Otwarte Klatki Biuletyn 1/2014

Page 1

BIULETYN

#4

Precz z weganizmem /s.4/ SKUTECZNOŚĆ W KREOWANIU ZMIAN TO NASZ OBOWIĄZEK /s.11/ Promocja weganizmu: od sztuki do nauki /s.15/ AKTYWIZM A EMOCJE /s.21/ Prawa zwierząt: moralna krucjata czy ruch społeczny /s.25/ AKTYWIZM Z ODKRYTĄ TWARZĄ /s.28/ Przemysł futrzarski dla korzyści tak niewielu /s.31/


WSTĘPNIAK

J

ednym z wyzwań stojących przed ruchem prozwierzęcym jest odnalezienie swojego miejsca wśród całej gamy ruchów społecznych. Aby to osiągnąć, musimy myśleć również o wypracowaniu programu politycznego, a nie tylko programu etycznego. Musimy wyjść poza debatę

DROGIE czytelniczki, DRODZY czytelnicy! na temat indywidualnych wyborów konsumenckich i podjąć dyskusję o wizji społeczeństwa, które nie będzie oparte o eksploatację zwierząt. Musimy również zastanowić się nad naszym miejscem na scenie politycznej i nad potencjalnymi sojuszami, które mogą przynieść zmiany w relacjach ludzi i zwierząt. Ten numer biuletynu poświęciliśmy próbie podjęcia rozważań na ten właśnie temat.

Współpraca z mieszkańcami walczącymi z nowopowstającymi fermami norek, abolicja weganizmu,

ruch prozwierzęcy jako ruch społeczny a nie moralna krucjata, prawa obywatelskie dla zwierząt, to niektóre tematy poruszane w tym numerze. Tekstom tym daleko jest do wyczerpania tematu działania na rzecz zwierząt w kontekście politycznym, ale mamy nadzieję, że przyczynią się do przemyśleń i wszczęcia debaty na ten temat również w obrębie polskiego ruchu prozwierzęcego. Dobrosława Karbowiak Stowarzyszenie Otwarte Klatki

Propaganda stara się ukazać futrzarstwo jako nadzieję dla drobnych rolników i całej polskiej wsi. Próbuje stworzyć wrażenie, że biznes przynosi korzyści dużo szerszej grupie niż jest w rzeczywistości. Podawana przez hodowców liczba osób jest tak naprawdę niewspółmierna do liczby ludzi, na których życie fermy mają negatywny wpływ.

PRZEMYSŁ FUTRZARSKI: DLA KORZYŚCI TAK NIEWIELU S.31

www.facebook.com/otwarteklatki Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań kontakt@otwarteklatki.pl Skład biuletynu: Emil Stanisławski (ratax@wp.pl)


MISJA

P

rzemoc wobec zwierząt odbywa się z reguły w ukryciu, schowana za grubymi murami i drutem pod napięciem. Niekiedy w mediach pojawiały się obrazy z miejsc, w których to się dzieje: ferm przemysłowych, rzeźni, laboratoriów, cyrków, ogrodów zoologicznych czy hodowli. Za każdym razem ludzie wrażliwi reagowali złością, smutkiem i poczuciem bezradności. Stowarzyszenie Otwarte Klatki powstało po to, żeby te uczucia zamienić w wolę działania. Chcemy uczynić mury ferm i rzeźni przezroczystymi –

żeby nikt nie mógł powiedzieć, że nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy, został oszukany. Chcemy, by te obrazy zagościły na stałe w społecznej świadomości, tak by decyzje podejmowane przez ludzi były rzeczywiście świadome. Naszym celem jest przeciwdziałanie okrucieństwu wobec zwierząt i budowa społeczeństwa, w którym zwierzęta są traktowane z należytym współczuciem i szacunkiem. Nie mamy złudzeń, że zmiany nadejdą z dnia na dzień. Są jednak możliwe, choć na pewno nie przyjdą same. Wymagają informowania na temat prawdziwych warun-

ków tzw. „produkcji zwierzęcej”, szczególnie poprzez publikowanie materiałów ze śledztw na fermach przemysłowych i prowadzenie kampanii opartych o te materiały. Wymagają wywierania presji na organy ustawodawcze, jako że to one mogą – poprzez zmianę prawa – skutecznie położyć kres cierpieniu zwierząt. Wymagają promowania weganizmu jako sprzeciwu wobec wykorzystywania zwierząt. Wierzymy też, że to różnorodność taktyk doprowadzi nas do celu. To wszystko nie uda się jednak bez Twojej pomocy.

Możesz nas wesprzeć finansowo poprzez przelew na nasze konto. Działanie Stowarzyszenia opiera się obecnie głównie na prywatnych środkach członków i członkiń, dlatego każda kwota jest ważna i mile widziana. 81 2030 0045 1110 0000 0257 1960 Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań Tytuł przelewu: DAROWIZNA Zachęcamy jednak przede wszystkim do członkostwa wspierającego w naszym Stowarzyszeniu (www.otwarteklatki.pl/wstap). Pozwoli Ci to być na bieżąco ze wszystkimi

wydarzeniami, oraz uzyskiwać najbardziej aktualne informacje. Przyczynisz się też do budowania silnego środowiska, któremu los zwierząt nie jest obojętny. Razem możemy dzia-

łać skutecznie i osiągać realne zmiany.

Historia dzieje się teraz. Możemy dopisać swój rozdział.


PRECZ Z WEGANIZMEM! NIECH ŻYJE WYZWOLENIE ZWIERZĄT!


W

ielokrotnie podkreślaliśmy, że Otwarte Klatki stawiają na wiedzę, szkolenia, analizę. Wierzymy, że bez tego niemożliwe są naprawdę skuteczne działania. I do kształcenia, i krytycznego myślenia zachęcamy innych aktywistów i aktywistki. W tym numerze przyjrzymy się artykułowi opublikowanemu na szwajcarskim blogu http:// fortheabolitionofveganism. blogspot.com/. Na jego podstawie prześledzimy strategie różnych ruchów społecznych i wyciągniemy wnioski pozwalające działać nam jak najefektywniej na rzecz zwierząt. A skąd ten kontrowersyjny tytuł?

Właśnie po to, żeby raz na zawsze zdać sobie sprawę z tego, że to nie o wegański purytanizm nam chodzi tylko właśnie o to, żeby wyzwolić zwierzęta, żeby nadać im pewne podstawowe prawa, które należą się każdej czującej istocie. W praktyce naszym celem jest maksymalne ograniczenie cierpienie zwierząt i to w szerokiej skali (krajowej czy nawet globalnej), a nie etyczna nieskazitelność naszego talerza, szafy czy kosmetyczki. Wróćmy jednak do artykułu. Autor/ka na początek zwraca naszą uwagę na pewien dość oczywisty, ale często nieuświadamiany fakt. 99,8% zwierząt jest wykorzystywanych, traktowanych w przedmiotowy sposób, a ostatecznie zabijanych na potrzeby przemysłu spożywczego. Szacuje się, że

na jego potrzeby zabija się 60 miliardów zwierzą rocznie. Nie wlicza się w to zwierząt morskich, które są liczone w tonach. Rocznie ich śmierć jest określana abstrakcyjną liczbą 150 milionów ton, co daje dodatkowo przynajmniej bilion ofiar. Wiemy, że te liczby są przytłaczające. I chociaż to właściwie nierealne, pamiętajmy, że za każdą cyfrą stoi jednostka zdolna do odczuwania. Dlatego nie możemy się załamywać. Przeciwnie! Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by powstrzymać to cierpienie! Zatem, co możemy z tym zrobić? Zamiast walić na oślep głową w mur na spokojnie przeanalizujmy możliwe drogi i wybierzmy najlepszą.

\Na podstawie analizowanego artykułu, patrząc na strategie różnych ruchów, możemy wyróżnić dwie głównie opcje: strategię stawiania żądań i strategię konwersji, czyli innymi słowy przekonywania. Ruchy społeczne, jeśli mają być maszyną zmian, muszą stawiać żądania. Analizując historię różnych ruchów, można przedstawić pewien schemat wdrażania zmian: 1. Ruch społeczny stawia jasne, prosto sformułowane żądanie. Na przykład: „Domagamy się zniesienia apartheidu!”, „Żądamy przyznania kobietom praw wyborczych!” 2. Następnie podejmuje szereg działań mających na celu nagłośnienie swojego żądania, uczynienia problemu widzialnym w społeczeństwie (demonstracje, petycje, listy, debaty telewizyjne itp.). 3. Podnoszenie żądań powoduje wytworzenie się

debaty społecznej, która prowadzi do tego, że dana sprawa w końcu staje się problemem publicznym. Co warto zauważyć - to zawsze mniejszość zaczyna stawiać żądania. I podczas publicznej debaty (która niestety może trwać latami), kiedy te żądania są dyskutowane, ta mniejszość staje się coraz liczniejsza, tak by w końcu stać się większością. Kiedy dzięki temu, że pewna (nawet mała) grupa żąda zmian, zostaje przełamana jednomyślność dotycząca danej sytuacji czy praktyki i zakwestionowanie tej praktyki staje się łatwiejsze dla innych ludzi. Taką psychologiczną zależność podpowiada nam zdrowy rozsądek, a udowadnia badanie przeprowadzone przez profesora Ascha.

Co może nam podpowiedzieć psychologia? Przyjrzyjmy się bliżej eksperymentowi przeprowadzonemu przez profesora Ascha. Najpierw spójrzcie na obrazek poniżej i odpowiedzcie na pytanie, który odcinek z prawej strony ma długość równą długości odcinka znajdującego się po lewej stronie. Banalnie proste? Otóż nic bardziej mylnego. Odpowiedzi bywają różne i zależą od... innych ludzi.

otwarteklatki.pl

5


Profesor Asch zadał to pytanie dziesięciorgu uczestnikom badania. Mieli oni wskazać odcinek tej samej długości. W rzeczywistości tylko jedna z osób była obiektem badań, pozostałe osoby zostały wcześniej poproszone o podawanie niepoprawnej odpowiedzi. Kiedy dziewięć osób podawało złą odpowiedź, podmiot badania zgadzał się z pozostałymi i również podawał błędną odpowiedź. Co więcej, taka osoba była przekonana o tym, że większość ma rację. Jednak gdy w grupie pojawiała się choćby jedna osoba, która przełamywała jednomyślność poprzez podanie poprawnej odpowiedzi, dla badanego podmiotu zakwestionowanie zdania większości stawało się dużo łatwiejsze i podanie przez niego poprawnej odpowiedzi było o wiele bardziej prawdopodobne. Na tym prostym przykładzie widzimy, jak ogromną rolę może mieć presja społeczna opierająca się na jednomyślności grupy. Jeśli ta presja tak znacząco wpływa na naszą odpowiedź na zdawałoby się jasne i proste pytanie, możemy sobie wyobrazić, że jej wpływ jest jeszcze większy i trudniejszy do pokonania w przypadku kwestii moralnych, które są bardziej skomplikowane i wymagające głębszej refleksji. Zarówno w powyższym eksperymencie, jak i w życiu jasne i słyszalne przez społeczeństwo żądanie zaprzestania jakiejś praktyki powoduje, że zgodność co do istnienia danej praktyki zostaje przełamana, a status quo - zakwestionowane. Dana praktyka zaczyna być postrzegana jako kontrowersyjna i problematyczna. Dzięki temu kolejnym osobom łatwiej

6 otwarteklatki.pl

jest zanegować wcześniej panującą w społeczeństwie jednomyślność i zacząć popierać żądania abolicyjne dotyczące danej praktyki. Poprzez sformułowanie i wyrażenie jasnego i słyszalnego żądania powodujemy powstanie w społeczeństwie debaty, dzięki której ruchy społeczne mogą skorzystać z efektu „przełamania jednomyślności”.

wegetarianizm/weganizm bez podnoszenia publicznej debaty czy też wysuwania żądań (np. „Wszystkie rzeźnie teraz muszą zostać zamknięte!”) Przekonanie stojące za wyborem strategii konwersji można sformułować w następujący sposób: „jesteśmy mniejszością, dlatego najpierw musimy nakłonić wielu ludzi do przejścia na weganizm, a dopiero potem możemy podjąć się stworzenia publicznej debaty”. Zastanówmy się Strategia stosowana czy takie myślenie nie przez aktywistów praw jednak, ogranicza nas i skutecznozwierząt – strategia ści naszych działań. Śledząc historię różnych ruchów spokonwersji łecznych, dojdziemy do wnioWspomnieliśmy na wstępie, sku, że właściwie wszystkie te że szacunkowo 99,8% zwierząt ruchy na początku, kiedy zaczynały stawiać żądania, były jest eksploatowanych na ponaprawdę niewielkimi grupami trzeby przemysłu spożywczego. Zdając sobie sprawę z tego (nawet ruch na rzecz zniesienia niewolnictwa). Weźmy też pod faktu, aktywiści animalistyczni uwagę fakt, że przekonywanie stosowali i stosują strategię do przejścia na weganizm jest konwersji, czyli innymi słowy o wiele, wiele trudniejsze, jeśli strategię przekonywania, naw społeczeństwie nie toczy się wracania. Strategia ta polega na prze- debata na ten temat, ponieważ konywaniu ludzi do przejścia na niezwykle trudno wyłamać się


z powszechnie (jednomyślnie) akceptowanej praktyki (badanie Ascha). Ruchy społeczne nigdy nie ograniczały się do przekonywania. Jeśli stosowano bojkot to towarzyszyło mu stawianie żądań. Przykład: Martin Luther King nawoływał do bojkotu autobusów w Montgomery (w których stosowano segregację rasową - czarni musieli ustępować miejsca białym) i jednocześnie żądał zniesienia dyskryminacji ze względu na kolor skóry. Gandhi wzywał do bojkotu brytyjskich tekstyliów, w tym samym czasie żądając uznania niepodległości Indii. Wracając jednak do kwestii zwierząt, możemy dostrzec jeszcze jeden problem. Przez społeczeństwo weganizm nie jest nawet postrzegany jako polityczny bojkot produktów odzwierzęcych, tylko jako kwestia osobistego wyboru.

Jeżeli głębiej zastanowimy się nad strategią konwersji, dojdziemy do wniosku, że jest to typowe narzędzie ruchów religijnych. Dostrzeżemy też znaczne ograniczenia takiej strategii. Po 2000 lat stosowania tej strategii przez chrześcijan nadal większość ludzi chrześcijanami nie jest, pomimo tego że stosowano nawet wiele brutalnych strategii konwersji. Wnioski nasuwają się same: stosując taktykę konwersji, raczej nie mamy szansy na zniesienie niewolnictwa zwierząt w stosunkowo krótkim czasie.

