O "Restauracji strasznych potraw" Tamary Bołdak-Janowskiej

Page 1

Tolo Szaleńczyk Do Annus Albaruthenicus

Tytuł: „Restauracja strasznych potraw. Rozprawa gardłowa”. Diagnoza kultury Korzystając z okazji trialogu ważnych zjawisk, dołączę nasze pograniczne zjawisko, chciane i niechciane: Tamara Bołdak-Janowska. Najpierw kilka dygresji o jej ostatniej książce prozatorskiej „Restauracja strasznych potraw. Rozprawa gardłowa” („Borussia”, 2012, str.222), a potem esej-rozmowa z autorką. Zawsze to, co mówiła kobieta, było podejrzane. Czy coś się zmieniło? Książka ma podtytuł „Rozprawa gardłowa”. Abstrahując od tego, że zarówno tytuł, jak i podtytuł, swą grą słów są swego rodzaju dowcipnym żartem literackim, za „rozprawę gardłową” płaci się gardłem. W. Majakowski, by lepiej wpisać się w obowiązująca ideologię, według własnych słów, „deptał gardło własnej pieśni”, a mimo uciszyło go młodsze pokolenie, wyrosłe już na rewolucji, średniacy. Ale Tamara BeJot pójść w mainstream już na wstępie nie zechciała, ceniąc bycie osobne. Autsajderzy są groźni. Groźny był Jezus, groźny był Galileusz, G. Bruno, groźna była Safona i wszystkie „czarownice”. To, co mówi kobieta, nadal jest podejrzane. Co więc takiego mówi? A nic takiego – rzeczy oczywiste, zdawałoby się widzialne gołym okiem – stawia diagnozę kultury po zmianie ustrojowej kraju na tle globalizacji, pozostając osobą pogranicza kulturowego, kiedy widzi się więcej. Oko uprzedzone widzi w tym zapewne rzeczy obrazoburcze i intelektualny terroryzm. Rzecz ujmując w syntetycznym skrócie, kobieta mówi: dość! Wyczerpały się hasła, typu „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Wypisali się pisarze patriarchalni, jako religijni kaznodzieje i polityczni mówcy, a męski bóg (per definitione: nieśmiertelny) dla kobiet, dających życie, czyli rodzących ku śmierci, ale też do możliwie najlepszego życia, jest abstrakcją, w którą bardzo dobrze wpisuje się coś dla kobiet organicznie obcego: wojna. Kobieta mówi dość, nic więcej bez nas, kobiet. „Restauracja” jest książką przenikliwą i gorzką. To książka filozoficzna, i w rzeczy samej – to pierwsza rozprawa filozoficzna od czasów starożytnych, napisana przez kobietę. I uzdrawiająca, przynajmniej taką być powinna. Mam na myśli podjęcie dyskursu. Ja ten dyskurs podejmuję. Tak, wszelcy autsajderzy są groźni. Kimże są rzeczeni autsajderzy? To z reguły twórcy z podwójną tożsamością, wychodźcy, w tym przypadku z Białorusinów. Na kogo ma w Polsce liczyć taki umysł? Na swoich? Gdzie są swoi? A teraz, by nie mnożyć słów, z których tak naprawdę niewiele wynika, proponuję rozmowę, która przeprowadziłem z autorką, siedząc przyjemnie na ławce nowo otwartego traktu spacerowo-rowerowego nad jeziorem Długim w Olsztynie. Rzadka to okazja (również dla mnie) zajrzeć tak wprost do umysłu filozofki. Zadałem sobie bowiem pytanie, czy da się w nietypowej formie, na 1


przykład dialogu, napisać esej? Oto moja propozycja: pozwólmy się poprowadzić przez rozmowę (nie wywiad, ale rozmowę); przez esej, który ma za zadanie przedstawić podwójność polsko-białoruskiej tożsamości autorki, wskazać, że jest to cenne dla kultury, a nie „groźne”. „Rozprawa gardłowa” zatem trwa. T. Sz.: Rysujesz, przepraszam, czarną dupę? Po co ci taki rysunek, jest ci od tego lżej? Tebejot: Pewnie, jak się roześmieje, to jest mi lżej. Myśl, kunszt, talent, wsadzoną u nas w czarną dupę. Zamiast świata duchowego mam czarną dupę nieba takiego nade mną. T. Sz.: A skąd ta czerń, zrozumiałbym jasność, Kant, coś gwiaździstego… Tebejot: To czarna dupa białego człowieka z ogromną dziurą. T. Sz.: To znaczy, że kosmos jest między innymi pełen Polaków? Tebejot: Pełen cywilizowanego białego durnia. T. Sz.: Który co robi, nie wstrzymuje się? Tebejot: Jeśli trzyma problemy, to mu się w głowie zaduch robi i w taki sposób „zaduszny” niszczy planetę i niszczy kulturę. T. Sz.: Wróćmy do kultury. Prostujesz rzeczy, czy je naginasz? Tebejot: Nie rozumiem. T. Sz.: Miłosz po białorusku. Tak zwani prawdziwi Polacy mogą zareagować alergicznie. Tebejot: Miłosz przemówił do mnie dopiero przetłumaczony na język białoruski, czyli został wsunięty na swoje miejsce do Wielkiego Księstwa, w swoje inspiracje, nad „woziera jak panienka” (tak go przetłumaczył Aleś Czobat). To tam rozwijało się polskie wzruszenie, polska myśl, polskie poczucie humoru, polska muzyka. A wszystko to opierało się o przebogaty folklor białoruski, tak było. T. Sz.: Wszyscy ambitni twórcy, szczególnie filmowcy, najchętniej powołują się na mistrzostwo Chaplina (koronka, odrobiona do milimetra). Do formy wrócimy za chwilę. Ty cytujesz Chaplina w „Restauracji strasznych potraw. Rozprawie gardłowej” w innym kontekście, pamiętasz? „Charlie Chaplin: Jeśli ja nie zająłem stanowiska wobec kryzysu, przemocy, krzywdzonych, to nie zrobiłem nic. Zdumiony: Chcesz zrobić film o dyktatorze? Kto to będzie oglądał? Charlie Chaplin: Ja to obejrzę”. Autentyczny współczesny twórca nie może ominąć tematów niewygodnych? Tebejot: Nie może, ale omija, nawet autentyczny. Ale sęk w tym, że u nas być autentycznym pisarzem, to znaczy być ograniczonym. Tak jakoś doszło do tego, że u nas pisarz, uznawany za autentycznego, to pisarz ograniczony. Cytat z Chaplina pełni u mnie rolę wstępu. Pisząc „Restaurację strasznych potraw”, czułam to samo, co on: możliwość odrzucenia przez innych ludzi pióra. I czułam wewnątrz ten sam upór: ja to przeczytam. Skoro pisarz sam siebie ogranicza, aby tylko czegoś nie przeczytać, aby tylko za dużo nie powiedzieć… Stawiam na tych, którzy się tak nie okaleczają. Na tych prawdziwie autentycznych ludzi pióra, jeśli już trzymamy się tego rodzaju odbiorcy. 2


