I.PEWU nr 57

Page 1

#57

styczeń-luty

ISSN 1732-9302 www.ipewu.pl

w num erze:

LALK

I:

JEDY NE W SW OIM ROD ZAJU KWE JK: C O MY PACZ YMY?


kalendarium styczeń-luty HuczuHucz Raca, Bonson

Balsam 15 zł

13.01 Lostbone AmetriA Licorea Hard Rock Cafe 15-20 zł

17.01

Luxtorpeda Pull The Wire

Radio Luxemburg 25-30 zł

29.01 Lamb

Odszukać Listopad Hard To Breathe Sailor’s Grave Squat Elba 12-15 zł

16.01

Lipali (acoustic)

Dropkick Murphys

Stodoła 110-120 zł

Hydrozagadka

19.01

24.01

Dubioza Kolektiv Power of Trinity Senk Że

Bracia

Stodoła 35-42 zł

Hard Rock Cafe 32-42 zł

29.01

31.01

TSA Chemia

IRA + support

Stodoła 39 zł

12.02

Netsky

1500m2 29-45 zł

Stodoła 120-130 zł

14.01

Palladium 100-120 zł

07.02

Tarja

Stodoła

16.02 Opeth

M83

18.02

Stodoła 130-140 zł

Borgore

24.02 Stodoła 85-95 zł

19.02

M25 29-45 zł

25.02


Spis Treści

Wstępniak

Witajcie w nowym roku. 1 stycznia to dla wielu magiczna data. Można o czymś zapomnieć, można coś rozpocząć na nowo. To też czas na postanowienia noworoczne. Co to będzie w Waszym przypadku? Nowa dieta? Rozprawienie się na poważnie z uczelnią? Może rozpoczęcie zupełnie nowej aktywności lub wstąpienie do studenckiej organizacji? Możliwości jest oczywiście tyle, co ludzi i ich pomysłów. Jeśli natomiast zapomnieliście o wyznaczeniu sobie takiego celu... Cóż, nigdy nie jest za późno. Postanowienia ponoworoczne mają tak samo dużą wagę, wszystko zależy tylko i wyłącznie od Waszego uporu i mobilizacji. Wyzwania są nieodłączną częścią naszego życia i dobrze na nas działają. Jasno wyznaczony cel, realizowany krok po kroku, potrafi przynieść niesamowitą satysfakcję, wystarczy tylko się spiąć. Chcesz coś zacząć od jutra? Zacznij dziś.

Maciej Pietrukiewicz

Europa na dwóch kółkach strona 4 i 5 Dlaczego (nie) lubimy kwejka strona 6 i 7

Warszawski stajl 1920

strona 8 i 9

Dżihad, święta wojna w Islamie? strona 10 i 11

Mów poprawnie!

strona 12

Student na talerzu Życie 2.0

strona 13

strona 14

Ranking coverów

strona 15

Lalki jedyne w swoim rodzaju strona 16 i 17

Podsumowanie metalowe Redaktor Naczelny:  Maciej Pietrukiewicz Zastępca Redaktora Naczelnego:  Damian Drewulski Redaktorzy prowadzący nr:  Maciej Pietrukiewicz, Damian Drewulski

Redaktorzy:  Marta Sabala, Maciej Pietrukiewicz, Damian

Drewulski, Joanna Motyka, Aleksandra Danilecka, Dominika Sawicka, Adam Gaafar, Jacek Kułak, Magda Sieńczuk

strona 18

Góry w Stodole / Sudoku

strona 19

Fotoreportaż

strona 20

Polecamy w numerze:

Dział graficzny:  Michał Tryniecki, Maciej Pietrukiewicz Fotografia:  Michał Cichowski, Damian Drewulski, Korekta:  Katarzyna Nowak Administrator strony www:  Michał Tryniecki Wydawca:  Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej

Europa na dwóch kółkach, czyli jak nietypowo spędzić wakacje

Okładka:  Urszula “Ursi” Manturewicz Druk: dbPrint Polska www.dbprint.pl

Adres korespondencyjny: Centrum Ruchu Studenckiego ul. Waryńskiego 12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem „i.pewu” tel/fax: (022) 234 91 05

e-mail: redakcja@ipewu.pw.edu.pl www.ipewu.pl

strona

4

Dlaczego nie lubimy kwejka? Dlaczego lubimy kwejka? strona

6


studenci MAGDA SIEŃCZUK PODRÓŻE KSZTAŁCĄ?

4

Może nie tyle kształcą, ile pozwalają ludziom odkrywać samych siebie nowych siebie. Podróże są niczym życia, tylko krótsze. Każda jest inna, każda kiedyś się kończy i każda pokazuje nam, że możemy więcej - trzeba tylko chcieć. Tak jak w życiu mamy miejsce, do którego dążymy; przeszkody, które czasem lekko przeskakujemy, by później wspinać się w pocie czoła na stromy szczyt; upadki i wzloty, a nawet nadzieję na znalezienie miłości. Zakochujemy się w ludziach, którzy są zupełnie inni niż w życiu codziennym; w pięknych miejscach i niesamowitych widokach. W tym czasie mamy szansę wchodzić w nowe role, być odkrywcami, żyć inaczej niż na co dzień. Czasem podróże wiążą się z ciężkimi dniami i nocami. Czasem z przezwyciężonym strachem przed nieznanym i poczuciem, że zrobiło się kolejny krok do spełnienia marzeń. Bardzo często pokazują też inny świat i nowe cele, stwarzając okazje do pokonywania trudności. Szansę na odbycie takiej przygody daje nam m.in. Travelling Inspiration. WAKACJE Z ROWEREM Projekt W 80 Rowerów Dookoła Europy różni się od spontanicznych wyjazdów pociągami, stopem czy samochodami. Wymaga przygotowania i determinacji. Jest to również dobry sposób na sprawdzenie siebie i poznanie nowych ludzi, którzy również kochają podróże na dwóch kółkach. A jeżdżenia będzie co niemiara – w końcu koncepcja jest taka, aby przejechać na rowerach całą Europę. Niektórzy uznają ten projekt za szalony czy wręcz niewykonalny, ale pomysłodawcy są w pełni przekonani do swej idei. Pomysł powstał tak naprawdę w pięć minut. Kiedyś wziąłem do ręki gazetę, w której opisywane były akcje z misją. Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby zorganizować pro

Z jednej strony jest pot, ból mięśni, zmęczenie. Z drugiej - osiąganie celów, radość, spełnianie marzeń. A wszystko łączą długie, gorące dni i… rower. Tak właśnie wyglądać będą wakacje uczestników projektu W 80 Rowerów Dookoła Europy.

jekt, przez który zainspirujemy ludzi do podróży na rowerze - mówi Marcin Kozioł, współzałożyciel stowarzyszenia i koordynator projektu. Stowarzyszenie Travelling Inspiration zostało założone przez trójkę przyjaciół, którzy chcą inspirować ludzi do podróży oraz umożliwiać je tym, którzy nie mają normalnie szans na poznawanie nowych miejsc. Cel letniej wyprawy jest zresztą bardzo szczytny: ze środków zdobytych od sponsorów projektu organizatorzy chcą finansować wakacje dzieciom, które nie mogą sobie na nie pozwolić. - “Ja też chcę mieć wakacje” będzie cyklem koloni dla dzieci z rodzin wielodzietnych i ubogich, czyli dla tych którzy o wakacjach mogą tylko marzyć - informuje Marcin. Pomysł jest świetny, bo dzięki pasji dorosłych stowarzyszenie da możliwość rozwijania jej także

wśród młodych ludzi. OBJECHAĆ EUROPĘ Grupy wolontariuszy udadzą się do każdej stolicy Europy. Przygotowaliśmy blisko 40 tras, które zostały wybrane przez uczestników projektu. Sam chciałbym pojechać do Aten – wyznaje Marcin. Wszyscy wyruszą z Zakopanego ok. 15 lipca projekt jest wspierany przez władze miasta, a sam start będzie powiązany z Tour de Pologne. Podróż każdej grupy uzależniona jest od wybranej stolicy i uczestników. Jedni będą jechali pięć dni, inni półtora miesiąca. Każdy wolontariusz sam opłaca swoją podróż. Koszta wahają się, tak jak i czas podróży, i są uzależnione od długości wybranej trasy, od 400zł (wyjazd do Budapesztu) do ok. 1200zł (do Rzymu).


studenci

Europa

na dwóch kółkach

grelus.org Uczestnicy nie tylko będą jechać rowerami do poszczególnych stolic Europy, ale mają okazję zobaczyć wiele ciekawych miejsc po drodze. Każdy z nich kieruje się czym innym, ilu uczestników tyle różnych powodów do wyjazdu, o czym zresztą wspomina Marcin: - Oprócz zbierania środków na kolonie dla dzieci, dla wielu osób może być to także okazja do spełnienia marzeń, przezwyciężenia lenistwa czy zrealizowania przegranego zakładu. Grunt to dobre przygotowanie No dobra, a co w przypadku kontuzji? Co się stanie, gdy nabawimy się urazu gdzieś w samym środku Europy? Spokojnie, nikt nie zostawi wtedy takiej osoby samej, prawdopodobnie cała grupa wróci do Polski. Ale zawsze można się przygotować, żeby przez ewentualną kontuzję nie stopować całej grupy. Najlepiej przed taką podróżą sumiennie chodzić na basen

i oczywiście… jeździć na rowerze! Bardzo ważna jest do tego odpowiednia dieta, warto również popracować nad wzmocnieniem stawów. Wolontariuszem może być każdy, kto kocha podróże, posiada sprawny rower i chęci. Ważne jest także, by taka osoba była samodzielna, ponieważ grupy nie mają wyznaczonych opiekunów. Każdy uczestnik po powrocie powinien przygotować relację i przesłać zdjęcia z wyjazdu do stowarzyszenia. Będą one wykorzystane m.in. do stworzenia kalendarza na rok 2013 czy książki opowiadającej o różnych trasach. I to właśnie kolejny cel tego projektu - stworzenie rowerowego przewodnika po trasach, które pokonali jego uczestnicy. CZEKAJĄC DO LIPCA… Do Travelling Inspiration zgłosiło

