Korsarz rzeczpospolitej tom 2 sługa nienawiści demo

Page 1

KORSARZ RZECZPOSPOLITEJ Cykl powieści przygodowych o polskich wojownikach morza z XVII wieku

TOM 2 – "SŁUGA NIENAWIŚCI" DEMO Marcin Zimakowski korsarzrp@gmail.com http://korsarzrzeczpospolitej.blogspot.com Facebook: KorsarzRzeczpospolitej


WPROWADZENIE W połowie XVII wieku, po zwycięstwie w brutalnej wojnie domowej, obaleniu monarchii Stuartów oraz podboju Irlandii i Szkocji, całe Wyspy Brytyjskie znalazły się pod władzą republikańskich purytanów. Ich przywódca, Oliver Cromwell, wysunął tym samym Anglię na czoło państw protestanckich i zaczął wpływać na poczynania europejskich potęg. Swych sojuszników obsypywał złotem, doskonale wyszkolonym wojskiem i okrętami a przeciwników straszył i karał mocą purytańskich kul i mieczy. W roku 1654 pod ciosami Anglików musiała ukorzyć się pokonana Holandia, rok później Hiszpanie utracili na ich rzecz wyspę Jamajkę, a wszystko to miało być jedynie wstępem do zaprowadzenia nowego "porządku" gospodarczego i religijnego, prologiem do wymarzonej przez purytanów wielkiej antykatolickiej krucjaty, która miała zniszczyć znienawidzone przez Cromwella papiestwo i posłuszne rzymskiej tradycji monarchie. Kluczem do owej krucjaty miało zaś być pokonanie Polski i wsparcie dla walczących z nią Szwedów. Gdyby to stało się faktem, Europa niechybnie pogrążyłaby się w największej i najokrutniejszej wojnie, jaką znały wszystkie jej religie i narody. Oto historia o tym dlaczego do eskalacji konfliktu nie doszło oraz o tych którzy ocalili Polskę i Europę przed zaplanowaną dlań katastrofą...


PROLOG Wschodni Atlantyk, rok 1655. Zaskoczyli ich podczas rejsu powrotnego do Hiszpanii. Zaskoczenie to zresztą mało powiedziane. To był pogrom! Cała armada statków handlowych płynąca z amerykańskich kolonii do macierzy wpadła w pułapkę zastawioną przez angielskich łowców niczym ranny jeleń wpada w sidła i staje by paść łupem okrutnych ogarów. Handlowe żaglowce nie miały szans w starciu z armadą uzbrojonych po zęby liniowców. Kolejno padały jeden po drugim, pozbawione wpierw masztów, niczym nóg. Anglicy doskonale zresztą wszystko zaplanowali. Starannie wybierali ofiary, przechwytyjąc je jedna po drugiej i decydując o losie każdej z osobna. Jedne, cenniejsze i z bogatszym ładunkiem, miały zostać odholowane do portów zwycięzcy. Inne, te bardziej potrzaskane, na wpółzatopione lub po prostu mniej warte, miały zakończyć swój los na dnie oceanu. "Don Segurdo del Muerte" był jednym z tych drugich. Opuszczony już przez większość załogi, unosił się na fali sam, zdało się z własnej woli, jakby wciąż walczył i nie mógł pogodzić się z pisaną mu śmiercią. Nie mógł już jednak nigdzie uciekać, nie miał czym skoro po pokładzie walały się zerwane żagle a w miejscu dumnego niegdyś masztu, sterczył jedynie poraniony kulami kikut. Mógł jedynie czekać aż Anglik przybędzie zlustrować jego zawartość i posłać jednostkę na dno, lub zostawić by konała samotnie. A jednak, nawet i w takim momencie, pod pokładem "del Muerte" kryły się nieliczne zbłąkane dusze. Kucharz Juan Barranda był jedną z nich i od momentu schowania się w szafie modlił się żarliwie aby nie został odnaleziony. - Heretycy! Przeklęci! Proszę Boże... - łkał i przeklinał na zmianę nieprzyjaciół - ...zmiłuj się nad swym sługą Barrandą. Święta Mario... Wysiłki były jednak na nic. Grupa abordażowa była już w środku i przez szparę widział jak węszyła w poszukiwaniu nie tyle statkowych myszy, co jeńców. - Bracia! Tutaj ktoś jest! Tutaj! - krzyknął jeden z odzianych na czerwono Anglików a zaraz zbiegli się następni. Powoli podeszli do szafy, celując z pistoletów i muszkietów i asekurując się na wszelki wypadek obnażonymi rapierami. Ale niepotrzebnie się obawiali. Gdy tylko najodważniejszy z nich doskoczył do kryjówki by otworzyć drzwi, a w środku ukazał się rozdygotany przerażony Hiszpan, wiedzieli że nie będzie stawiał żadnego oporu. - Proszę! Proszę oszczędźcie mnie! - błagał nieszczęsny Juan, zaciskając na piersi złoty kkrzyż. - A nie mówiłem wam, że kogoś słyszę? - wyszczerzył zęby w uśmiechu znalaźca i gwałtownie wyciągnął ofiarę za ubranie. Bezwolny nieszczęśnik poleciał do przodu i padł głową prosto na deski. Tuż pod nogi jakiegoś odzianego w półzbroję brodacza. Juan obejrzał się do góry drżąc, i zauważył że człek ten nie należał wcale do angielskiej marynarki. W czarnym kirasjerskim hełmie i pancerzu przypominał wyglądał raczej na kawalerzystę. Członka owych niesławnych "Żelaznobokich"... - Katolicki krzyż - zauważył wnet brodacz - na niewiele ci się to teraz zda papisto. Pozwolę sobie go wziąść, na poczet reperowania naszego wojennego budżetu.


