PUPIL nr 1(38)/2025. Magazyn zoologiczny

Page 1


SPIS TREŚCI

WSTĘP

PORADY EKSPERTA:

Choroby odkleszczowe psów

Z GABINETU WETERYNARYJNEGO:

Wścieklizna – choroba wciąż aktualna

Jak nie przeoczyć pierwszych objawów choroby serca u drobnych ssaków

PUPIL GWIAZDY:

Ona sprawia, że nasze życie jest weselsze. Dorota Chotecka i Radosław Pazura opowiadają o swoim psie – Lusi

WOKÓŁ ZWIERZĄT – PIES:

Savoir vivre, czyli kultura spacerowa

Jak przygotować dziecko do adopcji psa Regeneracja psiej sierści po zimie

WOKÓŁ ZWIERZĄT – KOT:

Kocie wędrówki okiem behawiorysty

Koty brytyjskie – silna osobowość w połączeniu z opanowaniem i rezerwą

Prawdziwy Brylant wśród kotów – codzienność z kotem brytyjskim

CO W SKLEPACH PISZCZY

WOKÓŁ ZWIERZĄT – GADY:

Dieta agamy brodatej – jak karmić jaszczurkę

NIEZWYKŁE PASJE:

Psy wsparcia emocjonalnego na lotnisku

WYWĄCHANE W SIECI:

Grecki kot w Warszawie – historia

Amelii i Migotka

ROZRYWKA

Witajcie w nowym numerze magazynu „Pupil”. Na jego stronach czuć już wiosenną świeżość i radość. Za oknami pięknie, zielono i radośnie. Nie pozostaje nic innego, jak tylko usiąść na zewnątrz, wdychać wonne wiosenne powietrze i zagłębić się w lekturze. Nowy numer „Pupila” to cała masa ciekawych artykułów i rozmów. Co w nim znajdziecie? Postanowiliśmy poprosić zaprzyjaźnionych lekarzy weterynarii o rozmowy na temat częstych chorób u zwierzaków. Dr Justyna Godek opowiedziała nam o problemie wścieklizny – poważnej choroby, która nadal jest aktualna. Dr Anika Bargiel-Madeja zajęła się kwestią objawów chorób serca u gryzoni i królików. Adrianna Iwan natomiast opisała najczęstsze choroby odkleszczowe oraz ich typowe symptomy.

Nie zawiedli również nasi behawioryści i eksperci. Agata Bladowska podjęła tematykę kocich wędrówek i ich konsekwencji. Olga Nylec przypomniała nam o kulturze spacerowej i zasadach, które powinien znać każdy opiekun psa. Małgorzata Bieniek opisała cykl przygotowania dziecka do adopcji lub zakupu zwierzaka. Mariusz Politowski przekazał najważniejsze informacje o diecie agam brodatych.

Wiosna wiąże się również z koniecznością szczególnej pielęgnacji sierści naszych pupili po okresie zimowym, więc poprosiliśmy groomerkę Ewę Zaczyńską o kilka rad na ten temat. W najnowszym numerze nie mogło zabraknąć rozmowy z gwiazdą. Tym razem są to Dorota Chotecka i Radosław Pazura, którzy opowiedzieli nam o swojej wspaniałej suczce Lusi. Częścią magazynu poświęconą rasom zawładnęły cudowne koty brytyjskie. Ich cechy, wygląd i zachowanie opisali właściciele hodowli Czankra – Anna i Krzysztof Czyżkowscy oraz opiekunka kota brytyjskiego o wdzięcznym imieniu Brylant – Nina Mazur. W rubryce Niezwykłe Pasje królują Katarzyna Harmata i jej psiaki: Zen, Lara, Ciri i Pati, na co dzień pracujące jako psy wsparcia emocjonalnego na krakowskim lotnisku. W sieci wywąchaliśmy wzruszającą historię Amelii Kordeckiej i Migotka – kotka uratowanego z greckiej wyspy Korfu. Oczywiście mamy dla Was również krzyżówkę z nagrodami (Pamiętajcie, by wysłać zgłoszenie na e-mail: konkursy@epupil.eu.) oraz prezentację ciekawych nowości na rynku. Życzymy Wam przyjemnej lektury i wierzymy, że każdy znajdzie z wiosennym „Pupilu” coś dla siebie. Niech piękna pogoda za oknem będzie dla Was źródłem radości.

Redakcja

Choroby odkleszczowe psów

Tekst: Adrianna Iwan

Kleszcze są niebezpieczne przez cały rok i na terenie całej Polski. W ostatnich latach aktywność kleszczy jest obserwowana wczesną wiosną, jesienią, a nawet zimą.

Najbardziej znaną i najczęściej spotykaną w Polsce chorobą odkleszczową u psów jest babeszjoza. Obok niej należy zwrócić uwagę również na inne tego typu schorzenia, takie jak: anaplazmoza granulocytarna, erlichioza monocytarna, kleszczowe zapalenie mózgu i borelioza. Niedawno w Polsce pojawiła się także hepatozoonoza. Okres wylęgania się chorób odkleszczowych jest różny i może wynosić od kilku/kilkunastu dni do kilku miesięcy.

Warunki klimatyczne sprzyjają rozpowszechnianiu się kleszczy. Z tego względu ryzyko chorób przenoszonych przez kleszcze będzie wzrastać.

Babeszjoza

Jej przyczyną jest pierwotniak Babesia canis, który może być przenoszony przez różne gatunki kleszczy. Pasożyt ten namnaża się w krwinkach czerwonych zwierzęcia, uszkadza je, co doprowadza do anemii. W przebiegu choroby można często zaobserwować objawy takie jak: wysoka gorączka (39,5-41ºC), zażółcenie błon śluzowych, osowiałość, brak apetytu i ciemnobrunatne zabarwienie moczu. Częstym powikłaniem zarażenia jest uszkodzenie wątroby i nerek. Wyróżnia się dwie odmiany tej choroby: ostrą i przewlekłą. Pierwsze niepokojące opiekuna objawy mogą pojawić się w ciągu kilku dni od chwili ukłucia przez kleszcza. Zdarza się jednak, że objawy występują dopiero po kilku tygodniach. Najczęściej występuje postać ostra, która przebiega gwałtownie. Niestety przebieg babeszjozy może bywać różny. U psów coraz częściej w ostatnich latach pojawia się mózgowa postać babeszjozy. Jej rozwój nie jest do końca znany. Za główne objawy podaje się rozwój stanu zapalnego i upośledzenie przepływu krwi w naczyniach mózgu. Przejawia się ona porażeniami, niezbornością ruchową, agresją, wokalizacją, drgawkami, nierównomiernym rozszerzeniem źrenic. Babeszjozy nie należy lekceważyć. Choroba może skończyć się śmiercią zwierzęcia, jeśli nie otrzyma ono szybkiej pomocy lekarskiej.

Anaplazmoza granulocytarna

To zakaźna, wielonarządowa choroba. Jej przyczyną jest bakteria Anaplasma phagocytophilum, której wektorem jest powszechnie występujący w naszym kraju kleszcz pospoli ty. Objawy kliniczne są nieswoiste i pojawiają się w ciągu 1-2 tygodni po ukąszeniu przez kleszcza. U chorych zwierząt obserwuje się gorączkę, apatię, brak apetytu, kulawi zny, które są spowodowane zapaleniem stawów. U niektó rych zakażonych psów mogą wystąpić również biegunki, wymioty, objawy ze strony układu nerwowego i kaszel. W ostrej postaci choroby można zaobserwować spadek masy ciała, krwawienia z błon śluzowych, powiększenie węzłów chłonnych, wątroby i śledziony.

Erlichioza monocytarna

Powoduje ją Ehrlichia canis, której wektorem jest brązowy kleszcz psi i kleszcz pospolity. Patogen ten atakuje monocyty i limfocyty. To ciężka choroba psów. Choroba ujawnia się po około 1-4 miesiącach od ukłucia przez kleszcza. Jakie objawy powinny zaniepokoić opiekuna? Przede wszystkim wysoka temperatura, brak apetytu, chudnięcie, osłabienie. Możliwe są również kulawizny, ślepota, krwawienie z nosa, obrzęki na tylnych kończynach, bladość błon śluzowych, krwiomocz, śluzowo-ropne zapalenie oczu i nosa. Charakterystyczne dla tej choroby są krwawe wylewy i wybroczyny. Niekiedy można zaobserwować także objawy neurologiczne: drgawki, przeczulica, ataksja oraz objawy okulistyczne, takie jak zmętnienie rogówki, wylewy do przedniej komory oka. Szybko podjęte leczenie może prowadzić do pełnego wyzdrowienia zwierzęcia. Rasą psów szczególnie narażoną na rozwój tej choroby są owczarki niemieckie.

Borelioza

To kolejna wielonarządowa choroba. Jej przyczyną są krętki Borrelia spp. Borelioza jest bardzo dobrze znana u ludzi. Mało osób wie, że może dotykać również zwierzęta towarzyszące, w tym psy. Przybiera ona różne oblicza i w jej przebiegu można zaobserwować objawy, które łudząco przypominają symptomy innych chorób. Wśród objawów stwierdza się wysoką gorączkę, apatię, powiększenie węzłów chłonnych, ból przy poruszaniu się. Najczęściej rozpoznawaną postacią boreliozy jest postać stawowa. Towarzyszą jej kulawizna i obrzęki stawów. Kulawizna może mieć charakter wędrujący. Początkowo dotyczy jednej kończyny, a następnie po kilku dniach dotyka pozostałe. U niektórych osobników może dochodzić od ostrego

kłębuszkowego zapalenia nerek. Wiele infekcji u psów przebiega jednak bezobjawowo.

Hepatozoonoza

Chorobę powoduje pasożyt Hepatozoon canis. Hepatozoonoza jest chorobą, która występuje przede wszystkim w krajach basenu Morza Śródziemnego. W ostatnich latach jednak jej zasięg znacznie się rozszerzył. W Polsce pierwszy przypadek tej choroby u psa potwierdzono w 2021 roku. W przeciwieństwie do pozostałych chorób odkleszczowych, aby pies zaraził się pasożytem, musi połknąć kleszcza, np. podczas wylizywania sierści. U chorego psa można zaobserwować: gorączkę, sztywny chód, posmutnienie, osłabienie mięśni. Obecny jest także śluzowo-ropny wypływ z worków spojówkowych.

Kleszczowe zapalenie mózgu

Przebieg tej choroby u psów jest z reguły ciężki i prawie zawsze kończy się śmiercią. Typowymi objawami są: gorączka, silna apatia, agresja, niechęć do jedzenia i picia, zaburzenia koordynacji. Mogą pojawić się również: niezborność, utrata czucia w okolicach głowy, zez, przeczulica okolicy szyi, nierównomierne rozszerzenie źrenic. Psy, które przeżyły infekcję, powracają do zdrowia w ciągu 6-12 miesięcy. W okresie tym kluczowa jest fizjoterapia, której celem jest zniesienie zaburzeń neurologicznych i przywrócenie prawidłowych funkcji organizmu.

Kleszcze to wektory wielu groźnych chorób. Najlepszym sposobem ochrony jest zapobieganie pokąsaniu przez kleszcze. Istnieje wiele sposobów ochrony. Warto stosować preparaty przeciw tym ektopasożytom. Dostępne są one w postaci kropli spot-on, sprayów na skórę, obroży, tabletek, a od niedawna także w postaci zastrzyku. Wybór najlepszego sposobu ochrony warto omówić z lekarzem weterynarii. Dla jednych psów bardziej sprawdzą się tabletki, dla drugich krople, a dla trzecich optymalne będzie połączenie obu preparatów. Tabletki dobrze sprawdzają się u psów, które np. z powodu alergii nie tolerują kropli lub obroży. W przypadku obroży istotnym czynnikiem wpływającym na efektywność jej działania, jest jej odpowiednie założenie. Bardzo ważne, aby wymiary obroży były dostosowane do wielkości psa. Preparaty typu spot-on mogą być dobrym wyborem dla psów, u których występują dolegliwości ze strony układu pokarmowego, u których z różnych względów trzeba ograniczyć podawanie tabletek do minimum. Stosowanie podwójnego zabezpieczenia przeciwko kleszczom jest często zalecane zwierzętom przebywającym na terenach o dużym zagęszczeniu tych ektopasożytów. Profilaktykę przeciw kleszczom należy stosować bez względu na porę, ponieważ kleszcze są aktywne przez cały rok. Istotny jest również fakt, że niektóre choroby odkleszczowe mogą mieć charakter subkliniczny (bezobjawowy, utajony). Psy najczęściej nie wykazują wówczas żadnych objawów klinicznych, dopóki nie dojdzie do obniżenia odporności. Świadomość występowania postaci subkli-

nia produktów krwi pochodzących od psich dawców krwi. Diagnostyka chorób odkleszczowych nie należy do najłatwiejszych, dlatego tak ważna jest świadomość na temat profilaktyki oraz objawów, które mogą naprowadzić lekarza na konkretną chorobę, zwłaszcza jeśli opiekun zauważył kleszcza u swojego pupila. Warto po każdym spacerze przeglądać skórę i sierść zwierzaka, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie wrócił do domu z „pasażerem na gapę”. Ślina kleszcza ma właściwości znieczulające, stąd ukłucia kleszcza nierzadko pozostają niezauważone. Kleszcze mają swoje preferowane lokalizacje na ciele zwierzęcia. Najchętniej wybierają miejsca mniej owłosione, dobrze ukrwione i wilgotne. Można je więc najczęściej znaleźć pod pachami, w okolicach uszu, krocza, na brzuchu, pod obrożą oraz pod ogonem. Warto zaglądać również od jamy ustnej psa, bo w niej także czasami można znaleźć kleszcza. Co robić, kiedy już się go znajdzie? Nie panikować i spróbować go wyjąć. Nie wolno kleszczy rozgniatać ani czymkolwiek polewać lub smarować. W razie wątpliwości warto skonsultować się z lekarzem weterynarii.

Literatura

1.Adaszek Ł., Łyp P., Dębiak P., Śmiech A., Winiarczyk S. (2016). Borelioza psów –choroba przenoszona przez kleszcze. Magazyn Weterynaryjny; 12.

2. Adaszek Ł., Mazurek Ł., Dzięgiel B. (2019). Erlichioza monocytarna małych zwierząt. Weterynaria w Praktyce; 4.

3. Adaszek Ł., Mazurek Ł., Winiarczyk S., Wójcik A., Kutrzuba J. (2019). Odkleszczowe zapalenie mózgu psów – zagrożenie także dla właścicieli. Magazyn Weterynaryjny; 7-8.

4. Borecka A. (2021). Zachowania właścicieli w zakresie ochrony przeciwkleszczowej i profilaktyki chorób wektorowych. Magazyn Weterynaryjny; 3.

5. Gawor J., Talarek E. (2017). Choroby odkleszczowe – zagrożenie dla ludzi i zwierząt. Magazyn Weterynaryjny; 3. 6. Szymula Z., Kosieradzki M., Krasińska- Łosek M., Stępkowski J., Stępkowska-Kwasiuk N. (2017). Zarażenie Babesia canis jako najczęstsza przyczyna leczenia nerkozastępczego u psa – hemodializa. Magazyn Weterynaryjny; 7-8.

Wścieklizna choroba wciąż aktualna

Rozmowa z:

JUSTYNĄ GODEK

lekarzem weterynarii w Przychodni Weterynaryjnej

Zdrowy Pupil w Lubinie

Na początku zapytam, czy temat wścieklizny jako choroby zagrażającej zwierzętom domowym jest aktualny? Wydaje się, że na temat tej choroby powiedziano i zdziałano już wiele, a wciąż o niej słyszymy.

Temat jak najbardziej jest aktualny. W Polsce dotyczy on przede wszystkim dzikich zwierząt, które mogą zarazić naszych domowych pupili oraz zwierzęta gospodarskie. Według danych Głównego Inspektoratu Weterynaryjnego w 2024 roku (z wyłączeniem grudnia) odnotowano sześć przypadków wścieklizny u zwierząt domowych, a dwadzieścia dziewięć u dzikich. Jest to dosyć spora liczba, która dowodzi, że Polska nadal nie jest krajem wolnym od wścieklizny. Najbardziej narażone są tereny Polski wschodniej, czyli Podlasie, Mazury, Podkarpacie. Tam wciąż odnotowuje się największą liczbę przypadków. Jednak zdarzają się one też w innych miejscach w Polsce, a czasem nawet w dużych miastach typu Poznań czy Wrocław. Podsumowując, temat wścieklizny nadal jest aktualny.

Czym jest wścieklizna i jakie są jej główne przyczyny? Wścieklizna to choroba wywoływana przez wirusa z rodzaju Lyssavirus. Powoduje on objawy, o których zaraz będziemy sobie dalej opowiadać. Jest on niezwykle odpornym wirusem, który bardzo długo może przetrwać w środowisku. Niestety wykazuje małą wrażliwość na warunki atmosferyczne. U zwierząt, które już są nieżywe, najczęściej u dzikich, może on w temperaturze 20 stopni przerwać kilka dni. W niższej temperaturze i przy mrozach wirus może być aktywny jeszcze dłużej. Po zjedzeniu tkanek padłego nosiciela zwierzęta mogą wciąż się zarażać i przekazywać wirusa dalej. Dlatego można powiedzieć, że jest to bardzo odporny wirus, którego trudno jest zwalczyć.

Jakie zwierzęta są najczęściej nosicielami wirusa wścieklizny?

Generalnie, jeśli chodzi o wirus wścieklizny, to nosicielami może być większość stałocieplnych zwierząt. W naszym przypadku chodzi głównie o ssaki. Ssaki mogą być wektorami, czyli przenosić wirus z jednego żywiciela na kolejnego, przy braku objawów. Mogą być również rezerwuarami, czyli mogą same chorować. Jeśli chcielibyśmy zwrócić uwagę na najbardziej zagrożone gatunku, to należy wskazać: szakale, wilki, kojoty, lisy i część gryzoni. Wysoką wrażliwość na wirus wykazują również: skunksy, szopy,

króliki, nietoperze i bydło. Są to zarówno zwierzęta, które w Polsce żyją w hodowlach, jak i dziko. Nieco mniej wrażliwe są psy domowe, owce, kozy i konie. Nie znaczy to jednak, że nie mogą zachorować. Koty wykazują największą odporność na wirus wścieklizny. Są tym samym dużo bardziej odporne niż psy. Oczywiście jest jeszcze kwestia wieku – młodsze zwierzęta są bardziej podatne na zakażenie niż zwierzęta starsze.

Jakie są najczęstsze drogi zakażenia dla zwierząt domowych i ludzi?

Główną przyczyną zachorowania na wściekliznę jest ugryzienie przez chore zwierzę lub też spożycie padłego zwierzęcia, które było zakażone. Jednak są również inne scenariusze – bardzo mało prawdopodobne, ale jednak istnieją (np. nietoperze mogą zarazić się wirusem drogą kropelkową).

Wspominała Pani, że zwierzęta są albo chore na wściekliznę i wykazują objawy, albo mogą być nosicielami bezobjawowymi. Czy w przypadku braku objawów możemy rozpoznać wściekliznę?

Niestety rzadko kiedy tak się da. Nie ma specyficznych badań wykonywanych na przykład z krwi na wykazanie wścieklizny. Co więcej, większość dostępnych badań wykonuje się pośmiertnie. Zwierzęta, które bezobjawowo przechodzą chorobę, są niezwykle trudne do zdiagnozowania.

Jak rozwija się wścieklizna? Na co powinniśmy zwrócić uwagę?

Jeśli wiemy, że nasze zwierzę zostało ugryzione lub podejrzewamy wściekliznę, po pierwsze powinniśmy poszukać miejsca ugryzienia. Musimy przeszukać nasze zwierzę, czy gdzieś widać jakieś rany. Jest to bardzo ważne, by znaleźć miejsce ugryzienia, bo im bardziej jest ono oddalone od głowy zwierzęcia, tym objawy mogą być późniejsze. Wirus przechodzi wzdłuż nerwów – od miejsca ugryzienia dochodzi do mózgowia. Wtedy zaczynają się objawy. Więc im większą drogę musi przebyć, tym dłużej te objawy pozostają uśpione. Choroba może przebiegać na dwa sposoby: gwałtowny lub porażenny. Najczęściej pierwszym objawem jest nadpobudliwość. Zwierzęta mogą być również lękliwe, alienować się od innych osobników, od domowników. Może wystąpić też gorączka. Często są też zauważalne zmiany zachowania. To znaczy na przykład zwierzęta, które do tej pory były takie przyjacielskie, mogą stać się strachliwe, mogą szczerzyć zęby. A z kolei nieposłuszne mogą być bardziej uległe i przyjacielskie. Dodatkowo możemy zaobserwować rozszerzenie źrenic, spowolnione odruchy. Niestety, to są niespecyficzne objawy wścieklizny, które mogą wystąpić również w innych chorobach neurologicznych.

Jakie objawy występują w zaawansowanej fazie tej choroby?

To znaczy, że wścieklizna już na tym etapie, kiedy daje objawy, jest chorobą nieuleczalną?

