„PILANIE W TWÓRCZOŚCI ALTERNATYWNEJ. Pilska sztuka alternatywna lata 80. i współcześnie” to projekt, który nie mógłby powstać bez zaangażowania wielu osób, którym składamy serdeczne podziękowania.
Z całą pewnością nie sposób wymienić wszystkich zaangażowanych, jednakże podkreślamy, że wszyscy twórcy, pojawiający się w albumie, zrobili to bezinteresownie.
W książce tej, w części dotyczącej lat 80. XX wieku, wykorzystano szereg materiałów archiwalnych, w tym zdjęcia i plakaty. Te cenne pamiątki były wówczas przekazywane spontanicznie przez ich autorów i organizatorów ówczesnych imprez. Nikt w tamtych czasach nie myślał, że materiały te mogą zostać wykorzystane w publikacji takiej jak ta. Przez długie lata spoczywały one w domowych archiwach, a wręczane zdjęcia i plakaty często nie były podpisywane. Mimo to staraliśmy się dochować staranności i, w miarę możliwości, dotrzeć do ich autorów. Tam, gdzie udało się ich ustalić, autorzy zostali wymienieni. Część materiałów pozostaje jednak nieznana. Mamy nadzieję, że dzięki publikacji tego albumu, uda się dotrzeć także do innych twórców i uzupełnić dane przy kolejnych aktualizacjach. Wszystkim tym anonimowym autorom również serdecznie dziękujemy.
Szczególne podziękowania kierujemy do Prezydent Beaty Dudzińskiej, bo dzięki dofinansowaniu ze środków Gminy Piła, to wydawnictwo wzbogaci księgozbiór o Pile i jej mieszkańcach.
Wydawcy-Studio K2, dziękujemy za wsparcie, profesjonalizm i trud włożony w realizację tego przedsięwzięcia.
Czytelnikom, którzy sięgną po e-booka i książkę życzymy przyjemnej lektury. Wasza ciekawość i otwartość na nowe idee będą dla nas najcenniejszą nagrodą.
Zarząd Organizacji Ekologicznej i Turystycznej Północnej Wielkopolski „Dolina Noteci”
PILANIE W TWÓRCZOŚCI ALTERNA TYWNEJ
Aleksandra Czarny (ur. 2000 r.) jest absolwentką historii sztuki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Studia magisterskie ukończyła z wyróżnieniem przyznanym przez dyrektora
Instytutu Historii Sztuki UAM.
Do jej największych osiągnięć zalicza się aktywność akademicka, która zaowocowała uczestnictwem w konferencjach naukowych w Poznaniu, Krakowie oraz Edynburgu, a także publikacją artykułu w czasopiśmie naukowym „Quart. Kwartalnik Instytutu
Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego”.
Jej zainteresowania badawcze koncentrują się głównie na metodologii i sztuce współczesnej, ze szczególnym uwzględnieniem fotografii, sztuki zaangażowanej oraz sztuki generowanej przez AI. Ponadto w 2024 roku była kuratorką wystawy „Wnętrza” w Galerii Muzeum Stanisława Staszica w Pile oraz autorką tekstu kuratorskiego do wystawy „Doktyk”, poruszającego problem haptyczności w sztuce.
PILSKA SZTUKA ALTERNATYWNA LATA 80. I WSPÓŁCZEŚNIE.
AUTORZY:
ALEKSANDRA CZARNY, ŁUKASZ CZARNY
PROJEKT I SKŁAD:
STUDIO K2 / FILIP KOWALSKI
AUTOR ILUSTRACJI: FILIP KOWALSKI
FOTO OKŁADKA:
ALEKSANDRA CZARNY
PROJEKT OKŁADKI:
STUDIO K2 / FILIP KOWALSKI
REDAKCJA:
ALEKSANDRA CZARNY, ŁUKASZ CZARNY
WYDAWCA:
STUDIO K2 DLA:
ORGANIZACJA EKOLOGICZNA I TURYSTYCZNA PÓŁNOCNEJ WIELKOPOLSKI „DOLINA NOTECI”
WYDANIE: I
ISBN 978-83-959710-5-1
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZADANIE WSPÓŁFINANSOWANE ZE ŚRODKÓW GMINY PIŁA
O KIM I OCZYM JEST TEN ALBUM
PILANIE W TWÓRCZOŚCI ALTERNATYWNEJ
PILANIE W TWÓRCZOŚCI ALTERNATYWNEJ A HISTORIA PRL
HENRYK PALCZEWSKI
ZESPÓŁ KRES ZESPÓŁ
ZESPÓŁ SEDES
ZESPÓŁ RĘCE DO GÓRY NA TLE CENZURY PRL
ZESPÓŁ SEDES C.D.
ZESPÓŁ RĘCE DO GÓRY C.D.
ZESPÓŁ KREW
ZESPÓŁ KREW: REAKTYWACJA 2016 WSPÓŁPRACA Z
IWONA LEŚNIEWSKA
GRZEGORZ BUŚKO
TOMASZ PERLICJAN
FILIP KOWALSKI
TEATR PRACOWNIA LALEK
PILANIE W TWÓRCZOŚCI ALTERNATYWNEJ: PODSUMOWANIE
PILANIE W TWÓRCZOŚCI ALTERNATYWNEJ
WSTĘP
Celem niniejszej publikacji jest ukazanie wpływu Pilan na kształtowanie się wielkopolskiej, w szczególności poznańskiej awangardy lat 80. XX wieku. Szczególny akcent został położony w tej pracy na historię zespołu Reportaż, kończącego w 2018 roku swoją 36-letnią aktywność oraz Krew, który w 2015 roku odnowił swoją działalność artystyczną, a którego członkowie są przy tej okazji gotowi podzielić się osobistymi przeżyciami z początków swojej aktywności. Zgromadzone materiały splatają się z autentycznymi relacjami świadków historii, a przywołane przez nich anegdoty, wspomnienia, doświadczenia i spostrzeżenia uwypuklają rolę, jaką sztuka odgrywała w walce o wolność i prawdę.
Zdigitalizowane dokumenty i zdjęcia pokazują historię Piły oraz polską rzeczywistość lat 80. XX w. Wraz z obiektami dotyczącymi pilskiej sztuki alternatywnej lat 80. – reliktami PRL-u, osadzonymi w ówczesnej scenie alternatywnej tworzonej przez artystów z Piły i okolic – staną się one w przyszłości częścią większego projektu, obejmującego wydanie książki, organizację koncertów i wystaw, a także spotkań autorskich. Niniejsze opracowanie stanowi pierwszą część cyklu i nie uwzględnia wszystkich twórców związanych z pilską sceną artystyczną, której twórczość pozostaje poza głównym nurtem komercyjnym.
Prezentowane opracowanie pisane jest z perspektywy dystansu trzech dekad. Po wznowieniu swojej działalności zespół Krew jawi się już w zupełnie innej odsłonie: zamiast na bunt i unikanie cenzury stawia dziś na zrzeszanie artystów w procesie twórczym. To twórcze zaangażowanie staje się zatem mostem pomiędzy historią a teraźniejszością; większość aktywnych współcześnie artystów traktuje swoją twórczość jako pasję, uprawiając jednocześnie inne zawody lub działalność gospodarczą. Dzięki temu pozostają jednak niezależni, także finansowo, co pozwala im na tworzenie sztuki niemerkantylnej. Ich koncerty, wystawy i przedstawienia nie są regularne i nastawione na zysk; kluczowy staje się przekaz oraz artystyczna autentyczność.
Pragniemy również zaznaczyć, że ta publikacja nie ma charakteru zarobkowego. Stanowi ona raczej dokument prezentujący twórców z Piły, promujący jednocześnie to miasto. Dla współczesnych, młodych czytelników przedstawione realia tamtych czasów mogą być często niezrozumiałe, a niekiedy wręcz wydawać się absurdalne, w tym jednak sensie stanowić to będzie doskonałą lekcję historii. Dla uczestników opisanych wydarzeń będzie to z kolei podróż w czasie i okazja do wspomnień, ukazująca przez soczewkę życie kulturalne i codzienność lat 80.
Inspiracją do zainicjowania projektu PILANIE W TWÓRCZOŚCI ALTERNATYWNEJ była zorganizowana przez Muzeum Narodowe w Poznaniu wystawa czasowa, która odbyła się w 2024 roku pod tytułem Ultraawangarda 1. Koło Klipsa – poznański underground lat 80. XX wieku. Wystawa eksponowała sztukę alternatywną tamtych czasów, jej rolę i specyfikę, przypominając, że podejmowane wówczas działania artystyczne stanowiły swoistą ucieczkę przed zastaną rzeczywistością. W ramach niekonwencjonalnej twórczości młodzi ludzie znaleźli sposób na swobodę wyrażania siebie i swoich przekonań. W latach 80. XX wieku inspiracja zachodnią sztuką alternatywną wymagała ogromnej determinacji. To, co dziś wydaje się naturalne i bezproblemowe, było wówczas trudne do zrealizowania; nie istniał Internet, a rozmowy telefoniczne do krajów zachodnich były ograniczone i często podsłuchiwane.
Twórczość awangardowa, alternatywna i opozycyjna wobec ówczesnej rzeczywistości PRL-u była nie tylko nieaprobowana, ale często również zwalczana przez ówczesne władze. Sztuka była bowiem jednym z najważniejszych środków wyrazu, który kwestionował społeczny i polityczny „porządek” Polski Ludowej. Zmagania artystów z cenzurą, ich walka o zachowanie światopoglądowej niezależności stanowią integralną część historii miast oraz lokalnych, a nawet ogólnopolskich środowisk. Pilska twórczość awangardowa i alternatywna odegrała w tym kontekście znaczącą rolę.
Dodatkową motywacją do powstania tej publikacji stało się również widoczne na wystawie wyjątkowe zainteresowanie dzisiejszej młodzieży, tematem lat 80., ówczesną sztuką, kulturą i realiami politycznymi. Warto podkreślić, że tworzona w tamtych latach sztuka, choć przyciągać może samą formą, nie będzie w pełni zrozumiana bez wprowadzenia kontekstu i objaśnienia historycznego tła.
Dominantę wystawy stanowiły dzieła stworzone przez grupę Koło Klipsa, której członkami byli: Leszek Knaflewski, Wojciech Kujawski, Mariusz Kruk, Krzysztof Markowski i Piotr Kurka. Formacja artystyczna „czerpała inspiracje z szerokiej fali ‘nowej ekspresji’, jaka pojawiła się w tym czasie w Europie i nadawała jej postmodernistyczny wymiar wsparty doświadczeniami surrealizmu, malarstwa materii, pop-artu, land-artu, sztuki Duchampa i ruchu Fluxus”. Prezentacja zachowanych obiektów i instalacji tej niezwykle wpływowej grupy wzbogacona została o równie obszerną ekspozycję archiwaliów związanych z undergroundem muzycznym lat 80. XX wieku. Część muzyczna stanowiła uzupełnienie wystawy, a prezentowała materiały związane z zespołami takimi jak m.in.: Kres, Sten, Soc, Reportaż, TAZ, Bexa Lala, Malarze i żołnierze, Ręce do Góry, Krew, Zbombardowana laleczka, Rasa czy Pidżama Porno. Spora część muzyków z tych undergroundowych zespołów pochodziła właśnie z Piły i odcisnęła własne, niezwykle wyraziste piętno na twórczości artystycznej poza Piłą w tamtych czasach. Należeli do nich alfabetycznie: Remigiusz Cholewicki, Łukasz Czarny, Krzysztof Grabowski, muzyk i plastyk Andrzej Karpiński, Henryk Palczewski, Artur Stanilewicz, a w późniejszych latach Jacek Olter i Witold Oleszak. Ci właśnie muzycy oraz osoby z ich otoczenia są bohaterami tej pozycji.
Przedstawiając twórczość Pilan z lat 80., nie sposób pominąć kontekstu historycznego, jakim była Polska Rzeczpospolita Ludowa. Tematu tego dotyka m.in. książka „Pokolenie Nadziei. Pilanie rocznik 1960” , której jednym z autorów jest Łukasz Czarny. Pokolenie urodzone w połowie lat 60. XX wieku rozpoczynało edukację w epoce gierkowskiej, gdy premierem był Piotr Jaroszewicz, a I Sekretarzem partii PZPR Edward Gierek. Zgodnie z zasadą „rząd rządzi, partia kieruje”, kluczowe stanowiska w ówczesnej Polsce przeznaczone były tylko dla członków PZPR. Równolegle społeczeństwo zmagało się z licznymi problemami, takimi jak brak podstawowych dóbr, cenzura, a także represje wobec osób protestujących przeciwko systemowi. Początek lat 80. to w efekcie kulminacja rosnącej frustracji związanej z widocznym rozdźwiękiem pomiędzy rzeczywistością a lansowaną w mediach i prasie propagandą sukcesu dekady Gierka, który „jako przywódca rządzącej w sposób monopolistyczny partii dysponował większą władzą niż każdy z królów elekcyjnych”.3 Pomimo wyraźnych braków podstawowych produktów i wszechobecnej szarości, promowano Polskę Ludową jako „10. potęgę gospodarki światowej”. Innym sloganem obecnym w prasie i mediach był zwrot „aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. 4 Poza obraniem korupcyjnych metod na polepszenie sytuacji życiowej i majątkowej, statystyczny Polak nie mógł liczyć na żaden społeczny awans. „W momencie odejścia ekipy Edwarda Gierka w 1980 przeciętny Polak musiał pracować 37 godzin, aby kupić sobie jedną koszulę męską, a przeciętny Japończyk 2 godziny i 3 minuty. Analogiczne wyliczenia z 1980 dotyczyły możliwości zakupu telewizora czarno-białego – wówczas Polak musiał pracować 370 godzin, aby stać go było na zakup tego towaru, a Japończyk 9 godzin i 15 minut”. 5
3 • Jerzy Eisler, Zmarnowana dekada Edwarda Gierka, 2013 https://www.rp.pl/kraj/art16571261 [17.11.2024]
4 • Andrzej Chwalba, Jakub Basista, Tadeusz Czekalski, Jacek Poleski, Krzysztof Stopka: Dzieje Polski. Kalendarium, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2000, s. 787.
5 • Andrzej Chwalba, Jakub Basista, Tadeusz Czekalski, Jacek Poleski, Krzysztof Stopka: Dzieje Polski. Kalendarium, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2000, s. 787.
Sam początek dekady to seria strajków robotniczych, które finalnie przyczyniły się do utworzenia związku zawodowego „Solidarność”. W 1981 komunistyczne władze poczuły się zmuszone do wprowadzenia w Polsce stanu wojennego oraz represji przeciwko zwolennikom i członkom Solidarności. Studenci, których edukacja przypadła na lata 80., żyli więc w ciągłym napięciu między pragnieniem młodzieńczej wolności a represjami ze strony władzy. Nie można zapominać, że trudne warunki życia szczególnie dotykały właśnie ludzi młodych, uczących się, którzy stale borykali się z problemami materialnymi i niedoborem mieszkań. Studenci skupieni byli w przeludnionych akademikach, wieloosobowych pokojach o niewielkim metrażu, o nierzadko krytycznych warunkach sanitarnych. Akademiki miały problemy z utrzymaniem odpowiednich standardów czystości; były też słabo wyposażone w podstawowe udogodnienia.
Niesprzyjające warunki życia stawały się motywacją do toczenia studenckich debat na temat panującej w kraju sytuacji. Odważniejsze grupy studentów ostentacyjnie, jawnie wyrażały swoją niezgodę na taki stan rzeczy. Strajki studenckie były wówczas częścią szerszego ruchu społecznego, który obejmował robotników, inteligencję oraz pozostałe grupy społeczne. Mobilizacja studentów przyczyniła się do zjednoczenia różnych środowisk w walce o prawa obywatelskie, wolności i zmiany systemowe, a wspólne działania sprzyjały wymianie idei i strategii oporu. Studenci odegrali istotną rolę w ruchu „Solidarności”, a wiele strajków studenckich miało na celu wsparcie dla robotników i ich postulatów. Współpraca między nimi i studentami przyczyniła się do wzmocnienia ruchu opozycyjnego oraz wzrostu świadomości społecznej na temat problemów społecznych, takich jak brak demokracji, cenzura czy trudności życiowe obywateli. Dodatkowej względnej niezależności od władzy dostarczał studentom fakt, iż w czasach PRL-u studia stanowiły swoisty azyl przed powołaniem do wojska.
W wyżej opisanych okolicznościami rozkwitała kultura niezależna. Wśród młodzieży i studentów panowała powszechna praktyka poszukiwania inspiracji, źródeł i materiałów z tzw. wydawnictw drugiego obiegu. Młodzi ludzie w obliczu zrozumienia rozbieżności między tym, co promowane w prasie i telewizji a rzeczywistością zaczęli się buntować wobec zastanego stanu rzeczy. Powszechną praktyką ekspresji sprzeciwu stawały się nielegalne koncerty i przedstawienia teatralne. Pomimo piętna cenzury powstawały niezależne zespoły muzyczne, które w swoich tekstach krytykowały rzeczywistość. Dotyczyło to w szczególności muzyki alternatywnej i rocka.
By to wszystko mogło się zadziać w przypadku pilskich artystów, musieli oni pozostać w ścisłej łączności ze swoimi wielkopolskimi kolegami. Droga do Poznania, pełna niewygód i wyzwań, zazwyczaj rozpoczynała się od długiej podróży pociągiem. Tak o pilskich twórcach zmierzających wówczas do Poznania mówi Łukasz Czarny:
Łukasz Czarny:
Dziś pragnę ponownie przybliżyć ten okres, skupiając się na podróży z Piły do Poznania, a zwłaszcza na połączeniach kolejowych, które miały kluczowe znaczenie dla lokalnej twórczości artystycznej. To właśnie tam, do Poznania, zmierzali Pilanie: na czoło tej grupy wysuwa się Henryk Palczewski, „maszynista kolejowy”, który wyjechał na studia na Politechnikę Poznańską. Ten Pilanin to człowiek-instytucja: dziennikarz muzyczny oraz twórca projektów A.R.S i A.R.S 2. Jego lokomotywa napędzała wszelkie awangardowe i alternatywne inicjatywy. W pierwszym wagonie podróżował Andrzej Karpiński, który w 1978 roku, za namową znanego pilskiego malarza Eugeniusza Ćwirleja rozpoczął naukę w liceum plastycznym w Poznaniu. Andrzej to nie tylko lider, ale i założyciel zespołu Reportaż oraz jednego z pierwszych poznańskich zespołów punkowych – Sten.
W kolejnym wagonie, w 1983 roku, podróżowali Łukasz Czarny i Artur Stanilewicz, założyciele zespołów Sedes (pilski) oraz Ręce do Góry. W 1984 roku dołączył do nich Krzysztof „Grabaż” Grabowski, współzałożyciel zespołów Ręce do Góry, Pidżama Porno i Strachy na Lachy. W 1985 na pokładzie znalazł się także Remi Cholewicki, perkusista zespołów Ręce do Góry oraz Krew. W kolejnych wagonach podróżowali inni Pilanie związani z lokalnymi zespołami, tacy jak Beata Kubiak (Ręce do Góry) oraz Witek Oleszak (członek zespołu Krew).
Warto zauważyć, że w tamtych czasach nikt z wymienionych nie posiadał samochodu. Generalnie, w PRL-u młodzi ludzie, zwłaszcza studenci, nie mieli takich możliwości finansowych. W efekcie kolej stała się czymś więcej niż tylko środkiem transportu - to tu kształtowały się ich artystyczne idee i rodziły się twórcze relacje, które miały znaczący wpływ na rozwój kultury alternatywnej w Polsce. Podróż pociągiem osobowym na trasie o długości 96 km trwała dwie i pół godziny. Godziny spędzone w pociągu sprzyjały konwersacjom, nawiązywaniu nowych znajomości oraz inspiracji twórczej. Edukacja w Poznaniu, obok kolorowego życia studenckiego, które nie było wówczas obciążone wyścigiem szczurów, miała dla młodych ludzi zasadnicze znaczenie. Status studenta chronił przed powołaniem do dwuletniej, zasadniczej służby wojskowej, która zaczynała się od złożenia przysięgi na wierność PRL-owi oraz socjalistycznym sojusznikom, w tym ZSRR.
Samych pociągów i wagonów było niewiele , co często prowadziło do braku miejsc nie tylko siedzących, a nawet stojących – w tym ścisku zdarzało się więc, że pasażerowie musieli wsiadać do wagonów przez okna.
Pamiętam, jak podczas podróży na festiwal do Jarocina niektórzy z nas zajmowali miejsca na półkach bagażowych. Z tych kolejowych eskapad zapamiętałem kilka wesołych sytuacji. Wracając z Poznania do Piły, tuż przed przybyciem do miasta, mijaliśmy ówczesne zakłady przemysłu ziemniaczanego, które prowadziły tzw. zrzuty odpadów na pola irygacyjne w pobliżu ulicy Walki Młodych. Tory kolejowe biegły nieopodal, a smród rozwodnionej pulpy ziemniaczanej był wręcz porażający. Tak oto Piła “witała” wszystkich podróżnych przybywających od strony Poznania.
Pociągi relacji Poznań - Piła charakteryzowały się zawsze brudnym wnętrzem. Ich czyszczenie przypadało nierzadko w udziale samym studentom – pracownikom spółdzielni studenckiej, do której należałem również ja. By usunąć zanieczyszczenia, musieli stosować kwas siarkowy i solny. Żółte zacieki na szybach miały kilka lat i mimo użycia silnych roztworów, usunięcie ich było prawie niemożliwe. Ostatecznie, podczas pracy z kwasem solnym poparzyłem sobie rękę i zrezygnowałem z walki o czystość w wagonach PKP. Powstałą bliznę traktuję jako swoistą pamiątkę, przypominającą, że nie zawsze można pokonać „przeciwnika”.
•Pokolenie urodzone w połowie lat 60 tych XX wieku rozpoczynało edukację w latach 70- tych XX wieku. Zdjęcia / skany obrazują lata 70, epokę Edwarda Gierka. Premierem był Piotr Jaroszewicz a I Sekretarzem partii PZPR Edward Gierek. Zależne od Związku Radzieckiego PRL (Polska Rzeczpospolita Ludowa) działało zgodnie z zasadą: „rząd rządzi partia kieruje”. Oznaczało to, że kluczowe stanowiska w ówczesnej Polsce przeznaczone były tylko dla członków PZPR. Ten okres zakończył się załamaniem gospodarczym, olbrzymim zadłużeniem PRL, powstaniem SOLIDARNOŚCI i nowych ruchów społecznych lat 80 tych XX wieku.
Skany obrazują dwie rzeczywistości lat 80 tych. Materiały powielane przez SOLIDARNOŚĆ. Materiały propagandowe ówczesnej władzy PRL Te odezwy np. do rodziców rozwieszane były w blokach na klatkach schodowych. Były przeze mnie zrywane. Część z nich zachowałem na pamiątkę i teraz mogę się nimi podzielić.
KARTKI NA ŻYWNOŚĆ
Dekada Edwarda Gierka zakończyła się katastrofą gospodarczą. Gierkowska polityka gospodarcza opierała się na intensywnym zadłużaniu kraju, szczególnie w latach 70. Kredyty zagraniczne zaciągane były na realizację ambitnych programów industrializacji i modernizacji infrastruktury. W miarę upływu czasu spłata tych kredytów stawała się coraz trudniejsza, co prowadziło do narastających problemów finansowych: zaczęło brakować wszystkiego. Lata 80. XX wieku kojarzą się stąd z kolejkami przed sklepami i kartkami na żywność, które uprawniały do zakupu podstawowych produktów.
Łukasz Czarny:
Podczas studiów mama poprosiła mnie, abym w Poznaniu przed świętami Bożego Narodzenia, na podstawie tych kartek, zakupił mięso. Stałem w długiej kolejce do jednego z osiedlowych sklepów,
znajdującego się niedaleko mojego akademika. Po kilku godzinach oczekiwania w końcu nadeszła moja kolej. Pani sprzedawczyni oświadczyła jednak, że nie może mi nic sprzedać, ponieważ na początku miesiąca nie zarejestrowałem kartek w tym sklepie. Musiałem mieć bardzo zbolałą minę, ponieważ widząc moje „nieszczęście”, postanowiła, że na te kartki sprzeda mi kurczaki. Po kilku godzinach wracałem z tymi kurczakami pociągiem z Poznania do Piły. Jak już wspomniano, pociąg osobowy pokonywał ten dystans w dwie i pół godziny. Często psuło się ogrzewanie – bywało zimno lub strasznie gorąco. Niestety, w moim przypadku trafiłem na ten drugi wariant. Kiedy w końcu dotarłem do domu, kurczaki nie były już pierwszej świeżości. Tylko sobie znanymi metodami moja mama zdołała je „zreanimować” do spożycia. Na szczęście, po tym incydencie, już nie obarczała mnie odpowiedzialnością za zakupy.
WALUTA PRL
BONY TOWAROWE PEKAO
ZAMIAST DOLARÓW
Banknoty PRL-u przedstawiały „bohaterów” tamtych czasów, a bony towarowe PeKaO stanowiły substytut dolarów. Był to wymysł władz, które w ten sposób zamierzały wydobyć od obywateli zachodnią walutę. Za te bony można było nabywać tzw. luksusowe towary w specjalnych sklepach zwanych PEWEX. Za równowartość niemal całej miesięcznej pensji w PRL-u można było tam kupić spodnie marki
PASZPORT, KSIĄŻECZKA WALUTOWA, KARTA PRZEKROCZENIA GRANICY PASZPORT, KSIĄŻECZKA WALUTOWA, KARTA PRZEKROCZENIA GRANICY
W latach 80. funkcjonowały dwa rodzaje paszportów: jeden przeznaczony do krajów socjalistycznych, a drugi – do pozostałych państw. Pierwszy z nich był wydawany osobom, które chciały podróżować do krajów bloku wschodniego, czyli państw socjalistycznych. Paszport ten był stosunkowo łatwy do uzyskania, a wyjazdy do tych krajów były akceptowane przez władze. Drugi typ paszportu był zdecydowanie trudniejszy do zdobycia. Można go było otrzymać tylko w określonych okolicznościach, takich jak wyjazd do krajów kapitalistycznych na zaproszenie rodziny mieszkającej za granicą, zakup wycieczki do takiego kraju w polskim biurze podróży lub inne specjalne uzasadnienia wyjazdu, takie jak misje służbowe czy naukowe. Dzięki tym dwóm rodzajom paszportów władze kontrolowały ruch obywateli, a także ograniczały możliwość swobodnego podróżowania do krajów zachodnich, co było zgodne z ówczesną polityką.
Łukasz Czarny:
W 1988 roku, aby wyruszyć na upragniony Zachód, razem z Arturem Stanilewiczem wykupiliśmy camping w Jugosławii, tranzytem przez RFN. Na tej podstawie wyrobiono nam paszporty, co umożliwiło nam uzyskanie wizy do Niemiec Zachodnich, dokąd chcieliśmy wyjechać do pracy. W tamtych czasach było to niezwykle opłacalne, ponieważ w jeden dzień zarabialiśmy więcej niż nasi rodzice w Polsce przez cały miesiąc. Wielokrotnie podróżowaliśmy do RFN, w tym do Berlina, co dokumentują nasze wizy oraz stemple w paszportach. Niemcy, podobnie jak miasto Berlin, były wówczas podzielone na dwie części. W miejscu, gdzie przekraczaliśmy granicę w Berlinie, znajduje się obecnie muzeum. W tamtych czasach kontrole na granicach były bardzo szczegółowe. Po powrocie do kraju paszport należało zwrócić na milicję; nie można było go trzymać w domu, w szufladzie. Podczas wyjazdu za granicę trzeba było również wypełnić Kartę Statystyczną Przekroczenia Granicy PRL. Dokument ten służył milicji oraz Służbie Bezpieczeństwa do ustalania, którzy Polacy nie wrócili z Zachodu do kraju. W podróży do Europy Zachodniej często trzeba było przejeżdżać przez nieistniejące już kraje, takie jak NRD czy Czechosłowacka Republika Socjalistyczna. Na podstawie książeczki walutowej można było zakupić czeskie korony lub marki NRD. Wówczas nie istniał jeden wspólny pieniądz, a waluty krajów socjalistycznych nie podlegały wymianie w krajach Europy Zachodniej.
PRL MOTORYZACJA
Polska Rzeczpospolita Ludowa (PRL) była krajem o ograniczonych zasobach finansowych, mimo posiadania dużego potencjału ludzkiego. System socjalistyczny nie sprzyjał jednak indywidualizmowi, co wpływało na rozwój branży motoryzacyjnej.
Ambicją Polaków było stworzenie własnego samochodu osobowego, którym stała się
to jednak z zamiłowania do jednośladów, lecz z faktu, że na motocykl w PRL można było łatwiej odłożyć pieniądze, co czyniło go popularnym środkiem transportu, zwłaszcza na wsiach. Polska produkowała własne marki, takie jak Junak, WFM, SHL oraz liczne odmiany WSK. Szczytem marzeń był motocykl produkcji NRD (Niemieckiej Republiki Demokratycznej) marki MZ. Niestety, większość tych modeli, z wyjątkiem Junaka, była wyposażona w prymitywne silniki dwusuwowe, co ograniczało ich osiągi i komfort użytkowania.
PALCZEWSKI
Łukasz Czarny o Henryku Palczewskim w książce „Pokolenie Nadziei”.
HENRYK PALCZEWSKI
O MUZYCE ALTERNATYWNEJ
Temat, o którym rozmawiamy, jest dość rozległy i złożony. W latach 60. i 70. w Polsce, w czasach PRL, zaczęły powstawać wytwórnie muzyczne, co przyczyniło się do pojawienia się płyt. W tym okresie funkcjonowało na scenie kilkanaście popularnych zespołów. Istniały również grupy, które starały się grać ambitniejszą muzykę, można je było jednak policzyć na palcach jednej ręki: warto tu wspomnieć o takich artystach i zespołach jak Ewa Demarczyk, Marek Grechuta i Anawa, Klan, Nurt, SBB, Budka Suflera. Inne formacje, jak na przykład Pesymiści, również próbowały zaistnieć na muzycznej mapie Polski, ale nie miały łatwego zadania, ponieważ często kończyły działalność na jednej płycie. Zespoły, które pragnęły grać ambitniejszą muzykę, jak wspomniana już Budka Suflera, miały na początku obiecujący program dwie pierwsze płyty - Cień Wielkiej Góry (1974) i Przechodniem byłem między wami (1976)) i wydawały interesujące albumy jednak w miarę upływu czasu ich aspiracje artystyczne musiały ustąpić potrzebie zarabiania na życie, co często prowadziło do komercjalizacji twórczości.
W latach 70. młodzież interesowała się głównie zachodnią muzyką rockową. Założenie zespołu w tamtych czasach wiązało się z koniecznością uzyskania zgody na próby i występy, co stanowiło duże wyzwanie. Lata 80. to długi okres, który trudno jednoznacznie opisać, ponieważ sytuacja w Polsce zmieniała się dynamicznie mimo ciągłego trwania socjalizmu. W tym czasie nie istniała jednolita scena muzyczna. Młodzi ludzie próbujący tworzyć coś nowego w obszarze rocka musieli zmagać się z kontrolą zarówno ze strony państwa, jak i różnych służb. Muzycznie był to jednak okres świeżości, oparty na rocku i awangardzie. Czas „Solidarności” przyniósł zmiany, młodzież zaczęła grać i wyrażać swoje opinie. Powstało wiele zespołów, które funkcjonowały niezależnie od władzy. Rozwijały się kluby, grano coraz więcej koncertów, co doprowadziło do powstania ogromnej liczby nowych grup muzycznych. To była prawdziwa burza twórcza, która nabierała impetu mimo różnych trudności, jak wprowadzenie stanu wojennego. Paradoksalnie, był to czas ciekawych wydarzeń. Młodsze pokolenie muzyków, które dorastało w latach 80., miało inny przekaz i wyraz buntu przeciwko systemowi. Muzyka punkowa dominowała, a młodzi artyści wnosili do niej swoją energię i pasję. To oni tworzyli teksty, które były często osadzone w kontekście politycznym, co wzbudzało czasami zazdrość wśród zachodnich muzyków, którzy nie mogli być już tak antysystemowi, bo nie żyli w ustroju socjalistycznym.
W drugiej połowie lat 80. zaczęły powstawać zespoły, które mimo iż nadal zachowywały swój buntowniczy charakter, stawały się dojrzalsze artystyczne. Muzyka przestała być jedynie formą buntu, a zaczęła przybierać nowe, bardziej złożone formy artystyczne. To był czas, w którym nowoczesna i awangardowa sztuka intensywnie się rozwijała, co miało znaczący wpływ na przyszłość polskiej muzyki. W latach 80., kiedy ludzie zaczęli masowo jeździć na festiwal w Jarocinie, powstała nowa kultura kasetowa. Wszyscy nagrywali koncerty na magnetofonach, co przyczyniło się do popularyzacji muzyki alternatywnej.
W Polsce lat 60. i 70. trudno było założyć prywatne studio nagraniowe. Dopiero na początku lat 90. pojawiła się możliwości nagrywania i wydawania muzyki w bardziej niezależny sposób. Z kolei w latach 80. sytuacja muzyków niezależnych na Zachodzie zaczęła się poprawiać, a wytwórnie niezależne zyskiwały na znaczeniu. Osobiście miałem okazję współpracować z różnymi zespołami, nagrywając ich materiał w studiach radiowych. Było to możliwe dzięki znajomościom, które udało mi się nawiązać. Choć nagrania były często realizowane w nieformalnych warunkach, wydałem kilka płyt, które zdobyły uznanie. Próbowałem również założyć własną wytwórnię, co okazało się niełatwym zadaniem. Wiele pomysłów, które miałem, dotyczyło wydawania muzyki oraz pism związanych z kulturą muzyczną. Niestety, uzyskanie zgody na działalność wydawniczą w tamtych czasach było praktycznie niemożliwe.
Moja przygoda z awangardą zaczęła się przypadkowo. Słuchałem różnych zespołów, takich jak Deep Purple czy Genesis, a w świat muzyki alternatywnej wprowadził mnie kolega, który potrzebował dolarów. W zamian za pomoc w zdobyciu waluty dostałem od niego płyty, które całkowicie zmieniły moje postrzeganie muzyki. Odkryłem, że istnieje wiele ciekawych zespołów, a moje wcześniejsze zainteresowania muzyczne okazały się stosunkowo wąskie. Miałem jednak odwagę i chęć do odkrywania. W latach 80., w czasach, gdy dostęp do muzyki był ograniczony, zacząłem jeździć na giełdy płytowe, gdzie znajdowałem nagrania, które mnie fascynowały. To tam odkryłem wiele nieznanych mi zespołów, co otworzyło mi oczy na bogactwo muzyki alternatywnej. Pisałem również do artystów, takich jak np. Chris Cutler, prosząc o płyty. Byłem zaskoczony, że ktoś z tak odległej kultury zainteresował się moim zapytaniem. Zaczęło się od wymiany informacji i płyt, co pozwoliło mi nawiązać kontakty w muzycznym świecie.
Współpraca z muzykami, którzy przychodzili do mnie, pozwoliła im poznać różnorodność gatunków muzycznych, które nie były obecne w mainstreamowej ofercie. Być może dlatego ich brzmienie różniło się od innych zespołów w Polsce. Jeśli chodzi o Piłę, to muszę przyznać, że nie byłem zbyt aktywny w tym środowisku muzycznym. Muzycy naszego miasta przychodzili do mnie, ale ja rzadko ich odwiedzałem. Nie prowadziłem żadnych rozmów ani nie wpływałem na ich działalność. Mimo że istniało tutaj środowisko muzyczne, które koncentrowało się na muzyce punkowej, ja wolałem podzielić się z nimi innymi gatunkami muzycznymi, głównie awangardą. Współpraca z gazetą „Razem” pozwoliła mi na publikację artykułów, w których wyrażałem swoje zdanie na temat muzyki. Choć nie miałem żadnych szczególnych ambicji, to przypadkowo stałem się częścią tej sceny. Podczas mojej drogi muzycznej zyskałem pewne uznanie w Polsce, zwłaszcza w lokalnych kręgach. Współpraca z innymi artystami i uczestnictwo w festiwalach pozwoliły mi nawiązać wiele ciekawych kontaktów. Wydawane przeze mnie materiały dotyczyły głównie spraw muzycznych, a nie politycznych, ponieważ koncentrowałem się na zespołach i ich wartości muzycznej, patrząc na to z szerszej perspektywy kulturowej. Niemniej jednak każda publikacja wiązała się z ryzykiem, że mogłem napisać coś, co zostanie uznane za nieodpowiednie. Młode zespoły miały często teksty agresywne wobec socjalizmu, co w obliczu silnej cenzury stawało się problematyczne. Działalność promocyjna szeroko rozumianej awangardy nie ograniczała się tylko do popierania działalności zespołów Reportaż,Krew,Ręce do Góry ale obejmowała promowanie muzyki światowej w Polsce. Prowadzona ona była poprzez wydawanie nielegalnych wówczas zinów odbijanych na ksero. I tak w latach 1983 – 1986 wydałem 15 numerów „PZ”, w 1986 roku cztery numery „Gazetki”. W 1988 roku, a więc kiedy „socjalizm topniał”, udało mi się za drugim podejściem zarejestrować legalna firmę „ARS”2 - Henryk Palczewski, której zakres działalności stanowiło m.in. wydawanie pisemka, publikację nagrań i handel płytami. Zaowocowało to powstaniem pisemka „Informator „ARS”2”. I w latach 1988 – 2011 wydałem 51 numerów. Natomiast co do nagrań na kasetach zacząłem je realizować i publikować w 1984 roku a więc jeszcze bez oficjalnej zgody. Do 1988 roku wydałem siedem kaset firmowanych nazwą wydawnictwa „A.R.S”, a potem do 1992 roku dziewięć kaset wydanych już oficjalnie przez „ARS”2.