Żeby upewnić się w tym przekonaniu, przeanalizujmy konsekwencje wyboru tej strategii.

Nieefektywność Analizując historię/przeszłość, dojdziemy do wniosku, że chociaż ruchy społeczne wielokrotnie odnosiły znaczące sukcesy (ruch na rzecz zniesienia niewolnictwa, ruch praw obywatelskich, ruch wyzwolenia kobiet, ruch LGBT), to żadne zmiany prowadzące do większej sprawiedliwości nie zostały osiągnięte przez zastosowanie strategii konwersji. Dlatego może dziwić stosowanie przez ruch animalistyczny strategii, które nigdy nie przyniosły oczekiwanych zmian, a pomijanie metod, które wielokrotnie się sprawdziły.

Efekt „dominującej proporcji” Badania pokazały, że działania nastawione na pełne (lub prawie, praktycznie pełne) rozwiązanie jakiegoś problemu są znacznie bardziej preferowane niż rozwiązania częściowe. W celu zobrazowania tej tezy możemy przytoczyć badanie profesora Bartelsa z roku 2006, które pokazało, że uratowanie 102 żyć spośród 115 zagrożonych niebezpieczeństwem zostało przez badanych ocenione jako bardziej wartościowe/ważniejsze niż ocalenie 105 żyć spośród 700 zagrożonych, pomimo tego że liczba uratowanych była w drugim przypadku wyższa. Ten efekt psychologiczny jest nazywany “dominującą proporcją”. Bartels wykazał również, że wpływ tego efektu jest jeszcze

silniejszy w przypadku zagadnień związanych z ochroną środowiska i zwierzętami. Interwencja ratująca od śmierci na skutek zanieczyszczeń z fabryki A (245 spośród 350 ryb) została oceniona jako ważniejsza niż działanie ratujące 251 ryb spośród 980 z fabryki B. A jak ten efekt może wpływać na nasze działania promujące weganizm? Załóżmy, że stosując dietę wegańską, ocalamy 100 zwierząt rocznie. Bezdyskusyjnie możliwość uratowania 100 czujących istot jest czymś wspaniałym, jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że każdego roku człowiek zabija ok. 1 060 miliardów zwierząt, to uratowanie 100 z nich jest uznawane przez ludzki mózg za coś absolutnie pozbawionego znaczenia, właśnie ze względu na efekt “dominującej proporcji”. Jest to powód, dla którego wielu ludzi rezygnuje ze zmiany swojej diety, tłumacząc się tym, że ich indywidualne działanie nie przyniesie żadnej znaczącej zmiany w obliczu zwierząt zabijanych rokrocznie w niewyobrażalnej ilości. Jeśli jednak zaprezentujemy ten jednostkowy wybór odrzucenia produktów odzwierzęcych jako część globalnego bojkotu związanego z międzynarodowym ruchem zmierzającym do wyeliminowania śmierci 1 060 miliardów zwierząt rocznie, możemy przypuszczać, że ludzie zaczną rozważać tę kwestię o wiele bardziej poważnie. A kiedy dodamy do tego jeszcze stwierdzenie “Zabijanie zwierząt na jedzenie powinno zostać zakazane!”, doprowadzimy do powstania społecznej debaty, która zapewni nam odpowiednią liczbę ludzi dyskutującą na temat tego problemu. otwarteklatki.pl

7


„Oni nie jedzą zwierząt, ponieważ są weganami”, analogicznie do stwierdzenia: „Ten człowiek nie je wieprzowiny, bo jest muzułmaninem”.

Gospodarowanie czasem i energią

Kwestia osobistego/ wolnego wyboru

Ruch praw zwierząt nie skupia gigantycznej liczby aktywistów i aktywistek, a ich zasoby są ograniczone. Jednak pomimo znajomości swoich ograniczeń, poświęcamy czas i energię na przekonywanie 6 miliardów niewegan, jednego po drugim, nie wiedząc nawet, czy ta strategia któregoś dnia przyniesie oczekiwany skutek. Zamiast tego moglibyśmy zająć się tworzeniem debaty w naszym społeczeństwie jako całości: debaty, która dotyczyłaby legalności zabijania zwierząt na jedzenie. Debaty, która spowodowałaby, że każdy mieszkaniec przemyślałby tę kwestię. Naszym celem jest zmiana sytuacji, w jakiej obecnie znajdują się zwierzęta, dlatego powinniśmy stosować najbardziej efektywna strategię, która pozwoli nam na zakończenie eksploatacji zwierząt w możliwie najkrótszym czasie.

Promując weganizm, aktywiści często tworzą w społeczeństwie wrażenie, że przejście na weganizm jest kwestią osobistego wyboru, a nie kwestią sprawiedliwości. „Tak jak niektórzy ludzie są muzułmanami, tak niektórzy są weganami, każdy ma prawo robić to co chce”. Ale... decyzja o zniewalaniu i zabijaniu innych czujących istot nie jest kwestią osobistego wyboru, jest kwestią sprawiedliwości wobec wyzyskiwanych zwierząt. Jednak ludzie nie zdadzą sobie z tego sprawy do czasu, kiedy ktoś jasno nie powie, że zabijanie zwierząt na jedzenie powinno zostać zakazane.

8 otwarteklatki.pl

Jeżeli używamy pojęcia „weganizm” to w społecznej świadomości zostaje taka myśl:

A problematyka jedzenia zwierząt zostanie po raz kolejny sprowadzona do osobistego wyboru. Natomiast jeśli użyjemy politycznych żądań, nasz przekaz nabierze takiej formy: „oni bojkotują produkty odzwierzęce, ponieważ domagają się zamknięcia rzeźni / chcą zniesienia wyzysku zwierząt / żądają prawa do życia dla zwierząt”. Definiowanie siebie jako wegan/wegetarian prowadzi do umniejszenia znaczenia odrzucenia produktów odzwierzęcych do zwyczajnej kwestii wyboru stylu życia. Jeśli nie chcemy, żeby bojkot produktów odzwierzęcych był postrzegany jako osobisty wybór, na zadane przez kogoś pytanie o to, czemu nie jemy mięsa nie możemy odpowiadać: „Jestem weganinem/ką”, powinniśmy raczej powiedzieć: „Bojkotuję produkty odzwierzęce, ponieważ jestem za zamknięciem rzeźni” albo „Jestem za zniesieniem wyzysku zwierząt”.

Psychologiczne wzmocnienie gatunkowizmu Celem strategii konwersji jest przekonanie ludzi do przejścia na weganizm, a środki, jakie do tego mogą prowadzić nie są uważane za istotne. I dlate-


go wiele podnoszonych argumentów nie ma nic wspólnego z negowaniem opresji, jaka spotyka zwierzęta pozaludzkie. Przykładowo, w naszych materiałach niemal zawsze przewijają się argumenty dotyczące zdrowia czy ochrony środowiska. Co gorsza, często w tych samych materiałach brak choćby wzmianki na temat gatunkowizmu. Wyobraźmy sobie, że istnieje jakaś społeczność, w której zjada się dzieci. Czy potępilibyśmy taką praktykę mówiąc, że jedzenie dzieci może być niezdrowe dla kanibali? Z pewnością nie. Użylibyśmy argumentu mówiącego o tym, że dzieci mają prawo do życia. Zauważmy też, że mówienie o zdrowiu kanibali wiąże się z ukrytym przekazem wskazującym na to, że dzieci w tym wszystkim nie są aż tak ważne.

Wyobraźmy sobie, że ktoś na demonstracji przeciwko ludobójstwu w Ruandzie powiedziałby: “Trzeba to jak najszybciej zatrzymać, ponieważ na skutek zabójstw

duża ilość krwi zatruwa wody gruntowe”. Taka opinia z pewnością wywołałaby szok i oburzenie. Kiedy są zabijani ludzie stosowanie tego typu argumentów (dot. zdrowia czy ochrony środowiska) jest co najmniej niestosowne. I tak samo nieakceptowalnym powinno być stosowanie ich, kiedy zabijane są czujące istoty należące do innych gatunków.

Jak znieść niewolnictwo zwierząt pozaludzkich? Znając ograniczenia strategii konwersji, zastanówmy się nad tym, jakie inne strategie można obrać na drodze do wyzwolenia zwierząt. Szukając analogii do ruchów społecznych, na których moglibyśmy się wzorować, przyjrzyjmy się ruchowi na rzecz zniesienia niewolnictwa. Jak sądzicie, czy XIX-wieczni abolicjoniści próbowali przekonywać ludzi do stosowania stylu życia wykluczającego wszystkie produkty mające związek z niewolnictwem ludzi? Nie! Oni stanowczo zażądali

zniesienia niewolnictwa i doprowadzili do powstania społecznej debaty na ten temat. Aktywiści animalistyczni powinni zrobić to samo. Podsumujmy wnioski płynące z analizowanego artykułu: 1. Ruch praw zwierząt powinien stawiać jasne żądania, a nie skupiać się na jednostkowym przekonywaniu do weg(etari)anizmu, czyniąc z problematyki wyzysku zwierząt kwestię sprawiedliwości społecznej, a nie jednostkowego wyboru. 2. Za jedno z najważniejszych zadań należy potraktować stworzenie publicznej debaty nad wyzwoleniem zwierząt. 3. Należy stosować wyłącznie argumentację etyczną, a odrzucić argumenty związane ze zdrowiem, ochroną środowiska itp. jako nieakceptowalne w sytuacji pozbawiania życia miliardów czujących istot. 4. Zamiast indywidualistycznego stwierdzenia: „przejdź na weganizm!” musimy domagać się głębokich zmian społecznych: „Zabijanie zwierząt na jedzenie musi zostać zakazane”.

///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

STRATEGIA KONWERSJI

STRATEGIA RUCHU SPOŁECZNEGO

• • • • •

• Domagamy się zniesienia niewolnictwa zwierząt. • Rzeźnie muszą zostać zamknięte teraz! • Zabijanie zwierząt na mięso musi zostać zakazane. • Zwierzęta powinny mieć zagwarantowane prawo do życia. • Społeczeństwo powinno potępiać i zwalczać gatunkowizm, tak jak zwalcza rasizm i seksizm.

Zostań weganinem! Weganizm jest dobry dla planety. Weganizm jest dobry dla Twojego zdrowia. Weganie są lepszymi kochankami. Przejście na weganizm jest racjonalnym wyborem. • Wegańskie jedzenie jest pyszne.

otwarteklatki.pl

9


KOMENTARZ:

P

owyższy tekst jest niewątpliwie ciekawą analizą i może być punktem wyjścia do dyskusji na temat strategii, jaką powinien przyjąć ruch na rzecz praw zwierząt. Z łatwością zgodzę się z tym, że życie zwierząt nie jest w żadnym wypadku kwestią osobistego wyboru, a kwestią elementarnej sprawiedliwości. I że naszym obowiązkiem jest działanie zmierzające do jak najszybszych i najkorzystniejszych zmian społecznych warunkujących życie i śmierć zwierząt pozaludzkich. Interesuje mnie również próba analizy działań innych ruchów społecznych, ciekawi mnie historyczna droga do przełomowych zmian społecznych oraz to, jak psychologia odkrywa kolejne mechanizmy rządzące naszym zachowaniem. I jak zrozumienie tych mechanizmów może pomóc nam skuteczniej działać. Ale... skuteczniej, czyli właściwie jak? Jeżeli jako jedyny akceptowalny skutek naszych działań obierzemy „całkowite zniesienie niewolnictwa zwierząt”, jak to sugeruje powyższy artykuł, to ja bardzo chętnie temu przyklasnę, ale niestety nie potrafię wykrzesać z siebie tyle optymizmu, żeby uwierzyć w realność realizacji takiego celu w wyobrażalnej perspektywie czasowej. Trudno nie odnieść wrażenia, że artykuł, choć stawia bardzo interesującą tezę, proponuje bardzo uproszczoną i w pewnym sensie ubogą strategię możliwych działań. Brakuje mi też choćby próby przeanalizowania skuteczno-

10 otwarteklatki.pl

ści tak obranej strategii oraz zwrócenia uwagi na konkretne działania, jakie mogą zostać podjęte, bo przecież nie da się zbudować całej strategii na obraniu bardziej precyzyjnych haseł niż było to czynione dotychczas. W tak obranej strategii brakuje mi również celów krótkoterminowych. Nie wiem, czy autor/ka w ogóle takowe dopuszcza, czy może uważa je za zmiękczanie przekazu. Moim zdaniem ich rola, z różnych względów, jest bardzo ważna. Nie mogę też pozbyć się wrażenia, że niektóre przykłady (owszem, dość obrazowe) zostały na siłę wymyślone na poparcie założonych tez. Nie zgodzę się z tym, że definiowanie siebie jako weganki/weganina przyczynia się do umniejszenia znaczenia działań na rzecz zwierząt i automatycznie powoduje uznanie weganizmu za osobisty wybór. Odnoszę wręcz przeciwne wrażenie. Im bardziej weganizm jest rozpoznawalny jako pewna idea, tym większe jest zrozumienie dla idei praw zwierząt w ogóle. Oczywiście często od nas zależy, jak pokierujemy

dyskusją i jaki przekaz wyślemy w świat. Warto mieć na uwadze, żeby nie był to przekaz lajfstajlowy, a społeczny. Jestem jednak pewna, że można taki przekaz uzyskać, obierając jako punkt wyjścia stwierdzenie: „Jestem weganką”. Pomimo tego, że ciężko mi podzielić pewność autora/ki artykułu co do tego, że strategia żądania obalenia wyzysku zwierząt jest jedyną słuszną i możliwą strategią, jeszcze raz podkreślę, że w pełni podzielam pogląd, że musimy mieć świadomość, że nasze niejedzenie mięsa nie może być naszym osobistym wyborem zapewniającym nam dobre samopoczucie, ale musi być częścią czegoś większego, ruchu społecznego, politycznego działania mającego na celu maksymalne ograniczenie cierpienia zwierząt, a w konsekwencji całkowitego ich wyzwolenia. A żeby to działanie było skuteczne, musimy poznawać różne strategie, analizować je, poddawać pod dyskusje i wybierać te najbardziej dostosowane do naszych możliwości i realiów. Marlena Kropidłowska


SKUTECZNOŚĆ W KREOWANIU ZMIAN TO NASZ

OBOWIĄZEK

Protest był narzędziem, które podkreślo konflikt. Żeby osiągnąć nasz cel (…) potrzebowaliśmy strategii, kompleksowego i zintegrowanego podejścia. Stworzyliśmy plan dotarcia do ludzkiej przyzwoitości i współczucia. Nakierowaliśmy nasze działania nie tylko na społeczeństwo, ale także media i urzędników państwowych.

