Playground, Marzec - Kwiecień 2010

Page 1

Yeasayer ✹ Alicja w Krainie Czarów ✹ Agora ✹ Liga Mistrzów

Playground

COMENIUS Czego nauczyliśmy się w Turcji

Pismo Uczniów Prywatnego Gimnazjum i Liceum im. I. J. Paderewskiego Marzec - Kwiecień 2010

Czas na KOBIETY

Uczennice Paderewskiego oceniają projekt ustawy o parytecie

Filozofia to luksus!

Wywiad z panem Tomaszem Kalbarczykiem


Uczennice Paderewskiego w Turcji, na spotkaniu uczestników międzynarodowego programu Comenius Fot: pani Barbara Ostrowska


Marzec&Kwiecień [ Od Redakcji ]

04 _ Raport Tragedia pod Smoleńskiem

Odliczanie do wakacji na telebimach w holu powoli daje do myślenia. Można już mówić o schyłku roku szkolnego. Z tej okazji (prawie) wszyscy ciężko pracują... ‣ Kochani Maturzyści - trzymamy za Was kciuki! Życzymy Wam wysokich wyników z egzaminów i indeksów na wymarzonych uczelniach. ‣ Uczniów klas drugich to samo czeka już za rok, a czas szybko leci przy zabawie. Uczcie się, uczcie! ‣ Tymczasem klasa I a zaczęła być na poważnie wdrażana w IB, a uczniowie polskich klas ciężko pracują na dobre oceny. I tylko (moja!) I b może pozwolić sobie na chwilę lenistwa po moderacji. ‣ Trzecioklasiści właśnie napisali egzaminy OKE. Życzymy szczęścia w liceum, zarówno w Paderewskim, jak i innych szkołach! ‣ Półmetek gimnazjum w MYP wiąże się natomiast z przygotowaniem uczniowskiego portfolio. Nie wystarczy zebrać swoich prac, trzeba je jeszcze odpowiednio opisać. Wszystko już oddane? ‣ Pierwszoklasiści zaś stawiają kolejne kroki jako uczniowie Paderewskiego. Jak Wam się podoba? Udźwignęliście projekty i eseje? Jeśli nie, koniecznie się uśmiechnijcie. Za rok będzie gorzej! Olga Osuchowska

{Szkoła} 06 _ Jak leci Przegląd wydarzeń z ostatnich dwóch miesięcy 08 _ UNESCO Edukacja międzykulturowa 09 _ International Baccalaureate Personal Project 10 _ Comenius Spotkanie w Turcji dzień po dniu 12 _ Amnesty International Prawa człowieka w Arabii Saudyjskiej // Pilna akcja: Więzień sumienia w złym stanie zdrowia 04 _ Chór Akademos z kantatą "Dobro i zło" w koncercie "Estrada młodych"

{Ludzie} 15 _ Gimnazjum Szpagaty w baletkach - rozmowa z roztańczoną Marcelina Janiszewska 16 _ Liceum Rozmowa z wybitną młodą pianistką Karoliną Tomaszewską 18 _ Kadra Filozofia to luksus! - Rozmowa z panem Tomaszem Kalbarczykiem o zajęciach z filozofii i etyki oraz o prawach człowieka 20 _ Reportaż Uczennice Paderewskiego odkryły Amerykę Łacińską

OPIEKUN REDAKCJI Pani Katarzyna Sarzyńska NACZELNA Olga Osuchowska REDAKCJA Mateusz Cytryński ▪ Zuza Dziewiela ▪ Ola Frączkiewicz ▪ Karolina Głuszak ▪ Weronika Herbet ▪ Agnieszka Grygiel ▪ Adrianna Kępińska ▪ Mateusz Kusio ▪ Mateusz Kuśmierz ▪ Aleksandra Nóżka ▪ Joanna Wośkowska ▪ Joanna Wytrzyszczewska WSPÓŁPRACA Pani Barbara Ostrowska ▪ Pani Małgorzata Bochnak - Bojanowska ▪ Pan Michał Orłowski

{Po szkole} 22_ Debata Czas na kobiety - uczennice Paderewskiego oceniają projekt ustawy o parytetach 24 _ Kino Tim Burton wskrzesił Alicję // Filozofka z Agory 26_ Muzyka Yeasayer, czyli odd jest cool 27 _ Sport Półfinały Ligi Mistrzów 28 _ Technika Komputer "Odra" made in Poland 29 _ Fan Fiction Dr House: Zagrajmy w ence - pence

DRUK XEROFAX [Nadbystrzycka 20/8] [xerofax@gmail.com] [81 441 80 86]

32 _ Rysunek Navi Nicole Stańczak

www.playground.paderewski.lublin.pl playground@paderewski.lublin.pl

{Humor}

30 _ Na Symfonicznej Skarb narodów 31 _ Z przymrużeniem Słodkich snów - Sennik


4

Raport

Tragedia pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 w katastrofie prezydenckiego samolotu zginęła polska delegacja, która miała wziąć udział w uroczystościach w podsmoleńskim Lasku Katyńskim dla uczczenia 70. rocznicy mordu na polskich oficerach. Pośród 96 osób obecnych na pokładzie był Prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką Marią Kaczyńską, Parlamentarzyści, Dowódcy Sił Zbrojnych, przedstawiciele Rodzin Katyńskich.


5 Tupolew-154M wystartował z Okęcia w sobotę 10 kwietnia rano, o 7:23 czasu polskiego. Celem lotu miało być lotnisko Smoleńsk - Północ. Kontrolerzy przekazywali pilotom informacje na temat gęstej mgły panującej w tym miejscu. Zaproponowano lądowanie w białoruskim Mińsku bądź w Moskwie, ale ostatecznie postanowiono o lądowaniu w Smoleńsku. Na krótko przed godziną 9 rano samolot zaczął powoli schodzić do lądowania. Maszyna nie ustawiła się jednak poprawnie, a także leciała za nisko. Około kilometra przed lotniskiem zahacza o anteny na p ro wadzające, później ścina czubki dziesięciometrowych drzew. Pilotowi nie udaje się próba wzniesienia maszyny, która zaczęła tymczasem tracić kolejne części. Około godziny 8:40 została zerwana linia elektryczna koło lotniska oraz ostatecznie stracono wszelki kontakt z samolotem. W wyniku katastrofy zginęli najważniejsi dostojnicy państwowi. Aby państwo mogło funkcjonować i rozwiązywać problemy dnia codziennego, a ponadto odnaleźć się w trudnej sytuacji po katastrofie pod Smoleńskiem, należało zacząć proces zastępowania tragicznie zmarłych urzędników nowymi osobami. Najistotniejsze było zapewnienie ciągłości władzy zwierzchniej. Zgodnie z art. 131 Konstytucji z 1997 roku, który głosi, że: „2. Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczypospolitej, wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej w razie: 1) śmierci Prezydenta Rzeczypospolitej […]”, całość uprawnień głowy państwa (poza prawem do skracania kadencji Sejmu) przeszła na Marszałka Sejmu, Bronisława Komorowskiego. To on ogłosił żałobę narodową. Sytuacja wymagała jednak rozpisania nowych wyborów prezydenckich, których I turę wyznaczono na dzień 20 czerwca, zaś II – na 4 lipca. Do północy 6 maja kandydaci na urząd prezydenta musieli złożyć do Państwowej Komisji Wyborczej 100 tys. podpisów, aby zostali wpisani na listę wyborczą. Było to o tyle trudne, że główne partie opozycyjne – SLD (którego kandydatem był Jerzy Szmajdziński) i PiS (które wytypowało na swego kandydata Lecha Kaczyńskiego) musiały

szybko wybrać nowych pretendentów. Miejsce tragicznie zmarłych zajęli odpowiednio Grzegorz Napieralski i Jarosław Kaczyński. Szybkich decyzji wymagał również fundament władzy wykonawczej, czyli Kancelaria Prezydenta, której główni urzędnicy zginęli w katastrofie. Marszałek Komorowski mianował w miejsce Władysława Stasiaka prezydenckiego ministra Jacka Sasina. Szefem innego urzędu pomagającego prezydentowi – Biura Bezpieczeństwa Narodowego – został gen. Stanisław Koziej, zastępując tym samym Aleksandra Szczygłę. Zgodnie z obowiązującymi procedurami, automatycznie zostały obsadzone stanowiska szefa sztabu generalnego, dowódców sił zbrojnych i dowódcy garnizonu Warszawa. Miejsce tragicznie zmarłych generałów zajęli ich zastępcy. Wiele instytucji – IPN, NBP wraz z Radą Polityki Pieniężnej, urząd Rzecznika Praw Obywatel-skich, Naczelna Rada Adwokacka – również straciło swych szefów, których miejsce zajęli tymczasowo ich pierwsi zastępcy. Skomplikowana okazała się sytuacja IPN. 29 kwietnia marszałek Komorowski podpisał nowelizację ustawy, która unieważniała wcześniej rozpisany konkurs na nowego prezesa i likwidowała Kolegium IPN, które zostało zastąpione przez Radę IPN, wybierającą prezesa, a wybieraną przez przedstawicieli instytutów historycznych. W ten sposób zadziały mechanizmy prawne, mające na celu utrzymanie wydolności państwa jako instytucji. Niemniej jednak, Polacy jako społeczeństwo ponieśli ogromną stratę. Nic nie jest w stanie zastąpić w sensie osobowym wielu z n a k o m i t y c h s p e c j a l i s t ó w, s p r a w n y c h urzędników, legend okresu walki o wolność, przyjaciół i członków rodziny. Jednocześnie niespodziewana tragedia była dla Polaków ogromnym wstrząsem, co tłumaczy spontaniczną i wznoszącą się ponad podziały polityczne reakcję, jak również głębokie współczucie społeczności międzynarodowej. Mateusz Kusio


6

Jak leci

Marzec i kwiecień w Paderewskim Dla jednych wiosna jest równoznaczna z przygotowaniem do egzaminów gimnazjalnych i matur, inni mogą w pełni cieszyć się długimi słonecznymi dniami. Co działo się w naszej szkole przez ostatnie dwa miesiące?

≫ Spotkanie z niemieckim

≫ Dzień Otwartych Drzwi

≫ Egzaminy wstępne

10 marca pani Agnieszka Żółkowska z ogólnopolskiego programu "Deutsch Wagen Tour" przeprowadziła zajęcia zachęcające do nauki niemieckiego. Nietypowa lekcja upłynęła na zabawach, zawodach i konkursach, w których można było wygrać m. in. plecaki i koszulki.

11 marca Paderewski otworzył swoje drzwi dla osób, które chciałyby zwiedzić naszą szkołę od kuchni. Kilkunastu uczniów wcieliło się w rolę przewodników, którzy oprowadzali gości po budynku. W każdej sali czekało coś ciekawego – od wykładów na temat Personal Project po pokazy z samoobrony. W holu fruwały pompony drużyny cheerleaderek, chętni mieli okazję zaśpiewać ze szkolnym chórem, redakcja Playgroundu wystawiła archiwalne numery szkolnej gazety, a wszystko to zostało uwiecznione przez PaderTV. Prezentacje i wystawy przybliżały też codzienne, obowiązkowe przedmioty. W sali matematycznej można było zmierzyć się z arcytrudnymi łamigłówkami, w pracowni chemicznej podziwiano efekty najbardziej spektakularnych doświadczeń, eksponaty w pracowni fizycznej elektryzowały zwiedzających. Dni Otwarte to okazja, żeby przybliżyć kandydatom skomplikowane programy międzynarodowe. Koordynatorzy tłumaczyli tajemnicze skróty, kryteria i schematy, które na pierwszy rzut oka nam wszystkim wydawały się przecież czarną magią.

Kwiecień to miesiąc egzaminów wstępnych, decydujących o przyjęciu do naszej szkoły. Kandydaci do gimnazjum i liceum muszą popisać się wiedzą i umiejętnościami zdobytymi na lekcjach języka polskiego, a także na matematyce i przedmiotach przyrodniczych. Dodatkowo powinni wykazać się dobrą znajomością angielskiego (co jest szczególnie ważne w przypadku klas międzynarodowych).

≫ Maraton filmów dookoła praw człowieka 19 marca Szkolna Grupa Amnesty International zorganizowała projekcję filmów z IX Międzynarodowego Festiwalu Filmowego WATCH DOCS. Pierwszy - "Zabójcza okazja" - przedstawiał problem międzynarodowego handlu bronią, który dla jednych (krajów i jednostek) jest źródłem bogactwa, dla innych ( s p o ł e c z e ń s t w, n a r o d ó w i pojedynczych osób) przyczyną tragedii. Drugi - "Ziemia cenniejsza niż złoto" - mówił o walce mieszkańców wioski w Ekwadorze z potężną kanadyjską korporacją, która stara się stworzyć na ich ziemi kopalnię miedzi.

