TF # 76

Page 1

CENA: 13zł w tym 8%VAT NR 76/08/2013 SIERPIEŃ

INDEKS 233021

ISSN 1897-3655

MATT W. LAMBDIN CZASZKA I SZTYLET MANUEL MATHOW KUDI CHICK EBBA

CROPP TATTOO KONWENT GDAŃSK



sierpien 2013

8

32

8

Cropp Tattoo Konwent relacja z piątej edycji gdańskiej imprezy

24

Czaszka i Sztylet

32

Matt W. Lambdin

40

Inspiracje - Scott Scheidly

44

Manuel Mathow

52

Street Art - NeSpoon

56

15th International Tattoo Convention Prague

62

Kudi Chick - Ebba

68

Rdza - Syberyjska Księżniczka

69

24

44

REDAKTOR NACZELNA: Krystyna Szymczyk REDAKCJA: Radosław Błaszczyński, Aleksandra Hałatek, Karolina Skulska STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Darek (3fala.art.pl), Raga, Dawid Karwowski OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków www.tattoofest.pl tattoofest@gmail.com MARKETING I REKLAMA: tattoofest@gmail.com DRUK: IntroMax, www.intromax.com.pl ISSN 1897-3655 Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Tattoofest 2013 - niepublikowane prace


KONKURS VANSA! W momencie, gdy sierpniowy numer drukował się dla Was, nasza delegacja, po raz pierwszy złożona z Karoliny i Kuby, mknęła na konwent do Berlina. Nowe zadania przysporzyły tej dwójce wiele stresu już na kilka dni przed wyjazdem. Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie, jaka będzie 23 edycja tej imprezy, bo przypomnę, że przez wcześniejsze lata, odbywała się ona zawsze na początku grudnia. Data to nie jedyna zmiana, organizatorzy zaproponowali również inne miejsce i być może to właśnie te wszystkie nowości wprowadziły dwójkę moich współpracowników w nerwowy nastrój. Z jednej strony odwiedzenie stolicy Niemiec w samym środku lata wydaje się być czystą przyjemnością, z drugiej można obawiać się, czy sami Berlińczycy zdecydują się na spędzenie weekendu w mieście. Pamiętam mój wyjazd na tamtejszą konwencję odbywającą się kilka lat temu w lipcu i delikatnie mówiąc, nie należała ona do licznie odwiedzanych. Odpowiedzi na wszystkie, nurtujące mnie pytania poznam zapewne już niebawem, a na razie zachęcam do zapoznania się, bądź przypomnienia sobie prac zaprezentowanych na scenie gdańskiej stoczni, w której fani tatuażu spotkali się już po raz piąty. Serdecznie dziękuję Michałowi Szwercowi, zdolnemu fotografowi poznanemu w zeszłym roku, który jeszcze przed Konwentem sam zaproponował mi, że chętnie podejmie się robienia zdjęć na potrzeby magazynu. Dzięki za wzbogacenie relacji! Poza tym w sierpniowym TF zamiast standardowej prezentacji polskiego artysty postanowiłam zapytać Sławomira Nitschke nie tylko o jego artystyczne dokonania, ale też bardziej ogólnie o studio, które wraz znajomym powołał do życia rok temu. Przy okazji powstawania tego materiału przyjrzałam się dokładnie tatuażom wykonywanym przez pracującą wraz z nim Agnieszkę Yadou i na pewno będę chciała w przyszłości szerzej zaprezentować je w magazynie. W numerze znajdziecie też wszystkie stałe działy, a w nich nowych, wartych uwagi bohaterów. Na koniec zamiast tradycyjnej porcji Ciekawych/Nadesłanych publikujemy tatuaże pokazane podczas krakowskiego Tattoofestu, których nie udało nam się zamieścić w poprzednim wydaniu. Obiecuję, że już od kolejnego wydania osoby nadsyłające do redakcji wykonane przez siebie tatuaże, będą miały szansę zobaczyć je na przeznaczonych do tego stronach. Krysia

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com

Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

fot. Alexander Koste

Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków

Nie ważne czy wybierasz się w góry czy na Mazury, na pewno przyda Ci się plecak, w którym pomieścisz to, co najważniejsze. Te marki VANS nie dość, że są pojemne i solidne, to jeszcze możesz mieć je za free. Wystarczy, że odpowiesz na pytanie: co niezbędnego wsadziłbyś do środka jadąc na wakacje? Odpowiedzi ślijcie na adres: tattoofest@ gmail.com, w tytule wiadomości wpisując „Konkurs Vans” oraz Wasze imię i nazwisko. Nagrodzimy 3 według nas najciekawsze pomysły. Tożsamość zwycięzców poznamy 1-go września. Przesłane produkty mogą różnić się od tego, przedstawionego na zdjęciu.


Cropp Tattoo Konwent

Gdansk K

onwent w Gdańsku to moja ulubiona polska impreza branżowa, nie wyobrażam sobie więc opuszczenia jej kolejnej edycji. Wraz z Olą, nauczone doświadczeniem z lat poprzednich, podróż rozpoczęłyśmy w ostatnim najbardziej odpowiednim do tego momencie, czyli w piątkowy poranek. Tematem przewodnim podczas pokonywania kolejnych kilometrów było szukanie zagubionej autostrady, o której istnieniu miałyśmy się jednak przekonać dopiero w drodze powrotnej. Nasze skrzętnie uknute plany zrujnowała oczywiście kapryśna w tej części kraju pogoda. Na plaży zamiast cudownego uczucia przesypującego się wolno przez palce, ciepłego piasku, czekało nas raczej grzęźnięcie w błocie. W związku z tym postawiłyśmy na spacer po starówce i kolację z dawno niewidzianym Neptunem. Spragnieni jego widoku inni uczestnicy konwentu zaczęli licznie gromadzić się na ul. Długiej, aż w końcu w zajmowanym przez nas ogródku restauracji zabrakło stolików, które można by dostawić. Robiąc miejsce innym, wolnym krokiem udałyśmy się w stronę hostelu, podziwiając przy tym uroki Gdańska. Co nowego czekało nas na piątej edycji tej nadmorskiej imprezy? Przede wszystkim w tym roku po raz pierwszy organizatorom udało się pozyskać sponsora w postaci marki „Cropp”. O rozmowę poprosiłam jednego z nich, Marcina Pacześnego, który opowiedział jakie przyniosło to korzyści oraz odpowiedział na kilka innych pytań. „Tak naprawdę „Cropp” wspierał nas od drugiej edycji. Najpierw była to pomoc w organizacji Graffiti Jam’u, w kolejnym roku sponsoring imprezy, a w tym marka została tytularnym partnerem Konwentu. Przed tą edycją mieliśmy kilka spotkań z tamtejszą ekipą i wspólnie postanowiliśmy podnieść wszystko na trochę wyższy poziom. Wiem, że ta decyzja wywołała różne odczucia, ale należy TATTOOFEST 8

pamiętać, że przez te pięć lat staraliśmy się o wsparcie u niezliczonej liczby firm i na palcach jednej ręki można policzyć te, które wykazały jakiekolwiek zainteresowanie. Dla nas pozytywem jest to, że znalazł się ktoś, kto nie boi się poprzeć naszej inicjatywy, tym bardziej, że temat tatuażu jest w Polsce nadal dość kontrowersyjny. „Cropp” nie narzucał nam zmiany formuły imprezy, nikt nie mówił jakie zespoły mamy zaprosić, co zrobić a czego nie, więc nie straciliśmy w zasadzie żadnej niezależności. Mam nadzieję, że współpraca będzie rozwijała się dalej, na co zresztą wszystko wskazuje. Tego typu wsparcie daje pewne bezpieczeństwo i możliwość dalszego polepszania festiwalu, a tym samym propagowania w naszym kraju zjawiska tatuażu.” Zmian było oczywiście więcej, poczynając od małych, jak np. lokalizacja naszego boksu, przez modyfikację składu jury, postawienie namiotu służącego za jadłodajnię, do zbudowania nie byle jakiej, robiącej ogromne wrażenie i zwanej „kosmiczną” konstrukcji, za którą odpowiadał „Desperados”, i której nikt się nie spodziewał. Skąd więc się tam wzięła? „Temat ten pojawił się niecały miesiąc przed imprezą. Jedna z dużych agencji eventowych wyszła z propozycją wspólnego stworzenia czegoś takiego podczas trwania Konwentu. Dla nas była to świetna opcja, bo mogliśmy przygotować konkretną niespodziankę na jubileusz i utrzymać wszystko w tajemnicy aż do soboty. Podczas pierwszego dnia, na wysokości kilku metrów grał DJ, tańczyły dziewczyny, a na sam koniec, na nietypowej scenie mogliśmy obejrzeć pokaz świateł i koncert grupy „Voltage Betty”. Niesamowite były też same przygotowania, w czwartek oraz piątek zdarzały się momenty, że festiwal budowało równocześnie 50 osób. Sami nie przeżyliśmy dotąd czegoś takiego - dźwigi, kontenery, tiry, wyładowywanie sprzętu!”

