14 minute read

Maj

Next Article
REDAKCJA

REDAKCJA

Razem pomogli, choć biegli osobno W oczekiwaniu na normalność Wracamy do gry Jagiellonek żal

Pobiegli osobno, pomogli razem

Advertisement

Gdyby nie pandemia koronawirusa, w połowie maja w Lesie Łagiewnickim w Łodzi odbyłaby się czwarta edycja Charytatywnego Biegu UMED-u. W zastępstwie zorganizowano wirtualną akcję „BiegajMy osobno, pomagajMy razem”.

Gdyby nie pandemia koronawirusa, w połowie maja w Lesie Łagiewnickim w Łodzi odbyłaby się czwarta edycja Charytatywnego Biegu UMED-u. W zastępstwie zorganizowano wirtualną akcję „BiegajMy osobno, pomagajMy razem”. O co chodziło? Biegacze, przy użyciu znanej aplikacji Endomondo, mogli uczestniczyć w rywalizacji grupowej, w której tym razem nie liczyła się szybkość, ale konsekwentne zbieranie kilometrów. Treningi miały odbywać się z zachowaniem obowiązujących zasad bezpieczeństwa. Do zabawy można dołączyć w każdej chwili. Celem biegu było jednak przede wszystkim zebranie pieniędzy na szczytny cel, dlatego osoby chcące wziąć udział w rywalizacji musiały wnieść opłatę startową. Ta w wysokości 20 złotych zagwarantowała elektroniczny numer startowy oraz dyplom. Z kolei ta wynosząca 60 złotych zapewniała także specjalną koszulkę. W ramach wydarzenia można było wpłacić więcej pieniędzy, a cały dochód z akcji został przekazany Fundacji Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, która przeznaczyła go na wsparcie Uniwersyteckiego Centrum Pediatrii im. Marii Konopnickiej. – Bieg wirtualny ma tę przewagę nad tradycyjnym, że nie musieliśmy narzucać limitu uczestników. Dlatego zachęcaliśmy wszystkich biegaczy – studentów, pracowników oraz przyjaciół naszej uczelni do wspólnej rywalizacji. Biorąc udział w naszym biegu, robiliśmy coś dobrego nie tylko dla siebie, lecz także dla innych – zaznaczała Dominik Oleś, prezes KU AZS UMed. Co ważne, w trakcie wydarzenia prowadzona była klasyfikacja open kobiet i mężczyzn. Czołowa trójka każdej z nich, która przebiegła najwięcej kilometrów, mogła liczyć na wspaniałe nagrody od partnerów i sponsorów. Dla pozostałych uczestników przygotowano gadżety. „BiegajMy osobno, pomagajMy razem” to już kolejna bardzo ciekawa akcja przygotowana w dużej mierze przez łódzkich akademików. – Nasza działalność, oprócz tej związanej bezpośrednio ze sportem, opiera się także na aktywności charytatywnej. Tegoroczna akcja jest związana z przełożeniem Charytatywnego Biegu UMED-u. Jego historia zaczęła się kilka lat temu, gdy po prostu przeprowadziliśmy eliminacje międzynarodowego biegu charytatywnego Wings for Life. Potem stwierdziliśmy, że sami zorganizujemy bieg i zbierzemy środki na cel wybrany przez jego uczestników w specjalnych ankietach. W ostatnim czasie organizowaliśmy m.in. takie akcje, jak Daj piątaka na dzieciaka, Szlachetna Paczka, aukcje charytatywne, a ponadto przygotowywaliśmy festiwale świąteczne dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych – mówiła Katarzyna Rożniata, sekretarz Klubu Uczelnianego AZS Uniwersytetu Medycznego. – Jeszcze przed startem dokonano prawie 180 wpłat, dzięki którym zebraliśmy już kilka tysięcy złotych. Nasza uczelnia jest specyficzna, bo ma zarówno studentów cywilnych, jak i wojskowych. Żołnierze ze starszych roczników pomagają obecnie w szpitalach. Aby szukać sportowych wyzwań i trochę odciążyć głowę, zaczęli ścigać się między sobą. Podobnie czynili jeden z lekarzy oraz jeden z naszych trenerów. Już w marcu liczyli kilometry i sprawdzali, kto pokonał dłuższy dystans. I to stamtąd wyszła inicjatywa zorganizowania akcji „BiegajMy osobno, pomagajMy razem” – tłumaczyła Katarzyna. Jakie były efekty? W zmaganiach wzięło udział ponad 300 osób. Jeśli podliczyć tylko medalowe osiągnięcia