Najczęściej u zwierząt domowych nie podaje się leków na wściekliznę – przynajmniej nie takich, jakie można podać zarażonemu człowiekowi. Po prostu takie zwierzę najczęściej poddaje się obserwacji, ewentualnie eutanazji. Nawet jeśli to zwierzę by przeżyło drugą fazę, to zalecenia Powiatowego oraz Głównego Lekarza Weterynarii mówią jasno, że niestety takie zwierzęta poddaje się eutanazji i bada pośmiertnie. Trochę inaczej wygląda leczenie ludzi, ponieważ mamy kilka opcji – cały cykl leczenia. Zazwyczaj wdraża się szczepienia i leki. Natomiast niestety u zwierząt domowych najczęściej nie podejmuje się żadnego leczenia, bo po prostu ono nie istnieje.

Jak można odróżnić wściekliznę od innych chorób, które mogą wykazywać podobne objawy?

Niestety nie ma takiej możliwości. Wścieklizna nie ma stricte charakterystycznego tylko dla siebie objawu. Nie ma też za dużych zmian w obrębie wyników badań. Dlatego niestety, jeśli mamy podejrzenie, że zwierzę (np. wychodzący kot) mogło mieć kontakt z jakimiś dzikimi zwierzętami albo widzimy rany na swoim zwierzęciu, a dodatkowo zaczyna się zmieniać jego zachowanie, no to najczęściej trzeba po prostu zgłosić się do Powiatowego Lekarza Weterynarii.

Jakie są najważniejsze kroki, które należy podjąć w przypadku podejrzenia wścieklizny u naszego zwierzaka?

Wymagane jest postępowanie według ustawy o ochronie zwierząt i zwalczaniu chorób zakaźnych. Najczęściej wygląda to tak, że Powiatowy Lekarz po otrzymaniu zgłoszenia prowadzi dochodzenie epidemiologiczne. Pyta, czy zwierzę było wychodzące, czy samo mogło wychodzić, czy były jakieś takie sytuacje, że inne zwierzę je ugryzło, jakie były objawy, kiedy to się zaczęło. Chodzi o wszelkie informacje, jakich można się dowiedzieć od właściciela. Następnie lekarz wykonuje wstępne badanie kliniczne, czyli obejrzenie zwierzęcia, sprawdzenie, czy jest ranne, zbadanie temperatury, badanie źrenic. To są takie podstawowe badania kliniczne, które wykonujemy w każdym gabinecie przy standardowej wizycie. Oczywiście, jeśli właściciel zgłasza się ze zwierzęciem, które jest już

Na zaawansowanym etapie choroba przebiega na dwa sposoby: w odmianie szałowej (psychotycznej) lub porażennej. Najczęściej faza szałowa trwa od jednego do siedmiu dni. Zwierzęta są jeszcze bardziej niespokojne, nerwowe. Mogą pojawić się wzmożone reakcje na różne bodźce np. dźwiękowe. Charakterystyczny jest również światłowstręt. Innym objawem jest szczekanie na wyimaginowane przedmioty. Psy mogą odczuwać spaczone łaknienie, czyli na przykład mogą zacząć gryźć meble, zjadać tynk ze ścian lub inne niecodzienne przedmioty. Mogą mieć oczywiście problemy z poruszaniem się, wykazywać osłabioną koordynację ruchową, być zdezorientowane i agresywne. I jeśli takie zwierzę przeżyje pierwszą fazę, to najczęściej dochodzi do fazy porażennej i ona już prowadzi do śmierci zwierzęcia. Najczęściej dochodzi do porażenia nerwów czaszkowych i nerwów krtani. W związku z tym pojawia się nadmierne ślinienie, toczenie piany. Chore zwierzęta nie mają niestety możliwości połknięcia nadmiaru śliny, więc najczęściej dochodzi do zachłyśnięcia, problemu z oddychaniem, śpiączki i śmierci.

martwe, to wtedy jest prowadzona sekcja. Jeśli objawy są jednoznaczne, to niestety zwierzę nie ma szans na przeżycie, dlatego lekarz może skrócić jego cierpienia. Natomiast jeśli objawy są niespecyficzne albo jest to sam początek, zwierzę zostało pogryzione dosłownie dzień wcześniej, to jeszcze jest opcja odosobnienia zwierzęcia i obserwacji.

Jak wygląda taka obserwacja? Czy jest prowadzona w lecznicy?

Najczęściej takie obserwacje są wykonywane przez Powiatowy Inspektorat Weterynaryjny. W każdym powiecie powinny być wyznaczone miejsca, gdzie zwierzę może być zamknięte i pozostać pod obserwacją. Najczęściej obserwacja trwa 15 dni. Jeśli w tym czasie nie pojawią się żadne objawy i ciężko jest stwierdzić, czy zwierzę jest wolne od wścieklizny, to można wydłużyć obserwację do 21 dni. Lekarz wykonuje badanie kliniczne w pierwszym dniu obserwacji, kolejno w piątym, dziesiątym i piętnastym dniu. Jeśli zwierzę przeżyje, w trakcie obserwacji nie wykazało żadnych objawów, jest wypuszczone i uznawane za zdrowe. Natomiast jeśli np. pojawią się jakieś objawy, ale zwierzę nie padnie, to jest niestety poddawane eutanazji. Jeśli oczywiście zwierzę w międzyczasie, w trakcie obserwacji samoistnie umrze, to wówczas pobiera się próbki do badań na obecność wirusa.

Co w sytuacji, gdy nasze zwierzę zostanie wzięte na obserwację, a mamy w domu inne zwierzęta?

Tutaj najlepiej jest po prostu zgłosić się do Powiatowego Lekarza i on oceni, czy jest zasadne podejrzenie u reszty zwierząt. Weźmie pod uwagę takie aspekty, jak np. czy zwierzęta miały bezpośredni kontakt ze sobą. Ponadto, jeśli jest to inny gatunek zwierzęcia – np. kot, który jest regularnie szczepiony (mimo tego, że koty nie mają w Polsce obowiązku szczepień na wściekliznę) to lekarz może podjąć decyzję, że np. nie jest konieczna obserwacja. Albo może też takie zwierzę wziąć na obserwację i jeśli będzie wszystko pomyślne, no to później wypuszcza je, uznając je jako wolne od wścieklizny. Także tu najczęściej to lekarz podejmuje decyzje na zasadzie oceny prawdopodobieństwa i oceny ryzyka.

Proszę powiedzieć, czy szczepienie całkowicie chroni zwierzę przed zachorowaniem?

Niestety nie mamy stuprocentowej pewności, że zwierzę nigdy nie zachoruje. Aczkolwiek, ja jeszcze nie słyszałam o przypadkach zwierzęcia regularnie szczepionego, które wykazałoby objawy wścieklizny. To się zdarza bardzo rzadko, ze względu na to, że jednak zwierzęta domowe mają bardzo mały kontakt z dzikimi zwierzętami, które ewentualnie mogłyby je zarazić. Proszę jednak pamiętać, że szczepienia na żadną chorobę nigdy na 100% nie mogą zapewnić ochrony. Może się zdarzyć tak, że na przykład będzie zakażenie, ale zwierzę przejdzie chorobę (wściekliznę) łagodnie, aczkolwiek jest to bardzo, bardzo rzadkie.

Czy szczepionki dla dzikich zwierząt, które zrzucane są z samolotów, są szkodliwe dla naszych domowych zwierzaków, np. psów?

Owszem, szczepionki wykazują pewną szkodliwość. Gene

ralnie zasada jest taka, że jeśli mamy możliwość, to oczywiście warto unikać tego typu szczepionek. Akcje zrzutów są zawsze wcześniej ogłaszane przez nadleśnictwo lub przez Powiatowe Inspektoraty Weterynaryjne. Wtedy przez około trzy dni rekomenduje się, żeby nie chodzić ze zwierzętami do lasu. Jeśli już koniecznie trzeba iść, to tylko wyznaczonymi ścieżkami ze zwierzętami na smyczy. Koty wychodzące należy po prostu przetrzymać w domu. Natomiast jeśli zdarzyłoby się znalezienie takiej szczepionki, to po pierwsze nie dotykamy jej. To ważne, bo trzeba pamiętać, że jeśli mamy jakieś rany na rękach, to istnieje możliwość transferu wirusa do naszego organizmu.

Jak rozpoznać tę szczepionkę? Jak ona wygląda?

Ma najczęściej formę przynęty w kolorze brązowo-zielonym do brązowego. Pod względem kształtu jest to zazwyczaj kostka albo kulka o dosyć zbitej konsystencji. Wewnątrz takiej przynęty znajduje się plastikowy blister z nadrukiem „Uwaga! Szczepienie przeciwko wściekliźnie”. I w tym blistrze jest zawiesina w kolorze pomarańczowym do czerwono-fioletowego. Lisy (lub inne dzikie zwierzęta), które zgryzają taką przynętę, rozgryzają również ten blister. Szczepionka dostaje się u nich przez błony śluzowe w pysku i jest wchłaniana. U naszych zwierząt domowych jest generalnie bardzo małe prawdopodobieństwo zakażenia się w ten sposób. Częściej to, co się może wydarzyć, to raczej dolegliwości żołądkowo-jelitowe związane z tym, że blister jest plastikowy. Po połknięciu może być potraktowany jako ciało obce i może np. u mniejszych zwierząt spowodować niedrożność jelit. Może je na tyle podrażnić, że spowoduje wymioty lub biegunkę nawet z krwią. Reakcje niepożądane dotyczą więc raczej takich problemów niż samego zarażenia się.

Jakie działania powinniśmy podjąć, jeśli podczas spaceru, nasz zwierzak zje taką szczepionkę?

Najczęściej trzeba się zgłosić do najbliższego lekarza weterynarii i on oceni ryzyko. Jeśli zgłosimy się do lekarza bezpośrednio po spożyciu szczepionki lub w bardzo niedługim czasie, to podejrzewam, że zaleci on wywołanie wymiotów u zwierzęcia, żeby po prostu razem z wymiotami wydalił się ten ewentualny blister. Jeśli to by wydarzyło się np. wcześniej i jest szansa, że blister czy szczepionka przeszły już dalsze etapy przewodu pokarmowego, to najczęściej postępuje się wedle dolegliwości żołądkowych i jelitowych. Jeśli nic by się nie wydarzyło i pies czułby się dalej fantastycznie, to najprawdopodobniej byłaby to obserwacja, czy wystąpią jakiekolwiek objawy ze strony układu pokarmowego. Jednak warto pamiętać, że zawsze w takiej sytuacji zapobiegawczo udajemy się do lekarza. Blister to ciało obce, które nie zostanie strawione ani wchłonięte w przewodzie pokarmowym. Może gdzieś się zatrzymać i uszkodzić ścianę żołądka lub jelita. Więc jak najbardziej traktujemy to tak, jakby pies zjadł cokolwiek innego niepożądanego w domu.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Martyna Major

Czy mój zwierzak ma

chore serce?

Jak nie przeoczyć

pierwszych objawów choroby serca u drobnych ssaków

Drobne ssaki, czyli gryzonie, króliki, fretki i jeże długo nie wykazują objawów choroby. Kiedy faktycznie objawy zaczynają być widoczne, choroba serca jest już zwykle bardzo zaawansowana. Warto więc wykonywać co jakiś czas badania przeglądowe, mogące wychwycić, że coś jest nie tak na wczesnym etapie, wdrożyć odpowiednie leczenie lub określić termin kontroli.

Podstawowym badaniem w gabinecie weterynaryjnym jest osłuchiwanie za pomocą stetoskopu. Jesteśmy wtedy w stanie określić, czy występuje arytmia, czy jest słyszalny szmer sercowy, czy tony serca są przytłumione, całkiem stłumione lub dudniące. Niekiedy jednak choroba kardiologiczna rozwija się bez żadnych słyszalnych przy badaniu stetoskopem nieprawidłowości, dlatego dokładniejsze jest badanie echokardiograficzne serca (inaczej echo serca, USG serca). Dzięki temu badaniu możemy szczegółowo wykonać pomiary komór i przedsionków serca, wychwycić niedomykalności zastawek, zbadać przepływy przez główne naczynia, określić, czy jest płyn w klatce piersiowej i/lub worku osierdziowym oraz sprawdzić, czy nie ma zmian zapalnych w płucach i guzów w klatce piersiowej. Jeśli nie możemy skorzystać z konsultacji u specjalisty wykonującego badania tego rodzaju, lekarz weterynarii może zdecydować o badaniu RTG do wstępnej oceny wielkości serca i nieprawidłowości w zacienieniu w klatce piersiowej. Ważna jest również wiedza, jak objawy choroby mogą wyglądać, aby szukać pomocy specjalisty w razie ich wystąpienia. Objawy różnią się w zależności od gatunku.

U fretek szczególnie zwracamy uwagę, czy nie ma duszności, która objawia się zwiększoną pracą mięśni brzucha (potocznie „pompowanie bokami”) oraz zwiększonym ruchem nozdrzy. Warto przyjrzeć się błonom śluzowym jamy ustnej – czy język i dziąsła nie sinieją (przy niedotlenieniu mogą przybierać kolor fioletowy). W zaawansowanej chorobie serca pojawia się również kaszel oraz przyspieszony oddech. Poza tym właścicieli powinna zaniepokoić większa senność i częstszy odpoczynek po zabawie. Objawy choroby serca mogą przypominać infekcję dróg oddechowych. Czasami schorzenia te występują jednocześnie lub w przebiegu zapalenia płuc dochodzi wtórnie do choroby serca. Warto więc wykonać badanie USG klatki piersiowej czy chociażby RTG, aby ocenić sytuację i zastosować odpowiednie leczenie. W skrajnej

chorobie serca możemy zaobserwować zataczanie się, trudności w poruszaniu się, polegiwanie oraz osłabienie. W przypadku królików i świnek morskich nie występuje kaszel o podłożu kardiologicznym. Pojawia się za to duszność i ogólne osłabienie. Może wystąpić zmniejszony apetyt i mniejsza ilość bobków. W zaawansowanej chorobie serca błony śluzowe mogą być zasinione. Duszność objawia się ruchem całego ciała w przód i tył, zwiększonym ruchem nozdrzy, a w skrajnych wypadkach uniesieniem głowy w górę. Przy diagnozowaniu choroby serca u starszych królików należy brać pod uwagę również grasiczaki, czyli nowotwory zlokalizowane w klatce piersiowej, w przypadku których dochodzi do wytrzeszczu oczu i duszności. Da się je z łatwością rozróżnić od choroby serca w badaniu USG. Zapalenia płuc również mogą dawać objawy podobne do choroby serca, zatem badanie USG i tutaj jest bardzo pomocne. Nadczynność tarczycy może powodować wtórnie chorobę serca u świnek morskich, więc w przypadku tej choroby zwykle zaleca się wykonanie echo serca.

U szczurów i myszy w przebiegu choroby kardiologicznej obserwujemy duszność i osłabienie, czasem zasinienie błon śluzowych, nastroszoną sierść i obniżenie temperatury ciała. Mogą też pojawić się porfiryny przy nosku i oczach (ciemnoczerwona wydzielina z gruczołów Hardera, przypominająca krew). W skrajnych wypadkach duszność wygląda jak hiperaktywność, kiedy to zwierzaki poruszają się ze zrywami, nie mogąc znaleźć miejsca, w którym mogłyby zaczerpnąć powietrza. Przemieszczają się po klatce lub na wybiegu w szybki, nieskoordynowany sposób, często w połączeniu ze zwisaniem głową w dół. Zanim wystąpią te objawy, może pojawić się czkawka oraz lekko zwiększona praca mięśni brzucha („pompowanie bokami”). Guzy i zapalenia płuc często dają podobne objawy, dlatego ważna jest diagnostyka. Dzięki badaniu USG szybko możemy ocenić klatkę piersiową nawet u tak małych pacjentów, jak myszy czy chomiki.

W przypadku chomików choroba serca również długo nie daje żadnych symptomów, ale duszność, zmniejszona

aktywność, spowolnione ruchy, przymrużone oczy oraz obniżona temperatura ciała są już objawami zaawansowanego i poważnego stanu.

Jeże pigmejskie także zapadają na choroby serca. Ten gatunek jeży nie hibernuje, więc obniżenie temperatury ciała, duszność i zwiększona senność powinny zaniepokoić opiekuna. Na początku choroby może pojawić się zmniejszona aktywność nocna, ale nie występuje ona we wszystkich przypadkach. Szukając przyczyny takiego stanu, poza chorobą kardiologiczną uwzględnia się też zapalenie płuc, przewlekłą niewydolność nerek, nowotwory i niewydolność wątroby.

Szczególną konsekwencją choroby serca są zakrzepy (skrzepliny) formujące się w naczyniach krwionośnych, które po oderwaniu się z miejsca pierwotnego powstania, mogą powodować zagrażające życiu zatory. Objawiają się one silnym bólem, zmniejszeniem ciepłoty i niedowładem kończyn. Podczas badania USG naczyń krwionośnych i serca, znajdujemy w nich skrzepliny. Stosujemy wtedy leczenie przeciwzakrzepowe, które może zapobiec zatorom i wydłużyć pacjentowi życie w komforcie. Szczególnie istotne jest to u chomików, fretek, szczurów oraz świnek morskich. Na szczęście skrzepliny i zatory zdarzają się stosunkowo rzadko.

Leczenie chorób serca u drobnych ssaków wymaga od lekarzy weterynarii indywidualnego podejścia do pacjenta oraz uwzględnienia różnych składowych. Przede wszystkim jednak ważna jest współpraca i troska opiekunów, dlatego regularne przeglądy (zwłaszcza u starszych zwierzaków) i szybka reakcja na powyższe objawy są kluczowe, aby zapewnić zwierzakom długie i zdrowe życie. Warto wykonywać badanie echokardiograficzne przed planowanymi zabiegami chirurgicznymi w celu oceny bezpieczeństwa znieczulenia oraz stabilizacji choroby serca do czasu zabiegu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Podawanie leków kardiologicznych wymaga systematyczności i na początku może być trudne, ponieważ nie wszyscy pacjenci chętnie zjadają zalecone lekarstwa, a dzielenie tabletek na małe części może być czasochłonne. Z czasem jednak opiekunowie wypracowują swoje strategie przygotowywania i podawania leków, przyczyniając się w ten sposób do poprawy komfortu ich pupili.

Tekst: lek. wet. Anika Bargiel-Madeja Jestem lekarzem weterynarii i od początku mojej pracy zajmuję się leczeniem gryzoni, królików, fretek, jeży i innych drobnych ssaków. Specjalizuję się w ultrasonografii i echokardiografii. Pracuję w Przychodni Weterynaryjnej Reptilo należącej do grupy Edina w Siemianowicach Śląskich. Zapraszam do odwiedzenia mojej strony internetowej oraz profilu na Instagramie: https://anika.vet/ https://www.instagram.com/anika.vet/

Dorota Chotecka i Radosław Pazura opowiadają o swoim psie – Lusi.
Arch. prywatne

Opiekują się Państwo wspaniałym psiakiem –Lusią. Jak rozpoczęła się Wasza przygoda?

Dorota Chotecka: Lusia to jest nasz trzeci pies rasy leonberger. Uwielbiamy tę rasę! Mówiąc o początkach naszej przygody z leonbergerami, muszę wspomnieć o pewnej pani w górach, która już właściwie od kilku pokoleń hoduje te psiaki. Kocha je i wspaniale się nimi opiekuje. Ma u siebie również inne zwierzęta, które przygarnia i chroni. Któregoś razu trafiliśmy do niej zupełnie przypadkiem. Wtedy zobaczyłam po raz pierwszy pieski tej rasy na żywo i od razu je pokochałam! Nasza pierwsza suczka – Tasza, żyła z nami ponad piętnaście lat. Była fantastyczna. Później mieliśmy Misię, ale niestety Misia zachorowała. Odeszła od nas dosyć szybko, bo w trzecim roku życia. To był dla nas trudny czas, bo bardzo się przywiązujemy do naszych czworonogów. Trzecim psiakiem tej rasy była Lusia. Jest z nami do dziś.

Można powiedzieć, że nie wyobrażała sobie Pani życia bez psiego przyjaciela?

D. Ch.: Tak, ponieważ mi od najmłodszych lat w moim domu rodzinnym towarzyszyły czworonogi. Były to różne psiaki, najczęściej podwórkowe i mieliśmy ich kilka. Radek nigdy nie miał psa w domu. Obiecał mi jednak, że gdy zamieszkamy w domu, to zaopiekujemy się jakimś czworonogiem. Tak też się stało. Każdego z naszych psiaków traktowaliśmy jak członka rodziny. Myślę, że ten rodzaj miłości zrozumieją przede wszystkim ci, którzy mają swoje zwierzaki. Kiedy odeszła Misia, to Radek był pierwszym inicjatorem wyprawy po nowego psa.

Lusia przynależy do rasy leonberger. Psiaki te są towarzyskie i bardzo lojalne oraz raczej spokojne. Czy to typowa przedstawicielka swojej rasy?

D. Ch.: Wydaje mi się, że to jest rasa na swój sposób wyjątkowa. Leonbergery są – pomimo wielkości – bardzo łagodnymi psami. Lusia jest taką „przytulanką”, jest bardzo kochanym i rodzinnym psem. Kocha ludzi – tak jakby sama była człowiekiem. Misia była oczywiście nieco inna, bo nie można przecież powiedzieć, że wszystkie psy tej rasy są takie same. Misia była bardziej uparta, robiła wszystko po swojemu.

