Stefan News luty 2016

Page 1


SPIS TREŚCI Do matury jeszcze czas... ……….……….....……….….......................... str. 3 „Goodbye, Lenin!”………………….…..........……….…............................ str. 4 Działaj……………………………………….………….…................................... str. 5 Bezstronny ustawowo……….…………….……….…….......................... str. 7 Historia lubi się powtarzać..………………….…………........................ str. 8 Telewizja..………………………………………….……................................... str. 9 Wlazł diaboł na płotek i mruga…..…………….……......................... str. 11 Ranking 5 blogów literackich.........…………………......................... str. 13 Alonetynki...…………………….………..………………................................ str. 14 Wiersze na luty……...……...…….……………………............................… str. 15 Miłość to C8-H11-N….....……………………………….............................. str. 16 „I że Cię nie opuszczę aż do śmierci”..………….....................……. str. 17 Podróże kształcą…...................…………………….…........................... str. 19 Aktualności sportowe………………………………….......................…... str. 21 Najszczęśliwszy dzień w roku………….…………….....................….. str. 22 Recenzje książek o miłości…….………………….......................….…. str. 23 Premiery filmowe i muzyczne……………..…………......................... str. 24 „Rywalki” czyli wyjątkowo oczywista książka młodzieżowa….….........................................................................… str. 25 Złoty Ranking Stefana.................................................................. str. 26


W zeszłą Wigilię, jeszcze przed rodzinną, elegancką kolacją, byłam na cmentarzu. Chowając zapałki do kieszeni kurtki, usłyszałam bełkot. Pijany mężczyzna przy płocie, kilka grobów ode mnie, płakał i sokarżał zmarłego ot o, że został sam. Nie miałam odwagi podejśc, zabrać prawie pustej butelki i powiedzieć, że nie tylko jego ktoś zostawił Moja przyjaciółka dalej pisze do swojego przyjaciela, który postanowił zwyczajnie zniknąć z jej życia, nie wdając się w friendzony. I nawet ciągły znaczek braku wyświetlenia jej nie przeszkadza. Bo kochać to nie znaczy uwielbiać kogoś tylko w jeden, określony sposób, w ciepłej kołdrze, w deszczu czy z kubkiem kawy w ręku. Barbara Grabowska I nie tylko wtedy, kiedy ta druga osoba jest obok i odwzajemnia to redaktor naczelna samo. Ale czy w takim razie jest to miłość? Nie wiem. Ktoś powiedział mi kiedyś, że niepotrzebnie wymagam zdefiniowania wszystkiego, co dzieje się wokół mnie. I może rzeczywiście, warto pójść za Mickiewiczem i nie głowić się nad tym “czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie.” Myślę, że miłości pod żadnym pozorem nie powinno się formatować. I nie mówię tego tylko dlatego, że nie przeżyłam jeszcze zderzenia z panem Drzedżonem na sobotniej lekcji programowania. Miłości nie można wpychać w odpowiednie ramy, statystyki, wyliczenia, liczby i wykresy. Miłość po prostu się zdarza. Jest i trwa, albo znika. I tyle. Możliwe, że nie mam żadnego prawa o tym pisać. Możliwe, że 18 lat to za krótki „staż”, żeby cokolwiek wiedzieć. I wiem, ze zaraz grono wielce dorosłych i hiper doświadczonych podniesie wrzawę, skreślając moje słowa i drąc kartki. Bo przecież do trzydziestego roku życia ludzie są krasnorostami, bez empatii i zdolności odczuwania bodźców. Ale jedno wiem na pewno. Warto ryzykować i mówić o swoich uczuciach wprost. Jeżeli nie spytasz, odpowiedź zawsze będzie brzmiała „nie”, jeśli nie postawisz kroku naprzód, już zawsze będziesz stał w miejscu. Chociaż o miłości ciężko jest mówić, to pisać jest o wiele łatwiej. Przynajmniej nam. Dlatego ten numer wydajemy pod znakiem Walentynek. Paulina napisała o uczuciowych psychopatach, a Michał przygotował coś dla samotnych. Osobom, które chciałyby być daleko stąd podczas wylewu uczuć na szkolnych korytarzach, proponujemy podróż z panią Karaś do Skandynawii. Moją propozycją na Walentynki dla Was są wyczekane lovinki, czyli piątkowe połowinki w Dzień Zakochanych. Na pary czekają niespodzianki, a single będą mogli znaleźć swoją (drugą) połówkę ;). Tak czy siak – serdecznie wszystkich zapraszam. Miłej lektury i, mam nadzieję, do zobaczenia w Autsajderze!

Julia Jańczyk

Szymon Rać

Karolina Dłuska

Michalina Rybsztat

Do matury jeszcze czas...

Historia lubi sie powtarzać

Wlazł diaboł na płotek i mruga

Miłość to C8-H11-N

“Wyczerpanym pada się na siedzenie auta i myśli się o tym, że ten wieczór był wspaniały, ale mimo wszystko lepiej nie powtarzać go za rok, a więc zostało nam 108 dni. “

str. 3

“Mamy do czynienia jednak z bezpośrednim upolitycznieniem i można powiedzieć z krokiem w tył na drodze do apolitycznych i obiektywnych mediów.” str. 8

“Znamy te piękne i pełne “Proces zakochania zachomorałów mity, którymi niegdyś dzi w trzech etapach. Pierwsze zachwycali się mali Grecy. spotkanie. Nasze oczy wyłapują Jednak to nie nasza historia. "dane", między innymi: Nie nasza tradycja. Zasiądźcie wzrost, kolor włosów, oczu. więc wygodnie i posłuchajcie W tym samym czasie nasze uszy o stworach, co mroziły krew wychwytują barwę głosu, a nos w żyłach dawnych wyczuwa feromony” Słowian”

str. 11

str. 16


DO MATURY JESZCZE CZAS... Dokładnie na 108 dni przed egzaminem dojrzałości przypadł niejako ostatni akcent klas trzecich w życiu szkoły. Od tej pory będziecie ich widywać raczej zanurzonych w odmętach swoich vademecum i arkuszy niż przejętych szkolnymi wydarzeniami. Na chwilę jednak powróćmy do tamtego niezwykłego wieczoru.

od sopocki Sheraton z gwiazdorskim spóźnieniem (20-minutowa obsuwa u fryzjera) podjeżdżają limuzyny i karoce. Po przebrnięciu przez kolejkę do szatni nadchodzi czas na poszukiwanie swojej klasy i przygotowanie się do zdjęcia. Pstryk i na salę! Dywan już czeka na potknięcia, ale przedtem przemówienia: przedstawiciele uczniów, Pani Dyrektor, przedstawiciele Rady Rodziców i Prezydent Miasta Gdańska. Kamery patrzą, więc uczniowie szybko machają rodzicom stojącym na balkonie i już rozlega się znajoma melodia: raz, dwa, trzy... Tanecznym krokiem zakańczamy część oficjalną, trzeba się przenieść do innej sali. Chwila dezorientacji i jakimś cudem wszyscy siedzą przy dobrych stolikach, mają czas, aby spokojnie porozmawiać, w trakcie gdy kelnerzy wnoszą tajską zupę. Podziwiając salę, można czuć się nieco jak bogata księżna, ale w duchu (dokładnie tak jak kelnerzy, którzy dzielnie usiłowali zachować powagę) troszeczkę chce się śmiać z tego eleganckiego stawiania talerzy w idealnym zgraniu i „na pokaz”. Nie zdąży się jednak zwątpić w sens dobrych manier i tego co „wypada”, ponieważ właśnie rozpoczyna się część artystyczna, gdzie wszyscy śmieją się z krążących stereotypów o naszych klasach. Następnie w płynnym przejściu zostajemy wciągnięci na parkiet. Tam swoje umiejętności taneczne prezentują nie tylko uczniowie, ale przede wszystkim nauczyciele (naprawdę nie podejrzewacie, jak dobrych tancerzy mamy wśród grona pedagogicznego). Skoro

3

STEFAN NEWS 2016

źródło: fakt.pl

P

tekst: Julia Jańczyk

Na zdjeciu: Prezydent Adamowicz z jedna z uczennic w VLO, podczas próby poloneza

już o tańcach mowa, propsy należą się dziewczynom, które wytrzymały w szpilkach do końca. Z tego co zaobserwowałam, większość wymiękła około godziny 2.00 i dalej już harcowano na boso lub w trampkach. O północy, jak wiadomo, torcik od Prezydenta i uczniowie elegancko ustawiają się w kolejce po swoją porcję, korzystając z chwili odpoczynku. Jednak już za parę minut, wszyscy wracają wyginać się na parkiecie. I tak na dzikim hasaniu, szalonych zdjęciach i ogromie zabawy minęła godzina 4.00. Wtedy - ostatni taniec, buziaczki na pożegnanie i przelotny uśmieszek do chłopaków z szatni. Wyczerpanym pada się na siedzenie auta i myśli się o tym, że ten wieczór był wspaniały, ale mimo wszystko lepiej nie powtarzać go za rok, a więc zostało nam 108 dni.


źródło: polskieradio.pl

„GOODBYE, LENIN!”

6 lutego 1989 r. w gmachu Urzędu Rady Ministrów przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie rozpoczęły się obrady „okrągłego stołu” - symbolu równości i pojednania. Były one początkiem upadku systemu komunistycznego w Polsce oraz znacząco wpłynęły na przemiany polityczne w całej Europie Środkowo-Zachodniej. tekst: Monika Krefta

T “

en stół otacza narodowa nadzieja, ale także nieufność. Będą ludzie, którzy tego, czego się dopracujemy, nie zaakceptują. Nie możemy tego nie wiedzieć i nie uszanować.” - tymi słowami ówczesny przedstawiciel NSZZ Solidarność - Lech Wałęsa zainaugurował obrady okrągłego stołu. Tego dnia w posiedzeniu brało udział 57 reprezentantów, którzy dzielili się na dwie strony: rządowo-koalicyjną (m.in. Czesław Kiszczak, Aleksander Kwaśniewski, Stanisław Ciosek) oraz opozycyjno-solidarnościową (wspomniany Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek). Wydarzenie tak ważne dla naszego kraju było transmitowane przez telewizję publiczną, a rzecznikami prasowymi byli Jerzy Urban oraz Janusz Onyszkiewicz. W spotkaniach odbywających się na przestrzeni dwóch miesięcy uczestniczyło około 711 osób, których głównym zadaniem było osiągniecie kompromisu w najważniejszych sprawach państwa. Porozumienie kończące obrady podpisano 5 kwietnia. Uzgodniono m.in. legalizację „Solidarności”, wprowadzenie pluralizmu politycznego, wolności słowa, niezawisłości sądów

oraz ustalono termin częściowo wolnych wyborów do Senatu. Obrady okrągłego stołu uznawane są za jedno z ważniejszych wydarzeń w nowoczesnej historii państwa polskiego. A jak oceniają je Polacy? Zdania są podzielone. Niektórzy uważają, że postanowienia były maksymalnymi ustępstwami komunistów, a inni dopatrują się jakiegoś układu pozwalającego przetrwać siłom postkomunistycznym. W ciągu 25 lat pojawiły się również głosy, które twierdzą, że to „okrągły stół” jest powodem dzisiejszych trudności w państwie. Mimo wszystko, gdyby nie obrady i próba dojścia do kompromisu, Polska nie przeszłaby transformacji ustrojowej i dalej trwałaby w komunizmie. Podobnie jak inne państwa bloku wschodniego. Zatem, czy to wydarzenie powinno być postrzegane przez pryzmat ustaleń na nim zawartych czy raczej w kontekście symbolicznym? Każdy medal ma dwie strony, a kij - dwa końce. Jednak o tym, że to my jako pierwsi powiedzieliśmy ostateczne „Goodbye, Lenin!”, nigdy nie zapominajmy. STEFAN NEWS 2016

4


DZIAŁAJ!

