riviera 11 2009.indd

Page 15

Recenzje 15

Felieton Sopockie co nieco

Recenzja. „Opowiadania z pierwszej połowy” – książka Marka H. Kotlarza

Instrukcja czytania

Moralitet w jednej trzeciej spełniony

Wojciech Fułek

W

dzisiejszych, „tabloidalnych” czasach, kiedy króluje cywilizacja obrazkowa, zaprzysięgli czytelnicy słowa drukowanego wydają się gatunkiem wręcz skazanym na powolną zagładę, jak niegdyś dinozaury. Na szczęście sporo jeszcze pozostało tych, którzy przedkładają słowo drukowane nad wirtualny świat Internetu, czy kulturę obrazkową. Czuję się zatem dinozaurem w dobrym towarzystwie, tworząc – trochę nieświadomie – wraz z wieloma innymi podobnymi osobnikami – czytelniczą wspólnotę. Wciąż pochłaniamy kolejne książki w ich naturalnej, papierowo-szeleszczącej postaci, jakoś nie potrafiąc sobie wyobrazić czytania na ekranie komputera. Nawet jeśli niektórzy z nas korzystają już z audio-booków, to raczej głównie z powodu aktorskich kreacji czy też dodatkowej możliwości korzystania z takiej formy obcowania z literaturą np. w czasie jazdy samochodem. Ale nadal nie ma nic piękniejszego, niż książka, wydrukowana na dobrym papierze i świetnie oprawiona edytorsko i graficznie. Z gazetami, codzienną prasą, ilustrowanymi periodykami jest już – niestety – znacznie gorzej. Niebezpiecznie ewoluują one bowiem wszystkie w stronę obrazka, który dominuje nad słowem. Ciężkie czasy nadciągają zatem dla felietonistów, bowiem to oni najczęściej balansują na cienkiej granicy słowa i różnych kulturowych odniesień, które – wydawałoby się – powinny być znane większości wykształconych ludzi. Czytanie ze zrozumieniem okazuje się jednak czasami barierą nie do pokonania dla niektórych czytelników, szukających – wzorem krwiożerczych tabloidów – sensacji i spiskowej teorii. Być może nadeszły czasy, w których felietoniści powinni – wzorem producentów sprzętu użytkowego – dołączać do swoich tekstów specjalną instrukcję czytania lub obsługi. Powinna rozpoczynać się ona np. od wyjaśnienia celu i zamiaru piszącego w taki sposób, aby felieton był zrozumiały dla każdego. Co jednak robić w sytuacji, kiedy felietonista (a tak jest najczęściej) pi-

sze nie w sposób łopatologiczny, ale wieloznaczny, wielowymiarowy i odwołujący się do tradycji, historii, filozofii itp.? Czy wystarczy taka zwykła instrukcja czytania, czy też trzeba ich przygotować kilkanaście czy kilkadziesiąt wariantów dla tych wszystkich, którzy mogą odczytywać słowa na wiele sposobów? I czy tego typu instrukcje czytania ze zrozumieniem znacznie nie przekroczą objętości samego felietonu? * Nazwa felieton pochodzi z języka francuskiego (feuilleton – zeszycik, odcinek powieści) i oznacza specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający – często skrajnie złośliwie – osobisty punkt widzenia autora. Charakterystyczne jest częste i sprawne „prześlizgiwanie” się po temacie. Gatunek ten wprowadzony został w XIX wieku na łamach francuskiego „Journal des Débats”. * Taką definicję felietonu można odnaleźć dziś w różnych leksykonach i encyklopediach, także i tych wirtualnych. Ale często zdarza się, że współcześni czytelnicy traktują felieton śmiertelnie poważnie, zapominając o jego głównym założeniu i wieloznaczności. Z jednej strony – jako stały felietonista „Riviery” – cieszę się zawsze, kiedy czytelnicy żywo reagują na moje teksty; z drugiej zaś – wolałbym, żeby każdy felieton odbierany był jako ogólny komentarz do życia i otaczającego nas świata. Dlatego zdumiewa mnie zawsze doszukiwanie się za wszelką cenę personalnych odniesień i komentarzy, i z zażenowaniem odbieram reakcje typu „uderz w stół, odezwą się nożyce”. Zwłaszcza, że częściej odzywają się wręcz noże, i to rzeźnickie, a nie małe nożyczki. Niech każdy czyta jednak jak chce i wyczytuje z felietonowych tekstów, co chce. Nawet jeśli nie było to w nich w ogóle napisane. Bo przecież noże, nożyczki oraz nożyce i tak się na pewno odezwą. Post scriptum Przy okazji: inspiracją tytułu ostatniego felietonu był genialny film Akiro Kurosawy „Tron we krwi”, stanowiący adaptację szekspirowskiego „Makbeta”, przeniesioną w realia feudalnej Japonii. Tym wszystkim, którzy nie potrzebują instrukcji czytania, nie muszę wyjaśniać, iż jest to „krwawy dramat, obnażający mroki ludzkiej duszy opętanej żądzą władzy”. Dla wszystkich innych, zwłaszcza szczękających nożycami, dodaję zaś, iż temat taki jest aktualny zawsze i wszędzie – niezależnie od czasu, miejsca i głównych bohaterów.

