

Media Jakspołecznościowe sprzedawać w social mediach, żeby klienci chcieli kupować - Ula Stępniak

![]()


Media Jakspołecznościowe sprzedawać w social mediach, żeby klienci chcieli kupować - Ula Stępniak

Joanna Gwizdała i Izabela Greń, autorki książki Ciasteczka Cieszyńskie
Aneta Sawczenko, mistrzyni Jelly Art
Miodem słodzone słodkości
Soczysta pomarańcza w cukiernictwie



Wczasach gdy sztuczna inteligencja potrafi wygenerować tort w 3D, zanim zdążymy wyjąć śmietanę z lodówki, powrót do tradycji nie jest sentymentalnym gestem. To raczej akt odwagi. Bo dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy autentyczności: zapachu masła, cierpliwego mieszania, wiedzy przekazywanej z ust do ust, fachu podawanego z rąk do rąk, a nie z chatu do chatu.
Na szczęście w naszej branży wciąż są ludzie, którzy wiedzą, że receptura to coś więcej niż gramatura składników. To pamięć, emocje i tożsamość. Goszczące na naszej okładce autorki niezwykle cennej publikacji – Joanna Gwizdała i Iza Greń – udowadniają, że prostota nie oznacza banalności. Że smak można zapisać w zeszycie, ale ocalić można go tylko sercem. I ciężką pracą. 10 lat –mniej więcej tyle trwały przygotowania do wydania książki, która przedłużyła życie pożółkłych zeszytów z przepisami gospodyń domowych, babć i ich własnych. Autorki zapewniły pamięć przepisom, stanowiącym o tożsamości pewnej epoki. I pokoleń, które nimi się karmiły.
Zachwyceni AI zapominamy, że nawet sztuczna inteligencja istnieje dzięki ludziom, to oni przez dekady wymyślali, testowali i zapisywali przepisy. Ręcznie. Z błędami, poprawkami, dopiskami na marginesie. To się nie wzięło znikąd – algorytmy karmione są ludzką pasją, a nie odwrotnie! Czyżbyśmy już nie pamiętali, że to cukiernicy, piekarze i mistrzowie czekolady są najbardziej twórczymi generatorami nowinek w branży?!
Dlatego zanim zaczniemy kreować nowy smak przyszłości, warto sięgnąć po stare zeszyty. Bo czasem trzeba zacząć od podstaw, żeby zrozumieć sens innowacji.
W najnowszym wydaniu piszemy też o technice jelly art, pomarańczy i miodzie w cukiernictwie, to nasz ukłon w stronę nadchodzących świąt i zimy. To te aromaty przywołują wspomnienia minionych lat, łączą pokolenia i przypominają, że nawet w najnowocześniejszej kuchni warto zostawić miejsce dla ciepła tradycji.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja Mistrza Branży









Portal i poradnik drukowany
Redakcja i Marketing ul. Klimczoka 9, 40-857 Katowice redakcja@MistrzBranzy.pl marketing@MistrzBranzy.pl
Natalia Aurora Urbanek
P.O. Redaktor Naczelnej aurora@MistrzBranzy.pl +48 605 628 326
Beata Sitarz
Menadżer Produktu sitarz@MistrzBranzy.pl +48 881 610 668
Agnieszka Mrukowicz
Menadżer Produktu mrukowicz@MistrzBranzy.pl + 48 881 610 669
Wydawnictwo Grupa 69 ul. Klimczoka 9 40-857 Katowice
Redaktor Techniczny Przemysław Ścierski p.scierski@MistrzBranzy.pl
Dział Prenumeraty i Kolportażu prenumerata@MistrzBranzy.pl +48 881 610 668
Korekta Iwona Guzik DTP
Patrycja Krzemień
Zdjęcie na okładkę Karolina Świdzikowska Lolajna Fotografka konto bankowe 27 1140 2004 0000 3502 8222 7728
www. MistrzBranzy.pl


Wielka tradycja w małych ciasteczkach
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden z utworów zawartych w czasopiśmie (w całości ani w części) nie może być bez pisemnej zgody Wydawcy wykorzystany lub użyty na jakimkolwiek polu eksploatacji, w tym nie może być w jakikolwiek sposób powielany ani rozpowszechniany (w tym w formie elektronicznej, przez digitalizację, publikacje i rozpowszechnianie w Internecie). Wykorzystanie utworów bez zgody podlega odpowiedzialności prawnej. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam ogłoszeń. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tych tekstów oraz zmiany ich tytułów. Wszelkie znaki firmowe towarowe oraz zrzuty ekranowe są zastrzeżone przez ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych. W czasopiśmie wykorzystano zdjęcia przesłane przez autorów oraz z serwisów: 123RF, iStockphoto, Stock.XCHNG
Ocalić od zapomnienia
rozmowa z Joanną Gwizdałą i Izabelą



Nie trać czasu na zmywanie – postaw na technologię i skup się na wypiekach!
Premium jako strategia, nie luksus
Nowe priorytety w branży piekarniczej i HoReCa
Pasja i miłość do projektowania – przepis na sukces lokalu
Wypieczone zasięgi
Filozofia rzemiosła
Kiedy wymiana poglądów staje się prawdziwym spotkaniem –MIWE EXPO 2025
Igrzyska Cukiernicze 2025! 70
Zentis Polska świętuje 30-lecie! 72
Food Morning – Dni Otwarte Polmarkus
S łodkie innowacje w Cukierni Sowa – nowe otwarcie w Bydgoszczy



TO NIE JEST ZWYKŁA KSIĄŻKA Z PRZEPISAMI. TO ZAPIS WSPOMNIEŃ, ROZMÓW I ZAPACHÓW. W CZASACH GDY SZTUCZNA INTELIGENCJA TWORZY TREŚCI SZYBCIEJ, NIŻ ZDĄŻYMY ZAGOTOWAĆ WODĘ, JOANNA GWIZDAŁA I IZA GREŃ WRÓCIŁY DO ŹRÓDEŁ – DO RĘCZNEJ PRACY, STARYCH ZESZYTÓW, RODZINNYCH OPOWIEŚCI. ICH KSIĄŻKA „CIASTECZKA CIESZYŃSKIE – OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA” TO HOŁD DLA TRADYCJI, DLA KOBIET, KTÓRE OD POKOLEŃ PRZEKAZYWAŁY SMAK DOMOWYCH WYPIEKÓW, I DLA CHWIL, KTÓRE ZATRZYMUJĄ CZAS.


Natalia Aurora Urbanek: Dziś każdy chce mieć swoją książkę. To trochę taki modny gadżet, element CV, którym można zabłysnąć. Na okładce Waszej książki nie ma jednak twarzy autorek, a ciasteczka. Joasiu, jaka była intencja wydania tej publikacji?
Skąd pomysł na taką książkę?
Joanna Gwizdała: Z potrzeby własnej przede wszystkim. Miałam w domu mnóstwo, tzw. fruwających kartek: zapiski z przepisami, które krążyły od wielu lat od babci, cioci, nawet jeszcze starsze... Wyblakłe zeszyty, zaklejone, zatłuszczone… Stwierdziłam, że jeśli nie będziemy tego przekazywać dalej, jeśli tego nie zachowamy w pamięci, to przepadnie. Na zawsze i bezpowrotnie.
Pierwsze myśli o książce pojawiły się jakieś 10 lat temu. Jednak miałam pewne blokady, opory… Na szczęście na mojej drodze pojawiła się Iza! Momentalnie podchwyciła pomysł, żeby te wszystkie zeszyty i kar-
teczki, nie tylko moje, ale od różnych osób, połączyć w całość. I faktycznie wydać. Ja widziałam trudności, ona znajdowała rozwiązania. I tak to się zaczęło.
Iza Greń: Bo to było też bliskie mojemu sercu. Jestem bardziej techniczna. Od razu zaczęłam robić wyliczenia, ile potrzeba pieniędzy, zadzwoniłam do fotografa. To były dwa podstawowe problemy dla Asi i zarazem kluczowe elementy wydania publikacji. Przede wszystkim jednak wiedziałam, że mogę pomóc w rzeczy najważniejszej – pieczeniu ciasteczek. Często to, co komuś wydaje się problemem, dla kogoś innego jest mało znaczącym kamyczkiem. Kiedy wszystko już było, trzeba było przestać mówić, jakby to było fajnie, a trzeba było to zrobić (śmiech).
Przejdźmy zatem do tej fascynującej części, czyli słodkiej roboty. Jak przebiegała praca praktyczna: zbieranie, testowanie, pieczenie?
Joanna: Kiedy zebrałyśmy wszystkie przepisy, omówiłyśmy sprawy techniczne, zaczęło się najprzyjemniejsze – pieczenie ciasteczek i robienie zdjęć. Zajęło to kolejne 2 lata (śmiech). Faktycznie nazbierałyśmy mnóstwo receptur – około 150. Podzieliłyśmy się pracą: część ciasteczek piekła Iza, część ja i moje znajome. Sukcesywnie umawiałyśmy się na kolejne partie. Praca faktycznie poszła sprawnie.
Czy na zdjęciu okładkowym są również ciasteczka, które wyszły spod Waszych rąk?
Joanna: Oczywiście! Choć wygląda ona jak twór grafika lub AI, są na niej nasze ciasteczka. Potrzebowałyśmy ich sporo! Problemem było to, że większość podczas dokumentacji zniknęła dziwnym trafem (śmiech). Te, które zostały, były podrzucane w górę, sypane z drabiny i… finalnie mamy fenomenalne zdjęcie!
Prace były długie i wymagające, ale czy same ciasteczka są trudne, skomplikowane w produkcji?
Iza: Powiem tak, są genialne w swojej prostocie! Współczesne cukiernictwo w pewnym momencie – mam wrażenie –poszło w kierunku przerostu formy nad treścią. Często nawet nie wiemy, jak nazywają się niektóre składniki. Te nasze ciasteczka to powrót do podstaw. Często to dosłownie 3-4 składniki plus jakiś dodatek, np. owoc lub orzech. Jeden składnik całkowicie zmienia strukturę i już mamy nową formę, ale bazujemy na tym samym. I tak można się „bawić” w nieskończoność.
Joanna: Weźmy na przykład takie krajanki orzechowe z glazurą i ciasteczko kruche orzechowe. Tu orzech i tam orzech. Tu masło i jajka, i tam masło oraz jajka. A finalnie zupełnie inny smak. Wszystkie drobne ciasteczka, które znalazły się w tej książce, odzwierciedlają te klasyczne, podstawowe rodzaje ciast. Mamy tu piernik, bezę, biszkopcik, ciasto kruche czy ucierane.
Iza: Można powiedzieć, że to takie „tanie ciastka”. Część z nich zrobisz z podstawowych składników: mąki, cukru, jaj. Musimy pamiętać, że dawniej piekło się z tego, co było dostępne.
Wiele składników było niedostępnych, czekolada, marcepan, ale też czasem masło…

Joanna: I właśnie dlatego w tych ciasteczkach nie ma żadnych sztucznych dodatków, barwników. Rzeczywiście jest to nawiązanie do PRL-owskiej biedy. W tamtych czasach, jeśli nie było marcepanu, to było mleko w proszku i olejek migdałowy. I trzeba było wykazać się kreatywnością.
Iza: I to jest właśnie jeden z ciekawszych aspektów tej książki! Odzwierciedla faktyczną historię. Asia zrobiła ogrom pracy. Doszukała się, gdzie jakie ciastka powstały. Do każdego mamy przypisaną osobną historię. Tak dowiadujemy się, ku zaskoczeniu czytelników, czemu są tu nawet ciasteczka na margarynie.
Joanna: Generalnie te wszystkie ciasteczka robi się na maśle i ja jestem zawsze za masłem. Przy czym są też ciasteczka zwane „margaryniokami”. Jak nie było masła w sklepach, to po prostu trzeba było je czymś zastąpić. I z tego braku powstało coś naprawdę oryginalnego, a przede wszystkim smacznego. Smak pokazuje, jak było. Co ciekawe, z kolei nie brakowało… cukru! W wielu broszurkach, które przeglądałyśmy przed wydaniem naszej książki, w recepturach jest go aż za dużo. Pozwoliłam sobie nieco je zmodyfikować, by ciastko miało smak, a nie było tylko słodkie. Oczywiście wielu uczniów, pasjonatów czy nawet doświadczonych cukierników by nie wiedziało, czytając taką broszurę, że tak można zrobić – ująć tego cukru.


Iza: Bo ten cukier jest ważny w przepisie, nadaje ciastku strukturę. Nie można go pomijać. Jeśli nie użyjesz właściwej ilości cukru, to ciastko się nie zarumieni. Cukier to też konserwant. Ta i podobne informacje to wiedza dodatkowa, której w żadnej z tych broszurek nie było.
Właśnie, Wasza książka to nie tylko przepisy! To kawał historii, wiedzy i porad! Jak zareagowali na to czytelnicy?
Iza: Każda gospodyni ma jakieś stare przepisy. Dzięki naszej pracy przy książce dostaliśmy przepisy naprawdę zapomniane, które mogłyby na zawsze zaginąć. Ludzie odzywają się do nas przy okazji kupna książki i wspominają własne przepisy. Pewna czytelniczka z zagranicy pisała do mnie, pytała o przepis i opisywała swoje wspomnienia. Gdy dostała w końcu swój egzemplarz, to pierwsze, co zrobiła po upieczeniu ciastek, wysłała mi zdjęcia. Znalazła swój rodzinny przepis! Był to dla niej magiczny moment. Dla nas, jako autorek, również.
Joanna: Wielu ludziom możemy odświeżyć fragment ich historii. Mogą wrócić do dzieciństwa. Córka kupiła mamie taki prezent, bo kiedyś razem piekły podobne ciasteczka. Bo pieczenie ciastek to właściwie nie było tylko pieczenie ciastek – to były spotkania. Coś analogicznego do skubania pierza. Czas spędzany razem przy czymś twórczym. W ciepłej atmosferze, w tym zapachu i smaku.
Dziś tego czasu spędzanego razem często bardzo brakuje. I chyba ludzie, którzy kupują sobie takie ciasteczka albo tę książkę, tęsknią właśnie za tym. W tym smaku zaklęty jest ten cudowny czas. Ja sama mam mnóstwo wspomnień, jak z babcią kręciłyśmy ciasteczka przez maszynkę. Tego się nie zapomina. Okazuje się, że smak i zapach są niezwykle silnym budulcem wspomnień. Ba, jego sednem!
Czy ta publikacja może się przydać branży cukierniczej? Jak cukiernie i piekarnie podchodzą do takich ciasteczek?
Joanna: Pewnie, że tak! Takie proste ciastka, wypieczone są na dobrych składnikach, zawsze się obronią w ofercie cukierni czy piekarni.
Iza: To są ciasteczka, na które każdy może sobie pozwolić. Monoporcje jemy raz na jakiś czas, od święta. Ciastka kremowe

raczej jesienią i zimą, a takie drobne kruche ciasteczko do kawy chętnie się zje. Tu kupujemy na kilogramy, od razu więcej ciasteczek. Możemy się z kimś podzielić. Można zrobić miks, próbować różnych.
Joanna: Choć takie ciasteczka nijak się mają do monoporcji, to jednak ich przygotowanie jest bardzo czasochłonne, bo to w większości ręczna robota. Zwłaszcza dawniej, gdy galaretki czy konfitury też się robiło samemu. Ale generalnie wsad, food cost rzeczywiście jest tu bardzo niski. I to jest plus dla cukiernika.
Iza: Jeśli miałyby być one faktycznie sprzedawane, to myślę, że trzeba je jednak umieć wycenić. Chyba za mało wciąż doceniamy nasze dziedzictwo. Bo tak naprawdę kupujemy na sztuki piękne, ale proste makaroniki. A nasze „ule” i orzeszki nie mają się czego wstydzić. Ta sztuka powinna być tak samo wyceniana. Ciasteczka cieszyńskie to takie nasze polskie makaroniki. Jednak wciąż wiele osób postrzega je jako coś pospolitego, a za sztukę makaronika zapłaci bez problemu 7 czy nawet 10 zł. A u nas kupuje się nie na sztuki, tylko na kilogramy.
Joanna: Za granicą są już nieco bardziej doceniane. U nas powoli się to zmienia, obserwuję choćby panią, która promuje orzeszki w różnych kolorach, pięknych pudełeczkach. Trzeba to umieć sprzedać. Mówić, że to ręczna, rzemieślnicza robota. I myślę, że ten trend będzie się tylko umacniać.
Sądzicie, że ludzie są przejedzeni instagramowymi trendami, gdzie wszystko musi eksplodować fajerwerkami?

Joanna: Faktycznie, coraz więcej osób tęskni za prostotą. Pytają o tego typu ciasteczka. Nawet pokolenie młodych, które ich nie zna – jednak jak spróbuje takiego orzeszka, to mówi „wow”. Ludzie mają już dość tej sztucznej, przetworzonej żywności. Zresztą człowiek zawsze instynktownie będzie wracał do tego, co mu nie zaszkodziło, a było dobre. A tu nie ma szans, by dobrej jakości ciasteczka komukolwiek zaszkodziły. To jest właśnie prawdziwa przyjemność. Nie zasłodzenie, po którym będzie ciężko na brzuchu. A jedzenie, które daje smak i czujemy się po nim dobrze.
W książce zdradzacie też techniczne niuanse – spirytus, rodzaj mąki, jakieś triki. Czy nie obawiacie się, że oddajecie wiedzę „za darmo”?
Joanna: Faktycznie, trzeba wiedzieć, gdzie dolać spirytusu, a gdzie raczej wódki (śmiech). Na przykład do ciastek, które mają kremy, lepiej dodać spirytus. A do innych lepiej wódkę, np. do rafaello, bo spirytus by szybko wyparował. To taki niuansik. Jednak właśnie te wszystkie niuansiki znalazły się w książce, bo wyszłyśmy z założenia, że to nie ma być wiedza tajemna, ale powszechna – nasze dobro wspólne, któremu trzeba dać dalsze życie. Jeśli chodzi o ciasteczka i wiedzę wokół nich, to chyba zawarłyśmy w książce absolutnie wszystko, co się dało. Śmiało mogę powiedzieć, że powstało kompendium.
Jednak to nie encyklopedia, album, tylko prawdziwe kompendium, które zrodziło się nie tylko z wiedzy, ale też z praktyki. Jest tam taka prawda,

której brakuje dziś w social mediach czy nawet wielu publikacjach…
Iza: Bywa tak, że wiele broszur czy publikacji receptur jest okraszonych idealnym zdjęciem. Tak idealnym, że efekt końcowy jest taki, że ten, kto używa tego przepisu, zastanawia się, co poszło nie tak. Zaczyna wątpić w swoje umiejętności. A to może być po prostu zbyt wyidealizowane zdjęcie. Wyretuszowane. My postawiłyśmy sobie za cel przekaz autentyczny.
Joanna: Najlepszym przykładem jest krajanka z żółtą glazurą. Każdemu pęka! Jeśli ona gdzieś na zdjęciu jest niepopękana, to znaczy, że fotograf to podrasował.
Jednym słowem, nie lukrujecie!
Joanna: To, co znajdziesz w książce, to nie fikcja. To efekt mojej wieloletniej pracy i pasji. W pracy nad nią bardzo pomogło mi to, że długo uczyłam cukierników. Stworzyłam też na łamach „Mistrza Branży” cykl bardzo
obszernych artykułów z podstaw cukiernictwa o różnych rodzajach ciasta. To była moja baza. Bo przerobiłam tę wiedzę teoretycznie i praktycznie. Sama praca nad książką stanowiła pole do rozwoju, bo rozmawiałam z ogromną liczbą osób doświadczonych w tym temacie. Konsultowałam wiedzę merytoryczną z historykami, pasjonatami Śląska Cieszyńskiego. Organizowałam konkursy wokół ciasteczek cieszyńskich, to też było świetne doświadczenie. Szperałam po starych książkach, artykułach. Zaskoczyło mnie, jak technika i technologia poszły do przodu. Ale na końcu okazuje się, że ciasto kruche zawsze zostanie ciastem kruchym.
I najważniejsze, czyli tradycja i ciasteczka cieszyńskie zostaną ocalone?
Iza: Absolutnie tak!
Joanna: Już zostały ocalone! Umówmy się – w tej chwili młodzież, coraz młodsi ludzie zaczynają się ponownie zajmować
hand made. Ileż można pracować w korpo i siedzieć w telefonie?! Widzę na social mediach, że wraca moda na dzierganie. A takie ciasteczka mogą stać się nowym sposobem spędzania czasu. My mamy do tego podręcznik! Zabawne i fenomenalne jest to, że sama chętnie korzystam z tej książki, gdy piekę. My nie chciałyśmy jednak po prostu napisać książki, bo dziś wielu pisze, żeby napisać. Naszą intencją było ocalenie ważnego skarbu, wielowiekowej tradycji. I dlatego to się zmaterializowało. Tu nie ma tylko przepisów, jest historia. Tę k siążkę się nie tylko używa. Ją się czyta. Iza: I właśnie to jest ten moment zatrzymania, do którego zachęca ta książka. Najpierw zatrzymujemy się, żeby poznać historię, i drugi raz, gdy robimy ciasteczka. To idea naszej książki. Czas, który zwalnia, bo gdy biegniemy, możemy przeoczyć wiele dobrego.
Czy w związku z tym, jak to wszystko świetnie wyszło i jakie jest zainteresowanie, myślicie o kolejnej wspólnej publikacji?
Joanna: Na pewno jest jeszcze bardzo dużo ciasteczek do pokazania, ale wydamy raczej serię zakładek z przepisem na konkretne ciasteczko w tej samej konwencji. Iza: Z ciasteczkami mamy sprawę załatwioną. Myślę, że ta historia nadal będzie się pisać w domach, w rękach tych osób, które zarażą się pasją i będą same tworzyć kolejne przepisy. My tą książką coś zwieńczyłyśmy. Ale dla wielu ona będzie dopiero początkiem. Jednak zważając na to, że Asia to istna kopalnia wiedzy, którą należy wykorzystać, plany są.
Joanna: Nie wiem, czy właśnie ta książka to dzieło mojego życia. Bez wątpienia wydanie jej dało mi ogromną satysfakcję. Uczucie, gdy trzyma się pierwszy egzemplarz z drukarni, to coś podobnego do tego, jak rodzi się dziecko.
Iza: Czyli byłam taką akuszerką (śmiech). I jestem z tego szalenie dumna! Artykułów, broszur, albumów o takich ciasteczkach jest wiele. Ale taka książka jest tylko jedna. Cieszę się, że to właśnie my ją stworzyłyśmy. Bo przyświecała nam dobra idea. Joanna: Ocaliłyśmy od zapomnienia wiele historii rodzinnych, cukierniczych. Cała reszta jest w rękach kolejnych pokoleń.
Dziękuję w takim razie za publikację i rozmowę.
ZACZYNALI OD TRADYCYJNYCH WYPIEKÓW I TORTÓW, DZIŚ TWORZĄ
RĘCZNIE ROBIONE PRALINY, TABLICZKI I FIGURKI Z CZEKOLADY,
KTÓRE ZACHWYCAJĄ SMAKIEM I WYGLĄDEM. Z PODRÓŻY DO LONDYNU, PARYŻA I NOWEGO JORKU PRZYWIEŹLI INSPIRACJĘ,
A TA PRZERODZIŁA SIĘ W MARKĘ CZEKOLADA SZORSKI –MANUFAKTURĘ Z OSTROWA WIELKOPOLSKIEGO, GDZIE RZEMIOSŁO SPOTYKA SIĘ Z NOWOCZESNYM DESIGNEM, A KAŻDA PRALINA MA SWOJĄ WŁASNĄ HISTORIĘ.