≫ Dzień Edukacji 22 kwietnia, na czterech pierwszych godzinach lekcyjnych, klasa I b zorganizowała w naszej szkole obchody Międzynarodowego Dnia Edukacji Międzykulturowej UNESCO. Uczestniczyły w nich pierwsze i drugie klasy liceum. Zostały przedstawione prezentacje o idei edukacji międzykulturowej, edukacji w różnych rejonach świata, międzynarodowym projekcie Comenius i historii edukacji. Odbyła się również projekcja filmu "Fabryka zła", obrazującego wychowanie w elitarnej szkole w III Rzeszy.


Jak leci ≫ Dzień Ziemi

Dzień otwartych drzwi

23 kwietnia z okazji Światowego Dnia Ziemi klasy pierwsze i drugie gimnazjum odwiedziły Wydział Biologii i Nauk o Ziemi UMCS. Wizyta miała na celu przypomnienie, jak ważna jest troska o naszą planetę. W programie znalazły się m.in. projekcje filmów. Taka forma nauki jest dla wielu z nas znacznie ciekawsza niż codzienne lekcje. Jednak za najatrakcyjniejszą część spotkania niemal jednogłośnie uznaliśmy piknik. Prezentacja Personal Project

≫ Prezentacja Personal Project 22 kwietnia uczniowie ostatniego roku MYP spotkali się z rodzicami, nauczycielami, koleżankami i kolegami, aby zaprezentować swoje projekty personalne, wieńczące naukę w programie. Impreza została zorganizowana przez klaę III "x" z pomocą Koordynator PP, sorki Izy Kopik.

≫ Egzaminy gimnazjalne 27, 28 i 29 kwietnia trzecioklasiści z gimnazjum pisali ogólnopolski egzamin, wieńczący obowiązkową edukację. Jego wynik w dużej mierze decyduje o przyjęciu do liceów publicznych. Pierwszego dnia gimnazjaliści zmierzyli się z testem humanistycznym. Następnie walczyli na egzaminie matematyczno - przyrodniczym, zaś ostatniego dnia czekał ich test z języka obcego.

Egzaminy gimnazjalne

7


8

UNESCO

Edukacja międzykulturowa Edukacja międzykulturowa to coś więcej niż uczenie o folklorze, języku, religii czy kuchni. To uczenie, jak się dogadywać: słuchać innych, wyrażać swoje zdanie, pracować w grupie, patrzeć na problemy z wielu perspektyw. Zadanie edukacji międzykulturowej polega na kształtowaniu postaw i umiejętności kontaktu z innymi. Innymi kulturami, ale przede wszystkim innymi ludźmi. Nie muszą to być różnice w kolorze skóry czy religii. Nie ma przecież dwóch takich samych osób, wszyscy mamy swoje indywidualne cechy, poglądy, własny punkt widzenia. Nurt takiego sposobu uczenia jest dosyć silnie zakorzeniony w nowoczesnej pedagogice. Z naszego paderewskiego podwórka, przypomnę warsztaty o kulturze krajów arabskich albo Projekty Personalne dotyczące kultury żydowskiej. Cały program międzynarodowy z definicji jest międzykulturowy i jako uczennica MYPu mogę powiedzieć, że rzeczywiście kładzie się na to duży nacisk. Nie można nie wspomnieć też programu Comenius. Międzykulturowość jest dzisiaj wysokim ideałem, dużo się o tym mówi, ale tutaj pojawia się paradoks. Kiedy dobierałam zdjęcia do zaprezentowania w Dniu Edukacji, nie mogłam pozbyć się wrażenia idealistycznej cukierkowości. Myślę jednak, że opatrzenie się z taką optymistyczną wizją jest ważne, może inspirować i jednak otwierać nas na drugiego człowieka, obalać mit Murzynka Bambo, który mieszka w Afryce i ma czarną skórę, bo się nie myje. Dopiero kiedy tego typu granice zostają zniesione,

jesteśmy w stanie dyskutować na tematy "niewygodne" dla którejś strony. Zostaje pytanie, po co nam to? Po pierwsze, chłonięcie innych kultur bardzo nas wzbogaca, urozmaica życie, czyni je ciekawszym. Ale jest jeszcze jedna, bardziej praktyczna kwestia. Pojawienie się edukacji międzykulturowej było ściśle związane ze zmianami społecznymi na świecie. Po dwóch wojnach światowych tradycyjne wspólnoty i społeczności rozpadły się, wiele zostało prawie zupełnie zgładzonych albo przeniosło się na nowe tereny. Więzi społeczne zostały zerwane, ciągłość kulturowa przerwana. Pojawił się bardzo wyraźny podział na kraje rozwinięte gospodarczo i Trzeci Świat, ludzie zaczęli intensywnie migrować. Dodajmy do tego rozwój komunikacji (przede wszystkim media) i transportu. W efekcie współczesny świat to wielokulturowe społeczeństwa, w których tradycyjny podział na „swoich” i „obcych” po prostu traci sens. Przedstawiciele różnych narodów i religii muszą żyć obok siebie w zgodzie. Nie zawsze jest to łatwe, ba, bywa trudne albo bardzo trudne. Ale wszystkiego można się nauczyć - i właśnie o to chodzi w edukacji międzykulturowej. Olga Osuchowska


International Baccalaureate

Opus Magnum na pożegnanie MYPu Przez wakacje moja klasa III "x" przetransformowała się w I "B". Jak "IB". Tym samym okres pacholęctwa skończył się raz na zawsze. Ostatni rok programu MYP to ogrom prac, które w kwietniu są sprawdzane najpierw w szkole, a potem zewnętrznie, przez moderatorów z całego świata. Wyjątkową pracą jest osławiony już Personal Project, który pozwala wykazać się umiejętnościami zdobytymi przez cztery lata, a przy tym zawsze jest dla uczniów "zadaniem typu challenge". W ramach projektu należy określić swój cel, przygotować dowolny produkt, a następnie opisać i ocenić proces powstawania produktu w specjalnym raporcie. Już we wrześniu całą klasę zostawił w tyle Andrzej Woźniak. Swój produkt - tor dla quadów wykonał w wakacje, a na długie jesiennie wieczory zostawił sobie raport. Dzięki poświęceniu wolnego czasu w lecie, miał go więcej w roku szkolnym. A czas wolny to dla ucznia ostatniej klasy MYP towar bezcenny i niestety deficytowy. Dodatkowo wycieczki po własnym torze były dla Andrzeja odskocznią od esejów i sprawdzianów. Podczas wakacji swój projekt tworzył także Mateusz Kusio. Już od kwietnia przekopywał i tłumaczył imponującą ilość materiałów źródłowych, dogłębnie badając Holocaust. Były one podstawą warsztatów, które Mateusz poprowadził w lutym. Całodniowe zajęcia dla uczniów naszej szkoły odbyły się w szkolnym klubie. Ada Kępińska dwa razy w tygodniu zamieniała całą szkołę w jeden wielki "klub". We wtorkowe i czwartkowe długie przerwy nam wszystkim towarzyszyła muzyka, którą starannie dobierała, przy okazji znacząco rozszerzając swoje zasoby i nawiązując kontakt z dziennikarzami muzycznymi. Muzyczną pasję widać również w projekcie Ali Janusz. Wspólnie ze swoją siostrą Justyną Iwanicką nagrała amatorską płytę z piosenkami Renesansu. Dla Ali była to doskonała okazja, żeby rozwinąć się wokalnie, nauczyć grać na lutni i dowiedzieć wiele o kulturze ulubionego okresu w historii. Na swojej pasji oparła projekt również Zuza Dziewiela, która spełniła marzenie o wystawieniu swoich prac w galerii. Zdjęcia z czterech państw świata zaprezentowała na własnej wystawie "Kontraksty Świata". Przy okazji pomogła chorym dzieciom: prace można było nabyć, a zebrane

pieniądze wspomogły Fundację TVN "Nie jesteś sam". Wcześniej Zuza jako jedyna z nas zdobyła środki od sponsorów, które umożliwiły jej przygotowanie wernisażu. Olek Buśkiewicz wykazał się dużą zręcznością i precyzją. Zbudował model sauny, którą w przyszłości planuje przenieść w skali do swojego ogródka. Dzięki swoim zdolnościom do majsterkowania szybko uporał się ze swoją pracą, a jednocześnie dobrze się bawił. Najbardziej "dramatyczną" historię ma projekt Olgi Osuchowskiej. Już w gimnazjum planowała, że w ramach PP napisze scenariusz teatralny, ale pochłonęło ją kilka innych równoległych projektów. Jeden z nich to... "Playground". Wystarczy dodać, że strona tytułowa raportu Olgi do złudzenia przypomina okładkę szkolnej gazety. Ja sama też postanowiłam zrobić coś dla szkoły. Porwałam się na stworzenie drużyny Cheerleaderek (o której mogliście przeczytać w ostatnim numerze). Przygotowanie układów wiąże się z mozolną pracą fizyczną, ale dawało wiele radości i szansę, żeby zrealizować się tanecznie. Radość i zabawa kończą się na produkcie, który zresztą nie jest oceniany. Dla opiekunów i moderatorów liczy się przede wszystkim raport. Naszym zadaniem nie jest zrobienie czegoś, co kochamy, tylko udokumentowanie, opisanie i ewaluacja. Ważne są deadline'y. Moim zdaniem oddanie pierwszej wersji na czas graniczy z cudem, chociaż kilku sumiennym osobom się to udało. Jestem za to pewna, że po prostu nie da się napisać dobrego raportu bez bezcennego wsparcia, pomocy i wskazówek opiekunów (czyli tutorów / supervisorów, przez nas zwanych niekiedy pieszczotliwie "SuperAzorami" lub "ojcami i matkami"). Chociaż w niektórych momentach bywa ciężko, przygotowanie swojego Personal Project to wspaniałe doświadczenie. Nam wszystkim udało się przygotować projekty mniej więcej według planu. Przyszła pora, żeby utopić Moderannę i cierpliwie czekać na oceny zagranicznych moderatorów. Joanna Wośkowska

9


10 Comenius

Turcja dzień po dniu W pierwszym tygodniu marca uczestnicy międzynarodowego programu Comenius spotkali się w Turcji. Paderewskiego reprezentowały Gosia Borowiec, Ola Frączkiewicz, Asia Wytrzyszczewska oraz sor Maciek Jagieła, sorka Basia Ostrowska i sorka Justyna Stojek.

NIEDZIELA, 28 lutego

WTOREK, 2 marca

Wyjazd do Turcji zaczęliśmy trochę zestresowani. Dzień był pełen wrażeń: dwa s a m o l o t y, z c z e g o j e d e n w a r s z a w s k o s t a m b u l s k i z d e c y d o w a n i e s p ó ź n i o n y. W Istambule panika, bo czas pomiędzy lotami skrócony, wielka kolejka obcokrajowców. Ciśnienie dodatkowo podgrzewane przez rosyjskich prawie-piłkarzy oraz polskich turystów, którzy nas zagadywali. Kiedy już udało nam się przecisnąć przez kontrolę paszportową, rozpoczął się bieg przez lotnisko do terminalu lotów krajowych, by dowiedzieć się, że drugi lot też jest spóźniony.

We wtorek spotkaliśmy się nareszcie wszyscy razem. Zostaliśmy oprowadzeni po szkole, a potem zjedliśmy coś na wzór lunchu, przygotowanego przez tureckich uczniów. Wszystko to oczywiście z ogromnym opóźnieniem, tak typowym dla Turków, zadziwiającym nawet najbardziej zagorzałych spóźnialskich. Po wstępnym zapoznaniu praca ruszyła z kopyta. No, może nie od razu z kopyta, ale ruszyła. Zostały odtworzone wywiady z różnymi grupami dotyczące agresji i przemocy. Wywiady te zostały wcześniej przygotowane przez każde z państw biorących udział w projekcie - również przez uczniów Hiszpanii, którzy niestety nie dotarli na spotkanie w Turcji. Materiału było dużo, wszyscy solidnie przyłożyli się do swego zadania. Przez to dzień szkolny zakończył się troszkę później niż planowaliśmy, jednak nie przeszkodziło nam to w spotkaniu integracyjnym, które odbyła się wieczorem w niedalekiej klubo-kawiarni. W umówionym miejscu spotkali się wszyscy uczniowie biorący udział w projekcie i bawili się do rana.

