Refleksje, nr 4, jesień-zima 2011

Page 1

refleksje pismo naukowe studentów i doktorantów wnpid uam

nr 4, jesień-zima 2011

Wydawnictwo Naukowe WNPiD UAM, Poznań


refleksje pismo naukowe studentów i doktorantów wnpid uam

Rada Programowa | Advisory Comitee prof. dr hab. Tadeusz Wallas – Przewodniczący | Chairman prof. dr hab. Jerzy Babiak, prof. dr hab. Robert Kmieciak prof. zw. dr hab. Bogdan Koszel, prof. dr hab. Andrzej Stelmach dr Bartosz Hordecki, dr Piotr Lissewski, dr Magdalena Lorenc

Zespół redakcyjny | Editorial Board

mgr Paweł Antkowiak – Redaktor naczelny | Editor-In-Chief mgr Filip Biały – Sekretarz redakcji | Managing Editor Redaktorzy | Editors mgr Łukasz Dulęba, mgr Jakub Jakubowski, mgr Joanna Kałużna, mgr Maciej Karczewski, mgr Łukasz Scheffs, mgr Marcin Skobrtal, mgr Margareta Wysocka Korekta | Proofreading mgr Krystyna Kraczyńska, mgr Natalia Lehmann, mgr Łukasz Scheffs Skład | DTP mgr Jakub Jakubowski Oprawa graficzna | Graphic Design mgr Filip Biały, mgr Jakub Jakubowski

Recenzent tomu | Reviewer dr Dorota Piontek

Wydawca | Publisher

Kontakt | Contact

© Copyright by Wydawnictwo Naukowe Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu ul. Umultowska 89a, 61-614 Poznań

http://refleksje.edu.pl e-mail: refleksje@refleksje.edu.pl tel. +48 61 829 6508, fax +48 61 829 6626


Spis treści Spis treści

Redakcja Oczywiste refleksje 7

Płeć – feminizm – gender studies Łukasz Skoczylas Hegemoniczna męskość i dywidenda patriarchatu. O społecznej teorii płci kulturowej Raewyn Connell 11 Rafał Szymanowski Pokryzysowa zmiana 19 Rafał Kamprowski Miejsce i rola kobiety w rodzinie na przestrzeni wieków. Od Antyku po I wojnę światową. Zarys problematyki 33 Paulina Wierzba Tożsamość homoseksualnych kobiet – dramat czy konstruktywna alternatywa? 43 Eliza Kania Polska zdekolonizowana? „Pamięć o kobietach” i jej wymiary 51 Joanna Kałużna Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu jednostki samorządu terytorialnego (Miasto i Gmina Olsztyn) 63 Karolina Karolczak Aktywność społeczno-polityczna kobiet na szczeblu lokalnym z uwzględnieniem sytuacji w gminie Gostyń po wyborach samorządowych 2010 r. 79 Angelika Kontowska, Paula Ilkiewicz Zakazane Miłości 93

nr 4, jesień-zima 2011

[3]


Piotr Kaczmarek Płeć w społeczeństwie, ekonomii i polityce 101

Wybory – kampania – marketing polityczny Urszula Panicz Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji 107 Paweł Sopalski Telewizja w kampanii wyborczej – wybrane aspekty 125 Marta Schroeder-Polak Marketing polityczny na przykładzie witryn internetowych kół poselskich i klubów parlamentarnych w Sejmie RP VI kadencji 133 Marcin Łukaszewski Zasada incompatibilitas w samorządowym prawie ustrojowym (relacje samorządowiec-parlamentarzysta) i projekt przekształcenia Senatu w Izbę Samorządową 147 Krzysztof Duda E-voting jako forma demokracji bezpośredniej. Dotychczasowe doświadczenia i ich konsekwencje 159 Dla autorów 169

[4]

refleksje


Contents Contents

From the Editors Obvious Reflections 7

Sex – Feminism – Gender Studies Łukasz Skoczylas Hegemonic Masculinity and Patriarchal dividend. On Raewyn Connwell’s Social Theory of Gender 11 Rafał Szymanowski The Post-Crisis Change 19 Rafał Kamprowski Woman’s Place and Role in a Family Over the Centuries. From Antiquity to World War I – an Outline 33 Paulina Wierzba Identity of Homosexual Women. Drama or a Constructive Alternative? 43 Eliza Kania Poland Decolonized? „Memory of the Women” and Its Dimensions 51 Joanna Kałużna Social Reception of Gender Mainstreaming at the Level of a Self-Government (The City of Olsztyn and Olsztyn Commune) 63 Karolina Karolczak Women’s Public and Political Activity at the Local Level. The Situation in Gostyń Commune After Self-Government Election in 2010 79 Angelika Kontowska, Paula Ilkiewicz Forbidden Love 93

nr 4, jesień-zima 2011

[5]


Piotr Kaczmarek Gender in Society, Economy and Politics 101

Election – Campaign – Political Marketing Urszula Panicz Voter Turnout and the Situation of Polish Democracy 107 Paweł Sopalski Televison in Political Campaign – an Outline 125 Marta Schroeder-Polak Political Marketing on the Example of Parliamentary Groups’ Websites in Polish Parliament of the Sixth Term 133 Marcin Łukaszewski The Incompatibilitas Rule in Self-Government Constitutional Law and the Project of Transforming Senate Into Self-Government Chamber 147 Krzysztof Duda E-voting as a Form of Direct Democracy. Some Experiments and Their Consequences 159 For Authors 169

[6]

refleksje


Oczywiste r Oczywiste refleksje

A

(rzekomość dychotomii myślenia i działania interesowała już Hannah Arendt1) czwartego numeru „Refleksji” rozgrywa się w przestrzeni tego, co dostrzegalnie oczywiste2 – pod warunkiem, że ktoś tę oczywistość wcześniej wskaże. Oczywistość pierwsza: dyskurs genderowy należy do szybko zmierzającego ku przeszłości teraźniejszego repertuaru refleksji humanistycznej. Będące dziedzictwem okresu dominacji jedynie prawdziwej ideologii polskie zapóźnienie intelektualne wobec pochłoniętego wówczas sporami o postmodernizm Zachodu do dziś nam doskwiera. (I posiłkowanie się teorią postkolonialną nie podważy oczywistości stwierdzenia, że to, co w sferze myśli interesujące, działo się w latach 70. i 80. XX w. w krajach „zgniłego kapitalizmu”, który dziś zresztą ponownie wskazywany jest jako winny kryzysu kondycji ludzkiej.) Polska humanistyka – a może, bardziej właściwie i zgodnie z aktualną wykładnią ministerialną, polskie nauki społeczne – dopiero dziś odkrywają coś, co niezręcznie przekłada się u nas jako „studia genderowe”. Podczas gdy ikony gender studies (doprowadziwszy do granic – i poza nie – konsekwencje foucaultiańskiego strukturalizmu) dawno już wypowiedziały tezy i napisały książki gwarantujące im miejsce na uniwersyteckich katedrach, w historii i dyskursach, na obszarach myślowo zakonserwowanych kategoria gender wciąż śmieszy, bo przestrasza. Nadanie jej rysu oczywistości powinno zmniejszyć ten dysonans i zniwelować ból intelektualnego wybawienia. Temat emancypacji z płci kulturowej został przecież przypieczętowany już w połowie lat 80. XX w., gdy Richard Rorty do opisu pożądanej postawy w kontyngentnym kontekście współczesnej demokracji użył figury „liberalnej ironistki”3. Niestety, podobnie jak liberalizm w powszechnej opinii uległ wulgaryzacji, tak i gender studies, zamiast być pluralizującą, podkopującą jednomyślenie perspektywą poznawczą, stają się niekiedy – wbrew R. Rorty’emu, ale i przeciw kantowkcja intelektualna

Zob. H. Arendt, Kondycja ludzka, Warszawa 2000, s. 313. Jak przekonywał Kartezjusz, oczywiste, a więc jasno i wyraźnie jawiące się umysłowi prawdy są niepodważalne. Zob. W. Sady, Spór o racjonalność naukową. Od Poincarégo do Laudana, Wrocław 2000, s. 10-12. 3 R. Rorty, Przygodność, ironia i solidarność, Warszawa 1996, s. 107-108. 1

2

nr 4, jesień-zima 2011

[7]


Oczywiste refleksje

skiemu imperatywowi praktycznemu4 – zideologizowanym środkiem autokreacji, zatracając ów pierwotny, solidarystyczny cel. „Refleksje”, dostrzegając również tę oczywistość, podejmują jednak pracę u podstaw, i wykładają w zróżnicowanych pod względem zasięgu artykułach, genderowy elementarz. Nie jest to, co ważne, wykład abstrakcyjny, ale (przeważnie) demonstracja siły i przewagi tego dyskursu w naświetlaniu rzeczywistości. Co jest przecież, jak rzec by można po rawlsowsku, czynieniem użytku z rozumu w ramach wolnych instytucji demokratycznych5. Szkoda, że Polska (i polska humanistyka/nauki społeczne) musiała także na tę oczywistość czekać nieco dłużej. Oczywistość kolejna: wiedza (o polityce) nieodmiennie pozostaje sprzęgnięta z władzą (polityczną). I jest tak przynajmniej od czasów antycznych. Spotykamy tam, z jednej strony, sofistów, nauczających sprawności retorycznej jako gwarancji skuteczności politycznej6, ale i, z drugiej strony, Arystotelesa, który politykę nazywał nauką o poznaniu najwyższego dobra7. Politolodzy i politolożki zainteresowani procesem wyborczym i marketingiem politycznym usiłują – chcemy wierzyć, że szczerze – przerzucić most ponad tym pęknięciem, które od tysięcy lat wyznaczało odmienne wektory ostatecznego celu namysłu nad polityką. Oddając do dyspozycji ludzi, którzy dziś traktują politykę zdecydowanie częściej jako zawód, niż powołanie8, wiedzę o mechanizmach (zdobywania) władzy, politolodzy i politolożki – musimy ufać – przekonani są, że przyczyniają się do budowania politycznego (a zatem dotyczącego, w rozumieniu Arystotelesa, narodu i państwa), najwyższego dobra. A jeśli błądzą, co czasem jednak się zdarza, pocieszenie odnajdziemy w konstatacji, że władcy będą przynajmniej bardziej oświeceni, co nawet w monarchiach absolutnych oznaczało pewien postęp. Albowiem zło, jak przenikliwie pisała Hannah Arendt (w gruncie rzeczy sięgając przecież do tez etycznych Sokratesa9), bierze się z bezmyślności, głupoty, braku wiedzy rozumianego jako absencja myślenia. Zachęcamy, by dostrzec również tę oczywistość. A na kolejnych stronach staramy się ją wskazać. Redakcja I. Kant, Ugruntowanie metafizyki moralności, Kraków 2005, s. 55. Por. J. Rawls, Liberalizm polityczny, Warszawa 1998, s. 8. 6 Por. A. Szahaj, M. Jakubowski, Filozofia polityki, Warszawa 2008, s. 17. 7 Arystoteles, Etyka nikomachejska, Warszawa 2007, s. 77. 8 Zob. M. Weber, Polityka jako zawód i powołanie. Wybór pism, Kraków 1998. 9 Por. M. Środa, Etyka dla myślących, Warszawa 2010, s. 47-48. 4 5

[8]

refleksje


PŁEĆ

FEMINIZM

GENDER STUDIES



Hegemonicz Łukasz Skoczylas Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Hegemoniczna męskość i dywidenda patriarchatu. O społecznej teorii płci kulturowej Raewyn Connell

T

ekst niniejszy ma na celu przybliżenie Czytelnikom społecznej teorii

płci kulturowej autorstwa australijskiej badaczki Raewyn Connell1. Ma on więc charakter opisowy i jest oparty na tekstach samej R. Connell oraz komentarzach dotyczących jej teorii autorstwa innych badaczy. Na wstępie wyjaśnić należy pewną znaczącą kwestię terminologiczną – autorowi niniejszego tekstu udało się dotrzeć tylko do dwóch prac w języku polskim, w których wspomina się o teorii R. Connell. W jednej z nich, pt. Płeć, autorstwa Harriet Bradley2, przetłumaczonej z języka angielskiego przez Ewę Chomicką, tłumaczka w opisie koncepcji męskości hegemonicznej, kluczowej dla teorii R. Connell, używa słowa „hegemonialny”. Nie wyjaśnia jednak powodów zastąpienia polskiego słowa „hegemoniczny”, będącego dosłownym tłumaczeniem angielskiego słowa „hegemonic”, tymże neologizmem. Natomiast autorka drugiej pracy, w której wspomina się opisywaną teorię, Małgorzata Lisowska-Magdziarz3, używa właśnie słowa „hegemoniczny”. Również w żadnej ze znanych autorowi prac R. Connell nie określa ona, dlaczego stosowane przez nią słowo miałoby mieć zakres znaczeniowy odmienny od tradycyjnie przypisywanego. Dlatego też zdecydowano się w niniejszej pracy używać tłumaczenia dosłownego. 1 Raewyn Connell (ur. 1944 r. jako Robert William Connell) jest transseksualną i transgenderową kobietą. Przed oficjalną zmianą imienia w 2005 r. większość prac opublikowała posługując się inicjałami R. W. jako formą genderowo neutralną. Niekiedy, decyzją redaktorów, jej publikacje podpisywane były imionami Robert lub Bob. Także autorzy opracowań poświęconych R. Connell posługują się w odniesieniu do niej bardzo często imieniem Robert oraz męskim rodzajem gramatycznym. Jest to zrozumiałe w szczególności w przypadku autorów piszących przed 2005 r. Decyzja o użyciu w niniejszym artykule obecnego imienia oraz rodzaju żeńskiego została podjęta przez redakcję po konsultacjach z prof. Raewyn Connell (przyp. red.). 2 H. Bradley, Płeć, Warszawa 2008, s. 62-65. 3 M. Lisowska-Magdziarz, Media powszednie, Kraków 2008.

nr 4, jesień-zima 2011

[11]


Łukasz Skoczylas

Koncepcja męskości hegemonicznej przedstawiona została po raz pierwszy przez R. Connell w artykule The Concept of Role And What To Do With It (O koncepcji roli i o tym, co z tym zrobić), opublikowanym w 1979 roku. Jak pisze Demetrakis Demetriou4, głównym przesłaniem tego artykułu była krytyka teorii ról płciowych, uznanych za formę „teoretycznej ideologii”, stworzonej w latach 50. XX wieku w obliczu kryzysu legitymizacji zachodniego kapitalizmu. Według R. Connell teoria ta pełniła funkcję ideologiczną, gdyż nie konceptualizowała kwestii władzy i zmiany. Nie potrafiła więc zająć się władzą jako zasadniczą właściwością relacji pomiędzy płciami (i relacji wewnątrz jednej płci) oraz zmianą jako efektem sprzeczności w relacjach między płciami. R. Connell skrytykowała teorię ról płciowych także za włączanie biologicznej kategorii płci do struktury społecznej, przez co następuje redukcja pojęcia płci do dwóch komplementarnych i homogenicznych kategorii. Teoria ta nie docenia więc znaczenia władzy i społecznych nierówności. R. Connell porównuje sytuację płci do klas społecznych i ras. Nikt nie mówi przecież o „rolach klasowych” lub „rolach rasowych”, gdyż obecność specyficznych relacji władzy pomiędzy klasami i pomiędzy rasami jest zbyt oczywista dla socjologów. Mówienie o komplementarności płci i ról płciowych może być zatem jedynie ideologicznym zabiegiem zmierzającym do legitymizacji patriarchatu, leżącego u fundamentów współczesnego kapitalizmu. Również założenie o homogeniczności kategorii płci męskiej i żeńskiej budzi sprzeciw R. Connell. Zgodnie z tym założeniem „role płciowe” charakteryzują zachowanie większości społeczeństwa, a wszelkie odstępstwa od nich mieszczą się w niewielkim marginesie społecznym. Tymczasem zmiana jest jednym z głównym tematów wszelkich badań nad rolami płciowymi. Poprzez spychanie wszelkich odstępstw (a więc zmian) na margines, teoria ról płciowych załamuje się pod ogromem tego marginesu, wyjaśnia coraz mniejszą i mniejszą liczbę zachowań. Główną wadą teorii ról płciowych jest więc jej niezdolność do wyjaśniania zmiany. W opozycji do niej, R. Connell proponuje swoją autorską społeczną teorię płci kulturowej, w której centralną pozycję zajmuje koncepcja hegemonicznej męskości. Konstruowanie swojej teorii R. Connell zaczyna od obserwacji różnorodności form męskości i kobiecości. Na jej podstawie dochodzi do wniosku, że płeć kulturowa 4 Opis ogólnych założeń teorii R. Connell na podstawie: D. Demetriou, Connell’s Concept of Hegemonic Masculinity: A Critique, „Theory and Society” 2001, nr 3, s. 337361.

[12]

refleksje


Hegemoniczna męskość i dywidenda patriarchatu. O społecznej...

to konfiguracja praktyk5, a opisywać ją należy raczej w kategoriach standardu, a nie normy. Najważniejsze w konstrukcji płci kulturowej jest bowiem to, co ludzie rzeczywiście robią, a nie czego się od nich oczekuje lub jaki jest ich wyobrażony ideał danej płci. Ponadto należy pamiętać, że męskość i kobiecość są praktykowane przez ludzi żyjących w różnych epokach historycznych, kulturach, klasach społecznych itd. – stąd trzeba mówić raczej o wielu „męskościach” i „kobiecościach”, a nie o jednej „męskości” i jednej „kobiecości”. „Relacje władzy pomiędzy mężczyznami, tak samo jak różne wzory rozwoju osobowości, tworzą różne męskości”6. Wobec takiego przeprowadzenia rozumowania teoretycznego to, co dotychczas uznawano za dewiację lub odstępstwo od normy, staje się po prostu kolejną „męskością” lub kolejną „kobiecością”. Aby stworzyć całościową teorię płci, a nie tylko typologię charakterów lub postaw, R. Connell wprowadza w tym miejscu kategorię męskości hegemonicznej. Hegemoniczna męskość jest to zbiór praktyk, które uosabiają akceptowane społecznie wyjaśnienia istnienia patriarchatu, zapewniając tym samym męską dominację nad kobietami. W szerszej perspektywie – biorąc pod uwagę zdanie również innych badaczy – Mike Donaldson wymienia cechy hegemonicznej męskości7. Jest ona więc ekskluzywna, wewnętrznie i hierarchicznie zróżnicowana, różnorodna i wewnętrznie sprzeczna, brutalna i oparta na przemocy, wywołująca lęk, utrwalana społecznie, podatna na kryzysy, ale potężna, wyjaśniana za pomocą odwołań do koncepcji naturalistycznych. Nie wszyscy mężczyźni ją praktykują, lecz większość wyciąga realne korzyści z jej istnienia. Jest ona ponadklasowa, choć często wyłączani spod jej zasięgu są: klasa pracująca i czarni mężczyźni. Zwracając uwagę, iż cechy te wymieniane były w kontekście kultury anglosaskiej, można zmodyfikować ostatnią z nich – z hegemonicznej męskości często wykluczane są wszelkie mniejszości społeczne, niezależnie od koloru skóry. Oczywiście nie wszyscy mężczyźni, nawet ci należący do większości, praktykują hegemoniczną męskość. Przeważająca część z nich stosuje męskość współdziałającą (complicit masculinity, co można by także przetłumaczyć jako męskość współudziału [w przestępstwie]), czerpiąc korzyści z patriarchatu (w terminologii R. Connell: Ibidem, s. 340. R. W. Connell, A Whole New Word: Remaking Masculinity in the Context of the Environmental Movement, „Gender and Society” 1990, nr 4, s. 454. 7 M. Donaldson, What is hegemonic masculinity?, „Theory and Society” 1993, nr 5, s. 645. 5

6

nr 4, jesień-zima 2011

[13]


Łukasz Skoczylas

dywidendę patriarchatu), nie zachowując się jednak zgodnie z wymogami stereotypowego ideału mężczyzny. W tym kontekście należy powiedzieć, że hegemoniczną męskość, wobec stosunkowej rzadkości jej stosowania w życiu codziennym, można traktować również jako pewnego typu konstrukt kulturowy. W społeczeństwie kapitalistycznym funkcjonuje on poprzez modele wzorcowe. W dzisiejszej kulturze za takie wzory idealnej męskości można by uznać np. aktorów wcielających się w rolę „twardego mężczyzny”, takich jak Sylvester Stallone, Steven Seagal czy Jean-Claude van Damme. W ten sposób męskość hegemoniczna stosunkowo łatwo dostosowuje się do zmian w układzie patriarchatu – produkuje po prostu nowe wzory, odpowiadające zmienionym warunkom społecznym. Hegemoniczna męskość jest więc – w przeciwieństwie do męskich ról płciowych – podatna na zmiany oraz relatywnie elastyczna i przez to trudna do obalenia jako całość. Męskość hegemoniczną można rozumieć dwojako: jako hegemonię zewnętrzną (nad kobietami) i wewnętrzną (nad innymi męskościami). W kontekście zewnętrznym, trzema głównymi strukturami utrzymującymi kobiety w podporządkowaniu są: praca, władza i kateksja, a więc emocjonalne przywiązanie. W zakresie pracy, w społeczeństwach kapitalistycznych mężczyźni dominują, gdyż posiadają przewagę materialną – mają wyższe dochody i łatwiejszy dostęp do edukacji, co w społecznej teorii płci kulturowej nazwane zostało dywidendą patriarchatu. Co się tyczy władzy, mężczyźni również na tym polu posiadają przewagę, gdyż sprawują kontrolę nad państwem i wojskiem. W strukturze przywiązania emocjonalnego, mężczyźni dominują z powodu przedkładania przemocy nad wzajemność i intymność. Z wymienionymi strukturami współpracują trzy instytucje – rynek pracy, państwo i rodzina, które R. Connell nazywa reżimami płci kulturowej. D. Demetriou zwraca uwagę na fakt, iż dzięki temu zabiegowi teoretycznemu, R. Connell nadaje hegemonicznej męskości rys instytucjonalny. Hegemoniczna męskość byłaby więc procesem obejmującym zarówno indywidualne życie poszczególnych osób, jak i strukturę społeczną. Wprowadzenie pojęcia „reżimu płci kulturowej” pozwala też R. Connell na zintegrowanie podmiotowości i struktury w jednej ramie teoretycznej, co można uznać za jedno z najważniejszych zadań stawianych współcześnie przed całościową teorią socjologiczną. Jak wspomniano wyżej, hegemoniczna męskość daje określonej grupie mężczyzn przewagę nie tylko nad kobietami, ale także nad innymi mężczyznami. Tymi „innymi” są tu przede wszystkim przedstawiciele mniejszości narodowych i etnicznych, osoby słabo zarabiają-

[14]

refleksje


Hegemoniczna męskość i dywidenda patriarchatu. O społecznej...

ce i homoseksualiści. Dominacja nad tymi grupami osób przebiega dzięki przewadze w zakresie statusu, prestiżu, zasobów materialnych, ale także dyskryminacji różnego rodzaju – przede wszystkim kulturowej i politycznej – prawnie zalegalizowanej lub funkcjonującej poza systemem prawnym. Ogólna teoria na temat relacji pomiędzy płciami pozwala R. Connell na dokładne zanalizowanie zróżnicowania męskości w aspektach kulturowym i czasowym8. Australijska socjolożka stwierdza, iż liczne badania etnograficzne jednoznacznie wskazują na fakt nieadekwatności modeli męskości charakterystycznych dla dyskursu euroamerykańskiego w innych kulturach. I tak np. w Chinach, w okresie odpowiadającym europejskiemu średniowieczu, społeczeństwo utrzymywało wprawdzie system patriarchalny, jednak nie poprzez istnienie ideałów męskości w rodzaju ideału europejskiego rycerza, lecz poprzez formalny zbiór autorytarnych zasad powstałych z interpretacji konfucjańskiej filozofii moralnej i społecznej. Idealni mężczyźni zapełniali chiński świat literatury, lecz prezentowali oni zgoła odmienne wartości niż te, które wysławiane były w Europie. Chińscy cesarze byli opisywani nie jako aktywni zdobywcy, lecz raczej pasywni strażnicy porządku; istniał także ideał polityka-nauczyciela, charakteryzowanego poprzez przebiegłość, chytrość, umiejętność przekonywania innych do swoich racji, a często również posiadającego pewne magiczne moce. Zupełnie inaczej odnoszono się również do walki – zawód żołnierza traktowano jako sposób na licencjonowane zbójectwo i nieróbstwo, od którego mężczyźni z wyższych klas trzymali się z daleka. R. Connell zastanawia się, na ile w ogóle pojęcie „męskości” możemy odnosić do innych kultur. Możliwe, że w pewien sposób dostosowujemy ich obraz do naszych własnych wyobrażeń, gdyż wyobrażenia te są zbyt mocno związane z naszymi definicjami tego pojęcia. A jednak kultura euroamerykańska dominuje dziś na świecie i jej wpływ jest zauważany niemal wszędzie, przede wszystkim poprzez schedę po zachodnim imperializmie. Niektóre kultury były wprost zmieniane przez imperialne wpływy, tak jak kultura rdzennych mieszkańców Australii, gdzie R. Connell sformułowała swoją teorię; niemal wszystkie zaś znalazły się w sferze oddziaływania Zachodu. Odpowiedzi na to oddziaływanie były różne: od oficjalnego demontażu patriarchatu w rewolucyjnych Chinach po jego wzmocnienie w muzułmańskiej Algierii. 8 Dalsze rozważania na podstawie: R. W. Connell, The Big Picture: Masculinities in Recent Word History, „Theory and Society” 1993, nr 5, s. 597-623.

nr 4, jesień-zima 2011

[15]


Łukasz Skoczylas

Zrozumienie współczesnego porządku światowego jest więc możliwe poprzez analizę europejskiego imperializmu oraz kapitalizmu, które same w sobie zależne są od nierówności relacji pomiędzy płciami. Współczesne reżimy płci w kulturze europejskiej stworzone zostały w okresie 1450-1650, gdy nastąpił upadek średniowiecznego katolicyzmu, a wraz z nim – ideału mężczyzny ascetycznego. Hegemoniczną stała się męskość reprezentowana przez człowieka żonatego, posiadającego bezpośrednią łączność z Bogiem, a więc zindywidualizowanego. Powstanie wielkich miast tylko sprzyjało anonimowości i pojawianiu się pierwszych subkultur seksualnych. Korzystała z tego również szlachta, wyrosła ze stanu rycerskiego, dla której ideał męskości – poza pewnymi rygorami zawartymi w kodeksach honorowych – był dość płynny. Rozwój handlu i podboje zamorskie dodały do tego wizerunku twardość, nieokiełznanie i okrucieństwo. Z czasem, wraz z rewolucjami i zmianami politycznymi oraz industrializacją, powstały kolejne typy idealnych mężczyzn: businessman i biurokrata. Hegemoniczna męskość stała się racjonalna i opanowana. Także przemoc – choć nadal irracjonalna – została zinstytucjonalizowana przez stworzenie wielkich armii. Mimo krótkotrwałego kryzysu wywołanego pierwszą wojną światową, dopiero upadek faszyzmu i włączenie do walki zbrojnej najbardziej śmiercionośnych wynalazków nauki, oddzieliły osobistą tendencję do stosowania przemocy od ideału męskiego. Równocześnie rosnąca liczba uniwersytetów i zapotrzebowanie na wykwalifikowaną siłę roboczą, stworzyły ideał męskości opartej na wiedzy profesjonalnej, niewspółgrającej z męskością opartą na władzy i bezpośredniej dominacji. Do dziś te dwa ideały – fachowiec i przywódca – konkurują ze sobą, co widać szczególnie w świecie polityki. Industrializacja pociągnęła za sobą także powstanie ogromnej klasy robotniczej, a co za tym idzie – odmiennych rodzajów hegemonicznej męskości, która obowiązywała tylko robotników. Współczesną hegemoniczną męskość R. Connell postrzega jako przystosowaną do krytyki wysuwanej przez różne nurty feminizmu, psychologizującą go i czyniącą z efektywności swoją największą wartość. Męskość hegemoniczna jest więc często postrzegana jako nieszkodliwa dla kobiet i nie walcząca z nimi, pod warunkiem naturalnie, iż dostosowują się one do wymagań społecznych. Kobiety mogą być politykami lub odnoszącymi sukcesy profesjonalistkami, ale pod warunkiem, iż spełniają wymogi, jakie stawia się mężczyznom. Mężczyznom z kolei wymogi te jest łatwiej osiągnąć, ze względu na wychowanie lub strukturę społeczną. Łączy się to z ideologią ruchów prawicowych,

[16]

refleksje


Hegemoniczna męskość i dywidenda patriarchatu. O społecznej...

za swój główny cel uznających rozwój ekonomiczny i efektywność administracyjną, oficjalnie ignorujących lub marginalizujących różnice płci. Współczesna męskość ma więc „raczej styl technokratyczny, a nie konfrontacyjny, jest jednak w tym samym stopniu mizoginistyczna, co przedtem”9. Omawiając teorię R. Connell warto zauważyć, iż posiada ona wiele cech wspólnych z koncepcjami dwóch myślicieli europejskich – Michela Foucaulta i Antoniego Gramsciego10. Trudno określić, czy jest to podobieństwo zamierzone. Z dzieł M. Foucaulta R. Connell mogła przejąć wrażliwość na relacje władzy jako uniwersalnego zjawiska społecznego. Także wyróżnienie męskości odmiennych od męskości hegemonicznej, jako form oporu przeciw dominującym wzorom stosunków społecznych, jest charakterystyczne dla myśli Francuza. Od Włocha A. Gramsciego natomiast zaczerpnąć mogła R. Connell zmodyfikowaną marksowską ideę hegemonii, a więc pewnego wyidealizowanego przedstawienia interesów klasy panującej jako interesów powszechnych, których realizacja przynosi korzyść ogółowi członków danej zbiorowości. A. Gramsci odróżnił hegemonię społeczną od tej państwowej, związanej ze stosowaniem przemocy. R. Connell nie przywiązuje zbyt dużej wagi do hegemonii państwowej, skupiając się głównie na trwałości istnienia systemu ucisku mimo zmian administracyjnych; jako systemu kulturowego raczej, a nie zorganizowanej machiny urzędniczej. Przemoc fizyczna posiada w koncepcji Australijki wyjaśnienie, jednak jej znaczenie we współczesnym świecie wydaje się być marginalizowane. Społeczna teoria płci kulturowej R. Connell jest ciekawym przykładem ram teoretycznych, które służyć mogą pomocą podczas rozważań i prowadzenia badań naukowych, głównie z zakresu gender studies. Jej zaletą jest przede wszystkim wskazanie na heterogeniczność kulturowych kategorii płciowych oraz wyjaśnienie dynamiki ich zmian. Z tychże powodów można zakładać, iż potencjał opisywanej teorii – w sensie wyjaśniania współczesnych zjawisk społeczno-kulturowych – jest ogromny. Summary The article gives a brief introduction to the social theory of gender relations created by R. Connell. It discusses mainly the concept of 9 10

Ibidem, s. 615. Por. np. M. Donaldson, What is…, op. cit., s. 645.

nr 4, jesień-zima 2011

[17]


Łukasz Skoczylas

hegemonic masculinity, showing its main features and present form. The article also underlines Connell’s understanding of cultural gender. Moreover, masculinity in different cultures and the sources of modern masculinity patterns are presented. Nota o autorze Łukasz Skoczylas [luke@amu.edu.pl] – doktorant w Instytucie Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zainteresowania badawcze: pamięć społeczna, gender studies, socjologia turystyki.

[18]

refleksje


Pokryzysow Rafał Szymanowski Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Pokryzysowa zmiana

S

ądzę, że w najbliższym czasie

powinniśmy spojrzeć na okres pomiędzy upadkiem komunizmu a katastrofalną amerykańską okupacją Iraku jak na lata zjedzone przez szarańczę: półtorej dekady zmarnowanych szans i politycznej niekompetencji po obu stronach Atlantyku. Ze zbyt dużą dawką pewności i zbyt małą refleksji rozstaliśmy się z XX wiekiem i wkroczyliśmy śmiało w jego następcę, opatuleni w wygodne półprawdy: triumf Zachodu, koniec historii, jednobiegunowy moment Stanów Zjednoczonych, nieuchronny pochód globalizacji i wolnego rynku”1 – pisał Tony Judt we wstępie do zbioru swoich esejów Reappraisals. Reflections on the forgotten twentieth century (Powtórne oceny. Refleksje o zapomnianym dwudziestym wieku). Za umowny początek współczesnego kryzysu gospodarczego uważa się upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers 15 września 2008 r. i pęknięcie bańki spekulacyjnej na rynku kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka. W ten sposób kryzys, który, jak to określił Marek Belka, „rozpoczął się gdzieś pomiędzy Wall Street a City of London” spowodował problemy całego sektora finansowego na świecie, a dalej także sfery realnej gospodarki wywołując długotrwałą recesję, czyli spadek bezwzględnego poziomu produkcji. Jednak trudno nie zauważyć, że 15 września 2008 r. stało się też coś o wiele donioślejszego – symbolicznie pękła bańka opisanych przez T. Judt’a „wygodnych półprawd”. Tak jak teza o końcu historii zginęła w 2001 r. pod gruzami World Trade Center i dziś funkcjonuje w opinii powszechnej jako budzący śmiech symbol popintelektualizmu, tak niczym nieskrępowana TINA, maszerująca globalizacja i wolny rynek zderzyły się z murem na parkietach Wall Street we wrześniu 2007 r. Świat po raz kolejny nie okazał się aż tak płaski, jak usilnie próbowano nam go przedstawić2. 1 T. Judt, Reappraisals. Reflections on the forgotten twentieth century, London 2009, s. 2. 2 Nawiązuję tu do tytułów dwóch książek „Lenina globalizacji”, jak określił go Edwin Bendyk, Thomasa L. Friedmana, publicysty „The New York Times” i „Foreign Affairs”, jednego z najbardziej znanych apologetów wolnego rynku i neoliberalnej globalizacji – Świat jest płaski. Krótka historia XXI wieku oraz Gorący, płaski i zatłoczony. Dlaczego

nr 4, jesień-zima 2011

[19]


Rafał Szymanowski

I mimo, że batalia o prawo do utkania zwycięskiej opowieści o przyczynach kryzysu i jego kanonicznych interpretacji bynajmniej nie jest rozstrzygnięta, a front uznający go za jeszcze jeden przejaw „samopoprawiania się kapitalizmu” albo „kreatywnej destrukcji” nie składa broni, to coraz więcej komentatorów wyraża pogląd, iż mamy do czynienia z kryzysem systemowym. Oznacza to, że zmagamy się „z czymś znacznie poważniejszym niż przejściowe załamanie poziomu aktywności gospodarczej i spadek bezwzględnego poziomu produkcji mierzonej produktem brutto”3. Nie wystarczy więc samo odbicie się od dna recesji i ponowne wkroczenie na ścieżkę wzrostu. Konieczna jest gruntowna zmiana reguł gry ekonomicznej i radykalna przebudowa architektury instytucjonalnej współczesnej gospodarki światowej. I właśnie tej drugiej perspektywie poświęcony jest niniejszy tekst – przedmiotem analizy będą głosy tych osób, którzy w kryzysie gospodarczym lat 20082010 widzą kryzys systemu. Deregulacyjny freefall Joseph Stiglitz w swojej najnowszej książce Freefall. America, Free Markets, and the Sinking of the World Economy (Jazda bez trzymanki. Ameryka, wolne rynki i tonięcie gospodarki światowej) z chirurgiczną precyzją i kronikarskim zacięciem komponuje obszerną listę zaniedbań regulacyjnych i świadomie podjętych decyzji politycznych, które doprowadziły do współczesnego kryzysu gospodarczego. J. Stiglitz, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 2001 r. za analizę działania rynków w warunkach asymetrii informacji, były doradca prezydenta Billa Clintona i główny ekonomista Banku Światowego jest zdecydowanym krytykiem obecnej formy globalizacji gospodarczej. Jako enfant terrible amerykańskiej publicystyki od lat zajmuje specyficzną pozycję w tamtejszej debacie publicznej – z jednej strony jest szanowanym ekspertem i konsultantem najważniejszych instytucji międzynarodowych, publikuje na łamach najbardziej prestiżowych tytułów i doradza najważniejszym ludziom na świecie, z drugiej jego analizy idą całkowicie pod prąd medialnemu mainstreamowi i dominującym poglądom na rozwój społeczno-gospodarczy. Swoją opowieść o czynnikach, które doprowadziły światową gospodarkę na skraj przepaści J. Stiglitz zaczyna w 1987 r., gdy nastąpiła zmiana na stanowisku szefa Rezerwy Federalnej – Paula Volckera potrzebna nam jest zielona rewolucja i jak może ona odmienić Amerykę. 3 G. W. Kołodko, Świat na wyciągnięcie myśli, Warszawa 2010, s. 83.

[20]

refleksje


Pokryzysowa zmiana

zastąpił Alan Greenspan, entuzjasta deregulacji sektora finansowego. Akcje monetaryzmu na światowym rynku idei były już wywindowane ostro w górę, neoliberalizm stopniowo nabierał charakteru ideowego wyznania wiary ówczesnych elit politycznych i intelektualnych, a jego słynną „świętą trójcę”, czyli prywatyzację, liberalizację handlu i inwestowania oraz deregulację przedstawiano jako panaceum na prawie wszystkie bolączki. W zgodzie z duchem nowej epoki Kongres USA, prezydent B. Clinton i Komisja Papierów Wartościowych i Giełd podjęli trzy ważne decyzje. W 1999 r. prezydent B. Clinton podpisał uchwaloną przez parlament ustawę o uchyleniu ustawy Glass-Steagall Act. Regulacja ta, przyjęta jeszcze w 1933 r., doprowadziła do rozdziału towarzystw ubezpieczeniowych, banków inwestycyjnych i banków komercyjnych. W wyniku jej zniesienia nastąpiła niebezpieczna koncentracja sektora finansowego: banki inwestycyjne mogły od tej pory m.in. udzielać kredytów hipotecznych. Kongres zdecydował także o nieuregulowaniu rynku instrumentów pochodnych4 (m.in. credit default swaps, służących przenoszeniu ryzyka kredytowego), których wartość uzależniona jest od wartości innych instrumentów finansowych. Sztafetę wymienianych przez J. Stiglitza deregulacyjnych decyzji domknęła amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, pozwalając na zwiększenie maksymalnego poziomu dźwigni finansowej banków z 10:1 do 30:1 (wskaźnik zadłużenia do kapitału własnego)5. Opisywane przez autora Globalizacji posunięcia stawiały kolejne fundamenty pod budowany od lat 80. kapitalizm kasyna i wydatnie przyczyniły się do problemu, który Tadeusz Kowalik nazywa „giełdyzacją gospodarek światowych”6. U początków sektora finansowego 4 Bardzo interesującą rozmowę na temat tego, w jaki sposób instrumenty pochodne przyczyniły się do obecnego kryzysu gospodarczego przeprowadził Jon Stewart z Bethany McLean i Joe Nocera, autorami książki na temat kryzysu o wymownym tytule All the devils are here. The hidden history of the financial crisis (Wszystkie diabły są tutaj. Ukryta historia kryzysu finansowego). Opisują oni bardzo klarownym językiem mechanizmy działania derywatów. Zob. J. Stewart, B. McLean, J. Nocera, All the devils are here. The hidden history of the financial crisis, London 2010, http://www.thedailyshow.com/watch/tue-november-16-2010/bethany-mclean---joe-nocera., 01.06.2011 r. 5 M. Penkala, Przestawianie leżaków na Titanicu, http://www.krytykapolityczna.pl/Recenzje/Penkala-Przestawianie-lezakow-na-Titanicu/menu-id-76.html, 03.04.2011 r. 6 Według T. Kowalika „termin ten lepiej oddaje sens zmian w świecie kapitalistycznym w ostatnich dwóch-trzech dekadach niż upowszechnione ostatnio pojęcie finansjalizacji. Rzecz nie tylko w bardzo szybkim wzroście sektora finansowego, lecz także w destabilizacji współczesnych gospodarek”. Zob. T. Kowalik, Kapitalizm kasyna, [w:] Kryzys. Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2009, s. 70.

nr 4, jesień-zima 2011

[21]


Rafał Szymanowski

legł zamysł obsługi sfery realnej gospodarki i zapewniania jej środków niezbędnych do prowadzenia działalności w razie np. czasowej utraty płynności finansowej. Dziś łatwo można odnieść wrażenie, że sektor finansowy to trochę świat sam dla siebie, niezbyt przystający do czegokolwiek na zewnątrz. Zaznaczmy tylko, że w przedkryzysowym roku 2007 zagregowaną wartość umożliwiających spekulacje instrumentów pochodnych na światowym rynku finansowym szacowano na ponad 600 bilionów dolarów – dziesięciokrotnie więcej, niż wynosiła wtedy wartość planetarnej produkcji (szacowanej na około 60 bilionów dolarów)7. Eksperckie analizy ekonomistów i analityków rynków dotyczące źródeł obecnego kryzysu gospodarczego dostarczają imponujące pensum wiedzy. Do szerokiego grona postaci cytowanych w niniejszym artykule dodać możemy jeszcze Paul Volckera, który stwierdził, że „obecnie trwający kryzys jest kulminacją przynajmniej pięciu poważnych kryzysów finansowych w ciągu ostatnich 25 lat, a gdy załamanie pojawia się co 5 lat, to wystarczająco mocne ostrzeżenie, żeby móc stwierdzić, że coś w podstawach systemu nie gra”8. Błędem byłoby jednak zatrzymanie się w analizie współczesnego kryzysu tylko na poziomie rynków finansowych – w takim wypadku można by ograniczyć się do stwierdzenia, że zawiódł mechanizm selekcji merytokratycznej, a newralgiczne stanowiska w światowej gospodarce piastowali ludzie niekompetentni. Choć deregulacja sektora finansowego rzeczywiście była owocem decyzji kilku wpływowych osób, to nie udałoby się jej przeprowadzić, gdyby nie fundamentalna zmiana, jaka zaszła na świecie od lat 80. XX w. Wujek Miltie, reaganomika i thatcheryzm Wraz z objęciem rządów przez Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii oraz Ronalda Reagana w USA stopniowo rozpoczął się proces demontażu państwa opiekuńczego. Grunt pod wielką zmianę przygotowywany był intensywnie już wcześniej – Milton Friedman i cała szkoła chicagowska, choć jeszcze w późnych latach 50. XX w. tkwili w uniwersyteckim getcie, prezentując poglądy powszechnie wówczas traktowane jako dość abstrakcyjne, pracowicie konstruowali zręby teoretyczne monetaryzmu. Kwestią czasu było to, kiedy na horyzoncie pojawi się pierwsze zawirowanie w gospodarce światowej, a tym sa7 8

G. W. Kołodko, Świat..., op. cit., s. 91. P. Kuczyński, Skąd wziął się kryzys, [w:] Kryzys…, op. cit., s. 43.

[22]

refleksje


Pokryzysowa zmiana

mym dogodny moment, aby spróbować wejść do gry. I choć najczęściej za umowną cezurę, od której rozpoczęła się na wielką skalę neoliberalna korekta kapitalizmu, przyjmuje się szok naftowy, to na proces ten złożyło się więcej czynników m.in. kryzys zadłużeniowy lat 80. XX w., włączenie do światowego rynku pracy krajów rozwijających się, stopniowe oddzielenie własności od zarządzania (zwane także rewolucją menadżerów). Afera Watergate, w wyniku której prezydent Richard Nixon podał się do dymisji, poważnie nadwerężyła społeczne zaufanie do państwa i jego obowiązków regulacyjnych, wcześniej przyjmowanych jako oczywistość. Zbuntowana młodzież ’68 zgłaszała swoje pretensje także pod adresem państwa – w przeciwieństwie do pokolenia swoich rodziców pamiętających horror Wielkiej Depresji lat 30 XX w., nie widziała w welfare state remedium na populizmy polityczne i bariery przed masowym powrotem poczucia niepewności, ale zmilitaryzowaną i zestandaryzowaną strukturę, obudowaną konserwatywnym i mieszczańskim przekazem symbolicznym. Jednak ukierunkowaną już w późnych latach 70. XX w. transformację systemu kapitalistycznego najmocniej przypieczętował upadek ZSRR i rozpad bloku wschodniego9. To właśnie wtedy duża cześć elit politycznych i intelektualnych uwierzyła w tezę Francisa Fukuyamy, po raz pierwszy zaprezentowaną latem 1989 r. na łamach czasopisma „The National Interest” – w to, że „liberalna demokracja może wyznaczyć ostatnią fazę ideologicznej ewolucji ludzkości, a tym samym może ukonstytuować ostateczną formę rządów, która stanowić będzie rzeczywisty koniec historii”10. Zdaniem Przemysława Czaplińskiego amerykański politolog stwierdzał tym samym, że „wraz z upadkiem imperium sowieckiego osiągamy kres możliwości formowania życia społecznego. Wyczerpanie się żywotnych alternatyw demokracji liberalnej – faszyzmu, komunizmu, nacjonalizmu i fundamentalizmu religijnego – powoduje, że formacja, która pozostała na placu boju, wydaje się nieprzekraczalna. Odtąd możemy modyfikować niedoskonałości liberalizmu, nie potrafimy jednak wymyślić żadnego lepszego ustroju”11. I faktycznie, jak trafnie zauważył Sławomir Sierakowski, 9 Ryszard Bugaj uważa, że aż do lat 80. XX w. „komunizm jako globalna alternatywa wymuszał pewne zachowania, wymuszał także państwo dobrobytu”. Dziś postrzegany jest jako ślepy zaułek historii, a jego kompromitacja „ciąży na wszystkich językach i propozycjach politycznych dopuszczających możliwość politycznego reagowania na kryzysy generowane przez rynek”. Zob. Kto potrzebuje pomocy, „Europa. Miesięcznik Idei” 2010, nr 5, s. 167. 10 F. Fukuyama, Koniec historii, Kraków 2009, s. 9. 11 P. Czapliński, Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje,

nr 4, jesień-zima 2011

[23]


Rafał Szymanowski

pomimo, że F. Fukuyama się mylił, to właściwie miał rację – „historia naprawdę się skończyła, przynajmniej w takim sensie, w jakim nie sposób było do niedawna poważnie dyskutować nad alternatywą dla kilka trendów, które zdominowały ostatnie dekady: gospodarczy zwrot w stronę bezwarunkowej akceptacji wolnego rynku i polityczny zwrot w stronę centrum”12. Na ten pierwszy intensywnie pracowała szkoła chicagowska i armia prywatnych think-thanków (takich jak np. Heritage Fundation), których ekspansja na początku lat 90. XX w. zasadniczo zmieniła kształt i zasady rządzące debatą publiczną. Ten drugi spowodowany był głównie zagubieniem w nowej rzeczywistości i intelektualną bezradnością lewicy, której najlepszą egzemplifikacją pozostaje cały czas osławiona „trzecia droga”13. Uwzględniając splot wszystkich powyżej wymienionych czynników, tworzący specyficzną kaskadę zmian, trudno dziś nakreślić scenariusz, dzięki któremu welfare state, w formie z lat 60. XX w., wyszedłby z boju zwycięsko i w niezmienionym kształcie pozostał do dziś. Z obecnej perspektywy wydaje się, iż korekta do pewnego stopnia była nieunikniona. Pytanie jednak czy zaaplikowane neoliberalne lekarstwo nie okazało się gorsze do choroby. Neoliberalne uniwersum Zostawmy gruntowną analizę owej „ukrytej pod pozorami naukowości i racjonalności, ostatniej ideologicznej konstrukcji XX wieku14” – zwłaszcza, iż doczekała się ona, zarówno jako zbiór pewnych podstawowych przekonań o rzeczywistości, jak i doktryna społeczno-ekonomiczna, setek, jeśli nie tysięcy opracowań (zarówno apologii jak i „czarnych ksiąg”) i pozostaje jednym z najlepiej opisanych w humanistyce zjawisk ostatnich dekad. W kilku zdaniach istotę problemu oddał Adam Leszczyński: „Kiedy liberałowie zdobywali rząd dusz nad polityką gospodarczą i społeczną w latach 70. XX w. podsuwali odpowiedzi na realne ówczesne problemy – przerost państwa i ociężałą biurokrację, która krępowała ludzką przedsiębiorczość. Rychło jednak Warszawa 2009, s. 11. 12 S. Sierakowski, Historia kryzysu i kryzys historii, [w:] Kryzys…, op. cit., s. 6. 13 Terminem tym najczęściej określa się zwrot partii lewicowych w stronę centrum i akceptację dla możliwie szerokiego zastosowania regulatora rynkowego. Pod takim też tytułem ukazała się książka brytyjskiego socjologa, autora programu Nowej Partii Pracy Tony’ego Blaira, Anthony’ego Giddensa – Trzecia Droga. Odnowa socjaldemokracji. 14 J. Żakowski, Bezcielesne ofiary kryzysu, czyli od neoliberalizmu do neorealizmu, [w:] Kryzys…, op. cit., s. 45.