To nie jest tak, że zwracamy uwagę na przynależność do rasy. Lusia jest wyjątkowa jako psiak, nie tylko jako leonberger. Jest psem rasowym, ale dla nas nie ma to większego znaczenia. Po prostu Lusia to Lusia i to jest ważne. Ona jest absolutnie cudowna: cierpliwa, kochana, miła dla dzieci, empatyczna – po prostu super!

Co zmieniło się w Państwa życiu, gdy Lusia pojawiła się w Waszym domu?

D. Ch.: Lusia, pomimo że ma już cztery lata ma w sobie

wciąż coś szczenięcego. Nadal często chce się przytulać, bawić, ciągle nas rozbawia i rozśmiesza.

Taką jej charakterystyczną cechą jest to, że ona „mówi”komunikuje się z nami, czyli wydaje z siebie najróżniejsze dźwięki, pomruki. Czasami wystarczy jedno spojrzenie na naszego czworonoga i dokładnie wiemy, o co mu chodzi. Myślę, że psiarze będą wiedzieli, co mam na myśli. (śmiech)

To jest po prostu kapitalne, bardzo zabawne i śmieszne. (śmiech)

Zarówno Lusia, jak i każdy z naszych dotychczasowych czworonogów sprawiły, że nasze życie jest weselsze – tak po prostu. Dużą rolę odgrywa tutaj również empatyczna natura Lusi. Kiedy np. nasza córka wraca ze szkoły albo my mamy gorszy humor, to ten pies potrafi nas bardzo rozbawić i wnosi wiele uroku do naszego codziennego życia. Mało tego, działa w sposób uspokajający, ponieważ podchodzi do człowieka, pozwala się głaskać, a każde zanurzenie ręki w jej sierści działa relaksująco. Lusia o tym doskonale wie. Podchodzi i sprawia, że człowiek bezwiednie zaczyna ją głaskać. Robię to nawet teraz, podczas naszej rozmowy. (śmiech) Poza tym lubi zaglądać przez okna i to też jest zabawne. Wie, że nam się to podoba i że się z tego cieszymy, więc wchodzi do kuchni i wygląda przez to okno. Najbardziej lubi obserwować naszych gości. My się już do tego jej zachowania przyzwyczailiśmy, ale obca osoba, która widzi takiego ogromnego psa zaglądającego przez okno, może się zdziwić. Lusia wygląda jak lew –jest ogromna!

Czy dzielą się Państwo po równo obowiązkami związanymi z posiadaniem psa?

D. Ch.: Tak, w naszym domu wprowadzamy podział obowiązków. Jest nam troszkę łatwiej, ponieważ mamy ogród, więc Lusia cały czas może sobie – zgodnie ze swoimi preferencjami – wychodzić na zewnątrz. Natomiast, tak czy inaczej, obowiązki dzielimy między siebie. Leonberger to jest rasa, która potrzebuje obecności człowieka. My nawet nie możemy sobie wyjechać i zostawić na przykład kogoś, tylko żeby przychodził i dawał Lusi jeść. To w ogóle nie wchodzi w grę, bo ktoś musi być z nią cały czas. Nie mówię, że wymaga 24-godzinnej obecności, ale ktoś musi mieszkać u nas, bo inaczej Lusia by się zapłakała. (śmiech) Ona musi mieć zawsze człowieka koło siebie.

Po drugie, ona wymaga spacerów. To jest duży pies, który potrzebuje się wybiegać. W kwestii chodzenia na spacery staramy się wymieniać. Kto ma akurat czas albo wcześniej wróci do domu, idzie z Lusią na spacer. Taki spacer trwa zazwyczaj od 45 minut do godziny. Lusia chodzi często do lasu, w okolicy ma swoje koleżanki i kolegów, spotykają się, bawią razem. Nawet mamy tutaj koleżankę z jej rasy, Misię. Spotykają się na zabawie. To jest dość zabawne, bo inaczej się bawią dwie leonbergerki, a w odmienny sposób Lusia bawi się z pieskami innych ras. One się fantastycznie rozumieją z Misią, choć są obydwie suniami. To jest jej taka

przyjaciółka. U nas jest też tak, że nikogo nie trzeba namawiać do spaceru, bo każdy, jeśli ma czas, to chce iść z Lusią.

Dlatego my bardzo często wychodzimy z nią razem –w trójkę.

Jeśli chodzi o jedzenie, Lusia je dwa razy dziennie. Oczywiście są różne przekąski pomiędzy (śmiech), ale takie główne posiłki są dwa. Rano, kto pierwszy wstanie, ten przygotowuje Lusi jedzenie. Dopiero potem jest nasz posiłek. Ona zawsze jest pierwsza w kolejności.

Jeśli chodzi o higienę – czesanie itp., to zazwyczaj zajmuję się tym ja. Ale moja córka również się bardzo angażuje. Na wiosnę, kiedy Lusia ma nieco splątaną sierść, to wtedy moja córka ma cierpliwość do tego i siedzi godzinę lub dwie i rozczesuje. Lusia regularnie jeździ też do fryzjera, bo ma naprawdę dużo sierści.

Kogo Lusia uważa bardziej za swojego „pana” lub „panią”?

D. Ch.: To dość zabawne, bo osoby z naszego otoczenia najczęściej wskażą mnie. Ja powiem, że mnie, mąż powie, że jego, a nasza córka Klara powie, że ją. (śmiech) Wydaje mi się, że mnie najbardziej słucha. Kiedy Lusia się pojawiła, to ja miałam największe doświadczenie z psami. Wykorzystałam je, by nauczyć ją bycia z nami, podstawowych umiejętności. Ona się zresztą bardzo szybko nauczyła tego wszystkiego, żebyśmy się dopasowali i żeby nie było nieporozumień. Chciałam, żeby ona wiedziała, jak my żyjemy

i o co nam chodzi, ale też żebyśmy się nauczyli jej. W związku z tym wydaje mi się, że to ja jej najwięcej czasu poświęcałam, żeby jej to wszystko pokazać i objaśnić. I ja się stałam takim przewodnikiem przez to. Natomiast na spacerze słucha się każdego z nas jednakowo.

Są Państwo osobami aktywnymi zawodowo. Jak Lusia radzi sobie z samotnością, gdy są Państwo w pracy?

D. Ch.: Ona jest bardzo rzadko sama. U nas w domu tak naprawdę ciągle ktoś jest. Dom jest otwarty i pełen ludzi, w związku z tym Lusia jest bez przerwy z kimś. Dlatego mogliśmy zdecydować się na psa, który lubi towarzystwo. Przygarnięcie psiaka to bardzo ważna decyzja i odpowiedzialność. Lusia może przebywać na zewnątrz, ale musi widzieć, że obok są ludzie. W naszych zawodach fajne jest to, że często się wymieniamy – mąż ma na rano, ja idę do pracy na popołudniu. Po południu już mąż przyjeżdża, ja wyjeżdżam. W międzyczasie córka wraca ze szkoły. Ponadto, często naszymi gośćmi są moja mama oraz mój brat. Lusia kocha mojego brata z wzajemnością. To jest jej taki pupilek, a on ciągle ją rozpieszcza. Zarówno mój brat, jak i córka są osobami, z którymi Lusia najchętniej się bawi.

Obserwując Państwa profile w mediach społecznościowych można zauważyć, że lubią Państwo podróżować. W podróżach towarzyszyła Wam wcześniej Misia, a teraz Lusia.

D. Ch.: To prawda. Lusia lubi podróże samochodem. Kiedy tylko widzi, że wsiadamy do auta, to od razu wie, że się gdzieś wybieramy. Świetnie znosi jazdę i zazwyczaj przez całą podróż śpi. To zabawnie wygląda, bo jeździmy z tym ogromnym psem z tyłu. Ona siedzi wtedy z Klarą. Kilka razy w roku wyjeżdżamy nad morze. Mamy psią plażę, mamy kolegów, koleżanki, znajomych. Zazwyczaj zatrzymujemy się w tym samym miejscu. Niestety, kiedy jedziemy za granicę, to nie zawsze mamy możliwość, by ją zabrać razem z nami. Wtedy zostaje pod dobrą opieką w domu. Nigdy nie oddajemy jej do hoteli dla psów. Proszę mnie źle nie zrozumieć – ja nie mówię, że to są złe miejsca. Bardzo fajnie, że są takie domy dla piesków, hotele, w których mogą pomieszkać, gdy ktoś wyjeżdża. Psy się wtedy bawią z innymi, są zaopiekowane. Tak jak w przedszkolu. To jest super. Ale my jakoś wolimy zapewnić Lusi opiekę w domu, w swoim otoczeniu.

To świetnie, że mają Państwo takie zaufane osoby, którym mogą powierzyć opiekę nad Lusią.

D. Ch.: Tak. Mąż tutaj mi podpowiada, że mamy jeszcze fantastyczną sytuację, bo nasza sąsiadka całe swoje życie poświęciła psom. Ona ma zawsze siedem, osiem czworonogów, które bardzo kocha. Są tacy ludzie, którzy może czasami bardziej niż ludzi kochają zwierzęta. I akurat nam się trafiła taka sąsiadka. Proszę sobie wyobrazić, jak Lusia ma z Nią dobrze. Nasza sąsiadka odwiedza Lusię – nieza

Arch. prywatne

leżnie od tego, czy jesteśmy w domu, czy nie. Opiekuje się nią i podrzuca jej smakołyki. Ma klucz od naszej furtki i może bez problemu przychodzić. My już jesteśmy przyzwyczajeni, że Pani Ania przychodzi do Lusi i się razem bawią.

Proszę opowiedzieć o Waszym najpiękniejszym wspomnieniu związanym Lusią.

D. Ch.: Mnóstwo było takich pięknych sytuacji. Jedna z nich jest nam bardzo bliska. Lusia jest pod względem gabarytów bardzo duża. Pomimo tego nauczyła się siadać na kolana. To jest niesamowite, naprawdę. Ona siada na kolana, ale tylko do naszej córki Klary, do nikogo więcej. Mnie to rozczula, jak taki wielki pies sadowi się do niej na kolana. Nauczyła się tego, gdy była jeszcze malutkim pieskiem i tak jej zostało do dziś. A teraz jest już ogromna –jak Clifford. (śmiech) Piękne wspomnienia wiążą się także z naszymi podróżami nad morze. Lusia je uwielbia. Jak ona się tam cieszy, jak żyje… Ja mam trochę tak, że każdy pies mi się z czymś kojarzy –Lusia z pełnią szczęścia. To jest taki szczęśliwy, radosny pies. Wszyscy nam to mówią. Kiedy widzą Lusię na spacerze z nami lub gdy się bawi z innymi psami, to ona jest tak bardzo szczęśliwa. Wszystkie nasze dotychczasowe wspólne momenty są radosne.

Wyobraźmy sobie, że Lusia może sama zdecydować o tym, co będzie robić w życiu. Co by to było? D. Ch.: Kim byłaby Lusia? Aktorką! (śmiech) Naprawdę. Ona jest tak z nami zżyta, że potrafi na przykład czasami naśladować zachowanie męża. Wiem, że to może brzmi trochę dziwnie, ale tak naprawdę jest. Moja córka jest śpiewająca, ma bardzo dobre wyczucie rytmu. Lusia często po swojemu z nią śpiewa i nie fałszuje. (śmiech) Doskonale wie, co zrobić, żeby było wesoło.

Radosław Pazura: Jest też znawczynią stanów psychicznych. Świetnie je wyczuwa. Kiedy ktoś jest zdenerwowany, to od razu się odsuwa gdzieś na bok. Szanuje to, że mamy jakiś problem, jakby nie chciała się wtrącać. Naprawdę tak jest. Kiedy się do siebie przytulamy, to ona też szanuje naszą chwilę.

D. Ch.: Jest niesamowita. Robi zabawne miny. Znamy ją już i wiemy, co kombinuje. Ja wtedy zazwyczaj mówię: „Lusia, wiem, że coś kombinujesz! Wiem, że przyszłaś po kiełbaskę, a nie po to, żeby Cię pogłaskać!”. Wtedy ona tylko spojrzy, obliże się i pójdzie. Wszystko rozumie.

R. P.: Aktor chce zawsze z siebie pokazać coś na zewnątrz, prawda? Ona ma to samo! Stara się uzewnętrznić swoje emocje. Dużo „gada”, chce nam ciągle coś powiedzieć –oczywiście za pomocą swojego języka. A my ją rozumiemy, bo już jej język zdecydowanie znamy...

Bardzo dziękuję za rozmowę! Życzę wielu szczęśliwych lat z Lusią!

Rozmawiała: Martyna Major

Savoir vivre, czyli kultura spacerowa

Spacerowanie z psem to nie tylko codzienna aktywność, ale także okazja do interakcji społecznych zarówno dla psa, jak i dla właściciela. Przestrzeganie zasad kultury spacerowej poprawia komfort spacerów, ale również buduje pozytywne relacje między psami i ich opiekunami. Spacer powinien być przyjemnością dla wszystkich uczestników przestrzeni publicznej. Przestrzeganie kilku zasad pomoże zapewnić komfort podczas spacerów, a także zadbać o bezpieczeństwo.

Przede wszystkim należy sobie zdawać sprawę, że psy, tak jak i ludzie, mogą nie mieć potrzeby witania się z każdym. Wyobraź sobie sytuację, że idziesz ulicą i witasz się z każdym napotkanym człowiekiem, podając mu dłoń. Może być męczące, prawda? Weź to pod uwagę, podczas spacerów z psem. Być może Twój pies jest bardzo socjalny i potrze-

Podstawowe zasady spacerowe

1. Kontroluj swojego psa

Prowadź psa na smyczy, chyba że znajdujesz się w miejscu, gdzie jest możliwość bezpiecznego puszczenia psa luzem.

2. Zadbaj o bezpieczeństwo smyczy

W miejscach publicznych unikaj używania smyczy automatycznych. Smycze długie czy przepinane skróć na czas przechodzenia przez zatłoczone miejsca.

3. Poza obszarami bez smyczy

Tekst: Olga Nylec

Prezes Stowarzyszenia Rally-O. Trener psów. Właścicielka szkoły Psiok.com.pl oraz szkolenia.psiok.com.pl, gdzie można doskonalić swoje umiejętności online.

Jeśli na obszarach dozwolonych prawem możesz spuścić psa ze smyczy, utrzymuj kontrolę głosową nad psem i bądź gotowy do szybkiego przywołania. Jeśli nie jesteś pewny, czy Twój pies wróci do Ciebie na zawołanie, puszczaj psa na długiej lince, aby w razie potrzeby móc ją złapać.

buje kontaktów z innymi psami. Natomiast nie każdy pies taki będzie. Może być też tak, że na początku chętnie przywita się, czy pozna kilka piesków, ale kontynuując spacer, stanie się to dla niego męczące. Pies, który zmuszany jest do kontaktu z innym psem, może być podrażniony. Obserwuj swojego psa.

Mijanie innych psów i osób

Respektuj przestrzeń innych psów

Nie zakładaj, że każdy pies chce nawiązać kontakt. Ustal, czy opiekun drugiego psa jest chętny na interakcję. Najważniejsza jest komunikacja – również ta pomiędzy opiekunami. Jeśli Twój pies bardzo chce podejść do innego psa, a Ty nie jesteś pewny czy drugi piesek też ma na to ochotę, to zapytaj. Podczas tej czynności warto podać kilka kluczowych informacji, które pomogą przewidzieć zachowania psów. Pierwsze nawiązanie kontaktu może wyglądać następująco. „Dzień dobry, mój piesek to niekastrowany samiec. Czy możemy się przywitać?” Albo „Dzień dobry, mój piesek to suczka, a Pani?”

Odczytuj sygnały psa

Obserwuj mowę ciała swojego psa oraz innych psów. Zjeżone futro, odwracanie głowy, uszy opuszczone w dół mogą wskazywać na dyskomfort lub potrzebę wycofania się.

Unikaj zaskakiwania innych psów

Podejdź spokojnie po łuku, unikając gwałtownych ruchów i nagłego zbliżania się. Pozwól psom nawzajem się obwąchać, ale w sposób kontrolowany. Staraj się nie dopuścić do zaplątania się smyczy. Nachylanie się właścicieli nad psami, którego celem jest rozplątanie smyczy, może być bardzo stresujące dla zwierzaków. Dodatkowo może wywołać konflikt pomiędzy psami.

Zasady podczas zabawy

Ustal zasady wspólnej zabawy

Zabawa między psami powinna być nadzorowana. Upewnij się, że każdy z psów czuje się komfortowo i chce brać udział w interakcji. Jeśli psy bawią się w ganianego, ważne jest, aby robiły to na zmianę. Jeśli ciągle ucieka tylko jeden, to nie jest to dobra zabawa, tylko gnębienie uciekającego. W zabawie powinna być wymiana, raz jeden goni, za chwilę goni drugi. Jeśli dzieje się tak, że Twój pies ciągle musi uciekać, to niestety, ale nie jest to dobry parter do zabawy dla Twojego pupila.

Nie forsuj interakcji

Jeśli któryś z psów wykazuje oznaki niepokoju (np. unikanie wzroku, kulenie się, oblizywanie pyska), pozwól mu wycofać się z zabawy. Często dzieje się tak, że pies podczas zabawy wraca do opiekuna, skacząc na niego czy chowając się między nogi. Nie wypychaj psa do zabawy, on właśnie przyszedł, prosząc Cię o pomoc. Daj psu swoje wsparcie. Być może trzeba opuścić miejsce zabawy.

Interweniuj w razie potrzeby

Jeśli zabawa staje się zbyt intensywna lub przekształca się w rywalizację, warto przerwać ją, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.

Odpowiedzialność za otoczenie

Sprzątaj po swoim psie

Zawsze miej przy sobie woreczki na odchody i sprzątaj po swoim pupilu, by dbać o czystość przestrzeni publicznej.

Zwróć uwagę na reakcje psa na inne zwierzęta i ludzi

Psy mogą reagować różnie na biegaczy, rowerzystów czy dzieci, dlatego warto trzymać je w takich sytuacjach bliżej siebie i być przygotowanym na ewentualne przywołanie.

Przestrzegaj lokalnych przepisów

Zwróć uwagę na lokalne zasady dotyczące spacerów z psem. W niektórych miejscach obowiązkowe jest prowadzenie psa na smyczy lub korzystanie tylko z określonych terenów. Pamiętaj, że nie wszyscy ludzie czują się komfortowo w pobliżu psów, dlatego szanuj przestrzeń innych i unikaj zbliżania się do nieznajomych bez ich zgody.

CIEKAWOSTKA:

Czy wiesz, co oznacza żółta chusta u psa?

Żółta chustka na psie to sygnał, który oznacza, że pies potrzebuje większej przestrzeni i nie powinno się do niego podchodzić bez zgody opiekuna. Jest częścią międzynarodowej kampanii „Yellow Dog Project”, której celem jest zwiększenie świadomości społecznej na temat psów wymagających przestrzeni. Pamiętaj, że niekoniecznie musi to być chustka. Często można zobaczyć psa z opaską, na której widnieje napis „Nie podchodź”, „Nie głaszcz”, „Nie dotykaj”. Są też specjalne żółte smycze z napisami „Nie dotykaj”. Powody, dla których pies może nosić żółtą chustkę:

• Lękliwość lub nieśmiałość. Pies może być niepewny w kontaktach z obcymi ludźmi lub psami.

• Okres rekonwalescencji. Pies może być po operacji, kontuzji lub chorobie, co wymaga unikania kontaktów z innymi psami celem ograniczenia ruchu.

• Trening behawioralny. Pies jest w trakcie nauki określonych zachowań i nadmierna liczba bodźców może przeszkadzać lub zaprzepaścić dotychczasową pracę opiekuna nad modyfikacją zachowań.

• Reaktywność. Pies może mieć skłonność do nadmiernych reakcji w sytuacjach stresowych, np. szczekania, warczenia. Kampania pomaga w zrozumieniu, że nie wszystkie psy są gotowe na interakcje i że właściciele takich zwierząt mają prawo do kontrolowania przestrzeni wokół swojego psa. Dlatego, jeśli zobaczysz żółty element na obroży czy smyczy psa, przyjrzyj się, czy nie jest to prośba o niepodchodzenie.

Jak przygotować dziecko do adopcji psa

Porady dla

rodziców

Chyba nie ma rodzica, który w którymś momencie nie usłyszałby od swojego dziecka „Chcę pieska!”. W wielu rodzinach to pragnienie może wywołać emocje i skłonić do rozważenia przyjęcia czworonoga do domu. Jednak odpowiedzialni rodzice wiedzą, że adopcja psa to nie tylko spełnienie dziecięcych marzeń, ale także zobowiązanie na długie lata. Decyzja o posiadaniu psa powinna być przemyślana, z uwzględnieniem czasu, zasobów i możliwości, jakimi dysponuje rodzina. Gdy zdecydujemy się na adopcję psa, szczególnie w rodzinie z dziećmi, konieczne jest odpowiednie przygotowanie. W niniejszym artykule przedstawię wskazówki, jak przygotować dziecko na tę życiową zmianę w sposób, który będzie bezpieczny i pozytywny zarówno dla dziecka, jak i dla psa.

