Monitor Polonijny 2005/06

Page 11

A czym są dla Pana zdobyte nagrody? Mimo że jestem dorosłym człowiekiem, nadal jest we mnie mały chłopczyk, który chce dostać zabawkę, cukierka. Te wszystkie nagrody są takimi zabawkami, cukierkami, czekoladkami. Mam w swoim domu „półkę próżności”, na której stoją chyba wszystkie nagrody, które można dostać w Polsce, oprócz „miss obiektywu” (śmiech). To półka wspomnień, patrząc na nią, wracam pamięcią wstecz, tak jakbym oglądał album ze zdjęciami. Ale największą nagrodą jest dla mnie to, kiedy mój menadżer mi powie, że na ten czy tamten mój koncert już od dwóch tygodni nie ma biletów. Znam ludzi, którzy dostawali nagrody, ale nigdy nie zaistnieli. To sprawa przypadku, dobrej passy, która trwa czasami dłużej, czasami krócej. Weryfikatorem tego wszystkiego jest dłuCZERWIEC 2005

gość trwania kariery i wierność widowni. Na to trzeba zapracować, to nie sprawa wygrania „Idola” czy festiwalu.

społem. Miałem ten niewątpliwy zaszyt poznać go, pogadać, spędzić z nim czas. Zaśpiewałem z nim na jednej scenie, mam parę wspomnień i parę zdjęć. To było spełnienie moich marzeń. Kiedyś jako nastolatek usłyszałem „The Beatles”, wracałem ze szkoły do domu, grałem sobie na pianinie ich utwory, zamykałem oczy i wydawało mi się, że jestem z nimi na scenie. Z Joe Cockerem było podobnie. Po latach okazało się, że to nie musi być sen, otworzyłem oczy, a on naprawdę stał na tej samej scenie obok mnie.

Jak doszło do tego, że wystąpił Pan z Joe Cockerem? To był dzień spełnionych marzeń. Miałem podpisaną roczną umowę z firmą ubezpieczeniową, dla której występowałem w wielu koncertach w Polsce. Ta firma obchodziła znaczący jubileusz, a ja 50. urodziny. Z tej okazji miał się odbyć wystrzałowy koncert, wobec czego zapytano mnie, z kim ja bym chciał zagrać. To tak jakby zapytano mnie, którą kobietę chcesz za żonę. Wymieniłem trzy nazwiska: Ray Charles, Joe Cocker i Stevie Wonder, ale traktowałem to jako żart. Organizatorom jednak udało się nawiązać kontakt z Joe Cockerem, który przyjechał ze swoim ze-

FOTO: STANO STEHLIK

Kiedy po skończonym utworze panuje na sali przez jakiś czas cisza, wiem, że ci ludzie, którzy przyszli na mój koncert, słuchają. To nie sztuka zaśpiewać piosenkę „Jedzie pociąg z daleka”, kiedy wszyscy klaszczą do rytmu. Mnie już na tym nie zależy, ja chcę coś ludziom przekazać, coś powiedzieć. Cieszę się, że teraz wśród tej publiczności, którą mam w Polsce, jest sporo ludzi młodych, otwartych na prawdziwe wartości. Nie odbieram tego jako swojej zasługi, ale przyjmuję to za potwierdzenie, że to, co robię z Jackiem, ma sens. Na świecie jest bardzo dużo wrażliwych ludzi, którzy czują się samotni, marzą, do których trzeba mówić czule, nie tylko językiem reklam, gdzie wszystko jest „super” i „okey”. To jest chyba mój sekret.

Często występuje Pan za granicą? Występowałem w różnych krajach Europy, w Ameryce, Australii, ale postanowiłem rzucić granie w klubach, czekanie na swój występ gdzieś w kuchni obok kucharza. Skończyły się czasy, kiedy sto dolarów było tak zawrotną sumą, za którą można było przeżyć w Polsce miesiąc. Za 500 czy 1000 dolarów artyści przełykali gorycz, grali „do kotleta”, a ludzie w tym czasie pili wódkę. Teraz jeżdżę do USA, Kanady, ale wyłącznie z 12-osobowym zespołem, ze swoją aparaturą. Gramy normalne recitale, występując tam tak, jak występujemy w Polsce. Na czerwiec mam zaplanowany występ z Helenką Vondračkovą w USA, gdzie będę jednym z jej gości, drugim będzie Karel Gott. To mają być koncerty z dużym zespołem, m.in. w Nowym Jorku w Carnegie Hall. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA 11


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.