[24]

refleksje


Pokryzysowa zmiana

uznali te pragmatyczne (wtedy) recepty za uniwersalne, metafizyczne prawdy o tym, jak świat funkcjonuje. Przed trzydzieści lat dominacji intelektualnej szkoły z Chicago idee, które kiedyś były odświeżającą nowością, wyrodziły się w skostniałą i szkodliwą ideologię – z którą trudno w ogóle dyskutować, bo każda próba polemiki uwalnia furię strażników świętej doktryny”15. Upadek banku Lehman Brothers i będący jego następstwem kryzys gospodarczy wywołał tak wielki szok właśnie dlatego, iż pozostając w obrębie owych „uniwersalnych prawd” („prywatne zawsze jest lepsze od państwowego”, „im mniej państwa w gospodarce tym lepiej”, „rynek się sam wyreguluje”) nie posiadamy intelektualnych narzędzi, aby się z nim zmierzyć i postawić jakąkolwiek sensowną diagnozę. Gdy prawie codziennie słyszymy, iż to sektor prywatny jest zawsze kreatywny, innowacyjny, efektywny, dynamiczny, rozwojowy i przedsiębiorczy, a publiczny głęboko schorowany, ociężały, niezdarny i zramolały to trudno przyjąć do wiadomości to, że największy od bez mała osiemdziesięciu lat kryzys gospodarczy wywołał sektor prywatny, a nie publiczny. Gdy status żartu osiągnęły takie oto ludowe mądrości jak ta, iż na każdą parlamentarną kadencję powinna przypadać tylko jedna uchwalona ustawa, to doprawdy trudno zauważyć, iż zajmujący honorowe miejsce na ławie oskarżonych w procesie o wywołanie współczesnego kryzysu gospodarczego rynek instrumentów pochodnych (jedne z kluczowych instrumentów bezpośrednio przyczyniających się do zapaści sektora finansowego) był kompletnie nieuregulowany16. Gdy od lat 80. XX w. przedstawia się dezercję państwa z obowiązku spłaszczania amplitudy cyklu gospodarczego, korygowania nierówności społecznych i redystrybucji dochodu narodowego jako przedsięwziętą w imię ochrony interesów klasy średniej, to informacja o tym, iż w USA od lat 70. XX w. płace realne tej samej klasy średniej praktycznie nie wzrosły wywołuje wręcz nieredukowalny dysonans poznawczy. Gdy uzasadnia się walkę z „rozdętym państwem socjalnym” jako społeczny kontekst tych działań przywołuje się właśnie klasę średnią – słowo klucz w dyskursie neoliberalnym. I niewielkie znaczenie ma fakt, że trudno o bardziej ahistoryczny argument – złota epoka klasy średniej przypada bowiem na czasy pełnego rozkwitu welfare state (w USA na lata rozbudowanych programów socjalnych lat 50. i 60. XX w., w RFN na okres boomu gospodarczego lat 50. XX 15 A. Leszczyński, Biednym rynek nie wystarczy, „Gazeta Wyborcza” z dnia 26-27 marca 2011, s. 21. 16 Kongres USA przyjął ustawę o nieuregulowaniu rynku derywatów.

nr 4, jesień-zima 2011

[25]


Rafał Szymanowski

w., w Skandynawii na lata 70. XX w.) Zdumiewająca ignorancja historyczna nie jest tutaj zresztą niczym nowym – regularnie próbuje się zdezawuować państwo dobrobytu określając je epitetem „socjalistyczne”. Nie do końca trafionym – państwo dobrobytu powstało jako owoc międzypartyjnego konsensusu17, wprowadzone zostało głównie przez chadeków, liberałów i konserwatystów, którzy wkroczyli w życie publiczne przed 1914 r. i dla których takie rozwiązania jak darmowa publiczna edukacja, powszechna służba zdrowia czy ubezpieczenie na wypadek choroby i bezrobocia były naturalną konsekwencją reformistycznego liberalizmu z późnego XIX wieku18. Gdy tak powszechne stało się redukowanie złożonej, wielowymiarowej i skomplikowanej kwestii całościowego rozwoju społeczno-gospodarczego do jednego parametru zmiany ilościowej (wzrostu gospodarczego) to trudno poważnie potraktować, takie oto stwierdzenia, jak to autorstwa G. W. Kołodki – „Skoro już tak się stało, że w czteroleciu 2008-11 wskutek kryzysu PKB rośnie w najbogatszych krajach średniorocznie w tempie około 0,5%, to warto się potrudzić, by było to niewiele więcej na długą metę. To przecież bogaty świat, z USA na czele, zużywa najwięcej zasobów planety, zarówno odnawialnych, jak i nieodnawialnych. To bogata część świata jest największym trucicielem środowiska naturalnego. To jej ludność zużywa najwięcej energii. To producenci i konsumenci z tych krajów w największym stopniu przyczyniają się do ocieplenia klimatu”19. Celowo ograniczyłem się tutaj do zaakcentowania wpływu neoliberalizmu nie tyle na proces wzrostu i rozwoju gospodarczego20, co na dyskurs publiczny i swoiste „uniwersum narracyjne” współczeT. Judt, Reappraisals..., op. cit., s. 10. Andrzej Walicki zauważa, iż liberalizm, o czym przeważnie się zapomina, już w końcu XIX wieku rozdzielił się na prawicowy, dogmatycznie wolnorynkowy, i lewicowy, przeciwstawiający autokracji rynku prawa człowieka, w tym „prawo do godnego istnienia”, czyli cały zestaw konkretnych uprawnień ekonomicznych, socjalnych i kulturalnych. A. Walicki dodaje, że dla całej plejady klasyków liberalizmu – od Johna Stuarta Milla i Benedetta Croce do Johna Rawlsa – „socjalizacja” liberalizmu była wynikiem wewnętrznej logiki liberalnej idei wolności, a nie rezultatem nacisków z zewnątrz. Zob. A. Walicki, Od utopii do utopii. Pisma polityczne Jacka Kuronia, „Krytyka Polityczna” 2011, nr 24/25, s. 317. 19 G. W. Kołodko, Świat..., op. cit., s. 150. 20 Teza, iż neoliberalne recepty na wzrost i rozwój działają słabo, zwłaszcza w krajach peryferyjnych, zdaje się powoli przebijać nawet do głównego nurtu polskiej debaty publicznej. Ograniczając się tylko do najważniejszych tytułów prasowych, warto zwrócić uwagę na publicystykę Adama Leszczyńskiego na łamach „Gazety Wyborczej” oraz Jacka Żakowskiego i Edwina Bendyka w tygodniku „Polityka”. 17

18

[26]

refleksje


Pokryzysowa zmiana

snego świata. Często zapomina się bowiem o wpływie tego co stało się w latach 80. XX w. na kształt najważniejszych współczesnych sporów, ramy dyskusji uchodzące za powszechnie akceptowalne, język debat publicznych i jego całkowitą ekonomizację. Aksjomaty ery neoliberalnej tak mocno ukształtowały nasz sposób myślenia, że utraciliśmy zdolność nawet do wyobrażenia sobie innego społeczeństwa, niż to, w którym żyjemy21. Ograniczyły również pole widzenia – do tego stopnia, iż nie dostrzegamy stopniowo dokonującej się na zapleczu gospodarczej recesji zmiany, kluczowej dla wyłaniającej się pokryzysowej rzeczywistości – zmiany płci. Wzbierająca fala W 2003 r. Pippa Norris i Ronald Inglehart w ważnej pracy Wzbierająca fala. Równouprawnienie płci a zmiana kulturowa na świecie wieszczyli rychłe nadejście świata kobiet. Ich książka zawierała badania i analizy porównawcze, oparte na unikatowych danych ze Światowego Badania Systemu Wartości (WVS) i Europejskiego Badania Systemu Wartości (EVS), pochodzących z ponad 70 państw, w których w sumie żyje ponad 80% ludności świata. Autorzy dowodzili, że postawy wobec równouprawnienia płci nie układają się w bezładny sposób, lecz tworzą spójny i dający się przewidzieć wzorzec. Ideały równości są wprost związane z określonym etapem procesu modernizacji społecznej, na którym znajduje się dane państwo – tak jak postawy wobec równości płci w społeczeństwach agrarnych są najbardziej tradycyjne, tak w postindustrialnych najbardziej egalitarne. Teza P. Norris i R. Ingelharta brzmiała jednoznacznie – „wzbierająca fala równouprawnienia płci pozostawiona sama sobie w dłuższym okresie wyeliminuje w końcu wszystkie tradycyjne bariery stojące na drodze kobiet do pełnego uczestnictwa w życiu publicznym”22. Zaraz jednak P. Norris i R. Inglehart robili ważne zastrzeżenie – na proces ten można w istotny sposób oddziaływać np. prorozwojowo ukierunkowując wydatki publiczne, inwestując w kapitał społeczny, wdrażając odpowiednie prawne i strukturalne reformy, implementując systemy kwotowe itd. Badacze nie przewidzieli jednak tego, że najskuteczniejszym

21 P. Buras, Czy lewica skruszy demokrację? O nowej książce Tony’ego Judta, http://wyborcza.pl/1,76842,8147396,Czy_lewica_skruszy_demokracje__O_nowej_ ksiazce_Tony_ego.html, 03.04.2011 r. 22 R. Inglehart, P. Norris, Wzbierająca fala. Równouprawnienie płci a zmiana kulturowa na świecie, Warszawa 2009, s. 189.

nr 4, jesień-zima 2011

[27]


Rafał Szymanowski

katalizatorem owej „wzbierającej fali” może paradoksalnie okazać się największy od dziesięcioleci kryzys gospodarczy. W lipcowo-sierpniowym numerze magazynu „Foreign Policy” z 2009 r. ukazał się esej Reihana Salama „Śmierć Maczo”23. Ów konserwatywny komentator podjął próbę (na łamach jednego z najbardziej prestiżowych tytułów prasowych na świecie) analizy i interpretacji danych, które spływały z amerykańskiego rynku pracy od czasów wrześniowego załamania i upadku Lehman Brothers. R. Salam tym samym jako pierwszy publicznie wyartykułował to, co wcześniej nie wychodziło poza sferę przypuszczeń i podejrzeń – ofiarą kryzysu gospodarczego i będącej jego następstwem recesji padają głównie mężczyźni. W USA na każde cztery utracone w wyniku załamania gospodarczego miejsca pracy aż trzy należały do mężczyzn; we Francji wśród nowych bezrobotnych panowie stanowili 71%, w Szwajcarii 69%, w Indiach aż 95%24. Tak duże dysproporcje doprowadziły do tego, iż amerykańska prasa i blogosfera, opisując współczesny kryzys gospodarczy, zamiast tradycyjnego słowa „recession”, oznaczającego po angielsku recesję, zaczęła posługiwać się określeniami „He-cession” oraz „Men-cession”. R. Salam skrupulatnie wyliczał powody, które sprawiły, iż kryzys zbiera swoje żniwo aż tak nierówno. Pamiętać należy, iż problemy w realnej gospodarce i spadek bezwzględnego poziomu produkcji poprzedziło pęknięcie bańki spekulacyjnej na rynku kredytów hipotecznych i załamanie sektora finansowego. Ten zaś, nazywany przez autora „klubem maczo”, jest od wielu lat jedną z najbardziej zdominowanych przez mężczyzn sfer światowej gospodarki. R. Salam, z właściwą publicyście swadą, ujmuje to następująco: „Spośród wszystkich czynników, które mogą korelować ze zbyt agresywnym inwestowaniem na rynku finansowym – wiek, status małżeński itp. – najbardziej oczywistym winowajcą jest posiadanie chromosomu Y”25. Zdaniem autora, tak charakterystyczna dla mężczyzn skłonność do podejmowania nadmiernego ryzyka i nieliczenia się z jego możliwymi konsekwencjami okazała się być destrukcyjna i niemożliwa do utrzymania we współczesnym świecie26. 23 R. Salam, The death of macho, http://www.newamerica.net/node/9258, 03.04.2011 r. 24 E. Bendyk, Zmiana płci, http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1509360,1,kobiety-przejmuja-wladze.read, 03.04.2011 r. 25 R. Salam, The death..., op. cit. 26 Warto dodać, że w opinii komentatora „FP” mężczyźni zawiedli podwójnie – nie tylko jako bankowcy i finansiści, którzy doprowadzili świat na skraj gospodarczej przepaści, lecz także jako najważniejsi politycy (to kolejny tradycyjnie zmaskulinizowa-

[28]

refleksje


Pokryzysowa zmiana

Komentator zwraca uwagę, iż w wyniku kryzysowego zawirowania sektory gospodarki tradycyjnie zdominowane przez mężczyzn (np. budownictwo i przemysł ciężki) kurczą się szybciej i na większą skalę, niż te przeważnie zatrudniające kobiety (np. sektor publiczny, służba zdrowia, edukacja). I także one pozostają bardziej zagrożone ewentualnym outsourcingiem. Potwierdzają to prognozy analityków Amerykańskiego Biura Statystyki Pracy – według nich rynek pracy w USA nie będzie w stanie odbudować przedkryzysowego stanu zatrudnienia z 2007 r. Nowa gospodarka, jaka wyłoni się z kryzysu – wieszczą specjaliści – będzie jeszcze bardziej oparta na wiedzy niż do tej pory27. To jedna z kluczowych przesłanek tytułowej tezy R. Salama o „śmierci maczo” – na pokryzysowym rynku pracy zarówno w USA, jak i w Europie Zachodniej wzrośnie popyt na szerokie kompetencje intelektualne i wiedzę. Zatem najskuteczniej poradzą sobie na nim najlepiej wykształceni, czyli kobiety – w krajach OECD (30 najbogatszych państw świata) 60% osób podejmujących studia to kobiety, w samych Stanach Zjednoczonych w 2012 r. dysproporcja między studentkami a studentami wyższych uczelni sięgać będzie 2,6 milionów na korzyść kobiet28. Omawianej transformacji rynku pracy nie powstrzyma także pakiet stymulacyjny administracji Baracka Obamy – zwiększenie podaży pieniądza, w warunkach kryzysu gospodarczego, tj. narastania niewykorzystanych mocy wytwórczych. W przeciwieństwie bowiem do pakietu ny obszar rzeczywistości), którzy zaniedbali swoje obowiązki regulacyjne i nadzorcze. 27 Polski termin „gospodarka oparta na wiedzy” (GOW) wiernie oddaje powszechnie używane w literaturze, a także w tekście R. Salama, angielskie określenie „knowledge-based economy”. W Polsce można jednak odnieść wrażenie, że to nadużywane ostatnio sformułowanie powoli staje się swoistym „słowem-wytrychem” – nie tylko opisuje docelową strukturę gospodarki i organizuje określone społeczne marzenia wokół porządnej rzeczywistości, ale także coraz częściej służy uzasadnieniu prawie wszystkiego, nierzadko legitymizuje postulaty wzajemnie ze sobą sprzeczne, czasami zwyczajnie nie wiadomo, co ma na myśli i jakie konkretne działania chciałby podjąć ktoś, kto tym terminem się posługuje. Abstrahując jednak od dość dowolnego stosowania tego określenia, zwłaszcza w polskiej debacie publicznej, nie unieważniając fundamentalnego znaczenia wiedzy i edukacji dla przyszłej gospodarki, należałoby zastanowić się, jaka to będzie wiedza i jaka edukacja. Największe od dziesięcioleci bezrobocie wśród młodych ludzi tuż po studiach w Europie prowadzi do postawienia kolejnego pytania – o to, czy aby współczesna gospodarka jest strukturalnie przygotowana do absorpcji wiedzy i kompetencji absolwentów uczelni wyższych. Być może rację ma Edwin Bendyk, który twierdzi, iż firmy usługowe, świadczące usługi intelektualne (trzon GOW) przechodzą dziś podobny proces, jak fabryki za czasów Forda – standaryzują czynności, co prowadzi do deskillingu. A to oznacza, że rośnie popyt nie na szerokie kompetencje intelektualne, lecz na zaawansowaną, ale dosyć wąską wiedzę. 28 E. Bendyk, Zmiana..., op. cit.

nr 4, jesień-zima 2011

[29]


Rafał Szymanowski

z czasów Wielkiej Depresji strumień pieniędzy skierowany jest nie tylko do sektorów i branż tradycyjnie zdominowanych przez mężczyzn. Inwestycje w infrastrukturę i przemysł ciężki zrównoważone są wydatkami na tzw. „zieloną rewolucję”, badania i rozwój oraz służbę zdrowia i edukację. Ewolucję amerykańskiej gospodarki potwierdził zresztą nie kto inny, jak sam B. Obama – w wypowiedzi dla „The New York Times” stwierdził, że „budownictwo i przemysł nie znikną zupełnie, lecz będą stanowić mniejszą części ogółu naszej ekonomii”, w związku z czym „kobiety będą miały równe, jeśli nie większe szanse na zostanie głównymi żywicielkami rodziny”. Interregnum Wraz z odbiciem się od dna recesji i ponownym wkroczeniem na ścieżkę wzrostu gospodarczego nieśmiało wyłania się na horyzoncie nowa pokryzysowa rzeczywistość. Do problemów z jej właściwym nazwaniem i interpretacją przyznają się nawet najwięksi giganci współczesnej humanistyki – Zygmunt Bauman w rozmowie z J. Żakowskim z rozbrajającą szczerością wyznaje, że tego, co się dookoła nas dzieje nigdy dobrze się nie rozumie. Potraktujmy to jednak jako krygowanie się, akurat w tym wypadku całkowicie nieuzasadnione – i faktycznie, już za chwilę ta pesymistyczna konstatacja ustępuje miejsca fascynującej analizie. Z. Bauman, szukając możliwych analogii do obecnej sytuacji, opowiada jak w latach 50. XX w. pisał w Londynie pracę na temat narodzin brytyjskiego ruchu robotniczego. Socjolog analizował m.in. roczniki „The Manchester Guardian” z epoki, gdy miasto to było centrum rewolucji przemysłowej. Zdaniem Z. Baumana „ludzie, którzy w tej gazecie pisali – odpowiednicy największych dzisiejszych publicystów, analityków, komentatorów, intelektualistów – nie mieli pojęcia, że znajdują się w jądrze rewolucji, która zmienia świat. Dziś każdy licealista wie, że początek XIX w. w Manchesterze to rewolucja przemysłowa. A oni nie wiedzieli. Najmądrzejsi ludzie nie mieli pojęcia, w czym biorą udział i co się dookoła dzieje”29. Ówczesna elita „widziała rosnące kominy – dodaje Z. Bauman – ale ich nie rozumiała, nie pojmowała istoty przejścia od społeczeństwa rolniczego do przemysłowego, wymuszonej cywilizacyjnie centralizacji państwa narodowego, zakresu zmiany społecznej, znaczenia i roli nowych podziałów klasowych”. Socjolog twierdzi, iż jesteśmy w trakcie podobnego procesu – tak jak 200 lat temu ekonomika uwolniła się z okowów rodzi29

Z. Bauman, Nowy nieład światowy, „Polityka” z 18 grudnia 2010, nr 51, s. 30.

[30]

refleksje


Pokryzysowa zmiana

ny i wspólnot lokalnych, tak dziś uwalnia się z oków państwa. „Po raz drugi w nowoczesnej historii stajemy przed zadaniem podboju i skolonizowania ziemi niczyjej, którą tym razem jest przestrzeń globalna30” – konkluduje Z. Bauman. Łacińskie słowo interregnum, którym jako metaforą opisującą kondycję współczesnego świata posługuje się socjolog, dosłownie oznacza bezkrólewie, czyli moment przejścia. Choć nowa rzeczywistość jeszcze się nie uformowała, to architektura tej starej jawi się jako coraz bardziej dysfunkcjonalna. „Proste panaceum dzisiejszych ideologów wolności”31, jak trafnie nazwał neoliberalne lekarstwo T. Judt, okazuje się wstrząsająco bezużyteczne – podobnie jak rytualnie recytowane zaklęcia o gospodarce centralnie planowanej, które słyszeliśmy w minionych czasach. I pomimo, iż nikt nie wie jak za kilkadziesiąt lat będzie wyglądać owa nowa rzeczywistość, to można nieśmiało wyrazić pewne nadzieje. Zdaniem autora dobrze by było, gdyby w pokryzysowym świecie zerwano z krępującymi wyobraźnię „wygodnymi prawdami prostszych czasów”. Zamiast ogłaszać „koniec historii” prowadzono by w nim żywą publiczną debatę i intensywny namysł nad tym, jak uporać się z tymi problemami, na które wciąż nie znaleziono skutecznej recepty, także, a może przede wszystkim, w biedniejszej części tego świata. Przyśpieszona – w wyniku kryzysu, wzbierająca fala świata kobiet ostatecznie dokończyłaby proces emancypacji, a na jego hamulcowych, twierdzących, że w tak niskim odsetku kobiet w polityce i biznesie nie ma nic dziwnego i „nienaturalnego”, patrzono by z taką samą podejrzliwością, jak na osoby twierdzące 50 lat temu, iż pozbawienie kobiet prawa wyborczego jest czymś „normalnym”. „Święta trójca neoliberalizmu” podzieliłaby los większości przejściowych mód i trendów, na które po latach patrzy się z niedowierzaniem połączonym z zażenowaniem. Upowszechniłoby się przekonanie, że wielowymiarowego i skomplikowanego zagadnienia rozwoju społeczno-gospodarczego nie można sprowadzić do kilku sloganów, bo każdy system ekonomiczny, także kapitalizm osadzony jest w konkretnej politycznej, społecznej, kulturowej i etycznej ramie. Słowem, jak napisał klasyk, „znów wolno byłoby myśleć”.

30 31

Ibidem, s. 32. T. Judt, Reappraisals..., op. cit., s. 22.

nr 4, jesień-zima 2011

[31]


Rafał Szymanowski

Summary Bankruptcy of Lehman Brothers, the 4th largest investment bank in the USA and the collapse of a financial sector initiated the biggest economic crisis since the Great Depression. Global recession sparked off an ongoing public debate. The main concern is whether it is an ordinary slubp or a serious systemic crisis. This article highlights two crucial changes appering on the horizon of the post-crisis world: the death of a neo-liberal doctrine and „rising tide” of women. Nota o autorze Rafał Szymanowski [rafal.szymanowski@gazeta.pl] – student III roku stosunków międzynarodowych na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, członek Koła Naukowego Studiów Genderowych. Obszary zainteresowań: makroekonomia i polityka gospodarcza, publicystyka polityczna w Polsce po 1989 r.

[32]

refleksje


Miejsce i rola Rafał Kamprowski Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Miejsce i rola kobiety w rodzinie na przestrzeni wieków. Od Antyku po I wojnę światową. Zarys problematyki

O

bszarem naukowych dociekań, który cieszy się coraz większym zain-

teresowaniem zdaje się być tematyka traktująca o społeczno-kulturowej tożsamości płciowej – gender studies. Jedną z wielu badanych przez naukę, powstałą na gruncie drugiej fali feminizmu, kwestii pozostaje pozycja i miejsce kobiet w społeczeństwie i kulturze. Specyficzna rola przypadła niewiastom w rodzinie. Rodzina bez wątpienia stanowi podstawową komórkę społeczną, której funkcjonowanie, zwłaszcza w okresie kryzysu, stało się istotnym problemem. Jako kategoria historyczna nie pozostaje ona obojętna na upływający czas, podlegając jego prądom. Rodzina stanowi przedmiot analizy psychologów, socjologów, demografów, pedagogów. Historycy zainteresowali się tą tematyką stosunkowo późno, bo dopiero w XX wieku. Należy więc zgodzić się z postulatami, iż dopiero wieloaspektowa analiza rodziny ukaże mechanizmy rozwoju ludnościowego i społecznego1. Korzeni współczesnego definiowania pojęcia rodzina szukać możemy u progu epoki nowożytnej. Socjologia rodziny będąc kierunkiem badań socjologii ogólnej zajmuje się w swych studiach rodziną jako grupą oraz instytucją społeczną. W orbicie jej zainteresowań znajduje się także wewnętrzna struktura rodziny wraz z procesami, które ją determinują. Socjologia rodziny bada również relacje dwustronne badanej struktury społecznej w kontekście społeczeństwa globalnego. Kwestia rodziny znalazła także poczesne miejsce w pedagogice, która koncentruje się w dużej mierze na funkcji socjalizacyjnej i wychowawczej rodziny. Jest ona przecież, również w obecnych czasach, jedną z najważniejszych instytucji wychowawczych dzieci i młodzieży. 1 I. Gieysztorowa, Rodzina staropolska w świetle badań demograficznych. Zarys problematyki, [w:] Społeczeństwo staropolskie, t. 2., red. A. Wyczański, Warszawa 1979, s. 159.

nr 4, jesień-zima 2011

[33]


Rafał Kamprowski

Rodzina stawia przed sobą bardzo ciężkie i odpowiedzialne zadanie wprowadzenia dziecka w świat kultury i życia społecznego. Demografia, choć początkowo rozwinięta i skoncentrowan na tendencjach rozwojowych populacji, z czasem stała się nauką bardzo istotną dla badań nad historią rodziny. Rozwinięta po II wojnie światowej francuska szkoła demografii wyposażyła historyków w niezbędne narzędzia służące mierzeniu zmian w populacji, ruchliwości, płodności czy modelów małżeństwa. W rozwoju studiów nad historią rodziny, będących interdyscyplinarnym polem naukowym, znaczącą rolę odegrała antropologia kulturowa. Leżące u podstaw antropologicznego podejścia założenie, iż rodzina ma charakter powszechny oraz, że wychowywanie dzieci jest łącznikiem pomiędzy indywidualnymi a dominującymi wartościami kultury, stało się nieodłącznym elementem wszystkich badań nad rodziną. Encyklopedyczna definicja rodziny głosi, iż rodzina jest podstawową komórką społeczną, a więc fundamentalnym i konstytutywnym elementem każdego społeczeństwa2. Z drugiej strony rodzina to również uniwersalna instytucja społeczna, utrwalona w tradycji wszystkich kultur „zrytualizowanym zespołem działań ludzkich ukierunkowanym na zaspokajanie określonych potrzeb swoich członków”3. Wagę i znaczenie rodziny dostrzegali już starożytni. Jeden z najwybitniejszych filozofów, Arystoteles, uwypuklał jej rolę zaznaczając, iż „każde bowiem państwo składa się z rodzin”4. Ta stanowi więc najmniejszą, konieczną do dalszej ewolucji cząstkę. O kluczowym miejscu rodziny w Polis, choć reprezentując diametralnie inne stanowisko pisał Platon, dla którego idealne państwo pozbawione jest życia rodzinnego a dzieci są własnością państwa, które dba o ich wychowanie5. W starożytnej Grecji kobieta miała ograniczone prawa, także w rodzinie. Obowiązywał ją zakaz opuszczania rodzinnego domu aż do momentu zamążpójścia. Gdy odbył się już ślub, rola wybranki sprowadzała się do prowadzenia domu, wyrobu tkanin czy wychowania dzieci, co było kluczowym elementem funkcjonowania społeczności Polis6. Myśl grecką rozwinęli i wzbogacili Rzymianie, dla których kluczową

2 Encyklopedia Socjologii, t.3., red. Z. Bokszański, A. Kojder, Warszawa 2000, s. 312. 3 Ibidem, s. 313. 4 Arystoteles, Polityka, Warszawa 2008, s. 28. 5 M. Cytowska, H. Szelest, Historia literatury starożytnej, Warszawa 2006, s. 81. 6 S. Stabryła, Zarys kultury starożytnej Grecji i Rzymu, Warszawa 2007, s. 76.

[34]

refleksje


Miejsce i rola kobiety w rodzinie na przestrzeni wieków...

rolę odgrywał w rodzinie ojciec – pater familias7. Choć miał on niemal absolutną władzę, obligatoryjny był obowiązek zasięgania przez niego rady w wypadku chęci podjęcia jakiegokolwiek działania. Zwoływał więc on „rodzinne consilium”, na którym konsultował się z matką czy siostrą8. Z upływem lat władza ojcowska ulegała stopniowemu osłabieniu, a kobieta zaczęły mieć większy, choć nadal skromny, wpływ na zarządzanie gospodarstwem domowym i wychowanie dzieci9. Małżeństwo miało w Rzymie charakter monogamiczny. Jak pisał Modestyn – był to związek mężczyzny i kobiety na całe życie, wspólnota prawa boskiego i ludzkiego10. Dla naszych rozważań istotniejszym jest jednak proces indywidualizacji swobód poszczególnych członków rodziny – zwłaszcza kobiet, które u schyłku Cesarstwa Rzymskiego mogły nawet samodzielnie dysponować własnością rodzinną11. Istotną kwestią jest, przełomowe pod wieloma względami, prawodawstwo Oktawiana Augusta, które nakazywało kobietom pozostanie w małżeństwie od 20 do 50 roku życia. Po rozwodzie lub śmierci małżonka mogły one przeciągnąć rozpoczęcie nowego związku odpowiednio o 18 miesięcy lub 2 lata12. Tradycja judeochrześcijańska traktowała kobietę jako własność mężczyzny – najpierw ojca, później męża, „on zobowiązany był zapewnić jej utrzymanie”13. Biblijne spojrzenie na kobietę zaważyło na jej późniejszym postrzeganiu, głównie w epoce wczesnego średniowiecza. Biblijna Ewa stała się więc uosobieniem niewiast, nie tylko dla filozofów ale także i teologów. Obraz kobiety wczesnego średniowiecza przesiąknięty był złym wizerunkiem, w którym podkreślano negatywne cechy kobiecej osobowości, moralności, charakteru czy natury14. Nieco inaczej rzecz się miała pośród społeczeństw słowiańskich, które do kobiet odnosiły się z dużym szacunkiem15. W germańskim prawodaw7 S. Litak, Historia wychowania, t. 1.: Do wielkiej Rewolucji Francuskiej, Kraków 2005, s. 38. 8 M. Crawford, Rzym w okresie Republiki, Warszawa 2004, s. 35. 9 S. Stabryła, Zarys..., op. cit., s. 174. 10 R. Krajewski, Prawa i obowiązki seksualne małżonków, Warszawa 2009, s. 50. 11 Ibidem, s. 51. 12 W. Dajczak, T. Giaro, F. Longchamps, Prawo rzymskie. U podstaw prawa prywatnego, Warszawa 2009, s. 229-230. 13 M. Babik, Słownik biblijny. Małżeństwo – rodzina – seksualność, Kraków 2009, s. 110. 14 Z. Majchrzyk, Kiedy kobieta zabija, Warszawa 2009, s. 28; M. Alexandre, Early Christian Women, [w:] A history of women in the West: From ancient goddes to Christian saints, red. G. Duby, M. Perrot, Harvard 2002, s. 409. 15 Por. Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie XVII-XVIII wiek, Łódź 1975, s. 145-146.

nr 4, jesień-zima 2011

[35]


Rafał Kamprowski

stwie była ona postrzegana jako istota nie potrafiąca zadbać o swoje własne interesy. Takim przykładem było np. prawo lombardzkie, które nawet dorosłą kobietę pozostawiało pod opieką mężczyzny16. Przyjęcie chrztu przez Mieszka I w roku 966 pociągnęło za sobą, oprócz reperkusji politycznych, zmiany w istniejących do tej pory relacjach wewnątrz rodzinnych. Pozycja kobiety zbliżyła się do miejsca i roli zarezerwowanej dla mężczyzn. „Kobieta i mężczyzna odtąd mieli być różnymi, ale równymi pod względem praw i obowiązków towarzyszami życia”17. Stopniowo zaczęto zdawać sobie sprawę, iż córki pełnić mogą całkowicie nową rolę w realizacji dążeń dynastycznych i politycznych18. Kobieta miała jednak utrudniony dostęp do wielu zawodów czy zajęć. Często spotykanym była odmowa córkom czy żonom, prawa do nauki19. W zestawieniu z antykiem, liczba kobiet piszących w średniowieczu jest zdumiewająca. Należy to tłumaczyć rosnącą rolą kościoła, bowiem duża liczba kobiet w klasztorach uczyła się pisać i czytać20. Uczeni zajmujący się w swych studiach historią kobiet na ogół zgodni są w kwestii zauważalnego wzrostu ich znaczenia w okresie wieku XII-XIII. W tym czasie w szerokim kręgu chrześcijaństwa pojawiły się kobiety, które wyniesione zostały na ołtarze. Równocześnie na obszarze polskim spotykamy „białogłowe” otoczone coraz większą czcią – Jadwiga von Andechs, małżonka księcia śląskiego Henryka Brodatego, kanonizowana w 1267 r; Salomea, córka Leszka Białego; Kinga-Kunegunda, córka króla Węgier Beli IV21. W epoce Średniowiecza ojciec stanie się jednak pewnikiem stabilności rodziny a przez to i państw jako całości. W tym okresie uznanym za prawowitego ojca była ta osoba, która była małżonkiem. Jak pisze Anna Szulc: „w tamtym systemie nie wola ojca czy rodziców decydowała o ojcostwie, ale bycie mężem”22. W Średniowieczu rola społeczna nie zawsze szła w parzę z rolą biologiczną mężczyzn oraz kobiet. Wielokrotnie zdarzało się, że to mężczyzna zajmował miejsce ko16 D. Herlihy, Land, Family, and Women in Continental Europe, 701-1200, [w:] Women in medieval society, red. B. Bolton, S. Stuard, Pennsylvania 1976, s. 14. 17 D. Pauluk, Modele ról kobiety w podręcznikach do wychowania seksualnego, Kraków 2005, s. 14. 18 Por. L. E. Mitchell, Family life in the Middle Ages, Westport 2007, s. 10. 19 M. Bogucka, Białogłowa w dawnej Polsce, Warszawa 1998, s. 169. 20 M. Aquilina, C. Bailey, Tajemnica Graala, Kraków 2008, s. 68. 21 M. Weber, Żywoty świętych jako źródło informacji o kontaktach dynastycznych węgiersko-polsko-turyngskich, [w:] Nasze Historie, t. 7., (2002), Poznań 2005, s. 37. 22 A. Szulc, Ojciec w mrokach Średniowiecza, [w:] Przekrój, 37/2008, http://www. przekroj.pl/wydarzenia_kraj_artykul,2776.html, 2.05.2009 r.

[36]

refleksje


Miejsce i rola kobiety w rodzinie na przestrzeni wieków...

biety opiekując się dziećmi23. Istotne dla niniejszych rozważań rozróżnienie wprowadza Jennifer Ward. W swojej pracy poświęconej kobiecie w średniowiecznej Europie zaznacza, iż jej funkcje zależne były od charakteru rodziny męża. I tak oto w rodzinach nuklearnych, małżeństwo oznaczało stabilizację i otwierało nowe możliwości rozwoju, niejednokrotnie jednak zdarzało się tak, że małżonka trafiała do familii, dużej rodziny skupiającej pod jednym dachem trzy lub więcej pokoleń. Wtedy to na pierwszy plan wysuwała się teściowa, a znacznie małżonki równe było funkcji służącej24. Trudno również zgodzić się z przekonaniem, iż wszystkie małżeństwa aranżowane były przez ojców lub władców. Poniżej pewnej uprzywilejowanej warstwy społecznej zdarzały się małżeństwa, które były wynikiem świadomego wyboru dokonanego przez mężczyznę oraz kobietę25. O rosnącej roli kobiety-żony świadczyć może relacja włoskiego dyplomaty opisującego zwyczaje angielskie w 1497 roku. Dostrzega on, iż w razie śmierci, mężczyzna przekazuje majątek swojej żonie, wyłączając zupełnie z procedury spadkowej dzieci. Wdowa natomiast może również zignorować potomstwo wybierając męża spośród służby26. Kwestia posagu uregulowana była prawnie. Kobieta wychodząca za mąż dostawała go od swojego ojca. Stanowił on część, którą wnosiła ona do gospodarstwa. Posag stanowił więc część spadku27. Jak podaje Włodzimierz Dworzaczek, „pozycja społeczna rodziny żony była nader ważna ze względów zarówno majątkowych jak koligacyjnych dla pozycji przyszłego potomstwa”28. Zwołany przez papieża Pawła III sobór w Trydencie, prowadzony w latach 1545-1563, zmienić miał nie tylko oblicze kościoła ale i przewartościować miał dotychczasowe normy i wzorce. Dla rozważań o rodzinie oraz o roli jaką pełnił w niej ojciec najważniejsze była treść doktryny o małżeństwie. Jej treść ustalona została 11 listopada 1563 r.

23 Medieval memories: men, women and the past, 700-1300, red. E. Van Houts, Essex 2001, s. 3. 24 J. Ward, Women in medieval Europe, 1200-1500, Essex 2002, s. 45. 25 Więcej: S. McSheffrey, Marriage, sex, and civic culture in late medieval London, Pennsylvania 2006, s. 78. 26 An account of England by an Italian visitor, [w:] Women in England, c. 12751525: documentary sources, red. P. J. Goldberg, Manchaster 1995, s. 133. 27 K. Ratajczak, Edukacja kobiet w kręgu dynastii piastowskiej w średniowieczu, Poznań 2005, s. 23. 28 W. Dworzaczek, O badaniach genealogicznych nad dawną rodziną, [w:] Społeczeństwo staropolskie. Studia i szkice, red. A. Wyczański, Warszawa 1979, s. 179.

nr 4, jesień-zima 2011

[37]


Rafał Kamprowski

na 24 sesji soboru29. Mówiła ona, iż rodzina jako jedność nie spełnia w całości swego posłania bez obecności w niej ojca. W polskiej rzeczywistości wiek XVI to silna władza ojca oraz rola kobiet przejawiająca się w prowadzeniu gospodarstwa domowego oraz przez wychowanie dzieci, w myśl powiedzenia „bo nie żona męża, ale mąż żonę oszlachca”30. Model ojcostwa zacznie ulegać jednak przemianom a postać samego ojca stanie się w XVII w. początkiem nowego pojęcia rodziny31. Od XVII wieku obserwujemy „ojca, który powierza matce troskę o kierowanie stołem”32. Dotychczasowa głowa rodziny zacznie powoli przeistaczać się w ojca-opiekuna, którego zadaniem będzie przekazywać zstępnym bliskie mu poglądy. Epoka Renesansu niosła ze sobą liczne zmiany dotyczące pozycji kobiety w rodzinie. Wkroczyła ona do polityki i życia towarzyskiego wykraczającego poza jej dom. Jak zaznacza Urszula Augustyniak: „przełamano stereotyp niższości intelektualnej kobiet, które brały aktywny udział w dysputach teologicznych, a w ciągu XVII wieku zdobywały w coraz większym zakresie prawo do edukacji”33. „Białogłowa” więc zacznie zmierzać do pełnienia coraz większej roli w społeczeństwie, jak zaznacza Zbigniew Wójcik – roli samodzielnej34. Pożycie małżeńskie społeczeństwa staropolskiego charakteryzowała większa niż dziś obojętność i egoizm35. Społeczna rola kobiety przeszła jednak kolejne stadia ewolucji. Matka stała się „pierwszym nauczycielem, pokazującym i wyjaśniającym tajemnice życia, formułującym zakazy i nakazy, wprowadzającym w świat norm i zasad”36. Podobnie jak w wiekach wcześniejszych kobiety wchodziły w związek małżeński głównie z przedstawicielami 29 Więcej: K. Schatz, Sobory powszechne – punkty zwrotne w historii Kościoła, Kraków 2001; L. Ranke, Dzieje papiestwa w XVI-XIX w, Warszawa 1981; S. Głowa, I. Bueda, Breviarium Fidfei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, Poznań 2000; A. Baron, H. Pietras, Dokumenty soborów powszechnych, Kraków 2001-2004. 30 Odpowiedź Króla Zygmunta Augusta (1548), [w:] Wybór mów staropolskich świeckich, sejmowych i innych, red. A. Małecki, Kraków 1860, s. 31. 31 Ibidem, s. 224. 32 Historia ojców i ojcostwa, red. J. Delumeau, D. Roche, Warszawa 1995, s. 224. 33 U. Augustyniak, Historia Polski 1572-1795, Warszawa 2008, s. 320. 34 Z. Wójcik, Historia powszechna XVI-XVII wieku, Warszawa 2001, s. 144. 35 Z. Kuchowicz, Obyczaje..., op. cit., s. 214; J. Tazbir jest zdania, iż „w świetle tego co wynika ze źródeł, rodzina staropolska raczej mało nadaje się do idealizacji oraz stawiania jej za wzór współcześnie żyjącym Polakom”, J. Tazbir, Polska na zakrętach dziejów, Warszawa 1997, s. 171. 36 M. Bogucka, Staropolskie obyczaje w XVI-XVII wieku, Warszawa 1994, s. 67.

[38]

refleksje


Miejsce i rola kobiety w rodzinie na przestrzeni wieków...

tej samej warstwy społecznej. Dla późnego średniowiecza charakterystycznym stały się ostrzejsze przepisy prawne, które miały za zadanie regulowanie spraw zawierania małżeństw poza obrębem własnego stanu ograniczając małżeństwa szlachecko-mieszczańskie37. Kwerenda źródłowa przeprowadzona przez Irena Gieysztorową również dowodzi, iż społeczeństwo staropolskie charakteryzowało się kastowością oraz przewagą motywacji ekonomicznych nad uczuciowymi38. Kluczowe dla naszych rozważań wydarzenia miały miejsce w 1807 roku. W tymże, na mocy traktatu z Tylży, powstało Księstwo Warszawskie. Konstytucja tego nowego podmiotu z 22 lipca 1807 r. wprowadzała na terenach Księstwa nową sytuację prawną. Konstytucja oparta była na francuskim kodeksie cywilnym z roku 1804. W ważki sposób kodeks ten reguluje pozycje kobiety w rodzinie. Tytuł V, pierwszej księgi zatytułowanej o małżeństwie głosi, iż wychowanie i utrzymanie dziecka spoczywa na obojgu małżonków (dział V, art. 203). Mąż natomiast winien jest zapewnić małżonce bezpieczeństwo (dział VI, art. 213) i „dostarczyć wszystkiego, co do życia potrzebne, podług swoiei możności i stanu” (dział VI, art.. 214)39. Stanowiło to jawne przeciwieństwo przeszłości, w której jeszcze stulecie wcześniej ojciec posiadał prawo do chłosty żony. Mógł je on stosować, gdy małżonka okazała się nieposłuszna lub gdy zaniedbywała dom40. W XIX wieku „sprawami finansowymi zajmowała się z reguły matka, na której barkach spoczywał ogrom obowiązków związanych z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci”41. Jak zauważa Claudia Kraft w republice szlacheckiej istniało równouprawnienie kobiet reprezentujących ten sam stan. Było to powodem żywego uczestnictwa niewiast w życiu publicznym42.

37 M. Koczerska, Rodzina szlachecka w Polsce późnego średniowiecza, Warszawa 1975, s. 20. 38 I. Gieysztorowa, Rodzina..., op. cit., s. 164-166. 39 Dokument dostępny pod adresem: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=77369&dirids=1, 20.12.2010 r. 40 Por. A. Zadrożna, Przemoc wobec kobiet, http://zowmlawa.home.pl/przemoc%20wobec%20kobiet.doc, 03.05.2009 r. 41 W. Korzeniowska, Edukacja i wychowanie różnych warstw społecznych na ziemiach polskich – od drugiej połowy wieku XIX do roku 1918, Kraków 2004, s. 66. 42 C. Kraft, Państwo wobec rodziny – polityka państw europejskich w XIX i XX wieku, s. 12, tekst dostępny pod adresem: http://jazon.hist.uj.edu.pl/zjazd/materialy/ kraft.pdf, 30.12.2010 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[39]


Rafał Kamprowski

Oddając głos źródłom, również dowiadujemy się o znaczącej roli kobiet w życiu rodziny. Julian Wieniawski w swym pamiętniku umieścił: „cały ciężar wychowania spadał na nieocenioną naszą Matkę [...] Ona nauczyła nas czytać i pisać”43. Leon Król pisał natomiast w swych wspomnieniach: „pod opieką Matki chowałem się do czternastu lat”44. Położenie kobiet w XIX wieku poruszały liczne ruchy feminsistyczne. Interesującym jest, iż szukały one przede wszystkim równości wobec prawa i donioślejszego wpływu na wychowanie potomstwa. Niewiele natomiast z nich walczyło o równość pomiędzy mężem a żoną45. Wyjątkiem może być Marion Reid, która mniej więcej w połowie stulecia pisała, iż należy odejść od modelu, w którym to mąż ma absolutną władzę, nie tylko nad małżonką, lecz również i nad jej majątkiem i dziećmi46. W czasie trwania XIX stulecia, dla różnych warstw społecznych, rodzina pełniła odmienne funkcje. Model ten poddany był w następnym, XX stuleciu, licznym transformacjom. Pierwsze znaczące zmiany nastąpiły po I wojnie światowej. Obecność mężczyzn na frontach toczącej się wojny stała się przyczyną zwrotu samodzielności wśród kobiet. Stanęły one w obliczu nowych wyzwań i funkcji. W okresie dwudziestolecia międzywojennego kobiety dążyły do zrównania ich statusu ze statusem mężczyzny.

Summary For a long time, history of women was not in the mainstream of interest. The interest for this topic was not shown untill the twentieth century. The aim of this paper is to present a long and difficult struggle to gain the status similar to the one women have nowadays. It is difficult to understand the present reality without going back to the past. The role of women is undergoing a lot of changes all the time. This subject is a huge field for research. The article attempts to give a summary of publications which deal with women’s issues.

J. Wieniawski, Kartki z mego pamiętnika, t. 1., Warszawa-Kraków 1911, s. 1. L. Król, Wspomnienia dotyczące powstania z 1863r., Kórnik 1911, s. 2. 45 Por. M. Carden, The complexity of the relationship between the family, society, and women`s status, [w:] Women and the family: two decades of change, red. B. Hess, M. Sussman, New York-London 1984, s. 11. 46 M. Walters, Feminism: a very short introduction, Oxford 2005, s. 42-43. 43

44

[40]

refleksje


Miejsce i rola kobiety w rodzinie na przestrzeni wieków...

Nota o autorze Rafał Kamprowski [rafal.kamprowski@amu.edu.pl] absolwent Wydziału Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2010 roku ukończył Stosunki Międzynarodowe na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu w stopniu licencjata. Obecnie doktorant na tymże wydziale. Przewodniczący Koła Naukowego Historii Najnowszej przy WNPiD UAM w Poznaniu.

nr 4, jesień-zima 2011

[41]



Tożsamość h Paulina Wierzba Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Tożsamość homoseksualnych kobiet – dramat czy konstruktywna alternatywa?

C

jest ukazanie najważniejszych problemów związanych z przemianami tożsamości homoseksualnych kobiet, jakie można obserwować we współczesnym społeczeństwie. Homoseksualizm kobiecy nie jest zjawiskiem nowym, jednak właśnie zachodzące w ostatnich latach przemiany społeczno-kulturowe odgrywają znaczącą rolę w rozpowszechnianiu się homoseksualnego stylu życia oraz wywierają znaczący wpływ na kształt tożsamości mniejszości seksualnych. Rodzi to wątpliwości dotyczące tego, czy homoseksualizm może stanowić konstruktywną alternatywę dla tradycyjnego, heteroseksualnego stylu życia, czy jest dla lesbijek przede wszystkim źródłem dylematów i kryzysu tożsamości. Swoje rozważania ilustruję fragmentami internetowych forów dyskusyjnych, prowadzonych przez homoseksualne kobiety. Internet stanowi bowiem obecnie ważną platformę wymiany poglądów na temat homoseksualnego stylu życia, jest bezpieczną przestrzenią, w której lesbijki mogą się ujawnić, dzielić swoimi niepokojami i wspierać nawzajem. Problemy związane z kształtowaniem się tożsamości homoseksualnej u kobiet wiążą się przede wszystkim ze zjawiskiem przekazywania w zachodnich społeczeństwach jednostkom różnych, często sprzecznych ze sobą wizji tej samej rzeczywistości. Pomimo postępujących przemian społeczno-kulturowych związanych z ponowoczesnością, jednostki wciąż ulegają w dużym stopniu tradycyjnym, modernistycznym wpływom. Do dziś bardzo dużą rolę w kształtowaniu tożsamości odgrywają tradycyjne instytucje, wyznaczające kobietom przede wszystkim konkretne role do odegrania. W społeczeństwie wciąż echem odbija się stereotypowa wizja roli kobiety. Przypisuje się ją do sfery prywatnej i obciąża odpowiedzialnością za wypełnianie obowiązków domowych oraz przede wszystkim narzuca na nią obowiązek wyjścia za mąż, rodzenia i wychowywania dzieci1. Ciekawie opielem niniejszego artykułu

1 A. Titkow, D. Duch-Krzystoszek, B. Budrowska, Nieodpłatna praca kobiet mity, realia, perspektywy, Warszawa 2004, s. 24-25.

nr 4, jesień-zima 2011

[43]


Paulina Wierzba

suje to zjawisko wypowiedź jednej z internautek: „Wolność? Gdzie jest ta wolność, o której się wszędzie tak trąbi? Jakoś jej nie dostrzegam. Kobiety w dalszym ciągu traktuje się jak domowe popychadła, nie ma opcji, żeby bez robienia szumu i bez bycia wyklętą z rodziny kobieta chociażby zrezygnowała z macierzyństwa i zdecydowała się na karierę zawodową. Nie mówiąc już o decyzji o byciu z drugą kobietą. O zgrozo”2. Tradycyjny sposób pojmowania ról płciowych opiera się na podziale na BIOLOGIĘ – NATURĘ – KOBIETĘ i KULTURĘ – WYMIAR SPOŁECZNY – MĘŻCZYZNĘ. Mężczyzna wolny jest według niego od determinizmu biologicznego, stanowiącego uniwersalną normę dla gatunku ludzkiego. Kobiety zaś definiuje się poprzez ich płeć biologiczną. Stereotypowe spojrzenie na relację płci ma olbrzymie znaczenie w kształtowaniu tożsamości homoseksualnych kobiet, pokazuje bowiem siłę tradycji wpływającej na życie społeczne, do której lesbijki starają się dopasować3. Interesująco ilustruje to zjawisko fragment jednego z analizowanych przeze mnie blogów: „My, kobiety, jesteśmy przede wszystkim cielesne i biologiczne, mamy rodzić dzieci – jedno po drugim. Kobieta to przede wszystkim chodzący inkubator. Mężczyźni mają lepiej, wszystko im wolno. Nikt gejowi nie mówi, że rezygnując z posiadania potomstwa, marnuje swój materiał genetyczny, lesbijki nieustannie odczuwają to, że postrzega się je jak obciążenie dla społeczeństwa, nie masz dziecka – jesteś bezużyteczna – nie jesteś prawdziwą kobietą”4. Peter Berger i Thomas Luckmann5, analizując wpływ społeczeństwa na kształtowanie się ludzkiej tożsamości stwierdzili, że stabilna i dokładnie określona tożsamość jednostek może uformować się jedynie w społeczeństwach o bardzo prostej strukturze. Tylko w takich warunkach może ona odwzorować w stu procentach obiektywną rzeczywistość, w której się znajduje6. W poprzedzającym naszą epokę modernizmie, kobiety i mężczyzn obowiązywała jasno określona, heteroseksualna norma dotycząca tożsamości seksualnej. Członkowie społeczeństwa dążyli do tego, by być tacy sami i postępować zgodnie Adres internetowy: http://lesbijka.phorum.pl/viewtopic.php?t=259, 5.01.2011 r. A. Titkow, D. Duch-Krzystoszek, B. Budrowska, Nieodpłatna…, op. cit., s. 26. 4 Adres internetowy: http://lesbijka.phorum.pl/viewtopic.php?t=267, 6.01.2011 r. 5 Zob. A. Kotlarska-Michalska, Czynniki utrudniające proces tworzenia się tożsamości współczesnej młodzieży, [w:] Tożsamość a współczesność. Nowe tendencje i zagrożenia , red. B. Harwas-Napierała, H. Liberska, Poznań 2007, s. 137-139. 6 Zob. A. Kotlarska-Michalska, Czynniki…, op. cit, s. 137-139. 2 3

[44]

refleksje


Tożsamość homoseksualnych kobiet – dramat czy konstruktywna alternatywa?

z ogólnie przyjętym schematem postępowania – byli jakby trybikami w maszynie, którą było społeczeństwo: w określonym czasie odgrywali ściśle określona role. W epoce modernizmu kobietom trudno było wyobrazić sobie życie poza instytucją małżeństwa i rodziny. Biografia każdego z członków społeczeństwa była bowiem ściśle określona. Rodzina przechodziła przez kolejne następujące po sobie fazy, w których każdy z jej członków wypełniał przypisaną mu rolę. Etapy życia kobiety były przewidywalne, powiązane z przeszłością, teraźniejszością oraz przyszłością. Rola ówcześnie żyjącej kobiety była nierozerwalnie związana ze sferą domową. Z przykładnej córki kobieta przeobrażała się w żonę, później w matkę, by w jesieni swojego życia stać się babcią i opiekować dziećmi swojego potomstwa. Myśl dotycząca prowadzenia odmiennego stylu życia, posiadania odmiennej tożsamości (w tym seksualnej) nie przychodziła kobietom do głowy, ponieważ nieodwołalnie przynależały one do tradycyjnej instytucji rodziny i nie miały względem tego żadnej alternatywy7. Rodzina epoki modernizmu, będąc solidną podstawą reprodukcji i strażnikiem ładu społecznego, nie gwarantowała jednak tego, co w czasach współczesnych uważa się za najważniejsze – poczucia jednostkowego szczęścia8. Ponowoczesność zmienia reguły gry9. W ostatnich latach możemy obserwować liberalizację współczesnej rzeczywistości związaną z procesem indywidualizacji. Pojawiły się nowe wartości i normy, np. autonomia, szacunek do samego siebie, samookreślanie. Kobiety uwolniły się w dużej mierze od tradycyjnych zobowiązań oraz więzi społecznych. Płeć czy pochodzenie społeczne przestały determinować osobiste biografie jednostek10. Współczesna kobieta ma więc prawo do decydowania o samej sobie, lecz jednocześnie jest również za siebie w pełni odpowiedzialna11. Daje to homoseksualnym kobietom wolność, o jakiej wcześniej nie mogło być mowy. W dobie współczesnych społeczeństw zaczyna obowiązywać zasada pluralizmu. Poszukiwanie i odkrywanie różnorodności staje się cechą współczesnego świata. Kształtują się społeczeństwa posttradycyj7 Z. Melosik, T. Szkudlarek, Kultura, tożsamość, edukacja, migotanie znaczeń, Kraków 1998, s. 50. 8 Zob. K. Slany, Dywersyfikacja form życia rodzinnego we współczesnym świecie. Przykład związków homoseksualnych, [w:] Homoseksualizm, perspektywa interdyscyplinarna, red. K. Slany, B. Kowalska, M. Śmietana, Kraków 2005, s. 76-78. 9 Z. Melosik, T. Szkudlarek, Kultura…, op. cit., s. 78. 10 A. Kwak, Rodzina w dobie przemian: małżeństwo i kohabitacja, Warszawa 2005, s. 113-115. 11 Z. Krasnodębski, Upadek idei postępu, Warszawa 1991, s. 74-77.