Polak potrafi! Młodzi Zdolni znów pojawili się wśród nas. Kuba Bilkiewicz i jego kolega w ciągu roku stworzyli markę, która rozwija się w zawrotnym tempie. Ten chłopak może stać się Waszą inspiracją lub motywacją.

Kuba Bilkiewicz: Zastanawiałem się nad tym już od jakiegoś czasu. Na początku sprzedawałem sprzęt sportowy i miałem sklep internetowy. Później z moim kolegą myśleliśmy o tym, co by tu takiego zrobić i tak, zaraz po Sylwestrze, wpadł nam do głowy pomysł na baboony i praktycznie równo rok temu podjęliśmy decyzję, że to sprawdzimy i zaczniemy działać. Ewelina Szczepanek: Jak powstały logo i nazwa Twojej marki? K: Historia jest tak naprawdę błaha. Siedzieliśmy z kolegami na ławce przed blokiem, popijając piwko, a na przeciwko stała duża, murowana wiata, na której ktoś namazał taki napis: „baboon”. Ktoś to wysprajował już jakiś czas temu – nie wiem kto i z jakiego powodu. I gdzieś ta nazwa przewijała się w naszym towarzystwie w formie żartów. Nawet nie zauważyliśmy kiedy nam się spodobała… A „baboon” to po angielsku „pawian”, więc logo poszło w tę stronę. J: Dlaczego projektujesz właśnie dresy? 5

STEFAN NEWS 2016

K: Uprawiałem dużo rodzajów sportu i przez to często chodziłem w dresach. To bardzo wygodne i praktyczne. Poza tym, dużo czasu spędzam na półwyspie, gdzie taki dres po pływaniu jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Tak samo po nartach ;). Kiedy tylko zobaczyłem takie kombinezony w USA, to od razu przypadły mi do gustu.Ich ceny były bardzo wysokie, dlatego stwierdziłem, że trzeba zrobić coś takiego samemu

pewno dużo im zawdzięczam. Przy prowadzeniu firmy trzeba samemu zająć się wieloma aspektami. Nigdy nie wiadomo, kiedy i jaka wiedza będzie akurat potrzebna. Oczywiście fizyka kwantowa mi się nie przydała, ale już np.: matematyka, polski, podstawy przedsiębiorczości czy informatyka jak najbardziej. Dużą rolę odgrywają też języki, więc zawsze zachęcam, żeby się ich pilnie uczyć.

E: Czy Twoje doświadczenia ze szkoły czy studiów miały wpływ na powstawanie Twojej marki?

J: Czy trudno było zorganizować pokaz mody i sesje? Ile w tym wszystkim pomogły Ci Twoje znajomości? Jak znalazłeś dobrą krawcową?

K: Studia czy szkoła nie sprzedają wskazówek dotyczących prowadzenia własnego biznesu. Przynajmniej nie te kierunki, które ja wybrałem. Ale na

K: Jeżeli chce się coś osiągnąć, to zawsze można to zrobić, tylko trzeba na to poświęcić odpowiednią ilość czasu i pracy. W branży odzieżowej nie mie-

Zdjęcie zaczerpnięte z albumów Kuby Bilkiewicza

Julia Jańczyk: Jak wyglądały początki Twojej firmy? Długo o tym myślałeś?


E: Ilu was właściwie jest? Kto to jeszcze współtworzy? K: Jest nas dwóch. Ja i mój przyjaciel, z którym chodziliśmy razem do podstawówki i gimnazjum, więc można powiedzieć, że znamy się od małego. J: W jaki sposób projektujecie ubrania i jak wygląda proces ich tworzenia? K: My mamy swój pomysł, przedstawiamy go firmie, która zajmuje się tworzeniem wykrojów i oni tworzą go od strony technicznej. Sami dobieramy wszystkie materiały takie jak dzianina, zamki, metki, ściągacze itp. Następnie wszystko przekazujemy do szwalni i czekamy na odbiór gotowych ubrań. E: Czy trudno jest połączyć

Zdjęcie zaczerpnięte z albumów Kuby Bilkiewicza

liśmy praktycznie żadnego doświadczenia, więc wszystkiego uczyliśmy się od zera, ale z czasem było coraz łatwiej. Odwiedziliśmy kilka szwalni i dowiedzieliśmy się, jak to wszystko działa. Wiadomo, że znajomości są ważne i mogą otworzyć wiele furtek. U nas było tak, że jak opowiadaliśmy ludziom o tym, co robimy, to sami podsuwali nam pomysły i oferowali pomoc. Wiadomo, że zorganizowanie sesji czy pokazu nie jest łatwe, ale jak się za wszystko zabraliśmy i dobrze poszukaliśmy, to okazało się, że kolega jest fotografem, koleżanka modelką, a jeszcze ktoś inny pracuje w agencji reklamowej i zna projektanta, który organizuje pokazy. Jak już zaczęliśmy działać, to otwierały się nowe furtki. Trzeba je było tylko znaleźć i dobrze wykorzystać.

studiowanie z prowadzaniem sklepu? K: Na pewno potrzeba sporo samozaparcia, bo nie są to tylko dobre momenty, ale jeżeli ktoś ma chęć, to myślę, że bez problemu da radę pogodzić obie te rzeczy. E: Co właściwie studiujecie? K: Mój wspólnik, Michał, jest na SGH w Warszawie - studiuje finanse i rachunkowość, ja poszedłem na PG, na Automatykę i Robotykę na ETI. J: Gdybyś miał określić swoje ubrania w 3 słowach, jakie by one były? K: Fancy Baboon to niekonwencjonalne podejście do streetwearowej mody.

okazało się, że posiadanie własnego biznesu ma wiele plusów, ale jest też dużo nerwowych chwil... J: Czyli własna firma to nie zabawa, tylko poważne plany na Twoją przyszłość? K: Zawsze o tym myślałem i będę cały czas do tego dążyć, ale co będzie w przyszłości - zobaczymy. E: Jakie wskazówki dałbyś młodszym kolegom, którzy zastanawiają się nad swoją przyszłością? K: Niech zaczynają działać już dziś i nie przejmują sie niepowodzeniami. E: Jesteś niewiele starszy od nas. Uściślijmy to: ile masz lat?

E: Czy kilka lat temu pomyślałbyś o tym, że rozkręcisz swój własny biznes?

K: Za miesiąc kończę 23.

K: Zawsze marzył mi się własny biznes. Już odkąd zacząłem myśleć o przyszłości wiedziałem, że będę chciał mieć coś swojego, więc można powiedzieć, że myślałem o tym. W praktyce

E: I poświęcony czas.

J: Dziękujemy za odpowiedzi.

K: Nie ma problemu. Dzięki i trzymajcie się. STEFAN NEWS 2016

6


BEZSTRONNY USTAWOWO Niektórzy narzekali, że poprzedni rząd nic dla naszego kraju nie robi, że panowie posłowie tylko siedzą w sejmie i zbijają bąki. Na razie, nie można tego powiedzieć w odniesieniu do nowej władzy. Posłowie PiSu dwoją się i troją, by Polakom żyło się lepiej, tworząc ustawy, które mają polepszyć standardy naszej marnej, po ośmioletniej kadencji opozycji, egzystencji. Jednym z fundamentów #dobrejzmiany jest ustawa o mediach publicznych. tekst: Jakub Dajnowski

O

statnio spotkałem się z określeniem, że wygraną PiS w wyborach można by zatytułować „Imperium Kontratakuje”. Chociaż dla niektórych nastała „Nowa Nadzieja”, a wręcz „Przebudzenie Mocy” (oczywiście z najjaśniejszej strony). Obojętnie, jak się postrzega nową władzę w Polsce, trzeba zderzyć się z faktem, że nowy rząd jest, a przede wszystkim działa! Ma już za sobą kilka ciekawych projektów, jak i nowatorskich ustaw. Wśród nich znalazła się, podpisana 7 stycznia przez Prezydenta Andrzeja Dudę, krytycznie postrzegana w niektórych kręgach, gdzieniegdzie zaś uważana za ratunek dla polskiej telewizji, ustawa o mediach publicznych. Proszę jednak obrońców demokracji o schowanie biało-czerwonych flag do szaf i odwołanie kolejnego marszu, a prawdziwych patriotów o zaniechanie rzezi na narzekających zdrajcach narodu i schowanie noży do szuflad. Zamierzam bowiem, jednym i drugim, przybliżyć treść tej jakże ciekawej ustawy. Od razu pragnę zaznaczyć, że dekret jest dosyć krótki (tylko cztery artykuły), a sami posłowie partii rządzącej twierdzą, iż do naprawy telewizji potrzeba dużo więcej czasu i o wiele bardziej obszernego pisma. Przejdźmy jednak do szczegółów „małej” ustawy: Art. 1. W sumie najciekawszy artykuł z całej ustawy. Już na wstępie możemy przeczytać, że „Członków zarządu, w tym prezesa zarządu, powołuje i odwołuje minister właściwy do spraw Skarbu Państwa”, a nie, jak to do teraz miało miejsce, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. No i tu mam już małe zastrzeżenia. Po pierwsze, naprawdę nie widzę związku między ministrem Skarbu Państwa

7

STEFAN NEWS 2016

a publicznymi mediami. Po drugie, jak możemy oczekiwać bezstronności w telewizji, jeśli zarząd został wybrany przez człowieka, jakby nie patrzeć, związanego z jednym ugrupowaniem politycznym? (Nie wspominając o wyborze Jacka Kurskiego na prezesa TVP). Aczkolwiek nie można mówić hop, zanim się nie przeskoczy, tak więc kto wie, może ci dwaj panowie staną się obrońcami rzetelności i prawdomówności w polskich mediach? Art. 2. Artykuł drugi to z kolei opis wielkiej czystki. W pierwszym paragrafie czytamy, że z dniem wejścia ustawy w życie, wszystkie mandaty dotychczasowych członków zarządów i rad nadzorczych w TVP i Polskim Radiu, natychmiastowo wygasają. Zarząd działa w dotychczasowym składzie dopóki, dopóty nie zostanie powołana nowa władza. Nie może jednak dokonać czynności przekraczających możliwości zwykłego zarządu bez zgody ministra Skarbu Państwa. W skrócie, przed wyrzuceniem na bruk, członkowie rad mogą jeszcze pokiwać palcami w bucie na do widzenia. Artykuł 3. to w sumie opis odprawy (zwalnianym przysługuje odprawa w wysokości trzykrotności wynagrodzenia z października 2015r.), a artykuł 4. to potwierdzenie, że ustawa wchodzi w życie z dniem ogłoszenia. Nie moja w tym rola, żeby oceniać działania nowego rządu, bo moja wiedza o polityce jest w dużej mierze szczątkowa. Aczkolwiek zwalnianie ludzi, by zastąpić ich osobami wybranymi przez reprezentanta partii rządzącej, które będą pracować pod wodzą Jacka Kurskiego, a to wszystko w imię tworzenia bezstronnych mediów, delikatnie śmierdzi mi kitem. Ale to tylko moja opinia.


