BE MUSIC

Page 1

0.00 PLN ISSN 2084-7823

ISSUE 45 * 08_09 2017

Be Music




Be Music

REDAKTOR NACZELNY / REKLAMA

REDAKTOR PROWADZĄCA

DYREKTOR ARTYSTYCZNY

Michał Komsta m.komsta@bemagazyn.pl +48 662 095 779

Joanna Marszałek j.marszałek@bemagazyn.pl

Dawid Korzekwa dawid@korzekwa.com

WYDAWCA

WSPÓŁPRACUJĄ

MAGAZYN BE S.C. Pyskowice, ul. Nasienna 2 bemagazyn.pl

Tomasz Marszałek, Sylwia Kubryńska, Anna Wawrzyniak, Aleksandra Pająk, Dorota Magdziarz, Angelika Gromotka, Filip Stępień, Adam Przeździęk, Katarzyna Zielińska, Wojciech S. Wocław, Aurora Czekoladowa, Sabina Borszcz, Malgorzata Kaźmierska, Grzegorz Więcław okładka: Model: Paulina /SPECTO MODELS, Photographer: Anna Zyskowska, MUA& Hair: Aleksandra Lewandowska, Style: Katarzyna Sokolowska

Zespół BE Magazyn nie odpowiada za poglądy zawarte w zamieszczanych tekstach. Wszystkie artykuły i felietony odzwierciedlają poglądy wyłącznie autorów odpowiedzialnych za treść merytoryczną w naszym magazynie. Ich treść nie zawsze pokrywa się z przekonaniami redakcji BE. Nie odpowiadamy za treści nadsyłane przez naszych reklamodawców. Wszystkie materiały zawarte w naszym magazynie są własnością BE i są chronione prawami autorskimi. Wszelkie zastrzeżenia i pytania związane z ich treścią należy kierować bezpośrednio do autorów. Redakcja BE Magazyn.

4

Available on the

App Store


BE MUSIC

Muzyka.

Towarzyszy nam całe życie. Nadaje chwilom klimat, dodaje energii lub pozwala się uspokoić. Jest wentylem emocji, buforem pomiędzy tym co dzieje się w naszych głowach i sercach, a resztą świata.

Muzyka jest również nośnikiem naszych wspomnień. Słysząc piosenki, kojarzymy je z konkretnymi momentami. Wakacje to czas zabawy, śpiewu, tańca i muzyki. Wakacyjne hity będziemy nucić przez okrągły rok i uśmiechać się na myśl pięknych, wolnych chwil. Mamy dla Was drodzy czytelnicy specjalne wakacyjne zadanie. Zapiszcie w notesie, telefonie, gdziekolwiek… przynajmniej 1 tytuł piosenki, która towarzyszy Wam w tym letnim okresie i na myśl, której gdy za oknem będzie padał deszcz, a lato będzie tylko odległym wspomnienie po prostu się uśmiechniecie. Taka chwila doda Wam energii.

Zapraszamy do przeczytania kolejnego wydania BE.

5


8

Kalendarium

12

Katarzyna Szota -Eksner / …

16

Sylwia Kubryńska / Muzyka bez muzyki, czyli gówno z komórki.

20

Sabina Borszcz / wywiad z Malwiną Pecia

28

Grzegorz Więcław / Motywacyjne dźwięki polskiego hip-hopu.

34

Małgorzata Kaźmierska / Wszystko gra!

36

Katarzyna Zielińska / Człowiek i cisza.

40

Joanna Zaguła / Do kotleta.

46

Aurora Czekoladowa / Gastronomiczny koncert.

50

Dorota Magdziarz / Rekin mody i muzyki.

54

Anna Zyskowska / Classical music

60

Anna Wawrzyniak / Opakowanie dla muzyki.

68

Angelika Gromotka / Dizajn gra w muzyce.

6



ŚLĄSK. OBRAZY NIEUCHWYCONE Premierową wystawę fotografii Wojciecha Kukuczki, tematycznie związanych ze Śląskiem – regionem bardzo bliskim artyście, będzie można oglądać od 29 sierpnia do 24 września w Galerii Bielskiej BWA w Bielsku-Białej. – Śląsk inspiruje mnie od lat, a właściwie mimowolnie zmusza do fotografowania. Przygodę ze zdjęciami rozpoczynałem właśnie dokumentując okoliczne ulice, fabryki, familoki, ludzi. Nie sposób wskazać powodu tej fascynacji. Ta sytuacja ma po prostu miejsce. Niełatwo się od tego odciąć, uwolnić, a przede wszystkim wytłumaczyć. Kilkukrotnie uważałem już ten temat za zamknięty, ale po jakimś czasie zawsze do niego wracałem – mówi Wojciech Kukuczka. Wernisaż wystawy: 29 sierpnia, wtorek, godz. 18.00 www.galeriabielska.pl

WRZESIEŃ NA DNIE Teatr Zagłębia w Sosnowcu zaprasza do studia „Zaczadzonych” – reality show o miłości, którego bohaterowie walczą o swoją godność i podmiotowość w warunkach skrajnego ubóstwa. „Na Dnie” (Maksyma Gorkiego) jest opowieścią o ludziach z marginesu. – Niewielkie miasto w południowej Polsce. Właśnie tutaj pół roku temu nasi uczestnicy rozpoczęli walkę o przetrwanie. Specjalnie dla was, w serii wymagających castingów wyselekcjonowaliśmy najbiedniejszych i najbardziej rozczarowanych reprezentantów prawdziwego społecznego marginesu. Na Dnie, w odseparowanym od świata zewnętrznego Azylu zdani są wyłącznie na siebie – zachęcają ‘’organizatorzy’’. Reżyserem spektaklu jest Paweł Świątek. Spektakle: 16 i 17 września o godz. 18:00 oraz 30 września o godz. 20:00 www.teatrzaglebia.pl

8


Kalendarium

WOMEX WORLD MUSIC EXPO To Targi Muzyki Świata, które od 25 do 29 października odbędą się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym i w Spodku. WOMEX jest najważniejszą imprezą w branży world music, obejmującą muzykę tradycyjną, etniczną oraz folkową, a także eksperymenty łączące folk z różnych rejonów oraz folk z innymi gatunkami. Targi organizowane są od 1994 r. Kilkukrotnie gospodarzem były takie miejsca jak: Berlin, Essen i Sewilla, jednorazowo m.in. Bruksela, Marsylia, czy Saloniki. W ubiegłym roku do Budapesztu – pierwszego miasta z postkomunistycznej Europy, do którego zawitały targi – przyjechało 2,5 tys. delegatów, reprezentujących 1,5 tys. firm z 90 państw, a także 320 dziennikarzy. Na siedmiu scenach wystąpiło wówczas 280 artystów z 50 krajów. www.womex.com

BARDZO NORDYCKIE KLIMATY 19 października o 20:00 w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca zagra Wardruna. Swój debiutancki album wydali w 2009 roku. Była to pierwsza płyta z planowanej trylogii. Drugi krążek "Runaljod – Yggdrasil" ukazał się w 2013 roku i jest estetyczną kontynuacją debiutu, ale muzykom udało się nie wpaść w pułapkę powtarzania samych siebie. Gościnnie na płycie wystąpili: znany islandzki kompozytor Hilmar Örn Hilmarsson oraz pochodzący również z Islandii, czołowy wykonawca rímur Steindór Andersen. Trylogia "Runaljod", którą w ubiegłym roku zamknął album "Ragnarok", to muzyczna interpretacja 24 run, zapisanych w najstarszej formie runicznego alfabetu (Elder Futhark). Niektóre z nagrań zostały zarejestrowane na łonie natury, w miejscach lub okolicznościach mających znaczenie dla każdej runy. Na płycie, poza brzmieniami tradycyjnych instrumentów, pojawiają się również odgłosy lasu, wody, płonących pochodni itp. Nastrój uzupełniają szepczące wokale, melodyjne utwory i potężne chóry. www.dmit.com.pl

9


Kalendarium

25 BIENNALE PLAKATU POLSKIEGO KATOWICE 2017 Galeria BWA w Katowicach zaprasza do udziału w kolejnym, 25 Biennale Plakatu Polskiego. Plakaty należy wysłać/ dostarczyć do 15 września 2017 roku. Wstępnej oceny prac dokona komisja kwalifikacyjna, natomiast nagrody i wyróżnienia przyzna jury, powołane przez organizatorów. Dla autorów najwybitniejszych plakatów przewidziane są: Grand Prix, Złoty Medal Marszałka Województwa Śląskiego, Srebrny i Brązowy Medal Prezydenta Miasta Katowice oraz Wyróżnienia Honorowe. Jury przyzna także nagrodę za szczególny wkład w rozwój sztuki plakatowej w Polsce. Poza tym przewiduje się również nagrody fundowane. Ogłoszenie werdyktu i wręczenie nagród nastąpi w dniu otwarcia wystawy 25 Biennale Plakatu Polskiego. www.bwa.katowice.pl

APETYT NA SZTUKĘ To adres dla wielbicieli dobrej kawy, pysznych deserów, „artystycznych” koktajli (szklaneczka Van Gogha?) i sztuki. Doznania smakowe i estetyczne można połączyć w otwartej niedawno w Chorzowie przy ul. Rynek 7/1 Galerii Sztuki Współczesnej Kamienica, będącej zarazem kawiarnią. Wizyta w tym miejscu jest ucztą dla ciała i duszy, a również swoistą podróżą w czasie, bo wnętrze to zabytkowe mieszczańskie mieszkanie z początku XX wieku, z odpowiednio dobranym wyposażeniem – stare meble, kryształowe żyrandole, witraże. Do końca sierpnia można też obejrzeć tutaj wystawę Summer Exhibition, przedstawiającą zarówno prace polskich jak i zagranicznych artystów – wśród nich nazwiska takich twórców jak: Beksiński, Starowieyski, Touluse-Lautrec, Dali, Picasso i inni. Prezentowane są grafiki, litografie, rysunki oraz obrazy olejne, a wstęp jest wolny.

