
2 minute read
Grażyna Wolszczak
Po maturze zdawała na psychologię. Gdy nie dostała się na studia, za namową koleżanki została aktorką. Dziś równie dobrze czuje się przed kamerą i na scenie. Śpiewała ze Zbigniewem Wodeckim, napisała poradnik dla kobiet. Od lat chętnie angażuje się w akcje charytatywne, wspiera działania fundacji, która pomaga dzieciom z domów dziecka uwierzyć w siebie. A do tego zagorzale broni ekologii i promuje zdrowy styl życia.
Powtarza pani, że w życiu chodzi o to, żeby cały czas mobilizować się do działania. Pamięta pani moment sprzed dwóch lat, gdy postanowiła założyć
Teatr Garnizon Sztuki?
Sam pomysł dojrzewał we mnie latami. Chciałam zrobić w swoim życiu coś, na co będę miała wpływ od początku do końca. Nabrał kształtu, kiedy spotkałam na swojej drodze Joasię Glińską. Nieśmiało pomyślałyśmy, że nie rezygnując z innych aktywności zawodowych, spróbujemy wystawiać spektakle z misją. Dawać ludziom rozrywkę, możliwość oderwania się od szarej rzeczywistości i jednocześnie opowiadać o ważnych sprawach, skłaniać do przemyśleń, budzić refleksje, nadzieje i po prostu wzruszać.
Który ze spektakli poleciłaby pani jako mądrą lekcję życia dla kobiet?
„Victoria/True Woman Show” pod pretekstem wyborów SuperKobiety w telewizyjnym show opowiada o kobietach i ich próbach sprostania wymaganiom współczesności.
Pokazujemy, że każda z nas jest piękna i wyjątkowa, mimo że niełatwo zawsze czuć się dobrze we własnym ciele. „Same Plusy” zaś to historia czterdziestolatki Zuzy, współczesnej polskiej Bridget Jones, która pnąc się po szczeblach korporacyjnej kariery, nie zdążyła zbudować życia osobistego… W obu tych spektaklach jest mnóstwo śmiechu, ale też wzruszeń i refleksji. Publiczność, nie tylko kobiety, wychodzi zachwycona i podbudowana.
Pani, gdziekolwiek się pojawia, od razu skupia na sobie uwagę. Wygląda pani rewelacyjnie. To zasługa jakiejś szczególnej diety? Dziękuję, trochę przesadza pani (śmiech). Nie stosuję specjalnej diety, staram się jeść rozsądnie i nie zaśmiecać organizmu, ale
PRACAWAŻNA!JEST
przecież trochę przyjemności z życia trzeba mieć, a ja mam słabość do czekolady... Dzień zaczynam szklanką ciepłej wody z cytryną, mam wtedy poczucie, że nawodniłam organizm. Odzwyczaiłam się od podjadania podczas wieczornego oglądania filmów. Czasem robię okresowe posty, czasem odstawiam na parę tygodni gluten czy laktozę. Mięsa prawie nie jem, herbaty nie słodzę w ogóle. Kawa tylko czarna, słodzona ksylitolem. Od czasu do czasu sięgam po suplementy, tylko witaminę D3 łykam systematycznie, bo wiem, że tak trzeba.
Otwarcie pani mówi, że korzysta z zabiegów medycyny estetycznej.
Są takie, które mogłaby pani polecić?
Jest mnóstwo urządzeń, z których każde ma za zadanie pobudzać skórę i kolagen do pracy, do regeneracji. Mam wrażenie, że najlepsze efekty daje laseroterapia. Na dodatek nowoczesne maszyny nie są już tak inwazyjne, właściwie od razu można po zabiegu wracać np. do pracy. Daję się chętnie namówić na różne zabiegi... poza wypełniaczami zmieniającymi rysy twarzy. Nie ośmieliłabym się jednak nikomu niczego konkretnego polecać. Uważam, że zawsze trzeba się pokazać lekarzowi, bo on wie najlepiej, co dla naszej skóry będzie dobre w danym momencie.
Słyszałam również, że sporo pani ćwiczy. Jak znajduje pani w sobie na to motywację?
Sporo? Zaledwie dwa razy w tygodniu chodzę na EMS. Są to półgodzinne treningi, krótkie, lecz intensywne, bo w kamizelce wysyłającej elektryczne impulsy. Prawie zawsze mam po nich zakwasy. Niełatwo się zmobilizować, ale świadomość, że trener czeka, powoduje, że stawiam się dzielnie i ćwiczę. A po treningu i prysznicu czuję się wspaniale. Jeśli wiem, że przede mną jakieś zadania wymagające większej wydolności fizycznej, rezygnuję z windy i wchodzę po schodach dziesięć pięter. A nie, z garażu to nawet jedenaście.
Wielu z nas imponuje pani nie tylko kondycją, ale też odwagą. Wymagał jej choćby udział w programie „Ameryka Express”. To prawda, że chcąc żyć pełnią życia, trzeba najpierw pozbyć się strachu? Nie bać się nie da. Nieznane zawsze jest nieco przerażające. Najważniejsze, żeby się nie dać temu lękowi – bać się i to robić. Takie małe i duże zwycięstwa nad różnymi ograniczeniami. Jeśli się uda, satysfakcja jest niesamowita i warta wszystkich trudów i wyrzeczeń. Traktuję życie jak przygodę. Nawet jeżeli to, czego doświadczam, nie okazuje się przyjemne, jest wymagające albo kończy porażką, i tak uważam, że warto było coś takiego przeżyć.
A gdy coś się zupełnie nie udaje?
Wtedy mówię: trudno, dziękuję, przynajmniej spróbowałam. Nie udało się? Wstaję, otrzepuję się i idę dalej. Ludzie często tworzą w głowie bariery związane