ZANIM POWSTAŁ REPORTAŻ ...
Z E SPÓŁ
W Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Poznaniu od 1978 r. działały dwa, szkolne zespoły rockowe: KSR (Korpus Szybkiego Reagowania) (09.1978-09.1980) w składzie: Grzegorz Grześkowiak – gitara, Jędrzej Grunt – gitara, Zdzisław Krause – gitara (spoza PLSP), Leszek Kna ewski – perkusja, Mariusz Włodarkiewicz – gitara basowa oraz o trzy lata młodszy zespół 17-latków: KRES (09.1980-04.1981) w składzie: Andrzej Karpiński – gitara, Piotr Łakomy – gitara basowa i Janusz Kna ewski – perkusja (spoza PLSP).
Andrzej Karpiński i Piotr Łakomy, 01.09.1979 r. Poznań, ul. Junikowska 33, Liceum Plastyczne, klasa 2 - ciągłe rozmowy o muzyce 16-letnich plastyków.
Koncerty i próby zespołu KRES w Liceum Plastycznym były nagrywane przez jeden mikrofon na magnetofon szpulowy ZK-146. Szkolna perkusja Polmuz nie była nagłośniona. Gitara była podłączona do szkolnego wzmacniacza z kolumną Eltra Gran ZN-30, a gitara basowa do wypożyczonego z pobliskiego technikum Elektromontaż wzmacniacza Eltron 100 z dwiema kolumnami.
Korektą nagłośnienia i nagraniem zajmowali się obecni na próbach i koncertach Maciej Niepoń i Zdzisław Krause – późniejszy gitarzysta STEN. Pierwszy koncert KRES odbył się 26.02.1981 r. w Liceum Plastycznym przy ul. Junikowskiej 33 w Poznaniu w składzie: Andrzej Karpiński – gitara De l Jola 22
Piotr Łakomy – bas De l Baston
Janusz Kna ewski – perkusja Polmuz
Drugi koncert KRES odbył się 25.04.1981 r. w Miejskim Domu Kultury w Grodzisku Wlkp. w składzie:
Andrzej Karpiński – gitara Bednarek Custom, Wah Fuzz PUE
Piotr Łakomy – bas De l Baston
Robert Łakomy – perkusja Polmuz
Koncert zorganizował szkolny kolega Ireneusz Rzadkiewicz. KRES opuścił
Janusz Kna ewski, którego na jeden koncert zastąpił Robert Łakomy spoza
PLSP (zbieżność nazwisk). W Grodzisku, podobnie jak w PLSP, pojawiły się utwory inspirowane muzyką szkolnego KSR. Zespół KSR rozwiązał się, a Zdzisław Krause „Dzidek” i Mariusz Włodarkiewicz szukali perkusisty do nowego zespołu. Propozycję otrzymał Andrzej Karpiński, któremu Dzidek pożyczył „na zachętę” do Grodziska Wlkp. swoją nową gitarę i Wah-Fuzz produkcji PUE Łódź. Był to instrument wykonany na zamówienie przez rmę „Bednarek Custom” z Łodzi, za który zapłacił ówczesne 20 000 zł. Podczas powrotu pociągiem do Poznania zespołowi skradziono na dworcu PKP torbę ze statywami i nowymi spodniami Piotra. Andrzej Karpiński zgodził się na grę na perkusji w nowym zespole Dzidka i Mariusza, pod warunkiem włączenia Piotra na bas. Robert Łakomy sprzedał Andrzejowi za 500 zł duży, czarny bęben z naciągiem skórzanym. Andrzej sprzedał swoją gitarę De l Jola 2 za 4000 zł, a za 15 000 zł kupił używaną, pierwszą perkusję Szpaderski. Mariusz Włodarkiewicz odstąpił Piotrowi w nowym zespole funkcję basisty i został wokalistą. Pierwsze próby odbywały się u Mariusza w domu, na poznańskim Górczynie. Zespół już na pierwszej próbie przyjął nazwę STEN.
Koncerty KRES:
1981.04.25 – Miejski Dom Kultury, Grodzisk Wielkopolski
1981.02.26 – Liceum Plastyczne, Poznań
ZANIM POWSTAŁ REPORTAŻ
Z E SPÓŁ
Punkrockowy zespół STEN powstał w kwietniu 1981 r. w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Poznaniu w składzie:
Zdzisław Krause (gitara), Mariusz Włodarkiewicz (śpiew), Andrzej Karpiński (perkusja, gitara) i Piotr Łakomy (bas). W maju 1981 r., po rozwiązaniu duetu Rasa, do zespołu dołączył drugi perkusista Leszek Kna ewski. STEN był już wtedy po trzech koncertach i miał już stały repertuar. Był to pierwszy w Poznaniu i jeden z pierwszych w Polsce regularnie występujących, w pełni punk rockowych zespołów z rozpoznawalnym wizualnie stylem oraz brzmieniem i tekstami. Organizacją koncertów i promocją zajmował się Krzysztof Wodniczak. Zespół działał w okresie od kwietnia do września 1981 r.
Pierwsze próby STEN odbywały się na poznańskim Górczynie, w domu wokalisty Mariusza Włodarkiewicza. Zespół już na pierwszej próbie przyjął nazwę STEN. Dzidek (Zdzisław Krause) student Akademii Rolniczej, załatwił w miesteczku studenckim uczelni stałą siedzibę zespołu, najpierw w klubie Piekłoraj, a potem w klubie Nurt przy ul. Dożynkowej 9 w Poznaniu. Zorganizował także trzy, pierwsze koncerty. Po przeprowadzeniu się Zdzisława Krause do Niemiec we wrześniu 1981 r. STEN przekształcił się w nowofalowy zespół SOC.
Czwarty i najważniejszy koncert zespołu STEN odbył się 05.06.1981 r. w kinie
Kosmos przy ul. Dożynkowej 9 w Poznaniu w składzie:
Mariusz Włodarkiewicz – śpiew, teksty
Zdzisław Krause (Dzidek) – gitara Bednarek Custom, Wah Fuzz PUE
Piotr Łakomy – bas De l Baston
Andrzej Karpiński – perkusja Szpaderski
Leszek Kna ewski – perkusja Polmuz
Koncert zespołu STEN w kinie Kosmos został nagrany na magnetofon Marzeny Karpińskiej (Kaczmarek) Grundig MK235. Nagłośnieniem zajmował się
Andrzej Bergandy, mąż licealnej profesor od francuskiego. Użyty sprzęt na scenie: Vermona Regent 600H, Unitra Eltra Eltron 60, mikrofony AKG D190,
Beyerdynamic M69, Dynacord Electro Voice, Tonsil Unitra MDU39 i poza
Trzy dni po poznańskim koncercie STEN wystąpił na festiwalu Nowa Fala na Odrze we Wrocławiu razem z gospodarzami Klaus Mit oh oraz Kryzys, Poland, Kanał, Brain Control, Zygzak, Phantom, Transit, Dexacolport. Organizatorami festiwalu było dwóch studentów wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych Marek Puchała i Andrzej Rogowski. Festiwal początkowo miał odbyć się w maju, ale z powodu śmierci Prymasa Polski kardynała Stefana
Wyszyńskiego i żałoby narodowej, imprezę przeniesiono na czerwiec.
wszystkie koncerty STEN:
1981.06.13 – Zlot Studentów, koncert plenerowy, Sława Śląska, organizator – Krzysztof Wodniczak
1981.06.07 – klub Greka, Wrocław, festiwal Nowa Fala na Odrze
1981.06.05 – kino Kosmos, Poznań
1981.05.22 – klub Od Nowa, Poznań, Przegląd Zespołów Studenckich
1981.05.15 – klub Piekłoraj, Poznań
1981.05.08 – klub Sęk DS 1, Juwenalia Poznań
ZANIM POWSTAŁ REPORTAŻ
Z E SPÓŁ
Po odejściu od zespołu wokalisty Mariusza Włodarkiewicza i gitarzysty Zdzisława Krause (Dzidka) STEN przekształcił się w ciągu trzech miesięcy w nowofalowy SOC. Podążając za zachodnimi trendami muzyka SOC nabrała nowofalowego charakteru. Gitarę elektryczną zastapiono klawiszami i próbowano inaczej śpiewać. Było potrzebne więcej prób i instrument klawiszowy. Zbliżał się koncert z Šarlo Akrobata, a zespół nie zdążył się przeorganizować. SOC grał repertuar STEN i kilka nowych utworów jeszcze z gitarą, na której Dzidka zastąpił Andrzej Karpiński. Zespół pożyczał używaną perkusję Szpaderskiego, na której grał Janusz Kna ewski. Był to okres przejściowy dla zespołu, dlatego na plakatach widniały jednocześnie dwie nazwy; STEN i SOC. Zespół Šarlo Akrobata w składzie Ivan Vdovic (dr, voc), Dusan Kojic (bg, voc)), Milan Mladenovic (g, voc) już podczas krótkiej próby zrobił na zespole SOC wrażenie. Byli po koncertach w Zagrzebiu i po nagraniu pierwszego LP. Piotr Łakomy grał koncert w kinie Kosmos na basie Rickenbacker Dusana Kojica, a Andrzej Karpiński na podróbce Gibsona pożyczonej od zespołu Turbo, który w pomieszczeniu za ekranem kinowym, miał regularne próby. Koncert zespołu SOC w kinie Kosmos został nagrany na magnetofon kasetowy bezpośrednio z miksera. Nagłośnieniem zajmował się akustyk Šarlo Akrobata. Użyty sprzęt na scenie: Fender Bassman 70 z głośnikiem sub-basowym, Fender Twin Reverb, mikrofony AKG D190, Beyerdynamic M69, Dynacord Electro Voice, Tonsil Unitra MDU39 i poza sceną: Peavey XR600, FH-1, C-700, 115BW Continental.
Ze wspomnień Andrzeja Karpińskiego:
[[ Nastroje w obydwóch zespołach były słabe z powodu napięć politycznych i destabilizacji struktury naszych krajów. Rozpadała się Jugosławia, a u nas zbliżał się stan wojenny. W maju ma miejsce zamach na papieża Jana Pawła II, a dwa tygodnie później umiera Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński. Galopuje reglamentacja towarów, pojawiają się kartki i ogromny wzrost cen żywności. Wprowadzono cenzurę mediów i kultury. Trwają fale strajków w całej Polsce i krwawe ich tłumienie przez SB. W dniu koncertu SOC, PZPR powołuje Jaruzelskiego na tzw. premiera, który co chwilę jeździ do Moskwy po wytyczne. Do strajków dołączają wszystkie uczelnie w Polsce. Rozpoczynają się masowe aresztowania i internowania członków Solidarności. Mimo zajętych sobą 18-latków i ocenzurowanych mediów, powyższe wydarzenia docierają do muzyków SOC, zapowiadając mroczną przyszłość lub jej brak. W takich warunkach działał KRES, STEN i SOC oraz inne, polskie grupy punk i new wave, a naszym wspólnym wrogiem był komunizm, który zatruł nam młodość!
Byliśmy już po koncertach z jugosłowiańską grupą Šarlo Akrobata. Dowiedzieliśmy się, że 13 listopada w Toruniu, ma odbyć się kolejny przegląd grup nowofalowych. Chcieliśmy przygotować utwory bardziej nowofalowe niż punkowe i koniecznie bez gitary elektrycznej. Bardzo skontrastowane i czasami konwulsyjne rytmicznie. Ktoś z otoczenia wysłał do organizatorów kasetę magnetofonową z naszymi nagraniami. Na tej podstawie oraz z faktu występu z Šarlo Akrobata zaproszono nas na ten festiwal. Zespół SOC był w trakcie przebudowy i poszukiwania nowej, post punkowej koncepcji. Dwa miesiące wcześniej dowiedzieliśmy się, że nasz gitarzysta Dzidek wyjechał już na stałe do Niemiec.
Dlatego STEN bez jego gitary musiał się przeobrazić w coś zupenie innego.
Instrumentalnie powstała więc dziwna sytuacja, gdyż w SOC było teraz trzech perkusistów (bracia Kna ewscy i ja) , a zespół nie miał… perkusisty.
Do Torunia przygotowaliśmy kilka utworów, ale nie zdążyliśmy ich dopracować. Nie byliśmy też przyzwyczajeni do muzyki bez gitary elektrycznej. To miał być nasz pierwszy koncert z ledwie słyszalnymi klawiszami Żaczek odkupionymi od Krzysztofa Rybarczyka z zespołu Wielka Łódź oraz z popularną wtedy ruską mini klawiaturą Faemi. Obydwa monofoniczne instrumenty (czyli bez możliwości zagrania akordu) nie miały wyjścia na wzmacniacz, więc nagłaśniałem je przykładając mikrofon do wewnętrznego głośniczka. Piotr grał na nowym, czeskim basie Jolana, dla kontrastu przez fuzz gitarowy. Gospodarzem festiwalu był zespół Republika. Oprócz SOC i Republiki występowały tam zespoły: Brygada Kryzys, Brak, Oddech Szczura, Ultra olet, Transit, Novelty Poland, Opozycja, Rejestracja, Ostatnia Porcja, Električni Orgazam (Jugosławia) i Spaces (USA). Po naszym, 20. minutowym koncercie, z którego nie byliśmy zadowoleni, wystąpiła Republika Był to promocyjny koncert tego zespołu. Gdy schodziliśmy ze sceny, na którą wchodził zespół Republika, śp. Grzegorz Ciechowski zabierając mikrofon Leszkowi Kna ewskiemu, powiedział do publiczności „…a teraz będzie prawdziwa sztuka”. Ani naszego koncertu, ani innych wykonawców nie zarejestrowano z miksera. Pozostało tylko przegłośnione nagranie na kaseciaka z widowni, mające raczej wartość dokumentalną. Poczuliśmy niechęć do występowania na jakichkolwiek festiwalach szczególnie, gdy gospodarzem miał być lokalny zespół.]]
skład SOC:
Andrzej Karpiński – gitara podróbka Gibson, organy Żaczek Unitra, mini klawiatura Faemi, Wah Fuzz PUE
Piotr Łakomy – bas Rickenbacker, Jolana, Wah-Fuzz prod. PUE
Leszek Kna ewski – śpiew, teksty
Jan Kna ewski – perkusja Szpaderski
wszystkie koncerty SOC:
1981.11.13 – klub Od Nowa, Toruń, II Przegląd Zespołów Nowofalowych
1981.10.18 – kino Kosmos, Poznań, koncert z jugosłowiańskim Šarlo Akrobata
Ze wspomnień Andrzeja Karpińskiego ciąg dalszy:
[[ Do Poznania wróciliśmy w słabym nastroju i nieco skłóceni. Był to nasz ostatni koncert związany z muzyką punk i new wave, gatunkami, z którymi nie chciałem mieć już nic do czynienia. Miesiąc później, 13 grudnia 1981r. wprowadzono na terenie całej Polski… stan wojenny!!! Zimnym pociągiem wróciłem do rodzinnej, zaśnieżonej Piły, gdzie wcześniej uczyłem się w szkole muzycznej gry na fortepianie. Podczas przymusowego, kilkumiesięcznego pobytu w Pile poznałem Henryka Palczewskiego i rockową muzykę awangardową związaną z wytwórnią Recommended Records. Z tej inspiracji zrealizowałem w domu na preparowanym pianinie i dwuścieżkowym magnetofonie nagrania nowych utworów solowych. Rozpoczęła się fascynacja rockową muzyką awangardową. Zespół SOC rozwiązał się. Leszek Kna ewski przeniósł zainteresowania muzyczne do twórczości konceptualnej i performance. Po powrocie do Poznania, wraz z Piotrem Łakomym i moją przyszłą żoną Marzeną, założyliśmy najpierw nowofalowy, a potem eksperymentalny zespół awangardy rockowej REPORTAŻ. ]]
REPORTAŻ - wrzesień 1987 r. CYNKOPA (nazwa z połączenia słów: cynk i synkopa) talerz perkusyjny własnego pomysłu, wykonany i używany do końca działalności muzycznej przez Andrzeja Karpińskiego. Średnica 90 cm, blacha cynkowa, gra ka pędzlem, oczy postaci to luźne nity. Całość brzmiąca bardzo przerażająco. Obiekt ten był wystawiany przez pół roku 2024 w Muzeum Narodowym w Poznaniu podczas wystawy pt. Ultraawangarda. Koło Klipsa i poznański underground lat 80. XX wieku.
tworzący w latach 1982 - 2018 w następujących odsłonach:
Reportaż
Piedestał Łosoś
Witraż pierwszy
Witraż drugi
Domator
Muzyka potrzebna
Prosimy nie powtarzać
W oczekiwaniu na to samo
Prawo ciążenia
W górę rzeki
Gulasz z serc
Muzyka do tańca
Obuch na jednego
Reportaż z fabryki
Pogady
Krzesło eklektyczne
Bezsensory
Pogofonic
Emotikony i piktogramy
Operacja media
Głos z Wielkopolski czyli domowy wyrób kiełbas
Suplementony
News from dom
Intonarumori: ieri ed Oggi
oraz: muzyka improwizowana
lmowa
teatralna do słuchowisk radiowych
Z E SPÓŁ
Grupa tworząca zaangażowaną społecznie muzykę eksperymentalną i improwizowaną zaliczaną do rocka awangardowego powstała w 1982 r. w Poznańskim Liceum Sztuk Plastycznych po rozwiązaniu punk rockowej grupy STEN i nowofalowej grupy SOC. Występowała najpierw jako trio w składzie Andrzej Karpiński, Piotr Łakomy, Marzena Kaczmarek (po mężu Karpińska). Rok później do grupy dołączył Jacek Hałas. Autorem tekstów i większości kompozycji był Andrzej Karpiński, a opiekunem grupy Henryk Palczewski z ARS2. Atmosferę koncertów tworzyła scenogra a, monologi i własnoręcznie malowane obrazy. Teksty skupiały się na relacjach społecznych, polityce i stanowiły podstawę projektu. Muzyka była przestrzenią do reporterskiego przekazu. Muzyka Reportażu została wydana na wielu kasetach, winylach i CD niezależnych wydawnictw z Polski, USA, Belgii, Francji i Włoch m.in. płyta długogrająca Up the River Recommended Records 1988, Reportaż Tonpress 1987 lub Intonarumori: ieri ed oggi ReR Megacorp 2020. Promocją grupy zajmował się Henryk Palczewski, Chris Cutler i Guigou Chenevier.
REPORTAŻ współpracował z najpoważniejszymi wydawnictwami niezależnej sceny rockowej (ReR Megacorp, Cuneiform Records, Inoui Productions, ARS2), koncertował na wielu festiwalach np. Marchewka'87 obok znanych artystów (The Wooden Birds, David Thomas, Chris Cutler, The Ex, Test Dept, Minimal Compact, Kempec Dolores, Familija Radio Varsawa, Pociąg Towarowy). Już w 1984 r. zespół odbył trasę koncertową ze Skeleton Crew (Fred Frith, Tom Cora). Grupa uczestniczyła w sesjach nagraniowych muzyki Lecha Jankowskiego do lmów braci Quay (np. Instytut Benjamenta), współpracowała z Polskim Radiem (muzyka dla teatru, słuchowisk i reportaży radiowych).
Od 2002 r. Andrzej Karpiński kontynuował działalność zespołu jako REPORTAŻ solo. Nagrał i wydał swoje reportaże na płytach CD: Gulasz z serc i Muzyka do tańca (materiał dla Polskiego Teatru Tańca 2003). Projekty te prezentował na festiwalach muzycznych, teatralnych i lmowych (Malta, Era Nowe Horyzonty, Zdaerzenia 2003/2004). Prowadził serię 20. koncertów na puszkach po farbach (Automechanika, Frankfurt nad Menem, 2004) a z francuskim gitarzystą Nicolasem Chatenoud tworzył w 2005 r. projekt Pogofonic, z którym koncertował w kraju i za granicą (m.in. na Gare aux Oreilles w Avignon/Coustellet, 2007). Od 2004 r. REPORTAŻ stanowił duet Andrzeja Karpińskiego najpierw z kontrabasistą Bogdanem Mizerskim a potem z pianistą i operatorem urządzeń analogowych Witoldem Oleszakiem, z którym nagrał płytę CD Bezsensory (ARS2, 2005). Duet koncertował też z wirtuozem liry korbowej Pascalem Lefeuvre (2004), Fredem Frithem (2006) i z Chrisem Cutlerem (2008). W 2010 r. skład zespołu powrócił niemal do punktu wyjścia. W duecie z Marzeną Karpińską lub solo REPORTAŻ rozpoczął serię eksperymentów na słowo, głos i perkusję.
SKŁAD:
Andrzej Karpiński – perkusja, instrumenty klawiszowe, mandolina, procesory efektowe, śpiew, teksty, rysunki, scenogra a (1982–2018)
Piotr Łakomy – gitara basowa, dzwonki, śpiew, rysunki (1982–1988)
Nicolas Chatenoud – gitara, gitara basowa, śpiew (2005–2010)
Chris Cutler – perkusja, procesory efektowe, (2008–2010)
Roman Rauhut – gitara, (2008)
PRACA POZA SCENĄ:
Henryk Palczewski – organizacja koncertów, nagrań, marketing w kraju i za granicą (1982–1990), (2000-2018)
Cezary Ostrowski – organizacja koncertów i nagrań (1982–1984), tłumaczenie tekstów (2003)
Krzysztof Żukowski – tłumaczenie tekstów, organizacja koncertów, nagrań, marketing w kraju i za granicą (2005-2018)
POCZĄTKI 1981–1982, ze wspomnień Andrzeja Karpińskiego: [[ Trwa stan wojenny, komuniści szaleją, w całym kraju manifestacje i strajki. W październiku 1982 roku zdelegalizowano dziesięciomilionową! Solidarność, zachód nakłada na PRL kolejne sankcje. W Rzymie kanonizacja św. Maksymiliana Kolbe. ZSRR napada na Afganistan, USA instaluje się w kosmosie, a żydzi w Palestynie. W Hiszpanii mistrzostwa świata w piłce nożnej. W Polsce latem młodzież zostaje przekierowana z ulicy na festiwal w Jarocinie, gdzie działa cenzura tekstów, a zespoły muszą się kwali kować i być zatwierdzane przez “komisję konkursową”. Z biegiem czasu festiwal z eklektycznego przekształca się w punkowy, aż do komercyjnego. Nigdy nie chcieliśmy tam zagrać.
Większość prób nowej grupy odbywało się w mieszkaniu Piotra Łakomego w Poznaniu. To tutaj, przy dużej cierpliwości domowników, powstały pierwsze kompozycje zespołu. Muzyka była prosta, ascetyczna w formie, głównie na bas i perkusję. Kolejnego dnia, w szkole, sprawdzaliśmy na jedynym, dostępnym pianinie w klasie od języka francuskiego jak brzmiałoby to z pianinem. No i brzmiało lepiej, lecz używanie pianina podczas prób było wtedy marzeniem... W końcu poprosiliśmy Marzenę, koleżankę z klasy i moją dziewczynę, aby przyjeżdżała na próby. Akompaniowała nam prostymi motywami dośpiewując chórki, używając radzieckiej mini klawiatury Faemi pozostałej jeszcze z SOC.
Mieliśmy 19 lat oraz za sobą muzykę punkową i nowofalową. Chcieliśmy koniecznie grać bez gitary elektrycznej i coś nowego, nieznanego. Pobrzmiewały u nas fascynacje niemieckim zespołem DAF. Powoli poznawaliśmy muzykę z ARS2 i Recommended Records. Pierwsze, dwa miesiące działalności spędziliśmy na próbach w poznańskim klubie Wawrzynek. W grudniu 1982 roku w klubie Nurt ukończono remont kapitalny. Ściany wyłożono wykładziną, dodano elementy dekoracyjne, zakupiono zachodni sprzęt. Rozpoczęły się próby zespołów; Mr Zoob, Super Duo, Wielka Łódź, Żuki. A my? ...nieformalnym wymogiem było studiowanie na Akademii Rolniczej. Dzidek z zespołu STEN ten warunek spełniał, a Reportaż był postrzegany jako jego kontynuacja. ]]
PIERWSZY SKŁAD 1982–1985
Zespół powstał w listopadzie 1982 w Poznańskim Liceum Sztuk Plastycznych. Pierwszy koncert REPORTAŻ odbył się w poznańskim klubie „Nurt” (21 grudnia 1982) podczas „1 Festiwalu Muzyki Nowofalowej” wraz z zaprzyjaźnioną grupą „Radio Warszawa”. Przygotowania do występu trwały bardzo krótko. Muzycy odcinali się od punk rockowego rodowodu, próbując w nowym projekcie muzycznym inaczej wykorzystać elementy New Wave i punk. W początkowym okresie REPORTAŻ był pod wpływem „Devo”, „B-52`s”, „Public Image Ltd”
Grupę założył perkusista i wokalista Andrzej Karpiński. Do współpracy zaprosił szkolnego kolegę basistę Piotra Łakomego, z którym przedtem grał w punk rockowym zespole Sten i nowofalowym zespole SOC, oraz Marzenę Kaczmarek również szkolną koleżankę, a potem żonę, obsługującą miniaturową klawiaturę produkcji radzieckiej. Po kilku miesiącach prób do grupy dołączył kolejny plastyk Jacek Hałas, który grał na mini klawiaturze, a później na fortepianie. REPORTAŻ, jako kwartet (7 stycznia 1983), dał koncert „Piedestał” na „2 Festiwalu Muzyki
Nowofalowej” w poznańskim „Nurcie”. Program z tego koncertu zespół (13 lutego 1983) nagrał w Akademickim radiu Winogrady, którego studio mieściło się obok klubu Nurt.
Pierwszy tekst REPORTAŻ, autor: Andrzej Karpiński 30 listopada 1981 r.
ELEKTRYCZNE MIASTO W zakonserwowanym elektrycznym mieście komputery mówią ludzie jeszcze żyją. Nowy ludzki system jest kontrolowany autem na baterię zdalnie sterowanym Amputujesz uszy nogi, ręce, głowę, i zakładasz obce części zapasowe Telefoniczny aparat miejscowy, poprawi ci nieco stan nansowy, kilka uderzeń według własnej inwencji, da ci pewność na codzień, że masz
źródło pieniędzy, dzy dzy, dzyń, dzyń
Pierwszy plakat koncertowy REPORTAŻ, autor: Andrzej Karpiński, 11 grudnia 1982 r.
Marzena Kaczmarek opuściła grupę i (21 lutego 1983) trio wystąpiło z programem Łosoś w Poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych, klub Dno w Galerii AT. Był to zaledwie szósty koncert zespołu, a zarazem pierwszy z wyraźnie opracowaną, własną formułą występu, która później była mody kowana wraz z rozwojem muzyki. Muzycy tworzyli pod wpływem Residents, Zamla Mamas Mamma, Cabaret Voltaire i This Heat. W tym okresie REPORTAŻ grał muzykę w formie kilkuminutowych utworów rockowych o niebanalnych tematach, mocno uwypuklonych napięciach emocjonalnych i ekspresyjnej kolorystyce. Każdy koncert był starannie przygotowywany i stanowił zarówno pod względem muzyki, jak i inscenizacji jednorazowe wydarzenie artystyczne,. Koncerty nie były powtarzane, miały osobny tytuł. Specjalna scenogra a miała na celu zaakcentowanie atmosfery koncertu, a prezentowane na scenie obrazy ilustrowały poszczególne kompozycje. Namalowane przez członków zespołu ilustracje, stanowiły specy czny komentarz do utworów. Wszyscy członkowie zespołu byli wtedy uczniami jednej klasy poznańskiego Liceum Plastycznego. Miało to ogromny wpływ na ówczesny styl muzyki REPORTAŻ oraz na wygląd sceny.
OBRZĘD
Nastąpi rozczepienie ciał, niektórych...
Tych co cie narażą, tych co sie narażą!
Nastąpi rozłączenie par, niektórych...
Tych co cie narażą, tych co sie narażą!
Andrzej Karpiński 15 lutego 1983 r.
R2
Leżę przypadkiem dookoła Gardząc snem amatora, Wędruję szlakiem zwycięstwa
Wyjdę przez gardlo z brzucha
Popłyńmy kanałem jeziora
Kropi wiązanka zaspana
Słysząc jabłka pod piecem
Robię bo jestem mała
Wypompuj powietrze z kamieni
Plączą się nogi pająkom Jaki piękny dzień!
A słodki odrzutowiec łazi po wierzchu
Muzycy tworzyli i prezentowali kolejne programy koncertowe. (4 czerwca 1983)
Witraż 1 na Festiwalu Zespołów Nowofalowych w klubie Od Nowa w Toruniu, Witraż 2 zaprezentowany w warszawskiej Rivierze-Remont na festiwalu Hot Rock (15 lipca 1983), lub Domator w poznańskim klubie Nurt (29 listopada 1983).
Koncert Domator odbywał się przy włączonym odbiorniku telewizyjnym, zwróconym w kierunku publiczności. Na scenie, w fotelu bujanym, siedział w pidżamie przyjaciel muzyków (Wojciech Woziński) i czytał prasę. W miarę upływu czasu kompozycje REPORTAŻ przybierały coraz bardziej rozbudowane formy. Pojawiły się elementy impresjonistyczne i ilustracyjne. Zespół wykorzystywał inne gatunki, jak jazz, muzyka poważna, muzyka konkretna, ludowa, elementy kiczu. Zastosowane były one jako symbole, przewrotnie zaadaptowane nabierały innego wymiaru percepcyjnego.
REPORTAŻ unikał festiwali, koncentrował bardzo rzadko, preferował koncerty indywidualne. Powstawały kolejne programy, np. Muzyka Potrzebna (24-25 września 1984) z amerykańskim duetem awangardy rockowej Skeleton Crew (Fred Frith i Tom Cora). (13 luteg0 1985) w poznańskim Nurcie zaprezentowano koncert Prosimy nie Powtarzać. Scena wraz z su tem i podłogą były wyklejone ówczesną gazetą Rzeczywistość, a pomiędzy muzykami i słuchaczami zawieszona była na szubienicy styropianowa makieta papugi ponad metrowej wielkości. Utwory i teksty niosły komentarze na temat relacji społecznych i polityki. W tym okresie REPORTAŻ nawiązał współpracę z londyńską Recommended Records i Chris Cutler umieścił trzy utwory grupy w kwartalniku literacko-muzyczno-plastycznym w postaci LP i wydawnictwa Recommended Records Quarterly Vol. 1, nr 2 obok muzyków: Fred Frith, Chris Cutler, Dagmar Krause, Tom Cora, Duck and Cover, David Thomas (listopad 1985). Był to najdojrzalszy skład Reportażu, złożony wyłącznie z plastyków. REPORTAŻ był wtedy pod wpływem muzyki grup; Henry Cow, Cassiber, Art Bears.
DRUGI SKŁAD 1985–1990
(29 kwietnia 1985) zaszła gruntowna zmiana składu i idąca za nią zmiana instrumentarium. Od zespołu odszedł Jacek Hałas, a jego miejsce zajęło trzech muzyków. Dwóch z eksperymentalnej grupy Happening, studenci Akademii Muzycznej z Poznania: Paweł Paluch (fagot, et, ksylofon), Arnold Dąbrowski (fortepian, syntezator, śpiew), oraz wiolonczelista Krzysztof Fajfer. Ten ostatni nie grał jednak długo. (17 października 1985) na koncercie „W oczekiwaniu na to samo” w klubie Nurt w Poznaniu, oraz (7 grudnia 1985) w pilskim WDK na festiwalu Rock Out REPORTAŻ wystąpił jako kwartet i w takim składzie grał do 1988 r. Koncepcja muzyki nie zmieniła się. Był to rozbudowany rock, zmierzający w stronę awangardy. Rozszerzone instrumentarium zezwalało na bogate aranżacje o rozleglej kolorystyce. Istotną zmianą formy było wprowadzenie zespołowych improwizacji. Podczas koncertów nastąpiło spotkanie intelektualnego, świadomego przygotowania koncepcji z jej żywiołową, ekspresyjną formą.
Aranżowane utwory stały się punktami spinającymi kolektywne improwizacje, a zarazem tematami wyjściowymi. Muzyka nabrała charakteru totalnego rocka. Wymagała ona od słuchacza maksymalnego skupienia podczas całego koncertu. Wystrój sceny zmieniono i odtąd tuż nad głowami muzyków zwisała jedynie mała żarówka, podczas gdy cała scena tonęła w mroku. Elementem plastycznym były ruchy postaci muzyków podczas gry, jakby materialnym urzeczywistnieniem dźwięków.
W drugiej połowie lat 80. na temat REPORTAŻU nadal ukazywało się wiele informacji głównie w prasie zagranicznej. Polscy dziennikarze mając kłopoty z odniesieniem się do tej muzyki lub z porównaniami, w ogóle rezygnowali z rezencowania. W Polsce cokolwiek pisano o zespole dopiero gdy ukazywała się jakaś notka lub nowa kaseta wydana na zachodzie.
Prezentując taką właśnie formę koncertów zespół wystąpił na warszawskich festiwalach Rock Front, Marchewka, oraz Kontrola i Poza Kontrolą (1986–1987) z programem Prawo Ciążenia oraz z muzyką improwizowaną. REPORTAŻ został zaproszony do sesji nagraniowych muzyki Lecha Jankowskiego (ścieżki dźwiękowe do lmów Braci Quay). Grupa zagrała koncert zamknięty dla Braci Quay w klubie Pod Lipami w Poznaniu (16 października 1987) oraz nagrała muzykę do wielu audycji i słuchowisk radiowych, np. w reżyserii Waldemara Modestowicza. Muzyka grupy była wykorzystywana w spektaklach teatralnych i lmach dokumentalnych. W (1987) z zespołu odszedł basista Piotr Łakomy i grupa jako trio kontynuowała działalność. Do listy grup wpływających w tym czasie na REPORTAŻ można dopisać Art Zoyd i Univers Zero.
W (1988) powstał program, a właściwie 60-minutowa kompozycja W górę Rzeki. Było to opowiadanie z tekstami i monologami Andrzeja Karpińskiego na temat sytuacji w Polsce. Treść projektu miała charakter polityczny, wyraźnie prawicowy.
…i nie wiem czy mam jeszcze walczyć z potworem, co trzyma mnie dawno w garści parszywej, a potem wymyśla wciąż nowe i lepsze do zagłuszania mojego skomlenia…
(fragment W górę Rzeki)
Program ten prezentowany był w Poznańskim klubie Słońce, gdańskim Rudym Kocie i warszawskiej Rivierze Remont. W tym czasie REPORTAŻ nagrał Up the River dla londyńskiej Recommended Records. Dopiero po sukcesach zagranicznych grupa otrzymała propozycję nagrania płyty dla polskiej wytwórni Tonpress. Nagrano płytę eksperymentalną. Pierwsza strona zawierała kompozycje aranżowane a druga totalną improwizację, nagraną na żywo, bez żadnych poprawek. Dodatkowym atutem płyty było zaprojektowanie przez Andrzeja Karpińskiego pierwszego, gra cznego „środka” polskiej płyty winylowej. Dotąd, krążki gra czne, zawierały informacje tekstowe na jednolitym tle.
REPORTAŻ prezentował W górę Rzeki w wielu klubach w Polsce. Ostatnim koncertem był występ w duecie (Karpiński/Dąbrowski) w Lublinie, w Chatce Żaka (16 maja 1989). Koncert zatytułowano Przyśpieszony i akcja rozgrywała się w pociągu. Znów teksty nawiązywały do obyczajów i problemów społeczno-politycznych. Z powodu choroby Pawła Palucha muzycy byli zmuszeni do redukcji środków wyrazu, przez co powstał parateatralny koncert REPORTAŻ. Formuła ta kontynuowana była potem w dalszych metamorfozach zespołu. Z powodu kilkuletniego wyjazdu Andrzeja Karpińskiego za granicę, grupa REPORTAŻ w (1990) zawiesiła działalność.