Rozmawiała:
Natalia Aurora Urbanek
Natalia Aurora Urbanek: W cukierniach czekolada od zawsze była ważnym składnikiem. Jednak u Was doczekała się własnej marki i stała oddzielnym konceptem.
Szymon Musialski: Rzeczywiście, w wielu cukierniach czekolada jest wykorzystywana jako dodatek, a nie oddzielny produkt. W Cukierni Szorski, która została założona w 2008 roku, początkowo specjalizowaliśmy się w wypieku tradycyjnych ciast, tortów, kruchych ciasteczek, pierników i innych słodkości. Wierzyliśmy, że najwyższa jakość i autorskie receptury na dobrych
składnikach budują zaufanie, przywiązanie klientów oraz są elementem trwałości firmy na rynku.
Pomysł stworzenia marki Czekolada Szorski narodził się w trakcie podróży za granicę, do takich miast jak Londyn, Paryż czy Nowy Jork, na szkolenia, targi, konferencje. Zauważyliśmy, że witryny tamtejszych cukierni przyciągają wzrok ręcznie robionymi czekoladkami – prawdziwymi małymi dziełami sztuki. Tak oto narodził się pomysł rozwoju firmy i stworzenia części poświęconej tylko czekoladzie. W 2015 roku powstała Czekolada Szorski.
Co sprawiło, że zdecydowaliście się skupić właśnie na czekoladzie, a nie tylko na słodkościach?
Firma, jako biznes i jednocześnie żywy organizm, musi się rozwijać, dywersyfikować działania, tj. poszukiwać nowych produktów i je różnicować. Dlatego postanowiliśmy skupić się na czekoladzie. Zauważyliśmy, jak wyjątkowe emocje budzi ona w ludziach – potrafi rozświetlić dzień,
poprawić humor, przywołać wspomnienia. To surowiec szlachetny, uniwersalny, a zarazem wymagający – każda tabliczka czy pralina to efekt rzemieślniczej troski, pracy i kreatywności.
Czekolada daje nieskończone możliwości eksperymentowania i tworzenia. Pozwala na produkcję autorskich smaków i kształtów: od prostych tabliczek po finezyjne figurki. Ta wyjątkowość i emocjonalność czekolady doskonale oddaje filozofię naszej pracy, dlatego postanowiliśmy poświęcić jej markę sygnowaną naszym nazwiskiem.
Czy czekolada doczekała się też odrębnego miejsca produkcji? Jak wygląda proces od środka? Jakie urządzenia pomagają w pracy, a które etapy wciąż pozostają w pełni ręczne? Jak duże są Wasze codzienne partie produkcyjne?
Nasza manufaktura czekolady mieści się w Ostrowie Wielkopolskim. Produkcja odbywa się w specjalnie przygotowanej hali, w której dbamy o każdy szczegół

– od temperatury po wilgotność powietrza. Codziennie tworzymy niewielkie partie, wykorzystując zarówno specjalistyczne maszyny, jak i tradycyjne techniki manualne. Kluczowymi urządzeniami są oczywiście temperówki do czekolady, bęben do robienia draży, obrotówka do figurek oraz formy do tabliczek i pralin. Jednak to, co najważniejsze, wciąż robimy ręcznie: od wylewania czekoladowych korpusów do foremek, przez precyzyjne zdobienie, nadziewanie, aż po pakowanie. Dzięki temu każda tabliczka i każda pralina ma niepowtarzalny charakter oraz duszę. Nasz wolumen produkcji dostosowujemy do sezonowych wahań popytu. W okresach świątecznych – na przykład z okazji Dnia Babci, Walentynek, Wielkanocy czy Bożego Narodzenia – pracownia tętni życiem od świtu do nocy. Latem tempo nieco zwalnia, ale to też czas, kiedy powstają nowe receptury i sezonowe kompozycje smaków.
W Waszej ofercie są różne typy słodkości: tabliczki, praliny, figurki, czekolada pitna, zestawy prezento -

we. Które z tych produktów cieszą się największym powodzeniem i dlaczego?
Co jest bestsellerem?
Zdecydowanie największym powodzeniem od lat cieszą się klasyczne tabliczki czekolady mlecznej, deserowej lub białej, a także autorskie praliny z nadzieniami, które sprzedajemy w bombonierkach. To doskonały pomysł na prezent lub elegancki dodatek do prezentu. Bombonierki i tabliczki czekolady szczególnie chętnie wybierają przedsiębiorstwa, stanowią one słodkie podziękowania dla klientów i partnerów biznesowych. Bestsellerem są natomiast zestawy prezentowe – piękne połączenie różnych słodkości, zapakowane w ozdobne pudełka ze wstążką. W okresie zimowym nasza oferta rozkwita jak rynek miasta podczas jarmarku. Pojawiają się wtedy praliny w świątecznych opakowaniach, pierniki w czekoladzie w puszkach, makaroniki piernikowe, czekoladowe figurki – mikołaje, renifery, aniołki – a także pomarańcze i śliwki w czekoladzie. Nie brakuje też klasyków, takich jak czekolada do picia czy ciasteczka orzechowe w czekoladzie. Jednym z naszych jesienno-zimowych hitów są praliny w kształcie i o smaku dyni, z imbirem i masłem orzechowym – rozgrzewające, aromatyczne, idealne na chłodne dni.
Które z Waszych produktów są najbardziej wymagające, jeśli chodzi o wykonanie?
Najbardziej wymagające są niewielkie wylewane formy, czyli praliny, figurki i lizaki. Te trzy rodzaje słodkości wymuszają szczególną precyzję przy dekoracji oraz doskonałe wyczucie w produkcji. Wyzwanie stanowi tworzenie wielobarwnych figurek i lizaków, które muszą być nie tylko piękne, ale i trwałe – każdy detal musi być dopracowany, każdy kolor czysty, każdy błysk kontrolowany. Jednak to właśnie one budzą największy zachwyt kupujących, więc jest to wysiłek wart czasu i nakładu pracy.
Czy eksperymentujecie z nowymi smakami i rodzajami czekolady, np. czekoladą rubinową? Jakie są plany w tym zakresie? Czy wprowadzacie modne viralowe tabliczki, takie jak anielska czy dubajska? Oczywiście. Cały czas eksperymentujemy i tworzymy nowe smaki. Staramy się, by były połączeniem tradycji z nowoczesnością. Śledzimy również światowe trendy, dlatego tworzymy limitowane serie czekolady rubinowej i anielskiej. W tym roku to czekolada dubajska zdobyła serca naszych klientów i stała się bestsellerem. Jej elegancki, wyrafinowany smak wpisał się na stałe w asortyment Czekolady Szorski.
Jak ważny jest dla Was wygląd opakowania i design – czy to istotny element komunikacji i sprzedaży?


Tak, wygląd opakowania jest dla nas i naszych odbiorców bardzo ważny. Wierzymy, że pierwsze wrażenie ma ogromne znaczenie – to ono decyduje, czy klient sięgnie po produkt. Staramy się pokazać jak najwięcej tego, co dobre, już z zewnątrz. Dlatego często stawiamy na przezroczyste elementy, które pozwalają zajrzeć do środka i zobaczyć ręcznie robione czekoladki w pełnej krasie. Szatę graficzną projektujemy z myślą o elegancji i rzemieślniczym charakterze. Tworzymy pudełka zarówno całoroczne, jak i sezonowe. Szczególnie lubimy świąteczne, bo wtedy możemy puścić wodze fantazji. Na Boże Narodzenie przygotowujemy specjalne edycje opakowań z motywami zimowymi i złotymi elementami, podkreślając ich wyjątkową zawartość.
Oferty prezentowe, personalizowane praliny z logo – czy to się sprawdza?
Jakie wyzwania stoją za tym, by personalizować czekoladę (np. nadruk, grafika)?
Personalizowane praliny z logo oraz zestawy upominkowe cieszą się ogromną popularnością, zwłaszcza wśród klientów biznesowych. To sposób, by powiedzieć „dziękuję” w naprawdę wyjątkowy sposób. Największym wyzwaniem przy personalizacji jest precyzyjny nadruk grafiki na czekoladzie. Obserwujemy rynek, z uwagą przyglądamy się potrzebom klientów, przygotowujemy wizualizacje, dopracowujemy każdy szczegół i tworzymy produkt. Wymaga to nie tylko doświadczenia, ale też odpowiedniego zaplecza technologicznego oraz indywidualnego podejścia do każdego projektu.
Jak oceniacie rynek czekolady rzemieślniczej w Polsce – czy rośnie za-


interesowanie, jakie są trendy? Z moich obserwacji wynika, że tego typu marki i butiki nadal są niszowe. Czy to faktycznie trudny biznes? Rynek czekolady rzemieślniczej w Polsce rozwija się, choć nadal pozostaje niszowy. Coraz więcej klientów poszukuje autentycznych, ręcznie wykonanych produktów i unikatowych smaków. Rośnie też świadomość jakości składników – coraz częściej słyszymy pytania o pochodzenie kakao, o procent kakao w czekoladzie, naturalne nadzienia. Prowadzenie firmy jako manufaktury to wymagające zajęcie. Potrzebne są nieustanne inwestycje i rozwój – zarówno w sprzęt, jak i w umiejętności osób pracujących przy czekoladzie. Do tego dochodzą wysokie koszty surowców, energii oraz sezonowość sprzedaży. Na końcu to także ogromna satysfakcja, kiedy klienci wracają i mówią, że nasza czekolada smakuje im najlepiej.
Co wyróżnia Czekoladę Szorski na tle innych producentów czekolady rękodzielniczej?
Marka Czekolada Szorski oferuje czekoladowe upominki na wiele popularnych okazji, które trudno znaleźć w sieciówkach. Tworzymy produkty łączące w sobie smak, emocje i estetykę – czekoladki inspirowane Dniem Babci, Dniem Kobiet, Dniem Nauczyciela czy Bożym Narodzeniem. Bardzo dbamy o jakość – na każdym etapie produkcji. Każdy produkt traktujemy indywidualnie, z troską o smak, formę,


detale i szczegóły. Uważamy, że belgijska czekolada jest jedną z najlepszych i daje nam pewność, że efekt końcowy będzie taki, jaki chcemy, jaki był zamierzony. Staramy się łączyć rzemiosło z nowoczesną produkcją. Klienci często powtarzają, że nasza czekolada ma w sobie „to coś” – i to dla nas największy komplement.
Jakie są Wasze największe wyzwania (np. koszty surowców, logistyka, sezonowość)?
Praca z czekoladą to ciągłe wyzwania! To produkt niełatwy i wymagający. Obecnie do największych wyzwań należą wysokie i wciąż rosnące ceny czekolady oraz innych dodatków. Ważne jest to, że rynkiem rządzi sezonowość zamówień, a przy tym – mimo wielu zmiennych – trzeba zachować powtarzalność. Wyzwaniem jest też duża konkurencja, produktów czekoladowych jest dużo, a dla wielu klientów nadal najważniejsza jest cena.
Kto jest Waszym typowym klientem?
Osoby szukające prezentów, smakosze, klienci biznesowi? Czy podnieśliście ceny produktów po wzroście cen czekolady na przestrzeni ostatniego roku? Jaka była reakcja klientów?
Naszymi klientami są zarówno osoby szukające nietuzinkowych prezentów dla bliskich, smakosze czekolady, jak i przedsiębiorcy. Niestety, po wzroście cen surowców musieliśmy zrewidować ceny produktów – decyzja ta, choć trudna, została przyjęta ze zrozumieniem przez większość odbiorców,

którzy doceniają smak i jakość surowców oraz unikatowość naszych wyrobów. Moda na czekoladę dubajską pokazała, że klienci są w stanie kupić droższy produkt, kierując się zasadą: mniej, a lepiej. To ważny komunikat dla całego świata cukierniczego, który pokazuje pewien trend konsumencki.
Jak komunikujecie się z klientami?
Służą Wam do tego głównie media społecznościowe czy też degustacje, wydarzenia, sklepy stacjonarne? W jaki sposób zbieracie opinie i jak je wykorzystujecie do ulepszania produktów?
Komunikacja jest szalenie ważna, od niej zaczyna się budowanie marki. U nas odbywa się ona głównie przez sklep internetowy, imprezy targowe i sklepy stacjonarne. Uwielbiamy też spotkania twarzą w twarz – degustacje, eventy, rozmowy
o smakach i teksturach. Opinie zbieramy zarówno online, jak i bezpośrednio – każda z nich jest dla nas inspiracją i impulsem do dalszego rozwoju.
Jakie macie plany rozwoju? Rozszerzenie oferty, nowe smaki, eksport, kawiarnia, warsztaty?
W najbliższym czasie chcemy odświeżyć naszą identyfikację – pracujemy nad nową linią eleganckich opakowań, które lepiej oddadzą charakter marki. Rozbudowujemy też sklep internetowy, by nasze produkty mogły trafić do klientów w całej Unii Europejskiej. Marzy nam się też poszerzenie zaplecza technicznego – planujemy zakup urządzeń do produkcji nadzień i karmelu, żeby tworzyć nowe, jeszcze smaczniejsze wyroby.
Czy jest taki produkt, którego jeszcze nie ma w ofercie, ale bardzo chcielibyście go wprowadzić? Takie Wasze czekoladowe marzenie?
Tak, jest taki produkt, nad którym wciąż pracujemy. To pralina krojona, nie mamy jej jeszcze w ofercie, ponieważ jest bardziej wymagająca od pralin wylewanych z form. Jednak cały czas podwyższamy poprzeczkę i nie ustajemy w wysiłkach, by pozytywnie zaskakiwać naszych klientów, odbiorców. Pracujemy nad tym i wierzymy, że w najbliższym czasie spełni się nasze kolejne, ale nie ostatnie czekoladowe marzenie.
I ja będę za to marzenie mocno trzymać kciuki, bo bardzo bym chciała ją spróbować! Dziękuję za rozmowę!









Z IGŁĄ ZAMIAST PĘDZLA, Z GALARETKĄ ZAMIAST PŁÓTNA –
ANETA SAWCZENKO TWORZY JADALNE DZIEŁA
SZTUKI, KTÓRE ZDOBYWAJĄ ZŁOTE MEDALE NA ŚWIATOWYCH
MISTRZOSTWACH JELLY ART 3D. Z ASPIRUJĄCEJ STUDENTKI
PRAWA STAŁA SIĘ FINALNIE ARTYSTKĄ, A JEJ SŁODKIE
KOMPOZYCJE UDOWADNIAJĄ, ŻE CUKIERNICTWO MOŻE BYĆ
SZTUKĄ WYMAGAJĄCĄ ZARÓWNO SERCA, JAK I PRECYZJI.

Rozmawiał: Michał Czaplicki




Michał Czaplicki: Jest Pani pionierką techniki jelly art i absolutną specjalistką w tej dziedzinie w Polsce. Jak dowiedziała się Pani o jelly art i skąd wzięła się pasja do deserów 3D?
Aneta Sawczenko: Wszystko zaczęło się w 2019 roku, po urodzinach mojego syna. Moja mama przygotowała dla dzieci zwykłe galaretki w foremkach w kształcie kwiatków. Spojrzałam na nie i pomyślałam: „czegoś im brakuje”. Chciałam je ulepszyć, nadać im głębię, coś wyjątkowego. Zaczęłam szukać inspiracji i odkryłam, że na Dalekim Wschodzie istnieje technika jelly art 3D – sztuka tworzenia trójwymiarowych motywów w galaretce. To mnie kompletnie zachwyciło.
PRACOWNIA CUKIERNICZA
FLOWER ART SŁODKIE
CUDA 3D Z BIAŁEGOSTOKU, PROWADZONA PRZEZ
ANETĘ SAWCZENKO, SPECJALIZUJE
SIĘ W DESERACH WYKONYWANYCH
TECHNIKĄ JELLY
ART 3D – WYJĄTKOWEJ
METODZIE TWORZENIA
TRÓJWYMIAROWYCH
KOMPOZYCJI
W GALARETCE. TO JEDYNE MIEJSCE W REGIONIE, KTÓRE OFERUJE SERNIKI
NA ZIMNO I MONOPORCJE BEZ PIECZENIA, OZDABIANE
RĘCZNIE ZA POMOCĄ IGIEŁ I STALÓWEK.
ANETA JEST DWUKROTNĄ
ZŁOTĄ MEDALISTKĄ
MIĘDZYNARODOWYCH
MISTRZOSTW JELLY
ART 3D NA TAJWANIE.
JEJ PRACE ZDOBYŁY
UZNANIE RÓWNIEŻ
W POLSCE – WYSTĄPIŁA
M.IN. W PROGRAMIE MAM TALENT, POPULARYZUJĄC
TĘ NOWATORSKĄ
TECHNIKĘ CUKIERNICZĄ.
Zaczęłam próbować sama. Pierwsze próby były porażką, ale nie zniechęciłam się. W Polsce nie było żadnych kursów, więc uczyłam się z filmików na YouTube. Przez prawie rok ćwiczyłam codziennie – po kilka kwiatków, metodą prób i błędów. Już wtedy wiedziałam, że znalazłam coś, co łączy moje dwie pasje: rękodzieło i cukiernictwo.
Jak wyglądała droga od pierwszego eksperymentu do poziomu mistrzowskiego?
Najpierw był zachwyt, potem frustracja. Zrozumiałam, że znajomość techniki to za mało – trzeba opracować własną recepturę. W Azji galaretki robi się z karagenu i mleka kokosowego.




