ISSN 1336-104X
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:09 Page 33
Jolanta Drobčo
Cygara made in Smolník str. 21
tłumaczka z tytułem magistra matematyki str. 17
str. 22
Wyborcze
dylematy
str. 4
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:03 Page 2
Bratysława czyta Schulza
arodowe Czytanie to już nie tylko ogólnopolska, ale i światowa akcja społeczna, promująca polską klasykę literacką. W tym roku odbyło się już po raz ósmy, jak zwykle pod patronatem pary prezydenckiej. Tym razem Kancelaria Prezydenta RP zaproponowała głośne czytanie polskich nowel, m.in. M. Ko nopnickiej, H. Sienkiewicza czy B. Prusa. Instytut Polski w Braty sławie już po raz drugi dołączył do akcji – w zeszłym roku czytane były fragmenty Przedwiośnia S. Żeromskiego, natomiast w tym roku, 5 września, odbyło się sceniczne czytanie na role jednego z zaproponowa-
N
2
nych utworów – Mój ojciec wstępuje do strażaków ze zbioru Sanatorium pod klepsydrą Brunona Schulza. W poszczególne postaci wcielili się: Alexander Ho rák jako narrator/Józef, Alina Šošoková jako Matka, Jacek Gajewski jako Ojciec, Ryszard Zwiewka jako Star szy Subiekt Teodor oraz Magdalena Zakrzewska-Verdugo jako Adela. Występ poprzedził wykład dotyczący osoby i twór -
czości autora, wybitnego pisarza dwudziestolecia międzywojennego, który przygotowała Zuzana Obertová z Uniwersytetu Komeńskiego w Bratysławie, a po lekturze nastąpiła projekcja filmu na podstawie wspomnianego zbioru wszechstronnego twórcy (artysty i pisarza) w reżyserii W. J. Hassa z 1973 r., której towarzyszył poczęstunek. Trzeba przyznać, że twórczość drohobyckiego auto-
ra nie należy do najłatwiejszych w odbiorze, jednakże jego plastyczny, malarski wręcz język doskonale nadaje się do głośnego czytania. Natomiast teoretyczny wstęp oraz projekcja filmu stanowiły doskonały kontekst dla widowni. Chyba nikt z obecnych podczas czwartkowego wieczoru w Instytucie Polskim w Bratysławie nie może twierdzić teraz, że nie ma opinii na temat twórczości Schulza. A czy nie taka jest idea Narodowego Czytania, aby skłonić nas, Polaków i polonofilów do sięgnięcia po często kurzące się na półkach bibliotek lektury i świadomego zweryfikowania opinii na ich temat? MAGDALENA ZAKRZEWSKAVERDUGO
ZDJĘCIA: ANDREJ TREBATICKÝ
MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:03 Page 3
W tym numerze będzie dużo o filmie i o teatrze. A wszystko to za sprawą wydarzeń, które się odbyły, a dotyczyły słowackiej Polonii i widzów w ogóle. We wrześniu bowiem mogliśmy podziwiać dwa wyjątkowe przedstawienia teatralne: jedno w Bratysławie – były to „Zapiski oficera Armii Czerwonej“, zaprezentowane przez aktorów z Wilna (str. 13), a drugie w Trenczynie – gdzie z monodramem „Kontrabasista“ wystąpił polski aktor z Jeleniej Góry (str. 16). Informujemy też o innym ważnym wydarzeniu teatralnym, które będzie miało premierę 1 grudnia. Próby spektaklu pt. „Wesele“, przygotowywanego przez grupę teatralną Klubu Polskiego „Patchwork” właśnie trwają, a chętni do jego obejrzenia już teraz mogą rezerwować sobie czas (str. 11). Jeśli zaś idzie o wydarzenia filmowe, to najważniejszym był oczywiście 44. już Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, odbywający się tradycyjnie w Gdyni, z którego relację mogą Państwo przeczytać na str. …. Poza tym zamieszczamy relację z obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej, która w tym roku odbyła się w bratysławskim kinie (str. 8), gdzie pokazano polski film „Jutro idziemy do kina” w reż. Michała Kwiecińskiego. Również w wywiadzie miesiąca oddajemy głos filmowcowi, ale tym razem specjaliście od filmowej dystrybucji (str. 6). Filmu dotyczy też nasze zaproszenie. Otóż już teraz zapraszamy Państwa na premierę teledysku, przygotowanego przez Klub Polski, która odbędzie się 23 października (str. 29). Poza tym oczywiście zapraszamy do urn, gdyż w październiku czekają nas wybory do polskiego Sejmu i Senatu, o których mogą Państwo przeczytać w artykule naszej redakcyjnej koleżanki na str. 4. Natomiast w „Ogłoszeniach” podajemy informacje, jak się zarejestrować do spisu wyborców w Bratysławie (str. 29). Prosimy o zwrócenie uwagi na termin! Można to zrobić najpóźniej do 10 października! Oprócz tego zapraszamy na muzyczne i inne wydarzenia do Preszowa i Trenczyna. (str. 28) W stałych rubrykach znajdą Państwo jak zwykle recenzje książkowe, opisy atrakcji turystycznych i wiele innych. Życzę miłej lektury!
Wyborcze dylematy
4
Z KRAJU
4
WYWIAD MIESIĄCA Fenomen komedii romantycznych a kino polityczne
6
Z NASZEGO PODWÓRKA
8
CO U NICH SŁYCHAĆ? Jolanta Drobčo – tłumaczka z tytułem magistra matematyki
17
BRATYSŁAWA – MIASTO NIEBANALNEJ URODY W centrum handlowym socjalistycznej Bratysławy 20 SŁOWACKIE PEREŁKI Cygara made in Smolník
21
KINO-OKO Festiwal polskiego kina Gdynia 2019
22
BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI Z historią w tle
24
KRZYŻÓWKA
26
SUBIEKTYWNA HISTORIA KOMIKSU POLSKIEGO Film, komiks… Komiks, film…
27
Ile dasz, tyle otrzymasz
28
OGŁOSZENIA
28
ROZSIANI PO POLSCE Kiedy ciągnie wilka do lasu
30
MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI 31 PIEKARNIK Jesień pachnie czekoladą 32
ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Alina Kabele, Arkadiusz Kugler, Katarzyna Pieniądz, Magdalena Zawistowska-Olszewska KOREŠPONDENTI: KOŠICE: Magdalena Smolińska • TRENČÍN: Aleksandra Krcheň JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Stehlik ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková † (1995 - 1999) • VYDAVATEĽ: POĽSKÝ KLUB ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • IČO: 30 807 620 • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel: 031/5602891, monitorpolonijny@gmail.com • BANKOVÉ SPOJENIE: Tatra banka č.ú.: SK60 1100 0000 0026 6604 0059 • EV542/08 • ISSN 1336-104X Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov • náklad 550 ks • nepredajné Realizované s finančnou podporou Fondu na podporu kultúry národnostných menšín. • Projekt współfinansowany w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą Laureat Nagrody im. Macieja Płażyńskiego w kategorii redakcja medium polonijnego 2013
PAŹDZIERNIK 2019
3
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:04 Page 4
Wyborcze
dylematy ej jesieni, nawet jeśli temperatura na dworze nie rozpieszcza, to w naszym otoczeniu i tak jest gorąco – a to za sprawą kampanii wyborczej do polskiego parlamentu. Trzynastego października Polacy wybiorą nowych rządzących. Wieczór wyborczy zgromadzi przed telewizorami miliony widzów, ciekawych, czy przedwyborcze sondaże odzwierciedliły faktyczne poparcie dla poszczególnych
T
1 września obchodzono 80. ROCZNICĄ wybuchu II wojny światowej. Uroczystości miały miejsce m.in. w Wieluniu, na Westerplatte i w Warszawie. W Wieluniu, gdzie 1 września 1939 r. o godz. 4.40 rozpoczął się atak bombowy niemieckich samolotów na szpital Wszystkich Świętych, w którym zginęły 32 osoby, wzięli udział prezydenci Polski Andrzej Duda i Niemiec Frank-Walter Stein meier. „Chylę czoła przed ofiarami ataku na Wieluń. Chylę czoła przed polskimi ofiarami niemieckiej tyranii i proszę o przebaczenie“ - mówił Steinmeier. 4
partii. Wszyscy jesteśmy ciekawi, jakie będą najświeższe polityczne rozdania i czy pojawią się nowe twarze. A potem nadejdzie zwykła powyborcza codzienność i znowu się przekonamy, ile warte były wszystkie przedwyborcze obietnice. O tym, że nigdy nie można być pewnym wyniku wyborów, przekonywaliśmy się na przestrzeni dziesięcioleci już wielokrotnie. Czasami o sukcesie decydowała intrygująca kampania wyborcza, która wysuwała
Na WESTERPLATTE uroczystości, zorganizowane przez władze Gdańska, rozpoczęły się przed 4.45; o tej godzinie 1 września 1939 r. nastąpił niemiecki atak na znajdującą się tu polską Wojskową Składnicę Tranzytową. W uroczystości wzięli udział premier Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński i szef MON Mariusz Błaszczak oraz delegacja z Komisji Europejskiej z wiceszefem KE Fransem Timmermansem. Główne UROCZYSTOŚCI ROCZNICOWE – z udziałem prezydentów Andrzeja Dudy, Franka-Waltera Steinmeiera oraz wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a – odbyły się 1 września w południe na pl. Pił sudskiego w Warszawie. Przyjechało też 40 innych delegacji zagranicznych, w tym prezydenci,
na prowadzenie ludzi znikąd, ale mających jakiś elektryzujący wpływ na społeczeństwo. Bardzo ciekawą postacią był Stanisław Tymiński, który w 1990 roku zgłosił swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich. Jak to się stało, że zaufało mu ponad 3,7 miliona Polaków? Zdobywając tyle właśnie głosów, wyprzedził nawet Tadeusza Mazowieckiego. Chociaż w II turze Tymiński przegrał z Le chem Wałęsą, to do dziś budzi zainteresowanie jego niesamowita siła przekonywania innych. W tym samym czasie powstała partia, będąca swoistą polityczną ciekawostką. To Polska Partia Przyjaciół Piwa, którą w końcu roku 1990 założył satyryk Janusz Rewiński. Choć podstawą działalności tej organizacji
premierzy, przewodniczący parlamentów, ministrowie spraw zagranicznych i obrony oraz wysłannicy rodzin królewskich z Europy. „Jako niemiecki gość stoję tu przed wami boso i czuję pojednanie“ – mówił prezydent Niemiec. „Jestem wdzięczny za waszą walkę o wolność i chylę czoła nad cierpieniem ofiar“ – podkreślił. „Proszę o wybaczenie historycznej winy Niemiec, biorę na siebie za to pełną odpowiedzialność“ – dodał. 5 września w wieku 80 lat zmarł ANDRZEJ POLKOWSKI, pisarz i tłumacz, znany czytelnikom z przekładu na język polski „Opowieści z Narnii“ i „Harry’ego Pottera“. Polkowski był też tłumaczem oficjalnych przemówień i homilii Jana Pawła II, wygłaszanych po angielsku, a także „Całunu Turyńskiego“ I. Wilsona.
