śpiewającymi gawędziarzami halnemi, którzy zawsze są gotowi dreptać swój monotonny zresztą taniec szała­ sowy. Alpejscy owczarze tworzą stowarzyszenie podobne do ju h ask ieg o ; m ają oni swego zwierzchnika (il pastore) i żyją w podobny sposób, jak nasi juhasi, lecz są w znacznej przynajmniej części właścicielami pasionych przez się owiec. (Tschudi. Thierleben der Alpenwelt. 1861, str. 552 — 554),

Zbójnictwo w T atrach szczególniej ciekawość moją pobudziło. Od dawna pragnąłem wyrozumieć tę stronę góralskiege życia, tak niedokładnie przedsta­ wioną przez Wójcickiego ') i zbyt pobieżnie traktow aną przez Zejsznera, Gosz­ czyńskiego i W . E lja sz a 2). Jadąc po raz pierwszy do Zakopanego, obiecywałem sobie szczegółowo wypytać się o tatrzańskich rozbójników, których charaktery­ stykę Goszczyński dosyć szczęśliwie uchwycił. Pyłem pewny, że zetknąwszy się z góralami bez żadnej trudności ciekawość swoją zaspokoję, lecz w rzeczy samej stało się wprost przeciwnie. Zakopianie, podobnie ja k ich sąsiedzi, zachowują najuporczywsze milczenie ze względu na zbójników, i na razie nic wyciągnąć z nich nie mogłem ; dopiero powoli, po bliższem zapoznaniu się, z niejakim trudem zebrałem pojedyncze szczegóły, które razem zestawione pozwalają mi dać dosyć dokładny obraz zbójnictwa. Podhalanie, będąc umysłu niezależnego i wielkiej odwagi z zuchwałością graniczącej, uwielbiają wszelki objaw tych przymiotów, zwłaszcza do ostateczności doprowadzonych. Przed niedawnym jeszcze czasem skłonność do czynów niezwykłej odwagi objawiała się pod postacią zbójnictwa, a rozmaite przyczyny daw ały pochop do oddawania się tem u rzemiosłu. D ezerter wojskowy, juhas, który cięższej dopuścił się winy kłusownik mający na sumieniu jakiego leśnego; dostarczali kandydatów na zbójnika, lecz miłość własna i pragnienie sławy, niem ałą odegrywały tu rolę; one to głównie popychały do tego zawodu bogatych gazdów i baców, a przyznać należy, że ci ostatni byli niegdyś głównymi zwolennikami zbójnictwa. Zbójnictwo głównie krzewiło się na W ęgrzech, dzięki niedołęstwu władz miejscowych. Gdy władze te stały się czujniejszemi, zbójnictwo poczęło raptownie upadać. Goszczyński, który zwiedził T atry 1882 roku, świadczy, że w owym czasie zbójnicy rzadko się zdarzali, a zbójnictwo należało bardziej do tradycyi, niż do rzeczywistości. Od owej chwili nigdy już nie mogło się ono rozwinąć i chociaż istniało aż do ostatnich czasów, nie miało jednak licznych zwolenników. Na P od ­ halu istnieją jeszcze ludzie, którzy dawniej zbójowali, obecnie zaś spokojnie gazdują, lecz ostatecznie, w Tatrach niema już dzisiaj rozbójników i czasami tylko zdarzają się złodzieje, ja k owi zbrodniarze zbiegli z więzienia w Podzam kach, którzy zaprzeszłego roku rabowali serki po szałasach, oraz kradli na W ęgierskiej stronie. Należy jednak przyznać, że złodzieje bywają pomysłowi i dowcipni, ja k n. p. ci, którzy ukradłszy wołu pod Muraniem, dla zatarcia śladów obuli go w kierpce i tak do domu przywiedli. Zbójnictwo stanowczo wyszło dzisiaj z mody, ja k mnie w Zakopanem zapewniono; i niema najmniejszej wątpliwości, że na tę zmianę mody dużo wpłynęło wydoskonalenie policyi galicyjskiej i węgierskiej. x) Porównaj: „Stare gawędy i obrazy,“ Warszawa 1840. Tom I, str. 227, oraz „Zarysy domowe,“ Warszawa 1842. Tom I, str. 304. 2) Szkice z podróży w Tatry. Poznań i Kraków. 1874. Str. 51.


Zbójnikiem m ógł zostać ty lk o człow iek odznaczający się przym iotam i nad w szystko przez górali cenicnem i, a m ia n o w icie : zbójnik m u siał być odw ażny, silny, zręczny i roztropny. W T a tra c h zawsze przed staw iają zbójnika ja k o bardzo dobroczynnego opiekuna biednych. B ra ł on bogatym i d aw ał biednym . Z bójnik b y ł relig ijn y i p o b o ż n y ; prosił B oga o pow odzenie w ypraw i dziękow ał za po­ m yślność. P rz y ja c ie le zbójnika ta k ż e m odlili się za niego, ja k tego np. n astęp u jące dw uw iersze d o w o d z ą : Ja w o ru , jaw o ru szerokiego liścia, D ajie Panie Bote zbójnikowi szczęścia. C iem na nocka była kied y n a zbój pośli, Nie d a ł Pan Bóg szczęścia, nic my nie przynieśli. B oie nam pomagaj i tym naszym nóżkom ; D zisiaj pow ędrujem ku L iptow skim w irszkom .

W e d łu g legendy przytoczonej przez G oszczyńskiego ( D ziennik podróży do Tatrom str. 101) staro ży tn y k o ściółek św. A nny w Now ym T arg u m ieli w ybu­ dow ać zbójnicy, k tórzy też z W ę g ie r przyw ieźli obraz, znajd u jący się w w ielkim o łtarzu . L eg en d a je s t z tego w zględu ciekaw a, że dowodzi przekonania górali 0 pobożności zbójników , k tó rzy o k azu ją się naw et bardzo dbałym i o pom nożenie chw ały boskiej. Pow yższe szczegóły p rzek o n y w u ją, że w oczach górali zbójnik w cale nie b y ł zbrodniarzem , lecz przeciw nie b y ł on człow iekiem w alecznym i cnotliwym. Bozbójnik, w ed łu g w yo b rażeń podhalskich, je s t pozbaw iony w szelkich przym iotów z b ó jn ik a ; je s tto poprostu bezczelny i śm iały z ło d z ie j; odpowiednio do tego po­ ję c ia , P o d h alan in brzydzi się rozbójnikiem , a uw ielbia zbójnika. Zbijanie, dopóki istn iało , uchodziło na P o d h a lu za coś zaszczytnego, bohaterskiego, rozbijanie zaś za rzecz h ań b iącą. T a k ie m niej w ięcej są pojęcia i w yobrażenia P o d h alan do dnia dzisiejszego. Z bijanie często b y ło połączone z pew nego rodzaju dow cipem i hum orem . T a k n a p rz y k ła d . Pew nego ra z u zbójnicy dow iedzieli się, że karczm arz posiadający piękne w oły w y jech ał na kierm asz pozostaw iając żonę w dom u. P rzy ch o d zą te d y w nocy, ale zam iast w p ro stack i sposób woły przem ocą zab ierać, przy b y w ają z m uzy k ą i k arczm areczk ę w raz z je j służbą w yprow adzają w taniec. P odczas z a ­ baw y zbójnicy ostrzeg ają o niebezpieczeństw ie ja k ie wołom zagraża przy śp iew u jąc: T ańcuj że se ta ń c u j, karczm areczk o tłu sta , N a ju tro n a rano lrom óreczka pusta.