10

opracowała: Sabina Borszcz

www. facebook.com/galeriakamienica/



TEKST

Katarzyna Szota-Eksner

Mówią: – Powinnaś znać swoje miejsce. – Grunt to znaleźć swoje miejsce na ziemi, bo bez tego ani rusz. I jeszcze dodają w dobrej wierze: – Nie pozwól innym zająć twojego miejsca. A ja tam swoje wiem. Poznałam przecież wiele miejsc. Takich spektakularnych końców świata, co dech zapierały, budziły pragnienie na więcej i więcej. I tak bez końca, w tę i z powrotem można przecież… .... Miejsce, które mam w sobie. Wiele lat temu. Jadę DK 88, kierunek Bytom. Spieszę się bardzo. Za sobą zostawiłam dużo spraw. W sobie mam ich jeszcze więcej. Przelewają się i niebezpiecznie bulgoczą. Nie dają spokoju. Późne popołudnie, samochody śmigają w obie strony. Ruch spory. Droga jest dwupasmowa, ale nierozdzielona pasem zieleni. Dużo wypadków. Pośpiech. Nie mam czasu obserwować twarzy ludzi w samochodach, które szybko mijam. – Jak można tak się wlec i dlaczego to pomarańczowe tico jedzie tak wolno? Wiadomo. Facet za kierownicą. Tylko oni tak jeżdżą! Ech… Spóźniona docieram na miejsce. Zabrze. Dzielnica familoków. Miejskie przedszkole, wybudowane we wczesnych latach pięćdziesiątych. To tu odbywa się praktyka Asztanga Jogi. Stara zardzewiała furtka. Budynek odrapany, skrzypiące drewniane drzwi. Zapach innej epoki. W 1953 r. patronat nad nim objęła Huta Zabrze i to, co udało się urządzić wtedy – zostało na zawsze. Bardzo, bardzo daleko od dizajnerskich loftowych przestrzeni. Krzywię się z niechęcią. Odrapana boazeria, a na niej poprzyczepiane tu i ówdzie rysunki dzieci – „Jedz warzywa i owoce”, „Ala ma kota”. Przed salą gimnastyczną kilkanaście par butów, na wieszaku płaszcze. To tu. Wchodzę. Drzwi znowu skrzypią niemiłosiernie. Przepraszam za spóźnienie, ale no, wiadomo – praca, dzieci, dom, a jeszcze ta droga i pomarańczowe tico ze ślamazarnym kierowcą. Młoda dziewczyna w dziwnych skarpetach bez palców, zsuniętych do połowy stopy, kiwa surowo głową i wskazuje mi miejsce. Rozkładam swoją matę. I wtedy

12


dociera do mnie dźwięk. Dźwięk, który unosi się nad salą. Szum wiatru, szum deszczu. Oddech Ujaji. Próbuję jeszcze popatrzeć na twarze osób, które praktykują obok, ale powolutku czuję, jak porywa mnie siła oddechu. Po skończonych zajęciach wsiadam do samochodu. Chwilkę trzymam dłonie na kierownicy. W uszach wciąż słyszę ten dziwny miarowy szum. Wracam do domu. Niby nic się nie zmieniło. Samochody wciąż mkną szybko w obie strony, ludzie wracają po wieczornych zakupach do domu. Przepuszczam na przejściu panią z pieskiem. To chyba ratlerek w dziwnym zielonym sweterku. Zapaliły się światła w domach, które mijam po drodze. Wjeżdżam na DK 88. Jestem ogromnie wzruszona. Ale to nic wielkiego przecież – tłumaczę sobie. Oddech (taka moja wewnętrzna muzyka). On zawsze jest. Do samego końca. Zawsze. … Po latach. Maj 2017. Spotykam się z panią dyrektor przedszkola (aż się prosi żeby napisać „zbieram materiały do książki”, ale tak naprawdę to chcę przypomnieć sobie tamto miejsce, poznać jego historię, wrócić do źródeł mojej jogi). Dziwnie się stoi w poszukiwaniu wspomnień na małej zabrzańskiej uliczce, przed takim przecież zwykłym przedszkolem. Budynek osadzony jakby pośrodku, rozdarty pomiędzy familokami a całkiem nowymi blokami, przechodzi teraz gruntowny remont. Pani dyrektor okazuje się być uroczą, ale bardzo konkretną kobietą. Opowiada o pozyskaniu środków na remont. Tak, tak pamiętamy jak bardzo był konieczny. Na zajęciach jogi już w pierwszych dniach jesieni zatykaliśmy kocami dziury pod oknami. A co dopiero te biedne dzieci! Pani dyrektor oprowadza mnie po przedszkolu. Rozmawiamy o tym, że za chwilę będzie tu jasno, nowocześnie i przestronnie. Taka sobie zwykła rozmowa. Zwyczajni ludzie i miejsca. W samochodzie przed odpaleniem silnika trzymam chwilę dłonie na kierownicy. I wszystko po raz kolejny układa się tak, jak powinno. Moja joga. Mój oddech. Mój oddech to również miejsce mojej kobiecej mocy.

13


Sylwia Kubryńska

Muzyka bez muzyki, czyli gówno z komórki Nie pamiętam, żeby ktoś ostatnio puścił mi kawałek na czymś bardziej skomplikowanym niż laptop. Laptop to coś w rodzaju wirtuozerii dzisiejszych czasów. Jak już ktoś słucha muzyki na laptopie, znaczy, że chce czegoś więcej. Czegoś potężniejszego od bzyczenia komórki. I dostaje. Pierdzenie

14


Miałam czternaście lat. Rafał zorganizował kolorofony, Andrzej przyniósł magnetofon. Maciek wzmacniacz. Ale najważniejsze zawsze były dwie rzeczy. Co najmniej dwie. W każdym domu nastolatka. Wymarzone i nigdy nie wzgardzone. Ważniejsze od biurka i teczki na książki. Obowiązkowe, nie tylko na prywatkę. Bo każdy, kto słuchał muzyki – a w tamtym czasach SŁUCHAŁO się muzyki – musiał je w końcu jakoś zdobyć. Głośniki.

Na komórkach muzyka jest pozbawiona brzmienia, basów i głębi. Jest pozbawiona właściwie wszystkiego, co nie przeszkadza producentom komórek zachwalać swoich produktów pod kątem jakości dźwięków. Czyli: bzyczenia. „Wybróbuj Superfon XZY 7. Ma wbudowany najnowszej generacji pierdzielnik z opętańczą możliwością bzyczenia. Ekstra sobie można wybzyczeć Mozarta!”. No i próbują. Ale to jak próbują. Na każdym rogu ulicy, na plażach, podczas spotkań, w kawiarniach i co ciekawe: na imprezach. Wszystko bzyczy.

Głośniki przez które słychać głębię. Basy. Stereo. Drobne dźwięki, jak paciorki na przepięknym różańcu melodii. Bo muzyka wtedy to było sacrum. To była codzienna modlitwa, której kolejne wersy zdobywaliśmy pieczołowicie przy nocnych audycjach Beksińskiego. W podziemnych punktach sprzedaży pirackich płyt. A raczej: kaset. A wszystko to plątało się i zacinało, a jednak wciąż obchodziliśmy problemy szukając sposobu na doskonałe brzmienie. Bo brzmienie, choć to dziś może szokować: jest ważne.

Owszem, za moich czasów też była możliwość słuchania bzyczenia w zegarkach elektronicznych, które w wachlarzu swoich możliwości miały także i tę opcję. Melodyjki. Jarało to co niektórych na krótki czas, ściśle na czas mniej więcej dziesięciu minut, bo jednak nikt wówczas nie wpadł na pomysł bawienia się przy melodyjkach. Przy melodyjkach tańca. Przeżywania. Oceniania. Gdyby nawet była funkcja wprowadzania do zegarka elektronicznego, załóżmy „Education” Pink Floyd, nie wyobrażam sobie, by ktoś naraził Mamy dwudziesty pierwszy wiek, szczyt rozwoju tech- się fanom takim zdaniem: nicznego i nieograniczonych możliwości. Nie trzeba rozplątywać taśmy w kasecie ORWO. Marzenia o super głośni- – Cho, puszczę ci super kawałek floydów na zegarku. kach przestały być nieosiągalne. Ba! Głośniki są teraz super mocne, wytrzymałe, pięknie zaprojektowane, a nawet wo- Rzecz dziś zupełnie normalna, wszak nie pamiętam, żeby doodporne. I z pewnością po coś kupowane, wszak zajmu- mi ktoś ostatnio próbował puścić super kawałek na czymś ją cały dział w Media Markt. Tylko nie wiem, po co. Serio. bardziej skomplikowanym w odbiorze niż laptop. Tak! Bo Nie mam pojęcia. Bo jak okiem sięgnąć ludzkość porzuciła laptop to już wyższa inteligencja. Coś w rodzaju wirtuozerii dzisiejszych czasów. Jak już ktoś słucha muzyki na laptobrzmienie. I słucha muzyki na komórkach. pie, znaczy, że chce czegoś więcej! No może nie zaraz głębi, ale jednak czegoś potężniejszego od bzyczenia komórki! I dostaje. Pierdzenie. Spotkania towarzyskie z pierdzeniem laptopa w tle stały się dziś etykietą. I choć domy coraz zamożniejszych Polaków trzeszczą od różnego rodzaju kin domowych, wież, dolby surround, stereo maxx A/52, Pro Logic Tech, diabli wie, czego, to jednak laptop. Pyr, pyr, pyr.

15


16


To może jest jeszcze szansa, że może czasem, dobry człowieku, usłyszysz muzykę w czyimś samochodzie? Daremne iluzje! W samochodzie ludzkość słucha głównie reklam z pasm radiostacji prowadzonych przez chorobliwie roześmianych prezenterów, a reklamy te najczęściej dotyczą spraw fizjologicznych, czegoś w rodzaju upławów, swędzenia pochwy, sikania w gacie, tudzież problemów z erekcją. Ale gdy jednak, od czasu do czasu, wśród tych palących problemów zaplącze się, przez roztargnienie puszczony w kanał radiowy, jakiś sensowny utwór muzyczny – nie ma takiej możliwości, żeby go usłyszeć. Żeby usłyszeć go takim, jakim należałoby go słuchać. Ludzie bowiem, prześcigając się w kupowaniu wypasionych jak amstafy samochodów, szarpiąc się o każdy możliwy dodatkowy parametr w zestawie głośnikowym, zapomnieli na śmierć, że głośniki odbierają dokładnie tak, jak zostaną ustawione przez pokrętła w module odtwarzacza. A tam, kto by pomyślał, jest opcja balansowania między dźwiękami, a nawet głośnikami. Przysięgam, niedawno jechałam samochodem z koleżanką, która uparcie słuchała płyty, a dokładnie brzęczenia Madonny na jednym głośniku. Myślałam (ona nie zauważyła, że coś nie tak), że drugi się rozwalił, a jednak nie. Wystarczyło przekręcić gałką. Zawsze mi się wydawało, że fajnie jest mieć możliwości, ale jeszcze fajniej z nich korzystać. Dziś mamy możliwości, ale z nich nie korzystamy. Jest coś leniwie pełzającego w tym zjawisku. Jakiś rodzaj odrętwienia i amputacji. Odrętwienia tak silnego, że nie chce się nam pokręcić pokrętłem i amputacji, bo sami sobie odcinamy przeżywanie sztuki. A muzyka to bodaj najpiękniejsza sztuka, jaką ludzkość wymyśliła. Słuchając muzyki, widzimy obrazy, słyszymy wersy poezji i zanurzamy się w ocean doznań. Maleńkie dźwięki poprzecinane ciszą tworzą kolumny strzelistych wież, tysiącmetrowe fale i nieugaszalne płomienie. Brzmienie głębokich basów wprawia nas w niezwykły trans duszy. W muzyce odkrywamy jej jasną i ciemną stronę. W muzyce odkrywamy prawdę. Ale jaką prawdę można odkryć za pomocą brzęczenia komórki, czy pyrkania laptopa? Ksiądz Tischner mówił, że prawdy są trzy: święta prawda, tyz prawda i gówno prawda. No więc ja myślę, że tę trzecią.

