Otwarte Klatki Biuletyn 2/2014

Page 1

BIULETYN

#5

Początki hodowli przemysłowej /s.4/ OSZUKAĆ NATURĘ, BY ZASPOKOIĆ KONSUMENTA /s.8/ Jak wygląda życie na fermie brojlerów? /s.13/ HODOWLA PRZEMYSŁOWA A ŚRODOWISKO /s.16/ Dlaczego zajmujemy się fermami, a nie schroniskami? /s.19/ Dlaczego ludzie robią to, co robią? /s.24/ Pielęgnować aktywizm /s.27/ Jak zakazano chowu klatkowego kur w Austrii? /s.31/


WSTĘPNIAK

Przemysłowa hodowla sprawia, że wykorzystywanie zwierząt staje się zarówno wszechobecne, jak i niewidzialne. Cierpienie i śmierć zwierząt nie są wliczone w kalkulacje zysków i strat olbrzymich producentów produktów odzwierzęcych. Hodowcy nie przejmują się również niszczeniem środowiska powodowanym przez fermy wielkotowarowe,

DROGIE czytelniczki, DRODZY czytelnicy! ponieważ nikt nie pociąga ich za to do odpowiedzialności. Najnowszy numer biuletynu poświęciliśmy tematowi wielkich liczb i statystyk. Uważamy, że obowiązkiem osób chcących działać na rzecz zwierząt jest dążenie do skuteczności i profesjonalizmu. Obowiązkiem jest również skupienie na takich działaniach, które przy ograniczającym nas niedostatku ludzi, czasu i pieniędzy, pozwolą możliwie najszybciej zwalczyć najbardziej dotkliwe przejawy cierpienia i uratować przed nim jak największą liczbę zwierząt. Jako Stowarzyszenie Otwarte Klatki staramy się spełniać ten obowiązek poprzez koncentrowanie się na walce z przemysłową hodowlą zwierząt. Ten rodzaj hodowli dotyka najwię-

cej zwierząt i jest jednocześnie najbardziej okrutny. Dodam jeszcze, że jest to ostatni numer biuletynu. Celem, który chcieliśmy osiągać przez publikowanie tego pisma było ogólne podnoszenie wiedzy i kompetencji w środowisku osób działających na rzecz zwierząt. Zdecydowaliśmy jednak, że będziemy w stanie realizować ten cel w lepszy sposób. Mamy nowe pomysły i damy o nich znać już niedługo. Ostatni numer biuletynu to nie jest koniec. To tak naprawdę dopiero początek.

Dobrusia Karbowiak

Stowarzyszenie Otwarte Klatki

Ludzie otoczyli miejsca uboju ścianami, by zapomnieć o cierpieniu, które zadają zwierzętom i nie odczuwać dyskomfortu związanego z konsumpcją – dyskomfortu narastającego wraz z przesłankami o niemoralności tego procederu. Najpierw pojawił się popyt i możliwość zaspokojenia go przez przemysłowy ubój, potem hodowla przemysłowa. Chęć ucieczki od poczucia winy doprowadziła do tego, że w ciągu kilkudziesięciu lat to cierpienie urosło do ciężkiej do wyobrażenia skali.

początki hodowli przemysłowej S.4

www.facebook.com/otwarteklatki Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań kontakt@otwarteklatki.pl Skład biuletynu: Weronika Kolinska


MISJA

P

rzemoc wobec zwierząt odbywa się z reguły w ukryciu, schowana za grubymi murami i drutem pod napięciem. Niekiedy w mediach pojawiały się obrazy z miejsc, w których to się dzieje: ferm przemysłowych, rzeźni, laboratoriów, cyrków, ogrodów zoologicznych czy hodowli. Za każdym razem ludzie wrażliwi reagowali złością, smutkiem i poczuciem bezradności. Stowarzyszenie Otwarte Klatki powstało po to, żeby te uczucia zamienić w wolę działania. Chcemy uczynić mury ferm i rzeźni przezroczystymi –

żeby nikt nie mógł powiedzieć, że nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy, został oszukany. Chcemy, by te obrazy zagościły na stałe w społecznej świadomości, tak by decyzje podejmowane przez ludzi były rzeczywiście świadome. Naszym celem jest przeciwdziałanie okrucieństwu wobec zwierząt i budowa społeczeństwa, w którym zwierzęta są traktowane z należytym współczuciem i szacunkiem. Nie mamy złudzeń, że zmiany nadejdą z dnia na dzień. Są jednak możliwe, choć na pewno nie przyjdą same. Wymagają informowania na temat prawdziwych warun-

ków tzw. „produkcji zwierzęcej”, szczególnie poprzez publikowanie materiałów ze śledztw na fermach przemysłowych i prowadzenie kampanii opartych o te materiały. Wymagają wywierania presji na organy ustawodawcze, jako że to one mogą – poprzez zmianę prawa – skutecznie położyć kres cierpieniu zwierząt. Wymagają promowania weganizmu jako sprzeciwu wobec wykorzystywania zwierząt. Wierzymy też, że to różnorodność taktyk doprowadzi nas do celu. To wszystko nie uda się jednak bez Twojej pomocy.

Możesz nas wesprzeć finansowo poprzez przelew na nasze konto. Działanie Stowarzyszenia opiera się obecnie głównie na prywatnych środkach członków i członkiń, dlatego każda kwota jest ważna i mile widziana. 81 2030 0045 1110 0000 0257 1960 Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań Tytuł przelewu: DAROWIZNA Zachęcamy jednak przede wszystkim do członkostwa wspierającego w naszym Stowarzyszeniu (www.otwarteklatki.pl/wstap). Pozwoli Ci to być na bieżąco ze wszystkimi

wydarzeniami, oraz uzyskiwać najbardziej aktualne informacje. Przyczynisz się też do budowania silnego środowiska, któremu los zwierząt nie jest obojętny. Razem możemy dzia-

łać skutecznie i osiągać realne zmiany.

Historia dzieje się teraz. Możemy dopisać swój rozdział.


Początki

hodowli PRZEMYSŁOWEJ

i co z tego wynikł

o

S

twierdzenie, że “pojedyncza śmierć jest tragedią, śmierć milionów jest statystyką” przypisywano jednemu z XX-wiecznych zbrodniarzy wojennych1. Dziś ten cytat odnosi się nie tylko do historycznych konfliktów zbrojnych i ludobójstw. Dobrze opisuje regułę, która pozwala trwać ukształtowanemu w XX w. systemowi eksploatacji i eksterminacji zwierząt – hodowli przemysłowej.

4 otwarteklatki.pl

Zbiorowy bohater historii Udomowienie zwierząt nie było rewolucją. W różnych rejonach świata zjawisko to miało różny przebieg wobec różnych gatunków zwierząt (a nawet wobec ich linii genetycznych). Był to długotrwały proces trwający tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy lat (i bynajmniej nie sielankowy – oparty na przemocy, eugenice

i walce o dominację)2. Będące jego następstwem relacje między człowiekiem a innymi gatunkami zmieniały się przez millenia i wieki – i wciąż zmieniają. Równolegle zmieniały się w czasie metody chowu zwierząt. Obecnie dominujący model hodowli zwierząt gospodarskich powstał w ostatnim stuleciu. Jak to się stało? Zmiany w świecie ludzi potoczyły się dość szybko.


Najpierw nastąpiła rewolucja agrarna – rolnictwo nowoczesne zastąpiło tradycyjny sposób uprawy roli. Zwiększano pogłowie wypasanych stad, by pokryć zapotrzebowanie na mięso, które wciąż wzrastało wraz z rozwojem miast. “Przekwalifikowanie” chłopów na nisko płatnych niewolników przyczyniło się do rewolucji przemysłowej. Ta z kolei na dalszym etapie zapewniła infrastrukturę, dzięki której mogła ruszyć masowa produkcja fabryczna. Lecz zanim pierwsza taśma produkcyjna ruszyła w zakładzie Forda, zmechanizowane rozwiązanie służące do masowego „wykonywania pracy” zastosoano pioniersko do zabijania zwierząt i rozbioru ich zwłok. Miało to miejsce w chicagowskiej rzeźni – molochu Union Stockyard (1865). Zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej powstała sama idea rzeźni, co było związane z urbanizacją i troską o „higienę publiczną”. USY był pierwszym tak ogromnym zakładem przemysłowym związanym z przetwórstwem zwierzęcym – i pierwszym, w którym zabijanie stało się rozbitą na części, naukowo opisaną czynnością mechaniczną.3 Według źródeł Union Stock Yard było bezpośrednią inspiracją dla Forda przy projektowaniu linii montażowej, która ruszyła w 1913 r. Dwie dekady później amerykańska produkcja fabryczna zafascynowała niemieckiego dyktatora, który postanowił zastosować fordowski model do administrowania zabijaniem ludzi. W ten sposób droga do Auschwitz zaczęła się w rzeźni, jednak

zahaczyła też o małe gospodarstwo w stanie Delaware. Życie z taśmy Taśma produkcyjna w fabryce Forda rozpoczęła masową produkcję samochodów – i w następstwie praktycznie każdego innego sprzętu, który możemy dostać w sklepach. Historia nie kazała zwierzętom długo czekać.

W 1923 r. na adres Cecile Steele, gospodyni ze stanu Delaware, omyłkowo dostarczono transport 500 kur niosek w miejsce zamówionych pięciu. Zamiast pozbyć się niefortunnej dostawy, obrotna gospodyni postanowiła zwierzęta przechować, podtuczyć przez 16 tygodni i sprzedać już w formie mięsa drobiowego – rzadko wówczas spożywanego delikatesu.4 Pięć lat później Hoover podbił serca Amerykanów podczas kampanii wyborczej, obiecując „samochód w każdym garażu i kurczaka w każdym garnku”. Jeszcze za jego rządów w stanie Delaware wykluwało się już 250 milionów brojlerów, z czego 250 tysięcy z fermy Steele. Fermy brojlerów wyżywiły amerykańskie społeczeństwo w trakcie wojny, a potem podwoiły produkcję, by pokryć zapotrzebowanie

pokolenia baby boomu. 50 lat od założenia pierwszego kurnika brojlerów w Delaware na świecie hodowano już i zabijano miliard – tysiąc milionów kurczaków rocznie, a także dynamicznie rozwijała się przemysłowa hodowla bydła5. W międzyczasie zmienił się system miar – dziś ilość brojlerów zabijanych co roku podaje się już nie w liczbach numerujących indywidualne jednostki, ale w dziesiątkach czy setkach milionów ton mięsa drobiowego. W Polsce liczba brojlerów zabijanych każdego roku przekroczyła liczbę ludności Europy i każdego roku wzrasta o kilkadziesiąt milionów. Pojawienie się hodowli przemysłowej było rewolucją – zarówno w stosunkach między człowiekiem i gatunkami „gospodarskimi”, jak i w relacji konsumenta z produktem pochodzenia zwierzęcego. Można to porównać do przewrotu, jaki dokonał się w momencie przejścia z produkcji rzemieślniczej na fabryczną, z wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Ford chciał produkować masowo samochody – Celia Steele postanowiła taśmowo produkować zwierzęta. Śmierć jednostek Do hodowli zwierząt stosują się wszystkie prawa, których obawiali się robotnicy sprzeciwiający się stosowaniu naukowej metody organizacji pracy. Po wprowadzeniu zasady maksymalnej intensyfikacji pracy przy obcięciu kosztów, eliminowaniu zbędnych nawyków i maksymalnie efektyotwarteklatki.pl

5


wnemu wykorzystaniu czasu pracy, robotników sprowadzono do roli robotów, a wytworzony produkt został oderwany od wykonawcy. Dziś mało kto, trzymając w ręku przed chwilą kupiony produkt, widzi choćby oczyma wyobraźni jego faktycznego wytwórcę i zna warunki jego pracy. Praca została zdehumanizowana; o skutkach tego procesu mówią dziś głośno ruchy na rzecz sprawiedliwego handlu i świadomej konsumpcji. Kury i inne zwierzęta nie miały swoich przedstawicieli w związkach. W ciągu 30 lat czas tuczu brojlerów zmniejszył się o około miesiąc, o ponad kilogram spadło zużycie paszy na jednego osobnika, podwoiła się waga końcowa brojlera. W tym czasie udoskonalone genetycznie rasy krów wykorzystywano już do masowej produkcji mleka. Wciąż wzrasta liczba ginących zwierząt, a spada jakość ich życia i śmierci. Automatyzacja pracy ogranicza kontakt pracownika fermy ze zwierzęciem, a kontakt odbiorcy „produktu” z jego „wytwarzaniem” jest zerowy. Zwierzę -towar stało się narzędziem produkcji dostosowywanym pod kątem maksymalizacji zysków i minimalizacji kosztów.

Produkt końcowy – mięso – jest w ludzkiej wyobraźni odrębnym tworem, całkowicie oderwanym od istoty, która przed śmiercią posiadała do niego prawa. Zamiast ofiar pojawia się statystyka. Ginące i cierpiące zwierzęta zostały przeniesione

6 otwarteklatki.pl

w przestrzeń abstrakcyjną, stając się masami, którym nie przysługują żadne prawa i och rona. Taka degradacja paradok salnie do tej pory była udziałem niektórych grup ludzi, zrównywanych ze zwierzętami6. Tymczasem zwierzęta stały się mniej niż zwierzętami. A masę lepiej opisuje liczba kilogramów, ton „żywca zwierzęcego” niż zera opisujące zbiór indywidualnych jednostek – liczba trudna do wyobrażenia. Nie wykluczam, że Celia Steele, zanim otrzymała feralną dla wielu gatunków dostawę, zbierała jajka od Złośnicy, Pameli i Złotopiórki. Gospodarstwa domowe w Stanach przed „rewolucją” Steele posiadały średnio 23 ptaki i domownicy znali od narodzin do śmierci każdego z nich. Zwierzęta traciły swoje zoonimy – imiona – w momencie śmierci i stania się posiłkiem. Od momentu wkroczenia w historię człowieka i innych zwierząt przemysłu spożywanie mięsa drobiowego okazało się dużo łatwiejsze niż zjedzenie Złośnicy. Więź między człowiekiem a wykorzystywanym

i zjadanym zwierzęciem, choć od zawsze naznaczona dominacją i poczuciem winy, została jeszcze bardziej osłabiona. Powiązanie kawałka mięsa na talerzu ze zwierzęciem (tzw. paradoks mięsa7) stało się jeszcze bardziej skomplikowane z powodu oddzielającego je łańcucha producentów, pośredników, oprawców i ścian hodowli oraz rzeźni. Jednocześnie „higiena publiczna”, zapoczątkowana przez usunięcie rzezi sprzed ludzkich oczu, dziś w postaci marketingowych działań przemysłu, gwarantuje spokój sumienia konsumenta. Pod warunkiem, że nie będzie zadawał pytań. Nadzieja dla milionów Równolegle do systemów eksploatacji i eksterminacji zwierząt od wieków rozwijało się zainteresowanie moralnym statusem zwierząt, a kwestia ich rozumności i świadomości stawała się przedmiotem rozważań filozoficznych. Idea, że to zdolność do odczuwania cierpienia powinna być


wyznacznikiem traktowania zwierząt, jest o cały wiek starsza od pierwszej rzeźni przemysłowej.