R ozbaw iona k a rc z m a rk a nie m iała czasu zastanow ić się nad tą przestrogą 1 dopiero n a z a ju trz rano b ra k w ołów w kom óreczce w yjaśnił znaczenie tańców i śpiew u. P odczas zabaw y w spólnicy tańczących w yprow adzili w oły, k tó re sowicie o p łaciły k oszta h u la n k i z k arczm areczk ą. W y so k ie pojęcie o zaletach duszy i ciała zbójników , tłóm aczy nam gorącą chęć P o d h a la n zdobycia zaszczytnego m iana zbójnika, czem u obecnie czujna policy a w iejsk a z ta k ą bezw zględnością przeszkadza. N am iętność P o d h alan do zy ­ sk an ia sław y zbójnika doskonale p rzed staw ił G oszczyński w opowieści o owym niezg rab n y m góralu, k tó ry przez trzy dni po to tylko w górach c ierp iał głód


42 i chłód, żeb y potem m ieć niejak ie praw o do tego zaszczytnego m iana. P ra w d z i­ w ym i zbójnikam i byli w T a tra c h n ajp ięk n iejsi, oraz zam ożni a n aw et bogaci ludzie, bo zbijanie b y ło p rzedew szystkiem ju n a k ie ry ą , za pom ocą któ rej daw ano ujście zbytniej krew kości c h a ra k teru . D la zb ójnika niesły chanie w ażną b y ła um iejętność i możność daw ania ogrom ­ nych skoków , oraz zdolność szybkiego biegania. A by dać w yobrażenie o dobroci nóg góralskich, w dolinach n iepojętej, przytoczę następ u jące zdarzenie jed n eg o z m oich dobrych znajom ych w Z akopanem , którego nazw ę T . Mój znajom y b ęd ąc m łodym (obecnie liczy przeszło 50 lat), pew nego pięknego w ieczora po w racał z ogrom nym , świeżo ubitym capem (t. j. sam cem kozicy), którego góralskim zw y­ czajem dźw igał w to rb ie na plecach. Cap b y ł bardzo duży i jeg o nogi w y staw ały z to rb y , merdając (bujając) w pow ietrzu. Ju ż słońce zaszło kiedy T . znalazł się w lesie położonym pom iędzy K uźnicam i i Z akopanem . C zując się bezpiecznym , opuścił on zarośla i w yszedł na szosę las przecin ającą, lecz zaledw ie p o staw ił na niej nogę, nos w nos z e tk n ą ł się z leśnym , oraz jeg o tow arzyszem konno ja d ą ­ cymi. Z etk n ięcie było ta k bliskie, że T . nie m iał czasu w skoczyć w zarośla, p u ścił się te d y po szosie c a łą szybkością zakopiańskich nóg, zaw sze dźw igając n a plecach swego stufuntow ego capa. Jeź d źc y puścili konie galopem i ta k n a ­ cierali na górala, że te n nie m ógł skoczyć w zarośla, lecz ciągle m u siał bied ź przed k o ń m i; dopiero p rzebiegłszy ja k ą w iorstę, m ógł on skorzystać z z ak rę tu drogi i zachow ując pierw otny k ieru n ek , w padł pom iędzy drzew a *). L eśniczy n a ­ ty ch m iast pow rócił do dw oru, ze b ra ł ludzi i u d ał się do ch aty T ., którego z a sta ł w łó żk u chrapiącego (chociaż czuw ającego), lecz nie znalazł ani śladu capa, ani te ż jak ich b ąd ź przyborów m yśliw skich. Cap p o jechał n a O raw ę, a strzelb a i prochow nica zostały po drodze schow ane w lesie. P ośpieszam tu dodać, że T . pomimo w ielkich zdolności n a zbójnika, czyli dobrego chłopa, nigdy się zawodowi tem u nie oddaw ał, lecz zaw sze spokojnie gazdow ał, tylko m iał i m a pociąg do fuzyjki. Toż nie grzech kozę albo capa upolow ać, chociaż panowie leśni są innego zd an ia. Zdolność w ykonyw ania olbrzym ich skoków oczywiście n ależała do k o n ie ­ cznych w arunków b y tu zbójnika, albow iem bardzo często b y ła dla niego je d y n e m zbaw ieniem w obec h ajd u k ów , a pow tóre napad na m ieszkanie dokonyw ał się tym sposobem , że zbójnik jed n y m susem przez okno w skakiw ał. Z tego to pow odu, przygotow ujący się do zaszczytnego zaw odu zbójnickiego uczyli się sk ak ać i p rz e ­ szkody przesadzać. G órale przesad zając potęgę skoku, zw łaszcza zbójników , dla oznaczenia niezw ykle dzielnych i zręcznych susów, używ ają w łaściw ych sobie w yrażeń : przeskakiw ać huczki, skakać z huczka na je d lic zk ę , n. p. H e dobrze Ja nicz kow i p okie la je st młody,

Przeskakuje huczki, jaworowe kłody. Jeszczem nie zbójował, dopierom próbow ał,

Z huczka na jedliczkę w lesie przeskakował.

x) Górale zakopiańscy, odznaczający się oryginalnością porównań, dla oznacze­ n ia szybkości n óg człowieka, je g o b ie g porów nyw ają z biegiem psa, k tóry j a k w ia­ domo doskonałe ma nogi. T a k mianowicie Z akopianie m ó w ią : v Tak wartko bieży, że go żaden pies nie doścignie,“ a lb o : „ Tak wartko bieży, że każdego psa, ile sam chce, kijem bije* t. j. żaden pies ujść przed nim nie zdoła. Otóż T. ża m ło d u t a k szybko biegał, że bił psa, ile sam chciał.


43 K iedy Nie z K iedy Nie z

j a skoczem z buczka n a p n ia k a , je d n e g o p a n a urobiem żebraka. j a skoczem z buczka na je d lic zkę , je d n e j panienki urobiem żeniczkę.

W ogóle, b u k je s t u P o d h a la n zespolony z pojęciem zbójnika. T a k m iano­ w icie m ów ią o n i : w yskoczyć za buczki, albo dzień dobry z za buczka powiedzieć, z a m ia st: pójść na zbój. Ja w o r, czyli klon jaw orow y (A cer pseudoplatanus) rzadziej b y w a ze zbijaniem zespolony; daleko częściej jo d ła (po podhalsku je d la ). P r z y ­ czyna tego zespolenia je s t mi zup ełn ie nieznana. Z bójnicy nosili w łaściw y sobie strój czyli mundur. N a głow ie m ieli k o łp a k z rzem ien ia pleciony i ozdobiony zieloną g ałązk ą, a gdy możność pozw alała i dukatam i. Nosili zw y k łe, obcisłe spodnie góralskie bogato haftow ane; dow ódca nosił c z e r­ w one, a zw ykli zbójnicy m ieli b ia łe spodnie. Z bójnicy używ ali zielonych koszul z bardzo szerokiem i ręk aw am i, ja k ie obecnie u juhasów często spotykam y. P rz y b rzeg u jed n eg o rę k a w a zn ajd u je się guzik, przy b rzeg u drugiego p ęte lk a . G dy p o trz e b a rą k użyć, ja k ju h asy do dojenia owiec, a zbójnicy do n a p ad u , obrony lub rab o w an ia, ręk aw y z a k ła d a ją się na k a rk i tu za pom ocą p ę te lk i i guzika spinają. T ym sposobem ręce zo stają obnażone i zupełnie swobodne. N a obrazkach p rz e d sta w ia ją zbójników w ciżem kach a nie w k ie rp ciac h , m usieli więc w ten sposób nogi obuw ać. O p ró c z . zw ykłej odzieży g ó ra lsk ie j: se rd a k a -i czuchy, do m u n d u ra n ależał pas skórzany z wieloma kieszonkam i, praw ie do pach sięgający, ja k i do dziś dnia noszą ju h a sy n iek tórych okolic. P a s zbójecki odznaczał się w ielom a pochw am i do noży i olstram i do pistoletów . U zbrojenie sk ład ało się z w ielu noży o -cisow ych trzo n k ach , z ciupagi, pistoletów , strzelby, czasam i nadto z olbrzym iej p a łk i. Z bójnicy m usieli też m iew ać pałasze, w śpiew kach w spom inane: Ja n o sik , Ja n o sik , Gdzieś podział p a ła s ik ? W Lew oczy n a murze, N a je d w a b n y m sznurze.

