Komentarze i Analizy 3

Page 1

Komentarze i analizy nr 3 luty 2012 – marzec 2012

Warszawa, 11 kwietnia 2012 r. www.cafr.pl


................................................................................................................................................... 2 ..................................................................................................................................... 3 ...................................................................................................................... 4 1. Polska jako raj podatkowy ............................................................................................................... 4 2. Emerytalne pomysły PSL nie pomogą rodzinom ......................................................................... 6 3. Strategia dla strategii ........................................................................................................................ 8 4. Podatek od kopalin to bubel prawny.......................................................................................... 11 5. Korweta Gawron a strategia obronna RP .................................................................................. 14 6. Tajemnicze porozumienie groźniejsze od ACTA ........................................................................ 18 7. Opłata za użytkowanie wieczyste zależna od interpretacji urzędnika? ............................... 20 8. Amerykańskie prawybory: republikańskie Who is Who ............................................................. 22 9. Żelazne prawo lokalnej oligarchii ................................................................................................. 26 10. Droga przejezdna ustawowo ...................................................................................................... 27 11. Słowacja: Smer bierze wszystko .................................................................................................. 30 12. Paserstwo Polsce nie przystoi ....................................................................................................... 33 13. Grecja powinna opuścić strefę euro ......................................................................................... 36 14. Wstęp do raportu o polityce prorodzinnej w UE ...................................................................... 44 .................................................................................................... 45 1. Wstęp do ósmego numeru „Rzeczy Wspólnych” ...................................................................... 45 2. Deklaracja prenumeratora kwartalnika „Rzeczy Wspólne” .................................................... 46 .................................................................... 47 1. Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej ................................................................................... 47 2. Kongresy Republikańskie ................................................................................................................ 48 3. Spotkania Czwartkowe ................................................................................................................... 50 4. Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi” ....................................................................................... 52 5. Szkoła Letnia Akademii Młodych ................................................................................................. 52 ........................................................................................ 53 1. Dlaczego warto wspierać Fundację Republikańską? .............................................................. 53 2. Deklaracja Darczyńcy Fundacji Republikańskiej ....................................................................... 54

2


Szanowni Państwo, Przekazujemy Państwu

trzeci

numer

publikacji

Centrum

Analizy Fundacji

Republikańskiej

„Komentarze i analizy”. W lutym i marcu nasi eksperci przygotowali dla Państwa kilkanaście tekstów analitycznych, w których poruszyli tak różne kwestie jak stan polskiej armii, polityka prorodzinna, prawo podatkowe czy propozycje nowych regulacji dotyczących prawa własności w Internecie. Wszystkie komentarze łączy republikańskie podejście – decyzje rządzących, propozycje legislacyjne i praktykę polskiej administracji oceniamy z perspektywy prymatu dobra wspólnego nad partykularnymi interesami. Szczególnie istotnym elementem działań Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej w ostatnich dwóch miesiącach było opracowanie i publikacja raportu „Polityka prorodzinna w wybranych krajach Unii Europejskiej. Przegląd stosowanych rozwiązań”. Przygotowana przez ekspertów z Zespołu ds. Rodziny CAFR analiza jest pierwszym krokiem ku stworzeniu nowoczesnej, opartej o republikańskie wartości i efektywnej propozycji prowadzenia polityki prorodzinnej w Polsce. W założeniu autorów kolejnymi etapami działań będą: szczegółowa analiza skuteczności poszczególnych rozwiązań, wyciągnięcie z niej wniosków i przedstawianie postulatów legislacyjnych możliwych do zastosowania na polskim gruncie. Wstęp do raportu zamyka niniejszą publikację, a jego pełną wersję mogą Państwo pobrać ze strony cafr.pl . W ostatnich miesiącach coraz częściej zapraszani jesteśmy również do mediów elektronicznych. Tylko w trakcie ostatnich kilku tygodni nasi eksperci występowali m.in. w TVP1, TVN 24, TVP Info czy Polsat News. Coraz częściej udaje się nam wprowadzać poważne tematy do debaty publicznej i pozyskiwać – często i dla nas zaskakujących – sojuszników. Tak było choćby z dyskusją o potrzebie otwarcia dostępu do zawodów i deregulacją przepisów o zbiórkach publicznych. Mamy nadzieję, że nasza działalność choć w minimalnym zakresie przyczynia się do podniesienia jakości życia publicznego. Tradycyjnie, podsumowując nasze działania chcę przypomnieć, że są one możliwe tylko i wyłącznie dzięki wsparciu finansowemu, które od Państwa otrzymujemy i pracy wielu ekspertów w formule nonprofit. Dziękuję wszystkim wspierającym prace Fundacji i apeluję do tych z Państwa, którzy doceniają nasze działania, o rozważenie możliwości dołączenia do grona darczyńców Fundacji Republikańskiej. Szczególnie, że w tym roku mają Państwo możliwość przekazania na działalność statutową Fundacji 1% PIT. W tym celu zachęcam do odwiedzenia strony internetowej 1procent.republikanie.org . Życzę miłej lektury. dr Stanisław Tyszka Dyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej 3


1. Polska jako raj podatkowy Radosław Piekarz, ekspert CAFR 1

Dnia 16 stycznia 2011 r. Naczelny Sąd Administracyjny w składzie siedmiu sędziów podjął uchwałę dotyczącą opodatkowania akcjonariusza spółki komandytowo-akcyjnej (SKA). Sąd rozstrzygnął tym samym trwający od kilku lat spór co do interpretacji przepisów o opodatkowaniu zysków akcjonariuszy z dywidend otrzymanych od takich spółek. Uchwała NSA przeczy dotychczasowym interpretacjom Ministra Finansów i sankcjonuje sytuację, w której de facto możliwe będzie przesunięcie w czasie lub nawet całkowite uniknięcie opodatkowania zysków akcjonariuszy. Konsekwencje uchwały

Akcjonariusze, którzy dotychczas co miesiąc odprowadzali zaliczki na podatek dochodowy od dochodu generowanego przez spółkę komandytowo-akcyjną (SKA) – a nie otrzymywali dywidend – mogą przestać płacić zaliczki, a nawet złożyć wniosek o zwrot podatku nadpłaconego przez ostatnie 2 pięć lat. Zgodnie z uchwałą „w stanie prawnym obowiązującym w 2008 r. przychód (dochód) akcjonariusza spółki komandytowo-akcyjnej podlega opodatkowaniu w dniu otrzymania dywidendy wypłaconej akcjonariuszom na podstawie uchwały walnego zgromadzenia o podziale zysku”. Konsekwencją powyższego orzeczenia NSA jest powstanie nowego raju na podatkowej mapie świata – Polski. NSA bowiem stwierdził – dodajmy w pełni zgodnie z przepisami prawa – że tak długo jak długo SKA nie wypłaci dywidendy, zysk tej spółki nie podlega opodatkowaniu podatkiem dochodowym. Tym samym, zysk reinwestowany może być w całości bez konieczności płacenia podatku. Co więcej, taka uchwała kreuje istotne możliwości optymalizacyjne. Zyski SKA mogą być bezpodatkowo reinwestowane, zaś w przypadku połączenia SKA z innymi mechanizmami optymalizacyjnymi możliwe jest zachowanie tych 19% dochodów, które dotychczas zabierał Urząd Skarbowy (mechanizmy optymalizacyjne jednak nie są przedmiotem tego komentarza). Specyfika spółek komandytowo-akcyjnych Żeby zrozumieć jak doszło do tak dziwnej sytuacji trzeba bliżej przyjrzeć się wyjątkowej formie spółek 3 komandytowo-akcyjnych. SKA to osobowa spółka prawa handlowego. Spółkę tworzą dwie kategorie wspólników, tj. komplementariusz (który odpowiada całym majątkiem za zobowiązania spółki) oraz 4 akcjonariusz (nie odpowiada za zobowiązania spółki) . Komplementariuszem, jak i akcjonariuszem, może być zarówno osoba fizyczna, jak i osoba prawna (np. spółka z o. o.). Można np. utworzyć spółkę, w której komplementariuszem będzie spółka Alfa Sp. z o.o. zaś akcjonariuszem osoba fizyczna – Jan Kowalski. Wówczas, spółka taka przyjmuje firmę Alfa Sp. z o. o. spółka komandytowo-akcyjna. Odpowiedzialność za zobowiązania przyjmuje komplementariusz, czyli Alfa sp. z o. o. Innymi słowy, odpowiedzialność wspólników takiej spółki jest rozmyta i porównywalna do odpowiedzialności wspólników spółki z o. o.

1

Uchwała NSA, sygn. II FPS 1/11 Stan prawny nie uległ zmianie i treść uchwały oraz jej tezy pozostają aktualne również w 2012 r. Przepisy regulujące tę spółkę znajdują się w dziale IV KSH. 4 Art. 125 KSH 2 3

4


W zakresie podatków, należy pamiętać, że spółki osobowe nie podlegają opodatkowaniu podatkami 5 dochodowymi . Podatnikami natomiast są wspólnicy tych spółek (czyli dla SKA komplementariusz i akcjonariusz). Gdzie leży problem? W związku z taką konstrukcją prawną powstaje problem, w jaki sposób opodatkować akcjonariusza spółki SKA. Problem ten wiąże się z nieoczywistym statusem akcjonariusza. Ten bowiem w rzeczywistości jest wspólnikiem biernym, nie prowadzącym interesów spółki (a przynajmniej nie oficjalnie). Otrzymuje on dochody z dywidendy, przy czym może się zdarzyć, że przed wypłatą dywidendy dokona zbycia akcji i w konsekwencji dywidendy nie otrzyma. Naczelny Sąd Administracyjny musiał rozwiązać problem, czy na gruncie przepisów podatkowych przychody akcjonariusza (z dywidendy) są przychodami z kapitałów pieniężnych, z działalności gospodarczej czy też z innych źródeł? Każda z tych kategorii jest opodatkowana w różny sposób. Dla przykładu z tytułu działalności gospodarczej należy odprowadzać miesięczne lub kwartalne zaliczki na podatek dochodowy (niezależnie od tego czy dochód ten został pozostawiony faktycznie do dyspozycji wspólnika czy też pozostał w spółce), zaś z tytułu otrzymania przychodu z kapitałów pieniężnych podatek odprowadza się po rzeczywistym otrzymaniu dywidendy do dyspozycji. Oczywiście ta druga alternatywa jest korzystniejsza dla podatników, bowiem pozwala zatrzymywać zysk w SKA i obracać tym zyskiem bez podatku. Do tej właśnie opcji przychylił się również Naczelny Sąd Administracyjny. Zaniedbania Ministra Finansów Z uchwałą NSA trudno się nie zgodzić: znajduje ona silne uzasadnienie w przepisach prawa podatkowego i wydaje się zupełnie słusznym rozstrzygnięciem na gruncie tych przepisów. Polskie prawo podatkowe po raz kolejny okazało się wadliwe. Co więcej, takie opodatkowanie SKA ma charakter dyskryminacyjny, bowiem prowadzi do sytuacji, gdy ta sama działalność gospodarcza (np. działalność deweloperska) będzie opodatkowana inaczej w zależności od formy, w jakiej jest prowadzona. Czy Ministerstwo Finansów było świadome problemu? Oczywiście tak, bowiem Wojewódzki Sąd 6 Administracyjny w Krakowie już w wyroku z dnia 20 grudnia 2007 r. sygnalizował ten problem . Ministerstwo jednak nie powzięło żadnych działań, które mogłyby zmienić sposób opodatkowania akcjonariuszy SKA, a obecny sposób opodatkowania może istotnie zmniejszyć wpływy budżetowe z tytułu PIT i CIT. Nie sposób jednak teraz oszacować potencjalnego zmniejszenia tych wpływów. Skalę zjawiska będzie można ocenić za 2-3 lata, gdy Ministerstwo opublikuje stosowne dane. Bierność Ministra Finansów wobec powyżej opisanego problemu jest dość charakterystyczna i oddaje ogólną filozofię działania urzędników odpowiedzialnych za kreowanie prawa podatkowego: zamiast poprawiać prawo w krytycznych punktach wolą generować wpływy podatkowe poprzez zwiększanie obciążeń społeczeństwa i przedsiębiorstw. Zamiast upraszczać i porządkować prawo wolą w wątpliwych sytuacjach zdawać się na rozstrzygnięcia sądów. Wygląda jedna na to, że tym razem przygotowanie nowelizacji przepisów będzie konieczne. Tekst ukazał się 6 lutego na stronach cafr.pl

5

Opodatkowaniu PIT podlegają osoby fizyczne, zaś opodatkowaniu CIT reguluje opodatkowanie podatkiem dochodowym dochodów osób prawnych i spółek kapitałowych w organizacji oraz jednostek organizacyjnych niemających osobowości prawnej, z wyjątkiem spółek niemających osobowości prawnej. 6 Por. WSA w Krakowie, sygn. I SA/Kr 1181/07

5


2. Emerytalne pomysły PSL nie pomogą rodzinom Michał Czarnik, szef Zespołu ds. Rodziny Fundacji Republikańskiej

W ostatnich dniach w ramach dyskusji nad kształtem reformy emerytalnej politycy PSL forsują rozwiązanie, zgodnie z którym kobiety, które urodziły dzieci mogłyby przechodzić wcześniej na emeryturę. Czas w jakim do takiego wcześniejszego przejścia mogłoby dojść miałby być przy tym uzależniony od liczby urodzonych dzieci - okres aktywności zawodowej ulegałby skróceniu o 3 lata z każdym urodzonym dzieckiem. Projekt ten nie został odrzucony przez inne siły polityczne, uzyskał werbalne wsparcie małżonki Prezydenta Anny Komorowskiej i PSL-owskiego ministra pracy i polityki społecznej, który będzie miał wpływ na kształt ostatecznego rządowego projektu zmiany wieku emerytalnego. Projekt PSL jest przy tym przedstawiany jednocześnie jako rozwiązanie prorodzinne i jako wyraz docenienia roli kobiety wychowującej dzieci i forma wynagrodzenia za jej trud z tym związany. Trudno na obecnym etapie podjąć się pełnej oceny proponowanych zmian – brak bowiem szczegółów rozwiązań, a co za tym idzie odpowiedzi na szereg pytań, od których miałby zależeć ostateczny kształt wypracowanego modelu. W mojej ocenie jednak jedyną korzyścią z pojawienia się opisywanej propozycji w przestrzeni publicznej jest zwrócenie uwagi na problemy demograficzne jakie stoją przed Polską i pobudzenie dyskusji nad prowadzoną polityką prorodzinną. Sam zaproponowany w PSLowskim projekcie mechanizm należy ocenić krytycznie. Przede wszystkim trzeba wskazać, ze katastrofalna perspektywa demograficzna Polski (prognozowany spadek ilości ludności do 32 mln do 2050 r., i to bez uwzględnienia migracji zarobkowej) wymaga stosowania takich rozwiązań prawnych, które zwiększą w naszym kraju wskaźnik dzietności będący obecnie jednym z najniższych w Europie. Do tego wymagane są posunięcia państwa, które w realny sposób poprawią obecną sytuację bytową młodych rodzin i umożliwią odblokowanie ekonomicznych barier powodujące wstrzymywanie się z decyzją o urodzeniu kolejnych dzieci. Należy korzystać ze sprawdzonych rozwiązań stosowanych w niektórych krajach europejskich mogących się poszczycić utrzymywaniem wysokiego wskaźnika dzietności (Francja, kraje skandynawskie, Wielka Brytania) a nie eksperymentować. Tymczasem jeżeli rozpatrujemy projekt PSL w kategoriach polityki prorodzinnej jest on wielkim eksperymentem. Autorzy projektu nie mają żadnych doświadczeń ani badań które mogłyby wskazać, że zaproponowane rozwiązanie będzie miało istotny wpływ na zwiększenie się dzietności. Należy raczej w to wątpić. Powodem bowiem małej ilości urodzeń w Polsce nie jest brak chęci Polaków do tego by dzieci posiadać (badania socjologiczne pokazują, że deklarujemy, iż chcemy mieć dużo dzieci), ale przyczyny ekonomiczne – w tym brak wsparcia państwa w momencie kiedy małe dzieci są przez rodziców wychowywane i utrzymywane. Obiecywanie kobietom wcześniejszego przejścia na emeryturę nie poprawi budżetów domowych i nie usunie barier ekonomicznych z powodu których Polacy nie decydują się na kolejne dziecko. Będzie też zapewne traktowane jako obietnica, która może się okazać iluzoryczna, jak każda zachęta odsunięta znacznie w czasie, zwłaszcza że dotyczy uprawnień emerytalnych, których zakres zapewne będzie podlegać dynamicznym zmianom w przyszłości. Politycy PSL propagujący projekt z rozbrajającą szczerością wskazują również, że nie dysponują żadnymi symulacjami jakie będzie miał on konsekwencje ekonomiczne. Można wysnuć przypuszczenie, iż nie martwią się dlatego, ze koszty tego rozwiązania będą ponoszone przez przyszłe pokolenia – pracujące wtedy gdy dzisiejsze młode matki miałyby przechodzić na emeryturę. Taki sposób rozumowania jest przejawem oczywistej nieodpowiedzialności. Warto też zauważyć, że projekt PSL stawia w dużej części pod znakiem zapytania w ogóle sens reformy polegającej na podwyższeniu wieku emerytalnego kobiet – który w sporej części przypadków byłby podwyższony nieznacznie, a w niektórych (dla kobiet które urodziły 4 lub więcej dzieci) mógłby nawet spaść. Autorzy projektu nie dostrzegają również że przy obecnych warunkach funkcjonowania systemu, 6


emerytury kobiet przechodzących wcześniej na emerytury w związku z urodzeniem dużej ilości dzieci byłyby bardzo niskie. Warto także zauważyć, że efektywna polityka prorodzinna powinna koncentrować się na wspieraniu rodzin, które decydują się na więcej niż jedno dziecko (tak jest np. we Francji). Stosowanie zachęt powinno skłaniać do decyzji o drugim dziecku, a w szczególności o trzecim i kolejnych. Niezależnie od form stosowanych zachęt czy przywilejów udzielanie ich już przy pierwszym dziecku jest złym pomysłem po pierwsze dlatego, że rodziny, które pozostaną tylko przy jednym dziecku pogarszają, a nie poprawiają sytuację demograficzną państwa, a po drugie dlatego, że największe trudności ekonomiczne mają rodziny, które decydują się na trzecie, czwarte i kolejne dzieci i to ich obciążenia należy starać się zmniejszać. Wreszcie istniej duża obawa, ze projekt PSL w razie realizacji będzie pretekstem dla dużej grupy polityków niechętnych prowadzeniu polityki prorodzinnej do twierdzeń, ze przecież właśnie uchwalone zostało rozwiązanie w tym zakresie, więc na kolejne nie będzie można już znaleźć środków. Tym samym istnieje poważne ryzyko, że projekt PSL podzieli losy becikowego – rozwiązania o małym praktycznym znaczeniu dla rodzin, którego wprowadzenia na kilka lat zablokowało możliwość zastosowania bardziej istotnych i odczuwalnych mechanizmów poprawiających ich warunki ekonomiczne. Tekst ukazał się 10 lutego na stronach cafr.pl

7


3. Strategia dla strategii Michał Czarnik, szef Zespołu ds. Rodziny Fundacji Republikańskiej

Pod koniec minionego roku Zespół Doradców Strategicznych Premiera przedstawił do konsultacji społecznych dokument zatytułowany „Długoterminowa Strategia Rozwoju Kraju – Polska 2030. Trzecia fala nowoczesności”. Wyjątkowo obszerny, bo ponad 300-stronicowy, raport w założeniach ma się skupiać na przedstawieniu najważniejszych wyzwań, jakie w dłuższej perspektywie czasowej stoją przed naszym państwem, oraz sformułowaniu kluczowych zadań i projektów, jakie należy zrealizować, by zapewnić Polsce zrównoważony rozwój społeczny i gospodarczy. Niestety, wnikliwa analiza rządowego dokumentu pod kątem polityki demograficznej i prorodzinnej rozczarowuje powierzchownością, ideologizacją i niechęcią do korzystania z doświadczeń skuteczniejszych w tym obszarze państw europejskich. Autorzy Strategii wydają się zdawać sobie sprawę z nadchodzącego kryzysu demograficznego. Brakuje jednak pokazania w dokumencie rzeczywistych rozmiarów nadciągającej katastrofy. Strategia odnosi się wyłącznie do zmian, jakie nastąpią w ciągu najbliższych 20 lat. Tymczasem to właśnie kolejny taki okres będzie najbardziej drastyczny. Prognozuje się, że o ile w 2030 r. liczba ludności Polski spadnie do 36 mln osób, to w 2050 r. już do 32,5 mln osób. Proponując mechanizmy na rzecz poprawy sytuacji demograficznej, trzeba mieć na uwadze tę dłuższą perspektywę. Zdaje się, że złagodzona, krótkoterminowa diagnoza autorów raportu wynika z niedostatecznego docenienia wagi zagrożenia katastrofą demograficzną. Po pierwsze, w obszernym dokumencie brakuje szerszego odniesienia się do konkretnych danych liczbowych. Nie znajdziemy w nim analizy problemu w kontekście doświadczeń i projekcji demograficznych dotyczących innych państw europejskich. Wreszcie zagrożenie spadkiem liczby ludności i niekorzystnych zmian w jej strukturze wiekowej powinno zostać wskazane jako jeden z kluczowych dylematów rozwojowych Polski, a skuteczne zwalczanie wspomnianych problemów powinno się znaleźć w wyliczeniu krytycznych funkcji, jakie musi pełnić państwo polskie. Za daleko niewystarczające trzeba uznać uwzględnienie w katalogu 100 kluczowych projektów do realizacji wyłącznie jednego ogólnie brzmiącego postulatu: „Promocja dzietności poprzez zmniejszenie kosztów związanych z opieką oraz wychowaniem dzieci, szczególnie wynikających z łączenia kariery zawodowej z życiem rodzinnym”. W mojej ocenie, w katalogu tym powinno znaleźć się wiele bardziej szczegółowych i konkretnych projektów w zakresie polityki prorodzinnej. Co więcej, nie sposób zgodzić się z tezami raportu, jakoby negatywne trendy demograficzne wynikały wyłącznie „z przemian kulturowych i cywilizacyjnych wykraczających w dużej mierze poza możliwości oddziaływania na poziomie krajowym (np. przemiany modelu rodziny, zmiany w stylu życia, w którym coraz większe znaczenie odgrywa aktywne spędzanie czasu wolnego) czy też poprzez udział naszego kraju w Unii Europejskiej czy Radzie Europy”. Jeszcze większe zdziwienie budzi konkluzja autorów, iż główny ciężar Strategii winien zostać położony nie na przeciwdziałanie tym trendom, ale dostosowanie się do nich! Ocena taka może odpowiadać rozpowszechnionym stereotypom, ale przegrywa z faktami. Należy przeciwstawić jej wnioski wynikające z doświadczeń takich państw, jak Francja, Szwecja, Wielka Brytania czy Norwegia, które poprzez aktywną, przemyślaną i nastawioną na zwiększenie urodzin dzieci politykę prorodzinną potrafiły skutecznie w ostatnich latach utrzymywać wskaźnik dzietności w okolicach poziomu 2,0 (średnio dwoje dzieci na kobietę). A w Irlandii i Islandii udało się istotnie przekroczyć ten poziom. Trudno przecież uznać, że społeczeństwa tych krajów funkcjonują w innym otoczeniu kulturowym lub cywilizacyjnym i zrealizowane tam rozwiązania przeciwdziałające skutecznie niekorzystnym zjawiskom demograficznym nie mogą być inspiracją w polskich warunkach.

