Nowy Dziennik 2012/10/26 Przegląd Polski

Page 1

Przegląd Polski DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

LISTOPAD 2012

ZDJECIE: COURTESY COLUMBIA ARTIST MANAGEMENT, INC

MIESIĘCZNY

14. tournée po USA Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Antoniego Wita Dwór w Zułowiu Dom rodzinny Piłsudskiego Grażyna Jonkajtys-Luba

Nosić szczęście w sobie Z poetką Lidią Kosk rozmawia Regina Grol

27 października – Lansdale, PA 28 października – Purchase, NY 29 października – Troy, NY

Mistrz precyzji Wspomnienie o Jerzym Jarockim Andrzej Józef Dąbrowski


2 Przegląd Polski

DODATEK KULTURALNY nowego

D om rodzinny

dziennika

LISTOPAD 2012

GRAŻYNA JONKAJTYS-LUBA

P iłsudskiego Józef Piłsudski, syn Józefa i Marii z Billewiczów, urodził się w Zułowie 5 grudnia 1867 r., a ochrzczony został w pobliskiej Powiewiórce, w kościele pw. św. Kazimierza 15 grudnia 1867 r., przez dziekana z Mejszagoły, księdza Józefa Aszkiełowicza. Tę informację można jeszcze dziś odczytać ze znajdującej się nad ołtarzem w kościele tablicy. KIEDY JÓZEF PIŁSUDSKI – W RODZINIE NAZWANY ZIUK – MIAŁ 7 LAT, SKOŃCZYŁO SIĘ SIELSKIE DZIECIŃSTWO: potężny pożar stra-

stosunku do zachowania stanu i subtelnym wyczuciem granic zakreślonych przez charakter i przeznaczenie miejsca”. Romuald Gutt realizację w Zułowie nazwał “najpiękniejszym zadaniem swojego życia” – jak opowiadał – nie przyjąwszy należnego honorarium za projekt konkursowy – stał się “właścicielem projektu”, a więc dysponentem środków przeznaczonych na jego realizację oraz decydował o materiałach użytych w trakcie wykonywanych prac.

Teren dawnego majątku rodziny Piłsudskich – fot. Jan Bułhak, ok. 1935 roku

ZREALIZOWANY PROJEKT IDEALNIE ZESPOLIŁ SIĘ Z MIEJSCOWYM KRAJOBRAZEM I WYKORZYSTYWAŁ ISTNIEJĄCE POZOSTAŁOŚCI ZAŁOŻENIA DWORSKIEGO. Tak to oce-

niał i opisał autor artykułu “W jakim kształcie zachowamy Zułów” Antoni Wieczorkiewicz w nr 3 czasopisma “Arkady” z 1936 r.: “Po dawnym dworze, w którym przyszedł na świat Józef Piłsudski, pozostały pod strażą rozłożystych lip fundamenty. Winny one być utrwalone na wieki, to też Gutt pokrywa je granitem. Pragnąc zaakcentować miejsce, skąd wyszedł Marszałek, osadza architekt w fundamentach, tam gdzie była sypialnia, dąb złotolistny na tle podwyższonej ścianki – miejsce na napis czy tablicę. Dąb złotolistny gra tu rolę symbolu, którego wagę podkreśla kontrast barwny jego złocistego listowia z zielonością i szarością Zułowskiego pejzażu. Przestrzeń koło dębu – miejsce sypialni – wyłożona płytami, tworzy miejsce do składnia wieńców. Gaj jałowcowy w pobliżu dębu za dworem, otoczony niskim trzydziestocentymetrowym murkiem, aby rozszerzyć zbyt zacieśnioną tu kompozycję, podnosi patos tego miejsca”. Na podstawie swoich doświadczeń uzyskanych podczas realizacji kompozycji ogrodowych i krajobrazowych Romuald Gutt – kształtując założenie zułowskie stworzył je wyłącznie – jak mówił – przy zastosowaniu charakterystycznej dla miejscowego klimatu i krajobrazu zieleni: tu, na tej ziemi rosnące drzewa, krzewinki i nawet kwiaty utworzyły ciekawe kolorystycznie i przestrzennie układy, wpisujące się w rysunek dróg i ścieżek w parku, w zgodzie

ZDJĘCIE: WSPÓLNOTA POLSKA.ORG

wił dwór, zabudowania gospodarcze i budynki postawione w związku z dążeniami właściciela do uprzemysłowienia gospodarstwa. Piłsudscy zamieszkali w ocalałej oficynie, ale nie było to wygodne mieszkanie, dzieci rosły, musiały iść do szkół – rodzina przeniosła się więc do Wilna. Zułów wydzierżawiono, w końcu – sprzedano. Nowi właściciele nie odbudowali dworu, fundamenty porastały chwastami i krzakami, po dawnych budowlach przemysłowych pozostały osmalone ruiny, las wycięli okupujący te tereny Niemcy, dziczał zaniedbany park. Ten stan trwał aż do roku 1936, kiedy Zarząd Główny Związku Rezerwistów Rzeczypospolitej postanowił odkupić z rąk prywatnych teren po spalonym dworze zułowskim wraz z otoczeniem i zachować go jako “rezerwat, jako drogą każdemu sercu polskiemu pamiątkę miejsca, gdzie urodził się i pierwsze lata dzieciństwa spędził Wielki Marszałek Polski Józef Piłsudski”. Związek Rezerwistów RP ogłosił konkurs zamknięty na projekt zagospodarowania przestrzennego terenu dawnego dworu w Zułowie – przedstawiający problem niełatwy, ze względu na płaski, ubogi krajobraz i brak jakichkolwiek wyraźnych akcentów z możliwością nawiązania do nich projektowanej kompozycji. Na konkurs wpłynęło dziesięć projektów. Jury konkursu pod przewodnictwem dziekana Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej prof. Aleksandra Bojemskiego wybrało projekt architekta Romualda Gutta i architekta krajobrazu Aliny Scholtz, przedstawiający kompozycję “ujmującą delikatnością i pietyzmem w

ZDJĘCIE: WSPÓLNOTA POLSKA.ORG

Zułów – majątek ziemski, położony o 60 km na północny wschód od Wilna i 14 km od Podbrodzia, obejmujący 11 tys. ha w czasach, kiedy należał do Piłsudskich – zapewniał wygodne i dostatnie życie licznej rodzinie przyszłego marszałka Polski.

Biało-czerwony płotek otacza dąb złotolistny posadzony w obrębie dworu Piłsudskich w 1937 roku

z krętym przebiegiem rzeczki Mery. Romuald Gutt tak wyraził zasadę, którą kierował się projektując założenie zułowskie: “Nie chciałem tworzyć ani cmentarza, ani symbolicznego pomnika. Zułów to tylko miejsce, z którego wyrósł On. Tu, w Zułowie, chciałem stworzyć miejsce kontemplacji, których brak u nas tak daje się wyczuwać, chciałem stworzyć miejsce, gdzie każdy będzie się mógł skupić choć na piętnaście minut, pomyśleć i spojrzeć w siebie. Wybrany do realizacji projekt uporządkowania Zułowa te założenia właśnie spełnia. Przepojony głębokim sentymentem dla idei, której ma służyć, wspiera się jednocześnie o najlepsze tradycje sztuki ogrodów. Dyskretny, choć wymowny w symbolice i narracji, wolny jest od wszelkiej koturnowości i sztywności; swobodny i naturalny”.

sarkofag marszałka w podziemiu katedry wawelskiej, a z jakimże niezwykłym szacunkiem i czcią odnosił się do postaci marszałka nasz błogosławiony Ojciec Święty Jan Paweł – mówiąc, że jest jego “dłużnikiem”, gdyż urodził się w roku największego w dziejach zwycięstwa Polaków odniesionego pod wodzą marszałka... W grudniu 2011 r. , z inicjatywy Związków Piłsudczyków z Białegostoku oraz dyrektora Liceum Ogólnokształcącego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego z Augustowa, mgr Janusza Borysewicza, a też prezesa Koła Sybiraków w Augustowie Eugeniusza Simsona pojechała do Zułowa wycieczka Polaków z Białostocczyzny. Spotkali się tam z grupą miejscowych Polaków. “Sąsiedzi Zułowa” – członkowie Związku Polaków na Litwie – postanowili uratować tę pamiątkę narodową.

BYŁ ZUŁÓW PRZED WOJNĄ (Z 1939 R.) OTOCZONY SENTYMENTEM I PRZYWIĄZANIEM.

DO 1991 R. ZANIEDBANY TEREN DAWNEGO MAJĄTKU ZUŁÓW ZNAJDOWAŁ SIĘ POD ZARZĄDEM MIEJSCOWEGO SOWCHOZU. Kiedy

Przyjeżdżali tu harcerze, urządzali uroczyste zbiórki, składali przyrzeczenia. Przyjeżdżali turyści. Zbyt krótki to był okres – te 2-3 lata – aby wytworzyła się wokół Zułowa jakaś dłużej trwająca tradycja. A i tak w tym krótkim okresie nabrało to miejsce znaczenia. Zbudowano tu jedną ze szkół należących do pomnika “Sto szkół na Kresach jako pomnik pamięci Marszałka Piłsudskiego”. Nastrój miejsca pozwalał przyjeżdżającym tu Polakom, w pięknym, spokojnym otoczeniu, rozmyślać o tym, co Marszałek Józef Piłsudski znaczył dla Polski i co po nim zostało... W zakończeniu swojej książki “Klucz do Piłsudskiego”, wydanej w Londynie i potem powielonej w podziemnej drukarni w Warszawie, Stanisław Mackiewicz, wielbiciel marszałka, napisał: “Jednej tylko rzeczy jednej tajemnicy ani moja, ani żadna inna książka o Piłsudskim nie wyjaśni. Tajemnicy miłości, którą do siebie wzbudzał. Rozmawiałem raz w życiu z Dmowskim, przeciwnikiem Piłsudskiego. Powiedział mi, że Piłsudski miał duszę wodza. Miłość ludzi oplotła postać komendanta, brygadiera, marszałka i ta miłość była wielkim kapitałem Polski za jego życia i jest, daj Boże, by pozostała kapitałem Polski po jego śmierci”. Są oznaki, że ta miłość przetrwała: powstają i dziś szkoły imienia marszałka; w Warszawie mamy dwa pomniki, w katedrze św. Jana – tablicę epitafijną, plac Saski odzyskał swoją przedwojenną nazwę; w miastach polskich powróciło imię marszałka na głównych ulicach i placach; młodzież Uniwersytetu Warszawskiego domaga się powrotu imienia swojego przedwojennego patrona; książki poświęcone pamięci marszałka rozchodzą się błyskawicznie; rekonstruuje się pomniki – jak chociażby w Augustowie, gdzie odnalezione przedwojenne popiersie z pomnika na Rynku, zburzonego po wrześniu 1939 r., ustawiono uroczyście na obelisku przed szkołą imienia marszałka; niezmiennym kultem otacza się

zaistniała możliwość – wspomniana grupa Polaków, wspomagana finansowo przez Michała Runiewicza, Polaka z USA ożenionego z miejscową Polką, jedną z “sąsiadek Zułowa”, wykupiła ten skrawek ziemi – 1,14 ha – na którym istniał dwór zułowski z otoczeniem. Nowi właściciele oczyścili teren, odnowili biało-czerwony płotek, który otaczał dąb złocisty, posadzony w obrębie fundamentów dworu 10 października 1937 roku (prawdopodobnie przez wdowę po marszałku Aleksandrę Piłsudską i przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego). Z czasem ustawiono obok niego kamienie pamiątkowe – jeden poświęcony zamordowanym w Katyniu, drugi upamiętniający największą powojenną tragedię polską z 10 kwietnia 2010 r. Sąsiedzi przychodzą tu, kładą kwiaty, palą znicze. Wspiera ich w tej akcji Michał Runiewicz, który tu się zadomowił, założył Centrum Rehabilitacji i Wypoczynku, a przed wejściem ustawił kamień poświęcony pamięci zamordowanym i zamęczonym mieszkańcom Polakom – synom tej ziemi. W budynku istnieje też sala poświęcona pamięci marszałka Józefa Piłsudskiego. Uczestnicy wycieczki w rozmowie z miejscowymi Polakami ze Związku Polaków umyślili zorganizować “akcję sprzedaży cegiełek” dla zebrania funduszu na ogrodzenie płotkiem terenu dawnej siedziby zułowskiej dla łatwiejszego uchronienia tej pamiątki narodowej przed dewastacją. PAMIĘĆ O MARSZAŁKU PIŁSUDSKIM TRWA I NIE ZGINIE, BO JEST TO PAMIĘĆ O BOHATERZE, KTÓREGO JEDYNYM CELEM I MIŁOŚCIĄ ŻYCIA BYŁA POLSKA. Nie jako stopień dla od-

bicia się, do zrobienia kariery – przynależność do Polski, opłacona biedą, ciężką pracą, więzieniem, zsyłką, potwarzami, kpinami – nie była dla niego “uciążliwym brzemieniem wtłoczonym mu na ramiona”. On ją sam wybrał. p