Dla polskiego konsumenta są za twarde, zbyt egzotyczne. Musiałam stworzyć wersję delikatniejszą i smaczniejszą. Po kilku miesiącach eksperymentów wypracowałam przepis, w którym stosuję żelatynę, wodę, cukier i kwasek cytrynowy w proporcji ok. 14-16 g żelatyny na 500 ml wody. Dzięki temu baza jest elastyczna, przejrzysta i idealna do pracy.
Gdy znalazłam właściwe proporcje, zaczęłam ćwiczyć precyzję – od prostych stokrotek po róże i dalie. Każdy kolejny kwiat był inny. W pewnym momencie zrozumiałam, że to nie tylko cukiernictwo, ale też forma sztuki.
To robi wrażenie! Czy miała Pani jakieś formalne wykształcenie, czy doszła do tego bez cukierniczych podstaw?
Po maturze zaczęłam studia prawnicze, więc kierunek zupełnie inny. Po urodzeniu dziecka postanowiłam się przebranżowić. Zrobiłam kurs cukierniczy, ale wiedziałam, że nie chcę piec tortów jak większość. Zamierzałam stworzyć coś, czego jeszcze w Polsce nie ma
W dzieciństwie malowałam, tworzyłam makramy i biżuterię – manualna precyzja zawsze mnie pociągała. W jelly art odnalazłam idealne połączenie artystycznej duszy i rzemieślniczej dokładności.
Zajrzyjmy do Pani pracowni. Jak wygląda typowy dzień pracy?
Zamówienia mam przez cały rok, ale szczególnie dużo w marcu, maju i grudniu. Zaczynam rano od przygotowania baz – galaretki muszą tężeć całą noc. W międzyczasie komponuję barwniki, sprawdzam harmonogram zleceń i projektuję układ kwiatów. Gdy baza jest gotowa, zaczynam tworzenie: każda igła, każde wbicie stalówki to inny płatek. Nie ma możliwości cofnięcia błędu, więc trzeba być maksymalnie skupionym.
Zdarza się, że robię kilka mniejszych deserów dziennie, ale przy portretach czy motywach figuratywnych potrafię pracować po 8-10 godzin. Czasem kończę późną nocą – i to są te dni, które najbardziej pamiętam.
Efekt końcowy, czyli gotowy sernik 3D, robi piorunujące wrażenie! Jestem jednak ciekaw, jak to wygląda krok po kroku, jakie etapy składają się na to jadalne cudo. Najpierw przygotowuję bazę – klarowną galaretkę z żelatyny. Po stężeniu to moje „płótno”. Następnie przygotowuję barwioną masę – coś w rodzaju jadalnej farby. Składa się z mleka lub śmietanki 18-30%, żelatyny (ok. 5-6 g na 100 ml płynu) i naturalnego barwnika. Masa musi być gładka, bez grudek i o temperaturze 35-38°C – wtedy ma odpowiednią lepkość.
reklama
Jaki będzie Twój kolejny
Używam wyłącznie barwników roślinnych firmy Zentis (linia X-Tract): żółty z krokosza, czerwony z czarnej marchwi, pomarańczowy z marchewki, fioletowy z ziemniaka. Dają głębokie, ale naturalne kolory. Przy pracy ważne jest cieniowanie – uzyskuję je, wstrzykując warstwy o różnym nasyceniu pigmentu. Każdy płatek, liść, łodyga powstają osobno, przez wielokrotne wstrzyknięcia masy pod różnym kątem. Kiedy kompozycja jest gotowa, zalewam deser masą sernikową, studzę i na koniec wkładam formę do wrzątku, by galaretka odeszła od ścianek. Po odwróceniu na podkład pojawia się gotowy, trójwymiarowy obraz.
Jaki zestaw narzędzi jest potrzebny do stworzenia takiego sernika i wyczarowania obrazu lub kształtu w galaretce? Podstawą są stalówki – cienkie końcówki o różnych profilach, które pozwalają formować płatki. Przy współpracy z producentem z Wietnamu i moim udziale powstały specjalnie dobrane stalówki szkoleniowe: stokrotki, chryzantemy, piwonie, goździk i liście. Chińskie wersje dostępne w internecie są zbyt miękkie i nietrwałe. Do bardzo precyzyjnych elementów używam igieł medycznych, takich jak do iniekcji. To bardzo niedoceniane narzędzie – jedna z moich uczennic (Martyna Bosek) tworzy tylko igłą, i zdobyła w tej technice złoto i srebro na mistrzostwach w Tajwanie.
Co stanowi największe wyzwanie techniczne? Przejrzystość galaretki i kontrola temperatury. Jeśli galaretkę wlejemy do formy zbyt szybko – powstaną pęcherzyki powietrza. Jeśli baza bezbarwna nie schłodzi się odpowiednio – barwnik zacznie
„tłusty czwartek”?
Zdecyduj, to ten moment.
Automatyczne przelotowe smażalniki
· modułowa budowa
· produkcja pączków i ciastek szprycowanych

· wydajność do 3500 szt./h
· smażalniki elektryczne i termoolejowe

Pół- i automatyczne smażalniki
· pojemność wanny do 60 szt.
· ogrzewanie oleju z dokładnym czujnikiem temperatury
Generalny przedstawiciel marki JUFEBA na Polskę:


50 lat tradycji!

PPHU GETH Tomasz Guderski, ul. Skośna 16, 30-383 Kraków, tel. 12 262-24-26, www.geth.pl
Dział handlowy:
Wiesław Majdan: 506-104-542, Adam Marczak: 519-141-015 (Pomorze), Maciej Angierman 506-104-214 (Polska północno-wschodnia)
się rozlewać. Trzeba mieć ogromną cierpliwość i świadomość właściwości żelatyny. Kolejne wyzwanie to praca w odbiciu lustrzanym –wszystko tworzy się od spodu, więc efekt końcowy trzeba sobie wyobrazić. To ćwiczy umysł i wyobraźnię.
Wygląda to wszystko na niezwykle mozolną pracę, jak długo trwa wykonanie przeciętnego deseru? Dziś pewnie zajmuje to już o wiele mniej czasu niż na początku… Wiele zależy od samego projektu, poziomu trudności kształtu itd. Prosty kwiatowy deser – od jednej do półtorej godziny. Złożone projekty, takie jak portrety czy zwierzęta – nawet 8 godzin. Samo tężenie galaretki i sernika to kolejne kilka godzin. Czasem zaczynam rano, a kończę późnym wieczorem.

dzą z gotowym pomysłem, czy dają Pani wolną rękę?
Większość zostawia mi pełną swobodę. Mówią tylko: „coś w pastelach” albo „motyw różany” i ufają mojej wyobraźni. To dla mnie największy komplement. Przy zamówieniach indywidualnych, np. karykaturach czy portretach, potrzeba więcej precyzji, ale satysfakcja też jest większa, bo widać emocje osoby, która odbiera deser.
Który z projektów wspomina Pani jako ten najważniejszy, szczególny?
Czy wszystkie elementy wykonuje Pani ręcznie, bez form? Tak. Nie korzystam z gotowych wzorów ani form silikonowych. Każdy płatek powstaje ręcznie, a właśnie w tej niepowtarzalności tkwi urok. Nie ma dwóch takich samych deserów – nawet gdy użyję tych samych barw i kształtów, efekt zawsze będzie inny. W naturze kwiaty też nie są idealne, więc drobne różnice tylko dodają im autentyczności.
Galaretka jest stabilniejsza niż delikatny krem, ale z pewnością też trzeba jej zapewnić odpowiednią trwałość.
Jak Pani dba o ten aspekt? I właśnie stabilność deseru, zwłaszcza przy dostawie?
Deser spokojnie wytrzymuje 5 dni w lodówce. Testowałam jego przechowalność – po tym czasie nie traci struktury. Co więcej, barwniki puszczają kolor, tworząc efekt ombre. Kwiaty wyglądają jak żywe – to coś, co często słyszę od klientów.
Do transportu używam styropianowych pojemników z wkładami chłodzącymi. Sprawdzają się nawet przy wysyłkach na dłuższy dystans.
Nie mam wątpliwości, co do tego, że każdy zachwyci się takim deserem, ale jestem ciekaw, kto jest Pani klientem. Na początku były to osoby prywatne, które zamawiały moje prace jako prezent na urodziny, imieniny, rocznice. Dziś są wśród nich także firmy i agencje eventowe. Wykonuję desery z logotypami, podziękowania dla gości, świąteczne zestawy. Na Dzień Kobiet mężczyźni często zamawiają bukiety galaretkowe zamiast kwiatów. W święta tworzę bombki i wianki, w Wielkanoc – jajeczka i króliczki. Jelly art daje nieograniczone możliwości.
Każdy może pozwolić sobie na taki deser? Jakie są ich ceny?
Sernik 3D o średnicy 26 cm kosztuje 200 zł. Bardziej złożone projekty – od 400 do 450 zł. To uczciwa cena za produkt w pełni naturalny, ręcznie wykonany, często czasochłonny w przygotowaniu. Nie chcę, by jelly art kojarzyło się z luksusem dla wybranych – to po prostu piękny deser.
Powiedziałbym raczej, że to dość niska cena za talent i wkład pracy, jaki tam znajdziemy. Czy klienci przycho -
Myślę tak o moim pierwszym wilku. To było pół roku po rozpoczęciu nauki. Chciałam spróbować czegoś trudniejszego niż kwiaty, więc wykonałam wilka w galaretce. Wysłałam zdjęcie na Mistrzostwa Jelly Art w Tajwanie, które odbywały się online – zdobył złoto. To był przełom. Później przyszło drugie złoto w kategorii elity, czyli wśród mistrzów. To otworzyło mi drzwi – zaproszono mnie do Dzień Dobry TVN, Mam Talent, Pytania na śniadanie. Od tamtej pory technika jelly art zaczęła być w Polsce coraz bardziej rozpoznawalna.
Czy jako pionierka i ekspertka tej techniki dzieli się Pani także swoją wiedzą i szkoli innych?
Oczywiście, to bardzo ważne, by popularyzować tę sztukę. Prowadzę warsztaty dla dorosłych i dzieci. Zgłaszają się osoby z całej Polski – ze Śląska, z zachodu, z centrum kraju. Na warsztatach uczę podstaw techniki, doboru narzędzi i barwników, pokazuję, jak uniknąć błędów, które sama kiedyś popełniałam. Uczestnicy uczą się też, jak przygotować galaretkę o odpowiedniej twardości i przezroczystości, jak dobrać igłę i kąt wbicia, jak łączyć kolory. Niektóre osoby po moich kursach zaczęły własną działalność lub zdobyły medale na mistrzostwach. To dla mnie największa nagroda.
Zdobyła Pani również tytuły mistrzowskie za granicą. Co przyniosło Pani to doświadczenie?
Ogromną radość, satysfakcję. To była wielka przygoda! Dzięki jelly art poznałam fantastycznych ludzi z Tajwanu, Singapuru i Malezji. W ubiegłym roku zostałam zaproszona jako jurorka na mistrzostwa w Malezji. Stworzyłam też polską drużynę, która przywiozła sześć medali. To dowód, że w Polsce mamy ogromny potencjał artystyczny i techniczny.
Co Panią najbardziej napędza w tej pracy?
Radość ludzi! Widzę ich emocje, czasem wzruszenie, gdy odbierają deser. To mnie motywuje. Nie boję się presji ani ryzyka. Zawsze powtarzam, że nie ma problemów – są tylko wyzwania. I że trzeba mieć odwagę spełniać marzenia, nawet jeśli na początku nikt w nie nie wierzy.
Czego Pani życzyć?
Żeby jelly art w Polsce się rozwijał i żeby coraz więcej ludzi miało odwagę próbować. Chcę dalej uczyć, tworzyć i inspirować. Bo każdy kwiat w galaretce ma swoją duszę – i każdy powstaje z emocji.
Dziękuję za rozmowę!


W PRL-u pomarańcze były towarem deficytowym, a przez to luksusowym. Dziś można je kupić przez wiele miesięcy w roku, ale są takie odmiany, które nadal będziemy traktować jako owoc wykwintny, np. pomarańcze z Sycylii. Ciasto pomarańczowe, praliny z nadzieniem pomarańczowym, orange curd czy skórka z pomarańczy w czekoladzie to flagowe produkty z wykorzystaniem tego owocu. Zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym.

Katarzyna Szarek
Olga Prus prowadzi delikatesy sycylijskie Olivino na krakowskim Kazimierzu, gdzie jednym z towarów są pomarańcze. – Złoto Sycylii –żartuje. Krąży legenda, że kiedy bogowie obdarowywali ziemię darami, Sycylii podarowali słońce – zamknięte właśnie w cytrusach. Po raz pierwszy na wyspę wyjechała jako sommelierka, odwiedzając jedną z wiodących winiarni. – Początkowo była to wyprawa zawodowa, ale bardzo szybko przerodziła się w coś znacznie więcej. Sycylia mnie oczarowała – nie tylko tradycją winiarską, ale też krajobrazami, światłem, zapachami, prostą i szczerą kuchnią oraz niezwykłą serdecznością ludzi.


Z każdej sycylijskiej podróży przywoziła dobrej jakości produkty rzemieślnicze: oliwy, konfitury, wina i pomarańcze. Kiedy zakończyła pracę jako menedżerka w gastronomii, naturalnie zrodził się w niej pomysł, żeby otworzyć sklep i umożliwić innym korzystanie z dóbr Sycylii. Tak powstało Olivino na Augustiańskiej 5. – Jestem tu szczęśliwa – mówi. – Współpracujemy bezpośrednio z sycylijskimi rolnikami – uczciwymi, wiernymi kalendarzowi cytrusowemu, którzy uprawiają sady bez oprysków chemicznych. Zbiory są prowadzone ręcznie, a owoce trafiają do Polski w naszym własnym transporcie, co daje pewność świeżości i jakości. Każdy owoc został zebrany z drzewa w odpowiednim momencie – nigdy nie jest to spad – dodaje.
Olga szybko wymienia odmiany, które ma w sprzedaży. Zaskakującą pomarańczą z Sycylii jest vaniglia. To ona cieszy się największą popularnością. – Dla wielu osób jest niesamowite, że istnieje pomarańcza niemal pozbawiona kwasowości, o tak aksamitnym, deserowym smaku. Zaskoczenie miesza się z zachwytem, a jedyne „skargi”, jakie czasem słyszymy, dotyczą tego, że nie da się przyspieszyć sezonu – śmieje się.
Pomarańcze z Sycylii zdecydowanie różnią się od tych z marketów. Według właścicielki Olivino są pełne naturalnej słodyczy, soczyste i mają w sobie prawdziwą świeżość. Olga sprowadza pomarańcze z Ribery i spod samej Etny. Z Ribery pochodzi od-
Sycylijskie ciasto pomarańczowe –torta all’arancia di Sicilia – to jeden z najbardziej rozpoznawalnych domowych wypieków południowych Włoch. Jego sekret tkwi w prostocie i w jakości owoców. Używa się całych pomarańczy, często odmiany tarocco lub navelina, które są sparzane, a następnie miksowane razem ze skórką. Dzięki temu ciasto nabiera intensywnego aromatu, naturalnej wilgotności i głębokiego, cytrusowego smaku.
W klasycznej wersji nie dodaje się masła – jego rolę przejmuje sycylijska oliwa, która podkreśla lekkość i zapewnia wyjątkową trwałość wypieku. Zastosowanie oliwy zamiast masła wpływa na dłuższą świeżość wypieku – tłuszcze roślinne jełczeją wolniej niż mleczne. Ponadto oliwa zwiększa elastyczność miękiszu i nadaje delikatnie owocowy posmak, który podbija aromat cytrusów. W cukiernictwie rzemieślniczym trend „olive oil cakes” jest jednym z kierunków inspirowanych właśnie tradycją śródziemnomorską. W niektórych regionach do masy dodaje się mielone migdały, a gotowe ciasto nasącza likierem pomarańczowym lub amaretto. Całość często posypuje się cukrem pudrem albo polewa lekkim lukrem cytrusowym.
Ten wypiek w sycylijskich domach pojawia się zimą, w okresie zbiorów pomarańczy. W wielu rodzinach przekazywany jest z pokolenia na pokolenie jako symbol domowego ciepła i zapachu dzieciństwa. Często podawany jest z espresso lub winem deserowym moscato di Pantelleria. Ciekawostką jest to, że torta all’arancia di Sicilia bywa określana przez włoskich cukierników jako „ciasto bez pory roku” – latem podawane jest schłodzone z ricottą lub kremem mascarpone, zimą – lekko ciepłe, by wydobyć aromat cytrusów. W nowoczesnym cukiernictwie włoskim często stanowi bazę do monoporcji i tortów musowych o pomarańczowej nucie.
miana navelina – klasyczna, słodka, aromatyczna. Z Ribery jest również vaniglia –aksamitna, niemająca grama kwaśnych nut, rarytas traktowany wyjątkowo nawet na Sycylii. Spod Etny do Krakowa przywożone są pomarańcze tarocco – o lekko czerwonym miąższu, soczyste, pełne charakteru i głębi. – To jedna z najbardziej cenionych odmian – twierdzi Olga. Oprócz świeżych owoców w Olivino kupimy konfitury z pomarańczy – z tych samych odmian. Są to wyroby klasyczne i np. z czerwonej pomarańczy z dodatkiem rumu czy brandy (5%). Wszystkie konfitury mają w sobie elegancję, świetnie pasują do serów, pieczywa, deserów i wypieków. Dla delikatesów ważne jest, że oferują wyroby rzemieślnicze – każ-
da etykieta i materiałowe nakrycia na słoiczki są przyklejane ręcznie. To małe dzieła sztuki. Olga kocha sycylijskie pomarańcze. Oddają one znakomicie barwy wyspy. – Ich wyjątkowość bierze się z wulkanicznej gleby, słońca i ręcznej pracy rolników.
Ciasto pomarańczowe
Ciasto pomarańczowe nie jest może tak popularne w Polsce jak inne wypieki, ale dobrze przygotowane znajdzie swoich zwolenników. Róża Myśliwiec zapamiętała przepis na cytryniaka babci, który był specjałem w jej rodzinnym domu. Sama
Studium przypadku
Roksana Skuda, właścicielka
Pomarańcze są dosyć częstym składnikiem naszych ciast, chociaż zdecydowanie częściej korzystamy z owoców, które są sezonowe. Jeśli chodzi o formę, najczęściej jest to skórka pomarańczowa (dodawana np. do serników). Stałym bywalcem naszej oferty jest sycylijskie ciasto pomarańczowe – dostępne przez cały rok – gdzie pomarańcza gra główną rolę, bo korzystamy z całego owocu. W cieście mamy zblendowany miąższ, a od góry zapieczone i skarmelizowane plastry razem ze skórką. Zdecydowanie częściej korzystamy z tych owoców w okresie jesienno-zimowym. Co nie znaczy, że latem rezygnujemy całkiem z pomarańczy, bo zawsze jest to dodatkowa opcja zwłaszcza dla osób, które nie lubią lub nie mogą jeść np. owoców jagodowych, co o dziwo, zdarza się dosyć często. Nie zmienia to jednak faktu, że pomarańcze latem królują u nas, ale zazwyczaj w formie soku czy lemoniady. Sycylijskie ciasto pomarańczowe zawitało do nas przypadkiem. Nasza była pracownica (pozdrowienia dla Olgi!) lubiła poeksperymentować, więc kiedyś wypiekła ciasto „do góry nogami”: plastry pomarańczy ułożyła na dnie formy, skarmelizowała, a później zalała równie mocno pomarańczową masą, z dużą ilością masła. Ciasto tak przypadło do gustu naszym


gościom, że zaczęli do nas wpadać, żeby zapytać, czy jest pomarańczowe. Mija już chyba rok, kiedy jest w witrynie właściwie codziennie, pieczemy też wersje z innymi owocami, ale pomarańcza zawsze wygrywa. W ciepłe dni jest fajnym orzeźwieniem, a w chłodniejsze podajemy je podgrzane z dużą ilością cukru pudru.
W Szmerach każdy pracownik ma coś do powiedzenia, próbujemy różnych przepisów i pomysłów. Za sprawą Patrycji, która po powrocie z Hiszpanii zamarzyła o odtworzeniu deseru, jaki jadła, będąc na urlopie, pojawił się w naszej witrynie crema catalana, czyli upraszczając krem kataloński. Podobny do creme brulée, ale pierwsze skrzypce grają w nim pomarańcze. Podajemy go w takiej samej formie, czyli karmelizujemy tuż przed zjedzeniem. Wygląda niepozornie, a jest obłędny, to zdecydowanie mój osobisty ulubieniec.
Skórka pomarańczy jest stałym dodatkiem do serników, łączymy ją najczęściej z migdałami. Dla najmłodszych staramy się zawsze mieć pod ręką cakepopsy i inne „dziecięce” słodkości, które bardzo często przygotowujemy na bazie mokrego biszkoptu z dodatkiem pomarańczy, bo daje ona właśnie tę wilgoć, potrzebną do uformowania śmiesznych ciasteczek na patyku. Goście Szmerów są nieprzewidywalni! Oczywiście mówię to z przymrużeniem oka, bo mają kilku ulubieńców, więc bardzo kręcą nosem, kiedy nie ma weekendowego tiramisu, brownie albo właśnie ciasta pomarańczowego. Finalnie wybaczają nam i próbują innych słodkości. W sezonie zdecydowanie wszyscy chcą jagodzianek, wtedy inne słodycze mogłyby nie istnieć, później wracamy do serników (koniecznie bez rodzynek), deseru eton mess czy wspomnianego tiramisu. Staramy się żeby nie było nudno, ale jednak wybory gości są wyznacznikiem tego, co wypiekamy. Zauważyłam, że zdecydowanie częściej stawiamy na klasyki, prostotę niż wymyślne monodesery, właśnie ze względu na naszych gości.
Ganache dekoracyjny
200 g czekolady deserowej bez cukru
200 g likieru Baileys
Czekoladę rozpuszczamy, dodajemy likier i wylewamy w formy silikonowe ze wzorem
świdra w dwóch rozmiarach: 18 cm i 4 cm. Mrozimy.
Mus an G ielski z likiere M
50 g żółtek
25 g syropu z agawy
100 g mleka
1 laska wanilii

20 g masła
300 g czekolady bez cukru
100 g likieru Baileys
350 g śmietanki kremówki 30%
10 g żelatyny
40 g wody
Do żółtek dodajemy syrop, mieszamy. Mleko zagotowujemy z laską wanilii (infuzja) i zalewamy nim żółtka, ciągle mieszając. Dalej postępujemy jak przy klasycznym creme anglease. Dodajemy masło, jeszcze ciepły mus wlewamy do czekolady. Pod koniec dodajemy delikatnie podgrzany likier. Odstawiamy do wystygnięcia. Żelatynę namaczamy w wodzie. Śmietankę musujemy na ¾.
Gdy masa czekoladowa ma około 30°C, dodajemy rozpuszczoną żelatynę, a następnie łączymy na dwa-trzy razy ze śmietanką.
postanowiła zamienić cytryny na pomarańcze i podawać wypiek do góry nogami, z warstwą plasterków pomarańczy gotowanych w cukrowym syropie. Nie na darmo jest absolwentką prestiżowego, sześciotygodniowego kursu cukiernictwa w Le Cordon Bleu w Paryżu i lubi eksperymentować. Do ciasta używa soku pomarańczowego i startej skórki. – Skórka daje intensywny aromat, a sok wilgotność i kwasowość, które równoważą słodycz – zaznacza. Ciasto pomarańczowe najczęściej piecze zimą i wczesną wiosną, bo w tedy pomarańcze są najbardziej aromatyczne i najlepszej jakości. Lubi proste wypieki. Takie jest jej ciasto pomarańczowe. Jedyne, na co zwraca uwagę w trakcie
zaM sz czekoladowy czarny
100 g masła kakaowego 120 g czekolady deserowej bez cukru 20 g czarnego barwnika rozpuszczalnego w tłuszczach
Masło z barwnikiem rozpuszczamy i wlewamy do czekolady.