T. Sz.: Chyba zdajesz sobie sprawę, że trudno się zgodzić z taką oceną. Tebejot: Większość ludzi spoza grona piszących się jednak ze mną zgodzi. To widać po tym, że czytelnicy polscy opuścili literaturę – nie chcą czytać o ograniczonych ludziach, a bohater literacki stał się ograniczony. A wracając do Chaplina, ten mój cytat z niego idzie w zgodzie z najnowsza myślą w filozofii. Derrida powiedział: dzieło najpierw nie ma odbiorcy, książka najpierw nie ma czytelnika – dzieło przyciągnie, lub nie. T. Sz.: W twoich dotychczasowych książkach jest dużo poczucia humoru, choćby w „Rzeczach uprzyjemniających. Utopii”. Jeśli wziąć „Restaurację” od strony struktury, mogliśmy porównać ją do karty dań z przekąską, zupą, daniem głównym (Fleischgang, jak mówią czasem Niemcy) i deserem. Czy nie nadużywasz ostrych przypraw – deser u ciebie nie rozpływa się w ustach akurat jak opłatek? Tebejot: Poprzez „Restaurację” kobieta zaczęła mówić i opowiada to, co było do tej pory w przestrzeni prywatnej: w domu, między kobietami. Kobieta kobiecie czasem opowiadała o swoim życiu, i powstało dużo książek żeńskich, ale wciąż jest nacisk na to, żeby swoje problemy kobieta zabierała do grobu. Groby żeńskie obecnie nie mieszczą już kobiety, pootwierały się i wyskakują stamtąd historie i historyjki z jej życia. W „Restauracji” powyskakiwały. Grób żeński ma dość. Stał się za ciasny. Groby kobiet, podobnych do mnie, a leżących ze swymi dramatami na białoruskim cmentarzu w Mostowlanach, aż pękają od historii, zabranych do grobu. Cześć tych historii zdążyły mi opowiedzieć i teraz ja je opowiadam. T. Sz.: Masz gorących zwolenników i zapiekłych wrogów, każdy Mozart miał swojego Salieriego, dasz się wpędzić w archetyp Małgorzaty, jesteś wiedźmą? Tebejot: No jestem wiedźmą, do tego starą wiedźmą. U nas nikt nie chce słuchać starej wiedźmy, i kobieta została ucięta. T. Sz.: Co jej, twoim zdaniem, amputowano? Tebejot: Dojrzałą mowę. W Polsce, w mediach. W rosyjskiej telewizji ona jest i opowiada niesłychanie interesujące rzeczy. T. Sz.: Sądzisz, że mężczyźni jej słuchają? Tebejot: Przecież sam słuchasz i mówisz, że to bardzo interesujące. To jest przykład na to, że słuchanie tego, co mówi kobieta, może być pozbawione seksistowskiego spojrzenia. Okazuje się, że stara kobieta może być bardzo, bardzo interesująca. T. Sz.: Zawsze to, co mówiła kobieta, było podejrzane, czujni panowie na straży patriarchalnej konstrukcji, uszczelniające konstrukcję ciastowate babony… Czy coś się zmieniło? Tebejot: Bardzo niewiele. W Polsce, mówimy o Polsce, nie ma miejsca nigdzie na żadną porządną dyskusję pomiędzy ludźmi. Ludźmi. T. Sz.: Co współczesna wiedźma może, co w ogóle może pojedynczy człowiek? 3