Ludzie otoczyli miejsca uboju ścianami, by zapomnieć o cierpieniu, które zadają zwierzętom i nie odczuwać dyskomfortu związanego z konsumpcją – dyskomfortu narastającego wraz z przesłankami o niemoralności tego procederu. Najpierw pojawił się popyt i możliwość zaspokojenia go przez przemysłowy (zmechanizowany i ukryty za murami rzeźni) ubój, potem hodowla przemysłowa. Chęć ucieczki od poczucia winy dopro-

wadziła do tego, że w ciągu kilkudziesięciu lat to cierpienie urosło do ciężkiej do wyobrażenia skali. Keith Thomas, historyk opisujący w swoich badaniach postawy wobec zwierząt, obrazuje konflikt i napięcie narastające między rozwijającą się zachodnią wrażliwością na kwestie zwierząt a rozwojem przemysłu. „Narasta konflikt między nową wrażliwością a materialnymi podstawami społeczeństwa. Do tej pory mieszanka kompromisu i wyparcia zapobiegała pełnemu rozwiązaniu tego konfliktu. Ale konfrontacja z tym problemem jest nieunikniona i będzie powracać. To jedna ze sprzeczności, od których być może będzie zależeć nowoczesna cywilizacja. O jej ostatecznych konsekwencjach możemy jedynie spekulować”.

W rzeczywistości autorem musiał być ktoś inny współczesny Stalinowi. Takie sformułowanie pada też w noweli E. M. Remarque “Czarny Obelisk” poświęconej wczesnym latom 20. w Niemczech. http://quoteinvestigator.com/2010/05/21/deathstatistic/

1

Ten temat, jak i wiele innych zagadnień poświęconych dominacji ludzi nad innymi gatunkami zwierząt - i jej związków z innymi rodzajami opresji - porusza Ch. Patterson w książce “Wieczna Treblinka”.

2

A Social History of the Slaughterhouse, A.J.Fitzgerald. Rzeźnia Union Stockyard, realia produkcji i życia jej pracowników stały się tłem noweli U. Sinclaira “Dżungla” (1946); http://www. humanecologyreview.org/pastissues/her171/ Fitzgerald.pdf 4 Tę historię opisuje J.S. Foer w swojej książce „Zjadanie zwierząt” 3

5

Wchodząc na fermę przemysłową nie sposób w pierwszym momencie nie postrzegać stłoczonych na niej zwierząt jako masy. Dopiero bliższe spojrzenie pozwala dostrzec jednostki – miliony jednostek i indywidualnych (choć podobnych) historii. Gdy patrzysz na statystyki produkowanego mięsa czy wykorzystywanych zwierząt, musisz pamiętać, że nie chodzi o śmierć milionów. Chodzi o setki milionów żyć. Zmiana historycznej narracji na taką, w której zwierzę stanie się podmiotem zamiast liczbą w rocznikach statystycznych jest jedyną drogą do rozstrzygnięcia wspomnianego konfliktu z korzyścią dla zwierząt. Julia Dauksza

O zjawisku dehumanizacji pisze M. Szulczewski w artykule „Jak to możliwe, że ludzie jedzą zwierzęta?” Biuletyn OK nr 2 s. 26

6

Więcej o paradoksie mięsa w tekście M. Szulczewskiego „Jedne kochasz, inne zjadasz - czyli jak działa dysonans poznawczy”, Biuletyn OK nr 1 s. 18

7

Pozostałe źródła: http://en.wikipedia.org/wiki/ Farmageddon_%28book%29 http://www.foeeurope.org/sites/default/ files/publications/foee_hbf_meatatlas_ jan2014.pdf

Dane za jw.

otwarteklatki.pl

7


Oszukać naturę, by zaspokoić konsumenta

C

hów przemysłowy. Powszechnie używane pojęcie, pojawiające się często w kontekście hodowli zwierząt gospodarskich, zanieczyszczenia środowiska, praw zwierząt czy zdrowego trybu życia. Tymczasem z hodowlą, czyli de facto z zabiegami służącymi rozrodowi zwierząt i doskonaleniu cech

8 otwarteklatki.pl

gatunkowych, niewiele ma wspólnego. Według definicji chów jest szeregiem zabiegów zootechnicznych stosowanych w kierunku optymalizacji prawidłowych warunków bytowania i rozwoju zwierząt, celem uzyskania przez nie oczekiwanych cech użytkowych. Mówiąc w zwięzły sposób – chów przemysłowy jest procesem

mającym na celu maksymalizację produkcji zwierzęcej. To pojęcie ma jednak drugi wymiar. Nie dotyczy przecież maszyn stworzonych do masowej produkcji, lecz żywych istot posiadających określoną fizjologię i ograniczone możliwości. Fakt ten celowo i usilnie spycha się na dalszy plan. Dlatego w


produkcji surowców zwierzęcych tak ciężko dostrzec nam najważniejsze jej ogniwo – zwierzę. Wszyscy znamy sielską polską wieś z uroczymi, małymi gospodarstwami, otoczonymi hektarami zielonych łąk i pastwisk, na których prze-

Dopiero po prywatyzacji gospodarstw państwowych i wraz z napływem kapitału zagranicznego produkcja rolnicza nabrała tempa, została gruntownie zmodernizowana i w obecnym stadium w niczym nie przypomina tej sprzed nawet kilkunastu lat. Jednak

bywają zwierzęta. Szczęśliwe oczywiście. Taki obraz hodowli mamy w głowach i z tym utożsamiamy „naturę” zwierząt gospodarskich. Sam zresztą przymiotnik „gospodarski” nie wziął się znikąd i dotyczy towarzyszących człowiekowi zwierząt „użytkowych”, tzn. takich, z których można pozyskać jakiś produkt, np. jaja, mięso, mleko czy wełnę. Jeszcze kilka lat temu chów tych zwierząt odbywał się na bardzo małą skalę, w większości w PGRach i małych gospodarstwach indywidualnych. Zysk z takich gospodarstw nie był zbyt wysoki, co powodowało, że inwestycje w rozwój technologii rolniczych były ograniczone, przez co rozwój całego sektora rolniczego był dość powolny.

w przeświadczeniu Polaków produkcja zwierzęca odbywa się nadal na małą skalę, najczęściej przydomowo i ekologicznie. A jak wygląda naprawdę?

osobowych stadach, a na czas rozrodu rozbijają się na mniejsze stadka, którym przewodniczy jeden kogut. W gospodarstwach przydomowych kury znoszące jajka żyją zazwyczaj dwa-trzy lata, po których ich nieśność znacznie się obniża, więc są zabijane przez gospodarzy „na rosół”. Ich życie jest relatywnie spokojne, warunki utrzymania zazwyczaj są zbliżone do warunków życia dzikiego przodka, tzn. kury mogą swobodnie przechadzać się po podwórku, na noc zamykane są w kurniku, który dzielą z kilkoma/kilkunastoma współtowarzyszkami. Grzebią w ziemi w poszukiwaniu pokarmu, są też dokarmiane przez właścicieli różnego rodzaju domowymi odpadkami. Można pokusić się o stwierdzenie, że zwierzęta te wiodą sielskie, wiejskie życie. Niestety liczba kur żyjących w takich warunkach nie przekracza kilku procent wszystkich kur niosek chowanych w Polsce, których było w 2013 r. 37 milionów.

To, z czego większość z nas nie zdaje sobie Kur bankiwa, dziki przo- sprawy, to fakt, że około 90% z tej liczby, czyli dek dzisiejszych kur domoponad 33 miliony kur wych, zamieszkujący skraje lasów, zadrzewione tereny i niosek, utrzymywanych zarośla południowo-wschodniej jest w systemie klatek Azji, w naturze żyje ponad wzbogaconych. dziesięć lat. Wiedzie on w miarę spokojne życie, chętnie przesiadując przez większość czasu na drzewach. Dzikie kury zdobywają pokarm (owady, dżdżownice, nasiona, korzenie roślin), grzebiąc w ziemi lub podskubując trawę. Są bardzo społecznymi zwierzętami, przebywają w kilkunasto-

Życie kur na tego typu fermach, regulowane dyrektywą Rady 1999/74/WE, wygląda w następujący sposób: zaraz po wykluciu z jajka (umieszczonego nie, jak mogłoby się wydawać, w gnieździe

otwarteklatki.pl

9


kwoki, lecz w sztucznym inkubatorze o pojemności kilku tysięcy jajek), w procesie tzw. seksowania, czyli sortowania według płci, wyklute kurki są oddzielane od kogucików. Te pierwsze, jako zdolne do znoszenia jajek, są umieszczane w części fermy zwanej wychowalnią, gdzie będą przebywać kolejne kilka tygodni, aż do osiągnięcia dojrzałości płciowej. Koguciki natomiast, jako nieużyteczny odpad produkcji jajek, zostaną wyrzucone do śmieci i zutylizowane w kilka godzin po przesortowaniu. Po osiągnięciu dojrzałości płciowej kurki przenoszone są na tzw. fermy produkcyjne, czyli do długich i wysokich budynków, nieposiadających okien, lecz wyposażonych w zaawansowane systemy wentylacji, termoregulacji oraz oświetlenia, mające imitować naturalne warunki środowiska. Wewnątrz nich znajdować się będą kilkupiętrowe rzędy klatek wyposażonych w grzędę (metalowy pręt) do siedzenia, gniazdo (oddzielony pleksi fragment klatki) do składania jaj, drapak (metalowe wypustki) do ścierania pazurków i grzebak (fragment podłogi podobny do papieru ściernego) imitujący glebę i piach do grzebania. Metalowa podłoga klatki została nachylona tak, by składane jajka staczały się na taśmociąg służący do automatycznego ich odbioru. Pod podłogą znajdować się będą taśmy służące do automatycznego usuwania pomiotu, czyli ptasich odchodów. Na każdą kurę przypadać będzie minimum 750 cm2 powierzchni klatki, która będzie, w zależności od wielkości, dzielona przez fot. SOKO Tierschutz

grupę 20-60 zwierząt. W całym budynku może się znajdować ponad 100 tysięcy zwierząt. Z racji braku okien stosowane jest sztuczne światło, którym można w dowolny sposób regulować cykl świetlny, by maksymalnie wydłużyć dzień, a co za tym idzie – zwiększyć nieśność kur. Brak okien wymusza także zastosowanie zaawansowanych systemów wentylacji i ocieplenia hali, by usunąć amoniak i utrzymać mikroklimat jak najbardziej zbliżony do tego obecnego na zewnątrz. W takich warunkach, w systemie klatek wzbogaconych, przez 52 tygodnie żyją w Unii Europejskiej kury nioski.

zaawansowanych systemów świetlnych imitujących dzień oraz systemów wentylacyjnych i grzewczych kształtujących mikroklimat. Automatycznie podawana zwierzętom pasza będzie niesamowicie kaloryczna. Gdyby podobny przelicznik zastosować do dorosłego człowieka, musiały zjadać ok. 10 tys. kcal.

Fermowe życie kur mięsnych, czyli tzw. brojlerów, jest chyba jeszcze bardziej intensywne od życia niosek z ferm przemysłowych. Bezpośrednio po inkubacji i wykluciu z jaj wszystkie pisklęta, niezależnie od płci, przeniesione będą na fermę produkcyjną. Podobnie jak u niosek, ferma jest sporych rozmiarów magazynem wyłożonym od wewnątrz ściółką, na której przebywać może, zgodnie z ustawą, średnio 17 kurcząt na m2. Podobnie jak u niosek, w budynkach dla brojlerów brak jest okien, stąd zastosowanie

Przyrost ich masy ciała jest tak intensywny, że bardzo często kurczęta cierpią na wady serca i niedorozwój stawów, co w licznych przypadkach skutkuje przedwczesnym umieraniem zwierząt. To masowe umieranie w trakcie cyklu produkcyjnego jest w nim uwzględniane i fachowo nazywa się „procentem upadku stada”. Mimo że prowadzone zabiegi hodowlane mają na celu utrzymać liczbę upadków zazwyczaj na poziomie poniżej 10% całego stada, wciąż mówimy o gigantycznej

Nic więc dziwnego, że po 7 tygodniach, czyli jednym cyklu produkcyjnym, ptaki z wagi wyjściowej 120 gramów osiągają wagę końcową 1,7-1,8 kg.


liczbie umierających niepotrzebnie zwierząt. Dla przykładu – jeżeli w 2013 r. w Polsce tuczono około 870 mln kurcząt brojlerów, dziesięcioprocentowy upadek stada oznaczał, że 87 mln zwierząt nie dożyło planowanego uboju. 87 mln upadłych brojlerów to więcej niż wszystkie inne zwierzęta utrzymywane na fermach przemysłowych w Polsce. Dziesięcioprocentowy margines produkcji mięsa drobiowego miał w ubiegłym roku rozmiar większy niż wszystkie inne zsumowane razem rodzaje krajowej produkcji zwierzęcej. Czy produkując na tak wielką skalę, w tak szybkim tempie, w tak sztucznych dla zwierząt warunkach, tylko po to, by utrzymać jak najniższą cenę produktu finalnego, mamy jakiekolwiek prawo mówić o „szczęśliwych” zwierzętach hodowlanych? Postęp przemysłowej produkcji zwierzęcej nie jest wyłącznie efektem dobrego zaprojektowania odpowiednich budynków inwentarskich, w których utrzymywane są zwierzęta.