PONIEDZIAŁEK, 1 marca W drugim dniu zobaczyłyśmy Turcję trochę prawdziwszą, nie tylko z lotu ptaka. Jadąc do szkoły stwarzałyśmy w busie dosyć duże zainteresowanie, bowiem nasi tureccy przyjaciele nie na co dzień stykają się z białolicymi pięknościami. (i jasnowłosymi - to w przypadku Oli). W szkole praktycznie każdy chciał się z nami przywitać. Ich zapał dodatkowo potęgował fakt, że byłyśmy jak na razie jedynymi obcokrajowcami, jako że reszta grupy miała dolecieć dopiero wieczorem. Z tego też powodu nie odbyły się żadne konkretne zajęcia. Jedynie turecki nauczyciel poinstruował uczniów, jak zajmować się gośćmi (przynajmniej przypuszczamy, że właśnie to powiedział, aczkolwiek pewności nie mamy). Po tym spotkaniu udałyśmy się do domu jednej z naszych host-sister, aby zjeść i nabrać sił do późniejszego zwiedzania Tarsu.


11

ŚRODA, 3 marca Środa to dzień najwspanialszego odpoczynku. Udaliśmy się do Mersin, nadmorskiego miasta i stolicy regionu. Zwiedzaliśmy tamtejsze zabytki, jeździliśmy na wielbłądzie, a nawet opalaliśmy się i tańczyliśmy na statku. Słońce było naprawdę cudowne, a jednocześnie dosłownie czuliśmy wiatr we włosach. Żyć, nie umierać!

CZWARTEK, 4 marca Kolejnego dnia odbyły się warsztaty psychologiczne z sorką Basią Ostrowską. Naszym zadaniem było zapoznanie się mocniej ze sobą, a następnie stworzenie definicji słowa agresja i przedstawienie jej w formie rysunku. Po zakończonych zajęciach udaliśmy się do burmistrza miasta, który opowiedział nam o jego historii oraz znaczeniu projektu dla Tarsu. Zostaliśmy także obdarowani pakietem folderów dotyczących miasta. Po wizycie wróciliśmy do szkoły, by zasadzić Las Pamięci/Przyjaźni. Każdy kraj miał jeden cis do zasadzenia. Następnie na jednym z drzew w przyszkolnym ogrodzie stworzyliśmy karmnik dla ptaków, umieszczając chleb na gałęziach. Było przy tym zaskakująco dużo zabawy, a niektóre zdjęcia wyszły co najmniej interesująco.

PIĄTEK, 5 marca W piątek zapowiedziano wycieczkę po Tarsie, tym razem z całą grupą. Zwiedziliśmy kościół Świętego Pawła, jego studnię oraz

unikatową świątynię sprzed dwóch tysięcy lat oraz grotę w tutejszej górze. Niestety, tego dnia pogoda zaczęła smucić się naszym wyjazdem i od czasu do czasu zaczął kropić deszcz. Na obiad zjedliśmy najprawdziwszy Turkish kebab Adana, który zyskał sobie wśród Polaków, a w szczególności oddanych zwolenników wśród męskiej (jednoosobowej) części wyprawy.

SOBOTA, 6 marca W sobotę trzeba było się pożegnać. Wbrew pozorom, przez tydzień zdążyliśmy naprawdę mocno się zżyć, dlatego pożegnanie nie należało do najłatwiejszych. Łzom i uściskom nie było końca, wszędzie można było usłyszeć zapewnienia o powrocie do Turcji czy spotkaniu w Polsce. Po rozstaniu przetransportowaliśmy się do Adany, skąd przelecieliśmy do Istambułu. Ze względu na sporą przerwę pomiędzy lotami, pozwoliliśmy sobie na krótkie zwiedzanie Istambułu. Weszliśmy do Błękitnego Meczetu, przyjrzeliśmy się świątyni Haga Sofia. Po pysznej kawie wsiedliśmy do metra i udaliśmy się na lot. Podróż powrotna odbywała się już polskim Lotem (trzeba przyznać, że dosyć dziwnym uczuciem było usłyszeć znów język polski, mając świadomość, że sąsiad może zrozumieć to, co się do niego mówi). Chociaż w Turcji padało, żegnaliśmy się w temperaturze około 15 stopni. W Polsce wyszliśmy na mróz. Ola Frączkiewicz Asia Wytrzyszczewska


12 Amnesty International

Kara śmierci za przepowiadanie przyszłości Arabia Saudyjska, kolebka islamu i główny eksporter ropy naftowej, to z drugiej strony kraj, w którym obowiązuje surowe prawo oparte na Koranie (szariat) i łamane są prawa człowieka. Fundamentalna rola na światowym rynku surowcowym i prozachodnie nastawienie monarchy tego kraju sprawia, że świat zwykł przymykać oczy na zbrodnie tam się dokonujące. Na przełomie 2007 i 2008 roku głośna była sprawa tzw. „dziewczyny z alQatif”, zgwałconej przez siedmiu mężczyzn i skazanej na chłostę 90, a potem 200 batów za przebywanie sama na sam z mężczyzna spoza rodziny. Dzięki licznym interwencjom, m.in. Amnesty International, ostała ona zwolniona. Ten jednak przypadek nie zmienił ogólnej tendencji. W roku 2009 wykonano nie mniej niż 69 egzekucji (wykonywanych w Arabii Saudyjskiej poprzez ścięcie). Działa tam również policja religijna, tzw. Muttawa (ofic. Komitet Krzewienia Cnót i Zapobiegania Złu), odpowiedzialna za liczne wypadki mordów na chrześcijanach czy niepokornych współwyznawcach. Gorzkim przykładem braku jakiejkolwiek normalizacji w tej materii jest przypadek Ali Hussaina Sibat. Był prezenterem programu telewizyjnego libańskiej telewizji satelitarnej, gdzie udzielał porad i przewidywań na przyszłość. Został aresztowany przez

Muttawę i oskarżony o wróżby w maju 2008, kiedy przebywał w Arabii Saudyjskiej na muzułmańskiej pielgrzymce. Ali Hussain Sibat został skazany na śmierć przez sąd w Medynie 9 listopada 2009 po niejawnych rozprawach. Nie miał dostępu do żadnej pomocy prawnej. Amnesty International uważa, że pod zarzucanym mu wróżeniem kryje się po prostu korzystanie z prawa do wolności wypowiedzi. 10 marca sąd w Medynie podtrzymał swój wyrok. Sędziowie w Medynie orzekli, że oskarżony zasługuje na karę śmierci, ponieważ publicznie przez kilka lat i przed milionami ludzi przepowiadał przyszłość, co czyni go niewiernym. Sąd dodał także, że nie ma możliwości sprawdzenia, czy skazany okaże skruchę, i czy jego skrucha będzie szczera, a także, że kara śmierci zniechęci inne osoby zajmujące się czarami. Jak widzimy, sytuacja w największym kraju Zatoki Perskiej wymaga naszej troski i nieustannego dopominania się o wolność. Mateusz Kusio

Lepiej zapal świecę, niżbyś miał przeklinać ciemność


13

Więzień sumienia w złym stanie zdrowia Chiński aktywista praw człowieka Hu Jia, więziony w Pekinie, jest poważnie chory. W więzieniu nie otrzymuje odpowiedniej opieki medycznej. Odmówiono mu prawa do warunkowego zwolnienia z powodów medycznych. Jeśli nie otrzyma potrzebnego leczenia, jego życiu może grozić niebezpieczeństwo. Hu Jia odsiaduje trzy i półletni wyrok więzienia, otrzymany w roku 2008, za „podżeganie do buntu”. Przed uwięzieniem wykryto u niego zapalenie wątroby typu B. 12 kwietnia lekarz w pekińskim szpitalu więzienia miejskiego zadzwonił do matki Hu Jia i powiedział jej, że w kontrolnym badaniu medycznym wykryto guza w wątrobie jej syna. Lekarz wyjaśnił, że jako że choroba ta jest uleczalna, Hu Jia został odesłany z więzienia szpitalnego z powrotem do swojej celi. Jego rodzina poprosiła, aby władze więzienia udostępniły im pełny raport sporządzony z badania, w tym z tomografii komputerowej zleconej przez matkę Hu Jia w celu potwierdzenia diagnozy. Ich prośba została odrzucona. Lekarze więzienni odkryli w jego jamie brzusznej guza o średnicy około 3 cm. W poprzednim badaniu kontrolnym w szpitalnym więzieniu wykryto u Hu Jia kamienie żółciowe, zmiany chorobowe w wątrobie, oraz powikłania związane z nadciśnieniem z powodu przewlekłego schorzenia wątroby. Jako że rodzina Hu Jia obawia się, że w więzieniu nie otrzymuje on odpowiedniego leczenia, zaczęła się zwracać z usilnymi prośbami do władz więzienia o zezwolenie na jego zwolnienie warunkowe z powodów medycznych, zgodnie z chińskim prawem. Ich wcześniejsza prośba o takie zwolnienie została odrzucona w roku 20009. Zeng Jinyan złożyła kolejny wniosek w tej sprawie w dniu 7 kwietnia 2010, który został ponownie odrzucony w dniu 12 kwietnia.

PILNA AKCJA

ZAREAGUJ. NAPISZ LIST. ‣ Wyraź swoje poważne obawy związane z tym, że Hu Jia nie otrzymuje odpowiedniej opieki medycznej; ‣ Wezwij władze do wydania rodzinie Hu Jia jego dokumentacji medycznej i wyników badań; ‣ Wezwij władze do wydania zgody na warunkowe zwolnienie Hu Jia z więzienia z powodów medycznych, tak aby mógł zostać przebadany przez niezależnego lekarza i otrzymać odpowiednią opiekę medyczną. Wyślij swój apel do 24 maja na adresy: Dyrektor Biura Zarządu Pekińskiego Więzienia Miejskiego Zheng Zhenyuan Juzhang No.4 Lirenjie Xuanwu district Beijingshi, 100054 Chińska Republika Ludowa Email: bj@bjjgj.gov.cn Minister Sprawiedliwości Chińskiej Republiki Ludowej WU Aiying Buzhang Sifabu 10 Chaoyangmen Nandajie Chaoyangqu Beijingshi 100020 Chińska Republika Ludowa Faks: +86 10 65292345 Email: pfmaster@legalinfo.gov.cn


14 Chór Akademos

Dzieci! Dzieci! Dzieci! Dzieci! Dzieci! Dzieci! Dzieci! Dzieci, Dzieci! Tymi słowami zaczyna się Kantata "Dobro i zło", wykonana przez szkolny chór Akademos na wielkim koncercie w ramach IV Lubelskiego Forum Sztuki Współczesnej im. W. Lutosławskiego.