S ztuka uszlachetniania LISTOPAD 2012

DODATEK KULTURALNY nowego

Przegląd Polski

dziennika

3

ANDRZEJ JÓZEF DĄBROWSKI

nie było zaskoczeniem, że Barszczewska została obsadzona w roli Justyny w Nad Niemnem. Niezwykła sława, jaką przyniósł jej film, świadczyła dowodnie, iż jest ona osobowością, na którą widzowie czekali. Podkreślano polskość jej CZY SĄ DZISIAJ SZLACHETNI LUDZIE? Ow- urody, przypominającej bohaterki obrazów szem, czasem spotykamy ich w naszym życiu. Grottgera. Podkreślano również subtelny spoNieczęsto. Zresztą nikt nie jest wyłącznie szla- sób bycia i poetycką aurę, jaka ją otacza. Pochetny, raczej szlachetnymi się okazujemy w dobnie jak Greta Garbo, Barszczewska stwookreślonych sytuacjach. I zazwyczaj ta nasza szla- rzyła na ekranie typ kobiety pięknej i szlachetchetność wydaje się tylko na poły rzeczywista. nej. W klasycznym pięknie jej twarzy objawiaW każdym razie zawsze mamy zbyt mało ła się piękna dusza. Brzmi to trochę baśniowo, słów, by ją dobrze opisać. Nie tylko my ma- ale tak właśnie było. my tych słów za mało, zawodowi ludzie pióra również. Dlatego w literaturze szlachetnych OKUPACJA PRZERWAŁA ZNAKOMICIE ROZzachowań jest jak na lekarstwo, niewiele zo- WIJAJĄCĄ SIĘ KARIERĘ GWIAZDY LICZĄCEJ baczymy ich także na scenie i ekranie. I naj- ZALEDWIE 26 LAT. Podporządkowała się ona częściej nie są wiarygodne. Zresztą z czego tu uchwale Związku Artystów Scen Polskich zaczerpać wzorce, skoro w codziennej rzeczy- braniającej grania na scenach pod zarządem niewistości szlachetność jest niewidoczna w gąsz- mieckim i podjęła pracę jako kelnerka w kawiarczu interesów, wzajemnych zależności i walce o byt? Zło, owszem, jest fascynujące, szlachetność nigdy. Zatem ci, którzy chcą ją pokazać, podejmują się wyjątkowo trudnego zadania. Na polskiej scenie i ekranie podjęła je Elżbieta Barszczewska – aktorka, która już za życia stała się żywą legendą. W dobie wszechogarniającej nijakości, głupoty i wszechobecnego relatywizmu warto przypomnieć jej sztukę. Warto ją przypomnieć także dlatego, że do dziś nie pojawiła się jej następczyni. Przed wojną Elżbieta Barszczewska zdobyła publiczność lirycznie interpretowanymi rolami amantek, granymi na scenach teatrów PolPrzydając skiego i Narodowego w Warszawie. Zwróciła na siebie uwagę już podczas debiutu w 1934 siebie roku w przedstawieniach Leona Schillera jagranym ko Helena w Śnie nocy letniej i Dziewica w pako bietom, miętnych Dziadach. Krytycy dostrzegli jej taElż bieta lent, subtelną urodę, harmonijne ruchy, piękny głos, doskonałą dykcję i umiejętność natuBarszczewska ralnego mówienia wiersza. Podkreślali również (na zdjęciu “panieńskość, szlachetność tonu i niezwykły ja ko Elżbieta urok”. Po premierze Dziadów Kazimierz Wiew filmie rzyński napisał: “Barszczewska zna sekret poetyckości wiersza. Mówi go ona tak, jak się czyGranica, ta – z delikatną i skromną intonacją i nieska1938 r.) żony rytm powierza słuchaczowi. Niezwykłe uszlachetniała warunki zewnętrzne dopomogły jej stworzyć je, by zjednać z roli Dziewicy postać pełną niepospolitego uroku i sentymentu”. Wojciech Natanson zauwadla nich widza żył czar aktorki, któremu publiczność szybko i przejąć go uległa. I w rzeczy samej Barszczewska miała ich losem w sobie siłę magnetyzującą bardzo wielu widzów. Promieniowało z niej coś, czego nie mieli inni. Dostrzegli to szybko reżyserzy teatralni i filmowi. W kolejnych sezonach niedawna ni U Aktorek. Wraz z nią kelnerowały takie tuabsolwentka Państwowego Instytutu Sztuki Te- zy ówczesnego aktorstwa, jak: Mieczysława Ćwiatralnej dosłownie nie schodziła ze sceny, zaś klińska, Janina Romanówna, Karolina Lubieńw latach 1936-39 stała się, obok Jadwigi Smo- ska, Zofia Lindorfówna, Maria Gorczyńska, Jesarskiej, największą gwiazdą polskiego filmu. rzy Leszczyński, Jan Kreczmar i Marian WyW teatrze jej wielkimi przedwojennymi suk- rzykowski. Kawiarnia ta była jednocześnie jedcesami były takie role, jak tytułowe Tessa i Ma- nym z punktów kontaktowych Armii Krajowej. ła Dorrit, Aniela w Ślubach panieńskich i Mi- Odbywały się w niej także koncerty muzyków mi w Cyganerii paryskiej. Antoni Słonimski żar- pozbawionych pracy i recitale piosenek. Barsztował, że Dickens napisał Małą Dorrit specjal- czewska nie poprzestawała tylko na kelnerowanie dla niej, w czym wtórował mu Jan Paran- niu. Brała udział w wielu tajnych występach podowski. Bohdan Korzeniewski chwalił dojrza- etyckich organizowanych przez Marię Wiercińłość Anieli i subtelność Tessy, Boy-Żeleński pi- ską i wystąpiła jako Kornelia w Irydionie, konsał o delikatności Mimi. Poza dziewczęcym po- spiracyjnie przygotowanym przez Mariana Wywabem i słodyczą można było dostrzec w tych rzykowskiego. Aresztowana w ramach represji rolach czystość uczuć i wyczucie prawdy po- za zamach podziemia na Igo Syma, cudem unikstaci. Podobne cechy objawiły się w filmie. W nęła wywózki do obozu koncentracyjnego. oczach części widzów i recenzentów Barszczew- “Dobry” gestapowiec uratował ją, chcąc zdobyć ska była idealnym wcieleniem panny z polskie- w ten sposób względy swej przyjaciółki, która go dworku, widocznym choćby w Trędowatej, była wielbicielką polskiej aktorki. inni widzieli w niej czułą i wdzięcznie rozkaPo wojnie, po krótkim epizodzie w Teatrze pryszoną amantkę, taką jak Ludwika w Kościusz- Wojska Polskiego w Łodzi, Barszczewska wróce pod Racławicami, jeszcze inni – wiotką i kru- ciła do stolicy na scenę swego macierzystego chą dziewczynę walczącą z przeciwnościami Teatru Polskiego. Szybko stała się jedną z jelosu w Znachorze, Dziewczętach z Nowolipek, go czołowych aktorek. Wyszła za mąż za wspoKłamstwie Krystyny czy Granicy. Dla nikogo mnianego Mariana Wyrzykowskiego, który stał

się ojcem ich wspólnego syna Juliusza. Obsadzana trafnie przez Juliusza Osterwę, Arnolda Szyfmana i Edmunda Wiercińskiego zagrała role, które przeszły do historii sztuki aktorskiej: Ofelię w Hamlecie, Elektrę w Orestei, Infantkę w Cydzie. Niezapomniane są też jej kreacje w dramatach Słowackiego, w których grała tytułową Lillę, a później Rozę Wenedę, Diannę w Fantazym, Salomeę w Horsztyńskim i Amelię w Mazepie. Ofelię i Amelię porównywano z kreacjami Modrzejewskiej, odnotowanymi w opisach. W oczach krytyków Barszczewska stała się mistrzowską interpretatorką ról z repertuaru klasycznego. Zofia Karczewska-Markiewicz w recenzji z Cyda zauważyła, że przepiękne partie Infantki brzmiały w jej wykonaniu “jak melodyjne pieśni”, cała zaś kreacja miała “wielką dynamikę, która porywała widownię”. Tadeusz Breza pisał o ogniu, werwie i animuszu pokazanym w tejże roli, zaś

czyny była grana przez kilka sezonów. No i jeszcze drobiazg... Barszczewskiej się wierzyło. Bez reszty. Zawsze. Było to szczególnie widać w jej późniejszej kreacji w roli Marii Stuart Fryderyka Schillera, w której moralne i czysto ludzkie racje tytułowej bohaterki przesłoniły polityczne racje Elżbiety I.

BARSZCZEWSKA GRANE KOBIETY PODNOSIŁA W KLASIE I NADAWAŁA IM NIERAZ WYMIAR WIĘKSZY NIŻ U AUTORA. Przykładem

może być Zofia w Mądremu biada, Nadia we Wrogach, Margrabina Cibo w Lorenzacciu, Raniewska w Wiśniowym sadzie czy Pani Rollison w Dziadach. Klasycyzujący sposób bycia artystki, regularne rysy jej twarzy, harmonijne gesty, mile brzmiący głos i wreszcie trudne do opisania wewnętrzne ciepło czyniły z niej kobietę z klasą, która budziła szacunek. Zapewne szlacheckie geny nie były tu bez znaczenia. Zatem jej bohaterki także stawały się kobietami z klasą. Poza wspomnianą Gretą Garbo, coś podobnego miały w sobie Ingrid Bergman, Deborah Kerr i czasem Katharine Hepburn. Istotna tu była również niemała doza szlachetności, jaką przejawiała Barszczewska jako człowiek. Nie przypadkiem nazywano ją brylantem wśród aktorek, nie przypadkiem czekały na nią po spektaklu dziesiątki widzów, nie przypadkiem polowali na nią fotografowie. Gdzie się pojawiła, tam przyjmowano ją owacyjnie. Była bowiem nie tylko wielką aktorką, ale i przykładem człowieka wręcz wzorcowego. Po stokroć miał rację Tymon Terlecki pisząc, że zanim się zacznie mówić o aktorstwie Elżbiety Barszczewskiej, trzeba najpierw mówić o niej jako o człowieku. Ona sama zaś była przekonana, że mały człowiek nie stanie się artystą porywającym publiczność. I widziała człowieka poprzez maskę i kostium. Na ogół nie myliła się w swych ocenach. INTERESOWAŁA JĄ NIE TECHNIKA AKTORSKA, TYLKO PRAWDA CZŁOWIEKA UWIKŁANEGO W SYTUACJE BEZ WYJŚCIA. Owszem,

próbowała z powodzeniem swych sił w rolach komediowych, czego przykładem może być Podstolina w Fircyku w zalotach czy Nieznajoma w Mężu przeznaczenia, ale najpełniej wypowiadała się poprzez dramat i tragedię. Bliski był jej tragizm sensu stricto, taki, jaki jest udziałem herosów antycznych, spadający jednak nie na koronowane głowy, tylko na jednostki dalekie od antycznego koturnu. Nie ulegała modom aktorskim, formom uważanym za nowoczesne i teatrowi zdominowanemu przez Teofil Syga o sile uczuć. Irena Krzywicka uwa- osobowość reżysera. Aktorstwo było dla niej żała, że nie było lepszej Dianny w Fantazym nie popisem, nie grą samą w sobie, nie preniż “wyrazistsza niż wszelkie słowa Dianna zentacją siebie w kolejnym wydaniu, tylko spoElżbiety Barszczewskiej”. Witold Filler twier- sobem wypowiedzi, czasem wręcz walki. dził, że artystka mówi wiersz Słowackiego tak, Przydając siebie granym kobietom, uszlachetjakby go ona sama napisała. W przekonaniu niała je, by zjednać dla nich widza i przejąć Jana Pawła Gawlika Amelia w jej wykonaniu go ich losem, tak jak czynili to najwięksi mito jeden ze szczytów aktorstwa w dziejach te- strzowie nie tylko sceny, ale i pióra. Dobro uczyatru. Opinię tę podzielał m.in. Jan Kott. Dru- niła atrakcyjnym, jak by to powiedziała spogim biegunem w dorobku artystki były role w winowacona z nią Maria Dąbrowska. Bagaterepertuarze psychologicznym. Wymienia się la! Z taką postawą wobec zawodu nie miała z nich przede wszystkim: Helenę w Wujaszku czego szukać w powojennym filmie, który komWani, tytułową Norę, Siostrę Angelikę w Port- pletnie o niej zapomniał. Nie dostrzegała jej -Royal, Urszulę w Wysokiej ścianie, Hanę w też telewizja, a jeśli sobie o niej sporadycznie Nocy iguany i Nieznajomą w Jakiej mnie pra- przypominała, to na usilne żądanie widzów. Bogniesz. Nie sposób sprowadzić je do wspólne- wiem od czasów przedwojennych pozostali oni go mianownika, bo każda z tych postaci jest wierni Elżbiecie Barszczewskiej. Wierni byli inna, ale w interpretacji Barszczewskiej zyska- także widzowie urodzeni po wojnie. Kiedy ły wspólny rys, którym stała się godność czło- zmarła w wieku 73 lat, zmożona kolejną chowieka postawionego w sytuacjach granicznych. robą, na jej pogrzeb na warszawskich PowązPokazała ona najbardziej charakterystyczne ce- kach stawiły się tłumy. Nikt nie pytał, dlaczechy swoich bohaterek, wierząc jednocześnie go one przyszły. Szkoda. W odpowiedziach bow ich dobro i solidaryzując się z ich intencja- wiem byłoby zapewne najwięcej prawdy o tym, mi. Nora była najlepszym tego przykładem, sta- co dała swej sztuce i swej publiczności. Jedjąc się, jak pisał Kott, niemal egzystencjalnym no jest pewne – była zjawiskiem nie tylko artraktatem o człowieczeństwie. Nie bez przy- tystycznym. p ZDJĘCIE: ARCHIWUM

W 25. rocznicę śmierci Elżbiety Barszczewskiej


N osić szczęście w sobie 4 Przegląd Polski

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

LISTOPAD 2012

Z poetką Lidią Kosk rozmawia Regina Grol

Lidia Kosk jest autorką kilkunastu tomików poezji

i opowiadań, jak Na spotkanie z życiem, Z drzewem poszumieć z ptakiem polecieć, Liście na wiatr, Wyspa na zielonym morzu. Wydała wspólny z pięcioma poetkami amerykańskimi tomik poezji pt. Semi Sub Un-Conscious Mind of Quatrian, a także dwie dwujęzyczne książki Niedosyt/ Reshapings i Słodka woda, słona woda/ Sweet Water, Salt Water. W wydanym w 2004 roku zbiorze pokazała szczególny świat, Świat z pięterka ks. Jana Twardowskiego. Jej najnowsze książki to tomik poetycki Jak rzeki do morza (ilustrowany fotografiami wykonanymi przez poetkę) i antologia Jak drzewo być owocne. W USA do końca 2011 roku ukazało się około 60 publikacji jej wierszy w tłumaczeniu na język angielski, m.in. w Against Agamemnon, War Poetry, Third Wednesday, International Poetry Review. Lidia Kosk jest także uczestniczką odnowy ruchu opowiadaczy historii. Prowadzi semestralne zajęcia z warsztatów literackich, spotkania poetyckie oraz Autorski Teatr Poetycki.

Pani poezja jest bardzo subtelna. Odzwierciedla w niej pani swą ogromną wrażliwość na przyrodę, a także na poczucie zagrożenia, jakie odczuwamy obecnie na całym świecie. Bardzo wzruszające są też wiersze o doświadczeniach osobistych, często bolesnych (np. o śmierci męża i o powracających o nim wspomnieniach). Ponieważ publikuje pani już od wielu lat i tematyka pani poezji jest szeroka, skąd czerpie pani inspiracje? Czy źródłem jest głównie przyroda, czy też natura ludzka?

Przyroda jest dla mnie niezwykle istotna, jak łono matki na początku życia człowieka. Z przyrody, z naturalnego otoczenia czerpię oddech, barwy, przestrzeń-wolność, konieczność istnienia, zrozumienie świata i ludzi. Jest ona tłem, paletą, na którą nanosimy lub życie nanosi to, co człowiek czyni, musi czynić, powinien... Człowiek jest mniej lub bardziej ukształtowany wiedzą, techniką, kulturą, literaturą, muzyką, malarstwem i jednocześnie twardym prawem życia, koniecznością walki “o wszystko”, zmierzenia się ze słabością natury ludzkiej i własnego ciała, dobrem i złem. Wybór wizji i realizacji istnienia, wpływania na swoje, i nie tylko swoje, życie określane powołaniem może właśnie decyduje o źródle czerpania inspiracji.

LIDIA KOSK

Zagro˝enie

ZDJECIE: WOJCIECH WIŚNIEWSKI

Przestraszona sroka skrzeczy przeraêliwie skaczàc po gał´ziach drzewa wÊród błysków młodych, zielonych liÊci.

Jest pani zapaloną podróżniczką i podróże także są inspiracją, co widoczne jest zarówno w pani poezji, jak i prozie (np. w tomiku “Wyspa na zielonym morzu” – o Bahamach). Jakie podróże zainspirowały panią najbardziej i dlaczego?

