Komentarze i Analizy nr 2

Page 1

Komentarze i analizy nr 2 grudzień 2011 – styczeń 2012

Warszawa, 2 lutego 2012 r. www.cafr.pl


............................................................................................................................................... 2 ................................................................................................................................. 3 .................................................................................................................. 4 1. Prawdziwa nauka Kościoła o karze śmierci ....................................................................................... 4 2. Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek, o nowelizacji ustawy antynarkotykowej ......................... 8 3. Jak ukryć dług w gminie? .................................................................................................................... 10 4. Dwa tryby ratyfikacji paktu fiskalnego .............................................................................................. 11 5. Republikanie o polityce zagranicznej USA ....................................................................................... 15 6. Zawód wliczony w cenę domu .......................................................................................................... 18 7. Rząd bez strategii wobec demografii ............................................................................................... 20 8. Jak art. 35a sparaliżował rynek radiowy ........................................................................................... 23 9. 2012 rok – czy utrzymamy się nad Tanzanią? .................................................................................. 25 10. Wilcze doły przed finansami samorządów ..................................................................................... 26 11. Mniej wolności, więcej podatków na 2012 r.! ................................................................................ 27 12. Kac po WOŚP, czyli jak państwo reglamentuje dobroczynność ............................................... 31 13. Walka z korupcją to miliardowy interes .......................................................................................... 34 14. Czyż nie dobija się „Gawronów”? ................................................................................................... 39 15. Książki vs. e-booki: francuska lekcja suwerennej polityki podatkowej...................................... 40 16. Scenariusze dla konkurentów Romney’a ....................................................................................... 42 17. USA szykują się do wojny z Chinami ................................................................................................. 44 18. Czy grozi nam cyberwojna? ............................................................................................................. 46 19. Ratyfikacja ACTA: są powody do niepokoju ................................................................................. 48 20. Kryzys na Węgrzech a sprawa polska ............................................................................................. 51 21. Opieka zdrowia w labiryncie reform ............................................................................................... 54 22. Orędzie było populistyczne ............................................................................................................... 57 23. Czas zadbać o szkolnictwo techniczne ......................................................................................... 59 24. Pakt fiskalny jest przereklamowany ................................................................................................. 62 ....................................................................................................................... 64 .......................................................................................... 66 1. Wstęp do siódmego numeru „Rzeczy Wspólnych” ........................................................................ 66 2. Deklaracja prenumeratora kwartalnika „Rzeczy Wspólne” ......................................................... 67 ................................................................ 68 1. Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej ......................................................................................... 68 2. Kongresy Republikańskie...................................................................................................................... 69 3. Spotkania Czwartkowe ........................................................................................................................ 71 4. Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi” ............................................................................................ 73 5. Szkoła Letnia Akademii Młodych ....................................................................................................... 73 .................................................................................... 74 1. Dlaczego warto wspierać Fundację Republikańską? ................................................................... 74 2. Deklaracja Darczyńcy Fundacji Republikańskiej ............................................................................ 75

2


Szanowni Państwo, Przekazujemy Państwu drugi numer publikacji Centrum Analizy Fundacji Republikańskiej „Komentarze i analizy”. Kolejny raz przygotowaliśmy dla Państwa zestawienie analiz, ekspertyz i komentarzy członków zespołu i współpracowników CAFR, które ukazały się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. W 2012 roku zamierzamy kontynuować działalność na rzecz realizacji najważniejszych z punktu widzenia Fundacji Republikańskiej wyzwań stojących przed Polską: deregulacji prawa, obniżania obciążeń fiskalnych, polityki prorodzinnej, prowadzenia suwerennej polityki legislacyjnej w czasach dynamicznej przebudowy systemu prawnego Unii Europejskiej. Stoimy też na straży wolności obywatelskich. Z radością zauważamy, że właśnie komentarze na powyższe tematy spotykają się z Państwa największym zainteresowaniem. Zestawienie nowych regulacji i obciążeń podatkowych i parapodatkowych wprowadzonych 1 stycznia 2012 roku oraz spokojna, prawnicza analiza ratyfikacji ACTA to dwa materiały, które w minionych tygodniach cieszyły się ogromnym zainteresowaniem internautów zyskując setki komentarzy, przedruków i poleceń. To dzięki Państwa zaangażowaniu i wsparciu nasze analizy trafiają za pośrednictwem mediów społecznościowych do tysięcy internautów. Coraz częściej udaje nam się również zaistnieć w tradycyjnych mediach wysokonakładowych: w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nasi eksperci publikowali teksty i udzielali wywiadów w tak różnych mediach jak „Rzeczpospolita” (dwa duże teksty w dziale opinii i jeden w dziale prawnym), „Dziennik Gazeta Prawna”, „Nasz Dziennik” i „Gazeta Wyborcza”. Mamy nadzieję, że obecność w tak różnych tytułach pozwoli nam dotrzeć z republikańskim punktem widzenia do możliwie szerokiej rzeszy osób. Wreszcie coraz skuteczniejszym nośnikiem tekstów ekspertów CAFR jest pismo republikańskie „Rzeczy Wspólne”. Stale rośnie sprzedaż kwartalnika: zarówno w sieciach dystrybucyjnych, jak i sprzedaży i prenumeracie, którą szczególnie polecamy Państwa uwadze (s. 67). W styczniu ukazał się siódmy numer naszego pisma, który dostarcza jeszcze więcej wnikliwych analiz eksperckich i politycznych esejów: liczy 240 stron. Do pisma – przy niezmiennej cenie – dołączyliśmy również wyprodukowany przez nas film pt.: „To nie jest kraj dla młodych ludzi”. Życząc miłej lektury pozwolę sobie przypomnieć, że nasze działania prowadzimy głównie w oparciu o dobrowolne wsparcie finansowe darczyńców i pracę ekspertów w formule non-profit. Mamy nadzieję, że kolejne publikacje i projekty skłonią Państwa do rozważenia możliwości wsparcia naszej działalności.

dr Stanisław Tyszka Dyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej 3


1. Prawdziwa nauka Kościoła o karze śmierci Michał Barcikowski, redaktor “Christianitas” Nauka Kościoła Katolickiego dotycząca moralnej oceny (a więc zgodności z Prawem Bożym) jakiegoś obszaru działalności człowieka zawsze formułowana jest na dwu poziomach: 1. Pierwszym jest ogólna zasada, obowiązująca bezwarunkowo, to znaczy zawsze, wszędzie, w każdych okolicznościach i w odniesieniu do każdego. 2. Poziomem drugim są odniesienia tej ogólnej zasady do konkretnych, często bardzo skomplikowanych sytuacji, w jakich znajdować może się człowiek, często nieznanych w czasach, w których formułowana była ogólna zasada. Nigdy te szczegółowe aplikacje nie mogą wykroczyć poza sens nadrzędnej, zawsze obowiązującej ogólnej zasady moralnej, bo prowadziło by to do relatywizmu. Z drugiej strony brak takich odniesień zamieniałby prawo moralne w krzywdzący człowieka fundamentalizm. Dopuszczalność kary śmierci W przypadku kwestii ochrony życia ludzkiego tą ogólną, od samego początku Kościoła obowiązującą zasadą jest, że piąte przykazanie Dekalogu zakazuje odbierania życia jedynie osobie niewinnej. Katechizm Kościoła Katolickiego podpisany w 1992 r. przez bł. Jana Pawła II ujmuje to tak: Nikt, w żadnej sytuacji, nie może rościć sobie prawa do bezpośredniego niszczenia niewinnej istoty ludzkiej. (KKK, nr 2258). Mówiąc o absolutnej ochronie przysługującej „niewinnej” istocie ludzkiej nauczanie to od początku dopuszcza zatem sytuacje, w których odebranie życia innemu człowiekowi, jeśli nie ma innego sposobu ochrony dobra wspólnego nie jest złamaniem V przykazania. Teologia moralna używała i używa tu pojęcia „skutku przewidywanego ale nie chcianego”. Jeśli strzelamy do napastnika, który w sposób bezpośredni zagraża naszemu życiu to oczywiście przewidujemy, że możemy go zabić ale nie jest to naszym celem. Naszym celem jest ochrona naszego życia. Jeśli napastnik przeżyje a my ocalimy swoje życie nie będziemy nadal nastawać na życie napastnika. Właśnie bazując na tej doktrynie Kościół rozwinął swą naukę o prawie do skutecznej obrony siebie i dobra wspólnego oraz doktrynę o wojnie sprawiedliwej. Należy tu dodać, że nie chodzi o „winę” w sensie procesowym (brak wątpliwości co do faktu i co do premedytacji działania, których nie rozprasza materiał dowodowy) ale o winę w sensie obiektywnego faktu zagrażania jakiemuś dobru – bez względu na stan świadomości napastnika. Właśnie wychodząc ze wspomnianego prawa do skutecznej obrony dobra wspólnego niezmienne od samego początku nauczanie Kościoła formułowało ogólną zasadę, że mogą zaistnieć takie okoliczności, w których prawowita władza państwowa ma prawo wymierzyć przestępcy karę śmierci. Pomijając prawo objawione w Starym Testamencie przez Boga Izraelowi na Górze Synaj, które przewidywało karę śmierci za różne przestępstwa niezmienna tradycja Kościoła za podstawę swojego stosunku do kary głównej uważała zdanie z Nowego Testamentu, z listu św. Pawła do Rzymian: Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy – przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia. Albowiem rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie

4


narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno 1 nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle. O prawie prawowitej władzy państwowej do karania śmiercią przestępców zgodnie mówili Ojcowie Kościoła. Jedynie tytułem przykładu można zacytować św. Klemensa Aleksandryjskiego: Prawo (…) jeśli (…) dostrzeże kogoś, kto zachowuje się tak, że wygląda na nieuleczalnie chorego pod względem moralnym, jako że popada w ostateczną nieprawość, wtedy prawo z samej już troski o innych, aby nie ulegli zniszczeniu z powody przestępczego działania tej jednostki, postępuje podobnie, jak gdyby odcięło część całego ciała, a mianowicie takiego człowieka – zabija, mając na 2 względzie przede wszystkim zdrowie społeczności. Również św. Tomasz z Akwinu odpowiedział pozytywnie na pytanie o prawo prawowitej władzy państwowej do karania śmiercią przestępców: Jeśli jakiś człowiek jest niebezpieczny dla całej społeczności i swoim grzechem psuje drugich, jest rzeczą chwalebną i zdrową zabić go celem zachowania dobra wspólnego, gdyż “odrobina kwasu 3 zakwasza całe ciasto”, jak mówi św. Paweł (Gal 5, 9). Katechizm Rzymski wydany na polecenie Soboru Trydenckiego w 1566 r. oświadczał: Zabijania dopuszczonego sposób jest, który onym urzędom należy, którzy mają moc zabijać, za którą mocą według zamierzenia prawa i osądzenia, karzą ludzi złośliwych, a niewinnych bronią. I gdy się oni w tym urzędzie sprawiedliwie obchodzą, natychmiast nie tylko dla takiego zabijania winy żadnej nie mają, ale też Przykazaniu temu Boskiemu bardzo są posłuszni, które zakazuje zabijać. Bo gdy ten jest koniec przykazania tego, aby zdrowie i żywot ludzki był opatrzony, więc się ku temu ściągają one karania przełożonych, którzy porządnie karzą złości, aby żywot ludzki był bezpieczny, gdyby śmiałość 4 i krzywda przez karania powściągnione były. W XX w. o prawowitości kary śmierci wypowiedział się m. in. Pius XII: Jeżeli chodzi o egzekucję skazanego na śmierć, państwo nie rozporządza prawem życia osoby. W takim przypadku władza publiczna ogranicza się do pozbawienia skazanego wartości życia jako 5 zadośćuczynienie za jego winy, przez które on sam już pozbawił się prawa do życia. Tę niezmienną ogólną zasadę o prawie prawowitej władzy państwowej do wymierzania przestępcom kary śmierci potwierdził Jan Paweł II. W podpisanym przez niego Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem 6 skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem. Warto zwrócić uwagę na czas teraźniejszy w tym fragmencie Katechizmu. W dużym streszczeniu tak właśnie wygląda pierwszy filar katolickiego nauczania wobec kary śmierci: bezwzględne prawo do życia i wynikająca z tego prawa bezwzględna ochrona wynikająca z piątego przykazania Dekalogu należy się jedynie osobie niewinnej. Osoba dopuszczająca się zamachu na dobro wspólne musi liczyć się z tym, że jej ta bezwzględna ochrona nie obejmuje. To jest fundament katolickiego nauczania w sprawie kary śmierci. W przeciwieństwie do np. aborcji czy eutanazji kara śmierci nie jest zła sama w sobie, to znaczy zawsze zła bez względu na okoliczności.

1

Rz 13, 1-4 Św. Klemens Aleksandryjski, Kobierce zapisków filozoficznych dotyczących prawdziwej wiedzy, t. 1, Warszawa 1994, s. 118 3 Św. Tomasz z Akwinu, Summa Teologiczna, tom XVIII, zagadnienie 64, artykuł 2. 4 Katechizm Rzymski, Jasło 1866, s. 404 – 405. Tłumaczenie archaiczne, ale nie dysonujemy bardziej współczesnym. Sens wydaje się być widoczny jednak – pomimo archaizmów. 5 Przemówienie z 14 IX 1952 r. do uczestników I Międzynarodowego Kongresu Histopatologii Systemu Nerwowego 6 KKK, nr 2267 2

5


Wstrzemięźliwość w wykonywaniu kary śmierci Ta ogólna zasada dość wcześnie zaczęła być doprecyzowana poprzez od zawsze obecne w Tradycji Kościoła przeświadczenie: że kary tej należy używać z umiarem, jako ostateczności i zawsze w obliczu braku możliwości wymierzenia innej, sprawiedliwej kary. Przeświadczenie to nie było od razu obecne w sposób równie silny i wyraźny jak przeświadczenie o zasadniczej dopuszczalności tej kary. Najwcześniej dało o sobie znać w żywotach świętych władców, gdzie bardzo często podkreślano ich powściągliwość w sięganiu po karę główną i radość z możliwości jej uniknięcia. Jeszcze silniej widać tę intuicję moralną w żywotach świętych małżonek królewskich, gdzie wypraszanie łaski dla skazanych na śmierć przedstawiane było jako przykład czynnego praktykowania cnoty miłosierdzia. Do tej właśnie intuicji nawiązał papież Jan Paweł II, gdy w encyklice „Evangelium vitae” tak precyzował ogólną zasadę o prawie władzy państwowej do karania śmiercią złoczyńców: Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby, za wspólne dobro rodziny lub państwa. Zdarza się niestety, że konieczność odebrania napastnikowi możliwości szkodzenia prowadzi czasem do pozbawienia go życia. W takim przypadku spowodowanie śmierci należy przypisać samemu napastnikowi, który naraził się na nią swoim działaniem, także w sytuacji, kiedy nie ponosi moralnej odpowiedzialności ze względu na brak posługiwania się rozumem W tej perspektywie należy też rozpatrywać problem kary śmierci. Zarówno w Kościele, jak i w społeczności cywilnej oraz powszechnej zgłasza się postulat jak najbardziej ograniczonego jej stosowania albo wręcz całkowitego zniesienia. Problem ten należy umieścić w kontekście sprawiedliwości karnej, która winna coraz bardziej odpowiadać godności człowieka, a tym samym — w ostatecznej analizie — zamysłowi Boga względem człowieka i społeczeństwa. Istotnie, kara wymierzana przez społeczeństwo ma przede wszystkim na celu naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie. Władza publiczna powinna przeciwdziałać naruszaniu praw osobowych i społecznych, wymierzając sprawcy odpowiednią do przestępstwa karę, jako warunek odzyskania prawa do korzystania z własnej wolności. W ten sposób władza osiąga także cel, jakim jest obrona ładu publicznego i bezpieczeństwa osób, a dla samego przestępcy kara stanowi bodziec i pomoc do poprawy oraz wynagrodzenia za winy. Jest oczywiste, że aby osiągnąć wszystkie te cele, wymiar i jakość kary powinny być dokładnie rozważone i ocenione, i nie powinny sięgać do najwyższego wymiaru, czyli do odebrania życia przestępcy, poza przypadkami absolutnej konieczności, to znaczy gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa. Dzisiaj jednak, dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie 7 przypadki są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale. Zwróćmy uwagę na kilka punktów w rozumowaniu Jana Pawła II: po pierwsze, problem kary śmierci jest problemem granic uprawnionej obrony przed napastnikiem. Po drugie, Jan Paweł II nie wyklucza, że w przeszłości istniały i w przyszłości mogą zaistnieć „przypadki absolutnej konieczności” sięgnięcia po tę karę (potwierdza wspomnianą ogólną zasadę moralną). Nie ma więc mowy o często imputowanym katolickiemu nauczaniu bezwzględnym zakazie kary śmierci wynikającemu wprost z piątego przykazania bo ten, jak wykazaliśmy wyżej, dotyczy jedynie osoby niewinnej. Po trzecie, chociaż Jan Paweł II sugeruje, że we współczesnym, cywilizowanym państwie w czasie pokoju te „przypadki absolutnej konieczności” „są bardzo rzadkie, a być może nie zdarzają się wcale” to jednak użycie owego „być może” sprawia, że trudno mówić o bezwarunkowym i absolutnym sprzeciwie Jana Pawła II wobec kary śmierci w jakichkolwiek okolicznościach również w czasach współczesnych, również w państwach cywilizowanych. Kara śmierci w nauczaniu Jana Pawła II nie jest złem samym w sobie, ale przypadki uprawnionego jej zastosowania są, zdaniem papieża, bardzo rzadkie a obowiązkiem katolika jest przyczynianie się do budowy takiego społeczeństwa, w której kara ta stanie się karą niepotrzebną. Te dwa poziomy od 7

EV, nr 55

6


zawsze obecne w katolickim nauczaniu odnośnie kary śmierci (ogólna zasada uznająca prawo władzy państwowej do jej wymierzania oraz precyzacja nakładająca obowiązek poszukiwania innej sprawiedliwej kary tam, gdzie to możliwe) połączone zostały w przywoływanym już Katechizmie Kościoła Katolickiego podpisanym przez Jana Pawła II: Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności. Wysiłek państwa, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się zachowań, które łamią prawa człowieka i podstawowe zasady obywatelskiego życia wspólnego, odpowiada wymaganiu ochrony dobra wspólnego. Prawowita władza publiczna ma prawo i obowiązek wymierzania kar proporcjonalnych do wagi przestępstwa. Pierwszym celem kary jest naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie. Gdy kara jest dobrowolnie przyjęta przez winowajcę, ma wartość zadośćuczynienia. Poza ochroną porządku publicznego i bezpieczeństwa osób kara ma wartość leczniczą; powinna w miarę możliwości – przyczynić się do poprawy winowajcy . Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem. Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem , władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej. Istotnie dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy są bardzo rzadkie, a być może już nie 8 zdarzają się wcale. Podsumowanie Jakiekolwiek wypowiedzi Jana Pawła II dotyczące kary śmierci nie mogą być zatem odbierane przez katolika jako stojące w sprzeczności z utrwaloną w tradycji Kościoła ogólną zasadą moralnej dopuszczalności kary śmierci w niektórych przypadkach. Jeśli zresztą czyta się wypowiedzi papieża uczciwie to widać, że papież nie miał intencji wyjścia poza tę ogólną zasadę. Benedykt XVI w swym nauczaniu kontynuuje wytyczoną przez Jana Pawła II linię. Jeżeli chodzi o wnioski praktyczne płynące ze zreferowanej powyżej nauki katolickiej, to o tym czy w konkretnym miejscu i w konkretnym czasie istnieją te rzadkie przypadki konieczności zastosowania kary śmierci każdy katolicki polityk, każdy katolicki sędzia, a w gruncie rzeczy każdy katolik, musi rozstrzygać we własnym sumieniu. Wypowiedzi biskupów w udzieleniu odpowiedzi na to pytanie mogą mieć jedynie charakter pomocniczy, a w żadnym razie wiążący. Tekst ukazał się 3 grudnia 2011 r. i został przedrukowany m.in. w portalach „Najwyższego Czasu!” i wpolityce.pl.

8

KKK, nr 2265, 2266, 2267

7


2. Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek, o nowelizacji ustawy antynarkotykowej Tymoteusz Barański, ekspert CAFR 9 grudnia wchodzi w życie ustawa z dnia 1 kwietnia 2011 r. o zmianie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. Nr 117, poz. 678 z późn. zm.). Nowela wprowadza do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii (dalej: UPN) nowy przepis (art. 62a), zgodnie z którym postępowanie w sprawie o posiadanie nieznacznej ilości środków odurzających lub substancji psychotropowych wbrew przepisom ustawy można umorzyć również przed wydaniem postanowienia o wszczęciu śledztwa lub dochodzenia, jeżeli orzeczenie wobec sprawcy kary byłoby niecelowe ze względu na okoliczności popełnienia czynu, a także stopień jego społecznej szkodliwości. Wejście w życie przed kilkunastu laty przepisu penalizującego posiadanie środków odurzających, rozpoczęło niekończący się spór o znaczenie tego znamienia czynu. Istota kontrowersji sprowadza się do tego, że ustawodawca nie zabrania przecież zażywania narkotyków, natomiast zabrania pod groźbą kary ich posiadania. Orzecznictwo raz skłania się ku stanowisku, że skoro zażywanie nie jest zabronione, to nie można uznać za karalne posiadanie przypadków dysponowania narkotykami, które zmierzają bezpośrednio do ich zażycia, innym razem aprobuje pogląd, że również i taka postać władania środkami odurzającymi stanowi wypadek ich posiadania wbrew przepisom ustawy. Nowy przepis nie tylko nie eliminuje chaosu prawnego w tym obszarze, ale wręcz prowadzi do jego pogłębienia. Nowela wprowadza do UPN instytucję procesową opartą na zasadzie oportunizmu ścigania, która umożliwia zaniechanie ścigania posiadacza nieznacznej ilości narkotyków. Rozwiązanie to stanowi odstępstwo od fundamentalnej dla postępowania karnego zasady legalizmu (art. 10 k.p.k.). Takie odstępstwo występuje już na gruncie k.p.k. (art. 11), jednak ma ono charakter instytucji ogólnej. Kazuistyczny oportunizm procesowy nie tylko godzi w koherentność procedury karnej, lecz także w zasady dobrej legislacji.Nowy art. 62a UPN wprowadza wątpliwe procesowo pojęcie umorzenia postępowania przed wydaniem postanowienia o wszczęciu śledztwa lub dochodzenia, bowiem jedynym postępowaniem, które może tu wchodzić w rachubę jest tzw. dochodzenie w niezbędnym zakresie (art. 308 k.p.k.). Takie zaś dochodzenie rzadko się prowadzi w sprawie o przestępstwo posiadania środków odurzających, podstawa zaś jego umorzenia wynika z k.p.k. Wątpliwości budzi posłużenie się w art. 62a UPN kryterium nieznacznej ilości środka odurzającego, bowiem jest ono czysto ocenne, co pozbawia nową instytucję charakteru gwarancyjnego. Błędnym wydaje się też odwołanie się w nowym przepisie do pojęcia szkodliwości społecznej czynu bez określenia jego stopnia. Możliwość umorzenia postępowania karnego z uwagi na znikomą społeczną szkodliwość czynu już występuje na gruncie postępowania karnego. Powstaje więc pytanie, do jakiego stopnia szkodliwości ustawodawca odwołuje się w nowym przepisie, który w tym przedmiocie milczy. Dalej, okoliczności popełnienia czynu, o których mowa w nowym art. 62a UPN, stanowią jedno z kodeksowych kryteriów oceny stopnia jego społecznej szkodliwości. Tym samym niezrozumiałe jest potraktowanie ich w art. 62 UPN jako kryterium całkowicie odrębnego, które ma tu w istocie charakter pusty normatywnie, bowiem nie wiadomo, jakie charakter winny mieć owe okoliczności, by uzasadniały umorzenie postępowania. W konsekwencji o charakterze tym będą arbitralnie rozstrzygały organy postępowania karnego. Szkoda, że twórcy nowego przepisu, zamierzając odwołać się do powyższych kryteriów nie wzięli przykładu choćby z przepisów kodeksu karnego o warunkowym umorzeniu postępowania. Jednym z fundamentów dobrej legislacji, jest zasada pewności prawnej, która szczególny wymiar znajduje w obrębie prawa karnego, bowiem najsilniej ingeruje ono w prawa i wolności obywateli. Niezależnie od poglądu na temat zasadności penalizacji posiadania narkotyków, kształt przepisów karnych w tej materii od dawna pozostawiał wiele do życzenia. Nowy art. 62a UPN niestety doskonale współgra z dotychczasowym stanem prawnym. Realny skutek wchodzącej w życie zmiany będzie, jak należy się spodziewać, żaden, bowiem cel zamierzony przez nową instytucję mógł być realizowany z powodzeniem na podstawie dotychczas 8


obowiązujących przepisów, w drodze ich odpowiedniej wykładni. Nie można też oczekiwać, by nowy przepis spowodował złagodzenie polityki organów ścigania wobec posiadaczy drobnych ilości narkotyków, bo nie pozwoli na to królowa statystyka. Mało zaś które przestępstwo tak poprawia policyjne i prokuratorskie dane i wykrywalności przestępstw, jak czyny z art. 62 UPN. Art. 62a UPN uchwalony w krótkim czasie bez szerszej konsultacji ze środowiskiem medycznym, terapeutycznym oraz prawniczym, jest przepisem nieprzemyślanym i w gruncie rzeczy niepotrzebnym, co niestety dotyczy ogromnej części uchwalanego w Polsce prawa. Jak się wydaje, miał on stanowić kontrapunkt dla budzącej poważne wątpliwości co swojej legalności „walki z dopalaczami”, a z drugiej strony pozorny gest wobec środowisk, które z walki o legalizację posiadania narkotyków czynią jeden ze swych głównych postulatów. Dając tym środowiskom przysłowiową świeczkę, zatroszczono się także o ogarek dla organów ścigania, którym przyznano jedynie formalną możliwość odstąpienia od ścigania posiadaczy narkotyków w oparciu o czysto ocenne a wręcz pozbawione treści kryteria. Kryminalna polityka antynarkotykowa jest problemem, który z całą pewnością wymaga dogłębnej, lecz chłodnej analizy, opartej o kryterium dobra wspólnego i dokonanej z uwzględnieniem aktualnego stanu nauki i rozwiązań stosowanych przez obce ustawodawstwa. Rzetelnej dyskusji w tym przedmiocie nie zainicjują środowiska, których postulaty sprowadzają się do hasła „sadzić, palić, zalegalizować”. To samo dotyczy polityków wekslujących takie postulaty, jak również grup zawodowych, dla których aktualny stan prawny jest błogosławieństwem. Można mieć tylko nadzieję, że takiej dyskusji się w końcu doczekamy. Tekst w skróconej wersji ukazał się 6 grudnia 2011 w Dzienniku Gazecie Prawnej

9


3. Jak ukryć dług w gminie? Marcin Horała, ekspert CAFR Polski ustawodawca dość surowo ograniczył gminom możliwość zadłużania się. Podstawowy wymóg to nie przekraczanie przez zadłużenie długoterminowe wysokości 60% rocznych dochodów gminy. Tymczasem zaciąganie zobowiązań to dla lokalnych włodarzy najprzyjemniejszy sposób finansowania inwestycji (nie trzeba nikomu nic zabierać), a ze względu na inne uwarunkowania jak np. narzucanie ustawami sztywnych wydatków – często jedyny dostępny sposób. Pojawiła się więc potrzeba by te ustawowe limity jakoś obejść. Dla chcącego nic trudnego. Najlepszym wehikułem do ukrywania długu są spółki. Jednostki samorządu mogą zakładać spółki prawa handlowego – a dług takiej spółki jest już właśnie długiem spółki a nie samorządu. Jeżeli więc mamy np. w gminie transport komunalny to jeżeli miasto zorganizuje go w formie jednostki budżetowej to koszty inwestycji np. w nowy tabor będą finansowane bezpośrednio z budżetu. Jeżeli natomiast wydzielimy spółkę to spółka będzie się zadłużać na konto zakupu taboru. Spłacać będzie oczywiście z tych samych pieniędzy, z których spłacałby gmina, ale sam dług księgowo już w bilans gminy nie wejdzie. W wypadku spółek prowadzących realną działalność ma to jednak również stronę ujemną. Otóż jeżeli taką np. komunikację wydzielimy w spółkę to wpływy ze sprzedaży biletów będą jej przychodem. Gdyby pozostała jednostką budżetową byłby to dochód miasta – a co za tym idzie limit dopuszczalnego zadłużenia, liczonego w proporcji do dochodów, byłby wyższy. Jednak dla chcącego nadal nic trudnego – trzeba rozdzielić organizacyjnie strumień przychodów od własności taboru i kosztów związanych z nim inwestycji. Robimy więc tak: Wydzielamy jednostkę budżetową Zarząd Komunikacji Gminnej, która sprzedaje bilety i wykupuje u przewoźnika wozokilometry na obsłużenie kursów. Tym samym „przerób” Zarządu – przychody z biletów i wydatki na zakup przewozów – wchodzą w budżet jednostki, zwiększając go, a co za tym idzie zwiększając limit zadłużenia. W drugim posunięciu tworzymy spółkę komunalną Gminne Autobusy sp. z o.o. która zawrze długoterminową umowę z Zarządem Komunikacji na świadczenie przewozów i pod tą umowę będzie mogła się zadłużać na zakup nowych autobusów. Tym sposobem mamy i wilka sytego – zadłużenie poza budżetem i owcę całą – przepływ środków przez budżet. Komunikacja miejska wydaje się obszarem szczególnie predestynowanym do takiej inżynierii ze względu na stosunkowo duże wpływy z biletów i duże potrzeby inwestycyjne w odnawianie taboru. Jeżeli jednak się dobrze zastanowić to tego rodzaju mechanizmy można stosować naprawdę szeroko. Miejski teatr potrzebuje nowej siedziby? Gminna spółka Centrum Kultury sp. z o.o. ją wybuduje za własne obligacje, a spłaci je z tego, co jej jednostka budżetowa Teatr Miejski będzie płacić za wynajem pomieszczeń. Nawet można by powołać spółkę Nieruchomości Oświatowe sp. z o.o., która wybuduje za kredyt nowy budynek szkolny po to by go następnie wynajmować miastu na siedzibę szkoły podstawowej. Ten ostatni przykład sam wymyśliłem, więc mam nadzieję na jakąś prowizję w razie realizacji (pozostałe przytoczone w tekście są wzięte z życia polskich samorządów). Efekt – według dość ostrożnych szacunków w największych polskich miastach zagregowane zadłużenie spółek komunalnych jest już większe niż oficjalne zadłużenie jednostek samorządu. Ot taki drobny przyczynek do opisu współczesnego polskiego cudu gospodarczego. I nie, nie polega on na tym, że dług rośnie szybciej niż gospodarka tylko na tym, że wszystkim się wydaje że tak można w nieskończoność. Tekst ukazał się 13 grudnia 2011 r. na portalu Stefczyk.info