Przy G
Potrzebujemy formy silikonowej (np. Universo) o średnicy 20 cm, wlewamy do niej połowę musu. Wkładamy zamrożony insert, dolewamy musu do ¾ wysokości i wkładamy odwrotnie nasączony likierem spód Lekko dociskamy, aby wyrównać formę. Nierówności ściągamy prostą szpatułą. Wstawiamy do zamrożenia. Gdy tort jest zamrożony, wyciągamy go z formy, na wierzchu układamy 18-centymetrowy świder z ganachu, a na bokach na czekoladę przyklejamy mniejsze świderki i makaroniki. Wkładamy do szokówki. Przygotowujemy zamsz, nanosimy go na całość pistoletem natryskowym cienką warstwą i chowamy do szokówki. Wyciągamy ponownie i znów natryskujemy warstwę zamszu, przekładamy na podkład do tortu. Do dekoracji użyłem czarnych makaroników i srebra w płatkach.
przygotowania, to staranne ubicie piany z białek, by uzyskać sztywną i stabilną strukturę. – Pianę z białek należy stop niowo i niezbyt gwałtownie połączyć z po zostałymi składnikami. Dzięki temu masa będzie dobrze napowietrzona, a gotowe ciasto pomarańczowe puszyste i delikat ne – radzi.
Z technologicznego punktu widzenia sok i skórka pomarańczowa w cieście wpływa ją nie tylko na smak, ale też na struktu rę. Kwas cytrusowy reaguje z proszkiem do pieczenia, wspomagając jego działanie i przedłużając puszystość wypieku. Z kolei naturalne olejki eteryczne ze skórki (limo nen i linalol) działają jak naturalne aromaty utrwalające zapach nawet po wypiecze niu. Dlatego tak ważne jest, by dodawać świeżo startą skórkę – olejki ulatniają się bardzo szybko.
Sylwia Witorzeńć prowadzi blog i profil na Instagramie Idealne ciasta. W swoim repertuarze słodkich wyrobów i wypie ków ma także orange curd. – To gęsty, aksamitny krem o intensywnym poma rańczowym smaku, podobny do popular nego lemon curd. Ma kremową, maślaną konsystencję i wyraźny, cytrusowy aro mat – wylicza. Przygotowując krem, wy biera słodkie, dojrzałe pomarańcze o in tensywnym aromacie, np. navel – odmianę bez pestek, dającą ładny kolor i zapach – czy krwistą blood orange, o ciekawym




należące do rodzaju cytrus, do rodziny rutowatych. Najpopularniejszy uprawny gatunek pomarańczy to citrus sinensis – pomarańcza chińska (słodka). Pochodzi z południowo-wschodniej Azji, z obszarów dzisiejszych Chin lub Indii. Jest to wiecznie zielone drzewo osiągające wysokość od 5 do 8 m, o ciemnozielonych, skórzastych, błyszczących liściach. Kwiaty pomarańczy są albo duże i pojedyncze, albo zebrane w małe grupy o pięciu płatkach. Mają intensywny, słodki zapach. Owoc pomarańczy to wielonasienna jagoda z grubą pachnącą skórką. Wewnątrz dzieli się na segmenty wypełnione soczystym miąższem, czasem słodkim, czasem lekko kwaśnym. Do Europy pomarańcza została sprowadzona w XV wieku. Istnieje wiele odmian pomarańczy chińskiej, między innymi:
• valencia – bogata w sok, słodko-kwaśna, produkuje się z niej przede wszystkim soki;
• t arocco – soczysta i słodka, z pomarańczowym miąższem przechodzącym w kolor czerwony;
• navelina – ma jasny, soczysty miąższ bez pestek, to tak zwana pomarańcza pępkowa, na szczycie posiada zgrubienie, które przypomina pępek;
• waniliowa – bardzo słodka, zupełnie pozbawiona kwasowości.
Pomarańcze uprawiane są w USA (na Florydzie i w Kalifornii), w Brazylii, we Włoszech (na Sycylii), w Grecji, Chinach oraz Indiach. Owoce te są bogate w błonnik, witaminy C, B1, B 6 , kwas foliowy, witaminę A oraz minerały, m.in. wapń, potas, fosfor, magnez.

kolorze i głębokim smaku. – Ważne, by używać pomarańczy niepryskanych lub ekologicznych, zwłaszcza jeśli ścieramy z nich skórkę. Skórka nadaje charakterystyczny zapach, więc powinna być czysta i wolna od wosków.
By zrobić orange curd, Sylwia łączy w misce jajka, żółtka, cukier, sok oraz skórkę z pomarańczy, a także sok z cytryny. Potem całość podgrzewa w kąpieli wodnej (miskę stawia nad garnkiem z lekko wrzącą wodą). Podczas ogrzewania białko z jaj i tłuszcz z masła tworzą trwałą emulsję, a obecność kwasu z soku poma-
rańczowego stabilizuje strukturę kremu. To przykład klasycznej emulsji typu woda – tłuszcz, której trwałość można zwiększyć, dodając odrobinę skrobi kukurydzianej lub klarowanego masła. Następnie dodaje pokrojone masło i cały czas miesza, aż krem zgęstnieje do konsystencji budyniu. Na koniec przecedza masę – jeśli są grudki, przeciera ją przez sitko – i odstawia do wystudzenia. Orange curd wstawia na kilka godzin do lodówki, by zgęstniał i nabrał idealnej struktury. Dobrze przygotowany i szczelnie zamknięty może być przechowywany do 2 tygodni.
Używa go do przekładania ciast, ciasteczek, nadziewania babeczek, smarowania naleśników, jako dodatek do serników, a w połączeniu z mascarpone lub śmietanką tworzy delikatny krem o smaku pomarańczy.
Czekolada i wyroby czekoladowe to klasyk gatunku. Sylwia Halama – chocolatierka, zdobywczyni I miejsca podczas Mistrzostw Polski na Pralinę w 2024 roku, z sentymentem podchodzi do smaku pomarańczowego. – Dla mnie to przede wszystkim smak dzieciństwa, zapach świąt, dzięki pomarańczy pralinki mają niepowtarzalny, świeży, wyjątkowy smak i charakter. Kompozycje Sylwii są naprawdę imponujące. Podstawą nadzienia są zest (starta skórka z pomarańczy – przyp. red.), miąższ i sok z pomarańczy oraz dodatki. Swoje praliny nadziewa kremem o smaku sernika pomarańczowego. Jest to połączenie twarogu, mascarpone i czekolady Callebaut W2 oraz czekolady pomarańczowej. Łączy również pomarańczę z rumem i taki krem wykorzystuje w pralinie z korpusem z czekolady Callebaut 811. Z kolei nadzienie z miodu i pomarańczy używa do pralinki z czekolady Callebaut W2 oraz pomarańczowej.
W technologii produkcji pralin kluczowe jest zachowanie równowagi między kwasowością owocu a tłuszczem kakaowym. Sok pomarańczowy w czystej postaci może powodować zwarzenie się emulsji, dlatego doświadczeni chocolatierzy najpierw redukują go lub łączą z czekoladą w postaci curdu, ganache’u lub skoncentrowanego purée. Dzięki temu nadzienie zachowuje aksamitną strukturę i dłuższą trwałość mikrobiologiczną.
Współczesne cukiernictwo coraz częściej sięga po surowce najwyższej jakości i autentyczne składniki o krótkim łańcuchu dostaw. Pomarańcze z Sycylii, z ich bogactwem aromatów, kwasowości i barwy, idealnie wpisują się w ten trend. To surowiec, który nie tylko nadaje wypiekom i kremom głębię smaku, ale też pozwala tworzyć produkty o charakterze rzemieślniczym – naturalne, nieprzesłodzone i zapamiętywalne. W końcu nawet w najbardziej zaawansowanej technologii cukierniczej to smak pozostaje nośnikiem emocji.








Dwie dekady temu archeolodzy odkryli miód sprzed 5500 lat. Nadal był jadalny. Trwałość miodu wciąż fascynuje naukowców i pszczelarzy. Podobnie jak jego supermoce. Dlatego miód coraz chętniej stosuje się w cukiernictwie stawiającym na wspieranie zdrowia.
Do niedawna kojarzony z babcinym kredensem, staje się modnym produktem typu superfood. Rośnie grupa ludzi, którzy mniej wierzą w suplementy, a bardziej w moc natury. Spożycie miodu w Polsce w ciągu ostatnich dwóch dekad się podwoiło. Przeciętny Polak zjada 0,8 kilograma rocznie. To niewiele w porównaniu z innymi europejskimi nacjami, choćby Grecy zjadają rocznie aż 5 kg. Miód wciąż jest dla nas dodatkiem. Słodzimy nim herbatę, smarujemy pieczywo i dodajemy do ciasta. Tylko 7% jada go codziennie. A warto wiedzieć, że to szlachetniejszy zamiennik cukru. Zawiera przede wszystkim cukry proste: glukozę i fruktozę, które stanowią większość jego składu. Te cukry są łatwiej przyswajalne przez organizm niż sacharoza, główny składnik białego cukru. Stosując miód w codziennej diecie, możemy z tego konwencjonalnego słodzidła zrezygnować.
W branży piekarsko-cukierniczej coraz częściej mówi się o odejściu od cukru rafinowanego. Rzemieślnicy i technologowie sięgają po miód nie tylko z powodu smaku, lecz także jego właściwości technologicznych – higroskopijności, aromatu, koloru
i naturalnej konserwacji. Miód wpisuje się w trendy clean label i natural sweetening, które z roku na rok rosną.
Miód może być spadziowy (z soków drzew), nektarowy (z kwiatów) lub mieszany. Jego pochodzenie wpływa na smak, kolor i skład. W Polsce najczęściej wybieramy miód mieszany, czyli wielokwiatowy. – To najlepszy wybór, gdyż miód wielokwiatowy jest wariantem optymalnym, odpowiednim dla każdego. Tak popularny w Polsce miód lipowy lepiej zostawić na czas choroby, bo wykazuje działanie napotne. Odkryciem staje się miód nawłociowy, wyróżniający się charakterystycznym smakiem o kwaskowych nutach i pięknym bursztynowym kolorem. Jednak najlepszy miód to ten produkowany najbliżej naszego miejsca zamieszkania. Będzie zawierał pyłki roślin, wśród których żyjemy, więc będzie wykazywał najlepsze działanie, najmocniej wpłynie na naszą odporność – mówi Ewa Zawadzka z pasieki Nawłociowa położonejw Biskupicach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.

Jak twierdzi właścicielka pasieki, miód to potężna broń naturalna, którą można wykorzystywać nie tylko wtedy, gdy dopada nas choroba. Choć na okres jesienno-zimowy przypada szczyt sprzedaży detalicznej miodu, warto jeść go przez cały rok. Ten wyjątkowy produkt spożywczy ma wiele właściwości prozdrowotnych i jest doskonałym źródłem energii. Liczne właściwości lecznicze miodu opisują badania naukowe. To, że odżywia mózg, koi nerwy i wzmacnia serce, wiemy od dawna. Doceniano go już w starożytności. Czytamy o nim w zapiskach sumeryjskich, babilońskich i chińskich sprzed kilku tysięcy lat. Fascynował Hipokratesa i Awicynnę. Na jego punkcie szalała Kleopatra. To nie przypadek, że miód nadal uważany jest za cudowny produkt.
O ile kiedyś można było to tylko przypuszczać, dziś mamy pewność – miód leczy. Lista jego dobroczynnych właściwości jest długa. Leczy wrzody żołądka, obniża ciśnienie krwi, hamuje procesy miażdżycowe, leczy schorzenia wątroby, działa przeciwbiegunkowo, przyspiesza gojenie ran, walczy z objawami przeziębienia i wspomaga leczenie górnych dróg oddechowych. Udowodniono, że miód posiada silne właściwo-

Podczas tworzenia receptur warto pamiętać, że miód jest słodszy od cukru – około 1,2-1,3 razy. Oznacza to, że dla uzyskania tego samego poziomu słodyczy można użyć go mniej. Dzięki temu redukujemy ilość sacharozy w produkcie, nie tracąc przyjemnego, naturalnego smaku.
Miód zawiera 17-20% wody, co ma znaczenie technologiczne. Przy jego zastosowaniu należy zmniejszyć ilość innych płynów w cieście, by zachować właściwą konsystencję i strukturę. Wypieki z miodem są zwykle wilgotniejsze, dłużej zachowują świeżość i miękkość, co czyni go świetnym dodatkiem do pieczywa pszenno-żytniego, pierników, ciast korzennych i produktów typu „soft bakery”.
Warto też pamiętać, że miód aktywnie uczestniczy w reakcjach Maillarda – szybciej się karmelizuje, nadając wypiekom piękną, bursztynową barwę i lekko karmelowy posmak. Z tego względu w recepturach często zaleca się nieco obniżyć temperaturę pieczenia (średnio o 10-15°C w stosunku do tych z cukrem).
Pod względem procesu technologicznego miód najlepiej dodawać po lekkim przestudzeniu masy, aby nie tracił cennych enzymów, aromatów i właściwości prozdrowotnych. Optymalna temperatura ciasta w momencie jego dodania to poniżej 40–45°C. W masach drożdżowych miód może poprawiać fermentację, dostarczając naturalnych cukrów prostych, łatwo przyswajalnych przez drożdże.
Z punktu widzenia technologii cukierniczej miód jest więc nie tylko zamiennikiem cukru – to aktywny składnik, który wpływa na smak, kolor, strukturę i trwałość produktu. Umiejętne jego wykorzystanie to dowód rzemieślniczego kunsztu i świadomości surowca.

ści antybakteryjne. Zawarty w nim nadtlenek wodoru to substancja o właściwościach bakteriostatycznych, w 3-procentowym roztworze znana jako woda utleniona. Do innych substancji antybiotycznych należą lizozym i inhibina (najwięcej zawierają jej miody spadziowe z drzew szpilkowych, lipowe i grykowe). Miód odznacza się również właściwościami przeciwzapalnymi i oczyszczającymi. Ponadto jest bogaty w witaminy
(A i te z grupy B), minerały (żelazo, potas, magnez) oraz flawonoidy. Antyoksydanty i potas w nim zawarte wspierają pracę serca i naczyń krwionośnych, pomagając obniżyć ciśnienie krwi i zmniejszając ryzyko tworzenia się zakrzepów. Poszczególne rodzaje miodu różnią się nie tylko smakiem, ale i zachowaniem w trakcie wypieku. Miody ciemne, np. gryczany czy spadziowy, nadają pieczywu pełniejszy
smak i ciemniejszy kolor skórki dzięki naturalnym reakcjom Maillarda. Z kolei miody jasne, jak akacjowy czy rzepakowy, są chętnie wykorzystywane do ciast delikatnych, biszkoptowych i kremów. Miód wpływa też na strukturę – zatrzymuje wilgoć, wydłużając świeżość wypieków.
Wartość polskiego rynku miodu trudno oszacować. Dużo produkujemy – krajową produkcję szacuje się na ponad 20 tys. ton rocznie. Polska jest czwartym największym producentem miodu w Unii Europejskiej. Niestety sporo także importujemy, najwięcej z Chin (43%) i Ukrainy (18,6%). Rynek pod presją taniego importu wypiera polskie produkty z sieci handlowych. Dlatego kupując miód trzeba uważać. Zgodnie z rozporządzeniem z 2007 r. nazwa „miód” może być używana tylko do oznakowania środka spożywczego, który jest naturalnym produktem wytwarzanym przez pszczoły. Mimo tego na rynku jest wiele produktów, które z naturalnym miodem niewiele mają wspólnego. Zazwyczaj wyznacznikiem jest cena, a prawdziwy miód swoje kosztuje. Jak rozpoznać miód dobrej jakości? – Przede wszystkim kupujmy miód krajowy, oznaczony na etykiecie napisem „produkt polski”. Od tego roku producenci miodów w naszym kraju mają nakaz oznakowywania produktów tym znakiem. Jeśli nie znajdziemy tego napisu na etykiecie, czytajmy skład. Choć ten niestety bywa zaszyfrowany, więc trudno dociec, skąd miód pochodzi. Omijajmy duże sieci handlowe. Tam najczęściej spotkamy mieszanki miodów europejskich i chińskich. Tak naprawdę to produkt niewiadomego pochodzenia. Uważajmy na miody chińskie – wzmacniane są chemią, aby przetrwały długi transport. Pod napisem miód europejski kryje się zwykle ten produkowany w Ukrainie. Tam nadal stosowane są pestycydy, które w Polsce dawno zostały wycofane. Z pól trafiają do miodu – ostrzega Ewa Zawadzka. Tani miód importowany z Chin i Ukrainy, sprzedawany w supermarketach za mniej niż 20 zł/kg, stanowi silną konkurencję dla polskich pszczelarzy. S łoik miodu w pasiece Nawłociowa kosztuje 50 zł. W porównaniu z cenami w sklepach ze zdrową żywnością to i tak niedużo. A jednak jest to cena,


która stanowi swojego rodzaju gwarancję jakości i pochodzenia. Miód jest trzecim najczęściej podrabianym produktem na rynku spożywczym, zalewanym miodowymi mieszankami nieznanego pochodzenia. Zdarzają się „miody”, które miód mają tylko w nazwie. Zwykle to syrop ryżowy barwiony na miodowy kolor, zwany w branży miodem technicznym lub sztucznym.
Na co jeszcze zawracać uwagę przy zakupach? Etykieta zawiera wszystkie niezbędne informacje: kraj pochodzenia, dane producenta, termin ważności. Jednak najważniejszą z nich jest numer weterynaryjny,


który oznacza, że dana pasieka jest pod kontrolą weterynarza. Bez takiego numeru nie można sprzedawać miodu legalnie. Lampka ostrzegawcza powinna się nam zapalić jeszcze w jednym przypadku. Chodzi o wspomnianą już cenę. Gdy za litrowy słoik płacimy mniej niż 30 zł, to możemy mieć pewność, że nie jest to wyrób krajowy. A co za tym idzie – wysokiej jakości i o sprawdzonym składzie.
– Dlatego najbezpieczniej kupować miód prosto od pszczelarza. I to w pasiece, najlepiej takiej, która znajduje się blisko naszego miejsca zamieszkania. Jak jej szukać? Choćby przez koła pszczelarzy, które znajdują się w każdym powiecie. Z pomocą przychodzi także internet – coraz więcej
właścicieli pasiek decyduje się na sprzedaż produktów online. Także na stronach internetowych związków i stowarzyszeń pszczelarskich znajdziemy lokalizacje pasiek. Pszczoły zbierają nektar w promieniu do 3,5 km od ula. To pokazuje, jak lokalny to produkt. Ściśle związany z miejscem, w którym powstaje. A pszczelarstwo to czysta manufaktura – dodaje Ewa Zawadzka.
W pasiece Nawłociowa znajdują się 24 największe na rynku ule, tradycyjna wirówka. Tu wszystko wykonuje się ręcznie. Prawdziwy hand made.
W przypadku produkcji piekarniczej lub cukierniczej liczą się powtarzalność oraz czystość surowca. Warto wybierać miody od lokalnych pszczelarzy, którzy wystawiają karty

jakości lub analizy pyłkowe potwierdzające pochodzenie. Coraz popularniejsze stają się współprace między piekarniami rzemieślniczymi a małymi pasiekami – umożliwiają tworzenie regionalnych produktów: chleba miodowego, pierników czy ciast z oznaczeniem „miód z lokalnej pasieki”. Zakupiony miód trzeba odpowiednio przechowywać. Przede wszystkim w szczelnym opakowaniu, bo bardzo łapie wilgoć i zapachy. Najlepiej trzymać go w ciemnym i chłodnym miejscu. Nigdy w szafce blisko pieca. Pamiętajmy, że krystalizacja to naturalne zjawisko dla prawdziwego miodu, nie zmienia jego wartości odżywczych i smakowych. Kolejna ważna informacja – miodu lepiej nie gotować. Do 42°C zachowuje wszystkie swoje walory. Wraz ze wzrostem temperatury powoli je traci, ale ten gotowany także będzie miał wartości odżywcze. Dlatego z powodzeniem można go stosować w cukiernictwie. W produkcji warto pamiętać, że miód jest surowcem żywym i reaguje na temperaturę oraz wilgoć. Nie powinien być przegrzewany – traci wówczas enzymy i aromat.
Piernik bez miodu nie istnieje. To właśnie on jest jego sercem: nadaje aromat, kolor i trwałość. W tradycyjnym pierniku staropolskim dojrzewającym miód odpowiada za naturalne zakonserwowanie ciasta, dzięki czemu może leżakować nawet kilka tygodni. W tym czasie zachodzą procesy dojrzewania. Miód łączy się z przyprawami korzennymi, tworząc charakterystyczny głęboki smak i zapach. Do pierników najlepiej wybierać miody gryczany lub spadziowy, bo ich intensywny, lekko gorzkawy smak idealnie komponuje się z cynamonem, imbirem oraz goździkami. Miód lipowy doda aromatu, a akacjowy – delikatnej słodyczy. Pierniczki z miodem długo zachowują świeżość, nie kruszą się i z czasem zyskują na smaku.
Warto pamiętać, że miód wpływa również na kolor ciasta – im ciemniejszy, tym głębsza, bardziej bursztynowa barwa piernika. W profesjonalnym cukiernictwie często łączy się różne miody, by uzyskać balans między słodyczą a korzenną ostrością.
Wskazówki dla cukierników
Piekąc piernik staropolski, dodawaj miód do przestudzonej masy tłuszczowo-cukrowej (maks. 40°C), aby zachować aromat.
W r ecepturach piernikowych część cukru (ok. 30-50%) można zastąpić miodem.
Przy długim leżakowaniu ciasta miód działa jak naturalny konserwant – nie dopuszcza do rozwoju pleśni.
Aby uzyskać intensywniejszy kolor i zapach, połącz miód gryczany z lipowym.
Optymalna temperatura dodawania miodu do masy piekarskiej to ok. 35-40°C, a do masy kremowej – do 30°C. Zbyt wysoka może także wpłynąć na barwę i goryczkę końcowego produktu.
Zatem jaki miód wybrać? Sprawdzi się każdy. Wszystko zależy od preferencji smakowych. Szczególnie polecany jest miód akacjowy, bo ma delikatny smak i płynną konsystencję, co ułatwia łączenie go z innymi składnikami. Lipowy będzie dobrym wyborem, gdy szukamy wyrazistszego smaku, zwłaszcza przy wypiekach z przyprawami korzennymi. Pikantny smak zapewnią miody gryczane i spadziowe. Opcją uniwersalną będzie wielokwiatowy ze względu na klasyczny miodowy smak. Przy wyborze zwróćmy też uwagę na konsystencję. Płynna ułatwi produkcję. Ale nawet miód w formie stałej nadaje się do użycia – wystarczy podgrzać go w kąpieli wodnej.
Na koniec warto przypomnieć jeden fakt – nie ma miodu bez pszczół. Aby wytworzyć kilogram miodu, pszczoły muszą przysiąść na kwiatach lub liściach ponad 4 miliony razy. To tytaniczna praca. W ciągu całego swojego życia, które trwa zaledwie 40 dni, jedna pszczoła jest w stanie wyprodukować niecałą łyżeczkę miodu. To pokazuje, jak są nam potrzebne. Produkują miód od 120 milionów lat, ale dopiero teraz ich byt staje się zagrożony. Wszystko przez człowieka, który stale degradując środowisko naturalne, pozbawia je warunków, w jakich żyją od dawna. – Dlatego warto zatrzymać się na chwilę i docenić te małe, pracowite owady, które przez całe lato nieustannie latały, aby dostarczyć nam ten niezwykły dar natury. Miód mnie rozczula. To absolutnie wyjątkowy produkt, tworzony z wielkim wysiłkiem najpierw przez pszczoły, potem przez pszczelarzy. Trzeba go docenić i odpowiednio cenić. To k ropla słońca i zdrowia na łyżeczce. Zacznijmy tak na niego patrzeć, z czułością – dodaje pszczelarka.



