

Pamiętam, gdy wymyślaliśmy nazwę dla pierwszego numeru gazety dla dzieci i młodzieży. Za wszelką cenę pragnęliśmy uniknąć banału. Nazwa musiała spełniać kilka warunków: musiała być oryginalna, wyrazista, musiała nawiązywać do Walii i Polski oraz łączyć ze sobą nasze dwa kraje, musiała zapadać w pamięć i zaskakiwać. I tak pewnego letniego wieczoru narodziły się „Dzieci dwóch smoków sami musicie przyznać, że nazwa jest genialna. I niejeden złodziejaszek własności intelektualnej ostrzył na nią swoje przebiegłe ząbki.
Nazwa jednak została przy nas i piszące do gazety dzieciaki dumnie noszą miano „Dzieci dwóch smoków”.
„Dzieci dwóch smoków” są doskonałym przykładem na to, że świat legend i mitów jest wciąż żywy i zaskakuje. Pamiętam z dzieciństwa serial „Wakacje z duchami”, który czarował letnim klimatem, zagadkami, tajemnicą i przygodą. Bo lato i wakacje to przygoda. Jesteśmy szczęściarzami. Mieszkamy i pochodzimy z krajów bogatych w folklor. W Polsce każdy region ma niesamowitą ilość podań i tajemnic do zgłębienia. Lokalne muzea, opowieści naszych babć i dziadków są doskonałym planem na wakacje. Jeśli zostajecie w Walii macie jeszcze szersze pole do
popisu. Może właśnie to jest pomysł na spędzenie tegorocznego lata? Da to nam i naszym dzieciom szansę na zgłębienie lokalnej historii, lepsze poznanie swoich korzeni i miejsca, w którym mieszkamy na co dzień i z którego pochodzimy.
O tym jak wielką mamy potrzebę znalezienia własnych korzeni świadczą chociażby coraz popularniejsze w ostatnim czasie zbiory legend i mitów słowiańskich, bestiariusze, książki fantasy. Każdy chce zabłysnąć słowiańszczyzną chociażby tą najbardziej kiczowatą i festynową. Pokochaliśmy ludowe wzory, nie wstydzimy się kolorowych, babcinych chust.
To wszystko mamy w Polsce. Brakuje nam jednak takiego zakotwiczenia tu, w Walii. A punktów stycznych jest więcej niż nam się wydaje. Oddajemy wam w ręce kolejny numer Dialog Magazine, tym razem w letniej turystyczhistoryczno-artystycznej formie. Mamy nadzieję, że czytanie zamieszczonych w nim tekstów sprawi wam tyle radości, co nam ich pisanie. Zgłębiajcie zatem walijskie bezdroża i świat magicznych walijskich legend.
Paulina Czubatka
Grafika Paulina Czubatka
Redaktor Naczelny: Agnieszka Raduj- Turko; Redaktor Wydania: Paulina Czubatka; Wydawca: Stowarzyszenie Dziennikarzy i Pisarzy Polskich w Walii „Dialog”. Redakcja: Olga Andersohn-Muszyńska, Olimpia Bork, Paulina Czubatka, Wojciech Czubatka, Agnieszka Raduj-Turko. Redakcja, skład i łamanie: Paulina Czubatka Korekta: Redakcja i przyjaciele. Zdjęcia: archiwum redakcji.
Walia to niezaprzeczalnie jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Idealna na wakacje – o ile nie pada. A pada często i rzęsiście, gęsto, rzadko, ulewnie. Często mży i siąpi. Jednak nawet wtedy jest piękna i klimatyczna. Nie musimy mieć zapasów pieniędzy na koncie by spędzić czas miło, lekko i przyjemnie, by eksplorować, poznawać zakamarki, obcować ze sztuką, historią i przyrodą. Wszystko to jest na wyciągnięcie ręki.
Czy w Walii znajdziemy darmowe atrakcje? Oczywiście! Ośmielę się nawet o stwierdzenie, że większość najwspanialszych atrakcji Walii jest darmowa. Wszystko zależy jednak od tego czego szukamy.
Obcowanie z naturą i przemierzanie szlaków – czyli najlepsza rozrywka- jest bezpłatna. Walia to raj dla piechurów. Księgarnie, lokalne sklepy z pamiątkami i charity shops pełne są przewodników. Bogactwo szlaków jest wielkie: od Półwyspu Gower, przez liczne doliny, góry Brecon Beacons, wyżyny Carmarthenshire, cieniste wodospady i inne niezmierzone walijskie ostępy.
Zamki i muzea
Wszystkie narodowe muzea w Walii są darmowe. W południowej Walii mamy ich kilka. Są doskonałym miejscem, gdzie można zaszyć się na wiele godzin i zgłębiać ich tajemnice. Są idealne na deszczowe popołudnia. Większość naszych muzeów w czasie wakacji organizuje darmowe atrakcje dla dzieciaków i rodziców.
National Waterfront Museum proponuje nam kilka form spędzania czasu. Wszystkie są darmowe! W ekspozycji stałej historia walijskiego przemysłu wydobywczego, wynalazki i nowinki, a dla wielbicieli statków wystawa marynistyczna przeogromnych modeli statków.
Swansea Museum - W muzeum znajdują się ekspozycje o historii Swansea, dział historii naturalnej, wystawy czasowe, odkrycia archeologiczne i ceramika. Fascynująca jest również sala z eksponatami z epoki wiktoriańskiej.
Swansea Egypt Centre czyli coś dla fanów starożytnego Egiptu! Niezbyt duże, ale jakże interesujące muzeum położone przy Uniwersytecie Swansea. Mnóstwo ciekawostek i gier nie tylko dla dzieci.
Cardiff Museum - jeśli macie ochotę na wycieczkę do stolicy Cardiff to koniecznie zaplanujcie dzień w muzeum. Dział historii naturalnej zachwyci każde dziecko. W galerii sztuki znajdziecie obrazy Pabla Picasso, Vincenta Van Gogh’a czy Paula
Cezanne’a. I przede wszystkim dinozaury! A w tym dinozaura odkrytego na terenie Walii! Obowiązkowe miejsce na liście dla przyszłych paleontologów. Carmarthen Museum kolejne darmowe muzeum otoczone uroczym parkiem. Położone na obrzeżach Carmarthen. Wiadomo, że jak mówimy o Walii to kojarzymy z nią owce. A jak owce to i wełna! W National Wool Museum znajdziecie wszystko co z nią związane. Możecie zobaczyć maszyny i wełniane wyroby. Warto sprawdzić, jak wyglądały walijskie tradycyjne stroje i dowiedzieć się czym jest shawl. W południowej Walii mamy również wspaniały skansen St Fagans National Museum of History. Świetne miejsce, aby spędzić dzień z dzieciakami. Rozmaite domy i domki, do których można wejść i zobaczyć, jak wyglądało życie Walijczyków. Place zabaw i vintydżowe
sklepiki ze słodyczami będą super atrakcją. Wiecie, że w Walii przypada największa ilość zamków na jednego mieszkańca? Jest ich aż 427 i nie sposób na jakiś nie trafić. W naszej okolicy mamy klika zamków, które możemy zobaczyć za darmo. Llansteffan Castle, Swansea Castle, Dryslwyn Castle w Llandeilo, Pennard Castle. Świetnym pomysłem jest zainwestowanie w członkostwo w Cadw, które daje wam dostęp do czterdziestu czterech zamków i klasztorów w całej Wali i 10% zniżki w przyzamkowych sklepikach. Membership dla rodziny: dwoje dorosłych plus dzieci to koszt około 90 funtów na cały rok, przy czym płatność można rozłożyć na raty. Na stronie znajduje się mapa wszystkich zamków i klasztorów zarządzanych przez Cadw. Warto sprawdzać stronę na bieżąco, bo Cadw często organizuje dni otwarte.
Lasy, plaże i parki
„
Czy w Walii znajdziemy darmowe atrakcje?
Oczywiście!
Ośmielę się nawet o stwierdzenie, że większość najwspanialszych
atrakcji Walii jest darmowa.”
Jedną z najlepszych form spędzania wspólnego czasu jest wyjście w teren. Nawet nie mając samochodu możemy spędzić czas na świeżym powietrzu. Rodzinny bilet autobusowy kosztuje 15 funtów, a autobus dowiezie nas w większość atrakcyjnych miejsc.
Parki
Brynmill i Singleton Park - dwa parki położone blisko Egypt Center w Swansea. W Brynmill Park znajdziemy plac zabaw, kiosk, w którym kupimy jedzenie dla ptaków i coś na ząb. Singleton Park jest większy, znajdziemy tam wiele ukrytych zakamarków. Warto zajrzeć do tamtejszego ogrodu botanicznego, gdzie w atrakcyjnych cenach można zakupić sadzonki roślin. Polecam wam również Clayne Gardens, ze świetnym widokiem na zatokę. Cwmdonkin park, Morriston park czy Llewelyn park.
Nieco dalej, bo u podnóży gór Brecon Beacons znajdziemy park Craig - y - Nos, który położony jest przy malowniczym pałacu należącym niegdyś do Adeliny Patti, i jest jednym z najbardziej nawiedzonych miejsc w Walii. Bardzo lubianym przez nasze dzieciaki jest oczywiście Margam Country Park, gdzie możecie odwiedzić mini farmę, wyjść na szlak, pospacerować czy po prostu zrobić sobie piknik. Wart uwagi jest również położony w Neath Gnoll Country Park.
W Llanelli możemy spacerować wzdłuż zatoki Millenium Costal Path albo zwiedzić muzeum i pokarmić wiewiórki w parku Howarda.
Plaże
Wiadomo, że najpiękniejsze plaże mamy na półwyspie Gower. Jedne z najlepszych dla dzieci to Caswell Bay, gdzie zaraz obok mamy niewielki las, przez który biegnie piękny szlak. Idealny dla dzieci, nawet dla maluchów w wieku trzech lat. Obowiązkowym punktem powinna być dla was Langland Bay. Plaża to grzebanie w piachu, budowanie zamków, poszukiwanie skarbów wyrzuconych przez ocean czy morskich stworzeń. Wizyta na plaży może być doskonałą okazją do lekcji ekologii. Możecie zbierać razem śmieci z plaży i pokazać dzieciom, że można łączyć przyjemne z pożytecznym. Inne lubiane przez nas plaże to Pembrey Country Park (płacimy tylko za parking i
mamy dostęp do kilku leśnych szlaków. Długiej na siedem mil i usianej wrakami statków plaży).
Plaża w Llansteffan, darmowy parking, zamek i szklaki spacerowe wokół wzgórza.
Jeśli lubicie leśne szlaki to koniecznie wybierzcie się na Keepers Walk w Brechfa Forest.
Nie zapomnijcie sprawdzić stron waszych lokalnych bibliotek i community centers. Warto również wybrać się w pobliskie góry. I nie musicie porywać się na Pen - y - Fan. Spróbujcie łatwiejszych ścieżek w zachodnich lub wschodnich Black Moutains. Wybierzcie krótsze, dostosowane do waszych możliwości trasy. Ubierzcie się odpowiednio i zapakujcie jedzenie. Jak mówią Skandynawowie: "Nie ma złej pogody. Jest złe ubranie."
Wszystkie te atrakcje są dla was na wyciągnięcie ręki. Wystarczy zapakować prowiant, odpowiednio się ubrać i ruszać przed siebie.
Możecie tanio i spektakularnie spędzić czas z dzieciakami. Nie są to wszystkie propozycje. Wystarczy rozbudzić ciekawość i zacząć eksplorować na własną rękę.
Miłego odkrywania!
Paulina Czubatka
Foto. Paulina Czubatka
Północnej Walii. Liczy 700 metrów i jest najdłuższym molo w Walii. Zostało zbudowane w stylu wiktoriańskim, w 1877 roku zastępując krótszy, drewniany pomost, który nie nadawał się do cumowania parowców.
Budowa obiektu kosztowała 30 tysięcy funtów (obecnie przeszło 3 miliony funtów). Pierwszym statkiem, który przybił do nowego molo w maju 1878 roku, był parowiec Książę Arthur. Molo w Llandudno stało się miejscem spacerów dla lokalnej ludności oraz turystów przebywających w nadmorskim kurorcie. Na początku XX wieku molo zostało poszerzone i wzmocnione ze względów bezpieczeństwa- nikt nie przewidział, że setki osób będą jednocześnie się po nim poruszać. Na przełomie dziesięcioleci
Molo w Llandudno było i jest miejscem z muzyką na żywo, kawiarniami, kolejkami górskimi dla dzieci i diabelskim młynem. Aż do czasów drugiej Wojny Światowej pobierana była opłata za wstęp na molo. Później płatna część rozrywkowa przeniosła się do Pawilonu u wejścia
Obecnie molo to atrakcja dla całej rodziny. Spacerując można podziwiać spektakularne widoki góry Great Orme, Morze Północne, długą plażę oraz zabytkowe kamieniczki na promenadzie. Uwaga na mewy!! Nie zauważycie nawet kiedy ukradną wasze frytki.
Jan Szwabinski
Fot Olimpia Bork, historypoints.org
Święta Dwynwen
Legendarna
Wokrutnych i ciężkich czasach
wczesnego średniowiecza, żyła Dwynwen. Była ona jedną z dwudziestu czterech córek króla Brychana Brycheinioga, władcy terenów dzisiejszego Brecon Beacons w Walii Południowej. Jej uroda olśniewała wszystkich, jednak serce pięknej Dwynwen należało tylko do jednego mężczyzny. Maelon Dafodrill był synem władcy graniczącego z Brecon królestwa. Młodzi zapałali do siebie wielką i szczerą miłością.
Pewnego dnia Maelon przybył do zamku króla Brychana. W wielkiej komnacie tańczył ogień w palenisku, Maelon uklęknął przed królem i poprosił o rękę jego córki. Brychan zaśmiał się złowieszczo:
- Spóźniłeś się królewiczu. Dwynwen obiecana została już innemu.
Na nic się zdały płacze i błagania. Brychan był nieugięty. Zrozpaczona Dwynwen wybiegła tak jak stała z zamku i popędziła do lasu. Błąkała się w samotności i rozpaczy przez wiele dni aż opadła bez sił na miękki mech. Zapadła w głęboki sen, w którym przyszedł do niej anioł.
- Cóż mam uczynić, żeby zapomnieć o ukochanym? Serce mi pęka z żalu, że nigdy nie będziemy razem.
Wypij ten eliksir- odpowiedział anioł- a wasza miłość odejdzie w zapomnienie.
Anioł zniknął a Dwynwen sięgnęła po buteleczkę i jednym duszkiem wypiła gorzką miksturę.
