Korsarz rzeczpospolitej tom 4 wrota wolności demo

Page 1

KORSARZ RZECZPOSPOLITEJ Cykl powieści przygodowych o polskich wojownikach morza z XVII wieku

TOM 4 – "WROTA WOLNOŚCI" DEMO Marcin Zimakowski korsarzrp@gmail.com http://korsarzrzeczpospolitej.blogspot.com Facebook: KorsarzRzeczpospolitej


WPROWADZENIE W roku 1658 wielka wojna pomiędzy Rzeczpospolitą a Szwecją wydawała się zmierzać nareszcie ku końcowi. Osłabiona i zmęczona monarchia skandynawska mogła co najwyżej bronić resztek swoich dawnych zdobyczy i próbować wyjść z konfliktu z honorem, zaś na stronę zwycięskiej Polski przeszły Prusy oraz Austria. Gdy zatem do aliansu antyszwedzkiego dołączyła jeszcze Dania, los Sztokholmu wydawał się być przesądzony. A jednak, przebiegły król Karol Gustaw raz jeszcze dał popis swojego wojskowego talentu i błyskawiczną inwazją zaskoczył Duńczyków na ich wyspach, dyktując upokarzające warunki pokoju i praktycznie anektując ich kraj. Tym samym, nieoczekiwanie, Szwedzi stali się panami cieśnin prowadzących na Bałtyk, jak i całej północnej Europy. Przed Polakami zaś, stanęła ponura wizja utraty swych sojuszników i konieczności rozpoczęcia nowej, "wiecznej" wojny. Oto opowieść o tym dlaczego tak się nie stało, w jakich okolicznościach Danię wydarto z rąk Szwecji, i kim byli bohaterowie, którzy ponownie odwrócili losy konfliktu na polską stronę... A wszystko to zaczęło się pewnego zimowego dnia, gdy morze przez wieki chroniące Duńczyków od nieprzyjaciół zostało nagle skute silnym lodem, czyniąc ich flotę całkowicie bezużyteczną, i pozwalając szwedzkiemu królowi na zdumiewający spacerek...


PROLOG Jutlandia, rok 1658. - Pośpieszcie się zanim zima się skończy! - krzyczał na swych ludzi Siggurson, dając im znać by starali się szybciej wiercić dziury w lodzie. Rozstawieni w odstępach od siebie miedzyli właśnie głębokość pokrywy jaka utworzyła się na duńskim morzu, ażeby zbadać czy żołnierskie stopy szczęśliwie przejdą po nim na druga stronę. - Szybciej, szybciej! - nie dawał im spokoju zdenerwowany oficer, pocierając zmarźnięte do szpiku kości ręce i chodząc w od jednego do drugiego, byle tylko nie stać w miejscu i jakoś się rozgrzać. - Sam sobie kręć! - nie wytrzymał wreszcie jeden z jego podkomendnych - Krzyczyć to każdy potrafi! - Przecież to twarde jak kamień człowieku! - wtórował mu drugi - Dłonie mi odpadają od samego zimna, a co dopiero wiercenia! - Twarde jak kamień powiadacie? - powtórzył zdziwiony oficer jakby właśnie doznał olśnienia. Już bowiem wiedział, że badania można praktycznie zakończyć, skoro lodu nie dalo się przebić, to męczące zadanie właściwie zostało wykonane. - Siggurson! Siggurson! - zakrzyknął wtem z brzegu ktoś jeszcze wyższy rangą, jeden z tysięcy tych wciąż czekających na jutlandzkiej ziemi na nowiny. - Tak wasza miłość? - Król chce wiedzieć czy pomiary są korzystne i czy lód nas utrzyma? - dopytywał się adiutant szwedzkiego monarchy wyręczając swojego pana. Otyły na brzuchu i łusty na twarzy Karol Gustaw siedział własnie w swych pokrytych złotem i obitych futrami saniach i popijał jakiegoś gorącego naparu serwowanego ze zdobytej na wojnie zastawy. Nie była to rzecz, która była w stanie wystarczająco ogrzać nawet jego, "rozbójnika Europy", który postawił sobie za cel podbicie całej Skandynawii i basenu Bałtyku. Ale ciecz miała tą jedną zaletę, że pozwalała obmywać jego czarny wąsik, który inaczej niechybnie pokryty zostałby już śniegiem. Inni z wojaków zgromadzonych na tym co w lecie powinno być plażą, nie mieli tyle szczęścia co ich władca. Niektórzy mogli sobie co prawda pozwolić na podróżowanie karocami czy powozem na płozach, ale te zazwyczaj nie były docieplane, toteż dobrze urodzeni, bogaci i ci z wyższymi szarżami marźli teraz na równi ze zwykłymi żołnierzami. Za to "arystokratą" nazywać mógł się w takich chwilach ten, kto zmyślnie zabrał ze sobą zapas drewna i kocioł by nagotować sobie obiadu. Każdy sposób był wszak dobry, ażeby znaleźć zajęcie pozwalające zapomnieć o pogodzie, a każde zdobyczne ubranie, choćby kobieca suknia, była szansą na to by nie zamarznąć. Ale przecież zdało się, że oto nadszedł kres ich męczarni... - Pomiary są bardziej niż dobre, Wasza Miłość! - zapewnił przełożonego oficer nadzorujący pomiary - Ale natura nigdy nie jest pewna. Teraz możnaby tu urządzić i tańce, ale później,