17


Lubię, kiedy roi się od detali Rozmawia

Sabina Borszcz

Rozmawiamy z Malwiną Pycią, katowicką rysowniczką i ilustratorką. W jej kolekcji znajdziemy Fridę Kahlo, bohaterki serialu „Miasteczko Twin Peaks”, Léę Seydoux, Natalie Portman, Davida Bowiego, Zbigniewa Cybulskiego, a także górnika Alojza oraz Skarbnika – śląskiego opiekuna kopalń. A wszystko zaczęło się od rysowania zajęcy i królików…. - Rysowanie to mój sposób na życie. To życie samo w sobie. Działa jak narkotyk, powietrze, coś, bez czego nie mogę istnieć – mówi Malwina.

18


Twój profil na Facebooku nazywa się Johi illustration. Co to znaczy? Johi to dziecięce określenie mojej siostry na zające i króliki. Moje pierwsze prace, które można zobaczyć np. na Facebooku, stanowią właśnie te uszaki. Chciałam po części nawiązać w ten sposób do tematu swoich prac z tamtego okresu, a poza tym, to fajnie brzmiące słowo, które idealnie tu pasowało.

OK, to jak to wszystko się zaczęło, kiedy i gdzie? Właściwie to trudno mi przyjąć jakiś konkretny moment. Rysowałam odkąd pamiętam, na wszystkim, na czym tylko się dało: zerwane kartki z kalendarza, stare gazety, blat biurka. Potem rozpoczęłam naukę w katowickim plastyku i tam tworzyłam już bardziej na poważnie. Na studiach szlifowałam swoje umiejętności i nauczyłam się wielu fajnych i pożytecznych rzeczy. Kilka lat temu za namową przyjaciół postanowiłam założyć swój fanpage na Facebooku i od tamtej pory nieprzerwanie i z wielkim zapałem cały czas coś produkuję.

rów, w przypadku prac ręcznych, a cyfrowo korzystam najchętniej z programów SketchBook oraz Photoshop. Wspomagam się tabletem graficznym, który jest dla mnie jak dodatkowa para rąk.

Jak opisałabyś swój styl? Myślę, że w ostatnim czasie bardzo się wyklarował. Są to prace wykonane w komiksowym stylu, ale jednocześnie dość mocno realistyczne. Charakterystyczny dla nich jest gruby kontur i zdecydowane linie, ale staram się też uchwycić poszczególne elementy twarzy portretowanej modelki lub modela.

Opowiedz zatem, jak powstają twoje prace. Na samym początku w mojej głowie kiełkuje pomysł, który stopniowo dojrzewa. Zastanawiam się nad sposobem wykonania i techniką. Gdy się namyślę, przechodzę od razu do wykonania szkicu na czysto. Dopracowuję go i w zależności od wyboru techniki, odpowiednio kontynuuję. Używam kredek ołówkowych i promarke-

19


Wiele Twoich prac, zwłaszcza ostatnich, to portrety kobiet. Kobiety są fascynujące. Uwielbiam całą tę zabawę w rysowaniu ciekawych fryzur albo biżuterii. Lubię, kiedy w pracy roi się od takich malutkich, przyciągających wzrok detali. Jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach.

Co stanowi dla Ciebie inspirację, gdzie jej szukasz? Inspiruje mnie masa rzeczy. Głównie są to filmy i ludzie związani ze światem kina. Literatura, zwłaszcza fantasy i weird fiction. Poza tym ogromny wpływ wywiera na mnie muzyka. Od dzieciństwa fascynowały mnie obce kultury, sztuka, zwyczaje oraz filozofia krajów azjatyckich, Ameryki Środkowej i Południowej. Interesuję się także metafizyką i wszystkim, co z tym związane. Przykładam dużą wagę do snów, które również są źródłem pomysłów. Czerpię też z obserwacji natury. Inspirują mnie także inni artyści: malarze, graficy, ilustratorzy.

Jakich twórców masz na myśli? Z zagranicznych podziwiam: Miss Led, Liz Clements, Kemi Mai – one inspirują mnie najmocniej. Poza nimi kocham też prace takich artystów jak: Martine Johanna, Kelsey Beckett, Sua Agape, Simon Prades, Morgan Davidson, Apollonia Saintclair i Tara McPherson. Z polskich wysoko cenię: Bartka „Arobala” Kociembę, Agatę Wierzbicką, Patryka Hardzieja, Sebastiana Skrobola, Monikę Wyłogę, Olkę Osadzińską. Lubię także świat street artu, zarówno naszego rodzimego, jak i zagranicznego: Aryz, Etam Cru (Bezet i Sainer), Blu, Nychos, Roa, Marina Zumi i Otecki. Tak naprawdę mamy wielu wspaniałych artystów i trudno wszystkich wymienić.

20

Rysowanie to chyba nie tylko świetna zabawa i satysfakcja z dobrze wykonanej pracy. Musi być też coś jeszcze. Jest? W moim przypadku rysowanie ma też właściwości terapeutyczne, relaksuje mnie. Działa też trochę jak forma medytacji. Dawni wielcy mistrzowie malarstwa malując obraz, poświęcali masę czasu obserwacji. Zatrzymywali się nad każdym szczegółem, dopieszczali go. Mnie niestety bardzo daleko do tego poziomu, a nie dysponuję też takim czasem. Staram się traktować to jako rodzaj kontemplacji. Poza tym to mój sposób na życie. To życie samo w sobie. Działa jak narkotyk, powietrze, coś, bez czego nie mogę istnieć.


3 sezonu, więc liczę na rozwój wydarzeń, wyjaśnienie zagadek. Daję mu na pewno dużą szansę i mimo wszystko jestem pełna ciekawości, dlatego dotrwam do końca.

A kto jest Twoją ulubioną serialową postacią? Uwielbiam Coopera, przebojową Audrey i Bobby'ego – łobuza z dwóch pierwszych sezonów.

Chyba jesteś wielką fanką serialu „Miasteczko Twin Peaks"? Uwielbiam „Miasteczko Twin Peaks”. Pamiętam, gdy byłam mała, mama zabraniała mi go oglądać, ale ja i tak to robiłam. Mimo bardzo młodego wieku i faktu, że nie do końca wszystko rozumiałam, serial ogromnie mnie fascynował i wrył się w moją pamięć. Dziś patrzę na to z nieco innej perspektywy. Nie wiem, czy na taki comeback czekałam...

No właśnie, jak oceniasz wizję Lyncha po 25 latach przerwy? Myślę, że w nowym sezonie bardzo mocno czuć ducha Lyncha, ale nie jest to już „Miasteczko Twin Peaks”, jakie znałam i jakie kocham. Brak mi w nim tego samego klimatu co przed laty oraz jednego z najważniejszych bohaterów serialu – samego miasteczka z jego mglistymi, górzystymi krajobrazami, falującymi na wietrze daglezjami, ''cholernie dobrej kawy'' i placka wiśniowego. Aktualne wizje Lyncha same w sobie są fajne i ciekawe, ale na razie nie jestem w stanie znaleźć między nimi logicznego powiązania i nie widzę ich związku z przeszłością. Wciąż jesteśmy w trakcie

Wracając ze Stanów na Śląsk, czy w swoich zbiorach masz jakieś prace inspirowane naszym regionem? Tak, jest kilka takich. Jako rodowita Ślązaczka, w dodatku bardzo przywiązana do swojego miejsca urodzenia i kochająca wszystko, co śląskie, bardzo lubię tę tematykę. Z okazji zeszłorocznej Barbórki udało mi się stworzyć króciuteńką historyjkę w charakterze komiksu, opowiadającą o spotkaniu górnika Alojza ze Skarbnikiem – naszym śląskim opiekunem kopalń. Historyjka jest ujęta w taki sposób, że może mieć swój ciekawy początek i jeszcze ciekawsze zakończenie. Myślę, że za jakiś czas powrócę do tego pomysłu. Dwa lata temu, również z okazji Barbórki, stworzyłam cykl kilku prac, także związanych z górnictwem. Pojawiły się tam:

21


karbidka, pyrlik – jeden z elementów godła górniczego, serce przeistaczające się w parującą od kopalnianych kominów bryłę węgla, a także górnika w towarzystwie swojej patronki św. Barbary.

Tworzysz tylko pojedyncze prace, czy także cykle tematyczne? Również cykle. Ostatnim jest właśnie Twin Peaks girls. To zestaw ośmiu portretów, wykonanych przy pomocy ołówka i białej kredki. Przedstawia bohaterki serialu: Audrey, Laurę, Donnę, Normę, Shelly, Josie, Lucy i Nadine. Oprócz tego udało mi się stworzyć cykl o demonach słowiańskich, składający się z dwudziestu dwóch grafik, wykonanych za pomocą kredek i promarkerów. Jest także monochromatyczny cykl o kobietach z różnych kultur świata oraz seria portretów kobiecych, inspirowanych obrazami Toma Bagshawa. I jeszcze minicykl poświęcony trylogii Krzysztofa Kieślowskiego „Trzy kolory”.

Czy to dobry czas na takie hobby i zarazem profesję? Wydaje mi się, że np. media społecznościowe sprzyjają rysownikom, ilustratorom. Obraz ma tam silną pozycję. Myślę, że to zależy od indywidualnych oczekiwań. Czy ktoś podchodzi do tego bardziej biznesowo czy hobbystycznie. Jeśli ktoś ma sławne nazwisko, jest mu automatycznie prościej. Ktoś nieznany musi poko-

22


nać bardzo długą i ciężką drogę. Na pewno ważna jest dobra reklama. Media społecznościowe faktycznie pomagają. Zwłaszcza Instagram, który zdobywa coraz więcej zwolenników. Skupia się na obrazie, dlatego myślę, że artystom jest dość łatwo wypromować się w tym miejscu. Prace mogą oglądać ludzie na całym świecie i dzięki temu można działać bardziej globalnie. To ogromny plus. Ja podchodzę do swojej twórczości raczej hobbystycznie i traktuję ją jako dodatkowe zajęcie. Na razie ilość zleceń nie pozwala mi poprzestać tylko na tym. Bardzo chciałabym, aby kiedyś to się zmieniło. To wymaga jednak wiele pracy i czasu.

Przygotowujesz też ilustracje do jakichś książek albo magazynów? Miałam okazję stworzyć całą część graficzną do e-booka pt. „Ajrun” autorstwa Andrzeja Wójcika. Jest to zestaw 15 mocno wzorzystych, szczegółowych i bardzo kolorowych ilustracji. Okładka plus font „Ajrun” oraz kilka elementów dekoracyjnych.