Dlaczego odpowiednie przygotowanie dziecka do adopcji psa jest kluczowe

Aby radość dzieci z nowego członka rodziny nie była chwilowa, a entuzjazm z wykonywania nowych obowiązków szybko nie przygasł, przede wszystkim niezbędne jest odpowiednie przygotowanie młodszych członków rodziny na tak dużą zmianę. Najważniejszym aspektem jest zadbanie o bezpieczeństwo dziecka podczas kontaktów z psem, a to nie będzie możliwe bez wcześniejszych rozmów i edukacji.

Znaczenie posiadania psa w życiu dziecka

Wychowywanie dziecka z psem przynosi szereg korzyści zarówno dla jego rozwoju emocjonalnego, fizycznego, jak i społecznego. Bliska relacja z czworonożnym przyjacielem sprzyja budowaniu empatii, odpowiedzialności oraz wspiera zdrowie fizyczne i psychiczne dzieci. Badania naukowe potwierdzają, że obecność czworonoga w życiu dziecka zmniejsza poziom stresu i zwiększa poczucie bezpieczeństwa. Wspiera również rozwój psychiczny. Ponadto posiadanie psa zachęca dzieci do aktywności fizycznej. Regularna zabawa z psem i spacery pomagają zapobiegać otyłości. Naukowcy udowodnili też, że obecność psa w życiu dzieci ma pozytywny wpływ na ich zdrowie i zmniejsza ryzyko wielu schorzeń.

Odpowiedzialność związana z opieką nad zwierzęciem

Decyzja o adopcji psa powinna w stu procentach należeć do rodziców. To rodzice muszą spełniać obowiązki opiekuna zwierzęcia, a dzieci mogą ich w tym jedynie wspierać. Nie wolno wymagać od dziecka, aby brało całkowitą odpowiedzialność za czworonoga. Jednak warto jak najwięcej angażować je w opiekę nad psem. Można wyznaczać drobne zadania, które będą dostosowane do wieku dziecka. Im starsze dziecko, tym więcej obowiązków może przejąć, jednak powinno się wspierać je w opiece, a nie jedynie wymagać – to prosta droga do szybkiego zniechę-

cenia do porannego wstawania czy zabawy z psem. Najważniejszym elementem koniecznym, by zbudować w dzieciach poczucie odpowiedzialności, jest postawa rodziców. Dawanie dobrego przykładu i włączanie dzieci we wspólne wypełnianie obowiązków pozwoli kształtować w nich dobre nawyki. Karmienie, dbanie o świeżą wodę w misce czy spacery budują w dzieciach nawyk systematyczności i uczą szacunku do potrzeb zwierzęcia.

Edukacja dzieci to podstawa

Aby relacja między dzieckiem a psem była szczęśliwa i bezpieczna, niezbędne jest przygotowanie dziecka do życia z czworonogiem. Warto poprosić o pomoc specjalistę, który jeszcze przed adopcją omówi z dziećmi i dorosłymi obowiązki opiekuna psa, wyjaśni, jak odczytywać sygnały wysyłane przez zwierzę oraz zapozna z najważniejszymi zasadami bezpieczeństwa. Warto wybrać osobę, która dostosuje sposób przekazywania wiedzy do wieku dziecka i jednocześnie przekaże najważniejsze informacje rodzicom. Z zawodowego doświadczenia wiem, że takie konsultacje mogą sprawić, że adopcja psa jest przyjemnością. Zachęcam również, aby zainteresować się, czy w placówce, do której uczęszcza dziecko, nie ma oferty zajęć edukacyjnych o psach.

Jednak bardzo ważne jest, aby dokładnie sprawdzić, co oferuje edukator, ponieważ coraz częściej na tzw. zajęciach

z dogoterapii w szkołach i przedszkolach nie uczy się dzieci zasad bezpieczeństwa w kontaktach z psami. Zajęcia skupiają się głównie na głaskaniu i przytulaniu puchatych piesków, co może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Jeśli maluch pod okiem terapeuty może zrobić z psem, co chce, później może przenieść to zachowanie na każdego napotkanego psa, również na czworonożnego domownika. Wiele psów nie lubi przytulania, gwałtownego nachylania się nad nimi i może dojść do nieszczęścia.

Dostosowanie obowiązków do wieku dziecka

Angażowanie dziecka w opiekę nad czworonogiem jest bardzo istotne w budowaniu odpowiedzialności, jednak należy dostosować wymagania do jego wieku.

Dziecko w wieku 4-6 lat: Uważam, że nie warto decydować się na psa, jeśli nasze dziecko nie skończyło przynajmniej 3-4 lat. Młodsze dzieci nie rozumieją jeszcze wielu rzeczy i bardzo trudno będzie wytłumaczyć im, jak należy zachowywać się wobec czworonoga i czego robić nie wolno. Co więcej, same wymagają dużo uwagi i rodzicom ciężko będzie podzielić ją jeszcze na psa. Maluszki są bardzo chaotyczne i nieprzewidywalne, co może wywoływać lęk u psa i utrudniać stworzenie pięknej relacji. Trzyi czterolatki są już dużo bardziej świadome, więc można

powoli wprowadzać je w psi świat. Chętnie angażują się w pomoc przy karmieniu, czesaniu czy zabawie. Można przekazywać im podstawy psiej komunikacji i od początku uczyć zasad bezpieczeństwa w kontaktach z psem.

Dziecko w wieku 7-12 lat: To wiek, w którym dzieci są już na tyle duże, że mogą próbować samodzielnie wypełniać niektóre obowiązki psiego opiekuna. Mogą zaangażować się w naukę psich komend, pilnować, aby zwierzak miał zawsze świeżą wodę w misce, czy wspólnie się z nim bawić. Można powoli przyzwyczajać je do regularnych spacerów z czworonogiem, proponując wspólne wyjścia. Jednak tak małe dzieci nie powinny same wychodzić z psem. Bez towarzystwa dorosłego opiekuna może dojść do wielu niebezpiecznych sytuacji, którym tak małe dziecko nie sprosta. Pies może zostać zaatakowany przez innego psa albo pobiec za kotem na ulicę i pociągnąć za sobą dziecko wprost pod nadjeżdżający samochód.

Dziecko w wieku 13-16 lat: Nastolatkowie mogą już w pełni wspierać swoich rodziców w opiece nad psem. Warto rozdzielać obowiązki na wszystkich członków rodziny, aby zbyt wiele zadań nie obciążyło dziecka i nie zniechęciło go do opieki. Można odstąpić nastolatkowi jeden spacer, np. po szkole lub wyznaczyć posiłek, który będzie podawał psu. Dobrze również, aby nastolatek towarzyszył w wizytach u weterynarza lub na psich treningach.

Warto pamiętać, że pies może być dobrym pretekstem do wspólnych rodzinnych spacerów i aktywności fizycznej, które zacieśniają więź rodziców z dzieckiem.

Bezpieczeństwo przede wszystkim

Rodzice powinni zadbać o to, aby relacja między dzieckiem a psem była nie tylko pełna radości, ale także bezpieczna. Niezbędne jest nauczenie dziecka podstawowych zasad bezpiecznego kontaktu ze zwierzęciem i odczytywania psiego języka. Od najmłodszych lat należy pokazywać dziecku wiedzę o sygnałach, które wysyła pies, gdy nie ma ochoty na kontakt. Oblizywanie się, ziewanie czy odwracanie głowy to podstawowe sygnały stresu wysyłane przez psa, kiedy zachowanie dziecka mu nie odpowiada.

Najważniejsze zasady bezpiecznego kontaktu:

• Nie należy przeszkadzać psu podczas jedzenia czy gryzienia smakołyków.

• Psie legowisko to strefa należąca wyłącznie do psa i dziecko nie powinno w nim przebywać.

• Gdy pies odpoczywa lub śpi, nie należy do niego podchodzić.

• Pies to nie zabawka, dlatego nie powinien być ozdabiany, przebierany czy malowany.

• Psy tak samo jak ludzie odczuwają ból, dlatego nie wolno ciągnąć ich za ogon, uszy czy sierść.

Stosując powyższe zasady dziecko będzie bezpieczne w kontaktach z psem, a pies będzie czuł się komfortowo. Pozwoli to stworzyć piękną więź na lata.

Adopcja psa to wartościowe doświadczenie, które może wzbogacić życie całej rodziny. Jednak odpowiednie przygotowanie dziecka do tego procesu jest kluczowe, aby relacja między dzieckiem a psem była pozytywna, bezpieczna i pełna radości. Cierpliwość, zaangażowanie i świadome podejście do opieki nad zwierzęciem sprawią, że adopcja psa stanie się wspaniałą lekcją życia, która na długo zostanie w pamięci wszystkich domowników.

Tekst: Mamazpsem –Małgorzata Bieniek behawiorystka zwierząt, zoopsycholog. Specjalizuje się w relacji pies-dziecko. Edukuje i pomaga rodzicom przygotować psa na pojawienie się dziecka oraz zadbać o ich bezpieczną relację. www.mamazpsem.pl Instagram: @mamazpsem_

Regeneracja psiej sierści po zimie

Tekst: Ewa Zaczyńska inż. zootechnik, groomer, behawiorysta

Zimą sierść naszych psów jest wystawiona na działanie różnych niekorzystnych czynników. Niska temperatura otoczenia, naprzemiennie występujące opady śniegu, deszczu, zmniejszona ekspozycja na światło słoneczne, sól na chodnikach, suche powietrze w ogrzewanych mieszkaniach – wszystko to wpływa negatywnie na kondycję włosa. Przywrócenie zdrowego i pięknego wyglądu sierści wymaga kompleksowych zabiegów regeneracyjnych. Niestety im dłuższa i gęstsza okrywa, tym trudniej poradzić sobie z jej pielęgnacją. Zwłaszcza przy aktywnym oporze ze strony samych zainteresowanych. W efekcie pod koniec zimy większość psów wygląda nieszczególnie ładnie i mało efektownie.

Wiosenne problemy

Gorsza kondycja włosa i skóry po zimie powoduje, że jest on mniej elastyczny, bardziej podatny na uszkodzenia. W połączeniu z brakiem regularnego czesania prowadzi często do tworzenia się kołtunów i filcu.

KOŁTUNY

Kołtuny tworzą się najczęściej na włosie okrywowym. Pojedyncze włosy zaczynają się ze sobą splątywać. Podczas zabawy, spaceru czy niewłaściwej pielęgnacji plątanina ta zacieśnia się i zbija w trudny do rozczesania węzeł. Okrywa włosowa zaczyna wyglądać nieładnie. Duża ilość kołtunów powoduje dyskomfort i bolesność u psa, zwłaszcza gdy tworzą się w miejscach szczególnie wrażliwych (pachwiny, brzuch, okolice uszu).

FILC

Gruby, gęsty podszerstek czasami może zbijać się w twardy płat praktycznie niemożliwy do rozczesania. Sfilcowany włos tworzy warstwę nieprzepuszczalną dla powietrza, co w konsekwencji prowadzi do problemów zdrowotnych psa. Przy braku właściwej wentylacji może dojść do podrażnień skóry, świądu. Pod wpływem wody (kąpiel psa, spacer w deszczu) gruby filc staje się zbity i twardy w swojej strukturze, utrzymuje przez wiele godzin dużą wilgotność skóry, która w połączeniu z ciepłotą ciała może skończyć

się odparzeniami czy infekcjami bakteryjnymi. Jeśli mamy do czynienia z trudnym do rozczesania filcem, zaleca się obcięcie pieska na krótko. Natomiast w początkowej fazie, kiedy sierść dopiero zaczyna się filcować, można spróbować rozczesania filcakiem.

Uwaga! Filcak to bardzo ostre narzędzie! Trzeba więc uważać, żeby nie skaleczyć psa.

LINIENIE SEZONOWE

Wiosna to jeden z dwóch okresów w roku, kiedy to pies traci najwięcej włosa z powodu linienia. Może przebiegać z różnym nasileniem, zależnym od rodzaju okrywy włosowej psa i środowiska, w którym żyje. Problem jest szczególnie uciążliwy w przypadku psów z długim włosem i obfitym podszerstkiem np. golden retriever, owczarek niemiecki, husky. Choć problem linienia dotyczy większości psów, to jednak są rasy, u których proces ten zachodzi w minimalnym stopniu, niemal niezauważalnie np. pudel, maltańczyk, yorkshire terrier, bichon frise, shih tzu, hawańczyk, basenji czy portugalski pies wodny. Cykl wymiany włosa trwa od marca do maja. Inicjowany jest zmianą warunków pogodowych. Wiosną, kiedy dzień robi się coraz dłuższy, a amplituda wahania temperatury jest największa,

następuje adaptacja do cieplejszej pory roku. Gruba warstwa izolacyjna, która zabezpieczała przed zimnem, jest wymieniana na lżejszą. Jest to proces naturalny i choć dla opiekunów uciążliwy i budzący frustrację, to nie powinien wzbudzać niepokoju. Gubienia sierści nie da się ograniczyć ani tym bardziej powstrzymać. Jedynym sposobem na kontrolowanie pozbywania się martwego włosa jest codzienne szczotkowanie. Odpowiednio dobrane akcesoria ułatwią pracę, równocześnie nie niszcząc okrywy włosowej. Oprócz szczotek i grzebieni dobrze sprawdzą się trymery wielofunkcyjne typu coat king potocznie nazywane trymerami hakowymi. Ich budowa pozwala w prosty sposób i bez większego wysiłku „wyciągnąć” podszerstek i część martwego włosa okrywowego. Nadaje się dla psów z okrywą podwójną ze średnim i długim włosem. U psów krótkowłosych z podszerstkiem lepszym rozwiązaniem będzie furminator.

Uwaga! Są to narzędzia skuteczne i niezawodne, należy jednak posługiwać się nimi z dużą ostrożnością, gdyż można łatwo skaleczyć psa.

Pielęgnacja sierści

na wiosnę

CZESANIE

Okrywa włosowa spełnia wiele funkcji: zabezpiecza psa przed urazami, stanowi ochronę przed niekorzystnymi warunkami zewnętrznymi (wiatr, deszcz, śnieg), odgrywa istotną rolę w procesie termoregulacji. Istotna jest jej rola komunikacyjna (ułatwia identyfikację społeczną) i percepcyjna. W tej ostatniej wibrysy (włosy czuciowe) jako superczułe sensory ułatwiają psu orientację w przestrzeni i rozpoznawanie przeszkód po zmroku. Dla człowieka ważny jest aspekt estetyczny. Psią urodę ocenia się przez pryzmat pięknego, lśniącego i zdrowego włosa. Niestety im bardziej efektowny, tym więcej wymaga zaangażowania ze strony opiekuna. Pierwotna struktura psiej sierści to krótki przylegający włos. Człowiek, w wyniku pracy hodowlanej, uzyskał wiele typów włosa różniących się długością, gęstością, strukturą. Tak duża różnorodność typów psiej urody wzbudza nasz podziw i zachwyt. Psy mogą mieć włos długi, krótki, jedwabisty, szorstki, kręcony itp. Jego rodzaj definiuje sposób pielęgnacji. Żaden nadmiernie przerośnięty, zmierzwiony, niewyczesany włos nie wygląda dobrze. Staję się też przyczyną problemów pielęgnacyjnych i zdrowotnych: skóra pod zaniedbaną sierścią staję się idealnym siedliskiem ektopasożytów np. pcheł i kleszczy. Sierść, która nie jest systematycznie wyczesywana, ma tendencje do zbijania się w kołtuny, czy też filcowania. Wyczesywanie jest więc najważniejszym punktem pielęgnacji. Regularne szczotkowanie wpływa na poprawę jakości włosa, pobudza krążenie w skórze i stymuluje wzrost nowych włosów. Usuwa zabrudzenia, rozczesuje kołtuny, usuwa martwy włos. Naukę szczotkowania zaczynamy już w wieku szczenięcym. Dzięki temu będziemy mieli gwarancję, że dorosły pies będzie spokojnie poddawać się tej czynności. Istotny jest odpowiedni wybór szczotki czy grzebienia, zależny od rodzaju i długo-

nie zadania. Należy pamiętać, że nigdy nie czeszemy psiej sierści na sucho. W trakcie czesania zaleca się nawilżać pasma włosów odżywką ułatwiającą rozczesywanie. Preparaty tego typu usprawniają pracę, skracają czas, dbają o zachowanie właściwej kondycji włosa, nie niszczą struktury włosa.

KĄPIEL

Kąpiel z udziałem właściwych kosmetyków pozwoli przywrócić okrywie włosowej piękny, zdrowy wygląd. Mycie ma na celu:

• dokładne usunięcie zanieczyszczeń,

• zapewnienie łagodnej pielęgnacji,

• zneutralizowanie niepożądanych zapachów. Do kąpieli można przystąpić po wcześniejszym rozczesaniu. Pierwszym etapem jest dokładnie zmoczenie sierści ciepłą wodą o temperaturze około 37-38ºC. Po upewnieniu się, że włos został namoczony do samej skóry (ważne u psów o szczególnie gęstym podszerstku), można nanieść szampon. Pamiętać należy, że szampony na ogół mają postać koncentratu, dlatego trzeba je rozcieńczyć i dopiero w takiej postaci nanieść na psa. Producent podaje informacje o stopniu rozcieńczenia. Nakładanie nierozcieńczonego szamponu przynosi więcej szkody niż pożytku. Nie daje gwarancji lepszego mycia, a trudniej się spłukuje. Szampon nanosimy równomiernie po całej powierzchni psa. Podczas mycia nie należy nadmiernie wcierać szamponu czy zbytnio ugniatać sierści, gdyż łatwo można ponownie splątać włos – szczególnie wrażliwe są psy długowłose. Szampon zawsze rozprowadzamy w kierunku „z włosem”. Najlepszy efekt daje mycie dwukrotne. Pierwszy raz pozwoli usunąć zanieczyszczenia. Spłukujemy dokładnie i przystępujemy do ponownego mycia, dzięki któremu uzyskujemy zamierzony efekt pielęgnacyjny. O tej porze roku większość psów wymaga użycia szamponu nawilżającego (wyjątek psy szorstkowłose) lub rewitalizującego. W przypadku nasilających się wiosną alergii należy zastosować szampon hipoalergiczny. Receptura opracowana jest tak, żeby ograniczyć podrażnienia, zaczerwienienia skóry czy świąd. Jeżeli mamy pewność, że pies został dokładnie umyty, można przystąpić do starannego spłukania, pamiętając o zabezpieczeniu uszu i nosa przed zalaniem wodą. Spłukujemy dokładnie, sprawdzając, czy nie pozostawiliśmy na ciele psa pozostałości szamponu. Teraz można zastosować odżywkę. Rodzaj odżywki zależy od efektu, jaki chcemy osiągnąć – nawilżenie, regeneracja, wygładzenie czy zwiększenie objętości włosa. Po umyciu odciskamy delikatnie włos z nadmiaru wody. Później dobrze jest owinąć psa w ręcznik – nie wycierać zbyt energicznie, żeby nie uszkodzić delikatnej po myciu struktury włosa. Zaleca się na koniec wysuszyć psa suszarką. Jest to idealny moment na rozczesanie szczególnie opornych kołtunów lub partii ciała, gdzie jeszcze występuje filc – używamy np. filcaka. Kąpiel z użyciem odżywki odbudowuje zniszczoną szatę, nawilża, przywraca elastyczność i blask. Oczyszczona i odżywiona okrywa włosowa nabiera zdrowego wyglądu, łatwiej się rozczesuje i zapobiega splątaniu.

Kocie wędrówki okiem behawiorysty

Kot domowy, ale wędrujący –to widok, który wciąż ukazuje się naszym oczom, szczególnie gdy nastają ciepłe dni. Nadal wielu opiekunów wierzy, że pozwalanie kotom na swobodne wędrówki jest wyrazem troski o ich naturalne instynkty. Tymczasem koci specjaliści apelują, a badania naukowe i statystyki weterynaryjne jednoznacznie wskazują, że koty wychodzące bez nadzoru są narażone na szereg poważnych zagrożeń –od chorób po głębokie zaburzenia behawioralne. Choć od argumentów o „wolności” kota przelewa się pośród facebookowych grup i na forach, należy zadać sobie następujące pytania: Czy warto ryzykować? Czy kot może odczuwać szczęście nie wychodząc? Jakie są alternatywy dla wypuszczania kota bez kontroli?

Tekst i zdjęcia: Agata Bladowska-Długokęcka kocia behawiorystka,absolwentka uniwersytetu SWPS, autorka kocich webinarów i bloga: kotwarszawski.pl fb.com/KotWarszawski

Zagrożenia zdrowotne –kiedy natura staje się pułapką

Koty wychodzące swobodnie codziennie mierzą się z niewidzialnymi wrogami. Jednym z najpoważniejszych jest wirus niedoboru immunologicznego (FIV), nazywany kocim AIDS. Choroba ta bardzo osłabia organizm i przenosi się głównie przez ugryzienia, a jej ofiarami padają najczęściej niekastrowane samce, które walczą o terytorium. Zagraniczne badania* opublikowane w 2009 roku pokazują, że wśród kotów z dostępem do swobodnych wędrówek odsetek zakażeń FIV sięga nawet 15%, podczas gdy u kotów żyjących wyłącznie w domach wynosi zaledwie 2-5%.

