Serce Warmii (78) kwiecień 2014

Page 1

ODWAGA ŚWIĘTOŚCI


2

DRODZY CZYTELNICY!

Zachęcam Was bardzo mocno do lektury najnowszego numeru „Serca Warmii”. Chcieliśmy się w nim z Wami podzielić naszą radością ze zmartwychwstania naszego Pana Jezusa Chrystusa, który pokazał, że nie ma w naszym życiu sytuacji beznadziejnych i bez wyjścia. Cieszymy się także za dar kanonizacji papieży: Jana Pawła II i Jana XXIII. Dziękujemy Bogu za dar ich życia przepełnionego zaufaniem do Boga i radością w służbie drugiemu człowiekowi. Oprócz tego, jak zwykle, dowiecie się dużo o tym, co działo się w naszej wspólnocie przez ostatnie miesiące. Jak zwykle dziękuję wszystkim autorom tekstów i tym, którzy przyczynili się do powstania tego numeru „Serca Warmii”

Krzysztof Patejuk Redaktor naczelny „Serca Warmii” „Bez miłości Chrystusowej, bez życia tą miłością,

uznania jej, karmienia się nią, nie można być chrześcijaninem: chrześcijaninem, tym, który czuje, że Pan patrzy na niego tym pięknym spojrzeniem, że jest kochany przez Pana, i to kochany aż do końca. Czuje... Chrześcijanin czuje, że jego życie zostało zbawione krwią Chrystusa. I to rodzi miłość: tę więź miłości.” Ojciec Święty Franciszek

Redaktor naczelny: Krzysztof PATEJUK Redaktor graficzny: Dawid HULECKI Sekretarz redakcji: Krzysztof LASKA Opieka: ks. Paweł RABCZYŃSKI Autorzy artykułów: Łukasz DŁUGOSZ, Paweł GRZESIAK, Marcin KUCIŃSKI, Piotr KUCIŃSKI, Dawid SZPEK, Paweł SZUMOWSKI, Szymon WAWRZYŃCZAK

Adres redakcji: „Serce Warmii” WSD MW HOSIANUM ul. Hozjusza 15 11-041 Olsztyn tel.: (0-89) 523 89 84 e-mail: sercewarmii@gmail.com www.hosianum.edu.pl

Druk:

Drukarnia GUTGRAF ul. Bałtycka 131 10-176 Olsztyn

Redakcja zastrzega sobie prawo skracania otrzymanych artykułów i zmian ich tytułów. Pismo utrzymuje się z ofiar złożonych na adres redakcji.

ISSN 1427-6968


Nadszedł Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. (J 20, 6-8)

3

SPIS TREŚCI

4

„Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał...” Rozmowa z ks. Hubertem Trykiem

Drodzy Czytelnicy!

6 8 10

Święci, którzy zmienili oblicze ziemi. Krzysztof PATEJUK

Chrystus Zmartwychwstał! Alleluja! Prawdziwie Zmartwychwstał! Niech radość z tego, że nasz Pan nie został zwyciężony przez śmierć, ale odniósł nad nią pełne zwycięstwo prowadzi Was w każdej sytuacji życia. Niech przed Waszymi sercami zawsze, nawet w najtrudniejszych chwilach, będzie obraz Jezusa, który powstał z grobu jak obiecał i jako Żyjący czuwa nad nami. Niech prawda o pustym grobie przenika Wasze relacje z drugim człowiekiem i wypełnia Wasze serca miłością, którą Chrystus obdarzył nas w czasie swojej Męki, Śmierci i Zmartwychwstania! Wspólnota Seminaryjna

Akolita to towarzysz Jezusa! Paweł GRZESIAK Lektorzy - słudzy Słowa Paweł SZUMOWSKI

12

Niegościnni gospodarze Marcin KUCIŃSKI

15

Wyszarpane zwycięstwo Piotr KUCIŃSKI

19

Kościół - wspólnotą jednej wiary Dawid SZPEK

22

W obliczu jubileuszu - dzieje Hosianum Łukasz DŁUGOSZ

27

Kalendarium Szymon WAWRZYŃCZAK


4

„GDYBY CHRYSTUS NIE ZMARTWYCHWSTAŁ...”

Pewne powiedzenie mówi, że jeśli nie ma się do powiedzenia czegoś piękniejszego niż cisza, to lepiej nic nie mówić. Warto jednak mówić o rzeczach najważniejszych. Dlatego właśnie dobrze jest rozmariać o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, które zmieniło całkowicie historię świata i jest wydarzeniem, wobec którego nikt nie może przejść obojętnie. Warto jednak odpowiedzieć pozytywnie na wieść o tym, że Jezus powstał z martwych i uczynić z tego treść swojego życia. O tym jak to zrobić, mówi nam ksiądz prefekt naszego Seminarium - Hubert Tryk. Zapraszamy do lektury. Krzysztof Patejuk (KP): Chcemy dziś porozmawiać o zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Święty Paweł pisze w pierwszym liście do Koryntian, że „gdyby Chrystus nie zmartwychwstał próżna by była nasza wiara”. (1 Kor 15,14) Dlaczego właśnie zmartwychwstanie? Dlaczego właśnie bez tego wydarzenia nie moglibyśmy sobie wyobrazić naszej wiary? Staje się ono najważniejszym momentem dla przeżywania naszej więzi z Bogiem Ks. Hubert Tryk (ks. HT): Zmartwychwstanie, w moim rozumieniu, uwiarygadnia całe posłannictwo Jezusa, potwierdza znaki, które uczynił. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, że nie można patrzeć na zmartwychwstanie rozdzielając je od całego wydarzenia paschalnego, czyli męki i śmierci Pana Jezusa. On sam, ile razy zapowiadał swoją mękę, to zawsze wiązał ją ze swoim powstaniem z martwych.

nie, że Jezus jest naprawdę naszym zbawicielem. KP: Mówi Ksiądz o zmartwychwstaniu w kontekście krzyża. Dlatego nasuwa się pytanie, czy sama śmierć Jezusa nie byłaby wystarczająca dla naszej wiary? Nie byłaby wystarczająca dla naszego zbawienia? Ks. HT: Zwróciłbym uwagę na to, że zmartwychwstanie wiąże się z wiarą, o czym mówi przytaczany na początku cytat ze świętego Pawła. Tu nie chodzi jednak tylko o naszą wiarę, wiarę naszych pokoleń. Patrząc z naszej perspektywy czasowej, kiedy stoimy w oddaleniu od tych wydarzeń, to może rzeczywiście wystarczyłaby nam sama śmierć na krzyżu, bez zmartwychwstania. Musimy jednak pamiętać, że nasza wiara jest oparta na wierze apostołów i to o nich głównie tu chodzi. Przecież uczniowie Jezusa po jego śmierci byli załamani, przeżywali poważny kry-

Zmartwychwstanie czyni Jezusa wiarygodnym, sprawia, że możemy go przyjąć jako Zbawiciela. Dlatego trzeba powiedzieć, że męka, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa jako całość tworzą najważniejsze wydarzenie dla naszej wiary. Z jednej strony, przez odkupienie na krzyżu, ukazujące wielką miłość Boga, a z drugiej, przez zmartwychwsta-

zys swojej wiary. Dlatego zmartwychwstanie było im potrzebne do tego, aby nie ustała ich wiara. Sam Jezus, podczas ostatniej wieczerzy, mówił Piotrowi, że Szatan domagał się, aby przesiać uczniów jak pszenicę i dlatego Chrystus jednocze-

śnie modlił się, aby wiara w Piotrze nie ustała. Właśnie tym było dla uczniów zmartwychwstanie. Pamiętajmy przy tym, że dzięki ich wierze, dzięki temu, że przetrwali kryzys wywołany śmiercią Jezusa na krzyżu, Ewangelia została przekazana dalej – aż do naszych czasów. Zresztą samo pojęcie wiara, po grecku pistis, zakłada, że to nie jest tylko przyjęcie jakichś hipotez, poglądów za prawdziwe. Te pojęcie zakłada wiarę w osobę. Więc jeśli mamy wierzyć w osobę Jezusa, to musi on nam się wydać wiarygodny. Zmartwychwstanie czyni Jezusa wiarygodnym, sprawia, że możemy go przyjąć jako Zbawiciela. KP: Mówi Ksiądz o tym, że zmartwychwstanie było dla uczniów umocnieniem w wierze i potwierdzeniem, że Jezus jest obiecanym Mesjaszem i Zbawicielem. Jednak samo spotkanie ze Zmartwychwstałym nie było dla nich łatwe. Początkowo nie dostrzegli w przychodzącym do nich człowieku Jezusa, którego znali. Musiał on wyglądać zatem nieco inaczej niż wcześniej. Dlatego nasuwa mi się pytanie: gdzie dzisiaj możemy rozpoznać w świecie zmartwychwstałego Jezusa? Jak ta tajemnica może oddziaływać na naszą wiarę i nasze rozumienie Chrystusa? Ks. HT: Myślę, że problem z rozpoznaniem Jezusa zmartwychwstałego jest bar-


5 dzo ludzkim problemem. Apostołowie przyzwyczaili się do widoku Jezusa przed śmiercią. To dotyczy także nas. Kiedy przebywamy z kimś długo, poświęcamy komuś dużo czasu, to nie możemy się ustrzec od wła-

zmartwychwstaniem. Wtedy to, co się dzieje w naszym życiu będziemy interpretować przez pryzmat tego, co ludzkie, co trudne. Jednak na te same wydarzenia możemy spojrzeć z perspektywy zmartwychwstania. Wtedy

Życie w perspektywie zmartwychwstania można prowadzić dzięki medytacji Słowa Bożego

snych wizji tej osoby, od własnych oczekiwań. Czasami coś może nie mieścić się w kategoriach naszych oczekiwań. Myślę, że to był problem apostołów – zmartwychwstanie wymykało się z ich myślenia, ich przewidywania. Stąd te początkowe problemy. Nie możemy jednak zapomnieć, że ostatecznie Jezus został przez nich rozpoznany. Dziś przeży-

to, co za pierwszym razem wydawało się czymś prowadzącym do śmierci, teraz prowadzi nas do życia. Staje tu przed nami sam problem krzyża. Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał mógłby on nas przygnębiać, przytłaczać. Sytuacje w życiu, w których doświadczamy choroby, cierpienia pozbawiałyby nas nadziei i sensu życia. Doprowadzałoby to