W 2000 REPORTAŻ reaktywował się w składzie: Karpiński, Dąbrowski, Paluch. Muzycy eksperymentowali z elektronicznym przetwarzaniem instrumentów akustycznych. Zbudowano system połączeń umożliwiający przetwarzanie wszystkich instrumentów jednocześnie. Fortepian, fagot i perkusję kontrolowano przez przetworniki gitarowe. Muzyka i teksty były improwizowane. Próby trwały trzy lata, lecz nie doszło do żadnego koncertu i od (2003) projekt kontynuował Andrzej Karpiński – solo. Powstało opowiadanie muzyczne (Gulasz z serc). Andrzej Karpiński grał jednocześnie na zestawie perkusyjnym i mini syntezatorach analogowych uzyskując efekt kilkuosobowego zespołu. W trakcie zapętlonych fraz deklamował swoje teksty używając wielu rekwizytów. Teksty opisywały zdziczały konsumpcjonizm, pozorny postęp człowieka i nadmiar biurokracji, np:
…w ustępie pierwszym jest napisane: biedni i bez układów nie będą brani pod uwagę, w drugim ustępie, na samym wstępie o prawdy trzymaniu za zębami o władzy przywilejach, z których niemoralne jest korzystanie a głupotą nie skorzystanie, ustęp trzeci jest dla dzieci, natomiast w ustępie czwartym jest cały sens zawarty… fragment tekstu Ustawa w Czterech Ustępach
Projekt pierwszy raz zaprezentowano (2003) w pracowni Audiosfery Leszka Kna ewskiego w poznańskiej ASP, oraz na koncertach indywidualnych i festiwalach; Malta (2003), Zdaerzenia (2004).
Reportaż w formule solo, skomponował muzykę do spektaklu „Gra 1 Czas” Iwony Pasińskiej z Polskiego Teatru Tańca. Materiał ten Karpiński postanowił wydać na płycie. Ukazały się wtedy dwie płyty; Muzyka do tańca i Gulasz z serc, będące pierwszymi wydawnictwami Reportażu po kilkuletniej przerwie. W (2004) odbyły się ostatnie koncerty REPORTAŻU – solo. Był to projekt „Muzyka z Fabryki” . Andrzej Karpiński nagrał dźwięki przemysłowe w fabryce lakierów i odtwarzał je, grając równocześnie improwizacje perkusyjne na specjalnie zbudowanym instrumencie. Była to perkusja wykonana z puszek po farbach, przetwarzana elektronicznie. Seria koncertów odbywała się przez siedem dni na targach Automechanika, Frankfurt nad Menem (2004).
W 2004 Reportaż rozszerzył skład o kontrabasistę Bogdana Mizerskiego. Wraz z nim powstał projekt Pogady. Scena wypełniła się wielkimi, plastikowymi literami alfabetu, a muzycy starali się „gadać” ze sobą poprzez improwizacje zelektry kowanej perkusji Karpińskiego i przetwarzanego elektronicznie kontrabasu Mizerskiego. Na tym tle, były deklamowane lub wykrzykiwane teksty, stanowiące ciągi wyrazów. Słowa wyrażały możliwość zredukowania opisu otoczenia do kilku przymiotników, np:
…sterowanie ręczne, malowane ręczne, prace ręczne, obrączki i obręcze, poręczyciel, doręczyciel, dręczyciel, stręczyciel, myjnia ręczna, piłka ręczna, hamulec ręczny, nieporęczne poręcze, zaręczyny, rękoczyny, podręczniki i ręczniki, poręczenie, ręczna obsługa, ręczne malowanie, podręczne ręczniki ręcznie malowane… fragment tekstu Podręczenie
Projekt Pogady prezentowano m.in. na festiwalach; Malta (2004), Era Nowe Horyzonty (2004) organizowanego przez Romana Gutka.
W tym samym roku Bogdana Mizerskiego zastąpił pianista Witold Oleszak, który dodatkowo obsługiwał klawiatury analogowe. REPORTAŻ pracował nad systemem improwizacji, opartej na miniaturowych motywach muzycznych, zwanych na roboczo przez muzyków Bezsensory. Tak też nazwano nowy, całkowicie instrumentalny projekt REPORTAŻU. Muzycy postanowili dać serię koncertów realizowanych i nagrywanych przez własną konsoletę. Niezmienność parametrów dźwięku zaowocowała wielogodzinnym materiałem nagraniowym wysokiej jakości. Eksperyment trwał ponad rok i muzycy dokonali wyboru fragmentów improwizacji. Powstał materiał na płytę Bezsensory/Nonsensors wydaną w (2005) przez ARS2.
Andrzej Karpiński pracował nad nowym projektem Krzesło Eklektyczne. Projekt polegał na półgodzinnych improwizacjach wyłącznie w duetach, z różnymi muzykami, ale w ramach jednego koncertu. Partnerami Karpińskiego mieli być muzycy o przeciwstawnym temperamencie; kontrabasista bluesowy Bogdan Mizerski, muzyk folkowy Jacek Hałas i pianista klasterowy Witold Oleszak. Krzesło Eklektyczne REPORTAŻU otrzymało w (2005) negatywną odpowiedź od festiwali Era Nowe Horyzonty i Malta. Projektem zainteresował się jednak francuski perkusista, współtwórca RIO i Gare aux Oreilles Guigou Chenevier i zaproponował Karpińskiemu realizację projektu w Awinion, we Francji, gdzie w (2005) odbyło się spotkanie na temat projektu o zmody kowanym tytule Eclectic Chair/Europe Project. Zaproponowano wirtuoza gitary sardyńskiej Paolo Angeli i gitarzystę z grupy Volapuk Guigou Cheneviera Nicolasa Chatenoud. Kalendarz Paolo Angeli nie pozwalał na udział w próbach, które odbywały się tylko w duecie Karpiński/Chatenoud. Projekt nazwano Pogofonic i był prezentowany na wielu koncertach w Polsce i we Francji m.in. na prestizowym festiwalu Gare aux Oreilles w Coustellet. Andrzej Karpiński poznał wtedy wielu muzyków światowej awangardy rockowej m.in. Harlesa Haywarda z This Heat lub Alberta Marcoeura. W muzyce REPORTAŻU nigdy nie występowała gitara elektryczna. Karpiński, być może po przesyceniu punk rockiem (1979-1982), przez wiele lat unikał tego popularnego instrumentu w składzie REPORTAŻU, jednak polsko-francuski projekt Pogofonic był wyjątkiem z prozaicznej przyczyny. Mianowicie Nicolas Chatenoud grał na legendarnej gitarze odkupionej od Freda Fritha, tej używanej w Skeleton Crew. Przed projektem RGB - Krzesło eklektyczne Andrzej Karpiński zrealizował solowe nagrania „Obuh na jednego” w analogowym studio „Obuh Records Rogalów Analogowy” Wojciecha Czerna w Wąwolnicy. W tym samym czasie REPORTAŻ współpracował także z francuskim lirnikiem korbowym Pascalem Lefeuvre, zespołem Lautari i z dawnym czlonkiem REPORTAŻU Jackiem Hałasem.
Na przełomie 2007/2008 REPORTAŻ był już po wydaniu CD Bezsensory. Andrzej Karpiński w duecie z Witoldem Oleszakiem rozpoczął teraz pracę nad dwoma, nowymi projektami; Emotikony i Piktogramy oraz Operacja Media. Pierwszy polegał w części na powrocie do projektów z lat 80., na ekspozycji ilustracji w trakcie koncertu. Teraz jednak ilustracje były inspiracją do muzyki improwizowanej. Zbiór współczesnych znaków, emotikonów lub piktogramów tworzył szkice, zaczątki krótkich, często złośliwych komentarzy na aktualne tematy, a muzycy improwizowali zgodnie z przedstawianymi obrazami przy świetle żarówki. Projekt był zrealizowany w studio z myślą o kolejnej płycie, jednk Andrzej Karpiński uznał, że użyte środki wyrazu są zbyt podobne do CD Bezsensory i produkcję płyty wstrzymał, czekając na dalszy rozwój duetu.
Operacja Media natomiast, odbywała się przy świetle starej lampy medycznej, oświetlającej stół pomiędzy muzykami. Na białym blacie operacyjnym znajdowało się nagłośnione radio i atrapa telewizora, w którym chodzić miała żywa kura. Muzycy, w białych kitlach, w trakcie koncertu „manipulowali”, demontowali odbiorniki i sprawdzali co mają w środku. Tło sceny stanowiła kompozycja ze starych anten telewizyjnych. Teksty mówiły o współczesnych wojnach mediów, o ich kłamstwach i manipulacjach, o stronniczości opiniotwórczej i aktywności ideologicznej. Projekt realizowano wspólnie z angielskim perkusistą Chrisem Cutlerem, a prezentowany był na koncertach w Polsce i podczas prestiżowego festiwalu Alternativa w Pradze.
Ostatnim koncertem w duecie z Witoldem Oleszakiem był występ na prestiżowym festiwalu Avangard Festival w Schiphorst 4 lipca 2010 r. Andrzeja Karpińskiego zaprosił tam z projektem Bezsensory Jean-Hervé Peron, organizator festiwalu i lider niemieckiej grupy Faust.
POWRÓT DO ŹRÓDEŁ 2009–2018
Po latach tworzenia przez zespół REPORTAŻ muzyki totalnie improwizowanej, trzasków, szelestów, a nawet destrukcji, Karpiński pracował teraz nad bardziej przejrzystą i zorganizowaną formą muzyki. Dlatego nowy projekt miał być niejako kontestacją dotychczasowej formy, odpoczynkiem, wyciszeniem, powrotem z dalekiej podróży. Nastąpiła więc redukcja instrumentarium, eliminacja wszystkiego co zbędne, szczególnie instrumentów klawiszowych. Znów w muzyce REPORTAŻU pojawiła się treść. Rozpoczęła się praca nad połączeniem bębnów z głosem, jako pierwotnych źródeł muzyki. Rolę archaicznyh piszczałek pełnił teraz ozdobny, atonalny mini syntezator wstęgowy. Karpiński zbudował układ elektroniczny umożliwiający nagrywanie pętli akustycznej perkusji i natychmiastowe jej odtwarzanie bez utraty jakości dźwięku. Podobnej obróbce elektronicznej poddawany był głos. Powstało mobilne studio wielośladowe umożliwiające nagrywanie koncertów na żywo. Początkowo do projektu byli zapraszani zawodowi śpiewacy operowi, jednak koncepcja nie spotkała się z ich akceptacją. Ostatecznie w (2013) roku zostały ukończone prace nad projektem „Głos z Wielkopolski czyli Domowy Wyrób Kiełbas”. Prostymi środkami uzyskano równowagę między formą a treścią. Połączono słowo z dźwiękiem w kierunku stworzenia bardziej słuchowiska muzycznego niż koncertu. Projekt zawierał autorskie teksty współczesne i utwory aranżowane, wkomponowane między teksty historyczne i muzykę improwizowaną. W projekcie wykorzystano cytaty z Encyklopedii Staropolskiej, opracowanej przez Aleksandra Brücknera, wydanej w (1937) roku przez Dom Wydawniczy TEM (Trzaska, Evert i Michalski), reprint Wydawnictwo Naukowe PWN 1991 r. Projekt realizowano w składzie: Andrzej Karpiński –perkusja, głos, elektronika i Marzena Karpińska – melodeklamacje.
bez radny bez domny bez pieczny bez wonny bez zwykły bez cenny beztroski beeeezzz… bez barwny bezbarwny bez duszny bezduszny bez świeży bezczelny bezbożny beeeezzz…
bez limitu bez litości ośmieszanie polskich gości, beznadziejny bez celowy zamach międzynarodowy...
Od 2014 roku Andrzej Karpiński działający ciągle jako REPORTAŻ rozpoczął prezentację projektu Suplementony. Była to improwizowana oprawa dźwiękowa wernisaży. W różnych galeriach, po uprzednim zapoznaniu się z prezentowanym artystą i jego malarstwem, Karpiński prezentował muzykę na preparowaną perkusję, minisytezator wstęgowy, Magnus Organ i niemiecki budzik. W zależności od potrzeb dobierał odpowiednie instrumentarium i pisał teksty na temat wystawianych obrazów. Muzyka w większości była improwizowana. Proces redukowania instrumentarium doprowadził artystę do używania niemal samego głosu i ulubionej Cynkopy przetwarzanych elektronicznie.
Kolejnym projektem prezentowanym przez REPORTAŻ od 2015 roku był NEWS from DOM. W ulotce koncertowej autora czytamy: [[ News from dom to improwizowane, konstruktywne ilustracje muzyczne z określonym w mojej wyobraźni celem artystycznej podróży. Nie chcę tworzyć zapisu bezużytecznej chwili lub chmury dźwięków o niczym. Nie chodzi o show, wymyślanie czegoś na siłę, psucie lub udziwnianie instrumentów. Staram się unikać przypadku, eksperymentować nie z instrumentem lub dźwiękiem, ale z MUZYKĄ. Chcę PROSTYMI ŚRODKAMI zbudować opowiadanie muzyczne, którego celem jest PRAWDA o wykonawcy, estetyka i forma muzyczna możliwie bliska mi biologicznie. Elektroniki używam tylko do przekształcania klasycznych instrumentów i głosu. Gdy mieszam ich brzmienie, trudno rozpoznać aktualne źródło dźwięku, Słuchacz przenosi się w głąb treści i o to mi właśnie chodzi. Muzyka ma się kończyć jak najdłużej po wykonaniu, ma tworzyć WSPOMNIENIE. Jeśli tak się nie stanie - tracimy CZAS. ]]
Andrzj Karpiński przez wiele miesięcy pracował nad kosztownym, przenośnym studiem nagraniowym i własnym, antysprzężeniowym systemem nagłośnieniowym umożliwiającym zapętlanie dźwięków perkusji i odtwarzanie ich możliwie bezstratnie. Urządzenia loopujące redukują jakość dźwięku, dlatego artysta używał poprzez spliter dwóch mikserów równolegle; jeden do zapisu na kilka loopstations i drugi do nagłośnienia. Dopiero odpowiedni balans parametrów umożliwiał właściwy efekt podczas koncertów, czyli dźwięki odtwarzane i grane na żywo brzmiały niemal jednakowo.
…Biada ci ziemio ci ziemio, której królem jest chlopiec i której książęta od rana ucztują. (lub: Biada ci, kraju, którego królem jest prostak i gdzie książęta już z rana ucztują!) fragment tekstu z Koh 10,16
...Mówienie jest wysiłkiem, nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho słyszeniem. To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem.
… fragment tekstu z Koh 1,8
Projekt „Intonarumori: wczoraj i dziś” zainicjował w 2018 roku włoski artysta Alessandro Monti. Do współpracy zaprosił muzyków z różnych krajów (Franco Casavola, Chris Cutler, Andrzej Karpiński, Silvio Mix, Alessandro Monti, Nick Sudnick). Projekt zakończył się wydaniem płyty CD przez wytwórnię ReR Megacorp z Londynu. Futurystyczny malarz Luigi Russolo zaprojektował i zbudował w 1913 r. rewolucyjną serię nowych instrumentów do generowania kontrolowanego, muzycznego hałasu. Drewniane skrzynki, wyposażone są w ogromne akustyczne tuby, korby do kierowania nimi oraz dźwignie do zmiany wysokości dźwięku. Rozpoczęły się eksperymentalne pokazy i koncerty, ale wybuchła wojna, po której Russolo wznowił projekt. Był on jednak zbyt ekstremalny, aby muzyczny świat mógł go przyjąć. Dlatego Russolo pozostał z Intonarumori do końca życia nieakceptowany i samotny. Dopiero w 1977 r., na Biennale w Wenecji zlecono Piero Verardo, specjaliście muzyki dawnej i konstruktorowi instrumentów muzycznych, aby zrekonstruował niektóre instrumenty na swój festiwal. Zbudował dwadzieścia różnych odmian, a siedem z nich umożliwiło nagranie niniejszej płyty CD. Alessandro Monti nagrał szereg gur muzycznych na zrekonstruowanych instrumentach. Następnie wybrał trzech perkusistów: Cutlera (z Henry Cow, Art Bears, Cassiber, Pere Ubu …), Karpińskiego (z Reportaż) i Sudnicka (z Zga), aby skomponowali na fundamencie przesłanych ścieżek z brzmieniami Intonarumori nowe utwory łączące przeszłość z teraźniejszością. Andrzej Karpiński ma swój udział w projekcie wyłącznie artystyczny i jak mówi:
cyt. ...nie mam żadnych sympatii do ideologii kojarzonych ze sztuka abstrakcyjną.
Oto tytuły moich ośmiu kompozycji umieszczonych na płycie inspirowanych siedmioma cnotami głównymi: 1. Odgłosy gorliwości i pracowitości, 2. Odgłosy cierpliwości, 3. Odgłosy miłości, 4. Odgłosy hojności polskich górali, 5. Odgłosy czystości, 6. Odgłosy pokory, 7. Odgłosy cnoty, 8. Odgłosy opanowania.
W 2023 roku Piero Bielli i Alberto Crosta z włoskiej ADN Records z Mediolanu wydali 3 plytową publikację wraz z książeczką "ADN 40th Anniversary – 40 Years 40 Tracks" aby uczcić 40-lecie działalności w zakresie art rocka, dark ambientu, NowJazz, Postindustrial, Krautrock, Over Pop, Sideways Folk, Sound Collage. REPORTAŻ - Andrzej Karpiński znalazł się w doborowym towarzystwie, zamykając jednoczesnie własne 40 lat twórczości muzycznej. Zawartość wydawnictwa:
CD O4: Embryo, Ut Gret, Faust, Jean-Jacques Birgé i Gwennaëlle Roulleau, Dominique Grimaud i Veronique Vilhet, Reportaż (Andrzej Karpiński), Thierry Zaboitze , Richard Pinhas, Look De Bouk, Už Jsme Doma, The Watts (Chris Cutler, Yumi Hara-Caldwell i Tima Hodgkinsona) i ZGA.
CD C5: Lol Coxhill, Alfred Harth, Pierre Bastien i Michel F. Côté, Inclusion Principle (Hervé Perez i Martin Archer), Edward Ka-Spel z Jérôme Lorichon i Quentin Rollet, Sorry For Laughing, Scosse Elettriche (Sinigaglia i Zolli), Nisus Anal Furgler , La 1919, Giovanni Venosta, Tagubu (Denis Tagu), Af Ursin, Roberto Musci, Christina Kubisch, Telectu i Ur Kaos;
CD H10: Simon Balestrazzi, Christoph Heemann, Asmus Tietchens, Ambienti Coassiali, :zoviet*france:, Tasaday, Smegma, Dé cit Des Années Antérieures, La Société des Timides à la Parade des Oiseaux, Toupidek Limonade, Nocturnal Emissions & Barnacles i Nurse With Wound.
KASETY MAGNETOFONOWE:
(1983) CC Witraż, live, ARS2 01 (1983) CC Domator, live, ARS2 02 (1984) CC Muzyka Potrzebna, live, ARS2 03 (1985) CC Prosimy nie Powtarzać, live, Anti Music Der Landsch, ARS2 04 (1985) CC Sensationnelle Nr.3, 4, Illusion Production PO22, Lion, Francja (1985) CC Transient Sonic Stimulants Vol.1,2, ZIDSICK XXXII/XXXX, Louisville, USA (1986) CC W oczekiwaniu na to samo, live, ARS2 05 (1987) CC Insane music for insane people Vol.8, Insane Music, Trazegnies, Belgia (1987) CC Muzyka, ARS2 07 (1987) CC Muzika, ADN TAPES, Mediolan, Włochy (1988) CC W górę rzeki, ARS2 08 (1988) CC Polish Road Org C.08, A.P.E.A.C. Organic Tapes, Grenoble, Francja
PŁYTY GRAMOFONOWE:
(1985) LP Re Records Quarterly Vol.1 Nr.2, Recommended Records XI 85, Londyn (1987) LP Reportaż (tytuł nieprzyjęty przez ZAiKS: Wybór), Tonpress SX-T 129 (1989) LP Up the river, Recommended Records PE 05, Londyn
PŁYTY KOMPAKTOWE:
(2003) CD Gulasz z serc, (wydanie własne) (2003) CD Muzyka do tańca, (wydanie własne) (2005) CD Bezsensory/Nonsensors, ARS2
(2008) CDx12 The Points East Box (book and box), ReR Megacorp, Londyn (2015) CD Sampler IV, Requiem Records, Warszawa (2020) CD Intonarumori: ieri ed oggi, ReR Megacorp, Londyn (2023) CDx3 ADN 40th Anniversary - 40 Years 40 Tracks, ReR Megacorp, Londyn
KONCERTY:
1982.12.21 „Reportaż”, 1 Festiwal Muzyki Nowofalowej, Nurt, Poznań
1983.01.07 „Piedestał”, 2 Festiwal Muzyki Nowofalowej, Nurt, Poznań
1983.02.21 „Łosoś”, Galeria AT, PWSSP, Poznań
1983.03.23 „Łosoś”, Konkurs Młodych Talentów, Stary Browar, Poznań
1983.06.04 „Witraż 1”, 3 Festiwal Muzyki Nowofalowej, Od Nowa, Toruń
1983.07.15 „Witraż 2”, Hot Rock, Rivera-Remont, Warszawa
1983.11.29 „Domator”, Nurt, Poznań
1984.09.23 „Muzyka Potrzebna”, & Skeleton Crew, Od Nowa, Toruń
1984.09.24 „Muzyka Potrzebna” & Skeleton Crew, Riviera-Remont, Warszawa
1985.02.13 „Prosimy nie Powtarzać”, Nurt, Poznań
1985.10.17 „W oczekiwaniu na to samo”, Nurt, Poznań
1985.12.07 ”W oczekiwaniu na to samo”, Rock Out, WDK, Piła
1986.01.18 „W oczekiwaniu na to samo”, Rock Front, Rivera-Remont, W-wa
1986.06.08 „W oczekiwaniu na to samo”, Pałacyk, Wrocław
1986.06.13 „W oczekiwaniu na to samo”, Święto Twojej Muzyki, MDK, Chodzież
1986.08.30 „W oczekiwaniu na to samo”, Poza Kontrolą, Rivera-Remont, Wa-wa
1986.10.29 „Prawo Ciążenia”, Nurt, Poznań
1987.01.02 „Prawo Ciążenia”, Kontrola 86, Rivera-Remont, Warszawa
1987.01.03 „koncert improwizowany”, Kontrola 86, Rivera-Remont, Warszawa
1987.01.10 ”Prawo Ciążenia”, Gwint, Białystok
198703.16 „Prawo Ciążenia”, Eskulap, Poznań
1987.03.27 „Prawo Ciążenia”, Marchewka, Hala Gwardii, Warszawa
1987.05.09 „koncert improwizowany”, teatr Dialog, Koszalin
1987.05.10 „koncert improwizowany”, teatr Dialog, Koszalin
1987.10.16 „koncert improwizowany” dla braci Quay, Pod Lipami, Poznań
1987.10.22 „koncert improwizowany”, Nurt, Poznań
1987.11.23 „koncert improwizowany”, Zaścianek, Kraków
1988.02.28 „W górę Rzeki”, Zlew Polski, Rudy Kot, Gdańsk
1988.03.29 „W górę Rzeki”, Słońce, Poznań
1988.04.14 „W górę Rzeki”, WDK, Piła
1988.04.24 „W górę Rzeki”, Riviera-Remont, Warszawa
1989.01.10 „W górę Rzeki”, Agora, Poznań
1989.01.23 „W górę Rzeki”, Eskulap, Poznań
1989.03.22 „W górę Rzeki”, Nurt, Poznań
1989.05.16 „Przyśpieszony”, Lubelski Festiwal Malowanek, Chatka Żaka, Lublin
2003.02.17 „Gulasz z Serc”, Galeria Audiosfery, ASP, Poznań
2003.04.11 „Gulasz z Serc”, klub Piwnica 21, Poznań
2003.06.08 „Gulasz z Serc”, klub Czarny Spichrz, Włocławek
2003.06.14 „Gulasz z Serc”, klub CSW, Warszawa
2003.06.25 „Gulasz z Serc”, klub Blue Note, Poznań, Festiwal Teatralny Malta
2003.11.19„Gulasz z Serc”, klub Kisielice, Poznań
2004.04.01 „Pogady”, klub Kisielice, Poznań
2004.04.04„Pogady”, klub Piwnica 21, Poznań
2004.04.17 „Gulasz z Serc”, Zdaerzenia, Chatka Żaka, Lublin
2008.09.24 TV Biznes, Katarzyna Krawczyk, Wojciech Bubnowicz, Poznań 2014.02.20 TVP3, Teleskop, Beata Grochowalska-Borzych, Paweł Pasiński, Poznań
MUZYKA DLA TELEWIZJI:
1989.08.18 ORF, Die überlebenskünstler, Joana Radzyner, Austria/Niemcy 2002.04.01 TVP Polonia, TVP Kultura, Tu Jest Wszystko, D. Gajewski, Warszawa
MUZYKA DLA TEATRU I FILMU:
1989.06.20 Teatr Nowy, Pocałunek Kobiety Pająka, Waldemar Modestowicz, Poznań 2002.11.23 Polski Teatr Tańca, Gra I. Czas, Iwona Pasińska, Poznań 1990.02.17 muzyka Lecha Jankowskiego do lmu Braci Quay Instytut Benjamenta
andrzej karpiński
Andrzej Karpiński (ur. 1963 w Pile) – polski artysta wielowątkowy, tworzący na polu plastycznym i muzycznym. Od 1982 r. współpracuje muzycznie i plastycznie z żoną Marzeną Karpińską.
PLASTYK:
Malarz teatralny, ilustrator, instruktor aerografu, gra k komputerowy, autor wielu publikacji na temat techniki airbrush. Wypowiada się w obszarze od obrazów i ilustracji swoich tekstów, poprzez malarstwo hiperrealistyczno-surrealistyczne, do gra ki komputerowej i reklamowego malarstwa komercyjnego. Eksperymentuje w zakresie chemii lakierniczej łączonej z techniką aerografu. Absolwent Liceum Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Malarz teatralny w Operze Poznańskiej. Praktykant aerografu nad Jeziorem Bodeńskim w Niemczech. Założyciel jednej z pierwszych, polskich pracowni aerografu Airbrush & Design – Karpiński. Uczestnik branżowych wystaw krajowych i zagranicznych. Ewenementem w twórczości plastycznej artysty była w roku 2007 współpraca z dr. hab. Pawłem Kabacikiem i opracowanie aerografem anten zainstalowanych przez NASA na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz opracowanie logotypów i gra ki wektorowej dla Sułtana Omanu.
MUZYK:
Tworzący w latach 1982–2018 jako REPORTAŻ. Posługuje się wieloma instrumentami, głosem i współczesną elektroniką. Kompozytor, improwizator, autor tekstów. Okazjonalnie pianista, gitarzysta, realizator dźwięku. W 1981 współzałożyciel pierwszego w Poznaniu punkrockowego zespołu Sten i nowofalowego SOC, a w 1982 założyciel jednego z pierwszych, polskich zespołów awangardy rockowej REPORTAŻ. Autor projektów muzycznych i duetów eksperymentalnych: Pogady, Pogofonic, Bezsensory, Głos z Wielkopolski, czyli domowy wyrób kiełbas, Suplementony, News from Dom. Wypowiada się w obszarze od muzyki improwizowanej, poprzez zaangażowane społecznie utwory aranżowane, do muzyki ilustracyjnej, słuchowisk radiowych i lmu. Eksperymentuje w zakresie redukcji instrumentarium do głosu i klasycznej perkusji. Na twórczość muzyczną Andrzeja Karpińskiego największy wpływ miała współpraca z Lechem Jankowskim, Arnoldem Dąbrowskim i Chrisem Cutlerem.
rozmowa
z andrzejem karpińskim rozmawia aleksandra czarny
1. Jak i po co powstał REPORTAŻ?
Moje obserwacje ludzi i ich zachowań sięgają czasów młodzieńczych. Dość wcześnie zaczęły mnie fascynować różnice pomiędzy poszczególnymi osobami, co w dużej mierze inspirowało mnie do jakiejś formy rejestracji tego oraz do re eksji nad ich charakterami i indywidualnością. W dzieciństwie kształtowały mnie piosenki Jaremy Stępowskiego oraz muzyka zespołu Tropicale Thaitii Granda Banda, której słuchałem na winylach z gramofonu Bambino 4. W podstawówce słuchałem głównie Genesis, Yes i SBB. Chodziłem równolegle do Podstawowej Szkoły Muzycznej 1 Stopnia w klasie fortepianu. grałem także na akordeonie i gitarze klasycznej. Rodzice zlikwidowali nawet tzw. książeczkę na Fiata 126p, aby kupić do domu pianino, którego posiadanie było warunkiem nauki w szkole muzycznej. Tata uczył w pilskim LO zyki i astronomii, zmarł na raka, gdy miałem 12 lat. W domu było pełno książek o kosmologii i atlasów nieba. Mama pracowała w centrali telefonicznej, więc od dzieciństwa obcowałem z przewodami, drucikami i wtyczkami. W podstawówce zajmowałem się modelarstwem szkutniczym i dużo malowałem. Mieszkałem w tzw. bloku nauczyciela. Moimi sąsiadami byli m.in. bracia Cholewiccy i pilski malarz Eugeniusz Ćwirlej. To on nakłonił mnie do wyjazdu do Liceum Plastycznego w Poznaniu. Owe wczesne doświadczenia kształtowały moją wrażliwość artystyczną i poczucie humoru. Wszytko to wlało się we mnie jak do pojemnika. Muzyka klasyczna i rockowa, malarstwo, modelarstwo, myśli o kosmosie i krosownice. Kiedy tra łem do Liceum Plastycznego w Poznaniu, moje obserwacje otoczenia przybrały na sile. Zaczynałem prowadzić notatki, które przypominały pamiętniki, dokumentując zdarzenia i ludzi, których napotykałem w tramwajach, pociągach, na ulicy. Czasami nagrywałem te rozmowy na ukryty pod płaszczem magnetofon kasetowy. - taki ówczesny dyktafon. Już wtedy w mojej głowie zrodził się pomysł na utworzenie jakiejś metody, narzędzia do przekazywania artystycznych przemyśleń. Uświadomiłem sobie, że wyrażanie siebie można realizować na wiele sposobów. Początkowo były zwykłe obserwacje ludzi, które prowadziły do analizy ich zachowań, błędów i podajmowanych przz nich decyzji. Zobaczyłem, że ludzie bardzo inteligentni podejmują często fatalne decyzje. Że inteligencja i kultura nie mają wpływu na szczęśliwe życie. Byłem tym bardzo zaskoczony. Powstały pytania. Stereotypowe szukanie sensu życia - czyli czego? A gdy ktoś znajdzie już sens, to jaki ma ono dalej sens? Życie według własnej woli, w nieposłuszeństwie wobec Dawcy Życia? Dostrzegłem, że wolność nie polega na zwolnieniu z odpowiedzialności. Jednak czlowiek chciałby taką wolność, aby nie być za nic odpowiedzialnym, a najlepiej aby nie musieć pracować. Przecież kształcić się i żyć na czyjś rachunek to pasożytnictwo!. Dzisiaj wiem, chociaż to trudne do zde niowania, że to było naturalne szukanie Boga, a w moim przypadku szukanie przez sztukę. Ostatecznie, w odpowiednich warunkach, jakie panowały w moim liceum, postanowiłem do tych reporterskich celów założyć zespół muzyczny., który nazwałem REPORTAŻ.
2. Skąd nazwa i logo zespołu?
Nazwa powstała zanim jeszcze zespół został formalnie utworzony. W liceum plastycznym uczono nas, że twórczość powinna być po coś, mieć sens i być osadzona w rzeczywistości. W ten sposób zespół muzyczny stał się realizacją moich artystycznych aspiracji oraz narzędziem do komunikacji z innymi. Dążenie do tworzenia czegoś istotnego, co mogłoby wpłynąć na ludzi, zmienić choćby jednego czlowieka, było fundamentem mojej działalności artystycznej. Wiele godzin spędzałem w pociągach relacji Piła-Poznań lub na dworcach PKP w oczekiwaniu na pociąg.
Jak już wspominałem rozmawiałem z ludźmi czasami nagrywając te rozmowy na ukryty w torbie magnetofon ksetowy. Materiał ten służył mi do spisywania swoistych relacji z podróży, relacji z życia. Ludzie byli w tamtych czasach bardziej otwarci, mieli mniej kompleksów, chętnie opowiadali o trudnych sytuacjach. Niestety często koloryzowali swoje wypowiedzi. Początkowo chciałem te notatki z nagrań wykorzysać do tekstów literackich. Okazalo się jednak, że zamiast długich opowiadań zaczęły powstawać szczere relacje, mikro-reportaże, spostrzeżenia i amatorskie de nicje rzeczywistości. Takich treści nie było w kulturze lub mediach głównego nurtu. Już w latach szkolnych otaczali mnie ludzie, z których niektórzy przeceniali swoje zdolności intelektualne, zyczne, przywódcze, a nawet artystyczne. Tacy byli niektórzy pasażerowie pociągów jak i szkolni koledzy. To było widoczne i słyszalne. Złościło mnie, gdy ktoś przedstawiał fałszywy obraz siebie. Zauważyłem, że otacza mnie świat niewolników swoich wyobrażeń lub kłamców i martwych ludzi. Po latach okazalo się, że intuicyjnie tra łem w sedno. Był to wieloletni REPORTAŻ z poszukiwania drogi, prawdy i życia. No a logo z symbolem fałszywej radości tylko to potwierdzało plastycznie. Momentem przełomowym, który zadecydował o powstaniu REPORTAŻU były także obserwacje codziennych interakcji młodych artystów z tzw. zwykłymi ludźmi w przestrzeni publicznej. W szczególności, wspólne podróże tramwajem do Starego Rynku w Poznaniu stanowiły dla mnie niezwykle inspirujące doświadczenie. To tam, w sercu miejskiego życia, krzyżowały się różne grupy społeczne: młodzież ze szkół zawodowych, pracownicy różnych zakładów pracy, wspomniani młodzi artyści, itp. W każdym tramwaju, w każdej interakcji kryły się historie, które mogły stać się inspiracją do reportażu. Już sama droga z Kaponiery na Stary Rynek była dla mnie pełna pomysłów, które rodziły się w głowie. Zrozumiałem, że w każdej chwili można odkryć coś nowego. Ale mi nie chodziło tylko o uchwycenie nagiej rzeczywistości. Od zawsze brzydziłem się kłamstwem, które dominowało w wielu aspektach życia społecznego. To obrzydzenie kłamstwem zajmowało 99% tematyki REPORTAŻU. Moim celem stało się demaskowanie fałszu i re eksja nad tym, dlaczego ludzie decydują się na oszustwo. Ta wewnętrzna walka człowieka z samym sobą, z kłamstwem stała się motorem napędowym mojej twórczości,. Chciałem pokazać prawdę, która kryje się za maskami, jakie nosimy na co dzień. Frustrowały mnie fałszywe informacje, jakie ludzie często przekazują o sobie. Wkurzała mnie fałszywa grzeczność, która była czasami gorsza od bezczelności. Już jako młody człowiek dostrzegałem, jak kcyjna radość i manipulowanie nastrojami wpływają na nasze życie. W kontekście lat osiemdziesiątych, czasów stanu wojennego, polskie społeczeństwo zmagało się z trudnościami, a młodzież miała ograniczone możliwości wyrażania siebie. W obliczu ascezy, w jakiej przyszło nam wtedy żyć, radość stawała się często mechanizmem obronnym, sposobem na wmawianie sobie, że sytuacja nie jest aż tak zła. Właśnie w tych trudnych czasach, gdy ludzie musieli odnajdywać szczęście w małych rzeczach, narodziła się idea logo zespołu, które przedstawia człowieka z uniesionymi rękami. Symbolizuje ono tę wspomnianą radość, ale jednocześnie jest cień, który pokazuje prawdę o człowieku. Jak wspominałem, mój tata był nauczycielem zyki. W domu nauczyłem się, że wszystko można ująć w krótkich de nicjach. Dlatego w swoich reportażach starałem się unikać rozwlekłych narracji zarówno słownych jak i muzycznych. Zamiast tego wolałem przekazywać treści w sposób zwięzły, często stosując krótkie zdania i piktogramy. W mojej solowej twórczości, szczególnie po 2010 roku, sięgałem po emotikony i skróty myślowe, co było kontynuacją dawnego podejścia. W ten sposób dążyłem do istoty przekazu. Motto, które przyświecało moim działaniom, brzmiało: „kłamstwo nie ma miejsca w mojej twórczości”. Cała esencja mojego reportażu, ujęta w logo, stanowi gra czny znak, który odzwierciedla nieustanną walkę z fałszem i poszukiwanie prawdy o otaczającym mnie świecie.