Niemniej groźna jest kocia białaczka (FeLV) – choroba wirusowa atakująca szpik kostny. Wirus rozprzestrzenia się przez ślinę, dlatego nawet przyjacielskie powitanie z zakażonym osobnikiem może skończyć się tragedią –a kontakt z obcymi kotami jest nieunikniony przy wychodzeniu bez kontroli. Choć na białaczkę kota można zaszczepić, nie jest to szczepienie obowiązkowe i nie każdy o nim pomyśli z wyprzedzeniem.

Temat nie kończy się na wirusach. Swobodne przemieszczanie się kotów sprzyja inwazjom pasożytów, od pcheł i kleszczy po nicienie jelitowe – a te mogą łatwo przenieść się również na organizm człowieka oraz do środowiska, w jakim żyje na co dzień. Myślę, że prawie każdy miłośnik zwierząt przeżył przynajmniej jedną inwazję tego typu. To nieprzyjemne doświadczenie, w dodatku stuprocentowe pozbycie się pasożytów z domu bywa nie lada wyzwaniem.

Nawet pozornie bezpieczne środowisko, takie jak wiejskie podwórko, kryje nieoczywiste zagrożenia. Wiejskie tereny są bardzo często odwiedzane przez dzikie zwierzęta, m.in. lisy, kuny, jeże czy nawet borsuki. Choć mogą wydawać się niegroźne, kontakt z nimi ponownie niesie ryzyko przeniesienia chorób zakaźnych, takich jak wścieklizna czy toksoplazmoza. Ponadto, konfrontacja z bardziej agresywnymi osobnikami może skończyć się poważnymi obrażeniami. Kot, który regularnie uczestniczy w walkach, żyje w chronicznym stresie. Behawioralnie z kolei prowadzi to do nadmiernej czujności, zaburzeń snu, a w końcu – agresji skierowanej nawet na opiekunów (tzw. agresja przeniesiona). Nie zapominajmy też o truciznach. Koty, zwabione zapachem, często liżą rozlane płyny chłodnicze zawierające glikol etylenowy – substancję, która może spowodować chociażby poważne problemy z nerkami. Inne niebezpieczeństwa to trutki na gryzonie czy środki owadobójcze. Często stosuje się również pestycydy, herbicydy i inne środki ochrony roślin. Kot, biegając po polach czy ogrodach, może mieć z nimi bezpośredni kontakt. Spożycie trującej rośliny lub wody zanieczyszczonej chemikaliami może prowadzić do poważnego zatrucia, objawiającego się wymiotami, biegunką albo zaburzeniami neurologicznymi. Warto też wspomnieć o niebezpieczeństwach klimatycznych. Letnie upały zwiększają ryzyko udaru cieplnego, zwłaszcza u kotów z nadwagą i tych, które nie są w pełni zdrowe. Zimą natomiast zamarznięte kałuże stają się pułapką – lód kaleczy opuszki łap, a przypadkowe połknięcie soli drogowej wywołuje problemy w obrębie układu pokarmowego. Ponadto, nawet w pozornie łagodnym klimacie koty tracą orientację podczas burz czy huraganów, ginąc w nieznanym terenie.

Nie przedłużając tego przykrego, ale ważnego wywodu, pragnę wspomnieć krótko o urazach mechanicznych. Szacuje się, że koty wychodzące są 3-5 razy bardziej narażone na śmierć w wypadkach komunikacyjnych niż ich „kanapowi” kuzyni. Do tego dochodzą upadki z wysokości oraz dotkliwe stłuczenia i rany po kontakcie ze znęcającym się, obcym człowiekiem (śmiertelne przypadki takich procederów również się zdarzają).

Czy

szczęście w czterech ścianach jest możliwe

Wiosna to czas, gdy przyroda budzi się do życia, a koty –zarówno te wychodzące, jak i niewychodzące – zdają się wyczuwać zmiany w powietrzu. Dla kotów wychodzących oznacza to więcej okazji do eksploracji, polowań i konfrontacji z innymi osobnikami. Można sobie dopowiedzieć, że w związku z tym rośnie ilość wyżej wymienionych zagrożeń. Dla kotów domowych – możliwość obserwowania świata przez okno, zabawy w promieniach słońca i cieszenia się bezpiecznym środowiskiem. Wiele osób uważa, że koty niewychodzące są skazane na nudę i frustrację, ale to mit. Przy odpowiednim zaangażowaniu opiekuna kot domowy może być równie szczęśliwy, a nawet bardziej zrelaksowany i stabilny emocjonalnie niż wolno wędrujący. Kluczem do szczęścia jest zapewnienie kotu bogatego środowiska, które zaspokoi jego naturalne instynkty.

Solidne, różnego rodzaju drapaki, półki na ścianach z legowiskiem, pudełka kartonowe czy interaktywne zabawki to tylko niektóre z elementów, które mogą sprawić, że kot będzie czuł się spełniony i szczęśliwy. Oczywiście ważne jest, by nie zapominać o pewnych aktywnościach i nie zostawiać kota samego z tymi wszystkimi urozmaiceniami. Jeśli więc przykładowo zamontujemy półki, naszym zadaniem jest pokazanie kotu, że może się na nie wspinać. Jeśli zakupimy zabawkę lub matę na przysmaki, musimy na początku pokazać kotu jak działa, by nie zniechęcił się poziomem trudności wydobycia z niej ulubionej przekąski. Do drapania nowych drapaków możemy zachęcać chociażby poprzez zabawę w ich pobliżu wędką, która i tak powinna odbywać się możliwie regularnie. Poświęcenie kotu 15-20 minut na aktywną zabawę odpowiednio dobraną, interesującą go wędką to nie tylko forma rozrywki, ale też treningu ważnego dla zwierzęcia praktycznie w każdym wieku. Nieprawdą jest, że koci seniorzy nie potrzebują zabawy – każdy, choćby najmniejszy ruch, jak na przykład pojedyncze machnięcia łapką sprawią, że będą odczuwały radość, ich potrzeby łowieckie zostaną zaspokojone bez faktycznych ofiar, a mięśnie i stawy choć minimalnie się rozruszają.

Dobrym pomysłem na wspólną zabawę z kotem jest coraz popularniejszy trening z klikerem. Wymaga już nieco większego przygotowania i wiedzy (a także pokładów cierpliwości i wyrozumiałości), ale jeśli sprawia przyjemność obu stronom, wpływa pozytywnie na relację i rozwój w wielu dziedzinach. Najważniejsze, by pamiętać o dobrym humorze – jeśli mamy gorszy dzień, lepiej nie zabierać się za żadne treningi z kotem, ponieważ nasze emocje udzielają się kotom, a nasza frustracja może nawet niechcący zostać rozładowana na zwierzęciu. Taka sytuacja może skutecznie zniechęcić kota do klikera i do samego kontaktu z opiekunem.

Koty żyjące w domu również mogą cieszyć się urokami wiosny, obserwując krajobraz przez okno (jeśli zapewnimy im do niego dostęp) lub bawiąc się na przeszklonych czy starannie zabezpieczonych siatką balkonach. Takie balkony/tarasy lub specjalnie wybudowane dla kotów woliery można również bardzo atrakcyjnie urządzić! Postawienie na nich dodatkowych drapaków oraz wysianie w donicy trawy dla bezpiecznego kontaktu z naturą znacznie poprawi humor mruczącego pupila.

Jeśli nasz kot jest wystarczająco odważny i ciekawy świata, można spróbować uczyć go wychodzenia na szelkach i smyczy – do własnego ogrodu lub innego cichego, pozbawionego zagrożeń miejsca. Takie rozwiązanie dostarcza aktywności oraz wrażeń, które uczą. Ważnym jest więc, by podczas spacerów unikać negatywnych sytuacji, a dążyć do tych pozytywnych, wzmacnianych ulubionym przysmakiem. Im więcej dobrych skojarzeń, tym chętniej kot będzie wychodził na takie kontrolowane przechadzki u boku swojego opiekuna. Z czasem mogą się one przerodzić nawet w dalsze wędrówki czy podróże na czterech kołach, co nie jest czymś niemożliwym – znów pod warunkiem, że charakter kota na to pozwoli i prawidłowo zabierzemy się do tematu. Prywatnie podróżuję z moimi dwoma kotami po całej Polsce, ale są one przyzwyczajone do tego od maleńkości i dobrze znoszą zmianę otoczenia. Akurat

dla moich kotów najważniejszy jest ich człowiek, jego bliskość. To, gdzie się aktualnie znajdują, jest dla nich mniej znaczące – ale każdy kot jest inny, ostrzegam! :)

Wiosna w domu, czyli jak wykorzystać sezon

Koty mogą cieszyć się nowymi bodźcami bez ryzyka. Oto kilka szybkich pomysłów:

• Otwieranie okien (zabezpieczonych przed upadkiem czy zawieszeniem się kota): Świeże powietrze i dźwięki natury to świetna stymulacja sensoryczna.

• Wprowadzenie nowych zapachów: kwiaty i zioła (np. nasturcja, szałwia omszona) wprowadzają przyjemne aromaty. Niektóre można uprawiać na balkonie, inne wewnątrz domu. Koniecznie należy wcześniej sprawdzić, czy nie są toksyczne dla kota! Polecam bazę aspca.org (The American Society for the Prevention of Cruelty to Animals)

• Więcej światła: Koty uwielbiają naturalne światło. Wiosną warto odsłonić zasłony i pozwolić pupilowi wylegiwać się w promieniach słońca.

Koty wychodzące bez kontroli a problemy

behawioralne

Choć o zagrożeniach dla kota dotyczących zdrowia fizycznego jesteśmy nieustannie edukowani, rzadko zwraca się uwagę na zagrożenia natury behawioralnej. To błąd, ponieważ one również potrafią sprawiać problemy zarówno dla samych kotów, jak i opiekunów. Przykładem jest znaczenie moczem lub kałem w domu –zachowanie, które może stanowić reakcję na traumę nabytą na zewnątrz. Przykładem może być bójka z dzikim zwierzęciem: psem albo obcym kotem. Po powrocie do domu po takiej bójce kot nie czuje się w nim pewnie. Nierzadko będzie próbował odzyskać tę pewność swojego terytorium, znacząc je. Może znaczyć pazurami, a przy większej traumie moczem lub kałem. Należy przy tym pamiętać, że takie zachowanie jest komunikatem nie tylko

dla potencjalnego wrogiego osobnika spoza ścian domu, ale również dla nas – to znak mówiący: „Człowieku, mam

agresja to kolejny efekt domina. Koty uczestniczące w częstych walkach wykazują wyższy poziom pobudzenia nerwowego nawet w domu. Przejawia się to niespodziewanymi atakami na nogi domowników, gryzieniem podczas głaskania czy histerycznym reagowaniem na dźwięki, które przypominają syczenie przeciwnika. Może również dojść do pogorszenia relacji z innymi zwierzętami obecnymi w domu, a z czasem mogą powstać poważne konflikty wymagające pomocy specjalisty. Niektóre koty reagują odwrotnie – wycofaniem. Zwierzę, które przeżyło wypadek lub atak innego zwierzęcia, może chować się pod łóżkiem, stracić apetyt lub przestać interesować się zabawą. Bez interwencji behawiorysty takie stany utrwalają się, prowadząc nawet do depresji. Koty wychodzące bez nadzoru i towarzystwa opiekuna często spędzają większość dnia poza domem (nierzadko też zostają poza nim nocą), co może osłabiać więź z opiekunem. Jeśli polują, a po polowaniu zjadają swoją ofiarę, mogą też nie przychodzić na posiłek, a ten również wzmacnia relację i tworzy pewien rytuał. W przypadku zdawania się na żywe ofiary kot żyje w wiecznej niepewności – będzie dziś obiad czy nie? – co potrafi zaburzyć stabilność emocjonalną i powodować stres.

Świadomy wybór zamiast iluzji wolności

Pozornie niewinny zwyczaj wypuszczania kota „na dwór” to w rzeczywistości loteria, w której stawką jest życie pupila. Każda choroba, każda trauma pozostawia ślad – nie tylko na zwierzęciu, ale i na relacji z opiekunem. Dzięki alternatywnym rozwiązaniom możemy zapewnić podopiecznym zarówno bezpieczeństwo, jak i radość z odkrywania świata. Decyzja o tym, czy dostęp do tego świata będzie kontrolowany, czy nie należy do opiekuna, ale jest jedną z najważniejszych, najbardziej wpływających na kocie życie. Warto mieć na uwadze, że trzymanie kota w bezpiecznym domu to nie „więzienie go”, ale wyraz odpowiedzialności. Nieraz porównuje się koty do małych dzieci i jest w tym dużo słuszności, ponieważ małe dzieci nie mają jeszcze wyrobionych odpowiednich instynktów, odruchów, dystansu do pewnych sytuacji. To my, dorośli, jesteśmy odpowiedzialni za dopilnowanie ich. Tak samo jest w przypadku naszych kocich przyjaciół – musimy myśleć za nich. Dodatkowo chciałabym napomknąć o wzorcach kulturowych. W Wielkiej Brytanii swobodne wypuszczanie kotów jest normą, podczas gdy w Norwegii czy Kanadzie dominuje model „indoor cats”. Zmiana przyzwyczajeń jest możliwa. W Nowym Jorku dzięki kampanii „Safe Cat Initiative” liczba kotów ginących pod kołami samochodów spadła o 40% w ciągu 5 lat. To bardzo pocieszające i imponujące statystyki.

Źródła:

1. Hosie, M.J. et al. (2009). Feline immunodeficiency. ABCD guidelines on prevention and management. Journal of Feline Medicine and Surgery.

2. Ellis, S.L.H. et al. (2022). Environmental Enrichment for Indoor Cats: A Longitudinal Study. Animals.

Koty brytyjskie

Silna osobowość w połączeniu

z opanowaniem i rezerwą.

Rozmowa z

Anną i Krzysztofem Czyżkowskimi, właścicielami Hodowli Kotów Brytyjskich „Czankra”

Na Państwa stronie internetowej czytamy, że hodowla działa od 1998 roku. Jak rozpoczęła się Państwa przygoda z kotami brytyjskimi?

Początek naszej przygody z kotami brytyjskimi nie wiązał się z pragnieniem rozpoczęcia hodowli. Był to czas, kiedy oboje pracowaliśmy zawodowo i chcieliśmy mieć towarzysza, do którego, mówiąc kolokwialnie, będzie „można zagadać” po powrocie do domu. Wybór pomiędzy psem a kotem ostatecznie zakończył się zakupem kota. Pośród ras kotów – postawiliśmy na kota brytyjskiego. Znaleźliśmy hodowlę kotów tej rasy w Poznaniu u Pani Marzeny Mroczkowskiej-Filipowicz

i tak do naszego domu zawitała kotka srebrzysto-czarna pręgowana klasycznie z pomarańczowymi oczami Rosa Happy Star*PL.

Byli Państwo prekursorami hodowli kotów brytyjskich w Polsce. Czy wiązało się to z trudnościami?

Zacznijmy od tego, że pomysł rozpoczęcia hodowli nie pojawił się od razu, od pierwszego pojawienia się kota brytyjskiego w naszym domu. Początkowo miał to być tylko przyjaciel, z którym spędzaliśmy wolny czas. Dopiero później, za namową pani Marzeny pojawiliśmy się na pierwszej wystawie kotów jako widzowie, a na jednej z następnych już jako wystawcy. Potem przyszedł pierwszy miot kociąt i tak to się zaczęło… Co do trudności, to przede wszystkim były to wyzwania związane z ograniczeniami w szeroko pojętej komunikacji – Internet dopiero raczkował, nie był jeszcze tak popularny jak teraz. Nie było platform społecznościowych, komunikatorów, poprzez które moglibyśmy łatwo kontaktować się z innymi hodowcami i wymieniać porady na temat hodowli bądź prezentować swoje kocięta. Nie byliśmy również wtedy jeszcze w strefie Schengen, więc nawet podróżowanie było utrudnione. Jako ciekawostkę podam fakt, że pierwsze informacje o dostępnych kociętach z naszych miotów publikowaliśmy jako ogłoszenia drobne w gazetach codziennych – coś, co dzisiaj w tej sferze wydaje się anachronizmem.

Proszę opowiedzieć nam o tej rasie. Jakie są koty brytyjskie? Co wyróżnia je na tle innych ras kotów? Można powiedzieć, że nazwa rasy dobrze służy określeniu

podstawowych cech charakteru tych kotów – tak jak dwunożnych przedstawicieli byłego imperium, koty brytyjskie cechuje silna osobowość, połączona z opanowaniem i dużą rezerwą. To właśnie te ich cechy sprawiają, że nie wymagają one tyle zainteresowania ze strony ludzi, co przedstawiciele innych ras. Oczywiście nie gardzą również czułościami, jednak niechętnie dają się brać na ręce czy siadają na kolanach, jeżeli same tego akurat w tym momencie nie chcą. Wolą przebywać w pobliżu człowieka, na przykład leżąc u jego boku lub chodząc za nim krok w krok i obserwując jego działania. Sprawiają wrażenie, jakby prowadziły spokojny i dyskretny nadzór nad wszystkim, co się dzieje w ich domu. Są zwierzętami bardzo lojalnymi – szybko i trwale przywiązują się do właściciela i do innych osób będących w ich rozumieniu domownikami. Jeżeli chodzi o temperament, to koty brytyjskie są umiarkowanie aktywne, ze względu na swoje rozmiary i wagę. Często preferują niższe partie domu czy mieszkania. Nie zdarza im się za to zbyt często, jak to czasem mają w zwyczaju inne rasy, skakać na szczyt lodówki, by stamtąd wylądować na plecach właściciela. Nie są to więc koty destrukcyjne, co z pewnością doceni wiele osób. Jedynie w czasie ich krótkotrwałych, zwykle porannych, gonitw po domu, ludzie mieszkający piętro niżej, mogą odnieść wrażenie, że zalęgły się u nas miniaturowe słonie… Brytyjczyki są przeważnie kotami cichymi, nie rozkoszują się nadmiernie tembrem swojego głosu. Wydają delikatne miauknięcia jedynie wtedy, gdy mają do nas jakąś sprawę – albo żądają czułości, albo sygnalizują, że coś im dolega, albo po prostu zwracają uwagę, że pusta miska już powinna być napełniona.

Co należy wziąć pod uwagę, gdy chcemy zdecydować się na kota tej rasy?

Odwróciłbym tę kwestię, pytając o oczekiwania przyszłych właścicieli – jeżeli ktoś szuka spokojnego, stonowanego i cichego towarzysza życia, to kot brytyjski jest właśnie dla niej/dla niego. Charakterystyczne dla brytyjczyków cechy sprawiają, że koty brytyjskie nadają się dla bardzo szerokiego grona osób – dla ludzi samotnych będą lojalnymi towarzyszami życia a dla rodzin wspaniałymi kompanami zabaw i dorastania dzieci. Ludzie starsi znajdą radość w obcowaniu z cichym i spokojnym zwierzęciem, okazującym im przywiązanie w nienachalny sposób, natomiast młodym, aktywnym „yuppies” brytyjczyk może dać szansę na chwilę wyciszenia po kolejnym dniu czy tygodniu „wyścigu szczurów”.

Czy kociaka tej rasy łatwo jest wychować? Jakie działania są szczególnie ważne w tym procesie? Ze względu na swój charakter, kocięta tej rasy są łatwe w wychowaniu. W naszej hodowli dokładamy wszelkich starań, aby koty i kocięta czuły się jak równoprawni członkowie rodziny, i tak też je traktujemy. Każde zwierzę jest dla nas jednakowo ważne i zasługuje na miłość i troskę, którą staramy się im zapewnić. Wszystkie kocięta urodzone w naszej hodowli kotów brytyjskich niemal od pierwszych chwil życia wychowują się w towarzystwie innych kotów oraz zajmujących się nimi ludzi. Dzięki temu, kiedy przyjdzie im opuścić nasz dom i udać się do nowych rodzin, są w pełni zsocjalizowane.

Proszę opowiedzieć o kontaktach kotów brytyjskich z dziećmi?

Koty brytyjskie dzięki spokojnemu temperamentowi oraz wrodzonej cierpliwości doskonale układają sobie stosunki z dziećmi – przywiązują się do starszych, bawią się z młodszymi, a tolerują zupełnie małe. Również dobrze udaje się kotom życie pod jednym dachem z innymi zwierzętami.

Zajmijmy się przez chwilę kwestiami zdrowotnymi. Czy są narażone na jakieś choroby dziedziczne?

Jeżeli chodzi o choroby genetyczne u brytyjczyków, to narażone są one na wielotorbielowatość nerek (PKD) oraz chorobę serca – kardiomiopatię przerostową (HCM). PKD jesteśmy w stanie wykryć poprzez testy ze śliny bądź krwi, HCM – poprzez wykonanie echa serca. Przypadłości te powinny eliminować koty z programów hodowlanych.

Czy mogą się Państwo podzielić ciekawostkami dotyczącymi rasy?