Z bójnicy odw iedzali koliby baców , w ybierali tam k o n try b u c y e sk ład ając e się z serków i b ry n d zy , oraz pospolicie gotow ali b a ra n a w owczem m leku i r a ­ czyli się tym p rzysm akiem w raz z b a c ą i ju h a sa m i. Bacow ie nie bardzo krzyw o p atrzy li na podobnych gości, bo sam i ra d zi zbijali, a zatem odw iedziny zbójników przypom inały im w łasn e w ypraw y tego rodzaju, oraz upow ażniały do legalnego raczen ia się baran in ą. To co b a c a dzisiaj d aw ał, m ógł ju tro zdobyć w cudzym szałasie, m oże n aw et w szałasie dzisiejszego gościa P oniew aż bacow ie od zbijania nie stronili, przeto się w zajem nie je d e n drugiego strzegli i p o trzeb a było w ielkiej zręczności i dow cipu, ab y podejść ostrożnego kolegę, u p raw iającego te sam e ta le n ta . P o m iędzy innem i zdarzyły się epizody n astę p u jąc e. B aca w b ia ły dzień przychodzi do sąsiedniego szałasu k raść owce i pozo­ staw ia w u k ry c iu sw oich ju h asó w . N ie m ożna zam iaru przem ocą dokonać, bo w szałasie zn ajd u je się b aca z 'ju h a s a m i naw et w sile p rz e w a ż ają c e j; p o trze b a w ięc podejść p rzeciw nika, k tó ry doskonale p rzen ik a cel tych odwiedzin. T a k te d y p rz y b y ły b a c a u d aje n ajszczerszą życzliw ość i powmli w ciąga swego kolegę i jeg o ju h asó w do zabaw y i tań c a , a tym czasem n a boku pozostaw ieni pom ocnicy z a ­ b ie ra ją ow ce je d n a po drugiej. N araz rozbójniczy b a c a spostrzega, że jeg o ju h a s za m a ło się k u ziem i p o ch y la, że m u w idać k apelusz, k tó ry m oże plan całej


44 w yp raw y z d ra d z ić ; nie p rzery w ając ted y zabaw y i tań ca daje przestrogę kom u n ależy , im prow izując dw uw iersz : U niżaj się uw yszaj się, bo ci k ło b u k ł) w id n o ; H rubszom cbw ostu, b ak iesisto m 2); uw ijaj się śmiżno 3).

Co znaczy: schylaj się, bo ci kapelusz w id a ć ; w y bieraj owcę grubszego ogona, (bo ta k a tłu stsza), o k a z a łą ; uw ijaj się żwawo. R ab u ją cy skorzystali z przestrogi, a rabow ani na razie nie dom yślili się znaczenia śpiew ki. — B aca nabaw iw szy się u sąsiada pow rócił n a sw oją halę, gdzie ju ż z a sta ł skradzione owce, gdy ty m ­ czasem okradzeni nie zaraz szkodę spostrzegli. Z bójnicy w stępow ali ta k że do karczem , gdzie n a tu ra ln ie rzadko k ied y płacili za p alen k ę i h a b ry k ę t. j. tytoń. D la tego zbójnikow i p łacącem u za palenkę śpiew ka obiecu je, że go aniołow ie w ezm ą do n ie b a 4). O czyw iście b y ł to a k t n ie ­ zw ykłej w spaniałom yślności. Pospolicie inaczej b y w a ło : D aj p alenki żydu, dobry chłopcy id ą ; J a k n ie dasz p alen k i, to cię trap ić budą.

Z bójnicy dokuczali ta k ż e leśnym, w rodzonym wrogom górali. Je d e n ro zb ijał okno silnem uderzeniem potężnej p ałk i, drugi z szybkością błyskaw icy w skakiw ał do izby i ch w y ta ł p a n a dom u za g ard ło , a tym czasem tow arzysze zabierali pa­ p ie rk i (t. j. p ie n ią d z e )5), oraz w szystko, co przedstaw iało dla nich ja k ą ś w artość. N iek ied y puszczali się zbójnicy na w iększe p rz e d się w z ię c ia : odw iedzali z ak ład k ąp ielo w y w Sław kow ie czyli Szm eksie podczas po b y tu gości, albo robili w y­ praw y na w ielkich w łaścicieli i napadali ich siedziby ; to też pom iędzy śpiew kam i spotykam y w zm ianki o rozbitym zam eczku, t. j. pańskiej siedzibie. U leśnych i bogatych panów udaw ało się zbójnikom zdobyw ać pieniądze, sądzę je d n a k , że w opow ieściach i śpiew kach bardzo są te bogactw a przesadzane, a w łaszcza p rzesad a zachodzi ze w zględu n a d u k a ty , k tó ry ch w A u stry i od ta k d aw na b ra k u je ; ta k n. p. n astęp u jący dw uw iersz niew ątpliw ie potężnie przesadza ilość zdobyw anych bogactw . K iedy m y pójdziem y pod las chodniczkiem , B ędziem y mier-zali d u katy kotliczkiem .

*) Kłobuk. K apelusz. 2) Bakiesisty. O kazały. 3) Śmiżno. Żwawo. 4) P ije se zbójnik, p ije , turaczk am i płaci, W ezm ą go do n ieb a aniołow ie sw aci. Turaczki, d ro b n a m oneta. Swaci , święci. 5) Z pow odu długiego b ra k u w A u stry i brzęczącej m onety, P o d h ala n ie zaw sze w idząc p ap iero w e pieniądze, nazw ali p ien iąd ze papierkam i , a złoty reń sk i papierkiem. G óral, nie m ający zetk n ięcia z w iększem m iastem , innego w y rażen ia nie rozum ie. T rzy la ta tem u , gdy się w A u stry i sreb ro pojaw iło w k u rsie, pew nem u b acy dałem za se rk i sreb rn eg o reń sk ie g o . B a ca n igdy podob n eg o p ie n iąd za nie w idział i dopy­ ty w a ł się, co on w a r t? W szelkie w yjaśnienia były próżne. B a c a zro zu m iał dopiero wtedy, gdy m u pow iedziałem , że to srebrny papierek.