się już prawie 80 osób, ale twórcy nie zamykają się na innych chętnych. Nasz cel to zainspirować do podróży jak największą ilość osób. Także śmiało można się zgłaszać - zachęca Marcin. Jak? Wystarczy tylko napisać do nich na fanpage’u projektu albo wysłać maila na 80rowerow@gmail.com. Marcin Kozioł i jego przyjaciele organizowali już wcześniej wycieczki rowerowe po Zakopanem i okolicach, a zdobyte środki przekazali na rehabilitację Nikoli Chwastarz, która cierpi na porażenie mózgowe. Teraz doświadczeni tamtym przedsięwzięciem przygotowują swój nowy, największy do tej pory projekt. Jeśli chodzi o sponsorów to Travelling Inspiration wciąż jest na etapie poszukiwania, co będzie trwało pewnie aż do lipca. - Korzyści dla sponsorów jest bardzo wiele. Począwszy od wszystkich plakatów, ulotek, koszulek dla uczestników itd. Taki sponsor będzie praktycznie na wielu zdjęciach, potem w Internecie, na pokazach slajdów, na festiwalach podróżniczych, gdzie będziemy się pojawiać – wylicza Marcin. - Ponadto na kalendarzu wydanym na rok 2013, książce, na stronach internetowych projektu i stowarzyszenia, jak również na naszym profilu Facebookowym. Dlatego zachęcamy wszystkich chętnych sponsorów do wsparcia naszej inicjatywy. A PÓKI CO... … trening, trening i jeszcze raz trening! Przed wolontariuszami długie dni ćwiczeń i przygotowań do wyjazdu, a oprócz stawów i organizmów każdy będzie sumiennie szykował do podróży także i sam rower, aby ten wytrzymał trudy wyprawy. Są u progu prawdopodobnie najciekawszych wakacji w swoim życiu – innych od ciągłego wygrzewania się na plażach, wlewania w siebie litrów alkoholu i zwiedzania zabytków. Wystarczy tylko trochę samozaparcia i własny rower, aby również znaleźć się w gronie ludzi przemierzających Europę na dwóch kółkach. Dla siebie i dla dzieciaków. Po więcej szczegółów możecie się udać na fanpage Projekt W 80 Rowerów Dookoła Europy.

5


studenci

Dlaczego (nie) lubimy

kwejka? Kwejk, wiocha, demotywatory, mistrzowie, student potrafi, jebzdzidy. Nazwy te można by wymieniać jeszcze dłużej. W sieci istnieje mnóstwo portali rozrywkowych. Opanowują Internet tak szybko, jak tylko się pojawiają. Najpopularniejsze z nich odwiedza jednocześnie ok. 50 000 użytkowników, dziesięć razy tyle „lubi” je na Facebooku. Nastąpiła powszechna mania przeglądania stron z obrazkami, które docierają do internautów na wszelkie możliwe sposoby. Zajrzyj, skomentuj i wciągnij się.

Aleksandra Danilecka kich odstających swoim wyglądem poza ogólnie przyjęte normy. ZAGADKA POPULARNOŚCI

6 ZACZĘŁO SIĘ OD DEMOTÓW Pierwszym z popularnych dziś portali z obrazkami były demotywatory.pl. Nazwa miała być przeciwieństwem tzw. „motywatorów”, czyli podpisanych obrazów, mających motywować pracowników amerykańskich firm do pracy. Polskie demotywatory powstały w 2008 roku. Charakterystyczne dla nich miało być czarne tło, a na nim obrazek z chwytliwym hasłem. Tematyka dowolna - obrazek mógł wzruszać, śmieszyć, komentować ostatnie wydarzenia. Autorzy portalu utworzyli stronę, nie spodziewając się, że uruchomią wulkan masowych postów i komentarzy. Dziś, wg statystyk najczęściej odwiedzanych stron alexa.com, demotywatory lokują się na 19 miejscu. W tym samym rankingu na 16 miejscu jest młodszy - kwejk. pl. W pierwszej setce znajduje się również wiocha.pl. Strony te oglądane są nie tylko w Polsce. Duży licznik odwiedzin notuje się także w Irlandii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, czyli krajach o dużym odsetku polskich imigrantów. Kwejk jest bardziej zróżnicowaną formą demotywatorów. Wrzuca się na niego najczęściej zdjęcia, filmiki, animacje. Nie muszą być komentowane, czasem sam obrazek wystarczy, aby wzbudzić emocje. Dodany na stronę element jest zazwyczaj stworzony przez internautę lub jest modyfikacją materiałów już wcześniej widniejących w Internecie. Przeróbki przybierają formy komiksowych chmurek, podpisów, komentarzy (I don’t want to live on this planet anymore” etc.) Wiocha.pl to zbiór zdjęć znalezionych na różnych portalach społecznościowych. Wszystkie łączy jedno – skłaniają do wyśmiewania innych osób. Są tam fotografie spalonych na solarium dziewczyn, roznegliżowanych kobiet dodających swoje zdjęcia na fotkę, facetów ubranych w damskie ciuszki i wszyst-

Podobnych portali jest w sieci na pęczki. Gdy tylko się pojawiają, ich popularność z dnia na dzień wzrasta. Kiedy liczba dodawanych obrazków na ulubionych stronach jest zbyt mała, aby zaspokoić ciekawość internautów, szukają innych linków. Fora internetowe aż roją się od postów w stylu: „znacie jakieś strony w stylu komixxów i kwejka?”. Portale z obrazkami stały się zjawiskiem masowym. Naprawdę trudno korzystać z sieci nie konfrontując się z nimi. Walorem, który sprzyja rozprzestrzenianiu się obrazków, jest możliwość dodawania ich na swoją tablicę na Facebooku. Wiele z obrazków posiada wyłącznie treść typu: „Jeśli będzie 400 lubię to, to….”, co świadczy o tym, że celem autora w tym wypadku jest wyłącznie chęć pokazania tego postu jak największej liczbie osób. Mimo wszystko internauci „lubią” i przechodzą dalej, oglądając dziennie kilkaset innych obrazków. Dlaczego to robią? „To jest jak przegląd prasy - często zaczynam dzień od oglądania tego typu stron. Jest to świetna odskocznia i odpoczynek od innych obowiązków” – pisze na forum Suchy 22 l. Do swoich ulubionych stron zalicza on: kwejk.pl, wiocha. pl, yafud.pl. „W sumie nie wiem, dlaczego tam wchodzę” – mówi Michał 17 l. – „Zaczęło się od tego, że widziałem na Facebooku rekomendowane linki do różnych zdjęć i tak się w to wciągnąłem. W społeczności licealistów, do których należę, jest mnóstwo osób, których pierwszą wykonaną czynnością po powrocie do domu jest włączenie komputera i zabawa w oglądanie demotywatorów, kwejka i wielu innych tego typu stron. Zresztą - jest w czym wybierać.” Popularność tego rodzaju stron jest fenomenalna. Według Jakuba Jóźwiaka z Lubelskiego Centrum Rozwoju spowodowane jest to faktem, że Polacy kochają marudzić, robią to namiętnie i bez przerwy, a portale z obrazkami dają nam ku temu szerokie pole do popisu, zwłaszcza że każdy z nich możemy współtworzyć, dodając własne posty. Demotywatory są źródłem narzekań na wszystko, często przez pryzmat śmiechu. Można narzekać na polityków, na społeczeństwo, na alkoholików, na show-biznes i na to, że świat schodzi na psy. Hipotezę tę potwierdzić można również, czytając komentarze pod poszczególnymi obrazami. Nierzadko zdarza się, że taki obrazek może kogoś oburzyć oraz urazić jego uczucia religijne lub moralne. Zaczyna się niekończąca się dyskusja z wzajemnym poniżaniem i narzekaniem w roli głównej. Czy nie wzmacnia to naszej polskiej „kultury narzekania”? Drugą hipotezą tłumaczącą fenomen demotywatorów jest zwyczajne szukanie akceptacji w wirtualnej społeczności ludzi do nas podobnych – społeczności „zdemotywowanej”. Przez fakt, że jej członkowie przeżywają wspólnie pewne rzeczy, na stałe identyfikują


studenci

się z pewnym zapisem emocji, odczuwając w ten sposób zrozumienie. Działa tutaj prawo, że w grupie jest siła. Łatwiej nam się otwierać, kiedy czujemy, że komentowane przez nas rzeczy trafiają do szerszej grupy ludzi. Warto zauważyć, że portale, jak demotywatory, najwięcej postów i odwiedzin liczą w obliczu narodowych tragedii. Znacząco wzrosła liczba odwiedzających demotywatory po 10 kwietnia 2010 roku. Nie można tego wytłumaczyć w inny sposób, niż przez fakt, że wspólne przeżywanie pokrzepia i pozwala w aurze empatii podnieść się ludziom z klęski. W porównaniu do wcześniej omawianych stron, portal wiocha.pl jest bardziej prostolinijny. Strona ta jest zbiorowiskiem narodowych kompleksów, opatrzonych komentarzami w stylu „świat jest zepsuty”. Rzeczywiście, patrząc na te wyselekcjonowane z portali społecznościowych zdjęcia i zapominając, że są to perełki dotyczące niewielkiej grupy ludzi, można popaść w podobne kompleksy. Dlaczego popularność wiochy nabiera takiego rozmachu w ostatnich miesiącach? Już Platon zauważył, że śmiech to obrona przed nazwaniem śmiesznym nas samych. Tak niestety bywa też z wiochą. Śmieszą nas różne zdjęcia, bo widząc kulturowe anomalie, czujemy się bezpieczni, możemy schować się w grupie, która wspiera nas w myśli, że jesteśmy tacy jak inni. To my zasiadamy w loży szyderców, która decyduje o tym, czym jest szeroko pojęta normalność. KREACJA TRENDÓW Portale z obrazkami są głównymi źródłami popularnych trendów o pozbawionej sensu treści. Wystarczy, że internauta wrzuci na stronę coś dziwnego. W rękach społeczności decyzja czy to stanie się hitem, czy zniknie niezapamiętane. Jeśli stanie się hitem, najmądrzejsi będą głowić się w nieskończoność, jaka jest logika tej mody. Warto podać przykład wykreowanej jakiś czas temu mody na jednorożce. Dlaczego jednorożce? Nikt nie wie. Ot, czysty przypływ nieuzasadnionej inwencji, która przerodziła się w falę kolorowych zdjęć, gdzie czyniono jednorożcami lamy, konie i inne zwierzęta. Co w nich śmiesznego? Ostatnio Internet podbił kot ze zdziwioną twarzą i komentarzem „Co ja pacze”. Popularność źródła stała się powodem, dla którego tego miłego zwierzaka kojarzy już większość młodych ludzi. Na obrazkowych portalach pojawia się wiele klonów z kotkiem, który zastanawia się: „co ja pisze, co ja licze, co ja ubieram” etc. Korzystając z tego zwrotu, przerabiano piosenki i wiersze „Gdy Cię nie widzę, nie wzdycham, nie pacze”. Dużo większy problem zaczyna się, kiedy obiektem fascynacji stanie się postać autentyczna. Należy być ostrożnym w umieszczaniu zdjęć w Internecie, zwyczajny portret bowiem, podchwycony przez internautów, może przez wiele miesięcy sprawiać uciechę ogromnej masie ludzi. Trudno nie współczuć bohaterom. Poruszająca była historia dzielnicowego z Pasłęka, którego wąsata twarz na biało-czerwonym tle stała się internetową sensacją. Przy dzielnicowym można było

znaleźć komentarze nawiązujące do polskiej Sarmacji, jego wizerunkiem posługiwano się, wyśmiewając kompleksy narodowe. (NIE)PRZYJACIELE MŁODYCH Statystyki jednoznacznie pokazują, że wzrost zainteresowania portalami rozrywkowymi zdecydowanie rośnie. Jest to wynalazek młodych ludzi i to oni są współtwórcami oraz widzami tego rodzaju stron. Wśród najczęściej oglądających społeczności