Tylko teraz. Przy zakupie pieca wymiennik ciepła za 50% ceny
Tylko teraz. Przy zakupie pieca wymiennik ciepła za 50% ceny
Tylko teraz. wymiennik


» obrotowe gazowe lub olejowe
» o powierzchni wypiekowej 8,6 i 10,8 m2
NOwOść. Piec obrotowy z komorą garowniczą z zaparowaniem z pieca

» komorowe gazowe, olejowe,
» cztero- lub
» o powierzchni 4-18 m2



PONADTO OFERUJEMY:
» wymienniki ciepła do wszystkich typów pieców piekarniczych gazowych i olejowych, zapewniające zaopatrzenie piekarni w ciepłą wodę do celów sanitarnych i technologicznych.
» wymienniki ciepła do wszystkich typów pieców piekarniczych gazowych i olejowych, zapewniające zaopatrzenie piekarni w ciepłą wodę do celów sanitarnych i technologicznych.
» wymienniki ciepła do wszystkich typów pieców piekarniczych gazowych zapewniające zaopatrzenie piekarni w ciepłą wodę do celów sanitarnych i technologicznych.
» komory garownicze
» komory garownicze
» komory garownicze
» wózki nierdzewne
» wózki nierdzewne
» wózki nierdzewne
» aparaty wrzutowe –do wszystkich typów pieców
» aparaty wrzutowe –do wszystkich typów pieców
» aparaty wrzutowe –do wszystkich typów pieców
» blachy oraz foremki wypiekowe –aluminiowe i stalowe
» blachy oraz foremki wypiekowe –aluminiowe i stalowe
11 51 | tel. kom. 500 107 856 e-mail: okmet@okmet.com.pl | www.okmet.com.pl PONADTO OFERUJEMY:
» blachy –aluminiowe
Subtelne, realistyczne i pełne detali. W tym tutorialu pokazuję, jak wykonać efektowną dekorację w jesiennym klimacie.
Zobacz, jak z połączenia masy cukrowej, czekolady plastycznej i detali z lukru królewskiego wyczarować jesienną dekorację.


Karolina Gwizdała


Na wysuszonej tafli lukru (jak wylewać tafle lukru, pokazywałam w poprzednich tutorialach) szkicujemy nasz wzór.
Odcinamy końcówkę od rękawa z najjaśniejszym zielonym i z brudnym zielonym lukrem. Wkładamy oba kolory do jednego rękawa z tylką.
Użyte materiały
• lukier o gęstości bazowej (jasnozielony i brudny zielony)
• lukier do drobnych elementów w kolorze czerwonym i ciemnozielonym
• t ylka cukiernicza (u mnie PME 57s)
• rękawy cukiernicze
• masa cukrowa (u mnie Saracino do modelowania)
• czekolada plastyczna (Saracino)
• narzędzie drezdeńskie
• liquid spożywczy
• drobne pędzelki
• paletka
• gąbeczka do makijażu
• barwniki (u mnie z Food Colours: dusky wilderness 161, chicorycoffee 176)
• czarny barwnik pudrowy
Wskazówki dla cukierników
Utrzymuj właściwą konsystencję lukru — zbyt rzadki utrudni modelowanie detali, zbyt gęsty może pękać.
Barwniki żelowe zawsze rozcieńczaj w wódce o wysokiej mocy, aby uniknąć smug.
Do cieniowania używaj osobnych pędzelków i aplikuj barwnik warstwowo –pozwoli to uzyskać bardziej realistyczne efekty.
Drobne akcenty, takie jak błyszczące kulki czy delikatne listki, nadają dekoracji finalny, profesjonalny szlif.

Zaczynamy lukrować listki, które będą wystawać zza grzybów. Ustawiamy tylkę szerszą częścią do tafli i poruszamy ręką górą dół, ciągnąc całą w górę. Odstawiamy lukier do wysuszenia.


Najciemniejszym zielonym tworzymy łezki z wyciągniętym końcem. Dodajemy kulki z czerwonego lukru i znowu odstawiamy do wysuszenia.


Robimy ślady narzędziem drezdeńskim, tworząc strukturę dołków. Gładzimy palcem, żeby złagodzić ślady, i robimy jeszcze drobniejszą strukturę.



Łączymy czekoladę plastyczną z masą cukrową do modelowania (w stosunku 1:1). Formujemy kulę tak jak na zdjęciu, aby stworzyła trzonek grzyba.

Z kolejnej części masy tworzymy kulę i spłaszczamy ją w taki sposób, żeby powstał kapelusz pierwszego grzyba. Wyginamy spód lekko do góry, aby kształt bardziej przypominał naturalny.
Tworzymy strukturę pod spodem kapelusza.


Drugiego grzyba przygotowujemy w analogiczny sposób, tylko w mniejszym rozmiarze.

Malujemy dodatkowe elementy, takie jak listki i gałązki. Cieniujemy grzyby czarnym pudrowym barwnikiem. Czerwone kulki pokrywamy liquidem cukierniczym dla połysku.




Kapelusz malujemy na brązowo barwnikiem żelowym rozcieńczonym z wódką. Czystą gąbeczką do makijażu wklepujemy barwnik w masę ( jeśli zrobimy to pędzlem, barwnik nie będzie się trzymał).

Malujemy dodatkowe elementy, takie jak listki i gałązki. Cieniujemy grzyby czarnym pudrowym barwnikiem. Czerwone kulki pokrywamy liquidem cukierniczym dla połysku.

Przemysł spożywczy należy do najbardziej wymagających branż pod względem bezpieczeństwa, higieny i jakości materiałów technicznych. Uszczelki spożywcze muszą zapewniać pełną szczelność w układach transportu, przetwarzania i pakowania produktów, spełniając rygorystyczne wymagania.
Materiały stosowane w produkcji uszczelek nie mogą wchodzić w reakcje z żywnością, a ich odporność chemiczna oraz stabilność w wysokich temperaturach muszą gwarantować pełne bezpieczeństwo użytkowania.
Zastosowanie nieodpowiednich materiałów mogłoby prowadzić do kontaminacji lub utraty jakości produktów. Dlatego w branży spożywczej obowiązują liczne obostrzenia, takie jak atest FDA, Certyfikat WRAS czy zgodność z Rozporządzeniem (WE) 1935/2004, które potwierdzają, że dane uszczelki spożywcze wykonane są z materiałów bezpiecznych dla zdrowia.
Uszczelki dla przemysłu spożywczego od POWER Rubber
Power Rubber to renomowany producent uszczelek, który od lat dostarcza rozwiązania dla najbardziej wymagających sekto-
rów przemysłowych. Firma specjalizuje się w produkcji uszczelek silikonowych i gumowych spożywczych, które spełniają normy FDA oraz Certyfikat WRAS. W procesie produkcji stosowane są wyłącznie materiały wysokiej jakości, takie jak:
silikon MVQ FDA;
silikon wykrywalny przez detektory metali FDA;
kauczuk EPDM, FKM, FFKM, NBR;
guma silikonowa spożywcza o potwierdzonej czystości chemicznej.
Firma prowadzi produkcję uszczelek na wymiar, dostosowanych do indywidualnych potrzeb klientów. Wykorzystuje nowoczesne technologie, takie jak cięcie ploterem CNC, cięcie wodą WaterJet oraz precyzyjne formowanie wtryskowe. Dzięki temu uszczelki wykonane przez Power Rubber znajdują zastosowanie w nowoczesnych maszynach spożywczych, gdzie kluczowe są higiena, trwałość i bezpieczeństwo.


Uszczelki silikonowe – najczęściej stosowane w branży spożywczej
Uszczelki silikonowe są rozwiązaniem stosowanym najczęściej w branży spożywczej. Guma silikonowa spożywcza jest neutralna fizjologicznie, bezwonna i nietoksyczna, dlatego znajduje szerokie zastosowanie w urządzeniach mających bezpośredni kontakt z żywnością.
Dzięki wyjątkowym właściwościom, takim jak elastyczność w szerokim zakresie temperatur i odporność na działanie tłuszczów, pary oraz chemikaliów, uszczelki spożywcze są stosowane w elementach nowoczesnych maszyn przemysłowych.
W ofercie dostępne są m.in. oringi silikonowe, sznury silikonowe, uszczelki płaskie, a także płyty gumowe silikonowe i płyty gumowe spożywcze – dopasowane do konkretnego zastosowania.
Właściwości i zastosowanie
Uszczelki silikonowe to obecnie uniwersalne rozwiązanie stosowane w sektorze spożywczym.
Uszczelki silikonowe cechują:
odporność na wysokie temperatury i środki chemiczne,
neutralność fizjologiczna,
niska podatność na starzenie i utlenianie,
elastyczność w szerokim zakresie temperatur.
Zastosowanie:
autoklawy i piece konwekcyjne,
zawory, mieszalniki i dozowniki,
linie pakujące i butelkujące,
pompy oraz urządzenia przetwórcze w mleczarniach i browarach.
Dzięki temu uszczelki gumowe spożywcze oraz oringi silikonowe są obecne niemal w każdej gałęzi branży spożywczej – od produkcji po przetwórstwo.
Jako producent z wieloletnim doświadczeniem oferujemy uszczelki gumowe o najwyższych parametrach technicznych, przeznaczone do tych zastosowań, w których liczą się niezawodność, bezpieczeństwo i higiena.
Nasze uszczelki projektowane są z myślą o długotrwałej pracy w kontakcie z żywnością, gdzie wymagane są odporność na środki czyszczące, wysokie temperatury oraz pełna zgodność z wymogami Certyfikatu FDA.
Power Rubber oferuje:
uszczelki silikonowe wysokotemperaturowe MVQ;
uszczelki EPDM o podwyższonej odporności na parę wodną i gorącą wodę;
uszczelki z kauczuku NBR, odporne na tłuszcze i oleje spożywcze;
uszczelki z płyty gumowej silikonowej, odporne na wysoką temperaturę, produkowane na wymiar;
oraz komponenty wykrywalne w systemach metaldetekcji. Nasze rozwiązania sprawdzają się w wielu zastosowaniach w przemyśle spożywczym – od linii przetwórczych po pakujące, od zaworów po mieszalniki i systemy CIP.
Każda partia materiału posiada dokumentację potwierdzającą zgodność z normami FDA i WRAS, co gwarantuje pełną identyfikowalność i bezpieczeństwo w procesach produkcyjnych.
i doradztwo techniczne
W Power Rubber projekt uszczelnienia jest opracowywany indywidualnie. Firma oferuje kompleksowe wsparcie w doborze materiału, kształtu i twardości uszczelki (w skali Shore’a). Zespół specjalistów doradza, jak dobrać uszczelki spożywcze stosowane w różnych urządzeniach, tak aby zachować maksymalną trwałość i szczelność przy minimalnych kosztach eksploatacji.
Odpowiednio dobrane uszczelki do przemysłu spożywczego gwarantują bezpieczeństwo i niezawodność całego procesu technologicznego.
***
Skontaktuj się z nami telefonicznie (+48 22 292 40 24 lub +48 505 16 03 03) bądź mailowo (Power@PowerRubber.com), aby uzyskać profesjonalne doradztwo i zamówić uszczelki. n



Pasja do podróży, otwartość na świat i fascynacja kulturami Ameryki Łacińskiej – to właśnie z tych elementów zrodziło się Locoloro, miejsce, które łączy inspiracje z różnych stron globu i przekłada je na niepowtarzalne doświadczenie kulinarne. Spróbujesz tu choćby kakao ceremonialnego wprowadzonego do regularnej oferty.


Natalia Aurora Urbanek
Locoloro wyróżnia się na tle innych lokali gastronomicznych. I to pod wieloma względami. Przede wszystkim samą fasadą, której intensywne barwy przykuwają wzrok przechodzących. Pasują bardziej do krajów latynoskich niż stonowanej Europy. Jednak jeśli one nie zachęcą do odwiedzin tego wyjątkowego lokalu, zrobi to… papuga. Tuż przy wejściu stoi mosiężna rzeźba ptaka z wbudowanym asystentem AI, z którą każdy przechodzień może… porozmawiać! Wystarczy powiedzieć „Hola, Locoloro”. Codziennie zagaduje ją kilkadziesiąt osób. Zadaniem papugi jest edukować i bawić.

To specjalistka od tropikalnych lasów, ale potrafi też porozmawiać na wiele innych tematów. Wszystko wskazuje na to, że to pierwsza miejska rzeźba z wbudowaną sztuczną inteligencją w takiej formie. Skąd ten pomysł? I skąd tak kolorowe miejsce z nietuzinkowym menu, w którym jedną z głównych ról odgrywa kakao? Wszystko zaczęło się od… podróżowania! Konkretnie, potrzeby odkrywania i poznawania nowych kultur.
Latynoskie klimaty w centrum polskiego miasta
– Pasja do podróży wzięła się z ciekawości świata i chęci poznawania nowych kultur. To właśnie ta otwartość doprowadziła do powstania Locoloro, miejsca, które łączy inspiracje z różnych stron globu i przekłada je na doświadczenie kulinarne – mówi Damian Put, właściciel lokalu. – Największy wpływ miały na mnie doświadczenia z Ameryki Łacińskiej, a szczególnie kolorowe miasta Kolumbii. W wielu krajach tego regionu istnieją artystyczne dzielnice pełne murali, kolorowych budynków i parasoli
rozwieszonych nad ulicami. To one były inspiracją do stworzenia wyjątkowego klimatu Locoloro.
Wnętrze lokalu to autorska koncepcja inspirowana właśnie tymi barwnymi miejscami. Kolory, rośliny, mural z tropikalnymi motywami, wygodne fotele i leżaki – wszystko tworzy atmosferę luzu i radości. – Współpracuję z designerem, który stworzył ilustracje tropikalnych zwierząt i owoców,
a także duży mural na ścianie. Całość dopełniają rośliny, leżaczki i wygodne fotele. Przestrzeń jest jasna, przyjazna i zaprasza, żeby się zatrzymać na dłużej – opowiada. Atmosferę lokalu budują także muzyka i wspólne stoły. Goście siadają razem, dzieląc się deskami latynoskich przekąsek – arepami, empanadami czy pão de queijo. W tle rozbrzmiewa cumbia electrónica, współczesne brzmienia Ameryki


Łacińskiej, które doskonale współgrają z aromatem kakao i świeżych owoców. Jest też kącik dla dzieci, gdzie znajdują się etniczne zabawki przywiezione z podróży twórcy tego konceptu. – Dodają miejscu autentyczności i ciepła – deklaruje Put. –Chciałem, żeby Locoloro było przestrzenią spotkań, rozmów i wspólnego doświadczania smaków.
Kuchnia z pasją i techniką
Autorskie podejście i inspiracje podróżami znalazły swoje odzwierciedlenie tak-

że w menu, które zaskakuje. To przede wszystkim latynoski street food, jednak w zdrowej, nowoczesnej odsłonie. Tłustość i ciężkość typowa dla kuchni Ameryki Łacińskiej została całkowicie wyeliminowana. – Air fryera wybraliśmy świadomie: chcieliśmy charakteru kuchni ulicznej w nowoczesnym, lżejszym wydaniu. Ta metoda daje teksturę i aromat kojarzone ze street foodem, bez ciężaru smażonego oleju – wyjaśnia właściciel. Zachowano jednak tradycję i autentyczny smak latynoskich specjałów: – Wyróżnia nas uczciwy produkt i technika. Używamy właściwych mąk – kolumbijskiej kukurydzianej do arep, ma-

nioku do pão de queijo, pracujemy na świeżych dodatkach, a wszystko przygotowujemy w air fryerze. Dzięki temu potrawy są lekkostrawne, chrupiące i pełne smaku. W menu znajdują się empanadas, arepy z kolumbijskiej mąki kukurydzianej (z cheddarem w cieście), pão de queijo z manioku, panizza i tortille. Każdą z nich można zamówić jako przekąskę solo lub w formie deski dla kilku osób. – Z dań klienci najczęściej wybierają arepy i empanadas. Wkrótce dodamy kilka nowych propozycji w innym formacie, ale w tym samym latynoskim klimacie. Jednak numerem jeden lokalu jest nie tyle jedzenie, co napoje. Konkretnie, rzemieślnicze kakao, a tuż za nim lodowe smoothie na autentycznych pulpach z Ameryki Południowej – açaí, graviola, acerola, marakuja. Uwagę gości przykuwa przede wszystkim kakao. I nie jest to zalewany mlekiem proszek, a napój przygotowywany z potężnych bloków naturalnej i pełnotłustej pasty kakaowej, z której na miejscu i na bieżąco obsługa przy użyciu blendera, napojów roślinnych oraz przypraw tworzy coś, co przypomina pełnowartościowy i sycący posiłek.