3. Jak kształtował się styl i brzmienie zespołu?
Najkrócej mówiąc styl REPORTAŻU był parateatralny. W mojej twórczości połączenie muzyki z formami plastycznymi stopniowo wyewoluowało naturalnie. Nie było tak jednak od początku. Najpierw skupialiśmy się na muzyce, a plastyka pojawiła się w REPORTAŻU później. Pierwsze koncerty odbywały się w Akademii Sztuk Pięknych. było to nasze, naturalne środowisko. Po maturze, ale jeszcze przed studiami, wraz z współzałożycielem REPORTAŻU Piotrem Łakomym przez kilka lat malowaliśmy wielkoformatowe scenogra e w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
Praca ta w trudnych warunkach lat osiemdziesiątych, kiedy brakowało materiałów, uczyła nas kreatywności i umiejętności działania w warunkach ograniczeń. Mieliśmy także okazje obserwować profesjonalnych muzyków podczas prób, co z kolei inspirowało nas do tworzenia muzyki, która łączyła nasze plastyczne doświadczenia z dźwiękiem. W operze przy okazji świetnie się bawiliśmy!
Z czasem zaczęliśmy dostrzegać, jak różne dziedziny sztuki mogą się ze sobą łączyć. W naszym przypadku było to dość nietypowe, ponieważ w zespole rockowym zrezygnowaliśmy z... gitary elektrycznej, co w Polsce wówczas było rzadkością. Jaki zespół rockowy grał wtedy bez gitary elektrycznej? Nie przypominam sobie. Chcieliśmy radykalnie zerwać z konwencją, co prowadziło nas w stronę bardziej ambitnych form artystycznych. Nasza muzyka była minimalistyczna, składała się głównie z trzech głosów, klawiszy, perkusji i basu, co stwarzało dużą trudność w tworzeniu harmonii. Zamiast klasycznego wokalisty, w naszym zespole nie było frontmana. Teksty były śpiewane w dialogach lub deklamowane, co dodatkowo podkreślało styl. Bardziej chodziło o kompozycję, o konstrukcję, schemat utworu do tego stopnia, że czasami zamiast tekstu stosowaliśmy zwykłe słowa pełniące funkcję rytmiczną. Pamiętam, że jeden z utworów próbowaliśmy „zagrać” podciągając nosami, a inny powstawał za pomocą kaszlu. Chodziło bardziej o strukturę niż o to, na czym to będzie zagrane. W poczatkowej fazie REPORTAŻU nie używaliśmy akordów, bo nie było z czego ich wydobyć. Monofoniczna mini klawiaturka, bas i perkusja. Z biegiem czasu, po trzech latach istnienia zespołu, zaczęliśmy rezygnować z instrumentów klawiszowych na rzecz pianina lub fortepianu. W tamtych czasach instrumenty te były w klubach studenckich rzadkością i często traktowane jako przechowalnia butelek po piwie.
To wszystko składało się na naszą drogę artystyczną, która łączyła muzykę z plastyką i odrobiną teatru. Podsumowując. Nasze podejście do twórczości opierało się na łączeniu różnych dziedzin sztuki. To połączenie, choć na początku nie było planowane, stało się istotnym elementem naszej artystycznej tożsamości. Kontakt z operą oraz różnorodne inspiracje muzyczne miały kluczowy wpływ na to, jak ostatecznie ukształtował się nasz styl muzyczny. Nasza muzyka ewoluowała w czasie, a na jej rozwój wpłynęli nie tylko ludzie, którzy współtworzyli zespółł, ale także dobór instrumentów i odpowiedniego sprzętu. W późniejszych latach, kiedy grałem z wykształconymi muzykami, REPORTAŻ nabrał nowego wymiaru. Dzięki temu mogliśmy podejmować coraz bardziej ambitne projekty, a koledzy zaczęli aktywnie współuczestniczyć w aranżacji utworów. Ta współpraca z utalentowanymi muzykami, takimi jak np. Arnold Dąbrowski, wniosła wiele do brzmienia REPORTAŻU. Równocześnie zauważyłem, że latami tworzony styl zespołu rozmywał się na rzecz wprawdzie atrakcyjnej, lecz popularnej formy rockowej. Muzycy, którzy dołączyli do zespołu mieli za sobą solidne wykształcenie muzyczne i talent, ale często pracowali na znanych schematach, co ograniczało nasz rozwój.
4. Skąd w REPORTAŻU czerpano inspiracje artystyczne?
Nasze utwory były nasycone różnorodnymi wpływami muzycznymi, które kształtowały nasz styl. To było nieuniknione. Jazz uważałem wtedy za muzykę o niczym, dla mnie było tam za dużo formy, a za mało treści. Mimo otwartości uznawałem jazz za muzykę hermetyczną. Miałem wrażenie, że jazzman gra muzykę dla siebie, a słuchaczowi nie ma nic do zaproponowania, do opowiedzenia. Jakby jazz był muzyką autoterapeutyczną. Porównywałem jazz do alpinisty, któy wprawdzie zdobywa szczyty, ale nie dla ludzi lecz dla siebie. Muzyki ludowej z kolei trochę się bałem, za dużo w niej było straszydeł i pogaństwa. Często niosła ze sobą ładunek wierzeń przedchrześcijańskich, a to już mnie nie interesowało. Owszem, zarówno elementy jazzu i folku były wprowadzane do muzyki REPORTAŻU, ale tylko jako cytaty lub trawestacje. w celach ilustracyjnych. Tymczasem w miarę jak dorastałem, odkrywałem dzięki Henrykowi Palczewskiemu awangardową muzykę rockową, która wprowadzała mnie w świat nowych brzmień, ale równocześnie stanowiła wyzwanie. Musiałem wykazać się dużą siłą woli, aby nie ulec pokusie naśladowania tych niezwykle utalentowanych artystów. Zachowanie oryginalności w kontekście silnych inspiracji z zewnątrz stanowiło dla mnie trudne zadanie. Współpraca z innymi zespołami i artystami, a także ciągłe dążenie do eksploracji nowych brzmień, wymagały ode mnie nieustannego poszukiwania własnej tożsamości artystycznej. W rezultacie, mimo że nasza muzyka ewoluowała, starałem się dbać o to, aby zachować w niej elementy, które sprawiały, że była wyjątkowa i autentyczna, co w końcu przyczyniło się do naszego sukcesu. Kwestia plastyczna w naszej twórczości odgrywała niezwykle istotną rolę, stanowiąc dopełnienie muzycznej aranżacji. Scenogra a, którą tworzyliśmy, miała na celu nie tylko wzbogacenie wizualnej strony naszych występów, ale także wprowadzenie pewnego uzupełnienia, które mógłby wzmocnić odbiór muzyki. Malowałem dużo obrazów (nazywałem je antyobrazy), będących ilustracjami moich tekstów. Wtedy powstał cykl pt. „12 oryginałów i jedna kopia”.
Nad muzyką pracowaliśmy głównie w klubie Nurt w Poznaniu, gdzie mieliśmy możliwość przygotowania przestrzeni na kilka dni przed koncertem. Dzięki temu mogliśmy zrealizować nasze pomysły w stałych warunkach, co ułatwiało nam artystyczne działania. Podczas naszych występów wykorzystywaliśmy różnorodne techniki plastyczne, w tym malarstwo i rzeźbę. Na przykład, przed jednym z koncertów wykleiliśmy su t i podłogę klubu gazetami „Rzeczywistość”, których cały nakład wykupiliśmy z kiosku. To była forma artystycznej prowokacji. Wspólnie z Piotrem Łaomym, który miał zdolności rzeźbiarskie, zrobiliśmy metrowej wysokości papugę ze styropianu, która powieszona nad ludźmi na szubienicy obracała się w półmroku, nadając koncertowi specy cznego klimatu.
5. Jak i po co powstawały teksty, ilustracje i scenogra a?
Częściowo już odpowiedziałem na to pytanie. W miarę jak rozwijał się nasz zespół, wprowadziliśmy na scenę sztalugi, na których prezentowaliśmy ilustracje do poszczególnych utworów. W trakcie koncertu, podczas improwizacji, Piotr Łakomy zmieniał te ilustracje, co tworzyło dodatkową warstwę wizualną. Odsłanianie ilustracji w odpowiedniej kolejności wprowadzało widownię w kontekst poszczególnych utworów i tekstów, co sprawiało, że całe doświadczenie artystyczne stawało się bardziej spójne. Nasze ilustracje początkowo były spontaniczne i niechlujne, co nadawało im autentyczności. Chcieliśmy je nawet malować na żywo, ale wtedy ten co maluje nie mógłby grać i to już by było za wiele. Z czasem ilustracje ewoluowały w kierunku bardziej przemyślanych form, ale wciąż pełniły tę samą rolę. Czasami były to proste, dziecięce rysunki, innym razem bardziej złożone i abstrakcyjne kompozycje.
Muzyka, którą tworzyliśmy, była także zróżnicowana. Nie ograniczaliśmy się do jednego stylu. Nasze utwory i teksty mogły być zarówno krótkimi, zabawnymi piosenkami, jak i rozbudowanymi, z poważnym tekstem, kompozycjami trwającymi kilkanaście minut. Ta różnorodność była dla nas istotna, ponieważ pozwalała na eksperymentowanie i łączenie różnych elementów w jeden program koncertowy. Chcieliśmy, aby nasza sztuka nie była zamknięta w jakichś ramach. W rezultacie połączenie muzyki z elementami plastycznymi stanowiło dość unikalne doświadczenie, które angażowało zmysły i emocje widowni. To, co robiliśmy, miało na celu nie tylko dostarczenie zabawy intelektualnej, ale również skłonienie do re eksji nad otaczającą nas rzeczywistością. W ten sposób muzyka i plastyka współtworzyły narrację, w której wszystko mialo swoje miejsce i znaczenie.
6. Na czym polegał i jak przebiegał dobór artystów do składu REPORTAŻU na przestrzeni lat?
Kształtowanie się składu zespołu REPORTAŻ miało charakter dość naturalny i spontaniczny. Na początku graliśmy w trio, moja przyszła żona Marzena, Piotr Łakomy i ja. Byliśmy z tej samej klasy, co ułatwiało nam organizowanie spotkań. Nasze pierwsze próby były pełne żartów i swobodnej atmosfery, co sprzyjało twórczej atmosferze. Z czasem dołączył do nas o rok młodszy Jacek Hałas, który początkowo nie miał określonego kierunku artystycznego. Jego poczucie humoru oraz otwartość na eksperymenty sprawiły, że świetnie wkomponował się w nasz zespół. Z czasem Marzena, nie mogła zaakceptować coraz bardziej eksperymentalnej twórczości i postanowiła wycofać się z projektu. Było to dla nas dużą stratą. W wyniku różnych okoliczności, zaczęliśmy poznawać artystów spoza Liceum Plastycznego. W klubie Trops, gdzie odbywały się tymczasowo nasze próby, spotkaliśmy Arnolda Dąbrowskiego i Pawła Palucha. Ich zespół poszukiwał perkusisty, a ja szukałem kogoś takiego jak oni. Przyłączyli się do REPORTAŻU, co wzmocniło nasz skład. Jednocześnie Jacek Hałas skierował swoje zainteresowania w stronę muzyki folkowej i odszedł z zespołu. W ten sposób powstała symetria zawodowa; dwóch plastyków i dwóch muzyków. Skład zespołu stał się bardziej różnorodny. Na kilka prób dołączył nawet do nas wiolonczelista Krzysztof Fajfer. W miarę upływu czasu, zespół przechodził różne zmiany personalne. Piotr Łakomy, który był najstarszym członkiem zespołu, odszedł, co było dla mnie osobistą porażką. Czułem się winny, gdyż stało się to po mojej fali zarzutów o nieatrakcyjny sposób jego gry. Dlatego kontynuowałem współpracę z Arnoldem Dąbrowskim i Pawłem Paluchem jeszcze przez kilka lat, aż do mojego trzyletniego wyjazdu do Niemiec w1989 roku. Tam, nad jeziorem Bodeńskim, w Radolfzell, próbowałem kontynuować działalność REPORTAŻU z dwoma, niemieckimi muzykami; rysownikiem satyrycznym i pianistą Udo Krummelem i saksofonistą Sebastianem Lutzem. Odyło się tylko kilka ciekawych prób i nagrań. W Niemczech malowałem obrazy, miałem swoje wystawy i malowałem na ciężarówkach reklamy w technice airbrush. Po powrocie do Polski, założyłem rmę reklamową i wybudowałem pracownię plastyczną. Po ośmioletniej przerwie muzycznej, postanowiłem reaktywować zespół w ostatnim składzie. Niestety, okazało się, że wszyscy byliśmy już zajęci obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi, co uniemożliwiało realizację poważnych projektów. Mimo to, koledzy przyjeli propozycję i do 2002 roku odbywały się próby w mojej pracowni, którą wyposażyłem w średniej klasy sprzęt do prób i do nagrywania. Przywiozłem nawet dla Arnolda moje pianino z Piły . Zbudowaliśmy bardzo nowatorski system połączenia wszystkich instrumentów za pomocą trzech loopstation. Cały tydzeń lutowałem różne przewody. Podczas prób każdy z osobna decydował o momencie zapętlania tego co zagrał kolega, gdyż celowo zamienialiśmy się loopstations. Powstawały zaskakujące struktury akustyczne i niekontrolowane przestery. Arnold używał przez klawiatury sterujące samplera Ensoniq z najnowszymi brzmieniami. Było bardzo ciekawie, ale niestety, koledzy... nie mieli czasu.
W końcu zdecydowałem się na działalność solową, czego akurat wcześniej nie robiłem. W oparciu o istniejący już system zapętlający rozpocząłem budowę specjalnego zestawu perkusyjnego z trgiggerami własnego pomysłu zdemontowanymi z Yamahy DD-11 i połączonego z mini klawiaturami. Na jednej z mini klawiatur mogłem grać pałkami wyzwalając długotrwałe brzmienia stojące. To wszystko było zapętlane i zorganizowane w progam muzyczny z treścią. Szukałem nowych technik nagrywania, które pozwoliłyby na samodzielne tworzenie muzyki. Wszystkie korpusy mojej starej Yamahy zawiozłem do rmy Bertrand do specjalnego szlifu krawędzi, aby naciągi dłużej wybrzmiewały. Było to potrzebne do mikrofonów kontaktowych wyjmowanych z pocztówek dźwiękowych. Przy okazji u Bertranda kupiłem świetny werbel. Potem ekperymentowałem z głosem. Dźwięki perkusji wchodziły do mikrofonu wokalnego, który przy silnej kompresji rejestrował blachy. Natomiast bramka wokalna brutalnie obcinała wszystkie końcówki głosu i blach. W końcu byłem zmuszony zrezygnować z większości bramek. To był drogi eksperyment, bo miałem po jednym DBX na każdy mikrofon. Zacząłem eksperymentować wyłącznie z izolacją akustyczną i z pozycjonowaniem mikrofonów. Świetnym izolatorem okazały się gumowe nakolanniki budowlane. Zauważyłem, że im lepszy mikrofon, tym wrażliwszy na jego umiejscowienie. Drobna zmiana kąta nachylenia lub odległości miała duże znaczenie. Dlatego moja instalacja przed koncertami solo trwała ponad godzinę, gdyż w każdym klubie były inne odbicia itp. Zbudowałem zatem przenośne studio, które umożliwiało mi koncertowanie i nagrywanie na żywo. To było duże wyzwanie techniczne, ale też dawało dużo satysfakcji. Po kilku latach grania solo, postanowiłem wrócić do współpracy z innymi artystami, tworząc projekt „Krzesło Eklektyczne”. Zapraszałem wybranych muzyków, którzy wyróżniali się oryginalnością lub artystyczną wizją. To doświadczenie trwało kilka lat i przyniosło wiele interesujących duetów. Był fortepian, kontrabas, wiolonczela, lira korbowa i śpiew operowy. W 2008 roku, zdecydowałem się na złamanie swojej zasady „grania bez gitary elektrycznej” i zaprosiłem do współpracy gitarzystę. W doborze artystów kierowałem się przede wszystkim ich odrębnością i specjalnymi umiejętnościami. Zazwyczaj spotykałem ludzi, którzy byli wyjątkowi w swojej dziedzinie. Moim celem było zapraszanie artystów, którzy byli także niezależni i samodzielni w każdym aspekcie. Po wielu latach pracy w zespole, w którym wszystkim „ojcowałem”, byłem zmęczony odpowiedzialnością za wszystko; od technikaliów, przez promocję, po nagrania. Pragnąłem współpracować z osobami, które mogłyby wnieść własne pomysły, mieć własny sprzęt, inicjatywę, itp. Występując w duecie marzyłem, abym mógł na chwilę zejść ze sceny, a koncert trwałby dalej. Niestety, znalezienie do tego stopnia niezależnych artystów nie było łatwe. Osoby takie często prowadziły własne kariery solowe lub były liderami innych zespołów, co sprawiało, że nie miały czasu na współpracę w duecie. W miarę upływu lat zauważyłem, że dopiero w dojrzałym wieku łatwo jest znaleźć ustabilizowanych materialnie i życiowo muzyków, no ale okazja do nawiązania takiej współpracy już minęła. Natomiast reaktywowanie przez dzisiejszych dziadków zespołów z młodości niczego nowego do muzyki nie wnosi. Ma to raczej wymiar terapeutczny, no i nie zawsze wygląda na scenie estetycznie.
7. Jak przebiegała współpraca REPORTAŻU z innymi zespołami, klubami, festiwalami i mediami? Kto zajmował się promocją zespołu, organizacją koncertów i nagrań?
Miałem szczęście spotkać wielu sympatycznych, uczciwych i twórczych ludzi, z którymi mogłem współpracować na polu organizacyjnym. Pierwszą i najważniejszą osobą był jak wiadomo Henryk Palczewski. To dzięki niemu mogliśmy grać w wielu klubach i na kilku festiwalach w Polsce. Henryk ciężko pracował w zakresie promocji REPORTAŻU, którego muzyka nie była łatwa do zaakceptowania. Często musiał dosłownie edukować dziennikarzy muzycznych, którzy mieli manierę albo porównania muzyki do jakiegoś zespołu, albo w ogóle nic nie pisali. Wracając do aktywności koncertowej, to jak mówił Chris Cutler, najtrudniejsze w muzyce nie jest samo wykonywanie muzyki, ale wszystkie techniczne aspekty, które mogą wpływać na jej odbiór. Problemy z nagłośnieniem, źle podłączone kable, czy nieodpowiedni akustyk mogą skutecznie zniechęcić do twórczości każdy zespół, a publiczność do niesłuchania. Muzykowanie w idealnych warunkach jest piękne, ale rzadko kto ma takie szczęście. W kontekście braku uczestnictwa REPORTAŻU w festiwalach, często przeszkodą okazywały się wspomniane kwestie techniczne, takie jak niedostępność pianina czy fortepianu. W latach w których działaliśmy, instrumenty te były rzadkością, a ich stan często pozostawiał wiele do życzenia. W wielu klubach pianina miały połamane młoteczki, były nienastrojone i traktowane raczej jako przechowalnia butelek. Takie okoliczności ograniczały nam występowanie w wielu miejscach. Dodatkowo wymyśliliśmy sobie, że koncerty będą jednorazowe i nie będą powtarzane. REPORTAŻ, można powiedzieć, był „znanym nieznanym zespołem”, ale mieliśmy swoje stałe miejsca występów oraz kanały promocji. Naszą bazą były kluby takie jak warszawska Riviera-Remont i Nurt w Poznaniu, a także inne lokalizacje np. w Krakowie lub Wrocławiu. W późniejszych latach graliśmy również w Ośrodku Aktywności Twórczej w Łodzi lub w CSW w Warszawie. Oprócz regularnych koncertów klubowych, braliśmy udział w poważnych festiwalach, np. Poza Kontrolą, Marchewka, Era Nowe Horyzonty, Malta, praska Alternativa, Avangarde Festival Schiphorst czy Gare aux oreilles w Avinion. Te większe festiwale zapewniały nam odpowiednie warunki techniczne do występów, co było szczególnie istotne w początkowej fazie naszej działalności, gdy dostępność sprawnych instrumentów, takich jak pianino, była niezbędna. W późniejszych latach,
nasza muzyka była wykorzystywana w różnych kontekstach, w tym w lmach i spektaklach teatralnych. Współpracowaliśmy z kompozytorem Lechem Jankowskim przy projektach lmowych lub z reżyserem Waldemarem Modestowiczem, co przyniosło nam kolejne uznanie w świecie sztuki. Mam wrażenie, że REPORTAŻ powstał o 10 lat za wcześnie. Gdy graliśmy punk i new wave w radiu był Genesis i Czerwone Gitary. Gdy rozpoczęliśmy eksperymenty muzyczne i muzykę improwizowaną, w klubach i w radiu był punk i Jarocin. Gdy zawiesiliśmy działalność, już po wydaniu płyt na zachodzie i w Polsce (na winylu z muzyką improwizowaną już w 1989 r.), to w Gdańsku i Bydgoszczy dopiero rozpoczęto grać niejazzową muzykę improwizowaną,
a pilski perkusista śp. Jacek Olter, bo warto o nim wspomnieć akurat w tej publikacji, miał 17 lat i dopiero wyjeżdżał do Gdańska. Gdy w latach 90. REPORTAŻ miał 8 lat przerwy, dopiero rozpoczęły działalność w Polsce kluby z niejazzową muzyką improwizowaną. Gdy REPORTAŻ się reaktywował w 1999 r. w klubach i w mediach pisano... już inną historię. Gdy po roku 2003 do Polski przyjeżdżali na koncerty Fred Frith lub Chris Cutler nie wspominano w środowisku muzycznym, że już ok. 20 lat wcześniej REPORTAŻ z nimi koncertował w Polsce i był wydawany na płytach. Środowisko muzyków, dziennikarzy muzycznych, a potem właścicieli klubów było bardzo powiązane. W późniejszych latach, gdy w kontekście polskich zespołów pojawił się aspekt nansowy, to już układ muzyki w Polsce stał się całkowicie subiektywny i zależny. Nastała moda na sztuczny underground, prawie każdy festiwal z drogimi reklamami miał w nazwie słowo „o ” lub „aternatywa”. Sprzedawano nie tylko postarzane spodnie i kurtki, ale fabrycznie przetarte gitary. Prawie każdy wykonawca chciał być awangardowy i jednocześnie milionerem - tak sie nie da!. Jak mawiał Fred Frith już w latach 80. cyt. „najbardziej nie lubię gdy wykonawca muzyki popularnej chce być postrzegany jak artysta, lub gdy wykonawca muzyki artystycznej chce być popularny”. Do tego wszystkiego doszedł internet i kupowanie „lików” oraz komentarzy. Powstały rmy usuwające z internetu niekorzystne komentarze, pliki audio, video, artykuły lub zdjęcia. Odpłatnie rozpoczęto zastępować je plikami wyższej jakości. Są zespoły, które podkładają nawet pod stare lmy VHS współcześnie nagrany i zmasterowany materiał. Przecież każdy, kto żył w latach 80. wie jak rzadko była możliwość nagrania koncertu na video lub np. z miksera. A teraz im dalej od tamtych lat tym więcej legend. Tego nie da się już zwery kować, a kolejne pokolenia otrzymają nierzetelny obraz przeszłości. To jest przecież kłamstwo i manipulacja, a w sztuce ma chodzić przecież o wiarygodność, o prawdę. Bo co może dać człowiekowi tak upragnioną wolność jeśli nie prawda?. Jak mawiał Frederick William Faber cyt.
„są ludzie, którzy od rana do wieczora żłopią grzechy powszednie, jak zwierzę spragnione wody z przydrożnej kałuży... a fałszywa miłość własna jest największym zdrajcą, który nas pocałunkiem zdradza, jak Judasz...”. Podsumowując, nasza współpraca z innymi zespołami w ogóle nie istniała, natomiast z klubami i mediami jakoś się układało. Wyjątkiem był w latach 80. zespół Familija Radio Varsawa (lub Varsovia lub Warszawa), na którego zaproszenie REPORTAŻ wystąpił na Marchewce `1987, a muzyk tego zespołu Krzysztof Żukowski, aż do roku 2008 zajmował się promocją, tłumaczeniem tekstów i kontaktami z muzykami z Francji. Dla mnie sympatycznym wydarzeniem było przeprowadzenie wywiadu-rzeki na antenie Radia Bunt, który zrealizował w trzech, kilkugodznnych częściach Grzegorz Witkowski, dawny basista zespołu Róże Europy oraz oczywiście niniejsza publikacja. Była też krótka współpraca z Iwoną Pasińską z Polskiego Teatru Tańca w zakresie komponowania muzyki do spektakli. Pozostała współpraca dotyczyła już zespołów, klubów i festiwali za granicą. W przeciwieństwie do Polski na zachodzie było bardzo duże zainteresowanie REPORTAŻEM zarówno w zakresie publikacji muzyki jak i działalności koncertowej. Wszystko zaczęło się od wspomnianego Henryka Palczewskiego i Grzegorza Brzozowicza,
którzy zorganizowali w 1984 roku wspólną trasę koncertową Skeleton Crew (Fred Frith i Tom Cora) i REPORTAŻ w kilku miastach Polski. To wydarzenie zapoczątkowało zainteresowanie naszym zespołem za granicą. Szybko tra liśmy pod krytyczne ucho Chrisa Cutlera i rozpoczęła się współpraca wydawnicza z Recommended Records. Następnie nawiązanie kontaktów i występy na Marchewce właściwie z trzonem zespołu Pere Ubu lub z zespołem The Ex. Kontakty i współpraca rozwijały się, aż do festiwali we Francji i dłużej, gdzie na zaproszenie Guigou Cheneviera z Etron fou Lelublan i Volapuk prezentowałem z Nicolasem Chatenoud projekt Pogofonic. Tam też poznałem Charlesa Haywarda perkusistę grup Gong, This Heat i Massacre oraz awangardwego wokalistę Phila Mintona, Lucka Exa i muzyków grupy 4Wall. Dopiero na tym etapie REPORTAŻU zacząłem odświeżać zaniedbany angielski. Do tej pory wystarczał mi niemiecki, którym lepiej się posługiwałem, a akurat Cutler i Frith także mówili po niemiecku. Kończąc wątek współpracy z innymi zespołami wspomnę jeszcze przygodę i udział w festiwalu Avantgarde Festival Schiphorst w Niemczech. Gdy trwał projekt Bezsensory REPORTAŻU grałem w duecie z Witoldem Oleszakiem. To był już właściwie koniec naszej współpracy, gdyż ta formuła się wyczerpała, bo nie przynosiła nic nowego. Wtedy zaprosił nas do swojej siedziby do Schiphorst zespół Faust, a konkretnie Jean-Hervé Péron organizator festiwalu. Ich siedzibę, studio i cały kompleks muzyczny stanowiło stare gospodarstwo rolne adaptowane na centrum festiwalowe i sale prób. Budowali tam dziwne instrumenty, panowała tam nieco szalona atmosfera. Mieszkali i pracowali trochę jak hippiesi.
8. Od kiedy i jak długo przebiega działalność wydawnicza REPORTAŻU?
Działalność wydawnicza REPORTAŻU miała swoje początki dzięki Henrykowi Palczewskiemu, który stał się naszym opiekunem i promotorem. Jego zaangażowanie w wysyłanie naszych nagrań na Zachód pozwoliło nam zaproponować muzykę za granicą i skonfrontować ją z bezstronnym odbiorem. Henryk wysyłał nagrania wielu zespołów, jednak to, co proponował REPORTAŻ wzbudzalo zainteresowanie „tamtych” słuchaczy. Zaraz po rozpoczęciu działalności, nasze kasety zaczęły krążyć po całym świecie, docierając do Stanów Zjednoczonych, Anglii, Niemiec czy Francji. W miarę jak zmieniała się zachodnia scena muzyczna, również nasza działalność ewoluowała. Staraliśmy się podążać z nurtem zachodnich zmian, ale zachowując naszą, polską tożsamość. Zaczęło się od kaset, potem były winyle i płyty CD. Już po dwóch latach działalności pojawiły się artykuły o nas w specjaistycznej prasie muzycznej, nawet w Japonii, co świadczyło o naszym międzynarodowym zasięgu. Dzięki współpracy z uznanymi artystami, takimi jak Chris Cutler , Guigou Chenevier czy Fred Frith, nasze nagrania znalazły się na składankach obok gigantów muzyki awangardowej, co było dla nas, w szarym PRL-u ogromnym sukcesem. REPORTAŻ miał okazję współpracować z wydawnictwami niezależnej sceny rockowej (ReR Megacorp, Cuneiform Records, Inoui Productions, A.R.S2). Nasze nagrania były prezentowane w alternatywnych rozgłośniach radiowych w USA, Francji, Włoszech
( KXCI-91-7-FM-Tucson, WMUH-Allentown, KGNU-Boulder, KZSC-88-1-FM-University-of-California). Płyta „W górę rzeki” (Up the River) ukazała się pod szyldem Recommended Records, która była znana z wydawania przemyślanych projektów muzycznych.
10. Skąd wziął się ciągnący latami brak zainteresowania REPORTAŻEM w Polsce, a za granicą nie?
Co do braku zaintresowania REPORTAŻĘM w Polsce, to zjawisko jest złożone. Już wcześniej powiedziałem, że chyba trochę za wcześnie działaliśmy. Gdybyśmy się zamrozili na 8 lat i odmrozili w 1990 roku, to prawdopoobnie włączonoby nas w nurt muzyki improwizowanej lat 90., do której słuchacze, kluby, dziennikarze, wytwórnie dopiero byli gotowi. Po latach zauważyłem, że istniała pewna prawidłowość, która mogła wpływać na naszą obecność na polskiej scenie muzycznej. Choć zespół cieszył się szacunkiem i uznaniem w zagranicznych wytwórniach i środowiskach muzycznych, w Polsce bywało inaczej. Nasza twórczość była wprawdzie kilka razy doceniona wydawniczo, ale niekoniecznie w ramach koncertów i promocji. Zastanawiam się, z czego to wynikało i nadal wynika? Mogę się tylko domyślać... na pewo nie chodziło o muzykę, lecz o osoby, ponieważ muzyka improwizowana nigdy nie była czymś nowym, można powiedzieć, że jest stara jak świat, bo: „nie ma nic nowego pod słońcem”. Były takie kluby, miejsca w Polsce, gdzie występowały zespoły rockowo-jazzowe, ale REPORTAŻ nigdy nie był tam zapraszany. Polska, początkowo niezależna wytwórnia Requiem, od początku deklarowała „zachowanie dorobku alternatywnej muzyki lat osiemdziesiątych”. Mimo, że wydano w niej ponad 400 pozycji, REPORTAŻ nie otrzymał takiej propozycji. Ten czas i tak już minął, gdyż wytwórnia działa już teraz prawie na zasadach komercyjnych. Są też inne powody. Niedopasowanie się, a nawet nie podporządkowanie się pewnym niepisanym regułom? Nie wiem...nigdy nie uprawialiśmy kumoterstwa, poklepywania, rewanżyzmu, załatwiarstwa, itp. Pamiętam jak w 2008 roku zatelefonował do mnie na trzy dni przed koncertem pewien muzyk (nie chcę mówić kto) i zapytał, czy może z nami i z Chrisem Culterem zagrać w projekcie „Operacja Media”? Zaproponował, że jeśli będzie mógł zagrać, to on „załatwi” koncerty „Operacja Media” w innych miastach i to z dużą promocją. Odpowiedziałem, że to jest projekt zamknięty, przepracowany i już rozpisany w detalach. Domyślam się, o co chodziło, ale na pewno nie o muzykę. Czyli możliwości funkcjonowania były, ale... parcie niektórych ludzi było i jest niesamowite! Kojarzy mi się to z przeprawą mrówek przez mur, gdy jedna po drugiej wchodzi na szczyt, spychając te niepotrzebne w dół. Przed laty, gdy nie miałem jeszcze swojej pracowni, pamiętam jak malowałem na terenie klienta przez kilkanaście dni reklamę na wielkim samochodzie. Przychodził czasami na papieroska. Pół godzinki nic nie mówiąc patrzył jak maluję. Myślałem, że podziwia pracę lub coś takiego, jednak któregoś dnia powiedział pod nosem: „czego to się z biedy nie robi...”. I to jest rozbrat pomiędzy tym jak sami siebie widzimy, a jak nas widzą inni - brutalne! Zauważyłem, że na Zachodzie
nie bylo takich sytuacji, a muzycy współpracujący z REPORTAŻEM rozumieli naszą niezależność i wizję artystyczną. Nie przylepiano nam łatki zespołu o określonej ideologii. Owszem, byliśmy postrzegani jako zespół o pro-polskich wartościach, co w kontekście różnorodności artystycznej nie stanowiło przeszkody. Chris Cutler, gdy kilka dni mieszkał u nas podczas prób, doskonale wiedział, że mamy inny światopogląd. Ta wieloletnia znajomość jest dla mnie dowodem, że możliwa jest współpraca między artystami o lewicowych i prawicowych poglądach. Do tego trzeba mieć jednak dużo dobrej woli i kultury. Polska jest specy czna, trudna, ale ukochana!
11. Co spowodowało zakończenie działalności Reportażu w 2018 roku?
Kiedyś używałem sformulowania „artysta konieczny” czyli twórca, który koniecznie musi cały czas coś tworzyć, choćby nie miał akurat nic ciekawego do przekazania. Przecież nie da się przez cały czas tworzyć interesujących rzeczy. To tak jak w wielu innych dziedzinach życia, są dni lepsze i gorsze. Gdy oglądamy dorobek 70-letniego artysty, to pamiętamy może jego 10 obrazów lub 10 płyt. A gdzie reszta? Co robił przez resztę życia? Konkretnie, to podjąłem decyzję, aby nie komponować nowych rzeczy, aby nawet nie improwizować i aby w ogóle przestać koncertować. Natomiast nie przestałem działalności wydawniczej i archiwizacyjnej. Mam kilka tysięcy CD z danymi. Są to zdigitalizowane dawne próby z kaset CC i VHS, pełno gra k, notatek, plakatów i tekstów. Zajmuję się teraz indeksowaniem plików i nadawaniem im metadanych, to bardzo czasochłonne zajęcie. Mam do opracowania 40 lat twórczości muzycznej i plastycznej O wiele więcej zrobię dla muzyki, jeśli ten materiał uporządkuję i opublikuję, niż miałbym zagrać kolejny koncert i użerać się z tym co omówiłem w poprzednich odpowiedziach. Tempus fugit! Nawet nie wiem czy zdążę to zrobić.
Kolejnym powodem jest to, że do muzyki wkradło się wiele chaosu. Muzycy i słuchacze pomieszali sztukę dźwiękową z muzyczną. Dziennikarze relacjonują eksperymenty dźwiękowe jako muzykę i odwrotnie. Dezorientują słuchaczy. Traktowałem muzykę poważnie, nigdy nie mówiłem „ide se pograć” albo „zagrajmy coś dla jaj”. Większość odbiorców nie rozpozna, czy saksofonista gra solfeż, przewroty i kadencje, czy rzeczywiście improwizje. Praca nad dźwiękiem to coś innego niż praca nad muzyką. Do tego dochodzi wspomniana, agresywna autopromocja. W samym Londynie codziennie jest ok.150 koncertów! Nie każdy muzyk jest artystą, nie każdy instrumentalista jest muzykiem, nie każdy wirtuoz potra coś skomponować i nie każdy kompozytor umie dobrze grać na instrumencie. To wszystko trzeba umieć rozróżnić. Nie wspominając o przydatnej umiejętności realizacji dźwięku na scenie i w studio. Współczesny artysta musi znać się na wielu rzeczach. Szczególnie ten, którego nie stać na zatrudnienie specjalistów. Jeszcze jest strona psychologiczna. Są wykonawcy, których kompletnie nie obchodzi odbiorca. Pragnienie występowania jest tak silne, że sprawia wrażenie jakiejś formy autoterapii. Słyszałem kiedyś opinię pewnej osoby, że uprawianie sztuki jest najwyższą formą egoizmu. Brzmi szokująco, ale warto się zastanowić. Jeśli chodzi o moją ostatnią działalność koncertową, to miała ona miejsce w 2018 roku, kiedy zagrałem koncert z okazji moich 55. urodzin w klubie Blue Note w Poznaniu. Po tym koncercie postanowiłem zakończyć swoją działalność koncertową. Po 40 latach twórczości muzycznej doszedłem do wniosku, że muzyka nie jest celem lecz środkiem do celu. Kiedyś jeden zkonnik powiedział mi, że na Sądzie Bożym nie będziemy rozliczani z tego co zrobiliśmy, lecz z tego, czego nie zrobiliśmy. Z czasem moja perspektywa zmieniła się. Dostrzegłem, że sens życia polega na relacji z Bogiem i z ludźmi, w których On jest. Ale to nie jest widoczne, gdy żyje się dla siebie. Dlatego, gdy On jest tak blisko, ostatni odcinek chcę przejść na piechotę. Nie potrzebuję do tego „transportu muzycznego”. Całe życie brałem, to teraz chcę skupić się na wdzięczności i oddaniu tego, co otrzymałem. Chcę po sobie zostawić porządek, a nie chaos.