Poza rysunkami i grafikami projektujesz także tatuaże. Tak. Miałam nawet taki krótki epizod kilka lat temu. Zajęłam się na poważnie robieniem tatuaży. Kupiłam niezbędny do tego sprzęt, maszynkę i wzmacniacz, a potem rozpoczęłam naukę pod okiem jednego z działających na terenie Katowic salonów tatuażu. Za modeli do ćwiczeń służyli mi znajomi i mój chłopak. Po czasie zrezygno-

wałam jednak z tego pomysłu, skupiając się na ilustracji. Przez cały okres swojej działalności dostawałam wiele zleceń na projekty tatuaży. Wśród moich autorskich prac mam również wiele grafik, które przy niewielkiej modyfikacji można wykorzystać jako gotowe projekty pod dziary.

Planujesz wystawę swoich prac? Tworzę bardzo wiele i często, w związku z tym zbiór moich prac jest dość spory. Do tej pory Facebook, blog oraz Instagram traktowałam jako internetową galerię. Po części nadal tak jest. Planuję jednak wyjść z ukrycia i zaprezentować gdzieś fizycznie swoje prace. Myślę, że jeśli uda mi się znaleźć fajne i ciekawe miejsce, które klimatycznie będzie współgrać z tym, co robię, dojdzie do wystawy. Mam nadzieję, że nastąpi to już w niedługim czasie (śmiech). Dziękuję za rozmowę.

Malwina Pycia Skończyła architekturę wnętrz na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Na co dzień zajmuje się ilustracją i fotografią. Prowadzi bloga ze swoimi pracami: www.johiartworkillustration.blogspot.com

23


Grzegorz Więcław – psycholog sportu, coach, trener | www.glowarzadzi.pl

Motywacyjne dźwięki polskiego hip-hopu

24


Kiedy byłem dzieciakiem, polska scena hip-hopowa zaczęła dopiero kiełkować i nabierać konkretnych kształtów. Ja rosłem wraz z nią. W szkole podstawowej fascynowałem się każdym nowym kawałkiem, jaki usłyszałem. Chłonąłem słowa, a potem powtarzałem niczym mantrę. Raperzy imponowali mi przede wszystkim tym, że bezpardonowo przeklinali – pewnie dlatego chowałem kasety (!) przed rodzicami, żeby mi ich nie skonfiskowali. Z czasem jednak zacząłem rozumieć, że w hip-hopie nie chodzi tylko o rymy, ani tym bardziej przekleństwa. Wiele tekstów ma drugie dno, swoją specyficzną głębię i przede wszystkim konkretny, motywacyjny przekaz, który trafia do mojej głowy oraz serca, jak żaden inny.

niejszym czynnikiem jest tzw. ilość bitów na minutę (BPM). To miara częstotliwości, inaczej tempa utworu muzycznego, wyznaczanego przez ilość regularnych uderzeń metronomu na każde sześćdziesiąt sekund. Prawdziwy ekspert w branży dr Costas Karageorghis przekonuje, że dzięki dobrze dobranej muzyce biegacz amator może poprawić swój wynik nawet o 15%! To naprawdę sporo.

Nadal mam dużą sympatię, żeby nie powiedzieć sentyment, do dobrego polskiego hip-hopu. Teraz już nie muszę chować tej muzyki przed nikim. Wręcz przeciwnie! Chcę się nią dzielić z innymi! Oczywiście jak zwykle w sportowym kontekście. Nie trzeba być ekspertem w tej dziedzinie, żeby przyznać, że muzyka może znacząco wpływać na motywację oraz poziom pobudzenia podczas treningu lub współzawodnictwa sportowego. Dlatego utwory powinny być starannie dobierane pod względem tempa, rytmu, melodii jak i przekazu. Z badań wynika, że szczególnie dwa pierwsze elementy znacząco wpływają na wyniki sportowe. Niektórzy naukowcy uważają, iż przy tworzeniu playlisty na przykład do biegania, najważ-

25


26


Ale tempo muzyki to nie wszystko. Oprócz kwestii czysto technicznych liczy się też jej słowny przekaz i znaczenie, jakie nadaje tekstowi zawodnik, słuchający danego utworu podczas treningu lub zawodów. Według dra Karageorghisa ważne są tu skojarzenia pozamuzyczne oraz wpływ kulturowy. Można zatem powiedzieć, że dobrze dobrane słowa, oplecione nutami, są niczym klucze do ludzkiej podświadomości, jej zasobów i wartości. Mogą otworzyć niejedną wewnętrzną furtkę, zainspirować i zmotywować do działania. Weźmy na przykład tekst piosenki pt. „Wszystko będzie dobrze” śląskich muzyków Fokusa i Gutka: […] To jest ta niezniszczalna cecha człowieka / Znosić znoj, i uśmiechać się, i jechać na kilku oddechach. / Brać co swoje, nie wymiękać, kiedy upadasz – wstać! / Dzisiaj jest ten dzień, dzięki któremu będzie się dziać! / Nie spać, zwiedzać! Wszystkich wyprzedzać! Nie bać się grać! / Czas zaryzykować, a nie ziewać i potem spać […]. Jak dla mnie – petarda! Kiedy słucham tego podczas treningu, to nie mam najmniejszej ochoty przestać ćwiczyć, nawet jeśli jestem już bardzo zmęczony. To po prostu genialny przekaz dla każdego sportowca, trafiający w samo sedno. Podobnie jest z refrenem tego samego utworu: Uwierz mi, nic nie może, nic nie może mnie zatrzymać / bo niczego się nie boję! / Stroję myśli do tych dźwięków. / Jestem panem duszy swojej. Innym dobrym przykładem może być utwór WWO pt. „Damy radę”: Przestań człowieku, odrzuć te myśli chore / podnieś głowę, okoliczności są wyjątkowe. / Damy radę, bo nie damy się skłócić / nie będziemy słuchać ludzi, którzy sami są głusi / chociaż słyszą i chociaż patrzą to nie widzą. Albo „Podstawowe instrukcje” zespołu W.E.N.A.: Twój plan? To samo dookoła. / Tylko od ciebie zależy to, czy czegoś dokonasz! / Bądź ponad! Pot będzie ściekał po skroniach. / Zapamiętaj: atak to najskuteczniejsza obrona. Przykładów hip-hopowych kawałków z fantastycznym, motywacyjnym przekazem mógłbym przytoczyć naprawdę wiele. Jeszcze innym ciekawym pomysłem hip-hopowym, adresowanym przede wszystkim do sportowców jest Drużyna Mistrzów (DM), zapoczątkowana przez rapera Bosskiego Romana oraz propagatora rugby Artura Pszczółkowskiego z Arki Gdynia. Same tytuły piosenek zdradzają ich motywacyjny charakter i przekaz: „Wierz w siebie”, „Nie ma rzeczy niemożliwych”, „Bierz przykład, daj przykład”, „Możesz powstać” itp. DM to więcej niż muzyka. To także fundacja, wspierająca młodych ludzi w zaangażowaniu w sport i muzykę. W akcję wciągnięci zostali czołowi polscy hip-hopowcy oraz wielu znanych sportowców, m.in. Marcin Gortat, Zosia Klepacka, Mamed Khalidov, Jarosław Hampel, czy Damian Janikowski. Kiedy przedstawiłem nagrania DM na treningu jednej z drużyn, z którą współpracuję, to zawodnikom tak się te nuty spodobały, że rozgrzewki przed treningiem prawie zawsze zaczynają się w rytmach hip-hopu DM.

27


Oczywiście w doborze muzyki ważne są indywidualne preferencje i nikomu nie mam zamiaru na siłę wciskać do słuchawek motywacyjnych tekstów polskich hip-hopowców. Zdaję sobie sprawę z tego, iż nawet najlepszy kawałek nie będzie oddziaływał na każdego w ten sam sposób. Tempo i wskaźnik BPM to nie wszystko. Być może komuś nie spodoba się melodia albo nie trafią do niego słowa. Dr Karageorghis zauważa również, że komponując swoją playlistę dobrze jest pamiętać o efekcie, jaki chce się osiągnąć. Ten rodzaj muzyki świetnie sprawdza się na treningach i rozgrzewce przed zawodami, ale zupełnie nie pasuje do relaksacji albo powysiłkowej regeneracji. Pamiętajmy również, że większość utworów hip-hopowych z uwagi na dużą ilość wulgarnych tekstów nie nadaje się do zastosowania w sporcie dzieci i młodzieży. Chociaż zawsze można znaleźć jakieś perełki, które będą odpowiednie. Kiedyś robiąc film motywacyjny dla młodych koszykarzy, użyłem piosenki Mezo, Tabba i Kasi Wilk pt. „Ważne”. Tu fragment: Ktoś sprawił, że mam chęć walczyć jak Dawid / i powstrzymywać bieg pędzących lawin. / To chyba ważne, że utrzymuję tę basztę i po burzy czekam na tęczę nad miastem. Chłopcom tak bardzo się spodobało, że utwór stał się nieoficjalnym hymnem drużyny. Dlatego, nawet jeśli ktoś ogólnie nie przepada za hip-hopem, zachęcam do zapoznania się z kilkoma „motywacyjnymi” utworami z tego gatunku. Może akurat sprawdzą się w Twoim sportowym boju?

28


Grill, ogród i przyjaciele! 3 szefów kuchni oraz potrawy z grilla w ciekawym i bardzo smacznym wydaniu!

WINO | ENDORWINA PIWO | DOBRY ZBEER

Wyjątkowe spotkanie w pięknym ogrodzie Umami, podczas którego szefowie kuchni naszej restauracji Mateusz Bieniek i Robert Biniasz połączą siły z Szymonem Bracikiem szefem kuchni restauracji Wodna Wieża i staną przy wspólnym grillu.

KOKTAJLE | MANUFAKTURA KOKTAJLI

Dodatkowe informacje:

Podzielimy się smakiem, inspiracjami i dobrą energią przy wspólnym stole. Do tego ogród, wino, DJ i drinki - będzie po prostu pysznie i miło!

Pytania oraz rezerwacje proszę kierować pod nr telefonu: 32 333 22 46.

25 sierpnia godzina 17.00 Restauracja Umami

Wstęp wolny. Możliwość wcześniejszej rezerwacji stolika. Menu specjalnie przygotowane przez szefów kuchni tego dnia. Płatność za napoje oraz dania na miejscu wg zamówień.

Zapraszamy!