Bahamy, dwukrotne z nimi spotkanie, to magiczna inspiracja. Na pierwszym miejscu postawiłabym jednak podróż po kilkunastu stanach USA, która zaowocowała wieloma wierszami. Weszły one do dwujęzycznych książek Niedosyt/ Reshapings i Słodka woda, słona woda/ Sweet Water, Salt Water – tłumaczone przez Danutę E. Kosk-Kosicką – wśród nich Przez pustynię w stanie Nevada, Na dnie białego kanionu, Wodospad Niagara. Przestrzeń, koloryt nieboskłonu i pokładów ziemi, ich zbliżenia, oddziaływanie kanionów, potęga i piękno, małość i wielkość człowieka. To ostatnie w obliczu wodospadu Niagara: “Jak to ogarnąć/ Widzieć, odczuć, doznać?/Ze świadomością swojego miejsca”. Później jeszcze wielkie wrażenie wywarły na mnie Morze Północne, a także Litwa (wiersz Wieczorny Niemen), kiedyś Bliski i Daleki Wschód i... Paryż, którego magię zawarłam w wierszu Calvados. Czy wybór – proza czy poezja – jest trudny? A może decyzje te jakoś same się pani narzucają i wybór jest raczej spontaniczny?

ciłam najbliższego mi człowieka, mogłam czytać jedynie poezję, mogłam, a nawet musiałam ją pisać.

kie teksty prozą) opisałam fakt strzelania niemieckiego żołnierza do mnie, małej dziewczynki, za to, że chciałam podać chleb pędzonej w kolumnie koleżance. Tłumaczce Czy widzi pani ewolucję w swej twórczo- tego opowiadania Danucie E. Kosk-Kosicści, zarówno jeśli chodzi o inspirację i styl? kiej, która napisała o tym wiersz, zadawano Czy wiersze pisane np. dwie dekady temu pytania, dlaczego dziewczynka chciała podać wypływają z podobnych źródeł jak najnow- chleb, skoro było to zabronione? Dlaczego sze? Czy współczesne prądy literackie mia- chciała pomagać wbrew zakazom? Bardzo różne kulturowo są reakcje tłumaczki na japońły na panią jakiś wpływ? Tak. Ewolucja w twórczości jest oczywi- ski Izumi Nakamury (5 wierszy zostało opustością i to nie tylko dlatego, że dookoła za- blikowanych przez Towarzystwo Japońskochodzą zmiany, ja osobiście czułam potrze- -Polskie w Kansai na łamach czasopisma Wibę zmiany formy wyrażania swoich przemy- sła) – inny odbiór przyrody, roli słońca, oddziaływania religii. Z zapytań tłumaczki na śleń czy doznań. Ze źródłami jest nieco inaczej, rozszerza język hiszpański (tłumaczenie w trakcie) wysię ich baza, a jednocześnie niektóre wątki nika, że reakcje czytelników mogą być rówpowracają w zmienionych rozwiązaniach. nież odmienne. Nie znam jeszcze problemów Utwór powstały w wyniku ich inspiracji sta- tłumaczy na języki niemiecki i rosyjski. je się cegiełką, elementem, zbliżeniem odpowiedzi na już dotykany temat. Mówi o Pani poezja jest pełna afirmacji życia. Jak czymś nowym, a jednocześnie pogłębia nurosiągnęła pani i nadal osiąga taką pozytywtujący autora problem. Odkrywamy go w częną perspektywę? W życiu codziennym też ści twórczości podświadomej. wykazuje pani ogrom energii (np. prowa-

Wybór był spontaniczny – poezja. Proza, świadoma proza, przyszła później, niejako Liczne pani wiersze ukazały się w przekłaobok poezji. Od czasu do czasu piszę opodzie na angielski w różnych pismach amewiadania, publikuję je na bieżąco lub wydarykańskich. Wyszły też dwa dwujęzyczne ję w formie książki. Obecnie przygotowuję tomiki pani poezji (“Niedosyt/Reshapings” większą książkę, której dwa główne tematy oraz “Słodka woda, Słona woda/ Sweet Wato widzenie okresu wojny i okupacji Polski ter, Salt Water”). Czy reakcje amerykańoczami rozumiejącego już dziecka oraz laskich czytelników, jak też innych obcojęzyczta powojenne i praca mojego męża Henrynych były odmienne od polskich? Czy były ka P. Koska nad dwutomowym Słownikiem jakieś reakcje wręcz zaskakujące? Historycznym “Generalicja Polska”, przy Tak, były reakcje zaskakujące w USA. Np. której współpracowałam autorsko. Poezja jest w opowiadaniu pt. Bronka z tomu Słodka wojednak dla mnie najważniejsza. W najtrud- da, Słona woda/ Sweet Water, Salt Water niejszym momencie mojego życia, gdy stra- (gdzie, obok wierszy, znalazły się też krót-

dząc warsztaty literackie i teatr poezji). Jakie są źródła napędowe pani postawy wobec życia i pani nieustającej działalności literacko-społecznej?

Kiedyś, dawno już, ktoś powiedział do mnie: “Szczęście człowiek nosi w sobie”. Uwierzyłam tej wypowiedzi, podobnie jak i innej, że szczęściem trzeba się dzielić. Stąd zapewne moja pasja do zajmowania się tym, co mi daje radość, i co, w moim odczuciu, może cieszyć innych. Poezja, sztuka opowiadania historii, teatr poetycki, tworzenie są we mnie i staram się przekazywać to innym. p

Dr˝àcy kot domowy przywarł do gał´zi nieopodal pnia. Uciekł tu przed pieszczotami dzieci, pnàc si´ wcià˝ wy˝ej w poszukiwaniu drogi powrotu. Nastroszona wrona z rozwartym dziobem krà˝y wokół nieporadnego wroniàtka. Jej głoÊne krakanie pot´guje strach. Kot na chwiejnej gał´zi boi si´ krzyków i ruchów sroki i wrony. Wrona boi si´ intruza kota. Drzewo emanuje niepokojem a˝ liÊcie dygocà. Ptaki wyra˝ajà swój strach krzykiem. L´k kota jest niemy. Człowiek bywa srokà, wronà, kotem. W zagro˝eniu, gdy nie mo˝e broniç si´ krzykiem, jego strach jest samotny i niemy. Warszawa, 1994/2008

Raj Zatopili si´ w êrenicach czystych wód których nadmiar spłynàł porannà rosà po rz´sach ich oczu Bł´kit nieba tulił główki przylaszczek poró˝owiały płatki resztek Êniegu zamieniajàc si´ w kwiaty jabłoni słoƒce lata nie wypaliło ziemi po której stàpali deszcze jesienne oszcz´dziły owoc by mogli si´gnàç po niego Warszawa, 2004 Z tomu: Słodka woda, słona woda


D zienniki I waszkiewicza DODATEK KULTURALNY nowego

LISTOPAD 2012

dziennika

Przegląd Polski

5

KRZYSZTOF LISOWSKI

– od sło na trze cia

Trzeci i ostatni tom Dzienników Jarosława Iwaszkiewicza obejmuje szesnaście lat życia pisarza, od 1964 do 1980 roku. Woluminy wcześniejsze to opublikowane przez Czytelnika w 2007 roku Dzienniki 1911-1955 oraz Dzienniki 1956-1963 opublikowane przez warszawską oficynę w roku 2010.

Wszystkie w niezwykle rzetelnym opracowaniu i z przypisami Agnieszki i Roberta Papieskich oraz Radosława Romaniuka, każdy tom opatrzony wstępem prof. Andrzeja Gronczewskiego. Ostatni wiersz Jarosław Iwaszkiewicz napisał w lichym pensjonaciku pod Paryżem 2 lutego 1980 roku – Urania (takie imię nosiła jedna z sosen w Iwaszkiewiczowskim Stawisku) kończy gwałtownym obrazem jego ziemską wędrówkę: Weźmij mnie w swoje grzywy, ty szalona Wyszarp mi ręce co już nie wyrosną Pogrzeb mnie, ratuj, daj swoje korony, Bym także był Uranią, nicością i sosną. Pisarz zmarł równo miesiąc później w Warszawie, zgodnie z jego wolą został pochowany na cmentarzu w Brwinowie. Mimo pogarszającego się gwałtownie zdrowia, smutku po zmarłej niedawno żonie Annie planował jeszcze bliską podróż włoską, wiele tekstów miał rozpoczętych, inne projektował. Pisał w dziennikach o sobie, że przebywa, dni swoich dożywa, w “celi straceń”, że uczestniczy z mniejszą lub większą ciekawością w “sezonie pogrzebów”. To racja, bo lata 19641980 to przecież okres schyłkowy życia pisarza, kiedy jego przyjaciele i rówieśnicy szybko odchodzą, pustoszeje “zrozumiały” świat dawnej kultury, krąg osób, które wyznawały podobne wartości, znały ten sam kontekst obyczajowo-kulturowy. Późny okres życia Iwaszkiewicza to przecież ciągle jeszcze bycie człowiekiem-instytucją: prezes Związku Literatów Polskich, “obrońca pokoju”, redaktor naczelny miesięcznika Twórczość, tłumacz (dzieł Kierkegaarda), poseł, społecznik, felietonista, ale i przecież właściciel “folwarku”, jakim było Stawisko – duża posiadłość z produkcją rolną, dom, zamieszkiwany przez siostry pisarza, służbę, pomocników, córki, dalszą rodzinę. Należał do tych charakterów, co wiecznie niezadowolone, zirytowane życiowymi koniecznościami codzienności, tak utrudniającymi skupienie się na pracy pisarskiej, najczęściej z katastroficznymi myślami, potrafią realnie zapanować nad chaosem, rozwiązać trudne problemy innych i swoje, załatwić praktycznie i szybko mnóstwo spraw. Potrzebował akceptacji, dobrej atmosfery, otoczenie zaś oczekiwało od niego przysług i usług – zdziwaczała żona, która popadła z trudną do zaakceptowania przez niego dewocję, stare siostry, rodzina, domagająca się od niego głównie pieniędzy, ułatwień, przyjaciele zwykle niechętni, dystansujące się coraz bardziej środowisko artystyczne. Mówiono na Stawisku bowiem – i nie bez racji – “Iwaszkiewicz wszystko może”. I rzeczywiście, jeśli pamięta się siermiężne czasy realnego socjalizmu, to w Stawisku panowało inne życie, wydawano śniadania dla dyplomatów i ludzi sztuki, odbywały się uroczyście i hucznie imieniny i rocznice, świętowano i urządzano spotkania poświęcone sztuce, teatrowi. Dziwią i nieco śmieszą reakcje innych omawiających ten tom dzienników, oskarżających Iwaszkiewicza, że drażnią go działania budzą-

cej się opozycji politycznej w ówczesnej Polsce, że pomija w swych zapisach “polskie miesiące” – Marzec 1968 czy Grudzień 1970, że uwielbia grzać się w blasku władzy, a o Gierku pisze niekiedy z sympatią i podziwem “pan Edward”. Zapominają, że dziennik jest najwyższym stopniem intymistyki pisarskiej, że opowiada o przygodach i niewygodach duchowych, nastrojach, planach twórczych, autor zaś nie ma obowiązku opisywania tu swoich obywatelskich obowiązków wobec umęczonej przez komunistów ojczyzny. Krytycy nie zauważają, że Iwaszkiewicz w trakcie swej długiej działalności publicznej pomógł wielu ludziom (a niektórych w czasie hitlerowskiej okupacji ocalił), że skutecznie negocjował z władzami sprawy amnestii dla więźniów politycznych, że licznym osobom pomagał, wspierał je finansowo, fundował wspólne podróże, odpowiadał na każdy list, młodym ułatwiał często debiuty na łamach prowadzonego przez siebie miesięcznika, popularyzował wiedzę o świecie i zachęcał do podróżowania po kraju, poznawania Polski (wszak jest także autorem Podróży do Polski, chwalcą Sandomierza, pięknej polskiej prowincji). Dobrze, że jak informuje wydawca, stary poeta “coraz częściej powraca pamięcią do zdarzeń dawno minionych (…) kreśli barwne wizerunki środowisk artystycznych i ich luminarzy, zdaje relacje ze swoich kontaktów z przedstawicielami władzy (…) z bolesną szczerością pisze o sprawach domowych. Ze wszystkich zapisów przebija zdolność widzenia ludzkich losów – a czasem obrotów historii – jako

Jarosław Iwaszkiewicz: Dzienniki 1964-1980, Czytelnik, Warszawa 2011

Sporo tu wrażeń zachwyconego Europejczyka, osoby, która widzi siebie tu i teraz, ale i człowieka “wielu epok”: “Dzień dzisiejszy pięknie się zaczął, cudowną pogodą, spacerem do teatru rzymskiego – który był tak piękny, że miałem łzy w oczach (…). Jeszcze byłem pełen wrażeń z Syrakuz – a raczej wspomnień niż wrażeń, bo wszystko takie inne, zmienione. Tylko hotel Des Dzienniki to jeden z bardziej Etrangers stoi jak stał, spokojny i zwyczajny, i bynajmniej nie dumny z tego, że mieszkał tam zajmujących tekstów ostatnich Gide, i Karol, i ja…” (Taormina, 17 kwietnia 1964). dekad o egzystencjalnej “przygoW kraju intryguje go, ale i zniechęca “codzie człowieka myślącego”. dzienny dramat dnia”, nie można posądzać go jednak o brak – czasami – ostrego widzenia własnej osoby, działań, postawy: “Pójście na wszystzamkniętych całości, zdolność dana tylko tym, kie kompromisy – byle ocalić swą wewnętrzną wolność – czy to nie grzech zasadniczy?”. którzy dostąpili łaski długiego życia”. Bo też Iwaszkiewicz często tu konstatuje, jak W okresach depresji nasila się powątpiewanie blisko mu do XIX-wiecznej historii, literatu- o wartości i znaczeniu własnego dzieła: “A mory rosyjskich klasyków (życie Tołstoja przy- ja literatura, jakież to nieważne. Efemeryda, łątpomina mu własny los), kresowości, polskich ka skazana na natychmiastowe umarcie”. A przedworów z okolic Odessy początków XX stu- cież widomym zaprzeczeniem tego sądu są pilecia; wspomina rodzinny Kalnik, Tymo- sane i ukazujące się w tym okresie znaczące szówkę i bliskie kontakty z Karolem Szyma- utwory [z poezji: Krągły rok – 1967, Xenie i nowskim, wspólne wędrówki, muzykowanie, elegie – 1970, Śpiewnik włoski – 1974, Album a wcześniej inspiracje płynące z opowieści Szy- Tatrzańskie – 1976, Mapa pogody – 1977, Mumanowskiego o Sycylii (warto pamiętać, że to zyka wieczorem – 1980; dzieła prozatorskie: Iwaszkiewicz jest autorem libretta do “sycy- Heydenreich. Cienie (opowiadania) – 1964, O lijskiej” opery Szymanowskiego Król Roger). psach, kotach i diabłach (opowiadania) – 1968 Do końca najbardziej cieszą pisarza podró- (zawartość: Opowiadanie z psem, Opowiadaże – częste do Francji, Danii, do Rosji i na ro- nie z kotem, Wzlot, Kościół w Skaryszewie), dzinną Ukrainę, ale jeszcze częstsze te najbar- Ogrody – 1974)], rosnące zainteresowanie jedziej prywatne, do Italii. Spokój i równowa- go pisarstwem, ekranizacje (m.in. Panny z Wilgę duchową odzyskuje dopiero w rzymskim ka w reżyserii Andrzeja Wajdy), inscenizacje Albergo Minerva, z okna swego pokoju mo- dramatów, które pisuje wtedy wyłącznie dla że patrzeć na kościół Santa Maria Sopra Mi- chleba, aby utrzymać na powierzchni podupanerva i bryłę Panteonu. Na Sycylii lubi prze- dający “dwór”, wesprzeć jego mieszkańców, całbywać w Palermo, w Albergo Lincoln, skąd kowicie od Iwaszkiewicza materialnie zależrozpościera się widok na rozkwitający ogród nych, a żyjących często zbyt obok niego, w obbotaniczny, park Villa Giulia. cych światach przeszłości, dziwactwa, mrzo-

nek, pretensji do nierozumianego realnego bytu. “Świat” zresztą objawia się pisarzowi także pod postacią złośliwych, czasem groźnych, anonimów, które niekiedy Iwaszkiewicz komentuje ze swoistym humorem: “Dziś anonim: ty kombinatorze kijowski, ty karierowiczu... Nie mogą mi darować kresowego pochodzenia, bo przecież brzmi lepiej ‘ty kombinatorze warszawski’!” (29 grudnia 1971). Bywają też chwile złych nastrojów, opisywane ze szczyptą ironii – “Obrzydły mi do niemożliwości pieczeń cielęca i Joseph Conrad” – ale całkiem już poważnie pisze o swej miłości do psów, i ogromnie przeżywa śmierć obu swoich wiernych towarzyszy ze Stawiska: Medorka i Tropka – “(…) ale to jest jak gdyby zetknięcie się z samym faktem śmierci, bardziej dojmującym niż śmierć człowieka. Poza tym to były jedyne istoty, które mnie kochały, to znaczy związały w całym tego słowa znaczeniu swoje życie z moim. Teraz została tak przejmująca samotność, samotność bez kropli wspólnoty z kimkolwiek czy czymkolwiek” (25 marca 1976). Dzienniki to lektura gęsta, znakomita, na osobną uwagę zasługują szczegółowe przypisy, ukazujące kontekst działań pisarza, jego intensywne uczestnictwo w działaniach oficjalnych i zatrudnieniach całkiem prywatnych. To jeden z bardziej zajmujących tekstów ostatnich dekad o egzystencjalnej “przygodzie człowieka myślącego”, wielkiego pisarza, człowieka nieustannie walczącego z trapiącymi go wątpliwościami i sprzecznościami, a jednocześnie wielkiego chwalcy życia i urody świata, dla wielu pisarskiego autorytetu (jak choćby dla Czesława Miłosza, który deklarował w młodzieńczych listach do niego: “Uwielbiam Pana. Każdy wiersz Pana jest dla mnie objawieniem”). p