12. A o czym byłby REPORTAŻ, gdyby grał dzisiaj?
Gdyby REPORTAŻ nadal działał, jego tematyka z pewnością skupiałaby się na kontroli i zniewoleniu człowieka przez szaleńców rządzących dzisiejszym światem - często hippiesów lat 70. Są tak zajęci utopijnymi ideologiami i kontestowaniem rzeczywistości, że ich obietnice i obowiązki wobec ludu przejmuje powoli prawica. Doszło do tego, że mocarstwa światowe nie mają już z kim rozmawiać w Europie. Podkreślałbym na pewno w tekstach o tym, jak trudno zmienić człowiecze nawyki i przyzwyczajenia. Że dla człowieka największym wrogiem jest on sam, czyli duch ludzki i miłość własna. Zatwardziałość, upartość, niepohamowane pragnienia i żądze. Dlatego nie nawrócenie, lecz wytrwanie w nim do końca jest tak trudne. Mocno ilustruje to końcówka 2 listu św. Piotra: „...Pies powrócił do tego, co sam zwymiotował, a świnia umyta - do kałuży błota.” (2P2, 22). Narzucony człowiekowi materializm wymusza nowomowę i jak w Wieży Babel zmienia, łączy lub rozdziela znaczenia słów. Nie dostrzega się już różnicy między miłością, a seksem, między sekretem, a tejemnicą, między przyjemnością, a radością, itp. Humanizuje się przedmioty martwe; ukochany samochód, mój przyjaciel laptop, itp. Słowem następuje upodmiotowienie materii, a człowieka stawia się na równi z przedmiotami i poniżej zwierząt. W latach 80. nikt by nie przypuszczał, że w przyszłości będzie się schylał po kupę psa, a jego religią będzie segregacja śmieci. Przecież to jest uwłaczające godności czlowieka. To nie jest ani mądrość, ani grzeczność, ani kultura, może to antykultura. O tym właśnie byłby REPORTAŻ gdyby nadal grał. Ale myślę, że i tak nie byłoby to możliwe z powodu globalnej cenzury i ograniczeń wolności słowa. Jak zauważył Wojciech Szewko, żyjemy w czasach, w których musimy używać języka skojarzeniowego, tzw. koalangu, aby uniknąć blokady zasiegu naszych wypowiedzi w przestrzeni publicznej. Myślę, że REPORTAŻ działając w dzisiejszych realiach, mógłby stać się ważnym głosem krytyki społecznej i artystycznej, komentować problemy, które zbyt często są ignorowane. Byłby to z pewnością projekt, który wciąż szukałby prawdy, co zawsze było jego istotą, ale niekoniecznie akceptacji. Nadal szedłby „W górę rzeki”, bo aby dojść do źródła, trzeba iść pod prąd! Aby dzisiejsza młodzież mogła zrozumieć stopień sprzeciwu muzyki lat 80. musiałaby publicznie zadawać niewygodne pytania o manipulacje z ociepleniem klimatu, ekopolitykę, gender, itp. W pierwszym tekście REPORTAŻU z 1982 roku pisałem: ”...nowy ludzki system jest kontrolowany autem na baterię zdalnie sterowanym.” O tych mniej więcej rzeczach byłby REPORTAŻ gdyby grał dzisiaj.
henryk palczewski o zespole reportaż
Pamiętam, jak Andrzej Karpiński przyszedł do mnie z nagraniami. To był nasz pierwszy kontakt. Kiedy pokazałem mu inne, bardziej awangardowe nagrania, zafascynował się. Okazało się, że zawsze marzył o graniu w takim stylu, ale nie wiedział, czy to w ogóle możliwe. W ten sposób powstał Reportaż, który w głowie już miał, ale nie zdawał sobie sprawy z istnienia takiej muzyki. W organizacji koncertów, takich jak te z zespołem REPORTAŻ, zauważyłem, że niezależnie od popularności zespołu, stawki były często niskie. Wiele działań rodziło się w bólach, jednak entuzjazm młodych artystów był ogromny. Minusem tamtego okresu było to, że wiele zespołów bazowało na wpływach muzyki zachodniej, a nie miało własnych korzeni. Przede wszystkim organizowaliśmy koncerty oraz wydawaliśmy kasety.
To były dwa główne działania, na których opierałem swoją pomoc. Jako że nie potra łem grać na instrumentach, skupiłem się na promocji zespołu i reklamowaniu ich działalności. Oczywiście, członkowie zespołu również podejmowali własne działania, nie czekając biernie na pomoc z zewnątrz. Współpraca z Andrzejem, który był związany ze studentami Akademii Muzycznej, umożliwiła zespołowi występy w klubach studenckich. Pamiętam nasze występy w Klubie Nurt, gdzie mieliśmy dobre wejścia i okazje do zaprezentowania się. REPORTAŻ jako jeden z nielicznych niezależnych zespołów w latach osiemdziesiątych wydał płytę winylową. Oprócz organizacji koncertów, promowałem Reportaż wszędzie tam, gdzie się dało.
Regularnie rozmawialiśmy na temat ich występów i starałem się załatwiać jak najwięcej okazji do grania. Nie byłem agencją marketingową, a wszelkie działania podejmowałem równolegle z moją pracą zawodową, więc wszystko odbywało się w moim wolnym czasie. Pamiętam, że stawki, które otrzymywaliśmy za koncerty, były często niewystarczające. Zespoły, które nie miały formalnego wykształcenia muzycznego, a mimo to sprzedawały płyty i przyciągały publiczność, nie zawsze były w stanie uzyskać odpowiednie wynagrodzenie. Na przykład podczas festiwalu Marchewka w Warszawie, aby zapłacić za występ REPORTAŻU, musieliśmy szukać różnych sposobów, ponieważ pieniądze były ograniczone. Zdarzało się, że lokalni artyści podpisywali umowy, które pozwalały im otrzymać wynagrodzenie za dekoracje sceny, a z tych funduszy przeznaczano część na honorarium dla REPORTAŻU. To były trudne czasy, w których trzeba było kombinować, aby zapewnić zespołom wsparcie nansowe.
ZANIM POWSTAŁ ZES POŁ
Łukasz Czarny , ur.10.01.1964 r. w Pile. Tu ukończył LO w 1983 r. W tym samym roku dostał się na Wydział Prawa i Administracji na UAM w Poznaniu. Studia ukończył w czerwcu 1989 r. W okresie studiów poza nauką grał w zespołach „Ręce do Góry” oraz „Krew” na gitarze basowej. W Poznaniu pracował jako robotnik budowlany na wysokościach. Zdobyte umiejętności doskonalił w latach 1989 do 1991 na budowach w RFN oraz Francji jako dekarz. Od 1991 r. zatrudnił się w Urzędzie Miasta Piły, gdzie pracuje nieprzerwanie do dzisiaj jako radca prawny. W 1995 r. ukończył aplikację radcowską, prowadzi też własną kancelarię radcowską. Za najważniejsze osiągnięcia uważa rodzinę,:żona Beata i dwie dorosłe córki oraz muzyczne przyjaźnie. Niewątpliwy sukces to reaktywacja zespołu „Krew” w 2016 r., po prawie 30 latach przerwy. Ceni indywidualizm, stąd rodzaj muzyki, którą Krew tworzy. Alternatywne podejście do grania i jego niezarobkowy charakter daje taką możliwość. Poza muzyką odskocznię stanowi jazda na motocyklu, sport i podróże.
Artur Stanilewicz , rocznik 1964, od urodzenia mieszkaniec Piły. Absolwent I Liceum Ogólnokształcącego im. M. Skłodowskiej- Curie w Pile. W latach 1983- 1989 studiował biologię na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Od 1990 r. nauczyciel biologii w I LO w Pile, w którym prowadzi również pozalekcyjne zajęcia przyrodnicze. W latach szkolnych uczył się grać na gitarze klasycznej oraz założył wraz z kolegami z liceum zespół rockowy „Sedes”. W okresie studiów gitarzysta w zespole „Ręce do Góry” oraz „Krew”. Później w krótkich okresach grał w kilku zespołach rockowych w Pile, najdłużej w zespole N.O.C, z którym nagrał trzy płyty. Od 2016 r. gitarzysta w reaktywowanym po prawie 30 latach zespole „Krew”. W czasie wolnym zajmuje się obserwacjami i badaniami lokalnej przyrody. Członek Klubu Przyrodników oraz przewodniczący Pilskiego Koła Klubu Przyrodników. Współautor kilku artykułów i książek o przyrodzie ziemi pilskiej. Żonaty, ojciec dwóch córek oraz dziadek dwóch wnuczek i jednego wnuka.
ZES POŁ SEDE S
Zespół powstał w 1981 roku w Pile, w jedynym wówczas Liceum Ogólnokształcącym przy ulicy Wincentego Pola. Jego założycielami byli uczniowie: Artur Stanilewicz (gitara, wokal), Łukasz Czarny (gitara basowa) oraz Przemek Trojniar (perkusja). W zespole także grali: Andrzej Komasiński (instrumenty klawiszowe), Tomasz Wolski (perkusja) oraz gościnnie Dorota Karaniewicz (flet). Sedes działał do zakończenia nauki w liceum w 1983 roku. Inspiracją do nazwy były toalety w szkole, gdzie uczniowie palili pierwsze papierosy, najczęściej marki Popularne, ze względu na ich niską cenę.
Jak określił to Krzysztof „Grabaż” Grabowski, Sedes był skrzyżowaniem punk rocka z twórczością King Crimson, reprezentującą rock progresywny. Jest to prawda, ponieważ członkowie tego młodzieżowego zespołu słuchali rocka progresywnego z przełomu lat 60. i 70. oraz nowej fali z początku lat 80. Na kasetach zachowały się nagrania potwierdzające te wpływy, które być może kiedyś zostaną wydane.
Dużą inspiracją dla zespołu było spotkanie jego członków z Andrzejem Karpińskim w auli pilskiego liceum, które miało miejsce w grudniu 1981 roku, w trakcie stanu wojennego. „Muzycy” mieli w związku z tym przymusowe ferie, które spędzali w szkole, grając. Pamiętam, jak podczas próby w liceum uchyliły się drzwi auli i wszedł młody człowiek z włosami zaczesanymi do góry i agrafkami w klapie marynarki. To był Andrzej Karpiński – Pilanin, założyciel zespołów Sten i Reportaż. Był uczniem poznańskiego liceum plastycznego i również miał przymusowe ferie, na które przyjechał do rodzinnego miasta. Posłuchał naszej muzyki i doradził, abyśmy grali szybciej, tak jak zespoły punk rockowe. Muzyka Sedesu zmieniła się wówczas diametralnie. Andrzej do liceum plastycznego w Poznaniu poszedł za namową Eugeniusza Ćwirleja, znanego pilskiego Malarza, z którym mieszkali w jednym bloku na ulicy Wodnej w Pile, w tzw. domu nauczyciela. Sedes dał kilka koncertów w liceum oraz raz w Wojewódzkim Domu Kultury, co dokumentują plakaty i zdjęcia z tamtego okresu. Ciekawostką jest, że na początku lat 80. na Śląsku działał zespół punkowy o tej samej nazwie, a w Miastku funkcjonował zespół o nazwie WC. Jak widać, rola toalet w latach 80. miał duży wpływ na nazwy zespołów z tamtych lat. Sedes przestał istnieć po tym, gdy Artur Stanilewicz, Łukasz Czarny i Krzysztof Grabowski w 1984 roku założyli zespół Ręce do Góry.
Wybrane teksty śpiewane przez SEDES: „W industrialnym świecie kontrolują
mózgi, ręce nogi włosy, oddech i potrzeby.”
„Telefoniczny aparat myślowy poprawi Ci szybko twój stan finansowy.
Kilka numerów według własnej inwencji poprawi ci szybko twój stan kompetencji.”
„Enzymatyczny proszek do prania wyczyści ci szybko twoje ubrania.
Kilka gramów według własnej inwencji poprawi ci szybko twój stan impotencji.”
Tekst zainspirowany i znacznie zapożyczony od Andrzeja Karpińskiego.
Krytyczny wobec współczesnego świata przekaz korzystał z ironii, aby komentować kwestie społeczne i ekonomiczne. W duchu poezji
Nowej Fali (szczególnie S. Barańczaka), specyficznie „nadużyto” już i tak propagandowo nadużywane i wyzbyte oryginalnego potencjału frazy. Słowa mające wskazywać na kreatywność („kompetencja”, „inwencja”) oraz poprawę sytuacji zostają obnażone jako puste slogany, ukazując rozdźwięk pomiędzy propagandą a rzeczywistością.
Zespół SEDES rok 1981. Zdjęcia zrobione w pilskim Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Skłodowskiej Curie. Widać aulę i męskie WC.
Na zdjęciach Artur Stanilewicz gitarzysta, Łukasz Czarny basista, Przemek Trojniar perkusista.
W 1983 roku zespół zagrał w sali pilskiego WDK Wojewódzki Dom Kultury, obecnie RCK.
Te dwa plakaty są autorstwa Rysia Ćwirleja. Informują o koncercie zespołu w Liceum Ogólnokształcącym w Pile w styczniu 1982 roku.
ZESPOŁ
RĘCE DO GÓRY
NA TLE CENZURY PRL
Cenzura była częścią większego systemu propagandy, który miał na celu promowanie pozytywnego wizerunku PRL oraz partii rządzącej. Działała w sposób prewencyjny; oznaczało to, że materiały musiały być zatwierdzone przez cenzora przed publikacją. Media były wykorzystywane do szerzenia ideologii komunistycznej, a promowany przekaz był zgodny z odgórnymi wytycznymi. Organem odpowiedzialnym za kontrolę treści był między innymi Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (GUKPPiW), który nadzorował prasę, książki, filmy, a także inne media. Władze miały prawo do wprowadzania zmian, a także całkowitego zakazu publikacji czy zgody na dopuszczenie danych zespołów na publiczne koncerty. Istniały określone tematy, które traktowano jako zagrożenie; należała do nich rzecz jasna krytyka władzy. Zmiany zaszły dopiero po transformacji 1989 roku.
Łukasz Czarny:
Urodziłem się w 1964 roku, więc okres mojej nauki przypadał na czas PRL-u. Studia ukończyłem w czerwcu 1989 roku, a pierwszą pracę podjąłem w 1991 roku. PRL kojarzy mi się przede wszystkim z ograniczeniem wolności wypowiedzi przez cenzurę. Doświadczyłem tego osobiście, dlatego chciałbym się tym podzielić. Na początku 1981 roku, w okresie Solidarności, w Liceum Ogólnokształcącym w Pile założyliśmy kabaret, w którego skład wchodzili m.in. Katarzyna Węglicka (obecnie zawodowa aktorka), Ryszard Ćwirlej (obecnie pisarz), Zbyszek Cholewicki, Artur Stanilewicz oraz inni. Pamiętam, że po jednym z naszych występów w auli, gdzie zgromadzeni byli wszyscy uczniowie, nieżyjący już Dariusz Szawiec zaintonował polski hymn, który został odśpiewany przez wszystkich obecnych. Po tym „incydencie”, jeszcze tego samego dnia w naszej szkole pojawiła się Służba Bezpieczeństwa. Mieliśmy na sobie stroje, w których występowaliśmy; gdy zaczęli nas przesłuchiwać, pytania zmierzały do tego, abyśmy wskazali, kto zaintonował hymn. Nikt z naszej grupy nie wydał kolegi. Pracownicy SB zmienili strategię przesłuchania i zaczęli wzywać nas pojedynczo. To również nie przyniosło rezultatu – wszyscy twierdziliśmy, że nie widzieliśmy, kto zaintonował hymn. W trzecim podejściu panowie z Służby Bezpieczeństwa zaproponowali inny sposób „współpracy”.
Kasia Węglicka została poproszona, aby położyła cylinder, który miała na głowie, na stole, a wszystkim członkom kabaretu wręczono małe karteczki. Każdy z nas miał przejść osobno do oddzielnego pokoju i tam zapisać personalia osoby, która zaintonowała hymn państwowy. Karteczkę należało zrolować w kulkę i po wyjściu z pokoju publicznie wrzucić do cylindra Kasi. Kiedy ostatnia osoba wrzuciła swoją kuleczkę, pracownicy SB przystąpili do analizy. Wysypali kuleczki na stół i po kolei je rozwijali. Ku naszemu ogromnemu zadowoleniu, wszystkie rozwinięte karteczki były puste.
O zespole Ręce do Góry pisał
Jarosław Wąsowicz
„Trzeba przyznać, że grupa Ręce do Góry, stosując bardzo surowe formy na styku punka i rocka, uzyskuje bardzo mocne napięcia emocjonalne i niezwykłą siłę wyrazu, która osadza słuchaczy. Istotna jest świadomość muzyków w kreowaniu atmosfery, chociaż wydaje się, że nie jest to jeszcze muzyka zagrana «do końca», ale przeszkody administracyjne utrudniają wielu grupom rozwinięcie się skrzydeł. Później odbył się festiwal „Święto Twojej Muzyki”. W jednym z wywiadów Krzysztof Grabowski wspominał chodzieski występ: „Praktyka była taka, że dawaliśmy grzecznie teksty do cenzury, a na koncercie graliśmy swoje. Na występ na ogół nie przychodziła cenzura. Tam jednak przyszli. Pilska «bezpieka» nie mogła uwierzyć, że na ich terenie jest taka «potężna siła antysocjalistyczna»” Jarocin 1986 i rozpad zespołu. Kilkanaście dni później zespół Ręce do Góry przyjechał na festiwal w Jarocinie, gdzie miał koncertować na dużej scenie. Henryk Palczewski był wówczas reporterem „Tygodnika Pilskiego”, pamięta ówczesną wypowiedź Waltera Chełstowskiego o tym, jak pilska SB zabroniła występów RdG na festiwalowej scenie. Potwierdza to w swoich wspomnieniach „Grabaż”: „Przed występem podszedł do nas organizator festiwalu Walter Chełstowski. Są z wami kłopoty - powiedział - ubecja za wami chodzi”. Zgodnie z sugestią organizatorów zespół zmienił wówczas nazwę na Królowa nie żyje i podał 13 piosenek do festiwalowej cenzury. Niestety nie przeszło 12 utworów. Po pertraktacjach lidera zespołu RdG Krzysztofa Grabowskiego z cenzorem ostatecznie dopuszczono jeszcze dwie piosenki. Grabowski wspomina: „Wytargowałem Broniewskiego i piosenkę «Poza dobrem i złem»: «Zobacz Boże, co się stało, coś się w twoich sprawach delikatnie po...». Ten występ pod zmienioną nazwą i z okrojonym repertuarem utkwił we mnie jak zadra. Czułem się zmanipulowany i poniżony”. Zespół Ręce do Góry, aby uniknąć zatrzymania przez SB, musiał opuścić oficjalny kwaterunek. Otrzymał schronienie na jarocińskiej plebanii i tam w kaplicy św. Józefa spędził resztę festiwalu. Nieprawomyślne teksty utworów RdG stały się przyczyną wielu problemów, zwłaszcza jeżeli chodzi o możliwość występowania na różnych koncertach rockowych. Członkowie zespołu po zakończeniu Jarocina ’86 założyli dwie nowe kapele: Pidżamę Porno i Krew. W okresie wakacyjnym 1987 r. RdG rozpadły się definitywnie. Tak zakończyła się nieznana szerszej publiczności historia pilskiej formacji punkowej, która stała u początków popularnych dziś polskich zespołów Pidżama Porno i Strachy na Lachy.” 5
5 • Jarosław Wąsowicz, Festiwal rockowy „Święto Twojej Muzyki” w Chodzieży w oczach „bezpieki”, Przegląd Archiwalny Instytutu Pamięci Narodowej 3, 2010, s. 319-328
ZES
POŁ SE DES
CIĄG DALSZY
Łukasz Czarny:
W tym liceum z Arturem Stanilewiczem założyliśmy nasz pierwszy zespół rockowy, który nosił nazwę Sedes. Oprócz prób w naszym LO, przez jakiś czas korzystaliśmy z sali w ówczesnym Domu Kultury Kolejarz , który działał przy Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Pile. W PRL-u był to, obok POLAM-u Piła, największy zakład pracy w mieście, co pozwalało mu na utrzymywanie zakładowego domu kultury. Muzycznie współpracowała z nami wtedy koleżanka, Dorota Karaniewicz, która uczyła się w szkole muzycznej w klasie fletu. Obecnie jest zawodowym muzykiem, po ukończeniu akademii muzycznej. Pamiętam, że występowaliśmy kiedyś w tym domu kultury. Przed występem musieliśmy podać tytuł utworu, który zagramy. Ad hoc zdecydowaliśmy się na „Różowy Stanik”. Jakież było nasze zdziwienie, gdy tytuł został ocenzurowany. Zapowiedziano nas, że wykonamy utwór pod tytułem „Zew Pastucha”. W tym przypadku doszło do cenzury obyczajowej: organizator skojarzył grę na flecie Doroty Karaniewicz z flecikiem pastuszka i samowolnie zmienił nasz tytuł. Problemy z cenzurą polityczną zaczęły się w czasie studiów i naszego muzykowania w zespole Ręce do Góry. Zanim do tego doszło, pamiętam okres stanu wojennego w Pile i wynikające z niego utrudnienia, w tym dla naszego zespołu Sedes. Zaraz po ogłoszeniu stanu wojennego dowiedzieliśmy się z radia, że nie musimy iść do szkoły, ponieważ dwutygodniowe zimowe ferie rozpoczną się wcześniej. Postanowiliśmy z kolegami wykorzystać wolny czas na zwiększenie liczby prób w liceum.
Nasza radość nie trwała jednak długo, ponieważ do mojego domu przyszedł nauczyciel fizyki, Pan Włodzimierz Wolczyński, który oznajmił, że muszę zwrócić mu klucze do pomieszczeń z instrumentami i sprzętem nagłaśniającym, ponieważ otrzymał takie polecenie. Władze obawiały się, że sprzęt nagłaśniający może być wykorzystany w celach politycznych, w związku z ogłoszeniem stanu wojennego. Na nasze szczęście po dwóch czy trzech dniach udało nam się przekonać profesora Wolczyńskiego do ponownego użyczenia kluczy, dzięki czemu mogliśmy kontynuować ćwiczenia.
Okres stanu wojennego oraz późniejsze lata 80-te kojarzą mi się z zrywaniem propagandowych odezw (kilka takich umoralniających komunikatów załączam do wspomnień), a także z drugim obiegiem i kolportacją zakazanych tekstów (kilka ocalałych dokumentów również załączam). Oczywiście, mieszkając na studiach w akademiku w latach 80-tych, mieliśmy dostęp do tekstów i literatury z tzw. drugiego obiegu. W tamtym czasie książkę George’a Orwella „Folwark zwierzęcy” można było zdobyć w formie wydania powielaczowego lub kserokopii. Pamiętam, że Krzysiek „Grabaż” Grabowski, który kserował ją dla mnie, zapytany przez osobę obsługującą ksero, co to za publikacja, odpowiedział, że to tylko bajka o zwierzętach.
RĘCE DO GÓRY
Prawdziwe problemy z cenzurą i ograniczeniem naszej działalności muzycznej związane były z założeniem oraz działalnością zespołu Ręce do Góry, funkcjonującego w latach 1984-1988. Na jednym z występów w Chodzieży nasze teksty były podsłuchiwane przez milicjantów. Od tego zaczęły się problemy z cenzurą.
Zespół ten powstał z inicjatywy Krzysztofa „Grabaża” Grabowskiego, który obecnie jest zawodowym muzykiem, znanym z takich zespołów jak zespołów jak Pidżama Porno oraz Strachy na Lachy. Pozostali członkowie to: Artur Stanilewicz (gitarzysta i drugi wokalista), Łukasz Czarny (gitara basowa) oraz Remi Cholewicki (perkusja). Grali też z nami Witold Niedziejko i Ryszard Gromadzki. Później dołączyła jako wokalistka Beata Kubiak.
Zespół Ręce do Góry występował w latach 1985–1988 na różnych festiwalach, w tym dwukrotnie w Jarocinie. Warto podkreślić istotę tego wydarzenia. Festiwal w Jarocinie zyskał popularność w latach 80. XX wieku, kiedy to młodzież poszukiwała alternatywy wobec oficjalnie promowanej kultury. Impreza ta stała się platformą dla zespołów punkowych, rockowych i alternatywnych, które krytycznie odnosiły się do ówczesnej rzeczywistości społecznej.
Łukasz Czarny:
Na początku Krzysztof pisał bardzo antysystemowe teksty, które w aranżacjach post-punkowych brzmiały ostro, co przyciągało uwagę cenzury. W tamtych czasach, przed większością koncertów, również w Jarocinie, konieczne było oddanie tekstów do oceny cenzorów, którzy mogli je zmienić lub nawet zatrzymać, uniemożliwiając ich publiczne wykonanie. Dotyczyło to głównie wypowiedzi nieprzychylnych ówczesnej socjalistycznej władzy.
W Jarocinie w 1985 roku graliśmy na tzw. małej scenie w godzinach porannych. Udało nam się zaprezentować cały program, ponieważ cenzor najwyraźniej jeszcze się nie obudził i ocenił, że występ na małej scenie nie przyniesie problemów. Wówczas wykonaliśmy takie utwory jak „Moskwa nie będzie nasza stolicą” oraz „List do żołnierza”. O tym koncercie powstała audycja radiowa zrealizowana w Radiu Gdańsk przez Kamila Wicika, zatytułowana „Siła wrzasku. Przełomowe polskie koncerty rockowe”.
W międzyczasie w Wojewódzkim Domu Kultury w Pile zagraliśmy bardzo udany koncert. Pamiętam, że wystąpiliśmy tam razem z „Czaszką ”, wokalistą zespołu Reżim, wykonując utwór pod tytułem „Do przyjaciół czerwonych”. W 1986 roku organizatorzy festiwalu w Jarocinie zdecydowali, że zespół Ręce do Góry może wystąpić na dużej scenie. Oprócz wymienionych członków zespołu w tym koncercie dodatkowo wystąpili Witold Niedziejko oraz Ryszard Gromadzki. Program mieliśmy naprawdę dobry, zarówno pod względem tekstowym, jak i muzycznym. Niestety, do występu pod nazwą Ręce do Góry z pełnym repertuarem nie doszło z powodu cenzury. Sytuacja ta była związana z festiwalem muzyki alternatywnej zorganizowanym w Chodzieży, na który przyjechały zespoły z całej Polski, w tym nasze Ręce do Góry.
Mimo że udało nam się zagrać cały program, Służba Bezpieczeństwa zwróciła na nas uwagę. Festiwal w Chodzieży został opisany przez księdza Jarosława Wąsowicza w przeglądzie archiwalnym Instytutu Pamięci Narodowej (III 319-328, 2010) pod tytułem „Festiwal rockowy. Święto Twojej Muzyki w Chodzieży w oczach bezpieki”.
Zauważenie przez Służbę Bezpieczeństwa miało swoje konsekwencje w Jarocinie. Po przyjeździe i zakwaterowaniu muzyków jeden z organizatorów ostrzegł nas, że Służba Bezpieczeństwa dopytuje się o zespół i że powinniśmy natychmiast zgłosić się do szefa imprezy, Waltera Chełstowskiego. On zaś poinformował nas, że nie wie, co zrobiliśmy, ale służby drążą w naszej sprawie, jakbyśmy mieli obalić ustrój socjalistyczny. Poradził, abyśmy zorganizowali sobie niezależny nocleg i wystąpili pod zmienioną nazwą. Wszyscy byliśmy tym zaskoczeni i bardzo niezadowoleni, ponieważ nazwa zespołu Ręce do Góry zaczynała być już rozpoznawalna wśród fanów tej muzyki. Było to dla nas również wielkie wyzwanie logistyczne, ponieważ wszyscy byliśmy studentami i nikt z nas nie miał pieniędzy na zorganizowanie innego niż darmowy nocleg. W desperacji postanowiliśmy zwrócić się po pomoc do miejscowego księdza. Po opisaniu mu naszej sytuacji postanowił nam pomóc. Zaprowadził nas do nieczynnej w okresie wakacji salki katechetycznej, dając do dyspozycji klucz oraz kilka koców. Miały one służyć jako przykrycie i materace jednocześnie. Pamiętam, że wszyscy narzekali na bóle pleców, ponieważ spaliśmy na drewnianych ławkach, a podłoga była cementowa. Mimo to nie brakowało momentów humorystycznych. Grabaż na przykład urządził sobie legowisko w kąciku wzorowego ministranta. Ważniejszą jednak kwestią było szybkie wymyślenie nowej nazwy dla zespołu oraz przekonanie cenzorów, że nasze teksty nie mają na celu podważania podstaw ustroju socjalistycznego w Polsce. Zarówno jedno, jak i drugie zadanie nie wypadło dla nas pomyślnie. Trudno było bowiem zastąpić bardzo nośną nazwę Ręce do Góry nową, wymyśloną na poczekaniu. Padały różne propozycje, ale żadna z nich nie była dla wszystkich satysfakcjonująca. W geście rozpaczy Ryszard Gromadzki zaproponował nazwę Królowa nie żyje. Ostatecznie wszyscy zgodzili się na tę nazwę, choć nikt nie był zadowolony. Misję przekonania cenzorów, że teksty są obojętne politycznie, powierzyliśmy ich autorowi, Krzysztofowi Grabażowi Grabowskiemu. Wszyscy czekaliśmy w napięciu. „Negocjacje” Krzysztofa nie przyniosły jednak zadowalających rezultatów. Cenzura zakwestionowała 90% tekstów, co spowodowało, że mocny i spójny program występu, który planowaliśmy na około 50 minut, rozpadł się w puch. Pozostały jedynie cztery krótkie utwory z najłagodniejszymi tekstami. W trakcie występu, kiedy zapowiedziano nas pod inną nazwą, część publiczności zorientowała się, że na scenie występuje zespół Ręce do Góry, a nie zespół Królowa nie żyje. Świadczyły o tym podniesione wśród publiczności ręce.
Łukasz Czarny przed koncertem „Ręce do Góry” klub Eskulap Poznań 1986 rok.
Oczywiście, z powodu tego okrojenia koncert nie miał ani zakładanego przekazu, ani spójności. Można powiedzieć, że zostaliśmy pozbawieni szansy konkurowania z najlepszymi. Do Piły wracaliśmy sfrustrowani. Zespół Ręce do Góry co prawda działał jeszcze do 1988 roku, ale nigdy już nie powróciliśmy do grania z tak antysystemowymi tekstami. Sytuacja ta doprowadziła do powstania dwóch nowych zespołów. Krzysztof „Grabaż” Grabowski założył zespół Pidżama Porno, a pozostali muzycy stworzyli Krew. Krzysztof Grabaż został zawodowym muzykiem, natomiast członkowie Krwi działają hobbystycznie w ramach rocka alternatywnego do dziś. Historia moja oraz moich kolegów stanowi przykład, jak głęboko PRL mógł wnikać nawet w amatorską twórczość artystyczną.
Artur Stanilewicz o Krzysztofie Grabażu Grabowskim: Krzysztof Grabaż Grabowski jest konsekwentnym i niezależnym artystą, którego twórczość cieszy się niesłabnącą popularnością od kilkudziesięciu lat. Gra regularnie koncerty i wydaje płyty. Jest artystą bezkompromisowym, nierzadko komentuje w swojej twórczości rzeczywistość polityczną czy społeczną. Od czasów, kiedy graliśmy razem w Ręce do Góry, przez 40 lat, na jego koncert przychodzą kolejne pokolenia. Potrafi wypełnić sale koncertowe i stadiony po brzegi, co w dzisiejszych czasach jest prawdziwym wyzwaniem. I jest w tym coś niezwykłego, że przekaz jego muzyki jest cały czas świeży, a nawet międzypokoleniowy. Na jego koncertach zdarzało mi się słuchać utworów, które graliśmy wspólnie w latach 80. XX wieku, wykonywanych z tą samą albo nawet większą energią. Myślę, że przez te kilkadziesiąt lat Grabaż pozostał „buntownikiem bez powodu”. Będąc liderem zespołu rockowego, spełnił jednocześnie swoje marzenia z czasów liceum.
RĘCE DO GÓRY
Od góry fragment plakatu z koncertu w Gdyni na którym wystąpił zespół Ręce do Góry.
Zdjęcie z prawej Łukasz Czarny podczas koncertu RDG w klubie Eskulap w Poznaniu w 1986 roku.
Po lewej dwa zdjęcia Mirka Myki Zespół Ręce do Góry. Piła 1985 rok.
Fragment plakatu. Widać z jakimi zespołami występował zespół Ręce do Góry.
Poniżej zdjęcia Zespołu z koncertu w klubie Eskulap. Poznań 1986 rok.
DO GÓRY
Od górydwapierwszezdjęcia:Jarocin1985.ZespółRęcedo Góry podczaswystępuna tzwmałejscenie.
Z lewejzdjęciaKrzysztofaGrabażaGrabowskiegoi ŁukaszaCzarnego podczaskoncertuw 1986roku.
Z prawej.Pismoz klubustudenckiego,któryodmawiaudostępnienia zespołowiRęcedo Górymiejscana próby.
RĘCE DO
RĘCE DO GÓRY
Remi Cholewicki - perkusja
Artur Stanilewicz - gitara
Łukasz Czarny - gitara basowa Krzysztof Grabaż Grabowski - wokalista
Beata Kubiak - wokalistka
Ryszard Gromadzki - wokalista
Witek Niedziejko - klarnet
Zdjęcia zespołu podczas koncertu w Jarocinie w 1986 roku. Na zdjęciach widać cały skład zespołu.
RĘCE DO GÓRY RĘCE DO GÓRY
Recenzja prasowa z koncertu RDG w Warszawie. Zdjęcia zespołu podczas koncertu na wybrzeżu 1986 roku.
RĘCE DO GÓRY
Krótki artykuł Henryka Palczewskiego. Na zdjęciach od lewej Krzysztof Grabaż Grabowski i Łukasz Czarny koncert w Chodzieży lato 1986.
Zdjęcie 2: Henryk Palczewski i Łukasz Czarny Klub Eskulap Poznań przed koncertem zespołu Ręce do Góry.
Artykuł Henryka Palczewskiego z koncertu w Chodzieży.
Na zdjęciu po prawej Łukasz Czarny, Krzysztof Grabaż Grabowski, Beata Kubiak koncert w Gdyni lato 1986.
Zdjęcie po lewej Łukasz i Krzysztof.
RĘCE DO GÓRY
Koncert w Chodzieży lato 1986. Od lewej Łukasz i Krzysztof
RĘCE DO GÓRY
Raport z Jarocina. Pośród wymienionych zespołów jest „Królowa nie żyje” , czyli zespół Ręce do Góry, który na skutek ingerencji Służby Bezpieczeństwa i cenzury PRL nie mógł wystąpić pod własną nazwą, a członkowie zespołu musieli się ewakuować z oficjalnego noclegu dla muzyków w Jarocinie. Nocowali w salce katechetycznej dzięki życzliwości miejscowego księdza. Kościół w latach 80 tych był bardzo zaangażowany we wszelką działalność antysystemową.
RĘCE DO GÓRY
Zespół Ręce do Góry podczas koncertu w Gdyni. Recenzja Henryka Palczewskiego z Gdyni
Ręce do Góry na scenie wzmianka o zespole na łamach ogólnopolskiego czasopisma NON STOP
Ręce do Góry koncert na wybrzeżu. Recenzja w ówczesnym „Tygodniku Razem”. Na zdjęciu od lewej Witek Niedziejko, Artur Stanilewicz, Łukasz Czarny.
RĘCE DO GÓRY
RĘCE DO GÓRY
RĘCE DO GÓRY
Recenzja z koncertu zespołu Ręce do Góry w ogólnopolskim tygodniku „ Na Przełaj”
Na zdjęciu Łukasz Czarny basista RDG koncert klub Eskulap 1986 rok.
172RĘCE DO GÓRY
Jarocin RDG duża scena 1986 rok. Od lewej: Beata Kubiak, Remi Cholewicki,
86
Cholewicki, Artur Stanilewicz, Ryszard Gromadzki, Witek Niedziejko, Łukasz Czarny. JARAOCIN
Zestawienie trzech rzeczy: opisana historia zespołu RDG w czasie rzeczywistym na maszynie do pisania, zdjęcie RDG jako negatyw z koncertu w klubie Eskulap w 1986 roku, karta muzyka Łukasza Czarnego z Jarocina z numerem dowodu osobistego.
Tekst na zdjęciu został napisany na tym pożółkłym już papierze na maszynie do pisania uwiecznionej na zdjęciu w roku 1987. Tekst wykonywany przez zespół Ręce do Góry.
