65/163
weźmiemy pieniędzy i powiesimy je obok innych moich rysunków, dla reklamy. Jeśli mam być szczera, to rzadko kiedy któryś z naszych gości tak naprawdę musiał mi pozować. Zawsze uważnie każdego obserwowałam, rejestrując jego życie w ogólnych zarysach,
a potem w wolnej chwili wypełniałam te zarysy, odwołując się do wyobraźni. Na przykład Rose, blondynka, która przychodziła na lunch co piątek po wizycie u fryzjera. Nosiła drogie kostiumy z płótna lnianego, klasyczne, eleganckie buty, a na palcu – obrączkę z brylantem. Miała portfel od Guc-
ciego, a w nim banknoty zawsze ułożone nominałami: dolar, pięć, dziesięć, dwadzieścia. Kiedyś przyprowadziła ze sobą jakiegoś łysiejącego faceta, który mówił po włosku i przez cały posiłek trzymał ją mocno za rękę.