Stanisław Załuski

M

arek H. Kotlarz jest debiutantem. Z treści opowiadań należy wnioskować, iż urodził się w Gdyni, bo miasto to jest stale w nich obecne. Pierwsze opowiadanie Kotlarza zatytułowane „Pożegnanie” jest tekstem w pełni dojrzałym, pisane w sposób prosty, bez udziwnień i metafor, doskonale rozegrane pod względem psychologicznym. Relacje pomiędzy marynarzem, który jest tylko gościem w domu, oraz jego synem i kolegami z podwórka owego syna, są aż do bólu prawdziwe. Tragiczny finał, kiedy pierwsza partnerska rozmowa ojca z dzieckiem staje się zarazem ostatnią przydaje opowiadaniu dodatkowy walor. Podobne odczucia, choć już z pewnymi zastrzeżeniami, towarzyszyły mi przy lekturze opowiadania „Madziar”. O ile bohaterem „Pożegnania” był przedszkolak, a akcja toczyła się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, a więc w epoce stalinizmu (o czym w opowiadaniu zresztą ani słowa), tak tutaj mamy do czynienia z uczniami kończącymi szkołę podstawową (ośmioklasową), gdzieś około roku 1974. Również to opowiadanie napisane jest sprawnym piórem, akcja jest wartka, a Ma-

Tomik prozy Marka H. Kotlarza składa się z trzech opowiadań: krótkiego, dłuższego i trzeciego, które jest już właściwie mini-powieścią. Akcja dwóch pierwszych toczy się w czasach głębokiego Peerelu, mini-powieść ma dwa czasy – współczesny i retrospektywny cofający akcję o 30 lat, czyli w koniec dekady Gierka. rek H. Kotlarz podejmuje szereg ciekawych społecznie problemów. Takich choćby jak wzajemny stosunek uczniów i nauczycieli, relacje pomiędzy uczniami, hierarchie boiskowe, czy solidarność klasową (oczywiście klasy szkolnej, a nie klasy według Marksa). Interesująco zapowiada się, ale nie zostaje wykorzystany, wątek kalekiej dziewczynki. Jednak w miarę rozwijania się fabuły, na czystym szkle pojawiają się rysy. Jakoś trudno uwierzyć, aby przerośnięty chłopak, który nieraz już „zimował” w tej samej klasie, obiekt kpin wszystkich kolegów i koleżanek, nagle wyrósł na geniusza i nawet zmienił się fizycznie, z niedorajdy w sprawnego zawodnika na boisku. Podobnie do pobożnych życzeń można zaliczyć łatwe zwycięstwo odniesione przez uczniów nad złym nauczycielem, jak również historyczkę – „Judymkę” i dyrektora-dobrodzieja. A niespodziewana wielomiesięczna choroba głównego bohatera wydaje się ucieczką autora przed zagadnieniami, których nie był w stanie udźwignąć. Niewątpliwie najsłabszym tekstem jest „Pierwsza”. Tu znów mamy

przeskok w czasie i w wieku bohaterów. Darek i Ania są już w klasie maturalnej (końcówka lat siedemdziesiątych). Oglądamy ich z perspektywy trzydziestu lat, kiedy wydaje się, iż niespełniona w tamtym młodzieńczym okresie miłość, wybuchnie z całą siłą u ludzi w pełni dojrzałych. Aby zrealizować uczucia, coraz goręcej wyrażane w pisanych do siebie mailach i na gadu-gadu, dwoje głównych bohaterów musiałoby jednak stanąć wobec konieczności zdruzgotania dotychczasowej „małej stabilizacji”, podeptania konwenansów, zadania bólu najbliższym. Autor jakby przestraszył się przed kontynuowaniem nieuchronnego, zdawałoby się, dramatu. Nie ma więc moralitetu, są za to nadmiernie rozgadane dialogi, cukierkowatość, ucieczka od seksu, jakby autor bał się, że jeśli jego bohaterowie przekroczą pewien próg swobody obyczajowej, ksiądz proboszcz nie udzieli mu rozgrzeszenia. Woli więc zostawić wszystko po staremu. Zakończenie jest sztuczne, by nie powiedzieć wydumane. Kotlarz chciał powiedzieć coś oryginalnego, wyjść

poza pewien stereotyp, ale tym razem mu to nie wyszło. I niczego nie zmieni fakt, iż także to opowiadanie napisane jest poprawnie. Na zakończenie anegdota… Przed laty nestor polskich krytyków literackich, Ryszard Matuszewski, oceniając pewien debiutancki tomik powiedział autorowi: „Niech pan wyrzuci połowę tych opowiadań i dopisze nowe. Ma pan zadatki na dobrego prozaika i szkoda byłoby wydawać niedopracowaną książkę. Z zawarciem umowy poczekajmy do przyszłego roku”. I niestety powyższy cytat pasuje jak ulał do prozy Marka H. Kotlarza, co nie oznacza, że „Opowiadań z pierwszej połowy” nie warto przeczytać. Marek H. Kotlarz:„Opowiadania z pierwszej połowy”, Wyd. Exter, Gdańsk 2009, str. 206, cena 27 zł.