nr 4, jesień-zima 2011

[45]


Paulina Wierzba

ne, postrodzinne, instytucjonalizują się nowe formy życia intymnego i seksualnego. Poddano w wątpliwość absolutny wymiar heteroseksualnej normy dotyczącej ludzkiej seksualności12. Tożsamość seksualna stała się wielką narracją XXI wieku, pełniąc taką funkcję w refleksji nad wolnością i prawami człowieka, jaką płeć i rasa miały w przeszłości13. Coraz więcej kobiet decyduje się na okresowe bądź stałe przyjęcie tożsamości homoseksualnej oraz życie w jednopłciowych związkach. Wiąże się to zarówno z zagrożeniami, jak i szansami pozytywnych społecznych przemian. W związkach homoseksualnych mamy do czynienia z zupełnie nową konstrukcją normalności – opierającą się przede wszystkim na symetrycznych relacjach między partnerami – niekoniecznie wiąże się ona natomiast z legalizacją, trwałością czy przywiązaniem14. Anthony Giddens uważa, iż w pewnym stopniu układ homoseksualny przewyższa tradycyjną instytucję rodziny – tworząc atmosferę całkowitej równości i bezpieczeństwa15. Można wymienić pozytywne wzory, według których powstają partnerskie układy między kobietami (wyróżnili je Michael Weeks i Jason Donovan16). W związkach homoseksualnych jest dużo więcej miejsca na równość między partnerami, bo takie związki nie opierają się na tradycyjnych, kulturowych i społecznych założeniach, stanowiących podstawę związków heteroseksualnych. Lesbijki kształtują swoje związki tak, by uniknąć nierówności i nierównowagi sił, co jest typowe dla związków między osobami przeciwnej płci. Poza tym budując związek, homoseksualne kobiety dowolnie ustalają między sobą zasady i sposób jego funkcjonowania – podczas, gdy w relacji między heteroseksualistami kobietom przypada na ogół praca w domu oraz wychowywanie dzieci, w związkach homoseksualnych nie ma podobnych oczekiwań. Wyróżnia je często wzajemnie zaufanie, gotowość do czynnego pokonywania trudności i wspólna „praca emocjonalna” nad budowaniem głębokiej relacji17. Kształtowanie tożsamości seksualnej jest w kontekście ścierania się ze sobą modernistycznej i ponowoczesnej rzeczywistości bardzo K. Slany, Dywersyfikacja…, op. cit., s. 22-40. P. Leszkowicz, T. Kitliński, Miłość i demokracja. Rozważania o kwestii homoseksualnej w Polsce, Kraków 2005, s. 19. 14 K. Slany, Dywersyfikacja..., op. cit., s. 22. 15 A. Giddens, Socjologia, Warszawa 2009, s. 154. 16 Ibidem, s. 22-26. 17 Ibidem, s. 156. 12

13

[46]

refleksje


Tożsamość homoseksualnych kobiet – dramat czy konstruktywna alternatywa?

trudnym zadaniem – łączy się bowiem często z wyborem pomiędzy własnym szczęściem i wolnością, a posiadaniem minimum bezpieczeństwa, jakiego potrzebuje każdy człowiek18. Tradycyjny, modernistyczny sposób myślenia pokutuje do dzisiaj – wiele homoseksualnych kobiet decyduje się na rezygnację z własnych potrzeb i marzeń. Istnieje o wiele więcej osób, które miały doświadczenia homoseksualne lub mają wyraźne skłonności homoseksualne niż wskazuje na to liczba ludzi prowadzących jawne gejowskie życie19. Wiele lesbijek i gejów decyduje się na ukrywanie swojej orientacji i prowadzenie heteroseksualnego stylu życia. Nieujawnianie homoseksualnej tożsamości otoczeniu jest często wybieraną przez lesbijki alternatywą dla homoseksualnego stylu życia. Stają się one żonami i matkami, by pozbyć się poczucia społecznej nieadekwatności i dostosować się do oczekiwań społeczeństwa. Taki styl życia jest źródłem wielu dramatów. Ukazuje to następująca wypowiedź: „Niby mamy współcześnie wolność, ale ja jej w sobie nie mam – mimo, że jestem lesbijką i jestem tego pewna, nie wyobrażam sobie życia bez męża i rodziny. Kobieta bez męża jest nikim. Bez mężczyzny nie czułabym się bezpiecznie. I tak – wprawdzie kobiety mi w głowie, ale mąż u boku i dziecko w drodze. Nie mogłabym inaczej”20. Kształt seksualnej tożsamości oraz styl życia homoseksualnych kobiet zależy w dużej mierze od środowiska z jakiego pochodzi konkretna jednostka, posiadanego przez nią habitusu i kapitału kulturowego. Pierre Bourdieu wprowadził pojęcie habitusu, oznaczające system trwałych, dających się przetransportować dyspozycji. Habitus jest zbiorową nieświadomością, która łączy osoby o podobnym doświadczeniu i pozycji społecznej, co kształtuje u jednostek podobne postrzeganie świata i wyznacza możliwości podejmowania osobistych wyborów. Habitus łączy się z posiadaniem ograniczonego kapitału kulturowego, który jest jedną z podstawowych, ukrytych barier na drodze rozwoju jednostek. Kapitał kulturowy często uniemożliwia homoseksualnym kobietom funkcjonowanie zgodne z ich potrzebami, narzucając sposób życia, obowiązującą fasadę, poprzez którą muszą one funkcjonować, zmusza ich do ukrywania orientacji seksualnej przed otoczeniem. W ramach określonych środowisk pochodzenia jednostki funkcjonują homogeniczne habitusy, co przesądza o podobieństwie zasobów jednostek wchodzących w ich skład i decyduje o podejmowaZ. Bauman, Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2000, s. 10. Ibidem, s. 55. 20 Adres internetowy: http://lesbijka.phorum.pl/viewtopic.php?t=278, 1.01.2011 r. 18 19

nr 4, jesień-zima 2011

[47]


Paulina Wierzba

nych przez nich wyborach dotyczących stylu życia21. Ukrywanie homoseksualizmu pozwala na uniknięcie negatywnej reakcji otoczenia, która wciąż jest powszechna, zwłaszcza w tradycyjnych, zamkniętych społecznościach, charakteryzujących się ograniczonym kapitałem kulturowym. Kobiety ukrywające swoją orientację seksualną przed otoczeniem pochodzą najczęściej z podobnych środowisk: wychowywały się w mniejszych miastach, w tradycyjnych, katolickich rodzinach. Zachowania, sposób myślenia i kształt tożsamości jednostki są w wielu przypadkach uzależnione od tego, jaka była jej dotychczasowa historia i losy. Będąc członkami określonej zbiorowości, jesteśmy zobowiązani do postępowania zgodnego z zasadami w niej panującymi, a te wykluczają bardzo często jawne zachowania homoseksualne. Ukrywanie homoseksualizmu jest wielkim zagrożeniem dla osobowości jednostek i powoduje kierowanie poszukiwań tożsamości poza siebie samych, co może prowadzić do utracenia sensu własnego „Ja”. Wiele osób, w tym duże grono homoseksualistów, chcąc być akceptowanymi przez wszystkich uczestników życia społecznego, ostatecznie „dostrajają się” do tego, czego oczekuje od nich otoczenie, rezygnując zupełnie z własnych pragnień oraz uczuć, ukrywając je przed otoczeniem. Wielu członków współczesnego społeczeństwa, a wśród nich wyrzekający się własnej tożsamości homoseksualiści, stało się „dziurawymi ludźmi”, którzy mają nikłe zrozumienie tego, kim są oraz co czują. Charakteryzuje ich wewnętrzna pustka: „dziurawi ludzie” przypominają zestaw luster, odbijających bezmyślnie to, czego inni od nich oczekują22. Społeczeństwo ma realny wpływ jedynie na formy ekspresji zachowań homoseksualnych, może je regulować poprzez normy społeczne i hamować, lecz nie jest w stanie ich wyeliminować23. Realizacja homoseksualnych potrzeb związana z koniecznością wyboru homoerotycznego sposobu życia oznacza najczęściej transgresję, czyli konieczność zmiany środowiska społecznego – przejścia z jednej grupy do innej, bądź funkcjonowania na granicy tych dwóch grup, a więc postępowania niezgodnego z obowiązującymi w nich zasadami, co często wywo21 Zob. P. Bourdieu, Struktury, habitus, praktyki, [w:] Współczesne teorie socjologiczne, t. 2., red. A. Jasińska-Kania, L. Nijakowski, J. Szacki, M. Ziółkowski, Warszawa 2006, s. 543-545. 22 G. Corey, M. Schneider-Corey, Sens życia i wartości, [w:] Mosty zamiast murów, red. J. Steward, Warszawa 2002, s. 163. 23 Zob. A. Długołęcka, Kształtowanie się tożsamości homoseksualnej, [w:] Homoseksualizm – perspektywa interdyscyplinarna, red. K. Slany, B. Kowalska, M. Śmietana, Kraków 2005, s. 66.

[48]

refleksje


Tożsamość homoseksualnych kobiet – dramat czy konstruktywna alternatywa?

łuje u homoseksualistów dezorientację i poczucie nieadekwatności24. Prowadzenie podwójnego życia jest olbrzymim ciężarem dla lesbijek oraz źródłem zagubienia osób homoseksualnych, nie potrafią oni bowiem zdecydować, kim pragną być i w jaki sposób chcą żyć. Paradoksem współczesnego świata jest fakt, że chociaż cieszymy się nieskrępowaną wolnością, mamy swobodę w podejmowaniu decyzji odnośnie stylu życia czy seksualnych preferencji i nasze życie wydaje się być dużo łatwiejsze niż poprzednich pokoleń, wciąż nie jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani. Nieustannie doświadczamy niepokojów dotykających nas samych, dotyczących naszego miejsca w świecie25. Przedstawione w pracy rozważania dotyczące pozytywnych i negatywnych aspektów przemian tożsamości seksualnej, będących konsekwencją rozpowszechniania się homoseksualnego stylu życia, nie pozwalają na sformułowanie odpowiedzi na zawarte w temacie artykułu pytanie, czy są one dla jednostek dramatem czy konstruktywną alternatywą. Jednoznaczna odpowiedź na to pytanie nie istnieje. Nie ulega jednak wątpliwości, że przemiany tożsamości seksualnej są ogromnym wyzwaniem dla współczesnego, ponowoczesnego społeczeństwa i zjawiskiem wartym uwagi i interpretacji. Mam nadzieję, że udało mi się poruszyć i wyjaśnić podstawowe kwestie związane z przemianami tożsamości homoseksualnych kobiet, uwzględniając przede wszystkim kontekst przemian kultury zachodniej i relacji osób homoseksualnych ze społeczeństwem.

Summary The article Identity of Homosexual Women – Drama or a Constructive Alternative? presents the most important aspects of homosexual identity changes, which can be observed in modern society, especially as far as problems of homosexual women are concerned. The main goal of this article is to show the crash of modernism and postmodernism ideologies connected to cultural pluralism and axiological relativism and their consequences for the shape of lesbian’s identity. Reflections are illustrated by the statements from the homosexual women’s websites. As a result, main issues can be understood better.

24 P. Fijałkowski, Homoseksualizm wykluczenie transgresja akceptacja, Warszawa 2009, s. 159. 25 G. Corey, M. Schneider-Corey, Sens..., op. cit., s. 163.

nr 4, jesień-zima 2011

[49]


Paulina Wierzba

Nota o autorce Paulina Wierzba [wierzba@amu.edu.pl] – magister socjologii i pedagogiki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktorantka w Zakładzie Socjologii Edukacji na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jej zainteresowania naukowe ogniskują wokół przemian współczesnej kultury, przede wszystkim w kontekście społecznego konstruowania i przeobrażeń tożsamości.

[50]

refleksje


Polska zdek Eliza Kania Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Polska zdekolonizowana? „Pamięć o kobietach” i jej wymiary

D

i obroniły swoje własne miejsce w świecie, dawniej wyłącznie męskim, a nie potrafiły obronić własnej historii?”1 Pytanie to, pomimo oczywistych przemian w sferze świadomości społecznej, czy legislacyjnej, które miały miejsce w ostatnich latach, nadal można odnosić do polskiej rzeczywistości. Refleksja dotycząca tradycyjnych narracji historycznych w kontekście płci narodziła się wraz z prądem drugiej fali feminizmu w Stanach Zjednoczonych. Krytyka tradycyjnej historiografii, która w latach 60. XX w. przetoczyła się przez ten kraj zazębiała się najczęściej wokół jednej, naczelnej kwestii: historia jak dotąd była podejmowana głównie z „męskiej” perspektywy. Równocześnie ukłuto pojęcie „herstory”. Na gruncie krajów anglojęzycznych kontrastowało ono metaforyczni z wyrażeniem „history”, które choć etymologicznie wywodzące się z łaciny, drażniło anglojęzyczne feministki. Już na poziomie nazwy było ich zdaniem nawiązaniem do patriarchalnej dominacji2. Zwolenniczki nowopowstałego pojęcia podkreślały, że jego stosownie ma na celu podkreślenie faktu, iż „życie kobiet, ich czyny czy wkład w dzieje ludzkości były zaniedbywane i niedoceniane w standardowych przekazach historycznych”3. Idea „herstory” największą popularnością cieszyła się w latach 70. i 80. XX w. Zasadniczą krytyką tego nurtu przeprowadziła Christina Hoff Sommers w książce Kto ukradł feminizm? Jak kobiety zdradziły kobiety. C. H. Sommers zdefiniowała ideę „herstory” jako próbę zanieczyszczenia przez „genderowe feministki” wiedzy ideologią. Zamiary uczynienia narracji historycznej bardziej skoncentrowaną na kobietach uznawała za sztuczne z natury i hamujące postęp4. laczego kobiety wywalczyły

S. Aleksijewicz, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, Wołowiec 2010, s. 10. Łac. Historía – uczenie się przez poznawanie. Ang. Her – jej, story – opowieść, his – jego, story – opowieść. Neologizmu herstory po raz pierwszy użyto w 1970 r. w książce Robin Morgan Sisterhood is Powerful. 3 „Herstory”, Oxford English Dictionary Online, Oxford University Press 2006, http://oed.com/public/redirect/welcome-to-the-new-oed-online, 01.06.2011 r. 4 Ch. H. Sommers, Who Stole Feminism. How Women Betrayed Women, New York 1

2

nr 4, jesień-zima 2011

[51]


Eliza Kania

W Polsce dyskusja nad kształtem narracji historycznej w kontekście płci pojawiła się znacznie później – po transformacji ustrojowej. Wpłynęła na to między innymi złożona sytuacja polityczna, w związku z którą koncentrowano się na kwestiach związanych z bieżącymi wydarzeniami. Wskazuje się także na fakt, iż niemałe znaczenie w tym względzie też miało zwyczajowe odrealnianie ich roli w dziejach. Kobieta mogła być patronką, „furtką do sacrum”5, która jednocześnie stawała się zaprzeczeniem kobiety realnej. Narodowa kultura polska jest męska. „W jej obrazie na pierwszy plan wysuwają się związki homospołeczne, więzi męskiego braterstwa i przyjaźni”6. Obraz kobiety przesłonięty jest w tym schemacie symbolicznymi wizerunkami, wobec czego w kulturze patriarchalnej kobietom trudno było zaistnieć na większą skalę w zbiorowej wyobraźni jako podmiotom aktywnym, działającym. Częściej „pojawia się kobiecość uwznioślona: Matka Boska w klapie marynarki „wodza”, a także w pieśniach i wierszach z okresu „Solidarności”. Czarna Madonna, Królowa Polski”7. Warto zaznaczyć, że fantazmat matki, opiekunki odegrał w polskiej „narracji publicznej” rolę pierwszoplanową, będąc „gwarantką narodowej wspólnoty heteroseksualnej, jej przyzwoitości i poprawności obyczajowo-politycznej”8. Obraz mężczyzn obecny w różnego rodzaju przekazach, w tym w podręcznikach szkolnych i akademickich, oscyluje natomiast wokół kultu rycerskości, szlacheckiego braterstwa, wojennego pobratymstwa, czy też uczestnictwa w tajnych organizacjach. Męskie narracje historyczne to wielogłos, a zarazem baza i punkt wyjścia, przez które przebijają się informacje o kobietach „wybitnych”, których przypadki analizuje się często indywidualnie, jako swoiste wyjątki od reguły. Ciekawą propozycją nakreślenia genezy takiego miejsca kobiet w historii jest koncepcja „kontraktu płci” Sławomiry Walczewskiej. „W kulturze polskiej najbardziej ogólną formą relacji damsko męskiej jest ideał damy i rycerza. (…) Relację tę cechuje wymóg opiekuńczości wobec dam, wymóg ich adorowania, ubiegania się o ich względy”9. Podstawą wzorca zachowań kobiecych jest natomiast w tym ujęciu 1994, za: „Herstory”, Oxford English Dictionary Online, http://oxforddictionaries.com, 02.06.2011r. 5 A. Graff, Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym, Warszawa 2007, s. 27. 6 M. Janion, Niesamowita słowiańszczyzna, Kraków 2007, s. 267. 7 A. Graff, Świat…, op. cit., s. 26. 8 M. Janion, Niesamowita…, op. cit., s. 273. 9 S. Walczewska, Damy, Rycerze, Feministki. Kobiecy dyskurs emancypacyjny, Kraków 1999, s. 50.

[52]

refleksje


Polska zdekolonizowana? „Pamięć o kobietach” i jej wymiary

życzliwość wobec męskich zalotów, nieprzesadna wyniosłość, delikatność. Zadaniem mężczyzny była walka, a kobiety – duchowe wspieranie go, opieka i dostarczenie nagrody po walce. Ten wykształcony na bazie negocjacji pomiędzy płciami system ról zabezpieczały liczne sankcje i gratyfikacje. Dlatego, kiedy opadał pył bitewny kobiety, które nierzadko walczyły ramię w ramię z mężczyznami, wracały do swoich zajęć, do zaciszy domowych. W związku z tym w artykule przedstawione zostaną najbardziej spektakularne przykłady ukazania znaczącej roli kobiet w narracji historycznej oraz odejścia od jej tradycyjnego modelu prowadzenia. Analizie poddałam publikacje najbardziej „spektakularne”, będące precedensami w polskiej „narracji publicznej”, wykraczające poza kanon publikacji stricte naukowych. Jedną z pierwszych prób nadania roli kobiet w historii atrybutu masowości, opowiedzenia ich historii ich głosem, były relacje z działalności aktywistek podziemia „Solidarności”. Za osobliwą uznano sytuację, w której działające na równi z mężczyznami opozycjonistki, po transformacji usunęły się z blasku fleszy. Agnieszka Graff genezę potransformacyjnego „zniknięcia kobiet” tłumaczy tak: „Jeśli komuna zrobiła z polskiego mężczyzny „babę” to za sprawą „Solidarności” mógł się on na powrót przeobrazić w mężczyznę. Tak, to były Męskie Sprawy, Męskie Rozmowy. Aby dać wyraz tym nastrojom na murze strajkującej Stoczni Gdańskiej wymalowano napis: Kobiety, nie przeszkadzajcie nam, my walczymy o Polskę. Hasło to nikogo wówczas nie oburzało, przeciwnie, mogło wzruszać jako przejaw robotniczego folkloru, a zarazem nawiązanie do języka walk narodowowyzwoleńczych. Oto mężczyźni znów „walczą o Polskę”. Kobiety znowu płaczą, robią kanapki, posyłają do walki kolejnych synów”10. Jako pierwsza fenomen kobiet „Solidarności” podjęła amerykańska dziennikarka Shana Penn11. Przeprowadziła ona dziesiątki rozmów i wywiadów z działaczkami opozycji, przekształcając je w wielogłosową narrację. Wśród rozmówczyń znalazły się między innymi Anna Bikont, Teresa Bogucka, Barbara Labuda, Helena Łuczywo, Agnieszka Maciejowska, czy Joanna Szczęsna. Tym, co zaskoczyło Penn był fakt, że jej rozmówczynie najczęściej występowały w imieniu męskich bohaterów podkreślając, że to oni byli prawdziwymi przywódcami. A. Graff, Świat…, op. cit., s. 24. Pierwszy artykuł Penn, dotyczący kobiet Solidarności, Tajemnica państwowa ukazał się w czasopiśmie „Pełnym Głosem” jesienią 1994 r. (nr 2). Efekty pracy S. Penn zostały w całości opublikowane w książce Podziemie Kobiet, Warszawa 2003; amerykańska wersja książki ukazała się dwa lata później. 10 11

nr 4, jesień-zima 2011

[53]


Eliza Kania

Utrzymywały, że ich funkcja była wyłącznie wspierająca wobec mężczyzn („Szczęsna wskazywała, że wiele zamężnych kobiet z jej grupy określało siebie mianem żon prześladowanych działaczy „Solidarności” a nie samodzielnych działaczek (…) Według ich własnej opinii ich dokonania w ruchu podziemnym nie miały charakteru rewolucyjnego, były koniecznością”12; „Ktoś musiał czuwać nad dziećmi i gotować (…) Mężczyźni mieli po prostu więcej możliwości”13). Jeśli chwilowo podejmowały role przywódcze to tylko z potrzeby, spowodowanej np. aresztowaniem większości mężczyzn („Nie walczyły, tylko robiły to co musiały”14). Ponadto rozmówczynie S. Penn cechowała niewiara w to, że ich historie mogą być dla kogoś interesujące, że nikt nie będzie chciał ich wysłuchać, a tym bardziej opublikować („Wszyscy w Polsce wiedzą, że w grudniu 1981 roku również kobiety budowały podziemie, ale nikt o tym głośno nie mówi”15). Kobiety w czasach konspiracji pozostawały więc na swój sposób niewidzialne, myślenie o swojej pozycji w historii, nastawienia „feministyczne” były dla nich „luksusem, na który nie było je stać”16. Sytuacja ta stała się jeszcze bardziej wyrazista po przemianach ustrojowych. Owa anonimowość wpłynęła na to, że kobiety nie stały się integralną częścią mitu pamięci o „Solidarności”17. Podobną tematykę podjęła w książce Szminka na Sztandarze Ewa Kondratowicz. Przeprowadziła ona rozbudowane rozmowy z ponad dwudziestoma działaczkami „Solidarności”. Kobietami, które oprócz Cytat z artykułu S. Penn, za: A. Graff, Świat…, op. cit., s. 25. A. Kłos, Syrenki, amazonki i wojownicze żółwice Ninja”, „Laboratorium reportażu”, http://www.terezin.europa-auschwitz.pl, 03.08.2005 r., wypowiedź J. Białowąs. 14 A. Graff, Świat…, op. cit., s. 25. 15 A. Kłos, Syrenki…, op. cit., wypowiedź B. Labudy. 16 S. Penn, Tajemnica Państwowa, „Pełnym Głosem”, 1994 nr 2, za: M. Świerkosz, Słowiański feminizm, „Unigender”, http://www.unigender.org/?page=biezacy&issue=03&article=09, 01.01.2009 r. 17 Wyrażenia „mit pamięci” użyłam w tym miejscu w odniesieniu do definicji przywołanej przez G. Duranda, oraz do teorii P. Geyla. Według teorii Duranda mit pamięci jest owocem zastosowania wyobraźni symbolicznej i myślenia symbolicznego. Ten rodzaj wyobraźni staje się władzą człowieka, ponieważ przy jej „zastosowaniu” może on tworzyć sens i znacznie określonych pojęć. Wskazywał on również na różnicę pomiędzy wypowiadaniem metaforycznym a analitycznym, która według niego polega przede wszystkim na innych formach doświadczania. P. Geyl mit określił natomiast jako przeszłość przekształconą i bez żadnych zahamowań dostosowywaną do uprzedzeń, lub sympatii jej głosicieli. W odróżnieniu od historii, która ma prezentować wydarzeń w formie zbliżonej do rzeczywistego stanu. (G. Durand, Wyobraźnia symboliczna, Warszawa 1986; P. Geyl, Use and Abuse of History, Yale University Press, 1955 za: A. Szmidel, Mity a tożsamość zbiorowa, „Historia i media”, http://historiaimedia.org, 22.08. 2007 r.). 12 13

[54]

refleksje


Polska zdekolonizowana? „Pamięć o kobietach” i jej wymiary

ważnych funkcji w podziemiu i pracy zarobkowej pełniły także rolę matek i opiekunek ogniska domowego. Często podejmowanym przez Kondratowicz i jej rozmówczynie wątkiem jest poszukiwanie przyczyny niechęci i obaw wobec upamiętniania swoich zasług: „[Ewa Kondratowicz] Tak więc zaistnienie w historii nigdy nie było dla pani celem samym w sobie? Naprawdę nie. Powiem to jeszcze wyraźniej: myślę, że gdybym nie wiem co zrobiła, gdybym nawet flaki wyrzygała, to historia – jak sądzę – nie zwróciłaby na mnie uwagi”18. Jednym ze źródeł takiego stanu rzeczy, na który wskazywały rozmówczynie E. Kondratowicz była „natura kobiecości”: „[Ewa Kondratowicz] To dlaczego mężczyźni tak chętnie mówią o swojej działalności? Bo na tym polega kobiecość. [E. Kondratowicz] Czy dobrze, że kobiecość jest taka? Brzmi to fałszywie. Panie krygują się. Ale po trosze był to rzeczywiście styl życia, one się dobrze bawiły, miały cel w życiu, interesujących kolegów, absztyfikantów, bogate życie itd. Wszystko co było potem było znacznie nudniejsze (…)”19. Natura kobiecości opisywana była również jako swoista obowiązkowość: „kobiety są bardziej odpowiedzialne, mają wyraźnie wpojoną wiedzę, że jak czegoś same nie zrobią, to nie będzie zrobione. W związku z tym krzątały się wokół tego, żeby wszystko dobrze funkcjonowało”20. W najmniejszym stopniu potransformacyjny przeskok odczuły działaczki, które wcześniej tworzyły podziemny „Tygodnik Mazowsze” – Helena Łuczywo, Anna Dodziuk, Anna Bikont, Joanna Szczęsna, Teresa Bogucka. Po 1989 r. przeszły do „Gazety Wyborczej”, pozostając w ramach swojej profesji. Ta grupa aktywistek „Solidarności” najbardziej sceptycznie odnosiła się do kwestii różnic w prezentacji zasług poszczególnych płci. Podejmowanym chętnie w książce E. Kondratowicz tematem była też kwestia objęcia przywództwa w Solidarności. „Kobiety Solidarności bardzo często zachowują się tak, jakby w podziemiu niczego wielkiego nie zrobiły. Jakby w ogóle ich tam nie było, E. Kondratowicz, Szminka na sztandarze, Warszawa 2001, s. 27. Ibidem, s. 72, rozmowa z Zofią Romaszewską. 20 Ibidem, s. 155, rozmowa Teresą Bogucką. 18 19

nr 4, jesień-zima 2011

[55]


Eliza Kania

jakby nie miały wpływu na decyzje podejmowane przez przywództwo podziemia, a przecież we władzach podziemnej Solidarności były cztery kobiety(…)” – tak opisywała to zjawisko Barbara Labuda21. Symbolem oddania władzy w „Solidarności” stała się postać Anny Walentynowicz. Sama E. Kondratowicz tak tłumaczyła taki stan rzeczy: „Kobiety, które rozpoczęły strajk z mężczyznami w 1980 roku w Gdańsku też czuły się równorzędnymi partnerkami. Do momentu, kiedy Anna Walentynowicz powiedziała o przywódcy: to musi być mężczyzna. Dlaczego? Bo z kobietą nikt się nie będzie liczył. To nie jest prawda. To mogła być kobieta, co Walentynowicz uświadomiła sobie wiele lat później”22. Sytuacja ta płynnie nawiązuje do przywołanego wcześniej modelu kobiety‑patronki, który jest sprzeczny z modelem kobiety‑przywódczyni. Ta realna, odarta ze sfery sacrum, „nie czyni cudów – musi być z mitu wyparta. Dlatego nie ma w naszej pamięci Anny Walentynowicz”23. Sytuacja ta zmieniła się nieco w ubiegłym roku, kiedy to ukazała się biografia autorstwa Stanisława Cenckiewicza Anna Solidarność. W 2010 r. opublikowano również biografię Henryki Krzywonos Mała Solidarność, duża Solidarność, autorstwa Agnieszki Wiśniewskiej. Zapoznając się z krytycznymi opiniami na temat „genderowego” wymiaru okresu potransformacyjnego można spotkać się z opinią, że „wielki zryw wolnościowy, jakim była „Solidarność” stanowił na planie symbolicznym akt przywrócenia porządku patriarchalnego, który system totalitarny zaburzył24”. W tym miejscu pojawia się kolejna wątpliwość. Czy można uznać, że PRL rzeczywiście zrobił z mężczyzn „baby”? Choć przyjęto, że okres „komunizmu” był dla Polski substytutem feminizmu II fali, to kobiety miały w nim do wyboru głównie dwie podstawowe ścieżki tożsamościowe: „Matki Polki” oraz jej specyficznej alternatywy – mitu „przodowniczki pracy”25. Nawet zwiększenie liczby kobiet zasiadająIbidem, s. 154. Rozmowa z E. Kondratowicz, której część ukazała się w wywiadzie: E. Kania, P. Wierzba, Pracowitość, konsekwencja i szaleństwo, „Klub Kobiet. Miara sukcesu”, marzec 2011, nr 2, s.15. 23 A. Graff, Świat…, op. cit., s. 27. 24 Ibidem, s. 26. 25 W 1952 roku na 5,2 miliona zatrudnionych w szeroko pojętym sektorze przemysłowym 1,5 miliona stanowiły kobiety. Pracowały w zawodach fizycznych, przede wszystkim w zakładach włókienniczych, fabrykach, kopalniach, hutnictwie, budownictwie i w cegielniach. Jednak była to równość fasadowa. Dla przykładu w zakładach włókienniczych im. J. Stalina w Łodzi na 400 majstrów były tylko 3 kobiety i było to dość reprezentatywną proporcją w tym względzie. Nowa sytuacja nierzadko przytłaczała kobiety, gdyż obok obowiązków domowych znajdowały się w ogniu współzawodnictwa 21

22

[56]

refleksje


Polska zdekolonizowana? „Pamięć o kobietach” i jej wymiary

cych w Sejmie Ustawodawczym do kilkunastu procent26 nie wiązało się z równoczesnym zwiększeniem ich udziału w sprawowaniu realnej władzy. Małgorzata Fuszara27 jako przyczynę takiego stanu rzeczy wskazuje fakt, iż posłanki „dobierano” wówczas w taki sposób, aby nie mogły wywierać istotnego wpływu na decyzje Sejmu. Były one więc na ogół gorzej wykształcone od mężczyzn, zajmowały się pracą w komisjach o mniej kluczowym znaczeniu. Ponadto Sejm w okresie Polski Ludowej był organem o charakterze fasadowym, większość decyzji politycznych zapadała w KC PZPR, gdzie liczba kobiet była znikoma28. Równocześnie funkcjonowały dwie masowe organizacje zrzeszające kobiety: Liga Kobiet, oraz powstałe na jej bazie Koło Gospodyń Wiejskich29. Liga Kobiet, później Liga Kobiet Polskich30 w początkach swej działalności wykazywała duże upolitycznienie, a późniejsze postulaty zmierzające do przekształcenia jej w organizację walczącą o realne prawa kobiet, nie przyniosły skutku. „Gorset, który raz zasznurowano, wciąż nas obezwładnia”31 twierdziły przedstawicielki ruchu. Można więc postawić hipotezę, że chociaż emancypacja kobiet w okresie funkcjonowania Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej miała charakter powierzchowny i fasadowy, to urosła do rozmiaru kolejnego „mitu pamięci”. Jednym z nielicznych przykładów publikacji poświęconej kobietom tym okresie historycznym jest książka Ewy Toniak Olbrzymki, opisująca wizerunek kobiet w socrealizmie. Pojęcie „niewidzialnych kobiet”32 okresu triumfu socrealizmu autorka ukłuła na bazie analizy wielu przedstawień socrealistycznych. E. Toniak zauważyła, że prezentowane bohaterki, na ogół bezcielesne lub bezgłośne, są traktowane jak przydatna siła robocza. Jak proletariuszki. Przekaz ów był zdaniem

w „wyrabianiu normy”. 26 Najwięcej kobiet w Sejmie zasiadało w latach 1980–1985, kiedy to stanowiły 23%. 27 M. Fuszara, Kobiety w polityce, Warszawa 2006, s. 50-70. 28 Dane z roku wskazują, że w 1987 r. kobiety wśród członków i zastępców członków Biura Politycznego KC PZPR – 10,1 %. W rządzie odsetek kobiet był zupełnie marginalny. (za: M. Fuszara, Kobiety…, op. cit.). 29 Jako samodzielna organizacja zaczęła egzystować w 1966 r., wcześniej stanowiąc część Ligi Kobiet. Koncentrowała się ona głównie na podnoszeniu poziomu wiedzy kobiet w kwestiach rolnictwa, nauczaniu nowoczesnego prowadzenia domu oraz pielęgnowaniu dorobku kultury ludowej (za: M. Fuszara, Kobiety…, op. cit.). 30 Nazwa uległa zmianie na początku lat osiemdziesiątych. Liga Kobiet Polskich była organizacją zrzeszającą masy kobiece, wywodzące się głównie ze środowisk miejskich. 31 I. Ratman-Liwerska, Edukacja poza konwencją, Białystok 1993, s. 115. 32 E. Toniak, Olbrzymki, Kraków 2008, s. 86.

nr 4, jesień-zima 2011

[57]


Eliza Kania

autorki do tego stopnia jednowymiarowy, że mowa upodmiotowieniu była w owym czasie nieuzasadniona33. Analizując bezprecedensowe przekazy, ukazujące rolę kobiet w historii nie można pominąć książki, która chociaż na polskim rynku wydawniczym ukazała się w 2010 r., to w świadomości europejskiej zaistniała już w latach 70. minionego wieku. Mowa tu o Wojna nie ma w sobie nic z kobiety Swietłany Aleksijewicz, książce która nie dotyczy co prawda historii polskich kobiet, a radzieckich, niemniej jednak stanowi zupełnie odkrywczą, nieznaną w Polsce narrację wojenną. Ukazanie się Wojna… w byłym Związku Radzieckim, było na tyle zjawiskowe, że na tamtym obszarze uprzedmiotowienie roli kobiety w historii było i niestety jest posunięte dalej niż w Polsce. „Wszystko co wiemy o wojnie powiedział nam męski głos, wszyscy tkwimy w niewoli męskich wyobrażeń i męskich doznań wojennych”34 pisze S. Aleksijewicz. Świadomość ta zmobilizowała ją do odkrycia historii setek czerwonoarmistek – żołnierek, saperek, pancerniczek, lotniczek, kucharek, praczek, pielęgniarek. S. Aleksijewicz, która przebyła tysiące kilometrów po całym Związku Radzieckim by dać głos kobietom, którym z jakichś przyczyn nie było dane opowiedzieć swoich historii. Dlaczego milczały? „Kobieta jest dawcą życia, jest jego gwarancją. Więc kobieta i życie to synonimy. Ale podczas najstraszniejszej wojny XX wieku kobieta musiała stać się żołnierzem. Nie tylko ratowała, czy opatrywała zmarłego, ale również strzelała, tłukła czaszki bagnetami, zbroiła miny, wysadzała mosty i pociągi”35. To budziło sprzeczność, która w wielu przypadkach po wojnie stawała się powodem do wstydu. Kobiety opisywane przez S. Aleksijewicz z równym mężczyznom okrucieństwem zabijały wrogów („Nie da się strzelać nie czując nienawiści”36), później wracały do swoich wsi, miasteczek, miast i milkły. O historię od tego momentu dbali wyłącznie mężczyźni. „Po wojnie wyszłam za mąż. Ukryłam się za mężem. Sama się za nim schowałam”37 – tak opisywała zderzenie z rzeczywistością jedna z rozmówczyń S. Aleksijewicz. Wie33 Wyjątkowa perspektywa dotycząca lat powojennych została zaprezentowana również w książce Po wyzwoleniu (1944–1956) Barbary Skargi. Autorka opisała w niej swój ponad 11 letni pobyt w radzieckich obozach pracy. „Czy można się przedrzeć przez mgłę własnego zapomnienia? (…) A jednak są rzeczy, które nie tylko są godne utrwalenia. Należałoby o nich krzyczeć tak głośno, aby ten krzyk usłyszeli wszyscy”– tak autorka opisywała to, coś skłoniło ją do publikacji wspomnień. 34 S. Aleksijewicz, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, Wołowiec 2010, s. 8. 35 Ibidem, s. 234. 36 Ibidem, s. 133. 37 Ibidem, s. 12.

[58]

refleksje


Polska zdekolonizowana? „Pamięć o kobietach” i jej wymiary

le z niegdysiejszych czerwonoarmistek po powrocie do domu musiało zmierzyć się ostracyzmem społecznym. Ze strony mężczyzn – jako te inne, które na kilka lat zrezygnowały ze swojej kobiecości, walczyły i żyły jak mężczyźni. Ze strony kobiet jako te, które stanowiły dla nich konkurencję, zagrożenie, potencjalne „zastępcze żony” ich mężów („Wołały do nas: «Wiemy coście tam wyrabiały! Młodymi p… kusiłyście naszych chłopów! Frontowe k… Suki wojskowe» (…) Słownik rosyjski jest bogaty”38. Książka opisuje wojnę z nietypowej perspektywy. Nie mamy fascynacji potęgą militarną, bitwami, orężem, męstwem dowódców. Są barwy, dźwięki, zapach gleby i krwi. Są kobiece przypadłości i problemy („Pod ogniem to do mnie wołali «siostrzyczko, siostrzyczko!», a po walce każdy na mnie dybał. Nocą z ziemianki nie dawało się wyleźć”39), brak snu („Nie wiedziałam o sobie, że mogę spać w marszu”40), brak sił a zrazem okrucieństwo dnia codziennego. S. Aleksijewicz przytacza świadectwa żarliwości ideologicznej („Mówią, że instynkt macierzyński jest najsilniejszy ze wszystkich. Nie, silniejsza jest idea!”41) i okrutnego bohaterstwa, o których po wojnie chciano zapomnieć. Poznajemy między innymi historię dziewczyny, która nie zgodziła się zniesławić Stalina i oddała za to życie („Nie wyobrażam sobie dziś młodego człowieka, dla którego powiedzeni‚ Putin to gówno’ stanowiłoby jakiś problem”42), czy innej która utopiła swoje dziecko, by jego płacz nie ujawnił kryjówki jej i współtowarzyszy. Z drugiej strony wspomnienia przytoczone na kartach książki mówią o całym „zapleczu” wojennym, czyli o szeregach praczek, kucharek, krawcowych, które śpiąc po dwie godziny na dobę umożliwiały funkcjonowanie sowieckiej armii, a o których w przekazach na ogół zapominano. Niektóre z rozmówczyń S. Aleksijewicz były otwarte, podkreślały, że latami czekały aż ktoś zechce usłyszeć ich „brudną”, odbrązowioną historię („No więc jestem sama. Na całym bożym świecie nie mam nikogo. Cieszę się, ze do mnie przyszłaś”43). Inne trzeba było do mówienia przekonywać, bowiem ich wspomnienia z wojny zostały wyparte między innymi oficjalnymi przekazami o zwycięstwie i walce („jeżeli opowiem ci wszystko tak jak znów nie będę w stanie żyć jak normalni Ibidem, s. 272. Ibidem, s. 260. 40 Ibidem, s. 149. 41 Ibidem, s. 280. 42 A. Sowińska, G. Sroczyński, 5000 męskich wojen, „Wysokie Obcasy”, http:// www.wysokieobcasy.pl/wwwysokie-obcasy/1,53662,9087862,5000_meskich_wojen. html?as=3, 15. 02. 2011 r. 43 S. Aleksijewicz, Wojna…, op. cit., s. 262. 38 39

nr 4, jesień-zima 2011

[59]


Eliza Kania

ludzie. Wróciłam z wojny cała, jedynie ranna, ale przez długi czas byłam chora. Byłam chora, dopóki nie powiedziałam sobie, że powinnam to wszystko zapomnieć, lub nigdy nie wydobrzeję”44). Oprócz naczelnego celu, z jakim zasiadła do pisania książki S. Aleksijewicz („Napisać taką książkę o wojnie, żeby niedobrze się robiło na myśl o niej, żeby sama ta myśl była wstrętna. Szalona. Żeby nawet generałom zrobiło się niedobrze”45.), autorce udało się ukazać unikalną perspektywę, nie mającą precedensu również na polskim rynku wydawniczym. Novum w polskich narracjach dotyczących II wojny światowej stanowiło Muzeum Historii Kobiet – głośna wystawa: „Powstanie w bluzce w kwiatki”. Pod lupę wzięto życie codzienne kobiet biorących udział w Powstaniu Warszawskim. Organizatorki tak podsumowały swoją ideę: „My proponujemy inne spojrzenie na okres Powstania. Powstanie widziane oczami kobiet. Nie tylko ich opowieści o walkach, dowódcach i kolegach z batalionu. Realizując projekt Życie codzienne kobiet w czasie Powstania Warszawskiego, chciałyśmy dowiedzieć się, jak kobiety radziły sobie z prozą życia, z kobiecymi sprawami, ze strachem, ze śmiercią. To nie jest przekaz stricte historyczny”46. Podobne inicjatywy to choćby Cieszyński Szlak Kobiet, czy bydgoska inicjatywa „Kobiety, o których powinniśmy pamiętać” – konferencja, zorganizowana przez Demokratyczną Unię Kobiet i Fundację „Ocalić pamięć”. Obiecującym wydarzeniem w kontekście poruszanych zagadnień może być na przykład odbywająca się w dniach 7-8 kwietnia konferencja naukowa: Kobiety w oporze społecznym i opozycji w Polsce 1944–1989 na tle porównawczym. Organizatorzy konferencji zapewniają, że motywacją do podjęcia takiej tematyki był fakt, iż: „dzieje oporu społecznego i opozycji w Polsce Ludowej wzbudzają duże zainteresowanie badaczy historii najnowszej, czego efektem są liczne publikacje naukowe. Kategoria płci pojawia się jednak w tych badaniach rzadko”47. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że w materii odkrywania pamięci o kobietach w najbliższym czasie wiele może ulec zmianie. Warto zaznaczyć, że w ostatnich latach ukazało się sporo publikacji, Ibidem, s. 254. Ibidem, s. 16. 46 Muzeum Historii Kobiet, Powstanie w bluzce w kwiatki, http://www.feminoteka.pl/muzeum/readarticle.php?article_id=38, 22.09.2009 r. 47 Instytut Pamięci Narodowej, Kobiety w oporze społecznym i opozycji w Polsce 1944–1989 na tle porównawczym, http://ipn.gov.pl/portal.php?serwis=pl&dzial=617&id=13705&sid=97f10ed9ce66042c70cf1b6bb43d0cf1, 01.06.2011 r. 44 45

[60]

refleksje


Polska zdekolonizowana? „Pamięć o kobietach” i jej wymiary

dotyczących roli i pozycji kobiet konkretnym okresie historycznym. Jednakże wydawnictwa nie stricte naukowe, w których pozwala się kobietom mówić o swojej historii bez cienia tabuizacji, „własnym” głosem nadal stanowią mniejszość. Wedle myśli jednego z wybitniejszych badaczy zagadnienia pamięci społecznej, Pierre’a Nory, który wprowadził do powszechnego użycia pojęcie dekolonizacji pamięci mniejszości, dzięki przyspieszeniu historycznemu można zrezygnować z jednoznacznego formułowania wyobrażeń o przeszłości. Wobec tego możliwe staje się ukazanie punktów widzenia grup, których dzieje były dotychczas bagatelizowane lub spychane na margines. Odnosząc się do klasyfikacji autorstwa tego francuskiego badacza można więc zadać pytanie: czy w Polsce pamięć o kobietach została zdekolonizowana? To prawda, że od wielu lat możemy obserwować „dekolonizację” odnoszącą się do wielu różnych grup i mniejszości społecznych. Warto więc dbać o to, by również kobietom udało się zająć na tej liście satysfakcjonujące miejsce. „Stawka” jest bowiem wysoka – odwołując się do siatki pojęciowej stworzonej przez Friedricha Nietzschego wiemy, że zaistnienie w pamięci historycznej wpływa na obraz danej grupy w pamięci monumentalnej. Ujawnienie swej unikalności, czy odrębności i kultywowanie jej może więc wpłynąć na polepszenie pozycji danej grupy w świadomości zbiorowej. Summary What is the meaning of „herstory” concept? Can gender perspective be useful to discuss the dimensions of historical narratives? The text is an attempt to answer questions concerning the historical and cultural contexts of showing women’s role in history. It also analyses the content of crucial publications due to which the discussion on using gender perspective in historical narratives in Poland has begun. Nota o autorce Eliza Kania [eliza.kania@amu.edu.pl] – doktorantka na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jej zainteresowania naukowe dotyczą pamięci zbiorowej i jej nośników, historii Związku Radzieckiego oraz sytuacji politycznej w Federacji Rosyjskiej.

nr 4, jesień-zima 2011

[61]



Społeczna rec Joanna Kałużna Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu jednostki samorządu terytorialnego (Miasto i Gmina Olsztyn)

G

ender mainstreaming to kluczowy,

dla rozważań dotyczących zagadnienia polityki równości płci, termin. Uznaje się, że oznacza on „strategiczną koncepcję, która dąży do wprowadzenia kwestii równości płci do głównego nurtu polityki i działań”1. Jej przedmiotem nie jest jednak płeć w rozumieniu biologicznym (ta odnosi się do cech wrodzonych, przede wszystkim do anatomicznych cech narządów płciowych, a także do chromosonów płciowych i hormonów płciowych2), ale płeć społeczno-kulturowa (dotyczy cech nabytych – to zespół atrybutów, postaw, ról społecznych i zachowań przypisany mężczyźnie lub kobiecie przez szeroko rozumianą kulturę3). Dla rozwoju gender mainstreamingu zasadnicze znaczenie miała pekińska Platforma działania, dokument końcowy IV światowej Konferencji w sprawach Kobiet (1995 r.). Jego ratyfikacja dokonana przez 189 państw przyczyniła się m.in. do uznania, iż sprawiedliwe relacje między płciami są podstawowym warunkiem zrównoważonego społecznie i ekologicznie rozwoju, a także nieodłącznym elementem demokracji, co skutkuje koniecznością prowadzenia systematycznych działań na rzecz równości płci4. Jednak, co najistotniejsze, gender mainstreaming jest strategią Unii Europejskiej ujętą w Traktacie Amsterdamskim, Traktacie z Lizbony, Karcie Praw Podstawowych, 13 dyrektywach równościowych oraz wyrażaną poprzez taką działal1 TwojaEuropa.pl, Gender mainstreaming w UE, czyli o polityce równości płci, http://www.twojaeuropa.pl/1894/gender-mainstreaming-w-ue-czyli-o-politycerownosci-plci, 21.02.2010 r. 2 M. Wilk, Gender a literatura, http://genderstudies.w.interia.pl/Liter/Litera.htm, 21.02.2010 r. 3 Ibidem. 4 Gender mainstreaming. Jak skutecznie wykorzystać jego polityczny potencjał?, http://www.boell.pl/downloads/Gender_Mainstreaming_Web_PL.pdf, 21.02.2010 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[63]


Joanna Kałużna

ność, jak na przykład utworzenie Komitetu Doradczego ds. Równości Szans Kobiet i Mężczyzn, Europejskiego Instytutu ds. Równości Kobiet i Mężczyzn, programu PROGRESS i wielu innych5. Gender mainstreaming na szczeblu samorządowym w Polsce – studium przypadku Akceptacja dla idei gender mainstreamingu na poziomie samorządu terytorialnego została wyrażona m.in. w Europejskiej Karcie Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym, która jest „formalnym wyrazem zaangażowania władz lokalnych w propagowanie zasady równości kobiet i mężczyzn, a także deklaracją wdrażania na własnym terenie wynikających z niej zobowiązań”6. Jednakże tak scharakteryzowana polityka równości płci nie ma w Polsce długiej tradycji. Warto w tym temacie wspomnieć przede wszystkim ustanowieniu Pełnomocnika Prezydenta m.st. Warszawy ds. równego traktowania i powołaniu na to stanowisko Karoliny Malczyk-Rokicińskiej7. Należy jednak nadmienić, iż urzędujący wcześniej Prezydenci Warszawy powołali 15 innych pełnomocników, w tym m.in. do spraw nieistniejącego Muzeum Komunizmu8. Tym samym działanie Hanny Gronkiewicz-Waltz można odczytać jako konsekwencję tej polityki, a nie szczególne zainteresowania kwestiami przeciwdziałania m.in. nierówności płci. Także sama osoba K. Malczyk-Rokicińskiej i jej działania świadczą o tym, iż realizacja polityki równości płci w Warszawie nie przebiega bez zastrzeżeń. Krótko po objęciu stanowiska, w roku 2010, K. Malczyk-Rokicińska została nominowana przez stołeczną Gazetę Wyborczą w plebiscycie „Noga od Stołka”9 („antynagroda przyznawana za największą pomyłkę, głupstwo czy niedoróbkę”10) oraz była wielokrotnie krytykowana TwojaEuropa.pl, Gender..., op. cit. Europejska Karta Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym, „Rzeczpospolita”, http://www.rp.pl/artykul/443828.html, 21.02.2011r. 7 Zarządzenie nr 3994/2009 Prezydenta miasta stołecznego Warszawy z dnia 23 grudnia 2009 w sprawie powołania Pełnomocnika Prezydenta m.st. Warszawy ds. równego traktowania. 8 Po co w ratuszu pełnomocnik ds. nieistniejącego muzeum?, „Gazeta Wyborcza”, http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,9121376,Po_co_w_ratuszu_pelnomocnik_ds__nieistniejacego_muzeum_.html#ixzz1EaA6kilp, 21.02.2011 r. 9 Noga od Stołka 2010 – nominacje, „Gazeta Wyborcza”, http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,111254,8831418,Karolina_Malczyk_Rokicinska__,,ga,,5.html, 21.02.2011 r. 10 Plebiscyt Stołek i Noga od Stołka 2008, „Gazeta Wyborcza”, http://www.agora. pl/agora_pl/1,96384,7388016.html, 21.02.2011 r. 5

6

[64]

refleksje


Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu...

przez środowiska zaangażowane w zwalczanie dyskryminacji11. Kolejnym przykładem podjęcia próby urzeczywistnienia idei gender mainstreamingu była inicjatywa burmistrz Giżycka Jolanty Piotrowskiej. Próbowała ona przekonać miejskich radnych o celowości przyjęcia Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Środowisku Lokalnym, jednak radni stwierdzili, iż „nic w Giżycku nie zakłóca praktycznego funkcjonowaniu równości płciowej, a są dużo ważniejsze sprawy do uregulowania”12. Z kolei ta sama inicjatywa podjęta w Nysie z zamysłu tamtejszej burmistrz Jolanty Barskiej zakończyła się sukcesem13. Powyższe przykłady realizacji, bądź próby realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu jednostki samorządu terytorialnego wyczerpują katalog egzemplifikacji. Kolejną inicjatywę w tym względzie podjęto dopiero w Olsztynie, domagając się zarówno powołania w zakresie lokalnej polityki równości płci ciała konsultacyjno-doradczego oraz Pełnomocnika ds. Równego Traktowania Kobiet i Mężczyzn14, a także po zapewnieniu iż takie działania zostaną podjęte, zapowiadając próbę wdrożenia Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Środowisku Lokalnym. Rada i pełnomocnik ds. Równego traktowania kobiet i mężczyzn w Olsztynie Według Regulaminu Pracy Olsztyńskiej Rady ds. Równego Traktowania Kobiet i Mężczyzn ciało to zajmuje się m.in. inicjowaniem działań równościowych, antydyskryminacyjnych (w tym ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną), inicjowaniem i wspieraniem badań społecznych diagnozujących obszary potrzeb w regionie oraz upowszechnianiem wiedzy na temat przestrzeni nierówności, a także budzeniem świadomości i wrażliwości społecznej na praktyki dyskryminacyjne. Ustalono także, że za pracę w Radzie jej członkowie, w liczbie maksymalnie 11 M. Cnota, Poznaj miejskiego pełnomocnika do spraw dyskryminacji, http:// www.tvnwarszawa.pl/archiwum/0,1636702,wiadomosc.html, 21.02.2011 r. 12 Biuletyn Informacyjny Burmistrza 2008, Europejska Karta Równości Praw, http://www.gizycko.pl/europejska-karta-rownosci-praw.html, 21.02.2011 r. 13 J. Kałucki, Miasto kobiet i dla kobiet, „Rzeczpospolita”, http://www.rp.pl/artykul/443977.html?print=tak, 21.02.2011 r. 14 M. Bełza, O równe prawa dla wszystkich. I kobiet, i mężczyzn, „Gazeta Wyborcza”, http://olsztyn.gazeta.pl/olsztyn/1,48726,8387811,O_rowne_prawa_dla_wszystkich__I_kobiet__i_mezczyzn.html#ixzz1EWV3YNE5, 21.02.2011 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[65]


Joanna Kałużna

piętnastu, nie będą pobierać wynagrodzenia15. Przewodniczącą Rady została Monika Grochalska, pracownik naukowy w Katedrze Pedagogiki Społecznej Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Pozostali członkowie Rady to Przewodniczący Rady Miasta, dyrektorka Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej, troje pracowników naukowych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, dwoje doktorantów (Uniwersytet Gdański i Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, w tym przedstawiciel Młodych Socjalistów), przedstawicielka Zielonych 2004, dwie członkinie Kampanii Przeciw Homofobii, działaczka Fundacji „Inicjatywa Kobiet Aktywnych”, przedstawicielka Krajowej Agencji Informacyjnej, „INFO”, pisarz oraz dyrektor ZOS NR 3 w Olsztynie16. Dla zobrazowania społecznej recepcji realizacji idei gender mainstreamingu na tym konkretnym przykładzie, kluczową jest analiza publikacji prasowych oraz zamieszczanych pod nimi komentarzy internautów. Zostanie ona przeprowadzona w oparciu o treść artykułów lokalnego wydania Gazety Wyborczej oraz miesięcznika regionalnego i portalu internetowego „Debata”. „Urawniłowka”, czyli powołanie rady Powołanie Rady, w dniu 16 września 2010 r., zostało entuzjastycznie przyjęte przez dziennikarzy lokalnego wydanie Gazety Wyborczej. Pilotowali oni zresztą projekt na łamach dziennika od marca 2010 r. Natomiast o wiele bardziej interesującym badawczo jest odzew, jaki decyzja prezydenta wywołała w środowiskach przeciwnych idei polityki równości płci. Do takiego należy z pewnością wspomniana wyżej „Debata”, jak sami autorzy określają, „niezależne i wolne medium”17. Z deklaracji zawartych na stronie internetowej wynika także, iż redakcja współpracuje z „takimi ogólnopolskimi tygodnikami i portalami internetowymi jak: Gazeta Polska, portal niezalezna.pl i fronda.pl oraz z Sławomirem Cenckiewiczem, ks. Tadeuszem Isakowicz-Zaleskim, historykami Instytutu Pamięci Narodowej i znanymi

15 Oficjalny Serwis Urzędu Miasta Olsztyn, Będzie równo, http://www.samorzad. olsztyn.eu/pl,aktualnosci,browse,9,article,150,bedzie-row.html, 21.02.2011 r. 16 FEMKA.net, W Olsztynie powołano Radę ds. Równego Traktowania Kobiet i Mężczyzn, http://femka.net/w-olsztynie-powolano-rade-ds-rownego-traktowaniakobiet-i-mezczyzn/, 22.02.2011 r. 17 O nas, „Debata”, http://www.debata.olsztyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=63&Itemid=95, 22.02.2011 r.