Prawdziwe kakao –serce Locoloro
Choć Locoloro zaczęło się od pasji do podróży, to kakao stało się jego prawdziwym sercem. Damian Put po raz pierwszy zetknął się z nim w Brazylii. – Moje pierwsze spotkanie z naturalnym kakao nastąpiło w regionie Bahía, na północy Brazylii, w mieście Itabuna, niedaleko Salwadoru. Tam spróbowałem kakao rozcieranego w moździerzu oraz napoju energetyzującego przygotowanego z miazgi kakaowca. Region ten słynie z upraw kakaowca, guarany i açaí. To tam po raz pierwszy zachwyciłem się kakao i pomyślałem o sprowadzaniu takich produktów do Polski. Dziś kakao jest kluczowym elementem menu. W Locoloro znajdziemy kilkanaście różnych pozycji napoju serwowanego na ciepło i na zimno, w zależności od p ory roku i upodobań klientów. – Goście najchętniej sięgają po wariant z bananem, który jest łagodny w smaku, natomiast moim ulubionym jest kakao z laską wanilii i grzybami funkcjonalnymi. Dodajemy wielu smaczków, na przykład przyprawy korzenne, wanilię czy masło orzechowe. Przetestowaliśmy wiele połączeń i wybraliśmy te, które najlepiej się komponowały. Z czasem wielu klientów docenia głębszy, wytrawny charakter kakao – zaznacza właściciel.
Kakao używane w Locoloro pozyskiwane jest z plantacji na całym świecie, głównie z Ameryki Środkowej i Afryki. Zawsze na stanie jest kilka rodzajów, które różnią się smakiem oraz aromatem. Choć tego typu napój jest nadal dość rzadką pozycją w ofercie kawiarni czy lokali gastronomicznych, dla Damian Puta od początku tworzenia Locoloro było jasne, że musi zająć ważne miejsce w całym koncepcie. To widać już w wystroju lokalu. Na ladzie można zobaczyć kabosy – owoce kakaowca. – W kulturze Ameryki Łacińskiej kakao to coś więcej niż składnik, to element tradycji i lokalnego życia. W wielu miejscach, np. w Kostaryce, do dziś fermentuje się nasiona kakaowca w liściach bananowca i przygotowuje wino kakaowe. W ostatnich latach obserwuję renesans kakao, powstają lokalne czekoladziarnie i coraz więcej ludzi wraca do naturalnych metod jego wykorzystania.
Warto podkreślić, że naturalne kakao, które serwuje Locoloro, znacząco różni się od typowego, sklepowego produktu. Jak też tego, które zwykle stosuje szeroko pojęta gastronomia. – Nasza pasta kakaowa zawiera około 50% tłuszczu, kryją się w nim wszystkie wartości odżywcze i smakowe. Z kolei kakao w proszku dostępne w sklepach jest zwykle odtłuszczone, więc pozbawione wartości odżywczych.
Właściciel i obsługa lokalu starają się edukować klientów, oswajać z nieznanym produktem i przybliżać im tę różnicę. – Klienci w Polsce zaskakująco dobrze reagują na intensywny smak kakao, choć czasem wymaga to edukacji i czasu. Organizujemy degustacje, podczas których goście mogą porównać różne odmiany: od owocowych po orzechowe czy korzenne, i samodzielnie odkryć ich różnorodność. Kakao jest wciąż niszowe w Polsce, dlatego nie wszyscy goście od razu rozumieją różnice między naszym a sklepowym produktem.
Dla Damiana Puta to także swego rodzaju misja – chce przekonać ludzi do tego, że kakao to doskonała alternatywa dla popularnych używek. – Moim przesłaniem jest to, że kakao może być naturalną alternatywą dla wielu używek. Zapraszam szczególnie osoby uzależnione od kawy, nikotyny, alkoholu czy innych substancji – wyborem może być właśnie kakao. To zdrowy, wartościowy napój, który daje energię i satysfakcję bez kompromisów.
W Locoloro spotykają się podróże, sztuka i kulinarne rzemiosło. Co więcej jednak, lokal pokazuje, że inspiracje z podróży nie muszą oznaczać kopiowania gotowych rozwiązań. Wręcz przeciwnie – można potraktować je jako punkt wyjścia do stworzenia własnej, autorskiej interpretacji. Właśnie to sprawia, że Locoloro wyróżnia się na tle innych – nie tylko kolorami i ofertą, ale też konsekwencją w realizacji wizji.
Dla branży to jasny sygnał: nie trzeba powielać schematów ani bać się eksperymentów. Goście coraz częściej szukają autentyczności oraz historii stojących za konceptem. A Locoloro udowadnia, że odwaga w myśleniu, spójność pomysłu i dopracowany detal mogą stać się najskuteczniejszym przepisem na sukces – nawet jeśli otaczają nas dziesiątki innych lokali.

Pl a now a ni e
Rejestr a cj a
Ka lk ul a cj e
ZAPIS Z SI Ę 20.11.2025 | 10:00
csb.com








Pawe ł Chorzelewski
kom. (+48) 797 165 965
E-mail: gelatopoland@fairexpo.pl





Aleksandra Bednarek
Kim właściwie jest rzemieślnik?
To pytanie coraz częściej pojawia się w rozmowach o piekarstwie – zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami. W branży, gdzie tradycja splata się z nowoczesnością, odpowiedź wcale nie jest oczywista.


W Polsce piekarstwo wciąż ma silne korzenie rzemieślnicze – większość z ponad 11 tysięcy piekarni to małe, rodzinne zakłady. Tradycyjna droga do zawodu wiedzie przez szkołę branżową i egzaminy czeladnicze lub mistrzowskie, ale obok niej coraz częściej pojawia się inna ścieżka: uczenie się samodzielne: z książek, na warsztatach czy w piekarniach mistrzów. W krajowych cechach piekarskich rzemieślnik jest definiowany w oparciu o konkretne wymagania statutowe. Powinien posiadać odpowiednie kwalifikacje zawodowe, prowadzić działalność gospodarczą we własnym imieniu, a często także być zrzeszony w cechu. Zobowiązany jest także do przestrzegania zasad etyki zawodowej i reguł określonych w statucie cechu, może też pełnić rolę mistrza, szkoląc młodocianych. Szczegółowe wymagania mogą różnić się w zależności od konkretnego cechu i są określone w dokumentach statutowych.
Rzemieślnik, artisan, piekarz kraftowy…?
Poza słowem „rzemieślnik” i określeniem „piekarnia rzemieślnicza” w Polsce coraz częściej spotyka się także terminy takie jak „piekarnia kraftowa”, „pracownia chleba”, „mikropiekarnia” czy „mała piekarnia niezależna”, które podkreślają ręczną pracę, lokalne składniki i kameralny charakter produkcji. Różnorodność tych określeń dowodzi, że rzemiosło piekarskie definiuje się dziś na wiele sposobów – zarówno przez formalne kwalifikacje, jak i podejście do jakości, składników oraz metod pracy. Nie ma dokładnych statystyk, ilu piekarzy zdobyło dyplomy, a ilu uczyło się w praktyce – ale jedno jest pewne: w obu przypadkach kluczowa jest ta sama postawa. Rzemieślnik to ktoś, kto piekąc chleb, słucha ciasta i szanuje czas, jaki potrzebuje, niezależnie od tego, jaką drogą doszedł do rzemiosła. Być może więc wspólnym mianownikiem tych wszystkich pojęć jest właśnie wybór jakości zamiast ilości, tradycji zamiast pośpiechu oraz szacunek do procesu. Rzemieślnik, podobnie jak piekarz kraftowy, nie zamyka się na innowacje – łączy tradycję z lokalnymi surowcami i współczesnymi metodami. To ktoś, kto nigdy nie przestaje się uczyć: obserwuje, smakuje, eksperymentuje, a jednocześnie pozostaje wierny tradycji. Wchodzi do piekarni z pokorą, bo wie, że każdy bochenek jest inny, a chleb to żywa opowieść o miejscu, czasie i ludziach, którzy go tworzą.

Definicja rzemiosła piekarskiego była jednym z głównych tematów IBA w maju 2025 r. w Düsseldorfie, gdzie 19 000 m² przestrzeni wystawowej poświęcono małym piekarniom rzemieślniczym. Jesienią tego roku rozmowa przeniosła się do Las Vegas na IBIE 2025 (13-17 września), gdzie szczególną rolę odegrała Artisan Village –przestrzeń dedykowana tradycyjnym metodom. To miejsce spotkań i dyskusji o tym, co dziś oznacza słowo „artisan”. Karen Bornarth, dyrektorka BBGA, w sierpniowym biuletynie pisała, że podczas IBIE w Artisan Village odbędą się warsztaty i rozmowy, m.in. o pracy z lokalnym zbożem, energii rzemieślniczej na rynku bajgli oraz o tym, jak rozwijać się bez utraty jakości. Najważniejszym punktem spotkania były dyskusje o tym, co dziś oznacza bycie „artisan”. Panel zgromadził piekarzy z różnych środowisk i skali działania, którzy wskazali wspólne wartości: używanie prostych, prawdziwych składników, rozwijanie i utrzymywanie kompetentnych zespołów oraz budowanie więzi ze społecznością lokalną. Bornarth podkreśliła, że dyskusja ta nie może skończyć się na scenie targów –każdy piekarz powinien zastanowić się nad tym, czym dla niego jest „artisan”.

Rzemiosło w polskiej kulturze i rola cechów
W polskiej tradycji rzemieślnik to nie tylko fachowiec – to strażnik wiedzy i praktyk przekazywanych z pokolenia na pokolenie. W naszym kraju piekarnictwo od dawien dawna miało kluczowe znaczenie w codziennym życiu i obrzędach religijnych, a chleb stanowił symbol dobrobytu, wspólnoty i pomyślności. Początki cechów piekarskich w Polsce sięgają średniowiecza – pierwszy oficjalny cech piekarski powstał w Krakowie w 1257 roku. Piekarze musieli przestrzegać zasad dotyczących jakości i wagi chleba, a cechy organizowały szkolenie młodych adeptów. W XIX wieku w Warszawie działało kilkudziesięciu mistrzów piekarskich i tysiące czeladników, a cechy wspierały członków materialnie i w zakładaniu warsztatów. Obecnie szkolenia odbywają się głównie w szkołach zawodowych i technikach, a cechy rzemieślnicze pełnią funkcję integracyjną i edukacyjną, promując tradycyjne metody wypieku i wysokie standardy jakości. Dzisiejszy piekarz rzemieślnik wciąż pracuje rękami, korzystając z naturalnych składników i długich procesów fermentacji. Współcześni eksperci zaznaczają, że rzemieślnik stawia jakość nad ilością, wybiera lokalne surowce i przestrzega wszystkich zasad wypieku – od przygotowania ciasta po wykończenie bochenka. W praktyce oznacza to rozpoznawanie specyfiki


każdego zakwasu, obserwowanie zachowania mąki i ciasta oraz dostosowywanie procesu do zmieniających się warunków.
Rzemieślnik na świecie: formalność i wolność
Dla porównania, podczas gdy w Polsce rzemieślnik może być różnie definiowany, tak na przykład u naszych sąsiadów w Niemczech droga do tytułu Master Baker (Bäckermeister) zawsze była i pozostaje ściśle sformalizowana – obejmuje trzyletnie dualne szkolenie łączące praktykę w piekarni z nauką w szkole technicznej, egzamin czeladniczy oraz szkołę mistrzowską, kończącą się egzaminem uprawniającym do prowadzenia własnej piekarni oraz szkolenia kolejnych pokoleń.
W Stanach Zjednoczonych, dla kontrastu, pojęcie piekarza rzemieślnika jest znacznie mniej formalne – liczą się praktyka, pasja i umiejętność prowadzenia piekarni. Rozwój piekarzy wspiera przede wszystkim The Bread Bakers Guild of America (BBGA) poprzez warsztaty, panele dyskusyjne i szkolenia, a także inne organizacje dbające o rzemiosło, choć nie o tak ugruntowanej pozycji.


Czy można stworzyć uniwersalną definicję rzemieślnika? Słowo to otwiera przestrzeń do rozmowy i pozwala docenić różnorodność praktyk w kraju oraz na świecie. Spotkania takie jak IBA, IBIE czy inicjatywy cechów piekarskich pozwalają spojrzeć na rzemiosło na nowo – nie jak na sztywną definicję, ale wspólną opowieść o chlebie i ludziach, którzy go pieką.
Zostawiam was więc z pytaniem: kim jest rzemieślnik? Podzielcie się swoimi doświadczeniami i obserwacjami – wasze opinie mogą być początkiem kolejnej fascynującej rozmowy o chlebie i ludziach, którzy go tworzą.














Artezen to nasze odkrycie ostatnich lat. Decyzja o nawiązaniu współpracy była szybka i oczywista – urządzenia tej marki obserwowaliśmy wcześniej w działaniu w Europie. Opinie klientów? Jednoznacznie pozytywne: łatwość obsługi, doskonała precyzja wagowa, brak kontaktu ciasta z olejem, a więc lepszy smak oraz większa higiena pracy. I wreszcie argument, który przemawia do każdego przedsiębiorcy – ekonomia.
BEZOLEJOWY SYSTEM
DZIELENIA – REWOLUCJA
NA RYNKU
Największy atut ARTEZEN Calybra stanowi bezolejowy system dzielenia ciasta –pierwszy taki na rynku. Każdy piekarz wie, z czym wiąże się dodanie oleju do mechanizmu dzielenia: dodatkowe koszty (nawet ponad 20 tys. zł rocznie przy pracy jednozmianowej), tłusta mgiełka osadzająca się na posadzce i realne ryzyko poślizgnięcia. Do tego dochodzi wpływ oleju na smak i strukturę ciasta.
W dzielarkach ARTEZEN Calybra ten problem nie istnieje. Ciasto nie ma kontaktu z olejem, dzięki czemu zachowuje pier-
wotną jakość i właściwości. To rozwiązanie, które łączy ekonomię, bezpieczeństwo i jakość.
DO POTRZEB
POLSKICH PIEKARNI
Ponad 30-letnie doświadczenie rynkowe pozwoliło nam szybko dostrzec, że to rozwiązanie idealne dla polskich piekarzy. Po kilku latach współpracy i reprezentacji marki ARTEZEN możemy pochwalić się dziesiątkami zadowolonych klientów – wielu z nich po roku użytkowania pierwszej dzielarki zdecydowało się na zakup kolejnej. W polskich piekarniach szczególnie istotne jest to, że Calybra świetnie radzi sobie
z ciastami o dużym udziale mąki żytniej –sztywniejszymi, wymagającymi większej precyzji oraz siły. Testy, które przeprowadzamy u klientów, potwierdzają, że Calybra znakomicie dzieli zarówno ciasta foremkowe, żytnie, jak i rzadkie czy bezglutenowe. PRECYZJA, WYDAJNOŚĆ I TECHNOLOGIA
Calybra działa w oparciu o zaawansowany system podciśnienia. Mechanizm zasysa 2-3 razy więcej ciasta niż potrzeba, a precyzyjny tłok odmierza odpowiednią porcję do komory dzielącej. Dzięki regulacji siły i czasu docisku (od 0,5 do 1,5 sekundy) użytkownik może idealnie dopasować parametry do rodzaju ciasta – od miękkich po twarde.


Zakres wagowy od 50 do 2800 g i wydajność ponad 3100 szt./godz. sprawiają, że Calybra spełnia oczekiwania zarówno mniejszych piekarni, jak i dużych zakładów. Pojemność leja od 80 do 280 kg oraz możliwość wyboru kierunku wyrzutu ciasta (z boku lub z przodu) zwiększają elastyczność pracy.
EFEKT: CZYSTOŚĆ, JAKOŚĆ, OSZCZĘDNOŚĆ
Bezolejowy system dzielenia nie tylko eliminuje zużyty olej z produkcji, wpisuje się też w trend clean label. Ciasto dzielone


w Calybrze nie jest „zmęczone”, nie traci na objętości po odpieku, a jego struktura pozostaje sprężysta i jednolita. Opcjonalna integracja z wagą LYBRA ARTEZEN pozwala dodatkowo zwiększyć dokładność i kontrolować wagę każdej porcji – automatyczna korekta minimalizuje straty surowca i podnosi efektywność produkcji.
Nasze działania nie ograniczają się do sprzedaży. Każdemu klientowi oferujemy wsparcie technologiczne i szkoleniowe, po-
magając dobrać odpowiedni model do konkretnych warunków produkcyjnych. Zainteresowanie bezolejowym systemem dzielenia w Polsce wciąż rośnie. Piekarze coraz częściej poszukują rozwiązań, które łączą wydajność, ekologię i wysoką jakość produktu – a Calybra doskonale wpisuje się w te oczekiwania.
***
ARTEZEN Calybra to coś więcej niż nowoczesna dzielarka. To realna oszczędność, czystsze środowisko pracy, lepsze ciasto i zadowolony klient. To inwestycja, która naprawdę się zwraca – każdego dnia. n



ARTEZEN CALYBRA - NAJCZĘŚCIEJ
WYBIERANA DZIELARKA W ROKU 2025 W POLSCE!
Bezolejowa praca
Precyzyjne dzielenie ciasta
Wydajność aż do 3000 sztuk na godzinę
Nie czekaj –zadzwoń i ustal szczegóły już dziś!


W piekarni każda minuta jest cenna. Po nocnym wypieku zostaje góra blach, mis, form i narzędzi, które trzeba umyć. Cukier zastyga, tłuszcz się przypala, a mąka przykleja do wszystkiego. W teorii to końcówka dnia, w praktyce kilka godzin ciężkiej, nieproduktywnej pracy.
Ręczne mycie wymaga siły, cierpliwości, dużych ilości wody oraz detergentów. A przecież ten czas można by wykorzystać lepiej, na przykład na tworzenie nowych receptur, obsługę klientów albo po prostu odpoczynek. Dlatego coraz więcej piekarni i cukierni oddaje tę „brudną robotę” technologii.
Automatyzacja? To się opłaca!
W piekarni średniej wielkości ręczne zmywanie potrafi zająć nawet 4 godziny dziennie. W skali miesiąca to ponad 80 go -
dzin, a ten czas można spożytkować na rozwój biznesu. Profesjonalne zmywarki gastronomiczne, takie jak Winterhalter UF, wykonają tę samą pracę w kilka minut. Dzięki wysokiemu ciśnieniu i specjalnym programom mycia usuwają przypalony cukier, tłuszcz i resztki ciasta bez wcześniejszego namaczania. Zmywarka nie męczy się, nie narzeka i zawsze działa z tą samą precyzją. Co więcej, automatyzacja to nie tylko oszczędność czasu. To również większa higiena i powtarzalność procesu. Każde naczynie jest myte w tej samej, wysokiej temperaturze, przy optymalnym

dozowaniu środków chemicznych. Spełnienie wymogów HACCP staje się oczywistością, a nie wyzwaniem.
Technologia, która myśli za ciebie
Zmywarki Winterhalter to nie powiększona wersja domowych urządzeń, ale maszyny stworzone do ekstremalnych warunków pracy. Systemy z serii UF i UC wyposażone są w programy dopasowane do różnych typów zabrudzeń, a system EnergyPlus pozwala ograniczyć zużycie energii nawet o 20% w każdym cyklu. Mniejsze zużycie wody, prądu i detergentów to realne oszczędności i ulga zarówno dla budżetu, jak i środowiska.
Zaprojektowane z myślą o ergonomii, wyposażone w stalowe kosze, wózki transportowe i intuicyjny panel dotykowy, nie wymagają długiego szkolenia. Jedno naciśnięcie przycisku wystarczy, by ruszył proces, który działa szybko, cicho i skutecznie.
Wynajem –nowoczesna alternatywa dla zakupu
Nie każda pracownia cukiernicza czy piekarnia może pozwolić sobie na natychmiastowy zakup sprzętu klasy premium.
Dlatego Winterhalter od lat oferuje możliwość długoterminowego wynajmu zmywarek. Stała miesięczna rata obejmuje nie tylko urządzenie, ale też serwis, wsparcie techniczne i przeglądy. Po zakończeniu umowy można wykupić sprzęt na preferencyjnych warunkach. To rozwiązanie elastyczne, przewidywalne i bezpieczne, po prostu idealne dla przedsiębiorców, którzy chcą rozwijać swoje zaplecze bez zamrażania kapitału. W praktyce oznacza to brak niespodziewanych kosztów, zero przestojów i dostęp do najnowszej technologii.
Nowoczesne piekarnie i cukiernie inwestują już nie tylko w piece i ekspresy, ale także w technologię, która dba o to, by zaplecze działało jak dobrze naoliwiony mechanizm. Bo tam, gdzie automatyzacja zaczyna się od zmywania, kończy się na realnych zyskach w postaci czasu, energii oraz spokoju. Zamiast szorować, lepiej piec, sprzedawać i rozwijać biznes. Resztą zajmie się technologia Winterhalter.
Chcesz usprawnić własną piekarnię lub cukiernię?
Porozmawiaj z naszym doradcą i sprawdź, jakie rozwiązanie najlepiej odpowiada potrzebom twojego biznesu. Wejdź na www.winterhalter.pl i poznaj szczegóły oferty wynajmu długoterminowego.
Zyskaj dostęp do najnowszej technologii bez dużych wydatków na start i przekonaj się, jak czystość może pracować na twój sukces. n


Julien Labrieux, regional director CEE Bridor
Jeszcze kilka lat temu segment premium w branży piekarniczej był utożsamiany z luksusem – czymś zarezerwowanym dla wybranych klientów, produktów z górnej półki i butikowych lokali. Dziś to myślenie przeszło głęboką ewolucję. „Premium” przestało oznaczać „drożej”. Zaczęło oznaczać „mądrzej” – lepszą jakość, przewidywalność, stabilność dostaw i transparentność. W czasach rosnących kosztów i zmieniających się oczekiwań gości premium staje się strategią przetrwania i budowania przewagi konkurencyjnej.
Współczesny konsument – zarówno ten odwiedzający sklep, jak i klient hotelu czy restauracji – szuka nie tylko smaku, ale też pewności. Chce wiedzieć, że produkt, który wybiera, został przygotowany z najlepszych składników, z poszanowaniem rzemiosła i procesów. Dlatego segment premium rośnie nawet w okresie presji kosztowej. Jak wskazują analizy Euromonitor, premiumizacja to trwały trend w branży spożywczej i HoReCa – konsumenci są coraz bardziej skłonni zapłacić więcej za jakość, której mogą zaufać. Dla przedsiębiorców związanych z rynkiem HoReCa i retail oznacza to jedno: strategia „taniej i szybciej” przestaje działać. Zamiast tego rośnie znaczenie partnerstw, które gwarantują nie tylko jakość, ale też przewidywalność i wygodę w codziennej produkcji. Premium staje się językiem efektywności – sposobem na ograniczenie strat, poprawę organizacji i podniesienie standardu obsługi. W naszej branży to, co często określamy mianem „luksusu”, w praktyce bywa rozwiązaniem bardziej opłacalnym niż standardowe alternatywy.
Branża piekarnicza stoi dziś w miejscu, gdzie tradycja spotyka się z nowoczesnością. Automatyzacja, precyzyjne procesy zamrażania i kontrola jakości nie są już zagrożeniem dla rzemiosła – są jego sprzymierzeńcem. Wysokiej klasy produkty mrożone pozwalają utrzymać stały poziom jakości niezależnie od warunków kadrowych, lokalizacji czy pory roku. Dzięki temu piekarz lub szef kuchni może skoncentrować się na tym, co najważniejsze: jakości obsługi i atrakcyjnej ofercie.
W Bridor od lat łączymy francuską kulturę wypieku z zaawansowanymi technologiami, które pozwalają zachować prawdziwy smak, zapach i strukturę. Tak powstają croissanty, chleby czy wypieki słodkie i wytrawne, spełniające wymogi rynku premium zarówno pod względem jakości, jak i efektywności operacyjnej.
i pewność, że każdy wypiek będzie identyczny jak poprzedni. Dlatego coraz więcej operatorów wybiera sprawdzonych dostawców, potrafiących zagwarantować powtarzalność i logistyczną niezawodność. Właśnie w tym tkwi przewaga segmentu premium –produkty tworzone z dbałością o każdy etap pozwalają utrzymać stały poziom i redukować ryzyko operacyjne. Dla hoteli, restauracji i sieci piekarni to konkretna wartość biznesowa, która przekłada się na doświadczenie gościa i reputację marki. Mogę śmiało stwierdzić, że jako Bridor doskonale odpowiadamy na potrzeby rynku. Od lat bazujemy na oryginalnych francuskich recepturach, które stale doskonalimy we współpracy z mistrzami rzemiosła – Frédérikiem Lalos (Meilleur Ouvrier de France), autorem chlebów o charakterystycznym aromacie i sprężystym miękiszu, oraz Pierre’em Hermé – ikoną francuskiego cukiernictwa. Wykorzystujemy wyłącznie najwyższej jakości składniki: masło klasy premium (w tym francuskie masło PDO Charentes-Poitou, stosowane w naszej linii Éclat du Terroir, które stało się symbolem jakości dla wielu rzemieślników we Francji), jaja z wolnego wybiegu oraz naturalne surowce. Wiele naszych produktów posiada etykietę clean label, co oznacza, że ich skład jest prosty i przejrzysty, dokładnie taki, jakiego oczekują zarówno szefowie kuchni czy rzemieślnicy piekarnictwa, jak i docelowi konsumenci. Dzięki precyzyjnie opracowanym procesom potrafimy zachować smak, strukturę i aromat charakterystyczne dla rzemieślniczych wypieków: od starannie laminowanego ciasta i długiej fermentacji po wypiek w kamiennych piecach. To właśnie połączenie rzemio-