Kiedy zanurzam się w Ewangelii, kiedy rozważam Słowo Boże, to spotykam się z Jezusem Chrystusem zmartwychwstałym, który uczy mnie patrzeć na życie z nadzieją i odwagą. wamy podobny dylemat jak apostołowie. Ciężko nam zobaczyć w wydarzeniach naszego życia Chrystusa, który zmartwychwstał. Wiąże się to z dwojakim patrzeniem na rzeczywistość. Z jednej strony można spoglądać na swoje życie jak uczeń przed

do przygnębienia, frustracji. Natomiast przyjęcie prawdy o zmartwychwstaniu, spojrzenie na te same wydarzenia w kontekście zmartwychwstania może nam pokazać, że wszystkie trudności naszego życia prowadzą do życia, do wyzwolenia, do

szczęścia. Myślę, że to jest klucz do odnalezienia w życiu Jezusa zmartwychwstałego. KP: Dobrze, w takim razie na koniec naszej rozmowy chciałbym się spytać jak konkretnie szukać w swoim życiu zmartwychwstałego Chrystusa? Łatwo bowiem powiedzieć, że należy Go szukać, nawet wskazać miejsce, gdzie należy zacząć, ale proszę Księdza o radę odnośnie tego, co należy robić, aby wyruszyć na poszukiwania? Ks. HT: Wydaje mi się, że kluczem jest Słowo Boże i właśnie od niego należy zacząć. Jeśli chcę spojrzeć na swoje życie w wymiarze paschalnym, zrozumieć głębszy sens sytuacji, które mnie spotykają, to trzeba nauczyć się medytować Słowo, zanurzać się w nie. Należy pamiętać, że przez otwarcie się na Słowo, zaczyna mówić do mnie Chrystus. Bardzo mnie porusza początek Ewangelii św. Marka, który tytułuje swoje dzieło, że jest to Ewangelia, którą jest Jezus Chrystus – Syn Boży. Więc kiedy zanurzam się w Ewangelii, kiedy rozważam Słowo Boże, to spotykam się z Jezusem Chrystusem zmartwychwstałym, który uczy mnie patrzeć na życie z nadzieją i odwagą. KP: Dziękuję bardzo za wywiad.

ROK V Krzysztof Patejuk


6

ŚWIĘCI, KTÓRZY ZMIENILI OBLICZE ZIEMI Wiele ich dzieli, ale jeszcze więcej łączy. Zapraszamy do przeczytania tekstu na temat dwóch świętych papieży dwudziestego wieku: Jana XXIII i Jana Pawła II. Wpłynęli oni w ogromny sposób na dzieje świata, byli i są kochani. Teraz razem dostępują chwały ołtarzy. Wszystko dlatego, że oddali całe swoje życie Jezusowi i Kościołowi. Kiedy w XIX wieku ludzie marzyli i planowali to, jak będzie wyglądało dwudzieste stulecie, to w ich myśleniu dominował ogromny optymizm. Mówiono, że będzie to czas pokoju i umacniania się międzyludzkiej solidarności, że człowiek osiągnął już tak wysoki poziom rozwoju, że nie dopuści więcej do bratobójczych wojen, które sprowadzały nieszczęścia na rodziny i całe narody. Dwudziesty wiek pokazał jak bardzo się mylili. Doświadczenie dwóch wojen

wzruszona wiara w ludzkie możliwości. Te wątpliwości nie dotyczyły tylko człowieka, ale dosięgnęły także Boga, który często był oskarżany o to, że dopuścił do nieszczęść wojny i ludobójstwa, że przypatrywał się obojętnie temu nieszczęściu. Niektórzy nawet czynili Boga winnym zaistniałej sytuacji. Jednak jest też druga, jaśniejsza strona dwudziestego wieku. Był on przecież czasem, w którym żyli wielcy ludzie, którzy rozświetlali niejako mroki i cienie zalega-

Jan Paweł II w prostych gestach ukazywał niezbywalną godność każdego człowieka.

światowych, a zwłaszcza ludobójstwa na niespotykaną, wręcz przemysłową skalę, bardzo mocno nadwyrężyły wysoką samoocenę ludzi, którzy popadli w pesymizm i zaczęli zadawać pytania o to, czy można mówić jeszcze o tym, że człowiek jest z natury istotą dobrą, czy można mówić o wartościach jak dobro czy piękno, czy możliwa jest jeszcze nie-

jące nad światem, w którym przyszło im żyć. Można tu wymienić chociażby św. Maksymiliana Marię Kolbego, który pokazał, że nawet w rzeczywistości tak antyludzkiej, jaką był obóz koncentracyjny, można dać świadectwo heroicznej postawy, która staje się świadectwem dobroci człowieka i miłości Boga. Osób podobnych św. Maksymilianowi można by

wyliczać oczywiście więcej. Chciałbym w tym tekście skupić się jednak na dwóch szczególnych ludziach, którzy byli „światłem świecącym w ciemności” i którzy swoim życiem pozwolili wielu ludziom przywrócić wiarę w siebie i w ludzkość, a także w kochającego Boga. Są to dwaj wielcy papieże, których kanonizację będziemy przeżywać (lub przeżywaliśmy, w zależności od tego, kiedy czytacie ten artykuł) 27 kwietnia. Chodzi oczywiście o Jana XXIII i Jana Pawła II. Z pozoru różniło ich wszystko. Pochodzenie, droga do kapłaństwa, same kapłańskie życie, uwarunkowania kulturowe i narodowe, w jakich przyszło im wzrastać. Jednak łączyło ich o wiele więcej, przede wszystkim całkowite oddanie się Jezusowi i drugiemu człowiekowi, a także wielka troska o powierzony im Kościół. Jan XXIII zauważył, że Kościół potrzebuje pewnych zmian, które pozwolą mu stać się w świecie bardziej autentycznym świadkiem Ewangelii Jezusa Chrystusa. Dlatego też zwołał Sobór Watykański II, podczas którego biskupi z całego świata rozważali nad tym, jak zaspokoić głód Boga we współczesnym świecie. W obradach Soboru brali udział także polscy biskupi, a wyróżniającą się postacią był ówczesny arcybiskup krakowski kardynał Karol Wojtyła, któremu bardzo bliska była wizja odnowy Kościoła, jaką w sercu nosił papież Jan XXIII. Obaj papieże bardzo mocno mówili o niezbywalnej godności człowieka, który jest dobry z natury. Przeciwstawiali się tym samym nastrojom, o których wspomniałem na początku artykułu. Jan XXIII został zapamiętany jako „papież uśmiechu”, który był bar-


7 dzo blisko ludzi. Odwiedzał też więzienia i szpitale. Dziś może nam się to wydawać normalne, ale wtedy było to przełamaniem ogromnej bariery, gdyż wcześniejsi papieże bardzo mocno ograniczali publiczne wystąpienia i raczej nie opuszczali Watykanu. Takie gesty przysporzyły papieżowi wielką popularność i uznanie, które cały czas utrzymuje się, zwłaszcza we Włoszech. Stał się on także wielkim orędownikiem pokoju na świecie. Osobiście interweniował u przywódców USA i Związku Sowieckiego w czasie „kryzysu kubańskiego”, który sprawił, że świat stanął na krawędzi wojny atomowej. W swojej encyklice „Pacem in terris” przypominał, że każdy człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, a przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa staje się Jego przyjacielem, a także wskazał, na czym powinny się opierać sprawiedliwe prawa, które szanowałyby każdą osobę ludzką. Jan Paweł II z kolei już w pierwszej swojej encyklice, „Redemptor hominis”, napisał, że „człowiek jest drogą Kościoła” i dlatego „Kościół naszej epoki musi być wciąż na nowo świadomy jego „sytuacji” — to znaczy świadomy równocześnie jego możliwości, które wciąż na nowo się ukierunkowują i w ten sposób ujawniają. Musi być równocześnie świadomy zagrożeń, świadomy tego wszystkiego, co wydaje się być przeciwne temu, aby „życie ludzkie stawało się coraz bardziej ludzkie”, aby wszystko, co na to życie się składa, odpowiadało prawdziwej godności człowieka; po prostu musi być świadomy wszystkiego, co jest temu przeciwne”. Widać tu wielką troskę Jana Pawła II o to, aby na całym świecie ludzka godność była szanowana i pielęgnowana. Wszyscy pamiętamy, że papież-Polak nie poprzestał na słowach, ale wprowadzał te zasady

wyższym wyrazem jedności. Kiedy jednak pomyślimy, jak wielkim krokiem do przodu były działania podjęte w czasie omawianych pontyfikatów, ile murów wzajemnej nieufności i wrogości zostało rozbitych, to nie możemy mówić o skutku tych działań inaczej, jak tylko o wielkim sukcesie. Widzimy doskonale, że decyzja papieża F r anc isz ka , aby kanonizować swoich poprzedników w jednym czasie, była bardzo przemyślana i trafna. Byli oni bowiem wiarygodnymi świadkami Chrystusa zmartwychwstałego w świecie, przywracali mu wiarę Jan XXIII swoim uśmiechem ukazywał w sposób wiarygodny radość, jaką daje Jezus. i nadzieję w czyn i bardzo wyraźnie pokazywał, co to znaczy troszczyć się o człowieka, niezależnie w jakiej sytuacji by się znajdował. Sam pokazał niesamowite świadectwo siły ludzkiej, gdy heroicznie znosił swoje cierpienie i choroby. Było to dla wielu ludzi przykładem, że prawdziwa siła człowieka nie leży w jego mięśniach, ale w ser-

cu, które jest blisko Boga. Bardzo ważnym aspektem obu pontyfikatów była niewątpliwie troska o jedność Kościoła, która wyrażała się w dążeniu do zjednoczenia podzielonych chrześcijan. Papież Jan XXIII zaprosił na Sobór w ramach obserwatorów przedstawicieli różnych wyznań chrześcijańskich. Dialog, który został rozpoczęty w czasie Soboru, kontynuował przez cały swój pontyfikat Jan Paweł II. Obaj papieże zauważali, że podziały wśród chrześcijan są zgorszeniem dla świata i utrudniają proces głoszenia Ewangelii. Można powiedzieć, że w tej kwestii Jan XIII i Jan Paweł II ponieśli porażkę, ponieważ nadal chrześcijanie nie uczestniczą we wspólnej Eucharystii, która jest naj-

w to, że pomimo wszelkich okrucieństw popełnionych w XX wieku, człowiek nadal jest dzieckiem Bożym, z natury dobrym. Dlatego dziękujmy Bogu za dar wielkich papieży XX wieku, ponieważ widać jak na dłoni, że byli oni posłani właśnie przez Niego, a ich pontyfikaty były wyrazem troski Stwórcy o swoje najukochańsze stworzenie – człowieka.