13 września Państwowa Komisja Wyborcza przeprowadziła LOSOWANIE NUMERÓW LIST ogólnopolskich komitetów wyborczych. I tak z nr 1 wystartuje Polskie Stronnictwo Ludowe, z nr 2 Prawo i Sprawiedliwość, a z 3 Sojusz Lewicy Demokratycznej LD. Numer 4 to lista Konfederacji, zaś nr 5 Koalicji Obywatelskiej. Ponadto wylosowano numer dla komitetów, które zarejestrowały listy kandydatów do Sejmu w mniejszej liczbie okręgów. I tak numer 6 otrzymała Prawica, nr 7 to Ak cja Zawiedzionych Emerytów Rencistów, nr 8 Koalicja Bezpartyjni i Samorządowcy, natomiast nr 9 to Skuteczni Piotra Liroya-Marca. Podczas jednej z konwencji wyborczych Prawa i Sprawiedliwości przedstawiono tzw. HATTRICK Jarosława Kaczyńskiego. Obejmuje on podniesienie pensji miniMONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:04 Page 5
było promowanie kultury picia alkoholu, co oczywiście kojarzono z żartem, zupełnie niespodziewanie w odbywających się w 1991 roku wyborach do parlamentu uzyskała poparcie na poziomie 3,27%, co oznaczało dziesiąte miejsce wśród stu jedenastu komitetów wyborczych. Sama partia, która dziś już nie istnieje, liczyła ponad dziesięć tysięcy członków. Każdy lokalny kandydat stara się jak może zachęcić wyborców, by oddali na niego głos. Poprzez przyciągające uwagę plakaty, billboardy, bezpośrednie rozmowy i darmowe rozdawnictwo – na przykład częstowanie jabłkami, pączkami, kawą – robi wszystko, byle pozyskać jeden głos więcej. To ważne, bo gra toczy się o bardzo wysoką stawkę. Miejsce w parlamencie daje wiele profitów i czasami zapewnia błyskotliwą ogólmalnej do 3000 zł na koniec 2020 r., do 4000 zł w 2023 r., drugą trzynastą emeryturę w 2021 r. i pełne dopłaty do hektara dla rolników. Premier Mateusz Morawiecki zaproponował natomiast pakiet dla przedsiębiorców, który przewiduje ulgę w ZUS dla businessmanów o przychodach do 10 tys. zł, utrzymanie ryczałtu składek dla przychodów powyżej tej kwoty, 2 mln euro przychodów dla podatku ryczałtowego i 9-proc. CIT-u, wsparcie dla inwestorów. Szef PO Grzegorz Schetyna zapowiedział, że kandydatką Koali cji Obywatelskiej na premiera jest MAŁGORZATA KIDAWA-BŁOŃ SKA. W programie wyborczym PO proponuje m.in. premię emerytalną do 20 tys. zł dla „aktywnych seniorów“, czek opiekuńczy do ponad 1 tys. zł, dwutygodniowy płatny urlop dla ojców, PAŹDZIERNIK 2019
nopolską karierę. Ale my, zwykli ludzie, powinniśmy być nieco odporni na tę „kiełbasę wyborczą”. Nie każdy wie, że frazeologizm ten narodził się już w końcu XIX wieku w Galicji, kiedy to na skutek demokratyzacji wyborów wprowadzono jawność głosowania i powstał problem, jak pozyskać wystarczającą liczbę głosów. Wówczas to kiełbasa i wódka okazały się bardzo dobrą walutą. O tym, że nasz głos przy urnie jest cenny i należy go dobrze przemyśleć, pisałam już kilka miesięcy temu. Chociaż na ogół nie mamy czasu na wnikliwe analizy programów wyborczych i głosujemy „na tych, co zawsze”, moment refleksji przed postawieniem krzyżyka przy wybranym nazwisku mógłby być nieco dłuższy – w końcu wybieramy naszych reprezentantów na najbliższe kilka lat. To oni swoimi decyzjami ukształtują przyszłość naszych rodzin, dzieci, wnuków. Wpłyną na nasze swobody i prawa w Europie i na świecie. Będą zarządzać naszymi portfelami – wyjmować z nich należności oraz dokładać potrzebne świadczenia. Zadbają (lub nie)
dostęp do bezpłatnej procedury in vitro oraz darmowe znieczulenie przy porodzie. Hasło kampanii KO to: „Jutro może być lepsze“. PSL proponuje od przyszłego roku dobrowolny ZUS; przedsiębiorca będzie mógł wybrać okres, kiedy będzie mógł płacić składki, by nie utracić emerytury. Ugrupowanie Kukiz’15, startujące w wyborach wraz z PSL, proponuje wprowadzenie mieszanej ordynacji wyborczej. PSL zapowiada też, że przeznaczy na zdrowie 6,8 proc. PKB. SLD, WIOSNA i LEWICA RAZEM pro ponują z kolei „ZIELONY PAKT DLA POLSKI“, który ma być nowym rozdziałem w walce ze zmianami klimatu. Dziesię ciopunktowy program dotyczy m.in. zielonej energii w każdym
o nasze zdrowie, nowoczesną i sensowną edukację, umożliwią sprawne przekraczanie granic, gdy przyjdzie nam chęć na zagraniczny urlop. Wychodzi na to, że kandydaci na posłów mają naprawdę wielką moc – gdy już zasiądą w Warszawie na Wiejskiej, małymi krokami rozpoczną przebudowę naszego życia codziennego. To od naszej wyborczej wyobraźni zależy, czy w przyszłości będziemy im za to wdzięczni. A może spotka nas rozczarowanie? Głosując dziś, myślmy więc raczej o Polsce za kilka lat. AGATA BEDNARCZYK
domu, zakazu importu węgla, Polski wolnej od smogu, zwiększenia liczby parków narodowych, funduszu dzikiej przyrody, ogólnopolskiego programu retencji oraz powołania rzecznika praw zwierząt. 13 września Komisja Oscarowa pod przewodnictwem producentki Ewy Puszczyńskiej ogłosiła, że POLSKIM KANDYDATEM DO OSCARA w kategorii najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy jest „Boże Ciało“ Jana Komasy. „Boże Ciało” zostało już uhonorowane Nagrodą Dziennikarzy podczas 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, a Jan Komasa otrzymał też nagrodę za jego reżyserię. „OBYWATEL JONES“ Agnieszki Holland został laureatem Złotych
Lwów 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Film opowiada opartą na faktach historię walijskiego dziennikarza Garetha Jonesa z lat 30. XX wieku, który odkrył tajemnicę Wielkiego Głodu na Ukrainie. Srebrnymi Lwami nagrodzono film „Ikar. Legenda Mietka Kosza“ Macieja Pieprzycy o niewidomym geniuszu fortepianu. Magdalena Boczarska i Dawid Ogrodnik zostali nagrodzeni za główne role w „Piłsudskim“ i „Ikarze. Legendzie Mietka Kosza“. Nagrodę Specjalną Jury otrzymał Łukasz Kośmicki za „Ukrytą grę“. Platynowe Lwy za całokształt twórczości odebrał reżyser, scenarzysta i producent Krzysztof Zanussi, reżyser takich filmów, jak „Struktura kryształu“, „Iluminacja“, „Bilans kwartalny“ czy „Barwy ochronne“. MP 5
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:04 Page 6
Fenomen komedii romantycznych a kino polityczne tegoroczny Visegrad Film Forum do Bratysławy przyjechał polski gość Marcin Łuczaj – przedstawiciel jednej z najbardziej liczących się firm dystrybuujących filmy New Europe Film Sales, która jest ukierunkowana na młodych twórców. Udało nam się spotkać z nim, by porozmawiać właśnie o kondycji kina w Polsce i na Słowacji.
Na
Pana obecność w Bratysławie świadczy o tym, że jest zainteresowanie polskim filmem. To jest tendencja ogólnoświatowa? Do tej pory w świecie kojarzono Wajdę, Kieślowskiego i Polańskiego. I to było na tyle, ale świat zaczyna zmieniać zdanie na temat polskiego filmu, dzięki sukcesom takich polskich twórców, jak Paweł Pawlikowski, Małgośka Szumowska, Agnieszka Smoczyńska. Polskie filmy zarabiają dobrze? Radzą sobie dobrze. Trudno oczywiście przebić kino amerykańskie, francuskie czy włoskie komedie, ale patrząc na wyniki frekwencyjne „Zimnej wojny“ Pawła Pawlikow skiego, która jest filmem czarno-białym, widzimy, iż jest to jeden z najbardziej dochodowych filmów w Europie. Dlaczego więc nie zdobył Oscara? Tego nikt nie wie. Ale trzy nominacje to jest duże osiągnięcie. Czy z Oscarem łatwiej się sprzedaje filmy? I tak, i nie. Ten film się sprzedał jeszcze przed rozdaniem Oscarów. On sam zdobył wiele innych ważnych nagród w świecie. No i oczywiście wcześniejszy film Pawła „Ida“, który Oscara zdobył, otworzył drzwi kolejnemu jego filmowi. 6
Studenci słowackiej filmówki znają te filmy? Tak! Oni mogą nie znać filmów, które u nas odnoszą sukcesy, jak na przykład „Kler“ Smarzowskiego, ale dzieła mistrzów znają, a Pawlikowski do grona mistrzów dołączył. Pozostałe dzieła Polaków jednak nie są tu znane. Z czego to wynika? Nasze kino bywa dość depresyjne, a z kolei komedie są bardzo lokalne, nie przekraczają granic – nawiązania społeczne czy polityczne są dla obcokrajowców niezrozumiałe. Czy można mówić o polskim fenomenie komedii romantycznych, które przyciągają rzesze widzów do polskich kin? Mało tego, te komedie romantyczne pracują też za granicą, w takich krajach, gdzie mieszka dużo Polaków, czyli w Anglii, Skandynawii, Amery ce. Ale fenomen komedii romantycznych działa w każdym kraju, bo wszystkie kraje produkują swoje komedie. One po prostu dobrze się
Fenomen komedii romantycznych działa w każdym kraju (…). One po prostu dobrze się sprzedają, są dopasowane do dużej liczby widzów, są bezpieczne, proste (…).
sprzedają, są dopasowane do dużej liczby widzów, są bezpieczne, proste, doskonale sformatowane, bez otwartych zakończeń, bez długich ujęć. Takie kino też jest potrzebne. Kino od początku było rozrywką. Jedni dobrze się czują z taką rozrywką, dla innych rozrywką jest długi film, który zmusza do myślenia. No to chyba uniwersalności w produkcji filmów moglibyśmy się uczyć od Czechów, którzy potrafią opowiadać swoje historie – czy to o zwykłym życiu, czy o ważnych wydarzeniach – w sposób uroczy. Na czym polega ten fenomen? My mamy chyba podobny problem jak Słowacy, bo robimy kino dosyć zaangażowane w nasze wydarzenia. Często jest ono mroczne, depresyjne, a Czesi opowiadają historie w sposób dowcipny. To kwestia podejścia. Chciałbym obejrzeć kiedyś takie polskie komedie, jakie zrobił Petr Zelenka. Ale z drugiej strony dawno nie widziałem czeskich nowości, bo przecież „Kola“, czy „Butelki zwrotne“ to filmy sprzed wielu, wielu lat. Zacieśnianiu więzi między naszymi krajami mają służyć koprodukcje. Powstały więc takie filmy, jak „Zabić Sekala“ Vladimíra Michálka, „Janosik“ Agnieszki Holland i Kasi Adamik i wiele innych. To dobry kierunek? Unia Europejska trochę zmusza do współpracy, a twórcy mieszają się na planie, dzieląc się swoimi doświadczeniami. To dobry kierunek, bo osoby czytające scenariusze mogą podzielić się swoimi uwagami, podpowiedzieć, co jest w danym kraju niezrozumiałe, i to zmienić. Kolejnym przykładem był film „Czerwony kapitan“, w którym główną rolę zagrał Maciej Stuhr, a który nie zyskał w Polsce tak dobrych recenzji jak tu. To niezrozumiały film dla polskiego widza? Takie filmy, jak „Czerwony kapitan“, są w Polsce zrozumiałe, ale nie staną się hitami. Podobnie jak filmy z Francji czy Niemiec nie podbiją naszej widowni. Ale odwrotnie – wejść na rynek francuski to duże osiągnięMONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:04 Page 7
cie, bo największe dochody w Europie z kin osiąga właśnie Francja. Tam jest kultura filmu na dużo wyższym poziomie; bywanie w kinie to niemalże codzienność, a dystrybutorzy przyciągają widzów specjalnymi karnetami, po zakupie których każdy bilet do kina kosztuje tylko dwa euro. Z kolei w Niemczech dystrybucja jest utrudniona przez to, że każdy film musi być dubbingowany, a to są dodatkowe koszty, sięgające tysięcy euro. W kinie, owszem, filmy mogą być z napisami, ale potem, w telewizji musi być niemiecki dubbing. Na Słowacji od wielu lat popularne są letnie seanse pod gołym niebem. Jak to wygląda w Polsce? Też są popularne, przede wszystkim w miastach, gdzie ożyły rzeki. Jeszcze do niedawna miasta odwracały się od swoich rzek, a teraz odkrywają je na nowo. Seanse pod gołym niebem to ciekawa forma prezentacji, odświeżania starszych filmów.
Wejście filmu do kin poprzedza cała kampania. To nie tylko bilbordy, spoty, płatne reklamy, ale też media społecznościowe, zapraszanie twórców na różnego rodzaju spotkania oraz namawianie przedstawicieli mediów do wywiadów z nimi... To są tygodnie pracy! Co jest Pana specjalnością? Ja zajmuję się kupowaniem filmów, czytaniem scenariuszy, podprowadzeniem filmu do jego premiery. A potem ktoś inny sprzedaje film do sieci kin, do linii lotniczych. A jak się sprzedaje filmy do linii lotniczy? Nie tak samo jak do kin? Nie do końca. Zakupy filmów do linii lotniczych rządzą się swoimi prawami. W tych filmach nie może być żadnych katastrof. Nie pokazuje się też filmów o zamachach. Oglądając filmy w samolocie, można zauważyć adnotację, że film był edytowany, co
znaczy, że zostały z niego usunięte fragmenty pokazujące na przykład nagość czy w których słychać przekleństwa. Linie lotnicze nie mają kontroli, kto siedzi przed ekranem, czy to dziecko, czy osoba dorosła, ale muszą zapewnić rozrywkę pasażerom. Ta zaś musi być bezpieczna. Zauważa Pan, że filmy coraz częściej reagują na bieżące wydarzenia polityczne? Tak, oczywiście. Ciekawą reakcją są filmy z gatunku sci-fi, które zapraszają widza do wędrówki w czasie, by zrozumieć, jak będzie funkcjonował nasz świat za jakiś czas, jeśli nie zareagujemy, jeśli nie zrobimy czegoś już dziś. Idealnym tego przykładem jest serial „Opowieść podręcznej“ (na Słowacji znany jako Príbeh služobničky – przyp. red.). W polskim kinie jest też sporo reakcji na wydarzenia polityczne czy społeczne, podobnie zresztą jak na Sło wacji, gdzie bardzo wymowny stał się film „Ostrym nożem“ Teodora Kuhna. Taka rola dzisiejszego kina, żeby próbować zracjonalizować to, co się dzieje wokół nas. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA
ZDJĘCIE: STANO STEHLIK
Na to, by ludzie chcieli pójść do kina, pracuje cały sztabu fachowców. Praca ta wymaga dużych nakładów finansowych. Jak wygląda taka machina?
Takie filmy, jak „Czerwony kapitan“, są w Polsce zrozumiałe, ale nie staną się hitami.