10


4. Dwa tryby ratyfikacji paktu fiskalnego Andrzej Pogłódek, asystent na Wydziale Prawa i Administracji UKSW

Podczas ostatniej Rady Europejskiej w piątek 9 grudnia 2011 r. przywódcy państw UE uzgodnili, że będą zmierzać do głębszej koordynacji polityk gospodarczych państw członkowskich. Powstać ma tzw. unia fiskalna, której reguły nie są na razie jeszcze jasne. Prawdopodobne jest natomiast, że ze względu na veto Wielkiej Brytanii unia fiskalna tworzona będzie nie poprzez nowelizację unijnych traktatów, ale w drodze zawarcia nowej umowy międzynarodowej. Skoro tak, to należy rozpatrzyć w jakim trybie taka umowa powinna być przez Polskę ratyfikowana. W poniższej analizie pokażę, że możliwe są dwa różne warianty, a wybór właściwego będzie zależał od szczegółowych zapisów paktu, które wynegocjuje rząd RP. W jednym wypadku opozycja prawdopodobnie będzie mogła zablokować w Sejmie ratyfikację paktu, w drugim natomiast większość rządowa będzie mogła zignorować protesty opozycji. Konstytucyjne tryby ratyfikacji Obowiązująca Konstytucja RP określa stosunek Rzeczpospolitej Polskiej do prawa międzynarodowego. W art. 9 Konstytucji RP zadeklarowano, iż Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego. Konstytucja RP wylicza zamknięty katalog źródeł prawa powszechnie obowiązującego w Rzeczypospolitej Polskiej. Zgodnie z art. 87 ust. 1 Konstytucji RP są nimi: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowego oraz rozporządzenia. Konstytucja RP zawiera w art. 89 ust. 3 wyraźne odesłanie do ustawy z dnia 14 kwietnia 2000 r. o umowach międzynarodowych (Dz.U. Nr 39 poz. 443 z późn. zm.). Ustawa ta określa zasady oraz tryb zawierania, ratyfikowania, zatwierdzania, ogłaszania, wykonywania, wypowiadania i zmian zakresu obowiązywania umów międzynarodowych (art. 1 ustawy o UM). Przepisy Konstytucji RP pozwalają na wyróżnienie trzech trybów związania się Rzeczypospolitej Polskiej umową międzynarodową. Kwalifikowany z art. 90 Konstytucji RP; zwykły z art. 89 ust. 1 Konstytucji RP i uproszczony z art. 89 ust. 2 Konstytucji RP. Ratyfikacja traktatów a hierarchia źródeł prawa Ustrojodawca zróżnicował jednak zależnie od trybu wyrażenia zgody na ratyfikację danej umowy przez Prezydenta RP ich miejsce w systemie źródeł prawa. I tak, ratyfikowana umowa międzynarodowa, po jej ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej, stanowi część krajowego porządku prawnego i jest bezpośrednio stosowana, chyba że jej stosowanie jest uzależnione od wydania ustawy (art. 91 ust. 1). Umowa międzynarodowa ratyfikowana za uprzednią zgodą wyrażoną w ustawie ma pierwszeństwo przed ustawami, jeżeli danej ustawy nie da się pogodzić z umową (art. 91 ust. 2). Co więcej, jeśli wynika to zapisów ratyfikowanej przez Rzeczpospolitą Polską umowy konstytuującej organizację międzynarodową (tak jak w przypadku Unii Europejskiej), prawo przez nią stanowione jest stosowane bezpośrednio, mając pierwszeństwo w przypadku kolizji z ustawami (art. 91 ust. 3). W wypadku umów, w których zgoda na ratyfikację nie została wyrażona w ustawie (umowy międzynarodowe z art. 89 ust. 2 Konstytucji RP), nie mają one pierwszeństwa przed ustawami, gdy nie da się ich pogodzić z postanowieniami prawa krajowego. Mają one wówczas jedynie pierwszeństwo przed innymi niż ustawa aktami prawnymi, takimi jak np. rozporządzenia wykonawcze do ustaw. Tryb kwalifikowany Pierwszy tryb wyrażenia zgody wymagany jest dla umów międzynarodowych na podstawie których Rzeczypospolita Polska przekazuje organizacji lub organowi międzynarodowemu kompetencję 11


organów władzy państwowej w niektórych sprawach (art. 90 ust. 1). Ustrojodawca wyróżnił dwie możliwości upoważnienia Prezydenta Rzeczypospolitej do dokonania ratyfikacji takiej umowy międzynarodowej: 1. ustawa, wyrażająca zgodę na ratyfikację przez Prezydenta RP umowy międzynarodowej na podstawie której Rzeczypospolita Polska przekazałaby organizacji lub organowi międzynarodowemu kompetencje władzy państwowej w niektórych sprawach, jest uchwalana przez Sejm większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz przez Senat większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów (art. 90 ust. Konstytucji RP). Należy tu zauważyć, iż próg wymagany dla udzielenia takiego upoważnienia jest wyższy niż w wypadku uchwalania ustawy o zmianie Konstytucji RP (zob. art. 235 Konstytucji RP); 2. wyrażenie zgody na ratyfikację przez Prezydenta RP umowy międzynarodowej na podstawie której Rzeczypospolita Polska przekazałaby organizacji lub organowi międzynarodowemu kompetencje władzy państwowej w niektórych sprawach może być uchwalone w referendum ogólnokrajowym zgodnie z przepisem art. 125 (art. 90 ust. 3 Konstytucji RP). Wynik referendum jest wiążący jeżeli wzięła w nim udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania (art. 125 ust. 3 Konstytucji RP). W przeciwnym wypadku wynik będzie miał tylko znaczenie polityczne, będzie swoistą wskazówką dla Sejmu RP jak rozstrzygnąć sprawę, która była przedmiotem referendum (tu wyrażenie zgody na ratyfikację umowy międzynarodowej). Wybór jednego z dwóch powyższych trybów wyrażenia zgodny na ratyfikację takiej umowy międzynarodowej należy wyłącznie do Sejmu RP. Sejm zgodnie z art. 90 ust. 4 Konstytucji RP podejmuje uchwałę w sprawie wyboru trybu wyrażenia zgody na ratyfikację umowy międzynarodowej na podstawie której Rzeczypospolita Polska przekazałaby organizacji lub organowi międzynarodowemu kompetencje władzy państwowej w niektórych sprawach bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Należy zauważyć, iż powyższy tryb wyrażenia zgody na ratyfikację umowy międzynarodowej przez Prezydenta RP jest procedurą, której zastosowanie jest w świetle postanowień Konstytucji RP wyjątkiem od zasadniczego trybu wyrażania zgody na ratyfikowanie umów międzynarodowych (art. 89 Konstytucji RP). Bowiem tylko w nielicznych, choć w ostatnich latach coraz częstszych wypadkach dochodzi do zawierania umów międzynarodowych przekazujących kompetencję władzy państwowej na rzecz organów lub organizacji międzynarodowych. Ze względu jednak na doniosłe skutki takich umów warto moim zdaniem przyjmować jako zasadę wyrażanie zgody na ich ratyfikację w drodze referendum. Należy przy tym pamiętać, iż ratyfikacji umowy międzynarodowej dokonuje Prezydent RP i nie jest on w sensie prawnym zobligowany do – nawet mimo pozytywnego wyniku referendum – ratyfikowania takiej umowy, o ile uznałby, iż jest ona sprzeczna z Konstytucją RP (ze względu na zakres przekazywanych kompetencji dotyczący np. ich twardego rdzenia). Przy czym należy przyjąć, iż Prezydent RP w takiej sytuacji powinien skorzystać ze swojego prawa do zainicjowania prewencyjnej kontroli takiej umowy międzynarodowej przez Trybunał Konstytucyjny. Bowiem późniejsze, po wejściu w życie umowy międzynarodowej, zakwestionowanie jej konstytucyjności przez TK powodować by mogło problemy natury prawno-międzynarodowej. Tryb zwykły Drugi tryb wyrażenia zgody na ratyfikację przez Prezydenta RP podlega znacząco mniejszym obostrzeniom niż pierwszy. Zgoda ta wyrażania jest w drodze ustawy uchwalonej przez Sejm zwykłą większością głosów. Ten tryb wymagany jest przez Konstytucję RP jeżeli umowa międzynarodowa dotyczy: 1. 2. 3. 4. 5.

pokoju, sojuszy, układów politycznych lub układów wojskowych; wolności, praw lub obowiązków obywatelskich określonych w Konstytucji; członkostwa Rzeczypospolitej Polskiej w organizacji międzynarodowej; znacznego obciążenia państwa pod względem finansowym; spraw uregulowanych w ustawie lub w których Konstytucja wymaga ustawy (art. 89 ust. 1). 12


Powyższy tryb wyrażenia zgody na ratyfikację przez Prezydenta RP będzie dotyczył większości umów międzynarodowych zawieranych przez Rzeczpospolitą Polską. W tym wypadku Konstytucja RP nie przewiduje referendum jako jednego z trybów wyrażenia zgody. Jednak w świetle postanowień art. 125 Konstytucji RP referendum ogólnokrajowe może być przeprowadzone w sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa (art. 125 ust. 1 Konstytucji RP). Organem zarządzającym referendum ogólnokrajowe jest Sejm RP podejmujący decyzję w tej sprawie bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Sejm może tu działać z własnej inicjatywy, a także na wniosek Senatu, Rady Ministrów lub grupy 500 000 osób mających prawo udziału w referendum. Referendum z art. 125 ust. 1 Konstytucji RP może również zarządzić Prezydent RP za zgodą Senatu wyrażoną bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów (art. 125 ust. 1). Nie można wykluczyć, iż sprawa w której w świetle postanowień Konstytucji RP wystarczyłoby wyrażenie przez Sejm zgody na ratyfikację umowy międzynarodowej zwykłą większością głosów, ze względu na swoją wagę spełniałaby przesłanki z art. 125 ust. 1 Konstytucji RP. W takiej sytuacji istniałaby możliwość zarządzenia referendum w którym obywatele RP wypowiedzieliby się na temat zasadności wyrażania przez Sejm RP zgody na ratyfikację danej umowy międzynarodowej. Wynik referendum byłby wiążących w wypadku wzięcia w nim udziału więcej niż połowy uprawnionych do głosowania (art. 125 ust. 3 Konstytucji RP). Tryb uproszczony Trzeci tryb, to ten w którym o zamiarze przedłożenia Prezydentowi Rzeczypospolitej do ratyfikacji umowy międzynarodowej, której ratyfikacja nie wymaga zgody wyrażonej w ustawie. Prezes Rady Ministrów wyłącznie zawiadamia Sejm (art. 89 ust. 2 Konstytucji RP) o zawarciu umowy. Ten tryb stosowany jest dla ratyfikowania umów międzynarodowych dotyczących kwestii szczegółowych, technicznych. Kwestii, które uregulowane mogą być na poziomie rozporządzenia wykonawczego do ustawy. Ratyfikowane w tym trybie przez Prezydenta RP umowy międzynarodowe nie będą jednak miały pierwszeństwa przed ustawą i w wypadku konfliktu będzie on rozstrzygany na korzyść ustawy. Konieczność akceptacji paktu przez Sejm Obecnie nie są znane szczegółowe postanowienia paktu fiskalnego. Tryb wyrażenia zgody na jego ratyfikację będzie zależał od szczegółów umowy międzynarodowej. Wykluczyć można z pewnością pominięcie Sejmu RP w procedurze wyrażania zgody na ratyfikację (tryb z art. 89 ust. 2 Konstytucji RP). Kwestie, które wedle medialnych zapowiedzi mają być uregulowane w pakcie fiskalnym, bez wątpienia zaliczają się do tych, które w Polsce wymagają uregulowania na poziomie ustawy (np. określony poziom deficytu finansów publicznych w relacji do PKB) czy nawet wprowadzenia zmian w Konstytucji RP (w wypadku zobowiązania się tą umową międzynarodową do wpisania do niej tzw. złotej zasady utrzymywania zrównoważonych budżetów). Także to, iż umowa międzynarodowa ratyfikowana bez zgody wyrażonej przez Sejm RP w ustawie ma moc prawną niższą niż ustawa przemawia przeciw wyborowi tego trybu ratyfikacji. Wydaje się, iż celem inicjatorów jest zapewnienie skutecznego włączenia przyjętych reguł do porządków prawnych państw, które przyjmą pakt fiskalny. Wymagana większość zależna od zapisów paktu Ze względu na to, iż nie jest obecnie znany zakres związania Rzeczpospolitej Polskiej postanowieniami paktu fiskalnego otwartą pozostaje kwestia czy właściwy będzie wybór trybu wyrażenia zgody na ratyfikację tej umowy międzynarodowej przez Prezydenta RP z art. 89 ust. 1 Konstytucji RP (tryb zwykły) czy art. 90 Konstytucji RP (tryb kwalifikowany). Moim zdaniem zależy to w dużej mierze od tego, czy organy Unii Europejskiej uzyskają wobec Polski jakieś nowe „twarde” kompetencje. W tym wypadku mogą to być automatyczne sankcje za łamanie dyscypliny budżetowej w wypadku przekroczenia limitów deficytu i długu publicznego. Należałoby wówczas przyjąć, iż doszło do przekazania kompetencji ze względu na istotne ograniczenia ustawodawcy polskiego w kształtowaniu budżetu i poddanie polityki budżetowej nadzorowi organów zewnętrznych. W takiej sytuacji polski Sejm utraciłby możliwość autonomicznego kształtowania tej sfery regulacji. Także zmiana Konstytucji RP zmierzająca do poluzowania dyscypliny budżetowej narażałaby Polskę na sankcje za łamanie przyjętych zobowiązań prawnomiędzynarodowych. 13


Jednak, jeżeli wobec Polski nie obowiązywałyby postanowienia paktu fiskalnego dotyczące sankcji za łamanie dyscypliny budżetowej, a Polska zobowiązałaby się jedynie do budżetowej sprawozdawczości i nieprzekraczania sześćdziesięcioprocentowego progu zadłużenia w relacji do PKB (co byłoby potwierdzeniem norm zawartych w Konstytucji RP) czy też do zapisania w Konstytucji RP utrzymywania zrównoważonego budżetu, to właściwym byłby tryb wyrażenia zgody na ratyfikację tej umowy przez Prezydenta RP z art. 89 ust. 1 Konstytucji RP, czyli w trybie podstawowym. W takiej sytuacji nie doszłoby bowiem do przekazania kompetencji organów władzy państwowej na rzecz Unii Europejskiej. Referendum możliwe w obu przypadkach Nie wykluczałoby to jednak możliwości przeprowadzenia referendum przed wyrażeniem zgody przez Sejm na ratyfikację paktu fiskalnego (art. 125 Konstytucji RP). Niewątpliwie bowiem mimo, iż nie doszłoby do wyposażenia organów UE w nowe kompetencje, to przyjęte zobowiązania tj. zmiana Konstytucji RP i wpisanie do niej zasady utrzymywania zrównoważonego budżetu, są na tyle istotne, że można je uznać za sprawę o szczególnym znaczeniu dla państwa i umożliwić obywatelom zajęcie stanowiska w tej kwestii. Analiza opublikowana została 16 grudnia na stronach www.cafr.pl .

14


5. Republikanie o polityce zagranicznej USA Michał Krupa, ekspert CAFR

Miesiąc dzieli nas od pierwszych prawyborów prezydenckich Partii Republikańskiej w Stanach Zjednoczonych. Niewątpliwie tematem dominującym w walce o nominację prezydencką będzie gospodarka, która, według Republikanów, stanie się również najważniejszym tematem dla konserwatywnych wyborców w przyszłorocznym wyścigu o Biały Dom. Warto jednak zwrócić uwagę na pomysły i koncepcje obecnych kandydatów ubiegających się o nominację GOP na temat polityki zagranicznej. Potencjalna wygrana kandydata Republikanów będzie oznaczała odejście w wielu obszarach od obecnej linii międzynarodowej Baracka Obamy na rzecz bardziej „twardej” polityki. Obecnie o nominację GOP ubiega się siedmiu kandydatów: Mitt Romney, były gubernator stanu Massachusetts, Rick Perry, gubernator Teksasu, Ron Paul, teksański kongresman, Rick Santorum, senator z Pensylwanii, Michele Bachmann, kongresmanka z Minnesoty, Newt Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów, Jon Huntsman, były gubernator stanu Utah i były ambasador w Chinach. Niedawno, po oskarżeniach o molestowanie seksualne, z wyścigu o nominację wycofał się znany amerykański biznesmen i szef sieci restauracji „Godfather´s Pizza” Herman Cain. Dotychczas odbyła się cała seria debat kandydatów, podczas których poruszano kwestie gospodarki, imigracji, zadłużenia, bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej. 22 listopada odbyła się debata sponsorowana przez dwa prestiżowe waszyngtońskie think tanki: Heritage Foundation i American Enterprise Institute, poświęcona w całości kwestiom polityki zagranicznej. Również debata 12 października sponsorowana przez telewizję ABC oscylowała wokół polityki zagranicznej. Warto więc zwrócić uwagę na najważniejsze zagadnienia podnoszone podczas debat i nie tylko. Nuklearny Iran i terroryzm islamski Dominującym tematem wszystkich dotychczasowych debat w sferze polityki zagranicznej jest terroryzm i związana z nim problematyka tzw. państw zbójeckich, w szczególności Iranu. Jeśli mielibyśmy dokonać klasyfikacji poglądów na kwestię irańską wszystkich kandydatów, możemy stwierdzić, że z wyjątkiem Rona Paula wszyscy są zdeterminowani do tego, aby powstrzymać wszelkimi sposobami nuklearne ambicje Teheranu. Można tu zauważyć, choć żaden kandydat oficjalnie nie odwołuje się do tego nurtu, neokonserwatywne pojmowanie stosunków międzynarodowych. Zwolennicy twardego rozprawienia się z Iranem, tacy jak: Gingrich, Romney czy Santorum, powołują się na ostatni raport Międzynarodowej Agencji Atomowej (IAEA), w którym znajdują się informacje rzekomo potwierdzające irańskie plany budowy bomby nuklearnej. Interes i bezpieczeństwo Izraela również są podnoszone jako koronny argument za twardym i zdecydowanym podejściem do polityki Teheranu. Gingrich uważa nawet, że Stany Zjednoczone winny prowadzić tajne operacje mające na celu zabicie głównych architektów irańskiego programu atomowego. Proponuje się zwiększanie międzynarodowych sankcji wobec Iranu i niewykluczanie militarnej interwencji. Ron Paul – zwolennik bardziej realistycznej polityki zagranicznej, w której pojęcie interesu narodowego jest nadrzędnym celem polityki zagranicznej (często błędnie nazywanej izolacjonizmem), uważa, że atak na Iran nie leży w interesie Stanów Zjednoczonych, gdyż nie ma jednoznacznego potwierdzenia tez zawartych w raporcie IAEA, a przy prowadzeniu dwóch operacji wojskowych w Afganistanie i Iraku (z których Paul również chce wycofać amerykańskie wojska), atak na Iran poważnie osłabiłby Amerykę i byłby zaczynem kolejnych ataków terrorystycznych. Różnice pojawiają się również na tle walki z sunnicką Al-Kaidą. Narracja większości kandydatów dotycząca wydarzeń z 11 września 2001 r. i motywacji działalności szeroko pojętej Al-Kaidy wydaje się zbyt powierzchowna. Twierdzą oni, że organizacja Osamy bin Ladena zaatakowała Amerykę ze względu na jej atrybuty wolności, demokracji i liberalnej kultury. 15


Jedynie Ron Paul odwołujący się m.in. do tzw. koncepcji blowback (koncepcja opracowana przez CIA polegająca na asymetrycznej reakcji na amerykańskie zaangażowanie w świecie) uważa, że to amerykańska polityka zagraniczna na Bliskim Wschodzie i bezwarunkowe poparcie dla Izraela są prawdziwym powodem wzrostu międzynarodowego islamskiego terroryzmu spod znaku Al-Kaidy. Spór o strategię w Afganistanie Poza kwestią Iranu kandydaci często pytani są o Afganistan i o dalszą strategię militarną oraz polityczną w tym kraju. Możemy wyróżnić tutaj trzy podejścia. Koncepcja „stay the course”, czyli kontynuacji dotychczasowej walki z talibami i innymi partyzantami islamskimi, jak tzw. sieć Hakanniego (Michelle Bachmann); koncepcja „get out later”, czyli jak najszybszego przekazania Afgańczykom odpowiedzialności za aparat wewnętrznego bezpieczeństwa i ostatecznego wycofania wojsk amerykańskich (Gingrich, Romney, Perry); koncepcja „bring the knife”, czyli rozpoczęcia już teraz wycofywania amerykańskich wojsk z Afganistanu po dekadzie obecności i intensywnych walk oraz porzucenia działań na rzecz inżynierii społecznej (nation-building), rozumianej jako próby implementacji liberalnej demokracji z wszystkimi jej konsekwencjami w kraju o kompletnie odmiennej kulturze politycznej i społecznej (Huntsman, Paul). Jak ujarzmić chińskiego smoka? Kwestia chińska, zwłaszcza w kontekście niedawnej wizyty Baracka Obamy w Azji, jest szczególnie istotna dla Republikanów. O ile dwugłos realistów, czyli Paula i Huntsmana, proponuje pragmatyczne i roztropne podejście do Chin, które uwzględnia chińskie znaczenie w regionie, ale również znaczenie gospodarczych relacji między USA i ChRL bez jakiejkolwiek eskalacji napięć w stosunkach dwustronnych, o tyle podejście reszty kandydatów jest bardziej zdecydowane. Romney uzasadnia swoje twarde stanowisko tym, że Chińczycy systematycznie kradną amerykańską technologię, dyskryminują amerykańskie korporacje, manipulują własną walutą. Uważa, że wojna gospodarcza z Chinami jest czymś, czego należy unikać, ale jednocześnie nie zadowala go obecny stan relacji na linii Pekin – Waszyngton. Według Bachmanna i Perry´ego z kolei, przy obecnym poziomie zadłużenia amerykańskiego u Chińczyków należy z większą powagą traktować znaczenie Państwa Środka. Winę, według Republikanów, za obecny brak zdecydowanej obrony amerykańskich interesów w obliczu wzrastającej potęgi Chin ponosi Barack Obama i jego nieudolna polityka azjatycka. Zadziwiający brak refleksji europejskiej Nie sposób poruszyć na tych łamach wszystkich zagadnień podnoszonych podczas debat, które oprócz tematów wyżej wspomnianych odnoszą się również do Pakistanu, Syrii, sytuacji w Libii czy też nowej wizji relacji z Ameryką Południową. Dla polskiego czytelnika zapewne interesujące będą te wątki dyskusji, które traktują o Europie i relacjach transatlantyckich. Zaskoczeniem jest jednak fakt, że podczas debat niemal nieobecna była tematyka europejska. Nawet tak istotna kwestia, jak stosunek Republikanów do tzw. resetu relacji z Rosją, nie znalazła odpowiedniego rezonansu w przedwyborczych debatach. Jedynym kandydatem, który wyłożył w sposób programowy swoją wizję polityki zagranicznej (również w kontekście europejskim), jest Mitt Romney, uważany powszechnie za faworyta republikańskiej walki o nominację prezydencką. Jego program w formie „Białej Księgi” nosi tytuł „An American Century: A strategy to secure America´s enduring interests and ideals”. Program jest rozwinięciem ogólnych tez zawartych w książce Romneya, „No Apology. The case for American Greatness”. W swoim programie Romney zaznacza dwa obszary, istotne z punktu widzenia Polski, na które warto zwrócić uwagę. Po pierwsze, postuluje powrót do budowy elementów amerykańskiej obrony antyrakietowej na terenie Polski, zachowując jednocześnie prawo do całkowitej kontroli systemu przez Amerykanów. Stwierdza, że jako prezydent będzie gotowy do współpracy z Rosją w tym obszarze, bez jakichkolwiek kompromisów odnoszących się do ogólnej efektywności systemu. „Stany Zjednoczone nie powinny nigdy pozwolić na rosyjskie weto w kwestiach bezpieczeństwa naszego, jak również naszych sojuszników” – stwierdza „Biała Księga”. 16


Drugim zagadnieniem istotnym z punktu widzenia interesów Rzeczypospolitej są ogólne stosunki USA – Rosja. Romney uważa, że „reset” od początku był koncepcją dwuznaczną, nakierowaną raczej na doraźny sukces niż na długofalową strategię. Krytykuje postanowienia zawarte w nowej umowie START na temat redukcji strategicznego arsenału nuklearnego Rosji i Stanów Zjednoczonych. Romney chce jednocześnie wymusić na Rosjanach ograniczenie ekspansjonistycznej polityki zagranicznej, jak również zachęcić ich do większej wewnętrznej liberalizacji i demokratyzacji. Jest to echo podejścia neokonserwatywnego, które dominowało w doktrynie zagranicznej prezydenta George´a W. Busha i które ma nowy rezonans w doktrynie zagranicznej kandydata Romneya. Nie dziwi więc, że wstęp do „Białej Księgi” napisał Eliot Cohen, jeden z najbardziej prominentnych amerykańskich neokonserwatystów. Romney postuluje również w kontekście stosunków z Rosją pomoc dla państw Europy Wschodniej w uniezależnieniu się od rosyjskich dostaw gazu. Opowiada się za amerykańską pomocą dla budowy rurociągu Nabucco jako silnego elementu oddalającego amerykańskich sojuszników w regionie od wpływów Moskwy. Należy podkreślić, że Polska w planie faworyta Republikanów zyskuje znów na regionalnym i międzynarodowym znaczeniu. Warto obserwować, co się będzie działo w następnych kilku tygodniach w Stanach Zjednoczonych. Zwycięzca republikańskiej nominacji na prezydenta ostatecznie będzie musiał przedstawić koherentny program nowej amerykańskiej polityki zagranicznej. Choć nie ulega wątpliwości, że temat gospodarki i recesji będzie tematem numer jeden kampanii prezydenckiej, nie oznacza to jednak, że polityka zagraniczna będzie specjalnie marginalizowana. Jedyne, co może niektórych zaskoczyć, to inne niż dotychczas rozłożenie akcentów, czyli poświęcanie większej uwagi np. kwestiom Bliskiego Wschodu niż Sojuszowi Atlantyckiemu. W prawyborach będzie więc widoczne wyraźne starcie polityki antyinterwencjonizmu i softpower (Paul, Huntsman) z polityką zdecydowanego zaangażowania i czynienia z amerykańskiej wyjątkowości probierza nowej doktryny zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Tekst ukazał się w Naszym Dzienniku 19 grudnia 2011 r.

17


6. Zawód wliczony w cenę domu Z drem Stanisławem Tyszką, dyrektorem CAFR rozmawia Bartosz Sendrowicz Bartosz Sendrowicz: Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje nad listą zawodów, do których można otworzyć dostęp. Ma tam być 130 profesji. Które? Stanisław Tyszka: W resorcie transportu jest zbyt dużo zawodów reglamentowanych, w Ministerstwie Zdrowia też jest spore pole do manewru - asystentka czy higienistka dentystyczna to zawody, które można otworzyć. Podobnie jak podległe resortowi finansów: makler, doradca inwestycyjny czy doradca podatkowy. Ministerstwo Kultury nadzoruje np. takie zawody jak muzealnicy, bibliotekarze, różni konserwatorzy - też powinny być otwarte. Mamy wiele kwiatków - np. konserwatorzy dźwignic i dźwigów i oddzielnie operatorzy dźwignic oraz dźwigów. Ich reglamentowanie jest zbędne. Ocena kwalifikacji osób w tych zawodach powinno być zostawiona przedsiębiorcom. Oni sami wiedzą najlepiej, jakich ludzi potrzebują. Obawiam się, że proponowana przez ministra Jarosława Gowina deregulacja napotka duży opór grup zawodowych. Tak było, gdy rząd w poprzedniej kadencji próbował otworzyć zawód pośredników obrotu nieruchomościami. Środowisko szybko i skutecznie zorganizowało się przeciwko temu. Deregulacja nie musi oznaczać zniesienia wszystkich wymogów. Można zostawić np. obowiązek ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej dla osób wykonujących dany zawód. Dlaczego w ogóle zamyka się dostęp do zawodów? - To wynika z interesów określonych grup, które w momencie zdobycia mocniejszej pozycji na rynku zamykają się na nowych członków po to, aby ograniczyć konkurencję. To pozwala np. utrzymywać ceny świadczonych usług na nierynkowym, zawyżonym poziomie. Jakie są skutki regulowania dostępu do zawodów? - Mamy najwyższą liczbę zawodów regulowanych w Europie, aż 380. Oprócz wiąże się to z wysokim bezrobociem wśród osób młodych, emigracją konkurencyjnością polskiej gospodarki. Część młodych osób, nawet jeśli wykształcenie, woli wyjechać za granicę i tam zarabiać, niż czekać długie lata, wymogi określonej korporacji zawodowej.

zawyżania cen usług zarobkową i niższą posiada kierunkowe aż uda im się spełnić

W których sektorach gospodarka traci? - W najróżniejszych: od ochrony środowiska, przez obrót nieruchomościami, transport, po budownictwo i szeroko rozumianą służbę zdrowia. To potencjalnie setki tysięcy miejsc pracy. Mają one kolosalny wpływ na kondycję rynku pracy i konkurencyjność gospodarki. Przedstawiciele zawodów reglamentowanych mówią, że pracują u nich najlepsi, a to gwarancja najwyższej jakości usług. - To kwestia ochrony interesu publicznego. Trzeba się zastanowić, kiedy regulacja rzeczywiście go chroni, a kiedy chroni interesu grupy wykonującej dany zawód. To konflikt interesów ogółu konsumentów i wąskich grup. Są zawody, w których konieczne jest ograniczenie - nie każdy może być lekarzem, otworzyć gabinet i zacząć leczyć. Ale z drugiej strony szereg zawodów nie musi być reglamentowanych. Najwięcej, bo około setki zawodów w Polsce podlega Ministerstwu Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, to np. nurkowie, marynarze, kierownicy pociągów. Sporo jest też ich w Ministerstwie Środowiska, np. aż 11 kategorii geologów, w Ministerstwie Administracji - kilka kategorii geodetów. To się powinno zmieniać.

18


Które profesje potrzebują otwarcia najbardziej? - W raporcie naszej fundacji postulujemy otwarcie 278 zawodów - co ułatwiłoby też życie zwykłym ludziom. Weźmy np. zawód pośrednika w obrocie nieruchomościami. Żeby nim zostać, trzeba wydać kilkanaście tysięcy złotych, mieć odpowiednie wykształcenie i licencję. Pośrednik pobiera prowizję od obu stron transakcji. Efekt jest taki, że sprzedający nie chce tracić, więc podwyższa cenę nieruchomości o tę prowizję. Otwarcie dostępu do tego zawodu obniżyłoby cenę nieruchomości. Tak jest np. w Czechach - wystarczy zarejestrować działalność i można pośredniczyć w obrocie nieruchomościami. Jak otwarcie zawodów wpłynie na pracę ich przedstawicieli? - Wykonujący dziś te zawody będą mieli większą konkurencję, spadną ich zarobki, a wzrośnie konieczność doskonalenia się i dokształcania. Absolwenci natomiast nie będą musieli ''stać w kolejce'' do wyuczonego zawodu, nie będą musieli wyrabiać licencji, będą płynnie wchodzić na rynek pracy. Nie boję się obniżenia jakości usług, bo wzrost konkurencji raczej będzie sprzyjał jej podniesieniu. Rozmowa ukazała się 27 grudnia w „Gazecie Wyborczej”.