W tej samej chwili Maelon zamienił się w bryłę lodu. Dwynwen załkała jeszcze bardziej.
- Cóż ja nieszczęsna zrobiłam!!! Zabiłam jedynego ukochanego mężczyznę.
Księżniczka szlochała przez wiele dni, aż wreszcie przybył do niej ponownie anioł.
- Masz dobre serce moja księżniczko. Żal mi patrzeć na twoje cierpienie. Ofiaruję i spełnię dla Ciebie trzy życzenia.
Dwynwen natychmiast poprosiła o odczarowanie Maelona. Chłopak powrócił do życia. Następnie Anioł obiecał, że zaopiekuje się wszystkimi szczerze miłującymi się kochankami. Dwynwen poprosiła również o to, żeby nigdy nie wyjść za innego mężczyznę.
Księżniczka wróciła do zamku i w cieniu nocy spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, żeby wyruszyć w długą drogę. Przywdziała zakonną suknię i wymknęłą się z komnat. Wędrowała wiele dni i nocy modląc się gorliwie do Boga, aż pewnego dnia stanęła bosymi stopami na ciepłej i piaszczystej plaży. Za jej plecami kojąco szumiały sosny, w oddali widać było wysokie szczyty gór Dwynwen zamoczyła bolące stopy w morzu. - Tutaj zostanę na zawsze… Legenda o Dwynwen przetrwała setki lat. Miejscem do którego dotarła było Ynys Llanddwyn, mała pływowa wysepka u południowo zachodniego wybrzeża Anglesey. Do swej śmierci w 460 roku zajmowała się modlitwą, leczeniem i opieką nad potrzebującymi. Przyjeżdżali do niej chorzy na ciele i sercu. Po jej odejściu sława o uzdrawiającej mocy walijskiej pustelniczki rozniosła się w świat.
Na wyspie powstał kościółek jej imienia, którego ruiny można zobaczyć do dziś. W leczniczym źródełku pływała podobno magiczna ryba, która przepowiadała przyszłość zakochanym. Przez wieki Ynys Llanddwyn pozostało miejscem pielgrzymowania wiernych. Samą księżniczkę ogłoszono świętą a 25 stycznia celebruje się w Walii jako jej święto i dzień wszystkich zakochanych.
Olimpia Bork
Syreny, smoki, duszki domowe i błędnice. Kogo możemy zobaczyć umierając? Jakiego smoka się boimy i czy czarny kot w Walii również przynosi pecha? Kulturowe bogactwo Walii i Polski onieśmiela, ale czy możemy znaleźć tu jakieś punkty, które połączą nas w tej materii? Zajmijmy się zagadnieniami z pogranicza światów, wspólnymi motywami w mitologii i legendach. Być może my Polacy mamy z Walijczykami więcej wspólnego niż nam się wydaje.
Ten kto w Walii trochę już mieszka wie, że temat legend, mitów i ludowych mądrości jest równie głęboki jak w Polsce. Jak choćby smoki, duszki domowe czy legendy o syrenach albo złych wiedźmach. Zagłębimy się w świat mitów i legend by sprawdzić jakie podobieństwa łączą nas z Walijczykami.
SMOK czy może smoczek?
Najważniejszy stwór w każdym fantastycznym uniwersum. Smoki mogą być piękne i przyjazne lub straszne i groźne. Smoki ratują lub rujnują. Każdy kraj ma swojego narodowego smoka, lecz wydaje mi się, że Walijczycy darzą tego mitycznego gada szczególną estymą. Nie ma Walii bez czerwonego smoka (y Ddraig Goch), który widnieje na fladze i chroni Walijczyków przed klęską. Jest symbolem odwagi i siły. Jest godłem kraju. Walijczycy wierzą, że smok przyjdzie im z pomocą w chwili największego kryzysu.
A my? Również mamy smoki. I to nie jednego! Nie ma Polski bez smoka wawelskiego zajadającego się owcami i dziewicami. Smok wawelski chyba najsłynniejszy gad w naszej historii, przez którego prawie upadł najznamienitszy gród polskich ziem. Mamy również Żmija, lubelskiego stwora walczącego ze smokami. W słowiańskiej mitologii żmije były wężowatymi stworami wypijającymi rzeki i jeziora i wiążącymi je w obłokach. Według legend w czasie szczególnie gwałtownej nawałnicy możemy dojrzeć żmije między chmurami. Ciekawe czy można je zobaczyć również tu w Walii, podczas niekończących się deszczy?
Domowik, ubożę, bwbach czy złośliwiec?
Któż z nas nie chciałby w swoim domu opiekuńczego ducha, który nas strzeże i pomaga? Zarówno Walijczycy jak Polacy posiadają w swoich dawnych wierzeniach takiego stwora. Słowianie wierzyli w domowiki i ubożęta. Mieszkające pod progiem, za piecem, na strychu, w oborze bądź w stajni duchy, które dobrze traktowane opiekowały się domostwem. Słowiańskie duchy wędrowały po naszych domach pod postacią jowialnego staruszka z długą brodą i wąsami. Ubożęta to staropolska wersja domowika. Wierzono, że obie istoty są duchami dawnych gospodarzy lub naszych przodków, których najważniejszym zadaniem jest troska o nasz dobrobyt. Domowiki często pojawiały się pod postacią zwierząt domowych: psów, kotów; a także węży czy kruków. O domowika, czy ubożę należało dbać, czyli karmić. Zadaniem wdzięcznych gospoda-
rzy było zostawianie domowikowi co czwartek resztek z obiadu. Zaniedbany i głodny duszek potrafił się mścić rozbijając talerze, budząc dzieci czy chowając różne przedmioty. Czy Walijczycy również mają swoje duchy opiekuńcze? Oczywiście! Jest nim bwbach (czyt. Boombah). Przyjazne duchy przypominające hobgobliny bądź brytyjskie Brownie (również duchy opiekuńcze). Dbają o obejście, o dobrostan domu i szczęście gospodarzy, są dobrotliwe i chętnie okazują swoją wdzięczność. Trzeba tylko pamiętać o wystawieniu codziennie wieczorem miseczki śmietany, którą bwbach uwielbiają! Co ciekawe duchy te nie przepadają za duchownymi i abstynentami, szczególnie tymi którzy nie lubią prawdziwego walijskiego ale. Lubią płatać im złośliwe psikusy. Ciekawe kto opiekuje się nami w Walii? Myślicie, że ubożę, domowik i bwbach mogą razem opiekować się naszymi
Buka czy Bwca?
Buka! Któż z nas nie zna buki? I mimo iż nie jest to postać stricte z naszych dawnych podań i legend to jednak występuje podobieństwo. Dla nas, Polaków buka zaistniała dzięki „Muminkom” i myślę, że niejedno z nas nadal odczuwa trwogę na samą myśl o osamotnionym potworze pragnącym jedynie ciepła i światła.
Podobnie jest z walijską bwca (czyt. Buka). Byt pragnący jedynie światła i przyjaźni, pracujący ciężko dla swojego przyjaciela za kromkę chleba i miseczkę tłustego mleka.
Legenda o bwca pojawia się w Walii różnych wersjach, dziś opisze wam jedną z nich. W pewną zimową, styczniową noc Nansi siedziała sama w chacie i dziergała skarpety. Była to wyjątkowo ponura noc, śnieżna i złowroga. Pogrążona w swoich myślach dziewczyna spokojnie robiła na drutach, gdy kątem oka zauważyła, że stojący w drugim końcu izby kredens nieznacznie się poruszył. Sądząc, że jej się przywidziało wróciła do swojej pracy. Mebel znów się poruszył i tym razem Nansi była pewna, że to nie przywidzenie. Dziewczyna podskoczyła wystraszona i cudem zdołała uniknąć ciosu przelatującym przez izbę taboretem. Spanikowana i wystraszona wybiegła z domu. Wszystko działo się w piętnastym wieku, więc historia dziewczyny została potraktowana bardzo poważnie. Obiecano jej, że nigdy nie zostanie w domu sama. Pewnego dnia podczas dojenia krów usłyszała dziwny głos. Głos ów przeprosił Nansi za to, że ją wystraszył i obiecał, że jeśli wystawi mu codziennie kromkę najlepszego chleba i miseczkę najtłustszego mleka to wykona za nią wszystkie prace. Tak też się stało. Niestety inna służąca, zbyt zazdrosna o powodzenie Nansi podmieniła mleko na zatęchłą wodę i urażona bwca odeszła po drodze wylewając mleko, niszcząc sery i tłukąc garnki.
Bwca to tak naprawdę duch Garyma a Throta, który został wypędzony podczas egzorcyzmów z kolejnej farmy, na której zamieszkał. Legenda mówi, że miał postać nagiego starca, strasznie brzydkiego z długim spiczastym nosem. Sprytny eg-
zorcysta w momencie manifestacji przygniótł mu nos żelazną sztabą i wygnał ducha Garyma do Egiptu by przez wieczność unosiły go wody Nilu. Kto się boi czarnego psa?
Bywają spotykane na rozstajach dróg, prześladują samotnych wędrowców, straszą zbłąkanych i pijaków, a nawet bywają zwiastunami śmierci. Mówią, że są ogarami pochodzącymi wprost z piekła. Któż z nas nie zna historii o czarnym psie? Groźne zwierzę najczęściej ma czerwone ślepia, wielkie kły, warczy groźnie i zwiastuje nieszczęście. Czarny pies pojawia się na rozstajach dróg i zdarza się, że wskakuje na plecy zbłąkanych wędrowców. W Polsce mamy słynnego czarnego psa z Ogrodzieńca, któremu u szyi wisi długi na trzy metry łańcuch. Zwierzę pilnuje zamkowej bramy i nie wpuści na teren zamku nikogo. W Walijskim folklorze mamy Gwyllig, wielkiego mastifa lub czarnego wilka o czerwonych ślepiach i śmiercionośnym oddechu. Gwyllig to według waliskiego folkloru piekielne ogary.
Twm Sion Cati czy nasz Janosik?
Grabić bogatych i rozdawać biednym! - to maksyma większości szlachetnych złodziei. Usprawiedliwiali swoje czyny, legendy utrzymywały, że sprzeciwiają się niesprawiedliwości społecznej i uciskowi biednych przez bogatych. Szlachetni złoczyńcy nie mieli hamulców przed ograbianiem swoich bogatych panów. Chętnie rozdawali ich majątki potrzebującym wieśniakom, którzy prawdopodobnie solennie obrywali za przygarnięte bogactwa. Co łączy walijskiego Twm Sion Cati i Janosika? –romantycznego i szlachetnego rozbójnika.
Historia Twm Sion Cati zwanego walijskim Robin Hood pochodzi z XVI wieku. Sam Twm działał w środkowej Walii i jak głosi legenda jego siedziba ukryta była we wzgórzu nieopodal jeziora Llyn Brianne. Jaskinia położona jest w zboczu
niewielkiej góry, do której prowadzi niezwykle malowniczy szlak.
Sprowadzeni na manowce Zarówno w Polsce jak i w Walii mamy duchy, które nie są zbyt przyjazne, a ich głównym celem jest wywiedzenie ludzi na manowce. W Polsce mowa oczywiście o błędnicy, która nocami wywodzi zbłąkanych wędrowców w pole. Na naszych terenach błędnice upodobały sobie szczególnie lasy i puszcze. W głąb nieprzebytych kniei wabią omotanych magią ludzi, którzy przepadają bez wieści. W Walii grozę sieją Gwyllion. To duchy wrogo nastawione do człowieka, które mają podobny cel co nasze polskie błędnice. Skołować i wywieźć w pole samotnych wędrowców. W walijskim folklorze gwyllion przybiera postać starej, złośliwej kobiety i powiada się, że są to duchy kobiet, które były czarownicami. Gwyllion snują się po górskich ostępach Brecon Beacons w południowej Walii. Zarówno podczas spotkania z gwyllion jak i z błędnicą mamy marne szanse na przetrwanie. Istnieją jednak sposoby by ujść
oprócz naszej walecznej syrenki warszawskiej. Motyw syreny pojawia się również w filmie „Córki Dancingu”.
W Walii spotkamy Morgeny – istoty narodzone z morskiej wody. Według podań to duchy, które topią pływaków i żeglarzy. Niektórzy próbują nazwę „Morien” powiązać z Morganą la Fay – zgubą Merilina. Zdania są podzielone, a opinia ta jest dość kontrowersyjna.
Czy w naszych podaniach i folklorze jest więcej takich tropów? Na pewno! Samo wnikanie w legendy i mity jest fascynujące i daje mnóstwo satysfakcji. Pozwala błysnąć zarówno przed naszymi gośćmi z Polski jak i przed Walijczykami. I czyż odkrywanie nowych historii nie jest zadaniem idealnym na wakacje?
Paulina Czubatka
Grafiki i zdjęcia Paulina Czubatka
Olimpia Bork Moje Walijskie Klimaty
Przy wybieraniu tras podróży każdy kieruje się czymś innym. Jednych fascynuje historia, innych wysiłek fizyczny kilkunastogodzinnej wspinaczki, jeszcze inni wolą ciekawe trasy rowerowe czy atrakcje dla maluchów. Ja lubię ciszę i zagadki. Jak zauważycie nie ma mojej liście np. Snowdonu, który o tej porze roku jest masowo odwiedzany. Są za to miejsca, których nie znajdziecie w przewodnikach. Zapomniane, gdzie zazwyczaj chodzą jedynie lokalni mieszkańcy lub owce. Druga moja ulubiona kategoria to miejsca z zagadką, legendą do odkrycia lub interesującą przeszłością. Lubię szperać w starych mapach, książkach i przewodnikach. Poniżej wybrałam dla Was najlepszych 10 miejsc do odwiedzenia w Walii Północnej tego lata.
Conwy
Klimatyczne średniowieczne miasteczko nad rzeką Conwy. W obrębie zabytkowych murów miejskich znajduje się normandzki zamek, z którego wysokich wież zobaczycie panoramę Snowdonii. W porcie stoi najmniejszy swego czasu zamieszkały dom w UK. Wędrując kolorowymi uliczkami natkniecie się na stare kamieniczki i domy kupieckie swą historią sięgające nawet XIV wieku. Nie zapomnijcie również o
słynnym moście wiszącym Thomasa Telforda.
Ynys Llanddwyn
Ta mała wyspa pływowa u wybrzeży Anglesey łączy historię i romantyzm z dramaturgią surowej przyrody i piękna krajobrazu. Tutaj dokonała swego żywota święta Dwynwen, walijska patronka zakochanych. Na wyspie znajdują się ruiny kościoła, gdzie służyła Bogu, źródełko magiczne oraz latarnia morska. Piękne piaszczyste plaże tej okolicy nie mają sobie równych na świecie.