PAŹDZIERNIK 2019
7
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:04 Page 8
O wojnie
inaczej ierwszego września 2019 r. minęła 80. rocznica wybuchu II wojny światowej. O znaczeniu tego wydarzenia dla Polski nie trzeba nikogo przekonywać. Z tej właśnie okazji Ambasada RP oraz Instytut Polski w Bratysławie przygotowały uroczysty pokaz filmu Jutro idziemy do kina, który odbył się 9 września w bratysławskim kinie „Mladosť”. Na seans przybyło wielu zagranicznych gości. Słowo wstępne wygłosili ambasador RP w Bratysławie, Krzysztof Strzałka, przypominając okoliczności pamiętnych wydarzeń, a także dyrektor Instytutu Polskiego w Bratysławie, Jacek Gajewski, przybliżając polską kinematografię dotyczącą II wojny światowej, a także prezentowany film. Dyrektor IP wymienił najważniejsze dzieła spośród bogatej polskiej filmografii wojennej, takie jak Kanał i Lotna A. Wajdy czy Eroica A. Munka, a także współczesny serial Czas honoru, pokazy-
P
8
wany w 2014 r. w TVP2. Zwrócił również uwagę na to, że film Jutro idziemy do kina, który celowo wybrano na uroczysty wieczór, wojny właściwie nie pokazuje. W nakręconym w 2007 r. obrazie w reżyserii Michała Kwiecińskiego wojna odmieniana jest przez wszystkie możliwe przypadki. Pojawia się jednak głównie jako cień, towarzyszący życiu młodych bohaterów: Jerzego (J. Wesołowski), Piotra (A. Pawlicki) i Andrzeja (M. Damięcki), maturzystów z 1938 r. Wydarzenia rozgrywają się pomiędzy dniem wręczenia im świadectw dojrzałości
a 1 września 1939 r. Na ekranie widać trzech warszawskich chłopaków z inteligenckich rodzin, chcących czerpać z życia pełnymi garściami, którzy jako jeden z pierwszych roczników urodzonych w niepodległej Polsce, nie zaznali ani wojny, ani niewoli. Chcą się bawić, kochać i walczyć – bo przecież są przebojowi, odważni i… nieśmiertelni. Choć w filmie nie pada prawie żaden strzał, to widz wie coś, co przeraża, a czego bohaterowie na ekranie jeszcze nie wiedzą – że ich wszystkie młodzieńcze aspiracje, plany i cierpienia miłosne przekreśli to, co nastąpi za kilka miesięcy, w co nie wierzą do ostatniej chwili. Oglądając film Jutro idziemy do kina, trudno nie zamyślić się nad tym, czy i my sami nie bagatelizujemy wielu zagrożeń współczesnego świata, zamiast uczyć się na trudnych doświadczeniach poprzednich pokoleń. MAGDALENA ZAKRZEWSKA-VERDUGO
MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:04 Page 9
Nowy rok szkolny w Szkole Polskiej
arówno w szkołach słowackich, jak i w naszej bratysławskiej placówce w Račy pierwszy miesiąc nauki już minął. Od 1 września nasza szkoła – podobnie jak i wszystkie inne placówki tego typu – formalnie zmieniła nazwę: ze Szkolnego Punktu
Z
Konsultacyjnego stała się Szkołą Polską przy Ambasadzie RP w Bratysławie. Oficjalna inauguracja roku szkolnego w Szkole Polskiej, połączona z Narodowym Czytaniem, odbyła się 7 września. Uroczystość zaszczycili swoją obecnością ambasador RP na Słowacji Krzysztof Strzałka wraz z małżonką oraz konsul RP Stanisław
Kargul. Po wspólnym obejrzeniu akademii, przygotowanej przez uwielbianą przez dzieci i rodziców nauczycielkę Anetę Iwan, wysłuchano polskich nowel, odczytanych przez gości, nauczycieli, rodziców i dzieci. Przyjemnym zakończeniem spotkania były wspólne rozmowy przy przygotowanym przez rodziców poczęstunku. A.K.
Ruszył Klub Małego Polaka wakacyjnej przerwie rozpoczęły się spotkania w Klubie Małego Polaka. Dzieci powitały swoją panią nauczycielkę Agnieszkę Kraso wską szerokimi uśmiechami, dając do zrozumienia, że cieszą się z powrotu na zajęcia. Do stałych klubowiczów dołączyli nowi. Zajęcia jak zawsze przebiegały w przyjemnej atmosferze, którą wzbogaciły wakacyjne opowieści. W tym roku szkolnym pracę i zabawę małym klubowiczom umilą nowe gry i materiały, które otrzymali dzięki wsparciu z Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. Zapraszamy wszystkie dzieci, które jeszcze chciałyby dołączyć do Klubu Małego PAŹDZIERNIK 2019
ZDJĘCIA: AGNIESZKA KRASOWSKA
Po
Polaka! Z klubem można się skontaktować za pośrednictwem redakcji „Monitora” lub e-mailem: KRASOWSKA_AGNIESZKA@WP.PL 9
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:05 Page 10
O szkole letniej w Polsce
pierwszym roku polonistyki w Bańskiej Bystrzycy martwiło mnie to, że rozumiałam język, ale nie potrafiłam w nim rozmawiać. Starałam się więc nauczyć gramatyki i fonetyki, ale w kontakcie z Polakami miałam blokadę, dlatego kiedy pojawiła się ciekawa oferta letniej szkoły w Poznaniu, nie wahałam się. Pojechałam i naprawdę nauczyłam się mówić! Nawet nauczyciele byli zdziwieni!
Na
Rok później, by szkolić język, pojechałam do Siedlec, a w tym do Lublina, na Katolicki Uniwersytet Lubelski im. Jana Pawła II. W Lublinie byłam kiedyś na wycieczce i bardzo mi się tam podobało. Tym razem, ucząc się na KUL-u, mogłam jednocześnie zwiedzać, czytać, bawić się. Udogodnieniem było też zakwaterowanie w centrum miasta, skąd mieliśmy tylko krok na piękną lubelską starówkę. Mój zachwyt wzbudziły odnowione budynki, restauracje, oferujące dania z różnych stron świata, ale też i Muzeum Wsi Lubelskiej, w którym zobaczyć można budynki, będące wspaniałymi przykładami tradycyjnej architektury ludowej. Zajęcia na KUL-u były bardzo różnorodne. Przede wszystkim doskonaliliśmy znajomość języka. Nasi opiekunowie (lub guardian angels) poświęcali nam dużo czasu, zapraszali na różne imprezy. Zaliczyliśmy więc koncerty, wykłady o litera-
turze czy historii. Były też wycieczki. Mnie udało się dostać do grupy dla zaawansowanych. Nauka języka polskiego w Polsce jest o wiele bardziej skuteczna, gdyż otoczenie mobilizuje człowieka do używania języka – w sklepach, restauracjach, autobusach. Do najciekawszych wydarzeń tegorocznej szkoły letniej należała na pewno wycieczka do Warszawy. To miasto, gdzie zostawiłam serce i dokąd ciągle wracam, by je odnaleźć. Tym razem zwiedziliśmy Łazienki Królewskie, Stare Miasto i Grób Nieznanego Żołnierza. Szkoła letnia to nie tylko nauka, ale spotkania z ludźmi z różnych zakątów świata: Kanady, Gwatemali, Tajlandii, Niemiec, Anglii, Rosji, Stanów Zjednoczonych, Węgier. Była to więc też doskonała okazja, by poćwiczyć język angielski.
Szkoła letnia łączy ludzi. Każdemu polecam udział w niej, bo to okazja, by zakochać się w kulturze i języku polskim. KRISTÍNA POLONCOVÁ, studentka polonistyki
MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:05 Page 11
Wielkimi krokami zbliża się
na kocha jego, on kocha ją. Przed nimi ten najważniejszy dzień w życiu – dzień ich ślubu i wesela. Czy dojdzie do skutku? Co się wydarzy w życiu bohaterów, których widzowie w Bratysławie i Koszycach poznali i pokochali, oglądając pierwszą sztukę pokazaną przez grupę teatralną Patchwork?
O
Które znane postacie będzie można zobaczyć tym razem? Kto jeszcze przybędzie na polsko-słowackie wesele? Kto zasiądzie do stołu, kto zatańczy na parkiecie? Kto zaśpiewa, kto będzie płakał, a kto szyderczo się śmiał? O tym wszystkim decydowano podczas pierwszej
wrześniowej próby Patchworku pod czujnym okiem reżyser Magdaleny Marszałkowskiej. Weekendowe zgrupowanie przyniosło dużo satysfakcji wszystkim zaangażowanym w projekt. Rzec by można: pierwsze koty za płoty! Przygotowania do wesela rozpoczęte. A będzie to nie byle jakie we-
„Wesele“! sele! Z pewnością na twarzy niejednego z gości tego ważnego wydarzenia zagości uśmiech, ktoś może uroni łezkę wzruszenia… W każdym razie emocji na pewno nie zabraknie! A teraz uwaga! Wszystkim zainteresowanym wzięciem udziału w tym polsko-słowackim weselisku zwracamy szczególną uwagę na datę 1 GRUDNIA!!! Tego bowiem dnia w bratysławskim teatrze Ticho a spol. odbędzie się premiera spektaklu! Zapiszcie to sobie w kalendarzach i szykujcie weselne kreacje! RED.
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
PAŹDZIERNIK 2019
11
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:05 Page 12
Przyjaźń w Arkadii
iedy 3 września po południu zajrzałam do Instytutu Polskiego w Bratysławie, zaskoczyła mnie duża liczba osób obecnych na wernisażu wystawy „Przyjaźń w Arkadii”. Wystawa ta to prezentacja wybranych dzieł dwóch współczesnych malarzy – Słowaka Ľudovíta Hološki oraz Polaka Mieczysław Zio mka – którzy poznali się w 2000 roku na sympozjum we Florencji. Od tego czasu artyści wielokrotnie wspólnie odwiedzili różne miasta, zarówno na Słowacji, jak i w Polsce, poznając nowe miejsca oraz ludzi, którzy stali się inspiracją w ich twórczości. Artystów połączyła nie tylko przyjaźń, ale również wiek, podobne poglądy na malarstwo, a także doświadczenia historyczne. Na ścianach w Instytucie Polskim obok niewielkich rozmiarów obrazów w pastelowych kolorach autorstwa Ľudovíta Hološki zawisły wielkoformatowe olejne obrazy Mieczysława Ziomka w żywych i energetyzujących kolorach. Obrazy obu artystów nie kłóciły się jednak ze sobą, ale stworzyły spójną całość, będącą odzwierciedleniem do browolnej i inspirującej współpracy oraz wyjątko-
Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, które ukończył z wyróżnieniem w pracowni Stanisława Borysowskiego. W 1969 roku rozpoczął pracę dydaktyczną na UMK. Przez wiele lat pełnił fun kcję prodziekana Wydziału Sztuk Pięknych oraz prowadził pracownię malarstwa. Od 20 lat organizuje ponadprogramowe coroczne wyjazdy plenerowe dla studentów.
K
12
wej, trwającej już blisko 20 lat przyjaźni. Zaprezentowane prace były zapisem emocji, wzruszeń i tęsknot obu malarzy, odzwierciedleniem ich wrażliwości na otaczający świat oraz wspomnieniem odbytych podroży, o czym świadczyły piękne i subtelne pejzaże, czasem na granicy abstrakcji, jak np. dwa obrazy Ľudovíta Hološki przedstawiające Bałtyk. Przede wszystkim jednak, jak wskazuje tytuł wystawy, była to próba przedstawienia Arkadii, czyli fikcyjnej, wyidealizowanej i sielankowej krainy pełnej szczę-
ścia, spokoju i beztroski, uważanej za ziemski raj. Motyw Arkadii był często podejmowany w sztuce przez malarzy, których odwiecznym pragnieniem było osiągniecie stanu stworzenia, będącego spełnieniem twórcy. O wspólnym projekcie, sztuce i przyjaźni opowiadał tylko Ľudovít Hološka oraz kuratorka wystawy Ivana Moncoľová, ponieważ Mieczysław Ziomek z powodu choroby był nieobecny. Mieczysław Ziomek urodził się w 1941 we Lwowie. W latach 1964-1969 studiował malarstwo na Wydziale
Ľudovít Hološka jest wiodącą postacią współczesnej słowackiej sztuki wizualnej. Urodził się w 1943 r. w Jabloncu. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych i Wzorni ctwa w Bratysławie na Wy dziale Malarstwa Portretowego i Kompozycyjnego pod kierunkiem prof. Jána Mudrocha. Obecnie uczy malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Bańskiej Bystrzycy. Hološka jest jednym z wiodących przedstawicieli analitycznego nurtu słowackiego malarstwa ostatnich dziesięcioleci, a jego malarstwo związane jest z przyrodą, krajobrazem i domem. MZO
ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA
MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:05 Page 13
Lekcja historii i pokory
także jego. Pod zmieniającymi się okupacjami, zmienia się i bohater, który w zależności od obowiązujących w danym momencie sojuszy, oprócz Stalina wielbi też jego soju szników, najpierw Hitlera, a potem przywódców państw alianckich. Ostatecznie przekonuje się, że totalitaryzm bez względu na to, czy czerwony (stalinizm), czy brunatny (faszyzm), zawsze niesie zło, cierpienie i śmierć. Spektakl, w którym wystąpili aktorzy Polskiego Studia Teatralnego w Wilnie, odbył się dzięki współpracy Klubu Polskiego oraz Instytutu Polskiego w Bratysławie i pomocy konsula RP w RS Stanisława Kargula,
W INST Y TUCIE POLSKIM W BRAT YSŁAWIE „Fenomenalne”, „mocne”, „fantastyczne”, „poruszające” – takimi słowami określili widzowie przedstawienie teatralne „Zapiski oficera Armii Czerwonej”, które zostało pokazane w piątek, 13 września w Instytucie Polskim w Bratysławie w ramach obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Należy przypomnieć, iż właśnie we wrześniu w 1939 roku nastąpiła agresja ZSRR na Polskę bez wypowiedzenia wojny.
„Zapiski oficera Armii Czerwonej” to sztuka powstała na podstawie książki Sergiusza Piaseckiego pod tym samym tytułem, wydanej po raz pierwszy w 1957 roku w Londynie. Ukazuje dramatyczne wydarzenia z początku II wojny światowej i agresji Armii Czerwonej na ziemie polskie, a także sytuację ludności polskiej na Kresach Wschodnich podczas okupacji. To również portret psychologiczny typowego przedstawiciela sowieckiej mentalności czasów stalinowskich, PAŹDZIERNIK 2019
który nie potrafi zdobyć się na samodzielne myślenie, a jego zachowanie opiera się na ideologii bolszewickiej, posłuszeństwie, strachu oraz nienawiści do burżuazyjnych wrogów. Oficer Armii Czerwonej i członek Komsomołu, Michaił Zubow, wkracza 17 września 1939 roku do burżuazyjnej Polski. Dla tego prostego człowieka, wychowanego w systemie totalitarnym, Polska to zadziwiający kraj, pełen sprzeczności. Zdumiewa go, że każdy może kupić świeży chleb w piekarni, spać w czystej pościeli czy korzystać z kąpieli w gorącej wodzie. Ten poddany indoktrynacji żołnierz z kołchozu spod Moskwy i wielbiciel Stalina jest zaślepiony i bezgrani cznie oddany systemowi. Pozbawiony moralnej podstawy interpretuje rzeczywistość na swój sposób. Jednak losy wojenne doświadczają
który wraz z małżonką zaszczycił go swoją obecnością. Fenomenalny monodram w reżyserii Sławomira Gaudyna i kunsztownym aktorskim wykonaniu Edwarda Kiejzika został nagrodzony przez publiczność gromkimi brawami i owacją na stojąco. To była niesamowita lekcja historii, pokory, niepozostawiająca nikogo obojętnym na wydarzenia sprzed 80 lat. MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
13
Konkurs rysunkowy rozstrzygnięty!