19


7. Rząd bez strategii wobec demografii Michał Czarnik, szef Zespołu ds. Rodziny CAFR

Dnia 23 grudnia Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej przesłało do Zespołu Doradców Strategicznych Premiera RP swoje uwagi przygotowane w ramach konsultacji społecznych „Długookresowej Strategii Rozwoju Kraju – Polska 2030”. Nasze uwagi zostały przygotowane w przez szefa Zespołu ds. Rodziny CAFR Michała Czarnika i dotyczyły tych fragmentów Strategii, w których rząd zajmował się problemami demograficznymi i polityką prorodzinną. Zapraszamy do zapoznania się z naszymi uwagami, które udostępniamy poniżej! Uwagi Fundacji Republikańskiej do „Długookresowej Strategii Rozwoju Kraju – Polska 2030” dotyczące zagrożeń demograficznych i polityki prorodzinnej 1. Autorzy strategii wydają się zdawać sobie sprawę z nadchodzącego kryzysu demograficznego. Opis tego zagadnienia w Raporcie jest jednak w naszej ocenie niewystarczający – przede wszystkim brakuje pokazania szerszej perspektywy czasowej. W horyzoncie czasowym zakreślonym w analizowanym dokumencie według dostępnych prognoz demograficznych zmniejszenie liczby ludności Polski nie będzie miało jeszcze drastycznego charakteru. Zmiany te natomiast będą bardzo widoczne w okresie kolejnych 20 lat – prognozuje się że o ile w 2030 r. liczba ludności Polski spadnie do 36 mln osób, to w 2050 r. już do 32,5 mln osób. Z tego względu możliwość depopulacji powinna zostać bardziej zaakcentowane w raporcie jako zagrożenie i potencjalna bariera rozwojowa Polski oraz istotne wyzwanie w formułowaniu długoterminowej strategii rozwoju Kraju. Takiemu zaakcentowaniu powinna towarzyszyć nie tylko warstwa opisowa, ale także, jak ma to miejsce w przypadku innych zagadnień opisywanych w Raporcie, szersze odniesienie się do konkretnych danych liczbowych i osadzenie problemu w kontekście doświadczeń i projekcji dotyczących innych państw europejskich. Pożądana jest przy tym dokładna prezentacja i analiza długoterminowych prognoz demograficznych dla Polski i Europy, tak by zagrożenia zostały w sposób przejrzysty i klarowny wyartykułowane i zobrazowane. 2. W naszej ocenie waga problemów demograficznych stojących przed Polską uzasadnia silniejsze ich akcentowanie w strukturze Raportu. Zagadnienia te powinny znaleźć się w katalogu dylematów rozwojowych Polski (s. 12 cz. I), a skuteczne ich zwalczanie w wyliczeniu krytycznych funkcji jakie musi pełnić państwo polskie (s. 14 cz. I). Za niewystarczające uznajemy rekomendowanie działania jedynie w pośredni sposób, poprzez „łączenie ambicji zawodowych i aspiracji życiowych”. Uważamy również za daleko nieodpowiadające potrzebom uwzględnienie w katalogu 100 kluczowych projektów do realizacji wyłącznie jednego ogólnie brzmiącego postulatu – IV.6 „Promocja dzietności poprzez zmniejszenie kosztów związanych z opieką oraz wychowaniem dzieci, szczególnie wynikających z łączenia kariery zawodowej z życiem rodzinnym”. W naszej ocenie w katalogu tym powinno znaleźć się wiele bardziej szczegółowych i konkretnych projektów w zakresie polityki prorodzinnej. Skala problemów demograficznych czekających Polskę uzasadnia wręcz ujęcie projektów z zakresu polityki prorodzinnej w systematyce raportu jako rozbudowanej odrębnej, dziesiątej grupy. 3. Nie sposób zgodzić się z tezami raportu jakoby negatywne trendy demograficzne wynikały wyłącznie „z przemian kulturowych i cywilizacyjnych wykraczających w dużej mierze poza możliwości oddziaływania na poziomie krajowym (np. przemiany modelu rodziny, zmiany w stylu życia, w którym coraz większe znaczenie odgrywa aktywne spędzanie czasu wolnego) czy też poprzez udział naszego kraju w Unii Europejskiej czy Radzie Europy.” oraz z wynikającą z powyższej tezy konstatacją, że główny ciężar strategii winien zostać położony nie na przeciwdziałaniu tym trendom ale dostosowaniu się do nich. Ocenie powyższej należy przede wszystkim przedstawić wnioski wynikające z doświadczeń innych państw europejskich, które poprzez aktywną, przemyślaną i nastawioną na cele pronatalistyczne politykę prorodzinną potrafiły skutecznie w ostatnich latach utrzymywać wskaźnik dzietności w okolicach poziomu 2.0 (Francja, Szwecja, Wielka Brytania, Norwegia), czy wręcz istotnie przekraczać ten poziom (Irlandia, Islandia). Trudno uznać, że społeczeństwa tych krajów funkcjonują w innym otoczeniu kulturowym lub cywilizacyjnym i zrealizowane tam rozwiązania przeciwdziałające skutecznie niekorzystnym zjawiskom demograficznym nie mogą być 20


4.

5.

6.

7.

8.

inspiracją w polskich warunkach. Dlatego postulujemy by jednym z głównych celów Strategii było zahamowanie negatywnych trendów demograficznych poprzez realizację efektywnej polityki prorodzinnej a nie tylko dostosowanie się do nieuchronnych według autorów Raportu procesów. W wymiarze konkretnym cel ten powinien w naszej ocenie sprowadzać się do założenia osiągnięcia wskaźnika dzietności (Total Fertility Rate) na poziomie odpowiadającym zastępowalność pokoleń, a wiec 2.2 w 2030 r. Przedstawienie propozycji mechanizmów polityki prorodzinnej powinno zostać poprzedzone wnikliwą analizą wielkości przeznaczanych na nią środków publicznych i możliwości ich zwiększenia. Z publicznie dostępnych danych wynika, ze w roku 2007 Polska przeznaczała na ten cel poniżej 1,4% PKB podczas gdy wszystkie kraje europejskie których wskaźnik dzietności kształtował się na poziomie w okolicach i powyżej 2,0 ponad 2,6% PKB, a największe z nich takiej jak Wielka Brytania czy Francja powyżej 3,5% PKB. Prowadzi to do wniosku, że Strategia powinna zakładać, dla osiągnięcia postulowanych przez nas celów w zakresie zahamowania negatywnych trendów demograficznych, istotne, przynajmniej dwukrotne zwiększenie środków publicznych przeznaczanych w Polsce na politykę prorodzinną. Krytycznie odnosimy się zarówno do obecnie istniejących rozwiązań polityki prorodzinnej państwa jak i proponowanych w strategii zmian w tym zakresie. W naszej ocenie skutecznie prowadzona polityka prorodzinna powinna opierać się na następujących założeniach: (a) oderwaniu polityki prorodzinnej od pomocy społecznej, stosowanie mechanizmów dostępnych dla wszystkich rodzin, a nie uzależnionych od kryterium dochodowego, (b) stosowaniu mechanizmów mających na celu przede wszystkim zwiększenie wskaźnika dzietności, a nie realizacje innych zamierzeń często sugerujących ich ideologiczne pochodzenie, (c) konstruowaniu mechanizmów przeznaczonych przede wszystkim dla rodzin z trójką lub większą ilością dzieci, w dalszej kolejności z dwójką dzieci, ograniczanie form wsparcia dla rodzin z jednym dzieckiem, (d) rezygnacji przez władze publiczne z bezpośredniego zarządzania systemem opieki nad dziećmi na rzecz finansowania prywatnych placówek opiekuńczych. Doświadczenia krajów zachodnioeuropejskich pokazują, że polityka prorodzinna odnosi sukcesy tam gdzie nie ma ona charakteru pomocy socjalnej, ale jest ukierunkowana na wsparcie dla wszystkich rodzin, bez względu na osiągane przez nie dochody. Jej podstawowym zadaniem nie jest bowiem likwidacja nierówności społecznych, czy obszarów ubóstwa, ale zniesienie barier ekonomicznych, które zniechęcają do posiadania kolejnych dzieci czy odwlekają decyzje w tym zakresie w czasie. Bariery te dotykają nie tylko osób najbiedniejszych, ale również nie korzystających z pomocy społecznej a nawet średniozarabiających, które wobec braku wsparcia ze strony państwa ekonomicznych kosztów utrzymania dzieci, nie decydują się na potomstwo z obawy przed pogorszeniem sytuacji budżetów domowych. Pomoc społeczna dla najbiedniejszych jest odmiennym od polityki prorodzinnej zadaniem państwa i oba te obszary powinny być traktowane odrębnie. W naszej ocenie rola państwa w życiu społecznym powinna podlegać daleko posuniętemu samoograniczaniu. Dlatego aktywizacja polityki prorodzinnej, konieczna w obliczu zagrażającej katastrofy demograficznej, powinna być traktowana jako usprawiedliwione nadzwyczajnymi okolicznościami rozwiązanie wyjątkowe. W konsekwencji stosowane rozwiązania powinny być tak konstruowane, by nie były uciążliwe dla rodzin, nie stwarzały nadmiernych obowiązków biurokratycznych, nie poddawały życia rodzinnego nadmiernej kontroli ze strony urzędów i służb państwowych, pozostawały rodzinom szeroką sferę autonomii co do decyzji odnośnie modelu życia rodzinnego czy zawodowego. W naszej ocenie wypracowane mechanizmy polityki prorodzinnej powinny pozostawać neutralne i nie forsować jednej z możliwych decyzji np. w zakresie wyboru modelu opieki nad małym dzieckiem przez rodziców, momentu w którym rodzice decydują oddać dziecko do placówek opieki zastępczej, czy powrotu rodzica dotychczas opiekującego się dzieckiem na rynek pracy. W tym kontekście niepokoją nas znajdujące się w Raporcie sugestie, z których wynika, że zaproponowane mechanizmy nie mają na celu poprawy negatywnych zjawisk demograficznych ale realizację celów społecznych wynikających z założeń ideologicznych (preferowanie określonego modelu rodziny zakładającego stałe zaangażowanie obu rodziców na rynku pracy, wprowadzanie preferencji zastępczych form opieki nad najmłodszymi dziećmi w stosunku do samodzielnego wychowywania ich przez rodziców). W naszej ocenie środki polityki prorodzinnej powinny być nakierowane nie na rodziny z jednym dzieckiem ale rodziny wielodzietne, a w dalszej kolejności rodziny z dwójką dzieci. 21


Potwierdzają to badania społeczne, z których wynika że bariery ekonomiczne nie mają zwykle znaczenia przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu pierwszego dziecka, natomiast w części rodzin z większą ilością dzieci powodują odkładanie czy wręcz rezygnację z decyzji o dalszym potomstwie. Można również w tym zakresie powołać doświadczenia francuskie gdzie transfery pieniężne w przeważającym stopniu są przeznaczane na rzecz rodzin z co najmniej dwoma dziećmi, co pozwala odblokowywać istniejące w ich przypadku bariery ekonomiczne przed posiadaniem dalszego potomstwa i utrzymywać wskaźnik dzietności na wysokim poziomie. Nie jest dla nas zrozumiałe na czym opiera się nie podparta żadnymi argumentami czy badaniami krańcowo odmienna konstatacja zwarta w Strategii, według której „obecny stan wynika w dużej mierze z negatywnych doświadczeń związanych z pierwszą ciążą i okresem opieki nad dzieckiem” i dlatego „kluczowe znaczenie mają działania zmniejszające negatywne konsekwencje posiadania pierwszego dziecka”. Podkreślenia wymaga przy tym, że rodziny wielodzietne nie powinny być z definicji traktowane jako zagrożony wykluczeniem społecznym klient opieki socjalnej, ale podmiot polityki prorodzinnej usuwającej bariery ekonomiczne związane z większymi kosztami utrzymania dzieci. 9. Kluczowym problemem sposobu realizowania polityki prorodzinnej jest wybór czy państwo powinno ją wyłącznie finansować (lub też umożliwiać finansowanie przez rodziców poprzez zmniejszanie ich obciążeń fiskalnych czy parafiskalnych) czy też bezpośrednio uczestniczyć w jej kreowaniu. Rozstrzygniecie takiej alternatywy dotyczy przed wszystkim systemu opieki zastępczej nad dziećmi przed rozpoczęciem przez nich edukacji. W naszej ocenie system opieki nad dziećmi powinien opierać się na niepublicznych żłobkach czy przedszkolach – doświadczenie pokazuje że państwo nie wywiązuje się w sposób efektywny finansowo z utrzymywania systemu opieki. Dlatego zadaniem władz publicznych powinno być wyłącznie stworzenie systemu umożliwiającego powstawanie i utrzymywanie się prywatnych instytucji tego rodzaju finansowanych ze środków publicznych (lub pochodzących bezpośrednio od rodziców, którzy korzystają w związku z tym z preferencji podatkowych). 10. Zaprezentowane w Strategii szczegółowe rozwiązania prorodzinne należy uznać za dalece niewystarczające. Oczywiście należy zgodzić się z niektórymi postulatami (upowszechnienie elastycznych form pracy, zwiększenie dostępności placówek opieki i różnorodności ich form), ale nie można oczekiwać by w przedstawionym w Raporcie kształcie wpływały one istotnie na zwiększenie wskaźnika dzietności. Należy przy tym wskazać, że część z postulatów w oczywisty sposób nie może mieć realnego wpływu na sytuacje demograficzną ze względu na marginalne praktyczne znaczenie przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu dziecka lub objęcie nimi bardzo małej grupy osób (wprowadzenie obligatoryjności urlopów ojcowskich czy dofinansowania in-vitro). Postulaty te wydają się formułowane przede wszystkim ze względów ideologicznych. 11. W Raporcie zwraca uwagę zupełny brak analizy obecnie stosowanych konkretnych mechanizmów polityki prorodzinnej pod kątem przeznaczanych środków, efektywności i wpływu lub jego braku na decyzję co do posiadania dzieci. Autorzy nie wskazują również które z nich i jakim zakresie powinny zostać zlikwidowane lub zmodyfikowane. W postulowanych zmianach modelu polityki prorodzinnej brakuje natomiast rozważenia propozycji rozwiązań znanych z krajów zachodnioeuropejskich przykładowo takich jak: płatne urlopy wychowawcze, powszechne zasiłki rodzinne w kwotach stanowiących istotne pokrycie kosztów utrzymania dzieci, wprowadzenie rodziny jako podmiotu opodatkowania w podatku dochodowym, możliwość płacenia przez osoby wychowujące dzieci niższych składek na ubezpieczenia społeczne, obniżenie stawek podatku od towarów i usług na niektóre towary i usługi związane z wychowywaniem i utrzymywaniem dzieci czy polityka mieszkaniowa preferująca rodziny z małymi dziećmi. Wydaje się że analiza możliwości i celowości zastosowania takich mechanizmów powinna stanowić istotny element Strategii. Tekst ukazał się 29 grudnia na stronach www.cafr.pl

22


8. Jak art. 35a sparaliżował rynek radiowy Krzysztof Bosak, wicedyrektor CAFR Polski rynek mediów elektronicznych jest rynkiem regulowanym. W sektorze rozgłośni radiowych dominującą techniką nadawania jest ciągle naziemne rozpowszechnianie sygnału. Częstotliwości nadawcze są dobrem rzadkim, którym państwo powinno mądrze gospodarować. Poniższy komentarz pokazuje jak gospodarowanie częstotliwościami w dużych polskich miastach od kilku lat zostało w praktyce sparaliżowane. Zgodnie z art. 33 ust. 1 ustawy z dnia 29 grudnia 1992 roku o radiofonii i telewizji rozpowszechnianie programów radiowych i telewizyjnych wymaga uzyskania koncesji. Zgodnie z art. 36 ust. 3 wyżej wymienionej ustawy koncesja taka jest udzielana na okres 10 lat. Wymogi powyższe dotyczą wszystkich nadawców, niezależnie od tego czy nadają program radiowy czy telewizyjny. Wyjątkiem są nadawcy programów rozpowszechnianych tylko w Internecie. Konkursy i odnawianie koncesji W przeciwieństwie do nadawców telewizyjnych, którzy obecnie rozpowszechniają swój sygnał przede wszystkim techniką satelitarną lub kablową, rozpowszechnianie programów radiowych odbywa się głównie techniką naziemną. Warunkiem uzyskania przez nadawcę radiowego od Urzędu Komunikacji Elektronicznej częstotliwości nadawczej jest uzyskanie koncesji na rozpowszechnianie programu radiowego drogą naziemną. Warunkiem uzyskania koncesji jest z kolei uprzednie wzięcie udziału w konkursie przeprowadzanym przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Zgodnie z art. 34 ust. 1 wyżej wymienionej ustawy konkurs taki rozpoczyna się od publikacji przez Krajową Radę ogłoszenia o możliwościach uzyskania koncesji. W przeciwieństwie do rynku telewizji kablowej i satelitarnej, podstawową barierą ograniczającą możliwości rozwoju rynku radiofonii naziemnej, nie jest koszt uruchomienia działalności radiowej, który jest stosunkowo niewielki. Problemem jest ilość przeprowadzanych przez Krajową Radę konkursów, która jest z kolei ściśle uzależniona od liczby częstotliwości udostępnianych przez Urząd Komunikacji Elektronicznej. Polskie prawo nie traktuje obecnie wszystkich nadawców w jednakowy sposób. Inne zasady dotyczą nadawców, którzy ubiegają się o uzyskanie koncesji po raz pierwszy, a inne nadawców, którzy chcieliby wystąpić o uzyskanie ponownej koncesji, aby na nadawać program na tej samej częstotliwości, na której nadawali przez 10 lat w ramach koncesji wygasającej. Pierwsi z nich muszą – jak już wcześniej była mowa – wystartować w konkursie, drudzy natomiast mogą wystąpić o przyznanie koncesji na kolejny okres czasu, bez konieczności wzięcia udziału w konkursie. Odbywa się to na podstawie specjalnego trybu przewidzianego w art. 35a ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji. Udzielenie koncesji w trybie art. 35a wyżej wymienionej ustawy następuje automatycznie w przypadku zaistnienia tylko jednej przesłanki pozytywnej – złożenia wniosku nie później niż 12 miesięcy przed wygaśnięciem koncesji. Odmowa przedłużenia jest wówczas niemal niemożliwa, bo może nastąpić wyłącznie, jeśli pojawiłyby się przesłanki dla cofnięcia koncesji, określone w art. 38 ust. 1 i 2 ustawy o radiofonii i telewizji. Podkreślić należy, że udzielenie koncesji w trybie art. 35a może dokonywać się wielokrotnie. Tak więc przepis ten stwarza możliwość posiadania koncesji na rozpowszechnianie programu na danej częstotliwości właściwie w nieskończoność. Jak powstał przywilej Wprowadzenie do polskiego prawa takiego przywileju, jak i ustalenie ostatecznej jego postaci, było w większym stopniu dziełem zwykłego przypadku, niż racjonalnej działalności ustawodawcy. W swoim 9 pierwotnym brzmieniu, określonym w przepisach ustawy z dnia 29 grudnia 2005 r. wprowadzenie art. 35a, miało na celu ochronę interesów wąskiej grupy nadawców, jakimi są tzw. nadawcy społeczni. Ich uprzywilejowanie wynikać miało ze szczególnej roli jaką pełnią nadawcy społeczni, a zwłaszcza z faktu nie prowadzenia przez nich działalności gospodarczej. 9

Ustawa o przekształceniach i zmianach w podziale zadań i kompetencji organów państwowych właściwych w sprawach łączności, radiofonii i telewizji (Dz. U. 2005 nr 267 poz. 2258)

23


Trybunał Konstytucyjny w wyroku z dnia 23 marca 2006 roku uznał jednak, że: „mając na względzie cel uregulowania w ustawie, w sposób preferencyjny, postępowania o przyznanie koncesji na kolejny okres (zabezpieczenie interesu ekonomicznego nadawców), nie można uznać za zasadne 10 zróżnicowania w tym zakresie sytuacji nadawców społecznych i innych nadawców.” Skutkiem tego orzeczenia Trybunału nie było jednak uchylenie uprzywilejowanej pozycji nadawców społecznych, ale wykreślenie z artykułu 35a słowa „społeczny”, co rozciągnęło przywilej na wszystkich nadawców. Uboczną konsekwencją takiej zmiany stało się uprzywilejowanie nadawców działających już na rynku i będących w posiadaniu koncesji, względem podmiotów zamierzających dopiero rozpocząć działalność i starających się o koncesję i częstotliwość. Konsekwencje istnienia przywileju Zasadne wydaje się postawienie pytania o skalę takiego zjawiska. Na pierwszy rzut oka, stosunek koncesji udzielonych w trybie art. 35a wyżej wymienionej ustawy do wszystkich udzielonych koncesji nie przedstawia się niepokojąco. W roku w 2010 r. na 53 koncesje na rozpowszechnianie programów radiowych na falach UKF, 19 koncesji zostało udzielonych w trybie art. 35a wyżej wymienionej ustawy. Z kolei w 2009 r. na 52 udzielone koncesje 22 koncesje wydane zostały w trybie pozakonkursowym. Obraz sytuacji ulega jednak zmianie, po analizie ilości koncesji wydawanych w trybie art. 35a wyżej wymienionej ustawy w najbardziej atrakcyjnych lokalizacjach, czyli uprawniających do rozpowszechniania programu na obszarze największych miast. W polskich warunkach są to miasta o liczbie ludności powyżej 300 tysięcy mieszkańców. W takim ujęciu dane wyglądają już w sposób zatrważający. Spośród ponad stu koncesji udzielonych nadawcom w latach 2009-2010 jedynie 3 nowe koncesje zostały wydane w miastach w powyżej 300 tys. mieszkańców. Ocena przywileju i możliwe alternatywy W tej sytuacji zasadne wydaje się postawienie pytania o to czy istnienie takiego uprzywilejowania jest w jakiś sposób uzasadnione. Odpowiedź na to pytanie przynosi po części opisany powyżej sposób wprowadzenia regulacji, który był w dużym stopniu dziełem przypadku, a nie racjonalnej działalności ustawodawcy. Z pewnością taka sytuacja nie ma też nic wspólnego warunkami wolnej konkurencji podmiotów rywalizujących o ograniczone zasoby, jakimi są częstotliwości naziemne. Jedynym uzasadnieniem takiego uprzywilejowania mogłoby być zapewnienie nadawcom stabilności prowadzenia działalności, zwłaszcza w zakresie prowadzenia polityki inwestycyjnej w okresie bezpośrednio poprzedzającym wygaśnięcie koncesji. Pozostaje jednak pytanie czy stabilność podmiotów już prowadzących działalność osiągana kosztem zablokowania wejścia na rynek nowych podmiotów, mających być może do zaproponowania lepszą ofertę programową, jest warta ochrony na poziomie ustawowej regulacji rynku? Zmiana obecnego stanu musiałaby polegać na nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji wykreślającej art. 35a. Skutkowałoby to objęciem wszystkich obecnych i przyszłych nadawców jednolitą procedurą konkursową. Alternatywnym rozwiązaniem mogłoby być osłabienie aktualnego uprzywilejowania poprzez stworzenie nieautomatycznego, choć uprzywilejowanego trybu odnawiania koncesji dla wszystkich (zarówno społecznych jak i komercyjnych) nadawców posiadających obecnie koncesje. Tekst ukazał się 31 grudnia 2011 r. na stronie www.cafr.pl

10

Komunikat prasowy po rozprawie dotyczącej ustawy z 29 grudnia 2005 roku o przekształceniach i zmianach w podziale zadań i kompetencji organów państwowych właściwych w sprawach łączności, radiofonii i telewizji.

24


9. 2012 rok – czy utrzymamy się nad Tanzanią? Maciej Rapkiewicz, ekspert CAFR i IS W ostatnim rankingu „Doing business” Banku Światowego Polska zajmuje 62 miejsce, przegrywając m.in. z Kazachstanem, Botswaną czy Samoa. Do tak niskiej pozycji przyczynia się m.in. bardzo niskie miejsce (128. na 183 państwa, na 129. miejscu jest Tanzania, a na 122. pozycji znajdują się Chiny) w branej pod uwagę klasyfikacji „Paying taxes”. Na chwilę obecną trudno spodziewać się poprawy tego miejsca w kolejnej odsłonie rankingu. W planach na rok 2012 przedsiębiorcy musieli uwzględnić wzrost kosztów pracy. Składka rentowa wzrośnie w bieżącym roku o dwa punkty procentowe po stronie pracodawców, co oznacza wyższy koszt z tego tytułu o 44,4% (wzrost składki opłacanej przez pracodawcę ze stawki 4,5% do 6,5%). Podniesienie wysokości składki rentowej może być szczególnie dotkliwe dla sektora małych i średnich przedsiębiorstw, zwłaszcza działających w branżach w których wynagrodzenia stanowią główną pozycję kosztów, natomiast znaczną część zatrudnionych stanowią niżej kwalifikowani pracownicy, którzy otrzymują wynagrodzenie minimalne. Podniesienie stawki rentowej przy wzroście od dnia 1 stycznia 2012 r. wysokości wynagrodzenia minimalnego z 1.386 zł do 1.500 zł (brutto) to wzrost kosztów dla pracodawcy zatrudnienia osoby z takim wynagrodzeniem z 1.642,13 zł (miesięcznie. Przy stawce ubezpieczenia wypadkowego 1,7%) do ponad 1.807 zł, czyli o ponad 10%! Co z tego wynika? Można zakładać w roku 2012 wzrost liczby zatrudnionych „na czarno”, coraz trudniejsze pozyskiwanie inwestycji zagranicznych czy spadek w rankingu „Doing business”, pewnie nawet poniżej miejsca zajmowanego w rankingu światowym przez reprezentację w piłkę kopaną. Podniesienie wysokości składki rentowej było uzasadniane przez premiera (poza koniecznością zmniejszania deficytu sektora finansów publicznych) m.in. trzymaniem przez przedsiębiorstwa wolnych środków na lokatach / depozytach bankowych. Natomiast według ostatnich danych publikowanych przez Komisję Nadzoru Finansowego (stan na koniec października 2011 r.), wartość depozytów przedsiębiorstw wynosiła 183,119 mld zł i była najwyższa (wg stanu na koniec miesiąca) od początku roku 2011 r. Na koniec roku 2010 wartość depozytów sektora przedsiębiorstw wynosiła 182,781 mld zł, zatem była o 338 mln zł niższa niż na koniec października 2011r. Zatem wartość depozytów przedsiębiorstw przez 10 miesięcy 2011 r. wzrosła o niecałe 0,2%, czyli o znacznie mniej niż wskaźnik inflacji za dany okres (zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, inflacja konsumencka w okresie 10 miesięcy 2011 r. wyniosła 3,5%) oraz znacznie mniej niż najniższe oprocentowanie oferowane za depozyty. W okresie pierwszych 10 miesięcy 2011r. nastąpił zatem spadek realnej wartości bankowych depozytów przedsiębiorstw. Tekst ukazał się 2 stycznia 2012 r. na blogu Macieja Rapkiewicza w Salonie24

25


10. Wilcze doły przed finansami samorządów Marcin Horała, ekspert CAFR Gdy piszę te słowa, na kilka dni przed końcem roku, zdecydowana większość jednostek samorządu terytorialnego ma już uchwalone budżety na przyszły rok. Jeżeli jednak władze któregoś z nich myślą, że czeka ich spokojna realizacja owych budżetów – to się grubo mylą. W 2012 roku rząd zastawił szereg pułapek, istnych wilczych dołów, w które mogą powpadać lokalne budżety. Pułapką najmniej niespodziewaną, można powiedzieć tradycyjną, jest nakładanie na samorządy kolejnych obowiązków bez przekazywania źródeł ich finansowania. Ot chociażby nowa ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej wygeneruje w skali kraju nowe koszty dla samorządów rzędu kilkuset milionów złotych. Również jeżeli np. jakiś burmistrz czy radny wziął na serio rządowe deklaracje o dofinansowaniu opieki przedszkolnej z jesieni tego roku to, no cóż – śmierć frajerom. Pułapką bardziej perfidną są rządowe założenia budżetowe. Otóż na bazie tych założeń prognozowane są wpływy podatkowe, a na bazie tychże jednostki samorządu są zobowiązane do konstruowania budżetu. Przyjmowanie założeń budżetowych zbiegło się z czasie z wyborami, więc rząd bez kozery powiedział: 4% wzrostu PKB. Właściwy projekt budżetu państwa przyjął już bardziej realistycznie 2,5%. Natomiast gminy i powiaty chcąc – nie chcąc zostały z zaplanowanymi w swoich budżetach wpływami z podatków opartymi na tych 4%. Przykładowo dla Gdyni zaplanowany został 10% wzrost przychodów z PIT w stosunku do roku poprzedniego. Już teraz można więc spokojnie założyć że część dochodów jednostek samorządu zaplanowana na przyszły rok okaże się wirtualna. Pozostaje tylko niespodzianka jaka to będzie część i kiedy się ujawni. Kolejnym wilczym dołem wykopanym przez rząd jest planowana podwyżka składki rentowej o 2% po stronie pracodawcy. Samorządy są znaczącymi pracodawcami więc siłą rzeczy zostaną mocno dotknięte podwyżką. Ponieważ na razie nie weszła w życie nie sposób z pozycji rady gminy czy powiatu zaplanować w budżecie na 2012 środków na ten cel. Znów czeka samorządowców niespodzianka. I wreszcie ostatnia niespodzianka – ustanowienie sztywnej czapy na deficyt sektora samorządowego na poziomie 10, 9 lub 8 miliardów złotych. Tu też nic nie wiemy, tylko niewiążące zapowiedzi. Mądre samorządy przygotowały na przyszły rok budżety oszczędne, z poukrywanymi luzami i rezerwami. Niemądre samorządy, takie który napięły budżety i balansują przy progach ostrożnościowych zadłużenia, będą w trakcie roku nowelizowały budżety, odwoływały przetargi a może nawet zrywały kontrakty. Tekst ukazał się 30 grudnia 2011 r. na portalu Stefczyk.info

26


11. Mniej wolności, więcej podatków na 2012 r.! Krzysztof Bosak, wicedyrektor CAFR Rząd i Sejm intensywnie pracowały przez cały 2011 rok i dzięki temu z dniem 1 stycznia weszły w życie przepisy aż 57 różnych ustaw. Wśród nich 8 ustaw to zupełnie nowe akty prawne, 10 to świeże nowelizacje, a kolejnych 39 to ustawy, których część przepisów już obowiązuje, a część weszła w życie z nowym rokiem. Ponadto od 1 stycznia obowiązuje kilkadziesiąt nowych rozporządzeń. Wśród tych aktów prawnych jest wiele takich, które ograniczają nasze wolności, nakładają nowe obciążenia i wprowadzają elementy centralnego planowania. Warto przyjrzeć się chociaż wybranym regulacjom – inwencja rządu i posłów może bowiem przyprawić o prawdziwy zawrót głowy!

Ograniczenia dla narciarzy Dnia 1 stycznia 2012 weszła w życie ustawa o bezpieczeństwie i ratownictwie w górach i na zorganizowanych terenach narciarskich, w której Sejm wprowadza następujące restrykcje dla narciarzy:   

narzuca narciarzom poniżej 16 roku życia obowiązek jeżdżenia w kasku daje możliwość karania rodziców (opiekunów) narciarzy bez kasku karą grzywny upoważnia Ministra Spraw Wewnętrznych by wydał rozporządzenie, które ograniczy maksymalną ilość narciarzy, jaką wolno wpuszczać na stok

Ograniczono dostęp do informacji publicznej Dnia 29 grudnia 2011 weszła w życie kontrowersyjna nowelizacja ustawy o dostępie do informacji publicznej. W założeniu miała być ona realizacją dyrektywy UE ułatwiającej powtórne wykorzystanie informacji publicznej. Rząd jednak swoim projektem pogłębił chaos prawny i rozmnożył przeszkody. 

Stworzono nowe przepisy umożliwiające odmowę udostępnienia informacji „ze względu na ochronę ważnego interesu gospodarczego państwa”. Decyzję co jest „ważnym interesem” będą arbitralnie podejmować urzędnicy.

Rozwiązanie powyższe jest kuriozalne dlatego, że instrumenty niezbędne do chronienia strategicznych informacji przez państwo są już stworzone przez przepisy znacznie ważniejszej ustawie o ochronie informacji niejawnych. Poza udostępnianiem informacji ustawa miała ułatwiać jej powtórne wykorzystanie. Chodzi o możliwość przetwarzania i publikowania danych przez serwisy internetowe monitorujące np. działania administracji. W rzeczywistości ustawa daje urzędnikom całą masę pretekstów aby utrudnić ten proces. Powtórne wykorzystanie informacji zostało uregulowane tak, że może być ograniczane poprzez:    

stawianie warunków wykorzystania informacji (dotyczących formy publikacji) wymaganie składania odrębnych wniosków o wykorzystanie informacji za każdym razem w przypadku informacji publikowanych cyklicznie żądanie opłat za przekazanie informacji, jeśli przygotowanie informacji będzie „wymagało poniesienia dodatkowych kosztów” przekazanie informacji na warunkach, które „przewidują wyłączność korzystania” 27


 

odmawianie ponownego wykorzystania informacji z powodu przysługujących komuś praw autorskich odmawianie ponownego wykorzystania informacji, jeśli „spowoduje to podjęcie nieproporcjonalnych działań przekraczających proste czynności”! (art. 23g pkt 9. odsyłający do 23f pkt 2.)