Mówi się, że to dopiero dzięki automatyzacji produkcji, czyli wprowadzeniu dedykowanych systemów zarządzania stadem, umożliwiono hodowcom uzyskanie na każdym etapie produkcji pełnej kontroli nad zwierzętami. Te dedykowane systemy zarządzania, opracowane przez szereg specjalistów od chowu i hodowli we współpracy z rolnikami, pozwalają na sprawowanie kontroli nad fizjologią zwierząt, dzięki czemu możliwa jest tak precyzyjna w nią ingerencja mająca na celu maksymalizację produkcji. W ciągu ostatnich pięciu lat bardzo modne wśród producentów mleka stało się stosowanie systemów wykrywania rui u krów. Ich stosowanie umożliwia właścicielowi zwierząt określenie z wysokim prawdopodobieństwem, która krowa wchodzi w ruję (owuluje), dzięki czemu możliwe jest zwiększenie ilości prawidłowych inseminacji (zapłodnienia nasieniem), przez co mamy

więcej ciężarnych krów, czyli krów, od których po porodzie będzie można pozyskiwać mleko. W skali całego gospodarstwa stosowanie tych systemów może spowodować zwiększenie produkcji mleka nawet do kilkunastu procent. Na czym zatem polegają te systemy? Brzmi to trochę kosmicznie, lecz na podstawie aktywności ruchowej krów mierzonej liczbą wykonywanych kroków, oblicza się w jakiej fazie cyklu rozrodczego zwierzę się znajduje. Z fizjologii wia-domo, że na kilkanaście godzin przez rozpoczęciem owulacji krowa zwiększa swoją aktywność ruchową, zaczynając dreptać z nogi na nogę i robiąc się bardziej niespokojna. Producenci takich systemów zapewniają, że dzięki ich stosowaniu procent przegapionych owulacji u krów jest bardzo niski, a skuteczność inseminacji krów, u których ruja została rozpoznana - bardzo wysoki. Co ciekawe, systemy te rzeczywiście są przydatne i pozwalają na wykrywanie tych przemian, dzięki czemu coraz częściej producenci mleka decydują się na ich instalację w oborze. Podobne systemy próbuje się wprowadzać do produkcji prosiąt przeznaczonych na tucz i produkcję mięsa wieprzowego. Jednak z racji znacznych różnic w fizjologii cyklu rozrodczego u krowy i świni są one o wiele mniej wydajne w chlewniach, a co za tym idzie rzadziej stosowane. Coraz częściej na zmodernizowanych, wielkotowarowych gospodarstwach popularne jest stosowanie tak zwanych total herd

fot. SOKO Tierschutz

otwarteklatki.pl

11


management systems, czyli systemów pozwalających na sprawowanie całościowej kontroli nad cyklem produkcyjnym poprzez stosowanie dokładnych systemów pomiarowych każdego z poszczególnych etapów produkcji. U krów mlecznych taki system polega m.in. na dokładnym pomiarze parametrów mleka wydojonego od jednej krowy, dzięki czemu na podstawie ilości mleka oraz oznaczenia jego składu białkowego i tłuszczowego krowa zostaje przyporządkowana na fermie do pewnej grupy charakteryzującej się zbliżonym poziomem mleczności. Ta grupa krów będzie przebywać w wyznaczonym sektorze obory, będzie jej też przysługiwała odpowiednia dawka kaloryczna pożywienia. Nieustanne pomiary parametrów dojonego mleka pozwalają monitorować, jak zmienia się mleczność u krów i jak kształtuje się ich stan zdrowia. Dzięki temu moliwe jest dokładne pogrupowanie zwierząt, a poprzez monitorowanie ich rui określenie, kiedy wyłączyć krowę z cyklu produkcyjnego, na kiedy zaplanować inseminację,

przewidzieć czas porodu oraz ponownego włączenia krowy w produkcję mleka. Bardzo podobne systemy zarządzania stadem stosowane są z powodzeniem na fermach trzody chlewnej. Nie monitorujemy tutaj jednak składu mleka, lecz wagę zwierząt, które przechodzą na fermie przez automatyczne bramki wagowe, dzięki którym możliwe będzie grupowanie świń na podstawie ich wagi i przypisanie ich do odpowiedniej grupy żywieniowej, by zoptymalizować tempo przyrostów masy ciała.

Jeżeli porównać nasze wyobrażenie o produkcji zwierzęcej z aktualnym jej stanem, można dojść do wniosku, że jeszcze nigdy nie była ona tak oddalona od natury. Ciężko doszukiwać się winnych tej sytuacji. Z jednej strony można mieć pretensję do specjalistów i producentów, że do granic możliwości wykorzystują zwierzęta i starają się

maksymalnie zwiększać rozmiar produkcji, dzięki czemu zwiększą się także ich zyski. Z drugiej jednak strony ciężka sytuacja rynkowa oraz wysokie wymagania konsumentów i nacisk kładziony przede wszystkim na niską cenę produktu powoduje, że szuka się rozwiązań umożliwiających zaspokojenie popytu. Czy życie w nieświadomości i szczerym przekonaniu, że konsumowane produkty zwierzęce powstały w zgodzie z naturą zwierząt jest jakimkolwiek usprawiedliwieniem? Czy mając świadomość tego, że chów przemysłowy odbywa się w zunifikowany na całym świecie sposób, wciąż można żyć nadzieją, że akurat produkt konsumowany przez nas powstał w innych warunkach? Czy jeżeli wiemy, że nie jesteśmy w stanie ponieść większych kosztów na produkty zwierzęce, powinniśmy stopniowo z nich rezygnować? Czy jakiekolwiek preferencje kulinarne dają nam prawo do manipulowania fizjologią zwierząt, by móc otrzymywać produkty nas satysfakcjonujące? I dlaczego zawsze cenę za wygodę ludzi muszą ponosić zwierzęta? Na te i wiele innych pytań dzisiejszy świat chyba nie znalazł jeszcze odpowiedzi… Monika Gawlik

fot. DeLaval herd management system

12 otwarteklatki.pl


?

Jak wygląda życie na fermie

brojlerów

J

akiś czas temu niemiecka telewizja Stern przeprowadziła pewien eksperyment. Troje ochotników na pięć dni zamknięto w specjalnie przygotowanym do tego celu pomieszczeniu, w którym na osobę przypadały dwa metry kwadratowe powierzchni. Mieli pozostawać tam przez całą dobę i... jeść. Zgłosił się przyszły kucharz Ivo P. z Celle (21 l.), pracownik socjalny Jan S. z Greven (24 l.) oraz studentka biochemii Irina P. z Berlina (19 l.).

otwarteklatki.pl

13


miało zjeść półtorej puszki ravioli ze sporą porcją śmietany. Dzienne zapotrzebowanie to 7,5 puszki, z czego każda po 1438 kalorii. Irina, uczestniczka projektu, Założono, że każdy uczestnik zwymiotowała wszystko. Jedzenie było bardzo strepowinien przyjmować 6 do 8 tysięcy kalorii dziennie. Ponad- sujące, szczególnie dla niej i to cykl świetlny w pomieszcze- dla Jana. Według danych Niemiecniach, w których znajdowali się kiego Towarzystwa Rolniczego uczestnicy, był taki sam jak na (Deutsche Landwirtschaftsfermie. Początkowo światło było włączone przez 24 godziny Gesellschaft) kurczak przez na dobę, a pod koniec ekspery- całe swoje 42-dniowe życie zjada prawie 300 kalorii dzienmentu przez 16 godzin. Przenie, do momentu osiągnięcia bywanie w takich warunkach może doprowadzić do wyczer- wagi 2,5 kg. Osoba, która waży 32 razy więcej, musiałaby więc pania psychicznego z powodu braku rozrywek (książki, czaso- zjadać 9600 kalorii. Jest to pisma i telefony komórkowe są więcej niż założone podczas eksperymentu 8000 kalorii, niedozwolone). ale lekarze nie wyrazili zgody Przez cały czas trwania eksperyment był monitorowany na taką dzienną dawkę pożyi analizowany przez psychologa wienia. Pierwszego dnia światła w dr. Haralda Eulera. Ochotnicy pomieszczeniu były cały czas objęci zostali opieką lekarza włączone. Ta kwestia jest internisty Karla Heinricha również regulowana przez Dittmara i psycholożki więNiemieckie Towarzystwo ziennej Stelli Rothuysen. Rolnicze: w zależności od fazy cyklu produkcyjnego sześciokrotnie zmienia się czas oświetlania kurnika. Ochotnicy zostali wprowadze- Eksperyment przygotowano ni do pomieszczenia o godzinie tak, aby symulował to wszystko w ciągu 5 dni. „Jeśli nasi 20. Od razu podano im pierwochotnicy nie będą mieli naszy posiłek – każde z nich Celem doświadczenia było pokazanie telewidzom, jak wygląda tuczenie kurcząt hodowanych na mięso na fermie przemysłowej.

Dzień 1

turalnego cyklu dnia i nocy, to można sobie wyobrazić, że pojawią się kłopoty”, komentował Harald Euler. Pierwszymi objawami było złe samopoczucie i problemy ze snem. Po 23 godzinach światło zgasło po raz pierwszy... na godzinę.

Dzień 2 Ivo, Jan i Irina zostali zbadani przez Karla-Heinricha Dittmara i mogli opuścić pokój na pół godziny. Irina miała zdecydowanie dość. Przestrzeń przydzieloną uczestnikom eksperymentu również obliczono na podstawie rozporządzenia UE w sprawie ochrony kurcząt chowanych na mięso: „Państwa członkowskie zapewniają, że maksymalna gęstość obsady (...) [w dowolnym czasie] (...) nie przekracza 39 kg na metr kwadratowy”. W przeliczeniu daje to 2 metry kwadratowe dla dorosłego, ważącego 80 kg człowieka. W tak ekstremalnie ciasnych warunkach mogą powstawać konflikty. Dla zabicia nudy Ivo zrobił ze swoich skarpet piłkę. Wieczorem wszyscy ochotnicy robili pompki, biegali w miejscu i ćwiczyli sztuki walki.

Dzień 3 Kolejna faza tuczu oznacza zwiększoną ilość kalorii tego dnia. W jednej porcji badani otrzymują 1000 kalorii więcej. Dziennie daje to „paszę” złożoną z 15 hamburgerów oraz 5 dużych porcji frytek z podwójnym majonezem i keczupem. Takie ilości dają się fot. stern.de


szczególnie we znaki Irinie. Po zaledwie dwóch i pół dnia ma zamiar zrezygnować z życia jako kurczak. Pozostała dwójka postanowiła zjeść porcje Iriny. Zakończenie eks-perymentu mogło nastąpić w każdej chwili, na żądanie któregokolwiek z uczestników. Zdecydowali oni jednak, że postarają się dotrwać do końca.

Dzień 4 Ciągłe oświetlenie było nie do zniesienia, bowiem przez nie uczestnicy tracili poczucie czasu oraz poważnie zaburzało to ich naturalny rytm dobowy. Poza tym cierpieli z braku snu, byli osłabieni i lekko agresywni.

Dzień 5 Ostatni dzień eksperymentu odpowiada końcowej fazie tuczu w życiu kurczaka. Posiłki składały się z makaronu ze śmietaną i parmezanem - 1514 kilokalorii w jednej porcji. Irina otrzymała ponownie pełną porcję. Pierwszy posiłek zjadła, ale w nocy bardzo źle się czuła i prawie zwymiotowała. W trakcie eksperymentu każdy z ochotników zjadł prawie 36 000 kalorii. Podczas tych pięciu dni i nocy światło było włączone prawie cały czas – łącznie bez światła uczestnicy mogli przebywać tylko 24 godziny. Po zakończeniu eksperymentu, uczestnicy zostali dokładnie przebadani. Irina ważyła o 3,2 kg więcej, Ivo 2,8 kg, a Jan przytył 4,5 kg . Jan stwierdził, że żadne zwierzę nie powinno żyć w taki sposób i wyraził

chęć rezygnacji z jedzenia mięsa. Irina miała najwięcej problemów z wyrobieniem norm żywieniowych. Gdy była w najgorszym stanie, zażądała, aby do pomieszczenia wsadzić właściciela fermy brojlerów. Także stwierdziła, że będzie dążyć do rezygnacji z jedzenia mięsa. Jan miewał problemy ze zjadaniem ostatnich posiłków – jadł bardzo długo i nie mógł ich przełknąć. Tłumaczył, że po spożyciu tak dużej ilości jedzenia każdy kęs smakował jak guma czy tektura i był wprost nie do przełknięcia. Ivo nie miał praktycznie żadnych problemów z tak wysoką normą żywieniową. Przyjął taktykę, aby zjeść wszystko tak szybko, jak to możliwe. Aktywność Jana i Iriny znacznie opadła po pierwszych dwóch dniach, ale Ivo nadal próbował coś robić, gdyż jak stwierdził – nuda i brak kontaktu ze światem zewnętrznym były niesamowicie przytłaczające. Eksperyment przeprowadzony przez telewizję Stern w symboliczny sposób pokazuje realia hodowli kurcząt brojlerów. To, czego doświadczyli uczestnicy przez 5 dni to codzienność wszystkich kur hodowanych na mięso. W Polsce ich hodowla wygląda podobnie, jak ta opisywana w Niemczech.

fot. stern.de

W naszym kraju rocznie zabija się na mięso około 800 mln kurcząt. Ich życie jest bardzo krótkie: każde z nich spędza na fermie od 35 do 42 dni, po czym trafia do rzeźni. Do tego czasu osiąga wagę ok. 2,5 kilogramów. Dziennie przybiera na wadze ok. 60 g.1 To, że brojlery przez wiele lat były poddawane zabiegom hodowlanym nie jest jednoznaczne z tym, że ich organizmy są przystosowane do tak szybkiego przyrostu masy. Zarówno układ kostny, stawowy jak i organy wewnętrzne zwierząt nie wytrzymują takiego obcią-żenia. Dochodzi do zwyrodnień, które przynoszą zwierzętom ból i cierpienie. Wiele kur umiera w ogromnych męczarniach, nie doczekawszy finału „produkcji”.

Tłumaczenie i opracowanie: Agata Wilkowska

Tutaj dowiecie się, ile proporcjonalnie ważyłby człowiek tuczony na taką skalę: www.otwarteklatki.pl/liniaprodukcyjna-smierci/ 1

otwarteklatki.pl

15


Hodowla przemysłowa a środowisko

ukryte koszty coraz bardziej widoczne

O zrównoważonym rozwoju mówi się już od dawna. Specjaliści oraz działacze na rzecz ochrony środowiska są zgodni – nie możemy dłużej korzystać z zasobów naturalnych w dotychczasowy sposób, jeśli chcemy zapewnić dostęp do nich także kolejnym pokoleniom. Ostatnio jednak coraz częściej mówi się również o wpływie przemysłowej hodowli zwierząt na środowisko.