Może odrobina historii rasy… Przyjmuje się, że koty brytyjskie pochodzą od zwykłych kotów domowych żyjących w starożytnym Rzymie. Na terenach obecnej Wielkiej Brytanii znalazły się dzięki legionistom imperium rzymskiego, którzy najechali wyspy około 2000 lat temu. Przywieźli je oni, aby walczyły z gryzoniami niszczącymi zapasy żywności w magazynach wojskowych. Przez kolejne wieki koty brytyjskie żyły w angielskich miastach i na farmach głównie jako zwierzęta „gospodarskie”, gdyż były doceniane przede wszystkim za swoją łowność. Walcząc i rozmnażając się między sobą, na drodze selekcji naturalnej, wykształcały z pokolenia na pokolenie cechy tak bardzo dziś u nich pożądane, czyli muskularny, zwarty tułów i szerokie barki oraz krótkie mocne nogi. Doprowadziło to również do pojawienia się u rasowych kotów brytyjskich krótkiego, niezwykle gęstego futra, dzięki któremu mogły przetrzymać różne warunki pogodowe. Z czasem ludzie zaczęli dostrzegać również cenne walory ich „wnętrza” – lojalność, nienachalną towarzyskość oraz spokojne, pełne ufności usposobienie. Skłaniało ich to do stopniowej zmiany postrzegania roli kotów krótkowłosych. Doceniono je bowiem nie tylko jako pomocników w prowadzeniu gospodarstwa, ale również jako wiernych towarzyszy życia. Zainteresowanie wyspiarzy hodowlą i doskonaleniem własnych linii kotów rasowych rozkwitło jednak w pełni w czasach epoki wiktoriańskiej dziewiętnastego wieku. Przyczyniła się do tego – paradoksalnie – obecność obcych ras kotów przybyłych z orientu. Dumni Brytowie postanowili bowiem określić swoją własną lokalną rasę, która miała stanowić przeciwwagę dla egzotycznych przybyszów z dalekich krajów. Za twórcę standardu rasy kotów brytyjskich przyjmuje się Harrisona Weira, angielskiego ilustratora i malarza natury, który – według pewnych źródeł – sam dokonywał selekcji i kojarzenia najlepszych osobników spośród angielskich „podwórkowców”. Weir zorganizował w 1871 r. pierwszą wystawę kotów w Crystal Palace w Londynie, na której koty brytyjskie krótkowłose były jedynymi wystawianymi jako rodowodowe koty rasowe.

Bardzo dziękuję za rozmowę! Rozmawiała: Martyna Major

Prawdziwy Brylant wśród kotów

Codzienność z kotem brytyjskim

Rozmowa z Niną Mazur, właścicielką kota brytyjskiego.

Jak długo jesteś opiekunką kota brytyjskiego?

Jestem opiekunką od ponad czterech lat. Brylant zamieszkał z nami w październiku 2020 roku.

Dlaczego kociak tej rasy? To była miłość od pierwszego wejrzenia czy przemyślana decyzja?

Bardzo kocham wszystkie zwierzęta, lecz myślę, że koty mają w moim sercu szczególne miejsce. Dlatego też wraz z mężem podjęliśmy decyzje o posiadaniu kota. Przyznam szczerze, że na początku myśleliśmy o zupełnie innych rasach. Były to: ragdoll oraz rosyjski niebieski, jednakże mieszkając w Wielkiej Brytanii, dosyć ciężko było nam znaleźć zaufanego hodowcę tych ras. Teraz myślę, że to los zadecydował za nas oraz na naszą korzyść. Zupełnie przez przypadek dowiedziałam się, że moja koleżanka posiada hodowlę brytyjczyków. Kiedy weszliśmy wraz z mężem na stronę hodowli... dosłownie przepadłam. Zobaczyłam tam największego kociaka z miotu z niebieską kokardką wokół szyi kręcącego się na boki i pokazującego brzuszek i po prostu wiedziałam, że jego chce mieć w swoim domu.

Jaki jest Brylant? Czy jest żywiołowy, czy raczej spokojny? Co lubi robić?

Brylant jest przede wszystkim bardzo charakterny, ale i terytorialny – zupełnie jak ja. Zawsze się śmiejemy z mężem i nazywamy go paniczem lub panciusiem, ponieważ w domu wszystko kreci się wokół niego (śmiech). Jest także obserwatorem i atencjuszem. Nie lubi, aby nosić go na rękach lub trzymać na kolanach. Mogę przyznać, że jest także żywiołowy oraz bardzo ciekawski. To kot, który wychodzi wraz z nami na spacery do parku i z wielkim zaangażowaniem próbuje upolować gęsi, łabędzie, wiewiórki oraz wsadzać nos w kwiaty w poszukiwaniu pszczół lub much (śmiech). Jego ulubionym zajęciem zdecydowanie jest sen lub zabawa interaktywnymi zabawkami, a w międzyczasie wymuszanie na nas jak największej ilości smaczków, które pochłania niczym odkurzacz. Brylant jest przy tym bardzo inteligentnym, zrównoważonym kotem, uwielbia także ciszę i spokój oraz doskonale odczytuje moje emocje. Wie, kiedy jestem smutna i potrzebuję otuchy oraz czuje, kiedy jestem szczęśliwa. Jest moim najlepszym przyjacielem.

Czy pojawienie się Brylanta zmieniło Twoje życie? Oczywiście, że tak. Mój kot zmienił moje życie całkowicie i to na lepsze! Mogę stanowczo powiedzieć, że całe życie jest podporządkowane naszemu kotu, ponieważ wszystkie podejmowane decyzje muszą być korzystne nie tylko dla nas, ale także dla naszego pupila. Opieka nad kotem nauczyła nas odpowiedzialności. Nasze życie zdecydowanie zmieniło się w kwestii wakacyjnych wyjazdów. Jako że mieszkamy w innym państwie i jesteśmy tutaj tylko we dwoje z mężem, musimy mieć dla Brylanta opiekuna, który będzie o niego dbał w momencie, kiedy my ładujemy baterie na słońcu lub spędzamy czas z rodziną. Na szczęście z pomocą przychodzi hotel dla kotów, z którego usług korzystamy zawsze, kiedy gdzieś wyjeżdżamy. Dzięki temu zyskujemy pewność, że Brylant jest pod dobrą opieką

w warunkach pozadomowych. Nasz kot jest dla nas jak członek rodziny. Jego pojawienie się uświadomiło nam, jak bezbronne są zwierzęta oraz jakiej bezgranicznej miłości i opieki potrzebują.

Jak spędzacie razem dzień?

Koty kochają rutynę, więc i my jako właściciele musieliśmy się podporządkować. Jeśli o poranku nie ma przygotowanego w miseczce śniadania, to Brylant wkrada się na łóżko i liżąc mnie po twarzy lub podgryzając włosy, daje mi do wiadomości, że już pora wstać i zacząć nowy dzień. Po śniadaniu ja zajmuję się codziennymi obowiązkami, a Brylant obserwuje mnie z ulubionego miejsca na sofie. Przygotowując obiad zawsze mam na uwadze, że muszę pozostawić mu miejsce na kuchennym blacie, ponieważ często obserwuje, czy plasterki warzyw lub mięsa są odpowiedniej grubości. (śmiech) Po skończonych porannych obowiązkach, mamy czas na kawę oraz zabawę. W międzyczasie ja przygotowuję się do wyjścia do pracy. Oczywiście mój kot towarzyszy mi, siedząc na toaletce i obserwując moją makijażową rutynę. (śmiech) Kiedy ja wychodzę do pracy, Brylant robi sobie godzinną drzemkę i czeka, aż mąż wróci ze swojej pracy. Doskonale wie, kiedy wraca i zawsze czeka pod drzwiami na przywitanie. Podczas mojej nieobecności, gdy pogoda dopisuje, wychodzą wspólnie na spacer, a po powrocie przygotowują dla nas kolacją i oglądają telewizję. Kiedy ja wracam z pracy, Brylancik czeka na mnie na swoim drapaku, miaucząc wita się ze mną i dostaje ode mnie buziaczka. Po kolacji mam czas dla siebie, a ze względu na to, że mój kot jest bardzo ciekawski, niestety drzwi od naszej łazienki muszą być uchylone – na wypadek, gdyby chciał sprawdzić, czy podczas kąpieli przypadkiem nie utonęłam. (śmiech) Przed snem mamy jeszcze chwilę na wspólną gonitwę po mieszkaniu oraz przytulaski.

Na co powinniśmy zwrócić uwagę przed przyjęciem do domu kociaka rasy brytyjskiej?

Myślę, że na samym początku przygody z kotem brytyjskim należy zwrócić uwagę na hodowlę, z jakiej kot pochodzi. Hodowla musi być zarejestrowana, kot powinien posiadać wszystkie ważne certyfikaty, dokumentację weterynaryjną, ubezpieczenie zdrowotne. Kot powinien posiadać także „chip”. Wychodząc do nowego domu, powinien być nauczony czystości oraz samodzielnego jedzenia suchych i mokrych pokarmów. Po naszej stronie jest przygotowanie dla kota bezpiecznej przestrzeni w naszym domu. Z racji tego, że rasa jest bardzo ciekawska, musimy mieć na uwadze roślinność, jaką posiadamy w domu, ogrodzie lub na balkonie. Niestety bardzo dużo roślin i owoców może przyczynić się do zatrucia, a nawet śmierci naszego pupila. Ja musiałam pożegnać się z kilkoma ulubionymi kwiatami i w ramach tego przywyknąć do wszechobecnych kontenerków ze świeżą trawą, którą Brylant uwielbia podgryzać. Kot tej rasy musi mieć w domu swój kąt, gdzie może odpoczywać oraz regenerować siły na kolejne godziny zabaw. Potrzebuje także przestrzeni, gdzie tę energię może następnie spożytkować. Jeśli dysponujemy budżetem, warto zainwestować w tzw. „Catio”. Jest to wybieg ze schronieniem, gdzie kot może cieszyć się słońcem oraz otaczającą przyrodą i nie jest narażony na zagrożenia

z otoczenia. Jeśli jednak budżet nie pozwala nam na takie przedsięwzięcie, warto zamontować w domu np. na oknie hamak dla kota, na którym będzie mógł swobodnie leżeć i oglądać przyrodę z domowego zacisza. Kolejny ważny aspekt to pielęgnacja. Koty brytyjskie są czyścioszkami, lecz ze względu na gęstą sierść czasem potrzebują naszego wsparcia. Warto wtedy zaopatrzyć się w dobrą szczotkę oraz gumową rękawicę i systematycznie pomagać kociakowi w codziennej pielęgnacji.

A czy koty brytyjskie lubią zabawę?

Koty brytyjskie to bardzo inteligentne stworzenia, które uwielbiają wszystko analizować, wszystkiemu się przyglądać, dlatego posiadanie zabawek interaktywnych znacznie poprawi koci rozwój oraz będzie dobrą rozrywką na wiele godzin. Jeśli nie chcemy, aby nasz pupil zniszczył nam kanapę, oparcie łóżka lub zwisał na firance, koniecznie zaopatrzmy się w drapak.

Jaki powinien być właściciel kota tej rasy?

Opiekun kota brytyjskiego powinien być: świadomy, odpowiedzialny oraz cierpliwy. Decydując się na kota tej rasy, nowy opiekun musi zadbać o swojego pupila, zapewniając mu odpowiednie warunki do życia. Musi mieć świadomość potrzeb swojego kociaka i spełniać je, mimo że wiąże się to z kosztami. Opiekun musi być także cierpliwy. Nie możemy od brytyjczyka oczekiwać czegoś „ot tak”, „na już”. Kota tego bowiem cechuje spokojna, wręcz leniwa natura i musi minąć troszkę czasu, zanim wykona najłatwiejszą czynność. Często nawet nawoływanie naszego kota nie spotka się z jego aprobatą i będzie on odwlekał przyjście do nas. Ot, cały Brylant! (śmiech)

Jak oceniasz relacje kota brytyjskiego z dziećmi? Koty brytyjskie to moim zdaniem najbardziej przyjazne koty dla dzieci w każdym wieku. Ta rasa jest wyjątkowo delikatna i spokojna, otwarta na każdy rodzaj pieszczot –pod warunkiem, że są to delikatne, jak drapanie za uchem czy po podbródku, poklepywanie po grzbiecie. Brylant to kot, który niechętnie daje się podrapać lub pogłaskać po brzuszku, jednak widząc dzieci na spacerze w parku, potrafi położyć się na trawie brzuszkiem do góry i wręcz oczekuje tych pieszczot. Kiedy ma już ich dosyć lub kiedy jest znudzony, po prostu odchodzi i tym sygnalizuje, że potrzebuje teraz trochę czasu tylko dla siebie.

Co jest Twoją największą radością w życiu z kotem?

Największą radością jest wspaniała wieź, którą od czterech lat pogłębiamy codziennie. Uczymy się siebie nawzajem, znamy każdy swój ruch oraz gest. Mój kot ma wspaniały charakter. Myślę, że w wielu przypadkach powinnam pobierać od niego lekcje spokoju oraz opanowania w zamian za jego ulubione przysmaczki. (śmiech) Koty uczą nas, jak patrzeć na świat z innej perspektywy. Brylant uczy mnie przede wszystkim, jak cieszyć się z małych rzeczy oraz jak w delikatny sposób sygnalizować swoje niezadowolenie.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę wielu wspólnych lat z Brylantem!

Rozmawiała: Martyna Major

Oasy More Love

To linia karm delikatesowych, stworzonych z mięsa filetowego o najwyższej jakości, serwowanych w pożywnym bulionie lub naturalnym sosie. Karmy z linii More Love przyrządzane są tradycyjnymi metodami, dzięki temu zachowują maksimum składników odżywczych i smakowitości karmy. W gamie produktów More Love znajdują się saszetki 70g (do 60% mięsa filetowego w bulionie), puszki (75% mięsa filetowego w bulionie), Green cup (do 65% mięsa filetowego w smakowitym sosie).

Import i dystrybucja: Betta Sp z o.o. www.betta.pl

PYSZNE, że aż Łapy Lizać

Delickcious – to nie jest zwykła karma dla zwierząt. To przysmaki, które rozpieszczą, zapewniają niezwykłe doznania smakowe i są wspaniałym sposobem na okazanie miłości. Występują w postaci starannie przygotowanych, wykwintnych smakołyków o wspaniałym aromacie! Twój pupil na pewno będzie szczęśliwy i wdzięczny za te rarytasy!

Zupy DELICKCIOUS to bogactwo smaków i faktur: kawałki kurczaka, ryby, krewetki, wybrane warzywa i owoce. Zupy dla kotów mają zrównoważony skład, zawierają witaminy oraz minerały i nadają się do codziennego karmienia.

Zupa z Tuńczyka z Kukurydzą Mini i Zielonym Groszkiem

Zupa z Kurczaka z Pomidorami i Szpinakiem

Zupa z Kurczaka z Szynką i Szpinakiem

TRENDY I PREMIERY na rynku

NOWOŚĆ: WOOLF WildCatpremiera wyjątkowych, miękkich smakołyków dla kotów

Woolf, marka, która w ostatnich miesiącach poszerzyła swoje portfolio o gamę karm półwilgotnych dla psów oraz wilgotnych dla psów i kotów, postanowiła zaproponować jeszcze jedną nowość – delikatne smakołyki dla kotów. Najnowsza linia to aż SZEŚĆ soczystych propozycji, opartych na świeżym mięsie: kaczki, indyka, łososia, kurczaka, wołowiny lub ryb (w tym makreli). Miękka i sprężysta tekstura krokieta sprawia, że jest on chętnie podejmowany nawet przez wymagające zwierzęta. Przysmaki w swoim składzie zawierają świeże mięso, co w połączeniu z półwilgotną konsystencją pozwala na zachowanie nie tylko wyjątkowych walorów odżywczych, ale także kuszącego aromatu. Składniki użyte do produkcji Woolf WildCat zostały poddane wolnemu procesowi gotowania, co sprzyja zachowaniu ich naturalnych wartości. Smakołyki są bezzbożowe, wyprodukowane na terenie Unii Europejskiej. Przysmaki są dostępne w gramaturze: 50g. Azan sp. z o.o. sp. k.; azan.com.pl; 48 366 48 99; sklep@azan.com.pl

Zupa z Sardynek z Krewetkami i Dynią

Dieta agamy brodatej Jak karmić

jaszczurkę

Tekst: Mariusz Politowski Artykuł powstał we współpracy z hodowlą Gady z brodą. Więcej o agamach brodatych przeczytasz pod adresem: https://gadyzbroda.pl/agama-brodata/

Dieta to obok odpowiednich warunków w terrarium najważniejszy czynnik wpływający na właściwy wzrost i zdrowie agamy brodatej (znanej także pod nazwą brodatka środkowoaustralijska). Menu jaszczurki może być niezwykle różnorodne, ale najważniejsze jest zachowanie odpowiednich proporcji na różnych etapach życia zwierzęcia. Agama brodata jest wszystkożerna, więc w jej diecie może znajdować się zarówno pokarm pochodzenia zwierzęcego (głównie będą to owady karmowe), jak i pokarm roślinny (głównie zielenina i wybrane warzywa). W tekście odpowiemy na pytania, jak powinien wyglądać codzienny jadłospis jaszczurki, czego lepiej nie podawać jej do jedzenia oraz jak sobie radzić w sytuacjach, kiedy brodatka odmawia przyjmowania pokarmu.

Karmienie agam zależy od wieku

Agama brodata na różnych etapach swojego życia będzie wymagać innych proporcji pokarmu zwierzęcego i roślinnego. Młodsze osobniki powinny spożywać więcej pokarmów zawierających białko, a dorosłe agamy powinny mieć przewagę roślin.

Karmienie młodych agam (do 4-6 miesiąca życia)

W początkowym okresie życia – od wyklucia do około 6 miesiąca, agamy brodate dość intensywnie rosną, co przekłada się na duże zapotrzebowanie na białko zwierzęce. Podstawą diety w tym okresie powinny być owady karmowe, takie jak świerszcze, karaczany i szarańcza. Młode osobniki powinniśmy karmić 2-3 razy dziennie, pamiętając o dopasowaniu wielkości owadów do rozmiaru głowy ja- szczurki, aby zapobiec ewentualnym problemom z połykaniem. Choć w pierwszych miesiącach życia to białko decyduje o prawidłowym rozwoju, warto stopniowo wprowadzać zieleninę i przyzwyczajać jaszczurkę do przyszłej, bardziej zróżnicowanej diety. Proporcja owadów do roślin powinna wynosić 90:10. Im wcześniej zaczniemy podawać rośliny, tym później będziemy mieć mniej problemów z dietą dorosłej jaszczurki. Agamy, które nie są przyzwyczajane od małego do roślin, później w dorosłości niechętnie spożywają zieleninę, więc dobre nawyki żywieniowe warto kształtować na wczesnym etapie życia agamy. Nawet jeśli jaszczurka nie będzie od razu spożywać zieleniny, z czasem zacznie ją podskubywać.

Warto pamiętać, że granica 6 miesięcy jest dość elastyczna i wiele zależy od tempa wzrostu jaszczurki. Zwykle w ciągu pół roku agama osiąga długość 30 cm, więc jeśli zauważymy, że wzrost następuje wolniej, możemy okres karmienia z przewagą owadów wydłużyć. Działa to także w drugą stronę – jeśli nasza jaszczurka urośnie do 30 cm przed

upływem 4-6 miesięcy, możemy karmić ją jak starszą agamę. Podajemy wtedy po równo pokarm roślinny i zwierzęcy.

Karmienie starszych agam (do 12 miesiąca życia)

W okresie między 6 a 12 miesiącem życia agamy powinniśmy stopniowo zwiększać rolę pokarmu roślinnego w diecie i ograniczać pokarm zwierzęcy. Proporcja między roślinami a owadami powinna wynosić pół na pół. Owady nadal będą stanowić istotne źródło białka, lecz warto zadbać o poszerzanie listy ziół i warzyw i podawać m.in. liście mniszka lekarskiego, rukolę, bazylię lub roszponkę. W tym wieku częstotliwość podawania owadów powinna być ograniczona do 1-2 razy dziennie, a rośliny mogą być na stałe w terrarium. Jeśli widzimy, że agama ma problem ze spożywaniem roślin, powinniśmy rozpocząć karmienie od podawania zieleniny, a dopiero po kilkunastu/kilkudziesięciu minutach podawać owady. Warto też wypróbowywać różne gatunki roślin i wybierać te, które podpasują jaszczurce.

Karmienie dorosłych agam (po 12 miesiącu życia)

Po ukończeniu roku życie agam brodatych wchodzi w fazę dorosłości, a główny akcent żywieniowy przenosi się na pokarm roślinny. Warzywa, zielone liście oraz zioła powinny stanowić 70–80% diety, a pozostałe 20–30% to pokarm zwierzęcy w postaci żywych owadów karmowych. Białko zwierzęce możemy podawać częściej w momentach większego zapotrzebowania (np. samicom, które składały jaja i potrzebują białka na regenerację, agamom po przebytej chorobie pasożytniczej lub po zimowaniu), lecz zwykle dorosłą jaszczurkę karmi się owadami co 2-3 dni, a rośliny powinny być na stałe dostępne w terrarium. Dorosłość agamy możemy określić po jej długości, która wynosi 45-55 cm. Jeśli jaszczurka osiągnie tę długość szybciej niż w 12 miesięcy, powinniśmy wcześniej zmienić proporcje pokarmu i karmić ją jak dorosłego osobnika.