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:05 Page 14
Grand Prix: anna rodhe
1. miejsce: FerKo Krč
3. miejsce: Jan MadeJ 14
MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:05 Page 15
maju Instytut Polski w Bratysławie oraz „Monitor Polonijny“ zaprosiły dzieci i młodzież do udziału w konkursie plastycznym pod tytułem: Z czym „fajnym” kojarzy się Tobie Polska?, którego celem było artystyczne stworzenie wizji fajnej Polski, fajnych polskich miejsc, przedmiotów, zwyczajów i tradycji. Wszystkiego fajnego, z czym kojarzy się Polska, bo słowo „fajny” stanowiło w tym konkursie wytrych. I choć kojarzy się z językiem potocznym, to jednak zawiera w sobie osobiste, dobre emocje, co udało się zawrzeć w 32 pracach, które dotarły do organizatorów.
W
nela Širova Jury w składzie: Monika Olech – I radca ambasady RP w RS, zastępca dyrektora Instytutu Polskiego, Stanisław Kargul – konsul RP w Bratysławie, Stano Stehlik – grafik, twórca „Monitora Polonijnego“ miało bardzo trudne zadanie, by wyłonić najlepsze prace. Po długich obradach wyłoniło w końcu zwycięzców. Oto oni: Grand Prix – ANNA RODHE, 1. miejsce – FERKO KRČ, 2. miejsce – NIKOLAS KOŁODZIEJ, 3. miejsce – JAN MADEJ. Wyróżnienia: JANKA KOLEKOVÁ, MARKUS ZIMA, NELA ŠIROVA.
JanKa KoleKová
2. miejsce: niKolas KołodzieJ PAŹDZIERNIK 2019
Nagrodę specjalną – Grand Prix – stanowi wstęp do Tatralandii dla czteroosobowej rodziny, ufundowany przez konsula honorowego z Liptowskiego Mikulasza Tadeusza Frącko wia ka. Zwycięzcom gratulujemy, a wszystkim uczestnikom dziękujemy za udział w konkursie. RED.
Uroczyste wręczenie nagród, ufundowanych przez Instytut Polski i „Monitor Polonijny”, odbędzie się 22 października o godz. 17.30 w Instytucie Polskim w Bratysławie.
MarKus ziMa
15
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:06 Page 16
na Słowacji
„Sám na javisku“ to popularny wśród mieszkańców Trenczyna festiwal jednego aktora. W jego ramach 5 września w znanym miejskim klubie z przedstawieniem „Kontrabasista” wystąpił polski aktor Krzysztof Rogacewicz. Monodram opowiada o tym, jak kontrabas – główny rekwizyt – wpływa na życie grającego na nim muzyka; jak jest wspaniały, a jednocześnie znienawidzony – szczególnie dlatego, że w hierarchii orkiestry zajmuje mało znaczącą pozycję, ale i dlatego, że żaden znany kompozytor nie napisał do tej pory żadnego specjalnego utworu lub koncertu na kontrabas, którym to muzyk mógłby zaimponować młodej so-
pranistce, w której jest zakochany, ale u której nie ma szans. Tłem muzycznym tego monologu o przeciętnym życiu i specyficznym świecie muzyki z wewnętrzną hierarchią są utwory klasy czne niemieckich kompozytorów z udziałem kontrabasów. Przedstawienie od począ tku do końca pełne jest wielkich emocji, środków wyrazu, które zrozumiałe są także dla widzów nie znających języka polskiego. Nie dziwię się więc, że aktor i reżyser w jednej osobie, otrzymał za swój spektakl wiele nagród międzynarodowych, m.in. w roku 2016 na największym festiwalu teatralnym jednego aktora na świecie w Nowym Jorku
nagrodę „Best International Show”. Po występie, nagrodzonym gromkimi brawami, zapytałam Krzysztofa Rogacewicza, aktora Teatru Masek z Jeleniej Góry, jak długo uczył się tekstu i czy w każdym kraju gra wyłącznie po polsku. Okazało się, że opanowanie tak długiego monologu zajęło mu ponad dwa miesiące. Trudniej mu jednak było się wcielić dogłębnie w osobowość granej postaci. Premiera przedstawienia odbyła się cztery lata temu, na 20-lecie Teatru Masek. Od wtedy aktor przedstawił „Kontrabasistę” w wielu krajach świata – w Rosji, Albanii, Grecji i wszędzie oprócz USA, publiczność
ZDJĘCIE: TERESA PAVLASKOVÁ
„Kontrabasista” po raz pierwszy
reagowała tak, jakby dobrze znała nasz język. Myślę więc, że i w Trenczynie zrozumienie wygłoszonego po polsku monologu nie było dla słowackich widzów problemem. Krzysztof Rogacewicz, usłyszawszy, że na Słowacji istnieje Klub Polski i że działa on również w Tren czynie, bardzo się ucieszył i prosił o przekazanie pozdrowień wszystkim rodakom na Słowacji oraz czytelnikom „Monitora Polonijnego“, którego najnowszy egzemplarz otrzymał na pamiątkę występu i naszego spotkania. RENATA STRAKOVÁ
Msza z udziałem chóru Lira N
ZDJĘCIA: ILONA SOBEK
16
iedzielną mszę świętą, odprawioną w języku polskim 15 września w bratysławskim kościele Świętej Trójcy, w samym centrum miasta, pod wzgórzem zamkowym, celebrował ojciec Leonardo. Miała ona szczególny charakter, bowiem uświetnił ją występ 50-osobowego chóru „Lira” z Piaseczna k. Warszawy. Podczas mszy zabrzmiały takie utwory, jak Gaude Mater, Ave Maria, Modlitwa o pokój. Zaś po mszy chór zaśpiewał kilka pieśni niepodległościowych, m.in. Kadrówkę, Signore delle cime, a na koniec znaną i lubianą piosenkę Piękna nasza Polska cała. ILONA SOBEK MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:06 Page 17
J
ZDJĘCIE: STANO STEHLIK
olanta Drobčo jest tłumaczem przysięgłym, prawą ręką konsula honorowego w Liptowskim Mikulaszu oraz żoną chirurga i ordynatora tamtejszego szpitala. Na pomoc państwa Drobčów mogą liczyć polscy turyści. My zaś spotykamy się w sercu Liptowa z panią Jolą, by porozmawiać o jej losach, wyzwaniach zawodowych i zmaganiach z przeciwnościami, z którymi musiała się zmierzyć.
Przez okno
ZDJĘCIE: ARCHIWUM JD
W Liptowskim Mikulaszu pani Jola Drobčo mieszka od 1982 roku. Przyjechała tu za mężem Słowakiem, którego poznała w Łodzi. Oboje studiowali w tym mieście: on medycynę, ona matematykę i fizykę. Wpadli sobie w oko, ale wcześniej... wypatrzyli się przez okno. Mieszkali bowiem w sąsiednich akademikach, których okna były na przeciw siebie. „Miały śmy z koleżankami w planie uczyć się do egzaminów, ale zauważyłyśmy przez okno, że sąsiedzi z naprzeciwka polewają się wodą z okna do okna“ – wspomina Jolanta. Wtedy zaczęły
Jolanta Drobčo
tłumaczka z tytułem magistra matematyki podpowiadać chłopakom, kiedy którzy sąsiedzi wychylają się z okna, żeby trafili strumieniem wody w rywala. Potem chłopcy przyszli do dziewcząt, żeby im podziękować za współpracę. Wśród nich był też Jan. Przez długi czas spotykali się, wychodząc całą grupą na dyskoteki czy do kina. Po jakimś czasie zbliżyli się do siebie i to tak, że Jan zdecydował się poprosić Jolę o rękę. Wraz z rodzicami, którzy przyjechali z rodzinnej Revucy, wybrali się do domu Joli rodziców, do Kutna. „Wcześniej rozmawiałem z przyszłym teściem, by wysondować sprawę, ale nabrałem odwagi dopiero po wspólnie wypitej butelce alkoholu“ – wspomina Jan.
Co dalej? Jedynym „ale“, które widzieli rodzice Joli, była daleka droga do Czecho słowacji, gdzie młodzi planowali wspólne życie. Ich wybór był oczywisty nie tylko ze względu na lepsze warunki ekonomiczne, jakie wtedy panowały w Czechosłowacji, ale przede wszystkim na konieczność odpraPAŹDZIERNIK 2019
cowania w swoim kraju po skończonych studiach kilku lat w zawodzie. „Na początku, dopóki Jan nie skończył medycyny, mieszkaliśmy w Polsce, potem czekała nas przeprowadzka do Liptowskiego Mikulasza“ – opisuje Jolanta. To ona wybrała to miasto, kiedy młody absolwent medycyny dostał propozycje pracy w różnych czechosłowackich szpitalach. Ponieważ Jola skończyła studia wcześniej, zdążyła podjąć pracę w polskiej szkole, gdzie przygotowywała uczniów do egzaminu dojrzałości z matematyki. „Kiedy moi podopieczni zdali maturę, byłam usatysfakcjonowana“ – wspomina nasza bohaterka trzyletnie doświadczenie w zawodzie nauczyciela. W ten sposób odpracowała swoje studia i mogła – bez konieczności zwracania kosztów edukacji – opuścić kraj. Miała wyjechać z synem, ale wó wczas jej drogę przecięła historia…
Do „bratniego kraju“ W tamtych czasach każda podróż zagraniczna, w tym także do „bratniego kraju“ socjalistycznego, wymagała 17
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:06 Page 18
zezwoleń, a przeprowadzka oznaczała nie tylko pakowanie, ale załatwianie skomplikowanej procedury zezwoleń i pieczętowania mienia przesiedleńczego. Mało tego, kiedy syn państwa Drobčów miał zostać do czasu przeprowadzki ze swoją mamą w Polsce, wymagana była na to zgoda ojca dziecka. A wszystko oczywiście z pieczęciami różnych urzędów. „Pamiętam, jak kiedyś rodzice wybrali się do nas, do Czechosłowacji w odwiedziny, ale jakiś celnik nie uznał zaproszenia i po prostu wyrzucił ich z pociągu“ – wspomina pani Jola. Jej rodzice po całym dniu podróży do granicy musieli następnego dnia wracać do Kutna. Z córką się wtedy nie spotkali.
Dramat 13 grudnia 1981 Syn Janusz urodził się w Polsce w 1978 roku i zanim jego mama na stałe przeprowadziła się do Czechosłowacji, dziecko pojechało z ojcem do dziadków. „Moi rodzice pracowali, a ja miałam na głowie wszystkie te skomplikowane procedury związane z przeprowadzką, więc opieki nad wnukiem podjęła się teściowa“ – wspomina nasza bohaterka, która nie mogła doczekać się Bożego Narodze nia, by spędzić je wraz z synkiem i mężem. Niestety, wszystkie plany pokrzyżował jej wprowadzony 13 grudnia 1981 roku stan wojenny. „Pamiętam, że wyszłam wtedy trzepać dywany, a sąsiad drżącym głosem powiedział mi, co się stało“ – wspomina pani Jola. Natychmiast pobiegła na komendę milicji, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Okazało się, że do budynku nie mogła się nawet zbliżyć. Wszę dzie bowiem byli umundurowani żołnierze z karabinami. „Następnego dnia próbowałam dostać się do biura paszportowego, załatwić przez ministerstwo zezwolenie na przekazanie 18
ZDJĘCIE: ARCHIWUM JD
dziecka przez granicę“ – opisuje. Wtedy, zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego, nie można było nawet wyjechać do innego miasta, a co dopiero za granicę! Nie działały telefony, więc nasza bohaterka nie mogła skontaktować się z rodziną z Czechosłowacji. W atmosferze zupełnej bezsilności spędziła Boże Narodzenie w Kutnie, z dala od męża i dziecka.
Jedyna na granicy Dopiero 30 grudnia otrzymała wiadomość, że nazajutrz może wyjechać do Czechosłowacji, ale po upływie trzech miesięcy musi wrócić do Polski. „Zdziwiłam się, że mam podróżować w sylwestra, ale kiedy dowiedziałam się, że od nowego roku z wyjazdem może być jeszcze tru dniej, szybko się spakowałam, a znajomi zrobili zrzutkę, żebym miała za co kupić bilet“ – wspomina. Oprócz najpotrzebniejszych rzeczy pani Jola wzięła ze sobą dziecięce sanki. „Obiecałam Januszkowi jeszcze jesienią, że mu kupię sanki, więc wiozłam je tyle kilometrów, by jakoś wynagrodzić
dziecku rozłąkę i spełnić obietnicę“ – opisuje. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych. Nasza bohaterka jechała prawie pustym pociągiem, a granicę przekraczała jako jedyna pasażerka. „Całą noc nie zmrużyłam oka, bo celnik był bardzo natrętny i ledwo trzymał się na nogach“ – opisuje. Nic więc dziwnego, że po przesiadce na autobus w Ostrawie zasnęła. „Pasażerowie dziwili się, pokazywali mnie palcami, widząc, jak moja głowa uderza o szybę, ale mnie było wszystko jedno, chciałam już wreszcie być z rodziną“ – dodaje. W końcu dotarła do Liptowskiego Mikulasza. Tamte święta u państwa Drobčów obchodzono dopiero w styczniu.
Dzieci W 1985 roku w Czechosłowacji na świat przyszła córka Ivona. I syn, i córka świetnie znają język polski, którego nauczyli się, by móc porozumieć się z polskimi dziadkami, ale dla syna jest to też kolejne narzędzie pracy. Oboje studiowali zarządzanie, założyli rodziny, mają dobrą pracę: syn został w Liptowskim Mikulaszu, córka przeprowadziła się do Bratysławy. Państwo Drobčowie są na Liptowie znanymi i cenionymi profesjonalistami – każdy w innym zawodzie, choć oboje pomagają sobie, a przede wszystkim polskim turystom. Zanim jednak do tego doszło, kariera zawodowa naszej bohaterki mocno ewoluowała.
Z firmy do firmy Pierwszą pracę pani Jola znalazła w biurze podróży Čedok. Po trzech miesiącach podjęła inną, zgodną z wykształceniem – w zakładach Tesla, w dziale rozwoju i badań, gdzie była odpowiedzialna za tworzenie programów komputerowych. Po urloMONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:06 Page 19
pie macierzyńskim podjęła pracę w kierownictwie sieci restauracji i hoteli Javorina, gdzie przygotowywała programy komputerowe dla księgowości. W 1994 roku zdecydowała się zarejestrować własną działalność gospodarczą i zaczęła specjalizować się w tłumaczeniach. Pierwszymi klientami były firma współpracująca z oczyszczalnią ścieków oraz kopalnia w Rybniku. „Jestem już od trzech lat na emeryturze, ale nadal tłumaczę“ – mówi moja rozmówczyni, która jest jedynym tłumaczem przysięgłym języka polskiego w Liptowskim Mikulaszu.
trwa już 16 lat, czyli od początku istnienia biura. Z konsulem honorowym Tadeuszem Frąckowiakiem poznali się zaraz po jej przyjeździe na Słowację. „Tadek był tłumaczem i przez przypadek dowiedział się na policji o moim przyjeździe, więc się ze mną skontaktował“ – wspomina. Ich przyjaźń i przyjaźń ich rodzin trwa już ponad 30 lat. „Zawsze mieliśmy doskonałe relacje i wiem, że gdybym kiedykolwiek potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, pierwszą osobą, do której się zwrócę, będzie Tadek. On mi nigdy nie odmówił“ – wyjawia.