ROK V Krzysztof Patejuk


8

AKOLITA TO TOWARZYSZ JEZUSA

Formacja do kapłaństwa jest jak wchodzenie po schodach, przy czym każdy kolejny stopień staje się nowym wyzwaniem, niesie ze sobą nowe zobowiązania, jest oddzielną historią, która jednak wpisuje się w wielką historię powołania każdego alumna. Zapraszamy do lektury tekstu Pawła, który w marcu przyjął razem z kolegami posługę akolitatu. Weszli oni na jeden z ostatnich stopni przed święceniami. „Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: Pójdź za Mną. On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim” (Łk 5, 27-28) Tę ewangelię odczytano w Kościele Powszechnym w sobotę 8 marca br., wydawałoby się, że to po prostu kolejna sobota w ciągu roku,

akolicie zostały przydzielone nowe zadania i wymagania, które obowiązują do dziś. Tym konkretnym zadaniom przyjrzyjmy się z perspektywy alumna seminarium. Pierwszym zadaniem jest posługa w czasie Mszy świętej. To wyraża formuła, jaką wypowiada Biskup

Akolitat to wezwanie, aby na drodze formacji seminaryjnej nieustannie odpowiadać na wezwanie Chrystusa: „Pójdź za mną!” podobna do wszystkich innych. W naszej wspólnocie był to jednak dzień szczególny. Po zakończonych rekolekcjach wielkopostnych, zgodnie z wieloletnią tradycją, alumni czwartego roku zostali ustanowionych akolitami. W tym roku było nas sześciu. Słysząc to pochodzące z języka greckiego pojęcie, naturalnie pojawia się pytanie: kim jest akolita? Aby znaleźć odpowiedź, trzeba wrócić do czasów przedsoborowych, wówczas akolitat był jednym z kilku tak zwanych święceń niższych, które otrzymywali kandydaci przygotowujący się do przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Miał on ściśle określone zadania do wypełnienia. Jednak, żeby nie zatopić się we wspomnieniach, przejdźmy do czasów nam zdecydowanie bliższych. Po Soborze Watykańskim II Papież Paweł VI zreformował i odnowił posługi. W ten sposób

w obrzędzie ustanowienia akolitów. Przekazując akolicie patenę z chlebem wypowiada słowa: „Przyjmij naczynie z chlebem do sprawowania Eucharystii i tak postępuj, abyś mógł godnie służyć Kościołowi przy stole Pańskim”. Umocnieni tymi słowami rozpoczęliśmy naszą posługę. Do obowiązków akolity należy m.in.: pomoc diakonowi i kapłanowi w przygotowaniu ołtarza, przyjęciu darów, także rozdzielaniu Komunii Świętej oraz puryfikacji i porządkowaniu naczyń liturgicznych po zakończeniu obrzędów Komunii lub po Mszy Świętej. Drugim zadaniem, blisko związanym z rozdzielaniem Komunii Świętej, jest posługa osobom chorym, a także organizacja pomocy potrzebującym, np. w formie wolontariatu. Przyjęcie tej posługi związane jest z włączeniem się w wielkie dzieło misji charytatywnej

Kościoła, które papież Benedykt XVI w encyklice „Deus Caritas Est” określa byciem w świecie świadkiem miłości Ojca. Papież zachęca do niesienia pomocy cierpiącym i ubogim, nazywając ich, za św. Ambrożym, „prawdziwym skarbem Kościoła”. Trzeci wymiar to zadanie skierowane szczególnie do nas - alumnów przygotowujących się do przyjęcia święceń kapłańskich. Wróćmy do fragmentu ewangelii ze wstępu. Jezus mówi do celnika: „Pójdź za mną”. W oryginale greckim jest tu użyty czasownik akólouthei, od którego pochodzi sam termin akolita. Greckie akóloutheo oznacza tyle co: iść za kimś, naśladować, towarzyszyć. I to wyzwanie dla nas, nowo ustanowionych akolitów, aby na drodze formacji seminaryjnej nieustannie odpowiadać na wezwanie Chrystusa: „pójdź za Mną” i pogłębiać relację z Nim, prawdziwym Bogiem obecnym pośród nas w Komunii Świętej.

ROK IV Paweł Grzesiak


Od lewej: Rafał KOCIŃSKI, Grzegorz OLEKSIK, Andrzej SEMERAK, Paweł GRZESIAK, Łukasz BARDYSZEWSKI, Paweł MÓRAWSKI


10

LEKTORZY - SŁUDZY SŁOWA

Kolejną po akolitacie posługą, jaką przyjmujemy w drodze do kapłaństwa, jest lektorat. O swoich przeżyciach związanych z otrzymaniem tej godności, a także z zadaniami, jakie wiążą się z jej wypenianiem, opowiada świeżo ustanowiony lektor - Paweł. W Kościele Katolickim słowo „lektor” oznacza osobę, która odczytuje teksty biblijne (oprócz Ewangelii) w zgromadzeniu liturgicznym podczas Eucharystii lub innych nabożeństw. W taki właśnie sposób ten termin jest dość powszechnie rozumiany. Jednakże posługa lektoratu, którą 8 marca alumni III roku przyjęli z rąk biskupa Jacka Jezierskiego, jest czymś większym. Otóż przyjęcie tej posługi wiąże się nie tylko z odczytywaniem Słowa Bożego, nie tylko z jego przekazywaniem wiernym, ale wiąże się to z głębszym wprowadzaniem tego słowa w swoje życie, o czym Jezus mówi w Ewangelii: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzą z ust Bożych”. To Słowo powinno być nie tylko na języku, ale przede wszystkim w sercu każdego, kto ma tak wielki przywilej bycia lektorem.

Dla mnie przyjęta posługa lektoratu, ten kolejny etap na drodze do kapłaństwa, jest właśnie takim wielkim wyzwaniem, ale także ogromnym zaproszeniem do tego, by moim obowiązkiem nie było tylko proklamowanie Słowa Bożego w czasie Mszy Świętej, nie było tylko odczytywaniem lekcji, ale przede wszystkim życie według tego Słowa, każdego dnia, wprowadzanie tego Słowa w czyn, ale także dawanie świadectwa innym, pokazując własnym zachowaniem, własną postawą, że wierzę w to, co odczytuje, żeby Słowo, jak to się potocznie mówi, nie było tylko „rzucane na wiatr”, ale było wprowadzane w życie. Do tego wszystkiego jest powołany również każdy chrześcijanin. Te zadania chrześcijanina, poprzez włączenie do posługi lektoratu ,w jakiś sposób zostały w moim sercu odnowione, co bardzo mnie cie-

szy. Widzę, że ta posługa jest koniecznym i bardzo potrzebnym etapem w drodze do kapłaństwa, gdyż dobry kapłan musi być zanurzony w Słowie Bożym, które głosi i wyznaje.

ROK III Paweł Szumowski

GLORIA FM

Budzimy Cię i kładziemy spać w każdą niedzielę o nowych porach: 8.45 i 23:45 w Radiu Olsztyn 103,2 FM! Jeśli chcesz być na bieżąco z wydarzeniami z życia Wspólnoty Seminaryjnej, ta audycja jest właśnie dla Ciebie! Zapraszają: redaktor odpowiedzialny Łukasz Brudzeński oraz prowadzący: Marcin Kuciński, Krzysztof Patejuk, Paweł Grzesiak, Piotr

Lektorzy są powołani do szczególnej troski o głoszenie Słowa Bożego.

Kuciński i Wojciech Haponik.


Od lewej: Łukasz BRUDZEŃSKI, Kamil MŁYŃSKI, Piotr PAGA, Mateusz SPAKOWSKI, Dawid HULECKI, Paweł SZUMOWSKI, Janusz GAJDOWSKI

NOWI LEKTORZY


12

NIEGOŚCINNI GOSPODARZE

W każdym numerze „Serca Warmii” dzielimy się z Wami naszymi sportowymi zmaganiami. W tym numerze nie mogło być inaczej. Jak zwykle o sprawozdanie z piłkarskich aren poprosiliśmy Marcina, który zrelacjonował tym razem nasze potyczki na Mistrzostwach Polski Kleryków w halowej piłce nożnej, które odbyły się w Białymstoku. Zapraszamy do zapoznania się z tym, jak nam poszło na tym ważnym turnieju.