6 Przegląd Polski

Metropolia zaprasza DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

LISTOPAD 2012

muzyka

wystawy

Dużo się dzieje w nowojorskim świecie sztuki, dużo jest efektownych, interesujących prezentacji. Na pewno jednak pierwszeństwo dajemy sporej ekspozycji w Museum of Modern Art, gdzie zorganizowano wystawę przeglądową prac polskiej artystki Aliny Szapocznikow. Pokazano jej rzeźby, rysunki, zdjęcia i inne artefakty. Do tych ostatnich zaliczam efektowne lampy, jak surrealistyczne łodygi, z pełnymi kobiecymi ustami zamiast kwiatów. Metafora niezbyt wyszukana, można powiedzieć, ale rzecz nie w wyświechtanej przenośni, co w wykonaniu. Odnajdujemy w tych dziełach większość typowych cech sztuki polskiej artystki. Właśnie surrealistyczną poetykę jak ze snu, twory dziwnego, nierzeczywistego świata. Efektowne, pociągające, ale niekoniecznie przyjazne. Kolorowe twory Szapocznikow mogą przypominać żarłoczne kwiaty, drapieżne rośliny wabiące ofiary niewinną urodą. Typowe dla jej twórczości są biologiczne formy, wykwity, pączkowanie, wegetacja. W rzeźbie Fetysz widzimy właśnie swoistą narośl, chorobliwy polip w kształcie ust i brody kobiecej, strzelający w górę mocą biologicznej wegetacji. Tradycyjnie krytyka wiąże twórczość Aliny Szapocznikow z jej osobistymi przeżyciami, rakiem, który zagnieździł się w ciele, opanował wnętrzności i w końcu pożarł artystkę. Na wystawie w MoMA zobaczyć możemy wstrząsające jej dzieło pt. Autoportret. Przedstawia ono w żywicy kremowej barwy jakby rozłupaną twarz kobiety, wąskie stopy, zaś środek, czyli tułów, nogi stanowi niezorganizowana, organiczna substancja, jakby zrakowaciała, zniszczone ciało zatracające pierwotny

ZDJĘCIE: COURTESY MET

Mariusz Kwiecień i Anna Netrebko w Napoju miłosnym Donizettiego

w różnych częściach miasta, narratorów i świad- ra. W jego reżyserskim ujęciu urocza romanków odmiennych krajobrazów, ich otoczenia tyczna komedia o miłosnych perypetiach nai historii. I tak np. 12 trąbek nawiązywało do brała ciemniejszych dramatycznie barw. Sher militarnej glorii, a głos słowika do mniej wa- postanowił umieścić akcję sceniczną w 1836 r., czyli w roku, w którym historycy zaznalecznej, spokojnej egzystencji. Metropolitan Opera również rozpoczęła lek- czają początek Risorgimento we Włoszech. ko i przyjemnie komedią Donizettiego Na- Zdaniem Shera nieobecne w pierwowzorze pój miłosny, którego prapremiera odbyła się polityczne zabarwienie lepiej odzwierciedlaw 1832 r. 24 września uroczysta gala – trans- ło odbiór zróżnicowanej widowni prapremiemitowana na żywo na plac przed domem ope- ry – Austriaków i Włochów. Niepotrzebne rowym, na Times Square, przez radio Sirius “upolitycznienie” najbardziej przeszkadzało mi XM oraz na stronie internetowej Met – umoż- w zbytniej fizyczności fragmentów insceniliwiła wielbicielom opery obejrzenie nowej zacji. Nemorino, jako reprezentant uciśniooprawy scenicznej autorstwa Bartletta She- nych Włoch, zbierał razy od żołnierzy Bel-

muzycznych, doskonale wyważonych w różnorodności charakteru i dynamiki. Melancholia przeplatała się z wirtuozerią, pasja z zadumą. A usłyszeliśmy: Medytację z Thais Masseneta, Scherzo Czajkowskiego, Fantazję na temat dwóch rosyjskich motywów Rimskiego-Korsakowa, muzykę skomponowaną w 1993 r. przez Johna Williamsa do filmu Lista Schindlera oraz Wstęp i Tarantellę Pabla de Sarasatego. Po przerwie galę zakończyło wykonanie I Pini di Roma, podobnie jak Fontanny, czteroczęściowego utworu, który jest muzyczną ilustracją opowieści o drzewach zlokalizowanych

kształt i funkcję. Siła życia, którą Szapocznikow opiewała w wielu swych dziełach, jest także siłą, która niszczy i zabija. W innym dziele, Deser III, na eleganckim półmisku artystka umieściła wykonane w swoim ulubionym tworzywie – żywicy – kobiece piersi. Oczywiście, że możemy pracę tę odczytywać jako zaproszenie do erotycznych interpretacji. Odniosłem jednak wrażenie, iż Szapocznikow przedstawia (w metonimicznym skrócie) samą siebie, artystkę, jej ból i cierpienie. Jak współczesna św. Agata, przedstawiana zawsze z insygniami jej męczeństwa, obciętymi piersiami na tacy. Sztuka Szapocznikow od samego (niemal) początku zafascynowana była ciałem kobiecym. Wykorzystywała odlewy – ust, fragmenty twarzy, piersi, nóg – do wielu kompozycji tematycznie związane z feministyczną ideologią, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli. W latach 60. i 70., najlepszych latach jej twórczości, feminizm jako taki nie istniał, ale polska artystka, pracująca głównie w Paryżu, te właśnie idee prezentowała w swej sztuce. Od wczesnych dzieł, które reprezentować może “realistyczna” wielka figura z brązu Trudny wiek – przedstawiająca młodą, nagą dziewczynę. Albo w Alina późniejszej sztuce, na przykład na wystawioSzapocznikow nych akwarelach. – Illuminated Sztuka Aliny Szapocznikow wyprzedzała Lips, 1966 epokę, jej dokonania były zbyt oryginalne. TeInne wystawy szczególnie godne polecenia to: raz, gdy odkrywa się polską artystkę na nowo, jest już nieco przestarzała, jakby epigońska w Mantegna to Matisse: Master Drawings from the Courtauld Gallery: Frick Collection stosunku do tego, co po jej śmierci w 1972 r. (1 E. 70 St./5 Ave.); stworzono. Pozostaje jedyna w swoim rodza- Picasso Black and White: Guggenheim Museum (1071 5 Ave./89 St.); ju, ponad czasem, ponad nurtami i modą. Dürer to de Kooning: 100 Master Drawings from Munich: Morgan Library (225 Madison Ave./ m. 36 a 37 St.). CZESŁAW KARKOWSKI ZJĘCIE: COURTESY MUSEUM OF MODERN ART

Nowojorscy filharmo ni cy roz po czę li 171. sezon galowym koncertem transmitowanym na żywo przez stację publiczną telewizji PBS. Alan Gilbert poprowadził orkiestrę w dwóch kompozycjach Ottorino Respighiego z tzw. trylogii rzymskiej – Le fontane di Roma z 1916 r. oraz I Pini di Roma z 1924. Gościem gali był znakomity skrzypek Itzhak Perlman, który po raz 82. wystąpił w filharmonii Nowego Jorku. Jest to już czwarty sezon maestro Gilberta z tą grupą muzyków. Młody maestro urodził się w Nowym Jorku w 1967 r. Jego matka, obecnie skrzypaczka w prowadzonej przez niego orkiestrze, jest Japonką, a ojciec, również zawodowy skrzypek, choć już na emeryturze, pochodzi ze stanu Tennessee. Gilbert jest żonaty ze szwedzką wiolonczelistką Kajsą, ma trójkę dzieci, a jego najsroższym krytykiem jest oczywiście matka. Z wykształcenia również jest skrzypkiem – ukończył studia muzyczne na Harvardzie. Gra również na altówce i fortepianie. Rozpoczęliśmy sezon lekko i przyjemnie, przyjaźnie dla wszystkich kochających muzykę. Najpierw cieszyły lekkość, blask, świetlistość i przejrzystość muzyki wód czterech fontann Rzymu, w której mieniła się gra barw światła i cieni, w zależności od pory dnia i nocy – jasno brzmiące dęte, harfa, a w bardziej monumentalnych momentach – organy. Znakomitą płynność i dynamikę struktury utworu zakończył zapadający zmierzch, którego zwiastunem były dzwony bazyliki św. Piotra i flety imitujące śpiew ptaków w nastrojowym pięknie muzycznego krajobrazu. Itzhak Perlman nie zawiódł swych wielbicieli, choć słyszałam go w lepszej formie niż akurat tego wieczoru. Grał na swym ukochanym stradivariusie z 1714 r. Zaprezentowana przez niego składanka muzycznych perełek na skrzypce i orkiestrę pochodziła z rozmaitych epok i demonstrowała wiele stylów


DODATEK KULTURALNY nowego

core’a, który w końcu wymierzył mu siarczysty policzek. W wozie Dulcamary transportowano karabiny, które cichcem wyładowywano z tyłu podczas jego zachwalania mieszkańcom wioski wszechstronności działania magicznego eliksiru. Adina, urocza, rezolutna, zalotna i filuternie kokieteryjna młoda i zamożna wieśniaczka, w tym ujęciu sportretowana była jako niezależna, i to nie tylko finansowo, chłopczyca poruszająca się po scenie z dużą energią. Scenografia nowej produkcji jest ładnie dopasowana w stylu do muzyki i na szczęście tradycyjna w ilustracji miejsc akcji. Kostiumy schlebiały wszystkim śpiewakom, ale szczególnie Annie Netrebko, często noszącej brązową górę męskiego fraka i czarny cylinderek na głowie. Od strony muzycznej było zupełnie dobrze i tylko w scenach zbiorowych oraz tych z udziałem chóru maestro Maurizio Benini zbytnio przyspieszał w tempach. Strona wokalna mogła się spodobać wszystkim, którzy nie oczekiwali śpiewu bel canto. Ładne w harmonii i osobno głosy o podobnej mocy popisywały się kunsztem wokalnym. Jedynie Ambrogio Maestri (Dulcamara) płynnie i stylowo prowadził linie melodyczne, choć bywało, że głos w dole rejestru niestety lekko mu zanikał. Anna Netrebko czarowała pięknem blasku górnych tonów, ale całość była za głośno popisowa, a koloraturowe przebiegi pozostawiały sporo do życzenia. Nemorino (Matthew Polenzani) zachwycił miękkością modulacji barw w Una furtiva lagrima, a Mariusz Kwiecień zebrał wiele braw za wokalny portret buńczucznego, pewnego swych czarów sierżanta Belcore’a. Uwodził bowiem nie tylko Adinę, ale również całą zgromadzoną widownię pięknem barwy aksamitnego barytonu. Cały spektakl, pomimo atrakcyjnie brzmiących solistów, był jednak nieidiomatyczny i brakowało mu w warstwie wokalnej brzmienia stylu epoki, niuansów, detali i finezji. Być może to spojrzenie reżysera wpłynęło na opcję wykonawczą, która zbyt często ocierała się o weryzm. W listopadzie czekają nas dalsze atrakcje sezonu. Met kontynuować będzie spektakle Turnadot, Wesela Figara i Burzy Thomasa Adesa, której prapremiera odbyła się 23 października. Doskonałą Sondrę Radvanovsky usłyszymy jako Amelię w Balu maskowym (po raz pierwszy w tym sezonie 8 XI), a Olgę Borodinę w Aidzie (23 XI). Interesująco zapowiada się też obsada wznowienia Łaskawości Tytusa (16 XI) i Don Giovanniego (28 XI), w którym tytułową rolą zaśpiewa mąż Borodiny Ildar Abdrazakov. Filharmonicy nowojorscy proponują 1 XI utwory Debussy’ego, Rachmaninowa i Elgara pod batutą Charlesa Dutois. 4 XI wielbiciele muzyki kameralnej będą mieli okazję po południu posłuchać Mozarta, Chopina i Schumanna, a wieczorem, w ramach Festiwalu Białe Noce, występu Emanuela Axa w Pieśni Ziemi Mahlera. Tradycyjnie też przed świętami rozpocznie się seria wykonań Mesjasza, a 29 XI Gil Shaham zagra utwory Barbera i Rachmaninowa. Carnegie Hall 2 I gościć będzie znakomitego pianistę Murraya Perahię, 6 XI – Emerson String Quartet z dziełami Brahmsa, a 7 XI – Midori. Poza tym propozycje koncertowe obejmują występ The Cleveland Orchestra oraz 16 XI Orchestre Revolutionaire et Romantique pod batutą Gardinera w IX Symfonii Beethovena, a 17 XI – w Missa Solemnis. Wielbiciele wokalistyki będą mogli natomiast posłuchać 18 XI doskonałej Joyce DiDonato. BASIA JAKUBOWSKA

teatr

“Publiczność schodzi się powoli, odźwierny, rajtarzy, lokaje, mieszczanin i jego syn, paziowie, rzezimieszki. Trochę później – Roznosicielka, Margrabiowie, Muszkieterzy itd. Słychać za drzwiami wrzenie zmieszanych głosów…”. Jesteśmy w teatrze, a słowa, którymi rozpoczynam felieton, to wskazówki sceniczne Edmonda Rostanda, urodzonego w Marsylii, w zamożnej rodzinie, przeznaczonego do kariery prawnika, lecz z uchem do muzyki poetyckiego słowa. Na razie scena jeszcze pusta, z boku – ławeczki, w głębi – arkady przejść, powyżej jakby loże, które w drugim akcie przemienią się w balkon, gdzie Roksana stanie zasłuchana w piękne rytmy miłosnego wyznania, gdy serce Cyrana rozśpiewa się ustami Christiana. Wszystko w brązach i ciemnych chromach, tylko promienie reflektorów rozjaśniają je z nagła w świetlane połyski. Scena się zapełnia i teatr w teatrze zaczyna pulsować swym tajemniczym życiem. To jednocześnie sala teatralna w Hotel de

dziennika

Przegląd Polski

7

chwalcza niezależność, fantazyjna buńczuczność. Cyrano, muszkieter. Poeta tęsknoty. Mistrz beznadziejnej miłości. Jednocześnie zwycięzca i pokonany. Prześmiewca i obrońca słowa na serio. Kpiarz z honorem. Wolna dusza uwięziona w ułomnym ciele. Efekt tej sztuki w ogromnym stopniu zależy od aktora w tytułowej roli. Sam autor to rozpoznał. Podobno już komponując tekst Rostand myślał o największym w tamtych czasach mistrzu francuskiej sceny Constantym Coquelinie. Dedykacja, jaką opatrzył swój dramat, podkreśla wagę, kto i jak wypowiada poetyckie kwestie: “Chciałem duszy Cyrana poświęcić ten poemat. Gdy jednak dusza jego wcieliła się w ciebie, Coquelinie, poświęcam go tobie”. Inscenizacja przygotowana przez Roundabout Theater Company posiada kilka ważnych atutów: młodzieńczą energię, z jaką ukształtował przedstawienie brytyjski reżyser Jamie Lloyd. Sprawną pracę zespołu, gdzie aktorzy podają sobie słowo wręcz czule, wzmacniając się wzajemnie. Pomysłową scenografię, pozwalającą

ne zaangażowanie. Główni bohaterowie obu dramatów wyrastają ponad swe środowisko. Reprezentują radykalną niezależność, protest wobec wymogów swych czasów. Wrogowi ludu daleko jest do perfekcji. Sam autor zdawał sobie sprawę z jednostronności i skrajnego idealizmu, jakimi obciążył dr. Thomasa Stockmanna, przemieniając sympatycznego początkowo naukowca w “dziwacznego młodzika i zapaleńca”. W konfrontacji z własnym bratem, w wymogach wobec żony i dzieci, w buncie wobec całego świata – Thomas nie mówi, lecz deklamuje. Nie chodzi po świecie, tylko wznosi się na falach wielkiej i jedynej Prawdy. Mimo niedostatków jednak sztuka utrzymuje w pełni naszą uwagę dzięki sprawnej inscenizacji pod kierunkiem Douga Hughesa i dobremu wykonaniu przez cały zespół. Problematyka dramatu z 1882 r. pozostaje zdumiewająco aktualna. Ibsen przygotowuje się tutaj do konfrontacji z kosztami, jakie niesie z sobą podporządkowanie dobra społecznego interesom ekonomicznym. Rzecz rozgrywa się w realiach

minimalnymi środkami i szybko przenosić akcję z teatru na paryski skwer, z zaplecza piekarni na pole bitwy, z reduty pod Arras do przyklasztornego ogrodu. A przede wszystkim atut świetnie ustawionej partii Cyrana, którą Douglas Hodge rozgrywa brawurowo i subtelnie. Potrafi oddać nie tylko niesamowitą sprawność fizyczną Cyrana, jego polot i barwną wielostronność, lecz także zasugerować głębie duszy: rozumność i szlachetność serca. Zdumiewa, jak często i z satysfakcją śmiejemy się w czasie sztuki, i jak nam smętnie przy końcowej scenie. Smutek ten jednak nic nie ujmuje wcześniejszej wesołości. Rostand osiągnął bowiem paradoksalny sukces: stworzył postać naznaczoną tragedią, lecz która przynosi nam pocieszenie. Odwaga i otwartość, z jaką Cyrano stawia czoło niegodnej Kostusze, wznosi go do rangi postaci wielkich i wyjątkowych. Staje się kompanem w pełni godnym tych, których podziwia: Sokratesa i Galileusza oczekujących go, jak wierzy, w świetle księżyca. I najsłynniejszego z wędrowców w labiryncie Dobra i Miłości: Don Kichota.

małego norweskiego uzdrowiska. Problemy jednak osobistej odpowiedzialności za nasze wybory i czyny, kompromisów politycznych, zakłamania, a przede wszystkim utylitarnego podejścia do życia dotyczą nas dzisiaj w równej, a być może w jeszcze bardziej dominującej mierze, co norweskich mieszkańców zagrożonego przez klęskę miasteczka.