Wielki świat Tłumaczka Lubi swoją pracę, choć czasami wiąże się ona z tragicznymi wydarzeniami, np. gdy wypadkom ulegają polscy turyści. „Pamiętam ten ko szmarny wypadek, kiedy polską turystkę przejechał ratrak“ – wspomina. Przywołuje też inne zdarzenie, kiedy to młoda dziewczyna została potrącona przez skuter śnieżny. Wówczas to przez wiele lat tłumaczyła całą powypadkową dokumentację dla jej rodziny. „Dziewczyna ma poważny uszczerbek na zdrowiu, ale wciąż walczy o odszkodowanie, choć dziś to już 21-letnia osoba. Kiedy uległa wypadkowi, miała 14 lat“ – opisuje. Były też inne tragiczne wypadki, w okolicznościach których asystowała jako tłumacz. Najtragiczniejszy dla niej był ten, którego ofiara wymagała trepanacji czaszki. „W tłumaczeniach terminologii medycznej pomaga mi mąż, który jest chirurgiem“ – dodaje. Przez oddział ordynatora Jana Drobčy przeszło już wielu polskich turystów, o których w trudnych i często skomplikowanych sytuacjach troszczy się wspaniały specjalista mówiący po polsku. Za swoją pracę doktor Drobčo został uhonorowany Złotym Krzyżem w 2007 roku przez polskiego prezydenta.
Siedzimy właśnie w konsulacie honorowym, czyli w samym centrum Liptowskiego Mikulasza, w budynku, gdzie mieści się też urząd prezydenta miasta. „Przed piętnastoma laty petenci częściej nas tu odwiedzali, dziś kontaktują się z nami raczej mailowo“ – opisuje pani Jola, która często jest pytana o atrakcje turystyczne regionu, możliwości zakwaterowania, choć oczywiście zdarzają się też trudniejsze przypadki, wymagające interwencji. „Pamiętam pewnego bezdomnego Polaka, który przyszedł tutaj cały zmarznięty i, przyznaję się, trochę mnie wystraszył. Ale zrobiłam mu herbaty i zadzwoniłam po konsula“ – wspomina.
W konsulacie odbywają się też spotkania biznesowe, dyplomatyczne, a także te o charakterze politycznym. „Tak, tych parę metrów kwadratowych to taki nasz mały kawałek polskiej ziemi w sercu Litpowa“ – uśmiecha się moja rozmówczyni, która czuje pewną satysfakcję, że w wolnym czasie może pracować dla swojej ojczyzny.
Ciekawe życie Nasza rodaczka w Liptowskim Mikulaszu jest osobą znaną i poważaną, choć – jak sama przyznaje – czasami odczuwa samotność. „Przez te lata już się nauczyłam być sama, kiedy mąż jest na nocnych dyżurach“ – mówi i zaraz dodaje, że zimą jej bywa weselej, bo wtedy przywozi do siebie swoją mamę. Przyznaje też, że los ją obdarował ciekawym życiem i ciekawymi wyzwaniami, również tymi zawodowymi. „Wcześniej, patrząc stąd, chyba sobie bardziej tę Polskę idealizowałam; był w człowieku ten młodzieńczy bunt“ – mówi moja rozmówczyni. Z kolei jej mąż twierdzi, że między Słowianami nie odczuwa specjalnych różnic w mentalności, choć po chwili zastanowienia dodaje, że jednak polskie kobiety są bardziej wyemancypowane, pewne siebie. Pani Jola z pewnością jest tego najlepszym przykładem. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA, Liptowski Mikulasz
ZDJĘCIE: STANO STEHLIK
W konsulacie honorowym Pani Jola pomaga też w prowadzeniu konsulatu honorowego w Li ptowskim Mikulaszu. Ta współpraca PAŹDZIERNIK 2019
19
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:06 Page 20
W centrum handlowym BRATYSŁAWA SOCJALISTYCZNEJ
blisko dwóch dekad częścią miejskiego krajobrazu Słowacji są galerie handlowe. Bywają małe i pokraczne; upchnięte w niezbyt prestiżowych częściach miast, ale i takie, jak bratysławska Eurovea, interesujące architektonicznie i usytuowane w atrakcyjnych lokalizacjach. Wiele osób ceni je za wygodę, bo poza możliwością zakupów, licznymi punktami usługowymi i dużym wyborem towarów oferują również szeroko pojętą rozrywkę – są tam kina, bary, restauracje, kręgielnie. Nic dziwnego, że handlowe molochy stały się ulubionymi miejscami towarzyskich spotkań, zwłaszcza młodszego pokolenia. Śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że przyczyniły się do zmiany społecznych obyczajów i na nowo zdefiniowały kulturę czasu wolnego. Czy to dobra zmiana? Bywa, że wielogodzinne buszowanie po sklepach jest często dla wielu rodzin jedynym pomysłem na zagospodarowanie weekendu, a słowo ‘galeria’ powoli staje się określeniem wyłącznie centrum handlowego. Cierpią również niegdyś tętniące życiem ulice z ciągami sklepów, kina i bary, które położone są w sąsiedztwie kompleksów typu Aupark czy Eurovea.
BRATYSŁAWY
Od
20
Do obecności galerii ze wszystkimi ich zaletami i wadami zdążyliśmy już przywyknąć, ba, nawet już nam spowszedniały, niemniej plany budowy kolejnej za każdym razem budzą duże emocje. Lokalna prasa zastanawia się, czy miastu rzeczywiście potrzeba nowego centrum handlowego, ze szczegółami informuje o zaawansowanych rozwiązaniach technologicznych zastosowanych w powstającym obiekcie oraz markach, które będą tam dostępne. A w dniu uroczystego otwarcia już wczesnym rankiem przed wejściem ustawiają się kolejki zaciekawionych, liczących na promocje i rabaty klientów. Nie inaczej było ponad pół wieku temu, kiedy przy bratysławskim pl. Kamiennym (Ka menné námestie) stanął dom handlowy Prior. Choć daleko mu było do tego, co oferują współczesne nam centra handlowe, dla mieszkańców ówczesnej Braty sławy znaczył dużo więcej. Prior, zaprojektowany przez architekta Ivana Matušíka, miał być powiewem nowoczesności i luksusu. Zbudowany na planie trójkąta równobocznego, z fasadą wyłożoną słowackim trawertynem i ozdobioną charakterystycznym zegarem ściennym z dzwonkami, prezentował się bardzo
elegancko. Dopełnieniem zabudowy pl. Kamiennego miał być hotel Kyjev, również zaprojektowany przez Matušíka (otwarto go w 1974 roku) oraz przesiadkowa stacja metra, która ostatecznie pozostała tylko w sferze planów. Prior był gotowy na przyjęcie pierwszych klientów 20 listopada 1968 roku. Jak już wspomniałam, zainteresowanie było ogromne. Kor dony wojska i policji ochraniały wejście do budynku, przed którym już o 6 rano kłębiły się tysiące osób. Obawiano się przypadków stratowania, bo ludzi z każdą godziną przybywało – jak się później okazało, w ciągu pierwszego dnia odwiedziło Prior aż 40 000 osób. Warto pamiętać, że Słowacja nie miała wówczas żadnego dużego domu handlowego; generalnie możliwości zrobienia większych zakupów były ograniczone, co zresztą było bolączką większości państw socjalistycznych. Ciekawość i oczekiwania były zatem ogromne, oczywiście na miarę ówczesnych realiów. Czy wszystkie zostały spełnione? Pewnie nie, ale zaskoczeń było sporo. Prze de wszystkim podzielony na 25 działów (m.in. artykuły spożywcze i przemysłowe, meble, tekstylia oraz usługi, takie jak dorabianie
miasto niebanalnej urody kluczy i nadawanie przesyłek) Prior okazał się sklepem samoobsługowym. Taka forma sprzedaży towarów była eksperymentem i początkowo sprawiała kupującym trudności, ale ostatecznie została zaakceptowana, o czym świadczą choćby przychody, wygenerowane pierwszego dnia, które wyniosły blisko 5,5 miliona koron. Prawdziwą sensacją, szczególnie dla przyjezdnych z mniejszych miejscowości, były jednak schody ruchome. Absolutna nowość! Sprowadzony z Jugosławii cud techniki, będący w stanie przewieźć 6000 osób na godzinę. Każdy chciał pojechać nimi choć raz. Zachwyt schodami ruchomymi może nas dziś bawić, ale kto wie, jak za 50 lat zostaną odebrane rozwiązania i pomysły, które dziś budzą nasz podziw? Budynek Prioru, choć zaniedbany i lata świetności mający już za sobą, wciąż istnieje. Z dawnej elegancji zostało niewiele. Obecnie znajduje się w nim dom handlowy My Bratislava, całkiem nieźle zaopatrzony, ale na pewno nie nowoczesny. Nie brakuje nawet opinii, że jest jedną z najbrzydszych budowli Bratysławy, a cały pl. Kamienny powinien zostać poddany gruntownej przebudowie. Z tak radykalnymi sądami osobiście bym polemizowała; to jednak solidna architektura, która przy odrobinie wysiłku i dbałości wciąż może być atrakcyjna. Może nawet bardziej niż współcześnie stawiane centra handlowe. KATARZYNA PIENIĄDZ MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:06 Page 21
rzejeżdżając przez Słowację, można się natknąć na wiele małych i biednych miasteczek. Jednym z takich jest leżący 25 km od Rožňavy Smolník. Aż trudno uwierzyć, że ta dziś smutna i zapomniana miejscowość o wysokiej stopie bezrobocia i niskiej sile nabywczej ludności była kiedyś tętniącym życiem miastem! Niewielkie słowackie miasteczko Smolník, założone przez mieszkańców Gelnicy, a osiedlone w XIII wieku przez niemieckich kolonistów, stało się w 1327 roku królewskim miastem górniczym, uzyskując tym samym prawa górnicze, handlowe, myśliw-
Słowackie perełki
P
skie oraz rybackie. Miasto to, poró wnywane często z Banską Štiavnicą, było jednym z najważniejszych miejsc wydobycia rud miedzi na Słowacji. Produkowano tu miedź w wyniku reakcji chemicznej z bogatej w ten pierwiastek wody wydobywczej, co było lokalną specjalnością. Oprócz miedzi pozyskiwano także złoto, srebro i żelazo, które eksportowano do Europy Zachodniej. Rozkwit miasta nastąpił na przełomie XIV i XV wieku, kiedy to stało się ono ważnym ośrodkiem administracyjnym. Działał tu sąd, inspektorat, szkoła górnicza oraz mennica królewska. Wybudowano jeden z pierwszych na Słowacji teatrów, który wyposażony był w maszynownię do obracania sceny i bibliotekę teatralną. Pod koniec XVIII stulecia żyło w Smolníku 10 tysięcy mieszkańców, czyli jedna trzecia tego, co w ówczesnej Bratysławie. Niestety złoża wysokiej jakości rudy zaczęły maleć. Dodatkowo wybuch epidemii cholery, a później tyfusu spowodował, że mieszkańcy Smolníka emigrowali do Serbii, Rumunii i USA. Miasto zaczęło się wyludniać, zamknięto PAŹDZIERNIK 2019
Cygara made in Smolník wiele urzędów i instytucji. W roku 1872 roku w wyniku zaistniałej sytuacji państwo otworzyło tu fabrykę cygar, w której zatrudnienie znalazły setki osób. Kiedy przyglądałam się opuszczonej budowie, w której najpierw mieścił się słynny teatr, a potem fabryka tytoniu, czułam smutek, że dawne lata prosperity tego miejsca są już odległym wspomnieniem. Byłam jednak zaskoczona, że nie tylko na Kubie, ale także na Słowacji kobiety ręcznie zwijały cygara, przekazując swoje umiejętności z pokolenia na pokolenie. W Smolníku zatrzymałam się na obiad. Wybrałam małą restaurację, mieszczącą się w starej kamienicy, będącą jedną z dwu miejscowych lokali gastronomicznych, gdzie uraczono mnie przepyszną pizzą prosto z pieca. W centrum zaciekawiły mnie również stare mieszczańskie domy, ratusz, barokowa kapliczka oraz kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej. W jednej z kamienic do 1985 roku mieściło się kino „Warszawa”. Dowiedziałam się także, iż w 1768 roku zbudowano niedaleko zbiornik wodny Uhorna, do którego dopływa-
ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA
ły okoliczne potoki. Pojawił się wówczas problem z wodą, której zaczęło brakować w kopalni do zasilania maszyn górniczych. Górnicy ze Smolníka postanowili doprowadzić wodę do sztolni z innej doliny i ręcznie zaczęli drążyć podziemny tunel z dwóch przeciwległych końców. Projekt się powiódł i po 26 latach dwukilometrowy tunel, nazwany na cześć cesarzowej Marii Teresy, ukończono.