8


Aktywizacja polityki prorodzinnej Jednym z głównych celów Strategii powinno być więc zahamowanie negatywnych trendów demograficznych poprzez realizację efektywnej polityki prorodzinnej, a nie tylko dostosowanie się do nieuchronnych według autorów raportu procesów. W wymiarze konkretnym cel ten powinien sprowadzać się do założenia osiągnięcia wskaźnika dzietności na poziomie odpowiadającym zastępowalności pokoleń, a więc 2,2 w 2030 roku. Przedstawienie propozycji mechanizmów polityki prorodzinnej powinno zostać poprzedzone wnikliwą analizą wielkości przeznaczanych na nią środków publicznych i możliwości ich zwiększenia. Z publicznie dostępnych danych OECD wynika, że w roku 2007 Polska przeznaczyła na ten cel mniej niż 1,4 proc. PKB. Tymczasem wszystkie wspomniane kraje europejskie, których wskaźnik dzietności kształtował się w okolicach i powyżej poziomu 2,0, wydawały na politykę prorodzinną ponad 2,6 proc. PKB, a największe z nich, takie jak Wielka Brytania czy Francja, więcej niż 3,5 proc. PKB. Prowadzi to do wniosku, że dla zahamowania negatywnych trendów demograficznych Strategia powinna zakładać istotne, przynajmniej dwukrotne zwiększenie środków publicznych przeznaczanych w Polsce na politykę prorodzinną. W Strategii brakuje również analizy konkretnych, obecnie stosowanych mechanizmów polityki prorodzinnej pod kątem przeznaczanych środków, efektywności i wpływu lub jego braku na decyzję co do posiadania dzieci. Autorzy nie wskazują również, które z nich i w jakim zakresie powinny zostać zlikwidowane lub zmodyfikowane. W postulowanych zmianach modelu polityki prorodzinnej brakuje natomiast rozważenia propozycji rozwiązań znanych z krajów zachodnioeuropejskich. Wartych analizy mechanizmów wspierania rodzicielstwa jest bardzo wiele: płatne urlopy wychowawcze, powszechne zasiłki rodzinne istotnie pokrywające koszty utrzymania dzieci, wprowadzenie rodziny jako podmiotu opodatkowania w podatku dochodowym, możliwość płacenia przez osoby wychowujące dzieci niższych składek na ubezpieczenia społeczne, obniżenie stawek podatku od towarów i usług na niektóre towary i usługi związane z wychowywaniem i utrzymywaniem dzieci czy prowadzenie polityki mieszkaniowej preferującej rodziny z małymi dziećmi. Polityka prorodzinna to nie pomoc socjalna Doświadczenia krajów zachodnioeuropejskich pokazują, że polityka prorodzinna odnosi sukcesy tam, gdzie nie ma charakteru pomocy socjalnej, lecz jest ukierunkowana na wsparcie dla wszystkich rodzin bez względu na osiągane przez nie dochody. Jej podstawowym zadaniem nie jest bowiem likwidacja nierówności społecznych czy obszarów ubóstwa, ale zniesienie barier ekonomicznych, które zniechęcają do posiadania kolejnych dzieci lub odwlekają decyzje w tym zakresie w czasie. Bariery te dotykają nie tylko osób najbiedniejszych, ale również niekorzystających z pomocy społecznej czy nawet średnio zarabiających, które wobec braku wsparcia ze strony państwa w zakresie ekonomicznych kosztów utrzymania dzieci nie decydują się na potomstwo z obawy przed pogorszeniem sytuacji budżetów domowych. Pomoc społeczna dla najbiedniejszych jest odmiennym od polityki prorodzinnej zadaniem państwa i oba te obszary powinny być traktowane odrębnie. Rola państwa w życiu społecznym powinna podlegać daleko posuniętemu samoograniczaniu. Dlatego aktywizacja polityki prorodzinnej, konieczna w obliczu zagrażającej katastrofy demograficznej, powinna być traktowana jako usprawiedliwione nadzwyczajnymi okolicznościami rozwiązanie wyjątkowe. W konsekwencji stosowane rozwiązania powinny być konstruowane tak, by nie były uciążliwe dla rodzin, nie stwarzały nadmiernych obowiązków biurokratycznych, nie poddawały życia rodzinnego nadmiernej kontroli ze strony urzędów i służb państwowych, pozostawiały rodzinom szeroką sferę autonomii co do decyzji odnośnie do modelu życia rodzinnego czy zawodowego. Mechanizmy polityki prorodzinnej powinny pozostawać neutralne i nie forsować jednej z możliwych decyzji np. w zakresie wyboru modelu opieki nad małym dzieckiem przez rodziców, momentu, w którym rodzice decydują się oddać dziecko do placówek opieki zastępczej czy powrotu rodzica dotychczas opiekującego się dzieckiem na rynek pracy. W tym kontekście niepokoją znajdujące się w Strategii sugestie, z których wynika, że zaproponowane tam rozwiązania nie mają na celu eliminacji negatywnych zjawisk demograficznych, ale realizację celów społecznych wynikających z założeń ideologicznych. Za takie należy uznać choćby preferowanie określonego modelu rodziny 9


zakładającego stałe zaangażowanie obu rodziców na rynku pracy czy wprowadzanie preferencji zastępczych form opieki nad najmłodszymi dziećmi w stosunku do samodzielnego wychowywania ich przez rodziców. W końcu poszukując strategii mogących uchronić polskie państwo i społeczeństwo przed katastrofą demograficzną, trzeba stwierdzić, że środki polityki prorodzinnej powinny być nakierowane nie na rodziny z jednym dzieckiem, ale przede wszystkim rodziny wielodzietne, a w dalszej kolejności te z dwojgiem dzieci. Bariery ekonomiczne nie mają zwykle znaczenia przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu pierwszego dziecka, natomiast w części rodzin z większą liczbą dzieci powodują odkładanie czy wręcz rezygnację z decyzji o dalszym potomstwie. Warto w tym kontekście przywołać doświadczenia francuskie, gdzie transfery pieniężne w przeważającym stopniu są przeznaczane na rzecz rodzin z co najmniej dwojgiem dzieci. Zdziwienie budzi niepodparty żadnymi argumentami czy badaniami krańcowo odmienny wniosek zawarty w Strategii, według którego „obecny stan wynika w dużej mierze z negatywnych doświadczeń związanych z pierwszą ciążą i okresem opieki nad dzieckiem” i dlatego „kluczowe znaczenie mają działania zmniejszające negatywne konsekwencje posiadania pierwszego dziecka”. Podkreślenia wymaga przy tym, że rodziny wielodzietne nie powinny być z definicji traktowane jako zagrożony wykluczeniem społecznym klient opieki socjalnej, ale podmiot polityki prorodzinnej usuwającej bariery ekonomiczne związane z większymi kosztami utrzymania dzieci. System opieki nad dziećmi Kluczowym problemem sposobu realizowania polityki prorodzinnej jest wybór, czy państwo powinno ją wyłącznie finansować (lub też umożliwiać finansowanie przez rodziców poprzez zmniejszanie ich obciążeń fiskalnych czy parafiskalnych), czy też bezpośrednio uczestniczyć w jej kreowaniu. Rozstrzygnięcie takiej alternatywy dotyczy przede wszystkim systemu opieki zastępczej nad dziećmi przed rozpoczęciem przez nich edukacji. W naszej ocenie, system opieki nad dziećmi powinien opierać się na niepublicznych żłobkach czy przedszkolach. Doświadczenie pokazuje, że państwo nie wywiązuje się w sposób efektywny finansowo z utrzymywania systemu opieki, dlatego zadaniem władz publicznych powinno być wyłącznie stworzenie systemu umożliwiającego powstawanie i utrzymywanie się prywatnych instytucji tego rodzaju finansowanych ze środków publicznych lub pochodzących bezpośrednio od rodziców, którzy korzystają w związku z tym z preferencji podatkowych. Zaprezentowane w Strategii szczegółowe rozwiązania prorodzinne trzeba uznać za dalece niewystarczające. Oczywiście należy zgodzić się z niektórymi postulatami (upowszechnienie elastycznych form pracy, zwiększenie dostępności placówek opieki i różnorodności ich form), ale nie można oczekiwać, by w przedstawionym w dokumencie kształcie wpływały one istotnie na zwiększenie wskaźnika dzietności. Co więcej, część proponowanych rozwiązań w oczywisty sposób nie może mieć realnego wpływu na sytuację demograficzną ze względu na marginalne praktyczne znaczenie przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu dziecka lub objęcie nimi bardzo małej grupy osób (wprowadzenie obligatoryjności urlopów ojcowskich czy dofinansowania in vitro). Postulaty te wydają się formułowane przede wszystkim ze względów ideologicznych, a nie z chęci sprostania wyzwaniu społecznemu, gospodarczemu i kulturowemu, jakim jest starzejące się społeczeństwo i dramatycznie niski wskaźnik dzietności w Polsce. Tekst ukazał się 27 lutego 2012 r. w Naszym Dzienniku.

10


4. Podatek od kopalin to bubel prawny Paweł Gruza, Szef Zespołu ds. Finansów Publicznych

Projektowany podatek od wybranych kopalin stanowi doskonały przykład skoku na kasę wytypowanej wcześniej przez ustawodawcę ofiary. Szkoda, bo prawidłowo i efektywnie skonstruowana renta surowcowa jest w cywilizowanym kraju konieczna. Przypominam, że zgodnie z prawem kopaliny (rudy metali, gaz, ropa naftowa, węgiel itd.) są własnością skarbu państwa, a renta surowcowa powinna stanowić należne nam wszystkim wynagrodzenie za pozbycie się praw do tych bogactw naturalnych. Konstrukcja i wysokość renty powinny w założeniach dawać państwu dochód w wartości tych surowców „w ziemi”, nie upośledzając procesów inwestycyjnych, wydobywczych, przetwórczych i handlowych przedsiębiorstw sektora wydobywczego. Nie-podatek Ustawa, w kształcie zaproponowanym przez rząd, niestety obarczona jest błędem konstrukcyjnym. Ministerstwo Finansów pisze w uzasadnieniu wprost, że „renta surowcowa stanowi ekonomiczny ekwiwalent dochodów uzyskiwanych w związku z korzystaniem z dóbr naturalnych”. Ponadto ministerstwo przytacza szereg innych opłat o charakterze koncesyjnym, które z różnych regulacyjnych powodów nie mogą zaspokoić interesu Skarbu Państwa względem dochodowego bogactwa naturalnego. Dlatego, drogą eliminacji innych form opłat, rentę surowcową rząd chce pobrać w formie podatku. Przypomnijmy jednak, że system podatkowy jest stworzony do zbierania danin publicznych, które nie są płacone „za coś”. Podatki są w tym sensie „nieodpłatne”, że podatnik nie może spodziewać się żadnych konkretnych świadczeń zwrotnych ze strony państwa. Reguła ta nie jest to pozbawiona głębszego sensu. Państwo nie może używać swego aparatu skarbowego, ze wszystkimi jego szerokimi uprawnieniami, do windykacji długów niepodatkowych. Dla przykładu Urząd Skarbowy nie może być angażowany do ściągnięcia zaległego czynszu za najem lokalu pod księgarnię w budynku Ministerstwa Finansów przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie. Nie po to został powołany. I analogicznie aparat skarbowy nie może być wykorzystywany do uzyskiwania ekwiwalentu za korzystanie z bogactw naturalnych. Nie taka jest jego rola. Tymczasem konstrukcja opisywanej ustawy prowadzi do absurdu. Ustawa ma ewidentnie na celu wprowadzenie typowego „severance tax”, czyli daniny na rzecz skarbu państwa, który jest ustawowym właścicielem bogactw naturalnych. Wraz z momentem zapłaty daniny przecina się ten pierwotny stosunek własności i wówczas już legalnie wydobywca, czy przetwórca może dalej operować kopaliną jak rzeczą własną. Obowiązująca nas ordynacja podatkowa wyklucza takie podejście. Artykuł 6 mówi, że „podatkiem jest publicznoprawne, nieodpłatne, przymusowe oraz bezzwrotne świadczenie pieniężne na rzecz Skarbu Państwa, województwa, powiatu lub gminy, wynikające z ustawy podatkowej”. A więc nasz podatek od kopalin nie może być rentą surowcową, bo wtedy nie byłby już podatkiem w rozumieniu ordynacji podatkowej! Błędne koło się zamyka. Oznacza to więc, że uzasadnienie ustawy kładące nacisk na obowiązek pobierania opłat przez państwo w zamian za korzystanie z jego bogactw naturalnych, stanowić może równie dobrze gotowy tekst skargi do Trybunały Konstytucyjnego. Ministrowi Finansów pragnę przypomnieć, że Trybunał w przeszłości już wykazał się pewną wrażliwością na ten problem, gdy orzekł, że nie można mieszać tych kategorii, a konkretnie składkom na ubezpieczenie społeczne przypisywać funkcji podatkowej. 11


Oznacza to, że tak ważny dla stabilności finansów publicznych podatek może okazać się niekonstytucyjny. Aby zachować pozór legalności ustawa o podatku od kopalin musiałaby być czytana wbrew oczywistej intencji ustawodawcy, a więc w następujący sposób: 1. Polska nie pobiera i nie chce pobierać renty surowcowej, 2. Miedź i srebro w postaci kopaliny są dla wszystkich do wydobycia i przejęcia za darmo, 3. Fiskus dokonuje jedynie penalizacji jednej wybranej czynności technicznej, tj. wydobycia kopaliny, 4. Penalizacja ta, tak jak i inne publiczne kary finansowe, nie może być uznana za koszty podatkowe powstałe w wyniku działalności przedsiębiorstwa. Ostatni wymieniony element jest naturalną konsekwencją przyjęcia tezy, że wydobycie kopaliny jest z perspektywy interesu naszego państwa działaniem niepożądanym i podatnik nie może na nim korzystać finansowo (poprzez uznanie kosztu w podatku dochodowym). Inne przykłady takiej logiki to np. akcyza od zawinionych ubytków alkoholu, sankcyjna dodatkowa opłata produktowa, lub zwykły mandat, który także nie może obniżać podstawy podatku dochodowego. Reasumując wyżej wymienione argumenty – państwowe bogactwa leżą w ziemi do wzięcia przez kogokolwiek za darmo, ale schylający się po nie musi się liczyć z natychmiastową karą. Fikcyjna podstawa opodatkowania W normalnych konstrukcjach ściągania renty surowcowej promuje się rozwój wydobycia przenosząc ciężar opodatkowania na inne elementy cyklu produkcyjnego (np. dodatkowe i wyższe opodatkowanie dochodu faktycznie zrealizowanego zysku – tzw. „rate-of-return tax”). Priorytetowym obowiązkiem ustawodawcy piszącego nowe regulacje podatkowe jest takie skonstruowanie podatku, aby w jak najmniejszym stopniu ingerował on w naturalne procesy decyzyjne przedsiębiorstwa (czyli podatnika). W rządowym projekcie ustawy na celowniku nowego podatku znalazło się jednak właśnie wydobycie, co wynaturzy działanie KGHM. Należy zwrócić uwagę, że nowym podatkiem objęty będzie nie zrealizowany przychód lub dochód, lecz jedynie uznaniowo wyliczana wartość miedzi na moment przetworzenia rudy w koncentrat miedzi. Oznacza to, że KGHM będzie musiał zmienić obecne korzystne formuły cenowe, zmienić tempo cyklu produkcyjnego (wydobycie-wzbogacenie-spekulacjasprzedaż) odkładając maksymalnie czynność przetworzenia, lub ponosić koszt dodatkowych instrumentów finansowych zabezpieczających ceny miedzi w stosunku do opłaconego podatku. Ponadto istotny wymiar finansowy podatku oraz tempo jego wprowadzenia (2 tygodnie od ogłoszenia ustawy – w państwie prawa vacatio legis zmian w podatkach nie może być przecież liczone od expose premiera) istotnie zachwieje cyklem inwestycyjnym KGHM. Skala i koszty Obecnie stawka podatku wyniosłaby 17,2% wartości rynkowej miedzi (maksymalna wartość jaką może osiągnąć podatek to aż 35%). Jeśli do tego dodamy 19% podatku dochodowego od dochodu spółki (bez uwzględniania kosztu podatku od kopalin) i 32% udziału w dywidendzie to mamy do czynienia z faktyczną nacjonalizacją finansową KGHM. Jeśli vacatio legis (14 dni) to połowa okresu rozliczeniowego projektowanego podatku od kopalin (miesiąc), to znaczy, że wartość podatku rząd mógłby swobodnie zmieniać przed każdą deklaracją.

12


Po expose premiera KGHM mógł założyć, że będzie ponosił dodatkowy podatek. Miał prawo mieć jednak uzasadnione oczekiwanie, że podatek ten będzie dla niego stanowił koszt uzyskania przychodów, co wynikałoby wprost z zasad ogólnych podatku dochodowego. Powszechnie obowiązującą jest reguła mówiąca o tym, iż jeśli danina publiczna jest naturalną konsekwencją legalnych działań gospodarczych, to stanowi ona koszt dla celów podatku dochodowego. Jeśli natomiast podatnik zobowiązany jest do płacenia daniny z zysku po opodatkowaniu, podstawą jej winna być kara lub sankcja. W opisywanym przypadku nie mamy jednakże do czynienia z taką sytuacją. Podatek od kopalin nie jest karą, przynajmniej nie według uzasadnienia ustawy według której jest to „ekwiwalent”, więc prawo do zaliczenia go na poczet kosztów powinno naturalnie przysługiwać. Oznacza to, że istnieje bardzo poważna wątpliwość, czy takie ograniczenie prawa podatnika w zakresie podatku dochodowego można wprowadzić w środku roku! Tłumaczenia z uzasadnienia ustawy, że wyłączenie możliwości odliczenia od kosztów uzyskania przychodów jest robione dla dobra samorządów, które mogłyby stracić na mniejszym udziale w podatkach dochodowych, jest niepoważne. Prawdopodobnie urzędnicy poniechali trudu skonstruowania przepisów o odpowiednim stosowaniu repartycji podatku dochodowego między budżet, a sektor samorządowy do celów podatku od kopalin. Zamiast nadgodzin urzędników mamy efektywnie podwójne opodatkowanie tego samego dochodu. Zaznaczam, że dla czystości systemu podatkowego powinniśmy tego typu anomalii unikać. Typowe Ad hoc Opodatkowanie miedzi i srebra to typowe działanie ad hoc. Dotyczy ono tych kopalin ponieważ stanowią one dla ustawodawcy naprawdę „low-hanging fruit” (łatwy zysk). Nie widać za tym pomysłem żadnego myślenia systemowego. W Polsce istnieje znacznie więcej bogactw naturalnych: od gazu i gazu łupkowego, przez ropę, sól, kruszywa, minerały, aż po węgiel. Rząd nie ma w tym zakresie żadnej spójnej polityki rozwoju wydobycia i efektywnego opodatkowywania operatorów na tych rynkach. Wszystko wskazuje na to, że padło na miedź i na KGHM wyłącznie dlatego, że spółka dobrze sobie radzi i nie będzie miała jak uciec. Skala i tempo opodatkowania miedzi unaocznia realny wymiar potężnej władzy jaką dysponuje rząd. Długość projektu ustawy i dołączonego do projektu uzasadnienia nadają mu pozory legalizmu. W istocie ustawę można streścić w jednym zdaniu: „Ta firma (KGHM) ma co miesiąc zapłacić tyle, ile rząd obwieści.” Niestety, władza ta nie jest wykorzystywana w innych, pożytecznych celach. W ostatnich czterech latach w globalnym rankingu jurysdykcji podatkowych „Paying Taxes” przygotowywanym przez PWC i Bank Światowy (raporty 2008–2012) z Polską jest coraz gorzej. Wbrew lansowanej opinii, przez ten okres spadliśmy o kilka pozycji i jesteśmy obecnie na 127 miejscu na 183 oceniane państwa. Zajmujemy lokatę bezpośrednio za Zimbabwe. Sejm powinien stać na straży jakości naszego systemu podatkowego. Niestety, w trakcie prac legislacyjnych, wiele słusznych zastrzeżeń do niejasnych sformułowań ustawy zostało przez przewodniczącego sejmowej Komisji Finansów Publicznych podsumowane – „ale, to są sprawy redakcyjne”, a w domyśle – to nie nasza sprawa. Tekst ukazał się 2 marca na stronach cafr.pl .