T

o zdanie ze wstępu do książki Caryn Ginsberg „Animal Impact” stanowi doskonałe jej streszczenie. Nie musimy wyłączać pikiet, bojkotu konsumenckiego czy rozdawania ulotek z arsenału wykorzystywanych metod działania, ale nie możemy uczynić z nich celu samego w sobie i do nich się ograniczać. Nie musimy też bez końca uczyć się na własnych błędach skoro możemy wykorzystać lekcje udzielone otwarteklatki.pl

11


przez tych, którzy fazę prób i porażek mają już za sobą. „Animal Impact” to przewodnik po najważniejszych zasadach prowadzenia skutecznej kampanii, a przecież tego właśnie chcemy. Działamy na rzecz zwierząt, chcemy ratować życie wielu istot i ograniczać ich cierpienie; nie możemy zatem pozwolić sobie na to, aby nasze działania nie przynosiły żadnego efektu albo były wręcz przynosiły odwrotny skutek. Na początek garść ogólnych zasad, aby wyzwanie nas nie przerosło. 1. Duże

problemy to trudne problemy

W samych tylko Stanach Zjednoczonych ponad milion zwierząt rocznie wykorzystywanych jest w eksperymentach, 3 miliony zdrowych psów i kotów zostaje w ciągu roku uśpionych w schroniskach, 9 miliardów krów, świń, owiec, kurcząt i indyków zabija się w ciągu roku w celu spożycia. To tylko parę przykładów. Przykładów liczb i rodzajów cierpienia zwierząt w jednym tylko kraju. Wyobrażenie zwierząt, które w skali świata cierpią i umierają, przytłacza. 2. Stawiamy

czoła silnemu przeciwnikowi

Ludzie, przemysł i instytucje stojące za okrucieństwem wobec zwierząt na ogół mają za sobą potężne pieniądze i zasoby. W porównaniu z nimi nawet duże organizacje pozarządowe wydają się nic nieznaczące. Bywa, że jedna kampania promocyjna ma budżet większy niż środki kilku sporych organizacji. A za pieniądzem idą władza i wpływy.

12 otwarteklatki.pl

3. Musimy

mądrzej

działać

Nieważne, ile w nas pasji, ile razy powtórzyliśmy nasze argumenty, jak silnego języka użyjemy – może się okazać, że nic tym nie osiągniemy. Dlatego musimy stać się ekspertami w kreowaniu zmiany. Nawet jeśli wydaje się, że w walce z przemysłem nie mamy szans, przez odpowiednie planowanie i wytrwałość możemy osiągnąć pożądaną zmianę. Nie zapominajmy przy tym, że celem, jaki przed sobą stawiamy nie musi być od razu całkowite zamknięcie jakiejś gałęzi przemysłu. Równie ważne są sukcesy osiągane na poziomie lokalnym. Zakaz wjazdu cyrków do miasta czy wegańskie opcje w stołówce to także powody do dumy.

stawiaj na efekty „Zbyt często aktywiści robią rzeczy, które poprawiają ich samopoczucie, ale niekoniecznie są najbardziej skuteczne z punktu widzenia ochrony zwierząt. Powinniśmy traktować naszą działalność tak poważnie, jak robilibyśmy to, prowadząc własną firmę z zamiarem zarabiania pieniędzy”. To cenna uwaga Paula Shapiro z Compassion Over Killing. Czasem może to oznaczać wykorzystywanie w swoich działaniach metod biznesowych, skąd wynika następna rada: ucz się od firm Pewnie myślisz, że prowadzenie firmy i działanie w grupie na rzecz zwierząt nie ma ze sobą nic wspólnego? Otóż, mylisz się. Chociaż my chcemy pomóc zwierzętom, a celem firmy jest zarobienie

jak największej ilości pieniędzy, niezwykle pomocne może okazać się skorzystanie z korporacyjnych narzędzi używanych do sprawdzania skuteczności. Tylko że my możemy używać ich do osiągania pozytywnych i etycznych celów.

„dobry marketing” to nie oksymoron Marketing nie jest tożsamy z wielkimi kampaniami reklamowymi. Zresztą większość organizacji i tak nigdy nie mogłaby sobie na nie pozwolić. Marketing to także proces motywowania ludzi do zmian. Dobrze zaplanowany zawiera w sobie: ustalenie celów, określenie grupy docelowej, zrozumienie, czego ta grupa chce, stworzenie odpowiedniego produktu czy przekazu oraz zmierzenie rezultatów kampanii lub innych działań. W naszym przypadku będziemy chcieli dokonać w ludziach zmiany polegającej na przejściu z zachowań nieprzyjaznych zwierzętom na przyjazne. Dostosowanie się do zasad marketingu może nam pomóc podnieść naszą efektywność przy wykorzystaniu tych zasobów, jakie posiadamy. „Marketing to manipulacja”- powiesz i jest w tym sporo racji. Wszystko jednak zależy od tego, w jakim celu chcemy go użyć. Jeśli korzystanie z narzędzi, jakie oferuje, może podnieść naszą efektywność, czy nie jest wręcz obowiązkiem z nich skorzystać? Czy skoro firmy eksploatujące zwierzęta używają marketingowych chwytów w celu zwiększenia sprzedaży swoich produktów, czy tym bardziej my nie powin-


niśmy pójść ich śladem w celu zaoszczędzenia cierpienia wielu istot? Nie traktujmy marketingu i reklamy jako czegoś podejrzanego, ale jako możliwość dotarcia do większej liczby ludzi z bardziej skutecznym przekazem i dokonania większej zmiany.

marketing jest narzędziem zmian społecznych W ostatnich dekadach liczne instytucje zaczęły z powodzeniem korzystać z narzędzi znanych wcześniej głównie przedsiębiorcom. Okazuje się, że podobne mechanizmy jak w przypadku zachęcenia do zakupów, zastosować można, aby przekonać kogoś do zmiany swoich zachowań. Ten rodzaj marketingu nakierowany na pozytywne zmiany, a nie generowanie zysku, nazywany jest marketingiem społecznym. W przypadku działalności prozwierzęcej możemy krótko zdefiniować tę ideę jako „wykorzystywanie komercyjnych metod marketingowych w celu wywarcia wpływu na ludzi, tak aby przyjęli zachowania, które pomogą zwierzętom”. Oprócz wywierania wpływu na wybory konsumenckie w planowaniu marketingu społecznego warto zwrócić uwagę na wprowadzanie zmian w swojej polityce przez firmy i instytucje rządowe, lobbowanie wśród decydentów w celu nakłonienia do przyjaznych zwierzętom decyzji, angażowanie mediów w pokazywanie zwierzęcych historii czy też zachęcanie wolontariuszy do poświęcania swojego czasu oraz wsparcia finansowego.

Nie możemy poprzestać na wzroście świadomości w społeczeństwie, na naszej pasji i przekonaniu, że mamy rację. Wykorzystanie narzędzi marketingu społecznego może znacząco podnieść efekty naszej pracy, poprzez wpływ nie tylko na postawy, ale i na zachowania jednostek. Niezależnie od tego, czy działasz dla dużej i znanej organizacji, czy niewielkiej nieformalnej grupy aktywistów.

marketing społeczny to nie media społecznościowe

Jeśli jednak nie podoba ci się idea marketingu, pomyśl o tym inaczej. Pomyśl, jak o sposobie osiągania zmian, określonym przez autorkę książki ACHIEVEchange system. W skrócie sprowadza się on do kilku zasad: A – action and audience, czyli jak zaplanować działanie i określić grupę docelową; C – create benefits and cut barriers, czyli jak pokazać korzyści i usunąć przeszkody;

H – how to say something to

someone instead of saying nothing to everyone, czyli jak trafić do ludzi ze swoim przekazem; Te dwa pojęcia mogą być I – I am not my target często mylone, jednak media audience, czyli jak wyjść poza społecznościowe to tylko pew- własne schematy myślowe, na część marketingu. Innymi aby skuteczniej dotrzeć do ważnymi elementami, bez któ- grupy docelowej; rych nie można mówić E – education isn’t enough, o marketingu społecznym są: czyli, co jeszcze poza • zachowanie, do którego uświadamianiem ludzi musimy chcemy przekonać ludzi zrobić, aby zmienić ich • grupę, do której adresuzachowanie; jemy nasze działania V – voice matters, czyli że • potrzeby grupy docelowarto zwracać uwagę nie tylko wej na to co, ale także jak mówimy; • promocja – co i jak E – evaluate, don’t guess, chcemy przekazać czyli jak oceniać skuteczność • pomiar skuteczności – skąd będziemy wiedzieć, naszych działań. Poszczególne punkty będą że to, co robimy faktycznie przynosi jakiś skutek. szerzej omawiane w kolejnych numerach biuletynu. Stosowanie się do tych zaMedia społecznościowe są sad pozwoli wam spojrzeć na częścią promocji, której celem jest wsparcie całego programu swoje działania globalnie i ułatwi tworzenie bardziej skuteczczy kampanii. Z pewnością ich nych kampanii. Pamiętajcie, wykorzystanie przyczyni się wszystko, co robimy, robimy po do uzyskania lepszych efekto, aby zmniejszyć ilość cierpietów. Nie mogą jedna stać się nia zadawanego zwierzętom jedynym używanym przez nas i nie możemy pozwolić sobie narzędziem ani narzędziem używanym bez strategii. Przede na to, aby nasze działania były nieefektywne. wszystkim musimy wiedzieć, Asia Stiller co i jak chcemy osiągnąć.

otwarteklatki.pl

13


Promocja

weganizmu:

od sztuki

do nauki


Wybór i adaptacja na podstawie wykładu wygłoszonego w 2013 r. na Konferencji Praw Zwierząt.

mają ze sobą coś wspólnego. Jednak chociaż alchemia, praktykowana przez około 2000 lat, nie może się pochwalić praktycznie żadnymi wartościowymi dla ludzkości osiągnięciami, Czego możemy nauczyć to chemia odniosła niewiarysię od alchemii godne wręcz sukcesy na prze strzeni zaledwie kilkuset lat. Ponad tysiąc lat temu, około Każdy, kto korzysta z ratują300 lat p.n.e. powstała praktyka cych życie leków, smartphone’a znana obecnie jako alchemia. i świeżej, czystej wody do picia Dziś kojarzy nam się przede prosto z kranu, może (w dużym wszystkim ze starszymi pastopniu) podziękować chemii nami w osobliwych strojach, za każdą z tych rzeczy. którzy próbowali zmienić miedź Jaka była więc różnica w złoto. Myślimy słusznie: za je- między chemią i alchemią? den z głównym celów alchemiDlaczego jedna odniosła tak cy obrali sobie zamianę miedzi spektakularne sukcesy, a i innych pospolitych metali w druga poniosła jedynie porażsrebro i złoto. Jednak mieli tak- ki? A przede wszystkim, co to że inne, bardziej wzniosłe cele wszystko ma wspólnego - zastanawiali się, jak oczyścić z promocją weganizmu? ludzką duszą albo jak stworzyć Różnica między chemią eliksir nieśmiertelności. i alchemią jest prosta i łatwa Obecnie możemy patrzeć na do wytłumaczenia, ale jednodziałalność alchemików cześnie wyjątkowo ważna. Po z perspektywy czasu i śmiać prostu alchemicy nie używali się z niej, ale w dawnych czametody naukowej. Chemicy to sach alchemię praktykowano robili i wciąż robią. bardzo poważnie. Istniały podPewnie już nie pamiętacie ręczniki alchemii, szkoły, w któlekcji chemii w podstawówce, rych można się jej było nauczyć, więc małe przypomnienie: mea w niektórych krajach władze toda naukowa polega przede wydawały licencje profesjonali- wszystkim na sprawdzaniu. stom w tej dziedzinie. Jeśli stwierdzamy, że coś jest O ile dobrze myślę, w tej prawdą, to powinniśmy być chwili nie mamy zbyt wielu w stanie udowodnić, że mamy alchemików. Trudno spotkać rację. studenta na poważnie zajmuEksperyment jest kluczową jącego się czymś takim, nikt sprawą w nauce. Wystarczy też nie otwiera alchemicznych znaleźć hasło “nauka" w Wikisklepów. W zasadzie tylko pedii, by przeczytać, że nauka w parlamencie wciąż można organizuje wiedzę w formie spotkać starszych, dziwnych możliwych do sprawdzenia ludzi opowiadających osobliwe wyjaśnień i przypuszczeń. To rzeczy i usilnie próbujących właśnie dowodzenie danych zrobić coś z niczego. faktów za pomocą eksperyAle już bez żartów: co stało mentów pozwoliło chemii na się z alchemią? W XVIII i XIX stopniowe wyjście z mglistego wieku zastąpiła ją chemia. Jak świata alchemii. To właśnie łatwo zauważyć, obie nazwy eksperymenty umożliwiają

stopniowy postęp w każdej dziedzinie opartej na wiedzy, dzięki czemu dziedziny te dostarczają nam większej ilości wiedzy i robią to w bardziej efektywny sposób.

Eksperyment w życiu codziennym

Panuje raczej powszechne przekonanie, że nauki ścisłe, takie jak chemia, fizyka i biologia rozwijają się dzięki eksperymentom. Jednak nie jest są to jedyne dziedziny, w których można stosować tę metodę. Eksperymenty i badania są chlebem powszednim dla świata biznesu. Umożliwiają korporacjom podwyższanie sprzedaży, a więc i zysków. Spotkałem niedawno absolwenta Yale, który przed powrotem na uniwersytet przez kilka lat pracował w przemyśle samochodowym. Pomagał nadzorować bezpośrednią kampanię marketingową konkretnej firmy samochodowej - wysyłał tradycyjną pocztą wiadomości do osób, w przypadku których stwierdzono, że są potencjalnymi klientami. Aby dowiedzieć się, który rodzaj listów działał najlepiej, testował różne czcionki, kolory, kolory samochodów, podkreślał ich różne funkcje i tak dalej. Tak jak myślał wcześniej, okazało się, że stosunkowo niewielkie zmiany w listach do klientów mogły w znaczący sposób zwiększyć lub zmniejszyć liczbę osób, która później przyszła do salonu, by kupić samochód. Dzięki eksperymentowaniu w ten sposób po jakimś czasie pracownik ten wiedział już, jak projektować listy, dzięki którym uda się sprzedać najwięcej samochodów. otwarteklatki.pl

15


W dzisiejszych czasach każda większa, szanująca się korporacja przeprowadza badania, na podstawie których podejmuje decyzje. Są to decyzje dotyczące tego, czego ludzie oczekują od produktu, jaka powinna być grupa docelowa kampanii reklamowej i przede wszystkim, jakie produkty i usługi najbardziej opłaca się sprzedawać. Firmy co roku wydają miliardy dolarów na badania rynku po prostu dlatego, że pomaga im to w realizacji ich celów. Jednak biznes nie jest jedyną dziedziną, w której korzysta się z badań, aby dowiedzieć się, jak osiągnąć sukces. W 2012 roku Barack Obama został po raz drugi wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych. I chociaż historycy mogą wymienić wiele powodów, dla których tak się stało, to był jeden czynnik wymieniany przez Los Angeles Times i inne media jako sekretna broń Obamy: dane. Wyglądało to tak: osoby prowadzące kampanię Obamy zatrudniły ponad 50 analityków, których zadaniem było zebranie szczegółowych informacji o pojedynczych wyborcach w stanach, w których obaj kandydaci mieli podobną szansę na zwycięstwo. Analitycy zebrali nawet do 80 informacji o każdym wyborcy: od wieku, płci i religii aż po to, jakie magazyny prenumerowali, jaka była wartość ich domu itd. Po zebraniu wszystkich danych ekipa Obamy przeprowadziła badania, których zadaniem było określenie, w których grupach demograficznych najłatwiej można spotkać niezdecydowanych wyborców, których można by przekonywać do głosowania na Obamę.