HISTORIA LUBI SIĘ POWTARZAĆ Ostatnie dwa miesiące, to czas dużych zmian w polskiej polityce. Nowy rząd w szaleńczym tempie dokonuje reorganizacji Państwa, której sztandarowym symbolem może być ustawa medialna. To jednak nie pierwszy raz kiedy PiS, bierze na celownik TVP i Polskie Radio. tekst: Szymon Rać

G

rudzień. Nowo wybrany sejm w ekspresowym tempie uchwala nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji, dzięki której będzie je mógł obsadzić swoimi ludźmi. Niedługo potem nowy akt prawny podpisuje prezydent. Brzmi znajomo? Zapewne. Jednak nie jest to opis działań bieżącego sejmu, a tych podjętych w 2005 r. przez koalicję PiS-LPR-Samoobrona. Zarówno w 2005 r., jak i teraz rząd PiS-u jako jeden ze swoich pierwszych celów obrał media publiczne. Oficjalnym celem tych działań zawsze było odpolitycznienie i poprawa misyjności mediów publicznych. Realnie jednak była to czystka mająca na celu postawienie swoich ludzi i wzięcie we władanie tzw. czwartej władzy. Istnieją jednak różnice między działaniami z pierwszego okresu rządów partii Jarosława Kaczyńskiego i tymi podejmowanymi dzisiaj. W połowie poprzedniej dekady Prawo i Sprawiedliwość w zmianach ograniczali koalicjanci LPR i Samoobrona. Bez nich żadna reforma nie byłaby możliwa. Przyjęto wtedy następujące rozwiązanie – uchwalono reformę ustawy o radiofonii i telewizji. Głównymi założeniami zmian było rozwiązanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz zmniejszenie ilości jej członków i ograniczenie ich kompetencji. Następnie Sejm, Senat i Prezydent, dokonali wyboru nowej Rady, zgodnie z interesami koalicji. Ona zaś, dzięki swoim kompetencjom, kluczem partyjnym wybrała nowe zarządy mediów publicznych.

Tegoroczna nowelizacja jest dużo bardziej bezpośrednia, a PiS nawet nie bawi się w zostawianie fasady jaką jest KRRiT. Uchwalona przez nich tzw. mała ustawa medialna odbiera radzie jej uprawnienia w kwestiach powoływania zarządów i rad nadzorczych mediów publicznych i przekazuje wprost do Ministra Skarbu, który, co oczywiste, jest funkcjonariuszem partii. Nie trzeba było długo czekać na efekt, na czele TVP stanął słynny “bulterier Kaczyńskiego”, Jacek Kurski. Człowiek, który może pochwalić się długą karierą w PiS oraz wyrokami za zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych, będzie teraz odpolityczniał media i pilnował obiektywności. Brzmi to trochę jak ponury dowcip, ale to rzeczywistość. Efekty widać już dzisiaj, chociażby po programie pierwszym Polskiego Radia, gdzie zaraz po publikacji “Gazety Polskiej” odbyła się debata o możliwej agenturalnej przeszłości Ryszarda Petru, który miał zostać zwerbowany przez GRU… w wieku lat dwunastu. Niedorzeczne? A jednak. Na telewizję i radio zawsze wpływ mieli politycy, gdyż członków KRRiT, która do ostatniej reformy powoływała zarządy i rady nadzorcze, powoływali Sejm, Senat i Prezydent. Tym razem mamy do czynienia jednak z bezpośrednim upolitycznieniem i można powiedzieć z krokiem w tył na drodze do apolitycznych i obiektywnych mediów. A pamiętajmy, że to dopiero mała ustawa medialna, ciekawe więc co będzie w dużej. Czekają nas ciekawe czasy...

STEFAN NEWS 2016

8


TELEWIZJA

W trzecim kwartale 2015 roku statystyczny Polak oglądał telewizję przez 3 godziny 56 minut dziennie, czyli o 3 minuty dłużej niż w kwartale poprzednim. Mimo, że jest to stosunkowo mała różnica, nie da się ukryć, że słupki oglądalności telewizji ciągle idą w górę. Ja natomiast zadaję sobie pytanie: Jakim cudem jest to możliwe, przy jednakowym, ogromnym spadku jakości serwowanych nam programów? tekst: Jakub Dajnowski

- Witam Pana serdecznie, Panie Statystyczny Widzu Telewizyjny. Naprawdę nie ma Pan pojęcia jak ogromnie się cieszę, że zgodził się Pan udzielić mi wywiadu! - Ależ nie ma o czym mówić, Panie Dziennikarzu (rubaszny śmiech). I jeśli mogę o to prosić - przejdźmy na „ty”, w końcu nie jesteśmy sobie zupełnie nieznani (puszcza oko, znowu gromki śmiech). - Yyy, Eee... No tak, oczywiście Panie… Statystyczny, znaczy się. Z badań, które przeprowadzono w II kwartale 2015 roku wynika, że dziennie przed telewizorem spędziłeś około 4 godzin i 48 minut. Nie przeraża Cię ten ogrom czasu? - Toż to prawie 5 godzin dziennie, kuźw...Znaczy, ja cię piórkuję, chciałem powiedzieć, Panie Dziennikarzu (nerwowy śmiech, pociera wąsa). Wie Pan, tego się tak nie czuje, wracam sobie z pracy, włączam telewizorek i tak jakoś leci sobie ten czas. Ja sobie kanapeczki porobię na następny dzień, koszulę wyprasuję, pójdę na balkon papierocha wypalić, a to sobie tam gada w tle. Pan nie uwierzy, ale ten telewizor to czasem gra, a jakoś tak nikt na niego uwagi nie zwraca. Chyba, że mecz leci. Wtedy to ja nawet sąsiadów spraszam (śmiech, po nim napad kaszlu). - Jak najbardziej rozumiem. A, jeśli można wiedzieć, jakie kanały czy programy najbardziej lubisz, najczęściej oglądasz? - To mi Pan teraz zabił ćwieka… Wie Pan, „Pogodę” lubię. Tak jakoś zawsze, jak leci to akurat na kanapie siedzę. Chociaż ostatnio to się zawiodłem, deszcz zapowiadali, wie Pan. - No, to się całkiem często zdarza, skąd ten zawód? 9

STEFAN NEWS 2016

- Zawód, bo następnego dnia nie padało. - Yhym... Kontynuując... - A, no ten tego… To, że „Pogodę” lubię to Pan wie już, co jeszcze, co jeszcze… O! Mam! (obłąkańczy chichot). Te, no, „Żony Hollywood”, czy jakoś tak (chichot raz jeszcze). Nie uwierzyłby Pan, co to tam się wyprawia! Chodzą takie tępe, wypindrzone… - Ekhem (chrząknięcie). Mógłbyś zwracać uwagę na język? - A no tak, przepraszam. Ale lubię sobie pooglądać takie o, bzdurki (śmiech, klepanie się po brzuchu). - Nie odnosisz przy okazji wrażenia, że całe te „bzdurki” delikatnie Cię ogłupiają? Albo, że tracisz czas? Na pewno masz coś ciekawszego do robienia niż oglądanie takich bzdur… - Ogłupiają? Co Pan, takiej głowy nie da się ogłupić! (śmiech zdaje się lekko przeczyć powyższemu założeniu). Zresztą, ja tego nawet na serio nie biorę, Panie Dziennikarzu. Wie Pan, ponabijać się lubię, pośmiać trochę, skoro wokoło tak szaro i smutno. Kiedyś, jak „Rozmowy w toku” oglądałem, to cały czas miałem dobry humor (śmiech, jakby na potwierdzenie). - Czyli uważasz, że absolutnie wszystko w porządku? Nie czujesz się ogłupiony i nie wiem… Może wyzyskiwany? W końcu te wszystkie głupie programy są specjalnie stworzone, żeby nabijać. oglądalność. - Panie, wyzyskiwany? Ogłupiony? Jakieś przebrzydłe insynuacje Pan mi tu podstawiasz! Jakby mnie ktoś ogłupiał, to chyba bym zauważył, że coś się dzieje trochę nie teges, nie? (śmiech, taki trochę nie teges).


Śmierć telewizji uważam za rzecz całkiem naturalną. Coraz częściej, gdy chcemy coś obejrzeć, włączamy komputer, laptop lub wyjmujemy telefon z kieszeni i korzystamy z dobrodziejstw Internetu. Jedyne co mnie martwi, to sposób „odchodzenia” telewizji. Bo można umierać z godnością. Włożyć garnitur szyty z najlepszych programów, położyć się na pięknie pościelonym łożu i czekać na nieuniknione. Do końca być poważanym, a po nadejściu śmierci zostać zapamiętanym, jako coś naprawdę zjawiskowego. Czy to nie brzmi wspaniale? Niestety, telewizja zachowuje się jak osiemdziesięcioletni dziadzio, który teoretycznie nie powinien już wychodzić z domu, ale ubiera się w ciuchy swojego nastoletniego wnuka i udaje że wszystko z nim w porządku, podczas gdy prawda jest nieco inna. Albowiem staruszek śmierdzi i praktycznie się nie rusza. No i ogłuchł. Oczywiście wszyscy nabijają się z biedaka, coraz więcej osób chce go zobaczyć, ale to przejściowe, bo dziadzio i tak w końcu odwali kitę. Nie wiem, czy się połapaliście w tej rozbudowanej metaforze, ale ogólnie chodzi o to, że poziom rozrywki serwowanej nam w telewizji chyba jeszcze nigdy nie był tak niski. Wszystko zaczęło się od pierwszej edycji „Big Brothera”, która miała swoją premierę w 2001 roku. Wtedy większość widzów potraktowała to jako powiew świeżości, zachodnią koncepcję w naszej rodzimej telewizji. Program ten przyniósł wprost niewyobrażalny wzrost oglądalności dla stacji

ODPOWIEDZI DO ZAGADEK

TVN (4,5 miliona widzów tygodniowo). Od tego czasu producenci prześcigali się w „genialnych” pomysłach na programy, które skupią na sobie uwagę przeciętnych widzów. I tak dotarliśmy do dnia dzisiejszego. Do Polski właśnie zawitał Netflix, obywatele naszego pięknego kraju mają dostęp do niezliczonej ilości stron internetowych oferujących programy z kraju i spoza jego granic. Nic dziwnego, że producenci telewizyjni czują presję. Nic dziwnego, że na gwałt potrzebują programów, które podniosą słupki oglądalności. Ale czy ktoś wie jak lepiej zmarnować piątkowe popołudnie, jeśli nie przy tandetnie wyreżyserowanym i zagranym serialu paradokumentalnym? Czy jest lepszy sposób na spędzenie sobotniego wieczoru, niż przy naśmiewaniu się z grubego „celebryty”, który nie umie wykonać skoku do wody z podwójnym saltem? Czy ktoś zna inny sposób na urozmaicenie niedzielnych nocy, niż kilka żartów na temat głupich żon bogatych kolesi ze Stanów? Powyższy dialog miał zwrócić uwagę na naszą nieświadomość podczas oglądania telewizji oraz na żałośnie niski poziom merytoryczny. Oczywiście, nie będę namawiał nikogo do zmiany oglądanych programów. Mam tylko nadzieję, że następnym razem, podczas marnowania czasu przed telewizorem, przynajmniej jedną osobę tknie myśl: „Po cholerę ja to w ogóle włączyłem?”.

W TYM WYDANIU ORZYMUJECIE JEDNORAZOWY FUKSKUPON NA NIEPRZYGOTOWANIE DO JEDNEGO NACZUCZYCIELA

1. Żadna forma nie jest poprawna bo 7+5=12. 2. Klient ma czkawkę. 3. Trumna. 4. Chirurg jest kobietą (matką chłopca). 5. John i Mary to rybki, a szkło pochodzi z akwarium, które zostało strącone przez okno podczas burzy. 6. Spadochron. 7. Mogą być trojaczkami. 8. Napar nie został przelany do kubka. WAŻNY DO NASTĘPNEGO WYDANIA STEFAN NEWS Uwaga: Fukskupon traci ważność poprzez PODPISANIE.