13


5. Korweta Gawron a strategia obronna RP Tomasz Szatkowski, ekspert CAFR

Decyzja o skasowaniu programu korwety wielozadaniowej typu 621 symbolicznie przypieczętowuje wyrzucenie w błoto kilkuset milionów złotych. Nie może więc wywoływać wesołych refleksji. Praktycznym efektem tej decyzji, w połączeniu z konsekwencjami anulowania modernizacji dwóch examerykańskich starych fregat typu Olivier Hazard Perry, jest to, że za kilka lat polska Marynarka Wojenna nie będzie w ogóle dysponowała większymi okrętami wielozadaniowymi.Trudno jest jednak jednoznacznie obydwie decyzje skrytykować i zarzucić im brak słuszności. Już samo przejęcie zaprojektowanych do ochrony lotniskowców, ex-amerykańskich fregat, było krytykowane przez wielu trzeźwych komentatorów. Zarzucano tej decyzji megalomanię, oderwanie od rzeczywistych potrzeb Marynarki Wojennej, a także nieuwzględnienie roli polskiego przemysłu okrętowego. Nie dziwi więc, że nie znalazło się wielu obrońców planów modernizacji i przedłużenia służby tych okrętów. Nawet jeśli bezpośrednim przyczynkiem do napisania tego komentarza jest bardziej kontrowersyjna i aktualna decyzja dotycząca korwety, to wiele aspektów poniższej analizy dotyczy także problemu fregat. Chcę wykazać, że z punktu widzenia potrzeb obronnych, jak i priorytetów zbrojeniowych w relacji kosztu do efektu, błędem była także decyzja o ustanowieniu programu. Jeszcze gorzej należy oceniać jego cały, postawiony na głowie, etap realizacyjny. Cały „case” Gawrona świadczy także o płytkości i jałowości procesu formułowania polskiej strategii obronnej oraz zachwianych, nieprzemyślanych relacji z zapleczem przemysłowym. Wymiar morski działań wojennych Zacznijmy od podstaw: wymiar morski ma oczywiście duże znaczenie dla działań wojennych. Nie jest to jednak czynnik kluczowy, ale czynnik umożliwiający („enabling factor” – wg prof. Colina S. Gray) zwycięstwo w kluczowym środowisku strategicznym, czyli na lądzie („land matters most”). Tę tezę potwierdza dobitnie fakt, że Napoleon Bonaparte czy Adolf Hitler, mogli dominować na kontynencie europejskim pomimo swej słabości na morzu. Aby pokonać Bonapartego czy Hitlera, trzeba było ostatecznie zwyciężyć na lądzie. Przewaga aliantów na morzach była jedynie tym „umożliwiającym” czynnikiem. Podobnie w okresie Zimnej Wojny znaczenie sił morskich w wojnie NATO z Układem Warszawskim miało być jedynie drugorzędne. Warto zauważyć, że źródłem roli aspektu morskiego w strategii są trzy czynniki. Pierwszym z nich jest insularny charakter większości obszaru lądowego wobec oblewających go mórz i oceanów. Drugim jest fakt, że zdecydowana większość obszarów ludzkiej aktywności położona jest w promieniu 200 km od wybrzeża morskiego bądź żeglownych rzek. Trzecim czynnikiem jest znaczenie dróg morskich jako autostrad światowego handlu oraz konieczność ich ochrony. Ten aspekt był i jest istotny wobec potęg opierających swe znacznie na kontroli handlu (w przeszłości Fenicjanie, Królestwo Niderlandów, także obecnie Zjednoczone Królestwo). Już w zeszłym stuleciu Halford John Mackinder wskazywał, iż rola potęg morskich będzie jednak malała wraz z rozwojem alternatywnych lądowych i powietrznych środków transportu. Powrót części państw zachodnioeuropejskich do „strategii błękitnych mórz”, czyli działań oceanicznych, wynikał z przywrócenia pewnej równowagi po zakończeniu wybitnie lądowopowietrznego zagrożenia czasów Zimnej Wojny. Nie ma on jednak charakteru ogólnego trendu dla działań wojennych. Znaczenie tych trzech czynników jest ograniczone w naszym otoczeniu geograficznym. Morze Bałtyckie jest wręcz wyjątkiem od tych trzech zasad. Wobec rozwoju technicznego środków ogniowych i rozpoznawczych jest ono w zasadzie jeziorem wewnętrznym. Wpływa to na zmniejszenie znaczenia marynarki wojennej na tym akwenie w związku ze zwiększoną możliwością oddziaływania z lądu na morze. W przypadku Polski istnieją dość zróżnicowane lądowe i powietrzne alternatywy wobec morskich szlaków zaopatrzenia. Jednocześnie charakter geograficzny wejścia do Bałtyku (cieśniny duńskie) powoduje, iż nawet w przypadku posiadania dużych środków nie jest możliwe ich całkowite kontrolowanie z morza. Podnoszona przez marynistów kwestia zabezpieczenia dostaw gazu skroplonego jest moim zdaniem mrzonką. Tego typu zadanie będzie praktycznie niemożliwe do 14


wykonania własnymi siłami w przypadku otwartej wojny. Bezpieczeństwo energetyczne w przypadku wojny będzie raczej kwestią zmagazynowanych rezerw. Do zabezpieczenia dostaw przed działaniami terrorystycznymi nie są zaś potrzebne wielozadaniowe, wyposażone w zaawansowane uzbrojenie i niewidoczne dla radarów okręty. Morze nie wybacza słabości Innym zagadnieniem, które należy wziąć pod uwagę z punktu widzenia strategii dla MW RP, jest operacyjny charakter wojny morskiej i jego dwie zasadnicze różnice w stosunku do działań na lądzie. Po pierwsze – w odróżnieniu od środowiska lądowego, gdzie według słynnej zasady sformułowanej przez Carla von Clausewitza obrona jest efektywniejszą metodą prowadzenia działań – wg czołowego teoretyka wojny morskiej Alfreda T. Mahana środowisko morskie sprzyja stronie ofensywnej kosztem broniącego się. Po drugie – w przeciwieństwie do lądu – morze nie wybacza słabości. Za wyjątkiem głębin podwodnych nie oferuje ono żadnego schronienia słabszemu przeciwnikowi, który na lądzie mógłby zniwelować swoją słabość wykorzystując ukształtowanie i złożoność terenu. Dlatego m.in. wg wspomnianego już prof. Colina S. Gray’a i wykładowcy z King’s College London prof. Sir Lawrence’a Freedmana na morzu znacznie większe znaczenie ma czysta i matematyczna przewaga, zarówno w wielości siły jak i w parametrach technicznych. Tę lekcję Polska przerabiała w 1939 r. Pomimo znacznych nakładów na naszą dzielną, stosunkowo nowoczesną, lecz małą Marynarkę Wojenną, nie miała ona praktycznie większego znaczenia w działaniach Wojny Obronnej. Dzięki przytomnej decyzji wiceadmirała Józefa Unruga większość jej sił nawodnych uratowała się odchodząc w przededniu wojny do Wielkiej Brytanii. W przeciwnym razie zostałaby dość szybko zniszczona w boju ze znacznie większą Kriegsmarine. Polskie wybrzeże (zwłaszcza Hel) mogło się jednak długo bronić dzięki dogodnym warunkom do obrony lądowej (wąski półwysep), a zwłaszcza dzięki wzbudzającym złość i lęk niemieckich marynarzy zamaskowanym czterem ciężkim działom słynnej baterii cyplowej. Warto dodać, że równowartość nakładów na trzon naszej marynarki równał się wydatkom na nowoczesne, niezwykle potrzebne armaty przeciwpancerne i przeciwlotnicze budowane na licencji Boforsa. Podwojenie wydatków na ten sprzęt miałoby dużo większe znaczenie dla przebiegu kampanii wrześniowej niż symboliczna obecność naszej bandery na Zachodzie. Na morzu czy nad morzem? Kluczem dla określenia sensowności nabycia dużych okrętów wielozadaniowych w relacji nakład-efekt jest więc określenie celów dla polskiej Marynarki Wojennej. Jeśli uznamy, że jej priorytetowym zadaniem powinna być ochrona naszego wybrzeża i tras przybrzeżnych, wówczas okaże się, że poza okrętami podwodnymi duże, wielozadaniowe okręty mogą być mało potrzebne. To zadanie bardziej efektywnie w stosunku do kosztu może na siebie wziąć znacznie bardziej wszechstronne wielozadaniowe lotnictwo i nadbrzeżne wyrzutnie rakietowe. W tym miejscu wypada cieszyć się ze zrealizowania wieloletnich planów utworzenia Nadmorskiego Dywizjonu Rakietowego uzbrojonego w supernowoczesne norweskie pociski rakietowe oraz świetny sprzęt rozpoznania i dowodzenia z Bumar Elektronika. W ramach tego rodzaju strategii priorytetem sprzętowym dla Marynarki Wojennej powinien być za to zakup kilku nowoczesnych okrętów podwodnych (mających możliwości współdziałania z siłami specjalnymi, a także wystrzeliwania taktycznych pocisków rakietowych). Tego typu zakupy są w dalszych planach MON (ok. 2018 r.). Powinny być jednak przyspieszone, dzięki zaoszczędzeniu wydatków na program korwet. Ameryka się odwraca Chęć inwestowania dużych środków w siły nawodne jest wynikiem dorozumianego założenia, że większe, klasyczne zagrożenie militarne nam nie grozi. Byłoby to stwierdzenie dość optymistyczne, biorąc pod uwagę rosnące zdolności i gotowość bojową Rosji, a także postrzeganie tego stanu rzeczy przez inne kraje w podobnej sytuacji geostrategicznej (np. Finlandia). Argumentem, który wzmacnia tę optykę jest ostatni, wiążący się z reorientacją w stronę Pacyfiku, zwrot w polityce obronnej Stanów Zjednoczonych. Oznacza on oczywiście zmniejszenie permanentnej 15


obecności amerykańskiej w Europie. Wycofaniu części jednostek towarzyszą gesty mające zapewnić, w szczególności państwa wschodniej flanki NATO, o trwałości sojuszniczych gwarancji. Takim gestem jest na przykład decyzja o przedłużeniu na stałe misji ochrony przestrzeni powietrznej państw bałtyckich czy rotacyjnej obecności w Krzesinach eskadry F-16 wraz ze stałym elementem obsługi technicznej. Wycofanie dwóch brygadowych grup bojowych niesie jednak ze sobą podważenie realności dotychczasowych amerykańskich deklaracji dotyczących wkładu w obronę terytoriów państw członkowskich NATO. Nawet jeśli Amerykanie nie zamierzają całkowicie opuścić swoich sojuszników w przypadku wrogiej agresji, nie będą w stanie wziąć na siebie głównego ciężaru takiej operacji, zwłaszcza na lądzie. Dla Polski jest to jeszcze jeden sygnał, aby zrezygnować z mrzonek o rozwoju sił ekspedycyjnych i postawić na odtworzenie własnych zdolności do obrony terytorium kraju. Taka decyzja powinna być uszanowana przez innych członków NATO, zwłaszcza przez Stany Zjednoczone, jako budująca bezpieczeństwo jego wschodniej flanki w obliczu absencji części amerykańskich jednostek. Nie można mieć wszystkiego W tym miejscu chciałbym dać odpór komentatorom, którzy wskazują, iż decyzja o skasowaniu projektu Gawron spowoduje niemożność wypełnienia postawionych dla Marynarki Wojennej celów, wynikających zarówno z oficjalnych celów MON (Strategia Obronności RP z 2009 r.), jak i z naszych zobowiązań wobec NATO. Pierwszy argument – wobec typowego dla naszych dokumentów strategicznych pustosłowia, fasadowości i nieprzystawalności do realiów – uważam za zupełnie nietrafiony. Argument drugi jest za to nie tylko niesłuszny z punktu widzenia hierarchii interesów, ale i nieaktualny. Co do zasady, w ramach NATO powinniśmy kierując się własnym interesem bardzo rozważnie dokonywać deklaracji dotyczącej charakteru naszej kontrybucji. Takiej optyce sprzyja zresztą fakt, że Sojusz, w obliczu kryzysu finansowego, zmierza w stronę specjalizacji i synergizacji zdolności. Czasy gdy „wszyscy” mieli robić „wszystko” dawno minęły. Symbolizujące ten trend hasło „Smart Defence” jest priorytetem Sekretarza Generalnego NATO Andersa Fogh Rasmussena. Wziąwszy pod uwagę fakt, że nie stać nas na dwa rodzaje sił zbrojnych, do wsparcia sojuszników powinniśmy deklarować przede wszystkim takie zdolności, dzięki którym będziemy mogli zarówno skutecznie i szybko przyjść z pomocą sojusznikom, ale mające także możliwie największą przydatność w działaniach obronnych. Myślę tu zwłaszcza o siłach powietrznych i siłach specjalnych. Podsumowując zagadnienia strategiczne, uważam, że duże nawodne wielozadaniowe okręty nie są priorytetowym wydatkiem z punktu widzenia potrzeb obrony Polski. Również członkostwo w NATO nie powinno na nas wymuszać konieczności budowy tego typu okrętu. Osobnym argumentem wskazującym na bezsen przeciwnej wobec podjętej przez Ministra Obrony Narodowej Tomasza Siemoniaka decyzji jest skala planowanego zakupu. Posiadanie mniej niż trzech jednostek danego typu nie zapewnia ani ciągłości działań operacyjnych ani nigdy nie zapewni pożądanego kosztu jednostkowego. Kadłub Gawrona być może da się zaadaptować do roli okrętu patrolowego. Wg przytomnego pomysłu kmdra Maksymiliana Dury klasa tego typu okrętów może pełnić rolę taniego ersatzu naszej obecności w misjach kryzysowych na wodach oceanicznych. Do budowy nie tylko korwet czy fregat, ale i może nawet okrętów projekcji siły, będę zachęcał jak tylko będziemy się mogli poczuć zupełnie bezpiecznie nad Wisłą. Co ze Stocznią, co z MON? Należy uznać smutną konstatację, że zamknięcie programu Gawrona przypieczętowuje przyszłość Stoczni Marynarki Wojennej. Gdyby w przyszłości miały się z tego powodu nigdy nie odrodzić krajowe zdolności do produkcji i serwisu okrętów, byłaby to niepowetowana strata. Militarny przemysł stoczniowy jest obszarem, w którym – w obliczu restrykcji wspólnego rynku UE – stosunkowo łatwo można stymulować reindustrializację także i cywilnego otoczenia. Mechanizmem, wykorzystywanym przez państwa zachodnioeuropejskie jest wykorzystanie wyłączenia zasady wspólnego rynku dla produktów mających znaczenie dla bezpieczeństwa narodowego (art. 346 TEU). Szanse na to nie kończą się jednak wraz z zamknięciem projektu 621 ani upadkiem SMW. Już dziś przeniesienie przynajmniej znaczącej części produkcji do Polski w przypadku wybrania okrętów podwodnych Scorpene deklaruje francuska DCNS. Koniecznością jest jednak posiadanie spójnej wizji zarówno 16


pożądanych zdolności morskich, jak i odpowiadającego im zaplecza przemysłowego. Budując właściwą relację tych potrzeb warto pamiętać, że wg analityków McKinsey z punktu widzenia samego budżetu obronnego znacznie tańszy od budowania własnych programów jest zakup importowanego uzbrojenia. Z drugiej jednak strony fundusze wydane na własne, uzasadnione skalą, programy zbrojeniowe zwracają się gospodarce trzykrotnie. Megalomania nie może kierować jednym z najważniejszych zadań państwa, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa jego żywotny interesom. Minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak podjął od momentu objęcia tej funkcji w sierpniu zeszłego roku parę spektakularnych decyzji. Część z nich, jak te dotyczące MW, oceniam jako racjonalne. Inne, jak np. rozwiązanie 36 SPLT, oceniam jako działanie nieuzasadnione. Doceniam fakt, że w przeciwieństwie do swego poprzednika sprawia wrażenie człowieka potrafiącego podejmować decyzje odważne. Nawet jeśli bronię części ostatnich decyzji, to wciąż jednak minister Tomasz Siemoniak nie przekonał mnie, że wynikają one z długofalowej, realistycznej i przystającej do realnych wyzwań wizji rozwoju zarówno MW jak i całych Sił Zbrojnych. Takiej wizji oraz racjonalnego uwzględnienia w niej naszego przemysłu zbrojeniowego oczekuję od niego przede wszystkim. Tekst ukazał się 7 marca na stronach cafr.pl .

17


6. Tajemnicze porozumienie groźniejsze od ACTA Tymoteusz Barański, ekspert CAFR Projekt „Porozumienia o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym” (dalej: „Porozumienie”), do którego nikt dzisiaj nie chce się przyznać, doskonale wpisuje się w logikę działań branży rozrywkowej w odniesieniu do ochrony praw autorskich w Internecie. Jaskrawym przykładem tej logiki była niedawna sytuacja z porozumieniem „ACTA”. Podobnie jak w przypadku tej umowy międzynarodowej, prace nad krajowym „Porozumieniem” toczyły się niejawnie, bez jakichkolwiek konsultacji społecznych. Po upublicznieniu sprawy i protestach organizacji pozarządowych oraz organów ochrony praw i wolności obywatelskich (RPO, GIODO), dochodzi do wycofania się z projektu i nagle wszyscy zgadzają się, że był on niepotrzebny, nieproporcjonalny, godził w prawa użytkowników Internetu etc. To nie koniec podobieństw pomiędzy „ACTA” a projektem „Porozumienia”. Oba dokumenty, choć o całkowicie odmiennym charakterze prawnym, zawierają postanowienia nieprecyzyjne, niejasne, odwołując się do ogólnych i wieloznacznych pojęć. Oba nie przewidują jakichkolwiek gwarancji ochrony praw Internautów, mając za przedmiot wyłącznie ochronę interesów dysponentów praw autorskich. Wreszcie obowiązywanie obu dokumentów mogłoby – przy odpowiedniej interpretacji ich postanowień – spowodować istotne naruszenie szeregu praw podstawowych.

Dalej niż ACTA Jednak treść projektu „Porozumienia” zawiera rozwiązania nawet bardziej bulwersujące niż „ACTA” – umowy międzynarodowej, ustanawiającej poziom ochrony praw własności intelektualnej, którą sygnatariusze mieliby obowiązek zapewnić na poziomie przepisów krajowych. Szereg rozwiązań przewidzianych przez „ACTA” już funkcjonuje w polskim porządku prawnym, zaś umowa ta nie przenosiła ochrony praw autorskich z poziomu organów państwa (sądy, organy ścigania) na poziom prywatny, a to jest właśnie kluczowa materia projektu „Porozumienia”. Czym innym bowiem jest obowiązek identyfikowania oraz rozpoznawania naruszenia praw własności intelektualnej i powiązane z tym uprawnienie do monitorowania środowisko cyfrowego (art. 4 oraz 5 zd. 1 projektu „Porozumienia”). Projekt przewiduje dalej, że sygnatariusze będą przekazywali sobie wzajemnie informacje o ujawnionych faktach naruszeń tych praw (art. 5 zd. 2). W polskim porządku prawnym decyzje o udzieleniu informacji o naruszeniu praw własności intelektualnej rozstrzygają niezawisłe sądy i to one oraz organy ścigania mogą żądać od dostawców Internetu informacji umożliwiających zidentyfikowanie osoby, której zarzuca się takie naruszenie. „Porozumienie” przewiduje, że to właściciele praw autorskich będą rozstrzygać kto naruszył ich prawa, zaś firmy dostarczające infrastruktury internetowej mają umożliwić im monitorowanie sieci oraz przekazywać dane osobowe użytkowników Internetu. „Porozumienie” przewiduje w art. 3, że jego postanowienia będą wykonywane zgodnie z przepisami prawa. Powstaje pytanie, jak możliwe byłoby wykonanie tych postanowień bez naruszenia przepisów o ochronie tajemnicy telekomunikacyjnej, o ochronie danych osobowych (art. 26 ust. 1 pkt 3, art. 29 ustawy o ochronie danych osobowych) oraz o świadczeniu usług drogą elektroniczną (art. 14 oraz 15 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, które przewidują prawo do zablokowania dostępu do bezprawnych danych, ale nie uprawniają do przekazywania informacji umożliwiających identyfikację usługobiorcy). Inną kwestią jest, jak mają się postanowienia „Porozumienia” do przepisów rangi konstytucyjnej, zwłaszcza statuujących prawo do prywatności (art. 47 Konstytucji RP) oraz prawo do sądu (art 45 Konstytucji RP), skoro naruszenie uprawniony ma stwierdzać jednostronnie, zaś dostawcy Internetu są obowiązani wprowadzić stosowne warunki i procedury, które doprowadzą do wyeliminowania stwierdzonych naruszeń praw własności intelektualnej (art. 10 zd. 1 projektu). Nie bardzo też wiadomo, jak w granicach istniejącego porządku prawnego sygnatariusze „Porozumienia” mieliby realizować obowiązek zabezpieczenia posiadanych informacji niezbędnych do identyfikacji Użytkownika, który dopuścił się naruszeń (art. 10 zd. 2 projektu), skoro oznacza to w praktyce wprowadzenie pozaustawowego obowiązku zatrzymywania danych wszystkich użytkowników, bowiem nie wiadomo, czy i którzy z nich dopuścili się stwierdzanych arbitralnie naruszeń. 18


Prywatyzacja wymiaru sprawiedliwości? Ostatni zajazd na dawnych terenach Rzeczypospolitej miał miejsce, jak opisuje Wieszcz, w 1811 r. i mniej więcej od tego czasu raczej bezspornym jest, że cywilne prawa podmiotowe są chronione w drodze przymusu państwowego a nie prywatnego, zaś sposoby ich realizacji są przewidziane w przepisach proceduralnych, zapewniających przynajmniej teoretyczną równowagę stron sporu i poddających jego rozstrzygnięcie niezawisłym i bezstronnym sądom. Projekt „Porozumienia”, stanowiący w istocie pomnik prehistorii prawnej, wydaje się zmierzać do wskrzeszenia prywatnego wymiaru sprawiedliwości i oddania go w ręce jednej ze stron. Praktycznym skutkiem obowiązywania „Porozumienia”, gdyby zostało zawarte, sprowadzałby się do pojawienia się w Polsce obrazków rodem z USA, gdzie Internauci za ściągnięcie kilku plików mp3 otrzymywaliby wezwania do zapłaty na horrendalne kwoty z alternatywą w postaci procesu sądowego i kierowania zawiadomień do organów ścigania. Nie dziwota, że dzisiaj MKiDN nie chce się przyznać do udziału w pracach nad „Porozumieniem”, chociaż trudno uwierzyć, że wprowadzony w treści dokumentu status Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jako depozytariusza porozumienia, został przewidziany bez uzgodnienia z tym organem. Nie może też dziwić, że z uczestnictwa w projekcie wycofały się Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska oraz Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji, skoro firmowanie takiego bubla prawnego kompromituje każdy profesjonalny podmiot. Treść oraz sposób procedowania nad takimi dokumentami jak ACTA czy „Porozumienie” obrazuje skalę desperacji i bezsilności branży rozrywkowej wobec nowych technologii, do których anachroniczny i restrykcyjny system ochrony praw własności intelektualnej dawno przestał przystawać. To, co możemy obserwować, jest walką na śmierć i życie o ogromne pieniądze generowane przez obrót prawami, na których branża rozrywkowa chce zarabiać jeszcze więcej. Z drugiej strony rozwój technologii telekomunikacyjnych wyklucza sprawowanie pełnej kontroli nad rozprzestrzenianiem się informacji i w praktyce uniemożliwia utrzymywanie systemu praw własności intelektualnej w klasycznej postaci. Stąd szereg podejmowanych przez branżę rozrywkową prób wymuszenia szczególnej ochrony własnych interesów przez państwa i organizmy międzynarodowe. Na szczęście, póki co, są to próby nieudane. Tekst ukazał się 9 marca na stronach cafr.pl .