Potraficie wyobrazić sobie fuzję muzyki rodem z filmu „Szczęki”, poezji Karola Wojtyły, kilkudziesięciu damskich głosów i orkiestry symfonicznej? Dla mnie była to przez chwilę misja nie do wypełnienia. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam partyturę, oprócz wściekle żółtej okładki przerażało mnie dokładnie wszystko, od trudnego dykcyjnie tekstu zaczynając, na terminie występu kończąc. Kantę „Dobro i zło” zaczęłyśmy (panowie nie brali w tym projekcie udziału) ćwiczyć na warsztatach wokalnych w lutym. Niektórym tak bardzo wpadła w ucho, że od samego rana dało się słyszeć wszędobylskie „dzieci, dzieci, dzieci!”. Byłoby to całkiem miłe, gdyby nie bezbożna pora i częstotliwość śpiewów, które skutecznie mąciły mój sen. Do Lublina wracałyśmy z przekonaniem, że wszystko pójdzie gładko i sprawnie (o, my naiwne! Pierwsze próby z nagraniem rozwiały nasze złudzenia. Współczesna muzyka bywa specyficzna i trudna, występują w niej dysonanse, które trudno ogarnąć. Liczba prób rosła, a trzecie klasy miały w perspektywie egzaminy. Na szczęście próby nie poszły na marne (a po jednej z nich wszyscy razem przejedliśmy naszą nagrodę z konkursu w Puławach, wydając wygrane pieniądze na pizzę). 29 kwietnia wraz z trzema innymi chórami wzięliśmy udział

w koncercie "Estrada młodych" w ramach IV Lubelskiego Forum Sztuki Współczesnej im. Lutosławskiego. Koncert odbył się Filharmonii Muzycznej i składał się z popisów młodych muzyków z Lublina i okolic. Nasza Kantata była ostatnim punktem programu. Dyrygował profesor Lucjan Jaworski, znany nam już z dwóch spotkań kolędowych. Towarzyszyła nam również orkiestra symfoniczna Szkoły Muzycznej im. Karola Lipińskiego. Wrażenia? Niesamowite. Łzy w oczach, dreszcze i wzruszenie zaciskające gardło nie są żadną fantazją. To wszystko nie pomagało nam co prawda w wykonaniu utworu, ale podobno wyszedł znakomicie. Obecny na koncercie kompozytor, Bronisław Kazimierz Przybylski, przyznał naszej Pani Dyrygent, że prapremiera przerosła jego najwyższe oczekiwania. Po tej niezwykłej muzycznej przygodzie, pełni zapału wracamy do przygotowania materiału na najbardziej prestiżowy, a nieuchronnie zbliżający się konkurs chóralny. Zanim jednak do niego dojdzie, czeka nas jeszcze nagranie piosenki "We Are The World" i koncert w szkole w ramach programu Comenius. Będzie się działo. Ola Frączkiewicz


Wywiad: Gimnazjum 15

Szpagaty w baletkach Marcelina Janiszewska to urodzona tancerka. Jest doceniana nie tylko przez szkolną społeczność (na przykład na zeszłorocznym Talent Show i jako cheerleaderka), ale też na konkursach tanecznych. Dla Playgroundu, opowiada o swojej pasji. PLAYGROUND: Jakie style tańca trenujesz? MARCELINA: Na pewno nie jestem eskpertką od tańców towarzyskich. Próbuję swoich sił w tańcu współczesnym, jazzie, funky jazzie, modern jazzie. Tańczę również w balecie, który daje mi podstawę do innych tańców. Właśnie dzięki niemu jestem bardziej rozciągnięta, nie garbię się i... jestem zdyscyplinowana. Przede wszystkim, balet to moje hobby, sposób na spędzenie czasu. Zaczęłam, kiedy miała trzy lata, czyli trenuję już około dwunastu lat. O lekcjach baletu oczywiście zdecydowali moi rodzice, bo ja byłam jeszcze za mała, żeby planować sobie czas i przyszłość, ale gdyby to od początku zależało tylko ode mnie, też na pewno wybrałabym taniec i balet. Ale chociaż występuję w balecie (w Centrum Kongresowym), nie biorę udziału w konkursach. Ten element zarezerwowałam sobie dla tańca nowoczesnego i jazzu. Miewasz tremę? Stres zawsze jest. Zwłaszcza przed samym wyjściem na scenę, kiedy stoi się jeszcze za kulisami. Często nie myślę o tym, co dzieje się dookoła. Na próbach nieraz czuję zmęczenie. Zaczynają boleć mnie ręce, więc je opuszczam. Na scenie zupełnie takich rzeczy nie czuję. Jak wyglądają zajęcia z baletu? Zaczynamy od rozgrzewki i prostych, podstawowych ćwiczeń. Na przykład figury plié, grand plié, battement tendu, wykonywane przeważnie przy drążku. Potem można przejść do trudniejszych rzcezy, takich jak skoki. Cały trening opiera się na ćwiczeniu figur.

Jak dużo czasu poświęcasz na taniec? Czy treningi nie kolidują z innymi zajęciami? W ciągu tygodnia jest to w sumie siedem godzin. Nieco ogranicza mi to życie prywatne, ale na pewno nie żałuję, że chodzę na zajęcia. Wystarczy dobrze zorganizować sobie czas i wtedy wystarcza go na wszystko. Trzeba jakoś pogodzić pasję, przyjaciół i naukę w szkole. Myślę, że mi się to udaje. Żaden nauczyciel nigdy nie stwierdził, że przez balet mam gorsze oceny lub za mało czasu na przygotowanie się do lekcji. Sama tańczysz bardzo długo. A czy da się zacząć naukę baletu, mając już kilkanaście lat? Da się. Oczywiście pierwszym krokiem jest zapisanie się na zajęcia. Niekoniecznie do szkoły, do której sama chodzę - tam trzeba uczyć się od małego i mieć już podstawy. Ale wiele innych miejsc, takich jak na przykład Brodway Dance Studio, oferuje możliwość rozpoczęcia nauki niezależnie od wieku i umiejętności. Nie wydaje mi się jednak, aby po tak późnym rozpoczęciu nauki można osiągać jakieś większe sukcesy, choć zdarzają się takie ukryte talenty. Jakie są Twoje plany dotyczące tańca? Na pewno chciałabym, żeby był obecny w moim życiu - teraz, w czasie studiów, po studiach. Nie wiem jeszcze, co dokładnie chciałabym robić w przyszłości, ale być może będzie to taniec. Życzę spełnienia swoich tanecznych ambicji i dużo radości na ciężkich treningach. Dziękuję za rozmowę. rozmawiała Weronika Herbet


16 Wywiad: Liceum

Per aspera ad astra Karolina Tomaszewska nie tylko jest wybitną uczennicą Paderewskiego, ale też znakomitą pianistką, która może pochwalić się sukcesami w wielu międzynarodowych konkursach. Dla Playgroundu zdradza, jak wygląda życie młodej artystki.

PLAYGROUND: Kiedy zainteresował Cię fortepian?

zwykle czeka się dwa dni, chociaż zdarza się, że są ogłaszane dopiero po dwóch tygodniach.

KAROLINA: Miałam siedem lat i tańczyłam w balecie, nasza nauczycielka grała na pianinie. Wtedy okazało się, że muzyka interesuje mnie bardziej niż taniec. Porzuciłam marzenie o byciu baletnicą, postanowiłam, że zostnę pianistką i rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej.

Zdobyłaś nagrody w Grecji, Paryżu, we Włoszech. Wśród wielu osiągnięć, masz na koncie pierwsze etapy Konkursu Chopinowskiego. Jak wygląda od kulis?

Bardzo wcześnie zaczęłaś swoją karierę. Jak chciałabyś ją rozwijać? Kiedy zaczynałam grać, mimo wszystko traktowałam to raczej jako zabawę. Teraz pochodzę do tego zawodowo: chciałabym zostać pianistką. Wiem jednak, że nie jest to powiązane z samymi przyjemnościami, że nie polega to tylko na odbieraniu gratulacji i kwiatów po koncercie, ale że jest to bardzo ciężka praca i dużo wyrzeczeń. Kiedy przygotowuję się do konkursu, nie mam czasu na przyjaciół i rozrywki. Muszę siadać przy "drewnianej szafie" i ćwiczyć cały czas to samo. To jest dla mnie bardzo ciężkie. Ale zawsze mogę liczyć na wsparcie bliskich: rodziców, przyjaciół. Jak wygląda konkurs pianistyczny? Na początku trzeba taki znaleźć, na przykład w internecie. Przy wyborze zwraca się uwagę na miejsce i czas. Przy okazji takiego wyjazdu można odwiedzić różne państwa, ale trzeba sprawdzić, czy dany konkurs nie koliduje z innymi koncertami. Potem wybieramy program. Są różne wersje: czasem mamy do czynienia z muzyką z danego okresu, czasem gramy utwory danego kompozytora. Żeby zakwalifikować się do niektórych konkursów, trzeba wysłać płytę z nagraniem. Przed konkursowym koncertem odbywa się próba akustyczna. Czasem trwa minutę i kończy się, zanim siądę do fortepianu, czasami trwa kilkanaście minut. Na wyniki konkursu

To był najtrudniejszy konkurs, w jakim brałam udział. W pierwszej fazie konkursu walczyło trzysta pięćdziesiąt jeden osób. Dalej dostało się sto sześdziesiąt - w tym ja, jako najmłodsza polska uczestniczka. Po niecałych dwóch tygodniach mieliśmy mało regulaminową niespodziankę: w Internecie ogłoszono zakwalifikowanie kolejnych pięćdziesięciu pięciu osób. Obecnie jestem po kolejnym etapie eliminacji. Przyznam szczerze: to był ciężki okres. Mój nauczyciel wyjechał na dłuższy czas, więc ćwiczyłam sama. A musiałam ćwiczyć naprawdę dużo. Podczas drugiego etapu eliminacji byłam już okropnie wyczerpana i zestresowana. Zależało mi na pokazaniu się z jak najlepszej strony, a dodatkowo bardzo nie chciałabym zawieźć swego profesora. Najgorszy moment? Wejście na salę. Stałam przed drzwiami, walcząc z tremą. W końcu zostałam wywołana: „Numer katalogowy 176”. W tym momencie poczułam, że jestem tylko numerem wśród tych wszystkich ludzi – Chińczyków, Amerykanów. Uspokoiłam się, kiedy został przeczytany mój program i kiedy... usłyszałam słowo „Polska”. Międzynarodowe konkursy muszą być naprawdę niesamowitym przeżyciem i chyba znacząco wpływają na Twoją codzienność. Jak godzisz wielogodzinne treningi i wyjazdy z nauką? Mam indywidualny tok nauczania i mogę przerabiać materiał szybciej. Dzięki temu chodzę


17

do szkoły tylko trzy dni w tygodniu. Mogę też wyjechać na dłużej, a potem nadrobić zaległości. Czasami nie ma mnie nawet przez kilka tygodni. Taka sytuacja miała miejsce, kiedy pojechałam do Włoch na dwa konkursy, które odbywały się jeden po drugim.

Bardzo stresuję się przed każdym konkursem. Staram się zrelaksować słuchaniem muzyki, robieniem czegoś przyjemnego, ale i tak trzęsą mi się ręce i po prostu boję się wyjść na scenę. Ale kiedy już wyjdę i kłaniam się, jest w porządku. Wtedy wiem, że będzie dobrze.

Oprócz nauki w szkole, oczywiście mam lekcje gry. Mój profesor jest jednak koncertującym pianistą. Zdarza się, że wyjeżdża w tournee i nie ma go przez miesiąc. Ale kiedy tylko jest taka możliwość, mam lekcje, czasami nawet pięć razy w tygodniu.

Jakie masz plany związane z grą na pianinie?

Dużo koncertujesz? Ostatnio całkiem sporo. Konkurs Chopinowski był dla mnie szansą na pokazanie się w wielkim przedsięwzięciu. Dzięki niemu w pewnym momencie zaczęto dzwonić do mnie z propozycjami koncertów. Czy stresujesz się przed występami?

Na razie zamierzam skupić się na koncertach. Mam zaplanowane cztery występy w Żelazowej Woli. Potem wystąpię na festiwalu „Chopin Open” w Warszawie, 11 - 13 czerwca. Muzyka Chopina będzie grana dwadzieścia cztery godziny na dobę. Następnie planuję warsztaty pianistyczne. Mam też zaproszenie na koncert w Sewilli. W takim razie życzę Ci powodzenia, a także dalszych sukcesów. Dziękuję za rozmowę. rozmawiała Weronika Herbet


18 Wywiad: Kadra

Filozofia to luksus W niewielu polskich szkołach można chodzić na zajęcia z etyki, lekcje filozofii są spotykane jeszcze rzadziej. O tych dwóch przedmiotach, a także o prawach człowieka rozmawiamy z panem Tomaszem Kalbarczykiem.