7 wymienia się studentów, licealistów oraz gimnazjalistów. Miejsce, w którym najczęściej korzysta się z tych portali, to szkoła oraz dom. Częściej strony w stylu demotywatorów oglądają mężczyźni. Mimo widocznej gorączki zainteresowania portalami obrazkowymi, istnieją jednak komentarze negatywne, ostro krytykujące masowość i bezsensowność tamtych treści oraz manipulację i tworzenie zakrzywionego obrazu społeczeństwa. Na jednym z blogów przeczytać możemy, że demotywatory są niczym innym, jak polem socjotechniki i służą wrogiej propagandzie politycznej, ideowej i religijnej. Autor przytacza tutaj przykład seksualnej gry w „słoneczko”, opisanej na demotywatorach, a mającej tłumaczyć powód zajścia w ciążę pięciu gimnazjalistek z Ostródy. Po jakimś czasie gra okazała się kłamstwem, a gimnazjalistki, które o fakt oskarżono, miały od dłuższego czasu stałych partnerów. Twórca bloga rozpoznaje w autorze demotywatora psychologa lub specjalistę od PR, który opisuje tekst w taki sposób, żeby wzbudzić fascynację i manipulować społeczeństwem, wpoić im zdanie, że zepsucie jest normą, a prawdy etyczne to relikt przeszłości. Na innym blogu autor przedstawia portale obrazkowe, jako miejsce dla ludzi niedostosowanych do życia, którzy cieszą się, kiedy zobaczą wulgarne słowo na ekranie i żywią się bezsensownymi, a masowo powtarzanymi zdaniami typu „ale urwał”. Portale obrazkowe to bez wątpienia narzędzia popkultury, które służą różnym celom. Czasem są siedliskiem rzeczy głupich, czasem komentują zdarzenia dla narodu ważne, są miejscem integracji, gdzie ludzie nabierają przekonania o swojej sile lub znaczeniu danego wydarzenia. Niektóre obrazki mają charakter aforyzmu – często banalnego. Uważane są za głupie nawet przez ich stałych bywalców. Jaki z tego morał? Jeśli ktoś szuka promocji własnej osoby, najlepiej uderzać w kwejka. Im mniej logiki, tym lepiej. W ten sposób na pewno wylądujemy na głównej.


studenci

1920

Warszawski stajl “Warszawa da się lubić, Warszawa da się lubić, tutaj szczęście można znaleźć, tutaj szczęście można zgubić…” Tak, tak, słowa tej piosenki, znane chyba każdemu, nie tracą na ważności. Warszawa jaka jest - każdy widzi. Warszawa jaka była - to już wiedza dla wtajemniczonych.

JOANNA MOTYKA WARSZAWA

WCZORAJ,

WARSZAWA

DZIŚ Mówi się, że gdyby nie wojna, Warszawa byłaby dziś jedną z najpiękniejszych eu-

8

ropejskich stolic. Odbudowywana od podstaw po powstaniu warszawskim, zyskiwała nowe oblicze. Jednak władze komunistyczne zamiast naprawiać, dopuszczały się dalszych zniszczeń. Burzono budynki z XIX i początku XX wieku. Elewacje pozbawiano zdobień. „Wesoła twórczość” rządzących, brak wizji rozwoju przestrzennego, a przede wszystkim brak konsekwencji, sprawiły, że Warszawa stała się miastem chaosu, nieuporządkowania i brzydoty. Choć mijają lata, obraz ten jest ciągle aktualny. Dziś możemy obserwować radosny mix - obok budynków rodem z PRL, mamy nowoczesne drapacze chmur. Wszystko się łączy, wszystko się miesza. Można odnieść wrażenie, że żyjemy w mieście przypadku: przypadkiem tu się wciśnie, przypadkiem tu się upcha. Nie liczy się jakość, liczy się ilość. A wrażenia estetyczne? Nasuwa się odpowiedź: Na co komu one. Jednak przed wojną… o tak, to były czasy… DROGA DO WOLNOŚCI W 1918 roku, po 123 latach zaborów, Polska odzyskuje niepodległość. Nastaje czas odbudowy kraju i tworzenia państwowości.

Warszawa od razu staje się głównym

obecne w początkowej fazie dwudziestole-

ośrodkiem życia politycznego, naukowego

cia. Tendencje te widoczne były oczywiście

i kulturalnego. Kluczowym momentem jest

także w stolicy. W „stylu dworkowym”,

rok 1920. Oddziały bolszewickie gromadzą

który w latach dwudziestych zyskał miano

się na obrzeżach miasta. Ogłoszony zosta-

stylu narodowego, tworzono willowe dziel-

je stan oblężenia, który trwa przez 49 dni.

nice na peryferiach, m.in. Żoliborz Oficer-

Rozpoczyna się mobilizacja i bohaterska

ski, Kolonia Staszic, ratusze, stacje kolej-

obrona stolicy. Następuje kulminacyjny

owe czy szkoły.

punkt wojny polsko-radzieckiej: bitwa o

Również

w

Warszawie,

tak

jak

Warszawę, która rozgrywa się w dniach

w

12-15 sierpnia. W końcu wojska radzieckie

najważniejszym

decydują się na odwrót. Warszawa obroni-

funkcjonalizm. Zniszczenia wojenne, ro-

ona. Można mówić o „Cudzie nad Wisłą”.

zwój miast i ośrodków przemysłowych,

Na świętowanie zwycięstwa trzeba jednak

pociągnęły za sobą potrzebę taniego bu-

jeszcze trochę poczekać. Dopiero 22 maja

downictwa

1921 roku z radością witano powracające z

wiele osiedli, które budowane były pod

frontu oddziały Garnizonu Warszawskiego.

hasłem „mieszkania minimum”.

Dopiero wtedy zaczęło się prawdziwe życie.

większości

europejskich nurtem

był

mieszkaniowego.

krajów, wówczas

Powstało

Warszawa zyskiwała nowe życie. Zaczęto tworzyć jej obraz, odpowiadający przeko-

WARSZAWA W BUDOWIE

naniom panującym w tamtych latach. Nie zapominano również o tradycji, która prze-

Po odzyskaniu niepodległości od razu

mycana była w nowoczesnych formach.

przystąpiono do odbudowy kraju. Zadanie

Wiele

nie było łatwe. Trzeba było naprawić

zostało tylko na papierze, jedno jest pewne,

zniszczenia i oczyścić miasta z wszelkich

gdyby nie II wojna światowa i zniszczenia,

porozbiorowych

Zaczęto

jakie za jej sprawą się dokonały, architek-

tworzyć plany, które powoli wcielano w

toniczny obraz stolicy byłby dziś całkiem

życie. W architekturze dominowały dwie

inny.

pozostałości.

projektów

zrealizowano,

wiele

tendencje, z jednej strony fascynacja przeszłością, czyli nawiązywanie do form

STOLICA - CENTRUM KULTURY

przedrozbiorowych, z drugiej natomiast, chęć nowości i nowoczesności tak silnie

Lata dwudzieste XX wieku, to również


studenci

czas dynamicznego rozwoju kulturalnego

Grupa skupiona wokół miesięcznika zac-

latach 1924-1926), a ludzie mogą czerpać z

II RP. Warszawa

i pod tym względem

zyna wyznaczać trendy i kształtować gusta.

dostarczanych atrakcji.

wysuwa się na pierwszy plan. To właśnie

To właśnie skamandryci dają początek in-

Powstaje wiele scen, wśród których

tu powstaje najwięcej teatrów i kin. Tutaj

nym ugrupowaniom, wyznaczają ścieżkę, a

najpopularniejsze to: Teatr Reduta, Teatr

obserwować można największy rozkwit

inni mogą albo tą ścieżką podążać, albo

im. Bogusławskiego, Teatr Polski. Reper-

grup literackich. Tu również ukazują się

obrać całkiem inny, przeciwny kierunek.

tuar jest naprawdę szeroki. Każdy może

pierwsze czasopisma programowe.

Poeci Skamandra, mimo że „programowo

znaleźć coś dla siebie. Zarówno widz o

Warszawa tamtych lat to swoisty styl

bezprogramowi”, ukazywali całkiem nowy

wyrafinowanym guście, jak i publiczność

bycia. Miejsce ludzi oryginalnych, nietuz-

sposób patrzenia na poetę, jego funkcję

szukająca tylko i wyłącznie prostej rozryw-

inkowych. Symbol zmian i nowoczesności.

i rolę w społeczeństwie. W czasopiśmie

ki. Teatr tamtych lat wydaje się instytucją

Podobnie jak dziś, także wtedy stolica

wiele było tłumaczeń, głównie autorów

podobną do tej, jaką znamy my. Z jednej

wyznaczała trendy, lansowała mody i

antycznych, klasycystycznych, jak również

strony elitarny, dostarczający rozrywki na

tchnęła powiewem świeżości.

współczesnych grupie twórców.

wysokim poziomie, z drugiej natomiast ot-

Ważnym tytułem były Wiadomości litSTOLICA - CENTRUM LITERACKIE I CZASOPIŚMIENNICZE

erackie, ukazujące się w latach 1924-1939.

warty dla szerokiej publiczności, dostępny zwykłym zjadaczom chleba.

Co stanowiło o sukcesie tego magazynu? Przede wszystkim nowoczesność, czyli

Warszawa dziś vs. Warszawa 1920.