45 Te zbójeckie dukaty pospolicie byw ały zakopywane w lasach, w miejscach najm niej dostępnych. Nie dają one spać Podhalanom , którzy sobie ciągle zaprzą­ ta ją niemi głowę. P raw da, że niektórzy gazdowie szczęśliwie je odnaleźli, ale są to bardzo nieliczne w yjątki. Zejszner przytacza podanie, że tym sposobem wzbo­ gaciła się rodzina Relinów, a i ja słyszałem , że ten lub ów gazda znalazł zbó­ jeck ie dukaty i zbogaćił się niemi. Zbójnicy rzadko bywali mordercam i, zabójstwa pospolicie dopuszczali się jedynie dla własnej obrony, lub w razie silnego oporu ze strony napadniętego. Najczęściej opór nie m iał miejsca, a tem samem zabójstwo rzadko się zdarzało. P rzy sposobności wypytywałem górala o powód takiej uległości względem zbój­ ników ? i dowiedziałem się, że każdy, kto spojrzał na zbójnika, ze strachu um ierał, tak przerażającą była jego powierzcowność z powodu uzbrojenia tylu nożami i pistolcam.il Jakże tu było myśleć o obronie! N ależy jednak zauważyć, że górale, będąc w ogóle bardzo skłonni do prze­ sady, w padają w niesłychany pod tym względem zapał, gdy chodzi o zbójników; Ztąd rozmaite wypadki ze zbójnikami bardzo prędko zamieniają się na cudowne opowieści, którym nie bardzo można wierzyć. T ak pewien Zakopianin, bardzo poczciwy i spokojny, w najlepszej wierze opowiadał mi, jako to zbójnicy zbijali i niczego się nie bali. Pewnego razu, podczas wielkiego zjazdu gości w Szmeksie, kilku zbójników w ybrało się na bal, jak i tam m iał miejsce. Niespodziewanie weszli do sali balowej, gdzie było przeszło 200 osób zebranych i kazali oddawać pieniążki *). N ikt nie m yślał o obronie ; każdy natychm iast oddał co m iał. Otóż u Zejsznera (Biblioteka Warszawska, 1852, tom II) znajdujem y prawdziwą wia­ domość o tym bohaterskim czynie. Pod koniec powstania węgierskiego w Szmeksie znajdow ały się same prawie kobiety, gdyż mężczyźni byli wojaczką zajęci. Zbój­ nicy korzystając z tak pięknej sposobności, umówiwszy się ze służbą przyjezdnych gości, która swoich chlebodawców zdradziła, weszli do Szmeksu i zajęli salę, gdzie właśnie wszyscy byli zgromadzeni. Oczywiście przerażone kobiety żadnego nie staw iły oporu. Nie było tu zatem żadnego bohaterstw a ze strony zbójników, którzy raczej postąpili jako podli złodzieje. Zresztą czasami dostawało się i zbójnikom. Przed niezbyt dawnym czasem, jak ie 20 lub 30 lat tem u, niejaki Ustupski, gazda na Pardałów ce, posiadał nieco gotówki. Pewnego dnia przyszło do niego czterech zbójników po pieniążki. Ustupski spodziewając się podobnego napadu, (zkąd był tak przewidującym nie mówiono mi) m iał przygotowany drąg żelazny. Gdy zbójnicy weszli do izby, dowódca zapytał gazdę: „Każ pieniążki jest ?“ U stupski odpowiedział że na wirchu (na strychu) i zbójnicy jeden po drugim zaczęli do sieni wychodzić. Gdy dowódca, który ostatni m iał wychodzić, odwrócił się tyłem do Ustupskiego, ten porw ał drąg żelazny, i ja k p r a s n ą ł2) zbójnika bez łeb, tak się ten ino przew yrtnąłs) i tak ostał. Zbójnicy widząc zabitego do­ wódcę, porwali trupa i ku lasu uciekli. Ustupski obaw iając się zemsty zbójników długi czas w domu nie nocowywał, ale zbójnicy nie powrócili. Zbójnicy głównie plądrowali po W ęgrzech i najczęściej dostawali się w ręce władz tego kraju, które ich śmiercią karały. Zbójników wieszano na żelaznym haku za pośrednie ziobro, wieszano na stryczku, albo im głowę ścinano. Rozm aite formy k ary śmierci zostały w śpiewkach potomności przekazane, n. p.

') Pieniążki. Pieniądze. 2) Prasnąć. Uderzyć. 3) Przewyrlnąć się. Przewrócić się.


P o w iadała j a ci: daj pozór na siebie, H am e rscy hajducy b io rą się po ciebie. Obwieszą cię Janku za pośrednie ziobro ; J u ż ci będzie po tem zbijać niepodobno. Jeszczem nie zbójował, dopiero ton roczyk, Ju ż mnie chcą zawiesić na ielazny haczyk. H ej ! H ej! H ej ! Hej !

co że temu padnie, co owieczki kradnie ? co żo by mu pablło ? stryczek na gardło.

Bratow ie, bratow ie, kochani bratow ie, B ę d ą nam ścinali ( rubali) główeczki katowie.

Głownem m iejscem egzekucyi było miasto Mikułasz (po w ęgiersku Miklos), stolica kom itatu Liptowskiego. Ztąd rozmaite odezwy do tego miasta, ja k np. Mikułasz, Mikułasz, ty sy bystre miasto, Do tobie przestrono, ale w tobie ciasno. Mikułasz, Mikułasz, mikułaskie mostki, Tam się p otyrają św arnych ') chłopców kostki.

N aturalnie zdarzało się, że ktoś mniej skompromitowany zbójnictwem odsia­ dyw ał tylko ciężkie więzienie i kajdany nosił; ztąd w śpiewkach rozmaite i częste wzmianki o kajdanach (bugańcach), oraz odezwy do zameczków murowanych, do W iśnicza w Galicyi, do zamków Orawskich i rozm aitych m iejsc odsiadywania więzienia, ale przytaczając choćby tylko w yjątki ze śpiewek o zbójnikach, nigdybym nie skończył, poprzestanę więc na odesłaniu czytelnika do zbioru śpiewek Zejsznera i Goszczyńskiego. W szystkie przymioty ciała i um ysłu zbójnikowi przypisywane, złączyli P o d ­ halanie i Słowacy w obrazie sławnego i tyle do dziś dnia wielbionego Janosika, zbójnika liptowskiego. H istorya o Janosiku, upiększana w ciągu całego wieku, stała się cudowną historyą tysiąca i jednej nocy, pomimo to jed n ak m a ona w sobie pewną, chociaż m aleńką dozę prawdy, a mianowicie sławny Janosik rzeczywiście żył za panowania cesarzowej Maryi Teresy, kształcił się na księdza, najprawdopodobniej w Podoleńcu, był nadzwyczaj śmiały, zręczny i litościwy dla biednych. Historyę jego życia, oprócz rozm aitych cudownych opowieści, upiększono także szczegółami wyjętem i z życia wszystkich zbójników tego samego imienia (ostatni zbój Janosik żył przed 60 mniej więcej laty). U ryw ki z legendy o Janosiku ogłosił W ó jcic k i2), wspomniał o nim Zejszner i Goszczyński, lecz nigdzie niem a całości, a nadto szczegóły przez W ójcickiego podane są stanowczo pozbawione miejscowego kolorytu. Przypuszczam , że W ój­ cickiemu opowiadano o Janosiku gdzieś bardzo od T atr daleko. Zakopianie,

*) Dzielnych. 2) Zarysy domowe. W a rsza w a . 1842. T. I, str. 333.


*

47

tyle dyskretni gdy chodzi o zbójników, nie chcą, mówić o Janosiku, i zale­ dwie wydobyłem od nich kilka oderwanych szczegółów ; dopiero w roku zeszłym profesor Kopernicki łaskaw ie mi dopomógł, przysyłając legendę o Janosiku, do­ słownie spisaną według opowiadania pewnego górala z pod R abki. Ze względu, że w legendzie tej górale tatrzańscy jaskraw o przedstaw iają swoje pojęcia o zbójnikach i zbójectwie, oraz ze względu, że nigdzie nie znalazłem tej legendy w całości drukowanej, przytoczę ją tutaj według opowiadania, łaskaw ie udzielo­ nego mi przez profesora Kopernickiego, dodając szczegóły, jakich mi w Zakopanem dostarczono. Pragnąc ułatwić czytelnikom zrozumienie legendy, podaję ją w zwy­ kłym języku, zachowując niektóre tylko wyłączności mowy podhalskiej.