19


7. Opłata za użytkowanie wieczyste zależna od interpretacji urzędnika? Marcin Bonicki, ekspert CAFR Każdy chciałby uniknąć corocznej opłaty za użytkowanie wieczyste. Pragnienie to nabiera jednak szczególnej mocy, gdy należna kwota wzrasta nawet o kilkaset procent. Rujnacji domowego budżetu zapobiec miał obowiązujący od jesieni ubiegłego roku przepis art. 77 ust. 2a ustawy o gospodarce nieruchomościami. Zgodnie z intencją ustawodawcy, w przypadku tak znacznego wzrostu wartości nieruchomości – a ta właśnie wartość stanowi podstawę do ustalenia wysokości opłat rocznych – podwyżka opłaty rocznej ma być stopniowa i rozłożona na trzy lata. W pierwszym roku opłata rośnie dwukrotnie, w drugim wzrasta o 50% różnicy pomiędzy opłatą docelową a opłatą z pierwszego roku, by w końcu, w trzecim, osiągnąć wysokość docelową (zaktualizowaną), uzależnioną wyłącznie od wartości i przeznaczenia nieruchomości. Nowy przepis już jest stosowany, najczęściej zgodnie z przedstawioną powyżej intencją ustawodawcy. Odwołanie się do terminu „intencja ustawodawcy” nie jest przypadkowe bowiem przepis ten jest sformułowany w sposób wyjątkowo niejasny i umożliwia różne interpretacje: W przypadku gdy zaktualizowana wysokość opłaty rocznej przewyższa co najmniej dwukrotnie wysokość dotychczasowej opłaty rocznej, użytkownik wieczysty wnosi opłatę roczną w wysokości odpowiadającej dwukrotności dotychczasowej opłaty rocznej. Pozostałą kwotę ponad dwukrotność dotychczasowej opłaty (nadwyżka) rozkłada się na dwie równe części, które powiększają opłatę roczną w następnych dwóch latach. Opłata roczna w trzecim roku od aktualizacji jest równa kwocie wynikającej z tej aktualizacji. Pierwsze zdanie jest jasne. Jeżeli na skutek podwyżki opłata roczna miałaby wzrosnąć więcej niż dwukrotnie, wówczas opłatę podwyższa się „jedynie” o 100%. Przykładowo, jeśli przed podwyżką opłata roczna wynosiła 1000 zł, a na skutek podwyżki miałaby wynosić 5000 zł, to w rezultacie ograniczenia wynikającego z pierwszego zdania art. 77 ust. 2a podwyższona opłata roczna wyniesie 2000 zł. Idźmy dalej. Pozostała kwota ponad dwukrotność dotychczasowej opłat stanowi tzw. nadwyżkę. Przez „pozostałą kwotę” rozumieć należy różnicę pomiędzy wysokością opłaty rocznej wynikającą z aktualizacji a dwukrotnością dotychczasowej opłaty. Odwołując się zatem do powyższego przykładu, pozostała kwota (nadwyżka) wyniesie 3000 zł (5000 zł – 2000 zł). Nadwyżkę tę należy rozłożyć na dwie równe części (2*1500 zł), które powiększą opłatę roczną w następnych dwóch latach Reasumując, w pierwszym roku opłata wyniesie dwukrotność dotychczasowej opłaty, czyli 2000 zł, w drugim i w trzecim roku do dwukrotności należy dodać połowę nadwyżki, co daje kwotę 3500 zł. Przechodzimy jednak do zdania trzeciego, które wskazuje, że opłata roczna w trzecim roku jest równa kwocie wynikającej z aktualizacji. W naszym przykładzie byłaby to kwota 5000 zł. Pojawia się więc sprzeczność pomiędzy zdaniem drugim i trzecim. Ze zdania drugiego wynika, że opłata w trzecim roku stanowi dwukrotność opłaty sprzed podwyżki powiększoną o połowę nadwyżki (2000 zł + 1500 zł = 3500 zł), natomiast zdanie trzecie nakazuje zapłatę opłaty w wysokości zaktualizowanej (5000 zł). Próbując odczytać z omawianego przepisu zawartą w nim treść powinniśmy odwołać się do tzw. fikcji racjonalnego ustawodawcy, ale i ona w tym przypadku zawodzi. Przepisu art. 77 ust. 2a nie jesteśmy w stanie odczytać w sposób, który byłby zgodny z zamiarem ustawodawcy i jednocześnie znajdował zastosowanie dla wszystkich części składowych tego przepisu. Mamy bowiem trzy możliwości. 20


Po pierwsze, możemy przyjąć, że ustawodawca się pomylił a opłata roczna w wysokości wynikającej z aktualizacji obowiązuje dopiero od czwartego (a nie trzeciego) roku po aktualizacji. Innymi słowy, ostatnie zdanie art. 77 ust. 2a miałoby inną treść niż wynika to wprost z jego brzmienia. W rezultacie opłata roczna wynosiłaby w pierwszym roku 2000 zł, w drugim i trzecim roku po 3500 zł, a w czwartym i kolejnych po 5000 zł. Słabością takiej interpretacji jest oczywista sprzeczność z brzmieniem przepisu. Po drugie, można założyć, że ustawodawca się „rozpędził” i o ile połowa nadwyżki powiększa opłatę roczną w drugim roku po aktualizacji, to w trzecim roku o żadnym powiększeniu mowy być już nie może, bo zgodnie z ostatnim zdaniem art. 77 ust. 2a opłata ma stanowić kwotę wynikającą z aktualizacji. A zatem w pierwszym roku opłata wyniosłaby 2000 zł, w drugim 3500 zł, a w trzecim roku i kolejnych latach po 5000 zł. Jednak i taka interpretacja ma wadę, gdyż część przepisu traktuje jako nieistniejącą. Jej zaletą jest jednak niewątpliwa zgodność z deklarowaną intencją ustawodawcy. Trzecia, ostatnia interpretacja jest najmniej korzystna dla użytkowników wieczystych. Wydaje się ona najbliższa brzmieniu całego przepisu, ale jednocześnie pozostaje w sprzeczności z deklarowaną intencją ustawodawcy. Art. 77 ust. 2a można bowiem odczytać i w ten sposób, że opłata roczna w trzecim roku ma stanowić kwotę wynikającą z aktualizacji, ale niezależnie od tego należy do niej doliczyć – jednorazowo – połowę nadwyżki. Obrazując to wcześniejszym przykładem – w pierwszym roku 2000 zł, w drugim roku 3500 zł, w trzecim roku 6500 zł (5000 zł + 1500 zł), w czwartym roku i następnych latach po 5000 zł. Dotychczasowa praktyka pokazuje, że największe uznanie zdobyła wersja druga i samorządy bardziej kierują się intencją ustawodawcy niż dosłownym brzmieniem art. 77 ust. 2a. Jednak pojawiają się próby stosowania tego przepisu zgodnie z trzecią metodą, najkorzystniejszą dla samorządów i Skarbu Państwa, a najmniej korzystną dla użytkowników wieczystych. Na razie nie wiadomo, która z przedstawionych interpretacji stanie się dominująca. Musimy poczekać aż sprawą zajmą się sądy, choć i wówczas nie można wykluczyć różnych rozstrzygnięć. W tej sytuacji zasadna wydaje się interwencja ustawodawcy, sprawcy całego zamieszania, i poprawienie omawianego przepisu. Art. 77 ust. 2a mógłby otrzymać np. następujące brzmienie W przypadku gdy zaktualizowana wysokość opłaty rocznej przewyższa co najmniej dwukrotnie wysokość dotychczasowej opłaty rocznej, w pierwszym roku użytkownik wieczysty wnosi opłatę roczną w wysokości odpowiadającej dwukrotności dotychczasowej opłaty rocznej. W drugim roku opłata roczna ulega powiększeniu o połowę różnicy pomiędzy kwotą wynikającą z aktualizacji a opłatą należną za pierwszy rok. Począwszy od trzeciego roku od aktualizacji opłata roczna jest równa kwocie wynikającej z tej aktualizacji. Najprawdopodobniej można ten algorytm zapisać jeszcze prościej. W każdym razie, nie jest jeszcze za późno na zmiany, wciąż można uniknąć wielu spraw sądowych, zbędnych kosztów i niepotrzebnych nerwów. Tekst ukazał się 12 marca na stronach cafr.pl .

21


8. Amerykańskie prawybory: republikańskie Who is Who Michał Krupa, ekspert CAFR Prawybory Partii Republikańskiej w Stanach Zjednoczonych wchodzą w decydującą fazę. Z początkiem marca o nominację prezydencką walczy czterech kandydatów: były spiker Izby Reprezentantów Newt Gingrich, teksański kongresmen Ron Paul, b. senator z Pensylwanii Rick Santorum i b. gubernator stanu Massachusetts Mitt Romney. Obecnie największym poparciem cieszy się Romney, wygrywając 14 z 23 dotychczasowych stanowych wyścigów. W poniższym tekście chciałbym przedstawić pokrótce ważniejsze elementy programów każdego z kandydatów. Mitt Romney Pomimo tego, że Romney obecnie prowadzi w liczbie wygranych delegatów, którzy zostaną oddelegowani na konwencję Republikanów w dniach 27- 30 sierpnia w Tampie na Florydzie, były gubernator boryka się ciągle z problem wiarygodności swojej konserwatywnej tożsamości. Pojawiają się oskarżenia ze strony konserwatystów oraz jego kontrkandydatów, że Romney przywłaszczył sobie prawicowe hasła, które jeszcze nie tak dawno wydawały się być mu obce. Dwuznaczność w takich kwestiach jak ochrona życia nienarodzonych czy pomoc państwowa dla upadających banków z Wall Street sprawia, że Romney nie cieszy się systematycznym i solidnym poparciem. Wysiłek kampanii Romneya w dużej mierze jest skierowany do tych właśnie nieprzekonanych wyborców, którzy widzą w nim kolejnego „udawanego konserwatystę”, określanego humorystycznie w USA jako RINO (Republican In Name Only). W swoim programie i podczas licznych występów w debatach poprzedzających kolejne wyścigi, Romney wyraźnie stara się ukazać siebie jako kogoś spoza Waszyngtonu. Pozuje na biznesmena, który rozumie jak funkcjonuje rynek i amerykańskiego patriotę dla którego amerykańska wyjątkowość jest sztandarowym hasłem. Podczas corocznej konferencji Amerykańskiego Związku Konserwatywnego Romney określił siebie jako „surowy konserwatysta”, starając się tym samym przyciągnąć uwagę i głosy wciąż licznych sceptyków. Jego 87-stronicowy program gospodarczy nosi nazwę „Plan for Jobs and Economic Growth”. Dziewięć stron poświęconych jest polityce fiskalnej, ale nie widać w nich wystarczająco ambitnego planu poważnych cięć w budżecie. Ten brak odważnego podejścia do kwestii redukcji deficytu przez wielu jest postrzegany jako kolejny dowód na to, że Romney de facto jest kandydatem establishmentu. Gdy idzie o politykę zagraniczną warto zwrócić uwagę, że Romney w roli doradców zatrudnił kilku znanych neokonserwatystów, takich jak Robert Kagan czy Eliot Cohen. Ten ostatni napisał wstęp do programu polityki zagranicznej Romneya. Przez niektórych określany jako „polityka zagraniczna Busha II na sterydach”, program proponuje „muskularne” i unilateralne podejście do świata. Powracają znane postulaty polityczne neokonserwatystów: ograniczenie wpływów Rosji, jej liberalizacja i demokratyzacja, niewykluczanie wojny z Iranem, zacieśnianie i umacnianie stosunków z Izraelem, daleko idąca militaryzacja jako środek nacisku w polityce międzynarodowej. Rzecz jasna, Romney jest przeciwnikiem jakichkolwiek poważnych cięć w budżecie Pentagonu i stale to podkreśla. „Ośrodek przemysłowo-wojskowy”, przed którego zbyt daleko posuniętymi wpływami ostrzegał prezydent Dwight Eisenhower w swojej mowie pożegnalnej, pod administracją Romneya, będzie miał się dobrze. Były gubernator Massachusetts jawi się jako kandydat, który umiejętnie łączy umiar w polityce gospodarczej z wielkimi ambicjami, bazującymi na przeświadczeniu o trwałym charakterze hegemonii w polityce międzynarodowej połączonymi z wiarą w niemalże mesjanistyczny wymiar amerykańskiej polityki zagranicznej niosącej wolność i demokrację innym narodom. Rick Santorum Santorum na pierwszy rzut oka wydaje się być idealnym kandydatem konserwatystów, dla których tradycyjne wartości idą w parze z ograniczonym rządem i wolnym rynkiem. Katolik, ojciec siódemki dzieci (wszystkie edukowane w systemie „home-schooling”) i były senator z Pensylwanii prowadzi swoją kampanię pod hasłem „wiara, rodzina i wolność”. Na początku kampanii szanse Santorum wydawały się niskie, ale w miarę jak zawężało się pole rywalizacji i po pierwszym zwycięstwie w Iowa jego kampania nabrała nowego tempa, wynikiem czego były trzy kolejne zwycięstwa w prawyborach w Missouri, Minnesocie i Colorado oraz w trzech stanach podczas „Superwtorku”, co daje mu mocne 22


drugie miejsce. Najważniejszym konkurentem dla Santorum jest Gingrich, który również kieruje swoje do przesłanie do tradycyjnie konserwatywnego elektoratu. Gdyby Gingrich zdecydował się zrezygnować z dalszego udziału w prawyborach, Santorum mając czystą „prawą flankę”, mógłby się skupić całkowicie na atakowaniu Romneya. Program byłego senatora łączy w sobie mocną postawę prorodzinną i prolife z gospodarczą polityką niskich podatków i tzw. reindustrializacji Ameryki. Niektóre z jego propozycji programowych to: wprowadzenie dwóch obniżonych stawek podatku dochodowego na poziomie 10% i 28%, obniżka podatków od zysków kapitałowych i dywidend do 12%, obniżka podatku dochodowego od korporacji z 35 do 17% oraz zniesienie tego podatku dla każdej firmy, która prowadzi produkcję w USA. Santorum zwieńcza swoje przesłanie ciągłym podkreślaniem znaczenia rodziny i moralności w życiu społecznym. Paradoksalnie problemem Santorum jest jego wiarygodność. Jak podkreślają niektórzy jego oponenci oraz analitycy i dziennikarze, w przeszłości głosował za podnoszeniem pułapu długu narodowego i udzielił poparcia w senackich prawyborach w Pensylwanii w 2006 r. Arlenowi Specterowi, który był znany ze swojego liberalnego podejścia do kwestii ochrony życia i który będąc już senatorem zmienił szyld partyjny, a jego głos okazał się decydującym w uchwalaniu niesławnego programu polityki zdrowotnej, znanego powszechnie jako „Obamacare”. Santorum ciągle podkreśla mocne strony swojej przeszłości, twierdząc, że jak każdy popełnia błędy. Jego błędy mogą okazać się gwoździami do trumny jego kampanii, jeśli fiskalni konserwatyści spod znaku Tea Party w swojej większości nie zechcą mu wybaczyć. W polityce zagranicznej podejście Santorum niewiele różni się od programu Romneya. Od lat Santorum zajmuje się przedstawianiem kolejnych przesłanek nt. rzekomego zagrożenia ze strony Iranu. Uważa, podobnie jak Romney i Gingrich, że Ameryce nie grozi załamanie światowej hegemonii i wydaje się ignorować coraz to bardziej widoczny wielobiegunowy charakter polityki międzynarodowej. Brak dobrych doradców lub osobista ignorancja sprawiają, że Santorum popełnia liczne gafy, gdy prezentuje swoją wizję polityki zagranicznej m.in. porównując szyitów rządzących w Iranie do sunnickiej al-Kaidy albo zarzucając Obamie brak poparcia dla „prawdziwej arabskiej wiosny” w perskim państwie. Ten brak realistycznej kalkulacji idzie w parze z obsesyjnym wręcz utożsamianiem izraelskiego interesu z amerykańskim. Na tym polu Santorum nie ma nic ciekawego i oryginalnego do zaproponowania. Jego politykę zagraniczną można by określić jako „neokonserwatyzm bez neokonserwatystów”. Newt Gingrich Były spiker Izby Reprezentantów, autor słynnego „Kontraktu z Ameryką”, usilnie stara się ukazać siebie jako jedynego dziedzica reaganowskiego konserwatyzmu podkreślając niemalże na każdym kroku swoją zażyłość i współpracę z Ronaldem Reaganem. To wszystko pomimo, iż czytając prywatne dzienniki Reagana zauważymy, że b. prezydent wspominał w nich o Gingrichu tylko raz. Odkładając jednak na bok ten wątek warto zwrócić uwagę na to, że stanowi aktywiści GOP i konserwatyści jako tacy nie wydają się pałać zbyt wielką sympatią do polityka, który był żonaty trzy razy, występował wspólnie ze znienawidzoną przez prawicę byłą spikerką Izby Nancy Pelosi w reklamie nt. globalnego ocieplenia i przy wielu okazjach dystansował się publicznie od wielu postulatów Tea Party. Stąd wynikają jego jedyne dwie wygrane w Południowej Karolinie oraz w rodzimym stanie Georgia. Gingrich stara się nadrobić te zaległości w zaufaniu wyborców przez swój program którym jest 49stronicowa „Biała Księga”, gdzie mocno podkreśla znaczenie reformy opieki społecznej i zdrowotnej w duchu konserwatywnym. Program podatkowy Gingricha zawiera opcjonalną stawkę podatku dochodowego na poziomie 15%, redukcję podatku korporacyjnego do 12,5% i eliminację m.in. podatków od zysków kapitałowych, dywidend i podatku od spadków zwanego w stanach „podatkiem śmierci”. Przewiduje również zezwolenie dla firm na odliczanie swoich inwestycji kapitałowych w pierwszym roku działalności. Gingrich popiera federalne dotacje dla takich sektorów gospodarki jak rolnictwo i produkcja energii. Opowiada się za znaczącą redukcją kompetencji Departamentu Edukacji. Jako jedyny z kandydatów kładzie nacisk na rozbudowany program eksploracji kosmicznych, który zawiera tak innowacyjne propozycje jak kolonizacja Księżyca czy też lot na Marsa. Postuluje również 23


program energetycznej niezależności USA, krytykując Obamę za brak decyzji w sprawie rurociągu Keystone oraz obiecując obniżkę ceny benzyny do $2,50 za galon. W sferze aksjologicznej Gingrich określa siebie twardego obrońcę życia nienarodzonych i obecności wiary w sferze publicznej. Często zwraca uwagę na lewicową politykę dyskryminacji chrześcijan w mediach i piętnuje liberalną sekularyzację jako coś obcego amerykańskiemu duchowi. Wielu konserwatystów wytyka mu jednak jego trzykrotne związki małżeńskie jako dowód jego hipokryzji w kwestiach moralnych. Program polityki zagranicznej Gingricha jest kolejną dziedziną w której stara się on ukazać siebie jako kontynuatora myśli politycznej Reagana. Otwarcie popiera tajne działania amerykańskich służb mających na celu zabicie irańskich naukowców zaangażowanych w program atomowy i nie wyklucza działań wojennych; opowiada się za przeniesieniem ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy. Pragnie kontynuować politykę gospodarczych sankcji i izolacji Kuby połączonej z tajną pomocą dla kubańskich dysydentów. Skrajnie proizraelska postawa Gingricha może być tłumaczona tym, że duży udział w finansowaniu kampanii Gingricha ma Sheldon Adelson, kasynowy magnat z Las Vegas i jeden z najbardziej radykalnych propagatorów izraelskiego nacjonalizmu w USA. W tym względzie Gingrich zasadniczo nie różni się od Santorum i Romneya i można go śmiało określić jako „jastrzębia”. Ron Paul Ron Paul jest jedynym kandydatem, który jak dotychczas nie wygrał żadnych stanowych prawyborów. Jednak sześć razy uzyskał drugi wynik w Maine, New Hampshire, Minnesocie, Wirginii, Północnej Dakocie i Vermont . Te wyniki dają Paulowi nie tylko względnie stabilną liczbę delegatów, ale również pozwalają jemu i jego zwolennikom mieć jeszcze nadzieję na dobre wyniki w kolejnych stanach. Paul jest libertarianinem, ubiegał się już o prezydenturę w przeszłości jako kandydat Partii Libertariańskiej w 1988 r. oraz w 2008 r. walcząc o nominację prezydencką Republikanów. Paul nie tylko jest najbardziej wyróżniającym się kandydatem gdy idzie o politykę gospodarczą i zagraniczną, ale również posiada bodajże najbardziej zróżnicowaną koalicję wyborców, w skład której wchodzą antywojenni Demokraci, libertarianie, zwolennicy Tea Party i tradycjonaliści („paleokonserwatyści”). Teksański kongresmen wydaje się mieć propozycję dla każdej z tych grup, postulując m.in.: zakończenie polityki zagranicznych militarnych interwencji, likwidacji programu pomocy zagranicznej, zamknięcie wszystkich zagranicznych baz wojskowych USA i jak najszybszego sprowadzenie żołnierzy amerykańskich do kraju. Opowiada się za uznaniem prymatu interesu narodowego i realizmu zamiast liberalnej czy neokonserwatywnej ideologii w relacjach międzynarodowych. Postuluje powrót do filozofii politycznej Ojców Założycieli i poszanowanie konstytucji USA, które według Paula są ignorowane. Jednym z najbardziej interesujących pomysłów Paula jest radykalne ograniczenie zasięgu władzy federalnej poprzez ambitny plan likwidacji 5 departamentów (odpowiedników ministerstw), eliminując tym samym bilion dolarów w wydatkach rządowych w pierwszym roku jego prezydentury. Paul, znów jako jedyny spośród kandydatów GOP, opowiada się również za całkowitą likwidacją podatku dochodowego. Żąda przeprowadzenia wszechstronnego audytu działalności Rezerwy Federalnej. Jako położnik/ginekolog z wieloletnim doświadczeniem jest zdecydowanym obrońcą życia i przeciwnikiem federalizacji kwestii aborcji. Broni praw poszczególnych stanów do prowadzenia własnej polityki rodzinnej i kulturowej. Pomimo ambitnego programu, który łączy w sobie zdroworozsądkowe podejście do tak wielu istotnych dziedzin amerykańskiej polityki, Paul ma trudności ze skutecznym przebiciem się do konserwatywnych mas. Wielu wyborców nadal wierzy w nieskończone możliwości amerykańskiej potęgi i popiera militaryzację polityki zagranicznej. Widzą świat przez pryzmat walki „dobrej” Ameryki ze „złymi” tyranami i terrorystami. Nostalgia za jasnością podziału ideologicznego Zimnej Wojny sprawia, że trudno jest większości Republikanów uwierzyć, że wrogość przeciwników USA nie jest motywowana nienawiścią do amerykańskiej wolności i swobód obywatelskich, ale często pragmatycznym interesem związanym z prowadzoną przez Amerykanów dywersją ideologiczną w tych krajach i bezwarunkowym poparciem USA dla Izraela.