Ale jeśli Anglik myślał, że Hiszpan odda mu swój artefakt bez opierania się to okrutnie się mylił. Niczym za sprawą boskiej ręki, w jeńca wstąpił bowiem nagle nowy duch i przyciągnął krzyż do siebie jeszcze mocniej. Tak mocno, że i kilku nieprzyjaciół nie mogło mu go wyrwać, szarpiąc się i szarpiąc. Ale brodacz miał na to swój własny sposób... - Lepiej oddaj po dobroci, albo stracisz obie ręce... - pogroził mu i pokazał swą prawą dłoń, a właściwie hak, który sterczał teraz w jej miejscu - ...Poznałem już kiedyś to uczucie i zapewniam cię, że wcale nie jest ono przyjemne. Hiszpan nie bronił się dłużej. Sprezentowany mu przez Anglika widok podziałał na jego umysł i od razu oddał mu przedmiot. - Zabrać go! - syknął brodacz oglądając cenny artefakt jedyną sprawną ręką. - Błagam... proszę... - mamłał językiem Juan, którego znowu jakby opuściły siły. Angielscy siepacze nie zamierzali się jednak nad nim litować i chwyciwszy go za ramiona jęli ciągnąć bezwolnego na górę. Tymczasem na pokładzie okazało się, że wróg znalazł już więcej jeńców i rozporządzał teraz nimi niczym zwykłymi przedmiotami handlu. - Foxtall! - zakrzyknął władczo jakiś angielski oficer w peruce. - Tak wasza miłość? - zjawił się przed nim jakby spod ziemi jego młody adiutant. - Ilu jeszcze tych papistów znajduje się pod pokładem? - To już ostatni wasza miłość ! - odparł wskazując na Juana. Oficer przypatrzył się chwilę nieszczęśnikowi z niesmakiem i pociągnął nosem jakby nie mogąc znieść smrodu. - Doskonale. Możecie zatem zatopić ich okręt. - Zatopić? - zdziwił się Foxtall - Wasza miłość. Ośmielam się zauważyć, że może i ta jednostka nie ma masztów i jest w złym stanie, ale możnaby ją doprowadzić do portu i... - I marnować nasz cenny angielski czas i drewno i gwoździe na ten katolicki hiszpański szmelc? - odburknął oficer - Gdyby ich żaglowce na coś się nadawały, nie roznieślibyśmy ich na strzępy. Zresztą mamy już kilka bardziej wartościowych pryzów... Wykonać! - rzucił głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Tak jest wasza miłość. Ale Foxtall zdał sobie nagle z czegoś sprawę, bo obrócił się instynktowieni na stopie i wrócił się do swego dowódcy... - Aaaa... jeńcy? - zapytał się zmartwionym głosem. Perukarz pomyślał chwilę dłubiąc sobie palcem w swych angielskich zębach. Popatrzył się chwilę na swego adiutanta, który widocznie wydał mu się zbyt młody do wykonania zadania jakie miał mu właśnie zlecić. Zwrócił się więc do brodacza, który wszystko obserwował trzymając zdobyczny krzyż... - To honorowi ludzie. - zagadnął go nie wiadomo czy to żartem czy serio - Na pewno nie chcieliby doświadczyć wtydu pobytu w naszym heretyckim lochu. Lepiej już urządzić im godny pochówek pośrodku morza. Ustaw pluton Sedgemoor, niech celują prosto w serca. dodał, po czym bezceremonialnie zabrał mu krzyż i odszedł w kierunku burty, gdzie czekała już nań łódź a żołnierze ustawili się przed szeregiem jeńców i przygotowywali się do oddania salwy z muszkietów. - Bądźcie przeklęci angielskie psy! - zakrzyknął nagle klęczący związany Juan - Oby Cromwella i was wszystkich spalono na stosie żywcem! Słowa te naturalnie dotarły do właściwego ucha i spotkały się z natychmiastową reakcją. - Czekajcie, zmieniłem zdanie. - wstrzymał egzekucję perukarz - Skoro Hiszpanie chcą traktować nas ogniem, to myślę że my z kolei powinniśmy ugasić ten jego żar wodą. - dodał