16 otwarteklatki.pl

Po przeprowadzeniu badań cała kampania nabrała rozpędu. Do setek tysięcy niezdecydowanych wyborców w danych stanach (tzw. swing states) próbowano dotrzeć indywidualnie poprzez pocztę, chodzenie po domach i rozmowy telefoniczne. Kierowane do nich materiały były przygotowane z uwzględnieniem czynników związanych z daną grupą demograficzną. A cała reszta to już historia. Obama zwyciężył w prawie każdym stanie, który początkowo był niezdecydowany, i został po raz drugi wybrany na prezydenta. Bezpośrednie badania mają też zastosowanie w organizacjach pozarządowych. Jednym z podstawowych celów organizacji charytatywnych zajmujących się zdrowiem jest rozwiązanie problemu malarii, choroby zabijającej co roku miliony ludzi. Jednym z możliwych rozwiązań przeciwdziałających jej rozprzestrzenianiu się jest rozdawanie przez organizacje charytatywne moskitier, które ludzie mogą wieszać dookoła łóżek, by chronić się przed komarami (zakażenie malarią często następuje przez ukłucie zakażonego komara). Jednak badacze przyglądający się tym działaniom zadali sobie pytanie: czy lepiej rozdawać moskitiery za darmo, żeby każdy mógł je mieć, a może lepiej pobierać za nie niewielką opłatą, na którą każdego byłoby stać, zakładając, że jest większe prawdopodobieństwo użycia moskitiery przez osobę, która za nią zapłaciła? Działacze na rzecz ochrony zdrowia mieli swoje przypuszczenia i filozoficzne argumenty popierające obie tezy. Jednak przypuszczenia i filozofia nie intere-

sują badaczy. Chcieli wiedzieć jedynie, który sposób działania uratuje najwięcej ludzkich żyć. Sprawdzili to więc: wypróbowali pierwszy sposób na jednym obszarze i drugi na innym. Okazało się, że rozdawanie moskitier za darmo było o wiele bardziej efektywne niż sprzedawanie ich po symbolicznej cenie. I kiedy już organizacje działające przeciwko malarii wiedziały, co jest bardziej skuteczne, mogły wprowadzić to w życie. W tej chwili żyją prawdopodobnie tysiące osób, które umarłyby z powodu malarii, gdyby nie przeprowadzono tego prostego badania rozstrzygającego sprawę w sposób empiryczny. Jedna z organizacji walczących z rozprzestrzenianiem się malarii to Fundacja Billa i Melindy Gates. Jak pewnie wszyscy wiedzą, Bill Gates to założyciel Microsoftu i jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Niewiele osób osiągnęło tak wielkie (lub nawet zbliżone) sukcesy zarówno w działalności biznesowej, jak i charytatywnej. Co roku fundacja publikuje “List Gatesa" - list otwarty od Billa Gatesa mówiący o postępie w działaniach i planach na kolejny rok. W 2013 roku temat przewodni listu był następujący: badania są absolutnie niezbędne, aby osiągnąć sukces w świecie organizacji pozarządowych. Gates sam mówi: “Kolejny i kolejny raz zadziwia mnie, jak bardzo prowadzenie badań pomaga w poprawianiu losu ludzi". Te słowa są tak mocne i pochodzą od osoby o takim autorytecie, że chyba warto je powtórzyć: “Kolejny i kolejny raz zadziwia mnie, jak bardzo


W takim stopniu, w jakim lekceważymy empiryczne dane na rzecz filozofii czy teorii socjologicznej, wyżej sobie cenimy idee w naszych głowach niż namacalne cierpienie zwierząt.

prowadzenie badań pomaga w poprawianiu losu ludzi".

Czy badania mogą ratować zwierzęta? Gates mówił o akcjach charytatywnych, których celem jest pomoc ludziom. Jednak czy takie samo podejście ratuje życia zwierząt hodowlanych i oszczędza ich cierpienie? Zdecydowanie tak. Jeśli można używać badań, by sprzedawać produkty, wygrywać wybory i ratować ludzkie życie, to pomogą także w ratowaniu życia zwierząt hodowlanych. Nie tylko można ich używać, ale zdecydowanie uważam, że jako osoby, którym leży na sercu los zwierząt hodowlanych, mamy moralny obowiązek korzystania z badań

naukowych przy planowaniu działań promujących weganizm. Historycznie rzecz biorąc, nasz ruch nie kierował się tą zasadą. Spójrzmy na te pytania, które można sobie zadać przy wyborze najlepszego sposobu promocji weganizmu: Czy mówiąc o wykorzystywaniu zwierząt hodowlanych, lepiej jest używać statystyk, historii czy obu tych elementów? Czy lepiej zachęcać ludzi do przejścia na weganizm, wegetarianizm, czy do tego, aby jedli mniej mięsa? Czy lepiej jest udostępnić film o okrucieństwie wobec zwierząt w hodowli, o ekologicznych konsekwencjach jedzenia mięsa, czy o korzyściach zdrowotnych płynących z weganizmu? W przeszłości nasz ruch

postrzegał te pytania jako pytania filozoficzne lub związane z subiektywną opinią. Co więcej, często nawet w ogóle nie stawialiśmy sobie takich pytań. Po prostu robiliśmy to samo, co wszyscy albo bazowaliśmy na przypuszczeniach i osobistych preferencjach. Jeśli jednak zdefiniujemy “lepsze" jako “ratujące życia większej ilości zwierząt”, to te pytania nie są już kwestią opinii czy filozofii. Są pytaniami o fakty, na które można odpowiedź w konkretny sposób. Jako ruch jeszcze nie poświęciliśmy czasu na to, by te odpowiedzi znaleźć. I w tym tkwi cały problem. Podam przykład, który pokazuje, dlaczego uważam, że nie tylko możemy używać bezpośrednich testów, aby poprawić efektywność naszej pracy przy promocji weganizmu, ale otwarteklatki.pl

17


dlaczego mamy moralny obowiązek, by to robić.

jedna uwaga: istnieje mnóstwo innych filmów pokazujących okrucieństwo wobec zwierząt na fermach. THL zastanawiało The Humane League się więc, skąd wiadomo, że film którego używa jest najbardziej (THL) to organizacja zajefektywny? mująca się ochroną zwierząt Dlatego na przestrzeni hodowlanych. Wydaje dużo dwóch miesięcy przeprowapieniędzy na facebookowe dzono bezpośrednie badanie, reklamy promujące dietę wektóre porównywało wpływ gańską. Grupą docelową tych czterech filmów pokazujących reklam są młode kobiety. Gdy okrucieństwo wobec zwierząt ktoś kliknie w reklamę, jest hodowlanych. Co się okazało? przekierowywany na stronę Wygląda na to, że najlepszy z filmem pokazującym okrufilm było o ok. 70% bardziej cieństwo wobec zwierząt hoefektywny w przekonywaniu dowlanych i informacje młodych kobiet do rozważenia o diecie wegańskiej. W 2012 r. przejścia na wegetarianizm THL ściągnęła na swoją stro(poprzez zamówienie wegenę około 700 tysięcy młodych tariańskiego startera) niż film, kobiet. (In 2012 their ads drew about 700,000 young women to który znajdował się na stronie THL’s video website. (Informa- THL. W tym badaniu nie sprawdzono, czy rzeczywiście nastącja: Jestem założycielem piła zmiana w diecie badanych i członkiem zarządu THL. Jestem też członkiem organizacji osób. Jednak skoro obie grupy otrzymały takie same informaFarm Sanctuary). cje i były reprezentatywną próNie do końca wiadomo, jak bą populacji, to osoby chętniej wiele osób, które odwiedziły stronę, zmieniło swoją dietę po zamawiające wegetariański zobaczeniu filmu. THL dołączy- starter powinny być też bardziej skłonne do przejścia na ło do zespołu uniwersyteckich wegetarianizm. badaczy, by się tego dowieKoniec końców, THL całkodzieć. Badanie jednak jeszcze wicie zmieniło kampanię reklanie zostało zakończone. Na mową i zawarło w niej bardziej potrzeby argumentu, którego skuteczny film. Dzięki temu tutaj używam, załóżmy, że 1 na 100 młodych kobiet, które kampania prawdopodobnie miała efekt większy o ok. 70%. odwiedziły stronę, przejdzie Oznacza to, że jeśli miała z nią na wegetarianizm, natomiast pozostałe 99 nie zmieni swojej styczność dokładnie ta sama liczba osób, to zamiast ratować diety w jakikolwiek sposób. Gdyby rzeczywiście tak było, 217 tysięcy zwierząt (jak oznaczałoby to, że w 2012 roku w poprzednim roku), w tym roku facebookowe reklamy THL ura- może uratować 369 tysięcy. To o ponad 150 tysięcy więtowały około 217 tysięcy zwiecej uratowanych zwierząt - nie rząt od życia pełnego cierpiewydając ani grosza więcej. nia (liczba oparta na badaniu 150 tysięcy zwierząt uratomówiącym o tym, ile zwierząt wanych po prostu przez pokaratuje co roku każdy wegetazywanie innego filmu. Tu włarianin/każda wegetarianka). śnie widać tę niesamowitą siłę To świetna wiadomość! Ale

18 otwarteklatki.pl

bezpośrednich badań. I właśnie dlatego uważam, że ci z nas, którym leży na sercu los hodowanych zwierząt, a szczególnie organizacje promujące weganizm, mają etyczny obowiązek korzystania z badań w celu zwiększenia swojej skuteczności. Wydaje się absurdalne, że rzeczy, takie jak rodzaj czy kolor czcionki mogą mieć wpływ na to, ile osób kupi samochód. Wydaje się absurdalne, że wiedza o tym, jakie czasopisma ktoś prenumeruje może pomóc w wygraniu wyborów prezydenckich. Wydaje się absurdalne, że rozdawanie moskitier za darmo zamiast pobierania za nie opłaty 60 centów jest kwestią życia i śmierci dla tysięcy ludzi. I wydaje się absurdalne, że coś tak prostego jak bezpośrednie badania może uratować tak wiele zwierząt od cierpienia w hodowli. A jednak dokładnie tak jest. Zawsze, gdy mamy do dyspozycji cztery filmy (czy też ulotki, wegetariańskie startery, strony internetowe o weganizmie, wykłady na ten temat czy cokolwiek innego), to zawsze jeden z nich będzie najbardziej skuteczny w przekonywaniu do zmiany diety i ratowaniu żyć. To jest po prostu fakt. Dlaczego więc nie sprawdzić, co jest najbardziej skuteczne i zacząć to stosować? Jeśli zależy nam na zwierzętach, mamy moralny obowiązek właśnie to zrobić. Nieważne też, jak dobry jest jakiś film (ulotka, starter, strona, wykład) - zawsze może być jeszcze lepszy. Jak widzieliśmy na przykładzie, poprawienie jego skuteczności o 10, 20 czy 30% może uratować wiele zwierząt. Więc czemu nie wypróbować różnych sztuczek,


które tę skuteczność zwiększą? Badania sprawiają, że jest to możliwe. Oczywiście badania nie są idealne i wyniki jednego nie dają nam stuprocentowej pewności, że dana metoda jest lepsza od innej. Ale jeśli badanie są dobrze zaprojektowane, wyniki będą w większym stopniu prawdziwe niż nieprawdziwe, co sprawia, że są wartościowe i ratują życia. No i wreszcie - im więcej badań przeprowadzamy, tym możemy być bardziej pewni ich wyników.

Załamywanie rąk dlatego, że żadne badanie nie bierze w sposób idealny pod uwagę wszystkich zmiennych, byłoby zwykłym szukaniem wymówki po to, by nie musieć się wysilać, próbować czegoś nowego i umieć się przyznać, że nie mieliśmy racji. Firmy, politycy i inne organizacje pozarządowe nie są bierne na tym polu i my także nie możemy być. Unikanie badań dlatego, że mogłoby się okazać, że wyniki nie pasują do naszej filozofii, także może być mylące. Na przykład, jeśli okazałoby się, że przekonywanie ludzi do “przejścia na wegetarianizm" oszczędza więcej zwierząt niż przekonywanie ludzi do “przejścia na weganizm", to niektórzy wegańscy aktywiści mogliby być w rozterce. Jednak zawsze lepiej wiedzieć niż wiedzieć. Na każde nasze przekonanie o tym, jak działa świat, powinniśmy być w stanie podać test, który

mógłby nam pokazać, że nie mamy racji. W takim stopniu, w jakim lekceważymy empiryczne dane na rzecz filozofii czy teorii socjologicznej, wyżej sobie cenimy idee w naszych głowach niż namacalne cierpienie zwierząt.

