
5 minute read
Portrety świętych i błogosławionych z Wielkopolski: Świętość na tle krematorium
Świętość na tle krematorium
Błogosławiona Natalia Tułasiewicz nie była rdzenną Wielkopolanką, ale uważa się ją za „świętą z Wielkopolski”. Córka Adama i Natalii Amalii, urodziła się w dniu 9 kwietnia1906 roku w Rzeszowie, pod zaborem austriackim, w rodzinie urzędnika skarbowego. Sakrament chrztu przyjęła w rzeszowskiej farze. Mimo iż od urodzenia była wątła i chorowita, dostrzeżono, że jest rezolutna, „ciekawska”, „wiercicka”, bardzo inteligentna i mająca zdolności organizacyjne. Dzięki rodzicielskim staraniom kształciła się w tak zwanych dobrych szkołach: w Kętach oraz w szkole Sióstr Klarysek i Prywatnym Gimnazjum Żeńskim w Krakowie. Była bardzo dobrą uczennicą zwaną przez bliskich „mądrą Niusią”. Co więcej, uczyła się także gry na skrzypcach i po kryjomu pisała pierwsze wiersze.
Advertisement
Kształcenie wielu dzieci było jednak dużym obciążeniem dla rodziców Natalii. Poza tym ojciec rodziny, mimo iż po pierwszej wojnie światowej awansował w pracy, nie był w stanie utrzymać rodziny, dlatego nadzieję na poprawienie materialnego bytu upatrywał w przeprowadzce do dalekiej Wielkopolski opuszczanej przez Niemców, dlatego potrzebującej polskich urzędników i naukowców. W 1921 roku rodzina znalazła się w Poznaniu. W grodzie nad Wartą Natalia rozpoczęła naukę w GimnazjumSióstr Urszulanek i w konserwatorium muzycznym. Stała się prymuską. Działała także czynnie w szkolnej Sodalicji Mariańskiej. Kiedy jednak po zabiegu operacyjnym musiała przerwać naukę i poddać się rekonwalescencji u krewnych w Czarnkowie, po śmierci kuzynki–narkomanki uzmysłowiła sobie, że „żadne ziemskie dobro nie wypełni tak duszy, aby nie tęskniła za czymś piękniejszym […] tylko Bóg może być dobrem ostatecznym, poza które nie sięgamy tęsknotą”. Odkryła cel życia w pomaganiu innym. Wskutek trudnych w Czarnkowie przeżyć przerwała grę na skrzypcach, a szpecące blizny na szyi pozwoliły jej dostrzec sens cierpienia. W 1926 roku rozpoczęła studia polonistyczne i muzykologiczne na Uniwersytecie Poznańskim. Pracując ponadto nad własnym rozwojem duchowym, poświęciła się działalności społecznej i literackiej, kołu polonistycznemu i studenckiej Sodalicji Mariańskiej. Pracą dyplomową, zatytułowaną „Mickiewicz a muzyka”, zakończyła w 1931 roku studia. Planowała też rozprawę doktorską o katolickim pisarzu K.H. Rostworowskim. Zamierzała także wyjść za mąż, jej narzeczonym był komunista poznany na studiach, ale zerwała zaręczyny po ośmiu latach „nieustannej walki o światopogląd i duszę”. Postanowiwszy żyć samotnie, mawiała: „Walor samotności stwarza niesłychane horyzonty działania”. Po studiach uczyła języka polskiego w tutejszej prywatnej szkole katolickiej świętego Kazimierza, a potem w Gimnazjum i Liceum SióstrUrszulanek, przekonana, że „dla Boga wychowuje i kształci”. Była także poetką, entuzjastką słowa i czynu, chłonną wiedzy, kochającą ludzi, przyrodę i podróże, zafascynowaną sztuką i muzyką, ale i przejętą ideą apostolstwa ludzi świeckich, poszukującą samodzielnie i odważnie swej własnejdrogi ku świętości. Twierdząc, że jest jednym z tych „kamieni, które Bóg rzuca na szaniec”, pisała: „Nie oddzielam życia najbardziej szarego od ideałów, ku którym podążam. Wszystko, praca, nauka, sen, przyjemność, jedzenie, wszystko wciągam w swój program doskonalenia się”. Często podróżowała, mawiając, że ma w sobie coś z Wikinga. Przebywała w Wilnie, udała się na „Batorym” do Norwegii oraz uczestniczyła w uroczystościach kanonizacyjnych świętego Andrzeja Boboli w Rzymie, zwiedziwszy wówczas między innymi Wenecję, Asyż i Florencję.