fot: Arkadiusz Kera-Kerson

20-21.07.2013

Dużą część Konwentu spędziłam klasycznie w roli fotografa na scenie, w towarzystwie jurorów i sympatycznej pary prowadzących – Izy i Dominka, którzy po krakowskim festiwalu postanowili kontynuować swoją współpracę. Konkursy, czyli dziesiątki pokazanych i sfotografowanych tatuaży, spośród których jedne wzbudzały podziw, a na inne niekoniecznie warto było patrzeć. Najbardziej pożądane są elementy zaskoczenia, a takich było kilka, np. dot workowe prace Daniela ze studia „JaTuTaTToo”, których pojawiło się całkiem sporo. Ten styl ma coraz więcej zwolenników, a posługujących się nim w Polce artystów wciąż można policzyć na palcach jednej ręki, cieszy więc, że ktoś kolejny go sobie upodobał i próbuje okiełznać. Do niespodzianek należało również nagrodzenie kilku osób, o nazwiskach mało jeszcze znanych na naszej scenie, jak np. Pawła Karczewskiego z Białegostoku, Tomka Gumińskiego z Azazela, Cejna Cejnowskiego czy Silento z Wąbrzeźna. Momentami miałam niestety wrażenie, że część tatuatorska nie wywołuje należytego zainteresowania, poza tym duży problem stanowił ciemny kolor skóry niektórych modeli, wynikający zapewne z pory roku i miejsca, w którym

się znajdowaliśmy. Najliczniej publiczność pod sceną zgromadził coroczny, bardzo efektowny pokaz podwieszania w wykonaniu niezawodnej grupy „Hookied Frends”. Poza atrakcjami wewnątrz hali, organizatorzy zadbali jak zwykle o obecność kilku zespołów muzycznych, wśród których znaleźli się moi czescy ulubieńcy. Po zakończeniu części tatuatorskiej mogłam obejrzeć w końcu długo wyczekiwany występ sąsiadów z południa, grupy „Pipes and Pints”, do której koncertów mam ogromnego pecha. Zawsze kiedy pojawiają się w Krakowie, ja akurat fotografuję tatuaże na którejś z niemieckich konwencji. Dalsza część wieczoru wyglądała zdecydowanie spokojniej niż w latach ubiegłych. After party zorganizowane po raz pierwszy w samym centrum Starówki, w klubie „Flisak’76” obyło się bez tańców, a przynajmniej my z Olą nie miałyśmy w nich swojego udziału. Za to dzięki towarzystwu tatuatora białoruskiego pochodzenia, Antona Oleksenko, wyśmiałyśmy się za wszystkie czasy. Wracając do części koncertowej, nie było mi dane zobaczenie „The Creepshow”, gdyż ich wyjście na scenę zbiegło się ze składaniem boksu i pakowaniem auta. W ramach pocieszenia zostałam zaproszona

na backstage, skąd z nieukrywaną radością wysłuchałam występu Amerykanów z „The Casualties”. Mam to szczęście, że gust muzyczny organizatorów w dużej części pokrywa się z moim, więc jadąc do Gdańska zawsze mogę liczyć na dawkę pozytywnych emocji. - „Mamy długą listę ulubionych kapel, których słuchamy i które cenimy. Staramy się co roku wykreślić z niej przynajmniej kilka nazw. To trochę na zasadzie spełniania własnych marzeń. Nic nie daje takiego kopa jak zobaczenie na scenie zespołu, którego słucha się od wielu lat.” Weekend w Gdańsku zakończyłyśmy pyszną kolacją w kameralnym towarzystwie. Niestety, tym razem musiałyśmy obejść się bez widoku morza, którego zdecydowanie zabrakło nam do pełni zadowolenia. A jak imprezę oceniają sami organizatorzy? „Bardzo pozytywnie. Myślę, że ta edycja jest dla nas pewnym drogowskazem i pokazała, w którą stronę powinniśmy iść dalej. Przy okazji udało nam się pobić kilka własnych rekordów. Sprzedaliśmy 1000 biletów w przedsprzedaży, wszystkie 350 festiwalowych koszulek, w niedzielę około godziny 17.00 zabrakło opasek dla odwiedzających, a Konwent tworzyła wraz z nami największa do tej

pory liczba osób. Do tego wszystkiego doliczyć można również rekordowy budżet, który w tym momencie jest już pięciokrotnie większy od tego, jaki mieliśmy robiąc pierwszą edycję gdańskiego festiwalu. Oczywiście zawsze znajdą się różne niedociągnięcia, zbieramy więc opinie, mamy już pewne spostrzeżenia i działamy dalej.” No właśnie, już za niecałe dwa miesiące spotkamy się na pierwszej edycji imprezy, którą organizujecie w Katowicach. Jak zachęciłbyś czytelników do pojawienia się tam? „Formuła będzie taka sama jak w przypadku Konwentu w Gdańsku czy Wrocławiu. Poza możliwością wytatuowania się szykujemy dla zwiedzających multum koncertów, pokazów, „strefę extreme” i wiele innych atrakcji. Na szczególną uwagę zasługuje miejsce, w którym spotkamy się we wrześniu. Konwent odbędzie się na terenie byłego szybu kopalni węgla kamiennego w klimatycznej galerii sztuki nowoczesnej „Szyb Wilson”, na powierzchni 2500 metrów kwadratowych. Serdecznie zapraszamy.” Do zobaczenia i dziękuję za rozmowę. Krysia

TATTOOFEST 9


TATTOOFEST 10 TATTOOFEST 11

Nietypowa scena, gra Voltage Betty, fot. Michał Szwerc Pokaz suspension w wykonaniu Hooked Friends, fot. Michał Szwerc

fot. Arkadiusz Kera-Kerson

The Casualties, fot. Michał Szwerc

The Creepshow, fot. Michał Szwerc

fot. Michał Szwerc

fot. Michał Szwerc

Ines z Edwardem, maskotką imprezy ;)

fot. Michał Szwerc

Vojta z Pipes and Pints, fot. Michał Szwerc

Kamila, Michał, Daga, fot. Michał Szwerc

fot. Michał Szwerc

fot. Michał Szwerc

fot. Arkadiusz Kera-Kerson

Edward, fot. Michał Szwerc

Nagrodzeni tatuatorzy, fot. Arkadiusz Kera-Kerson

fot. Arkadiusz Kera-Kerson

Ski King, fot. Michał Szwerc

Kapitan Adam, fot. Michał Szwerc


2.

3.

7.

8.

1. I Kompozycja damska - Marcin, JaTuTaTToo, Gdynia 2. II Tatuaż pierwszego dnia konwentu - Cejn Cejnowski, House of Ink, Dania 3. I Tatuaż drugiego dnia konwentu - Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok 4. I Tatuaż czarno-szary mały - Krzysiek, Azazel, Milanówek 5. Adam Pieprzyk, Tattoo-Zone, Poznań 6. Anton Oleksenko, D3XS, Gliwice 7. Tomek Major Dworniak, Rock’n’Roll Tattoo, Warszawa 8. Slot, Pink Machine, Warszawa 9. III Tatuaż czarno-szary mały - Luk, Art Force, Warszawa 10. II Tatuaż związany z morzem - Wąs, Art Force, Warszawa 1.

4. TATTOOFEST 12

5.

6.

9.

10. TATTOOFEST 13


1.

2.

6.

7. 1. II Tatuaż czarno-szary duży - Jarzomb, Tat&Roll Tattoo, Rumia 2. Luk, Art Force, Warszawa 3. Bartek Kos, Kult Tattoo Fest, Kraków 4. III Tatuaż pierwszego dnia konwentu - Bartek Kos, Kult Tattoo Fest, Kraków 5. Michał, Od Świtu Do Zmierzchu, Łódź 6. Enzo, Ink-Ognito, Rybnik 7. Marcin, JaTuTaTToo, Gdynia 8. Luk, Art Force, Warszawa 9. Adam Pieprzyk, Tattoo-Zone, Poznań

3. TATTOOFEST 14

4.

5.

8.

9. TATTOOFEST 15


6.

1.

2.

7.

5.

1. Karina, Cuba Tattoo, Rosja 2. Daniel, JaTuTaTToo, Gdynia 3. Magda, Pink Machine, Warszawa 4. Artur Gepas, Gepas Tattoo, Tomaszów Mazowiecki 5. I Tatuaż kolorowy duży - Alexander Pashkov, Tattoo X, Rosja 6. III Kompozycja damska - Sebastian Abramczuk, Tattoo Gonzo, Szczecin 7. II Kompozycja damska - Zwierzak, Till Death Tattoo, Toruń 8. Wąs, Art Force, Warszawa 9. Patryk Hilton, Demolka Tat2, Bydgoszcz 10. Leszek Studziński, Studziński Tattoo, Słupsk 3. TATTOOFEST 16

4.

8.

9.

10. TATTOOFEST 17


1.

2.

3.

6.

5.