Prosty wybór Jako ruch mamy dwie możliwości. Niczym alchemicy, którym się wydawało, że wiedzą, jak zmienić miedź w złoto, chociaż nie mieli empirycznych danych na poparcie swoich przekonań, możemy zakładać, że wiemy, jakie są najlepsze sposoby na przekonanie wszystkożerców do weganizmu. Możemy też, jak wcześni chemicy, włączyć do swojej pracy metodę naukową i być o wiele bardziej skuteczni. Ta zmiana w zasadzie już mam miejsce. Grupy, takie jak The Humane League, Farm Animal Rights Movement, Mercy For Animals i VegFund zaczynają przeprowadzać bezpośrednie badania swoich kampanii. I co najważniejsze, większość z nich używa wyników badań przy podejmowaniu decyzji o tym, jak dalej działać. THL uruchomiło niedawno Humane Leage Labs, dział badawczy, który ma zajmować się przeprowadzaniem badań dotyczących różnych pomysłów na promocję weganizmu. W mojej nowej książce (choć nie ma za wiele o bezpośrednim testowaniu) przeanalizowałem setki badań wegetarian, by dostarczyć dane przydatne w promocji weganizmu. I oczywiście jest też Humane Research Council, która jest

motorem napędzającym ruch prozwierzęcy w tym kierunku poprzez przeprowadzanie badań i testów dla wielu organizacji ochrony zwierząt i udostępnianie wyników na stronie humanespot.org.

Podsumowując: • Alchemia była praktykowana przez prawie 2 tysiące lat zanim zaczęto stosować metodę naukową i wieloletnie bezsensowne wysiłki zostały zamienione na wielki sukces dla ludzkości. • Ruch promujący weganizm istnieje od około 70 lat. Nie czekajmy kolejne 1930 lat (a nawet nie 3 lata!) aż zaczniemy stosować zasady naukowe w każdym momencie swojej pracy. • Cierpienie zwierząt nie powinno i nie może czekać tak długo. • Nick Cooney jest założycielem The Humane League i managerem Compassionate Communities Campaign w organizacji Farm Sanctuary. Napisał też książkę Change Of Heart: What Psychology Can Teach Us About Spreading Social Change. O jego pracy na rzecz zwierząt wspominały setki mediów, takich jak: the Wall Street Journal, Time Magazine i National Public Radio. Mieszka w Waszyngtonie. Nick Cooney Tłumaczenie: Natalia Kołodziejska otwarteklatki.pl

19


W

Aktywizm a EMOCJE

poprzednich numerach biuletynu omówiłem kilka mechanizmów, które stoją za obecnym stanem rzeczy – eksploatacją zwierząt innych niż ludzie. Omówiłem oddzielenie w świadomości produktu finalnego, z którym obcuje konsument od procesu produkcji i żywego zwierzęcia, od którego proces produkcji się zaczyna. Omówiłem również mechanizmy psychologiczne ułatwiające krzywdzenie innych, czyli umniejszanie i negowanie zdolności ofiar do odczuwania.


W ostatnim numerze przedstawiłem kwestię wyzwolenia zwierząt w kontekście norm społecznych i ich ogromnego wpływu na zachowanie ludzi, wynikające z tego trudności oraz sposoby na wykorzystanie tych mechanizmów w celu osiągnięcia zmian społecznych. Ten artykuł nie będzie już poświęcony analizie przyczyn stanu obecnego oraz mechanizmów społecznych i psychologicznych, które za nim stoją. Będzie za to bardziej poświęcony skuteczności działań na rzecz zmiany statusu quo. Normatywny wpływ społeczny, omówiony w poprzednim numerze, jest możliwy w ogromnym stopniu dzięki istnieniu mechanizmów regulujących interakcję pomiędzy jednostkami. Tym mechanizmem są emocje. W szczególności zaś emocje społeczne lub inaczej - moralne. Człowiek jest wyposażony w zestaw odczuć, stanów o charakterze motywacyjnym wywołujących określone reakcje. Mechanizmy te umożliwiły istnienie moralności, norm społecznych czy różnorodnych tabu. W miarę omawiania emocji moralnych stanie się jasne, że odgrywają one ogromną rolę w umyśle aktywisty: w tym, co go motywuje oraz w sposobach, w jakie stara się wpłynąć na innych. Niektóre emocje mogą odgrywać rolę jako mechanizmy skłaniające ludzi do zmiany swoich poglądów i zachowań, inne mogą zniechęcać do zmian lub spowalniać ten proces. W tym numerze biuletynu omówię jedną z dużych rodzin emocji moralnych, tzw. emocje potępiające. W grupie tej znajduje się: złość, obrzydzenie oraz pogarda.

Zacznijmy od złości. Złość motywuje do ataku, zemsty, upokarzania osoby, która postąpiła „niemoralnie”. Jest reakcją na niesprawiedliwość czy naruszenie norm. Samo istnienie perspektywy wywołania złości innych może mieć ogromną moc wpływania na ludzkie postępowanie, bo emocja ta motywuje do zachowań zagrażających zdrowiu i życiu wywołującego ją. Historia zna mnóstwo przypadków, gdy pełen złości tłum podtrzymywał istnienie norm społecznych poprzez kamienowania, samosądy itp. Złość jest jedną z naturalnych reakcji człowieka na widok czynów uważanych przez niego za niemoralne. Widok krzywdzonych dzieci czy zwierząt, bezczeszczenia świętych wizerunków czy nagich ciał kobiet to rzeczy, które w różnych kontekstach kulturowych wywołują u ludzi złość. Niektóre z nich są oparte na złożonych konstruktach (jak np. religia), inne są efektem empatii, czyli kluczowej dla macierzyństwa i sprzyjającej życiu w grupie zdolności współodczuwania (przyjmowania perspektywy drugiego organizmu). Złość motywuje organizm do działania, mobilizuje energię między innymi poprzez przyspieszenie pulsu w celu dostarczenia mięśniom tlenu dla bezpośredniego zaradzenia sytuacji, która tę złość wywołała. Podejrzewam, że złość na widok krzywdy zwierząt stanowiła dla wielu osób motywację do zmiany zachowania lub zostania aktywistą. Złość w reakcji na niesprawiedliwość przemysłu wykorzystującego zwierzęta jest na pewno ważnym emocjonalnym kom-

ponentem umysłu aktywisty, będącym źródłem ogromnej motywacji. Z całą pewnością istnieje więc pozytywna strona złości. Co się natomiast dzieje, gdy emocja ta staje się zbyt dużą częścią umysłu aktywisty? Należy w tym momencie przypomnieć sobie, że nasze działania są zanurzone w kontekście społecznym.

Otaczają nas ludzie, z których wielu nigdy nie spotkało się z informacjami na temat sposobu funkcjonowania przemysłu zwierzęcego, przez omówione w pierwszym artykule z tej serii oddzielenie produktu finalnego od procesu, w którym powstał. Wszyscy oni mogą, gdy zobaczymy ich beztrosko jedzących ciała zwierząt, wzbudzić w nas złość. Reakcja dość naturalna, gdy wiesz, ile cierpienia i tortur stoi za tym produktem oraz gdy zdajesz sobie sprawę, że zakup jest aktem bezpośredniego przekazania katom pieniędzy, z których jest utrzymywana ta machina dręczenia zwierząt. Niektóre demonstracje są pomyślane w taki sposób, by wzbudzać tę emocję u uczestników. Hasła takie jak „mięso to morderstwo” są doskonałym przykładem. Warto w tym otwarteklatki.pl

21


momencie zastanowić się, jaka będzie reakcja ludzi, którzy postępują przecież zgodnie z normą społeczną jedzenia zwierząt, na złość dość egzotycznej mniejszości. Na pewno nie będzie to natychmiastowe podporządkowanie się zasadom mniejszości. Wracając do wniosków poprzedniego artykułu, gdyby ogromną większość społeczeństwa stanowili abolicjoniści, odpowiednie zapisy prawne, za pośrednictwem wymiaru sprawiedliwości, wyegzekwowałyby moralność większości na mniejszości; może w jakichś bardziej odległych częściach świata doszłoby do kilku samosądów, kogoś by ukamienowano itp. Taki świat możemy sobie wyobrażać w niedzielne wieczory dla relaksu (nie polecam, bo rzeczywistość bardziej boli, gdy się do niej z nierealistycznych marzeń wraca). Na co dzień jednak musimy przytomnie konfrontować się ze światem takim, jakim jest. Im bardziej będziemy świadomi tego, że inni ludzie są po prostu inni, bo mają inne geny, wychowali się w innym środowisku, ukształtowały ich inne informacje itp., tym bardziej będziemy widzieć, że dla tak niewielkiej grupy, jaką na razie jesteśmy, złoszczenie się na ludzi nie przyniesie oczekiwanych skutków. Warto więc starać się kontrolować mechanizm złości, bo skutkami jego działania może być zniechęcenie ludzi do wegan i powstanie lub utrwalenie (zakładając że już taki istnieje) stereotypu wrogiego weganina. Tak jak nie ma sensu złoszczenie się na psa, gdy po powrocie do domu znajdziemy śmieci rozwleczone po podłodze, tak nie ma rów-

22 otwarteklatki.pl

nież sensu złoszczenie się na ludzi wokół za to, że nie rozumieją tego, co my już zrozumieliśmy. Warto również pamiętać, że ludzie mają wolność wyboru w kwestii zmiany zachowania i poglądów, w związku z tym, niezależnie jak bardzo będziemy okazywali swoją złość, mogą nie zrezygnować z eksploatacji zwierząt. Pojawia się więc pytanie, czy złość raczej sprawi, że ulegną naszej perswazji, czy wręcz na odwrót – przestaną nas słuchać, a może nawet i lubić oraz zrażą się do idei wyzwolenia zwierząt? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam... Dodatkowo w konsekwencji nadmiernego przeżywania i wyrażania tej emocji możemy stać się zgorzkniali i wrogo nastawieni do całej ludzkości, a chyba oczywiste jest, że to zwierzętom nie pomoże.

Mechanizm złości, tak adaptacyjny w małych jednorodnych społecznościach, staje się dość nieskuteczny we współczesnym, różnorodnym społeczeństwie, które de facto w oparciu o zasady tolerancji umożliwiło nam istnienie, zawieszając częściowo swoją złość wobec nas – ludzi kwestionujących status quo. Oczywiście nie namawiam nikogo do kultywowania w sobie jakichś „dalekowschodnich”

cech umysłu. Jeżeli ktoś czuje, że złość mu pomaga, a charakter jego działań aktywistycznych nie wymaga dyplomatycznych kontaktów z ludźmi, niech taka osoba się złości. Kolejną emocją moralną z tej grupy jest obrzydzenie. Pierwotnie obrzydzenie było mechanizmem chroniącym zwierzęta przed tym, co dla nich niebezpieczne, np. wydzielinami stanowiącymi potencjalne źródło zakażenia, zepsutym jedzeniem, kałem, zwłokami. Obrzydzenie motywuje nas do unikania tych potencjalnie niebezpiecznych obiektów, ewentualnie zrobienia z nimi porządku, tak by ich w naszym otoczeniu już nie było. Stąd z tą emocją związane jest szeroko rozumiane oczyszczenie od wymycia i zdezynfekowania aż po ablucje, takie jak chrzest czy kąpiel w Gangesie (wiem, to bardzo brudna rzeka). U ludzi system odpowiedzialny za tę emocję jest używany również w kwestiach związanych z moralnością, normami i tabu. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy w wypadku drogowym ginie rodzinie pies, którym się opiekowali, a rodzina postanawia przygotować z martwego ciała danie. Może nie jest to zbyt trafiony przykład, bo zapewne wielu czytelników czuje obrzydzenie (lub smutek) również do mięsa innych zwierząt niż psy, ale był użyty w badaniach nad emocjami moralnymi w sytuacjach, gdy cierpienie nie było skutkiem celowych działań (pies umarł w wypadku). Oczywiście zwłoki mają również zdolność wzbudzania tej pierwotnej formy obrzydzenia, ale większość badanych nie była wegetarianami i jakoś nie czuli tej samej


emocji w kontekście celowo zabitych zwierząt, co sugeruje, że mamy tu do czynienia z wpływem norm społecznych. Zdaniem badaczy obrzydzenie stanowi ważną emocję w szczególności w kontekście norm, które dotyczą ciała i tego, co z ciałem wolno lub nie wolno robić. Uważa się, że odgrywa znaczącą rolę np. w homofobii, potępieniu zdrady małżeńskiej, czy stosunku ludzi do narkomanów, ale również stanowi element emocjonalnej reakcji na np. brutalność (czyż nie łatwo poczuć obrzydzenia wobec np. zbrodniarzy wojennych?). Jaką rolę obrzydzenie odgrywa w kwestii wyzwolenia zwierząt? Kwestia związku wrażliwości na obrzydzenie i wegetarianizmu została sprawdzona empirycznie i wbrew hipotezom jakoby obrzydzenie mogło stanowić silny element motywacji do rezygnacji z jedzenia mięsa, okazało się, że to konsumpcja mięsa jest dodatnio skorelowana z wrażliwością na obrzydzenie (czyli im więcej jesz mięsa, tym większą masz tendencję do odczuwania obrzydzenia – oczywiście nie ma mowy o wnioskowaniu o przyczynowo-skutkowej relacji) oraz że nie ma różnic w tej wrażliwości wśród osób będących wegetarianami z różnych przyczyn. Ciężko na podstawie tego jednego badania odpowiedzieć na pytanie, czy obrzydzenie nie było częścią motywacji do przejścia na wegetarianizm czy weganizm? Wydaje się, zważywszy na wizualne wrażenia, jakich dostarcza widok przemysłowych ferm, rzeźni czy zakładów produkcyjnych, że może tak być. Badania

nad wpływem obrzydzenia wykazały, że wywołanie tej emocji zwiększa surowość oceny moralnej. Inne badania wykazały, że samo odczucie obrzydzenia może sprawić, że dana rzecz czy zachowanie będzie uważane za moralnie złe! Wśród materiałów używanych przez ruch prozwierzęcy często można znaleźć takie, których ewidentnym celem jest wzbudzenie obrzydzenia, np.

mroczne, pełne odchodów alejki ferm przemysłowych, gdzie ledwo widać w klatkach zarys zwierząt. Prawdopodobnie u większości ludzi w pierwszej kolejności taki widok wzbudzi właśnie obrzydzenie. Czy jest to skuteczne? Biorąc pod uwagę badania nad wpływem obrzydzenia na ocenę moralną, być może tak. Jaką rolę pełni obrzydzenie w umyśle aktywisty jako moral-


na emocja, czyli element naturalnej odpowiedzi człowieka na zachowanie postrzegane jako niemoralne? Zgodnie z logiką emocji stanowiących bazę dla moralności, obrzydzenie ma prawo pojawić się w stosunku do osób, które naruszają wyznawane przez nas zasady moralne. Obok złości może stanowić element wachlarza negatywnych odczuć w stosunku do osób krzywdzących zwierzęta, czy poprzez jedzenie produktów pochodzenia zwierzęcego, czy bardziej bezpośrednio, np. rzeźników. Być może stanowi jeden z motywów ograniczenia przez niektórych wegan/-ki i wegetarian/-ki kontaktów o charakterze matrymonialnym tylko do wegan i wegetarian, co, według niedawno przeprowadzonych w Nowej Zelandii badań, jest zjawiskiem powszechnym?