Ustawa przeniosła również rozstrzyganie sporów dotyczących powyższych regulacji sprzed sądów powszechnych przed sądy administracyjne, co trudno uznać za poprawę sytuacji obywateli. Wprowadzono „podatek śmieciowy” i wywozowych monopolistów Od 1 stycznia obowiązuje nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, którą Sejm rewolucjonizuje dotychczas funkcjonujący rynek wywozu śmieci. Nowa ustawa zastępuje rynek samorządową centralizacją:    

właściciele nieruchomości tracą prawo organizacji wywozu swoich śmieci na rzecz gmin w miejsce konkurencji wielu firm wywożących odpady pojawi się monopolista wyłoniony w przetargu przez gminę wywożenie śmieci staje się branżą regulowaną, w której będą mogły działać wyłącznie firmy spełniające wymogi z rozporządzenia, które wyda Minister Środowiska samorządom zostają narzucone różne nowe obowiązki związane z organizacją przetargów, ustalaniem i pobieraniem opłat, planowaniem, sprawozdawczością i kontrolą, gospodarowaniem odpadami i recyklingiem

Ustawa powoduje następujące obciążenia dla obywateli:      

mieszkańcy zostaną obciążeni „podatkiem śmieciowym” odprowadzanym na rzecz gminy mieszkańcy mają obowiązek w ciągu 2 tygodni od zamieszkania złożyć do gminy deklarację o wysokości podatku, któremu będą poddani wraz z deklaracją mają obowiązek (jeśli gmina tak postanowi) złożyć dokumenty potwierdzające prawidłowość wyliczenia podatku, dotyczące ilości mieszkańców lub powierzchni mieszkania lub ilość zużywanej wody (od tego może zależeć wysokość podatku) obywatel będzie obciążany wyższym podatkiem przez samorząd, jeśli władza nabierze „uzasadnionych wątpliwości” do przedłożonych deklaracji i dokumentów ustawa nakazuje mieszkańców niesegregujących śmieci obciążać wyższym podatkiem „podatek śmieciowy” ma pokryć nie tylko koszty „gospodarowania odpadami komunalnymi” (art. 6h), ale także koszty „obsługi administracyjnej tego systemu” (art. 6r)

Wprowadzono centralne planowanie cen leków Od 1 stycznia 2012 roku obowiązuje nowa ustawa o refundacji leków. Mimo, że rząd nad nią pracował od 2010 roku to Ministerstwo Zdrowia listę kilku tysięcy leków refundowanych tworzyło w ostatnie dni grudnia, a podało do wiadomości publicznej w nocy 30 grudnia 2011 r., na ok. 24 godziny przed rozpoczęciem jej obowiązywania. Mimo deklaracji o transparentności, ministerstwo nie przedstawiło żadnych uzasadnień zmian na liście leków refundowanych. Nowa ustawa wprowadza następujące rozwiązania:    

centralne planowanie sztywnych cen leków refundowanych (dotychczas były ustalane ceny maksymalne) zakaz stosowania jakichkolwiek rabatów i promocji ograniczenie sumarycznej marży sprzedawców i pośredników do sztywnej wysokości 7% zakaz reklamy aptek, co prawdopodobnie jest sprzeczne z Konstytucją (wcześniej obowiązywał wyłącznie zakaz reklamy leków refundowanych) 28


Rośnie podatek VAT na produkty dla dzieci Od 1 stycznia 2012 roku wchodzą następujące zmiany w stawkach podatku VAT:   

VAT na ubranka i buty dla dzieci rośnie niemal trzykrotnie – z 8% do 23%. wchodzi VAT na dotychczas zwolnione z podatku usługi konserwatorskie – 23% planowany jest wzrost VAT na wszystkie produkty i usługi z 23% na 24%, jeśli rządowi zabraknie pieniędzy

Rosną składki dla młodych przedsiębiorców Obecnie w Polsce dla osób pierwszy raz zakładających działalność gospodarczą (tzw. „samozatrudnienie”) przez pierwsze dwa lata obowiązują obniżone składki ubezpieczeń społecznych. Dotychczas suma tych składek, które nowy przedsiębiorca odprowadzał co miesiąc, wynosiła ok. 356 zł miesięcznie. W roku 2012:  

w związku z podniesieniem przez rząd płacy minimalnej składki na ZUS wzrosną o ok. 9 zł miesięcznie w związku z podniesieniem przez rząd składki rentowej z 6% do 8% od lutego składki wzrosną o kolejne 9 zł miesięcznie

Wynika z tego, że suma składek odprowadzanych w roku 2012 przez młodych przedsiębiorców nie będzie mniejsza niż 374 zł miesięcznie, a więc:  

kwota odprowadzanych składek rośnie o 5% przez dwa lata nowy przedsiębiorca odda do budżetu o 440 zł więcej

Rośnie akcyza na papierosy i tytoń Od 1 stycznia 2012 rząd podniósł akcyzę na wyroby tytoniowe. Podatek akcyzowy składa się z części procentowej (31,41% maksymalnej ceny detalicznej) i części kwotowej, która właśnie uległa podwyższeniu:   

akcyza na 1000 papierosów rośnie ze 158,36 zł do 170,97 zł, a więc o ok. 8% akcyza na kilogram tytoniu do palenia rośnie z 102,32 zł do 115,86 zł, a więc o ok. 13% akcyza na 1000 cygar i cygaretek rośnie z 244,4 zł do 254,2 zł, a więc o ok. 4%

Z powyższego wynika, że od roku 2012 kupując cztery paczki papierosów oddamy kolejną dodatkową złotówkę do budżetu. Należy jednocześnie pamiętać, że już w roku 2011 kupując paczkę papierosów za 10 zł oddawaliśmy państwu nieco ponad 8 zł w podatkach pośrednich (VAT i akcyza) wliczonych w cenę papierosów. Rośnie akcyza na paliwa Z dniem 1 stycznia 2012 r. weszła w życie ustawa okołobudżetowa, w której rząd podnosi stawki akcyzy na paliwa. Następuje również inflacyjny wzrost opłaty paliwowej na benzynę i olej napędowy. Całkowite obciążenie podatkowe (uwzględniające akcyzę, VAT i opłatę paliwową) z początkiem 2011 r.:  

rośnie o ok. 20 gr na 1 litrze oleju napędowego rośnie o ok. pół grosza na 1 litrze benzyny

29


Wchodzi akcyza na węgiel i koks Od 1 stycznia 2012 r. akcyzie podlega także wcześniej zwolniony z niej węgiel i koks. Opodatkowanie węgla i koksu jest podobne do schematu opodatkowania olejów opałowych. W związku z tym:  

tona węgla może zdrożeć o ok. 30-40 zł, w zależności od jego kaloryczności stawka akcyzy na węgiel i koks zależy od jego kaloryczności i wynosi 1,28 zł/gigadżul

Na sprzedawców koksu i węgla zostają nałożone nowe obowiązki:     

zarejestrowanie się w urzędzie celnym rozliczanie się z urzędem celnym (obok dotychczasowych rozliczeń z urzędem skarbowym) zorientowanie się w szerokim i skomplikowanym systemie zwolnień z akcyzy zbieranie od klientów oświadczeń o celu zakupu węgla, jeśli korzystają ze zwolnień płacenie akcyzy za klientów, którzy błędnie wypełnili oświadczenia

Z dniem 1 stycznia również w życie weszła ustawa o wspieraniu rodziny, która w sytuacji braku środków dla rodzinnych domów dziecka i pozarządowych organizacji adopcyjnych, obok dotychczasowych pracowników socjalnych stworzy tysiące nowych urzędniczych etatów tzw. „asystentów rodziny” i „koordynatorów rodzinnej pieczy zastępczej”. Dumni z powyższego dorobku legislacyjnego możemy sobie życzyć: Pomyślności w 2012 roku! Tekst ukazał się 4 stycznia 2012 r. w portalu Rebelya.pl .

30


12. Kac po WOŚP, czyli jak państwo reglamentuje dobroczynność Piotr Trudnowski, członek zespołu Fundacji Republikańskiej Aby legalnie przejść się ulicami Warszawy z puszką i zebrać od ludzi dobrej woli pieniądze na rzecz głodujących w Afryce dzieci trzeba uzyskać zgodę trzech ministrów: Cichockiego, Sikorskiego i Rostowskiego. To tylko jeden z paradoksów reglamentowania działalności charytatywnej przestarzałymi przepisami. Te same przepisy nie tylko oddają w ręce urzędników prawo do decydowania o tym co jest celem zbiórki „godnym poparcia”, ale ograniczają też prawo obywateli do swobodnego gospodarowania swoimi pieniędzmi i blokują rozwój innowacyjnych form finansowania kultury i przedsiębiorczości. Za nami kolejny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W mediach mogliśmy obserwować festiwal zachwytów nad polską dobroczynnością. Politycy i urzędnicy z Ministrem Spraw 11 Wewnętrznych na czele chętnie pokazywali swoją ludzką twarz przekazując na licytacje różnego rodzaju gadżety. Szkoda, że poza medialnym świętem nie robią nic, by ułatwić prowadzenie zbiórek charytatywnych, które w Polsce regulowane jest anachronicznym przepisami ustawy uchwalonej 79 lat 12 temu . Warto przybliżyć problem barier, które państwo stawia osobom chcącym zbierać fundusze na działalność charytatywną oraz obywatelom, którzy chcą dobrowolnymi wpłatami wspierać ulubionych twórców. Ustawa z lat 30-tych… By Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy mogła zbierać pieniądze, musi każdorazowo uzyskać zgodę Ministra Spraw Wewnętrznych. Taki obowiązek nakłada na nią wspomniana Ustawa o zbiórkach publicznych uchwalona… 15 marca 1933 roku. Prawo to cały czas, z niewielkimi modyfikacjami, obowiązuje. Zgodnie z Ustawą wszelkie publiczne zbieranie ofiar w gotówce lub naturze na pewien z góry określony cel wymaga pozwolenia właściwego terenowo organu władzy. W wypadku zbiórek ogólnopolskich pozwolenia takiego udziela Minister Spraw Wewnętrznych. Warto nadmienić, że zgodnie z art. 2. ust. 2 Ustawy zbiórka przeznaczona na cel poza granicami kraju wymaga nie tylko zgody Ministra Spraw Wewnętrznych, ale również Ministra Spraw Zagranicznych i Ministra Finansów. Przesłanka do udzielenia pozwolenia istnieje wówczas, gdy cel zbiórki jest godny poparcia ze stanowiska interesu publicznego. Art. 3. ust. 3. Ustawy stanowi, iż zbiórki publiczne, urządzane w interesie osobistym, są wzbronione. Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych dookreśla sposoby przeprowadzania oraz zakres kontroli zbiórki, w tym m.in. wymogi jakie spełniać musi legitymacja osoby zbierającej pieniądze, oznaczenia i forma zabezpieczenia puszek kwestarskich 13 skarbon stacjonarnych oraz oznaczeń cegiełek wartościowych . Dodatkowo zgodnie z ustawą o opłacie skarbowej organizator zobowiązany jest wnieść opłatę w wysokości 82 złotych za uzyskanie pozwolenia. … czyli paragraf zawsze się znajdzie Oczywiście organizacja tak znana i pozytywnie odbierana przez społeczeństwo jak Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie będzie miała problemów z uzyskaniem stosownych pozwoleń. Niestety mieliśmy już w Polsce do czynienia z przypadkami, kiedy przepisy ustawy wykorzystywane były do karania tych, których władza z jakichś powodów uważa za wymagających szczególnej kontroli 14 urzędniczej .

11

http://msw.gov.pl/portal/pl/2/9568/MSW_dla_Wielkiej_Orkiestry_Swiatecznej_Pomocy.html Ustawa z dnia 15 marca 1933 r. o zbiórkach publicznych, http://isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU19330220162&type=3 13 Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 6 listopada 2003 r. w sprawie sposobów przeprowadzania zbiórek publicznych oraz zakresu kontroli nad tymi zbiórkami, http://isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU20031991947&type=2 14 O karach nałożonych na o. Tadeusza Rydzyka i Fundację Lux Veritas na podstawie Ustawy o zbiórce publicznej pisaliśmy w czerwcu 2011 r.: http://www.cafr.pl/2011/06/palka-na-obywateli/ 12

31


Jak już wspomniano ustawa nie tylko nakłada na organizatorów obowiązek każdorazowej rejestracji zbiórki, ale zakazuje również enigmatycznych zbiórek „w interesie osobistym”. W czasach internetu, portali społecznościowych i przelewów dokonywanych za pośrednictwem telefonu komórkowego to kolejny anachronizm, który sprawia, że artyści czy publicyści nie mogą legalnie zbierać darowizn od swoich sympatyków na przykład za pośrednictwem strony internetowej. Oczywiście przepisy te są fikcją, ale tworzą przestrzeń do prześladowania niezależnych twórców przez państwo. Szara strefa zbiórek Warto zwrócić uwagę, że formułę dobrowolnych wpłat na cele inne niż charytatywne najskuteczniej dotychczas realizują w Polsce libertarianie i przedstawiciele wolnościowej prawicy. Blisko 15 000 złotych zebrano w jednym z portali internetowych, by stworzyć wersję audio „Ekonomii i polityki” 15 Ludwiga von Misesa i rozesłać ją do posłów na Sejm RP . Publicysta Stanisław Michalkiewicz każdego miesiąca zbiera od sympatyków swojej publicystyki kilka tysięcy złotych za pośrednictwem 16 strony internetowej . W podobny sposób, choć w nieco mniejszej skali, finansowane jest wolnościowe 17 radio internetowe Kontestacja . Teoretycznie twórców wszystkich tych ciekawych i potrzebnych inicjatyw urzędnicy mogliby ścigać, a sąd skazać na kary finansowe. Polska bez szans na crowdfunding? Ustawa o zbiórkach publicznych jest szkodliwa w jeszcze jednym wymiarze. Od kilku lat na świecie coraz dynamiczniej rozwija się crowdfunding, czyli idea finansowania społecznościowego. To metoda gromadzenia kapitału na realizację projektów artystycznych, akcji społecznych czy wprowadzenie 18 innowacji gospodarczych dzięki drobnym wpłatom szerokiej rzeszy internautów . Finansowanie społecznościowe może mieć charakter inwestycyjny lub dobroczynny. Według analityków Gartner Research już w 2013 roku na świecie zostanie w ten sposób zebranych i zainwestowanych blisko 7 19 miliardów dolarów . W Polsce niestety bez wątpienia taka forma działalności podlega jednak pod ustawową definicję zbiórki publicznej. Wszystko wskazuje na to, że urzędnikom Ministerstwa Spraw Wewnętrznych skutecznie udało się zablokować rozwój finansowania społecznościowego. Jednym z pierwszych opierających się o tę ideę projektów, które miały zacząć działać w Polsce jest Projekstarter. Platforma tworzona była w ramach Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju i uzyskała finansowanie z Europejskiego Funduszu Społecznego. Niestety, w październiku 2011 mimo zapowiadanych przez kilka miesięcy pierwszych projektów pojawił się następujący komunikat: Termin opublikowania na platformie pierwszych projektów bardzo się przez ostatnie tygodnie wydłużał. Wynikało to z trudności z zamknięciem procesu rejestracji zbiórki publicznej w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Mimo długich i szczegółowych rozmów z Ministerstwem platforma crowdfundingowa z punktu widzenia utartych procedur nadal stanowi dużą innowację i przez to nastręcza trudności w jej rejestracji jako narzędzia do przeprowadzania zbiórki publicznej. Nie chcąc marnować Waszej energii i entuzjazmu oraz narażać projektu na trudności natury prawnej, postanowiliśmy zawiesić działanie platformy do końca tego roku. Chcemy wyjaśnić wszystkie wątpliwości Ministerstwa, a tym samym sprawić, aby crowdfunding nie służył tylko naszej platformie, 20 ale został przyjęty jako model niekomercyjnego działania w przestrzeni publicznej. Można się obawiać, że zaakceptowanie crowdfundingu przez urzędników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych okaże się trudne. Tym samym to innowacyjne narzędzie pozyskiwania funduszy na działalność dla młodych twórców pozostanie niewykorzystane.

15

http://polakpotrafi.pl/projekt/plyta-dla-posla http://www.michalkiewicz.pl/wplaty.php http://www.kontestacja.com/ 18 http://crowdfunding.pl/2011/01/03/definicja-finansow-spolecznosciowych-definicja-crowdfunding/ 19 http://crowdfunding.pl/2011/11/21/crowdfunding-ratuje-gospodarke-i-rynek-kapitalowy-infografika/ 16 17

20

http://www.projektstarter.org/blogview/18 32


Uchylić tę ustawę! Organizacje pozarządowe przedstawiały już swoje pomysły na modyfikację ustawy o zbiórkach publicznych, pozostawały one jednak poza obszarem zainteresowania rządzących. Internet i rosnąca popularność różnego rodzaju portali społecznościowych tworzy jednak przestrzeń do wywierania presji na polityków, by zainteresowali się tematem. Warto czerpać inspirację z działań administracji amerykańskiej. W Stanach Zjednoczonych istniały prawne przeszkody w legalizacji crowdfundingu udziałowego, czyli finansowaniu dzięki któremu donatorzy stawali się współwłaścicielami wspieranego projektu. Najpierw sprawą udało się zainteresować Biuro Nauki i Polityki Technologicznej Białego Domu, a w listopadzie Izba Reprezentantów w trosce o rozwój innowacyjnych małych przedsiębiorstw przegłosowała przepisy likwidujące lukę prawną i wprowadzające wyłączenie podatkowe w zakresie crowdfundingu. Doprecyzowanie ewentualnych obowiązków podatkowych osób pozyskujących fundusze na inwestycje za pomocą finansowania społecznościowego to jednak w Polsce kwestia odległej dyskusji. Dziś powinniśmy rozpocząć starania na rzecz całkowitego uchylenia przepisów regulujących zbiórki publiczne. Reglamentowanie przez państwo działalności dobroczynnej jest przejawem wszechobecnej w Polsce nadregulacji i szkodzi dziś przede wszystkim tym, którzy są adresatami akcji charytatywnych: najbardziej potrzebującym. Tekst ukazał 9 stycznia 2012 r. na stronach www.cafr.pl .

33


13. Walka z korupcją to miliardowy interes Małgorzata Brennek, ekspert CAFR Jaka jest skala korupcji w Polsce? Czy zjawisko to w ostatnich latach rośnie czy maleje? Ze względu na charakter przestępstw korupcyjnych (solidarność miedzy dającym i biorącym) nie ma możliwości uzyskania twardych danych na ten temat. Możemy jedynie bazować na pośrednich wskaźnikach rozmiarów korupcji, np. wynikach sondaży. Podstawowym, międzynarodowym badaniem w tym względzie, obrazującym poziom postrzeganej korupcji wśród urzędników i polityków, jest Indeks Percepcji Korupcji, ustalany od 1995 przez Transparency International – największą organizację antykorupcyjną na świecie. Badanie to szereguje kraje ze względu na poziom postrzeganej korupcji mierzonej na 10-punktowej skali. Im wyższą punktację otrzymuje dane państwo, tym poziom postrzeganej korupcji jest w nim niższy. Najlepszy, jak do tej pory, wynik IPK Polska uzyskała w 1996 r., kiedy po raz pierwszy została uwzględniona w tym badaniu, otrzymując 5,6 punkta. Później jej notowania jechały w dół aż do rekordowo niskiego poziomu 3,4 pkt. w 2005. W 2006 r. nastąpiło odwrócenie tego spadkowego trendu i notowania Polski zaczęły rosnąć. W ostatnim badaniu, opublikowanym w grudnia 2011 r., uzyskaliśmy 5,5 punkta, co oznacza średni poziom postrzeganej korupcji. Daleko nam do liderów rankingu, Nowej Zelandii, Dani, Finlandii Szwecji i Singapuru, które otrzymały przeszło 9 punktów (od 9.5 do 9.2), ale za to wypadamy bardzo dobrze w grupie nowych członków Unii Europejskiej, zajmując trzecie miejsce po Estonii (6,4) i Słowenii (5,9). W latach 2003 – 2006 mieliśmy najniższy wskaźnik IPK nie tylko w tej grupie, ale całej Unii Europejskiej. Obecnie za najbardziej skorumpowane państwa unijne uważane są: Grecja – 3,5, Bułgaria -3,6, Rumunia 3,7 oraz Włochy – 3,9. Dane te wskazują na istnienie korelacji pomiędzy poziomem postrzeganej korupcji a sprawnością państwa i jego sytuacją finansową. Lepsze wyniki Polski w międzynarodowym rankingu korupcji cieszą, niemniej trzeba zdawać sobie sprawę, że są one do pewnego stopnia artefaktem. (odnosi się to również to polskich badań opinii publicznej, które wskazują na analogiczną tendencję). Bardzo duży wpływ na skalę postrzeganej korupcji mają media. Jeśli o korupcji pisze się i mówi coraz mniej, a taki trend daje się zaobserwować od kilku lat, to automatycznie problem ten blaknie w świadomości społecznej. Inna przyczyna tego stanu rzeczy wiąże się ze zmianą charakteru zjawiska korupcji Polsce. Zmniejsza się korupcja administracyjna, z którą obywatele stykają się najczęściej (obok łapówkarstwa w służbie zdrowia), natomiast rośnie znacznie groźniejsza w skutkach korupcja na najwyższych szczeblach władzy, występująca w obszarze prywatyzacji, dużych zamówień publicznych i tworzenia prawa. O jej przejawach społeczeństwo wie tylko tyle, ile dowie się z mediów. Straty wielkich rozmiarów O tym, że korupcja w Polsce rozwija się w najlepsze, świadczy występowanie kosztów społecznych i ekonomicznych, jakie z reguły niesie ze sobą to zjawisko. Koszty społeczne objawiają się przede wszystkim w niskim zaufaniu obywateli do polityków i instytucji publicznych, co skutkuje brakiem poszanowania dla prawa i norm moralnych i w konsekwencji niską sterowalnością państwa. Według wyników polskich badań opinii publicznej to właśnie polityka jawi się jako dziedzina najbardziej skorumpowana (na drugim miejscu jest służba zdrowia, która jeszcze do niedawna była liderem w tym zakresie). Co więcej, procent osób wyrażających takie przekonanie znacząco wzrósł na przestrzeni ostatnich kilka lat. Np. według badań CBOS z 2010 r. 60 proc. respondentów, było zdania, że korupcja występuje najczęściej wśród polityków – działaczy partyjnych, radnych, posłów, senatorów podczas gdy w 2006 r. analogiczną opinię wyraziło tylko 35 proc. Taka sama tendencja dotyczy zaufania do instytucji publicznych. Np. w okresie 2008 – 2010 zaufanie do. Sejmu i Senatu, partii politycznych, urzędników administracji publicznej, władz lokalnych i sądów spadło o kilkanaście punktów procentowych z i tak niskiego lub niezbyt wysokiego pułapu. (Np. zaufanie do Sejmu zmalało z 39 do 21%.) (Źródło: CBOS 2010) 34


Jeśli chodzi o koszty ekonomiczne korupcji to wyobrażenie o ich skali dają wyniki finansowe kontroli przeprowadzanych przez Najwyższą Izbę Kontroli. (Kontrole Izby z natury rzeczy dotyczą obszarów narażonych na działania niezgodne z prawem oraz zagrożone korupcją). W 2010 roku wymiar finansowy nieprawidłowości ujawnionych przez Izbę zamknął się kwotą 14,5 mld złotych. Na przestrzeni lat 2005 -2010 było to 83,7 mld złotych (!). Powyższe straty to tylko wierzchołek góry lodowej, bo przecież kontrole NIK obejmują rokrocznie jedynie wycinek funkcjonowania państwa. Jest wysoce prawdopodobne, że rzeczywista wielkość kosztów ponoszonych przez państwo w postaci uszczuplonych przychodów budżetowych z podatków, ceł, prywatyzacji, sprzedaży i wynajmu nieruchomości czy nieprawidłowych zamówień publicznych, za którymi nierzadko kryją się praktyki korupcyjne, jest wielokrotnie wyższa. Innym miarodajnym wskaźnikiem kosztów korupcji są dane dotyczące wielkości rynku zamówień publicznych. W 2010 Urząd Zamówień Publicznych szacował wartość tego rynku na ok. 167 mld zł. Zamówienia publiczne to jeden z obszarów najbardziej zagrożonych korupcją. Nawet, jeśli założymy, że rzeczywista skala nieprawidłowości w tym sektorze jest nieduża, np. dotyczy tylko 5 proc. wydatkowanych pieniędzy to daje to 8,3 mld zł. Łatwiej gonić króliczka niż go złapać Co robi państwo aby przeciwdziałać korupcji? Aby odpowiedzieć na to pytanie przyjrzyjmy się działaniom podejmowanym w obrębie dwóch podstawowych filarów polityki antykorupcyjnej: represji, czyli ściganiu i karaniu praktyk korupcyjnych, oraz prewencji, rozumianej jako stanowienie i egzekwowanie odpowiednich przepisów i procedur. Jeśli chodzi o pierwszy filar, to Polska posiada dobrze rozwinięty system ścigania korupcji. Dotyczy to zarówno regulacji prawnych jak i instytucji. W wyniku kilku nowelizacji, przeprowadzonych na przestrzeni ostatniej dekady, kodeks karny zawiera szeroki katalog przestępstw korupcyjnych. Mamy również całą masę instytucji zajmujących się walką z takimi przestępstwami – policja, CBA, prokuratura, ABW, służba graniczna, żandarmeria wojskowa, Naczelna Prokuratura Wojskowa i wywiad skarbowy. Ponadto służby te dysponują wieloma instrumentami prawnymi mającymi ułatwić ściganie korupcji, jak np. łapówka kontrolowana czy zapewnienie niekaralności lub złagodzenia kary osobie, która dopuściła się przekupstwa, ale w odpowiednim czasie zawiadomiła o tym organy ścigania. Trudno powiedzieć, jaka jest efektywność działania powyższych służb, gdyż brak danych, które pozwoliłyby to ustalić. Pośrednim wskaźnikiem jest liczba rejestrowanych przestępstw korupcyjnych, czyli wszczętych postępowań. Jeśli liczba ta rośnie, to zakłada się, że rośnie skuteczność działania danej służby. Miernik ten nie jest jednak do końca obiektywny, ponieważ wzrost liczby rejestrowanych przestępstw może odzwierciedlać nie tyle lepsze działanie odpowiednich służb, co raczej wzrost skali korupcji. W rzeczywistości mówi nam on zarówno o jednym jak i o drugim zjawisku, tyle, że nie wiadomo, jakie są proporcje między nimi. Robiąc to zastrzeżenie przyjrzyjmy się jak wygląda statystyka ujawnionej przestępczość korupcyjnej na przestrzeni ostatnich kilku lat. Według danych Krajowego Centrum Informacji Kryminalnych (KCIK) przy Komendzie Głównej Policji w okresie 2004-2009 zarejestrowano w sumie 41 265 przestępstw o naturze korupcyjnej. Liczba tych przestępstw stale rośnie, w samym 2009 zanotowano ich 11 726 podczas gdy w 2004 r. było ich jedynie 2250. Najwięcej przestępstw korupcyjnych rejestruje policja. W 2009 r. odpowiadała ona za połowę wszczętych postępowań. Na drugim miejscu jest prokuratura – 43,4 proc. CBA to zaledwie 4,6 proc. ogółu zarejestrowanych spraw. Być może nie należy się temu dziwić, biorąc pod uwagę stosunkowo krótki okres działanie tej instytucji oraz powierzenie jej spraw o większym ciężarze gatunkowym. Ile zarejestrowanych przypadków korupcji znajduje finał w sądzie? Porównanie liczby osób skazanych prawomocnym wyrokiem sądowym do liczby wszczętych postępowań, pokazuje się, że w okresie 2004 -2009 wyrokiem sądowym skończyło się tylko 35 proc. spraw. Porównanie to ma jednak charakter orientacyjny, bo opiera się na założeniu, że jednemu postępowania odpowiada jedna osoba podejrzana, podczas gdy w rzeczywistość jest ich więcej (ile średnio – nie wiadomo). Można więc powiedzieć, że w przypadku zdecydowanej większości osób podejrzanych o korupcję nie dochodzi do udowodnienia winy. 35


Wina bez kary Dlaczego tak się dzieje? Do pewnego stopnia można to wyjaśnić charakterem przestępstw korupcyjnych, które są trudne do udowodnienia czy też nieumiejętnym przygotowaniem materiałów dowodowych. Jednakże gros winy ponosi prokuratura, która większość postępowań umarza lub ich nie podejmuje, nie uzasadniając należycie swoich decyzji. Wynika to przede wszystkim z niedostatecznych kompetencji prokuratorów, braku specjalizacji i szkoleń, niedostatków kadrowych i finansowych oraz braku należytego nadzoru nad decyzjami o umorzeniu czy nie podejmowaniu postępowań. O tym, iż to prokuratura jest wąskim gardłem między ściganiem a karaniem przestępstw korupcyjnych świadczy również podejście tego organu do doniesień o podejrzeniu przestępstwa, składanych przez inne instytucje, np. Regionalne Izby Obrachunkowe, Urząd Zamówień Publicznych, instytucje zajmujące się dystrybucją funduszy unijnych czy Najwyższą Izbę Kontroli. Dla ilustracji weźmy statystykę dotyczącą NIK. W latach 2008-2010 Izba złożyła do prokuratury 280 zawiadomień o podejrzeniu przestępstwa. Tylko 11 proc. spraw skończyło się sporządzeniem aktu oskarżenia. Umorzeniu podlegają w szczególności sprawy o największym kalibrze, czyli przestępstwa dotyczące karalnej niegospodarności z art. 296. Większość osób skazanych za korupcję otrzymuje karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. W efekcie w latach 2004-2010 do więzienia trafiło jedynie ok. 5 proc. osób skazanych za przestępstwa korupcyjne. Niewydolność prokuratury oraz nadzwyczajna łagodności polskich sądów powodują, iż korupcja pozostaje przestępstwem o małym ryzyku i dużej opłacalności, co stwarza sprzyjające warunki do jej trwania i rozwoju. Trudniej zapobiegać niż leczyć Patrząc przez pryzmat ekonomii walka z korupcją jest działalnością wysoce opłacalną, może bowiem przynieść miliardowe oszczędności dla budżetu państwa. Warunkiem jej skuteczności jest jednak poważne podejście do prewencji antykorupcyjnej. Tymczasem kolejne rządy ograniczają się do szumnych deklaracji o zdecydowanym przeciwdziałaniu korupcji, nie podejmując w tym zakresie żadnych realnych działań. Znamienne w tym względzie są posunięcia poprzedniego rządu Donalda Tuska, który w ramach walki z korupcją ogłosił utworzenie tarczy antykorupcyjnej i powołał urząd Pełnomocnika Rządu ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych. Tarcza okazała się bytem wirtualnym. Nie uchroniła przed nieprawidłowościami żadnego ze znaczących przetargów ostatnich lat, np. w sprawie polskich stoczni czy informatyzacji policji. Nie zapobiegła również aferze hazardowej. Trudno się temu dziwić, jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż nie została ona oparta na żadnym formalnym dokumencie, co wykazał finał procesu wytoczonego Kancelarii Premiera w trybie dostępu do informacji publicznej przez Antykorupcyjną Koalicję Organizacji Pozarządowych. Rzeczywistym celem utworzenia urzędu pełnomocnika było stworzenie przeciwwagi dla kierowanego przez Mariusza Kamińskiego CBA. Kiedy CBA przestało być zagrożeniem, urząd ten stał się swoistą atrapą, mającą stworzyć przeświadczenie, że rząd chce zapobiegać korupcji, podczas gdy w rzeczywistości brak było woli politycznej do działania w tym zakresie. Stąd niereagowanie na żenującą niekompetencję i nieskuteczność działania Julii Pitery, która zasłynęła kilkoma raportami, w tym m.in. sześciostronicowym opracowaniem o wykorzystywaniu kart kredytowych przez urzędników poprzedniego rządu, który wykazał nieuprawniony zakup dorsza za 8,15 zł, i utajnionym przez rok raportem o CBA (jego upublicznie miało zagrozić bezpieczeństwu państwa), który okazał się zlepkiem nic niewnoszących informacji medialnych. Do „dokonań” pani Pitery należy również zaliczyć dwa buble prawne – projekt ustawy antykorupcyjnej i projekt założeń do projektu ustawy o lobbingu, które nie nadawały się do dalszego procedowania. W czasie minionej kadencji rząd nie tylko nie podjął żadnych realnych działań mających na celu ograniczenie korupcji, ale wręcz zaszkodził sprawie prewencji. Szczególnie niekorzystne z tego punktu widzenia są nowelizacje dwóch ustaw: o NIK i o dostępie do informacji publicznej, obie 36


niezgodne z konstytucją. Pierwsza w sposób zasadniczy ogranicza możliwości niezależnego działania Izby. Druga zawęża i tak nazbyt ograniczony dostęp do informacji o działaniu władz. Kiedy wejdzie w życie, rząd nie będzie już musiał mówić obywatelom, jakie zamierza przyjąć stanowisko w negocjacjach z Unią Europejską. Wolno mu też będzie np. odmówić informacji na temat prywatyzowanego majątku. W sumie obecny system zwalczania korupcji w Polsce pokazuje jak w soczewce nieefektywność działania państwa i wynikające stąd olbrzymie koszty ekonomiczne i społeczne. Obszar ten, podobnie zresztą jak wiele innych dziedzin życia w naszym kraju, cierpi na syndrom „dziurawego wiadra”, do którego leje się „wodę” (w postaci ludzkich wysiłków i pieniędzy) nie zadając sobie trudu, żeby usunąć nieszczelności (bariery i luki, które prowadzą do marnotrawstwa tych wysiłków i zasobów). Co należy zrobić? Korupcja ma wiele przyczyn. Należą do nich: nadprodukcja, niejasność i niestabilność prawa, brak przejrzystości w działaniu administracji rządowej i samorządowej, nadmierna uznaniowość decyzji, słabość systemu kontroli wewnętrznej, tolerancja dla zjawiska konfliktu interesów oraz brak skutecznych rozwiązań antykorupcyjnych, wyrażający się głównie w słabości ustawy antykorupcyjnej. Kompleksowy charakter zjawiska korupcji powoduje, że walka z nim wymaga podjęcia działań na wielu płaszczyznach jednocześnie. Najważniejsze z nich, o charakterze systemowym, to: 1.Profesjonalizacja stanowienia prawa. Sprawą kluczową w tym zakresie jest zmiana sposobu sporządzania Ocen Skutków Regulacji (OSR). Obecnie wymóg ten, leżący w gestii resortów, jest traktowany czysto formalnie, co umożliwia wytwarzanie regulacji spod dużego palca, nieopartych na żadnych badaniach ani konsultacjach społecznych z prawdziwego zdarzenia odnośnie diagnozy problemu, który chce się rozwiązać i konsekwencji alternatywnych sposobów jego rozwiązania. Sytuacja ta nie tylko skutkuje licznymi zawirowaniami społecznymi (np. ustawa o refundacji leków, czy regulacje dotyczące posyłania sześciolatów do szkół), ale umożliwia również dokonywanie bardzo kosztownych dla skarbu państwa „wrzutek” lobbingowych, których konsekwencje ujawniane są się po latach, a niekiedy nigdy nie wychodzą na światło dzienne. Obrazowego przykładu rezultatów takich wrzutek dostarcza wynik kontroli NIK dotyczącej remontów w zakładach górniczych, opublikowany w lutym 2010 r. Kontrolerzy stwierdzili, że w rozporządzeniu Ministra Gospodarki z dnia 28 czerwca 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy, prowadzenia ruchu oraz specjalistycznego zabezpieczenia przeciwpożarowego w podziemnych zakładach górniczych pojawił się tajemniczy paragraf 428, autorstwa którego nie sposób dziś ustalić z powodu braków w dokumentacji. Otworzył on drogę do zlecania, głównie przez Kompanię Węglową SA, napraw maszyn górniczych wyłącznie ich producentom. W efekcie doszło do zawyżenia kosztów remontów urządzeń górniczych o setki milionów złotych. Aby uniknąć podobnych problemów nadzór nad tworzeniem OSR-ów powinien zostać przejęty przez ekspercką jednostkę, utworzoną, np. w łonie Kancelarii Premiera, która pracowałaby w oparciu o światowe standardy i metodologię. Inny pilnym i zrazem prostym do realizacji posunięciem jest wprowadzanie regulacji, na mocy której każdy projekt legislacyjny musiałby mieć „metryczką”. Na jej podstawie każdy obywatel mógłby prześledzić kolejne zmiany wprowadzone do jego zapisów oraz poznać ich uzasadnienie i autorów. 2. Wprowadzenie rozwiązań prawnych zobowiązujących rząd i parlament do reagowania na wnioski de lege ferenda przedkładane przez NIK. W oparciu o wyniki przeprowadzonych kontroli NIK formułuje co roku kilkadziesiąt takich wniosków, wskazujących na potrzebę zmian w ustawach i przepisach wykonawczych, w celu ograniczenia nadużyć i zmniejszenia zagrożeń korupcyjnych. Wnioski te są realizowane jedynie w znikomym procencie i często z wieloletnim opóźnieniem, co uniemożliwia ukrócenie marnotrawstwa i niegospodarności. Szczególnie bulwersujący jest brak reakcji na dowolność gospodarowania majątkiem publicznym. Dowolność ta pozwoliła np. na prywatyzacje Polskich Hut Stali (w 2004 r.), ze stratą dla skarbu państwa szacowaną na ok. 2 mld zł. oraz skutkowała ubytkiem przychodów budżetowych przekraczającym 2,7 mld zł. wynikającym z nie naliczenie i niepobrania podatku akcyzowego i opłat celnych w związku z importem do Polski alkoholu etylowego w latach 2004 -2007. Lata płyną, obszary się zmieniają, ale mechanizmy leżące u źródła afer pozostają bez zmian. Stąd najwyższy czas, aby wreszcie zacząć wykorzystywać efekty pracy bardzo potrzebnej i kompetentnej instytucji, która kosztuje podatników przeszło 240 mln rocznie. 37


