Made in Świętokrzyskie #17

Page 55

m a d e i n ś w i ę to k r z y s k i e

55

mam, konsultuję się z dietetykiem). Nikt mnie więc do niczego nie nakłaniał. Również lekarzy czy położne dobierałam sobie pod kątem ich wiedzy o żywieniu – nie chciałam prowadzić ciąży u kogoś, kto będzie mnie straszył bezpodstawnie, tylko zostawi kwestię tego, co jem lub czego nie jem, dietetyczce. Co ciekawe, nawet wtedy, gdy trafiałam do kogoś przypadkiem i pojawiał się temat diety, nigdy nie spotkałam się z nieprzychylnym komentarzem – mam wrażenie, że to już jest całkiem normalne, że można mięsa nie jeść. Nasza pediatra wie, że Kazek, nasz syn, nie je mięsa. Nasza alergolog, do której trafiliśmy na początku rozszerzania diety na konsultację, bardzo chwaliła nas za sposób odżywiania dziecka, okazało się, że sama jest wegetarianką. To już chyba nie jest nic dziwnego, szczególnie teraz, gdy naprawdę dużo osób stara się ograniczać spożycie mięsa i nabiału. Czyli Wasz syn też jest wege? Tak, Kazek, zwany Konikiem, jest małym wegetarianinem. Od początku rozszerzaliśmy dietę metodą BLW (Baby Led Weaning, tłumaczone na język polski jako Bobas Lubi Wybór: metoda karmienia dzieci, polegająca przede wszystkim na całkowitym zaufaniu do dziecka – red.), której jednym z założeń jest to, że wszyscy w domu jedzą to samo. I my tak właśnie jemy – wspólnie, przy jednym stole, te same dania. Tata Kazika je nabiał i jaja, więc Kazik też je te produkty, ale podstawą naszej diety są warzywa, owoce, rośliny strączkowe, orzechy, pestki, produkty pełnoziarniste. Napisanie książki o takim życiu było naturalną koleją rzeczy? Wiedziałam, że prędzej czy później tak się stanie, ale nie spodziewałam się, że będzie to książka kucharska! Kiedy zgłosiło się do mnie wydawnictwo,

byłam w szoku, ale ucieszyłam się, że komuś ten temat wydaje się ciekawy, bo naprawdę niewiele się mówi o wegeciąży czy wegedzieciach. Pomyślałam, że jeśli nie teraz, to kiedy? I choć moje dziecko miało niespełna trzy miesiące i głównie wisiało na mojej piersi albo było noszone w chuście, postanowiłam, przy wsparciu bliskich, spróbować. To był wymagający czas, ale wspominam go dobrze. Jestem z tych osób, którym trudno usiedzieć w miejscu. Nie chciałam jednak, aby to była tylko książka z przepisami, ale żeby każda kobieta w ciąży odnalazła w niej coś dla siebie. Bardzo zależało mi na rozdziałach o tym, jak świadomie przygotować się do ciąży, jak oswoić poród, jak zdobyć wiedzę o karmieniu piersią czy o połogu. Mam wrażenie, że cały czas mówimy o tym za mało, patrząc na skalę mitów w tych tematach. Jak udało Ci się połączyć macierzyństwo z pisaniem? Tylko dzięki wsparciu bliskich, którzy pomagali, gdy była taka potrzeba. Również moje przyjaciółki dopingowały mnie bardzo, a że mamy dzieci w podobnym wieku i spędzamy razem dużo czasu, miałam dobrą odskocznię. Pomogło mi też... karmienie piersią! Gdy Kazik był malutki i urządzał sobie kilkugodzinne posiedzenia przy piersi, a potem spał mi na rękach, robiłam notatki w komórce i wymyślałam przepisy. Książka jest przede wszystkim dla wegemam, a czy mięsożerna mama, karmiąca dziecko mieszanką zastępującą mleko, znajdzie w niej coś dla siebie? Czy poleciłabyś ją komuś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z kuchnią wegetariańską? Tak! Pisałam ją w zasadzie z myślą o mamach wegetariankach i wegankach z jednej strony, z drugiej – o wszystkich, które z jakiegoś powodu nie mogą


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.