STEFAN NEWS 2016

10


źródło: historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com

WLAZŁ DIABOŁ NA PŁOTEK I MRUGA „Takiego diabełka można było sobie wyhodować. Należało wziąć jajko od czarnej kury i nosić przez tydzień pod pachą. Po tym czasie z jajka wylęgnie się kurczak, a z niego zrobi się diablik” tekst: Karolina Dłuska

H

ades - potężny pan podziemi. Zeus - gromowładny władca świata. Afrodyta – ujmująca wszystkich swoim wdziękiem bogini miłości. To o nich znamy te piękne i pełne morałów mity, którymi niegdyś zachwycali się mali Grecy. Jednak to nie nasza historia. Nie nasza tradycja. Naszą tradycją są opowiadane w świetle ogniska zeznania bajarzy o przejeżdżających przez wsie, siedzących na szkieletach koni morowych dziewicach, o demonach, co kradnąc innym,

11 STEFAN NEWS 2016

powiększają nasz dobytek czy o stroniącym od czosnku wąpierzach. Zasiądźcie więc wygodnie i posłuchajcie o stworach, co mroziły krew w żyłach dawnych Słowian. Lico miał czerwone, także po śmierci. Uśmiech zawsze szyderczy i złośliwy. Zrośnięte brwi miał i wielce owłosiony był, a szczególnie pod pachami. Wampierz (lub wąpierz) to istota o dwóch wcieleniach, dwóch sercach i dwóch duszach. Gdy kostucha dosięgnie człowieka wąpierzem będacego, umiera wraz z nim do-

bre serce i dobra dusza, podczas gdy złe – ożywają. Gawiedź szybko może rozpoznać wampierza we cieleniu właściwym, gdyż ubranie nosi on to samo w którym został pochowany. Demonem owym zwykle zostawali ludzie chytrzy, skąpi, okrutni, zadłużeni, niebierzmowani lub niewierzący. Lecz i również ci uczciwi, sprawiedliwi i dobrzy uchybić się od tego nie mogli. Słowem, nie sposób było odróżnić demona owego od zwykłego chłopa, za jego pierwego życia. Wyjątkiem jest, gdy delikwent podczas snu


chodzi po dachach czy płotach lub ma dwa przedziałki, wtedy pewnikiem demonem jest. W czym jednak taki wampierz wadzi? Według naocznych świadków: „Upiór, przywędrowawszy do Kmiecia podczas wieczerzy, wszystkim łyżki z rąk powytrącał, a co było tylko nagotowane, pożarł. Gdzieś głodniejszy wyssał ze wszystkich pod jednym dachem żywych krew”. Oprócz tego, że brakowało mu rewerencji, zdarzało się, że kobieta wampierz wstawała z grobu tylko po to, by karmić swe osierocone pociechy. Gdy wiemy już, że czarcie nasienie jest niebezpieczne, trzeba się go pozbyć. A sposobów jest tyle, ile ludzi wierzących w ich skuteczność. Gdy świeżo po agonii człowieka sąsiedzi jednogłośnie zgodzili się, że był to wąpierz, stosowano dekapitację, kładąc kolejno głowę u jego stóp, wiązano nieboszczykowi łodygą ze świeżego ziela ręce z tyłu, a korpus odwracano na brzuch, aby „wszedł sobie w głąb ziemi, a nie chodził po niej”. W serce wbijano gwóźdź z brony, a wieko trumny gorliwie robione było z osiki. Jeżeli zaś owe remedium okazało się nieskuteczne, grabarz wraz z krewnym rzekomego upiora przeszukiwał mogiłę w celu znalezienia dziury. Jeżeli im się udało znaczyło to, iż przez tę szparę nocami wychodził wąpierz i trzeba ją było zasypać makiem, gdyż kiedy wampierz chciałby odbyć następną nocną tułaczkę, musiałby wpierw „pozbierać ziarnka maku, a będzie to robił aż do północy, czyli do czasu, kiedy kury zapieją, a duchy stracą wolność swoją”. Nie odchodźcie, moi mili, bowiem to nie koniec opowieści. Oprócz upiorów widywane były stworzenia bardziej

złośliwe i sprytne. Czasu onego można było ujrzeć wysoką i smukłą postać o zielonkawej skórze, splątanych, czarnych, długich włosach i oślizłym ciele. Mianem utopca ją wołali, a było to widmo człowieka utopionego, który za niewyspowiadanie się lub nieochrzczenie pokutuje po śmierci, przez diabła ożywion. Spotkać go można było przy wszelkich zbiornikach wodnych, a upodobał sobie przede wszystkim topienie nieostrożnych przechodniów i łodzi, rwanie sieci rybackich czy zatapianie łąk. Podług niektórych, wychodził on z wody tylko po północy: „siadywał wówczas na trawie albo chodził wokół rzeki i klaskał po wodzie rękami, aż echo roznosiło się”. Jednak pospólstwo często „korzystało” z demonologii dla własnej wygody, by oskarżyć nielubianego sąsiada. I tak się stało w przypadku pewnego człowieka: „W Łużnej znajdował się człowiek opętany przez diabła. Aby go oczyścić, ksiądz nakazał wziąć go na sznur i wrzucić do stawu. Gdy go wrzucono, ksiądz modlił się oraz kropił go wodą święconą. Gdy wrzucony człowiek zaczynał tonąć, znaczyło to, że zły duch go opuścił, a gdy nie – to zły duch zwyciężał. Ludzi, których zły duch nie opuścił, nazywano po śmierci topielcami. Wypadek ten zdarzył się około 1890 roku”. Nie wszystkie jednak demony działały na naszą niekorzyść. Mimo że złośliwe, czasem nawet pomocnymi można było je zwać. Istota zwana kłobukiem, choboldem czy latańcem to demon opiekuńczy. A objawiał się on pod postacią czarnej jak smoła zmokłej kury bądź karzełka w czerwonej odzieży, który kradł sąsiadom dobra i pomnażał gos-

podarzowi majątek. Sposobem dobrym na pozyskanie kłobuka było „zakopanie pod progiem domu płodu lub dziecka, które urodziło się martwe. Ma ono po 7 miesiącach (dniach lub latach) zażądać chrztu. Wtedy trzeba było powiedzieć: <będziesz kłobukiem> i duch dziecka od tego momentu będzie służyć gospodarzowi”. Można też było zrobić to sposobem owym: „Aby jo mieć, trzeba iść o 12 w nocy do lasa na rozstaje, rozpalić ognisko i upiec czarnego kota, mięso trza zjeść, a kości rzucić za siebie i wtedy przywołać to miotłe - latańca… może być ono dobre lub złe!”. Pozyskanego już chobolda trzeba było jeszcze utrzymać. Lubowały się one w przesiadywaniu w beczkach pierzem wyłożonych, najlepiej stojących na strychu. Żywione zaś były kluskami oraz pieczonymi jajami. Swoją drogą musiał to być przezabawny widok, kiedy chłop przynosił kurze siedzącej w wyłożonej pierzem beczce jajka, które jakby nie patrzeć – były jej dziećmi. Można by i tak do pierwego świtania opowiadać. O morach, co nocą plotą koniom grzywy i galopują po pastwiskach do utraty tchu (aby się ich pozbyć, należy martwego jastrzęba powiesić nad boksem przeklętego konia, a w jego grzywę wpleść zawinięte w szmatkę ugotowane jajko), o dziwożonach „co piersi miały tak wielkie, że ich zamiast pralników używały, piorąc swoją bieliznę”, o dzieciach co w strzygi były zamieniane, za bycie bękartami z nieprawego łoża. Lecz ćśś, cosik szemrze, jakiś nieokreślony ruch między drzewami. Demony w obawie chowają się do swych nor i jam. To jutrzenka się zbliża. Opowieść czas zakończyć. STEFAN NEWS 2016

12


RANKING 5 BLOGÓW LITERACKICH Wielu z Was zapewne lubuje się w czytaniu książek, opowiadań, wierszy czy artykułów. Ale w dobie komputerów i rozwijających się technologii pojawia się także i inne, podobne do wymienionych, medium – blogi. A dokładniej - blogi literackie. tekst: Karolina Urbaniak

P

odejrzewam, że niektórzy nigdy nie mieli z nimi styczności, ponieważ często są pomijane na tle wszelakich blogów modowych, mini-pamiętników czy blogów o sztuce. Dlatego też, aby przybliżyć Wam ten temat, przedstawiam ranking pięciu polskich blogów literackich. Na piątym miejscu stawiam „E-prozaca” (eprozac.blogspot.com), czyli blog, na którym pojawiają się przeróżne opowiadania, zazwyczaj od różnych autorów. „E-prozac” jest prowadzony przez małą (aczkolwiek bardzo zdolną) grupę literacką, która co jakiś czas udostępnia teksty gości, krótko je recenzując. Dla osób zaczynających przygodę z pisaniem to świetna sprawa – nie dość, że dostajemy gotową ocenę tekstu, to również mamy szansę uczyć się od innych, czytając ich utwory. Na czwartym miejscu plasuje się blog Rafała Hetmana, „CzytamRecenzuje.pl”, poświęcony głównie literaturze faktu. Poza tym zajmuje się też szeroko pojętym czytelnictwem, kulturą non-fiction i książkowym lifestylem. Blog zawiera w sobie głównie recenzje, ale warto go czytać również z innych powodów – autor opisuje życie literackie, wieloaspektowo pisze o książkach, komentuje i relacjonuje dyskusje literackie. Chociaż nie wszystkim przypadnie do gustu tematyka tego bloga, jest on zdecydowanie wart uwagi. Blog „Okruchy.pl”, który otrzymał nagrodę główną Literackiego Bloga Roku 2015 (za pośrednictwem internautów) i znajduje się na miejscu trzecim. Jest to zbiór subiektywnych spostrzeżeń na temat kultury oraz literatury. Na samym blogu znajdziemy historię utworów/twórców, anegdoty o pisarzach, a nawet recenzje starszych, mniej znanych książek. Sam autor mówi, że skupia się głównie na wyszukiwaniu i omawianiu „literackich perełek”. Właśnie za to cenią go czytelnicy – wyłamuje się z trendu omawiania wyłącznie

13 STEFAN NEWS 2016

najgorętszych hitów na rzecz przedstawienia ludziom literatury klasycznej i niedocenianej. Na drugim miejscu znajduje się Literacki Blog Roku 2015 w kategorii blogów o książkach, czyli „Wielki Buk” (wielkibuk.com), określany przez autorkę jako „blog i vlog literacki”. Znaleźć na nim możemy głównie recenzje książek, przewodniki prezentowe, artykuły na temat literatury (np. „Książka papierowa vs. Książka wirtualna), rankingi książkowe i wiele innych. Zapewne blog spodoba się głównie molom książkowym, ale myślę, że każdy zdoła znaleźć na nim coś dla siebie. Pierwsze miejsce zajmuje „100 sukienek” (100sukienek.in), czyli Literacki Blog Roku 2015 wśród blogów zawierających twórczość literacką. Autorka, Rita Pater, publikuje niezwiązane ze sobą opowiadania, zazwyczaj opisujące historie z życia codziennego. Już na pierwszy rzut oka widać, że autorka ma wprawę w tym, co robi i nie jest zwykłą amatorką. W jej tekstach raczej nie znajdziemy wielkich wywodów filozoficznych, objawiających się w każdym akapicie żartów czy zanadto wyszukanej formy. A mimo to czytanie tych opowiadań sprawia sporą przyjemność, pozwala zajrzeć głębiej i dalej, częściowo odciąć się od codzienności. Sama autorka opisuje swój blog słowami: „100sukienek to blog trudny. […]to podróż wgłąb człowieka, dostrzeganie najbardziej niewygodnych mechanizmów, ciągłe wychodzenie poza strefę komfortu.[…]”. Jak widać, blogi literackie to nie tylko opowiadania czy wiersze. Każdy z nas może znaleźć coś dla siebie – nieważne czy chcemy przeczytać „tasiemca”, gdzie liczba rozdziałów sięga kilku setek, czy też szukamy dobrych recenzji. Dlatego gorąco zapraszam do odwiedzenia powyższych blogów. Mimo tego, że wybór jest niewielki, każdy z nich ma do zaoferowania coś, co zdoła was zainteresować.