W całej Europie umacnia się trend prostego składu i naturalnych surowców. Konsumenci oczekują przejrzystości – chcą wiedzieć, skąd pochodzą składniki, jak powstają produkty i jakie wartości reprezentuje marka. Firmy, które otwarcie pokazują procesy i ludzi, zyskują lojalność partnerów. W branży piekarniczej transparentność stała się synonimem zaufania – i warunkiem sukcesu w segmencie premium.
nowe wyznaczniki jakości
Pandemia, inflacja i problemy z łańcuchami dostaw zmieniły sposób myślenia o jakości. Dla branży HoReCa i piekarnictwa stała się synonimem stabilności i bezpieczeństwa. Jakość to dziś nie tylko smak, ale także przewidywalność produkcji, ciągłość dostaw
sła i technologii sprawia, że możemy oferować produkty, które są zarówno autentyczne, jak i powtarzalne, co jest szczególnie cenione w segmencie premium.
W sektorze HoReCa doświadczenie klienta jest równie ważne jak sam produkt. Wypiek, który wygląda i pachnie jak świeżo wyjęty z pieca, to nie tylko element oferty – to część emocjonalnego kontaktu z marką. Coraz więcej piekarni i lokali wykorzystuje to w komunikacji, podkreślając naturalność i rzemieślniczy charakter nawet w dużej skali produkcji.
Branża piekarnicza i HoReCa stoją dziś przed koniecznością redefinicji pojęcia jakości. Premium nie jest już luksusem, to odpowiedź na potrzebę stabilności, wiarygodności oraz zaufania. To strategia, która pozwala budować przewagę konkurencyjną w oparciu o wartości, a nie chwilowe trendy. W świecie, gdzie coraz trudniej wyróżnić się ceną, to jakość, transparentność i partnerstwo stają się nową walutą biznesu. Premium to dziś decyzja strategiczna, wybór, który buduje przyszłość całej branży.
promocyjny


Właściciele Studia Sono Design
Katarzyna Paś, tel.: +48 793 008 483
Piotr Wiśniewski, tel.: +48 793 901 401

Czy w tworzeniu wystroju wnętrza można zakochać się tak samo jak w gotowaniu, serwowaniu kawy czy prowadzeniu lokalu?
Oczywiście, że tak. Pasja w projektowaniu nie tylko nadaje miejscu wyjątkowy charakter, przyciąga też gości, którzy czują energię i autentyczność. Zobacz, jak połączyć serce z aranżacją wnętrz, by twój lokal stał się miejscem, do którego chce się wracać.
Po pierwsze, pasja to nie trend – to fundament. Dlatego wnętrza „z sercem” są odbierane lepiej niż te robione tylko pod kalkulator. Właściciele, którzy angażują się w projekt, mają wizję biznesu i chcą ją przełożyć na wizerunek, zawsze zyskują. W projektowaniu nie chodzi bowiem o to, by było ładnie, ale, by było prawdziwie. Po drugie, projektowanie musi odbywać się z miłością do detalu. Wybór materiałów, kolorów i dodatków wpływa na odbiór gości. Dlatego personalizacja (np. meble na zamówienie, sztuka lokalnych twórców) tworzy klimat. Po trzecie, sukces zaczyna się w głowie i sercu. Musisz kochać to, co robisz, i wierzyć w powodzenie. Czy można stworzyć wnętrze, które nie tylko zachwyca, ale także sprzedaje? Wystarczy wejść do dobrze zaprojektowanej piekarni, pachnącej świeżym pieczywem i emanującej ciepłym światłem, aby zrozumieć, że to możliwe. Wnętrza, które powstają z prawdziwej pasji, mają w sobie coś wyjątkowego – autentyczność, spójność i klimat, a tego nie da się skopiować. To właśnie ta mieszanka

staje się przepisem na sukces każdego lokalu gastronomicznego. Goście wybierają miejsca z duszą. Nawet najlepszy produkt potrzebuje odpowiedniej oprawy – bo zanim klient spróbuje wypieku, najpierw „smakuje” wnętrze oczami. Każda piekarnia czy małe bistro powinny odzwierciedlać to, co wyjątkowe w ofercie. Wystrój, kolorystyka i detal potrafią opowiedzieć historię o jakości, tradycji oraz nowoczesnym podejściu jednocześnie. Dzięki temu lokal nie jest anonimowy – staje się marką. Ludzie wracają nie tylko po chleb czy kawę, ale po doświadczenie miejsca.

Każdy element wystroju może być nośnikiem emocji. Ciepłe drewno, ręcznie robione lampy, spójne grafiki na ścianach – to wszystko działa jak subtelna opowieść o tym, kim jesteś jako właściciel i jak traktujesz gości.
Wnętrza tworzone z miłością do detalu nie powstają przypadkiem, są zaplanowane tak, by działać na wszystkie zmysły. Klienci, którzy wchodzą do lokalu, gdzie każdy szczegół jest przemyślany, czują się wyjątkowo. To właśnie takie miejsca naturalnie przyciągają i zostają zapamiętane.
zaczyna się od dobrego projektu
Nie wystarczy wiedzieć, co się podoba – trzeba jeszcze wiedzieć, dlaczego to działa. W projektowaniu przestrzeni komercyjnych liczą się zarówno estetyka, jak i funkcjonalność: właściwe prowadzenie ruchu klientów, ergonomia pracy, przemyślana ekspozycja produktów.
Lokale zaprojektowane profesjonalnie są nie tylko piękne, ale też lepiej sprzedają, bo wnętrze wspiera biznes. To inwestycja, która się zwraca w lojalności klientów, większej rozpoznawalności marki i codziennym komforcie pracy zespołu.
Piekarnie, cukiernie i małe bistro mają swoją specyfikę – od technologii zaplecza po oczekiwania gości. Dlatego tak ważne jest, aby projekt tworzyli ludzie, którzy rozumieją ten rynek i mają doświadczenie w aranżacji właśnie takich przestrzeni.
Profesjonalne studio projektowe zadba nie tylko o piękny wygląd lokalu, dopilnuje też, by każdy centymetr był wykorzystany


mądrze. To połączenie wiedzy, kreatywności i serca, które daje przewagę nad rozwiązaniami „z katalogu”.
Pasja i miłość do projektowania to nie tylko piękne słowa –to r ealny przepis na sukces. Twoja piekarnia, cukiernia czy bistro może stać się miejscem, które klienci pokochają od pierwszego wejrzenia. Wystarczy powierzyć projekt ludziom projektującym przestrzenie z takim samym zaangażowaniem, z jakim tworzysz swoje wypieki i potrawy.

Urszula Stępniak, Słodki Biznes www.ulastepniak.pl
Zdradzę ci sekret: to, co robisz każdego dnia, też jest sprzedażą – tylko taką, która pachnie drożdżami, a nie plastikiem z folderu. Każdy uśmiech przy ladzie, każda rozmowa o torcie, każda relacja na stories z podpisem „ostatni kawałek czeka” – to wszystko jest częścią sprzedaży. Nie tej głośnej i nachalnej, ale prawdziwej, ciepłej, która zaczyna się od rozmowy, a kończy na zaufaniu.
Dla mnie sprzedaż nigdy nie była wciskaniem czegokolwiek – to rozmowa. Moment, kiedy ktoś pyta: „co dziś Pani poleca?”, a ty z uśmiechem odpowiadasz: „sernik z białą czekoladą. Na taki dzień jak dziś to po prostu najlepszy wybór –miękki, kremowy, taki do kawy i na poprawę humoru”. I w tym momencie nie sprzedajesz ciasta. Sprzedajesz chwilę przyjemności, zapach dzieciństwa, powód, żeby się zatrzymać.
Ludzie nie uciekają od sprzedaży – tylko od sztuczności. Nie chcą, żebyś ich przekonywała, tylko przypomniała, jak dobrze jest zrobić coś miłego dla siebie. I właśnie o tym będzie ten artykuł. O reklamie, która pachnie prawdą, i o sprzedaży, która smakuje jak coś, co zrobiłaś z sercem.
Na sam dźwięk słowa „sprzedaż” masz ciarki? Ty? Sprzedawać? Przecież nie jesteś handlowcem, tylko cukierniczką. Nie stoisz z megafonem pod marketem, nie wciskasz garnków przez telefon, nie robisz promocji co drugi dzień – po prostu pieczesz. Tworzysz coś, co pachnie, smakuje, cieszy oczy i ludzi, a nie wygląda jak reklama w gazetce.


„Ja nie umiem sprzedawać” – to zdanie słyszę częściej niż „Ula, jaki krem do tortu polecasz?”. I zawsze chce mi się śmiać, bo… przecież cały czas to robisz. Kiedy pokazujesz nowy tort na Instagramie, piszesz, że babeczki właśnie wyszły z pieca – sprzedajesz. Kiedy dorzucasz do zamówienia małe ciasteczko „na spróbowanie” – sprzedajesz. Kiedy opowiadasz klientce, że sernik wyszedł tak kremowy, że sama zjadłaś kawałek, jak był jeszcze ciepły – to też sprzedajesz. Różnica jest taka, że tej sprzedaży nie czujesz, bo jest prawdziwa, niewyuczona z podręcznika marketingu. W naszej branży sprzedawca ma kiepską reputację. Kojarzy się z kimś, kto potrafi „sprzedać lód Eskimosom”. A przecież my nie chcemy tak sprzedawać. Chcemy, żeby ludzie kupowali, bo nas lubią, bo im smakuje, bo czują, że w to, co robimy, wkładamy serce.
I na tym właśnie polega cały sekret –to jest sprzedaż. Nie ta głośna, agresywna i z wyliczanką korzyści, tylko miękka, naturalna, codzienna. Sprzedaż, w której nie mówisz: „Kup teraz!”, tylko „Upiekłam

coś, co poprawi ci dzień”. Sprzedaż, która pachnie drożdżówką, a nie desperacją. Zatem jeśli myślisz, że nie potrafisz sprzedawać, to prawdopodobnie po prostu robisz to po swojemu – z uśmiechem, luzem i mąką na fartuchu. I dobrze. Bo właśnie dzięki temu twoja reklama nie brzmi jak reklama.
Powiedzmy sobie szczerze – większość postów sprzedażowych w naszej branży nie działa nie dlatego, że produkt jest zły. Tylko dlatego, że sposób, w jaki o nim mówimy, nie budzi żadnych emocji. Reklama to nie klasówka z polskiego, że musi być poprawna. Ma być prawdziwa i ciekawa. Czasem wystarczy drobna zmiana, żeby przestać „wstawiać posty” i zacząć sprzedawać.
Błąd 1: Mówisz o produkcie, zamiast o człowieku: „Nowość! Babeczki z malinami i kremem śmietankowym”. Brzmi poprawnie, ale nic nie czuję. Nie wiem, dla kogo one są, na jaką okazję, czemu miałabym po nie sięgnąć. Spróbuj tak: „Dla tych, któ-
rzy tęsknią za latem – babeczki malinowe z kremem, który pachnie jak wakacje nad wodą”. Widzisz różnicę? To wciąż ten sam produkt, ale język sprawia, że klient czuje, że to dla niego. Zamiast opisu – emocja. Zamiast wyliczania składników – obrazek, który zostaje w głowie.
Błąd 2: Brak kontekstu, czyli „tort urodzinowy” i... nic więcej. Wielu cukierników wrzuca zdjęcie i podpis: „Tort urodzinowy.” I koniec. Nie wiadomo, kto go zamówił, dla kogo był, jaka historia za nim stoi. A przecież to właśnie historie sprzedają. Zamiast tego napisz: „Tort dla pani Ani, która 50 urodziny świętowała w gronie najbliższych przyjaciół. Z białą czekoladą, malinami i dużą porcją szczęścia”. I nagle tort przestaje być jednym z wielu. Staje się czyjś. A twoi obserwatorzy zaczynają myśleć: „O, ja też bym chciała taki na swoją okazję”.
Błąd 3: Post bez celu – bo przecież „trzeba coś wrzucić”. To klasyk. Kiedy masz wolną chwilę i wrzucasz cokolwiek, żeby „Instagram widział, że żyjesz”. A potem się dziwisz, że post nie działa. Bo reklama bez celu jest jak tort bez kremu – niby wygląda, ale nie smakuje.
Zanim coś opublikujesz, zadaj sobie jedno pytanie: „po co to wrzucam?”. Chcę poka-

zać nowy smak? Przypomnieć o ofercie?
Czy może po prostu dać ludziom powód, żeby się uśmiechnęli?
Jeśli wiesz, po co publikujesz – wiesz też, jak to napisać. Jeśli nie wiesz, to lepiej odpuść i wrzuć jutro coś z sensem. Bo dobra reklama nie wymaga dużego budżetu ani marketingowej magii. Wymaga świadomości, po co to robisz, dla kogo to jest i jakie emocje chcesz wywołać. To nie jest dużo – ale robi ogromną różnicę.
Minizadanie:
Zajrzyj na swój profil i wybierz trzy ostatnie posty sprzedażowe. Przy każdym zapytaj:
– Czy tu jest człowiek, czy tylko produkt?
– Czy widać emocję, czy tylko zdjęcie?
– Czy wiem, po co to wrzuciłam?
Odpowiedzi powiedzą ci wszystko o tym, dlaczego twoja reklama działa albo nie.
Jak sprzedawać przez emocje (i nie tracić autentyczności)
Nie musisz każdego posta kończyć zdaniem „zamów już dziś”. Serio – ludzie doskonale
wiedzą, że mogą od ciebie kupić. Tylko że zanim kupią, muszą coś poczuć. Sprzedaż przez emocje to nie manipulacja. To sztuka przypominania klientom, dlaczego to, co tworzysz, ma dla nich znaczenie. Bo klienci nie kupują tortu. Kupują moment, w którym siadają razem przy stole. Kupują wspomnienia: piękne zdjęcia z rodzinnego świętowania, które będą oglądać przez kolejne lata. Kupują zapach, którym pachnie dzieciństwo, albo po prostu… sposób na gorszy dzień.
1. Pisz o uczuciach, nie o składnikach
Zamiast:
„Nowość: tarta z malinami i mascarpone”
Spróbuj tak:
„ Krucha tarta z malinami – dokładnie taka, jaką chciałoby się zjeść w niedzielne popołudnie, kiedy nic nie musisz i świat pachnie cukrem”
Bo ludzie kupują uczucie, nie listę składników.
2. Zamiast sprzedawać – zapraszaj S łowa mają znaczenie.
Zobacz:
„Kup teraz” → „Zajrzyj po swój kawałek przyjemności”
„ Zamówienia do piątku” → „Tylko do piątku piekę te drożdżówki. Potem znikają… prawie na rok”
„Dostępne ostatnie 2 sztuki” → „Zostały dwa serniki. Nie wiem, czy doczekają wieczora”
To wciąż sprzedaż – ale taka, która brzmi jak rozmowa, a nie jak ulotka.
3. Pokazuj emocje, które stoją za produktem
Opowiedz, dlaczego coś powstało.
„ Zrobiłam tę tartę, bo ostatnio miałam ochotę na coś, co poprawia humor po ciężkim dniu”
Albo: „Ten tort to efekt eksperymentu – trochę stresu, trochę śmiechu, ale efekt… bajka”
Prawdziwość przyciąga bardziej niż perfekcja.
Słowa, które sprzedają
„po ludzku”
Wyrzuć z głowy takie słowa jak: „oferta”, „dostępność”, „asortyment”, „przyjmuję zamówienia”.
Zamień je na język, który pachnie twoją pracownią:
• „Zajrzyj”, „spróbuj”, „posmakuj”, „sprawdź, czy dotrwa do jutra”.
• „ Dziś pachnie czekoladą.”
• „ Zrobiłam coś, co poprawia humor.”
• „Nie wiem, czy zostanie coś na popołudnie.”
To proste zdania, ale robią dokładnie to, czego potrzebujesz: nie wciskają, tylko budzą apetyt.
Bo dobra sprzedaż wcale nie wymaga scenariusza ani pomocy copywritera. Tylko tego, żebyś mówiła o swoich produktach jak o czymś, co naprawdę lubisz robić.
Największa zmiana w sprzedaży nie dzieje się wtedy, kiedy zmieniasz podpis pod zdjęciem i modlisz się, żeby ktoś go zauważył. Ona zaczyna się wtedy, kiedy zmieniasz sposób myślenia o sobie. Gdy przestajesz widzieć w sobie „zajętą cukierniczkę”, a zaczynasz dostrzegać właścicielkę marki. Kiedy zamiast myśleć: „Nie umiem się promować”, mówisz: „Chcę, żeby ludzie wiedzieli, co tworzę”. Bo prawda jest taka, że możesz
piec najpiękniejsze torty, robić chleb, który pachnie jak dzieciństwo, i wkładać w to całe serce – ale jeśli o tym nie mówisz, świat się o tym nie dowie. Cisza w biznesie nie jest skromnością. Cisza to niewidzialność. I wiem, że wiele kobiet ma opór przed mówieniem o sobie. Bo nie chcą „się chwalić”, bo boją się, że ktoś pomyśli, że są aroganckie, bo od małego słyszały, że „trzeba być skromną”, ale to nie jest chwalenie się. To dbanie o to, żeby to, co robisz z pasją, miało szansę dotrzeć do ludzi, którzy tego potrzebują. Dziś nie wystarczy być dobrą w swoim fachu. Trzeba być też widoczną. Bo twoja praca sama się nie obroni, jeśli nikt jej nie zobaczy. Zatem mów o tym, co tworzysz. Pokazuj swoje produkty, historie, emocje. Nie po to, żeby coś „sprzedać”, ale żeby ludzie mogli cię znaleźć. Bo reklama nie zaczyna się w telefonie. Zaczyna się w twojej głowie.
Na koniec –20 pomysłów na dobry opis sprzedażowy
Nie musisz mieć dyplomu z marketingu, żeby pisać opisy, które działają. Potrzebu-


jesz tylko odrobiny wyczucia i słów budzących emocje, a nie poczucie, że ktoś chce ci coś wcisnąć. Oto 20 gotowych zdań, które możesz wplatać w swoje posty, stories i opisy produktów – od razu, bez kombinowania.
1. „Upiekłam coś, co poprawia humor. Serio.”
2. „ Zrób sobie przerwę – ten kawałek jest tego wart.”
3. „ Nie wiem, czy dotrwa do popołudnia, ale może uda ci się go dorwać.”
4. „Ten zapach czekolady to mój ulubiony sposób na poniedziałek.”
5. „Dla tych, którzy dziś potrzebują czegoś miłego.”
6.„ Kiedy świat się spieszy, weź 10 minut i kawałek tego sernika.”
7. „ Nie wiem, jak ty, ale ja nie potrafię przejść obojętnie obok malin.”
8. „ Zrobiłam coś pysznego. Kto się skusi?”
9. „ Sernik, który pachnie jak dzieciństwo.”
10. „Ta tarta nie potrzebuje filtra.”
11. „Dla fanów klasyki – czyli dla każdego, kto kocha prostą przyjemność.”
12. „Idealne ciasto do kawy w dobrym towarzystwie.”
13. „W środku krem, który można by jeść łyżką. Tak, wiem, sprawdzałam.”



14. „ Dziś w menu: coś, co powstało z czystej radości pieczenia.”
15. „ Jeśli szukasz pretekstu, żeby się rozpieścić – oto on.”
16. „ Zostało tylko kilka sztuk – i nie wiem, czy to dobrze, czy źle.”
17. „Ciasto, które poprawia nastrój lepiej niż komedia romantyczna w jesienny wieczór.”
18. „Taki dzień wymaga dobrego kawałka czegoś słodkiego.”
19. „Pachnie tak, że nawet sąsiad zaglądał przez okno.”
20. „ Niech to będzie twój moment przyjemności – właśnie teraz.”
Zobacz, które brzmią jak ty, dopisz swoje, zmień słowa, dodaj lokalny akcent, humor, coś, co cię wyróżnia. Nie chodzi o to, żeby mieć idealne zdania, tylko żeby brzmiały prawdziwie. Bo najlepszy tekst sprzedażowy to taki, który nie wygląda jak sprzedaż – tylko jak rozmowa, którą ludzie chcą prowadzić dalej. Powodzenia!