Warszawa była miejscem, w którym

słowo-klucz tamtego okresu. Sposób re-

Obecnie

rozwijało się i kwitło życie literackie. To

dagowania, żywy styl i miano magazynu

erunkowana na sukces. Wyznaczająca

tu powstało wiele grup, tu miały miejs-

kulturalnego, sprawiły, że cieszył się on

trendy, lansująca mody. W latach

ca sławetne wystąpienia i manifesty. W

wielkim powodzeniem wśród czytelników.

dwudziestych minionego wieku - mi-

Warszawie panowała atmosfera sprzyjająca

W tygodniku drukowali najlepsi z na-

asto pełne nadziei, wiary w postęp i

tego typu działaniom. Artyści spotykali się

jlepszych, m.in. Wacław Borowy, Julian

nowoczesność. Podobnie jak teraz,

w kawiarniach, dyskutowali, występowali

Krzyżanowski, Ignacy Daszyński, Maria

miała swoisty klimat i wyróżniała się

przed publicznością. Kultowymi miejs-

Dąbrowska, Bolesław Prus i wielu innych.

na tle innych polskich miast. Warszawa

cami stały się: kawiarnia poetów Pod Picadorem, która mieściła się na Nowym

goniąca,

pędząca,

uki-

o specyficznej atmosferze, pokazująca OCH, TEATR

Świecie czy znajdująca się na ulicy Mazow-

nowe drogi, łamiąca stereotypy. Czy da się w tak krótkim artykule pokazać

ieckiej kawiarnia Ziemiańska. To właśnie

Okres dwudziestolecia międzywojennego

klimat stolicy 1920? Czy w ogóle można

w tych miejscach spotkać można było

to czas niezwykłego rozwoju życia teatral-

pisać o klimacie lat, w których nie

ówczesną śmietankę towarzyską: Tuwima,

nego. Teatr staje się miejscem artystyc-

dane było nam żyć? Myślę, że można

Słonimskiego, Lechonia, Wierzyńskiego

znych doznań, jak również przestrzenią

nakreślić pewien obraz, cofnąć się w

itd.

spełniającą oczekiwania głodnych roz-

dawne lata i spróbować, znając realia

Rozwój życia literackiego szedł w parze

rywki śmiertelników. W pojedynku na

dnia dzisiejszego, poczuć atmosferę

z rozkwitem prasy. Na łamach gazet przed-

popularność wygrywa zarówno z kinem,

minionych lat. Stolica, w latach zaraz po

stawiciele poszczególnych ugrupowań lit-

jak i radiem.

odzyskaniu niepodległości, zasługuje

erackich zamieszczali swoje dzieła i prze-

Stolica nie zawodzi po raz kolejny.

mycali poglądy. W 1920 roku pojawia się

Warszawskie życie teatralne lat dwudzi-

na rynku Skamander (w miejsce Pro arte).

estych kwitnie (z małym kryzysem w

na uwagę, a zgłębianie jej tajemnic daje naprawdę dużą satysfakcję.

9


studenci

DŻIHAD

ŚWIĘTA WOJNA W ISLAMIE?

O błędzie powtarzanym od czasów wypraw krzyżowych ADAM GAAFAR ŚWIĘTA WOJNA W TRADYCJI EUROPEJSKIEJ

10

Na początku trochę o świętej wojnie w ujęciu europejskim. Powszechnie uznaje się, że ich idea narodziła się wraz z synodem w Clermont z 1095 roku, który rozpoczął pierwszą wyprawę krzyżową. Poniekąd prawdą jest, że „wojny za wiarę” wiązały się ściśle z krucjatami. Pierwszy taki pochód zorganizował żyjący na przełomie VI/VII wieku cesarz bizantyjski Herakliusz. W latach 602- 628 prowadził wojny z Persją, którym przyświecała idea odbicia Jerozolimy z rąk niewiernych. Ze względu na okres czasowy owi niewierni nie mogli być jeszcze muzułmanami, byli oni wyznawcami zaroastranizmu. Osłabione wojnami Bizancjum nie było w stanie długo utrzymać wywalczonej Ziemi Świętej, którą utracono na rzecz drugiego kalifa- Umara. Takie ujęcie świętej wojny było jednak spojrzeniem z perspektywy ludzi świeckich. Kościół stojący na stanowisku pokoju, przez wieki opracowywał podejście do wojen. W tekstach patrystycznych pojawia się pojęcie wojen sprawiedliwych, których celem miało być wykorzenienie zła. W tym ujęciu miały być one ostatecznością i związane zarazem z tym co święte. Źle postrzegano konflikty zbrojne między chrześcijanami. Kościół jednak swoje, a monarchowie i rycerze swoje- dla nich istniały w pełni świeckie, polityczne wojny. Do wspólnego porozumienia w tej kwestii doszło właśnie wraz z ogłoszeniem wypraw krzyżowych. Idea krucjatowa zakładała walkę z niewiernymi w ogóle- od muzułmanów , po pogan i heretyków. Wyznawcy

Poważną przeszkodą stojącą na drodze do intensywnego dialogu między chrześcijaństwem i islamem, jest wciąż zbyt mała wiedza wielu ludzi z kręgu cywilizacji zachodniej, dotycząca drugiej z największych religii współczesnego świata. Jednym z najbardziej problematycznych zagadnień jest dżihad, którego wieloznaczność sprawia, że jego definicja jest bardzo upraszczana. Ogólnikowe sprowadzanie tego pojęcia do świętej wojny nie zmieniło się w zasadzie od czasów średniowiecza.

islamu mogli być zarazem uznani za osoby z trzeciej z wymienionych kategorii. Chrześcijanie dostrzegali wiele podobieństw w tej religii do ich własnej. Z tego powodu islam postrzegano przez długi czas jak kolejną sektę heretycką w łonie ich własnego wyznania. Oprócz czynników politycznych i społecznych, które towarzyszą każdej wojnie, bez względu na szczytne idee, trzeba mieć na uwadze, że krzyżowcy którzy wyruszali na Bliski Wschód, mocno wierzyli w słuszność swych racji. Pierwsza wyprawa krzyżowa była wyjątkowa w swej formie. Rycerstwo było przekonane, że w ten sposób zostaną odpuszczone im grzechy, a sam pochód miął być w założeniu pielgrzymką- stąd wzięła w nim udział spora luczba pobożnej ludności cywilnej. Atmosfera religijna była na tyle silna, że wyprawa ta zakończyła się pełnym sukcesem. Kolejne krucjaty nie powtórzyły tego wyczynu. Słabnący zapał religijny i obcowanie z muzułmanami, zmieniły podejście krzyżowców. Czwarta wyprawa obnażyła motywy rycerstwa, dla którego korzyści materialne stały się ostatecznie ważniejsze od kwestii religijnych. Pochody takie stały się jednak z czasem tradycją europejską, a na władcach najpotężniejszych państw ciążył obowiązek wzięcia w nich udziału. O tym jak duże miało to znaczenie, świadczy przykład cesarza niemieckiego Fryderyka II Hohenstaufa, który został ekskomunikowany przez papieża po tym, jak w 1228 roku odmówił wyruszenia na krucjatę. Co ciekawe, zdobył on Jerozolimę w 1229 roku, w wyniku rozmów dyplomatycznych z ówczesnym sułtanem. Wykazał zatem, że czasem zwykłą rozmową można osiągnąć więcej, niż latami wyniszczających wojen. Wyprawy krzyżowe trwały jednak dalej. Ostatnia odbyła się w 1270 roku, a

więc tym samym seria tych potyczek była jednym z najdłuższych konfliktów w historii. WIELKI I MAŁY DŻIHAD Teraz przejdźmy do tego czym właściwie jest dżihad i dlaczego jest to termin tak wieloznaczny. Samo

pojęcie w języku arabskim oznacza „dokładanie starań”, „wysiłek”. Chodzi konkretnie o to, aby podejmować wszelkie starania na „ścieżce Boga” , celem usunięcia wszelkiego zła i ustanowienia panowania dobra i sprawiedliwości. Wysiłki te można stosować na różne sposoby, stąd dżihad nie jest terminem jednoznacznym. Istnieją dwa rodzaje dżihadu: większy( ważniejszy) i mniejszy. Pierwszy rodzaj odnosi się do obowiązku każdego pobożnego muzułmanina- ma on rękoma i słowami podejmować wysiłki na rzecz własnej gminy oraz wszelkie starania za pomocą swego serca, które mają z jego życia wykorzenić wszystko to co grzeszne. Z jednej strony mamy tu więc próby wspierania własnych współwyznawców, zaś z drugiej odwieczną walkę człowieka z szatanem i jego pokusami. Do tego rodza-


studenci ju dżihadu można zaliczyć również rodzenie i wychowywanie dzieci przez kobiety. Poświęcają one bowiem wtedy swoją wygodę dla ich dobra. Dżihad mniejszy, tak zwany quital (kital) jest związany już konkretnie z walką zbrojną. Dobre jego zrozumienie wymaga jednak pewnego uściślenia. Przede wszystkim- muzułmanie dopuszczają walkę zbrojną w wypadku kiedy inne środki już zawiodły. Można tu zatem dostrzec pewne podobieństwo między tą formą dżihadu a chrześcijańską wojną sprawiedliwą. W Koranie jest konkretny ustęp świadczący o tym, że jest to rozwiązanie ostateczne, niezbyt chętnie przez muzułmanów stosowane: „Przepisana jest wam walka, chociaż jest wam nienawistna” ( sura II, 216) . Takiej formy dopuszcza ich zdaniem sam Bóg, co jednak nie jest typowe jedynie dla islamu- odwołania takie można znaleźć chociażby w Pięcioksięgu. Kital nie może być prowadzony na oślep, bez zastanowienia- wymaga pewnych reguł. Jego celem ma być obrona samego siebie, uciskanych ludzi i własnej wiary, jeśli jest ona atakowana. O walce w samoobronie wspomina II sura Koranu, werset 190: „Zwalczajcie na drodze Boga tych, którzy was zwalczają, lecz nie bądźcie najeźdźcami. Zaprawdę Bóg nie miłuje najeźdźców!”. Nie może być to zatem walka prowadzona we własnym interesie. Taki charakter miał też dżihad mniejszy ogłoszony w pewnym momencie wypraw krzyżowych- miał być obroną islamu przed krzyżowcami. Sami chrześcijanie i Żydzi są w islamie uważani za wyznawców religii objawionych, a więc zgodnie z nauką płynącą z Koranu, nie są postrzegani jako „niewierni”. Kital nie może być zatem prowadzony w celu ich nawracania, takie zastosowanie może mieć miejsce wyłącznie w odniesieniu do politeistów czy obłudników, którzy choć przyjęli islam, to w sercach dalej są bałwochwalcami. Ciekawe są różne postawy krzyżowców i muzułmanów. To, że dżihad nie został ogłoszony od razu wynika z innego postrzegania ruchu krucjatowego przez drugą stronę. O ile dla chrześcijan potyczki miały ogromny wymiar, to dla muzułmanów były zwykłym barbarzyńskim najazdem, nie stanowiącym dla nich samych poważnego zagrożenia. W czasie prowadzenia dżihadu mniejszego trzeba przestrzegać pewnych zasad względem swoich wrogów- nie można atakować kobiet i dzieci, pozbawiać środków do życia ( poprzez np. zatruwanie wody pitnej czy