graf. Miłosz Gustawski

ALONETYNKI

14 lutego. Walentynki. Hordy całujących się par przemierzają miasto. Miliony kłódek pojawiają się na mostach. Krótko mówiąc, zakochani wylewają się ze wszystkich. A ty co? Znów sam/a? Nie ma się czym przejmować. Zyskujesz więcej niż oni wszyscy razem wzięci. tekst: Michał Palczewski BOMBONIERKA OD 30 ZŁ

Znasz to? Najpierw spędzasz dobę wybierając smak. Rumowe? Karmelowe? Dyniowe (to chyba już nie są czekoladki)? Wreszcie zdecydowałeś? Jesteś z siebie dumny? To przestań. Czekałeś na: „Dziękuję, kocham Cię”? Grubo się myliłeś, no właśnie grubo. Jedyne, co usłyszysz, to: „Chcesz, żebym była gruba?”/„Jestem na diecie!”. Już wiesz, jak to się skończy? Tracisz 30 zł i bombonierkę, bo kto by tam jadł czekoladki? Tylko białko się liczy! BUKIET RÓŻ OK. 60 ZŁ

Siedem róż – 49 zł. Przystrojenie – 11 zł. Stanie w kilkukilometrowej kolejce – bezcenne. Niestety, gdy chcesz kupić kwiaty w Dzień Świętego Walentego, musisz pamiętać, że nie tylko jedna osoba obchodzi to święto. W czasie, który spędzasz stojąc w kolejce, mógłbyś na przykład: zbudować dom, posadzić drzewo (syna będziesz płodzić później) lub chociażby wyhodować kwiaty dla twojej wybranki. Czyli oprócz 60 złotych, oszczędzasz swój czas. WALENTYNKI W MOTELU/HOTELU 300 ZŁ - 3000 ZŁ

Jeżeli ktoś wpada na pomysł wyjazdu w Dzień Zakochanych, to chyba musi mieć nie po kolei w głowie. Po pierwsze - ceny znośnych kwater są kosmiczne, a te tańsze nie zapewniają niczego (300 zł to cena za dwa dni, jedną noc, w pokoju bez łazienki, w jakiejś wiosce, której nazwy nikt nie potrafi wymówić, więc chyba nie o to chodzi). Po drugie

- atrakcje proponowane przez hotele nie są w żaden sposób podniecające, na przykład: występ zespołu sześćdziesięcioletnich zawadiaków (?), warsztaty rzeźbienia w mydle, „Schudnij w walentynki”, „Festiwal Pierogów” (choć pod tą nazwą może kryć się coś ciekawego). Jednak ogólnie rzecz biorąc, będąc samotnym, znów zyskujemy i to nie byle jakie pieniądze, bo nawet ponad 3000 zł. IMPREZA W KLUBIE 50 ZŁ - 900 ZŁ

Niby nic, a jednak. Ocieranie się o wszystkich. Większości ludzi i tak nie zapamiętasz, ale masz dużą szansę spotkać rodzinę, nauczycieli. Myślisz sobie: „I co z tego?”. Nie, no nic, tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem. Nie jestem materialistą, ale 900 zł piechotą nie chodzi. To razem 3990 zł, ale że nie tylko oszczędności są powodem do radości, przedstawiam kilka zakupów, które można poczynić w Walentynki i nikt nie będzie miał nic przeciwko: 1. Możesz kupić gigantyczną czekoladę, wszyscy pomyślą, że bardzo kochasz swoją drugą połówkę, a ty możesz po prostu zjeść ją w samotności (smacznego!). 2. Dobra, nie ma kolejnych rzeczy, ale perspektywa ogromnej czekolady i tak cię cieszy. Wniosek jest krótki i chyba już wiesz, jak brzmi: Walentynki w samotności to sama oszczędność. Nie myśl o tym, że nikt Cię nie chce, tylko o tym, że będziesz bogaty/a. To pomaga. Polecam. STEFAN NEWS 2016

14


“Do Wraku”

“Miłość w autobusie”

Dymisz na polu i ja cały płonę, Boś wpadł na minę, co rwie gasienice. Jam ujrzał tą, co zniewala źrenice, I serce mam jak napalmem trafione.

Dzieli nas zbyt duża różnica wieku. Pani jeździ na bilecie normalnym, Podczas gdy ja zaledwie na ulgowym. Wynika stąd bardzo istotna zależność: Mamy swoje życia i nie chcemy się nimi dzielić.

Jak po trafieniu w przedział amunicji, Wieża twa w powietrzu krąg zatoczyła, Straciłęm głowę i resztki ambicji, Bo miłość nieszczęśliwa mnie zabiła. Ciebie wróg nie tknie, bo wraków tu wiele, Ja wielom chyba też już nie istnieję, Obaj w boju za ojczyznę zniszczeni. Ja przez czarownicę, ty przez Panterę. Ciebie naprawią i powrócisz w szereg, Lecz dla mnie nie masz sensu żyć na Ziemi

Zapewne moglibyśmy się zrozumieć, Nawet bez większego trudu, Jednak wątpimy oboje w sens takich poczynań. Żyjemy samotnie, szczęśliwi we własnym nieszczęściu I tak pozostanie Przynajmniej do następnej wyprawy Na kraniec świata z użyciem autobusu. Komunikacja miejska łączy ludzi. Nie wszystkich i nie zawsze. Szukajmy zatem następnej szansy. Może uda się nam w tramwaju.

Piotr Majewski

Witold Pozorski

“Krótki i dziwny wiersz na najkrótszy miesiąc w roku przestępnym:

Dwudziestego dziewiątego lutego się nie zapominaprawdę? “ prof. Krzysztof Rzesniowiecki

15

STEFAN NEWS 2016


graf. Miłosz Gustawski

MIŁOŚĆ TO C8-H11-N 14.02, data, na którą część z nas czeka z utęsknieniem, a część chce wymazać ją z kalendarza. Walentynki. tekst: Michalina Rybsztat

W

brew pozorom C8-H11-N to nie nazwa kolejnego bohatera Gwiezdnych Wojen. To związek potocznie nazywany „narkotykiem miłości” - fenyloetyloamina. Miłość - kiedyś była tematem wierszy, snów, dzisiaj zostaje sprowadzona do paru równań, które w niczym nie przypominają, obecnego w ludzkich umysłach przez setki lat, romantyzmu. Proces zakochania zachodzi w trzech etapach. Pierwsze spotkanie. Nasze oczy wyłapują "dane", między innymi: wzrost, kolor włosów, oczu. W tym samym czasie nasze uszy wychwytują barwę głosu, a nos wyczuwa feromony. Następnie proces sortowania. Nasz mózg sprawdza, czy zebrane dane należą do grupy doznań negatywnych czy pozytywnych. Jeżeli zostaną zaklasyfikowane do tej pierwszej, cały proces zostaje wstrzymany. W drugim przypadku przechodzimy prosto do trzeciego etapu. Hipotalamus (część międzymózgowa) zaczyna produkować fenyloetyloaminę. Uderzenia serca zwiększają się średnio o 50%, oddech przyspiesza, a oczy kobiet zaczynają błyszczeć.

Po całej tej burzy, gdy emocje opadną, organizm wytwarza dobrze nam znaną endorfinę, która produkowana jest tylko w obecności partnera. Ponadto, u kobiet wytwarza się oksytocyna, która wydziela się między innymi przy porodzie, u mężczyzn natomiast wazopresyna, która odpowiada za przywiązanie i bliskość. Hola, hola, ale jak to zacząć? Jak podejść? Pierwszą "radą" - od naukowców - jest posiadanie brzydszego przyjaciela. No cóż... Jak nie trudno się domyślić - wypadniemy lepiej w takim zestawieniu. Poza tym, nie warto być biernym. To matematyka. Wiele razy zostanie się odrzuconym, ale w końcu aktywni mają większe szanse niż osoby, które siedzą i czekają. Przez wielu miłość została uznana za chorobę, jakąś dysfunkcję. Niejaki José Ortega y Gasset stan zakochania nazwał "przejściowym imbecylizmem i psychiczną anginą". Gdyby spojrzeć na to z boku, nierzadko można byłoby się z tym zgodzić. Jest jednak dobra wiadomość, dla tych niezakochanych - miłość znajduję się na liście WHO jako choroba (pozycja F63.9), więc jesteście zdrowi! Dla par - jest uleczalna. STEFAN NEWS 2016

16


“I ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ AŻ DO ŚMIERCI” Mówi się, że psychopatycznym zabójcom i zakochanym ludziom przyświeca ten sam cel: być szczęśliwym. Jednak, jeżeli każdy z nich definiuje szczęście i zakochanie w inny sposób, skąd możesz wiedzieć, co tak naprawdę ma na myśli druga osoba, gdy szepcze Ci do ucha obietnicę miłości aż po grób?

W

tekst: Paulina Sokólska

ciemnym zaułku dwoje błyszczą- o tym zapominać, ale termin „psychopata” cych oczu bacznie obserwuje każdy nie jest jednoznaczny z określeniem: „morderruch ofiary. Długie palce leniwie ca”. Badania naukowców pozwoliły na ogólne błądzą po srebrnym, chłodnym zdefiniowanie przymiotów wspólnych dla osób ostrzu. Kąciki ust wykrzywiają się w szerokim, z zaburzeniami socjopatycznymi. W 20-punkgroteskowym uśmiechu. Sylwetka w czerni sta- towej liście PCL-R doktor D. Hare wyróżnia między je się niemal jednym z cieni. Bez najcichszego innymi takie cechy jak brak empatii, wygórowane dźwięku, powoli skrada się coraz bliżej… Parę mniemanie o sobie, zdolność manipulacji, czy sekund później ciszę przerywa krzyk. ciągłą potrzebę stymulacji czymś nowym, eksMimo, że są jednymi z nas, boimy się ich. Kim cytującym. Wspomina także o tym, jak płytkie są oni są? Szeptem niesionym przez wiatr, szele- ich uczucia. Niektórzy twierdzą nawet, że psychostem wśród traw, Wielu z nas mogło spotkać w swoim ży- paci starają się naśladziwnym przeczudować ludzką mimikę ciu psychopatę, nawet o tym nie wiedząc. twarzy w określonych ciem, że ktoś czai się w ciemnościach. Cóż, Możliwe, że był to miły, rozmowny sąsiad sytuacjach, a wiedza w naszym języku przy- spod trójki, sympatyczna pani z warzy- o emocjach jest dla nich jęła się nazwa: psy- wniaka albo ten przystojny student, który czysto teoretyczna, jakchopaci. Większość by wyuczona na pamięć. codziennie jeździ z Tobą tramwajem. ludzi, po usłyszeniu Dlaczego w takim ratego słowa, ma przed oczami powyższą scenę zie, z własnej woli nawiązują znajomości lub lub postać Hannibala Lectera w masce na twarzy. przyjaźnie i starają się przypodobać określonym Prawda jest jednak zwykle zgoła odmienna. osobom, skupiając na tym całą energię? Po co ta Wielu z nas mogło spotkać w swoim życiu psy- cała gra? Gdyby chcieli, mogliby przecież zamorchopatę, nawet o tym nie wiedząc. Możliwe, że dować kogoś od razu. Może więc nie chodzi tylko był to miły, rozmowny sąsiad spod trójki, sym- o zabijanie? Czy psychopata może się zakochać? patyczna pani z warzywniaka albo ten przystojny Teoretycznie: owszem. Należy nadmienić jedstudent, który codziennie jeździ z Tobą tramwa- nak, że ich rozumienie miłości daleko odbiega jem. Nie jest łatwo stwierdzić na pierwszy rzut od naszego. Gdyby osoba dyssocjalna mówiła oka, czy ma się do czynienia z osobą chorą. Wy- o swoim „obiekcie uczuć” tłumaczylibyśmy to glądają tak jak my, pracują, uczą się, chodzą do raczej, jako jej „ofiarę” lub „cel”. Wybitny psykin, kawiarni… Słowem, wtapiają się w tłum. chiatra Hervey M. Cleckley podkreśla, że psyMimo, że mają ku temu większe skłonności, chopatów cechuje patologiczny egocentryzm dominująca część z nich nie zamorduje nikogo i całkowite skoncentrowanie na sobie. Jeżeli przez całe swoje życie. Większość ludzi zdaje się więc już wypatrzą sobie potencjalną partnerkę