[66]

refleksje


Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu...

polskimi publicystami”18. Kwestia utworzenie Rady ds. Równego Traktowania Kobiet i Mężczyzn została w opublikowanym na jej łamach tekście19 Bogdana Bachmury20 określona mianem „urawniłowki”21. Użycie w tym kontekście rosyjskiego, nacechowanego pejoratywnie terminu nie jest przypadkowe, gdyż B. Bachmura określa Radę także „przyczółkiem tzw. nowej lewicy, na wzór dawnych komunistycznych rad robotniczo-chłopskich, spec-komisji i innych doraźnie tworzonych jaczejek, mających wykrywać i tępić wszelki brak zaangażowania w budowę nowej świeckiej religii”22. Pomimo, iż członkowie Rady, co wynika z przytaczanego wcześniej zapisu Regulaminu Pracy nie pobierają za swoją działalność wynagrodzenia, dziennikarz „Debaty” pisze dalej o zagadnieniu „celowości wydawania publicznych pieniędzy na ciało doradcze”23 oraz o jego „inspirowaniu przez takie organizacje jak Kampania przeciw Homofobii, Zieloni 2004 czy Młodzi Socjaliści”24. Tym samym, przypisuje czterem spośród 15 członków Rady nadzwyczajne kompetencje w zakresie wpływania na działalność ciała. Swoje rozważania Bachmura podsumowuje w sposób następujący: „Dla lewicy marksistowskiej droga do celu wiodła poprzez wyzwolenie proletariatu, dla lewicy narodowo-socjalistycznej poprzez wspólnotę biologiczną grupy i hierarchię. Obecna, nowa Świetlana Alternatywa ma się realizować poprzez mechaniczne i arytmetyczne wyrównywanie szans uci-

Ibidem. B. Bachmura, Urawniłowka po olsztyńsku, „Debata”, http://www.debata.olsztyn. pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1338:urawniowka-po-olsztysku &catid=45:bogdan-bachmura&Itemid=97, 22.02.2011 r. 20 W ostatnich 20 latach członek Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym Regionu Warmińsko-Mazurskiego „Pro Patria”; wiceprzewodniczącego Stowarzyszenia Mała Ojczyzna; przewodniczącego Fundacji Debata, autora pisma „Debata. Miesięcznik Regionalny”; współzałożyciela, prezesa Stowarzyszenia Święta Warmia – Bogdan Bachmura, Encyklopedia Solidarności, http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Bogdan_Bachmura, 22.02.2011 r. 21 Urawniłowka (nieuzasadnione, niesłuszne) zrównywanie, ujednolicanie, podciąganie pod szablon, zwł. wynagrodzeń za pracę (bez uwzględnienia jej jakości i ilości). Etym. - ros. ‘jw.’ od urawniát ‚ zrównywać, niwelować’ od ráwnyj ,równy; jednakowy’, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego, http://www.slownik-online.pl/kopalinski/5F33BE9F59A115F6C12565B1000E63D1. php, 22.02.2011 r. 22 B. Bachmura, Urawniłowka po olsztyńsku, „Debata”, http://www.debata.olsztyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1338:urawniowka-po-olszty sku&catid=45:bogdan-bachmura&Itemid=97, 22.02.2011 r. 23 Ibidem. 24 Ibidem. 18 19

nr 4, jesień-zima 2011

[67]


Joanna Kałużna

skanych kobiet i wszelkiej maści mniejszości”25. Zakłada tym samym, iż równe prawa dla kobiet i mężczyzn w zakresie, w jakim je promuje wg zapisów Regulamin Pracy Rady, są wyrazem realizacji interesów tylko jednej „grupy biologicznej” – kobiet oraz nastąpią na skutek „mechanicznej” i „arytmetycznej” ingerencji. W komentarzach internautów zamieszczonych pod artykułem26 można przeczytać także o „zapateryzmie, który kroczy w Olsztynie” oraz o prezydencie Grzymowiczu, którego „ciągnie (jako, przyp. red. J. K.) czerwonego kapturka do czerwonego lasu tym razem w koszyczku nie ma jednak towarzysza Gierka a towarzysza geja i obywatelkę bobochłopa.” (Użytkownik: wilk, data wpisu: 22.09.2010, 06:02:54). Dalsze komentarze sugerują, że „Następnym krokiem powinno być powołanie Rady ds. Nadzorowania działalności Rady ds. równego traktowania kobiet i mężczyzn” (Użytkownik: Marcin Chełminiak, data wpisu: 22.09.2010, 12:52:11) oraz noszą znamiona agresji słownej „Czerwoni się panoszą w Olsztynie. Zieloni, KPH co to ma k...rwa być?” (Użytkownik: maro, data wpisu: 23.09.2010, 06:27:41)27. „Skoro ma męża (…) to znaczy, że dogaduje się z mężczyznami” Kolejnym medialnym wydarzeniem, oprócz samego ustanowienia Rady, było inaugurujące posiedzenie ciała, podczas którego miał/a zostać wybrany/a jego przewodniczący/a. Powszechna zgoda co do powołania na to stanowisko Moniki Grochalskiej, spowodowała że to wokół tej kandydatury toczyła się zasadnicza dyskusja. Po przedstawieniu sylwetki M. Grochalskiej, przewodniczący Rady Miasta zwrócił się do niej z zapytaniem „Czy może powiedzieć pani coś o swojej sytuacji w sensie rodzinnym?”. Zdziwiona kandydatka na przewodniczącą, zapytała, czy ma to jakieś znaczenie dla rozpatrywanej sprawy i funkcji, którą ma ewentualnie pełnić, na co Zbigniew Dąbkowski odparł: „To ma duże znaczenie”28. Zapytany przez dziennikarkę Gazety Wyborczej, czy sytuacja rodzinna przewodniczącej (M. Grochalska została na to stanowisko ostatecznie wybrana) ma jakiekolwiek znaczenie, przewodniczący Rady Miasta odparł, że „Skoro ma męża i syna to znaczy, że dogaduje się jakoś z mężczyznami i to znaczy, że dogada się Ibidem. Ibidem. 27 Ibidem. 28 M. Bełza, „Skoro ma męża, znaczy, że dogaduje się z mężczyznami”, „Gazeta Wyborcza”, http://olsztyn.gazeta.pl/olsztyn/1,48726,8393237,_Skoro_ma_meza__znaczy__ze_dogaduje_sie_z_mezczyznami_.html#ixzz1EWSt5al9, 22.02.2011 r. 25

26

[68]

refleksje


Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu...

też z nami. Nie jest osobą ortodoksyjną”29. Powyższa sytuacja wywołała liczne komentarze internautów – czytelników Gazety Wyborczej, zamieszczone pod wyżej cytowanym artykułem. Pojawiły się sugestie bojkotu ekonomicznego piekarni, których właścicielem jest Z. Dąbkowski („buc, cham i arogant! w piekarniach pod jego wezwaniem już dawno nie kupuję, co Wam również poddaję pod poważną rozwagę” – użytkownik: buc!, 17.09.10, 20:47 oraz „Za takie seksistowskie pytanie nie kupuję już chleba w piekarni tego seksisty!” – użytkownik: gość, 17.09.10, 20:09). Ogólnie, zaobserwować można dwa stanowiska. Pierwsze z nich charakteryzują wpisy „Mężczyznę nikt nie pyta o status rodzinny” – użytkownik: xxl, 17.09.10, 21:01 oraz „A jak ktoś nie ma dzieci to nie może być np. Rzecznikiem Praw Dziecka?” – użytkownik: gość, 17.09.10, 20:09. Przeciwstawne opinie to: „Ta k samo nie chciałbym, żeby dyrektorka przedszkola była starą panną” – użytkownik: mr. Superlatywny, 17.09.10, 20:44 oraz „Bardzo dobre pytanie – nie wyobrażam sobie na tym stanowisku starej panny z kompleksami wobec mężczyzn” – użytkownik: Em, 17.09.10, 20:5930. Taka polaryzacja stanowisk nie jest już jednak widoczna na portalu „Debata”, gdzie wydarzenie to zostało nakreślone w artykule Łukasza Adamskiego (redaktora naczelnego portalu)31 pod, znów przywołującym skojarzenia z ideologią komunistyczną, tytułem „Zapluty karzeł redakcji Zbigniew Dąbkowski”32. Członkowie Rady są w nim nazywani „lewicowymi inkwizytorami”, a Ł. Adamski sugeruje iż „różowa gilotyna przed ratuszem już czeka”. Po raz kolejny portal podkreśla obecność w Radzie łącznie czterech przedstawicieli Zielonych 2004, Kampanii Przeciwko Homofobii i Młodych Socjalistów określając Radę mianem „bardzo pluralistycznego i wolnego od jakichkolwiek wpływów politycznych (grona, przyp. red. J. K.). Są w niej m.in. przedstawiciele zielonych od robaczków na drzewach, homoagitatorów i nawet lewicy! Istne Zgromadzenie Narodowe!”. Przechodząc do meritum, Ł. Adamski określa prześmiewczo pytanie zadane M. Grochalskiej przez Z. Dąbkowskiego jako „pytanie, którego partia zadawać zabrania, a które jest Ibidem. Ibidem. 31 O nas, op. cit. 32 Wszystkie powyżej cytowane wypowiedzi pochodzą z forum internetowego – komentarzy czytelników, zamieszczonych pod tekstem Ł. Adamskiego, Zapluty karzeł redakcji Zbigniew Dąbkowski, „Debata”, http://www.debata.olsztyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1333:zapluty-karze-reakcji-zbigniew-dbkowski& catid=63:ukasz-adamski&Itemid=97, 25.02.2011 r. 29

30

nr 4, jesień-zima 2011

[69]


Joanna Kałużna

kontrrewolucyjne i stanowi myślzbrodnię”. Tekst kończy się zwrotem bezpośrednim do Przewodniczącego Rady Miasta: „Panie Zbigniewie. Musi Pan mieć świadomość, że rewolucja najpierw pożera swoich wrogów. Potem bierze się za swoich współpracowników. Na końcu eksterminuje samą siebie. Pan jednak szczęśliwego końca spadkobierców ideologii zapoczątkowanej przez Buanarottiego, Proudhona, a kontynuowanej przez Marksa i Engelsa, realizowanej przez Robespierra, Saint Justa, Lenina, Che Guevarre i teraz Zapatero nie doczeka”. Wśród wielu komentarzy internautów pod artykułem, interesującym, bo różniącym się (w ramach kategorii tematycznych zaproponowanych na końcu tego artykułu) od tych przytoczonych już wyżej, jest stwierdzenie użytkownika A. Ł, 18.09.2010, 11:16:54, iż „Ta cała rada do walki o równość byłaby komiczna gdyby nie fakt, że jest elementem kulturkampfu, który dociera na Warmie i Mazury”. Aborcja a Europejska Karta Równości Kolejnym, istotnym etapem działalności Rady ds. Równego Traktowania Kobiet i Mężczyzn była priorytetowa dla niej kwestia przyjęcia Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym. Poprzedził ją jednak spór dotyczący wystawy antyaborcyjnej prezentowanej na jednym z olsztyńskich osiedli. Wystawa zawierała w ocenie członków Rady drastyczne zdjęcia, które nie powinny być eksponowane w przestrzeni publicznej. Joanna Ostrouch, członkini Rady stwierdziła, iż: „Aborcja powinna być tematem rzetelnej debaty, a nie silnie wartościującego przekazu. W tym wypadku przekaz jest szczególnie negatywny, bo aborcja porównana została do ludobójstwa”, a w dalszej części wypowiedzi dodała, iż „Takie podejście to fundamentalizm, który nie ma nic wspólnego z respektowaniem praw człowieka. Mówi się o prawach dziecka, ale nie wspomina się o prawach rodziców. Przedstawiona jest tylko jedna strona problemu. Jeśli ktoś chce pokazywać tak jednostronne wystawy, niech robi to w miejscach, do których przychodzą jedynie ci, którzy mają takie same poglądy jak on”33. Krótko po opublikowaniu tej wypowiedzi wystawa została skradziona. W publikacjach „Debaty” podkreślone zostało, iż „wcześniej (wystawa, przyp. red. J. K.) została mocno skrytykowana przez lokalną Gazetę Wyborczą i Radę ds. równego statusy kobiet i mężczyzn przy prezy33 M. Spiczak-Brzezińska, Wstrząs antyaborcyjny. Drastyczne zdjęcia w Kortowie., „Gazeta Wyborcza”, http://olsztyn.gazeta.pl/olsztyn/1,48726,8526020,Wstrzas_antyaborcyjny__Drastyczne_zdjecia_w_Kortowie.html#ixzz1EWSmUK4q, 22.02.2010 r.

[70]

refleksje


Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu...

dencie Olsztyna”34. W dalszej części artykułu pojawia się wypowiedź Marka Andrzeja Kajanieca z Zakonu Rycerzy Kolumba (współorganizatora wystawy), w której sugeruje on iż „wystawa została skradziona przez osoby sprzyjające ludobójstwu jakim jest aborcja, bo jej przeciwnicy zdecydowanie nas poparli. Myślę że na podstawie tych danych, które mamy możemy stworzyć pewien profil psychologiczny sprawców”35. Podkreśla także, iż „wypowiedź pani Ostrouch jest skandaliczna i zbrodnicza, ponieważ dopuszcza łamanie praw dzieci łącznie z ich regularnym mordowaniem w imię szeroko pojętych, hedonistycznych potrzeb rodziców”36. W atmosferze powyższych publikacji zbliżał się termin głosowania w Radzie Miasta Olsztyna nad przyjęciem Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym. Zostało ono poprzedzone konsultacjami społecznymi, podczas których zaprezentowano treść i ideę Karty, wyświetlono film na temat jej wdrażania w departamencie Côtes-d’Armor we Francji oraz przeprowadzono dyskusję na temat zapisów Karty i zasadności jej przyjęcia przez Radę Miasta Olsztyna37. We wprowadzeniu Karty38 zawarte zostało sformułowanie, iż jej celem jest wykazanie „formalnego zaangażowania władz lokalnych w propagowanie zasady równości kobiet i mężczyzn, a także deklaracji wdrażania na własnym terenie wynikających z niej zobowiązań”. Następstwem jej podpisania ma być „opracowanie Równościowego Planu Działania, który określa priorytety, działania i środki na to przeznaczone” oraz „zaangażowanie wszystkich instytucji i organizacji na swoim terenie, aby w praktyce promować prawdziwą równość”. Istotność takich działań na szczeblu lokalnym, wynika z zapisów Karty, które podkreślają fakt, iż „władze lokalne i regionalne są najbliżej obywateli, mogą najlepiej zwalczać istniejące nierówności i likwidować je, a przez

34 Ł. Adamski, Ukradli wystawę antyaborcyjną w Olsztynie, „Gazeta Wyborcza”, http://www.debata.olsztyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1390:ukradli-wystaw-antyaborcyjn-w-olsztynie&catid=39:olsztyn&Itemid=108, 22.02.2010 r. 35 Ibidem. 36 Ibidem. 37 Platforma Konsultacji Społecznych Urzędu Miasta Olsztyn, Europejska Karta Równości Kobiet i Mężczyzn, http://konsultacje.olsztyn.eu/index.php/forum/24sprawy-spoeczne/517-europejska-karta-rownoci-kobiet-i-mczyzn, 22.02.2011 r. 38 Europejska Karta Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym, „Rzeczpospolita”, http://www.rp.pl/artykul/443828.html, 22.02.2011 r. – dalsze cytaty, do końca akapitu referującego założenia Karty, pochodzą z treści dokumentu.

nr 4, jesień-zima 2011

[71]


Joanna Kałużna

to promować prawdziwie egalitarne społeczeństwo” oraz powiązane są z zasadą subsydiarności, stanowiącą fundament Unii Europejskiej. Przyjmując Kartę, samorząd zobowiązuje się uznawać za priorytetowe dla swoich działań kwestie „eliminacji wszystkich form dyskryminacji bezpośredniej jak i pośredniej”, „podjęcia wszelkich dostępnych środków i odpowiednich strategii w celu promowania zrównoważonej reprezentacji kobiet i mężczyzn we wszystkich sferach procesów decyzyjnych”, „promocji eliminowania stereotypów i przeszkód, które przyczyniają się do nierównego statusu kobiet i które mają wpływ na nierówny podział ról pomiędzy kobietami i mężczyznami w życiu politycznym, gospodarczym, społecznym i kulturalnym”, czy „brania pod uwagę przy tworzeniu polityki, metod i instrumentów, które wpływają na codzienne życie społeczności lokalnej np. poprzez techniki głównego nurtu zarządzania (gender mainstreaming) oraz budżetowania pod kątem płci (gender budgeting)”. Każdy Sygnatariusz powinien tym samym opracować i przyjąć w określonym czasie (nie przekraczającym dwóch lat od podpisania Karty), a następnie wdrożyć Równościowy Plan Działania. Trzecia, najbardziej rozbudowana część dokumentu, wskazuje z kolei bezpośrednie przykłady promowania, czy wspierania równości w danych obszarach (np. zamówienia publiczne i umowy, pomoc i świadczenia socjalne, przemoc związana z płcią i in.). Przed głosowaniem miała miejsce burzliwa debata, do której przyczynił się z pewnością założyciel „Debaty” oraz prezes stowarzyszenia Święta Warmia B. Bachmura. Przekonywał on radnych, iż będą „głosować nad realizacją typu równości, gdzie nie chodzi o to, by wszyscy byli traktowani jednakowo pod każdym względem, lecz by wszyscy stali się jednakowi pod każdym względem”39. Dalej, publicysta „Debaty” stwierdził, iż Rada ds. Równego Traktowania Kobiet i Mężczyzn, która promuje przyjęcie Karty „przeprowadzi na terenie samorządu nową reedukację społeczeństwa, kolejną rewolucję obyczajową, mającą na celu, jako to się mówiło za minionego ustroju «wyplenienie ostatnich pozostałości dawnej burżuazyjno-mieszczańskiej mentalności.» Rewolucji w której prym wiedzie Hiszpania premiera Zapatero”40.

39 Ł. Adamski, Wszystkie głupoty lewicowej Rady ds. egalitaryzmu, „Debata”, http://www.debata.olsztyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1406:wszystkie-gupoty-lewicowej-rady-ds-egalitaryzmu-&catid=63:ukasz-adamski &Itemid=97, 22.02.2011 r. 40 Ibidem.

[72]

refleksje


Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu...

Podczas dyskusji, poprzedzającej głosowanie, wątpliwości miało także kilkoro radnych. Oto przykładowe, poruszane przez nich zagadnienia41: „Czy to oznacza, że będziemy ograniczać liczbę uczniów w klasach, tak aby było połowę chłopców i połowę dziewczynek” – zapytała Ewa Piotrowska (PiS). Jarosław Szostek (Ponad Podziałami) dodał, że „Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, aby ktoś kogoś ograniczał. Jeśli jakaś kobieta chce być aktywna, to jest aktywna. To nie jest kwestia polityki, ale zdrowego rozsądku” oraz zaapelował, aby „nie robić bzdur”. Do tego zdania przychylił się Grzegorz Smoliński (PiS), pytając „Czy teraz będzie tak, że żeby wejść do windy, to potrzebna będzie kobieta, która wciśnie guzik?” i dodając „My się tak bardzo tą Europą nie przejmujmy. W końcu zajmowała się takimi ważnymi sprawami jak krzywizna banana”. Zwolennicy przyjęcia Karty argumentowali, że jest ona „dokumentem intencyjnym, deklaratywnym, który ma w pierwszej kolejności doprowadzić do zdiagnozowania sytuacji różnych grup społecznych, a nie zmuszać do określonych zachowań” (Monika Falej, Pełnomocniczka ds. Równego Traktowania) lub stanowczo, tak jak Leszek Szatkowski (SLD), stwierdzali że to, co się dzieje na sali jest „paradą arogancji i ignorancji”. Ostatecznie projekt nie znalazł poparcia większości. Dziesięciu radnych było przeciw wprowadzeniu karty, siedmiu opowiedziało się za, a troje wstrzymało się od głosu. Wydarzenie to na łamach „Debaty” redaktor naczelny portalu skomentował jako „odrzucenie lewackiej Karty, która miała dokonać pierekowki dusz mieszkańców naszego miasta” i uznał za „wyraźne zwycięstwo z zapateryzmem”, podkreślając że „jednak walka dopiero się rozpoczyna”. Kończąc, ocenił Radę jako „zideologizowaną grupę mędrców, która zdążyła ustawić się w opozycji do tradycji i cywilizacji życia”. W efekcie tych publikacji pojawiło się wiele, zarówno na portalu „Gazeta.pl” jak i „Debata”, komentarzy internautów. Poniżej przytoczone zostały tylko te, które w swej retoryce odróżniają się od przywołanych wcześniej oraz stanowić będą podstawę do utworzenia nowej kategorii/typu komentarza. Pierwszym z nich jest zamieszczony na portalu „Debata” głos użytkownika: Anonim 27.10.2010, 17:54:09. Pisze on: „Jak rozumiem Olsztyn osiągnął taki poziom zaspokojenia podstawowych potrzeb swoich obywateli, że teraz radni miejscy mogą już za pieniądze podatnika bawić się w dokonywanie rewolu41 Cytaty zawarte w akapicie pochodzą z tekstu: M. Bełza, Radni nie przyjęli karty równości kobiet i mężczyzn, „Gazeta Wyborcza”, http://olsztyn.gazeta.pl/olsztyn/1,48726,8577274,Radni_nie_przyjeli_karty_rownosci_kobiet_i_mezczyzn.html#ixzz1EWescmoD, 22.02.2011 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[73]


Joanna Kałużna

cji obyczajowej. Skoro już poziom bezrobocia – ZERO (bez emigracji „za chlebem” do Londynu), każde dziecko w szkole SYTE, każde BĘDZIE MIAŁO odzież NA ZIMĘ. Tylko to mogłoby usprawiedliwić takie brewerie”42. Komentarze na portalu Gazety Wyborczej były o wiele bardziej zróżnicowane. Ewa 1-23, 27.10.10, 17:42 napisała „O co chodzi? Przeczytałam przemówienie P. Bachmury, ale tam nie ma nic konkretnego – same ogólniki. Charakter przemówienia, jak z PRL – o wrogu klasowym...... To jakieś zastraszanie? Nie popieram lewaków, ale w Olsztynie koniecznie trzeba mówić o równości. Ile jest niezgłoszonych przypadków molestowania, mobbingu lub dyskryminacji kobiet w zakresie awansów? Może GW przeprowadzi jakąś ankietę wśród kobiet? Dlaczego jakiś facet ma nas zastraszać?”43 Odmienne stanowisko zaprezentował Elo, 29.10.10, 11:18, tworząc klasyczną hiperbolizacją, mającą na celu ośmieszenie inicjatywy Rady: „Stała się rzecz straszna. Kobiety w Olsztynie nadal będą spały na pryczach, ubierały się w pasiaki, jadły głodowe racje, wykonywały niewolniczą pracę, nawet swoje domy będą grodziły drutem kolczastym. Co innego faceci, nadal żyją jak w raju, sypiają na kanapach, jedzą najlepszą żywność, a pracują tylko od czasu do czasu jedynie dla rozrywki. (Tak właśnie myślą różowe alternatywy)”. Faun 28.10.10, 19:57 z kolei jako następstwo przyjęcia Karty zasugerował „paradę równości i to za pieniądze podatników”. Teoretyczne ramy równości versus interwencje bezpośrednie Ostatnim z wydarzeń, które odbiło się szerokim echem w lokalnych mediach było złożenie rezygnacji z udziału w pracach Rady przez pisarza Mariusza Sieniewicza. Zaprotestował on tym samym przeciwko bierności Pełnomocniczki i Rady wobec zwolnienia z pracy jego żony Małgorzaty Sieniewicz. Jako zastępczyni dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury otrzymała ona wypowiedzenie w pierwszym dniu po powrocie z urlopu macierzyńskiego, bez podania przyczyny. M. Sieniewicz ocenił, że „Rada i Pełnomocnik Prezydenta ds. Równego Traktowania 42 Ł. Adamski, Wszystkie głupoty lewicowej Rady ds. egalitaryzmu, „Debata”, http://www.debata.olsztyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1406:wszystkie-gupoty-lewicowej-rady-ds-egalitaryzmu-&catid=63:ukasz-adamski &Itemid=97, 22.02.2011 r. 43 Cytaty zawarte w dalszej części akapitu pochodzą z forum – komentarzy internautów, zamieszczonych pod tekstem: M. Bełza, Radni nie przyjęli karty równości kobiet i mężczyzn, „Gazeta Wyborcza”, http://olsztyn.gazeta.pl/olsztyn/1,48726,8577274,Radni_nie_przyjeli_karty_rownosci_kobiet_i_mezczyzn.html#ixzz1EWescmoD, 22.02.2011 r.

[74]

refleksje


Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu...

Kobiet i Mężczyzn, pani Monika Falej, oraz Miejski Ośrodek Kultury funkcjonują w strukturze jednostek podległych ratuszowi. Byłoby czymś kuriozalnym pozostawanie w tym układzie, doświadczając rażącego naruszania praw równościowych przez jedną z jednostek miasta”44. Ustosunkowując się do sprawy, Marek Marcinkowski, dyrektor MOK, stwierdził „że nie ma obowiązku uzasadniać, dlaczego odwołuje pracownika, ale nie można mówić w tym wypadku o dyskryminacji. Uznałem, że potrzebna jest likwidacja stanowiska do spraw merytorycznych i powołanie na stanowisko wicedyrektora osoby, która będzie zajmować się sprawami administracyjnymi. A będzie więcej m.in. z powodu spraw związanych z tartakiem Raphaelsohnów [miasto chce tam urządzić muzeum techniki] – wyjaśnia. Dyskryminacji nie było tym bardziej, że na tym stanowisku zatrudniłem kobietę”. Dyrektor przekonywał także, że urlop macierzyński zastępczyni nie miał żadnego wpływu na jego decyzję, dodając jednocześnie, że „pani Małgorzata w okresie pełnienia funkcji dwukrotnie przebywała na urlopie macierzyńskim i lekarskim przez rok, co nie ułatwiało pracy placówki”45. Zbliżone stanowisko reprezentuje B. Bachmura, który wykazuje iż M. Sieniewicz „nie miała umowy na czas nieokreślony, lecz była zatrudniona w trybie art. 68 Kodeksu Pracy, jako pracownik powołany. Taki zaś pracownik może być zwolniony z pracy w dowolnym momencie (poza okresem ciąży) bez podania przyczyn (art. 70 KP) Po drugie, w momencie odwołania Pana żona nie była na urlopie macierzyńskim, ale – na swój wniosek – na urlopie wypoczynkowym (08.11 do 16.12.2010), a następnie, też na własną prośbę, na urlopie w ramach opieki nad dzieckiem (17.12 do 20.12.2010).Odwołanie zaś nastąpiło 21.12.2010r.46” – bezpośrednio zwrócił się B. Bachmura do M. Sieniewicza. Sprawa ta jest o tyle istotna, iż ukazuje stosunek społeczeństwa do kwestii kobiety aktywnej zawodowo, korzystającej z urlopu macierzyńskiego, czy powracającej po jego zakończeniu do pracy, nawet bez rozpatrywania niuansów prawnych charakteru jej zatrudnienia (w tym konkretnym przypadku). Druga kwestia to wpływ tej sprawy 44 M. Bełza, Znany pisarz przeciw dyskryminacji kobiet w MOK-u, „Gazeta Wyborcza”, http://olsztyn.gazeta.pl/olsztyn/1,48726,8950295,Znany_pisarz_przeciw_dyskryminacji_kobiet_w_MOK_u.html#ixzz1EWkMx7i7, 22.02.2010 r. 45 Ibidem. 46 B. Bachmura, Farsa dyskryminacji, „Debata”, http://www.debata.olsztyn.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1527:farsa-dyskryminacji&catid=45: bogdan-bachmura&Itemid=97, 22.02.2010 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[75]


Joanna Kałużna

na zmianę stosunku lokalnej Gazety Wyborczej do Rady. Dziennikarze, których artykuły na powyższy temat, w porównaniu do wnikliwej analizy prawniczej przeprowadzonej przez „Debatę”, zaczęły być odbierane przez społeczność lokalną jako nierzetelne, postanowili wprowadzić do dyskursu kolejny wątek. Wskazali, iż odejście M. Sieniewicza z Rady każe „się zastanowić nad faktem, czy ogłaszanie z pompą działalności rady d.s. równego traktowania nie było falstartem”47. Napiętnowali oni tym samym M. Falej, gdyż jako Pełnomocniczka ds. Równego Traktowania nie służyła ona pomocą prawną, o którą zwrócił się do niej M. Sieniewicz. Dziennikarz Gazety Wyborczej, Tomasz Kursa skomentował sprawę w sposób następujący: „Bezczynność osoby, która w imieniu prezydenta Olsztyna ma dbać o przestrzeganie prawa to pośrednie przyzwolenie na podobne negatywne działania i sygnał, że nikt się za dyskryminowaną osobą nie wstawi. Każe też zastanowić się nad faktem, czy ogłaszanie z pompą działalności rady d.s. równego traktowania nie było falstartem”. Tym samym Gazeta ustawiła się w opozycji do pilotowanej dotychczas przez nich równościowej inicjatywy. Internauci w komentarzach wyrazili z kolei swoje opinie w sposób następujący: „ta, tylko sieniewiczowa w moku nic nie robiła bo co to za zastępca co ciągle musi sam być zastępowany? a pracownik, który się nie wykazuje - powinien zostać zwolniony. to, że była na zwolnieniu lekarskim i dwukrotnie macierzyńskim tylko pozwoliło jej grzać posadkę. do czasu!” (użytkownik: ses 14.01.11, 18:30), ale także i tak: „To nie chodzi o to, że Marcinkowski zwolnił żonę Sieniewicza, ale o to, że zwolnił kobietę, która właśnie wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim. Nie powinno się wypominać jej tego, że państwo „z naszych podatków” płaciło za ten macierzyński, bo to dziecko tej kobiety będzie pracowało na nasze emerytury” (użytkownik: bezdzieci 15.01.11, 16:33). Z kolei czytelnicy „Debaty” zwracają uwagę na wzajemne wykluczanie się działań interwencyjnych i tych tworzących ramy polityki równości płci: „czy ktoś się spodziewał, że te rady i pełnomocniczki osobiście polecą do dyrektora zwalniającego pracownicę po macierzyńskim, aby walczyć o jej prawo do pracy? Przecież wiadomo, że takie ciała i insytucje są od pisania programów, analiz i tworzenia wrażenia. Cała nasza kawiorowa lewica spod znaku PPPzC czyli Popić, Pojeść i Po...byczyć się za Cudze” (użytkownik: Lila 2011-01-18 13:35:49). Podobne zdanie wyraziła ostatecznie Marta 47 M. Bełza, Znany pisarz przeciw dyskryminacji kobiet w MOK-u, „Gazeta Wyborcza”, http://olsztyn.gazeta.pl/olsztyn/1,48726,8950295,Znany_pisarz_przeciw_dyskryminacji_kobiet_w_MOK_u.html#ixzz1EWkMx7i7, 22.02.2010 r.

[76]

refleksje


Społeczna recepcja realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu...

Bełza dziennikarka Gazety Wyborczej do tej pory promująca w swoich tekstach działania Rady48. Tym samym idea polityki równości płci straciła przychylność lokalnych mediów. Równość równości nie równa Przykład podjętych w Olsztynie działań, zmierzających do realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu lokalnym, obrazuje szereg uniwersalnych, jak można domniemywać, następstw. Po pierwsze, analiza tekstów prasowych oraz zamieszczonych pod nimi komentarzy internautów wskazuje z jakimi podmiotami, kwestiami utożsamiane są w polskim dyskursie publicznym ciała o takim zakresie kompetencji i zadań, jak Rada czy Pełnomocniczka ds. Równego Traktowania Kobiet i Mężczyzn. Uszczegółowiając, jaki jest obszar skojarzeń przywoływanych celem unaocznienia zagrożenia (komunizm, bolszewizm, rewolucja zabory, kulturkampf, tzw. propaganda homoseksualna, nieuzasadnione mnożenie stanowisk, marnotrawienie publicznych pieniędzy), które wg autorów tych publikacji czy komentarzy, stwarza ich działalność. Co więcej analizowany przykład skłania do refleksji, czy idea gender mainstreamingu ma szansę być w Polsce traktowana jako kluczowa część realizacji szeroko pojętych działań, których inicjatorem jest dana jednostka samorządu terytorialnego. Wreszcie, kolejnym zagadnieniem jest pogodzenia realizacji teoretycznych ram budowanie równości, co zakłada m.in. Europejska Karta Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym, z dużymi oczekiwaniami społecznymi wobec działalności o charakterze interwencyjnym i jednoczesną skrajną krytyką środowisk konserwatywnych wobec obu powyższych. Ostatnią kwestią jest pytanie jak albo dlaczego realizować idee gender mainstreamingu społecznie (tj. bez wynagrodzenia), w sytuacji gdy naciski społeczne uniemożliwiają powołanie takiego ciała finansowanego z budżetu jednostki samorządu terytorialnego, a zarazem po jego utworzeniu wymagają podejmowania różnorakich działań interwencyjnych. Zagadnienia te wydają się być aktualnymi i adekwatnymi w stosunku do wszystkich dotychczasowych prób realizacji idei gender mainstreamingu na szczeblu lokalnym, tym samym stanowią obraz społecznej recepcji polityki równości płci. 48 M. Bełza, Teoretyczna walka z dyskryminacją to trochę za mało, „Gazeta Wyborcza”, http://olsztyn.gazeta.pl/olsztyn/1,48726,8955674,Teoretyczna_walka_z_dyskryminacja_to_troche_za_malo.html#ixzz1EWmPb18I, 22.02.2011 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[77]


Joanna Kałużna

Summary The article focuses on the social reception of gender mainstreaming (assessing the implications for women and men of any planned action, including legislation, policies or programmes, in all areas and at all levels to achieve gender equality) at the territorial self-government level. The author conducts the work study of a few cases in different cities – in Warszawa, Nysa, Giżycko and Olsztyn – where the local authorities tried to implement the idea of gender mainstreaming. Especially, the essay focuses on articles (published in local edition of „Gazeta Wyborcza” and „Debata”) and internauts’ comments related to those texts. The author describes the social reception of gender mainstreaming and estimates the possibility of introducing gender mainstreaming directives at the territorial self-government level in Poland. Nota o autorce Joanna Kałużna [joanna.kaluzna@amu.edu.pl] – politolożka, doktorantka w Zakładzie Systemów Politycznych na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Współzałożycielka Koła Naukowego Studiów Genderowych na tym wydziale. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół pamięci społecznej i upowszechnionej wobec okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

[78]

refleksje


Aktywność s Karolina Karolczak Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Aktywność społeczno-polityczna kobiet na szczeblu lokalnym z uwzględnieniem sytuacji w gminie Gostyń po wyborach samorządowych 2010 r.

J

eszcze nigdy nie mówiło się tak dużo

i tak otwarcie o aktywności społeczno-politycznej kobiet, a właściwie o jej deficytach, jak to ma miejsce współcześnie. Od kilku lat można zaobserwować tendencję wzrostową obecności tej tematyki w mediach, publikacjach czy na forach internetowych. Nie zawsze jednak ma to widoczne przełożenie na rzeczywiste uczestnictwo kobiet w życiu publicznym. Jeśli kobiety decydują się angażować w działalność publiczną, robią to najczęściej na niwie społecznej, stroniąc od polityki, nawet tej lokalnej. Przykład Gostynia potwierdza w wielu aspektach postawioną wyżej tezę. Niniejszy artykuł przedstawia zbiór czynników mających wpływ na aktywność kobiet w życiu publicznym. Podpisana 5 stycznia 2011 r. tzw. ustawa kwotowa, gwarantująca kobietom 35% miejsc na listach wyborczych1 ma doprowadzić do większej reprezentacji kobiet w gremiach decyzyjnych. Czy jednak w Polsce, a przede wszystkim czy na szczeblu samorządowym, ustawa ta odniesie zakładany sukces, czy stanie się tylko jednym z koniecznych do spełnienia przez partię/ komitet obowiązków przedwyborczych? Obserwując sytuację w gminie Gostyń przed wyborami i po wyborach w 2010 r., można odnieść wrażenie, że problem nie tkwi w trudnościach ze zdobyciem miejsca przez kobietę na liście wyborczej, ale w tym, które miejsce zostanie jej przyznane oraz w dużej mierze wynika z ogólnego braku zainteresowania przez kobiety kandydowaniem. Oprócz regulacji w sferze prawnej wiele zmian czeka także sferę kulturową oraz psychologiczną, których znaczenia nie można umniejszać i lekceważyć. 1 Ustawa z dnia 5 stycznia 2011 r. o zmianie ustawy – Ordynacja wyborcza do rad gmin, rad powiatów i sejmików województw, ustawy – Ordynacja wyborcza do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej oraz ustawy – Ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego; Dz .U. z 2011 r. Nr 34, poz. 172.

nr 4, jesień-zima 2011

[79]


Karolina Karolczak

Mówiąc o uczestnictwie kobiet w polityce, należy zauważyć, że istnieje wiele jego typów. Podstawowym z nich jest oczywiście sprawowanie mandatu – czy to na szczeblu samorządowym, czy centralnym i ten rodzaj aktywności kobiet jest analizowany w niniejszej pracy. W sferze publicznej obecne są jednak także kobiety, które w polityce funkcjonują za sprawą swojego męża (np. Pierwsze Damy), bądź „mówią o polityce” (dziennikarki). Kobiety takie nie są stricte zaangażowane w działalność polityczną, ale mogą na nią wywierać duży wpływ, co niejednokrotnie udowodniły2. Ten typ uczestnictwa w życiu publicznym wymaga jednak osobnej analizy. Socjolodzy, psycholodzy, a także politolodzy zwracają uwagę na cztery grupy czynników, które powodują, że kobiet w polityce (także tej lokalnej) jest mało, a na pewno mniej niż mężczyzn. Jako przyczyny tego stanu rzeczy wskazują na czynniki kulturowe, ekonomiczne, społeczne oraz polityczne3. Nie jest to jedyny podział barier utrudniających kobietom pretendowanie do uczestniczenia w świecie polityki – takich typologii jest wiele, choć ostatecznie wskazują one i tak na podobne przeszkody. Grupa czynników kulturowych jest ściśle związana ze stereotypizacją poglądów na temat predyspozycji kobiet i mężczyzn do pełnienia ról w życiu publicznym. U podstaw takiego myślenia leży proces socjalizacji, powiązany z przekazywaniem wzorców kulturowych dotyczących zachowań i oczekiwań wobec płci. Zgodnie z utartymi schematami, które przedstawiane są już małym dzieciom, na kobietach spoczywa odpowiedzialność za prowadzenie domu, przygotowywanie posiłków, wychowanie dzieci, a także wspieranie męża w jego aktywności zawodowej. Mężczyzna powinien utrzymywać rodzinę i to on, z uwagi na siłę jaka jest mu stereotypowo przypisywana, może aktywnie brać udział w życiu publicznym. Polityka według takich przekonań jest sferą zarezerwowaną dla mężczyzn, a jeśli kobieta chce w niej uczestniczyć, często zmuszana jest do przełamywania wspomnianych stereotypów oraz ciągłego udowadniania, że mimo swej kobiecości potrafi także merytorycznie pracować – często bardziej efektywnie niż mężczyzna. „Tylko mężczyzną jest się w polityce «po prostu», kobieta musi się ze swojej obecności tłumaczyć. Albo inaczej: polityk musi

2 U. Kluczyńska, Kobiety „na drugiej linii” władzy, [w:] Kobiety w polityce, red. J. Marszałek-Kawa, Toruń 2010, s. 63. 3 A. Opalińska, Problem pozycji kobiet i kwot w systemach wyborczych, [w:] Kobiety we współczesnym świecie, red. M. Musiał-Karg, B. Secler, Poznań 2010, s. 49.

[80]

refleksje


Aktywność społeczno-polityczna kobiet na szczeblu lokalnym z uwzględnieniem...

tłumaczyć się z kobiecości”4. Zmiana opisanego wyżej modelu patriarchalnego, zakładającego dominację mężczyzny, jest warunkiem koniecznym dla odmiennego postrzegania funkcjonowania kobiety w polityce5. Przeprowadzone przez Renatę Siemieńską badania6 mogą napawać optymizmem w tej kwestii. Zmiana stosunku do uczestnictwa kobiet w polityce jest zauważalna zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet (patrz: wykres 1.). Wykres 1. Zmiana stosunku do uczestnictwa kobiet w polityce (odsetki kobiet i mężczyzn, którzy nie zgadzają się z opinią, „że mężczyźni bardziej nadają się do uprawiania polityki niż kobiety”) 70 60 50 40

kobiety

30

mężczyźni

20 10 0 1992

1993

1994

1995

1997

2001

Źródło: R. Siemieńska, Płeć, wybory, władza, Warszawa 2004, s. 40.

Pozostałe elementy są równie ważne jak omówiony powyżej czynnik kulturowy. Znaczenie uwarunkowania ekonomicznego opiera się na założeniu, że kobiety zarabiając mniej, nie będą wspierać partii tak silnie jak mężczyźni. Ugrupowania partyjne postrzegają kobiety zatem jako mało atrakcyjne, nie zachęcając ich często do zasilania swych szeregów. Z punktu widzenia zaangażowania kobiet w politykę lokalną kluczowy może być także czynnik społeczny, związany z koniecznością łączenia życia rodzinnego (prowadzenia domu, wychowywania dzieci) 4 B. Darska, Kobiety w przestrzeni publicznej, czyli to, co niewidoczne, jest znaczące, [w:] Kobiety „na drugiej lini”…, op. cit., s. 169. 5 U. Kluczyńska, Kobiety „na drugiej linii”…, op. cit., s. 59-62. 6 R. Siemieńska, Płeć a przekonanie o efektywności działań politycznych obywateli i zainteresowanie wyborami (parlamentarnymi w 2001 roku i samorządowymi w 2002 roku), [w:] Płeć, wybory, władza, red. R. Siemieńska, Warszawa 2004, s. 40.

nr 4, jesień-zima 2011

[81]


Karolina Karolczak

z życiem zawodowym. Gdy kobieta działa jeszcze dodatkowo na płaszczyźnie społecznej (np. w organizacji pozarządowej) bądź politycznej, wymaga to od niej niezwykle dobrej organizacji czasowej, co powoduje że staje się ona często w oczach innych ludzi „wyrodną matką/żoną”, zaniedbującą dom i rodzinę7. Czynnik polityczny, ograniczający udział kobiet w aktywności właśnie na niwie politycznej jest dość rozbudowany. Łączy się głównie z brakiem obecności w programach politycznych partii spraw, którymi kobiety byłyby zainteresowane, np. kwestii równouprawnienia. Z drugiej strony czynnik ten uosabia sposób sporządzania list wyborczych i proces rekrutacji kandydatów na listy – proces często „mglisty”, bez jasno określonych zasad8. System wyborczy w państwie nie jest również bez znaczenia dla liczby kobiet aktywnych politycznie – największy ich udział jest zauważalny w systemach proporcjonalnych. Im większa jest liczba miejsc, o które toczy się walka wyborcza, tym większe są szanse kobiet na ich zdobycie9. Pośrednio niski stopień partycypacji kobiet w sprawowaniu funkcji politycznych może wynikać także z ogólnego braku zainteresowania polityką, co przedstawia wykres 2. Analizując zaangażowanie polityczno-społeczne kobiet, należy zauważyć, że w dużej mierze te dwa aspekty powinny być opisywane osobno. Wynika to z faktu, że wiele kobiet jest bardzo aktywnych na niwie społecznej, ale nie ma zamiaru uczestniczyć w życiu politycznym. Powodów tego typu postaw jest wiele, co zostanie przedstawione poniżej na przykładzie gminy Gostyń. Co jednak skłania kobiety do aktywności politycznej, skoro istnieje tyle przeszkód, które trzeba pokonać? Bogusława Budrowska, Danuta Duch-Krzystoszek i Anna Titkow zwracają uwagę na cztery grupy motywów, którymi kierują się kobiety, angażując się w działalność polityczną10. Niejednokrotnie wpływ na taką decyzję (ale również na aktywność społeczną) ma tzw. model tradycji społecznikowskiej, 7 W. Knapik, Skąd biorą się kobiety w polityce? Miejsko-wiejski kontekst społeczny, [w:] Kobiety „na drugiej linii”…, op. cit., s. 159. 8 A. Opalińska, Problem pozycji…, op. cit., s. 52. 9 R. E. Matland, Zwiększenie uczestnictwa politycznego kobiet: nominacja do ciał ustawodawczych a systemy wyborcze, [w:] Aktorzy życia publicznego. Płeć jako czynnik różnicujący, red. R. Siemieńska, Warszawa 2003, za: B. Brodzińska, Uwarunkowania aktywności politycznej kobiet na szczeblu lokalnym na przykładzie Rady Miasta Torunia, Toruń 2008, s. 144. 10 B. Budrowska, D. Duch-Krzystoszek, A. Titkow, Ścieżki karier kobiet i mężczyzn, [w:] Szklany sufit. Bariery i ograniczenia karier kobiet, red. A. Titkow, Warszawa 2003, za: B. Brodzińska, Uwarunkowania aktywności… op. cit., s. 128.

[82]

refleksje


Aktywność społeczno-polityczna kobiet na szczeblu lokalnym z uwzględnieniem...

związany ze wzorcami, jakie kobiety wyniosły z domu rodzinnego. Aktywni społecznie i/lub politycznie rodzice stają się często wzorem do naśladowania, powodując podjęcie pozytywnej decyzji co do obecności i uczestnictwa w życiu publicznym przez kobiety. Ten sposób zachowania wpisuje się w model aktywności politycznej. Dla wielu kobiet angaż polityczny stanowi formę ucieczki (tzw. model ucieczki) od dotychczasowego życia w danym środowisku, bądź np. ucieczkę przed problemami rodzinnymi. Współcześnie zyskuje na popularności model kobiety pracującej, czyli kobiety wykształconej, aktywnej zawodowo, której jednak praca nie wystarcza – postanawia podjąć jeszcze dodatkową działalność i często jest to właśnie działalność polityczna. Wykres 2. Stopień zainteresowania polityką wśród mężczyzn i kobiet

45 40 35 30 25 20 15 10 5 0

37 34

40 32

26 kobiety 15

11

mężczyźni

5 w ogóle się raczej się nie nie interesuję interesuję

raczej się interesuję

bardzo się interesuję

Źródło: M. Szpunar, Kobiety w polityce – aktywne czy pasywne?, [w:] Kobiety w polityce, red. J. Marszałek-Kawa, Toruń 2010, s. 49.