Historya o Janosiku. B ył student, i szedł ze szkół na wakacye. Szedł przez wielki las, i zaszła go noc. Pobłądził w lesie, nie m iał którędy z lasu wyjść i nie wiedział, w którą stronę m iał iść? W yszedł na drzewo i patrzał, gdzie je st kraj lasu i użrał kraj lasu. A była niedaleko chałupka w tej stronie. Cisnął czapkę na ziemię w tę stronę, żeby wiedział, w którą stronę iść ja k z drzewa zlezie. I zlazł, i szedł w tę stronę i zaszedł do tej chałupki. A w tej chałupce była taka stara b ab a; widział ją oknem, bo się świeciło; i wlazł do tej izdebki. T a się go baba p y ta : — Po coś tu przyszedł? — Prosiłbym o nocnik (t. j. nocleg). — Jakże ja ciebie nocowała będę? przyjdzie starsza siostra moja, fo cię zabije zaraz; — bo to były czarnoksiężnice. Ale on odpow iedział: — Niech się robi co chce ze mną, nikaj nie idę z tela. — T ak go ta baba woła na wieczerzę ; powieczerzał z nią, i scho­ w ała go pod koryto za piec. P rzyleciała siostra starsza; pow iada: — Pfy, co tu tak śmierdzi ? — Wychodź Janosik! — Jużci on musiał wyjść. . — Pójdź do w ieczerzy! — T ak wieczerzał z nią znowu. Pow iada m u : — J a k przyjdzie trzecia siostra, najstarsza, ja k chcesz to idź, bo ona cię zabije. On pow iedział: — Nie idę nikaj. Przyszła najstarsza, trzecia siostra, i powiada: —: Czyja tu dusza śm ierdzi? — W ychodź Janosik ! — I tak wyszedł. — Jużci pójdę na wieczerzę. — T ak powieczerzał z nią, legł i potem spał. Te zaczęły ra d z ić : — co mu zrobimy ? — A nie spał, ino tak udaw ał, że śpi, — słuchał, co gadały. — Połóżm y mu węgiel ognia na pępku, ja k wytrzyma, nie obudzi się, to będzie wytrzym ały z niego chłop. Położyły mu węgiel ognia na pępku, a on cierpiał, wytrzym ał, aż węgiel zgasł. T ak one pow iedziały: — Będzie w ytrzym ały w szędy; trzeba mu dać m undur. Jed n a pow iada: — J a mu dam siekierkę. — D ruga p o w ia d a :— Ja , rzekę, dam mu koszulę. — Trzecia pow iada: J a mu dam pas. — N a tej ciupadze ja k się zniesie, trzy mile przeskoczy, a w tej koszuli będzie m iał okrutną siłę, i w tym pasie.


48 Ta, co koszulę m iała szyć, dopiero konopie siała o godzinie ósmej, a na rano koszula była z nich. Ja k Janosik rano w stał, ten m undur mu dały i tu pow iedziały: — Nie będziesz już księdzem ino zbójnikiem ; tu masz siekierkę, ja k się na niej zniesiesz, trzy mile przeskoczysz i ona ciebie będzie broniła, żeby n a j­ bardziej na ciebie nastawali. A w tej koszuli i w tym pasie będziesz m iał okrutną siłę. Teraz musisz najpierw ojca zazbójować swojego, a potem już będziesz nad wszystkich zbójów zbójem. T ak Janosik poszedł, ten m undur schował, a w tym studenckim szedł do chałupy. Przyszedł do chałupy i bardzo był smutny. Ojciec się jego w ybierał na kierm asz na w oły; brał z sobą 150 reńskich, a on mu pow iada: — Tatusiu nie chodźcie, bo was zbóje obrabują. Ojciec mu pow iada: M usiałbym się na ciebie podać (być do ciebie podobnym), żebym pieniądze zbójom dał. — Będziemy wi­ dzieli. — I poszedł ojciec. Ja k ojciec poszedł, tak on na drugi dzień wyszedł z izby, ubrał się w ten m undur zbójecki, i siadł na ciupagę i poleciał za ojcem. Zastąpił mu drogę w lesie, cupnął (uderzył) siekierką i p y ta ł: Gdzie idziesz? — O dpow iedział: Idę na w oły,— ale ani przegadać nie mógł od strach u .—Dawaj pieniądze! — Ten wziął pieniądze i oddał m u.—W szystkieś dał? — pyta Janosik. Ojciec odpowiedział, że w szystkie: ani też na drogę nie będę miał. — D ał mu Janosik jednego reńskiego na drogę z tych pieniędzy i poleciał w las, a ten się ojciec wrócił do domu. Janosik się zniósł na siekierce i w tej godzinie był w chałupie, a ojciec aż na drugi dzień. Schował Janosik m undur, i nikt nic nie widział. Ojciec przychodzi z płaczem i pow iada: — Praw dęś mi ty powiedział! — Cóż się to wam tatuniu stało? — E ! stało się mi, bo mi zbójnik drogę zastąpił, m usiałem mu wszystkie pie­ niądze dać; nie dał mi ino reńskiego na drogę.—J a wam pow iadał: nie chodźcie; a poznalibyście go? — O, poznałbym go, m iał koszulę okrutnie straszną i pas, i siekierę wielką. I poszedł na pole ten student i ubrał się w ten m undur i wlazł do iz b y .— Nie ten to b y ł ? — O, ten, t e n ! — I dał pieniądze ojcu i powiedział: Już nie będę księdzem, ino zbójnikiem. Bywajcie zdrowi! — I poleciał. Janosik m iał pod sobą dwunastu zbójników; którego przyjm ował ku sobie, każdy musiał sztukę pokazować. Jeden poskoczył do jedlicy (jodły), wierzchołek uciął szablą, a drugi wierzchołek z pistolca ustrzelił. Inny łam ał drzewa najhrubsze, czwarty najtw ardszą skalę (kamień) w garści ro zk ru szy ł; — dość na tem, że każdy swoją sztukę pokazował, a Janosik ja k skoczył, ręką wirch najwyższegosmreka (świerka) chwycił. Janosik poszedł na Orawę i m ieszkał w Liptow ie; tam zbójował, tam miał w lesie pomieszkanie. Szedł raz chłop na kiermasz, na woły. P y ta się go J a n o s ik : Dużo masz pieniędzy? On mu odpowiedział: Trzydzieści reńskich. — W ziął i dał mu 400 reńskich. Kup za wszystkie pieniądze woły, a ja k pójdziesz z wołami, przyjdź tu i pokaż mi je. — Chłop zaszedł na kiermasz, takich wołów nie było drogich; bardzo się turbow ał i dał odembnować: „kto na tyle pieniędzy woły ma ?“ Nie było ino we dworze, a jeszcze nie kosztowały ty le ; ale zapłacił i wiódł. Zaszedł tam do lasu z temi wołami. Janosik się go p y ta : dużoś d ał? Pow iedział: że m u zbyło 100 reńskich, ale mu Janosik nic nie powiedział, ino kazał wieść do chałupy. Szła raz baba na jarm ark. P y ta ł się jej Janosik: gdzie idziesz ? — N a kiermasz. Po co ? — Na buty, ale mam mało pieniędzy. — Naści piątkę (5 reńskich), kup-se