17 STEFAN NEWS 2016


lub partnera, nie kierują nimi bynajmniej zauroczenie i podziw, ale perspektywa zdobycia własnych korzyści. Jesteśmy dla nich coś warci, jedynie wtedy, gdy mamy to, czego akurat potrzebują. Dlatego też traktują ludzi przedmiotowo. Nawet w literaturze często pojawia się motyw „zakochanego” mordercy, który pod przykrywką miłości pragnie zdobyć majątek czy władzę. Przypomnijmy sobie choćby „Balladynę” Juliusza Słowackiego, gdzie tytułowa bohaterka podnosi rękę na własną siostrę, kiedy ta staje się dla niej groźną konkurentką w zawodach o rękę Kirkora. Ponadto, zabójczyni tak naprawdę nie kocha młodzieńca. Ma nadzieję, że dzięki zawarciu małżeństwa będzie mogła zostać księżną i zdobyć władzę. To typowy dla socjopatów model zachowania. Jeśli czegoś (lub kogoś) chcą, po prostu to biorą. I zazwyczaj dostają. Przerażające, że przychodzi im to z niesłychaną łatwością. Dzieje się tak w dużej mierze dlatego, że ofiary bez większego wysiłku ulegają ich wpływom. Psychopaci potrafią sterować ludźmi i skłaniać ich do określonych działań. Wyróżnia ich niesamowita charyzma i urok osobisty, które sprawiają, że nawet tym opornym uginają się kolana. Zręcznie prawią komplementy, obsypują swoje ofiary pięknymi kłamstwami. Mają świadomość swoich umiejętności i czerpią z nich pełnymi garściami, gdy próbują owinąć sobie kochankę lub kochanka wokół palca. Chyba najlepszym na to dowodem jest postać Teda Bundy’ego - jednego z najsłynniejszych seryjnych zabójców na świecie. Przyznał się do zabicia ponad 30 kobiet. Ted swoje ofiary zwabiał podstępem. Zakładał na rękę sztuczny temblak i prosił wybrane przez siebie kobiety o pomoc w przeniesieniu licznych bagaży do samochodu, zaparkowanego parę przecznic dalej, w rzadko uczęszczanej alejce. Sprawiał przy tym wrażenie tak uroczego i niewinnego, że w ludzkim odruchu empatii, dziewczyny zwykle szły z pomocą czarującemu studentowi. Można powiedzieć, że z chwilą, gdy brały do ręki bagaże, już podpisywały na siebie wyrok śmierci. Bundy nie był jedyny. Większość osób, które dały się uwieść socjopatom potwierdza, że są to ludzie czarujący, bardzo elokwentni i zabójczo inteligentni. Jednak od czasu do czasu nawet i oni spotyka-

ją na swojej drodze jednostki bardziej odporne, które zdają się nie ulegać ich urokowi. Pewnie wtedy psychopaci po prostu wzruszają ramionami i godzą się z losem? Nic z tych rzeczy. W takiej sytuacji zdobycie upragnionej osoby staje się obsesją. Nie poprzestaną, dopóki nie dopną swego. Są niebezpieczni właśnie dlatego, że posłużą się wszelkimi możliwymi środkami, nie bacząc na konsekwencje. Zaślepieni egoistyczną zachcianką zlikwidują każdego, kto stanie im na drodze. Konsekwentnie pokonują kolejne przeszkody, idąc do celu po trupach. Nieraz dosłownie… Drugim powodem, dla którego psychopata może się starać o czyjeś względy, jest po prostu zabawa. Szybko się nudzą. Żyją w ciągłym biegu za poszukiwaniem nowych przeżyć i doświadczeń. Robią zakłady sami ze sobą. Stawiają sobie cel: uwieść konkretną osobę tylko dla rozrywki, żeby się sprawdzić. Czerpią satysfakcję, jeżeli sprostają wyzwaniu. I nigdy nie mają dość… Ich sylwetki pozwalają lepiej zrozumieć, czym jest miłość (i czym na pewno nie jest). Mogą być swego rodzaju antywzorem do naśladowania. Znając, zaś listę złych postaw, możemy znaleźć ich przeciwieństwa i tym samym łatwo otrzymać definicję prawdziwej, szczerej miłości. Psychopaci czują przede wszystkim pożądanie. Ich pragnienia są puste. Chodzi im o zaspokajanie wyłącznie własnych egoistycznych potrzeb. Żeby okazać komuś zainteresowanie, muszą mieć w tym swój interes. Prawda jest jednak taka, że spełnianie zachcianek nie daje szczęścia i spełnienia. Miłość jest często mylona z pożądaniem, a przecież stanowi jego całkowite przeciwieństwo! Podstawową siłą kierunkującą zachowania zakochanych powinna być chęć zdobycia nie własnego dobra, lecz szczęścia drugiej połówki. Miłość to pragnienie dawania siebie komuś. Jest bezinteresowna. Kocha się za nic. Nie szukając w tym korzyści dla siebie, ani nie oczekując, że otrzymamy coś w zamian. Nie dajmy się zwieść kłamcom. Nie pozwólmy także, żeby ten procent psychopaty, który mieszka w każdym z nas, przejął nad nami kontrolę. Otwórzmy serca dla świata, na ludzkie potrzeby. Po prostu kochajmy, żeby uczynić świat lepszym. STEFAN NEWS 2016

18


PODRÓŻE KSZTAŁCĄ tekst: prof. Anna Karaś

P

odróże kształcą. To jest pewne. Dzięki nim można się wiele dowiedzieć, nie tylko o otaczającym nas świecie, ale i o towarzyszach podróży oraz o sobie samym. Wystarczy chcieć się ruszyć z domu i być ciekawym świata, nawet przy ograniczonym budżecie. Da się! Aby jak najwięcej skorzystać z wyjazdu, polecam go starannie zaplanować. Samo planowanie może być przyjemne – szczególnie, gdy siedząc wygodnie w fotelu, widzimy się oczami wyobraźni gdzieś w egzotycznej dla nas tundrze – wśród reniferów, myśląc: „no nie…, tym razem to chyba fantazja nas poniosła za bardzo…”. A niekoniecznie! Polecam wszystkim odważne spojrze-

nie na mapę – i nie chodzi w tej chwili o zaliczenie jej na geografii na ocenę Opiszę Wam krótko naszą trochę szaloną podróż do Skandynawii. Szwecja i Norwegia, jedne z najdroższych krajów w Europie, dają możliwość spędzenia wakacji z niewielką ilością pieniędzy w portfelu. Oczywiście, jeśli nie jest się zbyt wymagającym, ale dobrze przygotowanym do podróży turystą. Tak jak nasi znajomi, wśród których byli Pani Profesor Kabala i moja rodzinka. W krajach tych funkcjonuje tzw. prawo ogólnego dostępu, z którego wynika m. in., że można rozbić namiot na jedną noc prawie wszędzie, gdzie nie będzie to nikomu przeszkadzało i niszczyło środowiska. Wygodnymi miej-

Zaufanie okazywane jest na każdym kroku. To zdjęcie wykonałam w nocy na kąpielisku. Pozostawione łódki są przywiazane do pomostu jedynie sznurkiem. Monitoring czy stróż nie są potrzebni.

19

STEFAN NEWS 2016

scami są jednak specjalne bezpłatne place odpoczynkowe dla turystów, wyposażone w toalety i łazienki z ciepłą wodą oraz wygodne miejsca do przygotowania posiłku. Jadąc na północ przez kilka dni, zwiedzając po drodze, rozbijaliśmy obóz w takich właśnie miejscach, zaś w Górach Skandynawskich wynajęliśmy na tydzień 8-osobowy domek. Ośmioosobowy jak na standardy szwedzkie: piętrowy, 6 pokoi, 2 łazienki, sauna, itd. Ceny natomiast są niższe niż na Kaszubach. Dużą zaletą są również bezpłatne wstępy do parków narodowych, wielu obiektów zabytkowych i muzeów. Nikt nie pilnuje turystów, żeby czegoś nie zniszczyli lub nie „zwędzili”. Nie patrzy się na wszystkich jak na potencjalnych przestępców. To zaufanie jest ogromne i piękne. Zaufaliśmy więc i my. Wchodząc do jezior na ogólnodostępnych kąpieliskach, zostawialiśmy plecaki (z paszportami, portfelami, aparatami fotograficznymi…) na trawie i wszyscy wchodziliśmy do wody. W Polsce, niestety, zawsze ktoś musi pilnować rzeczy pozostawionych na brzegu. Na mnie jednak największe wrażenie


zrobił piękny, drewniany kościół z XVIII wieku, a właściwie nie tyle sam zabytek, co oryginalny wstęp do niego. Gdy przyszliśmy, kościół był zamknięty, a na drzwiach widniała kartka z napisem (po szwedzku, ale na szczęście jedna z koleżanek trochę rozumiała): „Jeśli chcesz zwiedzić kościół, otwórz drzwi kluczem, a po zwiedzaniu zamknij go”. Szczegół: zabytkowy 30-centymetowy klucz wisiał obok drzwi i miał chyba tyle lat, co sam kościół. Laponia to skojarzenie poświąteczne - renifery. Chodziły one stadami po asfaltowych drogach, nie przejmując się zbytnio przejeżdżającymi co kilka godzin autami. Droga krajowa, czyli ważna arteria komunikacyjna, nie była zbyt ruchliwa. Renifery mogły więc bezstresowo skubać trawę, nawet nie bardzo ołowiową, przy samym asfalcie. Stada należą do miejscowych Samów, ludu zajmującego się od pokoleń tymi zwierzętami. Renifery chodzą na wolności, przemieszczając się przez góry na norweską stronę, gdzie może roślinność jest bardziej wilgotna. Kolczyki w ich uszach określają właścicieli i kraj, z którego przywędrowały. W trakcie naszej wyprawy trafiliśmy akurat na niesamowite lipcowe upały. Bardziej niż nam, dawały się jednak we znaki tym przywykłym do chłodu zwierzakom. Widzieliśmy, jak całe stadko przyszło ochłodzić się w cieniu wiejskiego sklepu spożywczego z mrożonkami – stanęły so-

W Norwegii nawet znak ostrzegawczy przed zwierzyną przyjął formę „reniferzą”.

bie na tarasie, zadami przy samych drzwiach sklepu i za nic miały starania klienta próbującego otworzyć drzwi i wydostać się ze sklepu. Renifery są stałym elementem krajobrazu. Robią wrażenie tylko na nielicznych w tych stronach turystach. Tak jak u nas powszechnie spotyka się przy drogach sarny, tam zagrożeniem dla ruchu samochodowego są właśnie renifery. Bardzo byłam ciekawa, jak smakuje mięso renifera, ponieważ w Polsce nigdy nie widziałam go w sklepach. Kupiliśmy więc kawałek i przygotowaliśmy kotlety. Jest ono bardzo ciemne, podobne do mięsa jelenia ale smak ma bardziej intensywny z lekką nutą podrobów wołowych. Zjadłam, posmakowałam - wystarczy. Skandynawia kojarzy się również z Wikingami, ich wierzeniami i oryginalnym pismem runicznym. Przykład takiego pisma mogliśmy podziwiać na największym kamieniu runicznym w Europie, nieopodal jeziora Wetter. Jest on zapisany

z dwóch stron tekstem opisującym wzruszającą opowieścią o zmarłym synu wojownika Wikingów. Kamień stoi pod daszkiem, runy pociągnięto czerwoną farbą, aby turyści mogli wyraźnie zobaczyć znaki, a nawet ich dotknąć. Symbolem Szwecji pozostaje jednak czerwony konik braci Olsson, który jest charakterystycznym elementem dekoracyjnym na produktach ze sklepu IKEA. Ten, którego zobaczyliśmy w mieście Mora na terenie Dalarny był trochę większy. Opisałam tu tylko kilka wspomnień z półmiesięcznej wyprawy na Północ, aby nie zanudzić i nie zniechęcić Czytelników do własnych wypraw w nieznane. Mam nadzieję, że Redakcja „Stefana” otworzy na dobre „kącik podróżniczy”. Może wtedy będę mogła opisać kilka fascynujących miejsc w Polsce, które są niedoceniane i mniej znane. Czasami jednak niezwykle intrygujące, a nawet tajemnicze, owiane legendą... STEFAN NEWS 2016