Mirosław Kurek
właściciel firmy consultingowej
Help4Bakery, prezes
Stowarzyszenia Rzemieślnik
kontakt@rzemieslnik.org

Znasz to uczucie? Wstajesz wcześnie rano, gdy miasto jeszcze śpi. W twojej małej pracowni unosi się zapach mąki, zakwasu i świeżo wypiekanego chleba... Wyrabiasz kolejne ciasto, wiesz, że jest idealne, ale wciąż zastanawiasz się, jak wyjść poza mury własnej piekarni i pokazać światu swój talent? Odpowiedź jest jedna – zgłaszasz się do III Konkursu Chlebem Pachnący, bo to więcej niż zawody – być może to twoja przepustka do sławy, promocji i nagród głównych: pieniędzy i okładki w magazynie branżowym!
MOŻE BYĆ TWOJA…
Pomyśl o cichych bohaterach polskiego rzemiosła. O piekarzach, którzy przez lata doskonalili swój zakwas w skromnych pracowniach, a dziś są właścicielami nowoczesnych, rzemieślniczych piekarni. Wielu z nich zaczynało w podobny sposób, wystawiali wypieki na lokalnych targach, aż w końcu podjęli decyzję o udziale w profesjonalnej rywalizacji. Wyszli ze strefy komfortu, stanęli naprzeciw sędziów i udowodnili, że w małym sercu drzemie wielki talent. To właśnie dzięki takim wydarzeniom, jak Konkurs Chlebem Pachnący, zyskali rozpoznawalność, zbudowali markę i otworzyli drzwi do świata profesjonalnych kontaktów. Teraz ta szansa otwiera się także dla ciebie!
Stowarzyszenie Rzemieślnik zaprasza do udziału w trzeciej edycji ogólnopolskiego
konkursu skierowanego do profesjonalnych piekarzy rzemieślników. Czas pokazać Polsce, a nawet i Europie, co potrafisz!
MISTRZÓW
PIEKARSTWA –
14. SWEETTARGI
W KATOWICACH!
Kulminacyjne wydarzenie branży odbędzie się 24 marca 2026 roku w Międzynarodowym Centrum Kongresowym (MCK) w Katowicach. Konkurs jest integralną częścią 14. Sweettargów , co gwarantuje wyjątkową atmosferę, publiczność i niepowtarzalną okazję do zaprezentowania swoich umiejętności w otoczeniu innowacji oraz trendów. Konkurs Chlebem Pachnący to platforma, która wyłoni Najlepszego Piekarza Rze-
mieślnika w Polsce na rok 2026, promująca innowacje, perfekcję rzemieślniczą i inspirująca przyszłe pokolenia. To miejsce, które honoruje i podnosi prestiż pracy piekarskiej, zyskasz tu idealną okazją do nawiązania kontaktów w środowisku branżowym.
ZMIENIA WSZYSTKO
Stawka jest wysoka. Konkurs adresowany jest wyłącznie do najlepszych piekarzy profesjonalistów z całej Polski. I ty możesz zawalczyć o nagrodę główną, która jest marzeniem wielu: okładkę w prestiżowym magazynie „Mistrz Branży”, ekskluzywny wywiad oraz szeroką promocję! Do tego oczywiście gwarantujemy nagrodę pieniężną w wysokości 5000 zł brutto oraz pamiątkowy medal RZEMIEŚLNIKA, który mogą otrzymać tylko nieliczni!
Takie wyróżnienie jak okładka prestiżowego czasopisma „Mistrza Branży” jest największą wartością. Gwarantuje rozpoznawalność, wiarygodność i status mistrza, co bezpośrednio przekłada się na rozwój firmy.
DO FINAŁU? ETAPY
I WYMAGANIA
Droga do tytułu jest transparentna i składa się z 2 lub 3 etapów:
1. ETAP ZGŁOSZEŃ
(1 listopada – 31 grudnia 2025). Aby wziąć udział, musisz przesłać elektronicznie na stronie organizatora poprawnie wypełniony formularz zgłoszeniowy. Wymagane jest stworzenie w zaciszu pracowni 3 tradycyjnych wypieków, których szczegóły znajdziesz w naszym regulaminie. Upiecz najlepszą wersję, zrób zdjęcia, wykonaj opis i wyślij zgłoszenie! To proste! Później historia potoczy się sama. Jury oceni zgłoszenia pod kątem prawidłowości procesu, wyglądu i spójności receptur.
2. ETAP DODATKOWY/PÓŁFINAŁ
(1-28 lutego 2026)
Odbędzie się tylko wówczas, jeśli zgłosi się 12 lub więcej osób. Ośmiu wybranych uczestników uda się do Akademii Kucharskiej w Radzionkowie i tam, w ustalonym terminie, przygotuje na żywo te same wypieki, które opisali w zgłoszeniu, aby potwierdzić swój kunszt.
Organizatorzy:

3. FINAŁ
(24 marca 2026, MCK Katowice)
Czterech finalistów zmierzy się „na żywo” podczas Sweettargów w godz. 8:00–15:00. Zadanie finałowe polega na przygotowaniu trzech różnych, tradycyjnych wypieków w określonym czasie.
Wysoki poziom konkursu gwarantuje jury, w skład którego wchodzą prawdziwe gwiazdy branży piekarskiej i rzemieślniczej. To profesjonaliści, którzy wnoszą unikatową wiedzę i doświadczenie. Nie udałoby się zorganizować tak ważnej imprezy bez zaangażowania współorganizatorów i sponsorów, za co serdecznie dziękujemy! Sweettargi – dziękujemy za udostępnienie przestrzeni w MCK i zaangażowanie w rozwój rzemiosła. Konkurs stanowi doskonałe zwieńczenie targów, które odbywają się 22-24 marca 2026 r. Zarówno
Stowarzyszenie Rzemieślnik, jak i ProMotion sp. z o.o. – organizator Sweettargów – gwarantują najwyższy poziom organizacji. Szczególne podziękowania należą się oczywiście sponsorom głównym. To dzięki wsparciu takich firm, jak Allsupply, Młyn Ciechanowiec, Manufaktura Gryzmi, Brita Polska oraz Help4bakery, możliwe jest zorganizowanie wydarzenia na profesjonalnym poziomie. Dzięki nim finaliści mają do dyspozycji najlepszy sprzęt (np. mikser spiralny, piec modułowy Europa Edison E2L) oraz mąki chlebowe od producenta. Zostań mistrzem i zgłoś się już dziś! To prawdopodobnie najlepsza szansa, by stanąć na szczycie i stać się inspiracją dla innych. To niezwykle ważny element budowy rzemiosła piekarskiego. To właśnie ten konkurs podnosi rangę piekarstwa w Polsce jako sztuki i kunsztu. Piekarstwo zasługuje na należny mu szacunek, a piekarze mogą ewoluować w swoim kunszcie, aby ich praca była więcej warta, a konsumenci wiedzieli, że to, co kupują, jest zdrowe i wartościowe. Dlatego pokaż, co potrafisz i zapisz się na kartach historii polskiego piekarstwa!
FORMULARZ ZGŁOSZENIOWY I PEŁNY REGULAMIN ZNAJDZIESZ TUTAJ : www.rzemieslnik.org/konkurs-2026 Zapraszamy również do odwiedzenia stoiska Stowarzyszenia Rzemieślnik na Sweettargach! Będziemy prezentować rzemieślnicze wypieki, takie jak chleby z wydłużonych fermentacji, oraz ręcznie lepione pierogi. Czekamy w Katowicach!

na najlepszego piekarza Rzemieślnika 2026 roku!
Sponsorzy główni:

5 000 pln
okładka w Mistrzu Branży
Zapisy od 3 listopada do 31 grudnia 2025!


Patronat medialny: wywiad i promocja







To, co zapowiadano jako zaproszenie do dyskusji z 16 sommelierami chleba, przerodziło się w wyjątkowe doświadczenie wszystkich uczestników. Targi MIWE expo, które odbyły się 22 i 23 września w centrum
MIWE live baking center w Arnstein, stały się miejscem spotkania miłośników kultury chleba.




Eksperci chleba z całych Niemiec przyjęli zaproszenie i zaprezentowali regionalne przysmaki na otwartej powierzchni piekarniczej, między innymi chleb żytni z dodatkiem mąki parzonej, chleb pełnoziarnisty orkiszowy z ziarnami, chleb pszenny na zakwasie z odroczonego odpieku oraz wiele innych rzemieślniczych receptur i regionalnych specjałów. Pieczeniu towarzyszyła fachowa moderacja i nad podziw ożywiona wymiana zdań z około 150 gośćmi.
W krótkich prezentacjach eksperci i ekspertki pieczywa podzielili się filozofią dotyczącą składników, koncepcjami i osobistymi po-




glądami na aktualne trendy w branży. W ślad za tym wywiązała się dyskusja, która wykroczyła daleko poza kwestie fachowe –koleżeńska, inspirująca i naznaczona wzajemnym szacunkiem. W miejsce pracy obok siebie pojawiały się wspólne myśli, piekarze piekli i dyskutowali. Eksperci wymieniali się doświadczeniami, goście zadawali pytania, degustowali i śmiali się. Wielu z nich zabrało do domu nie tylko nowe impulsy, ale także poczucie przynależności do żywej społeczności.
MIWE LBC stanowiło odpowiednią oprawę dla tego wyjątkowego spotkania. Technologia i procesy były obecne, ale celowo pozostawały w tle. W centrum uwagi znajdowali się ludzie,
ich historie i wspólna pasja do dobrego chleba. Wydarzenie to pokazało, że piekarze i piekarki są czymś więcej niż tylko specjalistami – inspiratorami, networkerami i ambasadorami kultury, która łączy.
Niewątpliwy sukces tego spotkania zainspirował firmę MIWE do stworzenia podobnego wydarzenia dla piekarzy z całej Europy, wstępnie ma się ono odbyć wiosną 2026 r. Tym razem eksperci z różnych krajów naszego kontynentu mają reprezentować regionalne wypieki wśród gości. Zachęcamy już dziś do zainspirowania się tym wydarzeniem, o szczegółach będziemy jeszcze informować. n



Cztery tygodnie pełne emocji, kreatywności i słodkich inspiracji – tak wyglądała jesienna edycja Igrzysk
Cukierniczych 2025, organizowanych przez
Torcik.net we współpracy z Akademią Czekolady Callebaut. W konkursie wzięli udział pasjonaci cukiernictwa z całej Polski, a stawką były wyjątkowe nagrody: szkolenia w Akademii Czekolady Callebaut w Łodzi.

W trakcie czterech etapów uczestnicy przygotowywali autorskie interpretacje deserów publikowanych co tydzień przez organizatorów. Jury w składzie Maciej Majzon-Wójtowicz, Ewa Wajs (Mielone Migdały), Marta Chruściel (Balonowa Mama) oraz Michał Kleiber (Akademia Czekolady Callebaut) oceniało prace anonimowo, biorąc pod uwagę estetykę, technikę wykonania oraz kreatywność prezentacji. Co tydzień wyłaniano zwycięzcę, ten zdobywał miejsce na dwudniowym szkoleniu w Akademii Czekolady Callebaut. Spośród wszystkich uczestników, którzy wykonali minimum trzy desery, wyłoniono zwycięzcę głównego, otrzymał on dodatkowo możliwość udziału w dowolnym szkoleniu z oferty Akademii Czekolady Callebaut w 2026 roku – za darmo.

marki Callebaut do wykorzystania w sklepie Torcik.net.
KOLEJNA EDYCJA JUŻ WKRÓTCE
Nie zabrakło także Nagrody Publiczności – o jej przyznaniu decydowały głosy społeczności na Instagramie – oraz specjalnego wyróżnienia: Wybór Pawła Małeckiego, mistrza cukiernictwa i wieloletniego eksperta Akademii Callebaut.
CZEKOLADOWA PASJA, KTÓRA ŁĄCZY
Igrzyska Cukiernicze to wyjątkowa inicjatywa, która łączy profesjonalnych cukierników i hobbystów. Uczestnicy nie tylko rywalizują, ale także uczą się od najlepszych, poznając tajniki pracy z czekoladą i nowoczesnych technik cukierniczych. Każdy uczestnik otrzymywał dostęp do receptur i filmów instruktażowych przygotowanych przez trenerów Akademii Czekolady Callebaut, a osoby z pełnym pakietem – także voucher na produkty
Choć tegoroczna odsłona dobiegła końca, organizatorzy zapowiadają kontynuację projektu. Kolejne igrzyska planowane są na wiosnę 2026 roku – z nowymi przepisami i szansą na kolejne szkolenia w Akademii Czekolady.
– Naszym celem jest rozwijać społeczność cukierniczą i inspirować do nauki poprzez zabawę oraz rywalizację. Każdy deser to historia pasji, a każdy uczestnik – potencjalny mistrz – mówi zespół Torcik.net.
O ORGANIZATORACH
Torcik.net – sklep dla pasjonatów cukiernictwa, oferujący produkty i akcesoria dla profesjonalistów i amatorów.Akademia Czekolady Callebaut – miejsce, w którym pasja do czekolady spotyka się z profesjonalizmem. Szkolenia prowadzą najlepsi trenerzy i mistrzowie cukiernictwa w Polsce. n




W SKŁAD JURY TEGOROCZNEJ EDYCJI WESZLI ZNAKOMICI PRZEDSTAWICIELE ŚWIATA CUKIERNICTWA.

Marta Chruściel (Balonowa Mama) – znana z mediów społecznościowych twórczyni tortów, która zdobyła popularność dzięki udziałowi w programie Bake Off – Ale ciacho! Jej styl to lekkość, świeżość i naturalność bez nadmiaru ozdób.

Maciej Majzon-Wójtowicz – cukiernik, szkoleniowiec i ambasador marki Callebaut. W swoich deserach łączy odważne smaki i tekstury z klasyczną elegancją. Szkoląc innych, inspiruje do eksperymentowania z czekoladą i nowoczesnymi formami prezentacji.

Michał Kleiber – cukiernik i technolog z ponad 30-letnim doświadczeniem, związany z Akademią Czekolady Callebaut. Tworzy receptury, prowadzi szkolenia i doradza profesjonalistom, jak łączyć smak z biznesem.

Ewa Wajs – założycielka pracowni Mielone Migdały, specjalizuje się w autorskich tortach i słodkich stołach. Ceni minimalizm i naturalne formy – w jej pracach prostota idzie w parze z doskonałością techniczną.

Paweł Małecki – mistrz cukiernictwa, ekspert w dziedzinie pralin, lodów i dekoracji; wielokrotny laureat krajowych i międzynarodowych konkursów, a także wykładowca Akademii Czekolady Callebaut. Jako przewodniczący jury zwraca szczególną uwagę na technikę wykonania i harmonię smaków.
WIĘCEJ INFORMACJI: www.torcik.net/igrzyska-cukiernicze
KONTAKT: konkursy@torcik.net
INSTAGRAM: @torcik.net_ @callebautchocolateacademypl






Rok 2025 jest dla nas wyjątkowy – mija dokładnie 30 lat od inicjacji działalności firmy Zentis w Polsce. To nie tylko okrągła rocznica, ale przede wszystkim doskonała okazja, by podziękować wszystkim, którzy tworzyli i tworzą naszą historię. Przez trzy dekady budowaliśmy markę opartą na jakości, innowacyjności oraz zaufaniu. Z małej firmy staliśmy się jednym z kluczowych producentów komponentów owocowych i smakowych dla przemysłu spożywczego w Europie Środkowo-Wschodniej. Nasze produkty trafiają do największych marek branży mleczarskiej, piekarsko-cukierniczej, lodowej i napojowej – w Polsce i poza jej granicami.
Jednak to nie urządzenia, linie produkcyjne czy receptury są naszym największym atutem. To ludzie – pełni pasji, doświadczenia i zaangażowania. Dzięki nim Zentis to nie tylko firma, ale zespół, w którym każdy ma wpływ na rozwój i sukces. Dziękujemy naszym partnerom biznesowym i pracownikom – za 30 lat zaufania, współpracy i ciągłego doskonalenia.
Patrzymy w przyszłość z entuzjazmem. Planujemy dalsze inwestycje, rozwój i wdrażanie innowacyjnych rozwiązań. Wierzymy, że najlepsze wciąż przed Zentis Polska.
Dziękujemy, że jesteście z nami! n




Przez dwa dni uczestnicy mogli poczuć wyjątkową atmosferę spotkania ludzi z pasją – mistrzów piekarstwa, cukiernictwa i gastronomii. Odbyły się pokazy, degustacje i rozmowy o tym, jak śniadania mogą stać się wizytówką nowoczesnego lokalu. W powietrzu unosił się zapach świeżego pieczywa, czekolady i espresso, a wśród stoisk i prezentacji toczyły się rozmowy o tym, jak tradycja spotyka się z nowoczesnością. Eksperci dzielili się wiedzą o roślinnych alternatywach, trendach „to go” oraz roli kawy w budowaniu codziennej oferty piekarni, cukierni i kawiarni. Food Morning pokazał, że śniadanie to nie tylko pierwszy posiłek dnia – to styl życia, sposób na rozwój branży oraz budowanie relacji z klientami.
Jeszcze kilka lat temu śniadanie na mieście uchodziło za luksus. Dziś to codzienny rytuał, który łączy smak, wygodę i chwilę oddechu przed dniem pełnym wyzwań. Właśnie ten trend stał się inspiracją do jubileuszowej, 25. edycji Dni Otwartych Polmarkus – Food Morning. W tym roku tętniły one energią, aromatem kawy i świeżych wypieków: bajgli, pinsy, precli i rollsów.

O trendach wypowiedział się Łukasz Wylenżek z firmy Bakels: – „Deserówka” coraz częściej ucieka do centrów miast. Jest tam obecna w najlepszej jakości i nieco wyższej cenie, ale klienci cenią cukierniczy kunszt. Na pewno wszędzie wzrasta trend na przekąski słone i najróżniejsze pieczywo wytrawne, jak bajgle. Coś, co można wziąć do ręki i zjeść po drodze albo w pracy. W piekarniach i cukierniach coraz więcej jest produktów prostych w przygotowaniu, ale zaskakujących i atrakcyjnych wizualnie. Są to wszelkiego rodzaju proste wypieki, np. drożdżowe, albo kanapki czy inne formy pieczywa z wkładką. My, jako firma, wymyślamy rozwiązania, w których można coś szybko i bez wielkiego nakładu pracy


zrobić, co będzie się świetnie prezentować w witrynie i przyciągać wzrok. Wszystkie ciastka szprycowane, w których przygotowaniu może wyręczyć nas maszyna (multidrop), też są aktualnie trendem. Przemysł, czyli sieci handlowe, mocno weszły w wypieki drożdżowe. Dlatego trzeba zadbać o to, żeby się jakoś na ich tle wyróżnić. Nikt dziś nie patrzy, czy ciastka, wypiek są równe jak od linijki, konsumenci wybierają raczej smaki tradycyjne, to, co nawet wizualnie przypomina ręczną rzemieślniczą robotę. Prawda jest taka, że drożdżówka szybko schnie, a ciastka szprycowane biszkoptowo-tłuszczowe są świeże o wiele dłużej. Na ich bazie za pomocą prostych dodatków można tworzyć wiele różnych produktów. n

Największą nowością jest unikatowa w skali marki usługa polewania deserów świeżo temperowaną, błyszczącą czekoladą – proces odbywa się na oczach klientów, tworząc prawdziwe widowisko smaków i aromatów. Premierę miał również sernik baskijski, dostępny wyłącznie w tym miejscu.
Nowa przestrzeń, zaprojektowana przez studio Schwitzke Górski, łączy elegancję i przytulność, to idealne miejsce na spotkania przy aromatycznej kawie z palarni Sowa Caffè. W ofercie nie brakuje kultowych tortów, ciast, lodów, a także wypiekanych na miejscu przekąsek „Pyszne z Pieca” i dań z linii Sowa Bistro. Dodatkową atrakcją jest robot Sówka, który pomaga obsłudze i bawi najmłodszych gości.
Podczas otwarcia na klientów czekały liczne promocje, degustacje i pokazy cukiernicze – w tym występ mistrzyni świata


Cukiernia Sowa otworzyła wyjątkowy lokal przy zakładzie produkcyjnym na ul. Schulza 3 w Bydgoszczy. Po generalnym remoncie punkt zachwyca nowoczesnym wystrojem, klimatycznym ogrodem zimowym i innowacyjnymi rozwiązaniami –pierwszą w sieci strefą samoobsługową oraz interaktywnym kioskiem do składania zamówień. Dzięki nim klienci mogą szybko i wygodnie kupić słodkości czy kawę bez oczekiwania w kolejce.
w dekoracji tortów. Wśród ofert specjalnych znalazły się m.in. deser za połowę ceny czy trzeci produkt z linii „Pyszne z Pieca” za symboliczny grosz. Remont sklepu przy Schulza wpisuje się w strategię rozwoju marki „Rośniemy mądrze”, obejmującą modernizację lokali w całej Polsce. – Chcemy łączyć tradycję z nowoczesnością i stale inspirować naszych klientów – podkreślają przedstawiciele zarządu Cukierni Sowa. n