D

o tej pory temat wpływu intensywnej hodowli na środowisko był trochę pomijany. Na ogół nie jest on bezpośredni, co hodowcom jest bardzo na rękę. Chociaż nie muszą oni ponosić kosztów negatywnego wpływu swojej działalności na środowisko, to często dotyka on lokalne społeczności. Są to tzw. koszty ukryte: choć nie widać ich od razu, nie znaczy to, że ich nie ma. Dodatkowo trudność sprawia oszacowanie kosztów środowiskowych, takich jak eutrofizacja wód w wyniku nadmiernego nawożenia, zanieczyszczenia ujęć wody pitnej czy spadek bioróżnorodności. Jeszcze trudniejsze jest oszacowanie kosztu wpływu hodowli na klimat. Jednak organizacja1, która się tego podjęła wyliczyła, że koszt szkód związanych z emisją związków azotu z sektora hodowli zwierzęcej do atmosfery mógłby wręcz przewyższyć dochody całej branży rolniczej i sprawić, że byłaby nierentowna. Dlaczego w ogóle jest to ważne? Dlatego, że negatywny wpływ przemysłowej hodowli zwierząt na środowisko jest faktem i stanowi wieloaspektowy i bardzo złożony problem. Ale po kolei. Skoro wspomniałam już o azocie, przypomnę o zapewne znanym każdemu z lekcji biologii procesie eutrofizacji. Zjawisko to występuje naturalnie, jednak w wyniku dostawania się nadmiernych ilości azotu i fosforu do zbiorników wodnych następują zakwity planktonu oraz znaczny spadek ilości zawartego w wodzie tlenu. fot. Meat Atlas

Źródłem tych pierwiastków są zarówno nawozy sztuczne stosowane w uprawie roślin (a duża część roślin przeznaczana jest na pasze dla zwierząt zamiast do bezpośredniej konsumpcji przez ludzi), jak i nawozy naturalne, które w wyniku wysokiego zagęszczenia zwierząt na jednostce powierzchni charakteryzują się także wysoką koncentracją tychże pierwiastków. Skutkiem tak intensywnej eutrofizacji może być powstawanie w wodach tzw. martwych stref, a więc obszarów, gdzie woda zawiera tak małą ilość tlenu, że praktycznie przetrwać w nich mogą jedynie organizmy beztlenowe. Nie musimy nawet daleko szukać – na Morze Bałtyckim, najpłytszym morzu na świecie z bardzo ograniczoną wymianą wody, znajduje się 7 spośród 10 największych martwych stref na świecie2. Oczywiście nie jest to jedynie winą rolnictwa i hodowli zwierząt, jednak mają one znaczny wpływ na ten stan. Zagrożenie dla wód to jedno, ale intensywna hodowla szkodzi także glebie. Nawozy naturalne, takie jak wysoko skon-

centrowana gnojowica, mogą być nawet bardziej szkodliwe od tych sztucznych, szczególnie gdy aplikuje się je na przepuszczalne gleby. Azotany wymywane są do wód gruntowych pobieranych jako wody pitne dla ludzi. Według badań związki te przyczyniają się do powstawania niektórych rodzajów raka. Jeśli ktoś zarzuci ci kiedyś, że Puszczę Amazońską wycina się pod uprawę soi, a z soi robi się tofu dla wegan, ergo: lasy deszczowe giną przez wegan – wiedz, że to nieprawda! W ciągu ostatnich 30 lat 20% lasów amazońskich zostało wykarczowanych pod pastwiska oraz tereny uprawne. W czasie, kiedy czytasz ten artykuł, wycięte zostaną drzewa z powierzchni równej 200 boiskom do piłki nożnej3. O ile w tradycyjnym systemie wypas zwierząt na pastwisku pozwala na zachowanie bioróżnorodności na danym terenie, o tyle intensywny wypas znacznie ją ogranicza. Sytuację pogarsza fakt, że hodowcy często sadzą w miejscu wypasu nowe odmiany wydajnych traw, które zaczynają dominować nad


naturalnie występującymi tam gatunkami. Grodzenie pastwisk sprawia, że często przecina się drogi migracji dzikich zwierząt albo odcina im dostęp do zbiorników wodnych. Ojczyzną intensywnych upraw soi jest Argentyna. Olbrzymie monokultury zastępują tamtejszy naturalny krajobraz. Dążenie do osiągania plonów dwa albo trzy razy w roku wiąże się z wielokrotnym wykonywaniem oprysków środkami ochrony roślin, szczególnie zawierającymi substancję zwaną glifosat (początkowo składnik preparatu Roundup), na którą odporna jest jedynie soja modyfikowana genetycznie. Taką soją karmione są zwierzęta na całym świecie. Substancja ta gromadzi się w roślinach, a następnie jest spożywana przez zwierzęta. Do tej pory nie przeprowadzono badań sprawdzających skutki spożywania produktów odzwierzęcych zawierających niskie dawki glifosatu. Istnieją jednak spore obawy, że może to negatywnie wpływać na zdrowie ludzkie, prowadząc do zaburzeń działania układu hormonalnego i szczególnie szkodząc kobietom w ciąży. Wracając jednak do skutków środowiskowych – opryski wykonywane na wielkich powierzchniach obejmują także okoliczne pola, niszcząc lokalną bioróżnorodność. Kolejnym niezwykle istotnym aspektem intensywnej hodowli zwierząt i produkcji pokarmów odzwierzęcych jest bardzo wysokie zapotrzebowanie na wodę. Z pewnością nieraz zetknęliście się z infografikami pokazującymi, ile litrów wody potrzeba, aby

18 otwarteklatki.pl

powstał kilogram danego mięsa czy litr mleka. Rolnictwo jako takie zużywa aż 70% wykorzystywanej co roku wody słodkiej, z czego jedna trzecia przypada na hodowlę zwierząt. Dlaczego tak to wygląda? W obliczenia te włącza się wodę potrzebną na wyhodowanie roślin na pasze dla tych zwierząt. Stanowi to największy udział procentowy, jednak dochodzi do tego woda używana na przykład do mycie stanowisk, w których trzymane są zwierzęta. Zgodnie z danymi najbardziej nieefektywna pod względem wykorzystania wody jest produkcja wołowiny; na wyprodukowanie 1 kg potrzeba średnio 15,5 tys. litrów wody4, podczas gdy w przypadku pszenicy to kilkanaście razy mniej. Nie wyczerpię w tym artykule wszystkich aspektów wpływu hodowli zwierząt na środowisko, jednak nie mogę nie wspomnieć o wpływie na zmiany klimatu. Jak wiemy, do zmian tych przyczyniają się uwalniane do atmosfery gazy cieplarniane, które zatrzymują ciepło emitowane przez Ziemię, powstające w wyniku nagrzewania promieniami słonecznymi. Zgodnie z wyliczeniami Organizacji NZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) 14,5% wszystkich gazów powstających w wyniku działalności człowieka pochodzi właśnie z produkcji zwierzęcej. Okazuje się, że najbardziej „nieekologicznym” pod tym względem gatunkiem zwierząt są krowy hodowane na mięso. Ich hodowla jest przyczyną powstawania aż 40% gazów tego sektora. Oprócz dwutlenku węgla, w wyniku trawienia powstaje metan, a w procesie

rozkładu odchodów – podtlenek azotu, które mają o wiele wyższy współczynnik globalnego ocieplenia niż CO2 (podtlenku azotu działa prawie 300-krotnie silniej jako gaz cieplarniany niż dwutlenek węgla5). To tylko wybrane zagadnienia z szerokiego spektrum problemów, jakie wiążą się z przemysłową hodowlą zwierząt. Zainteresowane osoby odsyłam szczególnie do raportów, na których bazowałam. Warto przy okazji pamiętać, że ekologiczne skutki tego typu hodowli mają też ścisły związek z problemami społecznymi. Konsekwencje zmian klimatu, zanieczyszczenie wody pitnej, wielkoobszarowe monokultury opryskiwane chemicznymi środkami ochrony roślin – z tym wszystkim musi się zmagać na co dzień wiele milionów ludzi. Ale to już temat na osobny artykuł. Asia Stiller

Artykuł napisany na podstawie raportów „Meat Atlas – facts and figures about the animals we eat” oraz „Tackling climate change through livestock”. 1

European Nitrogen Assessment

http://www.calacademy.org/ sciencetoday/dead-zones-threatenbaltic-sea/55570/

2

http://environment. nationalgeographic.com/ environment/habitats/last-ofamazon/

3

4

www.waterfootprint.org

5

IPCC


Dlaczego zajmujemy się fermami, a nie schroniskami ? statystyka w służbie zwierząt Na samym początku muszę Wam coś wyznać. Kocham zwierzęta. Okropnie kocham zwierzęta. Dlatego moja droga do aktywizmu animalistycznego była bardzo prosta i nieunikniona. Oczywiście wcale nie trzeba kochać zwierząt, żeby walczyć o ich prawa. Znam całe zastępy ludzi, którzy nawet nie będą mieli ochoty pogłaskać kotka, ale po prostu uważają, że każdej czującej istocie należy się prawo do życia wolnego od cierpienia. Wracając jednak do mnie, przyznaję się, że będę piszczała na widok psich oczu, rozczuli mnie kura grzebiąca w ziemi i możliwe, że na starość będę dokarmiać gromadkę kotów żyjącą gdzieś między blokami.

Skoro już to wiecie, nie zdziwią was moje kroki na ścieżce animalistycznego aktywizmu. Na początku były... pieski i kotki. Niestety nie mogę was zaskoczyć. Wtedy jeszcze jadłam mięso, a pies w schroniskowym boksie wydawał mi się najsmutniejszą istotą na świecie. Zbierałam więc dla nich karmę i koce, przeznaczałam moje skromne kieszonkowe i trułam mamie (i wszystkim dookoła), że koniecznie musimy przygarnąć psa, a najlepiej całe stado. Poświęcałam na to mnóstwo czasu i energii, a efekty były... no cóż, mizerne.

cznym schronisku. Okazało się również, że im człowiek ma więcej lat, tym bardziej zdaje sobie sprawę z tego, jak jego działania są ograniczone przez czas, jego zdolności, zdrowie, finanse i tak dalej. I że liczba wyborów, jakich musi dokonywać, bywa czasem przytłaczająca. Także w kwestii działań na rzecz zwierząt.

Musimy sobie jasno powiedzieć: nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego, nie mamy zbyt wiele czasu, a poza tym nas, aktywistów prozwierzęcych, nie jest wielu. Właściwie rzeczywistość wygląda W międzyczasie przestałam odwrotnie niż oczekiwania: jeść mięso, potem nabiał i jajka. jest nas mało, w większości Okazało się, że cierpiących przypadków musimy pracować zwierząt jest trochę więcej niż zarobkowo albo się uczyć, te kilkadziesiąt psów w okoliwięc czas wolny, jaki możemy otwarteklatki.pl

19


całych organizacji, właśnie pod kątem jak najefektywniejszej minimalizacji cierpienia.

poświęcić na aktywizm to maksymalnie kilka, kilkanaście godzin tygodniowo, a skala problemu jest ogromna. Po to, abyśmy mogli dobrze ulokować swoje bardzo ograniczone zasoby z jak największym pożytkiem dla zwierząt, przyjrzyjmy się tej skali. Zawsze musimy pamiętać, że wybierając jedno działanie, wybieramy NIEpodejmowanie innego. Dlatego tak ważne jest decydowanie w oparciu o wiedzę, przemyślenia i jak najszerszą analizę. Zamiast działać na ślepo i pod wpływem emocji, warto poświęcić chwilę i przyjrzeć się statystykom i opracowaniom. Na szczęście są już organizacje, które analizują, jakie kierunki działań i jakie wybory są najskuteczniejsze w walce o zmniejszenie cierpienia i nad czym się skupić. Dlatego mocno polecam sprawdzenie dwóch stron: http://www.animal charityevaluators.org oraz http://www.counting animals.com Organizacja Animal Charity Evaluators zajmuje się oceną działań na rzecz zwierząt. ACE

20 otwarteklatki.pl

poddaje analizie poszczególne strategie działań, jak również całościowo ocenia organizacje. Badania prowadzone przez ACE mają zarówno wskazać aktywistom najbardziej efektywne sposoby działania, jak i pomóc darczyńcom w najlepszym „zainwestowaniu” pieniędzy. Swoje analizy ACE opiera na naukowych metodach, często podpiera się szczegółowymi wyliczeniami, a metodologia stosowana do ewaluacji działań jest w każdym przypadku dokładnie opisywana. Zarówno dane, jak i same metody oceny są ciągle aktualizowane i ulepszane. Jest to związane z tym, że zarówno cierpienie, jak i jego minimalizacja są pojęciami trudnymi do jednoznacznego zdefiniowania, a co dopiero do zmierzenia za pomocą cyfr i matematycznych symboli. Nie oznacza to jednak, że jest to niemożliwe. Przyjmując pewne założenia, opracowując metody i zbierając dane w rzetelny sposób, jesteśmy w stanie z dużym prawdopodobieństwem oceniać zarówno pojedyncze działania, jak i aktywność

„Najefektywniejsze działanie” zostało w sposób ogólny zdefiniowane jako takie, które skutkuje porównywalnie dużym, pozytywnym oddziaływaniem względem czujących istot (chodzi tutaj o mierzalne oddziaływanie powodujące redukcję cierpienia lub podniesienie dobrostanu) przy możliwie najmniejszych poniesionych kosztach. W uproszczeniu możemy powiedzieć, że jeżeli przy porównywalnej ilości włożonego czasu, pieniędzy i energii uratujemy więcej zwierząt, wybierając strategię A zamiast B, to strategia A jest obiektywnie lepsza. Da się to policzyć! I tym właśnie zajmuje się Animal Charity Evaluators. Naprawdę warto śledzić ich badania. Jeszcze do nich wrócimy i możliwe, że wyniki zaskoczą niejedną osobę. Miało być jednak o statystykach i o skali. Jeżeli chodzi o liczbę cierpiących jednostek to zwierzęta hodowane i zabijane na jedzenie bezapelacyjnie zajmują pierwszą pozycję. Rocznie liczba ta sięga 60 miliardów jednostek. Dla po-równania cała ludzka populacja liczy nieco ponad 7 miliardów, czyli na każdego człowieka przypada ok. 10 zwierząt traktowanych jako produkt w przemyśle spożywczym. Sądzę, że czytelników i czytelniczek biuletynu nie trzeba przekonywać, że każde z tych 60 miliardów zwierząt jest unikalną jednostką, ze swoimi specyficznymi cechami i wyjątkowym charakterem.