Na początku drugiej wojny światowej, we wrześniu 1939 roku, w bombardowanym Poznaniu Natalia zorganizowała prowizoryczną szkółkę dla dzieci. Kiedy w listopadzie wspomnianego roku rodzinę Tułasiewiczów wysiedlono z mieszkania do obozu przejściowego przy ulicy Głównej, by następnie wywieźć ją do Ostrowca Świętokrzyskiego, leżąc podczas obozowej kwarantanny na słomie z powodu dokuczliwego bólu żołądka deklarowała w duszy Jezusowi Chrystusowi gotowość pójścia z Nim na Kalwarię. Z Ostrowca Świętokrzyskiego przeniosła się do Krakowa, gdzie (i także poza Krakowem) pracowała tajnie jako nauczycielka i organizatorka. Poza tym pragnęła „być Pańską apostołką miłości w rozszalałym nienawiścią świecie”.
Na apel tajnej organizacji „Zachód” udała się do Niemiec, śpiesząc z pomocą duchową polskim kobietom i dziewczętom wywiezionym na przymusowe roboty: podczas drugiej wojny światowej, w 1943 roku, wyjechała jako wolontariusz na roboty do Niemiec w roli konspiracyjnego pełnomocnika Delegatury Rządu Londyńskiego i świeckiego wysłannika Wydziału Duszpasterskiego podziemnej organizacji „Zachód”. Pozytywnie zweryfikowana, przeszkolona przez Armię Krajową, trafiła do fabryki Pelican w Hanowerze, zamienionej na zbrojeniową, by pomagać przymusowym pracownikom, pełniąc religijno-społeczno-oświatową posługę. Adresatami jej posługi nie były tylko Polki, dlatego pomogła jej w posłudze znajomość języków: niemieckiego, francuskiego i włoskiego.
Wskutek dekonspiracji po wizycie nieostrożnego kuriera z Polski aresztowano w kwietniu 1944 roku Natalię, więziono ją i torturowano, wpierw w Hanowerze, a następnie w Kolonii. Trafiwszy we wrześniu tego samego roku z wyrokiem śmierci do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, niosła więźniarkom otuchę, modlitwę, patriotyzm i wiedzę, swoje życie ofiarowując Bogu i bliźnim, mimo iż była wycieńczona ciężką pracą fizyczną na lotnisku, powracającą gruźlicą i głodem. W Wielki Piątek, 30 marca 1945 roku, w trakcie obozowej selekcji zakwalifikowano Natalię do stracenia. Mimo iż alianci i Rosjanie stali już prawie u bram obozu, zagazowano ją w dniu 31 marca w krematorium.
Następująco wspomina Natalię Zofia Morawska, łączniczka organizacji „Zachód”: „Mała postać, z której bije siła, męstwo, przekonanie. Znałam ją jako głęboko religijną osobę, której wiara była najgłębszą motywacją ofiary, jaką uczynić chciała […]. Opuszczała rodzinę i bliskich, by iść i pracować wśród ludzi, młodych dziewcząt [przeważnie] o niskim poziomie intelektualnym i moralnym. […] Myślałam często o Natalii, o jej ogromnej ofierze. […]. Tylko miłość Boga i ludzi może wzbudzić dostateczną odwagę, by pokonać strach i odrazę wobec tak trudnej misji”.
Justyna Sprutta