W sportowym kalendarzu seminaryjnym są wydarzenia większe i mniejsze, te które zapadają w pamięć na długo i te może mniej znaczące. Z uwagi na rangę, prestiż i znaczenie, w tym roku dla piłkarzy najważniejsze były Mistrzostwa Polski w Piłce Nożnej Halowej, które odbyły się w Białymstoku 1. marca. Białostoczczanie to mistrzowie poprzednich zawodów, dlatego też organizowali tegoroczną edycję. Nasza drużyna, jak zwykle w takich momentach, pełna nadziei wyruszyła na mecze. Pierwszego dnia, zaraz po przyjeździe, zakwaterowaliśmy się w seminarium i uczestniczyliśmy w kolacji. Oprócz zwiedzania samego budynku seminarium udało nam się na kilkadziesiąt minut wybrać do Białegostoku i z pomocą jednego z kleryków obejrzeć najważniejsze budynki w mieście. Mimo że kolacja była bardzo dobra, a wycieczka ciekawa, w naszych głowach była tylko jedna myśl: każdy w głowie

waniem, bo znaliśmy te drużyny z poprzednich turniejów i wiedzieliśmy jedno: łatwo nie będzie. Każdy z nas też wiedział, że to mistrzostwa Polski i w tym turnieju nie ma słabych drużyn. Wiedzieliśmy też, że jeżeli chcemy zdobyć medal, nie możemy się bać nikogo, ale walczyć na całego w każdym meczu. Może troszeczkę zdenerwowani, ale zwarci i gotowi wyszliśmy na Wiedzieliśmy, że, aby zdoierwszy być medal, nie możemy się p m e c z bać, ale walczyć do upadłe- przeciwko go w każdym meczu. Metropolitalnemu rozgrywał mecze z następne- Seminarium Duchownemu go dnia. Pojedynki, podania, w Warszawie. W głowie miestrzały, bramki, każdy z za- liśmy kilka porażek z tym sewodników miał już swój sce- minarium, jednak każdy turnariusz na zawody. Po po- niej to zupełnie nowe rannej Mszy Świętej rozdanie, dlatego szanse na wyruszyliśmy na hale spor- zwycięstwo były równe. Zatowe. Los przydzielił nas do częło się zgodnie ze scenagrupy z bydgoszczanami, riuszem na ten mecz, bracia warszawskim seminarium ze stolicy troszkę przycisnęi kolegami z Przemyśla. li, chcieli osiągnąć przewagę Szczerze mówiąc trochę już na początku meczu, my zmartwiliśmy się tym loso- skutecznie odpieraliśmy ich

Rozpoczęcie meczu, moment największej koncentracji.

ataki, przez co mecz dla widza mógł wydawać się dość nudny, na boisku panowała jednak atmosfera ciągłego skupienia i koncentracji, bo nawet najmniejszy błąd mógł przesądzić o końcowym wyniku. Sytuacji klarownych do zdobycia bramki było jak na lekarstwo, dlatego im bliżej do końca spotkania, tym bardziej w poczynania nasze jak i przeciwników wkradało się zdenerwowanie. Nerwy z końcówki meczu plus przemęczenie całomeczową koncentracją skutkują dużą ilością błędów po jednej i drugiej stronie. Ku naszemu zaskoczeniu, więcej pomyłek popełniali Warszawiacy i to my w końcówce stworzyliśmy dwie groźne sytuacje, nie udało się jednak zamienić tego na bramkę. Po ciężkim meczu na tablicy wynik się nie zmienił, remis 0:0 i w tabeli zapisane po jednym punkcie na koncie każdej drużyny. Jak ważny to był punkt, i jak ważne było utrzymanie tego remisu,


13 okaże się na koniec zmagań grupowych. W grupie, która miała rywalizować z naszą w ćwierćfinałach, jak burza szli zawodnicy z Siedlec oraz gospodarze, którzy mieli zmierzyć się w bezpośrednim pojedynku o pierwsze miejsce w grupie. My natomiast szykowaliśmy sie do meczu z bydgoskim seminarium, z którym też mierzyliśmy się już w kilku turniejach. Wyniki były różne, ale, jeżeli mnie pamięć nie myli, bilans tych meczów był jednak korzystny dla nas. Mecz zaczął się podobnie jak z Warszawą, tyle tylko, że to nasza drużyna przejęła inicjatywę, a kilku dogodnych sytuacji z początku nie zamieniliśmy na bramkę. Udało się to dopiero w końcówce pierwszej połowy, kiedy to piłkę do siatki wpakował Krzysztof Laska. Do przerwy 1:0. Druga połowa nie różniła się wiele od pierwszej i pomimo, że to my prowadziliśmy, nadal byliśmy stroną przeważającą przynajmniej jedna z sytuacji, które stworzyliśmy pod bramką naszych braci z Bydgoszczy, powinna się zakończyć bramką. Tak się nie stało i na własne życzenie zafundowaliśmy sobie nerwową końcówkę spotkania. Bydgoszcz oddała kilka naprawdę dobrych strzałów i gdyby nie wspaniała postawa naszego bramkarza, wynik na pewno byłby inny, jednak udało nam się dowieźć te skromne prowadzenie do końca i dopisać na nasze konto trzy punkty za zwycięstwo. Po dwóch meczach byliśmy w komfortowej sytuacji, gdyż to my w grupie z pierwszego miejsca rozdawaliśmy karty. Został nam mecz z Przemyślem i wystarczał nam remis do tego, aby cieszyć się z awansu do dalszej fazy turnieju. Mecz z Przemyślem rozpoczął się dla nas źle, kilka kiepskich podań, gra nie-

składna, natomiast bracia z Przemyśla czuli się świetnie: przeprowadzali bardzo groźne ataki, dominowali nad nami szybkością i techniką piłkarską i, jak się okazało, przygotowaniem kondycyjnym, gdyż wydaje mi się, że to zmęcznie powodo-

grupie, co teoretycznie dawało nam nadzieję na słabszego przeciwnika w ćwierćfinale. Istotnym dla losów dalszych gier był mecz w drugiej grupie, z którą mieliśmy mierzyć się w drugiej rundzie. Siedlce grały z Białymstokiem o pierwsze

Wynik meczów z Bydgoszczą i Przemyślem mógł być inny, gdyby nie wspaniała postawa naszego bramkarza - Mateusza Kruszewskiego. wało w naszych nogach taki paraliż i brak podstawowych umiejętności piłkarskich, bo naprawdę nie graliśmy dobrze. Tylko postawa naszego n i e z a w o d n e g o w tym turnieju bramkarza powodowała, że na tablicy cały czas widniał remis 0:0. Przerwa dodała nam jednak animuszu i stworzyliśmy sobie po zmianie stron kilka sytuacji, Przemyśl również odpowiedział kilkoma atakami. Nie było jednak bardzo dogodnych sytuacji i, tak jak z Warszawą, wynik utrzymał się do samego końca, co oznaczało nie tylko nasz awans, ale w dodatku z pierwszego miejsca w naszej

miejsce w grupie, my również oglądaliśmy ten mecz z zaciekawieniem, gdyż jedna z tych drużyn miała zmierzyć się z nami w ćwierćfinale. Ku niezadowoleniu publiczności, to goście szybko objęli prowadzenie i na trzy bramki Siedlec w pierwszej połowie, gospodarze odpowiedzieli tylko jedną. Po przerwie jednak do bramki trafiali tylko klerycy z Białegostoku i mecz zakończył się wynikiem 3:3 i był bardzo ciekawym widowiskiem. Oznaczało to, po podliczeniu punktów i bramek, że Siedlce zajmują pierwsze miejsce w grupie z taką samą ilością punktów jak Białystok, jed- →

Turniej zgromadził reprezentacje z aż szesnastu seminariów z całej Polski.


14

Standardowy okrzyk przed każdym meczem: „Kto wygra mecz?” „HOSIANUM!” Mówiąc nieskromnie: akurat w tym jesteśmy najlepsi w Polsce.

nak z lepszym bilansem bramkowym. My również poznaliśmy swojego przeciwnika, czyli gospodarzy turnieju. Właśnie dla takich meczów, o taką stawkę, przyjeżdża się na kleryckie turnieje, każdy z uczestników marzył o tym żeby wyjść z grupy i wejść w bezpośrednią walkę o medale, my w tej

talnych, nieprzemyślanych ataków. Nie poskutkowało to strzeleniem bramki, ale straceniem kolejnej, 2:0, wszystko uciekało nam z rąk, chcieliśmy jednak powalczyć do końca i z honorem zakończyć ten bój. Niespodziewanie zdobyliśmy bramkę bezpośrenio z rzutu wolnego za sprawą Piotra Kucińskiego

Marzymy już o kolejnych mistrzostwach, o kolejnych nadziejach, o kolejnych szansach. Na pewno damy z siebie wszystko. edycji turnieju wywalczyliśmy sobie tę szansę. Mecz z Białymstokiem rozpoczął się podobnie jak poprzednie, Białostoczczanie zdawali się lepiej przygotowani fizycznie, my konsekwentnie graliśmy swoje w obronie i liczyliśmy na kontrataki, których niestety było jak na lekarstwo, a kiedy wszyscy byli już myślami na przerwie, nadeszła chwila dekoncentracji, błąd w obronie i straciliśmy pierwszą bramkę. Wraz z tym straciliśmy coś jeszcze: zdrowy rozsądek i nasz plan na rozgrywanie tego meczu i niepotrzebnie, jak się okazało, rzuciliśmy się do fron-

i końcówka zrobiła się nerwowa. Parę chwil później mieliśmy rzut wolny w bardzo podobnym miejscu do tamtego, z którego padła bramka. W tym przypadku, może za sprawą swoich umiejętności, może szczęścia i instynktu na naszej drodze stanął bramkarz, choć ja już widziałem piłkę w bramce. Czasu zostało bardzo niewiele, atmosfera meczu robiła się coraz gorsza, my za wszelką cenę próbowaliśmy zdobyć bramkę, ale bracia z Białegostoku mądrze się bronili, na tyle mądrze, że zamiast stracić bramkę w samej końcówce ustalili wynik

spotkania na 3:1. Nadzieje trysły w jednym momencie, medale, które były tak blisko, uciekły. Nie wiem, czy gdybyśmy odpadli w grupie, nie byłoby nam łatwiej przyjąć porażki, a po tym jak szło nam nieźle, było bardzo ciężko. Jak się później okazało, nasi pogromcy po raz drugi wygrali turniej i może lekko nam ulżyło, w końcu przegraliśmy z mistrzem. Porażka jednak zawsze w sporcie boli, ale i motywuje i tak właśnie na nas zadziałała. Znamy już dobrze realia turnieju, wiemy jak to jest przegrać i osiągnąć mały sukces, dlatego marzymy już o kolejnych mistrzostwach, o kolejnych nadziejach i kolejnych szansach. Obiecuję, że znowu damy z siebie wszystko, bo zawsze dajemy.