60 miliardów istnień? Czy to nie brzmi zbyt abstrakcyjnie? Wyobraźmy sobie zatem, że chcielibyśmy zrobić zdjęcie każdej z tych istot i przedstawić jej krótką historię. Powiedzmy, że na taki opis kury, krowy czy innego zwierzęcia mielibyśmy minutę. Gdybyśmy chcieli poznać, chociażby w tak pobieżny sposób, życie każdego z tych zwierząt, musielibyśmy poświęcić 11 415 lat, 191 dni i 6 godzin. Może nie jest to eksperyment myślowy najwyższych lotów, ale nie potrafię ani nie jestem pewna, czy to w ogóle możliwe, by wymyślić taki, który pozwoliłby wyobrazić sobie skalę, na jaką ludzkość wykorzystuje zwierzęta. Również liczba sposobów, na jakie ludzie korzystają ze zwierząt jest długa i często dość wymyślna. Zamykamy je w ciasnych boksach, pozbawiamy możliwości zaspokojenia naturalnych potrzeb, każemy im jeść, spać i rodzić na naszą komendę, stajemy się panami ich życia i śmierci. Zabijamy je na mięso, skazujemy na cierpienie dla mleka i jajek, nosimy ich skóry, testujemy na nich chemikalia, zamykamy w cyrkach i ogrodach zoologicznych, przywiązujemy w lesie, kiedy już nam się znudzą.

Fermy, rzeźnie, cyrki, laboratoria, ogrody zoologiczne, schroniska dla bezdomnych psów czy kotów to wszystko miejsca, w których zwierzęta cierpią. Jak pewnie większość aktywistów/-ek animalistycznych w Polsce, odstałam swoje pod cyrkami, stoczyłam kilka awantur o zawartość szafki z kosmetykami i oczywiście spędziłam niejedną chwilę w towarzystwie bezpańskich psów. Oczywiście kierowały mną dobre intencje, ale czy to właśnie te działania były najlepszymi, jakie mogłam podjąć? Czy wywołane przez nie efekty były w jakikolwiek sposób znaczące? Trzeba sobie zdać sprawę z faktu, że nasze dobre zamiary wcale nie muszą przynosić dobrych i wymiernych korzyści dla zwierząt. A przynajmniej nie tak dobrych i tak znaczących, jakie mogłyby przynieść nasze działania, gdybyśmy podparli je konkretną naukową wiedzą i wybrali te najskuteczniejsze. Załóżmy więc, że chcemy działać na rzecz zwierząt nie dla naszego dobrego samopoczucia wynikającego z tego, że „robię COŚ”, ale że nasze działania powinny wynikać z analizy tego, jak najefektywniej minimalizować cierpienie.

Zwróćmy uwagę na poniższy wykres. Liczba zwierząt cierpiących na fermach przemysłowych jest tak przytłaczająco większa, że chyba nikt nie może mieć wątpliwości, że jeżeli chcemy minimalizować cierpienie to właśnie na tej grupie zwierząt musimy się skupić. Na wykresach widzimy też ogromną dysproporcję pomiędzy liczbą zabijanych zwierząt fermowych, laboratoryjnych czy tych ze schronisk, a kwotami darowizn kierowanymi na zwalczanie cierpienia zwierząt z tych poszczególnych grup. Uogólniając, najwięcej zwierząt cierpi i umiera w związku z hodowlą przemysłową, a jednocześnie najmniej funduszy trafia do organizacji walczących z nią. Stosunkowo niewiele zwierząt jest zabijanych w schroniskach, natomiast większość dotacji przekazywanych na pomoc zwierzętom trafia właśnie tam1. Spójrzmy jeszcze, jak to wygląda w Polsce. Niestety na tę chwilę nie jesteśmy w stanie przeprowadzić tak dokładnej analizy, jakiej dokonało ACE. Jednak na podstawie danych z ogólnodostępnych statystyk, możemy zaryzykować tezę, że gdyby powyższe diagramy

otwarteklatki.pl

21


sporządzić dla Polski, ich struktura niewiele by się różniła od tych amerykańskich.

czynności pochłaniają cały twój czas przeznaczony na aktywizm, to niestety korzyści dla zwierząt są dużo mniejsze niż mogłyby być. Przyjrzyjmy się bardzo ciekawym wyliczeniom dokonanym przez ACE.

Nawet najprostszy wykres (poniżej) pokazuje nam ogromną przeciwwagę zwierząt gospodarskich do zwierząt towarzyszących. I daje nam dużo do myślenia. Absolutnie nie zamierzam kwestionować cierpienia psów czy kotów i potrzeby niesienia im pomocy. Jednak faktem jest, że większa część środków przeznaczona na pomoc zwierzętom trafia do schronisk, faktem jest również to, że istnieje bardzo duża grupa ludzi i wiele organizacji, które zajmują się właściwie wyłącznie tematem bezdomnych psów i kotów. I w obliczu tego warto zadać sobie pytanie: czy, znając warunki panujące na fermach przemysłowych i wiedząc, jak mało osób poświęca uwagę zwierzętom tam cierpiącym, mam prawo poświęcać swój czas i energię na pomoc zwierzętom towarzyszącym?

Powiedzmy, że na aktywizm animalistyczny możesz poświęcić jedną godzinę tygodniowo, co w ciągu roku daje 52 godziny przepracowane na rzecz zwierząt. Załóżmy, że w tym czasie będziesz pomagać w schronisku, skupisz się na wyprowadzaniu psów na spacery. Załóżmy, że w ciągu godziny zabierzesz 5 psów na przechadzkę. Oznacza to, że w ciągu roku wyprowadzisz psy około 260 razy. Te psy nie umarłyby bez twojej pomocy (w zdecydowanej większości przypadków) i prawdopodobnie znaleźliby się inni wolontariusze, żeby spacerować z psami. Oczywiście psy odbyłyby mniej spacerów, ale nie oznacza to, że w ogóle nie byłyby wyprowadzane.

Oczywiście nie chodzi o to, żeby już nigdy nie zawieźć karmy do schroniska albo nie podzielić się informacją o szczeniaku poszukującym domu. Ale jeżeli tego typu

Teraz porównaj wykorzystanie tych 52 godzin na rozdawanie ulotek, czyli jedną z najbardziej rekomendowanych przez ACE aktywności. Ulotki mają zachęcać do przejścia na

Liczba zwierząt w Polsce w 2011

22 otwarteklatki.pl

dietę roślinną. Na stronie ACE możecie zapoznać się z badaniami na temat skuteczności tej formy aktywizmu (wraz z informacjami o metodologii tych badań). Nie możemy zakładać, że nasze ulotki będą oddziaływać dokładnie w ten sam sposób jak te, które poddano ewaluacji. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystać zaproponowaną metodykę, przetestować skuteczność naszych materiałów i z kilku ich wersji wybrać tę najlepszą. Wróćmy jednak do obliczeń wykonanych przez ACE. Zgodnie z badaniami 100 rozdanych ulotek skutkuje jednym nowym wegetarianinem. Badania pokazują, że ludzie pozostają wegetarianami średnio przez 6,2 roku swojego życia. Przeciętny wegetarianin oszczędza rocznie życie 28 kurczętom. Liczbę ulotek rozdawanych w ciągu godziny szacuje się na 100-200 sztuk. Policzmy: przyjmując dolną granicę 52 godziny x 100 ulotek na godzinę daje rocznie 5200 ulotek, co oznacza statystycznie 52 nowych wegetarian (x 6,2 roku x 28 kurcząt), a zatem 9 027 kurcząt niezabitych


na mięso. ACE przy swoich szacunkach bierze pod uwagę dodatkowe czynniki (kolejny raz podkreślam, że jeśli działacie na rzecz zwierząt, naprawdę warto zagłębić się w te badania) i w tym wypadku wynik obliczeń jest mnożony przez współczynnik 0,3 – jest on związany z tym, że rynek nie reaguje natychmiastowo i stuprocentowo na wybory konsumentów – spadek popytu nigdy nie równa się identycznemu spadkowi podaży. Mimo zastosowania takiego współczynnika, zaledwie godzina rozdawania ulotek tygodniowo oszczędza przez rok życie 2 708 kurczętom2. Wiem, że czasem ciężko kierować się takimi suchymi wyliczeniami i że często to emocje i impulsy decydują o podjęciu jakichś działań, przez co te działania mają charakter doraźny i interwencyjny. Oczywiście mamy prawo odczuwać emocje, a wrażliwość i bezpośrednie reagowanie na krzywdę to cechy godne pochwały. Ale w żadnym wypadku nie możemy pozwolić, żeby emocje zawładnęły planowaniem naszych działań. Przy podejmowaniu decyzji o tym, jak będziemy działać, po co i dlaczego, musimy kierować się faktami, dostępną wiedzą czy też taktykami sprawdzonymi przez organizacje o podobnym profilu działalności. Musimy pamiętać o tym, że aktywizm ma nie tylko zapewniać nam dobre samopoczucie tym, że coś robimy, ale że przede wszystkim ma jak najskuteczniej walczyć z cierpieniem zwierząt. Wspaniale jest robić coś

Dlaczego Otwarte Klatki zajmują się zwierzętami z hodowli przemysłowych?

1. 2.

liczba zwierząt cierpiących na fermach przemysłowych w dramatyczny sposób przewyższa liczbę wszystkich innych zwierząt hodowanych przez ludzi

3. 4. 5.

zwierzęta hodowlane wykazują inteligencje, potrzeby i emocje na poziomie zbliżonym do zwierząt towarzyszących

w Polsce praktycznie nie ma żadnej innej organizacji zajmującej się wyłącznie zwierzętami w hodowlach przemysłowych

wiedza społeczeństwa na temat zwierząt hodowlanych jest na niskim poziomie i bardzo często bazuje na krzywdzących stereotypach skupienie się na zwierzętach hodowlanych może przynieść największą redukcję cierpienia przy wykorzystaniu najmniejszych środków (wg wyliczeń ACE jedna osoba przechodząca na wegetarianizm ratuje życie 223 zwierzętom)3.

dobrego, ale jeszcze wspanialej robić coś lepszego, skuteczniejszego i prowadzącego do realnych zmian.

Źródła:

1. http://www.wetgiw.gov.pl/ Marlena Kropidłowska index.php?action=art&a_id=1946, (22.04.2014)

http://www.animalcharityevaluators. org/research/foundational-research/ number-of-animals-vs-amount-ofdonations 1

http://www.animalcharityevaluators. org/resources/volunteeringadvice/#ppv 2

http://www.animalcharityevaluators. org/about/position-statement/

3

2. http://europa.eu/legislation_ summaries/environment/nature_ and_biodiversity/sa0027_pl.htm, (22.04.2014) 3. www.stat.gov.pl/cps/ rde/xbcr/gus/rl_zwierzeta_ gospodarskie_2011.pdf (22.04.2014) 4. http://www. animalcharityevaluators.org (22.04.2014)

otwarteklatki.pl

23


? ą bi o r o c , o t ą bi o r e Dlaczego ludzi (albo dlaczego nie)

W

poprzednim numerze naszego biuletynu przybliżyliśmy Wam ogólną tematykę książki „Animal Impact” Caryn Ginsberg. Pisaliśmy o tym, dlaczego zdaniem autorki (z którym się zgadzamy) naszym obowiązkiem jest działać dla zwierząt tak skutecznie, jak to tylko możliwe, jakie problemy przed nami stoją w związku z tym i – co najważniejsze – jak możemy sprawić, by nasze działania były bardziej skuteczne. W ko-

24 otwarteklatki.pl

lejnych numerach skupimy się na siedmiu elementach koncepcji ACHIEVEchange, która opisuje to, co trzeba zrobić, by być w stanie w większym stopniu wpływać na zachowania ludzi i tym samym poprawiać los zwierząt. W tym numerze przybliżę pierwszy element tej układanki, czyli punkt „action and audience”. Z tego artykułu dowiecie się, że powinno się dla nas liczyć nie tylko zmienianie ludzkich poglądów, ale przede

wszystkim zachowań, jak powinniśmy podchodzić do osób będących odbiorcami/ -czyniami naszych działań oraz tego, jak ważne jest identyfikowanie naszej grupy docelowej i jej potrzeb – bez względu na to, czy są to zwykli konsumenci/-tki, firmy czy też ludzie ze świata mediów i polityki. Faktem jest, że poglądy ludzi bardzo często nie idą w parze z ich zachowaniami. Zróbmy prosty eksperyment: na pewno zdajecie sobie sprawę z tego,


w jak złych warunkach produkowane są ubrania, które kupić można w każdej sieciówce. Czy ktokolwiek z nas popiera to, że szyjące je osoby pracują po kilkanaście godzin na dobę za niewielkie pieniądze, które nie wystarczają na godne życie? Z pewnością nie. Czy są osoby, które całkowicie rezygnują z kupowania takich ubrań? Z pewnością tak, jednak są w mniejszości. Większość osób kupuje ubrania produkowane w złych warunkach, choć tych warunków nie popiera. Podobnie jest ze zwierzętami – większość osób deklaruje, że „kocha” zwierzęta lub że należy je chronić przed zbędnym cierpieniem, jednak te same osoby korzystają z produktów, których wytworzenie było możliwe tylko za cenę ogromnego cierpienia zwierząt. Hipokryzja, dwójmyślenie? Nie musimy tego tak nazywać. Powinniśmy jedynie przyjąć do wiadomości, że ludzie po prostu funkcjonują w ten sposób i zastanowić się, co możemy zrobić, by było to z korzyścią dla zwierząt. Skoro już wiemy, że poglądy nie zawsze idą w parze z zachowaniami, musimy też pamiętać o tym, że to właśnie zachowania (np. niejedzenie mięsa) mają realny wpływ na los zwierząt. Wydawałoby się, że zwykle musimy najpierw przekonać kogoś o słuszności etycznej np. wegetarianizmu po to, by ta osoba zdecydowała się na tę dietę. Jednak nie zawsze tak jest – ludzie wybierają wegetarianizm także z powodów takich jak moda czy preferencje smakowe. Często dopiero potem „dokładają” kolejne powody, dla których nie jedzą mięsa – np.

etyczne. Zrobili już przecież to, co wymagało pewnego wysiłku (przestali jeść mięso), więc teraz mogą poszukiwać kolejnych uzasadnień swojej decyzji. Większość ludzi ma też w sobie wrodzoną awersję do okrucieństwa wobec zwierząt. Znęcanie się nad zwierzętami jest bardzo negatywnie odbierane przez społeczeństwo, więc ludzie nie chcą być z nim łączeni. Lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy dobrymi, uczciwymi i porządnymi ludźmi – a przecież ktoś taki nie będzie krzywdził zwierząt. Jako ruch prozwierzęcy powinniśmy się więc na tym opierać – traktujmy ludzi jako tych, którzy wcale nie chcą krzywdzić zwierząt i pomóżmy im poprzez pokazanie, jak mogą żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami, dostarczając na przykład informacji o alternatywach dla mięsa. Jeśli już zdajemy sobie sprawę, że większość ludzi nie chce krzywdzić zwierząt, możemy zastanowić się, jak na co dzień postrzegamy tych, którzy wciąż jedzą produkty odzwierzęce. W środowisku wegetariańskowegańskim zdarzają się różne,

często bardzo negatywne opinie na temat takich osób, jednak są one do pewnego tylko stopnia uzasadnione i sensowne.