palenie plonów), atakować obiektów sakralnych oraz osób, które schroniły się w budynkach poświęconych kultowi religijnemu. Z założenia należy stosować tyko wymagane minimum środków siłowych. ŚWIĘTY KITAL? Dobrze, wiadomo już zatem, że określanie dżihadu terminem „święta wojna” jest niepoprawne. Jak więc powinno się mówić aby być precyzyjnym? Święty mały dżihad? Nic z tych rzeczy. Dżihad ogłoszony po raz pierwszy w czasie wypraw krzyżowych, przez władcę Mosulu Imad ad- Din Zangi’ego nie został dobrze zrozumiany przez krzyżowców. Stosując europejskie rozróżnienie, na wojnę świecką i świętą, nie byli świadomi tego, że świat muzułmański i pod tym względem różni się od tego, który znają. Choć nie wykluczone, że zdawali sobie z tego sprawę, chcąc po prostu wytłumaczyć ten termin na swój sposób. Zgeneralizowanie dżihadu do świętej wojny było błędem, który niestety jest powtarzany do dziś. Całe życie muzułmanina miało być podporządkowane Bogu, co automatycznie wyklucza istnienie takiego pojęcia w islamie. W rozumowaniu opartym na podziale wojen na świeckie i święte, musielibyśmy bowiem przyjąć, że religia ta stosuje podobne kryteria. Tak jednak nie jestw islamie wszystko, z wojną włącznie, musi być prowadzone na „ścieżce Boga”. O ile zatem można powiedzieć że wojna jest jedną z form dżihadu, to błędem jest nazywanie jej świętą, mówiąc zaś w szerszym zakresie, określanie jakiegokolwiek działania muzułmanina jako święte, jest niepoprawne . Jak żartobliwie formułuje tę kwestię Janusz Danecki w swojej publikacji „Podstawowe wiadomości o Islamie”: „kopanie piłki i jedzenie szparagów jest dla muzułmanina tak samo religijne jak odmawianie modlitwy”. Warto przy tym wspomnieć, że poprawne rozumienie pojęcia dżihadu przez polskiego arabistę , wcale nie musi być czymś oczywistym. Wybitni znawcy islamu, których prace miałem okazję czytać, Amerykanie Paul Cobb i Niall Christie, używają zamiennie terminów „jihad” i „Holy War”. Jak więc widać, błąd krzyżowców sprzed wielu wieków, jest dziś tak popularny, że popełnią go zarówno laicy jak i światowe zachodnie autorytety.

NA ZAKOŃCZENIE Islam wciąż jest jeszcze mało znany wielu ludziom Zachodu. Wypadki ostatnich kilkudziesięciu lat, takie jak terroryzm czy niedawne rewolucje krajów arabskich sprawiają, że coraz częściej występują odwołania do niego w różnego rodzaju mediach. Niestety, wielu dziennikarzy posiada w tym temacie wiedzę nie większą od laików, którym chcą dane wiadomości przekazać. To bardzo złe sygnały, gdyż media kształtują obecnie opinię sporej części społeczeństwa. Szybkie rozprzestrzenianie się nierzetelnych informacji na temat islamu sprawia, że duża grupa osób postrzega tę religię jako niebezpieczną, będącą zagrożeniem dla cywilizacji zachodnich. Kiedy po raz kolejny słyszę jak w telewizji wiążą terroryzm z dżihadem, przychodzi mi na myśl głośna sprawa sprzed kilku lat. No, ale kto dziś pamięta o masakrze w amerykańskim liceum, kiedy to jeden z uczniów, uznając się za Mesjasza, zabił kilka osób, popełniając na końcu samobójstwo, aby pójść do Raju? W końcu teraz najgroźniejszy jest muzułmanin, który pokona każdego „niewiernego” chrześcijanina aby znaleźć się bliżej Boga. Cóż, wielka szkoda że fundamentalizm połączony z siermiężnym praniem mózgu, jest kolejnym niepoprawnym definiowaniem pewnego terminu. Tutaj sprawa jest już jednak dużo poważniejsza, gdyż odnosi się do całego islamu, a nie tylko jednej ze składowych jego części. W artykule korzystałem z Koranu w przekładzie Józefa Bielawskiego z 1986 roku, wydanego w Warszawie. Serdeczne podziękowania dla Pani dr Aldony Piwsko za sprawdzenie artykułu pod względem merytorycznym i udzielenie kilku cennych uwag.

11


studenci

MÓW Tak, tak, wiemy, znajdujemy się na Politechnice, a nie na uczelni o profilach humanistycznych. Ale to nie zwalnia nas z tego, żeby mówić i pisać zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami. Błędy ortograficzne podkreśli Wam MS Word, my będziemy zwracać co miesiąc uwagę na te pozostałe. W tym numerze pomoże nam Łona, który w swojej twórczości również wytyka społeczeństwu ignorancję w temacie poprawności.

POPRAWNIE! „…Następnie słyszę taki strumień, Że w dwutysięcznym jedenastym padł najbardziej przekonywujący argument I że zwłaszcza drugi maj dał asumpt I że to wyłancza wszelkie dyskusje w tym okresie czasu I że to w cudzysłowiu killer Słucham i czuję, że jeszcze jedno zdanie i będę miał wylew Rzuciłbym kamieniem, ale rzuca ten, kto rzucać ma czym Więc to nic nie świadczy, to o niczym nie znaczy…” „…W każdym bądź razie taką mam nadzieję bynajmniej…” [Łona i Webber – To nic nie znaczy]

MAGDA SIEŃCZUK MACIEJ PIETRUKIEWICZ Błąd 1: Dwutysięcznym jedenastym [poprawnie: dwa tysiące jedenastym] - możemy powiedzieć „w dwutysięcznym roku”, ale nie „w dwutysięcznym jedenastym”. Wartości oznaczające tysiące i setki w datach występują bowiem w formie liczebników głównych (odpowiadających na pytanie „ile?”), a tylko dziesiątki i jedności - w

12

formie liczebników porządkowych (odpowiadających na pytanie „który z kolei?”). Jak przeczytacie, że ktoś żył w 1876? W „tysięcznym osiemsetnym siedemdziesiątym szóstym” czy w „tysiąc osiemset siedemdziesiątym szóstym”? No właśnie. Wyjątkiem są: rok setny,

Błąd 5: Włancza [poprawnie: włącza] - nie mówimy „włancza”, a „włącza”, bo nie „włancznik”, a „włącznik”. Błąd 6: Okres czasu [poprawnie: czas] - jest to pleonazm, czyli popularne ‘masło maślane’. Słowa czas i okres są synonimami, nie należy więc używać obu naraz.

Błąd 7: Cudzysłowiu [poprawnie: cudzysłowie] - jest to kolejny przykład błędnej odmiany. Słowo „cudzysłów” składa się z dwóch członów: „cudzy” oraz „słowo”. Przy odmianie tego rzeczownika powinniśmy pamiętać, że odmienia się oba człony. Mianownik

[kto? co?]

cudzysłów

Dopełniacz

[kogo? czego?]

cudzysłowu

Celownik

[komu? czemu?] cudzysłowowi

Błąd 2: Przekonywujący argument [poprawnie: przekonujący argu-

Biernik

[kogo? co?]

ment lub przekonywający argument] - błąd w odmianie przymiotnika.

Narzędnik

[z kim? z czym?] z cudzysłowem

Miejscownik

[o kim? o czym?] o cudzysłowie

Wołacz

[o!]

tysięczny, dwutysięczny, trzytysięczny itd.

Mianownik

[kto? co?]

przekonujący argument

Dopełniacz

[kogo? czego?]

przekonującego argumentu

Celownik

[komu? czemu?] przekonującemu argumentowi

Biernik

[kogo? co?]

Narzędnik

[z kim? z czym?] z przekonującym argumentem

Miejscownik

[o kim? o czym?] o przekonującym argumencie

Wołacz

[o!]

przekonujący argument

przekonujący argumencie!

cudzysłów

cudzysłowie

Błąd 8: To nic nie świadczy, to o niczym nie znaczy [poprawnie: To nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy]. Mamy tu do czynienia z błędem w tradycyjnej łączliwości wyrazów. W tym wypadku czasownik „świadczyć” wymaga formy miejscownika – „o czymś”, natomiast „znaczy” łączy się z „coś”.

Błąd 3: Asumpt - jest słowem przestarzałym. Dziś rzadko się go

Błąd 9: W każdym bądź razie [poprawnie: w każdym razie]

używa, dlatego lepszym określeniem byłby tu wyraz „bodziec”.

– jest to skrzyżowanie dwóch wyrażeń: „w każdym razie” i

Ma on podobne znaczenie, ale jest bardziej odpowiedni w tym

„bądź co bądź”. Osobno są jak najbardziej poprawne, jedna ich

kontekście.

połączenie razi nawet w mowie potocznej.

Błąd 4: Drugi maj [poprawnie: drugi maja] – dość częsty błąd.

Błąd 10: „Bynajmniej” to NIE „przynajmniej”! „Bynajm-

Drugi maja - jak drugi dzień maja. Podobnie dwunasty grudnia

niej” oznacza tyle co „wcale”, „zupełnie” czy „ani trochę”,

czy ósmy stycznia.

podczas gdy „przynajmniej” wskazuje na minimalną akceptację mówiącego na określony zakres czegoś.


studenci Jakiś złośliwy chochlik pozamieniał materiały i zamiast informacji o tym, że Student na talerzu jest na emigracji, a dokładniej w Hiszpanii na Erasmusie, w listopadzie pojawiło się coś innego. Z gorących krajów właśnie pochodzą przepisy w tym semestrze. Tym razem owa zaginiona mieszanka polsko-hiszpańsko-francuska. W ramach wymiany kulturowej przygotowywaliśmy dla naszych zagranicznych znajomych tradycyjny polski obiad. Ponieważ wszystkich zachwycił, postanowiłam podzielić się z Wami pomysłem na prawdziwy obiad. Dla równowagi prezentuję też przetestowany podczas odwiedzin w Paryżu przepis na szybkie, francuskie i zielone zapiekanki. Deserowo jeszcze bardzo proste czekoladki. Garnki w dłoń!