Tebejot: Mogą wiele. Jeśli staną się lepem na obrzydliwe muchy, muchy zatrują się na lepie słów. T. Sz.: Nas temat agresji, jej uwarunkowań, konieczności, i tak dalej, my, mężczyźni, mamy różne naukowe teorie, wydawałoby się sensowne argumenty. Pytanie do kobiety: dlaczego są wojny? Czy wojny muszą być nieuniknione? Tebejot: Bo kobieta jeszcze nie nauczyła się wrzeszczeć: n i e ! I nie rozumie, że gdziekolwiek dzieje się wojna, dzieje się przeciw kobiecie. Ciągle tkwimy w strukturach patriarchalnych, w których mężczyzna musi się bić. Już dziecko płci męskiej musi się bić, no i to podwóreczko jest przeciągane gdzieś tam, gdzie się chłopaczkom spodoba. Ciągle mamy dwa odrębne światy. Jeśli kobieta chce uczestniczyć w tym świecie, to też musi nauczyć się bić. Czyli wciąż jeden świat włada drugim światem, męski świat munduruje świat żeński. T. Sz.: W kontekście twórczości, czy pytanie o światopogląd i poglądy polityczne uznasz za prowokację? Tebejot: A jakie miał poglądy L. Beethoven? A może A. Mozart? Czy kogoś to dziś interesuje? T. Sz.: Jako kobieta masz jadaczkę niechcianą, ale upartą. Skąd na to bierzesz siły? W co właściwie wierzysz? Tebejot: Same te siły mi się tworzą. Ale ja sobie biorę dużo myśli z wybitnych mężczyzn. T. Sz.: Nie mówisz jak feministka. Tebejot: Feminizm bardzo cenię, ale wybitni mężczyźni też cenią feminizm. T. Sz.: Deklarowałaś gdzieś, że nie jesteś feministką. Co masz im do zarzucenia? Tebejot: Głównie to, że mój feminizm jest szerszy od feminizmu – nie dostosowuję się do żadnego systemu politycznego, do żadnej religii, do żadnej propagandy. Cenię dziki intelektualizm żeński, który uzdatnia świat, teorie, religie, nawet podręczniki historii, aby kobieta była wysłuchiwana (czasem wrzeszczę: słuchajcie, co mówię!), aby istniał jej dyskurs jako dyskurs, brany poważnie, nie zaś jako podrzędność na obowiązującej u nas zasadzie „kobiety coś mówią? A niech sobie mówią”. Kobieta u nas jest wyjęta spod prawa mówienia, które jest wysłuchiwane. Każda przychylność mężczyzny dla żeńskiego dyskursu traktowana jest u nas jako – uwaga – „zdrada męskiej płci”(to cytat z ust dręczycieli żeńskiego dyskursu i jemu przychylnych mężczyzn!) Moja białoruskość jest moją wolnością w sensie – dzikości, czyli pozostawania nas pozycjach niedostosowanych do szkolniacko-religijnych stereotypów większości, a w tych stereotypach, większość usypia, bo one są dla niej miłe. Już nie trzeba myśleć. Umysł może spać. I oto podchodzi dzika kobieta i budzi śpiących obu płci. Jak ona śmie! W dodatku jest obca! Obca? Skądże. Jestem u siebie. T. Sz.: W „Restauracji” o kondycji naszego świata, wyrażającej się poprzez kulturę, rozmawiają dwie kobiety, dwa pokolenia – matka i córka. Czy 4


taki dyskurs z mężczyzną uważasz za mniej sensowny, mniej nośny? Czy może niemożliwy? Tebejot: Taki dyskurs jest absolutnie niemożliwy. Jest jeden powód: nie ma możliwości rozmowy z Chrystusem. Chrystus- mężczyzna nic nie odpowie, nie zaistniała taka rozmowa w historii – z mężczyzną, który obywał się bez przemocy. My możemy sobie takie rozmowy sobie imaginować i imaginujemy je, to nie jest jednak dialog, to są nasze wymysły. Rozmowa z córką była rozmową z dziewczyną, która widziała świat jako przerażające nawarstwianie się przemocy. Do tego twierdziła, że cierpiała dłużej niż Chrystus. Ona naprawdę cierpiała z powodu przemocy, która przesłania czy wręcz unicestwia miłość i sztukę. Tęskniła do rozmowy z mężczyzną, który byłby jak z Chrystus, a ostatecznie rozmawiała ze mną, ale sens tej rozmowy okazał się taki, że to ja rozmawiałam z nią jak z Chrystusem. Była dobra i uczciwa w sądach o świecie, sztuce, ludziach. Zginęła tragicznie. Książka nagle się urywa z tego powodu. Przedstawia to, co zdążyłam zanotować z naszych rozmów. Są to wprost dialogi filozoficzne z młodą osoba, bardzo oczytaną w filozofii i literaturze. Ta młoda osoba sama uprawiała sztukę, doskonale czując, czym to jest. Z wykształcenia była plastyczką. Jako młoda osoba czuła przenikliwie, czym jest wybitne dzieło, czy to literackie, czy to plastyczne, czy to muzyczne. Cenna to była rozmówczyni. Nie spotkałam w życiu drugiej takiej, tak młodej filozofki. T. Sz.: Mieszasz gatunki, w twojej „Restauracji” są różne stoliki, a przy nich ważniacy ze złymi manierami (esej), a w tle ci, dla których powiedzmy zabrakło miejsc (głosy). Teatralizujesz swoją rozprawę. Glosy to trop od Ajschylosa czy Sofoklesa, grecki chór, żywa tkanka utworu? Tebejot: Tak jest. Na te głosy w tym znaczeniu, głosy, których na co dzień nie słychać, zwrócił uwagę Stanley Devine, który pisał o tej książce, a pisał w Londynie (że też ja muszę aż tam mieć recenzje, a nie w Polsce). Te głosy jako tytuł rozdziałów, regularnie przerywających eseje, to są głosy samej rzeczywistości. Głos z ulicy, głos ze spotkania autorskiego, głos córki, głosrecenzja, głos-protest, głos-tęsknota za miłością, głos bezradności, głos-dowcip, głos-brzydki-wyraz w wydaniu żeńskim, czyli głos białoruski, bo tylko tu są przekleństwa żeńskie w formie złorzeczenia. T. Sz.: Kab ciabie… Tebejot: …chalera ǔziała, kab tabie hłotku zatknuło. T. Sz.: I są skuteczne? Tebejot: Nawet nie chce mi się o tym myśleć, tak są straszne. A dodaj jeszcze złość w żeńskim glosie. T. Sz.: W książce wyżywasz się wręcz z sadystyczną przyjemnością na bumplebeizmie (to neologizm, wymyślony przez córkę-rozmówczynię) rodem ze złego polskiego konserwatyzmu, który jak tsunami zalewa sobą wszystkich z podwójną tożsamością, cytujesz S. Rushdiego, który mówi, że literaturę tworzą wychodźcy z mniejszości lub wychodźcy z własnego narodu, którzy w innym narodzie staja się mniejszością. Czujesz się jak S. Rushdi? 5