Kiedyś korzystali z niego mieszkańcy Smolníka, skracając sobie drogę do pobliskich wsi, dziś zamieszkują go nietoperze. Obecnie w Smolníku żyje około tysiąca osób. Wśród nich jest wielu Ukraińców, którzy przeprowadzili się tu po katastrofie w Czarnobylu. Drugą największą mniejszość stanowią obywatele narodowości niemieckiej. Choć o dawnej świetności Smolníka przypomina dziś już tylko umieszczony na głównym jego placu wagonik górniczy z ostatnią toną rudy, to mieszkańcy miasteczka pielęgnują historię i stare górnicze tradycje jako dziedzictwo swoich przodków. MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA 21
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 22
Festiwal polskiego kina Gdynia 2019
z wpadkami, aferkami i dobrym kinem
„To
był ciekawy festiwal, choć nie pozbawiony napięć nie tylko w rywalizacji o nagrody“ – powiedziała Bożena Dykiel, znana i popularna aktorka, członkini jury 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Agnieszka Holland, zdobywczyni tegorocznych Złotych Lwów za film „Obywatel Jones” i jedna z najchę tniej słuchanych przez dziennikarzy osób związanych z kinematografią światową, oświadczyła: „Warto mieć odwagę w każdej sytuacji. Najbar dziej mnie niepokoi zjawisko inżynierii społecznej w Polsce i na świecie, i takie megalomańskie jednowładztwo, które myśli, że może wyeliminować jednych kosztem drugich. Najgorsze jest wtedy wybieranie takich ludzi, którym się wszystko należy. Skutki tego widzieliśmy już w XX wieku i teraz znowu zaczynamy iść w tę stronę. To bardzo niebezpieczne. Niestety, wszystko jest możliwe, jeśli 22
przestaje istnieć obiektywne, uczciwe i odważne dziennikarstwo. I o tym jest również mój film”.
Tłumienie prawdy Film Agnieszki Holland opowiada historię młodego dziennikarza brytyjskiego Garetha Jonesa, który chce pojechać do Moskwy, by przeprowadzić wywiad ze Stalinem. Scenariusz Andrei Chalupy, dziennikarki i producentki filmowej ze Stanów Zjednoczonych, która studiowała m.in. na Ukrainie, trafił do Agnieszki Holland dość przypadkowo. Scenarzystka o ukraińskich korzeniach (jej dziadek przeżył Hołodomor, w wyniku którego z głodu umarło ponad 6 milionów ludzi) uważa za Orwellem, że „naszym zadaniem jest uczynienie życia wartym na ziemi”. Film Holland opowiada też o tłumieniu prawdy, o opresyjnym Związku Radzieckim. Gareth Jones MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 23
(świetna rola Jamesa Nortona) jedzie na Ukrainę i tam doświadcza skutków Hołodomoru. Mimo nacisków i gróźb, a także podważania wiarygodności, opowie o swoich przeżyciach Orwellowi (temu od „Folwarku zwierzęcego”). Forma filmu jest bardzo sprawna i mistrzowska. Nic dziwnego, że reżyserka uznała, iż następną nagrodą na festiwalu w Gdyni będą dla niej już tylko Platynowe Lwy za całokształt twórczości. Holland jest twórczynią dojrzałą i odważną. Jej kino porusza.
Niewidomy jazzman Srebrne Lwy 44. festiwalu przyznano Maciejowi Pieprzycy za film „Ikar. Legenda Mietka Kosza”, który zdobył również nagrodę Złotego Klakiera – filmu najdłużej oklaskiwanego przez widzów. Kiedy rozpoczynała się projekcja, reżyser stał anonimowo z boku w nacierającym tłumie. Nagle nieśmiałym głosem zapytał, czy mógłby wprowadzić na pokaz bliską sobie osobę i dodał, że jest reżyserem „Ikara”. Pozwolono mu, oczywiście, a potem klaskano zarówno w trakcie projekcji, jak i długo po niej. Bo to jest film wyjątkowy. Przywrócił legendę Mietka Kosza, zapomnianego, niewidomego artysty z lat 60., znakomitego jazzmana. Kosz był wirtuozem fortepianu, uczył się w ośrodku dla niewidomych dzieci u sióstr zakonnych w Laskach, a potem na akademii muzycznej. Odnosił sukcesy w Polsce i na świeci, m.in. wygrał Montreux Jazz Festival. A potem o nim pamięć przepadła. Fenomenal na w „Ikarze” jest muzyka autorstwa Leszka Możdżera, pianisty, jazzmana, również laureata Złotych Lwów za ten film. Dawid Ogrodnik – odtwórca głównej roli, także nagroda Zło tych Lwów za pierwszoplanową rolę męską – jest aktorem już wcześniej obsypanym nagrodami w Gdyni i docenionym za talent w ubiegłym roku (Nagroda im. Zbyszka Cybulskiego). Olśnił w takich filmach, jak „Chce się żyć”, „Ostatnia rodzina”, „Cicha noc”. Tym razem w opowieści o Mietku Koszu zbudował niebywałą postać neurotycznego, zagubionego geniusza. Koniecznie trzeba obejrzeć ten film. PAŹDZIERNIK 2019
Uhonorowany Zanussi Platynowe Lwy za całokształt twórczości odebrał Krzysztof Zanussi, obchodzący w tym roku 80. urodziny, reżyser wybitny, który powtarza, że „lepiej być niż mieć” i wyznaje, że wybrał film, bo nic innego w życiu dobrze mu nie wychodziło. Z wykształcenia fizyk, uprawiał dziennikarstwo studenckie, zajmował się teatrem, a filozofię, którą też skończył, uważał za wykształcenie, a nie zawód. Żałował przez chwilę, że nie został jak jego ojciec i dziadek architektem. Pierwsze nagrody za filmy amatorskie przekonały go, że jego przeznaczeniem jest właśnie film. Krzysztofowi Zanussiemu podziękowano w Gdyni za dotychczasowe dokonania kilkunastominutową owacją.
Ostatni film Woźniaka-Staraka Nagrodę specjalną jury przyznało filmowi wyprodukowanemu w Watchout Studio przez zmarłego tragicznie Piotra Woźniaka-Staraka. Ta decyzja spotkała się ze znakomitym przyję-
ciem festiwalowej publiczności, bo film „Ukryta gra” jest po prostu bardzo dobry. Świetnie się ogląda historię z lat 60., kiedy to u szczytu kryzysu kubańskiego amerykańskie służby porywają Joshunę Mansky’ego wybitnego, uzależnionego od alkoholu matematyka, który ma rozegrać pojedynek szachowy z sowieckim mistrzem Gawryłowem na międzynarodowym turnieju w Warszawie, w Pałacu Kultury i Nauki, świeżym darze architektonicznym dla narodu polskiego od radzieckich towarzyszy. W roli Joshune wystąpił Bill Pulman, gwiazdor Hollywoodu, bezpośredni, miły w kontaktach i oblegany przez dziennikarzy i fanów dobrego kina, któremu partneruje w tym filmie w roli rosyjskiej agentki Lotte Verbeek. Film ogląda się znakomicie. Pełna „profeska” – jak mówią młodzi krytycy. Świetne kino akcji, bardzo dobry montaż, ciekawe zdjęcia doskonałego Pawła Edelmana, stylowa, osadzona w epoce scenografia Allana Starskiego, a co najważniejsze świetny debiut reżyserski Łukasza Kośmickiego, kompletnie niezauważony przez jury. I to – moim zdaniem – jest poważny błąd tegorocznego festiwalu, ale nie jedyny. Wzruszającym momentem była obecność na festiwalowej projekcji żony zmarłego producenta – prezenterki telewizyjnej Agnieszki WoźniakStarak (kilka tygodni temu Piotr Woźniak-Starak utonął w mazurskim jeziorze).
23
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 24
Jedno jest pewne, powstałe zamieszanie stało się najlepszą reklamą filmu „Solid Gold”, a jury festiwalu słusznie nie uwzględniło tego filmu w puli nagród.
„Piłsudski“ i (nie)docenione role
Opowieść o fałszywym księdzu Złote Lwy za reżyserię otrzymał Jan Komasa za „Boże ciało”, dzieło znakomite i piękne. Nic dziwnego, że tę opowieść o fałszywym księdzu zauważono już na świecie i nagrodzono. Bohater filmu dwudziestoletni Da wid – świetna i odważna rola Barto sza Bielenia, który wyznał, że sprawy wiary, religii nie były mu kiedyś obojętne – w trakcie pobytu w poprawczaku przechodzi duchową przemianę i skrycie marzy, by zostać księdzem. Scenarzysta, debiutujący Mateusz Pacewicz, pracował nad tematem filmu osiem lat i słusznie dostał w Gdyni nagrodę. Opowieść w „Bożym ciele” jest wielowarstwowa i wstrząsająca. Za drugoplanową rolę żeńską w tym filmie nagrodę przyznano Elizie Rycembel – duże brawa za wyrazistość. „Boże ciało” to film ważny, zrobiony
przez wrażliwego twórcę. Jan Komasa jest reżyserem docenionym już kilka lat wcześniej za takie filmy, jak „Miasto 44” czy „Sala samobójców”.
Największe zamieszanie Najwięcej zamieszania zrobił film, który w trakcie trwania tegorocznego festiwalu wycofano z konkursu. Chodzi o „Solid Gold” Jacka Bromskiego, prezesa Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Film rzekomo odzwierciedla głośną w Polsce aferę finansową parabanku Amber Gold. W kontekstach politycznych dyskutowano, czy należy ten film wprowadzać do kin przed wyborami, choć wcześniej na ekranach pojawił się film Patryka Vegi „Polityka”. Warto przy okazji dodać, że Vega ani razu nie zgłosił żadnego ze swoich filmów na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Jedną z kontrowersyjnych nagród tegorocznego festiwalu jest z pewnością uhonorowanie za pierwszoplanową rolę kobiecą w filmie „Piłsudski” bardzo dobrej aktorki Magdaleny Boczarskiej. Faktem jest, że w tym roku w rolach męskich było w czym wybierać, natomiast w kobiecych wybór był bardzo skromny. No, może poza Krystyną Jandą, występującą w „Słodkim końcu dnia”, za który aktorka dostała już nagrodę. Magdalena Boczarska powinna była dostać nagrodę, ale raczej za ubiegłoroczną rolę Michaliny Wisłockiej w filmie „Sztuka kochania” – przyznanie jej nagrody w tym roku, wydaje się swoistym zadośćuczynieniem za rok ubiegły.
Niezauważony „Pan T.“ Nieporozumieniem jest także niedostrzeżenie filmu „Pan T.” w reżyserii Marcina Kryształowicza, znakomitej surrealistycznej groteski, rozgrywającej się w klimacie lat 50. w tzw. zbuntowanej i donosicielskiej „warszawce” artystycznoliterackiej. Niewątpliwym ponownym odkryciem tego festiwalu był Paweł Wilczak, który wystąpił
Z historią w tle esień już na dobre zagościła w naszych domach, póki co jeszcze ta słoneczna, złota, zachęcająca do spacerów i wycieczek. Już za chwilę dopadną nas nieunikniona szaruga, mroczne popołudnia i zacinający deszcz.
J
Na taką porę warto uzbroić się w kocyk, kubek herbaty i wciągającą powieść. „Dziewczęta wygnane” Marii Paszyńskiej (Wy dawnictwo Książnica 2018) 24
to pierwszy tom trylogii pt. „Owoc granatu”, opowiadający historię sióstr bliźniaczek, zesłanych na Sybir. Początek powieści to sielankowe Kresy, gorące lato
1939 roku w posiadłości dziadków, smak pierwszej miłości, ale i bolesnych rozczarowań sercowych, zazdrość, namiętność i wszystko, czego dobra saga ro-
dzinna potrzebuje, aby wciągnąć czytelnika w swoją historię. Sielankowe obrazy lata w polskim dworku szlacheckim przerwane zostały niemieckimi nalotami MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 25
w tym filmie jako Pan T. Polecam gorąco film Marcina Kryształowicza, bo to obraz wyrafinowany, inteligentny i dowcipny.
Godni polecenia Co jeszcze warto obejrzeć z polskich festiwalowych filmów? Miłośnikom kina historycznego polecam film „Kurier” w reżyserii Władysława Pasikowskiego, dobrze znanego z reżyserii takich filmów, jak „Kroll”, „Psy” czy „Pokłosie”, oraz film Michała Rosy „Piłsudski” ze świetną rolą Borysa Szyca. Zwracam też uwagę na publicystyczne kino współczesne w filmach „Wszystko dla mojej matki” w reżyserii Małgorzaty Imielskiej (nagroda za debiut w Gdyni) i na „Interior” Marka Lechkiego, a w ra-
oraz wkroczeniem Armii Czerwonej. Siostry Łuko wskie zostają zesłane na Sybir. Tam zaczyna się ich dramatyczna walka o prze trwanie w nieludzkich warunkach. Maria Paszyńska bardzo dobrze przygotowała dokumentację do swojej powieści – studiowała pamiętniki osób zesłanych na Sybir, przeprowadzała wywiady z tymi, którzy przeżyli, gromadziła listy i pamiątki z tamtego okrePAŹDZIERNIK 2019
mach tzw. kina sensacyjnego na film Janusza Majewskiego, „Czarny mercedes”. Miłośnikom wspaniałego obrazu i nastrojowej, filozoficznej konkluzji wobec świata spodoba się z pewności film Lecha Majewskiego „Dolina Bogów” z gwiazdorem światowego formatu Johnem Malkovichem. Ceniących nieprzeciętną, fragmentaryczną narrację i świetne aktorstwo uwiedzie zapewne „Mowa ptaków” Xawerego Żuławskiego, z którym to filmem również były perturbacje, bowiem po selekcji nie dopuszczono go do konkursu głównego. Część widzów w trakcie festiwalowej projekcji „Mowy ptaków” i tak wychodziła ostentacyjnie z kina. Żałowano w tym roku, że na festiwalu zabrakło filmów w kategorii inne spojrzenie. Żal był słuszny, ale poniewczasie.