ZDJĘCIE: JOAN MARCUS

LISTOPAD 2012

Douglas Hodge jako Cyrano de Bergerac

Bourgogne w Paryżu, roku Pańskiego 1640, i teatr nieopodal Broadwayu, dzisiaj. Podobają mi się te literki “itd.” we wskazówkach Rostanda. Kryje się przecież za ich skromnością całkiem nieskromny świat najpopularniejszego dramatu Rostanda: królewski dwór ze swym tańcem elegancji i okrucieństwa zawsze tylko względnych przywilejów. Bezczelna arogancja możnych. Mieszczańskie mrzonki o dobrobycie i bezpieczeństwie. Sny wiecznie głodnych poetów. Dla oddziału gaskońskich kadetów pod dowództwem kapitana Le Breta – moment beztroski, przed krwawą wyprawą do Flandrii. Dla dam w lożach czas na plotki. Dla “rzezimieszków” okazja do kradzieży. Dla Cyrana de Bergerac moment wyśmienity do następnych popisów sprawności ostrej szpady i jeszcze ostrzejszego języka. Ach, jakież ma on tutaj wejście! Najpierw słyszymy tylko głos – wysyłający z ciemności gniewne fajerwerki. Potem cień miga na ścianach z jednej strony, miga z drugiej. Sylwetka pojawia się z tyłu sali, tej naszej, przy Broadwayu, na tyłach balkonu. Lecz już mija balkonowe fotele, już jest na dole, w pierwszych rzędach widowni, przeskakuje przez rampę, przepędza nieszczęsnego Montfleury’ego, aktorzynę, któremu przez miesiąc surowo zakazał występów, a który ze sceny na scenie jeszcze stara się recytować prolog drugorzędnej komedyi. Od tego momentu aż po ostatnią scenę Cyrano pozostaje w centrum naszej uwagi: jego iskrzące się polotem słowo, ogromny nos, zu-

Ładnie rozwinął skrzydła teatralny sezon. Warto połączyć czas spędzony z Cyranem z wizytą u Ibsena. Ciekawe znajdziemy tu różnice, jak i punkty wspólne. Obie sztuki pochodzą z końca XIX wieku. Choć określa je odmienna tonacja, lekkość ducha w wypadku Rostanda, powaga, a nawet wręcz bombastyczna wzniosłość u Ibsena, to podzielają głęboko humanistycz-

Edmont Rostand, Cyrano de Bergerac, w tłumaczeniu Ranjita Bolta. Reżyseria: Jamie Lloyd, scenografia i kostiumy: Soutra Gilmour, muzyka: Charlie Rosen. Występują: Max Baker (Le Bret), Bill Buell (Ragueneau), Andy Grotelueschen (Montfleury/ Pastry Cook/ Cadet/ Friar), Douglas Hodge (Cyrano de Bergerac), Geraldine Hughes (Duenna/ Sister Marthe), Tim McGeever (Ligniere), Patrick Page (Comte de Guiche), Clémence Poésy (Roxane) i Kyle Soller (Christian). Roundabout Theater Company, premiera 11 października, przedstawienia do 25 listopada, w American Airlines Theater, 227 W. 42 St., przy Times Square. Henrik Ibsen, An Enemy of the People, w adaptacji Rebeki Lenkiewicz. Reżyseria: Doug Hughes, scenografia: John Lee Beatty, kostiumy: Catherine Zuber, muzyka i inżynieria dźwięku: David van Tieghem. Występują: Maité Alina (Petra Stockmann), Gerry Bamman (Aslaksen), Boyd Gaines (Dr. Thomas Stockmann), Kathleen McNenny (Katherine Stockmann), Randall Newsome (Captain Horster), John Procaccino (Hovstad), Michael Siberry (Morten Kiil), Richard Thomas (Peter Stockman), James Waterston (Billing). Manhattan Theatre Club, premiera 27 września, przedstawienia do 18 listopada, Samuel J. Friedman Theatre, 261 W. 47 St., przy Broadwayu. GRAŻYNA DRABIK


8 Przegląd Polski

Album gości

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

LISTOPAD 2012

nym tańcem-przedstawieniem “… jak mech na kamieniu, ojej tak, tak, tak…” wybitna choreografka Pina Bausch pożegnała się z nami. To jej ostatnia kompozycja przed nagłym odejściem w 2009 r., w pięć dni po otrzymaniu diagnozy raka płuc. Towarzyszyłam jej od pierwszych występów zespołu w Nowym Jorku, w 1984 r., śledząc z ogromnym zainteresowaniem ewolucję jej pracy. Wyznaczała jej drogę wierność trudnej tematyce: pełen konfliktów stosunek między mężczyzną i kobietą. Zagubienie jednostki. Powtarzalność naszych działań, klęsk i następnych prób nawiązania kontaktu, raz jeszcze i jeszcze. Melancholia przemijającego czasu (tytuł ostatniego przedstawienia pochodzi z pioPRZEWRÓĆMY STRONĘ ALBUMU, Z CZĘŚCI senki Violetty Parry o tęsknocie za szansą poOSOBISTEJ DO WIELKOMIEJSKIEJ. Zawita- czątku, pragnieniu powrotu do czasu, gdy miały do Nowego Jorku dwa czołowe zespoły te- ło się 17 lat, gdy wszystko wydawało się możatralne z Europy. Oba z wizytą ledwo na kilka liwe i otwarte). Konfrontację z tą tematyką Pina Bausch ładni, przemijając jak sen. Globe Theatre przywiózł z Londynu udanego Hamleta, w reżyse- godziła szacunkiem dla poszukiwań estetyczrii Dominika Dromgoole’a i Billa Buckhursta. nego piękna. Cierpliwie składała skomplikoUtrzymana w elżbietańskiej konwencji była to wane kompozycje o gwałcie i tęsknocie piękrzecz bezpretensjonalna, niby prosta a cieka- na, hałasie i wyciszonej zadumie. Każdy jej wa i pełna energii. Muzyka i taniec stanowiły układ to bogaty kolaż z piosenek, muzyki i kroklamry przedstawienia, gdzie wszystko rozgry- ków tanecznych, ze światła i cienia, z oderwawało się na naszych oczach, otwarcie, z mini- nych słów, fragmentów konwersacji, gestów malną oprawą. Samo słowo jaśniało i mieniło pantomimy, akrobatycznych popisów, zderzeń się wielobarwnie. Hamlet był pełen gniewu i w duetach, lirycznych solo. Zaznaczam jej ulotną obecność jej własnypasji. Określała go nie konfuzja czy filozoficzna zaduma, lecz przede wszystkim młodość. Lo- mi słowami, o wyborze tańca jako swej zawojalność syna wobec ojca, oburzenie wobec dwu- dowej drogi: “Pokochałam taniec, bowiem balicowości starszych, bunt wobec politycznych łam się mówić. Kiedy tańczyłam, czułam i morozgrywek pchały go ku zemście. Świadomość głam wyrazić to, co czułam”. Pozostawiam pańceny tej zemsty nie mogła stanowić skutecz- stwa z pytaniami, z jakim się zwracała do swonej przeszkody. (Shakespeare’s Globe, 4 paź- ich tancerzy, gdy rozpoczynała wspólną pradziernika, w Michael Schimmel Center for the cę nad nowym przedstawieniem: “Jak napisałbyś swoje imię ruchem? Jak się zachowuArts, Pace University). Mocne wrażenie pozostawił również Théâtre jesz, kiedy coś straciłaś?...” (Tanztheater de la Ville z Paryża, który w ramach 30. Fe- Wuppertal Pina Bausch “… como el musguito stiwalu Next Wave w Brooklyn Academy of en la piedra, ay si, si, si…”, do 27 listopada, Music pokazał świetną inscenizację Nosoroż- BAM Opera House). ców. Ionesco nie należy do subtelnych graczy. Łatwo go obarczyć zbytnią dosłownością, absurd przeciążyć groteską, zanudzić brzydotą. A OTO WIZYTA, KTÓRA JESZCZE SIĘ NIE Emmanuel Demarcy-Mota potrafił znaleźć wła- ODBYŁA. Szkoda, bo byłaby ciekawa – muściwy ton i nadać całości karkołomne, lecz sku- zycznie i z powodu polsko-kanadyjskoteczne tempo. Ionesco zabrzmiał jak wspól- -amerykańskiego wątku. Wiele lat temu, na nik Becketta, i największy to komplement. Wi- fali emigracyjnej lat 80., wśród młodych rozualnie przedstawienie dzięki Yves Collet (sce- dzin, które zdecydowały się przeskoczyć nografia) i Corinne Baudelot (kostiumy) by- Atlantyk, znalazła się grupa przyjaciół z Gdańło piękne, a jednocześnie przerażające (Euge- ska i okolic. Kilka z nich osiadło w New Jerne Ionesco, Rhinoceros, 5 października, BAM sey. Parę innych wybrało Montreal. Na ile Opera House). mogli, utrzymywali z sobą bliski kontakt, Na nieco dłużej przysiadł w Nowym Jorku przyjaciele w Stanach stanowiący, szczególTanztheater Wuppertal z Niemiec. Dramatycz- nie dla pewnej samotnej matki z dwójką ma-

łych sy nów, so lid ne za ple cze ro dzin ne. Wspólne święta Bożego Narodzenia w Nutley i Nowym Jorku. Kiedy tylko się dało, spotkania w pół drogi na kempingi leśne i górskie wyprawy. Czas mijał, chłopcy Renaty dorośli. Jeden od lat jest już niezależny, wybitny spec od komputerów. Młodszy, który miał 3 latka, gdy Renata rozpoczęła walkę o swe miejsce na skalisto-mroźnej ziemi Quebecu, ciągle jakieś tam sprawiał niespodzianki. Studiować nie chciał. Jako pracę wolał dorywcze, sezonowe zajęcia. Z pasją potrafił tylko słuchać muzyki, ucząc się grać na gitarze. Przez lata najlepiej wypadała mu sprzedaż choinek. Zjeżdżał do Nowego Jorku tuż po Święcie Dziękczynienia, przywożąc z kolegą ciężarówką setki kanadyjskich drzewek. Okupowali “swoje” miejsce na chodniku na Bronksie. Harowali dziko do samej Wigilii. Wracali do Montrealu wykończeni, ale zebrany haracz wystarczał Bernasiowi, jak twierdził, na luksus wolnego czasu, który mógł poświęcić na słuchanie amerykańskiego bluesa, na próby własnej muzyki. Zaczął gdzieś w piwnicy, chałupniczo nagrywać swoje piosenki. Udało się wyprodukować wreszcie pierwszą

płytkę. Bernaś dowoził ją rowerem do zaprzyjaźnionego sklepu, kiedy tylko ktoś tam chciał jedną kupić. Piosenka Pytanie za sto dolarów uderzyła w jakąś trafną nutę. Ballada Brązowy to kolor miłości rozległa się szerszym echem. I nagle poszło jak płomieniem po wysuszonym stepie. Nagroda na festiwalu piosenki w Petite-Vallée. Brun (la couleur de l’amour) jako najlepszy debiut roku. Zaproszenia do klubów i kafejek w Montrealu, potem falą przez prowincję Quebec, teraz już międzynarodowe uznanie wśród francuskojęzycznych słuchaczy. Na gro da Fe lix. Kon cert w Pa ry żu (http://youtu.be/B61pW6LXAvw, et al). 25 września wyszła jego nowa płyta, zwana po prostu Numer 2. Jest to najlepiej sprzedająca się płyta w Quebecu. Bernard Adamus, znany jako “duży Polak”, bo wyrosło mu się na dorodnego mężczyznę, zdobył uznanie jako jeden z najlepszych poetów francuskiej piosenki. Jego kalendarz koncertów w bieżącym tournée jest wypełniony do 23 maja 2013: Coup de Coeur w Montrealu, 9 listopada… Blues Sur Seine w Montes la jolie, Francja, 14 listopada… Paryż, 19 listopada… Ottawa, 23 listopada… Nowy Jork? p

ZDJĘCIE: MARCEL LALONDE

mu, to oni wprowadzali mnie i moją córkę w arkana obyczajów “carioca”, mieszkańców Rio de Janeiro. Uczyli Basię gry na gitarze. Słuchali moich pierwszych tłumaczeń wierszy Miłosza i Szymborskiej. Kiedy zapadła ciemność “nocy generała” w Polsce, dopytywali się z czułą uwagą o każdy okruch wiadomości, który przedzierał się przez kordony cenzury. Sami z doświadczeniem wielu lat uchodźstwa i zaangażowania, poprawiali moje płomienne teksty o Solidarności do brazylijskich gazet. Claudius i Jovelina pół wieku spędzili razem, i wcale się nie nudzą. Niezmiennie ciekawi świata. Uważnie słuchający co drugi ma do powiedzenia. A więc można przeżyć z sobą całe życie i nadal się lubić, i cenić wzajemnie swe towarzystwo. Oboje siedemdziesięciolatkowie, chodzili po mieście od rana do nocy. Wracali pełni opowieści o tym, co już widzieli. Pełni zachwytu, że tyle jeszcze zostało do zobaczenia. Miasto dla nich było jak fascynujący teatr. A oni dla mnie jak dobra sztuka życia.

Pina Bausch jako solistka Folkwang Ballett Company, 1966 r., i jako dyrektor artystyczna i choreografka Tanztheater Wuppertal w Niemczech, 2009 r.

ZDJĘCIE: GETTY IMAGES

OTO, PROSZĘ, PIERWSZA WIZYTA: PRZYJACIÓŁ Z BRAZYLII, KTÓRZY ZJECHALI NA DWA TYGODNIE, BY WSPÓLNIE OBCHODZIĆ 50. ROCZNICĘ ICH ŚLUBU. Kiedyś, dawno te-

ZDJĘCIE: WILFRIED KRÜGER

GRAŻYNA DRABIK RYTMY NOWEGO JORKU

Bernard Adamus, znany jako “duży Polak”, zdobył uznanie jako jeden z najlepszych poetów francuskiej piosenki


Przegląd Polski

9

U marła klasa w J edwabnem LISTOPAD 2012

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

ANDRZEJ ZWANIECKI

Waszyngtońskie przedstawienie Naszej klasy Tadeusza Słobodzianka osiąga emocjonalne apogeum w scenie spalenia w stodole 1600 Żydów.