Jaki pokarm możemy podawać agamie

Agama brodata może spożywać szeroką gamę produktów roślinnych i zwierzęcych. Skupimy się przede wszystkim na tych, które są najczęściej stosowane i jednocześnie łatwo dostępne.

Pokarm zwierzęcy – owady karmowe

W Polsce istnieje wiele hodowli, które specjalizują się w dostarczaniu żywego pokarmu w postaci owadów karmowych dla zwierząt egzotycznych. Dla potrzeb karmienia agamy brodatej najczęściej wykorzystywane są: • Świerszcze (domowe, śródziemnomorskie, tureckie, kubańskie) – mogą być wykorzystywane w codziennej diecie. Świerszcze posiadają miękkie pancerzyki chitynowe, więc ich pogryzienie i strawienie nie będzie problematyczne dla agamy brodatej. Dodatkowo młode świerszcze są bardzo drobne, dlatego możemy dobierać ich wielkość do aktualnej wielkości agamy. Warto jedynie pamiętać, by

nie pozostawiać świerszczy w terrarium na noc, ponieważ może zdarzyć się, że podczas poszukiwania pokarmu białkowego owady będą podgryzać agamę brodatą.

• Karaczany (tureckie, argentyńskie, szare, madagaskarskie i zielone) – również mogą stanowić podstawę codziennej diety agamy brodatej. Należy jednak pamiętać, że każdy gatunek karaczana będzie cechować się odmienną ruchliwością, szybkością rozmnażania, zapachem i wartościami odżywczymi. Najczęściej wybieranym gatunkiem karaczana jest karaczan argentyński (znany także pod nazwą dubia), który jest dość spokojny i nie wspina się po ściankach, więc ryzyko ucieczki z pojemnika hodowlanego jest minimalne. Pozostałe gatunki karaczanów potrafią wspinać się po ściankach lub są dość ruchliwe, co niektórych może odstraszać. Niemniej ta ruchliwość pobudza instynkt łowcy u agamy, która chętnie będzie gonić za żywym pokarmem i w ten sposób zapewnimy jej dodatkowy ruch i rozrywkę. Warto także pamiętać, że dorosły karaczan madagaskarski zawiera duże ilości chityny, dlatego nie powinien być stosowany w codziennej diecie, a jedynie jako smakołyk podawany raz na jakiś czas.

• Szarańcza (pustynna i wędrowna) – z uwagi na swoje rozmiary jest szczególnie atrakcyjna dla dorosłych agam. Jest to najdroższy rodzaj karmówki, niemniej odpowiedni również do codziennego karmienia. Choć hodowla szarańczy jest nieco trudniejsza niż hodowla świerszczy i karaczanów, jeśli chcemy ograniczyć koszty na zakup karmówki, możemy także poprowadzić własną hodowlę w domu.

• Larwy mącznika i drewnojada – możemy je podawać w ramach urozmaicenia diety. Mimo że larwy mącznika oraz drewnojada są źródłem białka i tłuszczu, zawierają one także spore ilości chityny, która jest ciężkostrawna i może prowadzić do wymiotów lub zaczopowania, więc jej stosowanie na co dzień jest ryzykowne.

• Mysie noworodki i oseski – są one szczególnie zalecane dla samic, które składały jaja. Mysie oseski pozwalają agamom w szybkim czasie odzyskać zapasy wapnia, białka i witamin. Możemy też podawać je dorosłym jaszczurkom, które schudły po przebytej chorobie pasożytniczej. Jednocześnie należy pamiętać, że nie jest to pokarm, który powinien znajdować się w codziennej diecie – obfitość składników odżywczych może prowadzić do utuczenia agamy i otłuszczenia narządów wewnętrznych.

Pokarm roślinny – zielenina, warzywa i owoce Wraz z dorastaniem agamy coraz większe znaczenie w jej diecie będzie odgrywał pokarm roślinny. Wachlarz możliwości jest w tym przypadku ogromny, więc możemy wypróbować wielu rodzajów zieleniny, warzyw i owoców. Zioła, które możemy podawać na co dzień to m.in.: roszponka, rukola, bazylia, oregano, melisa, tymianek, liście rzodkiewki, mięta, trzykrotka. Są one dostępne w większości sklepów spożywczych i marketach. W okresie wiosenno-letnim możemy także korzystać z dziko rosnących roślin, takich jak: mniszek lekarski, mlecz, koniczyna, babka lancetowata, dziurawiec, pokrzywa, melisa, lucerna. Powinniśmy jedynie uważać, by nie były to rośliny rosnące blisko drogi, ponieważ mogą one zawierać sporo zanieczyszczeń. Lepiej zbierać rośliny rosnące na łąkach i w miejscach, które są oddalone od działalności człowieka.

Przed podaniem koniecznie powinniśmy je umyć. W diecie agamy mogą znajdować się także kiełki roślin, np. słonecznika, rzodkiewki, rzeżuchy. Oprócz ziół możemy także podawać jaszczurce warzywa takie jak: marchew, cukinia, cykoria, ogórek, rzodkiewka, kapusta pekińska. Nie mogą one jednak stanowić podstawy diety, a jedynie mogą ją urozmaicać raz na jakiś czas. Jeśli zrezygnujemy z nich zupełnie, również nie wpłynie to negatywnie na zdrowie agamy.

Ostatnią grupą pokarmów roślinnych są owoce, choć tutaj warto zaznaczyć, że nie powinny one być stałym składnikiem diety, a jedynie dodatkiem, który podajemy rzadko. Zbyt często podawane owoce mogą uzależniać agamę od cukru i może ona odmawiać spożywania innych pokarmów. Owoce, które możemy podawać to np. truskawki, arbuz, morela, papaja, figi, borówka amerykańska, maliny, winogrono, gruszka, śliwka, brzoskwinia, żurawina.

Czego agama nie powinna jeść

Bezwzględnie powinniśmy unikać pokarmów, które mogą zaburzać gospodarkę wapniową lub być dla agamy trujące. Są to m.in. rośliny bogate w szczawiany (szpinak, szczaw) oraz awokado, jarmuż, sałata, rabarbar, kapusta, zielone części pomidorów i papryki, natka marchewki i pietruszki. Nie powinniśmy jej podawać także dziko żyjących owadów, takich jak np. pająki, świerszcze z łąki itd. Podobnie ma się sprawa z owadami z hodowli, które zbiegły i odnalazły się po kilku dniach. Nie mamy pewności, w jakich warunkach żyły owady i czy nie przeniosą na agamę szkodliwych substancji lub pasożytów.

Kiedy karmić agamę brodatą

Agama brodata do właściwej przemiany materii wymaga ciepła. Z tego względu pokarm, który jej podajemy, powi-

nien być podawany, kiedy zwierzę będzie już wystarczająco nagrzane. Powinniśmy podawać pokarm przynajmniej trzy godziny po zapaleniu lampy grzewczej i nie później niż trzy godziny przed ich zgaśnięciem. Chodzi o to, by jaszczurka miała czas na strawienie posiłków, które przyjmuje. Jeśli będzie zbyt chłodno, jaszczurka może mieć kłopoty żołądkowe prowadzące do biegunki, zaczopowania lub wymiotów. Pora karmienia nie musi być stała, ważne żeby odbywało się to wtedy, kiedy lampy grzewcze są włączone.

Suplementacja

Utrzymanie odpowiedniej równowagi mineralno-witaminowej jest ważne na każdym etapie życia agamy brodatej. W związku z tym powinniśmy stosować dodatkową suplementację preparatami, które są przeznaczone dla jaszczurek i zwierząt egzotycznych. Nie możemy z nich rezygnować, bo szczególnie brak wapnia będzie prowadził do rozwoju chorób związanych z układem kostnym, np. krzywicy lub metabolicznej choroby kości. W przypadku agamy brodatej powinniśmy stosować 2 suplementy:

• Wapń bez dodatku witaminy D3: powinien być podawany 5 dni w tygodniu do jednego z codziennych karmień u małych agam, a u dorosłych wystarczy podawanie 2-3 razy w tygodniu do jednego z karmień.

• Witaminy dla gadów z dodatkiem witaminy D3: suplementacja witaminami powinna odbywać się 2 razy w tygodniu u młodych agam, a u dorosłych raz na 2 tygodnie. Suplementy mają strukturę proszku, więc najłatwiej podawać je na owadach karmowych. Wystarczy włożyć owady do mniejszego pojemnika, posypać je proszkiem i potrząsnąć pudełkiem. Proszek oblepi ciało owada i wówczas możemy go podać agamie do zjedzenia.

Co robić, kiedy agama nie chce jeść

Brak apetytu u agamy brodatej może wynikać z szeregu czynników, takich jak na przykład:

• nieodpowiednia temperatura lub brak oświetlenia UVB wpływającego na jej żywotność – w takim przypadku powinniśmy sprawdzić, czy temperatura pod lampą grzewczą wynosi 38-40 stopni oraz czy żarówka UVB emituje promienie;

• stres związany z aklimatyzacją lub zmianą warunków –jest to okres przejściowy i po kilku dniach powinien minąć;

• choroba pasożytnicza – w takim przypadku powinniśmy zabrać próbkę kału jaszczurki do zbadania u weterynarza;

• chęć zimowania – szczególnie w okresie zimowym agamy mogą potrzebować dłuższego regenerującego snu.

Jeśli obniżony apetyt utrzymuje się dłużej niż kilka dni, a zwierzę traci na wadze lub wykazuje inne niepokojące objawy (osowiałość, biegunka), wskazana jest konsultacja z lekarzem weterynarii doświadczonym w leczeniu gadów. Najczęściej jednak poprawa warunków środowiskowych oraz dbałość o zróżnicowany i prawidłowo suplementowany pokarm wystarczają, by przywrócić jaszczurce prawidłowy apetyt i zapewnić jej pełnię zdrowia.

#najlepszapracanaświecie

Psy wsparcia emocjonalnego na lotnisku

Rozmowa z Katarzyną Harmatą, opiekunką psów wsparcia emocjonalnego, pracujących na lotnisku w Krakowie.

Jakie były początki Pani przygody z psami?

Od kiedy psy towarzyszą Pani w życiu?

Psy towarzyszyły mi od zawsze. Pierwszego zwierzaka dostałam w wieku około dziewięciu lat. Dwa lata mocno pracowałam na to, żeby rodzice pozwolili mi go mieć. Dwa lata chodziłam na spacery z wyimaginowanym zwierzakiem na sznurku. Co drugi dzień gotowałam zupę dla rodziny. Tata po dwóch latach uznał, że może kupić mi psa. I pojawił się chart polski Gama. Potem kiedy już byłam w wieku licealnym, pojawiły się Shih Tzu. W tym czasie moja mama zapadła na astmę oskrzelową i nie mogliśmy mieć żadnego psa o strukturze sierści i dużej ilości podszerstka. Padło więc na Shih Tzu. Zajęłam się hodowlą, wystawianiem psów na wystawach. Po przeprowadzce do Krakowa zamieszkałam w dużej hodowli, gdzie opiekowałam się sukami w trakcie ciąży i porodu. Zajmowałam się również szczeniakami. Hodowałam swoje psiaki, ale też miałam pod opieką psy hodowcy. Towarzyszył mi wtedy Borzoj, chart rosyjski. Potem były kolejne Shih Tzu, przerwa na studiowanie i na pierwszą pracę, gdzie było bardzo mało czasu na tę pasję i hobby.

Rozumiem, że ta przerwa nie była długa. Ta przerwa była króciutka, dlatego można powiedzieć, że ja niemal cały czas pracuję z psami. W zasadzie

zajmuję się tym zawodowo od dziewiętnastego roku życia, poprzez wystawianie na wystawach, opiekę nad miotami w hodowlach. Byłam również groomerką. Wcześniej nie było kursów groomerskich takich jak teraz, że ktoś idzie na kurs, ma wykłady, kilka weekendów praktyki. Tutaj była kwestia siedzenia z rzemieślnikiem przez trzy miesiące w salonie i przyglądanie się pracy, a potem samodzielne próby. Przez dwa lata pracowałam jako groomer. Wystawiałam też ludziom psy na wystawach. I traktowałam to raczej jako hobby, bo, pomimo że zarabiałam jakieś pieniądze, to nie takie, żeby można było się z tego utrzymać. Kiedy poznałam mojego męża i planowaliśmy założyć rodzinę, pojawił się biały owczarek szwajcarski, z którym już weszłam sobie bardziej w świat szkoleniowy. Wcześniej także szkoliłam, ale muszę przyznać, że z pieskami typu Shih Tzu za wiele w szkoleniu nie da się uzyskać. Mój owczarek szwajcarski miał na imię Luna. Z Luną zaczęła się przygoda z kursem instruktorskim, tak bardziej już poważnie. I tak zostało do dzisiejszego dnia. Moja przygoda trwa już dwadzieścia dwa lata. W międzyczasie zaczęłam pracować jako wykładowca na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. Prowadzę wykłady z zakresu szkolenia, behawioru zwierząt, towarzyszących problemów behawioralnych. Uczę zootechników, lekarzy weterynarii, przyszłych bioinżynierów i etologów oraz psychologów zwierzęcych. Mój świat nadal kręci się wokół psów.

Jak narodziła się idea pracy na lotnisku?

To był pomysł lotniska Kraków Airport. Byliśmy pierwszą tego typu placówką w Europie, która wprowadziła psy wsparcia emocjonalnego na lotnisko. Wszystko rozpoczęło się w 2019 roku. Miał to być taki krótkotrwały projekt. Oczywiście już dużo wcześniej zostało mi to zgłoszone, więc miałam czas, żeby przygotować psa do wszystkiego. W wakacje 2019 roku mieliśmy się pojawić na lotnisku w ramach projektu na dwa miesiące, na okres wakacyjny. Zostało to wyjątkowo ciepło przyjęte. Pies był bardzo dobrze przygotowany, nie stresował się, bardzo lubił tę pracę. W związku z tym zostaliśmy do dzisiejszego dnia, oczywiście z przerwą pandemiczną, dosyć krótką, ale jednak. Pracujemy nieprzerwanie do tej pory. W między czasie pojawiły się kolejne psy.

Ile psiaków pracuje aktualnie na lotnisku?

Mój Zen był pierwszym w Europie psem zatrudnionym przez lotnisko. Potem dołączyły do niego dwie suczki, jego półsiostra Lara, też rasy border collie i Cyrylka, owczarek szetlandzki. Ostatnio, przed końcem 2024 roku, pojawiła się jeszcze jedna suka border collie – Pati. W tej chwili są cztery psy. Cyrylka jest aktualnie na zwolnieniu lekarskim – macierzyńskim. Niedawno urodziła szczeniaka Jacusia. Można go obejrzeć na naszym koncie na Instagramie. Oczywiście po okresie zwolnienia wróci do pracy, jak tylko odchowa szczeniaczka. Myślę, że będzie to około połowy kwietnia.

Czy praca na lotnisku nie wpływa stresująco na psiaki?

To może być stresująca praca. Dużo psów by się w ogóle do takiej pracy nie nadawało. Moje psiaki są doskonale dobra ne. To nie są przypadkowe zwierzaki, które zostały wybra ne do tej pracy ot tak. One są doskonale dopasowane do wykonywanego zajęcia. To są psy, które zostały wyselek cjonowane odpowiednio, dobrane z odpowiednich hodow li, po rodzicach z odpowiednimi predyspozycjami. Więc tutaj kwestia była tylko taka, żebym ja nic nie popsuła. Trening rozpoczął się od samego początku ich życia, od okresu szczenięcego. Co ważne, one nadal pozostają w tym tre- ningu. Pewnie, że towarzyszy im stres, bo przecież nie ma życia bez stresu. I tak samo, jak szczepimy się na różne choroby – żeby łatwiej je przechodzić, tak samo można „zaszczepić” pieska przeciwko stresowi. Musimy go w bardzo sumienny, powolny sposób socjalizować i habituować. W tym procesie pies ma przywyknąć do ludzi, do ruchu, do pewnych bodźców, które będzie napotykał i ma z nimi mieć miłe skojarzenia. Tak, żeby te bodźce były mu obojęt ne, albo żeby to rzeczywiście było przyjemne. Szkolenie jest prowadzone w taki sposób, przez co najmniej półtora roku. Ciekawostką jest, że Uniwersytet Rolniczy przepro wadzał badania nad poziomem stresu moich psów.

Jak wyglądały takie badania?

Pobierane były próbki śliny w celu zbadania poziomu kortyzolu. Te próbki śliny były zbierane w trakcie pracy, przy innych aktywnościach oraz w stanie spoczynku. Wyniki krzywej kortyzolowej pokazały, że bieganie za piłką przez trzy minuty na naszym własnym podwórku generuje

Czy w Waszej pracy na lotnisku jest jakaś rutyna, czy też każdy dzień jest inny?

wyższy stres u moich psów niż praca na lotnisku. Praca na lotnisku powoduje taki delikatny skok kortyzolowy, którykun ma zabawki i smakołyki w saszetce. Pies wie, że idzietowany. Mamy naukowe potwierdzenie tego, że moje psy na lotnisku się po prostu nie stresują. One idą do pracy,-ków, które ode mnie otrzymują. Więc doskonale wiedzą, co mają robić i dlaczego tak się dzieje. I to nie generuje u nich stresu. Proszę też pamiętać, że mam cztery psy do tej pracy. Jesteśmy na lotnisku trzy razy w tygodniu po dwie

Rutyna jest bardzo ważna. Ja wszystkiego bardzo mocno pilnuję, bo to jest dla mnie najważniejsze. Około 95% naszych dni lotniskowych rozpoczynamy spacerem. Chyba że jest strasznie brzydka pogoda – np. mocno pada, to wówczas zdarza się, że tego spaceru nie mamy. Spacer ma miejsce dosyć wcześnie rano, więc po nim psy sobie mogą jeszcze odpoczywać. Potem ładujemy ulubione przysmaki i śniadanko do torby. Jedziemy na lotnisko, ubieramy się, odwiedzamy nasz dział – bo trzeba pamiętać, że pies na lotnisku pojawia się i dla pasażerów i dla pracowników. Pracownicy twierdzą, że to jest najmilsza pora dnia oraz tygodnia, kiedy psiaki przychodzą do nich. Następnie idziemy do gate'ów, potem do naszego ulubionego gate’u numer 4, z którego z reguły w tym czasie nie są prowadzone odprawy. Tam ukrywamy piłeczkę, bawimy się tą piłeczką. Jeśli w pobliżu są jakieś dzieci, to proszę je, by schowały piłeczkę w pustym gate’cie. Proszą pieska, żeby jej poszukał. Piesek przynosi wskazany przedmiot, więc mamy kilkuminutową zabawę. Potem chodzimy po lotnisku, wyszukując pasażerów, którym możemy udzielić wsparcia. Zen jako jedyny pies potrafi wykryć podwyższony poziom kortyzolu (hormonu stresu) u pasażerów. On wie, który człowiek się stresuje. Jeżeli dostanie komendę, wyszukuje takie osoby wśród pasażerów, podchodzi do tej osoby i przed nią siada. To jest znak, że ten pasażer jest zestresowany i trzeba mu udzielić wsparcia. Niekoniecznie zawsze jest to stres związany z lotem. Powody są różne. Czasami po prostu bramki bezpieczeństwa się odezwały, niekiedy jest to kwestia tego, że ktoś leci na jakąś ważną rozmowę, na przykład kwalifikacyjną, albo na pogrzeb, albo na wakacje, po prostu nie lubi rzeczywiście latać i się stresuje tym lotem. Więc my z psem jesteśmy od tego, żeby udzielać wsparcia. Mamy jeszcze takie naklejki z naszymi pieskami, z borderkami. Naklejamy je pasażerom. Pasażerowie potem latają po całym świecie i wysyłają nam na

Instagramie podpisane zdjęcia: np. „Zenuś doleciał na Azory” albo „Lara doleciała” – a w tle mamy operę w Sydney. Jest to bardzo miłe i sympatyczne. Wiele osób, które lata często, wybiera te loty, kiedy jesteśmy na lotnisku, żeby chwilę z nami porozmawiać i pogłaskać pieska. Jest to naprawdę bardzo miłe. Ja umieściłam w swoich mediach społecznościowych hasztag: #najlepszapracanaświecie – i to jest całkowita prawda.

Czy pasażerowie zazwyczaj reagują pozytywnie na Wasz widok?

Tak, jak dotąd nie było żadnej nieprzyjemnej sytuacji. Jeżeli widzę, że ktoś się boi, bo zdarzają się takie osoby, to ja po prostu odchodzę sobie w drugą stronę. Jesteśmy oznakowani. Pies ma kamizelkę. Dodam, że moje psy są bardzo posłuszne. One same z siebie nie podchodzą do osób, które pokazują, że sobie tego nie życzą. Ja z reguły wskazuję, chyba że ktoś bardzo intensywnie próbuje pieska zawołać i pies wejdzie w to przywołanie. Natomiast one nie zaczepiają ludzi, którzy nie chcą być zaczepiani. Idą, skupiają się na pracy i wyglądają tak, jakby w ogóle nie widziały tego tłumu ludzi, który jest naokoło.

Na czym polega w tej sytuacji terapeutyczna praca psa?