Llanberis
Llanberis to Walia w pigułce. Jeśli macie tylko jeden dzień, żeby zobaczyć Walię Północną to jedźcie właśnie tam. Llanberis ma wszystko, co w Walii jest najważniejsze: historię wydobycia w Muzeum Łupka i starym górniczym szpitalu, prawdziwy walijski zamek, góry, jeziora, lasy, kamieniołom Dinorwic, kolejkę wąskotorową. Ma też niestety Llanberis mnóstwo turystów, ale coś za coś.
Coed y Brenin
Las Królewski z języka walijskiego rozciąga się na
obszarze 36km2. Kryje mnóstwo ciekawych miejsc, mostków przez rwące rzeki, tras rowerowych o różnych trudnościach, alejek spacerowych i miejsc idealnych na letni piknik. W tym lesie, w kopalni Gwynfynydd wydobywano złoto. Zaraz obok szumi wspaniały wodospad Pistyll Cain.
Walia ma najwięcej zamków na milę kwadratową w całej Europie. Gwydir jest dla mnie szczególny. Może dlatego, że jest w prywatnych rękach i jest nadal zamieszkały. Z mebli za czasów Tudorów nadal się korzysta, poręcze się trochę chwieją, na ogromnym palenisku tańczy ogień a po parku przechadzają się dumnie pawie. Zamek jest dostępny dla zwiedzających tylko latem w wybrane dni.
Góra Parys
Krajobraz Parys Mountain na Anglesey przeniesie Was w kosmiczną wyprawę na księżyc lub na Marsa. Kolory usypisk zawdzięcza złożom miedzi i innych metali, których wydobycie w tym rejonie sięga epoki brązu. Spacerując, znajdziecie pozostałości po kopalni z XVIII wieku z obszernymi tablicami informacyj-
nymi na temat wiktoriańskiego górnictwa.
Masyw Moelwynion
Gdy większość turystów ustawia się w kolejce na sam szczyt Snowdonu, są w Eryri trasy ciche i piękne jak na przykład Masyw Moelwynion. Rozciąga się od Porthmadog aż do najwyższego jego wzniesienia Moel Siabod. Nie naliczycie ile jest tu starych kopalń, porzuconych domów, pięknych wodospadów i jezior. Moim ulubionym miejscem w tym masywie jest dolina Cwmorthin z opuszczoną wioską górniczą. Między ruinami domów i kościółka hula wiatr, czasem zawita tu ktoś pokonując Welsh Slate Trail. Warto zobaczyć Cwmorthin zanim rozpadnie się kompletnie.
Tan y Bwlch
Ta okazała posiadłość należała do rodziny Oakley, właścicieli pobliskich kopalń łupka i wybudowana została w XIX wieku. Był to pierwszy w Walii Północnej dom z elektrycznością produkowaną w przydomowej elektrowni wodnej. Tan y Bwlch szczycił się również wspaniałym parkiem. Na statkach, które niosły w świat walijski łupek, do Porthmadog wracały ładunki z egzotycznymi roślinami. Koniecznie przespacerujcie się do jeziora Llyn Mair i japońskiego ogrodu. W tej chwili w pałacu mieści się centrum treningowe Snowdonia National Park- wstęp jest darmowy.
Beddgelert
Beddgelert w rankingach na najpiękniejsze wioski Walii zawsze plasuje się na pierwszym miejscu. Mo-
że to otoczenia górskie, może rwący potok i mosty, może stare domki ozdobione kwiatami. Jeśli wybieracie się do Beddgelert z dziećmi, na pewno zaciekawi je legenda o psie Gellercie i spacer do jego grobu oraz rzeźby. Z Beddgelert możecie wybrać się pieszo na zwiedzanie kopalni miedzi Sygun. Dla odważnych polecam wyprawę krętym szlakiem nad rwącą rzeką Aber Glaslyn.
Dolwyddelan
Kilka minut od gwarnego Betws y Coed leży malutkie Dolwyddelan. Uśpione u podnóża Moel Siebod. Kocham odwiedzać malutki kościółek świętego Dwyddelana, który ma już przeszło 500 lat i otoczony jest jeszcze starszymi drzewami. W kościółku zobaczycie wiele ciekawych artefaktów: dzwon, który został przywieziony z Irlandii przez św Dwyddelana i liczy 1500 lat, drewniane skarbonki, wyrzeźbionego smoka z Dolwyddelan. Polecamy również spacer po okolicy np do średniowiecznego zamku oraz doliny Penamnen ze stanowiskiem archeologicznym.
Chciałbym was dzisiaj zabrać w jedno z najbardziej widowiskowych miejsc w Walii środkowej, jakim jest strefa treningowa używana w celach nauki niskich przelotów samolotów militarnych (i nie tylko), potocznie zwana Mach Loop. Jest ona zlokalizowana pomiędzy miejscowościami Machynlleth i Dolgellau.
Znaczna część przestrzeni powietrznej Walii używana jest przez RAF i sprzymierzone wojska w celach nauki pilotażu w terenach trudnych na niskim pułapie. Mówiąc o wojskach sprzymierzonych mam na myśli armie krajów takich jak USA, Belgia, Holandia i wiele, wiele innych. Samoloty, które można tam spotkać tworzą całe spektrum lotnictwa, zaczynając od prostych samolotów szkoleniowych Texan, przez wszechmocne F-35, kończąc na olbrzymach pokroju transportowego C130. Oprócz samolotów współczesnych można tam również czasem zobaczyć zabytki nieba, takie jak myśliwce Jak-3. Oprócz nich można też oczywiście zaobserwować całą gamę śmigłowców. Przyjeżdżając na miejsce musimy podjąć decyzję, który punkt obserwacyjny będzie dla nas najlepszy. Trzy główne i najbardziej rozpoznawalne punkty to: Bwlch, Cad East i Cad West.
Wszystkie te lokalizacje łączy jedna cecha: nie są to miejsca na niedzielny spacerek. Pamiętajmy, że mówimy o terenie górskim, gdzie wymagana jest przynajmniej średnia kondycja fizyczna, zapas wody oraz dobre buty. Nie ma tutaj luksusów takich jak toaleta, snack van czy rozkład lotów. Ba, często zjawiając się zbyt późno nie znajdziemy nawet miejsca by zaparkować, a auta stojące w miejscach niedozwolonych są odholowywane na parkingi policyjne.
Warto pamiętać, że tym miejscem rządzi zasada: „Przyjedź wcześnie, nie licz, że coś zobaczysz, rozkoszuj się widokami”. Jest to umotywowane tym, że jednego dnia przez cały dzień pojawi się jeden zabłąkany pilot, a następnego przelecą całe eskadry, kilkukrotnie przelatując, za każdym razem coraz niżej. Dużo zależy też od pogody. Słoneczna, bezwietrzna aura sprzyja naszemu szczęściu na przeżycie niesamowitej przygody. Na sam koniec przypomnę większość tych terenów to tereny prywatne i są dla nas dostępne dzięki uprzejmości ich właścicieli. Szanujmy otaczającą nas roślinność, zwierzęta oraz ludzi, którzy tak jak my chcą zobaczyć coś unikalnego.
Maciej Gostomczyk
Jest takie miejsce w Polsce, gdzie czas się zatrzymał. Miejsce magiczne i znane tylko nielicznym. Moje miejsce na ZiemiChycina.
W zachodniej Polsce na Pojezierzu Lubuskim leży Jezioro Chycińskie, otoczone lasami z krystalicznie czystą wodą. Na jednym z jego brzegów położona jest mała wioska.W 1902 walory okolic docenił cesarz Wilhelm II, który zatrzymał się tutaj podczas podróży z Berlina na manewry wojskowe pod Poznaniem.
„Za co kocham Chycinę?
W latach 30-tych minionego wieku okolice jeziora zostały zmilitaryzowane przez niemieckich inżynierów. Powstał tam system zapór hydrotechnicznych linii obronnej Niesłysz-Obra, która była początkiem fortyfikacji Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Na brzegach Chyciny wybudowane zostały dwa potężne bunkry w tym panzerwerk 814 Grupy Warownej Moltke. Po wojnie schron został wysadzony, a jego fragmenty zostały rozrzucone po lesie oraz dnie jeziora.
Przede wszystkim za mikroklimat: sosnowy las dający wytchnienie w upalne dni, czyste jezioro, w którym nauczyłam się pływać,(…)Ale najbardziej w tym miejscu uwielbiam brak przypadkowych ludzi.”
Duże elementy bunkra zachowały się do dziś. Możliwe jest też zejście do tunelu.
W latach 60-tych Chycina została odkryta przez pracowników poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego szukających miejsca na letnie obozy szkoleniowe dla studentów. Na początku studenci spali w namiotach i myli się w jeziorze, ale przez lata powstał tam świetny ośrodek sportowy. Studenci podczas letnich obozów mają zajęcia m.in. z pływania, wioślarstwa, żeglarstwa, tenisa czy gier zespołowych. Klimat na obozie jest zawsze niesamowity i pozwala lepiej poznać ludzi, z którymi się studiuje, co często owocuje przyjaźniami na całe życie. Na brzegach jeziora położone są także dwa ogólno-
dostępne pola namiotowe, na które co roku przyjeżdżają ci sami ludzie. Jest to miejsce dla koneserów, ponieważ nie ma tam ani łazienek, ani dostępu do prądu. Tylko stare, klasyczne latryny. Ceny adekwatne do braku wygód.
Ja trafiłam do tego miejsca dzięki mojemu ojcu, który był najpierw studentem a potem pracownikiem
AWF-u. Co roku prowadził obozy. Najpierw jeździłam tam jako mała dziewczynka z rodzicami, później na kolonie dla dzieci pracowników uczelni, następnie jako studentka, a na końcu kadra obozu.
Teraz staram się zarazić miłością do Chyciny mojego męża i dzieciaki.
Dlaczego Chycina jest tak wyjątkowa? Bo to trochę jak tajne hasło znane tylko wtajemniczonym. Spotykając gdzieś w świecie absolwenta naszej AWF ma się pewność, że po zadaniu pytania: "Jak było na obozie w Chycinie?" rozwiązuje się worek ze wspaniałymi wspomnieniami.
Okolice Jeziora Chycińskiego obfitują w miejsca warte odwiedzenia np. Międzyrzecki Rejon Umocniony - jedne z największych podziemi fortyfikacyjnych świata z łączną długością korytarzy ok 35 km, największa w Polsce kolekcja portretów trumiennych w Międzyrzeczu czy unikatowy wciąż działający most obrotowy w Starym Dworku, który wchodził w skład MRU. Za co kocham Chycinę? Przede wszystkim za mikroklimat: sosnowy las dający wytchnienie w upalne dni, czyste jezioro, w którym nauczyłam się pływać, gdy miałam 6 lat, a które już później na studiach przepłynęłam wzdłuż i wszerz. Ale najbardziej w tym miejscu uwielbiam brak przypadkowych ludzi. Jadąc tam mam pewność, że spotkam kogoś znajomego, w którego żyłach tak jak i w moich krew została częściowo zastąpiona wodą z Jeziora Chycińskiego.
Olga Andersohn-Muszyńska
Foto. Olga Andersohn-Muszyńska
Lato to nie tylko czas relaksu i zabawy na świeżym powietrzu, ale także okazja do poszerzania horyzontów kulturowych i literackich. W Polsce od kilkunastu lat ogromną popularnością cieszą się festiwale literackie, na których warto bywać, szczególnie kiedy wychowujemy dwujęzyczne dziecko. Targi książek, spotkania autorskie, festiwale literackie, to doskonała okazja dla miłośników polskiej literatury, aby spotkać swoich ulubionych autorów na żywo. Wysłuchać wywiadów, czynnie uczestniczyć w panelach dyskusyjnych czy warsztatach językowych. Takie imprezy to także spotkania z ilustratorami, historykami. kontakt z żywym językiem, prezentacja nowości literackich. To także zabawy językowe i towarzyszące wydarzeniom wystawy okolicznościowe. Organizatorzy festiwali prześcigają się w pomysłach. Na szczęście odbiorcy na tym zawsze korzystają. Leniwe czytanie, pasjonujące rozmowy, koncerty, przedstawienia teatralne w plenerze, podróże krajoznawcze, spotkania z naturą. Każdy znajdzie coś dla siebie. Oferta jest bogata i zaspokoi apetyt czytelniczy zarówno dorosłych jak i najmłodszych. Jeżeli w najbliższych tygodniach wybieracie się do Polski warto zajrzeć przynajmniej raz na jeden z nich. Gwarantuję, że będziecie wracać regularnie. Oto kilka interesujących wydarzeń literackich, które warto zanotować w kalendarzu.
FESTIWAL LITERATURY DZIECIĘCEJ RABKA
FESTIVAL- jedyny w Polsce festiwal literacki odbywający się w uzdrowisku, skierowany wyłącznie do najmłodszych czytelników. Gośćmi Festiwalu są wybitni twórcy polscy i zagraniczni, dla których jest to zarówno czas spotkań z czytelnikami, a także możliwość wzajemnych rozmów i inspiracji, z których rodzą się ciekawe projekty artystyczne.
Kiedy: 17-20 lipca
Gdzie Rabka Zdrój, woj. małopolskie ***
PLENER LITERACKI W GDYNI- impreza promująca czytelnictwo w Polsce. Plener Literacki w Gdyni to cykliczna impreza, dedykowana branży wydawniczo-księgarskiej. Organizatorem Targów jest Fundacja Historia i Kultura. W ciągu trzech dni pleneru uczestnicy biorą udział w spotkaniach autorskich i z wydawcami. To także czas dla młodego pokolenia: zajęcia, animacje, warsztaty.
Kiedy: 19-21 lipca 2024 r.
Gdzie: Gdynia, woj. pomorskie ***
HOLA, HOLA, LITERATURA! Festyn artystyczny. Pierwsza edycja imprezy, której hasłem przewodnim będzie DROGA. Organizatorzy uważają, że „na dobrej drodze wszystko po drodze”. Wokół tej idei zebrali się wspaniali twórcy, artyści i przyrodnicy, ludzie z różnych dziedzin – poezji, filozofii, botaniki, ornitologii, muzyki, mody, tańca i jogi! Festyn - nie festiwal, bo wszystkie wydarzenia będą odbywać się na łonie natury, pod gołym niebem. Rekomendacja dla tego debiutu w otulinie Poleskiego Parku Narodowego jest taka, że zacni goście rokrocznie spotykali się ze swoimi czytelnikami w Szczebrzeszynie na Roztoczu.