PLAYGROUND: Co zainspiro wało Pana do prowadzenia szkolnej grupy Amnesty? PAN TOMASZ KALBARCZYK: Kwestia praw człowieka, potrzeba przeciwstawienia się niesprawiedliwości i krzywdzie były mi zawsze bliskie. Szkolna Grupa AI w Paderewskim została założona przez koleżankę, która odbywała w naszej szkole staż pedagoga. Po zakończeniu wspomnianego stażu grupa została bez opiekuna, zdecydowałem się więc zaopiekować osieroconą inicjatywą. Jest wiele wspaniałych organizacji, które walczą o prawa człowieka. AI wyróżnia to, że zajmuje się intensywnie edukacją na rzecz praw człowieka. Organizację współtworzą ludzie bardzo młodzi, skupieni w szkolnych grupach. Bardzo się cieszę, że możemy wspólnie działać na rzecz ofiar łamania praw człowieka. Jak młodzi ludzie mogą wesprzeć osoby, których życie lub godność jest zagrożona - ofiary przemocy, więźniów sumienia? AI jest organizacją, która walczy piórem. Każdy z nas może podpisać petycję przeciw wykonaniu wyroków kary śmierci na Białorusi i napisać apel do odpowiednich władz w Chinach, by domagać się zapewnienia więźniom politycznym opieki medycznej. Najlepiej jest, jeśli kolejny list napiszemy bezpośrednio do bronionych przez nas więźniów. Takie wsparcie jest dla osób w trudnym położeniu bezcenne, pomaga im przetrwać straszne chwile krzywdy i prześladowania w więziennych celach. Drugim bardzo istotnym obszarem działania jest wzajemna edukacja i wysiłek na

rzecz większej świadomości w kwestii praw człowieka, przypadków ich łamania oraz sposobów przeciwdziałania niesprawiedliwości. W najbliższym czasie w planach szkolnej grupy jest happening przedstawiający sytuację przymusowej pracy dzieci oraz problem tzw. „dzieci – żołnierzy”. Pierwszego czerwca, w Międzynarodowy Dzień Dziecka chcemy zwrócić uwagę szkolnej społeczności na krzywdę wyrządzaną najmłodszym w wielu miejscach na świecie. Zapraszam wszystkich chętnych do włączenia się w tę inicjatywę. Czy prawa człowieka są uniwersalne dla całej ludzkości? Byłoby niespodzianką, gdybym powiedział, że polskim obywatelkom należy się prawo do życia i nietykalności cielesnej, a kobiety w Iranie mają prawo do trzydziestu batów, kiedy zostaną przyłapane w restauracji na piciu herbaty z mężczyzną, który nie należy do ich rodziny. Zwolennicy praw człowieka nie mają tu raczej wątpliwości. Jeśli się spierają to o zakres praw człowieka i sposób ich uzasadnienia. Czy ochrona praw człowieka ma granice? Jestem przekonany, że każda działalność człowieka ma swoje granice wyznaczone istnieniem innych ludzi. Granicą naszej wolności jest wolność ludzi, których spotykamy na swojej drodze. Podobnie będzie z obroną praw człowieka, możemy sobie wyobrazić sytuację, w której broniąc praw jednych ludzi ktoś złamie prawa innych, ale lepiej żebyśmy


19 tej sytuacji nie doświadczali. Prawa człowieka dotyczą wszystkich, więc również prześladowców. W Paderewskim uczniowie mogą wybierać pomiędzy lekcjami religii i etyki. W skali kraju to ewenement, ale nawet w naszej szkole nie wszyscy wiedzą, jakie zaganienia są omawiane na zajęciach etyki. Jakie są podobieństwa i różnice pomiędzy lekcją etyki i katechezą, a także etyką i innymi lekcjami? Niestety Polska jest krajem, w którym publiczne szkoły nie wypełnieją nałożonych na nie przez ustawodawcę obowiązków. Nie jest to jednak zwykłe zaniedbanie przeoczone przez Ministerstwo Edukacji, tylko efekt politycznej gry sił, gdzie od lat zwycięskie są grupy nacisku, które uważają, że wybór między etyką a religią jest niepotrzebny, jeśli nie szkodliwy, potrzebna zaś jest jedynie powszechna katecheza. Trudno mówić o podobieństwach między etyką a katechezą, ponieważ są to zupełnie różne lekcje. Wybór między tymi dwoma przedmiotami i ich równoległe prowadzenie w szkole są w jakiś sposób mylące. Etyka jest działem filozofii, refleksją na moralnością. Etykę rozumianą jako naukę może uprawiać osoba każdego wyznania równie dobrze, jak osoba niewierząca. Katecheza jest po prostu wykładnią zasad obowiązujących wyznawców określonej wiary. Rozwiązanie przyjęte w naszym kraju jest osobliwe. Gdyby to zależało ode mnie, zaproponowałbym zajęcia z etyki obowiązkowe dla wszystkich, choć w znacznie mniejszym wymiarze niż obowiązujący lub rezygnację obowiązkowych zajęć etyki. Etyka nie jest czymś, co może zastąpić lekcje religii. Nie widzę zresztą uzasadnienia dla przekonania, że katecheza powinna być czymś zastępowana w przypadku rezygnacji z tego typu zajęć. Nie powinny być też lekcje etyki swego rodzaju „karą” dla tych, którzy nie wybrali katechezy tak, żeby przypadkiem nie skończyli lekcji wcześniej niż koleżanki i koledzy, którzy na lekcje religii uczęszczają. W ten sposób wróciliśmy do kwestii praw człowieka, gdzie tzw. wolność sumienia ma podstawowe znaczenie, ale ja miałem opowiedzieć o lekcjach etyki w „Paderewskim”. Najważniejszą różnicą między etyką a innymi lekcjami i jednocześnie wielką zaletą tych zajęć jest fakt, że dyskutujemy na nich o ważnych dla

uczniów problemach, związanych z ich życiem oraz wydarzeniami wokół nas. Uczniowie mogą zgłaszać własne propozycje tematów i problemów, które chcą omówić, wspólnie przemyśleć, przedyskutować. Jak powinna postąpić osoba x w sytuacji y? Czy doping dla sportowców to coś złego? Czy cierpienie ma sens? Czy tolerancja ma granice? Czy kłamstwo jest niezbędne w polityce? To przykłady pytań, wokół których toczą się nasze dyskusje. W naszej szkole prowadzi Sor również zajęcia z filozofii. Jakie korzyści czerpią uczniowie z tych zajęć? Na pierwszych lekcjach filozofii uczniowie pytają często, dlaczego muszą się uczyć tego przedmiotu, skoro w innych szkołach nie ma takiego obowiązku. Chciałbym, żeby nauka filozofii była postrzegana częściej jako swego rodzaju luksus, a nie dodatkowy obowiązek szkolny. Na jednej z naszych ostatnich lekcji próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie, czym jest nauka. W szkole macie na co dzień do czynienia z osiągnięciami nauk szczegółowych, ale ani na lekcji biologii, ani fizyki nie ma miejsca na to, żeby zastanowić się nad samym fenomenem nauki, przemyśleć w jaki sposób dokonuje się rozwój ludzkiej wiedzy i czy możemy osiągnąć wiedzę pewną. Dlatego potrzebne są lekcje filozofii. Nie da się przejść przez życie bez filozofowania. Każdy z nas zadaje sobie fundamentalne pytania dotyczące naszego życia, albo bardzo ogólne pytania, które pozostają poza obszarem poszukiwań nauk szczegółowych. Lekcje filozofii są przewodnikiem po świecie najważniejszych pytań i problemów, uczą również krytycznego myślenia tak, by można było później samodzielnie poruszać się w gąszczu doktryn, odróżniać argumentację od pseudo argumentacji, albo naukę od pseudo nauki, jeśli chcemy pozostać przy podanym przeze mnie przykładzie. „Paderewski” daje wam rzadką okazję, żeby profesjonalnie filozofować. Skorzystajcie z niej! Dziękuję za rozmowę. rozmawiała Olga Osuchowska * LUKSUS - Przyjemność, na którą rzadko można sobie pozwolić


20 Raport

Odkryć Amerykę Iga Banaszkiwicz i Elena Karlovskaia znalazły swoje drugie miejsca na Ziemi w Brazylii; Ada Potańska i Hania Dropko zakochały się w Meksyku. Dla Playgroundu, dziewczyny opowiadają o swoich doświadczeniach z rocznego pobytu po drugiej stronie Atlantyku. Zostawić wszystko, spakować się i wyjechać na inny kontynent? Wbrew pozorom, taka decyzja często zapada spontanicznie, z dnia na dzień. Tak było w przypadku Igi Banaszkiewicz. Wszystko zaczęło się od tego, że dostała propozycję wymiany krótkoterminowej w wakacje. Kiedy razem z rodzicami wybierała kraj, do którego chciałaby pojechać, przyszedł znajomy taty i zapytał, czy nie chciałaby wyjechać na rok. Decyzja zapadła niemal natychmiast, chociaż wcześniej Iga nawet nie chciała o tym słyszeć. Więcej czasu na zastanowienie miała Ada Potańska. Zanim wybrała się do Meksyku, słuchała opowiadań siostry, która pojechała na wymianę rok wcześniej. "W pewnym momencie stwierdziłam, że może być to coś, czego już nigdy nie będę miała okazji przeżyć, rok pełen ciekawych doświadczeń. Chciałam zobaczyć inny zakątek naszej planety, poznać nową kulturę, styl życia na innym kontynencie” - Ada wspomina początek swojej przygody. Hanię Dropko zachęciła koleżanka, która właśnie wróciła z wymiany. Kiedy opowiadała o swoich wrażeniach, w głowie Hani natychmiast zakiełkowała jedna myśl: jechać! Nie skończyło się na planowaniu - papiery do podpisania wylądowały przed rodzicami. Pozostało czekać na odpowiedź, gdzie i czy w ogóle Hania zniknie na rok. Tymaczem nadzieję na wyjazd miała także Lena Karlovskaia. Zdecydowała się na wymianę, ponieważ chciała poznać inną kulturę, nauczyć się portugalskiego i zasmakować życia na drugiej półkuli. Dlaczego uczennice Paderewskiego wybrały akurat te dwa kraje? Ada kierowała się językiem. Hiszpański cieszy się ogromną popularnością, a dodatkowo był ciekawą odmianą po kilkunastu latach uczenia się angielskiego. Elena wybrała Brazylię, ponieważ tamtejsza kultura i styl życia bardzo różnią się od polskiej. Hania mówi, że to kraj wybrał ją, a nie na odwrót. Miała zaklepane miejsce w Brazylii i propozycję pobytu na Alasce. Z dwóch opcji trafiła się trzecia:

niespodziewany telefon z Meksyku. Nie dla wszystkich było to jednak łatwe przedsięwzięcie. Iga miała do wyboru USA, Meksyk, Tajwan i Brazylię, na której zależało jej najbardziej. Musiała jednak przekonać mamę, że nie stanie jej się tam nic złego. Ostatecznie wylądowała w brazylijskim Pernambuco dzięki tacie, który przekonał mamę, że to normalny, cywilizowany kraj. Za granicą dziewczyny nawiązały wiele nowych znajomości, a nawet przyjaźnie. Niestety, wielkie odległości i strefy czasowe nie ułatwiają utrzymania kontaktu. Hania zapewnia, że mimo tego doskonale wie, co u kogo się dzieje po tamtej stronie Atlantyku. Zawarte przyjaźnie mają szanse przetrwać. Żywym dowodem jest Ada. Podczas rocznego wyjazdu poznała ogromną liczbę ludzi. Z osobami, z którymi spędzała najwięcej czasu i były jej naprawdę bliskie do tej pory utrzymuje kontakt. Jedna z jej koleżanek w wakacje przyjedzie do Europy i dziewczyny oczywiście planują spotkanie. Ale Ada przyznaje, że w tej chwili nie jest już tak samo, jak wtedy, kiedy dopiero co wróciła do Polski i nadal żyła życiem swoich meksykańskich przyjaciół. Iga uważa, że trzeba włożyć sporo wysiłku w pielęgnację przyjaźni na odległość. "Bardzo się staram i po roku mogę powiedzieć, że idzie mi nieźle regularnie rozmawiam z osobami, z którymi połączyła mnie największa więź i nic między nami się nie zmienia. W zeszłe wakacje był u mnie mój brazylijski przyjaciel, w sierpniu przylatuje przyjaciółka z Kanady. Ja planuję podróże do Meksyku, RPA i na Tajwan oraz do wielu krajów Europy, bo właśnie tam mam najbliższych (sercem) znajomych". Z kolei Lena zdecydowanie opowiada, że znajomości zawarte na wymianie można utrzymywać na długo po rozstaniu. Po dziesięciu miesiącach od powrotu nadal często rozmawia z zaprzyjaźnioną Belgijką. W wakacje planują spotkać się w Polsce lub w Brukseli. Lena wymienia też maile z rodziną, u której mieszkała.