Przywołane powyżej modele nie muszą występować w tzw. czystej formie. Zdarza się, że krzyżują się ze sobą bądź nakładają się na siebie, stając się m.in. katalizatorami aktywności publicznej. Dla wielu kobiet zaangażowanie się w działalność polityczną, w tym samorządową jest wynikiem obrania zupełnie innych „ścieżek”11. Często wynika ono z wcześniejszej aktywności na niwie społecznej, dzięki której kobiety ugruntowały swoją pozycję w środowisku – nabrały przekonania, że są kompetentne, a podejmowane przez nie działania przynoszą skutki. 11

Ibidem.

nr 4, jesień-zima 2011

[83]


Karolina Karolczak

Pewność siebie i poczucie własnej wartości powodują wówczas, że kobiety same zaczynają myśleć o kandydowaniu w wyborach, bądź zostają zauważone przez działaczy lokalnych i miejsce na liście zostaje im zaproponowane (ścieżka społecznikowsko-apolityczna). Start polityczny nie zawsze jest konsekwencją indywidualnej decyzji. Wytypowanie do kandydowania aktywnej społecznie kobiety właśnie przez organizację, w której działa, powoduje, że decyzja o starcie w wyborach jest w pewnym sensie decyzją „mimo woli”. Wspomniane autorki nie zapominają przy tym o dużej roli partii politycznych, które często umieszczają na samorządowych listach wyborczych kobiety, wcześniej współpracujące z partią w różny sposób. Oprócz wskazanych wyżej czynników obiektywnych, determinantami aktywności społeczno-politycznej kobiet na szczeblu lokalnym jest również szereg czynników psychologicznych12. Przekonanie o własnym potencjale oraz możliwościach osiągnięcia sukcesu, a także wiara w skuteczność podejmowanych działań cechują osoby, które same decydują się na rozpoczęcie kariery politycznej. Kobiety pozbawione tego typu przymiotów stronią od działalności publicznej, w tym głównie politycznej, bojąc się zadań, które stanęłyby przed nimi w wyniku wygranych wyborów. Zachowanie takie nie jest jednak regułą, gdyż angaż polityczny może być spowodowany właśnie chęcią przełamania dotychczasowych barier. „Lęk przed sukcesem”13 u kobiet zaangażowanych w politykę lokalną może stanowić swoisty hamulec rozwoju ich kariery, ale jego przezwyciężenie może stać się katalizatorem dla dalszych osiągnięć. Uwarunkowania psychologiczne są zatem ściśle związane z konkretną jednostką, a wszelkie generalizacje są bardzo ryzykowne, gdyż ile kobiet, tyle przyczyn ich aktywności politycznej. Renata Siemieńska zwraca uwagę na swoiste sprzężenie zwrotne aktywności jednostki – im bardziej osoba jest aktywna życiowo oraz zawodowo, tym większe jest jej zainteresowanie różnymi aspektami życia społecznego. Stwierdzenie to dotyczy nie tylko mężczyzn, ale i kobiet14. Nasuwa się w tym momencie pytanie, jak dużą rolę odgrywa wykształcenie jednostki w jej aktywności, przekładającej się na uczestnictwo w życiu publicznym. Wykształcenie wydaje się być jednym z ważniejszych elementów (obok takich cech jak uczciwość 12 K. Skarżyńska, Aktorzy polityczni: czym jest polityka dla jednostki, [w:] Podstawy psychologii politycznej, red. K. Skarżyńska, Poznań 2002, s. 38. 13 Szerzej na temat zjawiska „lęku przed sukcesem” zob.: B. Brodzińska-Mirowska, Kobiety w lokalnej polityce, [w:] Kobiety w polityce…, op.cit., s. 126-127. 14 R. Siemieńska, Płeć a przekonanie…, op. cit., s. 41.

[84]

refleksje


Aktywność społeczno-polityczna kobiet na szczeblu lokalnym z uwzględnieniem...

i szczerość), którymi powinien charakteryzować się dobry polityk15. Początki ruchów emancypacyjnych w Europie i na świecie były ściśle związane z uzyskiwaniem przez kobiety dostępu do szkół średnich i uniwersytetów. Lepsze wykształcenie pociągało za sobą wzrost świadomości kobiet i rozbudzało w nich ambicje polityczne16. Również dziś odgrywa ono znaczącą rolę, gdyż – podobnie jak przed laty – poszerza w znacznym stopniu horyzonty myślowe, pozwalając na dostrzeżenie znacznie większej liczby spraw, którymi można i warto się zająć. Dodatkowo posiadanie wykształcenia może oddziaływać podobnie jak czynniki psychologiczne, podnosząc przekonanie o własnej wartości czy kompetencji. W środowiskach, gdzie liczba kobiet z wykształceniem wyższym jest duża, obserwuje się wzmożoną aktywność polityczną, przynajmniej na poziomie lokalnym. Jak wskazuje R. Siemieńska jest to związane z akceptowaniem innych modeli ról społecznych i odejściem od modelu patriarchalnego17. Poza tym istnieje także inny aspekt posiadania przez kobiety wyższego wykształcenia: dzięki niemu otwierają się przed nimi nowe możliwości zarobkowania, a przez to większe szanse na niezależność i autonomię. Korelacja ta nie jest bezpośrednio związana z większą aktywnością społeczno-polityczną, ale pozwala m.in. na zdobywanie doświadczenia na stanowiskach kierowniczych. Dodatkowa przynależność do organizacji związkowych, ale także i działalność na niwie społecznej mogą stanowić doskonały początek do wejścia w świat polityki, choćby tej lokalnej18. Wiedząc już jak wiele czynników wpływa na aktywność społeczno-polityczną kobiet, warto zastanowić się czy wprowadzanie parytetów, bądź systemów kwotowych spowoduje istotne zmiany w tej materii. Na świecie ponad 100 państw wprowadziło systemy gwarantujące pewną liczbę miejsc na listach wyborczych kobietom. Nie wszędzie są to systemy parytetowe, zakładające równy (50/50) podział miejsc na listach pomiędzy przedstawicieli obu płci. Niektóre państwa – podobnie jak Polska – zdecydowały się na zastosowanie kwot, których wartość waha się najczęściej od 20 do 40%. W Polsce obowiązującą kwotą jest 35%, tzn. ani kobiet, ani mężczyzn nie może być mniej niż 35% w stosunku do liczby kandydatów na liście. Jest to o 15% mniej Ibidem, s. 45. B. Brodzińska, Uwarunkowania…, op. cit., s. 75. 17 Ibidem, s. 138. 18 O. Barburska, Czynniki determinujące udział kobiet w sprawowaniu władzy politycznej w krajach Europy Zachodniej, Studia Studia Europejskie (Warszawa) – 2002, nr 2, s. 69-93, http://www.ce.uw.edu.pl/pliki/pw/2-2002_Barburska.pdf, 1.02.2011 r. 15

16

nr 4, jesień-zima 2011

[85]


Karolina Karolczak

niż proponował Kongres Kobiet, optujący za parytetem na listach wyborczych, a w przypadku nieparzystej liczby kandydatów, kobiet miało być na liście więcej niż mężczyzn19. Wspomniana inicjatywa Kongresu Kobiet rozpoczęła ogólnopolską dyskusję na temat uczestnictwa kobiet w polityce i związanych z tym deficytów. Zwolennicy kwot podają wiele pozytywnych przykładów państw, jak Szwecja, Norwegia czy Belgia, gdzie stopień partycypacji kobiet w polityce jest duży, a proporcje pomiędzy udziałem kobiet i mężczyzn w życiu politycznym są zbliżone. Często zapomina się jednak, że współcześnie obserwowany efekt jest wynikiem długoletnich zmian, które Polska tak naprawdę dopiero rozpoczęła. Nie można więc oczekiwać, że wraz z wprowadzeniem 35% kwot na listach wyborczych udział kobiet w polityce diametralnie się zwiększy. Są dwa główne powody, a właściwie przeszkody tego stanu rzeczy. Pierwszą z nich jest to, że samo miejsce na liście wyborczej nie gwarantuje jeszcze wejścia do parlamentu czy rady gminy lub powiatu. Trzeba uzyskać odpowiednią liczbę głosów, która będzie skutkować uzyskaniem mandatu, a która po części jest także skorelowana z miejscem na liście20. W tym kontekście warto też nadmienić, że teoretycznie kobiety-kandydatki powinny liczyć na poparcie innych kobiet, ale praktyka pokazuje, że bardzo często kobiety nie są skłonne do głosowania na „własną płeć”, co w dużej mierze jest także wynikiem wielu procesów społecznych, w jakich uczestniczymy przez całe swoje życie. Drugim powodem, nakazującym pewną wstrzemięźliwość w oczekiwaniach wobec systemu kwotowego jest niska liczba kobiet chętnych do aktywnego uczestnictwa w polityce. Jeśli brakuje chęci, to nawet najwyższe kwoty gwarantowane nie sprawią, że w polityce będzie funkcjonować więcej kobiet. Warto zatem skupić się na tym, aby rozwiązania prawne szły w parze z działaniami ukierunkowanymi na zmianę stereotypowego podejścia do płci, o czym wspomniano w pierwszej części artykułu. Ciekawym aspektem jest także przyjrzenie się prognozowanemu sukcesowi systemu kwotowego w kontekście wyborów samorządowych, które są wyborami dość specyficznymi, często mającymi niewiele wspólnego z rozgrywkami dużych partii politycznych na poziomie centralnym. Do analizy tego zagadnienia, podobnie jak i do wcześniej przedstawionych tez, posłuży przykład jednej z wielkopolskich gmin – gminy Gostyń. 19 N. Klejdysz, Równouprawnienie kobiet – problem parytetu, [w:] Kobiety we współczesnym..., op. cit., s. 26. 20 B. Brodzińska, Uwarunkowania aktywności…, op. cit., s. 140.

[86]

refleksje


Aktywność społeczno-polityczna kobiet na szczeblu lokalnym z uwzględnieniem...

Aktywność społeczna i polityczna kobiet na terenie gminy Gostyń jest dość zróżnicowana. Więcej kobiet, których doświadczenia stały się podstawą do dokonywanej analizy21, jest skłonnych do angażowania się w działalność prospołeczną, wykazując jednocześnie niechęć do uczestniczenia w życiu politycznym gminy, co potwierdzają rozmówczynie. Potwierdza to postawioną na początku artykułu tezę. Badania przeprowadzone przez Gostyńskie Stowarzyszenie na Rzecz Kobiet „JESTEM”22 wskazują, że niski angaż kobiet w lokalne życie publiczne na terenie gminy Gostyń jest wynikiem kilku nakładających się na siebie elementów. Respondentki, odpowiadając na pytanie, dlaczego nie działają w organizacjach pozarządowych bądź samorządzie lokalnym wskazywały na: niski stan wiedzy o samorządzie lokalnym (79%), przekonanie o tym, że są osoby „lepsze” od nich (75%), obawę przed zabieraniem publicznie głosu (73%), a także obawę przed niesprostaniem oczekiwaniom (68%). Rysunek 1. Rada Miejska w Gostyniu – reprezentacja płci 30 25 20 15

27

23

24

10

mężczyźni 19

19

2

2

17

kobiety

5 0

1 1990-94

5

4 1994-98

4

1998-2002 2002-2006 2006-2010 2010-2014

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych PKW oraz Samorząd Gostyński, red. R. Czub, M. Kretkowski, Gostyń 2010, s. 93-100.

W wyniku wygranych wyborów samorządowych w 2010 r. cztery kobiety uzyskały mandat Rady Miejskiej w Gostyniu (jedna z nich w efekcie rezygnacji z mandatu przez burmistrza Gostynia). Mimo Patrz: Aneks. Badania przeprowadzone w celu dokumentacji projektu „Nic o nas bez nas – szkoła lokalnych liderek”, zakładającego zwiększenie udziału kobiet w życiu publicznym, zarówno samorządowym jak i społecznym; wyniki: E. Palka, materiały niepublikowane. 21

22

nr 4, jesień-zima 2011

[87]


Karolina Karolczak

iż stanowią zaledwie 19% wszystkich członków Rady, to jest to najlepszy wynik, jaki udało się do tej pory uzyskać kobietom w wyborach samorządowych do Rady Miejskiej w Gostyniu (w latach 1990-2002 liczba radnych wynosiła 28, więc mimo że w kadencji 1998-2002 r. kobiet było liczebnie więcej niż po zmianie ordynacji, to procentowo stanowiły mniejszy odsetek niż obecnie). Rysunek 2. Kandydaci do Rady Miejskiej w Gostyniu – wybory samorządowe 2006 Kobiety

Mężczyźni

100% 90% 80%

92%

84%

76%

81%

69%

70%

67%

60% 50% 40% 30%

33%

31%

24%

19%

16%

20%

8%

10% 0%

KW PiS

KW SLD+SDPL+PD+UP

SKW Ziemi Gostyńskiej

KW "Gospodarni" - dla Gostynia

KW "Młodzi dla Gostynia"

Niezależny Blok Wyb. NASZA GMINA Gostyń

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych PKW. Kolejność komitetów odpowiada numerom ich list wyborczych. Rysunek 3. Kandydaci do Rady Miejskiej w Gostyniu – wybory samorządowe 2010 Kobiety 90% 80% 70% 60% 50% 40% 30% 20% 10% 0%

75%

25%

KW SLD

Mężczyźni

83%

74%

73%

27% 17%

KW PO

KW "Gospodarni" dla Gostynia

26%

SKW Ziemi Gostyńskiej

79%

74%

26%

21%

Niezależny Blok KW Forum Wyb. NASZA Demokratyczne GMINA - Gostyń

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych PKW. Kolejność komitetów odpowiada numerom ich list wyborczych.

[88]

refleksje


Aktywność społeczno-polityczna kobiet na szczeblu lokalnym z uwzględnieniem...

Problemem jest jednak nie tylko niewielka liczba kobiet, które uzyskały mandaty, ale także stosunkowo niewielka liczba kobiet kandydujących do Rady Miejskiej (patrz: rysunek 2. i 3.). W ostatnich wyborach samorządowych żaden z komitetów nie spełnił warunków, które obecnie wprowadza tzw. ustawa kwotowa. Mimo głośnych debat wokół zwiększania aktywności społeczno-politycznej kobiet, wybory samorządowe z 2010 roku wypadły w przypadku kandydatur do Rady Miejskiej w Gostyniu gorzej w porównaniu z tymi z roku 2006, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę kobiet na listach wyborczych. Rozmówczynie, pytane o przyczyny tak niskiego zainteresowania wyborami samorządowymi przez kobiety wskazywały na różne elementy. Część z pytanych kobiet, które są aktywne społecznie, nigdy nie kandydowała i nie zamierza kandydować w wyborach samorządowych ani parlamentarnych. Swoje stanowisko uzasadniają tym, że nie widzą takiej potrzeby – mówią, że są przekonane, iż działając społecznie mogą zrobić więcej, niż angażując się politycznie. Wskazują przy tym, że osoba, która zdecyduje się na działalność polityczną staje się osobą publiczną, rozpoznawalną, przez co może ją spotkać niejednokrotnie nieuzasadniona i bezpodstawna krytyka, jak choćby ta, którą obserwujemy na forach internetowych, gdzie odwagi komentującym dodaje niewątpliwie anonimowość. Działalność społeczna w dużej mierze jest działalnością „po cichu” (w zależności od rodzaju działalności), a jej efekty są często zauważalne szybciej niż efekty pracy radnych. Opinie rozmówczyń w tej sprawie były jednak podzielone – te z nich, które działają dziś politycznie, są jednocześnie aktywne społecznie. Uważają, że dzięki sprawowaniu mandatu czy funkcji w samorządzie lokalnym mogą dodatkowo wspierać działalność społeczną i te dwa typy aktywności traktują jako uzupełniające się. Ciekawym aspektem jest także to, jak podchodzą one do relacji między działalnością społeczną, a polityczną. Jedna z rozmówczyń wskazała, że jej zdaniem każda osoba, która chce angażować się politycznie (bez względu na płeć) powinna wcześniej działać na niwie społecznej. Pomoże jej to zdobyć doświadczenie oraz wiedzę, w jakim kierunku powinny działać gremia decyzyjne, aby rzeczywiście pomagać ludziom i wychodzić naprzeciw ich oczekiwaniom. Inna z rozmówczyń zwróciła natomiast uwagę na fakt, że działalność prospołeczna powoduje, że osoba zaczyna stawać się rozpoznawalną w środowisku, w którym działa, zyskuje nowe kontakty, a także – jeśli jej działania są skuteczne – nabiera większej pewności siebie i jest skłonna do rozpoczęcia działalności

nr 4, jesień-zima 2011

[89]


Karolina Karolczak

politycznej – bądź jeśli już ją prowadzi, utwierdza się w przekonaniu, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Przykłady życiorysów i doświadczeń rozmówczyń zdają się przeczyć teoriom o tym, że bardziej aktywne publicznie są osoby, które miały podobne tradycje społeczno-polityczne w rodzinie. Żadna z kobiet nie wskazała takiego przykładu, choć niektóre podkreśliły, że u swoich dzieci zauważają tego typu usposobienie i nie wykluczają, że w przyszłości będą one aktywnymi działaczami lokalnymi. Znamiennym w kontekście całej pracy wydaje się stosunek rozmówczyń, kobiet aktywnych społecznie i/lub politycznie, do kwoty 35% gwarantowanych miejsc dla kobiet na listach wyborczych, który można określić jako sceptyczny. Przy wskazaniu zalet tego typu rozwiązania, o których wspomniano wyżej, występuje dość duża obawa, że komitety będą miały problem ze spełnieniem warunków nakładanych przez ustawę. Niewielkie liczby kandydatek do Rady Miejskiej w Gostyniu w 2010 r. nie były wynikiem trudności z uzyskaniem miejsca na liście wyborczej, ale spowodowane były głównie brakiem chęci ze strony kobiet. W tym kontekście pojawia się pytanie, czy system kwotowy spełni swoje cele w przypadku wyborów samorządowych, czy stanie się wyłącznie utrudnieniem dla komitetów przy konstruowaniu i rejestracji list. Część rozmówczyń wykazywała obawy, że komitety będą przyciągać „na siłę” kobiety, aby wpisać je na listy, co może obniżyć następnie jakość działania uczestników życia politycznego. Jeśli osoba kandydująca (dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet) w wyborach nie jest w pełni przekonana co do swego potencjału i możliwości bądź po prostu brakuje jej kwalifikacji, a znalazła się na liście tylko z powodów czysto prawnych, nie wniesie swoją kandydaturą niczego konstruktywnego do procesów decyzyjnych, obniżając jakość działań całego zgromadzenia. Podsumowując rozważania na temat czynników warunkujących – bądź nie – udział kobiet w życiu publicznym warto zwrócić szczególną uwagę na konieczność zmian, jakie należy wprowadzić na wielu wspomnianych płaszczyznach – przede wszystkim kulturowej i społecznej. Podjęte działania prawne, których efektem jest tzw. ustawa kwotowa powinny być początkiem długiego, aczkolwiek nie pozbawionego sensu i widma sukcesu procesu zmian świadomości ludzkiej, co do miejsca i roli kobiety w życiu publicznym. Konieczna jest zmiana stereotypowego spojrzenia na role społeczne, co spowoduje, że kobiety same zaczną dostrzegać potrzebę większego uczestnictwa w życiu społecznym i politycznym. Zmiany prawne muszą iść w parze ze zmia-

[90]

refleksje


Aktywność społeczno-polityczna kobiet na szczeblu lokalnym z uwzględnieniem...

nami mentalności. Wspomniany system kwotowy na pewno nie będzie „lekiem na całe zło”, ale być może dzięki niemu Polska zrobi pierwszy krok i już za kilkanaście, bądź kilkadziesiąt lat będziemy drugą Szwecją lub Norwegią. Aneks Charakterystyka aktywności społeczno-politycznej kobiet na terenie Gminy Gostyń, ze szczególnym uwzględnieniem Rady Miejskiej w Gostyniu została dokonana m.in. w oparciu o rozmowy z (porządek alfabetyczny): Krystyną Hejnowicz; radną VI kadencji Rady Miejskiej w Gostyniu, działającą społecznie w Gostyńskim Stowarzyszeniu Przyjaciół Zwierząt „NOE” (sekretarz); rozmowę odbyto 18 lutego 2011 r. Aleksandrą Liszczyńską; nauczycielką w ZSO im. Ziemi Gostyńskiej w Gostyniu, działającą społecznie w organizacjach pozarządowych „Dom Europejski”, Stowarzyszenie Absolwentów, Wychowawców i Wychowanków Gimnazjum i Liceum w Gostyniu (z-ca przewodniczącego), Gostyńskie Stowarzyszenie na Rzecz Kobiet „JESTEM” ; rozmowę odbyto 18 lutego 2011 r. Elżbietą Palką; wiceburmistrz Gostynia od 2010 r., starosta gostyński w latach 2002-2006, radna powiatowa I, II i III kadencji Rady Powiatu Gostyńskiego, założycielka Gostyńskiego Stowarzyszenia na Rzecz Kobiet „JESTEM”, współtwórczyni Gostyńskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt NOE i Stowarzyszenia Powiat Gostyń24, kandydatka w wyborach parlamentarnych w 2001 r.; rozmowę odbyto 19 lutego 2011 r. Marią Plewą, nauczycielką-bibliotekarką w ZSO im. Ziemi Gostyńskiej w Gostyniu, działającą społecznie w Gostyńskim Stowarzyszeniu na Rzecz Kobiet „JESTEM”, Stowarzyszenie Absolwentów, Wychowawców i Wychowanków Gimnazjum i Liceum w Gostyniu (sekretarz), Gostyńskie Stowarzyszenie Przyjaciół Zwierząt „NOE” (przewodnicząca Komisji rewizyjnej); rozmowę odbyto 18 lutego 2011 r.

Summary Public and political activity of women – this subject has been constantly present in Polish public discourse for many years. Lately, the main part of this discourse is the matter of parity and legal guarantee of minimum 35% places dedicated to women on the elections candidates’

nr 4, jesień-zima 2011

[91]


Karolina Karolczak

register. This essay assesses the legitimacy of these modifications with reference to necessity of cultural or social circumstances. The author also presents factors that determinate women’s public activity. All of these theoretical deliberations are referred to the situation in Gostyń commune and particularly to the personnel of the town council (it consists of only 19% of women). Nota o autorce Karolina Karolczak [karolina_karolczak@poczta.fm] – studentka studiów II stopnia na kierunku Stosunki Międzynarodowe na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Główne obszary zainteresowań: stosunki polsko-niemieckie po II wojnie światowej; rola i pozycja kobiet w polityce.

[92]

refleksje


Zakazane Mi Angelika Kontowska, Paula Ilkiewicz Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Zakazane Miłości

Zakazane Miłości. Seksualność i inne tabu Marta Konarzewska, Piotr Pacewicz Warszawa 2010, ss. 320.

„Mów szeptem jeśli mówisz o miłości” William Shakespeare

M

iłość, jako pewien sposób realizacji człowieczeństwa

w jednostce, jest jednym z najważniejszych toposów w dziejach ludzkiej kultury. Naturalnie, miłość bywa rozumiana rozmaicie przez różnych myślicieli. Platon każe kochać dla dobra państwa, Arystoteles wskazuje na kosmiczny wymiar miłości, Owidiusz sporządza Sztukę kochania. Święty Bernard z Clairvaux tworzy mistykę miłości, Heloiza spowiada się z doświadczenia namiętności. Blaise Pascal w miłości różnicuje serce i rozum. Rousseau reprezentuje stanowisko miłości czułej i niewinnej (Nowa Heloiza), stanowiącej punkt wyjścia dla stworzonego później przez Rewolucję Francuską ideału rodziny. Wreszcie Freud doprowadza do pewnej rewolucji seksualnej, która wprowadza więcej swobód w miłosnych praktykach człowieka, ale czasami też zmniejsza jego szanse na uzmysłowienie sobie tego, czym naprawdę miłość jest. Skutek: seks staje się zagadnieniem problematycznym, często samo myślenie o nim budzi poczucie winy i wstydu. Książka Zakazane Miłości. Seksualność i inne tabu jest produktem wszechstronnej i wieloletniej praktyki dwojga autorów w badaniach nad problematyką nietolerancji. Marta Konarzewska (ur. 1977) jest polonistką i teoretyczką queer. Piotr Pacewicz (ur. 1953) jest doktorem psychologii, publicystą „Gazety Wyborczej”, w PRL był działaczem ruchu kontrkultury. Jako reprezentanci zarówno „starego”, jak i „młodego” pokolenia, autorzy przyczyniają się do ujawnienia nietradycyjnych, a przynajmniej dotąd skrywanych, sposobów realizacji człowieczeństwa w jednostce, zwracając szczególną uwagę na konieczność wprowadzenia równouprawnienia do wolności, miłości i seksu,

nr 4, jesień-zima 2011

[93]


Angelika Kontowska, Paula Ilkiewicz

bez względu na to, jaki typ seksualności dana osoba wyraża i z jakich powodów. Recenzowana książka na tle dotychczasowej twórczości jej autorów na pewno jest swoistą kontynuacją i rozwinięciem ich zainteresowań. P. Pacewicz od długiego czasu działa społecznie na rzecz propagowania tolerancji dla ludzi o odmiennych poglądach czy orientacji seksualnej. W 2010 r. uczestniczył nawet w warszawskiej Europride, podczas której ubrany w minispódniczkę i kabaretki wygłosił przemówienie. M. Konarzewska również od wielu lat zajmuje się walką z dyskryminacją mniejszości seksualnych, której również sama, jako osoba homoseksualna, wiele razy doświadczyła. W 2010 r. opublikowała osobisty tekst w „Gazecie Wyborczej”1, chcąc w ten sposób zaprotestować wobec nietolerancji i dyskryminacji, która jest propagowana w polskich szkołach. W porównaniu z książkami o podobnej problematyce, wydanymi w ciągu ostatnich paru lat, Zakazane miłości są na pewno pozycją o wiele bardziej kontrowersyjną, śmielej mówiącą o współczesnych problemach społecznych i politycznych w Polsce. Książka ta porusza nie tylko tabu seksualności, ale również przedstawia inne związki, które budzą wśród wielu ludzi zgorszenie. Jest więc bez wątpienia pierwszą pozycją na polskim rynku wydawniczym, która w tak wręcz „bezpruderyjny” sposób pokazuje różne oblicza miłości. Struktura Na książkę składają się wstęp, trzy recenzje oraz trzy zasadnicze części, w których zaprezentowane są wywiady przeprowadzone przez M. Konarzewską bądź P. Pacewicza z osobami dotkniętymi przez problem nietolerancji i dyskryminacji wynikającej z ich odmienności seksualnej, a także artykuły i eseje napisane przez takie osoby. Słowo występne ma charakter odautorski. Poświęcone jest prezentacji autorów oraz głównych zagadnień, które zostaną poruszone w dalszej części książki. Autorzy piszą o sobie: „młoda lesbijka, feministka, nauczycielka i niemłody heteryk, publicysta «Gazety Wyborczej», redaktor od społecznych akcji – dziwna z nas para. Jak córka z ojcem, który postanowił ją na stare lata zrozumieć2”. I rzeczywiście – Zakazane miłości przypominają trochę próbę wyjaśnienia przez M. Konarzewską P. Pacewiczowi tego, czego właściwie 1 M. Konarzewska, Jestem nauczycielką i jestem lesbijką, „Gazeta Wyborcza” z dnia 19 czerwca 2010 r. 2 M. Konarzewska, P. Pacewicz, Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu, Warszawa 2010, s. 5.

[94]

refleksje


Zakazane Miłości

jej problem dotyczy. W książce pojawia się wiele zwierzeń samej autorki. Czasami nawet mówi ona więcej o sobie niż jej rozmówcy. Pisze: „Ja kocham świat les. Ale też mnie smuci, że jest tak (…) jasno. Bez tajemnicy, tabu, bez «pomiędzy». Może wtedy jest bezpieczniej? Może jesteśmy zmęczone tym ciągłym, od wieków «nie wiadomo, co będzie». Czy ona jest les czy hetero? Mogę jej dotknąć, tak, teraz, czy jeszcze nie?”3. We wstępie autorzy podkreślają również, że bardzo uważać będą na słownictwo używane w publikacji, gdyż nie chcą powielać stereotypów. I często słowa są jak najbardziej starannie dobrane. Wszelkie kody, typy, role, skróty są bardzo dokładnie objaśnione. Po przeczytaniu książki nie sposób pomylić tzw. butch z hyper-fem4. Ale nie zawsze autorom udaje się uniknąć kalkowania stereotypów. Już pierwsza rozmowa pokazuje szablon kobiety, którą należy zdobywać obsypując podarunkami, a co najważniejsze – sama rozmówczyni – Magda (Błędna rycerz w krainie lesbijek), podkreśla że kobieta, o którą warto walczyć, musi być heteryczką. Mówi: „Dziś jest tylko świat lesbijek. Wydrążony, chłodny, zwyczajny (…). Świat fałszywych księżniczek. Prawdziwa księżniczka ma orientację hetero”5. Biorąc pod uwagę fakt, że Magda zarówno jest lesbijką, bo przecież podobają jej się kobiety, a zarazem nią nie jest, bo nie podobają jej się kobiety-lesbijki, pojawia się zjawisko dość trudne do zdefiniowania. I właśnie o takich zjawiskach – opornych w zdefiniowaniu – traktuje książka Zakazane miłości. Problematyka Angelika Kontowska: Książka Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu, jak podkreślają jej autorzy, skierowana jest do czytelnika masowego. P. Pacewicz i M. Konarzewska podjęli niełatwą próbę przedstawienia zwykłym ludziom, nie zajmujących się problematyką gender studies, jak zróżnicowane i niejasne formy może przyjąć seksualność. To także próba skonfrontowania zwykłego czytelnika z odmiennością, z ludźmi, którzy wyrwali się z życia według utartych wzorców po to, aby nauczyć akceptacji dla wyborów drugiego człowieka. Paula Ilkiewicz: M. Konarzewska i P. Pacewicz już w samym tytule publikacji wskazują na problem nietolerancji wobec osób o nieheteIbidem, s. 32. Butch – „męska” lesbijka. Hyper-fem – hiperkobieca lesbijka. 5 M. Konarzewska, P. Pacewicz, Zakazane..., op. cit., s. 26. 3

4

nr 4, jesień-zima 2011

[95]


Angelika Kontowska, Paula Ilkiewicz

rycznej orientacji płciowej oraz szerzącej się dyskryminacji seksualnej. Tytuł odnosi się do problemu seksualności jako głębokiego zakazu kulturowego, którego złamanie może spowodować gwałtowną reakcję ze strony ogółu społeczeństwa, gdyż jest przez nie odbierany jako zamach na całą strukturę jego kultury i integralności, a więc jako zagrożenie dla dalszego istnienia. Angelika Kontowska: Dla mnie książka ta to próba wyrażenia głośnego sprzeciwu wobec zmuszania ludzi do życia zgodnie z utartymi normami. Zwłaszcza przeciwko społecznemu i politycznemu „nakazowi” zawierania monogamicznych związków i posiadania potomstwa. To książka o tym, że choć niektórzy ludzie uparcie nie chcą w to wierzyć, żyjąc inaczej też można być szczęśliwym. Autorzy Zakazanych miłości często odwołują się do teorii queer i poglądów Michela Foucaulta. Teoria queer zakłada, że każdy człowiek jest indywidualnością i różni się od innych wskutek wpływów psychologicznych, biologicznych i społecznych. Na tej podstawie formułowany jest wniosek, że również tożsamość seksualna jest wytworem kultury i jedynie w sposób wtórny kreuje rzeczywistość6. Podobnie seksualność pojmował M. Foucault. W swym dziele Historia seksualności przedstawił on teorię, iż globalne rządy mają władzę nad naszymi ciałami. Biopolityka ma wpływać na każdy aspekt naszej cielesności, a nawet seksualności7. Opierając się na tych dwóch teoriach autorzy Zakazanych miłości buntują się przeciwko życiu według wzorców propagowanych w Polsce przez państwo i Kościół. Książka ta nie jest więc zbiorem historii ani o miłości, ani o homoseksualizmie. Są to opowieści o ludziach, którzy najbardziej pragną akceptacji ze strony społeczeństwa, pragną zrozumienia i tolerancji dla sposobu życia jaki sobie wybrali. Paula Ilkiewicz: Jak już zostało wspomniane, autorzy źródeł tego problemu nietolerancji niejednokrotnie upatrują w powszechnie obowiązującej doktrynie katolickiej. Przykładowo, instytucja małżeństwa już od czasów chrystianizacji w Europie jest definiowana jako związek monogamiczny zawierany przez kobietę i mężczyznę. Takie też uregulowanie zostało wprowadzone w prawie polskim. Kościół katolicki wpływa więc nie tylko na kształtowanie się świadomości społeczeń6 Teoria «queer» jako współczesna koncepcja etyczna, http://www.homoseksualizm.org.pl/index.php/teoria-queer-jako-wspolczesna-koncepcja-etyczna/, 09.01.2011 r. 7 A. Szahaj, M. N. Jakubowski, Filozofia polityki, Warszawa 2006, s. 151-156.

[96]

refleksje


Zakazane Miłości

stwa, ma też ogromne znaczenie dla formowania się ustroju politycznego państwa. I tu pojawia się paradoks. Heterycy prowadzą krucjaty, nakazując by kochać się „po bożemu”, podczas gdy kochający „inaczej” heretycy boją się przyznać do swoich herezji. Jest to bowiem wykroczenie nie tylko przeciw poglądom ogółu społeczeństwa, ale również niekończąca się walka z prawnymi wiatrakami. Mimo, że od roku 1989, wielkiego przełomu demokratycznego, minęło już ponad 20 lat, odmienne zwyczaje, style życia czy miłosne wzorce wciąż spychane są do podziemia. Angelika Kontowska: Doskonałym tego przykładem jest wywiad z Romanem Giertychem, sprawnie przeprowadzony przez P. Pacewicza. Pokazuje on punkt widzenia drugiej strony – osoby homofobicznej, bojącej się jakiejkolwiek inności, w szczególności związków damsko-damskich i męsko-męskich. W rzeczywistości wywiad ten obrazuje myślenie większości Polaków, którzy choć nie znają tych „innych”, to i tak nie chcą mieć z nimi do czynienia. Sam R. Giertych zaleca ukrywanie „dewiacji” w domowym zaciszu i nie dopuszcza do siebie nawet myśli, że taka „choroba” mogłaby dotknąć jego własne dzieci. Wywiad z R. Giertychem to swoisty sprzeciw wobec dyskryminującej polityki przeszłych i obecnych polskich władz. W książce P. Pacewicz często przytacza również słowa Lecha Kaczyńskiego, który jako prezydent Warszawy w 2004 r. zakazał Parady Równości, mówiąc: „Ja im nie zabraniam demonstracji, jeśli będą je robić jako obywatele, a nie jako homoseksualiści”8. Takie słowa, jak pisze P. Pacewicz, obnażają myślenie wykluczające: osoby które naruszają heteronormatywność, przestają być w tym aspekcie obywatelami. Paula Ilkiewicz: M. Konarzewska i P. Pacewicz poruszają również problem funkcjonowania płci w społeczeństwie, płci zarówno rozumianej biologicznie (sex), jak i kulturowo (gender). Ich rozmówcy niejednokrotnie zwracają uwagę na niemożność realizacji własnej osobowości w społeczeństwie spowodowanej istnieniem osobliwego warunku pojawiania się ciała w ramach kultowej zrozumiałości. Bycie uznanym ogólnie za istotę ludzką jest odzwierciedleniem społecznego projektu – norm płci. W mentalności społecznej ciało ludzkie bez płci nie istnieje, dlatego już przy narodzinach otrzymujemy dwie kategorie ciał decydujących o przyszłych cechach – męskie lub kobiece. Dlatego 8

M. Konarzewska, P. Pacewicz, Zakazane..., op. cit., s. 251.

nr 4, jesień-zima 2011

[97]


Angelika Kontowska, Paula Ilkiewicz

prawdziwym problemem społecznym stają się wytwory wybrakowane – dziwowiska, obojnaki, pomioty – z którymi nie wiadomo, co robić, nie wiadomo, jak je zaklasyfikować. Rozmówcy M. Konarzewskiej i P. Pacewicza sami często nie wiedzą, jak siebie zdefiniować, albo też tworzą własne teorie o niedefiniowalności. Elegant (Ja, Elegant) uważa, że istnieje coś poza męskością i kobiecością, Tomek Felczak (Rozłóż nogi) czuje się, jak „pieprzony geniusz w stanie spoczynku”, Iwona (To bi or not to bi) nie jest ani na jednym biegunie ani na drugim. Są też wyjątki, np. Anna (Pierwsze śliwki robaczywki), która definiuje siebie jako stuprocentową lesbijkę. Na tym tle M. Konarzewska i P. Pacewicz zwracają uwagę na konieczność, a zarazem niemożność szufladkowania tego, co wielorakie, różnorodne i niejednoznaczne. Rekomendacje Angelika Kontowska: Pozycja Zakazane miłości odznacza się przede wszystkim wieloma walorami poznawczymi, gdyż wzbogaca ona wiedzę na temat świata i ludzi. Posiada również walory emocjonalne, gdyż niejedna zawarta w niej historia potrafi poruszyć czytelnika. Bardzo ważna w ocenie książki jest również odpowiedź na pytanie: czy autorzy zrealizowali w swojej pracy swój zamiar? P. Pacewicz i M. Konarzewska chcieli uwrażliwić czytelnika na tematy uznawane za tabu, zwłaszcza tabu seksualności, chcieli zacząć mówić o tym, o czy nie mówią inni. Moim zdaniem udało im się ten zamiar zrealizować, bo w sposób jasny i zrozumiały przekazali zwykłemu czytelnikowi obraz tego innego i wcale nie strasznego świata. Paula Ilkiewicz: Pozytywne wrażenie wywołane interesującą treścią publikacji mąci trochę za dużo zwierzeń samej M. Konarzewskiej. Wadą jest także asymetryczna wielkość poszczególnych rozdziałów – pierwszy zajmuje 2/3 całej publikacji, pozostałe dwa tylko 1/3, oraz niezrozumiały związek niektórych artykułów z problematyką. Zabrakło też szerszych informacji o motywacji rozmówców M. Konarzewskiej i P. Pacewicza. Autorzy nie zwrócili uwagi na alternatywne stanowiska pojawiające się w badaniach socjologicznych. Brak przykładów, że grupy, a w szczególności grupy mniejszościowe żyjące w konflikcie, często odrzucają próby zbliżania się i tolerancji wychodzące od dru-

[98]

refleksje


Zakazane Miłości

giej strony9, wskazuje na wyjątkowo subiektywny charakter publikacji. W książce zdecydowanie brakuje przedstawienia choćby kilku postaw o odmiennych poglądach niż stanowisko M. Konarzewskiej i P. Pacewicza. Jeden wywiad z konserwatywnym Romanem Giertychem zdaje się tonąć w natłoku kontrargumentów. Angelika Kontowska: Trzeba przyznać, że książka Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu to pozycja budząca wiele kontrowersji, mająca tak samo wielu zwolenników, jak i przeciwników. Do tych pierwszych zaliczają się Jacek Kochanowski, Wiktor Osiatyński oraz Magdalena Środa, których opinie umieszczone zostały na początku książki. Są to ludzie uznani zwłaszcza w środowiskach naukowych, od lat walczący z brakiem tolerancji w Polsce. Wiktor Osiatyński trafnie zauważył i podkreślił problem, przed którym staje czytelnik Zakazanych miłości, pisząc: „Jestem przekonany, że ta książka pomoże każdemu czytelnikowi zastanowić się nad tym, co by było, gdyby mu zabroniono być sobą”10. Paula Ilkiewicz: Należy też podkreślić, że Zakazane miłości to książka ważna nie tylko ze względu na aktualność podejmowanej w niej problematyki. To także niezwykły wyraz uznania dla osób, które na co dzień pozbawiane są możliwości realizacji własnych przekonań i wyrażania prywatnych uczuć. Bo niezwykle trudno jest przeciwstawić się opresji ze strony szeroko pojmowanej kultury społecznej, bo niezwykle trudno jest kochać inaczej. Angelika Kontowska: Oceniając książkę Zakazane miłości należy również zadać sobie pytanie, czy pozycje o takiej tematyce potrzebne są na polskim rynku wydawniczym. Odpowiedź nie jest trudna, zwłaszcza gdy spojrzy się na konserwatywne i homogeniczne polskie społeczeństwo. Warto pisać książki, które uczą rozumieć i akceptować współczesny świat, bo przecież ludzie boja się tego, czego nie znają. Warto również przeczytać taką książkę jak Zakazane miłości, aby nie obawiać się już odmienności i tematów uznawanych za tabu.

9 L. A. Coser, Konflikt z grupami zewnętrznymi a struktura grupowa, w: Socjologia. Lektury, red. P. Sztompka, M. Kucia, Kraków 2005, s. 255. 10 M. Konarzewska, P. Pacewicz, Zakazane..., op. cit., s. 17.

nr 4, jesień-zima 2011

[99]


Angelika Kontowska, Paula Ilkiewicz

Nota o autorkach Angelika Kontowska [angelika.kontowska@gmail.com] – studentka II roku studiów II stopnia na kierunku politologia na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Interesuje się tematyką związaną ze stosunkami międzynarodowymi, a także zagadnieniami związanymi z reklamą i marketingiem politycznym. Paula Ilkiewicz [paulailkiewicz@gmail.com] – studentka II roku studiów II stopnia na kierunku politologia na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz III roku studiów I stopnia na kierunku filologia angielska w Instytucie Neofilologii i Komunikacji Społecznej na Politechnice Koszalińskiej. W obszarze zainteresowań czołowe miejsce zajmuje Internet jako narzędzie komunikacji politycznej, następnie reklama, grafika komputerowa i teatr elżbietański.

[100]

refleksje


Płeć w społec Piotr Kaczmarek

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Płeć w społeczeństwie, ekonomii i polityce

Płeć w społeczeństwie, ekonomii i polityce Monika Klimowicz, Anna Pacześniak, Aldona Wiktorska-Święcka Toruń 2009, ss. 222.

P

jest na gruncie polskiej nauki stosunkowo nowa i mało znana. Wywołuje wciąż sporo kontrowersji. Z tego powodu niezwykle istotne wydaje się wzbogacanie katalogów czytelni i bibliotek coraz świeższymi publikacjami uzupełniającymi istniejącą lukę. Praca pt. Płeć w społeczeństwie, ekonomii i polityce doskonale wpisuje się w ten trend. Nie tylko umożliwia ona systematyzację dostępnej wiedzy w tematyce płci kulturowej, ale także pozwala zauważyć różne, na ogół niedostrzegane problemy. Z tego właśnie powodu stanowi ona niezwykle cenny przedmiot analizy. Już sam tytuł wskazuje główny przedmiot rozważań. Trzy autorki: Monika Klimowicz, Anna Pacześniak i Aldona Wiktorska-Święcka w poszczególnych rozdziałach postanowiły określić pozycję kobiet w różnych sferach aktywności. Podjęły się zatem refleksji nad bardzo rozległym zagadnieniem. Praca składa się z czterech rozdziałów. Pierwszy z nich (Płeć i społeczeństwo) poświęcony jest miejscu kobiet w społeczeństwie, drugi (Płeć i ekonomia) dotyczy pozycji kobiet w życiu ekonomicznym, natomiast trzeci (Płeć i polityka) stara się określić m.in. uwarunkowania niskiego poziomu uczestnictwa w polityce. Czwarty z rozdziałów zatytułowany Płeć w badaniach społecznych poświęcony został kwestiom stricte teoretycznym. Trzeba przyznać, iż konstrukcja pracy odbiega od tzw. standardowego modelu w przynajmniej dwojaki sposób. Pierwszy z zastosowanych zabiegów polega na poświęceniu kwestiom teoretycznym miejsca dopiero w ostatnim rozdziale. Zazwyczaj problemy metodologiczne umieszczane są w początkowej części publikacji. Poza tym autorki posłużyły się innym narzędziem. W dość nietypowy sposób podzieliły się omawianymi treściami. W dwóch rozdziałach można odnaleźć fragmenty pisane przez przynajmniej roblematyka studiów genderowych

nr 4, jesień-zima 2011

[101]


Piotr Kaczmarek

dwie z nich. Teoretycznie pozwoliło to zachować im większy dystans do badanych kwestii, a więc stanowi atut. Z drugiej natomiast może wywołać to pewne trudności. Rozdziały pisane przez kilka osób mogą zostać źle odebrane przez odbiorcę. Zainteresowany danym wątkiem czytelnik może mieć problem z dostosowaniem się do dość różnych stylów prezentowanych przez autorki. Cel książki został postawiony dość jasno: „oto jesteśmy świadkami historycznego momentu osłabienia siły kulturowego wzoru presji skierowanej pod adresem kobiet i mężczyzn w stosunku do obowiązującego kontraktu płci i naszym celem jest analiza tego procesu”. Cel ten został osiągnięty. Autorki w trakcie badań uchwyciły najistotniejsze trendy zachodzące w życiu społecznym i związaną z tym powolną, aczkolwiek nabierającą coraz większej dynamiki zmianę sposobu postrzegania kobiecości i męskości. Rodzi się zatem inne pytanie: czemu praca miała służyć? Badaczki wskazały na trzy główne przyczyny: rozpowszechnianie dyskusji na temat statusu kobiet i mężczyzn, przegląd podejść badawczych oraz uzewnętrznienie ich subiektywnego podejścia. O ile dwa pierwsze czynniki wydają się być jak najbardziej zrozumiałe, to trzecia z zaprezentowanych powyżej pobudek może budzić wątpliwości. Autorki utożsamiły się z jednym ze stanowisk. Można zatem powiedzieć, że postulat neutralności aksjologicznej w tej pracy naukowej nie znalazł pełnego zastosowania. Nie obniża to wcale walorów poznawczych utworu. Wręcz przeciwnie, konstruując dość śmiałe założenia autorki nie poprzestają na opisie, czy informowaniu. Zmuszają czytelnika do wnioskowania i wobec tego dają mu okazję do wypracowania własnego stanowiska. Poza tym fragmenty w których dominuje subiektywne podejście nie są stanowią wcale znaczącej części utworu. Ocena merytorycznej strony pracy nie należy do najłatwiejszych. Z jednej strony należy docenić wysiłek włożony w napisanie tego opracowania, z drugiej zaś nie można pozostać obojętnym na dość dyskusyjne tezy, zresztą mieszczące się w konwencji wypracowanej przez gender studies. Autorki konstruując tezę o nierówności płci przeszły do prób jej interpretacji. Niemalże przez cały utwór przewijają się dwie kluczowe koncepcje. Pierwsza z nich zakłada, że nierówność jest uwarunkowana czynnikami biologicznemu, druga z kolei jako przyczynę nierówności płci upatruje w czynnikach społeczno-kulturowych. Przyjmując słuszność drugiego założenia autorki zbagatelizowały znaczenie czynników biologicznych. Może to budzić pewne wątpliwości. Nawet w świetle badań nie powinno umniejszać się roli czynni-

[102]

refleksje


Płeć w społeczeństwie, ekonomii i polityce

ków fizjologicznych. Organizmy kobiet i mężczyzn różnią się nie tylko ze względu na budowę, ale również ze względu na pełnione funkcje. To one niejako wyznaczają miejsce danej płci w społeczeństwie. Oczywiście czynnik społeczny tę pozycję niejako koryguje (przecież w różnych społeczeństwach pozycja społeczna i zawodowa kobiet wygląda zupełnie inaczej). Ponadto trudno sobie wyobrazić, aby teoria zakładająca bezsprzeczny prym uwarunkowań społecznych uzyskała aprobatę w społeczeństwach przywiązanych do wartości konserwatywnych. Poza wyżej zaprezentowanymi przemyśleniami pozostaje jeszcze jeden wątek nad którym warto się zastanowić. Czytając tego typu opracowania można odnieść mylne wrażenie, że głównym wyróżnikiem statusu społecznego jednostek jest kategoria płci. W zapomnienie popadają o wiele istotniejsze i trudniejsze do pokonania wyznaczniki miejsca w hierarchii społecznej (chociażby pochodzenie, wykształcenie, poziom dochodów itp.). Krytycy gender studies twierdzą, że stanowią one zastępczy temat, który ma odsunąć uwagę od rzeczywistych problemów nękających poszczególne społeczeństwa. W książce poruszono wiele różnorodnych wątków, wynikających z rozległości badanej problematyki. Złożoność prezentowanych w pracy zagadnień wymusiła zastosowanie dość szerokiej argumentacji. Ekspertki odniosły się nie tylko do funkcjonowania tradycyjnego i nowoczesnego społeczeństwa. Na bazie wnikliwej analizy zdiagnozowały główne problemy z jakimi spotykają się kobiety w życiu codziennym, zawodowym, a także określiły szanse kobiet na zaistnieniu w polityce. Oceniły one nie tylko stan obecny, ale także wskazały na przejawy afirmacji kobiet. Szczególnie interesujące wydaje się promowanie aktywności politycznej, zwłaszcza w czasie ciągle żywej dyskusji w sprawie parytetów na listach wyborczych. Nie podjęły się one jednoznacznej oceny, czy stosowanie pozytywnej dyskryminacji wobec przedstawicielek „płci pięknej” ma uzasadnienie etyczne i praktyczne, jednak w toku wywodów można ustalić, że są one wobec tego stanowiska przychylne. Autorki udowodniły, że praca zasługuje na uznanie. Posiada ona sporo walorów merytorycznych. Zmusza do samodzielnej refleksji. Jej wyróżnikiem jest zadziwiająca staranność, przy doborze materiałów. Autorki dobrały wartościowe źródła, co umożliwiło prowadzenie rzetelnych badań. W trakcie prowadzonych rozważań niejednokrotnie powoływały się nie tylko na istniejące koncepcje badawcze. Przywoływały również konkretny dowody stawianych tez oraz odwoływały się do danych statystycznych.

nr 4, jesień-zima 2011

[103]


Piotr Kaczmarek

Naturalnie nie oznacza to wcale, że praca jest wolna od usterek. Co prawda drobne niedociągnięcia nie obniżają wcale jej atrakcyjności, ale nie można ich pomijać. Uwagę przyciąga poruszenie kilku teorii, które w toku prowadzonych rozważań nie znalazły zastosowania. Pewne zastrzeżenia mogą również budzić powtórzenia. Nietypowa konstrukcja pracy wymusiła niejako nieustanne powracanie do tych samych wątków. Naturalnie każda z autorek omawiała dany problem z innego punktu widzenia, niemniej, wielokrotne poruszanie tych samym problemów może być odebrane niezbyt przychylnie. O ile pod względem merytorycznym praca, mimo kilku kontrowersji uchodzi za dobrą, to stylistycznie wypada jeszcze lepiej. Nie można doszukać się tutaj mankamentów. Stosowany język pozwala na zrozumienie treści przez przeciętnego czytelnika, co nie zawsze wyróżnia naukowe opracowania. Przystępując do oceny całokształtu pracy należy zauważyć jej walory, przy zachowaniu umiarkowanego krytycyzmu. Z punktu widzenia odbiorcy (naukowca, studenta, czy zainteresowanego problematyką czytelnika) może ona okazać się szczególnie cenna. Mnogość konceptów i myśli zogniskowanych w pracy może być inspiracją do rozwinięcia niektórych pomysłów badawczych, a w świetle przemian zachodzących w społeczeństwie wydaje się to szczególnie istotne.