Tebejot: Ja też mówię „rozdwojonym językiem”, to jest dobre. Zaglądam sobie i w polskość, i w białoruskość i znajduję tam rzeczy dobre i rzeczy złe. Jak się siedzi we własnych konopiach, to człowiekowi jest dobrze. T. Sz.: Aż do kurzenia się z czuba? Tebejot: Miło jest w takim kurzeniu się z czuba siedzieć we własnych przesądach, we własnym szowinizmie, we własnych dawno zużytych hasłach narodowych. Pisarzowi nie może być dobrze. T. Sz.: A co nie boli? Gdzie czujesz się u siebie, mam na myśli krajobraz, najszerzej pojęty: od jakiegoś podwórka po innych autorów i inne rodzaje sztuki (proza, poezja, malarstwo, muzyka)? Tebejot: U siebie czuję się w Narejkach, mówiłam już o tym gdzie indziej, ale już niezupełnie u siebie, bo właśnie mamy czas wymiany ludzi. U siebie czuję się w poezji Rilkego, u siebie czuję się w każdym wybitny dziele każdej dziedziny. T. Sz.: A filozofia i teologia? Tebejot: Tutaj czuję się w pełni u siebie, bo mnie to interesuje. Tu ciągle płonie myśl, stąd można wziąć sobie jakiś cytat, który coś ważnego powie mi o moim własnym życiu, nie o cudzym i wymyślonym. Bo filozofowie nie budują niczego na fikcji. Odpowiada mi to, że analizują mechanizmy epoki, że mówią jak wolni ludzie. Białoruskiego filozofa Akudowicza lubię za sprawne odczytywanie mechanizmów epoki w wymiarze szerszym niż granice ojczyzny. T. Sz.: Czy krytykując świat zastany postępujący zastój myśli na korzyść rozrywki cywilizacji obrazkowej, degradację etyki w wymiarze globalnym i rodzimym w szczególności masz pokusę projektowania choćby w wyobraźni obrazu idealnego? Tebejot: Napisałam „Rzeczy uprzyjemniające. Utopia”, utopię żeńską,, gdzie kobiety konstruują świat na podstawowej zasadzie: ma być tak, jak kobieta chce, to znaczy bez wojny i bez więzień. To się oczywiście nie udaje, i zewnętrzna przemoc rozwala raj, zwany Narajem. Ja zamierzyłam tę utopię jako polemikę z męską quasi-utopią G. Grassa pt. „Turbot”, gdzie jest dostrzeżony świat żeński, z tym „ale”, że jest to opowiedziane przez mężczyznę, który jednak nie przekracza super ego własnej płci. I jeszcze jest to polemika z „Miastem słońca” Tomasza Campanelli gdzie kobieta jest przedmiotem męskich rozważań, jakie jej miejsce w świecie męskim. Moje kobiety rozważają miejsce mężczyzny, ale nie w świecie żeńskim, tylko w świecie ludzkim. I staje się coś przedziwnego – nasze coroczne miejsce zjazdów polsko-białoruskich Narejki zamienia się w Naraj i staje się przedmiotem tęsknoty u bardzo wielu, jakby to była utopia. Może się właśnie staje taka utopia koegzystencji. T. Sz.: Jakie zjawisko powinno pęknąć jako pierwsze, żeby słońce wyjrzało szerzej? Tebejot: Pęknąć musi system, który rozbija więzi i hoduje stare demony, czy będzie to antysemityzm, czy będzie to niechęć do innowierców i resztek mniejszości, patriarchalne uprzedzenia płciowe – z tym się daleko nie zajedzie. 6