ROK V Marcin Kuciński


WYSZARPANE ZWYCIĘSTWO

15

Duet braci Kucińskich zapewnia naszej reprezentacji pikarskiej wiele bramek. Mając nadzieję na to, że ta dwójka będzie funkcjonowała obok siebie znakomicie nie tylko na boisku, ale także w innych dziedzinach, poprosiliśmy Piotra, aby przedstawił relację z dwóch ważnych wydarzeń sportowych, które miały miejsce na naszej seminaryjnej hali. Wspaniałe akcje, przepiękne bramki, bajeczne podania i niesamowite emocje. Każdy fan piłki nożnej, z pewnością potwierdzi, że to wszystko możemy odnaleźć na piłkarskim „olimpie”, czyli w elitarnych rozgrywkach Ligi Mistrzów. Nie jest jednak prawdą, że wielkie emocje występują tylko tam, gdzie są wielkie pieniądze. Co roku w Seminarium odbywa się turniej, w którym mierzą się ze sobą poszczególne roczniki naszej wspólnoty, rywalizując o puchar księdza rektora Pawła Rabczyńskiego. Zapewniam wszystkich, którzy chcieliby dowiedzieć się, jak te zmagania przebiegały, że emocje podczas naszych zawodów były równie wielkie, co na tych „największych” meczach. Żeby jednak nie być gołosłownym, postaram się jak najwierniej oddać to, co działo się w trakcie naszej Ligi Mistrzów. Nie będę jednak zgrywał obiektywnego widza, gdyż sam byłem uczestnikiem boiskowych zmagań. W rozgrywkach wzięły udział cztery drużyny, a mianowicie: reprezentacje roczników I, II, V, oraz zespół złożony z alumnów roku IV i diakonów. Bystry obserwator pewnie zauważył, że brakuje tu roku III, jednak od razu wyjaśniam, że z powodu małej liczby grających kleryków, postanowili oni odpuścić sobie udział w za-

wodach. Jest to skądinąd ROK II świetna okazja żeby poprosić Was o modlitwę za powo- Piotr Kuciński łania, aby w przyszłości taka sytuacja więcej się nie przydarzyła. Wracając jednak siebie na boisku. Przytoczyć do piłki, drużyny utworzy- można chociażby przykład ły jedną grupę, która miała braci Boateng, występująobecnie w niemiecwyłonić zwycięzcę. Na po- cych kiej Bundeslidze. ten czątku kapitanowie poszcze- był jednak ważny Mecz nie tylko gólnych ekip rozlosowali z powodu koneksji rodzinkolejność meczów, która nych, ale przede wszystkim wskazała, że w pierwszym dlatego, że rok piąty uznameczu zmierzą się ze sobą wany był przed turniejem roczniki II i V. Muszę dodać, za niekwestionowanych faże był to dla mnie szczegól- worytów. Pierwsze starcie, ny mecz, z uwagi na to, że mimo że rozpoczęliśmy od będąc na drugim roku, mu- strzelenia bramki, zakończysiałem mierzyć się z roczni- ło się bardzo wysokim zwy-

Tradycyjnym kopnięciem turniej rozpoczął ksiądz Arcybiskup Metropolita Senior Edmund Piszcz.

kiem piątym, na którym jest mój brat, Marcin. Piłka zna przypadki, podczas których bracia stawali naprzeciwko

cięstwem starszych kolegów: 8:2. Bolesna lekcja, którą otrzymaliśmy na początku turnieju, okazała się jednak →


16 bardzo cenna, o czym za chwilę. Los zadecydował, że w drugim meczu naprzeciw siebie stanęły drużyny roku pierwszego oraz wspólna ekipa roczników czwartego i szóstego. Starcie od początku było wyrównane i dopiero w końcówce rozstrzygnęły się losy spotkania. W takich sytuacjach często nieocenione staje się doświadczenie, które nabywa się wraz z udziałem w kolejnych meczach. Tego zabrakło debiutującym kolegom z roku pierwszego i zadecydowało o ich porażce 2:1. W kolejnych zawodach udział wzięli ponownie rok pierwszy oraz kadra mojego rocznika. Pomimo wielkiej

sympatii do młodszych kumpli, nie daliśmy im wytchnienia, nieustannie napierając na ich bramkę. Po ostatnim gwizdku sędziego, na tablicy wyników, widniał wynik 3:0 dla nas. Udało nam się zrehabilitować za blamaż w pierwszym spotkaniu i tym zwycięstwem zapewniliśmy sobie również medal. Nie wiedzieliśmy jednak jeszcze, jakiego koloru. Mieliśmy chwilę przerwy, a w tym czasie mierzyły się ekipa roku piątego

i fuzja czwartego i szóstego. Zgodnie z oczekiwaniami spotkanie to zakończyło się zwycięstwem faworytów, którymi niewątpliwie byli, po wysokim zwycięstwie w pierwszym spotkaniu, gracze z roku piątego. 5:0 to i tak najniższy wymiar kary, jaki zgotowali swoim rywalom pretendenci do mistrzostwa. Po 4 meczach wiele pytań, które stawialiśmy sobie przed turniejem, były bliskie odpowiedzi. Rocznik piąty do zdobycia pucharu musiał pokonać rok pierwszy, a o to, kto zdobędzie srebrne medale, miało zadecydować starcie numer 5 pomiędzy rocznikiem 2 i 4+6. Przedostatni mecz naszych zmagań nie przyniósł jednak oczekiwa-

Odbiór ciężko wywalczonych złotych medali.

nych emocji. Ja oraz moi koledzy bez trudu pokonaliśmy ekipę przeciwną. Nie wiem, czy o wysokim zwycięstwie zadecydowała nasza dobra dyspozycja, czy też to przeciwnikowi zabrakło odpowiedniej komunikacji i zgrania na boisku. Nie warto już jednak tego roztrząsać, zaś najważniejsze jest to, że mój rocznik spełnił pokładane w nim oczekiwania i zdobył drugie miejsce w Seminaryjnej Lidze Mistrzów. Kolejną

już edycję naszych zawodów zakończyło zapowiedziane już wcześniej spotkanie pomiędzy rocznikami piątym i pierwszym. Długo wydawało się, że jest blisko sensacji. Debiutanci, zdobywając 2 bramki, długo trzymali korzystny dla siebie rezultat. Duża w tym zasługa bramkarza Mateusza Kruszewskiego, który na koniec otrzymał statuetkę dla najlepszego golkipera zawodów. Bramkarz jednak nie jest w stanie obronić wszystkich sytuacji, a obrona drużyny roku pierwszego pogubiła się w końcu po nieustannych atakach. Faworyci zdobyli 4 bramki i ostatni mecz turnieju zakończył się wynikiem 4:2, tym samym wyłaniając zwycięzcę, którym zostali klerycy z roku piątego. Nie było to chyba dla nikogo niespodzianką. Sam fakt, że aż 4 graczy ze zwycięskiej drużyny reprezentuje „Hosianum” podczas zawodów ogólnopolskich musi świadczyć o tym, że byli oni skazani na sukces. Najlepszym strzelcem turnieju został wywoływany już przeze mnie mój brat, Marcin Kuciński. Ja już ostrzę sobie zęby na rewanż w następnym roku. W sporcie wszystko jest możliwe, dlaczego więc nie mielibyśmy za rok ułaskawić kolegów z piątego roku z wyroku o nazwie „sukces”? Wewnętrzne rozgrywki w piłkę nożną to zawsze ważna sprawa dla każdego grającego w piłkę kleryka, choć jest to tylko swego rodzaju preludium do starć z innymi seminariami. Rywalizacja wewnętrzna zawsze wzbudza wiele emocji, jednak w obliczu trudnego zadania jednoczymy się, aby reprezentować barwy „Hosianum”. Jedną z okazji, która nam to umożliwia, jest turniej o Puchar Metropolity Warmińskiego ks. abp. Wojciecha Ziemby, rozgrywany w tym roku już po raz trzeci. Organizujemy go zawsze


17

Po katastrofalnej pierwszej połowie meczu z Ełkiem, do walki zagrzewał nas sam Ksiądz Rektor.

w dniu obchodów uroczystości ku czci naszego patrona – świętego Józefa. W tym roku do walki o puchar zgłosiły się Seminarium Duchowne z Ełku oraz Seminarium Zakonne Braci Werbistów z Pieniężna. Zanim jednak przejdę do opisu przebiegu zdarzeń, przypomnę tylko wszystkim, że poprzednie dwie edycje tego puchary padły łupem naszej drużyny. Nic więc dziwnego, że w tym roku nasze apetyty były bardzo duże. Używając metafory, którą wykorzystałem wcześniej, mówiliśmy o sobie, że jesteśmy skazani na sukces. Przecież gramy u siebie, rywale będą zmęczeni podróżą, ostatnio przecież dobrze nam szło, wygraliśmy dwa razy w latach ubiegłych. Takie stwierdzenia padały między nami w rozmowach w szatni przed turniejem. Takie podejście nie jest jednak w sporcie dobre. Trudno było jednak odrzucić te myśli po pierwszym spotkaniu, w którym gładko poradziliśmy sobie z braćmi Werbistami. Na otwarcie rozgrywek wygraliśmy bowiem aż 12:0, osiem bramek aplikując naszym rywalom już w pierwszej połowie.