20


AKTUALNOŚCI SPORTOWE Początek nowego roku nie był czasem wielu, ważnych wydarzeń sportowych, jednak zdarzyło się kilka rzeczy, o których warto wspomnieć z kwalifikacjami do igrzysk olimpijskich na czele. Zapraszam na subiektywne podsumowanie głównych sportowych wydarzeń. tekst: Szymon Rać

P

oczątek nowego roku nie obfitował w wiele ważnych wydarzeń sportowych. Zdarzyło się jednak kilka rzeczy, o których warto napisać: siatkarskie turnieje kwalifikacyjne do igrzysk olimpijskich, o których wspominałem w poprzednim numerze oraz bolesne zderzenie Kamila Stocha z rzeczywistością. Sportowy rok rozpoczęły turnieje kwalifikacyjne do igrzysk olimpijskich, w których czołowe europejskie zespoły walczyły o prawo do gry w Rio. Turniej mężczyzn odbył się w Berlinie, zaś kobiet, mimo protestów rosyjskiego zespołu, w Ankarze. O turnieju w Turcji lepiej nie wspominać: 3 porażki w grupie, dwa razy po tie-breaku, raz 3:1 i tyle by było w kwestii marzeń o żeńskiej reprezentacji na Igrzyskach. Zdecydowanie lepiej poszło zespołowi kierowanemu przez trenera Antige. Biało-czerwoni przegrali dwa mecze – jeden w fazie grupowej z Niemcami oraz półfinałowe starcie z bardzo mocną reprezentacją Francji. Ostatecznie Polacy po emocjonującej batalii z Niemcami wygrali 3:2 mecz o 3. miejsce, zdobywając kwalifikacje na Turniej Interkontynentalny, z którego trzy najlepsze zespoły awansują do Rio. Pozostaje trzymać kciuki za udane występy w Japonii.

21 STEFAN NEWS 2016

Poza walką o wyjazd do Brazylii, ważną imprezą były Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich. Wiele osób liczyło, że to będzie okazja do odbudowania się dla Kamila Stocha. Niestety, zamiast odnowy, mogliśmy być świadkami bolesnego zderzenia z rzeczy wistością. Nasz multimedalista olimpijski skoczył na 134,5 m, zajmując 32. miejsce w kwalifikacjach, co oznaczało brak szans na występ w serii finałowej. Najlepiej wśród Polaków zaprezentował się Dawid Kubacki, który ostatecznie zajął 15. miejsce. W konkursie drużynowym biało-czerwony zespół zdobył 5. miejsce, będąc blisko 4. pozycji. Warto też wspomnieć o dużym sukcesie organizacyjnym polski, jakim są Mistrzostwa Europy piłkarzy ręcznych. Choć w momencie pisania tego tekstu zmagania nadal trwają, to już teraz wiadomo, że pod względem frekwencji przebiliśmy poprzednie edycje imprezy. Także atmosfera na trybunach, zwłaszcza przy meczach Polaków, wyróżnia się bardzo pozytywnie. Wszystkie zespoły są zaskoczone niesamowitym, żywiołowym dopingiem i robiącym wspaniałe wrażenie Mazurkiem Dąbrowskiego na ponad 10 tysięcy gardeł


NAJSZCZĘŚLIWSZY DZIEŃ W ROKU tekst: Justyna Dąbrowska

K

źródło - portalkucharski.pl

ażdy z nas czeka na ten moment. Ten jedyny dzień w roku, kiedy wszyscy łączymy się w obżarstwie. I nikt się tego nie wypiera, nikt nawet o tym nie pomyśli. Tłusty czwartek niewątpliwie oznacza całodobowe objadanie się pączkami. Jednak, czy kiedykolwiek myśleliście o tym, jakie wybierać? Charakterystyczną cechą dobrego pączka jest “biała linijeczka” czyli jasny pasek na boku. Oznacza to między innymi, że nasz smakołyk ma w sobie niewiele tłuszczu. Lekko zapadnięty najlepiej będzie służył naszym podniebieniom. Z pewnością najczęściej w sklepach czy cukierniach spotykacie się z różanym nadzieniem. Czemu akurat takie? Jest to typowo polska tradycja, a wykonanie takiego pączka różni się od innych. Reszta słodkich wariacji jest wymysłem cukierników lub przyszła do nas z Ameryki. Na koniec, by jeszcze bardziej osłodzić Wam życie, przepis na domowe, okrąglutkie, zapadnięte w środku pączki z „linijeczką”. Smacznego!

Przepis na pączki z “linijeczka” Składniki na około 40 sztuk: ● 1 kg mąki pszennej ● 50 g świeżych drożdży lub 3 saszetki (21 g) drożdży suchych ● 100 - 150 g cukru ● 500 ml mleka ● 6 żółtek ● 1 całe jajko ● 5 - 6 łyżek oleju lub 100 g masła ● pół laski wanilii (lub małe opakowanie cukru wanilinowego) ● 40 ml spirytusu ● sok i skórka otarta z 1 cytryny ● pół łyżeczki soli Mąkę pszenną przesiać, wymieszać z suchymi drożdżami (ze świeżymi najpierw zrobić rozczyn). Dodać pozostałe składniki i wyrobić, pod koniec dodając rozpuszczony tłuszcz. Wyrabiać kilka minut, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne (polecam użycie miksera z hakiem do ciasta drożdżowego lub maszyny do pieczenia chleba). Wyrobione ciasto uformować w kulę, włożyć do oprószonej mąką miski, przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (około 1,5 godziny). Po tym czasie krótko wyrobić. Porcje ciasta nabierać łyżką, uformować w ręku małe krążki, nałożyć pół łyżeczki nadzienia, zlepić, uformować pączki, odłożyć na stolnicę oprószoną mąką. Nakryć serwetką i pozostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu, do podwojenia objętości. Można to również zrobić innym sposobem - ciasto rozwałkować na grubość około 1 cm, mocno podsypując mąką, by się nie kleiło. Szklanką wykrawać pączki, odłożyć na stolnicę do wyrośnięcia, a nadziewać (rękawem cukierniczym z długą tylką) dopiero po usmażeniu, by konfitura nie wyciekała. Smażyć w głębokim tłuszczu, w temperaturze 175ºC, z obu stron, do uzyskania złotego koloru.

STEFAN NEWS 2016

22


KSIĄŻKI

ROZWAŻNA I ROMANTYCZNA Dwie siostry, Marianne i Elinor Dashwood, łączy niewiele, poza więzami krwi. Marianne to niepoprawna romantyczna dusza, łatwo ulega emocjom. Elinor jest wzorem opanowania i rozsądku, a przy tym bardzo inteligentną i zaradną młodą kobietą. Kiedy umiera ich ojciec, dziewczęta przeprowadzają się wraz z matką i młodszą siostrą do posiadłości Barton. Ich życie komplikuje się bardziej, niż mogły się tego spodziewać. W wiktoriańskim świecie rządzonym przez pieniądze i pozycję społeczną niełatwo jest być kobietą... Na drodze dziewcząt pojawiają się liczne postacie. Szczególne role odegrają John Willoughby, pułkownik Brandon i Edward Ferrars. Elinor i Marianne przekonają się, że aby dojść do szczęścia, muszą się od siebie nawzajem wiele nauczyć. Pierwsza powieść Jane Austen w zajmujący sposób przedstawia profile psychologiczne i to nie

tylko głównych bohaterek. Książka przystępna dla dzisiejszego czytelnika, napisana urozmaiconym, ale nietrudnym do zrozumienia językiem. Interesująca, nieszablonowa fabuła, niepozbawiona akcentów humorystycznych, to jej kolejny atut. Joanna Dardzinska

DUMA I UPRZEDZENIE Najpopularniejsza książka Jane Austen opowiada o problemach rodziny Bennetów mieszkającej na angielskiej prowincji . Państwo Bennet mają pięć córek i ani jednego syna. Zgodnie z brytyjskim prawem obowiązującym na przełomie XVIII i XIX wieku, córki nie mogą odziedziczyć majątku ojca, więc jedynym sposobem na zabezpieczenie ich przyszłości, jest jak najszybsze zamążpójście. Niestety, bardzo trudno o odpowiednich kandydatów. Jednak, gdy do hrabstwa Hertfordshire przeprowadza się dwóch młodych i, co dość istotne, bogatych dżentelmenów, w serce pani Bennet wstępuje nadzieja. Nie wszystko jednak jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Szczególnych zmartwień dostarczy matce Elizabeth. Lizzy to inteligentna, błyskotliwa i bezpośrednia młoda dama, której amory nie w głowie. Czy aby na pewno? 23

STEFAN NEWS 2016

Austen po mistrzowsku łączy konwencję romansu z wątkami obyczajowymi i społecznymi, co czyni książkę wartościową i ciekawą. Fabuła jest frapująca i złożona, zaś subtelnego poczucia humoru i bogatego języka pozazdrościć mógłby autorce niejeden współczesny pisarz. Joanna Dardzinska


PREMIERY FILMOWE

Co ty wiesz o swoim dziadku?

The Boy

Długo wyczekiwana przez fanów komiksu ekranizacja, wykonana przez Tima Millera. Najemnik Wide Wilson (Ryan Reynolds) zostaje poddany eksperymentowi, dzięki któremu nabywa mocy samouzdrawiania. Staje się znany jako Deadpool. Niedługo potem wyrusza na misję – jego celem jest uprzykrzenie życia człowiekowi, który go skrzywdził. W kinach od 12 lutego.

Komedia o Jasonie (Zac Efron) - młodym chłopaku, który ma się niedługo ożenić. Jednak zwyczajne życie Jasona zostaje przerwane przez jego dziadka (Robert de Niro), który zabiera go w krótką podróż. Do tej pory Jason był nudnym, pospolitym mężczyzną, ale pod wpływem bliskiego mu człowieka zaczyna poważnie zastanawiać się nad swoją decyzją o małżeństwie. W kinach od 22 stycznia.

Horror Williama Brenta Bella. Greta zostaje zatrudniona jako niania. Na miejscu dowiaduje się, że ma zajmować się lalką. Kobieta, choć nieco rozbawiona całą sytuacją, zgadza się na opiekę, ale do swojej pracy nie podchodzi zbyt poważnie. Jednak, kiedy łamie zasady ustanowione przez pracodawców, dochodzi do dziwnych zdarzeń. Greta zaczyna się bać i stara się poznać sekret tajemniczej rodziny i jej domu. W kinach od 29 stycznia.

Basia Białas

Basia Białas

Basia Białas

Deadpool

PREMIERY MUZYCZNE

05.02

13.02

26.02

Tego dnia na półkach sklepowych pojawi się najnowszy album brytyjskiej wokalistki Foxes zatytułowany „All I Need”. Druga studyjna płyta laureatki nagrody Grammy powstała przy współpracy z innymi producentami niż dotychczas, bo, jak twierdzi sama artystka, „chce zaoferować swoim fanom coś innego, czego jeszcze nie znają”. Krążek obecnie promowany jest przez trzy single: „ Body Talk”, „Better Love” oraz „Amazing”, a na całym wydaniu znajdzie się 12 premierowych kompozycji.