1. Artur Gepas, Gepas Tattoo, Tomaszów Mazowiecki 2. I Tatuaż kolorowy mały - Paweł Karczewski, Białystok 3. Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok 4. Julia Szewczykowska, Blackstar, Warszawa 5. II Tatuaż kolorowy mały - Luk, Art Force, Warszawa 6. Daniel, JaTuTaTToo, Gdynia 7. Janusz, Jan Tattoo, Bydgoszcz 8. Vini, Vini Tattoo, Wałcz 9. Dzikson, On the road

4. TATTOOFEST 18

7.

8.

9. TATTOOFEST 19


1. Krzysiek, Azazel, Milanówek 2. Daniel, JaTuTaTToo, Gdynia 3. Sebastian Żmijewski, Bloody Art Tattoo, Gdańsk 4. Jodżi, Street Tattoo, Warszawa 5. Julia Szewczykowska, Blackstar, Warszawa 6. Zwierzak, Till Death Tattoo, Toruń 7. III Tatuaż drugiego dnia konwentu - Krasnal, Lots of Ink, Koszalin 8. I Tatuaż związany z morzem - Magda, Pink Machine, Warszawa 9. II Tatuaż drugiego dnia konwentu - Luk, Art Force, Warszawa 10. Jodżi, Street Tattoo, Warszawa 11. Broda, Stara Baba, Warszawa

1.

4. TATTOOFEST 20

2.

5.

3.

7.

6.

9.

10.

8.

11. TATTOOFEST 21



smietnik

kultury

c

hoć nie spędziłam ze Sławomirem Nitschke zbyt wiele czasu na wymianie zdań w cztery oczy, mamy za sobą godziny wieczornych rozmów w świecie wirtualnym. Podczas powstawania tego tekstu kilkakrotnie zupełnie odbiegaliśmy od głównego tematu, zmieniając go na opowieści o zachowaniu naszych kotów, właściwości lecznicze niektórych roślin, poczynania kulinarne, tłumaczenie zachowań i intencji płci przeciwnych i wiele, wiele innych. Dziękuję Sławku za wywiad i dobre rady, mam nadzieję, że wzięte do serca, niebawem zaprocentują. Krysia

K: Opowiedz o historii i zespole „Czaszki i Sztyletu”. Sławek: Pod koniec lipca minął rok naszej działalności, który hucznie świętowaliśmy. Założyłem studio wraz z Arkiem Glue Snifferem, po czym szybko dołączył do nas Kuba Kujawa. Głównym celem było stworzenie studia tatuażu, które będzie wyglądać jak studio tatuażu, i w którym będziemy mogli swobodnie pracować. Zależało nam również na powołaniu do życia placówki, którą będą odwiedzać inni artyści. Na razie plan ten udaje się realizować, właściwie co miesiąc mamy nowego gościa. Do tej pory tatuowało u nas kilka osób z Polski, a także ekipa „Aslan Tattoo” ze Słowacji, Jaca z Francji, Francesco Grabuggino z Włoch i David Noellert z USA, Error i Dimoni z Barcelony. Jest też kilku artystów, którzy zapowiedzieli swoją wizytę na ten rok. Nie wiem czy to dużo czy mało, ale staramy się jak możemy, żeby nasi klienci mieli możliwość tatuowania się u tych ludzi za nasze stawki i na miejscu. Obecnie wygląda to tak, że w studiu poza Kubą i mną stacjonuje jeszcze Agnieszka Yadou, Arek przeniósł się do Warszawy i tatuuje w „Starej Babie”. Aga dołączyła do nas kilka miesięcy temu i wbrew moim lękom, zadomowiła się na dobre. Obawiałem się, że po prostu z nami nie wytrzyma, bo wiesz jak wyglądają żarty bandy chłopów… Jeżeli chodzi o samo studio, jest to miejsce dość eklektyczne. Mój przyjaciel Jacek nazywa je hippisowskim zagłębiem. Zdobią je liczne flashe, obrazy, mandale i inne przedmioty. Myślę, że w dużej mierze przypomina typowe studio tatuażu ze Stanów Zjednoczonych. Znajdujemy się w dość dużym i przestronnym lokalu podpiwniczonym na Jeżycach, które obecnie przeżywają swój renesans. To stara, bogata w kamienice i owiana nieco złą sławą dzielnica Poznania, w której aktualnie dużo się dzieje, a my w jakimś stopniu w tym uczestniczymy, przynajmniej w kontekście kulturalnym. Jesteśmy na uboczu, ale do centrum mamy 15 minut spacerkiem. Nie nastawialiśmy się na bycie walk-in shopem, aby wykonać u nas tatuaż, zawsze należy się umówić. Poza tym mamy piękne łukowate sklepienia, fajne podwórko i sąsiadów. Jest idealnie!

Aga

K: Opowiedz proszę o pracach twoich i twoich współpracowników. Sławek: Posługuję się tradycyjnym językiem, a właściwie to tradycyjnymi środkami - mocna linia, mocne płaszczyzny, dużo Sławek

TATTOOFEST 24

TATTOOFEST 25


uproszczeń. Od strony estetycznej trudno mi to opisać. Powiedzmy, że to nieco psychodeliczne, dziwaczne przedstawianie tematu przy pomocy prostych środków. Prace Agi przypominają szkice, uwielbiam je. Są akwarelowe, bardzo kobiece i oniryczne. Dokonań Kuby przedstawiać raczej nie trzeba. Mnie inspirują bardzo książki dla dzieci, kocham polską szkołę ilustracji. Tak jak Amerykanie mają swój old school, tak myślę, że my kulturowo możemy szukać go właśnie w polskiej sztuce, czy to ludowej, czy każdej innej. Tematy jakie poruszam w pracach w ogromnej mierze zależą od klienta, bo przecież po tatuaże ktoś się zgłasza. Często maluję flashe, które chciałbym przenieść na skórę, albo które po prostu mam potrzebę stworzyć. Czasem wpadam na jakiś pomysł, a reszta to już kwestia procesu twórczego – widzę co robię, tu coś dodam, tam odejmę, zresztą podobnie pracuję na skórze. Przeważnie przygotowuję szkic linearny, mam ogólne wyobrażenie tatuażu, ale pracuję nad nim krok po kroku. Zdarza się, że założę, że coś będzie żółte, a w ostateczności jest zielone. Klienci często się śmieją, że przyszli po trójkąt, a wyszli z kołem. Nigdy nie pokazuję wzoru z wyprzedzeniem, rezerwuję dla każdego cały dzień, tak aby w razie czego, po rozmowie w cztery oczy, nanieść poprawki. A co do psychodelicznych motywów, które nie ukrywam bardzo lubię i są mi bliskie, na pytanie „co ty bierzesz?!” odpowiadam: „książki”. Czasem przeraża mnie to, jak płytka jest wyobraźnia ludzi, bo idąc tym tropem, na moim osiedlu jest chyba z 1000 ukrytych talentów, ćpają dużo, ale jakoś nikomu nie chcę się rysować...

K: Heh, robią nas w konia nie? Sławek: No nie ukrywam, że byłem nieco rozczarowany - „jak to, on tego nie wymyślił?!”. Parafrazowanie, cytowanie itd. ma oczywiście sens w momencie, kiedy przepuszczamy je przez swoje palce. To jedna z rzeczy, która jara mnie w old schoolowym tatuażu, ten sam motyw możesz wykonać milion razy i nie ma w tym nic złego. Zresztą, kultura obrazkowa jest jedną wielką parafrazą samej siebie. Im więcej o tym czytam czy się rozglądam, tym bardziej zaczynam rozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Myślę, że jeszcze z 10 lat i to skumam, heh. Mam jakiś tam poziom wiedzy, ale nie jest on wcale nadzwyczajny. Poza tym, mi zawsze jest mało, mam duży apetyt na życie, wiadomo, bywają momenty załamania, ale generalnie CHCE MI SIĘ.

TATTOOFEST 26

Aga

K: W takim razie, co czytasz? Sławek: Prozę, poezję, filozofów, bajki. Wszystko. Uważam, że to nieocenione źródło inspiracji. Kiedyś sądziłem, że tatuatorzy wymyślają wszystkie te motywy, po czym dotarłem do źródeł, które zburzyły moje wyobrażenie. Tatuaż to taki trochę śmietnik kultury jeżeli chodzi o ikonografię. Uwielbiam odkrywać książki czy ilustracje, które posłużyły za punkt odniesienia moim ulubionym artystom.