damskie i męskie, uzyskamy dystans ponad 1670 km! Wśród uczestników biegu znaleźli się studenci, członkowie AZS UMed, pracownicy, nauczyciele akademiccy, rektorzy, a także biegacze zaprzyjaźnieni z łódzką uczelnią. Wszyscy pokonali 15 tys. km i zebrali ponad 16 tys. zł. Najlepsze wyniki mogły przyprawić o zawrót głowy. Zwycięzca, Janusz Pietrasik (zawodowy biegacz), uzbierał ponad… 391 km. Najbardziej wytrzymała wśród kobiet i druga w rankingu ogólnym Patrycja Kolasińska przebiegła ponad 335 km. Warto dodać, że dobry przykład studentom dała w ten sposób instruktorka Centrum Sportu Uniwersytetu Medycznego, a trzecie miejsce zajęła zastępczyni kierownika tej jednostki, Monika Kulicka. Panie pokazały niezwykłą moc, osiągając lepsze wyniki niż panowie, wśród których na podium znaleźli się lekarz oraz pracownik uczelni. Grono najlepszych pań uzupełniła zaś laureatka nagrody Fair Play AZS 2019 – Aleksandra Bańbor. AZS Uniwersytetu Medycznego, który obok uczelni i Fundacji dla Uniwersytetu Medycznego w Łodzi (Fumed) był organizatorem wydarzenia, został wyróżniony nagrodą Fair Play AZS 2020. Piotr Chłystek, DS

NAJLEPSZA TRÓJKA MĘŻCZYZN: 1. Janusz Pietrasiak (391,38 km) 2. Norbert Bieda (229,86 km) 3. Paweł Meissner (192,87 km) NAJLEPSZA TRÓJKA KOBIET: 1. Patrycja Kolasińska (335,42 km) 2. Aleksandra Bańbor (269,73 km) 3. Monika Kulicka (255,34 km)

Po zniesieniu części zakazów życie powróciło nie tylko do ośrodków AZS, lecz także Centralnych Ośrodków Sportu, w których zagościli również przedstawiciele środowiska akademickiego. W Spale zjawił się np. Bartłomiej Stój. Dyskobol z AZS Politechniki Opolskiej w 2019 roku niespodziewanie został mistrzem kraju. W walce o złoto pokonał byłego mistrza świata i dwukrotnego wicemistrza olimpijskiego Piotra Małachowskiego oraz Roberta Urbanka. – Mam nadzieję, że uda mi się obronić tytuł. Liczę, że jak najszybciej wszystko wróci do normy, bo już nie mogę doczekać się startów – podkreślał 24-latek. Mimo odwołania wielkich imprez i wielu mityngów Stój nawet na chwilę nie stracił motywacji do ciężkiej pracy. Nie odczuł też specjalnie ograniczeń wprowadzonych po wybuchu pandemii. – Cały czas miałem dobre warunki do treningu. Wróciłem do domu, bo tam mam siłownię. Miałem też gdzie rzucać. Wystarczyło udać się na pobliską łąkę. Poradziłem sobie – uśmiechał się były mistrz Europy juniorów, który opowiedział także o tym, jak wyglądał przyjazd do ośrodka w Spale. – Już na wjeździe stała karetka. Od razu przeszliśmy badania i każdy udał się do swojego pokoju, by z nikim się nie kontaktować i minimalizować ryzyko ewentualnego zakażenia. Dopóki nie dostaliśmy wyników, musieliśmy czekać – mówił Stój. Dla niego to jednak nie był problem. Mówimy

Foto: AZS UMed Łódź

Czekanie na narzekanie

Nasi sportowcy wreszcie mogli poczuć namiastkę normalności. Większość ćwiczyła na pełnych obrotach, czemu sprzyjało częściowe otwarcie obiektów sportowych. Inni wykorzystali przerwę na podreperowanie zdrowia.