Kasety magnetofonowe. Lata 80 XX wieku. Zapis koncertów. Takie były wtedy nośniki.
Zespół powstał w październiku 1986 roku w Poznaniu i działał do czerwca 1989 roku. Trzon grupy stanowili muzycy grający wcześniej w zespole Ręce Do Góry: Łukasz Czarny (gitara basowa), Artur Stanilewicz (gitara), Remigiusz Cholewicki (perkusja), Ryszard Gromadzki (wokal) oraz Małgorzata Kurlus (organy). Później do zespołu dołączyli Bartosz Ciepłuch i Witold Oleszak, którzy zastępowali Kurlus, a także drugi wokalista Andrzej Rzepecki i trębacz Andrzej Łakomy.
W 1986 roku formacja Ręce do Góry zagrała na dużej scenie w Jarocinie, jednak z powodu problemów z cenzurą nie mogła wystąpić pod swoją nazwą, a materiał przygotowany na około godzinny koncert został przez cenzorów ograniczony do czterech utworów. Spowodowało to oczywistą frustrację wszystkich członków zespołu, którzy grali wspólnie już od 1984 roku i byli głodni sukcesu. Po powrocie z Jarocina Czarny, Stanilewicz i Cholewicki postanowili skupić się na własnej muzyce, niezwiązanej z piosenkami i tekstami Krzysztofa Grabowskiego, wokalisty zespołu Ręce Do Góry. Inspiracją dla Krwi były dokonania psychodelicznych grup z lat 60. Po kilku miesiącach prób w klubie „Słońce” grupa zadebiutowała 31 stycznia 1987 roku koncertem w klubie „Eskulap” w Poznaniu, a następnie opublikowała kasetę pt. „Obłąkany Fryc”, zawierającą 45 minut muzyki. Zespół działał do czerwca 1989 roku, w okresie, kiedy muzycy studiowali w Poznaniu. Podczas koncertu w Elblągu w 1987 roku zarejestrowano materiał na drugą kasetę pt. „Dziki i dziewięć opowiadań”. Grupa zrealizowała również nagrania studyjne w klubie „Słońce” w 1988 roku.
Ważnym wydarzeniem była wizyta w klubie „Akant” w Katowicach w kwietniu 1987 roku, gdzie Czarny, Stanilewicz i Cholewicki wystąpili na scenie dwukrotnie, w składzie zespołów Ręce Do Góry oraz Krew. Koncert odbył się w ramach II Festiwalu Muzyki Nowej i Odjazdowej. Istotne były także występy w Poznaniu w 1988 roku w klubach „Słońce” i „Nurt”, których zapisy wypełniły kolejne wydawnictwa zespołu. Krew wystąpiła również dwukrotnie na Festiwalu Artystycznym Młodzieży Akademickiej FAMA w spektaklu „My”, wyreżyserowanym przez Zbigniewa Cholewickiego, oraz na VII Festiwalu Kultury Studentów w Katowicach, ponadto na koncertach w Warszawie (Poza Kontrolą IX, Arsenał ` 88 – Wystawa Młodej Plastyki Polskiej), oraz na koncertach w Elblągu i Toruniu. Formację tworzyli studenci różnych dyscyplin, takich jak prawo, historia, biologia, filologia polska, dziennikarstwo, architektura i sztuki piękne, co znalazło odzwierciedlenie w muzyce, której tworzenie miało charakter kolektywny. Wspólnym elementem tych poszukiwań było eksperymentowanie ze stylistyką rocka. Żaden z członków grupy nie planował kariery muzycznej, dlatego wspólny proces twórczy pozwalał na odrzucenie kompromisów, owocując oryginalną i niezależną wypowiedzią artystyczną. Takie podejście sprawiło jednak, że muzycy, po ukończeniu studiów, w naturalny sposób rozwiązali zespół. Muzyka, będąca świadectwem tamtego okresu, mogła powstać jedynie dzięki młodym twórcom.
Henryk Palczewski o zespole Krew: Początek współpracy był związany z moim zainteresowaniem ich muzyką. Kiedy powstała Krew, miałem już pewne doświadczenie w branży muzycznej, ponieważ pisałem artykuły do gazety „Razem”, gdzie miałem serię publikacji na temat awangardy rocka. Byłem znany, co ułatwiło mi nawiązywanie kontaktów. Organizatorzy koncertów, tacy jak Grzegorz Brzozowicz w Warszawie i Waldemar Rudziecki w Gdańsku, zwracali się do mnie z prośbą o polecenie zespołów, co pozwoliło mi wspierać Krew. Zaowocowało to koncertami zespołu w Trójmieście i Warszawie.
Choć nie pełniłem roli typowego menadżera, starałem się opiekować nimi w miarę możliwości. Działałem bardziej jak wolontariusz, który z pasji do muzyki chciał pomagać. Organizacja koncertów w Gdańsku była skomplikowana, ale dzięki współpracy z Waldemarem Rudzieckim i innymi działaczami z Gdańskiej sceny alternatywnej, Krew uczestniczyła w licznych wydarzeniach. Zespoły, z którymi współpracowałem, miały dostęp do funduszy na organizację koncertów, co ułatwiało realizację naszych planów. Dzięki moim kontaktom mogłem polecać nie tylko Krew, ale także inne zespoły, które uznawałem za wartościowe. Byłem zaangażowany w działalność Reportażu i Krwi, ale szczególnie mi bliski był Reportaż, z którym współpracowałem na bardziej intensywnym poziomie.
W dzisiejszych czasach, gdy powstaje zespół, proces ten jest zazwyczaj dobrze zorganizowany. Opracowuje się strategię, nagrywa singiel, a następnie promuje go w radiu, wszystko wspiera zaś menadżer Cała ta machina działa według ustalonego planu, a na końcu zespół wydaje płytę i wyrusza w trasę koncertową. W przeszłości, szczególnie w latach 80., działania zespołów były znacznie bardziej spontaniczne. Większość z nich – również Reportaż i Krew - nie żyła z muzyki. Ja również nie traktowałem jej jako źródła stałego dochodu, choć przez pewien czas dorabiałem, kopiując płyty. Wszystko opierało się na pasji i chęci działania; widzieliśmy w tym sens i cel, co nas cieszyło.
To nie był show-biznes, jakim go znamy dzisiaj. Nie było menedżerów ani skomplikowanych strategii marketingowych. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych zaczęły się pojawiać nowe możliwości. Powstały prywatne firmy, które zaczęły konkurować ze sobą, co umożliwiło muzykom uzyskanie lepszych warunków finansowych.
Łukasz Czarny:
Pierwsze płyty, które dostałem od Henryka Palczewskiego, to zespoły takie jak Gong, USA, Velvet Undeground, Iron Butterfly, Jefferson Airplane, Caravan, Soft Machine, CAN Były dla mnie wielkim odkryciem. Muzyka, którą otrzymałem od Henia, była ambitna i wyjątkowa, różniła się od tego, co słyszałem w radiu. Poprzez jej rozpowszechnianie Henryk zainspirował wielu muzyków, a jego mieszkanie stało się miejscem, gdzie można było odkrywać i komentować twórczość alternatywną i awangardową. To, co prezentował, nie było dostępne dla zwykłych słuchaczy, ponieważ tego typu zespoły w polskim radiu w latach 80. nie były grane. Na łamach programu Trzeciego Polskiego Radia prezentowano jedynie główny nurt muzyki rockowej. Dominowały Led Zeppelin, Deep Purple i Pink Floyd.
To właśnie pierwsze płyty otrzymane od Henryka miały wpływ na profil muzyczny Krwi. Wspomnę na przykład o zespole Iron Butterfly i ich słynnym utworze „In-A-Gadda-Da-Vida”, który był dla mnie przełomowy. Warto również zauważyć, że w latach 60. rozwijał się rock psychodeliczny, w tym zespoły takie jak wspomniany Jefferson Airplane, Quicksilver Messenger Service, Spirit, Arzachel, Ultimate Spinach i wiele innych. Z ich brzmienia Krew czerpała inspiracje.
Artur Stanilewicz wspomnienia: Moje zainteresowania muzyczne do dziś obejmują różne gatunki, od muzyki klasycznej, przez jazz, aż po rock. Ale w porównaniu do reszty kolegów z zespołu zawsze słuchałem muzyki najmniej. Pod koniec szkoły podstawowej zacząłem uczyć się gry na gitarze. Pierwszym moim nauczyciel był p. Józef Wołyński, który prowadził duży zespół mandolinistów w Domu Kultury Kolejarz i jednocześnie uczył grać dzieci na gitarze i mandolinie. Był to energiczny i pełny poświęcenia dla swoich uczniów nauczyciel. Drugim nauczycielem był p. Krzysztof Niemiec, u którego uczyłem się krótko muzyki klasycznej. Następnie, w czasie liceum, około dwóch lat, uczyłem się grać muzykę klasyczną u p. Mirosława Zaleskiego. Nauczyciel ten był bardzo uzdolnionym gitarzystą i wszechstronnym muzykiem. Szybko zdałem sobie sprawę, że mój talent jest ograniczony i nie osiągnę wysokiego poziomu. Po nauce na gitarze klasycznej pozostało mi wiele wspomnień, a szczególnie krótki występ w Pilskim Domu Kultury na dużej scenie, kiedy zagrałem przed publicznością dwa utwory Ferdinando Carulli. Granie na gitarze klasycznej, choć ograniczyło się tylko do prostych utworów muzyki klasycznej z nut, poszerzyło moje horyzonty i dało większą pewność w eksperymentowaniu. W liceum mój oraz starsze roczniki słuchały rocka w wykonaniu m.in. Pink Floyd, King Crimson, Led Zeppelin, Deep Purple. W polskiej muzyce dominowała tzw. muzyka Młodej Generacji. Młodsze roczniki licealistów były już „zakażone” tzw. nową falą (new wave) i punk rockiem. Znaczącym dla mnie okazało się krótkie i przypadkowe spotkanie z Andrzejem Karpińskim (zespół Sten, Reportaż), który odwiedził liceum w czasie stanu wojennego. Mieliśmy właśnie próbę na auli i nagle w drzwiach stanął chłopak w postawionych krótkich włosach i szarym długim płaszczu. Spodobała mu się nasza muzyka i pokazał nam, jak można grać na gitarze. Po tym spotkaniu zaczęliśmy już bardziej grać i wyglądać jak zespół nowofalowy. Po pierwszym roku studiów, w czasie wakacji, spotkałem na ulicy Buczka (obecnie ul. Śródmiejska) Krzyśka Grabowskiego. Godzinę później Krzysiek zagrał i zaśpiewał u mnie w domu kilka swoich piosenek. I tak zupełnie nieoczekiwanie założyliśmy zespół Ręce do Góry. W czasie studiów w Poznaniu dużą część mojego życia „kręciła” się wokół grania w zespołach. Najpierw w Ręce do Góry, później w Krwi. Wszystkich muzyków łączyła przyjaźń, a nawet przez krótki okres mieszkanie w jednym pokoju w akademiku. W zespole Krew graliśmy w dużej mierze muzykę improwizowaną, współpraca przebiegała w entuzjastycznej atmosferze i chęci działania. Zespół założył Łukasz, którego pasja była kluczowa w tworzeniu zespołu. Energię w czasie graniu wyzwalały w nas melodeklamacje Ryszarda Gromadzki (Rycziego) i wokalizy Andrzeja Rzepeckiego (Lilii). Po latach przerwy wróciliśmy do grania w Krwi - choć z innej perspektywy, to nadal poszukujemy nowych tematów i form.
KREW 1987 Klub Słońce Poznań koncert.
Zdjęcie zrobione 31 stycznia 1987 roku podczas pierwszego koncertu zespołu KREW w klubie Eskulap w Poznaniu.
Od lewej: Artur Stanilewicz, Łukasz Czarny.
Artykuł Henryka Palczewskiego z 1987 roku o koncercie zespołu KREW w klubie Eskulap w Poznaniu.
Notka o zespole KREW w Gazecie Poznańskiej. Zdjęcia zespołu z koncertu w Poznaniu 1987.
Krew Koncert „Eskulap” Poznań
1. Utwór instrumentalny (Fabryka I maszyny)
2. „Introdjuszyn
Panie i Panowie grupa Krew zaprasza na kiczowisko, na dzikie, dzikie widowisko pt: „Obłąkany Fryc” (x3)
3. Utwór instrumentalny (Psychodeliczne walczyki)
4. Opowieść Fryca I Nazywam się Fryc Fryderyk Killer i jestem bardzo chory, krew ustawicznie cieknie mi z ust być może umarłem już kiedyś, tak na pewno umarłem , kiedy dwa miesiące temu , złożyłem podanie o przyznanie mi praw obywatelskich odmówiono mi, zatem jestem bezdomny (mamo) pragnę, pragnę włożyć czerwoną koszulę by poczuć wojenny zgiełk wszystkich bitew w moich włosach gnieżdżą się wędrowne ptaki ciepłe ptasie guano okrywa moje oczy sprawia, że staję się prorokiem (stają się prorocze) hahahaha uha uha ha ha
5. Kolory
Biel , biel , biel , niewinność ,śnieg, spokój, zieleń , zieleń , trawa, błękit niebieskość uczniowskich mundurków ,czerwień, czerwień,....biel, biel, niewinność i kościół rzymsko-katolicki, zieleń, zieleń, nadzieja i życie ,żółć, prostytutka i Azja, czerwień, Krew, ….czerń..biel, biel, biel, biel, szpital, żółć, cytryna,zieleń, zieleń, dolar,dolar,dolar, błękit i Matka Boska, czerwień,czerwień, nóż, czerń, czerń,biel, biel, transcendencja, zieleń, esencja, błękit, mundury policyjne, czerwień, czerwień, pierwsza miesiączka,czerń, czerń, ...biel, biel, biel, biel, cmentarz, czerwień,żołnierz, żółć, żółć, zdrada, zdrada i kapitalizm, zieleń, zieleń, zieleń,las i ruchy ekologiczne,czerwień, Związek Radziecki, czerń, czerń,
6. Ulica – wizja Fryca- śmierć Anastazji
Fryc na ulicy
Ulica wizją Fryca
Tysiące, tysiące kobiet, tysiące , tysiące mężczyzn jedna kobieta, jeden mężczyzna i taka wielka tajemnica
Jedna miłość, ulicami mkną auta, wielkie kolorowe auta o rozchylonych kroczach oczy Fryca biegną ku dalekim niebo-skłonom, czy ona ma postać ptaka?
A może jest uniwersalną Marią z biblijnych opowieści tysiące, tysiące kolorowych aut, kolorowe auta uśmiechają się i mają rozchylone uda wielka, wielka, zabawa, zabawa. Fryc, Fryc, Fryc idzie do żelaznego sklepu.
Fryc kupuję nóż ‚Aaaaa’, Fryc wyciąga nóż i zadaje cios.
Jeden, jeden morderczy cios‚ aaaa’ ona upada,ona upada,ona upada.
Fryc wznosi zakrwawione dłonie ku twarzy, a potem mówi: Anastazjo pragnę żebyś powstała, Anastazjo tak bardzo Cię kocham Anastazjo, Anastazjo Ty nic nie mówisz
Anastazjo przecież tak Cię kocham. Anastazjo dałem Ci całego siebie Anastazjo, Anastazjo przecież nie mogłem Cię zabić. Anastazjo.
7. Jestem kobietą
Jestem kobietą, jestem kobietą, jestem kobietą, jestem kobietą zielono-listny anioł 2x, i ranny żołnierz dziś rankiem w moim ogrodzie zielono-listny anioł nawiedził rannego żołnierza opatrzył mu rany kiedy żołnierz rzekł, że głodny dał mu czerstwego chleba a potem napoił go niebiańskim napojem zielono-listny anioł i skrwawiony żołnierz posiliwszy się żołnierz dał się uchwycić za dłoń zielono-listnemu aniołowi a potem brnęli nieskończonymi lawendami fioletowego ogrodu żołnierz dał się dotykać pulchnym śnieżnobiałym palcom anioła stała się biała kopulacja biała tajemna mszalna kopulacja w czasie kopulacji żołnierz przyjął ciało Chrystusa jestem kobietą, jestem kobietą, jestem kobietą
8. Opowieść o zimie
A teraz w zaciszu swojego mieszkanka Fryc wykona romantyczną balladę o zimie o zimie wieloskrzydły niedźwiadek unosi Fryca lala lala
zima ogarnia nas wszystkich powabną zamiecią czy ty jesteś jej łowczym mówią, że w swoich worach nosisz zgubę a ja?, a ja?
jestem tylko małym zwierzątkiem i drżę cały pod swym wykrotem słysząc twoje kroki. La la la
9. Fabryka II
Piosenka pod tytułem industrialny Fryc Robotnicy, robotnicy, robotnicy, robotnicy Robotnicy, robotnicy, robotnicy, robotnicy Panie i panowie
Oto wielka stalowa konstrukcja
Konstrukcja sięga nieba
Fryc potężnym młotem
Przybija żelazne ćwieki
Kiedy kończy swą prace jest zły i zmęczony Robotnicy, robotnicy, robotnicy, robotnicy Robotnicy, robotnicy, robotnicy, robotnicy
Oto wielka stalowa konstrukcja
Konstrukcja sięga nieba
Fryc potężnym młotem
Przybija żelazne ćwieki
Kiedy kończy swą prace jest zły i zmęczony Robotnicy, robotnicy, robotnicy, robotnicy Robotnicy, robotnicy, robotnicy, robotnicy
Przerywnik
Lumpenproletariusze wszystkich krajów łącznie się Wygwizdujcie tych skurwysynów na scenie
Tę dziwkę w okularach
Tego skurwiela w czerwonej koszuli
Tego pedała w czarnej marynarce
Tego chuja w tej apaszce
A szczególnie tego piździela za bębnami
Skurwiele Skurwiele i dziwki
Ha ha skurwiele
10. Opowieść Fryca II (wędrówka)
Dziś Fryc miał wielki, wielki sen
Fryc opowiada wspaniałą historię
Tłumom zgromadzonym na ulicach
Naszego i waszego miasta
Fryc mówi
Bracia i siostry
Wyruszymy w wielką wędrówkę
Wędrówka będzie trwała 40 dni, po 40 dniach wyrzeczeń
Osiągnięcie port, w porcie będą czekały statki
Które zawiozą was na szczęśliwy ląd
Opuścimy tą niegościnną i zdradliwą rodzinną ziemię
Fryc płynie wraz z swymi rodzicami Anatanazym i Bronisławą
Siedemdziesięcioletni staruszkowie
Cóż za miłość
Ona ma sztuczne rzęsy a on czerwony nos
Przed wyruszeniem w podróż
Zaopatrzyli się w sklepie rzeźniczym
W kilogram salcesonu
Który sprzedała gruba czerwona Pani
W tym czasie wróble kąpały się
W spływającej w rynsztoku krwi
Wreszcie po 30 dniach żeglugi
Nadszedł list przyniesiony przez okrętowego szczura
List donosił ze ten znienawidzony podstarzały nikomu niepotrzebny Bóg
Postanowił się wskrzesić i uczynić nas Aniołami.
11. Koniec
Czekając na ulicy na zapowiedziany koniec miłości
Czyli finalny stosunek nieba i ziemi
Fryc dostrzega Chrystusa który może jest Tobą
A potem błądzimy w mieście zatracenia czystych dusz
Brodzimy po kostki w mieszaninie gówien i krwi
Ciesząc się problematyczną perspektywą przyszłości
Która jawi się Frycowi przez podarte firanki
Które przesuwa przez zreumatyzowane palce
A potem wielki wielki wielki wir
Fryc traci świadomość i słyszy tylko
Bełkot ze swoich brzydkich ust.
Przykre dolegliwości cielesne
A potem muśnięci łaski
Wielka wielka parada wojska
Teatry, święci i skurwiele
Fryc pijany alkoholem i tańcem
Zbliża się do zgrzybiałego staruszka
Który podobno jest Bogiem.
Bóg ucieka, ucieka a Fryc goni go, goni go
A kiedy staje twarzą w twarz z Bogiem
Zrywa z jego twarzy zasłonę.
Twarz Boga jest nijaka, ha
Fryc nie wie miłość czy zatracenie
Zatracenie czy miłość
Takiej to wizji doznał Fryc
Na swym łożu bolesnym
Na dwie godziny przed zgonem czyli wniebowstąpienie
Lub wtrąceniem w tak zwane odchłanie albo po prostu nic.
Fryc wygłasza kazanie na górze.
Błogosławieni ubodzy w duchu Albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni cisi albowiem ziemie posiądą
Błogosławieni którzy czynią pokój albowiem zobaczą Boga.
Błogosławieni którzy walczą o sprawiedliwość albowiem będą nasyceni. Koniec.
W 1987 roku zespół KREW wystąpił jako jeden z wykonawców na festiwalu studentów FAMA w Świnoujściu.
Informacja prasowa i zdjęcia: Zbyszek Cholewicki reżyser spektaklu.
Łukasz Czarny podczas próby.
Karta identyfikacyjna wykonawcy. PLAKAT - KONCERT FINAŁOWY
KREW w Katowicach w 1987 roku.
występu
z
Pamiątki
Informacja o występie w finale Pilan, w tym KREW na festiwalu w Katowicach
Pamiątkowa kartka z występu KREW w Katowicach.
Remi i Łukasz sekcja rytmiczna KREW Poznań 1987 rok.
Informacja organizatora, że KREW zagra w Warszawie w klubie Riviera Remont na Poza Kontrolą w 1987 roku.
Zdjęcia KREW z koncertu w poznańskim klubie Słońce.
Rysio voc, Artur Gitara.
Informacja o kwalifikacji KREW na Festiwal Nowa Scena w Gdyni. Zdjęcia KREW z koncertu w poznańskim klubie Słońce.
Na zdjęciu nr 2 stojący z Mikrofonem Andrzej Rzepecki, drugi wokalista. Andrzej Rzepecki w latach 80 tych występował z KREW najpierw jako drugi, potem jako pierwszy wokalista. Był współzałożycielem i aktorem poznańskiego teatru Biuro Podróży. Zmarł w 1991 roku w wypadku samochodowym w drodze na występy w Edunburgu.
Pamiątki KREW z drugiej FAMY w 1988 roku.
Zdjęcia KREW Klub Słońce Poznań
Informacja w TP o występie Pilan, w tym KREW na Famie.
List zakochanej fanki do Artura. 1986 rok.
List zakochanej fanki do Artura. 1986 rok.
Fragmenty korespondencji w sprawie organizacji koncertów, ówczesne maile.
List od lidera zespołu Malarze i Żołnierze w sprawie wspólnych prób przed koncertem. Z tekstu jasno wynika jak wtedy sobie pomagano – dzięki Staszek za tamtą serdeczną propozycję.
Podsumowaniem działalności KREW w latach 1986 – 1989 jest wydanie płyty CD wraz z książeczką przez wydawnictwo Requiem z Warszawy.
Requiem Records , to wydawnictwo działające od 1994 roku i stawiające za cel budowanie pomostów między pokoleniami i środowiskami. Sięga do zakamarków Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia – Exclusive Archive Series. Wznawia nagrania polskich zespołów z lat 70., 80. i 90. – Archive Series. „Wyprowadza z salonów” muzykę współczesną, klasyczną, chóralną. Organizuje koncerty – Zawieje (muzyka alternatywna) i Zamiecie (muzyka poważna)
BEXA LALA I KREW, CZYLI POWRÓT DO
Tomasz Janas w swoim tekście, pragnącym przypomnieć istnienie zespołów Bexa Lala i Krew z okazji ich nowych albumów, dodaje swój komentarz, który krytycznie odnosi się do muzyki głównego nurtu. Zdaniem autora w hałasie mediów często umykają nam ważne zjawiska kulturowe, których dokonania nie są wspierane potężnymi działaniami marketingowymi. Ważną rolę w promowaniu bardziej niszowych zjawisk muzycznych odgrywa Requiem Records, jedna z istotniejszych niezależnych firm w Polsce, koncentrująca się na awangardzie i elektronice. W ramach Archive Series Requiem przypomina artystów, którzy pozostawili po sobie niewiele nagrań, wypełniając białe plamy w historii polskiej muzyki, a w serii znalazły się m.in. nagrania formacji „Legendarne Ząbki” oraz zespołu Kirkut-Koncept, prowadzonego przez Ireneusza Sochę.1
Obłąkany Fryc
„Drugim z nowych archiwalnych dzieł oficyny Requiem Records jest wydana w efektownym pudełku / kartonie płyta zespołu Krew (poznańskiego, dodajmy - była też warszawska grupa o tej samej nazwie). To pierwsze oficjalnie opublikowane nagrania formacji działającej w latach 1986-89. Znów mamy tu świetnie przygotowaną, kilkunastostronicową książeczkę z bogatą warstwą ikonograficzną. Krew powstała po odejściu Krzysztofa Grabaża Grabowskiego z zespołu Ręce Do Góry, dlatego i wspomnienia tego artysty znajdziemy wewnątrz książeczki.
Muzycznie to znakomita, choć bardzo surowo brzmiąca, synteza ech post punkowych z elementami psychodelii, krautrocka, awangardy. Większość materiału umieszczonego na płycie to koncert zarejestrowany w styczniu 1987 roku w poznańskim Eskulapie. Był to swego rodzaju koncertspektakl, pewna zamknięta, narracyjna całość. Mamy tu intrygujący przekaz muzyczny, który zorganizowany jest wokół wyrazistego brzmienia instrumentów klawiszowych - w warstwie instrumentalnej
zdają się one dominować nad nieszablonowo grającą sekcją: gitara - bas - perkusja. Kolejne utwory, kolejne części lekko surrealnej i dość posępnej, pełnej niepokoju opowieści o „Obłąkanym Frycu” (który jest głównym bohaterem „spektaklu”) przeplatają się z dość upiornymi walczykami i popularnie brzmiącymi melodyjkami. Album zamyka pięć utworów bonusowych, odwołujących się do podobnej muzycznej estetyki. W nagraniach umieszczonych na płycie wystąpili Remigiusz Cholewicki, Łukasz Czarny, Małgorzata Kurlus, Artur Stanilewicz, Ryszard Gromadzki i Andrzej Rzepecki.
To kawał fascynującej, przez wielu zapomnianej, historii polskiej muzyki niezależnej (polskiego rocka?), także poznańskiej sceny muzycznej! Przypomniane zostały tu zespoły, których znaczenie było większe, niż może się dzisiaj wydawać. Dzięki tym wydawnictwom znów mogą fascynować słuchaczy, inspirować kolejnych twórców.” 2
1 • Tomasz Janas, Bexa Lala i Krew, czyli powrót do przeszłości, 2014 https://www.poznan.pl/mim/ smartcity/infoteka,1200/bexa-lala-i-krew-czyli-powrot-do-przeszlosci,74529.html [dostęp 11.11.2024]
2 • Tamże.
Zespół powstał w październiku 1986 roku w Poznaniu i działał do czerwca 1989 roku. Trzon grupy tworzyli muzycy grający w zespole Ręce Do Góry: Łukasz Czarny – gitara basowa, Artur Stanilewicz – gitara, Remigiusz Cholewicki – perkusja, Ryszard Gromadzki – śpiew i Małgorzata Kurlus – organy. Później dołączyli Bartosz Ciepłuch i Witold Oleszak, którzy zastępowali Kurlus, drugi wokalista Andrzej Rzepecki i trębacz Andrzej Łakomy.
W 1986 roku formacja zagrała na dużej scenie w Jarocinie, jednak w wyniku problemów z cenzurą nie mogła wystąpić pod swoją nazwą, a materiał przygotowany na około godzinny koncert został przez cenzorów ograniczony do czterech utworów. Spowodowało to oczywistą frustrację wszystkich członków zespołu, grających
wspólnie już od 1984 roku i z tego powodu głodnych sukcesu. Po powrocie z Jarocina Czarny, Stanilewicz i Cholewicki postanowili skupić się na własnej muzyce, niezwiązanej z piosenkami i tekstami Krzysztofa Grabowskiego – wokalisty zespołu Ręce Do Góry. Inspirację dla zespołu Krew stanowiły dokonania psychodelicznych grup z lat 60. Po kilku miesiącach prób w klubie Słońce grupa zadebiutowała 31 stycznia 1987 roku koncertem w klubie Eskulap w Poznaniu, a następnie opublikował kasetę pt. „Obłąkany Fryc” z 45 minutami muzyki. Zespół działał do czerwca 1989 roku. Było to okres, kiedy muzycy studiowali w Poznaniu. Podczas koncertu w Elblągu w 1987 roku zarejestrowano materiał na drugą kasetę pt. „Dziki i dziewięć opowiadań”. Grupa dokonała też nagrań studyjnych w klubie Słońce w 1988 roku.
Ważnym wydarzeniem była wizyta w klubie Akant w Katowicach w kwietniu 1987 roku, gdzie Czarny, Stanilewicz i Cholewicki pojawili się na scenie dwukrotnie: w składzie zespołów Ręce Do Góry i Krew. Koncert odbył się w ramach II Festiwalu Muzyki Nowej i Odjazdowej. Znaczenie miały też występy w Poznaniu w 1988 roku w klubach Słońce i Nurt. Zapis tych koncertów wypełnił kolejne wydawnictwa zespołu.
Zespół wystąpił też dwukrotnie na Festiwalu Artystycznym Młodzieży Akademickiej FAMA w spektaklu „My”, wyreżyserowanym przez Zbigniewa Cholewickiego, a także na VII Festiwalu Kultury Studentów w Katowicach.
Ponieważ formację tworzyli studenci dyscyplin tak różnych, jak prawo, historia,
biologia, lologia polska, dziennikarstwo, architektura i sztuki piękne, znalazło to odbicie w muzyce zespołu, której tworzenie miało charakter kolektywny. Wspólnym elementem tych poszukiwań było eksperymentowanie ze stylistyką rocka. Żaden z członków grupy nie planował kariery muzycznej, dlatego wspólny proces twórczy pozwalał na odrzucenie kompromisów, owocując oryginalną i niezależną wypowiedzią artystyczną. Takie podejście spowodowało jednak, że muzycy z chwilą ukończenia studiów w naturalny sposób rozwiązali zespół. Muzyka będąca świadectwem tamtego okresu mogła zostać stworzona jedynie przez ludzi młodych.
Koncert w klubie Słońce w Poznaniu.
Od lewej: Artur Stanilewicz, Ryszard Gromadzki, Remigiusz Cholewicki, gryf gitary basowej Łukasza Czarnego
Jak powstała kapela Krew
Powstała w 1986 roku jesienią w Poznaniu.
Większości ludzi lata osiemdziesiąte kojarzą się ze smutną i szarą rzeczywistością
Dla większości ludzi tak pewnie było. Ja jednak tamten czas wspominam zupełnie inaczej: studiowałem, a z kolegami bawiliśmy się w rock and rolla. Latem 1986 roku wracaliśmy jednak bardzo sfrustrowani z festiwalu w Jarocinie do domu w Pile. Wszystko z powodu cenzury. Jako zespół Ręce Do Góry mieliśmy grać na dużej scenie. Zrobiliśmy naprawdę dobry program na 45–minutowy koncert. Nasz wokalista i autor tekstów Krzysztof Grabowski Grabaż miał jednak zamiłowanie do pisania treści antysystemowych. Nie znalazło to zrozumienia u cenzorów. W efekcie musieliśmy wystąpić pod nazwą Królowa Nie Żyje i ukrywać się przed SB. Zamiast nocować z innymi muzykami, spaliśmy w salce katechetycznej, dzięki gościnności miejscowego księdza. Program występu został obcięty do 12 minut. Oczywiście, muzycznie pozostaliśmy niezauważeni, a bardzo chcieliśmy się pokazać w Jarocinie na dużej scenie, bo rok wcześniej graliśmy już tam na małej.
Jesienią 1986 roku Grabaż przedstawił na próbie próbkę lżejszego repertuaru. To był początek końca zespołu Ręce Do Góry i zarazem początek kariery muzycznej Grabaża z jego nową kapelą Pidżama Porno. Postanowiłem z Arturem, Remim i Rysiem założyć zespół, w którym będziemy mogli improwizować do bólu i grać zupełnie inne klimaty. Dzięki Henrykowi Palczewskiemu z Piły (człowiek, który był menadżerem poznańskiej grupy Reportaż i posiadał w tamtych latach jedną z większych kolekcji płyt w Polsce) miałem szeroki dostęp do muzyki psychodelicznej końca lat 60., która okazała się dla nas niezłym kopem i inspiracją. Próby mieliśmy w poznańskim klubie Słońce. Było to tak, że na początku była próba kapeli Ręce Do Góry, a potem z tego zespołu zostawałem ja jako basista, Artur z gitarą i Remi na bębnach. Przychodził tylko Rysio z tekstami i moja koleżanka z roku, Małgosia, którą „zaangażowaliśmy” na organach.
Improwizowaniu w klimatach późnych lat 60. sprzyjał archaiczny sprzęt będący na wyposażeniu klubu Słońce. Najlepsze były
organy, miały brzmienie jak te z zespołu Iron Buttery. Były jeszcze lampowe, wiekowe wzmacniacze. Do tego wszystkiego swój bas podłączyłem do kaczki z fuzzem. To też był taki prymitywny pedał zasilany z bateryjki, która często się rozłączała, gdy Rysio hasał po scenie.
Nazwę Krew zaproponował Rysio i wszyscy się na nią zgodzili, bo pasowała do teksów, które przynosił i recytował do naszej muzyki. Najczęściej ja podawałem jakiś obsesyjny temat na basie, a wszyscy pozostali to „obudowywali” muzycznie w luźne kompozycje, które, podobnie jak teksty Rysia, nigdy nie były identyczne. To nas bardzo rajcowało, że nie musieliśmy się trzymać żadnej sztywnej formy. Próby najczęściej kończyliśmy o dwudziestej drugiej, bo zaczynała się cisza nocna. Postanowiliśmy zrobić materiał na koncert, który chcieliśmy zagrać w styczniu 1987 roku.
Mieliśmy dużo różnych pomysłów. Kiedyś pracowałem w fabryce kapsli. Była tam taka stara niemiecka maszyna, która wyciskała z blach kapsle. Wydawała jednostajny stukot. Wyciśnięte kapsle, wpadając do kartonu, grzechotały. Nagrałem to na magnetofon kasetowy. W czasie koncertu zbliżałem go do mikrofonu: w głośnikach pojawiał się hałas z tej fabryki. Na to podkładaliśmy nasze instrumenty. Tak powstał właśnie kawałek „Fabryka”, który rozpoczynał nasz pierwszy koncert w Poznaniu w klubie Eskulap, 31 stycznia 1987 roku.
Zagraliśmy ponad 45 minut. Udało nam się zapełnić cały klub. Myślę, że przyszło tylu ludzi, bo byli po prostu ciekawi, co zagrają muzycy Rąk Do Góry bez Grabaża. Koncert uważam za bardzo dobry. Nagraliśmy go na kasetę magnetofonową poprzez konsoletę, stąd całkiem niezła jakość dźwięku. Oprócz bardziej typowych kawałków rockowych materiał ten zawierał przerywniki w postaci walczyków i znanych melodyjek. Całość spajały teksty Rysia, opowiadające historię obłąkanego Fryca. Po latach te pierwsze nagrania Krwi trały na płytę CD-R.
Łukasz Czarny 2011
Koncert w klubie Eskulap w Poznaniu. Artur i Łukasz
Tygodnik Pilski Nr 13 (375). Autor: Henryk Palczewski
Koncertów zagraliśmy niewiele, ale każdy bez wyjątku był inny. W zasadzie nasze występy były w dużej mierze improwizowane: Rysiu opowiadał historie, takie opowiastki, zwykle połączone ze sobą, z obsesyjnie stopniowanym napięciem, a czasami jarmarczne, a my dopowiadaliśmy mu muzyką. Graliśmy z dośpiewywanymi wokalizami Andrzeja pod emocje Rysia. Była to przede wszystkim muzyka spontanicznie wyrażanych nastrojów, transowa, demoniczna, ale jednocześnie na swój sposób uduchowiona. Było trochę poszukiwań muzycznych, próbowaliśmy też dobierać odpowiednią inscenizację, a czasami stroje. Nie koncertowaliśmy dużo, a podczas występów wszyscy zaskakiwaliśmy siebie nawzajem. Chyba po prostu lubiliśmy taki rodzaj grania. Niektóre wydarzenia z niewiadomych przyczyn na zawsze pozostają w naszej pamięci. Po latach mam ciągle
w głowie fragmenty dwóch naszych koncertów: w katowickim Akancie i w poznańskim Nurcie.
Z występu w Akancie pamiętam, że klub był niewielki, niski, a my, nie wiadomo dlaczego, graliśmy oddzieleni od publiczności metalowym płotkiem. Nie byliśmy przecież gwiazdami rocka ani nie wywoływaliśmy szczególnej agresji. Widocznie w Akancie był to standard. Rysiu melodeklamował te swoje obłąkańcze historie. Miał taką charyzmę, dar szamana i mówcy zarazem.