TATTOOFEST 27


K: Wiem, że masz ogrodnicze zamiłowania, wspomniałeś o nich nawet w tym wywiadzie. To dość nietypowe jak na tatuatora. Sławek: Akurat w wypadku pracy w przedszkolu była to sytuacja czysto zarobkowa. Generalnie jestem wielbicielem naszej planety i jej złożoności pod względem roślinnym i zwierzęcym. Myślę, że praca w ogrodzie to jeden z najuczciwszych zawodów jakie można uprawiać. Twój wysiłek w dużej mierze decyduje o tym, czy dobrze zjesz czy nie. Do tego dochodzi aspekt estetyczny! Ogród to istny raj na ziemi, a dbanie o niego zdecydowanie dobrze wpływa na samopoczucie i zdrowie. Nie mam zbyt wiele czasu aby się temu poświęcać, ale za jakieś 20 lat planuję robić tylko to, być samowystarczalnym w kwestii pozyskiwania pożywienia i energii. Zapewne dla wielu brzmi to jak stara hippisowska utopia, ale co zrobić, taką mam wizję świata. Poza tym uwielbiam jeść, nie ma nic przyjemniejszego jak wszystko, co się z tym wiąże, łącznie z produkcją żywności we własnym zakresie. To daje ogromną satysfakcję.

www.facebook.com/CzaszkaISztylet * www.facebook.com/niczkee

K: To od jak dawna w zasadzie tatuujesz? Sławek: Dopiero od trzech, czterech lat. Namówił mnie do tego mój kumpel Momo, dosłownie namówił. Pracowałem wtedy przy remontach, odłożyłem trochę gotówki i kupiłem sprzęt. Sam zbieram tatuaże od jedenastu lat, więc przez ten czas miałem możliwość podglądania, jak to wszystko wygląda. Myślę, że zabrałem się za to w odpowiednim dla mnie czasie, choć oczywiście mam świadomość tego, że przede mną jeszcze wiele lat ciężkiej pracy. Tatuowanie nie jest łatwe, a im dłużej w tym siedzę i im większy mam kontakt z innymi artystami, tym bardziej zdaję sobie sprawę, w jakim punkcie jestem. To zajęcie daje sporo swobody, ale żeby robić coś dobrze, należy wkładać w to maksimum wysiłku.

sławek

K: Jak toczyły się twoje losy przed powstaniem „Czaszki i Sztyletu”? Sławek: Zanim zabrałem się za tatuowanie, dorabiałem na budowie, przez dwa lata pracowałem też w przedszkolu jako ogrodnik. Poza tym ukończyłem liceum plastyczne i studiowałem malarstwo. Szczerze powiedziawszy, na studiach bardzo dużo czytałem, a jeśli chodzi o pracę twórczą, zdrowo się obijałem. Mając jednak kontakt z wieloma zdolnymi osobami otworzyłem swoją głowę na tyle, na ile mogłem. Zawsze byłem ciekawski, studiując dowiedziałem się sporo o sztuce, ale była to wiedza raczej czysto teoretyczna. Dopiero po zakończeniu edukacji solidnie wziąłem się za siebie i właściwie od dwóch lat, codziennie po pracy staram się coś stworzyć. Najbardziej podobał mi się fakt, że po ukończeniu uczelni wszystko zależało tylko ode mnie - im bardziej się starałem, tym lepsze były efekty.

K: Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się skosztować twoich przetworów. Sławek: Serdecznie zapraszam. TATTOOFEST 28

TATTOOFEST 29



ZACHOWAWCZY Odkrycie tego co robi Matt W. Lambdin było dla mnie ogromną niespodzianką. Urzekła mnie pomysłowość, wykonanie, dot workowe dodatki, dobór kolorów, szczególnie pojawiające się od czasu do czasu połączenie pomarańczowego z turkusem, a także duża ilość obrazowanych gryzoni. Wielkiego plusa otrzymał również za błyskawiczne przesłanie materiałów. Dołączam do grona jego fanów i z radością prezentuję dokonania tego Amerykanina. Krysia

Matt W. Lambdin TF: Jak długim stażem możesz się pochwalić? Matt: Jestem częścią świata tatuażu od niemal pięciu lat. Z perspektywy czasu myślę, że to wszystko wyszło dość zabawnie… Nigdy nie miałem zamiaru zakopać się tak głęboko w tą branżę. Zawsze byłem jednym z tych, którzy rysowali i robili coś kreatywnego ze wszystkim, co wpadło im w ręce. Do dziś przechowuję większość rysunków powstałych w czasach szkolnych na tyłach prac domowych i sprawdzianów. Zaznaczam – nie posiadam innego wykształcenia w tej dziedzinie niż podstawowe lekcje plastyki. Starałem się dostać na studia związane ze sztuką, ale szybko zrozumiałem, że używanie komputerów do tworzenia obrazów nie będzie tym, czym chciałbym się zajmować. TF: Powiedz coś na temat swojej twórczości, priorytetów i dążeń. Matt: Znajduję inspiracje we wszystkich dziedzinach. Uwielbiam renesans i cenię sztukę wielu kultur, przemawiają do mnie również ponure i mroczne obrazy. Lubię np. prace waszego rodaka, malarza Z. Beksińskiego. Jeśli chodzi o tatuaż, regularnie śledzę dokonania takich twórców jak: Seth Wood, Cris Cleen, Mike Moses, Lars Uwe. Aktualnie najważniejsze jest rozwijanie mojego stylu. Czasem dostrzegam w pracach innych coś, co mi się podoba i próbuję wykorzystać te patenty czy technikę, innym razem po prostu robię coś w ciemno i mam nadzieję, że wyjdzie dobrze. Skupiam się na tym, co wydaje mi się istotne, czyli na kontraście. Staram się być tak kreatywny, jak to możliwe, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jestem najbardziej wszechstronnym tatuatorem na świecie. Na razie mam zamiar dalej robić swoje, eksperymentować, śmiać się z siebie kiedy będzie ku temu powód, dawać ludziom dobre, czyste prace, pomagać współpracownikom, uczyć się od nich i moich klientów najwięcej, jak to możliwe. Chciałbym w przyszłości spotkać tych, których podziwiam i pomóc tym, którzy podziwiają mnie, a nade wszystko odwiedzać miejsca, jakich nie mógłbym zobaczyć będąc w innej sytuacji.

TATTOOFEST 32

TF: Gdzie tatuujesz? Matt: W „Ironclad Tattoo Company”, nowym studiu w Troy, w stanie Michigan, otwartym w lipcu w 2012 roku. Moi przyjaciele i osoby, które zaprosiły mnie tutaj to: Keith Grodi, Michael Bagwell i Mike Moore. Pewnego dnia po prostu zapytali, czy chciałbym być częścią ich zespołu, tak więc szczęśliwie jestem tu od początku istnienia tego miejsca. TF: Interesujesz się innymi środkami wyrazu? Matt: Oczywiście. Malarstwo jest czymś, co zawsze podziwiałem, od akwareli po oleje. Nie mogę powiedzieć, że moje doświadczenie w tej dziedzinie jest duże, na pewno nie takie, jakie chciałbym mieć, ale spędziłem niezliczone godziny przeglądając fotografie starych, klasycznych obrazów olejnych. Jestem również zafascynowany dmuchaniem szkła, koniecznie muszę spróbować! TF: Co powiedziałbyś o swoich klientach, interakcjach z ludźmi? Matt: Mam ogromne szczęście, bo moi klienci byli do tej pory bardzo dobrzy dla mnie. Dostaję tony artystycznej wolności i generalnie panuje tendencja do tego, aby razem pracować nad pomysłem na tatuaż, a samo projektowanie zwykle pozostaje mnie. Z większością tych stałych, proces przebiega w zasadzie bez słów. Oczywiście zdarzają się też uparci, wtedy staram się po prostu być grzeczny i zrobić co w mojej mocy, aby wyszli ze studia zadowoleni, w końcu to ich tatuaż i to oni będą go nosić. Z ciekawostek dodam, że ostatnio powiedziano mi, iż jestem nieco trudny do odczytania. Zdarzają się sytuacje, kiedy klienci zadowoleni z efektów naszego spotkania mają ochotę mnie uściskać, a ja jestem wtedy bardzo zachowawczy. Nie chodzi mi o brak szacunku do danej osoby, po prostu nigdy nie wiem, czy i kiedy powinno robić się takie rzeczy. Nie jestem pewien, czy to pomoże Wam mnie lepiej poznać, ale to coś, na co ostatnio zwracano mi uwagę. www.facebook.com/mattlambdin

TATTOOFEST 33


Matt W. Lambdin TATTOOFEST 34

TATTOOFEST 35


Matt W. Lambdin TATTOOFEST 36

TATTOOFEST 37



Bardzo często wspominamy o tym, abyście poznając artystę prezentowanego na łamach TF nie opierali odkrywania jego twórczości tylko na pokazanych przez nas pracach. Chcemy wzbudzić w Was ciekawość i pokazać różnorodność technik i sposobów wyrażania swoich emocji. Dla ułatwienia poszukiwań zamieszczamy linki do stron i fotoblogów opisywanych postaci. W przypadku Scotta Scheidly’a zgłębienie jego dokonań jest o tyle istotne, że tworzy on zupełnie odmienne od siebie serie obrazów. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się, że prześle nam do publikacji prace, które pokazują jak wielobarwnym jest twórcą, ale ponieważ tak się nie stało, a to co widzicie na tych stronach to zaledwie jeden z jego wielu projektów, zachęcamy do poznania innych.