24


Wielu analityków zwraca również uwagę, że Paul zdołał zgromadzić wokół swojej kampanii wyborców wolnościowych i konserwatywnych, którzy autentycznie wierzą w bezużyteczność federalnej biurokracji, nawet wówczas, gdy sternikami tej biurokracji są w danym czasie nominalni konserwatyści. Ci wyborcy systematycznie podnoszą przesłanie słynnej dziesiątej poprawki konstytucji, która chroni wszystkie te dziedziny prawa, które nie zostały oddelegowane do władzy federalnej i pozostają w gestii poszczególnych stanów Unii. Fenomen kampanii Paula widoczny jest najbardziej w internecie. Przykładami mogą być liczne profile na Facebook’u (np. Poland for Ron Paul, Jews for Ron Paul) czy też niezależne strony jak chociażby słynna już „Daily Paul”. Jeśli – zgodnie z myślą takich tytanów idei jak Edmund Burke czy jego amerykański kontynuator Russell Kirk – przyjmiemy, że konserwatyzm nie jest ideologią lecz zwykłym zdrowym rozsądkiem przestanie dziwić fakt, że wyborcy Rona Paula łatwo wymykają się prostym ideologicznym klasyfikacjom. Można pokusić się jednak o stwierdzenie, iż zwolennicy „Mr. Libertarian” są konserwatystami i libertarianami konsekwentnymi wierzącymi, że rozbudowany i niekonstytucyjny etatyzm w kraju i imperium zagranicą muszą ulec ostatecznej likwidacji. Wnioski Po pierwsze, Romney jest zdecydowanym liderem wyścigu, ale pewności co do jego nominacji mieć jeszcze nie można. Jest oczywistym, że to Santorum, a nie Gingrich, stał się alternatywą dla wyborców niepodzielających entuzjazmu zwolenników Romney’a. Z tego też względu Santorum może jeszcze poważnie zagrozić dotychczasowemu faworytowi w nadchodzących stanowych prawyborach. Warto więc obserwować wyniki w kolejnych stanach południowych takich jak Teksas, gdzie „Bóg, rodzina, niskie podatki i prawo do posiadania broni” są symbolicznymi kryteriami politycznych wyborów. Tam Romney może mieć liczne trudności. Po drugie, Gingrich będzie musiał udowodnić, że nadal jest liczącym graczem wygrywając w stanach o dużej liczbie delegatów: Kansas, Alabama czy Missisipi. Dla Newta następne tygodnie to jego „być albo nie być” w prawyborach. Po trzecie, Ron Paul, aby na nowo dodać wiary swoim zwolennikom po kolejnych przegranych wyścigach w miniony „Superwtorek”, będzie musiał wygrać przynajmniej jeden albo dwa stany. Plusem dla Paula jest fakt, że jego elektorat jest „non-transferable”, czyli nie przechodzi do obozu innego kandydata. Daje mu to stabilne poparcie wykazujące tendencje wzrostowe. Jeśli nawet w kolejnych wyścigach Ron Paul poniesie kolejne porażki, jego wyborcy nie porzucą poparcia dla jego programu, a o ich głos będzie musiał się starać nominat Republikanów. To z kolei logicznie pociąga za sobą przyjęcie niektórych wątków programowych Rona Paula jako własnych. Liczne pogłoski o tym, że Romney poważnie rozważa zaproponowanie Randowi Paulowi, synowi Rona, kandydowanie na wiceprezydenta wydają się potwierdzać ten scenariusz. Tekst ukazał się 9 marca na stronach cafr.pl .

25


9. Żelazne prawo lokalnej oligarchii Marcin Horała, ekspert CAFR Samorządowcy często zwykli powoływać się na zasadę pomocniczości, przypominać że problemy najszybciej załatwia się będąc bliżej mieszkańców a najlepiej działa władza poddana bezpośredniej kontroli społecznej. Wypada się – w końcu też jestem samorządowcem – uderzyć w piersi. Środowisko samorządowe tego rodzaju argumentów używa jednostronnie, w debacie o potencjalnych transferach obszarów władzy i kompetencji ze szczebla centralnego do samorządu. Narracja samorządowych elit zmienia się jednak radykalnie gdy rozpatrywane są transfery w zupełnie innym kierunku – od lokalnej władzy samorządowej w kierunku społeczeństwa obywatelskiego czy jednostek niższego rzędu. Wówczas samorządowcy często przejmują argumentację swoich rządowych adwersarzy z wcześniejszych dyskusji – to oni są ekspertami, to oni umieją racjonalnie decydować i skutecznie przeprowadzać procesy zarządzania określonymi sferami publicznymi. Odebranie im tej kontroli w celu dalszej deregulacji i decentralizacji groziłoby marnotrawstwem, populizmem i w ogóle siedmioma plagami egipskimi. Odkładając nieco na bok teoretyczne dyskusje o rozkładzie kompetencji pomiędzy poszczególnymi szczeblami administracji rządowej i samorządowej przyjrzyjmy się praktyce polskiej samorządności. I w obecnym stanie prawnym istnieje szereg możliwości decentralizacji kompetencji i zwiększenia partycypacji i kontroli społecznej na poziomie samorządów, przede wszystkim gmin i miast na prawach powiatów. Samorządowe elity nie są szczególnie chętne do korzystania z tych możliwości. Zazwyczaj bardzo słabe są jednostki pomocnicze (sołectwa, dzielnice, osiedla itp.). Rady dzielnic czy osiedli, nawet w dużych miastach (gdzie taka jedna rada obejmuje swoim działaniem liczbę mieszkańców przewyższają liczbę mieszkańców wielu miast powiatowych) posiadają znikome lub wręcz żadne kompetencje, dysponują budżetami liczonymi w promilach budżetu miasta – mało tego, zdarza się że w ogóle nie są powoływane lub co najmniej nie są powoływane we wszystkich dzielnicach. Z ogromnymi oporami rozprzestrzenia się instytucja obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej. A tam, gdzie pomimo oporów jest wprowadzana w życie, często pozostaje martwą instytucją w wyniku wyśrubowanych wymogów odnośnie liczby koniecznych do zebrania podpisów lub zagmatwanych wymogów formalnych, z pozostawieniem lokalnej władzy uznaniowej decyzji o ich spełnianiu lub nie (bez trybów odwoławczych). Zupełną rzadkością, białym krukiem polskiej praktyki samorządowej, są elementy budżetów obywatelskich – priorytetyzacji inwestycji w oparciu stały mechanizm konsultacji społecznych. Sesje rad gmin/miast notorycznie odbywają się w dni powszednie w godzinach pracy, rzadkością są nadal transmisje obrad udostępniane na stronach internetowych gmin (i/lub łatwe w nawigacji archiwum nagrań z poprzednich sesji). W większości jednostek głosowania jawne są w istocie tajne – brak aparatury elektronicznej do głosowania powoduje, że nie sposób sprawdzić ani udowodnić kto jak głosował w teoretycznie jawnym głosowaniu (no chyba, że jakiś pasjonat najpierw wziąłby urlop aby móc osobiście obserwować sesję – a potem własną kamerą nagrał, który radny podnosił rękę w odpowiednim punkcie). Takie przykłady można mnożyć. Polscy samorządowcy – werbalnie tak chętnie odżegnujący się od polityki – swoją praktyką działania składają hołd teoretykom takim jak Carl Schmitt. Miłość do decentralizacji, pomocniczości i kontroli społecznej jest piękna, ale tylko wtedy gdy służy twardej polityce gromadzenia i obrony jak największej władzy pod jak najmniejszą kontrolą. Od polityczności nie ma ucieczki, również na poziomie najmniejszej z gmin. Tekst ukazał się 9 marca 2012 r. na portalu Stefczyk.info. 26


10. Droga przejezdna ustawowo mec. Bartosz Piechota, ekspert CAFR, mec. Andrzej Kurkiewicz Głośny projekt zmian w ustawie z dnia 10 kwietnia 2003 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych, mający umożliwić oddanie do użytku budowanych dróg, pomimo nie ukończenia wszystkich robót budowlanych, został przekazany przez rząd do Sejmu. W potocznym rozumieniu wprowadzenie zmian ma usankcjonować stan tzw. przejezdności dróg, to znaczy umożliwić korzystanie z nich pomimo dalszego trwania prac budowlanych. Oceniając treść zaproponowanych przepisów, w pierwszej kolejności należy wskazać, że zgodnie z obowiązującymi przepisami Prawa budowlanego, wydanie pozwolenia na użytkowanie obiektu budowlanego pomimo niezakończenia budowy stanowi wyjątek od generalnej reguły, że uzyskanie pozwolenia na użytkowanie obiektu budowlanego i przystąpienie do jego użytkowania możliwe jest po zakończeniu budowy. Co do zasady przystąpienie do użytkowania obiektu może nastąpić po zakończeniu budowy i spełnieniu przez obiekt budowlany wszystkich wymagań określonych w pozwoleniu na budowę. Zgodnie z orzecznictwem sądów administracyjnych o zakończeniu budowy obiektu budowlanego w sensie techniczno-budowlanym można mówić, wtedy gdy odpowiada on warunkom, jakie przewiduje prawo budowlane wobec budowy legalnej przy zawiadomieniu organu nadzoru budowlanego o zakończeniu budowy. Za moment zakończenia budowy należy przyjąć chwilę, w której inwestor złoży zawiadomienie o zakończeniu budowy. Obiekt powinien być wtedy w takim stanie, który pozwala na przeprowadzenie jego odbioru i przekazanie go do normalnej eksploatacji. W Prawie budowlanym ustawodawca przewidział możliwość oddania do użytku obiektu budowlanego, pomimo że pozostały do wykonania jeszcze pewne roboty budowlane. W takiej sytuacji właściwy organ nadzoru budowlanego, udzielając pozwolenia na użytkowanie określa warunki użytkowania obiektu albo uzależnia jego użytkowanie od wykonania, w oznaczonym terminie, określonych robót budowlanych. Przepisy te mają zastosowanie głównie do obiektów budowlanych, których konstrukcja pozwala na częściowe oddawanie do użytku. W takiej sytuacji część obiektu (zamierzenia budowlanego) przeznaczona do użytkowania musi być zrealizowana w stanie umożliwiającym właściwe z niej korzystanie. Podkreślić jednak należy, że zgodnie z treścią przepisów Prawa budowlanego nie ma możliwości oddania do użytku nieukończonych instalacji i urządzeń ochrony środowiska. Wskazana na wstępie ustawa o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych stanowi, że decyzja o pozwoleniu na użytkowanie drogi wydawana jest przez wojewodę w odniesieniu do dróg krajowych i wojewódzkich albo starostę w odniesieniu do dróg powiatowych i gminnych na zasadach oraz w trybie przepisów Prawa budowlanego. W związku z tym co do zasady oddanie do użytku drogi publicznej powinno nastąpić po zakończeniu wszystkich robót budowlanych. Ustawa dopuszcza częściowe oddawanie do użytku inwestycji drogowej poprzez wydanie na wniosek inwestora decyzji o pozwoleniu na użytkowanie w odniesieniu do jezdni lub jej odcinka, na którym zakończono budowę w przypadku gdy droga posiada co najmniej dwie jezdnie, przy czym każdą z nich przeznaczoną dla jednego kierunku ruchu. Jednakże częściowe oddawanie do użytku budowanej drogi jest możliwe wyłącznie w przypadku gdy na danych jezdniach bądź odcinkach zakończono budowę, tj. wykonano wszystkie przewidziane w pozwoleniu na budowę roboty budowlane. Jak zostało zasygnalizowane na wstępie celem zaproponowanych przez rząd zmian jest umożliwienie oddania do użytku jezdni bądź odcinka drogi pomimo niewykonania części robót wykończeniowych lub innych robót budowlanych, a także, co do tej pory nie było dopuszczalne na gruncie prawa budowlanego, pomimo niewykonania instalacji oraz niespełniania wymagań ochrony środowiska. 27


W tym miejscu należy zastanowić się jakie roboty wykończeniowe bądź budowlane mogą być uznane za takie, których nie wykonanie umożliwia właściwe korzystanie z oddanej do użytku drogi. Tak jak zostało wskazane powyżej w świetle orzecznictwa w zakresie prawa budowlanego stwierdzenie możliwości właściwego korzystania z obiektu stanowi przesłankę dopuszczenia go do użytku pomimo niewykonania części robót. W odniesieniu do dróg i autostrad uznać należałoby, że dla dopuszczenia jej do użytku konieczne jest wykonanie wszystkich robót, które mają na celu zapewnienie poruszania się po nich z przewidzianą w przepisach prędkością w sposób bezpieczny. Pamiętać należy, że pozwolenie na budowę zostaje wydane na drogę określonego rodzaju a nie drogę w ogóle a decyzja o pozwoleniu na użytkowanie, nawet jeśli miałaby być wydana przed zakończeniem wszystkich robót musi stwierdzać zgodność wybudowanego obiektu z pozwoleniem budowlanym. Stwierdzenie zatem przez organ nadzoru niemożliwości poruszania się przez pojazdy z przewidzianą dla tej drogi prędkością z uwagi na nie ukończenie wszystkich robót, powinno oznaczać brak możliwości właściwego korzystania z drogi i skutkować powinno odmową wydania pozwolenia na użytkowanie. Nie wydaje się zatem możliwe dopuszczenie do użytku autostrady, na której nie ma wszystkich przewidzianych w projekcie budowlanym warstw nawierzchni bądź innych elementów zapewniających bezpieczne z niej korzystanie. Decyzja o pozwoleniu na użytkowanie nie może określać zasad na jakich użytkownicy mają z niej korzystać np. wprowadzając ograniczenia prędkości. Dopuszczenie do takiej sytuacji byłoby tożsame z wydaniem pozwolenia na użytkowanie budynku mieszkalnego pozbawionego dachu z jednoczesnym stwierdzeniem, że zamieszkiwać w nim można tylko w dni słoneczne. Istotną nowością w stosunku do dotychczas obowiązujących zasad udzielania pozwolenia na użytkowanie jest możliwość oddania do użytku drogi pomimo niewykonania robót budowlanych wymaganych przez przepisy ochrony środowiska. Oceniając zaproponowane rozwiązanie należy jednoznacznie stwierdzić, że jest ono niezgodne z dyrektywami Rady 85/337/EWG z dnia 27 czerwca 1985 r. w sprawie oceny skutków wywieranych przez niektóre przedsięwzięcia publiczne i prywatne na środowisko naturalne oraz dyrektywy Rady 92/43/EWG z dnia 21 maja 1992 r. w sprawie ochrony siedlisk przyrodniczych oraz dzikiej fauny i flory. Teza ta została potwierdzona w wydanej przez Ministra Spraw Zagranicznych opinii o zgodności z prawem UE projektu (opinia DPUE-920-6-12/dk/3). Należy zgodzić się z przestawioną w tej opinii tezą, że skutkiem wydania decyzji o pozwoleniu na użytkowanie drogi, jezdni lub odcinka drogi pomimo niespełnienia wymagań ochrony środowiska, na co miałyby zezwalać proponowane w projekcie przepisy, o których mowa w art. 76 ust 2 ustawy – Prawo ochrony środowiska będzie niewykonaniem przez Polskę zobowiązań zawartych w dyrektywach. Dotyczy to w szczególności odstąpienia od wymogów przewidzianych w “zezwoleniu na inwestycję” przewidzianym w art. 2 ust 1 dyrektywy 85/337/EWG oraz “zgodzie na plan lub przedsięwzięcie” przewidzianej w art. 6 ust. 3 dyrektywy 92/43/EWG. Zezwolenie i zgoda, o których mowa w dyrektywach to decyzja o uwarunkowaniach środowiskowych w prawie polskim. Oznacza to, że pozwolenie na użytkowanie wydane na podstawie proponowanych rozwiązań może być wydane pomimo niespełnienia wymagań określonych w decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych. Przyjęcie takiego rozwiązania będzie oznaczać naruszenie przez ustawodawcę polskiego wymogów przewidzianych w prawie UE, a więc naruszenie zobowiązań traktatowych. Konsekwencją takich działań może być z jednej strony postępowanie przeciw Polsce o naruszenie zobowiązań ciążących z mocy Traktatów (art. 258 i nast. TfUE) z drugiej zaś odebranie środków unijnych przyznanych Polsce na realizację inwestycji drogowych dopuszczonych do użytkowania z naruszeniem wymogów ochrony środowiska. Treść nowelizacji przewiduje, że wykonawca będzie zobowiązany do wykonania wskazanych w pozwoleniu na użytkowanie robót budowlanych w wyznaczonym terminie nie dłuższym niż dziewięć miesięcy. Otwarte pozostaje pytanie, jaki będzie wpływ oddania nieukończonej drogi do użytku na 28


harmonogram wykonania robót budowalnych przewidziany w kontakcie zawartym z wykonawcą. Wykonywanie robót budowlanych, w sytuacji, gdy przez plac budowy odbywa się normalny ruch pojazdów sprawia, że odbywać się one będą w warunkach innych niż te które były przewidziane w chwili zawarcia kontraktu. Będzie to miało niewątpliwie wpływ na tempo ich wykonywania jak również może wiązać się z dodatkowymi kosztami dla wykonawców związanymi z koniecznością dodatkowej mobilizacji ludzi i sprzętu. To z kolei może stanowić podstawę do kierowania w stosunku do inwestora roszczeń o dodatkowe płatności. Kolejny problem natury finansowej może pojawić się, gdy w wyniku oddania do użytku nieukończonej drogi pojawią się zniszczenia w dotychczas wykonanych robotach budowlanych bądź mieniu użytkowników takiej drogi. Z punktu widzenia kontraktowego do czasy zakończenia wszystkich robót budowlanych droga jak również otaczający ją teren nadal będzie placem budowy, za którego stan wyłączną odpowiedzialności ponosić będzie wykonawca. Na szczególną uwagę zasługuje również czasowość obowiązywania przepisów zawartych w nowelizacji. Decyzje o pozwoleniu na użytkowanie drogi, na której nie ukończono robót budowlanych będą mogły być wydawane tylko do 30 czerwca 2012 r. Z uwagi na stopień zaawansowania projektów, dla których ta nowelizacja jest przewidziana może się zdarzyć, że jej przepisy nigdy nie zostaną zastosowane. Należy również zauważyć, że proponowane rozwiązania dalekie są od wymagań poprawnej legislacji. Trybunał Konstytucyjny wypracował pogląd, zgodnie z którym dla oceny zgodności sformułowania danego przepisu z wymaganiami poprawnej legislacji istotne są trzy kryteria, które składają się na tzw. test określoności prawa. Są to: precyzyjność regulacji prawnej, jasność przepisu oraz jego legislacyjna poprawność (wyrok w spr. K19/06). Precyzyjność przepisu, zdaniem TK ma przejawiać się w konkretności regulacji praw i obowiązków, tak by ich treść była oczywista i pozwalała na ich wyegzekwowanie. Jasność przepisu ma gwarantować jego komunikatywność względem adresatów, a więc zrozumiałość przepisów na gruncie języka powszechnego. TK podkreślił wyraźnie, że adresaci norm prawnych mają prawo oczekiwać stanowienia norm niebudzących wątpliwości co do nakładanych obowiązków lub przyznawanych praw (wyrok w spr. K32/08). TK podkreślał, że ustawodawca nie może poprzez niejasne formułowanie treści przepisów pozostawiać organom mającym je stosować nadmiernej swobody przy ustalaniu ich zakresu podmiotowego i przedmiotowego (wyrok w spr. K44/07). Mając w pamięci takie stanowisko TK nie można przejść obojętnie wobec próby wprowadzenia do porządku prawnego przepisu, zgodnie z którym będzie możliwe wydanie pozwolenia na użytkowanie drogi, jezdni lub odcinka drogi „pomimo niewykonania części robót wykończeniowych, innych robót budowlanych lub niespełnienia wymagań ochrony środowiska”. Narzucają się najprostsze pytania. Jakiej części robót wykończeniowych? 20%, a może 80%? Jakich „innych” robót budowlanych? Dodatkowego smaczku sprawie nadają przepisy modyfikujące zasady postępowania administracyjnego w sprawie pozwoleń na użytkowanie. Po pierwsze, proponuje się wprowadzenie możliwości przeprowadzania kontroli, która ma potwierdzać możliwość wydania decyzji o pozwoleniu właściwie dowolnej osobie (uchylenie wymogu zatrudnienia takiej osoby we właściwym organie nadzoru budowlanego). Dodatkowo, chyba wzorem ustawy o prokuraturze i istniejącej tam zasady dewolutywności, Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego będzie mógł w każdej chwili „przejąć postępowanie w sprawie drogi ekspresowej lub autostrady (…) wraz z aktami sprawy”. Tego rodzaju modyfikacje zasad postępowania prowadzić mogą do znacznego naruszenia swobody oceny „spełniania warunków określonych w przepisach (…) Prawa budowlanego” i działania kontrolujących ze świadomością, że i tak, niezależnie od tego co stwierdzą, przeprowadzenie kontroli może zostać im odebrane i przejęte bezpośrednio przez GINB. Podsumowując należy stwierdzić, że proponowane przez rząd przepisy rodzą poważne ryzyko interpretacyjne a także mogą wiązać się z niekorzystnymi dla Skarbu Państwa konsekwencjami prawnymi. Mając na uwadze czas obowiązywania proponowanych rozwiązań stwierdzić należy, że koszty tworzenia prawa na potrzeby kilku projektów infrastrukturalnych pośrednio związanych z organizacją imprezy sportowej mogą zdecydowanie przewyższać korzyści płynące z oddania do użytku nieukończonej drogi. Tekst ukazał się 18 marca na stronach cafr.pl . 29