Kiedy: 24-27 lipca 2024
Gdzie: Hola, woj. lubelskie
''EŁK BĘDZIE CZYTANE, BĘDZIE GRANE'' - Festiwal Literatury i Muzyki. Na Ełczan, gości i turystów czekają m.in. spotkania ze znakomitymi polskimi pisarzami, koncerty znanych artystów oraz projekcje filmów, pokazy VR, warsztaty i animacje.
Kiedy: 26 – 30 lipca
Gdzie; Ełk, woj. warmińsko-mazurskie
SZCZEBRZESZYN FESTIWAL STOLICA JĘZYKA POLSKIEGO - ważne wydarzenie dla miłośników języka polskiego. Celem festiwalu jest promocja literatury polskiej i czytelnictwa. Przez sześć dni uczestnicy będą brali udział w spotkaniach autorskich, warsztatach literackich, koncertach i spektaklach. Festiwal to także bogaty program dla dzieci i młodzieży. W tym roku patronem festiwalu jest Julian Przyboś.
Kiedy: 04 10 sierpnia 2024
Gdzie: Zamość (niedziela 04/08) i Szczebrzeszyn, woj. lubelskie
LITERACKI SOPOT- Festiwal z bogatym programem literackim. Impreza promuje literaturę i czytelnictwo wśród mieszkańców Trójmiasta oraz turystów odwiedzających Sopot. Na cztery dni Sopot stanie się „kurortem literackim”. Najpiękniejsze i najbardziej kultowe zakątki miasteczka będą miejscem literackich spotkań, warsztatów i dyskusji.
Kiedy: 22-25 sierpnia 2024
Gdzie: Sopot, woj. pomorskie
***
FESTIWAL MIEDZIANKA
PO DRODZE 2024 –inteligencja, wiedza, mądrość to manifest programowy festiwalu. Spotkania będą odbywać się w Wielkopolsce. Początek 24 sierpnia w Mosinie, ostatnie 31 sierpnia w Pleszewie na zrewitalizowanych terenach dawnej kolei, gdzie obecnie mieści się biblioteka i „Zajezdnia Kultury”. 31 sierpnia czeka nas literackie zakończenie wakacji w najlepszym wydaniu.
Kiedy 27 sierpnia - 2 września 2024
Gdzie: woj. wielkopolskie: 24 sierpnia – Mosina, 25 sierpnia – Śrem, 26 sierpnia – Gostyń, 27 sierpnia – Jarocin, 28 sierpnia – Kalisz, 29 sierpnia – Ostrzeszów, 30 sierpnia – Ostrów Wielkopolski, 31 sierpnia – Pleszew.
Podążanie szlakiem festiwali literackich, kulturalnych pozwala na poznawanie nowych zakątków Polski. Polska wielokulturowa, lokalna historia, regionalne legendy pozwalają spędzić czas nietuzinkowo. Wstęp na wszystkie imprezy jest bezpłatny, uczestnictwo w warsztatach czasami wymaga jedynie rejestracji online. Warto zajrzeć na strony organizatorów.
Agnieszka Raduj- Turko
Od kiedy Gutenberg opatentował ruchomą czcionkę (XV wiek) , druk książek stał się tańszy. Wszystko zaczęło się od pomysłu, aby ciąg liter, które tworzą wyrazy, a potem zdania, powielać jak najmniejszym kosztem. Dostęp do wiedzy z czasem stał się szerszy i ogólnodostępny. Już nie tylko elity miały szanse na rozwój. Pisarze, poeci, wynalazcy zaczęli rozpowszechniać swoje dzieła na większą skalę.
Badania naukowe potwierdzają, że obcowanie z książką ma ogromny wpływ na rozwój człowieka. Niestety wciąż niedoceniamy tego daru. Czytanie rozwija umiejętności językowe już od pierwszych dni po narodzinach człowieka. Dzieci, które od najmłodszych lat obcują z książką, początkowo poprzez słuchanie rodzica, po pewnym czasie samodzielnie zaczynają sięgać po lekturę. Wychowując dzieci dwujęzyczne, umiejętność płynnego czytania w języku ojczystym, pobudza komórki mózgowe, które są w stanie chłonąć informacje znacznie szybciej. Pomaga to w świadomym rozumieniu świata. Uczy logicznego myślenia i wnioskowania, poprawnego rozumienia tekstu, obiektywnej interpretacji historii czy odczytywania ukrytych znaczeń. Jeżeli dziecko w domu sięga po lektury w języku polskim, a w szkole w angielskim bądź walijskim to ma dwukrotnie większe szanse na wybitne wyniki w nauce niż jego rówieśnicy, którzy obcowali tylko z jednym językiem. Powiększa to zasób słownictwa ucznia, poprawność ortograficzną i gramatyczną w każdym z języków, którym się posługuje. Wzmacnia koncentrację i pamięć. Aktywuje różne obszary mózgu, wpływając na koncentrację i pamięć. Owocuje na przyszłość, zapobiega demencji, a w przypadku zdiagnozowania chorób psychicznych powiązanych z wiekiem, spowalnia rozwój choroby w sposób naturalny. Świadomy czytelnik, sięga po lekturę przez całe życie, precyzując swo-
je preferencje literackie. Niestety największym wrogiem są dla siebie ludzie. Opinie pseudo ekspertów z mediów społecznościowych, którzy podważają sens czytania, sens edukacji w ogóle, pokazują jak społeczeństwo zmierza do „bylejakości”. Dzieje się to zarówno wśród osób bez wykształcenia, ale i o zgrozo tych legitymujących się dyplomami. Brak dostępu do książek w języku ojczystym (np. w bibliotece) nie powinien być usprawiedliwieniem. Według opinii amerykańskiego profesora Barry’ego Zuckermana; pediatry, który zapoczątkował rozdawanie książek w gabinetach pediatrycznych, mózg jest częścią ciała tak samo jak serce czy płuca. Trzeba o niego dbać już od dzieciństwa, dokarmiać wiedzą, kształtować. To nie tyko problem światopoglądowy, intelektualny, ale również zdrowotny. Badania pokazały, iż kluczowym dla człowieka jest czas trwania jego edukacji, rozwój osobisty, rozwijanie pasji, podnoszenie kwalifikacji oraz czytelnictwo. Ten proces musi trwać nieprzerwanie od narodzin do końca życia. Jest to naturalny i jedyny sposób, aby ograniczyć w przyszłości problemy z pamięcią i podtrzymać na społecznym poziomie funkcje poznawcze. Niestety w XXI wieku zaburzenia logicznego myślenia, pojawiają się już nawet u 30-latków, u osób 60+ niestety zaczynają być już normą. To choroba cywilizacyjna, początkowo objawiająca się spowolnieniem lub natłokiem myśli czy rozkojarzeniem. Pamięć może być zaburzona przez problemy z zapamiętywaniem, zapominaniem lub jakościowymi paramnezjami (np. fałszywe wspomnienia), przekręcanie faktów, obwinianie świata za swoje niepowodzenia. Myślenie może być zdezorganizowane, a logiczne wnioskowanie bywa utrudnione. Regularne sięganie po lekturę może wpłynąć pozytywnie na nasze umiejętności poznawcze i spowolnić ten proces.
Czytanie ze zrozumieniem ma ogromną przyszłość. Nie odbierajcie sobie i swoim dzieciom daru, który naturalnie podnosi jakość waszego życia.
Agnieszka Raduj-Turko
Walia – kraina smoków i zielonych pagórków. Kraina niesamowicie brzmiącego języka i celtyckich legend zawartych w czerwonej księdze. Kraina czarodzieja Merlina i szczytów Brecon Beacons, na których mieszkańcy zapalali w przeszłości system ostrzegawczych ogni. Czy to wszystko nie przywołuje oczywistych skojarzeń? Skojarzeń z ukochaną przez miliony, twórczością J. R. R. Tolkiena? Okazuje się, iż powiązania te nie są wcale przypadkowe. Tolkien uwielbiał Walię i język walijski. Stwo- rzone przez niego Śródziemie, zawdzięcza Walii więcej, niż moglibyśmy podejrzewać. Czy się to komuś podoba, czy nie, Tolkien i stwo- rzony przez niego świat Śródziemia, są prawdziwym fenomenem. Już niedługo po publikacji, Władca Pierścieni zawładnął umysłami i wyobraźnią czytelników. Trafiając, pod koniec lat 60-tych na amerykańskie kampusy, stał się biblią młodych buntowników. Po sukcesie filmu Petera Jacksona, podzielił ludzkość na tych, urodzonych przed i po premierze słynnej trylogii. Jak napisał Tom Shippey, w książce J. R. R. Tol- kien Pisarz Stulecia: Śródziemie stało się fenomenem kulturowym, częścią umeblowania umysłów wielu ludzi.
W niniejszym artykule, pragnę zająć się analizą tego, jak wielki wpływ na twórczość Tolkiena, miała Walia – kraj, który dla nas, emigrantów – częstokroć wielbicieli twórczości profesora, stał się drugą ojczyzną i pierwszym domem.
W znanym wykładzie z lat 50-tych, zatytułowanym „Angielski i walijski”, Tolkien jasno zadeklarował, iż spośród języków świata, jego ulubionym jest właśnie walijski. Walijski pochodzi z tej ziemi, tej wyspy, jest najważniejszym językiem Wielkiej Brytanii; Walijski jest piękny – pisał.
Aby dotrzeć do źródeł tej fascynacji, musimy się cofnąć do czasów, gdy przyszły profesor miał osiem lat. Mieszkał wtedy w Birmingham i tęsknił za Brytanią Merlina i króla Artura. Wtedy to pewnego dnia zaintrygowały go dziwne nazwy na wagonach z węglem, przejeżdżających przez jego miasto. Okazało się, iż są to transporty idące z Walii. Jak wspominał po latach, zwyczajnie nie mógł się od tych nazw uwolnić. W nazwach owych, uderzyła go bowiem z całą mocą, nuta starego, a jednak wciąż żywego języka. Takiego, który wypalił nieginące piętno w jego językowym sercu. Niedługo później, Tolkien zaczął wymyślać własne, fikcyjne języki i to był właśnie początek Śródziemia.
Bardzo znamienny jest fakt, iż właśnie na języku walijskim Tolkien oparł jeden z wymyślonych przez siebie języków elfickich, a mianowicie sindarin. Jest to język elfów szarych, czyli tych, które nie odpowiedziały na wezwanie Valarów i pozostały w Śródziemiu, nigdy nie poznawszy cudów Valinoru (po więcej szczegółów odsyłam do książki Silmarillion).
Profesor Tolkien namiętnie zaczytywał się też w Mabinogionie. Jest to zbiór najstarszych mitów celtyckich i legend arturiańskich, pochodzących ze średniowiecznych rękopisów walijskich. Niektóre zaczerpnięte stamtąd elementy parofesor wplótł do swoich utworów. Podobno nawet motyw Jedynego Pierścienia,
„
Dziś mogę –wzorem Bilba i Froda, zarzucić plecak na ramiona, ująć w dłoń kijek – włóczykijek, i stawiając stopy na zielonym szlaku, zanucić: A droga wiedzie w przód i w przód…”
wywodzi się z pewnej opowieści zawartej w Mabinogionie. Za to jednak ręczyć nie mogę – jeszcze tego sam nie sprawdziłem. Pewne jest natomiast to, iż jeden z rękopisów Mabinogionu, nosi znajomo brzmiący dla wszystkich wielbicieli Śródziemia tytuł: Czerwonej Księgi Hergest. To jeden z najważniejszych i najstarszych walijskich rękopisów. Nazwa ta kojarzy się od razu z tolkienowską Czerwoną Księga Marchii Zachodniej, czyli fikcyjnym źródłem, z którego Tolkien zaczerpnąć miał opowieści znane z Hobbita i Władcy Pierścieni.
Mój najmłodszy syn Leon uważa, że każda dobra książka fantasy, musi mieć smoki. Inaczej –według niego – to w ogóle nie jest fantasy. I rzeczywiście, od czasu Hobbita i Władcy Pierścieni, smoki są kanonicznymi elementami niemal każdej pozycji fantasy. Tymczasem Walia jest krajem, który w swoim godle ma czerwonego smoka. Również w wielu legendach walijskich spotykamy smocze motywy. Czy tutaj właśnie znalazły swój pierwowzór Smaug z Hobbita, Glaurung z Silmarillionu, czy wreszcie Chrysophylax z Gospodarza Gilesa z Ham?
Carl Phelpstead, autor książki Tolkien i Walia, uważa, że podania walijskie były jednym z ważnych źródeł. Dowodem chociażby to, iż mieszkaniem smoka Chrystophylaxa z książki Gospodarz Giles z Ham, jest kraina nazwana Venedotią. Oznacza to, iż smok ów zamieszkiwał w
walijskim, północno- zachodnim królestwie, Gwynedd, po łacinie zwanym właśnie Venedotią.
Wiemy, iż na przestrzeni lat, Tolkien bywał w Walii. Niestety jego wakacyjne wizyty, nie są dostatecznie udokumentowane. Podobno już jako dziecko bywał w walijskich górach, które miały się stać pierwowzorem Gór Błękitnych na zachodzie Shire.
Co ciekawe, w południowej Walii, istnieje do dziś majątek ziemski o nazwie Buckland, zdumiewająco wręcz podobny do tolkienowskiego Bucklandu. Jak zauważa John Garth w książce J. R. R. Tolkien i jego światy: Choć o wiele mniejszy, jego kształt, położenie i układ, doskonale odpowiadają usytuowaniu dworu położonego między rzeka, a zalesioną wyżyną. Przypomnijmy: w tolkienowskim Bucklandzie jest prom na rzece Brandywinie. To właśnie w tej okolicy utonęli rodzice Froda Bagginsa. W walijskim Bucklandzie, na rzece Usk, też był niegdyś prom. Mało tego, w XIX wieku wydarzyła się tam podobna tragedia. Napisałem wyżej, iż nie ma zbyt wielu pewnych informacji o wakacyjnych wojażach Tolkiena po Walii. Badacze wciąż spierają się na przykład, czy Tolkien odwiedził wybrzeże w okolicach Llanbedrog, na półwyspie Llyn, w roku 1912 czy też 1920. Jedno jest pewne, iż tam był, zachowały się bowiem szkice Tolkiena z tych właśnie okolic.