i popatrzył przeciągle w kierunku Foxtalla, aż ten pojął o co chodzi. Brodacz w mig zakomenderował by żołnierze podprowadzili jeńców ku burcie. - Panowie, miłej kąpieli. - rzucił Hiszpanom na pożegnanie dowódca - Weźcie głęboki oddech. Ale Juan nie chciał jeszcze pozwolić mu odejść. Zauważywszy swój krzyż w rękach nie wytrzymał i zaryczał: - Przeklinam ten krzyż, który trzymasz w ręce! Niech to co zagrabisz katolickiej sprawie, obróci się przeciwko tobie z nawiązką! - To? - zdziwił się Anglik spoglądając na złoty artefakt - Naprawdę myślisz, że ten mały nagi człowieczek, który według was katolików ma odzwierciedlać naszego pana Jezusa Chrystusa coś może mi zrobić? Najwidoczniej atak jeńca był dlań policzkiem skoro jął nagle zastanawiać się sam ze sobą, aż wreszcie postanowił: - Nie podoba mi się ten egzemplarz. - rzekł kwaśno do brodacza - Być może sama wycieczka na dno morza to dla niego za mało. Skujcie go na wszeli wypadek łańcuchami, ażeby przypadkiem nie wypłynął i nie wbił mi tego krzyża prosto w gardło. - Będzie jak postanowiłeś - odparł bez namysłu Sedgemoor, jakby dając świadectwo, że nie była to dla niego pierwszyzna. Na jego komendę, żołnierze szybko otoczyli Juana i obwiązali kilkoma znalezionymi gdzieś łańcuchami. - Panowie... - zwrócił się teraz do innych oficerów perukarz - Myślę, że możemy udać się w rejs powrotny do domu. Nic tu po nas na tych katolickich wodach. - Oczywiście panie. - odparł jeden z nich, po czym wszyscy zaczęli schodzić się do podstawionych łodzi. - Ach, byłbym zapomniał Foxtall - zwrócił się znów do swego adiutanta rzucając mu krzyż Zanieś to do mojej kajuty. Dołączy do moich trofeów. - Tak jest wasza miłość. Zdobycz zaciekawiła młodego oficera. Płynąc ku potężnemu flagowemu liniowcowi młodzieniec przyglądał się złotej hiszpańskiej relikwii. Nagle, zdałoby się, rzeźbiony na nim Jezus wydał z siebie okrzyż pełen przerażenia. Foxtall obejrzał się. To po prostu nieszczęśni jeńcy lecieli właśnie z pokładu za burtę "del Muerte". Osatnim z nich zaś był Juan, zwykły statkowy kucharz, który w chwili sądu ostatecznego zdobył się na taką odwagę. Łańcuchy szybko pociągnęły go na dół, tak że w drodze na dno wyprzedził swych kompanów, którzy zaledwie skrępowani opadali swobodniej. --- Gratuluję Cunningham! Kolejne wspaniałe zwycięstwo. - rzucił brodacz perukarzowi, wchodząc bezceremonialnie do jego kajuty na liniowcu. Tym razem nie miał już na głowie hełmu, pod nim nosił zaś miast długiej czupryny nosił krótko przysztyżone włosy. - Nie ma czego gratulować Sedgemoor. - odparł dowódca szeroko ziewając po czym opadł na sofę - Hiszpania to mało wymagający przeciwnik. O wiele bardziej wolałem już wyrzynać Irlandczyków, oni przynajmniej potrafili się bronić przez wiele lat. Nie oddaliby nam tak łatwo Jamajki.