Pies podchodzi do zestresowanego człowieka, siada i czeka na reakcję pasażera. Ja oczywiście informuję ludzi, w jaki sposób mają to robić. Na przykład Lara nie lubi, jak ktoś bardzo mocno ją tarmosi. Ludzie mają różne skojarzenia z psami. Niektórzy chcą klepać i tarmosić. Więc proszę, żeby jej nie tarmosić, żeby po prostu delikatnie głaskać. Jak ktoś dobrze ją będzie głaskał, to ona się położy na plecach, pokaże brzuszek i będzie bardzo zadowolona, że ktoś ją tam delikatnie mizia. Zena można trochę wytarmosić. I on wtedy od razu łapie zabawkę i wyobrażam sobie, że mówi: „Jak ty tarmosisz, to się będziesz dobrze szarpał”. I zaczyna się bawić z ludźmi. Cyrylka lubi, jak się ją delikatnie głaszcze po zadku albo pod bródką. Więc ja, znając doskonale każdego psa, informuję pasażerów, gdzie mogą pogłaskać, w jaki sposób. Pasażerowie z reguły się dostosowują. Nie spotkałam się z problemem, żeby ktoś się zachował nie tak jak potrzeba względem psa.

A jak Was poznać na lotnisku?

Tak jak powiedziałam, jesteśmy oznakowani. Ja mam specjalną kamizelkę. Psy mają specjalne uprzęże, na których jest napisany „pies terapeutyczny” i imię psa. Jesteśmy dobrze oznakowani. Mamy przepustki, więc ludzie widzą, że jesteśmy pracownikami lotniska. Coraz więcej osób nas rozpoznaje i rzeczywiście szuka na lotnisku.

Kiedy można Was spotkać na lotnisku?

Jesteśmy na lotnisku w poniedziałki, środy i piątki od godziny 10 do 12. Czasami zdarza się, że jesteśmy w innym dniu, jeżeli jest to wcześniej uzgodnione. Bo czasami jest tak, że na przykład jakaś klasa ze szkoły jedzie na wycieczkę i wypada to w inny dzień niż nasze wyznaczone. Jeżeli się wcześniej do mnie odezwą, ja dostanę zgodę od kierownictwa, że mogę dokonać zmian, to ten dzień wymieniam na przykład. Rzadko się tak zdarza, ale czasami tak

jest. To nie może być taki koncert życzeń, umówmy się, ale czasami rzeczywiście tak robimy.

Jak przygotować psa to pracy na lotnisku?

Najważniejszej jest to, żeby bardzo sukcesywnie przyzwyczajać psa do wzmożonego ruchu, do walizek, do jakichś stukotów, że tutaj coś może spaść, do przechodzenia blisko ludzi, przyciskania się slalomem pomiędzy walizkami, do odgłosów lotniska. Moje psy są też psami ratowniczymi (Oprócz Cyrylki, bo ona jest owczarkiem szetlandzkim. To piesek niewielkich gabarytów, w związku z czym raczej nie jest stworzona do ratownictwa). Natomiast bordery są też psami szkolonymi do ratownictwa. Zen i Lara są psami akcyjnymi, jeżdżą ze mną na akcje, na poszukiwania. Przynależą do rasy, która jest predysponowana do pracy. Dla nich najważniejsze jest, żeby coś robić z człowiekiem. I one się tym bardzo cieszą. Ja zawsze podkreślam, że staram się spełnić wszystkie potrzeby tych psów. To są zwierzaki z linii, w której jest bardzo dużo psów pracujących od kilku pokoleń. Więc to nie są pieski, które leżą na sofie i chodzą tylko na spacerki. One by zwariowały, bo po prostu muszą być aktywne. Codziennie chodzimy na spacery relaksacyjne, ale mamy również treningi. Są to treningi posłuszeństwa, treningi pracy w różnych rozproszeniach. One są bardzo dobrze do tego zmotywowane i świetnie to znoszą.

Jeden z Pani psiaków – Zen, został niedawno bohaterem książki. Proszę nam o tym opowiedzieć. Tak, Zen jest bohaterem książki Pies na medal autorstwa Barbary Gawryluk. Basia napisała dwanaście historii, dwanaście opowieści o różnych pracujących psach. Przedostatnia opowieść jest o naszym Zenie. Wprawdzie ona jest o wszystkich naszych psach, ale bohaterem opowieści jest Zen. Natomiast wszystkie psy tam się pojawiają – nawet z tyłu na okładce są Lara i Cyrylka. W książce nie ma Pati, bo jej jeszcze wtedy z nami nie było, kiedy książka powstawała. Ale mogę tak trochę w tajemnicy powiedzieć, że niedawno wspólnie z Basią (Barbara Gawryluk – przyp. red.) skończyłyśmy pisać kolejną książkę, która niebawem ujrzy światło dzienne i tam bohaterami też są nasze pieski, wszystkie tym razem. Ale nic więcej nie mogę zdradzić.

Czego można życzyć Pani i psiakom na dalsze lata?

Przede wszystkim zdrowia – dla nas wszystkich. Bo szczerze powiedziawszy, ja kocham psy za to, że one po prostu są. I ta praca jest dla mnie spełnieniem marzeń. Natomiast jedyną przeszkodą w jej wykonywaniu byłyby problemy zdrowotne. Na razie zdrowie nam dopisuje i jest wszystko w porządku. Można nam życzyć dalszej pracy na lotnisku, bo jak to już podkreślałam wcześniej, to jest najlepsza praca na świecie. To moja wymarzona praca i psy też się tam dobrze czują.

W takim razie właśnie tego życzę. Zdrowia, satysfakcji i jak najwięcej radości zarówno dla Pani, jak i dla psiaków z tej wspaniałej pracy.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała: Martyna Major

GRECKI KOT W WARSZAWIE

Historia Amelii i Migotka

Początek Waszej znajomości z Migotkiem jest niesamowitą historią. Jak się spotkaliście?

To było w 2019 roku. Byłam na wycieczce na Korfu i wraz z koleżanką wynajęłyśmy sobie domek. Tuż po przyjeździe przypałętała się do tego domku kocia rodzina. I wśród tej kociej rodziny był właśnie Migotek. To był jedyny kot z tej grupy, który był w jakiś sposób poszkodowany. Był absolutnie, totalnie wyczerpany. Jego stan był dramatyczny. Miał otwarte rany, poranione uszy, świerzb. No i takie ogólne wychudzenie. Na początku stwierdziłyśmy, że tutaj dużo jest takich kotów, więc jakoś nas bardzo to nie dziwiło. Ale wiedziałyśmy też, że na pewno nie możemy tak zostawić Migota. Decyzja, że trzeba go uratować, zapadła od razu. I tak w zasadzie wyglądało to nasze pierwsze spotkanie.

Jakie były Twoje pierwsze działania po podjęciu decyzji o pomocy Migotkowi?

To była część Korfu, w której nie było zbyt wiele osób, więc nawet nie miałyśmy do kogo zwrócić się o pomoc. I jedyną metodą, jedynym sposobem, na jaki wpadłam, to było poszukanie grup na Facebooku zrzeszających ludzi, którzy zajmują się zwierzakami na Korfu. I to się udało zrobić.

Jak wyglądały formalności związane z przywiezieniem kota do Polski. Opowiedz nam, bo może znajdą się osoby, które chciałyby pomóc, ale nie wiedzą, jak. Od razu zaznaczam, że to nie jest łatwy proces. Trzeba się przygotować na to – pod względem finansowym, jak i czasowym. Ja tutaj tłumaczę, jak wygląda to na przykładzie Grecji, która jest w Unii Europejskiej. Być może są różne standardy dotyczące innych krajów. Ja musiałam przygotować kilka dokumentów. Pierwszym z nich był paszport Unii Europejskiej dla zwierzaka, który po prostu pozwalał na to, żeby przemieszczać się z kotem po całym terytorium Unii. Drugi dokument to było szczepienie przeciwko wściekliźnie i to jest absolutnie konieczne. Dodatkowo weterynarz, u którego Migotek był leczony, musiał wystawić świadectwo zdrowia, które poświadczało, że Migot jest gotowy na podróż. Gdyby był jakoś obłożnie chory albo poraniony, to po prostu nie byłoby to możliwe. Więc to są trzy takie ważne dokumenty. Natomiast, żeby w ogóle wywieźć go z Grecji, musiałam się też zorientować, jak wygląda ten transport i warunki linii lotniczych.

Jak to wygląda w kwestii transportu samolotem?

To też nie jest takie proste. Ja nie wiem, jak to wygląda teraz, ale w 2019 roku tanie linie lotnicze nie woziły zwierząt. Więc tu już trzeba było sobie zorganizować to zupełnie inaczej. Był to trudny okres (wrzesień i październik), ponieważ loty na Korfu po sezonie prawie w ogóle nie istniały. W końcu znalazłam greckie linie lotnicze Aegean

Airlines, które umożliwiały przewóz zwierząt w kabinie pasażerskiej. Ale też pojawiły się warunki. Po pierwsze, żeby móc lecieć ze zwierzakiem, trzeba zgłosić, że ten zwierzak będzie na pokładzie, bo tam są limity. Więc cały czas liczyłam się z tym, że akurat na tym rejsie, który mnie interesuje, Migot nie będzie mógł z nami lecieć. To już byłaby spora komplikacja. Ale ostatecznie się udało. Dodatkowo są jeszcze wymogi dotyczące transportera. To znaczy transporter musi mieć konkretne wymiary i odpo wiedni stopień cyrkulacji powietrza. Trzeba pamiętać o kolejnej komplikacji – mam na myśli budżet…

To też bardzo istotna kwestia. Ile kosztowała akcja ratowania Migotka?

Finalnie, po zsumowaniu wydatków, wyszło około pięciu tysięcy złotych za sam proces leczenia na miejscu, w Grecji oraz wydatki związane z dokumentami i biletem lotniczym.

Czy znalazłaś jakieś instytucje, które Ci pomogły, czy musiałaś to wszystko sama zrobić?

Nie, nie znalazłam żadnej instytucji, która mi pomogła. Na grupie dotyczącej Korfu na Facebooku znalazłam kobietę, która nam pomogła. Jeszcze przed podjęciem decyzji, że w ogóle będę sprowadzać Migotka do Polski, ta Pani zebra ła go na sterylizację. Ja myślałam, że ona go weźmie do siebie, ale zabrała go na sterylizację i przywiozła z powro tem do nas. Powiedziała, że ona już nie może pomóc, bo ma dużo kotów i w ogóle zwierzaków. Była też druga kobieta z tej grupy, która w zasadzie pomogła najbardziej, bo ona wtedy, kiedy ja już musiałam wyjechać z Korfu, zajęła się Migotkiem i pomogła mi w dopełnieniu wszystkich formalności na miejscu. Zajęła się operacją, ja jej tylko zostawiłam pieniądze, pomogła również w przygotowaniu Migotka do lotu. Jak tylko dała zielone światło, to trzeba było wrócić do Grecji. To była kwestia około miesiąca. Podsumowując, żadne instytucje nie pomogły, absolutnie nie liczyłam na to, że w ogóle Grecja jako państwo cokolwiek zrobi. Tam niestety nie funkcjonują żadne instytucje, które mają rozwiązywać takie problemy, byliśmy zdani tylko na siebie.

Co mogłabyś poradzić innym osobom, które – podobnie jak Ty, chcą pomóc bezdomnym zwierzakom? Chciałabym prosić i przekonać, żeby ludzie w tych zmęczonych często oczach zwierzaków, które straciły jakąkolwiek nadzieję na pomoc, po prostu dostrzegli samą wartość. Żeby zdali sobie sprawę, że dla nich samych takie pomaganie być może nie będzie dużo kosztowało, ale to jest kwestia życia wielu zwierzaków. Formą pomocy może być przytulenie, jeden dotyk, miska wody, puszka karmy. Chodzi o to, żeby nie odwracać wzroku od nieszczęścia zwierzaków. To są takie gesty, które naprawdę mają znaczenie, a koty wynagradzają. To jest tak, że one naprawdę wynagradzają i uczą. Nasza przygoda z Migotkiem jest dla mnie lekcją empatii, odwagi, odpowiedzialności za zwierzaka. Warto pamiętać, że nawet jeżeli nie da się zrobić wszystkiego i nie da się tego zwierzaka, którego się spotkało, ratować, no to fajnie będzie jakikolwiek gest wykonać w jego stronę, żeby polepszyć jego byt. Można się postarać zabezpieczyć go, znaleźć mu jakiś dom albo po prostu zawieźć go do schroniska.

a jeżeli one działają, to po prostu bardzo nieudolnie. W Grecji żyje około miliona bezdomnych kotów, bardzo często w rejonach turystycznych. Tutaj też się pojawia problem niedożywienia. W sezonie turyści przyjeżdżają i dokarmiają koty. Ale kończy się sezon, ci ludzie wyjeżdżają i koty bez takiego regularnego karmienia, opieki i schronienia, bardzo często umierają. Około 70% bezdomnych kotów z regionów turystycznych nie przeżywa pierwszego roku życia, bo po prostu dostają taki zastrzyk jedzenia i opieki w sezonie a później nie mają już takiego wsparcia. Te koty są zdane same na siebie. Absolutnie są tu konieczne poważniejsze rozwiązania systemowe. Ja to też widzę w wielu polskich miastach. Ale mimo wszystko widzę gigantyczną przepaść między tym, co się dzieje np. w Turcji, a jak wygląda sytuacja w Polsce. I mam wrażenie, że u nas ta świadomość wzrasta i wierzę, że ona będzie wzrastała wszędzie. Miejmy nadzieję, że to w tym kierunku wszystko będzie szło.

Wróćmy jeszcze do Migosia. Zmagał się z wieloma chorobami. Jakie to były choroby?

Przede wszystkim to był świerzb, który zaatakował jego uszy i on do tej pory nie ma większości sierści na uszach. Po prostu to były popalone uszy – zarówno od słońca, jak i właśnie po tym świerzbie, blizny, rany. Z oczkiem poradziliśmy sobie bardzo dobrze. Oczko się zagoiło i w ogóle nie ma żadnych komplikacji. Z drugim oczkiem mieliśmy małe kłopoty jakiś czas temu, natomiast wszystko już jest w normie, regularnie po prostu muszę je zakraplać i nawilżać, bo ono musi więcej pracować, trzeba mocno o nie dbać. Jedyny problem, z jakim aktualnie się zmagamy, dotyczy ząbków i wybieramy się na usunięcie reszty zębów. Migotek już nie ma większości zębów. Ma zosta-

Akcja ratowania Migotka to nie jedyna inicjatywa pomocy zwierzętom, jakiej się podejmujesz. Bardzo mocno walczysz o prawa zwierzaków. Czym są powodowane Twoje działania?

Mam wrażenie, że w naszym kraju świadomość na temat praw zwierząt i tego, że zwierzęta powinny być traktowane dokładnie tak samo jak ludzie, jeszcze trochę kuleje. Ja jestem absolutnie za tym, żeby zwiększyć wymiar kar dla osób, które się znęcają nad zwierzakami. Funkcjonuje jakaś totalna luka w wymiarze sprawiedliwości. Generalnie, jeżeli sam model wymierzania kar dla ludzi, którzy się nad zwierzakami znęcają, nie zmieni się, to my absolutnie nie mamy na co liczyć, że los zwierzaków się poprawi. Jestem za tym, żeby prawa zwierząt zostały poszerzone, bo to są istoty, które czują, odczuwają i nie ma żadnych przesłanek, żeby traktować je inaczej. Szerzę takie rozumowanie na Instagramie i staram się zachęcać ludzi do działania, do wspierania fundacji i organizacji, które się zwierzakami zajmują. Ja sama lokalnie w swoim mieście rodzinnym wspieram stowarzyszenie Cztery Łapy Żychlin. Obserwuję, staram się wspierać, ale to też jest tak, że jeżeli to nie zadziała systemowo, to nasze wspieranie w postaci przekazywania pieniędzy na leczenie nie będzie miało sensu, bo to nie od nas się powinno zaczynać.

Popularność Waszego profilu na Instagramie pomaga w tego typu akcjach?

Ostatnio zorganizowaliśmy ciekawą akcję. To było bardzo śmieszne, bo dodałam taki wpis, że jedno serduszko na Instagramie to jeden smaczek dla Migotka. Tam się w ogóle zrobiło gdzieś około trzech milionów wyświetleń i tych smaczków setki tysięcy. Więc odezwałam się do dwóch firm produkujących jedzenie dla zwierząt i oni przekazali nam smaczki. Migotek oczywiście by ich nie zjadł – to była ogromna ilość (śmiech). Przekazaliśmy je dla potrzebujących zwierzaków.

agresji z jego strony. Wręcz przeciwnie, on się wiecznie

Wyglądacie na bardzo szczęśliwych razem! Jakie macie plany na przyszłość? Czego można Wam życzyć? Ja kiedyś bardzo chciałam założyć fundację, która będzie ratować koty. I to nie tylko w Polsce. Jest to gigantyczne wyzwanie, więc na ten moment skupiam się po prostu na tym, żeby ludzi zachęcać do działania, zachęcać do pomocy, zwiększać świadomość tego, jak można pomagać zwierzętom. W związku z tym publikuję często posty edukacyjne – oprócz tych humorystycznych. Chciałabym, aby w przyszłości platforma Migotka na Instagramie była taką przestrzenią, która promuje tylko i wyłącznie dobre wartości, która skupia ludzi, chcących pomagać i inspirujących się nawzajem. Nie wyobrażam sobie już, żeby ten obszar w moim życiu nie istniał. Taki obszar jak pomoc zwierzakom i w ogóle pasja do zwierząt.

To cudowne, co mówisz! Z całego serca życzę, żeby udało się te plany zrealizować. I oczywiście wszystkiego dobrego w dalszym wspólnym życiu z Migotkiem. Rozmawiała: Martyna Major

Krzyżówka z Pupilem

1. Rasa psa Doroty Choteckiej i Radosława Pazury

2. Kleszczowe …...... mózgu – jedna z chorób odkleszczowych

3. Pośród gryzoni

4. Skuteczny sposób zapobiegania wściekliźnie

5. Pokarm odpowiedni dla dorosłych agam

6. Imię greckiego kociaka z naszego artykułu

7. Podstawa dobrej współpracy psa i dziecka wg Małgorzaty Bieniek

8. Czynność konieczna do utrzymania pięknej sierści psa

9. Miejsce pracy Zena, Lary, Ciri i Patki

10. Kolor chustki zakładanej psu dla uszanowania dystansu

11. Podnoszą bezpieczeństwo kota podczas wyjść i spacerów

12. "Wrodzona" cecha kotów brytyjskich

13. Niebezpieczne dla kotów wychodzących

14. Wiosenny miesiąc

15. Niebezpieczna konsekwencja chorób serca u gryzoni

16. Rasa kotów opisana w magazynie

Zapraszamy do zabawy!!

Pierwsze pięć osób, które na adres: konkursy@epupil.eu prześlą zdjęcie prawidłowo rozwiązanej krzyżówki i wpiszą hasło w temacie maila – zdobędą nagrody niespodzianki ufundowane przez naszych sponsorów.

Hasło z poprzedniego wydania Pupila: „ZIMOWE ATRAKCJE”. Nagrody niespodzianki otrzymują: Agnieszka Z., Joanna S., Marta I., Martyna K., Laura J.

ZWIERZO-ŻARTY

Basia dla swojego kota kupiła przez internet drogie, luksusowe legowisko. Kładzie je na podłodze i mówi:

– Patrz, Mruczek, specjalnie dla ciebie! Kot zerka, podchodzi powoli, obwąchuje… i kładzie się w kartonie, w którym przyszło legowisko.

– Idealne! Dzięki, człowieku!

NR 1(37)/2025

WYDAWCA:

P.T.H. CERTECH Sp. z o.o. ADRES KORESPONDENCYJNY: Magazyn Pupil Fabryczna 36 33-132 Niedomice NIP 873-10-13-748 redakcja@epupil eu

NAKŁAD: 50 000 sztuk Numer rejestrowy BDO: 000001982

REDAKTOR NACZELNA: Anna Motyka, anna.motyka@epupil.eu

REDAKCJA: Martyna Major, martyna.major@epupil.eu

Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych reklam W przypadku materiałów opublikowanych redakcja zastrzega sobie prawo do ich skracania, zmiany tytułów i adiustacji. Przedruk materiałów w całości czy ich wykorzystanie publiczne jest możliwe wyłącznie po uzyskaniu pisemnej zgody redaktora naczelnego magazynu PUPIL

Właściciel papugi postanawia nauczyć ją mówić.

– Powiedz „Dzień dobry”!

Papuga milczy.

– No dalej, „Dzień dobry”! Cisza.

Po kilku godzinach właściciel zrezygnowany mówi:

– No trudno…

Na to papuga:

– No trudno… próbowałeś!

WSPÓŁPRACA AUTORSKA: Lek wet. Anika Bargiel-Madeja

Lek. wet. Justyna Godek

Adrianna Iwan

Ewa Zaczyńska

Katarzyna Harmata

Małgorzata Bieniek

Mariusz Politowski

Olga Nylec

oraz

Amelia Kordecka

Anna i Krzysztof Czyżewscy

Dorota Chotecka i Radosław Pazura

Nina Mazur i inni

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.