w końcu o wojowniku, który w przeszłości wygrywał z kilkoma kontuzjami, w tym z urazem wątroby po wypadku rowerowym. Z powrotu do Centralnego Ośrodka Sportu cieszyła się także Agnieszka Kobus-Zawojska. Wioślarka AZS AWF Warszawa, podobnie jak jej koleżanki z czwórki podwójnej, pobyt w Wałczu musiała zacząć od badań, oczekiwania na wyniki i kilkudniowej izolacji. Po nich nastąpiło wreszcie długo wyczekiwane zejście na wodę. – Mimo odosobnienia czułyśmy się, jakbyśmy były razem. Fajnie jednak wrócić na wodę i trenować w grupie. Po dwóch miesiącach przerwy dłonie były trochę nieprzyzwyczajone i od razu pojawiły się pierwsze bąble, ale tak naprawdę czekało się na to narzekanie. To było narzekanie z uśmiechem – opowiadała wioślarka AZS AWF Warszawa. – Teraz, w okresie przygotowawczym, możemy poświęcić czas na wypróbowanie nowych rzeczy technicznych. Dużo czasu pozostało do MP seniorów i młodzieżowców, więc eksperymentujemy. Może uda się znaleźć dla mnie lepsze rozwiązania – wyjawił Mateusz Różański. – Ciężko w okresie bez perspektywy startów zebrać się do treningów, znaleźć większą motywację. Dobrze, że sam mam zakodowany trening jako obowiązek. Gdy odpuszczę jakąś jednostkę, od razu mam wyrzuty sumienia. Przyjmuję, że motywacją na ten rok są letnie MP – komentował skoczek w dal z AZS PWSZ Tarnów. Płotkarz Artur Noga w dobie epidemii też nie marnował czasu i cały czas dbał o sportową dyspozycję. – Kombinujemy jak możemy, żeby stracić jak najmniej z formy, chociaż daleko jest do normalnego treningu. Nie mogąc korzystać ze stadionów czy siłowni, trzeba szukać alternatywy. Nie ukrywam, że gdy umożliwiono wyjścia do lasów, wykonaliśmy w zastępstwie treningi biegowe. Zazwyczaj odbywaliśmy je w październiku czy listopadzie, więc trzeba było cofnąć się w przygotowaniach. W planach są chociaż mistrzostwa Polski i miejmy nadzieję, że się odbędą – liczył po cichu zawodnik AZS AWF Warszawa, myśląc także o swoich trzecich igrzyskach olimpijskich. – Wierzę w występ w Tokio. Uważam, że nadal stać mnie na szybkie bieganie – dodał. Wiadomo było jednak, że w 2020 roku igrzyska się nie odbędą. Jak na tę wiadomość zareagowała Joanna Fiodorow? – W momencie gdy świat walczy o życie wielu ludzi, wszystko schodzi na dalszy plan, tym bardziej to, czy my trenujemy, czy nie – mówiła zawodniczka AZS Poznań, która poddała się odkładanej od dawna artroskopii. – Kiedyś to musiało nastąpić, a teraz trafiła się ku temu idealna okazja. Zrobiłam więc porządek w kolanie, wszystko się udało – komentowała nasza młociarka, której doskwierał brak ruchu. – Mam już kompletnie dosyć siedzenia w domu. Po tylu latach polubiłam życie na walizkach. A teraz przede wszystkim uczę się gotować i nadrabiam zaległości w serialach. No i kupuję ubrania, oczywiście w internecie. Podobnie do lockdownu podszedł Karol Hofmann. – Jakoś sobie radzę w nowej rzeczywistości. W moim przypadku wygląda to tak, że korzystając z danego czasu, czyli przesunięcia wszystkich zawodów, postanowiłem zrobić sobie troszeczkę przerwy, żeby wyleczyć kolano. To nic wielkiego, tylko drobny problem z chrząstką. Po tylu latach treningów śmieję się, że gdybym rano wstał i nic by mnie nie bolało, to dopiero bym się zdziwił. Zalecono mi do dwóch tygodni przerwy. Po niej chcę wrócić do treningów – mówił lekkoatleta AZS UMCS Lublin. Szczególnie ucieszyła nas wiadomość przekazana przez Magdalenę Piekarską-Twardochel, która po walce z nowotworem w czasie pandemii musiała na siebie uważać w sposób szczególny. Szpadzistka AZS AWF Warszawa wreszcie mogła ogłosić pełne wyzdrowienie i powrót do treningów. – Z moim zdrowiem jest już wszystko w porządku. Nie porzuciłam swoich marzeń sportowych. Wszystko, co robię, robię z myślą o igrzyskach olimpijskich w Tokio 2021. W trakcie pandemii pełnowymiarowy trening był niemożliwy, pozostało więc trenowanie w domu lub na świeżym powietrzu, ale wbrew pozorom nie był to czas stracony. Ja wykorzystałam te miesiące na pracę nad słabszymi stronami, dzięki czemu po „zamknięciu” wróciłam do treningów szermierczych bardzo dobrze przygotowana fizycznie i mentalnie – oznajmiła.