Jest też bardzo prawdopodobne, choć nie udowodnione, iż Tolkien przebywał w wiosce Talybont-on-Usk, w latach czterdziestych ubiegłego wieku, gdzie pracować miał nad fragmentami Władcy Pierścieni. Przywoływany już autor książki Tolkien i Walia, uważa, iż w dobie, gdy industrlializacja nieodwracalnie zmieniła angielską wieś, nostalgiczny obraz Shire, gdzie mieszkali hobbici, inspirowany jest wiejską Walią. Zresztą wystarczy również dziś wyjechać poza większe miasta, by od razu ukazała nam się panorama zielonych wzgórz żywcem wyjętych w kart Hobbita. Człowiek podświadomie spodziewa się dostrzec charakterystyczne okrągłe drzwi i dym snujący się z wystającego z pagórka komina.
Tolkien miał bardzo silne poczucie regionalnej tożsamości. Dla niego tym ukochanym regionem było West Midlands, czyli pogranicze angielsko walijskie. John Garth zwraca uwagę na fakt, iż zarówno Anglia jak i hobbickie Shire, otwierają się od zachodu, na ziemie wciąż zamieszkałe przez dawniejsze ludy. Zachodnie hrabstwa, graniczące z Walią, w odczuciu Tolkiena wyróżniały się szczególnym urokiem, którego źródłem były długotrwałe kontakty obydwu, tak przez niego ukochanych kultur.
W zamierzchłych czasach na tych terenach znajdowało się kró-
lestwo Mercji, będące inspiracją dla powieściowego Rohanu. Sam Tolkien twierdził, iż odpowiednikiem hrabstw z pogranicza Anglii i Walii, była zachodnia ćwiartka Shire. Garth uważa jednak, że jeszcze wyraźniej odpowiadała im, leżąca dalej Marchia Zachodnia, a więc część Shire, leżąca najbliżej elfickiej krainy Lindon.
To właśnie w Marchii Zachodniej żyli potomkowie Sama Gamgee. Tam też przechowywana była wspominana już czerwona księga.
Nie będę ukrywał, iż wielbicielem Tolkiena jestem od wczesnych lat dziecięcych. Od momentu, gdy wujek Jurek, odpowiedzialny w sposób bardzo znaczący za moje gusty czytelnicze, podsunął mi szare wydanie Hobbita. Ta miłość trwa do dziś i nie wydaje się słabnąć. Wręcz przeciwnie. Grunt powiedzieć, iż na mój przyjazd do Walii zaważył nie tylko fakt, iż parę lat wcześniej wyemigrowała tu moja siostra. Zamieszkałem tu przede wszystkim dlatego iż Walia jest krajem celtyckim, a ta właśnie kultura pociągała mnie od zawsze. No i dlatego, iż zdawałem sobie sprawę jak ważnym krajem była dla mistrza Tolkiena. Dziś mogę –wzorem Bilba i Froda, zarzucić plecak na ramiona, ująć w dłoń kijek – włóczykijek, i stawiając stopy na zielonym szlaku, zanucić: A droga wiedzie w przód i w przód… Do czego zachęcam też wszystkich czytelników. Może samodzielnie odkryjecie inne jeszcze powią- zania Walii ze światem Śródziemia. Wszak każdy z nas ma w sobie tak wiele z hobbita.
Wojciech Czubatka
Foto i grafika Paulina Czubatka
Stephen King mówił o jego opowiadaniu, że „to prawdopodobnie najlepsza historia grozy napisana w języku angielskim”. Miał wielki wpływ na twórczość samego H.P. Lovecrafta. Zapomniany na lata i odkryty na nowo. Dorastał w Walii, wśród wzgórz i reliktów rzymskiej bytności. Mowa o Arturze Machenie, niekwestionowanym mistrzu opowieści grozy, który pochodził z Walii.
Urodził się w 3 marca 1863 roku w Caeleron, nieopodal Newport. Syn anglikańskiego pastora, który dorastał w biedzie. Inteligentny, pogrążony w świecie fantazji. Na publikację swojej najlepszej książki musiał czekać ponad dziesięć lat.
Na książkę Artura Machena „Wzgórze przyśnień” w tłumaczeniu Macieja Płazy trafiłam przy okazji szukania literatury walijskiej przetłumaczonej na język polski. Byłam już wówczas po lekturze „Niebieskiej Księgi z Nebo” Manon Ros, wydanej przez wydawnictwo Pauza i szukałam czegoś więcej. Mieszkam w Walii od dziesięciu lat i jestem zafascynowana tajemniczością tego kraju. Pragnę lepiej go poznać i zrozumieć, a czytanie rodzimej literatury jest najlepszą drogą.
„Wzgórze przyśnień” zauroczyło mnie już od pierwszego zdania. Walijskość i walijski krajobraz wylewają się wręcz z kart powieści. Czujemy zapach letnich ziół.
„Dzięki książkom
Arthura Machena
dziś inaczej przemierzam walijskie bezdroża. Jeszcze bardziej pokochałam romantyczne krajobrazy i mroczną walijską aurę.”
Chłód cienistych dolin bije nam w twarz, a słońce otula wzgórza swoim krwawym, zachodzącym uściskiem. Niesamowity klimat wylewa się z każdej kartki. Machen to niekwestionowany mistrz literatury grozy- nieodrodny syn
Edgara Alana Poego i literacki ojciec Lovecrafta. Dla Walijczyków Machen jest tym samym kim dla nas Stefan Grabiński
Machen interesował się mitologią, literaturą antyczną, metafizyczną i okultystyczną. W wieku osiemnastu lat opuścił Walię i wyjechał do Londynu, gdzie pracował w wydawnictwach i czasopismach oraz jako korepetytor. Przez lata zmagał się z literackim niezrozumieniem swojej twórczości, by ostatecznie zostać docenionym i poczytnym pisarzem. W swoich powieściach Machen sprawił, że Walia przepełniona mitami, legendami i duchami umocniła się w pozycji jednego z najbardziej złowieszczych miejsc na świecie. Proza Machena to jednak nie tylko groza. Machen był świetnym psychologiem. Doskonale portretuje ówczesne brytyjskie społeczeństwo, jego sztywne i skostniałe zasady, pogardę dla ludzi biednych i utalentowanych, pragmatyczność. Machen nie hołduje sportowcom ani bankierom, pochyla się nad pisarzami i artystami. Arthur Machen zmagał się z trudnościami Wzgórza musiał czekać dziesięć lat. Zapomniany na lata, został na nowo odkryty pod koniec XX wieku. W przekładzie na język polski ukazały się trzy pozycje: z opooraz
Żadna z historii napisana przez Machena nie została nigdy zekranizowana, choć wielu reżyserów czerpało z jego twórczo”, zainspirował Guilerma del Toro, podczas
kręcenia filmu „Labirynt Fauna”. Największą wadą literatury Machena jest trudność w jej zdobyciu. Wydana kilka razy, właściwie nie do zdobycia w polskich przekładach staje się jeszcze bardziej pożądana. Jak mówią znawcy literatury grozy: Machena albo się kocha albo nienawidzi. Mnie osobiście- fankę Edgara Alana Poe oraz Lovecrafta- literatura Machena zahipnotyzowała. Zdarza się, że nie mogę przestać o niej myśleć, utożsamiam się z filozoficznymi rozważaniami autora i doceniam jego sposób opisywania Walii, która od dziesięciu lat jest moim domem i którą pokochałam całym sercem.
Dzięki książkom Arthura Machena dziś inaczej przemierzam walijskie bezdroża. Jeszcze bardziej pokochałam romantyczne krajobrazy i mroczną walijską aurę. Podczas ostatniej wyprawy w góry ze zdwojoną siłą uderzyło mnie to co tak mocno wpłynęło na twórczość Machena. Ogrom przestrzeni, dawne duchy drzemiące w ziemi, skałach i drzewach – celtyckie i rzymskie oraz wieczna tęsknota za czymś co trudno jest nawet zdefiniować. Wszystko to bije z tej niesamowitej i przebogatej literatury.
Paulina Czubatka
Grafika: www.victorianweb.org
Można by stwierdzić, że dzieci i nastolatkowie przez ostatnie kilka lat nie czytają książek. Wolą spędzać czas siedząc na telefonach czy przed telewizorami, co do czego ja sam też się trochę przyznaje. Na świecie jest tyle wspaniałych książek, jak na przykład „Hobbit”, „Władca Pierścieni” J.R.R.Tolkiena, „Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskiego lub „Conan Barbarzyńca” Roberta H. Howarda, a mógłbym tak wymienić bez końca. Chodzi o to, że od czegoś trzeba zacząć i tutaj wchodzą książki Brandona Mulla. Niezwykłe opowieści ze świata fantasy, które wprowadzą was w fantastyczny świat. Przygody Setha i Kendry sprawią, że poczujecie się wyjątkowo i zapragniecie gonić za przygodami jak oni.
Brandon Mull jest amerykańskim pisarzem, który stworzył- w mojej opinii- jedne z najlepszych książek dla dzieci i nastolatków. Jego książki zainteresują również dorosłych, moja mama jest wielką fanką jego twórczości.
Książka ta zaczyna się bardzo niewinnie. Kiedy brat i siostra jadą na wakacje do swoich dziadków. Z początku wszystko wydaje im się, że to będą nudne wakacje, spędzone w starym, nieciekawym domu dziadków. Wszystko się zmienia, gdy okazuje się, że dziadkowie są znacznie ciekawsi niż im się od początku wydawali, a stary dom, ogród i rozległy rezerwat, którym się opiekują nie jest w
rzeczywistości tym czym się wydaje. Seth i Kendra odkrywają fantastyczny świat marzeń i przygód, poznają największe tajemnice naszego świata i walczą z najstraszniejszymi stworami, które chcą… Tego już dowiecie się sami czytając serię „Baśniobór”.
Brandon Mull urodził się 8 listopada 1974 w stanie Utah, w 2000 roku ukończył Uniwersytet Brighama Younga, w którym należał do komediowej grupy teatralnej. Spędził dwa lata w Chile, imał się różnych zajęć: był aktorem komediowym, archiwistą i copywriterem. Później, przez następne cztery lata, starał się wydać swoją pierwszą powieść-bez skutku. Ogromny wpływ na jego twórczość i dzieciństwo miały powieści C.S. Lewisa i J.R.R. Tolkiena, inspiracją były również książki J.K.K. Rowling. Finalnie współpracę nawiązała z nim oficyna Shadow Mountain Publishing, dzięki której w 2006 roku opublikował swoją pierwszą powieść, „Baśniobór”.
„Baśniobór” okazał się natychmiastowym sukcesem, został przetłumaczony na ponad 30 języków i sprzedał się w milionach egzemplarzy na całym świecie. Brandon Mull zdecydował się zrobić z „Baśnioboru” pięciotomową serię, która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa
„Wszystko się zmienia, gdy okazuje się, że dziadkowie są znacznie ciekawsi niż im się od początku wydawali, a stary dom, ogród i rozległy rezerwat, którym się opiekują nie jest w rzeczywistości tym czym się wydaje.”
W.A.B: „Baśniobór”, „Gwiazda Wieczorna wschodzi”, „Plaga cieni”, „Tajemnica Smoczego Azylu” i „Klucze do więzienia demonów”. Fani Brandona Mulla mogli dalej cieszyć się przygodami bohaterów Baśnioboru dzięki kontynuacji serii pod tytułem „Smocza straż”, która daje fanom następne pięć tomów wspaniałych przygód ich ulubionych bohaterów. Nienasyceni czytelnicy mogą się zapoznać z innymi seriami autora, takimi jak: „Wojna Cukierkowa”,„Pozaświatowcy”,„Pięć Królestw” oraz „Zwierzoduchy”.
Światy stworzone przez Brandona Mulla są pełne wrażeń i emocji. Każda książka otwiera przed nami fantastyczny świat legend i niesamowitych przygód rodem z najlepszych opowieści. Wszystkie cykle są niesamowite i lepiej jest zapoznać się z przygodami ich bohaterów samemu, a później podzielić się swoimi wrażeniami z przyjaciółmi i rodziną, lub spróbować ich zachęcić do przeczytania.
Michał Zażdżyk
Był maj 1941 roku, sobota. Niebo nad zatoką Carmarthenshire wyjątkowo spokojne. Niestety nie był to spokojny dzień dla majora Wacława Wilczewskiego- dowódcy eskadry B Dywizjonu 316. Tego dnia dane mu było przeżyć chwile grozy, po czym chwały i ogólnego uwielbienia przez "lokalsów".
W majowe popołudnie. kap. Wilczewski wracał z rutynowego lotu patrolowego. Nad Llanelli zaczął szwankować jeden z silników. Bernard Buchwald w swoich wspomnieniach ilustruje zdarzenie następująco: „(…) zaczął nawalać silnik jego maszyny – trząsł się, dymił, gwałtownie spadły obroty. Leciał na małej wysokości nad miasteczkiem Llanelly” *
Wilczewski wypatrywał bezpiecznego miejsca do lądowania. Jako sprawny taktyk, już nad Llanelli szukał miejsca na lądowanie. Jako pierwsze wytypował boisko na wzgórzu miejskim Penyfan, w pobliżu linii kolejowej, następnie na boisko w dzielnicy Stradey**.
Nie było łatwo, mimo wojennej zawieruchy to sobotnie popołudnie niczym nie różniło się od beztroskich przedwojennych czasów. Tereny zielone były pełne dzieci i młodzieży, a boiska sportowe zawodników grających w gry zespołowe. Zdecydował, że postara się posadzić maszynę w miarę bez-
piecznie, na jednym z boisk, usytuowanych na tyłach kaplicy w Pwll***. Pwll, jak mawiają Polacy „puch” oddalone jest od Llanelli o około 4 km.
Niestety tamtego dnia i na tamtejszym boisku znajdowali się mieszkańcy miastaczka. Odbywał się tradycyjny, sobotni mecz krykieta. Pilot zgrabnie ominął zgromadzonych. Ale o ile udało się bez strat ludzkich, niestety ucierpiała maszyna. Wilczewski w czasie awaryjnego lądowania zahaczył prawym skrzydłem Hurricana w słup telegraficzny. Samolot rozpadł się na dwie części.
Po wszystkim pilot bohater opowiadał, że entuzjazm i krzyki zarówno zawodników jak i publiczności były euforyczne. Wszyscy wiwatowali. A on nie wiedział czy dlatego, że przeżył, czy może któryś z zawodników właśnie zdobył decydujący punkt.
Na szczęście wyszedł z tego bez draśnięcia. Z samolotu został wyniesiony na ramionach sportowców i kibiców. Szczęście pilota udzieliło się wszystkim, zatargali go do pobliskiego pubu i przepadł na dwie godziny. Ekipa sanitarna, która w tym czasie próbowała zlokalizować samolot przeżyła chwile grozy. Wilczewski jak głosi lokalna legenda został obwołany honorowym członkiem „Llanelly Cricket Club".