Nota o autorze Piotr  Kaczmarek  [pkk1988@wp.pl]  –  student  II  roku  studiów II stopnia na kierunku politologia na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

[104]

refleksje


POLITYCZNY

KAMPANIA

WYBORY

MARKETING



Frekwencja Urszula Panicz Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

W

okresie przedwyborczym,

a szczególnie w ostatnich dniach kampanii wyborczej także w Polsce, głównie za pośrednictwem środków masowego przekazu, kwestią istotną, zyskującą znaczny rozgłos medialny staje się oczekiwana (prognozowana) frekwencja wyborcza. Apel organizacji, znanych osób oraz samych polityków może oznaczać, że pożądana jest wysoka partycypacja wyborcza obywateli. Z punktu widzenia systemu demokratycznego, który zakłada wybór reprezentantów narodu w powszechnych wyborach oraz rządy większości, jest to o tyle ważne, że wysoka frekwencja wyborcza pozwala legitymizować system polityczny1. Per analogiam: stopień legitymizacji systemu przez społeczeństwo rośnie wraz ze zwiększającym się poziomem frekwencji wyborczej. Jeżeli powyższe twierdzenie jest prawdziwe to można zakładać, uwzględniając historię wyborów w Polsce po 1989 roku, że funkcjonowanie polskiej demokracji jest – delikatnie mówić – oceniane przez obywateli niejednoznacznie. Czy oznacza jednak brak akceptacji? Uczestnictwo wyborcze a demokracja Współczesna demokracja nie może istnieć bez wyborów. Zauważył to już Robert Dahl, podkreślając że wybory są jednym z kluczowych wymagań proceduralnych demokracji2. Do takich samych wniosków można dojść, odwołując się do greckiego źródła terminu. Demokracja, to władza ludu, co oznacza, że zakłada się „istnienie aktywnego bytu 1 Pojęcie wysokiej frekwencji zostało tu użyte w znaczeniu takiej frekwencji, która jest pożądana przez system, czyli wysokiej do takiego stopnia, że nie naraża systemu politycznego na niewłaściwe funkcjonowanie. System demokratyczny nie jest zainteresowany maksymalną frekwencją, gdyż taka sytuacja może powodować dezorganizację, czego przykładem były wybory w 2007 r., podczas których liczba osób głosujących przewyższyła liczbę wydrukowanych i przygotowanych kart do głosowania. Ponadto, świat całkowicie zdemokratyzowany byłby niemożliwy do rządzenia ze względu na niską efektywności procesu decyzyjnego. 2 Robert Dahl stwierdził, że „demokracja w jej klasycznym rozumieniu oznaczała przede wszystkim bezpośredni udział obywateli; demokracja albo jest partycypacyjna, albo jej w ogóle nie ma”. Por.: R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Kraków 1995, s. 316.

nr 4, jesień-zima 2011

[107]


Urszula Panicz

(demos), który uczestniczy (właśnie-uczestniczy!) we władzy (kratos, kratia)”3. Do podobnych konkluzji doszedł także Janusz Reykowski. Wskazał on właśnie na wolne wybory jako warunek sine qua non systemu demokratycznego. Dowodów na poparcie tej tezy jest zresztą więcej. W 1995 roku, 85% respondentów podało, że wolne wybory legitymizują demokrację4. Nie ulega wątpliwości, że wymagania są obustronne: obywatele oczekują wolnych wyborów, zaś demokracja opiera się na uczestnictwie obywateli w takich wyborach. W 2010 r., badacze pominęli „minimalistyczne” ujęcie demokracji jako procedury wyborczej i przedstawili badanym 23 wskaźniki demokracji, z których najważniejszymi okazały się: równość wobec prawa, równe możliwości kształcenia, dobór najlepszych polityków do rządzenia krajem, a także ochrona wolności osobistej obywateli. Dosyć ogólnie sformułowany marker: „aktywność obywateli w życiu publicznym”, został uznany przez nie mniej niż 60% respondentów za ważną zasadę demokracji5. Nieco inne ujęcie zaproponował Giovanni Sartori, podkreślając, że „uczestnictwo, właściwie i sensownie rozumiane, polega na osobistym udziale, aktywnym i chętnym włączaniu się. Uczestnictwo nie jest więc prozaicznym byciem częścią czegoś (zwykle byciem wplątanym w jakieś zdarzenia), a tym bardziej nie chcianym, przymusowym włączeniem do czegoś. Uczestnictwo to ruch samoistny, dokładne przeciwieństwo bycia włączonym w ruch (z cudzej woli), czyli przeciwieństwo zmobilizowania”6. G. Sartori, reprezentując stanowisko partycypacjonistów, podkreślał, że warunkiem istnienia ładu demokratycznego jest pełne, samoistne i prawdziwe uczestnictwo w systemie7. Nie ograniczał się więc jedynie do uczestnictwa wyborczego, a zwracał uwagę na zaangażowanie obywatelskie w wiele typów aktywności politycznej. 3 M. Cześnik, Partycypacja wyborcza w Polsce. Analiza porównawcza, Warszawa 2007, s. 14. 4 Por. J. Reykowski, Subiektywne znaczenia pojęcia „demokracja” a ujmowanie rzeczywistości politycznej, [w:] Potoczne wyobrażenia o demokracji. Psychologiczne uwarunkowania i konsekwencje, red. J. Reykowski, Warszawa 1995, s. 19-53. 5 Zob. M. Feliksiak, Postawy wobec demokracji, jej rozumienie i oceny. Komunikat z badań, CBOS, Warszawa 2010. Ogólna nazwa wskaźnika mogła wpłynąć na zaniżony wynik. Badania z 2010 r. nie dostarczają wyników dot. stricte wyborów. Na aktywność obywatelską bowiem poza wyborami mogą składać się takie elementy jak: uczestnictwo w stowarzyszeniach lub innych organizacjach, sprawowanie władzy, poparcie dla działań władz lub protest itd. 6 G. Sartori, Teoria demokracji, Warszawa 1998, s. 148. 7 Ibidem.

[108]

refleksje


Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

Przymiotnik „prawdziwy” miał potęgować sens szerszego uczestnictwa, stając się jego substancją. Opozycyjną do ujęcia G. Sartoriego koncepcją była proceduralna teoria demokracji Josepha A. Schumpetera. O ile w przypadku pierwszej nacisk położono na udział obywatelski, o tyle w koncepcji J. A. Schumpetera można było mówić o udziale elit (elitarystyczna teoria demokracji), które konkurują o głosy wyborców. Rolą tych ostatnich jest jedynie głosowanie. Inne formy aktywności obywatelskiej zostały pominięte, zaś cel demokracji sprowadzony został do decyzji wyborców8. Niezależnie od powyższego jedną z istotnych funkcji uczestnictwa wyborczego jest legitymizacja systemu, która jest kluczową cechą demokracji. Seymour M. Lipset stwierdził, że „brak partycypacji i reprezentacji odzwierciedla również nieistnienie społeczeństwa obywatelskiego i w konsekwencji brak lojalności wobec całego systemu”9. Tym samym niska frekwencja wyborcza może świadczyć o delegitymizacji systemu. Potwierdzają to tezy Davida Beethama, który mówił o wielowymiarowym charakterze legitymizacji, wskazując na jej trzy poziomy: reguł, przekonań i zachowań. Trzeci ze wskazanych wymiarów legitymizacji zakładał czynne i dobrowolne przyzwolenie podporządkowanego na zależność od władzy, które przejawia się między innymi w udziale w wyborach (mobilizacyjny tryb poparcia). Z drugiej strony, można polemizować z tezami D. Beethama, gdyż niska frekwencja niekoniecznie musi świadczyć o delegitymizacji systemu. Na problem ten zwracał uwagę, cytowany przez S. M. Lipseta, David Riesman, twierdząc że „bierność może odzwierciedlać fakt, iż ludzie mają bardziej interesujące zajęcia niż zajmowanie się polityką, a ciała rządowe i rozbudowane organizacje funkcjonują dobrze pomimo takiej apatii”10. Ludzie nie chodzą na wybory z różnych powodów: są zadowoleni z istniejącej sytuacji, wykonują inne, ważniejsze i zajmujące czynności albo twierdzą, że polityka funkcjonuje prawidłowo, więc nie ma sensu rezygnować z absorbujących zajęć. Myśl D. Riesmana uwzględniła drugą stronę legitymizacji, którą można nazwać „legitymizacją bierną”. Otóż poprzez świadome niepójście do urn, wyborcy przyzwalają 8 J. Schumpeter, Kapitalizm, socjalizm, demokracja, Warszawa 1995, za: M. Cześnik, Partycypacja..., op. cit., s. 16. 9 S. Lipset, Homo politicus. Społeczne podstawy polityki, Warszawa 1998, s. 231. 10 H. Finer, G. Hicks, D. Riesman, Political Apathy in America, „The University of Chicago Round Table”, nr 657, 29 października 1950, za: S. Lipset, Homo..., op. cit., s. 232.

nr 4, jesień-zima 2011

[109]


Urszula Panicz

(jako podporządkowani), na bycie rządzonym, czego wyrazem jest akceptacja systemu w ogóle. Co więcej, teza Francisa Wilsona zdaje się posiadać podobny wydźwięk, jako że F. Wilson twierdzi, iż „w społeczeństwie, w którym jedynie 50% elektoratu bierze udział w wyborach, oczywiste jest, że polityka w jakiś sposób zadowala jednostki en masse w państwie. W miarę wzrostu odsetka głosujących powyżej, powiedzmy, 90%, staje się widoczne, że napięcia walki politycznej rozciągają do granic wytrzymałości wolę utrzymania rządów konstytucyjnych”11. A jak kwestia uczestnictwa wyborczego, a więc i legitymizacji władzy wygląda w Polsce? Jakie przełożenie na prawomocność władzy ma frekwencja wyborcza? Frekwencja wyborcza w Polsce po 1989 roku Kazimierz Kik zauważył, że jednym z wyznaczników życia politycznego w Polsce w latach 1990-2005 było zjawisko stopniowo narastającej absencji wyborczej12. W przypadku wyborów prezydenckich taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce (por. rys. 1). Jednak wyniki frekwencji wyborów samorządowych oraz parlamentarnych z tego okresu pozwalają twierdzić, że w ciągu 15 lat w Polsce występowała zmienna tendencja: w jednym roku wyborczym odnotowywano wzrost, zaś w następnym spadek frekwencji wyborczej. Co więcej, na uwagę zasługuje fakt, że od wyborów parlamentarnych z 1989 r., kiedy frekwencja wyniosła 62,7% oraz wyborów prezydenckich z 1990 r. z frekwencją wynoszącą 66,63%, do czasów obecnych nie odnotowano wyższych wyników frekwencji wyborczej. Dwa ostatnie wyniki frekwencji wyborczej, z każdego typu głosowania powszechnego w Polsce, pozwalają twierdzić, że wartość frekwencji wyborczej jest bliska 50%. Od 2005 roku frekwencja dwa razy przekroczyła poziom 50%: w trakcie wyborów parlamentarnych w 2007 r. wyniosła 53,88%, w wyborach prezydenckich w 2010 r. – 54,94%. Szczegółowe porównanie wszystkich rodzajów głosowań powszechnych w Polsce pozwala na wyciągnięcie kilku wniosków. 11 � F. G. Wilson, The Inactive Electorate and Social Revolution, „Southwestern Social Science Quarterly” nr 16, 1936, za: S. Lipset, Homo..., op. cit., s. 232. Potwierdzeniem tez F. Wilsona było podsumowanie badań statystyk wyborczych na całym świecie, dokonane przez Herberta Tingstena, z którego wynikało, że Niemcy i Austria zanotowały wysoką frekwencję w czasie rozpadu demokracji, co było objawem spadku konsensusu. Zob. H. Tingsten, Political Behavior, za: S. Lipset, Homo..., op. cit., s. 232, 12 K. Kik, Absencja wyborcza w III RP – główne uwarunkowania, [w:] Zachowania wyborcze społeczeństwa polskiego po 1989. Próba oglądu i analiza zjawiska, red. A. Kasińska-Metryka, Kielce 2006, s. 25.

[110]

refleksje


Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

Po pierwsze, najwyższą frekwencję wyborczą obserwowano w wyborach prezydenckich. Tylko w 2005 r. w tego typu wyborach wzięło udział mniej niż 50% uprawnionych (49,74%). W pozostałych latach wyborczych stopień uczestnictwa wyborczego był wysoki, gdyż wynosił powyżej 60% oraz niespełna 55% w wyborach w 2010 r. Po drugie, w sytuacji wyborów parlamentarnych można mówić o względnie wysokiej frekwencji: w większości sytuacji wynosiła ona powyżej lub prawie 50%. Tylko w dwóch okresach nastąpiło „załamanie”, wówczas zagłosowało ok. 40% uprawnionych (1997 r. i 2005 r.). Rysunek 1. Frekwencja wyborcza w głosowaniach powszechnych w Polsce po 1989 r. Wybory prezydenckie

66,63% 64,70% 61,12%

1990

1995

49,74% 54,94%

2000

2005

2010

Wybory parlamentarne

42,27%

1990

33,78%

1994

48%

1998

44,23% 45,99% 47,32%

2002

2006

nr 4, jesień-zima 2011

2010

[111]


Urszula Panicz Wybory samorządowe

62,70%

1989

52,13%

1993

42,86% 46,29% 40,57%

1997

2001

2005

53,88%

2007

Źródło: Opracowanie własne na podstawie: T. Sasińska-Klas, O absencji wyborczej w Polsce, [w:] Wybory samorządowe w kontekście mediów i polityki, red. M. Magoska, Kraków 2008, s. 41 oraz PKW, Wybory samorządowe i referenda lokalne, http://www.pkw.gov.pl/pkw2/index.jsp?place=Menu01&news_cat_id= 24&layout=1, 03.07.2011 r.

Charakterystyczne dla frekwencji w Polsce jest również zjawisko niższego uczestnictwa uprawnionych w wyborach samorządowych w porównaniu z wyborami parlamentarnymi oraz prezydenckimi. Tam frekwencja nigdy nie wyniosła 50%. Najwyższą wartość odnotowano w 1998 r., kiedy zagłosowało 48% uprawnionych. Jest to o tyle zadziwiające, że „uczestnictwo takie [w wyborach lokalnych] można uznać za leżące wręcz w ekonomicznym interesie poszczególnych osób”13. Lokalne wybory są istotne z punktu widzenia bliskości przestrzennej i społecznej spraw i osób, których dotyczą. Co więcej, skutki podejmowanych decyzji ilościowych i jakościowych14 są istotne ze względu na wspomnianą bliskość, dlatego wyborcom powinno bardziej zależeć na tego typu wyborach. Zadania szczebla lokalnego w porównaniu do centralnych są bardziej konkretne i szczegółowe. Również problemy są bardziej techniczne i, w inny sposób, niż ogólnokrajowe, interesujące i poruszające mieszkańców. Podlegają też

13 A. Janus, Polityczna partycypacja lokalna wyborcza i referendalna, [w:] Samorząd lokalny w Polsce, red. S. Michałowski, A. Pawłowska, Lublin 2004, s. 176. 14 Przez decyzje ilościowe rozumiem liczbę osób podejmujących decyzję o głosowaniu. Natomiast decyzje jakościowe, to konkretny wybór, rozumiany w sposób aksjologiczny: dobry albo zły. Każda z tych decyzji w sytuacji społeczności lokalnej jest bardziej odczuwalna, aniżeli w przypadku wyborów ogólnokrajowych choćby z racji wspomnianych bliskości przestrzennych oraz osobowych.

[112]

refleksje


Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

większej kontroli ludności15. Wyborcy, którzy nie biorą udziału w głosowaniu niejako odsuwają się od kontroli lokalnych władz, wiążącej się z ich rozliczaniem. Niska frekwencja w wyborach samorządowych wskazuje na problem w funkcjonowaniu społeczności lokalnych: ludność ta bowiem bardziej interesuje się wyborami ogólnokrajowymi, niż lokalnymi, mimo, że to wybory samorządowe mają wpływ na sprawy, które bezpośrednio dotyczą lokalnej społeczności. Problem może wynikać ze świadomości oraz z wpływu czynników tj. np. medialne nagłaśnianie kampanii do wyborów szczebla ogólnokrajowego. Medialny szum wokół takich wyborów sytuuje lokalne głosowanie na dalszym planie, w cieniu pozostałych typów głosowania. Ponadto wyborcy mają większą możliwość zapoznania się z programami oraz sylwetkami polityków krajowych ze względu na ich częste występowanie w wielu środkach masowego przekazu. Gorzej wygląda sytuacja w przypadku lokalnych polityków, o których wyborca musi sam się dowiadywać, na co zazwyczaj brakuje czasu, sił fizycznych i psychologicznych16. Z badań CBOS wynika, że w 2010 r. 66% wyborców nie wiedziało, kto będzie kandydował w wyborach na stanowisko wójta, burmistrza i/lub prezydenta miasta17. Specyficzne dla polskiej rzeczywistości jest również to, że wartości przypisywanej wyborom samorządowym nie odzwierciedla frekwencja wyborcza. Z badań Centrum Badania Opinii Społecznej przeprowadzonych na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi w 2010 roku, wynikało że elekcje samorządowe są postrzegane jako najbardziej znaczące spośród czterech rodzajów powszechnych głosowań. 15 Więcej o specyfice samorządu terytorialnego zob.: P. Sarnecki, Ordynacja wyborcza w wyborach samorządowych, [w:] Wybory samorządowe w kontekście mediów i polityki, red. M. Magoska, Kraków 2008, s. 12. 16 Z. Krasnodębski twierdzi np., że dużą rolę odgrywają media. „W przypadku wyborów parlamentarnych i prezydenckich mamy do czynienia z większym stężeniem emocji rozbudzanych przez media, więcej się o nich mówi w telewizji. Natomiast w wyborach samorządowych ludzie muszą bardziej samodzielnie i świadomie podejść do sprawy, sami się zorientować w sytuacji i podjąć decyzję, a to wymaga dojrzałości obywatelskiej”. Zob. P. Jarosińska, Podziały schodzą na poziom lokalny, „Nasz Dziennik”, http://www. naszdziennik.pl/index.php ?dat=20101123&typ=po&id=po13.txt, 22.06.2011 r. 17 „Jak się okazuje, na ponad dwa miesiące przed głosowaniem wiedza Polaków o kandydatach na najwyższe urzędy w ich miejscowościach była niewielka. Tylko co trzeci badany (34%) przyznał, że słyszał o przynajmniej jednym kandydacie, w tym niespełna co piąty (19%) – o kilku osobach zamierzających ubiegać się o urząd wójta, burmistrza lub prezydenta miasta”. Zob. R. Boguszewski, Wybory samorządowe – znaczenie, zainteresowanie oraz deklaracje udziału w głosowaniu. Komunikat z badań, CBOS, Warszawa 2010, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2010/K_132_10.PDF, 22.06.2011 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[113]


Urszula Panicz

Respondenci mniejsze znaczenie przypisują wyborom prezydenckim i parlamentarnym. Jedyną zbieżność między znaczeniem a frekwencją odnotowano w wypadku wyborów do Parlamentu Europejskiego: respondenci najniżej cenią takie głosowanie (rys. 2). Rysunek 2. Znaczenie wyborów dla Polaków. JAK PAN(I) OCENIA, JAKIE ZNACZENIE DLA LUDZI TAKICH JAK PAN(I) MAJĄ WYBORY: SAMORZĄDOWE

PREZYDENCKIE

PARLAMENTARNE

DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO

10%

19%

12%

14%

20%

Praktycznie nie ma znaczenia Punkty na skali

1-2

Średnia ocen na 10-punktowej skali

30%

20%

27%

20%

29%

38%

3%

7,09

39%

2%

6,95

3%

6,62

33%

30%

23%

Raczej mało ważne

Raczej ważne

3-5

6-8

22%

Bardzo ważne

5%

5,60

Trudno powiedzieć

9-10

Źródło: R. Boguszewski, Wybory samorządowe – znaczenie, zainteresowanie oraz deklaracje udziału w głosowaniu. Komunikat z badań, CBOS, Warszawa 2010, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2010/K_132_10.PDF, 22.06.2011 r.

Potwierdzeniem tej zbieżności są wyniki frekwencji w wyborach do Parlamentu Europejskiego: w 2004 r. zagłosowało 20,87% uprawnionych18 (były to wówczas pierwsze w Polsce wybory do PE), zaś w 2009 r. – 24,53% (rys. 3). Według Zdzisława Krasnodębskiego problem tak niskiej frekwencji tkwi w świadomości, gdyż „dla ludzi Unia to abstrakcja. Nie wierzą, że wybory te mogą mieć jakikolwiek wpływ na naszą sytuację w UE”19. Dane przedstawione na rysunku 2. i 3. obalają więc twierdzenie, że lokalny wyborca jest nieświadomy ważności wyborów samorządowych, na które wskazuje Z. Krasnodębski. Czy słuszne jest więc twierdzenie według, którego niska frekwencja wynika z „niskiej świadomości politycznej, więcej – z niedojrzałości politycznej i obywatel-

18 Oznacza to, że w wyborach do PE wziął udział co piąty Polak. Dane za: http:// www.pe2004.pkw.gov.pl/, 03.07.2011 r. 19 P. Jarosińska, Podziały..., op. cit.

[114]

refleksje


Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

skiej Polaków?”20. Zważywszy na wyniki badań, można przypuszczać, że świadomość obywateli tylko w nieznacznym stopniu determinuje decyzje wyborców. Tym samym jest to czynnik niewystarczający. Analizując niskie uczestnictwo wyborcze Polaków trzeba szerzej spojrzeć na ten problem, uwzględniając inne, oprócz świadomości politycznej, zmienne. Rysunek 3. Frekwencja wyborcza w Polsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego

20,87%

2004

24,53%

2009

Źródło: Opracowanie własne na podstawie: PKW, Frekwencja w głosowaniu do Parlamentu Europejskiego, http://pe2009.pkw.gov.pl/PUE/PL/WYN/F/index. htm, 03.07.2011 r.; PKW, Wyniki wyborów, http://www.pe2004. pkw.gov.pl/, 3.07.2011 r.

Przyczyny zobojętniania wyborców w Polsce Nie do końca słusznym jest twierdzenie jakoby polska świadomość polityczna była niska. Gdyby rzeczywiście tak było, obywatele wrzucaliby kartki do urn automatycznie, wyłącznie z poczucia obowiązku21. Tak się jednak nie dzieje. O decyzji wzięcia udziału w głosowaniu wyborcy decydują nad wyraz świadomie, bo na podstawie stosunku do polityki, Ibidem. Na pozytywny aspekt bierności politycznej zwraca uwagę S. M. Lipset: „dla dobrego funkcjonowania demokracji wskazany jest dość wysoki poziom wyborczej bierności obywatelskiej. Dzieje się tak dlatego, że brak zainteresowania polityką wiąże się na ogół ze słabą znajomością reguł i argumentów politycznych, brakiem rozeznania w stanowiskach partii i ich głównych aktorach oraz ze słabym różnicowaniem rozmaitych stanowisk politycznych. Im więcej osób „niedoinformowanych” bierze udział w wyborach, tym bardziej <<amatorskie>> kryteria demokracji”. Zatem, aby system był w miarę stabilny, powinna istnieć względna absencja wyborcza. Myśl S. M. Lipseta jest o tyle słuszna, że zwraca uwagę na istnienie osób niedoinformowanych, których udział w wyborach mógłby doprowadzić do rozregulowania systemu. Por.: K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s. 152. 20 21

nr 4, jesień-zima 2011

[115]


Urszula Panicz

swoich doświadczeń, czy wiedzy. Niektórzy obywatele nie uczestniczą w wyborach, gdyż nie ufają politykom, a tym samym są przekonani o bezsensowności głosowania. Inni zaś rezygnują, gdyż nie dostrzegają alternatywnego kandydata lub partii politycznej. Czasem ludzie wolą pozostać w domu, gdyż nie wierzą politykom w ogóle, a scena polityczna jest dla nich miejscem nieistniejącej szansy. Tylko niektórzy ostatecznie decydują się wybrać tzw. „mniejsze zło” i zagłosować przeciwko jakiejś opcji. Stąd argument o niskiej świadomości obywateli zdaje się być odwróceniem uwagi od poważniejszego problemu, jakim jest wspomniany brak alternatywy, czy postępowania polityków, wzmacniające nieufność do nich wśród wyborców22. Dodatkowo, czynnikiem potęgującym może być kultura polityczna polityków, której niski poziom można dostrzec podczas debaty publicznej w Polsce. Przejawem jest język dyskursu, w którym dominują oskarżenia, inwektywy, insynuacje. W Polsce dotyczy to zwłaszcza dwóch ugrupowań: Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Napięte stosunki między politykami oraz zwolennikami tych dwóch partii od 2007 r.23 silnie wpływały lub wpływają na postawy wyborców, którzy albo głosowali negatywnie (przeciwko danej opcji) albo rezygnowali z udziału w wyborach, nie znajdując alternatywy lub odczuwając rozgoryczenie z powodu ostatnio dokonanego wyboru24. 22 Por. B. Badora, Czy trzeba chodzić na wybory? Przyczyny absencji wyborczej. Komunikat z badań, CBOS, Warszawa 2011. Wśród wskazań respondentów na temat przyczyn własnej absencji wyborczej najczęściej podawano, że decydujący jest brak wiedzy na temat kandydatów, programów (19%) oraz brak zainteresowania polityką i wyborami (17%). Poszczególne powody podawane są z różną częstotliwością, w zależności od tego, czy ankietowani są zdecydowani, aby nie głosować, czy też jeszcze się wahają. Osoby niezdecydowane jako przyczynę niegłosowania najczęściej podawały niewiedzę oraz poczucie braku kompetencji wyborczych (28%). Ci, którzy nie zamierzali głosować, najczęściej przyznają, że nie interesują się polityką i wyborami (21%), a także częściej od niezdecydowanych stwierdzali, że są zniechęceni do polityków i rozczarowani samym mechanizmem wyborczym. Jednocześnie obie te grupy równie często mówią o braku odpowiednich partii i kandydatów (14%), co w porównaniu z 2004 r. nie uległo zmianie. Natomiast niechęć czy brak zaufania do polityków jako powód absencji był rzadziej wskazywany, aniżeli w 2004 r. Na podstawie wyników badań, można obalić stwierdzenie o braku świadomości politycznej wyborców. Taka świadomość istnieje, a dowodem na to jest podejmowanie decyzji o głosowaniu na podstawie przesłanek, które w gruncie rzeczy wydają się być racjonalne. Zwłaszcza, jeżeli pod uwagę weźmie się teorię S. Lipseta o pozytywnym skutku niegłosowania: czasem lepiej, gdy nie głosują ci, którzy nie mają wiedzy. Można bowiem przypuszczać, że gdyby zagłosowali, wynik mógłby być negatywnie zaskakujący. Zob. K. Skarżyńska, Człowiek..., op. cit., s. 152. 23 Por. U. Panicz, Kreowanie dyskursu publicznego w Polsce – rola mediów krytycznych wobec Prawa i Sprawiedliwości, „Refleksje” 2011, nr 3, s. 141-156. 24 „Sły­szę despe­rac­kie kon­klu­zje: „Nie ma w czym wybie­rać”, a brzydko mówiąc,

[116]

refleksje


Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

Poziom zaufania do polityków determinuje decyzje o uczestnictwie w wyborach. Dodatkowo wsparcie dla takiej decyzji podtrzymują inne czynniki, które z racji pełnienia funkcji wzmagającej podejmowane decyzje wyborczych, można nazwać wzmocnieniami. Owe wzmocnienia działają w obu kierunkach, zachęcając lub zniechęcając do udziału w akcie wyborczym, stąd można nadać im charakter aktywny lub pasywny. Te o charakterze pasywnym są odpowiedzialne za bierność wyborczą. Ogólnie rzecz biorąc są to te wszystkie utrudnienia, które mogą wpłynąć demobilizująco na wyborcę, czyli są to przede wszystkim koszty, jakie musi ponieść wyborca. Do wymiernych kosztów można zaliczyć: konieczność rejestracji25, znalezienie właściwego lokalu, połączone z czasem i wysiłkiem, które wymusza dotarcie do takiego miejsca w dniu wyborów26. Również zasięgnięcie informacji o kandydatach, czy partiach może sprawiać trudności: „nie każdy jest w stanie dowiedzieć się o nich choćby tyle, żeby ich odróżnić. Niektórzy ludzie mogą uważać bilans tych kosztów za nazbyt pokaźny, żeby się nim obciążać”27. Do czynników ograniczających udział w wyborach można zaliczyć również stan pogody oraz stan fizyczny i psychiczny samego wyborcy. Deszczowa pogoda lub upalny dzień może nie sprzyjać mobilizacji wyborcy28. Również złe samopoczucie może zdecydować o głosowaniu lub jego braku. Do wzmocnień o skutku pasywnym można że to wybór „mię­dzy dżumą a cho­lerą.”. Ktoś inny, sprzed czte­rech lat wyborca Plat­ formy Oby­wa­tel­skiej, jest roz­go­ry­czony na nią, podobno nie pój­dzie gło­so­wać. Ten i ów kręci głową, jęczy i wzdy­cha, nady­ma­jąc banię przy­gnę­bie­nia. Takie opi­nie prze­ka­zuje się paru milio­nom widzów…”. Zob. S. Bratkowski, Wybór cywilizacji, „Studio opinii”, http://studioopinii.pl/artykul/1329-stefan-bratkowski-wybor-cywilizacji, 14.11.2011 r. 25 W Polsce system rejestracji wyborcy jest automatyczny, więc nie wymaga jakiejkolwiek własnej inicjatywy wyborców. Z tego względu jest to czynnik o charakterze aktywnym, ułatwia uczestnictwo wyborcze. W tym miejscu należy rozróżnić konieczność rejestracji od charakteru rejestracji, która jest pojęciem ogólnym. Dopiero uszczegółowienie daje podstawy do tego, by czynnik sklasyfikować jako wzmocnienie o skutku pasywnym, bądź wzmocnienie o skutku aktywnym. 26 Zob. więcej: Ruy A. Teixeira, Znikający wyborca w Ameryce, [w:] Władza i społeczeństwo. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, t. 2, red. J. Szczupaczyński, Warszawa 1998, s. 277-283. 27 Ibidem. 28 José Saramago w swej powieści Miasto białych kart pośrednio zwrócił uwagę na pogodę jako czynnik wpływający na frekwencję wyborczą. W opisywanym dniu wyborów przez połowę dnia padał deszcz. W ciągu tego czasu, do urn udało się niewiele osób. Dopiero kilka godzin po poprawie pogody, do urn pofatygowało się nieco więcej wyborców. „Zła pogoda na wybory, poskarżył się przewodniczący komisji wyborczej numer czternaście, energicznie złożywszy parasol i ściągnąwszy płaszcz, który na niewiele mu się zdał (…)”. Zob.: J. Saramago, Miasto białych kart, Poznań 2009, s. 9-26.

nr 4, jesień-zima 2011

[117]


Urszula Panicz

zaliczyć również korzyści z głosowania. Wyborca, biorący udział w głosowaniu, musi otrzymywać realną korzyść z aktu wyborczego. Jednak teoretycy wykazują, że korzyść z głosowania „w ogromnej większości wypadków musi być (…) niewielka, ponieważ minimalne jest prawdopodobieństwo, iż pojedynczy głos wpłynie na ostateczny rezultat”. Tym samym wartość oczekiwana nie zawsze jest wartością urzeczywistnianą. Co więcej, bilans kosztów i korzyści stanowi paradoks demokracji, dlatego że „koszty nie redukują się do zera, a za to korzyści mogą być zerowe”. Takie wzmocnienie ma skutek pasywny jako, że częstokroć wyborca nie angażuje się w akt, do którego musi „dopłacać”29. Koszty ponoszone przez wyborców mogą zostać zredukowane przez wzmocnienia o skutku aktywnym. Ich celem jest pobudzanie aktywności wyborczej poprzez minimalizację kosztów oraz redukcję utrudnień, a także uświadamianie korzyści z głosowania. Takim sposobem jest chociażby ułatwienie dotarcia do lokalu w dniu wyborów. Niektóre gminy30 zapewniają specjalne autobusy, które zawożą wyborców do lokalu wyborczego. Ułatwieniem jest też organizowanie wyborów w dzień wolny od pracy. Najbardziej wskazane jest to, by nie odbywały się one w wakacje lub w czasie dłuższych weekendów, kiedy ludzie zwykle opuszczają miejsce swego zamieszkania. Kwestię korzyści z uczestnictwa w wyborach, o których była mowa wyżej, można rozwiązać poprzez uświadomienie wyborcy, że symboliczne lub instrumentalne korzyści31 wynikające z tego aktu są wystarczające, by zrekompensować poniesione koszty. Zarówno wzmocnienia o charakterze aktywnym, jak i pasywnym mogą działać różnie w odmiennych warunkach. Przykładowo fakt, że władze gminy zorganizowały dojazd do lokalu wyborczego może być bardziej mobilizujący w mniejszych miejscowościach, gdzie kontrola społeczna jest większa, niż w większych, gdzie kontrola jest raczej rozproszona. Czasem może to oznaczać, że w mniejszych zbiorowościach frekwencja wyborcza powinna być większa, na co wskazuje się w mo-

R. A. Teixeira, Znikający..., op. cit., s. 277. Przykładem takiego postępowania jest cykliczna akcja organizowana m.in. przez Gminę Rymań w województwie zachodniopomorskim. 31 Symboliczne korzyści, to głównie sam fakt manifestacji swego zaangażowania na rzecz określonej partii, grupy odniesienia, sprawy ogólnej, który możliwy jest poprzez udział w głosowaniu. Korzyści instrumentalne dotyczą głosowania jako aktu, mającego wpływ na politykę rządu, czy jego skład personalny. Wyborca podejmuje decyzje o zagłosowaniu, dlatego że interesują go jedynie same wybory. Zob. R. A. Teixeira, Znikający..., op. cit. 29

30

[118]

refleksje


Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

delu słabnięcia społeczności32. Zakłada on, że w mniejszych miastach i wsiach, ze względu na ich rozmiar, istnieją społeczności, którymi można skutecznie zarządzać. Dodatkowo w takich małych społecznościach „obywatele dobrze wiedzą, z kim mają się kontaktować, aby dowiedzieć się istotnych dla nich rzeczy o polityce i politykach, mają więcej niż mieszkańcy wielkich miast nieformalnych kontaktów i spotkań, na których rozmawiają między innymi o polityce”33. W świetle powyższych rozważań, można sądzić, że wzmocnienia o skutku pasywnym, tj. np. trudność znalezienia informacji o kandydacie, w małych społecznościach nie występuje. Jest to jednak zbyt daleko idący wniosek, dlatego że model słabnięcia społeczności zdaje się zakładać pewien ideał, jakim jest istnienie choćby świadomego politycznie społeczeństwa, dyskutującego o sprawach politycznych34. Wymieniając przyczyny zobojętniania wyborcy polskiego, obok już wspomnianych, warto zwrócić uwagę na stosunek Polaków do demokracji. Jest to wskaźnik, który również może wyjaśniać poziom polskiej frekwencji. Badania stosunku do demokracji wskazują na to, że Polacy negatywnie oceniają demokrację w Polsce. Jak widać w tabeli 1., liczba osób niezadowolonych w większości przypadków przeważa nad osobami zadowolonymi z funkcjonowania demokracji. Jedynie w 2007 roku odnotowano, że zadowoleni z działania demokracji byli nieco liczniejszą grupą, niż niezadowoleni. Zmiana w tym okresie okazała się jednak krótkotrwała, co potwierdzają kolejne pomiary. Ubiegłoroczne K. Skarżyńska, Człowiek..., op. cit., s. 206. Takiemu modelowi przeciwstawia się tryb mobilizacyjny, w którym zwraca się uwagę na to, że wyższa frekwencja wyborcza występuje w większych miastach ze względu na łatwiejszy dostęp do informacji, częstsze kontaktowanie się z ludźmi dobrze poinformowanymi lub aktywnymi politycznie. Taka właściwość wynika z bardziej centralnych pozycji, zajmowanych w środowisku społeczno-politycznym. K. Skarżyńska, Człowiek..., op. cit., s. 206. 34 Stefan Nowak niejako potwierdził tezę, wedle której chociażby model słabnięcia społeczności zakłada pewien ideał. Według niego w Polsce istnieją jedynie dwa wymiary organizujące życie społeczne: poziom abstrakcyjnej wspólnoty narodowej oraz sfera prywatności zogniskowana wokół rodziny. Pomiędzy tymi biegunami jest pustka – socjologiczna próżnia. Oznacza to, że nie ma nic – ani spontanicznych zachowań społecznych, ani inicjatyw obywatelskich, ani licznych stowarzyszeń, ani silnych ruchów społecznych. Skoro nie dochodzi do takich zachowań, wówczas mówienie o wyższej frekwencji wyborczej w przypadku małych zbiorowości – przestrzeni pomiędzy wspólnotą narodową a sferą prywatną, jest bezzasadne. Co więcej, powodem próżni jest wyalienowanie, które zasadza się na przekonaniu, że nie ma się dostatecznego wpływu na sprawy. Obywatele ograniczają się do sfery prywatnej, przyjmując postawy obojętności wobec tego, co publiczne. Por. S. Nowak, System wartości społeczeństwa polskiego, „Studia Socjologiczne” 1979, nr 4. 32 33

nr 4, jesień-zima 2011

[119]


Urszula Panicz

badania wskazują, że ponad dwie piąte Polaków (43%) dobrze ocenia funkcjonowanie demokracji w Polsce, a dokładnie połowa (50%) jest przeciwnego zdania. Tendencje utrzymujące się od 2008 do 2010 r. świadczą o niemal niezmiennych opiniach o demokracji. Co więcej, od 2007 r. różnica między osobami zadowolonymi i niezadowolonymi zmniejszyła się. Nadal niezmiennie przeważają opinie negatywne, co przy jednoczesnym wzroście frekwencji może być zaskoczeniem, zaś z drugiej strony może świadczyć o wyraźnej mobilizacji osób niezadowolonych35. Tabela 1. Stosunek do funkcjonowania demokracji w Polsce. Stosunek

Wskazania respondentów według terminów badań

do funkc-

XI V X XI X V III XII IV X XI III III VII V XI IX XI II XI IV V XI VII I III ‘93 ‘95 ‘95 ‘96 ‘97 ‘98 ‘99 ‘99 ‘00 ‘00 ‘01 ‘02 ‘03 ‘03 ‘04 ‘04 ‘05 05 ‘06 ‘06 ‘07 ‘07 ‘07 ‘08 ‘09 ‘10

jonowania demokracji

w procentach

w naszym kraju Zadowoleni

36 24 30 44 40 41 28 35 27 37 34 24 22 20 21 26 32 34 40 30 31 32 46 43 42 43

Niezadowoleni

52 67 58 47 50 46 62 56 64 51 53 64 67 71 68 63 58 56 46 58 59 54 42 47 49 50

Trudno powiedzieć

12 9 12 9 10 13 10 9

9 12 14 12 11 9 11 12 10 10 14 12 10 14 12 10 9

7

Źródło: M. Feliksiak, Postawy wobec demokracji, jej rozumienie i oceny. Komunikat z badań, CBOS, Warszawa 2010, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2010/ K_060_10.PDF, 22.06.2011 r.

Stosunek do funkcjonowania demokracji w Polsce jest wartością dynamiczną. Zmieniał się pod wpływem istotnych wydarzeń społeczno-politycznych. I tak najwyższy wskaźnik niezadowolenia odnotowano w lipcu 2003 r. (71%), co mogło mieć związek z ujawnioną we wrześniu 2002 r. aferą Rywina. Wysoki poziom utrzymywał się jeszcze w 2004 r. (w maju – 68% i wrześniu – 63%), co wiązało się z ww. skandalem korupcyjnym. Najniższy poziom niezadowolenia zaobserwowano w listopadzie 2007 r. (42%), co było związane z wyborami parlamentarnymi oraz zwycięstwem Platformy Obywatelskiej. Wysokie niezadowolenie przed listopadem 2007 r.36 można wiązać z kolei z niewyłonieniem większościowego rządu po wyborach w październi35 O uczestnictwie wyborczym decyduje także chęć zmiany sytuacji, co tłumaczy występowanie jednocześnie: wysokiej frekwencji oraz wysokiego poziomu niezadowolenia z funkcjonowania demokracji. 36 Wyższe, niż w XI 2007 r. niezadowolenie odnotowano po wyborach w X 2005 r. w dwóch okresach: w XI 2005 r. (56%) oraz II 2006 r. (46%).

[120]

refleksje


Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

ku 2005 r., powstałym wówczas gabinetem mniejszościowym, koalicją PiS-Samoobrona-LPR oraz zajęciem stanowisk wicepremierów przez kontrowersyjnych polityków37. Wszystkie te problemy wywarły duży wpływ na życie społeczno-polityczne w Polsce, co też było widoczne w stosunku Polaków do funkcjonowania demokracji. Wymienione czynniki, czyli wzmocnienia o charakterze pasywnym i aktywnym oraz stosunek do demokracji, zaufanie do polityków to tylko niektóre z czynników wpływających znacząco na poziom frekwencji w Polsce38. Dodatkowo można je sklasyfikować, dzieląc na trzy grupy: tradycje kulturowe, historyczne i społeczne oraz cechy sytuacji wyborczej, a także cechy jednostek: społeczno-demograficzne i psychologiczne39. Podsumowanie Wybory są proceduralnym elementem demokracji: pozwalają legitymizować władzę, obrazują stosunek wyborców do polityków, partii, czy wreszcie całego systemu. Są podstawowym rodzajem uczestnictwa politycznego. Taki udział wiąże się z zasadami demokratycznymi: równością, wolnością, legitymizacją władzy. O wadze wyborów świadczą zabiegi, mające na celu zwiększenie frekwencji wyborczej. W Polsce, frekwencja wyborcza utrzymuje się na średnim poziomie: od 2005 r. w wyborach parlamentarnych oraz prezydenckich oscyluje wokół 50% (wyjątek: wybory parlamentarne z 2005 r. – 40,57%). Gorsze wyniki są obserwowane na poziomie lokalnym oraz w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Za główną przyczynę wskazuje się tu: brak świadomości politycznej oraz niewykształcone społeczeństwo obywatelskie w przypadku wyborów samorządowych, a także niezrozumienie mechanizmów funkcjonowania Unii Europejskiej w przypadku wyborów do Parlamentu Europejskiego. Jednak badania prowadzone przez Centrum Badania Opinii Społecznej wskazują na inne powody absencji wyborczej, wśród których ważne miejsce zajmuje brak zainteresowania polityką oraz nieistnienie alternatywnego kandydata lub partii politycznej.

37  Zob.  więcej:  http://portalwiedzy.onet.pl/10072,,,,polska,haslo.html#424, 14.11.2011 r. 38 Poza wymienionymi można wskazać również na czynniki społeczne (np. ilość wolnego czasu, kontakty i komunikowanie się). Zob. więcej: S. Lipset, Homo..., op. cit., s. 190-234. Por. K. Skarżyńska, Człowiek..., op. cit., s. 204-220. 39 K. Skarżyńska, Człowiek..., op. cit., s. 204.

nr 4, jesień-zima 2011

[121]


Urszula Panicz

Znaczenie frekwencji wyborczej w Polsce potwierdza jednogłośne uchwalenie w grudniu 2010 r. nowego Kodeksu wyborczego40. Zmiany, jakie wprowadziła ustawa, to m.in. dwudniowe głosowanie41, ułatwienia dla niewidzących (karty z pismem Braila) oraz możliwość głosowania przez pełnomocnika. Mikołaj Cześnik podkreśla, że zmiana instytucjonalna (czyli jakakolwiek zmiana prawa wyborczego) może wpłynąć na zwiększenie frekwencji wyborczej: „efekt nowości może podnieść zainteresowanie obywateli procedurą wyborczą, choć oczywiście nie musi tak być”42. Wydaje się, że zwiększenie frekwencji jest sprawą skomplikowaną bowiem wysokiego poziomu uczestnictwa w Polsce nie da się osiągnąć ad hoc. Problem tkwi nie tylko w rozwiązaniach instytucjonalnych, ale także, a może przede wszystkim, w mentalności wyborców oraz kulturze politycznej samych polityków. Częstokroć wyborca nie chce brać udziału w polityce, gdyż nie ufa politykom, nie widząc korzyści ze swego zaangażowania. Można zatem sądzić, że tak długo, jak kultura polityczna w Polsce nie osiągnie wyższego poziomu, tak długo niektórzy obywatele będą stronić od udziału w głosowaniu. Co więcej, utrzymująca się niska kultura polityków może dodatkowo powodować odpływ wyborców, a tym samym zwiększać poziom absencji wyborczej, prowadząc nawet do „cichej” delegitymizacji systemu.

Summary Last local election showed that the voter turnout in Poland is low and not everybody wants to participate in election. This article tries to find the causes of this situation in Poland while underlining the importance of turnout. What is more, the aim of this article is to show that

40 D. Zaczek, Nowy Kodeks Wyborczy uchwalony, „Polskie Radio”, http://www2. polskieradio.pl/radioparlament/rozmowadnia/artykul192692_nowy_kodeks_wyborczy_uchwalony.html, 03.07.2011 r. 41 Zamiarem tej zmiany było zwiększenie frekwencji wyborczej. Zanim jednak wypróbowano efektywność działania nowego przepisu, do Trybunału Konstytucyjnego Grupa posłów na Sejm zgłosiła wniosek o niezgodność zapisów Kodeksu wyborczego z Konstytucją RP. Trybunał orzekł m.in., że „konstytucja przesądza, iż wybory do Sejmu i Senatu oraz na urząd Prezydenta RP muszą być przeprowadzone w ciągu jednego dnia. Wyroki dotyczyły także m.in. głosowania korespondencyjnego, okręgów jednomandatowych oraz głosowanie przez pełnomocnika. Zob. więcej: http://www.trybunal.gov.pl/ Rozprawy/2011/k_09_11.htm, 14.11.2011 r. 42 M. Cześnik, Partycypacja..., op. cit., s. 93.

[122]

refleksje


Frekwencja wyborcza a stan polskiej demokracji

increasing the number of people who vote is quite difficult. It is caused by so many various reasons. Nota o autorce Urszula Panicz [panicz.ula@wp.pl] – studentka II roku studiów II stopnia na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przewodnicząca Koła Naukowego Samorządu Terytorialnego, szef działu Aktualności w wydziałowej gazecie – BUC. Zainteresowania: polityka, media, publicystyka.

nr 4, jesień-zima 2011

[123]



Telewizja w Paweł Sopalski Uniwersytet im. Adam Mickiewicza w Poznaniu

Telewizja w kampanii wyborczej – wybrane aspekty

K

ampania wyborcza to szczególny okres

dla obywateli każdego państwa, ponieważ dysponują wówczas prawem decydowania o tym kto będzie ich reprezentantem. Politycy zaś wykorzystują ten czas po to, aby zabiegać o głosy wyborców. Powstaje pytanie, czy kandydaci są prawdziwi, czy może dbają jedynie o to, aby ich „prawdziwość” była przekonująca? Debaty wyborcze Debaty wyborcze organizowane w czasie kampanii wyborczej już dawno zagościły w krajobrazie kampanii wyborczych1. Spektakle, z którymi mamy do czynienia obecnie nie są jednak klasycznymi debatami. Brak w nich konfrontacji i czasu na ripostę. We współczesnej debacie trudno o jasne i klarowne stanowisko w konkretnej sprawie, wręcz nieosiągalne wydaje się także widoczne, i co najważniejsze, znaczące zróżnicowanie się postaw widzów wobec konkurencyjnych stron. Obecnie debaty można nazwać co najwyżej „wspólnymi konferencjami prasowymi”2, ponieważ kandydaci biorący w nich udział nie występują naprzeciw siebie, ale odpowiadają na pytania zadane przez dziennikarzy lub nadesłane przez widzów. W ostatnich latach często spotykamy się z debatami między liderami największych partii politycznych. Przed wyborami w 2007 roku odbyła się debata między liderami największych ugrupowań prawicowych: Jarosławem Kaczyńskim (Prawo i Sprawiedliwość) oraz Donaldem Tuskiem (Platforma Obywatelska). Istnieje pogląd, że to właśnie ta debata przedwyborcza zdecydowała o zwycięstwie Platformy Obywatelskiej. W sondażu przeprowadzonym przez Polską Grupę Badawczą w dniach 22-23 września 2007 r. PiS mogło liczyć na 35% poparcie a PO na 31%. Ta sama grupa przeprowadziła sondaż w dniach 17-19 października 2007 r, a więc już po deba1 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2006, s. 353. 2 Ibidem.

nr 4, jesień-zima 2011

[125]


Paweł Sopalski

cie D. Tusk – J. Kaczyński. PO mogła liczyć na 35% poparcia, Prawo i Sprawiedliwość na 31%. Równie ważne w debatach jest to, jak, a nie tylko o czym kandydaci będą rozmawiać. Sztaby wyborcze toczą wielkie boje o to, aby ustalić na jakich zasadach spotkanie ma się odbywać. Często właśnie szczegóły stoją na przeszkodzie przeprowadzenia danej debaty. Możemy zapytać, czy drobne sprawy są tak dużym problemem, czy to może poszczególni kandydaci, a wraz z nimi ich sztaby, boją się, że debata może wywołać odwrotny do zamierzonego skutek i spowodować spadek poparcia? Do legendy przeszła już debata między Richardem Nixonem oraz Johnem Fitzgerald Kennedy. Była to pierwsza debata telewizyjna zorganizowana w Stanach Zjednoczonych. J. F. Kennedy przybył do Chicago już dzień wcześniej w celu spokojnego przygotowania się do debaty. R. Nixon w „wietrznym mieście” pojawił się dopiero na kilka godzin przed wystąpieniem. Po rozpoczęciu debaty wiceprezydent R. Nixon sprawiał wrażenie zdenerwowanego, co skrzętnie wykorzystał senator J. F. Kennedy. W ciągu pierwszych kilku minut R. Nixon, aż pięciokrotnie przyznał rację swojemu rywalowi. Słowa „Senator Kennedy ma racje...” – nie powinny paść z ust R. Nixona3. W opinii widzów lepszy w debacie okazał się J. F. Kennedy i dzięki temu został wybrany na urząd prezydenta. Nie tylko sama debata przedwyborcza oddziałuje na wyborcę. Po każdym spotkaniu polityków przed kamerami pojawiają się jego medialne sprawozdania w różnego rodzaju mediach. „Koncentrują się one wokół najważniejszych punktów dyskusji i w zasadzie kończą podsumowującą oceną kandydatów, która jest wyrazem opinii dziennikarzy popierających określoną opcję polityczną. Następnego dnia ogłasza się „zwycięzcę” debaty. Niewątpliwie taka sytuacja jest ściśle związana z procesem kampanii w tym ocen dokonywanych przez dziennikarzy, którzy w ten sposób mogą zniekształcić lub całkowicie zmienić sposób postrzegania kandydatów przez ich wyborców”4. Reklama telewizyjna Ogłoszenia wyborcze emitowane w telewizji mają przekonać wyborców do tego, że warto na dane ugrupowanie zagłosować. Przyjmując za 3 Debata Nixon-Kennedy 1960, http://www.marketingwpolityce.zgora.pl/telewizja/debata1960/debata1960.html, 08.11.2011 r. 4 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing..., op. cit., s. 356.