Słuchaliśmy go i graliśmy pod jego emocje: Andrzej z tą swoją marmurową twarzą wykrzykujący pojedyncze sylaby, archaiczne organy Gośki niczym na jakimś nabożeństwie, bas Łukasza z tym jękliwym „łoł–
łoł”. Ja grałem w odświętnej białej koszuli. Współtworząc z resztą kapeli muzykę pod opowieści Rysia, zatraciłem się w tym cał-
kowicie: koszula rozpięta, oczy zamknięte, blade piwniczne światła, głośne skandowanie młodej publiki, którą Rysiu, niczym jakiś mesjasz, „prowadził” swoją obsesyjną melodeklamacją nie wiadomo dokąd. Dla mnie był to jakiś rodzaj hipnozy, transu, który odbywał się przez kilkadziesiąt minut. Napięcie było tak dużo, że ocknąłem się dopiero, siedząc w przedziale pociągu, którym wracaliśmy do Poznania. Milczeliśmy chyba przez całą drogę, bo to napięcie z nas nie uchodziło.
Rysiu nas ciągle zaskakiwał. Na koncercie w Nurcie w Poznaniu wystąpił boso, z twarzą pomalowaną czarną farbą. Trąbka Andrzeja Łakomego miała nadać naszemu graniu charakter awangardowy. Pod koniec koncertu na scenie pojawiła się Karolina w stroju topless, popryskana czarną plakatówką, powiewając czarną agą. Na
ciele Rysia dostrzegłem krew: starą żelazną konserwą ponacinał sobie skórę. Paralityczne drgawki Karoliny i Rysia korespondowały ze sobą. Scena wytapetowana była patrzącymi zewsząd identycznymi czarnymi oczami, namalowanymi na kartkach papieru przez studenta ówczesnej Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Dziś myślę, że zaprezentowaliśmy coś w rodzaju niekontrolowanego performance’u. Występ rejestrował operator z łódzkiej Filmówki, z którym przyjechał student reżyserii Zbyszek Cholewicki (brat Remiego). Studencka rozgłośnia transmitowała koncert do pokojów w akademiku, ale radiowcy nie wytrzymali naszej kakofonii i przerwali nadawanie przed końcem występu.
Artur Stanilewicz 15.04.2012
Koncert w klubie Eskulap w Poznaniu. Łukasz i Małgorzata Kurlus
Z zespołem Krew zagrałem kilka niezapomnianych koncertów. W owym czasie byłem gitarzystą Pidżamy Porno. Wszyscy, tzn. Grabaż, Czoper [Stanilewicz], Remi, Czarny, Rysiu, mieszkali w akademiku Zbyszko, miejscu, w którym właściwie spędzałem więcej czasu niż w domu. Pamiętam mnóstwo imprez, grania na gitarach i rozmów, głównie o muzyce. A także koncert w Elblągu, na którym grałem na klawiszach, w jakiejś knajpie, gdzie miejscowa elita przyjęła nas bez entuzjazmu. Inaczej było za to na festiwalu FAMA w Świnoujściu, chyba w 1988 roku. Grałem na gitarze, w zastępstwie Czopera, nie pamiętam, z jakich powodów nie mógł tam być
Fantastyczne dwa koncerty, jeden na głównej scenie w amteatrze, drugi w jakimś klubie. Totalna improwizacja, ale trzymana w ryzach dzięki Remiemu na perkusji. Rysiu szalejący na scenie, niczym Iggy Pop, trąbka Łakomego, wszystko to sprawiało, że czułem prawdziwą radość grania tej muzyki. I na koniec: nasz drugi koncert na Famie oglądał siedzący w pierwszym rzędzie Grzegorz Ciechowski, który później podszedł do nas i pogratulował nam, a ja widziałem, że nie robi tego z kurtuazji.
Bartek Ciepłuch
Koncert w klubie Eskulap w Poznaniu. Małgorzata
Krew była drugim zespołem, który powstał z Rąk Do Góry. Wyglądało to dosyć śmiesznie, ponieważ Czoper znalazł Witka Urbańskiego, późniejszego basistę Malarzy i Żołnierzy i Kr’shna Brothers. Przychodził do akademika, taki chłopiec. Był niewiele młodszy od nas, ale taki grzeczny, ułożony, „dzień dobry”. Przyszedł z basem do naszego pokoju i zaczął grać bossa novy. Wydobywał palcami zajebisty sound, robił to z taką lekkością, wyczuciem. „O! To jest zajebisty basista” – powiedziałem do siebie. I Witek Urbański zaczął grać z Czoperem. Czarny z Rysiem Gromadzkim postanowili zrobić rock operę o Frycu. Czarny miał koncepcję, która spodobała się Rysiowi. Zimą, na początku 1987 roku, w Eskulapie zamiast Rąk Do Góry wystąpiła Krew. Totalnie silny program. Kawałki takie, że głowa puchła. Pomyślałem sobie: „No, to teraz, panie, jesteś w totalnej dupie”.
Palczewski zakochał się w nich dokumentnie i momentalnie przestały się dla niego liczyć Ręce Do Góry. Graliśmy co prawda próby, ale czuć było, że cała energia chłopaków idzie w Krew. Wszyscy się dobrze bawili: jakby odzyskali wolność. Gromadzki stał się ich katalizatorem, nakręcił ich na taki odlot, jakiego nigdy przedtem, a tym bardziej później już nie zaliczyli. Była jeszcze Mała [Kurlus], która grała z nimi na klawiszach. Mieli taki cug w piecu, że naprawdę buty z nóg spadały.
Rysiu był urodzonym frontmanem. Do dziś nie widziałem lepszego w Polsce. Zwielokrotniony Jim Morrison w swojej szczytowej fazie. Demencja połączona z szaleństwem. Gromadzki na scenie był bogiem, może nawet kimś więcej – zmiatał wszystkich i wszystko. Ludzie go nie do końca kumali, ja tak. To jest, moim zdaniem, zdecydowanie największy zmarnowany talent, który pojawił się w polskim rocku. Szczerze mu zazdrościłem, trochę nienawidziłem, bo był sto razy lepszy ode mnie. Kasował mnie na każdej płaszczyźnie. Byłem przy nim mały jak plemnik. Teksty generował z prędkością „Kaczmara”. Takie, że łeb z miejsca odpadał.
Dołączył do nich Andrzej Rzepecki, pseudonim Lila. „Lila” od różowych spodni. Gość był związany z Pawłem Szkotakiem i z Teatrem Biuro Podróży. Był motorem napędowym tego teatru. Mieszkał w akademiku Zbyszko i się kolegowaliśmy. Został drugim głosem Krwi, przeważnie wokalizował. W 1987 roku kilka razy jeździliśmy na koncerty, razem RDG i Krew. Nawet bawiłem się trochę w ich akustyka. Znałem tylko pogłos i echo, ale czasami efekty były zajebiste. Zagraliśmy koncerty w Łodzi,
w katowickim Akancie, razem pojechaliśmy również do Świnoujścia na Famę. Wtedy odeszła Mała, bo była w ciąży. W Świnoujściu zagraliśmy ostatni koncert jako Ręce Do Góry. Szykowaliśmy się do kolejnej edycji festiwalu Poza Kontrolą w Remoncie. Heniu Palczewski miał załatwić występ Krwi i RDG. Wyszło jednak na to, że RDG nie zagrają, pojedzie sama Krew. Wtedy powiedziałem, że dosyć, już się nie bawię w Ręce Do Góry, pierdolę to.
Dla Krwi występ na Poza Kontrolą był zajebistą szansą. Mieli grać przed Swans, legendą sceny noise’owej. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych Michael Gira z szajką to była prawdziwa petarda. Chłopaki mozolnie przygotowywali się do tego koncertu. Jednak w dniu wyjazdu Rysio Gromadzki stwierdził, że rock and roll przestał go bawić. I że nie jedzie. Czoper wkurwił się na Rysia i rzucił w niego blaszaną popielniczką. A Czoper to niespotykanie spokojny człowiek. Gromadzki nie pojechał na ten koncert: gość, na którym wszystko się opierało. Pojechał Lila, a on nawet nie znał jego tekstów. Efekt: siła rażenia była słabsza o dziewięćdziesiąt osiem procent. I to był praktycznie koniec Krwi.
Nie wiem, czy Rysiu spękał czy co. Rozumiem, że nie ma co wnikać, tylko trzeba przyjąć, że „rock and roll przestał go bawić”. Rysiu był dziwnym chłopakiem, miał różne fazy. Potrał być bardzo miłym gościem, na przykład, piekł rewelacyjne ciasta. A któregoś razu postanowił, że już się nie będzie mył. Innym razem uznał, że nie będzie chodził na pocztę. I nie chodził Zdecydował, że nie będzie dzwonił z aparatów telefonicznych, gdzie trzeba wrzucać monety, bo się na tym nie zna. I w pewnym momencie stwierdził również, że rock and roll przestał go fascynować, i nie pojechał z nimi na ten koncert. Taki był Rysiu. Genialny i nieobliczalny zarazem. Był z nas najbardziej oczytany. Taki gość niesamowicie zdolny, kreatywny, który z niejednego pieca jadał chleb.
Rysiu jeszcze wrócił do nich, grali z nim jakiś rok, ale to już był moment, kiedy chłopaki wkraczali w dorosłość, mieli swoje kobiety, bardziej myśleli o tym, co będą robić po studiach niż o rock and rollu. A rock and roll jako hobby nie ma racji bytu. Wszyscy zaczęli jeździć do Niemiec, do roboty albo na handel. I chłopaków tak to wciągnęło, że praktycznie do grania już nie wrócili. Wydorośleli.
Krzysztof
Grabowski Grabaż
Kiedy zakończenie działalności punkowego zespołu Ręce Do Góry stało się faktem, byłem zawiedziony, bo chociaż nie dostrzegam w punku zbyt wielu wartości czysto muzycznych, to jednak w twórczości Rąk Do Góry wyraźnie słychać było, że sztywny kanon punkowy uwiera muzyków, i to brzmiało obiecująco.
Ich muzyka, nie tracąc specycznej ekspresji punkowej, przesycona była wieloma innymi elementami. Miałem nadzieję, że ostatecznie to one wezmą górę i w Polsce pojawi się zespół wykonujący muzykę z kręgu szeroko rozumianej awangardy rockowej. Na szczęście okazało się, że trzon instrumentalistów Rąk Do Góry postanowił kontynuować działalność, zapraszając do grupy charyzmatycznego wokalistę Ryszarda Gromadzkiego i równocześnie przyjmując nazwę Krew.
Nie byłem na pierwszych koncertach nowej formacji, ale kiedy dotarły do mnie nagrania, zrozumiałem, że to jest droga, jaką powinien był kroczyć zespół Ręce Do Góry. Pierwsze nagrania Krwi były marnej jakości, ale wiernie przekazywały całą moc tej muzyki. Upraszczając, można powiedzieć, że grali awangardowego rocka. Operując typowym rockowym brzmieniem, podejmowali poszukiwania w obrębie tego gatunku, wzbogacając formę o namiętność psychodelii, ekspresję punka, melodyjność niekonwencjonalnej pop music, a nawet kuglarskie sztuczki nieprzewidywalnego kabaretu. Ale cała ta zabawa formą na nic by się zdała, gdyby stanowiła cel sam w sobie. Jest wiele zespołów, które używają ciekawej formy, a jednak ich twórczość pozbawiona jest istoty muzyki, którą opisać trudno, a która powoduje, że serce trzepocze, namiętności przejmują nad nami władzę i stoimy zadziwieni. A tak właśnie było, kiedy grała Krew.
Za sprawą wokalisty Ryszarda Gromadzkiego, który również pisał teksty lub je improwizował, koncerty stawały się wręcz rodzajem kabaretu, teatru, kuglarskiego przedstawienia w najlepszym sensie tego słowa. Teksty Ryszarda były dosyć kontrowersyjne, ale nikogo nie obrażały. Jego odejście od zespołu z pewnością było stratą. Pomimo tego, że używał dosyć ograniczonych i powtarzalnych środków interpretacji tekstu, reszty dopełniała muzyka.
Żałuję, że nie miałem możliwości częściej bywać na ich koncertach.
Nowy wokalista Andrzej Rzepecki był inny, chociaż chwilami starał się przywrócić ducha RDG, przez co piosenki Krwi trochę straciły na dzikiej nieprzewidywalności, drapieżności i pozytywnym nieokiełznaniu. Stały się bardziej uporządkowane, na czym ucierpiała ich moc. Ale kierunek poszukiwań artystycznych grupy pozostawał jak najbardziej właściwy.
Szkoda, że ta przygoda tak szybko się skończyła. Miałem nadzieję, że obok Reportażu będzie to w Polsce kolejny ważny zespół I w znaczeniu historycznym takim jest, tyle że jego dorobek jest póki co znany tylko za sprawą jednej kasety, a teraz płyty CD. Należy też pamiętać, że przez moment w grupie grał Witold Oleszak, późniejszy członek Reportażu, a obecnie liczący się w Europie eksperymentator w obszarze nowej muzyki improwizowanej.
Henryk Palczewski
Po raz pierwszy usłyszałem Krew w lutym 1987 roku na koncercie w Poznaniu, w klubie Eskulap. Znalazłem się tam całkiem przypadkowo, zaproszony przez siostrę Czopera, Aldonę Stanilewicz. Znałem większość muzyków z grupy dość dobrze i wcześniej wielokrotnie słyszałem ich grających w zespole Ręce Do Góry. Spodziewałem się więc kolejnego wcielenia upolitycznionego punk rocka. Jednak już od pierwszych dźwięków wiadomo było, że zapowiada się coś innego.
Pod względem muzycznym program był bardziej ambitny i interesujący. Mieszały się tu elementy muzyki psychodelicznej, punk rocka i ekspresji teatralnej w wykonaniu Rysia Gromadzkiego. Charyzmatyczne wystąpienie Rysia i jego zaskakujące teksty świetnie dopełniały muzykę Krwi. Było to zdecydowanie ciekawe, przykuwające wzrok wydarzenie artystyczne, a przy tym zupełnie oderwane od tego, co działo się w ocjalnym nurcie polskiej muzyki. Później byłem jeszcze na kilku koncertach Krwi i za każdym razem czułem się zaskoczony nowymi pomysłami i świeżością emanującymi z tej muzyki. W składzie Krwi pojawił się Andrzej Rzepecki, który dodawał niesamowitej atmosferze na scenie jeszcze bardziej teatralnego nastroju.
Ostatni koncert Krwi, którego wysłuchałem, odbył się w Warszawie w klubie Riviera–Remont w sierpniu 1987 roku. Zagrali bez Rysia Gromadzkiego, który w ostatniej chwili zrezygnował z występowania i jego rola przypadła Andrzejowi Rzepeckiemu. Na scenie pojawiły się tego dnia także inne grupy, między innymi Swans. Na tym koncercie pełniłem funkcję akustyka. A Aldona została później moją żoną i obecnie oboje mieszkamy w San Francisco.
Witold Woroniecki
Aldona Woroniecka
1. Utwór instrumentalny (Fabryka i maszyny)
2. Introdjuszyn
Panie i Panowie grupa Krew zaprasza na kiczowisko, na dzikie, dzikie widowisko pt: „Obłąkany Fryc” (x3) v
3. Utwór instrumentalny (Psychodeliczne walczyki)
4. Opowieść Fryca I
Nazywam się Fryc Fryderyk Killer i jestem bardzo chory , krew ustawicznie cieknie mi z ust być może umarłem już kiedyś, tak na pewno umarłem , kiedy dwa miesiące temu , złożyłem podanie o przyznanie mi praw obywatelskich odmówiono mi, zatem jestem bezdomny (mamo) pragnę, pragnę włożyć czerwoną koszulę by poczuć wojenny zgiełk wszystkich bitew w moich włosach gnieżdżą się wędrowne ptaki ciepłe ptasie guano okrywa moje oczy sprawia, że staję się prorokiem (stają się prorocze) hahahaha uha uha ha ha v
5. Kolory
Biel , biel , biel , niewinność ,śnieg, spokój, zieleń , zieleń , trawa, błękit niebieskość uczniowskich mundurków ,czerewień, czerwień,....biel, biel, niewinność i kościół rzymsko–katolicki, zieleń, zieleń, nadzieja i życie ,żółć, prostytutka i Azja, czerwień, Krew, ….czerń..biel, biel, biel, biel, szpital, żółć, cytryna,zieleń, zieleń, dolar,dolar,dolar, błękit i Matka Boska, czerwień,czerwień, nóż, czerń, czerń,biel, biel, transtendencja, zieleń, esencja, błękit, mundury policyjne, czerwień, czerwień, pierwsza miesiączka,czerń, czerń, ...biel, biel, biel, biel, cmentarz, czerwień,żołnierz, żółć,żółć,zdrada, zdrada i kapitalizm, zieleń, zieleń, zieleń,las i ruchy ekologiczne,czerwień, Związek Radziecki, czerń, czerń, v
6. Ulica – wizja Fryca
– śmierć Anastazji
Fryc na ulicy
Ulica wizją Fryca
Tysiące, tysiące kobiet, tysiące , tysiące mężczyzn
jedna kobieta, jeden mężczyzna i taka wielka tajemnica
Jedna miłość, ulicami mkną auta, wielkie kolorowe auta o rozchylonych kroczach oczy Fryca biegną ku dalekim niebo–skłonom, czy ona ma postać ptaka?
A może jest uniwersalną Marją z biblijnych opowieści
tysiące, tysiące kolorowych aut, kolorowe auta uśmiechają się i mają rozchylone uda
wielka , wielka , zabawa, zabawa. Fryc, Fryc, Fryc idzie do żelaznego sklepu. Fryc kupuję nóż ‘Aaaaa’ , Fryc wyciąga nóż i zadaję cios.
Jeden, jeden morderczy cios ‘aaaa’ ona upada,ona upada,ona upada. Fryc wznosi zakrwawione dłonie ku twarzy, a potem mówi: Anastazjo pragnę żebyś powstała,
Anastazja uskrzydlona wznosi się wysoko. Fryc rozpaczliwie woła ‘ Anastazjo przecież tak Cię kocham. Anastazjo dałem Ci całego siebie
Anastazjo , Anastazjo przecież nie mogłem Cię zabić
Anastazjo...v
8. Opowieść o zimie
A teraz w zaciszu swojego mieszkanka fryc wykona romantyczną balladę o zimie o zimie
wieloskrzydły niedźwiadek unosi Fryca lala lala
zima ogarnia nas wszystkich powabną zamiecią czy ty jesteś jej łowczym mówią, że w swoich worach nosisz zgubę a ja, a ja jestem tylko małym zwierzątkiem i drżę cały pod swym wykrotem słysząc twoje kroki.
Lalala
11. Koniec
czekając na ulicy na zapowiedziany
Koniec miłości
Czyli nalny stosunek nieba i ziemi
Fryc dostrzega Chrystusa który może jest
Tobą
A potem błądzimy w mieście zatracenia
czystych dusz
Brodzimy po kostki w mieszaninie guwien i krwi
Ciesząc się problematyczną perspektywą przyszłości
Która jawi się Frycowi przez podarte ranki
Które przesuwa przez zreumatyzowane palce
A potem wielki wielki wielki wir
Fryc traci świadomość i słyszy tylko
Bełkot ze swoich brzydkich ust.
Przykre dolegliwości cielesne
A potem muśnięci łaski
Wielka wielka parada wojska
Teatry, święci i skurwiele
Fryc pijany alkoholem i tańcem
Zbliża się do zgrzybiałego staruszka
Który podobno jest Bogiem.
Bóg ucieka, ucieka a fryc goni go, goni go
A kiedy staje twarzą w twarz z Bogiem
Zrywa z jego twarzy zasłonę
Twarz Boga jest nijaka, ha
Fryc nie wie miłość czy zatracenie
Zatracenie czy miłość
Takiej to wizji doznał Fryc
Na swym łożu bolesnym
Na dwie godziny przed zgonem czyli wniebowstąpienie
Lub wtrąceniem w tak zwane odchłanie albo po prostu nic.
Fryc wygłasza kazanie na górze.
Błogosławieni ubodzy w duchu Albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni cisi albowiem ziemie posiądą
Błogosławieni którzy czynią pokój albowiem zobaczą Boga.
Błogosławieni którzy walczą o sprawiedliwość albowiem będą nasyceni. Koniec.
Koncert w klubie Eskulap w Poznaniu. Remigiusz
Tygodnik Pilski.
DOROBEK FONOGRAFICZNY
KREW POST SCRIPTUM
ENGLISH SUMMARY
Krew was a band established in October 1986 in Poznań which existed until June 1989. Its members comprised ex musicians of punk rock formation Ręce Do Góry (Hands Up): Łukasz Czarny – bass, Artur Stanilewicz – guitar, Remigiusz Cholewicki – drums, Ryszard Gromadzki – vocal and Małgorzata Kurlus – organs. The latter was replaced by Bartosz Ciepłuch and Witold Oleszak. Also, Andrzej Rzepecki, a second vocalist and Andrzej Łakomy, trumpet player joint the band later.
Inspirations for these musicians, students of universities in Poznań, derived from the achievements of psychedelic groups from the 1960. After several months of rehearsals, at the beginning of 1987, the band had its debut before the Poznań audience. The concert was recorded and published at their own discretion on a cassette “Obłąkany Fryc” [Mad Fryc]. In the same
year, during a performance in Elbląg, the second material was recorded for the cassette entitled “Dziki i dziewięć opowiadań” [Dziki and nine short stories]. Next releases of the band included various concerts in music clubs in Poznań in 1988. Their other important performances took place on festivals in Katowice and in Świnoujście. The band also made some studio recordings in non–professional conditions.
As the band comprised students of various faculties, such as law, history, biology, Polish philology, journalism, architecture and arts, their various interest were reected in the band’s music, created collectively. Common element of these explorations lied in their experiments on the rock stylistics. None of the group members planned music carrier for themselves, therefore, common creative process allowed for avoiding compromises, resulting in original and
W książce „Gościu. Auto-Bio-Grabaż” Krzysztof Grabowski poświęcił trochę miejsca na wierne opisanie historii grupy Krew. Nie mogę się jednak zgodzić z jego opinią, że „rock and roll jako hobby nie ma racji bytu”. Oczywiście, jest mnóstwo kapel i wykonawców, którzy żyją z rock and rolla. Nieporównanie więcej jest jednak tych, którzy z różnych względów traktują granie tej muzyki jako hobby. Mając takie nastawienie, nie muszą grać tego, co się sprzeda, pozwalając sobie na pełne wyrażanie tego, co czują. A to jest w całym rocku najważniejsze. Znikają kompromisy i ograniczenia, liczy się tylko zabawa. Nie ma nacisku, że muszę teraz zagrać coś dla kogoś. Jeśli chcę, to gram, a jeśli nie, to nie.
W latach osiemdziesiątych takiej hobbistycznie tworzonej muzyki słuchaliśmy na kasetach lub na koncertach, bo ani w radiu, ani w telewizji jej wtedy nie było. Całe pokłady takiej muzyki miał wtedy, i ma do dzisiaj, nasz młodzieńczy guru, Henryk Palczewski. To dzięki niemu po raz pierwszy usłyszałem prawdziwą psychodelię z lat 60., takie kapele jak Gong, Iron Buttery, The United States of America, Caravan i wiele, wiele innych, z których pewien rodzaj inspiracji czerpała później Krew.
Dziś dzięki YouTube możliwość odkrywania dla siebie tej muzyki jest niemal nieograniczona. Ostatnio poznałem tą drogą Ill Wind i ich jedyny album „Flashes”.
Sami możemy teraz ocenić, ilu było wykonawców, którzy grali tylko dla własnej sa-
tysfakcji, pielęgnując w ten sposób hobby. Bo rock and roll i hobby często chodzą ze sobą w parze.
Pamiętam, jak w 1988 roku podczas Famy rozmawiałem po klubowym koncercie Krwi z dwoma, dziś już, niestety, nieżyjącymi, artystami: Andrzejem Rzepeckim, który był naszym drugim wokalistą, i Grzegorzem Ciechowskim. Ten ostatni gratulował nam koncertu, ale od razu zaznaczył, że grając taką muzykę, nie możemy liczyć na komercyjny sukces. Po chwili jednak dodał: „Ale wam przecież nie o to chodzi!”.
Łukasz Czarny
PODZIĘKOWANIA
Dziękujemy wszystkim naszym przyjaciołom, którzy wspierali naszą twórczość, przyczyniając się do powstania tej płyty. W szczególności Henrykowi Palczewskiemu oraz Kazimierzowi Klimkowi. Witoldowi Woronieckiemu oraz nieznanemu nam z nazwiska Tomkowi z Drezdenka dziękujemy za uwiecznienie naszych koncertów na fotograach, które wzbogacają niniejsze wydawnictwo.
Opracowanie redakcyjne tekstów: Andrzej Robak
independent artistic statement. With this approach, however, the musicians terminated the band in June 1989 as a natural course of things, upon graduating from their studies.
After concert of Krew at the students’ festival FAMA ‘88 in Świnoujście I talked with two artists who unfortunately are both already deceased, i.e. with Andrzej Rzepecki who was our second vocalist and with Grzegorz Ciechowski, the leader of Republika. The latter congratulated us for the concert, while stressing out that playing this kind of music will not make us commercially famous. But then he said: “But this is not your ambition anyway”.
Łukasz Czarny
Towards the end of concert in the Nurt club in Poznań, topless Karolina appeared
on the stage, sprayed with black paint and waiving a black ag. I saw blood on the body of Ryszard Gromadzki, our vocalist: he cut his skin with old tom can. Karolina and Rysio moved spastically next to each other creating a sort of uncontrolled performance. Students wire broadcast transmitted the concert to the rooms in the students hotel but the cacophony was stopped before the end of the show.
Artur Stanilewicz Ryszard Gromadzki was a born leader. He was a multiplied Jim Morrison at his best. Dementia and madness. Rysiu was like God on stage, and maybe even someone bigger than that. People did not quite get him. In my opinion he was the biggest wasted talent of Polish rock.
Krzysztof Grabowski Grabaż
REAKTYWACJA 2015
W 1989 roku członkowie zespołu Krew ukończyli studia w Poznaniu, a zespół w sposób naturalny zakończył działalność. Wobec faktu, że wspólne muzykowanie stanowiło pasję i było dodatkowym urozmaiceniem studiów, nikt nie odczuwał ciśnienia, aby dalej grać. Część muzyków pozostała w Poznaniu, a część powróciła do Piły. Wszyscy wchodzili w dorosłość, zakładali rodziny, rozpoczynali pracę zawodową.
W 2015 roku Łukasz Czarny zaproponował reaktywację zespołu. Członkowie zespołu byli już po pięćdziesiątce i w naturalny sposób mieli więcej czasu dla siebie. Remi zgodził się dosyć szybko, natomiast Artura trzeba było trochę namawiać, bo jako jedyny spośród muzyków udzielał się przez lata muzycznie, w tym w pilskiej kapeli N.O.C. Tak więc ze składu z lat 80. pozostało już trzech muzyków. Niestety nie było wokalisty.
Ryszard Gromadzki, który współtworzył Krew w latach 80. nie był zainteresowany. Z kolei drugi wokalista Andrzej Rzepecki, w latach 80. był związany z zespołem oraz Teatrem Biuro Podróży, zginął w 1991 roku w wypadku samochodowym, gdy jechał z teatrem na festiwal w Edynburgu. Wówczas to propozycję złożono Beacie Kubiak, obecnie Pilance. Członkowie zespołu występowali z nią w latach 80. w Poznaniu w formacji Ręce do Góry, której głównym wokalistą był Krzysztof „Grabaż” Grabowski. Po reaktywacji Krew dała pierwszy publiczny koncert w Pile: został on zorganizowany w maju 2016 roku na patio BWA w Pile. Podczas koncertu zespół wykorzystał jako tło grafiki nieżyjącego już pilskiego artysty grafika Edwarda Krefta oraz obrazy Tomka Perlicjana.
Tomek zaprojektował plakat, do którego wykorzystano jego pracę z lat 90. (PLAKAT zdjęcie.) Dodatkową atrakcją był wspólny występ z Witkiem Oleszakiem, który zagrał na klawiszach. On również w latach 80. grał razem z Krwią. Koncert został dobrze przyjęty, a opisała go Edyta Kin w Tygodniku Pilskim w artykule „Krew na Patio” (TN nr 20 z 2016 r.). Dodatkowo koncert został zarejestrowany i sfilmowany przez TV ASTA. Podsumowaniem tego wydarzenia był materiał filmowy zrealizowany przez TV ASTA „Krew reaktywacja” w reżyserii Agnieszki Kledzik. Zapis dostępny jest na YouTube oraz na wydanym przez Zespół DVD. (DVD zdjęcie.) Zespół dał kolejny koncert w październiku 2016 roku w PWSZ w Pile, w ramach imprezy związanej z wydaniem książki Pilanie rocznik 60. Łukasz Czarny i Artur Stanilewicz .byli jednymi z autorów tej monografii. (Książka zdjęcie.) Także tym razem zespół
wystąpił na tle obrazów Tomka Perlicjana. Koncert został zarejestrowany, a najciekawsze fragmenty umieszczono na YouTube i oznaczono jako „Domek”. Koncert jest też dostępny na DVD wydanym przez zespół.
Kolejny plenerowy koncert w ramach X Metafizycznej Nocy organizowanej przez Tomka Perlicjana zespół zagrał w 2017 roku.
Gościnnie wystąpił wówczas awangardowy klarnecista Mazzoll, czyli Jerzy Mazzolewski. Najciekawsze fragmenty z tego koncertu zamieszczono na YouTube, oznaczone jako „Matka” i „6/5”. ( link). Ostatni wspólny koncert z Beatą Kubiak jako wokalistką zespół dał w 2018 roku w sali miejskiej przy ul. Dąbrowskiego 8. Krew zagrała wówczas jako support przed występem Jerzego Mazzolewskiego. (Plakat zdjęcie.) Podczas tego koncertu zespół rozpoczął współpracę z Iwoną
Leśniewską, która fotografowała koncert. (Zdjęcia Iwony z koncertu.)
Od 2019 roku zespół Krew kontynuuje działalność z nowym wokalistą Andrzejem Kaśków (Andrew) Marcinem Białkowskim na klawiszach.
W tym składzie zespół najbardziej nawiązuje do swojej twórczości z lat 80. Wokalista melodeklamuje bowiem teksty, tym razem po angielsku, sięgając do twórczości Willima Blake’a i Szekspira. Z kolei
Marcin Białkowski upodobnił brzmienie organów do tego z lat 60., będącego inspiracją dla Krwi. W tym składzie zespół, jak dotychczas, dał trzy koncerty w Pile. Pierwszy streamingowy występ odbył się w RCK 21 stycznia 2021 roku . Został sfilmowany i zarejestrowany przez TV ASTA; jest też dostępny na YouTube. (link) od 5 minuty. Ponadto powstał klip do zdjęć Iwony Leśniewskiej; „Workers” (link). W październiku 2021 roku zespół ponownie wystąpił w RCK w Pile, tym razem już dla żywej publiczności, w ramach Muzyki Ucha Trzeciego Henryka Palczewskiego razem z francuskim zespołem TOC. (plakat)
Ilustracją dla tego koncertu stały się zdjęcia Iwony Leśniewskiej, której fotografie były dodatkowo eksponowane na wystawie w RCK. Wykorzystując zapis tego koncertu, powstały kolejne klipy do zdjęć Iwony Leśniewskiej: „The Colours”, „Mad Song”, „The Golden Net”. (linki). Podczas XI Nocy Metafizycznej zespół dał koncert plenerowy w Parku Miejskim w altance; Cały koncert jest sfilmowany i udostępniony na YouTube. (link) Najważniejszym jednak podsumowaniem tego koncertu jest klip zrealizowany do obrazów Tomka Perlicjana i tekstu
Williama Blake’a „The Fly” (link). W 2024 roku zespół nawiązał natomiast współpracę z Pilaninem, fotografem Grzegorzem „Gregiem” Buśko. Wspólnie zrealizowano klip do jego zdjęć z podróży po Ameryce Łacińskiej. Zdjęcia współgrają z przetłumaczonym na angielski tekstem Krwi z lat 80. Klip dostępny jest na platformie YouTube jako „Etude in B minor”.
W chwili obecnej zespół Krew rozpoczął współpracę z Teatrem Lalek z Chrustowa. Przygotowywany jest klip. Teatr wykona etiudę do muzyki zespołu. Premiera klipu zapowiedziana jest na marzec 2025 roku, przy okazji otwarcia wystawy w pilskim BWA pod tytułem; „Pilanie w twórczości alternatywnej”. Wszystkie zrealizowane klipy oraz zapisy koncertów są dostępne na stronie zespołu Krew Band.
Po niemal 30 latach nieobecności na scenie muzycznej zespół prezentuje świeże podejście do twórczości. Obecnie, w nowej odsłonie, angażuje lokalne środowisko artystyczne. Krew sięga po swoje klasyczne utwory, odświeżając dawne brzmienie, ale tworzy również nowe utwory, wykorzystując między innymi poezję Williama Blake’a.
Henryk Palczewski o współczesnej odsłonie zespołu Krew: Dziś, gdy oceniam współczesną wersję zespołu Krew, widzę, że ich muzyka wciąż ma wiele do zaoferowania. Ich styl muzyczny, czerpiący z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, jest dla mnie interesujący, a brzmienie wciąż oryginalne. Kiedy patrzę obecnie na scenę muzyczną, widzę, że wiele zależy od indywidualnych wyborów artystów. Ich muzyka to solidne rockowe brzmienie, które wciąż może przyciągnąć uwagę, nawet jeśli nie wpisuje się w dominujące trendy i gatunki. Uważam, że Krew ma potencjał, aby dotrzeć do współczesnych słuchaczy, choć może być im trudno w zmieniającym się krajobrazie muzycznym. Cenię ich oryginalność i to, że nie kopiują innych zespołów. Słuchając ich, czuję, że to jest Krew, a ich dźwięki są autentyczne. Wokalista, który nie tylko śpiewa, ale i recytuje teksty, wprowadza unikalny klimat, który mi się podoba. Z niecierpliwością wyczekuję nowej płyty. Mam nadzieję, że w przyszłości będą mieli okazję do dalszego rozwoju i prezentacji swojej twórczości.
Fot. Alex Kubiak
Mała” - Beata Kubiak z domu Komar - całe życie poszukuje swojego miejsca na Ziemi oraz sposobów, by ulepszyć świat wokół siebie. Urodziła się w Gnieźnie, wychowywała w Chodzieży, studiowała na UAM w Poznaniu, a po latach pracy na Pomorzu trafiła do Piły, rodzinnego miasta męża.
Wychowanka CHDK’u i chodzieskich warsztatów jazzowych, w których kilkukrotnie brała udział w klasie wokalu. W czasach studenckich, śpiewała w punkowym Ręce do Góry, czy awangardowym Amster Amsterdam, a potem na chwilę zagościła w zespole Ryzyko, z którego powstała Pidżama Porno. Związana z pilską sceną alternatywną, udzielała się wokalnie w zespołach Ikumraz, INRI oraz KREW. Z wykształcenia pedagog, z zawodu dziennikarz, a ostatnio prezes Stowarzyszenia Agama, zajmującego się wsparciem uchodźców z Ukrainy.
Szczęśliwa żona jednego i całe życie tego samego męża, dumna matka dwóch synów oraz babcia Michaliny.
DVD wydane w K2 w Pile. Jest to rejestracja dwóch koncertów KREW oraz reportażu Agnieszki Kledzik.
Plakaty obrazujące wydarzenia, w których uczestniczył zespół KREW, zdjęcie Iwony Leśniewskiej.
KREW podczas występu w RCK, zdjęcie Aleksandra Czarny.
Andrzej Kaśków . Przez przyjaciół zwany Andrew . Urodzony 20 maja 1961 w Jastrowiu. Tam też ukończył Technikum Mechanizacji Rolnictwa. Między 1981 a 1991 imał się różnych prac: robotnik w fabryce rowerów, recepcjonista w Hotelu Rodło w Pile, przewodnik wycieczek zagranicznych, zrywacz winogron we Francji. Od 1989 roku związany z Piłą. Absolwent filologii angielskiej Collegium Nowum w Poznaniu Po upadku Komuny został nauczycielem jęz. angielskiego i jest nim do dziś. Obecnie pracuje w Społecznym Towarzystwie Oświatowym w Pile. Fascynuje się podróżami w dalekie miejsca. Odwiedził ponad 70 krajów w tym wiele samotnie. Swoje doświadczenia przekazuje młodzieży i inspiruje ich do własnych wypraw obcując w języku angielskim (Window to the World). Od 1977 roku samouk języka angielskiego zafascynowany muzyką The Beatles zgłębia treści piosenek i grywa amatorsko na gitarze. Jako ostatni członek zespołu Krew dołączył jako recytator poezji Wiliama Szekspira oraz Wiliama Blake’a. Inna pasja to wycieczki motocyklowe Grecja, Włochy, Szkocja. Żonaty pięcioro dzieci jedna wnuczka
Zdjęcia Pawła Owsiannego z koncertu KREW w RCK, na tle zespołu zdjęcia Iwony Leśniewskiej.