Wiedzieliśmy, że zakonnicy z Pieniężna mieli problemy z utworzeniem drużyny, z powodu małej liczby zawodników, dlatego obawialiśmy się ich mniej niż zwykle. Wynik pierwszego spotkania pozwalał nam na spokojne patrzenie na następne spotkanie, w którym Werbiści zmierzyli się z klerykami z Ełku. Ten mecz także za-

ciu z Pieniężnem. Puchar jednak miał być nasz i zamierzaliśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby go zdobyć. Sędzia gwizdnął po raz pierwszy i od początku wiadomo było, że nikt na boisku nie będzie odstawiał nogi. Już w drugiej minucie jeden z naszych zawodników został ukarany za faul przez sędziego karą minutową. Osłabieni brakiem obrońcy, pogubiliśmy się przy stałym fragmencie gry i straciliśmy bramkę na samym początku meczu. Od razu staraliśmy się odrobić straty, jednak świetnie zorganizowana w obronie drużyna z Ełku nie zamierzała nam na to pozwolić. Starając się za wszelką cenę wbić piłkę do siatki, zapomnieliśmy, czym jest gra zespołowa, przez co nie stwarzaliśmy praktycznie żadnych klarownych sytuacji pod bramką rywala. W przerwie meczu odbyliśmy ostrą rozmowę motywacyjną, która miała nam przypomnieć jak się gra w piłkę. Tak się jednak nie stało. W drugiej połowie, podobnie

Mecz z Ełkiem był thrillerem jakiego nie powstydziliby się najwybitniejsi reżyserzy Hollywood. Na szczęście dla nas, skończył się on happyendem. kończył się prawdziwie hokejowym wynikiem, ponieważ alumni z ełckiego seminarium rozgromili przeciwników 9:0. Zgodnie z przewidywaniami, o złoto mieliśmy walczyć w bezpośrednim pojedynku z Seminarium z Ełku. Spotkania z Ełkiem zawsze mobilizowały nas do dużego wysiłku, teraz zadanie to było jeszcze bardziej utrudnione, ponieważ przystępowaliśmy do tego meczu bez naszego superstrzelca Marcina, który doznał urazu kolana w star-

jak w pierwszej, graliśmy bez pomysłu, co ewidentnie było widać na boisku. Nie dość, że nie stwarzaliśmy dobrych sytuacji, to jeszcze pozwalaliśmy rywalom na bardzo wiele pod naszą bramką. Nie straciliśmy jednak gola, w dużej mierze dzięki naszemu bramkarzowi Mateuszowi, o którym już wcześniej wspomniałem. Niesieni dopingiem kibiców oraz własną motywacją, zamierzaliśmy walczyć do końca, gdyż wiedzieliśmy, że do sukcesu, z powodu lepszego bilansu bramkowego, potrzebuje- →


18 my tylko jednej bramki. Gdy na zegarze zaczęła upływać ostatnia minuta zaplanowanego czasu gry pojawiła się spora nerwowość, zarówno w jednej jak i w drugiej drużynie. A gdy pojawiają się nerwy, znacznie łatwiej o błąd, co potwierdziło się i tym razem. Jeden z obrońców gości źle trafił w piłkę, dzięki czemu wyprowadziliśmy kontrę i strzeliliśmy upragnionego gola. Kibice, ale i przede wszystkim my, zawodnicy, wpadliśmy w euforię. Udało nam się dowieźć rezultat 1:1 do końca i tym samym wygraliśmy

trzecią edycję turnieju o Puchar Metropolity Warmińskiego. Trzeba przyznać, że nie było to najlepsze spotkanie, jakie rozegraliśmy, jednak jak to mówił były selekcjoner reprezentacji Polski, Wojciech Łazarek: „w piłce nożnej jest jak na rybach, liczy się to, co w sieci”. A z tego, co do sieci wpadło, wynikało, że byliśmy najlepszą drużyną. Zgodnie z oczekiwaniami zdobyliśmy puchar, a także dwie nagrody indywidualne: dla najlepszego bramkarza, którą zdobył Mateusz oraz najlepszego strzelca, którą, z dorobkiem

5 goli, zdobyłem ja. Używając porównania filmowego, można powiedzieć, że zgotowaliśmy kibicom thriller jak u Hitchcocka, zakończony happy endem. Patrzę teraz na stojący w gablocie puchar i przypominam sobie tę decydującą akcję, dającą nam zwycięstwo. Skazani na sukces? Tak, z pewnością, nic innego nie przychodzi mi do głowy. Futbol jest nieprzewidywalny, a klerycy z Ełku powiedzieliby pewnie, że okrutny. I właśnie dlatego jest taki piękny.

WSPOMNIENIE WIZYTY ŚW. JANA PAWŁA II W OLSZTYNIE Święty Jan Paweł II w Olsztynie był w 1991 roku, zaraz po odzyskaniu przez Polskę wolności. Jako motyw przewodni pielgrzymki wybrał Dekalog. Było to wołanie o odpowiedzialne korzystanie z wywalczonej niezależności. Zapraszamy do zagłębienia się we fragment homilii papieskiej z Mszy świętej w Olsztynie. Moje pielgrzymowanie po ziemi ojczystej związane jest w tym roku z katechezą dziesięciu przykazań. Ósme przykazanie Dekalogu w szczególny sposób wiąże się z prawdą, która obowiązuje człowieka w obcowaniu z innymi ludźmi i w całym życiu społecznym: „Nie mów fałszywego świadectwa”. Tym przykazaniem Bóg Przymierza szczególnie daje poznać, że człowiek jest stworzony na Jego obraz i podobieństwo. Dlatego właśnie całe ludzkie postępowanie poddane jest wymogom prawdy. Prawda jest dobrem, a kłamstwo, fałsz, zakłamanie jest złem. Doświadczamy tego w różnych wymiarach i w różnych układach. Przypatrzmy się znaczeniu prawdy w naszym życiu publicznym. W odnowionej Polsce nie ma już urzędu

cenzury, różne stanowiska i poglądy mogą być przedstawiane publicznie. Została przywrócona — jakby powiedział Cyprian Norwid — „wolność mowy” (Rzecz o wolności słowa). Niewiele daje wolność mówienia, jeśli słowo wypowiadane nie jest wolne. Jeśli jest spętane egocentryzmem, kłamstwem, podstępem, może nawet nienawiścią lub pogardą dla innych — dla tych na przykład, którzy różnią się narodowością, religią albo poglądami. Niewielki będzie pożytek z mówienia i pisania, jeśli słowo będzie używane nie po to, aby szukać prawdy, wyrażać prawdę i dzielić się nią, ale tylko po to, by zwyciężać w dyskusji i obronić swoje — może właśnie błędne — stanowisko. Słowa mogą czasem wyrażać prawdę w sposób

dla niej samej poniżający. Może się zdarzyć, że człowiek mówi jakąś prawdę po to, żeby uzasadnić swoje kłamstwo. Wielki zamęt wprowadza człowiek w nasz ludzki świat, jeśli prawdę próbuje oddać na służbę kłamstwa. Wielu ludziom trudniej wtedy rozpoznać, że ten świat jest Boży. Prawda zostaje poniżona także wówczas, gdy nie ma w niej miłości do niej samej i do człowieka. W ogóle nie da się zachować ósmego przykazania — przynajmniej w wymiarze społecznym — jeśli brakować będzie życzliwości, wzajemnego zaufania i szacunku wobec tych wszystkich odmienności, które ubogacają nasze życie społeczne.


19

KOŚCIÓŁ WSPOLNOTĄ JEDNEJ WIARY W ZMARTWYCHWSTAŁEGO JEZUSA Bardzo często słyszymy w mediach o tym, że papież Franciszek jest zupełnie inny od swoich poprzedników. Często przeciwstawia się sobie „zimnego” i „zdystansowanego” papieża Benedykta XVI i „uśmiechniętego”, „przyjaznego ludziom” obecnego Ojca Świętego. Nasz kolega z czwartego roku - Dawid pokazuje, że takie podejście nie jest właściwe. Robi to na przykładzie wypowiedzi papieskich odnośnie wiary w Jezusa Chrystusa, które, jak się przekonamy w trakcie lektury, są przesycone tym samym duchem i tym samym entuzjazmem.

Papieże Benedykt XVI i Franciszek podkreślają bardzo mocno, że wiara to naśladowanie Chrystusa w jego męce i zmartwychwstaniu.

Benedykt XVI w homilii wygłoszonej w trakcie Mszy świętej na rozpoczęcie swojego pontyfikatu wyraźnie zaznaczył potrzebę, aby wszyscy ludzie stanowiący Kościół, podobnie jak Apostołowie, wyruszyli w drogę. Wyprowadzając tym samym z pustyni świata ku przestrzeni życia wszystkich tych, którzy doznali z wielorakich przyczyn głębokiego kryzysu wiary. Głęboka troska Ojca Świętego znalazła swój wy-

miar w Liście Apostolskim „Porta Fidei” ogłaszającym Rok Wiary, który przeżywaliśmy od 11 października 2012 r., w pięćdziesiątą rocznicę otwarcia Soboru Watykańskiego II, do uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Papież podkreślił, że właściwe przeżywanie Roku Wiary winno skłaniać ku refleksji nad kondycją życia duchowego, tak by wszelkie formy indywidualizmu, silnie obecne we współczesnym

świecie, zostały przekształcone w szeroko pojętą i bezinteresowną miłość względem drugiego człowieka. To właśnie ta miłość, jaką zostaliśmy obdarzeni przez Jezusa Chrystusa nie zezwala na trwanie w bierności, a uzdalnia nas do wyruszenia w drogę z wewnętrzną potrzebą głoszenia tej jakże wielkiej Miłości, jaką obdarza nas Chrystus. Wzmacnia w nas radość, poszerza nadzieję, otwiera serce i umysł na dawanie twórczego świa- →


20 dectwa wiary w aspekcie nie tylko osobistym, ale i wspólnotowym. Wiara nasza, by trwać, oparta musi być na trwałych fundamentach, stąd nieodzownym staje się pogłębienie treści zawartych w wyznaniu wiary, jakie wypowiadamy w trakcie niedzielnej Eucharystii. Warto także na nowo odkryć bogactwo naszej wiary jasno opisanej w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Niech stanie się on dla nas busolą rozjaśniającą niepewności i lęki, jakie wywołać mogą współczesne filozofie wtłaczane nam do głowy, ukazujące Boga nie jako konkretną Osobę, a nie-

bezpieczne i toksyczne urojenie. Nie możemy także zapominać, że to wiara była podstawą dla wielu ludzi, mężczyzn i kobiet, którzy na przestrzeni jakże długiej historii trwania Kościoła z odwagą trwali przy wyznawanych wartościach. Z powodu wiary tak wielu podjęło działania na rzecz sprawiedliwości, oddania się drugiemu

człowiekowi, aby słowa, które zostały przekazane przez Jezusa Chrystusa, a zapisane przez ewangelistów, nie stały się martwe, a wydawały owoc trwający do dziś. Wiara w chwili obecnej zobowiązuje każdego z nas, abyśmy stali się żywym znakiem obecności Zmartwychwstałego w świecie. Współczesny świat potrzebuje szczególnie dziś wiarygodnego świadectwa chrześcijan, zdolnych do otwierania serc i umysłów tak wielu ludzi poszukujących Boga, a co za tym idzie - prawdziwego życia, które nie ma końca. Te wołanie o wiarę było znakiem charaktery-