fajne b u ty .“ B a b a zaszła na kierm asz, pieniędzy je j żal b y ło ; nie k u p iła butów i szła do ch ału p y bez butów . P o tk a ła się na drodze z Janosikiem . „K upiłaś b u t y ?11 — „N ie k u p iła .“ — „C z e m u ?11 — „Bo m i żal było p ien ięd zy . 11 — W zią ł, o b łu p ił je j nogi po k olana. „K azałem ci b u ty k u p ić, toś m ogła k u p ić ; te ra z m asz b u ty d a rm o !u T a k chodził ino po panach i rab o w ał, a biednym daw ał. D ow ied ział się, że tam gdzieś przy Sączu je s t pan bogaty. P o s ła ł p o sła ń ca do M szany do dw oru, a b y m u tam obiad narychtom ali: dla niego i dla dw unastu sług. N a znak za k rę c ił k a w a ł ryty na szyi p osłańca. T en zaszedł i m eld u je we w e dw orze, iże Jan o sik będzie na obiad z dw unastu sługam i O biecali, że będzie obiad, i p o słan iec p o szed ł; a tym czasem z całych w si pozganiali najm ocniejszych chłopów i strzelców i p rzy stro ili się na niego. Jan o sik idzie, a tu sta ją, ta k p o rw ał kobylisko za nogę, ja k nie obyrinąl dokoła, połow a ich p a d ła. Z ła p a ł b ry c z k ę i p rzecisn ął p rzez p a ła c , n a d rugą stronę pobiegł i w locie ją chw ycił. P o te m w ziął w icie pieniędzy bardzo, i ta k zbójow ał. L ip ta c y wciąż n a Ja n o sik a n a sta w a li, aż cesarz p o sła ł na niego regim ent w ojska. W o jsk o p rzyszło z flintam i, a Ja n o sik w ychodzi ino z ciupagą. Ż ołnierze s trz e la ją , a Jan o sik k ule w p o w ietrzu chw yta i w oczy im ciska (bo się go kule n ija k nie im ały ); ja k z a w o ła ł: „C iupaga rubaj/“ ta k ciupaga w szystko po drodze rubała i reg im en t w ojska u ciek ł. J a n o sik bardzo był pobożny. Id zie raz i spotyka stu d e n ta z P odoleńca, gada z nim i ku sobie przy jm u je. S tu d e n t zm ów ił się niedługo z h ajd u k am i i obiecał zabić Ja n o sik a . B az Jan o sik m odlił się, ja k zaw sze klęczący. S tu d en t, niew icdzący że się Ja n o sik a kule nie im ają, z flinty do niego w y p alił, a Jan o sik ja k b y nie sły sz a ł, ani się o b ró cił S tu d e n t drugi raz strz e lił, i znowu Ja n o sik ani się obeżrat, tylk o się m odlił. Straszno się zrobiło zd ra jc y ; jeszcze raz strzelił i począł u c ie ­ k a ć , ale Jan o sik sk ończył m odlitw y, skoczył i zab ił go. P rzy trafiło się jed n eg o razu , że cesarz z drngim królem wydali sobie w ojnę, co się m iało dwóch ry cerzy bić w p o jedynku. T a k cesarz p rz y słał szw adron huzarów po Ja n o sik a i p o sła ł dla niego konia. P rz y je c h a li i p y ta li się, gdzie Ja n o sik m ieszk a? P o k azan o im w górze, w losie. P o jec h ali tam , spotkali Ja n o sik a i p y ta ją g o : „O dzie tu m ieszka J a n o s ik ?11 on w ziął, w yrw ał b u k a z korzeniam i i p o k azał im , że tam m ieszka. Oni się zaraz zm iarkow ali, że to on sam i prosili go, że posłani są od cesarza, aby je c h a ł z nim i bić się w pojedynku, i daw ali m u konia, ale on nie c h c ia ł; pow iedział im : „ Ja tam prędzej b ęd ę ja k w y .11 W trzeci dzień za nim i p o leciał, w trzeci dzień oni dojechali, a on ju ż tam był. M eldow ał się skoro ci p rzy jech ali, że ju ż je st. Chcieli go potem b lachą skow ać n a piersi i konia piknego, k rzep k ieg o daw ali, ale on nie c h ciał ani szabli, ino ze sie k ie rk ą poszedł. S zed ł n aprzód, a cesarz z w ojskiem za nim, i zjechali się na p lacu z niep rzy jacielem . N iep rzy jacielski ry cerz b y ł n a k o n in , skow any okrutnie b lach am i, uzbrojony okru tn ie. W zięli się za ręce najprzód, a potem rycerz chciał Ja n o sik a zaciąć szab lą i pistolcem strz e lić ; a Ja n o sik z ła p a ł konia za nogę, ino raz o ziem ię capnąl, nie zo stała m u ino noga w garści, 'jlak go cesarz ch ciał zająć ze sobą, ale on nie c h ciał iść, ino p o w ie d z ia ł: „że j a za reg im e n t ob staję, a moi słudzy za d ru g i. 11 I zniósł się na siek ierce i ju ż go nie w idzieli. T a k przyszedł do L ip to w a, bo tam m iał m ieszkanie i fra jerk ę tam m iał. L ip ta c y , ja k nie było Ja n o sik a , zjednali jeg o fra je rk ę , coby się ona Ja n o ­ sika w y p y tała, w czem on tę o k ru tn ą siłę m a ? O na im to ob iecała i Ja n o sik a za pieniądze oddać p rz y rz e k ła. J a k Jan o sik do L iptow a pow rócił, p y ta się go fra je rk a , w czem on siłę m a ? i p rzy zn ał się przed nią, że w onej koszuli i w pasie T atry 1 Podhalanin.