DOMINIKA SAWICKA Obiad „jak u mamy” – wieprzowina w sosie pieczarkowym

Potrzebujesz: świeży schab w kotletach (można kupić w mięsnym lub poszukać tacek w supermarkecie, po kotlecie na osobę), pół cebuli na osobę, 100 g pieczarek na osobę, 1 łyżka masła/oleju, 2-3 łyżki mąki, kostka rosołowa, sól, pieprz, olej do smażenia. Przygotowanie: deska do krojenia, nóż, patelnia, mały garnek, szklanka, naczynie do zapiekania w piekarniku, piekarnik. Mięso myjemy i wycinamy kości (jeśli kupiliśmy z kością – można kupić bez kości i się nie męczyć), rozbijamy kotlet przy pomocy tłuczka do mięsa (altarnatywy: młotek, butelka szklana... student potrafi), ale nie za mocno, i posypujemy szczyptą soli z obu stron. Pieczarki obieramy i kroimy w plasterki. Cebulę drobno siekamy, podsmażamy na patelni około 5 minut (aż zrobi się szklista/przezroczysta, ale nie przypala się) i dodajemy pieczarki z 1/5 szklanki wody. Całość posypujemy 2 szczyptami soli i odrobiną pieprzu, przykrywamy i dusimy, aż pieczarki zrobią się miękkie. Kostkę rosołową rozpuszczamy w szklance gorącej wody. W małym garnku rozpuszczamy masło (lub wlewamy olej), dodajemy mąkę i mieszamy, aż uzyskamy jednolitą masę. Powoli dodajemy wodę z kostką rosołową, cały czas mieszając. Mieszamy jeszcze długo, uważając, aby na dnie nie utworzył się „glut”, aż sos zgęstnieje. Gęsty sos dodajemy do uduszonych pieczarek i mieszamy całość. Smakujemy i, jeśli czegoś nam brakuje, dodajemy soli i pieprzu. Na rozgrzanej patelni obsmażamy kotlety z obu stron, ale tylko na tyle, aby nie widać było na wierzchu surowego mięsa. Układamy je w naczyniu żaroodpornym, zalewamy sosem i wstawiamy pod przykryciem do piekarnika nagrzanego do 150 stopni na około godzinę. Podajemy z ziemniakami lub kaszą, z dodatkiem tartych buraczków (mogą być ze słoika).

Zielone bagietki prosto z Paryża

Potrzebujesz: - chrupiąca bagietka - szpinak mrożony - ser pleśniowy typu camembert, lub, jeśli wolisz, z niebieską pleśnią (może być też zwykły żółty) - sól, pieprz, czosnek Przygotowanie: nóż, garnek, piekarnik z blachą do pieczenia (może być kratka) Bagietkę dzielimy na 3-4 części a każdą z nich kroimy wzdłuż na pół. Szpinak rozmrażamy na patelni, często mieszając. Dodajemy sól, pieprz i czosnek tak, żeby szpinak nam smakował. Można też dodać trochę masła, serka topionego albo śmietany. Ser kroimy w plasterki. Układamy bagietki na blaszce, na każdej rozsmarowujemy dużą ilość szpinaku i układamy kilka plasterków sera tak, żeby nie spłynął podczas pieczenia (na środku). Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 5 minut. Kiedy ser się roztopi, danie jest gotowe. Uwaga: nie nadaje się na randkę. Ser podczas jedzenia z zachwytu potrafi przykleić się do zębów, a szpinak swoją zielonością przyozdabia nasze usta.

Bakaliowe czekoladki ekspresowe

Potrzebujesz: - tabliczka mlecznej lub gorzkiej czekolady (jaką lubisz) - kilka orzechów włoskich - garść rodzynek - inne bakalie, jakie znajdziesz pod ręka (morele, żurawina, figi) Przygotowanie: garnek, miska, nóż, deska do krojenia Wszystkie bakalie siekamy na drobne kawałeczki. W garnku z podgrzaną (ale nie wrzącą) wodą umieszczamy miskę i wkładamy do niej połamaną czekoladę i mieszamy, aż się rozpuści. Dodajemy bakalie i łyżeczką na talerzu lub pergaminie formujemy małe czekoladki. Wstawiamy do lodówki aż stężeją i podajemy zachwyconym współlokatorom.

13


studenci

ŻYCIE 2.0 Truizmem będzie stwierdzenie, że życie coraz bardziej ucieka od rzeczywistości. Nie zmienią tego nawet ostatnie próby wskrzeszenia go dzięki technologii 3D. Świat wirtualny stał się tym, w którym się przeciągamy, szukamy, analizujemy. Poniżej ciekawe portale, o których pewnie jeszcze nie wiecie.

DAMIAN DREWULSKI

14 WIĘC MOŻE NA ZACHÓD? Zdarzyć się może, że żaden z członków naszej rodziny nie mieszka aktualnie w Bazylei, co więc wówczas, gdy akurat w to miejsce firma lotnicza chce nas zabrać po promocyjnych cenach? Czasem motel to za dużo zachodu, a hotel - rozwiązanie nie do pogodzenia z naszym portfelem. Dobrym wyjściem może być portal www. airbnb.com. Pomaga on połączyć ludzi chcących wynająć swój własny kąt tym, którzy takiego miejsca szukają. W praktyce? Cztery dni świętowania obrony inżynierki z dziewczyną lub chłopakiem? Najbardziej polecanym jest naprawdę nieźle wyglądający apartament tuż obok dworca. Koszt? 104 dolary za noc – dla dwóch osób rzecz jasna. Niemało, ale warto pamiętać, że w podobnej cenie znajdziemy pokój w hostelu. Oczywiście na airbnb.com znajdziemy także tańsze miejsca. Za pokój o wymiarach 16 m kw. z jednym łóżkiem zapłacimy 75 dolarów – także za dwie osoby. A to już na tak piękne, choć niestety drogie miejsce, cena całkiem przyzwoita. Do dywagacji portfelowych należy również dodać wzmiankę o 30 dolarach, które winni jesteśmy za pomoc samemu portalowi. Minusy takiego kwaterunku są dwa – pierwszy to konieczność polegania wyłącznie na wzajemnym zaufaniu gos-

podarza i gości. Szkoda, żeby okazało się, że mieszkanie tak naprawdę nie istnieje, a pod zaklepanym przez nas adresem znajduje się skład butelek. Drugi - to bezpieczeństwo. Nie wiadomo, czy nie obudzimy się bez pieniędzy lub rzeczy osobistych. Co prawda portal oferuje weryfikacje i rekomendacje, ale cóż to dzisiaj znaczy. Abstrahując od niedogodności, warto pamiętać o najważniejszym plusie. Taki rodzaj kwaterunku gwarantuje niesamowitą możliwość zbliżenia się do kultury kraju, który zwiedzamy. Przecież podejmować nas będzie Szwajcar, który zaraz spada na próbę swojej trupy teatralnej, na którą z chęcią nas zabierze, a nie przemiła recepcjonistka, która kontakt z nami ograniczy do wypełnienia formularza rejestracyjnego. TOŻSAMOŚĆ KOWALSKIEGO Na słowie Zawiszy można było polegać, w interesy nie warto było wchodzić z Zabłockim, jeśli podróżować to tylko z

Twardowskim, wszyscy zaś wiemy, co fajnego miała Baśka. Tak było kiedyś. Dzisiaj mamy media, wolne media, mass media i tę trzecią prawdę. Na szczęście mamy też www.klout.com. Jak twierdzą twórcy, portal mierzy naszą wpływowość oraz to, czy jesteśmy opiniotwórczy, czy raczej przetwórczy.

Serwis korzysta z naszych kont społecznościowych, sprawdzając, jak odbierane i przetwarzane są nasze aktywności. Krótko mówiąc, im więcej razy zostaniemy zacytowani lub zalinkowani, tym większy współczynnik osiągniemy. Jak mówią twórcy – ich misją jest dostarczenie informacji o tym, jak wpływowy jest każdy z nas. Nasze wyniki grupowane są w tematy np. technologie, muzyka, sport, moda. Serwis ma również wymiar całkiem materialny. Jeśli jesteśmy naprawdę wpływowi - firmy z chęcią dadzą nam upominek. Skoro jesteśmy maniakami technologicznymi, to z chęcią opiszemy nasz smartfon, a to już nic innego, jak czysty marketing szeptany. W skali stupunktowej, w jakiej oceniany jest nasz współczynnik, 93 oczka uzyskała Lady Gaga, 52 zaś otrzymał nasz naczelny, więc jeśli jesteś producentem najnowszego obuwia sportowego lub chcesz wejść na rynek z nowym czasopismem sportowym, powinieneś rozważyć mały upominek właśnie dla Maćka. Niżej podpisany autor w tym zestawieniu wypada bladziutko.

Co prawda 19 punktów to średnia dla serwisu, ale na prezent nie mam co liczyć, te zaczynają się od jakichś 30 punktów. Pocieszający jest fakt, że Donald Tusk uzyskał 17 oczek, natomiast dla hasła „Jesus” serwis nie zwraca żadnego wyniku. Uff.


studenci

PIOSENKI ZAŚPIEWANE ADAM GAAFAR

RANKING COVERÓW 5 Iced Earth - Highway to Hell

Jakby odpowiednio poszukać, to rankingów coverów utworów rockowych i wykonywanych przez zespoły rockowe znaleźlibyśmy milion i jeszcze trochę. Zamiast tego my też się o taki jeden pokusiliśmy.

10

Scooter - I was made for loving you

Cover pochodzi z 1998 roku i jest wersją electro-dance hitu grupy Kiss z albumu „Dynasty”. Pomysł wprawdzie ciekawy, ale piosenka w tej wersji jest wg mnie dużo gorsza od oryginału, stąd 10 miejsce w rankingu.

9

Marylin Manson - Personal Jesus

O tym zespole krąży wiele negatywnych opinii. Na pewno można powiedzieć, że jest kontrowersyjny, ale trzeba przyznać, że jego cover utworu brytyjskiej grupy Depeche Mode, przebił oryginał, który moim zdaniem był bardzo statyczny i mało ciekawy. Chociaż wokal Mansona nie każdemu może się podobać, to należy mu się uznanie za tę wersję Osobistego Jezusa.

8

Groove Coverage - Poison

Może się mylę, ale mam wrażenie, że gdyby nie przeróbka hitu Alice Coopera z końca lat 80’, to mało kto wiedziałby o istnieniu tej niemieckiej grupy wykonującej dance. Cover prezentuje się dość ciekawie, i chociaż myślę, że oryginał jest lepszy, to w tej wersji utwór również wpada w ucho.

7

W 2002 roku amerykański zespół powermetalowy Iced Earth wydał płytę Tribiute to the Gods, zawierającą covery słynnych zespołów. Wśród nich znalazła się genialna przeróbka hitu AC/DC - Highway to hell. Cover był w brzmieniu nieco cięższy od oryginału, co nie pozbawiło go jednak swojego uroku.

4

Metallica - Whiskey in the Jar

Sam utwór był tytułem znanej irlandzkiej pieśni ludowej. W 1973 roku irlandzki zespół Thin Lizzy nagrał jego rockową wersję. Chociaż była nie mniej ciekawa niż cover Metalliki, to jednak sława tego amerykańskiego zespołu sprawiła, że przeróbka stała się bardziej znana niż oryginał.