11. Słowacja: Smer bierze wszystko Maurycy Mietelski, redaktor „Polityki Narodowej”. Socjaldemokraci ze Smeru wygrali zeszłotygodniowe przedterminowe wybory na Słowacji. Partia Roberta Fico przejdzie do historii jako pierwsze ugrupowanie w historii niepodległej Słowacji, któremu udało się uzyskać samodzielnie większość głosów w parlamencie. Upadek rządu po sporach wokół „ratowania euro” Przedterminowe wybory na Słowacji (poprzednie odbyły się w czerwcu 2010 roku) miały związek z utratą większości parlamentarnej przez centroprawicowy rząd Ivety Radičovej. Gabinet słowackiej premier składał się z czterech partii:    

Słowackiej Unii Chrześcijańskiej i Demokratycznej – Partii Demokratycznej (SDKÚ czyli Slovenská demokratická a kresťanská únia – Demokratická strana) Ruchu Chrześcijańsko-Demokratycznego (KDH czyli Kresťanskodemokratické hnutie) reprezentującego interesy węgierskiej mniejszości Most-Hidu liberalnej Wolności i Solidarności (SaS czyli Sloboda a Solidarita)

To właśnie ta ostatnia partia, kierowana przez ekonomistę Richarda Sulíka, doprowadziła do upadku centroprawicowego gabinetu. W październiku 2011 roku SaS sprzeciwiła się uczestniczeniu przez Słowację w budzącym kontrowersje planie finansowania zagrożonych państw strefy euro. SaS zbojkotował głosowanie nad ratyfikacją Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF), które było połączone z wotum zaufania dla premier Radičovej. Przegrana w głosowaniu spowodowała upadek rządu, a już dzień później pod naciskiem Brukseli słowacka Rada Narodowa ratyfikowała EFSF dzięki głosom SDKU, KDH, Most-Hidu i opozycyjnego lewicowego Smeru, który dzień wcześniej nie chciał wyrazić poparcia. Skandale ze służbami specjalnymi w tle Przyspieszoną elekcję zaplanowano na 10 marca 2012 roku. Do tego czasu mniejszościowym rządem kierowała dalej premier Iveta Radičova która zapowiedziała, iż odchodzi z polityki i nie będzie kandydować. Na tym nie skończyły się jednak problemy chadecko-liberalnej koalicji. 21 listopada ubiegłego roku popularny słowacki tabloid „Nový čas” ujawnił, że służba wywiadu wojskowego podsłuchiwała dziennikarzy „Pravdy” i szefa telewizji TA3, krytycznych wobec ministra obrony Lubomira Galko i całej koalicji. Następnego dnia po wybuchu afery doszło do dymisji Galko, który kilka dni później wyjaśniał, że za sprawę odpowiada jeden z oficerów kontrwywiadu wojskowego VOS. Zdaniem byłego ministra obrony podsłuchy były legalne, ponieważ wywiad sprawdzał skąd dziennikarze otrzymują niejawne informacje. Miesiąc później ujawniono kolejny skandal udokumentowany w aktach pod kryptonimem „Gorila”, który do publicznej wiadomości przekazał anonimowy ekspert Słowackiej Służby Informacyjnej (SIS). Akta zawierają dowody na łapówkarskie powiązania polityków centroprawicy z grupą finansową „Penta”. W aferę zamieszani byli politycy różnych formacji tworzących rząd lidera SDKU Mikuláša Dzurindy w latach 2005-2006. Po ujawnieniu skandalu przez Słowację przetoczyła się fala protestów przeciwko skorumpowanej scenie politycznej. Lewica faworytem sondaży Przedwyborcze sondaże wskazywały na zdecydowaną wygraną lewicowego Smeru, któremu prognozowano wynik nie niższy niż 40%. Partia Roberta Fico rządziła Słowacją już w latach 20062010 i wygrała poprzednie wybory, jednak nie stworzyła rządu z powodu złego wyniku koalicjantów ze Słowackiej Partii Narodowej (SNS czyli Slovenska narodna strana) i Ruchu na Rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS czyli Hnutie za demokratické Slovensko). W badaniach opinii najsilniejszą partią centroprawicy stało się KDH Jana Figela, które nie było uczestnikiem żadnych poważniejszych 30


skandali. Nad progiem wyborczym lawirowało SDKU, któremu zdaniem słowackich politologów zaszkodziła nie tylko afera „Gorila”, ale również odejście premier Radičovej. Swoją pozycję umacniało liberalne SaS Sulika, które nadal stawiało na pewien efekt świeżości, bowiem partię w 2009 roku utworzyli przede wszystkim mali i średni przedsiębiorcy. Reprezentujący interesy węgierskiej mniejszości Most-Hid przez pewien czas był zagrożony przez konserwatywną Partię Węgierskiej Koalicji (Strana maďarskej koalície), której liderem przez wiele lat był obecny szef Most-Hidu Bela Bugar. Sondaże wskazywały również na dobry wynik nowego konserwatywnego ugrupowania Zwyczajni Ludzie – Niezależne Jednostki (OlaNO czyli Obyčajní ľudia a nezávislé osobnosti) założonego przez Igora Matoviča, który w 2010 roku dostał się do parlamentu z list SaS, został jednak z niej wyrzucony za głosowania wraz ze Smerem za ograniczeniem możliwości posiadania podwójnego obywatelstwa. Matovič został też oskarżony przez lidera SaS Sulika o „homofobię”. W trudnej sytuacji znalazło się narodowe SNS Jana Sloty, które według sondaży oscylowało wokół progu wyborczego, zaś spadek jego notowań był spowodowany słaba kampanią toczącą się kolejny raz głównie wokół antywęgierskich resentymentów. Przez pewien czas na fali wznoszącej znalazło się populistyczne ugrupowanie „99 procent” przedstawiające mało rozbudowany program opierający się głównie na haśle przewietrzenia obecnej sceny politycznej. Socjaldemokraci biorą wszystko Ostatecznie w sobotę 10 marca Słowacy mogli wybierać swoich przedstawicieli spośród 26 komitetów wyborczych. Zgodnie z przewidywaniami zwyciężył socjaldemokratyczny Smer, otrzymując 44,41% głosów, co przełożyło się na 83 mandaty w 150 osobowej Radzie Narodowej. Najsilniejszym ugrupowaniem centroprawicy stał się KDH, na który głosowało 8,82% wyborców, wprowadzając tym samym szesnastu parlamentarzystów. Zbliżony wynik uzyskało nieoczekiwanie wspomniane nowe ugrupowanie konserwatywne OlaNO Igora Matovica. 6,89% głosujących wybrało węgierski Most-Hid (13 mandatów), zaledwie 6,09% na centroprawicową SDKU (11 mandatów), które w porównaniu do 2010 roku straciło prawie 10 punktów procentowych poparcia. W parlamencie znalazł się również SaS Richarda Sulika – otrzymało jednak tylko 5,88% głosów. SaS straciła głównie na rzecz OlaNO Matovica ponad połowę elektoratu z 2010 roku. Poza parlamentem znalazła się Słowacka Partia Narodowa (SNS) oraz Partia Węgierskiej Koalicji, które uzyskały wynik nieco powyżej 4%. Mimo korzystnych ostatnich sondaży, populistyczny komitet „99 procent” otrzymał jedynie 1,58% głosów zrównując się tym samym z nacjonalistyczną Partią Ludową „Nasza Słowacja” (Lidová strana „Naše Slovensko”), na którą głosują przede wszystkim osoby zawiedzione polityką SNS. Te wybory były już raczej ostatecznym pożegnaniem z HZDS Vladimíra Mečiara. Partia, która w latach dziewięćdziesiątych zdominowała słowacką scenę polityczną uzyskała wynik poniżej 1% głosów, zaś jej lider właściwie nie prowadził żadnej kampanii wyborczej. Na śmietniku historii znalazła się też Komunistyczna Partia Słowacji (Komunistická strana Slovenska), która jeszcze sześć lat temu, miała jedenastu parlamentarzystów. Robert Fico formuje rząd Po ogłoszeniu oficjalnych wyników stało się jasne, że premierem będzie Robert Fico. Socjaldemokrata wyraził jednak nadzieję, że uda mu się porozumieć z którąś z centroprawicowych partii, które wezwał do rozmów o ewentualnej koalicji. Na jego apel pozytywnie odpowiedział jedynie Bela Bugar z MostHidu. W powyborczy czwartek przewodniczący Smeru spotkał się z politykami wszystkich partii znajdujących się w Radzie Narodowej, jednak nie osiągnął porozumienia z żadnym z nich. Gestem w stronę opozycji ma być jednak oddanie jej obu stanowisk wiceprzewodniczących Rady Narodowej. Prezydent Ivan Gašparovič, mający zresztą poparcie Smeru, powierzył więc Robertowi Fico misję tworzenia jednopartyjnego rządu. Słowacki prezydent wyraził nadzieję, że mianuje rząd już na pierwszym posiedzeniu parlamentu, które odbędzie się 4 kwietnia. Robert Fico powiedział natomiast, 31


że liczy na dobre stosunki z opozycją oraz pomoc niezależnych ekspertów w spawach polityki zagranicznej i gospodarczej. Pierwszym nazwiskiem, które Fico wymienił w kontekście składu nowej Rady Ministrów jest znany dyplomata Miroslav Lajčák, który był już ministrem spraw zagranicznych w latach 2009-2010. Przewidywana polityka nowego rządu Rząd Fico będzie na pewno otwarty na Unię Europejską, bowiem partia popierała zarówno Pakt Fiskalny, jak i dofinansowanie upadającej Grecji. Można podejrzewać, że nowy gabinet będzie chciał nawiązać ponownie ciepłe stosunki z Rosją, co jest charakterystyczne dla wschodnioeuropejskiej lewicy i było jednym z głównych kierunków polityki Smeru w kadencji 2006-2010. Do słowackiej polityki wróci zapewne również konfrontacyjna postawa wobec Budapesztu, bowiem Smer - wraz z przejęciem elektoratu SNS i HZDS – nie będzie mógł lekceważyć antywęgierskich nastrojów sporej części swojego elektoratu. Warto zwrócić uwagę, że antywęgierska polityka lat 20062010 kosztowała Smer zawieszenie w prawach członka Europejskiej Partii Socjalistów, jednak słowaccy socjaldemokraci specjalnie się tym nie przejęli. Obecnie mogą dodatkowo skorzystać na niechęci Brukseli do działań Viktora Orbana. Najpoważniejszym testem dla lewicy będą jednak sprawy gospodarcze. Smer w kampanii wyborczej obiecywał Słowakom socjalne państwo, a drogą do niego miał być m.in. demontaż podatku liniowego oraz wprowadzenie podatku od towarów luksusowych. Problemem będzie jednak pogodzenie wydatków socjalnych z dyscypliną budżetową nakładaną przez Pakt Fiskalny (ratyfikację którego zapowiedział nowy rząd) oraz z niskim wzrostem gospodarczym. Słowację czekają więc cztery lata stabilizacji wewnątrz obozu rządzącego, co będzie najbardziej widoczną zmianą po tegorocznych wyborach. Można mieć jednak wątpliwości, czy Robert Fico będzie w stanie zapewnić Słowacji również stabilizację finansową. Okres poprzednich czteroletnich rządów socjaldemokratów nie daje też zbyt dużych nadziei na wyeliminowanie afer związanych z prywatyzacją, korupcją czy umieszczaniem partyjnych funkcjonariuszy w spółkach należących do państwa. To zresztą upodabnia słowacką scenę polityczną do polskiej. Tekst ukazał się 20 marca 2012 r. na stronach cafr.pl .

32


12. Paserstwo Polsce nie przystoi dr Stanisław Tyszka, dyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej

Rząd, który przywiązuje tak wielką wagę do prywatyzacji, całkowicie ignoruje kwestię odszkodowań za odebrane mienie. Istnienie Funduszu Kościelnego nie jest przywilejem, ale wynika ze zobowiązań III RP, która przejęła własność odebraną Kościołowi Katolickiemu przez komunistów. Komisja Majątkowa przekazała Kościołowi odszkodowanie zasadniczo tylko za to, co zostało wywłaszczone z pogwałceniem prawa komunistycznego. Własność odebrana zgodnie z przepisami powojennymi miała być zwrócona na gruncie ustawy reprywatyzacyjnej. Warto przypomnieć, że jeszcze w 2008 roku rząd Donalda Tuska prowadził z przedstawicielami Kościoła w tej kwestii negocjacje. Minister Boni zapowiedział, że rząd planuje likwidację Funduszu Kościelnego, ale jednocześnie „szanując misję społeczną Kościoła” proponuje umożliwienie odpisu od podatku dochodowego w wysokości 0,3%. Problem w tym, że misja Kościoła nie ma nic wspólnego z istnieniem Funduszu. Reżim komunistyczny odebrał Kościołowi majątek olbrzymiej wartości, a po 1989 roku majątek ten został przejęty przez rządy III RP, które wciąż czerpią z niego pożytki. Fundusz nie jest więc przywilejem czy formą subsydiowania Kościoła przez państwo, lecz stanowi jedynie formę rekompensaty za odebraną własność. Likwidacja przywilejów feudalnych Kościół Katolicki został pozbawiony własności mocą wielu ustaw, dekretów i często formalnie nielegalnych decyzji administracyjnych. We wrześniu 1944 roku, w momencie wprowadzania dekretu o reformie rolnej, komuniści jeszcze obawiali się Kościoła – reforma nie objęła więc własności kościelnej. Dotyczył jej już natomiast dekret o wywłaszczeniu lasów z grudnia 1944 roku, a następnie ustawa o nacjonalizacji przemysłu z roku 1946. Wreszcie, znakomita większość kościelnych gruntów rolnych została odebrana ustawą z 20 marca 1950 roku o „przejęciu przez Państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego”. Preambuła tej ustawy ogłaszała wywłaszczenie dóbr kościelnych w celu „usunięcia pozostałości przywilejów obszarniczo-feudalnych”. Likwidacja tych „przywilejów feudalnych” oznaczała przejęcie własności Kościoła bez odszkodowania. Szacuje się, że w obecnych granicach Polski bezpośrednio po wojnie Kościół był właścicielem około 170 000 hektarów ziemi. Według oficjalnych danych z 1951 roku na mocy ustawy z 1950 roku Kościołowi odebrano 90 000 hektarów. Ks. prof. Dariusz Walenciak, jeden z najlepszych specjalistów tym zakresie, całość ziemi odebranej po wojnie Kościołowi oszacował na 140 000 hektarów. Oczywiście poza gruntami instytucjom kościelnym odebrano również olbrzymi majątek w postaci nieruchomości miejskich czy przemysłowych. Ustawa z 1950 roku przewidywała, że w celu „materialnego zabezpieczenia duchowieństwa” powstanie Fundusz Kościelny, do którego miały wpływać dochody z dóbr zabranych podmiotom kościelnym. Dochody te miały być przeznaczone nie tylko na zabezpieczenie społeczne księży, ale również na utrzymanie budynków kościelnych. Ustawa wyraźnie zobowiązywała ministra rolnictwa do oszacowania dochodu z odebranych dóbr, lecz przepisy te nigdy nie zostały wykonane. W okresie PRL-u na mocy arbitralnych decyzji politycznych pewne środki były co prawda przekazywane do Funduszu, lecz służyły głównie na wsparcie księży lojalnych wobec władzy komunistycznej, w szczególności tak zwanych „księży patriotów”. Fundusz zaczął realnie funkcjonować dopiero po 1989 roku. Oczywiście do dziś przekazywane do niego kwoty są oparte na decyzjach politycznych, a nie na szacunkach dochodów z odebranego majątku. Komisja a Fundusz Komisja Majątkowa została natomiast powołana na mocy ustawy uchwalonej w maju 1989 roku z inicjatywy rządu Rakowskiego, który chciał sobie zjednać Kościół w kontekście przemian ustrojowych. 33


Komisja zajmowała się roszczeniami instytucji kościelnych jedynie do części dóbr zagrabionych przez komunistów – zasadniczo tych odebranych z pogwałceniem ówczesnego prawa. Komisja powinna była rozstrzygnąć wszelkie roszczenia zgłoszone przez stronę kościelną już na początku lat 90-tych. Tymczasem z powodu biurokratycznej obstrukcji prace komisji trwały dwadzieścia lat – aż do jej likwidacji w marcu 2011 roku i przekazania niewielu pozostałych spraw do sądów powszechnych. Jednocześnie komisje majątkowe zajmujące się roszczeniami pozostałych kościołów i gmin żydowskich zostały utrzymane. Rodzi to oczywiste wątpliwości na gruncie konstytucyjnej zasady równości wobec prawa. Symptomatyczne jest również to, że w czasie medialnej nagonki na Komisję ewentualnymi „nieprawidłowościami” w tych pozostałych komisjach nikt się nie zainteresował. Komisja Majątkowa przekazała organizacjom kościelnym około 65,000 ha gruntów i ponad 140 mln złotych odszkodowań. Trudno jednak porównywać ten areał do wspomnianych 140,000 ha gruntów odebranych Kościołowi po wojnie, ponieważ Komisja często przekazywała odszkodowanie w nieruchomościach zamiennych za odebrane atrakcyjne działki miejskie. Teraz jednak przedstawiciele Platformy Obywatelskiej powtarzają, że „większość majątku została zwrócona” i „formuła funduszu się wyczerpała”. Z tej perspektywy dziwi trochę to, że jeszcze na początku roku 2008 minister skarbu Aleksander Grad i wiceminister Krzysztof Łaszkiewicz prowadzili negocjacje z przedstawicielami Kościoła w kontekście planowanej ustawy o reprywatyzacji. Negocjacje te zostały przerwane, a prace nad ustawą reprywatyzacyjną zawieszono pod pretekstem kryzysu finansowego. Rację istnienia Funduszu Kościelnego w obecnej sytuacji dobrze ujął biskup Tadeusz Pieronek zauważając, że: „Fundusz Kościelny straci rację bytu wtedy, kiedy państwo zwróci Kościołowi zagarnięte mu bezprawnie mienie (…) zwrot majątków kościelnych przeprowadzany przez Komisję Majątkową (…) to jest jeden ze sposobów zwrócenia niewielkiej części tego, co państwo zagarnęło. Reszta siedzi w rękach państwa, a nie jest jego własnością. Jest kradzieżą, którą trzeba opłacać każdego roku (…) Jeśli cały majątek, który został Kościołowi zagarnięty w 1950 r., zostanie zwrócony, to stworzy się sytuacja jakościowo inna. Ale jeśli nie, to nie widzę powodów, aby była jakakolwiek racja dla likwidacji Funduszu Kościelnego.” Deficyt sprawiedliwości Jednocześnie można oceniać Fundusz w bardziej globalnym kontekście zadośćuczynienia za wywłaszczenia nazistowskie i komunistyczne po 1989 roku. Polska jest jedynym państwem w Europie Środkowo-Wschodniej, które nie przyjęło ustawy o reprywatyzacji. Kościoły i związki wyznaniowe zostały w pewien sposób uprzywilejowane w procesie restytucji w stosunku do indywidualnych byłych właścicieli. Stało się to poprzez istnienie specjalnych komisji majątkowych i właśnie przez Fundusz Kościelny. Tymczasem indywidualni prawowici właściciele mogą próbować odzyskać własność tylko na drodze administracyjno-sądowej i to tylko wtedy, gdy komuniści wywłaszczając nie dopełnili formalności i złamali przyjęte przez siebie prawa. To relatywne uprzywilejowanie kościołów nie powinno oczywiście stanowić argumentu za ograniczeniem odszkodowań dla nich. Powinno natomiast stanowić argument za poszerzeniem zadośćuczynienia na wszystkich obywateli przedwojennej Polski. Odwoływanie się do kryzysu finansowego i trudnej sytuacji budżetowej jest tu o tyle nieuprawnione, że odszkodowania należałoby przekazać nie w gotówce, ale w mieniu zastępczym. Tego państwo wciąż ma dużo, choćby w postaci gruntów rolnych. Reprywatyzacja przyniosłaby korzystne skutki ekonomiczne, zdynamizowałaby gospodarkę i wzmocniła klasę średnią. Niestety rząd, który przywiązuje tak wielką wagę do prywatyzacji całkowicie ignoruje kwestię odszkodowań, pospiesznie wyprzedając co tylko możliwe. Tymczasem brak ustawowego uregulowania roszczeń odszkodowawczych ma również bardzo negatywne skutki dla pewności obrotu i inwestycji. Wystarczy popatrzeć na Warszawę, gdzie na przykład zagospodarowanie Placu Defilad od lat uniemożliwiają roszczenia prawowitych właścicieli. Dziś restytucja mienia w polskiej debacie politycznej stała się właściwie tematem tabu, unikanym przez przedstawicieli głównych sił politycznych. W kontekście tego jawnego deficytu sprawiedliwości historycznej w III RP podkreślenia wymaga fakt, iż podczas gdy na całym świecie w odniesieniu do kwestii odszkodowań za zagrabione mienie używa się terminu „restytucja” w Polsce mówi się w tym kontekście o „reprywatyzacji”. „Restytucja” to termin sięgający instytucji prawa rzymskiego (restitutio 34


ad integrum) w oczywisty sposób łączący się z kwestią sprawiedliwości. Termin „restytucja” od początku budził opór wśród postkomunistycznych elit. Wymyślony na potrzeby polskiej debaty termin „reprywatyzacja” spycha zagadnienie w sferę techniczno-prawną lub ekonomiczną, symbolicznie podporządkowując odszkodowania kwestii prywatyzacji majątku państwowego. To nie przypadek, bo jak wiadomo – kto kontroluje język, kontroluje rzeczywistość. Podsumowując, zanim rząd zabierze się do reformowania finansowania Kościoła powinien rozliczyć się ze spadku po komunizmie. Aktualna propozycja rządu wpisuje się w tę narrację historyczną, która zakłada, że rok 1989 stanowił swoisty „rok zero”- a przedtem nic się nie wydarzyło. Nie można jednak przejść do porządku nad dziedzictwem łamania prawa własności przez reżim komunistyczny. Tym bardziej, jeśli się z tej zagrabionej własności wciąż czerpie pożytki. Rzeczpospolitej paserstwo naprawdę nie przystoi.