TF: Prosimy o słowo wprowadzenia. Scott: Urodziłem się i wychowałem w Ohio. Poszedłem z przyjacielem do Instytutu Sztuki w Pittsburghu, bo chciał zapisać się na zajęcia. Po minucie przebywania w budynku uczelni postanowiłem zrobić dokładnie to samo. Dziś mieszkam w Orlando na Florydzie. Dlaczego nie skupiam się na jednym medium, jednej dziedzinie? Czuję, że bycie kreatywnym, bycie artystą to przede wszystkim eksperymentowanie z różnymi stylami, przesuwanie granic, próbowanie nowych rzeczy i wychodzenie poza strefę, w której czujemy się komfortowo. Wiem, że w świecie sztuki wiele osób posługuje się tymi samymi środkami wyrazu w kółko, ale ja tak nie potrafię. Zazwyczaj maluję serię obrazów, które są w jakiś sposób spójne i gdzie wszystko trzyma się razem, po czym zabieram się za kolejny projekt. TF: Opowiedz o tym, co nadesłałeś do naszej redakcji. Scott: Te prace to połączenie makabry z tym, co większość ludzi postrzega jako piękne, np. elementy botaniki w zestawieniu z oddzielonymi fragmentami ciała. Jestem zwolennikiem teorii, że wszystko jest odniesieniem do czegoś innego, jedne rzeczy są zależne od innych, jesteśmy częścią całości, mikro i makrokosmosu. Mając w głowie tą myśl, chciałbym wpływać na widza tak, aby uświadamiał sobie, że piękno istnieje we wszystkich rzeczach. Czuję się spełniony, jeśli moją sztuką udaje mi się sprawić, że ludzie wychodzą z myślami poza utarte schematy, otwierają swoje głowy. Co do technik, używam różnych, w zależności od tego, jaki efekt chcę uzyskać. TF: Stworzyłeś dość kontrowersyjny projekt o nazwie „Pink Series”, obrazujący ważne postacie historyczne, dyktatorów, polityków, papieża Jana Pawła II. Jaki był ich odbiór? Scott: „Różowa seria” w przeważającej części została bardzo dobrze przyjęta na całym świecie. Tylko w ciągu ostatnich kilku miesięcy pisano o niej w czasopismach w Meksyku, Wielkiej Brytanii, Ekwadorze czy na Tajwanie. Oczywiście zdarzają się ludzie, którzy zupełnie nie zrozumieli tego konceptu i myślą, że próbuję wybielić złe czyny zobrazowanych postaci. To jest swego rodzaju żart, próba pokazania, jak siła koloru może wpłynąć na naszą percepcję. TF: Masz tatuaże? Scott: Jak na razie nie, ale przez ostatnie dwa lata zafundowanie sobie czegoś nieustannie chodzi mi po głowie. Moim głównym problemem jest wymyślenie motywu, z którym będę chciał związać się na resztę życia. Stale się rozwijam i zmieniam, obawiam się więc, że kiedyś mógłbym żałować swojej decyzji. Temat ten jednak przewija się na tyle często, że możemy założyć, iż w najbliższej przyszłości coś pojawi się na mojej skórze. TF: Często pytamy artystów o to, co uważają za swój największy sukces? Scott: Zdecydowanie to, że nigdy nie miałem stałej pracy, a przetrwanie zapewnia mi moja sztuka.

TATTOOFEST 40

TATTOOFEST 41


www.flounderart.com www.facebook.com/scott.scheidly.1 TATTOOFEST 42

TATTOOFEST 43


Cudowne znaki Pamiętam Manuela Mathowa i jego prace z niemieckich konwencji sprzed kilku lat. Był artystą, po którego portfolio chciało się sięgnąć a wizytówkę czy naklejkę leżącą na stole schować do kieszeni. Zdecydowanie można było powiedzieć, że jest tatuatorem, który dobrze rokuje, pewnego dnia jednak całkowicie zniknął mi z oczu. Kilka miesięcy temu powrócił z kolorowymi pracami, zupełnie innymi niż te, które zapisały się w moich wspomnieniach. Krysia

TF: Pozwól czytelnikom nieco cię poznać. Manuel: Mam 34 lata i mieszkam w Berlinie, ale pochodzę z Cottbus, małego miasta położonego blisko polskiej granicy. W momencie kiedy poczułem, że nie widzę tam dla siebie świetlanej przyszłości, przeprowadziłem się do stolicy Niemiec, gdzie mieszkam już 10 lat. Po zadomowieniu się zacząłem robić sobie tatuaż w niewielkim studiu na Kreuzbergu. To była duża praca na plecach, więc ukończenie jej zajęło trochę czasu, a miłym efektem ubocznym częstych wizyt było zaprzyjaźnienie się z dwoma tamtejszymi artystami. Szybko przyznałem się, że ja również coś tam maluję i w końcu stało się tak, że jeden z chłopaków postanowił zmienić miejsce pracy i zwolnił stanowisko, a pozostający tam tatuator zapytał mnie, czy chciałbym je zająć. Oczywiście byłem zachwycony i zgodziłem się od razu! Częścią tutejszej sceny jestem już prawie 9 lat. To, że moje życie potoczyło się właśnie tak, jest zupełnym przypadkiem, nigdy wcześniej nie planowałem takiej kariery, nie miałem też innego pomysłu na zarabianie pieniędzy. Jak wspomniałem, przejawiałem zdolności plastyczne, przez co zresztą niekiedy miewałem kłopoty w szkole. Moje zeszyty pełne były kolorowych obrazów, ale nie brakowało w nich także złych ocen. Z perspektywy czasu uważam jednak, że to rysowanie było bardzo pomocne w stawaniu się artystą tatuażu.

TF: Gdzie należy cię szukać. Manuel: Pracuję w berlińskim studio „Signs and Wonders”, w dzielnicy Friedrichshain, która jest bardzo modnym miejscem, przyciągającym kreatywnych ludzi. Dookoła jest pełno graffiti i obrazów, wykonanych przez street artowców. Ludzie tutaj otwarci są na ciekawe, autorskie tatuaże, co bardzo cieszy mnie i resztę mojego zespołu, który poza mną tworzy trzech innych tatuatorów - Toni, Mo Mori, Stephan oraz dwóch praktykantów - Tobi i Flo. Dość często gościmy przez kilka dni innych artystów, np. Vollera Kontrasta i Lutza Lehmanna. Na naszej stronie zawsze znajdziecie informacje dotyczące tego, kto odwiedzi nas w najbliższym czasie. Kiedyś dużo bywałem na konwentach, między innymi w Amsterdamie, Oslo, Berlinie i Londynie, ale aktualnie nie mam zaplanowanych żadnych wyjazdów. Zdecydowanie lepiej pracuje mi się w studiu, bo czuję się bardziej komfortowo, a tatuowanie podczas konwencji bywa stresujące. TF: Na co zwracasz uwagę podczas pracy? Manuel: Bardzo istotną kwestią jest dla mnie trwałość tatuaży, robię solidne kontury i używam dużo czarnego tuszu, ponieważ myślę, że to czyni prace mocniejszymi. Dodaję do tego odpowiednio zestawione kolory, bo dzięki ich doborowi można osiągnąć znacznie wyższe kontrasty, niż przy użyciu czerni i szarości.

Mam na myśli łączenie barw ciepłych z zimnymi czy jasnych z ciemnymi. Kiedy przygotowuję projekt, biorę pod uwagę część ciała, na jakiej powstanie tatuaż. Chcę zrobić wzór, który będzie tam pasował, więc jestem zadowolony, kiedy pracuję z freehandu. Jeśli tak się nie dzieje, sporządzam szybki szkic na skórze klienta, fotografuję go i traktuję jako wytyczną do projektu. Cenię moją pracę za to, że każdego dnia mogę wykazywać się kreatywnością, cieszy mnie też wolność dana przez ufających mi klientów, ale też nie przepadam za byciem pozostawionym samemu sobie. Lubię również moment ukończenia tatuażu i widok cieszącego się, zadowolonego posiadacza nowego obrazu. Często myślę o tym, że nie wyobrażam sobie mojego życia bez ołówka czy pędzla. To, że sporządzę nowy projekt lub po prostu coś namaluję, czyni mnie szczęśliwym. TF: Dostrzegasz jakieś mniej jasne strony? Manuel: Największy problem mam ze spieszącymi się klientami, którzy potrzebują tatuażu natychmiast. Nie lubię też tego, że ludzie wiedzący mniej więcej jak wyglądają moje prace, życzą sobie czegoś w zupełnie innym stylu. W dobie internetu zorientowanie się kto pracuje w najbardziej odpowiadający komuś sposób, nie powinno stanowić problemu.