Wszystko gra TEKST

Małgorzata Kaźmierska

„Muzyka jest jedyną zmysłową przyjemnością, pozbawioną znamion grzechu.” (Samuel Johnson)

30


Czasami bywam bardzo niegrzeczna wobec moich rozmówców, ponieważ zdarza się, że przestaję ich słuchać. Ba, zupełnie zapominam o ich obecności. Dzieje się tak wtedy, gdy skądś dobiega któraś z moich ulubionych melodii, albo coś, czego jeszcze nie znam, ale co skupia całą moją uwagę. Niekiedy dotyka to również innych osób, wówczas wszyscy milkniemy i po prostu słuchamy (zawodowi muzycy, szczególnie klasyczni, byliby zachwyceni tą postawą, bo podobno nic ich tak nie wkurza, jak słuchanie muzyki przy okazji wykonywania jakichś czynności). A dla nas chwilowo nie ma nic ważniejszego. Choć dotarliśmy już do celu, nadal siedzimy w samochodzie i nie wyłączamy radia (szczególnie jeśli gra Trójka); nie wychodzimy z kawiarni, mimo że filiżanka dawno już pusta, a ciastko zjedzone (tak parę lat temu poznałam Dianę Krall). Na moment zatrzymuje się świat. Nawet najcichsze dźwięki mają znaczenie. Wiedzieli o tym dawni kompozytorzy, mistrzowsko posługujący się różnymi półtonami i pauzami, a także mnisi, śpiewający swoje subtelne chorały; wiedzą i współcześni twórcy. Widać to zwłaszcza w muzyce filmowej, która czasem dosłownie wbija widza w fotel, a potem przeciwnie – niemal zanika, choć może właśnie wtedy ma największą siłę. W kinie muzyka pełni różne funkcje, bywa jedynie dodatkiem do przedstawianej historii, albo przeciwnie – gra kluczową rolę. Tak jest na przykład w „Niebieskim” Krzysztofa Kieślowskiego, gdzie stanowi ona jeden z elementów opowieści, ma wymiar niemal mistyczny, szczególnie w scenie, w której bohaterka razem z asystentem odczytuje zapis nutowy swego męża, co oddają rozbrzmiewające w tle fragmenty niezwykłej kompozycji Zbigniewa Preisnera. Magia. Nie tylko kina. Nic dziwnego, że muzyka filmowa czasem żyje własnym życiem.

Świadomość oddziaływania dźwięków mają zapewne twórcy reklam telewizyjnych, zwłaszcza prezentujących samochody: dwuminutowej promocji nowego modelu (na ogół w jakimś zapierającym dech pejzażu, który wzmacnia „siłę rażenia” potencjalnego klienta – atakowany jest jednocześnie jego zmysł słuchu i wzroku) towarzyszą dynamiczne rytmy, kojarzące się z prędkością i nowoczesnością, albo jakaś nostalgiczna melodia, dająca wrażenie spokoju oraz bezpieczeństwa. To pozornie niewinne medium może służyć do manipulowania ludźmi, co widać choćby w supermarketach, gdzie w okresie bożonarodzeniowym zawsze rozbrzmiewają świąteczne piosenki, wprawiające kupujących w dobry nastrój i zachęcające do większych wydatków. Lew Tołstoj powiedział, że „muzyka jest stenografią uczuć”. O tak, wyraża złość, gniew, ból, smutek i miłość. W tym ostatnim przypadku dodałabym „niestety”, bo czasem po prostu wszystko się we mnie przewraca, gdy słyszę roznamiętnione (u)twory różnych natchnionych, jednosezonowych gwiazdek, którym wydaje się, iż śpiewać (i pisać) każdy może. No cóż, wiedziałam, że to niebezpieczny temat… Wszak o gustach (lub ich braku) nie dyskutuje się Muzyka tworzy nastrój (romantyczny wieczór bez odpowiedniego podkładu? Niemożliwe!), poprawia humor, relaksuje (kobietom w ciąży chyba nadal zaleca się słuchanie Mozarta, chociaż myślę, że saksofon Jana Garbarka, połączony ze śpiewem The Hilliard Ensemble przyniósłby podobny efekt), podobno nawet łagodzi ból. No i oczywiście zbliża ludzi (szczególnie w tańcu), a na pewno gra na uczuciach. Kiedyś dla zabawy stworzyłam spis piosenek, zmiękczających kobiece serca (dwadzieścia parę tytułów – prawdziwe wyciskacze łez) i drugi – dla pań, pragnących utwierdzić się w decyzji o rozstaniu z facetem albo też pocieszyć po tym fakcie (zainteresowanym mogę udostępnić obie listy). Pewnie dałoby się przygotować podobne zestawy również w innych życiowych sprawach i porozumiewać się z bliźnimi za pomocą muzyki. To byłoby piękne – iść przez życie ze śpiewem na ustach…

31


Muzyka działa na uczucia, a jak powstaje? Andrzej Szczeklik w „Katharsis” odwołał się do Pitagorasa, który „sądził, iż jej źródłem jest rytmiczny ruch planet. Muzyka sfer niebieskich, wyraz doskonałej harmonii, rozbrzmiewa zawsze, choć nigdy nie jest przez nas słyszana.” Do niebiańskiego pochodzenia tej sztuki nawiązał też Ludwik Jerzy Kern, zastanawiając się, czy muzyka to „może niebo z nutami zamiast gwiazd?”. Baudelaire uważał, iż „muzyka dziurawi niebo”, a w olsztyńskim planetarium wręcz je poruszała, bo pokaz gwiezdnych harców odbywał się przy wibrującym akompaniamencie elektroniki Jean Michel Jarre’a. Z taką poetycką teorią powstania muzyki pewnie zgadzają się kompozytorzy, którzy zwierzają się czasem, że coś im w duszy gra i po prostu muszą to zapisać. Istnieją całe nacje (np. górale czy Cyganie), żyjące muzyką,

32

bo ona zawsze pomagała im w pracy, w drodze, w trudnych, ale też i w szczęśliwych zdarzeniach. A jak było na początku? Może kiedyś jakiś neandertalczyk dmuchnął w wyssany gnat i usłyszał gwizd, albo stuknął tą kością w drugą i tak mu się to spodobało, że zachęcił innych do zabawy. Potem naciągnął skórę zabitego zwierza na wydrążony pień (żeby wyschła), klepnął z zadowoleniem efekt swej roboty i… stworzył bęben. Może muzyka narodziła się, gdy goniący za zdobyczą łowca zasłuchał się w śpiew ptaka, a pierwszy duet stworzył, kiedy gwizdał razem z nim, próbując go naśladować. Podobno struny robiono najpierw z jelit zwierząt, grzechotki pewnie powstały z wysuszonych główek jakichś roślin, w których brzęczały nasiona. No, to już nie jest poezja, a właściwie… zwykłe bebechy. Jeśli dobrze wsłuchać się w siebie i w otoczenie, to okaże się, iż wszystko gra. Każdy z nas nosi w pamięci jakieś melodie, kojarzące się z ludźmi, miejscami, sytuacjami. Czasem są to zaledwie urywki, jednak nawet one potrafią przenieść w zupełnie inny wymiar. Mam parę utworów kochanych za całokształt, ale też i takich, w których czekam na dwa takty, parę nutek granych na jednym instrumencie, albo na moment, kiedy dźwięk zostaje jakby zawieszony i nastaje chwila ciszy. Doskonale rozumiem jednego z trójkowych redaktorów, który kiedyś zwierzył się na antenie, że gdy w „In the air tonight” Phila Collinsa wchodzi perkusja, to on bardzo mocno macha rękami. Ja robię to samo. Muzyka jest wieczna, ciągle słuchamy kompozycji nie tylko sprzed paru lat, ale i z poprzednich epok; powstają nowe wersje, interpretacje; covery są nieśmiertelne. A także różnorodna i uniwersalna – nie trzeba znać języka ani kultury kraju, w którym się narodziła, żeby ją rozumieć, albo po prostu zachwycić się nią. A czy jest potrzebna? Łotewska pisarka Zenta Mauriņa powiedziała, że „muzyka to kąpiel duszy”. Ostatnio raczej coraz częściej „kipiel duszy”, zwłaszcza kiedy słucha się ciężkiego heavy metalu, ale może i takie wrzenie ma właściwości oczyszczające? Podobnie jak inne dziedziny sztuki, również ona czyni nasze życie znośnym, bez niej na pewno byłoby ono uboższe. A „od muzyki piękniejsza jest tylko… cisza” (Paul Claudel). O tym, jak pięknie można ją wypełnić, przekonujemy się czasem w audycjach Marka Niedźwieckiego, tych nielubianych przez niego, bo z playlistą zmienioną z powodu jakichś tragicznych wydarzeń; wtedy w radiu gra właśnie muzyka ciszy – najsubtelniejsze, a jednak poruszające utwory.



CZŁOWIEK I CISZA TEKST

Katarzyna Zielińska

Żyjemy w świecie zanieczyszczonym hałasem i natłokiem informacji. Trudno znaleźć ciszę, ale zdecydowanie warto.

34


35


Odkrycie tego, że cisza jest fajna i wartościowa zajęło mi jakieś 30 lat. Ale od kiedy już o tym wiem, staram się wyszukiwać momenty ciszy i delektować nimi, bo to wspaniały, acz niespektakularny i zupełnie darmowy sposób na odpoczynek. Hałas jest zanieczyszczeniem środowiska, podobnie jak smog czy odpady. Normy decybeli, na jakie może być narażony człowiek, często są przekraczane, zwłaszcza w dużych miastach. W znacznym stopniu odpowiada za ten stan hałas komunikacyjny, generowany przez samochody, tramwaje, pociągi, czy samoloty; nieco mniej hałas przemysłowy, pochodzący z zakładów i fabryk. Jeśli spróbujecie wsłuchać się w otoczenie w domu czy w pracy, zauważycie, że praktycznie nie ma chwil, w których panuje zupełna cisza. Chyba że dom lub praca znajdują się na bieszczadzkiej wsi, daleko od szosy. W mieście jest to trudno osiągalne, wręcz niemożliwe – nawet w nocy coś się dzieje, generowane są różne odgłosy. Cisza w dzisiejszym świecie to jednak nie tylko brak dźwięków, ale także innych bodźców: powiadomień o nowym mailu w skrzynce, wpisach znajomych w mediach społecznościowych, czy najświeższych publikacjach na subskrybowanych przez nas blogach albo serwisach informacyjnych. Te elementy stały się nieodłączną częścią codzienności, wydawać by się mogło, że niezauważalną, a jednak w swym natężeniu powodują one rozproszenie, brak koncentracji i zwyczajnie przeszkadzają. W takich warunkach chwila ciszy to dobro luksusowe – pozwala się skupić, “usłyszeć własne myśli”, ale także zrelaksować i efektywnie wypocząć. Kiedy staram się coś stworzyć, również niezbędna jest mi do tego (względna) cisza, dlatego siadam w spokojnym miejscu, zapowiadam

36


otoczeniu, że nie ma mnie dla nikogo, zamykam na komputerze wszystko, co może zakłócać moją koncentrację, a telefon wyłączam lub odkładam gdzieś daleko, skąd i tak nie będę mogła go usłyszeć. Na ekranie zostaje tylko to, co niezbędne: edytor tekstu plus ewentualnie otwarte zakładki z materiałami, z których korzystam. Natomiast na etapie koncepcji najlepiej myśli mi się nie tylko w ciszy, ale i zupełnie analogowo z kartką i długopisem.