Czy obrzydzenie w stosunku do osób, które chcielibyśmy przekonać do przyjęcia naszych postaw, może nam pomóc? Negatywny stosunek z całą pewnością nie idzie w parze ze skuteczną perswazją. Wśród wielu cech nadawcy, które decydują o skutecznej perswazji, jedną z najważniejszych jest po prostu lubienie go. Gdy kogoś lubimy, chętniej przyjmujemy jego poglądy i upodabniamy się do niego. A lubimy tych, którzy nas lubią. Negatywne emocje na pewno nie sprzyjają budowaniu pozytywnych relacji międzyludzkich, w związku z tym mogą mieć niepożądany skutek.

24 otwarteklatki.pl

Trzecią moralną emocją potępiającą jest pogarda. Pogarda jest związana z poczuciem moralnej wyższości, przejawia się patrzeniem na innych z góry, traktowaniem innych z mniejszym ciepłem oraz bez szacunku. Jest jedną z naturalnych reakcji wobec osób zachowujących się „niemoralnie” i czasem zdarza się, że jest przypisywana wegan(k)om i wegetarian(k) om. Emocja ta jest ściśle związana z charakterystycznym dla zwierząt stadnych sposobem postrzegania relacji opartym na istnieniu hierarchii. Często pojawia się w następstwie naruszenia hierarchii czy ładu społecznego. Pogarda raczej nie ma dużego potencjału, jeśli chodzi o emocje, które mogą pełnić korzystną funkcję w zmienianiu społeczeństwa. Czy pogarda stanowi element umysłu aktywisty? Zapewne czasem niektórym zdarza się poczuć lepszym od osób jedzących mięso. Jeśli tak się dzieje, na pewno warto uważać, żeby osoby, których zachowanie chcemy zmienić, nie zauważyły tego. Nikt chyba nie miałby ochoty zgodzić się i postępować tak, jak proponuje mu ktoś, kto nim gardzi... Te trzy emocje będące reakcjami na zachowanie niemoralne, stanowią nasz, prawdopodobnie w ogromnym stopniu wrodzony, zestaw stanów motywujących do działania. Tak jak musiały się doskonale sprawdzać w niewielkich grupach, w których przebiegła większość naszej ewolucji, tak w kontekście promocji idei, jak dotąd niszowych, niekoniecznie będą działały tak samo skutecznie. Warto więc być świadomym

tego arsenału reakcji emocjonalnych, celu tych odczuć i konsekwencji, jakie mogą one mieć we współczesnym, rządzącym się innymi prawami społeczeństwie. Z całą pewnością nasza złość, obrzydzenie i pogarda nie pomogą nam w zmianie postaw i zachowań ludzi. Wykorzystanie ich w kontekście spraw, w których poparcie społeczne jest szerokie (np. mordowanie psów), nie powinno budzić niczyich zastrzeżeń. W kontekście, w którym jesteśmy niewielkim odsetkiem społeczeństwa (np. weganizm) będą dużo mniej skuteczne, a potencjalnie nawet szkodliwe. Mówiąc o tym, jakie emocje warto odczuwać, a jakich nie, nie namawiam nikogo do udawania kogoś, kim nie jest po to, by inni go lubili itp. i w konsekwencji ulegali perswazji. Nie namawiam również do nadmiernego tłumienia swoich emocji. Chciałbym jedynie, aby czytelnik - aktywista działający w ruchu prozwierzęcym, jak i taki, którego aktywizm sprowadza się do rozmów o weganizmie z zadającymi głupie pytania ludźmi, był świadom tego, że jego emocje i motywowane nimi zachowania mają określone skutki. Ta refleksja nad działaniem jest niezbędna, jeśli chcemy usprawniać naszą perswazję, a przy okazji, poprzez większą świadomość i regulacje emocji, dbać o swoje zdrowie psychiczne. Jeśli chcesz podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami na omawiany temat, masz jakieś komentarze co do treści artykułu, napisz do mnie (będzie mi miło): m.szulczewski@gmail.com Mikołaj Szulczewski


PRAWA ZWIERZĄT: moralna krucjata czy RUCH społeczny?

Ruch praw zwierząt i jego strategia podkreślająca znaczenie wyborów związanych ze stylem życia nie jest w stanie zmierzyć się z przemysłowym kompleksem hodowli zwierzęcych, który jest zbiorczym określeniem używanym do opisywania zwyczajów, instytucji i przemysłów, które zmieniają zwierzęta w produkty i usługi na ludzki użytek. Prawa zwierząt to coś więcej niż mówienie "Go vegan!" To odpowiedzialność całego społeczeństwa. To pełnoprawny problem związany z polityką społeczną. Istotne jest więc dokonanie oceny obecnej strategii ruchu praw zwierząt i ustalenie pewnych wytycznych.

Kim Stallwood


Z

daniem Kima Stallwooda, filozofa zajmującego się tematem praw zwierząt, ruch prozwierzęcy działa w sposób pozwalający widzieć w nim bardziej krucjatę moralną niż dojrzały ruch społeczny. Krucjaty moralne mogą wynikać z pobudek religijnych, moralnych, duchowych bądź politycznych i związane są z podnoszeniem pewnych tematów jako mających szczególne moralne znaczenie. Przedmiotami moralnych krucjat są tematy związane ze stylem życia: używki, aktywność seksualna, pornografia. Krucjaty moralne są w pewnym sensie ruchami społecznymi, ale ich zasięg ogranicza się do ludzkiej aktywności. Z kolei ruch społeczny, zgodnie z zacytowaną w tekście definicją zaproponowaną przez socjologów Jeffa Goodwina i Jamesa M. Jaspera, są "kolektywnym, zorganizowanym, długotrwałym i nieinstytucjonalnym wyzwaniem wobec instytucji publicznych, ośrodków władzy, kulturowych wierzeń i praktyk". Podsumowując różne przemyślenia na temat etapów rozwoju ruchów społecznych, Kim Stallwood proponuje podział na 5 faz: 1. Edukacja publiczna, podczas której ludzie dowiadują się o temacie i wcielają go w swoje życie. 2. Rozwój polityki społecznej, kiedy partie polityczne, przedsiębiorstwa, szkoły, samorządy zawodowe i inne jednostki tworzące społeczeństwo przyjmują pozytywny stosunek wobec zagadnienia.

26 otwarteklatki.pl

KIM STALLWOOD 3. Ustawodawstwo, kiedy wprowadzane są prawa dotyczące danego tematu. 4. Implementacja, kiedy prawa i inne narzędzia polityki społecznej są wprowadzane w życie i egzekwowane. 5. Akceptacja społeczna, kiedy zagadnienie jest zakorzenione w wartościach społecznych. Istotne jest to, że każdy ruch społeczny, który chce osiągnąć swoje cele, musi przejść przez wszystkie pięć etapów oraz utrzymać zaangażowanie na każdym z nich. Fazy pierwsza i druga są charakterystyczne dla krucjat moralnych, faza trzecia i czwarta oznaczają ruch polityczny. Zdaniem Kima Stallwooda te pięć etapów wytycza drogę, którą ruch praw zwierząt musi przejść, aby z krucjaty moralnej przerodzić się w ruch polityczny: "Nie możemy nigdy zakładać, że kolektywnie powiększająca się prywatna zmiana stylu życia prowadzi automatycznie do zmiany instytucjonalnej i społecznej. Ludzie są kapryśni

i zmieniają się. Zinstytucjonalizowane regulacje i prawa są dużo lepiej zakorzenionymi przejawami wartości społecznych". W tej chwili ruch prozwierzęcy z reguły nie wychodzi poza zakres pierwszego etapu: czy mam wykastrować psa?, czy mam iść do zoo?, czy mam jeść mięso? Nieuniknione jest jednak starcie z przemysłowym kompleksem hodowli zwierzęcych z powodu jego instrumentalnego podejścia do zwierząt. Konflikt rozgrywa się na takich arenach jak opinia publiczna, polityka społeczna, legislacja, prawo i ogólnie pojęte społeczeństwo. Zdaniem Kima Stallwooda problem tkwi w tym, że "ruch praw zwierząt nie jest kompetentny w obliczu tych starć. Jego analiza przemysłowego kompleksu hodowli zwierzęcych oraz instytucjonalnej eksploatacji zwierząt jest ograniczona do opcjonalnego prywatnego wyboru stylu życia. Prawa zwierząt nie są postrzegane jako istotny temat polityczny". W przeciwieństwie do ruchu prozwierzęcego przemysłowy kompleks hodowli zwierzęcych, który dysponuje


dużo szerszym zrozumieniem polityki eksploatacji zwierząt, jest zakorzeniony i w pełni zaangażowany we wszystkie pięć faz. Co więcej, w jego interesie jest, żeby ruch prozwierzęcy utrzymał się w fazie pierwszej. Wynika to z tego, że jest to faza początkowa, o absolutnie najmniejszej sile. Im więcej faz ruch społeczny jest w stanie przejść, tym większa jest jego siła oddziaływania i tym większa możliwość ścierania się z oponentami. Stallwood zdecydowanie podkreśla, że zatrzymanie się ruchu prozwierzęcego na etapie debaty o indywidualnych wyborach sprawia, że nie jest w stanie mierzyć się z przemysłowym kompleksem hodowli zwierzęcych:

Zmiana osobista zmienia jedną osobę. Ale zmiana instytucjonalna zmienia społeczeństwo. Granica pomiędzy sukcesem i porażką ruchu prozwierzęcego leży w zrozumieniu różnicy pomiędzy zmianą osobistą i zmianą instytucjonalną. Ruch na rzecz zwierząt może spełniać swoją misję i stawiać czoła przemysłowemu kompleksowi hodowli zwierzęcych, kiedy w swojej strategii uwzględni działania na wszystkich etapach rozwoju ruchu społecznego. Zdaniem Kima Stallwooda ruch prozwierzęcy musi również konstruować swój przekaz

w kontekście ruchu politycznego i przenosić punkt ciężkości z jednostki na społeczeństwo. Takie podejście wymaga działań w zakresie polityki społecznej, legislacji i egzekwowania przepisów. Taki wybór strategii wpływa na to, jak postrzegana jest misja ruchu. W tym momencie ruch prozwierzęcy jest postrzegany jako stawiający oczekiwania wobec indywidualnych wyborów. Misja ruchu prozwierzęcego jako ruchu politycznego powinna skupiać się na transformacji społeczeństwa i jego stosunku do zwierząt. W swoim tekście Stallwood zwraca uwagę również na to, że ruch na rzecz zwierząt nie jest jedynym, w którym ścierają się tendencje abolicjonistyczne z reformistycznymi. Jego zdaniem niesłuszne jest towarzyszące temu założenie, jakoby te drogi nawzajem się wykluczały. Musimy po prostu stawić czoła wyzwaniu jednoczesnego stosowania obu strategii i wykorzystywania ich w sposób nawzajem się uzupełniający. Wygłosiwszy wiele słów krytyki w stosunku do obecnego ruchu działającego na rzecz zwierząt, Kim Stallwood proponuje jednak również rozwiązania. Jego zdaniem ruch może rozwinąć się w prawdziwy ruch polityczno-społeczny, jeśli zdecyduje się uwzględnić również następujące działania: 1. Ustanowić pozycję ruchu praw zwierząt u boku praw człowieka jako odpowiedzialności społeczeństwa w centrum politycznej areny jako powiązanych i uzupełniających się pozycji

2.

3.

4.

5.

na moralnym i politycznym kontinuum. Organizować się wewnątrz partii politycznych, aby wypracowywać politykę wspierającą prawa zwierząt. Sprawić, żeby prawa zwierząt stały się istotne dla ludzi i ich życia poprzez sojusze z rozmaitymi instytucjami tworzącymi społeczeństwo. Ustanowić pozycję praw zwierząt jako części składowej progresywnej agendy zmiany społecznej, odrzucając tym samym pogląd jakoby istniało współzawodnictwo pomiędzy interesami zwierząt i ludzi. Promować postrzeganie przemocy wobec zwierząt i wykorzystywania zwierząt jako agresywnego zachowania, które ma poważne konsekwencje nie tylko dla zwierząt, ale i dla nas samych".

Dobrusia Karbowiak na podstawie tekstu Kima Stallwooda pod tym samym tytułem. Kim Stallwood jest niezależnym uczonym zajmującym się tematyką praw zwierząt. Jest europejskim przewodniczącym Animals and Society Institute, think tanku zajmującemu się prawami zwierząt. Był redaktorem naczelnym magazynu „The Animals' Agenda” oraz redaktorem książek "Speaking Out for Animals" (2001)" i "A Primer on Animal Rights" (2002). Związany z takimi organizacjami jak PETA, BUAV i Compassion in World Farming. otwarteklatki.pl

27


AKTYWIZM Z ODKRYTĄ TWARZĄ

O

łem nocne życie aktywisty. Ale był to też początek mojego niekończącego się romansu z technologią noktowizorów.