[126]

refleksje


Telewizja w kampanii wyborczej – wybrane aspekty

kryterium podziału charakter przekazu ogłoszeń wyborczych możemy podzielić je na trzy kategorie: pozytywne, negatywne oraz neutralne. Filmy o przekazie pozytywnym mają przedstawiać partię lub jej kandydatów w dobrym świetle. Obejrzeć w nich możemy osiągnięcia, którymi stronnictwo może się pochwalić lub też cele, z jakimi do wyborów przystępuje. Głównymi aktorami są wówczas liderzy partii, którzy w otoczeniu wyborców przekonują, że to właśnie głos na nich będzie odpowiednim wyborem. Wszystkiemu towarzyszy zaś spokojna muzyka oraz miłe i przyjazne otoczenie. Reklama o charakterze negatywnym ma być dla niezdyscyplinowanego elektoratu swego rodzaju straszakiem. Są to krótkie filmy przedstawiające przeciwników politycznych w niekorzystnym świetle. Filmy te składają się z fragmentów przemówień, demonstracji spotkań, które negatywnie rzutują na opinię przeciwników politycznych. Celem takiego nagrania jest przede wszystkim zniechęcenie wyborców do głosowania na daną partię i zmobilizowanie własnego elektoratu do głosowania. Jest to element czarnej propagandy wyborczej. Spoty o charakterze neutralnym są finansowane zarówno przez partie polityczne, ale także organizacje pozarządowe, które chcą zachęcić obywateli do udziału w wyborach. W dzisiejszych systemach demokratycznych dominuje bowiem niski odsetek obywateli biorący udział w wyborach5. W nagraniach zachęcających do działania, np. głosowania, zwykle występują osoby znane, powszechnie doceniane, które nakłaniają widzów do aktywności. Nie są to stricte ogłoszenia wyborcze, jednak większość polityków uznaje je za dobry sposób na uzyskanie lepszego wyniku i większej legitymacji ze strony społeczeństwa. Pragnienie wysokiej frekwencji wyborczej jest jednak często wyrazem hipokryzji. Bowiem w interesie kandydatów, posiadających zdyscyplinowany elektorat, jest to, by frekwencja nie była wysoka. Wzrost frekwencji oznacza zmniejszenie szans wyborczych tym bardziej, gdy dany kandydat (partia) i jego oferta wyborcza dotyczy tzw. medianowego wyborcy6. Nie ulega wątpliwości, że reklama w polityce zmieniła wiele. „Kandydaci do urzędów publicznych uzyskali możliwość kreowania i pro5 Frekwencja wyborcza w wyborach parlamentarnych w 2005 roku wyniosła 40,57%, natomiast w 2007 53,88 %. Najniższa po okresie transformacji frekwencja wyborcza zanotowana została podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego. W 2004 r. wyniosła ona zaledwie 20,87 %. 6 P. Pawełczyk, Marketing polityczny w dyktaturze mas, [w:] Problemy współczesnej demokracji w ujęciu socjotechnicznym, red. P. Pawełczyk, Poznań 2005, s. 90.

nr 4, jesień-zima 2011

[127]


Paweł Sopalski

jekcji swoich wizerunków oraz atakowania wizerunków swoich przeciwników, i to na oczach ogromnej widowni”7. Reklamy kandydatów politycznych realizowane są w celu podkreślenia pozytywnych lub negatywnych cech kandydata (partii), a ich koszty pochłaniają ponad połowę budżetu typowej kampanii8. Wraz z większym użyciem w czasie kampanii reklamy telewizyjnej, pojawił się wzrost kosztów jej prowadzenia. W roku 1952 koszt kampanii wyborczej na urząd prezydenta w Stanach Zjednoczonych wyniósł 11,6 milionów dolarów. Każda kolejna elekcja pociągała za sobą, coraz większe koszty. Już szesnaście lat później koszty kampanii wzrosły około cztery razy. W 1988 roku George Bush i Michael Dukakis wspólnie wydali na kampanię wyborczą ponad 80 milionów dolarów. Cztery i osiem lata później budżet George’a Busha, Billa Clintona i Rossa Perota na ten rodzaj komunikacji politycznej zamknął się w granicach 120 milionów dolarów. Natomiast rekordowa suma została wydana w 1992 roku, kiedy Clinton, Ross Perot i Bob Dole zainwestowali blisko 200 milionów dolarów9. W Polsce, inaczej niż w Stanach Zjednoczonych, komitety wyborcze otrzymały prawo do audycji wyborczych w telewizji publicznej. Audycje te odbywają się na koszt telewizji10. Wydatki na reklamy telewizyjne, które ponoszone są przez sztaby pokrywają tylko emisję płatnych ogłoszeń wyborczych. Finansowanie kampanii wywołuje w mediach często wiele kontrowersji, ponieważ komitety wyborcze swoją kampanię muszą sfinansować z własnych środków. Każdy obywatel mieszkający na stałe na terenie Polski może wpłacić na dowolny komitet wyborczy sumę nieprzekraczającą 15-krotnego minimalnego wynagrodzenia. Kandydat na posła lub senatora ma możliwość dokonania wpłaty, która nie przekracza 45-krotnego minimalnego wynagrodzenia. Dla ugrupowań nieposiadających reprezentacji w parlamencie finansowanie kampanii wyborczej jest dużym wyzwaniem, ponieważ w przeciwieństwie do stronnictw będących w parlamencie nie posiadają oni dotacji z budżetu państwa. W myśl polskiego prawa (kodeksu wyborczego) wszelkie sprawy związane z finansowaniem kampanii

7 A. Jabłoński, Marketing polityczny i kampanie wyborcze w USA, [w:] Marketing polityczny w teorii i praktyce, red. A. Jabłoński, L. Sobkowiak, Wrocław 2009, s. 83. 8 Ibidem, s. 84. 9 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing..., op. cit., s. 292. 10 Dz.U. 2011 Nr 21 poz. 112, Art. 117 §1.

[128]

refleksje


Telewizja w kampanii wyborczej – wybrane aspekty

są jawne, a Państwowa Komisja Wyborcza ma za zadanie stwierdzić, czy środki na kampanie zostały pozyskane w prawidłowy sposób. Polityk czy celebryta? Nieodłącznymi elementami kampanii wyborczej są wystąpienia telewizyjne. Nie ulega wątpliwości, że w przeciągu ostatnich kilku lat telewizja zmieniła swoje oblicze, stała się nieodłącznym elementem walki politycznej i to nie tylko w czasie kampanii. Rozwój stacji telewizyjnych podyktowany jest wzrastającą popularnością tego medium, ale także rozwojem technologii, który pozwala na pokazywanie wielu wydarzeń na żywo. Rozpowszechnienie środków przekazu, a szczególnie telewizji przyczyniło się także do zmian faktycznych i instytucjonalnych w sposobie sprawowania urzędu przez prezydenta, funkcjonowania rządu, parlamentu i innych organów władzy. Codzienna praca tych ośrodków sprowadza się obecnie do zarządzania informacją, co świadczy o postępującym procesie mediatyzacji rzeczywistości społeczno-politycznej i uległości wobec tego procesu tych instytucji11. Obserwując przez ostatnie kilka lat wydarzenia toczące się na polskiej scenie politycznej zauważamy, że zdecydowana większość wystąpień czołowych polityków transmitowana jest na żywo, a także natychmiast komentowana przez różnego rodzaju ekspertów. Porównując sytuację, która miała miejsce kilkanaście lat wstecz z obecnym stanem rzeczy zauważamy, że obecność polityków nie ogranicza się już do serwisów informacyjnych oraz programów publicystycznych. Politycy przedstawieni są w inny sposób, z którym wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Stali się pewnego rodzaju celebrytami, których popularność wynika nie tylko z prezentowanych przez nich poglądów, osiągnięć czy przynależności partyjnej. Społeczeństwo chętnie czyta także o ich życiu prywatnym, które w coraz większym stopniu udostępniane jest przez nich samych dla „dobra” opinii publicznej. Politycy zaczęli pojawiać się także w programach typu talk-show – stali się dosłownie celebrytami. Proces legitymizacji władzy poszerzył się o potrzebę komunikowania się z wyborcami. Duża część pracy organów władzy ukierunkowana została na komunikację, zarządzanie informacją polityczną, zgodnie z wymogami współczesnych mediów. Wybory nie są już więc jedynym źródłem legitymacji władzy politycznej. Hugues Cazenave twierdzi, 11 B. Dobek-Ostrowska, R. Wiszniowski, Teoria komunikowania publicznego i politycznego. Wprowadzenie, Wrocław 2001, s. 125.

nr 4, jesień-zima 2011

[129]


Paweł Sopalski

że zasadniczą konsekwencją transformacji nowoczesnej sfery publicznej, dokonującej się pod presją mediów, głównie elektronicznych, jest możliwość ciągłej legitymizacji bądź delegitymizacji politycznej, które w epoce przedtelewizyjnej ograniczała się jedynie do wyborów. Czynniki, o których mowa doprowadziły do nowego zjawiska – mediatyzacji polityki12. Podsumowanie Walka wyborcza to trudny okres dla partii politycznych, ponieważ od tego relatywnie krótkiego czasu zależy polityczny los ugrupowania w przyszłości. Brak możliwości realnego wpływania na władzę, czyli w przypadku wyborów parlamentarnych nie przekroczenia progu wyborczego, powoduje marginalizacje stronnictwa na scenie politycznej. Ciężko jest jednak wywierać jakikolwiek nacisk na władze w sytuacji braku zainteresowania ze strony mediów. Debaty i ogłoszenia wyborcze to dwa ważne czynniki, które wywierają wpływ na decyzje ludzi. Partie w czasie kampanii starają się skoncentrować przede wszystkim na tym, aby trafić do wyborców niezdecydowanych. To ich głosy okazują się bowiem kluczowe. Trudno pogodzić się z faktem, że podobnie jak na rynku konsumpcyjnym tak w polityce zwyciężają nie najwartościowsze produkty, ale te najlepiej zareklamowane. Teza taka budzi na pierwszy rzut oka oburzenie i sprzeciw, jednak jeśli uznamy, że warunkiem istnienia demokracji jest wolny rynek to czy nie jest konieczne zaakceptowanie mechanizmów rynkowych, które zbliżają nas niestety do wyborów rytualnych, bo na pewno nie racjonalnych. Zdaniem Piotra Pawełczyka i Doroty Piontek obecnie obserwowane przeobrażenia przebiegają wprost proporcjonalnie do wzrastającej roli mediów, przede wszystkim telewizji13. Czy jednak politycy w pogoni za kreowaniem własnego wizerunku nie odeszli zbyt daleko od polityki? Czy to nie ciężka praca w ławach sejmowych powinny być podstawowym kryterium oceny polityków przez obywateli?

Ibidem, s. 125. P. Pawełczyk, D. Piontek, Socjotechnika w komunikowaniu politycznym, Poznań 1999, s. 106. 12 13

[130]

refleksje


Telewizja w kampanii wyborczej – wybrane aspekty

Summary Television has become one of the most significant means of communication during last 50 years. During political campains politicians use a wide range of techniques in order to gain their voters’ support. Debates before elections, polls, announcements on Tv are the most common means used by parties. Developement of technology caused the increase of politicians presence not only in the news but also in the shows. Nota o autorze Paweł Sopalski [pawel.sopalski@gmail.com] – student na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa oraz na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego zainteresowania naukowe koncentrują się wokół tematyki związanej z marketingiem politycznym.

nr 4, jesień-zima 2011

[131]



Marketing po

Marta Schroeder-Polak Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Marketing polityczny na przykładzie witryn internetowych kół poselskich i klubów parlamentarnych w Sejmie RP VI kadencji

O

becność w mediach, a zwłaszcza w mediach elektronicznych,

gwarantuje popularność, a tym samym wymusza dotychczas niespotykany model zachowania się osób publicznych, jak i partii politycznych. Budowanie wizerunku poszczególnych ugrupowań i ich liderów oraz prowadzenie kampanii wyborczych jest obecnie istotnym elementem w działalności partii politycznych. Wykorzystanie w tym celu możliwości oferowanych przez Web 2.0 (np. blogów czy portali społecznościowych) pozwala na dotarcie do szerszego grona odbiorców. Jest to niezmiernie istotne w przypadku osób publicznych, zarówno tych zajmujących się polityką, jak i show-businessem1. W stosunku do poprzedniej dekady obserwuje się ogromne zmiany jakie zaszły w sposobie wykorzystania Internetu w kampaniach politycznych czy w prezentowaniu się poszczególnych partii. Jeszcze kilka lat temu tylko pojedyncze ugrupowania posiadały swoją stronę internetową. Teraz jest to już standard. Takie zachowania polityków są wymuszone oczekiwaniami ze strony wyborców, którzy chcą mieć dostęp do najaktualniejszych informacji związanych z daną opcją polityczną, nie tylko poprzez tradycyjne media, ale również z uwzględnieniem nowych nośników informacji. Jest to trend obserwowany na świecie od kilku lat. Także w Polsce taki model marketingu staje się coraz popularniejszy. Marketing polityczny ma interdyscyplinarny charakter – bazuje przede wszystkim na założeniach nauk politycznych i marketingu. Jego dzisiejsza forma jest możliwa dzięki rozwojowi nowych środków masowego komunikowania2. I tak, jak kiedyś takim novum umożli1 Szczególnie w przypadku tej drugiej grupy często mamy do czynienia z istnieniem tylko dzięki Internetowi. Jednak także w polityce zaczyna zauważać się trend, zgodnie z którym Internet może wypromować każdego. Ciekawym przykładem może być postać Krzysztofa Kononowicza, który właśnie w Internecie zrobił największą karierę. 2 M. Mazur, Marketing polityczny. Studium porównawcze prezydenckich kampanii wyborczych w USA i w Polsce, Warszawa 2007, s. 11-12.

nr 4, jesień-zima 2011

[133]


Marta Schroeder-Polak

wiającym pojawienie się i rozwój marketingu politycznego była telewizji, tak obecnie mamy do czynienia z coraz silniejszymi wpływami Internetu. Marketing polityczny Bogusława Dobek-Ostrowska określa jako „zespół teorii, metod, technik i praktyk, których celem jest oddanie głosu przez wyborców na kandydata lub partię polityczną”3. Jest to definicja kładąca nacisk przede wszystkim na aspekt dotyczący przekonania wyborcy do głosowania na danego polityka czy partię. Analogiczne podejście prezentuje Grażyna Ulicka, która przyjmuje, iż „marketing polityczny to zespół teorii, metod, technik i praktyk społecznych mających na celu przekonanie obywateli, by udzielili poparcia człowiekowi, grupie lub projektowi politycznemu”4. Trochę szerszą definicję proponuje Michel Bongrand, który uważa iż są to „techniki mające za cel dostosowanie kandydata do jego potencjalnego elektoratu, spopularyzowanie go jak największej liczbie wyborców i każdemu z nich, stworzenie różnicy stosunku do konkurentów oraz minimalnym wysiłkiem zjednanie sobie podczas kampanii, jak największej ilości niezdecydowanych wyborców”5. M. Bongrand zwrócił tu uwagę na niskie koszty takich działań, jak również możliwość stworzenia unikalnego wizerunku danej osoby czy ugrupowania politycznego. Natomiast Robert Wiszniowski definicję marketingu politycznego poszerza o zakres czasowy stosowanych „technik służących do kreowania zmian zachowań podmiotów polityki oraz obywateli w przestrzeni rywalizacji politycznej, w określonych i długofalowych procesach”6. Inne, szersze rozumienie marketingu politycznego reprezentuje m.in. Andrew Lock i Phil Harris7. Koncepcja ta zakłada, iż jest to przede wszystkim „proces społeczny i zarządczy tworzenia, oferowania i wymiany wartości między uczestnikami rynku politycznego”8. Jest to zatem coś więcej niż tylko techniki działania. Istotniejszy staje się sam proces wymia3 B. Dobek-Ostrowska, Komunikowanie polityczne i publiczne, Warszawa 2006, s. 203. 4 G. Ulicka, Wpływ marketingu politycznego na zmiany w życiu publicznym państw demokratycznych, [w:] Trudna sztuka polityki. Szanse, Ryzyko, Błąd, red. T. Klementowicz, „Studia Politologiczne”, Warszawa 1996, s. 157. 5 M. Bondrand, Le Marketing Politique, 1986, za: M. Mazur, Marketing..., op. cit., s. 17. 6 R. Wiszniowski, Marketing polityczny. Koncepcje teoretyczne i praktyka, [w:] Studia z teorii polityki, Tom II, „Acta Universitas Wratislavienis” No 2003, Wrocław 1998, za: M. Mazur, Marketing..., op. cit., s. 17. 7 M. Mazur, Marketing..., op. cit., s. 18. 8 Ibidem.

[134]

refleksje


Marketing polityczny na przykładzie witryn internetowych...

ny. Dla potrzeb tego artykułu za wiodącą uznano definicje marketingu politycznego reprezentowane przez B. Dobek-Ostrowską i G. Ulicką. W pełni oddają one charakter tego, co jest realizowane przez internetowe strony WWW. Sergiusz Trzeciak9 wymienia najważniejsze elementy, dzięki którym marketing polityczny sprawdza się doskonale w Internecie. Pierwszym z nich jest przekaz, który budowany jest przez samego nadawcę. Dzięki temu nie może on zostać zniekształcony przez inne środki masowego przekazu, jak również jest dostępny w formie podstawowej dla każdego. Kolejny istotny element, to gwarancja stałej obecności w Internecie. W przypadku telewizji czy radia odbiorcy otrzymują tylko fragment wizerunku polityka, uproszczony chociażby ze względu na możliwości wykorzystania czasu antenowego. W Internecie można natomiast zagwarantować stały dostęp do informacji o polityku czy partii przy dość niskim nakładzie finansowym. Także interaktywność jest istotnym elementem pozwalającym na podjęcie dialogu z odbiorcami (co zapewne mniej odpowiada osobom unikającym konfrontacji). Internet charakteryzuje się szybkością, dzięki której informacje w ciągu kilku, kilkunastu minut mogą trafić do wszystkich zainteresowanych osób. Dzięki temu nie trzeba planować kampanii wiele tygodni wcześniej, a także można na bieżąco komentować wydarzenia polityczne. Niewątpliwą zaletą prowadzenia marketingu politycznego przy pomocy Internetu jest jego intensywny rozwój – każdego dnia liczba użytkowników zwiększa się, co sprawia, że przekaz trafia wciąż do nowych osób10. Wszystkie te elementy mają wpływ na sposób prezentowanych treści w witrynach kół poselskich i klubów parlamentarnych. Aktualności, możliwość kontaktu z politykami czy aktywny udział na blogach stanowią doskonały przykład użycia dostępnych i stosunkowo tanich środków marketingu politycznego w praktyce. Kwestią otwartą pozostaje to, na ile umiejętnie twórcy tych serwisów potrafią się nimi sprawnie posługiwać. Współcześnie marketing polityczny, mający na celu wypromowanie oraz stworzenie odpowiedniego obrazu polityków czy partii, używa innych środków niż miało to miejsce kilkanaście lat temu. Liczbastosowanych metod w kontekście komunikacji politycznej zwiększyła się, a rozwój Internetu sprawił, że dostępne są nowe środki promocji. Jednym z nich są witryny internetowe kół czy klubów parlamen9 10

S. Trzeciak, Marketing polityczny w Internecie, Warszawa 2010, s. 12-14. Ibidem.

nr 4, jesień-zima 2011

[135]


Marta Schroeder-Polak

tarnych. Treści prezentowane na nich budują wizerunek polityczny, są środkiem używanym do komunikacji z potencjalnym elektoratem, jak również stają się miejscem dyskusji z przeciwnikami politycznymi. Tworzenie stron WWW ma na celu zarówno informowanie sympatyków partii czy klubu parlamentarnego o aktualnych wydarzeniach i działaniach, jak również wzbudzanie zainteresowania wśród potencjalnych wyborców. W VI kadencji Sejmu zasiadali posłowie dwóch kół poselskich (Koła Poselskiego Socjaldemokracji Polskiej oraz Demokratycznego Koła Poselskiego Stronnictwa Demokratycznego), pięciu klubów parlamentarnych (Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości, Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Polska Jest Najważniejsza) oraz 8 posłów niezrzeszonych11. Swoje serwisy WWW posiadały wszystkie wymienione koła i kluby za wyjątkiem DKP SD12. Już na tej podstawie można wysnuć wniosek, iż posiadanie witryny internetowej jest bardzo istotnym elementem tworzenia wizerunku partii, wpływającym na prowadzenie kampanii politycznej. Strony internetowe kół poselskich oraz klubów parlamentarnych analizować można na kilku płaszczyznach, między innymi pod względem sposobu przedstawiania aktualnych wydarzeń, zastosowanej grafiki i kolorystyki, odwołań do serwisów społecznościowych, blogów i multimediów. Celem tego opracowania jest ocena tych elementów pod kątem odpowiedzi na pytanie, czy wśród kół i klubów poselskich VI kadencji Sejmu RP obecne było i w jakim stopniu nowoczesne podejście do marketingu politycznego. Badanie to było prowadzone w okresie od 10 do 23 maja 2011 r. Koło Poselskie Socjaldemokracji Polskiej Na stronie internetowej KP SDPL (http://www.sdpl.pl) podstawowe kategorie tematyczne były przedstawione w trzech częściach. Pierwsza z nich, na górze strony, to „Aktualności”, „Z regionów”, „Nasze akcje”, „W Sejmie”. Na pasku z lewej strony zawarte były takie punkty, jak „Pracuj z NAMI”, „Wspieraj NAS”, „Blogi”, „Kontakt”. Trzecia część kategorii znajdowała się poniżej zdjęć polityków i dotyczyła takich zagadnień, jak „Władze SDPL”, „Dokumenty”, „Forum”, „Jak wstąpić”, „Dla mediów”, „Frakcja młodych”. Najbardziej wyraziste menu znaj11 Stan faktyczny z maja 2011 r. W sierpniu 2011 r. zmianie uległ status prawny PJN, który, na skutek odejścia z klubu Wiesława Kiliana, powołał w miejsce klubu parlamentarnego koło poselskie. 12 Dane wg strony http://www.sejm.gov.pl/poslowie/kluby.htm, 10.05.2011 r.

[136]

refleksje


Marketing polityczny na przykładzie witryn internetowych...

dowało się po lewej stronie (białe litery na czerwonym tle). Zawarte były tam informacje na temat tych aspektów działalności, które zakładają aktywny udział odbiorców portalu. Wraz z logiem Koła Poselskiego oraz zdjęciami członków Koła tworzyło ono jedną zamkniętą ramkę oddzieloną od reszty strony i można było odnieść wrażenie, że stanowi odrębną całość. Ciekawym zabiegiem było użycie wersalików przy słowach „Pracuj z…” i „Wspieraj…”. W ten sposób został położony nacisk na kontakt i współdziałanie sympatyków Koła Poselskiego. Serwis internetowy KP SDPL charakteryzował się czerwoną (przede wszystkim ramki) i jasnobłękitną kolorystyką (teksty pisane). Wyrazista czerwień na górze strony powodowała, iż ta część sprawiała wrażenie główne. Zamieszczane poniżej informacje stawały się jakby dodatkiem do całości i przy pierwszym kontakcie z witryną WWW mogły zostać niezauważone, gdyż po załadowaniu strony w przeglądarce były niewidoczne i trzeba było użyć paska przewijania, żeby do nich dotrzeć. Aktualności w witrynie KP SDPL były niezbyt często aktualizowane. Dnia 19 maja 2011 r. ostatni wpis pochodził z kwietnia i związany był z życzeniami świątecznymi. Ilość zamieszczanych newsów oscylowała na poziomie 1 miesięcznie (od początku roku pojawiły się zaledwie 4 wpisy). Ta forma kontaktu nie została dotychczas wykorzystana w należyty sposób. KP Socjaldemokracja Polska na swojej stronie WWW prezentowała odnośniki do internetowych społeczności: Facebook (na którym aktualna działalność została zawieszona – użytkownicy w komentarzach zastanawiają się, czy partia jeszcze istnieje), NK (dawniej Nasza Klasa), Blip oraz YouTube (na którym na swoim kanale prezentuje nagrania ze spotkań, wystąpień w Sejmie itp.). W serwisie WWW KP SDPL znajdował się pełen zestaw danych umożliwiających kontakt: adres, telefon, faks i e-mail. Umieszczony został także specjalny formularz kontaktowy, stworzony do bezpośredniego i łatwego kontaktu z Socjaldemokracją Polską. Witrynę internetową KP SDPL można było przeglądać tylko w polskiej wersji językowej. Istniała jednak możliwość uzyskania informacji na temat samej partii w języku angielskim, niemieckim oraz francuskim. Na stronie internetowej KP SDPL istotne miejsce zajmowały blogi polityków partii. Odnośnikami do nich były zdjęcia czołowych polityków partii, które były dobrze wyeksponowane na górze witryny internetowej. Ponadto w menu po lewej stronie znajdowała się zakładka

nr 4, jesień-zima 2011

[137]


Marta Schroeder-Polak

„Blogi”. Po jej wybraniu pojawiał się spis polityków SDPL, którzy prowadzą blogi. Co ciekawe większość z nich była dość regularnie aktualizowana, w przeciwieństwie do strony głównej Koła Poselskiego. Klub Parlamentarny Polska Jest Najważniejsza Na dzień 17 maja 2011 r. witryna internetowa ugrupowania Polska Jest Najważniejsza (http://www.stronapjn.pl) istniała przede wszystkim jako adres WWW, gdyż na stronie głównej widniała informacja, iż „W tym miejscu powstanie oficjalna strona partii”. Zamieszanie to spowodowane jest wyrzuceniem Adama Bielana z ugrupowania, który odchodząc zabrał ze sobą „kody dostępu” do starszej wersji witryny internetowej stowarzyszenia (http://www.polskajestnajwazniejsza.pl/index.php). Kolorystyka oficjalnego serwisu PJN utrzymana była w barwie amarantowej i purpurowej (choć na internetowych forach dyskusyjnych określana jest jako buraczkowa), nawiązującej do odcieni użytych w logo partii, oraz białej. Część tekstu jest w kolorze niebieskim. Głównym elementem strony internetowej PJN było okienko zatytułowane „PJN na Facebooku”. Tylko ta część strony była regularnie aktualizowana. Jest to jedyny element witryny internetowej, który nawiązywał do aktualnej działalności PJN i uwidoczniony był w portalu społecznościowym Facebook. Pojawiała się nawet informacja, iż jest to oficjalna strona WWW. Można tam było znaleźć najaktualniejsze informacje (czasem co kilka dni, a czasem nawet kilka wpisów pochodziło z jednego dnia). Serwis PJN, mimo iż oficjalnie nie zawierał zbyt wielu treści, oferował pobranie kilku dokumentów: loga, statutu, deklaracji członkowskiej, formularza sympatyka, formularza rejestracji Koła PJN. Można było także znaleźć na stronie głównej dane kontaktowe: e-mail, adres strony internetowej na Facebooku oraz numer telefonu i faksu do Sekretariatu Klubu. Klub Parlamentarny Polskiego Stronnictwa Ludowego Główne menu na stronie internetowej KP PSL (http://www.klub.psl. pl) zawierało takie możliwości wyboru jak „Strona główna”, „Archiwum”, „Posłowie”, „Komisje”, „Biuro Klubu”, „Projekty”, „Informacje i pytania bieżące”, „Linki”, „Blogi” oraz „Galeria”. Dodatkowo w górnej części strony znajdowały się odnośniki do stron WWW Sejmu, Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Rolnictwa, Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej oraz Zielonego Sztandaru – są to instytu-

[138]

refleksje


Marketing polityczny na przykładzie witryn internetowych...

cje oraz prasa związane z ugrupowaniem PSL. Szare tło menu kontrastowało z białymi napisani. W przypadku wybrania jednej z kategorii zostawały one zmienione na kolor żółty. Menu znajdowało się poniżej baneru. Witryna internetowa KP PSL charakteryzowała się bardzo stonowaną kolorystyką: biało-szarą. Najbardziej wyrazistym elementem strony było logo partii. Wszelkie wpisy dokonywane były czcionką w kolorze niebieskim (treści) oraz pomarańczowym (informacje, które można rozwinąć). Główny baner, znajdujący się na górze strony, poza logo i nazwą partii zawierał obrazek budynku Sejmu. Na stronie WWW KP PSL każdy wpis posiadał możliwość udostępnienia lub „polubienia” newsa na Facebooku, Blipie, Twitterze i Wykopie. Jest to doskonały przykład wykorzystania popularnych portali społecznościowych w działalności Klubu Parlamentarnego w celu nawiązania dialogu z wyborcami. Aktualności na stronie internetowej KP PSL były odświeżane bardzo regularnie. Na przykład w maju (do 20.05.2011 r.) pojawiło się już 10 wpisów, dotyczących zarówno spraw bieżących związanych z polityką, lekcji historii czy spotkania Waldemara Pawlaka ze strażakami, jak również życzenia dla maturzystów. Każdy wpis wzbogacony był o fotografię, czasem także pojawiały się plik video lub odnośnik do szerszego opisu poruszanego zagadnienia (np. do tekstu ustawy). Na stronie głównej KP PSL znajdowały się wszystkie istotne dane kontaktowe – adres siedziby Klubu Poselskiego, numer telefonu, faksu oraz adres e-mail. Była to ramka, która pozostawała niezmienna niezależnie od wybranej kategorii na stronie WWW. Dodatkowo w witrynie internetowej KP PSL można było znaleźć informacje o biurach terenowych klubu. Strona internetowa KP PSL została przygotowana w języku polskim. W języku angielskim można było uzyskać informacje na temat samej partii, wybrać listę członków partii oraz obejrzeć galerię. Na stronie WWW PSL w zakładce „Blogi’ można było znaleźć dwa rodzaje blogów – posłów (szesnaście blogów) oraz działaczy PSL (cztery blogi). Wszystkie prowadzone były w serwisie blog.onet.pl i regularnie aktualizowane. Klub Parlamentarny Sojuszu Lewicy Demokratycznej Menu na stronie internetowej KP SLD (http://www.kpsld.pl) zawierało takie kategorie, jak „Strona główna”, „Klub Poselski SLD”, „Inicjatywy KP SLD”, „Aktualności”, „Prace Sejmu”, „Centrum prasowe”,

nr 4, jesień-zima 2011

[139]


Marta Schroeder-Polak

„Multimedia”, „Linki”. Menu główne było rozwijane i po wybraniu głównej kategorii pojawiały się podkategorie, np. „Klub poselski SLD”. Zawierały one takie możliwości wyboru, jak „Posłowie”, „Władze KP SLD” oraz „Regulamin”. Menu utrzymane było w szarej kolorystyce. Dodatkowo w innych miejscach na stronie głównej można było znaleźć odnośniki do „Posłów”, „Galerii video” oraz „Galerii foto”, „Blogów”, „Stron www” oraz „Inicjatywy KP”, „Interpelacji poselskich” oraz „Zapytań poselskich”. Najbardziej przejrzyste było menu główne, aczkolwiek także pozostałe odnośniki posegregowane były w logiczne grupy tematyczne i mimo iż znajdowały się w najróżniejszych miejscach na stronie, to ich odnalezienie nie stanowiło problemu. Każda z tych grup wydzielona była oddzielną ramką, co umożliwiało łatwą nawigację po stronie internetowej. Witryna internetowa KP SLD utrzymana była w kolorystyce czerwono-szarej. Główny baner na stronie WWW poza logiem partii i jej pełną nazwą zawierał kolaż czterech zdjęć polityków partii zasiadających w ławach sejmowych. Zdjęcia te zmieniały się co około pięć sekund. Na stronie głównej KP SLD znajdowała się ramka z informacjami „Z ostatniej chwili”. Warto jednak zwrócić uwagę, iż najnowsza pochodziła z kwietnia 2011 r. Aktualności były uzupełniane niezbyt często (jeden raz w kwietniu, trzy razy w marcu). Dotyczyły one tylko i wyłącznie polityki oraz stanowiska SLD w sprawach, które były aktualnie omawiane (np. zmian w Otwartych Funduszach Emerytalnych). W serwisie KP SLD w ciekawy sposób została zaprezentowana lista posłów – na stronie głównej znajduje się lista wszystkich nazwisk. Po kliknięciu wybranego nazwiska można było uzyskać informacje na temat daty urodzenia, stażu poselskiego, wykształcenia, okręgu wyborczego oraz liczby głosów, a także zobaczyć zdjęcie wybranego posła, skontaktować się z nim oraz otrzymać spis wszystkich interpelacji poselskich oraz zapytań poselskich. KP SLD informacje dotyczące kontaktu zamieścił na samej górze witryny, w oderwaniu od głównego menu. W zakładce tej znajdowały się informacje dotyczące adresu, numeru telefonu oraz faksu. Istniała także możliwość kontaktu przez formularz przygotowany na stronie WWW. Co ciekawe, w witrynie internetowej nie było podanego bezpośredniego adresu e-mail. Jedna z ramek na stronie internetowej KP SLD została przeznaczona na przedstawienie blogów polityków. Najbardziej promowany jest blog Grzegorza Napieralskiego oraz Ryszarda Kalisza. Poza nimi

[140]

refleksje


Marketing polityczny na przykładzie witryn internetowych...

blogi prowadziło jeszcze 7 polityków. Nowe wpisy pojawiały się na nich z dużą regularnością. Klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości Na stronie internetowej KP PiS (http://www.kppis.pl) w głównym menu znajdowały się takie kategorie, jak „Start”, „Aktualności”, „Multimedia”, „O nas”, „Komisje”, „Projekty ustaw”, „Forum”, „Kontakt”. Wiele z nich posiadało podkategorie, np. w zakładce „O nas” zawarte były informacje na tematy dotyczące „Władz”, „Posłów”, „Senatorów” oraz „Dokumentów”. Menu utrzymane było w kolorze ciemnoniebieskim z białymi napisami. Była to wyraźnie zaznaczona część strony. Witryna WWW zawierała kilka ramek, w których pojawiały się inne działy, jak np. „Opinie”. Pewną wadą strony były zmieniające się w dużym tempie elementy tekstowe i graficzne (np. „Polecamy” czy „Opinie”), które uniemożliwiały wygodne korzystanie z witryny. Kolorystyka witryny internetowej KP PiS utrzymana była w szaro-niebieskich barwach. Na samej górze strony poza logo partii oraz jej nazwą widniał szkic budynku Sejmu. Także wszystkie wpisy utrzymane były w kolorystyce szarej i niebieskiej. KP PiS zachęcał, żeby znaleźć ich na Facebooku, Twitterze oraz stronie myPiS. Dodatkowo jedna ramka zawierała możliwość polubienia partii na Facebooku. Na stronie internetowej KP PiS poszczególne wpisy w aktualnościach nie zawierały szczegółowej daty odnoszącej się do tego, kiedy zostały dokonane. Tematyka poruszana w nich wskazywała jednak, iż wpisy były na bieżąco uzupełniane. Pod głównym menu znajdowały się ramka, w której pojawia się zdjęcie z komentarzem, a po prawej stronie trzy ostatnie bieżące aktualności, o których można było przeczytać coś więcej. Było to ciekawe prezentowanie aktualnych wydarzeń, gdyż już po wejściu na stronę WWW KP PiS ta forma przekazywania informacji przykuwała uwagę internauty. Te same wiadomości były powtórzone poniżej w pasku z napisem „Polecamy” oraz znajdoway się na stronie głównej jako „Informacje”. Witryna internetowa KP PiS prezentowała wyniki przeprowadzonego przez siebie w Internecie sondażu na temat podwyżki VAT. Na stronie można było obejrzeć galerię zdjęć ze spotkań partii, a także uzyskać informacje na temat planowanej konferencji, dotyczącej „Stanu edukacji po czterech latach rządów minister Hall”.

nr 4, jesień-zima 2011

[141]


Marta Schroeder-Polak

PiS podawało jako dane kontaktowe adres, e-mail, numer telefonu, bezpłatną infolinię, adres strony WWW. Można było się kontaktować także poprzez specjalny formularz zamieszczony na tej podstronie. Klub Parlamentarny Platformy Obywatelskiej Strona internetowa KP PO (http://www.klub.platforma.org) w głównym menu miała takie kategorie, jak „Aktualności”, „Prace Klubu”, „W mediach”, „Ludzie PO”, „Galeria”, „Dokumenty”, „Dla prasy”, „Blogosfera”, „Kontakt” i „Serwisy PO”. Menu utrzymane było w kolorystyce szarej z ciemnoniebieskimi napisami. Na dole strony znajdowały się liczne odnośniki m.in. do oficjalnych stron WWW Sejmu, Senatu, Prezydium Klubu Parlamentarnego czy Klubu Senatorów. Na stronie były pojedyncze ramki, które zawierały powtórzone kategorie z menu głównego („Aktualności”, „Blogosfera” oraz „PO w mediach”). Strona internetowa KP PO utrzymana była w kolorystyce niebiesko-pomarańczowej. Na niebieskim tle umieszczone zostały dwie gwiazdki – jest to bardzo wyraźne nawiązanie do Unii Europejskiej. W górnej części strony znajdowało się logo i nazwa partii oraz wizerunek budynku Sejmu. Poszczególne wpisy utrzymane były w kolorystyce pomarańczowo-szarej na jasnym tle. Na stronie WWW KP PO znajdowała się informacja „Znajdziesz nas” i ikonki popularnych serwisów społecznościowych: Facebook, Twitter, Flicker oraz odwołanie do kanału Platformy Obywatelskiej na YouTube. Istniała także możliwość kliknięcia „Lubię to” przy poszczególnych artykułach (aktualnościach). KP PO na bieżąco aktualizowało najświeższe informacje. Do 20 maja 2011 r. było ich już 9, w kwietniu także 9, a w marcu aż 36 wpisów. Ciekawym rodzajem wpisów był „Odkłamywacz PO”, który miał na celu pokazanie nieprawdy głoszonej przez opozycję (dotyczył np. przedsiębiorczości, polityki prorodzinnej czy reformy szkolnictwa wyższego). Był to interesujący przykład komentarza dotyczącego polityki opozycji. Na głównej stronie internetowej KP PO znajdowało się kalendarium – kalendarz z aktualnym miesiącem i zaznaczonymi dniami, podczas których miało miejsce jakieś wydarzenie. Dotyczyło to zarówno otwarcia Boisk Orlik, Dnia Strażaka czy bezpłatnych spotkań informacyjnych, np. w zakresie innowacji. KP PO na swoim portalu podawało adres, numer telefonu oraz faksu do Biura Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. Dane

[142]

refleksje


Marketing polityczny na przykładzie witryn internetowych...

Biura Prasowego zostały uzupełnione dodatkowo o adres e-mail. Podane były także namiary na osobę Rzecznika Prasowego KP PO – jego imię, nazwisko oraz adres e-mail. Istniała także możliwość skontaktowania się poprzez przygotowany na stronie internetowej formularz kontaktowy. W witrynie internetowej KP PO informacje o blogach można było znaleźć w dwóch miejscach – w głównym menu znajdował się odnośnik, a na stronie głównej powtórzona w ramce kategoria „Blogosfera”. Znajdowały się w niej informacje o dwóch ostatnich aktualizacjach wraz z początkiem wpisu. Po wybraniu opcji z menu głównego otwierała się podstrona, na której znajdowały się informacje o najpopularniejszych i najnowszych wpisach (w maju rekordzistą pod względem ilości wpisów był Radosław Sikorski), natomiast w głównej ramce znajdowały się najaktualniejsze wpisy wg kolejności ich dodawania oraz spis wszystkich blogujących polityków KP PO. Istotnym udogodnieniem była możliwość powiększenia czcionki w czytanych tekstach – jest to niezmiernie ważne ułatwienie dla osób starszych oraz niedowidzących. Podsumowanie Witryny WWW kół i klubów parlamentarnych miały wiele elementów wspólnych. Wszystkie strony internetowe zawierały informacje na temat aktualnych wydarzeń czy danych kontaktowych. Również informacje na temat poszczególnych posłów były dostępne na większości portali, często także z odniesieniem do ich prywatnych stron WWW czy blogów. Obecność multimediów (relacje video ze spotkań, posiedzeń sejmu, konferencji itp.) stała się obok galerii stałym elementem prezentacji i budowy wizerunku poszczególnych ugrupowań. Warto zauważyć, iż wiele stron internetowych wykorzystywało możliwość kontaktu z wyborcami i zachęcało do aktywnego uczestnictwa w działalności partii. Dotyczy to zarówno zwykłego kliknięcia na „Lubię to” (które pozwalało na ujrzenie przez znajomych danej osoby preferencji politycznych, jak również reklamowało samą stronę WWW, artykuł czy wydarzenie) oraz dawało możliwość wstąpienia do danego ugrupowania lub współpracy z nim. KP SDPL zachęcał np. do pracy z ugrupowaniem, jak i jego wspierania. Użycie dużych liter w słowach „NAMI” i „NAS” zwracało szczególną uwagę na wytworzenie relacji pomiędzy KP SDPL a jego sympatykami. Pewnym negatywnym trendem był brak regularnie uzupełnianych aktualności. Natomiast przekrój tematyczny tych, które się pojawiały

nr 4, jesień-zima 2011

[143]


Marta Schroeder-Polak

był bardzo szeroki – są to zarówno życzenia z okazji święta lub jakiegoś wydarzenia (matura), jak również informacje związane z tematyką szeroko dyskutowaną w danym momencie lub też odnoszące się do działalności danej partii. Kolorystyką dominującą w witrynach internetowych kół i klubów poselskich był kolor szary, niebieski i pomarańczowy. Wyjątek stanowiła tylko strona internetowa PJN (purpurowy) oraz częściowo KP SDPL i KP SLD (czerwony). Wykorzystanie takich kolorów uzasadnione jest kilkoma względami. Przede wszystkim są to barwy, które dobrze kontrastują, dzięki czemu przekaz stron WWW jest wyraźny i czytelny. Nie są to jednak kolory intensywne, dzięki czemu wszystkie elementy są tak samo wyszczególnione, aczkolwiek można bez problemu odróżnić części tytułowe oraz istotne. Użycie na niebieskim tle pomarańczowych gwiazdek (KP PO) wskazuje także na europejski charakter Klubu Parlamentarnego. Powtarzającym się motywem było umieszczanie rysunku lub zdjęcia przedstawiającego budynek Sejmu. Kolor czerwony, wykorzystany na stronie internetowej KP SDPL, mimo iż powiązany z wizerunkiem partii, stał się najbardziej uwidocznioną częścią strony, przez co pozostałe treści zdawały się być mniej wyraźne i jakby poboczne. Także kolorystyka wykorzystana przez PJN była dość mocno krytykowana przez internautów i nie spełniła do końca swojej roli. Standardem stało się już, że strony internetowe kół poselskich i klubów parlamentarnych mają odnośniki do portali społecznościowych. Jedynie witryna WWW KP SLD nie zawierała żadnych linków do tego typu serwisów. Najpopularniejszy był Facebook, jednak jego zastosowanie było zróżnicowane. Część witryn odsyłała do strony stworzonej na tym portalu, niektóre dawały możliwość udostępnienia bądź polubienia jakiegoś wpisu lub całego portalu koła czy klubu na Facebooku. Warto zauważyć, iż PJN tymczasowo to właśnie na tym portalu społecznościowym stworzył swoją główną i oficjalną stronę WWW. Wśród innych serwisów pojawiały się dość często także Blip i Twitter. Ciekawym rozwiązaniem był stworzony przez KP SDPL i KP PO specjalny kanał na YouTube, gdzie można oglądać filmiki związane z działalnością partii. Podobny zabieg zastosował KP PiS, który na stronie internetowej mypis.pl stworzył platformę multimedialną. Poszczególne koła poselskie i kluby parlamentarne zaczęły traktować blogi polityków jako integralną część budowania wizerunku partii. Jako jedyny KP PiS nie miał żadnych odwołań do tej formy komunikacji (mimo iż np. Jarosław Kaczyński czy Zbigniew Girzyński takowe prowadzili). Na stronach głównych portali znajdowały się

[144]

refleksje


Marketing polityczny na przykładzie witryn internetowych...

często specjalne ramki, w których pokazywane były najnowsze wpisy polityków albo informacja o blogach, która miała zachęcić, by zajrzeć do nich. Ciekawe wydaje się, że blogi były dużo częściej aktualizowane niż ma to miejsce w przypadku oficjalnych portali kół poselskich i klubów parlamentarnych. Także tematyka była często bardziej kontrowersyjna, aczkolwiek utrzymana w ramach ideowych partii. Koła i kluby poselskie na swoich stronach internetowych miały wszystkie potrzebne do kontaktu informacje – adres siedziby, telefony, faksy. Czasami podawany był adres e-mail, choć coraz częściej w witrynie internetowej pojawia się specjalnie przygotowany formularz kontaktowy, umożliwiający wysłanie wiadomości z poziomu strony. Interesującym zabiegiem było umieszczenie na stronie WWW KP PO danych kontaktowych do Biura Prasowego i Rzecznika Prasowego – dzięki temu dziennikarzom łatwiej uzyskać informacje na temat komentarzy i stanowiska partii dotyczącego bieżących wydarzeń. Serwisy internetowe kół poselskich i klubów parlamentarnych przygotowane były w języku polskim. Tylko nieliczne z nich umożliwiały przeczytanie informacji w języku obcym, dotyczyło to jednak tylko treści związanych z samą partią, a nie np. aktualnościami (KP SDPL, KP PSL). Preferowanym językiem był angielski, choć część informacji pojawiała się także po niemiecku oraz francusku. Interesującym, a przede wszystkim praktycznym rozwiązaniem, była opcja proponowana przez KP PO, polegająca na powiększaniu czcionek na stronie. Była to jedyna witryna WWW, która wzięła pod uwagę problem osób niedowidzących oraz starszych. Co ciekawe większość stron WWW kół poselskich i klubów parlamentarnych odbiegała od oficjalnych witryn partii. Tylko PJN oraz SDPL posiadały jedną stronę internetową. Pozostałe ugrupowania oddzielały działalność kół poselskich i klubów parlamentarnych od oficjalnych witryn, mimo iż część informacji zawartych na obu stronach WWW była do siebie zbliżona pod względem merytorycznym. Oficjalne serwisy internetowe partii były aktualizowane dużo częściej niż portale kół poselskich i klubów parlamentarnych. Podstawowym pytaniem pozostaje, czy koła poselskie i kluby parlamentarne wykorzystują cały potencjał swoich stron internetowych? Po przeanalizowaniu witryn poszczególnych z nich można zauważyć tendencję do stosowania bardzo zbliżonych środków, zarówno graficznych, jak również odnoszących się do linków zewnętrznych. Za plus należy uznać to, iż istnieje obecnie coraz większe współdziałanie tradycyjnych witryn internetowych z blogami czy portalami społeczno-

nr 4, jesień-zima 2011

[145]


Marta Schroeder-Polak

ściowymi. Jest to wyjście naprzeciw młodym ludziom, którzy z dobrodziejstw Internetu korzystają na zupełnie innych zasadach niż czynią to starsi użytkownicy. Nadal jednak pozostaje pewien niedosyt w sposobie przedstawienia aktualnych informacji – często ich po prostu nie ma. Brak bieżących wiadomości o pracach koła czy klubu parlamentarnego w Sejmie sprawia, że internauci zastanawiają się, czy np. SDPL nadal jeszcze istnieje. W Polsce ciągle jeszcze nie w pełni wykorzystywane są współczesne środki kontaktu z wyborcami. Często uważa się, że strona internetowa już samym swoim istnieniem wystarcza. Niestety, to za mało. Przykład PJN, który przez dwa miesiące nie zdołał stworzyć nowej strony WWW partii pokazuje, iż Internet często pozostaje jednak na marginesie prowadzonych kampanii i prób podjęcia dialogu z wyborcami. Podejście to jednak stopniowo ulega zmianie. Być może dzięki temu wkrótce uda się w pełni wykorzystać możliwości tego medium komunikacji, a witryny internetowe przestaną być tylko miejscem do przekazywania wybiórczych informacji, a staną się forum wymiany myśli, idei i budowania wzajemnych relacji z wyborcami.

Summary Contemporary political marketing is increasingly using the Internet for its actions. The subject of this article is to analyze this phenomenon in the context of Polish Parliamentary Clubs’ websites. Elements such as page layout, subpages, available information or references to social networking sites were considered. The fundamental question in this article was whether and how Parliamentary Clubs exploit new opportunities? Nota o autorce Marta Schroeder-Polak [marta.schroeder@gazeta.pl] – absolwentka filologii polskiej na specjalności wydawniczej na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W kręgu jej zainteresowań naukowych znajdują się przede wszystkim nowe media i ich korelacja ze zmianami zachodzącymi w społeczeństwie oraz w polityce.

[146]

refleksje


Zasada inco

Marcin Łukaszewski Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Zasada incompatibilitas w samorządowym prawie ustrojowym (relacje samorządowiec-parlamentarzysta) i projekt przekształcenia Senatu w Izbę Samorządową

S

enat jako druga izba polskiego Parlamentu została na nowo wpisana do polskiego systemu konstytucyjnego na początku lat 90. ubiegłego stulecia. Organ ten był przedmiotem gry stronnictw politycznych, które domagały się bardzo różnych, wzajemnie sprzecznych rozwiązań: począwszy od ograniczenia liczby deputowanych do tego organu, przekształcenia Senatu w izbę samorządową, ograniczenia jego kompetencji, aż po jego wykreślenie z polskiego systemu konstytucyjnego1. Wybrany w całkowicie wolnych wyborach, miał on stanowić przeciwwagę dla Sejmu, w którym rządzącej wówczas koalicji zagwarantowano 65% mandatów2. Problem Senatu jako izby samorządowej i wzajemnych relacji samorządowiec-parlamentarzysta pojawiał się w historii III RP wiele razy. Jednym z jej przejawów był wybór ówczesnego Marszałka Senatu, Adama Struzika (Polskie Stronnictwo Ludowe – PSL), na przewodniczącego Krajowego Sejmiku Samorządu Terytorialnego, do czego doszło w październiku 1994 r.3, kiedy to nadal toczyły się prace nad polską ustawą zasadniczą, przyjętą ostatecznie w 1997 r. Należy zauważyć rosnącą rolę osób (w szczególności prezydentów miast wojewódzkich) piastujących najwyższe urzędy w organach samorządowych na polskiej scenie politycznej. Można nawet zaryzykować tezę, że są oni obecnie głównymi pozaparlamentarnymi aktorami 1 Można tutaj wspomnieć chociażby o pomyśle likwidacji Senatu przewidywanym w projektach konstytucji zgłoszonych przez Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD), Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL) wraz z Unią Pracy (UP). Senat ostatniej kadencji, „Rzeczpospolita” z dnia 6.10.1993 r.; J. Koral, Sen o Senacie, „Gazeta Wyborcza” z dnia 30.11.1994; L. Wiśniewski, Tor przeszkód projektu nowej konstytucji, „Rzeczpospolita” z dnia 6.10.1993 r. 2 J. Pilczyński, Senat zbędny czy potrzebny, „Rzeczpospolita” z dnia 11.07.1994 r. 3 Adam Struzik podwójnym marszałkiem, „Rzeczpospolita” z dnia 7.10.1994 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[147]


Marcin Łukaszewski

politycznymi. To właśnie ci politycy, zgromadzeni m.in. w Związku Miast Polskich, domagają się już od 2001 r. zniesienia zakazu łączenia mandatów parlamentarzysty i samorządowca. Wydaje się, że bardzo duża część działalności politycznej prezydentów miast i innych samorządowców zgromadzonych w takich organizacjach jak: Związek Gmin Wiejskich RP, Związek Miast Polskich, Związek Powiatów Polskich, czy też Związek Województw RP, jest związana z chęcią większego wpływu na stanowione w parlamencie prawo (w tym to dotyczące jednostek samorządu terytorialnego), czego pośrednim skutkiem może być partycypowanie w pracach Senatu osób wywodzących się ze środowiska samorządowców. Tabela 1. Zestawienie argumentów formułowanych przez zwolenników i przeciwników zniesienia ustawowego zakazu łączenia mandatów samorządowca i parlamentarzysty Argumenty zwolenników

Argumenty przeciwników

- praca w parlamencie nie zabiera zbyt dużo czasu więc można dzielić ten czas z pracą w samorządzie;

- praca w parlamencie zabiera zbyt dużo czasu by móc dzielić ten czas z pracą w samorządzie;

- nie ma instytucji, która w należyty sposób reprezentowałaby jednostki samorządu terytorialnego – nie trzeba tworzyć nowego organu, a wystarczy tylko dopuścić samorządowców do parlamentu;

- Polska nie jest państwem złożonym (federacyjnym); - parlament jest bliżej władzy wykonawczej, niż ustawodawczej.

- skoro samorządy mają tak wiele zadań to powinny być reprezentowane w parlamencie; - doświadczenie w samorządzie powinno być wykorzystane; - partie polityczne za bardzo ingerują w sprawy samorządowe, a ewentualni senatorowie-samorządowcy mogliby te tendencje hamować. Źródło: Opracowanie własne

[148]

refleksje


Zasada incompatibilitas w samorządowym prawie ustrojowym...