Foto: Paweł Skraba

AMP-Y wracają!

W maju wszystko zaczęło wracać do normalności i znów mogliśmy trenować. Bardzo stęskniliśmy się za azetesowymi rozgrywkami, a odmrażanie sportu przyspieszyło tylko nasze prace nad ich wznowieniem. Z radością mogliśmy w końcu ogłosić, że niebawem wrócimy do gry.

O reaktywacji AMP-ów rozmawialiśmy z wiceprezesem ZG AZS ds. upowszechniania kultury fizycznej Tomaszem Wróblem. AMP-y wracają! Czy możesz powiedzieć więcej o kulisach tej decyzji? – Wyjść było co najmniej kilka. Nie chcieliśmy jednak oddawać walkowerem tegorocznej edycji, bowiem dla wielu studentów oznaczałoby to brak możliwości uzyskania stypendium. Jednocześnie nasze jednostki miałyby sporą przerwę w organizacji zawodów, a jak wiemy, to właśnie wtedy można testować w boju swoich działaczy. Jak wyglądał plan rozegrania edycji 2019/2020 AMP-ów? – To była bardzo przyspieszona wersja rozgrywek. Zdecydowana większość imprez powinna się odbyć w okresie wrześniowo-październikowym. Nie wykluczaliśmy jednak, że część zaplanowana będzie po tym czasie, a część przed. To wszystko wynikało z tego, że w naszym kalendarzu jest bardzo duża liczba dyscyplin i trzeba było dopasować się do harmonogramu każdej z nich. Reaktywacja AMP-ów wymagała zmian w regulaminach. Kto mógł wystartować w Akademickich Mistrzostwach Polski? – Planowaliśmy, aby wszyscy studenci urodzeni po 30 września 1991 roku mogli wystartować. Czyli prawo startu powinni mieć ci studenci, którzy mieliby je normalnie do czerwca. Jeśli w czerwcu ktoś skończył studia, to także będzie miał prawo startu w AMP-ach. Nie będą mieli prawa startu studenci pierwszego roku, zarekrutowani na uczelnię po raz pierwszy. Dla nich przewidywaliśmy tradycyjnie rozegranie Igrzysk Studentów Pierwszego Roku. Jakie rozwiązanie zaproponowała komisja regulaminowa AMP-ów i rada UKF w kwestii eliminacji? – Nie wszystkie środowiska rozegrały swoje eliminacje. Czerwiec miał być miesiącem, w którym mieliśmy je dokończyć. Zostawiliśmy jednak furtkę dla środowisk, aby w przypadku nierozegrania eliminacji mogli wskazać zespoły awansujące do półfinałów na podstawie przyjętych przez siebie kryteriów. Jakie były reakcje organizatorów AMP-ów na propozycję rozegrania zawodów jesienią? To chyba dobry znak, że konieczna była zmiana organizatora w przypadku tylko jednej imprezy? – Zdecydowana większość organizatorów była bardzo zadowolona i paliła się do organizacji. Myślę, że każdy z nas chciałby, aby jak najwięcej rzeczy mogło wrócić do starego porządku. Nie w każdym jednak przypadku udało się przeprowadzić zawody w tych samych miejscach. Lekkoatletyka, czyli jedna z naszych największych imprez, została przeniesiona do Łodzi, bowiem Stadion Śląski nie posiadał już wolnych terminów.