J


50 i w siekierce. L ip ta c y nasuli (nasypali) g rochu na mirch (na strych) domu i cz e ­ kali. Ja n o sik przyszedł do f r a je rk i; ta zam k n ę ła jego ciupagę za dziewięciorgiem drzwi, a L ip ta c y puścili n a niego groch. Jan osik z grochem ra d y dać nie mógł i u ltiełznął (pośliznął się) na nim J). P a r u chłopów przysiedli go, pas na nim przecięli i koszulę stargali, ta k Ja n o sik z esłab ł, a ciupaga p rz e r ą b a ła się przez ośmioro drzwi żelaznych, aż w dziewiątych stanęła. Janosik ju ż zesłabł, i pojęli go; wystawili szubienicę, i na tę szubienicę wywiedli go i mieli wieszać. W i e ­ dział on, że od cesarza pardon przyjdzie; sta ł pod szubienicą i na drogę od W iednia p o zie ra ł, ale pardon zapóźno przyszedł, a tym czasem L ip ta c y Ja n o sik a za pośrednie ziobro na żelaznym h a czy ku zawiesili, a on jeszcze funt habryki (tytoniu) w y kurz ył. T a k się J a n o s ik skroś (przez) fra je rk i skończył 2). Od tego czasu, j a k J a n o s ik a zawiesili na żelaznym haczy ku, co rok L iptacy da ją ćwierć cw ancygierów k a r y za niego w ęgierskiem u cesarzowi, bo on obstał sam za reg im en t wojska, a ci go L iptac y zgubili. N a P od halu , oraz na słowackich podgórzach tatrzań skich bardzo były rozpo­ wszechnione obrazki na szkle malowane, p rzedstaw iające sceny z życia zbójników, a zwłaszcza z życia tyle sławionego Ja n o sik a . O brazki malowano olejnemi farbam i j a k najszczodrzej szafując złotem malarskiem. H ojność nie z n ała pod tym względem granic. Zbójnikom dawano złote obuwie, złote pasy, kołpaki, ciupagi, strzelby i pistolety. Obecnie, przynajm niej w Zako pan em i sąsiednich wsiach, trudno dostać podobny obrazek, który uchodzi za dowód nagannej sym patyi dla zbójnictwa. — P o dosyć długich poszukiwaniach w końcu zdobyłem dwa o b ra z k i, w praw dzie potłuczone, ale d ające się zupełnie z k aw ałkó w odtworzyć. N a obydwóch w y o b ra ­ żono uroczystą chwilę gdy Ja n o sik przyjm uje ku sobie nowego sługę. P o środku ob razka k a n d y d a t na zbójnika niesłychanie wysoko w y s k a k u je ; ciupagą w lewej ręce trzym aną ucina on w irch buczka, a pisłolcem w praw ej ręce będącym ustrzela wirch jedliczki. N a prawo od skaczącego stoi zbójnik grający na dudach, bo to podczas ta ń c a takie w ykonyw ano skoki. Jeszcze bardziej na na prawo, poci je d lic zk ą stoi Jano sik w czerwonych spodniach, w lewej ręce trzym a pisto let, a w praw ej puharek wódki, k tó rą utoczył ze stojącej obok beczki i podaje nowo zaciążnem u m ów iąc: „ Na, rzekę, n a pij się, j u z jesteś n a s z .u N a lewo od skaczącego stoją trzej zbójnicy rozm aw iający pomiędzy sobą i od stóp do głów uzbrojeni, istne arse n ały chodzące. N a środku obi-azka pod buczkiem, oraz przy nogach Ja n o sik a stoją kotliczki z dukatam i. Poniew aż dawniej na Po d h a lu , i w ogóle w górach polskich i słowackich długie noszono włosy, przeto a rty sta chcąc pochlebić nowemu słudze Janosika, n am alow ał mu włosy do samej ziemi. Cały obrazek je s t naturalnie nam alowany potwornie, drzew a i ludzie w y g lą ­ dają tak, j a k na produkcyach m ałych dzieci próbujących siły swego ta le n tu m a ­ larskiego, pomimo to je d n a k j e s t tam ja k iś nieźle obm yślany u k ła d , dosyć udatn e ugrupowanie figur. Malowano także inne sceny zbójnickie, ale z obrazkam i takien u nigdy się nic spotkałem .

') Szczegóły pojmania Janosika opowiadają z pewnomi waryantami, któro tu pomijam. 2) Zbójnicy nieraz slcróś fra je rk i cierpieli, tak n. p. w następującej śpiewce; Idzie zbójnik z za Liptowa, Ciecze mu krew z za rę k a w a , Z za rękawa i z główeczki, Syćko bez zdradę dzieweczki.


51 N a zakończenie dodać mi jeszcze w ypada, że bardzo trudno znaleść P o d ­ kulana lub Słow aka, k tóryb y historyę o Ja n o s ik u w wątpliwość podaw ał, albo takiego, któryby zdołał odmówić swego współczucia tem u bohaterow i. Z całą pewnością nie m a ani je d ne go , k tó ryby pow ątpiew ał o owej k arze ćwierci cwancygierów. T a k a j e s t legenda o najw iększym zbójniku tatrzańskim , a tera z pozwolę sobie przytoczyć p arę rzeczyw istych ustępów z życia niedawno zmarłych zbójni­ ków podhalskich. Pięćdziesiąt blisko la t te m u pewien góral z Zakopanego nazwiskiem T. u cie kł z w o jsk a ; wiedząc, że władzo au stryackie b ę d ą go p rześladow ały i nie pozwolą spoko j­ nie m ieszkać w rodzinnej wiosce, poszedł na zbój. Pospolicie m ieszkał w jaskiniach pod górą Osobitą i b y ł postrachem przyległych wsi Orawskich. P y ł on m ałego wzrostu, ale nadzw yczajnej siły i zręczności. W locie bez trudu znajdow ał żywność na. halach, gdzie mu serków bacow ie dostarczali, a nadto chodził po wsiach orawskich, gdzie się z a op atry w ał w żywność i habrykę (tytoń). W zimie, o b a ­ wiając się, a b y go nie z d ra d z iły xw łasne tropy na śniegu w yciśnięte, prawie wcale jaskini swojej nie opuszczał, a gdy mu zabrakło zapasów żywności, poprzestaw ał na korzonkach ; z zimna i niewygód często tracił wszystkie paznokcie. Miał on b ra ta w Z ako pan em , lecz ton bojąc się odpowiedzialności w obec władz au stry ackich, nie chciał mieć z nim bezpośrednich stosunków. Je d y n y m opiekunem zbój­ nika byt młodziutki je g o synowiec S. T., obecnie je d e n z najlepszych przowodników, nadzwyczaj śm iały i silny. A by dać w yobrażenie o sile owego synowca przytoczę, że b ę d ąc m łodym , z góry śniegiem pokrytej jednego po drugim zniósł dwóch turystów tęgo zbudow anych, a następnie po kolei przeniósł ich przez potok. Innym razem , bez spas (przez ż a rt) z K ryw ania zniósł osobę olbrzymiego wzrostu i tęgiej tuszy. Pomimo swej siły S. T. je s t m iernego wzrostu i bardzo naw et szczupły, zawiędły. S. T. posiadając wszystkie przym ioty zbójnika, przyznaje, że je d y n ie skutkiem napomnień stry ja nie w yskoczył za buczki. T . zdjęty rozpaczą, sam pewnego razu od dał się w ręce władz a ustryackich, odcierpiał karę, polegającą wówczas na niemiłosiernem obiciu kijam i, i został zam knięty w zamkach orawskich, w ybudowanych na wysokim b rzeg u rzeki Orawy. T. wyskoczył przez okno i uciekł. P o jm ano go i okutego w kajdany na nowo uwięziono. T . postanowił powtórnie uciec. Podczas gw ałtow nej burzy, o samej północy, dźwigając ka jd a n y wyniósł on n ą plecach tow arzysza niedoli, także w kajdany okutego. Szyldwach widząc ja k ą ś ogromną istotę brzęczącą kajdanam i sądził, że ma przed sobą diabła, albo jakieg oś potępieńca i nie śmiał przeszkodzić ucieczce. T y m sposobem T. znowu znalazł się na wolności, której ju ż nigdy nie postradał. N a głowę zbójnika nałożono cenę. P ew nej nocy znajdował się on w karczmie na Orawie. Zdradzono go, albowiem k arczm arz dał znać, że j e s t sam i wieczerza. Z dwóch wsi sąsiednich zgromadzono chłopów uzbrojonych w kjje, kosy i w idły, oraz opatrzonych w latarnie pod ub raniem u k ry te . W y p r a w ą dowodził ja k iś urzędnik austryacki szpadą uzbrojony. W cichości otoczono karczm ę. U rzędnik z kilkunastu chłopami w szedł do izby i w tej chwili we wszystkich oknach z abłysły latarnie. „Mam cię ptaszku !“ zaw ołał urzędnik dobyw ając szpady i w zy­ w ając zbójnika do poddania się. T. nieodstępną ciupagą obciął nos urzędnikowi i ciężko go ranił, oraz gwałtownie n a ta r ł na wchodzących chłopów. W ów czas jeden z nich w bił mu żelazne widły w udo. Rozwścieczony bólem T. w yrw ał napastnikowi widły i wywijając niemi dokoła, wszystkich chłopów z karczm y w ypędził, a następnie stanąwszy w progu zręcznym ruchem wyrzucił czuhę (wierzch-