Zdecydowanie lepiej jest traktować osoby jedzące mięso jako potencjalnie zdolne do zmiany (zaprzestania jedzenia owego mięsa) niż jak wrogów. Odnosi się to oczywiście nie tylko do diety, lecz do każdego rodzaju zachowań, które chcemy zmienić. Taka zmiana myślenia może być dla wielu aktywistów i aktywistek niezwykle trudna, jednak jest konieczna, jeśli chcemy poprawić naszą komunikację z osobami, do których kierujemy nasz przekaz. Warto zwracać większą uwagę na problemy i potrzeby osoby, z którą mamy do czynienia, spróbować spojrzeć na sprawę z jej punktu widzenia, a nie tylko skupiać się na własnym gniewie i chęci „wygrania dyskusji”. Warto też zwrócić uwagę na to, co dzieje się w głowie jednostki, gdy jest proszona o

otwarteklatki.pl

25


zmianę swojego zachowania („Nie jedz mięsa”, „Nie kupuj ubrań produkowanych w złych warunkach”, „Wspieraj finansowo organizację prozwierzęcą”). Każdy/-a z nas patrzy na świat ze swojego punktu widzenia i podejmując jakąkolwiek tego typu decyzję, w naturalny sposób zastanawia się, jak ona na nas wpłynie i jakie będziemy mieć w związku z nią korzyści (Caryn Ginsberg pisze o pytaniu What’s in it for me?, które sobie w takich momentach zadajemy). Przykładowo, gdy zachęcamy ludzi do niejedzenia mięsa, oni w myślach zastanawiają się: „Czym zastąpię mięso?”, „Co będę jeść w restauracjach?”, „Jak inni będą mnie postrzegać?”.

Pytanie, które można przetłumaczyć jako „Co ja z tego będę mieć?” nie odnosi się więc wyłącznie do kwestii materialnych, ale także do tego, jak czujemy się z tym, co robimy albo jak jesteśmy odbierani przez nasze otoczenie. Można tu zawrzeć dbanie o zwierzęta czy środowisko, ponieważ niewątpliwie ma to wpływ na postrzeganie nas samych przez siebie i inne osoby. Jeśli więc chcemy namówić kogoś do przyjęcia jakiegoś zachowania, które przyniesie korzyść zwierzętom, musimy zrobić to w taki sposób, aby dana osoba dostrzegała w tej zmianie korzyści dla siebie. W przypadku promowania diety roślinnej bardzo ważne okazuje się pokazywanie ludziom, że wegańskie jedzenie dobrze wygląda i smakuje oraz

26 otwarteklatki.pl

jest ogólnodostępne i łatwe w przygotowaniu. Ludzie często chcą przejść na weganizm, ale po prostu się boją albo nie wiedzą, jak to zrobić. Naszym zadaniem jest tak się z nimi komunikować, by zidentyfikować te problemy i w jak największym stopniu je rozwiązać. Przez pryzmat pytania What’s in it for me? myślą nie tylko osoby, które możemy spotkać podczas rozdawania ulotek na ulicy czy stojąc na stoisku. Podobnie funkcjonują firmy, politycy i dziennikarze. Dlatego też, jeśli chcemy namówić jakąś restaurację do wprowadzenia wegańskich opcji do menu, nie możemy skupiać się przede wszystkim na etycznym aspekcie jedzenia produktów odzwierzęcych. Musimy podejść do tego z innej strony: pokazać, że weganizm staje się coraz popularniejszy, że skoro wegan/-ek jest coraz więcej to opłaca się gotować dla nich, bo takie dania może zjeść każdy (także osoby jedzące mięso czy mające nietolerancję laktozy). Jeśli rozmawiamy z dziennikarzem/-ką, starając się namówić go/ją do napisania tekstu na temat przemysłowego chowu zwierząt, to w pierwszej kolejności podkreślamy, co możemy w tej sytuacji zaoferować: dobre zdjęcia, kontakt do ekspertów, fachową wiedzę. To samo dotyczy osób, które wspierają nasze działania finansowo. Dla nich korzyścią jest poczucie satysfakcji z bycia częścią tego, co robimy. Ważny może być też osiągany dzięki ich pomocy rezultat czy związany z tym prestiż. Podobnie jest z wolontariuszami/kami – decydują się na wolon-

tariat chociażby dlatego, że chcą poznać nowych ludzi, zdobyć nowe umiejętności, poczuć się częścią grupy, która wprowadza pozytywne zmiany. Jeśli będziemy wciąż zastanawiać się nad motywacjami osób wspierających nas zarówno swoimi pieniędzmi, jak i pracą, będziemy w stanie lepiej odpowiadać na ich potrzeby, co z kolei może je zmotywować do zwiększenia swojego wsparcia.

Bez względu na to, czy mamy do czynienia z konsumentami/-kami czy też osobami ze świata mediów, polityki lub biznesu, jeśli chcemy osiągnąć sukces w rozmowach z nimi, musimy wyjść poza własny punkt widzenia i poza własne korzyści. Zamiast tego musimy w jak największym stopniu rozumieć to, co jest ważne dla naszego rozmówcy, kimkolwiek by on nie był. Aspekty działań omówione w następnych numerach biuletynu będą zazwyczaj przynajmniej w pewnym stopniu dotyczyły tego, jak możemy to robić.

Natalia Kołodziejska


Pielęgnować aktywizm


Rano spotkałam aktywistkę, która zapewniała, że wszystko z nią w porządku, ale wcale na to nie wyglądało. Poszłyśmy na wspólny spacer i okazało się, że w czasie konferencji starała się jednocześnie ratować psa przed egzekucją i wyglądało na to, że cały jej wysiłek poszedł na marne. Przepełniał ją jednocześnie smutek, wściekłość i poczucie winy. Wiedziała, że zrobiła wszystko co w jej mocy, ale nie mogła przestać się obwiniać. Jako aktywiści obawiamy się często rozmawiać o swoich uczuciach, ponieważ boimy się, że wspominanie o nich sprawi, że zaczniemy się bezproduktywnie nad nimi rozwodzić. W rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. To chowanie w sobie uczuć sprawia, że zostają przy nas i przeszkadzają nam w pracy i relacjach z ludźmi. Rozmawianie o ciężkich sprawach pozwala oddalić im się, usuwając jednocześnie ich ciężar z naszych ciał. Tak właśnie się stało. Moja towarzyszka pozbyła się części smutku i wściekłości. Słuchałam jej z empatią, zapewniając o jej wartości i nie próbując wyperswadować jej uczuć. Choć wydawało się, że w tej konkretnej sytuacji zrobiła wszystko, co tylko mogła zrobić, byłam pewna, że (jak my wszyscy) nosiła w sobie winę pochodzącą z momentów, gdy popełniła jakiś błąd lub nie zrobiła wystarczająco dużo i to poczucie winy uaktywniło się w obecnej sytuacji. Powiedziałam jej o tym, że również

28 otwarteklatki.pl

popełniałam błędy i nie zawsze robiłam wszystko, co było w mojej mocy i wiem, jak ciężko jest żyć ze świadomością, że zwierzęta płacą cenę naszych błędów i porażek. Po kilkuminutowej rozmowie poczuła się lepiej i mogła stawić czoła pracy, która czekała na nią tego dnia. Aktywizm jest zajęciem z natury wymagającym. Wymagania jakie stawia wobec naszych ciał, umysłów, finansów i związków sprawia, że wypalenie, stres i depresja są powszechne wśród aktywistów wszystkich ruchów. Aktywiści działający na rzecz zwierząt bywają dodatkowo obciążeni w związku z czynnikami stresowymi charakterystycznymi dla naszego ruchu i rodzajem pracy, jaką wykonujemy. Wielu z nas było świadkami olbrzymiego cierpienia i nie było w stanie zrobić nic, by mu zapobiec. Z badań nad osobami, które przeżyły traumę wiemy, że bycie świadkiem cierpienia drugiej osoby i niemożność powstrzymania tego cierpienia prowadzą częściej do stresu posttraumatycznego niż samo doświadczanie cierpienia.

Gdy chodzi o pomoc zwierzętom, mamy więcej władzy niż chcemy i mniej władzy niż jest nam potrzebne. Jako ludzie mamy niesprawiedliwie dużą władzę nad zwierzętami, co często prowadzi do sytuacji, gdy ich życia spoczywają w naszych rękach. My decydujemy, co robić i czego nie robić i od tych decyzji zależy ich życie i

śmierć. Taka władza jest potworna! Jednocześnie w porównaniu z osobami, które czerpią zyski z wykorzystywania zwierząt, mamy dużo mniejszą władzę niż potrzeba. Pracujemy często w organizacjach, które dają nam zbyt małe wsparcie. I, niestety, czasami przywódcy ruchu wprost wyrażają swój brak zainteresowania zdrowiem i uczuciami innych aktywistów, ponieważ los zwierząt jest ostatecznie dużo gorszy. Fakt jest taki, że dbając o nasze własne prawa, bylibyśmy dużo bardziej efektywnymi aktywistami praw zwierząt. Musimy bardziej dbać o siebie i innych. Zacznę od dbania o siebie, a później przejdę do dbania o innych aktywistów. Twoim najważniejszym narzędziem jako aktywisty/-ki jest ciało, a więc również mózg. Czy możesz wyobrazić sobie mechanika samochodowego przechwalającego się tym, że zostawił narzędzia na deszczu, aby zardzewiały, a następnie próbował dalej ich używać? Tak postępujemy gdy chwalimy się, że nie dosypiamy albo nie mamy czasu jeść, ponieważ zawaleni jesteśmy pracą. Musimy zacząć szanować swoje narzędzia. Dobrze się odżywiaj, odpoczywaj, spożywaj odpowiednią ilość płynów (o tym zawsze zapominam) i nie zapomnij oddychać. Codziennie wychodź na świeże powietrze i ćwicz. (Możesz uczynić to częścią swojego aktywizmu poprzez rozdawanie ulotek lub podjęcie działalności, która zmusza cię do ruchu na


świeżym powietrzu). I nie zapomnij o dostarczaniu swojemu ciału wszelkich (bezpiecznych i za zgodą drugiej osoby) przyjemności, których ono pragnie.

nie jest to możliwe, spróbuj uwolnić je pisząc, malując, śpiewając, albo wykorzystując inne formy kreatywnego wyrazu.

ponieważ mózg składa się głównie z tłuszczu. Nie zapominaj o piciu wody, bo odwodnienie spowalnia działanie mózgu. Skorzystaj z mojej rady dotyczącej przebywania na świeżym powietrzu – umiarkowane ćwiczenia pomagają dotlenić mózg.

Tutaj dochodzimy do tematu dbania o innych. Skoro najlepiej wyrażać swe uczucia innym ludziom, musimy też być gotowi zamienić się w dobrych słuchaczy. Jest to szczególnie ważne w przypadku aktywistów, ponieważ zazwyczaj w naszym życiu nie ma zbyt wielu osób, które będą chciały rozmawiać o rzeczach, które szczególnie nas trapią. Na szczęście wszyscy dysponujemy odpowiednimi środkami, aby być dobrymi słuchaczami. Wszyscy jesteśmy w stanie zapewnić to, czego potrzebuje druga osoba: empatię, szczerość, bezwarunkową akceptację i szacunek. Empatia to zdolność wczucia się w drugą osobę. Szczerość to bycie prawdziwym. Bezwarunkowa akceptacja i szacunek to docenianie wartości każdego człowieka jako człowieka (a w przypadku drugiego aktywisty jako towarzysza), nawet gdy się z nim nie zgadzamy lub go nie rozumiemy.

zwierzętach, ponieważ są niezwykle użyteczne. Ostrzegają nas przed niebezpieczeństwem, motywują nas do Twój mózg jest częścią ciała zacieśniania więzi i jego funkcjonowanie zależy społecznych, dają nam od tego, jak traktujesz ciało. Jeśli masz być tak bystra i kre- energię konieczną do atywna jak tylko się da, musisz działania. Powstają w twoim ciele, ale zadbać o swój mózg. Zażywaj multiwitaminę, aby mieć pewkształtowane są przez ność, że dostarczasz ciału historię twojego życia, wszystkich potrzebnych mikro- twoje tło kulturowe i elementów. Upewnij się, że osobiste doświadczenia. spożywasz kwasy tłuszczowe, Nie możesz więc pozbyć się emocji. I nie powinieneś nawet tego pragnąć! Jedynie ludzka arogancja pozwala nam myśleć, że w przeciwieństwie do zwierząt jesteśmy w stanie wyjść poza nasze emocje. Co więcej, emocje są najbardziej wartościowym zasobem, którym jako aktywiści dysponujemy. Tłumiąc je lub powstrzymując, marnujemy tylko energię. Nasze słowa i działania stają się nudne, a co najgorsze, separujemy się od innych. Kiedy zaś akceptujemy swe uczucia, motywują nas one do działania, ożywiają nasze słowa i czyny, łączą nas z innymi ludźmi.

Aby mózg działał możliwie sprawnie, musisz go stymulować. Czytaj książki na wiele różnych tematów. Słuchaj różnych rodzajów muzyki. Nie poświęcaj wolnego czasu na robienie ciągle tych samych rzeczy. Idź do muzeum. Wspieraj lokalne grupy taneczne i teatralne, chodząc na ich przedstawienia. Zrób cokolwiek, co pomoże pokierować twoje Emocje mogą być też myśli w nowym kierunku. oczywiście niewygodne. Pamiętaj, że kreatywne myśNależy wówczas czuć lenie, jak wszystko inne, poje i wyrażać zamiast prawia się dzięki praktyce.