za godzinę lub dwie... - Nie mamy czasu na niepewność! - przerwał mu z irytacją, po czym machnął ręką na jakiegoś artylerzystę opartego o działo - Kronstein! Ten natychmiast wyprostował się, podszedł do przywołującego i stanął na baczność... - Potrzebujemy przeprowadzić próbę wytrzymałości lodu - zarządził królewski adiutant Weźcie jedną baterię armat i ruszajcie w imię Boże! Ale Kronstein nie był pewny czy aby się nie przesłyszał, toteż wyraził wątpliwości... -Aaaaaa co jeśli lód będzie zbyt kruchy i jakaś zatonie Wasza Miłość? - To będziemy zawsze mieli kilkadziesiąt innych w zapasie! - ryknął w odpowiedzi - Ważne by choć część z nich przeszła na drugi brzeg, a nie by urządzać żałobę nad jedną staconą! - Tak jest Wasza Miłość. - zamachał mu czapką artylerzysta i odszedł wydawać rozkazy. Za komendą Kronsteina, który wciąż nie wierzył czy aby nie otrzymał właśnie wyroku śmierci, zastęp żołnierzy i koni pociągnął kilka dział ku morzu. Ciągnące lawety zwierzęta chyba nie zdawały sobie nawet sprawy, że poruszają się już po wodach oblewających Danię, a nie po twardej ziemi. Ale skoro one czuły się jakby wciąż były na suchym lądzie, było bardziej niż pewne, że wszystko się dobrze potoczy. I armaty i nadzorujący je ludzie. I Kronstein, który szedł w tym wszystkim na przedzie... --- No i? - zapytał się jeden ze szwedzkich dowódców towarzyszy, dy już bateria artylerii zniknęła im z oczu w białej poświacie. Ci jednak nic nie mogli mu odpowiedzież, wszak sami też się jedynie przyglądali i wciąż czekali. Minęło kilka minut aż wreszcie Karol Gustaw obrócił się za siebie, spojrzał przeciągle na swoją armię nadymając policzki i skinął wreszcie głową dając znak by byli gotowi. - Naprzód marsz!!! - zaryczał z całej mocy generał - Na Kopenhagę!! Ku chwale Szwecji i króla! A potem wskazał buławą tam gdzie według przestudiowanych wcześniej map miały znajdować się duńskie wyspy, a wśród nich i ta na której znajdowała się stolica Fryderyka III. Monarcha z dynastii Oldenburgów świętujący w swym ogrzanym pałacu dziesiąty rok swych rządów, miał przeżyć wkrótce szok większy niż wszelkie klęski jakie doznał od Szwedów jego ojciec, król Christian IV. W najgorszych snach nie mógł wiedzieć, że w tej porze roku gdy wszyscy zainteresowani wojną zazwyczaj odpoczywają i co najwyżej szykują zapasy na wiosenną kampanię, ku jemu jednemu jedynemu maszerowała właśnie armia weteranów spod znaku żółtego lwami z trzema koronami, a złowrogi las złoto-niebieskich sztandarów ze skandynawskim krzyżem zmierzał nieuchronnie ku jego posiadłościom, by zaskoczyć obrońców Danii kiedy się tego najmniej spodziewali. ---