Tadeusz Słobodzianek Nasza klasa tłumaczenie: Ryan Craig reżyseria: Derek Goldman Teatr J w Centrum Żydowskim (JCC) w Waszyngtonie Spektakl grany od 10 października do 4 listopada 2012 r.

stialstwa. Flirty, przyjaźnie, romanse i miłosne związki między bohaterami zostają stłumione lub zniweczone przez przerastające ich wydarzenia. Wobec epickiego rozmachu sztuki postacie są siłą rzeczy szkicowe, a ich działania pozbawione psychologicznego tła. Wybuchy mordu i gwałtów są zaskakujące, szokujące i niezrozumiałe tyleż dla patrzącego z dystansu Abrama (Sasha Olinick), który jeszcze przed wojną wraz z rodziną emigruje do Ameryki, co dla nas, patrzących na nie z perspektywy ponad 70 lat. Niemniej z pewnymi niedomówieniami i przeinaczeniami trudno się pogodzić. Np. z całkowitą nieświadomością bohaterów, że poza ich miasteczkiem i Polacy, i Żydzi giną, i to masowo, z rąk Niemców. Przeistoczenie się Menachema (Tim Getman), wdowca po Dorze, w mściciela w szeregach Urzędu Bezpieczeństwa redukuje komunistyczne prześladowania członków polskiego podziemia do absurdalnego uproszczenia. Tragiczne przeżycia wypunktowane przez bez wyjątku dobrych aktorów dotykają do ży-

C hiński noblista

ZDJĘCIE: COURTESY OF THEATER J/C.STANLEY

Masakry w miasteczku na wschodzie okupowanej przez hitlerowców Polski dokonują Polacy, w większości sąsiedzi i znajomi ofiar, pod okiem Niemców. O powolnym konaniu w potwornym ścisku i żarze płomieni opowiada Żydówka Dora (Laura Harris). Relacjonuje umieranie przyciszonym głosem, bez histerii, w tonie cichej skargi. Ten ton stłumionego krzyku czyni scenę wstrząsającą. Wyróżniona w 2010 r. literacką nagrodą Nike sztuka wysnuta jest z historii masakry w Jedwabnem zdokumentowanej przez Jana Grossa w książce Sąsiedzi. Słobodzianek rozpisuje tę tragedię na głosy dziesięciu postaci – pięciu Polaków katolików i pięciu Polaków żydów – i dzieli ich losy na14 lekcji rozciągniętych w czasie od roku 1926 do 2003. W pierwszej scenie przedstawienia Theater J w reżyserii Dereka Goldmana bohaterowie, będący uczniami podstawówki, podnoszą entuzjastycznie ręce, aby opowiedzieć o swoich marzeniach i planach na przyszłość. W ich sali szkolnej, zaprojektowanej przez Mishę Machmana, ławki zastępują krzesła. Scenografii dopełnia kilka stołów oraz portret Mickiewicza na ścianie. Tragedie i dramaty bohaterów rozgrywają się w określonej przez tych kilka przedmiotów przestrzeni, która staje się salą kinową, rynkiem, prywatnym domem, miejscem kaźni, schronieniem i ubeckim pokojem przesłuchań. Pęknięcie między dwiema grupami następuje z chwilą wprowadzenia modlitwy przed lekcjami. Poważniejsze antagonizmy pojawiają się później, gdy do miasteczka wkraczają wojska sowieckie; wybuch nienawiści do Żydów i polowanie na nich zaczyna się, gdy miasteczko zajmuje armia hitlerowska. Postacie sowieckich i nazistowskich okupantów nigdy nie pojawiają się na scenie. Ale relacje bohaterów nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że sąsiad zwraca się przeciwko sąsiadowi pod ciśnieniem totalitaryzmów, w atmosferze pogardy dla ludzkiego życia. W przedstawieniu Goldmana wszystko zaczyna się niewinnie od szkolnej piosenki, która stanowi kontrapunkt dla późniejszego be-

wego. Dla nas, Polaków, przyzwyczajonych do widzenia siebie w roli ofiar lub herosów, są bolesną psychodramą, wejrzeniem w mroczne zakątki narodowej psyche. “Dramat Słobodzianka jest częścią, elementem pracy żałoby, której trzeba dokonać, by historia Żydów, nie tylko z Jedwabnego, stała się częścią naszego doświadczenia – historycznego i moralnego” – powiedziała Grażyna Borkowska, przewodnicząca jury nagrody Nike. Ale przedstawienie Theater J, trzecia w Ameryce inscenizacja Naszej klasy, przekonuje, że dramat Słobodzianka ma wymowę bardziej uniwersalną. Chorwatka, która oglądała ze mną przedstawienie, uznała że odnosi się ono tyleż do Polski, co do Bośni i Hercegowiny, gdzie prawosławni Serbowie mordowali bośniackich muzułmanów. W podobnym duchu – to mogło się zdarzyć wszędzie – przyjął spektakl recenzent The Washington Post Peter Marks. Duże wrażenie robią powojenne losy postaci, tych, którym udaje się przeżyć. Sumienia zbrodniarzy nie zaznają spokoju, choć usiłu-

Został nim pisarz Mo Yan z Chin wyróżniony przez Akademię Noblowską za “wizyjny realizm łączący opowieści ludowe, historię i współczesność”. Mo Yan to pseudonim Guana Moye, urodzonego 17 lutego w 1955 roku w Gaomi w chińskiej prowincji Szantung. Jego rodzice byli rolnikami. Podczas rewolucji kulturalnej Mo Yan porzucił szkołę, najpierw pracował na roli, potem w fabrykach, m.in. w rafinerii oleju. W 1976 roku wstąpił do Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, gdzie był oficerem ochrony i instruktorem politycznym. To właśnie podczas służby w armii Mo Yan zaczął studiować literaturę i pisać. Jego pierwsze opowiadanie opublikowano w chińskim

piśmie literackim w 1981 r. Pierwsza powieść ukazała się w roku 1986. Pseudonim “Mo Yan” znaczy “nie mów”. Z natury gadatliwy pisarz chciał przez pseudonim przypominać sobie, aby nie mówić zbyt wiele, bo sprowadza to kłopoty, zwłaszcza gdy się służy w chińskiej armii. Mo Yan wydał 11 powieści i kilkadziesiąt opowiadań. W swoim pisarstwie często powraca do czasów dzieciństwa. W Czerwonym sorgo (1986) opisuje historię rodzinnej prowincji w XX wieku, kiedy doświadczyła klęsk głodu, wojen, japońskiej okupacji. Powieść została sfilmowana w 1987 roku przez Zhang Yimou. Książki Tiantang suantai zhi ge (wydanie w Chinach – 1988, po angielsku The

FOTO: PAP/EPA

Twórca chińskiego realizmu magicznego, opisujący tradycyjną chińską wieś – tak określają krytycy tegorocznego laureata literackiej Nagrody Nobla.

Garlic Ballads – 1995) i Kraina wódki (w Chinach – 1992, po polsku W.A.B. 2006) zostały w Chinach uznane za wywrotowe ze względu na zawarte w nich elementy krytyki ustro-

ją oni wymazać zbrodnie z pamięci, a nad życiem ocalonych i wybawicieli wydaje się ciążyć złowrogie fatum. Polka Zocha (Heather Haney), która ukrywała Menachema i Rachelkę, nie czerpie z tego żadnej satysfakcji moralnej, sekowana przez męża antysemitę. Prymitywny rolnik Władek, który poślubia Rachelkę (Dana Levanovsky) i ratuje ją niemal za cenę życia, ukrywa ten fakt i dopiero po latach daje świadectwo prawdzie. Gdy niemal wszyscy kaci odeszli. Jest więc Nasza klasa także dramatem walki o pamięć, o zadośćuczynienie moralne. Na scenie kolejni zmarli biorą w ręce krzesła i usuwają się w głąb sceny, gdzie stają się niemymi świadkami wydarzeń. W finale mamy umarłą klasę i jedynego żywego pośród duchów Abrama, który wylicza po kolei członków wszystkich pokoleń swej licznej amerykańskiej rodziny. Te imiona brzmią jak afirmacja życia, ale zarazem i lament nad rodzinami zmiecionymi z powierzchni ziemi przez nienawiść. p

ju. Najnowsza powieść Mo Yana Wa to historia o dramatycznych konsekwencjach obowiązującej przez lata w Chinach polityki posiadania przez rodzinę jednego dziecka. W Polsce oprócz wspomnianej Krainy wódki – przepełnionej czarnym humorem opowieści o zagubionej chińskiej prowincji, gdzie podstawowym pokarmem mieszkańców są alkohole – ukazała się także powieść Obfite piersi, pełne biodra (W.A.B. 2007). Jej głównym bohaterem jest dorastający chłopiec, który jako nastolatek ciągle jest karmiony przez matkę piersią. To opowieść o sile chińskich kobiet, strażniczek tego, co w życiu najważniejsze, i słabości mężczyzn zajmujących się sprawami przemijalnymi, takimi jak polityka. “Poprzez łączenie fikcji i realizmu, historii i ludowych opowieści Mo Yan kreuje świat porównywalny w doskonałości z pisarstwem Williama Faulknera czy Gabriela Garcii Marqueza, jednocześnie nawiązując do tradycji chińskiej literatury” – napisano w uzasadnieniu decyzji Szwedzkiej Akademii. OPR. JW


10 Przegląd Polski

M istrz

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

LISTOPAD 2012

Jerzy Jarocki 1929-2012

precyzji

pytań rozsadzających ową czaszkę i brak jednoznacznych stwierdzeń. Ślub wystawiony sześć teatr musiał być do jego dyspozycji. Bywało, że razy stał się dzięki niemu polskim Hamletem. Złośliwcy i zazdrośnicy mawiali czasem, że jący już obraz albo sztych. I w rzeczy samej chowałem się przed nim, by nie zlecił mi czegoś odtwarzał obrazy, ale nie te już zaistniałe na nowego. Nie ja jeden to robiłem. Tyranizując nas w inżynierskiej wyobraźni Jarockiego, ceniąpłótnie czy papierze, tylko te, które powsta- wszystkich, po wielu miesiącach prób, zostawiał cego przede wszystkim czystość gatunku i forły w jego wyobraźni. Wiedział nie tylko, kto przedstawienia mądre i gorzkie w swej ostatecz- my, nie mieści się romantyzm i wielka klasygdzie stanie, ale którędy będzie chodził i jak nej wymowie. Mądre, ale nie suche; niby chłod- ka. I w rzeczy samej sięgał po nią rzadko. A będzie się zachowywał. Sprawiał wrażenie in- ne, ale z gorącymi emocjami kłębiącymi pod jeśli, to żeby uczynić z niej intelektualną synżyniera realizującego swój projekt, z rzadka wierzchnią warstwą. Taki był Ślub Gombrowi- tezę, taką jak z Króla Leara. Syntezą był zatylko nanoszącego nań poprawki. A zanim je cza, takie były Rzeźnia i Pieszo Mrożka, takim tem jego Faust. Syntezą było również Życie naniósł, sprawdzał wszystko osobiście – od- był też i Król Lear. Dzięki przejrzystej formie je- snem Calderona, stając się jednocześnie trakległości, usytuowania, akustykę. Na próbach go spektakle stawały się tak precyzyjnym mecha- tatem o władzy. Po polskich romantyków nie Swinarskiego sytuacje rodziły się na styku nizmem, że nie rozsypywały się ani na jotę pod- sięgał, bo jak wyznał, wszystko to, co chciałwstępnego zamierzenia i rozwiązań wynika- czas kolejnych sezonów. Zresztą on sam zdalnie by przez nich powiedzieć, powiedział już Kających z potrzeb aktorów, u Wajdy – nagłych ich pilnował i nigdy nie było wiadomo, czy na- zimierz Dejmek w pamiętnych Dziadach i Guolśnień i sprawdzania kolejnych wariantów, Ja- gle nie pojawi się na widowni, by potem zażą- staw Holoubek w Wielkiej improwizacji. Dorocki natomiast trzymał się swego projektu do- dać prób korekcyjnych i poprawiać, poprawiać, piero po latach zafascynował go Samuel Zbopóty, dopóki nie pojawiły się istotne przeszko- poprawiać. Doprecyzowywał nie tylko grę akto- rowski Słowackiego, którego wystawił w Tedy w jego realizacji. rów, ale i swoje wcześniejsze pomysły. Bywało, atrze Narodowym jako polemikę z Markiem że zastępował je nowymi. Bo w jego optyce na- Jarosławem Rymkiewiczem. Przez część wiKŁOPOTY TECHNICZNE, PSYCHICZNE I wet najbardziej dopracowany spektakl nigdy nie dzów przedstawienie to jest odbierane jako wyFIZYCZNE POKONYWAŁ OD RAZU. Kiedy bry- był absolutnie doskonały. Wynikało to z jego po- powiedź Jarockiego o Polsce po katastrofie smogadziści sceniczni mówili, że coś jest niemoż- stawy intelektualnej, wedle której nic nie jest ni- leńskiej. Inni widzą w nim wypowiedź o Polliwe, udowadniał im, że jednak jest, podsuwa- gdy w pełni rozpoznane do końca. Ale to, co jest sce, w której dziejach to, co boskie, jest przejąc nieraz wielce pomysłowe rozwiązania. rozpoznane, trzeba przedstawić jak najklarowniej. mieszane z tym, co diabelskie. Kiedy aktorzy mówili, że czegoś w roli nie rozumieją, tłumaczył im na tyle sposobów, aż zroPODCZAS PRÓB JAROCKI ZDUMIEWAŁ MNIE Teatr Jerzego Jarockiego PATRZENIEM NA POSTACIE Z DRAMATU nie zumieli. Gorzej było z kłopotami interpretacyjnymi. Przy Learze okazało się raz i drugi, że pod kątem meandrów ich psychiki, tylko pod odznaczał się wyższą rangą kątem postawy lub idei, jaką uosabiają. Nie pozamysł powzięty w czasie analiz tekstu nie prointelektualną oraz wyjątkową wadzi jednak do zamierzonego celu. Ba, sam sługiwał się na ogół metodą Stanisławskiego, wręcz spójnością myślową którą musiał dobrze poznać podczas studiów w cel też nie wydawał się wcale taki oczywisty w świetle znaków zapytania, które piętrzyły się moskiewskim GITIS-ie. Miałem wręcz wrażei stylistyczną. nie, że nie interesuje go analizowanie świadopodczas prób. Król Lear okazywał się bowiem nie tylko tragedią człowieka, którego zgubiła mości i podświadomości i gra na podtekstach. Klarowność nie mogła jednak oznaczać tyl- Zdumiewało mnie również, że po tychże stuwłasna pycha, ale i obrazem ludzkiego świata z jego odwieczną opozycją między dobrem a ko żelaznej logiki. Jarocki dobrze wiedział, że diach nie sięga on po wielkich pisarzy rosyjzłem i prawdą a kłamstwem. Jarockiego zasko- sztuka wymaga też odrobiny szaleństwa. Cza- skich, Wiśniowy sad i Płatonow były jedynymi czyły też tajemnice tkwiące w postaci Błazna sem zresztą nie tylko odrobiny, ale wręcz spo- rosyjskimi dziełami, które wystawił, żeby poi Edgara. Sam Lear również okazał się zagad- rej nawet dawki, jak np. w dramatach Witka- kazać przez nie bezradność człowieka wobec ką-pułapką większą, niż się spodziewał. Posze- cego, Różewicza i rzeczonego Mrożka. Rozum losu i niewiarę, że można ten los kształtować. rzał zatem swoje lektury, zarówno na ich te- idzie w nich o lepsze z nonsensem. Szalony Szczególnie było to widoczne w ustawieniu romat, jak i całego utworu. Porównywał tłuma- był surrealizm w Matce i Szewcach pierwsze- li Raniewskiej, granej wspaniale przez Ewę Lasczenia i sprawdzał interpretacje powstałe po- go autora, groteska w Starej kobiecie drugie- sek, i Gajewa w interpretacji Wiktora Sadecza Polską. Musiałem wyszukiwać je w biblio- go i absurd w Tangu trzeciego. Wszystkie te kiego. Czechow Jarockiego nie miał rosyjskietekach lub sprowadzać poprzez ambasady. By- trzy elementy były także w spektaklach sztuk go kolorytu, był dlań bowiem pisarzem mówiąwało, że jeden przymiotnik dotyczący postaci Gombrowicza, czyli w kolejnych wersjach Ślu- cym o tym, co dzieje się zawsze i wszędzie. O lub sytuacji okazywał się bezcennym drogo- bu i w Kosmosie. Witkacy, Gombrowicz, Ró- Rosjanach wypowiedział się natomiast poprzez wskazem. Bywało, że drążące w głąb analizy żewicz i Mrożek – ci właśnie autorzy, zdaniem Mrożkową Miłość na Krymie, do której dopidoprowadzały próby do impasu, a Jarockiego Jarockiego, najlepiej wśród polskich dramato- sał własne teksty, co oburzyło autora. Pokazał do ataku serca. Po powrocie z kuracji wracał pisarzy odpowiedzieli na wyzwania rzeczywi- ich jako ludzi pogubionych i czekających na wielz innymi rozwiązaniami, z których znów nie stości. Witkacy i Gombrowicz fascynowali go ką ideę i równie wielkiego wodza. Rosjanom wszystkie się sprawdzały, zatem znów impas także jako przebogate osobowości, dlatego po- miało być poświęcone również planowane przedi dalsze drążenia. W końcu jednak doszło do święcił im osobne przedstawienia biograficz- stawienie Węzłowiska, powstającego wedle włapremiery, która okazała się przejmującą przy- ne. O Witkacym był Staś i Grzebanie, o Gom- snego scenariusza, opartego na wydarzeniach powieścią filozoficzną z wielką kreacją Gusta- browiczu Błądzenie. Jemu samemu chyba naj- związanych z rewolucją bolszewicką. Temat rewa Holoubka w tytułowej roli. Patrząc na co- bliższy był Gombrowicz, w którym – jak po- wolucji Jarocki podejmował parokrotnie, m.in. raz silniejsze rumieńce na policzkach reżyse- wiedział – “uwyraźnia się dokładnie ogień emo- wystawiając Tango i Szewców. Pokazywał ją ra, bałem się o to jego serce. W końcu Król Le- cji dotyczących ludzkiego fenomenu we jako siłę niszczącą. Aż dziw, że nie wystawił ar to Mount Everest w Himalajach dramatu. Nie wszechświecie”. Pisarz ten nie przerzuca ca- Operetki Gombrowicza. O bieżącej polityce nie wszystkim było dane go zdobyć, wielu odpa- łej odpowiedzialność na Boga i stawia dręczą- wypowiadał się wprost. Jedynie w stanie wodło po drodze. Wzruszenie widzów i manife- ce pytania “rozsadzające czaszkę”, bez zamy- jennym jednoznacznie potępił przemoc, wystastacyjne oklaski w finale upewniły mnie, iż Ja- kania swych utworów jednoznaczną odpowie- wiając Mord w katedrze Eliota. Miejscem akdzią. Stąd też i u Jarockiego stały powrót do cji uczynił katedrę św. Jana w Warszawie i karocki znalazł się na szczycie. WIEDZIAŁ Z GÓRY, GDZIE BĘDZIE STAŁ GŁÓWNY BOHATER, GDZIE JEGO CÓRKI I GDZIE ŚWITA. Tak, jakby odtwarzał istnie-