su. Wiele z historii, które usłyszała od Sybiraków, wplotła w fabułę swej książki, co dodaje barwnej opowieści dodatkowej autentyczności. Merytoryczne przygotowanie autorki plus dobra konstrukcja historii oraz wyraziste charaktery głównych postaci zapewnia ją czytelnikowi z jednej strony rozrywkę, z drugiej mają aspekt edukacyjny. Jedynym mankamentem jest język – potoczny, zwykły, taki, którym mówimy
180 filmów, 70 tysięcy widzów 44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni był pełen niespodzianek, gorących i burzliwych dyskusji środowiska filmowego, a także napięć, wynikających ze wcześniejszych decyzji (także politycznych) odnośnie kwalifikacji filmów do konkursu głównego. W efekcie, po interwencjach grupy reżyserów, do wyścigu o Złote Lwy zakwalifikowano 19 filmów. Do konkursu filmów krótkometrażowych, który odbywał się w Gdyni równolegle, wybrano 27 filmów. Kino polskie w krótkim metrażu jest potęgą, stąd wiele prestiżowych nagród dla polskich twórców na wszystkich znaczących festiwalach świata. W Gdyni główną nagrodę zdobył Hubert Patynowski za film „Nie zmieniaj tematu”. Pod kreślono w tym filmie prostotę i autentyczność opowiedzianej historii i wyjątkową czułość w przedstawieniu relacji ojca z synem. Łącznie w trakcie sześciu festiwalowych dni Gdyni, w różnych kategoriach i grupach tematycznych pokazano 180 filmów na 400 projekcjach. To swoisty rekord ilościowy, ale również frekwencyjny, bo festiwalowe projekcje obejrzało ponad 70 tysięcy widzów. W tegorocznym festiwalu wzięło też udział ponad 6 tysięcy gości zagranicznych, w tym również twórców ze Słowacji. ALINA KIETRYS, Gdynia na co dzień. Brak więc tu finezji, która dawałaby poczucie obcowania z literaturą wysoką, a nie z czytadłem do poduszki. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę „Dziewczęta wygnane” czyta się z przyjemnością, a linia fabularna wciąga jak kryminał. Czasem i czytadło jest nam potrzebne, szczególnie w długie jesienne wieczory. Polecam fanom powieści historycznych. MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA 25
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 26
Kto ciekaw, jakie hasło zostało tym razem ukryte w naszej krzyżówce, przygotowanej jak zwykle specjalnie z myślą o naszych czytelnikach? Zapraszamy do zabawy! Hasło ukryto w polach oznaczonych numerami w następującej kolejności: 4 - 2 - 12 - 16 - 5 -1 - 36 - 25 - 15 - 19 - 37 - 7 - 34 - 2 - 28 - 6 - 35 - 10 22 - 32 - 14 - 27 - 13 - 9 - 30 - 8 - 5 - 26 - 3 - Ż - 11 - 33 - Ę - 31 - 18 - 20 - 21 - 23 - 17 19. bywa pchli 22. erem 2. mityczna ofiara awiacji 25. przesadnie zajmuje 4. podwodna roślina się własną osobą z rodziny żabiściekowatych 27. sekcja, komórka, 5. z łaciny, a więc, zatem jednostka 7. haftowany ręcznie kilimek 30. Neska która 9. przenikanie w biologii zdetronizowała Inkę 10. wróg Lancastera 32. omówienie, 14. pajęczyca, nauczycielka monografia pszczółki Mai 15. żółty niemetal 17. gniazdo ze społeczeństwem
Poziomo
33. wybuch do wewnątrz 34. w filozofii indyjskiej ośrodki siły duchowej i fizycznej człowieka 36. złocień właściwy, uprawiany na kwiat cięty, lub margerytka 37. oczytanie, szerokie horyzonty
Pionowo 1. z maku lub z koryntki 2. wodór ma trzy 3. bliźniaczka Apolla 5. przęśl, krzew rosnący na pustyniach Eurazji i Ameryki 6. element nadwozia samochodu, zmniejszający opór powietrza 8. znawca języka i literatury hiszpańskiej 11. nowa międzynarodowa oficjalna nazwa Czeskiej Republiki 12. kumoterstwo
13. dawniej banknot tysiączłotowy (potocznie) 16. nie doczekał niedzieli 18. jajeczkowanie 20. 0.00001 km 21. księga, którą można obciążyć 23. rozdział, przydzielenie 24. zaułek 26. Nosferatu lub Drakula 28. wydra morska, jaszczurka 29 . przeciwieństwo afirmacji 31. jest przy wale studni 35.tyle co nic
Jednocześnie informujemy, że hasło poprzedniej krzyżówki brzmiało: Piosenka jest dobra RED. T.O. na wszystko. 26
MONITOR POLONIJNY
Film, komiks… Komiks, film…
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 27
Subiektywna historia
ilm i komiks to media, które zdominowały kulturę popularną 20. stulecia. Powstawały filmy z komikso wymi bohaterami, ale też filmy inspirowały komiksowych twórców. Również polski komiks i film nie są wolne od tych współzależności. Pierwszy taki przypadek to seria Podziemny front (1969-1972; M. Wiśniewski, J. Wróblewski), będąca komiksową wersją serialu TV pod tym samym tytułem. Hagiograficznie opowiada on o wojennej działalności komunistycznego oddziału Czwartacy. Sukces międzynarodowy serialu Stawka większa niż życie doprowadził do powstania (na szwedzkie zamówienie) serii dwudziestu zeszytów Kapitan Kloss (1971-1973; M. Wiśniewski). Komiksy te oparte są zarówno na książkowych opowiadaniach, jak i scenariuszach filmowych poszczególnych odcinków. Autor zachował przy tym rysy tylko głównych filmowych bohaterów: Klossa (S. Mikulski) i Brunnera (E. Karewicz). Seria ukazała się m.in. w Cze chosłowacji. Komiksowej wersji doczekali się także Czterej Pancerni. W latach 1970-1971 ukazały się trzy zeszyty Przygody pancernych i psa Szarika, autorstwa S. Kobylińskiego. W pełni odpowiadają one sfilmowanym losom bohaterów czoł-
F
PAŹDZIERNIK 2019
gu Rudy 102 i ich przyjaciół. W tym jednak przypadku „mało komiksowa” kreska autora dość luźno odwzorowuje aktorów grających w serialu stulecia i nie oddaje jego dynamiki (jak to jest np. w przypadku Pod ziemnego frontu czy Staw ki…). Komiks o pancernych, ściśle bazujący na serialu telewizyjnym i grających w nim aktorach, przygotował również J. Wróblewski. Opowieść Czterej pancerni i pies najpierw ukazywała się w odcinkach w bydgoskim Dzienniku Wieczornym (1968-69), a w formie książki ukazała się w 2017 r. Na kanwie serialu Janosik, w którym tytułową rolę zagrał M. Perepeczko, w 1974 r. powstał komiks, wyróżniający się do dziś walorami artystycznymi i plastycznymi. Do scenariusza T. Kwiatko wskiego rysunki i oprawę graficzną przygotował J. Skarżyński, grafik i profesor krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dynamiczna, pię kna kreska, ostre rysy bohaterów – Janosika, Maryny, Kwiczoła, Pyzdry czy Mur grabiego – wzorowanych
na serialowych aktorach, dobrze dobrana kolorystyka to cechy tego 6-zeszytowego komiksu. Ekranizacji zaś doczekali się Tytus, Romek i A’Tomek. Film o ich przygodach, choć stworzony bez udziału Papcia Chmiela i nie nawiązujący do istniejących przygód głównych bohaterów (i ich fantastycznych pojazdów), powstał w 2002 r. Serc publiczności film Tytus, Romek i A’Tomek wśród złodziei marzeń nie podbił, ale warto pamiętać, iż muzykę do niego skomponował W. Waglewski, lider zespołu Voo Voo. W 2011 r. powstała animowana wersja komiksu Jeż Jerzy (2011 r.), którego autorami są R. Skarżycki i T. Lesniak (twórcy komiksowego pierwowzoru). Filmowi towarzyszył nowy album komiksowy pt. Jeż Jerzy na urwanym filmie. Natomiast popularność prześmiewczego serialu animowanego dla dorosłych Włatcy móch zainspirowała jego autorów do stworzenia serii komiksów opartych o filmowe scenariusze (2008-09). Nie
komikSu PolSkiego
wszyscy wiedzą, iż swoją komiksową wersję ma również rockowy musical Polskie gówno. Stworzył ją, opierając się dość wiernie na filmowym pierwowzorze, R. Dąbrowski (2015 r.). Osobny akapit należy poświęcić Wiedźminowi, bohaterowi fantasy, stworzonemu przez R. Sapkowskiego. Już w latach 1993-95, jeszcze zanim powstał polski serial, ukazały się komiksy B. Polcha i M. Parowskiego, z których pięć opiera się na książkowym pierwowzorze, a szósty jest samodzielnym wytworem obu autorów. Warto podkreślić, iż w międzynarodowej serii komiksów dwa ostatnio wydane zeszyty powstały z udziałem polskich twórców: Klątwę kruków narysował P. Kowalski, a zeszyt czwarty Córka płomienia stworzyły A. Motyka i M. Strychowska. Na koniec cieszyć się wypada, że powstaje film oparty na przygodach Kajka i Kokosza, autorstwa J. Christy. JACEK GAJEWSKI
27
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 28
Ile dasz, tyle otrzymasz
oniec tegorocznych wakacji był dla mnie uroczy i po prostu niezapomniany. Piękna pogoda, sielska atmosfera i magiczne miejsce w niewielkiej wsi na Podlasiu sprawiły, że urlop ten na długo pozostanie w mojej pamięci. Najbardziej ujęła mnie prostota życia i szczerość ludzi tam mieszkających. Kiedy w pewne gorące sierpniowe popołudnie siedzieliśmy z mężem przed wynajęta starą chatą, pamiętającą jeszcze powstanie styczniowe, a nasz synek radośnie biegał po sadzie pełnym jabłek i śliw, przysiadł się do nas gospodarz. Po chwili przyszedł jego sąsiad, proponując mleko prosto od krowy. Potem dołączył jeszcze jeden znajomy, który był ciekawy gości ze Słowacji. To urocze – pomyślałam, że ludzie są tu tacy otwarci, dzielą się tym, co mają, częstują kiełbasami i wędlinami własnej produkcji czy nalewkami i lokalnym samogonem z dodatkiem ziół, jak bukwicówka, których próżno szukać w sklepie. Zresztą Podlasie to raj dla osób poszukujących nowych smaków i aromatów. Sie dzieliśmy sobie wspólnie, mile gawędząc, gdy koło płotu przechodziła pani Nadieżda - najstarsza mieszkanka wsi. Babinka chę tnie się przysiadła i uraczyła nas historiami ze swojego życia. Jako 85-latka wiele pamięta. Opowiadała o swoich przeżyciach i doświadczeniach. O tym, jak uczyła w szkole, o wojnie i o dawnych mie szkańcach wsi, którzy już nie żyją. Przysłuchiwałam się tym wspomnieniom z uwagą. Zawsze ceniłam ustny przekaz historii i obyczajów. Przypomniały mi się lata, gdy jako mała dziewczynka z zaciekawieniem słuchałam opowieści swojej babci, która
K
28
opowiadała o swoich młodzieńczych, a także wojennych latach. Gdy pani Nadieżda dowiedziała się, że mieszkamy na Słowacji, zdradziła, że ma tam rodzinę, a jej wnuczka studiuje w Bratysławie. Czy to przypadek? A może niezwykły zbieg okoliczności? – zastanawiałam się. Następnego dnia, gdy byliśmy już spakowani i gotowi, by ruszyć w drogę powrotną, ta urocza starsza pani przyniosła mi małą ozdobną torebeczkę. Byłam mile zaskoczona upominkiem, a gdy w paczuszce zobaczyłam ręcznie wyszywane serwetki, łza zakręciła mi się w oku. To był naprawdę bardzo osobisty prezent i przejaw niezwykłej życzliwości. Pani Nadia podarowała mi coś, co kiedyś sama zrobiła, wkładając w to swoją pracę, czas i energię. Wzruszyłam się niezmiernie tą bezinteresownością i serdecznością ze strony obcej mi osoby. W dzisiejszych czasach prezenty od przypadkowo spotkanych osób nie są codziennością. Zastanawiałam się, czy jest to przejaw wschodnio-polskiej gościnności, o której tyle słyszałam. Pomyślałam też, że bezinteresowne obdarowanie kogoś rodzi się z potrzeby serca i niesie radość obu stronom. Łatwiej jest dawać upominki rodzinie, znajomym i przyjaciołom niż obcym ludziom, spotkanym gdzieś na ulicy, a o bezdomnych i biednych przypominamy sobie zazwyczaj przy okazji świąt Bożego Narodzenia. A przecież tak niewiele trzeba. Nie tylko materialnie można uszczęśliwić innych. Na bezinteresowne obdarowanie kogoś swoim czasem, radosnym uśmiechem i serdecznością może pozwolić sobie każdy. Wystarczy, by być obok kogoś, komu potrzebna jest obecność drugiego człowieka, czasem dobre słowo, otucha czy wsparcie. Jak pisał Paulo Coelho: „Ile dasz, tyle otrzymasz, czasem z najbardziej nieMZO spodziewanej strony”.
ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA
Z tangami w podróży Klub Polski zaprasza 19 października o godz. 16.15 do Centrum Handlowego EPERIA w Preszowie na koncert kwartetu smyczkowego Laugaricio Quartet. Koncert odbędzie się w ramach tournée „Z tangami w podróży“, podczas którego muzycy zaprezentują swój debiutancki album z polskimi i słowackimi tangami. Tych, dla których do Preszowa jest za daleko, informujemy, że dwa tygodnie wcześniej, czyli 5 października o godz. 15.30 Laugaricio Quartet wystąpi w Do mu Armady w Trenczynie. Oba koncerty odbędą się dzięki wsparciu Funduszu wspierającego kulturę mniejszości narodowych oraz Instytutu Polskiego w Bratysławie.
„Pies“ Marszałkowskiej
ponownie w Wiedniu!
„TU LEŻY PIES POGRZEBANY“ to komedia obyczajowa, napisana i wyreżyserowana przez współpracowniczkę „Monitora Polonijnego“, poruszająca tematy związane z podziałami w rodzinie, małżeństwie i stosunkach międzyludzkich. Na deskach wiedeńskiego teatru wystąpią znani bratysławskiej Polonii aktorzy: Marcin Marszałkowski i Adam Turczyński. Spektakle będą grane od 16 do 18 października o godz. 19.30 w teatrze Spielraum (Kaiserstrasse 46, 1070 Wiedeń). Rezerwacja biletów w cenie 15 i 18 euro pod adresem: xyz.verein@gmail.com lub pod numerem telefonu: 0043 6507379851. Polecamy! MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 29
z Ewaldem i Richardem Danelami „Poznajmy się, proszę“
Klub Polski we współpracy z Instytutem Polskim w Bratysławie zaprasza 5 listopada (wtorek) o 18.00. na drugi odcinek cyklu „Poznajmy się, proszę“, którego celem jest prezentacja w formie rozmów przeplatanych występami artystycznymi osobistości ze świata Polonii lub Słowaków polskiego pochodzenia. Tym razem gośćmi spotkania będą skrzypek, a zarazem szef Słowackiej Orkiestry Kameralnej Ewald Danel oraz jego syn multiinstrumentalista Richard Danel. Spotkanie poprowadzi Małgorzata Wojcieszyńska. Wstęp wolny.