Mindfulness Dużo uwagi poświęcają ciszy takie podejścia jak uważność (mindfulness), czy slow life. Mindfulness zakłada systematyczne praktyki medytacyjne – codzienną, 10-minutową sesję medytacji w ciszy. Ma ona na celu pomoc w skupieniu się na chwili obecnej, dyscyplinowanie umysłu oraz redukcję stresu (źródło: The Mind Institute). Powolne życie również zakłada redukcję bodźców, na jakie jesteśmy codziennie narażeni. W świetnej książce “Slow life. Zwolnij i zacznij żyć” Joanna Glogaza pisze: “Niezależnie od zinstytucjonalizowanych praktyk uważności wszystkim nam przyda się solidna dawka wyciszenia. Dociera do nas taka liczba bodźców i działamy na tak wysokich obrotach, że nasz mózg nie ma szansy wszystkiego przetworzyć. Czujemy napięcie, niepokój, mamy wrażenie, że zaraz wyjdziemy z siebie i staniemy obok. Działając w ten sposób, wiele przegapiamy. Często to, co naprawdę ważne.”1 1 J. Glogaza, “Slow life. Zwolnij i zacznij żyć”, Kraków 2016, s. 155.

Wyciszenie będzie zatem czymś w rodzaju przystanku dla myśli, podczas którego stają się one jasne i klarowne, skupione na jednej rzeczy, a nie na realizowaniu różnych celów w ramach propagowanej w korporacjach wielozadaniowości. Dzięki tym “przystankom” nie tylko poprawia się nasza jakość życia, ale również – też lubiana w korporacjach – efektywność, bo skupiając się na zadaniu i nie pozwalając się rozpraszać, wykonamy je znacznie szybciej i lepiej.

Strach przed ciszą Jednocześnie można zaobserwować, że przebywanie w ciszy dla wielu osób jest trudne, wywołuje skrępowanie. Trafiłam niedawno na artykuł na ten temat, opublikowany w “Zwierciadle”, a zatytułowany właśnie “Strach przed ciszą”. Jego autor (autorka?) twierdzi, że:

37


“Cisza i milczenie dla większości z nas są niepokojące. Boimy się spokoju na zewnątrz i pustej przestrzeni w nas samych. Tego rodzaju lęk uniemożliwia skuteczną medytację czy praktykę uważności. Wyklucza również poznanie samego siebie oraz bycie w autentycznie bliskich relacjach.”2

Wydaje mi się to fajnym pomysłem, pomimo iż ciszę lubię i się jej nie boję, a zatem nie potrzebuję terapii. Ale wizja “cichego weekendu” jawi mi się jako niesamowity relaks i odprężenie. Taki okres, w którym komunikatory i telefon milczą, nikt nic ode mnie nie chce, a ja mam czas na własne myśli: piękna sprawa!

Rzeczywiście: każdy zna osoby, u których w domu bez przerwy włączony jest telewizor i mimo, że właściciel z rzadka tylko zwraca nań uwagę, pudło cały czas coś "mówi” i wydaje z siebie dźwięki. Albo w towarzystwie: każda, nawet na krótki moment zapadająca cisza, powoduje niejako przymus mówienia czegokolwiek, choćby był to tzw. small talk o pogodzie (swoją drogą: small talk wszelaki, czyli gadanie o niczym istotnym, nigdy nie uzyska mojego zrozumienia, nie potrafię i nie chcę potrafić go praktykować – po stokroć wolę ciszę).

***

Dlaczego warto zaprzyjaźnić się z ciszą? Myślę, że przede wszystkim dlatego, bo wtedy lepiej słyszymy samych siebie. W codziennym hałasie i chaosie informacyjnym docierają do nas informacje o innych, ich przekonania, opinie, wrażenia, którymi się dzielą. A tymczasem nasze przekonania, opinie i wrażenia powinny być dla nas ważniejsze. Nie chodzi tu o żaden egocentryzm, ale o wewnątrzsterowność – jeśli nie mamy przemyślanych pewnych istotnych (bardziej i mniej) kwestii, to nasze wybory i decyzje tak W cytowanym wyżej artykule zaleca się pewnego rodzaju naprawdę nie będą nasze, ale podyktowane “zasłyszanymi” autoterapię, która ma na celu ów strach przed ciszą zwalczyć: poglądami. Polubienie ciszy oznacza zatem oddanie głosu samemu sobie. “Konfrontację ze strachem przed ciszą warto zacząć od ćwiczenia, polegającego na odcięciu się od wszelkich źródeł dźwięków: telewizora, radia, komputera, telefonu. Wyłącz te urządzenia i przez co najmniej godzinę przebywaj w ciszy. Idź na spacer z psem bez telefonu. Zrezygnuj z plotkowania http://zwierciadlo.pl/psychologia/strach-przed-cisza z przyjaciółką przez telefon. W ogóle staraj się nie mówić bez Tamże. potrzeby. Potem zdecyduj się na cichy weekend.” 3 2

3

38



Do kotleta TEKST

Joanna Zaguła

Annie Hall nie chce śpiewać w knajpie, Meryl Streep gotuje przy dźwiękach opery, a ja zachęcam gości do zmieniania płyt.

40


41


Jest taka scena w „Annie Hall” Woody’ego Allena (filmie, który widziałam chyba sto razy): Annie ubrana w białą koszulę z postawionym kołnierzem i superszerokie spodnie, staje na podwyższeniu w jakimś zadymionym nowojorskim barze i po raz pierwszy w życiu ma zaśpiewać przed publicznością. Idzie jej nie najgorzej, ale ludzie wokół piją, rozmawiają, dzwoni telefon. Jej głos z trudnością przebija się przez hałas. W jednej z późniejszych scen, ubrana w pełni profesjonalnie – smoking z goździkiem w butonierce – śpiewa „Seems like old times” nie w barze, ale w klubie, gdzie cała uwaga skupia się na niej. Annie odniosła sukces. Nie występuje już przy okazji, teraz to ona jest główną atrakcją wieczoru. No, bo przecież granie do kotleta to tylko chałtura, żadna przyjemność. A co na to kotlet? Trudno było uzyskać od niego jakiś komentarz, ale chyba warto się zastanowić nad tym, czy dla jedzenia ważna jest muzyka. W knajpach na pewno! Często nawet jej nie słyszymy, ale ona zazwyczaj gra gdzieś w tle, ledwo się tli, jednak ma znaczenie. Zauważa się je, kiedy jej zabraknie. W restauracjach czasem nagle łapałam się na tym, że jednym uchem słuchałam swoich rozmówców, a drugie miałam skoncentrowane na wychwytywaniu szczegółów historii, opowiadanej przy stoliku obok. I wtedy zawsze zastanawiałam się, jak to jest, że normalnie nikogo z sąsiedniego stolika nie słychać, a tym razem robi się aż niezręcznie. Odpowiedź brzmi: bo zazwyczaj gra cicha muzyka, taka o idealnej głośności, by pozwalała na swobodne rozmowy we własnym gronie, ale też na odizolowanie się od innych.

42


Nie traktujmy jednak muzyki przy jedzeniu tak przedmiotowo. To nie fair. Przecież wprowadza nas w przyjemny nastrój. Spotify ma nawet playlistę „Obiad z przyjaciółmi”, ale akurat te propozycje w ogóle mnie nie ruszają. Dla mnie to, jak powinna działać muzyka w kuchni, pokazuje scena z filmu „Godziny”. Grana przez Meryl Streep Clarissa, w gumowych rękawicach krząta się po mieszkaniu, przy dźwiękach włączonej na pełny regulator opery i włącza gaz pod garnkami. To jest właśnie kwintesencja atmosfery przed przyjęciem. Tak podniośle, a jednocześnie domowo. Ja, kiedy zapraszam gości, puszczam muzykę z gramofonu. Oczywiście dla szpanu. Ale też po to, żeby dać sobie pretekst do wstania od stołu za każdym razem, gdy trzeba zmienić płytę albo przełożyć ją na drugą stronę. Wtedy można zawsze dolać wina osobom na drugim końcu stołu, przynieść coś z lodówki i oczywiście zapytać, co włączyć. A jak już jesteśmy na imprezie, to muzyka zaczyna grać pierwsze skrzypce. Szczególnie, kiedy wychodzimy z tego naszego przyjęcia na tak zwane miasto. A tam aż się roi od nocnych miejscówek z jedzeniem. Imprezowiczów przecież nie brakuje Niestety nadal chyba dominują budki z kebabem, ale dzieje się coraz lepiej. W Warszawie jest oczywiście Nocny Market na dawnym Dworcu Głównym. Trochę drogo i małe porcje, ale miejsce fajne – kolorowe neony, dobra muzyka, dużo ludzi. Jest nawet minigaleria sztuki i bywa studio tatuażu. A jedzenie z warszawskich knajp, więc częściowo znane – Tel Aviv Food & Wine, czy Mąka i Woda, ale też trochę dobrego azjatyckiego street foodu. W Krakowie i we Wrocławiu nocą dostaniecie świetną pizzę w plażowych klubach. Krakowskie Forum i wrocławski Odrapany grają do późna i do późna podają jedzenie – szybkie, pyszne i w świetnej atmosferze. Zrobiło się trochę modnych miejsc, ale nie mamy jeszcze tego, czym się mogą pochwalić np. Sycylijczycy – kultowych nocnych miejscówek. Tak jak w Palermo, gdzie wraz z nastaniem zmroku miejskie targowisko zmienia się w uliczną restaurację. Na ziemi leżą jeszcze resztki warzyw ze straganów, a już na wybrukowany plac wjeżdżają wózki z przedziwnym jedzeniem wszelakim. Bierze się to, co dają. Nie do końca wiadomo co to jest, wygląda jak wieprzowina w bułce (tak, kiedyś jadało się mięso), polana... octem? Wino kupuje się w sklepie na rogu (nie ma problemu, pan otworzy i jeszcze dorzuci plastikowe kubeczki), skądś zbiegają się okoliczne psy, robi się głośno, ktoś śpiewa, ktoś zwołuje przyjaciół. I tak powstaje muzyka do kolacji.

43


No i jeszcze jedna sprawa. Nie zapominajmy, że jedząc, sami niejako… tworzymy muzykę, bo często wydajemy przy tym dźwięki. Chińczycy uważają, iż mlaskanie jest spoko i oznacza, że nam smakuje. Podobno głośne jedzenie podświadomie nam odpowiada, bo to jak skok w gumiakach do kałuży – ubrudzimy się, ale jaka frajda! W „The New Yorker” pisano kiedyś o eksperymencie, który wykazał, że odgłos chrupiącego chipsa miał wpływ na to, jak oceniano jego smak. Pomysłodawca tych badań Charles Spence, oksfordzki profesor psychologii, twierdzi, że o odczuciu smaku w 50% decydują nie tylko kubki smakowe, ale inne zmysły – przede wszystkim węch, a także wzrok i dotyk oraz właśnie słuch. Muzyka przy jedzeniu to nie tylko nastrój, uzupełnienie, czy rozrywka, ale absolutna konieczność. Chrupmy więc z przyjemnością!