Legendarna formacja Kaliber 44 powraca z najnowszym albumem, który będzie ich pierwszym wydaniem od 2000 r., a zarazem czwartym w całym dorobku muzycznym. 4 stycznia prekursorzy polskiego rapu udostępnili singiel i teledysk pt. „Nieodwracalne zmiany”, który ma promować ich reaktywację. Co ciekawe, klip kończy się planszą z napisem „44 dzień 2016”, dlatego przyjmuje się, że 13 lutego odbędzie się premiera ich płyty.

W tym dniu swoją premierę będzie miał siódmy studyjny album Marii Peszek pt. „Karabin”. Płyta zapowiadana jest jako „kolejny koncept album artystki” i jak twierdzi wytwórnia Kayax „Tym razem to jedenaście piosenek o wolności, nienawiści i prawie do bycia innym. Jedenaście piosenek na niespokojne czasy. Radykalnie pacyfistyczne treści przewrotnie zestawione z tytułem.” Trasa koncertowa promująca krążek rozpocznie się już 4 marca.

Monika Krefta

Monika Krefta

Monika Krefta STEFAN NEWS 2016

24


„RYWALKI” CZYLI WYJĄTKOWO OCZYWISTA KSIĄŻKA MŁODZIEŻOWA Gdy chcemy sięgnąć po książkę, najpierw zwracamy uwagę na okładkę – co przedstawia, jaka jest jej kolorystyka, czy przyciąga wzrok. W przypadku pierwszego tomu „Rywalek” Kiery Cass piękna okładka to jedyne, co naprawdę i szczerze mi się w nim spodobało.

A

tekst: Karolina Urbaniak

kcja powieści ma miejsce w Iléi, państwie powstałym na gruzach dawnego USA. W kraju panuje rodzina królewska, a społeczność podzielona jest na kasty – od Jedynek, czyli szlachty, przez Dwójki, Trójki, aż do Ósemek - ludzi niepotrzebnych społeczeństwu, bezdomnych. Każda z kast ma przypisane sobie zawody, zajęcia, a ludzie nie mają prawa zmienić pracy. Aby zacieśnić więzy ze swoimi poddanymi (czyt. zapewnić sobie rozrywkę) każdy rządzący w danym pokoleniu organizuje dosyć nietypowy konkurs na swoją przyszłą wybrankę. Ów konkurs, Selekcja, daje szansę młodym dziewczynom z nizin społecznych, aby zasmakować luksusu i wżenić się w szlachtę. Spośród wszystkich dziewcząt, które wyrażą zgodę na udział w całym fiasku, królewicz wybiera trzydzieści pięć – i to właśnie one będą walczyły ze sobą (oczywiście niedosłownie) o serce księcia Maxona oraz wieczny dobrobyt dla siebie i swojej rodziny. Główna bohaterka, America Singer, należąca do kasty artystów, to zwykła, ale oczywiście piękna, inteligentna i utalentowana dziewczyna, która oczywiście jako jedyna nie chce brać udziału w biegu po luksusy. Rodzina Americi ledwo wiąże koniec z końcem, a jej wielka miłość do Aspena - ukochanego chłopaka i najlepszego przyjaciela, nie ma racji bytu. Dlatego, oczywiście po namowach matki, zgłasza się do konkursu i oczywiście zostaje wybrana. Następnie przeżywa kryzys i próbuje pozbierać resztki swego niewinnego, dziewczęcego serduszka, które Aspen rozbił zaraz po jej wybraniu. Opinie na temat tej książki są bardzo podzielone. Niektórzy mówią, że jest przełomowa – chociaż widać tutaj ogromną inspirację naprawdę wieloma młodzieżowymi powieściami, między innymi „Igrzyskami Śmierci” czy „Niezgodną”. Inni natomiast mówią, że jest to dosyć lekka, miejscami przyjemna, ale i wyjątkowo przewidywalna młodzieżówka. Ja należę do tych drugich, rozpaczając wewnętrznie za każdym razem, gdy usłyszę, jak to cudownie ro-

25

STEFAN NEWS 2016

mantyczna i inteligentna jest cała historia. Aby zobrazować bliżej sytuację – mamy oczywistą początkową niechęć bohaterki do naszego Księcia z Bajki, co już przy pierwszym ich spotkaniu skutkuje kopniakiem w jego klejnoty rodowe. (Potem oczywiście Maxon odkrywa, że jednak darzy Americę sporą sympatią, ale ciii…) Mamy też oczywisty trójkąt miłosny (Maxon-America-Aspen), który (jakżeby inaczej) zajmuje większą część książki. A, i zapomniałabym! Mamy też oczywistą wojnę, bo przecież bez niej żadne a’la post-apo by nie zaistniało. Jestem zdania, że sam koncept miał naprawdę spory potencjał, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że zapowiadał się wyjątkowo dobrze, ale został on zmarnowany na rozterki miłosne i rozprawianie nad sensem uczuć praktycznie na każdym kroku. „Wojna? Atak na rodzinę królewską? Nieważne, pomyślmy o tym, którego z chłopców wolę!” Przewidywalność akcji również działa na niekorzyść książki. Same postaci także są wyjątkowo irytujące. Idealizowanie bohaterki, chociaż ładnie opakowane i upchnięte tak, by trudno było to zauważyć, jest z rozdziału na rozdział coraz bardziej widoczne, a Maxon, mimo bycia szlachetnie urodzonym, prawie dorosłym mężczyzną, prędzej wydaje się szlacheckim dzieciakiem bez krzty powagi, kluską z błękitną krwią w żyłach. Mimo to trzeba przyznać, że jeśli chcemy się rozluźnić, przeczytać coś niewysokich lotów, to „Rywalki” są jak najbardziej odpowiednią do tego lekturą. Chociaż sama darzę je ogromną niechęcią, jestem pewna, że znajdzie się całkiem spora grupka osób, którym przypadnie do gustu. Jak już wspominałam, pomysł jest naprawdę świetny, a jeśli pominie się niektóre mankamenty, które w gruncie rzeczy nie przeszkadzają aż tak bardzo, to dojrzy się to, czym tak naprawdę są „Rywalki” – w miarę ciekawą, chociaż bardzo przewidywalną powieścią młodzieżową. Oczywiście.


Headlight miesiąca: studniówka Był Prezydent Adamowicz, były muszki, smokingi, szpilki i nawet sukienki sprowadzane z Turcji. A przede wszystkim – była dobra impreza! Zadowoleni maturzyści są niestety zmuszeni powrócić teraz do nauki i ostatnich przygotowań, ale mamy nadzieję, że studniówki nie zapomną nigdy w życiu! Piątkowicze miesiąca: Kuba Partyka (2f), Witold Pozorski (3c) i Olek Walukiewicz (1b) Jak już wspominaliśmy w poprzednim numerze, Kuba i Witek startowali w konkursie „Z Polską polityką na Ty”. Miesiąc temu byli finalistami, teraz są zwycięzcami. Natomiast Olek zakwalifikował się do finału ogólnopolskiej Olimpiady Teologicznej. Serdecznie gratulujemy, a za Olka i resztę naszych szkolnych olimpijczyków trzymamy kciuki! Zaproszenie miesiąca: na Połowinki Tradycji stało się zadość, a właściwie dopiero stanie. 14 lutego Piątkowicze nie wychodzą na romantyczne kolacje ze swoją sympatią/kotem (niewłaściwe skreślić). 14 lutego Piątkowicze jadą do Autsajdera balować do białego rana! I chociaż nadzieja umiera ostatnia, to w tym wypadku umierać wcale nie musi. Mimo, że nikt już chyba nie wierzył, że Połowinki, a właściwie lovinki, mogą jeszcze wypalić – udało się! Mile widziane są nie tylko pary, ale również single, którzy przez dopasowanie wejściówek mogą trafić na swoją drugą połówkę. Gwarantujemy relację z wydarzenia w następnym numerze. Do zobaczenia! Integracja miesiąca: Noc Filmowa Mimo wielu trudności z organizacją Noc Filmowa się odbyła! Z tego co słyszałam, nie obyło się bez nielegalnych tosterów i mikrofalówek. Mamy nadzieje, że Piątkowicze już swoje odespali, a Mary Stachurze należą się brawa za determinację.

Podryw miesiąca: na twarde mango To nic, że dała Ci kosza. Ślinisz dwa palce: małego i kciuka. Niczym siła odśrodkowa przecierasz nimi po brwiach. Czując się niczym Gonzales, zadziornie podnosisz podbródek wyżej i patrząc swojej wybrance w oczy, mówisz: „Jesteś twarda jak niedojrzałe mango. Czekam aż będziesz słodsza”. Walcz dalej ogierze i koniecznie daj znać jak poszło (o ile pójdzie...)! #ktowietenwie Premiera miesiąca: parówki Besos Magdy Gessler Pani Gessler, chwilowo zaprzestając renowacji polskich restauracji, stworzyła własną linię parówek. I to nie byle jakich! Ta walentynkowa edycja wędlin to idealna kulinarna propozycja na romantyczną kolację. Gdyby podryw na mango Wam nie wyszedł – zawsze możecie podzielić się z kimś parówką. Powodzenia! Bohaterowie miesiąca: WOŚP Na przekór wszystkim, którzy do puszki nie wrzucili, a Owsiaka najchętniej obrzucaliby rzutkami – ja jestem dumna. Rekord rekordem, liczy się realna pomoc w postaci zakupionego sprzętu. Mam szczerą nadzieję, że Orkiestra będzie grała „do końca świata i jeden dzień dłużej”! Powrót miesiąca: fortepianu! Chciałoby się napisać „guess what's back, back again”. Po długiej renowacji fortepian powrócił! Piątkowicze znów mają w co się wgapiać na sprawdzianach z chemii, a aula przestała świecić pustkami. Warto wspomnieć, że klasa If zorganizowała powitanie, któremu towarzyszyły mini-koncerty wykonywane przez uczniów w czasie przerw. Wisienką na torcie był koncert wieczorny, na który zaproszeni byli nawet rodzice. Mem miesiąca:

Śmieszki miesiąca: chłopaki z pierwszych klas Widać zima nie taka zimna, na jaką wygląda. Chłopaki pokazali klaty i kolory majtek, a najwięksi twardziele biegali po śniegu bez skarpetek i rękawiczek. Oby takich spontanicznych akcji było więcej! Organizatorem był Filip Porębski z 1c, który, jak sam powiedział: „musiał podtrzymać rodzinną tradycję, ponieważ jego brat Piotr zrobił to samo 6 lat temu”. Cóż, co w rodzinie to nie zginie.

STEFAN NEWS 2016

26


REDAKCJA STEFAN NEWS LUTY 2016 Opiekun Gazetki: p.p. Agnieszka Tomasik Redaktor Naczelna: Barbara Grabowska Współpraca z p.p. Anną Karaś i p.p. Krzysztofem Rześniowieckim Teksty: Barbara Białas Joanna Dardzińska Jakub Dajnowski Justyna Dąbrowska Karolina Dłuska Julia Jańczyk Monika Krefta Michał Palczewski Witold Pozorski Szymon Rać Michalina Rybsztat Paulina Sokólska Ewelina Szczepanek Karolina Urbaniak Marketing&Grafiki: Łucja Dylewicz Miłosz Gustawski Zuzia Iwicka Małgorzata Kucharska Paulina Sokólska Mary Stachura Łamacze: Monika Krefta Michał Palczewski Korekta: Julia Danielak Joanna Dardzińska Julia Gwiazda Wiktoria Lewandowska

Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego numeru. „Wolnych strzelców” zapraszamy do wysyłania swoich tekstów na maila redakcji: stefan.news.vlo@gmail.com, a wszystkich do wypełniania ankiet #pozdroboxu. Szukamy grafików chętnych do współpracy. Zainteresowanych również prosimy o kontakt drogą mailową lub facebookową.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.