Komentarze i Analizy 4

Page 36

12. Lokalna oligarchia nie lubi kontroli Marcin Horała, Ekspert CAFR

Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Olgierd Dziekoński zapowiedział, iż za około dwa miesiące ma wreszcie trafić do Sejmu prezydencki projekt ustawy o wzmocnieniu udziału w działaniach samorządu terytorialnego oraz o współdziałaniu gmin, powiatów i województw. Z nowej wersji ustawy ma m. in. zniknąć instytucja zapytania obywatelskiego. Nie budzi to najmniejszego zdziwienia i pozostaje zgodne z logiką zarówno samej ustawy, jak i dotychczasowej historii prac nad jej projektem. Lektura dotychczas prezentowanego tekstu rodzi wrażenie chaosu i niespójności. Prace wydają się przedłużać w nieskończoność. Niedługo będziemy w latach liczyć prace nad projektem, który jeszcze nawet nie trafił pod obrady Sejmu i nie dotyczy materii jakoś szczególnie skomplikowanej (porównajmy to chociażby z trybem prac nad zmianami w systemie emerytalnym). Źródłem bólu z jakim rodzi się ustawa – jak i jej niespójności – może być rozbieżność, wręcz odwrotność interesów i intencji stron nad nią pracujących. Tytuł pozwala podejrzewać, iż u na początku była chęć faktycznego zwiększenia wpływu obywateli na samorząd. Po czym zaczęły się konsultacje ze „środowiskami samorządowymi”. Tak naprawdę jednak siłą rzeczy były to konsultacje z jednym, bardzo specyficznym środowiskiem. Tak się bowiem składa, że z trzech głównych aktorów na scenie samorządowej jeden śpi, a drugi jest zakneblowanym i związany. Siłą rzeczy to, co słyszymy dobiega tylko z ust trzeciego aktora. Aktorem śpiącym są obywatele, społeczeństwo niezorientowane i niezainteresowane lokalnym samorządem (zainteresowanie to jest zazwyczaj o kilka rzędów wielkości mniejsze od – i tak płytkiego i emocjonalnego – zainteresowania sprawami publicznymi na poziomie krajowym). Organizacje pozarządowe również są bardzo słabe, a do tego dominuje wśród nich typ organizacji tematycznocharytatywnych, nastawionych na wykonywanie konkretnych działań najczęściej o charakterze pomocowym i najczęściej w większości finansowanych przez przyznawane w grantach środki publiczne. Organizacji silnych, samodzielnych i zainteresowanych całokształtem polityki samorządowej w danej wspólnocie lokalnej jest jak na lekarstwo. Aktorem zakneblowanym i związanym są samorządowe władze uchwałodawcze. W obecnej konstrukcji władz samorządowych pozostają one – szczególnie na szczeblu gminy i miasta na prawach powiatu – praktycznie ubezwłasnowolnione. Ich pozycja i narzędzia polityczne, jakie mają w ręku, są tak słabe, iż dla większości radnych najbardziej racjonalną strategią politycznego sukcesu jest pokorne zabieganie o łaskę u władzy wykonawczej. Już chociażby sam prozaiczny fakt, iż nie ma na żadnym szczeblu radnych zawodowych powoduje, że by wziąć udział w jakichś konsultacjach w Warszawie radni musieliby wykorzystywać urlopy wypoczynkowej w swojej pracy zawodowej lub konsultacje musiałby się odbywać w weekendy. Nie istnieje również żadna ogólnopolska organizacja radnych mogąca być wyrazicielem ich interesów w procesie kształtowania ustawy. Na placu boju pozostają więc samotnie przedstawiciele interesów lokalnej władzy wykonawczej i stojącej za nią lokalnej kasty mandaryńskiej, samorządowej biurokracji. Oni mają czas i środki na konsultacje – wykonają je w ramach nieźle płatnej pracy i pewnie nawet koszt dojazdu do Warszawy rozliczą sobie jako delegację. Lub wyślą – znów w ramach obowiązków służbowych – podległych sobie pracowników. Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci są zorganizowani i świadomi swoich interesów. Dysponują budżetami, również PRowskimi, aby o interesy owe zabiegać. Dlatego „głos środowisk samorządowych” w istocie jest głosem lokalnych oligarchii skupionych wokół władzy wykonawczej. I dlatego w ustawie w jej dotychczasowym kształcie aż roi się od różnych „kwiatków” realnie rozmontowujących rzekomo przyznawane obywatelom uprawnienia (przykład 36


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.