Przyjaźń bez granic
Klub Polski Trenczyn zaprasza jak co roku na imprezę kulturalną „Przyjaźń bez granic“, która odbędzie się 5 października. Pierwszym punktem programu będzie wernisaż wystawy krakowskiej malarki Bernadetty Stępień, który rozpocznie się o godz.14.00 w budynku Urzędu Wojewódzkiego. Zobaczyć będzie można prace pod wspólnym tytułem „Piękne miejsca, różne historie“, pokazujące m.in. piękno Krakowa i Trenczyna. Następnie w Domu Armady (centrum Trenczyna) o godz. 15.30 zacznie się program kulturalny z udziałem chóru Godulan Ropica, reprezentującego PZKO z Zaolzia. Wystąpi też Kwartet Laugaricio z Dubnicy, który zagra polsko-słowackie tanga z najnowszego albumu oraz trenczyński chór z zaprzyjaźnionego Klubu Emerytów Sihot. Program poprowadzi pochodzący z Trenczyna Štefan Skrucaný, który również zaśpiewa, a ponadto przywiezie gościa specjalnego. Po programie kulturalnym w pensjonacie Na Sihoti odbędzie się polonijna biesiada. Do zobaczenia w Trenczynie!
PREMIERA TELEDYSKU
„Walc dla motyla“
Klub Polski zaprasza na premierę teledysku do piosenki „Walc dla motyla“, którą skomponował Stano Stehlik, a wykonuje Ewa Sipos i zespół Jablco. Klip wyreżyserowała Magdalena Marszałkowska, która wraz z Małgorzatą Wojcieszyńską napisała też jego scenariusz. W realizacji wzięli udział także przedstawiciele bratysławskiej Polonii. Tym razem będzie można zobaczyć nietypową historię w bajkowej scenerii, w kreacjach modnej projektantki Laury Filip z Wiednia. Zapraszamy 23 października (środa) na godz. 19.00 do Instytutu Polskiego w Bratysławie!
Wręczenie nagród laureatom konkursu plastycznego
Instytut Polski oraz redakcja „Monitora Polonijnego“ zapraszają laureatów tegorocznego konkursu plastycznego pod hasłem „Z czym fajnym kojarzy ci się Polska?“ na uroczyste ogłoszenie wyników oraz wręczenie nagród, które odbędzie się 22 października (wtorek) o 17.30. w Instytucie Polskim w Bratysławie (Nám. SNP 27). Podczas spotkania dzieci będą mogły się też dowiedzieć, jak powstawały książki „Mapy“, „Pszczoły“, czy „Drzewa“, o czym opowie Michaela Jůrová z wydawnictwa Slovart.
GŁOSOWANIE ZA GRANICĄ W WYBORACH do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w 2019 r. Zgodnie z postanowieniem Prezydenta RP z dnia 6 sierpnia 2019 r. w sprawie zarządzenia wyborów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej oraz art. 39 § 2 Kodeksu wyborczego głosowanie odbędzie się w niedzielę, 13 października 2019 r. w godz. 7.00-21.00. Obywatele polscy stale przebywający za granicą będą mogli zagłosować w obwodach głosowania utworzonych za granicą wyłącznie osobiście. Na terenie okręgu konsularnego Konsula Rzeczypospolitej Polskiej w Bratysławie został utworzony 1 obwód głosowania: Obwód głosowania nr 190, siedziba obwodowej komisji wyborczej: Instytut Polski w Bratysławie, Námestie SNP 27, 814 99 PAŹDZIERNIK 2019
Wyborca może być wpisany tylko do jednego spisu wyborców. Konsul dokonuje wpisu w spisie wyborców na podstawie osobistego zgłoszenia wniesionego do konsulatu ustnie, pisemnie, telefonicznie, telegraficznie, telefaksem lub w formie elektronicznej. Zachęcamy do samodzielnego dokonywania zgłoszeń poprzez korzystanie z ELEKTRONICZNEGO SYSTEMU REJESTRACJI WYBORCÓW EWYBORY: https://ewybory.msz.gov.pl Zgłoszenia można dokonać do dnia 10 października 2019 r. (włącznie). Więcej informacji na stronie: www.polonia.sk 29
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 30
Kiedy ciągnie wilka do lasu racuję jako leśnik w jednym z pomorskich nadleśnictw. Na początku, po przyjeździe do Polski, wcale nie było tak różowo. Zaczynałem za kasą na stacji paliw, później siedziałem w korporacji i brałem udział w wyścigu szczurów. Nigdzie dłużej nie zagrzałem miejsca. Można by powiedzieć – ciągnie wilka do lasu. Tak, tak! Miałem dużo szczęścia, bo już po pół roku, od kiedy przeprowadziłem się do Polski, dostałem pracę w swoim zawodzie.
P
Z brudnymi rękami Przyjechałem tu praktycznie zaraz po skończeniu studiów na Słowacji, a studiowałem leśnictwo na politechnice w Zvoleniu. Tuż przed wyjazdem obroniłem jeszcze doktorat. Przed przeprowadzką udało mi się na chwilę popracować w leśnictwie na Słowacji, ale ważnego doświadczenia zawodowego nabyłem wcześniej, podczas rocznej przerwy w studiach, kiedy pracowałem w firmie budowlanej jako kierowca ciężarówki. Tę praktykę bardzo sobie cenię, bo w sumie był to szczególny czas w moim dotychczasowym życiu, kiedy pracowałem poza lasem i wykonywałem pracę fizyczną. Uczyłem się wtedy od murarzy, spawaczy, mechaników. I nauczyłem się szanować pracę tych ludzi. Tego brakuje dziś młodym, którzy podejmują pracę po studiach na kierowniczych stanowiskach. Z takim doświadczeniem, którego wtedy nabyłem, inaczej patrzę na robotników w lesie, z którymi każdego dnia jestem w kontakcie. Oni też traktują mnie inaczej, bo wiedzą, że ja nie boję się ubrudzić sobie rąk.
Czego się nie robi dla dziewczyny! Pewnie zastanawiacie się, dlaczego słowacki leśnik podjął pracę w Polsce. Co tam, w tej Słowacji nie mają dostatecznie dużo lasów? Pewnie, że mamy! I to jakie! Te słowackie, położone 30
na terenach górskich, znacznie różnią się od tych polskich, nizinnych, w których przyszło mi pracować. No, ale czego się nie robi dla dziewczyny! Poznałem ją w 2015 roku, kiedy przyjechała w ramach wymiany studenckiej na moją uczelnię w Zvoleniu. Pojechałem więc za głosem serca, choć – jak teraz sięgam pamięcią wstecz – myślę, że zawsze mnie jakoś ciągnęło na północ. Od dzieciństwa oglądałem polskie filmy, rozmawiałem z polskimi kierowcami spod Katowic, którzy przyjeżdżali do ojca po drewno z tartaku. Parę razy byłem w Polsce – jak większość Słowaków – na targach, raz na wycieczce w Oświęcimiu.
Podróż przez całą Polskę Jechałem do Niej przez całą Polskę. Chyba na zawsze zapamiętam tę podróż. Trwała cały dzień, bo wybrałem się autostopem. I to trochę na wariata. Spotykałem różnych ludzi, wśród których przeważali chętni pomóc obcokrajowcowi, kaleczącemu ich język ojczysty. O tej podróży można by książkę napisać. Na przykład do Łodzi podwiozła mnie dziewczyna, która dopiero co wróciła ze Słowacji! Jechałem też z kierowcą tira, którego w ogóle nie rozumiałem, bo albo mówił jakimś dialektem, albo zapomniał zębów. Ale dotarłem szczęśliwie na Pomorze! I tu właśnie mieszkam wraz z moją polską rodziną. Tu dostałem pracę. A Sztum, leżący 10 kilometrów
od Malborka na Pojezierzu Iławskim, stał się moim domem.
Mniej liryczni leśnicy Pracuję w lesie. To bardzo specyficzna praca. Trochę się różni od sposobu pracy w górach. No i leśnicy w Polsce wydają mi się ciut inni niż ci nasi – jakby mniej liryczni. W ogóle moje spostrzeżenia co do stylu życia Polaków są takie: może są bardziej pracowici, ale i żyją w większym stresie, bardziej się spieszą, nie potrafią żyć na luzie. W górach to jednak czas płynie wolniej.
Oczywiście, że mnie czasami ciągnie na Słowację. I to bardzo. Myślę, że każdego, kto miał szczęśliwe dzieciństwo, ciągnie do domu. Trudno mi powiedzieć, za czym tak naprawdę tęsknię najbardziej. Tęsknię za rodzicami, przyjaciółmi, górami, folklorem, językiem i innymi rzeczami. Ale chyba najbardziej tęsknie za tym uczuciem bycia w domu. Przed wyjazdem tego nie czułem. Ale teraz, kiedy wracam na Słowację i rano wychodzę na podwórko, rozglądam się wokoło, popatrzę na wioskę i góry, które ją otaczają, wszystkie te znane mi z dzieciństwa miejsca... Dziwne uczucie, które napełnia serce radością i smutkiem jednocześnie.
Raj na Ziemi? Czy Słowacja jest atrakcyjniejsza od Polski? Ma piękne góry, wino, zamki, MONITOR POLONIJNY
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:07 Page 31
lasy, w których można się zgubić. Nie mówię tu o Tatrach. Jeżeli miałbym Polakom polecić wycieczkę w góry, to wcale bym ich nie wysyłał w Tatry czy do Słowackiego Raju, bo ciekawsze wydają mi się Polana, Wielka czy Mała Fatra. Oczywiście, opowiadam tu o mojej ojczyźnie, ale bez upiększania. Opowiadam o niej prawdziwie. Nie ma idealnego miejsca na Ziemi. Nie jest nią ani Polska, ani Słowacja. Ale oba kraje są przepiękne. Raj na Ziemi każdy musi sobie wytworzyć sam. Najpierw w głowie, potem w ogródku i tak dalej, i dalej.
Sekrety polskiej i słowackiej kuchni
Dynie czesnojesienna aura już za oknami. Nie zapominajmy, że kolorowe jesienne chwile szybko przeminą, dlatego warto je uwiecznić na zdjęciach. Szczególnie polecam październikowe pola dyniowe, które w tym czasie udostępniają nam wyjątkowo nastrojowe, jesienne krajobrazy. Można też tuż przed Halloween wybrać się na rodzinne przygotowywanie i dekorowanie dyń, które 27 października oferuje nam na przykład Devin. A.K.
W
ZDJĘCIA: AGNIESZKA KRASOWSKA
Bardzo mi się podoba polska wieś – ze swoimi porozrzucanymi gospodarstwami, kępkami lasów, oczkami wodnymi i krzykiem żurawi. Może to wygląda trochę jak jakiś nierealny pejzaż, ale ja go widzę codziennie w pracy i, jak na razie, jeszcze mi się nie znudził. Jestem z przyrodą za pan brat. Miasta, budynki czy jakieś imprezy wcale mnie nie interesują. Pokochałem polski krupnik, zupę pomidorową, różne kasze, dorsza, ale brakuje mi słowackich wędlin. Przepraszam, ale dla mnie kiełbasa bez czerwonej papryki, kminku i czosnku to nie kiełbasa. Ze słowackich ciekawostek kulinarnych wymieniłbym - może trochę dziwną dla Polaków - zupę kminkową. Żona przestraszyła się, jak o niej usłyszała, ale jak posmakowała, to ją polubiła. I to bardzo! Szczególnie dlatego, że okazała się idealna dla karmiącej matki, ponieważ kminek pobudza laktację. Potrawy po obuch stronach Tatr to temat rzeka, ale gdyby chcieć dokonać opisu naszych kulinarnych sekretów na skróty, to przepis byłby taki: jak ktoś chce przygotować polską potrawę, to powinien dodać do niej koperku i śmietany, a jak po słowacku to kminku i czerwonej papryki. A koperek zastąpić pietruszką. PAĽO PENIAŠKO, Sztum Dokończenie w następnym numerze „Monitora“ PAŹDZIERNIK 2019
31
Monitor 10_2018 25.9.2019 22:08 Page 32
Czy chcemy, czy nie, rozpoczęła się pora ogrzewania – ciała i duszy. Wokół nas coraz zimniej, ciemniej i nastrój też odbiega od letniej formy. W kuchni oznacza to więcej ciepłych, aromatycznych dań, pożywnych zup, pieczonych mięs i poprawiających nastrój ciast. Kolor i smak czekolady idealnie zgrywa się z jesiennymi potrzebami. O jej zaletach
Brownie
zdrowotnych, jak i o czarodziejskiej umiejętności poprawiania humoru nie trzeba przypominać. Filip Tusk z Gdańska, znany uczestnikom letnich warsztatów artystycznych, zorganizowanych przez Klub Polski, podzielił się z nami przepisem na brownie, czyli czekoladowe ciasto rodem z Ameryki.
Składniki: •1/2 szklanki masła •1/2 szklanki cukru •2 jajka •1 łyżeczka ekstraktu waniliowego •1/3 szklanki niesłodzonego kakao •1/2 szklanki mąki •1/2 łyżeczki soli •1/4 łyżeczki proszku do pieczenia •1 duża (200 g) tabliczka gorzkiej czekolady lub 2 mniejsze (100 g)
Sposób przyrządzania: Nastawiamy piekarnik na 180 stopni. Małą blaszkę wykładamy papierem do pieczenia. Czekoladę ścieramy na tarce lub siekamy na jak najmniejsze kawałki. Rozpuszczamy w rondelku masło, a następnie przelewamy je do miski. Dodajemy cukier, czekoladę i ekstrakt waniliowy. Cały czas mieszając, dosypujemy stopniowo kakao, mąkę, sól i proszek do pieczenia. Dobrze ucieramy, ale masa nie musi być gładka. Następnie przekładamy ją na blachę i wstawiamy do piekarnika na około 25 minut. Można podawać na ciepło i zimno, z lodami i do kawy. Brownie pięknie pachnie i naprawdę rozgrzewa! Czegóż więcej trzeba w deszczowy jesienny wieczór? A gdy już wypróbujecie przepis po raz pierwszy i kolejny, możecie się pokusić o wykorzystanie go do upieczenia ciasteczek. Wystarczy tylko skrócić czas pieczenia, a do masy dodać na przykład orzechy. Smacznego! AGATA BEDNARCZYK