21 "Tęsknię za nimi i nie wyobrażam sobie zrywać z nimi kontaktu!”. Pomimo wielu wspaniałych wspomnień, cała czwórka przyznaje, że w niektórych momentach nie czuły się po drugiej stronie Atlantyku jak u siebie. Dla Ady najcięższym okresem podczas wymiany było Boże Narodzenie. W Polsce tradycyjnie są to święta bardzo rodzinne, w Meksyku obchodzi się je dosyć powierzchownie. Nałożył się na to konflikt z pierwszą rodziną, a konkretnie z meksykańską mamą - różnice kulturowe wystawiły ich relację na próbę. Również Iga najbardziej tęskniła za bliskimi w grudniu. Kiedy w Wigilię siedziała z przyjaciółmi na plaży, wydawało jej się, że to najlepsze Święta w jej życiu. Ale wieczorem zadzwoniła do rodziny, która właśnie zasiadała do uroczystej kolacji - bez Igi. Z kolei za przyjaciółmi najbardziej tęskniła na samym początku i ważnych chwilach, takich jak studniówka albo urodziny kogoś z paczki. Jednak zupełnie inaczej przeżywały rozstanie dwie p o z o s t a ł e d z i e w c z y n y. H a n i a b a r d z i e j "potęskniwała", niż tęskniła. Nie w święta i urodziny, ale w chwilach, kiedy różnice kulturowe sprawiały, że ciężko było dogadać się z tubylcami. Znacznie trudniej znosiła rozłąkę Lena. Kryzys przypadł na luty, przez moment myślała o powrocie do Polski. W takich chwilach wszystkie cztery dziewczyny szczególnie doceniały Internet. A co najbardziej zaskoczyło ich na obcej Ziemi? Zgodnie twierdzą, że mentalność ludzi, ich spontaniczność i miłość do życia. Dla Hani szokujące były napotykane raz po raz kontrasty Meksykanów. Tradycja mieszała się, nierzadko absurdalnie, z napływającą kulturą amerykańską. Długo też zajęło jej zrozumienie "poczucia czasu" ludzi, którzy naprawdę nie liczą czasu, zwłaszcza cudzego. Ada opowiada, że beztroscy Meksykanie nie przjemują się problemami i żyją bestrosko, według zasady „co masz zrobić dziś, zrób jutro”. Iga polubiła ich radość życia i otwartość. To, że całują się w policzki, kiedy się z kimś zapoznają. Nasze uczennice są też zgodne w odpowiedzi na pytanie, czy polecają wymianę. Nie mają wątpliwości, że warto zdecydować się na taki krok, a swój roczny pobyt w Ameryce Południowej wszystkie cztery nazywają przygodą życia.

Zuza Dziewiela


22 Debata

Czas na KOBIETY Patriarchalni konserwatyści drżą - Polki coraz głośniej domagają się miejsca w sejmowych ławach. Komitet obywatelski "Czas na kobiety" postuluje wprowadzenie parytetu, który zapewniałby po połowie miejsc na listach wyborczych przedstawicielkom i przedstawicielom obu płci. Uczennice Paderewskiego debatują, czy parytet to dobre rozwiązanie.

[ OLGA ]

[ OLGA ]

Na początek warto spojrzeć na ten postulat od strony psychologicznej. Skąd dziewczynom przyszło do głowy walczyć o parytet, który jest zwyczajnie trudny do utrzymywania od strony organizacyjnej? Ja odbieram ten postulat jako krzyk - krzyk zdesperowanych polskich feministek, sfrustrowanych przeraźliwie konserwatywną rzeczywistością. I cieszę się, że krzyczą. Skoro inne metody nie są zauważane, chyba nie ma innego wyjścia. Historia sufrażystek temu dowodzi. Zresztą smutne jest, że kilkadziesiąt lat po nadaniu kobietom praw wyborczych, w mentalności wielu społeczeństw kobiety nie nadają się do polityki.

Kampanie informacyjne wymagają wysokich nakładów i niestety nie odnoszą skutku. Hasło "bo zupa była za słona" ląduje w "Shreku" i kto potem pamięta, że chodziło o przemoc domową? Współczesny człowiek jest codziennie zalewany taką ilością informacji, że nie jest w stanie ich przetrwarzać. Nawet, gdyby chciał, a często nie chce.

[ KAROLINA ] Ale to się powoli zmienia. Sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, że koniecznie trzeba się uciekać do parytetów, i to dość drastycznych. Takie rozwiązanie miało sens w Stanach czy RPA, lata temu. Dzisiaj ludzie są bardziej otwarci, lepiej wyedukowani społecznie. Skoro żyjemy w wolnym kraju i ilość kobiet w polityce ciągle wzrasta (powoli, ale jednak), to musimy po prostu poczekać, aż sytuacja sama się „unormuje”. Albo próbować innych metod, jak kampanie informacyjne czy lekcje o polityce w szkołach.

[ KAROLINA ] Prędzej czy później wyborcy przekonają się do kobiet. Demokratycznie. Parytet ogranicza demokrację, więc ogranicza wolność. Przede wszystkim, jest formą dyskryminacji: dyskryminacją mężczyzn. Jak inaczej nazwać sytuację, w której zamiast lepszego kandydata mężczyzny przyjmuje się gorszą kandydatkę kobietę? Oczywiście nie twierdzę, że kobiety z natury są gorszymi kandydatami. Ale jeśli będzie 51% dobrych kandydatów - mężczyzn i 49% dobrych kandydatów - kobiet, i zamiast tego jednego dobrego polityka w sejmie znajdzie się kobieta wepchnięta „na siłę” na listę wyborczą, to po prostu nie ma sensu.


23

[ OLGA ] Polityka nie można obiektywnie ocenić jako "dobrego" albo "złego". Dobry polityk uczciwie i skutecznie wpływa na ustawodawstwo tak, jak chciałby wyborca, który na niego głosował. A każdy wyborca ma inne poglądy i potrzeby. Warto przy tym zwrócić uwagę, że często kobiety i mężczyźni mają bardzo różne potrzeby, patrzą na problemy z różnych perspektyw, wyznaczonych właśnie płcią. To kobiety myślą o polityce pracy, opiece socjalnej, żłobkach, edukacji. Od razu zwrócę uwagę, że współczesna demokracja nie jest zwykłą wolą większości czy "rządami ludu", bo lud też potrafi być tyranem. Demokracja akcentuje prawa mniejszości, pluralizm, wielość punktów widzenia. Parytet jej nie łamie, a wręcz przeciwnie, usprawnia. Aczkolwiek w tym miejscu wychodzi ta nieszczęsna drastyczność parytetu, którego domaga się "Czas na kobiety". Przyjrzyjmy się projektowi ustawy. Gwarantuje on "przynajmniej 50% miejsc na listach wyborczych kobietom". Co to w ogóle za sformuowanie?! Wszyscy wiedzą, że to kobiety stanowią mniejszość w sejmowych ławach, ale po co to akcentować? Wystarczyłoby napisać "po 50% miejsc dla osób obu płci" i już projekt wyglądałby lepiej. Niekoniecznie dla osób, które nie identyfikują się z żadną z płci, ale to już inna bajka. Zresztą trzeba pamiętać, że parytet z założenia powinien być rozwiązaniem czasowym.

[ KAROLINA ] Mówiłaś o różnych potrzebach kobiet i mężczyzn. Przy tej okazji można wspomnieć też inne powody, dla których warto głosować na kobiety. Chociaż niektóre z nich są zadziwiające. Pojawiały się wypowiedzi jak: „Kobiety są ozdobą Sejmu” czy „Panie są potrzebne, bo sprawiają, że dyskusje są łagodniejsze”. I nawet jeśli chciałabym, by więcej kobiet angażowało się w politykę, to na pewno nie celem łagodzenia dyskusji publicznej, gdyż taka „funkcja” jest uwłaczająca – jakby były niepełnymi posłami.

[ OLGA ] Feministki też obiecują, że kiedy kobiety zapanują nad światem, będą rządzić łagodną ręką. Cóż, ja w to nie wierzę. Prawdą jest, że to nie kobiety wpływają na charakter polityki (nawet, jeśli jest ich dużo), tylko odwrotnie. Kobiety mają pazury i potrafią je pokazać. W domu mogą być kochającymi, łagodnymi, opiekuńczymi matkami, ale przy mównicy zamieniają się w prawdziwe lwice. Krótko mówiąc: są aktywne, zaangażowane, konkretne. Właśnie takich polityków potrzebujemy.

[ KAROLINA ] Konkluzja? Pomysł ciekawy i jakieś rozwiązanie jest potrzebne. Ale "50 na 50", jeśli w ogóle przejdzie, będzie rozwiązaniem bardziej szkodliwym niż pomocnym. Jedynym pomysłem, który mogłabym poprzeć, to np. 30 czy 40% zagwarantowanych dla każdej z płci.

[ OLGA ] 30% to mało. Ja sama zaproponowałabym właśnie 40%. Ale pamiętajmy, że cały czas mówimy o listach wyborczych, a nie o ostatecznym składzie obu Izb. Taki parytet to dopiero pierwszy krok do równości kobiet i mężczyzn w ustawodawstwie. Debatowały: Karolina Głuszak Olga Osuchowska


24 Kino

Powrót Alicji Tim Burton w swoim nowym filmie po raz kolejny przeniósł nas do świata magii, w którym wyobraźnia nie ma granic. Pamiętacie kreskówkę z wytwórni Disneya o małej Alicji w niebieskiej sukieneczce, która wpadła do króliczej nory i szukała domu? Kolejna disneyowska ekranizacja kultowej książki Lutwidge’a Dodgsona jest zupełnie inna, zwłaszcza pod względem formy. Tym razem z kinowych foteli przenosimy się w trójwymiarowy świat niezwykłych postaci odtwarzanych przez aktorów (chociaż nie można pominąć ton makijażu i grafiki komputerowej). W roli głównej Mia Wasikowska. Chociaż australijska aktorka pojawiła się w niejednym filmie, dopiero ta produkcja przyniosła jej sławę. Sławę produkcji zapewnił za to Johny Depp. Jego twarz pojawiła się na większości plakatów oraz stała się ikoną ekranizacji „Alicji w Krainie Czarów”. Z ognistą peruką na głowie i makijażem rodem Hanny Montany, świetnie spisał się w roli Szalonego Kapelusznika, przyjaciela Alicji. Niewątpliwie, nadał on całej historii nieco zabawniejszy charakter oraz ubarwił ją swoją osobowością. Dzieło Tima Burtona jest bardzo luźno oparte na słynnej powieści. Można śmiało powiedzieć, że ilustruje raczej kontynuację pierwszej książki o Alicji, powieść "Alicja po drugiej stronie lustra". Dziewczynka została zamieniona w dojrzałą już dziewiętnastolatkę, której właśnie oświadcza się flegmatyczny,

niegrzeszący urodą, ale za to bogaty lord. Właśnie w tej niezręcznej chwili bohaterka zauważa białego królika w kamizelce i bez namysłu biegnie za nim zostawiając za sobą zniecierpliwioną rodzinę. Wpada do króliczej nory, gdzie za sprawą magicznego eliksiru i ciasteczka, które znajduje na samym dnie, wchodzi do świata, w którym sen przeplata się z jawą, w którym baśniowe postaci tworzą realny świat, którego Alicja staje się częścią. Jednak baśniowe stwory, gąsienice palące fajki, znikające koty, to tylko pozytywy Krainy Czarów. Alicja, aby ratować swoich przyjaciół i wrócić do domu, musi stawić czoła Czerwonej Królowie i przerażającemu monstrum Żaberzwłokowi. Ta przygoda uzmysławia jej, że nękające ją dziwne sny były w rzeczywistości wspomnieniem z dzieciństwa, a niezwykła Kraina Czarów naprawdę istnieje. W ten sposób Alicja od nowa uczy się czegoś, co z czasem traci każdy człowiek: wiarę w niewiarygodne. Mam wątpliwości, czy najmłodsi widzowie będą w stanie zrozumieć całą symbolikę (ten sam problem występuje już przy książce), wzmocnioną senną, oniryczną atmosferą. Jednak jeśli film Burtona nie zadziała na nich jak kołysanka, na pewno ich oczaruje. Tak jak starszą widownię, a zwłaszcza marzycieli z bujną wyobraźną i fanów fantastyki. Weronika Herbet