Kobiety z mojej utopii stawiają na twórcze umiejętności ludzkie i mają świadomość tego, że ich dzieci mogą być żółte, czarne i jaki tam jeszcze. T. Sz.: To na płaszczyźnie społecznej. A globalizm ekonomiczny? Tebejot: Akurat tego tematu nie zgłębia moja utopia, w organicznej strukturze narajskiego systemu byłoby to ciałem obcym, globalizm jest późniejszy. Ale gdzie indziej o tym mówię: w esejach czy w „Co dobrego było w peerelu”, książce, która składa się z wypowiedzi bardzo wielu osób, ale te osoby są zgodne w jednym – osiemdziesiąt procent społeczeństwa nie bierze udziału w zyskach międzynarodowych koncernów. T. Sz.: Nie opuszczajmy jeszcze przez chwilę republiki kobiet. W filmie P. Almodovara „Wszystko o mojej matce” kobiety są intrygujące, egzotyczne wręcz. Mnie, jako mężczyznę, uderza ich wzruszająca wręcz i dla mnie, mężczyzny, niepojęta solidarność. Wśród mężczyzn tego nie ma. Rodzi się dziwna konstatacja: one zachowują się jak człowiek, normalnie, mają coś, co u mężczyzny zostało przeoczone. Tebejot: Na ten temat w „Restauracji” przytaczam zdanie znakomitego pisarza Leo Lipskiego: „Prawdziwym człowiekiem jest jednak kobieta”. Mężczyzna to mówi, ale nie w sensie wywyższania jednej płci nad drugą, tylko w sensie dźwigania świata na swoich barkach. Kobiety dźwigają na swoich barkach i pokój, i wojnę, ale tylko pokój należy do nich. Tragiczne to. A jeśli chodzi o więź pomiędzy kobietami, to nie jest to takie oczywiste. Kobieta potrafi wręcz nieobliczanie z nagła wroga wobec kobiety. Najlepiej ukazał taka wrogość John Cassavetes w filmie „Premiera”. Almodovar czerpał pełnymi garściami z Cassavetesa, ale wskazując na więź pomiędzy kobietami. U obu reżyserów natomiast przewija się temat utraty więzi przez mężczyzn, co się wiąże z zanegowaniem przez kobiety dotychczasowej tożsamości mężczyzny jako władcy kobiecego świata, osobnika nakręcającego spiralę własnej przemocy. Mężczyzna już nie ma o czym rozmawiać z mężczyzną. Bo o czym? Znowu o wojnie? T. Sz.: Słowo „kobieta” jest synonimem intuicji. Czy stąd się bierze twoja intelektualna przenikliwość? Tebejot: No z intuicji tak, ale bardzo połączonej z intelektualizmem. Moc intuicji, połączonej z intelektualizmem, jest charakterystyczna dla naukowców i matematyków, i także wybitnych poetów. Nie lekceważą jej najnowsze badania naukowe, o których mówię w „Restauracji”, na przykład teoria strun pasuje jakoś do arterii, po których biega intuicja. Intuicja polega na tym, że tworzymy naczynia połączone z osobami, ale też i z rzeczami, i z ziemią. Intuicja zawiera się w wyobraźni i w tak zwanych oczach duszy. Wiemy, że czytamy czyjeś myśli, że we śnie czytamy przyszłe zdarzenia, że wyczuwamy, co się jutro zdarzy. Jest coś takiego, jak roślinność zdarzeń. T. Sz.: ? Tebejot: Roślina zdarzenia zawsze ma swój korzeń, akcję i kulminację. Możemy to widzieć: zdarzenie rośnie. Mówiłam przed chwilą o mojej żeńskiej dzikości, a to się wiąże u mnie dzikością białoruskości, jakkolwiek to dziwacz7