Foto: Anna Szatanowska Jesień zapowiada się bardzo intensywnie, a zawody musiały odbywać się w pełnym reżimie sanitarnym. Czy twoim zdaniem byliśmy jako AZS gotowi, aby sprostać takiemu wyzwaniu? – Powinniśmy sobie uzmysłowić, że alternatywą było niepodejmowanie próby, ale w AZS nie składamy broni. Wyzwanie rzeczywiście było spore, bo mówiliśmy o kilkudziesięciu dyscyplinach, z których każda mogła mieć inne trudności do pokonania. Zatrzymać mogły nas oczywiście zakazy lub jesienny nawrót epidemii, ale do tego czasu powinniśmy mieć za sobą zdecydowaną większość naszych dyscyplin. Wierzyłem w naszych ludzi, że dzięki nim damy radę. Wprowadzono zmiany w regulaminie ogólnym. Czy przewidywane są także zmiany w regulaminach poszczególnych dyscyplin? – Zmiany w regulaminie ogólnym w większości były wymuszone dostosowaniem do przyspieszonego trybu. Trzeba było przedłużyć możliwość startu, skrócić kilka terminów i uprościć kilka spraw tak, aby nikt nie mógł mieć wątpliwości co do spójności regulaminu. Zostawiliśmy sobie także furtkę do szybkiego reagowania w kontekście regulaminów technicznych oraz przebiegu zawodów. Trzeba było przewidzieć różne przypadki – gdyby w trakcie turnieju sytuacja epidemiczna w kraju się pogarszała. W sezonie 2020/2021 organizację poszczególnych imprez z cyklu AMP powierzono tym samym klubom co w 2020 roku. Czym była podyktowana ta decyzja? – Wyjątkowością sytuacji. Normalnie powinniśmy powołać zespół ludzi, który dokonałby analizy organizacji zawodów. Po ocenie przeprowadzenie zawodów od strony organizacyjnej, marketingowej oraz sportowej w czerwcu powinniśmy ogłosić organizatorów na kolejną edycję. W zaistniałej sytuacji trudno było coś analizować, dlatego podjęliśmy decyzję o powierzeniu w kolejnym roku organizacji tym samym jednostkom. Rozmawiała Aleksandra Leszczyńska

Sezon niedokończony

Pandemia wszystkim pokrzyżowała plany. Wyraźnie odczuły to m.in. nasze zespoły ligowe, którym w większości nie dane było dokończyć rozgrywek.