- Jamajka to jedno, drogi przyjacielu, nie podbiliśmy przecież Kuby, a to był nasz pierwotny cel. - Zwykły wypadek przy pracy! W tych okropnych tropikach każdemu może się przydarzyć udar. - tłumaczył oglądając zdobyczny krzyż w dłoni - Jako człowiek cywilizowany i Europejczyk wolę chłodniejsze miejsca. - Może to dlatego, że masz tak chłodne serce - rzucił mu szorstko Sedgemoor i poczęstował sie bez pytania jabłkiem prosto z kapitańskiego stołku. Perukarz nie zwracał jednak w ogóle uwagi jego zachowanie... - Chłodne serce? Może? Czy może serce może być w ogóle chłodne? - zastanawiał się bawiąc się artefaktem i dłubiąc Jezusowi w brzuszku - Jeśli tak, to taka jest widocznie wola naszego pana Jezusa Chrystusa i samego Boga. - Nie musisz zrzucać całej winy za swoje czyny na tych z góry. Cromwella nie ma z nami i myślę, że nic się nie stanie nawet jeśli napijemy się z okazji victorii hiszpańskiego wina. rzekł po czym wyciągnął zza pleców schowaną butelkę Malagi, "podarunek" od kapitana "del Murte". - Czy ja dobrze słyszę? - dziwił się Cunningham - Wszystkie moje słowa o papistach nadal do ciebie nie przemawiają? Ty naprawdę gustujesz w tym ich katolickim gównie? Brodacz tylko wytrzeszczył oczy słysząc tak naiwne pytanie. - Oczywiście! Do mnie przemawiają tylko argumenty ostrza oraz zysków. - odparł i odkorkował zębami butelkę, po czym pociągnął ustami solidną porcję procentów. - Jak sobie chcesz. Ja nie zamierzam pić. - skwasił się obserwując kompana i usiadł Hiszpańskie czy angielskie, z woli Cromwella czy wbrew. Ślubowałem absolutną czystość duchową i trzeźwość dopóki nie pokonam wszystkich katolickich nacji. Ot, taki mój skromny cel. - Ten zakaz może zatem długo potrwać. Papistów nie jest wcale mało - zauważył Sedgemoor. - Tak... ale ich siła i liczba ma wiele wrażliwych punktów. - zerwał się raptownie perukarz i podszedł do rozłożonej na stole mapy Europy, po której zaczał stukać krzyżem - Jedno celne uderzenie w najbardziej kluczowy z nich i ich wspólnota rozpadnie się jak domek z kart. A wtedy uporamy się z nimi szybko. Jedna nacja po drugiej. - A ten wrażliwy punkt to? - zainteresował się brodacz - Austria? - A po cóż potykać się akurat z nimi? - zdziwił się Cunningham na tak daleką ignorancję rozmówcy - Z Austrią może uporać się wpierw katolicka Francja, skoro biją się między sobą nie należy im przeszkadzać. Zresztą, w tym wypadku zawsze możemy liczyć także na życzliwość Turków. - Oczywiście. Muzułmanie są nam milsi od katolików. - zadrwił zeń pijący. - Ale... - zapauzował perukarz - Jest inny kraj, który powinniśmy wymazać z Europy w imię naszej wiary. Centralnie położony. Wyeliminowanie go powinno złamać kręgosłup Austrii. A do tego stale walczy z miłą nam protestancką Szwecją. - Polska? - zdumiał sie Sedgemoor - A co to na to Cromwell? - Cromwell jest oczywiście za. Sam napisał list do Karola Gustawa, prosząc pana na sztokholmskim tronie by utrącił rogu katolickiej bestii. - Czy ja wiem... - podrapał się po tyle głowy brodacz - Polska jest dosyć daleko, a mi od dawna tęskno do mojej Anglii. Zresztą Polacy to podobno naród strasznych jeźdźców, papiści czy nie, niełatwo będzie się z nimi potykać. - Wątpisz w swoje kawaleryjskie możliwości? - zdumiał się Cunningham odrywając się aż od mapy. - Nigdy tego nie powiedziałem. Po prostu we własnym kraju nie mam sobie równych