Tekst ukazał się 27 marca na łamach „Rzeczpospolitej”.

35


13. Grecja powinna opuścić strefę euro Łukasz Czernicki, ekspert CAFR Wśród ekonomistów i polityków dominuje przekonanie, że wyjście Grecji ze strefy euro nie jest dobrym rozwiązaniem ze względu na związane z tym perturbacje na rynkach finansowych. Ponadto, zdaniem niektórych komentatorów, powrót do drachmy, której wartość uległaby zapewne znacznemu osłabieniu, nie musi oznaczać, że sytuacja ekonomiczna w tym kraju ulegnie polepszeniu. Opinię tę podziela przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich Ryszard Petru, czemu dał wyraz w [1] tekście ”Grecja i tak będzie musiała być na kroplówce” opublikowanym 15.03.2012 na jego autorskim blogu. Z drugiej strony dotychczasowa strategia walki z kryzysem w Grecji nie przynosi oczekiwanych skutków. Mimo, że od oficjalnego początku kryzysu na peryferiach Europy minęło już prawie dwa lata (w maju 2010 Europejski Bank Centralny dokonał po raz pierwszy zakupu greckich obligacji państwowych), to dane ekonomiczne dla Grecji nie tylko nie napawają zbytnim optymizmem, ale pokazują, że sytuacja w tym kraju systematycznie się pogarsza. Czy opcja dotychczas wykluczana przez większość polityków i ekonomistów – wyjście Grecji ze strefy euro – mogłaby pomóc rozwiązać gospodarcze problemy tego kraju? Dlaczego Grecja potrzebuje dewaluacji? Grecja potrzebuje dewaluacji ze względu na skutki boomu inflacyjnego jaki ten kraj doświadczył w dekadzie przed wybuchem kryzysu finansowego. Płace i ceny rosły w tym okresie dużo szybciej niż w krajach rdzenia strefy euro, w szczególności w Niemczech. Na poniższym wykresie została przedstawiona dynamika jednostkowych kosztów pracy w wybranych krajach unii walutowej w latach 2000 – 2010[2] ( podobnego przegrzania gospodarki doświadczyły w strefie euro także Irlandia, Hiszpania i Portugalia, jednak niniejsza analiza skupia się na przypadku Grecji).

Jak pisze prof. Sinn „Od 1995 roku, kiedy stawki oprocentowania zaczęły się zrównywać, gdyż oczekiwano na wprowadzenie euro, do roku 2008, kiedy wybuchł kryzys, ceny w Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii wzrosły średnio o 23 proc. w porównaniu z cenami w innych państwach [3] eurolandu.” Grecja stała się zatem krajem relatywnie drogim przez co jej gospodarka mocno straciła na konkurencyjności. Dodatkowo, po wybuchu kryzysu, w szybkim tempie zaczął wycofywać się z tego kraju kapitał zagraniczny, który wcześniej finansował wysokie deficyty na rachunku bieżącym. Obecnie Grecja jest pogrążona także w kryzysie bilansu płatniczego, gdyż ze względu na brak 36


dewaluacji ograniczenie nadwyżek importu nad eksportem przebiega bardzo powoli, a inwestorzy zagraniczni stracili wiarę w możliwość powrotu greckiej gospodarki na ścieżkę wzrostu. Grecja posiada teoretycznie dwie możliwości wyjścia z ekonomicznej zapaści. Pierwsza, tzw. wewnętrzna dewaluacja, czyli manualna obniżka płac i cen przy jednoczesnym pozostaniu w strefie euro. Druga natomiast zakłada powrót do drachmy i automatyczne dopasowanie się wynagrodzeń i cen do możliwości greckiej gospodarki. Problem w tym, że Grecy nie są w stanie dokonać koniecznej obniżki wynagrodzeń i cen w unii walutowej. Jak zauważa cytowany już powyżej Sinn: „Po wybuchu kryzysu tylko w Irlandii doszło do znacznej rzeczywistej deprecjacji (mniej więcej aż o 12 proc.), co prawdopodobnie doprowadzi do tego, że w tym roku Irlandia po raz pierwszy od 10 lat odnotuje nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących. W Portugalii deprecjacja wyniosła zaledwie 1 proc., a w Hiszpanii i Grecji nie doszło do niej w ogóle. W porównaniu z innymi państwami ceny w Grecji wzrosły z powodu podwyżki podatku VAT, natomiast ceny netto wzrastały w takim samym tempie jak w handlujących z nią pozostałych państwach eurolandu.” Dlatego wyjście ze strefy euro wydaje się być jedyną realną opcją, dzięki której Grecja mogłaby zniwelować skutki boomu inflacyjnego jakiego doświadczyła. Skutki wyjścia ze strefy euro Ekonomista Ryszard Petru we wspomnianym we wstępie tekście, przekonuje, że silne osłabienie nowej greckiej waluty wcale nie musi poprawić sytuacji ekonomicznej tego kraju ze względu na niski wolumen greckiego eksportu (16 miliardów euro w 2010) roku oraz jego niekorzystną strukturę. Jak pisze autor „Maszyny i urządzenia stanowią jedynie 12 procent eksportu podczas gdy dominującą pozycję miały żywność i tekstylia. Dla porównania w Polsce w tym samym roku maszyny i urządzenia stanowiły 41% podczas gdy żywności tylko 11 procent. Taka struktura greckiej wymiany handlowej pokazuje w jak beznadziejnej sytuacji znajduje się ta gospodarka”. Argumentacja Petru nie przekonuje z kilku względów. Po pierwsze sam fakt, że Grecja notuje bardzo niski wolumen eksportu wcale nie oznacza, że silne osłabienie greckiej waluty nie stworzy dodatkowych możliwości dla greckich przedsiębiorstw do ekspansji na rynki zagraniczne. Ponadto spadek wartości drachmy przyczyniłby się do ograniczenia importu, co złagodziłoby kryzys bilansu płatniczego. Po drugie z przytoczonego powyżej cytatu wynika, że deprecjacja drachmy miałaby niewielki wpływ na rozwój greckiego eksportu, ze względu na relatywnie wysoki udział w nim żywności i tekstyliów. Biorąc pod uwagę słabe prognozy wzrostu gospodarczego dla gospodarki światowej, a dla strefy euro w szczególności, taka struktura eksportu jest dla greckiej gospodarki, inaczej niż sugeruje ekonomista, raczej korzystna. W okresie spowolnienia gospodarczego popyt na artykuły żywnościowe i tekstylia ulega zazwyczaj znacznie mniejszej redukcji niż popyt na dobra inwestycyjne, jak maszyny i urządzenia. Poza tym ponad 21% [4] greckiego eksportu, to eksport usług turystycznych. Silniejsze osłabienie drachmy na pewno poprawiłoby wyniki w tym sektorze greckiej gospodarki, tak jak zdecydowanie słabsza korona ożywiła rynek turystyczny w pogrążonej w kryzysie Islandii. Po trzecie doświadczenia Argentyny pokazują, że dewaluacja peso względem dolara (w 2002 r.) połączona z bankructwem państwa wpłynęła na wyniki ekonomiczne tego kraju bardzo pozytywnie. Praktycznie w rok po dewaluacji peso argentyńska gospodarka zaczęła rozwijać się w bardzo szybkim tempie, a okres silnego wzrostu, jedynie z krótką przerwą związaną ze światowym kryzysem finansowym, trwa do dzisiaj. Stopa bezrobocia z ponad 20%, czyli z podobnego poziomu jak obecnie w Grecji, spadła o ponad połowę w przeciągu kilku lat. Poniżej zamieszczone są grafiki porównujące wybrane wskaźniki greckiej i argentyńskiej gospodarki.

37


38


Petru słusznie natomiast wskazuje na problem odpływu siły roboczej w przypadku wyjścia Grecji ze strefy euro. Jednak pozostawanie w unii walutowej wcale nie gwarantuje, że uda się ten proces zatrzymać. Wysokie bezrobocie i obciążenia fiskalne spowodowały, że odpływ najbardziej wartościowych pracowników tzw. drenaż mózgów (ang. „brain drain”) już się rozpoczął. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez grecki instytut badania opinii publicznej „Kapa Research” już w 2010 roku 70% osób z wyższym wykształceniem rozważało opuszczenie Grecji, a z pośród ponad 5000 ankietowanych prawie 40% już wtedy miało złożone odpowiednie wnioski o zezwolenie na pobyt [5] w innych krajach. Aby w rzeczywistości zatrzymać ten proces Grecja musiałaby opuszczając strefę euro jednocześnie wyjść ze strefy Schengen. Oczywiście powrót Grecji do drachmy wymagałaby sprawnego zarządzania całym procesem, gdyż wyjście ze strefy euro wiązałoby się zapewne z dalszą restrukturyzacją długu. Jak trafnie zauważa Petru dotychczasowa redukcja greckiego zadłużenia, nie okazała się być „końcem świata,” więc i dalsza obniżka należności z tytułu greckich obligacji będzie dla sektora finansowego, przy ewentualnym wsparciu rządów państw i EBC, zapewne do udźwignięcia. Rozpowszechnionym mitem jest natomiast założenie, że wyjście ze strefy euro i głębsze bankructwo Grecji na wiele lat odetnie ją od dostępu do zagranicznego finansowania. Argentyna po niespełna pięciu latach od ogłoszenia bankructwa była w stanie sprzedać obligacje denominowane w dolarach przy oprocentowaniu nieco przekraczającym 8%. 39


Dewaluacja najpierw! Dewaluacja ma także fundamentalne znaczenie dla perspektyw greckiej gospodarki w dłuższym terminie. Dzięki temu Grecja mogłaby stać się interesującym miejscem dla zagranicznych inwestycji. Te z kolei przyczyniłyby się do złagodzenia problemu wysokiego bezrobocia oraz kryzysu bilansu płatniczego. W przeciwnym razie uzdrowienie gospodarcze będzie skutecznie hamowane przez zbyt wysokie koszty odstraszające inwestorów. Grecja jest krajem pogrążonym w chaosie, zbiurokratyzowanym, o niezbyt dobrej infrastrukturze i posiadającym niesprawne instytucje. Te same problemy nękają przedsiębiorców w wielu krajach wschodzących. Jednak państwa te przyciągają inwestorów zagranicznych, bo są po prostu tanie! Ciężko sobie wyobrazić, aby Grecja mogła być realnym konkurentem w wyścigu po zagraniczne inwestycje chociażby z krajami Europy ŚrodkowoWschodniej (w tym z Polską) gdzie płaca minimalna jest trzy-czterokrotnie niższa niż w Grecji. Poniżej zamieszczona jest grafika obrazująca różnice w płacy minimalnej w krajach europejskich.

Huczne zapowiedzi Evangelia Fragioudaki z greckiej agencji inwestycji („Invest in Greece”), o których donosi Małgorzata Grzegorczyk w tekście „Grecja ma nową ofertę dla inwestorów spoza sektora [6] finansów” z 16.03.2012, że Grecja dzięki specjalnemu pakietowi zachęt inwestycyjnych ma zamiar stać się najbardziej przyjaznym inwestycjom krajem na świecie, są tylko próbą zatarcia rzeczywistego obrazu sytuacji. W tekście dziennikarki Pulsu Biznesu znajdujemy tabelę opierającą się na danych 40


„Invest in Greece” i zawierającą wybrane inwestycje w Grecji w latach w 2011-2012. Co ciekawe tylko w jednym przypadku na trzynaście mamy do czynienia z inwestycją, która zwiększa moce produkcyjne i daje nadzieję na wzrost zatrudnienia oraz poprawę zdolności eksportowych (przeniesienie produkcji z Niemiec do Grecji przez holenderska firmę). Reszta to dokapitalizowania i przejęcia, które nie odgrywają większej roli przy zażegnaniu kryzysu ekonomicznego w dłuższej perspektywie.

41


42


Podsumowując, wyjście ze strefy euro jest warunkiem koniecznym do poprawy sytuacji ekonomicznej w Grecji. Przy takiej słabości państwa greckiego nie można liczyć, że greckie władze będą w stanie przeprowadzić w szybkim tempie proces wewnętrznej dewaluacji. Bez tego Grecja będzie skazana na długie lata chaosu ekonomiczno-politycznego, który będzie także obciążał życie gospodarcze w całej Europie. Oczywiście powrotu do drachmy i dewaluacji nie można traktować jako remedium na wszystkie ekonomiczne problemy tego kraju. Konieczne są dalsze, szeroko zakrojone i głębokie reformy. Jednak tak jak w przypadku Argentyny powiązanie z silnym dolarem, tak dla Greków powiązanie z silna walutą Niemiec czy Holandii jest zgubne i tak jak dewaluacja dla Argentyny była warunkiem koniecznym do powrotu na ścieżkę wzrostu gospodarczego, tak i opuszczenie strefy euro dla Grecji powinno stać się priorytetem strategii walki z kryzysem. Tekst ukazał się 27 marca na stronach cafr.pl

43


14. Wstęp do raportu o polityce prorodzinnej w UE Michał Czarnik, szef Zespołu ds. Rodziny CAFR W ostatnich miesiącach, głównie pod wpływem propozycji reform systemu emerytalnego, w dyskusji publicznej w Polsce pojawia się coraz więcej głosów uświadamiających wyzwania demograficzne jakie stoją przed naszym społeczeństwem. Wyniki ostatniego powszechnego spisu ludności ujawniające skalę migracji zarobkowej oraz utrzymujący się od wielu lat jeden z najniższych na świecie wskaźników dzietności zaczynają docierać do świadomości politycznych decydentów. Formułowane postulaty konieczności bardziej efektywnego prowadzenia polityki prorodzinnej rzadko jednak przyjmują formę konkretnych propozycji. Nie mają charakteru całościowego, wprowadzającego kompleksowe mechanizmy rzeczywiście poprawiające uwarunkowania ekonomiczne polskich rodzin. Przy okazji w dyskusji publicznej pojawia się wiele fałszywych uproszczeń sprzecznych z doświadczeniami polityki prorodzinnej w krajach zachodnioeuropejskich, takich jak na przykład tezy o nieuchronności negatywnych tendencji demograficznych uwarunkowanych przemianami społecznymi czy nieskuteczności jakichkolwiek mechanizmów wsparcia dla rodzin. Zespół ds. Rodziny Fundacji Republikańskiej od swojego powstania w 2011 r. prowadzi prace badawcze nad sytuacją demograficzną i polityką prorodzinną w Polsce i w innych krajach europejskich. W 2012 r. celem Zespołu ds. Rodziny jest opracowanie dogłębnej analizy dotyczącej tych kwestii, zawierającej nie tylko opis stanu istniejącego, ale także próbę sformułowania celów polskiej polityki prorodzinnej i konkretnych propozycji zmierzających do ich realizacji. Pierwszym etapem zmierzającym do przygotowania takiej analizy jest niniejszy raport. Zebrano w nim krótkie syntetyczne opracowania polityk prorodzinnych dziewięciu krajów europejskich. Dobór tych krajów determinowany był ich reprezentatywnością dla poszczególnych typów polityk prorodzinnych wyróżnianych w opracowaniach teoretycznych (skandynawski, anglosaski, kontynentalny, południowoeuropejski), szczególnymi osiągnięciami w skuteczności powstrzymania negatywnych tendencji demograficznych w niektórych krajach oraz oryginalnością stosowanych w nich mechanizmów. Opisy polityk prorodzinnych poszczególnych krajów zawarte w niniejszym raporcie zostały przedstawione w zwięzły sposób z koniecznymi w takim przypadku uproszczeniami. Lepszemu zobrazowaniu polityk prorodzinnych mają służyć: osadzenie zagadnienia w sytuacji demograficznej danego kraju i przedstawienie skali nakładów finansowych ponoszonych przez poszczególne państwa na wsparcie rodzin. Pomocne w tym zakresie ma być również jednolite usystematyzowanie opisywanych mechanizmów polityki prorodzinnej w każdym opisywanym kraju w cztery grupy zagadnień: urlopów macierzyńskich i wychowawczych, świadczeń pieniężnych, preferencji w systemach podatkowych oraz świadczeń związanych z opieką zastępczą nad dziećmi. Opisy polityk prorodzinnych prezentowane są według najbardziej aktualnych dostępnych danych (w większości przypadków z 2011 r.) Zaprezentowany raport stanowi pierwszą część większego projektu. Kolejnymi etapami będą: szczegółowa analiza skuteczności poszczególnych rozwiązań, wyciągnięcie z niej wniosków i przedstawianie postulatów legislacyjnych możliwych do zastosowania na polskim gruncie. W założeniu autorów raport ma stanowić użyteczne narządzie do dalszych prac zmierzających do sformułowania efektywnej polskiej polityki prorodzinnej korzystającej z doświadczeń krajów opisanych w niniejszym opracowaniu. Zachęcamy do zapoznania się z raportem Polityka prorodzinna w wybranych krajach Unii Europejskiej. Przegląd stosowanych rozwiązań .