W związku z obostrzeniami i zamknięciem obiektów sportowych polskie związki sportowe stanęły przed trudnymi decyzjami. Dokąd było można, rozgrywki wstrzymywano i przesuwano, ale z czasem okazało się, że sezonu po prostu dokończyć się nie da. W problematycznych sytuacjach zazwyczaj udało się podjąć roztropne decyzje. Tak było w ekstraklasie tenisistek stołowych. Ekipa Bebetto AZS UJD Częstochowa musiała nieco poczekać na swój medal. W związku z pandemią koronawirusa zmagania przy tenisowych stołach przerwano w połowie marca. Pierwotnie Polski Związek Tenisa Stołowego uznał kolejność na dzień zawieszenia rozgrywek, co skutkowało „zaledwie” czwartym miejscem dla akademiczek. Te poczuły się pokrzywdzone, zwłaszcza że miały do rozegrania jedno spotkanie więcej. Klub wniósł odwołanie, które zostało uwzględnione przez związek. Czwarta lokata pozwoliła na brąz, gdyż decyzją PZTS dwa tytuły wicemistrzowskie przyznano SKTS Sochaczew i AZS UE Wrocław. Wrocławianki tym samym stanęły na podium po raz czwarty z rzędu i trzeba przyznać, że w pełni na to zasłużyły. W 15 rozegranych meczach ekipa Zdzisława Tolksdorfa przegrała tylko dwa razy – derby AZS z Częstochową i rewanż u siebie z mistrzem Polski, Siarką. Ekipa AZS UE zapisała się jednak w historii polskiego tenisa stołowego, przerywając trwającą dziewięć (!) lat serię bez porażki drużyny z Tarnobrzega, wygrywając 3:0 w jej hali! – Tuż przed play-off zatrzymała się rywalizacja. Długo nie wiedzieliśmy, na czym stoimy, ale dobrze się stało, że wzięto pod uwagę nasze racje – przyznał Marek Fijałkowski, prezes KU AZS UJD Częstochowa. Brązowy medal był dziewiątym zdobytym przez seniorki w historii AZS UJD. W trudnej sytuacji przez chwilę byli także kroczący od zwycięstwa do zwycięstwa futsaliści AZS UW Wilanów Warszawa. Pewnie zmierzająca po awans do ekstraklasy drużyna roztrwoniła pięć punktów zaliczki, przegrywając z bezpośrednim rywalem Futsal Team Lębork (2:8) i remisując u siebie z TAF Toruń (3:3). W chwili zawieszenia rozgrywek to lęborczanie byli liderem z identycznym dorobkiem punktowym co AZS i rozegranym jednym spotkaniem więcej. Awans zapewniono jednak obydwu zespołom. – Nie zgadzamy się z ostateczną klasyfikacją rozgrywek, niemniej doceniamy dobre intencje i odnalezienie (prawie) najsprawiedliwszego w niesprawiedliwym sezonie rozwiązania. To pokazuje, że wygrał sport i za to wszystkim dziękujemy. Nie mamy wątpliwości, że zasłużyliśmy na ten awans! – napisał na profilu zespołu jego kapitan, Radosław Marcinkowski. Z awansu do ekstraklasy cieszyli się także piłkarze wodni AZS Uniwersytetu Warszawskiego (więcej na str. 304), a z uchronienia przed spadkiem z najwyższej klasy rozgrywkowej koszykarki AZS Uniwersytetu Gdańskiego. Nie wszystkim było jednak do śmiechu. Władze PZPN nie znalazły bowiem pomysłu na korzystne dla wszystkich rozstrzygnięcie w ekstraklasie piłkarek. W momencie zawieszenia rozgrywek drużyna AZS UJ Kraków zajmowała w niej sensacyjne czwarte miejsce i miała tylko punkt straty do wicelidera. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jagiellonki miały do rozegrania zaległe spotkanie z… ostatnim zespołem w tabeli. Spodziewana wygrana wprowadziłaby AZS UJ na medalowe miejsce. Do meczu jednak nie doszło. Nie zdecydowano się także na skorygowanie tabeli tak, by wszystkie drużyny miały po tyle samo spotkań. Mimo protestów i nagłaśniania sprawy PZPN nie ugiął się, a w Krakowie obeszli się smakiem. Okazało się, że łączenie gry w futsal i piłkę nożną na najwyższym poziomie (to z powodu kolizji terminów obydwu ekstraklas doszło do przełożenia spotkania) nie jest w smak związkowym władzom. Na kolejne medalowe szanse w najbardziej azetesowskiej lidze w kraju – czyli w ekstraklasie futsalistek – trzeba było czekać aż do września. DS, Artur Kluskiewicz

Foto: fb AZS UW Darkomp Wilanów

materiały prasowe Foto:

Zarząd na Zarządzaniu

Sytuacja pandemiczna i obowiązujące obostrzenia spowodowały, że pierwsze posiedzenie Zarządu Głównego AZS w 2020 roku odbyło się dopiero w połowie maja.

Obrady zorganizowano na gościnnym Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, przeprowadzono je w formule hybrydowej – część uczestników brała w nich udział online. Program posiedzenia obejmował głównie: informacje o pracach Prezydium w okresie od ostatnich obrad Zarządu Głównego AZS, informacje i sprawozdania z posiedzeń rad i komisji ZG AZS, informacje o działalności ośrodków AZS, zatwierdzenie prowizorium budżetu ZG AZS na rok 2020 oraz informacje o stanie przygotowań do XXVIII Zjazdu AZS. Pozostałe ciała statutowe odbywały spotkania w formie zdalnej.

This article is from: