ISSN 1336-104X
O T Y M , JA K B R AT YS Ł AWA POŁĄCZYŁA
str. 17
15 lat minęło!
Mazura z Giżycka ze słowacką Węgierką
Marek Berky: „Dziś czuję, że ta odmienność to dar“ str. 14
str. 5
OPERA DLA HIPSTERA
nowym budynku Słowackiego Teatru Narodowego po raz pierwszy w Bratysławie została pokazana opera Karola Szymanowskiego „Król Roger”. Gościnny spektakl Opery Krakowskiej odbył się 15 czerwca w ramach międzynarodowego festiwalu teatralnego Eurokontext. „Król Roger” niewątpliwie nie należy do dzieł łatwych w odbiorze. Szymanowski napisał tę operę do libretta Jarosława Iwaszkiewicza, inspirując się ekspresjonizmem niemieckim, czyli nurtem dziś ponownie eksplorowanym przez kontestujących kulturę masową hipsterów. Stąd też od swej premiery w 1926 r. „Król Roger” budził kontrowersje i ze względu na formę, daleką od klasycznej włoskiej opery, nie mógł się przebić do światowego kanonu. Niewątpliwie zaważyła też na tym dość swobodna w interpretacji linia fabularna, która koncentruje się wokół tytułowej postaci – średniowiecznego króla sycylijskiego, który musi się
W
2
zmierzyć z samozwańczym prorokiem Pasterzem. Ten ostatni pojawia się nie wiadomo skąd i uwodzi swymi słowami poddanych króla, jego żonę Roksanę… oraz samego władcę. Nowoczesność opery Szymanowskiego została jeszcze podkreślona w interpretacji reżysera Michała Znanieckiego, którą mieliśmy okazję oglądać na bratysławskich deskach. Gdy
zywało do okoliczności akcji dramatycznej: imperium bizantyjskie, mieszanie się wpływów różnych kultur. Kostiumy śpiewaków stanowiły przedłużenie scenografii – Król Roger (świetny Stanisław Kuflyuk) oraz Pasterz (Łukasz Gaj) mieli na sobie zwykłe spodnie oraz białe koszule, natomiast Roksana (Katarzyna OleśBlacha) najpierw odziana była w ozdobną garsonkę,
dzone małżeństwo, które być może oczekuje jakiegoś trzęsienia ziemi – i wtedy pojawia się Pasterz ze swoimi obietnicami: Wy, którzy cierpicie, W nocy szukacie ręki radości, On was odnajdzie. Którzy owocu słodkich ramion pożądacie, On was utuli. Trudno się więc dziwić, że Roksana rzuca się w jego objęcia… Dramatyzm zaistniałej w pierwszym akcie sytuacji został jeszcze spotęgowany w akcie drugim, zakończonym bakchiczną orgią wyznawców Pasterza. Ostatni, trzeci akt, odbył się w scenerii postapokaliptycznej tak, jakby pojawienie się Pasterza zniszczyło istniejący ład – stąd Roksana i Roger odziani są jak
tylko uniosła się kurtyna, stało się jasne, że nie zobaczymy tu dam w sukniach niczym bezy i perukach. Scenografia Luigiego Scoglii była dość mroczna, dominowały w niej kontrastowe barwy oraz gra światłocieni. Za tło służyły obeliski z napisami po łacinie, hebrajsku i arabsku, co nawią-
podkreślającą jej status społeczny, a po jej zafascynowaniu Pasterzem – czerwoną suknię z głębokim dekoltem, symbolizującą przebudzenie jej seksualności. Akcja rozgrywająca się na scenie SND pogłębiała psychologiczny rys postaci – przede wszystkim tytułowego bohatera, który oscylował pomiędzy fascynacją Pasterzem a strachem przed jego wpływem. Jako odpowiedzialny władca i mąż, próbował przywrócić ład w swoim królestwie. Przedstawienie podkreślało też wymiar międzyludzki: już w początkowej scenie pierwszego aktu pokazani zostali Roger i Roksana jako znu-
żebracy. Ich czekanie (na Godota?) na zdewastowanej plaży okazało się być jednak tylko złym snem Rogera. Czy jednak na pewno? Kurtyna opadła. Na szczęście po oklaskach odbyło się spotkanie z twórcami opery. Pytań od publiczności było wiele, emocje wzbudziła szczególnie postać dyrygentki Moniki Wolińskiej. Niezastąpiony tłumacz polsko-słowacki Mário Kyseľ miał ręce pełne roboty. Wygląda na to, że inscenizacja Opery Krakowskiej nikogo nie pozostawiła obojętnym. MAGDALENA ZAKRZEWSKAVERDUGO MONITOR POLONIJNY
Kierunek rozrywka Pamiętacie tę scenę z „Seksmisji“, kultowej komedii lat 80. w reżyserii Juliusza Machulskiego, w której Jerzy Stuhr zobaczył na niebie bociana? Tę jego radość, kiedy uwięziony w skafandrze odkrywa, że skoro bocian żyje, to znaczy, że Ziemia nie jest skażona i że przeżyje i on, i towarzysze jego wędrówki? Cóż to była za radość! Odwołując się do tej sceny chcę Państwa nastroić do zadarcia głów i poobserwowania nieba. Co tam się dzieje! Ostatnio, leżąc na trawie, obserwowałam lecącego wysoko, wysoko ptaka i poczułam to, co bohater w przywołanym wyżej filmie: wolność i radość! Szanowni Państwo, mamy lato, najpiękniejsze miesiące w sam raz do leniuchowania na trawie, piasku, leżaku, materacu... Wykorzystajmy je na relaks. Po co wpatrywać się w ekrany komputerów, skoro nad naszymi głowami rozgrywa się tak wspaniałe widowisko! A jeśli obserwacja nieba już Państwu nie będzie starczać, proszę sięgnąć po nasz miesięcznik, w którym tym razem znajdą Państwo podpowiedzi, jak spędzić lato w Polsce, na które imprezy się wybrać (str. 4). A jeśli tę piękną porę roku spędzają Państwo na Słowacji, to może wybiorą się Państwo do Dúpenec? Brzmi nieźle, prawda? (str. 25). W krzyżówce natomiast przygotowaliśmy dla Państwa geograficzną łamigłówkę (str. 26). A gdyby pogoda nie dopisywała, to polecamy inne ciekawe formy spędzania czasu, z dobrym kryminałem (str. 22) czy filmem (str. 24). Zachęcamy też do przeczytania wywiadu z Markiem Berkym, nowym prezesem Klubu Polskiego (str. 5), czy historii Eriki i Huberta Matwijów, którzy niedawno założyli na Słowacji radio (str. 17). W rubryce „Z naszego podwórka“ znajdą też Państwo relacje z wydarzeń kulturalnych i sportowych – opery „Król Roger“ pokazanej na deskach Słowackiego Teatru Narodowego (str. 2) czy bratysławskiej strefy kibica (str. 15). A ponieważ w czerwcu miało miejsce ogłoszenie wyników konkursu rysunkowego, który organizowała nasza redakcja we współpracy z Instytutem Polskim, to odsyłamy do relacji z wręczenia nagród oraz do obejrzenia nagrodzonych prac na łamach naszego pisma (str. 10). Oprócz tego znajdą Państwo w „Monitorze“ oczywiście inne, stałe rubryki. Miłej lektury i poczucia wolności, lekkości, jakiej doznaje ptak, unoszący się wysoko, wysoko. W imieniu redakcji
Z KRAJU
4
WYWIAD MIESIĄCA Marek Berky: „Dziś czuję, że moja odmienność to dar“
5
Z NASZEGO PODWÓRKA
9
CO U NICH SŁYCHAĆ? O tym jak Bratysława połączyła Mazura z Giżycka ze słowacką Węgierką 17 MKNĄ PO SZYNACH… Tramwaj na linii Bratysława – Wiedeń
20
DYPLOMACJA (NIE)CODZIENNA Co ma wspólnego dyplomata z koniem? 22 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI Mroczne miasto Breslau 22 KINO – OKO Filmowa panika
24
SŁOWACKIE PEREŁKI Dúpence
25
KRZYŻÓWKA
26
Bon Voyage
28
ZDRADZIECCY PRZYJACIELE Co my byk do głośnika? 28 OGŁOSZENIA
29
ROZSIANI PO ŚWIECIE Z Bratysławy do krainy fondue, zegarków i recyklingu (3)
30
MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI Turniej siatkówki 31 PIEKARNIK Ciepłe kraje
32
ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Katarzyna Pieniądz, Magdalena Zawistowska-Olszewska KOREŠPONDENTI: KOŠICE: Magdalena Smolińska • TRENČÍN: Aleksandra Krcheň JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Stehlik ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková † (1995 - 1999) • VYDAVATEĽ: POĽSKÝ KLUB ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • IČO: 30 807 620 • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel: 031/5602891, monitorpolonijny@gmail.com • BANKOVÉ SPOJENIE: Tatra banka č.ú.: SK60 1100 0000 0026 6604 0059 • EV542/08 • ISSN 1336-104X Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov náklad 550 ks • nepredajné Realizované s finančnou podporou Fondu na podporu kultúry národnostných menšín. Projekt współfinansowany w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą Laureat Nagrody im. Macieja Płażyńskiego w kategorii redakcja medium polonijnego 2013
LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
3
KieruneK eśli w czasie letnich miesięcy macie odrobinę wolnego czasu, nie wahajcie się i zaplanujcie krótki wyjazd do Polski. Od morza do Tatr szykują się tutaj imprezy, na których po prostu trzeba być, bo kolejna okazja może się nie zdarzyć, a jeśli już – to dopiero za rok. Już 8 lipca na Stadionie Narodowym w Warszawie zagra legendarna grupa The Rolling Stones. W tym samym czasie w Krakowie miłośnicy jazzu będą mogli się spotkać w ramach Summer Jazz Festival. Wystąpi na nim między innymi słynna grupa Take 6. Następnego dnia, 9 lipca, w Chorzowie wystąpi z kolei Guns N’Roses. Tradycyjnie w połowie lipca (dokładnie od 12 do 15) w Bolkowie na Dolnym Śląsku amatorów mrocznej muzyki przyciągnie Castel Party Festival. Rock gotycki to nie lada gratka, również ze względu na jedyny w swoim rodzaju wizerunek jego fa-
J
nów. Zupełnie inna atmosfera będzie panować w tym czasie we Wrocławiu, do którego zjadą się miłośnicy muzyki elektronicznej – Music Power Explosion to największe w Polsce wydarzenie skupiające didżejów i fanów brzmień elektronicznych. Jak co roku nie rozczaruje nas Festiwal Legend Rocka, odbywający się w Dolinie Charlotty na Pomorzu. W dniach 20 – 21 lipca wystąpią na nim Brian Ferry i Billy Idol, a 4 sierpnia zagra Alan Parsons Project. Końcówka miesiąca będzie naprawdę głośna – w Krakowie 27 lipca zabrzmi legendarny Iron Maiden. Dwa dni później w Łodzi na jedyny koncert przyjadą The Scorpions. Od 26 lipca przez 11 dni będziemy mogli cieszyć się we Wrocławiu wspaniałymi filmami w ramach XVIII Międzynarodowego Festiwalu Kino Nowe Horyzonty. W tym samym prawie czasie w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą swoje atrakcje zaprezentu-
wydali płytę pt. „Brygada Kryzys“, uznaną za pierwszy w Polsce album punkowy, a później za jedno z najważniejszych wydawnictw w historii polskiej muzyki rockowej.
4 CZERWCA zmarł ROBERT BRYLEWSKI (ur. w 1961 r.), wokalista, gitarzysta, kompozytor, autor tekstów, współzałożyciel zespołów Kryzys, Brygada Kryzys, Izrael i Armia. Bliski był mu nie tylko punk rock, ale także reggae i muzyka elektroniczna. Brygadę Kryzys Brylewski założył wraz z Tomaszem Lipińskim. W 1982 r. 4
rozrywKa
7 CZERWCA w wieku 81 lat zmarła pisarka BARBARA WACHOWICZ, laureatka Orderu Uśmiechu, odznaczona m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis“. Wachowicz była też autorką spektakli, wystaw, programów radiowych i telewizyjnych poświęconych pamięci wielkich Polaków, takich jak m.in. Tadeusz Kościuszko, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki,
je Festiwal Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi”. Sierpień rozpocznie się słynną już imprezą – Przystankiem Woodstock (2–4 sierpnia) w Kostrzynie nad Odrą. Nieco dalej na południe w tym samym czasie zgromadzą się fani muzyki alternatywnej – w Katowicach na OFF Festiwalu nie zabraknie oryginalnych brzmień i ciekawych wykonawców. Również 4 sierpnia w Krakowie rozpocznie się popularny 75. Tour de Pologne, potrwa do 10 sierpnia, a zmagania kolarzy będzie można podziwiać blisko słowackiej granicy – od Krakowa do Zakopanego i Bukowiny Tatrzańskiej. W Gdańsku, 5 sierpnia, będzie można posłuchać Rogera Watersa, a już tydzień później (11 i 12 sierpnia) w Warszawie na Stadionie Narodowym wystąpi megagwiazda Ed Sheeran. Jeśli chodzi o nietypowe imprezy sportowe, warto zastanowić się nad obejrzeniem III Balonowych Mi-
Cyprian Kamil Norwid, Fryderyk Chopin, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski. 7 CZERWCA 95. urodziny obchodził HENRYK JERZY CHMIELEWSKI Papcio Chmiel - twórca komiksów o przygodach Tytusa, Romka i A’Tomka. Komiksy o przygodach trójki przyjaciół: szympansa Tytusa, szczupłego Romka i małego, przemądrzałego A’Tomka zaczął tworzyć w 1957. Ukazywały się one w „Świecie Młodych“ do lat 80. XX w. 11 CZERWCA zmarł ROMAN KŁOSOWSKI, jeden z najbardziej popularnych polskich aktorów, ulubieniec publiczności. Miał 89 lat.
Popularność przyniosła mu rola Romana Maliniaka w telewizyjnym serialu „Czterdziestolatek“. Tę samą postać zagrał też w serialu „40-latek. 20 lat później“. Roman Kłosowski wystąpił także w takich filmach jak „Zamach“, „Hydrozagadka“, „Eroica“, „Baza ludzi umarłych“, „Kramarz“, „Czy jest tu panna na wydaniu?“. 12 CZERWCA zostały przedstawione propozycje pytań do REFERENDUM ws. zmian w konstytucji, którego przeprowadzenie w dniach 10-11 listopada proponuje prezydent Andrzej Duda. Prezydent chciałby, aby Polacy w referendum odpowiedzieli na pytania dotyczące m.in. zagwarantowania MONITOR POLONIJNY
wprowadzenia nienaruszalności praw nabytych (np. 500+) oraz zagwarantowania członkostwa Polski w UE. Wniosek o przeprowadzenie referendum ma być złożony w Senacie w lipcu. 27 CZERWCA do Sejmu trafił rządowy projekt zmian w USTAWIE o Instytucie Pamięci Narodowej. Nowela uchyla artykuły grożące karami grzywny i więzienia za przypisywanie polskiemu narodowi i państwu odpowiedzialności m.in. za zbrodnie III Rzeszy oraz głoszące, że przepisy karne mają się stosować do obywatela polskiego oraz cudzoziemca – „niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
Marek Berky: „Dziś czuję, że ta odmienność to dar“ raz pierwszy prezesem Klubu Polskiego został Słowak polskiego pochodzenia. Marek Berky urodził się w Dubnicy nad Wagiem. Ukończył Akademię Muzyczną w Żylinie w klasie skrzypiec. Przez sześć lat pracował w operze w Bańskiej Bystrzycy. Obecnie mieszka w Dubnicy, gdzie poświęca się pracy pedagogicznej i piastuje stanowisko dyrektora w firmie, zajmującej się softwarami i księgowością. W rozmowie dla naszego pisma zdradza, jakie pierwsze wrażenie wywarł na nim Klub Polski, na spotkanie którego ówczesnego nastolatka zabrała mama Polka, jakie ma plany i wizje w prowadzeniu organizacji polonijnej.
Po
czynu“. Przepisy takie uchwalone w styczniu wywołały ostrą krytykę m.in. w Izraelu i USA. Jeszcze tego samego dnia nowelę bez poprawek przyjął Senat oraz podpisał prezydent Andrzej Duda. Również tego dnia premier Mateusz Morawiecki w Warszawie oraz premier Izraela Benjamin Netanjahu w Tel-Awiwie podpisali wspólną polsko-izraelską deklarację. Podkreślono w niej m.in., że oba rządy z całą mocą potępiają wszelkie formy antysemityzmu oraz dają wyraz swemu zaangażowaniu w zwalczanie jakichkolwiek jego przejawów; oba rządy odrzucają również antypolonizm oraz inne negatywne stereotypy narodowe.
22 CZERWCA zmarła OLGA KRZYŻANOWSKA (ur. w 1929 r.), lekarka, działaczka opozycji antykomunistycznej, członkini „Solidarności“. Po 1989 roku była posłem, wicemarszałkiem Sejmu, a także senatorem. Była córką podpułkownika Aleksandra Krzyżanowskiego, ps. Wilk, dowódcy AK na Wileńszczyźnie. Jako młoda dziewczyna należała do Szarych Szeregów. Za swoją działalność została odznaczona Krzyżem Walecznych. 29 CZERWCA po długiej walce z chorobą nowotworową zmarła IRENA KIRSZENSTEIN-SZEWIŃSKA, pierwsza dama polskiego sportu. Miała 72 lata. Była najwybitniej-
ZDJĘCIE: STANO STEHLIK
strzostw Świata Kobiet, które rozegrają się w malowniczym Nałęczowie 6 sierpnia. Z kolei 25 sierpnia w Radomiu odbędzie się widowiskowy Air Show – prezentacje umiejętności lotniczych, które co roku przyciągają tysiące widzów. W dniu 29 sierpnia w Krakowie wystąpi popularny zespół Thirty Seconds to Mars. Końcówka wakacji należeć będzie do Soundrive Festival w Gdańsku (30 sierpnia – 1 września) – muzyka alternatywna, industrialna nie jest może znana szerokiej publiczności, ale na pewno warto jej posłuchać, by wyrobić sobie opinię. Tydzień później można się będzie wybrać do Łodzi na Festiwal Czterech Kultur – w tym roku motywem przewodnim będzie bunt. Lato pożegnamy w niedalekiej od Gdańska Gdyni, gdzie od 17 do 22 września zagości XLIII Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Jak co roku dopiszą gwiazdy, celebryci, a i filmów przyciągających uwagę nie zabraknie. Letnie atrakcje to obowiązkowy punkt każdego wypoczynku, skorzystajmy z nich, bo gwarantują dobrą zabawę i miłe wspomnienia, które warto będzie mieć, gdy już powrócimy do naszych zwykłych obowiązków, a za oknami kolorowe krajobrazy ustąpią melancholijnej jesieni. AGATA BEDNARCZYK
szą, najbardziej utytułowaną lekkoatletką w dziejach polskiego sportu. Zdobyła 7 medali olimpijskich: 3 złote, 2 srebrne i 2 brązowe. Była 10-krotną medalistką mistrzostw Europy. Cztery razy został wybrana Najlepszym Sportowcem Roku w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. W 1974 roku agencja prasowa United Press International wybrała ją najlepszym sportowcem na świecie. W 2016 roku została odznaczona Orderem Orła Białego. Była członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego oraz wiceprezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. MP 5
Co według Ciebie jest siłą Klubu Polskiego? Z pewnością jego siłą są kluby regionalne. Dzięki nim, ich aktywności jest on żywą organizacją, którą widać z daleka. Jego wizytówką jest bardzo dużo różnorodnych imprez. Które z nich są w Twoim odczuciu najatrakcyjniejsze? Zacznę od Dubnicy nad Wagiem, gdzie mieszkam. Od wielu lat Klub Polski jest tu widoczny podczas największego przedsięwzięcia organizowanego w mieście, czyli Dubnickich Dniach Przyjaźni i Folkloru. Amfiteatr w Dubnicy co roku gości polskie zespoły właśnie dzięki Klubowi i to jest najlepsza jego prezentacja. Co do innych przedsięwzięć, to muszę przyznać, że bardzo mi się podobało to, związane z wydaniem płyty „Za górami, za lasami, za Tatrami“ w styczniu tego roku. Nigdy niestety nie byłem na statku, czyli na Polskich szantach na Dunaju, a sporo pozytywnych opinii słyszałem o tej imprezie. No i byłem naprawdę pod wrażeniem ubiegłorocznej, całodziennej imprezy na bratysławskim Rynku pod hasłem „Z Polską na Ty“. To świetna prezentacja Polski i nas, działaczy Klubu Polskiego. Wymieniasz wszystkie te imprezy, które pokazują nas na zewnątrz. Sam jesteś muzykiem, więc to zrozumiałe, że widzisz potrzebę prezentacji naszej kultury przed szeroką słowacką publicznością. Należy się zatem spodziewać, że podczas swojej prezesury będziesz stawiał bardziej na promocję tego, co polskie? Tak, bo wychodzenie na zewnątrz z koncertami, przedstawieniami teatralnymi czy innymi wydarzeniami kulturalnymi to jest to, co przyciągnie do nas innych, a nam na pewno jest potrzebna świeża krew, młodzi, energiczni ludzie.
Ciebie do Klubu przyprowadziła mama. Pamiętasz ten moment, kiedy wziąłeś udział w takim klubowym spotkaniu po raz pierwszy? Byłem wtedy uczniem szkoły średniej i wcale nie odbierałem tego spotkania jako czegoś ekstra. Owszem, poznałem wówczas innych młodych ludzi, którzy wyrastali w mieszanych rodzinach tak jak ja, ale nic z tego nie wynikało. Dopiero potem, kiedy zacząłem się zastanawiać nad studiami, ktoś mi podpowiedział, że mógłbym spróbować studiować w Polsce, by poszerzyć horyzonty. Nie wybrałem tej możliwości, ale obserwowałem ścieżkę kariery pewnej starszej o dwa lata koleżanki ze średniej szkoły muzycznej, której ojciec też był w Klubie Polskim i która właśnie dzięki rekomendacji Klubu dostała się na wrocławską Akademię Muzyczną. To ją wywindowało w górę. Na kongresie, przedstawiając siebie i plany związane z naszą organizacją, podkreślałeś, że widzisz dużą zasadność jej istnienia i działania i że gdyby Klub działał wcześniej, kiedy byłeś dzieckiem, łatwiej byłoby Ci zrozumieć swoją inność spowodowaną polskim pochodzeniem. Kiedy ją zauważyłeś i jak sobie z nią radziłeś? Kiedy wyjeżdżałem do dziadków na wakacje. Wszystkie pozostałe dzieci jeździły na wakacje do babci, dziadka gdzieś niedaleko albo maksymalnie na drugi koniec Czechosłowacji. Wtedy mało kto jeździł za granicę. My z bratem i siostrą byliśmy inni. Nasze wyjazdy w rodzinne strony mamy, do Kąkolna koło Rawicza, miały niepowtarzalny smak. No i stamtąd przywoziliśmy jeansy, gry i inne rzeczy, których tu nie było. Czy ta odmienność miała też jakiś cierpki posmak? W dzieciństwie chyba nie lubiłem zwracać na siebie uwagi,
Gdyby wtedy działał Klub, wiedziałbym, że moja odmienność to nic dziwnego. 6
a tak się stawało, kiedy mama do mnie mówiła po polsku i wszyscy to słyszeli. Z kolei kiedy mówiła po słowacku, słyszalny był jej obcy akcent. Gdyby wtedy działał Klub, spotkałbym inne dzieci z rodzin mieszanych i wiedziałbym, że moja odmienność to nic dziwnego. Dopiero kiedy człowiek słyszy, że w innych rodzinach też jedno z rodziców zwraca się do dziecka w innym języku, pozwala zrozumieć, że to zupełnie normalne. Ja tego nie widziałem w moim otoczeniu, nie mieliśmy się z kim jednoczyć. A jednak Twoja siostra Daniela Nehezová tak się nauczyła polskiego, że swoją wiedzę przekazywała dzieciom w szkółce polonijnej w Dubnicy nad Wagiem! Siostra z bratem bywali dłużej na wakacjach u babci, ja byłem wtedy jeszcze malutki, kiedy wujek uczył ich polskiego z książek. Nic więc dziwnego, że oni nauczyli się więcej niż ja. I choć mój polski w mowie jest bardziej na poziomie kuchennym, to czytam polskie książki i oglądam polskie filmy. Dziś czuję, że ta odmienność to dar, wartość dodana. Kim się czujesz? Polskość jest też we mnie, ale czuję się Słowakiem. Ten multikulturalny trend, który ostatnio często jest krytykowany, mnie się bardzo podoba. W różnorodności jest siła. Wiesz jak wyglądają nasze święta Bożego Narodzenia? Moja żona, która nigdy nie miała żadnych powiązań z Polską, robi lepszy barszcz niż moja mama. A latem gotuje wyśmienitą botwinkę! Wigilię zaczynamy od dzielenia się polskim opłatkiem, potem mamy słowacki z czosnkiem i miodem, następnie jest barszcz z uszkami, po nim kapustnica, pierogi i karp. Wszyscy domownicy wiedzą, że tak jest i dlaczego tak jest. Jeśli coś byśmy pominęli, to dzieci od razu by to zauważyły. Wolimy mnożyć niż dzielić. Sześć potraw to więcej niż trzy. MONITOR POLONIJNY
Powinniśmy kłaść większy nacisk na naukę historii Polski, bo o tej nasze dzieci po prostu nie mają się skąd dowiedzieć. To zdradź jeszcze tajemnicę, czy Ty też gotujesz polskie dania? Tak, wyspecjalizowałem się w pierogach ruskich. Jak wychowujecie troje Waszych dzieci? One wiedzą o swojej odmienności, więcej niż ja w ich wieku. Ja mam oboje rodziców innego pochodzenia, oni mają mamę Słowaczkę, a tę inność dziedziczą po mnie, wiedzą, skąd jest ich babcia, dlaczego robimy to czy tamto.
Chwalisz działalność Klubu, ale na pewno widzisz też rzeczy, nad którymi trzeba popracować. Co konkretnie? Na pewno potrzebujemy więcej młodych ludzi, którzy by Klub uznali za swoje miejsce na ziemi. Żeby odpowiedzieć na pytanie, jak to osiągnąć, trzeba sobie uświadomić, kto może zasilić szeregi naszej organizacji. Są takie cztery kategorie klubowiczów. Pierwszą tworzą ci, którzy przyjechali z Polski i chcą w Klubie znaleźć kawałek ojczyzny, chcą pogadać po polsku, razem coś poprzeżywać. Drugą grupę stanowią ci, którzy przyjechali z Polski i zdecydowali się, że tu zostaną, Słowacja jest ich domem – tak jak to jest w przypadku
ZDJĘCIE: STANO STEHLIK
Skoro mowa o dzieciach, zapytam, czy widzisz zasadność działania szkółek polonijnych? Klub Polski prowadzi taką w Nitrze. W formie gier i zabaw jak najbardziej! Według mnie powinniśmy kłaść większy nacisk na naukę historii Polski, bo o tej nasze dzieci po prostu nie mają się skąd dowiedzieć, ponieważ w słowackich szkołach takiego materiału nie omawiają. Wszystkie aktywności skierowane do dzieci są bardzo cenne. Weźmy na przykład to przedsięwzięcie zielonoświątkowe, które gromadzi polsko-słowackie rodziny z dziećmi z całej Słowacji. Obserwowałem to teraz, będąc w Kočovcach,
gdzie czuło się radość bijącą od uczestników. Z prostego powodu – że mogą być razem! I to nie dlatego, że im to ktoś sfinansował, ale dlatego, że im się to podoba i czerpią z tego energię. To ma sens. Albo te warsztaty plastyczne dla dzieci, organizowane przez Klub latem. Moje dzieci brały w nich udział i powiem szczerze, że nigdy nie sądziłem, że codziennie, przez tydzień wakacji, będą chętnie spędzać czas na malowaniu. A one nie tylko były chętne, ale cieszyły się z tego i odczuwały dumę, kiedy potem na wystawie ktoś oglądał ich prace! To dla nich ważne, buduje ich tożsamość. No i sam fakt, że w ramach tego tygodnia dzięki współpracy z Tadeuszem Frąckowiakiem, konsulem honorowym z Li-
ptowskiego Mikułasza odbywa się wernisaż w samym centrum miasta, a wśród gości jest prezydent tegoż miasta, co też robi na dzieciach wrażenie.
LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
7
mojej mamy. Ona nigdy nie stanie się Słowaczką, ale tu na Słowacji jest jej dom. Ci Polacy wchłaniają Słowację czasami do tego stopnia, że już nawet myślą w tym języku. Mojej mamie na przykład zdarza się, że posługuje się słowackim zwrotami, które potem, jak chce powiedzieć po polsku, tłumaczy ze słowackiego. Ona już się zasymilowała. Ci ludzie też potrzebują Klubu, żeby zachować swoją polskość. I kolejna grupa to ci, którzy się tu urodzili, są z mieszanych małżeństw, tak jak ja. Są Słowakami, ale wiedzą, że ich częścią jest też Polska. Myślisz, że dzięki Tobie, prezesowi z tej trzeciej grupy, uda się do Klubu zaprosić więcej osób Tobie podobnych? Byłbym bardzo z tego zadowolony, bo takich ludzi jest bardzo dużo. Z pewnością o istnieniu wszystkich nie wiemy. Są też tacy, w których krąży polska krew z uwagi na babcię czy dziadka Polaka, a którzy może już nawet o tym zapomnieli, bo nie mieli z kim dzielić swej odmienności? Oni tu też powinni znaleźć swoją przystań. Czwartą grupą są przyjaciele Polski, którzy w Polsce pracowali czy studiowali. Mam kolegę, który skończył studia w Polsce
8
ZDJĘCIE: STANO STEHLIK
O każdym z narodów można mówić w kategorii stereotypów, które uwypuklają jego negatywne cechy.
i nadal jest tym krajem zachwycony, często tam jeździ i być może też chętnie by się stał członkiem Klubu. Właśnie ostatnio odwiedził mnie z bombonierką, w której były ekskluzywne krówki! Wyjaśnił mi, że będąc w Polsce, zakupił więcej takich bombonierek, by wręczać je potem w prezencie swoim partnerom handlowym. On w ten sposób pokazuje oblicze Polski, które sam poznał – smaczne, dobrej jakości, eleganckie, gustowne. Robi więc doskonałą pracę na rzecz Polski!
Kilka lat rozbrzmiewały negatywne opinie na temat polskich produktów na Słowacji i w Czechach, więc każdy drobny fakt, który poprawi nasz wizerunek, jest bardzo ważny. A jakie gesty powinien według Ciebie wykonywać Klub Polski w celu burzenia stereotypów na temat Polaków? Naszym celem jest działalność kulturalna i właśnie poprzez nią możemy burzyć uprzedzenia czy mylne wyobrażenia o nas. O każdym z narodów można mówić w kategorii stereotypów, które uwypuklają jego negatywne cechy. O Polakach mówi się, że chętnie wszystko sprzedadzą, Słowacy zaś są zahukani, zakompleksieni i pójdą tam, gdzie się ich popchnie. Czy tak jest rzeczywiście? Dobrze wiemy, obcując na co dzień ze Słowakami czy z Polakami, że tak nie jest. Teraz tylko trzeba o tym przekonać innych, zachęcając do uczestnictwa w naszych wydarzeniach. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA
MONITOR POLONIJNY
Berger ociaż pałac Esterházyego w Bratysławie znajduje się niemal nad samym Dunajem, to w upalny wieczór 21 czerwca nie odczuwało się żadnego powiewu od rzeki. W pomieszczeniach jednej z hi-
Ch
storycznych już kawiarni Berlinka często odbywają się wernisaże wystaw galerii narodowej (SNG). Tego
W SŁOWACKIEJ G ALERII N ARODOWEJ
dnia brakowało tu i miejsca, i powietrza. Pomiędzy gośćmi wernisażu znaleźli się przedstawiciele słowackiej kultury i sztuki, nie tylko ze świata plastyki; można było też zobaczyć dyrektora Instytutu Polskiego Jacka Gajewskiego, dyrektor programową Monikę Olech, reżysera Dušana Hanáka, poetkę Milę Haugową czy diwę opery Adrianę Kučerową. Na ścianie frontowej pałacu pojawił się fragment autoportretu malarza i jakby przypadkiem rzucone nazwisko – Berger. Wystawa Jana Bergera nawiązuje do jego wcześniejszych prezentacji, z których warto przypomnieć prezentowany w Instytucie Polskim (2015) przekrój jego twórczości czy pokazywaną rok później wystawę jego ma-
larstwo po roku 2000 w Galerii Miasta Bratysławy. Obecna „inna“ wystawa malarza polskiego pochodzenia, bratysławianina od roku 1953, jest dla samego autora bardzo ważna. Kuratorom wystawy (Ninie Gažovičovej i Matejovi Fabianowi) udało się wyselekcjonować z twórczości Bergera podstawowe elementy malarstwa: twarze, ludzkie klimaty, aluzje przestrzenne, przepływające treści i motywy, czyli to wszystko, co tkwi w tradycji europejskiej. Aby to uwypuklić, autor użył wyjątkowo prostych środków - mocnego kontrastu przestrzeni i obrazu. We wstępie do katalogu Alexandra Kusá, dyrektor generalna SNG, zwraca uwagę na podstawowe cechy twórczości Bergera: „Cisza
w której huczą kolory, chwieją się kształty, a płaszczyzny zmieniają się w barwną masę, to niepatetyczny hołd X.B. dziełu malarza“. Wystawa potrwa do 30 września 2018.
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
9
Co dokażą dzieci?
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
bratysławskim kinie Lumière w czerwcowe upalane popołudnie panował niebywały ruch. Wszystko za sprawą rodziców, którzy przyszli tu ze swoimi pociechami, by poznać efekty wcześniejszych warsztatów zorganizowanych przez Instytut Polski, na których dzieci przygotowały film animowany „Tańcowała igła z nitką“ oraz prace na szkle malowane. Przyszły też dzieci, które wzięły udział w konkursie rysunkowym, organizowanym przez Instytut i redakcję „Monitora Polonijnego“, by dowiedzieć się, które artystyczne improwizacje na temat „Niepodległa oczami dzieci“ zostały nagrodzone. W sali panowało lekkie napięcie. Spotkanie otworzył dyrektor Instytutu Polskiego Jacek Gajewski, który po chwili oddał głos osobom, które przeprowadziły warsztaty filmowe, czyli Joannie Kożuch i Borisowi Šimie. Joanna z wrodzoną serdecznością pochwaliła wszystkich uczestników warsztatów, zapraszając ich po odbiór
W
10
nagród. Wymieniła zarówno twórców: Šimona Kincela, Simonę Kincelovą, Milę Šimovą, Amelię Olech, Maję Cupał, Alexandra Viskupiča, jak i tych, którzy w inny sposób przyczynili się do realizacji filmu: Nikolę Marcinka, Hankę Daniškovą, Emkę Daniškovą, Aleksandra Dubca, Grażynkę Mikułę, Danusię Dąbrowską, Hanię Dąbrowską, Andrzeja Tynkowskiego. Po gromkich brawach dla artystów
można było obejrzeć ich dzieło. W sali kinowej zgasły światła. I oto jest! Doskonały, żywy, barwny, z dziecięcym temperamentem oraz… z kukiełkami, które podczas warsztatów dzieci wykonały pod okiem naszej rodaczki Beaty Westrych-Zazrivcovej, pracującej w bratysławskim teatrze lalek. „Tańcowała igła z nitką, igła - pięknie, nitka - brzydko. Igła cała jak z igiełki, nitce plączą się supełki…“ słychać dziecięce głosy, recytujące wiersz Jana Brzechwy, który stał się inspiracją do stworzenia pracy wizualnej. Rosną młodzi artyści! Sala rozbrzmiała oklaskami. I znów te same dzieci zostały zaproszone na środek sali – tym razem, by odebrać kukiełki i upominki za ich wykonanie. Po nich do odebrania ciężkich pakunków i upominków zostali poproszeni inni uczestnicy warsztatów, którzy pod czujnym okiem Žofii Dubovej i Pala Macha wykonali prace malowane na szkle. Byli to: Natalia Olech, Amelia Olech, Hanna Dąbrowska, Matúš Holubec, Maja
MONITOR POLONIJNY
Bochen, Juraj Viskupič. Po takich emocjach przyszedł czas na chwilę spokoju. Światła na sali znów zgasły, a na ekranie pojawili się bohaterowie znanych polskich kreskówek – Bolek i Lolek oraz Reksio. Ale to nie był jeszcze koniec, bowiem kiedy ponownie rozbłysły światła, obok dyrektora Jacka Gajewskiego pojawili się konsul Jacek Doliwa i redaktor naczelna „Monitora Polonijnego“ Małgorzata Wojcieszyńska. Nastał bowiem czas, by
wszyscy poznali małych artystów, którzy pędzlami wyczarowali Polskę, jak ją widzą. Ich prace już zawisły w witrynach okien Instytutu Polskiego od ulicy Klobučnickiej, więc może je podziwiać każdy przechodzień. Laureatów konkursu plastycznego wyłoniło jury w składzie: Xenia Bergerová – artystka polskiego pochodzenia, Monika Olech – dyrektor
programowa IP, oraz Jacek Doliwa – konsul RP. Spośród 14 prac, powstałych podczas warsztatów twórczych Klubu Polskiego, prowadzonych przez Stefanię Gajdošovą, pierwsze miejsce przyznano pracy sześciolatka Petra Pilipa, drugie miejsce zyskała praca dwulatka Aleksa Krasowskiego, a trzecie pięcioletniej Danuty Dąbrowskiej. Wyróżnienie otrzymała praca dziesięcioletniego Matúša Hromjáka, zaś specjalną nagrodę dyrektora Instytutu Polskiego dostała pięcioletnia Olivia Vinter. Dzieci opuszczały kino obładowane nagrodami, wśród których oprócz polskich i słowackich książek znalazły się m.in. gry, audiobooki, puzzle z reprezentacją Polski, spersonalizowany znaczek poczty słowackiej, komiksy historyczne, gadżety programu „Niepodległa”. Z nagrodą główną w drżącej dłoni pożegnał się z nami lekko zaskoczony sześcioletni Peter Pilip, który – jak zdradziła jego mama – marzył o pobycie w Tatralandii w Liptowskim Mikulaszu. Marzenia się spełniają, ponieważ pobyt w tym właśnie parku wodnym stanowił nagrodę główną w konkursie. Mało tego, Peter będzie mógł zabrać ze sobą i rodziców, i brata. Sala kinowa dopiero co opustoszała, a organizatorzy tego przedsięwzięcia już zaczęli się głowić, jakie atrakcje przygotować w roku przyszłym, by dzieci czuły więź z Polską i dumę ze swojego pochodzenia. RED.
Nagrodzone prace w konkursie „NIEPODLEGŁA OCZAMI DZIECI“
1. miejsce – Peter Pilip, 6 lat
2. miejsce – Aleks Krasowski, 2 lata
3. miejsce – Danuta Dąbrowska, 5 lat
Nagroda dyrektora IP – Olivia Vinter, 5 lat
Nagrody w konkursie „Niepodległa oczami dzieci“ zostały ufundowane m.in. przez Instytut Pamięci Narodowej, Urząd Marszałkowski Województwa KujawskoPomorskiego, Urząd Miasta Kalisza, Klub Polski na Słowacji. Nagrodę główną ufundował konsul honorowy RP w Liptowskim Mikulaszu Tadeusz Frąckowiak. LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
Wyróżnienie – Matúš Hromják, 10 lat 11
Mecz słowacki MSZ kontra grupa polska iedy Milan Novotný, pracownik słowackiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i były dyrektor Instytutu Słowackiego w Warszawie, zwrócił się do redakcji „Monitora Polonijnego“ o patronat medialny nad tym sportowym przedsięwzięciem, od razu propozycję przyjęliśmy. I tak w czerwcowe popołudnie na boisku koło Železnej studničky byliśmy świadkami pierwszego towarzyskiego meczu piłki nożnej, rozegranego między przedstawicielami słowackiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych a grupą polską, w której skład weszli pracownicy ambasady RP, Instytutu Polskiego oraz Polacy mieszkający na Słowacji. „Do tej pory graliśmy takie mecze tylko między pracownikami ministerstwa, ale dlaczego nie zmierzyć się z innymi drużynami?“ – argumentował pomysłodawca przedsięwzię-
K
cia Milan Novotný, który nie wykluczył, że może z czasem podobne rozgrywki będą się odbywać między reprezentantami innych krajów mieszkającymi na Słowacji. Był to pasjonujący mecz, trzymający w napięciu. I choć wygrali Słowacy, osiągając wynik 7:3, to wszyscy schodzili z boiska uśmiechnięci, z lek-
ką zadyszką, obiecując sobie w najbliższym czasie rewanż. W nagrodę dyrektor Instytutu Polskiego Jacek Gajewski zaprosił wszystkich na kofolę do pobliskiego baru. Zwycięzcom gratulujemy! A czekając na kolejne rozgrywki, rozglądamy się za dobrymi piłkarzami w szereRED. gach Klubu Polskiego.
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
12
MONITOR POLONIJNY
Wystawa obrazów Xénii Bergerovej w Wiedniu „J ezioro”, „Egzotyczny horyzont”, „Kwiat pustyni” czy „Rama” to tytuły niektórych tylko obrazów, namalowanych w ostatnich latach przez artystkę polskiego pochodzenia Xénię Bergerovą. Wystawę jej prac otwarto 27 czerwca w Instytucie Słowackim w Wiedniu.
zy można śmiać się do rozpuku na sztuce o samotności? Otóż okazuje się, że można i niełatwo wskazać, czyja to zasługa: Doroty Masłowskiej, autorki powieści „Kochanie, zabiłam nasze koty”, czy też twórców przedstawienia wystawionego na jej podstawie w ramach 22. edycji festiwalu Istropolitana Projekt w Bratysławie 11 czerwca. A może do tego, że międzynarodowa publiczność nieomal tarzała się ze śmiechu przez całe przedstawienie, przyczyniła się mieszanka niepodważalnego talentu młodej pisarki, świetnego pomysłu reżysera Rafała Dziwisza, by prozę przerobić na musical, oraz talentu aktorskiego absolwentów PWST w Krakowie? Niewątpliwe jest jedno: sala teatru DPOH była pełna po brzegi, a kto się nie załapał, ten trąba. Wodewilowa wersja krótkiej powieści D. Masłowskiej nie odbiegała w war-
C
LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
Kochanie,
Gości przywitała dyrektor tej instytucji Alena Heribanová, która w swoim wystąpieniu zwróciła uwagę na złote płaszczyzny dużych obrazów, nawiązujące wg niej do okresu wiedeńskiej secesji, zwłaszcza Klimta, co naturalnie jest tylko przypadkiem.
Malarstwo Xenii jest bowiem oparte na innych podstawach, co podkreśliła kurator wystawy Xénia Lettrichová. Wernisaż został wzbogacony o występy solistów opery SND. Prace artystki można podziwiać w stolicy Austrii do RED. 7 września.
podbiłam bratysławską publiczność
stwie fabularnej od jej pierwowzoru, osadzonego w wyobrażeniowych raczej niż prawdziwych Stanach Zjednoczonych, w amerykańskim molochu, znanym nam, Polakom, z seriali, w których główne bohaterki, trochę jak z „Seksu w wielkim mieście” czy może „Dwóch spłukanych dziewczyn”, chodzą razem po sklepach, imprezach, plotkują, zakochują się i ćwiczą jogę. Tylko że serial ten chyba został ściągnięty nielegalnie z Internetu, bo dziewczyny mó-
wią językiem jak ze złego tłumaczenia („Podaj mi, na Boga, łopatkę do sera”), co być może powoduje, że monologują raczej koło siebie, niż prowadzą rozmowę, używając wyświechtanych zwrotów typu: „To było totalnie lynchowskie”. Trzeba przyznać, że język Masłowskiej doskonale sprawdził się w formie śpiewanej, a to za sprawą chwytliwych gier słownych oraz humoru językowego, z których autorka ta zasłynęła już przy okazji swojej pierwszej powieści, „Wojny pol-
sko-ruskiej pod flagą białoczerwoną”. W „Kochanie…” poruszyła jednak dojrzalsze tematy, towarzyszące trzydziestolatkom w dużym mieście, takie jak: samotność, powierzchowność współczesnego życia czy relacji międzyludzkich, oczywiście ubierając je w interesujące słowa. Być może właśnie dzięki tej żywości języka utwory Masłowskiej podbiły międzynarodowe sceny – wystarczy wspomnieć choćby jej dwa dramaty „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” czy „Między nami dobrze jest”. Nie inaczej stało się w przypadku interpretacji zaprezentowanej w Bratysławie, czego dowodem jest nagroda za wkład teatralny, otrzymana przez to przedstawienie w ramach konkursu Istropolitana Projekt. Serdecznie gratulujemy! MAGDALENA ZAKRZEWSKAVERDUGO 13
15 lat minęło!
onsulat honorowy Rzeczypospolitej Polskiej w Liptowskim Mikułaszu świętuje w tym roku 15-lecie. Swoją działalność rozpoczął bowiem 5 stycznia 2003 roku. Z tej okazji z inicjatywy konsula honorowego Tadeusza Frąckowiaka 14 czerwca spotkały się osoby związane są z tym wydarzeniem. Uroczystość zaszczycił swoją obecnością ambasador Rzeczypospo-
K
litej Polskiej w Bratysławie Leszek Soczewica z małżonką. Gośćmi byli również burmistrz Liptowskiego Mikułasza Jan Blchač oraz jego zastępca, przewodnicząca Urzędu Powiatowego i inni przedstawiciele miasta. Nie brakowało również przedsiębiorców, przyjaciół konsula i osób mu najbliższych. Obecny był też Marek Czul, wiceburmistrz Żywca, miasta partnerskiego Liptowskiego Mikułasza. Tadeusz Frąckowiak przywitał gości i podziękował za wsparcie i pomoc przede wszystkim swojej rodzinie, żonie oraz dzieciom. Przypomniał, że jego partnerzy biznesowi, wspólnicy firmy, którą razem prowadzą, wspierali go i aktywnie pomagali przez cały ten okres. Podziękowania skierował też pod adresem pracownicy konsulatu Jolanty Drobčo, która już 15 lat załatwia wszelkie sprawy związane z pracą i zadaniami tej placówki. Na uroczystości obecny był też jej mąż, ordynator oddziału chirurgii szpitala w Liptowskim Mikułaszu Jan Drobčo, który za pomoc Polakom, którzy ulegli wypadkom bądź z innego powodu znaleźli się w liptowskim szpitalu, w roku 2007 został odznaczony przez Prezydenta RP Złotym Krzyżem Zasługi.
List gratulacyjny przysłał były polski ambasador na Słowacji Jan Komornicki, który przyczynił się do otwarcia tej placówki dyplomatycznej. W liście tym podziękował Tadeuszowi Frąckowiakowi za wykonywaną pracę na rzecz Polaków przebywających na Słowacji oraz promowanie wizerunku Polski na terenie Słowacji. Uroczystość przebiegała w atmosferze wspomnień i planów na przysłość. J.D.
ZDJĘCIA: ARCHIWUM T. FRĄCKOWIAKA
14
MONITOR POLONIJNY
Nie tak miało być! K
tacji podczas mistrzostw świata w piłce nożnej, rozgrywanych w Rosji. Ale... nie tak miało być! Jaki wynik nasi osiągnęli, wszyscy wiemy i czy chcemy, czy nie, wpłynął on na nastroje kibiców. Rzecz jasna nie tylko w Bratysławie. Oglądając mecze Polaków, miny mieliśmy podobne do tych, które obserwowaliśmy na ekranach telewizorów. Podczas meczu z Kolumbią słychać było jeszcze okrzyki kibiców naszej bratysławskiej strefy, dopingujące biało-czerwonych, które później przerodziły
lub Polski w Bratysławie, podobnie jak w latach poprzednich, zorganizował strefę kibica, by wszyscy zainteresowani mogli wspólnie oglądać mecze polskiej reprezen-
się w podrażnione głosy zniechęcenia. Na nic zdały się gadżety w polskich barwach narodowych, o które zatroszczyła się prezes bratysławskiego Klubu Dorota Cibińska, na nic czerwone koszulki, w które byliśmy ubrani. Nie wyszło. Po skończonych meczach nikomu nie chciało się zostać w lokalu, rozmawiać, cieszyć się. I choć w poprzednich latach na mistrzostwach Europy czy świata nasza drużyna też nie stanęła na podium, to jednak podarowała nam dużo więcej pozytywnych emocji. No cóż, świat się na jednych mistrzostwach nie kończy, będą kolejne, a wraz z nimi, mamy nadzieję, odbudowany stan ducha polskiego kibica na emigracji. RED. ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
ZDJĘCIE: AGNIESZKA KRASOWSKA
czas trwania mistrzostw świata w piłce nożnej Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie“ ogłosiła konkurs na najciekawsze zdjęcie kibiców wspierających przed telewizorami naszą reprezentację. Z przyjemności i dumą informujemy, że zwyciężczynią tego konkursu została nasza rodaczka z Bratysławy – Agnieszka Krasowska, której fotografia spodobała się jurorom najbardziej. Gratulujemy! RED.
Na
15
dyby Słowację chcieć zapakować do sakwy, warto byłoby zacząć od drzew: morwy, czereśni i lipy. Te, rozsiane po rozgrzanym czerwcowym słońcem kraju, kuszą kolorami, smakiem owoców, a przede wszystkim cieniem. Sunąc rowerami w stronę południa Europy, mijaliśmy senne miasteczka, położone w górach, przypominające rodzinne Beskidy. Mało w nich ludzi – być może schowali się przed skwarem i światem. Tylko niektórzy z nich siedzieli w wioskowych barach, popijając kofolę lub piwo. Ich rozmowy przerywane były raz po raz głosem radiowych szczekaczek, zwisających smętnie ze słupów. Byliśmy przekonani, że takie głośniki to relikt przeszłości, aż do mo-
G
mentu, gdy usłyszeliśmy skoczną piosenkę, która wywołała uśmiech na naszych twarzach. Po trzech dniach dotarliśmy do Kočoviec na spotkanie z blisko setką Polaków, którzy rozsiani po niewielkiej Słowacji spotykają się co roku na imprezie organizowanej przez Klub Polski w Bratysławie. To nasz pierwszy oficjalny przystanek na trasie Bielsko-Biała - Japonia. Jednak określenie „oficjalny“ już po paru chwilach mogli16
Słowacja – nasz pierwszy przystanek w drodze do Japonii
śmy zamienić na „rodzinny“ - tak właśnie się czuliśmy, uczestnicząc w programie wydarzenia, podczas wspólnych posiłków czy w czasie nocnych rozmów. Udało nam się wyświetlić kilka animacji dla najmłodszych, jednak główną atrakcją spotkania był koncert polskosłowackiego zespołu „Jablco i Przyjaciele“, poprzedzający loterię, podczas której można było wygrać Polskę w postaci książek, biletów na polski spektakl czy koszulkę w polskich barwach, przydatną w strefie kibica. Do naszych wspomnień ze spotkania ze słowacką
Polonią dodajemy opowieści Polaków - młodych i starszych, tych, którzy ze względu na kontrakty przenieśli się do Bratysławy kilka miesięcy temu i tych, których na Słowacji osadziła wile lat temu miłość. Są też tacy, którzy wolą mieszkać tu, a zarabiać tam. Tam to znaczy w Bielsku czy w Węgierskiej Górce. Na nas już pora, więc wsiadamy na rowery. Zanim przekroczymy granicę słowacko-węgierską, zatrzymamy się jeszcze dwa razy. Pierwszy raz w Bratysławie, drugi 20 km dalej, u Małgosi i Stana w Kvetoslavovie, zwanym przez nich Kwiatuszkowem. Drogę do nich przemierzamy autostradą rowerową Eurovelo, sunącą po wałach sztucznego rozlewiska Dunaju. Kanał ten, nigdy niedokończony, miał umożliwić rozwój transportu rzecznego między Budapesztem a Bratysławą. Sporadyczny widok barek nie stanowi dobrej wizytówki tego projektu, jednak bezkres wody to bardzo przyjemny widok. A prawdziwy Dunaj płynie równolegle, meandrując już bez obserwatorów. Pierwszy tydzień mija błyskawicznie, przed nami kolejny kraj - Węgry. WERONIKA BRĄCZEK, KAMIL SZOŁTYSEK Rowerowych podróżników można obserwować tu: http://przednami.pl
MONITOR POLONIJNY
ZDJĘCIE: STANO STEHLIK
O T Y M , J A K B R A T Y S Ł AWA P O Ł Ą C Z Y Ł A
Mazura z Giżycka ze słowacką Węgierką Był rok 1987, kiedy Hubert Matwij opuścił swoje ukochane Mazury i przyjechał do Bratysławy, by podjąć studia na Uniwersytecie Technicznym na kierunku zautomatyzowane systemy przemysłowe z robotami i manipulatorami. „Nie każdy w latach 80. wiedział, że absolwenci polskich szkół mogą po maturze zdawać na studia zagraniczne do krajów bloku socjalistycznego. Ja wiedziałem, bo wcześniej mój dobry kolega dostał się na studia do Żyliny. Postanowiłem więc spróbować swoich sił i ja“ – rozpoczyna swoją opowieść Hubert, kiedy spotykamy się z nim i jego żoną na bratysławskich Dlhých dielach w siedzibie Radia Human, które niedawno założyli. Tu słyszymy inspirującą historię tej ciekawej pary, których życiowe ścieżki zeszły się właśnie w Bratysławie.
Miłość od pierwszego wejrzenia Erika, ponieważ bardzo lubiła dzieci, zdecydowała się na szkołę średnią, która przygotowywała ją do zawodu przedszkolanki. Wybierając kierunek studiów pedagogikę, opuściła swoje rodzinne Kolarovo i przyjechała do LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
adio „Human”, które założyli w maju tego roku to tylko czubek góry lodowej ich wspólnego życia. Mazura z Giżycka ze słowacką Węgierką połączyła Bratysława. Tu realizują swoje cele życiowe, a te Erika i Hubert Matwijowie mają bardzo ambitne, bo ich praca jest jednocześnie misją uzdrawiania relacji w rodzinach.
R
Bratysławy. Kiedy po przemianach w 1989 roku okazało się, że może przenieść się na psychologię, długo się nie zastanawiała, ponieważ poziom nauczania na wcześniej wybranym kierunku ją nie zadawalał. Kiedy była na ostatnim roku studiów, poznała przystojnego chłopaka z Polski, świetnego tancerza. „Nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia aż do tego dnia, kiedy zobaczyłam go na dyskotece“ – wspomina Erika. Hubert przyszedł na węgierską dyskotekę do klubu Čemadok za sprawą swojego polskiego kolegi, który poprosił go, by towarzyszył jego żonie Węgierce, bowiem sam musiał wyjechać. I w ten sposób Hubert znalazł się w gronie studentek węgierskiego pochodzenia, z których jedna wpadła mu w oko. „Pamiętam doskonale, że miała indiańskie warkoczyki wplecione we włosy“ – wspomina Hubert, a Erika z uśmiechem dodaje, że była
wtedy zafascynowana stylem hippis, stąd i warkoczyki, i długie, barwne spódnice. „Podczas wieczoru rozmawiałam z wieloma znajomymi i kiedy wróciłam do grona koleżanek, z którymi na dyskotekę przyszłam, Hubert już zdążył zatańczyć z każdą z nich, na koniec porwał na parkiet mnie i już nie puścił“ – opisuje z uśmiechem Erika. Potem odprowadził ją do akademika.
Nieśmiałe zaloty Od tego czasu systematycznie, co środę pukał do drzwi jej pokoju, który dzieliła z żoną jego kolegi. „Pytał o nią, a ja mu zawsze tłumaczyłam, że w środy jej tu nie ma, ale Hubert i tak pojawiał się tylko w środy, więc go zapraszałam na pogaduchy“ – wspomina z uśmiechem Erika. Znajomi postanowili ich nieśmiałym zalotom dopomóc i zaprosili ich na narty do 17
domku w górach. „Dobrze się wszyscy bawiliśmy, ale w ostatni dzień posprzeczaliśmy się z Hubertem tak, że znajomi, odprowadzający nas na autobus, byli przekonani, że nic z tego naszego związku nie będzie“ – opisuje Erika. Całą drogę do Bratysławy nie zamienili ani słowa. „Dopiero koło Nitry zapytał mnie, czy pójdę z nim do kina, więc odpowiedziałam, że tak, i znów zapadła cisza“ – wspomina. Kiedy wysiedli w Bratysławie, Hubert wziął jej ciężki bagaż. „Złapał mnie wtedy za rękę i już nie puścił“ – dodaje.
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
Cóż to był za ślub! Po studiach zdecydowali się pobrać i pozostać w Bratysławie. Dziś z nostalgią wspominają katolickoewangelicki ślub. „Goście oniemieli, bo takiego ślubu w Kolarovie jeszcze nie było!“ – mówi Erika i wspomina, że katolicki ksiądz mówił po węgiersku, zaś ewangelicki po polsku. Na hucznym weselu bawili się Węgrzy, Słowacy i oczywiście goście z Polski. Kiedy pytam ich o wybór miejsca zamieszkania, Hubert wyjaśnia, że jemu łatwiej było zostać w kraju, który już zdążył dobrze poznać. „Poza tym Erika jeszcze podczas studiów miała praktyki i już wtedy otrzymała propozycję pracy“ – dodaje Hubert.
Odmienny świat Rodzina Huberta przyjęła Erikę bardzo serdecznie, podobnie było w rodzinie Eriki, która w obecności Huberta mówiła po słowacku. Za to on z własnej inicjatywy nauczył się trochę węgierskiego, by porozumiewać się z częścią jej rodziny z Budapesztu. „Zanim tu przyjechałam, w ogóle nie miałem pojęcia o istnieniu tak silnej mniejszości węgierskiej. Wiedziałem, że są Czesi, Słowacy, ale nie wiedziałem też nic o istnieniu Morawian“ – przyznaje mój rozmówca, który by jeszcze przywołać koloryt tamtych czasów, wspomina obecne trochę pomniki Lenina czy hasła typu „Bratysława miasto pokoju“. „To jednak był odmienny świat niż ten w Polsce, a na dodatek do nauczycielek zwracano się sudružko učiteľko“ – dodaje. To 18
jednak nie miało wpływu na relacje ze słowackimi rówieśnikami i nawiązywanie serdecznych przyjaźni. „Poza tym nas, Polaków, tu było naprawdę sporo, więc często się spotykaliśmy, wspólnie organizowaliśmy imprezy“ – dodaje. Wtedy Polacy wybierali najczęściej – oprócz technicznych kierunków – AWF, medycynę lub stomatologię. Hubert z nostalgią wspomina też listopad 1989 roku, kiedy w studenckim gronie chodzili na demonstracje. „Urzekała mnie ta atmosfera. Każdy chciał przecież zmian. I choć wiedziałem, że w tym czasie w Polsce wszystko już było po nowemu, to te tutejsze wydarzenia były dla mnie wyjątkowe. W końcu to była pierwsza rewolucja, w której świadomie uczestniczyłem!“ – mówi.
Mazurskie klimaty Były też chwile, kiedy nasz bohater odczuwał tęsknotę za Mazurami. Do dziś twierdzi, że nie ma drugiego takiego miejsca na Ziemi. „Ktoś, zakochany w Gdańsku, podobne klimaty poczuje, jak pojedzie do Rygi czy Hamburga, miłośnik Tatr pewne podobieństwa znajdzie w Alpach, ale Mazury są niepowtarzalne“ – przekonuje i z nostalgią wspomina biwaki, piesze czy rowerowe wycieczki wokół jezior lub poranne kąpiele latem. Nic więc dziwnego, że często odwiedzają rodziców i siostrę Huberta. Na Mazurach mają też do dyspozycji domek letniskowy, do którego zapra-
szają przyjaciół ze Słowacji. Erika zachwala polską kuchnię, z której najbardziej przypadł jej do gustu żurek. Chwali też męża za to, że gotuje świetną zupę ogórkową, ona sama wyspecjalizowała się w barszczu ukraińskim. „Nie przepadam jedynie za polskimi słodyczami, na całe szczęście dla mojej figury. Wyrastałam na šomloi haluškach i ten rodzaj deseru najbardziej lubię“ – przyznaje moja rozmówczyni. Ale zaraz, jakby chciała zatuszować moje zdziwienie, wyznaje, że zakochała się w polskiej tradycji celebrowania Wigilii. Rodzina Matwijów Boże Narodzenie spędza raz na Mazurach, raz na Słowacji. „Tradycję dzielenia się opłatkiem przeniosłam do mojej węgierskiej rodziny. Krewni są tym urzeczeni. Za każdym razem płaczą ze wzruszenia, kiedy każdy każdemu z opłatkiem w ręku składa życzenia od serca“ – opisuje.
Dom Mozarta Pytam naszych bohaterów o to, jak ich losy potoczyły się już po studiach, i dowiaduję się, że Hubert podjął pracę w polskiej firmie budowlanej Exbud, która w Bratysławie miała na koncie rekonstrukcję Pałacu Prezydenckiego. „Kiedy mnie zatrudniono, braliśmy udział w przetargu na Dom Mozarta, czyli siedzibę obecnej ambasady austriackiej, i to ja byłem odpowiedzialny za przygotowanie wszystkich materiałów do przetargu“ – opisuje. Ponieważ przetarg udało się MONITOR POLONIJNY
wygrać, przez kolejne dwa lata Hubert pracował na Venturskiej, gdzie mieści się wspominany budynek i dziś może śmiało powiedzieć, że ambasadę austriacką zna jak własną kieszeń. Trzy lata po ślubie na świat przyszedł ich syn, sześć lat później córka. Daniel obecnie studiuje higienę dentystyczną w Bolonii, a Natalka właśnie dostała się do słowacko-włoskiego gimnazjum, które wcześniej ukończył ich syn.
Zmiany zawodowe Podczas tych lat, które Matwijowie są razem, wiele się zmieniło w ich życiu zawodowym, szczególnie dziesięć lat temu, po tym jak założyli własną firmę. „Kiedy skończyłam psychologię, zajmowałam się marketingiem i po powrocie z pierwszego urlopu macierzyńskiego dostałam za zadanie założyć w ubezpieczalni, gdzie pracowałam, dział zasobów ludzkich“ – wspomina Erika. Podczas drugiego urlopu macierzyńskiego koledzy z pracy przyjeżdżali do niej i podczas spacerów z wózeczkiem chłonęli to, co Erika im radziła. „Wtedy Hubert mi podpowiedział, żebym zajęła się udzielaniem porad i założyła własną działalność gospodarczą“ – opisuje. Z czasem, kiedy klientów przybywało, a jeden z nich przyszedł z projek-
LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
tem, gdzie wymagane było założenie firmy z ograniczoną odpowiedzialnością, Matwijowie się nie wahali i założyli firmę Human Inside. Hubert pracował wtedy nad softwerami komunikacyjnymi, był przedstawicielem pewnej polskiej firmy, która produkowała i sprzedawała systemy do nagrywania rozmów telefonicznych dla straży pożarnych, policji itp. „On pracował nad urządzeniami nagrywającymi, ja – specjalistka od komunikacji – z ludźmi i ta kombinacja naszych umiejętności stała się podstawą do budowania naszej firmy“ – wspomina początki Erika. Z czasem się okazało, że największym zainteresowaniem klientów cieszą się szkolenia z zakresu kontaktów międzyludzkich i doradztwo w firmach rodzinnych i to stało się specjalnością Eriki. „Takich firm jest dużo, a poświęca się im bardzo mało uwagi, choć przecież nic tak nie niszczy rodzinnego biznesu, jak niesnaski i złe emocje w rodzinie“ – argumentuje moja rozmówczyni.
Radio Radio Human, które w maju założyli małżonkowie Matwijowie, jest niejako kontynuacją działań ich firmy. Ma służyć kształceniu i przyciągać klientów, ale też oferować rozmowy z inspirującymi ludźmi. „Postanowi-
liśmy stworzyć kolejny kanał, by mówić o specyfikach kontaktów międzyludzkich i informować klientów o tym, co robi nasza firma“ – wyjaśnia Erika. W internetowej przestrzeni codziennie, już od ponad miesiąca można usłyszeć porady konsultantów, którzy opisują, czym się zajmują, w czym pomagają, prowadząc szkolenia w firmach rodzinnych. Swój program ma też Erika. „Owszem, mamy teraz dużo więcej pracy i przyznaję, że na początku było dosyć ciężko, żeby ogarnąć wszystkie nowe wyzwania, ale ta praca daje nam mnóstwo satysfakcji“ – ocenia Hubert, który w radio jest odpowiedzialny za techniczną stronę jego działania i dobór muzyki.
Harmonijne uzupełnianie Widzę, że są szczęśliwi i oboje żyją tym, co robią. Na koniec jeszcze pytam, może trochę prowokująco, czy w ich rodzinnym biznesie wszystko działa tak, jakby miało, czy oni też czasami potrzebują porad, których sami udzielają innym. „Jesteśmy normalnym małżeństwem, więc normalnie czasami się pokłócimy, a potem normalnie się pogodzimy. Na szczęście nie ma to wpływu na naszą firmę“ – wyjaśnia z uśmiechem Erika i zwraca uwagę na inne ważne zagadnienie, które często w rodzinnych firmach jest zaniedbywane – chodzi o kształcenie potomków właścicieli firm, by za jakiś czas mogli oni przejąć rodzinny biznes. „Syn zdecydowanie powiedział, że on tym się zajmować nie będzie, ale córka przejawiła zainteresowanie, dlatego razem planujemy, jakiego rodzaju studia dla niej wybrać, by po nich była nam pomocna“ – dodaje na koniec Erika. Miła rozmowa dobiega końca. Erika i Hubert pokazują nam jeszcze radio i sprzęt, na którym pracują. Ta ciekawa para naprawdę żyje tym, co robi, i jest świetnym przykładem, jak pięknie, harmonijnie można się uzupełniać i w rodzinie, i w pracy. Bez względu na pochodzenie, język ojczysty, wyznanie czy kierunek ukończonych studiów. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA 19
tóż z nas nie słyszał o tramwaju łączącym Bratysławę i Wiedeń? A jak do tego doszło, że te dwa miasta zostały połączone tym środkiem lokomocji? Legendarny tramwaj wiedeński, czyli elektryczna kolejka kursowała między centrami Wiednia i Bratysławy w latach 1914-1935.
K
Między innymi o tym mogli dowiedzieć się od Petra Martinki z Klubu Przyjaciół Komunikacji Miejskiej i Regionalnej oraz Arka Kuglera, polskiego przewodnika po Bratysławie, uczestnicy wycieczki po Petržalce, którą w kwietniu zorganizował Klub Polski. Ponieważ temat cieszył się ol-
Końcowa stacja tramwaju wiedeńskiego w centrum Preszporka. Na prawo dalekobieżny skład Preszpork – Wiedeń, na lewo wagon tramwaju miejskiego odcinka linii.
Tramwaj na linii
Bratysława – Wiedeń
Schemat linii tramwaju wiedeńskiego wg projektu inż. Józefa Taubera. Niebieskim kolorem zaznaczono miejskie odcinki, kolorem czerwonym odcinek międzymiastowy Schemat węgierskiego, od 1919 roku czechosłowackiego odcinka linii tramwaju wiedeńskiego
20
brzymim zainteresowaniem, postanowiliśmy na łamach „Monitora“ przedstawić serię artykułów mu poświęconych pod hasłem „Mkną po szynach…“, a nawet pójść dalej – zajrzeć do Polski, by przekonać się, czy podobne projekty były realizowane i tam. Oto pierwsza część naszej nowej serii. W roku 1910 Preszpork (jak do roku 1919 nazywała się Bratysława) miał 78 000 mieszkańców i był drugim po Budapeszcie miastem przemysłowym Królestwa Węgier. W strukturze narodowościowej obywateli przeważali Niemcy, za nimi Węgrzy; niewielką liczbę stanowili Słowacy. Już w roku 1898 wiedeński inżynier Józef Tauber zaproponował połączenie miejskich sieci tramwajowych Wiednia i Preszporku szynową trakcją, a idea ta nawiązywała do istniejących wówczas w Stanach Zjednoczonych sieci międzymiastowych tramwajów, zwanych Interurban. Zgodnie z projektem trasa kolejki biegła od wiedeńskiej Hali Targowej na prawej stronie Dunaju przez gminy Schwechat, Petronell, Hainburg, Petržalkę do centrum Preszporka. Oczywiście projekt ten wywołał wielką falę sprzeciwu – państwowa kolej oraz handlarze obawiali się konkurencji. Na szczęście pomysł miał pełne poparcie kręgów wojskowych ówczesnych MONITOR POLONIJNY
Austro-Węgier. W lutym 1914 roku, po długich latach sporów międzymiastowa kolejka została oddana do użytku. Oprócz bezspornej zalety dla podróżujących przyniosła też wyjątkowe rozwiązania techniczne. Cała, długa na ok. 70 km sieć miała standardowy rozstaw szyn 1 435 mm, lecz z powodu zapewnienia najkrótszego czasu przejazdu między oboma miastami była podzielona na trzy samodzielne odcinki. Na obu końcach mieściły się zatem miejskie odcinki tramwajowej sieci w Wiedniu i Preszporku. Międzymiastowy odcinek, który na swoich końcach był połączony z tramwajowymi sieciami, miał charakter sieci kolejowej. Z tego powodu składy kolejki musiały mieć podczas swojej drogi dwukrotnie zmieniane lokomotywy, do których to zmian dochodziło na stacjach Gross Schwechat oraz Kopczany. Ponadto odcinki miejskie oraz międzymiejskie posiadały inne układy zasilania, dlatego każdy z nich wymagał użycia innej lokomotywy. Eleganckie czteroosiowe wagony, kursujące między oboma miastami (które zaprojektował znany przedstawiciel wiedeńskiej secesji Otto Wagner), oraz lokomotywy, pracujące na miejskich odcinkach, były konstruowane jako kompromis między komunikacją tramwajową a kolejową. Dalekobieżne składy w centrach obu miast zachowywały się jak tramwaj, na międzymia-
Dalekobieżny skład do Wiednia na dzisiejszym placu Šafárika (Šafárikovo námestie)
stowym odcinku zaś jak normalny pociąg. Stąd ten rodzaj transportu możemy śmiało uznać za prekursora dzisiejszego systemu nazywanego pociągo-tramwajem lub tram-train.
Dalekobieżny skład Wiedeń – Preszpork na stacji końcowej w Preszporku
ZDJĘCIA ZE ZBIORÓW PETERA MARTINKI
Dalekobieżny skład z Wiednia na przystanku w Petrżalce LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
Ciekawostką omawianej linii były oba miejskie odcinki. Każde miasto użytkowało na swoim terenie miejską komunikację, która wykorzystywała klasyczne wagony tramwajowe. Oznacza to, że w Preszporku i Wiedniu
można było zobaczyć dwa rodzaje składów: dalekobieżne (lokomotywa i wagon) oraz miejskie, które tworzyły klasyczne wozy tramwajowe. Dzisiejsza Bratysława była tu pod jednym względem wyjątkowa. Bratysławskie tramwaje do dzisiaj korzystają z sieci o wąskim rozstawie szyn (1 000 mm). Składy wiedeńskiego tramwaju posiadały normalny rozstaw (1 435 mm). W czasie istnienia tejże sieci w Bratysławie używane były tramwaje z oboma rozstawami, co dzisiaj jest już mało znanym faktem. Na wspólnie używanych odcinkach w centrum miasta sieć tramwajowa była trójszynowa. PETER MARTINKO I ARKADIUSZ KUGLER Dalszy ciąg w kolejnym numerze „Monitora“ 21
Co ma wspólnego dyplomata z koniem? d
a
(ni
na
tóż z nas nie usłyszał lomacj Królowie i cesarze wydawali choć raz w życiu, że uczty, których opisy, z uwayp przez żołądek do serca bligi na rangę ich uczestniska droga. Albo mama przy ków, a także niekiedy szczególnych okazjach stawspaniałego jadła i napirała się przygotować nasze tków, były uwieczniane e) c o d z i e n przez współczesnych kroniulubione danie, albo kiedy byliśmy już starsi i zaczynaliśmy karzy. Niech za przykład posłubyć zakochani, wybieraliśmy ulubioży kongres wiedeński, wielka mięną przez naszą wybrankę restauracyjdzynarodowa konferencja, trwająca od września 1814 do czerwca 1815 kę czy kawiarenkę. Potem w podobz udziałem przedstawicieli 16 ny sposób dogadzaliśmy swoim dziepaństw europejskich, w tym wielu ciom, wnukom i przyjaciołom. I jak głów koronowanych. Celem kongrewszyscy, drodzy Czytelnicy „Monitosu było wypracowanie nowego pora Polonijnego”, robimy to ciągle, zaś rządku politycznego, stref wpływów rubryka z ostatniej strony naszego wielkich mocarstw i ustanowienie ulubionego miesięcznika ma tę naszą granic po bałaganie, jaki wytworzył ważną umiejętność dogadzania insię po Wielkiej Rewolucji Francuskiej nym wzbogacać. i wojnach napoleońskich. Było to Byłoby więc zupełnie nienormalwięc poważne zadanie dyplomatyczne, gdyby dyplomacja nie traktowała ne. A jak pokazała historia, przyjęte sztuki kulinarnej jako jednego ze wówczas ustalenia przetrwały 99 lat swych podstawowych narzędzi.
K
(!), do wybuchu I wojny światowej. Złośliwi kronikarze pisali jednak, że był to „tańczący kongres”, ponieważ jego bardzo ważną częścią były bale i przyjęcia. Po podpisaniu końcowych dokumentów, 6 czerwca 1815 roku cesarz Austro-Węgier wydał przyjęcie, którego akordem kulinarnym (jak czytałem w opisach i widziałem na zachowanych rycinach) było podanie królewskiego dania, czyli pieczonych rysi (sic!). O tym, co się piło, nie napisano wiele, jednak z pewnością były to napitki przednie. Ale to tylko historia wielkiego, dyplomatycznego przyjęcia sprzed 200 laty, a nam wypada wracać do bliższej nam współczesności. Są naturalnie niewielkie różnice i niuanse, ale generalnie tzw. protokół dyplomatyczny przy oficjalnych wizytach szefów państw lub rządów oraz ministrów spraw zagranicznych stosuje najczęściej dwie formy uroczystych, zasiadanych przyjęć: dyplomatyczne śniadanie, które podawane jest w porze obiadowej, oraz dyplomatyczny obiad, który jest uroczystą, obfitą kolacją, niekiedy dosyć późno wieczorem. Zanim wszyscy najważniejsi goście dotrą na przyjęcie – podawane są napoje, najczęściej soki lub szampan. Oficjalne przemówienia i toasty mogą być wygłaszane na początku takiegoż śniadania lub obiadu, ale po-
Mroczne miasto Breslau akacje przed nami! Wreszcie wyruszymy na długo wyczekiwane urlopy. Czego sobie życzyć poza słońcem, spokojem i relaksem? Ja jestem miłośniczką dobrze przeprowadzonego morderstwa!
W
Najlepiej żeby było okrutne, sadystyczne, podbite jakąś ideologią lub filozofią i dokonane przez prawdziwego psychopatę. Nie mam tu na myśli morderstwa 22
w ośrodku wypoczynkowym, lecz lekturę, którą zabieram na wakacyjne wojaże. Wiadomo, że nic nie smakuje lepiej w upalne dni, niż kilka dobrze ulokowa-
nych trupów w literackiej oprawie kryminału. Marek Krajewski to pisarz kultowy. Stworzył niezwykle barwną postać Eberharta Mocka, który
w przedwojennym Wrocławiu rozwiązuje najbardziej zawikłane morderstwa. Gdy trylogia o Breslau dobiegła końca, smuciłam się nie tylko ja, ale i tysiące MONITOR POLONIJNY
dziękowania i ważne oświadczenia wygłasza się między deserem a kawą. Praktyka obiadów w mniejszym gronie jest częstym zwyczajem w dyplomacji, wykonywanej przez ambasadorów, najczęściej w ich rezydencjach. Zwykle po zakończeniu takiej kolacji (obiadu) najważniejsi goście wraz z gospodarzem, przechodzą do saloniku na kieliszek koniaku, likieru lub czegoś tam jeszcze... Tam właśnie, już poza stołem biesiadnym, odbywają się ważne rozmowy, zwane czystą dyplomacją. Pozostali, tzn. małżonkowie (żony lub mężowie) najważniejszych gości, zasiadają oddzielnie i toczą rozmowy luźne. Czasem wydarzały się sytuacje zabawne, jak choćby ta, wspominana przez panią Magdę Vášáryovą, w czasie kiedy pełniła jeszcze zaszczytną misję ambasadora Czechosłowacji w Wiedniu. To było ważne przyjęcie i protokół przewidywał obecność na uroczystej kolacji współmałżonków ambasadorów. Jak powszechnie wiadomo mężem pani Magdy Vášáryovej jest od kilkudziesięciu lat pan Milan Lasica, jeden z najwybitniejszych aktorów słowackich, który zgodził się swojej małżonce towarzyszyć. Ona była jedynym ambasadorem kobietą, a on (Milan Lasica!) znalazł się naraz po kolacji w gronie żon ambasadorów, jako jedyna „małżonka” płci odmiennej. Wyobrażacie to sobie
fanów pisarza i jego dwuznacznego bohatera. Tymczasem Mock powrócił, a jego ojciec literacki umieścił go na początku kariery, w roku 1913, oczywiście we Wrocławiu. Pozycja ukazała się w 2016 roku w Wydawnictwie Znak i wciąż znajduje się na listach bestsellerów. W „Mocku” trup ściele się gęsto, a jest to trup młodociany, więc i czytelnikowi bardziej serce bije ze strachu, bo cóż za psychopatyczne zwierzę zabija młodych, niewinnych LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
w wykonaniu pana Milana? Podobno nigdy więcej, ani we Wiedniu, ani później w Warszawie, nie udało się pani ambasador namówić małżonka do towarzyszenia jej w jakimkolwiek dyplomatycznym przyjęciu. No, może wziął on udział w jakiejś recepcji, ale ten rodzaj dyplomatycznego przyjęcia zostawiłem na zakończenie. Recepcje to najczęściej organizowane przyjęcia z jakichś ważnych okazji, np. święta narodowego, oficjalnej wizyty prezydenta, premiera lub innej ważnej osobistości. Recepcje są wydawane dla większej liczby osób i coraz częściej ograniczane czasowo (podaje się czas ich trwania „od – do”, czego dawniej nie praktykowano). Recepcje odbywają się na stojąco, choć dla starszych i zmęczonych zawsze znajdzie się jakiś kącik z krzesełkiem i stoliczkiem. Gospodarze
chłopców? W tle historia budowy Hali Stulecia i wiele smaczków i detali z historii Wrocławia, które nie są powszechnie znane. Konflikty społeczne i etniczne nie pozostają tu bez znaczenia. W to wszystko uwikłany jest młody Mock, mający na głowie skandal obyczajowy, w który został wplątany i grozi mu wyrzucenie z policji. Czy trupy młodych chłopców to zbiorowe samobójstwo? A może to mord rytualny? Gorąca atmosfera społeczna i polityczna tamtych cza-
przyjęć dyplomatycznych zawsze starają się podawać dania czy zakąski, będące niepowtarzalnym specyfikiem kraju ich pochodzenia. To samo dotyczy napitków. Naszą, polską specyfiką bywał barszcz, śledzie, pierogi, a nawet bigos; bywały polskie alkohole: żubrówka i wyborowa, ale także – szczególnie na kolacjach w rezydencji – nalewki własnego wyrobu ambasadora (tzn. mojego), co nie ukrywam, zawsze wzbudzało zainteresowanie nie tylko smakowe. Sądzę, że każdy z dorosłych Czytelników był choć raz na przyjęciu, zwanym recepcją, wydawanym także dla Polonii z okazji świąt państwowych lub Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Osobiście nie przepadałem za recepcjami, które kojarzą mi się z... końmi. Dlaczego? Otóż jeden z ważnych ambasadorów, był to chyba kawaler maltański, zapytał mnie w czasie przydługiej recepcji: Czy wiesz, co mają wspólnego dyplomaci i konie? Zrobiłem zdziwioną minę, a on odpowiedział: Otóż jedni i drudzy jedzą i piją na stojąco. JAN KOMORNICKI
sów każe szukać winnych wśród Żydów i masonów. Czy to oni są mordercami, czy ich przeciwnicy przygotowali polityczną prowokację? Jako wielka fanka talentu Krajewskiego pewnie nie jestem obiektywna, ale jego „Mock” wciągnął mnie maksymalnie i już teraz żałuję, że przeczytałam go przed wakacjami. Jaką książkę mam zabrać na urlop? Poprzeczka została podniesiona. Polecam gorąco! MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA 23
Filmowa panika
łączy trupa na pokładzie wracającego z Egiptu samolotu z nastolatkami próbującymi narkotyków, samobójstwem radiowca i dziewczyną robiącą karierę w branży porno? Na pierwszy rzut oka nic! Tak jak w życiu, w filmie Pawła Maślony „Atak paniki” zdarzenia pozornie niezależne od siebie tworzą ciąg przyczynowo skutkowy. Jak rozsypane szkiełka kalejdoskopu, które tworzą chaotyczny obrazek, po gwałtownym wstrząśnięciu nagle zaczynają układać się w znajome kształty. Twórcy filmu prezentują nam pozornie niemające nic wspólnego historie, które zataczają kręgi i w końcu doprowadzają widza do wspólnego mianownika. Światowe kino od lat wykorzystuje epizodyczne obrazy do opowiadania historii uniwersalnych, jakby potwierdzając, że tylko fragmentaryczność daje nam
Co
pochłonięty i zaciekawiony tym, co dalej. Jedność czasu i równoległość wydarzeń, zasugerowane na początku filmu, okazują się przebiegać w różnych okresach czasowych. To wprowadza za duży chaos fabularny i brak konsekwencji lub umiejętności twórców. Denerwujące dla widza może być to, że film reklamowany jest jako komedia, co jest dużym nadużyciem, bowiem jest to dramat obyczajowy z elementami groteski. Roobraz całości. Dzieła takie, jak choćby „Na skróty“ Altmana, „Magnolia“ Andersona czy „Babel” Inarritu, to klasyczne przykłady narracji filmowej, opierającej się na pozornie niemających ze sobą nic wspólnego epizodach. Widz skacze po strzępach opowieści i czeka na wspólny mianownik. „Atak paniki” Maślony jest chyba pierwszym współczesnym polskim filmem tego typu i już choćby za to twórcom należy się pochwała, bo zamiast sięgać do oklepanych wzorców, próbują czegoś nowego i opuszczają twórczą strefę komfortu. Niestety, jak to bywa z pierwszymi razami, prawie nigdy nie są szczególnie udane. Maślona i inni twórcy filmu się starali, ale wyszło jak zawsze. Fabularnie mamy tu kocioł, czyli historie, które na pierwszy rzut oka wydają się być skrajnie różne, przeplatające się i nietwo-
rzące fabuły linearnej. To, co je łączy, to sytuacje „z życia wzięte”, historie, które mogły się przydarzyć każdemu z nas. Nie ma tu zjawisk abstrakcyjnych, jest dorosły syn mieszkający z matką, co doprowadza oboje do furii, jest panna młoda w ciąży, jest dziewczyna, która próbuje coś ukryć przed przyjaciółkami. Jest wreszcie oczekiwany przez widza wspólny mianownik, czyli tytułowy atak paniki. Co powoduje, że człowiek traci kontrolę nad swoimi myślami i czynami? Twórcy próbowali przeprowadzić nienachalną analizę tego, jak stres wpływa na nasze życie i postępowanie. Kilka równoległych opowieści o życiowym kryzysie, który pojawia się znienacka, niezapowiedziany, mają potencjał, lecz nie wciągają widza tak, jak choćby wspomniana „Magnolia” Andersona. Wątki nie przeplatają się na tyle sprawnie, aby widz czuł się
zumiem, że marketing rządzi się swoimi prawami, ale widz głupi nie jest i może się poczuć oszukany. Komplementy należą się całemu zespołowi aktorskiemu. W epizodycznych rolach pojawiają się takie gwiazdy jak: Artur Żmijewski, Dorota Segda, Magdalena Popławska czy Grzegorz Damięcki, obok nich mniej znani aktorzy młodego pokolenia: Julia Wyszyńska czy Bartłomiej Kotschedoff (współtwórca scenariusza). Wszyscy, jak jeden mąż, zagrali świetnie, dzięki czemu portrety poszczególnych bohaterów wypadły wiarygodnie. Przy całej groteskowości film porusza ważne tematy: toksyczne rodziny, skomplikowane związki, brak asertywności. Może „Atak paniki” nie odmieni Waszego życia i nie stanie się kamieniem milowym polskiego kina, jednak warto go zobaczyć i dać szansę młodym twórcom. MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA MONITOR POLONIJNY
ucha ziemia usuwała nam się spod stóp, ale wspinaliśmy się dalej po stromej krawędzi wzgórza. Ze strachem spoglądałam na skupionego męża, który w nosidełku na piersiach niósł naszego synka, któremu podobała się ta ryzykowna wspinaczka. Gdy dotarliśmy na wierzchołek, zawiedzeni stwierdziliśmy, że nie ma tam ani śladu po oznaczonym szlaku, ani skalnych jam, które poszukiwaliśmy. Przy małej wsi Hontianske Tesáre, która znajduje się przy głównej drodze, łączącej Dudince z miejscowością Hontianske Nemce, w powiecie Krupina w południowej Słowacji, na skraju lasu znajdują się bardzo ciekawe, tajemnicze skalne groty. Są to trzy jaskinie wykute w stromym zboczu piaskowca i skał zlepieńcowych, u podnóża skarpy w dolinie potoku Štiavnice. Pobliskie rejony słyną z występowania takich jaskiń. W 7 miejscowościach znajduje się ich łącznie 13. Nazywają się Dúpence lub po prostu Diery (‘dziury’), a o ich pochodzeniu, wieku i przeznaczeniu niewiele wiadomo. Jak dotąd nie przeprowadzono w tym miejscu żadnych oficjalnych badań archeologicznych. Zakłada się, że wydrążyli je ludzie, którzy szukali tu schronienia w czasach tureckich najazdów, chociaż według legend i powieści służyły ludziom już wcześniej jako kryjówki przed tatarskim napadami w latach 1241-1243. Pierwszy opisał je i udokumentował w 1902 roku słowacki archeolog i historyk Andrej Kmet. Na obszarze około dwóch kilometrów występują zarówno pojedyncze, jak i wielootworowe groty. W zależności od liczby
S
Słowackie perełki
komór, Dúpence otrzymały nazwy: jaskinia jednootworowa, dwuotworowa oraz ośmiootworowa. Nas zainteresowała ta ostatnia, która jest największym skalnym pomieszczeniem i to właśnie jej poszukiwaliśmy. Zamiast tego znaleźliśmy się w krótkim, ale głębokim i bardzo malowniczym wąwozie Tesárska roklina, uznawanym za pomnik przyrody. Kanion powstał ze skał wulkanicznych, a badania wykazały, że kiedyś było tu morze. Podążaliśmy wąwozem, czekając niecierpliwie na to, co zobaczymy na jego końcu. Otaczały nas olbrzymie głazy, wielkie nawisy skalne pokryte mchem i porostami. Niestety, wąwóz ślepo się kończył i musieliśmy wrócić tą samą drogą, którą przyszliśmy. Okazało się jednak, że po tym, jak zawróciliśmy i pieszo zatoczyliśmy koło, znaleźliśmy się w miejscu niedalekim od tego, gdzie zaczynaliśmy poszukiwania groty. „Ona gdzieś tu musi być” rozmyślałam, a że łatwo się nie poddaję, to jeszcze raz postanowiliśmy jej poszukać. Po kilkunastu minutach usłyszałam głos męża: „Jest tu! Znala-
Dúpence
złem!”. Po krótkiej wspinaczce wąską i stromą dróżką po kamiennych wypukłościach wyżłobionych w skale, mocno trzymając się łańcucha, dotarliśmy do jaskini znajdującej się dwadzieścia metrów nad ziemią. Było to skalne pomieszczenie z ośmioma wykutymi wnękami o różnej wielkości, umieszczonymi obok siebie i połączonymi ze sobą. Jaskinia zrobiła na nas duże wrażenie. Byłam pełna podziwu dla ludzi, którzy przed wiekami wykonali te fantastyczne pomieszczenia, zupełnie niewidoczne i ukryte tak, iż nawet po setkach lat niełatwo było do nich dotrzeć. Wybierając się na wycieczkę, nie spodziewaliśmy się, że okaże się ona taka wyczerpująca, a jednocześnie pasjonująca. Cieszyliśmy się, że odwiedziliśmy unikatową, mało znaną i stosunkowo trudno dostępną atrakcję turystyczną oraz że mogliśmy zobaczyć, jak kiedyś żyli ludzie i z jakimi trudnościami każdodziennie musieli się zmagać. Polecam ten ciekawy przyrodniczo-kulturalny fenomen. MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA
ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA
LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
25
Z myślą o naszych czytelnikach przygotowaliśmy krzyżówkę na letnie dni, nastrajającą do podróży, szczególnie do Polski. Jednocześnie informujemy, że hasło poprzedniej krzyżówki brzmiało: Czerwiec to dni dziecka i ojca Wszystkich miłośników krzyżówek zapraszamy do nowej zabawy!
Spośród autorów tych poprawnych wylosujemy zwycięzcę, któremu nagrodę prześlemy pocztą. Prosimy nie zapominać o podaniu swojego imienia, nazwiska i adresu pocztowego. Miłej zabawy i udanych wakacji! Red., TO 26
MONITOR POLONIJNY
Hasło zostało ukryte w polach oznaczonych numerami w następującej kolejności: 29 – 31 – 42 – 26 – 9 – 4 – 12 – 7 – 40 – 45 – 32 – 6 – 19 – 11 – 7 – 41 – 28 – 3 – 21 – 20 – 15 – 13 – 8 – 35 – 34 – 27 – 5 – 30 – 8 – 18 – 16 – 25 – 22. Rozwiązanie prosimy przesłać pod adresem: mwobla@gmail.com do 20 sierpnia.
Poziomo 1 miasto z prymitywnym narzędziem rolniczym w swej nazwie 7 miasto nad Wisłoką 8 miasto.. dla tkaczy 9 miasto z kluczem 12 lokalny, właściwy danemu terenowi 14 najstarsze miasto Podlasia 17 polskie miasto festiwalu rocka 20 zwiewny usypiacz 22 domena zielonych 24 miasto z tamą w Bieszczadach 27 potwierdzenie, umocnienie się w dążeniach
31 32 33 35
38 41
43
44 45
miasto z festiwalem miasto z Operą Leśną część Trójmiasta staropolska chłodnica, chłodnik, letnik miasto nad Wisłą z Domem Długosza w województwie śląskim nad Imielinką i Przemszą miasto w województwie dolnośląskim nad Nysą Kłodzką lub grzebień tkacki bałtycka wyspa miejscowość w Polsce o nazwie kontynentu
Pionowo 2 miasto z Mokotowem 3 miasto polskie od 1945 roku 4 ośrodek sportów zimowych w Beskidzie Śląskim 5 Żelazowa nad Utratą 6 gród Kopernika 7 dawna twierdza w widłach Wisły i Narwi 8 miasto Stefana Żeromskiego 10 miasto ze Spodkiem 11 kawa na śniadanie 13 ...Góra, miasto w województwie lubuskim 15 polsko-czeskie miasto nad Olzą 16 2 stycznia 1657 roku miała tu miejsce bitwa pomiędzy wojskami polskimi i szwedzkimi 18 podróżowanie okazją 19 Fiedler, podróżnik i pisarz 21 przejście graniczne nad Bugiem 23 uzdrowisko w Beskidzie Niskim nad Ropą, mieszkają tam Łemkowie LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
25 miasto w Polsce, gdzie można zobaczyć szachulcowe kościoły pokoju 26 autobusowe miasto 28 krawiecka zapinka 29 wieś gminna na Podhalu, nad Białym Dunajcem 30 święty (Aurelius Augustinus), filozof i teolog, ojciec kościoła, 354-430 n.e. – „Państwo Boże“, „Wyznania“ 34 miasto z zamkiem Krzyżackim nad Nidą 36 miasto nad Łyną z wieloma jeziorami. 37 miasto nad Sierpienicą przy jej ujściu do Skrwy 39 miasto z zakładami Łucznik 40 rzecz lub osoba będąca symbolem czegoś 42 miasto z KUL-em
27
Bon voyage lotnisku pokazałam elektroniczną wersję karty pokładowej i już po chwili siedziałam w samolocie. Zanim dopiłam kawę i zjadłam małą przekąskę, kapitan poinformował pasażerów, że za kilka minut będziemy lądować. Po około godzinie od startu samolot zatrzymał się na lotnisku w Warszawie. Ponad 500 km przeleciałam ot tak, nie odczuwając zmęczenia ani upływu czasu. Podobnie było z innymi europejskimi stolicami, które odwiedziłam. Wystarczy przecież wsiąść do samolotu, by po godzinie lub dwóch znaleźć się w Wenecji, Amsterdamie czy Genewie. Większość miast świata mamy w zasięgu podróży, która zajmuje nam tylko godziny, a nie jak dawniej dni, tygodnie, miesiące czy nawet lata. Nieco inaczej przemieszczanie się wyglądało w dawnych czasach. Wówczas podróżowało się dla praktycznego celu: handlu, nauki, polityki, a także do miejsc kultu religijnego, by zjednać sobie boże łaski lub odpokutować za grzechy. Rzadko kiedy
Na
Zdradzieccy
wybierano się na wycieczkę dla przyjemności. W starożytności pielgrzymowano, by odwiedzić miejsca kultu. Grecy wędrowali na igrzyska, aby oglądać występy sportowe i muzyczne. Z kolei w czasach nowożytnych wyruszano w podróż z pobudek religijnych lub służbowych. W renesansie modne były wyprawy edukacyjne, podczas których synowie europejskiej arystokracji zatrzymywali się w wielkich miastach, takich jak Florencja, Lyon, Paryż czy Rzym. Podroż taka miała umożliwić zdobycie wykształcenia. Młodzieńcy z dobrych domów zwiedzali świat pod okiem opiekunów, którzy posiadali wiedzę, zdolności organizacyjne, znali języki obce, służyli radą i pomocą oraz chronili swoich podopiecznych przed niebezpieczeństwami i pokusami moralnymi. Kilka wieków temu, gdy ktoś chciał się wybrać do pobliskiej miejscowości, szedł pieszo, wsiadał na muła lub konia, gdy go posiadał. Zamożniejsi mieli konne zaprzęgi, a karetami wozili się tylko bogacze.
przyjaciele Co ma koro już wiemy, jaka różnica jest pomiędzy zdradliwymi przyjaciółmi czerstwy – čerstvý oraz pościel – posteľ, to przyjrzymy się parze słów, która brzmi absolutnie identycznie, a jednak zna-
S
28
Weekendowy wypad na narty w Alpy lub romantyczną kolację w Paryżu był nie do pomyślenia. Ponadto podróż wymagała odpowiedniego przygotowania. Później pojawiła się kolej, która ułatwiła przemieszczanie się na znaczne odległości, ale początkowo zarezerwowana była przede wszystkim dla ludzi majętnych. Współcześnie, dysponując nowoczesnymi kolorowymi walizkami na kółkach, które wykonane są z trwałych, a jednocześnie lekkich materiałów, nie myślimy o dawnych sakwach, skórzanych ciężkich torbach i walizach lub zaprzęgach, wypełnionych tobołami z wszelkimi wówczas niezbędnymi rzeczami od garderoby, pościeli po zastawę stołową czy zapasy jedzenia. Dziś za bagaż może służyć karta kredytowa. Różnorodne zestawy minikosmetyków, specjalne pojemniki i przenośne lodówki, turystyczne suszarki, tablet z Internetem plus nawigacja, wszystko to ułatwia podróżowanie i sprawia, że gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli, możemy czuć się komfortowo. Kiedy w upalne dni włączam klimatyzację w aucie, przypominam sobie podróżowanie w dzieciństwie naszym fiatem 126p, zwanym maluchem, zapchanym pakunkami, z otwartymi oknami. Pamiętam, że podczas takich podróży, siedząc na tylnym siedzeniu na kołdrach i poduszkach, graliśmy z bratem w karty. Wakacje przed nami. Cieszmy się nimi i wykorzystajmy ten czas oraz nowoczesne środki komunikacji na podróże, zarówno te małe, jak i duże, bo przecież „świat jest jak książka. Ci, którzy nie podróżują, czytają jedynie pierwszą stronę” (św. Augustyn). MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA
byk do głośnika?
czących zupełnie coś innego. Chodzi o słówko reproduktor. Jeżeli spotkasz w sklepie RTV/AGD Słowaka, szukającego reproduktorów, nie odsyłaj go od razu do najbliższej wsi
w celu poszukiwania byka rozpłodowego, bo nie o to mu chodzi. Co prawda, znaczenie polskiego słowa jest jak najbardziej logiczne, bo reproduktor ma na celu reprodukcję. Ale Słowak o tym nie ma
zielonego pojęcia, gdyż słowacki reproduktor to polski głośnik, którego zadaniem jest też pewien rodzaj reprodukcji – mianowicie „reprodukcja” dźwięku. MÁRIO KYSEĽ MONITOR POLONIJNY
Dni Polskiego Folkloru, Przyjaźni i Współpracy
Klub Polski w Dubnicy nad Wagiem we współpracy z Wydziałem Kultury Urzędu Miejskiego w Dubnicy nad Wagiem oraz Bratysławskiego Ośrodka KulturalnoInformacyjnego zaprasza serdecznie na Dni Polskiego Folkloru, Przyjaźni i Współpracy, które odbędą się w ramach 43. spotkań „Kultúrne leto a hradné slávnosti, Bratislava 2018” i 25. edycji Dubnickiego Festiwalu Folklorystycznego. Ich częścią będzie uroczysta akademia polonijna, która odbędzie się 25 sierpnia 2018 roku o godz. 15.00 w ośrodku „Oliwa resort” w Trenčianskiej Teplej dla uczczenia 100. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę, 20. rocznicy podpisania deklaracji o wzajemnej współpracy z Miastem Zawadzkie oraz 10. rocznicy podpisania umowy partnerskiej pomiędzy Dubnicą nad Wagiem i Zawadzkiem. W programie kulturalnym wystąpi grupa śpiewacza, Zespół Tańca Narodowego i Regionalnego „Żędowianie“ z Zawadzkiego, morawski zespół folklorystyczny „Javorina“ ze Strání oraz inni.