3. Nowelizacje ustawy o Centralnym Biuro Antykorupcyjnym, w kierunku zwiększenia jego kompetencji. Podobnie jak w przypadku państw, które mają duże osiągnięcia w zwalczaniu korupcji, prewencją antykorupcyjną powinna zajmować się specjalna agencja, czyli CBA. Biuro powinno mieć możliwość inicjatywy legislacyjnej w tym obszarze i stać się jedynym koordynatorem powstającej od przeszło roku Strategii Antykorupcyjnej. Urząd ten dysponuje bowiem największą wiedzą na temat mechanizmów korupcyjnych i sposobów ich ograniczenia oraz posiada odpowiednie zasoby do prawidłowego wywiązania się z zadań z tego zakresu. Realizacja powyższych propozycji będzie napotykać na olbrzymie bariery, jako, że ich nieuniknioną konsekwencją byłoby wprowadzenie porządku i poszerzenie zakresu przejrzystości i profesjonalizmu, a to ograniczyłoby żerowisko licznym grupom interesu. Wiadomo, iż w mętnej wodzie łatwiej ryby łowić. Premier i jego doradcy powinni jednak zastanowić się nad podjęcie kroków w tym kierunku. Pozwoliłoby to na uwolnienie się od różnego rodzaju nacisków, które ograniczają pole manewru i zakres prawdziwej władzy. Jednym słowem, byłoby to korzystne nie tylko dla polskiego państwa, ale również dla PO, a dalszej perspektywie – dla każdej formacji rządzącej. Tekst ukazał się 9 stycznia 2012 r. w „Rzeczpospolitej”.

38


14. Czyż nie dobija się „Gawronów”? Marcin Horała, ekspert CAFR Jak na razie nikt nie miał odwagi tego oficjalnie powiedzieć, ale polska Marynarka Wojenna znajduje się faktycznie w stanie likwidacji. Trzon floty stanowią okręty kilkudziesięcioletnie, wyposażone często w archaiczne uzbrojenie. Po 2020 z obecnego stanu marynarki (ponad 40 okrętów) w służbie pozostanie kilka trałowców i okręt wsparcia logistycznego. Reszta jednostek zostanie po prostu technicznie wyeksploatowana do stanu złomu, a nie ma obecnie żadnego programu budowy czy zakupu okrętów, które miałyby je zastąpić. W ostatnich tygodniach minister Siemoniak zapowiedział anulowanie dwóch kosztownych remontów – fregat z amerykańskiego demobilu („Pułaski” i „Kościuszko”) oraz okrętów rakietowych typu Tarantula (to z kolej konstrukcje radzieckie). Jednocześnie bardzo krytycznie, choć nie definitywnie, wypowiedział się o kontynuacji budowy korwety „Gawron”, której doprowadzenie do stanu gotowości bojowej prawdopodobnie kosztowałoby blisko miliard złotych. Decyzje o zaniechaniu remontów są słuszne – nie ma sensu topić setek milionów złotych w okręty, które jakkolwiek wyremontowane i przezbrojone, nadal byłyby kilkudziesięcioletnimi, przestarzałymi, jednostkami. Pamiętać jednak należy, że bez remontów ich dalsza służba jest fikcją. Są w istocie okrętami muzealnymi o znikomej wartości bojowej. Potencjalne porzucenie budowy „Gawrona” miałoby na pewnym poziomie sens ekonomiczny. Jest to bowiem jednostka – jak na swoją wielkość i wartość bojową – horrendalnie droga. Przede wszystkim ze względu na to, że miała być prototypem dla całej serii jednostek. Serii, która nigdy nie powstanie. (choć i w samym procesie budowy miały miejsce poważne nieprawidłowości). Poza tym anulowanie budowy „Gawrona” byłoby prawdopodobnie ostatnim gwoździem do trumny Stoczni Marynarki Wojennej, co długofalowo pozbawiłoby marynarkę krajowego zaplecza produkcyjnego i remontowego. Dzisiejsze oszczędności oddalibyśmy potem w dwójnasób w podwyższonych kosztach zamówień dla zagranicznych stoczni. Przyjmijmy jednak teoretycznie dla dalszego wywodu, że i ewentualna decyzja o dobiciu „Gawrona” byłaby racjonalna. Tylko co w zamian? Otóż nic. Nic w zamian. Nie ma obecnie żadnego innego programu modernizacji floty. Jeszcze przez kilka lat da się utrzymywać fikcję istnienia morskich sił zbrojnych RP, choć nadających się już głównie do parad i oficjalnych wizyt. Potem kolejne okręty pójdą na żyletki a marynarze do koszar. Można by też spekulować że w warunkach Bałtyku rozbudowana marynarka wojenne jest przeżytkiem i lepiej zadanie obrony polskiego wybrzeża wypełnią nabrzeżne baterie p-lot, rakietowe, startujące z lądu lotnictwo morskie itp. Tyle że nawet wtedy potrzebujemy kilkunastu małych, szybkich okrętów wielozadaniowych chociażby dla ochrony żeglugi handlowej oraz jednej-dwóch większych jednostek zdolnych do ekspedycji w ramach wykonywania zobowiązań sojuszniczych. No a przede wszystkim – owe nabrzeżne baterie, lotnictwo morskie itp. trzeba by zbudować, a takich programów również nie ma. Niedawno media ekscytowały się widowiskowym przeciąganiem po lądzie okrętu podwodnego typu „Kobben” z bazy marynarki na Oksywiu pod budynek Akademii Marynarki Wojennej, gdzie będzie służył jako muzeum oraz symulator treningowy. Warto by zauważyć, że bliźniacze, równie wiekowe jednostki, to obecnie trzon polskich sił podwodnych (czy raczej ich pozostałości). Kogo i po co więc kształcić ma AMW? Pora chyba na niej utworzyć katedrę muzealnictwa. Tekst ukazał się 10 stycznia 2012 r. na portalu Stefczyk.info.

39


15. Książki vs. e-booki: francuska lekcja suwerennej polityki podatkowej Marcin Wrotniak, ekspert CAFR Opodatkowanie książek (5% VAT) i e-booków (23% VAT) to jeden z przykładów polskich absurdów podatkowych. Widać w nim jak w soczewce to jak przepisy mogą blokować rozwój innowacyjnej branży i szkodzić polskim konsumentom. Tutaj, podobnie jak w wielu innych sprawach pozytywny impuls do zmiany może pochodzić z zagranicy. Polski rząd powinien zwrócić oczy ku Francji, która postanowiła zawalczyć o porządek na europejskim rynku wydawnictw. Anachroniczna wykładnia przepisów Rażąca dysproporcja w opodatkowaniu książek elektronicznych i papierowych jest wynikiem anachronicznej, stosowanej nie tylko w Polsce, ale we wszystkich państwach UE, interpretacji przepisów VAT, zgodnie z którą tylko książki w formie fizycznej, a więc te papierowe i na płytach CD, stanowią towary opodatkowane obniżoną stawką VAT. Jednocześnie, zgodnie z dominującą wykładnią prawa, pobranie e-booka z księgarni internetowej stanowi już świadczenie usług opodatkowane stawką podstawową VAT. Tymczasem, na gruncie prawa wspólnotowego istnieją silne podstawy do eliminacji tej szkodliwej podatkowej nierówności. Zgodnie z zasadą neutralności fiskalnej VAT (jedna z podstawowych zasad wspólnego systemu VAT, potwierdzona przez Trybunał w Luksemburgu) podobne towary i usługi powinny być jednakowo opodatkowane tak, aby nie szkodzić wspólnemu rynkowi. Słowem, zgodnie z powyższą zasadą książki zarówno papierowe, na płytach CD, jak i e-booki powinny być opodatkowane tą samą, obniżoną stawką VAT. Dodatkowy argument wprowadza niewiążący, ale stanowiący swoistą mapę drogową dla przyszłych zmian wspólnotowego prawa podatkowego komunikat Komisji Europejskiej w sprawie przyszłości podatku VAT „W stronę prostszego, solidniejszego i wydajniejszego systemu podatku VAT”, w którym Komisja stwierdza, że: „podobne towary i usługi powinny podlegać takiej samej stawce podatku VAT, przy czym należy w tej mierze wziąć pod uwagę postęp technologiczny, tak aby uzyskać zbieżność pomiędzy środowiskiem online i światem fizycznym.” Ile tracimy na złych regulacjach? Według naszej wiedzy Ministerstwo Finansów nie przeprowadziło analiz, które określałyby ile na niekorzystnej regulacji tracą polscy wydawcy, jak sytuacja wpływa na rynek e-wydawnictw oraz wreszcie ile na nowej regulacji zyskałby polski budżet. Być może to i dobrze, ponieważ takie dane mogłyby przyprawić ministra Rostowskiego o ból głowy. Stosowne analizy przeprowadziło tymczasem francuskie Ministerstwo Finansów. Obecnie e-booki stanowią zaledwie 5% całkowitego rynku książki w najbardziej rozwiniętych pod tym względem Stanach Zjednoczonych (we Francji udział ten wynosi odpowiednio 3%). Jednocześnie szacuje się, biorąc pod uwagę obecną dynamikę wzrostu, że udział wydawnictw elektronicznych do 2015 r. wynosić będzie między 15% a 25% rynku w wymiarze globalnym. Można postawić tezę, że utrzymanie obecnej dysproporcji podatkowej spowoduje nie tylko utrudnienie rozwoju e-wydawnictw w Polsce, ale przyczyni się również do ograniczenia czytelnictwa. Badania przeprowadzone w rozwiniętych USA pokazują bowiem, że elektroniczne wydanie jest jedyną formą książki, której popularność stale rośnie. Tym bardziej wydaje się szkodliwe ograniczenie dostępu do ebook’ów poprzez obciążenie antykonkurencyjną stawką VAT. Redukcja stawki na e-booki, to nie tylko swoiste „koło ratunkowe” dla wymierających polskich wydawców (tylko w ubiegłym roku likwidację ogłosiły dwie duże oficyny wydawnicze), ale także wyjście naprzeciw oczekiwaniom polskich czytelników. Według raportu francuskiego rządu, zrównanie stawek VAT na e-booki i książki pozwala dystrybutorom obniżyć ceny e-booków o 40% przy 40


zachowaniu poziomu wynagrodzenia na każdym etapie produkcji – wytworzenia i wydania dzieła, promocji oraz dystrybucji książki. Jednocześnie owa przewaga cenowa e-booka względem tradycyjnej książki wypełnia oczekiwania konsumenta, zaś ubocznym pozytywnym skutkiem jest ograniczenie piractwa internetowego. Co mogłyby przekonać Ministra Finansów do uznania zmiany stawki VAT za konieczną reformę? Otóż należy się spodziewać, że obniżenie stawki VAT na e-booki spowoduje niewielką stratę dla budżetu w pierwszym roku fiskalnym. Natomiast zrównanie stawki w dłuższej perspektywie skutkować będzie wzrostem wpływów podatkowych (np. dla Francji będzie to 11 milionów euro w ciągu 5 lat). Z kolei utrzymanie status quo oznacza spadek wpływów do budżetu. Jest to łatwy do przewidzenia rezultat utrzymywania przepisów ograniczających naturalną tendencję na rynku książki. Pełnomocnik ds. problemu harmonizacji europejskiej Niższa stawka na e-booki (wówczas 5,5%, a obecnie 7%) została przyjęta we Francji w listopadzie 2010 r., mimo początkowego sprzeciwu Ministra Budżetu, który wskazywał na niezgodność zmiany z prawem wspólnotowym. Dodatkowo uchwalono 2-letnie vacatio legis dla tej zmiany – Francuzi dali sobie czas na rozwiązanie „problemu harmonizacji europejskiej”. W tym celu parlament zdecydował o powołaniu „pełnomocnika”, którego zadaniem był po prostu lobbing w instytucjach europejskich na rzecz zgodności francuskich przepisów z prawem UE. Uchwalając przepisy Francuzi mieli świadomość, że Komisja Europejska może nie podzielić ich argumentacji prawnej, dlatego od początku przygotowali osłonę polityczną obniżonej stawki VAT na e-booki. Konsekwencją działań pełnomocnika jest m.in. rezolucja Parlamentu Europejskiego wzywająca Komisję Europejską do obniżenia stawki VAT na e-booki. Lekcja dla polskiego rządu Wyrównanie stawek VAT na książki i e-booki może wydawać się sprawą błahą i grą „niewartą świeczki” dla Ministra Finansów, który podnosząc składkę rentową lekką ręką zabiera z kieszeni polskich pracodawców 7 miliardów złotych i jednocześnie toleruje istnienie poważnych luk podatkowych generujących podobne wartościowo straty dla polskiego budżetu. Nie zmienia to faktu, że sprawa ta, powinna stanowić pouczającą lekcję dla naszego rządu. Premier Tusk i jego ministrowie, a także partie, które pretendują do objęcia władzy w Polsce powinni obserwować, jak mądrze i skutecznie forsować niezbędne z perspektywy interesu narodowego przepisy, które mogą jednak nieść ze sobą ryzyko niezgodności z prawem UE. Co więcej, niezależnie od ostatecznej decyzji Komisji Europejskiej (oraz ewentualnego rozstrzygnięcia sprawy w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej) francuska walka o rynek e-wydawców to wzorcowy przykład prowadzenia suwerennej polityki podatkowej i obrony narodowych interesów w ramach wspólnego rynku, w oparciu o dostępne środki prawne i polityczne. Powyższa lekcja suwerennej polityki podatkowej powinna być wykorzystana przez polski rząd zarówno do obniżenia stawki na e-booki, jak i powinna zainspirować go do skutecznych działań w celu przeforsowania w Unii zgody na obniżenie stawki VAT na ubranka i buciki dziecięce. Komentarz ukazał się 17 stycznia na stronie www.cafr.pl .

41


16. Scenariusze dla konkurentów Romney’a Michał Krupa, ekspert CAFR

Trwająca od miesięcy rywalizacja o republikańską nominację do wyborów prezydenckich weszła w decydującą fazę. W kontekście podwójnej wygranej Mitta Romney’a w Iowa i w New Hampshire warto zastanowić się nad potencjalnymi scenariuszami, które mogą się rozegrać poczynając od następnych prawyborów, planowanych na 21 stycznia w Południowej Karolinie. Chciałbym zwrócić uwagę na kilka istotnych czynników, które będą miały wpływ na kolejne wyścigi o republikańską nominację oraz na same wybory prezydenckie. Walka o miano „konserwatysty” Drugie miejsce Ricka Santorum (z różnicą zaledwie 8 głosów w stosunku do zwycięzcy Mitta Romney’a) w prawyborach w Iowa wprawiło w konsternację Newta Gingricha i jego zwolenników. Na kilka tygodni przed elekcją w Iowa pozycja Gingricha, byłego speakera Izby Reprezentantów, wzrastała w sondażach, a on sam przedstawiał się jako jedyna konserwatywna alternatywa wobec Romney’a. Ostatecznie to jednak Santorum w Iowa okazał się być na fali. Podczas przemówienia po ogłoszeniu wyników wypowiedział słynne już „game on” jako wyraz kontynuacji walki z Mittem Romney’em, który postrzegany jest jako pseudokonserwatysta zarówno przez jego zwolenników, jak i sympatyków Gingricha. Obie grupy konserwatywnych republikanów widzą w Romney’u tzw. „flipfloppera”, czyli kogoś kto zmienia poglądy na zasadnicze kwestie w zależności od koniunktury politycznej. Przez moment wydawało się, że na prawo od siebie Romney będzie miał przede wszystkim do czynienia z Santorum. Prawybory w New Hampshire zburzyły na jakiś czas ten obraz, gdyż ani Gingrich ani Santorum nie znaleźli się w pierwszej trójce (Romney 39%, Ron Paul 23% i Jon Huntsman – który już się wycofał z rywalizacji – 17%) uzyskując prawie taką samą ilość głosów i remisowy wynik czwartego miejsca na poziomie 9%. Uważany jeszcze w październiku za wyrastającego na faworyta gubernator Teksasu Rick Perry starał się za pomocą ostrej retoryki wybić na pozycję jedynego prawdziwego konserwatysty. On był autorem słynnego stwierdzenia nt. szefa FED-u: „Jeśli ten facet dodrukuje więcej pieniędzy od teraz do wyborów, nie wiem co wy z nim zrobicie w Iowa, ale my go potraktujemy dość brzydko w Teksasie”. W obu wyścigach uzyskał on jednak relatywnie niskie poparcie: w Iowa osiągnął 10,3% (5. miejsce), a w New Hampshire 1% (6. miejsce). Prawybory w Południowej Karolinie wyłonią poważnego, konserwatywnego konkurenta dla Romneya spośród Santorum i Gingricha. Rick Perry, choć formalnie nie zrezygnował z wyścigu, raczej nie uzyska wysokiego poparcia i będzie zmuszony całkowicie się wycofać. Biorąc pod uwagę siłę głosów ewangelikałów w tym stanie i ich nieufność wobec Romney’a jako mormona należy odnotować, że to Gingrich uzyskał w ostatnich dniach istotne wsparcie dla swojej kandydatury. Wpływowy lider Tim LaHaye (który wraz pastorem Jerry Fallwellem w 1980 r. współtworzył tzw. „Moralną Większość” – koalicję chrześcijańskich konserwatystów, która w decydujący sposób przyczyniła się do zwycięstwa Ronalda Reagana) wystosował list do pastorów Południowej Karoliny prosząc o udzielenie poparcia Gingrichowi. Jeśli ten apel przyniesie rezultaty i ewangelikałowie w prawyborach wyraźnie staną za Gingrichem, to stanie się najsilniejszym kandydatem konserwatystów. W takiej sytuacji dalsze kandydowanie Santorum straciłoby rację bytu. Waleczny Ron Paul Na placu boju pozostaje nadal – i może długo jeszcze pozostać – libertarianin Ron Paul. Skok z 3. miejsce w Iowa na 2. miejsce w New Hampshire świadczy o sile poparcia dla teksańskiego kongresmena, którego kampania ma najbardziej oddolny charakter. Konsekwentna krytyka FED-u, „eksportu demokracji” przez interwencje i wojny, ogromnego zadłużenia i ogromnych wydatków 42


państwowych przyniosła efekty. Co ciekawe, zarówno w Iowa, jak i w New Hampshire, Paul zdobył duże poparcie ze strony tzw. „independents”, czyli wyborców niezależnych, niezarejestrowanych oficjalnie jako Republikanie. Coraz więcej Amerykanów przynajmniej w jakiejś poważnej części identyfikuje się z poglądami Paula. Według przeprowadzonego 11 i 12 stycznia sondażu na zlecenie CNN, gdyby to on starł się z Obamą przegrałby rywalizację jedynie o dwa punkty procentowe stosunkiem 48:46. Ron Paul ma przed sobą dwa możliwe scenariusze. Po pierwsze, jego dotychczasowe poparcie i duże prawdopodobieństwo znaczącego poparcia w Południowej Karolinie (do którego zapewne przyczyni się wsparcie Paula przez konserwatywnego patrona lokalnej Tea Party, stanowego senatora Toma Davisa) oraz wiarygodność w wielu zasadniczych dla wyborców kwestiach sprawiają, że Paul może pozostać jedynym poważnym konkurentem dla Romney’a. W konsekwencji istnieje szansa, że jego kandydatura połączy poparcie nie tylko libertariańskiej prawicy, ale również znaczącej części prawicy konserwatywnej. Syn kongresmena Paula, senator Rand Paul z Kentucky, zaapelował w ostatnim tygodniu o wycofanie się wszystkich kandydatów, którzy w New Hampshire uzyskali poparcie niższe od Rona Paula. Celem apelu było ukazanie Paula jako jedynego antyestablishmentowego kandydata, który nie jest „flipflopperem” i we wszystkim różni się od Romney’a. Gdyby kontrkandydaci zdecydowali się wycofać na rzecz Paula, w najbardziej optymistycznym dla niego wariancie zyskałby nominację partii. W bardziej pesymistycznym – walka z Paulem zmusiłaby Romney’a do przyjęcia pewnych elementów programu Paula jako własnych (np. postulat przeprowadzenia audytu Rezerwy Federalnej). Druga droga ma charakter długofalowy. Jeśli Ron Paul nie uzyska nominacji, ale uzyska solidne wyniki w prawyborach, jego kandydatura może stać się zaczynem „konserwatywnej eksplozji” za pięć lat. Tak samo jak Barry Goldwater przez swoją przegraną w 1964 r. w wyborach prezydenckich utorował drogę do Białego Domu Ronaldowi Reaganowi, podobnie Ron Paul może przygotować drogę dla kandydata wolnościowej prawicy za 5 lat. Już dzisiaj pojawiają się spekulacje, że tym kandydatem i następcą ojca chrzestnego Tea Party, będzie jego syn Rand Paul. Tekst ukazał się 18 stycznia 2012 r. na stronach www.cafr.pl .

43


17. USA szykują się do wojny z Chinami dr Stanisław Tyszka, dyrektor CAFR Stare chińskie przekleństwo mówi: „Obyś żył w ciekawych czasach!”. Ciekawość naszych czasów przejawia się między innymi w tym, że trwający głęboki, strukturalny kryzys finansowy może znacząco wpłynąć na globalny układ sił. W szczególności może zmienić stosunki między USA i Chinami jako pierwszą i drugą gospodarką światową. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na aspekty militarne relacji między tymi państwami i pojawiające się na horyzoncie widmo nowej zimnej wojny. Na początku stycznia tego roku prezydent Barack Obama przedstawił założenia nowej polityki USA w zakresie obronności. Sprowadza się ona do dwóch zasadniczych elementów: cięcia wydatków na armię i strategicznego przeorientowania zainteresowania USA na obszar Pacyfiku. Chociaż w wystąpieniach Obamy i wysokich przedstawicieli armii ani razu nie padło słowo „Chiny”, na reakcję strony chińskiej nie trzeba było długo czekać. W komentarzu redakcyjnym gazeta the Global Times, która jest odgałęzieniem Dziennika Ludowego, organu Komunistycznej Partii Chin, napisała: „Chcemy oczywiście zapobiec nowej zimnej wojnie z USA, ale jednocześnie nie możemy zrezygnować z obecności militarnej Chin w regionie.” Podkreślono, że Chiny będą dalej wzmacniać swój potencjał 21 militarny równolegle do wysiłków amerykańskich Gra między strategami chińskimi i amerykańskimi weszła w nową fazę. Komentarze polskich publicystów do nowej strategii obronnej sprowadzały się natomiast do wyrażania obaw, że reorientacja polityki amerykańskiej może negatywnie odbić się na bezpieczeństwie Polski. Wydaje się, że taka zmiana polityki USA jest rzeczywiście dla Polski długofalowo niekorzystna. Abstrahując jednak na chwilę od tych aspektów, warto pokazać co doprowadziło do strategicznej wolty w USA i na jakie konkretne założenia i posunięcia w zakresie obronności się ona przekłada. W maju 2010 roku waszyngtoński think-tank specjalizujący się w polityce obronnej Center for Strategic and Budgetary Assessments (CSBA) opublikował przełomowy raport zatytułowany „AirSea Battle. A 22 Point-of-Departure Operational Concept” . Zawiera on koncepcję operacyjną wojny powietrznomorskiej na Zachodnim Pacyfiku. Według najnowszych informacji w grudniu ubiegłego roku w Pentagonie powołano biuro odpowiedzialne za wdrażanie tej koncepcji, natomiast formalne jej zatwierdzenie jako doktryny wojennej czeka na podpis na biurku sekretarza obrony Leona Panetty. Ważne, że planowane olbrzymie cięcia wydatków na armię mają nie obejmować kosztów związanych z wcielaniem powyższej koncepcji w życie. Raport amerykańskich strategów jest odpowiedzią na wyzwania związane z coraz bardziej asertywną polityką zagraniczną i gospodarczą Chin, a jednocześnie przyspieszoną, forsowną modernizacją chińskich sił zbrojnych. Stratedzy amerykańscy przewidują, że nadchodzące lata będą okresem próby sił pomiędzy Chinami i Stanami Zjednoczonymi, która zdecyduje kto będzie hegemonem światowym w najbliższych dekadach. Punktem wyjścia dla raportu jest obserwacja, że Stany Zjednoczone stanęły wobec bardzo realnego zagrożenia utraty dominacji militarnej w obszarze Zachodniego Pacyfiku, co może zachwiać układem korzystnych dla Amerykanów regionalnych sojuszy. Nowa koncepcja wojny powietrzno-morskiej z Chinami ma przywrócić Amerykanom dominację militarną na Zachodnim Pacyfiku. W najnowszej analizie CAFR, ekspert Fundacji Jacek Bartosiak przedstawia i komentuje główne założenia raportu strategów amerykańskich. Omawia obecny stan armii amerykańskiej i chińskiej, nakreślając w których obszarach Chińczycy uzyskali już przewagę, przybliża uwarunkowania wynikające z sojuszy międzynarodowych i kwestię wzajemnego odstraszania nuklearnego. Następnie nakreśla założenia potencjalnego ataku chińskiego, żeby przejść do planów amerykańskich, szczegółów operacyjnych nowej koncepcji i środków zaradczych w zakresie zbrojeń postulowanych przez amerykańskich ekspertów. Z kwestii szczegółowych warto choćby wspomnieć, że w obecnej sytuacji przewaga chińska w rejonie potencjalnego teatru wojny jest tak duża, że możliwość obrony Tajwanu i Korei Południowej przez siły amerykańskie byłaby bardzo problematyczna.

21 22

http://www.globaltimes.cn/NEWS/tabid/99/ID/691074/Pentagon-plan-changes-game-in-Asia.aspx http://www.csbaonline.org/publications/2010/05/airsea-battle-concept/

44


Analiza CAFR ma dwa podstawowe walory poznawcze. Pierwszy przejawia się w jej aspekcie informacyjnym. Przedstawiamy bowiem kwestie mające fundamentalne znaczenie dla równowagi sił w wymiarze globalnym. Niestety bardzo rzadko pojawiają się one w zamkniętej na istotne wiadomości ze świata i przez to intelektualnie płytkiej polskiej debacie publicznej. Po drugie, ma ona również walor edukacyjny. Na przykładzie strategii planistów amerykańskich możemy się przyjrzeć w jaki sposób myśli się o bezpieczeństwie po drugiej stronie Atlantyku. Możemy tu zaobserwować jak skomplikowanę partię szachów rozgrywają aktualnie planiści amerykańscy i chińscy. Amerykańscy stratedzy militarni z podziwu godną konsekwencją wcielają w życie starożytną maksymę „Si vis pacem, para bellum” (Chcesz pokoju, szykuj się do wojny). Polscy politycy i wojskowi powinni się od nich uczyć. Tymczasem dominujący u nas sposób myślenia o bezpieczeństwie militarnym można by zdefiniować, trawestując paremię łacińską: „Si vis pacem, fiduciam habe in socio tuo” (Chcesz pokoju, pokładaj nadzieję w sojuszniku). Patrząc wstecz, takie myślenie okazywało się już wielokrotnie dla Polski zgubne. Najwyższy czas zacząć się uczyć od mądrzejszych. Polecam lekturę analizy eksperta CAFR Jacka Bartosiaka pt. „Koncepcja operacyjna wojny powietrzno-morskiej na zachodnim Pacyfiku.”