- Taki chłód, że i flaga zamarła a nas tu na posterunek wysłali! - irytował się Rasmusen ogrzewając ręce nad ogniskiem rozpalonym w duńskiej reducie i spoglądając na wiszącą na maście czerwoną chorągiew z białym duńskim krzyżem. - Kimś trzeba przecież szańce obsadzić. - kajał go starszy towaszysz broni - Jak nie ciebie, to innego zmarźlucha by wzięli! Faktem, że rzeczywiście "innych zmarźluchów" był tu niecały tuzin, wszyscy w karmazynowych mundurach, z których wszyscy woleliby teraz na pewno być raczej w dalekiej Kopenhadze wraz ze swoim monarchą. - A po diabła trzymać teraz wartę kiedy przez te śniegi nie idzie wojny prowadzić? kontynuował narzekanie najmłodszy z żołnierzy - Ludziom się nie chce walczyć, koni nie ma czym karmić, a jak się za muszkiet chwyci to jeszcze ręce tylko do spustu przymarzną! - Nie przymarzną! Głupiś i tyle. - pouczał go jakiś weteran - Jak ci od tego grzanego piwa mózg odlatuje, to znaczy że jest wystarczająco ciepło. - dodał po czym wziął solidny łyk z drewnianego kufla, racząc się napitkiem podarowanym im z królewskich piwnic. - To znaczy, że za dużo pije i powinien nam oddać swoją porcję! - zaśmiał się ktoś następny. - Jeszcze czego, w tej temperaturze piwo to jedyne moje pocieszenie. - protestował młodzieniec pociągając browaru. - Słusznie! - zgodził się weteran i stuknęli się kuflem o kufel - Nie wiem co bez tego chmielu byśmy teraz zrobili. - Kobitki byśmy sobie wzięli, ot co! - zarechotał grubas i jednocześnie posiadacz najmniejszej liczby zębów wśród zebranych - Nic nie rozgrzewa tak jak miłość z niewiastą. Najprzystojniejszy w kompanii zerknął na to niemu niechętnie i westchnął... - Tylko że bab dostajemy niestety w przydziale. - rzekł ze smutkiem - Tego żaden chrześcijański rząd ci nie podaruje, a browar to bez problemu nam załatwił. Baby to materiał wyjątkowo, którego nie idzie ot tak zapakować na wóz i przertransportować w beczkach. Więc cieszmy się tym co mamy, póki nie wystygnie. - Ale piwo kiedyś nam się skończy, a ta wstrętna zima może trwać wiecznie. - zauważył grubas. Na to dzielni obrońcy Danii jak jeden mąż wznieśli kufle do ust i wlewali trunek do swych gardeł, co by chronić je przed zimowym szronem. Tylko najmłodszy w grupie miał już najwyraźniej dość, bo powstał, odstawił swoją porcję na ławę i jął się nad czymś zastanawiać... - Ech, najgorsze w tym wszystkim, że to rozgrzewające piwo trzeba po spożyciu jeszcze jakoś wyszczać - irytował się na poważnie. - No to wystaw kolego swój muszkiet za redutę i daj ognia! - zaryczał śmiechem grubas, a inni poszli za jego przykładem. - Hahaa! Tylko ty celuj w stronę Szwedów a nie przypadkiem w nas, i niech ci ręka do spustu nie przymarźnie! - wtórował mu przystojniak. Młodzieniec wolno i lekko się kołysając, wspiął się na wał forteczki zostawiając kompanów za sobą. Nie miał powodów by nie denerwować się zadaniem jakie właśnie zleciły mu nerki. Misja "odcedzenia kartofelków" na takim zimnie wydawała się wszak niewykonalna, bo potrzeba potrzebą, ale rozum rozumem. Mózgownica, napojona procentami czy nie, protestowała wobec pomysłu by wyciągnąc choćby jednego palca spod rękawiczki przy takiej temperaturze, a co dopiera by wyswobadzać ze spodni najcenniejszą część męskiego ciała. I choć wprawdzie miał dopiero siedemnaście lat, to już wiedział przecież ileż to pożytku i radości mogło przynieść mu to urządzenie. A przynajmniej tak opowiadali mu starsi bracia,