Wacław Wilczewski- major pilot Wojska Polskiego, dowódca 142. eskadry myśliwskiej i Dywizjonu Myśliwskiego „Warszawskiego” 316.
1943, Sagan (Żagań), III
Urodził się 15 czerwca 1908 w Kurzelowej na Podolu w majątku należącym do Ojca. Syn Pawła i Zofii. Kiedy miał 10 lat jego rodzina przeprowadziła się do Kamieńca Podolskiego, a po 1920 r. na teren niepodległej już Polski. Nauki pobierał w Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym w Stanisławowie. W 1928 r. otrzymał świadectwo maturalne. Jako dwudziestolatek trafił do zasadniczej służby wojskowej i otrzymał przydział do Szkoły Podchorążych Piechoty.
Rzesza Niemiecka. Obóz jeniecki Stalag Luft III, polscy piloci myśliwscy zestrzeleni podczas walk powietrznych nad terytorium Niemiec. Stoją od lewej: Bronisław Mickiewicz (zestrzelony w Dywizjonie 315), Władysław Szczęśniewski (315), Zbigniew Gutowski (302), Stefan Kołodyński (303), Zbigniew Kustrzyński (303), Witold Łokuciewski (303), Eugeniusz Nowakiewicz (302), Wacław Wilczewski (316), Stefan Janus, Lech Xiężopolski (542 RAF), Stanisław Pietraszkiewicz (315), Roman Pentz (306), Emil Landsman (306), Czesław Daszuta (306), na dole od lewej: Bernard Buchwald (316), Stanisław
W październiku 1929 r. rozpoczął naukę w Szkole Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. SPL ukończył w ramach V promocji z 35. lokatą i 15 sierpnia 1931 r. został promowany na stopnień podporucznika. Został przydzielony do 2 pułku lotniczego, gdzie służył w 123. eskadrze myśliwskiej.
W 1933 r. ukończył kurs pilotażu w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie. Następnie odbywał wszystkie kursy, które oficjalnie pozwalały na awans. W 1935 r. był już porucznikiem a w 1936 r. został przeniesiony służbowo do 4. pułku lotniczego, gdzie pełnił funkcję instruktora wyższego pilotażu. Jesienią 1938 r. objął stanowisko zastępcy dowódcy 142. eskadry myśliwskiej. Po wybuchu II wojny światowej walczył w składzie 142 em, 5 wrze-
śnia objął jej dowództwo. Po ataku ZSRR na Polskę wraz z eskadrą przekroczył granicę z Rumunią. Następnie przedostał się do Francji, gdzie został przydzielony do polskiej bazy lotniczej w Lyon-Bronn. Po przeszkoleniu otrzymał przydział do dywizjonu 1/145, gdzie służył w II eskadrze (razem z Juliuszem Freyem- potem spotkali się razem w Pembrey). Pełnił funkcję dowódcy trzeciego plutonu. Został skierowany do GC/I na staż, i zapoznanie się z samolotami Bloch MB.152, w składzie tej jednostki wykonał jeden lot bojowy.
Klęska Francuzów była ciężka dla polskiego skrzydła, przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie dotarł 12 lipca na pokładzie statku "Robur III". Zgłosił się do służby w Polskich Siłach Powietrznych, otrzymał numer służbowy RAF P-0629. Po przeszkoleniu w sierpniu 1940 r. otrzymał przydział do 607 potem służył w dywizjonach 145, 501, 305.
Pod koniec lutego 1941 dostał przydział do DM 316. Objął dowództwo eskadry "B", a kilka miesięcy później, w sierpniu (już na lotnisku Churchstanton) objął dowództwo jednostki po Juliuszu Freu, w stopniu F/Lt. Od 10 września sprawował tę funkcję jako Acting Squadron Leader.
8 listopada 1941 II Polskie Skrzydło Myśliwskie wystartowało pod kryptonimem „Circus 110". Mieli za zadanie dolecieć do Lille i osłaniać Blenheimy (osłona bezpośrednia). Już nad Lille zostali zaatakowana przez Focke Fulfy FW190 i Messerschmitty Me109. Podczas walki Spitfire Wilczewskiego został zestrzelony. Wilczewski został ranny i trafił do obozu jenieckiego w Żaganiu - Stalag Luft III. Po zakończeniu wojny i po powrocie z obozu wyemigrował do Wenezueli. Zamieszkał w stolicy kraju Caracas i zawodowo zajął się lotnictwem cywilnym. Zmarł w 1982 w wieku 72 lat. Agnieszka Raduj –Turko
My metalowcy, jesteśmy w większości przypadków wielbicielami historii. A już szczególne miejsce w naszych zainteresowaniach zajmuje II wojna światowa. Takim właśnie maniakiem jest Mark ME Edwards, lider legendarnej amerykańskiej grupy Overlorde: https://www.facebook.com/overlorde . Dlatego, w napisaniu niniejszego tekstu, poprosiłem o pomoc właśnie Marka. Tym bardziej, że jego grupa podjęła motyw Bitwy o Brytanię, na ubiegłorocznym albumie Awaken the Fury.
Na początku zaznaczyć muszę, że tekst powstał nieprzypadkowo. W moim miejscu zamieszkania – Llanelli na południu Walii, trwa właśnie akcja mająca na celu zebranie funduszy na tablicę, która upamiętni polskich lotników, strzegących w czasie wojny brytyjskiego nieba. Siedmiu takich, poległych bohaterów, pochowanych zostało na cmentarzu w niedalekim miasteczku Pembrey. Po bliższe szczegóły na ten temat odsyłam wszystkich zainteresowanych na bloga Agnieszki Raduj – Turko, która w naszym gronie jest główną specjalistką w temacie polskich lotników: https:// dywizjon316.blogspot.com/ . Ja zaś pragnę włączyć się w tę akcję za sprawą tego właśnie artykułu, który potraktować ma temat Bitwy o Brytanię, od innej, muzycznej, strony. Tak jak napisałem na początku, my – fani i wykonawcy muzyki metalowej jesteśmy wielbicielami historii. Aby nie być gołosłownym, wymienić mogę chociażby Steve Harrisa z Iron Maiden, Johna Schaffera z grupy Iced Earth, Lemmyego z Motorhead, Petera z death metalowej grupy Vader (jeśli chodzi o death metal, wymienić trzeba też grupę Bolt Thrower, ale ja zajmuję się tylko klasycznym metalem), wreszcie Marka ME Edwardsa z Overlorde. – Nie zapominaj o Bruce Dickinsonie – zwraca mi uwagę Mark, który w dużej części jest współautorem niniejszego tekstu. I dodaje, że przecież wokalista Iron Maiden, sam zresztą pilot, w przeszłości jeździł czołgiem T 34, a zdarzało mu się też latać samolotami z okresu I wojny światowej. Pytam Marka, jak sądzi, dlaczego metalowcy tak lubią historię, a w szczególności historię wojen. – Nie mam pojęcia skąd się to bierze, ale wiem, że gdy dorastałem, fascynowała mnie II wojna światowa – opowiada Mark.Gdy miałem cztery lata, dostałem zestaw maleńkich plastikowych żołnierzyków. Tak to się zaczęło. W pewnym momencie, około dwudziestki, spojrzałem wstecz i zdałem sobie sprawę, że urodziłem się przecież w roku 1961, czyli w burzliwym okresie protestów przeciw wojnie w Wietnamie itd. Na ironię zakrawa fakt, iż mimo to rozwinęła się we mnie miłość do historii wojskowości. Z osobistego podwórka, chciałbym z kolei wymienić mojego przyjaciela Huberta Marksa – wielkiego fana metalu i historii. Weterana misji pokojowych (służył m. in. w Libanie), a także poszukiwacza skarbów i kolekcjonera tatuaży. To właśnie jeden z jego tatuaży jest ilustracją do niniejszego artykułu. Dzięki Hubert, że zgodziłeś się podzielić tą grafiką. Fascynacja muzyków metalowych historią znajduje odzwierciedlenie w ich twórczości. Dlatego właśnie poniżej chciałbym, wraz z Markiem, przedstawić Wam listę sześciu
utworów, pięciu różnych wykonawców, które mówią o jednym bardzo ważnym epizodzie z czasów II wojny światowej – Bitwie o Brytanię. Tak jak już napisałem, temat jest nieprzypadkowy. Niniejszy artykuł jest bowiem częścią akcji zbiórki pieniędzy na rzecz ufundowania pamiątkowej tablicy. Z drugiej jednak strony zastanawiające jest, że temat Bitwy o Brytanię, jest tak często i chętnie podejmowany przez zespoły metalowe.
Iron Maiden – Aces High (Powerslave 1984)
Iron Maiden w swojej twórczości nie stronili od tematów zaczerpniętych z literatury, filmu i historii wreszcie. Utwór Aces High, podejmujący temat walki powietrznej, w czasie Bitwy o Brytanię, jest jednym z największych przebojów grupy. Na koncertach poprzedzany jest przemówieniem Winstona Churchilla z 4 czerwca 1940 roku, kończącym się słynnym stwierdzeniem: We shall never surrender – nie poddamy się nigdy.
W warstwie tekstowej utwór niezwykle plastycznie przedstawia nam scenę walki powietrznej, rozpoczynającą się alarmem. Potem mamy błyskawiczny start. Wcześniej sprawdzanie wszystkiego w biegu, aby jak najszybciej wzbić się w powietrze. Opis samej potyczki jest wprost mistrzowski –są beczki, pętle. Bandyci na ósmej. Samoloty wroga siedzące na ogonie, albo lecące pod słońce. Samą szybkość dziejących się zdarzeń świetnie oddaje refren: Running, scrambling, flying. Rolling, turning, diving, going in again.
Uczucie pędu, obłędnej szybkości, ułamki sekund, w których wszystko może się zdarzyć, podkreślone jest rzecz jasna również przez muzykę. Maideni wspinają się tu na szczyty swojego kompozytorskiego kunsztu. Podobnie jak Bruce Dickinson, który po mistrzowsku interpretuje tekst.
O Fire in the Sky jeszcze porozmawiamy w dalszej części tekstu, teraz zaś przejdźmy do utworu numer dwa na naszej liście: Sabaton – Aces in Exile (Coat of Arm 2010) Sabaton znany jest z podejmowania w swoich tekstach tematów wojennych. Szczególne miejsce w sercach Polaków zdobył sobie, opiewając naszych rodzimych bohaterów. W roku 2010, grupa nagrała też utwór poświęcony cudzoziemskim lotnikom, walczącym w Bitwie o Brytanię.
Napiszę od razu, że muzycznie Sabaton to nie jest moja bajka, ale w zestawieniu niniejszym, nie mogło zabraknąć tego utworu. Tym bardziej, że jest to jedyna na naszej liście piosenka, w której wspomniani są polscy lotnicy. W pierwszym refrenie wyraźnie wymieniony jest słynny Dywizjon 303 i padają słowa o polskich pilotach w Bitwie o Brytanię. W kolejnych refrenach wokalista śpiewa też zresztą o lotnikach z Czechosłowacji i Kanady, którzy również bronili brytyjskiego nieba. Piosenka pragnie bowiem oddać hołd wszystkim dzielnym ludziom, którzy z dala od własnego domu odwrócili losy Bitwy o Brytanię.
Aces High jest majstersztykiem, i właściwie matką wszystkich wymienionych w tym tekście utworów. Być może to właśnie ta piosenka jest odpowiedzialna, za tak częste podejmowanie przez metalowe kapele tematu Bitwy o Brytanię. – Oczywiście, że od wpływu tego utworu nie da się uciec – mówi Mark ME Edwards. – Jednak, chociaż istnieje pewne podobieństwo pomiędzy naszym Fire in the Sky, a Aces High: przede wszystkim w sposobie rozpoczęcia akcji – start pilotów RAF, to zauważalna jest różnica w zakończeniu – dodaje gitarzysta. – Zwróć uwagę, że w Aces High Bruce zdaje się nam nie mówić, jak to wszystko się kończy. Nie wiemy, czy eskadra przetrwała starcie z dziesięcioma ME 109. Tymczasem nasza piosenka ma wyraźne zaciężyć, George (George Tsalikis – wokalista Overlorde), przyjął inne podejście i postawił na wojenne realia. Przecież każda zwycięska bitwa ma swoją cenę. Tą ceną jest ludzkie życie. Także po stronie tych dobrych – podsumowuje Mark.
Sam Mark ME Edwards, w rozmowie ze mną przyznaje, że o udziale Polaków w omawianych wydarzeniach, dowiedział się całkiem niedawno. Nadmienia, że czytał też o lotnikach z Australii. – Muszę ci jednak powiedzieć, że całkiem dobrze znam losy polskich wojsk w czasie II wojny światowej – zaznacza. – Pamiętam, że czytałem o jednostce tankietek, która przez dwa tygodnie walczyła wprost imponująco. Jako nastolatek budowałem modele i pamiętam dioramę, przedstawiającą polską kawalerię atakującą niemieckie czołgi.(Nie miałem serca tłumaczyć Markowi, że za nieprawdziwy ten obraz odpowiedzialna jest niemiecka propaganda. Chyba że diorama ta przedstawiała próbę przebicia się polskiej kawalerii pod Wólką Węglową, gdzie szarżowano na obozującą w tym miejscu pancerną kolumnę – przyp. wcz).
- Wiem, że później, podczas wojny – kontynuuje Mark – polscy spadochroniarze, podjęli próbę uratowania Brytyjczyków w bitwie pod Arnhem, w trakcie operacji Market Garden. No i oczywiście teraz, Polska odgrywa wiodącą rolę w oporze przeciw Rosji – dodaje gitarzysta. Trzeci utwór na naszej liście zaproponował właśnie Mark. Jest to:
Grim Reaper – Wings of Angels (Walking in the Shadows 2016)
Grim Reaper to zespół Steve Grimmetta, jednego z najlepszych wokalistów jacy objawili się w nurcie Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu. Oprócz wspomnianej kapeli zaśpiewał też m. in. na pierwszym albumie uwielbianej przeze mnie grupy Chateaux. Obydwaj z Markiem uważamy Grimmetta za wielkiego wojownika heavy metalu, który mimo amputacji nogi, wciąż dumnie wychodził na scenę opierając się na lasce. Niestety Steve zmarł w roku 2022. Przy okazji omawiania Wings of Angels, napisać muszę, iż wdowa po wokaliście Millie Grimmett, organizuje właśnie festiwal poświęcony jego pamięci. Przedsięwzięcie wzięło swoją nazwę właśnie od tytułu przedstawianej piosenki, a odbędzie się 23 listopada w The Meca w Swindon. Tak myślę, że się wybiorę.