Pamiętaj też, że jesteś zwierzęciem. Mawiamy: Ludzie to zwierzęta. Oraz: Zwierzęta mają uczucia. Oznacza to, że ty też masz uczucia. Emocje są zarówno fizyczne jak społeczne. Emocje wyewoluowały w

zaprzeczać im i starać się je tłumić; jeśli będziemy im zaprzeczać, przylgną do naszych ciał – czasami wydostając się w sposób, który będzie ranił nas i innych. Jeśli to tylko możliwe, najlepiej jest wyrażać swoje uczucia innym ludziom. Jeśli

Tego rodzaju umiejętności są niezbędne, ponieważ organizacje aktywistyczne stanowią przede wszystkim układ relacji. Jeśli relacje te są zdrowe, nawet najbardziej zubożałe i zapracowane organizacje mogą trzymać się razem i osiągać cuda. Jeśli relacje są niezdrowe, najlepiej dotowane i sytuowane organizacje rozpadną się lub, co gorsza, trwać będą latami, wyniszczając aktywistów i osiągając dużo mniej niż zrobiłaby to zdrowa organizacja dysponująca takimi samymi środkami. otwarteklatki.pl

29


W jaki sposób pielęgnować uczucia wewnątrz naszych organizacji? Należy przede wszystkim słuchać siebie nawzajem. Gdy nie zgadzamy się, należy wyrażać to z szacunkiem. Rozwiązując spory, starajmy się dążyć do konsensusu. Zamiast kłócić się, nie słuchając i dbając jedynie o to, by zdobyć poparcie dla swojej pozycji, słuchaj uważnie, aby dotrzeć do prawdziwego źródła sporu. Zidentyfikuj wszystkie punkty w których się zgadzacie. Następnie dotrzyj do źródła nieporozumienia i tego, co mogłoby je rozwiązać. Więcej danych? Może jakieś badanie? A jeśli jest to faktycznie jedynie kwestia opinii, być może musicie przystać na to, że nie dojdziecie do porozumienia. Bardzo często jednak będziecie w stanie dojść do tego, co mogłoby rozwiązać konflikt i przynieść prawdziwe porozumienie. W czasie tego procesu pamiętajcie i upewniajcie o tym, że nie jesteście wrogami; jesteście sprzymierzeńcami, którzy się nie zgadzają. Możecie odczuwać i wyrażać silne emocje związane z przedmio-

30 otwarteklatki.pl

tem sporu, ale nie powinno to powstrzymywać was przed traktowaniem siebie nawzajem z empatią i szacunkiem.

Większość ludzi porusza się na co dzień po świecie dość samotnie, ponieważ są odcięci od innych osób, zwierząt i natury. Aktywizm, szczególnie związany z ziemią i zwierzętami, pozwala nam na ponowne połączenie z innymi ludźmi, światem natury i naszą dalszą zwierzęcą rodziną.

Dbajcie też o siebie, pamiętając o tym wszystkim, co napisałam o mózgu, ciele i uczuciach. Jeśli jakiś członek waszej grupy nie wysypia się, lub – jak ja – nie pije wystarczającej ilości płynów, przypominajcie mu o tym. Jeśli macie w planie rozrywkę, zaproście swych towarzyszy, pamiętając, że będzie to dobre Cokolwiek robisz, pamiętaj, że nie tylko dla ich ciał, ale również nie jesteś sama. Jakąkolwiek dla poczucia grupowej solidarformą aktywizmu się zajmuności. jesz, nawet jeśli robisz to całNa zakończenie chciałabym kiem sama i nie możesz nikoprzypomnieć o pozytywnych mu o tym powiedzieć, inni stronach aktywizmu. To ciężka aktywiści są z tobą duchem, praca, która nadwyręża nasze życzą ci jak najlepiej i są umysły i ciała. Ale jest to też gotowi złapać cię, gdy będziesz praca ważna i angażująca. spadać. Jestem jedną z nich. Daje nam mnóstwo okazji do uczenia się nowych rzeczy pattrice jones i rozwijania nowych umiejętności przy okazji robienia tego, tłumaczyła: co naprawdę istotne. Łączy Dobrosława Karbowiak nas z innymi ludźmi i światem w sposób, który jest w dzisiejszych czasach rzadkością.


Jak zakazano chowu klatkowego kur w Austrii? Wywiad z Martinem Balluchem rozmawiała

Agata Wilkowska Martin Balluch (ur. 1964) z działaniami na rzecz środowiska związany jest już od 1978 roku. Kwestiami praw zwierząt zajął się w 1985 roku, wegetarianinem został w 1982 r., a weganinem w 1989. Pracował jako wykładowca matematyki na uniwersytecie. Ukończył także filozofię – chciał, aby temat praw zwierząt zaistniał w świecie akademickim w Austrii. W 2004 r. obro-

nił doktorat z filozofii dotyczący prawa do autonomii. W 1992 roku powstało Verein Gegen Tierfabriken (VGT: Stowarzyszenie Przeciwko Fabrykom Zwierząt), którego celem jest walka z przemysłowym chowem zwierząt. Organizacja promuje weganizm i ma charakter abolicjonistyczny, jednak działa poprzez wprowadzanie stopniowych reform – wierzy, że dzięki nim podążamy we właściwym kierunku. Dzisiaj VGT dysponuje rocznym budżetem 800 000 euro i zatrudnia 27 osób. W Austrii co roku zaostrzane jest prawodawstwo dotyczące zwierząt. Tempo tych reform i poziom narastania ograniczeń dotyczących wykorzystywania zwierząt mają tendencję rosnącą na przestrzeni minionych lat. VGT ma w tym sporo

zasług. W ciągu ostatnich 10 lat wprowadzone zostały nowe prawa, które ograniczyły wykorzystywanie zwierząt do nieznanego do tej pory poziomu. Pierwsze ograniczenia dotyczące ferm futrzarskich wprowadzono w 1998 r., zostały one zastąpione całkowitym zakazem w 2005 r. 15 lat po dość słabej regulacji sposobów przetrzymywania dzikich zwierząt w cyrkach pojawił się całkowity zakaz tego procederu. Prawo dotyczące badań na zwierzętach z 1988 r. zostało poprawione w 2006 r. i zawierało całkowity zakaz eksperymentów na naczelnych. Regulacje dotyczące trzymania królików na mięso zostały wprowadzone w 2005 r. i zaostrzone 3 lata później poprzez wprowadzenie całkowitego zakazu hodowli otwarteklatki.pl

31


w klatkach (zakaz ten wszedł w życie w 2012 r.). Regulacje dotyczące przetrzymywania kur niosek zaostrzono w 1999 r., później ponownie w 2003 r., a następnie w 2005 r. pojawił się zakaz produkcji klatkowej mający wejść w życie w 2009 r.

Agata Wilkowska: Po-

wiesz nam więcej o pomyśle zorganizowania kampanii przeciwko hodowli kur niosek w systemie klatkowym? Dlaczego akurat ten rodzaj hodowli?

Martin Balluch: W 1991

roku każda kura komercyjnie hodowana na jajka w Austrii pochodziła z chowu klatkowego. Taki system to jedna z bardziej oczywistych form wykorzystywania zwierząt, można to od razu zobaczyć na każdym zdjęciu z takiej fermy. Z drugiej strony każdy zdaje sobie sprawę, że jeszcze 40 lat wcześniej prawie wszystkie kury żyły w lepszych warunkach, mogły biegać wolno po terenie gospodarstw. Wydawało się nam, że ludzie mogą to powiązać i zrozumieć, że jest jakieś rozwiązanie tego problemu, jakim są nioski w klatkach. Kiedy zaczęliście kampanię? Jak długo zajęło wam doprowadzenie do wprowadzenia zakazu chowu kur niosek w systemie klatkowym w Austrii? Pierwsza publiczna kampania edukacyjna wystartowała w 1991 roku. Trzy lata później niewielki odsetek kur był hodowany w systemie wolnowybiegowym. Już pod koniec lat 90. chów klatkowy powszechnie postrzegano jako typo-

32 otwarteklatki.pl

wy przykład znęcania się nad zwierzętami. Uczono tego w szkołach, pisano o tym w książkach dla dzieci i mówiono w mediach. Na początku 2003 roku wystartowaliśmy z kampanią i z końcem roku rząd był gotowy wprowadzić zakaz klatek konwencjonalnych, jednak nie zamierzał wycofać klatek wzbogaconych. W bardzo konfrontacyjnej kampanii zmusiliśmy rząd do tego, aby objęto zakazem również klatki wzbogacone i udało się. Całkowity zakaz hodowli kur niosek w systemie klatkowym ogłoszono 27 maja 2004 roku. Zakaz wszedł w życie w roku 2009. Jakie działania podejmowaliście podczas kampanii? Opowiedz nam o waszych akcjach open rescue, śledztwach, demonstracjach. Jak dużo ich zrobiliście i które z nich uważasz za najważniejsze? Rozpoczęliśmy naszą kampanię akcją open rescue (akcje, w ramach których zwierzęta ratowane są z ferm przemysłowych przez osoby, które nie ukrywają swojej tożsamości – przyp. tłum.), w której wraz z dziennikarzem uwolniliśmy 7 kur. Trafiliśmy przez to do sądu i było to duże wydarzenie dla opinii publicznej. W lipcu

2003 roku przez 15 dni odwiedzaliśmy i filmowaliśmy 48 ferm, w których trzymano 40% kur hodowanych na jajka w kraju. Zaprezentowaliśmy nasze śledztwo na konferencji prasowej. Kontynuowaliśmy kampanię na szereg różnych sposobów – okupowaliśmy fermy, pokazywaliśmy więcej akcji open rescue kręconych razem z ekipą telewizyjną, spuszczaliśmy banery na terenie całego kraju i przeprowadziliśmy blokadę biura kogoś ważnego, kładąc na jego biurku ciała martwych kur. Kiedy ta konfrontacyjna kampania wystartowała na początku 2004 roku, organizowaliśmy codziennie pikiety przed budynkiem Ministerstwa Rolnictwa i biurami rządowymi przez 4 i pół miesiąca. W tym samym czasie skupiliśmy się na wyborach lokalnych i prezydenckich, przez cały czas atakując rządzącą Partię Konserwatywną. Pokrzyżowaliśmy ich przyszłe plany wyborcze: rozklejaliśmy plakaty, wypowiadaliśmy się publicznie, zdarzały się konfrontacje. Panował totalny zamęt. Jak na wasze działania reagowały media? O wiele bardziej niż samymi kurami, media były zaintereso-


wane historiami związanymi z politycznym konfliktem pomiędzy aktywistami i stojącą za nimi opinią publiczną, a coraz bardziej bezradną Partią Konserwatywną, która nie podejrzewała, że zostanie zwalczona tą drogą.

Czy zakaz hodowli kur niosek w systemie klatkowym miał wpływ na ogólną produkcję jajek w Austrii?

przyszłości liczymy osiągnąć sukces podobny do waszego.

Trudno doradzać z zagranicy. Jeżeli chodzi o supermarkety, zdecydowaliśmy się namawiać Mieliśmy w Austrii ponad 30% je do wycofania jajek „3” dopiero wtedy, kiedy zakaz mieliśmy jajek pochodzących z chowu „w kieszeni”. Wszystkie superklatkowego, importowanych z markety w kraju przestały Jaka była reakcja społezagranicy. Od momentu wproczeństwa na waszą kamwadzenia zakazu i publicznego sprzedawać takie jajka po panię? Wiem, że robiliście szeroko zakrojonej kampanii w uznania dobrostanu kur za badania opinii publicznej. istotną kwestię liczba ta spadła 2007 r., 2 lata przed wejściem Możesz powiedzieć kilka do 17%. Oznacza to, że obecnie w życie zakazu chowu klatkosłów na ten temat? na fermach w Austrii jest więcej wego. W przypadku tej kampanii potrzebowaliśmy zorgakur, ale jednocześnie z roku na nizowanej grupy, która nie Nasze zadanie polegało na rok obserwujemy stopniowy robiła praktycznie nic poza tym, żeby jeszcze bardziej spadek w konsumpcji jaj. Dzipracą nad tą kampanią przez, wzburzyć opinię publiczną siaj jajka są dwa razy droższe powiedzmy, 16 miesięcy. Praze względu na to, że rząd nie niż przed wprowadzeniem zacowaliśmy też nad tym, aby słuchał większości. Według kazu – 33% jajek pochodzi od wszystkie grupy lokalne miały badań popierało nas 86% kur z wolnego wybiegu, a 67% społeczeństwa. Upewniliśmy z chowu ściółkowego. Mimo to poczucie, że ta kampania jest bardzo ważna i wspierały ją się tylko w tym, że rząd stawia jesteśmy świadkami ostrego wszystkimi swoimi siłami. Ja swoje prywatne interesy przed sprzeciwu. Rząd chce zmniejsam miałem osobisty kontakt opinią większości. szyć powierzchnię przypadaz dwunastoma dziennikarzami jąca na kurę w chowie wolnoz różnych mediów, z którymi Opowiesz nam więcej o wybiegowym, a także zwiękrozmawiałem zawsze, kiedy dyskusjach w rządzie? Kilkuszyć zagęszczenie stada w krotnie już mówiłeś o waprzypadku młodych kur (przed trzeba było zorganizować akcje i wychodziłem z propozycjami, szym największym przeciwokresem znoszenia jajek) z 14 w jaki jeszcze nowy sposób niku, jakim była Partia Konna 18 zwierząt na m2. można przedstawić nasz serwatywna. Czy jakieś partie temat. I cały czas spotykałem Was wspierały? Czy mógłbyś udzielić kilku się z politykami opozycji. rad początkującym? WłaśMieliśmy też dużą bazę wiarynie wystartowaliśmy z poÓwczesny rząd był konsergodnych dowodów naukowatywny, wspierany przez inną dobną kampanią w Polsce. wych, dotyczących dobroOpublikowaliśmy materiały niewielką frakcje prawicową. W stanu zwierząt na fermach w z dwóch ferm kur niosek, opozycji byli socjaldemokraci Austrii. Dzięki temu mogliśmy należących do jednego z i zieloni – razem prawie 50% od razu reagować. Trzeba największym producentów głosów. To była idealna sytujednak podkreślić, że zanim jajek w naszym kraju – firmy acja, aby skłonić opozycję do rozpoczęliśmy kampanię, Fermy Drobiu Borkowski. wsparcia nas. Odbywaliśmy mieliśmy do niej konkretne Uruchomiliśmy także stronę regularne spotkania z przedstapodstawy, budowane już od internetową – www.jakonewicielami obu partii, na których 1991 roku. toznosza.pl i staramy się dyskutowaliśmy o strategii przekonać sieć supermari budowaliśmy poparcie dla ketów Kaufland do rezygnacji naszych akcji. To się bardzo ze sprzedaży jajek z chowu dobrze sprawdziło. Teraz, kiedy klatkowego. Nasza kamsocjaldemokraci są w rządzie pania ma charakter edukarazem z konserwatystami, cyjny, ale nie ukrywamy, że w mamy o wiele trudniej. otwarteklatki.pl

33


ulubieniec, to stosunek człowieka do innych gatunków można by uznać, zdaniem Serpella, za niewyszukaną, ale spójną filozofię. Opiera się on na pewnych założeniach: ludzie nadal mają prawo jeść mięso, tak jak robili to ich przodkowie 3 miliony lat temu; cierpienie zwierząt jest niefortunnym skutkiem ubocznym realizacji tego prawa i ekonomicznych okoliczności; hodowla zwierząt to biznes, część gospodarki, zatem musi rządzić się tymi samymi, co ona prawami: minimalizacji i kosztów i maksymalizacji zysku.