Świętego Franciszka z szeregiem grup społecznych, od duchowieństwa i rodziny, po dialog z osobami niewierzącymi, którym nie są zupełnie obce Prawa Boże wynikające z Dekalogu. Pojmowane są one inaczej, raczej jako szereg wartościowych i wyznawanych norm moralnych wynikających z praw czysto ludzkich, głęboko zakorzenionych w umyśle. Skupimy się jednak na słowach skierowanych w trakcie Eucharystii do seminarzystów w trakcie trwania Roku Wiary. W homilii skierowanej do kleryków i osób kon-

Wiara otwiera drzwi naszych serc na drugiego człowieka.

stycznym całego pontyfikatu papieża Benedykta, który zwracał się do każdego z nas. Wszyscy bowiem zostaliśmy wezwani do uczynienia swoistego bilansu dotychczasowego życia duchowego i wprowadzenia niezbędnego ożywienia wiary. Kontynuacją myśli Benedykta XVI, są spotkania następcy Ojca

sekrowanych Ojciec Święty porównał powołanie do momentu zaręczyn między dwojgiem kochających się osób, w którym stawiane są fundamenty pod wspólnie budowaną przyszłość. Powołanie będące zawsze niezasłużonym darem od samego Boga, wyznacza drogę będącą swoistą misją osoby, w jakiej realizować ma trzy


21 podstawowe odniesienia: radości pocieszenia, przyjęcia krzyża i trwania w dialogu z Bogiem przez modlitwę. Radość, rozumiana przez Papieża Franciszka, objawia się nie tylko w przyjęciu Bożego pocieszenia, ale nade wszystko przeka-

alizacji naszego powołania. Owocność głoszenia Ewangelii, jak podkreśla Papież, nie jest mierzona miarą ludzkiej logiki, ewentualnych zysków i strat, a upodobaniem się do Jezusowego krzyża, która jest logiką wychodzenia z siebie i obdarze-

Współczesny świat potrzebuje szczególnie dziś wiarygodnego świadectwa chrześcijan, zdolnych do otwierania serc i umysłów ludzi poszukujących Boga, a co za tym idzie - prawdziwego życia, które nie ma końca. zywaniu tej radosnej nowiny wszystkim tym, którzy z różnych przyczyn zatracili nadzieję lepszego jutra. Jesteśmy powołani do świadczenia o Bożym miłosierdziu, czułości Pana względem każdego człowieka i czerpania radości ze współpracy z Bożym planem zbawienia. Krzyż Chrystusa ma nam na nowo uzmysławiać, by strzec się wszelkich form triumfalizmu, pychy, zapatrzenia na własne, niczym nieujarzmione „ja”. Krzyż Chrystusa chroni także od zniechęcenia, jakie może się zrodzić w obliczu prób i niepowodzeń w trakcie re-

stiż instytucji, ani też ilość dostępnych zasobów. To, co się liczy, to przeniknięcie miłością Chrystusa, zgoda na prowadzenie przez Ducha Świętego i zaszczepienie swego życia w Chrystusowym krzyżu. Widzimy jak bardzo bliskie są sposoby rozumienia wiary papieża Benedykta i Franciszka. Są oni bowiem wierni Jezusowi Chrystusowi i to Jego mają za swojego Mistrza i Pana. Dlatego wsłuchajmy się w ich głos nie szukając taniej sensacji, której wszędzie pełno, a skupmy się raczej na rozwoju swojej osobistej relacji z Chrystusem, gdyż to ona jest najważniejsza i staje się drogą wiodącą do zbawienia. Nie zatraćmy ducha i wspólnie trwajmy w Jezusie wypełniając swoje zadania bez względu na rodzaj powołania, jakim zostaliśmy obdarzeni.

nia sobą, logiką miłości. To krzyż zapewnia owocność misji, to z krzyża, najwyższego aktu miłosierdzia i miłości, rodzimy się jako nowe stworzenie. Modlitwa staje się dla wszystkich, ale szczególnie dla nas - powołanych do głoszenia dobrej nowiny, swoistym nawozem, mocą i siłą do zmierzania się z trudnościami dnia codziennego. Ojciec Święty przypomniał nam, że Jezus posyła swoich uczniów „bez trzosa, ani torby, ani sandałów” (Łk 10,4). Upowszechnienie Ewangelii ROK IV nie jest więc zapewnione ani Dawid Szpek przez liczbę osób, ani pre-

WSPOMNIENIE WIZYTY ŚW. JANA PAWŁA II W OLSZTYNIE

Święty Jan Paweł II w Olsztynie był w 1991 roku, zaraz po odzyskaniu przez Polskę wolności. Jako motyw przewodni pielgrzymki wybrał Dekalog. Było to wołanie o odpowiedzialne korzystanie z wywalczonej niezależności. Zapraszamy do zagłębienia się we fragment papieskiego przemówienia do świeckich w olsztyńskiej katedrze. Jest wprawdzie Chrystus odrzucany, odrzucany w ciągu całej historii, w różnych pokoleniach i społeczeństwach, jako „znak sprzeciwu” (por. Łk 2, 34) — a jednak trwa w tej historii. Trwa w dziejach,

kształtując ich najgłębszy rdzeń i pion — ten właśnie pion, poprzez który dzieje ludzkie — mimo wszystkich odstępstw i negacji — wznoszą się ku Bogu: do tych wiecznych przeznaczeń, jakie człowiek i ludzkość ma

w Bogu i tylko w Bogu. Wznosi się na podobieństwo świętej budowli. My wszyscy jesteśmy wezwani, aby stawać się „żywymi kamieniami” tej budowli.


22

W OBLICZU JUBILEUSZU - DZIEJE HOSIANUM Zapraszamy do lektury kolejnej części historii naszego warmińskiego „Hosianum”. Tym razem nasz seminaryjny historyk przedstawia, jak wyglądało codzienne życie alumnów na początku istnienia seminarium. Jest to niesamowicie ciekawa lektura, która pozwala zobaczyć mentalność ludzi XVI wieku i przekonać się, jak wielką mądrością i rozumieniem ludzkich charakterów cechował się nasz Założyciel. Seminarium duchowne nie może istnieć bez alumnów i przełożonych. Tak było z seminarium warmińskim założonym w 1565 r. przez kardynała Stanisława Hozjusza. Warto przyjrzeć się temu, kim byli pierwsi mieszkańcy „Hosianum” i jak wyglądał

wykształcenia intelektualnego i pobożność alumnów. Rzeczywistymi zarządcami seminarium byli dwaj konserwatorzy. Z reguły byli to kanonicy fromborscy, mianowani przez biskupa. Odpowiadali za całokształt spraw seminaryjnych. Mieli

Nauka śpiewu jest przez wszystkie wieki nieodłączną częścią formacji seminaryjnej.

ich dzień powszedni. Na czele seminarium duchownego stał rektor, który jednocześnie zarządzał Kolegium Jezuickim. Z racji swoich licznych obowiązków zakonnych i klasztornych rektor nie mógł zajmować się zarządzaniem i wychowywaniem kleryków. Tym niemniej odpowiadał on przed biskupem i kapitułą katedralną za poziom

prawo wizytacji seminarium oraz zdobywania środków pieniężnych na jego utrzymanie. Składali biskupowi sprawozdanie z działalności seminarium. Bez ich zgody nie można było usuwać kleryków z seminarium. Kolejnymi pracownikami seminarium byli dwaj, mianowani przez biskupów, prowizorzy, przy czym jeden należał do stanu kapłań-

ROK IV Łukasz Długosz

skiego, a drugi do laickiego. Podstawowe zadanie prowizorów polegało na dbaniu o stan techniczny budynków seminarium. Prowizorzy zapewniali alumnom odpowiednie pomieszczenia mieszkalne i wyposażenia tych pokoi. Ponadto dostarczali im szaty duchowne i książki do nauki. Ponieważ mieli obowiązek zamieszkiwania seminarium, prowizorzy starali się bezpośrednio o uposażenie materialne seminarium, jeśli nie otrzymali środków od konserwatorów. Pomocnikiem prowizorów był dyspensator. Odpowiadał on przede wszystkim za sprawy żywieniowe oraz za czystość seminarium. Dyspensatorowi podlegała służba świecka pracująca na rzecz placówki. Rzeczywista odpowiedzialność za formację alumnów spoczywała bezpośrednio na prefekcie, zwanym inaczej regensem. Prefektowi w wykonywaniu funkcji pomagał tzw. socjusz, który mu bezpośrednio podlegał. Prefekt seminaryjny z kolei podlegał rektorowi oraz prowincjałowi Jezuitów. Ze swojej działalności składał comiesięczne sprawozdanie o stanie i rozwoju seminarium. Prefekt i socjusz zamieszkiwali wspólnie z klerykami budynki seminaryjne. Obydwaj czuwali nad przestrzeganiem regulaminu seminaryjnego przez kleryków.


23 Organizowali również życie seminaryjne. Odpowiadali za formację systematyczną swoich podopiecznych. W zakresie formacji duchowej prefekt i socjusz odpowiedzialni byli za organizację rekolekcji, ćwiczeń duchowych oraz spowiedź

przebywało średnio 1820 kleryków. Prawo do umieszczenia alumnów w seminarium przysługiwało biskupom (16) i kapitule katedralnej fromborskiej (8). Wiek kandydatów do kapłaństwa ustalono w przedziale 16-24 lat, chyba że wstępują-

Od nowych alumnów wymagano, aby umieli czytać i pisać oraz znali podstawy języka łacińskiego. Preferowano osoby z ubogich rodzin, którym zapewniano utrzymanie. alumnów. Czynili te praktyki na zmianę. Miało to na celu wychowywanie kleryków do dyscypliny i pobożności kościelnej. Oprócz tego prefekt każdego tygodnia wygłaszał wychowankom konferencję duchowną. Na prefekcie spoczywał również obowiązek organizacji spraw naukowych alumnów. Przekazywał im przede wszystkim wiedzę teologiczną, którą miał prawo sprawdzić przy pomocy zadawanych alumnom ćwiczeń. Również prefekt odpowiadał, razem z prowizorami, za dostarczenie klerykom wszelkich niezbędnych książek i innych niezbędnych rzeczy przydatnych w formacji intelektualnej. Prefekt opiekował się chorymi alumnami. Dla podtrzymania zdrowia organizował wychowankom czas rekreacji. Wyrażał także zgodę na wyjścia do miasta oraz przyjmowanie i nocowanie gości kleryckich. Jak widać organizacja życia seminaryjnego była domeną prefekta i socjusza. Oni kreowali i wypełniali czas alumnom. Według zarządzeń kardynała Hozjusza, liczba alumnów „Hosianum” nie powinna przekraczać 24. Istotnie, w pierwszych dwudziestu latach działalności seminarium, w jego murach

cy odznaczałby się nadzwyczajnymi zdolnościami. Od przyszłych alumnów wymagano, aby umieli czytać i pisać oraz znali przynajmniej podstawy gramatyki języka łacińskiego. Preferowano osoby z ubogich rodzin, którym zapewniano utrzymanie, a bogaci kształcili się na własny koszt. Każdy kandydat przechodził egzamin wstępny, polegający na wybadaniu, czy posiada on wymogi formalne do formacji