44


Usłysz swój kolor FISCHER Poligrafia 41-907 Bytom, ul. Zabrzańska 7e e-mail: biuro@fischer.pl www.fischer.pl Telefony: 32 782 13 05 697 132 100 500 618 296 608 016 100


Gastronomiczny

koncert TEKST

Natalia Aurora Ignacek

Jedzenie to rzecz zmysłowa. Pełna smaków, kolorów, zapachów i dźwięków! To muzyka jedyna w swoim rodzaju, bo tworzona przez wyjątkowe instrumenty – noże, garnki, sztućce i... ludzkie usta. Czy wszystkie dźwięki są dozwolone? I czy taka muzyka jest potrzebna podczas gotowania?

46


Sekretna przyprawa To nie wszystko! Muzyka może być dosłownie tajemniczym składnikiem potraw każdego kucharza. Muzyka daje nastrój, a to w jakim nastroju gotujesz, wpływa na smak i wygląd – tłumaczy szef kuchni Arek Bober, który pracował już w wielu londyńskich restauracjach. To, co zdaje się być logiczne, zostało nawet potwierdzone przez naukowców z całego świata! Prof. Charles Spence z Uniwersytetu w Oksfordzie poświęcił wiele lat na badanie tej zależności i stwierdził, że różne dźwięki oraz tonacje potrafią dosłownie zmienić nasze odczucia tego, co wkładamy do ust. A zatem, jakiej muzyki powinna słuchać ekipa w kuchni? Na pewno takiej, która łagodzi stres – opowiada dalej Arek Bober. – W pracy staramy się grać muzykę, w pewien sposób łączącą wszystkich, czyli przeważnie jest to miks house, amerykańskiego hip-hopu z lat 90-tych i jakiejś jazzelektroniki. Musi być dobry, pozytywny vibe. Np. Beastie Boys, przez The Chemical Brothers, Solomoun, A Tribe Called Quest, Quantic do The Clash. Z moim sous-chefem tworzymy playlistę; taka mała rywalizacja.

W rytmie bulgoczącego garnka

Koncert na 50 garnków

Pamiętacie fenomenalną restaurację Soul Kitchen z filmu pod takim samym tytułem? Rozkręciła się, gdy kucharz z DJ-em połączyli swoje siły i zaczęli tworzyć muzykę oraz dania, które razem doskonale współgrały. Bo jedno z drugim ma wiele wspólnego. W obu przypadkach chodzi o tworzenie zgranych kompozycji, zadowalających konsumentów. Czasem serwowane są kawałki cięższe, innym razem lżejsze, szybsze i wolniejsze. Szef kuchni jest jak DJ. I to dosłownie! Zdaniem Zakary’ego Pelaccio, założyciela restauracji Fatty Crab and Fatty ‚Cue w USA oraz autora książki “Jedz twoimi rękoma”, dobrego kucharza można poznać po tym, że pracuje w pewnym rytmie. Gdy się przyjrzymy, zauważymy to w sposobie siekania cebuli albo tłuczenia mięsa. Ten rytm domaga się muzyki, dlatego zachęca: Podgłośnijcie muzykę! W kuchni ma być impreza!

Kucharz jest DJ-em tworzącym klimat w kuchni, dyrygentem, który ma harmonizować pracę całego zespołu. Ale też przede wszystkim muzykiem. Nawet, jeśli w kuchni nie ma radia i panuje zakaz słuchania jakichś przygrywek (!), jak w słynnej El Bulli. Kuchnia ma swoją własną muzykę – twierdzi Daniel Humm. I jest ona pełna rytmów wygrywanych na właściwych kucharzowi instrumentach. Stukające na desce do krojenia noże i bębniące o kant łyżki i widelce. Chochle przelewające płyny oraz bulgoczące garnki z wodą, skwierczący na patelni boczek – znajdziemy tam całe spektrum najróżniejszych dźwięków. Dla Szweda Pera Samuelssona to kuchenne hałasowanie stało się tak inspirujące, że postanowił z niego stworzyć… utwory muzyczne! Zaczął nagrywać dźwięki krojenia, obierania, szatkowania, potrząsania, ubijania – od początku przygotowywania danej potrawy, do serwowania jej gościom restauracji. Są one kluczowymi “instrumentami” w jego kompozycjach muzycznych, które następnie odtwarza się podczas obiadu w restauracji, gdzie były nagrywane. Brzmi jak apetyt na sławę poprzez tworzenie kontrowersyjnej muzyki? Samuelsson przyznaje, że jednym z głównym celów powstawania owych kompozycji jest zwrócenie uwagi na bardzo często niedocenianą, ciężką pracę szefów kuchni. Ponadto chce on wykreować multisensoryczną przestrzeń jedzenia, by dodatkowo pogłębić doznania, jakie odczuwamy podczas tej czynności.

I rzeczywiście, dziennikarze badający fenomen łączenia muzyki z gotowaniem, zauważyli, że we wszystkich najsłynniejszych restauracjach Nowego Jorku w kuchni rozbrzmiewa głośna muzyka! Czy nie przeszkadza jednak w pracy, w której trzeba być ciągle czujnym? Uważać, by sos się nie zwarzył lub kotlet nie przypalił. Recette, jeden z nowojorskich szefów kuchni, deklaruje, że jest wprost przeciwnie – słuchając muzyki podczas gotowania, przestaje się myśleć, tylko wsłuchuje się w dobiegające z głośników melodie, co pozwala lepiej się skupić na tym, co się robi!

47


Chwała złym manierom A te wrażenia możemy wyrazić na wiele sposobów: mlaskanie, cmokanie, ciumkanie, chlipanie. A nawet beknięcie! Nie wypada? Przecież to rzecz naturalna, którą czasem trudno nawet powstrzymać. Tak jak wtedy, gdy kiszki same marsza grają. Poza tym, to co dla wielu jest wyrazem braku dobrych manier i wychowania, dla innych stanowi nieodłączny element jedzenia. Ba, tworzy prawdziwy koncert, który ma uczcić ciężką pracę tego, kto przygotował ucztę. Siorbanie to właśnie taki komplement w Chinach, Hong Kongu lub Japonii. Podobnie jest traktowane beknięcie po posiłku w krajach arabskich. Czy jednak rzeczywiście powinniśmy dać upust naturalnym dźwiękom, wydawanym przez nasze usta podczas spożywania potraw? Zdaje się, że są ku temu realne przesłanki! Badania angielskich naukowców pod przewodnictwem profesora Povey’a z Uniwersytetu w Leeds, eksperta w dziedzinie fizyki ultradźwięków i żywności, przyniosły zdumiewające wnioski. Okazuje się, że podczas głośnego przeżuwania, chrupania i mlaskania emituje się ultradźwięki o takiej częstotliwości, iż są nie tylko słyszalne dla nietoperzy, delfinów, wielorybów, ale też dla naszego mózgu! Fale trwające kilka milisekund przekazują bardzo cenną informację o składzie i smaku danej potrawy!

Muzyka na trawienie Być może najlepszym kompromisem między zachowaniem savoir-vivre’u oraz głośnym degustowaniem będzie jedzenie przy muzyce. I o ile zdania co do słuchania muzyki podczas gotowania są podzielone między szefami kuchni w różnych krajach, o tyle w drugiej kwestii zarówno gotujący jak i konsumenci zgadzają się, że muzyka do jedzenia pasuje jak kawa do poniedziałku. Maciej Rosiński, szef znanej łódzkiej restauracji Affogato, jest fanem muzyki. Zawsze słucha jazzu lub klasyki, gdy tworzy nowe menu, wymyśla receptury oraz układa program szkoleń gastronomicznych. Podczas samego gotowania słucha już tylko dźwięków kuchennych. Ale jedzenia nie wyobraża sobie w ciszy. Jak twierdzi restauracja to nie nocny klub, więc stanowczo odradza granie z nachalnym beatem. A jedzenie to coś więcej, niż tylko konsumpcja. Dlatego dobrze, gdy muzyka wytwarza pewien przyjazny nastrój. – Kiedy jestem gościem restauracji, uwielbiam rockowo-popowe granie, takie znane, które przywołuje miłe wspomnienia. A to, jego zdaniem, pomaga lepiej strawić posiłek! Rzeczywiście, badania wspomnianego już wyżej Spence’a potwierdzają zależność smaku jedzenia i jego trawienia od słuchanych w tym

48

czasie dźwięków. Okazuje się, że im wolniejsza i łagodniejsza muzyka, tym dłużej czujemy jej smak na podniebieniu. Z kolei skoczne i szybkie piosenki będą powodować, że pogłębi się odczuwanie chrupkości. Naukowiec uważa, iż ciepłe domowe posiłki najlepiej spożywać przy muzyce klasycznej, przekąski typu chipsy przy rock’n’rollu lub hip-hopie, a czekoladę, słuchając jazzu. A jeśli ktoś nie znosi jazzu? Cóż, tu nawet nauka kapituluje… Okazuje się, że należy być wiernym własnym upodobaniom. Wsłuchać się w wewnętrzny rytm i znaleźć swoje unikalne połączenie


Avant Après / ul. Kupa 5, Kraków / tel. 12 357 73 57 / www.avantapres.pl

hair: Iwona Wójcik | mua: Barbara Rębiś | photo: Łukasz Sokół


Cl M 50


lassical Music Model: Paulina /SPECTO MODELS Photographer: Anna Zyskowska MUA& Hair: Aleksandra Lewandowska Style: Katarzyna Sokolowska

Bluzka i spรณdniczka: CAHA Pล aszcz: CAHA Choker: Ila Mak Buty: Nina Basco

51


Sukienka: Annomalia Płaszcz: CAHA Kolczyki: H&M Bransoletka: Własność stylistki

52


53


54


Body I płaszcz: CAHA Akcesoria: Ila Mak Buty: Nina Basco Pierścionek: KOD

55


Rekin mody i muzyki Kanye West multiinstrumentalista

TEKST

Dorota Magdziarz

Czy producent muzyczny, muzyk, a dokładniej raper, może projektować ubrania i buty? Kanye West nie tylko udowadnia, że tak, ale również robi to z ogromnym powodzeniem Fani i nie tylko oni, z niecierpliwością oczekują nowych butów, sygnowanych nazwiskiem West.