3

Apocalyptica - Master of puppets

Fenomen tego fińskiego zespołu tkwi w ciekawym pomyśle - graniu muzyki heavy metalowej wyłącznie na wiolonczelach. Ich „symfoniczne” wersje utworów Metalliki otworzyły im drogę do światowej sławy. Wybierając spośród wielu przeróbek uznałem, że Master of puppets jest jednym z najciekawszych coverów Metalliki, jaki zagrali.

2

Rachid Taha - Rock El Casbah

W 1982 grupa The Cash nagrała swój wielki hit zatytułowany Rock the Casbah. W 2004 roku utwór doczekał się coveru w wersji arabskojęzycznej! Dokonał go algierski muzyk Rachid Taha i trzeba przyznać, że jest to wersja wielce obiecująca.

Bon Scott - Can I sit next to sou girl

Sprawa jest dosyć ciekawa, gdyż mamy tu do czynienia z coverem dokonanym w „łonie” jednej i tej samej grupy muzycznej. Oryginał piosenki miał promować nowo powstały zespół AC/DC i był wykonany przez Dave Evansa w 1974 roku. Jako że wokalista chciał obrać kierunek, który nie podobał się pozostałym, został wyrzucony z zespołu i na jego miejsce wskoczył charyzmatyczny Bon Scott. W 1976 roku zaśpiewał własną wersję piosenki Evansa, która prezentowała się już dużo przyjemniej.

6

inaczej

Dave Evans - T.N.T.

Lata mijały, a głos byłego wokalisty AC/ DC dojrzewał i okrzepł. Na jednym z koncertów zaśpiewał słynny utwór swojego byłego bandu, w geście szacunku i hołdu. Pomimo dużej sympatii do Bona Scotta, muszę przyznać, że gdyby Evans śpiewał tak od początku, to zapewne byłby w AC/ Dc po dziś dzień. Należą mu się wielkie brawa za jego wersję T.N.T.

1

Gorky Park - My generation

Gorky Park był pierwszym rosyjskim zespołem rockowym, którego teledyski pojawiły się w amerykańskim MTV. Ich wersja starego hitu zespołu The Who pobiła sam oryginał - była przede wszystkim dużo żywsza. Zestawiając oryginał z tym coverem, trudno było mi uwierzyć, że mam do czynienia z tą samą piosenką, tyle że w różnych wersjach. Sam utwór zawiera elementy, które wskazują na to, że ma być on czymś w rodzaju lokalnej wersji piosenki The Who. Pokoleniem, o którym mowa, są Rosjanie, a słowa pod koniec utworu (wstawajcie ludzie rosyjscy) są kierowane bezpośrednio do rodaków Gorky Park.

15


studenci

JEDYNE W SWOIM RODZAJU Ponoć mężczyźni dorastając zamieniają swoje zabawki z małych na całkiem duże. Na co zamieniają swoje lalki z dzieciństwa kobiety? Złośliwi mogliby twierdzić że na mężczyzn. Zamiast tej uszczypliwości zapraszam do poznania świata lalek, do którego wracają kobiety.

DAMIAN DREWULSKI

ZABAWA DLA DOROSŁYCH DZIEWCZYNEK

16 RĘCZNY MAJSTERSZTYK Większość lalek z którymi spotykamy się w życiu to wyroby masowe. Egzemplarze raz zaprojektowanego modelu przez tygodnie jeden po drugim spadają z taśmy produkcyjnej. Jeśli cudem jeden będzie różnił się od drugiego to tylko defektem. W najlepszym wypadku na wygląd takich lalek możemy wpływać poprzez wybór ubrań, które w zestawie dodatkowym przygotował dla nas producent. Czasem jednak taki produkt masowy to za mało. Wówczas warto pomyśleć o lalkach OOAK (One Of A Kind – z ang. “jedyne w swoim rodzaju”). Są to figurki od podstaw przygotowywane własnoręcznie. Proces twórczy zaczyna się od wyboru formy i kształtów jakie przybierze gotowa już lalka. Później przychodzi pora na malowanie – proces ten dotyczy głównie twarzy, ale nie tylko. Co bardziej pedantyczni twórcy dbają o takie detale jak odcienie i przebarwienia skóry, piegi i znamiona. Na tym etapie lalka ma swoją tożsamość – cechy szczególne, niedoskonałości budowy wyróżniają ją spośród wielu innych. Wyraz twarzy, sposób umalowania zdradza jej emocje. Trudno pozbyć się wrażenia, że twórcy takich lalek zaklinają w nie osoby, które spotykają na co dzień, a czasem może i skrawki siebie.

Lalki OOAK to dużo więcej niż zabawa: - Zazwyczaj zaczyna się od przypadku. Usłyszałam o OOAK, kiedy natrafiłam na stronę rosyjskiej twórczyni Mariny Bychkovy, która jest zresztą uważana za mistrzynie w swoim fachu - zaczyna swoją opowieść Ula „Ursi”. - Potem trafiłam na kilka for internetowych zrzeszających twórców BJD, od których można się naprawdę dużo nauczyć. Ula jest świeżo upieczonym technikiem dentystycznym, a swoją przygodę z lalkami dopiero zaczyna. Jedną z polskich twórczyń OOAK, którą się inspiruje jest dziewczyna kryjąca się pod pseudonimem „Monochrome”. - W dzieciństwie miałam jedną jedyną lalkę i to nawet nie oryginalną barbie – kontynuuje Ula. - Bawiłam się nią dość długo i często. Ale zawsze marzyłam o jakiejś niezwykle pięknej barbie znanej firmy, z wielką wieczorową suknią i burzą blond loków. Pamiętam, że pierwszą oryginalną Barbie dostałam na szesnaste urodziny od koleżanek, ale nadal była daleka od moich wyobrażeń ideału. MAŁE DZIEŁO SZTUKI - Zabawki? To raczej małe majstersztyki, zarówno jeśli chodzi o mechanikę, jak i dopracowanie szczegółów - mówi Ula. - Proces

zaczyna się w momencie, kiedy siadam przy stole i rysuje plan na brystolu, obok szkic, jak lalka będzie wyglądać, następnie przystępuje do lepienia. Wiadomo, ze przyjemniejsze jest kończenie, ale sam proces wykonywania i patrzenia jak na twoich oczach powstaje coś co robią twoje ręce, napawa dumą! Nie mówię tu o lalkach wielkości dwudziestu kilku centymetrów. Mówię tu o lalkach BJD. Ball Jointed Dolls to specyficzne lalki. Często do złudzenia przypominają miniaturowych ludzi. Posiadają pełną artykulacje stawów co sprawia, że można je ustawiać w jakiej tylko chcesz pozycji. Lalki tego typu to koszta rzędu kilku tysięcy złotych. Różnią się ze względu na materiał z którego są wykonane, wielkość,


studenci tematykę. Całość wydaje się prosta. Niby łączenie kawałka gliny pozwalające wykonać zakres ruchów przybliżony do tego do którego przyzwyczailiśmy się od początku życia. Od strony twórcy proces wygląda zupełnie inaczej. O swoim debiucie opowiada Ursi: - Moja pierwszą lalkę BJD robiłam rok. Samo przygotowywanie projektu lalki, poznanie sposobu jej wykonania, trwało powyżej miesiąca. Wybrałam najtrudniejszy typ lalki z pełną artykulacją. Standardowo, najpierw lalkę wykonuje się w gliny. Glina potrafi schnąć dobę. Zatem jeżeli zrobimy jakiś mały element, który musi wyschnąć, aby ruszać dalej, musimy ten czas odczekać. W ostatnich miesiącach byłam zmuszona czekać tak długo, ze zabierałam się za inne projekty w tym czasie. Ogólnie rzecz biorąc, proces tworzenia jest długi i żmudny. NOGI, RĘCE, DUSZA Trudno oprzeć się pytaniu o stosunek do tak pieczołowicie tworzonych lalek. Trochę gliny, a może coś więcej? Tak tłumaczy to zainteresowana: - Ten, kto robi bądź zrobił swoja lalkę, wie ile pracy go to kosztowało. Każdy twórca przywiązuje się do swojej nowej panny, ludzie często określają lalki jako swoje dzieci. Moja fascynacja lalką trwa zazwyczaj kilka dni, tydzień, potem chce robić nowa i ta poprzednia nie robi już na mnie takiego

wrażenia. Oczywiście, ta pierwsza ma dla mnie wartość sentymentalną. W moim przypadku inspiracją jest zazwyczaj nagły przypływ obrazów i pomysłów, które okazują się w mojej głowie. Czasem siadam przed komputerem i nagle widzę tą przyszła lalkę. Często zamysł się zmienia podczas tworzenia. Na przykład: l a l k a miała mieć płomienno rude włosy, ale po pomalowaniu ciała bardziej p asowałyby blond. W takiej sytuacji robię dwie peruki na zmianę. Myślę, że w dużej mierze muzyka mnie inspiruje. Im bardziej n i e t u z inkowa i melancholijna tym bardziej lalki nabierają życia - opowiada Ula, a po chwili dodaje - Moje lalki są całkowicie inne niż ja, można powiedzieć, że są moją lepszą wersją, przypominają postacie z moich rysunków. Piękne, szczupłe, niewiasty, lekko zagubione, nimfy, długie włosy, takie lubię najbardziej i takie chcę tworzyć.

z gliny dla siebie, to są to małe koszta. Glina kosztuje do 30 zł, sznureczek kilka groszy w pasmanterii, farby kilkadziesiąt złotych. Jeżeli mówimy już o wykonywaniu lalek na sprzedaż, to jest to jednak duży wydatek. Najpierw musimy wykonać całą lalkę z gliny, potem powielić ją w żywicy lub porcelanie. Wydatki to żywica, glina, materiał do odlewów, farby dobrej jakości, czesanki z wełny owczej na włosy – tutaj wykonanie to już kwestia nawet kilkuset złotych, jednak pocieszające jest to, że lalki OOAK-BJD są niezwykle drogie. Ceny zaczynają się od 800 zł, a dochodzą nawet do 2-3 tysięcy (często nawet dolarów). Marina Bychkova o której wcześniej wspominałam sprzedaje lalki średnio za 10 tysięcy dolarów. Ręcznie wykonywane lalki to niekoniecznie jedynie wydatki. Rzecz jasna istnieje pewien rynek zbytu na takie elitarne produkty. Czy Ula jest w stanie sprzedać swoją „dziewczynkę”? - Myślę, że pierwszej bym nie sprzedała, ale kolejne... dlaczego nie? Kwestia jest tutaj doboru odpowiednich materiałów na tyle trwałych, aby przetrwały chociażby podroż pocztą wyjaśnia po chwili zastanowienia. POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

POROZMAWIAJMY O PIENIĄDZACH

Ręcznie wykonywane lalki to bez wątpienia coś więcej niż zabawka z dzieciństwa. Ręcznie zdobione, pieczołowicie wykonywane zdają się mieć własną duszę. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że małe dziewczynki lalkami budują dorosły świat. Kobiety zaś lalkami ten dorosły świat zaczarowują na odrobinę nierealny – w którym spod ich palców może wyjść coś, co z tego świata dorosłego już uciekło.

