Splot nr 3/2017

Page 27

25

Art, hugs, rock and roll Felieton ojca

Kilka tygodni przed pokazaniem moich ciem światu, postanowiliśmy z żoną wyskoczyć na weekend do Berlina. Było tak… Piękna pogoda, kupiliśmy pizzę (kryptoreklama: Kreuzberg jest nie tylko najbardziej barwną dzielnicą Berlina, ale robią tam również najlepszą pizzę na świecie!) i rozłożyliśmy się na trawie. Obserwujemy codzienność miejskiego parku – ludzi z psami, rowerzystów, jakichś facetów tańczących breakdance’a, poza tym całą masę małych grupek ludzi z grillami. Gdzieś pomiędzy dostrzegam parę z nosidłem. Kawałek dalej przechodzą rodzice z wózkiem, jakaś mama niesie dziecko w chuście. I nagle wśród tłumu pojawia się on – ojciec z maluchem w kieszonce. Wszyscy rozstępują się, ponieważ bije od niego niesamowity blask. Ludzie rzucają mu pod nogi kwiaty i biją brawa. Mężczyźni kiwają z uznaniem głowami, kobiety mdleją... a tak serio to siada na ławce, wyciąga gazetę i zatapia się w lekturze. Chuścioch pochrapuje, nikt nie zwraca na nich uwagi. Wtedy pomyślałem sobie, że to właśnie jest najpiękniejsze w noszeniu. Maluch, który jest blisko rodzica i rodzic, który może mieć chwilę dla siebie, bez rezygnowania z tej bliskości, której mały człowiek stale potrzebuje. Paradoks prostej czynności będącej zarazem czymś tak niezwykłym. Ten berliński obrazek przypomniał mi pewną sytuację z zamierzchłej przeszłości, kiedy to jako piękny i młody – bo teraz jestem już tylko piękny – koleś grałem w Jarocinie. To był czas, w którym moją największą miłością była muzyka (obecnie zepchnięta na nadal silną piątą pozycję po trójce moich dzieciaków i żonie). Zagraliśmy świetnie. Zszedłem ze sceny w przekonaniu, że fajnie robić coś, co się kocha i widzieć, że inni to doceniają. Wśród niesamowitych ludzi, których wtedy poznałem, była dziewczyna z chustą. Nie było to jakieś HE, ba – pewnie nie była to nawet chusta, tylko kawałek materiału. Nikt nie słyszał wtedy o doradcach noszenia, więc na bank nie było to jakieś wyszukane wiązanie czy choćby plecak prosty. Jednak to wszystko bez znaczenia, bo ważne było to, że dzięki chuście nie rezygnowała ani z siebie, ani z bliskości ze swoją córeczką. Zapomniałem o tym na wiele lat i dwójka moich starszych dzieci nie zna chust ani nosideł. Oczywiście spędzili długie godziny na rękach czy „na barana”. Nie traktuję tego jako ich czy mojej ragedii, że nie mieliśmy okazji chustować, ale patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, gdybym mógł cofnąć czas to owszem, szkoda mi, że nie znaliśmy chust.

Maciej Aleksandrowicz Fotograf, designer, tatuator. Zwierzolub, wegetarianin, fan ciężkiego brzmienia, esteta..., ale przede wszystkim ojciec trójki świetnych dzieciaków, zwolennik rodzicielstwa bliskości i babywearing activist. Wszystko to, co kocham było inspiracją do stworzenia moich chust – wild slings. To pierwsza na świecie autorska pracownia chustowa, która na piedestale stawia bliskość, wyrazisty design, ale też bycie eko. Korzystam wyłącznie z najwyższej jakości certyfikowanych surowców pozyskanych w etyczny sposób. Wild slings to autorskie projekty tworzone przez ojca z pasją, z myślą o świadomych, nowoczesnych rodzicach i ich dzieciach. Przyjazne naturze i dzikie.

www.splotbliskosci.pl


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.