Samorządowiec-parlamentarzysta a zasada incompatibilitas Problemem funkcjonującym niejako obok projektu stworzenia izby samorządowej jako części polskiego parlamentu jest, powstały w 2001 r., zakaz łączenia mandatu radnego i członka władzy wykonawczej na wszystkich trzech szczeblach samorządu terytorialnego z mandatem parlamentarzysty, a ściślej – senatora. Zasada incompatibilitas w odniesieniu do łączenia mandatów samorządowca i parlamentarzysty w polskim prawie istnieje od niedawna, bowiem została wprowadzona 10 lat temu, dzięki nowelizacjom ustaw m.in.: o samorządzie gminnym, o samorządzie powiatowym, o samorządzie województwa oraz o administracji rządowej w województwie. Na mocy ustawy z dnia 11 kwietnia 2001 r. do samorządowych ustaw ustrojowych dopisano zdanie: „Mandatu radnego gminy (powiatu/województwa) nie można łączyć z mandatem posła lub senatora, wykonywaniem funkcji wojewody lub wicewojewody, członkostwem w organie innej jednostki samorządu terytorialnego4”. Podobnie postąpiono z przepisami dotyczącymi zasiadania osób w organach wykonawczych jednostek samorządu terytorialnego5. Do 2001 r. samorządowcy mogli zasiadać w parlamencie (zarówno w Sejmie, jak i w Senacie), co było zresztą dość częstą praktyką6. Dagmir Długosz słusznie zwraca uwagę na to, że mimo ustawowego zakazu z 2001 r. 6 lat później nadal około 1/3 parlamentarzystów miało silne powiązania z samorządami7. W listopadzie 2007 r., po wygranych przez Platformę Obywatelską (PO) wyborach parlamentarnych, przedstawiciele i eksperci związków gmin, powiatów i województw wydali deklarację w sprawie decentralizacji państwa8. Sygnatariusze deklaracji wprost opowiadali się za 4 Por. Ustawa z dnia 11 kwietnia 2001 r. o zmianie ustaw: o samorządzie gminnym, o samorządzie powiatowym, o samorządzie województwa, o administracji rządowej w województwie oraz o zmianie niektórych innych ustaw, Dz.U. 2001 Nr 45 poz. 497, art. 1 pkt 29, art. 2 pkt 13, art. 3 pkt 14. 5 Ibidem, art. 1 pkt 30, art. 2 pkt 15, art. 3 pkt 16. 6 Zauważyć można, że ponad stu parlamentarzystów sprawowało wówczas funkcje samorządowe (m.in. 60 z AWS, 24 z SLD, 20 z UW, 3 z PSL.). Vide: PSL: wpuścimy samorząd do Senatu, http://www.tvn24.pl/1 2690,1688795,0,1,psl-wpuscimy-samorzad-do-senatu,wiadomosc.html, 13.06.2011 r.; Archiwum Danych o Posłach, http://orka.sejm.gov.pl/ArchAll2.nsf/Glowny3kad, 13.06.2011 r.; Senatorowie IV kadencji Senatu RP, http://www.senat.pl/arch.htm, 13.06.2011 r. 7 D. Długosz, Konieczna kohabitacja? Polski samorząd terytorialny w mechanizmie polityki publicznej, „Analizy i Opinie” 2007, nr 1, Warszawa 2007, s. 7-8. 8 Problemem ustrojowym wskazanym przez autorów deklaracji jako pierwszym z 33, było zniesienie ustawowego zakazu łączenia funkcji w jednostce samorządu tery-

nr 4, jesień-zima 2011

[149]


Marcin Łukaszewski

zrealizowaniem ostatniej tezy z 37 postulatów programu Samorządna Rzeczpospolita z 1981 r. (zawartej w Uchwale Programowej I Krajowego Zjazdu Delegatów Niezależnego Samodzielnego Związku Zawodowego „Solidarność”), który głosił: „Uważamy za celowe rozpatrzenie potrzeb powołania ciała o charakterze samorządowym (Izby Samorządowej lub Izby Społeczno-Gospodarczej) na szczeblu najwyższych władz państwowych. Jej zadaniem byłby nadzór nad realizacją programu reformy gospodarczej i polityką gospodarczą oraz podobnych instytucji na niższych szczeblach”9. Należy wskazać, że postulat ten pojawiał się później wielokrotnie w dyskusjach publicystów, polityków czy też teoretyków samorządu (konstytucjonalistów i administratywistów)10. Opinie teoretyków i praktyków problematyki samorządowej Opinie praktyków problematyki samorządowej można podzielić na kilka następujących grup: • zwolennicy status quo – w tym gronie znajduje się m.in. Piotr Winczorek11; torialnego z mandatem senatora, co z kolei miałoby być krokiem w kierunku realizacji jednej z tez reform ustrojowych państwa. Efektem tego ma być Senat jako izba samorządowa. Pod Deklaracją podpisał się m.in.: ówczesny Prezes Związku Miast Polskich (Ryszard Grobelny), Prezes Zarządu Związku Powiatów Polskich (Tadeusz Nalewajk), Współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego (Piotr Uszok), Przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP (Mariusz Poznański), czy chociażby Wiceprezes Zarządu Związku Województw RP (Marek Nawara). Deklaracja w sprawie decentralizacji państwa, Warszawa 7 listopada 2007 r., „Samorząd Terytorialny” 2010, nr 4, s. 84-86. 9 Uchwała programowa I Krajowego Zjazdu Delegatów Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, KSP NSZZ „Solidarność”, http://www. skpnszz.org/downloads/HISTORIA%20NSZZ/dokumenty/Program%20I%20KZD, 14.06.2011 r. 10 Przykładem tego ostatniego może być chociażby seminarium, które odbyło się w Sali Senatu RP 29.11.1994 r., w którym uczestniczyli tacy wybitni polscy konstytucjonaliści jak: Paweł Sarnecki, Ewa Gdulewicz, Stanisław Gebethner, czy chociażby Marian Grzybowski. Stenogram z przebiegu bardzo ciekawej dyskusji w ramach tego seminarium jest dostępny na stronach Senatu RP: Senat – Izba samorządowa?, Seminarium, zapis scenograficzny, 29.11.1994 r., http://www.senat.gov.pl/k3/agenda/seminar/a/s-07a.pdf, 18.06.2011 r. 11 Nie można nie zgodzić się z P. Winczorkiem, który wskazuje, że „władza samorządowa i parlamentarna należą do różnych «gatunków». Ta pierwsza jest raczej bliżej pionu władzy wykonawczej, a druga to władza ustawodawcza. Skoro mamy zasadę rozdziału władz, to funkcje te powinny być rozdzielone”. Vide: Eksperci widzą argumenty za i przeciw łączeniu mandatów, http://www.salon24.pl/news/88792,eksperci-widzaargumenty-za-i-przeciw-laczeniu-mandatow, 19.06.2011 r.

[150]

refleksje


Zasada incompatibilitas w samorządowym prawie ustrojowym...

zwolennicy zniesienia zakazu łączenia mandatów samorządowca i parlamentarzysty – w tym gronie znajduje się m.in. Michał Kulesza, który opowiada się za umożliwieniem samorządowcom udziału w stanowieniu prawa nie tylko na poziomie lokalnym12; • zwolennicy przekształcenia Senatu w izbę samorządową – w tym gronie znajduje się m.in. Radosław Markowski, który jest zwolennikiem zwiększenia udziału środowiska samorządowców w proces stanowienia prawa na szczeblu centralnym13; • osoby opowiadające się za likwidacją Senatu jako niepotrzebnej instytucji dublującej zadania izby niższej polskiego parlamentu. Nie można nie wspomnieć o propozycjach zmiany Konstytucji RP, które formułowane są zarówno przez teoretyków, jak i praktyków problematyki samorządowej w odniesieniu do problematyki pozycji ustrojowej jednostek samorządu terytorialnego i jego przedstawicieli w centralnych organach konstytucyjnych państwa. Do tej pierwszej grupy niewątpliwie zalicza się trzech byłych Prezesów Trybunału Konstytucyjnego (Marka Safjana, Jerzego Stępnia, Andrzeja Zolla), którzy w ramach konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość”14 zaproponowali, aby w wyborze głowy państwa brali udział samorządowcy. Zgodnie z jednym z dwóch wariantów proponowanych przez konstytucjonalistów, Prezydent Rzeczypospolitej byłby wybierany na pięcioletnią kadencję przez Kolegium Elektorskie, składające się z członków Zgromadzenia Narodowego oraz przedstawicieli województw, wybieranych przez radnych sejmików wojewódzkich, w liczbie równej sumie

12 M. Kulesza zwraca uwagę na kilka niekonsekwencji funkcjonujących w polskich systemie politycznym: z jednej strony jednostki samorządu terytorialnego realizują większość zadań nałożonych na państwo, z drugiej – samorządowcy nie mają żadnego udziału w legislacji. Ponadto, M. Kulesza zauważa, że w obecnej chwili na szczeblu władz centralnych nie ma instytucji reprezentującej interesy samorządów, co jest zdecydowanym błędem ustrojowym, a przecież rozwój kraju następuje tylko dzięki rozwojowi samorządności. Ibidem. 13 R. Markowski zwraca uwagę, że reprezentanci regionów powinni mieć wyznaczoną rolę w Senacie, np. możliwość wetowania ustaw, by móc przełamać monopol na rządy partii ogólnokrajowych. Proponowana przez R. Markowskiego izba samorządowa powinna być miejscem zasiadania przedstawicieli nie tylko regionów, ale też innych form samorządowych: pracowniczych czy też komunalnych. Ibidem. 14 W pracach konwersatorium brali udział m.in.: Irena Lipowicz, Stefan Bratkowski, Jerzy Ciemniewski, Janusz Grzelak, Zdzisława Kędzia, Wiktor Osiatyński, Marek Wąsowicz, Zbigniew Witkowski.

nr 4, jesień-zima 2011

[151]


Marcin Łukaszewski

mandatów posłów i senatorów z danego województwa15. Rozwiązanie to niewątpliwie jest jednym z ciekawszych głosów w toczącej się ostatnio debacie dotyczącej kształtu konstytucyjnych organów odpowiedzialnych za wybór głowy państwa. Co więcej, było to elementem szerszej dyskusji nad osłabieniem lub wzmocnieniem pozycji ustrojowej Prezydenta RP. Podobnie jak w przypadku teoretyków problematyki samorządowej, opinie samych samorządowców można podzielić na kilka grup. Poza osobami opowiadającymi się za zachowaniem status quo, domagającymi się zniesienia wyższej izby, do najszerszej grupy zaliczyć należy samorządowców opowiadających się za zniesieniem wprowadzonego do samorządowych ustaw ustrojowych zakazu łączenia mandatów. Oryginalne rozwiązanie zaproponował z kolei Jacek Majchrowski, obecny prezydent Krakowa. Jego zdaniem, z racji ogromnej ilości obowiązków, to samorządowcy powinni wskazywać kandydatów do Senatu spośród zaufanych osób, które mają doświadczenie w pracy samorządowej, ale same w danej chwili nie pełnią żadnej z funkcji w samorządzie16. Oczywiście wśród samorządowców są też osoby opowiadające się za likwidacją Senatu jako takiego. Rok 2001 znacząco oddalił plany polityczne PSL z połowy lat 90. zakładające likwidację wyższej izby parlamentu. Wobec tego wydaje się, że największe polskie ugrupowanie agrarne próbuje w swojej strategii politycznej przejść od planu likwidacji Senatu do przekształcenia tego organu w izbę samorządową. Nie ulega jednak wątpliwości, że by do takiej modernizacji ustroju Senatu mogło dojść, PSL musiałoby uzyskać zgodę swego obecnego współkoalicjanta (PO) oraz kilkudziesięciu kolejnych posłów, co wydaje się obecnie mało realną perspektywą. Niemniej ugrupowanie to nadal ma w swoich dokumentach programowych17 obietnicę podjęcia działań zmierzających do przekształcenia Senatu w Izbę Samorządową. Pomysł ten ma swoich zwolenników głównie wśród przedstawicieli samorządu gminnego18. 15 Projekt zmian w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej (z dnia 2 kwietnia 1997 r.), „Raport Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość” 2009, nr 4, http://www. dip.org.pl/Raport_8_08-09-2009_nierozkladowki.pdf, 14.06.2011 r. 16 Samorządowcy chcą zdobyć Senat. Ale posady w samorządach zamierzają zachować, „Polska The Times” z dnia 12.05.2011 r. 17 Razem tworzymy lepszą przyszłość. Narodowe priorytety PSL na lata 20072011, http://www.psl.org.pl/upload/pdf/dokumenty/priorytety_1_.pdf, 18.06.2011 r. 18 Dowodem potwierdzającym powyższą tezę mogą być konkluzje z debaty na temat dwudziestolecia polskiego samorządu gminnego, do której doszło 12.03.2010 r. w War-

[152]

refleksje


Zasada incompatibilitas w samorządowym prawie ustrojowym...

W dniach 10-12 maja 2011 r. w Świdnicy zorganizowany został II Ogólnopolski Kongres Regionów19, podczas którego przyjęta została Karta Świdnicka. Integralną częścią tej deklaracji była Lista Postulatów Samorządowych 2011. Każdy uczestnik Kongresu Regionów mógł wprowadzić swoje pomysły, po uprzedniej akceptacji komisji rewizyjnej, która zbierała wnioski i postulaty. Wedle założeń podjętych podczas Kongresu, stopień realizacji Listy Postulatów będzie sprawozdawany podczas kolejnych Kongresów Regionów w Świdnicy20. szawie. Vide: Protokół z debaty „20 lat samorządu gminnego w Polsce”. Postulaty przedstawicieli samorządów gmin wiejskich i małych miast, http://ww.org.pl/data/ ProtokolDbtaSam.pdf, 19.06.2011 r. 19 II edycja Ogólnopolskiego Kongresu Regionów „Samorząd – Inwestycje – Rozwój” to wielkie spotkanie samorządowców z przedsiębiorcami, które odbyło się w dniach 10-12 maja 2011 r. w Świdnicy. Tematem przewodnim II edycji Kongresu było „Bezpieczeństwo i rozwój”. Podczas II edycji Kongresu odbyły się: 4 sesje plenarne oraz 53 panele dyskusyjne. Do udziału zostali zaproszeni przedstawiciele samorządów, biznesu, administracji publicznej oraz Unii Europejskiej, a także eksperci, naukowcy i dziennikarze. Kongresowi towarzyszyły liczne imprezy towarzyszące oraz wystawa, podczas której firmy z całego kraju prezentowały swoją ofertę dla jednostek samorządu terytorialnego. Wręczone zostały również nagrody w prestiżowych rankingach samorządowych, organizowanych m.in. przez Związek Powiatów Polskich. Kongres Regionów, http://www. kongresregionow.pl/, 3.07.2011 r. 20 Karta Świdnicka 2011 miała na celu określenie właściwej roli samorządu terytorialnego w strukturze organów polskiego państwa w oparciu o cztery podstawowe zasady: Partycypacji, Decentralizacji, Samostanowienia i Solidarności. Natomiast w Liście Postulatów Samorządowych 2011 znalazły się następujące propozycje: wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych na wszystkich szczeblach samorządu oraz bezpośrednich wyborów marszałka województwa i starosty powiatu; umożliwienie łączenia funkcji pełnionej w samorządzie z mandatem senatora, jako pierwszego kroku w kierunku przekształcenia Senatu w Izbę Samorządową; wprowadzenie ustawy aglomeracyjnej dla miast prezydenckich; przyjęcie zasady, że w oświacie i pomocy społecznej regulacje ustawowe są określone do wysokości finansowego wsparcia samorządu przez państwo. Niefinansowana przez państwo działalność samorządu w dziedzinie oświaty i pomocy społecznej pozostawiona jest rozstrzygnięciom własnym samorządu; zagwarantowanie samorządom autonomii w tworzeniu i ustalaniu wysokości podatków lokalnych, w tym podatku katastralnego; umożliwienie samorządom zwrotu podatku VAT od inwestycji własnych; likwidacja agencji rządowych i przekazanie ich majątku oraz kompetencji organom samorządowym; likwidacja biurokratycznych barier naruszających autonomię samorządów w przyznawaniu i rozliczaniu dotacji dla organizacji pozarządowych; wprowadzenie pełnego zwierzchnictwa starosty nad służbami, strażami i inspekcjami w powiecie; zagwarantowanie samorządom możliwości powierzenia podmiotom własnym – spółkom komunalnym i jednostkom budżetowym – zadań, z pominięciem ustawy Prawo zamówień publicznych;

nr 4, jesień-zima 2011

[153]


Marcin Łukaszewski

Jest to kolejny dokument, w którym samorządowcy opowiadają się, w pierwszym kroku, za zniesieniem ustawowego zakazu łączenia funkcji w samorządzie i w parlamencie, a w drugim kroku – za przekształceniem izby wyższej polskiego parlamentu w organ reprezentujący w całości interesy samorządu (nie tylko terytorialnego, ale i zawodowego czy gospodarczego). Stowarzyszenie Obywatelski Dolny Śląsk21 jako remedium na problem braku reprezentacji samorządowców w organach legislatywy na szczeblu centralnym

W styczniu 2011 r. pojawiła się idea, której autorstwo przypisuje się prezydentowi Wrocławia, Rafałowi Dutkiewiczowi, która ma stanowić remedium na problem braku bezpośredniego wpływu samorządu na stanowione w parlamencie prawo. Według tego pomysłu samorządowcy mieliby stworzyć wspólną (sam prezydent R. Dutkiewicz zapewnia, że lista ma mieć charakter jedynie regionalny, a nie ogólnopolski) listę wyborczą do Senatu (wstępna nazwa tego porozumienia to Obywatelski Dolny Śląsk), na której miałyby się znaleźć nazwiska osób ściśle związanych z samorządami (w szczególności Wrocławia, Krakowa i Poznania), ale osób nie piastujących obecnie żadnych funkcji samorządowych. Miałoby to doprowadzić do zwiększenia szansy na sukces w zbliżających się wyborach parlamentarnych, a to z kolei miałoby zainicjować proces tranzycji Senatu w Izbę Samorządową22. W dniu 5 lipca 2011 r. zorganizowano konferencję prasową w Warszawie, w której wzięli udział m.in. prezydenci Krakowa (Jacek Majchrowski), Zabrza (Małgorzata Szulik) oraz Wrocławia (Rafał Dutkiewicz). Ten ostatni, jako inicjator konferencji zapowiedział, że w wyborach do Senatu nie wystartują sami prezydenci miast, zagwarantowanie swobody w dysponowaniu funduszem alkoholowym w celu wykorzystania go do budowy m.in. przyszkolnych obiektów sportowych i rekreacyjnych. Karta Świdnicka 2011, Lista Postulatów Samorządowych 2011, http://www.kongresregionow.pl/images/stories/pdf/kartaswidnicka2011_09.05.pdf, 29.06.2011 r. 21 Stowarzyszenie Obywatelski Dolny Śląsk w obecnej postaci działa od lutego 2011 r. Wcześniej istniało pod nazwą Dolny Śląsk XXI. Stowarzyszenie liczy ok. 350 członków zrzeszonych w 19 kołach na terenie całego województwa dolnośląskiego. Prezesem organizacji jest prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Vide: Samorządowcy o reprezentacji w Senacie, http://www.portalsamorzadowy. pl/komunikacja-spoleczna/samorzadowcy-o-reprezentacji-w-senacie,16793.html, 30.06.2011 r. 22 J. Kałucki, P. Gursztyn, Ludzie Dutkiewicza chcą do Senatu, „Rzeczpospolita” z dnia 24.02.2011 r.

[154]

refleksje


Zasada incompatibilitas w samorządowym prawie ustrojowym...

ale kandydaci przez samorządowców popierani. W inicjatywę wstępnie zaangażowała się większość prezydentów dużych miast, którzy objęli swój urząd kandydując z niepartyjnego komitetu wyborczego (prezydenci Gdyni, Kielc, Gliwic, Rzeszowa). Prezydent J. Majchrowski ocenił funkcjonowanie drugiej izby parlamentu jako organu, który nie kontroluje działania Sejmu, ale wykonuje jedynie jego polecenia, uzasadniając tym samym konieczność powstania takiego samorządowego ruchu23. Marketing polityczny Obywateli do Senatu Projekt Stowarzyszenia Obywatelskiego Dolny Śląsk jest wyjątkowo interesującym pomysłem politycznym. Wydaje się, że filarem kampanii wyborczej do Senatu tego ruchu społeczno-politycznego było formułowanie haseł apolityczności i apartyjności kandydatów. Fundamentalne znaczenie miała również pozycja polityczna lidera ruchu, jak i jego współpracowników. Obecny prezydent Wrocławia posiada niezaprzeczalnie silną pozycję w regionie: Komitet Wyborczy Wyborców Rafała Dutkiewicza otrzymał prawie 21 tys. głosów w wyborach samorządowych w 2010 roku wprowadził do Sejmiku Województwa Dolnośląskiego 9 mandatów24, a sam R. Dutkiewicz w wyborach na urząd prezydenta miasta zapewnił sobie reelekcję już w pierwszej turze otrzymując 71,6% ważnie oddanych głosów25. Nie ulega wątpliwości, że wobec senackiej ordynacji wyborczej i zapisanej w niej formuły jednomandatowych okręgów wyborczych, przepustkę do Senatu zapewnić może jedynie bardzo dobrze rozpoznawalny kandydat, który będzie musiał w każdym okręgu wyborczym uzyskać większe poparcie niż kandydaci dwóch najsilniejszych partii politycznych w Polsce – Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej. Dlatego kierownictwo porozumienia Obywatele do Senatu zmuszone było do wystawienia nie tylko rozpoznawalnych, ale i bardzo popularnych kandydatów w każdym z okręgów, w którym zarejestrowane zostały kandydatury. 23 Dutkiewicz: Samorządowcy do Senatu, http://prawo.money.pl/aktualnosci/wiadomosci/artykul/dutkiewicz;samorzadowcy;do;senatu,60,-1,866364.html#, 05.07.2011 r. 24 Na pierwszym miejscu (z 15 mandatami) była Platforma Obywatelska, a na trzecim Prawo i Sprawiedliwość (7 mandatów). Państwowa Komisja Wyborcza, Wybory Samorządowe 2010 – Sejmik Województwa Dolnośląskiego, http://wybory2010.pkw. gov.pl/geo/pl/020000/020000.html#tabs-6, 5.07.2011 r. 25 Państwowa Komisja Wyborcza, Wybory Samorządowe 2010 – miasto Wrocław, http://wybory2010.pkw.gov.pl/geo/pl/020000/026401.html#tabs-6, 5.07.2011 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[155]


Marcin Łukaszewski

Kandydaci na senatorów z komitetów wyborczych popieranych przez prezydentów dużych polskich miast (Poznań, Kraków, Katowice i Wrocław) nie startowali pod wspólnym hasłem ideologicznym, co może zostać wykorzystane przez ich kontrkandydatów z innych komitetów wyborczych. Tym co ich łączyło, poza deklarowaną apolitycznością, była wola sprawowania kontroli nad stanowionym w parlamencie prawem. Należy zauważyć, że skutki tych regulacji w coraz większym stopniu dotykają władze samorządowe, a te mają znikomą możliwość wpływu na kształt aktów prawnych powstających w parlamencie i ministerstwach. Taka argumentacja będzie zapewne bardzo często podnoszona przez kandydatów na senatorów z komitetów wyborczych Obywateli do Senatu. Podsumowanie Wydaje się, że koncepcje przedstawiające Senat jako izbę samorządową są na chwilę obecną niedojrzałe. Można wskazać za Jerzym Ciemniewskim, że koncepcja reformy i przekształcenia Senatu w reprezentację samorządów nie przybrała nigdy dojrzałej formy zespalającej charakter reprezentacji z zakresem kompetencji Senatu i jego relacjami z izbą przedstawicielstwa politycznego26. Pojawiają się wprawdzie koncepcje „angażujące” władze samorządowe w proces decyzyjny na poziomie centralnym (czego przykładem może być propozycja zmian w Konstytucji RP dotycząca sposobu wybierania głowy państwa), ale nie stanowią same w sobie silnego głosu w toczącej się dyskusji naukowej i publicystycznej. Są to propozycje nieśmiałe, które mają na celu, w opinii autora artykułu, dopiero rozpoczęcie dialogu na temat miejsca samorządu w systemie politycznym Polski i jego reprezentacji na szczeblu centralnym. Jeżeli pomysł przekształcenia Senatu w izbę samorządowo-parlamentarną (gdzie zasiadać mieliby zarówno samorządowcy jak i senatorowie wybrani przez obywateli) nie jest zabiegiem bardzo skomplikowanym (wystarczyłaby tylko nowela samorządowych ustaw ustrojowych), to transformacja Senatu w izbę samorządową (gdzie zasiadać mieliby tylko i wyłącznie przedstawiciele jednostek samorządu terytorialnego, samorządu zawodowego i gospodarczego) wymagałaby już zmiany Konstytucji RP, a do takiej zmiany wymagane jest poparcie 2/3 posłów i ponad połowa głosów w Senacie. Przyjmując 26 J. Ciemniewski, Dwuizbowość w systemie konstytucyjnym III Rzeczypospolitej, „Przegląd Sejmowy” 2010, nr 5, s. 55.

[156]

refleksje


Zasada incompatibilitas w samorządowym prawie ustrojowym...

tylko rozkład poparcia dla takiego rozwiązania w izbie niższej można stwierdzić, że realizacja takiego projektu jest mało realna27. Jedynym ugrupowaniem nie wypowiadającym się wprost negatywnie o pomyśle ludowców jest Platforma Obywatelska (208 posłów). Obecnie wydaje się więc, że jedynym możliwym scenariuszem jest wyłącznie zniesienie ustawowego zakazu łączenia funkcji w samorządzie i w parlamencie, ale problem ten wymaga dalszej obserwacji rzeczywistości politycznej. Rozwiązaniem pośrednim, którego celem będzie w ostateczności przekształcenie Senatu w izbę samorządową, może być bez wątpienia inicjatywa prezydenta Dutkiewicza. Wymaga to jednak dalszej analizy procesu.

Summary The problem of Senate as a self-government chamber and self-government person – parliament deputy relations were shown in the political history of the Polish Third Republic many times. In 2001, when self-government laws were introduced into the political system of selfgovernment, there was an institution of incompatibilitas (incompatibility of self-governmental and parliamentarian seats). It influenced the subsequent public debate about the role of Senate and the emerging plans to transform it into a self-government chamber. Nota o autorze Marcin Łukaszewski [marcin.lukaszewski@amu.edu.pl] – doktorant w Zakładzie Systemów Politycznych na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zainteresowania naukowe koncentrują się wokół problematyki systemów politycznych małych państw ze szczególnym uwzględnieniem ustrojów politycznych european microstates.

27 Przeciwko propozycjom PSL występują otwarcie Sojusz Lewicy Demokratycznej (45 posłów), Prawo i Sprawiedliwość (147 posłów). Raczej negatywnie nastawione jest nowe ugrupowanie – Polska Jest Najważniejsza (15 posłów). Zob. szerzej: Pawlak chce samorządowców w Senacie, http://www.wprost24.pl/ar/2 26124/Pawlak-chce-samorzadowcow-w-Senacie/, 20.06.2011 r.; Aktualne kluby i koła Sejmu RP VI kadencji (stan na 29-06-2011) , http://www.sejm.gov.pl/poslowie/kluby/ kluby_kola.htm, 30.06.2011 r.

nr 4, jesień-zima 2011

[157]



E-voting jako Krzysztof Duda Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

E-voting jako forma demokracji bezpośredniej. Dotychczasowe doświadczenia i ich konsekwencje

Problemy definicyjne literaturze prawniczej i politologicznej termin demokracja bezpośrednia ma wiele konotacji. Wspólną cechą większości z nich jest osobisty udział członków zbiorowego podmiotu – suwerena (obywateli państwa – miasta, narodu, ludu) w wypełnianiu różnych funkcji publicznych. Istotą demokracji bezpośredniej jest to, iż osoby uprawnione mogą bezpośrednio inicjować lub decydować, w drodze głosowania, o ważnych sprawach dotyczących danego państwa czy społeczeństwa1. Dla poczynionych tu rozważań istotne wydaje się pytanie, czy głosowanie wspomagane elektronicznie, a ściślej rzecz ujmując – głosowanie przez Internet – istotnie wpłynęło na wzrost frekwencji wyborczej, a także w jaki sposób następuje implementacja e-votingu na świecie? W polityce, także pod wpływem procesów globalizacji, coraz większą rolę odgrywają, obok państw narodowych, inne podmioty – korporacje transnarodowe, organizacje pozarządowe, ruchy społeczne czy wspólnoty etniczne i religijne. Przeobrażeniu ulega współczesne wyobrażenie dotyczące funkcjonowania państwa – część kompetencji władczych przenoszonych zostaje „w górę” – w stronę instytucji międzynarodowych, część w dół – w stronę społeczności lokalnych2. Następuje kryzys demokracji – tradycyjne ugrupowania polityczne są osłabiane przez tendencje globalne, wzrasta sceptycyzm elektoratu w stosunku do polityków. Nadzieją stają się nowoczesne technologie3.

W

1 S. Grabowska, Formy demokracji bezpośredniej w wybranych państwach europejskich, Rzeszów 2009, s. 9. 2 M. Marczewska-Rytko, Idea demokracji bezpośredniej od okresu antycznego do czasów Internetu i globalizacji, [w:] Demokracja bezpośrednia. Wymiar globalny i lokalny, red. M. Marczewska-Rytko, A. K. Piasecki, Lublin 2010, s. 23. 3 M. Marczewska-Rytko, Demokracja elektroniczna jako próba urzeczywistnienia idei greckiej agory, [w:] Społeczeństwo informacyjne: wizja czy rzeczywistość? t. 2.,

nr 4, jesień-zima 2011

[159]


Krzysztof Duda

Pomagają one w informowaniu obywateli i ułatwiają im partycypację polityczną4. Ale czy na pewno? Wraz z pojęciem demokracji elektronicznej równolegle używa się takich pojęć jak teledemokracja, demokracja cyfrowa czy cyberdemokracja. Na poziomie semantycznym proponowane są też nowe pojęcia: wirtualna demokracja, elektroniczna republika czy e-demokracja5. Niezależnie od przyjętej perspektywy i zakresu samego pojęcia, wspólna dla tych koncepcji jest wiara, że rozmaite funkcje nowych technologii – interaktywność, szybszy tryb przekazywania informacji, możliwość komunikacji zwrotnej – mogą pozytywnie oddziaływać na mechanizmy demokratyczne. Zwolennicy demokratyzacji elektronicznej chcą tworzyć nowe i alternatywne (względem środków masowego przekazu) kanały informacji i komunikacji między społecznościami a jej reprezentantami6. E-demokrację można zdefiniować jako zastosowanie technologii informacyjno-telekomunikacyjnych dla zwiększenia uczestnictwa obywateli w procesach demokratycznych, zarówno w ujęciu ilościowym, jak i w formie realnego wpływu wywieranego przez jednostki na funkcjonowanie instytucji publicznych7. Podstawowym medium, które może zostać wykorzystane w tym względzie jest Internet. W definicji Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) przyjmuje się trzy poziomy e-demokracji8: informowania, konsultowania oraz aktywnego uczestnictwa w życiu politycznym. Co więcej, e-demokracja to działania dwojakiego rodzaju – odgórne, do których zalicza się inicjatywy rządu, władz lokalnych – oraz oddolne, czyli inicjatywy podejmowane przez obywateli czy organizacje społeczne. Wartymi uwagi przykładami konsultowania się władz z obywatelami są Islandia i Wielka Brytania. W pierwszym z wymienionych państw, po kryzysie gospodarczym, od 2009 r. trwają prace nad uchwaleniem nowej konstytucji. W ich toku obywatele mieli możliwość składania własnych propozycji, między innymi przez specjalnie do tego celu stworzoną stronę internetową oraz portale społecznościored. L. H. Haber, Kraków 2004, s. 137 i nast. 4 R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Kraków 1995, s. 467. 5 D. Grodzka, E-demokracja, „Infos” 2009, nr 14 (61), s. 1. 6 M. Nowina-Konopka, Społeczeństwo informacyjne a teorie demokracji, [w:] Społeczeństwo informacyjne: istota, rozwój, wyzwania, red. T. Białobłocki, J. Moroz, M. Nowina-Konopka, L. W. Zacher, Warszawa 2006, s. 93. 7 Szerzej: M. Marczewska-Rytko, Idea…, op. cit., s. 25. 8 D. Grodzka, E-demokracja..., op. cit., s. 2.

[160]

refleksje


E-voting jako forma demokracji bezpośredniej. Dotychczasowe doświadczenia...

we, do 25-osobowej komisji, która formalnie tworzyła ten akt. Od kilku lat próbuje się także wdrożyć system konsultowania aktów prawnych w brytyjskim parlamencie. W tym celu uruchomiono specjalne forum, na którym użytkownicy mogą zgłaszać swoje uwagi związane z pracami wybranych komisji parlamentu. Z pojęciem e-demokracji bezpośrednio związane jest pojęcie e-votingu, które m.in. dotyczy głosowania za pomocą maszyny elektronicznej w lokalu wyborczym, ale także głosowania w specjalnych kioskach internetowych umieszczonych w różnych miejscach publicznych, przy użyciu telefonu komórkowego (z wykorzystaniem wiadomości SMS) lub komputera podłączonego do Internetu, a także elektronicznej inicjatywy ustawodawczej. Wybory elektroniczne to pojęcie obejmujące szeroki zakres zastosowań technik informatycznych w referendach oraz wyborach powszechnych, zakłada bowiem9: elektroniczną wizualizację wyników wyborów – systemy komputerowe pełnią rolę pomocniczą przy ich prezentacji; głosowanie wspomagane elektronicznie – systemy komputerowe są głównym narzędziem służącym do przyjmowania i zliczania głosów – głosy są oddawane przez wyborców osobiście w lokalach wyborczych na dedykowanych komputerach (tzw. voting machines); oraz głosowanie przez Internet – głosy są oddawane zdalnie z dowolnej lokalizacji za pomocą Internetu a ich przyjmowaniem i zliczaniem zajmuje się centralny komputerowy system wyborczy. Ostatnia metoda znana jest też jako i-voting10. Jak podkreślają badacze tego zagadnienia, wybory elektroniczne mają wpłynąć pozytywnie na frekwencję wyborczą. Organizowane są nawet kampanie na rzecz e-votingu. Jednocześnie zwraca się uwagę na problemy związane z zabezpieczeniem procedury głosowania elektronicznego11. Do zalet głosowania przez Internet można zaliczyć: niskie koszty organizacji wyborów i referendów (druk, funkcjonowanie komisji wyborczych); niski koszt uczestnictwa obywatela; brak potrzeby ograniczania formy pytań i objaśnień do nich; umożliwienie głosowania osobom znajdujących się poza miejscem zameldowania, co szczególnie 9 S. Koczubiej, E-głosowanie jako element demokracji w społeczeństwie informacyjnym, „Problemy Humanistyki”, 2003/2004, nr 8/9, s. 261-273. 10 M. Musiał-Karg, Demokracja bezpośrednia w Szwajcarii. Wykorzystanie ICT w procedurach głosowania, [w:] Demokracja bezpośrednia. Wymiar globalny i lokalny, red. M. Marczewska-Rytko, A. K. Piasecki, Lublin 2010, s. 51. 11 M. Marczewska-Rytko, Idea…, op. cit., s. 27.

nr 4, jesień-zima 2011

[161]


Krzysztof Duda

ważne jest w obecnych czasach przy dużej ruchliwości społeczeństwa; uniemożliwienie nieprawidłowości wyborczych (przy dobrym zabezpieczeniu). Wadami tego rodzaju rozwiązania mogą być: problem zapewnienia bezpieczeństwa (legalności) głosowania; utrzymanie stabilności systemu; konieczność identyfikacji wyborcy, potwierdzenia tożsamości osoby uprawnionej do głosowania; zapewnienie anonimowości (tajności). Mirosław Kutyłowski zwraca uwagę na problem weryfikowalności, czyli możliwości niezależnego sprawdzenia, czy wynik wyborów odpowiada głosom złożonym przez wyborców. Może to być weryfikowalność lokalna – wyborca ma możliwość sprawdzenia, czy oddany przez niego głos został uwzględniony podczas obliczania wyniku wyborów albo weryfikowalność globalna – dowolny obserwator ma możliwość sprawdzenia, czy zawartość urn wyborczych po oddaniu głosów odpowiada podanym wynikom wyborów12. Możliwe jest również wykorzystanie dużo prostszych metod realizacji czynnego prawa wyborczego. Są to działania mniej kosztowne niż platformy głosowania przez Internet, jednocześnie mniej bezpieczne. Należą do nich: – głosowanie drogą pocztową – metoda ta polega na dostarczeniu karty przed wyborami osobie deklarującej chęć głosowania. Obok zalet takich jak prostota rozwiązania, niskie koszty, listowne głosowanie, wspomnieć należy o kilku istotnych wadach – możliwości sprzedaży głosów, przekazania niewypełnionych kopert wyborczych kupującemu bądź wypełnienia ich pod nadzorem kupującego, niszczeniu kopert wyborczych na poczcie oraz wysokich kosztów przesłania głosów pocztą; – głosowanie za pośrednictwem pełnomocnika – nie są wymagane dodatkowe umiejętności, jak w przypadku głosowania przez Internet. Przy takim rozwiązaniu nie jest możliwa jednak pełna weryfikacja tego, czy głos został oddany na osobę wskazaną przez głosującego13. Wykorzystanie w praktyce Wybory wspomagane elektronicznie ­– przy pomocy komputerów z ekranem dotykowym – wdrożone zostały między innymi w USA, Brazylii i Belgii, przez Internet natomiast w Estonii. Trwają prace nad implementacją systemu i-votingu w Szwajcarii14. M. Kutyłowski, E-voting: głosowanie elektroniczne, „Infos” nr 10 (57), s. 2. Ibidem, s. 3. 14 Stanowisko Stowarzyszenia Internet Society Poland w sprawie głosowania 12 13

[162]

refleksje


E-voting jako forma demokracji bezpośredniej. Dotychczasowe doświadczenia...

Po raz pierwszy system głosowania elektronicznego został wykorzystany w 2000 r. podczas wyborów w Arizonie – obywatele głosowali za pomocą strony internetowej, a każdy oddany w ten sposób głos był zaszyfrowany i opatrzony cyfrowym podpisem. Także w Belgii – w czerwcu 2004 r. – około 44% wyborców oddało swoje głosy za pośrednictwem systemu elektronicznego, w specjalnie przygotowanych do tego lokalach wyborczych wyposażonych w czytniki elektronicznych kart oraz ekran dotykowy. W Wielkiej Brytanii w 2002 r. na poziomie lokalnym głosowanie drogą elektroniczną było możliwe w dwóch obwodach wyborczych w Liverpoolu oraz w trzech w Scheffield. Jednocześnie możliwe było głosowanie w tradycyjny sposób15. System przyjęty w Estonii polega z kolei na przesłaniu podwójnie zaszyfrowanego głosu. Weryfikacja wyborcy odbywa się za pomocą podpisu elektronicznego, którym wyborca musi opatrzyć kryptogram. Tryb deszyfrowania jest na tyle złożony, że żaden uczestnik procesu dekodowania nie widzi jednocześnie podpisanych kryptogramów i odpowiadających im głosów. System estoński zabezpiecza przed sprzedażą głosów i wymuszeniami poprzez możliwość odwołania głosu złożonego elektronicznie16. Tożsamość potwierdzić można poprzez tzw. podpis elektroniczny – choć ten jest wciąż rzadkością – lub system elektronicznego dowodu osobistego (e-ID), co wykorzystane zostało w Estonii podczas wyborów lokalnych w Tallinie w 2005 r. Tę formę głosowania wybrało wówczas 1,84% głosujących. Co więcej, szacuje się, że ok. 80% obywateli Estonii posiada tego typu dokument. Do identyfikacji potrzebny był również czytnik dowodu (koszt takiego urządzenia to ok. 7 euro). W kolejnych wyborach – parlamentarnych w 2007 r. – elektronicznie zagłosowało już 5,5% wyborców. W następnych – do Parlamentu Europejskiego w 2007 r. przez Internet oddano 14,7% głosów, a w 2011 r., w wyborach parlamentarnych – 24,3% spośród głosujących wybrało drogę internetową. Wybory elektroniczne organizuje się na 6 do 4 dni przed właściwym terminem głosowania. Oddawać można kilka głosów, z tym, że ważnym jest zawsze ostatni. Oddanie głosu w sposób tradycyjny unieważniało ten oddany przez Internet.

elektronicznego, http://www.isoc.org.pl/files/isoc_stanowisko_wybory_20070110. pdf, 12.08.2011 r. 15 M. Musiał-Karg, Demokracja…, op. cit., s. 52. 16 M. Kutyłowski, E-voting..., op. cit., s. 2.

nr 4, jesień-zima 2011

[163]


Krzysztof Duda

W Szwajcarii od 1994 r. istnieje możliwość oddawania głosów drogą pocztową, choć w niektórych kantonach jest to możliwe już od 1978 r. Podstawę prawną stanowi tu ustawa federalna o prawach politycznych z dnia 17 grudnia 1976 r. Na jej podstawie Rada Federalna może w porozumieniu z kantonami lub gminami dopuścić testowanie elektronicznego sposobu oddawania głosów. Szczegółowe przepisy określa natomiast rozporządzenie o prawach politycznych z 24 maja 1978 r., które w brzmieniu z 1 stycznia 2008 r. stanowi, że kanton musi zapewnić m.in. jeden głos, jednej osobie uprawionej do głosowania, tajność głosowania oraz wykluczenie możliwości przechwytywania i zmiany głosów. Dodatkowo zezwolenie udzielane jest po udowodnieniu przez kanton możliwości technicznych i finansowych na zorganizowanie takiego głosowania17. Obecnie w Szwajcarii opracowywane są metody głosowania elektronicznego dla całego kraju, natomiast w pilotażowym programie uczestniczą trzy kantony – Genewa, Neuchâtel oraz Zurych. System został sprawdzony po raz pierwszy podczas wyborów na Uniwersytecie w Zurychu w 2004 r., gdzie uprawnionych do głosowania było ok. 24 tys. osób. W październiku 2005 r. w gminie Bülach przeprowadzono pierwsze wiążące głosowanie na poziomie lokalnym. Możliwe było oddawanie głosów drogą korespondencyjną, elektroniczną oraz tradycyjną. W głosowaniu uczestniczyło 3 823 uprawnionych, co przełożyło się na frekwencję 41,5%. 1 461 głosów oddano przez Internet, natomiast 455 za pomocą telefonu komórkowego18. Obecnie głosowanie przez Internet w referendach dla osób mieszkających za granicą możliwe jest w 12 kantonach19. W wyborach parlamentarnych w 2011 r. wszystkie osoby z kantonów: Bazyela-Miasto, Aargau, St. Gallen oraz Graubünden mogły oddać swój głos przez specjalnie stworzony system. Docelowo w 2015 r. w Szwajcarii wszystkie kantony będą posiadały system e-votingu20. Szwajcaria będzie więc

17 I. Wróbel, Szwajcarskie doświadczenia w głosowaniu przez Internet na przykładzie kantonu Zurych – wnioski dla Polski, http://www.bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/ docmetadata?id=34345&from=&dirids=1&ver_id=&lp=1&QI=3D5E0A7FE21CDCCB96474A99A7AFE220-2, 12.08.2011 r. 18 M. Musiał-Karg, Demokracja…, op. cit., s. 55. 19 � S. Fenazzi, Der langsame Vormarsch des E-Voting, http://www.swissinfo.ch/ger/Politik/Fuenfte_Schweiz/Der_langsame_Vormarsch_des_E-Voting. html?cid=28665726, 26.08.2011 r. 20 � Via Internet an die Wahlurnen am 23. Oktober 2011, http://www.ch.ch/abstimmungen_und_wahlen/ 02186/02191/02334/index.html?lang=de, 26.08.2011 r.

[164]

refleksje


E-voting jako forma demokracji bezpośredniej. Dotychczasowe doświadczenia...

drugim na świecie krajem, po Estonii, w którym zorganizowane zostaną wybory przez Internet. Konsekwencje Zwolennicy wykorzystania mediów na skalę masową podkreślają, iż nowe technologie umożliwiają zdecentralizowanie i swobodę w komunikowaniu się wielkich mas ludzi. Według zwolenników prezentowanej wizji świata stoimy w obliczu ery demokracji elektronicznej, która stanowi wyraz nowego sposobu porozumiewania się z obywatelami21. Ted Becker, zajmujący się badaniem zjawiska teledemokracji, definiuje je jako dwustronny proces komunikacji politycznej, który pozwala wpływać na edukację wyborców, rejestrować głosy opinii publicznej oraz głosować w sposób bezpośredni22. Istotne, zwłaszcza dla marketingu politycznego, jest to że nowe technologie umożliwiają przekroczenie dotychczasowych limitów w przekazywaniu informacji, tak czasowych, jak i ilościowych. Umożliwiają one także bezpośredni kontakt wyborcy z kandydatem lub partią, zwłaszcza w okresie między kampaniami wyborczymi23. Badacze podkreślają ponadto znaczenie rozwiązań technologicznych dla odnowy systemu demokratycznego. Obywatele mają możliwość porozumiewania się i wymiany informacji na skalę masową. Władysław Kulesza i Piotr Winczorek sugerują, że dzięki nowym technologiom możliwe staje się zbadanie w sposób masowy opinii publicznej24. Zanim jednak nastąpi całkowita implementacja systemu głosowania internetowego należy szczegółowo zapoznać się z problemami, które „trapiły” i „trapią” systemy e-votingu. Kwestią sporną jest nadal możliwość manipulacji maszynami wyborczymi. Dla przykładu w Belgii jedna z kandydatek otrzymała ok. 4 tys. głosów nieoddanych przez wyborców. W Irlandii udowodniono brak tajności głosowania, a w USA, w Arizonie w 2004 r. komputer zliczający oddane głosy zgu21 C. Leggewie, Internauci czyli: dobrze poinformowani obywatel w społeczeństwie współczesnym, „Transit. Przegląd Europejski” 1998, nr 4, za: M. Marczewska-Rytko, Demokracja bezpośrednia w teorii i praktyce politycznej, Lublin 2001, s. 178. 22 � T. Becker, Teledemocracy: Bringing Power Back to People, „The Futurist” 1981, za: Ibidem, s. 179. 23 E. Pietrzyk-Zieniewicz, Polityka w Internecie – populizm jako konsekwencja zaburzeń dialogu, [w:] Demokracja a nowe środki komunikacji społecznej, red. J. Adamowski, Warszawa 2004, s. 26. 24 W. T. Kulesza, P. Winczorek, Demokracja u schyłku XX wieku, Warszawa 1992, s. 43.

nr 4, jesień-zima 2011

[165]


Krzysztof Duda

bił ich aż ponad 4 tys. Do annałów przeszła już historia związana z zastosowaniem dziurkowanych kart w czasie amerykańskich wyborów prezydenckich w roku 2000. Wówczas to nieprawidłowo opracowany system kodowania danych, w połączeniu z typowym dla perforowanych papierowych nośników danych problemem pozostających w otworach resztek, doprowadził do skandalu i potrzeby ponownego, ręcznego sprawdzenia wszystkich kart w stanie Floryda. Problemem jest także możliwe ujawnienie się tendencji populistycznych25. W sytuacji odrzucenia procedur tejże demokracji ich znaczenie mogłoby niewspółmiernie wzrosnąć. Nowoczesne technologie wydają się pomocne w procesie poszerzania partycypacji oraz usprawniania dyskusji nad kwestiami publicystycznymi. Claus Leggewie stawia tezę, iż nowe media wpływają na zacieśnienie więzi lokalnych. Mogą one w przyszłości stworzyć system komunikacji globalnej26. E-voting może spowodować również większe skupienie się na kampanii w Internecie. Bardzo prawdopodobne, że w przyszłości możliwe stanie się nawiązanie i podtrzymanie więzi emocjonalnych między kandydatem czy partią a wyborcami bowiem za pośrednictwem dobrze zredagowanej strony internauta może stać się uczestnikiem dialogu, a nie jedynie przedmiotem perswazji27. *** Jak zauważa Maria Marczewska-Rytko, w pracach wielu badaczy pojawia się pytanie: czy dwustuletni okres demokracji pośredniej stanowi pomost między demokracją ateńskiej polis a elektroniczną demokracją przyszłości?28 Czy dzięki wykorzystaniu nowoczesnych technologii możliwe stanie się ponowne uczestnictwo obywateli we wszystkich głosowaniach, podobnie jak miało to miejsce na zebraniach town meeting w USA czy w szwajcarskich Landsgemeinde? Pamiętać należy, że celem wprowadzania głosowania elektronicznego nie jest zastąpienie tradycyjnych sposobów głosowania. Nowe formy uczestnictwa w procedurach wyborczych mają stanowić kolejną, dodatkową możliwość udziału w głosowaniu, ułatwiającą partycypację tym, którzy dotąd z różnych przyczyn nie oddawali głosu 25 � Por. N. B. Freeman, Populism+Telecommunications=Global Democracy, „��� National Review”, 15 września 1993 r., s. 50-51. 26 M. Marczewska-Rytko, Demokracja bezpośrednia…, op. cit., s. 191. 27 E. Pietrzyk-Zieniewicz, Polityka..., op. cit., s. 27. 28 W. J. Burszta, Internetowe polis, „Przegląd Polski”, 5 kwietnia 2002, za: M. Marczewska-Rytko, Idea…, op. cit., s. 25.

[166]

refleksje


E-voting jako forma demokracji bezpośredniej. Dotychczasowe doświadczenia...

w wyborach czy referendach29. Pojęcie demokratyzacji elektronicznej nie ustanawia bezpośredniej formy demokracji, ale zmierza do ulepszenia demokracji reprezentacyjnej30. Jak na razie nie przeprowadzono jednak żadnych badań na temat tego, jak głosowanie elektroniczne może wpłynąć na wyborczą frekwencję. Wnioski możemy wyciągnąć jedynie z dotychczasowych, jednostkowych działań. Wokół tej formy wciąż jednak pojawia się mnóstwo kontrowersji. Dotychczasowe doświadczenia wskazują bowiem, że do kwestii e-votingu należy podchodzić z dystansem, nadto zaś z należytą ostrożnością i rozwagą.

Summary This article is going to point main advantages and disadvantages of e-voting. That form of voting could be a turning point in modern democracy. It can avoid many concerns and problems – there are some certain examples attached. It’s our choice to try e-votig but it’ is essencial to know all pros and cons. Nota o autorze Krzysztof Duda [kduda@poczta.fm] – student II roku politologii studiów II stopnia na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego zainteresowania naukowe koncentrują się wokół problematyki ustrojów politycznych oraz marketingu politycznego.

29 30

M. Musiał-Karg, Demokracja…, op. cit., s. 57. M. Nowina-Konopka, Społeczeństwo…, op. cit., s. 92.

nr 4, jesień-zima 2011

[167]



Dla autorów Dla autorów

R

są pismem naukowym studentów i doktorantów Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jedynym kryterium oceny tekstów nadsyłanych do publikacji jest ich wartość merytoryczna w kontekście tematów przewodnich danego numeru pisma. Informacje na temat obszarów tematycznych kolejnych numerów znajdują się na stronie internetowej http://refleksje.edu.pl. Jesteśmy otwarci na różnorodne formy publikacji: artykuły naukowe, eseje, recenzje książek, wywiady, relacje z wydarzeń naukowych oraz tłumaczenia. efleksje

1. 2.

3.

4. 5.

Podstawowe wymogi redakcyjne Teksty przyjmujemy wyłącznie w formie elektronicznej, w formacie Microsoft Word 2003 (DOC) lub OpenOffice (ODT). Należy je kierować na adres e-mail: refleksje@refleksje.edu.pl. Objętość artykułu naukowego, eseju lub tłumaczenia (wraz z notą o autorze, streszczeniem oraz bibliografią) nie powinna przekraczać 15 stron znormalizowanego maszynopisu (1800 znaków na stronie). Objętość recenzji i relacji nie powinna przekraczać 5 stron znormalizowanego maszynopisu. W przypadku tłumaczeń konieczne jest przedstawienie zgody autora tekstu oryginalnego na dokonanie przekładu oraz na jego publikację. Do tłumaczenia należy załączyć również tekst oryginalny z pełną informacją bibliograficzną. W przypadku wywiadu należy przedstawić informację o autoryzacji tekstu. Przypisy powinny znajdować się na dole strony. Pozycje bibliograficzne powinny być sporządzone według następującego wzoru: • inicjał(-y) imienia, nazwisko autora(-ów), tytuł pracy, miejsce i rok wydania, stronę(-y),

nr 4, jesień-zima 2011

[169]


Dla autorów

• w przypadku czasopism należy podać: tytuł, rok, numer, stronę (-y). 6. Do każdego tekstu należy załączyć następujące informacje: • pełne imię i nazwisko, • stopień lub tytuł naukowy, • reprezentowaną instytucję naukową, • adres zamieszkania wraz z numerem telefonu i adresem e-mail, • notę biograficzną (maks. 500 znaków), • w przypadku artykułu naukowego lub eseju: streszczenie w języku polskim i angielskim (maks. 800 znaków każde). Pełne wymagania redakcyjne znajdują się na stronie internetowej http://refleksje.edu.pl. Teksty niespełniające wymogów technicznych będą odsyłane autorom z prośbą o dokonanie poprawek. Zapraszamy do współpracy!

[170]

refleksje



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.