W towarzystwie zwierząt James Serpell

Paradoks świni i kota Ralacje człowiek-reszta świata zaczęły zmieniać się drastycznie w momencie, w którym udomowione zostało pierwsze zwierzę. Pewnego rodzaju partnerstwo i próba sił charakteryzujące polowanie zastąpione zostały przez relację panowania i zależności, w której dominującą rolę sprawować zaczął człowiek. Wraz z postępem uprzemysłownienia asymetria relacji człowiek-inne gatunki rosła, aż do momentu całkowitego uprzedmiotowienia zwierząt w przemysłowej hodowli, w której są one towarem, wartościowym jedynie pod względem ekonomicznym. Jednak w międzyczasie stało się coś, co sprawiło, że ludzie (głównie w USA i Europie) zaczęli sprowadzać do swoich domów zwierzęta-ulubieńców, którym przypisywany jest jak najbardziej podmiotowy status. Sytuacja ta jest rażącym paradoksem, który aż prosi się o jakieś wyjaśnienie. I właśnie to wyjaśnienie stara sie dostarczyć James Serpell w swojej książce "W towarzystwie zwierząt". Zwierzę-ulubieniec wymyka się paradygmatowi opłacalności. Gdyby nie zwierzę-

34 otwarteklatki.pl

Cóż jednak zrobić z "domowym pupilem", który z ekonomicznego punktu widzenia jest kompletnie bezużyteczny? Co więcej, jest niczego nieprzynoszącą inwestycją środków. Mimo to zwierzę takie jest darzone przyjaźnią i szacunkiem, w przeciwieństwie do świni, która, mimo swej użyteczności, spotyka się z pogardą. Czy świadczy to o tym, że hołdujemy dwóm sprzecznym systemom wartości? Sytuacja byłaby moralnie i psychicznie nie do zniesienia, gdybyśmy uważali oba te systemy za równe. Serpell sądzi, że poczucie sprzeczności znika, gdy uznamy, że jeden z tych sposobów jest "dziwny". Rozwiązanie po linii najmniejszego oporu, które do dziś jest często spotykane, to protekcjonalne i lekceważące podejście do zwierząt-ulubieńców oraz ich opiekunów bez kwestionowania prawa do eksploatacji innych gatunków. W tym kontekście najprostszą intuicyjną reakcją jest uznanie, że ludziom, którzy spędzają życie ze zwierzętami po prostu czegoś brakuje. Jedna z prób banalizacji relacji zwierząt i ich opiekunów głosi, że zwierzę-ulubieniec miałoby zaspokajać potrzeby psychiczne człowieka żyjącego we współczesnym społeczeństwie, w którym szwankują relacje międzyludzkie. Kolejna zaś wskazuje na potrzebę bezwzględnej władzy czy inne mroczne instynkty, które w relacjach wyłączających innych ludzi pozwalają się bezkarnie realizować. Jednak przytaczane w "W towarzystwie zwierząt" dane statystyczne nie potwierdzają hipotezy, jakoby osoby żyjące z psami, kotami czy królikami odznaczały się ponadprzeciętnymi deficytami emocjonalnymi czy problemami społecznymi. Liczba zwierząt mieszkających w ludzkich domach sukcesywnie


rośnie od lat 50. XX wieku. Zdaniem Autora znamienne jest również to, że prawie nikt tego zjawiska nie bada.

Coż więc za tym stoi? Serpell w dalszych rozdziałach swojej książki cofa się w historii do momentu przemiany kultury łowieckozbieraczej w kulturę opartą na uprawie roślin i hodowli zwierząt. Analizuje głowne prądy światopoglądowe, które tworzyły, nazwijmy to, euro-amerykańską mentalność, jak również współzależności między wiodącymi w różnych epokach przekonaniami, a rozwojem cywilizacji, uprzemysłowieniem i stosunkiem człowieka do reszty gatunków i natury. Wszyscy, którzy mają za sobą lekturę "Wyzwolenia zwierząt" Singera, czy "Wiecznej Treblinki" Pattersona mogą potraktować ten przegląd światopoglądów jako przypomnienie. Tym, co czyni książkę Serpella ciekawą, jest wciąż powtarzające się pytanie o tak zwanego kanapowca i jego wyjątkową rolę w zachodniej kulturze. Jest ono na tyle pogłębione, że nawet osoby, które od wielu lat zastanawiają się nad znanym wszystkim wegetarianom hasłem "jedne kochasz, drugie zjadasz" odnajdą w "W towarzystwie zwierząt" coś interesującego. Hipoteza Serpella składa się z kilku wątków. Na przykład obecność innych gatunków w domach ludzi miałaby wynikać z chęci wzbogacenia już istniejących kontaktów społecznych oraz rozwoju osobistego, poprawy poczucia fizycznego i psychicznego ludzi czy z tego, że zwierzęta pomagają rozładowywać napięcie psychiczne, są dodatkowym emocjonalnym wspaciem.

We Animals Jo-Anne McArthur Jo-Anne McArthur można śmiało uznać za jedną z najbardziej inspirujących postaci współczesnego ruchu praw zwierząt na świecie. Od 15 lat prowadzi swój projekt fotograficzny We Animals, współpracowała z wieloma organizacjami prozwierzęcymi, jej zdjęcia są i były wykorzystywane w trakcie niezliczonych kampanii mówiących o cierpieniu zwierząt. A mimo wszystko do niedawna osoba skrywająca się za tymi zdjęciami pozostawała raczej nieznana. W ubiegłym roku była główną bohaterką wyświetlanego również w Polsce filmu “Duchy naszego systemu”, w ramach którego reżyserka Liz Marshall przez ponad rok towarzyszyła JoAnne i umożliwiła mały wgląd w jej pracę. Z tej okazji w drugim numerze naszego biuletynu ukazał się również wywiad z nią.

Wydana dzięki internetowej kampanii crowdfundingowej książka “We Animals” jest nie tylko podsumowaniem dotychczasowego dorobku McArthur, lecz również przedstawieniem filozofii, Jesteście ciekawi wniosków? Sprawdźcie je która tkwi za jej pracą. Obecnie śledztwa na fersami. mach przemysłowych są jednym z najbardziej skutecznych narzędzi dostępnych grupom http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166389/wprozwierzęcym podczas prowadzenia kampanii. towarzystwie-zwierzat Oprócz tego, że stanowią one doskonałą kontrę Olga Plesińska do fałszywego obrazu chowu i hodowli zwierząt, McArthur przypisuje im dużo większe znaczenie: “Obrazy te muszą pozwolić widzowi zrozumieć. otwarteklatki.pl

35


Powinny go przyciągnąć i skłonić do zastanowienia się nad tym, co widzi, pozwolić poczuć niepokój czy zaciekawienie i w końcu skierować uwagę na własne wnętrze, bo to tam pojawiają się pytania i zaczynają zmiany”.

wcale. Zdjęcie starego opuszczone laboratorium wiwisekcyjnego czy pomieszczeń ubojni z plamami krwi na podłodze działają na wyobraźnię dużo bardziej niż nawet najdrastyczniejsze obrazy.

Dlatego też zdaniem McArthur zdjęcia powinny być jak najlepsze, bo dzięki temu nie tylko przedstawiają świat, lecz stają się również nośnikiem zmiany społecznej. I w tym sensie zdjęcia McArthur są naprawdę świetne. Nie tylko bowiem dokumentują pewne zjawiska, lecz również posiadają niebywały walor artystyczny, jak paradoksalnie by to nie brzmiało w przypadku zdjęć z rzeźni czy targu bydła.

I choć zdjęcia zawarte w tej książce, a jest ich ponad setka w dużym formacie, jak również historia ich powstania nie potrafią pozostawić czytelnika obojętnym, to jednak jest kilka zdjęć, które utkwiły mi w pamięci najbardziej.

Myślę, że ich największą zaletą jest to, że głównym celem autorki jest – jak sama pisze – nawiązanie więzi ze zwierzęciem, które znalazło się w pewnej sytuacji, upodmiotowienie go, zawarcie na zdjęciu nie tylko obrazu rzeczywistości, lecz również przekazanie emocji. Każdy, kto obserwował Jo-Anne przy pracy, łatwo może zauważyć, o co chodzi. W trakcie robienia zdjęć rozmawia ze zwierzętami, nawiązuje z nimi kontakt, fotografuje je same, a nie tylko warunki, w jakich są utrzymywane. Myślę, że właśnie to nadaje zdjęciom tej ekspresji, która czyni je wyjątkowymi. McArthur świetnie ukazuje los indywidualnych zwierząt, ale również kontekst ich wykorzystywania. Jedne z najbardziej poruszających zdjęć w tej książce to te, na których zwierząt nie widać

36 otwarteklatki.pl

Pierwsze to zdjęcie młodego makaka na fermie rozpłodowej w Laos. To właśnie z Azji południowo-wschodniej, jak również z Mauritiusu, pochodzi większość małp wykorzystywana w eksperymentach w Europie i w USA. Najtragiczniejsze jest to, że choć obowiązujące przepisy zabraniają importu odłowionych makaków na teren Unii Europejskiej, wcale nie oznacza to lepszego losu dla zwierząt. Zwierzęta importowane do badań toksykologicznych czy podstawowych (takich jak np. badania neurofizjologiczne) to zwierzęta urodzone już w niewoli. Oznacza to dla nich, że rodzą się w często przepełnionych i brudnych klatkach, dorastają w tym jałowym otoczeniu i jeśli przeżyją, skazane są na długi transport drogą lotniczą – lub ostatnio, w wyniku sukcesów odnoszonych przez aktywistów praw zwierząt – coraz częściej drogą wodną i lądową (lub wcale). Na końcu podróży czeka ich nawet kilkanaście lat życia w placówkach doświadczalnych. Makak na zdjęciu jest jednak wciąż na początku drogi, panicznie przerażony stara się schować w najdalszym rogu za jedynym elementem wyposażenia betonowej klatki – żelaznym prętem. Myślę, że w tym zdjęciu najbardziej poruszające jest to, że zwierzę to dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, co się z nim dzieje, gdzie jest i że nie czeka je nic dobrego. Ze względu na znaczne podobieństwo fizjolo-


giczne i podobne schematy zachowań, jego postawa i zachowanie nie pozostawiają zbyt dużego pola do interpretacji, co tak naprawdę czuje. Jednoznaczność tego zdjęcia jest czymś, co wyjątkowo do mnie przemawia. Drugim zdjęciem, które utkwiło mi w pamięci jest to zrobione podczas opróżniania kurnika z brojlerów. Zwierzęta są na nim ledwo widoczne, przypuszczalnie bym ich nawet nie zauważył, gdybym nie wiedział, że tam są. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiło na mnie, gdy pierwszy raz widziałem opróżnianie kurnika. Tiry podjeżdża-jące jeden za drugim, plastikowe klatki wyłado-wane zwierzętami pako-wane za pomocą wózka widłowego na naczepę, wzmożony ruch przez kilka do kilkunastu godzin, w trakcie których wywozi się kilkadziesiąt tysięcy zwierząt. Może nawet nie zwierząt, tylko surowca, towaru, który hodowca wyprodukował dla zakładu drobiarskiego. Jednym z przewodnich motywów zdjęć Jo-Anne jest zawsze interakcja na linii człowiek-zwierzę, czasem jest ewidentna, czasami trochę mniej. W tym wypadku interakcja ograniczona do przemysłowego załadunku jest dla mnie symbolem tego, czym jest chów przemysłowy. To zwierzęta ładowane wózkami widłowymi na tiry. Trzecie zdjęcie, które mam w pamięci, gdy myślę o książce McArthur, to zdjęcie zupełnie inne niż dwa poprzednie. To zdjęcie z sanktuarium dla naczelnych (w szczególności dla goryli) w Kamerunie, które prowadzone jest przez Rachel Hogan. Rachel wraz ze swoimi współpracownikami opiekuje się obecnie ponad 200 naczelnymi pochodzącymi z konfiskat, interwencji,

czy też przekazanych w ich ręce w innych okolicznościach. Rolą pracowników jest opieka medyczna nad zwierzętami oraz ponowna introdukcja zwierząt do ich naturalnego środowiska. By móc tego dokonać, pracownicy siłą rzeczy wchodzą w interakcje ze swoimi podopiecznymi, są one jednak oparte na szacunku i trosce. Na zdjęciu widać jednego z pracowników sanktuarium trzymającego na rękach zwierzę, które przed-wcześnie obudziło się po narkozie. Głęboka więź łącząca opiekuna z podopieczną bijąca z tego zdjęcia jest czymś, co mnie w nim rozczula. Chciałbym, żeby wszystkie interakcje między ludźmi i zwierzętami wyglądały w ten sposób. Książka składa się z historii jak te trzy powyższe – historii dotyczących relacji pomiędzy ludźmi i zwierzętami. Tak naprawdę wybrałem je bardzo arbitralnie i jest przynajmniej jeszcze kilka, które utkwiły mi w pamięci równie mocno. Myślę, że każda osoba znajdzie w książce zdjęcia i historie, które wywołają w niej podobne uczucia, jak te zdjęcia wywołały we mnie. Jednego jestem pewien: ciężko pozostać na nie obojętnym.

Paweł Brzeziński

otwarteklatki.pl

37


“Grupy prozwierzęce, organizacje, aktywiści, przychodzą i odchodzą, część zostaje. Na dłuższą metę najważniejsze jest to, żeby być weganinem, myśleć pozytywnie, czytać ile się da na temat strategii i historii, mieć otwarty umysł i dostrzegać na fermie przemysłowej kurę w siódmym rzędzie, trzydziestej klatce, przy szóstym przejściu albo przestraszoną świnię dźganą w rzeźni paralizatorem – i nie tracić skupienia.”

Patty Mark


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.