Kilof XVI

Page 75

taco hemingway u mow a o d z ie ł o O ile pierwszy projekt lidera opinii Taco Hemingwaya (Filip Szcześniak) posiadał storytelling rozbity na 3 postaci, to jego drugi materiał - “Umowa o dzieło” - jest raczej zbiorem, skupionych na jednym obserwatorze, opowiadań. Jednak styl lakonicznego i prostolinijnego rapera-pisarza, jak słychać, przytula obie postawy. Taco po raz kolejny czerpie inspiracje od swoich ulubionych raperów. W utworze “A mówiłem Ci” przypominają mi się wersety Łony (“Nie przesadzaj z formą, nieważne jaka treść jest /a najlepiej niech to będzie instrukcja obsługi życia w mieście / albo song o ilości nieszczęść”). Kiedy słucham przedobrego “6 zer”, słyszę flow Drake’a oraz bit, na którym tamten mógłby spokojnie polecieć.Pozornie nadal wszystko obraca się wokół hajsu, a właściwie jego braku (“Awizo”), lifestyle’u (bardzo dobre “Białkoholicy”), a właściwie jego braku (“+4822”). Robi się niebezpiecznie swojsko - słyszę “na melanżu pełno tatuażu / wąsaty chłopiec stawia szoty dzisiaj na Brutażu” i zastanawiam się, czy jakiś mój znajomy ma wąsa. Jest prawie tak swojsko, że zapominam, że vaporwave dotarł do Polski kilka lat za późno - w utworze “Następna stacja” bohater jedzie obiema liniami metra i doświadcza przydługiej sceny rodzajowej. Posiłkując się tekstem utworu - artystycznie bardziej Matejko niż Banksy. Mimo wszystko bity, jakie zrobił Rumak (Maciej Ruszecki), są ciekawe. Przyrównałbym to do zabawy w nigdy nienadchodzący drop w “ambitnym” techno, bo za każdym razem, kiedy słucham “Awizo” chcę czegoś więcej od podkładu. Zamiast konkretnej fabuły utrzymującej w ryzach pierwszą EP, na “Umowie o dzieło” pojawia się sprytnie spięta klamra kompozycyjna. Hemingway zachęca do zapętlania materiału - i słusznie. Nagle okazuje się, że utwór zamykający gładko przechodzi w otwieracz (a może powinienem napisać: open’er), a grą tytułów po raz kolejny - wywołuje skojarzenia z Drizzym (“Od zera” do “100km/h”). Kolejny krótkometrażowy album Szcześniaka to kolejny hołd złożony Warszawie, i tym razem (na szczęście? niestety?) nie jest to kolejny pokłon w stronę życia stołecznych melanżowiczów. Argument, że można by przenieść płytę do innego miasta, i ta fabularnie nadal zachowałaby sens, jest oczywiście na miejscu. Zastanawiam się tylko, ilu warszawiaków chciałoby słuchać “Trójkąta łódzkiego” i jak długo zajęłoby Hemingwayowi trafienie do szerszej publiczności.

kirk III

kIRk długo kazali czekać na trzeci album. Są jednak usprawiedliwieni – po drodze zdarzyło się całkiem sporo przygód. Niektóre z nich całkiem ciekawe, jak Msza Święta w Altonie, która z jednorazowego projektu przerodziła się w skład koncertujący regularniej niż macierzysta formacja, co zwieńczyła niezatytułowanym albumem studyjnym. Inne były mniej wesołe, jak słynny swojego czasu incydent z kradzieżą laptopów ze szwajcarskiego hotelu, która zmusiła ich by swój repertuar budowali właściwie od zera. Okazją do tego było granie do filmu „Zew Chtuhlu” – to właśnie z tej okazji powstał materiał z płyty „III”, która po małym zawirowaniu z wydawcą ukazuje się nakładem hiphopowej wytwórni Asfalt Records. To może być dość zaskakujący wybór, ale dla ludzi bardziej zainteresowanych nie jest tajemnicą to, że Filip Kalinowski, odpowiedzialny w kIRk za gramofony, wychował się na rapie. I o ile na poprzedniej płycie klasyczne bity często ustępowały miejsca szumom, trzaskom i nieskrępowanym improwizacjom, tak na „III” muzyka tria dużo bardziej czerpie z hiphopowej estetyki. Każdy z sześciu niezatytułowanych utworów wprowadza słuchacza w coraz większy trans. Znajdziemy tu właściwie wszystkie elementy obecne do tej pory w muzyce kIRk, ale jeszcze nigdy nie brzmiały one tak wściekle i mocno. Kolejne indeksy płyty przechodzą w siebie płynnie prowadząc do ostatniego z nich, nagranego z gościnnym udziałem Antoniny Nowackiej z projektu WIDT. Trwający ponad kwadrans transowy kolos jest być może najlepszym do tej pory co ten zespół zrobił. Przynajmniej w studio, bo tuż przed premierą „III” na koncertach ogrywane były jeszcze nowsze rzeczy, w których pobrzmiewały echa Pan Sonic. Koniecznie zobaczcie kIRk na żywo kiedy będziecie mieli okazję. A póki co koniecznie zapoznajcie się z jedną z lepszych polskich płyt tego roku. Maciek Sławski

Wojtek Zakrzewski

74


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.