25

Filozofka z Agory "Agora" to najpiękniejszy, najbardziej poruszający i chyba po prostu najbardziej "mój" film, jaki oglądałam od...? Chyba od zawsze. Jesteśmy w Aleksandrii, w IV wieku naszej ery. Filozofująca matematyczka Hypatia zgłębia istotę Wszechświata na tle narodzin potęgi chrześcijaństwa i krwawych zamieszek religijnych. Przez 126 minut przewija się wszystko, czego pragnie dusza feministki i racjonalistki, do tego zafascynowanej filozofią. Nie zabrakło też wątku romantycznego. W Hypatii zakochany jest jej niewolnik Dawos. Ale nie dość, że dzieli ich status społeczny, chłopak interesuje się chrześcijaństwem. Cuda dokonane na tytułowej Agorze przez biskupa Cyryla robią na nim ogromne wrażenie, a dodatkowo nowa religia może zapewnić Dawosowi wolność. O serce Hypatii, a w międzyczasie o władzę walczy także prefekt Orestes. On z kolei musi wybierać między uznaniem podległej roli kobiet głoszonej przez krzewicieli nowej religii, a miłością do Hypatii, którą niezwykle podziwia i szanuje. Sama filozofka jest pochłonięta ratowaniem Biblioteki Aleksandryjskiej przed chrześcijanami, którzy chętnie by ją spalili i zapomnienieli o imponującej wiedzy starożytnego świata. Jednocześnie wykłada astronomię i pracuje nad własną teorią. Przy tej okazji pojawia się nawet wątek "mypowski", gdyż bohaterka przeprowadza eksperyment, chociaż w rzeczywistości Hypatia, jako neoplatonistka, dociekała prawdy innymi metodami. Reszta filmu jest jednak w dużej mierze zgodna z historią, co oczywiście podnosi jego wartość i na pewno wpływa na odbiór. Oprócz niezwykle bogatej treści ujętej w scenariuszu, który skutecznie przenosi i wciąga widza w antyczny świat, "Agora" wyróżnia się też formą. Wszyscy najważniejsi bohaterowie (na czele z Hypatią, w którą wcieliła się Rachel Weisz) zostali dobrze wykreowani, a aktorzy fantastycznie prezentują się w swoich kostiumach. Dużo można opowiadać o pracy kamery i ujęciach w ogóle. Skala ujęć jest ogromna: co jakiś czas patrzymy na Aleksandrię z kosmosu, kiedy indziej na wielkim kinowym ekranie podziwiamy detale kostiumów i zmarszczki mimiczne aktorów. Na początku tak

oryginalne przedstawienie wydawało mi się dziwaczne i niekiedy prowokowało komentarze i moje, i mojej klasy (wybraliśmy się na "Agorę" z okazji pierwszego dnia wiosny). W końcu właśnie taki jest urok chodzenia do kina, czy to na komedie, czy na dramaty. Ale chociaż przez niemal cały seans kibicowałam bohaterce w trudnych dla niej momentach, chociaż żartowałam i śmiałam się z żartów, to na końcu i tak wstawałam z fotela zalana łzami jak malutka dziewczynka. Dlaczego? Zobaczcie sami! Olga Osuchowska


26 Muzyka

Odd Blood, czyli zawsze byłam jakaś dziwna Yeasayera poznałam w grudniu dzięki uprzejmości znajomego, który przykazał posłuchać ich jak najszybciej. Wielkimi krokami zbliżała się wyjątkowa premiera podgrzewana na sporym ogniu ogromnym zapałem blogerów.

Gorąco? Emocje? Blogerzy? Ja także bloguję (wcale się tym nie chwalę) i niejedną rewolucję muzyczną już słyszałam. Podniesiona na duchu tą rozsądną refleksją i pomna faktu, że, kiedy inni stali w kolejce po serce, mnie dostało się płakanie do przesterowanych solówek gitarowych, postanowiłam podejść do całego fenomenu na chłodno. Włączyłam sobie kulturalnie płytę od znajomego, konstatując przy okazji, że okładka All Hour Cymbals jest tyleż brzydka, co psychodeliczna, więc może jakoś ją przeżyję w moim iTunesie. Chłodno, chłodno, chłodno. Przecież nie mam serca, przecież nie mam serca. To skąd taki entuzjazm dla prostego początku, ot, chórek podparty klaskaniem, postukiwaniem, dzwoneczkami. Lubię przeszkadzajki, ale to takie łatwe, dlaczego tak bardzo mi się podoba? A potem było już tylko gorzej, bo teksty nieskomplikowane, ale z pewną dozą wzruszenia (I can’t sleep when I think about the future I was born into), trochę też bawiące się z naszą inteligencją (with no Berlin wall what the hell you gonna do). Potem to już poszło. Ten sam znajomy miał ustawiony opis na GG: Everybody’s talking about me and my baby making love to the morning light. A że lubię teksty ironiczne i mam obsesję na punkcie zdań zgrabnych, od razu zgłosiłam się po autora, utwór oraz płytę. Yeasayer, tak, Odd Blood, tak, piosenka zwie się Mondegreen i od początku aż do teraz należy do moich ulubionych utworów,

jeśli o krążek chodzi. Ale czego oni tam nie zrobili. Wcześniej grali owszem, offowo, ale spokojnie, melancholijnie, przecież ja się o tę przyszłość moją martwię, nawet jeśli jeden z was w tej samej piosence stwierdza, że wiosna jest, a w ogóle to wszyscy umrzemy. A teraz? Teledysk do drugiego ulubionego utworu, O.N.E., mówi wszystko. Jakieś kasyno jak w, nie przymie-rzając, SF, szau ciau, kolory, kosmiczny glamour, a pan z samego początku, podpowiadam, że nazywa się Anand Wilder, jest jednym z dwóch wokalistów i jednym z dwóch kompozytorów zespołowych, został za swój wygląd ćpuna z kryształowym mikrofonem uznany za moje nowe ciastko. Ale przecież nie mam serca, spokojnie. Oni za to mają i serce, i inspiracje, i wycie wilków nawet na tej płycie jest. Że przebojowo? Bardzo proszę. Drugi wokalista, Chris Keating, stwierdził zupełnie szczerze: „Lubimy radio. Sądzimy, że nadajemy się do radia. Chcemy być w radiu”. Że może troszkę im ta wrażliwość, wzruszenia odeszły? Może i tak, ale czy ktoś wymaga od Lady GaGi na przykład, żeby w Pokerface wplatała cytaty z Thomasa Stearnsa Eliota? A teksty Yeasayera nadal są pełne ukrytych znaczeń. Wspo-mniane O.N.E. Wilder napisał, zainspirowany problemem alkoholizmu. Mondegreen (przezgrabne słówko oznaczające a misheard lyric, saying, catchphrase, or slogan) traktuje o paranoi, o obawie Keatinga (zespół jest American) o jego prywatność w kraju, gdzie zwykli obywatele mogą być podsłuchiwani przez służby. I tak dalej, i tym podobne. Ale. Zwykle osobom słuchającym psychodelicznych dziwactw, nawet spopo-wanych, trudno się żyje. Trzeba ludziom tłumaczyć, a to, a tamto, a znasz takiego twórcę? Nie znasz, a jego też nie? Hm, to o czym by tu porozmawiać? A teraz? Teraz wreszcie mogę się przestać wstydzić tego, że jestem dziwna. Teraz bycie odd jest cool. Ada Kępińska


Sport 27

Półfinały Ligi Mistrzostw Liga Mistrzów to najbardziej prestiżowe zawody piłki nożnej w Europie. W tym roku dobrnęliśmy już do półfinałów, które wygrały Bayern Monachium i Inter Mediolan. Zapraszam na krótkie omówienie tych spotkań. Pierwsze z nich, czyli mecz Bayernu Monachium z Olympique Lyonem, odbyło się 27 kwietnia. Zdecydowanym faworytem była niemiecka drużyna – strzelony u siebie gol dawał im nadzieje na awans, tym bardziej, że dawno nie znaleźli się tak wysoko w rozgrywkach na tak wysokim szczeblu. Niestety, kontuzja jednego z lepszych piłkarzy – Franka Ribbery’ego, mogła uniemożliwić im łatwą wygraną. Ich przeciwnicy, przewodzący lidze francuskiej, zapowiadali agresywną grę. Doping tysiąca fanów podnosi na duchu, tym bardziej, że mieli grać u siebie. Niestety, jak to czasem bywa, tak i tutaj nadzieje nie przerodziły się w czyny. Bawarczycy przeważali przez większą część meczu, prowadząc już od 26 minuty po strzale Ivica Olica. Francuzi byli przybici – musieli strzelić już co najmniej 3 gole, by zagwarantować sobie awans do finału. Nie pomogła w tym czerwona kartka, którą w 59 minucie otrzymał Cris. Końcowe 30 minut było już formalnością. Wyżej wymieniony Ivica Olic strzelał jeszcze dwa razy – oba celnie w światło. Pokonywał bramkarza odpowiednio w 67 i 78 minucie spotkania. Nic nie mogło odebrać już zasłużonego zwycięstwa Niemcom, którzy opuszczali murawę z podniesionymi głowami. Szlagierem tych półfinałów miał być występ dwóch wielkich drużyn – FC Barcelony i Interu Mediolan. Tej pierwszej nie trzeba nawet opisywać – powszechnie uważana za najlepszą drużynę świata, z bardzo mocnym składem (Lionel Messi, Xavi, Carles Puyol) była zdecydowanym faworytem. O dziwo, po pierwszym meczu wynik wskazywał 3:1 dla Interu. Warto o nich wspomnieć. Lata świetności już minęły, teraz

jednak Jose Mourinho próbuje odbudować dawny respekt. Przez wielu nielubiany, cechujący się jednak wytrwałością i umiejętnościami, Jose planuje w tym roku wygrać finał. Jak przebiegał jednak mecz z Barcą? Spotkanie nie należało do równych od samego początku. Piłkarze Barcelony mieli dużą przewagę, oddając mnóstwo strzałów na bramkę Julio Cezara. Piłka nie została jednak ani razu wyjęta z siatki. Najdogodniejszą okazję miał chyba Messi, Cezar jednak ratował swój zespół przed stratą. Spotkanie to nie należało do najłagodniejszych – do 28 minuty Włosi zdążyli już dostać jedną czerwoną kartkę i rozerwać koszulkę jednego z przeciwników. Nikt nie zapowiadał jednak łagodnego pojedynku. Dalsza część meczu przebiegała następująco – Barcelona: „Podam sobie kilka razy piłkę do przodu, może kopnę z daleka, to ustawienie 9-0-0 jest nie do przejścia”. Natomiast Inter: „Świetnie, kolejna zwalona akcja u Barcy. Julio, byle dalej tę piłkę! Co tam, że nie przejmiemy, ale zyskamy 30 sekund!”. Chciałbym, żeby to był żart. Niestety. Mecz w rezultacie zakończył się wynikiem 1:0 dla Barcy, co jednak nie dało Katalończykom awansu. Bramkę w 84 minucie strzelił Piquet. Teraz pozostaje nam już tylko czekać na finał 22 maja, w którym to na Santiago Bernabeu w Madrycie zmierzą się ze sobą zwycięskie drużyny. M oże zobaczymy coś bardziej agresywnego niż 9-0-0. Czas pokaże. Mateusz Cytryński


28 Technika

Made in Poland Odra to seria komputerów lampowo-tranzystorowych produkowanych w Polsce. Najnowszy model pojawił się w 1973 roku. Przyjrzyjmy się jednak bliżej modelowi przedostatniemu, Odrze 1305.

Zakłady Elwro we Wrocławiu istniały w latach 1959 -1993. Oprócz słynnej Odry produkowały komputery RIAD, pamięci ferrytowe (magnesowe) i inne elementy elektroniki. Słynęły również z kalkulatorów, do tej pory używanych przez amatorów elektroniki Do It Yourself. W 1993 roku zakład został sprzedany Siemensowi. Koncern wyburzył fabrykę, aby pozbyć się silnego konkurenta. Odra była komputerem mikroprogramowalnym, co oznacza, że pracowała na wgranym wcześniej oprogramowaniu (przypominającym współczesny BIOS). Komputer wykonywano w całości na układach TTL (czyli logicznych tranzystorów), które do dziś pozostają w bardzo szerokim użyciu, np. przy tworzeniu analogowych projektów urządzeń. Model 1305 pracował dość szybko - jak na początek lat 80. Komputer ten posiadał wiele magistrali i interfejsów wejścia/wyjścia. W podstawowej jednostce znajdował się przede wszystkim kanał monitora (a nawet dwóch), kanał znakowy (podobny do aktualnego RS-232) oraz kilka innych interfejsów pozwalających dołączać dyski oraz inne komputery. Ilość interfejsów w Odrze jest porównywalna do tej we współczesnych PC-tach, ale oczywiście były one znacznie wolniejsze. Wyprodukowano łącznie 346 sztuk. Odra była dobra, chociaż niestety droga. W porównaniu z Eniac'iem, działała znacznie szybciej, a do tego była mniejsza i mniej awaryjna.