Poprzedzały go rekolekcje i spowiedź generalna alumnów. Na uroczystym rozpoczęciu nowoprzyjęci klerycy wygłaszali wobec przełożonych formułę przysięgi, wyznanie wiary i potępienie herezji. Ponadto kandydaci przyrzekali wobec konserwatorów: posłuszeństwo wobec biskupa, kapituły i przełożonych, obowiązek przebywania w seminarium, pracę na rzecz diecezji warmińskiej oraz wykonywanie wszystkich poleceń i funkcji narzuconych przez władze seminaryjne i diecezji. Alumni mieszkali w budynkach seminaryjnych. Rektor decydował o ilości kleryków w jednym pokoju, tym niemniej każdemu przysługiwało jedno łoże. Ponadto otrzymywali tonsurę i odzież w jednym kolorze. Spoczywał na nich obowiązek utrzymywania ładu i porządku. Regulamin nakazywał, aby alumni gromadzili się wspólnie na modlitwach, celebracjach liturgicznych i posiłkach. Istotnie, wszyscy udawali się razem o wyzna-

Wspólna modlitwa zawsze była nieodłącznym elementem seminaryjnego życia.

seminaryjnej. Rok akademicki w „Hosianum” rozpoczynał się 25 listopada, w dzień św. Katarzyny Aleksandryjskiej.

czonej godzinie rano do kaplicy na pierwsze modlitwy. Potem uczestniczono we Mszy św. celebrowanej przez


24

jednego z duchownych przełożonych. Następnie alumni słuchali wykładów: najpierw łaciny i filozofii, na starszych latach teologii i liturgiki. Ponadto klerycy kształcili się w śpiewie kościelnym. Uczestnictwo w wykładach było obowiązkowe. Niepunktualność albo niesystematyczność w nauce skutkowała utratą prawa do posiłku. Rytm poszczególnych czynności wyznaczał dzwonek seminaryjny. Alumni posiłki spożywali w miejscu zwanym refektarzem. Menu dzienne nie było urozmaicone. Dominowały mięso, ryby, jarzyny i legumina, a obok wody i mleka, w dni świąteczne alumni otrzymywali stosowną rację piwa. Podczas posiłku słuchali oni Pisma św. i innych zalecanych lektur, m.in. pism Grzegorza Wielkiego czy św. Jana Chryzostoma. W niedzielę natomiast także podczas posiłków wygłaszali przygotowane przez siebie kazania. Z zarządzenia rektora klerycy dzielili się na trzy grupy. Związane to było z uczestnictwem w celebra-

Bardzo duże znaczenie w formacji seminaryjnej ma odpowiednie przygotowanie intelektualne.

c j a c h liturgicznych i poziomem wiedzy w tym zakresie. Liderzy tych grup mieli za zadanie dokształcać słabszych kolegów, gdyż na każdym z nich spoczywał obowiązek znajomości kalendarza liturgicznego, posługi we Mszy i innych nabożeństwach, na które składały się uroczyste jutrznie i nieszpory. W ramach życia duchowego alumni uczestniczyli w rekolekcjach organizowanych przez prefekta lub socjusza. Obowiązywała ich comiesięczna spowiedź oraz przyjmowanie Komunii św. w dni ustalone przez spowiednika. Alumn miał prawo do odbywania rekreacji. Był to czas po obiedzie i po kolacji. Ponadto przysługiwał im jeden dzień, poza świętami, wolny od zajęć intelektualnych. Czas wolny klerycy wykorzystywali na spacer, śpiewy oraz wyprawy do ogrodu seminaryjnego. Za zgodą przełożonego, zwykle prefekta, alumni mogli udać się do miasta, ale zawsze w towarzystwie współbrata. Zalecano też podczas wyjść poza mury se-

minaryjne, aby alumni oddawali się pracy charytatywnej W stosownym czasie, po obytej formacji, alumni, za zgodą rektora, byli dopuszczani przez konserwatorów do święceń. Alumni mogli zrezygnować z seminarium dobrowolnie, a wówczas mieli obowiązek zwrócić koszty utrzymania, przełożeni mogli też kleryka relegować. Powody usunięcia były następujące: brak zdolności umysłowych, wady charakteru, których nie da się naprawić, zły stan zdrowia uniemożliwiajmy kontynuowanie nauki. Warto na zakończenie dodać, że regulamin seminaryjny pierwszego „Hosianum” niewiele się różni od obecnego, tak więc formacja alumnów naszego seminarium opiera się na tradycji sięgającej czasów kardynała Hozjusza.


RUSZYŁA REKRUTACJA DO SEMINARIUM!

JEŚLI CHCESZ: • odpowiedzieć swym życiem na Boże wezwanie • doświadczyć Bożej miłości • głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa • odważnie stanąć po stronie prawdy i nieprzemijających wartości CHRYSTUS ZAPRASZA CIĘ DO NASZEGO SEMINARIUM! O przyjęciu do WSD „Hosianum” w Olsztynie decyduje: 1. rozmowa kwalifikacyjna z Księdzem Rektorem (po wcześniejszym umówieniu się: tel. 89 523 89 84 lub e-mail: hosianum@hosianum. edu.pl) Kandydaci składają w Rektoracie Seminarium następujące dokumenty: 1. Własnoręcznie napisane podanie i życiorys 2. Metrykę chrztu i świadectwo bierzmowania 3. Opinię Księdza Proboszcza 4. Świadectwo lekarskie o stanie zdrowia 5. Dwie fotografie o wymiarach 37 x 52 mm 6. Świadectwo dojrzałości w oryginale lub odpis 2. postępowanie kwalifikacyjne na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie (bliższe informacje: http://www.uwm.edu.pl/wt/ )

25


26

6 stycznia, po powrocie z przerwy świątecznej, obchodziliśmy uroczystość Objawienia Pańskiego. Po uroczystej M s z y Świętej w katedrze, przeżywaliśmy w naszych pokojach tradycyjną wizytę kolędową. 12 stycznia, w niedzielę, nasze Seminarium odwiedzili członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół WSD MW „Hosianum”. Najpierw wspólnie z nimi uczestniczyliśmy w Mszy Świętej, której przewodniczył ks. rektor Paweł Rabczyński. Następnie podzieliliśmy się opłatkiem z członkami stowarzyszenia, a po wspólnej agapie zaprosiliśmy naszych 70 przyjaciół na koncert kolęd kleryckiego zespołu „Soli Deo Gloria”. 15 stycznia, w związku z Tygodniem Modlitw o Jedność Chrześcijan, przeżywaliśmy w kościele seminaryjnym ekumeniczne nabożeństwo nieszporne, któremu przewodniczył ks. Rektor. Refleksją nad Słowem Bożym podzielił się z nami ks. Piotr Mendroch, proboszcz ewan-

CO WYDARZYŁO SIĘ W OSTATNIM CZASIE? gelickiej parafii w Mrągowie. W środę, 19 lutego, seminarium odwiedził abp

duszpasterskiej w parafiach, alumni roku IV przyjęli posługę akolitatu, a alumni roku III - posługę lektoratu. 15 marca uczestniczyliśmy w nabożeństwie Drogi Krzyżowej w Głotowie. W drodze powrotnej nawiedziliśmy grób ks. Emi-

Wojciech Ziemba, Metropolita Warmiński, który opowiedział nam o swoich wrażeniach i wnioskach płynących ze spotkania z Ojcem Świętym Franciszkiem, przy okazji wizyty Ad limina Apostolorum. Wizyty biskupów w Rzymie odbywają się co 5 lat i mają na celu przedstawienie papieżowi problemów Kościołów lokalnych i wytworzenie więzi biskupów z Następcą Piotra.

W Środę Popielcową, 5 marca, rozpoczęliśmy tradycyjne rekolekcje wielkopostne. Trwały one do soboty, 8 marca. Rekolekcje poprowadził dla nas o. Roman Bielecki OP, dominikanin, redaktor naczelny miesięcznika „W Drodze”. Na zakończenie ćwiczeń wielkopostnych, jak co roku, diakoni zostali rozesłani do pracy

la Rzeszutka, byłego rektora „Hosianum”, odmówiliśmy modlitwę i zapaliliśmy znicze. W niedzielę 30 marca, seminarium przeżywało dwa wydarzenia- dzień skupienia rodziców roku III połączony z Misterium Męki Pańskiej, które rok III przedstawiał. Misterium otrzymało pozytywne opinie widzów; koncentrowało się na współczesnych aspektach przeżywania wiary i aktualności śmierci Jezusa.



MODLITWA O POWOŁANIA KAPŁAŃSKIE ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II

O Jezu, Boski pasterzu, który powołałeś apostołów, aby ich uczynić rybkami dusz, pociągnij ku sobie gorące i szlachetne umysły młodych ludzi i uczyń ich swoimi sługami. Spraw, by dzielili Twoje pragnienie powszechnego odkupienia, dla którego dobra ustawi­cznie składasz na ołtarzach swoja Ofiarę. Ty, o Pa­nie, który żyjesz, aby się wstawiać za nami, otwórz przed nimi horyzonty, by dostrzegli cały świat, w któ­rym wznosi się niema prośba tak wielu braci o światło prawdy i ciepło miłości. Spraw, by - odpowiadając na Twoje wołanie - przedłużali, tu na ziemi, Twoją misję, budowali Twoje Ciało Mistyczne - Kościół i byli solą ziemi i światłością świata. Amen.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.