nie brzmi. W wioskach białoruskich kobiety czytały dni jutrzejsze, jakby czytały następną stronę książki, która już jest, w którą już można zajrzeć z ciekawości lub w desperacji. Stan takiej wróżącej żeńskiej dzikości opisywałam w esejach do „Czasopisu”. Obecnie kobiety uciekły z naszych dzikich wiosek do miast i tracą te umiejętności pod wpływem natłoku informacji, jazgotu. Stają się nagle nieumiejętne w byciu w dzikiej białoruskości, i dla mnie nieinteresujące.. Miejski jazgot zdusił tak cenną dla mnie białoruską żeńska cechę: czytanie roślinności ziemi, w tym roślinności zdarzeń. Nieodwracalna szkoda na naszym umyśle. Znika kobieta niezbędna. Znika nam dzika Białorusinka. Zaraz zacznie nam śpiewać po angielsku. Zresztą już to robi. T. Sz.: A znaki? Dalej idźmy przez sferę profanum, pytam cię jako racjonalistkę o coś, co wymyka się czy wykracza poza ratio. Wiele ich widzisz? Pozostajesz dziką Bialorusinką? Tebejot: Pozostaję dziką Białorusinką, czy to się komu podoba, czy nie. Mnie się podoba taki stan. Wszystko jest znakiem. Ale jest to ciągle po tej stronie i są to tylko chwile, bo dostrzeganie znaków nie jest stanem ciągłym. Nikt nie bierze tego poważnie, że ktoś potrafi czytać dzień jutrzejszy z dzisiejszych znaków. T. Sz.: Wobec tego wszyscy, którzy mówią, że przyszłość jest nieprzewidywalna, robią wygodny unik? Tebejot: Ci, którzy tak twierdzą, to są to ludzie bałamutni. Im jest wygodnie utrzymywać ludzi w stanie niewiedzy, co będzie jutro i w stanie pogardy do wszelkich „widzeń”. E, powiedzą, to jakieś tam babskie wymysły. Za te „babskie wymysły” lądowałyśmy na stosach, również w Wielkim Księstwie Litewskim, chociaż tu sporadycznie, ale jednak. T. Sz.: Jakbyś zaszeregowała w swojej subiektywnej, a może i obiektywnej ocenie człowieka twórczego takie pojęcia, jak: nauka, sztuka, filozofia? Czy wymieniłem je we właściwym porządku ważności? Tebejot: Poezja musi iść przed filozofia, bo filozofowie nie mogą się obejść bez cytowania poezji. Jedna poetycka fraza to cała rozprawa filozoficzna. Niestety poezja znalazła się obecnie w śmiertelnym uścisku popkultury i nie jest godna cytowania. T. Sz.: Jak sobie radzisz z poczuciem nieubłaganego przesuwania nas przez czas w kierunku… Właśnie, jakim? – do przodu, czy do tyłu? Odczuwasz to jako popychanie „idź szybciej”, czy spychanie z drogi na pobocze? Tebejot: Odczuwam to jako jedno i drugie, ale jako coś obcego, pochodzącego od ludzi, a nie od samego czasu. Czas sprawia, że moje myślenie staje się coraz bardziej przenikliwe i zarazem czas staje się coraz krótszy. Chodzi o ten czas, który mi został do życia. Chciałabym być zapamiętana. Pewnie będą to moje ostatnie słowa w życiu. Ciebie poproszę, abyś mi wyrył na jakimś gładkim kamieniu „Zapamiętajcie mnie”, gdyby to mnie pierwszą czas zatrzymał. T. Sz.: Już cię pamiętają. Ale przedtem musimy jeszcze coś skończyć. Skomentujesz takie pojęcia, jak fatum, przeznaczenie, los? Tworzenie to prze8


cież nic innego, jak wnikanie w i przenikanie śmiertelnego sensu życia człowieka. Tebejot: Nic nowego ja tu nie wymyślę. Nie wszystko zależy od nas w życiu. Moi dziadkowie czy moi rodzice nie mogli zapobiec ani jednej wojnie. Ktoś im odebrał dom, ktoś im pozabijał dzieci. Od nich zależało tylko to, czy będą w stanie ułożyć sobie życie po zakończeniu jednej czy drugiej wojny. Jeden człowiek drugiemu człowiekowi marnuje los: odbiera mu dom, zabiera wszystko, wypędza, a następnie z uśmiechem ustanawia zasadę „bierz los we własne ręce”. A co do pamiętania mnie już dziś, nie przesadzaj. Najpierw musiano by mnie wysłuchać. T. Sz.: Co mieli nasi rodzice, czego my nie mamy, byli w coś bogatsi? Tebejot: Moi rodzice byli bogatsi w strach, a dziadkowie mieli więcej pieniędzy niż rodzice. Strach moich rodziców wynikał z tego, że dzieciństwo ich przypadało na I Wojnę Światową, a młodość na II, i przez całe życie się bali, że granica znowu się przesunie i będą w jakimś innym państwie, które będzie dla nich nieprzychylne, nieprzychylne nas przykład dla tak zwanych ruskich albo dla tak zwanych zapadenków. To dwa wyzwiska sąsiadów. Jeden sąsiad gani za „ruskość”, a drugi za „zapadenkowość”, czyli zachodniość. Woleli jednak znaleźć się w Polsce, ale nie jako „ruscy”, nie jako obywatele drugiej kategorii. Bali się nowej wojny przez całe życie. Nazistów się bali. Bali się bycia podludźmi. T. Sz.: A nasz cywilizacyjny stres, cała ta globalizacja, alarmy ekologiczne? Tebejot: Rodzice już to widzieli i wiedzieli. T. Sz.: A obciążenie świadomości współczesnego człowieka rozmiarem etycznym Holokaustu? Tym bardziej, że fakty przebijały się na powierzchnię stopniowo. Tebejot: Wiedzieli już przed wojną, że czasy mogą być aż tak straszne, widzieli, co się szykuje na Żydów. Na pewno nie przypuszczali, że będzie to przemysł, typu piec krematoryjny. Matka widziała jedną rzecz u Żydów i opowiadała mi o tym: chcieli kształcić talenty za swoje pieniądze i nie patrzyli ani nas narodowość, ani na wyznanie. T. Sz.: Coś w rodzaju duchowej arystokracji, czy skąd się to brało? Tebejot: Bo byli szczególnie uwrażliwieni na sztukę i na los Janków Muzykantów; to z pewnością cecha ludzi, których nazywamy arystokratami duchowymi. Tę cechę posiadają ludzie z rodowodem z WKL, niezależną od narodowości, wyznania czy klasy społecznej. T. Sz.: Ufff, ale popłynęliśmy pod fale. Coś lekkiego dla odprężenia? Tebejot: Wal. T. Sz.: Przed wojna „cukier krzepił”, a teraz? Tebejot: Krzepi sprzeciw przeciw miodouszczącym ustom. T. Sz.: Wracamy na rodzime podwórko. Długo ci zajęło, jako dziewczynce, zaakceptować, że to Ziemia, nie słońce wykonuje dzień i noc? 9