Od początku naszej rozmowy Ula nie ukrywała, że takie lalki to raczej kosztowne hobby. - Jeżeli twórca robi lalki

Lalki, zdjęcia oraz wypowiedzi w tekście są autorstwa Urszuli “Ursi” Manturewicz.

17


studenci

podsumowanie metalowe 2011

Ostatni rok był dobrym okresem w historii metalu. Miało miejsce kilka świetnych koncertów oraz wydano parę naprawdę ważnych płyt. Fani metalu w Polsce powinni być usatysfakcjonowani. MICHAŁ CICHOWSKI

18

Dużo z tych metalowych eventów działo się w Stodole, ale z, moim zdaniem, najważniejszych: mogliśmy posłuchać legendy fińskiego melodic death metalu: Children Of Bodom, supportowanych przez wikingów z Ensiferum, pojawił się jeden z najlepszych metalowych gitarzystów: Zakk Wylde wraz ze swoim Black Label Society, mogliśmy zobaczyć, nareszcie, przełożony z powodu ciąży wokalistki koncert Within Temptation, Szwedów z Hammerfalla, oraz, na koniec, niesamowity występ Niemców z Blind Guardiana i Grave Diggera, wspomaganych przez naszą rodzimą, wschodzącą gwiazdę: Crystal Viper. Z rzeczy mniej przyjemnych, niestety nie odbyła się kolejna edycja Płock Cover Festival... Decyzję władz Płocka zostawię jednak bez komentarza. Doszła do skutku natomiast druga polska edycja Sonisphere Festival, odbył się kolejny Woodstock, a także o Katowice zahaczyli, będący w swojej ostatniej trasie Anglicy z Judas Priest. W Trójmieście natomiast gościł sam Książe Ciemności – Ozzie Osbourne, wraz z zespołem. Co ciekawe, ostatnia edycja Przystanku Woodstock ustanowiła kolejny rekord frekwencji: podobno około 700 tys. osób, co plasuje ten festiwal w pierwszej 10-tce największych koncertów świata. Na ilość koncertów w 2011 zdecydowanie nie można narzekać! Na pierwszym miejscu z tegorocznych koncertów zdecydowanie stawiam Blind Guardiana: niesamowity kontakt z publicznością oraz równie niesamowite wykonania. Było prosto, bez zbędnych fajerwerków, światełek czy wybuchów, jednak ludzie zachowywali się jak zahipnotyzowani. Hansi, wokalista, pojawił się jednak na scenie wcześniej, kiedy udzielał wsparcie przy utworze Rebellion rodakom z Grave Diggera. Na Gravach można było wyraźnie zaobserwować, że wracają do swoich korzeni: dawnej Szkocji. Koncert został nawet otwarty przez Upiornego Żniwiarza z kobzą. A całą imprezę otworzyła kapela ze Śląska: Crystal Viper. I tu refleksja: dlaczego tak mało

osób ich zna? Dlaczego nikt ich u nas nie promuje? Dlaczego dają dużo więcej koncertów za granicą niż u nas? Przecież oni supportowali nawet Manowara na Magic Circle! Ale jest nadzieja, w kolejnym roku wydają nową płytę. Więc może… Plejadę gwiazd mogliśmy zobaczyć również na Lotnisku Bemowo podczas Sonisphere Music Festival: z samej tylko czołówki: Iron Maiden, Motorhead, Mastodon czy może mniej metalowy Volbeat. Wielki plus dla organizatorów: na terenie festiwalu znajdowały się dwie duże sceny, gdzie koncerty szły właściwie na zmianę. (była również trzecia scena - Red Bulla, będąca w istocie autobusem). Synchronizacja była idealna: jeden koncert się kończy, kolejny natychmiast się zaczyna. Jednak dalej pozostaje pytanie: KTO będzie headlinerem Sonisphere 2012? Czy Euro nie spowoduje jakichś problemów? Czas pokaże.

Mało szczęśliwie ułożyły się daty koncertów Ozzy’ego i Judas Priest. Fan chcący zobaczyć oba koncerty musiał w ciągu dosłownie kilku godzin przemieścić się z Trójmiasta do Katowickiego Spodka. Wiem, że tacy byli. Ja nie mogłem. Dość długo zastanawiałem się, jak to rozegrać, ale w tydzień przed koncertem podjąłem decyzję: pojawiłem się na Judasach w Berlinie (niestety, w ten sam dzień, w który grał Ozzie). Co zadecydowało? Najprawdopodbniej to, że ma to być ostatnia trasa Harleyowców z Angli, oraz ogłoszony dwa dni wcześniej suport: Sabaton ze Szwecji. I muszę powiedzieć, że nie żałuję decyzji. Koncert Within Temptation miał

odbyć się już dłuższy czas temu, jednak z powodu zajścia wokalistki Sharon den Adel w ciążę musiał zostać przełożony. Bilety rozeszły się w niesamowitym tempie. Grupa z Holandii promowała swój najnowszy krążek: The Unforgiving. Płyta nie dorównuje poprzednim dokonaniom zespołu, jak Mother Earth czy The Heart Of Everything, ale nie sposób nie docenić całej otoczki tego albumu: kilka klipów, komiks, czy cały plan koncertu pokazują, że Withini starają się zdefiniować na nowy sposób znaczenie pojęcia Concept Album. Czy się ono przyjmie - zobaczymy. Kolejnym ciekawym wydawnictwem jest zapis koncertu Sabatona, który miał miejsce na statku, w środku morza Bałtyckiego: Battle Of The Baltic Sea. Sabaton jest jednym z tych kilku zespołów, które naprawdę mocno szanują fanów, a wokalista Joakim zawsze zachowuje doskonały kontakt z publiką. Na przyszły rok zapowiadany jest kolejny studyjny album: Carolus Rex. Patrząc, że każda kolejna płyta jest lepsza od poprzedniej, naprawdę jestem ciekaw, co usłyszymy tym razem. Zwłaszcza, że tematyką albumu nie jest już II Wojna Światowa. Chciałbym też zwrócić uwagę na płytę wydaną w roku 2010, w przypadku której cały rok 2011 był poświęcony na jej promocję. Chodzi mi o płytę naszego rodzimego Turbo. Gdy w 2008 roku zespół opuszczał Grzegorz Kupczyk, a na jego miejsce wchodził Tomek Struszczyk, słychać było głosy, że Turbo się skończyło. Nie. Nie skończyło się. Płyta Strażnik Światła, o której tutaj mowa, jest jedną z najlepszych płyt w ich karierze. Zdecydowanie polecam. W 2011 roku miała również miejsce jedna z najważniejszych reaktywacji, i to nie tylko w historii muzyki metalowej, ale w ogóle. 11.11.2011 Tony Iommi, Ozzy Osbourn, Geezer Butler i Bill Ward, członkowie oryginalnego składu Black Sabbath ogłosili, że powracają. Na razie trasa koncertowa nie obejmuje Polski. Wiadomo na pewno, że grupy fanów będą jeździć na koncerty do innych krajów. Bo nieco dzień można zobaczyć na żywo prawdziwą legendę.


studenci

SUDOKU

Celem jest wypełnienie diagramu 9x9 w taki sposób, aby w każdym wierszu, w każdej kolumnie i w każdym z dziewięciu pogrubionych kwadratów 3x3 znalazło się po jednej cyfrze od 1 do 9.

Góry w Stodole Może dziś nie jest to związek tak silny, jak jeszcze dziesięć lat temu, i może polar i termos są raczej synonimami pewnego kiczu i obciachu, jednak piosenka turystyczna nierozerwalnie wiąże się z kulturą studencką. W niedzielę 18 grudnia w Stodole odbyła się kolejna warszawska edycja festiwalu „W górach jest wszystko co kocham”. Warszawską edycję imprezy otworzył męski duet Apolinary Polek. Szczęśliwie dla zgromadzonych, projekt ten nie porwał ani lirycznie, ani muzycznie, zostawiając scenę łatwiejszą do zdobycia kolejnym zespołom, a publiczności pozwalając spokojnie drzemać. Lepiej wypadła grupa Cisza Jak Ta. Siedmioosobowy zespół wniósł sporo energii na scenę i nie bez pewnych sukcesów próbował nawiązać kontakt z publicznością. Teksty zaczerpnięte od klasyków polskich, takich jak Wojciech Bellon czy Kazimierz Przerwa Tetmajer, muzycy oddali w formie, która wykraczała poza smętne opowieści o bieszczadzkich smrekach. Zamiast tego mieliśmy

zbiór kompozycji przede wszystkim wpadających w ucho i zaaranżowanych w sposób łatwiejszy do odbioru dla dzisiejszej publiki. Bez wątpienia gwiazdą koncertów z

cyklu „W górach jest wszystko co kocham” pozostanie Dom o Zielonych Progach. To artyści nie tylko najbardziej doświadczeni spośród występujących, ale przede wszyst-

kim najbardziej świadomi, jak ważny jest kontakt z publicznością. Piątka muzyków, nie bojąca się flirtów z takimi ikonami jak Micheal Jackson czy muzyką reggae, dała pełen energii koncert, zgarniając relatywnie sporo publiczności pod samą sceną. Mówiąc o DoZP nie można nie wspomnieć o Marcinie Skabie - skrzypku, który wywołuje skojarzenia z Jelonkiem (Orkiestra Dni Naszych, Hunter, a ostatnio solo). To z tym zespołem najłatwiej można by zdobywać górskie szczyty, a jeśli nie to jest wyznacznikiem klasy zespołu muzyki turystycznej, niech będzie nim kontakt z publicznością. Dawno nie widziałem Stodoły tak pustej, ale to dobrze, bo nie wiem jak odbierałoby się ten rodzaj muzyki w wypełnionej po brzegi hali. Długo też chyba nie zobaczę zespołów i publiczności tak blisko siebie. Organizatorom pozostaje życzyć dużo wytrwałości, publiczności zaś - jak najwięcej Domu o Zielonych Progach.

DAMIAN DREWULSKI

19


fotoreportaż

ZIMĄ

WARSZAWA

fot.: Damian Drewulski


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.