którzy już byli pożenieni. I towarzysze broni, którzy częściej niż on, gołowąs, biegali za niewiastami. On sam był wciąż niewyswatany. - Ale już niedługo! - uśmiechnął się sam do siebie w myślach - Sprawdzę ile w tych legend jest prawdą. Znajdę sobie jakąś rownie jasnowłosą jak ja, o jeszcze dłuższych włosach niż moje, i piersiach wielkich jak armatnie kule i narobię jej dzieci, żeby utrzymywał nas i bym nigdy więcej nie musiał już służyć na tym nędznym padole. Podjąwszy zaś tą szczytną decyzję, sięgnął wreszcie odważnie do portek, po czym wystawił już śmiało, bez lęku muszkiet za wał i koncentrował się przed otwarciem ognia... - "Celuj w stronę Szwedów". - przypomniał sobie już głośno - Phi! Dowcipnisie!... Chyba na wiosnę! Co za banda opijów. No dobra. Jakby się do tego zabrać? A no tak. Uważać na spust, i "celooować w stronę Szwedów". - wyrecytował wskazówki kolegów i puścił wreszcie strumień, który o dziwo wcale nie zamarzł, ale wręcz przyniósł mu zdecydowaną ulgę - Celooować w stronę Szwedów... Może jeszcze na komendę powinienem to robić? "Na ramię broń"... I co tam jeszcze było? Ach tak!... "Gotuj, cel, pal i"... Ale nie dokończył. I nie dlatego, że przypadkiem zapomniał. Zdziwiło go po prostu, że wokół nagle rzeczywiście pojawiły się wywołane zapijaczonym głosem cele. Mnóstwo celów, całe hordy. I co bardziej szokujące młody umysł, wyszli prosto z morza, więc być może zesłał ich tu sam Neptun. Zamachał głową na wszystkie strony, ażeby sprawdzić czy aby przypadkiem na pewno jest jeszcze świadomy swych zmysłów. Ale z łepetyną wydawało się być wszystko w porządku. Przyglądał się zatem z niedowierzaniem jak rój nieprzyjaciół wyłaniał się w coraz liczniejszych kolumnach. Pokryci śniegiem wojacy błyskawicznie rozlali się na wszystkie strony i otoczyli samotną fortalicję, strzegącą wybrzeża. - A może to wcale nie jest wybrzeże, skoro nigdzie nie widać było szwedzkich okrętów? pomyślał - Może podczas gdy my tu marzliśmy lądy po obu stronach morza połączyły się? Wszak na kazaniach pastor opowiadał nam, że skorupa ziemska od czasu do czasu potrafi przesuwać się i dotyczy to całych kontynentów! Cóż zatem znaczyła mała duńska wysepka? Ale jeśli myślał, że wrogowie mu to wytłumaczą i potwierdzą jego przypuszczenia to srodze się zawiódł. Piechurzy wspięli się co prawda ku niemu, ale nie po to jednak by debatować tu z nim o cudach natury, ani by nawet pomóc mu zejść z wału, ale by przystawić mu rapiery do twarzy... - A to ci heca... Hehe! - uśmiechnął się sztucznie młodzieniec podnosząc ręce do góry Wiecie, z tym celowaniem to nie było tak dosłownie. Nic do was nie mam. Słowo! Najeźdźcy nie raczyli nawet odpowiedzieć o co im właściwie chodziło. Pogonili ostrzami jeńca na dół, gdzie wkrótce dołączyli doń inni zaskoczeni kompani. Garnizon poddał się, co oczywista, bez jednego wystarzału. Na maszt zaś, w miejsce flagi duńskiej wjeżdzała już szwedzka. Tak Karol Gustaw oznajmiał światu, że objął ten zamarznięty skrawek ziemi w swe posiadanie. Grubas bez zębów nie zastanawiał się jednak wcale nad tym, co oznacza dla niego i jego rodaków nieprzewidziana inwazja i zapowiadająca się okupacja. Za prostym był człowiekiem na takie dywagacje. Ale nie mógł wyjść wszak z wrażenia, że nieprzyjaciele zjawili się tu w najmniej spodziwany sposób. Toteż dał temu wyraźnie wyraz co rusz zerkając w stronę skąd przybyli... - I wyście tu pieszo tak przez morze przyszli?? Chciało się Wam?? ---