ZA KULISAMI NAZYWANO GO HERODEM LUB SADYSTĄ. Kiedy rozpoczynał próby, cały

ZDJĘCIE: ARCHIWUM

Kiedy obserwowałem go w warszawskim Teatrze Dramatycznym podczas prób Króla Leara, przypominał mi niekiedy bardziej stolarza niż reżysera. Wydawało się, że sytuacje na scenie wycina jakąś niewidzialną laubzegą.

tedrę na Wawelu. Na te wstrząsające przedstawienia waliły tłumy. Władze ograniczyły liczbę spektakli, bojąc się, że może dojść do manifestacji, takich jak po wspomnianych Dziadach Dejmka. W roli św. Tomasza Becketa wielkie kreacje stworzyli w Warszawie Gustaw Holoubek, w Krakowie Jerzy Bińczycki. Skoro mowa o kreacjach aktorów, trzeba wyraźnie powiedzieć, iż wyrastały one przede wszystkim z wyobraźni Jarockiego. Sam będąc aktorem, próbował na sobie każdą rolę. Potem ubogacał je efektownymi pomysłami, wynikającymi z charakteru i znaczenia postaci. Niekiedy żądał rzeczy karkołomnych, które jednak po wielu ćwiczeniach okazywały się możliwe do wykonania. Dzięki niemu aktorzy poszerzali swoje pole widzenia i wzbogacali umiejętności. Nieraz sami byli zaskoczeni swymi dokonaniami wymuszonymi przez Jarockiego, ba, bywało, że stawali się dzięki niemu innymi aktorami. Najlepszym przykładem mogą tu być Jan Frycz i Mariusz Bonaszewski. Tuzy, takie jak Holoubek czy Zapasiewicz, zaskakiwały nieprawdopodobną wręcz sprawnością fizyczną i zręcznością, zaś Józef Nowak, Marek Walczewski czy Jerzy Radziwiłowicz – skalą swej ekspresji. Ewa Lassek stworzyła swe największe role właśnie w przedstawieniach Jarockiego jako tytułowa Matka w dramacie Witkacego, którą grała dwukrotnie, jako Księżna w Szewcach tegoż Witkacego, Ewa w Wyszedł z domu Różewicza i wspomniana Raniewska w Wiśniowym sadzie. JAROCKI UNIKAŁ DEKLARATYWNYCH WYPOWIEDZI O SWOJEJ SZTUCE. Nie sytuował

się w postmodernizmie, destrukcjonizmie, postromantyzmie ani żadnym modnym nurcie, jaki dominował w twórczości rówieśnych mu, a potem młodszych reżyserów. Nie protestował przeciwko ograniczeniom praw autora, zacieraniu granic między rzeczywistością w dramacie a rzeczywistością w ogóle i między tym, co odautorskie a tym, co prywatne. Nie oburzało go odmienne podejście do sztuki aktorskiej, polegające na tym, że aktor ma nie grać, a być. Nie uczestniczył w sporach między tradycjonalistami a nowatorami, patrząc z zainteresowaniem na poszerzanie pól teatralnych. Nie znosił jednak myślowego bełkotu, fałszu i szmiry. Podejrzliwie też patrzył na różne prowokacje i autokreacje. Na tle przedstawień młodego pokolenia reżyserów jego teatr odznaczał się wyższą rangą intelektualną oraz wyjątkową wręcz spójnością myślową i stylistyczną. Był dialogiem z epoką i opowieścią o ludziach szukających ostatecznych odpowiedzi, sensu życia i prawd moralnych. Nie był jednak wyrocznią. “Przez 50 lat unikałem stawiania racjonalizujących kropek nad «i». Czy jest jakiś powód, by stawiać je teraz?” – pytał w wywiadzie udzielonym z okazji półwiecza swej pracy artystycznej. Kropkę nad “i” postawiła dopiero jego śmierć. ANDRZEJ JÓZEF DĄBROWSKI


LISTOPAD 2012

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

Zysk z próżniactwa Uziemiony

Gdy byłem uczniem, mo- takiej kawiarnio-poją dziką zazdrość budziły ła- czekalni, bo przeziki miejskie, szlifujące za cież nie na stacji dooknami bruki, podczas gdy celowej, powoduje, ja musiałem szlifować zasa- że czas ulega spody gramatyki – bez większe- wolnieniu, niekiedy go, jak widać po tych tekstach, zatrzymaniu. Nie zapowodzenia. To nie kokiete- wsze wygląda to tak ekstreria. Zapytała mnie kiedyś dama nie mojego, malnie, jak u Madziara Márai, wędrującego niestety, serca: – Piszesz felietony? A nie mógł- przez Paryż również tam, “gdzie mieszkał byś pisać czegoś poważnego, a nie takie nie- Gérard de Nerval, który spacerował z homa-wiadomo-co? – Do poważnego pisania trze- rem na niebieskiej wstążce, a potem powieba dorosnąć – próbowałem się odcinać – a ja sił się na klamce”. Na szczęście wędruję nie z homarem, a z jeszcze ciągle repetuję w pisarskim przedszkolu. – Chyba jesteś zawsze na wagarach, bo Żabką – na wstążce terminu: od ponad dekaw przedszkolu przynajmniej uczą pisać – nie dy raz w tygodniu (a od roku raz w miesiądawała się zbić z pantałyku, a zbić jej na kwa- cu) tekst ląduje na pulpicie Redaktorki (po śne jabłko też nie mogłem, bo za młodu nie 27 latach samotnej pracy red. Julity Karkowotrzymałem odpowiednich do tej sytuacji skiej stery Przeglądu Polskiego przejęła red. Jolanta Wysocka, co należy jedynie podziwzorców zachowań. Ale jak się zacząłem ździebko nad tą wy- wiać i nie wydziwiać, choć są redakcje, gdzie mianą, niestety nie ciosów, a kąśliwych uwag, dodatki kulturalne robi kilka lub kilkanaście zastanawiać, doszedłem do jedynie słuszne- osób). Przez lata nie zamykałem tych feliego wniosku, że miała słuszność. Oto bowiem tonów w twarde okładki, bo nie wierzyłem pisząc od wielu lat felietony dorobiłem się w emaliowym deklaracjom z Polski, że i owKanadzie jedynie pozycji szlifobruka, co to szem, rzucimy na nie okiem, jak rzucą je do łazi, podpatruje i opisuje. Z tym, że włóczę- księgarń. Ale oto pewnego dnia w Krynicy gostwo traktowane jest przez wielu “poważ- przeczytałem wiersz, a z końca sali podbienych” autorów jak pożyteczne próżnowanie. gła do mikrofonu kuracjuszka i wyrecytowaWalter Benjamin w Pasażach zwracał uwa- ła na jednym oddechu: – Jestem Maria Łojek ze Stalowej gę na “zysk z próżniacWoli, przez pięć twa, który ma większą ... pisząc od wielu lat felietony lat mieszkałam w wartość, niźli zysk z Nowym Jorku i pracy”. Charles Budorobiłem się w Kanadzie czytałam Żabki kowski dopowiadał: jedynie pozycji szlifobruka... regularnie, więc “Każdy cymbał potrafi proszę mi to tu zawyżebrać jakąś pracę; mądrości wymaga dojście do czegoś w ży- raz wydać! Minęło kolejnych pięć lat i zamiast szlifociu bez pracy”. Tym bardziej że, jak twierdził Henry David Thoreau, “większość luk- wać druki dla pani Marii, nadal szlifowałem susów i tak zwanych udogodnień życia nie bruki po obu stronach Wielkiej Kałuży. Gdy tylko nie jest niezbędna, ale stanowi praw- przed rokiem Żabkom stuknęło dziesięć lat, podziwe przeszkody w rozwoju ludzkości” myślałem, że czas najwyższy, by spełnić ży(Walden, czyli życie w lesie). W Życiu bez za- czenie byłej emigrantki – zanim żabki całkiem sad dowodził z kolei, że “nie ma bardziej fa- nie zropuszeją – i wydałem w k-raju pierwtalnego błędu niż to, że ktoś zużywa więk- szy tom, a teraz szykuję drugi. Jak się ukaże szość swojego życia na zarabianie na życie”. ostatni w tej niepoważnej trylogii, podam naOt, co! Niepopełnianie tego błędu grozi z miary na zamiary dla chętnych nabycia tychkolei popadnięciem w długi i nałogi, z że- że drogą kupna, po przystępnej cenie i z podbraniną na czele, która co prawda najbardziej pisem prokuratora. Przepraszam: autora... Ale jest jeszcze inny powód wydawania w zbliża do Boga, jak twierdził Matei Calinescu, ale oddala od przyjaciół. A z kolei bez k-raju tekstów drukowanych za Atlantykiem, doświadczenia emigracji nie znałbym zapew- wyłożony w emalii poety-profesora Andrzeja ne nałogu żebrania o pracę i pożyczki, i da- Buszy z Vancouveru nad Pacyfikiem: “Ciekalej bezkrytycznie czytałbym bajdurzenia rze- we, że chociaż PRL znika w przeszłość jak zły komo rozleniwionych dobrobytem sybarytów, sen, mara, my (tzn. tzw. emigranci) także wciąż piszących pozłacanym piórem, wyrwanym z nie istniejemy w świadomości większości intłustego kupra kanadyjskiej gęsi na puchu i telektualnej elity polskiej (do reszty narodu nie mchu pachnącym żywicą i dolarami, które mam pretensji). Kto nie bywa na salonach i nie spadły z drzewa prosto pod ich nogi, że tyl- stowarzysza się z kwiatem, śmietanką i socjetą, właściwie nie ma bytu ontologicznego, najko się schylić... Ale nie jest tak źle: obce niegdyś miasta i wyżej w przypisach. Pewnie zawsze tak było krainy nie do końca stały się czterema ścia- i będzie. Ciężki jest żywot diasporczyka”. Nic, tylko udać się na ulicę Greenpoint w Nonami własnego domu, ale są na pewno wykuszami i alkierzami, pozwalającymi lepiej wym Jorku lub Roncesvalles w Toronto i wródostrzegać i dom, i otoczenie. Siedzenie w cić do szlifowania bruków, a nie druków... p

Oriana Fallaci: Kapelusz cały w czereśniach Niezwykła opowieść o przodkach pisarki. Napisana z temperamentem historia rodziny przenosi nas przez epoki i kraje. Na ponad ośmiuset stronach tej powieści śledzić będziemy niesamowite dzieje ludzi oraz równie burzliwą historię Włoch czasów Napoleona, Garibaldiego i Wiktora Emanuela II. Książka jest ostatnią, wydaną już pośmiertnie, pracą Oriany Fallaci, jednej z najbardziej znanych, bezkompromisowych i najodważniejszych publicystek XX wieku. s. 825, 30.00 dol.

11

PIOTR FLORCZYK – LISTY Z LOS ANGELES

MAREK KUSIBA – ŻABKĄ PRZEZ ATLANTYK

EK POLISH BOOKSTORE POLECA – ZADZWOŃ: (201) 355-7496

Przegląd Polski

Od godziny siedzę jednym ze swoprzed te le wi zo rem, ich exposé, że wpatrzony w prom ko- wkrótce amery smicz ny En de avo ur. kańska stopa stanie Nie jestem sam; co ja- na Marsie. Baty, jakiś czas transmisja je- kie za tę wypowiedź go finałowego rejsu dostał – zresztą bardzo słusznie – potwierdzaulicami Los Angeles ją, że choć bujać z głową w chmurach wolno przerywana jest przez reporterów, którzy py- każdemu, to skala problemów istotnie ludztają przechodniów, czym jest dla nich to wy- kich jest nie do przeskoczenia. Dla naukowjątkowe widowisko. Prawie każdy, czy to na- ców z NASA nasze codzienne bolączki i spęstoletnie panienki, czy facet po nieudanym dzające sen z oczu problemy są zapewne maliftingu twarzy, jak na zamówienie odpowia- łą czkawką w dziejach wszechświata. dają, że biorą udział w rozgrywającej się na Ilu z nas, mając taką możliwość, zaprosiłożywo Historii, nie mogąc uwierzyć swojemu by do siebie na kawę kosmitę? Pisarze oraz szczęściu. Fakt faktem, Endeavour niebawem filmowcy tworzący w gatunku science fiction dotrze do celu, jakim jest hangar w centrum zadbali o to, abyśmy byli podzieleni w naszym nauki nieopodal downtown, gdzie będzie moż- nastawieniu do przybyszów z innych planet, a na go oglądać i podziwiać niemalże codzien- jak już raz określi się coś lub kogoś dziwanie, i to za darmo, ale to nie będzie to samo, kiem, to potem trudno zmienić zdanie. Siedząc dodają. W końcu to są ich ulice, chodniki, sobie na sofie, popijając piwo, jestem odzwierskwery oraz skrzyżowania, a takiego gościa ciedleniem tego dylematu. Ze scen filmowatutaj jeszcze nie mieli. Słysząc tak jednoznacz- nych z helikoptera wynika, że ludzie świetnie ne wypowiedzi, reporterom nie pozostaje nic się bawią, mimo że Endeavour niemalże ściinnego, jak tylko wtórować swoim rozmów- na swoimi potężnymi skrzydłami głowy lucom energicznym przytakiwaniem głową. dziom machającym w jego kierunku. Co więJa też kiwam głową, ale głównie dlatego, że cej, cała scena, w której brakuje tylko czerwonie jestem w stanie wyobrazić sobie, ile drzew nego dywanu, rozgrywa się w świetle fleszów, zostało wyciętych, aby wahadłowiec mógł swo- naprzeciwko Nicholas’s Autoshop, czyli warszbodnie dotrzeć do celu. Na to wygląda, że te tatu samochodowego, którego umorusany miliony mil, które pokonał w kosmosie, to by- właściciel – dajmy na to sam Mikołaj – dzięła pestka, trywialne osiągnięcie, w porównaniu kuje bogom za to, że został przez nich wybraz przedarciem się przez ulice południowej czę- ny, co wiąże się z nagrodą w postaci dziesięści Los Angeles. Przez lata to zamieszki, bur- ciu dziewic, dwóch skrzynek wyskokowego dy oraz ogólny marazm były oznaką tych bied- nektaru oraz wartą dziesiątki tysięcy dolarów niejszych dzielnic, a teraz, przynajmniej przez darmową kampanią reklamową. Jeżeli prom te przysłowiowe pięć minut, cały świat przy- nagle nie przyspieszy, to w przyszłym tygodniu pan Mikołaj gląda się ludziom, którzy będzie musiał zanie handlują narkotykami Dla naukowców z NASA trudnić pomocnilub uciekają przed policją, ków. Pracując od tylko robią zdjęcie za zdjęnasze codzienne bolączki i świtu do nocy, bęciem i wymachują zakuspędzające sen z oczu problemy dzie marzył o świepionymi specjalnie na tę są zapewne małą czkawką żej pościeli oraz piokazję miniaturowymi w dziejach wszechświata. kantnym kurczaku amerykańskimi flagami. zakonserwowanym Nie da się ukryć: przynajw postaci pastylki. mniej w telewizji jest to widok nie z tej ziemi. A tymczasem reporterzy doAle widok mieli i mają lepszy ode mnie – ci noszą, że prom jest opóźniony o cztery godzi- na chodnikach, jak i ci, którym promem, ku ny, więc kto nie dotarł jeszcze na miejsce, wciąż chwale ludzkości, przyszło latać. Więc cieszę ma szanse na przyjrzenie się z bliska Historii. się wraz z całym miastem, że Endeavour zaDopóki jest jeszcze choć jedno drzewo, któ- witał na dobre do portu macierzystego, do miejre swoją koroną zagradza drogę, dopóki są jesz- sca, w którym już dawno nie produkuje się nic cze znaki drogowe, które nie ułatwiają ruchu, poza nadmuchanymi fantazjami, przy okazji a wręcz przeszkadzają, dopóty prom, na któ- cynicznie pytając, czy aby na pewno grzejący rego budowę i eksploatację poszły grube mi- swe stołki biurokraci zadbają o to, jak obiecyliony, będzie tkwił w miejscu, uziemiony przez wali, aby na miejsce każdego wyciętego drzenasze jakże ziemskie układy i przepisy. Nie wa zostały posadzone trzy lub cztery młode. Do jestem przeciwnikiem badania kosmosu – ale przebycia pozostała jeszcze tylko jedna mila, jak na ignoranta, który prawie że oblał każdy jeszcze tylko jeden zakręt. Widać już hangar, egzamin z matematyki i fizyki, począwszy od w którym spocznie na zawsze zdobywca kopodstawówki przez szkołę średnią, to tak na- smosu, a wraz z nim najlepsze lata tysięcy inprawdę nie bardzo rozumiem, dlaczego kosmos żynierów, geniuszy, marzycieli. Miejmy nadzietak fascynuje. Przypominam sobie, jak to by- ję, że ta piękna, osnuta bielą oraz błękitem plały prezydent George W. Bush, który jak wia- neta, jaką widzieli z kosmosu, choć trochę przydomo orłem w szkole nie był, obiecywał w pomina to, co zastali po powrocie. p

