Goniec Polski 396 – Brudne sprawki Brytanii

Page 23

|  kontrowersje

23

fot. PAP/EPA Andy Rain

Sto tysięcy Brytyjczyków podpisało się pod petycją domagającą się rozpisania referendum w sprawie dalszych związków Zjednoczonego Królestwa z Unią Europejską. Chociaż premier David Cameron mówi zdecydowane, że nie ma mowy o opuszczeniu Wspólnoty, wkrótce może zostać zmuszony do wzięciu udziału w debacie na ten temat.

Eurosceptycy grają kryzysem Jakub Ryszko Pod koniec ubiegłego tygodnia brytyjskim eurosceptykom udało się zebrać ponad sto tysięcy podpisów pod e-petycją wzywającą do rozpisania referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej. Zgodnie z prawem Izba Gmin ma teraz czas do świąt Bożego Narodzenia na przedyskutowanie całej sprawy. David Cameron doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że samą petycją zbytnio się przejmować nie musi. W niedzielę premier przypomniał również, że decyzje podjęte przez poselską komisję do spraw biznesu, która zamierza się zająć sprawą, nie są dla niego wiążące.

Opozycja wewnątrz własnej partii Sprawa nie wygląda jednak tak beztrosko, jak można by się było tego spodziewać. Zaledwie tydzień temu w parlamencie odbyło się zebranie zrzeszającego szeregowych członków Partii Konserwatywnej Komitetu 1922. Stawiło się tam 120 deputowanych i wszyscy dyskutowali o potrzebie rozpisania referendum. Przewodniczący grupy Mark Pritchard pisał niedawno na łamach dziennika „Daily Telegraph”, że Unia Europejska stała się ostatnio „siłą okupacyjną, która dusi brytyjską niezależność”. Jego zdaniem, kiedy kraj przystępował do Wspólnoty przed prawie 40 laty,

plany przewidywały jedynie integrację gospodarczą. – Dziś to twór polityczny, który istnieje tylko kosztem bogatszych państw – przekonuje Pritchard dodając, że wielomilionowe pożyczki, jakie Wielka Brytania łoży na ratowanie euro-bankrutów, stanowią realne zagrożenie dla finansowej płynności państwa. – Nie można już liczyć na to, że parlamentarzyści Partii Konserwatywnej będą nadal bezwarunkowo popierać wypisywanie czeków in blanco dla robotników w Lizbonie, gdy mieszkańcy Londynu czy Leicester ustawiają się w kolejce po zasiłek – ostrzega konserwatywny poseł i dodaje, że „po niemal 40 latach ulegania Europie nadszedł czas, by Brytyjczycy sami zdecydowali o swoim losie i odzyskali wolność”. Pritchard i jego koledzy z Komitetu 1922 domagają się, aby najpóźniej w przyszłym roku brytyjscy obywatele mieli szansę odpowiedzi na pytanie, czy Zjednoczone Królestwo powinno być nadal politycznie związane z Unią Europejską. W przypadku sukcesu eurosceptyków w trakcie najbliższych wyborów miałoby się odbyć kolejne referendum, tym razem dotyczące stosunków gospodarczych. Odpowiedź przecząca oznaczałaby całkowitą secesję Wielkiej Brytanii.

Stanowcze „nie” dla secesji Udzielona Pritchardowi odpowiedź premiera Camerona zabrzmiała jednoznacznie. – Większość ludzi w tym

kraju nie jest za opuszczeniem Unii, ale za reformami i upewnieniem się, że równowaga sił pomiędzy takim krajem jak Wielka Brytania a Europą jest lepiej zbalansowana. Pozostanie w Unii leży w naszym wspólnym interesie, ponieważ potrzebujemy jej jednolitego rynku. Jesteśmy narodem handlowców i jest to ważne dla naszej przyszłości gospodarczej – tłumaczył podczas swojego wystąpienia w programie „Andrew Marr Show” w BBC. Przy okazji dodał jednak, że zawsze był przekonany, iż Zjednoczone Królestwo przekazało Unii zbyt wiele swoich kompetencji. – Niektóre z tych uprawnień chciałbym otrzymać z powrotem. Wszelkie przyszłe zmiany w traktacie będą do tego okazją, jednak teraz nad tym się nie zastanawiamy – wyjaśnił najwyraźniej czyniąc tym samym ukłon w kierunku eurosceptyków. Trudno mu się zresztą dziwić. Wśród

tradycyjnie eurosceptycznych torysów panuje coraz większe przekonanie, że kryzys zadłużenia w strefie euro jest dla nich wymarzoną szansą do realizacji ich postulatów. Dlatego też coraz częściej przypominają szefowi swojej partii, że przed wyborami obiecywał przywrócenie Wielkiej Brytanii kluczowych kompetencji w sprawach dotyczących legislacji, wymiaru sprawiedliwości, polityki społecznej i rynku pracy oraz uchwalenie przepisów, które uniemożliwią przekazywanie Brukseli jakichkolwiek kompetencji lub przyjmowania euro z pominięciem referendum. Głos w tej sprawie zabierają zresztą coraz wyżsi funkcją członkowie partii, w tym minister spraw zagranicznych William Hague. Szef brytyjskiej dyplomacji co prawda w sprawie referendum w pełni poparł sprzeciw Camerona, jednak wcześniej zdążył już powiedzieć, że Wielka Brytania może zyskać na rozluźnieniu więzi z Europą.

Jak wypadłoby referendum Coraz bardziej zmęczeni kryzysem Brytyjczycy swoje frustracje wyładowują właśnie na Unii. Kiedy w 1975 roku, dwa lata po akcesji do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, poddani królowej Elżbiety II wypowiadali się na temat tego przystąpienia, za opowiedziało się 66 proc. Po prawie 40 latach nastroje zmieniły się diametralnie. Z przeprowadzonego rok temu przez YouGov sondażu wynika, że gdyby referendum zosta-

ło rozpisane dzisiaj, za pozostaniem w UE głosowałoby zaledwie 33 proc., natomiast za wyjściem opowiedziałoby się 47 proc. wyborców. Chęć odejścia z Unii rośnie wraz z wiekiem. Wśród osób powyżej 60. roku życia „nie” Unii powiedziałoby 57 proc. badanych. Najmniej eurosceptyków jest wśród najmłodszych. W grupie wiekowej 18-24 lat przeciwnych członkostwu w Unii jest jedynie 31 proc. respondentów.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.