45


18. Czy grozi nam cyberwojna? Krzysztof Dąbkowski, ekspert CAFR Czy następna wojna rozpocznie się w cyberprzestrzeni? Czy takie zagrożenie dotyczy Polski? Jakie skutki może spowodować atak na krytyczną infrastrukturę państwa, w szczególności na takie obiekty jak elektrownie, banki lub sieć telekomunikacyjną? Ostatnie ataki na rządowe strony internetowe czynią te pytania bardzo aktualnymi. Gra wojenna Cyber ShockWave Symulację znacznie poważniejszego cyberataku przeprowadził w lutym 2010 roku think tank Bipartisan Policy Center, zajmujący się takimi obszarami, jak opieka zdrowotna, energetyka i bezpieczeństwo cyberprzestrzeni. Gra wojenna Cyber ShockWave była wizualizacją cyberataku na Stany Zjednoczone, a jej celem – zbadanie na ile państwo jest przygotowane na odparcie takiego ataku. W Cyber ShockWave uczestniczyli byli wysocy urzędnicy (republikanie i demokraci), były senator oraz najwyżsi rangą oficerowie związani z bezpieczeństwem narodowym. Zobrazowano nadzwyczajne posiedzenie wirtualnej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, której zadaniem było doradzanie prezydentowi USA jakie działania należy podjąć w celu rozwiązania kryzysu spowodowanego cyberatakiem. Scenariusz jak z filmu Hitchcocka rozpoczyna się od ataku na telefony komórkowe i smartfony, które po pobraniu złośliwego oprogramowania wysyłają duże pliki wideo (przedstawiające defiladę wojskową na Placu Czerwonym) do wszystkich kontaktów z książki adresowej. Proces ten jest powtarzany przez każdy kolejny telefon, co powoduje, że 20 mln użytkowników pozostaje bez łączności, sieć telefonii komórkowej jest sparaliżowana, a wirus rozprzestrzenia się błyskawicznie na kolejnych mieszkańców kraju. Kryzysowa sytuacja dynamicznie rozprzestrzenia się na komputery i powoduje, że dostęp do Internetu jest spowolniony lub wręcz niemożliwy. Komunikacja z instytucjami finansowymi zostaje przerwana, systemy rezerwacji linii lotniczych i innych środków transportu przestają działać, problemy mają też serwisy medialne. Na tym nie koniec. Telewizja informuje o problemach w sektorze energetycznym. Przerwy w dostawach prądu dotykają wszystkie główne miasta na wschodnim wybrzeżu. Kraj staje przed groźbą, że za kilka godzin bez dostaw prądu zostaną szpitale, lotniska, a ludzie nie mogą pracować, komunikować się, korzystać z usług bankowych. Gwałtownie rośnie zagrożenie wybuchem paniki. Trzy wielkie monitory cały czas wyświetlają mapę Stanów Zjednoczonych pokazując awarie sieci elektrycznej i komórkowej, a wydarzenia te są relacjonowane na żywo przez nieistniejącą telewizję informacyjną GNN. Obserwujemy coraz większą skalę kryzysu, w tym 40 mln osób bez prądu i 60 mln bezużytecznych telefonów komórkowych. Co pokazał Cyber ShockWave „Może nie była to bomba, ale efekt jest dużo gorszy niż jakikolwiek wybuch” ocenia były rzecznik prasowy Clintona, Joe Lockhart, który gra rolę prezydenckiego doradcy. Twierdzi, że nie ma większego znaczenia, czy atak ten można uznać za działania wojenne, bo konsekwencje są podobne jak w przypadku wojny. Uczestnicy Rady Bezpieczeństwa Narodowego stwierdzają też ze zdumieniem, że rząd nie ma uprawnień do poddania kwarantannie zainfekowanych telefonów komórkowych. Cyber ShockWave pokazuje brak zrozumienia natury cyberataków. Źródło takiego ataku jest trudne do zidentyfikowania, może być rozproszone i nigdy nie ma 100-procentowej pewności kto jest atakującym. Trudno w takiej sytuacji poruszać się zgodnie z procedurami przewidzianymi na wypadek konwencjonalnego ataku. Na dodatek ataki są postrzegane w kategoriach technologicznych, a nie strategicznych czy politycznych. „Ludzie często nie potrafią zrozumieć ostrzeżeń. Dopiero po 11 46


września potrafili sobie wizualizować to, co może się wydarzyć.” mówi John McLaughlin, pełniący w przeszłości obowiązki szefa CIA, który w grze wcielił się w rolę szefa wywiadu. Uczestnicy symulacji spierają się o to, jak daleko można ingerować w sektor prywatny, który kontroluje większość infrastruktury krytycznej dla kraju. Wyciągają wnioski, że ani sektor telekomunikacyjny, ani energetyczny nie jest przygotowany na cyberatak oraz brakuje regulacji prawnych dotyczących współdziałania sektora prywatnego z administracją rządową. Amerykanie wyciągnęli wnioski 1

Zgodnie z przyjętą 16 maja 2011 roku strategią obrony cyberprzestrzeni Stany Zjednoczone mogą odpowiedzieć zbrojnie na cyberatak. Jest to wyraźne ostrzeżenie dla innych państw przed podejmowaniem ataków na amerykańską infrastrukturę poprzez sieć teleinformatyczną. USA stały się szczególnie czułe na punkcie cyberprzestrzeni po udanym ataku w 2008 roku na system informatyczny amerykańskiego Centralnego Dowództwa (US CENTCOM), bezpośrednio odpowiedzialnego za nadzór nad operacjami wojskowymi w Iraku i Afganistanie. Jeśli dodać do tego operację Aurora, czyli internetowy atak na serwery 30 amerykańskich firm na przełomie 2009 i 2010 r. oraz wyrafinowany cyberatak na jednego z największych dostawców sprzętu wojskowego, firmę Lockheed Martin, to zaczynamy rozumieć dlaczego sabotaż komputerowy może stanowić akt wojny i dlatego otwiera to Waszyngtonowi drogę do reagowania z użyciem siły zbrojnej. Jakie wnioski dla Polski? Wydawać by się mogło, że wyścig zbrojeń, którego jesteśmy świadkami, dotyczy tylko takich potęg jak USA, Chiny i Rosja. Jednak gdy przyjrzymy się dotychczasowej historii wojen w sieciach komputerowych, w tym serii cyberataków na Estonię w 2007 roku, które sparaliżowały sieci komputerowe instytucji rządowych, firm finansowych i medialnych oraz cybernetycznej wojnie rosyjsko-gruzińskiej, równoległej do działań zbrojnych w Gruzji, nie możemy czuć się bezpiecznie. O tym jak ważna jest obrona cyberprzestrzeni, przekonały się niedawno norweskie firmy i instytucje z sektora obronnego, paliwowego i energetycznego, które były celem bezprecedensowych szpiegowskich ataków cybernetycznych. Właściwe zatem wydaje się pytanie nie o to czy Polska jest zagrożona cyberatakiem, a raczej o to kiedy taki atak dosięgnie Polaków i czy możemy się przed nim obronić. Ze względu na wagę tematu mamy nadzieję, że ta publikacja zainicjuje dyskusję o bezpieczeństwie cybernetycznym Polski. Na początek zapraszamy do obejrzenia relacji z gry wojennej Cyber ShockWave, którą mamy przyjemność zaprezentować dzięki uprzejmości Bipartisan Policy Center. Szczególne podziękowania należą się panu Błażejowi Misztalowi – współautorowi tej symulacji. Zachęcamy do obejrzenia polskiej wersji symulacji CyberShockWave.

47


19. Ratyfikacja ACTA: są powody do niepokoju Tymoteusz Barański, ekspert CAFR Teoretycznie większość instytucji, które przewiduje projektowana Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi (ang. Anti-Counterfeiting Trade Agreement, ACTA), już występuje na gruncie polskiego porządku prawnego. W aspekcie cywilnoprawnym dotyczy to między innymi zakresu środków ochrony przysługującej uprawnionym z praw własności intelektualnej, zabezpieczenia dowodów, postępowania zabezpieczającego, kosztów procesu, czy tzw. roszczenia informacyjnego. Co więcej można twierdzić, że w pewnych aspektach prawo polskie zapewnia uprawnionym szersze spektrum środków ochrony niż przewiduje to ACTA, która np. postanowienia odnoszące się do zwrotu kosztów procesu, czy obowiązku wydania uzyskanych korzyści wyraźnie odnosi tylko do sfery prawnoautorskiej oraz znaków towarowych, podczas gdy nasz system prawny przewiduje podobne rozwiązania na gruncie wszystkich praw własności intelektualnej. Jeśli chodzi o wynikające z ACTA obowiązki państw-stron w zakresie kryminalizacji czynów godzących w prawa własności intelektualnej, to również można bronić poglądu, że co do zasady zostały one zrealizowane i to nawet w zakresie szerszym niż przewidziany w umowie, bowiem np. na gruncie prawa autorskiego występuje czyn zabroniony o znamionach czysto blankietowych, którego konstytucyjność jest wątpliwa, (art. 115 ust. 3 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych), bowiem penalizuje on każde naruszenie praw autorskich i praw pokrewnych niebędące przestępstwem plagiatu lub bezprawnego rozpowszechniania chronionych treści. Również inne instytucje karne i karnoprocesowe wymienione w art. 25 ACTA („Zajęcie przepadek zniszczenie”), są od lat obecne w polskim systemie prawa karnego, część z nich w Kodeksie karnym (przepadek przedmiotów służących lub przeznaczonych do popełnienia przestępstwa, przepadek korzyści majątkowej osiągniętej z popełnienia przestępstwa), zaś część w Kodeksie postępowania karnego (środki zabezpieczające). Z treści ACTA nie wynika zatem na pierwszy rzut oka obowiązek wprowadzania do polskiego systemu prawnego zmian podyktowanych potrzebą implementacji postanowień tej umowy, co zresztą wprost zadeklarowano w sporządzonej przez MSZ opinii o jej zgodności z prawem Unii Europejskiej. Czy jest więc jakikolwiek powód do obaw w związku z ratyfikacją ACTA? Przede wszystkim należy zauważyć, że jako umowa międzynarodowa, której ratyfikacja wymaga zgody wyrażonej w ustawie, ACTA będzie miała na zasadzie 91 ust. 2 Konstytucji RP pierwszeństwo przed polskimi przepisami ustawowymi, w razie wystąpienia jakiejkolwiek sprzeczności. Tymczasem szereg postanowień ACTA, oddziaływających na sferę praw i wolności człowieka i obywatela jest sformułowana w sposób bardzo ogólnikowy i szeroki i choć postanowienia te nie nadają się do bezpośredniego stosowania, to mogą stanowić wzorzec kontroli przepisów ustawowych. Wzorzec ten jest wyjątkowo nieprecyzyjny. Tytułem przykładu można wskazać na art. 23 ust. 1 ACTA, który posługuje się pojęciem piractwa praw autorskich (copyright or related rights piracy), zobowiązując państwa-strony do kryminalizacji umyślnej postaci takiego czynu. Czym jest piractwo praw autorskich na gruncie ACTA nie wiadomo, bo twórcy projektu nie zatroszczyli się o sformułowanie definicji legalnej tego pojęcia. Na gruncie naszego prawa karnego nie budzi obecnie wątpliwości, że pobieranie z Internetu treści chronionych (filmy, muzyka, fotografie) nie stanowi przestępstwa, bo nie jest zachowaniem o znamionach określonych w ustawie karnej zabronionym pod groźbą kary kryminalnej. Trudno oceniać, czy takie zachowanie nie stanowi piractwa praw autorskich na gruncie ACTA, co zobowiązywałoby Polskę do wprowadzenia odpowiedniego przepisu karnego. Art. 27 ACTA zobowiązuje strony do zapewnienia, że przestępstwa wymienione w umowie będą ścigane z urzędu w stosownych wypadkach (aproppriate cases). Tymczasem polska ustawa autorska (art. 115-122) traktuje tylko niektóre przestępstwa jako publicznoskargowe. Konia z rzędem temu, kto będzie w stanie ocenić, czy są to właśnie owe stosowne przypadki, o których mowa w projekcie umowy. Takich postanowień jest w ACTA o wiele więcej a ich kształt musi budzić zaniepokojenie, bo niejasność i nieprecyzyjność umowy międzynarodowej regulującej obowiązki państw w zakresie ochrony tylko jednej kategorii praw podmiotowych nie powinna mieć miejsca. Niepokojącą kwestią jest brak w ACTA, zwłaszcza zaś w jej art. 27, stanowiącym o dochodzeniu praw w środowisku cyfrowym, jakichkolwiek postanowień, które regulowałyby sytuację prawną użytkowników Internetu, którzy za pośrednictwem sieci pobierają treści chronione dla własnych celów. 48


Na gruncie polskiego prawa tego rodzaju zachowanie mieści się w granicach dozwolonego użytku prywatnego (art. 23 ustawy autorskiej). W świetle ACTA można mieć w tym względzie wątpliwości, bo dokument nie precyzuje w żaden sposób, co rozumie się pod pojęciem naruszenia praw autorskich lub praw pokrewnych. Skutkiem może tu być powoływanie się przez przemysł fonograficzny i filmowy na ACTA jako podstawę występowania wobec internautów z roszczeniami wynikającymi z pobierania plików. Cały problem sprowadza się więc znowu do braku uregulowania w ACTA podstawowych kwestii, które powinny się w tej umowie znaleźć. Jeśli przyjąć, że naruszanie praw autorskich w jej świetle nie obejmuje pobierania plików dla własnego użytku prywatnego, to przewidziane w ACTA instytucje w istocie nie zmieniają w tym zakresie obowiązującego w Polsce stanu prawnego. Jeśli zaś przyjąć pogląd przeciwny, to nagle ACTA zmienia się w arsenał środków umożliwiających ściganie ludzi, którzy ściągnęli z Internetu kilka filmów lub płyt, przy czym polski ustawodawca będzie musiał te środki wprowadzić do krajowego porządku prawnego. Art. 27 ust. 4 ACTA pozwala stronom na wprowadzenie przepisów umożliwiających zobowiązanie dostawców Internetu do przekazania posiadaczowi praw autorskich informacji pozwalających na zidentyfikowanie abonenta, co do którego „istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia”. Zauważmy, że przesłanka takiego zobowiązania jest bardzo ogólnikowa i szeroka, bowiem nie jest tu konieczne uprawdopodobnienie przez posiadacza praw, że doszło do naruszenia, czy też wykazanie uzasadnionego podejrzenia – wystarczy samo podejrzenie. Co więcej ujawnieniu podlegałaby nie tożsamość naruszyciela, lecz abonenta, którego konto zostało użyte dla naruszenia. Postanowienie to umożliwia więc wydanie przepisów, które będą powodowały przekazywanie danych internautów, z których łącza internetowego ktoś skorzystał, czy tych których konto pocztowe, serwisu aukcyjnego lub jakiekolwiek inne zostało wykorzystane do niezdefiniowanego bliżej naruszenia praw własności intelektualnej. W Polsce takie przepisy nie funkcjonują na dzień dzisiejszy, zaś art. 27 ust. 4 ACTA ma charakter fakultatywny, ale z całą pewnością postanowienie to będzie przecierało szlak w kierunku obiektywizowania odpowiedzialności za naruszenie praw autorskich i zapewniania posiadaczom praw autorskich dostępu do danych osobowych podmiotów, które mogły nawet nie mieć świadomości, że ich konto zostało użyte dla celów uznanych arbitralnie przez uprawnionego za bezprawne. ACTA nie tylko nie rozstrzyga charakteru korzystania przez internautów z treści chronionych, ale koncentruje się wyłącznie na ochronie interesów uprawnionych z praw własności intelektualnej. Oprócz ogólnikowych i raczej deklaratywnych niż normatywnych postanowień zastrzegających konieczność poszanowania prawa do prywatności, ochrony interesów osób trzecich itp., umowa nie zawiera dosłownie żadnych postanowień o charakterze gwarancyjnym, co implikuje upraszczający sprawę, ale nie do końca bezzasadny zarzut, że ACTA czyni państwa-strony agentami korporacji eksploatujących majątkowe prawa autorskie. ACTA nie odnosi się też w żaden sposób do ochrony interesów samych twórców w zakresie nieobjętym pojęciem posiadacza praw autorskich. Co ciekawe ACTA stanowi umowę, która częściowo będzie należała do porządku prawnego Unii Europejskiej jako zawarta pomiędzy Unią a państwami trzecimi, częściowo zaś stanowić będzie umowę multilateralną, bowiem kwestie odpowiedzialności karnej za naruszenie praw własności intelektualnej pozostają poza zakresem kompetencji organów Unii. Wobec braku jakiegokolwiek unijnego dorobku prawnego w tym zakresie, pojawiają się głosy, że obowiązywanie ACTA będzie powodowało konieczność wydania przez organy UE aktów prawa wtórnego, które będą regulowały te kwestie. Na obecną chwilę trudno jednoznacznie powiedzieć, jakie skutki przyniesie ratyfikacja ACTA. Z jednej strony można argumentować, że w odniesieniu do polskiego systemu prawnego obowiązywanie tej umowy nie przyniesienie zmian, bowiem wynikające z niej obowiązki już zostały przez Polskę wykonane, jako że nasze ustawodawstwo implementuje postanowienia ACTA. Z drugiej strony ogólnikowa, nieprecyzyjna, niepoprawna legislacyjnie i pozbawiona elementów gwarancyjnych treść umowy może stanowić pole do radykalnych nacisków na polski rząd w kierunku wprowadzenia zmian ustawodawczych, które realizować będą takie rozumienie postanowień ACTA, jakie przynosi korzyść jednej tylko grupie podmiotów. Szczególnie niebezpiecznym wydaje się otwarcie furtki dla ścigania użytkowników Internetu, zwłaszcza poprzez brak definicji legalnej piractwa praw autorskich i pomijanie aspektu dozwolonego użytku prywatnego chronionych utworów. W aspekcie zwalczania handlu towarami podrobionymi trudno dopatrywać się w ACTA szczególnych niebezpieczeństw, chociaż i tutaj pojawia się kwestia ujawniania posiadaczom znaków towarowych danych odbiorców 49


przesyłek z podrobionymi towarami. Jak daleko można sięgnąć w egzekwowaniu interesów posiadaczy praw autorskich pokazuje przykład Francji, gdzie pomimo szeregu protestów wprowadzono przepisy (tzw. ustawa HADOPI) umożliwiające pozbawianie obywateli dostępu do Internetu tytułem sankcji za pobieranie treści chronionych prawem autorskim. Prawo własności intelektualnej jest paradoksalnie jedną z najmłodszych gałęzi prawa a z drugiej strony obszarem, w którym funkcjonujące instytucje zdezaktualizowały się najszybciej. Dopóki nie zmienią się fundamenty modelu ochrony opartej o długotrwałą wyłączność w zakresie eksploatacji, zwłaszcza majątkowej większości przejawów ludzkiej myśli, a jednocześnie rozwój nowych technologii będzie powodował coraz większą łatwość i szybkość rozpowszechniania tych przejawów, dopóty dysponujący ogromnymi zasobami właściciele patentów, praw autorskich, czy znaków towarowych będą poszukiwali wszelkich sposobów zwalczania działań godzących w ich majątkowe interesy. W tym kontekście ACTA stanowi przejaw dążeń tych podmiotów do zagwarantowania sobie możliwie wysokiego poziomu ochrony na poziomie ustawodawstw krajowych. Jeśli rząd polski będzie konsekwentnie podtrzymywał stanowisko, że polski system prawa już implementuje postanowienia ACTA, to realnie ratyfikacja tej umowy nie przyniesie istotnych zmian. Powstaje tylko pytanie, na ile stanowisko to uda się obronić, bo szereg postanowień ACTA jest tak ogólnikowych i wieloznacznych, że otwiera pole do nacisków na wprowadzenie zmian. Pozostaje nam czekać i obserwować. Tekst ukazał się 23 stycznia 2011 r. na stronie Rzeczpospolitej

50


20. Kryzys na Węgrzech a sprawa polska Krzysztof Bosak, wicedyrektor CAFR Łukasz Czernicki, ekspert CAFR

W ostatnich tygodniach wydarzenia na Węgrzech przyspieszyły. Oprocentowanie węgierskiego długu osiągnęło poziom 10 proc., przy którym bankructwo państwa jest tylko kwestią czasu. Wartość forinta spadła do rekordowych poziomów. Węgry stoją na skraju kryzysu zadłużeniowego i walutowego, a premier Viktor Orban zrozumiał, że nie ma już szans samodzielnie z tym sobie poradzić. Mimo zerwania w grudniu rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym szef węgierskiego rządu teraz oznajmił, że bez żadnych wstępnych warunków chce powrócić do negocjacji. Ta sekwencja wydarzeń to dowód na porażkę eklektycznej polityki gospodarczej prowadzonej przez ostatnie dwa lata. Warto się przyjrzeć, jak i dlaczego do niej doszło, tym bardziej że węgierskie doświadczenia bywają punktem odniesienia także w polskich sporach politycznych. Droga do kłopotów Na Węgrzech, w kraju „gulaszowego socjalizmu", postulat odpowiedzialnej polityki fiskalnej nigdy nie był popularny. Gdy politycy Fideszu mówią, że dostali od socjalistów państwo z fatalnym stanem finansów publicznych, to warto pamiętać, że i sami przyłożyli do tego rękę. Ich pierwsza kadencja w latach 1998 – 2002 nie była czasem oszczędności, a kampania wyborcza, w której Fidesz przegrał kolejną kadencję, była już istnym festiwalem socjalnych obietnic. Ich realizacją zajęli się postkomuniści, a Orban, czekając na możliwość powrotu do władzy, snuł ambitne plany poszukiwania gospodarczej trzeciej drogi. W wydanej w roku 2007 książce „Ojczyzna jest jedna" tak tłumaczył swoje podejście: „Wszechwładność dogmatu rynkowego, a więc przekonanie, że jest on w stanie zastąpić umowę między państwem a jego obywatelami, jest fałszywą ideą tak samo jak była nią idea omnipotencji państwa socjalistycznego". Przedmiotem jego krytyki było przede wszystkim uprzywilejowanie nieodpowiedzialnej „nowej arystokracji" i brak solidarności społecznej, choć wówczas było już wiadomo, że z finansami państwa jest bardzo źle. Jesienią 2008 roku dał o sobie znać kryzys ujawniający słabość węgierskich finansów. Pojawiły się problemy z obsługą zadłużenia, które już wynosiło wtedy 73 proc. PKB. Bankom zaczęło brakować dewiz, a forint tracił na wartości. Rząd uratował wówczas finanse, dzięki znacznej pomocy MFW i UE oraz rozpoczęciu narzuconych przez nie oszczędności. Na początku roku 2009 ustąpił skompromitowany socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsány i zastąpił go specjalizujący się w sprawach gospodarczych minister Gordon Bajnai. Choć rządził on zaledwie nieco ponad rok, to przypomnienie jego roli jest kluczowe dla zrozumienia kłopotów Orbana. Bajnai, ekonomista z wykształcenia i menedżer z zawodu, jako premier z socjalistycznej nominacji w ciągu kilku miesięcy wdrożył pakiet typowo liberalnych reform. Równoważył budżet przez znaczne cięcia wydatków socjalnych i ograniczenie rządowych subsydiów. Przywrócił zaufanie rynków do węgierskich obligacji, a rodakom mającym trudności ze spłatą kredytów hipotecznych, szczerze radził zamienić mieszkania na mniejsze. Poprzedzający przejęcie władzy przez Fidesz rok 2009 był rokiem forsownego porządkowania finansów Węgier. Nowe porządki Fidesz w 2010 r. uzyskał wysokie poparcie nie tylko w wyniku społecznego sprzeciwu wobec korupcji socjalistów, ale również w reakcji na bolesne i prowadzone w trakcie recesji reformy Bajnaia. Orban po przejęciu władzy całkowicie zrewidował kierunki polityki gospodarczej. Nim minął kwartał, a premier ostentacyjnie zerwał współpracę z MFW. Zadeklarował równoważenie finansów publicznych, ale po swojemu: nie przez cięcia wydatków, a przez szukanie nowych dochodów i rozkręcanie gospodarki. Ruszyły budzące kontrowersje reformy. 51


Orban sięgnął po pieniądze z kapitałowych funduszy emerytalnych, przymusił banki, by umożliwiły spłacanie kredytów po zawyżonym kursie forinta, obłożył zagraniczne korporacje dodatkowymi podatkami. Chociaż dokonano likwidacji niektórych instytucji i świadczeń społecznych, a rząd zapowiada oszczędnościowe reformy to ogólny poziom redystrybucji pozostaje najwyższy wśród państw regionu. Mimo wprowadzenia liniowego podatku dochodowego koszty pracy dla osób otrzymujących więcej niż równowartość ok. 1800 zł na rękę, przekraczają 50 proc. i tym samym pozostają ciągle najwyższe w regionie (w Polsce są o ok. 10 pkt proc. niższe). W czasie gdy bank centralny próbował stabilizować inflację i kurs forinta, rząd naciskał na nakręcanie gospodarki obniżką stóp procentowych. Trudno nie odnieść wrażenia, że o ile w warstwie politycznej rząd Fideszu warto chwalić za odwagę, o tyle na płaszczyźnie fiskalnej i monetarnej prowadził politykę w istocie lewicową. Viktor Orban jest postrzegany jako twardy prawicowiec, ale rządzi całkowicie wbrew receptom takich ikon rynkowej prawicy jak Margaret Thatcher czy Ronald Reagan. „Pośpieszna, pełna sprzeczności, nieobliczalna" – tak politykę gospodarczą Fideszu określił niechętny mu Lajos Bokros, autor liberalnych reform przeprowadzonych na Węgrzech w połowie lat 90. „Orbanomika" nie przyniosła oczekiwanych efektów, z wyjątkiem kupienia przez rząd czasu i utrzymania poparcia społecznego. Z pobudzenia gospodarki nic nie wyszło, zadłużenie rosło, a forint tracił na wartości. Wpisanie do nowej konstytucji docelowego progu zadłużenia na ambitnym poziomie 50 proc. PKB nie uspokoiło rynków, a oprocentowanie obligacji szybowało w górę. Grudniowa ustawa wymierzona w samodzielność – całkiem odpowiedzialnie zarządzanego – banku centralnego była na tym tle gestem rozpaczy. Mimo upływu trzech lat od pierwszej fali kryzysu na Węgrzech państwo gospodarczo jest w podobnym punkcie co jesienią 2008 roku. Co poszło nie tak? Wszystko wskazuje na to, że Orban nie był w pełni świadomy, jak wrażliwa jest węgierska gospodarka i jak nerwowa atmosfera na rynkach finansowych. „Rząd nie zdawał sobie do końca sprawy, że dojdzie do tego, że wszyscy rzucą się na nas" – przyznał kilka dni temu Attila Szalai, radca Ambasady Węgier w Warszawie. O ile wiele pojedynczych elementów polityki ekonomicznej Orbana może wydawać się zasadne, to ich suma, przy uwzględnieniu kontekstu międzynarodowego, nie zasługuje na obronę. Wieloletnia tradycja wysokiego zadłużania za granicą sprawia, że Węgrzy są zakładnikami swego wizerunku. Mają obecnie najwyższe w regionie zadłużenie publiczne, sięga ono 80 proc. PKB tego kraju, z czego ponad połowa przypada na obce waluty. Bez wątpienia poważnie zaspał też węgierski nadzór finansowy. W czasie monetarnych zawirowań obywatele Węgier siedzą na minie – niemal co dziesiąty posiada kredyt hipoteczny we franku szwajcarskim. Wskaźnikiem najpełniej wyrażającym zadłużenie zagraniczne całej gospodarki jest tzw. międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto, która jest sumą wszystkich aktywów i pasywów danego kraju. Międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto Węgier jest ujemna i wynosi –107 mld euro, co stanowi aż 110 proc. PKB tego kraju. W sumie około 66 proc. kredytów udzielonych przez węgierskie banki denominowana jest w obcej walucie. Jeśli do tego dodać prognozy redukcji wzrostu gospodarczego w tym roku o 0,5 pkt proc., inflację na poziomie 4,3 proc. (czyli znacznie powyżej celu inflacyjnego zakładanego przez bank centralny), to zrozumiałym staje się, dlaczego inwestorzy stracili wiarę w węgierską gospodarkę. Zagraniczni kredytodawcy zaczęli wątpić w to, że w warunkach niepewności na rynkach i ewentualnej recesji Węgry będą w stanie zapewnić sobie stabilne finansowanie zadłużenia. Kapitał zaczął się wycofywać z Węgier – stąd też słabość forinta, wzmagająca problemy. Czy Polska też jest narażona Kłopoty Węgier mogą mieć wpływ na postrzeganie naszego regionu przez rynki finansowe. Czy Polska może w najbliższym czasie powtórzyć węgierski scenariusz? Nasza międzynarodowa pozycja 52


inwestycyjna netto w relacji do PKB jest o połowę niższa niż Węgier i wynosi niecałe -65 proc. Dług publiczny w stosunku do PKB jest mniejszy prawie o jedną trzecią od węgierskiego i tylko 27 proc. całości denominowane jest w obcych walutach. Uzależnienie Polski od warunków na zagranicznych rynkach finansowych jest zatem w relacji do wielkości naszej gospodarki znacznie mniejsze. Trzeba jednak pamiętać, że w wartościach absolutnych Polska należy do dziesiątki najbardziej zadłużonych krajów świata – nadwyżka polskich pasywów nad aktywami wynosi aż 228 mld euro. Na naszą niekorzyść w porównaniu z Węgrami wpływa także ujemne saldo na rachunku obrotów bieżących (-4,9% PKB), co zwiększa zapotrzebowanie Polski na kapitał zagraniczny. Mamy również znaczny, choć na szczęście niższy niż Węgrzy, udział kredytów w obcych walutach. Prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski mimo korekt są ciągle dość wysokie, ale groźba recesji w strefie euro będzie obciążać wyniki naszego kraju. Ponadto inflacja przekraczająca prawie dwukrotnie cel NBP zmusi Radę Polityki Pieniężnej do podwyżek stóp procentowych, co dodatkowo osłabi aktywność gospodarczą. Na łasce rynków Polskie dane makroekonomiczne, choć prezentują się nieco lepiej niż Węgier, nie uprawniają do nadmiernego optymizmu. Polska jest krajem dość silnie uzależnionym od zagranicznego finansowania, więc trzeba zrobić wszystko, aby inwestorzy zagraniczni nie przestali nam ufać. Kluczowym aspektem dla losów polskiej gospodarki będzie w najbliższym czasie bieżąca polityka gospodarcza. Choć rząd Tuska jest na rynkach postrzegany bez porównania lepiej niż Orbana, to w praktyce politycznej można niestety znaleźć analogie do Węgier i innych państw zagrożonych bankructwem. W Polsce, podobnie jak na Węgrzech, rząd sięgnął po składki do OFE. Ostatnie wypowiedzi ministra Rostowskiego o możliwości interwencji NBP na rynku długu publicznego świadczą o tym, że nasz rząd, podobnie jak węgierski, rozważa wyręczenie się bankiem centralnym w krytycznej sytuacji. Zapowiedziane w listopadowym exposé premiera reformy finansów podobnie jak na Węgrzech obliczone są jedynie na zachowanie status quo, a nie na poważne budżetowe oszczędności. Zwiększane są obciążenia fiskalne, a Ministerstwo Finansów w liczeniu długu stosuje sztuczki przywodzące skojarzenia z Grecją. Dług publiczny upychany jest w Krajowym Funduszu Drogowym i próbuje się go sztucznie zaniżać poprzez niewliczanie do jego wartości zobowiązań związanych z partnerstwem publiczno-prywatnym. Od wybuchu pierwszej fali kryzysu finansowego w 2008 roku nasze zobowiązania wobec zagranicy rosły w zastraszającym tempie. Pasywa Polski zwiększyły się w tym okresie prawie o 100 mld euro (o ponad 35 proc.!), z czego niecałe 40 mld euro przypada na wzrost zadłużenia sektora rządowego. Kryzys w strefie euro w minionym roku nie tylko nie został zażegnany, ale się pogłębił. Sytuacja na rynkach staje się coraz bardziej nerwowa. Ubezpieczenia polskich obligacji (CDS) pną się w górę, pokazując, że mimo wysokich ratingów rynek dostrzega ryzyko utraty przez Polskę zdolności obsługi swych długów. Obyśmy nie zgrzeszyli węgierskim nadmiarem pewności siebie. Tekst ukazał się 19 stycznia na łamach Rzeczpospolitej.