KREW podczas występu 10 września 2022 roku. Wokalista wystapił w płaszczu malowanym autorstwa Tomasza Perlicjana. Plakat i zdjęcia Tomasz Perlicjan.
Sesja nagraniowa u studiu Marcina Żmudy
Studio Axis Studio Sound Productions, Piła, ul. Wierzbowa 8. Zdjęcia Aleksandra Czarny.
Plakat z obrazem Tomka Perlicjana
Plakat wystawy „Ultraawangarda. Koło Klipsa i poznański underground lat 80. XX wieku”, Muzeum Narodowe w Poznaniu, 2024, projekt Honza Zamojski
Baner reklamujący wystawę „Ultraawangarda. Koło Klipsa i poznański underground lat 80. XX
wieku”, Muzeum Narodowe w Poznaniu, 2024, projekt
Honza Zamojski
Folder, przypinka i zaproszenie na wystawę „Ultraawangarda. Koło Klipsa i poznański underground lat 80. XX wieku”, Muzeum Narodowe w Poznaniu, 2024, projekt Honza Zamojski
Zdjęcia z wystawy „Ultraawangarda. Koło Klipsa i poznański underground lat 80. XX wieku”, Muzeum Narodowe w Poznaniu, 2024
Na zdjęciu członkowie zespołu KREW na tle swojego koncertu z lat 80. Od lewej Pilanie: Artur Stanilewiecz, Łukasz Czarny, Witek Oleszak. W koszu: wydawnictwa fonograficzne w tym KREW.
Zdjęcia z wystawy „Ultraawangarda. Koło Klipsa i poznański underground lat 80. XX wieku”, Muzeum Narodowe w Poznaniu, 2024
Muzeum Narodowe w Poznaniu. Spotkanie z Pilanami: Andrzejem Karpińskim, Arturem Stanilewiczem i Łukaszem Czarnym. Prowadzi profesor Krzysztof Gajda. Temat wiodący obraz sceny alternatywnej Poznania lat osiemdziesiątych. Wspólne zdjęcie z kuratorem wystawy dr Anną Borowiec, trzecia od lewej.
NIEZALEŻNYMI ARTYSTAMI
IWONA LEŚNIEWSKA
Urodziła się 24.04.1966 w Poznaniu. Mieszka w Dolaszewie. Ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Chodzieży. Absolwentka Akademii Medycznej w Poznaniu na Wydziale Lekarskim. Następnie zdała specjalizację z medycyny rodzinnej, chorób wewnętrznych oraz medycyny paliatywnej. Pracuje jako lekarz rodzinny w Gabinecie Lekarza Rodzinnego w Pile. Twórczyni hospicjum domowego oraz hospicjum stacjonarnego, w którym także pracuje. Żona oraz matka wspanialej córki Julki, absolwentki
Wydziału Prawa Uniwersytetu Szczecińskiego. Od wielu lat pasjonuje
się podróżami nieoczywistymi, zarówno tymi bliskimi, jak i w różne zakątki świata. Aparat fotograficzny towarzyszy jej od dziecka, ale w ostatnich latach stał się istotną częścią jej życia. Jej zdjęcia ukazują się w publikacjach lokalnych i krajowych. Wielokrotnie wyróżniona w Konkursie Fotograficznym Lekarzy i Studentów Medycyny w Lublinie. Brała udział w wystawach indywidualnych oraz zbiorowych pasjonatów fotografii „Kadr”. Organizatorka spotkań multimedialnych o Spitzbergenie i Nowej Zelandii. Jej zdjęcia ilustrowały koncert oraz klipy zespołu Krew.
Iwona Leśniewska jest przede wszystkim fotografką krajobrazową, co wynika z jej licznych podróży. Choć zaczynała od fotografii przyrodniczej, dzięki której eksplorowała faunę i florę okolicy, w której mieszka, jej twórczość ewoluowała w stronę bardziej złożonych przedstawień natury. Fotografka aktywnie uczestniczy w konkursach, w tym w Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym Lekarzy i Studentów Medycyny, co stanowi dla niej okazję do selekcji oraz krytycznej analizy własnych prac. Warto podkreślić, że jej realizacje nie mają charakteru fotografii turystycznej ani dokumentalnej; zamiast tego akcentują zróżnicowanie teksturalne uwiecznianej przyrody, często wyeksponowane w monochromatycznej tonacji. Artystka tworzy całościowe, przemyślane ujęcia krajobrazowe, które ukazują piękno oraz bogactwo walorów natury. W budowaniu
kompozycji niektórych ujęć można dostrzec powinowactwo z malarskimi koncepcjami trójpodziału kompozycyjnego Claude’a Lorraina. Jej podejście do fotografii charakteryzuje się konsekwencją w dążeniu do uchwycenia istoty przedstawianych krajobrazów. Ceni nie tylko estetykę, ale także ideę stojącą za każdym ujęciem. Oprócz skrupulatnie tworzonych zdjęć, Leśniewska eksperymentuje z formą, co prowadzi do powstawania abstrakcyjnych kompozycji, które problematyzują tradycyjne postrzeganie krajobrazu. Jej prace, w tym te koncentrujące się na drobnych detalach, ukazują potencjał fotografii jako niezależnego medium, które generuje nowe sposoby postrzegania rzeczywistości. Warto wyróżnić realizację, w której linia pozornego zetknięcia nieboskłonu z powierzchnią Ziemi jawi się jako abstrakcyjna kompozycja.
Fotografia i podróże stanowią zatem sumę pasji Leśniewskiej. Jak sama wspomina, fotografia jest dla niej nie tylko zapisem przeżyć z podróży, ale również chęć eksploracji artystycznej często wyznacza kierunki jej wypraw. Artystka podkreśla: „Aby uchwycić odpowiedni moment podczas jednej z wypraw, wstawałam o czwartej rano, aby złapać idealne światło i dotrzeć do miejsca, które pragnęłam uwiecznić.”
Łukasz Czarny o współpracy z Iwoną Leśniewską:
„Z Iwoną poznałem się w Warszawie podczas koncertu zespołu The Rolling Stones, w trakcie ich trasy „No Filter” w 2018 roku. Ponownie spotkaliśmy się podczas koncertu Krwi w Pile w Sali Miejskiej 11 maja 2019 r., w trakcie wydarzenia pt. „Mazzolleum”. Krew grała wtedy na tle fotografii nieba. Zaproponowałem Iwonie, że następny koncert powinniśmy zrobić do jej zdjęć. To był strzał w dziesiątkę. Zdjęcia Iwony były naszym tłem do koncertu w RCK w Pile 08.10. 2021. Ponadto do jej fotografii nakręciliśmy klipy: „The Workers”, „The Colors” oraz klipy do tekstów Williama Blake’a „Mad Song”, „The Golden Net”. Iwonę traktujemy jako członka zespołu, wykonała dużo zdjęć podczas prób i koncertów zespołu. Bardzo je cenimy.”
W ramach współpracy z zespołem, Iwona Leśniewska wykorzystała nie tylko ujęcia pejzażowe. Przy tworzeniu cyklu zdjęć do utworu „Golden Net” artystka podkreślała, że zależało jej na spójności nastrojowej z muzyką. Wybór padł na spowity we mgle nadjeżdżający pociąg, co wprowadzało odpowiedni klimat do wizualizacji utworu. Artystka tak oto opisuje proces powstawania ujęć: „musiałam być bardzo blisko torów, bo pociąg nawet na mnie trąbił”. Równie udane są jej klimatyczne fotografie ptaków uchwyconych w locie, które oddają dynamikę ich ruchu oraz specyficzną nerwowość, dodając jej zdjęciom walorów ekspresyjnych.
IWONA LEŚNIEWSKA
Zdjęcia Iwony Leśniewskie do klipu KREW Mad Song
GRZEGORZ BUŚKO
Grzegorz Buśko (ur.1971), fotograf. Omówienie twórczości Grzegorza Buśko rozpocząć można od jego artystycznego motta, zaczerpniętego od amerykańskiej fotografki Imogen Cunningham: „Które z moich zdjęć jest moim ulubionym? To, które zrobię jutro.” To zdanie doskonale oddaje charakter artysty jako osoby aktywnej, nieustannie poszukującej nowych przestrzeni do fotografowania. Jego obiektyw kieruje się w różnorodne zakątki świata, a efekty tych podróży, obejmujące m.in. Chile, Kolumbię i Brazylię tworzą swoistą serię antycypującą nieznane jeszcze miejsca, które zapewne wkrótce poszerzą już i tak egzotyczną listę.
Inspiracje do pracy w fotografii zrodziły się u Grzegorza Buśko w domu rodzinnym, gdzie jako dziecko obserwował swojego starszego brata, który z pasją zajmował się fotografią. To doświadczenie zapoczątkowało jego głębsze zainteresowanie tym medium, które rozwijał w drużynie harcerskiej o profilu fotograficznym. Po latach praktyki i zdobywania wiedzy teoretycznej, artysta ukończył dwuletnią policealną szkołę fotografii w Poznaniu.
Grzegorz Buśko szczególnie ceni fotografię czarno-białą, która pozwala skupić uwagę na głównych motywach, eliminując niepotrzebne rozproszenie związane z kolorem. Jego ulubionym gatunkiem fotografii jest fotografia uliczna, w której dąży do uchwycenia autentyczności ludzi w miejskim środowisku.
Pracując w ten sposób, artysta stara się fotografować bezpośrednio, unikając pozowania uwiecznianych, co pozwala mu uchwycić szczere emocje i gesty.
W tej kwestii niezwykle emocjonalne wrażenie wywołują bardziej prywatne zdjęcia przedstawiające jego syna Pawła, które stały się podstawą wystawy „PAFF” eksponowanej w Galerii Labirynt (tam również powstała jego wystawa Foto grafika) oraz Miejskim Centrum Kultury w Czarnkowie. Wystawa skupia się na niepozowanych, spontanicznych portretach Pawła, który jest centralną postacią tej intymnej narracji ojca o swoim synu. Prace te można zaklasyfikować do współczesnego nurtu fotografii humanistycznej.
Efektem jego współpracy z zespołem Krew jest teledysk do utworu „Etude in B minor”. Zdjęcia wykorzystane w klipie to rezultat wcześniejszej pracy Grzegorza, które pierwotnie miały być wyświetlane podczas koncertu, ale ostatecznie zdecydowano o ich zastosowaniu w formie klipu muzycznego. Artysta zamierzał, aby kolejność i kompozycja zdjęć harmonizowały z muzyką, wzbogacając ją wizualnie. Bardzo charakterystyczna staje się w tym względzie fotografia pejzażowa, ukazuje piękno wypukłości terenu, a także wyraźne zaakcentowanie różnorodnych faktur – od ostrych i surowych skał, ośnieżonych szczytów gór po miękko rysujące się wydmy piaskowe. Jego prace są niezwykle dynamiczne, skrupulatnie skomponowane. To sprawia, że każdy kadr przyciąga uwagę, co dodatkowo artysta podkreśla intensywnym światłocieniem przedstawiając majestat i różnorodność krajobrazów.
Słowo kluczowe dla tej serii zdjęć to „kontrast” – zarówno w wymiarze formalnym, jak i tematycznym. Wśród czarno-białych panoram i pejzaży widoczne jest sugestywne zestawienie monumentalnej rzeźby Boga oraz ludzi ukazujących swoją niedoskonałość: bezdomnego leżącego na ulicy czy zmęczone spojrzenia przechodniów. Taka dualność nie tylko wzbogaca narrację, ale także podkreśla różnice społeczne oraz realia życia w Ameryce Południowej, które często są skrajne. Dobór zdjęć ściśle koresponduje z tekstem utworu. Tworzy z nim spójną całość. Grzegorz Buśko nie wyklucza kolejnych współprac i aranżacji, pozostając otwartym na nowe wyzwania w swojej artystycznej drodze. Łukasz Czarny o współpracy z Grzegorzem Buśko : Grzegorza poznałem poprzez Facebooka. Śledziłem jego zdjęcia, które wrzucał z licznych swoich wypraw, zwłaszcza te po Ameryce Południowej. Patrząc na jego fotografie z tamtej części świata, natrafiłem na znany posąg Chrystusa. W zestawieniu z pozostałymi jego zdjęciami przedstawiającymi życie prostych ludzi, olbrzymie przestrzenie i pustkę, zaproponowałem, aby dobrał te zdjęcia do naszego utworu „Etude in B Minor” z tekstem o poszukiwaniu Boga. Efekt jest dla mnie bardzo przejmujący, a Grzegorz poprzez dobór zdjęć doskonale oddał nastrój.
Zdjęcia Grzegorza Buśko do klipu KREW ETUDE IN B MINOR
GRZEGORZ BUŚKO
TOMASZ PERLICJAN
Tomasz Perlicjan to znana osobowość artystyczna, która angażuje się w wiele różnorodnych przedsięwzięć, łącząc ze sobą pasję do sztuki z misją wyrażania emocji i tożsamości. Artysta zajmuje się nie tylko malarstwem i rysunkiem, ale także scenografią teatralną i filmową, poezją, sztuką video art, fotografią oraz performance.
Jego wystawy i wydarzenia artystyczne, w których stara się brać czynny udział, często angażują więcej niż jedną dziedzinę sztuki; programy zawierają instalacje, performatywne prezentacje video oraz pokazy światła.
Podkreślić należy jego umiejętności w zakresie konserwacji i rekonstrukcji malowideł zabytkowych; na wzmiankę zasługuje chociażby zaangażowanie w prace restauratorskie w kościele pw. św. Marii Magdaleny w Zakrzewie prowadzone pod okiem konserwatora zabytków, Romana Chwaliszewskiego.
Jego prace malarskie, wyświetlane pod muzykę zespołu Krew podczas koncertu „Astral Travel” w ramach Metafizycznej Nocy Artystycznej, charakteryzują się intensywnymi barwami, za pomocą których artysta łączy elementy abstrakcyjne z figuralnymi. Wiele jego obrazów wyróżniają wielkie, świetliste oczy przedstawianych postaci, które angażują odbiorców do odwzajemnienia spojrzenia. Perlicjan w swoich pracach często eksploruje formalne aspekty samego malarstwa, balansując pomiędzy tworzeniem a zaprzeczaniem głębi. Artysta wykorzystuje deformację jako narzędzie do poszukiwania nowych form wyrazu, przełamując i upraszczając elementy kompozycji. Takie podejście pozwala mu na tworzenie dzieł, które są nie tylko estetycznie pociągające dla odbiorców, ale również są dla nich bodźcem do zastanowienia się nad istotą percepcji pola obrazowego. W szczególności warto zwrócić uwagę na jego pracę pt. „Maska”, która stała się okładką płyty zespołu Krew oraz wizualnym elementem plakatu promującego ich twórczość. Niepokojący wzrok zdeformowanej postaci, emanujący szaloną, psychodeliczną aurą, przekonująco koresponduje z nazwą zespołu oraz ich muzyką.
Fot. Paweł Deska
Artysta brał udział w wielu wystawach, w kraju i za granicą, m.in.:
„Erotyk 87” i „Erotyk 89” w BWA GTF Gorzów Wlkp. oraz Słubice, a także „ARSENAŁ 88” w Warszawie. To niektóre z ważnych wydarzeń artystycznych. W Salonie Pilskim
ART w BWA w Pile artysta uczestniczy od 2008 roku. Wybrane wystawy indywidualne to m.in.:
- BWA i UP w Pile (2001, 2005, 2009, 2016),
- „Transformacje 2002” w Muzeum Stanisława Staszica w Pile,
- Międzynarodowe Triennale Sztuki – Majdanek (2004),
- „Autobusy Pełne Poezji” (2005) – akcja poetycka organizowana przez MZK Piła,
- „Dylematy Sztuki Współczesnej w Polsce i w Niemczech” w Instytucie Zachodnim w Poznaniu (2008),
- VI Triennale „Z martwą naturą” w BWA Sieradz (2013), W latach 2013–2022 artysta brał udział w Metafizycznej nocy artystycznej oraz TU Festiwalu 2017 w Zamku w Tucznie. W latach 2020–2021 zorganizował Epidemiczną Noc Artystyczną w Parku Miejskim w Pile oraz wystawę plakatów autorskich „W Epidemicznym Nastroju” w ramach Pilskiego Przystanku Artystycznego. W 2021 roku miała miejsce wystawa „Płaszcze malowane – Kolekcja”. W 2022 roku artysta uczestniczył w „NUDE” – Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Puchheimie (Niemcy) oraz IX ART Piknik Festival w Szczecinku..
Łukasz Czarny o współpracy z Tomaszem Perlicjanem: Z Tomkiem znam się od lat 80. tych XX wieku, jednak nasza współpraca rozpoczęła się po reaktywacji Krwi w 2015 roku. Zaprojektował plakat na nasz koncert w BWA w 2016 roku. Wykorzystano wczesną pracę Tomka pt. „Maska” z 1994 roku. Ten sam obraz wykorzystano również jako okładkę z wydaną przez K2 DVD Krew „SANGUIS NIGER”. Obrazy Tomka nasz zespół wykorzystał także jako tło do muzyki na koncercie w PWSZ w Pile 28 października 2016 roku oraz podczas koncertu w Parku Miejskim w Pile 10 września 2022 roku. Ukoronowaniem współpracy jest klip Krwi „The Fly” z tekstem Williama Blake’a, w którym wykorzystano wszystkie obrazy Tomka.
Fot. Jacek Mójta
TOMASZ PERLICJAN O SOBIE
Penetrator Mistycznych Przestrzeni TOMASZ PERLICJAN ur. 02.06.1966 w Pile.
Brałem udział w wielu wystawach (około 100), współpracuję z galeriami w Polsce i za granicą. Zajmuję się malarstwem, rysunkiem, scenografią, poezją, sztuką video art, fotografią, performance, konserwacją i rekonstrukcją malowideł zabytkowych. Prace w zbiorach, w kraju i na świecie.
Wystawy m.in.: EROTYK 87, EROTYK 89 – BWA Gorzów Wlkp., Słubice, VII Festiwal Kultury Studentów PRL – FAMA - Katowice, Świnoujście 1987, .ARSENAŁ 88Wystawa Młodej Plastyki Polskiej – Hala Gwardii Warszawa 1988, CHROŃ OCZY PRZED OLŚNIENIEM – Widowisko Cyrkowe Mistycznie Plastyczne – Piła 1990, OPEN AIR GALLERY/Berlin (Od 2005 do 2010), ARTYSTYCZNE WIBRACJE/Piła/ Stargard Szczeciński/Poznań (2007, 2009, 2013), VI Triennale Z MARTWĄ NATURĄ – BWA Sieradz 2013, VII Międzynarodowe Triennale Sztuki MAJDANEK 2004, Dylematy Sztuki Współczesnej w Polsce i Niemczech – Instytut Zachodni Poznań 2008,… NUDE – Międzynarodowa Wystawa Sztuki Puchheim/Monachium/Niemcy 2022… Od roku 2008 biorę udział w SALON PILSKI ART – BWA Piła. Inne realizacje plastyczne; - Malowidła sakralne, wielkoformatowe , projekt, rekonstrukcja i wykonanieKościół pw. św. Marii Magdaleny, Zakrzewo koło Złotowa 2000, - 21 malowideł wielkoformatowych, projekt, rekonstrukcja i wykonanie – Kamienica secesyjna, ul. Jackowskiego 38, Poznań 2001, - Kolekcja autorskich Płaszczy i Marynarek malowanych 2020 – 2024.
Wystawy indywidualne m.in.:
MAGIA PAPIERU – BWA Piła 2001, TRANSFORMACJE – Muzeum St. Staszica w Pile 2002, MALARSTWO – BWA Piła 2005, PAINTING – Cafe RIX/Berlin 2008 i 2009, MALEREI – Total Art Space/Berlin 2009, FIGURABSTRA 48 x75 MINIATURA – BWA Piła 2009, MALARSTWO - Centrum Aplikacj Światła LAC Philips Lighting Poland Piła 2013, POSTNEOGNOZA W OBRAZACH XXX – BWA Piła 2016, NOCE MUZEÓW – BWA Piła, SZTUKA NA SŁUPY – W EPIDEMICZNYM NASTROJU - wystawa plakatów autorskich 2020, EPIDEMICZNA NOC ARTYSTYCZNA – Park Miejski w Pile 2020, PEREŁKI – MINIATURY i MAŁE OBRAZY – Zamek Książąt Pomorskich Szczecinek 2023, ART PIKNIK FESTIVAL SZCZECINEK 2022, 2023, 2024, 42 LITTLE SONGS – MINIATURE – 48 STUNDEN NEUKOLLN - FREE ARTS FESTIVAL/Berlin 2018, 2023, 2024.
METAFIZYCZNA NOC ARTYSTYCZNA – Park Miejski w Pile (od 2013 do 2024), PILSKI PRZYSTANEK ARTYSTYCZNY – Piła, MIĘDZYNARODOWY ZAKON RYCERZY KOLORU – uliczne akcje i instalacje artystyczne.
Wydawnictwa:
- ŻYCIE SZTUKĄ – Tomasz Perlicjan, Teatr, Malarstwo, Poezja - książka autorska,
- SYRENY NAD MIASTEM – THE CUTS - okładka do płyty,
- SANGUIS NIGER – KREW – okładka do płyty i video art do koncertów,
- TRANCE CEREMONY – KINIOR & SAREN – okładka do płyty i video art do koncertów.
Nagrody:
- Nagroda Starosty Pilskiego – TWÓRCZOŚĆ ARTYSTYCZNA
I UPOWSZECHNIANIE
KULTURY – Piła 2011, 2014 i 2018,
- SYRIUSZE 2023 – Nagroda Prezydenta Miasta Piły – KULTURA – Piła 2024.
TOMASZ PERLICJAN
Fot. Archiwum prywatne artysty
FILIP KOWALSKI • FILIPPO
Filip Kowalski „FILIPPO”- ur. w 1975 r. w Bydgoszczy. Od 1989 r. mieszkaniec Piły. Studiował na Wydziale Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, w latach 1998-2003.
Człowiek wszechstronny, utalentowany, nieschematyczny, ciekawy sztuki. Perkusista, malarz, zawodowo spełniający się jako grafik. Od ponad 30 lat grający, w licznych zespołach muzycznych, niepowiązanych z jednym tylko stylem. Od zespołów grindcorowych, punkowych, rockowych po zespoły jazzowe, czy nawet grając w orkiestrze rozrywkowej. Obecnie angażuje się w projektach muzycznych „Jazzgot” oraz „6or9 Plays Hendrix”. Jest nie tylko perkusistą używającym tego instrumentu jako narzędzia, ale również jego pasjonatem. Muzyka nie jest dla niego konkretnym gatunkiem, ponieważ sam dzieli ją na taką, która mu się podoba, lub nie. Kocha jazz, ale nie ogranicza go to, by tego samego wieczoru, słuchając ukochanej płyty Milesa Daviesa „Kind of Blue” przejść do płyty „Seasons in the Abyss” Slayera. Tę pasję chętnie dzieli z żoną, spędzając wspólne wieczory muzyczne.
Zamiłowanie do muzyki połączył z twórczością malarską. Od kilku lat zafascynowany portretowaniem muzycznych i nie tylko muzycznych idoli. Sam pomysł portretowania idoli narodził się niejako z trudności wyboru dominującej pasji. Postanowił więc, wyrazić miłość do muzyki poprzez swoje malarstwo. Nie są to jednak portrety „typowe”, jest to raczej abstrakcyjna zabawa kolorem, której zwieńczeniem jest sportretowanie idola. Podczas pracy twórczej zawsze towarzyszy mu muzyka. Czasami zasłyszany utwór staje się pomysłem do kolejnego obrazu. W malarswie przyświeca mu powiedzenie Maxa Ernesta: „Malować można wszystkim, także farbami”. W swojej sztuce zatem, od lat eksperymentuje. Na płótnie może znaleźć się farba artystyczna, przemysłowa, spray, gazeta, wycięte szablony liter i wiele innych materiałów. Fascynuje go odkrywanie nowych możliwości różnych „niemalarskich” form.
Wystawy:
2022 - „Muzyka jest moją religią” - PSM Galeria Labirynt, Piła 2022 - „Muzyka jest moją religią” - Galeria na Starym Rynku, Ujście
2022 - „Muzyka jest moją religią” - Biuro Wystaw Artystycznych Powiatu Pilskiego, Piła 2023 - „Muzyka jest moją religią” - Galeria Pięciu Czarnkowski Dom Kultury, Czarnków 2024 - Salon Pilski - wystawa zbiorowa - Biuro Wystaw Artystycznych Powiatu Pilskiego, Piła
2025 - Salon Pilski - wystawa zbiorowa - Biuro Wystaw Artystycznych Powiatu Pilskiego, Piła
„Muzyka jest moją religią”
Tytuł serii to cytat zaczerpnięty od Jimiego Hendrixa. Seria „portretów” to hołd artysty dla swoich muzycznych, i nie tylko, mistrzów.
Media społecznościowe: www.behance.net/filipkowalski4 www.instagram.com/filippo_art_75
Łukasz Czarny o współpracy KREW z Filipem Kowalskim
Nasza współpraca rozpoczęła się przy okazji powstawania tej książki. Bardzo szybko złapaliśmy wspólny kontakt. Filip gra na perkusji, jest artystą plastykiem i przede wszystkim świetnym grafikiem. W trakcie powstawania „Pilan w twórczości alternatywnej” doskonale wyczuł intencje i zaproponował niepowtarzalną grafikę.
Nasz współpraca bardzo szybko się poszerzyła. Filip zaprojektował plakat na koncert KREW, a także okładki i wkładkę do dwóch CD KREW. Jego pasję muzyczną widać, między innymi, na zamieszczonych tu obrazach portretujących gwiazdy rocka.
W tej publikacji nie mogło więc zabraknąć tego niezależnego i kreatywnego artysty.
PRACOWNIA LALEK
Teatr Pracownia Lalek to niezależna grupa teatralna, współtworzona od 2017 roku przez Aleksandrę i Marka Gawrońskich, ich dzieci – Kaję i Alka oraz dziewczynę Alka – Anastazję. Specjalizują się w teatrze lalkowym, łącząc pasję do formy artystycznej, rzemiosła i opowiadania historii. To przestrzeń, która łączy pokolenia i pasje, tworząc spektakle pełne magii, refleksji oraz artystycznej wrażliwości. Kameralny charakter teatru sprawia, że każda realizacja angażuje widzów do wspólnego przeżywania i odkrywania teatru lalkowego w intymnej atmosferze. W 2022 roku, dzięki zaangażowaniu całej grupy, powstała kameralna scena teatralna w rodzinnym domu w Chrustowie, na której odbywają się autorskie spektakle. Zespół teatru tworzy wyjątkowe przedstawienia, które wyróżniają się oryginalną animacją lalek, kreatywną scenografią, muzyką oraz starannością w każdym detalu. W repertuarze Teatru Pracownia Lalek znajdują się m.in. spektakle: „Freedom in My Mind” w reżyserii Marka Gawrońskiego, „A słońce świeciło” w reżyserii Aleksandry Gawrońskiej oraz „O Kubie Muzyku” – lalkowy spektakl dla dzieci. Każde z przedstawień charakteryzuje się unikalnym podejściem do opowiadanej historii, użyciem lalek oraz silnym ładunkiem emocjonalnym i symboliką. Teatr Pracownia Lalek uczestniczy również w różnych wydarzeniach i festiwalach teatralnych, takich jak Gra z Teatrem – Festiwal Teatrów Podwórkowych w Poznaniu, Teatralny Golęcin, Festiwal Teatralny – „Teatr Pasja Rodzinna” w Pile oraz FesTTeatr – Festiwal Teatralny w Mosinie.
TEATR PRACOWNIA
PRACOWNIA LALEK
Teatr Pracownia Lalek to unikalne przedsięwzięcie artystyczne, które wyróżnia się autorską wizją oraz zaangażowaniem w proces twórczy, dostrzegalnym na każdym etapie – od koncepcji, przez projektowanie, aż po realizację. Zespół artystów Teatru Pracownia Lalek nie tylko tworzy autorskie przedstawienia dedykowane różnym grupom wiekowym oraz same lalki, ale również prezentuje wyjątkowo profesjonalne podejście do scenografii, muzyki i efektów dźwiękowych. Kluczowym atutem teatru jest umiejętność budowania napięcia i emocji. Artyści umiejętnie operują pauzą i ciszą, co potęguje emocjonalną intensywność przedstawienia. Dążą do maksymalnej płynności, precyzji mikroruchów I gestów lalek, których potencjał ujawnia się zwłaszcza w momentach świadomej pauzy Twórcy stopniowo ujawniają informacje i posługują się scenami symbolicznymi, co umożliwia widzom fragmentaryczne odkrywanie fabuły oraz autentyczne zaangażowanie się w jej rozwój. W efekcie, dochodzi do symultanicznego ukazywania danych scen i przeżywania ich w realnym czasie. Dzięki tym zabiegom widzowie doświadczają niepowtarzalnej atmosfery, będącej efektem wspólnej pracy całego zespołu. Lalki przybierają różnorodne formy i style, co pozwala na nieustanne odkrywanie potencjału tego artystycznego medium, które w pełni zasługuje na miano niszowego. Teatr Pracownia Lalek to nie tylko teatr, ale również przestrzeń, w której spotyka się najwyższa jakość rzemiosła z kreatywnością i pasją. Swą pracą artyści dowodzą, że sztuka lalkarska może być nie tylko formą rozrywki, ale także medium do głębokiej refleksji nad ludzkimi emocjami i doświadczeniami, które pozostają z widzami długo po zakończeniu spektaklu – zwłaszcza w przypadku tych o charakterze egzystencjalnym.
Szczególnie istotne są przedstawienia poruszające tematykę Holocaustu. Wiodące nurty w tej dziedzinie stawiają sobie za cel zarówno upamiętnienie, jak i ukazanie złożoności tego tragicznego wydarzenia, przy jednoczesnym poszanowaniu aspektów moralnych. Z uwagi na skalę i brutalność Holocaustu, próby jego przedstawienia mogą wydawać się niewystarczające lub wręcz niemożliwe. Ta niezdolność do opisania doświadczeń, które przekraczają granice ludzkiego pojmowania, przyczyniła się do ugruntowania przekonania o nieprzedstawialności tak ogromnej krzywdy. W odpowiedzi na te wyzwania, artyści często sięgają po alternatywne formy wyrazu, takie jak instalacje, sztuka współczesna czy multimedia, które lepiej oddają złożoność i głębię doświadczeń związanych z Holokaustem, zapobiegając jednocześnie trywializacji przedstawień. W tym kontekście Teatr Pracownia Lalek zasługuje na wyróżnienie za swoją artystyczną świadomość oraz głęboką wnikliwość etyczną.
Operowanie lalkami nadaje temu tematowi konkretne znaczenie.
Lalka, będąc istotą bezwolną i urzeczowioną, odzwierciedla reifikacyjne procesy, jakim podlegał człowiek w kontekście Shoah. Na poziomie reprezentacji trauma związana z redukcją ludzkiego życia do podporządkowanego przedmiotu staje się jeszcze bardziej wyrazista. Równocześnie lalki, kojarzone z dzieciństwem, przywołują konotacje z niewinnością, co przypomina o bezprecedensowym charakterze wydarzeń, które dotknęły również dzieci. Wysoka wrażliwość i empatyczna postawa artystów wobec trudnego tematu sprawia, że teatr lalkarski staje się mocnym i przekonującym medium do stworzenia metaforycznych odniesień do traumy, pamięci i refleksji nad skomplikowanymi aspektami ludzkiego doświadczenia. Z uwagi na swoją neutralność znaczeniową, lalki stają się narzędziem, które zapewnia bezpieczną przestrzeń do eksploracji własnych emocji poprzez projekcję oraz kumulowanie osobistych przeżyć w przedmiocie. Współpraca z zespołem muzycznym Krew, przewidziana na koniec zbliżającego się roku z pewnością zaowocuje jakościowym przekazem o dużym ładunku emocjonalnym. Bazując na opinii widzów, teatr doskonale radzi sobie z dostarczaniem odpowiednich doświadczeń artystycznych i emocjonalnych. Przykład zaskoczenia jednej z widzek, która nie spodziewała się, że „będzie płakała na przedstawieniu o laleczkach chowanych do walizek”, czy poruszenie pana, który twierdzi, że zazwyczaj nie bywa w teatrze. Opinie publiczności te świadczą o tym, że Teatr Pracownia Lalek porusza widzów wywodzących się z różnych środowisk, o mniejszym bądź większym obyciu teatralnym.
TEATR PRACOWNIA LALEK
Członkowie Teatru
Aleksandra Gawrońska – reżyserka i lalkarka. Absolwentka Policealnego Studium Edukacji i Praktyk Teatralnych w Toruniu (tytuł animatora kultury o specjalności teatralnej) oraz Studiów Podyplomowych Reżyseria Teatru Dzieci, Młodzieży i Dorosłych na Wydziale Lalkarskim Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, Filia we Wrocławiu. Odpowiedzialna za wykonanie kostiumów dla aktorów oraz lalek, które nadają przedstawieniom wyjątkowy charakter i spójność artystyczną.
Marek Gawroński – reżyser i lalkarz. Absolwent Policealnego Studium Edukacji i Praktyk Teatralnych w Toruniu (tytuł animatora kultury o specjalności teatralnej) oraz Studiów Podyplomowych Reżyseria Teatru Dzieci, Młodzieży i Dorosłych na Wydziale Lalkarskim Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, Filia we Wrocławiu. Uczestnik licznych warsztatów – m.in. Szkoły Konstruktorów Lalkowych organizowanej przez Teatr Animacji w Poznaniu. W teatrze odpowiedzialny za budowę lalek i scenografii, nagłośnienie, muzykę, efekty dźwiękowe i oprawę świetlną spektakli. Z oddaniem poświęca się twórczości artystycznej, inspirując innych swoją pasją i zaangażowaniem.
Kaja Gawrońska – scenografka i graficzka. Absolwentka Liceum Plastycznego w Bydgoszczy oraz Uniwersytetu Artystycznego im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, gdzie ukończyła studia magisterskie na kierunku scenografia i projektowanie ubioru. W teatrze odpowiada zarówno za projektowanie lalek, scenografii i kostiumów teatralnych, jak i za ich kompleksowe wykonanie, co pozwala jej w pełni realizować swoją wizję artystyczną. Jej twórczość wyróżnia się kreatywnością i dbałością o detale.
Anastazja Borisławska – mistrzyni światła i dźwięku. Absolwentka Politechniki Poznańskiej na kierunku inżynieria farmaceutyczna, obecnie kończąca studia magisterskie z technologii chemicznej. Łączy precyzję nauki z artystycznym wyczuciem, tworząc niezapomnianą atmosferę spektakli.
Alek Gawroński – lalkarz oraz student zarządzania środowiskiem. Współautor ruchu scenicznego w spektaklach. Aktywnie pomaga w inscenizacji, dbając o szczegóły techniczne i artystyczne, które wpływają na jakość przedstawień. Wnosi świeżą energię i kreatywne podejście do pracy zespołu.
TEATR PRACOWNIA LALEK
PODSUMOWANIE PILANIE W TWÓRCZOŚCI ALTERNATYWNEJ
Książka ta jest próbą pokazania i zobrazowania twórczości niekomercyjnej, pozostającej poza głównym nurtem mainstreamu. Pilanie, którzy angażują się w tego typu działalność, traktują ją przede wszystkim jako pasję. Twórczość ta w większości nie jest nastawiona na zysk. Taki stan rzeczy powoduje, że twórcy mogą artystycznie wypowiadać się w sposób swobodny i alternatywny. Na tle twórczości zespołu Reportaż i Krew przedstawiono dwa światy: pierwszy, który już nie istnieje, ten z lat 80-tych XX wieku, oraz drugi, obecny. Elementami łączącymi oba są Pilanie jako twórcy, którzy współpracują ze sobą czasem nawet kilkadziesiąt lat. Nowym elementem jest to, iż twórcy mogą po latach kontynuować swoją pasję oraz łączyć swoje dokonania artystyczne z innymi wykonawcami. W 2025 roku przewiduje się wydanie tej książki w formie papierowego katalogu. Wydaniu publikacji będą towarzyszyły imprezy: przewidziana na marzec w pilskim BWA wystawa pod tytułem: Pilanie w twórczości alternatywnej, koncert zespołu Krew wraz z przyjaciółmi w RCK w Pile, przypomnienie wystawy Pilanie rocznik 60 organizowane przez RCK oraz wykład wraz z wystawą organizowany przez Muzeum Stanisława Staszica w Pile.