52 nie ubranie) po nad głowami tłumu. P rzy niepewnem świetle la ta rn i, wśród powszechnego zamięszania, oblegający sądzili, że to sam T. wyskoczył, zwłaszcza, że by ł znany ze swych zręcznych i olbrzymich skoków. W szyscy tedy zwrócili się w stronę rzuconej czuhy. T. korzystając z powszechnego zamięszania i po­ płochu ranił ciupagą wielu nieprzyjaciół i wśród ciemności zniknął. W szyscy rzucili się w pogoń za uciekającym , który tymczasem ukrył się za pierwszym napotkanym węgłem. Po oddaleniu się chłopów, wyniesiono z karczmy ranionego urzędnika, a gdy nikogo już nie było, T. opatrzył swą ranę, powrócił do karczmy i wieczerzy dokończył. Zestarzawszy się T. powrócił do Za,kopanego, gdzie go już w spokoju pozo­ stawiono. W e wsi rodzinnej spokojnie życia dokonał, ani na sekundę nie rozstając się ze swą ciupagą, z którą na\tfet sypiał. Nie wątpię, że tragiczny koniec Jan o ­ sika, który zginął wypuściwszy z rąk ciupagę, jedynym by ł powodem tego ciągłego piastowania siekierki. Do ostatnich zbójników podhalskich należy Wojtek Mateja z Zakopanego i Wojtek Gał z Ol czy. M ateja z początku dochowywał wiary tradycyom zbójników tatrzańskich. Odwiedzał hale i w ybierał daninę w serkach i bąranach, nachodził leśnych i karczm arzy, lecz stopniowo coraz bardziej dziczał. Zaczął napadać księży, co u zbójników zawsze było zbrodnią, a naw et w Chochołowie zrabował pienądze na kościół złożone. T ak więc ostatecznie stał się rozbójnikiem w całem znaczeniu tego wyrazu. Rozbój mało w płynął na powiększenie m ajątku Matei (według gram atyki gó ralsk iej, Matejego) , który większą część zdobyczy w ydawał na fetowanie przyjaciół. Pewnego razu M ateja przyszedł na halę, na której bacow ał Zakopianin z Iłram ców ek, i począł wybadywać bacę, czy nie zna takiego m iejsca, w którem się łączą trzy potoki ? B aca domyślając się, że M ateja szuka zbójeckich pieniędzy, zaparł się, że podobnego miejsca, wcale nic zna, ale po odejściu rozbójnika począł sam szukać i rzeczywiście we wskazańem miejscu znalazł zakopane dukaty. Ze swej strony M ateja odszukał to sarno m iejsce, a widząc poruszoną ziemię, dom y­ ślił się, że baca zabrał pieniądze. Poszedł tedy do niego, ale baca zaparł się znalezienia pieniędzy. B aca powróciwszy z hali chciał dukaty wysuszyć i wysta­ wił je w niecce na słońce. Przechodzący tam tędy żyd spostrzegł dukaty i dał znać o tern Matei, którego znał jako zbójnika, oraz wiedział, że szuka zbójeckich pieniędzy. M ateja przyszedł upominać się o pieniądze i proponował bacy równy podział dukatów, lecz baca i tym razom wszystkiego się w yparł; poczem M ateja powrócił do domu. Baca wiedząc, że rozbójnik, dla odzyskania pieniędzy napadnie go nocną porą sypiał z całą rodziną na strychu, wyjąwszy jedną córkę, która sypiała na dole. M ateja wkrótce przybył w towarzystwie przyjaciół, a zastawszy samą tylko dziewczynę, począł ją męczyć, aby mu skarb wydała. Biedna dzie­ wczyna poznawszy M ateję, poczęła go upraszać: „Kochany W ojtku! nie męczcie mnie, bo ja nic nie wiem o waszych d u k a ta c h / M ateja widząc, że go poznano, zadusił dziewczynę. Stało się to 1866 r. W krótce wykryto zbrodnię i M ateję osadzono w więzieniu w W iśniczu, gdzie przed siedmiu laty um arł. M ateja nigdy nie budził sympatyi w Pohalanach, a jego śmierć radosną była nowiną. W ojtek G ał bacował na hali Kondratowej. B ył to człowiek zamożny, posia­ dający grunta i m łyn w O lczy; odznaczał się olbrzymią siłą i odwagą, to też należał do tęgich zbójów. W edług słów pewnego górala, który pewien czas ju h asił u G ała, zbójowanie tego człowieka polegało na wpadaniu nocną porą na hale,


53 gdzie zab ierał sery i baran y, co mu inni bacowie j a k najprędzej starali się odpłacić w za­ je m n y m napadem . Pom iędzy bacam i istniała pownege rodzaju gra, polegająca na w zajem nem p o d e j ś c iu : kto b y ł czujniejszy, mniej ucierpiał od napadów, któ re na czas od pierał; kto był śmielszy, zręczniejszy, ten więcej od innych zdobyw ał. Było to coś przypominającego grę w arszaw skich gołębiarzy z tą różnicą, że tutaj chodzi o to, kto m a lepszego gołębia, k tó ry umie obce sprowadzić gołębie, a w T a tra c h współzawodnictwo dotyczyło zręczności i śmiałości samych baców. Oprócz tych w ycieczek do swych koTegów, G ał w jesieni czatow ał na kupców, którzy pędzili owce po halach kupione, zabierał część stada, i puszczał n a p a d ­ niętych, nie czyniąc im zresztą krzywdy. Je d ne go roku ju hasi, a było ich d w u ­ nastu, spostrzegli, że ich G a ł oszukał na 100 reńskich i postanowili chociażby przemocą pieniądze swoje odzyskać. P rz e d sam em zejściem z hali, kiedy b a c a przestaje być ojcem sza ła su , juhasi uzbrojeni w kije napadli G a ła , dopominając się swoich papierków , ale G ał wszystkich pobił, wielu poranił, a pieniędzy nie oddał. P r z e d kilkom a laty G a ł chcąc zatrzym ać b ędące w biegu koło swego m łyna pochw ycił j e r ę k ą , ale koło u rw ało mu rękę, skutkiem czego G a ł u m a rł, nie zostawiając po sobie wielkiego żalu. T a k więc zbójnicy pojedynczo pojawiali się w T a tra ch aż do ostatnich czasów, ale dzisiaj ju ż ich nie ma. Mateja i G a ł um arli, a inni zwolennicy zbijania, albo są w iekiem przyciśnięci i spokojnie gazdują, nie w yskakując za b u c zk i, albo też będąc w sile w ieku, nie mówią dzień dobrą z za buczka, z obawy starcia z czujnemi żandarmam i. Spokojnie tedy b a c u ją i gazdują, z żalem wspominając lepszo czasy. Pom ijając takich bardzo nielicznych zwolenników zbójectwa, należy p r z y ­ znać, że potężny w pływ księży, oraz w ielka obaw a czujnej policy! stanowczo zniweczyły a przynajm niej o tyle osłabiły w P o dhalanach pociąg do zbójnictw a, że j e dzisiaj a bstrakcyjnie tylko wielbią, wcale go nie upraw iając. Zbójnik nigdy turystów nie napastow ał. P odh a la n ie posiadają bardzo dużo śpiewek i pieśni o zbójnikach; n a j p ię ­ kniejszą j e s t pieśń o dziewczynie, k tó ra poślubiła zbójnika, nie wiedząc o jego zajęciu. J e s t to niewątpliwie najlepszy u tw ór poetycki P odhalan, którego je d n a k pow tarzać nie będę, albowiem czytelnik znajdzie go u Goszczyńskiego (D ziennik podróży do Tatr ów, str. 277) i u Z ejsznera ( Pieśni ludu Podhalan, str. 171).





\

Biblioteka Narodowa W arszawa

30001018620489


BIBLIOTEKA n a r o d o w a


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.