Tebejot: Ja nie pamiętam momentu, od kiedy to wiedziałam. Nikt u nas w wioskach białoruskich nie twierdził, że to Słońce się kręci wokół Ziemi. T. Sz.: Ale mi chodzi o potoczne wizualne wrażenie. Tebejot: Ja się tym w ogóle nie zajmowałam, myślałam tylko o tym, że dzień jest bardzo, bardzo długi. Pamiętam takie zmęczenie w połowie dnia; ja mam wczesne wspomnienia, pewnie nie miałam wtedy jeszcze dwóch lat, kiedy odczułam dziecięce zmęczenie długim dniem. Doǔhi żoǔty dzień wisieǔ nada mnoju. Chaciełasa spać. T. Sz.: Wyobraź sobie: gdybyś żyła w dawnych czasach, poznałabyś może Platona, to niemało, ale nigdy nie usłyszałabyś muzyki Beethovena, czy później Szopena, nie zachwyciłabyś się Chagallem, nie zaistnieliby oczywiście jeszcze Rilke czy Joyce. A jeśli w przyszłości zdarzą się geniusze tej miary, czy nie powstaje w tobie niewygodne uczucie, że nigdy ich nie poznasz? Tebejot: Uuu, co to za pytanie? Musi mi wystarczyć przeszłość, pełna nieśmiertelnych dzieł… T. Sz.: Ale przez chwilę zamyśliłaś się. Zwątpiłaś? Tebejot: Nie zwątpiłam, tylko pomyślałam, że w przyszłości to maszyna będzie tworzyć literaturę, jak to przepowiedział S. Lem. T. Sz.: Dla cyborgów? Tebejot: Dla tych, co w tej chwili już działają w sensie intertekstualności, co polega na tym, że się zrzyna ze starych mistrzów całe kawały, całe strony i to się miksuje, umożliwia to komputer. I już wypchnięto talent z osobowością z głównego nurtu, a triumfuje złodziej. T. Sz.: Widzę, że co zrobimy krok do przodu – to ściana. Coraz ciaśniej się nam robi. Wyobraź sobie zatem, że przybyli kosmici i tobie przypadło ich powitać (sam miałem kiedyś taki sen, podaliśmy sobie ręce, było ekscytująco). Co byś ostatecznie im powiedziała? Tebejot: Wracamy do motywu, który u mnie już zaistniał w eseju na Trialog 2012, i to, co powiedziałam do nich w języku prostym, od razu stawia mnie bez żadnych kompleksów wobec nich. T. Sz.: A więc parazmaǔlajem? Więc o czym? Tebejot: Skul wy, z jakoj planety? T. Sz.: A oni: mamy tam taką Ziemię, tak się zglobalizowaliśmy, i w dodatku nasi bogowie tak się wzajemnie nie trawią, że dalej już ani rusz – ciasno. To postanowiliśmy się przewietrzyć. Uznasz, że taki obraz (na razie) musi nam wystarczyć? Tebejot: Nie, zapytałabym ich o ich żańczyny i pasłała ǔ chaleru. T. Sz.: Czy masz swojego ulubionego – tfu, jakie to banalne! – bohatera literackiego? Nie pytam cię jako przechodnia (przechodnię? Cha, cha) na ulicy o ulubione lody czy ciastko do lokalnej gazety na niedzielę, pytam twórcę. Czy masz potrzebę takiego bohatera/bohaterki, kogoś uniwersalnego może? Tebejot: Taka potrzeba idzie od utworu i wyzwala to pragnienie: mieć literackiego bohatera takiej czy innej płci. Ważna jest tu grawitacja dzieła. 10


T. Sz.: Grawitacja to ciążenie ku. Ma być dobra ta literacka postać? Tebejot: Oj, oj, przede wszystkim to jest taka postać, którą mogłabym znieść w szpitalu. I na pewno będzie to Pędrek Wyrzutek z książki „Przygody Pędrka Wyrzutka” Stefana Themersona ze wspaniałymi rysunkami Franciszki Themerson; to książka dla dzieci, a da się ją czytać przez całe życie. T. Sz.: Wracając na chwilę do języka, który rzucił się nam piękna kłodą pod nogi: przechodzień to na pewno mężczyzna i zgoła nie kobieta. Więc o nim nie ma potrzeby mówić akurat „ulicznik”. A ona, jeśli jest przechodnią, to to jak raz prowadzi do „ulicznicy”. A idzi ty k czortu z waszym macho-językiem, powiesz? Tebejot: Wprowadzam reżim omijania ulicznic szerokim łukiem. To całkiem nowa ulica: Szeroki Łuk. T. Sz.: Dla ukoronowania tego maratonu jakieś „słowo na niedzielę”, jakiś babski białoruski adres? Tebejot: A idzi ty ǔ sraku śpiawać! T. Sz.: Masz umysł tak ścisły, że nieraz aż trzeszczy. Zatem, poetko, rysowniczko, metr to ile? Tebejot: Czego? T. Sz.: A wyobraźnia? Tebejot: Metr z życia to dużo, metr z bajki to dużo, metr bólu w metrze ciała do stanowczo za dużo. Metr doktryny w metrze umysłu jest nie do wytrzymania. T. Sz.: Na zakończenie na wzór niemiecki błyskawiczny quiz. Z dwóch propozycji spontanicznie wybierz jedną: - USA czy Europa? - Europa. - Mickiewicz czy Słowacki? - Zdecydowanie „Beniowski”. - Teatr czy galeria obrazów? - Galeria. Jest nowocześniejsza ostatnio od teatru. - S. Grochowiak czy Z. Herbert? - Grochowiak. - Kapelusz czy z odkrytą głowa? - Kapelusz. - Z feministek K. Szczuka czy J. Brach-Czaina? - Brach-Czaina!!! - Kant czy Hegel? - Kant oczywiście, był cieplejszy od Hegla. - św. Tomasz czy św. Augustyn? - Ani jeden, ani drugi, bo wygadywali obrzydliwe rzeczy o kobiecie bez jej udziału. - Wczasy nad morzem czy we własnym ogródku? - Nigdzie, bo nie mam ogródka. 11