Z teki dyletanta

Będzie bosko

Paweł Niewiadomy

K

ierownictwo Teatru Wybrzeże ogłosiło, że hasłem trwającego sezonu będzie: „Ludzie jak bogowie”. W porównaniu z zeszłorocznym „Władcy marionetek” zmiana nie wydaje się specjalnie znacząca. Zarysowana w ten sposób linia ideowa wciąż przebiegać ma przez obszary pytań o zakres władzy człowieka nad innymi, o obowiązki i przywileje artystów, a także o ich prawo do kreowania rzeczywistości. Figura marionetki przewijała się w poprzednim sezonie niemal we wszystkich premierach. Poczynając od „Wiele hałasu o nic”, przez „Zwodnicę”, a skończywszy na „Ożenku”,

wciąż powracał do nas problem manipulacji. Objawiała się ona wciąż w swym najbardziej brutalnym odcieniu, jako wynik słabości jednostki bezlitośnie wykorzystywanej przez innych. Tym razem punkt ciężkości przeniesiony ma być na tych, którzy sterują. Obserwacji poddani będą ludzie uzurpujący sobie prawo do boskości. W oficjalnym oświadczeniu Teatru Wybrzeże czytamy: „Chcemy przyjrzeć się uważnie ludziom, którzy uwierzyli, że są równi bogom; ale również tym ludziom, którzy przez innych są postrzegani i traktowani jak bogowie”. Spodziewać się zatem należy, że gdańskie sceny wypełnią postaci pokroju Raskolnikowa ale i Cezara. Wśród zapowiedzi na przyszły rok szczególną uwagę zwraca premiera „Zawiszy Czarnego” Juliusza Słowackiego. Ten bodaj najmniej sceniczny (zresztą niedokończony) dramat wieszcza wziął na warsztat sam Adam Orzechowski. Sądzę, że warto czekać na tę premierę. Jak bowiem wieść głosi, to właśnie ta sztuka zainauguruje działalność odnowionej sceny kameralnej w Sopocie. Zanim jednak zasiądziemy w fotelach nowego Teatru Kame-

Tym razem będzie trochę ogólniej i przede wszystkim nie o tym, co widziałem lecz o tym, co jeszcze przed nami. Wprawdzie sezon 2009/2010 trwa już w najlepsze zainaugurowany przez premiery Kamienia i Zmierzchu Bogów, jednak wydaje się, że najciekawsze dopiero nas czeka. ralnego przy Monciaku, światło dzienne ujrzy inna ważna produkcja Teatru Wybrzeże. Pełną parą ruszyły już, bowiem próby do Balu Manekinów w reżyserii Ryszarda Majora. Oficjalna premiera wyznaczona jest na 19 lutego 2010. Pierwsza gdańska inscenizacja dzieła Bruno Jasieńskiego będzie niejako pomostem między „Władcami marionetek” a tą nową ideą, która objawi nam się w paleni właśnie w tej sztuce. Nie ulega wątpliwości, że tak szumnie manifestowana koncepcja „spektakli zerojedynkowych” została już zarzucona. Gdański teatr ewidentnie odchodzi od pomysłu kontrastowych obrazów i jednoznacznych diagnoz. Szczerze mówiąc, nie zauważyłem, aby ta idea wpłynęła pozytywnie na którykolwiek z zeszłorocznych spektakli. Wydaje się, że był to projekt, który w znaczącym stopniu rozminął się z rzeczywistością...

Interesującą pozycję na liście zapowiedzi stanowi także sztuka Radosława Paczochy zatytułowana „Być jak Kazimierz Deyna”. Tekst młodego pisarza opowiada historię chłopca, który zafascynowany postacią wielkiego piłkarza, pragnie ułożyć swoje życie na wzór biografii Deyny. Finału możemy się chyba domyślać. Premiera spektaklu zaplanowana jest wstępnie na maj przyszłego roku, jednak wciąż nie wiemy, kto podejmie się jego realizacji. Ważną pozycją w kalendarzu Teatru Wybrzeże na 2010 rok jest również III edycja festiwalu Wybrzeże Sztuki. Jak zapowiadają organizatorzy, przyszłoroczna odsłona tej imprezy przyćmi swym rozmachem dwie pierwsze. Szczegółów wprawdzie jeszcze nie znamy, ale samo wspomnienie drugiej edycji niezwykle wzmaga apetyt. Pozostaje tylko cierpliwie czekać.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.