Asia Stiller: Wiem, że na 13-te urodziny dostałeś dość ciekawy, jak na ten wiek, prezent. Co to było? Friedrich Mülln: Rosyjski noktowizor H3T. Mój tata stwierdził, że może się przydać. To było jeszcze zanim zaczą-

Czy w takim razie na 18tkę dostałeś coś jeszcze bardziej wyjątkowego? Dostałem pieniądze, ale wtedy właściwie nie obchodziłem już urodzin. Zainwestowałem więc te pieniądze w … Zgadnij co? Sprzęt. Miałem to szczęście, że rodzice wspierali moją działalność, a mój tata dzielił się nawet cennymi radami dotyczącymi handlowców ze swojej

swojej pracy, śledztwach, sukcesach i nadziejach opowiada Friedrich Mülln, założyciel i aktywista niemieckiej organizacji SOKO Tierschutz: https://www. facebook.com/sokotierschutz. ev

28 otwarteklatki.pl

branży. Pracował w przemyśle mięsnym. Jak to się stało, że taki dzieciak zainteresował się przeprowadzaniem śledztw na fermach zwierząt? Jestem bardzo ciekawski. Chciałem wiedzieć, skąd pochodziły indyki, z których moi rodzice przyrządzali kotlety. Któregoś dnia wsiadłem na rower i pojechał na jedną z pobliskich ferm. Tam po raz pierwszy zobaczyłem kontener pełen ciał już nieżywych albo właśnie umierających indy-


ków. Wybłagałem od rodziców kamerę VHS i za jej pomocą nakręciłem mój pierwszy w życiu materiał. Nieco później w lokalnej gazecie i telewizji pojawiły się artykuły opisujące to, co udało mi się nakręcić. Słuchałem komentarzy wkurzonego hodowcy, który groził mi śmiercią. Wtedy też regularnie zaczęła mnie nachodzić policja. Zacząłem czuć, jak będzie wyglądać życie aktywisty i to daje mi ciągle motywację. To było 20 lat temu. Czy od tego wydarzenia cały czas angażujesz się w śledztwa? Tak, z wyjątkiem czasu spędzonego w szkole i na studiach, na które i tak starałem się poświęcać minimum wysiłku. Nauczyciele nie wierzyli, że to może być mój sposób na życie. Powtarzali: „nigdy nie myśl, że pasja może stać się pracą” i sugerowali raczej zajęcie się przemysłem recyklingowym. Prowadzisz własną organizację – SOKO Tierschutz. Jednak jest to dość nowa inicjatywa. Jak pracowałeś do tej pory? Byłem tzw. wolnym strzelcem – dziennikarzem i śledczym, ale można powiedzieć, że trochę na usługach dużej nieefektywnej organizacji zajmującej się dobrostanem zwierząt. Właściwie zajmuję się tym nadal oprócz działalności w SOKO. Mam dobre doświadczenia we współpracy z takimi organizacjami jak BUAV czy API. Ale wspomnienie współpracy z niemiecką PETA czy Vier Pfoten ciągle powoduje u mnie złość. Jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek sugestii,

nigdy nie zatrać się w dużej organizacji pozarządowej, myśląc że będziesz dobrze zarabiać i korzystać z ich zasobów. Rób swoje rzeczy, bądź niezależna i nigdy, nigdy nie zdradź działań na rzecz praw zwierząt. W przeciwnym razie będziesz stracona i zapłacisz za to wysoką cenę. Zazwyczaj tajni śledczy nie pokazują swoich twarzy ze względów bezpieczeństwa, pracują w nocy, pozostają anonimowi, wysyłają materiały większym i bardziej znanym organizacjom. Ale wy postanowiliście działać inaczej. W filmach przygotowanych przez SOKO często widać twarze aktywistów, zapraszacie do współpracy dziennikarzy… Tak, działamy inaczej. Pokazujemy nasze twarze i naszą walkę o sprawiedliwość. Zamaskowany anonimowy obrońca zwierząt łatwo może być poddany kryminalizacji, nie możesz się bronić przed oskarżeniem. A poza tym jesteś w pewien sposób zależny od tego, co zrobi jakiś niekompetentny NGO, być może niszcząc potencjał twojego ciężko zdobytego materiału. Konsekwencje prawne są nieodłączną częścią naszej taktyki. Sala sądowa to bardzo silne narzędzie w walce na rzecz zwierząt. Wpływ, jaki miała rozprawa sądowa wytoczona przeciwko mnie przez laboratorium Covance, które przeprowadza testy na zwierzętach, był o wiele większy niż jednorazowa publikacja materiałów. Po publikacji zainteresowanie opinii publicznej utrzymuje się najwyżej dwa tygodnie, nato-

miast w przypadku rozprawy informacje na twój temat mogą pojawiać się z mediach przez parę lat. Ta batalia prawna sprawiła, że aktywiści uzyskali więcej praw, a jednocześnie ośmieszyła naszych przeciwników. Naszym sukcesem, oprócz dużego zainteresowania mediów, był fakt, ze niemiecki sąd uznał, że nawet jeśli nasze śledztwa nie są w pełni legalne, mogą być usprawiedliwione. Pokazywanie prawdy w kwestiach ważnych społecznie okazuje się ważniejsze niż prawo prywatności przedsiębiorców wykorzystujących zwierzęta. Jeśli masz taką decyzję czarno na białym, twoi przeciwnicy są w naprawdę nieciekawej sytuacji. Jak wasza działalność jest postrzegana w Niemczech? Wiadomo, że uwalnianie zwierząt jest dość kontrowersyjne, ale zdobywanie materiałów pokazujących okrucieństwo wobec zwierząt powinno mieć stuprocentowe poparcie wśród ludzi niezwiązanych z przemysłem. Czujemy naprawdę duże wsparcie i sympatię, nawet od władz. Wiedzą, że często robimy to, czego oni nie potrafią zrobić. Opinia publiczna szczerze popiera robienie tajnych śledztw. Te ponad 40 reportaży, które przygotowaliśmy w ciągu roku pokazują, że ten temat cieszy się dużym zainteresowaniem. Jeśli nie zachowujesz się, jakbyś miała coś do ukrycia, możesz wygrać każdą publiczną debatę. Przemysł wykorzystujący zwierzęta podpiera się zdjęciami aktywistów otwarteklatki.pl

29


z zasłoniętymi twarzami i z łomami w dłoniach, żeby nas zdyskredytować. Jeśli więc pokażemy, jacy jesteśmy naprawdę i że to, co robimy jest naszą pasją wynikającą z nieegoistycznego celu, nie będą mieli żadnych szans. Czy jest coś, co już teraz mógłbyś nazwać sukcesem twojej nowej organizacji? SOKO Tierschutz zajął się tematem, którego nikt wcześniej nie tykał. I to nie tylko w Niemczech. W maju rozpoczęliśmy naszą kampanię dotyczącą oleju z norek. Jest to czysto informacyjna kampania. Stosujemy naszą zwyczajową taktykę, czyli mówimy przemysłowi i społeczeństwu o dobrze zbadanych faktach. Dajemy ludziom to, czego nigdy nie dowiedzą się od przedstawicieli danego przemysłu, podkreślając szczególnie kłamstwa dotyczące przekazywanych zazwyczaj informacji. Nic więcej. Zaczęliśmy zaledwie kilka miesięcy temu, a już niemal wszystkie supermarkety i sieci aptek wycofały olej z norek ze swojej oferty. Z końcem roku będzie po wszystkim. To oznacza ponad 20 tysięcy sklepów. Całkowity koszt tej kampanii wyniósł nas 3000 euro przy zaangażowaniu 10 osób. Koszt dla przemysłu hodowli norek – nieokreślony. Kilka miesięcy temu głośno było o Waszej akcji na fermach Wiesenhof, napisaliśmy o tym nawet na blogu. W wywiadach wspomniałeś, że nigdy czegoś takiego nie widziałeś. Nigdy nie widziałeś, żeby ktoś wyrzucał żywe zwierzęta do kontenerów

30 otwarteklatki.pl

na śmieci. Możesz powiedzieć o tym coś więcej? To było jedno z największych śledztw, jakie kiedykolwiek przeprowadziliśmy na fermach drobiarskich. Pokazaliśmy okrucieństwo wobec brojlerów i indyków. Miało to olbrzymi wydźwięk w mediach. 20 reportaży telewizyjnych, kilkaset notek w prasie. Policja prowadzi już dochodzenie przeciwko kilku hodowcom. Firma Wiesenhof była całkowicie zaskoczona i nie wiedziała, co robić. Wiem, że wiele osób zmieniło swój styl życia po zobaczeniu materiałów z tego śledztwa. Ludzie zaczęli przechodzić na wegetarianizm, weganizm, niektórzy postanowili działać i zostali aktywistami. To długoterminowy wpływ. Poprzez bombardowanie prawdą o przemyśle wykorzystującym zwierzęta sprawiamy, że coraz więcej ludzi opuszcza ten zaklęty krąg okrucieństwa i wyzysku. Patrząc na te 20 lat wstecz, widzę, jak wszystko się zmieniło. Weganizm jest teraz wielkim ruchem w Niemczech, trendem. Wygramy, nawet jeśli nasi przeciwnicy wydawali się wszechmocni. Małymi kroplami wody wydrążymy każdą skałę.

często w kwestiach nie całkiem związanych z tematem zwierząt, ale na przykład lewicowego światopoglądu. Ktoś jest superweganinem, ale już kolejna osoba to supersuperweganin, który krytykuje tego tylko superweganina. Szaleństwo i marnowanie naszego potencjału. Ale widać światło w tunelu. Coraz więcej lokalnych grup zaczyna organizować naprawdę dobre działania oddolne. Można to zauważyć nawet wśród średnich organizacji, które wspierają działania tych mniejszych grup i świetnie współpracują z mediami. Nie liczy się już dobrostan zwierząt, teraz dyskurs dotyczy ich praw. Die Zeit, jeden z największych niemieckich dzienników, zorganizował niedawno wegański tydzień; to było niesamowite. Chciałbym, żeby ludzie przestali się kłócić o drobiazgi, ideologię czy prywatne sprawy. Bylibyśmy naprawdę niezwyciężeni i mam nadzieję, że następne pokolenie dojdzie do tego. Może właśnie zainspirują się wspaniała pracą, jaka dzieje się teraz w Polsce. Tak, naprawdę jestem pod wrażeniem.

Dziękuję za dobre słowo i za wywiad. Na koniec Czy możesz powiedzieć powiedz nam jeszcze coś o ruchu aktywistów o swoich planach na najpro zwierzęcych w Niembliższą przyszłość. czech? Jaki jest – aktywChcę, żeby więcej osób włąny, zjednoczony? czyło się profesjonalnie w przeNiestety, niemiecki ruch pro- prowadzanie śledztw. Żebyśmy zwierzęcy był i jest skłócony mogli uderzyć przemysł tam, i raczej rozbity. gdzie czuje się bezpiecznie Są duże organizacje jak i pewnie. Oprawcy zwierząt nie PETA, które zachowują się jak mogą się już dłużej ukrywać! zombie kierowane pieniędzmi, No i oczywiście chcę odpoale wciąż mówią o ruchu praw cząć. Spędzić trochę czasu w zwierząt i jego odpowiedziallesie, tak, byłoby świetnie. 2013 ności, oraz małe organizacje rok był jednocześnie straszny zwalczające się nawzajem, i wspaniały.


D

o przemysłu futrzarskiego przylgnęło miano "najbardziej okrutnej i niepotrzebnej" gałęzi produkcji zwierzęcej. Skutecznie trafia ono do ludzi niezwiązanych mocniej z ideą praw zwierząt, przysparzając zwolenników zakazu takiej hodowli. Jednak u aktywistów postrzegających futrzarstwo jako część szerszego problemu, jakim jest traktowanie zwierząt, ta etykietka może budzić wątpliwości.


Cierpienie zwierząt jest powszechne we wszystkich gałęziach hodowli przemysłowej. Nie sposób go stopniować albo wartościować ze względu na gatunek zwierząt lub okoliczności, w jakich się znajdują.

Kluczową rolę odegrały w tym publikacje ze śledztw na polskich fermach, protesty mieszkańców przeciwko budowie nowych ferm norek oraz uwikłanie polityków w hodowlę. W odpowiedzi przyciśnięta do muru branża uruchomiła machinę propagandową, aby podjąć próbę wybielenia własnej działalności. Jednak co do jednego jesteśmy zgodni z hodowcami – mimo że ta informacja ma dla nas wydźwięk negatywny: futrzarstwo to Trudno porównać dziką nor- najdynamiczniej rozwijający się kę przetrzymywaną przez rok przemysł zwierzęcy w Polsce. w drucianej klatce do kurczaLiczba wyprodukowanych skór ków brojlerów zabijanych po – posługując się nomenklaturą kilku tygodniach tłoczenia się przemysłu, czy też mówiąc inaw oparach amoniaku. Karczej, zabitych zwierząt, zwiękkołomnym zadaniem byłaby sza się każdego roku w przyblipróba uznania któregoś rodzaju żeniu o ponad milion. Według hodowli za najbardziej okrutny optymistycznej dla hodowców i nieetyczny Ponadto aktywiprognozy może w najbliższych ści wiedzą, że w dzisiejszych latach przybliżyć się do liczby czasach produkty pochodzeświń zabijanych co roku na nia zwierzęcego mogłyby być mięso, czyli produkt znacznie wyeliminowane jako całkiem bardziej powszechny niż futro. zbędne. Mając taką świadoNa pierwszy rzut oka tempo mość, ciężko wartościować rozwoju futrzarstwa i związana dziedziny przemysłu zwierzęz nim liczba ofiar wydaje się cego według ich „przydatności”. przytłaczająca. W ostatnim Mimo to, te obiegowe argumen- roku wg rejestrów PIWET (Pańty w pewien sposób wskazują stwowy Instytut Weterynaryjny) właściwy trop w wyborze priory- przybyło ponad 30 ferm (hotetów działania. Tym co wyróżdowcy mówią nawet o stu) – nia przemysł futrzarski spoa jest to tylko ułamek planośród innych rodzajów hodowli wanych inwestycji. Reszta przemysłowej jest największa powstrzymywana jest przez proporcja liczby ofiar do najmieszkańców lub wstrzymymniejszej liczby osób czerpiąwana przez decyzje co przycych zysk z tego procederu. tomniejszych władz lokalnych. Za gwałtowny wzrost liczby „Jeszcze nigdy tak zabijanych zwierząt odpowiada fakt, że powstające gospodarwiele...” stwa to głównie przemysłowe 2013 był pierwszym rokiem, fermy norek. W tym momencie fermy norek – sporadycznie łąw którym udało się utrzymać czone z hodowlą innych gatunzainteresowanie opinii puków – stanowią ponad połowę blicznej problematyką hodowli całkowitej liczby polskich ferm zwierząt na futro w Polsce.

32 otwarteklatki.pl

futrzarskich. Realizacja nawet kilku takich inwestycji rocznie podnosi statystyki o kolejne kilkaset tysięcy ofiar. Tutaj tkwi klucz do zrozumienia natury ekspansji ferm futrzarskich. Przy analizie danych dotyczących rozmieszczenia ferm w Polsce zebranych w naszym raporcie „Drapieżny biznes. Konsekwencje hodowli norek w Polsce dla zwierząt, ludzi i środowiska” uwagę zwraca fakt, że większość tych inwestycji ulokowanych jest w zaledwie dwóch województwach – zachodniopomorskim i wielkopolskim. W tych regionach skupiają się także największe inwestycje w Polsce. Przywodzi to na myśl regułę Pareto, stosowaną w biznesie przy określaniu priorytetów służących maksymalizacji efektywności działań i minimalizacji poświęcanego na nie czasu. Zgodnie z nią 20% obiektów odpowiada za powstawanie 80% zasobów. Żeby było zabawniej, liczba ferm w obu województwach stanowi niemal równo 20% wszystkich ferm działających w Polsce. Podobnie za przytłaczającą większość polskiej produkcji futrzarskiej odpowiadają fermy skupione w dwóch rejonach kraju, a co więcej – w rękach zaledwie kilku osób.