Manuel Mathow

TATTOOFEST 44

TATTOOFEST 45


Manuel Mathow TATTOOFEST 46

TATTOOFEST 47


Manuel Mathow www.facebook.com/manuel.mathow www.signs-and-wonders.de

TATTOOFEST 48

TATTOOFEST 49



Street art

NeSpoon Graffiti jest zdominowane przez macho, którzy prowadzą swe bitwy - kto więcej i czyje na wierzchu. Jak dobrze, że kobiety znalazły dla siebie miejsce w street arcie. Dzięki temu, w przestrzeni publicznej zaczęły pojawiać się niezwykle delikatne i ulotne prace wykonane damską ręką. Zamiast nachalnej krzykliwości cechuje je swego rodzaju ezoteryczność i subtelne wkomponowanie w otoczenie. NeSpoon jest jednym z przykładów na kobiece podejście do sztuki ulicznej. Jej „miejska biżuteria” wprawia w zakłopotanie stróżów porządku, którzy stają przed nią nieco bezradnie, bo choć powstaje nielegalnie, to jest po prostu piękna. Nasza bohaterka potrafi również angażować się w sprawy społeczne, malowała swe koronki w warszawskiej Galerii Tybetańskiej, by wspierać respektowanie praw człowieka oraz w Dzień Ziemi, aby zwrócić uwagę na sprawy związane z ekologią. Dariusz Paczkowski, 3fala.art.pl

TATTOOFEST 52

TF: Skąd wziął się twój pseudonim? NeSpoon: To taki neologizm odzwierciedlający mój stosunek do życia. TF: Od jak dawna tworzysz? NeSpoon: Zależy, o co pytacie. Maluję od 5-go roku życia. Wiadomo, że w tym wieku wszystkie dzieciaki coś tam bazgrzą, ale niewiele z nich marzy przy tym, aby w przyszłości zostać „prawdziwym malarzem”, a ja tak miałam. Chodziłam do niemieckiej podstawówki, która dawała duże możliwości rozwoju indywidualnych zainteresowań. Jeśli chciało się malować olejami na płótnie, to szkoła to umożliwiała, zaczęłam więc naprawdę wcześnie. TF: W takim razie, kiedy wyszłaś z tym co robisz na ulice? NeSpoon: Wychowałam się w Berlinie, gdzie w latach 80-tych graffiti przeżywało swój rozkwit. Często jeździłam rowerem wzdłuż słynnego, pomalowanego muru, miałam tam swoje ulubione fragmenty i pokazywałam je wszystkim gościom z Polski. Już wtedy myślałam o zrobieniu czegoś swojego na jakiejś ścianie, ale byłam jeszcze dzieckiem i koniec końców, nawet nie spróbowałam. Po powrocie do Polski cały czas malowałam płótna,

a potem pojawiła się ceramika. Pewnego dnia po prostu przyszło mi do głowy, że można przyozdobić nią ulice. Zaczęło się niewinnie, od dyskusji z moją, małą jeszcze wtedy, córeczką. Ona kompletnie nie rozumiała, o co mi chodzi z tą sztuką na murach, dlaczego te wszystkie plamy i mazy są fajne. To popchnęło mnie do zrobienia serii ceramicznych biedronek i porozklejania ich po mieście, żeby dzieci też miały coś dla siebie. Potem było już z górki, poszły koronkowe instalacje, w końcu szablony, a ostatnio rzeczy malowane odręcznie. TF: No właśnie, jesteś kojarzona z ceramicznymi koronkami, które bywają nazywane „miejską biżuterią”. Skąd te rustykalne ciągoty? NeSpoon: To zły trop. Nie chcę, aby wiązano mnie z etnicznymi klimatami. Pociąga mnie po prostu pierwotność, naturalność, zarówno gliny jako materiału, jak i symetrycznych, mandalicznych wzorów koronek. Takie zdobienia są obecne w sztuce większości kultur, są uniwersalne i czytelne pod każdą szerokością geograficzną. Instynktowne upodobanie do takich harmonijnych wzorów mamy zakodowane gdzieś bardzo głęboko w sobie.

TF: Dlaczego właśnie street art? NeSpoon: Bo daje wolność, a przynajmniej ja czuję się wolna w tym co robię. Tworzę gdzie chcę, kiedy chcę, posługując się techniką, na którą akurat mam ochotę. Poprzez to co robię staram się przekazywać pozytywne emocje i chciałabym, aby ludzie dostrzegając te rzeczy, choć przez moment poczuli się lepiej. TF: Czy tworzysz tylko na ulicy? NeSpoon: Nie. Maluję obrazy, wykonuję ceramiczne obiekty, porcelanową biżuterię, projektuję oświetlenie, przedmioty użytkowe i mam jeszcze kilka innych planów. TF: No właśnie, co wydarzy się w najbliższym czasie? NeSpoon: Jest tego tyle, że nie wiem w co mam włożyć ręce, tym bardziej, że z początkiem lata rusza sezon na festiwale i wystawy. Niedawno wróciłam z Wiednia, za chwilę czeka mnie malowanie w Chorwacji, potem Portugalia i Włochy. Do tego dwie wystawy w Polsce, a we wrześniu festiwal Arteria w Częstochowie, gdzie pokażę bardzo nietypowy jak dla mnie projekt.

www.behance.net/NeSpoon www.facebook.com/nespoon.polska

TATTOOFEST 53


NeSpoon Street art TATTOOFEST 54

TATTOOFEST 55


PRAGUE

TATTOOFEST 56

W konwencji wzięło udział kilkunastu gości z zagranicy, jednak ich obecność nie zawsze wpływa na podniesienie prestiżu, czasami wręcz przeciwnie. O wiele chętniej obserwowałbym przy pracy wspomnianego wcześniej Zhivko czy Petera, niż pseudoartystów z innych krajów. Nie zabrakło skromnej reprezentacji tatuatorów z Polski. Pojawiło się warszawskie studio „Blackstar” - Karol przechadzał się z rodziną i rozkoszował praską atmosferą, a Szejn wraz z Julią tatuowali. Ich prace zostały nagrodzone przez jurorów, czego serdecznie im gratuluję i mam nadzieję, że to zmotywuje ich do odwiedzania większej ilości tego typu imprez. Innym spotkanym rodakiem był Witek z Tattoo Vitt, którego nie widziałem od bardzo dawna. I na tym niestety koniec... wiedzieliśmy, czego się spodziewać spotkań ze znajomymi, odrobiny relaksu i pięknego miasta. To wszystko wystarczyło, byśmy wrócili zadowoleni. Ta trzydniowa konwencja nabiera intensywności w zasadzie tylko w sobotę. Piątek to leniwe rozkładanie stanowisk, snujący się tatuatorzy i niewielu odwiedzających. Niedziela jest jakby lustrzanym odbiciem dnia pierwszego, z tym

że rzeczy wracają do toreb a parking stopniowo pustoszeje. Jedynie konkursy tatuażu motywują pewną grupę osób do zgromadzenia się pod sceną. W którymś momencie ilość gapiów była tak duża, że zastanawiałem się wręcz, skąd oni się do diaska wzięli! Sobota to konwencja pełną gębą - konkursy, pokazy, koncerty i mnóstwo ludzi. Maszynki pracowały na wysokich obrotach, chociaż i tak miałem wrażenie, że niewiele osób

Podsumowując. Ta impreza rozczarowuje wiele osób. Mnie przestała, może ze względu na to, że pojawiam się na niej praktycznie co rok i wiem, czego się spodziewać i czego nie oczekiwać. Praga z całą pewnością zasługuje na większy i bardziej prestiżowy konwent tatuażu. Z drugiej jednak strony cieszę się, że jest organizowany chociaż taki. Do zobaczenia w 2014! Radek

Xavi Zuk, ZUK Tattoo, Hiszpania

T

o była piętnasta odsłona tego festiwalu, więc jakby nie było, jubileuszowa. Pojechaliśmy na nią czując jeszcze zapach naszej konwencji - goście dopiero co opuścili Kraków, ostatnie rachunki zostały popłacone i trzeba było wrócić do rzeczywistości. Spakowaliśmy magazyny, koszulki i ruszyliśmy do południowych sąsiadów. Znamy tą imprezę od co najmniej dziesięciu lat, doskonale więc

Poziom prac powstających tego dnia w Pradze, jak i tych pokazywanych w konkursach, był jak zawsze bardzo zróżnicowany. Pojawiły się skrajnie buraczane i całkiem przyzwoite. Widać, że to festiwal, na którym swoich sił bez obaw spróbować mogą młodzi i niedoświadczeni tatuatorzy, pod warunkiem, że przyjadą z własnymi klientami. Miejsce do tatuowania znajdzie się dla każdego, jeśli tylko wystarczająco wcześnie zgłosi chęć udziału. Ciemna strona opisywanego weekendu to właśnie poziom niektórych „artystów”. Wśród nich nadal króluje stylistyka i technika tatuowania rodem z lat dziewięćdziesiątych. Powiem więcej, wciąż cieszy się ona sporym zainteresowaniem. Takich „biomechanik” i „mrocznych” tatuaży nie widziałem na polskich konwentach od lat. Oglądając te „prace” myślałem o tym, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na osobach wykonujących obrazy na skórze, bo przecież nie możemy od każdego klienta wymagać poczucia estetyki czy smaku, nie wspominając nawet o znajomości podstawowych zasad rysunku. Na szczęście u nas takich ‘tatuatorów” szybko niszczy społeczność, chociażby internetowa, bo poziom świadomości Polaków co do tatuażu jest o niebo wyższy niż Czechów.