Długo zastanawialiśmy się z Markiem, czy utwór Wings of Angels opowiada konkretnie o Bitwie o Brytanię. Piosenka ma fajne riffy i dobrą melodię, dodatkowo wzmacnianą świetnym, choć trochę zmęczonym głosem Steve. Tekstowo, kolejny raz mamy opis bitwy powietrznej, która przywoływanymi realiami wskazuje jednak, iż mamy do czynienia z II wojną światową. Dlatego Wings of Angels znalazł się na naszej liście.Blaze Bayley - 303 (War Withing Me 2021).
Bardzo znaczący w tym zestawieniu utwór, bowiem tekstowo nawiązujący bezpośrednio do słynnego Dywizjonu 303. Nikomu nie trzeba przypominać, że Blaze Bayley, był przez jakiś czas wokalistą Iron Maiden i pewnie wielokrotnie wykonywał na koncertach Aces High. Czy to ten utwór zainspirował go do stworzenia piosenki o naszym dywizjonie? Jedno jest pewne: tym utworem Blaze oddaje polskim bohaterom, walczącym na brytyjskim niebie, to co im należne.
Ironbound – Light up the Sky (The Lightbringer 2021).
Polski akcent w naszym zestawieniu. Młoda
„My metalowcy – niezależnie muzycy, czy słuchacze, jesteśmy zakręceni na punkcie historii. Jak widać, do tego stopnia, iż po dźwięku silnika potrafimy rozpoznać typ maszyny. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem ani ja, ani też Mark.”
rodzima grupa, która na swoim debiucie również umieściła utwór traktujący o Bitwie o Brytanię. Ironbound jest zespołem muzycznie mocno zapatrzonym w Iron Maiden, z wokalistą, który bardzo mocno kojarzy się z Blaze Bayley’em, niegdysiejszym gardłowym Żelaznej Dziewicy. Choć jak dla mnie, wynika to nie tyle z próby naśladownictwa, co z podobnej barwy głosu obydwu panów. W warstwie muzycznej Light up the Sky, jest graniem bardzo maidenowym. Z charakterystyczną, melodyjną pracą dwu gitar. Utwór jest nieco wolniejszy od Aces High. Melodycznie bliżej mu do nowszych dokonań Ironów. Tekst mówi o wątpliwościach nachodzących żołnierzy w tej trudnej godzinie próby. Trzeba być jednak silnym i mimo śmierci wokół, nie można zrezygnować z walki. W piosence pada sformułowanie: Mogą odebrać nam ojczyznę, ale nie złamią naszej woli. Sugerować ono może, iż utwór opowiada o polskich lotnikach walczących na brytyjskim niebie. Co ciekawe jest to jedyny w tym zestawieniu utwór, w którym pada słowo Niemcy. Overlorde – Fire in the Sky (Awaken the Fury 2023).
Na koniec zostawiłem sobie do omówienia mojego faworyta z niniejszym zestawieniu. Ubiegłoroczny album amerykańskiej legendy power metalu Overlorde, uważam za jedną z najlepszych (jeśli nie najlepszą) płyt roku 2023. To właśnie teledysk do Fire in the Sky promował w sieci cały album.
O genezie powstania piosenki opowie Wam sam Mark ME Edwards – gitarzysta i lider grupy.
- Kiedy nasz wokalista George Tsalikis, usłyszał muzykę, która stała się podstawą Fire in the Sky, wyobraził sobie jakąś bitwę powietrzną. Przez jakiś czas rozważał pomysł stworzenia tekstu o konkretnej bitwie, jak Bitwa o Brytanię właśnie. Ostatecznie jednak zdecydował się na fikcyjną bitwę, którą chciał przedstawić oczami pilota myśliwca.
Z tego co pamiętam, poprawki dotyczyły tylko jednego wersu, w którym mowa była o prędkości ponaddźwiękowej. Oczywiście ówczesne samoloty z taką prędkością nie latały, dlatego w to miejsce pojawił się wers: w miarę zwiększania prędkości. Piosenka była według nas tak dobra, że gdy przyszedł moment wyboru utworu promującego płytę, zdecydowaliśmy się na Fire in the Sky. Teledysk stworzyła nasza wytwórnia No Remorse Records, a ja zadbałem o to, by cały materiał filmowy, oddawał realia Bitwy o Brytanię. Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu końcowego.
O warstwie tekstowej rozmawialiśmy z Markiem już wcześniej. Utwór zaopatrzony został jednak w niesamowitą warstwę muzyczną. Nie ma tutaj mowy o maidenowej szybkości i uczuciu pędu. W zamian za to Overlorde serwuje nam epickiego potwora, utrzymanego w najlepszej tradycji amerykańskiego epic i power metalu. Z patetycznym, klasycznym dla US power metalu wokalem. Na uwagę zasługuje wybijający się ponad gitary wirtuozerski bas. Ale u Overlorde to przecież norma. O ile w utworze Iron Maiden namacalnie czuliśmy tę zabójczą szybkość i uciekające sekundy, tak w Fire in the Sky, mamy fragmenty, w których czuję się ociężałą pracę motoru, gdy samolot ostatkiem sił próbuje schronić się w chmurach. Mark zgadza się z tym spostrzeżeniem. –Wiesz, użyłem swojej gitary do uzyskania dźwięku silnika lecącego samolotu. Stanowi podkład pod solówką. Jest bardzo cichy w ostatecznym miksie, ale być może da się go wychwycić na słuchawkach – mówi. Utwór rozpoczyna się zresztą odgłosem prawdziwego samolotu. Mark zdradza mi, że to autentyczne nagranie z pokazu lotniczego w Niemczech z 2019 roku. – Choć tak naprawdę to jest Focke Wulf a nie ME 109 – zdradza gitarzysta. My metalowcy – niezależnie muzycy, czy słuchacze, jesteśmy zakręceni na punkcie historii. Jak widać, do tego stopnia, iż po dźwięku silnika potrafimy rozpoznać typ maszyny. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem ani ja, ani też Mark. Nasza rozmowa nie wyświetliła tej tajemnicy. Pozwoliła jednak przypomnieć Wam i nam, kilka świetnych metalowych kawałków. Przede wszystkim zaś przywołała na powrót pamięć o śmiałych, dzielnych ludziach, którzy gdzieś wysoko, w przestworzach, powstrzymali Saurona tego świat i jego stalowe nazgule. Wojciech Czubatka
Jego pomysł mi się spodobał, ale ponieważ, jak wiesz, jestem wielkim fanem historii wojskowości, a zwłaszcza II wojny światowej, zapytałem, czy byłby skłonny przerobić tekst, tak by opisywał jednak konkretne zmagania. Oczywiście zasugerowałem Bitwę o Brytanię. George nie miał z tym problemu, tym bardziej, iż pierwotnie on również zastanawiał się nad takim rozwiązaniem.
metalfrenzi.wordpress.com
Podlasie to jedno z tych miejsc, które wystarczy odwiedzić raz, aby zauroczyć się pięknem tego regionu na zawsze. Kto z nas nie chciałby chociaż na chwilę przenieść się w miejsce jakby niezwykłe i jakby magiczne? Podlasie oferuje taką szansę bez potrzeby wyjeżdżania poza Polskę. Mieszanka kulturowa, wyjątkowa architektura, ciepło mieszkańców oraz niesamowita natura tworzą z Podlasia magiczną krainę wartą uwagi i odwiedzenia w wakacje, ale też poprzez cały rok. Daję gwarancję, że każdy znajdzie coś dla siebie!
Bogactwo Kulturowe
Podlasie to mozaika kultury polskiej, białoruskiej, ukraińskiej oraz litewskiej co usłyszymy najlepiej w gwarze podlaskiej, która jest mieszanką tych czterech języków. Choć gwara jest teraz najbardziej używana na co dzień na podlaskiej wsi, pielęgnowana jest ona też przez śpiew folkowy na festiwalach i koncertach. Kameralne występy takie jak na przykład te podczas święta chleba w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu będą najlepszą szansą, aby zobaczyć, jak mieszkańcy pielęgnują swoje korzenie. Bajkowy klimat Podlasia znajdziemy również na Szlaku Otwartych Okiennic w Trześciance, gdzie zobaczymy charakterystyczną podlaską architekturę, czyli drewniane domki zdobione okiennicami. Choć można by było bardzo dużo
opowiadać o kulturze, najlepiej jest ją poznać z bliska, a najbliżej do niej jest właśnie w urokliwych podlaskich wsiach.
Mozaika Sakralna
Nie da się nie zauważyć ze charakterystyczną cechą Podlasia jest też mozaika sakralna. Można tu zwiedzić zabytkową synagogę w Tykocinie czy drewniany meczet w Kruszynianach. Jednak najwięcej na Podlasiu znajdziemy Cerkwi Prawosławnych. Choć prawie w każdej wsi możemy znaleźć kolorowe drewniane cerkwie, to dwa miejsca są kluczowe dla wiernych Prawosławnych. A są to Św. Góra Grabarka oraz Monaster w Supraślu.
Legenda głosi, że podczas epidemii cholery pobliscy mieszkańcy zostali uratowani po tym jak przynieśli na wzgórze Św. Góry Grabarki krzyże oraz wypili czy obmyli się wodą ze źródełka. Wokoło Cerkwi Przemienienia Pańskiego znajduje się las krzyży, które pielgrzymi przynoszą na Górę z rożnymi intencjami, a u stop Góry płynie źródełko, w którym do dziś dzień pielgrzymi obmywają się i zabierają do domów wodę święconą z tego miejsca.
Drugie miejsce to Monaster Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy w Supraślu, które jest jednym z najstarszych Prawosławnych Monasterów Męskich w Polsce. Główna Świątynia została zniszczona podczas drugiej wojny światowej, ale nie dawno jej odbudowa została skończona a jej wnętrze jest wypełnione pięknymi freskami. W Supraślu przy okazji znajdziemy obrazkowe bulwary nad rzeką Supraśl, Muzeum Ikon, Muzeum Papiernictwa i Sztuki Drukarskiej oraz charakterystyczne drewniane domki podlaskie. A po dniu zwiedzania obowiązkiem jest spróbowanie podlaskich kartaczy, babki ziemniaczanej, sęka-
cza i oczywiście marcinka hajnowskiego.
Dzika Przyroda
Wycieczka na Podlasie nie może obejść się bez wizyty w malowniczej Białowieży, gdzie znajduje się Białowieski Park Narodowy. Park to prawdziwa przyrodnicza perełka Podlasia, gdzie możemy znaleźć rzadko spotykaną przyrodę oraz zobaczyć żubry. W Parku znajdziemy Muzeum Przyrodniczo-Leśne, które opowiada o historii Parku oraz o jego dzikiej przyrodzie. Dla entuzjastów architektury też coś się znajdzie! W Parku Pałacowym można zobaczyć odbudowany Pałac Myśliwski, a w samej Białowieży znajdziemy Cerkiew Św. Mikołaja, gdzie znajduje się jedyny w Polsce Porcelanowy Ikonostas. Znajdą się również ścieżki rowerowe dla tych, którzy lubią aktywnie spędzać swój czas. Poprzez rozbudowaną branżę turystyczną Białowieża jest idealnym miejscem, aby zatrzymać się tam na trochę dłużej i naładować baterie w tych pięknych okolicznościach przyrody. No i oczywiście aby w pełni nacieszyć się smakami Podlasia.
Niesamowita przyrodę można tez przeżyć w Biebrzańskim Parku Narodowym który jest domem dla najdzikszej przyrody. Park rozciąga się dookoła rzeki Bierza, co tworzy idealne warunki dla ogromnej liczby ssaków oraz ptaków. Park jest domem dla największej liczby łosi w całej Polsce. Park można zwiedzać rowerem lub samochodem i zalecane jest zabranie ze sobą lornetki, aby jak najlepiej móc zachwycać się jego dziką przyrodą.
Dla zwolenników natury roślinnej idealnym miejscem również będzie
Ziołowy Zakątek we wsi Trześcianka, gdzie znajdziemy ogród Botaniczny, ogród Różany oraz bogatą ofertę edukacji przyrodniczej. Można tam też znaleźć Karczmę i zjeść lody o smaku sosny czy róży! (lody są przepyszne) Oczywiście można też się tam zatrzymać na dłużej ponieważ można tam tez wynająć pokój na nocleg.
Przygody w Stolicy
Dla zwolenników zgiełku miasta, Białystok będzie super początkiem zwiedzania. Obowiązkowe jest zobaczenie Pałacu Branickich należącego kiedyś do Jana Branickiego oraz spacer w okazałych ogrodach pałacowych. W mieście znajdziemy tez Muzeum Pamięci Sybiru, Muzeum Wojska oraz Muzeum Historii Medycyny i Farmacji, które znajduje się w części Pałacu Branickich. Jednak to tętniący życiem Rynek Kościuszki jest prawdziwym sercem Białegostoku, a w samym jego centrum, czyli w Miejskim Ratuszu, znajduje się Muzeum Kultury Podlaskiej, które będzie dobrym wstępem do zapoznania się z kultura Podlasia. Na Rynku nie brakuje restauracji, które pozwolą też poznać Podlasie od kuchni.
Nie będę tołkować (mówić) o pięknie Podlasia bez przerwy i choć jako Podlasianka nie mogę być w stu procentach obiektywna w ocenie tego regionu, to jestem przekonana ze każden któren (każdy który) przyjedzie na Podlasie nie będzie tej wycieczki żałować a i nawet będzie wracał, bo tego rejonu nie da się nie kochać. No to co? Do zobaczenia na Podlasiu!
Tekst i zdjęcia Karolina Stefaniuk
Sprawdź swoją wiedzę i zdobądź tytuł Wielkiego Mędrca/ Wielkiej Wiedzącej!
Który kraj znasz lepiej? Sprawdź swoją wiedzę razem z nami i wyrusz w wakacyjną przygodę po odmętach wiedzy o obu krajach.
W rozwiązywaniu quizu zabrania się używania kalkulatorów, telefonów i wyszukiwarek internetowych!