Dzisiejsze komputery pracujące na znanej platformie, o której wolę nie pisać (po angielsku "okna"), mogłyby jej jedynie kontrolować napięcie. Odra 1305 była tak silnie zbudowana, że większość jednostek chodziło bez przerwy przez kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Przykład? Egzemplarz pracujący na stacji Wrocław-Brochów do 7 stycznia 2010 roku! Komputer ten pracował jako główny serwer nieprzerwanie przez 37 lat. Maszyniści na jego podstawie oceniali, z jaką siłą hamować. Przełączał również nastawnie torowe, więc jakikolwiek błąd skończyłby się wypadkiem, np. wykolejeniem pociagu. Z tego powodu Odrę uznawano za "nieśmiertelną" jednostkę, ale przez napory władz oddano ją sprawną do muzeum. Poprzednie komputery z serii Odra były również doskonałe i mało awaryjne, lecz posiadały zazwyczaj mocno ograniczone możliwości. Wielu informatyków pracujących na komputerach PC uważa, że wykorzystanie tych komputerów w XXI wieku to przesada. Znawcy dodają jednak, że wytrzymałyby one więcej niż większosć "superpecetów" służących najczęściej do gier lub do oglądania filmów w wysokiej rozdzielczości. Dla mnie osobiście podstawowe zadania komputera polegają na wprowadzaniu, przechowywaniu i wyświetlaniu danych, komunikacji w sieciach komputerowych, a dodatkowo na obsługiwaniu prostych gier logicznych tytpu Tetris. Wymyślne gry, od których fani nie mogą się oderwać, przestają być atrakcyjne wraz z pojawieniem się nowej wersji. Gry z grafiką rastową, nawet te czarno-białe, przynosiły więcej radości i do dzisiaj wspominamy je z sentymentem. Odra 1305 była na tyle dobrym komputerem, że można ją porównać do opisanego w poprzednim numerze mikrokontrolera AVR. Gabaryty są oczywiście zupełnie inne, ale sposób działania, czestotliwości oraz pamięć wydają mi się podobne. Mateusz Kuśmierz


Fan Fiction 29

Zagrajmy w ence - pence Serial "Dr House" ma oddanych fanów na całym świecie. W Polsce spotykają się oni na forum drhousemd.fora.pl, gdzie między innimi zamieszczane są opowiadania fan fiction. Wśród autorów nie brakuje uczenennicy Paderewskiego. Gregory House był genialnym diagnostą. Miał dobrą pracę, ludzi, nad którymi mógł się znęcać, przyjaciela. Nie miał tylko jednego. Nie miał kogoś, do kogo chciałby wracać do domu. Chociaż właściwie był taki ktoś. Lisa Cuddy, skrywana miłość House'a od studiów. Niestety była zajęta przez byłego przyjaciela House’a. Diagnosta udawał, że pogodził się z tą myślą, dorósł. Zawsze był dobrym aktorem. Umiał udawać obojętność, bezwzględność, a nawet to, że był pijany. Jednak nie umiał więcej udawać jednego. Tego, że pani dziekan medycyny jest dla niego nikim. Wydawało się, że przestał o nią walczyć. Przestał o nią walczyć jak o zdobycz, jak lew o antylopę, jak dziecko o zabawkę. Zaczął o nią walczyć delikatnie. Czułość była widoczna w każdym geście, słowie. Ale miał dość. Miał dość czekania. Czuł się tak, jak zapewnie czuła się Cuddy przez dwadzieścia lat ich znajomości. Tyle, że ona nie była tak zawzięta. House leżał na kanapie. Nie pił burbona, nie oglądał telewizji. Wsłuchiwał się w ciszę, kapiący kran, w swoje myśli. W końcu wstał, ubrał buty i kurtkę, wsiadł na motor i pojechał pod dom Cuddy. Stał długo z palcem przy dzwonku. Po paru minutach odważył się go nacisnąć. Otworzył Lucas. - House? Cześć, właź. - Jest Lisa? Lucas popatrzył na niego zdziwiony. - Jest pod prysznicem. House pokiwał głową i patrzył na jeszcze bardziej zdziwionego Lucasa, który oczekiwał jakiegoś sprośnego komentarza, uśmieszku. Zamiast tego usłyszał: - Poczekam tu na schodach, jeśli mogę. Poprosisz ją, by przyszła?- zapytał Greg.

Niczego nieświadomy Lucas zgodził się i zamknął drzwi. House usiadł na schodkach i nucił coś. W końcu drzwi otworzyły się i wyszła w pełni ubrana Cuddy. - Przejdziemy się? Cuddy popatrzyła na niego z zaciekawieniem. Doszukiwała się podtekstu, jakiegoś sygnału „Uwiodę cię i porwę”. Jednak zauważyła w jego oczach nutkę smutku i delikatny cień desperacji. Kiwnęła głową i poszła za House’m. Było już późno, latarnie świeciły, a oni szli. Szli, śmiejąc się, czasem popychając, jak nastolatki. W końcu doszli do końca ulicy, do ślepej uliczki. - Kocham cię, Liso - powiedział House - Zawsze cię kochałem, zawsze cierpiałem, gdy mnie odrzucałaś. - Też cię kochałam, House. Cierpiałam, gdy byłeś obojętny. Ale już nie mogłam czekać. - To co będzie z nami? - Nie ma nas, House. House kiwnął głową. Obrócił się i odszedł. Szedł najwolniej, jak się dało, ale zalana łzami Cuddy nie zawołała za nim. Gdy tylko wrócił do domu, usiadł przy pianinie i nalał sobie burbona. Grał "Tears of angel". Trudno było mu określić, ile czasu minęło, kiedy usłyszał dzwonek. Chociaż myślał, że to głupie, idąc do drzwi miał cień nadziei. Kiedy w końcu je otworzył, zobaczył Lisę Cuddy. - Zagrajmy w ence - pence - uśmiechnęła się kobieta - Jeżeli trafisz na rękę z orzeszkiem, odejdę i nigdy nie wrócę. Jeżeli trafisz na pustą, będziesz musiał zostać ze mną do końca życia. - Ale ty nie masz orzeszka. - No właśnie.

Ola Nóżka


30 Na Symfonicznej

Skarb narodów

11 marca Franciszek siedział na murku przed wejściem do szkoły przy Symfonicznej i kręcił głową, krytycznie oceniając bieżącą sytuację. Do otwarcia drzwi została zaledwie godzina, a do zrobienia jeszcze tak wiele. On sam został zmuszony, aby z własnej, nieprzymuszonej woli odtworzyć dokumentację, którą wedle wersji oficjalnej przechowywał w domowym archiwum. Nudniejszą robotę mieli tylko pracownicy malujący trawnik przed budynkiem na soczystą zieleń. W marcu jak w garncu, ale na Symfonicznej wiosna ma być! Wtem w drzwiach pojawiła się Rozalia, która gwałtownie wytrąciła Franciszka z zadumy. - Słyszałeś, co Anka i Klaudia znalazły w piwnicy? - spytała konspiracyjnym szeptem. Chłopiec, ten ignorant, nie był nawet świadomy, że Symfoniczna ma rozległe podziemia. Zresztą czego się spodziewać po uczniu, który nie eksplorował chociaż strychu? Rozalia postanowiła pokazać mu jego własną szkołę, w ramach rozgrzewki przed oprowadzaniem gości. Energicznie złapała kolegę za rękę i zaciągnęła do środka. W otwartych salach krzątali się uczniowie i nauczyciele, którzy mieli za zadanie udowodnić, że warto się uczyć na Symfonicznej. Dało się posłyszeć ryk lwa w pracowni biologicznej i wybuchy w chemicznej, w fizycznej zaś wszystkie przedmioty zostały wprawione w stan lewitacji. Franciszek i Rozalia nie zwracali jednak na to uwagi, kierując się do supertajnych wrot do piwnicy. Ten pierwszy obejrzał się jedynie za drużyną czirliderek, zanim zniknął po Drugiej Stronie. Rozalia zamknęła za nimi drzwi i zapaliła pochodnię. Zaraz potem z ciemności wynurzyły się dwie dziewczyny. - Po co wzięłaś tego głąba? - spytała Anka z niesmakiem.

- Ja też zawsze cię kochałem, spotkajmy się w Plazie o dwudziestej - zaczął planować jakże romantyczne randez vous wspomniany głąb. - Przyda się nam - zazdrosna Rozalia zburzyła potencjalnie szczęśliwy związek już w zarodku - Chyba nie chcesz kopać sama? Anka rzeczywiście nie chciała, więc zgodziła się na wtajemniczenie kolegi w ich odkrycie. Poprowadziła wszystkich długim, wąskim i krętym korytarzem. Dookoła panowała ciemność. Franciszek mógł tylko wyczuć pleśń na wilgotnych murach i własną gęsią skórkę. Kiedy już miał zacząć płakać i wyrazić tęsknotę za matką, przewodniczka zatrzymała się, by otworzyć skrzypiące drzwi. Cała czwórka przeczołgała się pod niskim progiem, po czym Klaudia włączyła mocną latarkę. Oczom uczniów z Symfonicznej ukazał się fragment skrzyni. Znaczna jej część ukryta była pod ziemią. - No to kop - Anka słodko uśmiechnęła się do kolegi. Złoto, diamenty, a może czterdziestoletni ruski szampan? Oko świętego Pawła albo kamień filozoficzny? Projekty Leonarda daVinci, oczywiście z Analizą i Ewaluacją w pakiecie? Dziesięć kilo czekolady? Worek dolarów? Aktualny wygrany los w totka? Nigdy nie dowiemy się, co skrywał tajemniczy kuferek, gdyż bardzo, bardzo, bardzo głośny wrzask rozradowanych dzieci doprowadził do zapadnięcia i zawalenia się budynku, nadwyrężonego niedawnymi suszami i pożarami. "Najlepsi zawsze umierają młodo", jak napisano później w lokalnej gazecie. Ich legenda jest jednak wiecznie żywa. To na pewno ona, razem z wizją skarbu w podziemiach, przyciągnęła we wrześniu kolejne cztery klasy. Olga Osuchowska


Z przymrużeniem 31

KOLOROWE SNY Kiedy śpisz, Twój mózg pracuje najbardziej intensywnie. Właśnie pod ciepłą pierzynką rodzą się najgenialniejsze pomysły. Sny ponadto zdradzają, co czeka nas w przyszłości. Usiądź wygodnie i przypomnij sobie, co miałeś przed oczami, kiedy zamknąłeś je zeszłego wieczoru... Drzewo? Uderz w korę, a liście się odezwą szczególnie jeśli uderzysz głową. Ten symbol zapowiada silne migreny, mogące spowodować komplkacje w życiu rodzinnym. Czekają cię zmiany w rodzaju nowej szczoteczki do zębów.

Zegar? To dobry znak. Masz jeszcze wielu czasu. Chyba, że zegar jest zepsuty. Jeśli pokazuje złą godzinę lub nie pokazuje jej wcale, uważaj na siebie. Przy następnej pełni księżyca zginiesz z rąk wciąż wiernych zwolenników Ala Capone.

Kot? Źle, źle, źle. Czas biegnie i nie ma zamiaru stanąć. Co z tym robić? Wyjściem najprostszym wydaje się ucieczka na Madagaskar, ale nie przesadzajmy. Skandynawia wydaje się być o wiele bliższa. Na wszelki wypadek wyposaż się w grubą kurtkę. W Norwegii czasem wieje zimny wiatr.

Ryba? Odnosi się do życia przyszłego. Prawdopodobnie odrodzisz się jako Mała Syrenka i będziesz najłądniejszą rybą w całym oceanie. Lub jej przyjacielem, krabem.

Nożyczki? Czyżby jakaś zmiana? Sąsiadka zmieniła fryzurę, tę samą od dwudziestu lat? Bocian znad stodoły w tym roku nie przyleciał? Nie bój się, zmiany też są dobre. Jak dobre by ci się nie wydawały, nie zmieniaj teraz planów na przyszłość. Zawodowy cenzor może być dla ciebie wymarzonym zawodem po tym proroczym śnie, ale na pewno szybko ci się znudzi. Podróż? Choć to zaskakujące, podróż oznacza podróż. W połączeniu z kotem oznacza podróż do Szwecji - szykuj ciepłą kurtkę.

Kosz na śmieci? Boisz się zrobienia porządku ze swoim życiem. Zrób to, a najlepiej zacznij od szafy. Prawdopodobnie niektóre z leżących tam ubrań jeszcze nigdy nie ujrzały światła dziennego. Mapa? Może mapa Skandynawii? To podróż na Madagaskar. Mapa świata? Odnajdziesz swoje ukryte talenty, o których nie miałeś zielonego pojęcia. Niektóre mogą cię zaskoczyć, ale raz się żyje, prawda? Nie zdziw się, jeśli nie wiadomo skąd zaczniesz dobrze wiercić w kolbach świeżej kukurydzy.

słodkich snów życzy wróżka Aga

Uwaga, uwaga, uwaga, uwaga! Masz problem? Napisz do nas! Już w najbliższym numerze nasza konsultantka Judyta odpowie na Wasze pytania i rozwieje wszelkie wątpliwości. Czekamy do końca maja pod adresem playground@paderewski.lublin.pl.


Nicole Stańczak


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.