5 minute read

Perfect Diver Magazyn nr 19

Kopalnie łupka w Niemczech

Tekst ANDRZEJ ZALEWSKI

Zdjęcia MICHAŁ ANTONIUK

Willingen i okolice. Pomimo, że rejon większości znany jest z narciarstwa i skoków, nie tylko po to jeżdżą tam wycieczki! Od kilku lat jesienią odwiedzam kopalnie w zachodnich Niemczech.

Zaczęło się skromnie, nie pamiętam dokładnie kiedy. Grześ powiedział: przyjedź, nie jest głęboko, ale fajnie.

Nie mylił się. Tym razem celem były cztery kopalnie. Trzy już znałem, czwarta, najgłębsza była nową pozycją w naszym planie. Pierwszą kopalnią jaką odwiedziliśmy była Schwalefeld. Akceptowane są tu uprawnienia organizacji IANTD, GUE, NSS- -CDS i NACD. Posiadając inne trzeba liczyć się z nurkowaniem sprawdzającym. Maksymalna głębokość w tej pięknej i chyba najtrudniejszej kopalni, to 70 m. Są tu trzy wejścia do wody, ale dotarcie na maksymalny poziom optymalne jest z pierwszego. Z pozostałych najlepiej planować płytsze poziomy. Schwalefeld to dość skomplikowany system, gdzie na pewno spotkamy się ze skrzyżowaniami, możemy zakładać swoje jumpy, robić trawersy. Z pewnością przeznaczona jest dla nurków full cave i o wyższych umiejętnościach. Wchodziliśmy w trzech zespołach z dwóch powodów. Przede wszystkim przestrzeń w wodzie otwartej jest komfortowa dla dwóch nurków, przy trzech robi się ciasno, co wymaga trochę empatii od zespołu. Cztery osoby to już extremum, ale też da się to zrobić. Mieliśmy różne plany. Mój zespół skupił się na poziomach 20 i 37 m, pozostałe zdecydowały zejść na 70 m. Widoczność to dla nurka istotna kwestia. Na poziomie 20 m zazwyczaj jest dobrze lub bardzo dobrze. I tym razem tak było, halciony pokazały swoją moc oświetlając

całe komnaty. Widoczność na poziomie 37 m niestety nie jest już tak łaskawa dla nurków. Często występuje tu tzw. „cappuccino”, tj. ok 1 m wizury. Tym razem było bardzo przyjemnie, jak na to miejsce, bo około 3 m. Najlepsza widoczność znajduje się na poziomie 70 m, gdzie woda wydaje się znikać, oczywiście nie dosłownie. Miejsce ma duży potencjał z pewnością nie tylko na jedno nurkowanie lecz na wiele więcej.

Następnego dnia przyszła kolej na Christine. Uprawnienia jak w Schwalefeld. Chodniki w tej kopalni są na poziomie 25 i 50 m. Miejsce jest trochę inne niż wszystkie odwiedzone przez nas kopalnie. Nawigacyjnie poziom 25 m jest prosty, a zarazem trudny, gdyż w czasie nurkowania, jeśli chcemy obejrzeć nie tylko korytarze, ale i przestrzenie skąd wydobywano łupek, musimy liczyć się z profilem typu piła. Nasze uszy były wystawione na duże obciążenia.

Żadna z komór, pomimo tego, że niektóre wychodzą do powierzchni, nie daje możliwości wyjścia na zewnątrz. Należy o tym pamiętać przy planowaniu trasy jaką chcemy zrobić i nie przeceniać swoich uszu. Poziom 43–50 zostawiłem na kolejną wizytę. Jest inny niż płytsze i przypomina jaskinie. Kolejną zaletą tego miejsca jest widoczność, gdyby nie ściany byłoby to ponad 30 m. Christine jest najmniejszym obiektem, ale mimo to można spędzić tam mnóstwo czasu.

Felicitas, słyszysz o niej i już wyobrażasz sobie znajdujące się tu maszyny. Najpierw jednak trzeba pokonać "mleczną drogę" w szybie zejściowym, która tym razem ciągnęła się przez około 15 m. Główny chodnik znajdował się na 30 m. Wcześniej warto jednak to sprawdzić, ponieważ poziom wody zmienia się w zależności od opadów, a to jest istotne dla nurkujących na OC w celu dobrania optymalnego gazu. Kopalnia dzieli się na dwie części, lewą, gdzie spotykamy maszyny i równo drążone nimi komory oraz prawą, która eksploatowana była metodą strzałową. Ta wygląda miejscami jak jaskinia, ale oczywiście nie jest pozbawiona śladów infrastruktury z lat eksploatacji. Widoczność w korytarzach zazwyczaj jest dobra, sięgająca około 10–15 metrów. Nawigacja nie jest tu skomplikowana, a rozłożone poręczówki umieszczone są w bardzo uporządkowany sposób. Możemy zrobić kilka niedużych trawersów. Miejsce dobre jest zarówno do szlifowania umiejętności nurkowania pod stropem, jak i do turystyki nurkowej. Felicitas ma świetnie zorganizowaną infrastrukturę, a pełna „blenderownia” zapewnia nabicie każdego gazu, jaki jest nam potrzebny.

Na koniec zostawiliśmy sobie Nuttlar. To kilkupoziomowa kopalnia z różnymi trasami, gdzie można spędzić wiele czasu na poznawaniu korytarzy i przejść między nimi. Wejście, podobnie jak w przypadku Christine i Schwalefeld, to prawdziwe wrota do Narni. Na zewnątrz mamy żółty kontener, w nim stoły na sprzęt, a dalej właściwe wejście do kopalni. Jest ono obszerne i daje wyobrażenie tego, co możemy zobaczyć podczas nurkowania. W wodzie znajduje się pomost ułatwiający upinanie dodatkowych butli. Z dużej przestrzeni do wnętrza kopalni prowadzi wąski tunel, który na około 13-tym metrze kończy się rozwidleniem na różne trasy. Kopalnia charakteryzuje się szerokimi i wysokimi korytarzami. Jeśli podczas nurkowania odbić trochę od liny, można zobaczyć przedmioty pozostawione przez górników. W wielu miejscach ściany ułożone są z wydobywanego kamienia, co wygląda bardzo ładnie. W kopalni jest kilka miejsc, gdzie możemy się wynurzyć, jednak żadne z nich nie jest wyjściem. Natomiast na czerwonej linie są przynajmniej dwa miejsca do wyjść awaryjnych zamknięte w czasie normalnych nurkowań, dlatego tak ważne jest wpisywanie się na tablicę informacyjną.

Willingen i okoliczne kopalnie były dla nas łaskawe, dopisały widocznością. Temperatura wody przyjemniejsza niż w większości jezior o tej porze roku w naszej szerokości geograficznej, wahała się pomiędzy 8–10°C. Choć dla większości uczestników wyprawy nie był to pierwszy raz w tych kopalniach, to z pewnością będziemy wracać. To miejsca z potencjałem, gdzie wiele jeszcze jest do odkrycia.

PERFECTDIVER nr 1(19)/2022 / 47 pod sufitem