w siodle, i wolałbym trzymać się tej reputacji. Po co mi ryzykować pojedynku z kimś walczącym innym stylem, i który będzie jedną wielką niewiadomą? Na perukarzu dalszy wywód nie zrobił już jednak najwyraźniej wrażenia, skoro znów wrócił do lustrowania mapy. - Szwedzi udowodnili już, że Polaków da się pokonać w polu. - uspokajał rozmówcę I to niejednokrotnie. Zresztą... Polacy nie mają władcy z prawdziwego zdarzenia. Są zdani na skłóconych dowódców. - Ale mają energiczną królową, która rządzi za swego męża - zauważył brodacz. - I za sam ten fakt, powinni zostać zniszczeni! - odparł z nienawiścią Cunningham aż walnął w stół a z tego wszystkiego zdałoby się aż gruchnęło potężnie. Nie był to jednak odgłos uderzenia angielskiego dowódcy, a złowieszczy pomruk z oddali. Oto wyleciał bowiem w powietrze nieszczęsny "del Muerte". Hiszpański żaglowiec, porzucony przez zdobywców i wpierw podpalony, zaryczał jakby w ostatnim proteście. Ale był to już ostatni akt jego agonii. Do wnętrza jego wdarła się bowiem zaraz woda, a ocean przyjął go w poczet swych wiecznych gości. Dwaj oficerowie w kajucie liniowca przyglądali się chwilę temu fascynującemu zjawisku. Ale tylko przez chwilę. Gdy było już po wszystkim, jakby nigdy nic powrócili do swych czynności, to jest do picia wina i przyglądania się mapy. - A zresztą... - dokończył Cunningham - Polityką może zajmować się każdy głupiec. Ale cóż ta kobieta może wiedzieć o wojaczce? Gdyby tylko wypowiadając te słowa mógł wiedzieć jak bardzo się pomyli...


CHCESZ DOWIEDZIEĆ SIĘ CO BYŁO DALEJ? Weź udział w akcji dokarmiania Autora! Szukaj książek z logiem Korsarza w księgarniach! Lub obserwuj oficjalne strony serii w internecie!

Na cykl KORSARZ RZECZPOSPOLITEJ składają się następujące niezależne tomy: 1. Rozbójnicy Bałtyku 2. Sługa nienawiści 3. Władztwo Wilków 4. Wrota Wolności 5. Jedźcy Nowego Świata 6. Tron Czarnych Łez 7. W objęciach diabła

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.