Patrik, Tribo Tattoo, Czechy

15th International Tattoo Convention

przyjmujących tego dnia tatuaże to odwiedzający, raczej wcześniej poumawiani modele czy przybyli z artystami koledzy. Słońce świeciło pięknie, piwo lało się strumieniami a kiełbaski skwierczały na grillu. Spotkałem spacerujących między alejkami znajomych tatuatorów, jak Zhivko czy Peter Bobek, którzy zamiast tatuować, czas na konwencji, postanowili spędzić w sposób stricte towarzyski.

TATTOOFEST 57


TATTOOFEST 58 Pepa, Tattoo Dragoon, Czechy

Peter, Mefisto Tattoo, Słowacja

Špendlo, Mefisto Tattoo, Słowacja

Aneta, Tattoo Dragoon, Czechy

15th International Tattoo Convention

Petra Hlaváčková, Bobek Tattoo, Czechy

Cleery, PD Tattoo, Czechy

Mato Sedlak, Stanley Tattoo, Czechy

Kubo, Stanley Tattoo, Czechy

Filip, Tribo Tattoo, Czechy

PRAGUE

TATTOOFEST 59


Mefisto Tattoo, Słowacja

Kajsa, Red Rose Tattoo, Szwecja

Vilda Art, Szwecja

Lopes, Prague Ink, Czechy

Pepo Šváb, Ivan Tattoo, Słowacja

Julia Szewczykowska, Blackstar, Warszawa

Bart.Art, Miro Tattoo, Czechy

Kovis, Tattoo Kovis, Czechy

Peter Bobek, Bobek Tattoo, Czechy

PRAGUE

15th International Tattoo Convention

Lenny Lenert, Origin Tattoo, Czechy

TATTOOFEST 60 TATTOOFEST 61


B kudi chick

Bara Ebba

Ebba w otoczeniu kolegów ze studia odwiedziła Kraków przy okazji ubiegłorocznej edycji Tattoofestu. Od tamtej pory mamy z nią stały kontakt, pomagała nam w powstaniu niektórych materiałów podsyłając zdjęcia tatuaży znajomych artystów, tatuujących gościnnie w miejscu jej pracy. Od pierwszej chwili można wyczuć, że to człowiek niezwykle pozytywny i przyjacielsko nastawiony do każdej, nowo poznanej osoby. Jesteśmy pewni, że po przeczytaniu tekstu, Wasze odczucia będą podobne.

TF: Opowiedz czy telnikom, czym się zajmujesz? Ebba: Jestem mena dżerem w studiu „Cr ooked Moon Tattoo”, w szwed zkim mieście Helsingb org. Jak nietrudno się domy ślić, moim głównym zad aniem jest promowanie tego miejsca i dbanie o to, aby tatuatorom pracow ało się komfor towo. Od po wiadam również za zap raszanie innych art yst ów na gościnne tatuowanie do nas i staram się, aby wspominali swój pobyt jak najlepiej. To właśni e ta część pracy jest mo ją ulubioną , bo wią że się z największymi wyzw aniami. Niedawno jed nak podjęłam decyzję o opu szczeniu studia. Spędz iłam w nim świetne chwile, chłopcy dali mi bardzo wiele, ale mimo tego czuję, że muszę zostawić to małe, senne miasteczko i zob aczyć więcej świata. TF: Jak pracuje się z samymi chłopakami ? Ebba: Nie mam absol utnie nic przeciwko prz ebywaniu z bandą facetów. Charakteryzuję się du żym dystansem do siebie i nie obrażam zby t łat wo. Od zawsze więcej cza su spędzałam w mę skim towarzyst wie, czy to w życiu zawodow ym czy prywatnym, uważam, że jest w nim mniej proble mów i łatwiej się porozumieć . Pracuję z Jacobem i Jonasem Pedersenami - właścicielami studia oraz Johannesem Bengtss onem, bardzo nieśm iałym kolesiem, o którym był oby słychać więcej, gd yby nie siedział ukr yty w Helsingborgu. Jest jes zcze Håkan Hävermark, jed en z najbardziej utalen towanych tutejszych tat uatorów, którego nazw isko będzie wkrótce na ust ach wszystkich, jestem tego pewna. Ostatni tatua ż na jaki się zdecydow ałam jest właśnie jego autors twa i przedstawia mo jego psa. TF: Jaka jesteś? Ebba: W oczach wie lu osób nudna, bo we dług nich nie zachowuję się tak, jak powinna w pe łni wy tatuowana dziewczy na. Nigdy nie sięgałam po narkotyki i nie paliłam papierosów, a alkoholu nie tknęłam od prawie 15 lat. Cholera, to brzmi jak bym była strasznie stara, heh . Jestem typem samotn ika, poza pracą większość czasu spędzam w otocze niu moich zwier ząt i książe k. Szczególnie lubię sta rszych autorów, kocha m też poezję. Moi faw oryci to: Charles Baudelaire , Henrich Heine, Dorot hy Parker, William Blake, Dan Andersson, Nils Ferlin i Edgar Allan Poe. Na uczyłam się czy tać bę dąc bardzo małym dzieck iem. Moja mama była dość dziwna, ale bardzo inte ligentna i sprawiła, że jako siedmiolatka sięgałam już po „prawdziwe” ksi ążki. Interesuję się również historią, zwłaszcza wy dar zeniami mającymi miejsc e na terenie Anglii, Sz wecji i Francji w latach 150 0-1 70 0. Wtedy działy się tam szalone rzeczy, szczeg ólnie za sprawą niektó rych kobiet. Moimi ulubionym i postaciami są: Elizab eth I, Królowa Szwecji Kry styna, Madame Pomp adour i art ystka Élisab eth Vigée -Lebrun. To może brzmieć tak, że mam trochę pretensjonalny gust co do literatury, ale zap ewniam Was, że czy tam też komiksy, np. „Calvin and Hobbes” i „Gaston ”. Nie są tak głębokie jak twórczość Poe’a, ale mo żna dostr zec w nich drugie dno. No dobra, może nie w „Gastonie”, heh. Poza tym uwielbiam czekol ady, lukrecję i ser y.

fot. Alexander Koste

TATTOOFEST 62

TF: Kim jest dziewczy nka z kucykami, którą rysujesz i jakie są jej his torie? Ebba: To oczywiście ja oraz frazy, które zda rzyło mi się wypowiedzi eć w prawdziw ym życ iu lub rzeczy, o których dużo myślałam. Wszystko zaczę ło się z moim był ym chłopakiem, a dziś ba rdzo bliskim przyjacielem, utalentowanym tatua torem

TATTOOFEST 63


ku di ch ick

Fredrikiem Reinelem. Śmialiśmy się z wielu rze czy, które wychodziły z mo ich ust i stwierdziliśm y, że powinniśmy zacząć je zapisy wać. Przygody „Bara Ebba” („Tylko Ebba”) mają własne życie od kąd przedstawiłam ją na Facebooku i w innych me diach spo łecznych. Wc ześniej skupiałam się tylko na komiksach, ostatn io zabrałam z nich tą postać i staram się przedstawia ć ją w bardziej artystycz ny sposób. Dziewczynka z obrazków nie bywa złośliwa, zawsze jest bezpoś rednia i szczera. Zazw yczaj jest tak, że urocze ma lunki mają pewną głębię , są cyniczne lub smutne. Ja staram się pokaz ywać trudną prawdę w prosty sposób, chcę skłonić ludzi do myślenia, ale bez do bijania ich. Moim naiwn ym celem jest oczywiście móc częściowo utr zym ywać się z tej działalności. TF: Co uważasz za najbardziej szalony czyn w twoim życiu? Ebba: Nie mam w zan adrzu takich historii, mo że dlatego, że zawsze jes tem trzeźwa ;). Najba rdziej ekstremalną rzeczą będzie opuszczenie studia. Póki co, muszę znaleź ć miasto albo kraj do życia, a naprawdę nie mam żadnych, konkretnych planów. Jestem maniakie m posiadania kontroli, więc w moim przypadku jes t to akt szaleństwa! Wy cho wałam się w trudnych warunkach i brutalnym oto czeniu co sprawiło, że byłam w życiu niezw ykle ostrożna. Impulsem do zmiany stała się śmierć mojego psa. Po tym wy darzeniu zaczęłam pat rzeć na różne rzeczy z no wej perspektyw y i uśw iadomiłam sobie, że muszę zobaczyć więcej świata . Dorastałam nad morze m i ono jest tym, co najbardziej kocham, ale niestety, moje ego tut aj nie pasuje, heh. Niewielkie miasta mają do siebie to, że zamieszkujący je lud zie są wścibscy i lubią plotkować. Niespecjalnie mi to odpowiada i uw ażam, że jest zaskakujące i dziwne, że inni troszc zą się o to, co robię. Zdaję sobie sprawę, że wię kszość miejsc jest podobna, ale czuję, że tutaj już się zrealizowałam. TF: Chyba czas zap ytać cię o twoje tat uaże. Z których jesteś najba rdziej dumna, a co na jle piej byłoby usunąć? Ebba: Spora część teg o, co na sobie noszę jest autorstwa wspomnian ego już Fredrika Re inela. Zdecydowanie jest mo im ulubionym, szwed zkim artystą. Odpowiada za obrazy na dekolcie, jed nym ramieniu, dłoniach i szy i. Nogę oraz plecy po krył tuszem Johan Finné. To właśnie tę nogę i dekolt lubię najbardziej, po nieważ znajdujące się tam wzory idealnie pasuj ą do anatomii. O usu waniu wiem już całkiem spo ro, jestem właśnie w trakcie „czyszczenia” całej lew ej ręki. Myślę o wy tatuo waniu jej u kogoś nowego. Temat będzie nawiązyw ał do historii, a co do res zty, czas pokaże. TF: Słowo podsumow ania. Ebba: Najważniejsza jes t przeprowadzka, poza tym zamier zam dalej promo wać prace Jacoba i um awiać jego klientów. Ch ętnie wspó łpracowałab ym w ten sposób również z innymi artystami. My ślę, że to jedyna rzecz, w jak iej jestem dobra, oczyw iście poza mówieniem nieod powiednich rzeczy i śm ianiem się. To, czego tak naprawdę chc ę od życ ia to uśmiech, prawdziw a, szczera miłość, sm aczne jedzenie oraz miejsce na świecie w pobliżu mo rza, gdzie pada często, ale delikatnie i ciepło.