53


21. Opieka zdrowia w labiryncie reform Krzysztof Bosak, wicedyrektor CAFR Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jak co roku uzyskała w mediach ogromny rezonans. Pozytywny odbiór tej akcji wynika m.in. z przekonania, że wobec fatalnej kondycji służby zdrowia w Polsce to dzięki kupowanemu przez WOŚP sprzętowi szpitale mogą ratować życie dzieci. Czy tak jest w rzeczywistości? Środki finansowe zbierane co roku przez orkiestrę – choć wydają się imponujące - to nie przekraczają jednego promila rocznych nakładów na opiekę zdrowotną. Głównym kosztem całego systemu nie jest zresztą sprzęt, ale opłacenie świadczeń zapewnianych przez lekarzy i szpitale. Rocznie wydajemy w Polsce około 68 miliardów złotych na opiekę zdrowotną. Stanowi to ok. 4,5% produktu krajowego brutto. Jest to ponad dwa razy więcej niż wydajemy na wojsko i niewiele mniej niż całość środków przeznaczanych na edukację. Nasuwają się pytania o to, czy są to wystarczająco duże środki i czy są one prawidłowo wydatkowane? Próba sformułowania odpowiedzi pokaże, że z jednej strony ochrona zdrowia to branża, w której niezwykle trudno o jednoznaczne konkluzje, z drugiej zaś strony system, który obecnie funkcjonuje w Polsce jest tak skomplikowany i pełen paradoksów, że trudno znaleźć jakikolwiek klucz od objaśnienia logiki jego działania. Wielkość nakładów Większość państw europejskich wydaje na ochronę zdrowia więcej niż Polska. Dla państw Europy zachodniej będą to sumy równe od 8 do 10% ich PKB, a trzeba pamiętać, że są to gospodarki silniejsze od naszej. W przeliczeniu na mieszkańca będą to więc kwoty ok. 3-4 razy większe. Z drugiej strony wiele z tych państw podejmowało reformy, w ramach których próbowało ograniczyć koszty leczenia, a wydawanie tak dużych sum było możliwe nie tylko dzięki rozwojowi gospodarczemu, ale również w wyniku niebezpiecznie wysokiego zadłużania się rządów. Tymczasem rozwój nauk medycznych i postęp w przemyśle farmaceutycznym prowadzą do coraz większej skuteczności leczenia. To m.in. dzięki temu w ostatnich dziesięcioleciach wydłużyła się średnia długość życia Europejczyków. Druga strona medalu to nieustanny wzrost kosztów leczenia. Art. 68 polskiej konstytucji mówi, że „obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych.” Konstytucja nie określa o jakie świadczenia chodzi, a wybór terapii, których może zażyczyć sobie pacjent, jest dziś znacznie szerszy i bardziej kosztowny niż jeszcze np. 20 lat temu. Nawet najbogatszy na świecie rząd, jeśli chciałby zapewnić wszystkim obywatelom dostęp do wszystkich terapii i lekarstw, które mogą pomóc rozwiązać ich wszystkie problemy zdrowotne, niechybnie by zbankrutował! Sposób zarządzania Skoro nie jest możliwe zaspokojenie wszystkich oczekiwań to trzeba rozwiązać problem zarządzania ograniczonymi zasobami. Doświadczenia państw zachodnich pozwoliły wypracować dwa główne typy organizacji ochrony zdrowia: model ubezpieczeniowy i model zaopatrzeniowy. W pierwszym z nich odprowadza się składkę do wybranej kasy ubezpieczeniowej, która dba o to by w razie potrzeby opłacić wizyty u lekarzy i koszty pobytu w szpitalach. W modelu tym, obowiązującym np. w Niemczech, ani szpitale, ani kasy ubezpieczeniowe, nie muszą mieć nic wspólnego z rządem, a od obywatela zależy komu powierzy zarządzanie swoją składką. Model zaopatrzeniowy obowiązuje natomiast np. w państwach skandynawskich. Polega on na tym, że państwo zapewnia wszystkim dostęp do świadczeń zdrowotnych, czy to w szpitalach publicznych czy prywatnych klinikach. System finansowany jest przez budżet bezpośrednio z podatków i urzędnicy państwowi zajmując się zapewnieniem odpowiedniego „zaopatrzenia” pacjentów w usługi zdrowotne. 54


Oba rozwiązania mają wady i zalety. Rozwiązanie pierwsze pozwala na pewno lepiej dopasować ofertę do indywidualnych oczekiwań i stwarza większą konkurencję. Drugie rozwiązanie przy wysokiej kulturze zarządzania też może dać zadowalające efekty. Braki obu powyższych można niwelować dając możliwość kupowania przez ludzi dobrowolnych, dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. W Polsce jednak – podobnie jak w innych państwach Bloku Wschodniego – obowiązywał do lat dziewięćdziesiątych jeszcze inny model, zwany modelem Siemaszki. Nazwa pochodzi od nazwiska Nikołaja Siemaszko, lekarza, profesora i przyjaciela Lenina. To on był twórcą sowieckiego modelu służby zdrowia opartego na całkowitym upaństwowieniu i scentralizowanym zarządzaniu wszystkimi ogniwami systemu opieki zdrowotnej. W modelu tym problem ograniczonych zasobów rozwiązany jest podobnie jak komunistycznej organizacji handlu – poprzez kolejki. W założeniu wszyscy leczeni są równo, w praktyce leczony jest ten, kto wizyty w szpitalu doczeka. Reformy i reformy reform Rząd AWS-UW pod przewodnictwem Jerzego Buzka postanowił zastąpić ten skompromitowany system rozwiązaniem wzorowanym na ubezpieczeniowym systemie niemieckim. Niestety reforma nie była przygotowana wystarczająco dobrze i – w typowo polskim stylu – nie została wprowadzona do końca. Nie uchwalono prawa umożliwiającego tworzenie niezależnych od rządu ubezpieczalni, nie zinformatyzowano systemu, nie umożliwiono prywatyzacji szpitali, nie określono koszyka świadczeń gwarantowanych. Co więcej stworzono mechanizm kontraktowania świadczeń, który z rynkową rywalizacją miał niewiele wspólnego. W chaosie zmian narosło tyle konfliktów i złych emocji, że kilka lat później brak było chętnych by reformę dokończyć. Rząd SLD połączył kasy chorych w jeden scentralizowany Narodowy Fundusz Zdrowia, który jednak zachował zasadę negocjowania kontraktów na świadczenia zdrowotne przez dawne kasy, a obecnie oddziały NFZ. Z reform AWS przetrwały ostatecznie trzy istotne elementy: sprywatyzowana podstawowa opieka zdrowotna, nowe formy prawne prowadzenia zakładów opieki zdrowotnej oraz zasada negocjowania i kontraktowania świadczeń. Hybrydowe rozwiązania System, który wyłonił się z niekonsekwentnych decyzji kolejnych rządów jest niespotykaną chyba nigdzie na świecie hybrydą wszystkich możliwych modeli. Polska „składka ubezpieczeniowa” jest w zasadzie podatkiem, bo jest obowiązkowa, trafić może wyłącznie do NFZ i kompletnie nic od jej wysokości nie zależy. Kontraktowanie świadczeń przez jedną, centralną rządową agendę przypomina system zaopatrzeniowy, ale nakładanie na placówki ochrony zdrowia limitów świadczeń jakie mogą wykonać i zakazywanie im odpłatnego wykonywania świadczeń poza kontraktem z NFZ to rozwiązanie bliższe Siemaszce. Tym bardziej że skutkują one „kolejkowym” rozwiązaniem problemu niedoboru zabiegów czy operacji. Co więcej, pieniądze wydawane na finansowanie świadczeń są wydawane w większej części przez NFZ, ale także w pewnym stopniu przez Ministerstwo Zdrowia. Z kolei placówki zdrowotne, o ile nie są prywatne, to mogą podlegać pod wszystkie trzy szczeble samorządu, ale także pod rząd, czy nawet pod uniwersytety. Jako, że przyroda nie znosi próżni to mimo braku wsparcia rządu prywatyzacja usług zdrowotnych nastąpiła na dużą skalę. Szacuje się, że Polacy na prywatnie opłacane wizyty i zabiegi wydają już rocznie ok. 20 miliardów złotych. Stanowiłoby to ok. 30% środków wydawanych na opiekę zdrowotną przez państwo. W Polsce funkcjonuje już ponad sto prywatnych szpitali i rozwijają się prywatne ubezpieczenia zdrowotne. Tak więc obok zapewnionej każdemu – przynajmniej w teorii – bezpłatnej opieki zdrowotnej, bez żadnych zachęt i regulacji dynamicznie rozwija się sektor prywatny zaspokajając zapotrzebowanie, którego politycy nie potrafili obsłużyć. Pakiet Ustaw Platformy Rząd Platformy Obywatelskiej zdecydował się na pewną korektę obowiązującego systemu, która zostanie zapamiętana jako pakiet ustaw zdrowotnych minister Ewy Kopacz. Nie reformują one istoty obecnego mechanizmu, co nie znaczy bynajmniej, że można je lekceważyć. 55


Największe zamieszanie wywołała zmiana sposobu refundacji leków. Państwowe dopłaty do lekarstw to wielkie sumy i korupcjogenny, bo bardzo uznaniowy, mechanizm decyzyjny. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że wprowadzone przez rząd zmiany „cywilizują” kontakty pomiędzy producentami leków a Ministerstwem Zdrowia. Dla negocjacji stworzono formalne reguły, ustalono w miarę przejrzyste kryteria postępowania. Nie usuwa to jednak dotychczasowych problemów – skomplikowania mechanizmów korzystania z refundacji i braku systemu informatycznego pozwalającego łatwo sprawdzić komu refundacja się należy. Jakby tego było mało, negocjacje wedle nowych reguł prowadzono na ostatnią chwilę, a lekarzy chciano obciążać wysokimi karami za „nieuzasadnione” przyznanie recept. To musiało zrodzić opór. Mniej uwagi skupiła w istocie dużo ważniejsza zmiana, polegająca na obowiązkowej komercjalizacji wszystkich szpitali i obowiązku postawienia w stan upadłości tych jednostek, których długów samorząd nie będzie w stanie spłacić. To nie tylko otwarcie drogi, ale wręcz wymuszenie dalszej prywatyzacji służby zdrowia. Pozostaje mieć nadzieję, że pomoże to nieco zracjonalizować sieć szpitali, a nie tylko jeszcze bardziej wydłużyć dotychczasowe kolejki. Tekst ukazał się w Przewodniku Katolickim, nr 4/2012.

56


22. Orędzie było populistyczne Z drem Stanisławem Tyszką, dyrektorem CAFR rozmawia Marta Ziarnik Marta Ziarnik: Jak ocenia Pan wtorkowe orędzie prezydenta USA o stanie państwa? Stanisław Tyszka: Orędzie o stanie państwa prezydenta Baracka Obamy można z jednej strony ocenić jako dość sprawne wizerunkowo. Z drugiej strony należy jednak zauważyć, że na poziomie konkretnych propozycji było ono wyjątkowo populistyczne, demagogiczne, a momentami wręcz socjalistyczne w swojej wymowie. Wygląda na to, że prezydent Obama zdaje sobie sprawę, iż przy obecnym rozkładzie sił na scenie politycznej, przy Kongresie zdominowanym przez Republikanów, nie będzie w stanie realizować swoich wizji w tej kadencji, więc pozwolił sobie na zaostrzenie retoryki. Większość komentatorów zauważa, że było ono raczej mocnym wstępem do kampanii o reelekcję aniżeli tradycyjnym exposé. - Rzeczywiście, można uznać orędzie za mocny początek kampanii wyborczej. Tym bardziej że wyraźny punkt odniesienia stanowiły prawybory w Partii Republikańskiej. Wspominając o zabiciu Osamy bin Ladena, Obama próbował przedstawić się jako silny przywódca. Z kolei w kwestii bezrobocia liczby przedstawiane przez prezydenta jako sukces są w rzeczywistości przyznaniem się do porażki, bo bezrobocie nadal utrzymuje się na wysokim poziomie 8,5 procent. Bezrobocia nie można przecież zwalczać, jeżeli to państwu próbuje się powierzyć zadanie tworzenia nowych miejsc pracy. Propozycje prezydenta były w znacznej mierze powieleniem tez z kampanii Republikanów. - Prezydent deklarował oczywiście otwartość na współpracę ponadpartyjną. Tutaj kierował się prawdopodobnie wynikającym z sondaży pewnym zniechęceniem Amerykanów tym, że Republikanie blokują próby porozumienia w Kongresie. W rzeczywistości obstają oni przy słusznych postulatach ograniczania wydatków. Zapowiedział też, że w związku z wycofaniem wojsk z Iraku i Afganistanu połowa zaoszczędzonych pieniędzy zostanie przeznaczona na spłatę zadłużenia publicznego. Sęk w tym, że zadłużenie to drastycznie wzrosło już za kadencji Obamy. Jednocześnie rzucił cieszące się dość dużym poparciem hasła ograniczenia eksportu miejsc pracy czy ulg dla małych przedsiębiorców. Można to uznać za próby zdobycia głosów centrum. Zapowiada się jednak, że główną linię kampanii Obamy będą wyznaczały slogany o tworzeniu "równych szans dla wszystkich". Wyjątkiem była podkreślana przez Obamę konieczność wyższego opodatkowania najbogatszych obywateli. - Obama wezwał do wprowadzenia tzw. reguły Buffetta, czyli zasady, według której milionerzy nie powinni płacić takich samych procentowo podatków jak normalni pracownicy. Konkretnie zaproponował, żeby wszyscy, którzy zarabiają powyżej miliona dolarów, płacili podatek na poziomie 30 procent. Tym samym uderzył w jednego z pretendentów z partii republikańskiej - milionera Mitta Romneya, który ostatnio ogłosił, że zapłacił w zeszłym roku podatek na poziomie 14 procent. Populizm tej propozycji tkwi jednak w tym, że najbogatsi realnie już płacą wyższe podatki. Poza tym zamiast podwyżek podatków, które negatywnie odbiłyby się na gospodarce amerykańskiej, wystarczyłaby eliminacja nieuzasadnionych ulg. To samo zresztą proponują eksperci Fundacji Republikańskiej w stosunku do polskiego prawa podatkowego. Nie trzeba więc podnosić podatku VAT, akcyzy, składki rentowej i zamrażać progów PIT - wystarczyłoby zlikwidować część ulg i luk podatkowych, które pozwalają unikać płacenia podatków. Jeszcze innym ważnym wątkiem były deklaracje prezydenta, że nie będzie nowych bailoutów, czyli finansowych pakietów ratunkowych, wykupu długów prywatnych instytucji finansowych na koszt podatników. Jednocześnie jednak Obama praktycznie zapowiedział kolejny bailout! Tym razem ma być on wprowadzony niejako tylnymi drzwiami, bo prezydent chciałby refinansować kredyty dla "odpowiedzialnych właścicieli domów", wspomagając ich blisko 300 dolarami miesięcznie. To jest oczywiście bailout w tym sensie, że sprowadza się do ratowania nieodpowiedzialnych kredytobiorców, a ostatecznym beneficjentem będą jak zwykle banki. Obama niewiele miejsca poświęcił polityce zagranicznej, zaś kwestie, które poruszył - w tym np. Chiny i Iran - spotkały się z uznaniem także wyborców republikańskich. - Orędzie było populistyczne również w zakresie polityki zagranicznej. Z jednej strony prezydent pogroził palcem Iranowi, zapowiadając, że nie wyklucza interwencji na wypadek, gdyby ten dążył do 57


zdobycia broni nuklearnej. Z drugiej strony apelował o wspieranie krajowej produkcji, rzucając popularne hasła ograniczenia przenoszenia miejsc pracy za granicę, więc przede wszystkim do Chin. Globalny kontekst gospodarczy pozostaje jednak bez zmian - i do tego prezydent się nie odniósł - a mianowicie, że USA żyją na kredyt, promując nieodpowiedzialną konsumpcję. Chińczycy natomiast ciężko pracują i oszczędzają. Warto tu też napomknąć o ogłoszonej niedawno przez Obamę reorientacji polityki obronnej USA, przewidującej większą koncentrację na regionie Pacyfiku i zbrojenia na wypadek przyszłego konfliktu z Chinami. Rozmowa ukazała się 27 stycznia w „Naszym Dzienniku”.

58


23. Czas zadbać o szkolnictwo techniczne Krzysztof Bosak, wicedyrektor CAFR Szkolnictwo zawodowe i techniczne w Polsce wymaga pilnej reformy. Obecnie jest ono nieefektywnie zarządzane, relatywnie niedofinansowane i niedostosowane do rynku pracy. Według danych Ministerstwa Edukacji w Polce istnieje 1411 szkół zawodowych i 1907 techników. Wiele z nich funkcjonuje w ramach zespołów szkół. Uczy się w nich nieco ponad 700 tys. uczniów; ze środków publicznych wydajemy na ten cel ok. 20 miliardów złotych rocznie. Ogromny wzrost popularności wykształcenia wyższego w ostatnim dwudziestoleciu skoncentrował uwagę interesujących się edukacją głównie na liceach ogólnokształcących, a po reformie edukacji także na gimnazjach. Szkoły zawodowe i techniczne pozostawiono w dużej mierze samym sobie, co nie sprzyja optymalnemu wykorzystaniu ich możliwości. Fundacja Republikańska zdecydowała się przyjrzeć bliżej temu co dzieje się ze szkołami zawodowymi i technicznymi. Sytuacja nie jest łatwa do oceny choćby tylko dlatego, że nikt właściwie w sposób systematyczny i ciągły nie zbiera i nie przetwarza danych o ich funkcjonowaniu. Niemniej jednak udało się sformułować szereg wniosków, które warto krótko zarysować. Problem braku zarządzania Obecna sytuacja szkolnictwa zawodowego i technicznego jest efektem dwóch istotnych reform – reformy samorządowej i reformy edukacji. Politykę edukacyjną formalnie prowadzi Ministerstwo Edukacji (Departament Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego), jednak w rzeczywistości organami prowadzącymi dla szkół ponadgimnazjalnych są powiaty. Rodzi to sytuację „dwuwładzy”. Ministerstwo Edukacji wpływa na działanie szkół przede wszystkim poprzez inicjowanie kolejnych zmian przepisów ustawy o systemie oświaty, która reguluje działanie wszystkich szkół. Ministerstwo reguluje edukację techniczną także przez wydawanie szczegółowych rozporządzeń dotyczących podstaw programowych nauczania, klasyfikacji zawodów czy reguł przeprowadzania egzaminów zawodowych i technicznych. Ministerstwo ma również wpływ na wydatkowanie części środków unijnych, np. z programu operacyjnego Kapitał Ludzki. Wydawane są one na różne szkolenia, badania, konferencje i warsztaty. Do powiatów z kolei należy władza decydowania o utrzymaniu, łączeniu bądź likwidacji szkół oraz o tym ile dostaną one pieniędzy. Taki podział zadań powoduje, że cały system kształcenia zawodowego i technicznego jest w zasadzie niesterowny i państwo poza utrzymaniem go w ruchu nie jest zdolne prowadzić skoordynowanej polityki edukacyjnej – nie jest bowiem możliwe zarządzanie szkołami wyłącznie poprzez zmiany przepisów, w oderwaniu od wpływu na dyrektorów i na pieniądze. Dla powiatów natomiast szkoły techniczne i zawodowe są problemem, bo są droższe w utrzymaniu od szkół ogólnokształcących. Ponadto, podobnie jak wszystkie inne szkoły, są trudne w zarządzaniu bo skrępowane gorsetem ministerialnych rozporządzeń i Kartą Nauczyciela. Problem niedofinansowania W założeniu szkoły w Polsce finansowane są z budżetu państwa poprzez przekazywaną samorządom część oświatową subwencji ogólnej. Wysokość subwencji obliczana jest wg skomplikowanego algorytmu, w którym bierze się pod uwagę typy szkół, ilość i rodzaj uczniów etc. W praktyce kwoty, które otrzymują samorządy są zbyt niskie. W uproszczeniu można powiedzieć, że wysokość przekazywanej subwencji wystarcza na koszty osobowe prowadzenia szkół i bieżące utrzymanie szkół, a koszty inwestycyjne, takie jak remonty, modernizacje i doposażanie szkół są pokrywane przez samorządy z dochodów własnych i ze środków europejskich. W obowiązującym obecnie algorytmie rozdziału subwencji oświatowej uczeń szkoły technicznej ma nieco wyższą wagę niż uczeń szkoły ogólnokształcącej, niemniej różnica ta jest zbyt niewielka by pokryć różnicę w kosztach kształcenia. Prowadzi to do dekapitalizacji bazy techniczno-dydaktycznej szkół zawodowych i technicznych oraz spadku atrakcyjności i nowoczesności kształcenia w nich, jeśli samorządu nie stać na dopłacanie wystarczająco dużych pieniędzy. Z badań ankietowych przeprowadzonych przez MEN na przełomie lat 2010 i 2011 wynika, że: 59


    

Tylko co piąta szkoła deklaruje, że otrzymuje od powiatów środki umożliwiające finansowanie wszystkich swoich potrzeb. 4% szkół deklaruje, że jest na tyle mocno niedofinansowana, że nie są w stanie normalnie funkcjonować we wszystkich aspektach swojej działalności. 40% samorządów deklaruje, że na finansowanie szkół technicznych i zawodowych wydaje ponad połowę wszystkich środków na kształcenie ponadgimnazjalne. Dwóm trzecim powiatów subwencja nie wystarcza na pokrycie kosztów funkcjonowania szkół technicznych (w przypadku miast powyżej 100 tys. liczba ta rośnie do trzech czwartych). W przypadku wyczerpania środków europejskich dla większości szkół zniknie główne (obok dochodów własnych powiatów) źródło finansowania wydatków inwestycyjnych.

Mimo powyższych okoliczności 34% powiatów nie zbiera danych o kosztach wykształcenia pojedynczego ucznia w szkołach technicznych i zawodowych, a MEN nie prowadzi kompleksowego monitoringu kosztów prowadzenia szkół. Cytowane wyżej badania wykazały także problem z odtwarzaniem kadry nauczycielskiej od przedmiotów technicznych o zadowalającym poziomie kompetencji. Starsi, doświadczeni nauczyciele odchodzą na emeryturę, a praca nauczyciela na obecnych warunkach w szkołach zawodowych i technikach nie jest atrakcyjną propozycją dla młodych inżynierów. Problem niedostosowania do rynku pracy W sytuacji braku zarządzania szkolnictwem technicznym w skali kraju i braku środków po stronie samorządowej, proporcja uczniów kształconych w różnych zawodach wynika z inercji całego systemu i jest w pewnym stopniu wynikiem przypadku. Samorządy z reguły podtrzymują funkcjonowanie szkół stworzonych jeszcze w PRL i nie decydują się na radykalne zmiany ich profili czy tworzenie od zera nowych szkół w miejsce likwidowanych. Efektem jest niedostosowanie oferty dydaktycznej do potrzeb rynku pracy. Zbyt wiele młodzieży uczy się w szkołach o profilu mechanicznym, gastronomicznym, ekonomicznym, fryzjerskim, rolniczym czy hotelarskim. Za mało natomiast jest absolwentów znających się na transporcie i gospodarce magazynowej, drogownictwie i instalacjach budowlanych. Problem zaniknięcia roli techników jako szkół przygotowujących do studiów inżynierskich Spadek poziomu kształcenia i niedofinansowanie najlepszych niegdyś techników spowodował upadek ich prestiżu i odpływ zdolnych uczniów do liceów. Tam przygotowują się oni do matury z przedmiotów ścisłych by później studiować na najlepszych uczelniach technicznych. Równocześnie uczelnie techniczne mają ciągły problem z kiepskim przygotowaniem studentów pierwszego roku do nauki przedmiotów inżynierskich i z niewystarczającą popularnością studiowania na kierunkach inżynierskich. Ministerstwo Nauki zareagowało na ten problem uruchamiając program dofinansowania tzw. kierunków zamawianych (do 2013 r. na ten cel zamierzano wydać ponad 1 miliard zł). W jego ramach finansowano dodatkowe zajęcia z przedmiotów ścisłych i wspierano takie kierunki jak np. informatyka, elektrotechnika czy mechanika. Nie towarzyszyło temu jednocześnie żadne doinwestowanie kształcenia o takim profilu w szkołach technicznych, co wydawać się powinno oczywistym uzupełnieniem polityki Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Problem „resortowości” części szkół Nie dla wszystkich szkół średnich organem prowadzącym jest powiat. Około 120 szkół średnich w Polsce przetrwało dotychczasowe reformy podlegając bezpośrednio konkretnym resortom. Pod Ministerstwo Rolnictwa podlega np. 45 zespołów szkół rolnych, a pod Ministerstwo Środowiska 11 techników leśnych. Szkoły te mają dużo większą, niż w przypadku podlegania pod powiat, gwarancję swojego istnienia i lepsze warunki finansowania, jako że ministerstwa mogą im przekazywać dodatkowe środki, nie krępując się algorytmem rozdziału subwencji oświatowej. Jest to niesprawiedliwe względem innych szkół technicznych, tym bardziej że w takiej uprzywilejowanej pozycji nie znalazły się szkoły jakkolwiek związane z perspektywicznymi dla gospodarki i pożądanymi na rynku pracy kierunkami kształcenia. 60


Rekomendowane rozwiązania Przygotowanie kompleksowej koncepcji odbudowy i unowocześnienia szkolnictwa technicznego i zawodowego bez przeprowadzenia szczegółowych badań nad ich finansami i funkcjonowaniem nie jest możliwe. Zdecydowaliśmy się jednak przedstawić kilka rekomendacji, które mogą być punktem wyjścia do opracowywania szczegółowego programu naprawy sytuacji:       

Przywrócenie roli państwa jako regulatora struktury kształcenia technicznego i zawodowego Stworzenie i przyjęcie Wieloletniego Planu Rozwoju Szkolnictwa Technicznego opartego m.in. o środki z nowej perspektywy finansowej UE na lata 2014-20 Skoordynowanie polityk edukacyjnych na poziomie kształcenia wyższego i kształcenia średniego, przeniesienie mechanizmów oddziaływania państwa takich jak Kierunki Zamawiane na średni poziom edukacji Umożliwienie uczniom uzyskiwania wraz z zaliczeniem egzaminu zawodowego lub technicznego wszystkich niezbędnych uprawnień do wykonywania zawodu Kontynuacja pogłębiania współpracy szkół zawodowych z pracodawcami Korekta algorytmu rozdziału subwencji oświatowej na korzyść szkół technicznych Stworzenie nowych narzędzi finansowych wspierających edukację techniczną, takich jak możliwość odpisania kosztu zatrudnienia pracownika oddelegowanego do nauki zawodu od przychodów w wartości większej niż 100%, możliwość amortyzowania sprzętu przekazanego szkole przy neutralności służb skarbowych czy rządowy konkurs grantowy na doposażenie szkół w stanowiska do nauki przedmiotów technicznych Stworzenie odrębnej polityki rządowej dla wyselekcjonowanej grupy elitarnych techników pod specjalnym nadzorem Ministerstwa Nauki i we współpracy z uczelniami technicznymi

Zachęcamy do zapoznania się z raportem CAFR autorstwa Marcina Chludzińskiego, Krzysztofa Brosza i Krzysztofa Bosaka.

61


24. Pakt fiskalny jest przereklamowany Z Krzysztofem Bosakiem, wicedyrektorem CAFR rozmawia Piotr Falkowski Piotr Falkowski: Nazwa "pakt fiskalny" kojarzy się z podatkami. Czyżby UE chciała doprowadzić do ujednolicenia danin publicznych w krajach członkowskich? Krzysztof Bosak: O tym się myśli, ale podatki nie są przedmiotem zainteresowania paktu fiskalnego, a przynajmniej ostatnia upubliczniona wersja projektu nie zawiera żadnych zapisów na ten temat. Słowo "fiskalny" oznacza tu po prostu ogół zagadnień związanych z finansami publicznymi - polityką budżetową i zadłużeniem. W takim razie, co nowego do mechanizmów Unii wprowadzałby pakt fiskalny? - W zamierzeniu twórców pakt ma być jednym z narzędzi naprawy sytuacji w strefie euro. Jednak kiedy bliżej przyjrzeć się jego postanowieniom, to okazuje się, że jest on mocno przereklamowany. Nie wprowadza on niczego jakościowo nowego, czego nie byłoby w Unii od dwudziestu lat, czyli od traktatu z Maastricht z 1992 roku. Chodzi o reguły fiskalne ograniczające deficyt budżetowy do 3 proc. i dług publiczny do 60 proc. PKB w państwach Unii Gospodarczej i Walutowej. Problem w tym, że kryteria te były przez lata lekceważone. W 1997 r. w Amsterdamie przyjęto Pakt Stabilności i Wzrostu, który miał doprowadzić do ich przestrzegania. Kar przewidzianych w pakcie nigdy nie nałożono, łamano jego postanowienia bardzo wiele razy, aż w końcu w 2005 r. jego zasady zliberalizowano. Kryzys finansowy dopiero przyniósł opamiętanie. W 2010 r. na szczycie w Deauville Angela Merkel i Nicolas Sarkozy ustalili, że trzeba reanimować stare zasady polityki fiskalnej. Efektem tamtej decyzji był tzw. sześciopak przedstawiany przez rząd Donalda Tuska jako sukces polskiej prezydencji. Ale kiedy sześciopak już wszedł w życie, mało kto o nim pamięta, bo na grudniowej Radzie Europejskiej wszyscy żyli nowym pomysłem paktu fiskalnego. Tymczasem w porównaniu z sześciopakiem i wcześniejszymi regulacjami istotną zmianą jest tylko sposób nakładania kar na państwa łamiące zasady dyscypliny finansowej i zaostrzenie kryterium deficytu. To pokazuje, że meandry europejskiej polityki fiskalnej są kręte, ale w rzeczywistości zmagamy się od dwudziestu lat z tym samym problemem - nadmiernego zadłużania się, którego politycy w żaden sposób nie chcą powściągnąć. A jak z punktu widzenia tych kryteriów dyscypliny finansów publicznych wypada Polska? - Podlegamy teraz unijnej procedurze nadmiernego deficytu, która trochę dyscyplinuje nasze finanse publiczne. Ta procedura wymusiła na rządzie Donalda Tuska wprowadzenie reguły wydatkowej, która ograniczyła wzrost wydatków elastycznych do 1 proc. ponad poziom inflacji. Gdyby nie wymogi procedury nadmiernego deficytu, rząd raczej na to by się nie zdecydował. Ta procedura to element Paktu Stabilności i Wzrostu doprecyzowanego obecnie przez sześciopak. Jak widać, jesteśmy już poddani rygorom dyscyplinującej polityki UE, co akurat ma na nasz rząd dobroczynny wpływ, bo inaczej wydawałby pieniądze zupełnie bez opamiętania. Polska jest nawet pół kroku do przodu przed niektórymi państwami Unii, ponieważ pakt fiskalny wymaga wpisania reguł dyscypliny budżetowej do konstytucji, a Polska ma kryterium zadłużenia już wpisane do Ustawy Zasadniczej. Pozostaje jeszcze kwestia deficytu. Jeżeli podpiszemy pakt fiskalny, to być może trzeba będzie i to ograniczenie wpisać do naszej Konstytucji. Dyscyplina finansowa to dobra rzecz. Skąd obawy przed paktem fiskalnym? - To prawda, że zalecenia w zakresie finansów publicznych idą we właściwym kierunku, ale nie ma żadnego powodu, żebyśmy brali na siebie kolejne zobowiązania. Podlegamy, jak wszystkie państwa unijne, rygorom sześciopaku i to w zupełności wystarczy. Nie należymy do strefy euro, a więc nie poddawajmy się regułom, które te państwa dodatkowo przyjmują wyłącznie ze względu na unię walutową. Ale premier mówi, że przyjęcie paktu jest konieczne, gdyż w przeciwnym wypadku nie będziemy mieli nawet szansy na współdecydowanie o jego realizacji, a ta nas dotyczy. - Takie wypowiedzi nie mają podstaw. Kilka lat temu traktat lizboński przedstawiano jako szczytowe osiągnięcie naszej cywilizacji i kulminację całego procesu integracji europejskiej, a teraz już się o nim nie pamięta. Czy on przestał obowiązywać? Nie, podlegamy jego prawom, a spory nadal rozstrzyga Trybunał Sprawiedliwości UE. Grupy państw mogą między sobą coś dodatkowo uzgadniać, ale w ramach prawa europejskiego. Mówienie, że nie będziemy mieli nic do powiedzenia, to tylko straszenie. 62


A jeśli rzeczywiście byłoby tak, że Unia Europejska zupełnie zmieniłaby swoje reguły i stracilibyśmy możliwość współdecydowania, to może należałoby wówczas rozważyć jej opuszczenie? Co dałoby Polsce, że nasz przedstawiciel byłby obecny na części szczytów strefy euro? - Nikt tego nie wie i paradoksalnie dlatego politycy o to zabiegają. Chaos w Unii Europejskiej związany z kryzysem i z obnażeniem niewydolności jej instytucji jest tak duży, że wszyscy boją się utrwalenia metody rozstrzygania wszystkiego na poziomie międzyrządowym, jak to się dzieje teraz w praktyce. Obawa dotyczy tego, że ukształtuje się stabilna większość w tych międzyrządowych porozumieniach, którą będą tworzyć państwa strefy euro. Ale to wymagałoby spełnienia dwóch warunków. Pierwszy jest taki, że strefa euro przetrwa i będzie odgrywać wciąż kluczową rolę, co wcale nie jest oczywiste. A po drugie, że instytucje takie jak Komisja Europejska, Parlament Europejski i inne definitywnie stracą na znaczeniu, co także jest bardzo wątpliwe. Walka o obecność w szczytach państw strefy euro wynika więc z obawy, że coś ważnego polityków spoza strefy ominie, choć nie mają obecnie pojęcia, co właściwie. Na razie jedyne, co na pewno czeka tę grupę, to wspólne rozwiązywanie ogromnych problemów związanych z finansową niewydolnością strefy euro. Moim zdaniem, lepiej trzymać się od tych zawirowań na rozsądny dystans. Rozmowa ukazała się 31 stycznia w „Naszym Dzienniku”.