56


57


58


Wszystko zaczęło się od współpracy z marką Nike. Nike Air Yeezy cieszyły się ogromnym powodzeniem, choć nie były tak sławne jak najnowsze Yeezy – o nich za chwilę. Pierwszą kolekcję ubrań West przedstawił z ogromnym przytupem, a pokaz otworzyła Anja Rubik. Krytycy jednak nie do końca byli przekonani o talencie muzyka w roli projektanta. Kanye West jednak nie należy do tych, którzy szybko się zniechęcają. Po jednorazowej współpracy z Nike, przeskoczył do konkurencji i tak rozpoczęła się jego przygoda z marką Adidas, dziś oceniana jest jako najlepsza w historii firmy. Ceny niektórych modeli butów, powstałych w wyniku tej współpracy, na rynku kolekcjonerskim osiągają zawrotne sumy nawet 20 tysięcy dolarów. W Adidasie zmiany zapoczątkował Yohji Yamamoto, to on zrewolucjonizował podejście do łączenia high fashion ze streetwearem. Dziś już nikogo nie dziwi przenikanie się nie tylko haute couture z modą uliczną, ale także mody z muzyką. Dla Adidasa projektowali m.in. Raf Simons, Stella McCartney, Pharrell Williams, czy Rick Owens.

mi. Rok 2015 to czas premierowej kolekcji Kanye West x Adidas Orginals Yeezy Season 1. Premiera miała miejsce podczas Nowojorskiego Tygodnia Mody i wraz z butami Yeezy Boost 750 podbiła rynek mody. Oczywiście nie mogło zabraknąć muzyki Kanye’ego – jednocześnie odbyła się premiera nowego utworu, który powstał we współpracy z raperem Vic Mensa i wokalistką Sia.

Po niezbyt udanym wejściu w świat mody, Kanye swoją drugą kolekcję, zaprezentowaną w 2012 roku, przygotował już dokładniej. I tym razem mimo kręcących nosem przeciwników, zebrał zdecydowanie lepsze recenzje. Wydaje się, że raper nie zważając na głosy krytyki, po prostu robił swoje. I to z pasją, a to jest najważniejsze.

Yeezy to buty cieszące się niesamowitą popularnością wśród fanów obuwia. Tak zwani sneakerheadzi potrafią nawet ustawić się w całonocnej kolejce, by je zdobyć. Gdy tylko Kim Kardashian ogłosiła, że pojawią się również Yeezy Boost 350 Infant, czyli miniaturowa wersja butów dla dzieci i niemowląt, internet zwariował. Dobra passa trwa; wszystkie modele, jakie Kolejna współpraca to rok 2013. Wraz z marką A.P.C. Kanye wypuszcza na rynek minikolekcję, na którą składa się zale- wyszły spod ręki rapera projektanta cieszą się niesłabnądwie 9 elementów. Sukces chyba przerósł samych twórców. cym zainteresowaniem. Ubrania sprzedały się w mgnieniu oka i nieco poprawiło to Można nie lubić muzyki Kanye’egoWesta i nie być fanem postrzeganie rapera w świecie mody. jego projektów, trzeba jednak przyznać, że to nazwisko Media prześcigają się w zaglądaniu w prywatne życie We- prędko nie pójdzie w zapomnienie. Pewnie mimo zarzucasta, ale chyba nic w tym dziwnego, skoro jego żoną jest Kim nego mu celebrytyzmu i nachalnej medialności, pozostawi Kardashian – celebrytka znana głównie z telewizyjnego swój ślad zarówno w świecie muzyki jak i mody. show o sobie i swojej rodzinie, łakomy kąsek dla amerykańskich i nie tylko, mediów. A szum medialny i rozgłos raczej nakręca niż zmniejsza słupki sprzedaży. Sam raper nie prowadzi swojego oficjalnego konta na Instagramie, aktywność internetową uskutecznia na portalu Twitter. Tam jego „złote myśli” zyskują niesamowitą popularność i cytowane są chyba przez wszystkie media świata. Ale trudno zaprzeczyć, że takie samozwańcze mianowanie siebie geniuszem nie jest kontrowersyjne. Wróćmy jednak do Kanye projektanta. Wspomniana współpraca ze sportową marką Adidas przynosi mu najwięcej rozgłosu, poza oczywiście muzycznymi dokonania-

59


Opakowanie dla muzyki TEKST

Anna Wawrzyniak

ZDJĘCIA

Maxime Brouillet

60


61


62


Mieszkanie, w którym mieszają się wizje z filmów science fiction. Tak nowoczesne, że trudno uwierzyć, iż ktokolwiek może w nim na co dzień mieszkać. A jednak istnieje naprawdę w pewnym kanadyjskim mieście, gdzie abstrakcja spotyka się z rzeczywistością. Jean Verville bawi się architekturą i sztuką, tworząc odrealnioną scenografię, która dla klienta staje się domem. To przestrzeń niesłychanie osobliwa, a cechująca ją prostota i chłód nowoczesności, nie pozwalają myśleć o niej jak o typowym miejscu do mieszkania. Architekt bardzo zręcznie posługuje się różnymi materiałami, dbając o nawet najdrobniejszy detal. Pionowe elementy wykończone okładziną ze złotej blachy kryją w sobie meble, służące do przechowywania przedmiotów codziennego użytku – szafy oraz część zabudowy kuchennej. Nie widzimy żadnych uchwytów, a jedynie delikatne podziały frontów szafek. Złota wstęga z blachy oplata całe mieszkanie, utrzymane w monochromatycznej kolorystyce betonu i odcieniach szarości.

63


64


W części kuchennej niczym biała góra lodowa dominuje nieprzyzwoicie sterylna wyspa kuchenna. W całości wykonana z płyty mineralno-akrylowej Corian®, która jest higieniczna, odnawialna i nieszkodliwa dla środowiska. Bielona dębowa deska wykorzystana na podłodze, nie znalazła się w tym wnętrzu przypadkowo – subtelnie ociepla wnętrze. Gładka powierzchnia ścianek działowych wtapia się w chropowate elementy konstrukcji budynku – betonowe belki, słupy i ściany. Tę pełną kontrastów bazę zmiękcza szara kotara, która pełni także funkcję akustyczną. Fale dźwięku lubią odbijać się od gładkich powierzchni i wędrować po pomieszczeniu, dając pogłos, a w efekcie finalnym hałas. Nie stanowi to dobrego środowiska dla muzyki, a jednym z głównych elementów tego wnętrza jest czarny fortepian. Aby zapobiec „uciekaniu” dźwięków, z dwóch stron otoczono go miękkim wężykiem tekstyliów, będących także idealnym dla niego tłem.

65


Wnętrze zaprojektowane przez kanadyjskiego architekta służy jako doskonały przykład dzieła totalnego w kategorii architektury wnętrz. Prostota formy, a zarazem bogactwo faktur i materiałów tworzą piękne opakowanie dla muzyki.

66


67


Dizajn gra w muzyce TEKST

Angelika Gromotka

Muzyka i dizajn mają ze sobą wiele wspólnego - obie przekazują emocje i łączy je radość tworzenia. Jak więc odzwierciedlić dźwięk w projekcie okładki muzycznej?

68



We Will Fail – Hand that Heals / Hand that Bites design: Aleksandra Grunholz (Studio Chaotyczne)

Z przyjemnością obserwuje płytowe wydawnictwa - starsze i nowsze. Te starsze obserwowałam od dzieciństwa, głównie pod postacią płyt winylowych i stanowiły one niemałą część mojej edukacji wizualnej. Nie było wtedy jeszcze internetu i łatwego dostępu do okładek i płyt, a więc każda okładka, która wpadła mi w oko cieszyła podwójnie. Dzisiaj, mamy do dyspozycji taki zasób muzyki i okładek, że czasami ciężko trzymać rękę na pulsie. Tym którzy lubią wiedzieć co się dzieje na polskiej scenie muzyczno-projektowej polecam konkurs Cover awArts, gdzie co roku swoje ulubione okładki wybierają internauci, jak i profesjonaliści - projektanci graficzni i dziennikarze muzyczni. Zwycięscy głosowania przedstawiani są na portalu Decybeledizajnu oraz na wystawie pokonkursowej w Rondzie Sztuki w Ka-

70


LAM – Lam design: Łukasz Paluch (AnoMalia Art Studio)

towicach. Nabór projektów okładek jest otwarty, a internauci wybierają 30 swoich ulubionych projektów. Konkurs organizuje pasjonat muzyki i dizjanu, absolwent ASP w Katowicach - Mateusz Kosma. Cover awArts cieszy się dużą popularnością i sympatią, bo z roku na rok w konkursie bierze udział coraz więcej głosujących jak i okładek. W głosowaniu internetowym można oddać 10 głosów i pamiętam, że nie było mi tak łatwo wybrać, bo na liście znajdowały się bardzo różne wizualnie propozycje. Do wyboru mamy projekty oparte na dobrej fotografii (nazywam je „saute” i chyba tych jest najwięcej), adaptacji fotografii, ilustracjach, kolażu, typografii. Wybór ścieżki projektowej wykonania projektu według mnie nie jest najważ-

71


How Dare You Alexis – What Went Wrong design: Kinga Offert nagroda projektantów graficznych

niejszy - najważniejsze jest całość kompozycji i emocje, które wywołuje. Ciekawe wydają się także kulisy powstawania projektów - czy to muzyk inspiruje projektanta i przestawia swoją wizję? Czy to dizajner zainspirował się muzyką? Czy razem wymienili swoje odczucia, tak aby w formie namacalnej przedstawić dźwięk, którego nie możemy ani dotknąć, ani zobaczyć? Nie bez kozery wydaje się nazwa konkursu pokazać dźwięk to prawdziwa sztuka. W 2016 roku za najlepszą okładkę projektanci uznali okładkę płyty Moniki Brodki – Clashes by Magda Wunsche & Aga Samsel, Jacek Majewski, Dawid Błażewicz, Rafał Grobel (Super Super) oraz How Dare You Alexis – What Went Wrong by Kinga Offert.

72


Brodka – Clashes design: Magda Wunsche & Aga Samsel, Jacek Majewski, Dawid Błażewicz, Rafał Grobel (Super Super) nagroda projektantów graficznych

Internauci wybrali płytę Taco Hemingway – Marmur by Łukasz Partyka, Tomek Domański (takie.pany), a dziennikarze muzyczni okładkę płyty LAM – Lam by Łukasz Paluch (AnoMalia Art Studio), która wydrukowana jest na srebrnej, lustrzanej folii. Wszystkie nagrodzone projekty możecie zobaczyć na stronie decybeledizajnu.com. Co spotka nas w tym roku w dizajnie polskich okładek płyt? Jak uchyla rąbka tajemnicy organizator, prace nad tegoroczną edycją konkursu już trwają. A jako, że w tym roku wydarzenie obchodzi swój piąty jubileusz, poza samym konkursem internetowym czekają nas wystawy najlepszych okładek w różnych miastach Polski oraz dodatkowe

73


Dick4Dick – tau Ceti e design: Patryk Hardziej

niespodzianki. Zacieram ręce i czekam na kolejną, wyselekcjonowaną dawkę dizajnu płytowego! P.S. Mówi się, że książki nie ocenia się po okładce. Ja nie do końca się z tym zgadzam, bo zdarza mi się wybierać muzykę kierując się projektem płyty. A Wy jak macie?

74



W MIEŚCIE MODY PONAD 300 SKLEPÓW KAWIARNI i RESTAURACJI

CENTRUM MODOWYCH TRENDÓW, INSPIRUJĄCYCH WYDARZEŃ ORAZ DOSKONAŁEJ ROZRYWKI Skorzystaj z naszej aplikacji mobilnej!

www.silesiacitycenter.com.pl Insta

Silesia City Center ul. Chorzowska 107, Katowice


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.