wszystkie fotografie wyk

onał Alexander Koste

TATTOOFEST 64

ww w.baraebba.nu ww w.facebook.com /BaraEbba ww w.facebook.com /EbbaCronstedt

TATTOOFEST 65



SYBERYJSKA KSIĘŻNICZKA

W

ubiegłym miesiącu opowiedziałam Wam między innymi o egipskiej kapłance Amunet, której mumia odkryta w 1891 roku pobudziła swoimi tatuażami wyobraźnię mas, stała się przyczynkiem kulturoznawczych sporów, a przede wszystkim rozpaliła w ówczesnej Europie prawdziwą egiptomanię. Dziś przeniesiemy się na Ałtaj, graniczący z Mongolią, Kazachstanem i Chinami teren azjatyckiej Rosji, przez który od wieków wędrowały rozmaite grupy etniczne, między innymi Scytowie, Sarmaci i Hunowie. Zbiorowiska kurhanów pozostawionych przez te koczownicze ludy są do dziś bogatym źródłem odkryć archeologicznych, a szczególnie jedno z nich, tak zwane „Niebiańskie Pastwiska” na płaskowyżu Ukok, gdzie odkryto wytatuowaną mumię kobiety żyjącej w V w. p. n.e.. Nie było to pierwsze tego typu znalezisko w tamtym rejonie, w niedalekim skupisku kurhanów pazyryckich znajdowano już pokryte skomplikowanymi zwierzęcymi motywami mumie koczowników, których chowano wraz końmi i mnóstwem cennych, bogato zdobionych przedmiotów. Ciała te dzięki surowemu klimatowi i wodzie przenikającej do grobowców, przetrwały zamarznięte w prawie nienaruszonym stanie przez tysiąclecia. Wiele z nich jednak uległo zniszcze-

niu w wyniku nieumiejętnych wykopalisk i zaniedbań, które sprawiły, że mumie wręcz się roztapiały. W 1993 roku młoda rosyjska archeolożka Natalia Polosmak, prowadząca badania na płaskowyżu Ukok, odkryła pod jednym z badanych kurhanów tajemniczą komorę pełną lodu. Nauczona doświadczeniami kolegów, zamiast gwałtownie rozmrażać bryłę, wraz z ekipą gotowała wodę w metalowych kubkach, by potem polewając zmarzlinę stopniowo ją roztopić. Po wielu dniach żmudnej pracy, badaczom ukazała się zdobiona tatuażem ręka, a kolejne dni przynosiły nowe odkrycia. Okazało się, że w grobowcu pochowana została kobieta (przyczyna jej śmierci pozostaje nieznana) i dwóch mężczyzn, prawdopodobnie wojowników, a także sześć koni z pełnym wyposażeniem oraz wiele ozdób. Kobieta była w wieku około 25-30 lat, nosiła perukę z końskiego włosia, ubrana była w futro i czerwoną suknię z chińskiego jedwabiu, materiału droższego od złota i używanego w tej społeczności tylko przez królów, więc media szybko nadały jej miano „Ałtajskiej Księżniczki”. Na obu rękach, od ramion do nadgarstków miała tatuaże. Najlepiej zachowany, widniejący na lewym ramieniu przedstawia hybrydę jelenia z gryfim dziobem i rogatego koziorożca. Poniżej widać owcę z lampartem śnieżnym. Rogi owcy są zdobione głowami gryfów. Na nadgarstku i na kciuku lewej ręki Księżniczka nosiła wizerunek jelenia. Badania wykazały, że tatuaże zostały wykonane mieszaniną roślin, sadzy i tłuszczu, wcieraną w nakłucia na ciele. Znaczenie wzorów jest bardzo różnie interpretowane, przypuszcza się jednak, że tatuaże miały symbolizować nieustanną walkę pomiędzy złem, reprezentowanym przez drapieżniki, a dobrem ukazanym jako zwierzęta kopytne. Wierzono także, że wzory te mają pomóc w odnalezieniu bliskich po śmierci. Niezależnie od ich znaczenia, pazyryckie malunki na ciele uznawane są za najbardziej rozwinięte i najpiękniejsze biorąc pod uwagę świat starożytnego tatuażu. Ekipie Polosmakowej nie dane było jednak zbyt długie cieszenie oczu obrazami na ciele Księżniczki, ponieważ mimo przechowywania w specjalnej lodówce, skórę mumii zaatakowały grzyby i stawała się ona coraz ciemniejsza, chowając tym samym tatuaże. Postanowiono wtedy o przeniesieniu odkrycia do Nowosybirska, co spotkało się z protestami miejscowej ludności twierdzącej, że Księżniczka opiekuje się tamtejszą ziemią, a jej duch, któremu już zakłócono spokój, sprowadzi na wszystkich nieszczęście. Plotka głosi, że dwukrotne próby transportu za pomocą helikoptera kończyły się poważnymi awariami i dopiero za trzecim razem udało się przewieźć mumię do Nowosybirska, gdzie zajęli się nią ci sami specjaliści, którzy od lat konserwują ciało Lenina, i którym udało się przywrócić skórze Księżniczki jasny kolor, dzięki czemu nadal można podziwiać perfekcję jej tatuaży. Obecnie jej ciało obejrzeć można jeszcze w Nowosybirskim Instytucie Archeologii i Etnografii. Istnieją jednak plany przeniesienia jej do muzeum na Ałtaju celem zakończenia prawie dwudziestoletniego sporu między naukowcami przedkładającymi fakty i wartość poznawczą mumii ponad legendy, a miejscową ludnością Ałtaju wierzącą, że trzęsienia ziemi nawiedzające tamten region są niczym innym jak zemstą Księżniczki za brak spokoju. W czasie dwóch dekad jej szczątki były pokazywane m.in. w Stanach Zjednoczonych i Chinach. Rdza

Tattoofest 2013 1. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 2. AgRypa, 9th Circle, Kraków 3. Domin, Tattoo Lucky, Tychy 4. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 5. Kris Ciezlik, Caffeine Tattoo, Warszawa

2.

1.

3.

4. TATTOOFEST 68

5. TATTOOFEST 69


Tattoofest 2013

5. 1.

6.

2.

7.

8. 1. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 2. Alex, Rock’n’Roll Tattoo, Katowice 3. Kris Ciezlik, Caffeine Tattoo, Warszawa 4. Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok 5. Jawor, Jawor Art, Opole 6. Manio, Rock’n’Roll Tattoo, Katowice 7. Mateusz, Zmierzloki Tattoo, Tychy 8. Smyku, Dead Body Tattoo, Włocławek 9. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 3.

4. TATTOOFEST 70

9. TATTOOFEST 71


4.

5.

6.

2.

Tattoofest 2013

1. 1. Sergei Erus, Freedom & Pain Tattoo, Rosja 2. Dzikson, On the road 3. Voller Kontrast, On the road 4. Lehel Nyeste, Perfect Chaos Tattoo, Węgry 5. Tofi, Ink-Ognito, Rybnik 6. Tofi, Ink-Ognito, Rybnik 7. Karol, Ink-Ognito, Rybnik 8. Tofi, Ink-Ognito, Rybnik 9. Magic, Magic’s Tattoo, Irlandia

3. TATTOOFEST 72

7.

8.

9. TATTOOFEST 73




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.