WWW.EKBOOKSTORE.COM

Dorota Masłowska: Kochanie, zabiłam nasze koty Nowa, od dawna oczekiwana powieść Doroty Masłowskiej! Autorka dowcipnie i wnikliwie przygląda się w niej tzw. klasie średniej, młodym, zamożnym ludziom, którzy nie mają pomysłu na to, co zrobić ze swoim życiem. Ich losy, wygląd, mieszkania wydają się nam podobne, niezależnie od tego, czy żyją w Warszawie, czy w Nowym Jorku. Naprawdę warto zobaczyć ich oczami Doroty Masłowskiej – dostrzeżecie to, czego dotąd nie widzieliście, i spotkacie samą autorkę (jak zwykle pełną dystansu do samej siebie). s. 155, 19.00 dol.

Agata Tuszyńska: Tyrmandowie. Romans amerykański Opowieść o amerykańskim okresie życia autora Dziennika 54. Przewodniczką po nim jest trzecia żona Tyrmanda, Mary Ellen Tyrmand, matka ich dwojga dzieci. Ta amerykańska Żydówka, niemająca związków z Polską, która poślubiła go wbrew woli matki, mówi o wspólnie spędzonych piętnastu latach, do nagłej śmierci Tyrmanda 19 marca 1985 r. Książka zawiera wiele nieznanych fotografii rodzinnych Tyrmandów. s. 269, 26.00 dol.

Richard C. Lukas: Zapomniany holokaust Książka traktuje o losach Polaków pod okupacją niemiecką. Autor pokazuje natychmiastowe wprowadzenie przez Niemców terroru skierowanego przeciw Polakom, dla których los Żydów był widocznym znakiem czekającej ich przyszłości. Godna podziwu próba streszczenia fragmentu historii i obalenia mitów o antysemickich “z natury” Polakach. Wprowadzenie stanowi przedmowa autorstwa Normana Daviesa, ponadto tekst uzupełniają m.in.: historia “Żegoty”, lista Polaków zamordowanych za pomoc Żydom czy lista polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. s. 474, 27.00 dol.


Ze świata kultury 12 Przegląd Polski

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

LISTOPAD 2012

notatnik listopadowy

WHITE LIGHT FESTIVAL whitelightfestival.org

W trzeciej edycji festiwalu prezentowanego przez Lincoln Center udział biorą artyści m.in. z Irlandii, W. Brytanii, Indii, Chin, Francji, Litwy. 18 X – 18 XI

CARNEGIE HALL carnegiehall.org 881 7 Avenue, NY 1 XI Orchestra of St. Luke’s pod dyr. Nicholasa McGegana z wiolonczelistką Alisą Weilerstein zagra koncert Haydna; godz. 8:00 wiecz. 6 XI Emerson String Quartet z pianistą Yefimem Bronfmanem zaprezentuje utwory Brahmsa; godz. 8:00 wiecz.

METROPOLITAN MUSEUM OF ART metmuseum.org/ 1000 5th Avenue, NY

George Bellows – wystawa obrazów, rysunków i litografii jednego z największych amerykańskich artystów; do 18 II 2013. 20 XI Christmas Tree and Neapolitan Baroque Creche – tradycyjna wystawa bożonarodzeniowa; do 6 I 2013 27 XI African Art, New York, and the Avant-Garde, wystawa prezentuje sztukę inspirowaną Afryką w postaci fotografii, obrazów i rzeźb; do 14 IV 2013.

ZDJĘCIE: PAP/ARTUR RESZKO

15 XI

Po raz drugi odbył się w Białymstoku Dzień Tradycji Rzeczypospolitej, który został zorganizowany przez Fundację Obowiązek Polski i lokalnych pasjonatów historii Polski. Głównym punktem październikowych obchodów jest uroczysta banderia husarii, jazdy lekkiej i jazdy staropolskiej oraz inscenizacja sejmiku szlacheckiego. Konna parada udała się na plac przed kościołem Zmartwychwstania Pańskiego w dzielnicy Wysoki Stoczek, gdzie jedną z przemawiających postaci był największy kaznodzieja I Rzeczypospolitej – ksiądz Piotr Skarga, patron roku 2012. Ponadto odbyły się pokazy walk z użyciem polskiej szabli bojowej, popisy strzelnicze, zwiady, zabrzmiały także honorowe salwy armatnie.

TARGOWISKO KSIĄŻEK We Frankfurcie nad Menem zakończyły się 64. Międzynarodowe Targi Książki. Wzięło w nich udział ponad siedem tysięcy wydawców z całego świata i tysiąc pisarzy. Honorowym gościem imprezy była Nowa Zelandia. W centrum uwagi organizatorów targów znalazły się książki dla dzieci i młodzieży. Pokojową Nagrodę Niemieckich Wydawców i Księgarzy odebrał mieszkający w Niemczech chiński pisarz Liao Yiwu. Natomiast Niemiecka Nagroda Literacka w wysokości 32 tysięcy dolarów przypadła Ursuli Krechner za powieść Landgericht (Sąd okręgowy), której bohaterem jest żydowski sędzia powracający po II wojnie światowej do rodzinnego miasta.

Mazurkiewicz, Krzysztof Jabłoński, Ingolf Wunder, Leonora Armellini i Agnieszka Przemyk-Bryła. Seminarium na temat roli urtextu w wykonywaniu dzieł Fryderyka Chopina poprowadził profesor Paweł Kamiński.

KINO PÓŁNOCY I POŁUDNIA

Na festiwalu filmowym w Reykjaviku główną nagrodę Golden Puffin zdobył film fantasy Benha Zetlina Bestie z południowych krain, podczas gdy najwyższe wyróżnienie filmowe w krajach skandynawskich – Nordic Council’s Film Prize – przypadło szwedzkiemu reżyserowi Rubenowi Östlundowi, twórcy dramatu Gra opartego na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w Göteborgu kilka lat temu. Film ukazuje przemoc naWEEKEND W PARYŻU stolatków wobec młodszych dzieci. Za najW Luwrze oglądać można wystawę zaty- lepszy film festiwalu w Utrechcie uznano hotułowaną Rafael – ostatnie lata, na której zgro- lenderski dramat miłosny Josa Stellinga madzono ponad sto dzieł mistrza włoskiego Dziewczyna i śmierć. Z kolei podczas festirenesansu: obrazy, portrety, szkice, rysunki, walu w stolicy Kosowa – Prisztinie najwyżgobeliny i fragmenty ołtarzy, które powstały sze trofeum Golden Goddess przypadło Caw ostatnich 10 latach przed jego śmiercią. Wie- therine Corsini z Francji za obraz Trzy świale z nich dokończonych zostało przez uczniów ty. Jego bohaterem jest Al, który na dzień przed Rafaela, m.in. przez Giulio Romano i Gian- ślubem przejeżdża samochodem przypadkofrancesco Penni. Ekspozycja potrwa do stycz- wego przechodnia i ucieka z miejsca wypadnia przyszłego roku. W styczniu w paryskim ku. Natomiast zwycięzcą festiwalu w słoweńGrand Palais zakończy się też retrospektywa skim Portorožu została czarna komedia Slo160 prac wybitnego malarza amerykańskie- bodana Maksimovica Thanks for Sunderland, go Edwarda Hoppera. Hopper malował me- a grający w niej główną rolę Greg Baković lancholijne, często przygnębiające, pejzaże otrzymał nagrodę Vesny za najlepszą kreację amerykańskich miast z połowy XX wiek: ho- aktorską. tele biura, teatry, stacje benzynowe i samotPOCHWAŁA MINIMALIZMU nych, zagubionych ludzi. W Grand Palais wystawiono najsłynniejszy obraz Hoppera NocSainsbury Laboratory na Uniwersytecie w ne jastrzębie. Cambridge – budynek, w którym prowadzone są badania botaniczne – wyróżniony zoMAZURKI W SZWAJCARII stał prestiżową wśród architektów Stirling PriTowarzystwo im. Fryderyka Chopina w Ge- ze. Minimalistyczna konstrukcja zaprojektonewie było organizatorem festiwalu muzycz- wana przez Alana Stantona powstała na terenego, na którym zaprezentowano sonaty, nie XIX-wiecznego ogrodu. Energooszczędnokturny, ballady, walce i mazurki polskie- ny budynek, który jurorzy określili jako “pogo kompozytora oraz utwory Beethovena, nadczasowe dzieło architektury, o nadzwySchumanna, Liszta i Mozarta. W festiwalu czajnym stopniu wyrafinowania i piękna”, udział wzięli pianiści: Jeffrey Swann, Paweł kosztował 132 miliony dolarów.

ROMANTYCZNE FASCYNACJE Czarny romantyzm XIX wieku wywarł silny wpływ na artystów okresu symbolizmu i surrealizmu. Jego twórców fascynowała epoka średniowiecza, baśnie i zjawiska nadprzyrodzone, upiory i wampiry, atmosfera strachu oraz ludzkie szaleństwo. Z tego nurtu wywodzi się powieść gotycka. Muzeum Städel we Frankfurcie przygotowało wystawę pod tytułem Czarny romantyzm – od Goi do Maxa Ernsta, na której pokazano ponad 200 obrazów, rzeźb, grafik, fotografii i fragmentów filmów. Ich twórcami są m.in. Francisco de Goya, William Blake, Caspar David Friedrich, Johann Heinrich Fuseli oraz artyści XX wieku: Salvador Dalí, René Magritte, Paul Klee i Max Ernst.

NAGRODY LITERACKIE W EUROPIE Writer of Courage Award to brytyjskie wyróżnienie przyznawane pisarzom prześladowanym z powodu głoszenia własnych poglądów. Tym razem nagroda przypadła syryjskiej pisarce i dziennikarce Samar Yazbek, która po otwartej krytyce rządu al-Asada musiała opuścić Syrię. Yazbek mieszka obecnie we Francji, a w swoich pracach porusza problemy arabskich kobiet. Jej najnowsza powieść Woman in the Crossfire opisuje pierwsze miesiące syryjskiego powstania. Z kolei najwyższe wyróżnienie literackie Hiszpanii – Premio Planeta – w wysokości 778 tysięcy dolarów trafiło do rąk Lorenzo Silvy z Madrytu. Jury nagrodziło jego powieść La marca del meridiano. Jej bohaterowie, dwójka detektywów: Ruben Bevilacqua i Violeta Chamorro, pojawiali się już w poprzednich książkach Silvy. Miłośników literatury angielskiej nie zaskoczył wybór jurorów Man Booker Prize, nagrody przyznawanej pisarzom ze Zjednoczonego Królestwa, Irlandii i Wspólnoty Narodów. Już po raz drugi odebrała ją Hilary Mantel, tym razem za powieść Bring Up the Bodies, której akcja toczy się w XVI wieku na dworze króla Henryka VIII. MAŁGORZATA MARKOFF

NJPAC Newark, NJ njpac.org 1 Center St. Newark, NJ 4 XI New Jersey Symphony Orchestra pod dyr. Augustina Dumaya, także występującego w roli skrzypka, zaprezentuje koncert z utworami Mozarta i Schoenberga; godz. 3:00 ppoł. 10 XI Recital Betty Buckley – gwiazdy broadwayowskich musicali; godz. 6:00 wiecz., 8:30 wiecz. 10 XI Recital Arethy Franklin; godz. 8:00 wiecz. 16 XI Koncert All-State Jazz Ensemble and Jazz Choir; godz. 7:00 wiecz. 18 XI Koncert All-State Orchestra and Chorus (udział w nim wezmą najzdolniejsi młodzi śpiewacy i instrumentaliści ze 100-osobową orkiestrą i 350-osobowym chórem); godz. 3:00 ppoł. 24 XI Koncert New Jersey Symphony Orchestra, w programie utwory: Beethovena, Griega, Sibeliusa, Brahmsa; godz. 2:00 ppoł., 8:00 wiecz.

STATE THEATRE, NJ statetheatrenj.org 15 Livingston Ave., New Brunswick, NJ

New Jersey Symphony Orchestra pod dyr. Augustina Dumaya, także występującego w roli skrzypka, zaprezentuje koncert z utworami Mozarta i Schoenberga; godz. 8:00 wiecz. 4 XI American Symphony Orchestra pod dyr. Leona Botsteina, w programie utwory: Brahmsa i Beethovena; godz. 3:00 ppoł. 20 XI prezentacja na wielkim ekranie HD opery Mozarta Wesele Figara z Royal Opera House w Londynie; godz. 7:00 wiecz. 25 XI New Jersey Symphony Orchestra pod dyr. Hansa Grafa; w programie utwory: Griega, Sibeliusa, Brahmsa; godz. 3:00 ppoł. 3 XI

TV PBS THIRTEEN thirteen.org/schedule 26 XI Great Performances: Rod Stewart: Merry Christmas… (gwiazda rocka zaśpiewa najpiękniejsze utwory bożonarodzeniowe, jego gośćmi będą mi.in. Cee-Lo Green, Mary J. Blige); godz. 8:00 wiecz. 26 XI Great Performances: Hitman Returns; wystąpią: David Foster, Natalie Cole, Earth, Wind & Fire, Chaka Khan, Seal; godz. 9:30 wiecz.

Miesi´czny dodatek kulturalny nowego dziennika

www.dziennik.com/przeglad-polski Redaguje: Jolanta Wysocka jw@dziennik.com


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.