Spalić wszystkie zabudowania! - zakomenderował wysoki rangą oficer gdy dotarli do piewszej wioski na wyspie - Niech ludność ucieka do miast, to tylko wzmoży panikę i chaos wśród obrońców. Podkomendni, przyzwyczajeni już do takiego potraktowania niejednej miejscowości, posłusznie chwycili za gorące żągwie i kolejno, jedno po drugim, obracali w popiół dobytek przerażonych Duńczyków. Bezbronne ofiary wojny prosestował, ale nie mogły nic przecież na to zrobić. To co często w takim trudzie budowali latami, poszło właśnie w niebyt bez żadnego wysiłku, ot, kawałek drewienka zapruszył pożar. Co w tym wszystkim najdziwniejsze, niektórzy ze Szwedów zamierzali skorzystać na pechu innych w niecodzienny sposób. Ogień stanowił wszak kolejne źródło ciepła i przy płonącym domu można było ogrzać się lepiej niż przy zwykłym ognisku... - Nie zatrzymywać się! Urządzicie sobie postój w Kopenhadze! - okrzyknął grupę przy chałupie jakiegoś nieszczęśnika oficer rajtarii. - Ale wasza miłość! My już nóg nie czujemy! - prosił jeden z żołnierzy. - Więc niech jeden drugiego bierze na barana, a kto nie ma przyjaciół ten niech zamarza w zaspie! - okrzyknął ich obracając w miejscu konia - Banda nędzarzy! Gdzie podziała się wasza krew wikingów?? Zmarźnięty wynędzniały piechur rozłożył tylko bezradnie ręce... - Wystygła wasza miłość. --Trudy marszu po lodzie dawały o sobie znać już w całym wojsku. A co gorsze i co wzbudzało zdecydowaną niechęć, król Karol Gustaw nie zamierzał oszczędzać swych własnych poddanych. Mimo, że widział wyraźnie, jak wiele ta przeprawała kosztowała oddanych mu zbrojnych. On sam, siedząc cały czas pod kocem w swych saniach, być może nie zdawał sobie sprawy, że inni mieli o wiele gorzej. A być może po prostu nic go to nie obchodziło. Albo uważał, że sam spacer po Bałtyku nie zda się na nic, jeśli teraz się zatrzymają... - Czy ten wysiłek naprawdę jest tego warty? Nie mogliśmy poczekać po prostu do wiosny? dopytywał się go jeden z generałów. - By pozwolić Duńczykom spokojnie spędzić zimę? - zdziwił się nad wyraz monarcha nadymając policzki - By pozwolić byli gotowi do wojny o właściwej porze? - Tak działania prowadzili nasi ojcowie i dziadkowie wasza wysokość. - I dlatego wasi ojcowie i dziadkowie niczego nie podbili i nigdy nie słyszała o nich Europa! - obruszył się władca. - Imię Karola Gustawa zaś pozostanie na wieki na ustach wszystkich. - Czy aby na pewno nie zamykamy historii naszych podbojów za szybko, mój panie? zastanawiał się swobodnie oficer - Kogo tam obchodzi jakaś marna Dania? Gdybyśmy podbili tak Cesarstwo, albo Polskę... - Dania i jej cieśniny są kluczem do podbicia innych. - przerwał mu król - Poza Gibraltarem nie masz innych tak ważnych w Eiropie wrót blokujących przewóz towarów, broni i wojska! Bez dostępu do Sundu, Rzeczpospolita zostanie odcięta od swoich rynków zbytu i posiłków i prędzej czy później będzie zmuszona uznać naszą wyższość. My sami zaś obłowimy się na cle bardziej niż hiszpański szlachcic na amerykańskim kruszcu.


Generał pogładził się na to tylko po wąsie. Nadal mu to wszystko nie pasowało... - Założyć można sobie wszystko, wasza królewska mość. Bo mieć te całe cieśniny i Danię w rękach to jedno, a jeszcze je utrzymać... - A któż niby może nam je wyrwać? - odparł mu pytająco Karol Gustaw, po czym uśmiechnął się sam do siebie niczym najprzebieglejszy lis. Dał klaśnięciem znak powążącemu i ruszyli dalej. Sanie, generał, adiutant i inni oficerowie, a wraz za nimi kolumny zmarzniętych i wściekłych żołnierzy. Swoją złość mieli jednak wyładować nie na swoim własnym królu, ale na podbitym kraju. Juz wkrótce mieli wkroczyć do stołecznej Kopenhagi, a wraz z nią objąć w posiadanie resztę pokrytego śniegiem kraju.


CHCESZ DOWIEDZIEĆ SIĘ CO BYŁO DALEJ? Weź udział w akcji dokarmiania Autora! Szukaj książek z logiem Korsarza w księgarniach! Lub obserwuj oficjalne strony serii w internecie!

Na cykl KORSARZ RZECZPOSPOLITEJ składają się następujące niezależne tomy: 1. Rozbójnicy Bałtyku 2. Sługa nienawiści 3. Władztwo Wilków 4. Wrota Wolności 5. Jedźcy Nowego Świata 6. Tron Czarnych Łez 7. W objęciach diabła

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.