„...dla korzyści tak niewielu” Miejsca w których zostało przeprowadzone śledztwo w roku 2013 nie zostały wybrane przypadkowo. Materiały dokumentujące głęboko okaleczone zwierzęta zebrano na fermach Rajmunda Gąsiorka i Wojciecha Wójcika, wiceprezesów


NORKA NA FERMIE WOJCIECHA WÓJCIKA

NORKA NA FERMIE RAJMUNDA GĄSIORKA


Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych. To nazwiska warte uwagi nie tylko ze względu na pełnione funkcje, ale i skalę udziału tych osób w hodowli. Wiceprezes Gąsiorek deklaruje odpowiedzialność regionu jego działalności za niemal 1/5 krajowej produkcji. Podobnie ma się rzecz z fermami prowadzonymi przez rodzinę Wójcików. Obaj wiceprezesi mają też swój udział w tworzeniu ferm przez drobniejszych przedsiębiorców, a także w rozwoju w Polsce ferm tworzonych z kapitału zagranicznego – chociażby ferm Farm Equipment International obok Milicza czy w Masanowie. PZHiPZF jest organizacją o kluczowym znaczeniu dla rozwoju przemysłu w Polsce. Przede wszystkim broni interesów należących do niej największych polskich hodowców. Jako reprezentant branży, PZHiPZF brał udział w tworzeniu obowiązujących przepisów regulujących minimalne warunki utrzymania zwierząt. Ze Związkiem współpracują naukowcy utrzymujący się z pracy w zakładach hodowli zwierząt futerkowych na polskich uczelniach, a także np. ze współpracy z domami aukcyjnymi sprzedającymi futra. Na opinie takich osób powołuje się PZHiZF jako na "bezstronnych ekspertów". Do największych sukcesów związku należy przyczynienie się do wstrzymania prac nad ustawą odorową mającą regulować dopuszczalną uciążliwość zapachową. Jeszcze ważniejszy sukces lobbingowy to wywalczenie kluczowej dla powstawania ferm decyzji o wykreśleniu norki amerykańskiej z listy gatunków obcych, których hodowla poddawana

34 otwarteklatki.pl

jest rygorystycznej kontroli. W rękach Związku znajduje się też wspomniana na początku machina propagandowa. Ta sama grupa osób odpowiada za większość pozytywnych informacji medialnych o hodowli zwierząt na futro, które dystrybuowane są głównie za pośrednictwem mediów związanych z przemysłem rolnym. Medialną twarzą Związku i polskiej hodowli jest Szczepan Wójcik - brat wiceprezesa, a jego ferma w Stromcu służy za "modelową polską fermę".

Zdanie sobie sprawy z tego, jak wąska grupa interesu stoi za przemysłem futrzarskim pozwala dostrzec drugie dno jego strategii promocyjnej. Propaganda stara się ukazać futrzarstwo jako nadzieję dla drobnych rolników i całej polskiej wsi. Próbuje stworzyć wrażenie, że biznes przynosi korzyści dużo szerszej grupie niż jest w rzeczywistości. Podawana przez hodowców liczba osób jest tak naprawdę niewspółmierna do liczby ludzi, na których życie fermy mają negatywny wpływ. Mowa tu o kwestiach takich jak obniżony komfort życia w pobliżu ferm, utrata przez te okolicy turystycznego charakteru i tym samym zmniejszone zyski z turystyki czy też mniejsza ilość miejsc pracy w przemyśle utylizacyjnym, co dzieje się z powodu przejmowania przez hodowle norek przetwórstwa odpadów. Poza tym PR-owcy Związku próbują przedstawić

polską hodowlę norek jako "tradycję" - mimo tego, że norki hoduje się w Polsce od zaledwie kilkudziesięciu lat, a obecni najwięksi hodowcy wzorce hodowli przemysłowej zaczerpnęli - jak bracia Wójcik z Holandii.* Te zabiegi są nie tylko próbą zdejmowania z futrzarstwa czarnego PR-u i odium "niepotrzebnego" biznesu. Służą także rozmyciu odpowiedzialności i odwróceniu uwagi od tego, kto najwięcej korzysta na wzroście liczby zwierząt co roku zabijanych w Polsce na futro. Tak naprawdę kilka osób odpowiedzialnych jest za największy procent jej wzrostu. Mogą sobie pozwolić na wspieranie drobnych gospodarstw, ponieważ te nigdy nie staną się dla nich konkurencją. Szczepan Wójcik, mówiąc o szansach dla małych gospodarstw, w rzeczywistości ma do powiedzenia jedno: pokazać, jak dobrze ma się jego biznes i przekonać ludzi, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż tylko o własny zysk. Hodowcy w swoich materiałach piszą o tym, że hodowla na futro to taka sama hodowla jak każda inna. Zgadzamy się z tym – i nie jest to dla nas żadną okolicznością łagodzącą. Delegalizacja przemysłu futrzarskiego jest celem operacyjnym. Osiągając go, unieszkodliwiamy grupę interesu odpowiedzialną za gałąź produkcji wyróżniającą się dynamicznym wzrostem liczby ofiar. To pierwszy krok w kierunku ograniczenia liczby zwierząt każdego gatunku, ginących na fermach przemysłowych w Polsce. Julia Dauksza


*Znamienne jest, że PZHiPZF chyłkiem wycofał się z wspierania zagranicznych inwestorów - z których niektórzy dzięki nim założyli fermy w Polsce. Może to mieć miejsce zarówno ze względu na przyciąganie krytycznej uwagi społeczeństwa na boom zagranicznych inwestycji - niejako przez PZHiPZF sprowokowany. Jednak dużo bardziej prawdopodobne jest, że to zwyczajna próba zachowania monopolu władz związku w krajowej produkcji - któremu zagrozić może tylko napływ wielkoprzemysłowych przedsiębiorców z zagranicznym kapitałem. otwarteklatki.pl

35


prawa obywatelskie (citizenship) dla

ZOOPOLIS - ZWIERZĘTA JAKO WSPÓŁOBYWATELE

Will Kymlicka i Sue Donaldson to para autorów, których książka "Zoopolis" stanowi bardzo ciekawy i interesujący wkład w teorię praw zwierząt. Kymlicka i Donaldson zdecydowali, że dotychczasowa teoria dotycząca zwierząt wypracowywana przez takie osoby jak Regan i Francione nie wystarczy, żeby zmierzyć się z realnymi problemami zwierząt. Ich zdaniem rozważania zmierzające ku takim rozwiązaniom jak wyginięcie gatunków udomowionych, ignorowanie zwierząt dziko żyjących oraz pozostawienie dzikich zwierząt samym sobie jest zbyt upraszczającym podejściem do całych populacji zwierząt, których istnienie jest na wielu poziomach zależne od naszych poczynań. Zdaniem Kymlicka i Donaldson dużo lepszą i bardziej spójną teorią biorącą pod uwagę faktyczne problemy zwierząt i możliwości ich rozwiązania, jest teoria oparta na koncepcji praw obywatelskich. Chociaż może się to wydawać absurdalne i przywoływać na myśl uwagi o tym, że jako aktywiści chcemy dawać prawa wyborcze pingwinom, warto przeczytać, co ma na ten temat do powiedzenia Kymlicka, który jest filozofem prawa o sporym dorobku naukowym i specjalizuje się w zagadnieniach związanych z obywatelstwem wielokulturowym. Analizując różne wzorce obywatelstwa, z których korzystają ludzie, zaproponował podstawowy podział na trzy kategorie praw:

36 otwarteklatki.pl

zwierząt udomowionych (psy, świnie, kury, krowy). Sprawiliśmy, że nie ma dla tych zwierząt żadnej "natury", do której mogą wrócić i ich faktycznym naturalnym otoczeniem jest świat ludzi. To przez nas są takie, jakie są i nie możemy teraz po prostu umyć rąk i cofnąć czasu. Zdaniem Kymlicka i Donaldson w analogicznej sytuacji znaleźli się byli niewolnicy w Stanach Zjednoczonych. Chociaż wtedy również podnosiły się głosy za odesłaniem ich z powrotem do Afryki, dużo sprawiedliwszym rozwiązaniem było nawiązanie nowego rodzaju relacji i włączenie ich w strukturę obywatelską kraju. Liczba zwierząt udomowionych - szczególnie tych hodowanych na fermach przemysłowych - będzie musiała drastycznie zmaleć, ale nie oznacza to, że musimy doprowadzić do ich wyginięcia. Jest dla nich miejsce w naszych miastach, domach i sanktuariach. prawa rezydenckie (denizenship) dla zwierząt dziko żyjących (szczury, gołębie, wiewiórki). Część zwierząt zaadaptowała się do mieszkania w obrębie miast ludzkich, ale nie są to zwierzęta udomowione. Tym samym nie korzystają z pełni praw związanych z byciem częścią wspólnoty, ale również nie mają związanych z tą wspólnotą obowiązków. Do tej pory miały pozycję intruzów i podlegały "czystkom etnicznym" (porównanie zaproponowane przez autorów książki). Niemniej są już tutaj i również nie mają innego swojego miejsca. Podobnie zresztą jak Romowie. Sprawiedliwym zachowaniem w stosunku do nich jest wypracowanie optymalnego modelu współżycia i branie ich interesów pod uwagę. Możemy budować budynki tak, żeby gołębie miały w nich schronienie i zapewniać bezpieczne korytarze do przedostawania się przez ruchliwe ulice. Nie możemy zostawić ich samych sobie, bo i tak nasza technologia i nasz styl życia wdzierają się z butami w ich życia. suwerenność dla zwierząt dzikich. Zdaniem autorów zwierzęta dzikie powinny być traktowane przez nas jak suwerenne narody. Nie możemy pozwalać sobie na coraz bardziej rozpowszechnioną wycinkę lasów i destrukcję naturalnego środowiska wielu gatunków zwierząt. Zwierzętom dzikim również winni jesteśmy opiekę w przypadku kataklizmów podobnie jak pomagamy w takich przypadkach


innym krajom, ale w stosunku do nich w jak największym stopniu stosujemy zasadę nieingerowania. Robimy co w naszej mocy, żeby nasze działania nie wpływały na jakość ich życia (np. dbamy o to, żeby nie zatruwać wody). Jednocześnie nie musimy się obawiać o brak możliwości rozwoju - jeśli zrezygnujemy z hodowli przemysłowych to zniknie również potrzeba hodowania tak wielkiej ilości soi czy kukurydzy na pasze i te właśnie tereny można będzie zagospodarować jako tereny mieszkalne lub wykorzystywane pod inne rodzaje upraw roślinnych. Możemy też zdecydować się oddać część byłych pól uprawnych innym zwierzęcym narodom suwerennym - zostały przecież im odebrane. Wizja zaprezentowana przez Donaldson i Kymlicka brzmi momentami jak bajka, ale jest bardzo rzetelnie przedstawiona i ciężko nie dać się uwieść argumentacji obojga autorów. Książka oparta jest na bardzo szczegółowej analizie

różnych typów obywatelstwa i innego rodzaju politycznych relacji i w związku z tym ciężko jest nie nabrać w końcu poczucia, że taki świat jest możliwy. Stworzyliśmy go już dla ludzi, modyfikując swoje wizje obywatelstwa w taki sposób, żeby obejmowały również dzieci, osoby obłożnie chore, niepełnosprawne, społeczeństwa nomadyczne, osoby posiadające tylko prawo pobytu. Włączenie w tę strukturę również zwierząt będzie z pewnością dużym wyzwaniem, ale warto pamiętać, że również prawa obywatelskie dla ludzi zostały kiedyś wywalczone i nie wydawały się wcześniej wcale oczywiste. Być może tym, co jest dla mnie szczególnie atrakcyjne w pomyśle Kymlicka i Donaldson, jest spójność z rozwiązaniami, które już teraz funkcjonują i sprawdzają się. Nie musimy wymyślać świata uwzględniającego zwierzęta całkowicie od nowa. On już jest i tylko czeka na włączenie w niego nowych współobywateli. Dobrusia Karbowiak

POZA GATUNEK. ROZMOWY O AKTYWIZMIE, PRAWACH ZWIERZĄT I SPOŁECZEŃSTWIE.

Książka pod tym tytułem, która została wydana przez organizację Czarna Owca Pan Kota, jest chyba pierwszą pozycją poświęconą w całości polskiemu ruchowi prozwierzęcemu. Składa się z artykułu wstępnego, w którym przedstawiona jest ogólna sytuacja zwierząt i organizacji prozwierzęcych w Polsce. Główną część publikacji stanowią jednak wywiady z działaczami i (głównie) działaczkami poszczególnych organizacji. Jaki obraz środowiska prozwierzęcego wyłania się z tych wywiadów? Jest ono w dużym stopniu sfeminizowane, składające się z niewielkich organizacji zajmujących się najczęściej zwierzętami tzw. domowymi: adopcjami psów i kotów, prowadzeniem schronisk, sterylizacją i kastracją czy opieką nad kotami wolnożyjącymi. Zaledwie kilka organizacji zajmuje się problemami innych zwierząt, np. hodowanych na futra czy mięso. W wielu wywiadach powtarzają się opowieści o problemach finansowych organizacji, problemach w pozyskiwaniu wolontariuszy/ek czy lekceważeniu problemów zwierząt przez władze lokalne. Działaczki zwracają też uwagę na konieczność nie tylko edukacji społeczeństwa, ale także zmian w prawie (przede wszystkim w ustawie o ochronie zwierząt). Wydaje mi się, że książka dobrze odzwierciedla sytuację polskich organizacji. Nie da się nie zauważyć, jak niewielka jej część jest poświęcona innym zwierzętom niż psy i koty - ale tak po prostu wygląda rzeczywistość w Polsce. Mam nadzieję, że jeśli podobna publikacja powstanie za kilka/kilkanaście lat, to proporcje będą już bardziej wyrównane, a organizacje prozwierzęce będą zwracały większą uwagę na cierpienie takich zwierząt jak kury, świnie czy krowy. Natalia Kołodziejska otwarteklatki.pl

37


TCHÓRZOSTWO PYTA: Czy to jest bezpieczne? OPORTUNIZM PYTA: Czy to jest rozsądne? PRÓŻNOŚĆ PYTA: Czy to jest popularne? A SUMIENIE PYTA: Czy to jest właściwe? Nadejdzie czas, kiedy będziesz musiała zająć stanowisko, które nie będzie ani bezpieczne, ani rozsądne, ani popularne – ale nie będziesz miała wyjścia, bo sumienie ci powie, że właśnie to jest właściwe.

otwarteklatki.pl


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.