63


Tymoteusz Barański - Ukończył z wyróżnieniem studia prawnicze na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Jest też absolwentem Szkoły Prawa Amerykańskiego przy WPiA UW. Aplikant adwokacki Izby Warszawskiej. Członek Polskiego Towarzystwa Legislacji. Publikował m.in. w „Państwie i Prawie”, „Studiach Prawniczych”, „European Business Organization Law Review”. Współpracownik Spółki Prawniczej I&Z s.c. w Warszawie. Zajmuje się głównie prawnymi aspektami reprywatyzacji, zagadnieniami prawnoautorskimi, na temat których prowadził szereg szkoleń, jak również zastępstwem procesowym w postępowaniach karnych i cywilnych. Ekspert CAFR. Michał Barcikowski – historyk Kościoła, członek redakcji czasopisma „Christianitas”. Jacek Bartosiak - Adwokat, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, Centrum Prawa Angielskiego i Europejskiego przy Uniwersytecie w Cambrigde oraz Centrum Prawa Amerykańskiego przy Uniwersytecie Floryda. Wspólnik w kancelarii adwokackiej Barański i Bartosiak. Ekspert CAFR w zakresie bezpieczeństwa narodowego i polityki międzynarodowej. Krzysztof Bosak - od czternastu lat zaangażowany w działalność społeczną i polityczną. Pracował w Parlamencie Europejskim, był najmłodszym posłem na Sejm V kadencji, członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy oraz Rady Programowej TVP. Studiował architekturę i ekonomię, interesuje się filozofią, polityką gospodarczą i problematyką regulacji rynku mediów. Wicedyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej. Małgorzata Brennek - Absolwentka Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz podyplomowych studiów z zakresu ewaluacji programów finansowanych ze środków Unii Europejskiej na Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego. Od sierpnia 2009 do kwietnia 2011 Członek Zarządu i ekspert Centrum im. Adama Smitha. Wcześniej, od lipca 2007 ekspert Instytutu Sobieskiego. W latach 1998 – 2007 członek Zarządu Transparency International – Polska (TI-Polska). W okresie maj 2001 – lipiec 2005 zastępca Prezesa TI-Polska, a od lipca 2005 do kwietnia 2007 Prezes TI-Polska. W latach 1996-2005 kierownik projektów, a następnie radca ds. politycznych w Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej/Reprezentacja Komisji Europejskiej w Polsce. Zajmowała się tematyką integracji Polski z Unią Europejską w rozdziałach negocjacyjnych: kryteria polityczne, swobodny przepływ osób, polityka społeczna i zatrudnienie oraz wymiar sprawiedliwości i sprawy wewnętrzne (w zakresie zwalczania korupcji). Stypendystka Indiana University, Bloomington, Stany Zjednoczone Ameryki, St. Anthony’s College, Oxford, Wielka Brytania oraz Svenska Institutet, Szwecja. Obecnie ekspert Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej. Krzysztof Brosz - Absolwent MBA i politologii na Uniwersytecie Europejskim Viadrina. Stypendysta Fundacji Haniela. Specjalizuje się w doradztwie strategicznym oraz w procesach zarządzania – projektami, pracą i zadaniami. Jest też ekspertem w zakresie pozyskiwania środków europejskich i projektowaniu kompleksowych rozwiązań finansowania działań. Obecnie Wiceprezes Zarządu Invent Grupa Doradztwa i Treningu. Ekspert CAFR. Marcin Chludziński - Z wykształcenia politolog oraz specjalista ds. rozwoju regionalnego. Pracownik Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, prowadzi zajęcia z zarządzania organizacjami pozarządowymi w Collegium Civitas. Członek zarządu i trener w Stowarzyszeniu Trenerów Organizacji Pozarządowych, koordynator projektów w Stowarzyszeniu Szkoła Liderów. Laureat konkursu Ernst&Young „Sprawne Państwo”. Specjalizuje się z pozyskiwaniu dotacji europejskich i zarządzaniu nimi oraz w rozwoju lokalnym i doradztwie strategicznym. Obecnie Prezes Zarządu Invent Grupa Doradztwa i Treningu oraz Urbino – spółki specjalizującej się w technologiach internetowych. Prezes Fundacji Republikańskiej. Michał Czarnik - Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Radca prawny, doradca podatkowy. Doświadczenie zawodowe zdobywał m.in. w międzynarodowych firmach konsultingowych z tzw. Wielkiej Czwórki. Od 2007 r. Partner Zarządzający warszawską kancelarią prawną Czarnik, Porębski i Wspólnicy Spółka Partnerska Radców Prawnych. 64


Łukasz Czernicki - Ukończył ekonomię na Technische Universität w Berlinie. W trakcie studiów pracował jako asystent naukowy w Niemieckim Instytucie Urbanistyki. Obecnie jest doktorantem na Uniwersytecie w Poczdamie. Brał udział w licznych konferencjach ekonomicznych, m.in. jako stypendysta Ludwig von Mises Institute (Alabama, USA) i Istituto Bruno Leoni (Włochy). Autor wielu publikacji o tematyce makroekonomicznej. Krzysztof Dąbkowski - absolwent Wydziału Elektroniki i Technik Informacyjnych Politechniki Warszawskiej (specjalność: Telekomunikacja). Studiował również na Wydziale Inżynierii Produkcji (specjalność: Gospodarka cyfrowa) oraz w Electronics and Computer Science Department na University of Southampton w Wielkiej Brytanii. Doświadczenie zawodowe zdobywał w firmach telekomunikacyjnych, gdzie zajmuje się m.in. bezpieczeństwem teleinformatycznym. Michał Krupa - Absolwent Instytutu Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych w myśli politycznej amerykańskich paleokonserwatystów. Organizator wielu konferencji politologicznych i historycznych m.in. jednej z pierwszych w Polsce konferencji dotyczącej amerykańskiej myśli konserwatywnej pt. ‘Konserwatyzm-’Made in USA’. Członek American Political Science Association. W czasie emigracji w Kanadzie publicysta prasy polonijnej m.in. torontońskiego „Gońca”. Andrzej Pogłódek – prawnik. asystent w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Porównawczego i Współczesnych Systemów Politycznych na Wydziale Prawa i Administracji UKSW. Współpracuje z CAFR. Maciej Rapkiewicz - Absolwent Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Łódzkim. Ukończył także studia podyplomowe na Akademii Ekonomicznej w Krakowie (Akademia PZU) w zakresie Ubezpieczenia gospodarcze oraz MBA – Finance and Insurance (Illinois State University i Politechnika Łódzka). Jest słuchaczem studium doktoranckiego na Wydziale Ekonomii (Katedra Ubezpieczeń) Uniwersytetu Łódzkiego. Był prezesem Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej oraz wiceprezesem zarządtu PZU TFI S.A. Autor publikacji z zakresu ubezpieczeń gospodarczych (głównie czasopisma branżowe jak Wiadomości Ubezpieczeniowe, Gazeta Ubezpieczeniowa), zabezpieczeń społecznych i emerytalnych oraz organizacji kultury fizycznej. Ekspert CAFR i członek zarządu Instytutu Sobieskiego. Piotr Trudnowski - członek zespołu Fundacji Republikańskiej i redakcji „Rzeczy Wspólnych”. Interesuje się zagadnieniem nowoczesnych form finansowania działalności artystycznej i dobroczynnej, przeciwnik dotowania tych dziedzin życia przez państwo. Studiował na Międzywydziałowych Studiach Wschodniosłowiańskich, obecnie w Kolegium MISH UW. Publikował m.in. w „Stosunkach Międzynarodowych”, „Rzeczpospolitej”, „Naszym Dzienniku”, portalach Wirtualnej Polski i wPolityce.pl . dr Stanisław Tyszka - absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego i studiów doktoranckich na Wydziale Historii i Cywilizacji w European University Institute we Florencji. Studiował też filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim i socjologię na Uniwersytecie Karola w Pradze. Adiunkt na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego. Dyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej. Marcin Wrotniak - Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz Wydziału Prawa Université de Poitiers. Autor publikacji i analiz z zakresu prawa podatkowego. Zajmuje się doradztwem podatkowym w MMR Consulting – Spółce Doradztwa Podatkowego. Ekspert zespołu ds. finansów publicznych CAFR.

65


1. Wstęp do siódmego numeru „Rzeczy Wspólnych” Wolność obywatelska w Polsce jest zagrożona. Największa, i wciąż rosnąca, liczba podsłuchów w Europie, ograniczanie dostępu do informacji publicznej, opresyjność prawa i urzędów – to smutne prawdy znane każdemu uważniejszemu obserwatorowi polskiej polityki. Jednocześnie prawdy te nie docierają do świadomości masowej publiczności. Budzą zbyt słaby opór, by proces ograniczania wolności zatrzymać. Czy to obywatele nie chcą o nich wiedzieć, czy też uwikłane w polityczne zależności media manipulują przekazem? W tym numerze „Rzeczy Wspólnych” staramy się pokazać oba te zjawiska. Sądzimy też, że po przeszło dwóch dekadach niepodległości należy wyciągnąć wnioski z sytuacji, w której niemal nieustannie słysząc o wolności, mamy jej coraz mniej – pod każdym istotnym względem. Od 1989 roku ideologią dominujących w Polsce elit jest liberalizm, w filozoficznym sensie tego słowa. Dziś, gdy dwa jego główne, dawniej konkurencyjne ośrodki: gdański z premierem Donaldem Tuskiem i warszawski z redaktorem Adamem Michnikiem, połączyły się w ścisłym sojuszu – może już w jednej formacji – erozja swobód obywatelskich jest największa od wielu lat. Czy to nie zaskakujące, jak na panowanie ludzi z wolnością na ustach i sztandarach? Bynajmniej, jeśli przyjrzeć się uważnie ich ideologii – i to nie tylko w lokalnej odmianie. Michael J. Sandel przestrzegł kiedyś, że liberalizm prowadzi do nieliberalnych konsekwencji. Dziś staje się coraz jaśniejsze, że miał rację. Idea wolności oderwana od pojęć dobra i prawdy, ignorująca potrzebę kształcenia samoświadomych obywateli i istnienia silnej, niezależnej wspólnoty politycznej, stopniowo degeneruje się i wyradza we własne przeciwieństwo. Zgodnie z chińskim złorzeczeniem, żyjemy w ciekawych czasach, także dlatego, że przyszło nam proces owej fatalnej metamorfozy obserwować i odczuwać. W polskich warunkach jest to o tyle paradoksalne, że mamy do dyspozycji tradycję intelektualną i polityczną, która unika liberalnych pułapek, zachowując liberalne zalety. Jest nią nasza wersja republikanizmu. Sądzimy, że najwyższa pora, aby sformułować go jako stanowisko zarazem wolnościowe, wspólnotowe oraz państwowe, jak i antyliberalne. Uwspółcześniony republikanizm powinien być alternatywą, a nie korektą. Temu poświęciliśmy działy: „Wolność zagrożona” i – w nawiązaniu do formuły anglosaskich antyliberałów – „Nędza liberalizmu”. Natomiast w bloku „Kryzys Unii czy kapitalizmu?” staramy się dostrzec prawidłowości w chaosie, jaki ogarnął Europę. Nie jest on bez związku z tematem numeru. Siódmy numer „RW” przygotowaliśmy w poszerzonej formule. Znajdą w nim Państwo film o środowisku wydającej nasz kwartalnik Fundacji Republikańskiej „To nie jest kraj dla młodych ludzi”, wzbogacony dział książkowy i więcej niż zwykle esejów i analiz. Zapraszamy do lektury – i do oglądania.

Bartłomiej Radziejewski, redaktor naczelny 66


2. Deklaracja prenumeratora kwartalnika „Rzeczy Wspólne” Kwartalnik „Rzeczy Wspólne” to priorytetowy projekt Fundacji Republikańskiej służący podnoszeniu jakości debaty publicznej i formowaniu przyszłych elit intelektualnych i państwowych w duchu prymatu dobra wspólnego. Choć regularne wydawanie i promowanie kwartalnika jest ogromnym obciążeniem finansowym i organizacyjnym dla młodej instytucji obywatelskiej, jaką jest Fundacja Republikańska, nie chcemy rezygnować z tworzenia prestiżowego pisma, które w ciągu półtora roku istnienia na rynku zdobyło sobie rzeszę oddanych Czytelników. By „Rzeczy Wspólne” mogły istnieć i rozwijać się potrzebujemy stałego wsparcia Czytelników: prenumeratorów i darczyńców Fundacji Republikańskiej. Prosimy o rozważenie możliwości wsparcia pisma poprzez zamówienie prenumeraty, wykupienie prenumeraty wspierającej bądź zostanie Darczyńcą Fundacji Republikańskiej. Jeżeli chcesz dołączyć do grona Prenumeratorów wypełnij poniższą deklarację i wyślij ją na adres Fundacji Republikańskiej w formie elektronicznej (prenumerata@rzeczywspolne.pl) lub papierowej (Fundacja Republikańska, ul. Kopernika 30/421, 00-950 Warszawa). Przelew tytułem „prenumerata Rzeczy Wspólnych” prosimy kierować na konto: Fundacja Republikańska, Alior Bank: 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754 Prosimy o wybranie rodzaju prenumeraty, wskazanie liczby zamówionych numerów oraz podanie danych korespondencyjnych. Prosimy o zakreślenie odpowiedniej pozycji w każdym z podpunktów. a. Rodzaj prenumeraty: prenumerata tradycyjna (22,5 zł / numer)

TAK

prenumerata wspierająca (50zł / numer)

TAK

prenumerata studencka (16 złotych / numer)

23

TAK

b. Liczba zamówionych numerów: 4 numery (prenumerata roczna)

TAK

8 numerów (prenumerata dwuletnia)

TAK

12 numerów (prenumerata trzyletnia)

TAK

Chcę zamówić numery archiwalne:

2 (2/2010), 3 (1/2011), 4 (2/2011), 5 (3/2011), 6 (4/2011)

c. Dane korespondencyjne: Imię i nazwisko: Adres:

Adres e-mail: Telefon:

_____________________ Podpis

23

Prenumerata studencka jest utrzymywana dzięki Darczyńcom FR i Czytelnikom, którzy wykupili prenumeratę wspierającą. By otrzymywać pismo w cenie prenumeraty studenckiej konieczne jest posiadania statusu ucznia lub studenta.

67


1. Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej Zespół Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej liczy blisko 50 ekspertów z różnych dziedzin i stale wzrasta. W ramach CAFR pracę prowadzą następujące zespoły eksperckie: 

Zespół ds. Finansów Publicznych

Zespól ds. Transportu

Zespół ds. Rodziny

Zespół ds. Deregulacji

W ramach prac CAFR realizowano dotychczas następujące projekty: 

500 dni spokoju. To pierwszy w historii III RP raport przedstawiający weryfikację realizacji wszystkich obietnic z programu rządu. Na stronie www.500dnispokoju.pl, opublikowaliśmy 195 analiz kolejnych obietnic złożonych w expose przez premiera Donalda Tuska.

Projekt ustawy o Rzeczniku Praw Podatnika. Opracowany został wraz z uzasadnieniem i przeglądem

podobnych

www.rzecznikpodatnikow.pl

rozwiązań Projekt

na

świecie

i

umieszczony

jest

na

stronie

opracowany został przez Zespół ds. Finansów

Publicznych CAFR i złożony w Sejmie przez klub Prawa i Sprawiedliwości. 

Raport o Zawodach Regulowanych. Przygotowaliśmy raport analizujący ograniczenia dostępu do 380 zawodów i rekomendujący zmniejszenie liczby zawodów reglamentowanych do 102 zawodów. Raport odbił się echem i w oparciu o przedstawione w nim dane ukazało się wiele publikacji prasowych m.in. w dziennikach „Rzeczpospolita”, „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik Polski” i tygodniku „Uważam Rze”.

Raport o Prywatyzacji w latach 2008-2011. Przeprowadziliśmy kompleksową analizę planów i realizacji polityki prywatyzacyjnej rządu PO-PSL.

Projekt Deregulacyjny. W przygotowaniu jest duża publikacja o deregulacji będąca efektem seminariów, które odbyły się w Fundacji i która zawiera teksty dotyczące takich dziedzin jak prawo podatkowe, prawo handlowe, ubezpieczenia czy telekomunikacja.

Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych. Projekt został przygotowany w ramach akcji „Kibice za bezpieczeństwem” prowadzonej we współpracy z Ogólnopolskim Związek Stowarzyszeń Kibiców. Obecnie trwa zbiórka 100 tys. podpisów, które umożliwią złożenie obywatelskiego projektu.

Raport o Szkolnictwie Technicznym. Przygotowaliśmy raport oceniający kondycję szkół technicznych i zawodowych w Polsce i proponujący rozwiązania naprawcze.

Rośnie również liczba bieżących komentarzy przygotowywanych przez ekspertów CAFR. Od października 2010 do października 2011 opublikowaliśmy na stronie cafr.pl 35 komentarzy, w październiku i listopadzie 2011 – 14 tekstów. Od grudnia 2011 planujemy regularnie wydawać zbiór publikacji ekspertów CAFR w broszurze pt. „Komentarze i Analizy”. 68


2. Kongresy Republikańskie Fundacja Republikańska od momentu powstania organizuje dwa razy do roku cykliczne imprezy pod nazwą Kongresów Republikańskich, które kontynuują tradycje organizowanych we wcześniejszych latach

Kongresów

Obywatelskich,

odbywających

się

jeszcze

pod

auspicjami

Fundacji

Odpowiedzialność Obywatelska i później Instytutu Jagiellońskiego. Kongresy gromadziły zawsze szerokie grono ludzi zaangażowanych w organizacje społeczne i polityczne o profilu prawicowym, centroprawicowym i eksperckim. I Kongres Republikański 14 listopada 2009 r. na I Kongresie Fundacja

oficjalnie

zainaugurowała

swoją działalność. Ponad 120 osób z całego

kraju

przez

cały

dzień

dyskutowało w warszawskim Pałacu Sapiehów życia

nad

kondycją

publicznego.

Do

polskiego Warszawy

przyjechali goście m.in. z Krakowa, Łodzi, Torunia, Wrocławia i Lublina. Gośćmi byli m.in. Mirosław Barszcz (b. wiceminister

finansów),

Bartłomiej

Radziejewski (redaktor naczelny pisma „Rzeczy Wspólne”), dr Piotr Naimski (b. wiceminister gospodarki), red. Michał Szułdrzyński (Rzeczpospolita), red. Bronisław Wildstein (Rzeczpospolita), a w dyskusji polityków udział wzięli posłowie Zbigniew Girzyński, Jacek Żalek i Roman Giertych. II Kongres Republikański

22 maja 2010 r., wspólnie z łódzką Fundacją Aurea Libertas, został zorganizowany z Łodzi II Kongres Republikański pod hasłem: „Polska – na progu republikańskiego przełomu?”. Blisko 100 osób z całego kraju przyjechało do Łodzi, by dyskutować o polskim życiu publicznym przed i po 10 kwietnia, o tym co Polska może dać Europie i światu, oraz o tym jakiej republiki potrzebujemy i czy wiemy jak ją zbudować. W dyskusjach

panelowych

udział

wzięli

m.in.

red.

Jan

Pospieszalski, red. Łukasz Warzecha (Fakt), red. Tomasz Terlikowski (Fronda), red. Piotr Lisiewicz (Gazeta Polska), prof. Jacek Bartyzel, dr Michał Łuczewski („Czterdzieści i Cztery”) , dr Paweł Milcarek (Christianitas), Krzysztof Mazur (Klub Jagielloński) oraz prof. Arkady Rzegocki (Klub Jagielloński). 69


III Kongres Republikański 13 listopada 2010 r. w warszawskim Pałacu Sapiehów odbył się Kongres pod hasłem „O co walczymy? Republikanie, wolnościowcy, obywatele – o mediach gospodarce i działalności społecznej” Swoje prezentacje miały liczne organizacje partnerskie, w tym Radio WNET, wPolityce.pl, Rebelya.pl, Instytut Sobieskiego, Instytut Misesa, Klub Jagielloński, KoLiber czy Fundacja Narodowego Dnia Życia. Wśród zaproszonych gości byli m.in. red. Michał Szułdrzyński (Rzeczpospolita), dr Krzysztof Mazur (Klub Jagielloński), dr Tomasz Terlikowski (Fronda), dr Piotr Dardziński (Centrum Myśli JPII), Przemysław Wipler (Fundacja Republikańska) i dr Tomasz Sommer (Najwyższy Czas!). IV Kongres Republikański 9 kwietnia 2011 r. odbył się czwarty

z

kolei

Kongres

organizowany

przez

Fundację

Republikańską. przewodnim „Raport

o

Tematem konferencji stanie

był

państwa”.

Zaproszeni goście dyskutowali na temat bezpieczeństwa Polski, jej administracji, polityki europejskiej i wolności

gospodarczej.

zakończenie różnych

sił

Na

przedstawiciele politycznych

wzięli

udział w debacie „Czy Polską da się rządzić?” V Kongres Republikański Na V Kongresie Republikańskim staraliśmy przyjrzeć się bliżej przemianom naszego społeczeństwa, podyskutować o jego konsekwencjach dla gospodarki, przemyśleć możliwe warianty polityki prorodzinnej i migracyjnej państwa. W trakcie V Kongresu odbył się również premierowy pokaz filmu „To nie jest kraj dla młodych ludzi” przygotowanego przez zespół Fundacji Republikańskiej. Wśród zaproszonych gości byli zarówno eksperci CAFR (m.in. dr Rafał Wójcikowski, dr inż. arch. Michał Domińczak, Paweł Gruza, mec. Michał Czarnik, Michał Krupa) jak i przedstawiciele innych środowisk obywatelskich i naukowych : Paweł Dobrowolski (Forum Obywatelskiego Rozwoju), Cezary Mech (b. wiceminister finansów), Stanisław Kluza (b. minister finansów), Dymitr Hirsch (Związek Dużych Rodzin Trzy Plus), Marek Grabowski (Fundacja Mamy i Taty), Daniel Pawłowiec („Polityka Narodowa”).

70


3. Spotkania Czwartkowe Spotkania Czwartkowe to projekt, który przyjął formę otwartych cotygodniowych spotkań tematycznych, przy czym, w każdym tygodniu poruszamy tematy z innego obszaru, dzięki czemu projekt jako całość skierowany jest

do

bardzo

szerokiego

spektrum

odbiorców.

Spotkania, co do zasady, mają formułę seminariów, aby każdy zainteresowany miał okazję zadać pytanie, bądź wziąć udział w dyskusji. Naszymi gośćmi są najlepsi w swoich dziedzinach eksperci, co zapewnia wysoki poziom merytoryczny oraz daje uczestnikom Spotkań niepowtarzalną okazję czerpania wiedzy u źródła. Zagadnienia Spotkań Czwartkowych można podzielić na dotyczące: 

historii i filozofii politycznej,

polityki wewnętrznej,

polityki międzynarodowej,

biznesu i gospodarki.

Spotkania mają formułę otwartą, co oznacza, że do brania

w

nich

udziału

zapraszamy

wszystkie

zainteresowane

osoby.

Od października 2010 do października 2011 zorganizowaliśmy 32 spotkania, z których większość odbywała się w siedzibie Fundacji Republikańskiej: 

dr Barbara Fedyszak-Radziejowska – Wieś i rolnictwo. Solidarne państwo w praktyce i politycznych narracjach

mec. dr Krzysztof Wąsowski - Zakaz stadionowy. Granice ochrony obywatelskich wolności i praw

Przemysław Wipler - Jakiej polityki gospodarczej potrzebuje Polska?

mec. Bartosz Piechota - Zamówienia publiczne a dobro wspólne

Krzysztof Bosak - Czy polską edukację da się naprawić?

prof. Krystyna Pawłowicz - Mit wolności gospodarczej –

prof. Antoni Dudek - IPN po 10 latach

Radosław Pyffel - Polska - Chiny. Krajobraz po A2

71


Mikołaj Barczentewicz - Walka o dostęp do informacji publicznej

dr Stanisław Tyszka - III RP jako paser,

czyli

krótka

historia

reprywatyzacji 

Ryszard Terlecki - Czy Polska potrzebuje polityki historycznej

Bronisław

Wildstein

-

Czas

niedokonany 

Rafał Ziemkiewicz - "Zgred" - nowy "Żywot człowieka poczciwego"?

Rafał Matyja - Państwowcy - niemile widziani w III RP?

Piotr Tutak - Dlaczego Polska nie posiada silnego rządu? Próba zmian w latach 20052007

Konrad Pecelerowicz - Historia i tradycja polskiego ruchu korporacyjnego

Marcin Kamiński - Polska bez długu - czy to możliwe?

Paweł Gruza - Rzecznik Praw Podatnika czy jest nam potrzebny?

Grzegorz Braun - Eugenika - w imię postępu?

red. Piotr Falkowski - Czy polska polityka potrzebuje think - tanków?

Daniel S. Zbytek - Azja Południowa: tygiel islamu i globalizacji

Wojciech Tomaszewski - Źródła potęgi cywilizacji chińskiej

Jerzy Polaczek: Infrastruktura w stanie chaosu

red. Bronisław Wildstein, Bartłomiej Radziejewski: O chorobie postpolityki

red. Piotr Nisztor, red. Krzysztof Galimski, autorzy książki "Kto naprawdę ich zabił" : Czego nie wiemy o 10/04?

mec. Rafał Koniecek: Odszkodowania za niesłuszne zatrzymanie i aresztowanie. Czyli jak państwo rozlicza się ze swoich błędów?

Paweł Gruza: Polski system podatkowy. Gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy?

dr Leszek Bosek: Dla kogo in vitro? przegląd projektów ustaw bioetycznych

Przemysław Wipler: O co walczymy? Plan działania na II rok funkcjonowania Fundacji Republikańskiej

Mateusz Matyszkowicz: Ile obywatela w młodym Polaku?

Jacek Piecha: Deregulacja a proces stanowienia prawa

72


4. Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi” „To nie jest kraj dla młodych ludzi” to film dokumentalny, w którym opowiadamy o Polsce i o tym co chcielibyśmy w niej zmienić. Film jest dziełem Fundacji Republikańskiej, a bohaterami są głównie twórcy i eksperci Fundacji. Nasz pomysł

polegał

na

nakręceniu

dokumentu

dotyczącego tematyki politycznej, w którym wprost i zupełnie serio powiemy o tym co myślimy,

co

nam

się

nie

podoba

i

jak

chcielibyśmy to zmienić. W Polsce takie filmy właściwie nie powstają, dlatego naszą inicjatywę traktujemy nie tylko jako sposób na promocję własnych idei i własnego środowiska, ale także na podniesienie poziomu debaty publicznej. W filmie poruszamy szerokie spektrum tematów. Mówimy zarówno o polskich tradycjach politycznych i problemie modernizacji, jak i o zagadnieniach szczegółowych, takich jak finanse publiczne w dobie kryzysu, jakość prawa i sprawność sądów czy problemy demograficzne. Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi” był przygotowywany w sierpniu i kręcony we wrześniu 2011 roku. Producentem wykonawczym była firma Film Open Group. Film powstał bez żadnych zewnętrznych dofinansowań, wyłącznie dzięki ofiarności darczyńców Fundacji Republikańskiej.

5. Szkoła Letnia Akademii Młodych We wrześniu 2011 odbyła się pilotażowa Szkoła Letnia Akademii Młodych. To projekt skierowany do osób w wieku 18-24 lata. W ciągu

w

ośrodku

przygotowywaliśmy

młodych

liderów

samokształcenia

formacji

obywatelskiej

5

dni

szkolenia i

w do

okolicach

Warszawy

prowadzenia w

liceach

grup i

na

uniwersytetach w kolejnym roku akademickim. W trakcie Szkoły odbywały się seminaria z zakresu filozofii polityki, ekonomii, prawa i mediów. Zajęcia w trakcie Szkoły Letniej prowadzili eksperci Fundacji Republikańskiej oraz zaproszeni goście, m.in.: prof. Antoni Dudek, prof. Andrzej Zybertowicz, Mirosław Barszcz oraz Paweł Dobrowolski. Szkoła została zrealizowana dzięki dotacji BZ WBK. Obecnie prowadzone są prace nad scenariuszami lekcji Akademii Młodych nad materiałami seminaryjnym dla absolwentów Szkoły.

73


1. Dlaczego warto wspierać Fundację Republikańską? Chcemy żyć w lepszej Polsce. W kraju, w którym życie ludzkie jest szanowane, małe i sprawne państwo służy ogółowi obywateli, prawo jest pisane mądrze i egzekwowane roztropnie, podatki są niskie i proste, biurokracji praktycznie nie ma, a wolność gospodarcza jest oczywistością. By zrealizować te marzenia, musimy przełamać największą słabość polskiego życia publicznego – brak dobrze zorganizowanych obywateli, gotowych do poświęcania się na rzecz dobra wspólnego. Słabe partie polityczne, niskiej jakości media, niesprawne biurokratyczne państwo – to nie przyczyna, ale skutek naszego braku zaangażowania w sprawy publiczne. Dlatego nasza odpowiedzialność obywatelska nie może ograniczać się do udziału w wyborach. Kształtowanie osób młodych chcących profesjonalnie angażować się w życie publiczne, patrzenie na ręce władzy i mediom, wywieranie w interesie publicznym obywatelskiego nacisku na decydentów, prowadzenie poważnego kwartalnika o polskiej polityce i gospodarce, przygotowanie projektów zmian prawa – to działania, które wymagają poważnego zaplecza intelektualnego i logistycznego. To działania, które nie będą możliwe, jeśli na rzecz dobra wspólnego nie nauczymy poświęcać naszego czasu i pieniędzy. Fundacja Republikańska prowadzi pracę formacyjną i edukacyjną z osobami młodymi chcącymi angażować się w działalność publiczną, wydaje pismo „Rzeczy Wspólne”, patrzy władzy na ręce i pracuje nad propozycjami zmian prawa w duchu zgodnym z naszymi wartościami. Publikujemy raporty, analizy, komentarze, przygotowujemy projekty ustaw, organizujemy akcje społeczne, konferencja i spotkania. Znakomita większość działań Fundacji jest prowadzona dzięki regularnym wpłatom darczyńców i zaangażowaniu wielu osób, które poświęcają swój wolny czas na pracę. Prosimy więc o rozważenie możliwości stałego wspierania naszych działań i wypełnienie „Deklaracji Darczyńcy”.

74


2. Deklaracja Darczyńcy Fundacji Republikańskiej Dalszy rozwój Fundacji zależy również od Ciebie, dlatego bardzo prosimy, byś został naszym Darczyńcą. Potrzebujemy Twojego stałego wsparcia. Każda darowizna jest dla nas ważna, jednak aby sprawnie funkcjonować musimy planować nasze działania z wyprzedzeniem. Zachęcamy do dokonywania (nawet niewielkich) regularnych wpłat Jeżeli chcesz dołączyć do grona Darczyńców wypełnij poniższą deklarację i wyślij ją na adres Fundacji Republikańskiej w formie elektronicznej (biuro@republikanie.org) lub papierowej (Fundacja Republikańska, ul. Kopernika 30/421, 00-950 Warszawa) Przelewy tytułem „darowizna na cele statutowe” prosimy kierować na konto: Fundacja Republikańska, Alior Bank: 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754

a. Chcę wspierać Fundację Republikańską stałą comiesięczną kwotą (zakreśl odpowiednią kwotę): 5 złotych 100 złotych 15 złotych

200 złotych

25 złotych

500 złotych

50 złotych

Inna kwotą: ________

b. Moimi darowiznami chcę wesprzeć (zakreśl odpowiedni projekt): pokrycie stałych kosztów funkcjonowania Fundacji Republikańskiej działalność ekspercką CAFR wydawanie kwartalnika „Rzeczy Wspólne” działalność edukacyjną – rozwój projektu Akademia Młodych projekt „Kibice za bezpieczeństwem” przygotowanie kontynuacji filmu dokumentalnego „To nie jest kraj dla młodych ludzi” inne projekt: _______________________

c. Dane korespondencyjne: Imię i nazwisko: Adres:

Adres e-mail: Telefon:

_____________________ Podpis

75


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.