- Proza czy wiersze? - Zdecydowanie wiersze ze względu na to, że są koncentratem. Tylko takie. T. Sz.: O poezji mieliśmy zasadniczo nie rozmawiać – zostawiamy to sobie na następny Trialog i kolejny zajazd do Naraju. Nie odmówię sobie jednak przyjemności, by nie zacytować choćby jednego z twoich wierszy z cyklu „My, matki bogów, jesteśmy śmiertelne” z tomiku „Ceremonia węglowa”: „Bogów rodziły kobiety. Byli tacy mali pod jasnym niebem piersi. trzeba było ich kąpać, przewijać, uczyć mowy, a najpierw słowa mama. Kapłani, którzy powiększają niemowlęta, zamieniali je w państwa, w kontynenty. A mamy były nie z tych, co razem olbrzymiały. One były śmiertelne. Ja i ty, siostro, jesteśmy śmiertelne. Ich złodzieje, owoców, kołysali ludźmi, obsypując, łamiąc. My inaczej kołyszemy – niemowlę do snu, syte. W mundurach śmierci kładli ludzi przed czasem. My inaczej kładziemy: uśpione niemowlę o jednym życiu do czystej pościeli. Ostrożnie bardzo. Tolo Szaleńczyk (Antoni Janowski) (1947): Germanista i rusycysta; tłumacz z języka niemieckiego; Opublikował następujące tomiki poetyckie: „Wiersze – Szmatka-Notatka” (1994) „Jeśli poezja jest bezsilna” (1998) „Niewidomy pies rymów (1999) „Powrót z nocy” (2001) Tolo Szaleńczyk (Antoni Janowski)(1947): Poet, writer, translator. He studied German and Russian. Author of books of poetry: „Wiersze – Szmatka-Notatka” (1994)/Poems – Szmatka-Notatka” (1994) „Jeśli poezja jest bezsilna”(1994)/ If Poetry Is Helpless (1998) „Niewidomy pies rymów”(1999)/The Blind Dog od Rhymes (1999) „Powrót z nocy” (2001)/Return from the Night (2001) Streszczenie: Esej-rozmowa z Tamarą Bołdak-Janowską wydobywa z cienia istotę mentalności z pogranicza polsko-białoruskiego, wskazując szerzej zarazem, czym jest autsajderska postawa pisarki o podwójnej tożsamości z tegoż pogranicza. 12


Pytanie brzmi: czy taka postawa i czy to pogranicze są istotne dla kultury polskiej i europejskiej, czy tylko „groźne”, jako „element obcy”, wprowadzający zamęt w świadomości powszechnej, która wytwarza szereg słusznych stereotypów, narodowościowych i płciowych. Esej-rozmowa stanowi podjęcie dyskursu z autorką „Restauracji strasznych potraw. Rozprawy gardłowej” przez przedstawiciela polskiej większości, zainteresowanego sprawą tłumienia autsajderskiej odwagi i sprzeciwiającego się takiemu tłumieniu. Nowatorska forma eseju jako rozmowy na tematy istotne, podjęte przez Tamarę Bołdak-Janowską w jej książce, która w rzeczywistości jest pierwszą od czasów starożytnych żeńską rozprawa filozoficzną, pozwala na dialog z treścią rozprawy i w ten sposób uzupełnia medialną lukę: książka nie otrzymała dalszego ciągu w postaci medialnej dyskusji. Poprzez esej-rozmowę „rozprawa gardłowa” zaczyna żyć, utrzymując status istotności. Esej-rozmowa chwilami odbywa się w języku białoruskim a to też jest istotne, wszak jedną z głównych bohaterek „Restauracji” jest białoruskość. Resume: An essay-dialogue with Tamara Bołdak-Janowska brings the essence of mentality of Polish/ Belarusian borderland to light, explaining the writer’s outsider attitude being the result of double identity of this borderland. The question might be asked: is this attitude and this borderland an essential factor to both Polish and European culture or do they pose a threat as an unfamiliar element introducing chaos into the general awareness generating numerous national and sexual stereotypes. The essay-dialogue attempts to establish the discourse of the author of The Restaurant of Apalling Dishes by a representative of Polish majority concerned with restraining such a rebellious courage and opposing this restraint. An innovative form of an essay as a dialogue concerning significant issues used by Tamara Bołdak-Janowska in her book, which is the first female philosophical dissertation since the ancient times, allows the dialogue with the content of this dissertation and thus it fills the media gap: the book was not continued as a discussion in media. The dissertation begins its life through the essay-dialogue, maintaining the status of significance. The essay-dialogue is presented in Belarusian language sometimes- this is also important, as Belarusian identity is one of the heroes of the book.

13


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.