Autorzy quizu: Maksymilian i Leon Czubatka
1. Który smok wygrał bitwę o walijską flagę?
A. Smok czerwony
B. Smok biały
C. Smok Wawelski
2. Jakie kolory są na walijskiej fladze?
A. Fioletowy, różowy i czarny
B. Biały, zielony i czerwony
C. Niebieski, żółty i brązowy
3. Który kraj jest największy?
A. Polska
B. Walia
C. Niemcy
4. Co jest godłem Polski?
A. Żółty słonecznik
B. Biały orzeł w koronie
C. Niebieski delfin
D. Lew w koronie
5. Które miasto było pierwszą stolicą Polski?
A. Łowicz
B. Gniezno
C. Warszawa
D. Kraków
6. Co jest narodowym warzywem Walii?
A. Cebula
B. Czosnek
C. Por
7. Kto był pierwszym władcą Polski?
A. Romuald Bury
B. Geralt z Rivii
C. Mieszko I
8. Jaka jest najdłuższa rzeka w Polsce?
A. Warta
B. Odra
C. Wisła
9. Który szczyt górski jest wyższy?
A. Snowdon, Walia
B. Rysy, Polska
10. Jaki jest narodowy sport Walii?
A. Koszykówka
B. Tenis
C. Rugby
D. Piłka nożna
11. Skąd pochodzi czarodziej Merlin?
A. Carmarthen
B. Londyn
C. Edynburg
12. Który legendarny potwór zamieniał ludzi w kamień?
A. Yeti
B. Bazyliszek
C. Dracula
13. Narodowa potrawa Walii to?
A. Pierogi
B. Cawl
C. Sushi
14. Jak został pokonany bazyliszek?
A. Telefonem
B. Lustrem
C .Mieczem
15. Co zgubiło smoka wawelskiego?
A. Owca wypchana siarką
B. Krowa posmarowana miodem
C. Drewniak z bajki „Hilda”
Jeśli zdobyłeś/zdobyłaś:
15 punktów jesteś „Mistrzem historii polskowalijskiej” i otrzymujesz tytuł Wielkiego Mędrca/ Wielkiej Wiedzącej
14 – 10 punktów jesteś „Adeptem historii polsko-walijskiej” i otrzymujesz tytuł Lorda/ Lady Srebrnego Pora
10-5 punktów – musisz jeszcze popracować nad swoją wiedzą, Otrzymujesz tytuł Ucznia/ Uczennicy Czarodzieja Merlina
5-0 punktów - przeczytaj naszą gazetę! Otrzymujesz tytuł „Zielony nowicjusz/ nowicjuszka”
Event Cardiff 2024
W tegoroczne obchody Polish Heritage Days oraz autorski projekt Bezsenność’44 (80-ta rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego) zaangażowana była młodzież polonijna z Akademii Młodych Dziennikarzy (Young Journalist Academy) z Llanelli.
Stowarzyszenie Dziennikarzy i Pisarzy Polskich w Walii
„Dialog” przygotowało i zrealizowało kilkuetapowy program edukacyjny skierowany do dzieci i młodzieży z Llanelli i okolic.
Podczas cyklu zajęć i spotkań edukacyjnych oraz akcji
„Niektórzy z nich pierwszy raz zapytali swoich rodziców o losy swoich pradziadków w czasie II Wojny Światowej. Przecież pradziadkowie naszych podopiecznych w tamtym czasie byli w ich wieku.”
„Pamiętamy”, młodzi Polonusi pogłębili wiedzę na temat Powstania Warszawskiego, historii II Wojny Światowej oraz wkładu polskich lotników w obronę Wielkiej Brytanii. Wiedza o zawiłościach II Wojny Światowej, stosunkach politycznych, a także ciężkiej sytuacji społeczeństwa polskiego w okupowanej ojczyźnie były podstawą programową cyklu zajęć i spotkań edukacyjnych pod autorskim tytułem BEZSENNOŚĆ‘44. Wiele emocji i wzruszenia dostarczyła gra planszowa ufundowana przez IPN oddział w Szczecinie „Mój Rówieśnik”. Dzięki niej i jej przystępnej formie młodzież miała okazję zapoznać się z losami polskich dzieci i młodzieży w czasie drugiej wojny światowej oraz Powstania Warszawskiego. Gra zainspirowała naszych słuchaczy, do rodzinnych poszukiwań. Niektórzy z nich pierwszy raz zapytali swoich rodzi- ców o losy swoich pradziadków w czasie II Wojny Światowej. Przecież pradziadkowie naszych podopiecznych w tamtym czasie byli w ich wieku.
Zasoby Muzeum Powstania Warszawskiego oraz IPN okazały się bardzo inspirujące. Zaprezentowaliśmy filmy „Powstanie Warszawskie" oraz produkcję promującą minutę ciszy w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego pt.:„Jest takie miasto”. Dołączyliśmy do akcji #TezBylismy- kampania Młodych Głów, Bohateronu i Mu-
zeum Powstania Warszawskiego. Młodzież zapoznała się z losami naocznych świadków -powstańców warszawskich: Haliny Rogozińskiej ps. Mała/ Niebieska, Danuty Dworakowskiej ps. Lena, Bogusława Kamola ps. Hipek.
To były bardzo aktywne tygodnie dla naszych młodych Polonusów. Czynnie uczestniczyli w promocji Polski na Polish Heritage Day w Cardiff, w międzyczasie jako młodzi dziennikarze opublikowali swój dodatek do magazynu Dialog, który został wydany w nakładzie
1000 egzemplarzy. W czasie przerwy semestralnej Polonusi z Young Journalist Academy wzięli udział w wycieczce szlakiem polskich lotników i wystawie mobilnej z okazji 80-lecia D-day (Kidwelly World War II- Mobile Museum w Parc Y Bocs). Wykład Seimona Pugh-Jonesa na temat przebiegu działań wojennych, pozwolił uczestnikom sprawnie uporządkować wiedzę związaną z losami zarówno Polaków jak i Walijczyków w okresie drugiej wojny światowej. Spotkanie z Mateuszem Sprusińskim, absolwentem lokalnej szkoły St. John Lloyd School i Uniwersytetu w Cardiff, było prawdziwą niespodzianką. Pan Mateusz po ukończonej edukacji w Walii, powrócił do Polski i obecnie pracuje w MSW Związku Polskich Spadochroniarzy. Wspiera młodzież i studentów cywilnych, dla których służba na stanowiskach specjalistycznych jest szansą na indywidualny rozwój: -Warto uczyć się języka polskiego, a także walijskiego. Znajomość języków obcych poszerza możliwość dynamicznego rozwoju kariery. Szacunek, uczciwość i patriotyzm to cechy, które bardzo pomagają w identyfikacji narodowej oraz precyzowaniu planów na przyszłość- mówił pan Mateusz. Na cmentarzu w Pembrey młodzież zadbała o pamięć bohaterów. Groby zostały posprzątane, trawa wykoszona a tablice odkurzone. Młodzież z Akademii Młodych Dziennikarzy (Young Journalist Academy) na koniec projektu zaangażowała się w kolejne, tym razem lokalne przedsięwzięcie. Promując pozytywny wizerunek młodej Polonii w Walii, empatię i szacunek dla historii. Czynne zaangażowanie w zbiórkę społeczną Polish War Memorial (przygotowanie loterii fantowej oraz pomoc w przygotowaniu eventu), bezpośrednie spotkania z osobami, które przeżyły wojnę, były bezcenna lekcją patriotyzmu. Dzieciaki jesteśmy z was dumni.
Agnieszka Raduj –Turko
Przygotowanie autorskiego projektu Bezsenność’44, Polish Heritage Day oraz wydawnictwa Dialog Magazyn zostało zrealizowane przez Agnieszkę RadujTurko oraz Paulinę Czubatkę- trzon Stowarzyszenia Dziennikarzy i Pisarzy Polskich w Walii DIALOG. Panie ponadto są Managerkami projektów w Południowej Walii w Ludek Polish Community Group. Serdeczne podziękowania dla pana Marcina Łatacza z Oddziału Biura Edukacji Narodowej IPN w Szczecinie za przekazanie nam gier edukacyjnych oraz V–ce Konsulowi Radosławowi Gromskiemu za okazaną cierpliwość i zaufanie.
W 83 rocznicę śmierci por. Bohdana Andersa 2 czerwca br. w Llanelli miałam zaszczyt współorganizować zbiórkę funduszy na tablicę upamiętniająca polskich lotników poległych w hrabstwie Carmarthenshire.
Reach for the Skies - The Llanelli Polish War Memorial
minani są wśród lokalnej społeczności jako dżentelmeni, utalentowani lotnicy, ciężko pracujący, niezwykle odważni. Ich wkład w lokalną historię jest nieoceniony. Mówi się o nich dobrze, oddając wszystkie honory.
Ośmiu polskich pilotów, żołnierzy, inżynierów, którzy oddali życie w czasie wojny, spoczywa na cmentarzu w Pembrey i St. Clears. To im poświęcona będzie ta tablica, sfinansowana z publicznej zbiórki.
Zbiórka funduszy na ten szlachetny cel to nie tylko kwestia materialna, ale także duchowa. To sposób, by pokazać, że pamiętamy i cenimy heroizm tych, którzy walczyli za wolność naszą i waszą.
to inicjatywa społeczności polsko- walijskiej. Tablica poświęcona Polakom w Polskich Siłach Powietrznych w UK oraz tym służącym w RAF w czasie drugiej wojny światowej będzie integralną częścią pomnika upamiętniającego ofiary konfliktów zbrojnych - Llanelli War Memorial, jako trwały symbol wdzięczności dla tych, którzy polegli w walce a miejsce ich ostatniego spoczynku jest w Carmarthenshire.
Pieniądze posłużą na sfinansowanie tablicy, która stanie się integralna częścią pomnika wojennego.
Polscy piloci, latający w szeregach PAF oraz RAF, wspo-
Finał akcji przeszedł najśmielsze oczekiwania organizatorów. Wiadomo już, że oprócz tablicy w Llanelli, cmentarz i nagrobki naszych bohaterów; na początek w Pembrey, również na tym skorzystają.
Każdy wkład, tego dnia i w ostatnich tygodniach miał znaczenie. Stał się kamieniem milowym w kierunku uhonorowania tych, którzy nie zawahali się stanąć w obronie pokoju i sprawiedliwości z polskim orłem na piersi.
Cześć i chwała Bohaterom!
October 1940. Member of No. 79 RAF Squadron. Buried in Pembrey.
Bohdan Anders, born on 27 February 1918 in Poznan, died 2 June 1941.
Flight Lieutenant of the Polish Air Force in Great Britain. Served in Poland, France and Great Britain. Member of No. 303 "Tadeusz Kościuszko" Polish Fighter Squadron and No. 316 Fighter Squadron and No. 316 "City of Warsaw" Polish Fighter Squadron. Buried in Pembrey.
Tadeusz Blach, born on 20th November 1915, died on 9th August 1941. Lieutenant pilot, served in No. 308 "Kraków" Polish Fighter Squadron. Buried in St. Clears.
Olech Antoni Kawczyński, born on 20th February 1916 in Wudzyn, died on the 8th of May 1941. Polish Army officer, Lieutenant. Member of RAF 32 Squadron. Buried in Pembrey.
Leon Jan Watorowski, born on 22nd of March 1920 in Chełmno, died on 8th
Fighter Squadron. Buried in Pembrey.
Roman Grzanka, born on 8 February 1903 in Ujma Duża, died on 27th June 1943. Polish army officer, Captain Pilot. Served in Poland, France and Great Britain. Member of No. 307 “Lwowskie Puchacze" Polish Night Fighter Squadron. Buried in Pembrey.
Wacław Oyrzanowski, born on the 18th of September 1903 in Zawady, died on the 28th June 1943. Senior mechanic, sergeant. Member of No. 302 ,,Poznański” Polish Fighter Squadron and the 307th Night Fighter Squadron 'Lwowskie Puchacze'. Buried in Pembrey.
Jacek Kinel, born on 28th of March 1924 in Bydgoszcz, died of 8th May 1944. Sergeant. Member of 1st Air Gunnery in Pembrey. Buried in Pembrey.
W 80- ta rocznicę D-Day, która przywołuje rozpoczęcie alianckiej inwazji na Normandię, przedstawiciele Polonii, lokalna społeczność, weterani oraz przedstawiciele władz lokalnych i krajowych uroczyście oddali hołd poległym żołnierzom.
Tradycyjnie w pierwszych dniach czerwca w całym kraju przedstawiciele służb mundurowych, władze miasta i hrabstwa, weterani oraz przedstawiciele organizacji społecznych składają wieńce i oddają cześć w lokalnych miejscach pamięci. W Llanelli przy pomniku wojennym, na terenach zielonych przy ratuszu.
Rok 2024 jest rokiem wyjątkowym. Przypadająca okrągła rocznica D-Day, a także wyjątkowy czas dla nas Polaków. Po raz pierwszy przedstawiciele Association of Polish Jouralist and Writers in Wales DIALOG mieli zaszczyt w imieniu Polonii złożyć wieniec pod pomnikiem, w który wkomponowano zdjęcia polskich bohaterów oraz przyozdobiono polską flagą. To bardzo wymowny gest i początek nowego. W listopadzie br. właśnie w tym miejscu przy pomniku upamiętniającym ofiary konfliktów zbrojnych w Llanelli nastąpi odsłonięcie tablicy pamiątkowej, upamiętniającej polskich bohaterów, poległych w czasie drugiej wojny światowej, a których groby znajdują się na cmentarzach hrabstwa Carmarthenshire.
D-Day zapoczątkował ciężkie walki, które w konsekwencji doprowadziły do wyzwolenia Europy Zachodniej spod niemieckiej okupacji. Po zdobyciu przyczółków alianci mogli kontynuować ofensywę, stopniowo wyzwalając kolejne terytoria.
Pierwsze dni czerwca są symbolem odwagi, poświęcenia i walki o wolność. Setki tysięcy żołnierzy walczyło na plażach Normandii, a ich poświęcenie przyczyniło się do ostatecznego zwycięstwa nad nazistowskimi Niemcami. Natomiast operacja „Overlord” była punktem zwrotnym w wojnie, który zapoczątkował proces wyzwolenia Europy.
W skrócie, D-Day to moment, który zmienił bieg historii, otwierając drogę do wyzwolenia Europy spod niemieckiej okupacji i symbolizując walkę o wolność.
Było to symboliczne i ważne wydarzenie w dziejach lokalnej społeczności, bliskie naszemu sercu. Po raz pierwszy, oficjalnie upamiętniono również wkład polskich bohaterów, walczących o wolną Europę.
Organizatorami uroczystości były władze hrabstwa Carmarthenshire, natomiast mistrzem ceremonii i protokołu wojskowego- Cllr Rob Evans. Dziękujemy za oficjalne zaproszenie i prezentację.
ART.
Fot. Pc