Gości z Polski oglądać będzie można: w piątek, 24 sierpnia, w Trenčianskich Teplicach w Domu Chóru Nauczycieli Słowackich (ul. Partizánska 11) • w sobotę, 25 sierpnia, podczas defilady festiwalowej, która odbędzie się o godz. 10.00 w Dubnicy nad Wagiem, o godz. 11.00 na podium Centrum ABC oraz o godz. 15.00 w ośrodku „Oliwa resort” w Trenčianskiej Teplej, a także o godz. 18.00 w amfiteatrze DUTAF w Dubnicy. W niedzielę o godz. 10.00 odbędzie się w Trenčianskich Teplicach uroczysta słowacko-polska festiwalowa msza święta celebrowana przez księdza proboszcza Stanisława Ługowskiego.
Żędowianie W BRATYSŁAWIE
Ognisko
w Mariance
KLUB POLSKI BRATYSŁAWA wspólnie z Ojcem Tymoteuszem serdecznie zapraszają 21 lipca (sobota) o 19 godzinie na ognisko do Marianki, nieopodal sanktuarium maryjnego. Każdy uczestnik we własnym zakresie przynosi specjały na ognisko. Kontakt do organizatorki Doroty: +421 944 690 365.
Spo tk anie z polskim f olklor em z ok azji 100. r ocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę odbędzie się 2 3 sier pnia o 16 .0 0 w B r at y sła wie na R ynk u
PROGRAM INST Y TUTU POLSKIEGO W BRATYSŁAWIE NA LIPIEC – SIERPIEŃ 2018 ➠ Do 29 lipca Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 Wystawa Geometryczna abstrakcja Anny Szprynger, artystki i malarki, w ramach festiwalu Konkretne lato / Aktualne europejskie trendy geometryczne. ➠ 17 - 18 lipca, Koszyce, Kasárne /Kulturpark, Kukučínova 2 W pierwszym dniu festiwalu Hevhetia Showcase (17.07) wystąpią polskie zespoły Sundial (17.30) i Improvision quartet (19.00), a o 20.30 odbędzie się główny koncert polskiego pianisty i kompozytora Krzysztofa Kobylińskiego Pearlsa z gościem, francuskim trębaczem Erikiem Truffazem W drugi dzień festiwalu (18.07) odbędą się polskie występy: Szymon Mika trio (godz. 16.45) i Kamil Piotrowicz Sextet (godz. 19.00)
LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
➠ 5 sierpnia, godz. 18.00, Bratislava, ➠ 14 sierpnia – 13 września, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 Hviezdoslavovo námestie Wystawa Gruzińscy oficerowie W ramach Staromiejskiego Letniego Festiwalu w wojsku polskim w okresie Kultury w Bratysławie wystąpi młody polski międzywojennym, zorganizowana zespół z trójmiasta Immortal Onion. Na koncercie we współpracy z Ambasadą Gruzji można spodziewać się fuzji jazzu, muzyki filmowej w Bratysławie, prezentuje osobowości i elektronicznej, a nawet progresywnego metalu. gruzińskich pracowników ➠ 8 sierpnia, godz. 19:30, Liptowski Mikułasz, kontraktowych w polskiej armii Synagóga, Hollého 11 w okresie międzywojennym i rysuje Mosty - Gesharim od ponad dwóch dekad łączą historię wojska polskiego w tym środkowoeuropejski obszar kulturalny okresie w kontekście stosunków W ramach projektu współpracy Wyszehradzkiej polsko-gruzińskich. spotykają się jako partnerzy sceniczni twórcy z Polski, Słowacji, Czech i Węgier w niepowtarzalnym projekcie muzycznym.
➠ 8– 12 sierpnia, Bańska Szczawnica, Kino Akademik, Nám. Svätej Trojice 1 Projekcja filmu Juliusza Machulskiego „Vabank“ (1981) w ramach 20. edycji Letniego Festiwalu Filmowego 4 živly.
➠ 22 sierpnia, Bańska Bystrzyca, Katedrála sv. Františka Xaverského, Nám. SNP Koncert duetu skrzypcowo-organowego – Maria Perucka (skrzypce) i Roman Perucki (organy) w ramach festiwalu Vivat vox organi 2018 v Bańskiej Bystrzycy.
29
Z Bratysławy do krainy fondue, zegarków i recyklingu
3
nia opłaty za rzeczony kurs - 200 CHF. Szczęśliwie żaden z psów nie był przedstawicielem rasy uznanej za potencjalnie niebezpieczną, co pozwoliło zaoszczędzić kilkaset franków i zwalniało z obowiązku odbycia dodatkowego, dwunastotygodniowego szkolenia. Kiedy ostatnie „psie formalności” zostały dopełnione, a szwajcarski kynolog łaskawie stwierdził, że “psy nadają się do współżycia społecznego”, Jenny odetchnęła z ulgą.
Skandal! Pani pies ośmielił się szczekać! A Ty? Czy zapłaciłeś już podatek od psa? Pies szczekający godzinami pod nieobecność pracującego właściciela? To się w Szwajcarii nie zdarzy. Ściślej mówiąc, zdarzyć się może, ale tylko raz, o czym boleśnie przekonała się moja koleżanka Jenny. Jenny, Szkotka z pochodzenia, przeprowadziła się do Szwajcarii z Dubaju w połowie ubiegłego roku. Jerry i Ethel, dwa psy, które ze sobą przywiozła, przeszły standardową szwajcarską procedurę zostały zarejestrowane w gminie (co kosztowało w sumie 500 CHF), od posiadania każdego z nich pobrano podatek w wysokości ok. 100 CHF, a Jenny odbyła przymusowe szkolenie z ogólnej wiedzy o psie. Dowiedziała się m.in. jak powinna dbać o zdrowie swoich podopiecznych, czym ich karmić i jak zapobiegać chorobom, a później, w czasie czterech praktycznych sesji musiała udowodnić swoją gotowość do zaopiekowania się psami. „Jerry jest ze mną już czternaście lat, Ethel pięć, ale to właśnie Szwajcarzy najlepiej wiedzą, jak powinnam się nimi zajmować” - pomstowała niezadowolona. Niezadowolenie potęgowała konieczność uiszcze30
Radość nie trwała jednak długo. „Nie uwierzysz, co się właśnie wydarzyło! - Jenny telefonowała wyraźnie roztrzęsiona - dostałam właśnie, listem poleconym, oficjalne pismo od właściciela budynku! Podobno sąsiedzi skarżą się na moje psy! Skarżą się, że szczekają!” - zawołała z oburzeniem. „No, ale kiedy szczekają? W nocy?” - zapytałam ostrożnie, wiedząc, że przestrzeganie ciszy nocnej to w Szwajcarii rzecz absolutnie święta i, wraz z przymusem recyklingowania czego się tylko da, tkwi głęboko w DNA każdego Szwajcara. „Nie, w nocy chyba nie, nie pamiętam - gorączkowała się Jenny - one generalnie mało szczekają; może kiedy nie było mnie w domu… W każdym razie zostałam poinformowana, że to pierwsze i ostatnie ostrzeżenie i jeśli sytuacja się powtórzy, umowa wynajmu mieszkania zostanie rozwiązana, bo firma troszczy się o dobro wszystkich mieszkańców!”. Wizja nieuchronnej eksmisji („przecież nie zabronię psom szczekać!”) przeraziła Jenny nie na żarty. Nie chcąc zaogniać sytuacji, zdecydowała, że pod jej nieobecność w domu psy będą przebywać w specjalnym hotelu, rzecz jasna kosztującym niemałe pieniądze.
Szwajcar zawsze wie najlepiej i zawsze ma rację Szwajcarzy są bardzo dumni ze swojego państwa i sposobu, w jaki jest ono zorganizowane. Cenią sobie zwłaszcza możliwość decydowania o przyszłości kraju za pomocną referendów i dużą decentralizację, dającą niezależność 26 kantonom i blisko 3 tysiącom gmin. Choć trudno w to uwierzyć, każdy kanton funkcjonuje według własnej konstytucji, ma inne podatki, często inne wyznanie (a w związku z tym obchodzi zupełnie inne święta), inaczej zorganizowaną edukację. Nawet śmieci należy wyrzucać w specjalnych, właściwych dla danego kantonu workach. Użycie worka z kantonu Zurych w, dajmy na to, sąsiadującym z nim kantonie Zug jest nielegalne i naraża niefrasobliwego wyrzucającego na poważne i kosztowne nieprzyjemności. Poczucie decentralizacji i „państw w państwie” wzmacniają cztery równorzędnie traktowane języki narodowe - niemiecki, którym mówi najliczniejsza grupa mieszkańców tego 8-milionowego kraju, francuski, włoski i retoromański. Szwajcarskie narodowe radio i telewizja nadają w każdym z nich, podobnie rzecz ma się z gazetami - na terenie tego niewielkiego kraju wydawanych jest kilka wersji językowych popularnych dzienników. O życiu w Szwajcarii, jego wadach i zaletach można napisać wiele, z całą pewnością znacznie więcej niż zmieszczą gościnne łamy MP. To ciekawy, wart poznania kraj, który wykracza daleko poza krążące na jego temat stereotypy - również ten, że jest to wolna od trosk kraina nieustającego szczęścia. KATARZYNA PIENIĄDZ SZWAJCARIA MONITOR POLONIJNY
Turniej siatkówki
tym roku po raz kolejny zostaliśmy zaproszeni na domowy turniej siatkówki imienia kota Teofila. Od samego rana nie mogliśmy się doczekać, kiedy pojedziemy z rodzicami do znajomych. Gdy wreszcie wsiedliśmy do samochodu, zastanawialiśmy się, co będziemy robić. Może przypadnie nam rola sędziów podczas meczów, jak w zeszłym roku? Kogo fajnego tam spotkamy, z kim się będziemy bawić? Dopisze pogoda, byśmy mogli popływać w basenie? Na szczęście nie musieliśmy długo czekać, by się wszystkiego dowiedzieć. Gdy dotarliśmy na miejsce, przywitano nas polskimi i słowackimi smakołykami
W
LIPIEC - SIERPIEŃ 2018
W tym roku kibicowałem Polsce, bo w tym zespole grał mój tata. Podczas turnieju były też i inne atrakcje: udało się nam z bratem wykąpać w basenie, zjeść maliny z pobliskich krzaczków,
dla wszystkich dzieci. Kolejne ważne zadanie, które dostaliśmy z mamą, to zrobienie paru zdjęć ze spotkania. W tym czasie zawodnicy podzielili się na drużyny i zaczęli trenować, bo każdy chciał zdobyć ZDJĘCIA: OLA I JAKUB KRCHEŇ puchar. Drużyny były międzynarodowe: wejść na drzewo i jeść domowymi. Naszą polska, słowacka, tam czereśnie. uwagę zwróciła też włoska i węgierska. Spotkaliśmy też gotująca się w wielkim prezenterkę kotle grochówka. Po i piosenkarkę, którą chwili spotkaliśmy lubimy, i zrobiliśmy znajomych z ubiegłych sobie z nią zdjęcia. lat, więc było dużo Podczas meczów śmiechu i zabawy. pomagaliśmy sędziować Zobaczyliśmy traktor i podawać piłki. Gdy już z przyczepą, którym było jasne, kto wygrał, chcieliśmy się odbyło się uroczyste przejechać. Później wręczenie dyplomów nawet z pomocą wujka i medali, zrobionych udało mi się z drewna. A wiecie, kto poprowadzić traktor, w tym roku okazał się który pełnił rolę pociągu najlepszy? Był to zespół Słowacji. Później przyszła kolejna wielka niespodzianka: zespół Jablco & Przyjaciele zaśpiewał dla nas piosenki z płyty: „Za górami, za lasami, za Tatrami”. To był tak udany i ciekawy dzień, że nie chciało się nam wracać do domu. JAKUB KRCHEŇ z mamą OLĄ
31
Uff, jak gorąco! Jeśli lubimy gotować, to lato stwarza nam okazję do realizacji najróżniejszych pomysłów na rozmaite dania. Zarazem jednak, gdy jest bardzo ciepło, na ogół kombinujemy, co przyrządzić, by się we własnej kuchni nie roztopić i mieć
siłę na jedzenie. Pani Agnieszka Krasowska z Bratysławy podesłała do „Piekarnika” przepisy na potrawy, które w upalne dni tak samo przyjemnie się przygotowuje, jak i konsumuje, a do tego mają w sobie lekki powiew egzotyki. ZDJ ĘCI A
Pierwsze danie to
polędwiczki w sosie mango
: AG
NIE SZK
AK
RAS
OW
S KA
Składniki: • 1/2 pomarańczy wieprzowej lub • 1 łyżeczka masła drobiowej • 1 łyżeczka miodu • 1 duże, dojrzałe mango • ok. 40 ml wody • 1 mała cebula • pieprz i sól do smaku • 600 g polędwicy
Sposób przyrządzania: Mięso pokroić na mniejsze porcje, przyprawić solą i pieprzem, obsmażyć na patelni, a następnie przełożyć do żaroodpornego naczynia i piec w piekarniku w ok. 160 stopniach. W tym czasie z reszty składników przyrządzić sos: cebulę drobno pokroić i zeszklić na maśle na patelni, mango i pomarańczę pokroić w kostkę i wrzucić do garnka, dolać wody, dorzucić zeszkloną cebulę, miód i pieprz. Całość gotować niezbyt długo – aż owoce będą miękkie. Następnie sos należy zblendować. Gdy mięso się upiecze, polać je gorącym sosem.
Do mięsa można przyrządzić
sałatkę Składniki: • 1 fenkuł • sok z połowy pomarańczy
• kilka lisktów sałaty • 1/3 łyżeczki • 1 dojrzałe mango musztardy • 1 awokado i cukru • 250 g malin, poziomek trzcinowego • sól, pieprz, lub borówek zioła do smaku • oliwa
Sposób przyrządzania: Fenkuł pokroić w cienkie plasterki, wymieszać z sokiem z pomarańczy, dodać resztę składników rozdrobnionych według uznania, doprawić.
Na koniec szybka
zupa marchewkowo-imbirowa Składniki:
Sposób przyrządzania:
•1 •1 •2 •1
Cebulę podsmażyć, obraną marchew zetrzeć na tarce o grubych oczkach i wraz z cebulą przełożyć do garnka, zalać wodą poniżej wysokości marchewki. Gotować do miękkości. Następnie dodać mleko kokosowe, imbir, cukier, jeszcze chwilę podgotować i zmiksować na krem. Podawać z grzankami lub prażonymi pestkami słonecznika. Smacznego!
kg młodej marchwi duża cebula cm korzenia imbiru lub kilka łyżek mleka kokosowego • 1 łyżka masła i cukru trzcinowego • sól, pieprz
AGATA BEDNARCZYK