44


1. Wstęp do ósmego numeru „Rzeczy Wspólnych” Pomimo jałowości i intelektualnej nędzy polskiej debaty publicznej, mało który temat obrósł tak wieloma szkodliwymi konfabulacjami jak integracja europejska. Co gorsza, te fałszywe mity traktowane są najczęściej przez dominujące elity jak dogmaty. Ich negacja oznacza zaś wykluczenie lub co najmniej marginalizację kontestującego w głównym nurcie debaty. Tak było przez lata z postulatem wejścia Polski do strefy euro, przedstawianym jako oczywistość, choć wiele rzetelnych analiz od dawna nakazywało weń wątpić, jeśli nie zdecydowanie go odrzucić. Tak jest z obecną „polityką głównego nurtu”, sprowadzającą się do bezwarunkowego popierania przez Warszawę wszystkich niemal decyzji wypracowanych w zachodnioeuropejskich stolicach. Jej fatalne skutki są coraz bardziej widoczne: zbliża się moment wejścia w życie tzw. pakietu klimatycznego (bezwiednie podpisanego przez nasz rząd), który będzie potężnym ciosem w polską gospodarkę. Jesteśmy też coraz bliżej statusu unijnego płatnika netto (nawet według obliczeń z oficjalnych dokumentów Ministerstwa Finansów). Przykłady zarówno samych eurodogmatów, jak i ich złych efektów można mnożyć. Tymczasem Unia Europejska znalazła się w najgłębszym od swojego zarania kryzysie. Jej przyszłość, w tym perspektywa przetrwania wspólnej waluty, stoi pod znakiem zapytania. Próby ratowania sytuacji poprzez kolejne zmiany traktatów, umowy międzyrządowe i nowe instytucje coraz bardziej rozmywają Unię jako wspólnotę oraz komplikują europejskie stosunki. Niezależnie od rozwoju wypadków, jest oczywiste, że podmiotowa polityka wymaga w tych warunkach przede wszystkim realnej analizy, samoświadomości i sprawnego aparatu politycznego (od dobrze zorganizowanej dyplomacji po czujne strategicznie zaplecze eksperckie). Żadnej z tych rzeczy nie mamy. I mieć nie będziemy dopóty, dopóki myślenie naszych elit przesiąknięte będzie eurofanatyzmem – euroentuzjazm to określenie zbyt słabe. Próbujemy w niniejszym tomie ów dogmatyzm, noszący znamiona „religijności zastępczej”, zdekonstruować i nakreślić kontur realistycznego i podmiotowego myślenia o Polsce w Europie. Temu poświęciliśmy dział „Przeciwko eurofanatykom”. Naiwność i prostoduszność naszych elit w myśleniu o świecie jest szerszym problemem, i utrudnia im m.in. dostrzeżenie rosnącej roli Chin. Rosnącej tak bardzo, że wpływającej już na nas samych, nasze najbliższe otoczenie, a w perspektywie prawdopodobnie także na ład globalny. O tym traktuje dział „Jak Chiny zmieniają Polskę i resztę świata”. Z kolei w bloku tematycznym „Rozbroić bombę demograficzną” staramy się nadrobić kolejne fundamentalne intelektualne zaniechanie, jakim jest brak jakiegokolwiek pomysłu na odwrócenie fatalnej tendencji szybkiego starzenia się – wkrótce być może wymierania – polskiego społeczeństwa. W dziale „Idee” kontynuujemy rozpoczętą w poprzednim numerze „RW” krytykę liberalizmu. Zapraszamy do lektury. Bartłomiej Radziejewski, redaktor naczelny 45


2. Deklaracja prenumeratora kwartalnika „Rzeczy Wspólne” Kwartalnik „Rzeczy Wspólne” to priorytetowy projekt Fundacji Republikańskiej służący podnoszeniu jakości debaty publicznej i formowaniu przyszłych elit intelektualnych i państwowych w duchu prymatu dobra wspólnego. Choć regularne wydawanie i promowanie kwartalnika jest ogromnym obciążeniem finansowym i organizacyjnym dla młodej instytucji obywatelskiej, jaką jest Fundacja Republikańska, nie chcemy rezygnować z tworzenia prestiżowego pisma, które w ciągu półtora roku istnienia na rynku zdobyło sobie rzeszę oddanych Czytelników. By „Rzeczy Wspólne” mogły istnieć i rozwijać się potrzebujemy stałego wsparcia Czytelników: prenumeratorów i darczyńców Fundacji Republikańskiej. Prosimy o rozważenie możliwości wsparcia pisma poprzez zamówienie prenumeraty, wykupienie prenumeraty wspierającej bądź zostanie Darczyńcą Fundacji Republikańskiej. Jeżeli chcesz dołączyć do grona Prenumeratorów wypełnij poniższą deklarację i wyślij ją na adres Fundacji Republikańskiej w formie elektronicznej (prenumerata@rzeczywspolne.pl) lub papierowej (Fundacja Republikańska, ul. Kopernika 30/421, 00-950 Warszawa). Przelew tytułem „prenumerata Rzeczy Wspólnych” prosimy kierować na konto: Fundacja Republikańska, Alior Bank: 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754 Prosimy o wybranie rodzaju prenumeraty, wskazanie liczby zamówionych numerów oraz podanie danych korespondencyjnych. Prosimy o zakreślenie odpowiedniej pozycji w każdym z podpunktów. a. Rodzaj prenumeraty: prenumerata tradycyjna (22,5 zł / numer)

TAK

prenumerata wspierająca (50zł / numer)

TAK

prenumerata studencka (16 złotych / numer)

7

TAK

b. Liczba zamówionych numerów: 4 numery (prenumerata roczna)

TAK

8 numerów (prenumerata dwuletnia)

TAK

12 numerów (prenumerata trzyletnia)

TAK

Chcę zamówić numery archiwalne:

2 (2/2010), 3 (1/2011), 4 (2/2011), 5 (3/2011), 6 (4/2011)

c. Dane korespondencyjne: Imię i nazwisko: Adres:

Adres e-mail: Telefon:

_____________________ Podpis

7

Prenumerata studencka jest utrzymywana dzięki Darczyńcom FR i Czytelnikom, którzy wykupili prenumeratę wspierającą. By otrzymywać pismo w cenie prenumeraty studenckiej konieczne jest posiadania statusu ucznia lub studenta.

46


1. Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej Zespół Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej liczy blisko 50 ekspertów z różnych dziedzin i stale wzrasta. W ramach CAFR pracę prowadzą następujące zespoły eksperckie: 

Zespół ds. Finansów Publicznych

Zespól ds. Transportu

Zespół ds. Rodziny

Zespół ds. Deregulacji

W ramach prac CAFR realizowano dotychczas następujące projekty: 

500 dni spokoju. To pierwszy w historii III RP raport przedstawiający weryfikację realizacji wszystkich obietnic z programu rządu. Na stronie www.500dnispokoju.pl, opublikowaliśmy 195 analiz kolejnych obietnic złożonych w expose przez premiera Donalda Tuska.

Projekt ustawy o Rzeczniku Praw Podatnika. Opracowany został wraz z uzasadnieniem i przeglądem

podobnych

www.rzecznikpodatnikow.pl

rozwiązań Projekt

na

świecie

i

umieszczony

jest

na

stronie

opracowany został przez Zespół ds. Finansów

Publicznych CAFR i złożony w Sejmie przez klub Prawa i Sprawiedliwości. 

Raport o Zawodach Regulowanych. Przygotowaliśmy raport analizujący ograniczenia dostępu do 380 zawodów i rekomendujący zmniejszenie liczby zawodów reglamentowanych do 102 zawodów. Raport odbił się echem i w oparciu o przedstawione w nim dane ukazało się wiele publikacji prasowych m.in. w dziennikach „Rzeczpospolita”, „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik Polski” i tygodniku „Uważam Rze”.

Raport o Prywatyzacji w latach 2008-2011. Przeprowadziliśmy kompleksową analizę planów i realizacji polityki prywatyzacyjnej rządu PO-PSL.

Projekt Deregulacyjny. W przygotowaniu jest duża publikacja o deregulacji będąca efektem seminariów, które odbyły się w Fundacji i która zawiera teksty dotyczące takich dziedzin jak prawo podatkowe, prawo handlowe, ubezpieczenia czy telekomunikacja.

Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych. Projekt został przygotowany w ramach akcji „Kibice za bezpieczeństwem” prowadzonej we współpracy z Ogólnopolskim Związek Stowarzyszeń Kibiców. Obecnie trwa zbiórka 100 tys. podpisów, które umożliwią złożenie obywatelskiego projektu.

Raport o Szkolnictwie Technicznym. Przygotowaliśmy raport oceniający kondycję szkół technicznych i zawodowych w Polsce i proponujący rozwiązania naprawcze.

Rośnie również liczba bieżących komentarzy przygotowywanych przez ekspertów CAFR. Od października 2010 do października 2011 opublikowaliśmy na stronie cafr.pl 35 komentarzy, w październiku i listopadzie 2011 – 14 tekstów. Od grudnia 2011 planujemy regularnie wydawać zbiór publikacji ekspertów CAFR w broszurze pt. „Komentarze i Analizy”. 47


2. Kongresy Republikańskie Fundacja Republikańska od momentu powstania organizuje dwa razy do roku cykliczne imprezy pod nazwą Kongresów Republikańskich, które kontynuują tradycje organizowanych we wcześniejszych latach

Kongresów

Obywatelskich,

odbywających

się

jeszcze

pod

auspicjami

Fundacji

Odpowiedzialność Obywatelska i później Instytutu Jagiellońskiego. Kongresy gromadziły zawsze szerokie grono ludzi zaangażowanych w organizacje społeczne i polityczne o profilu prawicowym, centroprawicowym i eksperckim. I Kongres Republikański 14 listopada 2009 r. na I Kongresie Fundacja

oficjalnie

zainaugurowała

swoją działalność. Ponad 120 osób z całego

kraju

przez

cały

dzień

dyskutowało w warszawskim Pałacu Sapiehów życia

nad

kondycją

publicznego.

Do

polskiego Warszawy

przyjechali goście m.in. z Krakowa, Łodzi, Torunia, Wrocławia i Lublina. Gośćmi byli m.in. Mirosław Barszcz (b. wiceminister

finansów),

Bartłomiej

Radziejewski (redaktor naczelny pisma „Rzeczy Wspólne”), dr Piotr Naimski (b. wiceminister gospodarki), red. Michał Szułdrzyński (Rzeczpospolita), red. Bronisław Wildstein (Rzeczpospolita), a w dyskusji polityków udział wzięli posłowie Zbigniew Girzyński, Jacek Żalek i Roman Giertych. II Kongres Republikański

22 maja 2010 r., wspólnie z łódzką Fundacją Aurea Libertas, został zorganizowany z Łodzi II Kongres Republikański pod hasłem: „Polska – na progu republikańskiego przełomu?”. Blisko 100 osób z całego kraju przyjechało do Łodzi, by dyskutować o polskim życiu publicznym przed i po 10 kwietnia, o tym co Polska może dać Europie i światu, oraz o tym jakiej republiki potrzebujemy i czy wiemy jak ją zbudować. W dyskusjach

panelowych

udział

wzięli

m.in.

red.

Jan

Pospieszalski, red. Łukasz Warzecha (Fakt), red. Tomasz Terlikowski (Fronda), red. Piotr Lisiewicz (Gazeta Polska), prof. Jacek Bartyzel, dr Michał Łuczewski („Czterdzieści i Cztery”) , dr Paweł Milcarek (Christianitas), Krzysztof Mazur (Klub Jagielloński) oraz prof. Arkady Rzegocki (Klub Jagielloński). 48


III Kongres Republikański 13 listopada 2010 r. w warszawskim Pałacu Sapiehów odbył się Kongres pod hasłem „O co walczymy? Republikanie, wolnościowcy, obywatele – o mediach gospodarce i działalności społecznej” Swoje prezentacje miały liczne organizacje partnerskie, w tym Radio WNET, wPolityce.pl, Rebelya.pl, Instytut Sobieskiego, Instytut Misesa, Klub Jagielloński, KoLiber czy Fundacja Narodowego Dnia Życia. Wśród zaproszonych gości byli m.in. red. Michał Szułdrzyński (Rzeczpospolita), dr Krzysztof Mazur (Klub Jagielloński), dr Tomasz Terlikowski (Fronda), dr Piotr Dardziński (Centrum Myśli JPII), Przemysław Wipler (Fundacja Republikańska) i dr Tomasz Sommer (Najwyższy Czas!). IV Kongres Republikański 9 kwietnia 2011 r. odbył się czwarty

z

kolei

Kongres

organizowany

przez

Fundację

Republikańską. przewodnim „Raport

o

Tematem konferencji stanie

był

państwa”.

Zaproszeni goście dyskutowali na temat bezpieczeństwa Polski, jej administracji, polityki europejskiej i wolności

gospodarczej.

zakończenie różnych

sił

Na

przedstawiciele politycznych

wzięli

udział w debacie „Czy Polską da się rządzić?” V Kongres Republikański Na V Kongresie Republikańskim staraliśmy przyjrzeć się bliżej przemianom naszego społeczeństwa, podyskutować o jego konsekwencjach dla gospodarki, przemyśleć możliwe warianty polityki prorodzinnej i migracyjnej państwa. W trakcie V Kongresu odbył się również premierowy pokaz filmu „To nie jest kraj dla młodych ludzi” przygotowanego przez zespół Fundacji Republikańskiej. Wśród zaproszonych gości byli zarówno eksperci CAFR (m.in. dr Rafał Wójcikowski, dr inż. arch. Michał Domińczak, Paweł Gruza, mec. Michał Czarnik, Michał Krupa) jak i przedstawiciele innych środowisk obywatelskich i naukowych : Paweł Dobrowolski (Forum Obywatelskiego Rozwoju), Cezary Mech (b. wiceminister finansów), Stanisław Kluza (b. minister finansów), Dymitr Hirsch (Związek Dużych Rodzin Trzy Plus), Marek Grabowski (Fundacja Mamy i Taty), Daniel Pawłowiec („Polityka Narodowa”).

49


3. Spotkania Czwartkowe Spotkania Czwartkowe to projekt, który przyjął formę otwartych cotygodniowych spotkań tematycznych, przy czym, w każdym tygodniu poruszamy tematy z innego obszaru, dzięki czemu projekt jako całość skierowany jest

do

bardzo

szerokiego

spektrum

odbiorców.

Spotkania, co do zasady, mają formułę seminariów, aby każdy zainteresowany miał okazję zadać pytanie, bądź wziąć udział w dyskusji. Naszymi gośćmi są najlepsi w swoich dziedzinach eksperci, co zapewnia wysoki poziom merytoryczny oraz daje uczestnikom Spotkań niepowtarzalną okazję czerpania wiedzy u źródła. Zagadnienia Spotkań Czwartkowych można podzielić na dotyczące: 

historii i filozofii politycznej,

polityki wewnętrznej,

polityki międzynarodowej,

biznesu i gospodarki.

Spotkania mają formułę otwartą, co oznacza, że do brania

w

nich

udziału

zapraszamy

wszystkie

zainteresowane

osoby.

Od października 2010 do października 2011 zorganizowaliśmy 32 spotkania, z których większość odbywała się w siedzibie Fundacji Republikańskiej: 

dr Barbara Fedyszak-Radziejowska – Wieś i rolnictwo. Solidarne państwo w praktyce i politycznych narracjach

mec. dr Krzysztof Wąsowski - Zakaz stadionowy. Granice ochrony obywatelskich wolności i praw

Przemysław Wipler - Jakiej polityki gospodarczej potrzebuje Polska?

mec. Bartosz Piechota - Zamówienia publiczne a dobro wspólne

Krzysztof Bosak - Czy polską edukację da się naprawić?

prof. Krystyna Pawłowicz - Mit wolności gospodarczej –

prof. Antoni Dudek - IPN po 10 latach

Radosław Pyffel - Polska - Chiny. Krajobraz po A2

50


Mikołaj Barczentewicz - Walka o dostęp do informacji publicznej

dr Stanisław Tyszka - III RP jako paser,

czyli

krótka

historia

reprywatyzacji 

Ryszard Terlecki - Czy Polska potrzebuje polityki historycznej

Bronisław

Wildstein

-

Czas

niedokonany 

Rafał Ziemkiewicz - "Zgred" - nowy "Żywot człowieka poczciwego"?

Rafał Matyja - Państwowcy - niemile widziani w III RP?

Piotr Tutak - Dlaczego Polska nie posiada silnego rządu? Próba zmian w latach 20052007

Konrad Pecelerowicz - Historia i tradycja polskiego ruchu korporacyjnego

Marcin Kamiński - Polska bez długu - czy to możliwe?

Paweł Gruza - Rzecznik Praw Podatnika czy jest nam potrzebny?

Grzegorz Braun - Eugenika - w imię postępu?

red. Piotr Falkowski - Czy polska polityka potrzebuje think - tanków?

Daniel S. Zbytek - Azja Południowa: tygiel islamu i globalizacji

Wojciech Tomaszewski - Źródła potęgi cywilizacji chińskiej

Jerzy Polaczek: Infrastruktura w stanie chaosu

red. Bronisław Wildstein, Bartłomiej Radziejewski: O chorobie postpolityki

red. Piotr Nisztor, red. Krzysztof Galimski, autorzy książki "Kto naprawdę ich zabił" : Czego nie wiemy o 10/04?

mec. Rafał Koniecek: Odszkodowania za niesłuszne zatrzymanie i aresztowanie. Czyli jak państwo rozlicza się ze swoich błędów?

Paweł Gruza: Polski system podatkowy. Gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy?

dr Leszek Bosek: Dla kogo in vitro? przegląd projektów ustaw bioetycznych

Przemysław Wipler: O co walczymy? Plan działania na II rok funkcjonowania Fundacji Republikańskiej

Mateusz Matyszkowicz: Ile obywatela w młodym Polaku?

Jacek Piecha: Deregulacja a proces stanowienia prawa

51


4. Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi” „To nie jest kraj dla młodych ludzi” to film dokumentalny, w którym opowiadamy o Polsce i o tym co chcielibyśmy w niej zmienić. Film jest dziełem Fundacji Republikańskiej, a bohaterami są głównie twórcy i eksperci Fundacji. Nasz pomysł

polegał

na

nakręceniu

dokumentu

dotyczącego tematyki politycznej, w którym wprost i zupełnie serio powiemy o tym co myślimy,

co

nam

się

nie

podoba

i

jak

chcielibyśmy to zmienić. W Polsce takie filmy właściwie nie powstają, dlatego naszą inicjatywę traktujemy nie tylko jako sposób na promocję własnych idei i własnego środowiska, ale także na podniesienie poziomu debaty publicznej. W filmie poruszamy szerokie spektrum tematów. Mówimy zarówno o polskich tradycjach politycznych i problemie modernizacji, jak i o zagadnieniach szczegółowych, takich jak finanse publiczne w dobie kryzysu, jakość prawa i sprawność sądów czy problemy demograficzne. Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi” był przygotowywany w sierpniu i kręcony we wrześniu 2011 roku. Producentem wykonawczym była firma Film Open Group. Film powstał bez żadnych zewnętrznych dofinansowań, wyłącznie dzięki ofiarności darczyńców Fundacji Republikańskiej.

5. Szkoła Letnia Akademii Młodych We wrześniu 2011 odbyła się pilotażowa Szkoła Letnia Akademii Młodych. To projekt skierowany do osób w wieku 18-24 lata. W ciągu

w

ośrodku

przygotowywaliśmy

młodych

liderów

samokształcenia

formacji

obywatelskiej

5

dni

szkolenia i

w do

okolicach

Warszawy

prowadzenia w

liceach

grup i

na

uniwersytetach w kolejnym roku akademickim. W trakcie Szkoły odbywały się seminaria z zakresu filozofii polityki, ekonomii, prawa i mediów. Zajęcia w trakcie Szkoły Letniej prowadzili eksperci Fundacji Republikańskiej oraz zaproszeni goście, m.in.: prof. Antoni Dudek, prof. Andrzej Zybertowicz, Mirosław Barszcz oraz Paweł Dobrowolski. Szkoła została zrealizowana dzięki dotacji BZ WBK. Obecnie prowadzone są prace nad scenariuszami lekcji Akademii Młodych nad materiałami seminaryjnym dla absolwentów Szkoły.

52


1. Dlaczego warto wspierać Fundację Republikańską? Chcemy żyć w lepszej Polsce. W kraju, w którym życie ludzkie jest szanowane, małe i sprawne państwo służy ogółowi obywateli, prawo jest pisane mądrze i egzekwowane roztropnie, podatki są niskie i proste, biurokracji praktycznie nie ma, a wolność gospodarcza jest oczywistością. By zrealizować te marzenia, musimy przełamać największą słabość polskiego życia publicznego – brak dobrze zorganizowanych obywateli, gotowych do poświęcania się na rzecz dobra wspólnego. Słabe partie polityczne, niskiej jakości media, niesprawne biurokratyczne państwo – to nie przyczyna, ale skutek naszego braku zaangażowania w sprawy publiczne. Dlatego nasza odpowiedzialność obywatelska nie może ograniczać się do udziału w wyborach. Kształtowanie osób młodych chcących profesjonalnie angażować się w życie publiczne, patrzenie na ręce władzy i mediom, wywieranie w interesie publicznym obywatelskiego nacisku na decydentów, prowadzenie poważnego kwartalnika o polskiej polityce i gospodarce, przygotowanie projektów zmian prawa – to działania, które wymagają poważnego zaplecza intelektualnego i logistycznego. To działania, które nie będą możliwe, jeśli na rzecz dobra wspólnego nie nauczymy poświęcać naszego czasu i pieniędzy. Fundacja Republikańska prowadzi pracę formacyjną i edukacyjną z osobami młodymi chcącymi angażować się w działalność publiczną, wydaje pismo „Rzeczy Wspólne”, patrzy władzy na ręce i pracuje nad propozycjami zmian prawa w duchu zgodnym z naszymi wartościami. Publikujemy raporty, analizy, komentarze, przygotowujemy projekty ustaw, organizujemy akcje społeczne, konferencja i spotkania. Znakomita większość działań Fundacji jest prowadzona dzięki regularnym wpłatom darczyńców i zaangażowaniu wielu osób, które poświęcają swój wolny czas na pracę. Prosimy więc o rozważenie możliwości stałego wspierania naszych działań i wypełnienie „Deklaracji Darczyńcy”.

53


2. Deklaracja Darczyńcy Fundacji Republikańskiej Dalszy rozwój Fundacji zależy również od Ciebie, dlatego bardzo prosimy, byś został naszym Darczyńcą. Potrzebujemy Twojego stałego wsparcia. Każda darowizna jest dla nas ważna, jednak aby sprawnie funkcjonować musimy planować nasze działania z wyprzedzeniem. Zachęcamy do dokonywania (nawet niewielkich) regularnych wpłat Jeżeli chcesz dołączyć do grona Darczyńców wypełnij poniższą deklarację i wyślij ją na adres Fundacji Republikańskiej w formie elektronicznej (biuro@republikanie.org) lub papierowej (Fundacja Republikańska, ul. Kopernika 30/421, 00-950 Warszawa) Przelewy tytułem „darowizna na cele statutowe” prosimy kierować na konto: Fundacja Republikańska, Alior Bank: 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754

a. Chcę wspierać Fundację Republikańską stałą comiesięczną kwotą (zakreśl odpowiednią kwotę): 5 złotych 100 złotych 15 złotych

200 złotych

25 złotych

500 złotych

50 złotych

Inna kwotą: ________

b. Moimi darowiznami chcę wesprzeć (zakreśl odpowiedni projekt): pokrycie stałych kosztów funkcjonowania Fundacji Republikańskiej działalność ekspercką CAFR wydawanie kwartalnika „Rzeczy Wspólne” działalność edukacyjną – rozwój projektu Akademia Młodych projekt „Kibice za bezpieczeństwem” przygotowanie kontynuacji filmu dokumentalnego „To nie jest kraj dla młodych ludzi” inne projekt: _______________________

c. Dane korespondencyjne: Imię i nazwisko: Adres:

Adres e-mail: Telefon:

_____________________ Podpis

54


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.